Departament Tajemnic to
najniezwyklejsze miejsce, jakie kiedykolwiek poznaliśmy czytając książki J.
K. Rowling. Tajemnicze, mroczne, inspirujące… Hipnotyzujące swoją
tajemniczością. Takich określeń można jeszcze wymieniać wiele, ale nawet
jeśli napiszemy ich tyle, że zajmą kilka książek, nie oddadzą charakteru
tego niezwykłego miejsca.
Departament Tajemnic z pewnością nie jest
zrozumiały nie tylko dla nas, ale też dla samych czarodziejów. Nie sposób
ogarnąć tego, co poznaliśmy dzięki opisowi Rowling, a musimy pamiętać, że
nie poznaliśmy wszystkich sekretów… musimy pamiętać, że okrągła sala
miała więcej drzwi, w których mogły być (i prawdopodobnie były) jeszcze
bardziej zadziwiające przedmioty.
Może samo wejście do Departamentu
nie jest zbyt tajemnicze i oryginalne (dziwnie przypomina mugolską
biurokrację), ale może właśnie o to chodziło Rowling. Niejednokrotnie
przecież wspominała w wywiadach, że tworząc Harry’ego Pottera chciała,
aby czarodziejskie miejsca nie były zbyt fantastyczne. Nie chciała żadnej
podróży w czasie, gdyż bardziej podobało się jej, że miejsca czarodziejskie
może odkryć każdy, ale musi wiedzieć, gdzie ono się znajduje. I
(przynajmniej według mnie) takie rozwiązanie jest najlepsze.
Co
sprawia, że Departament jest tak niepowtarzalny? Wszystko po kolei!
Czarny okrągły pokój z poruszającymi się ścianami i dwunastką drzwi.
Bladoniebieskie świece nakładające niebieskawą poświatę na ściany i tworzące
nastrój grozy. Zresztą już same dwanaście identycznych, czarnych drzwi
wprawia nas w niepokój. Dodajmy do tego wrażenie, że stoimy na wodzie i
możemy sobie wyobrazić jak się czuli Harry, Ron, Hermiona, Neville, Giny i
Luna. Gdyby nie to, że to miejsce czarodziejskie, sama bym się zastanowiła,
zanim zgodziłabym się tam znaleźć.
Kolejnym pomieszczeniem było to, w
którym Ron został zaatakowany przez mózgi. Przyznam, że przeżyłam niezły
szok, czytając ten fragment. Jednak w piątym tomie Rowling zawarła wiele
nowych pomysłów, nietypowych dla jej wcześniejszych książek. Ciekawe, co
robiły w tej sali biurka. Mam nadzieję, że czarodzieje nie używali mózgów
jako komputerów (to byłoby trochę mugolskie). Zastanawiające jest samo ich
pochodzenie. Knot chyba nie patroszył mugoli lub innych stworzeń? (Może były
to mózgi goblinów a Luna miała rację o chęci przejęcia przez Konta
Gringotta? Dość nieprawdopodobne ;-).) Niech by się o tym dowiedział
sanepid, a Knot byłby w niezłych tarapatach jako zwierzchnik. Na szczęście
to nie jest mugolska placówka, więc można trzymać mózgi w ciemnozielonej,
cuchnącej cieczy, nie obawiając się żadnej kontroli. Dziwię się tylko, że
czarodzieje nie bali się pracować w ich pobliżu. Nie byłoby to zbyt
komfortowe stanowisko. Można sobie tylko wyobrazić czarodzieja skrobiącego
coś piórem i zerkającego co chwilę, czy jakiemuś szalonemu mózgowi nie
przyszło do głowy (a może raczej do mózgu) zaatakować go.
Następna
sala, chyba najbardziej niezwykła i najbardziej niebezpieczna ze wszystkich.
Sala z kamiennym łukiem, na którym lekko falowała czarna zasłona. Chyba nikt
nie wie, co kryła. Jaką zagadkę kryło jej wnętrze. Niby zwykła tkanina, ale
kryje moce potężniejsze niż można by się spodziewać po kawałku
wystrzępionego materiału. Enigmatyczny nastrój tworzy nawet wyposażenie
sali: rzędy kamiennych ławek biegnących wokół całej sali i obniżających się
stopniowo. Pośrodku kamienne podium, a na nim kamienna łukowata brama. Tak
popękana, że z trudem się trzyma. Zasłona falująca jakby poruszył nią nagły
i niespodziewany podmuch wiatru, choć nawet lekki zefir nie zakłóca
spokoju tego miejsca. I oczywiście ezoteryczne głosy, które słyszeli
tylko Luna i Harry. Myślę, że Hermiona wiedziała więcej na temat tego
miejsca, jednak z jakiegoś powodu nie chciała powiedzieć tego innym.
Następna sala. Sala, do której nie można się było dostać. Co mogła zawierać?
Pozostają nam tylko przypuszczenia... Możemy mieć tylko nadzieję, że jeżeli
drzwi nie zareagowały na zaklęcie „Alohomora!” i nawet nóż
od Syriusza nie zdołał ich otworzyć, komnata mogła zawierać coś niezwykłego,
cennego i… dobrego? Coś tak cennego, że utracenie tego byłoby większą
katastrofą od wszystkiego innego. Może było w niej czyste dobro??? Ale to
oczywiście tylko spekulacje…
Następna sala – Sala Czasu.
Niewątpliwie niesamowita komnata. Czarodzieje musieli w niej prowadzić
eksperymenty na czasie. Jak mogło się to im udać? Jak można uwięzić w
szklanej gablocie coś tak nieuchwytnego jak czas? I tutaj widzimy bardzo
wyraźnie różnicę między czarodziejami i mugolami. Mugole są ograniczeni. Nie
mogą uwierzyć w rzeczy, których jeszcze nie widzieli… może to właśnie
dlatego na świecie jest tyle zła… bo ludzie nie mogą uwierzyć w świat
bez nienawiści i okrucieństwa. Wracając do sali – swoje magiczne
właściwości prezentuje bardzo wyraźnie: koliber wykluwający się z jajka i
wracający do niego, głowa śmierciożercy zmniejszająca się do rozmiarów głowy
niemowlaka, czy też roztrzaskująca się i powracająca do pierwotnych
kształtów gablota. Niezwykłe i przerażające. Może Rowling chciała przekazać
nam, że czas jest złowrogą bronią, która zwycięży nie tylko niepokonane
fortece, ale i zwykłych ludzi.
I ostatnia komnata – sala z
przepowiedniami. Wysoka jak katedra i wypełniona półkami, na których
umieszczone były szklane, zakurzone kulki świecące jakimś wewnętrznym
światłem. Nieliczne lichtarze oświetlające zimnym światłem ponurą salę.
Brakuje jeszcze dementora i możemy sobie wyobrazić Azkaban. Tyle, że to
miejsce mimo swojego przerażającego tchnienia miało nieuchwytny urok,
którego nie można porównać do plugawego Azkabanu.
Oczywiście był
jeszcze pokój z planetami (nie na miejscu byłoby nie dostrzeżenie
pomysłowości Rona, gdy cisnął Merkurego w twarz śmierciożercy). Jednak nie
wiemy nic o tej sali oprócz tego, że była wypełniona planetami. Do czego
służyła? Czyżby do badań astrologicznych? I w tym wypadku pozostaje nam
tylko zgadywać.
Oczywiście tego tematu nie można wyczerpać, ale
lepiej zakończyć go wcześniej niż napisać tak dużo, że stanie się nudny jak
raport Percy’ego na temat grubości denek kociołków.