Teraz kolejne opowiadanie. Dzieje się
wspólcześnie. Jest o tematyce medycznej. Zawartych jest w nim trochę
terminów, ale to nie powinno chyba nikomu przeszkadzać. Zapraszam do
czytania.
„Przebudzenie”-
Bradykardia. Miligram Atropiny – krzyknął Jack do stojącej obok
pielęgniarki. Nie miał dzisiaj dobrego humoru. Swój dyżur, którego
właśnie mijała szesnasta godzina miał skończyć cztery godziny wcześniej.
Obiecał żonie. Od tygodnia jej obiecywał, że skończy wcześniej, jednak ani
razu jeszcze nie dotrzymał słowa. To miał być jego pierwszy raz. Mieli razem
jechać do córki, która od ponad tygodnia leży w szpitalu z podejrzeniem
nowotworu. Jack próbował wytłumaczyć rodzinie całą sytuację, jednak ciągle
słyszał, że praca jest dla niego ważniejsza.
- Ciśnienie 120/50.
Puls 54. Saturacja 89
- Rozszerzadło – założył je, po czym
zdecydowanym ruchem odsłonił
zawartość klatki piersiowej – Ssanie.
Ręka pielęgniarki wsunęła ssak do środka. Jego cieniutką rurką wypływała
krew do podłączonego na końcu zbiornika.
- Nic nie widzę –
wrzasnął ponownie – nie widzę skąd krwawi
Nagle w tle rozbrzmiał
powolny, nieregularny pisk monitora. Wszyscy zwrócili swoje oczy w jego
stronę.
- Tracimy go – głos pielęgniarki zabębnił w głowie
Jacka
- Nie pozwolę na to. Nie dzisiaj. Atropina. Mike masaż
wewnętrzny. Dotleniajcie go.
Wszyscy wykonywali posłusznie swoje zadanie.
Jack cały czas, jakby zahipnotyzowany patrył na monitor. Nie zobaczył jednak
nic, co by mogło podnieść go na duchu.
- Asystoria
Jack odwrócił
się w kierunku pielęgniarki. Spojrzała na nią tak, jakby z jego wzroku miała
wyczytać co ma teraz zrobić.
- Defibrylator
- 200? –
zapytała niepewnym głosem pielęgniarka
- Tak – spojrzał na
pielęgniarkę, która dała mu znak, że bateria już
się naładowała –
Czysto
- Czysto – odpowiedzieli pozostali obecni w sali
Jack
przyłożył elektrody do serca po czym uwolnił impuls. Ciało pacjenta
wykrzywiło się. Jack spojrzał na monitor.
- 250
- Jest –
odpowiedziała pielęgniarka
- Czysto – wrzasnął.
Pacjent znowu
wygiął się w łuk. Jack odrzucił elektrody i zaczął masaż serca.
-
Podajcie jeszcze dwa miligramy atropiny i cały czas go wentylujcie.
Cały
czas Jack masował jego serce, jednocześnie wpatrując się w monitor. Krople
potu ściekały mu z czoła. Był zmęczony jednak nie przestawał resuscytować
pacjenta.
- Jack to już koniec – powiedziała łagodnym głosem
pielęgniarka
- Jeszcze nie – odpowiedział.
Oderwał na
chwilę wzrok od monitora i spojrzał na twarz pielęgniarki. Zerknęła na niego
niepewnym spojrzeniem.
- Ile to już trwa? – zapytał
-
Dwadzieścia minut
Jack wyjął ręce z pacjenta. Spojrzał na niego i na
monitor.
- Czas zgonu dwudziesta pierwsza trzydzieści sześć
Zdjął
rękawiczki i wyszedł z sali.
Cały czas nie dopuszczał do siebie
tej myśli. Co prawda nie był to pierwszy jego pacjent, który zmarł podczas
operacji. Ta śmierć pogrążyła go jeszcze bardziej w podłym humorze. Może
przeszło by to obok niego jakoś szybciej, gdyby to co zaraz musi nastąpić.
Tej czynności nienawidził w swojej pracy najbardziej. Mimo iż
niejednokrotnie przez nią przechodził, to dzisiaj się z nią jeszcze nie
oswoił.
Przed wejściem na poczekalnie zauważył, że ma jeszcze na
sobie zakrwawiony fartuch. Zdjął go jednym ruchem i cisnął do stojącego
nieopodal kosza. Spojrzał przez szybę w drzwiach i zauważył siedzącą tam
starszą kobietę. Otworzył drzwi i wszedł do poczekalni. Podszedł do kobiety
i usiadł obok niej.
- Pani Travis?
- Tak. Co z moim
mężem?
Jack wypuścił głośno powietrze z ust i przetarł twarz dłonią.
-
Pani mąż został poddany operacji z powodu licznych urazów wewnętrznych.
Podczas operacji doszło do komplikacji. Nie mogliśmy opanować krwotoku i
zatrzymała się akcja serca. Resuscytowaliśmy go prawie pół godziny
jednak...
Kobieta zaczęła płakać. Przytuliła się do Jacka i zaczęła
szlochać mu w ramię.
- Bardzo mi przykro
- Wychodzę
– powiedział przechodząc przez recepcje Izby Przyjęć
- Nie możesz
jeszcze – odpowiedział Philip, szef stażystów, który
Każdego
trzymał tutaj twarda ręką.
- Ale moja córka jest...
- Wiem. Jesteś
jedynym chirurgiem na dyżurze. Poza tym wiozą nam ofiarę wypadku.
- To
wezwij Martina...
Przeszkodziło im nawoływanie medyka, który właśnie
wjeżdżał z noszami do Izby.
- Pomóżcie...
Jack podszedł do
noszy. Pielęgniarka nałożyła mu fartuch.
- Co mamy?
- Wypadek
samochodowy. Wyleciał przez szybę. Podejrzenie złamania kręgosłupa na
odcinku szyjnym oraz złamania podstawy czaszki. Ciśnienie 90/60. Puls 42.
Saturacja 76. Glasgow 8.
- Phil, co mamy wolnego – zapytał
Jack
- Wjedź z nim do dwójki
Wjechali do sali. Medycy zabrali
swoje rzeczy z noszy i wyszli. Jack i reszta załogi chwyciła za
prześcieradło z noszy.
- Przenosimy go na trzy. Raz,
dwa...
Przenieśli go łóżko.
- Zainkubuję go. Rurka numer sześć.
Rentgen kręgosłupa i kręgosłupa szyjnego oraz czaszki. Tomografia
komputerowa głowy i brzucha. Morfologia, EKG, profil toksyn, poziom
elektrolitów. Grupa i krzyżówka dla pięciu jednostek. Podać sól i preparat
witaminowy. Dopamina i chaloperidol.
- Babinsky dodatni –
krzyknęła pielęgniarka przejeżdżając palcem po stopie mężczyzny.
Jack
próbował umieścić rurkę w krtani, jednak nie udało mu się to.
- Nie
mogę go zainkubować. Zwiodczyć go. Pavulon.
Pielęgniarka wstrzyknęła
zastrzyk, po czym Jack ponownie przystąpił do inkubacji.
- Rurka w
miejscu. Dotleniać go. Co z tym Roentgenem?
- Załóż
fartuch.
Pielęgniarka wsunęła kasetkę pod plecy mężczyzny, po czym
prześwietlono go. Powtórzyła czynność wkładając kasetkę pod szyję i
głowę.
- Szybko z wynikami
- Zadzwoniłam na górę. Czekają z
tomografem – powiedziała jedna z
pielęgniarek, która zajmowała się
kroplówką.
- Parametry? – zapytał
- Ciśnienie 110/65. Puls 62.
Saturacja 86.
- Na górę z nim.
Lekarze wzięli łóżko i pojechali.
Jack wyszedł z sali i podążył do recepcji. Tuż za nim szedł Phil.
- Phil
wychodzę.
- Jeszcze chwilę. Martin i Laurent już jadą zajmą się tym z
wypadku. Ty weź jeszcze pacjentkę z jedynki i możesz iść. – powiedział
stanowczym tonem
Jack z niezbyt przyjemnym wyrazem twarzy poszedł w
kierunku jedynki. Po drodze zauważył swojego praktykanta i chyba byłby chory
gdyby go nie zawołał.
- Dave, do mnie – krzyknął
Dave
poszedł za Jackiem. Weszli do jedynki i zauważyli na łóżku starszą kobietę,
w siwych, kręconych włosach. Obok niej stała jedna z pielęgniarek.
-
Co mamy?
- Izabelle Adreu. Lat sześćdziesiąt pięć. Dziś rano straciła
przytomność. Przywiózł ja syn. Od kilku tygodni uskarża się na silne bóle
głowy i zawroty. Wymiotuje.
Jack podszedł do pacjentki.
-
Witam. Nazywam się Jack Williams. Musze panią zbadać.
Jack osłuchał ją,
zajrzał do gardła i w oczy. Zmierzył temperaturę. Potem chwycił ją
delikatnie za głowę i pokierował nią tak, aby głowa dotknęła szyi.
- Boli
panią? – zapytał
- Trochę – odpowiedziała lekko
przerażonym głosem
Jack zwrócił się do pielęgniarki.
- EKG,
Morfologia, Tomografia głowy, badanie moczu. Podać 500 mg Ibuprofenu i
Chaloperidol. Zestaw do nakłucia lędźwiowego. Szybko. Dave będziesz
asystował.
- Super – odpowiedział podekscytowany student.
Była to dal niego kolejna okazja do zaliczenia zabiegu.
- Jack. Żona
dzwoni – powiedział Phil, który właśnie wbiegł do sali.
-
Zaraz wracam
Po chwili był już przy telefonie. Trochę bał się odebrać
tej rozmowy, bo podejrzewał co może usłyszeć. Niepewną ręką chwycił za
słuchawkę i przysunął ją do ucha.
- Tak?
- Ile Ciebie można
prosić, żebyś przyjechał? Jeżeli tak bardzo chcesz rozwodu to jesteś na
najlepszej drodze, aby go uzyskać darła się przez słuchawkę
- Mam
już ostatniego pacjenta. Zaraz kończę i przyjeżdżam.
- Wiesz kiedy
ja to słyszałam?
- Co z Jessie?
- Przyjedź to się
przekonasz.
Koniec. Jego żona odłożyła słuchawkę. Jack po chwili zrobił
to samo. Odwrócił się i wrócił do pacjentki.
Podszedł do niej
spokojnym krokiem. Chwycił zestaw do nakłucia i usiadł obok Izabelle.
-
Niech się pani odwróci na lewy bok. I proszę się nie ruszać.
- Co
będziecie robić?
- Musimy zrobić nakłucie lędźwiowe, aby wykluczyć
zapalenie opon mózgowych. Dave zrobisz to. Powiem ci jak.
Pacjentka
odwróciła się na bok. Jack odpiął jej kitel.
- Dave przysuń się
bliżej – poczekał aż praktykant wykona polecenie – teraz
zdezynfekuj skórę – ponownie odczekał chwilę – zrób miejscowe
znieczulenie skóry.
Dave niepewnym ruchem wbił igłę znieczulającym i
wstrzyknął zastrzyk. Czuł się niepewnie. To był jego pierwszy taki zabieg.
Do tej pory tylko zszywał pacjentów. Jeszcze nie miał okazji się wykazać w
czymś innym.
- Doskonale. Teraz wbij igłę w przestrzeń
podpajęczynówkową pomiędzy trzecim a czwartym kręgiem. Wsuwaj tak długo
dopóki nie poleci płyn.
Niepewnym ruchem Dave wbił igłę. Po chwili przez
igłę zaczął sączyć się przeźroczysty płyn.
- Teraz podstaw probówkę i
napełnij ją do połowy objętości.
Nie trwało to długo. Dave napełnił
probówkę, po czym wyjął igłę.
- Brawo. Zanieś do laboratorium. I
podaj pani mannitol. Ja wychodzę.
Dave wyszedł. Jack pozbierał wszystkie
śmieci i zamierzał wyjść gdy kobieta go zaczepiła.
- Nie w humorze pan
coś jest?
- Niech się pani stara nie ruszać. To obniży bóle głowy.
-
Mnie pan nie oszuka.
- Przepraszam, ale...
- Pana dziecko
jest chore?
Jacka to zdziwiło. Podszedł bliżej.
- Skąd pani wie?
-
Potrafię czytać z ludzi jak z otwartej księgi. Co jej jest?
- Ma
podejrzenie nowotworu mózgu. Muszą jeszcze badania zrobić, aby to
potwierdzić.
- Jutro mi pan o wszystkim opowie.
Jack popatrzył
jeszcze przez chwilę na kobietę po czym wyszedł.
Szpital, w
którym leżała jego córka oddalony był o dobre czterdzieści minut drogi.
Dochodziła prawie dwudziesta trzecia, więc z jednej strony było to korzystne
dla Jacka, ponieważ o tej porze z reguły drogi są przejezdne. Poza jednym
małym korkiem, który utworzył się, przy zjeździe z obwodnicy na ulicy było
całkiem przejrzyście. Na kilka minut przed północą Jack podjechał pod
szpital Św. Anny, w którym leżała jego córka.
Zaraz po wejściu
skierował się do windy. Jechał nią dość długo. Ósme piętro nie było dość
odległą trasą dla windy. Dla windy, która jest szybka, a nie dla takiego
ślimaka jak ta. Prawdopodobnie dotarcie do celu po schodach, okazało by się
szybszym rozwiązaniem.
Wyjście z windy znajdowało się vis-a-vis
oddziału, na którym leżała Jessie. Jack szybko ruszył przed siebie. Przed
drzwiami do jej pokoju stała Samantha – jego żona.
- Witaj
kochanie. Jeszcze raz Cię przepraszam, ale...
- Nic nie mów –
wymówiła z nieukrywaną złością – to, że nie masz czasu dla mnie, to
jeszcze jestem ci jakoś w stanie wybaczyć, ale to, że nie masz czasu dla
własnej córki, zasługuje tylko na pogardę.
- To nie jest najlepszy czas,
żeby się kłócić
- Dla Ciebie, żadna pora nie jest dobra –
wymawiała coraz ciszej.
Była znana z tego, że jak jest na cos zła, to
zamiast krzyczeć zaczyna mówić coraz ciszej. Gdy tylko dochodziło do takiej
sytuacji każdy, kto ją znał ustępował jej z drogi. Kto jej nie znał,
zazwyczaj narażał się na niebezpieczeństwo.
- Co z Jessie?
-
Lekarz jest w środku. Ma wyniki tomografii i pozostałych badań.
Powiedziałam, żeby poczekał z tym aż ty przyjdziesz.
Zaraz po tych
słowach z pokoju Jessie wyszedł lekarz. Podszedł do Jacka i Samanthy.
-
Co z nią? – zapytał Jack
- Państwo usiądą
Samanth’cie
zaczęły ściekać łzy po policzku. Obawiała się najgorszego.
- Mamy wyniki
tomografii komputerowej – mówił lekarz - Astrocytoma anaplasticum III
stopień
- Co to znaczy? – zapytała Samantha
- Złośliwy guz
mózgu – powiedział Jack głosem, przez który można
było usłyszeć
załamanie – mogę zobaczyć wyniki?
- Proszę bardzo
Lekarz
wręczył Jackowi wyniki badań. Trzęsącymi rękoma Jack odwrócił pierwsza
stronę i zaczął czytać.
- W prawej półkuli mózgu, pomiędzy trzonami
komór bocznych
i z naciekiem komory bocznej prawej oraz z przechodzeniem
na stronę lewą widoczna jest patologiczna masa guzowata o średnicy ok. 5cm,
miernie izointensywna w obrazach T2, T1 zależnych. Ulega niejednorodnemu,
głównie obwodowemu wzmocnieniu kontrastowemu.
Guz sięga częściowo
nadkomorowo: widoczna jest strefa lokalnego obrzęku w prawym płacie
ciemieniowym. Komora boczna prawa częściowo uciśnięta od góry w zakresie
trzonu, a komora boczna lewa w warstwach górnokomorowych od części
przyśrodkowej, komora III nieco uciśnięta od strony prawej. Układ komorowy
nadnamiotowy poszarzony, nieco przemieszczony w lewo. Drobne ogniska
naczyniopochodne w odnodze przedniej torebki wewnętrznej lewej półkuli
mózgu.
Zaczął płakać. Ręce mu się trzęsły a twarz zmoczona od łez zrobiła
się cała czerwona. Reakcja Samanthy była identyczna. Po raz pierwszy od
kilku tygodni przytulili się do siebie.
- Co zamierzacie zrobić?
– spytał łamliwym głosem Jack
- Proponujemy biopsję
stereoaktyczną. Potem chemioterapia, naświetlania i Temozolomid, w celu
uniknięcia odrostowi guza. Operacja może się odbyć w środę. Może pan
asystować. Przeprowadzi ją prawdopodobnie Peter Boyle.
- Możemy do
niej wejść?
- Proszę bardzo.
Stanęli obok łóżka Jessie.
Była w śpiączce. Jack chwycił ją za rękę i klęknął. Samantha usiadła z boku
na jej łóżku.
- Wygląda tak niewinnie. Czym ona sobie na to
zasłużyła – powiedziała przez łzy
- Nie wiem kochanie. Naprawdę
nie wiem.
Jacka czekała dyżur. Nie było mu to w planie, ale
musiał. Taki już był urok jego zawodu. Wszedł na Izbę Przyjęć. O razu został
„wykryty” przez Phila.
- Jack. Co z Jessie?
-
Astrocytoma
- Przykro mi. Są wyniki badań tej pacjentki z jedynki.
Zajmiesz się nią?
- Tak. Zaraz.
Gdy tylko się przebrał
chwycił kartę Izabelle i podszedł do niej. Zanim wszedł do środka przejrzał
jej wyniki. Nie mógł uwierzyć własnym oczom. Astrocytoma Anaplasticum.
Wszedł do jej sali.
- Witam. Mamy wyniki pani badań. Ma pani guza
mózgu.
- Wiem. Już to słyszałam w poprzednim szpitalu.
-
Możemy panią poddać operacji.
- Nie. Nie chcę.
Kobieta nagle
chwyciła się łóżka. Zamknęła oczy i padła na łóżko. Jack zawołał Phila. Ten
przybiegł szybko. Razem z nim zbiegły się pielęgniarki.
- Utrata
przytomności. Piętnaście litrów tlenu przez maskę. Podłączyć monitor.
Pielęgniarka podłączyła monitor.
- Tachykardia.
- 5 mg
hidroxiziny.
Kobieta się na moment przebudziła. Chwyciła Jacka za rękę.
Odchyliła maskę.
- Teraz już będzie wszystko dobrze. Może mi pan
wierzyć. – wyszeptała, po czym ponownie straciła przytomność
-
Jack, asystoria.
- Zainkubować ją. Defibrylator.
Pielęgniarka
podała Jackowi elektrody, podczas gdy Phil inkubował pacjentkę.
-
250
- Jest
- Odsunąć się.
Ciało Izabelle lekko wygięło
się nad łóżkiem.
- 300. Odsunąć się.
- Tracimy ją.
-
Masaż.
Cała akcja reanimacyjna trwała prawie godzinę. Izabelle nie
odzyskała już przytomności.
- Czas zgonu dwunasta dwadzieścia dwie
– ogłosił Phil
Pielęgniarka odłączyła monitor, po czym wszyscy
wyszli z sali. Jack oparł się o szafkę, z której coś spadło. Odwrócił się.
Na podłodze leżała książeczka Izabelle. Zanim odłożył ja na miejsce zajrzał
do środka. Na pierwszej widniało zdjęcie. Dziewczynka na zdjęciu wyglądała
identycznie jak Jessie. Podpis pod zdjęciem głosił: Izabelle Adreu, Paryż,
rok 1943
Jack wyszedł zrezygnowany z sali, gdy zawołała go
dyżurna.
- Żona do Ciebie.
Jack przyłożył słuchawkę do ucha.
-
Słucham
- Jessie się obudziła. Musisz tu przyjechać. Nikt nie może
uwierzyć w to co się stało.
- Już jadę kochanie.
Na jego twarzy
zagościło zdziwienie. Otarł łzy. Spojrzał w górę po czym wyszeptał:
-
Dziękuję ci Izabelle.
Proszę o opinię na temat
opowiadania.
P.S. Muszko, oby Jack nie kojarzył Ci się z Bentonem
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'
border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'
/> Bardzo proszę.