Help - Search - Member List - Calendar
Pelna wersja: Cecylia - Najstarsza Córka Pierworodnego
Magiczne Forum > Harry Potter > Fan Fiction i Kwiat Lotosu
Pages: 1, 2
Nati
Wysłałam tutaj jeden rozdział z mojego

opowiadania. Jak wam się spodoba to wyślę następne.
Proszę o szczerość,

nawet jeśli będzie bolesna.
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/smile.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='smile.gif' />


border='0' style='vertical-align:middle' alt='dry.gif' />




1

Początek wszystkiego

- Mam was

już dość! Ja muszę harować jak wół, a ty mamo popijasz sobie kawkę, a ty

tato… nigdy nie zwracasz na mnie uwagi! - wybuchnęła po raz

kolejny Cecylia. Jej życie było codzienną, nieustanną harówką.
Cecylia

Kowalska ma krótkie, do ramion czarne włosy (zwykle ma je spięte, ponieważ

gdyby jej matka zauważyła, choć mały kosmyk na ziemi nastolatka musiałaby

sprzątać wszystko od nowa), dziewczyna ma ciemne oczy koloru granitu, jasną

karnacje skóry. Jej matka Karolina Kowalska traktowała ją jak psa, którego

można kopać i krzywdzić, a ojciec tak jak powiedziała dziewczyna nie zwracał

na nią uwagi.
Karolina Kowalska ma ciemno blond włosy zazwyczaj upięte

w wytworne koki i jest wysoka. Pozwala Cecylii pytać o wszystko, ale rzadko

odpowiada na któreś z pytań. Kobieta pracowała w “gołębiej

poczcie” znajdującej się na rynkui. Sama założyła tą dziwną firmę.

Zamiast listonoszy listy roznosiły gołębie. Było to bardzo popularne

miejsce, zwłaszcza latem kiedy do Krakowa przyjeżdżało mnóstwo turystów.

Interesuje ją tylko szkoła, dziewczyna zawsze odpowiada, że w szkole jest

dobrze, choćby dostała parę pał. Nastolatka nie chciała, aby jej matka znała

jej uczucia, tylko czasami miała ochotę wykrzyczeć wszystkie swoje żale.

/>Jej ojciec pił, ale na szczęście nie bił jej; Cecylia wstydziła się go.

Zamknęła się przed nim, zawsze, gdy ją o coś pytał odpowiadała wymijająco i

rzucała przekleństwami. Wiedziała, że jej rodzice mają nad nią władzę tylko

w domu, więc korzystała z życia w szkole robiąc różne dziwne kawały

nauczycielom. Nawet chciała żeby jej matka wiedziała, jaką ma córkę. Może

wtedy Karolina nie chwaliłaby się nią tak przed znajomymi? Dziewczyna często

robiła tym sobie krzywdę i często zaliczała różne kary, ale nie obchodziło

ją to, chciała zwrócić na siebie uwagę rodziców.
- Uważasz, że nic dla

ciebie nie zrobiłam? A ubrania, jedzenie, kosmetyki, które ci kupiłam? To

nic?
Karolina starała się być spokojna, choć jej oczy już szukały

miejsca, w które mogłaby uderzyć dziewczynę. Kobietę nie obchodziły uczucia

córki, więc nie zważała na to, że kiedy ją bije i wyzywa to dziewczyna czuje

ból i nienawiść do niej.
- To tylko rzeczy materialne, które można

kupić wszędzie, ale ja chcę odrobiny miłości, uczucia, którego mi nie

dajesz!
Cecylia również zaczęła rozglądać się, ale tylko po to żeby

znaleźć drogę ucieczki. Wybrała schody na piętro, miała nadzieję, że

dobiegnie do nich zanim zrobi to jej matka. Później mogłaby zamknąć się w

pokoju. Wiedziała, że jeśli nie zdąży tam dotrzeć może to skończyć się dla

niej bardzo źle.
- Gdybym miała serce z lodu nie przygarnęłabym cię z

sierocińca! - krzyczała Karolina, choć na jej twarzy gościł uśmiech

tryumfu.
- Myślisz, że nie wiem! Ha! Widziałam mój akt

urodzenia. Ha, ha, ha!!!
Dziewczyna śmiała się drwiąco. Po

raz pierwszy wygarnęła matce zatajenie prawdy o jej pochodzeniu. Nastolatka

widziała swój akt urodzenia, gdy miała 10 lat; bardzo się cieszyła, że

Karolina nie jest jej prawdziwą matką, zawsze marzyła o jakieś normalnej,

kochającej się rodzinie.
- I co z tego?! Twoi rodzice cię

zostawili, jesteś przybłędą, głupim bachorem!!!
Karolina

wiedziała, że to zrani Cecylię. Rzeczywiście ją to zabolało, ale wiedziała,

że nie może dać tego poznać znienawidzonej kobiecie, bo wtedy ona

zatryumfuje.
- Dużo z tego!!! A tak przy okazji... nie będę

tutaj więcej sprzątać. Ty nic o mnie nie wiesz, nie interesujesz się mną.

Jeśli przynajmniej raz porozmawiałabyś ze mną normalnie dowiedziałabyś się

czegoś, czym naprawdę mogłabyś mnie zranić! Nigdy nie uważałam cię za

prawdziwą matkę!
Dziewczyna, nie zważając już na to, że zaraz

Karolina może ją uderzyć, zaczęła się do niej zbliżać. Chciała ją zranić,

tak jak ona raniła ją przez lata pobytu w jej domu.
- Musisz zapłacić

za ubrania, jedzenie i dach nad głową i za to, że daję ci pieniądze na

wszystko, a jak wiem, ty nie masz pieniędzy. Nie masz wyboru! -

krzyczała próbując uderzyć Cecylię, lecz ta się cofnęła. Dziewczyna bez

słowa pobiegła do swojego pokoju po drodze przewracając wiaderko z wodą.

Nastolatka zamknęła za sobą drzwi na klucz, wiedziała, że jeśli tego nie

zrobi jej matka przyjdzie tu i będzie chciała ją skatować.
Cecylia

rozejrzała się po pokoju, jak ona nienawidziła tego pomieszczenia i w ogóle

całego domu! Gdyby ktoś tu wszedł pomyślałby, że nikt w nim nie mieszkał

od wielu lat. Tylko ubrania dziewczyny wiszące równo w szafie wskazywały na

jej wiek i pokazywały, że jednak ktoś w tym pokoju przebywał i to nawet

często. Na środku pomieszczenia przylegając do jednej z ścian stało

dziecinne łóżko; tylko z powodu niskiego wzrostu nastolatka mieściła się w

nim. Nie było biurka, Karolina nie chciała wydawać zbędnych pieniędzy na

przyszywaną córkę, toteż dziewczyna musiała uczyć się siedząc na łóżku.

/>Cecylia usłyszała szarpnięcie klamki; to jej matka próbowała dostać się do

pokoju, ale tym razem dziewczyna postanowiła, że ją nie wpuści bez względu

na jej słodkie kłamstewka. Nastolatka, nie zważając na głos matki, podeszła

do szafy i mocno w nią uderzyła. Była wściekła. Ostatnio bardzo się

zmieniła, zaczęła przeciwstawiać się tyranii matki, coraz częściej myślała o

przyszłości i wiedziała, że nie ma zamiaru wiązać jej z tym sterylnie

czystym domem, który musiała sprzątać odkąd skończyła sześć lat. We wrześniu

Cecylia miała iść do nowej szkoły, do pobliskiego gimnazjum. Bardzo bała się

tam iść, nie wiedziała jak uczniowie zareagują na jej zaniedbany strój.

Chociaż pochodziła z względnie bogatej rodziny Karolina nie kupowała jej

dużo ubrań i dziewczyna czuła się czasami tak jakby chodziła w jakiś

obdartych szmatach. W szafie coś się zatrzęsło i Cecylia usłyszała, że coś

pęka. To było lustro. “Będziesz miała siedem lat nieszczęść” -

powiedziałaby jej matka. Karolina była bardzo przesądna choć nie wyglądała

na taką osobę. Nastolatka nie wierzyła w takie brednie, więc otworzyła szafę

i skleiła “szkotem” pęknięte, ledwo wiszące na zawiasach

lustro.
Przez kolejne dni Cecylia unikała adopcyjnej matki jak ognia;

wiedziała, że jeśli ją spotka dostanie jej się za to, że nie sprzątała przez

ten czas. Na szczęście Karolina była zajęta pracą w gołębiej poczcie i

przesiadywała tam przez cały dzień. Były wakacje, więc nikt w Krakowie nie

narzekał na brak klientów. Dziewczyna ciągle przesiadywała w tym wielkim

domu, w którym znała dobrze każdy kąt; chociaż była piękna pogoda i chociaż

nastolatka bardzo chciała, nie wychodziła na dwór. Bała się, że spotka

Karolinę.
W końcu jednak Cecylia przełamała strach i postanowiła, że

pójdzie na rynek. Zawsze ją fascynował, było na nim tyle zabytków, a w

czasie lata kręciło się tu zadziwiająco dużo dziwnych ludzi. Najwięcej

kręciło się po stronie, na której znajdował się posąg Adama Mickiewicza tak

jakby nie wiedzieli, że po drugiej stronie Sukiennic również ciągnie się

rynek. Dziewczyna usiadła na jednej z ławek i rozpuściła włosy, tylko tutaj

mogła pozwolić sobie na taki luksus.
W ciągu wakacji Cecylia często

spotykała się z swoją przyjaciółką Anastazją Koczwarą. W jej domu panowało

takie ciepło rodzinne, że dziewczyna po prostu musiała wychodzić, ponieważ

nie mogła znieść widoku kochającej się rodziny. Anastazja zaś nie lubiła

swojej rodziny, uważała, że jej matka jest staroświecka, lubiła za to

Karolinę (kiedy do dziewczyny przychodziły koleżanki kobieta ubierała

najsłodszą ze wszystkich swoich masek przez co uchodziła za cudowną matkę),

chociaż Cecylia często opowiadała jej jaka naprawdę jest ta zimna kobieta.


Nastolatka zamknęła oczy. Nie lubiła słońca (co ją bardzo dziwiło),

więc ucieszyła się kiedy chmury je zasłoniły. Większość dziewczyn uważało ją

za dziwaczkę z tego powodu. Dziewczyna nie wiedziała dlaczego tak się

dzieje, ale słońce ją drażniło; znacznie bardziej lubiła ciemne

pomieszczenia. W jej pokoju zwykle okno było zasłonięte grubą, granatową

roletą, tylko w nocy dziewczyna otwierała je i patrzyła z góry na nocne

życie Krakowa. Gdyby nie to, że w dzień musiała chodzić do szkoły i

sprzątać, zmieniłaby całe swoje życie na nocne. Dopiero teraz, kiedy

sprzeciwiła się matce i na razie miała wakacje, mogła to zmienić.

/>Cecylia chodziła spać w ciągu dnia, a w nocy włóczyła się po mieście.

Anastazja zwierzyła się jej, że również bardziej lubi noc i razem umówiwszy

się na rynku straszyły ludzi z “dobrych domów”; udawały wyjące

wilki lub sowy i robiły wszystko to co mogłyby robić w dzień, ale wolały

kiedy było ciemno. Dziewczyna również ma czarne włosy jednak bardzo długie,

ale jej cera nie jest tak blada jak Cecylii. W przedszkolu na balach

przebierańców nastolatka przebierała się za różne trupy, a jej przyjaciółka

w czarownice. Zawsze, odkąd się poznały, znalazły wspólny język i trzymały

się razem. W tym roku ich drogi miały się jednak rozejść; chociaż miały

chodzić do tego samego gimnazjum to w innych klasach. Stazi (Anastazja)

zdała do klasy z rozszerzonym angielskim, a Cecylia nie zdawała do żadnej

“lepszej” klasy; nie chciała dać Karolinie powodu żeby znów

bardziej się nią chwaliła.
Dziewczyna wróciła do domu przed świtem po

nocnej eskapadzie z kilkoma przyjaciółmi, którzy tak jak Stazi i ona

uwielbiali noc. Dziewczyna weszła tylnym wejściem; nie chciała nikogo

budzić. Okazało się, że nikt w tym domu już nie spał. Nastolatka usłyszała

stłumione krzyki w salonie, na początku pomyślała, że jej ojciec znów się

upił, ale po chwili namysłu podeszła przystawiając ucho do drzwi. Nikt nie

kłóci się o czwartej rano, nawet jej rodzice.
- Ona nie dostała listu,

nie jest z nimi spokrewniona, a jeśli nawet jest to nie puścimy jej do tej

szkoły i będzie po sprawie - mówiła Karolina ściszonym szeptem.
-

Cecylia jest z nimi spokrewniona! Nie pamiętasz co mówili nam ci z Domu

Dziecka. Co ona miała przy sobie gdy ją znaleziono? Pamiętasz? A teraz czyż

nie wychodzi nocami, a w ciągu dnia śpi?! Czy nie zasłania okien aby nie

wpuszczać do jej pokoju światła?! Ona będzie chciała chodzić do tej

szkoły i my jej nie będziemy mogli zatrzymać. Pozostało nam tylko jedno

wyjście, wiesz jakie: albo my ją, albo ona nas kiedyś zabije. Ja chcę żyć i

zabiję ją przy najbliższej okazji, ukryjemy ją w piwnicy, w pokoju pod

klapą, później zgłosimy jej zaginięcie, a kiedy wszystko ucichnie zakopiemy

ją w ogródku. Nikt nie będzie nas podejrzewał, będziemy udawać zrozpaczonych

jej zniknięciem. Uda nam się, już nie jeden raz musieliśmy grać i dobrze nam

to wychodziło.
Cecylia już nie słuchała, uciekła tylnymi drzwiami. Już

postanowiła. Przyjdzie do domu, w nocy, kiedy będą wszyscy spać i zabierze

swoje rzeczy; nie pójdzie do szkoły, przecież jest wiele jej rówieśników

którzy rzucili budę i żyje im się dobrze na ulicach Krakowa. Już od dzisiaj

stanie przy kościele i będzie prosić o pieniądze, lepiej zacząć już teraz

kiedy jest mnóstwo zadowolonych turystów, może uzbiera pieniądze i

przetrzyma zimę. Ale zanim pójdzie żebrać, musi sprawdzić tę kryjówkę.

Wiedziała, że w piwnicy za wielkim regałem z narzędziami jest tajny

korytarz, który w pewnym momencie się urywa; nie wiedziała jednak, że jest

tam jakaś klapa w podłodze, tam na pewno jest coś ukryte.
Dziewczyna

szybko przeszła przez rynek, sprawnie ominęła gołębią pocztę Karoliny.

Chciało jej się spać, ale nie mogła zasnąć, musiała pomyśleć. Nie miała

pojęcia o jakich krewnych mówili jej adopcyjni rodzice, o jakim liście i co

z tym wspólnego miało gimnazjum, do którego nie chcą jej tak nagle

puścić! I co miała przy sobie, kiedy ją znaleźli? Puściła się biegiem,

po kilkunastu minutach była już w małym, ciemnym i obskurnym parku. Właśnie

wczorajszej nocy zdemolowali tu ławkę. Nastolatka po raz pierwszy

uśmiechnęła się; jej paczka przyjaciół pasowała tutaj jak ulał. W nocy w tym

parku było mnóstwo pijaków i spotykających się potajemnie par, nie brakowało

tu również takich ludzi jak dziewczyna. Cecylia usiadła na jednej z

obdrapanych ławek, w oddali zobaczyła jakąś kapliczkę i odwróciła od niej

wzrok. Nastolatka nie uważała się za zbyt wierzącą osobę, kiedyś chodziła do

kościoła co niedzielę tak jak jej kazała matka, ale teraz kiedy odezwał się

w niej bunt nie odwiedzała kościołów od kilku dobrych tygodni. Wiedziała, że

Bóg istnieje, ale myślała, że nie interesuje się nią, bo gdyby się nią

interesował nie ulokował by jej w takiej okropnej rodzinie, która teraz chce

ją zabić! Dlaczego właściwie oni chcą ją zabić? Fakt, mówili, że jeśli

oni nie zabiją jej to ona ich, ale przecież teraz każdy w tych czasach może

popełnić morderstwo. Dziewczyna nie rozumiała, ale wkrótce miało się to

zmienić.

Keyt
Czy w tym opowiadaniu jest coś z magii, bo

na razie to chyba magia zaspała, co? W sumie może być, to dopiero pierwszy

post, więc nic bardziej konstruktywnego nie można napisać, trzeba być

ostrożnym. No chyba możesz dalej pisać...
src='http://www.harrypotter.org.pl/forum/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'

/>
Nati
2

Klapa w podłodze


/>Cecylia weszła cicho na palcach do domu; oczywiście tylnym wejściem. Było

ciemno, ale nastolatka nie bała się, a właśnie teraz mrok mógł być bardzo

pożyteczny. Słyszała ciche chrapanie jej ojca. Cały dom spał. Dziewczyna

czuła się jak złodziej, ale nie mogła od tak sobie przyjść do domu kiedy

rodzice chcieli ją zabić. Musiała sprawdzić te tajne przejście, nie żeby

myślała, że coś tam znajdzie, ale ciągnęło ja tam. Czuła jakby ktoś

prowadził ją właśnie do piwnicy. Nastolatka zdjęła buty i podeszła do drzwi

prowadzących w dół. Najciszej jak tylko mogła otworzyła je i zeszła. Piwnica

była jeszcze bardziej mroczna jak zawsze. Cecylia od razu zauważyła wielki

regał z prawie nigdy nieużywanymi narzędziami. Powoli, tak aby nie robić

dużo hałasu zaczęła ściągać z niego co cięższe skrzynki. Kiedy już prawie

wszystko stało na ziemi nastolatka przesunęła szafę. Jej oczom ukazał się

jeszcze ciemniejszy korytarz. Weszła do niego i zaczęła iść na czworaka po

wilgotnej ziemi. Po pięciu minutach poszukiwań dziewczyna znalazła to co

szukała i podniosła drewnianą klapę. Zeszła po wąskich stopniach w dół; po

chwili stanęła na mokrej i zakurzonej drewnianej podłodze. Znajdowała się w

jakimś ogromnym gabinecie. Było ciemno, ale oczy Cecylii były już do tego od

dawna przyzwyczajone. Wokół ścian stały półki z książkami, w samym środku

było wielkie biurko z nogami w kształcie orlich szponów. Na nim leżało kilka

malutkich, zamykanych na klucz kuferków. Dziewczyna zaczęła szperać w

szufladach, ale okazało się, że jest w nim tylko kilka czystych kartek

papieru i jakieś wielkie, żółte zwoje przypominające pergamin. Oprócz

zamkniętych skrzynek leżał tam jeszcze kałamarz z atramentem i stare, gęsie

pióro. W odległym kącie stały jakieś dwie szafy. Miały rzeźbione nogi;

wyglądały jak antyki. Po otworzeniu jednej z nich oczom nastolatki ukazały

się różne dziwne stroje. Były to peleryny w różne wzory i kolory. Cecylia

wyciągnęła jedną z nich. Do czarnego, rzeźbionego wieszaka była przywiązana

wielka spiczasta czapka z ogromnym rondem; była dokładnie takiego samego

koloru jak strój zawieszony na tym samym wieszaku: zielony w ciemniejsze

pręgi. Dziewczyna powiesiła szatę.
- Nie wiedziałam, że moja mama lubi

ubierać takie rzeczy - zaśmiała się w duchu i otworzyła drugą szafę. Na

ziemię posypał się stos mioteł. Nastolatka wrzuciła je w nie ładzie z

powrotem do szafy.
- Po co im tyle szczotek - mówiła do siebie. -

Gdybym mogła zobaczyć co znajduje się chociaż w jednej z tych skrzynek.

/>Nagle Cecylia usłyszała jakiś cichy trzask. Odwróciła się w stronę schodów

obawiając się, że ktoś zejdzie do tajnego gabinetu. Nikt jednak nie stanął

na stopniach, więc dziewczyna zajęła się domykaniem zapchanej miotłami

szafy. Kiedy w końcu uporała się z nią jeszcze raz popatrzyła tęsknie na

kuferki na biurku i o dziwo jeden z nich był otwarty. Nastolatka szybko

rozejrzała się dookoła. Kto mógłby otworzyć tę skrzynkę? Upewniwszy się, że

nie ma nikogo w gabinecie podeszła do biurka i zajrzała do kuferka. Na

czerwonym aksamicie leżał zwykły patyk. Cecylia obejrzała go dokładniej.

Zakończony był dwoma malutkimi wężami, które były splecione ze sobą, na

początku dziewczyna pomyślała, że wyglądają jakby chciały się pocałować. Nie

było w nim nic dziwnego; zwykły patyk z jakimś rzeźbieniem, ale dlaczego był

w aksamitnym pudełku? Dlaczego był schowany w tym tajnym pokoju? Nastolatka

wzięła do ręki patyk i od razu upuściła na ziemię. Poczuła jakby ktoś oblał

jej rękę wrzącą wodą, ale dłoń nie była nawet czerwona. Usłyszała ciche

syknięcie. To z patyka wychodziły dziwne odgłosy, w dodatku wydobywały się z

niego kolorowe iskry. Dźwięk stawał się coraz głośniejszy, więc Cecylia

obawiając się obudzenia rodziców podeszła do patyka i wzięła go do ręki. Po

chwili jednak znów go upuściła i w dodatku wrzasnęła z bólu. Znów czuła

jakby jej ręka się paliła. Po kilku minutach ból zelżał. Nastolatka powlokła

się w stronę stopni, ale na nich już ktoś stał.
- Widzę, że już wiesz.

Ja wiedziałam, od początku wiedziałam, ale nikt mnie nie słuchał, teraz jest

już za późno. Dostałaś list, prawda? - zapytała Karolina. Cecylia zrobiła

poważną minę i potaknęła głową. Oczywiście kłamała; nie wiedziała o jaki

list chodzi, ale wszystko mówiło jej, że tylko to ją uratuje.
-

Stworzyliśmy to wszystko abyś nie wiedziała kim jesteśmy i... że magia w

ogóle istnieje. Nie mogliśmy do tego dopuścić; ryzykowaliśmy już wtedy gdy

cię przygarnęliśmy. Nikt nie mógł się dowiedzieć, że ty jesteś u nas, w

rodzinie białych czarodziei. Ale ja wiedziałam, że w końcu cię odnajdą; może

zawsze wiedzieli, że tu jesteś - mówiła kobieta.
- Ale kto wiedział, że

tu jestem? Co to ma wszystko znaczyć?! - zapytała dziewczyna. Nic nie

rozumiała z monologu matki.
- Nie dostałaś listu - stwierdziła.
-

Dostałam tylko... nie bardzo go rozumiem - zakończyła kulawo Cecylia.
-

Nie musisz kłamać. Mogłabym cię teraz zabić, ale to i tak nic nie da, za

późno. Oni już wiedzą o twoim istnieniu. Wskrzeszą cię ponownie do życia, a

wtedy nie będzie już odwrotu, będziesz związana z nimi na całe życie a nawet

dłużej.
Karolina Kowalska usiadła na rzeźbionym fotelu i podniosła z

podłogi syczący patyk.
- Widzisz, nawet moja różdżka wyczuła kim

jesteś. Usiądź proszę - rozkazała.
- Ciekawe gdzie.
Nastolatka

odzyskała już swoją dawną buńczuczność i postanowiła nie słuchać adopcyjnej

matki.
- Zapomniałabym - powiedziała i machnęła patykiem, po chwili w

powietrzu coś się pojawiło i upadło na podłogę. - Proszę, oto twoje krzesło.

Teraz siadaj.
- Nie mam zamiaru przebywać w jakimś obskurnym pokoju z

osobą która chciała mnie zabić - odparła wojowniczo dziewczyna i puściła się

biegiem w stronę stopni. Nie minęło nawet pięć sekund kiedy upadła na ziemię

oplątana w jakiś cienki sznur. Po chwili jednak było jeszcze gorzej, Cecylia

poczuła jak unosi się w powietrzu i już po paru następnych sekundach siedzi

związana na krześle. Dziewczyna nic z tego nie rozumiała. Nie, nie mogły to

być czary, przecież magia nie istnieje!
- Podpiszesz oświadczenie,

że nigdy nie użyjesz magii przeciwko mojej rodzinie. Nigdy, rozumiesz?

Inaczej zginiesz w potwornych mękach i nikt nie będzie zdolny ci pomóc.

Podpiszesz tutaj, a żeby wzmocnić tę umowę użyjesz własnej krwi -

powiedziała Karolina podsuwając jej żółty pergamin, na którym przed chwilą

coś pisała i rozcięła jej palec małym sztyletem, który wyciągnęła z

kolejnego kuferka.
- Nie mam zamiaru podpisywać cyrografu!
-

Już za późno. Wystarczy tylko kropla krwi, którą właśnie zrobiłaś, a teraz

precz z tego domu! Zabieraj swoje rzeczy i wynoś się. Nie chcę cię nigdy

więcej widzieć! W pokoju na pewno czeka na ciebie już list. Podejmiesz

decyzję, nie, ty przecieżnie możesz podejmować decyzji; pojedziesz do nowej

szkoły. Mam nadzieję, że nigdy nie będziemy musiały się spotkać, a jeśli to

nastąpi jedna z nas zginie, więc lepiej trzymaj się od tego domu z

daleka.
Po rozwiązaniu liny Cecylia poszła do swojego pokoju. Czuła się

poniżona i wściekła. Ciągle nie wiedziała o co chodziło Karolinie co jeszcze

bardziej ją wkurzało. Dalej była pod wrażeniem wirującego pod sufitem

krzesła i oplatających ją więzów, ale nie potrafiła uwierzyć, że magia

istnieje. Tak naprawdę; nie tylko w opowiadaniach i książkach. Jak mogła

nigdy nie zauważyć, że jej adopcyjni rodzice są inni? Dziewczyna zaczęła się

pakować, kiedy do pokoju wleciał czarny kruk i upuścił coś na łóżko. Po

kilku sekundach ptaka już nie było a na łóżku leżała gruba, brązowa koperta

z woskową pieczęcią, która była w kształcie wielkiego pająka.
-

List...
Cecylia rozerwała kopertę i wyjęła z niej plik folderów, nie

było w nich żadnych zdjęć tylko szkic jakiegoś zamku na pierwszej stronie.

Wśród tych pustych kart znalazła list.

Szkoła Piekiełko!

/>Dzisiaj o północy przyjedzie po Panienkę samochód, którym razem z pięcioma

innymi uczniami pojedzie Panienka do szkoły Piekiełko.
Prosimy nie

zabierać ze sobą żadnych ubrań!
Z poszanowaniem.

Cecylia

przejrzała foldery, były to niezapisane kartki. Nie wiedziała co o tym

myśleć, Karolina coś wspominała o tym, ze nie będzie miała wyboru, ale nie

sądziła, że będzie to rozkaz. “Dzisiaj o północy”. Dziewczyna

popatrzyła na budzik było wpół do dwunastej. Ma jeszcze pół godziny aby

dowiedzieć się czegoś o tej szkole. Nastolatka zbiegła na palcach do piwnicy

i szybko wyciągnęła pierwszą z brzegu oprawioną w skórę książkę. Była to

encyklopedia. Encyklopedia magiczna. Otworzyła ją na chybił trafił i

przeczytała pierwszy tekst rzucający się jej w oczy.
Cecylia czytała tę

książkę z strachem; znów będzie musiała podpisać się gdzieś własną krwią. To

wyglądało jak jakaś egzekucja, skazanie na śmierć. Dziewczyna dowiedziała

się tylko trochę o magii, nie miała zbyt wiele czasu, już wkrótce pojedzie

do jakieś szkoły, o której wie jeszcze mniej niż o samej magii. W książce

było mnóstwo dziwnych sposobów czarowania. Już myślała jak użyłaby na

Karolinie laleczki woodo, ale niestety przypomniała sobie, że

“podpisała” umowę.
Za pięć dwunasta nastolatka wyszła z

tajnego pomieszczenia i skierowała się przed dom. W pobliżu nie widziała

żadnego samochodu. Właśnie zastanawiała się jak pięć osób (plus kierowca)

zmieszczą się w samochodzie, kiedy przed jej dom zajechała jakaś

przedpotopowa ciężarówka. Dziewczyna nadal stała, przecież to nie może być

ten samochód!
Nati
3

Podróż

A jednak to

właśnie tym samochodem miała jechać do nowej szkoły. Na drzwiczkach szoferki

był namalowany wielki pająk; taki jak na pieczęci szkoły. Z ciężarówki

wyszła jakaś postać. Cecylia od razu pożałowała, że tak dobrze widzi w nocy.

Człowiek był niski i brzydki.
- Proszę wsiadać. Reszta nowicjuszy już

jest - powiedział dziwoląg, a nastolatka popatrzyła na ciężarówkę. Było w

niej tak cicho, że nikt nie miał prawa tam siedzieć. Dziewczyna cofnęła się

od mężczyzny, gdy ten wyciągnął rękę aby jej pomóc. Była cała w wielkich

brodawkach. Cecylia niepewnie wspięła się na pojazd ignorując pomocną dłoń.

Kiedy już pewnie stała w samochodzie, rozejrzała się po pomieszczeniu.

/>- Ciebie też tu wysłali. Szkoła dla dobrze wychowanych panienek, też mi

coś! - prychnęła Anastazja robiąc miejsce. Ale Cecylia nie usiadła. W

ciężarówce siedzieli wszyscy jej przyjaciele i jedna nieznana dziewczyna.

/>- A mnie napisali, że to jakieś sportowe gimnazjum!
- Moi rodzice

twierdzą, że to szkoła z rozszerzonymi ścisłymi przedmiotami! To jakiś

kretynizm!
- Chyba nie jest to jednak szkoła bez dziewczyn jak

mówił mój folder. A co ciebie napisali?
Dopiero teraz usiadła. Każdy z

nich dostał inny folder, a jadą do tej samej szkoły. Coś tu było nie tak.

Może ona w rzeczywistości nie jechała do żadnej szkoły magii? Dziewczyna

której nie znała popatrzyła z wyższością na resztę ekipy.
- Może ty nam

to wyjaśnisz? Wyglądasz na osobę bardzo pewną siebie. Wiesz dokąd jedziemy?

- zapytała patrząc na dziewczynę. - Nazywam się Cecylia Kowalska.
- Od

niej nic się nie dowiesz, nic nie mówi od początku. Próbowaliśmy wziąść

jakieś bagaże, ale musieliśmy je zostawić, widzę, że ty też nic ze sobą nie

masz - powiedziała Stazi mierząc wzrokiem przyjaciółkę od stóp do czubka

głowy.
- Po co mamy coś brać. Wszystko będziemy mogli kupić - w końcu

nieznajoma odezwała się. Wreszcie Cecylia mogła jej się dobrze przyjrzeć.

Miała długie, czarne włosy związane w luźny warkocz, nie była zbyt ładna;

miała pulchną twarz i szare, okrągłe oczy, do tego była prawie murzynką.

/>- Będziemy coś kupować! Ale ja nie mam ze sobą pieniędzy! -

krzyknęła Anastazja. - Wszystko zostało w mojej torbie!
- Może...

powiedziałabyś nam o co w tym wszystkim chodzi? I... skąd mamy wziąść

pieniądze na zakupy?
- Dostaniemy pieniądze zależnie od naszej pozycji

w rodzinie, za te pieniądze będziemy mogli kupić sobie różne przyrządy do

szkoły - wyjaśniła dziewczyna. - A tak przy okazji: mam na imię Ola.
-

Co to za szkoła? Piekiełko: kto wymyślił taką głupią nazwę? - pytał Tomek

patrząc swoimi granatowymi jak noc oczami na dziewczynę, a ona zaśmiała

się.
- Podobno ta nazwa pasuje do rzeczywistości - wymądrzała się.

Nagle ciężarówka stanęła, nie byli już w Krakowie tylko w jakimś małym,

obskurnym miasteczku. Było bardzo późno, ale po wiosce chodziło mnóstwo

ludzi, wszystkie sklepy były pootwierane.
- No, macie mało czasu. Rano

wszystkie sklepy zostaną zamknięte. Jeśli czegoś nie zdążycie kupić to wasza

strata. Oto lista rzeczy, które będą wam potrzebne. Zaraz przydzielę wam

pieniądze.
Dziwoląg wyjął z kieszeni pogniecione kartki i podał je

nowicjuszom. Cecylia spojrzała na swoją; tak, jednak była to szkoła magii. W

spisie znajdowały się książki z różnymi dziwnymi tytułami, które

jednoznacznie mówiły gdzie zmierzają. Anastazja również spojrzała na kartkę

i jej oczy zrobiły się okrągłe jak spodki. Stazi spojrzała niepewnie na

przyjaciółkę. Ola nawet nie zaszczyciła spojrzeniem spisu, ale reszta

dopiero teraz zrozumiała, że jadą do szkoły magii. Dziwoląg wyjął jakąś

sakiewkę i wyciągnął z niej kolejny kawałek papieru. Powoli zaczął rozdawać

pieniądze; Marek dostał najmniej, trochę większą kwotę miała Anastazja,

następny w kolejności był Bzyk, później Marek. Mężczyzna zatrzymał się nagle

i spojrzał jeszcze raz na kartkę. Ola podniosła wysoko głowę. Gdy wyciągnął

kolejną garść monet, nie ruszyła tylko popatrzyła wymownie na Cecylię.

Jednak to właśnie jej przypadła mniejsza suma. Ola bardzo się zaskoczyła i

spuściła nisko głowę. Ich kierowca dał Cecylii pozostałość w sakiewce razem

z nią. Okazało się, że nastolatka dostała najwięcej pieniędzy.
-

Najwyraźniej masz największą pozycję w rodzinie - powiedziała Ola i odeszła

z kwaśną miną. Stazi podeszła z swoją garścią monet do dziewczyny.
-

Ciekawe co to ma znaczyć. Ktoś robi sobie z nas żarty, przecież nie ma

magii! - mówiła z kpiną Anastazja, ale nastolatka zatkała jej usta zanim

zdążyła wypowiedzieć kolejne zdanie.
- Pomyśl. Jesteśmy w jakimś

okropnym miasteczku przez jakieś głupie listy. To jest magia. Karolina jest

czarownicą, dzisiaj się dowiedziałam. Ale ona jest inna. Powiedziała, że

jeśli jeszcze kiedyś się spotkamy jedna z nas zginie.
Cecylia powoli

odsłoniła usta przyjaciółce; teraz Stazi patrzyła na nią oszołomiona.
-

Lepiej chodźmy i kupmy te potrzebne rzeczy. Możemy nie zdążyć do rana -

zaproponowała dziewczyna i obejrzała pierwszą wystawę sklepową.

/>Pieniądze które dostali od dziwoląga nie były zwykłymi złotówkami. Były

to monety z pająkami, podobnymi do tego który widniał na godle szkoły i

drzwiczkach ciężarówki.
Tak zaczęły się ich zakupy. Już po odwiedzeniu

kilku sklepów Cecylia zauważyła, że może pozwolić sobie na więcej, ponieważ

wszyscy zauważali sakiewkę i wiedzieli że jest ona “pierwsza”.

Dziewczyna miała większy wybór wszystkiego nie tylko dlatego, że miała

więcej pieniędzy, bo to akurat grało najmniejszą rolę. Sprzedawcy

proponowali jej różne nowości i tylko jej, tak jakby część z tych

przedmiotów była robiona specjalnie dla niej. Wśród rzeczy które musiała

nabyć były rozmaite książki, ale też kociołki, wagi, różne fiolki z ziołami.

Najbardziej różniącą się rzeczą w porównaniu z zakupami przyjaciół okazał

się strój. Stazi miała czarną suknię do kostek z wielkim kapeluszem. Ten

strój był bardzo podobny do tych które nastolatka widziała w ukrytym

gabinecie tyle, że kolor był czarny, którego jej adopcyjna matka nie

tolerowała w szafie. Chłopcy mieli czarne spodnie i tego samego koloru

płaszcze. Do kompletu był też dołączony czarny spiczasty kapelusz z dużym

rondem (zupełnie taki sam jaki miała Anastazja). Bzyk od razu powiedział, że

nie będzie w nim chodził, bo wygląda jak smerf. Cecylia miała trochę

odmienny strój od pozostałych przyjaciół. Jej suknia również była czarna,

długa i obszerna jak suknia jej przyjaciółki. Znaczącą różnicą było to, że

na stroju dziewczyny wyszyte były małe, świecące gwiazdeczki i jej

podkolanówki były dłuższe, bo sięgały do połowy uda. Grupka z ciekawością

przyglądała się jak wykonują kolejne stroje. Pracownicy sklepu robili to za

pomocą magii. Nie używali do tego różdżek, które również widniały w spisie

potrzebnych im rzeczy. Czarowali rękami. Przyjaciele nie widzieli dokładnie

jak to robią, po prostu jeden z pracowników przejechał ręką po materiale

szeptając jakieś dziwne słowa, a kiedy cofnął dłoń wszystko było już

idealnie dopasowane.
- Ciekawe kiedy my nauczymy się takich rzeczy -

szepnął wysoki Marek śledząc ruchy sprzedawcy, który jednym machnięciem ręki

zapakował ich stroje do brązowego papieru.
Jednak najciekawszą rzeczą

dla Cecylii był zakup różdżki. I do tego sklepu z magicznymi różdżkami

również weszli wszyscy razem. W sklepie Ola właśnie wybierała sobie

różdżkę.
- Znów się spotykamy - powiedziała z niesmakiem i zapakowała

swój “patyk” do okrągłej skrzyneczki, którą dostawał każdy kto

kupił tutaj ten przedmiot. Kiedy sprzedawca zauważył sakiewkę w ręku

nastolatki od razu zalśniły mu oczy i podszedł do dziewczyny nie zwracając

uwagi na resztę grupki.
- Wiem, wiem jaka różdżka będzie odpowiednia

dla ciebie.
Sprzedawca podszedł do okna wystawowego i wziął z niej

jedyną różdżkę jaka w nim była. Patyk również był zakończony dwoma wężami,

jak różdżka Karoliny tyle, że węże z różdżek z tego sklepu gryzły się

nawzajem.
W końcu Cecylia wzięła wskazany przez sprzedawcę przedmiot.

Jej różdżka została zapakowana w kuferek z kości słoniowej oprawiony w

czarny aksamit. Dziewczyna czekała aż reszta jej przyjaciół zostanie

obsłużona, Ola towarzyszyła jej.
Zbliżał się świt, więc wszyscy poszli

w umówione miejsce. Tak jak się spodziewali czekał już na nich dziwoląg z

swoją starą ciężarówką. Milczeli, każdy przypatrywał się swoim zakupom. Ola

czasami łypała gorzko na kuferek z kości słoniowej, w której znajdowała się

różdżka Cecylii.
Nastolatka wyciągnęła swoją różdżkę i pogładziła ją

lekko, nie wiedziała dlaczego, ale jej się ona spodobała no i chciała

zażartować z dziewczyny. Kiedy trzymała ją w dłoni czuła lekki chłód bijący

z różdżki. W tej gorącej ciężarówce było tak duszno, że te ochłodzenie

bardzo jej się podobało. Dziewczyna przypomniała sobie słowa

sprzedawczyni:
- Ta różdżka ma wielką moc. Jest wykonana z serca bardzo

groźnego smoka, będzie ci służyć przez wiele lat.
- Nadal nie rozumiem

dlaczego wszyscy się tutaj znaleźliśmy - powiedziała Stazi wyrywając

przyjaciółkę z wspomnień i spoglądając na Olę. - Dobra, wiem: szkoła magii,

ale dlaczego akurat my? I o co w ogóle chodzi z tą rodziną?
- Powiem

wam tyle ile wiem, jestem adoptowana tak jak zresztą wy i wszyscy uczniowie

z Piekiełka, ale mnie się poszczęściło i trafiłam do magicznej rodziny. Wiem

o tej szkole bardzo dużo. Wszyscy w Piekiełku są adoptowanymi dziećmi, nikt

nie zna ich prawdziwych rodziców. Wszyscy mamy czarne włosy i ciemne oczy.

Znaleziono nas w różnych miejscach z pergaminem na którym były trzy szóstki.

W każdym roku jest trzynaście takich dzieci, albo wielokrotność tej liczby.

Tutaj jest nas sześć, zostało jeszcze tylko siedem osób. Tyle wiem. W

Piekiełku mamy się uczyć przez pięć lat i mają nas uczyć różnych

czarnoksięskich czarów.
- To brzmi jak jakaś sekta. Trzy szóstki to mi

przypomina tylko satanizm, brakuje tylko odwróconej gwiazdy Dawida -

powiedział Bzyk.
- To wszystko jest bardzo dziwne. Wyglądamy podobnie,

zostaliśmy wszyscy adoptowani. Na pewno jest to szkoła, a nie jakaś

sekta?
- Jestem w stu procentach pewna.
- Moi rodzice też są

czarodziejami, ale jakoś nic nie wiedziałam o Piekiełku. O co chodzi z tą

rodziną? Dlaczego ja dostałam najwięcej pieniędzy?
- Bo jesteś najwyżej

w hierarchii naszej rodziny w tym roczniku.
- Ale co to za rodzina?

/>- Oni uważają, że jesteśmy jedną wielką rodziną, jesteś najstarsza z

dziewczyn w tym roczniku. Jesteś Najstarszą Córką Pierworodnego – tak

będą cię nazywać w szkole. Razem z Najstarszym Synem Pierworodnego jesteście

najważniejszymi osobami w tym roczniku, tak jakby jesteście przewodniczącymi

klasy.
- Trzynaście osób to trochę mało na klasę - zadrwił Marek i

ziewnął.
- Wiesz jak nazywa się ten syn?
- Nie. W tej szkole nie

ma dyrektora, w sumie jest. Ale inaczej go nazywamy to Pierwszy Brat

Pierworodnego, no i jest jeszcze Pierwsza Siostra. Kiedy Pierwszy Brat umrze

to ona przejmie władzę w szkole - tłumaczyła Ola.
- A kto jest tym

Pierworodnym? - zapytał Tomek.
- Tego nie wiem. To już chyba wszystko

co mogę wam powiedzieć - skończyła Ola.
- Dzięki, że nas oświeciłaś,

ale możesz mi jeszcze raz powiedzieć kim ja jestem?
- Najstarszą Córką

Pierworodnego - odpowiedziała Ola i uśmiechnęła się.
Resztę podróży

spędzili na miłej pogawędce. Rozmawiali o swoich adopcyjnych rodzinach i o

listach jakie dostali, Cecylia ciągle pytała Olę jak będą ją nazywać w

szkole. Jak na nazwę jakieś osoby Najstarsza Córka Pierworodnego była trochę

za długa i dziewczyna nie potrafiła zapamiętać swojego nowego przezwiska.

/>Samochód zaczął podskakiwać na kamieniach, chociaż nastolatka była pewna,

że przed chwilą nie czuła żadnych wstrząsów.
- Chyba już się zbliżamy -

powiedziała Ola i rozprostowała się na twardym siedzeniu. Kiedy nastolatka

schowała różdżkę do kuferka ciężarówka zatrzymała się.




/>




4

Piekiełko

Ujrzawszy

szkołę, do której mieli chodzić Cecylia omal nie krzyknęła, a Anastazja po

prostu zemdlała.
- To jakaś rudera, a nie szkoła! - krzyknął Tomek

próbując ocucić Stazi. Szóstka podróżnych stała przed dziwnym budynkiem;

przypominał on trochę zamek i kościół zarazem. Dziewczynie przypominało to

trochę jedną z gotyckich katedr na Wawelu. Tamten kościół miał dobudowane

liczne kaplice. Ten budynek był trochę podobny, ale znacznie okazalszy. W

górę pięły się liczne, strzeliste wieże, a na dole było mnóstwo przybudówek.

Prawie wszystkie ściany Piekiełka były pokryte gęstym bluszczem tak, że

szkoła przypominała bardziej zielony posąg niż miejsce, w którym mieli się

uczyć. Można by ją porównać do jakiegoś zamku z bajki w stylu:

“Księżniczka w najwyższej komnacie, w najwyższej wieży...”.

Piekiełko znajdowało się na górze, ale nie można z niej było zejść z powodu

zbyt stromych ścian. Jak oni w ogóle tu wjechali tym starym gruchotem?

Dziewczyna przestraszyła się; stąd nie było ucieczki. W dole rozciągał się

gęsty las, którego nie było widać końca.
Powoli zaczęło się ściemniać.

Kiedy w końcu ocucili Anastazję weszli do szkoły. Cecylia musiała zasłonić i

zagadać przyjaciółkę, kiedy wchodzili do pierwszej sali; posadzka była

zrobiona z ciemnej mozaiki, a na środku ułożona była gwiazda. Odwrócona

gwiazda Dawida. Dziwoląg poprowadził ich na sam środek sali, wprost do

środka gwiazdy. Stazi na szczęście nie zauważyła tego, a Bzyk powstrzymał

się od komentarza chociaż miał nietęgą minę.
- Czekajcie tutaj -

powiedział mężczyzna i wszedł do jakiegoś pokoju na końcu sali. Cecylia

poczuła jak coś spadło jej na ramię, więc szybko spojrzała w to miejsce. Na

ramieniu dziewczyny była mała strużka jakieś lepkiej i gorącej cieczy.

Nastolatka spojrzała w górę. Nad ich głowami był zawieszony wielki żyrandol

z tysiącami świec. Teraz spojrzała na podłogę. Na niej było mnóstwo wosku

pewnie spadniętego z żyrandola.
W sali, w której czekali, panował

półmrok. Małe okienka były pozasłaniane ciężkimi, ciemnymi kotarami, tylko

światło świec z żyrandolu i kilka pochodni oświetlało te pomieszczenie.

/>- Jeszcze nie przebrani? Chodźcie za mną.
Przyjaciele usłyszeli jakiś

ostry głos i szybko odwrócili się w stronę drzwi za którymi zniknął ich

kierowca. Stała tam wysoka kobieta w czarnym stroju (na jej sukni również

były złociste gwiazdy tak jak u Cecylii tylko o wiele większe), miała na

sobie duże okulary z bardzo grubymi szkłami. Spod nich wyglądały piwne,

mocno wymalowane oczy.
Kobieta poprowadziła ich do jakiegoś długiego

pokoju, w którym stały gabloty z różnymi orderami. Między gablotami stało

sześć parawanów, do których poszli się przebrać, zanim jednak to zrobili

kobieta pokazała im, w które kieszenie stroi mają powsadzać różdżki, fiolki

i inne zakupy. Dała im także torby , do których mieli spakować swoje nawo

nabyte książki. Cecylia wyszła z kabiny jako pierwsza, jako, że nie było w

pobliżu lustra przejrzała się w jednej z szklanych gablot. Kapelusz był

bardzo niewygodny, a suknia ciężka z powodu różnych przyrządów znajdujących

się w jej fałdach. Torba również miała swój ciężar, ale to akurat jej nie

zdziwiło. Powoli zza parawanów zaczęła wychodzić reszta grupki. Bzyk trzymał

swój kapelusz w ręce.
- Ty, chłopcze załóż kapelusz. Już!

Dziewczyno ty nie musisz - kobieta wskazała Anastazję, która posłusznie i z

wielką ulgą zdjęła nakrycie głowy.
- Dlaczego ona nie musi, a ja muszę?

- odezwał się buntowniczo Bzyk.
- Jak się nazywasz?
- Radek

Mzykowski - przedstawił się chłopak.
- Nie próbuj mi się sprzeciwiać,

bo zamienię cię w żabę. Ona ma długie włosy, kiedy ty będziesz miał tej

samej długości również będziesz mógł zdjąć kapelusz. To hańba pokazywać się

z tak krótkimi włosami! - powiedziała po czym kazała przedstawić się

kolejno reszcie grupy. Bzyk od czasu do czasu łapał się za włosy i szarpał

próbując je trochę wydłużyć. Długo będzie musiał czekać aż włosy mu urosną.

Cecylia właśnie zastanawiała jak długo ona będzie musiała zapuszczać włosy

żeby w końcu zdjąć kapelusz kiedy kobieta podeszła do niej.
- Tutaj

jesteś Najstarszą Córką Pierworodnego. Jako Najstarsza Córka będziesz miała

wiele obowiązków. Masz trochę krótkie włosy, muszą ci znacznie podrosnąć do

Nowego Roku, ale tym zaraz się zajmiemy. Chodźmy.
Kobieta poprowadziła

ich znów do sali z gwiazdą Dawida i żyrandolem z świeczkami. Dopiero teraz

Stazi zauważyła znak i omal nie krzyknęła, jednak Marek zdążył jej zatkać

ręką usta nie robiąc przy tym zamieszania.
Cecylia rozejrzała się

jeszcze raz po sali, panował tu chłód i grobowa cisza. Ciekawe czy oprócz

nich jest jeszcze ktoś w tej opustoszałej szkole?
- Dziewczęta śpią w

zachodnim skrzydle, a chłopcy w wschodnim, Najstarsza Córka Pierworodnego w

osobnej komnacie na zachodniej najwyższej wieży - rozkazywała kobieta z

grubymi okularami wskazując jakieś schody.
- Ale... - zająkała się

Cecylia. Czy ona ma być jedną z tych bajkowych księżniczek zamkniętych w

wieży? Wszyscy chcieli się rozejść do swoich sypialń, cały czas ziewali i

chwiali się na stwardniałych, przez ciągłe siedzenie w ciężarówce,

nogach.
- Hola, hola. Nie tak szybko. Dzień jest porą snu i odpoczynku,

zaraz zejdą trzy osoby na śniadanie. A za pół godziny będą tu starsi Synowie

i Córki Pierworodnego. Po prawej jest jadalnia idźcie tam, a ty Najstarsza

Córko Pierworodnego chodź ze mną.
- Eee... czy mogłaby pani mówić mi po

imieniu? Mam na imię Cecylia.
Dziewczyna starała się być bardzo

grzeczna, ale trochę ją wkurzało, że teraz nikt nie będzie mówił jej po

imieniu.
- Teraz jesteś Najstarszą Córką Pierworodnego, zawsze tak było

i teraz też tak zostanie. Idziemy - powiedziała i przyjaciele rozdzielili

się. Ola, Anastazja i chłopcy poszli za dziwolągiem do wielkich drzwi po

prawej, za którymi miała znajdować się jadalnia, zaś Cecylia powlokła się za

kobietą. Okularnica poprowadziła nastolatkę do pokoju, w którym przed chwilą

był dziwoląg. Pokój był bardzo duży, jedną ścianę pokrywał olbrzymi regał,

na którym było mnóstwo malutkich buteleczek. Dziewczyna poczuła się jak w

aptece. Właśnie do tego regału podeszła kobieta szukając jakieś flaszki.

/>- Eliksir na porost włosów... - szeptała do siebie, a nastolatka miała

czas na dokładne obejrzenie pokoju. Na środku stał stolik imitujący biurko,

jego nogi wyglądały jak odnogi pająka; ich ilość również zgadzała się z

ilością nóg tych stworzeń. W rogu pokoju stała gablota z jakimś sztyletem w

środku. Na gablocie był też kuferek, taki sam jaki miała Cecylia, z różdżką

w środku.
- O proszę, mam - powiedziała kobieta i wyciągnęła z półki

malutki czerwony flakonik. - Najstarsza Córka musi bardzo uważać. Codziennie

przed snem zażywaj jedną kropelkę tego eliksiru, nigdy więcej, bo jeśli

zażyjesz go choćby o kroplę więcej możesz się obudzić otoczona ze wszystkich

stron włosami. I jeszcze jedno - kobieta podała jej flakonik i podeszła do

gabloty wyciągając z niej sztylet. - Proszę, do Nowego Roku musisz się z nim

oswoić. Najstarsza Córka będzie jadać w swojej komnacie. Na razie nie

będziecie mieli poważniejszych lekcji, będziemy tylko wprowadzać was w

tajniki magii i tradycje szkoły. Dziewczęta będą miały osobne lekcje z

chłopcami. Ale tylko do Nowego Roku. Za miesiąc twoje urodziny Najstarsza

Córko Pierworodnego, ale dopiero od Nowego Roku, kiedy zbierzemy się

wszyscy, zaczniecie naukę. Jutrzejszej nocy odbędzie się wasze pierwsze

spotkanie z nauczycielami. Dopiero w Nowy Rok poznacie się wszyscy.
-

Czy... mogłabym o coś zapytać? - przerwała jej Cecylia.
- Oczywiście -

powiedziała kobieta, a nastolatka odetchnęła z ulgą.
- Gdzie mam włożyć

ten sztylet? Wszystkie kieszenie jakie zostały puste są zbyt duże na to.

/>- Do podkolanówki, pewnie zauważyłaś, że jest tam doszyty kawałek

materiału. Właśnie tam jest miejsce dla obrzędowego sztyletu, na razie. Po

Nowym Roku wróci na swoje dawne miejsce - wytłumaczyła, a dziewczyna włożyła

nóż na miejsce.
- Kim jest... Najstarszy Syn Pierworodnego? - zapytała.

Pierwszy raz wypowiedziała dobrze tę nazwę.
- Tego dowiesz się w Nowy

Rok. Najstarsza Córka pozna go w Nowy Rok. Połączycie się Więzami Krwi -

wytłumaczyła okularnica. Cecylia nie miała już ochoty pytać o co chodzi z

tymi więzami krwi, bo kiedy myślała “krew” robiło jej się

niedobrze.
- Dlaczego okna dopiero teraz się pootwierały? - zapytała

nastolatka, kiedy zobaczyła, że kotary nagle się rozsuwają i pozwalają paść

trochę księżycowemu światłu na kamienną posadzkę i “pajęczy”

stół.
- My nie lubimy światła, zresztą w ciągu dnia śpimy, więc

niepotrzebne nam słońce. Teraz zaprowadzę Najstarzą Córkę Pierworodnego do

komnaty, zaraz dostaniesz tam posiłek. - zaproponowała kobieta i pociągnęła

Cecylię za ramię.
Szły jakieś pół godziny ciągle pnąc się w górę. W

końcu stanęły przed drzwiami z napisem: Najstarsza Córka Pierworodnego.

/>Sypialnia Cecylii była ogromna. Na środku stało wielkie łoże z rzeźbionymi

kolumienkami w każdym rogu. W wnęce w ścianie była wielka szafa, a obok niej

dwie zamykane gabloty (jedna z miotłą, a druga z białą bronią taką jak

szable itp.). Na jednej z ścian, na przeciw gablot były pozawieszane półki,

dziewczyna położyła tam buteleczkę z eliksirem na porost włosów. Nie

wiedziała dlaczego jej włosy muszą być długie do Nowego Roku.
Za to

łazienka była ohydna, wszystko pokryte było sporą warstwą kurzu i rdzy, z

kurków leciała brązowawa woda. W sypialni były jeszcze jedne drzwi, za nimi

spiralne schody prowadziły na niższe piętro gdzie znajdowała się jakaś sala,

która była jeszcze większa niż sypialnia. Jej średnica wynosiła tyle samo co

średnica wieży! W pokoju było mnóstwo dziwnych przyrządów, w tym też

manekiny. Poza tym pomieszczenie było puste. Cecylia wróciła do sypialni i

podeszła do gabloty z białą bronią. Po co miały jej być te wszystkie szable,

miecze i inne? Nagle ktoś wszedł do jej pokoju. Czy w tej szkole nie uznają

prywatności?!
- Przyniosłam ci posiłek, a... widzę, że

zainteresowałaś się bronią. Masz trochę krótszy czas odpoczynku. Codziennie

o dwunastej będzie do ciebie przychodził szermierz i uczył jak się tym

wszystkim posługiwać. Kiedy chcemy podbić jakieś magiczne miejsce nie możemy

używać magii tak jak i oni, ponieważ moglibyśmy rzucić zaklęcie burzenia i

łatwo byśmy wygrali, musimy posługiwać się białą bronią. Jak ci się podoba

twoja sypialnia? - mówiła okularnica.
- Super, tylko łazie...
- To

tylko przejściowe lokum. Szermierki będzie cię uczyła pewna kobieta. Zjedz

swój posiłek i zadomów się tutaj - powiedziała kobieta.
- Jak mam

wyciągnąć te wszystkie miecze?
Kobieta w okularach zaśmiała się.
-

Użyj różdżki lub głowy.
Okularnica wyszła z sypialni.
Dajmond
S-T-R -A-S-Z-N-E!!!
Dajmond
błagam cię nie pisz tego tyle, może

weźmiemy na razie pod uwagę tylko pierwszy part. OK?



width='95%' cellpadding='3' cellspacing='1'>
QUOTE

ma krótkie, do ramion

czarne włosy (zwykle ma spięte

włosy

class='postcolor'>
POoooooooooooowtóóóóórka

cellpadding='3' cellspacing='1'>
QUOTE

id='QUOTE'>dowiedziała się o jej schadzkach,

chciała żeby wiedziała, jaką ma

córkę

class='postcolor'>
Niby nie powtórka, ale

razi

width='95%' cellpadding='3' cellspacing='1'>
QUOTE

- Uważasz, że nic dla

ciebie nie zrobiłam zasrańcu? A ubrania, jedzenie, kosmetyki, które ci

kupiłam? To nic?

class='postcolor'>
Okropne to zdanie, niepotrzebny

wulgaryzm

width='95%' cellpadding='3' cellspacing='1'>
QUOTE

Karolina starała się

być spokojna, choć jej oczy już szukały miejsca, w które mogłaby uderzyć

dziewczynę. Karolinę nie obchodziły uczucia

Cecylii,

class='postcolor'>
powtórka
<

table border='0' align='center' width='95%' cellpadding='3'

cellspacing='1'>QUOTE
id='QUOTE'>Cecylia uśmiechnęła się pod nosem.

[...] Cecylia uśmiechnęła się

drwiąco

class='postcolor'>
zgadnij

co???

width='95%' cellpadding='3' cellspacing='1'>
QUOTE

Karolina wiedziała,

że to zrani Cecylię. Dziewczynę rzeczywiście to zabolało, ale wiedziała, że

nie może dać tego poznać Karolinie, bo wtedy ona

zatryumfuje.

class='postcolor'>
teraz już

wiesz???

width='95%' cellpadding='3' cellspacing='1'>
QUOTE

Cecylia rozejrzała się po

pokoju, jak ona nienawidziła tego

pokoju

class='postcolor'>
A może jeszcze

nie???

width='95%' cellpadding='3' cellspacing='1'>
QUOTE

pokój jest pusty i

nikt w nim nie mieszkał od wielu lat. Tylko ubrania Cecylii wiszące równo w

szafie wskazywały na wiek dziewczyny i pokazywały, że jednak ktoś w tym

pokoju przebywał

class='postcolor'>
Przyczepiłąś się do tego

pokoju

width='95%' cellpadding='3' cellspacing='1'>
QUOTE

Cecylia usłyszała

szarpnięcie klamki, to jej matka próbowała dostać się do pokoju, ale tym

razem dziewczyna postanowiła, że ją nie wpuści bez względu na jej słodkie

kłamstewka. Cecylia, nie zważając na głos matki, podeszła do szafy i

mocno w nią uderzyła

class='postcolor'>
Nie mam już siły, może zaraz znowu

wytknę Ci trochę błędów.
Beznadziejna fabuła, beznadziejny styl,

beznadzieja
Edit:
Bawimy się znowu? Napiłam się wody, możemy

zaczynać!

width='95%' cellpadding='3' cellspacing='1'>
QUOTE

W końcu jednak Cecylia

przełamała strach i postanowiła, że pójdzie na rynek. Krakowski

rynek
zawsze ją fascynował,

class='postcolor'>
Pam, pam ,

parapam

width='95%' cellpadding='3' cellspacing='1'>
QUOTE

a w czasie lata kręciło się

tu zadziwiająco dużo ludzi. Najwięcej ludzi kręciło się


class='postcolor'>
nazywam się

Diamond...

width='95%' cellpadding='3' cellspacing='1'>
QUOTE

jaka naprawdę jest jej

matka [...]przez co uchodziła za cudowną


matkę

class='postcolor'>
urodziłam się 22

czerwca...

width='95%' cellpadding='3' cellspacing='1'>
QUOTE

Cecylia zamknęła oczy,

chmury zasłoniły słońce. Dziewczyna nie lubiła słońca co ją

bardzo dziwiło

class='postcolor'>
pewnego roku, bo kobiety wieku nie

podają...

width='95%' cellpadding='3' cellspacing='1'>
QUOTE

W jej pokoju zwykle okno

było zasłonięte grubą, granatową roletą, tylko w nocy dziewczyna

otwierała okno i patrzyła na ogromny

księżyc

class='postcolor'>
no i mam chomika
Już nie mogę,

ale jutro może poprawię Ci drugiego parta i końcówkę pierwszego
Nati
Dzięki, że pokazałaś mi te błędy, chyba

żeczywiście trochę przesadziłam z tym pokojem, spróbuję się poprawić.
Dajmond
nie ma za co =) uwielbiam to robić.

Zredagować ci jeszcze drugi rozdział?
Nati
Jasne, bardzo mi się to przyda przy poprawianiu.
Jeszcze raz dzięki
Dajmond
OK, to zaczynamy =D.
Dzisiaj jestem w

dość podłym nastroju, bo trzykrotnie musiałm uciec w Heroes'ach. Ale

cóż...

width='95%' cellpadding='3' cellspacing='1'>
QUOTE

Cecylia weszła cicho

na palcach do domu, oczywiście tylnym wejściem. Było ciemno, ale

Cecylia nie bała

class='postcolor'>
Musisz popracowac nad powtórzeniami

imion... Np. zamiast Cecyli pisz: dziewczyna, córka itp. , a zamiast

Karoliny: kobieta, matka itd.

align='center' width='95%' cellpadding='3'

cellspacing='1'>
QUOTE

id='QUOTE'>
Czuła jakby ktoś prowadził ją właśnie do

piwnicy. Cecylia zdjęła buty i podeszła do drzwi

piwnicy.

class='postcolor'>
wiesz, że to powtórzenie i nie będę

Ci o tym pisać.

align='center' width='95%' cellpadding='3'

cellspacing='1'>
QUOTE

id='QUOTE'>Powoli, tak aby nie robić dużo hałasy


class='postcolor'>
hałasu jak sądze.
Jest takie

zdanie gdzie piszesz, ze szła na czworakach wydaje mi się, że piszę

się ,,na czworaka", ale co do tego nie jestem

pewna.

width='95%' cellpadding='3' cellspacing='1'>
QUOTE

Jeśli klapa w

podłodze to musi gdzieś być jakiś otwór. Po pięciu minutach poszukiwań

dziewczyna znalazła to co szukała i podniosła drewnianą

klapę.

class='postcolor'>

border='0' align='center' width='95%' cellpadding='3'

cellspacing='1'>
QUOTE

id='QUOTE'>w samym środku było wielkie biurko z

nogami w kształcie orlich szponów. Na biurku(...)  Cecylia zaczęła

szperać w biurku(...)Na biurku oprócz zamkniętych kuferków


class='postcolor'>
taka sama sprawa jak z pokojem, może

być: Oprócz zamkniętych kuferków leżał też na

nim....

width='95%' cellpadding='3' cellspacing='1'>
QUOTE

była dokładnie takiego

samego koloru jak strój zawieszony na tym samym wieszaku: zielony w

ciemniejsze pręgi. Cecylia powiesiła strój.
- Nie wiedziałam, że

Karolina lubi takie stroje

class='postcolor'>

border='0' align='center' width='95%' cellpadding='3'

cellspacing='1'>
QUOTE

id='QUOTE'>zaśmiała się w duchu dziewczyna i otworzyła

drugą szafę. Na ziemię posypał się stos mioteł. Cecylia wrzuciła w

nie- ładzie miotły.
- Po co im tyle mioteł

?

class='postcolor'>


border='0' align='center' width='95%' cellpadding='3'

cellspacing='1'>
QUOTE

id='QUOTE'>Odwróciła się w stronę stopni

obawiając się, że ktoś zejdzie do tajnego gabinetu. Nikt jednak nie

stanął na stopniach więc dziewczyna zajęła się domykaniem zapchanej

miotłami szafy. Kiedy w końcu uporała się z szafą jeszcze raz

popatrzyła tęsknie na kuferki na biurku


class='postcolor'>

border='0' align='center' width='95%' cellpadding='3'

cellspacing='1'>
QUOTE

id='QUOTE'>
Na czerwonym aksamicie leżał zwykły

patyk
(...) zwykły patyk z jakimś

rzeźbieniem

class='postcolor'>
mam wątpliwości co do słowa

,,rzeźbieniem"

align='center' width='95%' cellpadding='3'

cellspacing='1'>
QUOTE

id='QUOTE'>Usłyszała ciche syknięcie i szybko odwróciła

się na pięcie

class='postcolor'>
głupi rym, ja osobiście nie lubię

jak używa się rymów w książkach.

Może jutro napiszę Ci dalszą połowę.

Ogólnie drugi rozdział ma więcej błędów, ale jest lepszy.
Nati
Fajnie. że poprawiłaś mi to i jeśli chcesz to możesz mi poprawić następne party! Byłabym bardzo wdzięczna. Sama trochę poprawiam, ale ty będziesz chyba lepiej widziała moje błędy.
Miłych poprawek!!!!!!!! nutella.gif krowki.gif krowki.gif czekolada.gif
Dajmond
Jutro mam luz, więc Ci poprawię.
Nati
Poprawiaj, poprawiaj.
Nie mam stałego, więc jeśli nic nie napiszę to się nie przejmuj i poprawiaj dalej tongue.gif
Nati
No i znów nikt mi nieczyta choć skróciłam i poprawi łam!!!!!!!!!!!!
Galia
Mnie by się nawet twój FF podobał. Jedna rzecz mnie tylko interesuje - gdzie się podziały rozdziały od 5 do 10? Bo kończy się 4 , a potem jest 11 dry.gif
Jeśli zjawią się zagnione części to przeczytam do końca.
Pozdrawiam
Gal
Nati
To wszystko przez to, że usuwałam część postów i musiałam przeoczyć.
Trochę tego dużo, ale myślę, że ci spodoba




5

Najstarszy Syn Pierworodnego

Cecylia podeszła do tacy i spojrzała na talerz, były na nim kawałki mięsa oblane jakimś gęstym sosem. Dziewczyna wzięła całą tacę, na której leżały jeszcze dwa jabłka i usiadła na parapecie okiennym. Nastolatka skosztowała mięso, ale od razu go wypluła. Smakowało jak guma. Musi zadowolić się jabłkami. Nagle coś zaświeciło jej w oczy. Cecylia odwróciła się i zauważyła, że z wieży, którą miała dokładnie naprzeciw swojego okna, sączy się mocne światło. Nie było wątpliwości, że była to latarka. W oknie zauważyła zarys postaci, która tak jak ona siedziała na szerokim parapecie. Osoba z przeciwległej wieży zaczęła migać światłem do jej okna. Na szczęście dziewczyna nauczyła się kiedyś alfabetu Morsa i szybko odczytała krótką wiadomość. Miała wziąść latarkę z jednej z ukrytych półek w szafie. Nastolatka odnalazła latarkę i tak zaczęła się ich Morsowa rozmowa.
- Kim jesteś? - zamigała latarką Cecylia.
- Jacek, Najstarszy Syn Pierworodnego jeśli wiesz o czym mówię, a ty?
- Cecylia, też jestem tą najstarszą. Dopiero przyjechałam. O co w tym wszystkim chodzi?
- Jesteśmy rodziną. Jesteśmy dziećmi czarnoksiężników, to szkoła czarnej magii - odmigał Jacek. Tak, podejrzewała to od dawna, ale ciągle miała nadzieję, że jej się tylko zdaje. Byli potomkami czarnoksiężników.
- O co chodzi z tym Przymierzem Krwi, który mamy zawrzeć w Nowy Rok?
- Dokładnie nie wiem. Jeden z nas ma mieć sztylet...
- Ja mam. Ta w okularach mi go dała - przypomniała sobie dziewczyna.
- To masz się gorzej. Musisz przeciąć sobie rękę, a później mnie i po prostu mamy się ścisnąć. Nie wiem po co to wszystko.
- To brzmi okropnie. Nigdy nie będę nikogo ciąć.
- Będziesz musiała.
- Nie zgodzę się.
- Stąd nie ma wyjścia, jeśli tego nie zrobisz nie wiem co może ci się stać. Ludzie tutaj są bardzo dziwni, co chwilę rzucają na siebie jakieś zaklęcia, które mogą skończyć się nawet śmiercią. Słyszałem rozmowę nauczycieli, chcieli kogoś zabić - opowiadał Jacek, a nastolatce ciarki przeszły po plecach.
- Słyszałam, że jesteś dobrym szermierzem, ja jeszcze nie miałam nawet w dłoni szabli, a co dopiero się nią posługiwać.
- Nie otwierałaś jeszcze gabloty?
- Nie wiem jak.
- Pomyśl tylko, że jest otwarta - zaproponował Jacek, a Cecylia spróbowała. Od razu coś pyknęło i gablota stała otworem. Właśnie tak otworzyła kuferek w gabinecie adopcyjnej matki. Dziewczyna wróciła do okna.
- Udało się, dzięki.
- Kiedy kończysz trzynaście lat?
- Za miesiąc, a ty?
- Już miałem, niecały miesiąc temu, musiałem podpisać się własną krwią w jakieś księdze; do tej pory mam ślad po ukłuciu.
- Miałam nadzieję, że do tego nie dojdzie.
Tę rozmowę prowadzili aż do rana, kiedy kotary same zaczęły się zasuwać chroniąc przed słońcem. Nastolatka opowiedziała Jackowi o tym, że jej adopcyjni rodzice są białymi czarodziejami, że musi zażywać jakiś eliksir na porost włosów. Natomiast chłopak migał jej o tym jak się tu dostał i jak spędził tutaj miesiąc. Mógł przez cały ten czas chodzić sobie bezkarnie po każdym zakamarku Piekiełka, ale teraz musiał siedzieć w swojej wieży. Razem zastanawiali się dlaczego nie pozwalają się im spotkać, jak będzie wyglądał ich pobyt tutaj i co ma wydarzyć się w Nowy Rok oprócz Przymierza Krwi.
Cecylia czuła jakby znała Jacka. Obydwoje chcieli nauczyć się czarować, ale nie chcieli używać swoich zdolności w czarnej magii. Jednak było już za późno; od urodzenia byli zapisani do tej szkoły.
Kotary szczelnie zasłaniały okna, dziewczyna próbowała je choć trochę odsłonić, ale nic to nie dało. Dopiero teraz przypomniała sobie o otwartej gablocie, więc od razu do niej podeszła i zaczęła badać jej zawartość obracając w dłoniach każdy rodzaj białej broni. Jeden miecz był tak ciężki, że nawet nie potrafiła nim ruszyć. Nastolatka czuła się bardzo zmęczona; na wyspanie miała czas tylko do południa. Miała nadzieję, że nawet bez budzika uda jej się obudzić, więc, po poukładaniu wszystkich rodzajów szabli i mieczy do gabloty, zażyciu kropli eliksiru na porost włosów i przebraniu się w zakupioną w miasteczku czarną koszulę nocną, położyła się spać i prawie od razu zasnęła.
Cecylię obudził zapach pieczonych ziemniaków. Kiedy otworzyła oczy od razu zauważyła kobietę w okularach krzątającą się po jej pokoju.
- Co pani tu robi? - zapytała dziewczyna wstając z łóżka.
- Zawsze będę cię budzić Najstarsza Córko na lekcje szermierki. Nie przyszłam w nocy z jedzeniem, bo byłam bardzo zajęta, miałam lekcje z starszymi klasami. Będę musiała cię nauczyć samej wyczarowywać jedzenie, na pewno byłaś głodna - mówiła okularnica, a nastolatka pomyślała, że lepiej, że nie przyszła w nocy.
- Nic nie szkodzi. To mięso, które mi pani przyniosła, było bardzo dobre - skłamała dziewczyna i podeszła do talerza z ziemniakami. Burczało jej w brzuchu.
- Naprawdę? Zawsze myślałam, że gotowanie najmniej mi wychodzi. Musisz się pospieszyć, zaraz przyjdzie twoja nauczycielka. Co robiłaś w nocy? - zapytała kobieta, kiedy Cecylia wyciągnęła z szafy swoją suknię.
- Trochę rozglądałam się po pokoju, oglądałam jeszcze raz zakupy no i udało mi się otworzyć gablotę - powiedziała nastolatka i weszła do łazienki zamykając za sobą drzwi.
Po chwili wyszła znów w ciężkiej sukni i niewygodnym kapeluszu.
- Dlaczego to wszystko musi być takie... na pokaz? - zapytała poprawiając różdżkę w podłużnej kieszeni u jej boku.
- Widzę, że mój eliksir skutkuje. Zjedz coś - rozkazała okularnica zmieniając temat, dziewczyna popatrzyła na swoje włosy; rzeczywiście były trochę dłuższe i zjadła ziemniaki. W chwilę po tym rozległo się głośne pukanie do drzwi i jakaś kobieta weszła do sypialni. Była to malutka postać, wyglądała tak jakby przy najmniejszym podmuchu wiatru miała rozpaść się w proch. Jej twarz wyrażała strach.
- Pani jest nauczycielką szermierki? - zapytała okularnica patrząc z obrzydzeniem na kobietę. Do pokoju cicho wsunął się jakiś mężczyzna. Mała istotka potaknęła ze strachem głową. - Co to za ścierwo przyprowadziłeś?! Przecież ona się do niczego nie nadaje! Zabierz ją spod moich oczu!
Mężczyzna złapał kruchą kobietę ciągnąc ją za łokieć. Kobieta zdążyła jeszcze popatrzeć błagalnie na Cecylię, która przyglądała się całemu zajściu.
- Ona nie wiedziała, że to szkoła magii, prawda? - zapytała z przerażeniem kiedy kobieta została wyprowadzona.
- Nie. To, że nauczycielka okazała się fiaskiem nie znaczy, że nie odbędziesz dzisiaj lekcji. Zaraz przyjdę - powiedziała okularnica i wyszła.
Nastolatka otworzyła gablotę z białą bronią i zaczęła się zastanawiać czym najpierw będzie uczyła się posługiwać i kim będzie jej nowy nauczyciel. Nie chciała myśleć co stanie się z drobną kobietą.
Drzwi ponownie się otworzyły i do środka wszedł mężczyzna z siwymi, długimi włosami i cieniutkimi okularami na nosie. Mężczyzna skinął lekko głową.
- Nazywam się Szpunk, mam panienkę uczyć szermierki tak jak i uczę Najstarszego Syna Pierworodnego - przedstawił się mężczyzna z długimi włosami. Dziewczyna popatrzyła z zawstydzeniem na łóżko, które zapomniała pościelić. Ku jej wielkiemu zaskoczeniu pościel zaczęła sama się składać.
- Tu musi chodzić o siłę woli... - szepnęła do siebie.
- Słucham?
- Może przejdziemy na dół. To chyba właśnie tam będzie mnie pan uczył, prawda?
- Oczywiście - powiedział usłużnie pan Szpunk i wziął z otwartej gabloty najcieńszą szpadę. - Zaczniemy od tego.
Po dwóch godzinach nauki kroków, pchnięć i postaw obronnych w szermierce Cecylia wróciła do swojej sypialni i wykończona padła na łóżko. Pan Szpunk był z niej bardzo zadowolony, po lekcji z dziewczyną miał iść do Jacka i tym razem go zamęczać. Nastolatka próbowała wypytać nauczyciela o chłopaka, ale ten milczał jak grób. Wieczorem miała przyjść po nią okularnica, z którą miała zejść na spotkanie z pozostałymi nauczycielami. Od tej pory kobieta miała jej towarzyszyć zawsze, kiedy wychodziła gdzieś poza komnatę.
Dziewczyna zapadła w krótką drzemkę na małej sofie stojącej w rogu pokoju obok stolika z pajęczymi nogami.
Spotkanie z nauczycielami tak naprawdę nie było żadnym spotkaniem, była to pokazowa lekcja. Okularnica prowadziła ją pełnymi korytarzami z wielką starannością. Wyglądało to tak jakby cały czas bała się, że ktoś ich zaatakuje. Najbardziej w szkole biła czerń; czarne ubrania, czarne włosy, wszystko czarne. Dziewczyny, czyli Cecylia, Anastazja i Ola (reszta dziewczyn miała przyjechać później), stały za weneckim lustrem i oglądały wyczyny nauczycieli chcących zapalić czarami jakieś świeczki i lampy oliwne. Nastolatka zauważyła po drugiej stronie pokoju, w którym czarowali drugie weneckie lustro i domyśliła się, że tam znajdują się chłopcy.
Jej przyjaciółki były zachwycone szkołą i pokazem. Najciszej jak tylko mogły opowiedziały jej o trzech chłopakach z ich nowej klasy, których spotkały w jadalni. Opowiadały też jak wczorajszej nocy chodziły po zamku wmieszając się w tłumy uczniów. Cecylia trochę im tego zazdrościła, ponieważ całymi dobami nudziła się w swojej sypialni nie mogąc wyjść. Dziewczyna nie powiedziała im o Najstarszym Synie Pierworodnego, bo obok niej cały czas kręciła się okularnica; nastolatka bała się, że jeśli ta kobieta o tym się dowie obydwoje będą mieli kłopoty.
Cecylia wróciła z kolejnej lekcji pokazowej i od razu chwyciła za latarkę i usiadła na parapecie. Po tygodniu z Jackiem znała się już bardzo dobrze, ale nie wiedziała jak wygląda. Obydwoje chcieli się spotkać, ale nic nie mogli wymyślić.
- Witaj księżniczko w najwyższej komnacie, z chęcią bym cię stamtąd uwolnił, ale niestety sam jestem niewolnikiem - tak zaczął rozmowę Jacek. Cecylia zaśmiała się cicho.
- Witaj książę, niestety ja też nie mogę nic zrobić. Jesteśmy skazani na niewolę - podjęła.
- Przynajmniej mamy siebie.
- Małe urozmaicenie nudnych nocy.
- I jak ci idą pierwsze lekcje szermierki?
- Powiedział, że dobrze, ale ja myliłam większość kroków, pierwszego dnia był u mnie dwie godziny.
-To jednak było super. U mnie na początku siedział aż trzy. Byłaś na pokazie?
- Jasne, ty też?
- Jak mogliśmy się nie widzieć?
- Jesteśmy w szkole magii, a ja się nie znam. Ty coś wymyśl.
- Jutro też ma być pokaz, może zobaczymy się tam?
- Ciekawe jak.
- Na przykład kiedy będziemy wychodzić po prostu się odwrócimy, ale musimy uważać żeby nie zauważyli tego nauczyciele. Nie mamy szans ze sobą na razie porozmawiać. Przynajmniej byśmy wiedzieli jak wyglądamy.
- Lepiej na chwilę to urwijmy, słyszę kroki - mignął Jacek po chwili rozmowy i jego latarka zgasła, Cecylia czym prędzej zgasiła swoją i ukryła. Również usłyszała kroki; do jej pokoju weszła okularnica.
- Przyniosłam posiłek. Przyjaciółki Najstarszej Córki Pierworodnego chcą tu przyjść, zgadzasz się? - kobieta postawiła tacę na stole z pajęczymi nogami.
- Nie mam nic przeciwko - powiedziała nastolatka, ale tęsknie spojrzała w okno. Okularnica wyszła, a dziewczyna wzięła trzy gruszki z tacy i znów usiadła na oknie. W wieży po drugiej stronie latarka się świeciła, ale nie migała; to był znak, że u Jacka wszystko w porządku. Dziewczyna zamigała mu, że mają do niej przyjść kumpele, z którymi przyjechała i żeby nie migał. Kiedy właśnie skończyła swój komunikat do pokoju weszła Anastazja i Ola. Oczywiście bez pukania.
- Wow, jak tu pięknie - powiedziała Stazi, a Cecylia schowała latarkę pod poduszkę. Przyjaciółki rozłożyły się na łóżku.
- Tylko łazienka do niczego. Fajnie, że przyszłyście, nie miałam tutaj co robić.
- Co powiesz na małe wyjście z tego pokoju? - zapytała z uśmieszkiem Ola.
- Chciałabym, ale nie mogę - powiedziała ze smutkiem dziewczyna.
- To co robimy?
- Ty tu masz cały arsenał! Szkoda, że zamknięty - powiedziała Ola próbując otworzyć gablotę. Wtedy nastolatka wkroczyła do akcji. Tak jak poprzednim razem położyła na zamku rękę, a szafka się otworzyła. - Jak ty to zrobiłaś?
- Mam lekcje szermierki, było...
Ale nikt się nie dowiedział jak było. Cecylia zobaczyła migające światło na ścianie.
- U mnie wszystko OK możemy migać.
- Co to jest? - zapytała Stazi podchodząc do okna.
- Cii... To Jacek, jest w drugiej wieży. Zaczekajcie.
Dziewczyna wyciągnęła spod poduszki latarkę.
- Są u mnie kumpele - zamigała.
- Nie wiedziałam, że umiesz alfabet Morsa.
- Nikt nie może wiedzieć, że go poznałam. Nikomu nie mówcie, że mam latarkę i migam z Jackiem.
- Kim jest ten chłopak? - zapytała Anastazja.
- To Najstarszy Syn Pierworodnego, Cecylia nie może go znać do Nowego Roku - wyjaśniła za nastolatkę Ola, która miała wystraszoną minę.
- Dowiedziałam się kilku rzeczy od niego. On jest naprawdę miły.
- A ja słyszałam, że wcale mu się tu nie podoba. Tutaj jest ekstra, gdybyś widziała co robią starsi uczniowie - rozmarzyła się Stazi.
- Gdybyś wiedziała to co on mi powiedział ta szkoła by ci się mniej podobała - odgryzła się dziewczyna.
- To co on ci powiedział?
- Nie wiem czy wam to powiedzieć; to dotyczy tylko mnie, Jacka i Nowego Roku. Nic więcej nie powiem, chyba chcę żebyście miały przeświadczenie, że ta szkoła jest idealna - powiedziała i wyciągnęła szpadę, którą uczyła się posługiwać z panem Szpunkiem. - Opowiedzcie co widziałyście wczorajszej nocy.
Ola i Stazi na dobre się rozgadały co Cecylia przyjęła z wielką ulgą; nie miała ochoty mówić im o Nowym Roku i o tym co będzie musiała zrobić. Rzeczywistość także nie ukazała jej się w różowych okularach. Okazało się, że starsi uczniowie rzucają na siebie różne zaklęcia bez najmniejszego powodu i często kończy to się wizytą w szpitalu, który mieścił się w jednym olbrzymim pokoju na piętrze. Leczono w nim różnymi ziołami i czarami. Anastazja opisała też jedno wydarzenie, którego była świadkiem. Jakiś chłopak próbował obmacywać dziewczynę ubraną w taką samą suknię jaką miała Cecylia. Nagle ta dziewczyna wyciągnęła z podkolanówki sztylet i dźgnęła chłopaka, który już po chwili zalał się krwią. Dziewczyna wyciągnęła sztylet z brzucha chłopaka i nie obcierając go z krwi wsadziła z powrotem do podkolanówki, na koniec zaśmiała się i odeszła jak gdyby nigdy nic.
- Brzmi to trochę sadystycznie - powiedziała nastolatka, przed jej oczami stanęła scena, w której to ona godzi jakiegoś chłopaka nożem. Czy kiedyś będzie w stanie zachować się tak jak tamta dziewczyna?
- Nie, to przecież super! W końcu będę mogła coś zrobić kiedy ktoś będzie nachalny - zachwycała się Stazi. - Mogłabym pożyczyć twój sztylet?
- Nie. A jak się mają Marek, Bzyk i Tomek?
- Marek i Tomek są zachwyceni, ale Bzyk... znasz go, kiedy zobaczy krew od razu robi mu się słabo, podobno wychodzi z sypialni tylko na posiłki i pokazy. On jest dziwny - powiedziała Ola.
- Chyba stąd odejdzie - powiedziała Stazi. Cecylia szybko odwróciła się na pięcie ciągle trzymając szpadę w ręce.
- On stąd nie może odejść, stąd nie ma wyjścia - powiedziała dziewczyna.
- Ale przecież w Nowy Rok mamy wybierać czy chcemy tu chodzić czy nie. Tak nam mówiły starsze klasy - przekonywała przyjaciółka, a nastolatka zaśmiała się ironicznie.
- Cokolwiek wybierzemy i tak zostaniemy w szkole tylko musimy wybrać czy chcemy się uczyć czy będą nas odwiedzać na grobie, na tym cmentarzu o którym mówiłyście.
- Ty chcesz odejść, prawda? - zapytała Ola, w jej oczach był strach.
- Nie mam jak odejść. Stąd nie ma wyjścia - powtórzyła Cecylia chowając na swoje miejsce szpadę.
- To dobrze, że zostajesz. Musimy już iść, za niedługo świt, nie możemy chodzić w ciągu dnia - powiedziała Ola i otworzyła drzwi. - Miłych snów.
Przyjaciółki wyszły z jej sypiali. Za kilka minut będą zasłaniane kotary. Niebo zaczęło trochę czerwienieć. Cecylia widziała siedzącą na parapecie w drugiej wieży postać.
- Migałam ci, że będą u mnie kumpele, dlaczego zacząłeś migać? - pytała Morsem dziewczyna, ale nie doczekała się odpowiedzi bowiem kotary zaczęły się zasuwać.
Cecylia nie mogła doczekać się nocy, właśnie wtedy, po kolejnym pokazie, miała zobaczyć Jacka.
Tak też się stało. Po pokazie pojedynków, wykonywanych przez nauczycieli, wszyscy zaczęli rozchodzić się do pokoi. Okularnica jak zwykle jej towarzyszyła i szybko ciągnęła za ramię aby jak najszybciej była w wieży. Cecylia wykorzystała moment kiedy wychodzili z pokoju z weneckim lustrem. Najpierw zobaczyła płaszcz z gwiazdkami. Chłopak, tak jak i Cecylia, był ciągnięty za ramię przez jakiegoś mężczyznę. Jacek odwrócił się i uśmiechnął. Miał długie włosy i ciemną skórę. Był bardzo wysoki. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego porozumiewawczo i odwróciła, kiedy poczuła szarpnięcie ramienia. Okularnica prowadziła ją do wieży.








Na razie tyle, później dodam następne stracone części smile.gif
Galia
FF jest bardzo ciekawy, ale robisz nprawdę mnostwo błędów, uważaj na nie bo przeszkadzają w czytaniu.
Pozdrawiam
Gal
Nati
Byłabym wdzięczna jeślibyś mogła wytknąć mi parę błędąw. Bo ja już ich nie widzę.
Eileen
podoba mi się ;D to znaczy mało oryginalny

pomysł pisać o magii ale dobrze że nie piszesz tradycyjnie o hp. no i ja tam

jestem mało spostrzegawcza i nigdy nie moge zauważyć błędów, ale pewnie są

;D
Dajmond
Pierwszy rzut oka na to co dodałaś i...

/>
QUOTE

class='quotemain'>W wieży po drugiej stronie latarka się

świeciła, ale nie migała; to był znak, że u Jacka wszystko w

porządku. Dziewczyna zamigała mu, że mają do niej przyjść kumpele, z

którymi przyjechała i żeby nie

migał

A jak na razie błędów

twoich w pierwszych rodziałach poprawiać mi się nie chce XD
Nati
Bardzo nie wiedziałam ja to zmienić, ale postaram się.
Thanks za komenty biggrin.gif
Dajmond
a bo ja wiem? hmmm może, żeby nie dawał sygnałów świetlnych?
Nati
Postaram się zmienić.
Dzięki krowki.gif
Nati


Dla Diamond, która jest od początku ze mną

6

Księga

Nieuchronnie zbliżały się trzynaste urodziny Cecylii. Dziewczyna bardzo się dziwiła, że latarka jeszcze działa. Prawie co noc migali do siebie, a czasami nawet mogli do siebie pomachać, kiedy nadchodził świt albo o wczesnych porach nocy, kiedy kotary były jeszcze odsłonięte. Przez ten miesiąc, przez używanie eliksiru, włosy urosły jej aż do pasa i nie musiała nosić kapelusza. W tym czasie urosła również o kilka centymetrów co bardzo ją dziwiło. W szermierce również dobrze jej szło, ciągle rywalizowała z Jackiem, ale on podobno był już prawie perfekcyjny. Pan Szpunk, nauczyciel szermierki, ciągle włączał różne machiny lub wprawiał w ruch manekiny. Cecylii jednak ciągle myliły się kroki i choć prawie zawsze trafiała w manekina to zawsze tam gdzie nie powinna. Jacek powiedział jej, że ma sobie wyobrazić, że tańczy i to bardzo jej pomogło. Nastolatka nie potrafiła również opanować patrzenia na przeciwnika. Żeby nie mylić kroków ciągle zerkała na nogi, pan Szpunk mówił, że przez to może kiedyś stracić życie.
Okularnica, której nie chciało się przygotowywać Cecylii posiłków, nauczyła ją jak może sobie wyczarowywać jedzenie. Wystarczyło tylko powiedzieć kilka słów po łacinie lub języku runicznym, a to co chciało się zjeść pojawiało się w powietrzu obracając lekko.
Dziewczynę bardzo dziwiło, że jeszcze w ogóle nie używała różdżki; myślała, że posługiwanie się nią będzie łatwiejsze od używania umysłu. Było tak w rzeczywistości, ale okularnica stwierdziła, że Najstarsza Córka Pierworodnego ma taką moc, że może już używać umysłu, bo jest pewna, że nie będzie musiała nawet uczyć się różdżkowych zaklęć.
W ciągu tego też miesiąca do Piekiełka przybyły trzy dziewczyny. Nastolatka stwierdziła, że obie bardzo ucieszyły się, że są w szkole magii i próbowały poderwać każdego chłopaka z szkoły. Jej przyjaciółki uwielbiały je, a nawet próbowały naśladować!
Ola i Anastazja przychodziły do niej bardzo często z różnymi nowinkami. Pewnego dnia poprosiły ją nawet aby uczyła ich szermierki. Cecylia zgodziła się, ale od razu zastrzegła, że nie jest aż tak dobra. Dziewczyna zdziwiła się kiedy Stazi powiedziała jej, że bardzo chciałaby być już pełnoprawnym czarnoksiężnikiem, bo miałaby wielką ochotę kogoś zabić. Ta wiadomość wstrząsnęła nastolatką, bowiem myślała, że jeśli kiedykolwiek by chciała stąd uciec przyjaciółka towarzyszyłaby jej.
- Skąd w tobie taka zmiana? Kiedy tu przyjechaliśmy zemdlałaś kiedy zobaczyłaś szkołę i chciałaś krzyczeć kiedy zobaczyłaś gwiazdę Dawida - przypomniała.
- Wtedy myślałam, że to jakaś sekta. Nie wiem skąd mi to przyszło do głowy. Ale byłam głupia! To szkoła stworzona dla mnie, nigdy nie lubiłam dnia, a tutaj nie wpuszczają nawet słonecznego światła. I chyba zawsze była we mnie ta chęć zabijania. Pamiętam, że chciałam zabić moją matkę, bo nie chciała puścić mnie na imprezę. Wymyślałam idealne morderstwo, ale w końcu mi przeszło - mówiła Stazi, a Cecylia patrzyła na nią z przerażeniem. Ona nigdy nie chciała zabić Karoliny chociaż była traktowana dużo gorzej niż Anastazja. No... tylko raz, kiedy kazała jej podpisać się własną krwią. Teraz wszystko zaczęło układać się w logiczną całość. Karolina należała do “białych” czarodziei, z którymi ta szkoła walczyła i wiedziała, że Cecylia jest jej wrogiem. Dlatego ciągle ją biła i obrażała, dlatego też kazała jej się podpisać krwią. Jej matka bała się, że kiedy dowie się o swoim darze może próbować ją zabić. Dziewczyna w pełni jej wybaczyła.
- Muszę zamówić Najstarszej Córce nowy strój - postanowiła pewnego dnia okularnica widząc, że suknia nastolatki sięga jej tylko do kostek a nie do ziemi jak powinno być. - Najstarszemu Synowi Pierworodnego też muszę zamówić płaszcz, ponoć już wyrósł.
Kobieta w okularach wyszła, a Cecylia zaczęła się śmiać. Zawsze z Jackiem śmiali się z swoich przezwisk. Już tylko oni mówili do siebie po imieniu. Nawet Ola i Anastazja zwracały się już do niej per Najstarsza Córka Pierworodnego choć ciągle je prosiła aby nie mówiła tak jej.
Dziewczyna próbowała nawet kilka razy wyjść z swojego pokoju, ale za każdym razem kiedy przekraczała próg komnaty jakaś niewidzialna siła odrzucała ją z powrotem na środek pokoju. W końcu zrezygnowała. Nawet Stazi i Ola próbowały ją od tego odwieść. Nastolatce nie podobała się nagła zmiana u jej przyjaciółek. Obydwie nie chciały aby utrzymywały kontakt z Jackiem, jednak nie podały nigdy żadnego konkretnego powodu.
Pewnego dnia, na kilka dni przed urodzinami Cecylii w czasie kiedy dziewczyna miała lekcję szermierki z jej pokoju zniknęła latarka. Dziewczyna pamiętała, że w nocy jej używała. Kiedy zobaczyła, że na stole z pajęczymi nogami nie ma tacy z posiłkiem, która była tu jeszcze rano już wiedziała, że zabrała ją okularnica. Była wściekła, ktoś powiedział tej kobiecie, że kontaktuje się z Jackiem, tylko kto? I jak teraz umili sobie samotnie spędzany czas w tej pustej sypialni? Nastolatka miała ochotę krzyczeć. Co teraz będzie robić przez te wszystkie długie godziny? Położyła się na łóżku i zaczęła walić pięścią w poduszki. Ponad trzy miesiące nie będzie mogła z nim rozmawiać! Dlaczego, dlaczego to zrobili? Dlaczego nie chcą żeby się ze sobą kontaktowali? Dziewczyna wyczerpana rozmyślaniami zasnęła.
Cecylia obudziła się dopiero w nocy, kotary były już rozsunięte; za chwilę powinna przyjść po nią okularnica. Nastolatka ubrała się w suknię, jednak na znak protestu powyciągała ze wszystkich jej zakamarków przyrządy, których jeszcze nigdy nie używała, a musiała je mieć przy sobie. Sztylet położyła na sam środek małego stosiku na stoliku. Po kilku minutach do sypialni weszła okularnica.
- Idziemy - rozkazała. Jeszcze nie widziała stolika.
- Nigdzie się nie wybieram - powiedziała zimno i rozłożyła się wygodniej na łóżku. Okularnica zamarła na widok stolika zasypanego różnymi przyrządami.
- Co to ma znaczyć? - zapytała.
- Już powiedziałam, nie idę dzisiaj na żaden pokaz. A to... - dziewczyna wskazała na stolik. - Chciałam sobie trochę ulżyć.
Kobieta wyszła szybko z sypialni, a Cecylia lekko się uśmiechnęła. Po chwili znów dopadł ją zły humor. I tak nie odzyska latarki, być może Jackowi również ją zabiorą. Podeszła do gabloty z białą bronią i wzięła szpadę. Postanowiła trochę poćwiczyć jeśli ma tyle wolnego czasu.
Po godzinnych ćwiczeniach do sali weszła Stazi i Ola, również miały ze sobą szpady. Miały miny jakby o wszystkim wiedziały. To one powiedziały okularicy, że miga z Jackiem!
Dziewczyna rzuciła się na nie z szpadą. Nie obchodziło ją, że one są dwie i też umieją władać tym rodzajem broni. Nastolatka zaczęła przypominać sobie wszystkie rady Jacka i pana Szpunka. Zaczęła się do nich stosować. Już po kilku minutach odebrała im szpady i przygwoździła do ściany.
- Co ty robisz? Przecież to my: Anastazja i Ola - mówiła Stazi, była wyraźnie przerażona.
- Wiem. Wynoście się! Nie chcę was widzieć! - krzyczała Cecylia.
- Ale o co chodzi? - zapytała Ola.
- Ty już wiesz o co. Latarka. Coś ci to mówi?
- Zrobiłyśmy to dla twojego dobra!
- Chcecie żebym umarła tu z nudów?! Albo żeby mnie zabili?! - pytała dziewczyna, ale nie czekała na odpowiedź. Nastolatka wyrzuciła szpady Oli i Anastazji za drzwi swojej sypialni. - Wynoście się zanim was zabiję!
Dziewczyny wybiegły z sypialni, a Cecylia trzasnęła za nimi drzwiami. Znów była sama.
Nastolatka dostała małego wstrząsu kiedy w nocy swoich urodzin zauważyła na stoliku wielką, oprawianą w czarną skórę księgę. Od nocnej rozmowy z okularnicą i przyjaciółkami nikt nie wchodził do jej pokoju. Nastolatka wstała z łóżka i podeszła do stolika. Leżała tam kartka. Dziewczyna podniosła ją i przeczytała. “Kiedy będziesz pewna zrób plamę własną krwią, później przynieś księgę do gabinetu Pierwszej Siostry Pierworodnego.” - brzmiał napis. Cecylia usiadła na sofie. Nigdy nie będzie pewna czy chce tu zostać, ale jeśli chce żyć musi się podpisać. Nastolatka otworzyła księgę w zaznaczonym miejscu. Były tam tylko trzy podpisy i jedna wielka plama krwi. Napisy i plama były brązowe, tak właśnie wyglądała zaschnięta krew.
- To musi być krew Jacka - szepnęła i popatrzyła na plamę. Dopiero teraz zorientowała się, że pójdzie sama do gabinetu okularnicy. Dziewczyna wyciągnęła sztylet, który dostała w pierwszym dniu pobytu w Piekiełku i zaczęła się zastanawiać, w którym miejscu się ukłuć. Wtedy przypomniała sobie jak musiała podpisać umowę z Karoliną. Jej adopcyjna matka przecięła jej palec, wyglądało to tak jakby drasnęła się zwykłym nożem.
Cecylia szybko zrobiła małe nacięcie i z jej palca popłynęła krew. Po chwili na kartkę w księdze spadła wielka kropla. Nastolatka poczekała aż krew przestanie lecieć z rozcięcia i wyszła z sypialni. Bardzo dziwnie się czuła idąc samotnie zaludnionymi korytarzami. Dziewczyna przypomniała sobie co mówiła Stazi. Było o wiele gorzej. Kiedy szła do gabinetu znajdującego się na parterze kilka razy o mało nie została wciągnięta w jakąś bijatykę na czary. Na szczęście zdołała uciec. W końcu dotarła do gabinetu okularnicy. Zapukała do drzwi, ale nikt nie odpowiedział, więc weszła do pomieszczenia. W pokoju nie było nikogo, więc Cecylia położyła księgę na pajęczym stole i szybko wyszła. Nie miała ochoty rozglądać się po gabinecie tej kobiety. Po raz pierwszy mogła sama chodzić po Piekiełku, więc chciała to najlepiej wykorzystać. Nastolatka zaczęła wspinać się po schodach. Już wiedziała dokąd pójdzie. Jacek nie mrugał do niej od dwóch dni, zrezygnował kiedy nie odpowiadała. Dziewczyna postanowiła go odwiedzić i wytłumaczyć dlaczego się nie odzywała przez te dni. Wiedziała, że cały czas musi iść w górę, przecież chłopak mieszkał w wieży. Ponadto myślała, że wszystko będzie podobne do jej wieży, ale się myliła. Po dwudziestu minutach wspinaczki zorientowała się, że nie wie jak wróci; zgubiła się. Na szczęście, w ostatniej chwili przed wybuchem paniki, zauważyła Radka.
- Bzyk! - zawołała, a chłopak od razu się odwrócił. Kiedy zauważył Cecylię uśmiechnął się szeroko i podszedł do niej.
- Już dawno nie słyszałem jak ktoś tak do mnie mówi. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Skąd się tu wzięłaś? Nie widziałem cię wieki - mówił.
- Musiałam się podpisać i zanieść księgę. Po raz pierwszy wyszłam sama z wieży i chciałam trochę pozwiedzać zamek. Zgubiłam się - powiedziała nastolatka.
- Zaprowadzę cię z powrotem na dół - zaproponował Radek.
- Nie! Zaprowadź mnie do wieży, proszę - błagała dziewczyna.
- Nie wiem czy powinienem. Przecież nie możesz go jeszcze teraz poznać, dopiero w Nowy Rok - powiedział Bzyk patrząc na nią dużymi, smutnymi oczami.
- Ja go znam, już się poznaliśmy, ale nikt o tym nie wie. Zaprowadź mnie tam.
- Niech ci będzie. Widzę, że urosły ci włosy, a ja dalej muszę chodzić w tej głupiej czapce - powiedział chłopak prowadząc ją korytarzem.
- Podobno ci się tu nie podoba.
- Powiedz, że ty uwielbiasz tę szkołę to cię zabiję. Nie znoszę tej budy, tu jest okropnie - powiedział cicho Radek.
- Też tak myślę. Ola i Anastazja zmieniły się. Stazi powiedziała mi, że chciałaby kogoś zabić. Nigdy nie znałam jej od tej strony.
- No i jesteśmy - powiedział kiedy stanęli przed jakimiś drewnianymi drzwiami.
- Dzięki, wejdź ze mną, nie wiem czy uda mi się trafić z powrotem do mojej wieży - powiedziała i zapukała do drzwi.
- Schowaj się, jeśli ten chłopak nie będzie sam będziesz miała kłopoty - powiedział Bzyk i popchnął Cecylię za jakiś posąg. W tym samym momencie drzwi się otworzyły i stanął w nich Jacek.
- Jesteś sam?
- Tak, ale o co chodzi? - zapytał, a Radek wyciągnął Cecylię zza posągu. Jackowi nagle rozszerzyły się oczy.
- Co ty tu robisz? - zapytał zdziwiony.
- Musiałam zanieść księgę. Sama. No i przyszłam cię odwiedzić - wytłumaczyła.
- Wchodźcie, lepiej żeby nikt was nie widział.
Jacek cofnął się od drzwi wpuszczając ich do środka.
- Dlaczego nie migałaś?
- Moje kumpele się wygadały, zabrali mi latarkę. Nie miałam jak ci powiedzieć. W końcu możemy normalnie porozmawiać - powiedziała Cecylia i uśmiechnęła się. Nastolatka rozejrzała się po pokoju, wyglądał zupełnie tak samo jak jej sypialnia.
- Jesteś zwariowana wiesz? Jeśli cię tutaj znajdą może być po nas. Mogłaś migać świeczką.
- Nie wiem jak je zapalać - powiedziała dziewczyna, a Jacek zaczął się śmiać. Cecylia zauważyła, że ma ciemnozielone oczy.
- Jesteś w magicznej szkole i nie potrafisz zapalić świeczki?
Chłopak ściągnął z półki kilka świeczek i postawił je na pajęczym stole.
- Musisz się skupić i lekko ścisnąć knot, kiedy go puścisz świeczka będzie się palić. Spróbuj.
Cecylia wykonała polecenie i od razu jej się udało.
- Jak ci idzie szermierka? - zapytała nastolatka zachwycona swoim osiągnięciem.
- Wspaniale. Opanowałem już szpadę. A jak u ciebie?
- Dobrze, ale jeszcze dużo rzeczy mi nie wychodzi.
- Cii... Ktoś chyba idzie, schowaj się - powiedział.
- Gdzie? - zapytała z strachem Cecylia.
- Nie wiem, pod łóżko - zaproponował Jacek.
- A Bzyk?
- Przecież mogę mieć w pokoju kumpli. Wchodź pod łóżko.
Dziewczyna wślizgnęła się pod materac i czekała aż ktoś wejdzie. Po chwili drzwi się otworzyły.
- Przyniosłem posiłek Najstarszy Synu Pierworodnego. Zaraz zjawi się tutaj nauczyciel szermierki - powiedział jakiś mężczyzna i popatrzył na Bzyka.
- Dobrze, niech przyjdzie - powiedział Jacek, a mężczyzna wyszedł. Cecylia wylazła spod łóżka. - Idźcie już.
Nastolatka czym prędzej poszła do swojej wieży. Korytarze były prawie puste. Zbliżał się świt. Dziewczyna weszła do swojej komnaty akurat w momencie kiedy kotary zaczęły się zasłaniać.
Eileen
Z przyjemnością czytam tego ff'a. Mam

nadzieję że się pospieszysz i napiszesz dalej, bo pozostawiasz mi niedosyt,

zwłaszcza jak przewijam w dół strony i widzę ten 11 rozdział, którego

jeszcze nie mogę przeczytać, bo nie napisałaś wcześniejszych ^^ Błędów

jakichś nie zauważyłam, ale to nie moja domena.
Nati
Za niedługo wkleję.
Dzięki, że czytasz,

bo mało osób tu zagląda.
Aha, ja usunęłam 11 rozdział.
Hmm... może

to jakieś czary, że ty go widzisz, a mnie się już nie wyświetla?
Eileen
Och, faktycznie ;D Oj przperaszam, czepiasz się szczegółów. Byłam na forum jakiś tydzień temu, a ten post dodałam po południu jak nie miałam wiele czasu i szybko przewijałam. Mimo to i tak czekam na następnego parta ( wiem, wiem, jak nabijacz )
Nati
Wcale nie czepiam się szczegółów, ale

ostatni coś miałam z komputerem i myślałam, że internet też już nawala.

/>A co do następnej części to wkleję jak już wszystko zkompem będzie OK
Eileen
ciiii.... z komputerem już wszystko dobrze

prawda? a jak nie to go kopnij ode mnie ;D
Nati


7

Kruk


/>Cecylia ponownie zaczęła chodzić na pokazy, a okularni-ca znów zabierała

ją z jej komnaty. Na szczęście nie dowie-działa się o odwiedzinach w wieży.

Nastolatka też pogodziła się z Olą i Stazi. Co jak co, ale ich interwencja

na nic się nie zdała. Dziewczyna nadal utrzymywała kontakt z Jac-kiem. Co

noc z półki ściągała świeczkę, zapalała ją czarem, którego nauczyła się od

chłopaka i migała z nim. Dzięki jej wizycie chłopak zaprzyjaźnił się z

Bzykiem; czasami nawet razem mrugali do niej. Nie bała się, że Radek ich

wyda. Chłopak nie cierpiał tej szkoły i zrobiłby wszystko aby się jej

przeciwstawić. Cecylia bardzo się cieszyła, że Bzyk znalazł przyjaciela. Z

tego co mówiły jej Anastazja i Ola do chłopaka nikt się nie odzywał.

/>Podczas swojej wycieczki zapoznawczej w dniu swoich urodzin dziewczyna

zauważyła jeszcze inną, dziwną rzecz. Wszyscy starsi uczniowie mieli na

serdecznym palcu pier-ścionek podobny do obrączki tylko był on srebrny,

wysadzany jakimiś czarnymi kamieniami. Wszyscy też mieli czarne, dłu-gie

włosy i ciemne stroje. W ogóle cały zamek był pogrążony w ciemnościach.

Tylko z pochodni i świeczek biło światło. Było ono migotliwe i często gasło.

Piekiełko wyglądało zu-pełnie tak samo jak w starych bajkach. Ciemne, owiane

jakąś tajemnicą, w trudno dostępnym miejscu.
Dzięki odnowieniu

znajomości z Olą i Anastazją nasto-latka dowiedziała się coś niecoś o

szkole. Dziewczyna nigdy już nie powiedziała o nich, że są jej

przyjaciółkami. Nadal nie mogła im wybaczyć tego, że ją zdradziły żeby

lepiej wyjść w oczach nauczycieli. Im naprawdę podobała się ta szkoła.

Cecylia dowiedziała się, że część nauczycieli nie są zwykłymi ludźmi. Było

dwóch wilkołaków, którzy znikali w czasie pełni księżyca z zamku (czasami

widziała jakieś po-stacie na dziedzińcu szkoły i myślała, że to właśnie

oni), była też kobieta-wampir i postać mająca głowę i tułów dłu-gowłosej

kobiety, a resztę ciała konia. Po korytarzach szkoły latał kruk pilnując

porządku, bardzo często przery-wał bójki dziobiąc co niektóre osoby.

Pierścienie, które nosili uczniowie dostawało się w Nowy Rok.
Najgorszą

jednak rzeczą jaką dowiedziała się od dziew-czyn było to, że w tej szkole

nie było ani świąt ani wakacji! Ola i Stazi były szczęśliwe z tego

powodu. Chciały jak najwięcej się nauczyć, a wakacje tylko by im w tym

przeszkodziły. Dla Cecylii był to koszmar. Jak stąd uciek-nie, kiedy nie

może nawet korzystać z wakacji? Tylko, kiedy miałaby możliwość wyjazdu z tej

szkoły, mogłaby uciec! Te-raz zostanie tutaj na zawsze. To rzeczywiście

jest piekło. Nie ma wyboru. Właśnie przed tym ostrzegała ją adopcyjna matka.

Gdyby powiedziała jej wcześniej, gdyby wiedziała, może nie pojechałaby do

tej szkoły. Ale przecież Karolina mówiła, że i tak nie ma wyboru. A ten

liścik dołączony do folderów? Brzmiał jak rozkaz, którego nie można złamać.

Czy już wtedy nie miała wyboru?
Nastał październik i w szkole zrobiło

się przeraźliwie zimno. W pierwszym tygodniu tego miesiąca do jej pokoju

we-szła okularnica z jakimiś paczkami. Były zapakowane w brą-zowy papier.

/>- Przyniosłam nowy strój Najstarszej Córki Pierworodne-go; sweter,

płaszcz, zimowe buty i szal - powiedziała ko-bieta i położyła paczki na

pajęczym stole.
- Po co mi to wszystko, kiedy nie mogę stąd

wychodzić?
- Już niedługo Najstarsza Córko.
- Tak trzy miesiące to

bardzo krótki okres czasu - po-wiedziała ironicznie Cecylia. - Do tego czasu

umrę tu z nudów i nikt nie będzie o tym wiedział.
- Nie kuś losu

Najstarsza Córko Pierworodnego. Jeśli tak bardzo tego pragniesz, życzenie

Najstarszej Córki może się spełnić - powiedziała okularnica, a dziewczyna

zaśmiała się.
- Jeszcze powiedz, że spełni mi je złota rybka. Możesz

wyjść? Chciałabym się przebrać.
Kobieta od razu spełniła rozkaz, a

nastolatka otworzyła jedną z paczek. Cecylia od razu ściągnęła z półki

świeczkę i zapaliła ją. U Jacka świeciła się latarka.
- Mam twój strój

- zamigała i zaśmiała się. W jednej z paczek były czarne spodnie z

gwiazdkami.
- A ja twój - mignął chłopak. Nagle dziewczyna usłysza-ła

kroki. Jej słuch był już bardzo wyczulony. W szkole była już grubo ponad

miesiąc.
Nastolatka szybko zgasiła świecę omal nie zrzucając jej z

okna. W ostatniej chwili zdążyła ją chwycić. Tego nauczy-ła się na lekcjach

szermierki. Refleks był bardzo ważny.
Do pokoju ponownie weszła

okularnica.
- Zapomniałam powiedzieć Najstarszej Córce Pierworodne-go.

Jutro Najstarsza Córka nie będzie miała szermierki. Pan Szpunk źle się czuje

- powiedziała kobieta.
- Dobrze, a przy okazji pomyliliście paczki. Ta

chyba powinna należeć do Ja... Najstarszego Syna Pierworodnego -

powiedziała. Mało brakowało a wymieniłaby imię Jacka. Nikt go nie znał, a co

dopiero ona nie powinna go znać. Okular-nica pootwierała resztę paczek i

sprawdziła czy z nimi wszystko jest w porządku. Okazało się, że tylko

spodnie na-leżały do chłopaka. Kobieta wzięła paczkę i wyszła z sy-pialni.

Jeszcze na schodach Cecylia słyszała jak lamentowa-ła, bo: “Najstarsza

Córka Pierworodnego zobaczyła ubranie Najstarszego Syna

Pierworodnego”. Dziewczyna zaśmiała się, czasami czuła się zupełnie

jak jakaś wielka dama, wszystko przez tą głupią nazwę. Nastolatka nie

zapalała jeszcze świeczki, wiedziała, że za chwilę do pokoju Jacka wejdzie

okularnica i da mu dobry strój. Później kobieta przyjdzie znów do Cecylii z

jej suknią.
Tak też się stało. Dopiero teraz dziewczyna zauważyła jak

bardzo urosła. Założyła suknię i przełożyła do niej wszystkie fiolki i inne

rzeczy.
Zbliżał się koniec października. W wolnym czasie Cecy-lia

czytała książki magiczne i uczyła się nowych zaklęć (nawet bardzo dobrze jej

szło). Nadal migała z Jackiem, ale już coraz rzadziej. Chłopakowi zabrano

latarkę, ktoś dowie-dział się, że nadal się ze sobą kontaktują. Nastolatka

znów pokłóciła się z Anastazją i Olą, które ciągle wmawiały jej, że nie

powinna znać Jacka. Na jakiś czas musieli zawiesić miganie, ale nawet gdy to

zrobili ciągle byli pilnowani i nawet w ciągu dnia ktoś im towarzyszył.

Dziewczyna nie po-trafiła tego znieść. Ola i Stazi przychodziły do niej co

noc i opowiadały co dzieje się w szkole. Cecylia zaprzesta-ła uczyć ich

szermierki, wymawiała się od tego mówiąc, że nauczyła ich tyle ile sama na

razie umie; tak naprawdę bała się, że kiedyś będą lepsze od niej. Zamiast

tego razem uczyły się nowych zaklęć i czasami wypróbowywały na sobie.

Nastolatka nie miała ochoty w tym uczestniczyć, ale była w szkole magii i

nie miała wyboru. Jak zresztą zawsze.
Cecylia czuła się samotna.

Chociaż ciągle przychodziły do niej dziewczyny wiedziała, że z nimi nie może

szczerze porozmawiać. One uwielbiały zamek i czarną magię.
Dziewczyna

ciągle zamknięta pogodziła się z swoim lo-sem. Nie mogła wychodzić, bardzo

wątpiła czy po Nowym Roku coś się zmieni. Jednak rzeczywistość malowała się

w czar-nych barwach. Czasami nastolatka cieszyła się z swojego

za-mknięcia.
Od jakiegoś czasu Ola i Anastazja przychodziły do niej

całe w siniakach i zadrapaniach. Chociaż Cecylia pytała milczały jak grób,

albo mówiły, że spadły ze schodów lub coś podobnego. Jednak pewnego dnia w

końcu przełamały mil-czenie.
- Starsi uczniowie za niedługo mają

wychodzić i będą zdawać test no i pozwoliliśmy im ćwiczyć... na sobie -

wy-tłumaczyła Ola lekko speszona.
- Chyba nie pytali was o pozwolenie -

powiedziała sar-kastycznie Cecylia widząc zawstydzoną minę kumpeli.
-

Daj spokój, to świetne doświadczenie. W końcu czuję się jak w szkole magii,

a nie na wakacjach w jakimś starym zamku! Oni pokazują nam nowe czary,

myślałaś że skąd znamy ich tyle? Poza tym dowiedziałyśmy się też kilka

rzeczy o Nowym Roku. Na pewno będzie ekstra, już nie mogę się docze-kać -

mówiła zachwycona Stazi.
- Co wiesz? Powiedz - poprosiła nastolatka

robiąc nie-winną minkę. - Ciągle się zastanawiam co będziemy musieli zrobić

i dlaczego dopiero wtedy zobaczę się z Jackiem.
- Powiemy ci jeśli

obiecasz, że nie będziesz migać z Najstarszym Synem Pierworodnego. Wiesz, że

to nie jest zgodne z przepisami, może ci to tylko zaszkodzić - przeko-nywała

Ola. Cecylia gorączkowo myślała. Czy warto przestać kontaktować się z

jedynym przyjacielem dla kilku informa-cji?
- Dobra - powiedziała.

Przecież nikt nie musi wiedzieć, że nadal do siebie migają. Ola popatrzyła z

zdziwieniem na Stazi, ale ona już zaczęła opowiadać z przejęciem.
- W

Nowy Rok ma być jakaś uroczystość w jadalni. Ma tam być stolik, na którym ma

leżeć sztylet i trzynaście srebr-nych pierścieni z czarnymi kamieniami.

Podobno pierścieni nie można zdjąć. Oznaczają więź z czarną magią, podobno

biali czarodzieje mają takie same tylko z białymi kamienia-mi. Wracając do

Nowego Roku. Najpierw do stolika mają po-dejść po kolei dziewczyny. W

skrzynce obok mają być gołę-bie. I teraz najlepsze: mamy zabić jednego

gołębia własnym sztyletem! Mamy dostać własne sztylety! Później na

znak przyjęcia do szkoły zakładamy pierścienie. Tak samo robią chłopcy. Ty i

Najstarszy Syn Pierworodnego macie wyjść na końcu jako gwiazdy wieczoru.

Najpierw zakładacie sobie na-wzajem pierścienie, no wiesz: ty jemu, on

ciebie. Osoba, która pierwsza zakładała pierścień bierze sztylet leżący na

stoliku i nacina sobie dłoń...
- Później robi to samo z dłonią tej

drugiej osoby z słowami: “Moja krew, twoja krew-nasza krew” i

później mamy sobie ścisnąć zakrwawione ręce. To już wiem od dawna. To ja mam

mieć sztylet - dokończyła zniecierpliwiona Cecylia.
Dziewczyna

wyciągnęła cienki nóż z swojej podkolanówki i podrzuciła go w górę aby po

chwili znów go złapać. Bała się Nowego Roku. Chociaż wiedziała co ma zrobić

już od po-nad miesiąca, ciągle przeszywał ją dreszcz na myśl, że ma przeciąć

dłoń Jacka. O siebie się nie martwiła, ale brzy-dziła się kiedy myślała, że

ma zrobić krzywdę komuś kogo już bardzo dobrze znała i lubiła. Dziewczyna

ukrywała ten strach, nawet chłopak o niczym nie wiedział, obydwoje uni-kali

tego tematu jak ognia.
Cecylia na chwilę bawiła się sztyletem.
-

Ale skąd wiesz, że ty pierwsza będziesz zakładać pierścień? - zapytała Ola,

chyba trochę przeraziła ją myśl, że Cecylia ma kogoś ciąć.
- Bo to ja

dostałam sztylet - wyjaśniła krótko nasto-latka, a Anastazja zaczęła się

nerwowo śmiać.
- Ale ty miałaś go tylko przechować. Sztylet zawsze

do-staje dziewczyna, chłopaki przynoszą pecha - wyjaśniła Sta-zi uspokajając

się. Nastolatka zaniemówiła, sztylet spadł na drewnianą podłogę wbijając się

do niej kilka centymetrów przed dziewczyną. Ola popatrzyła z przerażeniem na

nóż i na Cecylię, która nie zwróciła uwagi na przedmiot. Już się

przyzwyczaiła. Na lekcjach szermierki co chwilę coś cięż-kiego lądowało jej

przed samym nosem o mało nie zabijając. Kilka razy zdarzyły jej się małe

zmiażdżenia, ale jedna wi-zyta u szamanki (tak nazywano tutaj lekarza)

zawsze wystar-czyła aby “zreperować” różne części jej ciała.

Nastolatka uczyła się wykorzystywać wszystkie swoje zmysły w szermier-ce.

Jedynie chyba nie potrzebowała smaku. Pan Szpunk często opowiadał jej różne

historie z jego życia. Kilka razy przy-dał mu się dobry węch, kiedy jakiś

opryszek poruszający się bezszelestnie chciał zaatakować go od tyłu. Jedyną

rzeczą, która go zdradzała był zapach. Śmierdział.
- Co powiedziałaś? -

zapytała Cecylia nadal nie zwraca-jąc uwagi na sztylet, tak jakby w ogóle go

nie było.
- Ty tylko masz przechowywać sztylet, ale ja chciałabym to

zrobić, tak wbić się w czyjąś skórę - rozmarzyła się Anastazja.
- Tak,

tylko najpierw musiałabyś skaleczyć siebie - po-wiedziała i uśmiechnęła się.

Może wcale nie będzie musiała użyć sztyletu? Może to Jacek odważy się to

zrobić? Nagle dziewczyna posmutniała. Chłopak może nie będzie chciał tego

zrobić i poczeka aż Cecylia pierwsza założy mu pierścień.
Nastolatka

wyciągnęła z ziemi sztylet i rzuciła nim w drzwi. Wbił się, ale trochę pod

dziwnym kątem i zbyt nisko niż planowała. Na szermierce zaczęła się uczyć

posługiwania sztyletem. Nie opanowała jeszcze dobrze szpady, ale pan Szpunk

stwierdził, że powinna umieć posługiwać się całą białą bronią znajdującą się

w gablocie. Dziewczyna uczyła się rzucać. Chociaż ciągle celowała za nisko

to w końcu nóż zaczął wbijać się w różne przedmioty, a nie odbijać i spa-dać

na ziemię jak było na początku.
Cecylia bardzo lubiła pana Szpunka.

Chociaż często uży-wał przy niej magii i opowiadał jakieś przerażające

histo-rie to uważała, że jest bardzo sympatyczny i często przyda-rzyły mu

się śmieszne historie.
Nauczyciel bardzo dobrze ją uczył i bardzo

szybko poj-mowała o co mu chodzi. Krzyczał tylko wtedy gdy go nie słu-chała,

a kiedy czegoś nie rozumiała tłumaczył jej jeszcze raz. Pan Szpunk był też

jedyną osobą (oprócz Jacka), która mówiła jej po imieniu.
- Pokażę ci

jeszcze jeden krok obronny ze sztyletem. Ostatni jakiego cię nauczę -

powiedział pewnego dnia nauczyciel, miał jakąś smutną, ale zdecydowaną

minę.
- Myślałam, że pokazał mi pan już wszystkie kroki. Dla-czego nie

pokazał mi pan tego? - zapytała walcząc sztyletem z ożywionym manekinem.

Nagle manekin przewrócił się na zie-mię. Dziewczyna odwróciła się w stronę

pana Szpunka.
- Bo tylko w jednej sytuacji możesz go użyć. Podejdź tu -

rozkazał mężczyzna. Nastolatka posłusznie podeszła do na-uczyciela.
- O

co chodzi? - zapytała, ale pan Szpunk już ożywił dwa manekiny. Jeden z nich

podszedł do Cecylii od tyłu i chwycił ją za ręce unosząc je do góry.
-

Widzisz, ktoś cię unieszkodliwił, nie możesz użyć sztyletu, bo on trzyma

twoje dłonie i zaciska je na nożu - mówił szybko nauczyciel jakby spodziewał

się, że zaraz ktoś im przerwie.
- Jak mam się bronić? - zapytała

dziewczyna widząc jak druga kukła chwyta pana Szpunka i szamocząc z swoją co

oczywiście nic nie dało.
- Szermierka to nie tylko sztuka władania

szpadą lub inną bronią, bo ona może w każdej chwili spaść lub połamać się. W

tej dyscyplinie trzeba skoordynować wszystkie swoje ruchy użyć wszystkich

zmysłów. To też siła woli, nie można spanikować w chwilach grozy, trzeba

myśleć. Można bronić się bez broni, ale tego już cię nie nauczę - powiedział

mężczyzna.
- Ale dlaczego? - zapytała Cecylia, nic z tego nie

ro-zumiała.
- Musisz przewrócić go podkładając nogę. Zazwyczaj ma je

lekko rozstawione - powiedział nauczyciel i przewrócił manekina, później

obok niego uklęknął i wbił mu sztylet w miejsce gdzie powinno być serce.

Nagle kotary w jednym z okien zaczęły się rozsuwać wpuszczając do ciemnego

pomiesz-czenia ostre, jesienne słońce. Pochodnie zgasły przez zimny wiatr.

Nastolatka zmrużyła oczy; od dawna nie widziała słońca i jego światło raziło

w oczy. Zadrżała z zimna. Za-nim dziewczyna cokolwiek pomyślała do pokoju

wleciał ogrom-ny kruk. Cecylia zdążyła zobaczyć tylko przerażone spojrzenie

pana Szpunka.
- Nie!!! - krzyknęła nastolatka, gdy ptak

zaatakował nauczyciela. Dziewczyna zrobiła zupełnie to samo co pan Szpunk,

ale straciła równowagę i upadła. Po kilku sekundach była na nogach i rzuciła

się na kruka. Cecylia raniła zwie-rzę, ale było już za późno. Mężczyzna

wpadł na stojak z białą bronią i jedna z szpad przebiła go na wylot. Ptak

od-leciał zostawiając za sobą krople krwi spadające z skrzy-dła. Kotara

zasłoniła się z powrotem, a dziewczyna podbie-gła do pana Szpunka.
-

To wszystko... co mogłem... dla ciebie... zrobić - sapał nauczyciel. -

Spisałaś się... świetnie. Raniłaś Pier-worodnego... swojego ojca.

/>Cecylia oniemiała. Jej ojciec? To przecież był ptak!
- Wszystko

będzie dobrze - mówiła nastolatka rozgląda-jąc się za jakąś pomocą. Na

podłodze była już spora plama krwi. Dziewczyna ściągnęła z siebie płaszcz i

przyłożyła go do rany.
- Wy tu nie... pasujecie... ty i Jacek.

Musicie... uciec. Za rok... nadarzy się... okazja. Wykorzystaj... krok.

Powiedz mu... że lepszego ucznia... nigdy... nie wi-działem. Uciekajcie...

to nie miejsce... dla was. Ćwicz-cie... Dziękuję...
Z takimi słowami na

ustach pan Szpunk umarł. Cecylia zaczęła płakać. Naprawdę lubiła tego

człowieka! Jak tak można?! Dlaczego? Dlaczego zabili niewinnego

człowieka? Dlaczego? Nie można tego było załatwić inaczej?
Dziewczyna

siedziała na podłodze długo. Cała zmarzła, ale nie przejmowała się tym. W

sali było nadzwyczaj ciemno, ale nie miała zamiaru zapalać ponownie

pochodni; nie chcia-ła widzieć martwego nauczyciela w lepszym świetle.

Nasto-latka przypominała sobie ostatnie spędzone z mężczyzną chwile.

Dlaczego? Co on takiego zrobił?
Cecylia już wiedziała. Pan Szpunk

powiedział jej żeby uciekła, pokazał jej krok. Dziewczyna weszła spiralnymi

schodami do swojej sypialni.
- Nienawidzę was wszystkich!!!

- krzyczała otworzywszy drzwi. - Nienawidzę tej przeklętej

szkoły!!!
Po chwili nie przebierając się położyła się do

łóżka. Zasnęła.
Lilla
O prosze!
Wchodze i mysle no

pewnie cos nowego bedzie
A tu buu
Bo jest rodział 7 krury ja juz

czytałam
I tak doszlam do wniosku po przeczytaniu komentow ze

wykasowalas czesc czesi i teraz dajesz je po kalwakach, ale ja chce czegos

nowego
Nie wiem do ktorego parta ja to cyztalam ale byla bym wdzieczna

gdybys mi przeslala kolejna czesc =)
Eileen
Heh, bardzo fajny part. Tradycyjnie czekam

na kolejny ;D Ach, no i czemu w wielu wyrazach są myślniki? Kopiowałaś z

worda i to było przenisienie do nastęnej linijki? Popraw to jeśli możesz, bo

to razi nawet mnie a ja nie jestem osobą wyczuloną na błędy itp.
Nati
Właśnie kopiowałam to z Worda.
Raczej

nie mam czasu na poprawki, ale i tak wklejam next parta



/>8

Zabójstwo

Po śmierci pana Szpunka Cecylia znów

przestała wychodzić ze swojego pokoju. Zaraz pierwszej nocy od tego

zdarzenia nastolatka, nie zważając na protesty Oli i Anastazji, znów zaczęła

migać z Jackiem informując go o śmierci nauczyciela. Chłopak zmartwił się

bardzo, ale już po chwili zaczął pocieszać dziewczynę.
- To musiało być

dla ciebie straszne. Szkoda, że mnie tam nie było - zamigał.
- Nic byś

nie wskórał.
- Ale byłbym przy tobie. Te godziny które spędziłaś sama

zanim ktoś się dowiedział, to musiało być naprawdę okropne.
- Myślałam,

że zaraz z sali wyjdzie duch albo, że kotary znów się rozsuną i nadleci

kruk, i będzie chciał mnie też zabić - zwierzyła się Cecylia. Z Jackiem

rozmawiało jej się tak dobrze.
- Jak kruk może być naszym ojcem? -

pytał chłopak.
- Nie wiem, tak powiedział pan Szpunk. Może to tylko

takie powiedzenie jak Najstarszy Syn czy Najstarsza Córka. Jak tam Bzyk?

/>- Za niedługo ma urodziny, nie chce podpisać się w księdze. Powiedział, że

już woli umrzeć niż chodzić do tej szkoły, nie potrafię go przekonać. Nawet

trochę się z nim pokłóciłem.
- Gdybym mogła z nim porozmawiać...
-

I tak byś go nie przekonała, on jest uparty jak największy osioł i nawet nie

próbuje kryć swojej nienawiści. Podobno wychodzi w ciągu dnia czego nam nie

wolno i popluł jakiegoś nauczyciela.
- Powiedz mu, że wiemy jak uciec i

że jeśli wytrzyma tutaj rok zabierzemy go ze sobą - zamigała nastolatka. Nie

mogła stracić kolejną przyjazną osobę.
- Jak możemy uciec?
-

Jeszcze nie wiem, zanim pan Szpunk umarł powiedział mi, że będziemy mogli

uciec za rok i że mam wykorzystać krok który mi pokazał. Niestety nic więcej

nie zdążył mi powiedzieć.
- Kiedy nas stąd wypuszczą musisz pokazać mi

ten krok. Może razem coś wymyślimy - migał Jacek.
- Tak, jeszcze dwa

miesiące. Mam nadzieję, że uda nam się przetrwać. Nie wiem jak uda mi się

przeżyć jeszcze ten rok.
- Przynajmniej będziemy mogli rozmawiać ze

sobą i będziemy spać w sypialni razem z innymi z klasy.
- A co stanie

się z tymi sypialniami? - zapytała Cecylia.
- Zajmą je inni Najstarsi,

robią tak co roku - oznajmił chłopak.
- Wiesz zadziwiająco dużo o tej

szkole.
- Starałem się. Latałaś już na miotle?
- Nie. A ty?
-

Tak. To bardzo dziwne uczucie. Na razie udało mi się tylko wznieść,

zobaczysz jak to jest.
- Teraz jestem tylko ciekawa kto będzie nas

uczył szermierki, ale ja już nie jestem w stanie się tego uczyć, chyba już

nigdy nie wejdę do tej sali. Kiedy widzę stojak na całą białą broń, a wśród

tego tę szpadę... - nie dokończyła nastolatka, nie potrafiła poprzez słowa

wyrazić co czuje.
- Wiesz, że nie możesz tego rzucić. To może nam

kiedyś uratować życie. Możesz poprosić żeby wynieśli stojak.
- Ale to

miejsce i tak będzie mi go przypominać.
- Mnie też. Na szczęście pan

Szpunk pokazał mi już wszystkie kroki, muszę je tylko przećwiczyć.
- Ja

stanęłam na sztylecie. Nie wiem co będzie dalej.
Już następnego dnia

Cecylia musiała wrócić do sali ćwiczeń; pojawiła się nowa nauczycielka. Była

to średniego wieku blondynka i wcale nie miała zamiaru uczyć jej

czegokolwiek. Siedziała tylko na krześle i czytała jakieś magiczne

czasopisma. Nastolatka musiała ćwiczyć sama, tylko czasami jej nowa

nauczycielka ożywiała manekiny, z którymi dziewczyna musiała walczyć.

Nastolatka najbardziej jednak chciała przećwiczyć krok który pokazał jej pan

Szpunk, ale nie mogła, ponieważ żaden manekin jej nie słuchał i nie łapał ją

wysoko za ręce. Nastolatka nie miała wyboru i musiała poczekać do Nowego

Roku, aby pokazać to Jackowi. Jednak jakiś tydzień po śmierci nauczyciela

szermierki, już w listopadzie, zdarzyło się coś co wstrząsnęło dziewczyną i

całkiem ją załamało.
Pewnej nocy Ola i Anastazja znów do niej przyszły.

W końcu uległa ich namową i znów zaczęła uczyć je szermierki. Broni było

jednak tylko na dwie osoby, więc pokazywała im różne kroki, a później

oddawała im broń tak żeby mogły poćwiczyć. Dziewczyna zauważyła, z pewną

satysfakcją, że Stazi i Ola są jeszcze gorsze niż ona była na początku. Tak

samo jak niegdyś Cecylia, miały problemy z patrzeniem na przeciwnika i

skupianiu się na krokach, w dodatku jeszcze bardzo szybko traciły równowagę.

Nastolatka nie mówiła im o błędach chyba, że o to prosiły co było

rzadkością, więc myślały, że idzie im doskonale. Dziewczyna nie próbowała

ich poprawiać, ponieważ wiedziała, że jeśli uda jej się uciec może będzie

musiała kiedyś walczyć z nimi.
Cecylia pomyślała nawet, że może poprosi

je o pomoc w przećwiczeniu tego kroku, ale ostatecznie zrezygnowała z tego.

Bała się, że jeśli dziewczyny powiedzą coś okularnicy ona naśle na nią

kruka. Często miała koszmary. Ciągle śnił jej się ten kruk, atakujący pana

Szpunka, albo lecący w stronę Jacka czy Bzyka.
Właśnie pewnej nocy

Cecylia zostawiła Olę i Stazi w sali i sama wróciła po sztylet. Kiedy

wchodziła po schodach przypomniała sobie jej wieczorną rozmowę z

okularnicą.
- Czy mógłby mnie tutaj ktoś odwiedzić?
- To zależy

kto - powiedziała kobieta.
- Bzyk... to znaczy Radek Mzykowski. Ma

urodziny i chciałam mu złożyć życzenia. Jest moim przyjacielem -

wytłumaczyła Cecylia.
- Nie.
- Dlaczego? - zapytała.
-

Chłopacy nie mogą odwiedzać dziewczyn, szczególnie ciebie Najstarsza

Córko.
- To niesprawiedliwe! Trzymacie mnie tutaj jak w klatce!

Już nie mogę tego znieść! Ciągle siedzę tu sama i odwiedzają mnie cały

czas ciągle te same osoby! To staje się nudne! - krzyczała

nastolatka, miała już wszystkiego dość.
- Tak już musi być Najstarsza

Córko Pierworodnego - powiedziała spokojnie okularnica.
- Tak jak

musieliście zabić pana Szpunka?! On nie zrobił nic złego! Dlaczego

myśleliście, że skorzystam z tego głupiego kroku kiedy nawet nie wiem kiedy

go użyć?! - wyładowywała swoją złość dziewczyna.
- Już i tak

przysporzyliście nam kłopotów. Nie mogliśmy dopuścić żeby uczył was ktoś tak

nielojalny tej szkole, a wy i tak narobiliście już wokół siebie dużo szumu -

wyjaśniała kobieta bez wyrazu żadnego uczucia na twarzy, a nawet w oczach.

Nawet nie miała wyrzutów sumienia!
- Tylko dlatego, że migaliśmy do

siebie?! Przecież inni też to robili inaczej nie byłoby tu latarek,

które i tak bezczelnie nam zabraliście! Jesteście dla nas

niesprawiedliwi! Chcieliśmy umilić sobie chociaż trochę pobyt w tej

samotni! Jestem pewna, że bez tego ja i Jacek umarlibyśmy z nudów!

Czy tak trudno zrozumieć, że chcemy poznać tę szkołę i uczniów?! Ta

samotność jest wyczerpująca!
- Najstarsza Córka Pierworodnego nic

na to nie poradzi, a z odwiedzin Radka Mzykowskiego zrezygnuj. Nie możesz

stąd wyjść - powiedziała kobieta i zanim wyszła pokazała jej ukryty kominek

w jej sypialni. - Kiedy będzie zimno Najstarszej Córce wrzuć ten proszek do

kominka.
Cecylia zacisnęła pięści na wspomnienie tej rozmowy.

Nienawidziła tej kobiety z całego serca i w duchu poprzysięgła jej zemstę.

Właśnie teraz Bzyk kończył trzynaście lat.
Dziewczyna weszła do swojej

sypialni i od razu poczuła ogarniający ją chłód. Na dole w sali do

szermierki nie odczuwała tego tak bardzo, ponieważ było jej strasznie ciepło

z powodu ćwiczeń. Nastolatka od razu podeszła do ukrytego przycisku w jednym

z regałów, ale nawet nie zdążyła do niego dotrzeć. Cecylia usłyszała jakieś

głosy dochodzące z dziedzińca, więc szybko podeszła do okna.
Na dole,

na dziedzińcu, zobaczyła trzy postacie, jedna z nich była znacznie mniejsza

i była popychana przez dwie pozostałe.
- Nie musicie mnie tak pilnować,

przecież pójdę z wami. Przecież stąd nie ma wyjścia! - powiedziała

postać i zaśmiała się szyderczo. Dziewczyna od razu rozpoznała ten głos.

Nagle tuż obok jej okna przeleciał kruk.
- Bzyk, uciekaj! -

krzyknęła, a chłopak spojrzał w jej okno. Radek nie ruszył się z miejsca. -

Oni chcą cię zabić!
- Wiem - zawołał w stronę okna i nadal stał tam

gdzie przedtem. Mówił to ze stoickim spokojem co zaniepokoiło nastolatkę.

/>- Boże... Dlaczego nie podpisałeś się w tej głupiej książce?! - zawyła

Cecylia; już wiedziała, że dla chłopaka to koniec.
- Nienawidzę tej

szkoły, wiesz o tym! Nigdy bym tu nie został!
Dziewczynie z

oczu zaczęły spadać wielkie słone krople. Nie mogła powstrzymać łez. W ciągu

tych kilku dni na jej oczach miały zginąć dwie osoby. Nie może na to

pozwolić! Nie!
Dwaj osobnicy pociągnęli Radka za ręce, a ten

się przewrócił.
- Jeśli go zabijecie ja skoczę! Nie będzie już

Najstarszej Córki Pierworodnego! - mówiła przez łzy stojąc na parapecie

okna. Nie miała zamiaru dopuścić do śmierci kolejnej bliskiej jej osoby. Już

wolała sama zginąć.
- Cecyliu, daj spokój. Przecież wiesz, że to i tak

nie ma sensu. Nie ma sensu poświęcać jeszcze twojego życia. Zejdź z parapetu

- mówił uspokajającym głosem Radek chociaż wiedział, że nic nie wskóra,

Cecylia zawsze była strasznie uparta. W oknie na przeciw pojawił się

Jacek.
- Nie zejdę! - krzyczała dziewczyna.
- Bzyk coś ty

zrobił! - zawołał Jacek z drugiego okna, kiedy Cecylia poczuła jak coś

wciąga ją z całej siły do pokoju. Zaskoczona nie mogła złapać równowagi i

runęła na podłogę swojej sypialni. Chyba uderzyła się o coś w głowę, bo

straciła przytomność.
Nastolatka ocknęła się, okropnie bolała ją głowa.

Nieprzytomnie próbowała wstać, ale nagle zawirowało jej w głowie, więc

ponownie usiadła na łóżku. Przed oczami nagle zobaczyła spokojnego Bzyka

prowadzonego przez dwie ciemne postacie. Od razu do jej oczu napłynęły łzy,

ale zamknęła je. Nie, nie będzie już płakać. Nie może im pokazać, że

wygrywają.
Każde miłe chwile z Radkiem stawały jej przed oczami. Tylko

on nie chciał zostać w tej szkole, ale dlaczego musiał przez to umrzeć?!

Nastolatka położyła się do łóżka. Nie mogła pogodzić się z tym, że go już

nie ma. Był jej przyjacielem niemalże od kołyski, a teraz go nie ma.

/>Cecylia usłyszała kroki, ale nie przejęła się tym.
- Jeszcze nie

ubrana? Zbieraj się na pokaz - rozkazała okularnica wchodząc do komnaty.

/>- Co z nim? Co mu zrobiliście?!
- Komu? - zapytała kobieta.

/>- Wiesz o kim mówię! Co mu zrobiliście?! - krzyczała dziewczyna

wstając z łóżka.
- Spadł ze skarpy. Pochowaliśmy go na naszym cmentarzu

- powiedziała okularnica, a nastolatka zamknęła oczy.
- Spadł?

Zrzuciliście go. Dlaczego kotary są zasłonięte? - zapytała zimno.
-

Mieliśmy dopuścić żebyś skoczyła z okna? Ubieraj się.
- Nie. Nigdzie

się nie wybieram. Wyjdź - tym razem rozkazała Cecylia. Kobieta od razu

wyszła. Była w więzieniu. Już nawet nie mogła migać z Jackiem. Nastolatka

czuła się samotna i zaszczuta. Miała ochotę się do kogoś przytulić, ale do

kogo?
Po półgodzinie dziewczyna usłyszała jakieś kroki. Była pewna, że

za chwilę do jej sypialni wejdzie Ola i Anastazja; chciała się z nimi

zmierzyć. Nastolatka przeczesała palcami włosy i wstała na wprost drzwi z

założonymi rękami. Ktoś zapukał do drzwi.
- Wynoście się! Nie chcę

was widzieć! Nienawidzę was! - krzyknęła Cecylia. Drzwi powoli

zaczęły się otwierać.
- Powiedziałam... O Boże... Jacek.

/>Dziewczyna omal się nie przewróciła, ale tylko usiadła na łóżku, które

miała za sobą. W drzwiach stał Jacek. Chłopak miał podkrążone oczy tak jakby

nie spał kilka nocy z rzędu. Patrzyli sobie w oczy. Nie mogli się ruszyć.

/>- Nie powinno cię tu być. Wracaj do swojej wieży - powiedziała nastolatka

błagalnym głosem.
- Ale dlaczego? - zapytał z niedowierzaniem chłopak

podchodząc do niej.
- Nie mogą cię tutaj znaleźć. Nie chcę żeby i

ciebie zabili, bo tego chyba już nie zniosę. Proszę cię nie rób mi tego.

Wyjdź.
- Nie mogę zostawić cię tutaj w takim stanie.
Jacek

podszedł do Cecylii i chwycił ją za dłoń, ona jednak nie ścisnęła jej tylko

popatrzyła na chłopaka oczami pełnymi łez.
- Błagam cię - szepnęła

dziewczyna.
- Co oni z ciebie zrobili. Nie możemy się poddawać. Bzyk

umarł, to fakt, ale musimy się z tym pogodzić, on sam wybrał śmierć. Gdybym

wiedział co przez to stanie się z tobą bardziej próbowałbym go przekonać -

mówił Jacek ściskając mocno dłoń dziewczyny, a drugą ręką odgarniając jej

długie włosy z mokrych od łez policzków.
- To nie twoja wina.

/>Dopiero teraz nastolatka ścisnęła jego dłoń. Po policzkach Cecylii ciągle

spływały łzy, nie zważając na nic przytuliła się do chłopaka. On nagle

zesztywniał najwyraźniej zaskoczony, ale już po chwili przytulił ją mocno

pozwalając aby jej łzy moczyły jego szatę.
- Och Boże, co oni z tobą

zrobili. Uspokój się, już jest dobrze. Jakoś to będzie - pocieszał ją Jacek

głaszcząc uspokajająco po plecach. Nagle drzwi otworzyły się. Obydwoje

spojrzeli w tamtą stronę.
- Nie! - krzyknęła dziewczyna. W drzwiach

stały Anastazja i Ola. Teraz wszystko się wyda. Dziewczyny patrzyły

oniemiałe to na Jacka to na Cecylię. Nagle drzwi zatrzasnęły się, to chłopak

mierzył w nie różdżką.
- Siadajcie! - krzyknął, a one natychmiast

spełniły rozkaz patrząc na koniec różdżki. Teraz wyglądał bardzo groźnie. Z

jego zielonych oczu prawie tryskały iskry wściekłości.
- Co my zrobimy?

One nas wydają! - rozpaczała Cecylia, której znów zbierało się na płacz.

Jacek ścisnął mocniej jej dłoń.
- Przynieś jakiś papier i coś do

pisania i weź sztylet - przykazał chłopak po chwili zastanowienia wciąż

mierząc w dziewczyny różdżką. Dziewczyna w wielkim zdziwieniu przyniosła

wszystkie rzeczy, o które prosił. Po chwili chłopak dyktował jej jakiś

tekst. Nastolatka zrozumiała, że każe im się podpisać pod tym krwią. Ola i

Stazi patrzyły na nich w oszołomieniu.
- Nikomu nie powiecie, że nas

razem zastałyście, bo inaczej umrzecie. Zrozumiano? - zapytał Jacek, a

Cecylia podsunęła im gruby pergamin, na którym pisała i sztylet.
-

Podpiszcie się własną krwią - nakazała, a Jacek popatrzył na nią z

zdziwieniem.
- Skąd wiedziałaś? - zapytał.
- Już raz musiałam coś

takiego podpisać. Moja adopcyjna matka jest białą czarownicą i obawiała się,

że kiedyś ją zabiję - wyjaśniła dziewczyna pocierając małą bliznę na palcu.

Anastazja i Ola patrzyły niepewnie na papier.
- Nie możemy tak długo

czekać - powiedział chłopak. Nastolatka wzięła sztylet i tak jak Karolina,

jej adopcyjna matka, przecięła obydwóm dziewczynom palec, już po chwili na

pergamin wylądowały dwie krople krwi dziewczyn.
- Teraz się wynoście i

już nigdy tu nie przychodźcie. Poświęciliście Bzyka i naszą przyjaźń dla tej

szkoły. Nie jesteście warte złamanego grosza. Zejdźcie mi z oczu -

powiedziała Cecylia, a dziewczyny posłusznie wyszły z jej komnaty.

Nastolatka odetchnęła z ulgą.
- Problem z głowy - powiedział Jacek i

uśmiechnął się.
- Jeszcze nie, zaraz tu będzie okularnica. Idź już -

poprosiła dziewczyna.
- Jeszcze nie. Jeśli już tu jestem może

pokazałabyś mi ten krok? - zapytał. Cecylia uznała, że to świetny pomysł,

więc zabrała się za pokazywanie mu jak to ma wyglądać. Było jej bardzo

trudno, ponieważ sama nie potrafiła dobrze go wykonać i ciągle się

przewracała. Później Jacek chciał spróbować. Dziewczyna stanęła za nim i

musiała stanąć na palcach żeby mogła dosięgnąć jego dłoni.
- Jestem do

tego za niska - powiedziała, kiedy Jacek przewrócił ją na ziemię. Chłopak

pomógł jej wstać z podłogi.
- Muszę już iść. Mogli zauważyć, że mnie

nie ma - oznajmił ze smutkiem podchodząc do drzwi.
- Szkoda. Ciekawe

kiedy znów się spotkamy - powiedziała nastolatka i uśmiechnęła się blado.

/>- Trzymaj się. Nie daj im się, nie pozwól aby cię zniszczyli.
Jacek

wyszedł zostawiając ją samą na środku pokoju.
Galia
Akcja się rozwija to dobrze. Błędy są , ale

mówiłaś ,że nie robiłaś korekty. Jeśli nie masz na to czasu to daj part

później albo zalatw sobie korektora, który ci będzie party poprawiał.

Proste, co?
border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'

/>
Pozdrawiam
Galia

src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/czarodziej.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='czarodziej.gif' />
Nati
poprawie jak będę miała czas. Na razie nie

mam go, ale cierpliwości.
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/smile.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='smile.gif' />
Nati
Już nic nie wklejam, bo to nie ma sensu. Albo forum nie działa, albo nikt nie czyta, albo mnie nie ma na Internecie
Moonchild
Całkiem fajne opowiadanko. Dużo czasu mi zajeło przeczytanie go, bo jest bardzo długie, ale nie żałuję bo widać, że bardzo się starasz i wkładasz dużo pracy i serca w to co robisz. Bardzo fajnie że akcji nie osadziłaś w świecie HP, tylko we własnym wymyślonym. Tylko nie podoba mi się nazwa Piekiełko... smile.gif Niestety bardzo dużo błędów. Oto te które szczególnie mi się rzuciły w oczy:


QUOTE
Na niej było mnóstwo wosku pewnie spadniętego z żyrandola.

...chyba mnóstwo wosku który spadł z żyrandola smile.gif

QUOTE
Cecylia dowiedziała się, że część nauczycieli nie zwykłymi ludźmi.

jest a nie są


strasznie denerwujące są też te myślniki w środku wyrazów jak:uciek-nie, we-szła nie wiem skąd ci sie one narobiły ale fajnie byłoby jakbyś je poprawiła (7 rodział).

aha poza tym już któryś raz zauważam ten sam błąd:
QUOTE
Starsi uczniowie za niedługo mają wychodzić i będą (...)

chyba powinno być już niedługo, ewentualnie za jakiś czas, ale napewno nie za niedługo

QUOTE
Najpierw zakładacie sobie na-wzajem pierścienie, no wiesz: ty jemu, on ciebie

tobie smile.gif

QUOTE
Cecylia na chwilę bawiła się sztyletem.

przez chwilę

QUOTE
Podobno wychodzi w ciągu dnia czego nam nie wolno i popluł jakiegoś nauczyciela.

opluł?

QUOTE
W końcu uległa ich namową i znów zaczęła uczyć je szermierki

wydaje mi się że tu powinno być namowom, ale nie jestem pewna smile.gif


Nie zniechęcaj się i pisz dalej smile.gif
Nati
Myślniki wzięły się z Worda. Dzięki za pokazanie błędów. Jestem ze Śląska no i często posługuje się gwarą i tego nie zauważam. Może jeszcze kiedyś kiedyś coś wkleję
Nati
Dobra, wklejam jak chcieliście


/>

Przygotowania

Po kilku dobach w samotności Cecylia

postanowiła znów chodzić na pokazy; nie chciała zostawać sama, ponieważ jej

myśli krążyłyby tylko wokół śmierci Bzyka i pana Szpunka. Nie odzywała się

do Anastazji i Oli. Najwyżej popatrzyła na nie groźnie przypominając o ich

umowie. One patrzyły na nią ze strachem, na co dziewczyna uśmiechała się w

duchu. Przez te kilka samotnych dni wiele myślała. W końcu przyznała rację

Jackowi; Bzyk sam wybrał śmierć i nic nie pomogłoby gdyby skoczyła z okna.

Nastolatka była wdzięczna chłopakowi, że ryzykował dla niej życie, ale nie

mogła mu podziękować, ponieważ kotary były ciągle zaciągnięte. Dopiero teraz

uświadomiła sobie, że przytulała się z Jackiem i za każdym razem, kiedy to

wspomniała, mocno się czerwieniła.
Cecylia traciła poczucie czasu, ale

nie przejmowała się tym. Starała się nie myśleć o tym, że ciągle jest

zamknięta i o śmierci przyjaciół. Cały czas czytała książki kupione w czarno

magicznym miasteczku. Czytała tak długo aż w końcu zasypiała z książką na

kolanach. Chociaż zabijała czas czytaniem, nie mogła się na tym skupić.

Czasami patrzyła pół godziny na jedną stronę zanim zorientowała się, że nic

nie robi, a z jej oczu płyną łzy. Za każdym razem, kiedy przypominała sobie

Radka albo nauczyciela szermierki czuła ból. Dopiero później dostrzegła, że

oprócz bólu rozrywającego jej serce jest jeszcze nienawiść do Piekiełka i

ciągle poprzysięgała zemstę szkole.
Dziewczyna poprosiła nawet

okularnicę o jakąś książkę z zaklęciami żeby mogła zabić czas na ćwiczeniu

czarów. Kobieta spełniła jej prośbę z wielką uciechą; prawdopodobnie

pomyślała, że w końcu uległa Piekiełku i nie zamierza więcej łamać

przepisów. Nastolatka jednak poprzysięgła sobie, że ucieknie dla Bzyka, dla

pana Szpunka, a przede wszystkim dla siebie. Nie wiedziała jeszcze dokąd

pójdzie jeśli znajdzie drogę ucieczki, ale nie przejmowała się tym.

Wiedziała, że przez jakiś czas będzie musiała się ukrywać, ponieważ będą

próbowali ją zabić. Cecylia musiała udawać, że szkoła zaczyna jej się

podobać i że całkowicie już jej się poddała. Tylko tak mogła odwrócić od

siebie uwagę i planować ucieczkę.
Dziewczyna ćwiczyła też szermierkę.

Jej nauczycielka nie uczyła jej żadnych nowych kroków, więc przypominała

sobie kroki, których nauczył ją pan Szpunk. Kobieta, która cały czas

siedziała na krześle i czytała różne magiczne magazyny, wprawiała w ruch

manekiny i znów zatapiała się w swojej lekturze. Z czasem, kiedy Cecylia

doszła już do perfekcji i manekin po kilku sekundach leżał na ziemi

nauczycielka ożywiała więcej kukieł. Nastolatka miała więcej roboty, ale

nawet to udawało jej się wykonać. Miała jednak z tym problemy. Ciągle nie

patrzyła na przeciwnika, kiedy z nim walczyła i często myliła kroki.

/>Nastolatka ciągle ćwiczyła szermierkę lub uczyła się nowego zaklęcia, lub

też czytała książki. Z nich dowiedziała się wiele o cyrografach i była

pewna, że Jacek również czytał tę książkę. Było tam wszystko. I jak je

pisać, na czym, czym i jaki złożyć podpis. Cecylia dowiedziała się również o

różnych przerażających magicznych stworzeniach; przypominały one zwierzęta z

mitologii.
Cecylia nie miała kontaktu z Jackiem, ponieważ kotary były

zasłonięte przez całą dobę, ale czasami widziała go w oddali, kiedy po

pokazie czasami specjalnie się odwracała. Brakowało jej tych rozmów przez

okno, ale do Nowego Roku zostało trochę mniej niż dwa miesiące. Dziewczyna

miała nadzieję, że wytrzyma do tego czasu. Oboje nie próbowali się

odwiedzać; woleli nie ryzykować. Mało brakowało a byliby wydani przez Olę i

Stazi; tylko zdrowy rozsądek Jacka uratował im życie. Nastolatka nawet nie

miała jak mu podziękować.
Na szczęście Anastazja i Ola były tak

zaciekawione starszymi uczniami i szkołą, że nie zajrzały do żadnej książki,

ponieważ gdyby tylko otworzyły odpowiednią księgę mogłyby znaleźć jak mogą

złamać cyrograf, który podpisały. Było kilka sposobów, aby to zrobić, ale im

najwyraźniej nie przeszkadzała blizna na palcu. Najłatwiejszym z nich było

zabicie Jacka i Cecylii. Nastolatka wiedziała, że dziewczyny są do tego

zdolne, bo już wcześniej chciały kogoś nadziać na pożyczone szpady. Innymi

sposobami było np. zrobienie innego cyrografu zaprzeczającego już podpisany.

Było też jeszcze jedno rozwiązanie, które dziewczynie wydawało się bardzo

dziwne. Było to spalenie cyrografu w fioletowym płomieniu. Nie wiedziała, co

to za płomień, ale od razu domyśliła się, że jest bardzo trudno dostępny.

Takie rzeczy zawsze są gdzieś ukryte.
Nastolatka bała się o swoją

przyszłość. Po Nowym Roku mieli zacząć naukę, Ola i Anastazja w końcu

dowiedzą się jak zniszczyć cyrograf i kiedy już to zrobią będą mogły

powiedzieć o tym, że spotkała się z Jackiem. Czy będzie to miało jeszcze

znaczenie? Tego nie wiedziała i bała się, że wtedy będą chcieli ich

zabić.
Powoli nadchodził grudzień, było strasznie zimno, chociaż u

Cecylii kotary cały czas były zasłonięte; spodziewała się też, że okiennice

również są pozamykane, bo ciągle rozlegał się ich trzask pod wpływem wiatru.

Dziewczyna nie wiedziała czy na dworze jest śnieg, ale myślała się, że tak.

Tylko kolejne przyjścia okularnicy i nauczycielki od szermierki wyznaczały

jej czas.
Cecylia coraz bardziej była zmęczona i ciągle spała.

Wiedziała, że jest to sprawka braku słońca. Z jednej strony nawet cieszyła

się na Nowy Rok. Cieszyła się, bo w końcu będzie mogła wyjść z tej sypialni

i spotka się z Jackiem. Jednak z drugiej strony bała się. Ciągle przerażała

ją myśl o tym, że będzie ciąć komuś skórę. No... mogła zwalić wszystko na

Jacka i tak też chciała zrobić na początku. Jednak chłopak nic o tym nie

wiedział i był pewny, że to ona będzie miała sztylet. Dziewczyna jeszcze nie

wiedziała, co zrobi. Ona przez część czasu przygotowywała się do swojej roli

i nie mogła sobie wyobrazić, co by zrobiła gdyby dowiedziała się o tym w

dniu Przymierza Krwi.
W tym czasie nastolatka znów musiała dostać nowy

strój. Nie mogła uwierzyć, że w takich warunkach rośnie w takim tempie, tak

jakby pobyt w Piekiełku oznaczał, że od razu miała wydorośleć. Cecylia

musiała pogodzić się z tym, że na jej oczach będą umierać różni ludzie, tak

jak widziała śmierć pana Szpunka i omal Bzyka. Musiała też sprostać nowym

obowiązkom, a przede wszystkim samotności. Szermierka dała jej większą siłę

fizyczną i pokazała, co może robić ze zwykłą bronią i jak używać swoje

zmysły, ale tylko od niej zależało jak wykorzysta te lekcje. W końcu udało

jej się bezbłędnie rzucać sztyletem, wyszlifowała to sama, ponieważ jej

nauczycielka już całkiem przestała się nią interesować. Już nawet nie

starała się prowadzić lekcji, mówiła żeby zajęła się sobą, a ona da jej

spokój. Uskarżała się na zmęczenie prowadzeniem lekcji u ostatnich klas,

które za niedługo miały mieć egzaminy i wszyscy bardzo się denerwowali.

/>- Kilka dziewczyn z piątej klasy chciałoby potrenować z tobą szermierkę

Najstarsza Córko Pierworodnego. Jedna przyjdzie dziś po pokazie - oznajmiła

okularnica pewnej nocy. Od śmierci Radka prawie ze sobą nie rozmawiały.

Przekazywały sobie tylko niezbędne informacje.
- Nie chcę żeby tu

ktokolwiek przychodził - zaprotestowała Cecylia. Od razu wezbrała w niej

wściekłość. Nie miała ochoty spotykać się z kimkolwiek związanym z tą

szkołą.
- To już postanowione - powiedziała i od razu wyszła.

Dziewczyna wściekła się. Najpierw skazują ją na samotność, a teraz, kiedy w

końcu się do tego przyzwyczaiła, przysyłają jej jakieś piątoklasistki żeby z

nimi trochę potrenowała. Nastolatka nie miała wątpliwości, że starsze

dziewczyny na pewno od razu ją pokonają, ale też wiedziała, że tak łatwo się

nie podda.
Po kolejnym idiotycznym pokazie, które ostatnio stawały się

coraz brutalniejsze (nauczyciele zaczęli się ranić i maltretować różne małe

zwierzęta począwszy od pająków), Cecylia wróciła do siebie, do komnaty.

Kiedy okularnica wyszła dziewczyna od razu sięgnęła po szpadę. Tylko tym

mogła się dość dobrze posługiwać. Szpadą i jeszcze sztyletem, ale w takiej

sytuacji nóż mógł być niezdatny. Nastolatka usiadła na łóżku i czekała. Po

pięciu minutach usłyszała kroki. Najciszej jak mogła stanęła za drzwiami i

poczekała aż drzwi w końcu się otworzą. Wreszcie się doczekała. Ktoś po

cichu otworzył je nawet nie próbując zapukać. Zanim piątoklasistka zdążyła

wejść do pokoju już miała do gardła przyłożoną szpadę. Cecylia nie traciła

czasu.
- Cofnij tę szpadę dziecinko. Gdybym chciała już byś nie żyła -

powiedziała czarnowłosa dziewczyna patrząc na nią z wyższością.
- Wiem.

Wystarczy, że użyjesz jakiegoś zaklęcia - powiedziała nienawistnie

nastolatka.
- To miał być trening, a nie od razu pokonanie przeciwnika.

Może przejdziemy do tej sali, o której mówiła Pierwsza Siostra

Pierworodnego?
- Dobra, idź pierwsza - powiedziała dziewczyna. Cecylia

była dużo mniejsza od piątoklasistki, ale to nie przeszkodziło jej w

mierzeniu w starszą dziewczynę szpadą. Nastolatka szybko policzyła i wyszło

jej, że dziewczyna powinna mieć osiemnaście lat.
W końcu obie zeszły do

sali, w której uczyła się szermierki. Cecylia cofnęła się trochę i

wyciągnęła różdżkę z sukienki. Kilkoma łacińskimi słowami i machnięciem

różdżki sprawiła, że przedmioty znajdujące się w sali ustawiły się wokół

ścian. Tylko kilka rzeczy zostało na swoim miejscu, ponieważ były to ciężkie

machiny, których jeszcze nie potrafiła cofnąć. Dziewczyna z zadowoleniem

popatrzyła po sali.
- Jak się nazywasz? I dlaczego chciałaś ze mną

walczyć? - zapytała podnosząc szpadę. Dziewczyna natychmiast wyciągnęła

swoją i natarła na nastolatkę. Cecylia jak zwykle podczas prawdziwej walki

zaczęła przypominać sobie wszystkie kroki.. Z łatwością wyminęła ją w

krótkim obrocie.
- Mam na imię Klara. Za niedługo mam egzaminy, chcę

trochę poćwiczyć. Wypadło na ciebie - powiedziała piątoklasistka i znów

rzuciła się na Cecylię, która z łatwością odparła atak. Zauważyła, że Klara

zaciska dłonie na szpadzie tak bardzo, że zbielały jej kostki. Zapewne

szybko się zmęczy.
- Kto cię uczył szermierki? - zapytała atakując

piątoklasistkę.
- Pani Mirella - odpowiedziała i sparowała jej

uderzenie.
- Tak myślałam - powiedziała Cecylia przypominając sobie tę

zaczytaną nauczycielkę.
- Dlaczego?
- Ona nic nie potrafi. Czy

uczy wszystkie roczniki? - zapytała broniąc się i prawie natychmiast

atakując. W sali ciągle rozlegał się dźwięk uderzania stali ze stalą.
-

Tak. Ale tylko tych podrzędnych i bardzo rzadko się spotykamy. Czasami nawet

raz na miesiąc. Najstarsi Synowie i Córki Pierworodnego uczą się sami w

ciągu dnia z innymi Najstarszymi. W dodatku będziesz musiała chodzić tam co

tydzień. Horror - mówiła Klara. Była bardzo powolna i w większości jej

ataków Cecylia zdołała się obronić nie stykając ze sobą nawet szpad.
-

Teraz mam szermierkę codziennie.
- Jak to wytrzymujesz? To nudne jak

diabli! - zaperzyła się odpierając kolejny atak Cecylii. Przynajmniej

nie nazywała jej Najstarszą Córką Pierworodnego.
- Szczególnie z

Mirellą. Miałam innego nauczyciela, to on pokazał mi większość kroków.

Mirella niczego nie próbuje mnie uczyć - opowiedziała Cecylia wciąż walcząc

z dziewczyną i sprawnie wymijając wszystkie przeszkody. Zauważyła kilka

błędów dziewczyny, ale nie próbowała ich wykorzystać; nie miała ochoty tak

szybko zakończyć tej walki.
- Czego się spodziewałaś?! My uczymy

się wyłącznie z filmów o muszkieterach! Ty to miałaś szczęście! -

zawołała Klara i po chwili przewróciła się. Szpada wypadła jej z ręki i

poturlała się na bok.
- Jesteś bardzo słaba w szermierce. Jestem

mniejsza i mniej doświadczona od ciebie, a potrafiłam cię pokonać. Skończmy

tę walkę. To nie ma sensu - powiedziała Cecylia podając rękę piątoklasistce.

Nagle nastolatka poczuła jak coś przecina jej wyciągniętą dłoń. Klara

trzymała sztylet.
- Nie mam zamiaru tego zakończyć! Nie jestem

tchórzem! - krzyknęła wstając z podłogi i próbując ją dźgnąć. Nastolatka

szybko odskoczyła.
- Chciałam ci pokazać kilka przydatnych kroków, ale

jeśli nie chcesz... Twój wybór - powiedziała dziewczyna odrzucając swoją

szpadę i wyciągając z kolanówki sztylet. Cecylia od razu zauważyła, że

piątoklasistka dużo lepiej posługuje się nożem, może nawet lepiej od niej?

Znów zaczęły walczyć. Teraz role się odwróciły. Piątoklasistka była dużo

lepsza od nowicjuszki.
- To miał być trening, a nie prawdziwa

walka! - zawołał ktoś schodząc ze spiralnych schodów. Dziewczyny

oderwały się od siebie i popatrzyły na schody. W sali pojawiła się

okularnica i po chwili znikła zabierając ze sobą Klarę. Podobno robiło się

już jasno. Cecylia weszła do sypialni. Ulżyło jej, kiedy dziewczyna poszła,

w tej walce mogło jej się coś stać. Skaleczona ręka trochę ją piekła, ale

nie przejęła się tym. Nawet nie przebierając się położyła się do łóżka i

zasnęła. Była zmęczona tym treningiem, ale gdyby musiała walczyłaby

dalej.
Żadna piątoklasistka już nie przyszła. Podobno zrezygnowały po

opowieści Klary. Ciekawe co im powiedziała?
W grudniu zaczęły się

przygotowania do Nowego Roku. Nie było już żadnych pokazów, ale wykłady.

Obrzydliwe wykłady. Nauczyciele opowiadali co będą musieli robić w tym dniu.

Miało być zupełnie tak samo jak opowiadała Anastazja. Zabijanie gołębi,

wkładanie pierścieni. Nauczyciele mówili także o znaczeniu

„duchowym” tego dnia. Miała to być próba. Nastolatka była prawie

pewna, że jeśli ktoś nie zabije gołębia sam zostanie zabity i pochowany, tak

jak Radek na cmentarzu obok szkoły. Miał to też być pewien wstęp w życie

Piekiełka i przygotowanie na następne ofiary. Dziewczyna musiała odwrócić

głowę, kiedy jeden z nauczycieli zaczynał pokazywać im jak złapać gołębia

tak, aby nie odfrunął i gdzie wbić sztylet, żeby od razu umarł. Pokazywał na

żywym stworzeniu. Cecylii robiło się niedobrze, kiedy widziała minę

nauczyciela. Tak jakby robił to od wieków. Gołąb strasznie się wyrywał,

dziewczyna mogła z łatwością wyobrazić sobie jego przerażenie, ale nic nie

mogła na to poradzić.
- Najstarsza Córka Pierworodnego nie musi tu

siedzieć. Najstarsza Córko, jak zapewne już wiesz, będziesz musiała zrobić

coś innego. Możesz iść do swojego pokoju - powiedział nauczyciel. Miał taką

minę jakby za chwilę chciał ją wyrzucić.
- Nie, zostanę - oznajmiła;

nie chciała okazywać słabości. Nie mogła tego zrobić. Dziewczyny, z którymi

słuchała tych wykładów (w tym Anastazja i Ola), były zachwycone tym, co będą

musiały zrobić i nastolatka też musiała udawać zachwyt. Musiała pokazać, że

polubiła tę szkołę; tylko w ten sposób mogła uniknąć niechybnej śmierci.

/>Dziewczyna niechętnie odwróciła wzrok w stronę stołu, na którym leżał już

martwy gołąb i zmusiła się do patrzenia na kolejne wbicie sztyletu w gołębia

bez zmrużenia oka. Nauczyciel zauważył, że ten widok przyprawia ją o mdłości

i teraz musiała za to zapłacić ciągłym wpatrywaniem się w stół. Na stół

pociekła krew brudząc białe pióra ptaka. Gołąb już się nie ruszał. Ostrze

wbiło się w jego serce.
W końcu nastąpił koniec wykładu. Nauczyciel

obiecał dziewczynom, że na następny wykład przyniesie im sztylety. Stazi i

Ola bardzo się ucieszyły; nastolatka popatrzyła na nie z nienawiścią.

Cecylia wróciła do swojej komnaty. Kotary ciągle były zasłonięte przez całą

dobę. Miała przestać uczyć się szermierki, ale to ją tylko zasmuciło. Jednak

zamiast wymachiwania szpadą miała zacząć uczyć się latania, od jutra. Nie

miała pojęcia jak to będzie gdy znajdzie się w powietrzu. Nigdy nawet nie

leciała samolotem, a co dopiero na miotle. Nastolatka położyła się do łóżka.

Ciągle była zmęczona. Prawie cały wolny czas spędzała na spaniu i nie mogła

powstrzymać ziewnięć na wykładach. Reszta dziewczyn również okazywała

zmęczenie, ale na pewno nie tak jak Cecylia. One nie musiały wstawać w

południe na jakieś dodatkowe lekcje, one nie miały szermierki albo lekcji

latania. Dziewczyna sama sobie wyczarowywała jedzenie, kiedy one szły do

jadalni i tam jadły różne przysmaki. To również ją osłabiało. Nastolatka

potrafiła wyczarowywać tylko prostsze dania, kiedy one zajadały się różnymi

ciastami, lodami i deserami.
W końcu Cecylia doczekała się lekcji

latania. Miała bardzo trudne zadanie, ale już po kilku lekcjach mogła

powiedzieć, że przez pięć minut potrafi prawidłowo kierować miotłą. W

trakcie lekcji całą swoją uwagę musiała zwrócić właśnie na ten przedmiot, a

kiedy wsiadała na niego, kierowała miotłą tylko swoim umysłem. Musiała

bardzo mocno się skupiać, kiedy próbowała skręcić, albo zwolnić. Uczyła się

w sali, w której miała szermierkę i czasami lądowała na ścianie, kiedy nie

udało jej się w porę zatrzymać. Znów częściej zaczęła do niej przychodzić

oziębła szamanka (kiedy dziewczyna miała pierwsze lekcje szermierki również

musiała przychodzić). Raz nawet Cecylia złamała sobie przy upadku rękę, ale

wystarczył tylko jakiś czar i kolejny okropny eliksir, aby wróciła do

zdrowia.
W końcu okularnica powiedziała jej, że nie ma już chodzić na

wykłady i że sama będzie ją przygotowywała do Nowego Roku. Kobieta mówiła

jej już to wszystko, co Cecylia wiedziała, więc dziewczyna przyjęła to bez

mrugnięcia okiem, a nawet z zadowoleniem.
- Przymierze Krwi, to mi się

podoba. Szkoda tylko, że nie będę mogła zabić gołębia - skłamała dziewczyna

i nawet uśmiechnęła się do siebie.
- Najstarsza Córka Pierworodnego

musi wiedzieć, że to nie tylko głupie nacięcie. To Przymierze, łączy was ze

sobą. Będziecie musieli być w ciągłym kontakcie, nikt z was nie może opuścić

szkoły jeśli druga osoba będzie nadal tutaj. Jeśli jeden z was umrze

jesteście osłabieni. Wspólnie wykorzystujecie swoją moc, wzajemnie dzielicie

się nią. Jesteście równi, wasze siły się wyrównują. Ty dzielisz się z

Najstarszym Synem swoimi dobrymi stronami, a on daje ci swoje dobre rzeczy.

Wspieracie się i dajecie sobie siłę. Ale niestety trwa to tylko rok. Później

przymierze wygasa, po roku sami zadecydujecie czy chcecie jeszcze tego

przymierza - zakończyła okularnica. Cecylia nie odzywała się. Jeśli prawdą

jest to, co mówi ta kobieta, dziewczyna będzie tak dobra w szermierce jak

Jacek. Nastolatka uśmiechnęła się lekko, to jej pasowało.
- A co ma

znaczyć te wzajemne wkładanie pierścieni? - zapytała.
- Widzę, że mnie

słuchałaś Najstarsza Córko. To właściwie nic nie znaczy. Próba sił. Jeśli

byś miała w ręce swój pierścień nic byś nie poczuła, ale jeśli trzymasz

pierścień innej osoby czujesz jaki jest zimny. Jest tak zimny jakby był

ledwo co wyciągnięty z zamrażalnika, mrozi ci palce i bardzo trudno go

utrzymać - wyjaśniła kobieta pieszczotliwie gładząc swoją obrączkę wysadzaną

czarnymi kamieniami. Ona również kiedyś musiała tak zrobić.
Przez kilka

następnych dni okularnica rozwodziła się tylko na temat Przymierza Krwi i

ciągle powtarzała jaka to silna więź ich złączy, tak jakby chciała wpoić to

na stałe Cecylii. Nastolatka jednak raz ją wysłuchała, zaakceptowała i

przetrawiła to, co mówiła, ale już powoli miała dość tej samej gadki

kobiety.
Nareszcie doczekała się końca wywodów okularnicy, która

chociaż dalej mówiła o Przymierzu Krwi trochę zmieniła temat.
-

Przymierze Krwi to jedna wielka próba Najstarsza Córko Pierworodnego. Nie

możesz okazać strachu ani bólu, to zabronione, inaczej może spotkać cię

kara.
- Wiem, wyląduję na cmentarzu. Nie musisz mi tego mówić -

powiedziała Cecylia i uśmiechnęła się blado. Zrobiło jej się smutno,

ponieważ przypomniała sobie upór Bzyka- Nie martw się, nie pokażę bólu.

/>- Nie martwię się. To ty powinnaś się o to martwić Najstarsza Córko. Nie

możesz pokazać żadnych uczuć. Każdy niekontrolowany ruch może cię zdradzić,

pamiętaj o tym - powiedziała okularnica.
- Czy Najstarszy Syn

Pierworodnego też musi tego wysłuchiwać? - zapytała nastolatka.
- Tak -

odpowiedziała krótko i wyszła z sypialni dziewczyny. To znaczy, że Jacek już

wie, że Cecylia wcale nie musi trzymać sztyletu. Może to on pierwszy założy

jej pierścień? Może to on dokona Przymierza Krwi?
Tak mijały

dziewczynie ostatnie dni grudnia. Cecylia nawet nie zdziwiła się, że w

Piekiełku nikt nie świętuje Bożego Narodzenia. Wiedziała o tym już od dawna,

ale i tak było jej trochę smutno bez tych świąt. Zaczęła wspominać jak w

Krakowie przygotowywali się do Wigilii, pamiętała wielką choinkę, którą

wszyscy stroili i krewnych, którzy do nich przychodzili. Nagle poczuła

wielką chęć powrotu do domu. Przypomniała sobie co myślała o Karolinie przed

wyjazdem i zrobiło jej się głupio. Teraz już wiedziała, dlaczego ją tak

traktowała, ale przecież nie było aż tak źle.
Dzień przed uroczystością

okularnica przyniosła Cecylii nowy strój.
- Musisz zabrać ze sobą

wszystkie swoje rzeczy Najstarsza Córko Pierworodnego włącznie z całą

bronią, po jednej sztuce z każdego rodzaju i miotłę. Już tutaj nie wrócisz -

przykazała kobieta.
- Ale jak ja to mam wszystko pomieścić? - zapytała

nastolatka patrząc na stos białej broni.
- Zaraz pokażę Najstarszej

Córce. Powyciągaj wszystko z starej sukni i ubierz się w nową - rozkazała

okularnica, a Cecylia szybko spełniła rozkaz. Po chwili wróciła z łazienki w

nowej sięgającej do stóp sukni. Stara suknia była już o wiele za mała.

Cecylia zauważyła na stole jakiś gruby skórzany pas, w nim były powsadzane

wszystkie fiolki dziewczyny z różnymi ziołami, których właściwości nie

znała. Do paska było przyczepionych kilka pokrowców; jedne były mniejsze

inne większe i miały różne kształty.
- Po co to? - zapytała Cecylia

wskazując na pas.
- Ubierz go, od dzisiaj należy do ciebie Najstarsza

Córko Pierworodnego - powiedziała, a kiedy dziewczyna zapięła pasek, zaczęła

wkładać do pokrowców całą broń, do najmniejszego pokrowca włożyła sztylet z

gabloty.
- Jakie to ciężkie - sapała nastolatka uginając się pod

ciężarem metalu.
- Musisz się przyzwyczaić Najstarsza Córko. Sztylet

obrzędowy muszę już zabrać. Będzie jutro potrzebny. Do podkolanówki włóż

drugi sztylet z gabloty - powiedziała kobieta i ruszyła do wyjścia.
- A

gdzie mam dać miotłę? - zapytała Cecylia patrząc na drugą szklaną

gablotę.
- Zapomniałabym. Miotłę wezmę ja, po uroczystości dostaniesz

ją z powrotem - powiedziała okularnica i podała dziewczynie płaszcz. Kiedy

nastolatka go ubrała pokazała jej jeszcze kilka wolnych miejsc, w które

mogła włożyć dodatkową broń.
- Ja chyba już nie ustoję - powiedziała

Cecylia i przytrzymała się kolumny przy łóżku. Myślała, że cały jej strój

waży dwieście kilo.
- Przyzwyczaisz się. Jeśli Najstarsza Córka chce, w

co wątpię, może zabrać całą broń i powsadzać ją do płaszcza w miejsca, które

pokazałam - powiedziała kobieta i wyszła z jej komnaty. Dziewczyna od razu

usiadła na łóżku. Trudno jej było utrzymać taki ciężar. Nagle nastolatka

uśmiechnęła się. Ciekawe czy Jacek również ma takie problemy? Cecylia

rozejrzała się po komnacie. Już tu nie wróci. Spojrzała na kotary i uderzyła

w nie. Już nie będzie żyła w zamknięciu. Po Nowym Roku wszystko zmieni się

na lepsze. Może uda jej się uciec z Jackiem.
Naglę olśniło dziewczynę.

Chcą uciec. Będzie im potrzebna broń. Cecylia niewiele myśląc nafaszerowała

się jeszcze większą ilością metalu wkładając w płaszcz całą zawartość

gabloty. Po chwili znów usiadła albo raczej padła na łóżko. Nastolatka co

chwilę jednak wstawała i próbowała się przyzwyczaić do ciężkiego stroju. Co

chwilę potykała się o pokrowce, ale znów wstawała i próbowała wymyślić jak

powinna iść, aby znów się nie przewracać. Pomyśleć, że kiedyś czuła się w

tym płaszczu jak nietoperz. Teraz czuła jakby była w średniowiecznej zbroi.

Ale rycerze tamtych czasów mieli tylko jeden miecz, a resztę stanowił gruby

pancerz.
W końcu wykończona Cecylia przebrała się w lekką, atłasową i

oczywiście czarną koszulę nocną i padła na łóżko, ze zmęczenia nie mogła

jednak zasnąć i znów zaczął ją gnębić strach. Co będzie jeśli Jacek nie

będzie chciał pierwszy założyć jej pierścionka, co jeśli to ona będzie

musiała dokonać Przymierza Krwi?
Nagle przypomniała sobie, że będzie

musiała zabrać jeszcze książki, więc znów wstała i zapakowała je do wielkiej

przepastnej torby. Kiedy ją podniosła ugięła się pod ich ciężarem. Będzie

miała jeszcze jeden problem.
W takich rozmyślaniach zasnęła.
Moonchild
Może być. Nie jest ani źle, ani dobrze. Zaczyna sie robić troche nudne... Ciągle tylko siedzy w komnacie i nic nie robi... Mam nadzieje że w następnych częściach wreszcie coś się zacznie dziać.
Aha... Nie żebym się czepiała ale znowu zrobiłas ten sam błąd... "za niedługo" smile.gif
Nati
Następny rozdział już nie jest w komnacie. Jestem w kawiarence, wkleję jak będę miała dostęp do Internetu.

Napisałam już około 400 stron smile.gif
Moonchild
No widzę, że będzie duuuużo czytania smile.gif Wklej jak najszybciej następną część.
Nati
Przymierze Krwi

Cecylia obudziła się po czterech godzinach niespokojnego snu. Cała była obolała i dopiero po chwili zrozumiała dlaczego. Na jej nowej sukni, już bardzo wygniecionej, leżał pas z białą bronią. Dziewczyna jęknęła i odwróciła wzrok. Nie miała ochoty znów ubierać tych ciężarów. Leżała i znów zaczęły ją dręczyć te same myśli co przed snem. W końcu uznała, że musi wstać i coś zrobić, bo inaczej zwariuje. Nie musi przecież od razu ubierać się w suknię. Nastolatka powoli wygrzebała się z wielkiego łoża i poszła do łazienki. Po chwili wróciła i stanęła na środku pokoju. Czym by się tu zająć? Nadal wszystko ją bolało, więc postanowiła, że zrobi kilka ćwiczeń; zawsze musiała się rozgrzać przed lekcją szermierki, więc nie stanowiło to dla niej większego problemu.
Po kilku minutach ćwiczeń poczuła, że już nie czuje bólu tak jak jeszcze przed chwilą. Po krótkiej rozgrzewce znów stanęła na środku pokoju i rozejrzała się. Co ma robić przez ten cały czas? Pokój był prawie całkowicie pusty. Cecylii zaczęło robić się zimno, więc zapaliła w kominku szarym proszkiem, który stał na jednym z regałów w wielkiej wazie. Kiedy wrzuciła go do kominka od razu rozjarzył się ogień. Nagle wpadła na świetny pomysł. Z pasa wzięła kilka pustych fiolek i napełniła je. Kiedyś może potrzebować ognia. Dziewczyna znów rozejrzała się po pokoju. Co jeszcze może wziąć? Co może się przydać w czasie ucieczki?
Nic nie znalazłszy nastolatka usiadła przed kominkiem na jakieś czarnej skórze. Chociaż było jej zimno nie chciała jeszcze ubierać sukienki. Cecylia weszła do łóżka i szczelnie się okryła. Po chwili znów spała.
- Wstawaj Najstarsza Córko Pierworodnego. Musisz się przygotować - powiedziała okularnica szturchając ją. Dziewczyna od razu otworzyła oczy; znów wszystko ją bolało.
- O co chodzi? - zapytała jeszcze zaspanym głosem.
- Za niedługo zachód słońca. Najstarsza Córka musi być gotowa do północy - oznajmiła kobieta i ściągnęła z niej kołdrę. W kominku już się nie paliło.
- Przecież jest jeszcze czas.
- Zdziwisz się jak to szybko przeleci - mówiła. W końcu Cecylia wygramoliła się z łóżka.
- Dobrze już dobrze - powiedziała i pierwszą rzeczą jaką zrobiła było ponowne zapalenie w kominku.
- Idź się umyć, włosy też i włóż suknię Najstarsza Córko Pierworodnego - rozkazała okularnica. - Widzę, że jednak wzięłaś całą broń.
- Nie, ja tylko chciałam sprawdzić czy ją utrzymam i raczej mi to nie wyszło - skłamała szybko dziewczyna.
- Nie możesz jej już odłożyć, nie mówiłam ci? Jeśli już raz zabrałaś jakąś białą broń to jest ona na zawsze twoja. Będziesz musiała sobie poradzić z tym ciężarem - powiedziała kobieta podając nastolatce cały ubiór. Cecylia weszła do łazienki i na chwilę usiadła. Ledwo co się ruszała tak ją wszystko bolało. W małej łazience wykonała kilka ćwiczeń, po których zrobiło jej się trochę lepiej i zaczęła się szykować. Włosy miała mokre; nie było suszarki. Zaczęła się ubierać. Sama suknia była nawet lekka, ale kiedy już włożyła pas nagle ugięły się pod nią kolana, ale jednak ustała. Był to znaczny postęp. Na chwilę pochodziła po małym pomieszczeniu. Nie było tak źle jak wczoraj. Powoli strój przestał jej ciążyć, więc wyszła z łazienki. Okularnica trzymała w ręku jakiś mały kuferek.
- Jeszcze płaszcz - powiedziała kobieta. - Siedziałaś w łazience chyba dwie godziny. Dam ci jeszcze jedną rzecz, ale na razie usiądź.
Cecylia usiadła na łóżku z cichym westchnięciem i sięgnęła po szczotkę. Kiedy już rozczesała mokre włosy podeszła do niej okularnica. Kobieta wyczarowała sobie krzesło i usiadła naprzeciw dziewczyny. Po chwili otworzyła kuferek. Nastolatkę zatkało. W skrzynce było mnóstwo kosmetyków, ale nie przypominały one tych, które dziewczyna dostawała od adopcyjnej matki. W kuferku były same ciemne cienie do oczu, a nawet kilka czarnych i szarych lakierów do paznokci. Było tam dosłownie wszystko poukładane i nowe.
- Zamknij oczy - rozkazała okularnica. Cecylia wykonała polecenie. Po chwili poczuła jak kobieta zaczyna ją malować! Nastolatka cofnęła się.
- Przecież potrafię sama się pomalować! Nie jestem niemowlakiem - powiedziała urażona dziewczyna.
- Nie wiesz jak powinno to wyglądać! Nie sprzeciwiaj mi się - powiedziała ostro. - Zamknij oczy!
Chcąc nie chcąc Cecylia musiała się poddać. Posłusznie zamknęła oczy i poddała się „operacji” kobiety.
Okularnica malowała nastolatkę dość długo, kiedy skończyła była jedenasta. Chociaż nie pozwoliła dziewczynie się obejrzeć udało jej się spojrzeć na chwilę w lustro i aż się przestraszyła. Miała mocny i wyzywający makijaż. Wokół oczu czarne obwódki, a paznokcie pomalowane były na czarno. Gdyby tak chodziła po Krakowie uznano by ją za wariatkę, a co niektórzy bardziej przesądni za śmierć.
- To chyba właśnie kuferek miałaś zamiar mi dać. Gdzie mam go włożyć? - zapytała ze zrezygnowaniem nastolatka.
- Na razie wezmę go ja, oddam ci go później. W twojej nowej sypialni obok swojego łóżka znajdziesz kufer. Tam po uroczystości złożysz swoją broń. Nie musisz jej nosić na co dzień. W sumie tylko dzisiaj masz na sobie całość. Tylko na nieliczne uroczystości, będziesz musiała zabrać część - mówiła okularnica. Przez kolejne pół godziny przypominała jej o wszystkich zasadach. W końcu wyruszyły do jadalni, w której miało się wszystko odbyć. Nastolatka czuła strach. Po raz pierwszy miała stanąć przed całą szkołą i w dodatku musiała podjąć się takiego zadania.
Cecylia miała nerwy w strzępach, pocieszała się tylko myślą, że znów zobaczy Jacka. Okularnica poprowadziła ją do sali z odwróconą gwiazdą Dawida, ale nie zatrzymały się tam. Dziewczyna zadyszała się. Już powoli nie miała siły dźwigać tej całej broni. Kobieta poprowadziła ją na dwór. Kiedy otworzyły się drzwi nastolatka po raz pierwszy od dwóch miesięcy poczuła bijący w nią zimny wiatr. Wszędzie leżał śnieg. Nawet jego biel nie zdołała polepszyć wyglądu zamku, nadal wyglądał jak żywcem wzięty z jakiegoś horroru. Cecylii zrobiło się zimno, więc bardziej otuliła się płaszczem. Okularnica stanęła przed jakimiś małymi, mało widocznymi drzwiami.
- Najstarsza Córka tu zostaje, ja muszę iść. Kiedy te drzwi się otworzą Najstarsza Córka Pierworodnego musi wejść i podejść do stolika na środku, a później wszystko jak ci mówiłam - wytłumaczyła kobieta.
- Ale dlaczego od razu nie wejdziemy do środka? - zapytała.
- Tak już jest. Nie próbuj uciekać Najstarsza Córko - powiedziała okularnica i z powrotem weszła do szkoły. Dziewczyna skuliła się z zimna, ale z zaciekawieniem rozejrzała się wokół. Od dawna nie widziała księżyca, a teraz lśnił nad nią w nowiu. Wiatr targał jej włosy czego nie robił wieki. W końcu będzie mogła wychodzić. Nagle zabrakło jej słońca. W Piekiełku była od końca sierpnia, ponad cztery miesiące nie widziała świetlistej kuli i dopiero teraz pomyślała, że chciałaby ją zobaczyć. Zaczęły ją boleć płuca od lodowatego powietrza. Już wiedziała, że będzie chora, za długo siedziała na uwięzi i nie była uodporniona. Zaczął padać śnieg, już po kilku sekundach jej włosy pokrywała cienka warstwa śniegu. Spojrzała w górę, nie widziała szczytu swojej wieży; zamek był ogromny, wznosił się nad nią jak jakaś olbrzymia góra.
Nagle małe drzwi się otworzyły ukazując ogromne, ciemne pomieszczenie oświetlone żyrandolem z świeczkami i pochodniami wetkniętymi w obręcze w ścianach. Cecylia jeszcze raz złapała w płuca mroźne powietrze i powoli weszła do środka. Od razu zobaczyła stół w kształcie podkowy. U szczytu siedzieli nauczyciele, a po bokach milczący uczniowie. Jadalnia wydawała się zbyt duża jak na tak małą liczbę uczniów. Czarnoksiężników rzeczywiście było bardzo mało, spowodowane to było tym, że przynajmniej jeden rodzic ucznia musiał być czarnoksiężnikiem.
Na samym środku był mały stoliczek, na którym ostrze sztyletu odbijało blask świec. W sali panowała martwa cisza. Po drugiej stronie stolika szedł do niej Jacek. Nastolatka powstrzymała uśmiech. Prawie w tym samym momencie podeszli do stolika. Dziewczyna czuła jak ulatuje z niej dobry humor, jak z przekłutego balonu powietrze, na widok dwóch pierścieni i błyszczącego sztyletu. Strach nie pozwolił jej się nawet dokładnie rozejrzeć po sali. Mała serwetka leżąca pod tymi rzeczami była mocno poplamiona krwią. Popatrzyła niepewnie na chłopaka. Chociaż miał kamienną twarz z jego oczu wyzierał strach i nieme pytanie. Zdawało im się, że stoją na przeciw siebie bardzo długo (ktoś zakaszlał, jeszcze ktoś inny poruszył się na krześle wywołując jego trzeszczenie), ale dla nich nie liczył się czas, chcieli wiedzieć, kto pierwszy odważy się założyć pierścień drugiej osobie. Nagle obydwoje wyciągnęli ręce po pierścienie. Cecylia chciała się zaśmiać, ale z jej ust nie wydobył się żaden dźwięk. Dziewczyna jeszcze raz popatrzyła na Jacka; wiedziała, że to ona powinna być pierwsza i chciała to powiedzieć chłopakowi bez słów. On jakby zrozumiał i lekko cofnął rękę. Nastolatka wiedziała, że musi to zrobić, to ona wprowadziła w błąd Jacka mówiąc, że ma sztylet. Obydwoje od początku myśleli, że to ona dokona Przymierza Krwi, więc dlaczego właśnie tak nie może być? Cecylia wzięła ze strachem pierścień i od razu poczuła jak przeszywa ją przeraźliwe zimno. Wzdrygnęła się lekko. Jeszcze raz popatrzyła w twarz chłopaka. Przyglądał jej się. Dziewczyna nie czekając już na żaden ruch szybko założyła obrączkę wysadzaną kamieniami na serdeczny palec chłopaka w prawej ręce. Jacek miał zimne dłonie tak samo jak i nastolatka. Cecylia szybko cofnęła rękę i czekała aż chłopak założy jej pierścień. Znów ogarnął ją strach, nawet nie śmiała popatrzeć jeszcze raz w twarz Jackowi. Dziewczyna wyciągnęła rękę, która lekko drżała. Chłopak założył jej pierścień i prawie niezauważalnie ścisnął dłoń nastolatki próbując dodać jej otuchy. Cecylia poczuła jak pierścień przywiera do jej skóry; już nigdy nie będzie mogła go zdjąć. Dziewczyna wzięła do lewej ręki sztylet (na prawej miała zrobić sobie rozcięcie). W jadalni zrobiło się jeszcze ciszej; gdyby były tu jakieś owady można byłoby usłyszeć jak machają skrzydełkami. Nastolatka przyłożyła ostry nóż do swojej prawej dłoni, jej ręka lekko się zachwiała, ale ona się tym nie przejęła i przecięła sobie dłoń. Poczuła ból.
- Moja krew - powiedziała głośno; z rany zaczęła lecieć krew i kapała na serwetkę.
Jacek szybko odwrócił swoją dłoń pozwalając, aby i na niej zrobiła przecięcie. Jej ręka zawisła nad dłonią chłopaka i znów zaczęła dygotać. Jacek przystawił swoją dłoń do ostrza. Nie mógł pozwolić, aby ją zabito co by na pewno zrobiono, kiedy zauważyliby, że dziewczyna się waha. Nastolatka popatrzyła z rozpaczą na niego i już był pewny, że cofnie sztylet, kiedy poczuł ostry, piekący ból. Nie musiał nawet patrzeć; wiedział, że to zrobiła.
- Twoja krew - mówiła lekko drżącym głosem. Jacek, nie czekając na jakiś znak od niej, zacisnął swoją rozciętą dłoń z jej zakrwawioną ręką. Zrobił to trochę bardziej niż było potrzeba, ale chciał dodać siły dziewczynie, bo widział, że ledwo trzyma się na nogach.
- Nasza krew - powiedzieli chórem. Cecylia popatrzyła z wdzięcznością na chłopaka. Ciągle trzymając się za ręce odeszli do bocznych drzwi widniejących za stołem dla nauczycieli. Kiedy weszli do kolejnego ciemnego pokoju, obydwoje odetchnęli z ulgą. Nie zamienili ze sobą żadnego słowa wciąż przeżywając wlokące się minuty w jadalni. Ciągle trzymali się za ręce, podeszły do nich pielęgniarki próbując ich rozdzielić. Dopiero po chwili zorientowali się, że dalej są złączeni, więc czym prędzej się puścili trochę zażenowani. Pozwolili się opatrzyć pielęgniarkom. Po chwili kobiety wyszły zostawiając ich samych, aby mogli się poznać. Uczta miała zacząć się za dziesięć minut.
Cecylia usiadła na małej sofie i rozejrzała się po pomieszczeniu. Był to chyba najlepszy pokój w całym zamku. Na podłodze z drewna był rozłożony wielki, miękki dywan, wokół ścian było mnóstwo regałów z książkami. Wszystko było utrzymane w ciepłej tonacji. W kominku palił się ogień rozświetlając pokój. Komnata przypominała jej trochę ukryty gabinet adopcyjnej matki.
Dziewczyna nie śmiała popatrzeć na Jacka, który stał przy kominku i bacznie się jej przyglądał. Włosy nastolatki były mokre od śniegu i teraz na podłogę spadały krople wody. Jacek zobaczył, że ma pas, zupełnie taki sam jak on. Chłopak usiadł obok Cecylii i pogładził ją lekko po zabandażowanej dłoni.
- Chyba nie chcesz tu siedzieć całe dziesięć minut w milczeniu i czekać aż w końcu po nas przyjdą. Wyda im się dziwne, że nie rozmawiamy - powiedział Jacek, kiedy dziewczyna cofnęła rękę. Nastolatka popatrzyła na niego ze smutkiem.
- Czy my musimy robić wszystko na pokaz? - zapytała, oddychała głęboko próbując się uspokoić.
- Musimy, ale tylko do czasu, kiedy się stąd uwolnimy. Dlaczego przecięłaś się tak mocno? - zapytał przypominając sobie monolog pielęgniarki, która opatrywała dziewczynę.
- Prawie nic nie czułam - odpowiedziała Cecylia spuszczając głowę. Tak naprawdę chciała, aby jej ból zagłuszył strach przed przecięciem Jacka.
- Wiesz, że nie musiałaś tego robić? - zapytał chłopak, a nastolatka potwierdziła głową. - Dlaczego to zrobiłaś? Mogłaś zostawić to mnie.
- Cały czas myśleliśmy, że to ja będę musiała to zrobić. Ja już przyzwyczaiłam się do tej myśli, a ty dowiedziałeś się o tym dopiero kilka dni wcześniej. Nie mogłam pozwolić abyś ty to zrobił - mówiła nie patrząc na chłopaka.
- Ledwo się trzymałaś. Już myślałem, że zrezygnujesz - powiedział Jacek i znów pogładził ją po dłoni, tym razem nie cofnęła jej.
- Ale to zrobiłam, dzięki, że... pomogłeś mi to zrobić - podziękowała i w końcu na niego spojrzała. Z jej oczu wyzierał smutek i rozpacz.
- Nie mogłem pozwolić żeby cię zabili, nie chciałem jeszcze ciebie stracić. Kiedy przypomnę sobie tamtą noc, to aż ciarki mnie przechodzą. Jeszcze, kiedy zauważyłem, że ktoś ściąga cię z okna myślałem, że ciebie też zabiorą. Uciekniemy, zrobimy to dla Bzyka - powiedział, jego głos nagle nabrał stanowczości. Chłopak znów ścisnął mocno jej dłoń. Trochę ją zabolało, kiedy dotknął miejsca, w którym była rana, ale nie dała tego po sobie poznać.
- Kiedy zauważyłam, że go prowadzą od razu zrozumiałam i już nic się dla mnie nie liczyło. Naprawdę skoczyłabym, ale one mnie pociągnęły, chyba się o coś uderzyłam, bo straciłam przytomność. On był moim przyjacielem niemalże od kołyski, a teraz już go nie ma - mówiła Cecylia, do jej oczu zaczęły napływać łzy, ale powstrzymał się od szlochu. Jacek zauważywszy reakcję nastolatki nie czekając na pozwolenie przytulił ją.
- Jeśli chcesz mogę go zastąpić. Podobno nie ma ludzi niezastąpionych - powiedział, a ona wtuliła się w niego. Nagle drzwi otworzyły się, a oni oderwali się od siebie czym prędzej.
- Chodźcie, zaczyna się kolacja - powiedziała okularnica wychylając się zza drzwi. Zanim Jacek na dobre puścił jej dłoń ścisnął ją mocniej próbując ją jakoś pocieszyć. Kiedy zaprzyjaźnił się z Bzykiem często rozmawiali o Cecylii i wiedział ile dla siebie znaczyli.
Wyszli z przytulnego pokoju i od razu skierowali się w stronę jednego krańca stołu, na którym czekały na nich wolne miejsca obok innych Najstarszych. Kiedy już usiedli wszyscy zajadali się jakimś pieczonym mięsem. Cecylia nałożyła sobie trochę jedzenia, obok niej stał kielich napełniony jakimś płynem. Dziewczyna skosztowała napoju i od razu go wypluła. Jacek widząc co zrobiła nastolatka również chciał spróbować, ale ona mu na to nie pozwoliła zasłaniając ręką kielich.
- Nie pij. To krew - powiedziała i popatrzyła na niego ze strachem. Ciekawe czy codziennie piją tu krew? Chłopak zrobił przerażoną minę i odstawił kielich. Nagle minął im apetyt. Kto wie z czego jest to mięso?
Obydwoje popatrzeli na siebie. Jacek lekko dotknął pierścionka na ręce Cecylii, teraz już nie czuł zimna. Od tej chwili łączyła ich jakaś więź i obydwoje doskonale to rozumieli. Dziewczyna również popatrzyła na swój palec, na którym widniała czarna obrączka. Nagle wysunęła rękę spod dłoni chłopaka i spróbowała ściągnąć pierścień. Musiała sprawdzić czy rzeczywiście już jest przytwierdzony do jej palca na zawsze. Nie dało się go ściągnąć
- Zauważyłem, że miałaś cały czas zasunięte kotary. Co się stało? - zapytał Jacek patrząc na wysiłki Cecylii.
- Po tym jak chciałam skoczyć postanowili, że mnie zamkną; bali się, że jeszcze raz spróbuję. Chcę iść na cmentarz - oznajmiła nastolatka.
- Pójdziemy po posiłku, nie wiem czy możemy wstać od stołu.
- Nie musisz iść ze mną. Poradzę sobie sama - zapewniła.
- Też chciałem tam iść. Bzyk był też moim przyjacielem - powiedział chłopak patrząc z smutkiem na dziewczynę. Jemu też brakowało Radka. Był jego jedynym przyjacielem, z którym mógł spotykać się codziennie i który również nienawidził Piekiełka.
W końcu uczta się skończyła. Jacek i Cecylia prawie nic nie zjedli. Pokusili się tylko na ciasto, w którym rozpoznali zwykłą szarlotkę.

czarodziej.gif
Moonchild
Tekst jako całość jest ok. Chciaż pierwsza scena jest przynajmniej moim zdaniem zbędna. Po co pisać, że Cecylia wstała, zrobiła rozgrzewke, położyła się a potem znowu wstała i zrobiła rozgrzewkę? Lepiej było to skrócić.
A tak poza tym to nie chcę być upierdliwa, ale....
QUOTE
- Za niedługo zachód słońca. Najstarsza Córka musi być gotowa do północy - oznajmiła kobieta i ściągnęła z niej kołdrę. W kominku już się nie paliło.

prosze uważaj na to, bo to po prostu razi!!!!

I jeszcze jedno...
QUOTE
Od dawna nie widziała księżyca, a teraz lśnił nad nią w nowiu.

czy nów nie jest przypadkiem wtedy kiedy księżyca w ogóle nie widać? smile.gif


Tajemnicza
Wczoraj usiadłam, przeczytałam, ale bylo pozno wie nie dalam komenta =P Leniuch ze mnie =P
Opowiadanie bardzo mi sie podoba. Jak nieliczne mnie wciagneły i naprawdde jestem ciekawa tego co bedzie w nastepnych chapterach. Chociaz mam jednen zarzut: a mianowicie moim zdaniem akcja jest troche, podkreslam TROCHE za szybka. To wszystko tak mignelo w mgnieniu oka. Nie bede wypomniac literowek, przecinków, powtórzem i ogolnie bledów, bo nie lubie, a takie są, wiec uważaj na nie. Wiec ogolnie jest fajnie . Czekam na następne party i fajnie ze masz duzo. Ja lubie duzooo =PP Pozdrawiam
Taj
Nati
Błędów wiem, że dużo smile.gif

Szybko, bo i tak mam już dosyć dużo tekstu, a gdyby była wolniejsza fabuła może doszłabym nawet do 1000 stron wink.gif

Aha w domu nie działa mi forum, nie wiem dlaczego. Wkleję może jutro, a jak nie to kiedy zadziała forum
Nati
Zmiany

Powoli zaczęli kierować się do przejścia próbując nie stracić się z oczu. Razem przecisnęli się do drzwi wejściowych i otworzyli je. Od razu powiało zimnem. Przyjaciele otulili się szczelniej płaszczami i wyszli w środek zamieci, jaka panowała na dworze. Obydwoje nie wiedzieli dokładnie gdzie jest cmentarz, ale poszukiwania nie zajęły im wiele czasu. Góra, na której stał zamek miała bardzo małą powierzchnię. Miejsce spoczynku zmarłych było bardzo małe i stare. Niektóre nagrobki były połamane inne zasypane śniegiem. Tylko dwa groby wyglądały na nowsze i od razu do nich podeszli.
- Już zapomniałam, że pan Szpunk również tu jest. Przez tę głupią, nową nauczycielkę nic nie umiem. Nie uczyła mnie wcale - powiedziała z żalem Cecylia podchodząc do nagrobku z wyrytym nazwiskiem jej dawnego nauczyciela. Dziewczyna przycupnęła i odgarnęła ręką śnieg z grobu. Nie miała rękawiczek, więc od razu zrobiło jej się zimno. Nastolatka nie wstała, wciąż patrzyła na nagrobek. W końcu Jacek podszedł do niej i pociągnął za łokieć.
- Zmokniesz i zmarzniesz jeśli będziesz tak siedzieć. Wiem, on był wspaniałym nauczycielem, ale nic nie przywróci mu życia, tak jak i Bzykowi - powiedział chłopak dźwigając ją na nogi. - Nie wyglądasz na taką ciężką.
- To przez broń. Wzięłam wszystko żebyśmy mogli uciec. Może nam się przydać - wytłumaczyła Cecylia stojąc, ale wciąż wpatrując się w grób.
- Wzięłaś wszystko?! Szkoda, że ja o tym nie pomyślałem. A wziąłem sobie jeszcze tylko dodatkowy sztylet. Dlatego szłaś tak powoli. Oddaj mi część broni - poprosił Jacek.
- Nie, nie musisz mi pomagać. To nie jest aż tak ciężkie.
- Daj, przecież ledwo już trzymasz się na nogach, a zresztą mnie też przyda się zapasowa broń. Nie mogę patrzeć jak się męczysz - powiedział i próbował wyciągnąć szablę z płaszcza dziewczyny.
- Niech ci będzie - zgodziła się nastolatka i wyciągnęła z płaszcza część białej broni. Jacek zaczął ją wkładać do swojego płaszcza. - Już chyba wystarczy. Czuję się lekka jak piórko.
- A ja ciężki jak słoń. Jak mogłaś unieść to wszystko?
- Udało mi się - powiedziała. Znów zaczął padać gęsto śnieg.
- Dlaczego oni musieli zginąć? Dlaczego ich zabili? Przecież nie zrobili nic złego - powiedziała odgarniając zmarzniętą ręką śnieg z grobu Radka.
- Ja ci nie mogę na to odpowiedzieć. Myślę, że oni umarli w pewnym sensie dla nas, chcieli nas uwolnić. Pan Szpunk pokazał ci krok, a Bzyk wymógł na mnie obietnicę, że nigdy im się nie poddamy - powiedział chłopak i umilkł zastanawiając się nad swoimi słowami.
- Nie mówiłeś mi o żadnej obietnicy. Zresztą jak mogłeś mu cokolwiek obiecać przy tamtych dwóch? - pytała Cecylia odwracając się w stronę chłopaka. Jaka znów obietnica?
- Między nami nie było słów. Po prostu Radek na mnie popatrzył, a ja wiedziałem co jego spojrzenie znaczy. Prosił mnie żebym nas stąd wyrwał, żebyśmy uciekli, a ja mu to przyrzekłem. Tamci tego nie zrozumieli. Czytałem coś o takich przedśmiertnych prośbach.
- Ja też, ale nie pamiętam co mówiła ta książka - stwierdziła dziewczyna; przypominała sobie, że był temu poświęcony cały dział w książce „Starożytne tajemnice”, w której czytała bardzo dużo o cyrografach.
- Jeśli się coś obiecało osobie, która wkrótce potem umarła trzeba było spełnić tę prośbę bez względu na to jak brzmiała. Radek ma nam też w pewien sposób pomóc, przynajmniej tak mówił tamten rozdział - wytłumaczył Jacek przypominając sobie słowa w książce.
- To teraz już nie mamy wyboru. Musimy uciec - powiedziała cicho kuląc się z zimna.
- Wracajmy - powiedział chłopak i skierował się w stronę szkoły. W Piekiełku ciągle panował gwar. Tylko dzisiaj uczniowie się nie uczyli, to był ich jedyny wolny dzień, więc postanowili dobrze go wykorzystać. Wielu uczniów po prostu ze sobą rozmawiało; nie mieli na to czasu podczas reszty roku, ponieważ ciągle zajmowali się zgłębianiem wiedzy czarno-magicznej.
Cecylia i Jacek weszli na piętro w poszukiwaniu jakiegoś miejsca, w którym mogliby usiąść. Przy ścianach stały nieliczne skórzane sofy mieszczące najwyżej cztery osoby. Zwykle siedzieli na nich wielcy osiłkowie, ale też zdarzyło się, że zajmowali je mali i chudzi. Może, dlatego że byli znani z rzucania złych uroków na każdego, który ośmieliłby się usiąść na ich sofie.
W końcu znaleźli jakąś pustą sofę i usiedli na niej. Na szczęście po obydwóch stronach tapczaniku w metalowych obręczach powsadzane były pochodnie. Od razu, pod wpływem ciepła, z ich włosów zaczęła skapywać woda tworząc kałużę przed nimi. Kilka osób siedzących na ziemi patrzyło na nich ze zdziwieniem, ale i też podziwem. Po chwili znów zatopili się we własnych rozmowach nie zwracając najmniejszej uwagi na nowicjuszy. Oni również zaczęli rozmawiać, ale nie snuli już planów ucieczki, było to niebezpieczne w tym tłumie uczniów, w którym każdy mógłby ich usłyszeć. Opowiadali sobie różne zabawne historie ze swojego życia. Zwykle w końcu dziewczyna zawsze przypominała Bzyka, a kiedy to sobie uświadamiała nagle milkła. Wiedziała, że nie powinna zatapiać się w wspomnieniach; to nic nie dawało a mogło tylko pogorszyć jej samopoczucie. W końcu Cecylia zaczęła mu opowiadać o swoim niezbyt udanym dzieciństwie, ale nie wspominała już Karoliny ze złością, bo wiedziała co przyczyniło się do jej zachowania. Ciągła niepewność pochodzenia adopcyjnej córki zniszczyła jej życie.
Nagle na sofę usiadły dwie osoby. Anastazja i Ola wygodnie rozłożyły się na tapczaniku. Wyglądały tak jakby nie było żadnej kłótni i dalej się przyjaźnili.. W końcu Stazi wyciągnęła do Cecylii rękę.
- Wiem, że ostatnio nie układało się nam dobrze Najstarsza Córko, ale w końcu należycie do naszej rodziny. Zapomnijmy o dawnych sporach - zaproponowała Anastazja podsuwając jeszcze bliżej rękę. Cecylia spojrzała niepewnie na Jacka, który przyglądał się wrogo i nieufnie dziewczynom. Nastolatka zauważyła, że ręka Stazi jest cała czerwona.
- Nie uścisnę dłoni, która jest umazana krwią. Anastazja, coś ty zrobiła? - zapytała z przerażeniem, a dziewczyna uśmiechnęła się promiennie.
- To nic. Trochę tu krwi gołębia, trochę mojej i trochę... nie wiem kogo - stwierdziła beztrosko Anastazja.
- Jak to, nie wiesz od kogo? - pytała Cecylia wpatrując się w rękę dziewczyny. Niepokoił ją beztroski ton byłej przyjaciółki.
- Chłopcy są łasi na „nowości” i jeden z nich dobierał się do mnie. Wyciągnęłam sztylet i się na niego rzuciłam. Szkoda, że drasnęłam tylko policzek. Później ten chłopak złapał mnie, ale zjawił się kruk i zaczął nas dziobać uwalniając mnie od tego typka - wytłumaczyła Anastazja. Cecylia była wstrząśnięta. Jak mogła przyjaźnić się z kimś kto z takim spokojem atakuje ludzi?!
Dziewczyna nie zdążyła odpowiedzieć sobie na to pytanie, bowiem ktoś podszedł do sofy.
- Co wy tu robicie?! Zjeżdżać mi stąd! To moja sofa i nikt nie ma prawa na niej siedzieć! - krzyczał jakiś osiłek. Okazało się, że siedzą na „zajętej” sofie. Nagle w korytarzu zrobiło się cicho, wszyscy z zaciekawieniem obserwowali tę scenę.
- Nie widziałem tutaj żadnego podpisu, zresztą ta sofa nie należy do ciebie tylko do szkoły - powiedział z całym spokojem Jacek. Drugi osiłek nagle chwycił go za płaszcz i po chwili chłopak wylądował na ziemi.
- A co my z wami zrobimy? Zostańcie, zabawimy się z wami - powiedział ten pierwszy i usadowił się na miejsce Jacka próbując złapać Cecylię. Nastolatka jednak była już na to przygotowana. Jednym ruchem ręki uwolniła z pasa szpadę i przystawiła osiłkowi do gardła. Już po kilku sekundach drugi chłopak próbował jej odebrać broń, ale ona przystawiła do jego głowy drugą szpadę. Osiłek zezując patrzył na broń.
- Myślicie, że jak jesteście wielcy i umięśnieni to wszystko wam można?! Pożegnajcie się z waszą sofą, teraz ona należy do nas, zrozumiano? - zapytała dziewczyna, Jacek zdążył już wstać. Po chwili wziął z jej ręki szpadę, którą przystawiała drugiemu osiłkowi między oczami. Osiłkowie szybko wstali i odeszli. Kiedy już byli w dostatecznej odległości odwrócili się i zawołali:
- Jeszcze się z wami policzymy!
Chłopcy znikli za zakrętem, a Cecylia schowała szpady do płaszcza i pasa.
- Świetnie sobie poradziłaś - stwierdził Jacek. Nadal wszyscy uczniowie siedzący na ziemi i kilku sofach patrzyli na nich, ale tym razem w ich oczach nie było już zdziwienia tylko podziw, że udało im się przeciwstawić tej bandzie, która w całej szkole miała już kilka zajętych sof.
- Działałam we własnej obronie. Nie mogłam im pozwolić żeby mnie obmacywali - zapewniła dziewczyna. Ola i Anastazja, które jeszcze przed kilkoma sekundami były w szoku nagle uśmiechnęły się.
- Pierwsza klasa i już mamy własną sofę! To niebywałe, musimy częściej się z wami pokręcić - powiedziała Ola, a Stazi gorąco jej przytaknęła.
- Musimy na nich uważać - stwierdził Jacek i usiadł na sofie. Po chwili dziewczyna też usiadła. Ich torby leżały pod pochodnią schnąc.
- Jestem już zmęczona. Musicie mi pokazać gdzie będę spać. Jacek, a gdzie ty będziesz spał? - zapytała Cecylia i ziewnęła.
- Ja też jestem trochę zmęczony. Jeszcze nie wiem gdzie jest moja nowa sypialnia, ale poradzę sobie. Wiesz, że jutro w południe mamy mieć lekcję szermierki? - zapytał.
- Tak? Świetnie, może ty czegoś mnie nauczysz, a nie tak jak ta cała Mirella. Od czego zaczniemy? Jaką broń mam przynieść? - pytała nagle ożywiona nastolatka.
- Już trochę o tym myślałem. Chciałbym na razie wiedzieć co umiesz. Najlepiej będzie jak przyniesiesz szpadę, sztylet i szablę - mówił chłopak.
- Ale ja nie uczyłam się posługiwać szablą.
- Nie? Widzę, że masz spore zaległości, ale i tak ją przynieś.
- Dobra. Gdzie mamy mieć te lekcje? - zapytała dziewczyna sięgając po torbę.
- Podobno gdzieś na dworze. Spotkajmy się w sali z gwiazdą trochę przed dwunastą, razem poszukamy tego miejsca - powiedział Jacek również zabierając swoją torbę z podłogi.
- Ok, ja już chyba pójdę. W każdej chwili mogę zasnąć. Ola, Stazi pokażecie mi gdzie jest sypialnia? - zapytała.
- Ja też już chyba pójdę - powiedział chłopak i założył plecak.
- Poczekaj Najstarszy Synu Pierworodnego, przecież nie wiesz gdzie masz iść - powiedziała Ola i szybko się oddaliła. Zobaczyli jak rozmawia z jakimś chłopakiem, w którym Cecylia rozpoznała jednego z dawnych przyjaciół. Nastolatka i Jacek spojrzeli na siebie i parsknęli śmiechem. Jak zawsze bawiły ich przezwiska, które nosili.
- Cześć Marek - powitała podchodzącego chłopaka.
- To jest Marek, nasz przyjaciel. Zaprowadzi cię do sypialni - powiedziała Ola przedstawiając sobie chłopaków.
- Nawet nie mogę ci powiedzieć dobranoc. Wyśpij się dobrze i pamiętaj o naszej lekcji - przypomniał Jacek i poszedł za chłopakiem.
- To co, zaprowadzicie mnie do tej sypialni czy nie? - zapytała w końcu, a one poszły z nią do sypialni.
Był to duży, okrągły pokój sześcioma łóżkami i dwoma łazienkami. W pomieszczeniu było tylko jedno okno. Teraz gruba kotara była odsłonięta, ale okiennice zamknięte, aby nie wpuszczać zimna. Z boku stał wielki kominek; nie paliło się na nim. Ściany były prawie czarne i jak cały zamek tak i ten pokój wyglądał jak z krainy dreszczowców. Anastazja pokazała jej łóżko, na którym miała spać. Wszystkie były dość wąskie, a wokół nich pozaciągane były czarne kotary (tym razem można było je rozsuwać i zasuwać w dowolnym momencie). Obok jej łóżka stał wielki kufer, dziewczyna otworzyła go zaklęciem i zauważyła, że jest tam miotła i mniejszy kuferek. Od razu go rozpoznała; było to pudełko z kosmetykami. Cecylia szybko pozbyła się zbędnej broni wkładając ją do kufra. W pasie zostawiła tylko sztylet; resztę pokrowców wraz z bronią włożyła do kufra. Natomiast w płaszczu zostawiła jedynie szpadę i szablę. Oprócz tego w jej podkolanówce był jeszcze drugi nóż, którego się nie pozbyła. Pomyślała, że może kiedyś się jej przydać, kiedy znów będzie musiała zmierzyć się z osiłkami od sofy.
Cecylia wyjęła z torby swoją czarną koszulę nocną i weszła do łazienki. Pierwsze co zrobiła to zmyła ten okropny makijaż.
Kiedy wróciła, kotara w oknie była już zasłonięta, a w pokoju zaczęły zbierać się dziewczyny. Nastolatka od razu weszła do swojego łóżka zasłaniając czarne, lekko przezroczyste kotary. Nie chciała rozmawiać z nikim związanym, choć odrobinę z Piekiełkiem. Po chwili już smacznie spała.
Cecylia obudziła się o jedenastej. W sypialni było ciemno z powodu zasłoniętej kotary w oknie. Dziewczyna zaświeciła świeczkę stojącą na stoliku. Po pół godzinie była już gotowa; ubrana i najedzona zaczęła schodzić po schodach. W Piekiełku było bardzo cicho, wszyscy spali.
Tak jak się umówili Jacek czekał na nią w sali z odwróconą gwiazdą Dawida. Kiedy otworzyli drzwi wejściowe, poraziło ich w oczy słońce. Minęło kilka minut zanim przyzwyczaili się do tego ostrego światła.
- Jak ja dawno nie widziałam słońca - powiedziała nastolatka patrząc w bezchmurne niebo. Było mroźno, ale słońce świeciło bardzo mocno.
- Ja jeszcze dłużej. Chodźmy, musimy poszukać tego miejsca - powiedział Jacek i pociągnął Cecylię. Po kilku minutach znaleźli się na lekcji. Był to okrągły kawałek ziemi otoczony olbrzymimi kamieniami. Wyglądało jak Stonehenge w Anglii (był to magiczny krąg, w którym odprawiano różne obrzędy). Na ich nieszczęście w kole byli też inni uczniowie ubrani w szaty z gwiazdkami, a obok jednego z kamieni siedziała Mirella oczywiście z kolejnym czasopismem w rękach.
- Tylko nie ona... - jęknęła Cecylia patrząc z wrogością na kobietę.
- Nie przejmuj się nią. Oni świetnie walczą, może się od nich czegoś nauczymy? - zapytał sam siebie Jacek i szybko wszedł do koła ciągnąc za rękę dziewczynę. Reszta walczących nie zwróciła na nich większej uwagi, tylko co niektórzy spojrzeli na nich, ale żaden nie podszedł i się nie przedstawił.
W kręgu było ich dziesięciu (nie licząc Mirelli) i byli podzielni na pary według roczników. Nauczycielka nawet nie zauważyła, że ktoś przyszedł.
- To... od czego zaczniemy? - zapytała rozchylając lekko płaszcz, aby wyciągnąć z niego broń.
- Szpada - odpowiedział i jednym, płynnym ruchem wyciągnął swoją broń. - Zmierz się ze mną.
- Chyba nie myślisz, że zaatakuję cię pierwsza - powiedziała Cecylia.
Tak zaczęła się ich wspólna lekcja. Jacek okazał się naprawdę dobry w szermierce i szybko potrafił wykorzystać jej błędy. Nastolatka wiedziała, że nie dorasta mu nawet do pięt (ciągle się przewracała i prawie zawsze chybiała).
- Zbyt dużo nie nauczyłaś się przy niej - uznał chłopak, kiedy mieli dziesięciominutową przerwę. Dziewczyna ciężko dyszała, ale Jackowi nic nie było. Nastolatka potaknęła tylko głową. Minęło kilka minut zanim jej oddech wyrównał się.
- Wiem, wiem. Jestem do niczego.
Cecylia usiadła na ziemi i obserwowała pozostałe pary. Wszyscy wyglądali na zmęczonych i śpiących. Dziewczyna też marzyła tylko o tym żeby się położyć do łóżka i zasnąć jak reszta jej klasy.
- Wcale nie jesteś do niczego, tylko nie masz wprawy i za mało się skupiasz na tym co robisz, jesteś za powolna. Podczas tych lekcji postaram się coś ciebie nauczyć. Zobaczysz, już wkrótce będziemy walczyć tak jak oni - przekonywał Jacek, a dziewczyna cicho prychnęła. Ma walczyć tak jak tamci? To nie możliwe.
Po przerwie znów wszyscy zaczęli walczyć, ale już nie tak ostro jak na początku. Wszyscy byli zmęczeni tak, że z ledwością utrzymywali broń. Jacek zaczął jej udzielać wskazówek.
W końcu starsze klasy dały sobie spokój z dalszymi ćwiczeniami i poszli do szkoły czego nie zauważyła nawet Mirella. Chłopak jednak nadal ćwiczył z Cecylią.
- Patrz na mnie - powtarzał ciągle. - Pamiętaj o nogach, patrz gdzie celujesz - mówił, a kiedy zaatakowała zawsze obronił się z łatwością.
Ćwiczyli bardzo długo. Dziewczyna w końcu opanowała jako tako szpadę i już udawało jej się łączyć wszystko (kroki, patrzenie na przeciwnika i celowanie) w miarę spójną całość. Ciągle jednak potykała się o swoją suknię i upadała na twardą ziemię.
- Ona jest za długa - powiedziała, kiedy kolejny raz siedziała na ziemi. Chłopak pomógł jej wstać podając zabandażowaną rękę, na której była jeszcze rana, którą zadała mu nastolatka. - Wszystko już mnie boli, na dzisiaj mam dość. Dajmy sobie spokój, jestem zmęczona.
- Niech ci będzie. Wiem, że nie możemy wychodzić w ciągu dnia, ale jutro też tu przyjdziemy. Szkoda, że teraz mamy szermierkę tylko raz w tygodniu. Nie możesz skrócić tej sukienki? - zapytał z nadzieją Jacek.
- Chyba nie, niestety.
- Nie chce mi się iść do zamku, przejdźmy się. Zobaczymy co jeszcze tutaj jest – powiedział chłopak. Cecylia z radością przyjęła tę propozycję; nie chciała wracać do tego ciemnego zamku, kiedy na zewnątrz świeciło słońce.
Nie mieli dużo do zwiedzenia, więc kiedy zbadali nawet najmniejsze zakamarki (w jednym z nich znaleźli śmietnik pełen zardzewiałych i dziurawych kociołków) i odwiedzili cmentarz, usiedli na jednej z skarp spuszczając nogi w dół tak, że wisiały nad przepaścią.
- Chciałabyś kiedyś poznać swoich prawdziwych rodziców? - zapytał, gdy znów zaczęli opowiadać sobie wspomnienia z dzieciństwa.
- Nie. Nigdy nie będę ich szukać. Naszymi rodzicami są czarnoksiężnicy i porzucili nas tylko, dlatego żebyśmy uczyli się czarnej magii, żebyśmy byli tacy jak oni, a ja nigdy nie będę jak oni. Nasi prawdziwi rodzice muszą być okropni - stwierdziła Cecylia rzucając z całej siły jakiś kamień do przepaści.
- Nienawidzę tej szkoły. Jeszcze nie zaczęliśmy się uczyć, ale ja nienawidzę Piekiełka. Te pozaciągane okna w ciągu dnia, to bezsensu! I jak trzymali nas w zamknięciu.
- Tego nigdy nie zapomnę. Musimy się stąd wydostać - mówiła dziewczyna ciągle wrzucając w przepaść kamienie.
- Musimy już iść, zaraz zajdzie słońce. Jesteś gotowa na pierwsze lekcje? - zapytał Jacek stając na skale i patrząc na skarpę.
Po chwili już byli w szkole. Kotary w oknach zaczęły się rozsuwać ukazując powoli czerwieniące się niebo. Uczniowie zaczęli schodzić z schodów. Cecylia i Jacek weszli do jeszcze pustej jadalni. Dopiero teraz zauważyli, że w oknach są witraże. Niezwykłe witraże. Co chwilę kawałki kolorowego szkła zmieniały swoje położenie tworząc nowe, zadziwiające obrazy zwykle przedstawiające ogień, walkę i śmierć, ale zawsze było to zło.
Na środku pomieszczenia nie było stolika z sztyletem tak jak poprzedniej nocy, co przywitali z ulgą. Usiedli na swoim miejscu i zaczęli jeść. Na szczęście dzisiaj nie musieli pić krwi, a i jedzenie było normalne. Na stole było mnóstwo półmisków z płatkami i dzbanków z mlekiem. Na olbrzymich talerzach były kanapki z serem i szynką. W kielichach był jakiś sok.
Pod koniec posiłku po jadalni zaczęło chodzić kilku nauczycieli (jeden z nich był pół koniem!) rozdając plany lekcji nowym uczniom. Po chwili Jacek i Cecylia mieli już swoje.
- Prawie zawsze mamy tylko trzy lekcje! - zachwyciła się dziewczyna oglądając swój plan.
- Zauważ, że uczymy się tu na okrągło, nie mamy wolnych dni. No i jeszcze to noc, będziemy mieli bardzo mało czasu żeby odrobić lekcje - stwierdził zgodnie z prawdą Jacek. Nastolatce od razu zrzedła mina.
- No i jeszcze szermierka - westchnęła. - Wiesz gdzie jest ta sala, do której musimy teraz iść?
- Chyba gdzieś na górze, sala nr 83. Musimy już teraz iść żeby ją znaleźć - powiedział chłopak i od razu wstał wziąwszy do ręki kanapkę.

Moonchild
Czytało się szybko i przyjemnie. Nie zauważyłam żadnych błędów ani literówek. Treści się nie czepiam - nie jestem w nastroju smile.gif
Nati
Nauka

W pierwszym tygodniu nauki wszyscy szukali odpowiednich klas. Czasami musieli iść z samego dołu na jedno z najwyższych pięter w czasie krótkiej dziesięciominutowej przerwy.
Na piętrze była ogromna biblioteka z mnóstwem książek, jednak większość z nich była pozamykana tak, że nikt nie potrafił ich pootwierać. Zaraz na przeciw biblioteki był szpital, w którym leczono tylko i wyłącznie eliksirami lub jakimiś zaklęciami. Pomieszczenie wcale nie pasowało na szpital. Tak jak większość pokoi w Piekiełku był ob­skurny i ciemny. Nawet dwie szamanki były ubrane na czarno, a po pomieszczeniu chodziły czarne koty, a nawet myszy. Na półkach w szpitalu stały słoje z jakimiś wnętrznościami zwierząt, ale nie to było najgorsze. W kilku pojemnikach były pijawki!
Dopiero piętro wyżej mieściły się klasy, a zaraz obok drzwi do nich nieliczne sofy. Na tym piętrze mieli jedynie dwa razy w tygodniu Zaklęcia, a na trzecim kolejne dwie godziny.
Na czwartym piętrze mieściły się dwie klasy do Eliksirów, a na piątym do Kulinarii i do Magicznych Zwierząt. Zaś lekcje Magicznych Roślin i Historii Czarnej Magii odbywały się na szóstym poziomie. Najgorsze lekcje odby­wały się na jednej z wieżyczek, była to nauka Woodo i Astrologia.
Zaklęć uczył ich nauczyciel zwany Konar, był to rosły mężczyzna z burzą czarnych, kręconych włosów. Wyglądał jak dzikus z lasu spod góry, na której znajdowała się szkoła. Wszyscy uczniowie z ich klasy potrafili już podstawowe czary, więc uczył ich czarno-magicznych zaklęć zwykle zadających ból, ale też zaklęć obronnych np. oszołomienia i zaklęć transmutacji, czyli zamienia jednych rzeczy w inne.
Eliksirów uczyła ich wampirzyca Leea, była to bardzo piękna kobieta, tyle, że z jej ust wystawały dwa ostre spiczaste zęby. Nauczycielka zwykle miała na sobie potargane ubrania tak że wyglądała jak jakiś upiór. Kilku uczniów bało jej się, a większość chłopaków zakochiwała się w niej. Na jej lek­cjach sporządzali różne eliksiry przede wszystkim lecznicze, ale też i różne mogące się przydać się w zemście np. wywar z Tojadu powodujący niekontrolowane skakanie. Uczyła ich też gotować eliksiry sprawiające, że zamienia się w jakieś zwierzę lub znika, co bardzo było pomocne podczas wojen.
Arwen uczył Historii Czarnej Magii i wzdychały do niego prawie wszystkie dziewczyny. Był to przystojny mężczyzna, który zwróciłby uwagę nawet ludzi nie związanych z magią. Wyglądał jak jakiś gitarzysta z rockowej kapeli. Długie ciemne włosy spływały mu aż do pasa, a orzechowe oczy były bardzo głębokie i nieodgadnione. Na Historii mówił ogólnie o powstaniu magii; twierdził, że magia powstała razem ze stworzeniem Ziemi i wtedy nie było podziału między białą a czarną magię. Dopiero w późniejszych czasach, kiedy nastały wojny, zaczęto szukać prostszych sposobów walki, czemu przeciwstawiły się elfy, które od zarania dziejów nienawidziły zła.
Orm uczący Magicznych Zwierząt był wilkołakiem. Mężczyzna był bardzo młody i wyglądał jak trup z powo­du swojej bladości. Jego oczy, kiedyś zapewne ciemnobłękitne, teraz były szkliste i mętne. Na lekcjach pokazywał im filmy o różnych magicznych zwierzętach i często wspominał o sobie jako zwierzę. Uczyli się jak zabijać krwiożercze bestie i jak opiekować się tymi pożytecznymi. Raz na miesiąc, w czasie pełni, kiedy znikał nie mieli lekcji i mogli robić co tylko zechcą.
O Magicznych Roślinach uczyła ich Asgerd; kobieta o długich czarnych i lśniących jak atłas włosach i dużych szarych oczach. Pokazywała im rośliny, których używali do eliksirów. Na jej lekcjach często musieli wypisać wła­ściwości najróżniejszych kwiatków i w jakich eliksirach są używane. Nauczycielka zawsze potrafiła utrzymać w klasie spokój; jeśliby ktoś coś powiedział nie na temat lekcji musiał zrobić dziesięć zadań, albo odpytywała go na każdej lekcji do końca roku.
Mężem Asgerd, a zarazem nauczycielem Woodo był Skaflok. Mężczyzna był wysokim mulatem, zwykle cho­dził w czystych, wyglądających na nowe, szatach czarnoksiężników. Na tej lekcji uczyli się szyć i lepić z gliny figurki. Najczęściej były to laleczki w kształcie zwierząt. Kiedy nauczyli się robić figurki zwierząt Skaflok pokazał im jak można użyć je przeciw wrogom. Wystarczyło mieć tylko jedną rzecz osoby którą chce się zgnębić np. włos i przypiąć do laleczki podobnej do tej osoby; później można dźgać laleczkę w różne części ciała, a osoba do której należała dana rzecz poczuje ból.
Kulinarii, czyli gotowania poprzez magię uczył pan Puszek. Otyły mężczyzna miał rozbiegane czarne oczka i ciągle się śmiał. Co chwilę też szczypał dziewczyny po tyłkach, a one nigdy nic nie mówiły zawstydzone czerwieniąc się lekko. Tylko Cecylia się sprzeciwiała, często przystawiając do niego szpadę lub sprawiając, że posiłek, który sporządziła lądował mu na głowie. Dzięki temu pan Puszek nigdy nie próbował jej tknąć, ale za to nienawidził jej i okazywał to na każdych zajęciach. W klasie na piątym piętrze było mnóstwo stolików i liczne piece poustawiane pod jedną z ścian. Mężczyzna uczył ich wyczarowywać jedzenie i napoje o różnych smakach. Na tych też lekcjach uczyli się wykorzystywać zaklęcia do różnych gospodarskich czynności np. zaklęcie sprzątające albo odkurzające. Za pomocą czarów potrafili obierać ziemniaki i zmywać naczynia.
Astrologii uczyła ich kobieta-centaur, czyli długowłosa dama z niebieskimi oczami i tułowiem czarnego konia. Cyrylica (było to imię kobiety) pokazywała im różne konstelacje gwiezdne i planety; potrafiła też prze­powiadać przyszłość z gwiazd, ale nie robiła tego na lekcjach. Kiedy ktoś się bliżej przyjrzał oczom pół-kobiety mógł zauważyć, że w jej oczach zawsze odbija się nocne niebo bez względu na to czy był dzień, czy noc. Cyrylica mieszkała w komnacie obok jej klasy, ponieważ nie potrafiła wspinać się po schodach. Pomieszczenie, w którym mieli Astrologię, nie było zwykłą klasą; był to pokój z jednej strony bez ściany z balkonem, na którym stały liczne teleskopy.
Na lekcjach zawsze używali różdżek i nigdy nie posługiwali się umysłem ani też rękami co bardzo dziwiło Ce­cylię i Jacka. Okazało się, że władanie różdżką jest dla nich jak dziecinna zabawa i bardzo szybko udawało im się opanowywać kolejne zaklęcia. Musieli wymówić tylko kilka dziwnie brzmiących słów i jęków (czasami nie po­dobnych nawet do łaciny) i już jakieś czarno-magiczne zaklęcie mknęło i uderzało w wroga. Większość ich klasy miała wielkie problemy w wymawianiu dziwnych odgłosów i z ich różdżek zazwyczaj sypały się jedynie iskry. Chyba tylko Ola potrafiła czarować prawie tak dobrze jak Jacek i Cecylia, ale to nawet ich zbytnio nie zdziwiło. Każdy wiedział, że Ola mieszkała u czarno-magicznej rodziny i te zaklęcia musiały być w jej domu na porządku dziennym.
Cecylię zdziwił zapał z jakim Anastazja uczyła się magii. Wcześniej to ona musiała namawiać przyjaciółkę do nauki i podpowiadać na sprawdzianach, ale teraz Stazi siedziała tylko przy książkach. Dziewczyna zaś nie uczyła się zbytnio, ale zawsze było tak, że z łatwością przyswajała wiedzę i z lekcji zapamiętywała prawie wszystko, więc nie miała żadnych problemów z nauką. Większość uczniów z jej rocznika ciągle siedziało w bibliotece ucząc się skomplikowanych zaklęć. Nastolatka ze zdziwieniem zauważyła, że wcale tego nie potrzebuje, ponieważ zawsze zapamiętywała odpowiednią formułę czaru i nigdy nie myliła ze sobą zaklęć. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że magia była w niej od zawsze. Bardzo ją to zaskakiwało, ale kiedy zauważyła, że Jacek też nie uczy się zbyt często uspokoiła się nieco. Oboje siadywali do książek tylko po to, aby uczyć się na Historię Czarnej Magii lub otwierali książki o magicznych roślinach lub zwierzętach. Jednak Jacek zawsze uczył się dłużej niż ona. Dziewczyna zaskakiwała wszystkich (w tym siebie) wiadomościami o elfach i historii Ludów Dawnych Czasów. Nie wiedziała skąd czerpie tyle informacji, po prostu to wszystko siedziało w niej i dopiero teraz zaczęło wychodzić na wierzch.
Wielkim zaskoczeniem dla nich było to, że w Piekiełku nie było żadnych sprawdzianów, ale i tak wszyscy za­kuwali do lekcji. Karą za lenistwo było robienie mnóstwa zadań i czasami zdarzały się, kiedy ktoś notorycznie nie sięgał po książki, prawdziwe szlabany; osoba, która miała szlaban musiała czyścić nocniki w szpitalu albo zmywać naczynia po wszystkich posiłkach co zajmowało im wiele godzin.
W klasach było mnóstwo półek zawalonych książkami dotyczących lekcji odbywających się w danym pomiesz­czeniu. Uczniowie mogli pożyczać sobie te książki pod warunkiem, że oddają je do dwóch tygodni. Poza tym była jeszcze biblioteka.
Nikt z uczniów, poza Najstarszymi Córkami i Synami Pierworodnego, nie wychodził w ciągu dnia na dwór; za­zwyczaj w tym czasie smacznie spali albo uczyli się. Cecylia zrobiła wielkie postępy w szermierce i już po miesi­ącu doskonale opanowała szpadę i sztylet i zaczęła lekcje z szablą. Była ona o wiele cięższa od pozostałej broni jaką nauczyła się władać, ale nie zrobiło to jej wielkiej różnicy. Jacek okazał się świetnym nauczycielem i bardzo szybko uczyła się odpowiednich kroków, a przede wszystkim szybkości.
Kilka razy osiłkowie próbowali odebrać przyjaciołom „swoją” sofę i często atakowali ich; najczęściej kiedy by­li oddzielnie. Jednak po kilku takich napadach zrezygnowali lądując w szpitalu z ranami ciętymi, bowiem ani Ce­cylia, ani Jacek nie rozstawali się z swoimi sztyletami i czasami mieli też ukryte w płaszczu szpady. Wiedzieli, że w każdej chwili mogą zostać ponownie zaatakowani, ale nie tylko przez tych osiłków. Było wiele osób chętnych na ich sofę którzy myśleli, że pierwszacy nic groźnego nie mogą im zrobić. Oni też wylądowali w szpitalu jednak z tą różnicą, że ugodziły ich różne zaklęcia, przez które nie mogli mówić, albo wyrosły im włosy na całej twarzy, al­bo też inne części ciała pokrywały się wielkimi krostami. Walki o sofy rozlegały się bardzo często i też często w szpitalach lądowali uczniowie z licznymi obrażeniami. Nauczyciele nawet nie próbowali powstrzymywać walk. Chyba uważali, że to ich zahartuje i zapewni lepszy start w dorosłym życiu.
Powoli mijały miesiące. Nastała wiosna, choć prawie nie było tego widać. Na górze nie rosły żadne kwiaty, chyba, że chwasty. Tylko drzewa z lasu z dołu zaczęły kwitnąć i puszczać pąki. Do piekiełka nie dostał się jednak żaden orzeźwiający zapach kwiatów.
Jacek i Cecylia nie szukali przyjaciół wśród zwolenników czarnej magii; zawsze trzy­mali się razem. Nie chcieli mieć tutaj żadnych kolegów, ponieważ wiedzieli, że trudniej będzie im stąd uciec, kiedy musieliby ich tutaj zostawić. A i może kiedyś musieliby walczyć z nimi. W ciągu lekcji siedzieli razem w jednej ławce i pilnie słuchali słów nauczycieli albo też cicho szeptali między sobą o tylko im wiadomych rzeczach. Nie rozmawiali z nikim toteż nie byli zbytnio lubiani wśród uczniów. Według innych uczniów byli odludkami. Wykonywali jedynie swoje zadanie, nie zgłaszali się do dodatkowych prac ani też nie należeli do żadnych kół zainteresowań. Starali się nie wyróżniać zbytnio, ale nie wiedzieli, że swym zupełnym brakiem zainteresowania Piekiełkiem tylko wzbudzają ciekawość. Nauczyciele podziwiali ich zimną krew, z jaką bronili swojej sofy i cicho kibicowali im, chociaż nie widzieli w nich nic nie­zwykłego. Dla nich byli zwykłymi uczniami w szkole czarnej magii, w której uczyli już bardzo, bardzo długo. Tak samo jak inni uczniowie siedzieli w bibliotece nad stosem książek i tak samo od czasu do czasu musieli robić jakieś zadania, ale zwykle tylko dlatego, że rozmawiali ze sobą w ciągu lekcji.
Były to jednak tylko pozory, maski jakie założyli na swoje twarze. Dopiero w kręgu z olbrzymich kamieni wy­ładowywali całą swoją nienawiść do Piekiełka i tylko oni wiedzieli o ich planach ucieczki, o których często roz­mawiali podczas lekcji, na których mało prawdopodobne było, że ktoś ich podsłucha.
Cecylia i Jacek nie lubili walczyć, ale zwykle byli do tego zmuszani przez starszych uczniów. Zauważyli też, że reszta ich rocznika chodzi poobijana i pokaleczona i z coraz większą zaciętością uczyli się nowych zaklęć.
- To co zwykle. Starsi uczniowie używają nas jako worków treningowych - odpowiedziała pewnego dnia Anastazja, kiedy Cecylia znów zaczęła zasypywać ją pytaniami o rany.
- Jak to? To nie próbujecie się bronić?! - prawie krzyknęła nastolatka; okazywało się, że tylko ona i Jacek unik­nęli losu worków treningowych.
- Ciekawe jak mamy się bronić. Oni znają o wiele gorsze zaklęcia i potrafią szermierkę prawie tak dobrze jak ty. My nie mamy przy nich żadnych szans. Mamy tylko nadzieję, że wkrótce przyjadą nowicjusze i nimi zajmą się starsze klasy - powiedziała spokojnie Ola zapominając, że jeszcze niedawno to właśnie ich nazywali nowicju­szami.
- Ale przecież jeśli rzucilibyście jakieś zaklęcie zanim oni zdążą użyć swoich różdżek to daliby wam spokój. To nie jest takie trudne - powiedział chłopak mierząc wszystkich nienawistnym spojrzeniem kiedy tylko mieli odwagę łakomie spojrzeć na kanapę.
- Oni są bardzo szybcy, już tego próbowaliśmy, ale oni używają zaklęć ręcznych i nawet nie muszą wyciągać różdżek. Zwykle atakują nas z tyłu i jest ich więcej.
- Tchórze! Spróbujcie! My trochę powalczyliśmy i teraz zobacz; nikt nie próbuje na nas ćwiczyć.
- Ale my jesteśmy słabi! Nie potrafimy szermierki, a wszystkie zaklęcia jakich się uczyliśmy nie mogą im zrobić nic groźnego.
- Możemy użyć laleczek Woodo - nagle olśniło Olę i obie poderwały się z sofy. Jacek i Cecylia tylko z nimi rozmawiali, albo raczej one garnęły się do rozmowy z nimi. Często przychodziły i po prostu zaczęły mówić nie zważając na to, że nikt ich nie słucha. Z lubością też siadały na kanapie i mierząc wszystkich wokół wzrokiem zdo­bywcy. Prawdę powiedziawszy Ola i Stazi wcale nie były aż tak narażone na ataki piątoklasistów jak reszta ich klasy. Wszyscy wiedzieli, że tylko one rozmawiają z Najstarszą Córką Cecylią i Najstarszym Synem Jackiem (tak na nich mówiły wszystkie klasy od Nowego Roku), więc zostawiali je w spokoju bojąc się ich gniewu.
Nastolatkę i chłopaka bardzo dziwiło to zachowanie. Wcale nie różnili się od swoich rówieśników i uczyli się na średnim poziomie. Dopiero później zdali sobie sprawę, że wszyscy (włącznie z nauczycielami) uważali ich za dziwaków i bali się, że kiedyś rzucą na nich jakieś śmiertelne zaklęcie; myśleli, że potajemnie uczą się czarnej magii z zamkniętych ksiąg, które tylko oni potrafili otworzyć.
W wielkim skrócie Jacek i Cecylia zrobili sobie w szkole bardzo złą opinię i większość uczniów po prostu omijała ich szerokim łukiem. Za to oni tylko się z tego po cichu śmiali ciesząc się, że nikt ich nie niepokoi.
Po jakimś czasie, kiedy już Cecylia potrafiła doskonale władać każdą białą bronią, (kiedy uczył ją Jacek poj­mowała wszystko w bardzo krótkim czasie, uczyła się nawet szybciej niż przy panu Szpunku) Mirella oznajmiła wszystkim Najstarszym, że dyrekcja postanowiła, że będą uczyć się strzelać z łuków. Nie powiedziała jednak dla­czego mieli się tego uczyć, kiedy już od stuleci nikt z tego nie korzystał, tylko przedstawiła im jakiegoś starego, po­marszczonego jak orzech włoski Indianina, który miał ich uczyć tej dziedziny walki. Starzec nawet się nie przed­stawił od razu rozdając olbrzymie łuki i kołczany ze strzałami. Mężczyzna nie mówił nic prócz instrukcji do­tyczących postawy i skupienia podczas strzelania. Indianin zrobił zagłębienie w piasku tworząc linię przy której kazał im stanąć. Na kamiennych blokach tworzących krąg porozwieszał dziesięć tarcz. Po poprawieniu ustawienia każdej osoby kazał im napiąć łuk i wystrzelić w tarczę. Żaden z uczniów nie trafił w nią. Większość strzał leżało na ziemi, ponieważ zdążyły spaść zanim wbiły się w tarczę, inne zniknęły w przepaści, która była zaraz za kamien­nym kręgiem.
Nauka łucznictwa zajęła im kilka miesięcy. Czy był ostry wiatr, czy deszcz zawsze musieli stać w kamiennym kręgu i wypuszczać strzały do tarcz. Lato nie było gorące z powodu wysokości, na której się znajdowali, a w jesieni znów na górze hulał wiatr i rozwiewał im włosy, które zawsze musieli mieć rozpuszczone. Prawie od razu nauczyli się stawiać poprawnie stopy, ale po­trzebowali jeszcze dużo sił żeby napiąć łuk tak żeby strzała w końcu doleciała do celu. Starsze klasy miały się lepiej, bo po ćwiczeniach szermierki mieli dużo więcej siły niż dopiero co początkujący Jacek i Cecylia. Pierw­szacy byli też jednymi z ostatnich, którzy nauczyli się władania łukiem, ale z przyjemnością stwierdzili, że popra­wili tym samym swoją szermierkę, ponieważ mogli zadawać o wiele mocniejsze ciosy. Jacek, choć trochę szybciej nabrał siły do strzelania, nie miał takiego oka jak Cecylia, która prawie zawsze trafiała w środek tarczy.
Kiedy już w końcu wszystkie strzały trafiały w tarcze Indianin uczył ich z czego robi się strzały, groty, które pióra są najlepsze do lotek i z jakich drzew wykonywane były łuki. Później próbował ich nauczyć odmierzania swojej siły do odległości wroga itp.
W tym czasie obydwoje mocno wydorośleli. Urośli znacznie i nauczyli się nie okazywać żadnych uczuć zakła­dając na twarze różne maski. Kiedy rozmawiali z Olą i Anastazją wyrażali jedynie chłodną uprzejmość, chociaż czasami mieli ochotę je uderzyć. Strasznie ich przerażało to, że dziewczyny są tak zafascynowane szkołą i coraz częściej rzucały się na nowicjuszy, którzy w większości przybyli już w czerwcu i chodzili zaciekawieni po zamku. Bronili swojej sofy z wyrazem wielkiej zaciętości i wściekłości na twarzach, choć nie bardzo obchodziło ich gdzie będą siedzieć między lekcjami. Idąc korytarzem mierzyli zimnym wzrokiem mówiącym: „Niech no tylko ktoś spróbuje mnie zaatakować” każdą napotkaną osobę. Już nawet nowicjusze unikali ich jak ognia chociaż nigdy nie zrobili im nic złego. Ogień nienawiści do nich podsycali jeszcze Najstarsi, z którymi mieli szermierkę mówiąc, że walczą oni świetnie i nawet oni nie potrafią wykonywać tego co robią w magicznym kręgu. W rzeczywistości była to prawda. Jacek i Cecylia świetnie potrafili władać każdą białą bronią i sami zaczęli wymyślać różne kroki; tylko oni wiedzieli na czym tak naprawdę polegały, czytali również bardzo dużo o strategiach na wojnie próbując znaleźć coś co może im się kiedyś przydać. Robili to tylko po to żeby móc walczyć lepiej, kiedy znajdą sposób na ucieczkę.
Najpierw myśleli, że spróbują zejść z skał, ale wiedzieli, że nie tego chciał pan Szpunk ponieważ przy scho­dzeniu ze skały nie mogli użyć pokazanego Cecylii kroku. Dopiero później przekonali się, że nawet gdyby spró­bowali nic by z tego nie wyszło. Góra była chroniona jakimiś potężnymi zaklęciami o czym przekonali się gdy na­stolatka znów zaczęła rzucać z wściekłości kamieniami w dół przepaści. Gdzieś w połowie skarpy kamień nagle się zatrzymał i leżał zawieszony między ziemią a niebem. W tym miejscu znajdowała się czarodziejska powłoka, która zatrzymywała wszystko co spadło z góry. Na niej zauważyli mnóstwo innych kamieni i kilka strzał zapewne wystrzelonych na lekcji łucznictwa.
Tak więc mijał pierwszy rok, a oni nie wiedzieli jak mogą się stąd wyrwać. Zima przyszła nagle niosąc ze sobą ciągłe zamiecie i wichury. Kiedy byli na dworze, nawet płaszcze nie ochraniały ich przed śniegiem wsypującym się im za kołnierze. Zbliżał się kolejny Nowy Rok, któ­ry musieli spędzić w Piekiełku. Cecylia raz widziała o rok młodszą Najstarszą niosącą Księgę. Miała ochotę podbiec do niej i zaprowadzić do wieży, w której kiedyś był Jacek. Jednak widząc dumną minę dziewczyny zrezygnowała, bo wiedziała, że nowicjuszka nie złamie przepisów; miała na to zbyt zadowoloną minę. Nie potrafiła zrozumieć zachwytu uczniów nad szkołą. Czy oni wszyscy byli tak źli na jakich wyglądali? Czy aż tak lubili przemoc?
W Nowy Rok znów mieli coś zrobić, ale nie wiedzieli co to będzie. Tak jak przed rokiem mieli być przed pół­nocą w sali z gwiazdą Dawida. Później ktoś miał ich stamtąd zabrać, ale nie mieli pojęcia gdzie pójdą.
Zamartwiali się, bo już dawno minął rok odkąd zmarł pan Szpunk. Zamartwiali się bojąc się, że nie mogą już uciec i na zawsze pozostaną w Piekiełku. Chociaż nie byli już zamknięci w wieżach ciągle nie czuli się wolni. Cecylia ciągle wspominała jak jeszcze półtora roku temu chodziła gdziekolwiek chciała po Krakowie i zadręczała nauczycieli. Kiedyś była równie zła jak inni uczniowie szkoły czarno magicznej, ale teraz sama doświadczyła zła, jakie kiedyś wyrządzała i nikomu nie życzyła tego, nawet największemu wrogowi.

Nati
Mam pytanie.
Został mi do wklejenia jeszcze jeden rozdizał z tej części i teraz nie wiem czy tworzyć nowy temat z kolejną częścią, czy też wklejać dalej tutaj.
Jak myślicie? Bo ja nie mam zielonego pojęcia
To jest "lekka wersja" zawartosci forum. By zobaczyc pelna wersje, z dodatkowymi informacjami i obrazami kliknij tutaj.

  kulturystyka  trening na masę
Invision Power Board © 2001-2024 Invision Power Services, Inc.