Help - Search - Member List - Calendar
Pelna wersja: Odcienie Szarości
Magiczne Forum > Harry Potter > Fan Fiction i Kwiat Lotosu > Kwiat Lotosu
Yaten
Kto szuka dobra, z trudem je odnajduje, zło

natomiast i bez szukania można znaleźć.
Demokryt



/>Odcienie szarości

Yaten
Rozdział 1

- One

nigdy...cię nie interesowały? – zapytał Adrian z niedowierzaniem. Nie

mógł zrozumieć swego kolegi. Zbyt uwielbiał tą swoją fascynację, swoje

podekscytowanie, by mógł w ogóle domyślać się, że nikt nie podziela tego

zainteresowania.
Tomek jednak bez żadnych emocji wpatrywał się w

gibkie dziewczyny odziane w skromne cekinowe staniki i takie majteczki

tańczące przy rurach. Jedyne co w nich w nich podziwiał to zdolność

akrobatyczne.
- One są zbyt ... nieosiągalne. – odpowiedział

wciąż mutującym głosem – Zbyt nieprawdziwe, by stanowiły obiekt

pożądania, rozumiesz?
- Wolisz mieć kogoś, kogo możesz w każdej chwili

złapać i wyobracać? – zapytał nie odrywając wzroku od powabnych

dziewczyn.
Chłopak jednak jedynie westchnął zdegustowany.

Odgarnął burzę czarnych loków opadających na czoło i zaczął rozglądać się

dookoła. Hałaśliwa, chaotyczna muzyka utrudniała koncentrację, zbieranie

myśli, różnokolorowe światła zaś uderzały po oczach, sprawiając że to co

przed chwilą było wyraziste, teraz okrywała zasłona mroku.


Przyglądał się tym wszystkim parom i samotnym osobom podpierającym kontuar-

nieźle już spici alkoholem, każdy myślał że to on jest centrum całej zabawy.

Tak zapewne zabijają kompleksy, a może myślą że tu właśnie znajdą wielką

miłość swojego życia? Jak na ironię, w tych nocnych klubach najczęściej

lądowali nieudolni romantycy, próbujący pokazać że są kimś, zaraz po tym,

jak stoczyli się na samo dno.
Czuł do nich obrzydzenie. Sam nie

był lepszy- sam nie wiedział czemu dał się zaciągnąć koledze do tego klubu.

Może dlatego, że nie wierzył że wpuszczają tu też szesnastolatków? Z pewnym

zdenerwowaniem kupił w budce wejściówkę po czym na lekko trzęsących się

nogach podszedł do wejścia, gdzie czekali dwaj goryle. Miał wrażenie, jakby

cały wieczór spędzili tu tylko po to, żeby móc ich teraz wyrzucić. Adrian

jednak jednemu z nich wcisnął do ręki dziesięć złotych i przekroczyli próg

tego przybytku bez najmniejszych problemów.
- Idę do toalety –

zakomunikował Tomek i szybko odsunął się od podestów z lśniącymi rurami. Nie

wiedział gdzie iść. Usiąść, skryć się w cieniu nie niepokojony przez nikogo.

Nie chciał jednak opuszczać klubu, choć nie umiał znaleźć po temu

konkretnych powód. Bo co, że zostawiłby kolegę? Specjalnie się tym nie

przejmował, Adrian z pewnością by tego nie zauważył- był zbyt przebojowy,

żeby stracić grunt pod nogami z tak błahego powodu.
Usiadł na

wysokim krześle przy kontuarze. Zbyt wiele osób tu popijało w samotności, by

wyróżniał się z tłumu, a stąd miał naprawdę świetny widok na pozostałych

ludzi- wielką radość sprawiało mu obserwowanie zachowań innych. Jakby byli

zwierzyną doświadczalną, którą można zamknąć w konkretnych schematach

zachowań.
- Poproszę colę – oznajmił barmanowi, który przecierał

jedną ze szklanek białym ręcznikiem.
Zastanowiło go to, że w

większości filmów i książek barmani przed obsłużeniem klienta zawsze

wycierają szklankę. Zawsze białym ręcznikiem. Kolejny stereotyp, a jakże

prawdziwy,
Zauważył teraz na ustach mężczyzny drwiący

uśmieszek. Zapewne uważał go teraz za gówniarza, który nawet nie zamówi

porządnego drinka. Tomek jednak nigdy nie pijał alkoholu- był na to zbyt

dobry. A pozostali jakoś to akceptowali, choć pod jego nieobecność

naśmiewali się z tego.
Barman jednak bez słowa wziął z lodówki

butelkę, otworzył ją i przelał jej zawartość do szklanki.
- Dwa

trzydzieści – prawie burknął pod nosem.
Chłopak bez słowa

wyjął z kieszenie pięciozłotową monetę i położył na ladzie.
- Zatrzymaj

pan resztę – powiedział siląc się na dorosły ton, co zapewne wyszło

komicznie widząc reakcję barmana.
- Prawiczek? – usłyszał za sobą

kobiecy głos. Dziwny, jakby wyprany z jakichkolwiek emocji.
Już

miał się obejrzeć, kiedy zauważył że kobieta zajmuje wolne miejsce obok

niego. W przebłyskach światła zdążył zauważyć, że na swoje wyjątkowo zgrabne

ciało narzucona jest lekka, czerwona sukienka, która wiele odsłania. Miała

krótko ścięte, proste, czarne włosy. Twarz miała umalowaną dość oryginalnie-

całą upudrowaną, oczy podkreślone intensywną, czarną kredką usta zaś

zaznaczone bordową konturówką.
Ręką sięgnęła do torebki i wyjęła

papierosa. Zapaliła. Jej ruchy były płynne i pełne gracji. Tomek z całą

pewnością mógł przyznać, że nigdy nie spotkał takiej kobiety.
-

Prawiczek? – powtórzyła pytanie.

Rozdział 2



Julia odrzuciła od siebie sukienkę. Stała teraz przed nim w całej swej

okazałości- wyginała się do tyłu tak, by podkreślić wielkość swych piersi,

brak zbędnego tłuszczu i krągłość pośladków. On jedynie jak zahipnotyzowany

wpatrywał się w jej gładkie, lśniące ciało. Nie potrafił oderwać wzroku od

owalnej twarzy na której błyszczała para wielkich, niebieskich oczu i

namiętne usta.
- Nie jest jeszcze za wcześnie? – zapytał Patryk

trzęsącymi się dłońmi ściągając z siebie koszulkę. Niczym drewnianej kukle,

każda kończyna ciążyła mu i była niewygodna. Wstydził się siebie.


Stał jedynie w spodniach czując łaskoczący dywan pod swoimi stopami. Jego

oczy wyrażały wielką niepewność.
- Mamy dopiero szesnaście lat...

/>- Więc robimy wszystko zgodnie z prawem...- mruknęła niczym zmysłowa

kotka, po czym bez ostrzeżenia rzuciła się na niego. Przewróciła go na łóżko

i przywarła swoimi ustami do jego. Nachalnie wcisnęła mu język i całowała.

Czuła się przyjemnie, czuła się kochana, pewna siebie. Wreszcie.
Ręką

zaczęła jeździć mu po brzuchu próbując znaleźć zimny, metalowy guzik spodni.

Uchwyciła go pewnie i odpięła. Zręcznym ruchem odpięła rozporek i zaczęła

zdzierać z niego ubranie.
Odsunęła od niej swoją twarz i patrzył na

nią z przerażeniem. Nie znał jej takiej do tej pory- wrażliwa, sympatyczna

dziewczyna zamieniła się w nieopanowanego demona seksu. Wzrokiem omiótł jej

jasny pokój, jego spojrzenie przykuła „Sztuka kochania” Fromma

na półce. Przypomniał sobie jeden z cytatów.
- Miłość to nie tylko...-

wypowiedział powoli, kiedy ona zaczęła go pieścić.
- ...uczucie, to

także osąd...
Leżał teraz pod nią zupełnie nagi.
-

...decyzja...
Zaczęła powoli uderzać na niego, a on nie potrafił

nawet się poruszyć. Był jak sparaliżowany mieszaniną strachu i miłości.

/>- ...poznanie.
Ona jednak nie ustawała.
***
- Myślisz, że

jestem nieczułą egoistką? – zapytała stojąc do niego plecami. Zapinała

właśnie swoją sukienkę. Teraz wolała nie patrzeć mu w oczy- wstydziła się,

że uległa popędowi. Nie zdziwiłaby się, gdyby już jej nie chciała. Ale ona

musiała...Czuła silną wewnętrzną pokusę, której nie sposób byłoby się

oprzeć. Czy tego samego uczucia doznawała Ewa, kuszona przez szatana?

– Tak... – szepnęła niemalże do siebie. Jego głos przepełniony

był smutkiem. – Ostatni akt miłości, ostatnie pożegnanie, mam rację?

Oczywiście, że mam.
Patryk leżał na łóżku wpatrując się w nią

beznamiętnym wzrokiem. Słuchał jej, nic jednak do niego nie dochodziło. Nie

rozumiał sensu jej słów. Stało się, owszem. Mógł nawet przyznać, że było

przyjemnie. Role się odwróciły- teraz ona żałowała tego co się stało, mimo

że wcześniej nalegała, on zaś w głębi duchu wiedział, że opór był

bezsensowny.
- Ja...nie chcę z ciebie rezygnować. – przyznał

zadowolony.
- Nie...? Przecież...byłam zła.
- Czy uleganie pokusom

jest złe? Carpe diem, żyj chwilą.
Obróciła się powoli i spojrzała na

niego. Teraz nie był jej Patrykiem, jej statecznym, niemalże nudnym

chłopakiem.
- Carpe diem? Od kiedy to wyznajesz taką filozofię? –

zapytała zdziwiona.


[opowiadanie już zakończone- będą dwa

rozdziały co dwa dni]
Nimfka
No cóż, przeczytałam. I jak zwykle nie wiem

co mam napisać. No bo... czyta się szybciutko i milutko, błędów tam raczej

nie ma (ale ja nigdy ich nie widze, wiec nie jestem wiarygodnym źródłem)...

Ale nie wiem co myslec, bo to początek dopiero. W każdym bądź razie -

kolejną część przeczytam, choć na dzien dzisiajszy nie wiem jeszcze co o tym

mysle.

Rzekłam.
Roma
Troche zakrecone jak dla mnie... W pewnym

momencie zgubilam sie juz w doborze postaci, najpierw opowiadanie pisane z

punktu widzenia Tomka a potem jakiegos... Patryka? Chyba ze sa dwa osobne

opowiadania, a nie tylko rozdzialy...

Jednej bledzik

wychwycilam:
QUOTE

class='quotemain'>Kolejny stereotyp, a jakże

prawdziwy,

Zamiast przecinka na

koncu powinna byc kropka.

Jakos nie zachwycilo mnie to, zadnej

fabuly, akcji... A scena hmm "milosna" jak dla mnie

niedopracowana. Ale to dopiero dwa rozdzialy, wiec moze wyjsc z tego calkiem

porzadne opowiadanie
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/smile.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='smile.gif' />
Weny

zycze i pozdrawiam
Roma
Yaten
dobra, zmieniamy częstotliwość- oto kolejne

dwa rozdziały:

Rozdział 3

Ariviel szeroko

rozłożyła swe śnieżnobiałe skrzydła. Długo je pielęgnowała, ale opłacało

się- teraz mogła się z nimi dumniej prezentować na tle zachodzącego Słońca.

Żałowała jedynie, że ci śmiertelnicy nie potrafią dostrzec jej piękna. Że

nie zauważą jej smukłej, ponętnej sylwetki na czystym niebie. Czysty

paradoks- próżny anioł. Uśmiechnęła się do samej siebie. Dziwnie czuła się z

myślą, że taka pycha może być grzechem- grzechem dla każdego pod nią, ale

nie dla niej samej. Bo anioły nie grzeszą. Ona nie była pyszna. Była jedynie

zadowolona ze swego wyglądu.
Powoli zwolniła i przysiadła na

wieżowcu. Przerzuciła nogi przez gzyms i machała nimi niczym mała, beztroska

dziewczynka. Podobało jej się coś takiego- te ludzkie suczki, bez żadnych

zmartwień, które mogły przez pewien czas życie przeżywać dokładnie tak, jak

marzyły.
Nagle poczuła na plecach gwałtowny powiew wiatru i ciepłą

dłoń na swym barku.
- Witaj, Lilith – powiedziała wesoło.
-

Ariviel... – usłyszała w odpowiedzi zimny, ochrypły głos diablicy. Był

niczym lodowaty wiatr bezlitośnie chłoszczące jej ciało. – Jesteś w

beznadziejnej sytuacji, wiesz..?
- Tak? A to czemu? – zapytała

odwracając się. Mogła przyjrzeć się nagiej kobiecie o miłych rysach twarzy.

Zawsze chciała mieć takie włosy...Kruczoczarne, do pasy. Jakby wyrażały

jakieś zdecydowanie. Anielica nie lubiła swych srebrnych włosów- wydawały

się jej jakieś płowe, nijakie. Czy to zazdrość? Zapewne nie. Anioły nie

grzeszą.
- Mimo, że masz cycki jesteś taka bezpłciowa. Wszyscy tacy

jesteście. Zero własnego charakteru, zero jakiegokolwiek zdecydowania. Nie

zastanawiałaś się nigdy, czemu ludzi pociąga zło?
Lilith przykucnęła,

by po chwili usiąść obok Ariviel, podobnie jak ona przerzucając nogi przez

gzyms.
- Przypatrz się im- tu ręką pokazała całe miasto spoczywające

pod nimi. Czuła wobec ludzi pewien respekt. Śmiertelni, a jednak tak uparci,

tak kurczowo pragnący przeżyć życie po swojemu. – Widzisz ich? Te

zagonione mrówki. Czemu mają uciekać się do was? Czemu mają przeżywać te

życie pobożnie, pełni wyrzeczeń?
Anielica popatrzyła na nią nieco

zdziwiona. Odpowiedź była dla niej oczywista, zawsze jej to wpajano.
-

Jak to? Dla zbawienia.
- Zbawienia? Każdy człowiek jest jak niewierny

Tomasz. Dopóki nie zobaczy, nie uwierzy. Dlaczego więc ma iść za wami? A

jeśli to wszystko jest iluzją? Wymysłem księży, którzy chcieli manipulować

ludźmi?
- Ale przecież...to nieprawda! – oburzyła się

Ariviel. Jak ktoś jej pokroju może nie wierzyć w zbawienie, jak może mieć

wątpliwości.
- Anioły...Wieczne dzieci – niemalże westchnęła, jak

matka litująca się nad głupotą swego młodego dziecka. – Nieważne jest

czy to prawda, czy nie. My wiemy, że istnieje raj, że istnieje piekło. Ale

oni o tym nie wiedzą. Dla nich istnieje potęgą, satysfakcja. Chwilowa. Carpe

diem. Oni żyją każdym momentem. Chcą osiągać społeczny orgazm tu i teraz.

Chcą pokazać, że mają władze, że spełniają swoje marzenia. Nie mogą długo

czekać. Mniejszość ludzi uprawia seks, aby osiągnąć orgazm. Dążą do tego.

Niektórzy jednak seks traktują jako dobrą zabawę. To ci pierwsi trafiają do

nieba. Potrafią sapać i dyszeć, byle osiągnąć zbawienie. Męczą się. Zaś tym,

którzy zostaną potępieni radość sprawiają igraszki, a orgazm jest dla nich

jedynie czymś przyjemnym...Ale nie jest celem. Jedynie skutkiem pobocznym

gry, której się podjęli.
- Wy zaś, diabły, wszystko próbujecie

skierować ku jednemu. Ku przyjemności cielesnej. Nawet pobożne życie do

niego porównujecie.
- Tak jest dziecko. Jeśli tak nie jest, wytłumacz

mi czemu tyle ludzi uprawia seks?

Rozdział 4

-

Zupełnie was nie rozumiem – powiedział Tomek wpatrując się w twarz

kobiety. Niecierpliwie obracał szklankę w dłoni. Zawsze był niespokojny,

musiał jakoś zajmować swoje rece. To jakoś dodawało mu otuchy. – Czemu

pierwszym pytaniem nie było „jak masz na imię” czy „ile

masz lat”?. Czy moja seksualność jest tak ważna, że musi stanowić

obiekt pierwszego pytania?
Szczwana bestia. Na twarz kobiety

wykwitł uśmiech. Chłopak mógł go wziąć za przejaw sympatii, w tej minie była

jednak pogarda. Kobieta zdała sobie sprawę, że to chłopak, który albo nie ma

powodzenia u dziewczyn i tak gwałtownie reaguje...Lub wstydzi się siebie.

Albo i to i to. Jednak dobrze trafiła.
- Jeśli więc wolisz...Jak masz

na imię?
- ...Tomasz. – odpowiedział po chwili wahania. Przez

chwilę zastanawiał się czy nie skłamać, ale coś mu mówiło, że ta kobieta od

razu wyczuje fałsz w jego głosie.
- Lilian.
Lili skinęła na

barmana, przechyliła swe ciało w jego stronę i prowokacyjnie szepnęła mu na

ucho:
- Dwa razy red kiss.
Mężczyzna jedynie skinął głową i

podszedł do regału z alkoholami by sporządzić zamówione napoje.


Chłopak popatrzył na kobietę z przestrachem. Rozważył możliwość odejścia,

ale ona miała coś w sobie...Pewien rodzaju magnetyzmu, który nie pozwalał mu

się od niej oddalić.
- Czemu...dwa?
- Jak to czemu głuptasie? Nie

napijesz się ze mną?
- Ale...ja...przecież... - wyrwał się z jego ust

potok słów, jednak nie potrafił ułożyć ich w żadne porządne zdanie.
-

Tak, wiem. Nie pijesz. Jesteś prawiczkiem.
- Ale.. Co to ma do

rzeczy?!
- Hah. Jak to co? Czyżbyś nie wiedział, że pojęcia

prawiczka odnosi się nie tylko do sfery seksualnej? Hah, coraz bardziej mnie

zaskakujesz, młody przyjacielu. Czy nigdy nie pragnąłeś być prawdziwym

mężczyzną? Pokazać, że nie jesteś byle kim?
- Uważam, że są na to dużo

lepsze sposoby niż picie alkoholu. – odpowiedział oburzony.
- Ale

to rozwiązuje język i pobudza do działania. Nie wspominając o respekcie,

którym zostaniesz otoczony. Nie uważasz, że warto chociaż spróbować?


Od pewnego czasu już nawet nie patrzył. Wzrok miał wbity w lampkę napoju

mieniącego się subtelną czerwienią. Czy to może być aż tak zbrodnia? Czy to

aż tak szkodzi?
Co będzie, jeśli inni się dowiedzą?
- A jak mają

się dowiedzieć? Jesteś tu sam, a twój kolega nie wygląda na zbytniego

aniołka.
Tomek był zbyt pochłonięty bijącymi się w nim myślami, by

zdać sobie sprawę, że kobieta odpowiedziała na pytanie, które on zadał

jedynie w myślach. Już wyciągał dłoń po naczynie.
Nagle jednak inna,

blada dłoń o smukłych palcach chwyciła lampkę i przechyliła ku swym ustom.

Chłopak otworzył ze zdziwienia usta i z głupim wyrazem twarzy spojrzał na

dziwną kobietę. Z całą pewnością była piękna. Jej uroda była oryginalna-

cudowna, gładka twarz i delikatne, przypominające pajęczynę pasemka

srebrnych włosów.
- Adrianno... – wycedziła przez zęby Lili.

/> Ada odsunęła kieliszek od ust i zaczęła go prowokacyjnie obracać w

palcach, niemalże beztrosko. Wiedziała, że Lili tego nie lubi.
- Czemu

to zrobiłaś?
- Jak zwykle nie chciałam, byś sprowadziła na złą drogę

kolejnego człowieka. Prowokująca dziwka.

Nimfka
Hm... Zaczynam się gubić w tym opowiadaniu.

Pojawiły się nowe postacie - anioły, a ja zaczynam delikatnie tracic wątek.

Tak jak wspomniala wczesniej Roma, troche mnie zakreciły te imiona i teraz

sama nie wiem ile wątków pojawia się w tym opowiadaniu. Chociaz w gruncie

rzeczy to mi tak bardzo nie przeszkadza :]

Ale pomijając te

sprawy - czyta sie to to lekko i szybko, błedów jak zwykle nie szukam i nie

wypominam... No, fajne to, choć z krzesła nie spadłam. Mimo wszystko,

nastepne rozdziały przeczytam.

Magya
A ja narazie wszystko łapię i podoba mi

się. Rozumiem o co chodzi. Fajne, lekkie do poczytania. Mam nadzieję, że

wena Ci się nie skończy tak szybko
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/wink.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='wink.gif' />
Yaten
Wszystko dobre, co się dobrze kończy...

/>
Rozdział 5

Julia wskoczyła do basenu. Uwielbiała zimną

wodę i podmuchy wiatru, które nieomal zmrażały jej ciało. Czuła się wolna,

zupełnie bez grzechu. Jakby woda obmywała ją ze wszelkich win. Dlatego tak

często tu przychodziła. Często obiecywała sobie poprawę, ale zawsze jej

charakter brał górę. Niewinna kradzież, rzucone od niechcenia

przekleństwo...Czuła się po tym potwornie, ale...To było silniejsze od niej.

Jakby nie miała na swe postępowania żadnego wpływu, jak gdyby wszystko

zostało odgórnie ustalone.
Pieprzenie. Wynurzyła się z wody.

Przypatrywała się tylu ludziom dookoła – matki na kocach ze swymi

dziećmi, dziadkowie z wnukami, rozkrzyczana młodzież. Oni byli inni. Na

pewno. Ulgę sprawiało myślenie, że jest się tą jedyną złą, osamotnioną,

porzuconą. Tak było wygodniej. Obwinianie sił wyższych, nie samej siebie.

/> Nagle zauważyła znajomą sylwetką podchodzącą do skoczni. Patryk. Był

on ostatnią osobą, którą chciałaby oglądać. Jeśli jej złość, jej błędy i

głupota miało ciało, z pewnością byłoby to ciało Patryka.
On jednak

zgrabnie wylądował w wodzie i podpłynął do niej. Uśmiechnął się

zniewalająco, jakby wydarzenia ostatnich dni w ogóle nie miały miejsca, jak

gdyby to co się między nimi wydarzyło nie miało miejsca.
- Cześć,

słoneczko.
- Cześć... – powiedziała oschle. Nie chciała by tak to

zabrzmiało, nie chciała być oschła...Mimo wszystko winiła go za to, że nie

powstrzymał jej, że ten którego miała za wzór cnót uległ pokusie.
- Co

mi powiesz?
- Szczerze mówiąc? Nic. Nie mam nic ciekawego do

powiedzenia. Nie chcę cię znać, nie chcę cię oglądać, mam cię w dupie.

Cholerny egoista!
Odwróciła się i podpłynęła do drabinki.

Próbował ją złapać, ale wyślizgnęła się zręcznie, po czym pobiegła do

szatni. Łzy mieszały się z kroplami wody, które pozostały na jej ciele.

/>

- Julia. Piękne imię. Jak legendarna kochanka. –

usłyszała od kobiety stojącej na drugim końcu szatni. Rozejrzała się

dookoła, ale nie zauważyła nikogo innego. Niewątpliwie to ona była adresatką

tych słów.
- Przepraszam, o co pani chodzi? – zapytała

niegrzecznie, z trzaskiem zamykając szafkę.
- Nie pani. Dla ciebie

jestem Ariviel.
Odwróciła się ... Niemal nie oślepła od

nieoczekiwanego wybuchu światła. Z pleców nieznajomej zaczęły wyrastać

wielkie skrzydła.
- Mogę pokazać ci dobrą stronę życia. –

powiedziała wyciągając do niej dłoń. – Przecież właśnie tego

pragniesz, prawda? Chcesz uwolnić się od ciemnej strony duszy. Swojej

duszy.
- Ale...
- Nie ma ale. Żyj chwilą. Ciesz się wiarą. Idź za

mną.
- Pójdę.
Nie wiedziała też czemu to powiedziała.

Czuła się tak jak wtedy, kiedy popełniała grzechy. Jakby nie była sobą.

Teraz, jednak ... Miała zrobić coś dobrego?

Rozdział 6


/>- Jesteś z siebie zadowolona? – zapytała Lilith uszczypliwie

wpatrując się w zachodzące słońce. Stała ze schowanymi skrzydłami, piach

drażnił jej stopy.
- Tak...Ta dziewczyna jest coraz bliżej mnie. Po

śmierci będzie zbawiona. Z pewnością. – odpowiedziała pewna siebie

Ariviel. Niebo pokryte były czerwonymi chmurami zabarwionymi promieniami

słońca. Czy łuna będzie miała podobny kolor w czasie Armagedonu?
- Jest

powiedziane...że Bóg ma plany wobec każdego z nich. Gdzie tu jest więc ich

wolna wola? Jeśli są pociągani za sznurki, a wynik odwiecznej walki jest z

góry zapisany?
- Nieprawda. Ma plany. Tak jak generał wobec żołnierzy.

Oni jednak są nieprzewidywalni. Mogą zrobić zupełnie co innego. Wszystko

zależy od nich...Czy pragną być szczęśliwi.
- Człowiek...Szczęśliwy

będzie zawsze. Nie ma człowieka, który nie zazna tego uczucia. –

stwierdziła pewnie Lilith. Anielica spojrzała na nią zdziwiona.
- A ci,

którzy zostaną potępieni?
- Oni...Zaznają męki dlatego, że w życiu

robili to co sprawiało im przyjemność. A zbawieni doznają przyjemności

dlatego, że za życia doznawali mąk. Paradoks. On musiał mieć łeb, żeby

stworzyć taki...łańcuch. Czym zresztą różni się czynienie dobra od zła?

/>- Jak to...
- Ta dziewczyna. O którą tak zabiegałaś.
- Nie tylko

ja. – zaznaczyła kąśliwie.
- Owszem, wcieliłam się w tego

chłopaka...Uwielbiam subtelnie kusić. Taki porządny, a sprowokował ją do

stracenia dziewictwa i to w taki sposób, że tak naprawdę Julia sama siebie o

to obwinia.
- Zło zawsze było genialne. Ale Dobro urzeka swoją

prostotą.
- Nie o to chodzi. Zauważ...Zawsze kiedy grzeszyła, czuła

się jakby nie była sobą. Jakby ktoś był w jej środku i kazał czynić jej źle.


- Dlatego tak ważne było, abym wskazała jej właściwą drogę. Dzięki

mnie...Jutro obejrzy królestwo niebieskie, nie zaś piekło.
- Nie

zwróciłaś uwagi na jej uczucia, kiedy do niej mówiłaś? Kiedy pokazałaś jej

właściwą drogę? Ona wtedy...Też nie była sobą. Jakby górę wzięła dobra część

jej duszy. Jutro, kiedy potrąci ją samochodu, przypomni sobie ciebie...Ale

nie będzie potrafiła odpędzić się od myśli podobnych jak dziś na

basenie...”Nie byłam sobą”.
- Gdzie tu jest więc miejsce

na dobro? Na zło? Na dobre uczynki i na grzeszki? Jeśli człowiek wtedy nad

sobą nie panuje, bierze nad nim górę inna siła żyjąca w nim?
- Właśnie

się nad tym zastanawiam. Wygląda na to, że jedynie my, anioły jesteśmy

czarne lub białe. Ludzi nie można tak sklasyfikować. Oni są szarzy.

Nieodwracalnie. Jedyna różnica polega na odcieniu szarości, który przybiera

ich dusza.

Rozdział 7

An angelface smiles to me

under a headline of tragedy that smile used to give me warmth farewell - no

words to say. Słowa wydobywające się ze słuchawek doskonale oddawały jego

nastrój. Słońce dawno zaszło, ulice były opuszczone. Przypominało to świat z

jakiegoś horroru- ostry wiatr chłoszczący jego twarz, latające nad płytą

chodnika pojedyncze kartki z gazet.
I on. Samotny, jedynie z

discmanem i Nightwishem. Angels fall first. Ciekawe. Miał dość już monotonii

życia. Tej cholernej rutyny. Wszystkiego. Szkoła, nauka. Nic nadzwyczajnego.

Nawet dziewczyny nie umiał sobie znaleźć. Wszystko wydawało się nudne. Czy

tak będzie...do śmierci?
Nagle zauważył kobietę poznaną parę dni temu

w barze. Stała oparta o ścianę rozwalającego się budynku i uśmiechała się

posępnie. Jak gdyby wiedziała, że on tam będzie i jedynie czekała.
-

Lila... – wymówił ze zdziwieniem.
- Tomasz. – jego imię w

jej ust zabrzmiało jak najgorsza obraza. – Jeden z nich kiedyś

zgrzeszył niewiarą. A ty...Jesteś taki sam?
Ściągnął słuchawki

by lepiej słyszeć. W jej słowach był dziwny hipnotyzm, jej wzrok zaś

przewiercał go na wylot. Jakby nie mógł mieć przed nią żadnych tajemnic,

skryć żadnych tajemnic. Nigdy nie znał nikogo takiego. Nie miał osoby, do

której miał pełne zaufanie.
- Nie wierzysz w lepsze jutro...Nie masz

nadziei. Po co więc to ciągniesz? By każdego dnia przeżywać kolejne

rozczarowania? By w kółko powtarzać to samo? By cierpieć bez końca? Tego

właśnie chcesz?

Epilog

- Ariviel...Pamiętasz Joba?

/>- Człowieka z ziemi Hus?
- Tak, tego. Był to przykład niezłamanej

wiary, której nie potrafił zniszczyć nawet najpotężniejszy anioł. Lucyfer. A

ja...Nakłoniłam do samobójstwa Tomasza, ty uratowałaś życie Julii. Ale...czy

ta batalia o dusze ma jakiś sens?
- Po to jesteśmy, prawda? By

przeciągać ich na naszą stronę, by narzucić im własny punkt widzenia. I to w

taki sposób, by myśleli że to ich własna zasługa.
- A jednak Bóg

ukochał te stworzenia bardziej niż was, Aniołów. Dał im...
- Wolną

wolę. Owszem.
- A jeśli to jedyne istoty na ziemi obdarzone wolną wolą?

Jeśli tylko one dostały taki dar?
- Nie rozumiem. A my?
-

Właśnie...My jesteśmy jego narzędziami, które służą jedynie do formowania

charakterów jego dzieci. I jedynie w jego rękach. On ma władzę nawet nad

nami.
- Ale...jeśli my nie miałybyśmy wolnej woli...Wtedy znaczyłoby

to, że Julia, że Tomasz...To nie my na nich wpłynęliśmy. Jedynie On. On zna

wynik bitwy. My...po co mu jesteśmy? Czy on się nami nie bawi? I co sprawia,

że on wybiera sobie kogo chce wziąć do siebie? Ten Tomek...Całe życie był

dobry, a jednym zdecydowanym cięciem zaprzepaści szansę na zbawienie...Julia

zaś grzeszyła, odpowiedziała jednak na twoje wezwanie...I ujrzy królestwo

Jego.
- Na moje wezwanie? Teraz...Sama powiedziałaś, że to nie było

moje wezwanie. To były Jego słowa siłą wepchnięte w moje usta. To wszystko

nie ma sensu. Każda dusza, jeszcze nawet ta nienarodzona...Już ma spisane

przeznaczenie. I nic na to nie poradzi...Jeśli jednak tak jest...Wtedy

oznacza to, że ich szare dusze...Też nie posiadają wolnej woli, prawda?

/> Lilith nie odpowiadała. Nie chciała znać odpowiedzi.
Magya
Fajnie napisane, ale teraz ja nie łapię


border='0' style='vertical-align:middle' alt='blink.gif'

/> czy to już jest koniec?
Nimfka
Raczej tak, epilog zwykle kończy

opowiadanie.

No cóż... To, że nic absolutnie z tego nie łapie nie

zmienia faktu, że opowiadanie mi się podoba :] Czuje, że bede musiała

przeczytac je jeszcze raz i dopiero wtedy połapię się w tych wszystkich

wątkach i postaciach.
Jesli chodzi o błędy, to pare razy brakowało

jakiejś spacji, raz pojawiła się niepotrzebna kropka, ale nie wytykam.

Grunt, że łatwo sie to to czytało. No, ładnie, mi sie podobało.
To jest "lekka wersja" zawartosci forum. By zobaczyc pelna wersje, z dodatkowymi informacjami i obrazami kliknij tutaj.

  kulturystyka  trening na masę
Invision Power Board © 2001-2025 Invision Power Services, Inc.