Dobra to może kilka słów wstępu. Jest to mój ogólnie pierwszy ff, ale umieszczany też na innym forum(dziurawca mam na myśli), narazie wkleje jeden part, wyjeżdżam więc kolejny moze byc dużo później. Krytyka i miłe słowa: mile widziane.
1. Pojedynek.
my immortal
i'm so tired of being here
suppressed by all of my childish fears
and if you have to leave
i wish that you would just leave
because your presence still lingers here
and it won't leave me alone
- Hermiono tutaj!- Hermiona odwróciła się na pięcie i skierowała swe kroki w stronę swojego przyjaciela Rona. Jego ruda czupryna powiewała delikatnie na wietrze. Rudowłosy był bardzo zdenerwowany. Spojrzała mu niepewnie w oczy, co nie było takie proste, przy jego wzroście 1.90cm to wcale nie mało jak na siódmoklasistę, za to ona miała "zaledwie"1.75cm.
- Harry zniknął- Powiedział szeptem do przyjaciółki, a w jego oczach można wyczytać panikę. Dziewczyna zdziwiła się, lecz zachowała zimną krew.
- Za mną- Syknęła i skierowała swe kroki w stronę zamku, marsz przemienił się w bieg. Ona dziewczyna zawsze opanowana i niezwykle mądra, teraz panikowała. Wiedziała gdzie jest jej przyjaciel, przynajmniej przypuszczała, kierowała się kobiecą intuicją. Po wejściu do zamku skierowała swe kroki w stronę lochu. Ron biegł za nią milcząc. Skręciła w wąski korytarz, na jego końcu były duże mosiężne drzwi. Chciała je otworzyć, ale były zamknięte. Zza drzwi słychać było odgłosy zaklęć. Wyciągnęła różdżkę i szepnęła.
- Alohomora- Drzwi skrzypnęły cicho i otworzyły się ukazując wnętrze pomieszczenia. Na środku pokoju było dwóch mężczyzn. Jednym z nich był sam sławny Harry Potter, złote dziecko Hogwartu, chłopiec, który przeżył. Po drugiej stronie stał, jasnoblond włosy chłopak z kpiącym uśmiechem na twarzy. Nie on nie stał on leżał w kałuży krwi. Hermiona krzyknęła przerażona, podeszła do wpół żywego mężczyzny i sprawdziła mu puls. Żył, na szczęście.
- COŚ TY MU ZROBIŁ? ZWARIOWAŁEŚ HARRY, CZY CO?- Wrzeszczała w stronę przyjaciela. Na szczęście miała ze sobą eliksiry od Snape'a, wyciągnęła je z szaty i wlała zawartość eliksiru przeciwbólowego, do lekko uchylonych ust młodego mężczyzny. Od czasu, gdy ataki Harry'ego były bardzo nasilone Dumbledore, pozwolił jej na trzymanie własnych eliksirów na wypadek ataku Harry'ego w miejscu, gdzie nie byłoby nauczycieli. Ron nadal stał w drzwiach, nie mógł uwierzyć, że jego przyjaciel prawie, zabił jego największego wroga Dracona Malfoy. Mimo że go nienawidził nie życzył mu śmierci, przynajmniej nie teraz. Sam oskarżony stał z wyciągniętą różdżką, ale nie wiedział, co się stało. Uderzył przecież w Malfoy tylko zaklęciem rozbrajającym w ramię. Upuścił różdżkę na ziemię, w pokoju zaległa cisza.
- Ale - Harry zaczął się tłumaczyć- Ja mu nic nie zrobiłem - Jęczał załamany patrząc na Dracona- Uderzyłem tylko drętwotą, przysięgam!- Ostatnie zdanie wykrzyczał i osunął się na ziemie. Ron podszedł do niego i przytulił po przyjacielsku, natomiast Hermiona próbowała ocucić Malfoya.
- Malfoy? Żyjesz? Obudź się Dracon...- Powiedziała cichutko mając nadzieje, że Malfoy nie jest poważnie ranny. Draco otworzył z ociąganiem oczy i spojrzał na osobę próbującą podwinąć jego szatę, żeby obandażować ranę. Jego oczy rozszerzyły się ze zdziwienia, gdy zobaczył, że tą osobą jest Granger. Brutalnie zabrał swoją rękę z jej dłoni. Nie chciał żeby zobaczyła jego rany sprzed kilku dni. Dracon wiedział, że to nie wina Pottera, no może po połowie. Dwa dni temu młody Malfoy był w domu żeby, przejść próbę dla Voldemorta, chciał go sprawdzić. Potter nieświadomie uderzył drętwotą w niezagojoną jeszcze ranę, która się po prostu otworzyła. Spojrzał na swoją rękę, rękaw był już mocno nasiąknięty krwią, a ta uparta Granger nadal próbowała mu pomóc. A co mi tam? Niech mi opatrzy łapę. Pomyślał i przestał się wyrywać, na co dziewczyna odetchnęła z ulgą. Spojrzał na nią, jej brązowe loki opadały delikatnie na szyję, zaś jej piękne czekoladowe oczy wpatrywały się w skupieniu w rękę. Cicho krzyknęła, gdy zobaczyła ranę, sam też spojrzał. U lala nie wygląda to najlepiej. Dziewczyna spojrzała mu w oczy, w jego zimne puste oczy. Gdy próbowała zabandażować ranę syknął cicho, piekło jak cholera. Obserwował każdy jej ruch, musiał przyznać, że bardzo wyładniała, nie miała już "szopy" na głowie tylko duże subtelne loki, figurę miała też prawie idealną, ale miała jedną OLBRZYMIĄ jak dla Dracona wadę, była szlamą. Osobą, która ma nie magicznych rodziców, kogoś, kogo on sam nienawidził i tępił. Drugą dużą wadą było to, że była przyjaciółką Pottera i Wesley'a. Tak Pottera, Dracon go nienawidził. Dlaczego? Dopiera niedawno zdał sobie sprawę, dlaczego tak NAPRWADĘ go nienawidzi. Taki, mało istotny powód, a jednak, młody Malfoy mu po prostu...Zazdrościł. I kto by pomyślał, że dziedzic fortuny Malfoy'ów i jedyna latorośl tej arystokrackiej rodziny, oraz najprzystojniejszy chłopak Hogwartu, może zazdrościć czegoś takiemu wymoczkowi, jakim jest Harry Potter. A jednak, ślizgon zazdrościł mu przyjaciół. Mimo, że wiele osób uważała go za szczęśliwego, on w głębi duszy krzyczał "Niech mnie ktoś przytuli!". Z tego powodu był ten dzisiejszy pojedynek, on wyzwał Pottera a nie na odwrót. Był taki wściekły jak zobaczył Wielkie Trio siedzące nad brzegiem jeziora i opowiadające sobie nawzajem dowcipy. To go wykończyło psychicznie. Dopadł gryfona, który odłączył się na chwilę od przyjaciół i na korytarzu wyzwał go na pojedynek. Teraz ma za swoje, pomyślał. Jakby nie te duże szczegóły zabrałby się za Granger już w szóstej klasie. Westchnął cicho. Do jego delikatnych uszu doszły odgłosy szlochu, odwrócił głowę i co zobaczył? Potter płakał! Gdzie jest ten głupi gryfon Colin Creevey czy jakoś tak, z tym swoim aparatem jak jest potrzebny, to go nie ma, idiota. Na ustach ślizgona pojawił się diabelski uśmiech. Gryfonka najwyraźniej to zauważyła, bo odezwała się.
- Widzę Malfoy, że się lepiej czuj..- Nieskończyła, bo Draco...zemdlał. Hermiona spojrzała przerażona na chłopaka i potrząsnęła nim lekko. Nic, nie obudził się.
- Harry! Ron! Malfoy stracił przytomność!- Krzyknęła przerażona i spojrzał na kredo białą twarz ślizgona. Gryfoni podnieśli się z podłogi i wolnym krokiem podeszli do Hermiony. Na ich twarzach pojawił się strach.
- Musimy go stąd zabrać- Powiedziała drżącym głosem- Wingardium Leviosa- Powiedziała i ciało młodego Malfoya zaczęło lewitować. Szybkim krokiem, opuścili lochy i byli już na schodach, gdy Draco obudził się. Spojrzał swoimi szarymi oczami na przestraszoną Hermionę. Gdy tylko zauważyła, że si