Help - Search - Member List - Calendar
Pelna wersja: Wojna W Tchnieniu
Magiczne Forum > Harry Potter > Fan Fiction i Kwiat Lotosu > W Labiryncie Wyobraźni
Pages: 1, 2
Keyt

style='font-size:21pt;line-height:100%'>Wojna w

tchnieniu


Autor: Muddgutts
Tytuł

oryginału:
‘War within a breath’
Oryginał:
href='http://fanfiction.portkey.org'

target='_blank'>www.fanfiction.portkey.org


Rozdział

I


- Harry, obudź się.

- Harry...obudź się. – Głos

znowu się odezwał, tym razem poczuł małe potrząśnięciem na swoim ramieniu.

Poprzez lekką mgłę przyćmione światło wypełniało wilgotny pokój. Ciało go

bolało, czuł mrowienie, które wstrząsnęło barkami, kiedy się wyprostował.

Harry sięgnął po swój płaszcz i okulary. – Tonks? Kt...która jest

godzina?

Tonks przysunęła do siebie swoją różdżkę i klęknęła przy

jego łóżku.

- Słuchaj Harry, musimy ruszać. To miejsce nie jest już

bezpieczna.

Harry opadł cicho na łóżku z pomrukiem

niezadowolenia.

- No nie...dotarliśmy tutaj dopiero wczoraj i już

musimy wyjechać? Lepiej, żeby to nie była jedna z akcji Moody’ego, bo

inaczej przetransmutuję jego nogę w wykałaczkę. – Spojrzał na nią

czekając bez skutku na uśmiech.

Tonks wyglądała bardzo poważnie,

wstała zapalając lampę na szafce nocnej.

- Harry, nie mamy dużo czasu

na obijanie. Musimy spotkać się z Remusem i Kingsleyem za dziesięć minut. A

teraz ruszać się, wszyscy! – Jej ostatnie słowa były wypowiedziane

na tyle głośno, że obudziła nimi Neville’a i Rona.

- Co się

dzieje? – spytał Neville siadając na swoim łóżku. Ron cicho opadł,

zdejmując pościel ze swojej głowy.

Tonks podeszła do szafki, wyjęła

ich torby i rzuciła je na środek pokoju.

- Wstawać! Teraz!

Macie pięć minut, żeby doprowadzić się do ładu i być gotowym.

Harry

przyglądał się jej ciekawie przez minutę. Nie zachowywała się tak od tygodni

i jego żołądek opadł na myśl ostatniego razu, kiedy wszyscy zostali obudzeni

w środku nocy, żeby przeprowadzić się do nowego, bezpiecznego domu, prawie

przed dwoma tygodniami.

Ukrywali się w starej stodole, gdzieś

niedaleko Yorku. Wszystko było w porządku, dopóki z zimnego nieba nie

pojawili się Tonks i Remus na swoich miotłach, żądając by zebrali się i

wyjechali. Próbowali nie panikować i zabrać wszystkie swoje rzeczy, ale

Hermiona zaczęła się dusić kiedy zdała sobie sprawę, że nie ma miotły. Wtedy

Harry zrobił jedyną rzecz, jaką był w stanie. Wciągnął ją na swoja miotłę i

odleciał. Po kilku przekleństwach i uderzeniach Hermiona uspokoiła się.

Spojrzała na starą stodołę ponad ramieniem Harry’ego. Nie więcej jak

dwie minuty po tym jak wylecieli, duża grupa Śmierciożerców pojawiła się

przed budynkiem. Widok stodoły płonącej na tle nieba wciąż trapi ją w jej

snach.

Harry wyskoczył z łóżka i zaczął wrzucać wszystkie szkolne

książki i ubrania do kufra. Rozejrzał się po pokoju szukając czegoś, o czym,

mógł zapomnieć. Zauważył, że Neville robi to samo, ale Ron wciąż nie

wstał.

- Hej, Ron! Wstawaj albo będziesz musiał tutaj zostać,

stary!

Harry nie zaczekał na Rona, bo usłyszał obcasy Tonks za

drzwiami pokoju. Poruszały się szybko od jednych drzwi do drugich. Tonks

odwróciła się i zatrzymała Harry’ego przed wejściem do

pokoju.

- Hm Harry, może ja powinnam pierwsza, ha?

Harry się

zmieszał. Wiedział, że czas był najważniejszy, ale chciał tylko tam się

dostać i pomóc Hermionie w pakowaniu; to bez wątpienia opóźniłoby ich

wyjazd. Zauważył uśmiech Tonks i nagle zaświtało mu w głowie, że dziewczyny

mogą nie być jeszcze ubrane. Zarumienił się i podparł o ścianę.

-

Och... no tak.

Tonks przecisnęła się przez drzwi do pokoju trzymając

wysoko różdżkę, oświecającą jej drogę.

- Moje panie, czas wstawać

– nakazała. Harry mógł usłyszeć z zewnątrz pokoju jak budzą się do

życia. Dokładnie sprawdził wszystkie zapięcia w kufrze i ściągnął je

mocniej. Zakręcił się w małym kółku sprawdzając swoje kieszenie.

-

Różdżka, jest. Pieniądze, są. Zdjęcia? – jego palce przebiegły przez

całą długość spodni, później do kieszeni koszuli i głęboko westchnął z ulgą,

kiedy zdjęcia same wypadły. Podniósł je, przesunął do światła dobiegającego

z uchylonych drzwi i spojrzał na nie. Kiedy całe to szaleństwo rozpoczęło

się w pierwszym tygodniu lata, wyjął dwie fotografie z albumu; reszta mogła

zostać w jego niepotrzebnym bagażu. Jedno było bardzo stare i zniszczone;

pochodziło z dniu ślubu jego rodziców. Jego matka, ojciec i Syriusz

pomachali mu, uśmiechając się radośnie. Drugie zdjęcie przedstawiało Rona,

Hermionę i jego samego z ich pierwszego roku. Uśmiechnął się i wtedy wszyscy

poruszyli się i uścisnęli.

Drzwi sypialni otworzyły się, w których

pojawiła się Tonks.

- Harry, idę zamknąć tylne wejście i okna.

Upewnij się, żeby wszyscy byli przed frontowymi drzwiami gotowi do drogi jak

tylko Remus przyjedzie samochodem. OK.?

- Samochodem? Jakim

samochodem?

- Kingsley pożyczył jeden z Ministerstwa. Najlepiej jak

nie będziesz o tym za dużo myślał, Harry. Po prostu się rusz, co? –

Zakończyła Tonks i szybko zeszła na dół do salonu. Harry wzruszył ramionami,

przestając myśleć o informacji, wsunął zdjęcia do tylnej kieszeni dżinsów,

zapukał głośno w drzwi i mocno je pchnął.

Ginny o mało na niego nie

wpadła, kiedy wybiegła z łazienki trzymając wszystkie swoje kosmetyki.

– Uważaj, Harry! – Luna otworzyła jej torbę, a Ginny

wrzuciła je do środka. Hermiona była zajęta szukaniem czegoś pod

kołdrą.

Harry nie przejmował się i nie zapytał o pozwolenie, tylko

podszedł do jej szafki nocnej i podniósł plecak z podłogi. Z zadziwiającą

szybkością pozbierał jej książki, pergamin, pióra i ubrania. Hermiona nawet

tego zauważyła, bo właśnie próbowała sięgnąć po coś co upadło jej między

ścianą, a łóżkiem.

-No nie... jeszcze trochę – powiedziała

wyciągając znowu rękę w wąską przestrzeń. Harry przyglądał się jej przez

chwilę z uśmiechem. Wyglądała na o wiele starszą porównując ze zdjęciem z

pierwszego roku. Jej ciało dojrzało i będąc uczciwym przyłapał się ostatnio

na zbyt częstym gapieniu się na nią. Była teraz zadziwiająco piękna,

przynajmniej dla niego, wydawało mu się, że dla Rona też, ale Ron nigdy by

mu się do tego nie przyznał. Harry przytrzymał się o ramę łóżka, mocno nim

szarpnął i odsunął od ściany.

Zaskoczona Hermiona wydała z siebie

krótkie „och” i zobaczyła Harry’ego stojącego przy łóżku.

Uśmiechnął się do niej.

- Chodź, pospiesz się. Mam wszystkie twoje

książki i papier – powiedział, przerzucając jej plecak przez ramię.

Podniosła zgubioną rzecz zza łóżka i usiadła; był to jej organizer. Mała,

czarna książeczka wyglądała na gotową do użycia, było w niej mnóstwo

wielokolorowych kartek wystających ze środka.

- Dziękuję Ci ... Harry

– powiedziała, szeroko ziewając. – Mało dzisiaj spałam,

przepraszam.

Harry’emu też się zachciało ziewać i wyciągnął do

niej rękę. Chwyciła ją pewnie, wstała z łóżka, ale zachwiała się na śpiących

nogach i oparła się na nim, a jej głowa spoczęła na jego klatce piersiowej.

Harry rozejrzał się po pokoju. Ginny przyglądała się im z uniesionymi

brwiami.

- Kiedy poszłaś spać, Hermiono? – zapytała

Ginny.

Hermiona wyprostowała się i przetarła oczy.

- Wydaje mi

się, że około godzinę temu.

Harry wytrzeszczył oczy. Tak naprawdę to

nie było dla niego niespodzianką.

- Niech zgadnę, wypracowanie z

Eliksirów, tak?

Hermiona cofnęła się i zrobiła niezadowoloną

minę.

- Tak właśnie. Przynajmniej moje jest już gotowe. Ty na pewno

nawet nie drgnąłeś swojego i nie myśl, że dam ci przepisać. Mówiłam ci,

żebyś zaczął tydzień temu. – Harry otworzył usta, żeby powiedzieć, że

nie planował od niej przepisywać, kiedy nagle Ron wparował do

pokoju.

Przeleciał cały pokój wzrokiem, a później jego oczy spoczęły

z wyrazem dezaprobaty na Harrym, który stał ze swoim plecakiem i

Hermiony.

- Typowe... Hej zostawiłeś swoją miotłę. – Oczy

Harry’ego zwęziły się, kiedy usłyszał od niego słowo

„typowe”. Co to miało znaczyć?

Ron podszedł do nich i

podał Błyskawicę Harry’emu.

- Wygląda na to, że masz ręce pełne

roboty, więc wydaje mi się, że dzisiaj lecisz ze mną, Hermiono –

powiedział, wyglądając na bardzo szczęśliwego z tego powodu.

- O nie,

proszę, nigdy więcej latania – jęknęła Hermiona.- Jestem zbyt

zmęczona, żeby nawet myśleć o wdrapaniu się na miotłę.

Harry

wyszczerzył zęby.

- Dzisiaj nie lecimy, Kingsley zawiezie nas

samochodem.

- Co? Samochód? Gdzie on dostał samochód? – zapytał

Ron, a jego uśmiech spełzł mu po twarzy.

Harry wzruszył

ramionami.

- Nie wiem. Tonks powiedziała, że wziął z Ministerstwa i

razem z profesorem Lupinem będą tu lada moment. – Ron prychnął,

obrócił się na pięcie do drzwi i wyszedł wyglądając na

pokonanego.

Hermiona spojrzała pytająco na Harry’ego.

-

Czy on ma jakiś problem?

Harry chciał jej odpowiedzieć, kiedy nagle

podłoga drgnęła.

- Co to było? – zapytała Ginny. Wtedy to znowu

się wydarzyło i tym razem dłużej i głośniej.

Hermiona instynktownie

zrobiła krok bliżej Harry’ego.

-Co to za hałas? –

spytała. Harry nie był pewien co tworzy ten hałas, ale jednego mógł być

pewien. Nie mogli tu tak stać i czekać na najgorsze.

- Chodźcie,

wynośmy się stąd!

Rzucili się do drzwi, wybiegając prosto na

Neville’a.

- Co się dzieje? Dlaczego podłoga się trzęsie?

– spytał Neville, wyglądając raczej blado.

Ron stał na dole

przy głównym wejściu.

- Szybko, chodźcie. Co to jest?

Wszyscy

zebrali się przy drzwiach. Przy drodze duże sosny przebijały się przez

bezchmurną noc. Drzewa niebezpiecznie kołysały się, kiedy ziemia znowu

zadudniła. Hermiona cicho zapiszczała i przylgnęła do ramienia

Harry’ego.

- To ... to brzmi jak...

- Graup

– dokończył Harry – ale większe!

Ron chwycił

Harry’ego za ramię i obrócił go.

- Graup! Masz na myśli

tego pół-brata Hagrida i pół-olbrzyma?

Neville głośno przełknął

ślinę.

- Olbrzym! – Wszyscy wyjęli swoje różdżki i zaczęli

cofać się od frontowych drzwi.

Przez szyby patrzyli jak ziemia drży i

dużo drzew opada na trawnik, a wyżej na tle czarnego nieba widać było

kształt głowy. Szczęka Harry’ego opadła, kiedy olbrzym mający prawie

dwadzieścia pięć stóp, ukazał się w świetle księżyca. Harry’emu

przypominał groteskowo powiększonego Wikinga wyciętego prosto z książek

historycznych, w białej kamizelce zrobionej z futra wilka i rzemykach

nałożonych wokół stóp i rąk. Jego pięści były wielkości głazów, a stopy

większe od samochodu wuja Vernona. Kiedy olbrzym stanął między domem, a

drzewami, pojawiła się przy nim mała figurka. Był to Antonin Dołohow. Harry

by nigdy nie zapomniał człowieka, który prawie zabił jego najlepszą

przyjaciółkę, Hermionę, choćby był zamaskowany.

Krew się w nim

zagotowała i mocno przycisnął palce do różdżki myśląc o najgorszej klątwie,

jaką mógł użyć na Śmierciożercy. Usunął się z widoku szyby, zanurkował i

chwycił Hermionę.

- Na dół! Nie pozwólcie, żeby was zobaczył!

– Na rozkaz Harry’ego, wszyscy upadli na podłogę i przycisnęli

się do rogu ściany.

- Kto tam jest? Kogo widziałeś?- zapytała Ginny.

Harry zmarszczył się, myśląc co to może oznaczać, że Dołohow jest na

wolności. Ron zaczął wychylać głowę, żeby spojrzeć, co się dzieje, ale Harry

przycisnął go mocno do podłogi.

- Mówiłem, żebyś się nie

podnosił! Tam jest Śmierciożerca, który kontroluje tego

olbrzyma!

Ron wyszarpał się z jego uścisku.

-

Zjeżdżaj! Gdybyś to powiedział wcześniej, nie musiałbym patrzeć!

Prawda, mądralo?

Harry ścisnął zęby ze złości.

- Nie mam

czasu, żeby uzgadniać z tobą każdy szczegół. Po prostu trzymaj swoją

cholerną głowę na dole! Zrozumiałeś?

Ron przewrócił oczami i

cicho upadł między Luną, a Nevillem.

- Tak jest,

kapitanie.

Hermiona miała już dosyć.
- Wystarczy już, wy dwoje

uciszcie się! – odwróciła się do Harry’ego.- Co teraz

zrobimy? Nie możemy tutaj zostać i gdzie jest Tonks?

Z zewnątrz

wyraźnie było słychac głos Dołohowa, który krzyczał do olbrzyma. Mówił do

niego w obcym języku. Brzmiało to tak jak by prowokował go i namawiał do

dalszego szaleństwa. Nawet nisko na podłodze Harry mógł widzieć, jak olbrzym

sięga, wyrywa drzewo i odwraca się w kierunku domu.

- Harry!

Chodź, musimy stąd uciekać! – Hermiona błagała, łapiąc się za

ramię Harry’ego. – Proszę, to nie jest tego

warte.

Patrząc się na nią chciał wrzasnąć „Nie jest warte? Ten

człowiek prawie cię zabił! Powinien teraz siedzieć w

więzieniu!”. Kiedy jednak zobaczył strach w jej oczach, nie

potrafił nic powiedzieć i tylko przytaknął. Ron teraz opierał się o drzwi i

Harry wpadł na pewien plan.

- A więc musimy się dostać do tylnych

drzwi. Ron, ty prowadzisz.

Ron rzucił mu najgorsze spojrzenie od

czasu kiedy się poznali.

- Ja! Dlaczego ja muszę iść

pierwszy?

Harry chciał go uderzyć za bycie takim palantem.

-

Bo ja jestem kapitanem, pamiętaj – powiedział sarkastycznie. Ron

burknął.

Ginny pchnęła Rona z drogi i zaczęła się ruszać w stronę

tylnych drzwi.

- Och, wy dwaj, jesteście niemożliwi! Zjeżdżaj mi

z drogi, ty duży niemowlaku. – Przeszła szybko skulona przez salon.

Luna chwyciła lampę, ociągając się za Ginny, trzymając się blisko

Neville’a. Ron był teraz tak chętny do ucieczki, że praktycznie teraz

pchał Neville’a od tyłu.

Harry szybko spojrzał przez szybę i

zobaczył jak olbrzym zbliża się do domu i obraca sosnami dookoła swojej

głowy. Bez ostrzeżenia Harry chwycił Hermionę i przycisnął ją do

podłogi

- Wszyscy na dół! – krzyknął z całej

siły.

Pokoje, w których spali jeszcze piętnaście minut temu

eksplodowały. Szkło i drewno latało wszędzie i byli otoczeni przez chmurę

kurzu i śmieci. Pomiędzy krzykami Ginny i Luny, Harry mógł usłyszeć jak

fundament małego domu się zawala.

- Nic się nikomu nie stało? –

zapytał. Odpowiedzieli, że wszystko jest w porządku, ale nie mógł ich

zobaczyć, przez grubą warstwę kurzu pokrywającą jego okulary. Ron krzyczał

do Ginny.

- Idź... idź zanim zmiażdży nas na śmierć!

Harry

spojrzał na Hermionę i spotkał jej szerokie oczy i zauważył czerwone

policzki. Leżała płasko na plecach, a on na niej jak tarcza.

-

Wszystko OK? Chyba ci nic nie zrobiłem, prawda?

Wciągnęła głęboko

powietrze, tak że jej klatka piersiowa przycisnęła się do jego

brzucha.

- Nie, nic mi nie zrobiłeś.... dziękuję, Harry –

dokończyła, patrząc się przed siebie. Jej policzki i uszy spłonęły na

czerwono. Harry nie był na tyle głupi, żeby nie zauważyć w jakiej pozycji

się znajdują, ale teraz nie mieli tyle czasu na myślenie o tym. Jednym

szybkim ruchem, Harry wstał i pociągnął ze sobą Hermionę.

Powietrze

już było czyste i duże sosnowe drzewo zaczęło się kołysać. W każdej chwili

mogło upaść na dom. Nagle drzwi na końcu korytarza otworzyły się i pojawił

się w nich Śmierciożerca. Pośliznął się i jego ciało upadło na podłogę z

głuchym odgłosem tuż obok Ginny. Dała mu lekkiego kopniaka, żeby sprawdzić

czy jest przytomny, ale nie było żadnej odpowiedzi. W kuchennych drzwiach

stała Tonks trzymając w jednej ręce różdżkę, a w drugiej innego

Śmierciożercę.

- Pospieszcie się! – zawołała do zmieszanych

nastolatków. Nikt nie potrzebował większego zaproszenia. Wszyscy skierowali

się do pokoju. Jeszcze inny Śmierciożerca wpadł na pozostałości po kuchennym

stole, który został całkowicie rozniesiony. Okno w tylnych drzwiach też było

wybite, więc wyglądało na to, że dostał się do domu właśnie tamtędy, jeszcze

zanim zaczęli biec w stronę Tonks. Harry tylko raz widział walczącą Tonks, w

Departamencie Tajemnic, wtedy zrobiła na nim duże wrażenie. Była doskonałym

Aurorem, a dowód na to właśnie przeleciał nad podłogą pod postacią trzech

nieprzytomnych Śmierciożerców.

Tonks pchnęła Neville’a i Ginny

w stronę wyłamanych drzwi.

- Ruszcie się! Przestańcie się

gapić! Chcecie być naleśnikiem? – zaczęła wszystkich prowadzić w

stronę wyjścia i momentalnie zatrzymała się, aby spojrzeć na

Harry’ego. Szturchnęła go w ramię.

- Nic ci nie jest Harry?



Nie mogąc wydobyć z siebie głosu, tylko kiwnął głową. Kiedy Tonks,

Harry i Hermiona wybiegli z domu, usłyszeli echo, które wypełniło nocną

ciszę. Harry po raz ostatni spojrzał się za ramię i widział jak drzewo opada

na coś co teraz tylko przypominało dom. Wszyscy zanurkowali, żeby się ukryć

przed latającymi w powietrzu kawałkami drewna i szkła.

Olbrzym

chrząknął na widok swoich uciekających ofiar i w mgnieniu oka przeszedł

przez dom, aby ich dopaść. Hermiona pociągnęła do tyłu Harry’ego,

kiedy zasypał stwora deszczem zaklęć. Użył trzech oszałamiaczy, które odbiły

się boleśnie od ciała olbrzyma. Hermiona wrzasnęła Harry’emu do

ucha.

- To nie ma sensu Harry! Musimy uciekać!

Widząc,

że jego starania są bezskuteczne, odwrócił się w miejsce, gdzie przed chwilą

stała Tonks, ale teraz jej tam nie było.

Reszta grupy krzyczała do

nich, żeby uciekali przed olbrzymem, który zbliżał się w jednym celu –

żeby ich zabić. Biegli tak szybko, na ile tylko pozwalały im ich zmęczone

nogi. Znajdowali się w beznadziejnej sytuacji. Harry ciągnął za sobą

Hermionę. Błysk czerwonego światła, przeleciał mu nad głową. Słyszał jak

Hermiona wykrzykuje zaklęcia za jego plecami. Wiązka światła znowu go minęła

i rozbiła się o trawę tuż przed nimi. Harry odwrócił się i zobaczył Dołohowa

z różdżką w ręku, niezbyt daleko od nich.

- Koniec! Dość już się

za wami nabiegałem! – powiedział.

Hermiona spojrzała na

niego ze strachem w oczach.

- Harry! Co ty wyprawiasz? –

ściągnął ją na dół i wycelował swoją różdżkę w stronę Dołohowa wysyłając

zaklęcie jedno po drugim. Śmierciożerca łatwo ich uniknął, wykorzystując

gruz jako schronienia.

- Trzeba go oszołomić! Unieś to rumowisko

przed nim, żeby mógł łatwo w niego wycelować! – wrzasnął

Harry.

Próbując nie myśleć o nadciągającym olbrzymie, Hermiona

zaczęła unosić duże kawałki głazów. Utrzymywały się przez chwilę w

powietrzu, zanim uderzyły prosto w plecy Dołohowa. Kiedy skakał z jednej

strony na drugą, nie chcąc być zmiażdżonym, Harry skupił się na swoim

głównym celu i krzyknął.

- Incarcerous!

Liny wyleciały z

jego różdżki i obwiązały szczelnie Śmierciożercę.

Tonks pojawiła z

cichym trzaskiem tuż obok Hermiony i szybkim machnięciem ręki przywołała

różdżkę Dołohowa. W powietrzu słychać było głośny, świszczący dźwięk i nagle

bez ostrzeżenia Tonks i Hermiona zostały przewrócone na ziemię. Zanim

ktokolwiek wypowiedział jakieś słowo, ciemna plama przeleciała nad ich

głowami. Było jasne, że jest to ogromna ręka olbrzyma, który teraz wynurzył

się, żeby w końcu ich dopaść. W czasie ich małego pojedynku z Dołohowem

zapomnieli dlaczego uciekali z ich pierwszej kryjówki, ale teraz było za

późno. Byli w pułapce.

Ron i Neville obserwowali z przerażeniem jak

olbrzym wybrał sobie za cel Harry’ego i Hermionę, i był gotów do

uderzenia. Szczęka Rona opadła, A Ginny zaczęła mocno trząść jego ramieniem,

krzycząc:

- Zrób coś!

Kiedy nic jej nie odpowiedział,

odwróciła się do Neville’a i wyciągnęła go z szopy, gdzie się

ukrywali.

- Choodź, musimy go oszołomić!

Oczy

Neville’a błądziły między jego przyjaciółmi, którzy w każdej chwili

mogli być roztrzaskani, a Ginny. Z determinacją w oczach i głosie

powiedział:

- Jasne zaklęcia! Cokolwiek świecącego, po prostu

trzeba odwrócić jego uwagę!

Ginny szybko przytaknęła głową i

wypuściła iskrę w niebo. Była wystarczająca, żeby oświecić przestrzeń między

domem, a lasem.

Przez wiązki światła obserwowali jak prawe ramię

olbrzyma sięga, żeby złapać ich przyjaciół, kiedy przekłuwające białe

światło popłynęło przez teren i wystarczająco oszołomiło

stwora.

Głośne warczenie jakiegoś pojazdu odbijało się echem od drzew

i napełniło ich nadzieją. Czarny samochód Ministerstwa pojawiło się przed

ich oczami. Harry wyprostował się i uśmiechnął, kiedy auto zatrzymało się i

Remus Lupin z różdżką w ręku, wyskoczył z przedniego siedzenia.

-

Gdzie jest Harry? – zapytał Lupin.

- Tam! – wskazała

palcem Ginny.

Aportował się z niewdzięcznym trzaskiem między

Hermioną, a Tonks.

- Tonks! Łap Hermionę!
On sam złapał

Harry’ego i aportował się prosto do samochodu. Harry wcisnął się na

siedzenie obok Rona, a chwilę później Hermiona usiadła przy nim. Ginny,

Neville i Luna pomogli wejść Tonks do samochodu, która wylądowała na nogach

wszystkich pasażerów i zamknęli za nią drzwi. Przez tylne okno patrzyli się

jak zniszczony dom i wściekły olbrzym znikają im z pola widzenia. Odetchnęli

z ulgą.

Minęło piętnaście minut i po kilku niewygodnych ruchach,

zaczęli się ściskać i tłoczyć. Ron z desperacją próbował wyjąć nogi spod

Tonks, która rzuciła mu ostre spojrzenie.

- Słuchaj Ron, jeżeli

chcesz dotknąć mojego tyłka to proszę spróbuj, ale przestań tak wiercić

tymi stopami.

- Nie mogę nic na to poradzić, że jestem tutaj

najwyższy – jęknął, spoglądając na wszystkich dookoła. Tył samochodu

miał dwa siedzenia naprzeciwko siebie, ale z siedmioma osobami i ich

bagażami naprawdę musiało być trudno komuś o jego rozmiarach.



Hermiona szybko się rozejrzała i rozwiązała problem w

sekundę.

- O.K. wszyscy przesuńcie torby do drzwi.

Przyjęła

pół stojącą pozycję, powodując, że Ron ześliznął się z siedzenia.

-

Ron, przesuń się całkowicie w tamtą stronę – zrobił tak jak mu kazała

i Tonks z ulgą usiadła tuż obok niego. Harry jednak zauwazył mały

problem.

- Hm, Hermiono – powiedział – gdzie zamierzasz

ty usiąść? Właśnie pozbyłaś siebie samą siedzenia.

- Och –

odpowiedziała i zmarszczyła brwi w zamyśleniu. Przygryzła wargę wymyślając

inne ustawienie dla tak dużej liczby osób.

- Ja sobie po prostu

usiądą na... – powiedziała, ale urwała kiedy samochód ostro zakręcił.

Hermiona podskoczyła do góry, uderzyła głową o dach i wylądowała na kolanach

Harry’ego, który instynktownie ją złapał.

- Hermiono, nic ci

nie jest?

Popatrzyła na niego z ukosa, gładząc się po głowie. Harry

ułożył swoje ręce przyzwyczajając się do jej pozycji. Nie mógł nic na to

poradzić, ale chciał się uśmiechnąć. Po tym wszystkim co ich spotkało,

myślał tylko o jej delikatnym i miękkim dotyku, zwykłym ludzkim kontakcie

mówiącym, że nie był sam w koszmarze, w który został złapany. Ona była

prawdziwa, wtedy i teraz, a nie tylko wspomnieniem z fotografii. Był pewien,

że życie to nie tylko cierpienie i ból, i kiedy odwrócił głowę i spojrzał na

ciemne niebo coś zaświtało mu w głowie. „Ona mnie rozumie. Zawsze mnie

rozumiała. Nawet Ron mnie tak nie zna jak ona”, uśmiechnął

się.

- Harry, jeżeli jestem za ciężka mogę się ruszyć, nie mam nic

przeciwko siedzeniu na podłodze.

Próbowała wstać, ale jego ścisnął ją

jeszcze bardziej. Szepnął jej w ucho przez gęste, brązowe włosy.

-

Proszę nie idź, jest naprawdę dobrze – Hermiona czuła jego oddech na

szyi, a po całym ciele przeleciały jej ciarki. Zagubiła się na chwilę myśląc

co się wydarzyło i jak miłe było siedzenie z Harrym w ten sposób. Tonks

szturchnęła ją w nogę.

- Hm – Uśmiech Tonks był złośliwy i jej

oczy świeciły, tak jak by chciały stwierdzić „Dobrze się

bawicie?”. Hermiona nie miała nic do powiedzenia i dalej patrzyła się

na Tonks i jej warga drgnęła. Tonks sięgnęła do szaty po różdżkę.

-

Mam dla ciebie prezent, Hermiono.

- Przecież ja już mam różdżkę, ale

dziękuję.

- Ale ta różdżka jest własnością naszego przyjaciela

Śmierciożercy, Antonina Dołohowa – Tonks powiedział zimno, podając

różdżkę Hermionie. Podrzuciła ją kilka razy, myśląc co z nią zrobić, ale

głos Harry’ego dobiegający zza jej pleców był niski i mocny.

-

Złam ją.

Mogła teraz zobaczyć twarz. Jego mina była czysta, a jego

przykuwające zielone oczy nawet nie drgnęły.

- Zrób to Hermiono. Złam

różdżkę, poczujesz się lepiej.

Hermiona spojrzała się na wszystkich w

samochodzie.

Ginny cała się rozpromieniła, Luna przytaknęła krótko

głową, a Neville uśmiechnął się robiąc w powietrzu ruch łamania różdżki.

Mina Rona była nieczytelna, ale powiedział:

- No już złam ją. Wiesz,

że tego chcesz.

Tonks popatrzyła się na nią ciepło i przekręciła

lekko głowę.

- Nic złego się nie stanie.

Kiedy Hermiona

odwróciła się do Harry’ego, chwycił jej ręce, położył na końcu różdżki

i powiedział:

- Zasłużyłaś na to, Hermiono. On już cię nie

skrzywdzi.

Jej oddech drgnął i ścisnęła mocniej różdżkę. Zgrzytnęła

zębami, zgromadziła całą swoją siłę i przełamała ją na dwa kawałki. Małe

cząstki ze środka wzniosły się w górę i wyleciały przez okno samochodu.

Wszyscy zaczęli się śmiać i powrócili do rozmów jakby to był czas porannej

kawy.

Hermiona opuściła głowę. Wypełniło ją uczucie ulgi. Oparła się

o Harry’ego, chwilę zaszlochała.

- Już dobrze. To

koniec.

Zamknęła oczy i wypuściła skomplikowane myśli z

umysłu.

Oboje zasnęli podskakując na tylnym siedzeniu, kiedy jechali

przez ciemną noc, kierując się do nowego bezpiecznego domu i zbliżając się z

każdym dniem do powrotu do Hogwartu.
Miaka
Bardzo ładnie i zgrabnie tłumaczysz. Szybciutko się czyta, a to najważniejsze, no i wciąga, wciąga i to jeszcze jak. Widać jednak już od I partu na co sie zapowiada....Harry&Hermiona (może się myle, nie znam całej fabuły, bo cosik nie mogę znależć tego oryginału)...dosyc popularny na tej stronie związek:D:D ale w tym opowiadaniu nie jest to jedyny wątek. Najważniejsza jest tu tocząca się wojna. Oby tak dalej! Czekam na dalsze części.
KaFeCkO
Najs
src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/> czekam na dalsze czesci
src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'

/>
Tova Brink
Bardzo fajny fan fick
src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'

/> Jestem ciekawa dalszych części. Wchodzę na portkey prawie

codziennie i uwielbiam tę stronkę (jak każdy zwariowany "H/Hr

sipper"
src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'

/>). Muddgutts jest nie tylko dobrym pisarzem, ale też bardzo

zdolnym rysownikiem! (widziałam jego prace, są po prostu niesamowite).

Tłumaczenie jest bardzo zgrabne, naprawdę świetne i dopracowane, chociaż

znalazłyby się pewne usterki, ale to tylko kwestia treningu. Będę uważnie

śledziła to tłumaczenie (nie wiem, czy przeczytam ff w oryginale, może jak

znajdę czas...). Trzymam kciuki! Jestem naprawdę pod wrażeniem pracy,

jaką odwaliłaś
src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'

/>

Pozdrawia was forumowy, pierwszy i niepowtarzalny

"H/Hr shipper"
src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/czarodziej.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='czarodziej.gif'

/>
src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/wub.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='wub.gif' />

KaFeCkO
Teraz tylko czekamy na next parta


src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/>
AnDzIkA
Cudowne! Po prostu świetne


src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/> Czekam na następną część. Mam nadzieję że będzie

niedługo.

Pozdrawiam,
AnDzIkA
madziula
Hmm..ładne, podoba mi sie...PISZ PISZ

...DALEJ ...(=
Keyt
Dziękuję bardzo wam za te miłe posty. Nie

spodziewałam się, że się spodoba. Przykro mi to mówić, ale będzie trzeba

poczekać cierpliwie na następną część, bo szkoła nawet w wakacje nie daje mi

spokoju i jako bardzo "pilna" uczennica muszę przeczytać Potop,

Chłopów i inne bzdury. Jednak mam pytanie może chcecie mniejsze party, wtedy

będzie szybciej?
marvia
Bardzo fajny fick, dobrze sie czyta czekam

na next parta
src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'

/>
AnDzIkA
Ja się zgadzam na krótsze części. Przeczytam tego Ficka pod każdą postacią. Jest super laugh.gif
KaFeCkO
Tez sie zgadzam
src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/> i wspolczuje Ci tych chlopow i potopu
src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/sad.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='sad.gif' />

Avin
Podoba mi się. Nawet bardzo. Mogą być

krótkie party. Życzę weny
src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/nutella.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='nutella.gif'

/>
Keyt
Rozdział II

Dołohow chcąc

uwolnić ramiona z więzów, poruszył się, jednak nic to nie dało Liny były

zbyt mocno związane i nie mógł ich rozluźnić. Zdołał jedynie otrzeć się o

roztrzaskany kamień. „Gdybym tylko miał różdżkę, byłbym wolny i te

cholerne dzieciaki leżałyby już martwe u moich stóp”, pomyślał.

Rozglądając się ujrzał ogromną przerwę pomiędzy drzewami. Olbrzym musiał tam

zabłądzić, po tym jak samochód włączył się do sceny bitwy. Bez różdżki nie

mógł mieć kontroli nad bestią. Był bezsilny, wiedział tez komu będzie musiał

odpowiedzieć za swoją porażkę. Ta myśl utknęła mu w żołądku i rozpaliła jego

gardło.

Trzaski spowodowane przez aportujących się ludzi, przerwały

sen Dołohowa o przekręceniu szyi Potterowi.

- Kto tu jest? –

krzyknął w czarną noc. – Słyszę was!

Odpowiedział mu tylko

dźwięk stawianych stóp, które odbijały się echem od otaczających drzew.

Spróbował przekręcić głowę, żeby spojrzeć za siebie, ale nie było tam nikogo

i niczego w zasięgu jego wzroku. Serce mu podskoczyło i pot spłynął po

brudnej szyi. Wciągnął głęboko powietrze, kiedy dźwięk chodu nagle

ustał.

Dołohow momentalnie odwrócił głowę i ujrzał trzech

Śmierciożerców stojących naprzeciw niego.

- Jasna cholera!

Wystraszyliście mnie na śmierć. Uwolnijcie mnie!

Najwyższa ze

Śmierciożerców stała w środku. Miała czarne, długie włosy, które wystawały

jej spod kaptura i białą, porcelanową maskę, ukrywającą tylko górną część

jej twarzy, niesamowicie promieniującej w świetle księżyca. Przemówiła do

niego niskim głosem.

- Na śmierć, mówisz... hm, interesujący dobór

słów, Dołohow.

Krew uderzyła mu do głowy i głos mu się

załamał.

- Bellatriks, to ... to nie była moja wina. Przysięgam!

To był Bragi i tych dwóch nowych facetów! Mieli złapać grupę Pottera,

kiedy uciekali przed olbrzymem.

- Ciii.... – zagruchała,

klękając przed nim. Zbliżyła się do niego jak tygrysica. – No, no,

Antonin, już drugi raz zawiodłeś naszego Lorda. Mówiłam mu, że jesteś

bezwartościowy i powinien zostawić cię tutaj żebyś zgnił, ale pomyślał, że

jeszcze może być z ciebie jakiś pożytek.

Dołohow zachwiał się, chcąc

uniknąć jej dotyku. Wiedział, że ona uwielbia bawić się ze swoją

ofiarą.

- Proszę, to nie moja wina ... nie. – Przestał mówić,

kiedy różdżka wyślizgnęła się spod jej szaty. Stuknęła nią kilka razy o

wewnętrzną stronę jego uda i szepnęła mu do ucha.

- Nie umrzesz

– na razie! Czarny Pan ma wobec ciebie pewne plany –

powiedziała. Spojrzała na niego szerokimi oczami. – Oczywiście musisz

być ukarany za tą porażkę, a to już zostawił mnie.
Odsunęła się od niego

i skierowała różdżkę w stronę ziemi. Poruszyła lekko nadgarstkiem i z końca

jej różdżki wydobyło się zielone światło. Ziemia pod nim ożyła, wypuściła

pędy długiej, ciernistej rośliny. Chciał się uwolnić, jednak nic to nie

dało. Pędy zaczęły okręcać się wokół jego nóg, a ciernie wbijały się

boleśnie, zostawiając głębokie, rozszarpane rany na nagiej skórze. Krzyki

przekłuwały samotne, nocne niebo i wystraszyły ptaki gnieżdżące się na

pobliskich drzewach.

Bellatriks stała i patrzyła się z ciekawością,

wychylając głowę, aby mieć lepszy widok. Co i rusz mogła odnowić zaklęcie

albo powstrzymać Dołohowa od utraty przytomności. Po jakimś czasie inny

Śmierciożerca zawołał ją z gruzów starego domu.

- Co znalazłeś?

– zażądała od niego odpowiedzi, idąc ku niemu dużymi

krokami.

Śmierciożerca odrzucił kilka kawałków drewna i podniósł

starą, podartą fotografię

- To należy do Pottera. Imiona jego

rodziców są napisane na odwrocie, ale nie znam tego drugiego

mężczyzny.

Oczy Bellatriks rozszerzyły się na widok jej nieżyjącego

kuzyna, Syriusza.

- Tak, wiem kto to jest – powiedziała¸ wlekąc

się i myśląc. „Wciąż przywiązany do przeszłości, mały Potterku.”

Bellatriks uśmiechnęła się do siebie. Wskazała na zamaskowanego

Śmierciożercę.

- Wezwij sowę i przygotuj do drogi tą bezużyteczną

kupę ludzkiego ciała.

- Czy wiesz gdzie się teraz kierujemy –

zapytał, w ogóle nie ruszając się z miejsca.

Bellatriks zrobiła

jeden krok do przodu, mocno przyciskając stopy do ziemi

- No

już!

Śmierciożerca ruszył w stronę ciemnego lasu. Bellatriks

wróciła do fotografii i zaznaczyła linią twarz swojego kuzyna.

- Nous

verrons.
style='color:red'>*


----------------------------------------

-

*Nous verrons - [fr.] Przybywamy

avalanche
jedno co moim zdaniem zgrzyta to to

stwierdzenie:


align='center' width='95%' cellpadding='3'

cellspacing='1'>
QUOTE

id='QUOTE'>Wystraszyliście mnie do

śmierci

class='postcolor'>

nie wiem, może tak było w

oryginale napisane, ale mała korekta "na śmierć" by nic złego nie

zrobiła a lepiej by brzmiało =)

Szanon
Bardzo, bardzo podoba mi sie twoje

tłumaczenie. Dobrze znam porkey'a. I ja zyłam z pewnoscia, ze nigdy nie

przeczytam żadnego opowiadanie z tej cudownej stronki!A tu proszę!

Nie umiem angielskiego na tyle by móc sprawnie czytać ciagłe teksty

jednocześnie rozumiejac ich treść. To wsyztsko przez moja anglistke, która

zamiast nas uczyć nie robi na lekcji kompletnie nic, a do tego ma problemy

ze swoim zdrowiem psychicznym. Na szczęście ide do nowej szkoły ( 1

gimnazjum)[Słuchajcie, tylko sobie nie myslcie, ze ja małolata jakaś.

Dzwoneczek potwierdzi, ze nawet idzie sie ze mna dogadać, a pisze w miare].

No a co do tlumaczenia to raczej wiecej błędów nie znalazłam a jeśli chodzi

to "Do śmierci" to ja myślę, ze autor specjalnie tak napisłam bo

jakbyscie nie zauwazyli to Bellatriks kpiła z niego, no nie? Oczywiście

zadzyły sie literówki, ale to nic nie zmieniło. Tłumaczenie jest naprawdę

dobre. Myslałaś kiedys nad pracą tlumacza? świetnie nadawałabys się do tej

roli. Nasz kraj potrzebuje tak uzdolnionych ludzi. No napisałam wiecej niz

zamierzalam, ale jestem pełn apodziwu i czekam na dalsze czesci. Oczywiscie

moga być krótsze. Będziemy bardzo szczesliwi, jeśli sie ukaże bez wzgledy na

to czy odcinki bedą krótsze czy dłuższe***. Z ogromną niecierpliwoscia

czekam na kolejna część. Mam nadzieje, ze pojawi sie jeszcze w tym

tygodniu!



------------------------
*** Ile literówek i

ortografów walnęłam. Niech ktos policzy
Keyt
Po ich śmiałej ucieczce w środku nocy, Remus i Kingsley wieźli grupę dookoła Anglii przez równe dwa i pół dnia. Zatrzymywali się tylko, żeby zjeść i zatankować. Drugiego dnia zaparkowali w parku na godzinę, aby dać wszystkim trochę czasu na wyprostowanie nóg. Po tym jak minęli trzy razy tą samą stację, Harry zaczął zastanawiać się, czy Kingsley w ogóle wie, gdzie jadą.

Wszyscy byli zmęczeni i z godziny na godzinę bardziej kapryśni. Słońce powoli znikało za horyzontem, a niebo zmieniło swój kolor na czerwono – pomarańczowy. Samochód lekko szarpnął, kiedy Kingsley wyjechał z autostrady i skręcił w nieznaną uliczkę. Po upływie około pięciu minut, droga przed nimi skończyła się. Teraz jechali leśną szosą. Nagie drzewa nad nimi z obu stron tworzyły baldachim i wydawało się, że skręcają się w bólu.

Harry westchnął, obserwując ostatnie wiązki światła za drzewami. Zastanawiał się gdzie tym razem skończą, ale w końcu zdecydował, że to się nie liczy. Nic tutaj na niego nie czekało, tak jak w każdym innym miejscu, w którym mieszkali tego lata. Nie miało to żadnego znaczenia, bo to nie był jego dom. Żadne z tych miejsc. On nie miał domu, a przynajmniej nie z prawdziwego zdarzenia. Harry przyłożył czoło do okna i zamknął oczy. Jego blizna pulsowała o zimną powierzchnię. Dzisiaj bardzo dawała mu się we znaki. Pomyślał czy Voldemort był wściekły na Śmierciożerców, za to że znowu dali im uciec.

- Czy już jesteśmy na miejscu? Umieram z głodu.

Harry rozejrzał się po samochodzie. Ron masował swój bolący brzuch, Neville znowu obgryzał paznokcie, Luna czytała stary numer Żonglera, a Ginny już dawno zasnęła. Trochę podskoczyła, kiedy auto uderzało o wyboje na drodze. Ostatnio mało się odzywała, a kiedy mówiła to był to tylko wrzask. Może już zaczął ich zjadać stres. No, może nie wszystkich, Hermiona zachowywała się jak skała. Niczym się nie przejmowała, kiedy musiała coś robić, a teraz kończyła czytanie. Wciąż siedziała u Harry’ego na kolanach. Odłożyła swoją książkę. Była to „Standardowa księga zaklęć, stopień 6”.

Nikt nie zamierzał odpowiedzieć na pytanie Rona. Wydawało się, że on zawsze jest głodny, zmęczony albo znudzony, dlatego wszyscy już mieli go dosyć. Po prostu go ignorowali. Kingsley zatrzymał samochód i odwrócił się do nich.

- No, już jesteśmy.

- Gdzie jesteśmy? – powiedziała Ginny, przecierając oczy.

Ron wygrzebał klamkę i drzwi otworzyły się, i ich torby upadły na ziemię. Wyszedł z auta i rozciągnął ramiona.

- Ach, to wspaniale. Po dwóch dniach czuję się naprawdę dobrze.

Wszyscy wychodzili z pojazdu sztywni i rozdrażnieni. Kiedy Ginny zobaczyła, że jej rzeczy leżą na brudnej drodze, prawie eksplodowała i trzasnęła Rona w plecy.

- Patrz co zrobiłeś, idioto!

- Nie wiń mnie! Gdybyś włożyła swoją torbę pierwsza, nic by się nie stało. A w ogóle co to za śmiecie? Na pewno listy miłosne od twojego chłopaka!

- Ron! – Hermiona zasyczała.

Ginny zaczęła szybko zbierać wrzucać ubrania i książki do torby.

- No cóż, przepraszam, ale potrzebuję więcej od życia, a nie tylko głupi zestaw szachów i dwie pary bielizny! – Ron otworzył szybko usta, żeby jej odpowiedzieć, ale mu przerwała. – A poza tym! Do twojej wiadomości, to nie twoja sprawa, do kogo piszę i z kim się umawiam. Dlatego zjeżdżaj!

Neville zachichotał, ale przestał, kiedy Ron na niego spojrzał.

- Zamknij się, Neville! To nie twoja sprawa – krzyknął Ron, a złość w nim wzrosła.

Wszyscy zaczęli w tym samym momencie wrzeszczeć i przeklinać. Nawet Tonks krzyczała, żeby przerwać kłótnię, kiedy Ron i Ginny mieli zamiar się bić.

Harry potarł czoło, żeby zatrzymać wzrastający ból, ale to nic nie pomogło, nie z tym wrzaskiem.

- Czy wy do cholery możecie już się zamknąć?

Odwrócili się i gapili się na niego. Wiedział, że czekali, żeby eksplodował, tak jak zeszłego roku. Czuł presję, która chciała już się wydostać i jego gardło zapaliło się. Sięgnął po plecak z ziemi. Kiedy się wyprostował, spotkał zagubiony wzrok Hermiony. Wyglądała na wystraszoną i zaniepokojoną. Myślał nad tym co mógłby powiedzieć, ale nic nie przychodziło mu do głowy, dlatego przerzucił torbę na plecy i zaczął iść w kierunku domu.

Obserwowali go przez minutę w ciszy, zanim ktokolwiek się ruszył. Remus szedł tuż obok Harry’ego, ale nic nie mówił. Wyciągnął stary klucz z kieszeni. Harry zatrzymał się i obejrzał dom. Był prosty z brudnymi, białymi płytkami na zewnątrz. Malowidło na frontowych drzwiach wyblakło pod wpływem gorących promieni słońca. Trawa wyglądała na przerośniętą. Drewniana brama prowadziła z domu na duże pole. Dalej widać było inny budynek, który wyglądał na stodołę.

Remus włożył klucz do dziurki i z mocnym pchnięciem otworzył drzwi. Wkładając go z powrotem do kieszeni powiedział:

- Może nie jest to pałac królewski, ale to na razie nam wystarczy.

- Czyj to dom? – spytał Harry, kiedy przeszedł przez wejście

- Kobiety, którą kiedyś znałem, ona ... ona już nie żyje. Nie wydaje mi się, by miała coś przeciwko temu, żebyśmy zostali tutaj przez jakiś czas. – Remus zapalił światło – Przynajmniej działają światła.

Harry przeszedł przez salon. Przypominał mu o domu pani Figg w Litle Whinging, śmierdział jak starzy ludzie. Rzucił torbę w róg pokoju i usiadł na kanapie.

Remus stanął w drzwiach i spojrzał na niego.

- Harry, wszystko w porządku?

Harry spojrzał się na niego nieprzytomnie.

- Po prostu boli mnie głowa, to wszystko – Remus znowu dokładnie mu się przyjrzał, Harry westchnął i rozłożył się na kanapie. – Mam dosyć jeżdżenia samochodem. Nie martw się, dobra?

- No dobrze – powiedział Remus – Pójdę wszystkiego dopilnować, a ty odpocznij. Zawołam cię, kiedy przygotujemy jedzenie.

Harry zdjął buty i poczuł się totalnie wykończony. Po upływie około dwudziestu minut blizna przestała go boleć i zasnął.

Jak tylko przyjechali, Tonks opuściła ich, żeby napisać raport dla Ministerstwa o ataku olbrzyma. Teraz kiedy Knot wiedział o powrocie i zamachu Voldemorta w Departamencie Tajemnic, Harry i jego gang posiadali specjalne pozwolenie na używanie magii poza murami szkoły. Oczywiście tylko w sytuacji zagrożenia i za każdym razem, kiedy użyli czarów, musiało być to zaraportowane w Ministerstwie. Kingsley i Tonks namawiali Aurorów, żeby podawali im informacje o prawdopodobnym funkcjonowaniu Śmierciożerców i pomagali im w ucieczkach.
AnDzIkA
Podoba mi się. Kolejna część jak zwykle

ciekawa
src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'

/> Czekam na następną.

Pozdrowienia,
AnDzIkA
Szanon
Cudowne oczywiście
src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'

/> Jestem porażona umiejętną sztuką pisania autroa i równie

wspaniała sztuką tłymaczenia Keyt. Z niecierpliwoscia czekam na nastepną

część

P.S. Wyłapałam 2 lub może 3 litrówki
src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/wink.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='wink.gif'

/>
Tova Brink
Mi także się bardzo podobało. Tłumaczenie

jest bardzo zgrabne i przyjemnie się je czyta. Wreszcie nie męczę się ze

słownikami
src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'

/> Mój własny angielski jest jeszcze zbyt ubogi (ale cóż się

spodziewać, uczę się dopiero trzy lata).

Czytanie takiego

tłumaczenia to prawdziwa przyjemność.

Tego, że znów jestem pod

wrażeniem, chyba nie muszę już mówić
src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/>

Pozdrawia was forumowy, pierwszy i niepowtarzalny

"H/Hr shipper"
src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/czarodziej.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='czarodziej.gif'

/>
src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/wub.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='wub.gif' />

Keyt
Wiem, że się trochę rozleniwiłam, nie było

mnie przez dwa tygodnie, ale jutro obiecuję następną część. Tłumaczę ją już

drugi dzień i nie mogę dokończyć.
src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/laugh.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='laugh.gif'

/>
Keyt
Przez następne kilka dni stary dom ogarnęła

cisza. Wszyscy próbowali znaleźć trochę własnego miejsca. Harry czuł się tak

jak inni, czekał na następną wyprawę. W każdym momencie Voldemort mógł

stanąć w drzwiach i skończyć wszystko. Przez chwilę nawet się tym nie

przejął, przynajmniej zatrzymałoby to samotność jaka panowała w jego sercu.

Z innymi spotykał się właściwie tylko w salonie, gdzie stał

telewizor.

Kingsley przynosił wszystkie aktualne gazety. Pracowali w

parach; on, Tonks, Remus i Moody, opiekowali się grupą. Zmieniali się co

trzy dni.

Trzeciego dnia Harry poszedł spać trochę wcześniej od

innych. Czuł, że nie ma siły na robienie czegoś, poza leżeniem i czytaniem

książki do Transmutacji, ale tak naprawdę myślał o przepowiedni. Przez

ostatnich kilka dni nie miał w głowie nic innego. Była ostatnią rzeczą w

jego umyśle, kiedy szedł spać i pierwszą, kiedy się budził rano. Treść jej

słów bez przerwy pojawiała się w ciemności ogarniającej go każdej

nocy.

Teraz szedł przez Zakazany Las do zamku w Hogwarcie. Mgła

pokrywała ziemię, przyczepiając się do wszystkiego. Doszedł do chatki

Hagrida na skraju lasu, ale była pusta i ciemna. Pokrywała ją winorośl, a

chwasty obrastały bramę prowadzącą do zaniedbanego ogrodu.

Ciało

Harry’ego ruszyło się w stronę zamku, tak jakby był na przejażdżce

samochodem. Kiedy dotarł do głównej bramy, zauważył w powietrzu nie tylko

mgłę, ale i dym. Poczuł płomienny powiew we włosach i pod szatą. Ziemia

zrobiła się nagle mokra i gorąca. Prawie się przewrócił na widok tego, co

zobaczył. Ziemię pokrywały ciała. Wszędzie, gdzie się spojrzał, widział

setki ciał. Ich oczy, zimne i nieobecne, obserwowały go.

Harry

pobiegł jak najszybciej ku otwartym drzwiom Hogwartu. Kształt w wejściu był

coraz wyraźniejszy . Nagle utknął w błocie i im bardziej się poruszał, tym

gorsza była jego sytuacja. Ciepła i lepka woda chlupnęła o jego twarz.

Podniósł ręce, aby na nie spojrzeć. Były czerwone. Gęsta, szkarłatna krew

pokryła jego dłonie, upadł na trawę, która teraz zamieniła się w krwawe

jezioro. Ciała balansowały w strumieniu. Jakaś siła w wodzie zaczęła go

pchać gwałtownie w stronę zamku, coraz szybciej i szybciej. Harry uderzał

się o ręce i nogi. Zamknął oczy próbując nie połknąć krwi, która spływała mu

z twarzy. Wtedy, nagle wzbił się w powietrze i popłynął. Zatrzymał się przy

schodach prowadzących do zamku. Delikatna dłoń dotknęła jego

ramienia.

- Nie powinieneś tutaj być, Harry.

Znał ten głos.

Był to profesor Dumbledore i wystarczył tylko jego dźwięk, aby poczuł się na

tyle rozluźniony, żeby móc wstać. Jednak jego oczom nie ukazał się nobliwy

mężczyzna, którego znał. Dumbledore wyglądał na załamanego człowieka,

ubranego w obdarte szmaty. Spojrzał na jego twarz. On nie miał

oczu!

- Zrobiliśmy to wszystko dla ciebie, Harry. –

powiedział Dumbledore – Powinieneś stąd uciec jak najdalej stąd, żeby

on nie mógł cię znaleźć.

Harry nie mógł nic powiedzieć, a tym

bardziej na niego spojrzeć, więc uciekł. Z oczami pełnymi łez, biegł, jak

najszybciej potrafił przez korytarze Hogwartu. Za plecami słyszał głos

Dumbledore’a odbijający się echem od ścian. Wołał go mówiąc:

-

Czy to nie jest to, czego chciałeś?

Harry biegł wieczność. Kroczył

między martwymi ciałami ludzi, których znał. Nie mógł się zatrzymać, żeby na

nich popatrzyć. Smutek ogarnął jego duszę. Schody do Północnej Wieży ukazały

się przed jego oczami i rosły z każdym krokiem.

Gdzieś wysoko

dochodziły do niego dźwięki bitwy. Harry zamarł, kiedy krzyk doszedł do jego

uszu. To była Hermiona – mógł przysiąc, że to ona. Ona żyje! Kiedy

doszedł na szczyt wieży, od ściany przy której stanął odbiła się wiązka

zielonego światła. Voldemort pojedynkował się z Ronem i

Hermioną.

Voldemort śmiał się głośno, odchylając się z małym

wysiłkiem od ich zaklęć.

- Dlaczego nawet zawracacie sobie głowę? Nie

posiadacie mocy, żeby mnie pokonać. Żadne z was!

Ron wysłał mu

kolejnego Oszałamiacza. Voldemort zniknął w świetle i znowu pojawił się za

Ronem. Złapał go za gardło i wycelował różdżkę w stronę jego

głowy.

Czerwone oczy Voldemorta zabłysły.

- Rzuć różdżkę,

kochana, albo twój przyjaciel tutaj umrze.

Harry obserwował ze

strachem, jak Hermiona robi, to co jej kazał. Zanim w ogóle pomyślał, zaczął

biec w jej stronę. Dziewczyna zawahała się i potknęła o krawędź. Harry

chwycił ją za rękę, ale oboje wypadli za dziurę, która kiedyś była oknem.

Harry zdążył złapać jedną ręką kamienną krawędź, a drugą trzymał

Hermionę.

- Harry! Proszę, nie puszczaj mnie! –

krzyknęła.

- Nie pozwolę ci upaść! Trzymaj się! – Harry

rozejrzał się i był tam Ron obserwujący ich. Wydawało się, że zastanawia

się, czy im pomóc. Harry używając już resztkę swoich sił, zawołał

go.

- Ron! Pomóż nam! Szybko!

Ron spojrzał się na

nich pobłażliwie.

- Znowu mi rozkazujesz! Nie jestem twoim

niewolnikiem, Harry, nie możesz mi mówić, co mam robić! – Harry

zauważył postać Voldemorta ukazującą się za plecami Rona. Szepnął mu coś do

ucha i Ron się zaśmiał. Harry zobaczył, że różdżka jego przyjaciela jest

zrobiona ze srebra. Ron podszedł do niego i stanął na rękę Harry’ego.

Skoczył na nią i Harry z Hermioną spadli.

- Harry! –

słyszał jak go woła. On tylko czekał na uderzenie.

- Harry!

Obudź się! – znowu usłyszał jej głos przekłuwający otaczającą go

czerń. Otworzył oczy. Hemiona wciąż była przy nim i nie spadali. Leżał w

swoim pokoju, a Hermiona wyglądała na przerażoną.

Odgarnęła mu

spocone włosy z czoła i spojrzała głęboko w oczy.

- To był tylko zły

sen, Harry. Teraz jesteś bezpieczny.

Westchnął z ulgą i położył

głowę na jej ramieniu. Nie odzywał się przez kilka minut, a ona głaskała go

po czarnych, mokrych włosach.

- Usłyszałam jak wołałeś moje imię,

więc przyszłam sprawdzić co się dzieje i zobaczyłam jak się rzucasz na

łóżku.

- Przepraszam, jeżeli cię wystraszyłem, Hermiono –

powiedział unosząc lekko głowę – To był tylko zły sen.

- O czym

był? – zapytała.

Tak naprawdę sam nie wiedział. Podsumował

wszystko to, co zobaczył i prostu powiedział:

- O

wojnie.

Hermiona chwyciła jego głowę i spojrzała mu w oczy.

-

Co zobaczyłeś? Jak się zakończy? Wiesz?

Harry nie był gotowy na

wyznanie na temat przepowiedni i sytuacji z Ronem. Patrząc się w jej

zmartwione oczy powiedział:

- W ogniu.
KaFeCkO
MmMm Najs
src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'

/>) tylko szkoda, ze takie krotkie, ale sama sie na to

zgodzilam
src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/sad.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='sad.gif' />

zycze sil do tlumaczenia i duuuzo wolnego czasu, w ktorym mam nadzieje,

bedziesz sie tym zajmowac
src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/wink.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='wink.gif'

/> czekam z niecierpliwoscia, wiec sie pospiesz, bo moja

cierpliwosc szybko sie konczy
src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'

/> pozdrawiam :*
Keyt
Rozdział III

Hermiona

wyglądała na zmieszaną, ale nie przerażoną. Położyła nogi na łóżko i usiadła

naprzeciwko niego.

- No... to nie mówi mi za wiele. Jakie widziałeś

obrazy?

Harry westchnął i podparł ręką głowę.

- Nie pamiętam.

Wszystko działo się tak szybko, tylko błysk i ... takie tam. Nie jestem

pewny. – zakłamał, gładząc pościel. Nawet nie wiedział dlaczego ją

okłamuje. Może dlatego, że wszystko było połączone z przepowiednią i

musiałby jej o niej powiedzieć. To nie byłoby takie złe, wiedział o tym, ale

chciał trochę czasu dla siebie, żeby dowiedzieć się czego on sam

chce.

Bawiąc się sznurkiem od swojej koszuli nocnej, Hermiona

zapytała:

- Nie pamiętasz? Czy po prostu nie chcesz mi

powiedzieć?

„Rety! Jak to jest, że zawsze wiemy, co inni

myślą?” Wyprostował się i popatrzył jej w oczy.

- Hermiono,

proszę daj mi trochę czasu do myślenia. Obiecuję, że kiedy będę gotów o tym

rozmawiać, będziesz pierwszą osobą, do której przyjdę. Przysięgam,

dobrze?

Przybliżając się do niego, uścisnęła mu dłoń.

- Ale

Harry, co jeżeli Voldemort znowu będzie chciał cię nabrać?

- Nie

wydaje mi się, żeby zrobił to jeszcze raz. – powiedział, kręcąc głową.

Hermiona zmarszczyła brwi.

- No, może... nie jestem pewny, ale

Dumbledore powiedział, że już nie jest w stanie wejść w moje ciało. –

mówił dalej – Coś w nim nie może znieść uczuć, jakie w sobie mam. Coś

takiego, nie wiem... Teraz nie potrafię o tym myśleć.

Hermiona okryła

go bardziej kołdrą.

- Jesteś po prostu bardzo zmęczony, Harry.

Spróbuj zasnąć i później o tym pogadamy.

Kiwnął głową na zgodę.

Hermiona podeszła do drzwi i chwyciła w rękę klamkę, ale znowu się do niego

odwróciła.

- Jesteś pewny, że wszystko w porządku,

Harry?

Podparł się głową i potrząsnął głową „Tak”, ale

powiedział:

- Nie…nie idź. Nie teraz –

proszę.

Puściła klamkę i obserwowała go z ciekawą miną.

-

Chyba się nie boisz?

Harry przekręcił się na prawą stronę

łóżka.

- Nie. Jestem…Jestem taki…samotny. Czy to nie

brzmi dziwnie? Znasz faceta, który by tak powiedział?

Spojrzała na

podłogę i potrząsnęła przecząco głową. Podeszła do niego z lewej strony

łóżka.

- No dobra, to ustalmy zasady – powiedziała, zdejmując

szlafrok. – Ty zostajesz na swojej stronie i ja zostaje na swojej.

Żadnych gwałtownych ruchów, zrozumiano? – Hermiona wyglądała na

surową, ale rozbawioną.

Podnosząc ręce, żeby się bronić, Harry trochę

się roześmiał.

- Dobrze, żadnych gwałtownych ruchów.

Obiecuję.

Uśmiechnęła się, zakryła kołdrą po samą szyję i on zrobił

to samo. Oboje leżeli w kompletnej ciszy przez kilka minut, dopóki Harry nie

odezwał się delikatnie.

- Hermiono?

- Mmm?

-

Dziękuję.

Przekręciła się i spojrzała na niego.

- Nie ma

sprawy. Teraz śpij.

Zaczęli już zasypiać i Harry też przekręcił się

na bok. Pomiędzy nimi była dość duża luka i to mu się bardzo nie podobało.

Wiedział, że pewnie będzie tego żałował, ale powoli i najciszej jak tylko

potrafił wysunął w jej stronę rękę.

Jego palce szukały jej dłoni i

kiedy jej dotknął, nagle się cofnęły. Harry czekał chwilę z zamkniętymi

oczami na jej krzyk albo uderzenie. Kiedy je otworzył, one patrzyła się na

niego w ciemności, ale nie wyglądała na złą i gotową do rzucenia zaklęcia,

tak jak myślał. Wtedy poczuł jak jej ręką wślizguje się w jego dłoń i

uśmiechnęła się.

- Śpij.

Serce Harry’ego zaśpiewało z

radości. Ogarnęło go przytłaczające pragnienie do pocałowania jej, ale

szybko się opanował i zamknął oczy. Pomyślał, że najpierw jest lepiej

nauczyć się chodzić, a później latać. W nocy obudził się i zauważył, że

zrobiła sobie z jego ramienia nową poduszkę. W ogóle się tym nie przejął i

wrócił do snu.


********************


Dom

Riddle’ów 23:51


Lucjusz Malfoy biegł przez spiralne schody

na drugie piętro, następując na każdy stopień z dużą siłą. Dochodząc do

długiego korytarza, skierował się do ostatnich drzwi po prawej i z szybkim

kopnięciem je otworzył.

- Bellatriks! Co ty do cholery

myślisz…

Zatrzymał w połowie zdania, otwierając

usta.

Pokój był oświetlony tylko dwoma świeczkami, stojącymi na

nocnym stoliku, a w powietrzu czuć było gęsty aromat drzewa sandałowego.

Bellatriks leżała nago na łóżku, całując się z inną kobietą o blond włosach,

której Lucjusz nie znał. Spojrzała się na niego z kwaśną miną.

-

Co?

Malfoy zakaszlał krótko i odwrócił się od kobiet.

- Czy

mogłabyś mi wyjaśnić dlaczego Dołohow jest na dole żywy i je moją pieczoną

wieprzowinę na kolację? Miałaś go zabić i pozbyć się ciała. Co się

stało?

- Przyjdż później – usłyszał Bellatriks mówiącą do

drugiej kobiety, kiedy ona wstała z łóżka. Kobieta bez odpowiedzi podeszła

do szafy, chwyciła szatę i zarzuciła ją na siebie. Zatrzymała się przy

drzwiach i powoli się pocałowały. Kiedy się od siebie odsunęły, kobieta

spojrzała ponad ramieniem Bellatriks na Malfoya i rzuciła mu krótki uśmiech,

a później znikła za drzwiami.

Bellatriks przeszła przez pokój,

zatrzymała się przy szafce i sięgnęła po papierosy. Wyjęła jednego z paczki

i zapaliła końcem swojej różdżki.

- Więc, po co tutaj

jesteś?

- Dlaczego do cholery, ten człowiek jest w tym domu? Jego

ciało powinno teraz leżeć martwe na jakiejś drodze! – Malfoy

krzyknął, podchodząc do niej.

- Mam swoje powody – powiedziała,

wydychając dużą chmurę dymu w stronę Malfoya. Warknął na nią i chwycił jej

ramię.

- Masz, doprawdy? Myślę, że powinniśmy pójść i zobaczyć co

Mistrz ma do powiedzenia na ten temat.

Bellatriks nie wydawała się

być przejętą jego pogróżką. Lucjusz wyprowadził ją z pokoju i powiódł na dół

korytarza. Inni Śmierciożercy przyglądali im się z ciekawością, kiedy ich

minęli. Kiedy doszli do drzwi, Bellatriks wyrwała się z ucisku Malfoya.

Długi wąż wyśliznął się spod drzwi i zasyczał, obnażając swoje kły.

-

Nagini – powiedział Malfoy – spytaj się Mistrza czy możemy z nim

rozmawiać.

Ale Nagini w ogóle się nie poruszyła i dalej ich

obserwowała. Westchnął, zmrużył oczy i powiedział:

- Proszę.
avalanche

align='center' width='95%' cellpadding='3'

cellspacing='1'>
QUOTE

id='QUOTE'>

zakłamał

class='postcolor'>

nie jestem pewna, ale brzmi to

mi jakoś mało gramatycznie.
Keyt
Nagini wróciła do pokoju i po kilku

minutach drzwi otworzyły się z trzaskiem. Długi wąż ułożył się przed

kominkiem, obserwując ich. Lucjusz wszedł i rozejrzał się po pokoju,

szukając Lorda Voldemorta. Nie widział go, ale był tam inny mężczyzna

stojący plecami do drzwi. Długie, tłuste włosy oplatały mu twarz. Odwrócił

się od kotła stojącego przy oknie. Patrząc na wchodzącego Lucjusza i

Bellatriks mieszał eliksir. Severus Snape nie przemówił do nich; tylko

wskazał długim palcem na łazienkę. Lucjusz przytaknął łaskawie, podszedł do

drzwi i raz zapukał.

Zimny i wolny głos dobiegł z wnętrza

pomieszczenia.

- Ach, Lucjusz, wejdź, i Bellatriks, ty też, kochana.

Mamy… sprawy do przedyskutowania.

Malfoy uśmiechnął się

ironicznie do Bellatriks i pchnął drzwi, ale ona weszła pierwsza. Oboje

patrzyli się w zupełnej ciszy na wysuwającą się kościstą rękę spod zasłonki.

Niebieska mgiełka wypłynęła z krawędzi wanny i popłynęła po podłodze tworząc

małe fale. Słyszeli głos Voldemorta, a widzieli tylko rękę.

-

Dlaczego przeszkadzasz mi w leczeniu, Lucjuszu?

Malfoy jęknął, ale w

moment pozbierał się i wyprostował.

- Mój panie, Bellatriks nie

stosuje się do moich poleceń i Dołohow jest wciąż żywy.

Ręka

Voldemorta zakręciła się w powietrzu i drzwi za nimi zatrzasnęły się.

Poruszała się leniwie, kiedy palce zwinęły się, przywołując do niego

Bellatriks. Mały uśmiech pojawił się w kąciku jej ust i uklękła tuż przed

wanną. Podnosząc głowę, żeby do niej przemówić, uciszył ją dotykając jej

policzka.

- Uważasz mnie za głupca, Malfoy?

- Nie, Mistrzu,

oczywiście, że nie. Po prostu myślałem, że…

Ręka Voldemorta

uderzyła mocno w wannę.

- To nie jest miejsce dla ciebie, żebyś

myślał, Lucjuszu! Zrobisz to, co będę ci kazał! Czy wyraziłem się

jasno?

Jego głos ciągnął się w cichym syku i Bellatriks zamknęła oczy

z przyjemności słuchania jego dźwięku.

- Tak, Mistrzu. Żyję, aby ci

służyć. Jakie są twoje rozkazy? – powiedział Lucjusz, nie podnosząc

głowy, ale obserwując Bellatriks spod swoich długich, blond włosów. Czuł, że

tracił względy u Czarnego Pana i ona była jego najjaśniejszą gwiazdą.

Nienawidził jej.

Patrzył jak długie palce Voldemorta sięgają po

papierosa, trzymanego przez Belltriks, a teraz wracają do wanny. Duża,

niebieska chmura wydostała się spod zasłonki i Voldemort przemówił niskim

głosem.

- Chcę, aby ty i Dołohow wrócili i znaleźli olbrzyma. Jak go

znajdziecie, czekajcie na sowę od Bellatriks. Powie wam to, co musicie dalej

wiedzieć. To jest jej plan, jako że ja jestem… niedysponowany w tej

chwili.

Malfoy był zainteresowany jak długo będzie musiał wysłuchiwać

rozkazów Bellatriks.

- Czy Mistrz Eliksirów powiedział ile zajmie

pozostanie w leczących wodach? – zapytał.

- Jakieś dwa i pół

tygodnia. Coś w tym chłopcu zniszczyło mnie bardziej niż myślałem. Bez

żadnych wątpliwości to jedna ze sztuczek Dumbledore’a, ale jego

szczęście nie będzie trwało długo. Prawda, kochana? – Voldemort

zakończył, głaszcząc Bellatriks po włosach.

Uśmiechnęła się i

spojrzała na Lucjusza.

- On nie może cały czas

wygrywać.

Lucjusz Malfoy ukłonił się i opuścił pokój, wrzeszcząc w

duchu z całych sił.

************************

Dźwięk kogoś

schodzącego po schodach na dół obudził Harry’ego. Kiedy otworzył oczy

Hermiona była zwinięta i tuliła się do jego ramienia. Delikatny, letni wiatr

spowodował, że firanki podniosły się. Pokój był ciepły od słonecznego

promieniowania. Harry obserwował przez kilka minut śpiącą Hermionę, której

policzek leżał na jego przedramieniu. Kiedy lekko potrząsnął jej ramię,

poczuł jak miękka jest jej skóra. Delikatny oddech Hermiony połaskotał

włosy na jego ramieniu. Podniósł się trochę i wyszeptał w jej ucho.

-

Hermiono, obudź się. Hermiona?

Nieumyślnie kopnęła go, a jej oczy

otworzyły się szeroko.

- Harry!

Lekko nacisnął palcem jej

ust, żeby ją uciszyć.

- Ciii… już dobrze, Hermiono, wszystko w

porządku – powiedział i przejechał palcami po jej

włosach.

Usiadła prosto, rozglądając się po pokoju.

- Która

jest godzina?

Wzruszył ramionami.

- Nie wiem, może siódma,

siódma trzydzieści – zgadywał. Hermiona wyskoczyła z łóżka i zaczęła

szukać swojego szlafroka. Harry patrzył się na nią trochę

niezadowolony.

- O co chodzi? – Odsunął kołdrę i wstał idąc w

stronę drzwi, gdzie stała Hermiona.

- Hermiono, zaczekaj. Czy

powiedziałem coś złego?

Hermiona otworzyła drzwi i wyjrzała na

korytarz. Nikogo nie było w zasięgu, dlatego odwróciła się do

niego.

- Nie Harry, to nie ty. Ja… ja muszę wziąć prysznic

przed Ronem. Wiesz jak długo siedzi łazience, a ja bym chciała mieć

przynajmniej raz ciepłą wodę.

Czując się o wiele lepiej, Harry oparł

się o ścianę i chwycił rękę Hermiony.

- Dziękuję, Hermiono.

-

Za co?

- Za ostatnią noc. To była najlepsza noc, jaką spędziłem tego

lata – powiedział, patrząc się na nią nieśmiało.

Potarła

kciukiem jego rękę i uśmiechnęła się.

-Tak robią przyjaciele,

Harry.

Czuła jak drży nerwowo, a kiedy spojrzała mu głęboko w oczy,

zabłysły jak sto świątecznych choinek.

Harry zrobił jeden krok w jej

stronę i przewrócił oczami, zatrzymując je na podłodze.

- A jeżeli

jeden przyjaciel chciał… pocałować… drugiego? Czy przyjaciele

tak robią?

Zbliżając się, Hermiona nie mogła ominąć jego pełne

nadziei spojrzenie. Jej głos był miękki, prawie jak szept.

- To

zależy czy to był pocałunek z powodu wspólnej nocy, w jednym łóżku –

Harry potrząsnął przecząco głową – albo dlatego, że jeden przyjaciel

czuje coś głębszego w stosunku do drugiego i chce wyrazić te uczucia –

przełknęła głośno ślinę – całując go.

Harry przytaknął i jego

głowa zanurkowała w jej stronę. Hermiona przechyliła się, kiedy jego usta

uniosły się ponad jej wargami przez najdłuższą sekundę jej życia.



Zamykając usta Harry pocałował lekko Hermionę. Skończył całować jej

dolną wargę i brodę. Przeciągnął język po jej wilgotnych ustach i objął ją

mocniej w pasie. Odkrywali wspólne nowe doświadczenie.

Dźwięki

dobiegające z kuchni przerwał ich pocałunek. Hermiona oblizała usta,

delektując się smakiem jego warg. Patrzyła na niego, kiedy otworzył oczy, a

on westchnął, przytulając ją do siebie.

- Hermiono?

- Harry?

– powiedziała, przygryzając kącik dolnej wargi.

- Naprawdę cię

lubię.

Hermiona uśmiechnęła się i przycisnęła swoje czoło o

jego.

- Tak?

Harry lekko potrząsnął ramionami i przytaknął.

Pocałowała go w policzek i powiedziała w ucho.

- Ja też cię bardzo

lubię.

Dźwięk wody odbił się echem przez otwarte drzwi i głowa

Hermiona opadła na klatkę Harry’ego z małym niezadowoleniem.

-

O, mój prysznic.

Rzuciła mu rozbawione spojrzenie i pchnęła, żeby

zszedł jej z drogi.

- Widzisz co zrobiłeś, Harry?

Uśmiechnął

się, a ona cofnęła się w stronę drzwi. Przez kilka chwil szła do tyłu,

machając mu na pożegnanie, znikła z pola widzenia.
KaFeCkO

border='0' align='center' width='95%' cellpadding='3'

cellspacing='1'>
QUOTE

id='QUOTE'>- Chcę, żeby ty i Dołohow wrócili i

znaleźli olbrzyma.

class='postcolor'>

jakos mi to nie

pasuje...


width='95%' cellpadding='3' cellspacing='1'>
QUOTE

Patrzyła na niego, kiedy

otworzył oczy i westchnął, przytulając do

siebie.

class='postcolor'>

tez jakos dziwnie brzmi, ale nie

zauwazylam nic wiecej
src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/wink.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='wink.gif'

/> uwielbiam czytac Twoje tlumaczenie, bo czesto dajesz party


src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/> ten byl chyba najlepszy ze wszystkich
src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/>

pozdrawiam :*
AnDzIkA
Zgadzam się z przedmówczynią. Ta część

podobała mi się najbardziej. Czekam na następny

odcinek.

Pozdrawiam,
AnDzIkA
Coyote
Więcej partów, więcej partów! -

krzyczą fani
src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'

/>
Tak na serio to to się zaczyna rozkręcać i hmmm...

nabiera jakiegoś tam smaczku
src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/tongue.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'

/> i przynajmniej 1 ff gdzie widać tę wrodzoną nieśmiałość

nastolatk.ów, a nie cos typu:
"Wiesz Hermiono, kocham

Cie..."
"Och Harry... Miałm Ci już to powiedzieć... ja też cię

kocham!"
Bleh! Przesłodzone do nieprzytomności xP
Nati
To tłumaczenie jest świetne. Czułam się

prawie tak samo jakby napisała to Jo.
Naprawdę powinnaś zastanowić się

nad pracą tłumacza, a kiedy pokazałabyś im te tłumaczenie na pewno

dostałabyś każdą pracę jaką zechcesz.
kkate
Rany... O tym ficku powiedziała mi Madziula

(dzięki, Magda!) , przeczytałam i ... super! Naprawdę świetnie

tłumaczysz, Keyt.

Ja uwielbiam ficki H+Hr, a ten jest super! To

dobrze, że nie ma czegoś w stylu "Hermiono, kocham cię", "ja

ciebie też Harry", bo mało który nastolatek by coś takiego

powiedział... tak od razu. A pomysł z tym łóżkiem naprawdę fajny


src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/laugh.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='laugh.gif'

/> Czekam na next parta.
Tova Brink
Keyt, tylko jedno powiem:

ZNAKOMITE!

Ten fick jest naprawdę świetny i

niekonwencjonalny. Jak już było powiedziane, wymyka się utartym schematom. W

tłumaczneiu znalazłam parę usterek, ale nie chce mi się wymieniać, tak już

jest z leniem
src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/biggrin.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/> Lekko i przyjemnie się czyta, dzięki tłumaczeniu oczywiscie.

Mam nadzieję, że jak najszybciej zapodasz nam kolejną część. Rzadko kiedy ff

mi się naprawdę bardzo podoba. Naprawdę, Keyt, świetna robota. Gratujuję Ci

z całego serca.

Pozdrawia was forumowy, pierwszy i niepowtarzalny

"H/Hr shipper"
src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/czarodziej.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='czarodziej.gif'

/>
src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/wub.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='wub.gif' />

Keyt
Godzinę później wszyscy siedzieli w małej kuchni, jedli śniadanie i przygotowywali się do drogi. Dzisiaj był dzień przeprowadzki, więc spakowani czekali na Tonks i Lupina, aby mogli przenieść się do nowego, bezpiecznego domu. Harry i Hermiona stali w rogu, pili herbatę i rozmawiali o zajęciach z Eliksirów w przyszłym roku. Ron przeżuwał kawałek tosta i gapił się na nich. On nie będzie już się uczył Eliksirów. Nie uzyskał wymaganego wyniku do wpisania go na listę uczniów. Harry’emu jakoś się udało zdobyć suma, dlatego będzie mógł kontynuować swoją drogę do zostania Aurorem.

Lupin wszedł powoli do kuchni z opuszczoną głową i ramionami. Był blady i wyglądał na wykończonego. Bez wątpienia, księżyc niedługo będzie w pełni, dlatego musi ich opuścić na pewien czas i poszukać sobie bezpiecznego domu. Wyjął kubek z szafki i zaparzył herbaty.

- Spakowani? Bo jak stąd wyjedziemy, na pewno nie wrócimy.

Wszyscy z lekkim opóźnieniem przytaknęli mu. Kładąc egzemplarz „Proroka Codziennego”, Luna odwróciła się do Remusa i spytała się:

- Proszę pana, gdzie jedziemy w tym tygodniu?

Popatrzyli się na niego z ciekawością czy powie im prawdę. Zazwyczaj nie mogli liczyć na taki luksus i dowiadywali się o nowym miejscu dopiero wtedy, gdy do niego docierali.

Lupin potarł swoje bolące skronie i odpowiedział:

- Jedziemy do Grimmauld Place, ale tylko na jedną noc, a później nie wiem.

- Grimmauld Place? – Hermiona prawie krzyknęła. – Czy ten dom jest wciąż otwarty? Myślałam, że sam się zamknął, po tym jak…

Urwała nerwowo siadając na miejsce, kiedy Harry postawił kubek na blat z głuchym odgłosem. Ruszył w stronę drzwi, nawet nie spoglądając na nią. Hermiona otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale nie wiedziała co.

Kiedy Harry dochodził do drzwi, Tonks zablokowała mu drogę.

- Aaa… dzień dobry wszystkim – powiedziała – no… możemy ruszać za kilka chwil.

Miała przewieszony przez ramię plecak. Pchnęła lekko Harry’ego z powrotem do kuchni i podała mu swoją torbę.

- Daj rękę, Harry. Idę dzisiaj na patrol, zaraz po odwiezieniu was na miejsce.

Harry szedł za nią w ciszy. Tonks podeszła do stołu i rzuciła swoją szatę na puste miejsce obok Neville’a.

Wszyscy patrzyli się na Tonks, która wyjmowała z plecaka różne rzeczy, wkładając je do kieszeni lub przypinając do paska. Była tam para mugolskich kajdanek, kawałek zwiniętego, metalowego drutu i duża kolekcja małych fiolek w różnych rozmiarach.

Neville przyglądał się szklanej kolbie ze świecącą, czerwoną cieczą w środku.

- Do czego to służy?

Hermiona i Ginny podniosły głowy ponad ramieniem Rona, chcąc mieć lepszy widok na rzecz, o której mówił Neville.

Tonks sięgnęła po kolbę i podniosła ją ze stołu.

- To? Och, to jest usypiająca toksyna. Kilka kropel i rozłoży na łopatki dorosłego trolla. Świetna rzecz, ale jeszcze nigdy nie musiałam tego używać.

Włożyła naczynko do małej sakiewki przy pasku. Mały, szary pistolet w skórzanym futerale i szeroki nóż zwróciły uwagę Harry’ego i Rona.

Ron podniósł nóż, obracając nim kilka razy w powietrzu.

- Rety, po co nosisz te rzeczy?

Harry nie dotknął pistoletu, ale zbliżył się, żeby przyjrzeć się mu uważnie. Luna wyglądała na zmieszaną i zapytała:

- Dlaczego masz mugolską broń? Jesteś czarodziejką. Nie potrzebujesz tego.

- Dobry Auror jest przygotowany na wszystko. Byłabyś zdziwiona ile razy musiałam tego używać – powiedziała Tonks.

Podniosła pistolet, wsunęła z tyłu, za pasek. Odebrała nóż Ronowi i wsadziła go do buta. Chwyciła pelerynę i plecak, i rozejrzała się po ich twarzach.

- Pamiętajcie, że lepiej być bezpiecznym. A poza tym, co byście zrobili, gdybyście byli nieuzbrojeni i mieli złamaną różdżkę?

Wszyscy przyglądali się Tonks, która wstała, żeby pomówić z Lupinem. Hermiona lekko zakaszlała zwracając w ten sposób uwagę Harry’ego. Jego oczy zatrzymały się na niej, a ona zmarszczyła brwi i ruszyła ustami, chcąc powiedzieć „przepraszam”. Potrząsnął głową i uśmiechnął się do niej. Lupin odwrócił się w ich stronę i wyjął długi, brązowy krawat spod płaszcza.

- Świstoklik jest już gotowy. Trzymajcie się mocno. Ruszamy za… – spojrzał na zegarek - minutę. Wszyscy złapali za krawat i czekali. Harry patrzył się na Hermionę i uśmiechał. Ron to zauważył i od tego momentu przyglądał im się uważnie.

Ze znanym szarpnięciem w okolicach żołądka, kuchnia znikła i widok Grimmauld Place ukazał się przed ich oczami. Harry cały czas stał i patrzył się w jedno miejsce, które przerażało go w snach w ciągu tego lata. Nie chciał tutaj wracać. Czuł, że nie był jeszcze gotowy na to, żeby się z tym zmierzyć. Skrzeczenie kruka siedzącego na drzewie ponad nimi, zwróciły uwagę wszystkich. Siedział na gałązce i trzepotał skrzydłami.

Ron sięgnął do rowu po, wygrzebał z niego kamień i spojrzał się na ptaka.

- Zjeżdżaj stąd w tej chwili!

Koncentrując siłę, cisnął kamieniem w kruka. Kamień odbił się od gałęzi i nie uderzył ptaka, który odleciał. Hermiona potrząsnęła głową, niedowierzając. Lupin poprowadził ich do tylnych drzwi i wszedł do domu.

Pokój wypełniała cisza i nikt się nie odzywał , kiedy Harry szedł na przedzie w stronę kuchni. Nikogo tam nie było. Puste butelki po Kremowym Piwie były ustawione w staranne sterty tuż obok zlewu, odbijając dziwne, brązowe światło.

Harry przerwał ciszę i odwrócił się do Lupina.

- Kto dzisiaj z nami zostaje?

- Moody zaraz tu będzie i ja, ale nie za długo, z powodu mojej niedyspozycji. Księżyc jest dzisiaj w pełni. – powiedział siadając przy stole. Wszyscy zaczęli wprowadzać się do pokoi, w których mieszkali zeszłego lata. Portrety Pani Black i Stworka zostały usunięte już ze ścian, ale nie wydawało się, żeby ktoś wiedział dlaczego. Oprócz tego, dom wyglądał tak samo jak poprzednio – był wciąż mroczny i spleśniały, i każdy cal przypominał Harry’emu o Syriuszu.

Niedługo po tym, jak się rozpakowali, Tonks pojechała do pracy, a zastąpił ją Moody. Jak zwykle wyglądał na wesołego i całą kolacją pouczał nastolatków o „wiecznej czujności”. Wrzeszczał na Neville’a i Lunę za nie noszenie przy sobie różdżek. Chwilę później, Lupin znikł na najwyższym piętrze Grimmauld Place i tam czekał na pełnię. Nikt nie widział i nie dostał żadnej wiadomości od Snape’a od tygodnia, dlatego Lupin nie miał swojego eliksiru, który zmniejszyłby jego ból.

Kiedy zegar wybił szóstą, w pokoju chłopców każdy pilnował swoich spraw. Ginny Luna i Neville mówili o rzeczach, które kupią na ulicy Pokątnej w przyszłym tygodniu. Hermiona cicho pracowała nad pracą z mugoloznawstwa, a Ron leżał na łóżku, gapiąc się na sufit. Z kolei Harry włóczył się po domu, nie odzywając się do nikogo. Zjadł tylko trochę swojej kolacji, przeprosił wszystkich i odsunął się w samotności na górę do pokoju Hardodzioba. Kiedy otworzył drzwi, Hardodziob skoczył ku niemu i zatrzepotał skrzydłami, bardzo szczęśliwy, widząc kogoś. Większość czasu spędzał sam. Jedynie co dwa dni ktoś z Zakonu przychodził, żeby po nim posprzątać i dać jedzenie.

Harry lekko się ukłonił i hipogryf odpowiedział tym samym.

- Cześć Hardodziob, jak się masz? – zapytał Harry, głaszcząc mu pióra na głowie. Hardodziob spojrzał na Harry’ego swoimi smutnymi oczami. Harry wiedział o co chodzi. Wiedział, że Hardodziob tęskni za Syriuszem tak samo jak on. Siedział na łóżku w jego pokoju prawie przez godzinę. Było tego zbyt wiele – cały ten dom, Hardodziob – nie ważne jak bardzo się starał, nie mógł przestać myśleć jak niesprawiedliwe jest jego życie.

Harry nie mógł tego znieść. Czuł się winny. Zszedł na dół i znowu włóczył się po domu. W końcu wszedł do pokoju chłopców, ale nie odezwał się. Usiadł na swoim łóżku, rozwiązując buty.

Hermiona obserwowała go przez chwilę. Kiedy już nie wytrzymała, zebrała książki i podeszła do jego łóżka.

- Mogę usiąść?

- Jasne – odpowiedział nawet nie spoglądając na nią.

Usiadła obok niego i położyła rękę obok jego. Nic nie mówili i nie patrzyli się na siebie, ale trzymał jej rękę, zanim ją puścił i opadł na łóżko. Hermiona wiedziała czym się martwi, ale nie miała pojęcia jak do tego problemu podejść. Unikali tematu śmierci Syriusza przez całe lato, a pobyt na Grimmauld Place nie poprawiał sytuacji. Harry dusił to w sobie. Kiedy zaczynało się lato był w tym samym stanie, co teraz. Dzięki przeprowadzkom na chwilę o tym zapomniał. Hermiona zbliżyła się do niego, ścisnęła mu rękę i zapytała:

- Hej, myślałam, że może teraz skończylibyśmy wypracowanie z eliksirów. Pomogę ci, co ty na to?

Uśmiechnął się jak najszerzej potrafił, ale było to wymuszone, a ona o tym wiedziała.

- Nie mam teraz na to ochoty, dobrze? Zabierzmy się do tego rano, po śniadaniu – powiedział i wrócił do patrzenia się w ścianę. Hermiona wiedziała, że nie będzie chciał teraz odrabiać pracy domowej, ale spróbowała. Potrzebowała Rona; on musi jej pomóc. Poklepała lekko Harry’ego po nodze i podeszła do łóżka Rona. Właśnie wyjął swoje szachy i zaczął czyścić je starą skarpetką.

- Ron, potrzebuje twojej pomocy – powiedziała, siadając na brzegu łóżka.

Nie spojrzał się na nią, ale opuścił ramiona i przestał czyścić pionka.

- Co się teraz dzieje z Harrym?

Hermiona była porażona nieczułością Rona.

- Co się z nim dzieje? Czy ty mieszkasz na tej samej planecie, co my? Popatrz się na niego.

Ron westchnął i spojrzał się na Harry’ego, który zwinął się w rogu łóżka, wciąż patrząc się na ścianę.

- Musisz mu pomóc wyjść z tego dołka. Podejdź do niego i pogadaj albo zagraj w szachy. On musi zapomnieć o Syriuszu – powiedziała, teraz błagając Rona.

Spojrzał się w jej oczy, które wyglądały na tak przejęte, że nie mógł powiedzieć nie. Wziął szachy i podszedł do łóżka Harry’ego.

- Harry chyba nie idziesz już spać? – Harry przekręcił się i popatrzył na niego. Ron usiadł na łóżku, krzyżując nogi i rozłożył planszę. – Czas znowu skopać ci tyłek.

Harry bez entuzjazmu wyprostował się i zaczął układać swoje pionki.

- Tak, też tak myślę.

Grali w zupełnej ciszy przez około dziesięć minut. Harry nawet nie próbował podjąć walki. Po prostu przesuwał się i Ron mógł zabierać kolejne pionki po każdym ruchu.

Ron czasami zerkał na Hermionę, która cały czas gapiła się na Harry’ego. Zaczęło to go bardzo irytować, kiedy po drugiej grze Hermiona nie spuszczała wzroku z jego głowy. Było w nich to spojrzenie. Coś zmieniło się pomiędzy nią, a Harrym. W końcu go uderzyło, prysznic! Kiedy szedł pod prysznic tego ranka, książki Hermiony wciąż leżały na stole, a ona nigdy nie zostawiła ich tak na noc. Drzwi pokoju Harry’ego były otwarte. Otworzył usta ze zdumienia. „O nie, ona z nim spała zeszłej nocy!”

Trzasnął skoczkiem o planszę z trochę większą siłą niż było to potrzebne. Zabrał na swoją stronę królową Harry’ego. Skoczek wdarł się do zamku, uderzając o pionka. Zamek rozpadł się na duże kawałki.

Hermiona poruszyła ustami. „Porozmawiaj z nim”.

Ron patrzył się przez chwilę na swoich przyjaciół, aż jego oczy spoczęły na Harrym. Ścisnął szczękę, a jego głos ociekał od złośliwości, kiedy przemówił.

- Więc, Harry.

Harry nie podniósł wzroku z planszy.

- Tak?

Ron bawił się złamanym kawałkiem zamku i szybko zapytał:

- Powiedz… jak było?

- A co miało być? – powiedział Harry, przesuwając gońca. Spojrzał się na Rona, którego twarz paliła się od czerwoności. Ron nie odpowiedział, przygryzł dolną wargę, ale szybko popatrzył się na Harry’ego, a później na Hermionę, która przestała czytać. Skoczek w dłoni Harry’ego zaczął piszczeć, kiedy on ścisnął go mocno.

- No co miało być, Ron.

Krzyżując ręce i opierając się o ścianę, Ron zakpił z Harry’ego.

- No cóż, wydaje mi się, że nie było tak dobrze. Chyba powinienem się cieszyć, że niczego nie przegapiłem. – Usiadł krzywiąc się na nich.

Hermiona wstała i krzyknęła na niego.

- Ty idioto! Jak śmiesz tak mówić…

Podeszła do niego z uniesioną ręką gotową, żeby go uderzyć, ale Harry był szybszy.

To było to. Nie wiedział co się dzieje w środku, ale coś uderzyło go, kiedy usłyszał te słowa z ust Rona. Wiedział o co naprawdę pytał się Ron i nie mógł uwierzyć, że to powiedział. Zanim jego umysł się uspokoił, rzucił planszą od szachów w stronę Rona. Skoczek, którego trzymał w dłoni rozwalił się na kawałki. On i Ron zaczęli się szarpać, i spadli z łóżka na podłogę. Harry wylądował na górze i wymierzył trzy szybkie uderzenia w klatkę piersiową Rona.

Ron zaklął i zdołał skopać Harry’ego swoimi długimi nogami. Harry zanurkował do tyłu i wpadł na szafkę nocną, zrzucając książki i kubek herbaty na podłogę. Ginny i Luna krzyknęły i podbiegły do Hermiony, żeby ona też nie wdała się w bójkę.

- Przestańcie! Co się do diabła dzieje? Hermiono, dlaczego on się biją? – Ginny wrzasnęła na trójkę.

Harry wstał i popatrzył się na Rona.

- To wszystko co potrafisz, Harry? No chodź, bohaterze, nawet Ginny mocniej bije od ciebie!

Jego ostatni cios wylądował po lewej stronie szczęki Harry’ego, oszałamiając go na sekundę.

Harry zebrał się i uderzył Rona z uśmiechem na twarzy, z której spływała krew.

- Ja też mam nadzieję, że potrafisz lepiej bić, bo to było naprawdę żałosne.

- Och, nie martw się, czeka cię jeszcze wiele. Dorastałem z pięcioma braćmi, pamiętaj o tym. Skopię ci tyłek!

Z szybkością zarezerwowaną tylko na łapanie znicza, Harry uderzył Rona prosto w brzuch, zwalając go na kolana. Uniósł się ponad nim i mruknął do niego:

- Mogłeś mieć pięciu braci, ale ja miałem jedną rzecz – przerwał, spluwają krwią na podłogę – miałem Dudley’a!

Hermiona wyrwała ramię z ucisku Neville’a, uniosła różdżkę i wycelowała w obu chłopaków.

- Przestańcie albo was obu potraktuję klątwą! – Spojrzeli się na nią. – A teraz Ron, z czego tak się zgrywasz?

Wstał powoli i powiedział przez zaciśnięte zęby.

- Chodzi o ciebie i tego Cudownego Chłopca – puszczacie się za moimi plecami!
kkate
Oooo, Ron i Harry biją się o Hermi? Nie no, nieźle się robi... laugh.gif

Ogólnie dalej fajnie, tylko nie podobało mi się to:

QUOTE
nie zdejmowała wciąż oczu z jego głowy


powinno być chyba "nie spuszczała wzroku", bardziej po polsku mówiąc....
AnDzIkA
Witam!!
Ten Fick coraz bardziej mi się podoba! Myślę, że tłumaczenie jest poprawne(jeszcze nie mogę sprawdzić, może za parę lat...). Więc czekam na kolejnego, równie dobrego parcika,

Pozdrawiam i życzę natchnienia do tłumaczenia,
AnDzIkA
madziula
A mi się niestety nie podobało...początek tak..aole koniec już nie..

Może i reakcja Rona była jak być powinna, bo to są cechy naszego rudzielca zazdrość i "nieokielznanany" blink.gif temperament..ale no czegoś mi tu brakuje
Właściwie nie wiem komu ja to mówie ,bo przecież Ty to tylko tłumaczysz..

P.S: ale i tak czekam na dalsze party..bo oglem opowiadanko jest spoko a twoje tlumaczenie naprawde dobre.. smile.gif
Keyt
QUOTE (kkate @ 26.08.2004 22:11)

QUOTE
nie zdejmowała wciąż oczu z jego głowy


powinno być chyba "nie spuszczała wzroku", bardziej po polsku mówiąc....

Ale wstyd... ohmy.gif Nie zauważyłam tego, byłam już wykończona - a uwierzcie miałam ciężki dzień...

Już poprawiam.
Galia
Interesujące. Tłumaczysz dobrze trzeba przyznać. I jest to jeden z, drugi oprócz zbiorówki HP/Hg który nie przyprawia mnie o chęć kopniecia czegoś. czekam na C.D.
Keyt
Ponieważ mnie wszyscy molestują co do następnej części, to muszę was trochę potrzymać w niepewności. Nie wiem kiedy będzie dalszy ciąg. Zaczyna się Sami Wiecie Co i MOŻE w drugim tygodniu września coś tam wkleję (jeżeli mój sor od matmy nie zrobi nam klasóweczki z funkcji liniowych) sad.gif . Naprawdę nie wiem, bo jeszcze nie napisałam ani zdania.

Pozdrowienia.
Keyt
Rozdział 4

- Co!

- Ron o czym ty mówisz? Nic się nie dzieje za twoimi plecami – krzyknęła Hermiona, uwalniając się z ucisku Ginny, Luny i Neville’a.

Ron stał i gapił się na nią, jego klatka piersiowa podnosiła się, a on próbował się w sobie zebrać. Harry miał wciąż ręce przygotowane do walki i zażądał odpowiedzi.

- Więc! Lepiej zacznij się tłumaczyć albo, przysięgam, zatłukę cię!

- No to chodź – powiedział Ron, robiąc krok naprzód.

Różdżka w ręku Hermiony trzasnęła, kiedy wskoczyła pomiędzy nimi.

- Nie, powiedziałam koniec walki.

Popatrzyła się na Rona z taką złością, że cofnął się kilka kroków.

- Odpowiedz na moje pytanie, Ron! O czym ty myślisz?

- Gdzie spałaś ostatniej nocy, ha? – powiedział Ron z lekkim drgnięciem brwi. Usta Hermiony otworzyły się szeroko i szybko spojrzała na Harry’ego. Kiedy patrzyli na siebie z tym samym zdziwieniem na twarzach i Harry potrząsnął ramionami.

- Zasnęłam w pokoju Harry’ego. No i co z tego! Nic się nie wydarzyło – powiedziała Hermiona, słysząc szepty Ginny i Luny za swoimi plecami.

- No jasne! Czy ja wyglądam na łupka? Dlaczego bez przerwy tak się na niego gapisz? Nie spuszczałaś z niego oczu przez ostatnie dwadzieścia minut!

Hermiona uderzyła go dwoma rękami i głos jej się załamał.

- No i co z tego! Nie jestem twoją dziewczyną! Nie muszę cię pytać o pozwolenie, żeby móc się na kogoś patrzeć albo lubić, więc przestań się zachowywać jak idiota!

- Proszę bardzo! Wiedziałem! – powiedział, wskazując na nią palcem. – Wiedziałem!

Hermiona szturchnęła Rona i uniosła różdżkę. Ron zaklął.

- Jak to się stało? Upadłaś do jego stóp i ogłosiłaś mu swoją miłość do grobowej deski czy po prostu chciałaś być pierwsza?

- Wspaniale! Masz to, o co prosiłeś!

Hermiona uniosła różdżkę w powietrze, ale zatrzymała się, kiedy Harry trzasnął Ronem o ścianę. Trzymał przedramię na jego brzuchu i przyciskał go mocno.

- Masz jakiś problem! My ze sobą nie spaliśmy! – wrzasnął na Rona. – Dlaczego musisz ją zawsze tak oczerniać? Tak jakbyś lubił sprawiać jej przykrość!

- Nie lubię.

- Tak właśnie robisz i robi mi się od tego niedobrze! Myślałem, że po balu nie posuniesz się jeszcze dalej. Nie chce słuchać jak mówisz do niej w ten sposób.

Ron uwolnił się od uścisku Harry’ego i spojrzał mu prosto w oczy.

- Dlaczego, jest teraz twoją dziewczyną?

- Nie, głupku, nie jest moją dziewczyną – powiedział powoli, patrząc się na Hermionę. W jej oczach był ślad niepewności i przez chwilę pokój wypełniła cisza. Harry odwrócił się do Rona i powiedział:

- Ja nie boję się jej o to zapytać, w przeciwieństwie do kogoś, kogo znam.

Patrząc się na niego z odrazą, Ron pokręcił głową.

- Zrobiłbyś to, prawda?

- A dlaczego nie – powiedział Harry. – Siedziałem cicho i patrzyłem przez dwa lata, że zachowujesz się jak kompletny idiota. Czy kiedykolwiek powiedziałeś jej co czujesz? NIE!

Ron rozejrzał się i poczuł się zawstydzony, że ta wiadomość została tak rzucona przed Hermioną. Westchnęła i włożyła różdżkę do kieszeni. Kiedy Ron w końcu na nią spojrzał, wyglądała na zawiedzioną.

- Spędziliście w tamtym roku całe lato – ciągnął Harry – powiedziałeś jaj? Nie! Byliście nawet prefektami i dalej nie miałeś odwagi, żeby się przyznać!

Ron odłożył swój wstyd na bok i wrzasnął na Harry’ego.

- Bo bez przerwy mówiła o tobie! Między czytaniem jednej książki, a drugiej, zawsze nawijała o tobie, a ja nie mogłem dojść do słowa. Zawsze było Harry to, Harry tamto! Zacząłem mieć tego dosyć!

- Może gdybyś zwrócił więcej uwagi na swoje obowiązki prefekta, moglibyśmy porozmawiać o czym innym! Nigdy mnie nie obroniłeś przed Fredem i Georgem! Dlaczego ja musiałam odwalać całą robotę? – wtrąciła się Hermiona, przybliżając się do niego.

Oczy Rona błysnęły.

- A więc dobrze.

Klasnął w obie dłonie i powiedział wysokim głosem.

- Och, Harry, ty też? Wiedziałam, wiedziałam!

Jego fałszywy uśmiech wyparował i posunął się bliżej w stronę Hermiony.

- Nigdy nie myślałaś, że jestem na tyle dobry, żeby zostać prefektem, prawda? Jak tylko zobaczyłaś odznakę myślałaś, że jest Harry’ego.

Usta Hermiony znowu się otworzyły i w końcu bąknęła.

- Nie, to był błąd. Po prostu źle oceniłam sytuację.

- A dlaczego tak sądziłaś? – Ron skrzyżował ręce, wyglądając na dumnego. – Może dlatego, że Chłopiec, Który Przeżył jest też Chłopcem, Który Dostaje Wszystko!

- Ron, wiesz, że nie! – zaprotestował Harry, kładąc rękę na ramieniu Hermiony.

Ron zmarszczył brwi i potrząsnął głową.

- Czy nie wystarcza, że jesteś najbogatszy i najsławniejszy? Musiałeś też odebrać mi Hermionę.

- Wcale nie! Co… - zaczął Harry, ale Ron mu przerwał.

- Zawsze tak jest, Harry! Pokonałeś Voldemorta na pierwszym roku w Hogwarcie. Na pierwszym roku! Później odnalazłeś Komnatę Tajemnic i zabiłeś bazyliszka. Uratowałeś Syriusza i wygrałeś Puchar Quidditcha. A w końcu wygrałeś ten cholerny Turniej Trójmagiczny! Co zostaje dla mnie? Nic, jestem tylko piątym kołem u wozu z głupimi czerwonymi włosami!

- Nigdy nie prosiłem o to, co mi się przydarzyło! - Harry krzyknął na Rona, paląc się w środku ze złości. - Myślisz, że lubię jak Voldemort na mnie poluje?

- Ale to z pewnością nie przeszkodziło ci zabrać mi sprzed nosa jedynej dziewczyny, która mi się podoba!

- Nie pamiętam, żebyś kiedykolwiek przyszedł do mnie i powiedział, co do niej czujesz. Więc dlaczego ja miałbym ci o tym mówić? – powiedział Harry.

- Ja nie musiałem nic mówić. Rozumieliśmy się.

- Nie pamiętam, żebyśmy kiedykolwiek rozmawiali o dziewczynach.

- Ja czekałem po prostu na odpowiedni moment – wymamrotał Ron, odwracając się od wszystkich. Hermiona opuściła głowę.

Harry patrzył na swoich najlepszych przyjaciół i pomyślał: „Może powinienem im powiedzieć o przepowiedni i będę miał to z głowy. Tak po prostu…”. Przestał, kiedy obrazy ze snu, który go odwiedził ostatniej nocy, powróciły. Te wszystkie ciała i słowa Dumbledore’a: „Umarli, bo o niczym nie wiedzieli! Nigdy im nie powiedziałem.” Wiedział, że musi to zrobić, ale nie teraz i nie w taki sposób.

- Posłuchaj, Ron – sprzeciwił się Ron. – Nie wiedziałem co się dzieje, ta cała psychoza, ale teraz nie zamierzam do tego wracać – Harry chwycił rękę Hermiony i popatrzył się na nią. – Bardzo lubię Hermionę. Powiedziałem jej to dzisiaj rano i chcę, żeby była moją dziewczyną.

Patrząc się na Hermionę, Harry ścisnął jej rękę.

- Zgadzasz się? – nic nie powiedziała, ale cicho przytaknęła „tak”, a on pocałował ją szybko w policzek. Drzwi pokoju otworzyły się cicho i Ginny, Luna i Neville wyszli. Kiedy zamknęli drzwi Ron rozejrzał się i zobaczył Harry’ego i Hermionę stojących razem i trzymających się za ręce. Zmarszczył jeszcze bardziej brwi i opadł cicho na łóżko.

Hermiona podeszła, usiadła obok niego i chwyciła jego dłoń.

- Ron? Dlaczego mi nigdy nie powiedziałeś?

- Nie wiem, dlaczego. Może myślałem, że to samo się jakoś rozwiąże i dostanę jakiś znak – powiedział i jego ramiona opadły. Na rękę Hermiony opadła pojedyncza łza. Ron głęboko westchnął i spojrzał na nią, a jej oczy były czerwone.

- Dlaczego on, a nie ja?

Hermiona powoli podniosła rękę, dotknęła jego policzka i delikatnie powiedziała:

- Ron, ja… ja nie wiem dlaczego, ale ty tez zawsze będziesz w moim sercu – wyciągnęła drugą dłoń w stronę Harry’ego, który chwycił ją i uklęknął przed nimi. Hermiona spojrzała głęboko w oczy Rona i powiedziała – jesteś dla mnie bratem, którego nigdy nie miałam. Nic tego nie zmieni.

- To jest jak pocałunek śmierci.

Harry nie mógł nic na to poradzić, ale uśmiechnął się.

- Przynajmniej nie powiedziała: „Czy możemy być przyjaciółmi?”. Osiągnąłeś status brata.

Hermiona spojrzała na Harry’ego, a jej oczy rozszerzyły się ze zdziwienia. Jak on mógł z tego zrobić żart?

Ramiona Rona zaczęły się trząść, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.

- Jesteś takim dupkiem. Wiedziałeś o tym?

Harry uderzył go w kolano. Oczy Rona zaświeciły się, pchnął Harry’ego i obaj wylądowali na podłodze. Zaczęli się bić i śmiać, aż w końcu Harry uderzył głową o szafkę.

Śmiali się z siebie przez kilka minut, kiedy Harry pocierał siniaka na swojej głowie. Hermiona sprawdziła, czy to nic poważnego. Ron wyciągnął do niego rękę i Harry chwycił ją. Stali tak przez kilka chwil i patrzyli sobie prosto w oczy.

- Przepraszam za to, co powiedziałem, Harry – skończył nieprzekonywująco.

Trzymali się za ręce w ten sposób, w jaki gracze Quidditcha podają członkom swojej drużyny, co jest znakiem braterstwa i przyjaźni.

- Już dobrze. Myślę, że to lato daje nam nieźle w kość.

Harry odwrócił się do Hermiony, objął ją i zapytał:

- Więc, nic ci to nie będzie przeszkadzało?

- Będzie, ale się przyzwyczaję.

Hermiona przytuliła ich obu do siebie i kiedy już mógł normalnie oddychać spytał się Harry’ego.

- Chyba nie masz nic naprzeciw, żebym z nią porozmawiał. Mam chyba coś do wyjaśnienia.

Harry przytaknął i pocałował Hermionę zanim wyszedł.

KaFeCkO
Wypas biggrin.gif dawno nic nowego nie bylo, wiec przeczytalam to z jeszcze wiekszym usmiechem na twarzy, niz zawsze biggrin.gif

QUOTE
Hermiona przytuliła ich obu do siebie i kiedy już mógł normalnie oddychać spytał się Harry’ego.


gdzies w srodku chyba powinien byc Ron tongue.gif nic wiecej nie rzucilo mi sie w oczy wink.gif


pozdrawiam :*
kkate
Ejjj, fajne.... biggrin.gif Nie no, ja to kocham ficki o H+Hr, więc i ten z chęcią czytam... fajnie się to ułożyło, tylko dziwne mi się wydaje, ze to wyznawanie uczuć nastąpiło tak.. nagle... to znaczy.. że Harry i Ron tak to wszystko przy Hemri mówili... Nie wiem, to mnie jakoś nie przekonało...Poza tym - OK, czekam na dalszy ciąg.

Pozdro dla wszystkich fanów H+Hr!!!!

Aha, KONIECZNIE wejdźcie na tą stronę !!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Miaka
Yyy....tak...co tu powiedzieć. Nie podważam Twojej zdolności tłumaczenia, bo ta na pewno jest na wysokim poziomie, skoro podjęłaś się takiego zadania. Fic jednak pod względem fabularnym nie powalił mnie na nogi, nie podoba mi sie moment w którym Harry prosi Hermione o...yy..."chodzenie" :/ fu.... Nie jestem zwolenniczką H/H, mimo wszystko gdyby ich..."romans" ukazany był w inny sposób, na pewno byłabym bardziej usatysfakcjonowana. Ale Twoje zadanie nie polega na uszczęśliwianiu mnie, tylko na tłumaczeniu, a to robisz dobrze. Więc jest ok. biggrin.gif
Nati
pisz dalej
BŁAGAM!!!!!!!!!!!!!
Eden_ka
Czytalam tego ficka jakis tydzien temu, ale nie skomentowalam, wiec teraz sproboje sobie przypomniec moje odczucia, hyhy...

Ogolnie opowiadanie niezle... Wydaje mi sie, ze dobrze to tlumaczysz, ale czasem sa jakies bledy stylistyczne, ktore rzucaja sie strasznie w oczy ( i co gorsze czesto zostaja nie poprawione, gdy ktos je wypisze...).
Teraz o tresci...
To 'cos' miedzy Harrym i Hermi fajnie sie rozwijalo, szkoda ze tak nagle doszlo do wyznan - przy wszystkich... ta klotnia miedzy Ronem i Hp mi sie nie podobala.. taka sztuczna byla... dobre ze sie (na razie) skonczyla! Czekam na nastepne czesci w nadzieji, ze beda tak dobre jak te pierwsze rozdzialy! Pozdrawiam tlumaczkę smile.gif
Nati
Psz, pisz!!!! Błagam!!!!
Na wenę nutella.gif czekolada.gif czekolada.gif
Miaka
QUOTE
Psz, pisz!!!!

Ona nie pisze....ona tłumaczy.... dry.gif
harciomaniak
NO TO TŁUMACZ!!!!!!!
I W NAGRODE ZA POPRZEDNIEGO PARTA
krowki.gif krowki.gif landrynki.gif landrynki.gif czekolada.gif czekolada.gif czekolada.gif czekolada.gif czekolada.gif
CZEKAM NA NASTĘPNEGO PARTA Z TŁUMACZENIEM czarodziej.gif
Avin
Spoko tłuczenie, tylko że parta dawałaś 12 września, a dziś jest 29! Ten fick jest świetny. nutella.gif czekolada.gif dla Ciebie, żebyś szybciej tłumaczyła.
Pozdro:*
kkate
Keyt, czy w ogóle będzie next??? blink.gif
Keyt
Next będzie, jak tylko nie padnę ze zmęczenia albo nie będę ofiarą jakiegoś ataku terrorystycznego w Londynie.... tongue.gif
To jest "lekka wersja" zawartosci forum. By zobaczyc pelna wersje, z dodatkowymi informacjami i obrazami kliknij tutaj.

  kulturystyka  trening na masę
Invision Power Board © 2001-2024 Invision Power Services, Inc.