Padał marznący deszcz. Na ulicach
niewielkiego miasteczka, leżącego pod Londynem było już prawie zupełnie
pusto. Może to dlatego, że było już bardzo późno i zimno. A może z innego
powodu?
Na uboczu miasta, przy dużym mrocznym lesie stała stara, dawno
nie odwiedzana cerkiew. Wśród mieszkańców miasteczka krążyły plotki, że ktoś
mieszka w tym budynku, a tym kimś nie koniecznie był człowiek.
Gęste,
czarne chmury zasłoniły księżyc, a na ulicach zapadł zupełny mrok. Ci,
którzy dotąd nie powrócili do swoich domów, zrobili to teraz. Było głucho i
ciemno. Słychać było tylko ryk wiatru i wycie wilków.
Kilkanaście
minut później stało się coś niespodziewanego. Jednocześnie w cerkwi zapaliły
się wszystkie światła. Budynek został rozświetlony przerażającym blaskiem.
Zauważyła to młoda dziewczyna mieszkająca w jedynym domu, który sąsiadował z
cerkwią. Wszyscy bali się, że plotki krążące po mieście mogły być
prawdziwe.
Szczupła blondynka o niebieskich oczach wyrwana z lekkiego
snu spojrzała w okno, a to co ujrzała nie przestraszyło ją tak jak powinno.
Mogła mieć najwyżej 15 lat. Coś powiedziało jej „Idź tak i przekonaj
się w końcu, że to nieprawda.”. Zdrowy rozsądek podpowiadał jej
jednak, żeby została.
Przełamała jednak strach, wzięła do ręki
zapaloną świecę i zeszła po schodach na dół. Zarówno w kuchni jak i na
korytarzu było zupełnie ciemno. Położyła na stole świece i wyszła na dwór.
Przywitał ją zimny powiew wiatru. Szła prawie na oślep kierując się rosnącym
w jej oczach światłem cerkwi.
W końcu doszła na miejsce. Stanęła pod
wielkim, zaniedbanym budynkiem i powolnym, nerwowym krokiem ruszyła poszukać
wejścia. Główne drzwi były zamknięte. Trzeba było więc poszukać innych.
Dziewczyna spędziła kilka minut błądząc po omacku wkoło cerkwi. W końcu
znalazła. Małe, drewniane, rozlatujące się drzwi nie wyglądały zachęcająco.
Jednak nie było innego wyjścia. Gdy tylko przekroczyła próg drzwi zamknęły
się, a mrok otulił ją ze wszystkich stron.
Przeraziła się. Nie miała
pojęcia co robić. Stała tak przez chwile zupełnie osłupiała. W końcu jednak
podjęła decyzje, że skoro już tu doszła, to się nie cofnie. Była to bardzo
dramatyczna i niezwykle trudna decyzja.
Schody na które dziewczyna
natknęła się zaraz po wejściu do budynku prowadziły w dół, do piwnicy,
jedynego nieoświetlonego miejsca w cerkwi. Długo schodziła mając nadzieje,
że już niebawem schody zaczną piąć się w górę.
Miała już zamiar
zawrócić, kiedy zobaczyła przed sobą ciemny, ledwo widoczny zarys drzwi.
Otworzyła je i weszła do obskurnego, zimego pomieszczenia. Wyglądało ono jak
cela więzienna. Miało jedynie małe okienko mieszczące się na ścianie, zaraz
pod sufitem. Nie było w nim żadnych mebli. Nic, tylko cztery ciemne, brudne
ściany.
Nage drzwi zamknęły się za dziewczyną, już poraz drugi. Tym
razem jednak nie miała żadnego innego wyjścia. Bezskutecznie próbowała je
otworzyć, dobijała się i wołała o pomoc- tam nikogo nie było.
Usiała na
podłodze i czekała, nie wiedząc nawet na co. Nagle usłyszała czyjeś kroki.
Wraz z upływem czasu stawały się coraz głośniejsze, aż w końcu ustały. Ciszę
przerwał szczęk zamka. Po chwili drzwi otworzyły się. Dziewczyna nie zdążyła
nawet krzyknąć...