Help - Search - Member List - Calendar
Pelna wersja: Mamo[bo Warto Mówić Kocham/zanim Będzie Za Późno]
Magiczne Forum > Harry Potter > Fan Fiction i Kwiat Lotosu
Emily Strange
Pierwsze opowiadanie które nie jest

erotykiem ^^
Na innym forum znalazło się 7 marca. W przed dzień Dnia

Kobiet.
Tak jak i wtedy teraz również prosiłabym (a może raczej

radziła) o chwilę przemyslenie po lub w trakcie czytania. Bo moim zdaniem

temat jest tego wart,

Mamo

Wysoki mężczyzna w

czarnym płaszczu pochylił się ku siedzącej na kawałku tektury staruszce i

wcisnął jej do ręki dziesięć funtów, wybierając bukiet najokazalszych

tulipanów. Miały piękny, rzadko spotykany odcień czerwieni. Ulubiony kolor

jego matki.
Mężczyzna usiadł na parkowej ławce, kładąc kwiaty obok

siebie. Wpatrzył się w przestrzeń przed sobą. Był to pierwszy pogodny,

wiosenny dzień. Słońce świeciło wesoło, a drzewa powoli pokrywały się

zielenią. Świat tak, jak co roku, budził się do życia.
Czemu on nie

mógł w końcu zacząć żyć? Nie lubił wiosny, ponieważ wiązały się z nią

niemiłe dla niego wspomnienia. Miała ona już na zawsze pozostać

znienawidzoną przez niego porą roku. Wolał jesień. Melancholijną, smutną,

szarą i płaczliwą jesień. Zawsze starał się ukrywać swoją antypatię do

wiosny, bo przecież wszyscy tak ją uwielbiali. A jakże, przecież robiło się

wtedy ciepło, świat stawał się bardziej optymistyczny dzięki pojawiającym

się zewsząd kolorom, a ludzie z większą niż zazwyczaj intensywnością łączyli

się w pary i obściskiwali we wszystkich możliwych miejscach publicznych. O

tak, nie lubił tego. Nienawidził. I nie uważał, żeby było to za mocne

słowo.
Ukrył twarz w dłoniach, nie zwracając uwagi na to, że chłodny

wietrzyk wdziera się pod poły jego płaszcza. Gdy wracały do niego

wspomnienia przestawać zwracać uwagę na otaczający go świat. Nie widział,

nie słyszał ani nie czuł niczego.

Ale najpierw czas opowiedzieć

coś, czego Draco Malfoy nie mógł, a nawet nie miał prawa pamiętać z

banalnego powodu – nie było go jeszcze na świecie.
Przyszła

małżonka Lucjusza Malfoya była mu „przypisana” zaraz po ich

narodzinach. Urodzili się w tym samym roku, a ich rodzice, dwa szanowane

rody czarodziejów, były ze sobą blisko zaprzyjaźnione. Ani Lucjusz, ani

pochodząca z rodu Blacków Narcyza nie mieli nic do powiedzenia w tym

temacie. W wieku osiemnastu lat mieli wziąć ślub i musieli ten fakt

zaakceptować.
Oboje skrajnie się od siebie różnili mimo, że zostali

przydzieleni w Hogwarcie do tego samego domu. Do Slytherinu, rzecz jasna. On

był pełnym ironii, zadufania i wyższości nastolatkiem, a ona w głębi serca

miłą dziewczyną, tęskniącą za normalnością. Nie przepadała za światem

czarodziei. Nie podzielała obsesji Ślizgonów na temat czystej krwi i

tępienia szlam. Stała obok tego wszystkiego, nie ingerując w żaden sposób w

otaczający ją świat. Trzymała się na uboczu, uchodząc za wyniosłą

arystokratkę, którą w rzeczywistości wcale nie była.
Od zawsze

wiedziała, że małżeństwo z Lucjuszem było najgorszą rzeczą, jaka mogła jej

się przytrafić w życiu. Poglądy jej rodziców przypominały jednak nieco

myślenie ludzi średniowiecznych, co oznaczało, że musiała całkowicie

podporządkować się ich woli.
Lucjusz nigdy nie okazywał jej choćby

cienia zainteresowania. W jego mniemaniu chyba nie musiał – przecież

ona i tak była jego. Nie musiała go kochać, ale wydawało mu się, że to, że

go pożąda jest oczywiste. Przecież uganiała się za nim większa część

żeńskiej połowy Hogwartu. Nie mieściło mu się głowie, że jakakolwiek

przedstawicielka płci pięknej mogłaby go uważać za niegodnego

zainteresowania. Ale dla Narcyzy właśnie tak było. Nie podobało jej się jego

aroganckie i bezczelne zachowanie. Nie mogła wręcz patrzeć na wszystkie jego

gesty, tak bardzo przesycone nie odstępującym go poczuciem pewności siebie.

Nienawidziła sposobu, w jaki odrzucał włosy i nie znosiła jego uśmiechu, a

raczej uśmieszku pełnego wyższości. Napawał ją uczuciem ciężkim do opisania.

Można powiedzieć, że Lucjusz Malfoy napawał ją niejako obrzydzeniem. Był

jedynym człowiekiem na świecie, do którego czuła nie mającą granic pogardę.


Po ślubie musiała opanować swoją niechęć do męża. Nie mogła zażądać

rozwodu, unikać go, nie mogła zrobić niczego oprócz przystosowania się do

nowej sytuacji. Lucjusz zrobił to, czego przed zawarciem ślubu obawiała się

najbardziej – wciągnął ją do grona Śmierciożerców. Nigdy nie myślała o

zabijaniu jako o czymś pociągającym czy podniecającym. Nie bawiło jej to.

Jej mąż tego nie rozumiał. O dziwo, Czarny Pan okazał się nieco bardziej

wyrozumiały. Gdy pierwszy raz uczestniczyła w morderstwie, na szczęście

jedynie jako widz, zwymiotowała na widok krwi. Później, przez kilka nocy

dręczyły ją straszne koszmary. Nie brała udziału w tego typu

„akcjach” przez wiele lat. Jednak z czasem się uodporniła. Dosyć

często przebywała w ogromnym zamczysku, w którym rezydował Lord. Nie raz

słyszała krzyki, jęki i płacz torturowanych ludzi. Po kilku latach władała

zaklęciami niewybaczalnymi równie dobrze jak jej małżonek. Nie miała innego

wyjścia. Musiała się przystosować i podporządkować. Zupełnie. Nawet wbrew

samej sobie.
Gdy urodził się Draco, Narcyza miała nadzieję, że coś w

ich małżeństwie ulegnie zmianie, jednak grubo się przeliczyła. Odkąd tylko

nauczył się mówić był poddany ciężkim treningom. Był przyuczany do

„zawodu” Śmierciożercy. Zabijał małe zwierzęta, torturował je,

stopniowo przechodząc do coraz większych. Ojciec wpajał mu bezwzględne

zasady i nie wahał się karać syna za pomocą zaklęć i przemocy fizycznej.

Narcyza patrzyła na to i czuła jak łamie się jej serce, mimo tego

zachowywała kamienną twarz. Nie chciała, by jej ukochany synek stał się

takim potworem jak jego ojciec, miała jednak świadomość, że właśnie tak to

się skończy. Draco był niezwykle pojętny i posłuszny. Unikał chociażby

najmniejszych błędów czy oznak nieposłuszeństwa, wiedział bowiem jaka kara

za nie grozi. Ojciec był z niego dumny, czego nie okazywał i co nie

przeszkadzało mu, karać syna i być dla niego wyjątkowo zimnym i

nieprzystępnym. Nari wiedziała, że Draco potrzebuje rodzicielskiej miłości,

ciepła i czułości. Chciała mu je dać, ale nie mogła. Za okazywanie czułości,

pobłażania i troski Lucjusz upominał ją po wieczornym posiłku. Była

doskonałą aktorką. Nie okazywała swoich prawdziwych uczuć. Była zimna,

wyniosła, arystokratyczna – była dokładnie taka, jaka powinna być

zdaniem jej męża. Nie zmieniało to jednak faktu, że nigdy nie była dla niego

wystarczająco idealna. I była też nieszczęśliwa. Codziennie rano

przywdziewała na twarz maskę obojętności i odrywała ten sam spektakl, w

teatrze, w którym widzami byli wszyscy poza nią. Jej świat miał wyłącznie

odcienie szarości. Nie wiedziała co to szczęście, barwy czy śmiech. Z czasem

zapomniała nawet jak się śmieje, jak się uśmiecha.

Draco pamiętał

matkę jako zimną kobietę o surowym wyrazie twarzy. Od zawsze. Patrzyła na

niego wzrokiem, który z zamierzenia miał być chłodny, lecz w rzeczywistości

pod przykrywką lodu kłębiły się emocje, które chłopak czasem dostrzegał

– jednak dopiero, gdy dorósł. Jej oczy były smutne i pełne bólu. Draco

widział to i cierpiał, bo wiedział, że w żaden sposób nie może jej pomóc.

/>Czasami słyszał jej cichy, tłumiony płacz. Zawsze w nocy. Szczególnie

wtedy, gdy ojciec nie wracał na noc do domu. Draco nienawidził go wtedy

jeszcze bardziej niż zazwyczaj. Ciężko było jednoznacznie opisać jego

odczucia względem ojca. Nienawidził go, a jednocześnie czuł przed nim

respekt, chory strach, wymuszony szacunek. Kiedy jeszcze był w Hogwarcie nie

rozumiał tego. W ogóle rozumiał niewiele. Jego psychika dziecka wolała nie

zauważać pewnych rzeczy. Dopiero później zrozumiał i cierpiał, gdy fakty,

których wcześniej nie dostrzegał docierały do jego umysłu i serca.

/>Przez kilka lat mieszkał jeszcze w Malfoy Manor i patrzył jak jego rodzice

wzajemnie się unikają. To właśnie w trakcie tych kilku lat słyszał płacz

matki po każdej akcji Śmierciożerców i za każdym razem, gdy Lucjusz nie

wracał do domu Jej ból był niemal namacalny, lecz udawał, ze go nie widzi.

Odwracał wzrok, gdy jej spojrzenie stawało się błagalne. Odwracał się od jej

cierpienia i trosk. Bo przecież nie mógł jej pomóc. Nie mógł...


/>Po pewnym czasie Nari nie pamiętała już innego życia, jeśli kiedykolwiek

takowego zaznała. Nie wiedziała co to domowe ciepło, rodzicielska troska.

Nie znała znaczenia słowa miłość, bo nigdy go nie doświadczyła.
Jej

życie było ciągłym, nieprzerwanym pasmem udręk i emocjonalnej szarpaniny.

Cały czas żyła ze świadomością, że nikt jej nie kocha, że nie jest nikomu

potrzebna, że nikt nie płakałby gdyby zabrakło jej na tym świecie.

Wiedziała, że najlepszym wyjściem rzeczywiście byłoby samobójstwo, ale nie

mogła podjąć tej ostatecznej decyzji. Brakowało jej odwagi. Szkoda, że nigdy

nie dowiedziała się, że na tym znienawidzonym przez nią świecie jest ktoś,

kto kochał ją najmocniej jak tylko potrafił, ktoś, kto zrobiłby dla niej

wszystko gdyby tylko mógł. Gdyby tylko mógł...

Mężczyzna wstał z

parkowej ławki i ruszył przed siebie, machinalnie otulając się płaszczem i

mocno ściskając w ręku pęk czerwonych tulipanów.

Znacznie później

Draco wielokrotnie zastanawiał się czy życie jego samego i jego rodziców

mogłoby wyglądać inaczej. Po długim czasie, kiedy to pytanie nie dawało mu

spać, doszedł do wniosku, że nie. Jego matka nie mogła sprzeciwić się ani

własnym rodzicom, ani mężowi. Lucjusz nie mógł mieć innego podejścia do

ludzi i świata, bo został wychowany właśnie tak, przez ojca, do którego był

podobny. A on sam nie mógł żyć inaczej. Nie mógł pomóc matce, bo tym

skrzywdziłby ją jeszcze bardziej.
Poza tym jego zdaniem i tak nie

miała najgorzej w Malfoy Manor „u boku” jego ojca. Miała

pieniądze, piękny dom, nigdy nie była głodna. Tak myślał na początku. Wtedy

nie do końca był w stanie ją rozumieć. Był za młody by móc, by rozumieć, że

w życiu nie liczą się tylko wartości materialne, że nie one są

najważniejsze. Zrozumiał to znacznie później, jak na jego gust niestety za

późno. Usprawiedliwiało go jednak to, że i on nie wiedział co to miłość,

ciepło i troska. Ludzi traktował jak gorszych od siebie, niewartych

większego zainteresowania, a co dopiero zaangażowania emocjonalnego.

/>Dopiero, gdy w jednej chwili wskoczył w dorosłość postanowił wziąć los w

swoje ręce. Dopiero wtedy, gdy zrozumiał istotę życia.

Narcyza,

gdy była mała chciała przeżyć swoje życie tak, aby niczego nie żałować. Nie

udało jej się to. Poniosła sromotną klęskę na tym polu, a zresztą nie tylko

na tym. Czasami, gdy spędzała czas w ciszy i samotności zastanawiała się jak

mogło wyglądać jej życie, gdyby wzięła je w swoje ręce od razu, na samym

początku. Była pewna, że inaczej. Żałowała, że poddała się woli rodziców,

mimo, że pozornie nie miała innego wyjścia. Żałowała, że jest świadkiem

tego, jak jej syn staje się takim samym potworem jak jego ojciec. Żałowała,

że nie potrafi mieć choćby tyle odwagi by chociaż raz, przez chwilę,

przytulić Dracona tak, jak matka powinna tulić do siebie swoje ukochane

dziecko. Bo przecież go kochała. Kochała go najmocniej na świecie, tylko

jego. Najbardziej ze wszystkiego żałowała chyba właśnie tego, że nigdy mu

tej miłości nie okazała, że chociaż raz nie wyszeptała tych dwóch magicznych

słów. A przecież to takie proste.

Mężczyzna nagle zatrzymał się i

kucnął, gdy tylko dotarł do celu. Wstawił kwiaty do stojącego przed nim

wazonu. Dotknął palcami ust, a następnie musnął nimi zimny nagrobek. Położył

na granitowej płycie obie dłonie i wyszeptał te dwa, proste słowa. Zmieniła

go jedna drobna chwila. Te ułamki sekund, gdy usłyszał, że jego matka nie

żyje. Na wiosnę. Wiedział, że do końca życia będzie żałował, że nie zdążył

jej powiedzieć jak bardzo ją kocha.

KONIEC
avalanche
nie będę się rozpisywać, chyba nie potrafię.



Podobało mi się, takie przepełnione smutkiem i poruszające.

szczególnie ostatnia scena, taka..niepasująca, pod względem nastrojowym -

dziwne, ale mogę tu zastosować takie porównianie pór roku. Cały tekst oprócz

końcówki - jesień, przeplatana zimą a sama końcówka - chłodna wiosna, kiedy

słonko świeci, ale czujemy jeszcze zimno. (Moze to jakieś osobiste

skojarzenia, ale pamiętam jedną z wizyt na Powązkach właśnie wiosną, podczas

takiej pogody i stąd to moje takie wyobrażenie)
Magya
Poruszające, piękne, wspaniałe. Bardzo mnie

to poruszyło. Masz bardzo fajny talent do budowania jakiegoś nastroju, a

potem to pęka jak bańka mydlana. Tak nagle, tak niespodziewanie. Jedno z

twoich najlepszych opowiadań, które czytałam. Twoje opowiadania sa

takie...wymagające dojrzałości. Trzeba naprawdę potem przemyśleć sobie to.

Bardzo mnie poruszyłaś. Chwała Ci za to
Nimbuska2000
Niesamowite. Zdziwiło mnie trochę to

zachowanie Draco, ale... To było tak dojmujące i pełne smutku... Aż łzy

stanęły mi w oczach... Ech znowu się rozklejam.
Ale bardzo piękne

opowiadanie. Pisz jak najwięcej takich opowiadań!
voldzia
hmm bardzo ladne. nie napisze ze

niesamowite czy jakies wyjatkowe pod kazdym wzgledem, ale hm... przeczytalam

je dwa razy, bardzo mi sie spodobalo. Trudno mi wyobrazic sobie Narcyze i

Draca wlasnie takich, o drugim wnetrzu, ale to wcale nie jest zle. po prostu

inaczej sobie ich wyobrazalam, co nie oznacza ze Twoj punkt widzenia jest

niegodny uwagi. Zgadzam sie z kims wyzej - masz talent do budowania

nastroju, a ostatnia scena to niejako 'przypieczetowanie', dowod

milosci matki i jej dziecka.
Moonchild
Opowiadanie bardzo mi się podobało - krótkie

ale poruszające. Szkoda tylko, że użyłaś do niego rodzinę Malfoyów bo jakoś

mi oni tu nie pasują...
Carmen
Wg mnie dobrze, ze wlasnie pokazalas tu Malfloy'ow, a nie inna rodzine. Bardzo mi sie podobalo. I teraz wiem, ze umiesz pisac nie tylko erotyki tongue.gif
Nokiaaa
Masz talent. Masz naprawdę wielki talent i błagam, nie zmarnuj go.

To opowiadanie podoba mi się pod tym względem, że pobudza do głębszych przemyśleń i refleksji. Nieco smutne i poruszające..

Oby tak dalej smile.gif
Mordoklejka
powiem że mnie urzekło. domysliłam sie końca. Tylko Malfoy'owie mi jakos tu nie pasują - z drugiej strony jednak nikt inny by tu nie pasował lepiej... myslę że wiesz o co mi chodzi.

A tak nawiasem, sama napisałam coś podobnego (gdzieś tak cghyba w lutym?? albo to był marzec?? a może już kwiecień?? eeee... tam - kiedyś), tylko że o ojcu i córce i muszę się pochwalić, że ta praca zdobyłam trzecie miejsce w konkursie powiatowym. Na 300 prac!! ! mam nadzieję że tobie też uda się twoja twórczościa cos osiągnąć. zycze powodzenia!!!
Copiczek
A kogo nie urzekło... To było piękne, niczym kwiat lotosu tongue.gif Choć smutne jak jesień... cry.gif Ślicznie, oby tak dalej
To jest "lekka wersja" zawartosci forum. By zobaczyc pelna wersje, z dodatkowymi informacjami i obrazami kliknij tutaj.

  kulturystyka  trening na masę
Invision Power Board © 2001-2024 Invision Power Services, Inc.