1
"Weak her bones, cold her
breath
praying fearfully in the moment of death
feels the sleep
coming near
tries to keep her eyes open and clear
through the
dark, there’s the sound she fears"
Było inaczej. Dużo
się zmieniło. Chyba, że to umiejętność ojca do ubarwiania opowieści tak
zmieniły jego wyobrażenia o Hogwarcie. Podstawową różnicą był wiek
przyjmowania uczniów. Chyba rzeczywiście jedenstolatkowie nie nadawali się
na porządnych magików...Choć spotkało się to z przeciwem Ministerstwa Magii
Dumbledore dopiął swego. Ileż w domu się nasłuchała...Prawie przez okrągły
miesiąc jej rodziciel jedynie narzekał. "Jak to może być, żeby zaczynać
życie magiczne w wieku piętnastu lat!"- to były słowa, która
najczęściej słyszała w wakacje cztery lata temu. W sumie było jej go żal.
Już kupował wyprawkę, kiedy nagle wyszło to zarządzenie...
Ale teraz,
kiedy z odległej stacji Hogsmeade majaczyła przed nią niewyraźna sylwetka
Hogwartu zaczynała rozumieć te zmiany...Zamiast rozświetlonego zamczyska
zobaczyła wysoki, zatopiony w mroku budynek nastrojem przypominający
neogotyckie budowle. Jej lęki zaczęły się potęgować, gdy już od jeziora
zaczęły dochodzić do jej uszu jęki umęczonych dusz. Z początku nieco
zezłoszczona klęła na sposób witania uczniów, jednak zaczęło ją to
irytować...Woda także była dziwnej barwy. I taka mętna...Mgła unosząca się
ponad taflą jeziora była niemal namacalna, i jednocześnie groźna...Jakby dno
wypełniona świeżą krwią...
Nagle straszną ciszę przerwał krzyk
dziewczyny siedzącej obok niej. Spojrzała nieco zdziwiona na sąsiadkę w
łodzi. Najpierw pomyślała, że taka tandetna blondynka nie potrafiła
wytrzymać presji tak dziwnego klimatu, jednak gdy po chwili podobne piski
rozbrzmiały na całym jeziorze dziewczyna zrozumiała o co chodzi. Powoli
podniosła głowę, jakby bała się tego co ma za chwilę zobaczyć.
Tysiące
głów...Dziwnych. Dużych. Samych głów, przejrzystych, a jednocześnie
strasznych. Te lewitowały pomiędzy łodziami wydając przeraźliwe śmiechy.
Nagle zauważyła sunącą ku niej roześmianą twarz wykrzywioną w masakrycznym
uśmiechu. Przelatując nad nią schlapała ją posoką wypływającą z karku.
Usłyszała za sobą jedynie śmiech: "Wreszcie Bez Głowy!".
/>Dziewczyna szybko zaczęła obmacywać oblane miejsca...Przecież duchy nie
mają krwi, tłumaczyła sobie histerycznie starając się zmazać z siebie płyn
ducha. Z trudem łapała powietrze w płuca starając się nie zanieść się
histerycznym krzykiem...
W końcu łódka przybiła do plaży, a dziewczyna
mogła się z niej wydostać. Szybko ustawiając się za wielkim przewodnikiem
ruszyła ku wysokim schodom prowadzącym ku czarnym wrotom, które otwarte były
już na powitanie nowych uczniów. Starsi dotarli wcześniej karetami
zaprzężonymi w konie bez głów. Tak przynajmniej wmawiał im ojciec.
/>Nagle zauważyła niewyraźnie majaczącą na szczycie schodów zamazaną postać.
Po wyczerpującej wspinaczce stanęli naprzeciwko wysokiej kobiety pokrytej od
stóp do karku czarną suknią, na głowie zaś powiewała czarna woalka zupełnie
zasłaniająca twarz. Mimo wszystko dziewczyna miała nieodparte wrażenie, że
oczy kobiety są wbite w nią, jakby ta patrzyła na nią z nienawiścią.
-
Witaj, Anne Claire- wycedziła przez zęby kobieta.