Stuk, stuk, stuk-cicha uliczka
rozbrzmiewa pośpiesznymi krokami. Z jednej i drugiej strony uliczki piętrzą
się małe domki. Okna zamknięte, ciemne zasłony pozasuwane. Na parapetach nie
ma żadnych kwiatów, brak ogródków, brak trawy. Przygnębiająca, głucha i
przerażająca cisza. Przerywana tylko stukotem nóg. W jednym z okien mignęła
twarz ludzka wyrażająca strach. Zmierzchało. Chłopak przyśpieszył. No, tak
mama będzie się martwić. Ale u Weasley`ów szybciej mija czas, nawet się nie
obejrzałem jak zrobiło się ciemno.- myślał czarnowłosy chłopak. Wiedział, że
nie powinno go tu teraz być. Wiedział też, że jego obecność na zewnątrz jest
nietaktem. Wiedział także czym to może się dla niego skończyć. Jeszcze
chwila i wyjdą dementorzy i śmierciożercy. Zaczął biec. Jeszcze trochę i
zaraz będę w dolinie Godrika, mama czeka na mnie z kolacją i z niepokojem w
swoich zielonych oczach-takich jak moje. Może tata wróci w końcu do domu?
-pomyślał-Ale w końcu to nie jego wina. Odkąd pamiętam wychodził wcześnie
rano z domu i wracał po paru dniach. Raz nie było go trzy tygodnie. Mama
chodziła z zapuchniętymi oczami od płaczu. Gdy w końcu wrócił, mama omal nie
zemdlała z radości. Ale gdy zapaliła światło, zobaczyła, że jest cały
pokrwawiony i brudny. Przez miesiąc mama nie odstępowała od jego łóżka.
Pamiętam, że siłą musiałem ją od niego odciągać. Żeby się przespała.
Nagle mignęła mu przed oczami czarna peleryna. Skręcił w jedną z
bocznych uliczek. Biegł już ile sił w nogach za sobą słyszał świst
powietrza. To dementorzy. Nie bał się. Przed oczami miał już dolinę
Godrika. Uśpiona i spokojna. Tylko w jednym z domów świeciło się nieśmiało
światło. Mama czeka!- ucieszył się- Jestem w domu. Przeskoczył przez
brązowy płotek i zastukał trzy razy, policzył do pięciu i jeszcze raz trzy
razy-to był umówiony znak, który wymyśliła jego matka. Drzwi się otwarły.
Wśliznął się przez nie. Szybko zaryglował je. Odetchnął z ulgą. Mało
brakowało - pomyślał. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Matka urządzała każde
pomieszczenie w tym domu. Kuchnia była pomalowana na żółto. Szafki, stół i
krzesła były zrobione z jasnego drewna. Na oparciu krzesła drzemała czarna
sowa matki o imieniu Sina. Na krześle bury kocur ojca- Herkules. Na stole
było nakrycie na trzy osoby. Jedno dla mnie, dla mamy i dla ojca. Gdyby ktoś
obcy zobaczyłby trzy nakrycia, pomyślałby, że głowa rodziny jest w domu. Ale
chłopak wiedział, że to przyzwyczajenie matki. Zawsze ma nadzieję, że może
dzisiaj wróci. Obok stołu stała średniego wzrostu kobieta. Była bardzo
ładna. Szczupła o długich włosach koloru złotej miedzi i niezwykłych
szmaragdowych oczach. Które w tym momencie wyrażały smutek i strach o
jedynego syna.
- Harry! Nareszcie ! Co się stało syneczku?
Dlaczego tak długo. Nic Ci się nie stało? Martwiłam się.- To ostatnie zdanie
nie musiała mówić. Harry to wiedział. Wiedział też, że nie powinien wracać
tak późno.
- Nic mi się nie stało mamo. Przepraszam za spóźnienie, ale
lekcje się przedłużyły...
- Wiem synku, że musisz na nie chodzić ale
nadal się niepokoję. Nie chcę Cię stracić tak jak...- z oczu matki popłynęły
łzy.
Harry podszedł do niej i przytulił ją. W oczach chłopaka
zapaliły się ogniki nienawiści. Już szesnaście lat minęło odkąd Harry się
urodził. Od szesnastu lat nie może się pogodzić z jarzmem Voldemort`a. On
jest przyczyną łez matki, ciągłych nieobecności ojca i śmierci jego młodszej
o rok siostry Fibi. Harry dobrze pamięta ten dzień. Było to dokładnie w
jego piętnaste urodziny. W lipcu. Pamięta prezent od ojca- była to srebrna
pelerynka niewidka. Mój ojciec, James dostał ją od swojego taty. Był wtedy
taki szczęśliwy. Od Fibi dostał srebrny medalion ze zdjęciem na którym są
razem. Na tym zdjęciu on miał prawie piętnaście a ona czternaście. Siedzieli
na jeleniu, w którego zamienił się James- animag. Harry zawsze nosi go na
szyi. Matka kupiła mu sowę śnieżną Hedwigę. Na przemian zakładaliśmy z
siostrą pelerynę i szukaliśmy się nawzajem. Gdy skończyliśmy zabawę,
przyleciała sowa informująca, że tajne lekcje prowadzone, przez byłych
nauczycieli Hogwartu odbędą się dzisiaj w nocy w domu Patil`ów. Lekcje
odbywały się parę razy na tydzień, w co chwile innym domu. Wtedy padło na
dom moich koleżanek Parvati i Padmy Patil. Chodziliśmy z siostrą na
przemian, aby nie wzbudzać podejrzeń. Wtedy miała iść moja siostra. Mama nie
chciała jej puścić, bo te lekcje odbywały się w nocy, ale Fibi tak strasznie
chciała iść, że mama jej pozwoliła. Pożyczyłem jej wtedy pelerynkę niewidkę,
aby uspokoić matkę. Miała wrócić rano. Patilowie obiecali, że będzie mogła u
nich zostać na noc. Fibi założyła pelerynkę i poszła. Nazajutrz przy
śniadaniu wleciała sowa. W liściku pisało:
Droga Lily i James`sie.
Z największą przykrością muszę Was zawiadomić, że wczoraj w nocy nastąpił
atak śmierciożerców na dom Patilów. Zginęli wszyscy. Rodzina Patil, profesor
Sinistra, która wtedy nauczała, i 13 uczniów. Nikt nie przeżył. Udało nam
się odbić pięć ciał. Resztę śmierciożercy zawiesili na bramie miasta.
Przykro mi ale Wasza córka nie żyje. Ciała nie daliśmy rady odbić.
Przepraszam, że nie umiałem, zapewnić tym dzieciom lepszej ochrony. Ale
śmierciożerców było za dużo. Przykro mi. Pamiętajcie, że macie jeszcze
Harry`ego.
Profesor Albus Dumbledor
Załamaliśmy się. Nie
mogliśmy z rodzicami uwierzyć, w to co przeczytaliśmy. Sowa przyniosła
jeszcze paczuszkę w środku była zbrudzona i pokrwawiona pelerynka niewidka,
którą Fibi miała na sobie. Była tam jeszcze karteczka: Tylko to zostało
znalezione po waszej córce. Matka pobiegła od razu do bramy miasta aby
chociaż zobaczyć jej ciało. Próbowaliśmy ją z ojcem powstrzymać. Ale nie
dała sobie nic powiedzieć. Poszliśmy więc z nią. Nigdy nie zapomnę tego
widoku. Na bramie wisiało trzynaście zmasakrowanych trupów. Rozpoznałem
profesor Sinistrę , Rodziców Parvati i Padmy, które także tam wisiały,
patrzyłem na pokrwawione ciało Lavender i Rona mojego najlepszego
przyjaciela, widziałem także ciało czarnoskórego chłopaka, a także ciało
malutkiego chłopczyka. W tym momencie postanowiłem, że pomszczę moja
siostrę, moich kolegów i nauczycieli, że będę działał razem z ojcem w tajnej
organizacji mającej łapać śmierciożerców. Ale ja ich nie będę łapał, ja ich
zabiję, każdego po kolei. Ale najpierw muszę przyłożyć się do nauki czarów.
Będę najlepszy...
- No już mamo. Przestań o tym myśleć- wyrwałem się ze
wspomnień.
- Dobrze synku, dobrze już mi lepiej. Siadaj do kolacji. Nie
mów ojcu, że płakałam, nie chcę żeby się martwił.
- Mamo dostałem
dzisiaj najlepszą ocenę z zaklęć. Już umiem wszystkie rodzaje zaklęć
rozbrajających , a także unieruchamiających. Dzisiaj nauczyliśmy się
zaklęcia wiążących. Zdałem także zaklęcia iluzjonistyczne.
- Brawo
synku. Jestem z Ciebie dumna. Ale zaklęcia iluzjonistyczne zdaje się
przecież w wieku 17 lat.
- No tak ale profesor Dumbledor, powiedział, że
mogę je zdawać teraz. Za miesiąc będę się uczyć zaklęć niewybaczalnych.
-
Obyś nigdy nie musiał ich użyć.
"Przykro mi mamo ale będę
musiał ich użyć"- pomyślał- "ale muszę poczekać aż skończę
siedemnaście lat aby przystąpić do organizacji ojca."
Poszedł
do swojego pokoju. Siadł na łóżku i zaczął ćwiczyć przemienianie się w psa.
Nikt nie wiedział o tym nawet rodzice. Od paru tygodni zaczął to robić już
bez problemu. Wystarczyło mu już tylko pomyśleć, że jest czarnym psem
i...już nim był. Ojciec też był animagiem. Ale zamieniał się w jelenia. Mógł
się w niego przemieniać tylko w lesie, bo jeleń w miasteczku to niezła
sensacja. No, a psy są wszędzie.
Następnego ranka stało się coś co
zmieniło jego życie. Do każdego z domów wchodzili śmierciożercy i kazali
wyjść na główny plac gdyż miała się odbyć egzekucja jednego z największych
zdrajców i wrogów Lorda Voldemorta. Przerażona ciżba czarodziejów stłoczyła
się na placu. Na nim ustawiony był drewniany podest do którego przykuty był
człowiek o czarnych zmierzwionych włosach. Był pokrwawiony. Śmierciożercy
znęcali się nad nim przez cały czas. Jednak uważali aby go nie zabić ta
przyjemność miała być dla Czarnego Pana i śmierciożercy dobrze o tym
wiedzieli. Harry, który stał na placu razem z matką, był przerażony, że
złapali tego biedaka. Czarownica obok wyszeptała: Skazaniec jest członkiem
tajnego stowarzyszenia. Harry przyjrzał mu się lepiej gdy ten podniósł
głowę. Harry krzyknął, raz i drugi. Skazańcem był jego ojciec. Lily z
przerażeniem stwierdziła, że ten szczątek człowieka to jej ukochany James.
Roztrąciła tłum i wbiegła na podest, za nią Harry. Lily przypadła do męża i
zaczęła płakać. Śmierciożercy już mieli ich wyrzucić, gdy zjawił się
Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać. Wyczrował zieloną czaszkę która
zawisła nad głowami Potterów.
- Związać ich! Jego parszywa rodzina
powinna zgnić razem z nim.-tu plunął na Jamesa.- Zaraz zobaczycie co się
dzieje z tymi, którzy sprzeciwiają się Lordowi Voldemortowi.
- Harry,
Lily uciekajcie! Nie chcę żebyście zginęli przeze mnie- szepnął
James.
- Nie zostanę z Tobą, Harry uciekaj! Musisz się ratować-
Wyszeptała Lily trzymając kurczowo James`a.
- Słuchajcie macie uciekać.
Jeżeli mnie kochacie zróbcie to dla mnie. Szybko.
Śmierciożercy już się
zbliżali. Powoli, nie śpiesząc się. Uważali, że nie mają szans na ucieczkę,
chcieli podelektować się ich strachem. Chcieli słyszeć jak błagają o życie,
o zmiłowanie, chcieli słyszeć jak krzyczą i widzieć jak ulatuje z nich
życie.
- Harry zmieniaj się w psa. Od dawna wiem, że jesteś animagiem. Na
trzy zamieniaj się i uciekaj. Ile sił będziesz miał w łapach.- wyszeptała
matka-Raz...dwa...TRZY!!!
Harry nie zastanawiał się nawet o
tym nie pomyślał po prostu był już psem, zeskoczył z platformy i biegł. Na
chwilę przystanął i oglądnął się. Jego matka zamieniła się w gołębicę i
wystrzeliła w powietrze. Voldemort coś krzyczał. Udało się mu uciec, ktoś mu
uciekł- cieszył się-Ale tata.... Biegł dalej gdy nagle usłyszał przeraźliwy
krzyk, to krzyczała jego matka. Voldemort rzucił w nią zaklęcie śmierci.
Widział jak spadała. Jak przeistacza się z gołębicy w kobietę. Widział jak
uderzyła o ziemię. Widział też błysk zielonego światła. Widział jak jego
ojciec umiera. Harry wiedział co ma zrobić. Biegł w stronę Voldemorta. Krew
w nim wrzała. Jednym skokiem znalazł się na platformie przeistoczył się w
człowieka. Popatrzył na zakrwawione ciała rodziców. Popatrzył na tłum
przerażonych czarodziejów i na śmierciożerców a potem spojrzał w wężowe oczy
Czarnego Pana. Nie bał się. Czuł w sobie siłę. Wykrzyczał zaklęcie
śmierci-nikt nie wiedział, że je umie. Nauczył się go po śmierci Fibi.
Ćwiczył na pająkach i szczurach.
-AVADA KEDAVRA !!! -
krzyknął najgłośniej jak umiał.
Voldemort zrobił to samo. Promienie
zielonego światła spotkały się. Połączyły się tworząc gigantyczną kulę
zieleni. Kula robiła się coraz większa. Harry zobaczył po chwili coś, co
nikt nigdy nie widział. Strach Voldemorta. Śmierciożercy zbliżyli się aby
pomóc swemu Panu. W tym momencie kula wybuchła. Był to wielki wybuch i huk.
Tłum rozpierzchł się na wszystkie strony. Jednak tych których dotknął wybuch
kuli zabiło. W tłumie była także profesor McGonagall. Gdy opadła zielona
mgła zbliżyła się do drewnianej platformy w tłumie zabitych zobaczyła wiele
znajomych twarzy profesorów, uczniów, ich rodziców i...Dumbledor`a. Leżał
pod trupem młodej kobiety. Na podeście leżeli Potter`owie. Obok nich leżał
Voldemort. A raczej Tom Riddle. Gdyż trup zamienił się w chłopca, którego
McGonagall dobrze pamiętała ze świetności Hogwartu teraz zniszczonego przez
śmierciożerców. Po policzku Minevry spłynęła łza. Radości i smutku. Właśnie
zginął Voldemort- przyczyna terroru i strachu. Ale także młody chłopak i
jego rodzina. Czy aż tyle ludzi musiało zginąć przez te dwadzieścia lat
żeby zwyciężyć cię Tomie. Czy ta ofiara musiała być tak wielka?
- Nie
martwcie się wasza ofiara nie pójdzie na marne, odbudujemy ten świat za
który oddaliście najwyższą ofiarę. Życie ...