Masz i nie płacz
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/biggrin.gif' border='0'
style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif' />
/>
QUOTE
class='quotemain'>
style='font-size:14pt;line-height:100%'>
Ferdydurke
/> Gdy w 1933 roku ukazała się pierwsza książka Gombrowicza -
"Pamiętnik z okresu dojrzewania" - posypały się, jak to zazwyczaj
bywa, recenzje i niektóre z nich bynajmniej bez atencji dla autora. Słowa
krytyki być może uraziły miłość własną pisarza, na pewno jednak już w chwili
debiutu miał on poczucie własnego talentu, w każdym razie wiedział, że w
literaturze ma coś do powiedzenia. I zdawał sobie sprawę, że to wszystko, co
jest w nim inne od innych, nie będzie ułatwiało ani startu, ani sytuacji
literackiej.
Postanowił więc Gombrowicz bronić się, postanowił
odpowiedzieć swoim adwersarzom, rozprawić się z ich krytyką. Zaczął pisać
tekst, w którego pierwszych partiach czytelne są te polemiczne intencje.
Dopiero w momencie pojawienia się profesora Pimki, "Ferdydurke"
wpada jak gdyby na swe właściwe tory i mknie ku konsekwentnemu zakończeniu.
Tak właśnie powstała powieść. Oto i cała historia!
Przypadek? Chyba jednak nie. Przypadkowe może było przekształcenie się
pierwotnego zamiaru w ostateczny, jednak z perspektywy ówczesnych poglądów i
postaw autora, jak i całej jego późniejszej twórczości
"Ferdydurke" była czymś oczywistym i koniecznym. Nie książką
wydumaną, wykoncypowaną na siłę, tylko utworem, do którego pisarz dorósł w
swych doświadczeniach i przemyśleniach, utworem, który okazał się kamieniem
węgielnym dla całej tej twórczości. "Ferdydurke" to była Biblia
koncepcji życiowych i literackich, jakim autor pozostał wierny do końca.
/> Istotnym wydaje się pytanie, czy "Ferdydurke" - i do
jakiego stopnia - jest powieścią autobiograficzną? Otóż pokusa takiego
patrzenia na ten utwór jest tyleż wielka, co ryzykowna. Wiadomo, że nie sama
wyobraźnia podyktowała autorowi zapisane obrazy. Z trzech podstawowych
"sekwencji" zbudowana jest całość: obraz szkoły, obraz domu
miejskiego, obraz domu wiejskiego - i to są właśnie trzy podstawowe filary
dotychczasowego doświadczenia życiowego Gombrowicza. Zwłaszcza przedstawiony
tu dworek ziemiański uderza nadzwyczajną znajomością rzeczy, jakby pisarz
poruszał się w znanych sobie murach i pośród bliskich ludzi. Bez wątpienia
ogromny ładunek osobistych wspomnień i przeżyć stał się budulcem dla tych
fragmentów powieści. Stołeczne, mieszczańskie domy rówieśników Gombrowicza
musiały także w jakimś zakamarku wyobraźni zjednoczyć się wspólnie w dom
Młodziaków.
Jeśli chodzi o fakty, zdarzenia, postacie to jedno
tylko wiadomo na pewno. Otóż przez wiele lat, od 1915 do 1944 roku, służącą
i pokojówką w domu Gombrowiczów była pani Aniela Brzozowska-Łukasiewiczowa,
z którą Witold był bardzo zżyty. Jej konkretny "wkład" w
"Ferdydurke" wielokrotnie zaświadczał sam autor. Wysłuchajmy
relacji znawczyni jego biografii, Joanny Siedleckiej:
"Kiedyś spóźniał się jak zwykle na śniadanie, poszła więc do jego
pokoju.
- Skończyłem właśnie książkę - powiedział. - Tylko nie
wiem jeszcze, jakie dać zakończenie. - Po czym przeczytał jej kawałek.
/> - Koniec i bomba, a kto czytał ten trąba!
Krzyknął, że to wspaniałe i dopisze na zakończenie. Co też zrobił - takie to
widać były i książki.
- Aniela jest najinteligentniejszą osobą
w tym domu - powtarzał od tego czasu".
Bez wątpienia
lepszego zakończenia Gombrowicz znaleźć nie mógł. To odpowiadało całej
groteskowej materii tekstu, obracało w niewinny żart i tak już zagęszczoną
atmosferę zdarzeń i podkreślało ich tragifarsę.
FABUŁA
POWIEŚCI
Bohaterem Ferdydurke jest trzydziestoletni Józio.
Pewnego dnia budzi się nad ranem i trwając jakby w dziwnym letargu
uświadamia sobie całą bezwolność i nieokreśloność własnej sytuacji życiowej.
W pokoju niczym duch pojawia się profesor Pimko, który widząc zagubienie
Józia porywa go do szkoły, wpisuje w poczet uczniów szóstej klasy,
przedstawia nauczycielowi i dyrektorowi szacownej placówki oświatowej.
Nowego ucznia szybko obskakują koledzy. Józio orientuje się, że klasa jest
podzielona na dwa obozy: grzecznych, niewinnych i zdyscyplinowanych,
skupionych wokół Syfona, oraz buntowników, którym przewodzi Miętus. Lekcje w
tej klasie są męczarnią i czarną magią, właściwe życie toczy się wokół
awantur i prowokacji wszczynanych to przez jedną, to drugą grupę. Chłopcy,
usidleni rygorem szkolnym, "na boku" prowadzą między sobą
nieustające spory i walki - ich ukoronowaniem jest pojedynek Syfona z
Miętusem na miny, w którym Józio pełni zaszczytną rolę super-arbitra. Na tym
etapie powieści mamy do czynienia z trzema wyraźnymi stronami konfliktu:
ciałem pedagogicznym reprezentującym skomplikowaną i bezwzględną machinę
zniewalania młodzieży, tych, którzy biernie się jej poddają i tych, którzy
spod jej wpływów chcą się za wszelką cenę wyrwać. Ci ostatni zresztą, dzięki
zdecydowaniu i brutalności Miętusa, poniekąd stawiają na swoim, choć
większość - podobnie jak Józio - jest zupełnie otumaniona szkolnym
przymusem.
Doskonaląc swój plan infantylizacji Józia profesor
Pimko załatwia mu stancję w domu inżynierostwa Młodziaków. Domu
mieszczańskim, lecz nowoczesnym, mającym ambicje nadążania za modą i
obyczajem swoich czasów. Inżynier-konstruktor Młodziak odgrywa w tym dziele
raczej drugorzędną rolę, jest pantoflarzem i fajtłapą, za to pani
inżynierowa wiedzie prym i wpatrzona w swą córkę Zutę stara się dogonić
wyprzedzający ją czas. Józio zaczyna rozumieć, że plan profesora Pimki jest
podwójnie chytry: chce on z naszego bohatera wymusić "ofiarę
młodości" nie tylko przez zapędzenie go do szkolnej ławy, ale i przez
wepchnięcie w ramiona Młodziakówny. I to się staremu belfrowi w zasadzie
udaje. Między Józiem a domownikami zaczyna się osobliwa gra w pilnowanie,
podglądanie, przyłapywanie się na słowach i gestach - gra, w której jedna
strona pragnie narzucić drugiej swe ideały, styl bycia, reguły. Ale między
Józiem a Zutą ta gra ma coraz bardziej erotyczny odcień. Ona wie, że
intryguje go swą dziewczęcością, on stara się zirytować Zutę udawaną
obojętnością. Wobec powabnej tajemnicy płci niemal wszystkie osoby dramatu
tracą swój fason. Obojętny i wyniosły kolega z klasy, Kopyrda, "smali
do Zuty cholewki"; powaga sędziwego Pimki także topnieje na myśl o
amorach. Józio wściekły, iż nie udaje mu się zwyciężyć przebiegłej i
wytrwałej Zuty, zawiązuje intrygę - ściąga o tej samej porze do jej sypialni
Kopyrdę i Pimkę, i wywołuje skandal zwabiając rodziców Młodziakówny.
Powstaje niesamowite zamieszanie, z którego Józio wraz z Miętusem
(zakradającym się w tym samym czasie do służącej Młodziaków) salwuje się
ucieczką.
Włóczą się po coraz bardziej odległej okolicy, po
wsiach, szukając "prawdziwego życia", w końcu wpadają w tarapaty i
z rąk chłopów cudem jakimś wyzwala ich ciotka Józia uwożąc kawalerów do
pobliskiego, rodzinnego majątku. W dworku wujostwa Hurleckich Józio zostaje
wzięty pod kolejny pantofel - tym razem ciotczynych umizgów i pieszczot. I
nuda zalałaby te godziny nieciekawie spędzanego czasu w ziemiańskim
saloniku, gdyby nie Miętus, który z zachwytem odkrywa postać lokajczyka
Walka - ideał swych poszukiwań. Brata się z parobkiem, za wszelką cenę chce
się z nim zrównać, traci wszelkie poczucie dystansu między sobą a nim, co
wywołuje kolejny skandal - wujostwo są oburzeni taką zatratą granic między
jaśniepanieństwem a ludem. Wuj Konstanty wraz z synem przywołują lokajczyka
do porządku oskarżając go o kradzież, bijąc i poniżając, zrozpaczony Miętus
ucieka do lasu, lud wdziera się na salony, a Józio z tej zawieruchy też
czmycha natykając się na zagubioną jaśnie panienkę Zosię i jakby porwany
przez nią, wmanewrowany w przypadkową, romantyczną sytuację - pędzi w
nieznane. "Koniec i bomba, kto czytał, ten trąba!". Tak
właśnie - pomijając drobniejsze epizody czy trzeciorzędne postacie - rysuje
się akcja "Ferdydurke". Należy jednak pamiętać o jednym: nie jest
to tradycyjna powieść realistyczna. Samo jej streszczenie, dokładny opis
wydarzeń to zabieg, który w gruncie rzeczy mija się z celem, bowiem w tym
przypadku nie stanowi klucza do zrozumienia dzieła. Ta fabuła ma wyraźne
cechy absurdalnej groteski, burleski, komedii dell'arte, wszystko, co w
niej mogło być rzeczywiste bądź prawdopodobne miesza się co chwila z
fantazją i całkowitą umownością. Partie tekstu skonstruowane według zasad
typowej akcji przeplatają się z partiami niefabularnymi, mającymi charakter
monologu, widzenia, snu, wreszcie rozważań eseistycznych. Dlatego przygody
Józia tylko do pewnego stopnia mogą być traktowane i rozumiane dosłownie;
raczej należy je traktować jako wielką metaforę, jako symboliczny wyraz
intencji autora.
Akcja "Ferdydurke" oparta jest na
trzech etapach przygód i wędrówki Józia. To trzy podstawowe obrazy
sytuacyjne: szkoła - stancja - dwór. I one dyktują kompozycję powieści, one
organizują tę niekonwencjonalną fabułę. Po kolei przenosimy się z jednego
etapu w drugi. Ale przecież i ten tok wydarzeń został przez autora
skomplikowany. W te trzy sekwencje wkomponowane są partie związane z
postaciami Filidora i Filiberta, sprawiające na pierwszy rzut oka wrażenie
zupełnie odrębnych, oderwanych od reszty (choć zauważmy, jak nieprzypadkowe
jest ich ulokowanie - niby buforów między jednym etapem wędrówki Józia a
kolejnym) - są to po prostu jak gdyby filozoficzne i metaforyczne
komentarze, uogólniające w języku powiastki sygnały płynące z groteskowej
fabuły. Sens przygód Józia, powiązanych wspólną ideą, jest poddany w
powiastkach o Filidorze i Filibercie jak gdyby próbie innego języka, innych,
ogólniejszych odniesień, poszerzających w ogóle zakres problemowy autorskich
refleksji.
Najzwięźlej istotę powieści ujął w komentarzu do jej
trzeciego krajowego wydania (1986) wybitny znawca twórczości Gombrowicza,
Jan Błoński: "Historia trzydziestoletniego bohatera, którego wtrącono
na powrót do szkoły, jest metaforą stosunku człowieka do piramidy dorobku
wieków: wiedza ta jest nieprzyswajalna dla jednostki, wpędza ją w kompleks
niższości i nieautentyczność, każe - w myśl społecznych nakazów - udawać
dojrzałość i ukrywać skrzętnie ignorancję, w rzeczywistości wtłacza
indywiduum w ciasny pancerzyk społecznej roli, nie dozwalając na żaden
spontaniczny gest. Józio odwiedza trzy sfery współczesnego mu świata, w
których odprawia się misterium zakłamania: szkołę, gdzie młodzież
wychowywana jest w sztucznej atmosferze i karmiona sztucznymi dylematami,
dom nowoczesnych inżynierostwa Młodziaków - gdzie panuje kult nauki,
racjonalizmu, sportu i swobodnej naturalności posunięty do takiego stopnia,
że aż wpada w samozaprzeczenie (Młodziakowie tak bardzo chcą być nowocześni,
że próbują chyłkiem ukryć i zamaskować to wszystko, co w nich samych nie
dorasta do ideału). Ostatnim środowiskiem, które Józio odwiedza, jest
twierdza konserwatyzmu: tradycyjny dwór ziemiański, który z kolei trwa w
sklerotycznym odrętwieniu. Każda interwencja w ten ład (tu spowodowana przez
kolegę Józia - naiwnego czciciela ludowej prostoty) powoduje gwałtowną
zapaść społecznego systemu. Józio, który, jak większość Gombrowiczowskich
bohaterów, jest buntownikiem przeciw tradycyjnym ładom, dąży do tego, by
zdekomponować każdy z porządków, w które trafia - i rzeczywiście:
poszczególne części powieści kończą się bezładną bijatyką. Ale Józio wie, że
nigdy nie zyska wolności od społecznego terroru: w każdym zetknięciu z
człowiekiem zyskać może "gębę" (tamten określi go jakoś na swój
użytek i to maska - zawsze kłamliwa - przylgnie mu do twarzy); podobnie
kontakty międzyludzkie spowodują jego "upupienie" (traktowany
będzie jak dziecko, poniżej swej intelektualnej wartości, a - co gorsza -
wejdzie w tę narzuconą sobie rolę i nie będzie umiał z niej się
uwolnić)".