Fica tego popełniłem w
napadzie debilnego humoru. Z początku miala to byc jednopartuff!ka, ale
zdecydowalem sie go podzielic na kilka czesci, zeby sie lepiej czytalo.
Za wszelkie skutki przeczytania tego fica nie odpowiadam.
W razie
potrzeby dzwonić na 999.
^^^
Wieść o samobójcy szybko rozeszła
się po Brighton i okolicznych wioskach. Policja starała się zapobiec jej
dalszemu rozprzestrzenianiu, jednak mimo bezwzględnych nakazów i zakazów, w
małych pubach i dużych, wytwornych restauracjach dyskutowano tylko i
wyłącznie o „tym”. Jednak nadal nieznana była ofiara i osoba
zabójcy.
W kuluarach krążyła plotka, że był nim młody człowiek, który
mógł mieć co najwyżej szesnaście, siedemnaście lat, pochodzący może nie z
najbogatszej, ale szanowanej i statecznej rodziny.
O zabitym ludzie
milczeli, chociaż byli niemniej ciekawi jego nazwiska.
^^^
Obecnie
rodzina ta przebywała w szpitalu. Jednak nie w prosektorium, spędzając czas
na rozmowach o pogrzebie, a na oddziale, gdzie trzymano osoby po operacji.
Chłopak wyglądał mizernie, wokół niego kłębiły się pielęgniarki, a co pół
godziny jego stan badał lekarz. Na stoliku obok stała niezliczona ilość
flakonów, fiolek i butelek zawierających chyba wszystkie możliwe
medykamenty, jakie można było znaleźć w całym szpitalu. Zastanawiał tylko
brak środków przeczyszczających i muchozolu, tak popularnych przy leczeniu
owsików i innych szkodników szpitalnych.
- Miał dużo szczęścia. Jego stan
nie pozwalał mu na użycie zaklęcia z całą mocą.
- A-ale co z ni-im?
Cz-yy wszyy-stko będ-zzie dobrze? – pytała matka przez łzy. Mąż tylko
mocniej ją uścisnął i ciągle powtarzał „Wszystko będzie
dobrze”.
- Tak, wszystko jest na jak najlepszej drodze. Tydzień,
może trochę dłużej – to wystarczy, żeby wrócił do siebie. Tylko proszę
mu nie mówić, że... z resztą, sami państwo wiecie.
- Dumbledore już wie?
- Tak, wysłaliśmy wiadomość zaraz po tym, jak znaleźliśmy go na ulicy.
Tu mogą państwo przeczytać kopię.
Cały list był utrzymany w nastroju
ciszy, żałoby. A przynajmniej tak starał się zrobić autor.
„Szanowny Panu.
Mamy zaszczyt i przyjemność powiadomić
pana, że w dniu 18 sierpnia roku 1966, o godzinie 17:32:14, w Brighton jeden
z pańskich uczniów został zabity, drugi natomiast próbował popełnić
samobójstwo. Te osoby to (w kolejności): Julius Ceazer i Peter Pettigrew.
Ponadto ucierpiała różdżka, sztuk jedna, oraz pamięć Pettigrew, Petera -
również sztuk jedna.
Życząc wesołych świąt
Całuję,
Symforian Lockhart”
- Nie sądzi pan, że ten list jakby nie
pasuje do okoliczności?
- Nie mogliśmy mu zabronić. Tak dawno do nikogo
nie pisał... Biedaczek. – Lekarz pociągnął nosem – Przepraszam,
wzruszyłem się.
- Tak dawno nikt go nie odwiedzał. – Ton
siostry Gryzeldy był równie wzruszony, co głos ordynusa... ordynatora.
Wkrótce cały oddział lamentował nad nieszczęściem Symforiana.
- Eee...
przepraszam. Dlaczego wszyscy płaczą? – Peter nie mógł pojąć nastroju
sytuacji.
- Wszyscy chlip... wszyscy martwią się o Symforiana Lockharta
– odpowiedziała mu siostra Hermenegilda.
- Fakt, za samo takie
imię powinni przyznawać Krzyż Odwagi.
Znudzony tym
„ynteligentnym” dialogiem, Peter powrócił do swojego
dotychczasowego zajęcia: podszczypywania przechodzących młodych
pielęgniarek.
^^^
Minerva McGonagall siedziała cicho w gabinecie
Dumbledore’a, wsłuchując się w słowa płynące z listu. Kiedy dyrektor
skończył, zapytała:
- Dumbledore, nie sądzisz, że ten list nie pasuje do
okoliczności? Ależ oczywiście, Minervo. Ale należy pamiętać, że
Symforian...
- Minervo, dość! Ile razy mam powtarzać, żebyś nie
mówiła moich kwestii?
- Przepraszam, dyrektorze... Więc tak przedstawia
się sytuacja. Pettigrew zabił Juliusa, McGonagall. Ale co on robił tak
daleko od domu i kto nim kier...
Dumbledore’a poniosły nerwy. Miał
dosyć niesubordynacji. Wyciągnął tylko różdżkę i wypowiedział pierwsze
lepsze zaklęcie, które kończyło się na soczyste i jakże swojsko brzmiące
„mać”.
^^^
Promienie wrześniowego słońca padały? Nie,
nie promienie słońca. Błąd scenografa. Padał zimny wrześniowy deszcz. Słońca
nikt nie widział od tygodnia. Peron 9 i 3/4 tonął w wodzie i parasolach. Na
jednej z ławek siedziała grupa młodych ludzi.
- Nie tylko ludzi.
Zapomniałeś o Remusie.
Na jednej z ławek siedziała grupa młodych ludzi i
jeden wilkołak. Rozmawiali wesoło, podziwiali piękne dziewczyny i opowiadali
o swoich wakacyjnych dokonaniach. Wkrótce ich rozmowa potoczyła się na
niebezpieczny grunt; polityka, religia, pieniądze i Brighton.
- Wiecie,
że burmistrz (polityka) kazał ogłosić w kościele (religia), że wyznaczył
nagrodę (pieniądze) za schwytanie Chupacabry z Brighton (Brighton, kto by
się spodziewał, prawda?).
- Chupacabry? A skąd oni taki egzotyczny termin
wytrzasnęli? – James Potter nie mógł ukryć zdziwienia, chociaż
uchodził za inteligentnego chłopaczka.
- Doradca burmistrza jest z
zamiłowania kryptozoologiem. – Lupin popisał się znajomością obyczajów
panujących w Anglii południowo-północnej.
- Kryptoczym? – Potter
nadal nie krył zdziwienia.
- Kryptozoologiem, Pot... znaczy się James.
To taki facet, który z braku wykształcenia ugania się po świecie za yeti,
chupacabrą, uczciwymi politykami albo inteligentnymi forami życia wśród
dresów. – Severus Snape nie mógł ukryć zdziwienia, że słynny i mądry
Potter nie wiedział, czym jest kryptozoolog.
ZARAZ, ZARAZ! JAKI
SNAPE?! CO ON ROBI RAZEM Z TYMI LUDŹ... OSOBAMI? CZYŻBYM O CZYMŚ NIE
WIEDZIAŁ?
- Postanowiliśmy, że stworzymy Huncwotów razem z Severusem
– Syriusz po raz kolejny zwrócił się ku niebu, żeby co nieco
wytłumaczyć.
JEŻELI MOGĘ ZAUWAŻYĆ, HUNCWOCI POWSTANĄ W PRZYSZŁOŚCI BEZ
UDZIAŁU SEVERUSA.
- W takim razie nazwijmy się hmm... Pink Fluid?
-
Nie, za długa ta nazwa. Co powiecie na Szaleństwo?
- Nie Remusie,
nauczyciele od razu wiedzieliby, z kim mają przyjemność.
- Ja mam
pomysł, całkiem dobry! Fiolki!
- Eee... Severusie. Jakby to
powiedzieć... – zaczął nieśmiało Peter.
- To brzmi zbytnio jak
Fasolki... – dokończył Syriusz.
- Nie pasuje do naszego charakteru
– James skończył z cichym żalem w głosie.
TO SPRÓBUJCIE CZEGOŚ
TAKIEGO: HUNCWOCI feat. SS.
- To SS... za bardzo kojarzy mi się z tymi
niemieckimi niebieskookimi blondynami.
NIE JESTEŚ ZA STARY NA MISIE?
Remus podjął decyzję, nie konsultując się uprzednio z żadnym z kolegów,
że o psychoanalityku nie wspomniawszy.
- Zostaje Huncwoci i tyle! My
tworzymy teraźniejszość i przyszłość. Jak ktoś chce o nas kiedyś pisać, musi
trzymać się faktów.
Pomruki aprobaty wydobyły się z gardeł Huncwotów.
NAWET MI SIĘ PODOBA. MACIE MOJE BŁOGOSŁAWIEŃSTWO.
Remus, podniesiony
na duchu, kontynuował:
- Obywatele towarzysze! Nie dajmy się
kapitalistycznym poglądom! Stwórzmy świat równy dla wszystkich!
Niech proletariat weźmie władzę w swoje ręce! Niech żyje rewolucja!
– jego przemowę przerwał kalosz rzucony przez Petera. Teraz oklaski
rozległy się z najdalszej części peronu.
- Za długo przebywał w
towarzystwie Dzieł zebranych Lenina.
Chwila ciszy. Chwila niespokojnej
ciszy. Chwila spokoju. Panika.
- Pociąg się spóźnia! Co my biedni
zrobimy? Wyrzucą nas ze szkoły! Nie zdamy! Wszyscy zostaniemy
kryptozozolami! – James biegał jak obłąkany po peronie.
-
Kryptozoologami. I nikt nas nie wyrzuci ze szkoły – Severus starał się
go uspokoić, jednak żadne słowa nie trafiały do głowy jego towarzysza. W
końcu trafił go drugi kalosz.
Chwila ciszy. Chwila niespokojnej ciszy.
Chwila spokoju. Ponownie panika.
- Pociąg nie przyjeżdża! Wyrzucą
nas ze szkoły! – Tym razem to Remus spanikował. Czuł, że zbliża
się pełnia księżyca i niesie ze sobą...
ZNOWU SIĘ WTRĄCĘ. JAKA PEŁNIA? O
JEDENASTEJ A.M. W ANGLII?
- Pełnia na półkuli południowej –
sprostował Remus. Kiedy sens jego słów dotarł do jego samego, uspokoił się.
Chwila ciszy. Chwila niespokojnej ciszy. Chwila spokoju. Panika.
Tym
razem najmłodszych poniosły emocje, którym postanowili dać upust. Rozbiegli
się po całej możliwej przestrzeni, tworząc sztuczny tłok. Kilka osób
zauważyło zniknięcie zegarków. Severus spokojnie przypalił skręta.
Jeszcze spokojniej skierował w kierunku dzieciarni różdżkę. Wprost
anemicznie wypowiedział zaklęcie:
- Avada...
- Severusie –
powiedział z lekkim wyrzutem Peter.
- No dobra. Ovada Daj. – Z
różdżki wystrzelił słaby strumień wina. – Oj mały błąd. - Za nim
wyleciał bagnisto zielony promień. Przez chwilę nie było widać żadnego
efektu. I wtedy... wszyscy pierwszoroczni stanęli bez ruchu, żeby po
chwili...
- Severusie, dlaczego oni się tak drapią?
- Och, to bardzo
proste – odparł ze swoim spokojem, podając Syriuszowi butelkę z winem
własnoróżdżkowej roboty. – Zaklęcie, które na nich rzuciłem, powoduje,
że zaczynają ich obłazić różnego rodzaju robaki.
Peter poczuł swoją
okazję. Wyciągnął ze swojego kufra muchozol, który zwędził ze szpitala. Po
chwili paradował między zrozpaczonymi dziećmi, rozpylając na każdego
odrobinę zbawiennego środka. Za drobną opłatą oczywiście. Za nim biegał
James, oferujący odrobinę swoich francuskich perfum, żeby ukryć wstrętny
zapach muchozolu. Także za symbolicznego sykla.
- Panowie, trochę
powagi. Ludzie na was patrzą – Syriusz wypowiedział te słowa w złą
godzinę. W dzikim pędzie Peter i James zaczęli obsługiwać ludzi, jak to się
mówi „jak popadnie i kto podpadnie”. Potter był zajęty
nakłanianiem pewnej Krukonki z jego roku, żeby pozwoliła mu odświeżyć jej
dekolt, natomiast Pettigrew próbował „odświeżyć” babcię
klozetową. Bez skutku – była odporna na działanie wszelkich
chemikaliów.
Wrócili na swoją ławkę wyśmiani, ale z wypchanymi
sakiewkami.
- No co jest chłopaki? Tak się zachowywać. Gonicie tylko za
pieniędzmi. To takie żałosne. – Remus, który obserwował całe
zamieszanie razem z Sevem i Syriuszem, nie krył swojego zawiedzenia. Do tej
pory uważał ich za osoby, które pieniądze stawiają na dalszym miejscu, które
cenią przede wszystkim przyjaźń, miłość, braterstwo.
- Całkowicie
pogrążyliście się w tym... wyścigu szczurów. Bez obrazy Peter.
- Co to
jest „wyścig szczurów”, Syriuszu?
Snape po raz kolejny
zaklną nad głupotą Jamesa. Miast udzielić mu pomocy, odpowiedział pytaniem
na pytanie:
- James, czy w czasie tych wakacji... twoja głowa – nie
chciał urazić Gryfona – nie spotkała się z twardym przedmiotem?
-
Taak... Pamiętam, że jak remontowaliśmy dom, to jedna cegłówka spadła mi na
głowę.
- To wszystko wyjaśnia – rzekł sucho Severus.
- Co
wyjaśnia?
Teraz wszyscy pozostali Huncwoci zaklęli nad jego głupotą.
„To był chyba pustak... albo nawet dwa” pomyślał Syriusz.
-
To, że pociąg się spóźnia. – Uprzedził kolejne pytanie. – Kiedy
cegłówka zderzyła się z twoja głową, mikroskopijne łupiny ruchem
przyśpieszonym wydostały się z ziemskiej atmosfery. W kosmosie, pod wpływem
temperatury i położenia Saturna wobec Merkurego, przerodziły się w kamienie,
zwane meteorytami. Jako, że działała na nie siła grawitacji, kamienie te
wpadły w naszą atmosferę, po drodze rozpadając się na setki mniejszych
kamyków.
- Ale do czego zmierzasz? – James nieśmiało przerwał
monolog Seva.
- Do tego, że jeden z tych kamyków wielkości
nieodżałowanej cegłówki, uderzył w lokomotywę, unieruchamiając ją na kilka
godzin. Dodatkowo, biorąc pod uwagę padający deszcz, parowy silnik
lokomotywy uległ prawdopodobnie zapchaniu lub całkowitemu zniszczeniu. Tak,
Remusie?
- Czyli jednym słowem mówiąc, posiedzimy tu do wieczora.
Nawet Severus, uznawany za jednego z najlepiej wysławiających się ludzi
w Hogwarcie, musiał ulec pod elokwencją, wygadaniem i intelektem Remusa. W
jednym zdaniu zawarł całą mądrość, jaką młody Snape starał się wpoić
Potterowi do głowy.
- Jaki z tego morał, dzieciaczki? – Ślizgon
starał się błysnąć swoimi umiejętnościami, żeby nie pozostawać dłużnym
Remusowi.
- Przez Jamesa jesteśmy unieruchomieni na tym cholernym
peronie – zdanie, które wypowiedział Syriusz, w późniejszych czasach
przeszło do najchętniej cytowanych przez ludzi stojących na wszelkiej maści
przystankach, peronach itp.
Ciszę przerwało pytanie. Dość inteligentne
pytanie, jak na osobę pytającego.
- Mam dziwne wrażenie, że kogoś
brakuje... Nie widzieliście Juliusa Ceazera?
- Ja nie, James. Może
Syriusz?
- Ja też nie. A ty, Remusie?
- Już mówiłem, że nie.
-
Och, wybacz. A ty Severusie? Zapomniałem, ty go przecież nie znasz!
- Dziwne, ale ja też go dzisiaj nie widziałem – zakończył Peter.
Cała piątka wpadła w konsternację i zamyślenie. Starali się jak mogli,
ale na powód nieobecności Juliusa wpaść nie mogli. W końcu odezwał się
Syriusz:
- Pewnie się spóźni.
Chwila ciszy. Chwila niespokojnej ciszy.
Chwila spokoju. Euforia.
Zza zakrętu dobiegł ich głos silnika, wysoce
prawdopodobne, że parowego. Nadzieje, że wreszcie się stąd ruszą, rosły z
każdą chwilą, by osiągnąć zenit, kiedy powietrze rozdarł gwizd pokładowego
„klaksonu”. Już widzieli kłęby pary, już tory rozświetlała
lampa. I wtedy...
Oczom wszystkich ukazał się rząd drezyn, połączonych
jedna z drugą. Na pierwszej z nich siedział maszynista, trzymający w jednej
dłoni latarenkę, a w drugiej megafon, przez który wydawał odgłos jadącej
lokomotywy.
- Trzeba przyznać, że całkiem dobrze mu idzie.
- Masz
rację, Peter. Jakby dodał kilka kartonowych wagonów, jakąś lokomotywę...
- To mielibyśmy hogwarcki Orient Ekspres – skończył James.
Ich
nadzwyczaj ciekawe rozważania przerwał maszynista, posturą niewiele
odbiegającą od stereotypowego świętego Mikołaja. Był natomiast zdecydowanie
mniej czerwony. Od przepicia.
(PROWADZENIE DREZYNY PO KIELICHU PROWADZI
DO WIELU WYPADKÓW)
- Ej wy tam trzej i ty, co mówisz dużymi literami,
uspokójcie się! Mam ważną wiadomość.
Niestety, lokomotywa została
uszkodzona przez spadający odłamek skalny. – Gwizdy i jajka poleciały
w kierunku maszynisty. Huncwoci spojrzeli z niedowierzaniem na Seva. -
Zarząd kolei podjął natychmiastową decyzję o powołaniu komisji śledczej,
której zadaniem jest wyjaśnienie pochodzenia tego odłamka – gwizdy i
jajka zastąpiły owacje i róże.
Nieco zdziwiony Severus Snape, znany jako
„Pustynny Wąż” sięgną do kieszeni po mały zeszyt, na którego
okładce widniał napis „Dwadzieścia lat wcześniej –
scenariusz”. Szybko przekartkował go i krzyknął w kierunku
mężczyzny:
- Zapomniał pan dodać o zapchanym silniku! Wszystko jest
na czternastej stronie!
Speszony maszynista sięgnął do największej
kieszeni swoich roboczych ogrodniczek i wyciągnął z niej podobny egzemplarz
i z wytkniętym koniuszkiem języka począł uważnie przeszukiwać tekst.
-
Taak... Rzeczywiście. Dodatkowo zapchaniu z powodu ulewnych deszczy, uległ
silnik. Z tego powodu do Hogwartu zawiozą was te oto drezyny. James już
wyciągnął rękę, żeby zadać pytanie, kiedy uprzedził go jakiś
trzecioklasista.
- Przepraszam, ale jak się to obsługuje?
Wszyscy
pozostali uczniowie, z Jamesem włącznie, zaklęli nad jego głupotą.
-
Nawet ja wiem, jak tego używać – powiedział Potter z dumą.
- Więc
o co chciałeś się spytać?
- Czy któraś drezyna ma wbudowaną ubikację.
Kiedy szmer przekleństw ucichł, maszynista zarządził, że na każdą
drezynę przypadają cztery osoby. Potem miało nastąpić przeliczenie uczniów.
Dla Huncwotów stanowiło to drobne kłopoty, gdyż za żadne skarby nie chcieli
się rozdzielać. Co prawda Syriusz i Snape proponowali, żeby Jamesa umieścić
wśród pierwszorocznych, ale w końcu uznali, że są ze sobą zbytnio związani.
Musieli sięgnąć po drastyczne środki perswazji. Niestety, muchozol się
skończył.
PSST! CHŁOPAKI, BIERZCIE TĄ DREZYNĘ Z TYŁU. BĘDZIE WAM
ŁATWIEJ!
- Dzięki, na pewno tak zrobimy. A ty Peter, zmieniaj się w
szczura i wskakuj do kufra.
- Ale jak powiem, że jestem obecny?
- Już
my się tym zajmiemy – na twarzy Syriusza malował się szatański
uśmieszek.
Zasłonili więc biednego, małego Petera, żeby w spokoju mógł
dokonać przemiany. Cichy pisk oznajmił im, że jest gotowy.
PIP.
-
Nie bój się, nie zamknę całkowicie kufra.
PIP.
- Tak, tak. Dostaniesz
coś do jedzenia.
Do ich drezyny podszedł maszynista, z długą listą w
rękach. Powoli odczytywał ich nazwiska. Kiedy doszedł do Pettigrew, Peter,
Syriusz ukradkiem uderzył Lunatyka pod żebra, tak, że ten ostatni zgiął się
wpół.
- Peter, jesteś, czy nie?
- Jest, jest.
- Nie widzę
go...
- Bo sznuruje sandały, więc musiał się schylić.
Maszynista
odszedł dalej, mrucząc pod nosem „Ech, te dzieciaki”. Po chwili
również odszedł ból Remusa, który nadal jednak ściskał kurczowo swoje żebra.
- Syriuszu, musiałeś tak brutalnie?
- Daj spokój, musiało wyglądać
autentycznie.
- Nie mogłeś walnąć kogoś innego?
- James już się
dzisiaj wystarczająco wycierpiał.
Ponownie rozbrzmiał głos
maszynisty:
- A teraz niespodzianka! Musicie pomachać trochę tym
drążkiem, bo nie zdążyliśmy zaczarować tego sprzętu. Przykro mi.
Wszyscy
zaklęli nad jego głupotą. Nie po raz pierwszy dzisiaj.
- Dobra
chłopaki! Ja z Remusem odpoczywamy, a wy pracujecie. Potem się zmienimy:
wy popracujecie, my poodpoczywamy.
- A nie wystarczy, że raz na godzinę
pomachamy tym tylko dla picu?
- James! To naprawdę świetny
pomysł! Długo nad nim myślałeś?
Nie dane było im usłyszeć
odpowiedzi, bowiem maszynista dał znak do odjazdu i (prawie) wszyscy musieli
zająć się pracą fizyczną.