IV.
style='color:olive'>And everytime I see you in my dreams
I see your
face, it’s hunting me
I guess I need you baby
[Britney
Spears, Everytime]
Niedzielne śniadanie.
Hermiona nie była w stanie przełknąć absolutnie nic. Prawie całą noc nie
spała, a teraz czuła się jak wyjęta z wyżymaczki. Wzdrygnęła się na myśl o
takim porównaniu, ale inne jej do głowy nie przychodziło.
Jej uczucia
były tak ambiwalentne, że nie potrafiła sobie z nimi poradzić. Wiedziała, że
śmierć rodziców trochę osłabiła jej twardy charakter. Że nie pozwoliłaby
Malfoyowi na żaden pocałunek, gdyby nie przeszła tego piekła, które
przeszła; gdyby nie czuła się taka zdruzgotana, bezradna, bezbronna, nikomu
niepotrzebna.
Wstydziła się. Tęskniła za tym i wstydziła się, że
tęskni. Miała absolutny mętlik w głowie i nie mogła się nikomu zwierzyć. No
bo komu?
Harry’emu? Byłoby mu głupio, nie wiedziałby co ma
powiedzieć, radziłby pogadać z jakąś dziewczyną, cokolwiek, na pewno by jej
nie pomógł... bo jak?
Ronowi? Jeszcze lepiej. Nie zdziwiłaby się,
gdyby po takim zwierzeniu nazwał ją odpowiednim epitetem, albo po prostu się
na nią obraził. Nie mogła ostatnio znieść towarzystwa Ronalda W.
/>Profesor McGonagall? Hermiona uśmiechnęła się z przekąsem na myśl o
zapiętej na ostatni guzik, poukładanej i pedantycznej profesor Transmutacji,
która była jej opiekunką.
Wiedziała, że nie ma na świecie takiej
osoby, z którą mogłaby porozmawiać o swoich uczuciach i problemach. Sama
musi sobie radzić.
- Hermiono, mam cię nakarmić? – spytał
poważnym tonem Harry, wyrywając ją z zamyślenia. – Co z tobą, już
normalnie zaczynałaś jeść i znowu podejmujesz strajk głodowy? Zrób sobie
tosta z marmoladą, ale już, bo sam to zrobię i narobię ci obciachu przy
całej sali karmiąc cię jak małe dziecko.
- Odwal się – odrzekła
tonem pełnym ironicznej kurtuazji, ale zabrała się za smarowanie tosta
marmoladą.
- Grzeczna dziewczynka – mruknął zielonooki Gryfon.
Hermiona posłała mu w odpowiedzi jedynie spojrzenie mało gościnnego
bazyliszka. Chłopak nie zraził się. Wzruszył jedynie ramionami i uśmiechnął
się łagodnie.
- Anorektyczki wcale nie są pociągające, Herm –
zażartował.
- Niektórym się podobają – odcięła się dziewczyna i
ugryzła pierwszy kęs. Tost smakował dobrze..
- O, na pewno. Niektórzy
są też masochistami albo mają inne dziwaczne upodobania. Kobieto, ty
nikniesz w oczach.
- To dobrze, może w końcu całkiem zniknę.
-
Dobra, dobra. Jedz i nie gadaj takich bzdur, Herm. Kto by mi pomagał przy
pracach domowych z Eliksirów i Transmutacji gdybyś znikła, co? Twój duch?
– Harry posłał jej rozbrajający uśmiech i dziewczyna odwzajemniła się
tym samym. Co prawda jej uśmiech był nieco bledszy, ale szczery.
/>Hermiona przełknęła ostatni kęs kanapki i spojrzała na stół Slytherinu.
Oczywiście Draco na nią patrzył. Odwróciła szybko wzrok i zabrała się
za smarowanie drugiego tosta. Doszła do wniosku, że lepiej zjeść niż narazić
się na bycie karmioną przez Malfoya albo Pottera
Spojrzała jeszcze raz
na blondyna. Wkurzało ją to, że jego wzrok jest pełen troski. Miała ochotę
wstać, podejść do niego i wrzasnąć, żeby przestał się na nią gapić. I znowu
jako pierwsza odwróciła wzrok.
„Nienawidzę go – pomyślała
w desperacji – nienawidzę”.
Powtarzała sobie to w myśli
raz po raz, ale wiedziała, że nie czuje nienawiści. Sama nie wiedziała co
czuje.
- Hermiona, co się stało? Czemu płaczesz? - usłyszała
nagle troskliwy szept Harry’ego. Nie miała pojęcia, że po jej
policzkach toczą się łzy. Szybko wytarła je wierzchem dłoni.
- Masz
jakieś problemy? – dodał zaniepokojony chłopak.
- Nie, nic się
nie stało, chyba mi coś wpadło do oka, Harry... Nie przejmuj się –
uśmiechnęła się smutno i dokończyła drugiego tosta, nie mając śmiałości
spojrzeć w stronę stołu naprzeciwko. Harry nie nalegał na wyjaśnienia i była
mu bardzo wdzięczna z tego powodu.
Chociaż rzeczywiście miała
problemy. A raczej jeden, za to bardzo ogromny problem. Problem o szarych
oczach i jasnych włosach.
***
Hermiona była
zadowolona, że Malfoy nie zaczepił jej ani razu podczas przerw. Nie mogła
jednak uniknąć faktu, że dosyć często mówił jej zwykłe „cześć”.
Ku swojej irytacji, albo się rumieniła, albo w odpowiedzi bąkała coś
niewyraźnie pod nosem.
Któregoś pięknego dnia, jedno z takich
niewinnych powitań Ślizgona stało się przyczyną niemiłego, ale i zabawnego
incydentu.
Powiedział jej „cześć” pod salą Transmutacji i
zanim Harry zdążył wyrazić swoje zdziwienie, Ron oburzyć się, a Hermiona
odpowiedzieć, zabrała głos najmniej spodziewana osoba w gronie czekających
na panią profesor uczniów.
- Draco, co się z tobą dzieje? Ty naprawdę
zrobiłeś się jakiś dziwny... – zaszczebiotała Parkinson i poprawiła
wystudiowanym ruchem swoje tlenione włosy. – Witasz się normalnie z tą
szlamą przy ludziach z twojej sfery. W ogóle straciłeś poczucie godności.
Wszyscy czekali z zaciekawieniem, rozbawieniem bądź z wyraźnym
niesmakiem na jakąkolwiek i czyjąkolwiek reakcję.
Harry miał
właśnie zrobić coś, o co nigdy by siebie nie podejrzewał, to znaczy dać w
twarz kobiecie, ale sytuację uratował Malfoy Junior.
Popatrzył chłodno
na swoją ex i powiedział:
- Pansy, nie odzywaj się do mnie publicznie.
Jeszcze ktoś pomyśli, że z tobą rozmawiam.
Deklaracja blondyna
odniosła sukces, bo panna Parkinson zamknęła swoje podmalowane na cukierkowy
róż usta i nie wiedziała, co odpowiedzieć.
Wśród uczniów rozległy się
pojedyncze chichoty, a niektórzy uśmiechali się jedynie z pobłażaniem.
/>Harry Potter posłał Malfoyowi spojrzenie pod tytułem „ale o co
chodzi?” i nawet się do niego uśmiechnął.
- Nie podrywaj mnie,
Potter – skomentował cicho Malfoy, co wywołało z kolei szczery uśmiech
Hermiony i zaraźliwy chichot Millicenty Bulstrode.
- O!
Widzę, że moi uczniowie mają dzisiaj świetne humory – skomentowała
zachowanie czekających pod salą, nie zauważona przez nikogo profesor
Transmutacji.
Padma Patil, która cały czas bezczelnie gapiła się na
Pansy i złośliwie do niej uśmiechała, otrzymała od nauczycielki spojrzenie z
serii „zobaczymy czy będziesz taka zadowolona, kiedy znajdziesz się w
środku” i mina jej lekko zrzedła.
- Cieszy mnie to –
dodała McGonagall, sunąc powoli swoim przenikliwym wzrokiem od twarzy do
twarzy każdego z uczniów. – Cieszy mnie niezmiernie, bo zamierzam was
dziś troszeczkę przepytać z teorii. Zapraszam do klasy, droga młodzieży...
***
- Hermiona... – Draco zagadnął ją po
czwartkowej kolacji.
- Malfoy – warknęła – ty naprawdę nie
zamierasz mi dać spokoju? Co ty sobie wyobrażasz, co? - spojrzała na niego
ze złością. - Że wskoczę ci do łóżka, czy jak?!
- Ale ja...
– Chłopak stał, kompletnie zaskoczony i zbity z tropu. – Ja
chciałem cię tylko przeprosić – powiedział niepewnie i spuścił wzrok.
Takie zachowanie było do tego stopnia niepodobne do zadufanego w
sobie, wiecznie zadzierającego nosa potomka Malfoyów, że Hermiona, która
miała już odwrócić się i odejść, przystanęła wpół kroku.
- Przepraszam
za to, że... Przepraszam za to, że cię pocałowałem. Nie chcę, żebyś sobie
myślała, że ja.... – plątał się i nie wiedział jak ma skończyć, chciał
się zapaść ze wstydu pod ziemię.
- W porządku. Nie gniewam się –
powiedziała zimno dziewczyna.
- A mi się wydaje, że tak.
- To
źle ci się wydaje – odwarknęła. Nie mogła ścierpieć, że okazała się
tak słaba i zamiast strzelić go porządnie po gębie, najpierw odwzajemniła
pocałunek, a potem popłakała się i uciekła. Fakt, że do tej pory tęskniła za
jego bliskością, potęgował tylko jej złość. Tak, Malfoy miał rację, była na
niego wściekła i nie potrafiła sobie poradzić z dręczącymi ją emocjami.
/>- W takim razie, jeszcze raz sorry, Hermiona...
- Za co ty ją
przepraszasz? – Gryfonka usłyszała zimny, kobiecy głos.
- Nie
twój zakichany interes, Pansy. Mówiłem ci, żebyś nie odzywała się do mnie
przy ludziach, prawda? Idź, popraw swój idealny makijaż. – Draco nie
zaszczycił Parkinson nawet jednym spojrzeniem.
- Powinieneś się
leczyć, Draco. Upadłeś na mózg i jest z tobą coraz gorzej.
- Kobieto,
skoro jesteś taka głupia to coś ci powiem! – Draco odwrócił się w
kierunku tlenionej blondynki. - To, że zacząłem myśleć samodzielnie, a nie
według schematów, które mi wpajano od dzieciństwa, nie oznacza, że upadłem,
jak raczyłaś się wyrazić, na mózg. – Głos Ślizgona był lodowaty, a
jego spojrzenie mogłoby zabić Pansy na miejscu, gdyby wzrok miał właściwości
uśmiercające. - Oznacza jedynie, że w przeciwieństwie do niektórych, na
przykład do ciebie, zacząłem używać rozumu. Jeżeli ci to nie odpowiada, to
już twój problem.
W pobliżu rozmawiających zebrała się spora grupka
gapiów. Rozmowy Draco – Pansy z ostatnich dni stanowiły dla uczniów
Hogwartu niezłą rozrywkę. Ślizgoni mieli z tego największą frajdę, bo mogli
sobie posłuchać rzadkich, acz ciekawych i treściwych dialogów, które
odbywały się w ich Pokoju Wspólnym. Draco miał cięty język i bez użycia
niewybrednych określeń potrafił powiedzieć pannie P. P., co o niej sądzi.
- Jesteś skończonym kretynem, Draco – skomentowała
Parkinson.
- Jeżeli bycie kretynem pozwoli mi trzymać ciebie z daleka
od mojej osoby, to cieszę się, że nim jestem.
Pansy odeszła. Ale zanim
to zrobiła syknęła Hermionie prosto do ucha jedno bardzo wymowne słowo:
/>- Dziwka!
Normalnie Hermiona dałaby jej w twarz, ale to nie było
„normalnie”. Dziewczyna za dużo przeszła ostatnimi czasy. Za
wiele złych rzeczy przeżyła, żeby reagować „normalnie”.
/>Stała nieruchomo jeszcze kilka chwil. W końcu poczuła, że po jej
policzkach płyną łzy. Popatrzyła na zebranych dookoła niej uczniów,
zastanawiając się, czy ktokolwiek słyszał jak nazwała ją Parkinson.
/>Wytarła oczy rękawem szaty i ruszyła na uginających się nogach do Wieży
Gryffindoru.
***
style='color:red'>(*)Sobotnie śniadanie było męką.
/>Hermiona wypościła się ostatnimi czasy tak dokładnie, że była w stanie
jeść naprawdę niewiele, a teraz kiedy dostała miesiączkę, bolał ją brzuch i
miała lekkie mdłości, w ogóle nie była w stanie patrzeć na jedzenie, a co
dopiero je konsumować.
Przez całe śniadanie czuła na sobie irytujące
spojrzenie Dracona, który z dezaprobatą patrzył jak dłubie bezmyślnie w
talerzu. Zdawała sobie też sprawę z tego, że Harry łypie na nią co chwila,
ze swego miejsca po prawej stronie. Próbowała się zmusić do zjedzenia
czegokolwiek, ale nie mogła. Z rozpaczą przełykała ślinę i krzywiła się z
bólu przy każdym większym skurczu powodującym bóle menstruacyjne.
-
Zjedz coś – syknął w końcu Harry, kiedy połowa uczniów już wyszła, a
reszta powoli kończyła śniadanie.
- Nie mogę – jęknęła.
/>- To się zmuś. Chcesz zemdleć, Herm? – Dziewczyna usłyszała w jego
głosie autentyczną troskę.
- Próbuję i nie mogę.
- Za
słabo próbujesz. Nie ma strachu, zaraz ci pomogę.
- Chyba
żartujesz? – oburzyła się Hermiona.
- Wcale, a wcale
– pokręcił głową Harry.
Chwilę później wyszli prawie
wszyscy. Przy stołach zostali tylko ostatni Puchoni i Krukoni. Przy stole
Gryffindoru siedzieli tylko Harry i Hermiona, a przy stole Slytherinu
jedynie Draco Malfoy, który złożył ręce na piersiach i obserwował ich spod
półprzymkniętych powiek.
Hermiona podniosła się z zamiarem opuszczenia
Wielkiej Sali, ale Harry mocno chwycił ją za rękę.
- Siadaj, Herm
– powiedział i popatrzył na nią z powagą. – Przecież nic nie
zjadłaś.
- Jesteś chory! – fuknęła.
- Nie, jestem
zdrowy. To TY chcesz się wpędzić w chorobę Nawet jak nie możesz jeść, to
powinnaś chociaż troszkę zjeść na siłę, zwłaszcza na śniadanie. Proszę
– Harry położył na jej talerzu tosta z szynką i nalał do szklanki
dziewczyny gorącej herbaty, która utrzymywała ciepło w dzbanku, w sposób
magiczny.
- Nie zjem! – warknęła Hermiona i złożyła ręce na
piersi. Wbiła wzrok przed siebie, tylko po to by zobaczyć jak Malfoy powoli
podnosi się ze swojego miejsca i idzie prosto w ich kierunku.
/>„Cudownie” – pomyślała z rozpaczą. – „Czy mi
się zawsze muszą spełniać wszystkie koszmary?”
Przy stole
nauczycielskim zostali jedynie Hooch, McGonagall i Snape. Rolanda chciała
omówić z opiekunami Slytherinu i Gryffindoru sprawę kolejnych treningów
Quiddicha. Drużyny tych Domów zawsze sprawiały trenerce najwięcej
problemów.
Teraz Severus cieszył się, że mógł zostać w Wielkiej Sali
nieco dłużej. Patrzył z zaciekawieniem, jak jego najlepszy uczeń podchodzi
do Pottera i Granger, którzy wzbudzili zainteresowanie pozostałych na sali
osób, głównie dzięki buńczucznej postawie Hermiony i jej głośnych
deklaracji, że nie będzie jadła.
- Stawiam dziesięć galeonów,
Severusie, że Malfoy zamierza pomóc Potterowi nakarmić Granger –
powiedziała chłodno pani Hooch, wbijając swój przenikliwy jastrzębi wzrok w
Opiekuna Ślizgonów.
Minerva prychnęła:
- Też coś!
- Ja
dorzucam swoje dziesięć – powiedział Snape, głodnym wzrokiem
obserwując przebieg wydarzeń. – Wchodzisz, Minervo? – Mężczyzna
uniósł wysoko brwi i spojrzał natarczywie w oczy opiekunki Gryfonów.
-
Jesteście niepoważni, jak dzieci zupełnie! – żachnęła się kobieta.
- Ale niech wam będzie. Abo się z nimi pokłóci, albo wyjdzie z Wielkiej
Sali.
- Albo stracisz dwadzieścia galeonów – powiedziała zimno
Rolanda.
- Nie, no, Hermiona! Zjedz grzecznie, albo włożę
ci tego tosta siłą do ust. – Harry zaczynał się niecierpliwić.
/>Zielonooki popatrzył z nadzieją na Malfoya. Modlił się, żeby chłopak
pomógł mu z tą cholerną, krnąbrną dziewuchą. Mogła w każdej chwili stracić
przytomność i wcale nie wyrażała chęci współpracy, a z tego co wiedział,
potrafiła nieźle przyłożyć, gdy ktoś ją zdenerwował. Tak, pomoc zdawała się
w tej delikatnej kwestii niezbędna. W końcu to Draco zapowiedział Hermionie,
że sam będzie ją karmił jeżeli dziewczyna o siebie nie zadba.
- Robisz
przedstawienie, Harry – spokojnie stwierdziła Hermiona. – Nawet
nauczyciele tu patrzą.
- Niech się patrzą! Masz zjeść! Jesteś
dorosła, czy nie?!
- Jestem i dlatego mi nie będziesz rozkazywał.
Źle się czuję.
- I tym bardziej powinnaś zjeść śniadanie. – Zimny
głos Malfoya rozległ się po jej lewej stronie.
- Właśnie
wygraliśmy zakład, Severusie – Rolanda spokojnie łyknęła soku z
dyni.
- Nie bądź taka pewna swego – powiedziała Minerva, chociaż
zasłyszane słowa Dracona sprawiły, że jej szczupłe ciało osunęło się w
krześle.
- Minervo, nie bądź optymistką. Przegrałaś – orzekł
Mistrz Eliksirów i posłał pani wicedyrektor jadowity uśmiech.
-
Odwal się, Malfoy – Hermiona „grzecznie” odpowiedziała na
koleżeńską radę Ślizgona.
Draco nic nie odpowiedział, jedynie usiadł
obok Hermiony i popatrzył wymownie na Harry’ego.
- Nie dajesz
sobie rady? – spytał spokojnie. – Spróbuj, może ci się uda.
/>Hermiona poczuła się urażona, że blondyn zachował się tak jakby była
powietrzem, jakby nie miała w tej kwestii nic do powiedzenia.
Harry
podniósł tosta i oświadczył.
- A teraz Hermiona grzecznie zje
kanapeczkę - poczuł się pewniej mając psychiczne wsparcie i mało go
obchodziło, że kilkanaścioro uczniów z Hufflepuffu i Ravenclawu przygląda
się całemu zajściu ze szczerym zainteresowaniem.
- Wiesz, gdzie możesz
sobie wsadzić tego tosta, Harry? – Dziewczyna bynajmniej nie była
zadowolona z faktu, że wzbudza ciekawość uczniów i nauczycieli pozostałych
na sali.
- Nie wiem, oświeć mnie Hermiono. – Chłopak postanowił
dobrze się bawić.
- Wsadź go sobie głęboko w dupę!! – nie
bez satysfakcji wykrzyknęła Hermiona, co wywołało jedynie nikły ironiczny
uśmiech Dracona i rozbawiony śmiech Pottera.
Kilkoro uczniów wydawało
się rozweselonych, część była bardzo zdziwiona. Pani Hooch zakryła dłonią
usta, by dwójka pozostałych nauczycieli nie zauważyła jak mocno ubawiła ją
scena rozgrywająca się przed jej oczyma.
- Panno Granger!
– Minerva była oburzona.
- Granger, dziesięć punktów od
Gryffindoru za niewybredne słownictwo – chłodnym głosem stwierdził
Snape. - Hamuj się.
Dziewczyna miała już coś odpowiedzieć
nauczycielowi, ale postanowiła pójść za jego radą i pohamować się.
/>- Tosty nie są od wkładania ich w tyłek, służą do jedzenia –
oznajmił cicho ale bardzo wyraźnie Malfoy, wywołując ironiczne uśmiechy u
Hooch i Snape’a.
- Kretyn – stwierdziła szeptem Hermiona,
patrząc Ślizgonowi w oczy.
- To jest niedorzeczne. Wychodzę!
– Dziewczyna wstała z zamiarem wyjścia z Wielkiej sali, ale młodzieńcy
siedzący po obydwu jej stronach złapali ją jak na komendę za ręce i
oznajmili chórem, sadzając ją z powrotem na krześle:
- Siedź i
jedz!
Obydwaj popatrzyli na siebie z konsternacją.
-
Chociaż raz się ze mną zgadzasz, Malfoy – stwierdził Harry.
-
Wolę opcję, że to ty raczyłeś zgodzić się ze mną, Potter – zimno
oznajmił Draco. – Jeżeli nie zjesz tego tosta, to stąd nie wyjdziesz,
Granger – dodał, patrząc Gryfonce w oczy.
- Już nie
Hermiono? – zadrwiła dziewczyna.
- Jesteś krnąbrna, uparta
i działasz ze szkodą dla swojego zdrowia. – Chłopak puścił uwagę mimo
uszu.
- To moje zdrowie – wysyczała Hermiona.
- A my o nie
dbamy i cię nakarmimy – Harry przemawiał łagodnym tonem, jakby miał do
czynienia z wyjątkowo trudnym dzieckiem.
- Właśnie, nakarmimy cię
skarbie. Czy tego chcesz, czy nie – Malfoy ponownie zgodził się z
Potterem, chociaż wolałby opcję odwrotną.
- HA! Sev, mamy po
dziesięć galeonów! – oznajmiła radośnie pani Hooch i posłała
rozbawione spojrzenie wszystkim, zdziwionym jej deklaracją uczniom.
-
Ciszej, kobieto, hazard jest nielegalny – wyszeptał Severus posyłając
Rolandzie rozbawione, ale też po części poirytowane spojrzenie.
- Jak
dzieci – oznajmiła dystyngowanym szeptem Minerva i poprawiła zapięty
pod samą szyję kołnierzyk.
- Nie jestem twoim skarbem –
warknęła Hermiona – i nie będę jadła. Koniec dyskusji.
Draco
jedynie sardonicznie się uśmiechnął.
- Będziesz jadła, skarbie –
Harry nie mógł sobie darować. – Popatrz jaki ładny tościk, Herm. Bądź
grzeczną dziewczynką i zjedz kanapeczkę.
- Nie mów do mnie w ten
sposób, bo przyłożę, Harry – wzrok dziewczyny miotał wściekłe
błyski.
- No, zjedz – Harry podsunął jej kanapkę pachnącą szynką
pod sam nos.
- Odczepcie się ode mnie obydwaj! – Ruchem
tak szybkim, że niemal niezauważalnym, dziewczyna wyciągnęła różdżkę i
zbliżyła ją do twarzy Gryfona.
- O, jaka tygrysica – Malfoy nadal
miał przyklejony do twarzy swój najlepszy ironiczny uśmieszek.
-
Zwłaszcza ty, Malfoy – syknęła Hermiona i ze złością skierowała
różdżkę na Dracona.
Severus już trzymał swoją różdżkę w
pogotowiu, a Rolanda spytała cicho:
- Sev, zakładamy się o to jakim
przekleństwem w niego miotnie?
- Myślę, że nie miotnie – odrzekł
Snape.
Podczas tej wymiany zdań Harry stracił cierpliwość. Odłożył
kanapkę na talerz i wyrwał zaskoczonej Hermionie różdżkę z ręki.
-
Niebezpieczeństwo zażegnane – pani Hooch cieszyła się, że nie doszło
do zakładu. Nie lubiła przegrywać.
- Posłuchaj mnie, Hermiona
– powiedział Harry ze złością. – Może i cię zdenerwowałem tymi
tekstami... Tym, że mówiłem jak do małego dziecka. Ale powiedz mi jak mam
mówić, skoro argumenty do ciebie nie trafiają, co?
- Po prostu ją
nakarm. Pomogę ci – ton głosu Dracona był chłodny i uprzejmy.
/>Zanim oburzona Hermiona zdążyła zareagować, Draco najspokojniej w świecie
przytrzymał jej ręce na plecach i sucho oznajmił:
- Potter cię nakarmi,
a ty grzecznie zjesz, Granger i nie zmuszaj mnie do używania siły.
-
Jesteście chorzy – syknęła ze złością Gryfonka i mocno się
szarpnęła.
- To chyba ty chcesz być chora – sprostował
Harry, a Draco nieznacznie ścisnął ręce dziewczyny.
- Ała!
– warknęła ze złością.
- Granger, ja jestem bardzo delikatny, za
chwilę mogę nie być. Bądź rozsądną dziewczyną i zjedz chociaż jedną kanapkę.
Czy ty lubisz tracić przytomność? – pytanie zadał dosyć jadowitym
tonem.
- Robicie ze mnie przedstawienie. Z siebie też! –
Hermiona była bliska łez.
- Ty robisz z siebie przedstawienie –
cicho powiedział Harry. - Swoim upartym, bezmyślnym zachowaniem.
- Z
łaski swojej wyjdźcie z sali – Draco rzucił w kierunku uczniów bardzo
nieprzyjemne spojrzenie. – To nie jest ani cyrk, ani teatr tylko
miejsce posiłków. Skończyliście jeść? To do widzenia. Jak za chwilę nie
poznikacie to osobiście się wami zajmę.
- Jazda stąd –
Severus poparł swojego podopiecznego i patrzył chmurnym wzrokiem jak
uczniowie niechętnie opuszczają Wielką Salę. – A ty Granger tracisz
kolejne pięć punktów za swoją infantylną postawę i upór godny małego
dziecka. Myślałem, że jesteś inteligentną dziewczyną.
- Malfoy, ty
także tracisz pięć punktów – oznajmiła z powagą Minerva i posłała
urażone spojrzenie Severusowi. – Używasz przemocy wobec uczennicy.
/>- Jakiej przemocy, pani sor?!– obruszył się chłopak. – Ja
tylko próbuję zapobiec nieszczęściu. Potter nie ma pojęcia, jak ona potrafi
przyłożyć i może nie powinien zbyt szybko się o tym przekonywać.
-
Przyłożę tobie, Malfoy – syknęła dziewczyna. – Może nawet dwa
razy.
- Och, a za co ten drugi Hermiono, co? – zapytał cicho i
ironicznie.
Dziewczyna miała już odpowiedzieć za co, ale przypomniała
sobie o obecności Harry’ego.
- Po to, żeby było po równo!
– warknęła i ponownie spróbowała wyszarpnąć ręce.
- To
boli!
- Bo się szarpiesz.
- Świnia!
- Uparty
bachor.
- Cham!
- Zawzięta smarkula.
-
Przestańcie! – Harry nie dopuścił do posypania się mniej
wybrednych epitetów, przynajmniej w przypadku Hermiony. – Chcesz
stracić kolejne punkty? – spytał cicho dziewczynę.
- Wiesz ile
mnie obchodzą te zakichane punkty?! A ty, Malfoy puść mnie w tej
chwili! – Hermiona była coraz bardziej zła.
- Puszczę cię
– powiedział spokojnie Draco. – Pod jednym warunkiem. Zachowasz
się jak dorosła kobieta i zjesz chociaż jednego tosta. Nic ci się nie
stanie, a jeżeli czujesz się źle, to najwyżej poczujesz się trochę lepiej. Z
dolegliwościami udaj się do pani Pomfrey, ale nie zwalczaj ich głodówką. Tym
możesz sobie jedynie zaszkodzić.
- Jakiś ty troskliwy! –
prychnęła Hermiona.
- Mogę cię puścić? – spytał spokojnie nie
zwracając uwagi na sarkastyczny ton dziewczyny. – Czy zamierzasz
zachowywać się jak niepoprawne dziecko?
Hermiona nic nie
odpowiedziała. Zdziwiła ją autentyczna troska w głosie Ślizgona,
Harry’ego zresztą też, ale nie zamierzał się nad tym rozwodzić.
-
Hermiona, Malfoy ma rację – powiedział zielonooki. - Dlaczego ty
postępujesz w myśl zasady „na złość mamie odmrożę sobie uszy”?
Przecież doskonale zdajesz sobie sprawę, że powinnaś zjeść cokolwiek, a ty
nawet herbaty nie chcesz się napić... Zjedz i zaprowadzę cię do skrzydła
szpitalnego. Pani Pomfrey da ci coś na ból brzucha, dobrze? – Harry
mówił z taką troską, że dziewczyna zawstydziła się z powodu swojego
krnąbrnego zachowania.
- Mogę cię puścić? – łagodnie spytał po
raz drugi Ślizgon.
Cisza. Hermiona zacisnęła zęby. Nie lubiła
przyznawać się do błędów, a teraz musiała to zrobić.
- Mogę cię puścić?
– po raz kolejny zadał to samo pytanie Malfoy junior i delikatnie
rozluźnił uścisk na łokciach dziewczyny.- Czy wolisz, żeby Potter karmił cię
na siłę z moją skromną pomocą? Bądź dorosła.
- Dajcie mi święty spokój,
sama zjem! – Hermiona tym razem wyrwała bez problemu ręce i
spojrzała na niego koso.
- No, to rozumiem – Harry uśmiechnął się
szeroko, za co otrzymał spojrzenie z serii „lepiej zamilcz, bo nie
ręczę za siebie”.
- No – pani Hooch wstała i
popatrzyła z uznaniem na stół Gryffindoru. – Pan Malfoy i Pan Potter
otrzymują po dziesięć punktów za uświadomienie koleżance Granger, że jeść
nie tylko się powinno, ale nawet trzeba.
– Nie patrz tak na
mnie, dziewczyno – dodała widząc zabójcze spojrzenie Hermiony. -
Niedługo będziesz tak chuda, że cię podmuch wiatru przewróci. Chyba, że
złoci chłopcy Hogwartu – przy tych słowach uśmiechnęła się złośliwie -
będą cię tak skutecznie pilnować jak dzisiaj... albo zmądrzejesz sama.
/>Dziewczyna nic nie odpowiedziała, patrzyła tylko z niechęcią na
profesorkę, która powoli wyszła z sali.
Severus i Minerva także wstali
i ruszyli do drzwi.
- Tylko cisza i spokój was uratują –
oznajmił Snape i wraz z panią wicedyrektor udał się do pokoju
nauczycielskiego.
- Bardzo ładnie, skarbie – stwierdził
Draco, gdy Hermiona skończyła jeść tosta i popiła go gorącą herbatą.
-
Naprawdę się doigrasz – skomentował słowa Malfoya Harry, gdy zauważył
błysk żądzy mordu w oczach dziewczyny. – Doigrasz się, a ja nie będę
interweniował.
- Nie musisz, sam sobie poradzę – obojętnie
odpowiedział Draco. – A ty, Hermiono, weź sobie jeszcze jednego tosta,
widzę że ci smakują... To nie była prośba, Granger – dodał, gdy
dziewczyna podziękowała za tą „wątpliwą przyjemność”. spojrzała
na niego wzrokiem rozwścieczonego hipogryfa.
- Czy ty nie potrafisz
zrozumieć, że nie jestem w stanie zjeść już czegokolwiek, kretynie? -
Hermiona życiu nie przyznałaby się że poczuła się odrobinę lepiej i mdłości
które odczuwała nieco się zmniejszyły. Z drugiej strony, rzeczywiście
heroizmem z jej strony było skonsumowanie jednej kanapki i Draco jedynie
uśmiechnął się ciepło w odpowiedzi na jej deklarację.
- Już druga
kobieta mnie w tym tygodniu nazwała kretynem, Potter. Coś w tym musi być.
Hermiona zarumieniła się, kiedy przypomniała sobie okoliczności w
jakich ostatnio chłopak został tak nazwany przez Pansy Parkinson. Rzuciła
przelotne spojrzenie na blondyna i nie dojrzała w jego oczach błysku
złośliwości, jedynie szczere rozbawienie i ciepło.
- Co by nie mówić,
Malfoy. Musisz mieć w tej kwestii rację, więc nie będę się spierał –
orzekł z miną filozofa Harry i wyszczerzył zęby w uśmiechu, zadowolony ze
swojej błyskotliwej odpowiedzi.
Hermiona dopiła herbatę, wstała,
powiedziała niezbyt miłym tonem „było pyszne” i ruszyła w
kierunku wyjścia.
- Herm! – krzyknął Harry. – Idę z
tobą do skrzydła szpitalnego, poczekaj.
Hermiona przewróciła oczami,
ale zatrzymała się i łaskawie poczekała, aż Harry podniesie się i wyjdzie
razem z nią.
Draco jeszcze przez kilka chwil siedział przy stole
Gryfonów i wpatrywał się bezmyślnie w drzwi do Wielkiej Sali. W końcu wstał
i smętnie poczłapał do biblioteki, żeby skończyć kilka wypracowań na kolejny
tydzień.
(*) Całą scena w
Wielkiej Sali opisana została specjalnie na prośbę Nagini i zadedykowana
jest właśnie Jej i Sonce, której ten pomysł także się
spodobał.
***
- Hermiona, eee...
Dziewczyna obejrzała się niemal ze złością.
„Znowu
on!” – pomyślała.
- Wypadło ci pióro, proszę... –
Draco wyglądał na zmartwionego.
Dziewczyna wyrwała mu je z ręki.
-
Dzięki – burknęła.
Była zła na samą siebie, że zachowuje się jak
jakaś obrażalska pannica z przerostem ego, ale nic nie mogła na to
poradzić.
- Ty się na mnie gniewasz, prawda? – chłopak popatrzył
ze smutkiem na Gryfonkę, co ją tylko jeszcze bardziej zezłościło.
Była
środa i właśnie skończyły się ostatnie zajęcia w tym dniu - Transmutacja.
Lekcja była wyjątkowo trudna i nużąca. Hermiona marzyła tylko o pójściu pod
prysznic i ciepłym łóżeczku. Nie chciało się jej iść nawet na kolację,
wybierała się jednak na nią tylko po to, żeby Harry nie gderał jej o
potrzebie jedzenia.
- Zrobiłeś ze mnie pośmiewisko razem z Harrym
i dziwisz się, że czuję do ciebie urazę? Niesamowite, Malfoy.
- Boże,
Hermiona! – Draco nagle przestał być cichy, miły i uprzejmy, i
dziewczyna uniosła na niego zdziwiony wzrok.
- Obydwoje wiemy –
powiedział już dużo ciszej – dlaczego się na mnie wściekasz.
Przeprosiłem cię przecież. Co mam zrobić, błagać cię na kolanach o
przebaczenie?
Hermiona patrzyła ze zdziwieniem na Ślizgona i nie miała
pojęcia, co mu odpowiedzieć.
Przecież chyba nie przyznać się do tego,
że czuje wściekłość nie za pocałunek, a na myśl o tym, że za tym pocałunkiem
tęskni... Nie odpowiedziała więc zupełnie nic.
- Wiesz, co?
Myślałem, że jesteś inna. Ale jesteś zwykłą zarozumiałą i obrażalską
pannicą. Mam dość.
- To daj mi spokój i za mną nie łaź! –
krzyknęła urażona i zraniona dziewczyna.
- Czy to moja wina, że
chodzimy praktycznie na te same zajęcia?! Wcale za tobą nie chodzę!
A jeżeli tak bardzo chcesz, to w ogóle nie będę się do ciebie odzywał!
– Chłopakowi było przykro, czuł się źle. Nie chciał krzyczeć na
Hermionę, ale był rozżalony jej chłodnym, bezdusznym stosunkiem.
Skąd
mógł wiedzieć, że tak naprawdę nie jest jej obojętny.
- ŚWIETNIE!
– Hermiona miała w oczach łzy. – Ja nie mam nic przeciwko
temu! Daj mi święty spokój, Malfoy! – odwróciła się i poszła w
kierunku Wielkiej Sali.
„Pobiłem właśnie rekord kretynizmu”
– pomyślał Ślizgon. Był jednak zbyt dumny i zbyt urażony, by biec za
dziewczyną i ją przepraszać.
***
Drogi Synu!
/>Oboje z matką jesteśmy z Ciebie bardzo dumni. Ostatnio Twoje wyniki w
nauce osiągnęły bardzo wysoki poziom i tuszę, że utrzymasz je w tym stanie
do ukończenia Hogwartu.
Wiem, że ta szkoła ma niższy poziom nauczania
niż Durmstrang, i że prowadzi ją ten miłośnik szlam i mugoli, zramolały
Albus Dumbledore, ale jednak cieszy się ona dużą renomą w naszym świecie,
także wśród zacnych i szanowanych rodów, takich jak nasz ród Malfoyów, który
od dwunastego wieku może pochwalić się wolnością od nawet kropelki
mugolskiej, czy szlamowatej krwi.
Jesteś już prawie dorosły i
niedługo będziesz mógł ukoronować swoją przynależność do arystokratycznej i
najszlachetniejszej czystej krwi, wstępując w szeregi Czarnego Pana, który
wyraził nadzieję, że Twoja inicjacja nastąpi, gdy tylko zdasz pomyślnie
swoje Owutemy, Synu.
Jestem z tego powodu bardzo dumny i tuszę, że z
należytym szacunkiem i powagą przyjmiesz ten zaszczyt i będziesz godnie
służył naszej sprawie, przyczyniając się do oczyszczenia Magicznego Świata z
tych, którzy nie są godni nosić miana Czarodziejów i Czarownic.
Mam
nadzieje, że nie zawiedziesz ani Jego, ani moich i matki, oczekiwań wobec
Ciebie.
Z wyrazami miłości
Twój ojciec Lucjusz
Malfoy
„Miłości, czy ty masz jakieś pojęcie o
miłości, drogi ojcze?” – pomyślał Draco z gorzką ironią. Jeszcze
raz przebiegł wzrokiem po równym, pochyłym piśmie ojca, tak bardzo podobnym
do jego pisma, skupiając się na ostatnich kilku zdaniach
- Niech to
szlag! – zaklął na głos w swoim pustym, luksusowym dormitorium.
– Niech to wszystko trafi jasny szlag!
Był piątkowy wieczór i
do tej pory Malfoy junior miał wyrzuty sumienia po kłótni z Hermioną, ale
był zbyt dumny i nie miał na tyle odwagi cywilnej, aby ją przeprosić. Poza
tym, gdzieś w głębi duszy, cały czas czuł się przez nią pokrzywdzony.
A
teraz jeszcze to.
List od ojca.
Jak zwykle chłodny i oficjalny.
/>Jak zwykle żadnych decyzji o swoim życiu nie mógł podjąć samodzielnie.
/>Albo zrobi to, czego pragnie ojciec, albo szanowny Lucjusz Malfoy
wyrzeknie się krnąbrnego syna.
Albo zostanie Śmierciożercą, albo straci
ojca i zyska śmiertelnego wroga.
Albo się pokornie zgodzi na zgotowany
mu los, albo straci rodzinę i dom.
W obydwu przypadkach przegrywał.
/>W obydwu przypadkach musiał cierpieć.
Ale tylko w jednym przypadku
straciłby szacunek do samego siebie.
Draco Malfoy usiadł przy
stole i zaczął pisać list do rodziców.
Długi, smutny, pełen goryczy i
żalu list, w którym oznajmiał swoim szanownym rodzicielom, że nie chce mieć
już z nimi nic wspólnego.
***
Draco siedział nad
jeziorem i wrzucając do wody kamyki, obserwował rozchodzenie się fal.
/>Myślał nad listem, który wysłał poprzedniego wieczoru do domu.
Nie
odczuwał żalu z powodu podjętej decyzji, ani nie oczekiwał żadnej odpowiedzi
od matki, która trzymała zawsze stronę swego szlachetnego małżonka, czy tym
bardziej od ojca.
Powinien czuć niepokój, ale czuł jedynie ulgę i
wewnętrzną harmonię.
Kolejny kamyk, nieco większy od pozostałych,
poszybował daleko i z cichutkim pluskiem wylądował prawie na środku
jeziora.
- Ładny rzut – Hermiona usiadła obok chłopaka i
popatrzyła na kręgi rozchodzące się falami po przejrzystej wodzie.
-
Teraz ty za mną łazisz? – zadrwił Draco nawet nie racząc spojrzeć na
dziewczynę.
- Przestań – odpowiedziała cicho.
- W porządku
– Ślizgon nie chciał się kłócić. W duchu cieszył się nawet, że
pierwsza się do niego odezwała. Sam nie wiedziałby co powiedzieć, jak zacząć
jakąkolwiek rozmowę.
- Co się z tobą dzieje? Zmieniłeś się.
-
Przecież ci mówiłem. Opowiedziałem ci niemal całe swoje życie. – Draco
popatrzył Hermionie w oczy. – Zapalisz?
- Nie, dziękuję.
-
Nie będzie ci przeszkadzało jak ja to zrobię?
- Proszę bardzo.
/>Siedzieli w absolutnym milczeniu przez dobrych kilka minut. Żadne z nich
nie odczuwało potrzeby mówienia, jedynie potrzebę bliskości drugiej osoby
/>Draco zgasił papierosa i za pomocą prostego zaklęcia sprzątnął
niedopałek.
- Bardzo kochałam swoich rodziców... nadal kocham i
tęsknię za nimi – Hermiona wpatrywała się uparcie w jezioro.
- Ja
już nie mam rodziców – chłodno odrzekł Draco.
- Nie rozumiem.
– Dziewczyna popatrzyła na niego ze zdziwieniem.
- Nie chcę
być... – Zawahał się na chwilę i lekko się zarumienił. – Nie
chcę być tacy jak oni, nie chcę być jednym z nich. Nie mam już domu, bo
ojciec nie zechce mieć do czynienia z wyrodnym synem, który odrzuca życiową
szansę... Nieważne. – W jego głosie słychać było chłód, ronię i
sarkazm.
Hermiona była zdziwiona jego deklaracją. W głębi duszy poczuła
do chłopaka coś na kształt szacunku. Miała świadomość, że decyzja Dracona
wymagała odwagi, samozaparcia, rezygnacji z życia pełnego luksusów.
/>
- I co teraz? Gdzie będziesz mieszkał? Co będziesz robił? –
spytała po kilku chwilach ciszy.
Draco wzruszył ramionami.
- Będę
pracował dla starego Dumbla.... Na razie przekoczuję w Hogwarcie, a potem
się zobaczy. A ty? Zamierzasz wrócić do rodzinnego domu? – popatrzył
jej uważnie w oczy. – Przepraszam, nie powinienem o to pytać, wybacz
– dodał zaraz, uświadamiając sobie jak nietaktowne były jego słowa.
/>- W porządku... Zamierzam sprzedać dom, nie mogłabym w nim mieszkać, nie
po tym, co się stało – głos jej się załamał, a z oczu popłynęły łzy.
– Przepraszam, ostatnio często się rozklejam.
- Nie przepraszaj,
przecież to normalne, że ci smutno. - Podał jej czystą, jedwabną
chusteczkę.
- Dziękuję.
- Hermiona, przykro mi, że tak się
paskudnie zachowałem w środę po Transmutacji – odezwał się ze skruchą
po kilku minutach ciszy.
- Ja też zachowałam się okropnie. Nie
przepraszaj.
- Mimo wszystko, przykro mi. To wszystko wyszło nie tak
jak chciałem. Zawsze coś schrzanię... Nie słuchaj mnie. Bredzę.
/>Hermiona popatrzyła uważnie na chłopaka.
- Nie bredzisz –
powiedziała cicho.
- Bredzę. Zawsze powiem, albo zrobię coś nie tak,
mam to chyba we krwi. – Draco z irytacją wrzucił koleiny kamyk do
wody.
- To nieprawda... Gdyby tak było nie odważyłbyś się przeciwstawić
ojcu – czułą, że wstępuje na niepewny grunt, ale Draco nie zdenerwował
się, jedynie ironicznie się uśmiechnął.
- A może to głupota nie odwaga?
Sam nie wiem. Czuję wewnętrzny spokój po tej decyzji.
- To znaczy, że
jest słuszna. Tylko, czy ty będziesz teraz szczęśliwy? Straciłeś rodzinę i
nie będziesz miał już tego co do tej pory. Przeszedł ci koło nosa olbrzymi
majątek... Nie mówię tak bo mam cię za materialistę, tylko że jak człowiek
jest przyzwyczajony do pewnego poziomu życia, to trudno mu z tego
zrezygnować.
- To jest akurat mój najmniejszy problem – Draco
wrzucił do jeziora chyba już setny kamyk i zapatrzył się na fale. - Moje
szczęście nie zależy ani od poparcia apodyktycznych rodziców, ani od ilości
galeonów na koncie u Gringotta. Od jakiegoś czasu zupełnie inaczej pojmuję
to, co nazywamy szczęściem... Będę szczęśliwy mogąc zrobić coś dobrego.
– Hermiona popatrzyła na jasnowłosego Ślizgona z niemym zdziwieniem.
Słowo „dobry” w jego ustach brzmiało jakoś egzotycznie, ale
chłopak mówił bardzo poważnie.
- To oczywiście nie wszystko, bo moje
szczęście zależy jeszcze od jednej, bardzo ważnej osoby. – Kolejny
kamyk poszybował daleko i opadł w toń jeziora.
- Od kogo? –
automatycznie spytała dziewczyna, chociaż w głębi duszy czuła, że zna
odpowiedź.
Draco wstał i popatrzył na nią.
- Od ciebie,
Hermiono – powiedział po prostu i powoli ruszył w kierunku Zamku.
/>Nie potrafiła nic na to odpowiedzieć. Siedziała jeszcze przez dłuższy czas
nad jeziorem i mimo że było zimno, nie przejmowała się tym.
Hermiona
Granger rozmyślała. Myślała o swoim życiu, o swojej przeszłości i
przyszłości.
Zamknął się za nią jeden ważny rozdział życia i wkraczała
w następny.
Nie była już dzieckiem, była dorosłą kobietą i sama musiała
sobie radzić ze swoimi problemami, uczuciami, sama musiała podejmować
istotne decyzje.
Wzięła kamyk w dłoń opiętą ciepłą rękawiczką i
rzuciła.
- Niezły rzut, Granger – pochwaliła samą siebie. Zrobiło
się już późno. Dziewczyna wstała i otuliła się mocniej płaszczem.
/>Westchnęła i bardzo wolno ruszyła w stronę Zamku.
Nagle uświadomiła
sobie, że ma przed sobą całe długie życie...
KONIEC