Być Szlachetnym [cdn?], czasem trzeba bardzo szybko dorosnąć...
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | Pomoc Szukaj Użytkownicy Kalendarz |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
Być Szlachetnym [cdn?], czasem trzeba bardzo szybko dorosnąć...
Kitiara |
10.12.2004 19:15
Post
#1
|
Uczeń Hogwartu Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 173 Dołączył: 08.12.2004 Płeć: jedyny w swoim rodzaju |
Opowiadanie "Być szlachetnym" jest siquelam do "Ręki Boga". Dlatego radziłabym najpierw przeczytać tamten FF.
Czwartek, 01.11.1996 Do skrzydła szpitalnego wpadły nareszcie promienie słońca. Pierwszy listopada zapowiadał się na pogodny dzień. Jeden niesforny promyk zaigrał na bladej twarzy chłopca leżącego na łóżku pod ścianą, rozświetlając ją i ogrzewając swoim ciepłem. Pacjent otworzył oczy. Był wyspany i cholernie świadomy wszystkiego, co się stało. Przez ostatnich kilka dni trzymali go na jakichś odurzających paskudztwach, uśmierzających fizyczne i psychiczne cierpienie. Teraz, gdy zewnętrzne rany już się prawie całkiem zabliźniły, a umysł odetchnął świeżością, ogarnął go falą płynącą od strony serca tępy ból i chociaż ciało już go nie bolało, czuł się podle. Chłopiec zagapił się bezmyślnie na biały sufit. Postanowił wstać i poszukać jakiegoś lustra. Przez tych kilka dni majaczył, miał nawroty gorączki, albo spał otępiony eliksirami. Należało powrócić do życia. Życie – jak to teraz dziwnie brzmi... Harry uśmiechnął się do siebie smutno i zwlekł powoli obydwie nogi z łóżka. Wziął z szafki okulary i założył na nos. Sala nabrała ostrzejszych barw i musiał na chwilę zmrużyć oczy. Wstał i poczłapał do ogólnej łazienki najbliżej sali szpitalnej. Nie chciał korzystać z tej na miejscu. Nie zamierzał natknąć się na Pomponię Pomfrey. Tak się składało, że do tej, do której się wybierał, chodziło mnóstwo Ślizgonów, bo mieli dosyć blisko, ale Harry'ego mało to w tej chwili obchodziło. Tak szczerze, to w ogóle nie obchodziło go nic. Kiedy doszedł do łazienki i skorzystał z ubikacji, podszedł do lustra przy umywalce. Spojrzał niepewnie na swoją twarz. Nie czuł strachu, raczej ciekawość. Trochę się zdziwił widokiem. Na lewym policzku widniała już prawie całkiem niewidoczna, równa blizna. Rana na prawym była głębsza i „zdobiły” ją nierówne brzegi, dlatego blizna po niej była jeszcze różowa i miała nigdy do końca nie zniknąć i pozostać tam na zawsze w postaci bladej, postrzępionej linii. Na szyi i dekolcie miał trochę jasnych i różowawych blizn po tępej żyletce. Wzdrygnął się na wspomnienie tortur. Odkręcił zimną wodę, zdjął okulary i wsunął głowę pod kran. Stał tak prawie minutę, aż zrobiło mu się naprawdę zimno. Zakręcił kurek i palcami wycisnął z włosów nadmiar wody nad umywalką. Wziął z dużego stosu kilka papierowych ręczników i osuszył twarz, oraz – na ile oczywiście się dało – swoje niesforne pióra. Założył z powrotem okulary. Po chwili Harry rozpiął górę pidżamy i spojrzał na swój lewy bok. Ciało rozszarpane hakiem już się prawie zagoiło, chociaż duża, nierówna blizna była jeszcze ciemnoróżowa. Chłopiec z chorą fascynacją patrzył przez chwilę na paskudną skazę na jego ciele. W pewnym momencie skrzywił się i zapiął pidżamę. Pech chciał, że wychodząc z łazienki, Harry natknął się na Malfoya. Miał nadzieję, że obejdzie się bez scysji. Jednak się pomylił. - Jak tam Potter impra u twoich zamaskowanych przyjaciół? -zapytał Ślizgon z bezczelnym uśmiechem. Ploty niestety szybko rozchodzą się w środowisku szkolnym. - Musiała być niezła zabawa, skoro masz sznyty na twarzy i dekolcie. Aż strach pomyśleć gdzie masz je jeszcze. Harry spojrzał na niego z pogardą. - Pokazać ci, Malfoy? - spytał z paskudnym uśmiechem - Zrobiłbym to, ale obawiam się, że twój delikatny wzrok tego nie wytrzyma... Draco był zaskoczony odpowiedzią Gryfona, spodziewał się raczej tekstu w stylu "odpieprz się"; albo "co cię to obchodzi?", ale nie jawnej prowokacji. - Nie wytrzymałbyś nawet godziny w towarzystwie Notta, Malfoy - wycedził jeszcze przez zęby Harry. - Jasne, Potty - Draco szybko odzyskał rezon - mój ty bohaterze. Blondyn uśmiechnął się z wyższością i wszedł do łazienki. "Skończony kretyn" -pomyślał Harry i powlókł się z powrotem do skrzydła szpitalnego. Nie było nigdzie widać pani Pomfrey, więc odetchnął z ulgą. Wziął szafeczki swoją różdżkę i szybkim zaklęciem osuszył włosy do końca. Wyglądały teraz dużo gorzej niż zazwyczaj, co stanowiło jawne mistrzostwo. Miał już zdjąć okulary i położyć się z powrotem do wyrka, gdy jego wzrok padł na poduszkę i spostrzegł wystający spod niej róg pergaminu. Sięgnął ręką i wyjął złożoną kartkę wraz z włożonym w środek flakonikiem z jasnozielonym płynem. Harry przyjrzał się uważnie fiolce. Nie znał tego eliksiru. Rozejrzał się uważnie, czy nikt się nie zbliża. Czuł, że to jest coś bardzo osobistego, i że nie powinny mieć do tego listu dostępu osoby nie powołane. Harry zaczął czytać równe, schludne, pochyłe pismo. Przeczytaj ten list uważnie i powoli, Potter. To bardzo istotne. Odpowiedzialność i obowiązek, jakie na Tobie ciążą, w związku z Przepowiednią Sybilli Trelawney, obligują Cię do podjęcia wielu wysiłków i stawienia czoła wszelkim przeciwnościom losu. Ostatnie jednak zdarzenie, a mianowicie tragedia, która dotknęła Ciebie bezpośrednio - stawia sprawy w innym świetle. Harry zmarszczył brwi i się wzdrygnął. Mimo woli ujrzał przed oczami straszny, błazeński uśmiech Salomona Notta.. Przymknął na chwilę powieki i otrząsnął się z niemiłych wspomnień. Niejeden dorosły, doświadczony czarodziej doznałby silnego załamania psychicznego na Twoim miejscu. Dlatego powinieneś mieć wybór. Bardzo istotny wybór, Potter. Sam musisz zdecydować, czy nadal chcesz dźwigać na swych barkach tak wielki ciężar odpowiedzialności i zarazem zmagać się z bagażem okrutnych, bolesnych wspomnień, które już na zawsze wyryły ślad na Twojej młodej psychice. Musisz liczyć się z tym, że możesz nigdy nie odzyskać do końca równowagi psychicznej. Musisz mieć pewność, czy chcesz żyć dalej i walczyć z demonami przeszłości, zmagając się jednocześnie z przeznaczoną sobie mroczną przyszłością. Przepowiednie są ważne. Ale zawsze ważniejszy od nich będzie człowiek i jego prawo o decydowaniu o sobie. Kiedyś ktoś bardzo mądry, powiedział mi, że nasze wybory nas określają i to prawda. Harry uśmiechną się smutno. Doskonale wiedział kto był autorem tych słów. Ale nasze wybory są też naszym przywilejem. Kiedy chcesz możesz powiedzieć „nie”, a kiedy indziej zdecydujesz się odpowiedzieć „tak”. To dotyczy każdej, nawet tej najważniejszej decyzji, o której może zależeć bardzo wiele. Są takie sytuacje, kiedy można pokierować się egoizmem. Do takich należy sytuacja, w której znalazłeś się Ty. Nie zrozum mnie źle, Potter. Nie namawiam Cię do skończenia ze sobą. W żadnym wypadku, nie jest to moją intencją, chociaż powiedzmy sobie szczerze – sympatią Cię nie darzę. Uważam jednak, że powinieneś mieć wybór, a Twoje ewentualne rozstanie się z tym światem, powinno być szybkie i bezbolesne, bo chyba zgodzisz się ze mną, że więcej upokorzenia i bólu nie zniósłby już nikt. Trucizna, którą Ci dałem działa natychmiastowo i skutecznie. Wiem, że to brzmi okrutnie, ale jak już zdążyłeś się przekonać, życie często bywa okrutne. Harry przyjrzał się buteleczce niemal z czułością. „Jeden łyk – pomyślał – jeden łyk i będzie po wszystkim”. Nie podejmuj jednak pochopnie decyzji, co do samobójstwa (przepraszam, ale całe życie byłem brutalnie szczery). Spróbuj podjąć wysiłek ponownego powrotu do życia. Znajdź w sobie odwagę. Dopiero po pewnym czasie, jeżeli zrozumiesz, że nie jesteś w stanie dalej żyć i nie radzisz sobie z tym wszystkim, dopiero wtedy wypij truciznę. Jej działanie jest bezbolesne, stuprocentowo skuteczne, i oczywiście nie istnieje na nią żadne antidotum. Dlatego właśnie powinieneś mieć niezachwianą pewność, co do jej zażycia, Potter. „Szczerość, aż do bólu, jak zawsze...” – pomyślał Harry. Nie piszę tego, dlatego, że mam Cię za jednostkę słabą, Potter. Wręcz przeciwnie. Gdybym miał chociaż minimum pewności, że bezmyślnie rzucisz się na tą truciznę, nie pisałbym do Ciebie. Powody są inne. Po pierwsze, mam pewne zasady, których się w życiu trzymam. Po drugie, miałem wątpliwy zaszczyt znać Salomona Notta osobiście i byłem kilka razy świadkiem jego „wyczynów”, dlatego wiem do czego mógł się posunąć. Pamiętaj, Potter, że życie masz tylko jedno i nie da się powrócić tu z tej drugiej strony. „Zobaczyłbym rodziców ... i Syriusza...” – pomyślał z nadzieją Harry. Pamiętaj też, przy podejmowaniu decyzji, o ludziach, którym na tobie zależy. Harry lekko się skrzywił. Mam nadzieję, że rozumiesz moje intencje. Nie wyrzucaj, ani nie pal tego listu od razu po przeczytaniu. Przestudiuj go kilka razy zanim to zrobisz. Z poważaniem: Sam – Wiesz – Który – Nauczyciel Chłopiec uśmiechnął się smutno, czytając podpis Severusa. PS: Mimo, że daję Ci tą przeklętą fiolkę, szczerze ufam, że nigdy nie skorzystasz z jej zawartości. Myślę, że masz dosyć odwagi i siły, by iść dalej. Uważam też, że jesteś zdolny do szlachetności, a to bardzo pomaga w trudnych sytuacjach życiowych. Tego już było za wiele. Snape uważa go za za jednostkę szlachetną. „Za chwilę doczytam się, że jest we mnie zakochany” – pomyślał z przekąsem. Ostatnie zdanie brzmiało jednak nieco inaczej. Jeżeli komukolwiek powiesz, Potter, że uważam Cię za szlachetnego, odważnego i inteligentnego bachora, to osobiście cię uduszę. Harry nie mógł się nie zaśmiać. Westchnął i przeczytał list jeszcze trzykrotnie. Za każdym razem, był coraz mniej pewny, czego chce. Prawda, nadal miał ogromną chęć spalić list i wypić zawartość fiolki, ale wiara w niego ze strony osoby, która jawnie go nie cierpi, nieco hamowała te zapędy. Dziwiło go to, że akurat Snape rozumiał go najlepiej, że wszystkich. Gdyby tak nie było nie napisałby tego listu „Boże, czemu życie jest takie posrane?” – pomyślał po raz setny. Doszedł w końcu do wniosku, że ani fiolka, ani list mu nie uciekną i schował je dokładnie pod poduszkę. Zdjął okulary i położył się na boku, podciągając kolana niemal pod brodę. Starał się nie myśleć o kuszącej perspektywie wypicia trucizny „od ręki”. „Chociaż nie będę musiał sobie podcinać żył” – pomyślał cynicznie. Nagle przypomniały mu się słowa Notta: „Myślisz, że jesteś twardy Potter? Udowodnię ci, że tak nie jest. Będziesz skomlał jak szczeniak, żeby cię dobić.” Harry czuł wstyd nawet za ten jeden, jedyny raz gdy poprosił o litość. Wtedy, gdy Salomon Nott użył haka. Po policzkach chłopca popłynęły łzy. - Obyś zdechł sukinsynu w najgorszych męczarniach – wyszeptał z w poduszkę – obyś zdechł i nigdy więcej nikogo nie tknął... Nigdy wcześniej nie pomyślał, że może nienawidzić kogoś tak bardzo, jak Voldemorta. Okazało się jednak, że mógł. *** Podczas śniadania Severus miał wybitny apetyt. Zjadł prawie tyle, co Ronald Weasley, to było mistrzostwem samym w sobie. A ponieważ konsumował prawie takim tempie jak Rudy Chudy Ron, nie mógł w tym czasie poczynić swych zwykłych „przystolnych” obserwacji. Sięgnąl po sok dyniowy i rozejrzał się po sali. Malfoy i Parkinson bezczelnie "lizali się" przy stole. Zanotował sobie, że musi im zwrócić wagę i po raz setny wytłumaczyć, że wielka Sala to nie sypialnia. Crabb i Goyle, ach cóż oni mogli robić? Żarli jak hipopotamy. Millicenta Buldstrode zapatrzona była w stół Ravenklawu. „Co one widzą w tym Sappo?” – pomyślał Snape zwracając wzrok na siódmorocznego Krukona z burzą niesfornych, kasztanowych włosów i o zabójczym uśmiechu. Chłopak mierzwił sobie właśnie teatralnym gestem kudły i mówił coś do wlepiającej w niego wzrok ładnej Krukonki z piątego roku. Wraz twarzy bubka mówił: „czyż nie jestem mądry i bosko przystojny?” Severus stłumił w sobie impuls podejścia do Bernarda Wielkiego Amanta Sappo i strzelenia go na odlew w ten pusty łeb. Ponownie omiótł wzrokiem stół Ślizgonów, gdzie nie działo się nic ciekawego, poza tym, że mopsowata piękność wsadziła bezceremonialnie rękę między nogi swojej blond sympatii. Snape był zdegustowany. „Żałosne. Cóż, dostaną szlaban... Oddzielnie” Teraz Severus spojrzał na stół Gryffindoru. Weasley i Granger wyglądali jak skazańcy i przez krótką chwilę pożałował, że dał Potterowi fiolkę z trucizną. Ale tyko przez chwilę. Wyobraził sobie Pottera powieszonego na pasku lub ręczniku, albo z podciętymi żyłami i to wróciło mu rozsądek. -...Severusie – dobiegł do niego głos siedzącego po prawej Dumbledore. - Słucham? Co pan mówił dyrektorze? - Mówiłem, że msz dziś dobry apetyt. Rzadko się to zdarza. Wspaniale, Severusie, może trochę przytyjesz? - Nie jadłem wczoraj kolacji – gładko odpowiedział Severus. I była to prawda, ale on czuł się świetnie z zupełnie innych powodów, i z zupełnie innych powodów miał taki apetyt. Wczorajsza akcją bądź co bądź nadszarpnęła trochę energii, potrzebnej do kontrolowanej przemiany, ale Dyro nie musiał o tym wiedzieć. Sev czuł się wolny, niezależny, miał gdzieś „co ludzie powiedzą” (niewiele się zmieniło w jego podejściu do otoczenia, nieprawdaż?). Ale przede wszystkim czuł się pożyteczny dla świata i czuł się spełnioy. Po śniadaniu dorwał Slytherińską Parę Stulecia i przy wejściu do Wielkiej Sali, oznajmił im, że mają szlaban za nie przyzwoite zachowanie przy stole. - Dziś Malfoy, jutro ty, Parkinson – dodał mściwie. Obydwoje wyglądali na niepocieszonych, zwłaszcza Mopsica. Miał już udać się do sali eliksirów, gdy dobiegł go zza pleców denerwujący, wysoki kobiecy głos. - Severusie, Severusie, poczekaj! – krzyczała hogwarcka Matka Teresa. - Słucham? –Mężczyzna zmusił się do uprzejmego wyrazu twarzy. - Czy mógłbyś mi przynieść do skrzydła szpitalnego trochę eliksirów przeciwbólowych? Są na wykończeniu. Snape pomyślał, że się przesłyszał. Uniósł wysoko brwi. - Czyś ty rozum postradała, kobieto? – powiedział cichym, jadowitym głosem. – Przecież dwa tygodnie temu dałem ci tego całe mnóstwo! Wlałaś połowę tego w Pottera? Przecież większość z nich ma działanie narkotyczno - odurzające. Jak to ładnie mówią mugole, niektóre z tych specyfików „zmieniają świadomość” – wysyczał Sev. - No a miałam wybór? – Spytała poirytowana Niańka Poppy – Ciągle miał gorączkę i majaczył... - To nie powód, żeby podawać zbyt duże ilości środków, które mogą uzależnić! – Severus patrzył na panią Pomfrey, jakby zobaczył ją po raz pierwszy w życiu. – Jak będzie chciał ćpać, to sam o tym zadecyduje. Hektolitry przeciwbólowych eliksirów mogą mieć działania uboczne, włącznie z uodpornieniem się na ich skuteczne działanie. Ale, na miłość Boga! Ja przecież rozmawiam z wykwalifikowaną pielęgniarką i uzdrowicielką, która powinna o tym wiedzieć! - To była wyjątkowa sytuacja Severusie – odrzekła urażona – ale ty jak zwykle, nie rozumiesz pewnych spraw. - Wiesz, Pomponio – Snape wiedział, że nie lubi pełnej wersji swojego imienia, dlatego jej używał – może i dobrze, że Potter był cały czas silnie odurzony, skoro przebywał w twoim towarzystwie... Sev westchnął. - Kobieto, to są silne leki. Jak nie mogłaś sobie poradzić z Potterem rzucającym się na łóżku w malignie, trzeba było poprosić o truciznę, albo radzić sobie bez faszerowania go zbyt dużymi ilościami tego gówna. Sam przyrządzałem te eliksiry. Większość z nich jest cholernie mocna. Trzeba go było potrzymać za rękę i pośpiewać kołysanki, albo podać wraz z normalną dawką przeciwbólowego zwykły wywar z melisy, który ma działanie uspakajające. To w końcu ty tu leczysz, a nie ja. To jakiś paradoks... Poppy Pomfrey poczuła się skrzywdzona, ponieważ podane zostały w wątpliwość, jej metody leczenia. - Jesteś bezduszny – powiedziała. – On był torturowany i bardzo cierpiał. Zrobiłam to, co musiałam. A teraz powiedz mi, czy mam liczyć na dostawę, czy nie? - Przyniosę ci te przeklęte eliksiry w czasie przerwy na lunch, zadowolona? Tylko nie wlewaj ich w tego dzieciaka. Raczej daj mu coś na szybkie gojenie się ran. Czy on po takich dawkach funkcjonuje jeszcze normalnie i jest w stanie powiedzieć jak się nazywa? Zmiłuj się i myśl na drugi raz Pomponio, bardzo cię proszę. Co do tortur, to nikt lepiej, niż ja w tej szkole nie ma pojęcia, czym są tortury Notta, bo nie raz je oglądałem. A teraz spieszę się na zajęcia, więc idź z Bogiem Pomponio, będzie ci raźniej. To, że mistrz eliksirów miał niezaprzeczalną racje jeszcze bardziej rozzłościło miłosierną Pomfrey. - Do zobaczenia, Snivellusie – wysyczała. - Widzę, że kulturą też nie grzeszysz Pomponio – odezwał się chłodnym, oficjalnym tonem, po krótkiej chwili niezręcznego milczenia Severus. – Tak jak i rozumem zresztą, ale niech ci będzie. Do widzenia. - Owrócił się i odszedł w stronę lochów. Nie wściekł się i dlatego Pomponia Pomfrey poczuła się paskudnie. Wiedziała, że ta zagrywka była poniżej pasa i to wcale nie polepszyło jej humoru. *** Harry leżał na zimnym stole do tortur. Nie mógł zasnąć, bo był nafaszerowany eliksirami pobudzającymi. Tak bardzo chciał umrzeć. Chciał zasnąć i nigdy więcej się nie obudzić. Bolało go całe ciało i stracił mnóstwo krwi. "Chyba już noc, bo sobie poszedł" - pomyślał. To było straszne. I ta cała wizyta Voldemorta. Przyszedł na trochę by "sobie popatrzeć." Harry się wzdrygnął na samo wspomnienie. Plecy miał tak skatowane, że postanowił przekręcić się na brzuch. Nie był już skrępowany pasami. Niby po co? Nie miał ani różdżki ani sił witalnych. Gdzie i jak miałby uciec? Podniósł się na prawym łokciu i z całej siły podciągnął ciało w górę. Odetchnął z wysiłku i z ulgi. Marnej ulgi, ale zawsze... Drzwi otworzyły się z hukiem i wszedł jego kat. - Niespodzianka, powiedział śmiejąc się przy tym wesoło. Harry'ego zalała zimna fala strachu, gdy zobaczył Notta podchodzącego do swoich ukochanych narzędzi. Mężczyzna wrócił za chwilę i obleśnie uśmiechnął się do chłopaka. W ręku trzymał cienki, bambusowy kij. - Pomogę ci, Potter - warknął i brutalnie przewrócił go na brzuch. "Boże, nie" - pomyślał Harry. Jego plecy były jedną, wielką raną. Śmierciożerca skrępował ponownie pasami ręce i nogi swojej ofiary, gwiżdżąc przy tym jakąś wesołą melodię. Ta melodia w jakiś niewytłumaczalny sposób przerażała Harry'ego bardziej od tego, co zamierzał zrobić mu Nott. - Zobaczymy, czy jesteś wytrzymały na cierpienie, Potter - powiedział zimno Salomon i uniósł do góry bambusowy kij. Zamachnął się i uderzył z całej siły. *** Pacjent wrzasnął rozdzierająco i otworzył szeroko oczy. Pani Pomfrey podbiegła do chłopca i złapała go lekko za rękę. - Nie dotykaj mnie - warknął oszalały ze strachu Harry i wyrwał dłoń patrząc z wściekłością na pielęgniarkę. - Śniło ci się coś złego? - Spytała łagodnie. Chłopak nie odpowiedział i odwrócił się do niej plecami. - Chcę w spokoju pospać – znowu warknął. Oczywiście wiedział, że teraz nie zaśnie. Chciało mu się płakać i nie miał zamiaru pokazywać swoich łez komukolwiek. "Biedak" - pomyślała Pomponia wstając z łóżka. Przez następnych kilka minut bezmyślnie gapiła się w okno. - Witam - dobiegł ja w pewnym momencie głos od strony drzwi. - Twoje eliksiry. Proszę. Severus powyjmował fiolki ze swoich obszernych kieszeni i ustawił je na stole. - Dziękuję - Pomponia spojrzała swojemu gościowi w oczy. - Severusie - odezwała się cicho - przepraszam, za to jak cię nazwała. Ja... - Daruj sobie - uciął chłodno. - We wczesnej młodości tyle razy słyszałem swoje drugie imię, że miałem czasem problemy z podpisaniem wypracowania - zimny sarkazm wylewał się z ust Snape'a jak rzeka. - Do wszystkiego można się przyzwyczaić. Harry, który oczywiście wszystko słyszał, domyślił się o jakie "imię" chodzi i mimo woli zaczerwienił się ze wstydu. Pomponia też się zarumieniła i widać było, że naprawdę jest jej przykro. - Mimo wszystko, przepraszam. - W porządku -odrzekł chłodno Severus. - Posłuchaj - ciągnął łagodnie mistrz eliksirów - Zdenerwowałem się na ciebie, bo powiedzmy sobie szczerze, mimo że się nie lubimy, uważam cię za odpowiednią osobę na odpowiednim stanowisku. Posiadasz doświadczenie i ogromne kwalifikacje, tym bardziej razi u ciebie tak nieodpowiedzialne zachowanie. - Sev wciągnął ze świstem powietrze. - Potter był faszerowany przez 48 godzin eliksirami pobudzającymi i Eliksirem Czuwania. Błyskawiczne przestawienie go na zbyt duże ilości eliksirów o działaniu przeciwnym, mogło doprowadzić nawet do zapaści serca, przecież wiesz o tym Pomponio... Mniejsza, każdy z nas popełnia błędy - mężczyzna machnął ręką. Pomponia Pomfrey musiała w duchu przyznać, że Snape ma ogromną wiedzę medyczną. "No, ale przecież jak był młodziutki, to nic, tylko czytał, zupełnie jak ta Granger" - pomyślała refleksyjnie. Harry natomiast pomyślał, że cudownie byłoby dostać tej zapaści serca. Severusie, musimy pogadać - dobiegł od drzwi głos Dumbledore'a Wiedział, gdzie szukać swojego oswojonego wampira, bo jak zawsze, wiedział wszystko. - Teraz i tutaj, dyrektorze? - To bardzo ważne - Harry usłyszał napięcie w głosie starszego mężczyzny i wytężył słuch. - O co chodzi, panie dyrektorze? - grzecznie zapytał Snape. Albus wszedł do środka i omiótł wzrokiem całą sytuację. - Czy możesz zostawić nas na malutką chwilę samych, Poppy? - Tu jest pacjent - powiedziała ostrzegawczym tonem kobieta. - Będziemy cicho, obiecuję - spokojnie odrzekł dyrektor. Pomponia obdarzyła ich podejrzliwym spojrzeniem, ale zniknęła na zapleczu. Dumbledore trzymał w ręku zwiniętego "Proroka Codziennego." - Czy wiesz, co wczoraj w nocy spotkało Samuela Notta, Severusie? - spytał wprost. - Wybaczy pan Dyrektorze, ale nie interesuje mnie co ten niewyżyty kuta..., znaczy sadysta robi wieczorami - odparł chłodno mistrz eliksirów. - Ale to powinno cię zainteresować - z naciskiem powiedział Dumbledore. - Czyżby? Nie sądzę... - Harry wyczuł sarkazm i lodowatą pogardę w głosie Snape'a. - Powinno cię obejść Severusie, ponieważ Salomon Nott nie żyje. Serce Harry'ego przestało na chwilę bić. Cały teraz składał się ze słuchu. - Czyżby strzelił go jasny szlag? - Spytał z kpiną w głosie Severus. - Nie, spotkało go coś o wiele gorszego. - Pan daruje, Dyrektorze, ale nie wiem o co chodzi. - Znałeś go Severusie. Znałeś go i nie rusza cię wcale fakt, że nie żyje? - Aha. Znałem osobiście sukinsyna, więc powinienem zacząć płakać rzewnymi łzami? - słowa mistrza eliksirów nasączone były jadem obrzydzenia i pogardy. - Pan raczy żartować, dyrektorze? Co mnie ma obchodzić śmierć sadysty? Nie opowiadałem panu co on zrobił prawie osiemnaście lat temu? Czego pan chce, żebym mu współczuł? Harry mimowolnie poczuł do niego nutę sympatii. - Severusie, doskonale wiesz o co mi chodzi! - Dumbledore podniósł głos. Harry zastrzygłby uszami, gdyby potrafił. - Radziłbym zachowywać się cicho, Potter śpi - spokojnie odrzekł Snape. - Severusie - głos Dumbledore'a był opanowany ale dało się w nim wyczuć irytację - oczekuję cię dziś w swoim gabinecie punktualnie o 19:30. Sev się skrzywił. - Oczywiście panie dyrektorze - odrzekł jednak grzecznie. - Masz, poczytaj sobie - Albus wręczył mistrzowi eliksirów gazetę. Severus wziął ją dla świętego spokoju do ręki, ale jak tylko wyszedł Dumbledore, położył ją na stole obok eliksirów. Snape podszedł do okna i wyjrzał na jasno oświetlone słońcem błonia. "O jednego śmiecia mniej" - pomyślał Miał już wychodzić, ale mimowoli spojrzał na leżącą na stole gazetę. Krzykliwy tytuł pierwszej strony głosił: PRZERAŻAJĄCA ŚMIERĆ SALOMONA NOTTA!!! ODRAŻAJĄCY MORD NA JEDNYM Z NAJBARDZIEJ SZLACHETNYCH I SZANOWANYCH CZŁONKÓW CZARODZIEJSKIEJ SPOŁECZNOŚCI! Severusa krew zalała i widział jak przez mgłę. W szale zaczął drzeć „Proroka Codziennego” na strzępy. - Co oni tu powypisywali! - darł się ogarnięty gniewem Snape - Pieprzone włazidupy! Co za pierdolony śmietnik!!! Harry nie mógł dłużej udawać, że śpi, a do sali szpitalnej wpadła jak bomba Pomponia Pomfrey. - Co ty wyprawiasz, Severusie?! Harry gapił się ciekawie, jak Snape drze Proroka w drobny mak. - Banda lizodupnych kutasów! - krzyczał wściekły mistrz eliksirów. - SEVERUSIE!!! - Pomponia zarumieniła się z oburzenia i konsternacji. Harry stłumił uśmiech i popatrzył niewinnie na pielęgniarkę. - Czego?! - warknął Sev - A ty, Potter, co się gapisz? Śpij!. - Przepraszam, ale zaczął pan krzyczeć i się obudziłem - grzecznie skłamał Harry. Severus powoli zaczął wychodzić ze stanu szału i furii, ale nadal był wściekły, jak sto hipogryfów. Sprzątnął strzępy gazety za pomocą różdżki i posłał Pomponii spojrzenie przebywającego na odwyku od ludzkiego mięsa bazyliszka. Następnie widowiskowo wyfrunął z sali szpitalnej powiewając szatą. *** Przez cały dzień Severus był rozdrażniony. Wyżył się na pierwszorocznych, wlepił szlaban Weasleyowi i Granger za "zbyt głośną rozmowę na korytarzu", nakrzyczał na Longbottoma za to, że pojawił się w zasięgu jego wzroku, a nawet objechał Bogu ducha winnego Hagrida, który tylko go niechcący potrącił i jak zwykle niesfornie i długo przepraszał. A nadal było mu mało. Był żądny krwi niewinnej. Nagłówek w gazecie utrzymywał go w stanie przyciszonej permanentnej furii maniakalno-depresyjnej (wiem, to rodzaj schizofrenii a nie furii, ale zgodzicie się ze mną, że Severusa nie trzymają się żadne standardy). "Malfoy będzie dzisiaj biedny" - pomyślał, idąc na obiad. *** Po obiedzie, Harry'ego odwiedzili Ron i Hermiona. Była to dziwna wizyta. Prawie wcale nie rozmawiali i tylko na siebie patrzyli. - Przykro nam Harry, za to wszystko.. - wyszeptała w końcu Herm. - Daruj sobie - odrzekł poirytowany Harry. - Przecież to nie wasza wina - dodał już łagodniej. - Zdrowiej szybko - Ron popatrzył smutno na przyjaciela - Tak, zdrowiej szybko, tęsknimy za tobą - dołączyła się do rudzielca Hermiona. - Powinienem wyjść jutro - stwierdził sucho Harry. - Och! Jutro mamy eliksiry - wykrzyknęła dziewczyna. - I co z tego? - Harry zmarszczył brwi. - Może będzie coś na temat trucizn - dodał obojętnie, obserwując, jak się zachowają. - HARRY! - wrzasnęła Herm. - Nie możesz nawet tak myśleć! - Dla twojej wiadomości - odrzekł chłodno pacjent - cały czas o tym myślę. Hermiona i Ron wyglądali na przestraszonych. - Harry nie możesz tego zrobić... - powiedział z rozpaczą w głosie rudy chłopiec.- My cię kochamy jak brata. - Wiem - wyraz twarzy Harry'ego był łagodny. - Ale ja już nigdy nie będę taki sam... - I tak będziemy cię kochać - zapewniła żarliwie Hermiona. - Tak! I zawsze możesz na nas liczyć - dodał Ron z entuzjazmem. Harry wiedział, że obydwoje mówią serio i szczerze, chociaż smutno się uśmiechnął - Wiesz co? - Ron sięgnął do torby. - Ten cały Nott zdechł dziś w nocy. - I to nie była lekka śmierć - dodał mściwie - Masz, poczytaj - Ron wręczył Harry'emu „Proroka Codziennego”. - Może lepiej nie - Hermiona wyglądała na nieprzekonaną pomysłem kumpla. - Nie, w porządku. Chcę to przeczytać. Widząc wątpliwość w oczach przyjaciółki uśmiechnął się uspokajająco. - Naprawdę Hermiono - dodał jeszcze. - Musimy już iść Harry - powiedział Ron - ale przyjdziemy tu po kolacji. - Snape nam wlepił szlaban. Na pojutrze. - Powiedziała Hermiona. - Aha i musimy już dziś pisać wypracowanie na poniedziałek z zielarstwa, bo wieczór sobotni mamy przerąbany - dodał Ron. - Za co dostaliście szlaban? - Za gadanie na korytarzu. To nawet jak na niego dziwne - zaczęła Hermiona. - Chyba się coś stało. Wyglądał jak chodząca furia. Harry udawał obojętność, ale słuchał bardzo uważnie. - Trzymaj się cieplutko - Herm dała mu całusa w policzek, a Harry mimowolnie się wzdrygnął. "Ciekawe, czy teraz mi tak zostanie na zawsze..." pomyślał. - Do zobaczenia, Harry - powiedział Ron i obydwoje opuścili cichą, szpitalną salę. Harry został sam i mógł spokojnie przeczytać artykuł. To było coś, co go naprawdę zainteresowało. Zabrał się z zaciekawieniem za tekst. W miarę jak czytał, narastał w nim gniew i zarazem jakaś pusta wesołość. To, co zostało powiedziane w artykule, brzmiało dla niego jak jawna kpina. Sam tytuł doprowadzał do białej gorączki. Pod nagłówkiem tłustymi literami zapisana była wypowiedź nie kogo innego, jak Percy'ego Weasleya. "Pan Nott był nobliwym i szacownym członkiem naszej społeczności. Nie pozwolimy więcej na takie barbarzyństwo. Nie ma żadnych wątpliwości, co do tego, że morderstwa dopuścił się wampir - żaden człowiek nie potrafiłby dokonać czegoś takiego. Faktem jest też, że wampir ów dokonał niepełnej, kontrolowanej przemiany - inaczej ciało denata byłoby tak zmasakrowane, że nie dałoby się go rozpoznać. Świadczy to o tym, że morderstwo było zaplanowane i dokonane z zimną krwią" "A nie pomyślałeś, kutasie, że ktoś mógł mieć motyw?" - pomyślał z irytacją Harry. Oto dowód na to, że należy cofnąć Dekret O Ochronie Wampirów. Te niezrównoważone zwierzęta zagrażają każdemu z nas! Dzisiaj Salomon Nott, jutro może to być sam Minister Magii. Istota która dokonała tego haniebnego czynu zostanie pochwycona i skazana na śmierć przez ścięcie toporem o srebrnym ostrzu. Nie będzie litości! Skoro ginie tak dobry, szlachetny człowiek, znany ze swych hojnych datków na szczytne cele Ministerstwa, jak wywodzący się ze starożytnego rodu Salomon Nott, trzeba zdusić to bestialstwo w zarodku. Harry nie mógł uwierzyć w to co czytał: "niezrównoważone zwierzęta", gdyby tak było, to ciągle słyszałoby się o jakichś mordach. "Jemu się już całkowicie we łbie poprzestawiało, myśli tylko o tej swojej politycznej karierze" - pomyślał Harry o Percym. Chłopak był wstrząśnięty jawną ignorancją i zaściankowością myślenia młodego mężczyzny. Był wstrząśnięty, że całkowicie został pominięty fakt przynależności Notta do Śmierciożerców, a podkreślona jego hojność finansowa względem Ministerstwa Magii. Czuł jak mózg mu powoli zaczyna odkształcać pod wpływem przeczytanych informacji. Opisana była też makabryczna śmierć Notta, ale Harry nie potrafił mu ani współczuć, ani się nad nim litować. Poczuł cichą satysfakcję, gdy okazało się, że Salomon Nobliwy Obywatel Nott, został nafaszerowany Eliksirem Czuwania. Potrafił się tylko z tego gorzko cieszyć. Obrzydzeniem napawało go to, jak szybko został osądzony sprawca czynu. Nie było mowy o żadnym uczciwym procesie i przesłuchaniu, ale kilka razy padało w artykule zapewnienie o rychłym pochwyceniu i straceniu zbrodniarza, który w oczach Harry'ego urósł do rangi bohatera. Dla niego nie było żadnej wątpliwości, że ten kto dopuścił się morderstwa, znał zamiłowanie Notta do tortur. Świadczył o tym sposób egzekucji. Bo dla Harry'ego było jasne, że to była egzekucja. Za zwykłe porachunki nie zabija się w ten sposób. Tak się zabija kogoś, kogo chce się ukarać. Artykuł liczył dwie strony, z czego połowę poświęcono na chlubny życiorys Notta i jego zasługi. Wspomniano też, że był Śmierciożercą, ale raz na zawsze „odwrócił się plecami do strony ciemności”. „Strona ciemności – pomyślał rozzłoszczony chłopak – samiście ciemni jak tunel w tyłku.” Najbardziej jednak wstrząsnęły Harrym następujące stwierdzenia: Wszystkie zarejestrowane na terenie Londynu wampiry zostaną poddane przesłuchaniu. Jest ich tylko kilka – w tym jedna kobieta. Wszystkie Instytucje, w których zatrudnione są zarejestrowane wampiry, są zobligowane do wydania ich na czas przesłuchań, które odbędą się na terenie Azkabanu. Przesłuchania podejrzanych zaczną sie od poniedziałku (...) Złoczyńca nie będzie miał prawdopodobnie procesu. Dopuścił się zbyt brutalnej zbrodnii. Harry'ego zatkało. Wiedział jedno, że gdyby Ministerstwo nie było skorumpowane, ten kto zabił Notta, mógłby liczyć na uczciwy proces. I ten teren Azkabanu... A jeżeli wycofają ten dekret, to co stanie się z wilkołakami, które żadnym dekretem nie są chronione i z wszystkimi innymi istotami magicznymi i mieszańcami? Chłopcu momentalnie przyszli na myśl Lupin i Hagrid. „Ktoś zlikwidował niebezpiecznego sadystę, a oni mają pretekst do czystki. I nikt nie będzie się teraz zajmował Voldemortem. Chore...” – myślał przerażony Harry. Miało to jedno pozytywną stronę. Zielonooki, wyczulony na sprawiedliwość społeczną Gryfon nie myślał już o samobójstwie, ale o cyrku, jaki mial się zacząć w poniedziałek, czyli za cztery dni. *** Severus nie poszedł na kolację. Jakoś mu się jeść nie chciało. Wszyscy wokół niego pomykali z "Prorokiem Codziennym" pod pachami, a członkowie grona nauczycielskiego łypali na niego niepewnie. To nie poprawiało nastroju mistrza eliksirów. "Przeczytam ten artykuł. Będę na topie - pomyślał. - A poza tym, to przecież opis mojego wyczynu. Najpierw jednak udał się do skrzydła szpitalnego. W kieszeni miał dwie fiolki o których zapomniał. Potter jadł... a raczej pałaszował rosół z kury i ogólnie wyglądał, jakoś za dobrze. Snape pomyślał w pierwszej chwili, że Potter postanowił nie kończyć ze sobą, tylko po to by zrobić mu na złość, ale szybko zrozumiał absurdalność tego przypuszczenia. Postawił fiolki na stole i wtedy TO ujrzał. Obok Pottera leżał Prorok. - Mogę go na chwilę przywłaszczyć, Potter? - wyciągnął wiedziony nagłym impulsem rękę w stronę gazety. - Oczywiście. Tylko proszę go nie drzeć. Chcę jeszcze raz przeczytać tą durną wypowiedź Percy'ego. Severus popatrzył na Harry'ego przenikliwie. - Czytałeś to już? - zapytał. - Tak, sir. Radzę uzbroić się w cierpliwość. Snape usiadł w nogach łóżka i pogrążył się w lekturze. Z miejsca dostał apopleksji. - Żesz kur**! Niech ja go tylko spotkam! - wyrwało mu się. - Nie słyszałeś tego Potter - wysyczał groźnie patrząc na Harry'ego. - A co niby miałbym słyszeć? - spytał nad wyraz grzecznie chłopak. Po minucie dał się słyszeć pogardliwy rechot Severusa. - Dobre! - powiedział - Napisali, że przeznaczył na Ministerstwo więcej kasy, niż Lucjusz Malfoy, czy Albus Dumbledore. Ale nawet słowem nie wspomnieli, że Dyrektor Hogwartu przeznacza krocie na sierocińce, także te mugolskie. Żałosne, żałosne. Chore i żałosne. Harry'ego zatkało. Nie wiedział o filantropijnej działalności Dumbledore'a Weszła Pomponia i chłopiec poprosił o dokładkę. Pani Pomfrey poszła do kuchni, ale zanim to zrobiła obrzuciła niechętnym spojrzeniem Severusa. Harry wydawał się nim jednak nie przejmować. - No proszę - powiedział Snape skończywszy czytać - Rita Skeeter. A swoją drogą, gdzie ona się wcześniej podziewała? Harry uznał za stosowne, powód nieobecności dziennikarki, pominąć milczeniem. - Nie wstrząsnęło to tobą, Potter? - spytał po krótkiej chwili Sev. - Głupota Ministerstwa, wszechobecna korupcja, kretynizm Percy'ego i bezwstydność Skeeter? Owszem, wstrząsnęło - odrzekł rzeczowo i na temat. - Generalnie Potter, wiesz że nie o to pytałem. - Jak dla mnie, sir - powiedział chłopak spokojnie - to nie wymyślono jeszcze takiej kary na jaką zasłużył ten skur..., znaczy drań. Wkroczyła Pomfrey z druga miską rosołu. - Smacznego, Potter - powiedziała. - Dziękuję. Pomponia spojrzała niepewnie na Severusa, ale wszystko wydało się jej w jak najlepszym porządku i poszła na zaplecze. - Powiedz mi, Potter - zapytał łagodnie, zajętego rosołem chłopca, Snape - co słyszałeś z mojej rozmowy z Profesorem Dumbledorem? Harry się zakrztusił i miał już skłamać, że absolutnie nic, ale Severus go ubiegł. - Nie otwieraj ust po to by łgać mi w żywe oczy. Doskonale wiem, że słyszałeś każde słowo. Taka już twoja uroda, Potter. Nauczyciel westchnął z politowaniem. - Ale będzie cyrk - powiedział refleksyjnie mistrz eliksirów. - Dopiero się zacznie. Niech lepiej Albus zaproponuje Lupinowi pobyt w Hogwarcie, bo wilkołaki pójdą na odstrzał jako pierwsze. Szczerze współczuję Weasleyom takiej latorośli. - On się wyparł rodziców, sir - Harry z radością podchwycił inny temat niż kwestia jego podsłuchiwania. - Jakoś się nie dziwię. Severus spojrzał Harry'emu głęboko w oczy. - Ty, Potter - powiedział łagodnie - kiedyś przez tą swoją ciekawość, kopniesz w kalendarz, jak przysłowiowy kot.* - Ja wcale nie chciałem podsłuchiwać, tak jakoś wyszło - Harry wiedział, że nie brzmi to przekonywująco, ale nic innego nie miał na własną obronę. - Tobie zawsze coś wychodzi, tylko nie to co potrzeba, Potter. Zresztą, przekonamy się jutro na eliksirach - orzekł chłodno Severus. "Jakżeby inaczej" - pomyślał z przekąsem Harry. *My mówimy, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, Anglicy mają przysłowie Curiosity killed the cat – Ciekawość zabiła kota. *** Punktualnie o 19:30 Severus przybył pod drzwi gabinetu Dyrektora. Zapukał. - Proszę - dobiegł go stłumiony głos. Mistrz eliksirów wszedł do środka. - Dobry wieczór Dyrektorze. - Dobry wieczór, Severusie. - Mam pytanie - Jestem tu oficjalnie, czy prywatnie, panie Dyrektorze? - Po części tak i tak - głos Dumbledore'a był łagodny i chłodny. - Usiądź Severusie, to trochę zajmie. - Byle nie za długo, bo za pół godziny do mojego gabinetu przychodzi Draco. Ma szlaban. - Zostaniesz tu tyle czasu Severusie, ile będzie konieczne. Uczeń może poczekać. Snape popatrzył przenikliwie na Dumbledore'a. - Widzę, że to coś poważnego. - Przecież mówiłem. - W takim razie, słucham Albusie. Dyrektor westchnął ciężko. Poczuł się stary i zmęczony. Poczuł, że sytuacja go przerasta. - Powiem wprost. Rozpętałeś piekło, Severusie. Rozpętałeś piekło na ziemi i podpisałeś na siebie wyrok. - Nie boję się ani piekła, ani śmierci, ale i tak nie wiem o czym mówisz Albusie. - Czytałeś ten artykuł w "Proroku Codziennym"? - Czytałem. Nott zdechł, tak jak na to zasługiwał a Ministerstwo rozpacza rzewnymi łzami po hojnej, dojnej krowie. A że rozpęta się przy okazji piekło... To i tak była tylko kwestia czasu. Przecież nowy Wiceminister, który przyjmuje rządy wraz z Knotem już od niedzieli, nie spocznie, aż nie wytępi wszystkich "odmieńców". Szczerze powiedziawszy, Percy Weasley ma szansę stać się niezłą konkurencją dla Zagadkowego Toma.* Nadal jednak nie wiem, o co ci chodzi Albusie. Dumbledore walnął pięścią w stół. - Nie wiesz o co mi chodzi? Zabił go wampir! Zabił go wampir, który go znał osobiście, bo bez problemu wszedł do jego domu. Poza tym to była egzekucja, Severusie, a mało kto wiedział o sadystycznych zapędach Notta, aby mógł dokonać egzekucji. - Równie dobrze mogła być to egzekucja polityczna. Wyobraź sobie, że on miał wrogów Albusie. - Egzekucja polityczna nie wygląda w ten sposób, bo jest eliminacją, a nie egzekucją, o czym doskonale wiesz. - Nadal nie wiem do czego pan zmierza Dyrektorze. - Severus postanowił grać na zwłokę. Był poirytowany. - Nie wiesz do czego zmierzam?! Na miłość boską! Ilu wampirów znało Notta osobiście, ilu znało jego zamiłowanie do sadyzmu i ilu było świadkami tortur dziesięcioletniej dziewczynki, którym obraz skatowanego Pottera dobitnie o tym przypomniał? No ilu Severusie? Bo mi się wydaje, że tylko jeden, i to ten, który siedzi teraz naprzeciwko mnie. - Ha. W końcu otwarte karty panie dyrektorze. - Wiesz, co teraz będzie? - Armageddon. Chyba, że ktoś przemówi tym dupkom w Ministerstwie do rozsądku i uświadomi, że głównym celem eksterminacji powinien być Lord Voldemort i jego najzagorzalsi zwolennicy. - I kto twoim zdaniem miałby to zrobić. Ja? Ja już nie mam siły walczyć z ludzką głupotą Severusie, już chwilami mam dość. - To może Potter? W końcu jest bohaterem. - Uważasz to za zabawne? - Nie, uważam to za tragiczne. Nie przejmuj się. Sam się udam z rana w poniedziałek do Ministra i przyznam się do morderstwa Notta. Wiem, że nie będę miał uczciwego procesu, ale szczerze powiedziawszy mi to zwisa. - Nie możesz tego zrobić Severusie. Za bardzo potrzebuje cię Zakon. - Przestań mi tu pieprzyć poprawnie polityczne bzdury! - żachnął się Snape - Wiesz co będzie jak tego nie zrobię? Tysiąckrotny Armageddon, a tak może sprawa z czystkami przycichnie. Nawarzyłem sobie piwa, to je wypiję. - Wiesz, że to nic nie da, że Percy Weasley nie popuści. Taką już ma naturę. A Voldemort wykorzysta zamieszanie. Bardziej przydasz się żywy. Severus schował twarz w dłoniach. - Mogę zapalić? - zapytał. - Pal. Mistrz eliksirów wyciągnął paczkę papierosów, zapalił jednego i mocno się zaciągnął. - To co? Mam siedzieć cicho i pozwolić ci ochronić mój tyłek, kosztem kogoś niewinnego, albo kosztem korupcji? - spytał po kolejnym z rzędu machu. - Pojęcia nie mam, co teraz robić. Weasley to fanatyk i ma wielu zwolenników, i poprą go Śmierciożercy. Nie z miłości do Notta, ale żeby odwrócić uwagę od własnych działań. Nie mogłeś siedzieć spokojnie na tyłku? - Siedziałem na tyłu siedemnaście lat. Bóg jeden wie ile on w tym czasie dzieci skrzywdził, Albusie. Nie rozumiesz? - Rozumiem, Severusie, rozumiem. Ale czasami warto przeczekać. - I ryzykować? Wiesz, co on by zrobił za dwa, trzy tygodnie z taką Granger i jej rodzicami Albusie? Zmiłuj się człowieku i nie pierdziel mi tu o siedzeniu na tyłku i ryzykowaniu życia niewinnych ludzi, błagam. - Wkurzony Sev zgrabnie zgasił peta w wyczarowanej przez gospodarza popielniczce. Dumbledore popatrzył zmęczonym wzrokiem na Snape'a. - Będzie trzeba znaleźć jakiś wyjście z sytuacji. Nie leź mi tylko w poniedziałek do Ministerstwa. Utracę jednego z najlepszych ludzi i przyjaciół, a nic w zamian nie zyskam ani ja, ani reszta czarodziejów. Może da się jeszcze przemówić do rozsądku Percy'emu. - Nie licz na to. - Dlaczego? - Oczy Dyrektora wyrażały bezbrzeżne zdumienie. - Od dawna to podejrzewałem patrząc na Molly i Artura, a Potter potwierdził moje przypuszczenia w skrzydle szpitalnym. On się wyrzekł w imię kariery politycznej własnych rodziców Albusie. Myślisz, że posłucha głosu rozsądku? Dumbledore wyglądał na załamanego, ale po chwili zabłysły w jego oczach przebiegłe ogniki. - Daj mi pomyśleć do niedzieli. Chyba wiem jak sobie z tym poradzić, a przynajmniej załagodzić sytuację. - Korupcja? - Miejmy nadzieję, że nie. - Jeżeli będziesz potrzebował galeonów, wiesz, że możesz na mnie liczyć. Osobiście jednak wolałbym iść i się przyznać. - Ale tego nie zrobisz. -Nie. Nie zrobię tego bo mi tak każesz. Jak zwykle. Pewnie lizałbym Potterowi buty gdybyś mi kazał to zrobić. Jestem lojalny jak pies. - W głosie Severusa brzmiał sarkazm i silna ironia. - Nie zrobisz tego, bo cię o to proszę.- Łagodnie odpowiedział Albus. - I tak przyjdą po mnie w poniedziałek. Zabiorą mnie na przesłuchanie.- Nie dawał za wygraną mistrz eliksirów. - O to niech cię głowa nie boli. - Czy to już wszystko panie dyrektorze? - zapytał Snape. - Tak - odrzekł Albus. Severus wstał i skierował się do wyjścia. - W takim razie żegnam Albusie - powiedział już przy drzwiach. - Ale zanim odejdziesz, mam do ciebie jeszcze jedno pytanie.- Starszy mężczyzna spojrzał mu głęboko w oczy. - Słucham - grzecznie powiedział podwładny do swojego niekwestionowanego szefa. Dyrektor popatrzył uważnie na jednego z najważniejszych członków Zakonu. Splótł palce i oparł na nich w zamyśleniu głowę. - Powiedz mi Severusie, czy masz chociaż nikłe wyrzuty sumienia po tym co mu zrobiłeś? - Mam i one wcale nie są nikłe - Albus wyglądał na zaskoczonego, bo profesor mówił całkiem poważnie. - Mam wyrzuty sumienia dyrektorze - na twarzy Severusa pojawił się gorzki uśmiech. – Mam cholerne wyrzuty sumienia, bo zakatrupiłem go o prawie osiemnaście lat za późno. Snape wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi. Dumbledore jeszcze długo siedział zamyślony przy swoim biurku, skubiąc długą białą brodę i zastanawiając się nad ostatnimi słowami swojego gościa. *Riddle – ang. zagadka. *** Severus przyszedł do swojego gabinetu Zapalił papierosa i zamyślił się nad zdarzeniami z ostatnich dni. Sytuacja była trudna i ze wszech miar delikatna. Gdyby Lucjusz Malfoy nie siedział w więzieniu, mógłby do niego napisać. To wpływowy człowiek i coś by wykombinował. Mimo wszystko Snape postanowił, że od razu po szlabanie Dracona napisze list do Lucjusza, by ten wiedział o wszystkim z pierwszej ręki. Poza tym, ze swoją myślącą głową i nie mniej myślącą żoną, która była dużo cwańsza i mądrzejsza, a także miała większy wpływ na despotycznego męża, niż niektórym się wydawało, mógłby nawet w więzieniu do czegoś się przydać. Do Narcyzy także postanowił napisać, ale zupełnie inny list. Z zamyślenia wyrwało go pukanie do drzwi. - Proszę wejść - rzucił mistrz eliksirów przygaszając papierosa w gustownej popielniczce o kształcie zwiniętego węża. Wąż był zielony, miał piękne oczy zrobione z bursztynu i srebrny szlaczek, biegnący wdłóż smukłego ciała. Tą popielniczkę, kupił Severus na jakiejś mugolskiej wyprzedaży. Bardzo ją lubił, jeżeli nawet nie kochał. *** Był wtedy na przedmieściach Londynu. Było upalne lato. Lipiec 1990 roku. Sev przechadzał się między straganami obserwując mugoli. Tak naprawdę z biegiem lat nauczył się akceptować ten "gorszy gatunek" ludzi (jak on sam by był człowiekiem, zabawne), a nawet czuł do nich pewien rodzaj sympatii. Trochę im nawet zazdrościł ich beztroski i błogosławionej niewiedzy o niektórych sprawach. W pewnym momencie dojrzał tą popielniczkę na jednym z kramów. Były tam w przeważającej części bardzo gustowne bibeloty, nie takie badziewia jak u innych sprzedawców Wyrzeźbiony w jaspisie wąż zdawał się mrużyć swoje bursztynowe oczy i mrugać zachęcająco do Severusa. Mistrz eliksirów podszedł do straganu i zważył piękną popielniczkę w dłoniach. "Barwy Slytherinu – pomyślał - aż się prosi, żeby go kupić." - Czym mogę panu służyć? - spytała młoda kobieta o popielatych włosach i epatującym wyższością uśmiechu, żywcem wyjętym z magazynu mody "Damulka" pomyślał z niesmakiem Sev, ale szybko się przekonał, że pozory mogą mylić. Gdy spojrzał jej w oczy, w nich także dostrzegł uśmiech, ewidentnie świadcząc o tym, że nie jest płytką, zarozumiałą pannicą. - Ile pani chce za tą jaspisową popielniczkę? - zapytał jak najbardziej obojętnym tonem. - 200 funtów. Severus uniósł brwi. - Nie za dużo? Nawet z tymi bursztynami nie jest warta więcej niż 75 funtów. - Owszem jest - kobieta uśmiechnęła się szerzej. - Może mi pani to udowodnić? - zapytał Severus. Był zdeterminowany, żeby mieć tą popielniczkę. - Po pierwsze, jest ręcznie rzeźbiona i ozdabiana - powiedziała spokojnie sprzedawczyni. Po drugie - dodała tajemniczym głosem - ale nie wiem, czy zechce pan ją kupić jak to powiem - zawahała się nagle. - A o co chodzi? - zapytał Severus - W głosie kobiety było coś, co wzbudziło zaciekawienie mistrza eliksirów. Wiedział jedno: musi mieć u siebie na biurku tego jaspisowego węża, ale w kieszeni miał tylko 250 funtów, a chciał zaliczyć jeszcze dobre zimne piwo (dużo dobrego piwa) w jednej z lepszych, mugolskiej knajp.. Dziewczyna dmuchnęła z irytacją, na lezące w oczy włosy i odgarnęła je na kark. Było tak gorąco, że Severus czuł jak jedwabna, czarna koszula z krótkim rękawem, klei się do niego w strugach potu. Sprawy nie ułatwiały też czarne, raczej dopasowane dżinsy, zwłaszcza, że przez nie wiele kobiet z zaciekawieniem oglądało pewną cześć jego ciała - i to nie tylko z tyłu - a niektóre uśmiechały się przy tym bezwstydnie, co raczej nie sprzyjało ochłodzeniu atmosfery. - Ta popielniczka należała do osobistego wróżbity Hitlera i podobno jest obłożona klątwą. Severusa naprawdę to zaciekawiło. - Wiedział pan o tym, że Hitler miał swojego wróżbitę? - Oczywiście. O tym akurat wie wielu ludzi.. Płowowłosa piękność o jasnozielonych oczach uśmiechnęła się szeroko, a później wypaliła. - Tak, ale nikt prawie nie wie o tym, że miał jeszcze jednego wróżbitę. Anglika, zupełnie niezależnego od tamtego w Niemczech. Rzeczywiście, Severus nie wiedział. Co prawda słyszał kiedyś jakieś plotki, ale to były tylko plotki. - Mam mówić dalej? - zapytała. - Tak, to ciekawa historia - powiedział szczerze czarnowłosy, czarnooki i na czarno ubrany mężczyzna, z ciekawym bladym tatuażem na lewym przedramieniu. Wizerunku dopełniały szkła przeciwsłoneczne - oparte teraz nad czołem. Mistrz nie wiedział, że wygląda dosyć pociągająco, co tylko dodawało mu uroku. "Intrygujący typ" - pomyślała dziewczyna. - Angielski wróżbita nazywał się Nicholas Black - Severus drgnął na dźwięk tego nazwiska - i twierdził, że jest wykwalifikowanym czarodziejem. "Nie wątpię, że nim był" - pomyślał Sev. - Ta popielniczka - ciągnęła dziewczyna, - została wykonana na zamówienie. To unikat. Jest taka tylko jedna, jedyna na świecie. - Teraz rozumiem jej cenę. - Wierzy mi pan? - spytała dziewczyna - poprzedni klient zarzucił mi, że wciskam mu kit. - Ależ ja wiem, że pani nie kłamie - szczerze odrzekł mężczyzna. Jest pani uczciwą osobą. To widać. Kobieta uśmiechnęła się promiennie. - Skoro pan mi wierzy, to opowiem panu w nagrodę o rzekomej klątwie, a pan dopiero wtedy zdecyduje się czy ją kupić, czy nie i... spuszczę panu cenę do 175 funtów. - Nie mogła się powstrzymać. Ten facet mimo, że na początku ją zirytował był w nietuzinkowy sposób sympatyczny, a jednocześnie sprawiał wrażenie kogoś, kto wiele w życiu wycierpiał. - Zamieniam się w słuch - Severus zdobył się na blady uśmiech. - Zapewne wie pan, że niemiecki wróżbita przepowiedział Hitlerowi klęskę i został za to otruty przez jego ludzi. Severus skinął głową. - Anglik, zupełnie niezależnie od wróżbity niemieckiego, także przepowiedział Hitlerowi fiasko. On jednakże, przepowiedział mu też, że popełni samobójstwo. Adolf Hitler tak się wściekł, że nakazał Nicholasowi, aby to on samobójstwo popełnił, a ponieważ Black zauważył swój błąd i pożałował, że jest na usługach niebezpiecznego psychopaty z ulgą przyjął takie rozwiązanie. - A klątwa? - Spytał zaciekawiony Severus. Kobieta westchnęła cicho - Sama nie wiem, czy to bujda na resorach, czy nie, faktem jest, że wszyscy dotychczasowi właściciele tego cudeńka mieli cholernego pecha... - Pierwszym posiadaczem, był jakiś nawiedzony kolekcjoner, który za grube pieniądze wykupił ją z jednego z muzeów poświęconych Hitleryzmowi. W 1955 roku, jego żona i dwie córki zginęły w wypadku samochodowym. Facet nie zdzierżył i się powiesił. Cudeńko znowu trafiło do muzeum, ale nie na długo bo zostało skradzione. Nie wiadomo przez kogo, muzeum jednak zbytnio się tą stratą nie przejęło, poza jednym z kustoszy, który odnalazł popielniczkę w roku 1963 u jakiejś babinki w Glasgow. Twierdziła ona, że jaj poprzedni właściciel - sąsiad z naprzeciwka - utopił się dwa lata wcześniej we własnej wannie. Staruszce jednakże nic się nie stało. Kustosz zabrał cudo do domu i w 1970 roku, zmarł na zawał serca z powodu bankructwa i notorycznych zdrad żony - ponoć nakrył ją w łóżku z facetem, w dniu w którym wylali go z pracy. Popielniczka była przez dziesięć lat u wdowy i nic. Ale kiedy kobieta podarowała na 18. urodziny tą cholerę synowi... W 1985 roku jakiś psychopata wykończył jego młodziutką żonę. Zgwałcił ją i bestialsko zamordował. Facet trafił do psychiatryka.. Po tamtym wydarzeniu... cóż, nie wiem co się z nią działo. Dostałam ją kilka dni temu od starszej pani, która nie chciała mówić skąd ją ma, chociaż jej historię do 1985 roku z radością mi opowiedziała. Nie chce też za nią pieniędzy, ale i tak odpalę jaj 100 funtów. Wygląda na to, że klątwa o ile istnieje dotyka tylko mężczyzn... No i jak zdecydował się pan? – przez chwilę przestraszyła się, że odstraszyła potencjalnego klinenta, ale mile się zawiodła. - Biorę ją - stwierdził rzeczowo Snape - jest ładna, stylowa i całkowicie w moim guście. Tą całą klątwę pewnie da się racjonalnie wytłumaczyć zwykłym zbiegiem okoliczności, ale jeżeli nie, cóż - spotka mnie za parę lat coś strasznego. - Osobiście w to nie wierzę, bo wtedy za nic nie sprzedałabym jej żadnemu mężczyźnie. – Dziewczyna popatrzyła na niego z zainteresowaniem. Severus uśmiechnął się do niej i wręczył dwieście funtów. Odchodził już gdy kobieta krzyknęła: - Pana reszta. - Niech się pani nie wygłupia. - To kwestia honorowa, nie mogę wziąć dwustu funtów - powiedziała i wręczyła mu 25 funciaków reszty. - Rozumiem i dziękuję. - Mam nadzieję, że ta bursztynowooka szelma nie przyniesie panu pecha. - Ja sam jestem jednym, wielkim pechem. Poza tym, jak pani zapewne wie, złego licho nie bierze. - Severus uśmiechnął się ironicznie i odszedł w swoją stronę. *** "No i w końcu, klątwa spadła także na mnie" - pomyślał z gorzkim rozbawieniem Severus. Oczywiście wiedział, że klątwa to jawna bzdura. Czy miałby jaspisowego węża czy nie, zrobiłby to, co zrobił i koniec. Prawdą było jedynie ciekawe pochodzenie popielniczki Mistrz eliksirów popatrzył na Draco Malfoya. - Dobry wieczór sir - powiedział chłopak. - Dobry wieczór - Severus wstał - Idziemy. Zaprowadził Dracona do pracowni, gdzie wręczył mu cały kocioł żab rogatych, które kazał mu poporcjować do specjalnych słoików. Draco nie był zachwycony, ale nie powiedział ani słowa skargi. Profesor zasiadł za biurkiem i zaczął sprawdzać wypracowania piątoklasistów, które miał rozdać ocenione, następnego dnia. *** Draco Malfoy uporał się z rogatymi żabami w trzy godziny. Mistrz eliksirów skończył niewiele wcześniej sprawdzać wypracowania, które jak zwykle były w 50% żałosnymi wypocinami. Gdy Severus dotarł do swojej prywatnej kwatery, zabrał się za pisanie szczerego listu do Lucjusza, w którym przyznał, że od lat jest lojalny wobec Dumbledore'a i że to on zabił Notta - i dlaczego to zrobił. W liście prosił Malfoya o zachowanie dyskrecji i o jakieś rady, co do zaistniałej sytuacji. Doradził też Lucjuszowi, aby zmienił strony i został szpiegiem Ddumbledore'a kiedy wyjdzie z Azkabanu. Oczywiście nie namawiał go natarczywie, ale przedstawił sporo całkiem sensownych argumentów, które skłaniały do przyjęcia takiej opcji. Zaznaczył, aby stary przyjaciel odpisał mu na tym samym pergaminie, od razu jak przeczyta list, który był długi i bardzo szczery i Severus liczył na wzajemność w tym względzie. Napisał też do Narcyzy. Była to prośba o spotkanie incognito w jakiejś mugolskiej knajpie. Dokładne miejsce i godzinę pozostawił do wyznaczenia jej. Wziął korespondencję i udał się do sowiarni Do pani Malfoy wysłał zwykłą płomykówkę, ale do Lucjusza... Severus udał się na samo koniec sowiarni. Przyłożył lewą dłoń do ściany i wyszeptał, zmieniane co tydzień, hasło: - Ester Novum. Ściana rozstąpiła się przed nim posłusznie. W ogromnym pomieszczeniu siedział na grubej żerdzi słusznych rozmiarów, czarny jak noc orzeł królewski. Ptak głośno kraknął na widok swojego pana. Liczył na kilkudniowy wypad, na wolną przestrzeń. Kiedy zobaczył pergamin, zrzedła mu mina i ostentacyjnie wrócił do czyszczenia piór. - Prometeuszu - zwrócił się do ptaszyska Snape - zaniesiesz ten list do Lucjusza Malfoya. Do Azkabanu. - Ptak żachnął się zanim Severus skończył mówić. - Jak przyniesiesz odpowiedź wypuszczę cię na kilka dni - łagodnie przemówił mężczyzna. Prometeusz spojrzał na swojego pana wielkimi ciemnogranatowymi oczami. "Akurat" - mówił jego wzrok. - Obiecuję - mistrzunio podrapał orła po głowie, co ten przyjął leniwym zmrużeniem oczu. Niechby jednak ktoś inny spróbował takiej poufałości... - To bardzo ważny list - mówił Severus gładząc grzbiet ptaka, który przyglądał mu się teraz uważnie i równie uważnie słuchał jego słów. - W żadnym wypadku nie może wpaść w niepowołane ręce. Rzucę na ciebie i na ten pergamin specjalny czar. Będziesz niewidzialny dla wszystkich poza adresatem i oczywiście mną. Ale bądź ostrożny, bo każde zaklęcie maskujące i ochronne można złamać, Prometeuszu - ptaszysko kiwnęło głową, przytakując. - Będziesz mógł sobie bez wysiłku upolować jakąś mysz, albo królika, uważaj tylko, by nie zniszczyć pergaminu - Severus delikatnie ale skutecznie przywiązał rulon do posłusznie wyciągniętej nóżki ( a raczej nogi) orła. - Relashio personarum intrata - powiedział kierując w orła różdżką, a następnie wypuścił ptaka na otwartą przestrzeń. Prometeusz zaskrzeczał triumfalnie i rozłożył czarne skrzydła niknąc w mroku nocy. "Jeszcze może się ta maskarada odwrócić na lewą stronę. Wszystko zależy od rozsądnej decyzji Lucjusza, roztropności Narcyzy i skutecznej strategii Dumbledore'a" - pomyślał z nikłą nadzieją Postrach Hogwarckich Matołów. *** ****** Ten post był edytowany przez em: 30.04.2008 17:18 -------------------- "KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II] |
Galia |
11.12.2004 13:18
Post
#2
|
Uczeń Hogwartu Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 249 Dołączył: 28.05.2004 Skąd: *From the land of stars * |
Kitiara wyrastasz nam tutaj na bardzo
poczytną autorkę. Słowem : Podobało mi się ( tak wiem, że to trzy słowa)
Masz lekkość pisania, iktórej można tylko pozazdrościć. Jedno mi tylko nie pasuje : Snape podszedł do okna i wyjrzał na jasno oświetloną ulicę. "O jednego śmiecia mniej" - pomyślał Ulicę? W Hogwarcie ? Pozdrawiam Gall -------------------- Jestem myślicielką niezależną, wolną poszukiwaczką oazy nieskrępowanych istnień. Przemierzam pustynie w poszukiwaniu sensu... Czy odważysz się pójść za mną?
Myśli, marzenia, złudzenia. Moje życie... Nie można dostać czegoś, nie tracąc czegoś w zamian. Żeby coś otrzymać musisz poświęcić coś o podobnej wartości. To zasada równoważnej wymiany. To prawda o świecie... |
Kitiara |
11.12.2004 21:00
Post
#3
|
Uczeń Hogwartu Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 173 Dołączył: 08.12.2004 Płeć: jedyny w swoim rodzaju |
Piątek,
02.11.2004
Harry spał spokojnie. Tej nocy dostał jeszcze Eliksir Bezsennego Snu. Na śniadaniu został entuzjastycznie przyjęty przez wszystkich gryfonów i nie mógł szczerze się nie uśmiechnąć. Wieczorem Ron i Hermiona byli u niego zaledwie pięć minut i nie zdążył im nawet opowiedzieć o dziwnej rozmowie Dumbledore'a i Snape'a, ani o swojej rozmowie z mistrzem eliksirów. Pomponia Kwoka Nadgorliwa Opiekunka Pomfrey bardzo szybko wygoniła jego przyjaciół. "Severus, Albus, a teraz jeszcze oni i to drugi raz" - myślała nastroszona. - Musisz mieć spokój - powiedziała do Harry’ego dobitnie. Chłopak wzruszył tylko ramionami i po raz trzeci wziął się za czytanie artykułu. - Zabiję Percy'ego - powiedział mściwie Ron ładując do ust ogromny kawał ciasta czekoladowego. - Jak on może gadać takie bzdury? - najeżyła się Hermiona, smarując tosty grubą warstwą dżemu. - Wiecie co teraz grozi Lupinowi, Hagridowi i... - Komu? - zapytał ciekawie Ron. - No wszystkim mieszańcom, wilkołakom, wampirom i półolbrzymom, bo olbrzymów chyba raczej nie ruszą... - powiedziała szybko. Omal nie wygadała się, że Snape jest wampirem. Wiedziała o tym już od trzeciego roku nauki. Harry popatrzył na przyjaciółkę przenikliwie, ale nic nie powiedział. - Będę musiała poważnie porozmawiać z Ritą Skeeter - dodała jeszcze Hermiona. Resztę śniadania spędzili w milczeniu, a potem Ron poszedł się byczyć (piątek miał wolny) a Hermiona z Harrym udali się na Eliksiry. Teoretycznie piątek był najlżejszym dniem nauki dla Harry'ego bo miał tylko jedne zajęcia. Ale za to jakie. Cztery godziny męki ze Snapem. Raz w tygodniu a dobrze. Chłopiec westchnął przeciągle Dostał się na Eliksiry za protekcją McGonagall, a poziom był bardzo wysoki, było mu ciężko i dlatego dziękował Bogu, że ma pod ręką Hermionę. Na tych zajęciach byli jedyną parą gryfonów i nie uczęszczał na nie żaden puchon. Roiło się za to od krukonów i ślizgonów. ****** Odpowiedzi od Lucjusza i Narcyzy przyszły tuż przed piątkowym śniadaniem i Severus musiał odłożyć ich przeczytanie na czas lunchu. Coś jeść przecież powinien. Później czekały go cztery godziny NUT-ek z szóstym rokiem. "Jezu, Potter..." - pomyślał. "Jak nic ten wścibski bachor do niedzieli dowie się, że jestem wampirem i pewnie domyśli się też, że zabiłem Notta. Jest bardziej niż pewne, że ta przeklęta Granger wie już, że jestem wampirem i najpóźniej do soboty będzie znała prawdę o morderstwie tego sukinsyna... Chryste. Tylko się powiesić." - W takim wesołym nastroju mistrz eliksirów zjadł swoje śniadanie. *** - Zapraszam do środka, moi mili - powiedział sarkastycznie do uczniów przybyły punktualnie na zajęcia Severus Snape. - Co by wam zaproponować, żebyście się nie nudzili przez cztery następne godziny ?- zaczął gdy wszyscy już usiedli. - Jesteśmy nieco do przodu z materiałem, może w takim razie małe powtórzenie wiadomości, co? - głos mężczyzny nasączony był drwiną. Cieszyła się tylko jedna osoba poza Snapem. Hermiona. Harry był bliski płaczu i nawet Draco lekko pobladł, i stał się prawie przezroczysty. Pomimo, że był bardzo dobry z Eliksirów i naprawdę lubił ten przedmiot to ostatnio zbyt często zajmował się Parkinson (po prawdzie - bardziej to ona zajmowała się nim, co z pewnych użytecznych przyczyn wcale mu nie przeszkadzało), by mieć głowę do nauki. - Widzę, Potter, że jesteś szczęśliwy... Harry miał autentyczną ochotę zemdleć, a Hermiona spojrzała na kumpla ze współczuciem. Draco Malfoy zaśmiał się radośnie. Szybko jednak był zmuszony przestać suszyć zęby. - Pan Malfoy, jak widzę pozazdrościł koledze z Gryffindoru, że będzie pytany jako pierwszy - powiedział złośliwie Snape. - Draco zawsze był ambitny... W takim razie, może pan Malfoy opowie wszystkim, jakie właściwości posiada krew nietoperza i w jakich eliksirach ma zastosowanie. Malfoy lekko pożółkł. "On jest ostatnio okropny" - pomyślał blondas. Akurat o tej pieprzonej krwi nietoperza nie wiedział zbyt dużo. Harry natomiast wiedział wszystko i przeklął w duchu durny rechot Malfoya. Gdyby nie ten kretyn, on dostałby to pytanie. Dukanie Malfoya zostało ocenione na Marny, a on sam dowiedział się, że w aktach szkolnych widnieje czarno na białym, że jego ojciec miał z eliksirów zawsze Powyżej Oczekiwań lub Znakomity. - Po prawdzie, Draco - powiedział Sev ze swym ironicznym uśmieszkiem - nawet James Potter nie dostał chyba nigdy z tego przedmiotu nic poniżej Akceptowalnego. - Chyba już zupełnie zawładnęły tobą hormony - dodał chłodno i złośliwie się uśmiechnął. Snape beztrosko wstawił mu ocenę do dziennika, usiadł nonszalancko na rogu biurka z dziennikiem na kolanach i doskonale się bawił zamętem, który postanowił zasiać. Wszystkich opanował strach. "Będzie się działo" - myśleli uczniowie. Tylko Grangerowa była wybitnie spokojna i Malfoy miał ochotę za ten spokój jej "przypieprzyć", pomimo faktu, że przy okazji chętnie by ją "przeleciał" (ostatnio Draco był bardzo nieskomplikowany "w obsłudze"). Parkinson wyglądała przy Omnibusce gryfonów jak patyczak. - No moi drodzy, widzę, że wasza wiedza to bardzo ulotna rzecz... - powiedział Snape po przepytaniu Anetty Stell, bardzo inteligentnej Krukonki o dużych, niebieskich oczach i łagodnym uśmiechu. Dostała tylko Akceptowalny, ponieważ profesor zapytał ją o temat, którego jeszcze nie skończyli omawiać. Miała wymienić wszystkie skutki ukąszenia wampira wraz z możliwościami ich leczenia. - No, Potter nie martw się, teraz twoja kolej - Severus jadowicie się uśmiechnął. Harry przełknął głośno ślinę. - Powiedz mi, Potter, z czego chciałbyś zostać przepytany?- rzucił szokującą propozycję Snape. Nigdy wcześniej, tak się nie zachował. Wszyscy z niepokojem wlepili wzrok w swojego nauczyciela. Harry wietrzył podstęp, więc cóż biedny mógł odpowiedzieć? - Nie wiem, sir. - Nie wiesz... - Sev uniósł wysoko brwi. - Dlaczego Potter, ty nic nigdy nie wiesz? Mam ci postawić Koszmarny? - Nie, po prostu niech mnie pan zapyta o cokolwiek, sir. - Aż taką ma pan wiedzę, panie Potter? - Snape uśmiechał się jadowicie, a ton jego głosu był cichy i drwiący. - Imponujące. Dobrze, zatem podaj mi właściwości czegokolwiek i zastosowanie czegokolwiek w eliksirach. Słuchamy. Po raz pierwszy jestem szczerze zainteresowany twoją wypowiedzią. Niektórym uczniom zaschło w gardle, a zwłaszcza zielonookiemu gryfonowi, którego twarz ozdabiały w tej chwili już trzy blizny. Draco Malfoy pomyślał, że byłoby to nawet zabawne, gdyby nie fakt, że to dopiero początek jatki, i że on sam jeszcze nie raz może być dziś w niebezpieczeństwie. Fakt, że dostał już ocenę, niczego nie gwarantował. Snape był nieobliczalny. A z tego, co teraz Blond Bóg Seksu Slytherinu obserwował, mistrz eliksirów bił właśnie swój rekord nieobliczalności. Na ponad minutę zapadła martwa cisza. - No, Potter, czas ucieka. Inni też pożądają podzielenia się swoją wiedzą. "Kto pożąda dzielenia się wiedzą, ten pożąda" - pomyślał Draco zapatrzony w kształtne, spore i zmysłowo rozchylone wargi Hermiony i zdecydowanie pożądał, czegoś zupełnie innego. Od jakiegoś czasu niepodzielnie rządziły nim hormony i ledwie sobie z tym radził, zwłaszcza, że Pansy cały czas rozbudzała go erotycznie. W tej chwili na przykład gładziła go, co jakiś czas po tyłku. Zaczynało go to trochę irytować, ale nie chciał zwracać na siebie uwagi nauczyciela. - No, kto mi powie o czymkolwiek? - Snape nie ukrywał drwiącego rozbawienia. - Może panna Granger? Mylę, że pani zna odpowiedzi na wszystkie pytania, świata, czyż nie? "Granger, to mogłaby cokolwiek zrobić mi tymi swoimi ustami" - pomyślał Malfoy z rozmarzeniem. Harry'ego nagle olśniło i poderwał do góry rękę. - Tak, Potter? - zapytał zaciekawiony Snape. - Chciałbym jednak samodzielnie odpowiedzieć na to pytanie, sir. - Słucham. - Sev uśmiechał się ironicznie. Harry wciągnął ze świstem powietrze. - Cokolwiek ma właściwości jakiekolwiek, a zastosować można je jakkolwiek w jakimkolwiek eliksirze... - wypalił Harry, modląc się w duchu o to, by nie wylecieć z hukiem z zajęć za bezczelność i nie ściągnąć pogromu na wszystkich obecnych. Malfoy zapomniał nawet na chwilę o wargach Hermiony, a Pięknousta Granger spojrzała z podziwem na swojego serdecznego kumpla. Severus uniósł lewą brew i popatrzył po uczniach z nieodgadnionym wyrazem twarzy. - Jestem pod wrażeniem - powiedział nagle, a uczniowie zaczęli zastanawiać się czy mają odetchnąć, czy raczej szykować się na rzeź niewiniątek. - No proszę, proszę... Potter, ty potrafisz myśleć.. Severus kpiąco rozejrzał sie po klasie. - Możecie uczyć się od kolegi błyskotliwości umysłu. Pan Harry Potter, Bohater Wychodzący Cało Z Każdej Opresji dostaje Powyżej Oczekiwań. - Dziękuję, sir - bąknął niewyraźnie zaskoczony Harry. Wszyscy uczniowie byli w stanie permanentnego szoku. Nie minęła jeszcze godzina, a Snape już ich zaskoczył ponad normę. - Parkinson - powiedział jadowicie nauczyciel po chwili milczenia - z czego pani chciałaby odpowiadać? Zastrzegam, że nie może być to temat dotyczący eliksirów upiększających, ani rozważania o nowej, rozwianej fryzurze Malfoya juniora. Zamieniam się w słuch. - Eee... - zaczęła mocno i elokwentnie mopsowata blondi zabierając dłoń z uda Dracona, co ten przyjął z wyraźną ulgą. Napięcie erotyczne na lekcjach, nie było wskazane, zwłaszcza na lekcji eliksirów i zwłaszcza wtedy, gdy na przeciwko siedziała całkiem ładna orzechowooka brunetka z lekko rozchylonymi wargami. - Eee...? Możesz jaśniej, Parkinson? - zapytał Snape. - Wiem bardzo dużo na temat krwi smoka. - Pani raczy żartować, panno Parkinson - powiedział drwiąco mistrz eliksirów. - W zeszłym tygodniu był z tego sprawdzian. Proszę podać bardziej imponujący temat.. - Może beozar, sir? - Parkinson, jesteś po prostu bezczelna - Severus był wyraźnie poirytowany. - Ten temat wałkowany jest od pierwszego roku i wszyscy, nawet Longbottom, mają materiał dotyczący beozaru w jednym palcu. To miało być coś imponującego. - Próbuję was głąby zmusić do myślenia. Do tej pory myślący okazał się tylko Potter, chociaż zaczął, jak zwykle, zaczął tragicznie. Ale wkopał się i wybrnął. Bo pomyślał logicznie. Czy wy naprawdę jesteście bandą osłów? Przecież to Eliksiry Zaawansowane. Idę wam na rękę i pytam z czego chcecie odpowiadać, ale to nie mogą być tematy dla przedszkola. To są zajęcia dla najlepszych, a panna Malowana Lala wyjeżdża mi z beozarem... - O co mam zapytać koleżankę Parkinson, panno Granger? - zapytał patrząc drwiąco na Hermionę, a każde jego słowo nasączone było jadem. Hermiona nie ukrywała lekkiego uśmiechu satysfakcji. Panna P. P. zwyzywała ją po śniadaniu od grubych krów, tylko dlatego, że Gryfonka, w przeciwieństwie do niej nosiła rozmiar 70C a nie 70A i w odróżnieniu od Mopsicy posiadała coś takiego jak biodra. Na nieszczęście Parkinson, Granger była na nią zła a przy okazji była łebska. - Niech panna Parkinson - powiedziała Hermiona z niewinna miną - opowie o zastosowaniu wilczych kłów w eliksirach przeciwbólowych i o skutkach niewłaściwego przechowywania wywarów, które zawierają ten składnik. Był to temat z początku bieżącego roku. Obszerny i trudny. Snape gwizdną. - Chyba wiesz,Granger, że jeżeli panna Parkinson nie da rady na to pytanie odpowiedzieć, co jest bardzo prawdopodobne, wziąwszy pod uwagę jej ostatni blondwłosy obiekt studiów, zajmujący jej każdą wolną chwilę... będziesz musiała zrobić to ty. - Oczywiście, panie profesorze - grzecznie odrzekła Hermiona, która miała to "obkute na blachę". Nędzna wypowiedź Ślizgonki została oceniona na Marny. - A teraz pani, panno Granger. Dokładnie i powoli, żeby panna Parkinson wszystko mogła zrozumieć. - Severus był dziś tak jadowity jak tylko mógł. Hermiona odpowiedziała śpiewająco. - Jak widać można się nauczyć - rzeczowo stwierdził Snape- Siadaj Granger, Znakomicie. - Dziękuję, sir - powiedziała grzecznie dziewczyna. "Ciekawe, czy ona wszystko robi znakomicie?" - pomyślał jednoznacznie Draco. - Widzę - Snape nie zamierzał dziś popuścić cugli - że Malfoy, Parkinson i Potter bardzo chcą się z nami podzielić jeszcze trochę swoją wiedzą. Sam nie wiedział dlaczego chce dręczyć akurat ich. Jedynym racjonalnym obiektem z tych trzech był Potter. No, ale czy wszystko musi być racjonalne? Severus miał napięte wszystkie nerwy bo chciał jak najszybciej przeczytać listy, a czekały go jeszcze trzy godziny użerki z buzującymi hormonalnie nastolatkami. Musiał sobie jakoś umilić życie. - Parkinson - wypalił Snape - cechy charakterystyczne Wywaru Żeńszeniowego w stosunku do innych eliksirów regenerująco-ujędrniających. To chyba powinnaś wiedzieć? Powinna. Ale znała tylko trzy istotne cechy z sześciu - Akceptowalnie - ocenił mistrz. - Resztę wymieni pan Malfoy. - Nie wiem, sir - przyznał się chłopak bez bicia. - Chryste, Draco - westchnął ciężko profesor. - W takim razie opowiedz o zastosowaniu kłów smoczych w eliksirach przeciwbólowych. Podaj nazwy wszystkich eliksirów przeciwbólowych w których jest stosowany i skutki ich przedawkowania. Jak pamiętacie są tylko cztery takie wywary. - Ostatnie zdanie nauczyciela było wyraźną podpowiedzią, A mimo wszystko Draco poczuł się pokrzywdzony. - To trudniejsze pytanie od tego, które dostała Pancy - wypalił. - Nie mówiąc już o tym jakim sianem wykręcił się Potter. To był duży błąd. - Kwestionujesz moje sposoby pytania i oceniania, Malfoy? - wycedził jadowicie Snape - Slytherin stracił właśnie przez ciebie 5 punktów. Oczekuję odpowiedzi na zadane pytanie. - Nie mam pojęcia, sir - odrzekł upokorzony i zły Draco. Pierwszy raz w życiu stracił punkty u swojego opiekuna. - Potter, może ty mi na to pytanie łaskawie odpowiesz? Harry ku swej uldze wiedział trochę na ten temat i dostał A. - No, jak widzę Potter, jesteś w stanie czegoś się nauczyć. Zadziwiające. - Severus nie mógł darować sobie tego komentarza. Później zapytał Hermionę. Zapytał ją o eliksiry o działaniu narkotycznym, które mieli rozpocząć zaraz po bieżącym temacie, czyli po skutkach ukąszenia wampira i sposobach ich leczenia. A ponieważ Granger była zawsze do przodu dostała P. - A propos panno Granger - zagadnął ją Severus gdy Hermiona usiadła - czy ty kiedykolwiek z czegokolwiek dostałaś mniej niż P? - Nie, sir - odrzekła. - Kujonica - wysyczała Pancy. - Mówiłaś coś, Parkinson? - spytał chłodno Snape? - Nic, sir - odrzekła szybko dziewczyna. - Tak też myślałem. Wyjmijcie pergaminy. Zrobimy sobie mały teścik. Test trwał godzinę (trzeba było wpisać odpowiednie terminy, cechy, bądź właściwości w puste miejsca), i był dosyć trudny, ale nie piekielnie trudny. Severus zrobił im aż dwudziestominutową przerwę (norma wynosiła 5-10 min.), w czasie której poszedł sobie wypić drinka, "co by mu nerwy nie puściły". Przez ostatnie półtorej godziny omówił do końca bierzący temat i zadał kobylaste wypracowanie na temat eliksirów przeciwbólowych. *** Gdy Snape wyszedł na przerwę w lochu zapanował istny harmider. - Jezu co go ugryzło?- Blais Zabini*, śliczna czarnowłosa Ślizgonka była wyraźnie zdenerwowana. – Dostanę na pewno Akceptowalny z tego testu. Jeśli będę miała szczęście. – dziewczyna westchnęła. - Zadowolony, Potter? – Malfoy był wściekły. – Po tej akcji z torturami, nawet Snape zaczął ci pobłażać. - Odwal się od niego - syknęła Hermiona. - Nie będziesz mi rozkazywała szlamowata suko - warknął wkurzony Draco. – Licz się ze słowami, Malfoy – Harry nie zamierzał pozwolić na obrażanie swojej przyjaciółki. - Bo co mi zrobisz, laskę? – Ślizgon bezczelnie się uśmiechnął. Harry nie wytrzymał. I tak był w stanie silnego napięcia psychicznego, a jeszcze bezczelne docinki Malfoya... Gryfon wyciągnął różdżkę: - Tormento! - Harry!!! Nie ! - wrzasnęła w tym samym momencie Herm wytrącając mu różdżkę. - Odczep się – zasyczał chłopak z całej siły odpychając od siebie przyjaciółkę z wyrazem odrazy na twarzy. Różdżka Harry'ego podleciała w górę i zanim upadła na stół, zaklęcie walnęło w ścianę naprzeciwko, między Blais i Pansy, która wrzasnęła. Ścina została po części rozwalona. Draco Malfoy lekko pobladł, ale był tak zły, że nie zamierzał odpuścić. - Reparo – Zabini zachowała przytomność umysłu. Hermiona po raz setny zastanawiała się dlaczego to nie ona jest Prefektem, tylko da głupia Parkinson. – Odbiło ci?! – warknęła patrząc na roztrzęsionego zielonookiego gryfona. Harry posłał jej spojrzenie Puszka. - A ty, Draco – Blais spojrzała z pogardą na Malfoya – mógłbyś chociaż raz zachować się godnie. Bywasz obleśny. - A co zazdrosna jesteś o Pottera? Sama wolisz zrobić mi loda? – zapytał z drwiną w głosie Ślizgon. - Nie ma sprawy możesz być następna. Dziewczyna poczerwieniała z jawnego oburzenia. - Chamie jeden – wysyczała – jeszcze raz tak do mnie powiesz, to potraktuję cię tym samym zaklęciem co Potter. - Jeżeli masz tą samą celność, to chyba powinienem ze strachu narobić w gacie. - Mógłbyś z szacunku dla samego siebie i rodu z wieloletnią tradycją, z którego się wywodzisz – ciągnęła niezrażona Blais – nie wypominać komuś, że był torturowany i z tego drwić. Harry się wzdrygnął. - Jak nie wiesz co to są tortury – wysyczała Zabini – mogę ci zademonstrować. Na te zajęcia twoi oddani goryle nie chodzą. Na chwilę zapanowała niezręczna cisza. Harry spuścił wzrok. - Słuchajcie – odezwała się Anett , widząc zmieszanie gryfona – co myślicie o wczorajszym artykule i wypowiedzi nowego Wiceministra Magii? - To, co napisali – ciągnęła – kupy się nie trzyma. – Jak można odmawiać komuś uczciwego procesu, tylko dlatego, że jego ofiara dawała hojnie kasę na Ministerstwo. Uważam, że to straszne. Myślą tylko o forsie. Tępe dupki. - Jak dorwę Percy’ego to mu nakopię za te jego pomysły z czystkami – wysyczała Hermiona - Hola, Granger – Draco zaśmiał się paskudnie. – Od niedzieli, to on będzie mógł dokopać tobie, a nie ty jemu. – Radziłbym ci się zacząć martwić o tego przerośniętego kretyna, gajowego i Lupina – głos Draco był zjadliwy – Może w końcu odgórnie wezmą się za szlamy. Parkinson zachichotała a Blais popatrzyła na nią z politowaniem. „Prefekt – pomyślała drwiąco – Malfoy chociaż czasami myśli i wykazuje się inteligencją, ale ona?” Andrew Scott, wysoki długowłosy brunet z Ravenclawu popatrzył uważnie na Malfoya. - Tobie się zupełnie we łbie poprzewracało Malfoy, prawie tak samo jak temu Weasleyowi. No i rozgorzała zażarta dyskusja na temat czystek, korupcji i polityki w ogóle. Kiedy wszedł nauczyciel wrzało jak w ulu, ale wystarczyło jedno ostrzegawcze spojrzenie Snape’a, aby zrobiło się cicho. - Co tu się dzieje? – spytał chłodno. - Rozmawialiśmy o wczorajszym artykule, sir – wypaliła Pancy i wszyscy spojrzeli na nią jak na idiotkę, włącznie z jej blond sympatią i z nauczycielem. Severus usiadł za biurkiem i posłał uczniom spojrzenie chorego na wścieklizną hipogryfa. Do końca zajęć musieli notować nowe wiadomości w bardzo szybkim tempie, bo profesor nie był w dobrym humorze i nie zamierzał powtarzać. Zapanował ogólny jęk, gdy ze złośliwym uśmiechem podyktował temat wypracowania na następny piątek. - Trzy rolki pergaminu – dodał złośliwie – równo trzy rolki, ani o jedno zdanie mniej, ani więcej. * Wiem, wiem, w oryginale Zabini to facet! Ale w tym ff-ie jest (nie)stety kobietą. Musicie mi to wybaczyć. *** Po zajęciach mistrz udał się pospiesznie do swojej kwatery. Prometeusz hasał po Zakazanym Lesie a Severus czytał korespondencję. Godzina 17:00,Restauracja „Black Cat”, West London, Resurrection Avenue 3 - głosił lakoniczny liścik Narcyzy. Snape zrobił sobie drinka i rozłożył pergamin zwrotny od Lucjusza. List był na szczęście długi i szczery, oraz napawał ziarnem nadziei. Co prawda Malfoy jeszcze nie wiedział jaką decyzją podejmie po wyjściu z Azkabanu, który miał opuścić już za tydzień, ale nie robił Severusowi żadnych wyrzutów co do jego stanowiska i mistrz eliksirów pomyślał, że Lucjusz od dawna mógł podejrzewać jego zmianę stron. Śmierciożerca napisał, że doskonale pamięta Annę Salior i rozumie oraz w pełni popiera czyn Snape’a. I mimo, że w sumie jest mu obojętne tępienie jakiejkolwiek rasy to pomoże na tyle ile będzie mógł, aby ten bzdurny pomysł Ministerstwa o cofnięciu Dekretu i ewentualnym oczyszczeniu świata czarodziejów z niebezpiecznych „elementów” nie został urzeczywistniony, ponieważ jeden z jego najlepszych kumpli jest wampirem. Na końcu kazał mu się trzymać i w żadnym wypadku nie przyznawać się do winy. Severus odetchnął i wrzucił list do płonącego kominka. *** ****** -------------------- "KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II] |
NiMfUśKa |
12.12.2004 18:56
Post
#4
|
Mugol Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 4 Dołączył: 05.12.2004 |
trochę
chore ale mi się podoba xD
|
Raistlin |
12.12.2004 19:23
Post
#5
|
Kandydat na Maga Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 57 Dołączył: 11.12.2004 Skąd: Krynn |
No cóż... Jak zawsze opowiadanie wydymane w
kosmos(a nawet dalej). I muszę cie pochwalić za szybkie dodawanie
następnych części(cholernie nie lubie jak ktoś nie dodaje następnych
partów). Czyli ogólnie nie jest źle(sam sobie zaprzeczam ), pisz
następne opowiadania(ale mają być długie i fajne). Odemnie
dla
ciebie.
-------------------- |
Kitiara |
12.12.2004 21:30
Post
#6
|
Uczeń Hogwartu Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 173 Dołączył: 08.12.2004 Płeć: jedyny w swoim rodzaju |
QUOTE trochę chore
Dalej jest nawet dużo bardziej chore Taka moja uroda. I uprzedzam, że zbytnio kanoniczna nie jestem, zwłaszcza w tym ficu. Raist, szybko daję nowe kawałki bo mam już bardzo dużo tekstu i tylko dlatego. Nie dziw się, że niektórzy żadko zamieszczają odcinki swoich opowiadań. Po prostu są podczas pisania - nie zebym skończyła już tego kolosa, chyba nawet do świąt nie dam rady skończyć:] A za milkę i kawę dziękuję. Obydwie bardzo lubię -------------------- "KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II] |
Kitiara |
12.12.2004 22:16
Post
#7
|
Uczeń Hogwartu Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 173 Dołączył: 08.12.2004 Płeć: jedyny w swoim rodzaju |
Sobota,
03.11.1996
Sobota mijała Severusowi dosyć spokojnie, a w Proroku nie ukazał się żaden niepokojący artykuł. Snape pojawił się punktualnie o 17 na miejscu spotkania. - Witaj Severusie – Narcyza Malfoy wyglądała jak zwykle prześlicznie, ale wyglądała także na zmęczoną i przygnębioną. Czarnowłosa* piękność wspięła się na palce i pocałowała mistrza eliksirów na powitanie w policzek. Mało kto mógł sobie pozwolić na taką poufałość w stosunku do wysokiego, czarnookiego i czarnowłosego mężczyzny, ubranego teraz w czarny garnitur i czarny płaszcz. Ona mogła. Mało tego – mogła liczyć także na odwzajemnienie tego gestu. - Witaj Narcyzo –Severus objął ją i pocałował w czoło. Mimo, że ubrana w szykowny czerwony kostium pod równie szykownym ciemnogranatowym płaszczem kobieta nie była niska (teraz mierzyła 184 cm – bez swoich butów, tylko sześć centymetrów mniej), to Severus i tak przerastał ją o głowę. Weszli do środka i zajęli stolik w najciemniejszym i najcichszym miejscu. "Black Cat" był urządzony w tonacji zieleni i granatu. Na stolikach stały dodatki w postaci świeczników i popielniczek w kolorze srebra, a ściany ozdobione były pięknymi freskami o roślinnych i zwierzęcych motywach, i Narcyza zastanawiała się po raz setny skąd się wziął, u diabła, w nazwie tej restauracji czarny kot. Jak się okazało, pani Malfoy przezornie dokonała wcześniej rezerwacji. - Co ja bym bez ciebie zrobił – zażartował Severus. - Co wy, mężczyźni, zrobilibyście bez kobiet – poprawiła go rezolutnie Narcyza mrużąc swoje orzechowe oczy. Mistrz eliksirów posłał jej swój najbardziej ironiczny i złośliwy uśmiech, którego uczniowie bali się jak ognia. Piękna brunetka nie obawiała się jednak swego towarzysza nawet w najmniejszym stopniu i tylko szeroko się uśmiechnęła. Wzięli menu i Narcyza z rozbawieniem zaproponowała drinka o wdzięcznej nazwie „Orgazm”.** Mężczyzna nie mógł nie wygiąć ust w imitacji radosnego uśmiechu. - Czego ci mugole nie wymyślą, żeby sobie życie osłodzić – skomentował złośliwie. - Dobra, ja stawiam dwa orgazmy – stwierdziła roześmiana kobieta. Severus mimo beztroskiego śmiechu towarzyszki dostrzegał piętno cichego smutku na jej twarzy. Chociaż nie łączyły jej bliskie i przyjazne stosunki z Syriuszem, to przecież Black był jej bratem. - Nie możesz mi postawić drinka – żachnął się w odpowiedzi mistrz. – Jestem dżentelmenem. - Jasne Severusie, a ja mugolską baletnicą – pani Malfoy uśmiechnęła się złośliwie. - W istocie zabawne, droga przyjaciółko – jadowicie zripostował mężczyzna. - Nalegam Severusie. Ja bardzo potrzebowałam gdzieś wyjść, a nie miałam okazji. Jestem ci wdzięczna za ten wypad. Poza tym doskonale wiesz, że na brak pieniędzy nie narzekam i muszę odreagować to, że mój durny mąż dał się zamknąć za tą swoją słuszną sprawę oczyszczenia świata.- kobieta wyglądała na zdeterminowaną postawić na swoim. Chociaż Narcyza lojalnie trzymała stronę męża, nigdy nie zaangażowała się w jego „hobby” na tyle, aby przystać jawnie do Śmierciożerców. Wolała pozostać na uboczu. - Obiecuję ci, że ten wypad jeszcze ci bokiem wyjdzie – powiedział Snape z przekąsem. - A co do czyścicieli... czytałaś wczorajszy artykuł tej kretynki Rity Skeeter w Proroku Codziennym? - Czytałam... Wiesz – Narcyza zmarszczyła brwi – Lucjusz opowiadał mi kiedyś o tym sadyście, co zdechł. Jakoś wcale mu nie współczuje, chociaż jego śmierć była okrutna... Zaraz, zaraz – kobieta popatrzyła uważnie na swojego rozmówcę –Severusie, to TY go zabiłeś?! – to było bardziej stwierdzenie, niż pytanie. Wampir jedynie skinął głową. - Zawsze byłeś uroczy – przy tych słowach, Narcyza ciężko westchnęła i wyciągnęła papierosy. - Mówiłem ci, że to spotkanie wyjdzie ci bokiem... Narcyzo ty przecież rzuciłaś palenie... - Tak. Do momentu aresztowania Lucjusza... Przejdziemy do rzeczy? Severus przyjął od Narcyzy papierosa i podał jej ogień. Obydwoje zaciągnęli się w milczeniu. - Przejdziemy do rzeczy, ale za nim ja otworzę swoją duszę przed tobą, ty musisz mi powiedzieć co się stało. - To ty masz duszę? - Narcyza uniosła kpiąco brew. - Nie zmieniaj tematu... - O co ci chodzi? - kobieta doskonale udawała szczere zdziwienie. - Przecież widzę, że coś cię gryzie. Jesteś czymś zmartwiona. - Och, Severusie . Mój brat nie żyje a mąż jest w więzieniu.. - Narcyza zaciągnęła się mocno i uciekła spojrzeniem w bok, udając, że interesuje ją fresk przedstawiający sploty bluszczu na. - Tut, tut... jest coś jeszcze Nari - Snape nie dawał za wygraną. Czasami używał w wobec niej zdrobniałej formy imienia, tak jak teraz. Była wysoka, miała silny charakter, ale kryło się w niej też coś subtelnego, co czasem wzbudzało czułość. Tą nieuchwytna na pierwszy rzut oka cechę mógł dostrzec tylko ktoś, kto dobrze ją znał. Tak samo jak ukrywane przez nią zmartwienie. - Więc jak będzie? -zapytał łagodnie mężczyzna przygaszając papierosa. Na chwilę zapadła martwa cisza. - Draco - wypaliła nagle Narcyza. - Jest coraz gorszy. - Draco jest teraz w Hogwarcie - zdziwił się Severus. - Napisał do mnie... - pani Malfoy zgniotła niedopałek w popielniczce i tęgo pociągnęła ze szklaneczki. - No i...?- mężczyzna uniósł brew. - List przyszedł wczoraj wieczorem, Severusie - Narcyza odetchnęła głęboko. - Mój syn napisał, cytuję: Potter dostał wciry od Śmierciożerców. Ktoś go torturował przez dwa dni. Podobno Nott (podsłuchałem pod Pokojem Nauczycielskim). - Narcyza odchrząknęła i zapaliła kolejnego papierosa. Mężczyzna także nie pogardził, gdy go poczęstowała. - To prawda, no i co w tym niepokojącego? To, że podsłuchiwał?- zapytał Snape. - Poczekaj, to nie wszystko - Narcyza zaciągnęła się potężnie - dalej było tak: Cieszę się mamo, że mu w końcu ktoś porządnie dokopał. Może nie będzie już tak zadzierał nosa. Jednak jest na tym świecie jakaś sprawiedliwość. Przy stoliku zapadła cisza na dobrą minutę. - No i co o tym sądzisz? – Narcyza uniosła brew zupełnie jak jej towarzysz. - Wierzyć mi się nie chce - odrzekł mężczyzna. - Wiem, że się nie cierpią... Draco chyba nie do końca sobie zdaje sprawę, czym są tortury, zwłaszcza tortury Notta, bo to przecież cały odrębny rozdział. Odpisałaś mu? - Tak, dziś pewnie dostał mój list. Napisałam mu, że powinien się wstydzić. - No i dobrze - uciął temat Severus. - Sev - Narcyza mogła zdrabniać jego imię ile tylko chciała. Większość znajomych Severusa jednak nie miała takich przywilejów. Używanie zdrobnień wobec mistrza eliksirów niosło dla większości ludzi dosyć niemiłe konsekwencje. - Za bardzo mu pobłażasz. - Jest Prefektem - mężczyzna nie bardzo wiedział co powiedzieć, zwłaszcza, że matka Dracona miał rację. - Właśnie! To go czyni jeszcze bardziej aroganckim - Narcyza westchnęła. - Posłuchaj drogi przyjacielu. Draco jest niemal wierną kopia Lu, ale mój mąż chyba nigdy nie byłby w stanie cieszyć się z tego, że ktoś został skatowany. Nott był bestią. Mój mąż też torturował i nadal bywa okrutny, ale są jakieś granice, których nigdy nie przekroczy, a przynajmniej mam taką nadzieję... Nott używał strasznych metod i po Potterze na pewno to widać... - Narcyzo - powiedział łagodnie Severus - twój mąż wie czym są tortury Notta bo je widział. Twój syn - nie. A przecież wiesz jak on nie cierpi Pottera. - Aha. Zupełnie tak jak ty... - Ja go traktuje obiektywnie - żachnął się mężczyzna. Narcyza uśmiechnęła się z przekąsem. - Jasne, Sev - ty zawsze jesteś wzorem obiektywizmu. - Severus posłał jej spojrzenie Puszka, któremu znudziła się bezmięsna dieta, czym kobieta wogóle się nie przejęła. - A co do Dracona - ciągnęła pani Malfoy niezrażona zimnym błyskiem w oczach towarzysza - rzeczywiście nie znosi latorośli Potterów. Ciągle wymyśla mu nowe ksywki. Nazywa go Bohaterem Dla Ubogich, Księciem Z Blizną, a ostatnio Mam - Znamię - Po - Czarnym - Panu - I - Wszystko - Mi -Wolno. - Właśnie - uciął Sev elegancko i wykończył swojego (podwójnego) drinka. Przywołał kelnera i zamówił "jeszcze raz to samo." - Chwila - Narcyza figlarnie przechyliła głowę - to samo, ale tym razem ja też chcę podwójny orgazm. - Mówiąc to szeroko się uśmiechnęła, a młody kelner zanim odszedł od stolika z zamówieniem wyraźnie się zrumienił i wydukał "oczywiście, mademe." - No tak - zaczął Severus - w końcu to wy, kobiety stworzone jesteście do orgazmów wielokrotnych - na twarzy mistrza eliksirów wykwitł pokrętny uśmieszek . - Podobno tak. Ale wy nie potraficie nam tego zapewnić – elegancko zripstowała kobieta. - Czy twoje słowo musi być zawsze ostatnie, Narcyzo? - Tak! A co do Dracona - Kobieta stanowczo nie pozwoliła sobie przerwać i Severus wyraźnie skrzywił się, gdy usłyszał imię "Draco" - to jak dla mnie, możesz mu nawet od czasu do czasu przywlać. Robi się nie do zniesienia. A to, że jest inteligentny i sarkastyczny, wcale nie ułatwia mi wychowywania tej bestii. Poza tym urósł tak, że przewyższa mnie o pół głowy, co bardzo uszczupla mój autorytet. Chyba zacznę go bić... - Ostatnie zdanie dodała z desperacją w głosie. - Możesz go sobie lać, w końcu masz do tego święte prawo matki, ale w Hogwarcie uczniów się nie bije. Mogę mu najwyżej przysolić szlaban w Zakazanym Lesie, jeżeli przegnie za bardzo - mężczyzna chciał jak najszybciej skończyć niemiły dla siebie temat wychowawczy. -Trzymam cię mocno za słowo Sev. Ja już sobie przestaję z nim dawać radę... Narcyza zapaliła trzeciego papierosa i poczęstowała towarzysza. - No, teraz możesz przejść do tych poważniejszych rzeczy.. Jeśli się nie mylę w naszej rozmowie często będzie padać słowa Percy Weasley - Narcyza skrzywiła się przy imieniu młodego karierowicza... *I znowu podle zmieniam ważną rzecz ignorując oryginał, w którym matka Dracze ma włosy koloru blond. Poszłam za głosem serca i zrobiłam z niej kruczoczarną brunetkę. W końcu wywodziła się z rodu Czarnych, którzy mieli raczej ciemne włosy. Stąd ta zmiana. **Orgazm – to nie tylko sami – wiecie – co, ale także nazwa drinka. Ponoć bardzo dobrego (sama niegdy nie piłam, ale zamierzam spróbować, jak tylko będę miała okazję). *** Severus rozmawiał z Narcyzą ponad godzinę. Wypili przy tym dosyć sporo i poszły im wszystkie paierosy jakie mieli. Narcyza obiecała wykorzystać wszelkie znajomości w Ministerstwie i przyznała ku zdziwieniu Severusa, że bardzo mądrym posunięciem byłoby przejście Lucjusza i jej na stronę Dumbledore’a. Jak się okazało w dalszej konwersacji, Narcyza miała ku temu ważne powody. Czarny Pan był coraz bardziej fanatyczny. Lucjusz opowiadał jej, że "Crucio" z ust przywódcy pada na zebraniach coraz częściej i z coraz błahszych powodów. Sam Voldemort odwiedził ją tydzień po aresztowaniu Lucjusza i zażądał aby wyciągnęła męża jak najszybciej z więzienia - ponieważ jest mu potrzebny. Minęło sporo czasu i kobieta obawiała się kolejnej wizyty, mimo że Malfoy miał wyjść już za tydzień. Podczas tamtych odwiedzin Czarny Pan wyraził swą dużą nadzieję (czytaj zażądał), że Draco wstąpi w szeregi Śmierciożerców jak tylko ukończy Hogwart. Do tej pory nie było o tym wyraźnie i "na głos" mowy i Narcyza uświadomiła sobie, że nie chce aby jej syn został tyranem mugoli i szlam. To było jej dziecko - pragnęła dla niego jedynie szczęśliwego stabilnego życia z jakąś rozsądną czarownicą u boku. Gdyby Lucjusz został szpiegiem Jasnej Strony, mogliby liczyć na dodatkowe zabezpieczenia (oprócz dotychczasowych silnych zaklęć ochronnych) swojej posesji - Dragon Tower i opiekę Dumbledore'a. Narcyza była trzydziestosześcioletnią kobietą, której nudziło się już ryzykowanie męża i narażanie na ryzyko jedynego syna. Narcyza zaczynała się bać Voldemorta, który był coraz bardziej okrutny nawet dla swoich poddanych. Snape dał jej również do przemyślenia bardzo ryzykowną, ale i bardzo mądrą propozycję. Jeżeli Lucjusz i Narcyza postanowią wstąpić do Zakonu Feniksa i przenieść się w bezpieczne miejsce, Severus zostanie ich Strażnikiem Tajemnicy. Obydwoje wiedzieli, że to ryzykowne, a jednak Narcyza ufała mu - bo nigdy jej nie zawiódł - i obiecała przemyśleć sprawę, oraz porozmawiać z mężem, gdy ten tylko wróci do Dragon Tower. Było jej jedynie żal zostawiać ukochane domostwo i przenosić się w "bezpieczne miejsce". Tak, Narcyza Malfoy była rozsądną kobietą, która najchętniej nie angażowałaby się już w nic niebezpiecznego. Tak bardzo chciała stabilizacji i spokoju dla swojej rodziny. Czy żądała zbyt wiele? Wkrótce miało się okazać, że tak... Do Hogwartu Severus wrócił około ósmej wieczorem. Był nieco podniesiony na duchu ale i tak miał złe przeczucia. Jego wampirza intuicja mówiła mu, że wydarzy się coś bardzo złego. Że wydarzy się dużo złych rzeczy. Intuicja ta - zazwyczaj nieomylna - mówiła mu też, że nie będą one dotyczyć bezpośrednio jego osoby, tylko uczniów. Severus zaczynał szczerze bać się poniedziałku. *** Harry spał spokojnie i głęboko. Pani Pomfrey dała mu trochę Eliksiru Bezsennego Snu, a ilość którą dostał wystarczyła spokojnie na trzy wieczory. kładąc się spać, Gryfon pomyślał z wisielczym humorem, że koszmary będzie miał dopiero z poniedziałku na wtorek, ale zawsze, jak się obudzi , może wypić zawartość fiolki, którą dostał od mistrza eliksirów, a która spoczywała teraz bezpiecznie w szufladzie z bielizną. Całą sobotę był śledzony przez Hermionę, która bała się, żeby nie popełnił jakiegoś głupstwa. Przejęła się bardzo jego myślami samobójczymi i pilnowała go niczym kwoka niesfornego kurczęcia łażąc za nim nawet do jego dormitorium. Dopiero, gdy Harry koło godziny trzynastej spytał czy zamierza iść z nim także do ubikacji, a Ron zaczął się histerycznie śmiać, odpuściła sobie trochę, ale i tak miała na oku swojego zielonookiego kumpla. Mimo faktu, że było to irytujące miało też swoje dobre strony. Harry bardziej przejmował się łażącą za nim Hermioną niż możliwością samobójstwa. Przejmował się też bezpieczeństwem Hagrida, a zwłaszcza Lupina i kiedy Dumbledore dorwał go na korytarzu, i zapytał jak się czuje, chłopiec podzielił się swoimi obawami. Albus pocieszył go i zapewnił, że Remus przyjedzie do Hogwartu we wtorek i zostanie tu dopóki będzie taka potrzeba. "Mam po co żyć chociaż do wtorku" pomyślał chłopiec z przekąsem i ironią . Harry pamiętał, jak przez mgłę, że Lupin przesiedział z nim cały krytyczny okres w skrzydle szpitalnym. Teraz od Dyrektora dowiedział się, że wilkołak wrócił do swoich spraw dopiero, gdy było już pewnikiem, że chłopak będzie żył. Po południu Hermiona i Ron wyciągnęli go na długi, raczej milczący spacer po błoniach, który przebiegał w miarę spokojnie poza jednym małym acz przykrym incydentem, kiedy Hermiona w przypływie macierzyński uczuć spróbowała go objąć. - Wszystko się dobrze ułoży, zobaczysz - dziewczyna wyciągnęła rękę i dotknęła ramienia Harry'ego. Chłopak się wzdrygnął jak oparzony i odskoczył. Zrobiło mu się niedobrze i chociaż wiedział, że to irracjonalne, zezłościł się na Hermionę. - Nigdy więcej tego nie rób - wysyczał. Był wściekły, a Ron spojrzał na niego tak jakby go widział po raz pierwszy w życiu. "Cholera, ale ze mnie idiotka - pomyślała Hermiona. - Przecież on teraz nie da się do siebie w żaden sposób zbliżyć." - Przepraszam Harry, poniosło mnie - powiedziała cicho. - Nie szkodzi - chłopak był zdenerwowany. - Mówiłem wam, że teraz będzie zupełnie inaczej. Jeżeli chcecie nadal się ze mną przyjaźnić, musicie pamiętać, że ja już nie jestem normalny i nigdy nie będę - w jego głosie było tyle goryczy i smutku, że Ron zaczął protestować. - Przestań Harry, nie mów tak. Nie mów, że jesteś nienormalny. Masz tylko problemy w relacjach z innymi, ale to w twoim przypadku jest zrozumiałe... - Och, zamknij się Ron! - Hermiona była wściekła za głupotę i brak taktu rudzielca. - Nie szkodzi, Herm - Harry smutno się uśmiechnął. - Och. Najpierw ja popełniam gafę, teraz Ron. Jak ty z nami wytrzymujesz? - Hermiona próbowała załagodzić sytuację. - Właśnie irytująca wiewióra i panna wiem-to-wszystko. Współczuję ci Harry - Ron szybko podłapał starania przyjaciółki. Potter był im za to wdzięczny. - Jesteście okropni, ale i tak was kocham. - My ciebie też - dodali skwapliwie zgodnym chórem. Przez następną godzinę spacerowali w prawie całkowitej ciszy i tylko od czasu do czasu, któreś z nich rzucało uwagę na temat pogody, albo jakiegoś ciekawego widoku. Do Zamku wrócili dopiero na kolację i Harry stwierdził ze zdziwieniem, że jest trochę głodny. Później udali się do biblioteki pisać wypracowanie na poniedziałek dla McGonagall bo na NUT-ki z Transmutacji dostali się wszyscy troje. *** Harry leżał w ciemnym dormitorium. Sam. Ron i Hermiona byli we wspólnym. Mnóstwo ludzi było we wspólnym... Ale on chciał być sam. A kiedy był sam, jego myśli były czarne jak smoła. Jeden łyk... Ron, Hermiona, Hagrid, Lupin, Luna... Jeden łyk i będzie po wszystkim… To nie boli. Chwila dziwnego smaku w ustach, a później tylko czysty niebyt... Ron, Hermiona, Dumbledore... Rodzice, Syriusz… może ich spotkam tam po drugiej stronie... Ale tu są ci, którym na mnie zależy... Jedna chwila i skończy się ból, rozpacz i cierpienie... Lupin, Hagrid, Percy i jego nikczemne zamiary... A co mnie to wszystko obchodzi? Hagrid i Lupin. Fiolka z trucizną… Fiolka i list od Severusa Snape’a. List... Harry wstał i zapalił światło. Podszedł do szuflady z bielizną. Otworzył ja, sięgnął na sam spód i wymacał pergamin i fiolkę. Buteleczkę postawił na szafce przy łóżku. Po raz enty przeczytał list. Coś mu zgrzytało i nie wiedział co. Harry otworzył fiolkę. Przez chwilę przyglądał się jej z fascynacją. Płyn był jasnozielony i bardzo przejrzysty. Ładny... Powąchał truciznę. W ogóle nie miała zapachu. Czuł się dziwnie z tą fiolka w dłoni. Jak jakiś bóg. Mógł odebrać sobie życie, ale nie musiał. Miał władzę na tym, czy żyć dalej, czy umrzeć tu i teraz. A tą władzę dał mu nie kto inny, ale ktoś kto go z wzajemnością nienawidził. Może właśnie to go do tej pory powstrzymało przed wypiciem? A może to, co napisał Snape? Że wierzy w jego siłę i szlachetność... Harry nie wiedział. „Snape miał wątpliwy zaszczyt znać Salomona Notta” – pomyślał nagle. „Miał wątpliwy zaszczyt...” Harry zakręcił fiolkę i z powrotem odstawił ja na szafkę nocną Wziął w lekko drżące od psychicznego napięcia ręce list, który znał już prawie na pamięć. Przebiegł szybko wzrokiem do poszukiwanego miejsca. Przeczytał Miałem wątpliwy zaszczyt znać Salomona Notta osobiście... Miałem... Dlaczego napisał to w czasie przeszłym?” pomyślał chłopak. „Dlaczego nie napisał mam wątpliwy zaszczyt... Przecież artykuł o śmierci Notta pojawił się dopiero następnego dnia. A ten list niewątpliwie dostałem w nocy...” Harry poczuł nieprzyjemny ucisk w żołądku. „Może chodzi oto, że miał, bo nie utrzymuje z nim już kontaktów?” To przypuszczenie jednak wydało mu się naciągane. Jeżeli piszemy o osobie żyjącej, nie piszemy o niej w czasie przeszłym, automatycznie używamy czasu teraźniejszego. Harry zignorowałby to słowo – „miałem” - gdyby nie fakt rozmowy Snape’a z Dumbledorem w skrzydle szpitalnym i reakcja mistrza eliksirów na tytuł artykułu w „Proroku Codziennym”. To wszystko razem z nie winnym słówkiem „miałem” dawało mieszankę wybuchową. Harry'emu przebiegł po plecach zimny dreszcz. „Nie wierzę...” – pomyślał. „Muszę wiedzieć... muszę.” Spojrzał na zegarek. Była dwudziesta pierwsza. „Potrzebuję się przejść. Nie wyrobię...” – myślał gorączkowo. Schował szybko fiolkę i pergamin do szuflady. Zszedł powoli do Pokoju Wspólnego, gdzie panował istny harmider, bo część Gryfonów grała w Eksplodującego Durnia, część gadała, a część po prostu się kłóciła. Hermiona czytała. Chłopak zdawał sobie sprawę, że nie uniknie zagajenia. Najchętniej wziąłby pelerynę niewidkę, ale po co? Chciał być niewidzialny jedynie w tej chwili. - Cześć Harry, zagrasz z nami? – zapytał ze szczerą sympatią Seamus. - Nie – Harry uśmiechnął się przepraszająco – idę się przejść. Muszę pomyśleć. Hermiona spojrzała na niego znad książki. Chyba nie zauważyła nic niepokojącego, bo wróciła do lektury. *** Harry sam nie wiedział jak znalazł się przy wejściu do lochów, gdzie omal nie wpadł na Snape'a, który właśnie udawał się do Dumbledore'a, aby zdać mu krótką relację z rozmowy z Narcyzą Malfoy. - Co ty tutaj robisz, Potter? - warknął mistrz. - Spaceruję - grzecznie odpowiedział uczeń. - O tej porze powinieneś być w swoim Pokoju Wspólnym, dormitorium, albo w łazience, ale nie na korytarzu. Mimo, że Harry urósł trochę przez wakacje i był bliski osiągnięcia magicznego dla płci brzydkiej progu stu osiemdziesięciu centymetrów, musiał podnieść głowę, że by spojrzeć nauczycielowi w oczy. - Tak się zastanawiałem - zaczął - czy lepiej wypić truciznę, czy iść do kuchni po nóż, bo przyzwyczaiłem się do bólu, ewentualnie... - To jest wejście do lochów, a nie do kuchni, Potter - zimno odrzekł Snape. - Ehem. Ale Pan mi przerwał... jest jeszcze jedno wyjście. - Jakie, Potter? - spytał poirytowany Snape. - Nie, żeby mnie obchodziło jak chcesz pożegnać się z tym światem, ale skoro potrzebujesz się wygadać... - ironizował Severus. - Cóż to za fascynujące, trzecie wyjście? Umieram z ciekawości. - Owszem, dosyć ciekawe, chociaż może nie fascynujące... - Harry był całkowicie spokojny. - Pan. Snape autentycznie się zdziwił. - Możesz jaśniej, Potter? Jak chcesz, żebym cię słuchał to mów z sensem. - Dlaczego napisał mi pan w liście, że miał przyjemność znać Notta. Dlaczego użył pan czasu przeszłego? Severus zaklął w duchu. "No wiedziałem, że ten bachor się w końcu domyśli. To Granger pewnie wie już od czwartku. Cholera, dlaczego pisałem ten list przy wódce?" - Nie utrzymywałem z nim przez długi czas kontaktu, Potter - gładko skłamał bez najmniejszych wyrzutów sumienia. W końcu Wielki Harry Potter jemu kłamał, kiedy tylko się dało. - A tak wogóle to nie powinno cię chyba obchodzić, nie sądzisz? - Też tak najpierw pomyślałem, że nie utrzymywał pan z nim kontaktów - powiedział niezrażony Harry - ale istnieje jeszcze fakt pana rozmowy z profesorem Dumbledore’em w skrzydle szpitalnym. To się trochę kupy nie trzyma. - Wiesz Potter , że twoja arogancja, bezczelność i twoje wścibstwo pobiły właśnie światowy rekord? - głos Snape'a był chłodny, łagodny i jadowity. - Nie prowokuj mnie do tego, żebym się na ciebie wściekł - palce profesora powoli zacisnęły się na połach jego szaty. - Nie boję się - Harry wzruszył ramionami. - Najwyżej zginę. Forma samobójstwa dobra, jak każda inna. Sprowokuj wampira i masz życie z głowy. Severusa przytkało na dobry moment. Stał przez chwilę nie wiedząc co powiedzieć. Ale Sev jak to Sev, szybko odzyskał nad sobą kontrolę i rzekł (bo cóż innego mógłby rzec): - Szlaban, Potter. Poczekasz tu na mnie. Idę na chwilę do Dyrektora... Albo nie... Pójdziesz ze mną i poczekasz przed gabinetem. Harry wzruszył ramionami i grzecznie poczłapał za zdenerwowanym Severusem. - Nie wiem czemu nie udusiłem cię poduszką w skrzydle szpitalnym - zdziwił się na głos Severus. - Chyba mięknę na stare lata. - Bez przesady profesorze. Nie jest pan jeszcze taki stary - Harry bez żenady mówił to co mu na myśl przyszło. - Inna sprawa, że zachowuje się pan czasami, jakby miał siedemdziesiątkę na karku. - Licz się ze Słowami, Potter - warknął zirytowany Snape - nie jestem twoim kumplem. - Na szczęście- Harry miał generalnie wszystko gdzieś. - Gryffindor traci dziesięć punktów - gładko oznajmił Severus. Doszli do kamiennej chimery i nauczyciel krzywiąc się lekko wypowiedział hasło: - Musy świstuny. Harry parsknął pogardliwie. To było osobliwe zjawisko: Snape mówiący "musy świstuny." - Maniery, Potter - wysyczał nauczyciel. - Co będę robił na szlabanie? - zapytał od niechcenia Harry, kiedy wspinali się po kamiennych schodach. Severus popatrzył na niego złośliwie. - Będziesz sprzątał jeden z lochów, po mojej wczorajszej uroczystej kolacji - powiedział słodkim tonem. - Wszędzie krew i flaki. Oczywiście nie możesz użyć magii. - Bardzo śmieszne, sir - sarkastycznie odrzekł Harry, bezczelnie krzyżując ręce na piersi. - Nie pasuje ci ten ton, Potter - odgryzł się gładko Snape. Severus popatrzył na niego uważnie. Chłopak powoli zaczynał budować wokół siebie szczelny anty-emocjonalny mur. - Poczekaj tu, Potter. Zaraz przyjdę. - Tak jest, sir - drwiącym tonem odrzekł Harry. Snape spojrzał na niego nieprzyjaźnie. - Jeżeli będziesz podsłuchiwał, to urwę ci łeb - bardzo łagodnie powiedział profesor. "W takim razie będę."- przewrotnie pomyślał chłopak, chociaż tym razem postanowił być dyskretny. Oparł się o ścianę i czekał. * Harry nie czekał długo. Po jakichś pięciu minutach Snape wyszedł z gabinetu Dyrektora. - Idziemy, Potter – warknął. Szli w całkowitym milczeniu, aż do lochów. - Gdzie to miejsce krwawej uczty? – spytał grzecznie Harry. Snape posłał mu spojrzenie wygłodniałego bazyliszka. - Myślisz, że to zabawne? – zapytał wyprutym z emocji tonem, krnąbrnego ucznia. - No. Nawet, nawet – spokojnie odrzekł chłopak. Severus popatrzył na niego uważnie. Harry Potter absolutnie się niczego nie obawiał. Harry Potter był absolutnie spokojny. Od Harry'ego Pottera wionęło absolutną obojętnością Harry Potter wzbudzał w nim absolutną irytację. - Potter, masz czelność nabijać się z zaistniałej sytuacji i uważać ją za zabawną? Tobie naprawdę ta blizna w jakiś sposób uszkadza mózg. Musi tak być, bo inaczej kierował byś się czymś takim jak zdrowy rozsądek. Harry popatrzył na nauczyciela obojętnie. Mistrz eliksirów wyglądał na poirytowanego, zmartwionego ale i spokojnego. - Chodź ze mną do pracowni. Dam ci coś pożytecznego do roboty – Snape westchnął niemal boleśnie. – Naprawdę żałuję, że nie użyłam tej poduszki, a była taka duża. Idealna na narzędzie zbrodni – w głosie Severusa brzmiało niemal rozmarzenie. Harry poczuł przewrotne rozbawienie i nawet zachichotał. - Po co poduszka. Mógł mi pan urwać głowę, albo wypruć flaki. Mieliby chociaż o czym pisać – powiedział drwiąco. - Potter – głos nauczyciela był łagodny, cichy i niemal troskliwy – może powinienem zawiadomić szpital Św. Mungo. Tam jest specjalny oddział dla takich jak ty. - Może... – odrzekł spokojnie Harry – ale lepszy jest chyba Hotel Cmentarz z robakami za współlokatorów. Snape pokiwał głową z politowaniem. - Chodź dziecko – powiedział łagodnie – dam ci zajęcie na najbliższe dwie godziny i może przestaniesz bredzić. Harry potelepał się za sunącym z gracją Severusem. Po drodze do pracowni zahaczyli o jeszcze jedno pomieszczenie wyglądające jak skład i Snape wziął stamtąd michę dżdżownic. - Poporcjujesz je, chyba już przez tyle lat nauczyłeś się chociaż tego, Potter – powiedział łagodnie. - Ja w tym czasie sprawdzę wasze piątkowe wypociny – głos nauczyciela był zimny i drwiący. - Zrobiłem wam naprawdę prosty test, a wy mieliście miny, jakbym wam dał zagadnienia z siódmego roku. Żałosne... Parę minut później Harry siedział i rozkładał dżdżownice do słoików ze specjalną zalewą. „Fuj” pomyślał patrząc na galaretowatą ciecz o nieprzyjemnym zapachu. Cała trudność polegała jedynie na tym aby małe i duże dżdżownice były wsadzone oddzielnie.. Chodziło o to, że duże były używane do innych eliksirów niż małe. Ilość składników była bardzo istotną sprawą. Od biurka dochodziły do niego odgłosy szeleszczących kartek i co jakiś czas skrobanie pióra. Harry kilka razy podniósł wzrok i miał wrażenie, że Snape jest podłamany tym, co sprawdza. Chłopak miał nadzieje, że dostanie A. Mina Snape’a jednak nie wróżyła żadnych dobrych ocen. Nauczyciel uwinął się ze sprawdzaniem w półtorej godziny. Popatrzył na Harry'ego, który kończył już robotę. - Wiesz, że dostałeś Powyżej Oczekiwań, Potter? – Snape nie wiedział właściwie, po co to mówi, ale gdy chłopak upuścił słoik z wrażenia, uznał że było warto. Harry bąknął „przepraszam”, szybko sprzątnął słoik, w którym na szczęście nie było dżdżownic i wziął następny. Ten miał być już ostatni. - Jest tylko jedno Z. Zgadnij kto je dostał. - Hermiona? – spytał obojętnie Harry. - Jak się tego domyśliłeś? – z drwiną zapytał Severus i uważnie popatrzył na chłopca. – Ogólnie test wam poszedł bardzo nieciekawie. Tylko jedno Z, trzy A, dwa P, aż sześć M. i nawet jedno K. Straszne, a myślałem, że macie przejrzyste notatki z zajęć. – Severus westchnął boleśnie. - Może, ty mnie Potter oświecisz, co się z wami dzieje? – Spytał chłodno – Czy wy w ogóle myślicie? A czym myśli ta durna Parkinson, która dostała jako jedyna Koszmarnie? - Pan pozwoli, że przez grzeczność nie odpowiem na ostatnie pytanie.. Severus spojrzał na Harry'ego spod uniesionych brwi. - Nie trzeba, Potter. To były pytania retoryczne. Wiesz, co to są pytania retoryczne, chłopcze? – spytał łagodnie. - Oczywiście, sir – odrzekł grzecznie chłopak. – A pan wie, co to jest ironia? – Harry pomyślał, że Severus może się na taką bezczelność wkurzyć, ale miał to gdzieś. Snape jednak się nie wkurzył, a jedynie krzywo uśmiechnął. - Nie za cwany jesteś, Potter, jak na te twoje szesnaście lat? - Pięć lat zajęć z eliksirów robi swoje – odpalił Harry bezczelnie. „No, teraz to go pewnie wkurzyłem” – pomyślał. Ale ku jego z dziwieniu Severus się nie zdenerwował. Mistrz eliksirów się zaśmiał. Był to odrobinę gorzki, podszyty jakimś ulotnym smutkiem śmiech, ale jednak, śmiech. Szczery, dosyć miło brzmiący śmiech... Severus był szczerze rozbawiony. Okazało się, że Potter nie tylko potrafi logicznie myśleć, ale na dodatek wykazuje się dosyć posuniętą inteligencją. „Dlaczego ja wcześniej tego nie zauważyłem?” - pomyślał Może po prostu nie chciałeś – podpowiedział mu cichy głosik, gdzieś z wnętrz głowy, który Severus przezornie "olał". Harry'ego delikatnie mówiąc trochę wryło. Patrzył na swojego nauczyciela z otwarta buzią. Severus Snape z nim normalnie (no prawie) rozmawiał. Severus Snape nazwał Ślizgonkę „durną". Severus Snape się szczerze śmiał.. Profesor popatrzył rozbawiony na Harry'ego - Widzę Potter, że nie grzeszysz ani brakiem bezczelności, ani też inteligencji. Trzeba ci to szczerze przyznać. - Cóż, panie profesorze, inteligencje dziedziczy się w końcu po matce. Severus popatrzył na niego dziwnie i Harry wolał nic więcej na ten temat nie mówić. "Przegiąłem, czy jeszcze nie? – pomyślał. - Jeżeli nie, to przegnę teraz, ale muszę o to zapytać." - Czy może mi pan powiedzieć - zaczął najgrzeczniej jak potrafił - co takiego zrobił Salomon Nott? W oczach mistrza eliksirów zapalił się niebezpieczny blask. - Coś ty powiedział, Potter? – wysyczał jadowicie. - Pytałem, co zrobił Not, sir – cierpliwie powtórzył chłopak. - Bo przecież nie chodziło o to, co zrobił ze mną. Harry odłożył na bok ostatni słoik, a Severus patrzył na niego zimno. - Salomon Nott zrobił bardzo wiele rzeczy, Potter – w słowach Snape’a dźwięczały kostki lodu. – Ale to nie powinno cię absolutnie obchodzić. Im mniej wiesz, tym lepiej dla ciebie... A teraz, skoro skończyłeś zmiataj do siebie. - I tak w poniedziałek cała szkoła będzie mówić tylko o tym. Wolałem się dowiedzieć od pana, a nie z plotek albo z prasy. - Najlepiej zrobisz, jak pójdziesz grzecznie spać i nie będziesz interesował się sprawami, które ciebie nie dotyczą, Potter. Harry zaczynał być zły. - Ta sprawa jak najbardziej mnie dotyczy, sir. I nie tylko mnie ale całej szkoły. W końcu jest pan tu nauczycielem i cały ten cyrk odbije się na Hogwarcie, a zwłaszcza na dyrektorze. - Twoje wścibstwo i bezczelność Potter, są wręcz popisowe. Czy ty nigdy nie oduczysz się arogancji? – z irytacją spytał Severus. - Chyba nie – bezczelnie odpowiedział Harry – Nie, bo mam to w genach. Chłopak wstał i ruszył do wyjścia. Czarne oczy mistrza eliksirów śledziły uważnie każdy jego ruch. Wyglądał jak puma obserwująca swoją ofiarę. Potter jak zwykle musiał go wkurzyć. Harry odwrócił się przy wejściu do profesora. - Dobranoc, sir – powiedział chłodno. - Poczekaj, Potter – Severus mimo szczerej złości, czuł że powinien coś jeszcze powiedzieć – Najlepiej byłoby dla ciebie abyś nie wiedział zupełnie nic. Najlepiej, żeby żaden z uczniów nie interesował się zbytnio tym, co będzie się działo. Zostawcie to ludziom dorosłym. Dla własnego dobra i bezpieczeństwa. – Severus starał się mówić spokojnie i łagodnie, a Harry patrzył na niego bardzo uważne i wyglądał tak, jakby rozumiał o co chodzi. Powoli mijał mu gniew na profesora. - Im mniej wiecie, tym mniej wam grozi. Wierz mi, jeżeli dojdzie do przesłuchiwania uczniów, a jest to możliwe, zrozumiesz o co mi chodziło. Nie macie pojęcia jakich środków potrafi używać Ministerstwo, kiedy tego potrzebuje i oby żadne z was nigdy się nie przekonało. Przekaż moje słowa Granger. Niech się w ogóle tym nie interesuje. A teraz żegnam. Harry miał w głowie absolutny mętlik. Uczniowie przesłuchiwani? A jeżeli tak się stanie? Percy robił się fanatycznym sukinsynem. Nie, on już był fanatyczny. Harry poczuł zimną falę strachu. I nie bał się o siebie. Bał się o Hermionę. "Percy wie, że ona jest inteligentna. A jak będzie chciał ją przesłuchać?" - pomyślał. Właściwie nie wiedział dlaczego się boi. Przecież Hermiona była do niedawna koleżanką szkolną nowego Wiceministra Magii. Chyba nie mógłby jej zrobić nic złego? A mimo wszystko czuł jak jego żołądek zwija się w supełek na myśl o przesłuchiwaniu uczniów. *** - Gdzieś ty był?!- Hermiona była zdenerwowana. Czekała cały czas w Pokoju Wspólnym. - Już miałam cię iść szukać. - Miałem szlaban u Snape'a. Gdzie Ron? - Poszedł do siebie. Jaki szlaban?! - Dostałem go teraz, za spacer po korytarzach nocą. - Całkiem słusznie - ucięła Hermiona. - Hermiono, jak zapewne wiesz, Snape jest wampirem - Harry nie bawił się we wstępy. - A ty skąd o tym wiesz?! - Herm była zaskoczona. Harry opowiedział jej szybko o rozmowie między Dumbledorem i Severusem, ale o liście jej nie wspomniał. - O rany jęknęła Hermiona. Coś z tym trzeba zrobić... Zabiją nam nauczyciela - była zdenerwowana i bliska płaczu. - Ten Nott, który cię torturował - zaczęła jeszcze - on musiał zrobić coś strasznego... - Zapewne, ale Snape nie chciał mi powiedzieć co. Powiedział tylko, że zrobił wiele złych rzeczy. - To ty z nim o tym rozmawiałeś? Ładny szlaban... - Nie przerywaj mi i słuchaj uważnie. Prosił, żebyśmy się tym nie interesowali. Gdy przyjdą ludzie z Ministerstwa, mogą chcieć nas przesłuchiwać. Lepiej milczeć i nie wiedzieć nic. - Nie mogą tak po prostu zabić Severusa Snape'a bez procesu! - Hermiona prawie krzyknęła – Tylko dlatego, że jest wampirem. Tyle lat tu naucza i jakoś nikogo nie ukatrupił! - Czytałaś artykuł. Mogą. - Ale przecież trzeba coś zrobić. Dumbledore na pewno coś wymyśli... – dziewczyna była zdesperowana. Harry popatrzył na nią dziwnie. - On nie jest wszechmocny, Herm – jego słowa były zimne i stanowcze. - Harry, trzeba zawsze mieć nadzieję... - Ja już nie mam żadnej - słowa kumpla brzmiały jak wyrok. – Dobranoc. Chłopak poszedł na górę, a Hermiona jeszcze przez godzinę siedziała i gapiła się w ogień. *** ****** -------------------- "KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II] |
Galia |
13.12.2004 17:04
Post
#8
|
Uczeń Hogwartu Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 249 Dołączył: 28.05.2004 Skąd: *From the land of stars * |
Nadal twierdzę, że mi się podoba,
szczególnie dialogi Snape vs. Potter. CZekam z niecierpliwością na dalsze
części, bo dobrze wiem, że masz napisane sporo... Opłaca sie znać różne
fora...
-------------------- Jestem myślicielką niezależną, wolną poszukiwaczką oazy nieskrępowanych istnień. Przemierzam pustynie w poszukiwaniu sensu... Czy odważysz się pójść za mną?
Myśli, marzenia, złudzenia. Moje życie... Nie można dostać czegoś, nie tracąc czegoś w zamian. Żeby coś otrzymać musisz poświęcić coś o podobnej wartości. To zasada równoważnej wymiany. To prawda o świecie... |
Kitiara |
13.12.2004 23:54
Post
#9
|
Uczeń Hogwartu Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 173 Dołączył: 08.12.2004 Płeć: jedyny w swoim rodzaju |
Niedziela,
04.11.1996
Niedziela mijała Harry'emu w ciszy i spokoju. Wyspał się, bo całą noc otulało go błogosławieństwo Eliksiru Bezsennego Snu. Hermiona już tak za nim nie łaziła, zaczęła za to śledzić Snape'a. Harry dorwał ją przed obiadem. - Hermiona, ja ci cos mówiłem. - Co? - zapytała niewinnie. - Nie in-te-re-suj się - chłopak uniósł znacząco brew. - Hej, i kto to mówi - broniła się dziewczyna. - Teraz to co innego. Naprawdę lepiej nic nie wiedzieć. A poza tym to uważaj na siebie, bo mam złe przeczucia - Harry ruszył do stołu Gryfonów. Hermiona miała się udać za nim ale ktoś położył jej dłoń na ramieniu i odchrząknął. Znała to chrząknięcie i przeszły jej po kręgosłupie potężne ciary. - Panno Granger - usłyszała cichy, męski głos przed którym drżały pokolenia uczniów Hogwartu. - Tak, sir? - spytała grzecznie nie odwracając nawet głowy. - Jeśli będziesz za mną chodziła to sobie porozmawiamy na osobności i obiecuję ci, że nie będzie to przyjemna pogawędka. Zrozumiałaś? - dłoń profesora zacisnęła się lekko na jej ramieniu, nie na tyle, żeby zadać ból, ale na tyle, żeby Hermiona zrozumiała, że nauczyciel mówi jak najbardziej poważnie. - Tak, sir. - Kultura wymaga, żeby patrzeć rozmówcy w oczy, Granger. No to jak będzie, zrozumiałaś mnie czy nie? Hermiona odwróciła się powoli i uniosła wzrok. - Zrozumiałam, sir. - Doskonale - Severus puścił jej ramię - a teraz jazda jeść obiad. - No i co? - zapytał drwiąco Harry, kiedy usiadła już przy stole. - Czego on chciał? - zainteresował się Ron. - Nic takiego. Co, no i co, Harry? - dziewczyna była poirytowana. - Mówiłem, żebyś sobie dała spokój - odpowiedział. - O co chodzi? - dopytywał się zaciekawiony rudzielec. - Hermiona polubiła ostatnio łamać regulamin - Harry nie zamierzał wdawać się w szczegóły. - Coś przede mną ukrywacie - stwierdził Ron nakładając sobie obfite ilości pieczonych udek. - Słuchaj. Tu nie chodzi o jakieś fajne tajemnice do odkrycia. Są rzeczy, którymi lepiej się nie interesować, a Hermiona to robiła i dostała ostrzeżenie. Koniec dyskusji. - A skąd wiesz o czym mi mówił Snape, co? - dziewczyna popatrzyła na niego ze złością. - Miałaś bardzo wymowną minę, Herm. - Chyba się więcej nie dowiem - westchnął zawiedziony Ron. - Raczej nie - ucięła zwięźle Hermiona. *** Po obiedzie Harry poszedł napisać wypracowanie na poniedziałek z OPCM Nowa nauczycielka – Nymphadora Tonks – była młoda, fajna i trochę ciapowata, ale, jak się okazało, uczyć potrafiła i była dosyć wymagająca. W końcu Dumbledore przyjął ją do Zakonu, więc nie mogła być złą czarownicą. Poza tym, jako Zmiennokształtna, nadawała się na wywiadowcę. Mieli z nią zajęcie w poniedziałki i wtorki, i w każdy wtorek zadawała im wypracowanie. Tematy były ciekawe i chodziło w nich przede wszystkim o własne przemyślenia, a nie tylko spisanie wiadomości z książek. Harry naprawdę lubił je pisać. Jak do tej pory dostawał na Obronie same Znakomite - zarówno z teorii jak i z praktyki. TO wypracowanie dotyczyło wampiryzmu i chłopak podejrzewał, że jako nauczycielka, była wtajemniczona w pochodzenie Snape’a i gdyby wiedziała jaki cyrk zacznie się od czwartku, pewnie nie zadałaby im takiego tematu. Harry miał w trzy godziny już wszystko, czyli dwie i pół rolki pergaminu. Usiadł wygodnie i postanowił przeczytać swoje dzieło w poszukiwaniu błędów. Do kolacji pozostała jeszcze godzina. Nie minęła minuta gdy usłyszał za plecami chłodny, drwiący głos: - No, no. Cóż za elokwencja, prawie trzy rolki. Żebyś się tak do wypracowań z eliksirów przyłożył, Potter – za nim stał Severus Snape z jakimś ogromnym tomiszczem pod pachą. - Profesor Tonks zadaje nam ciekawe tematy. - Nie wątpię. Ona sama to także ciekawy przypadek- w głosie nauczyciela pobrzmiewała nutka złośliwości. – Pogrom jaki siała w sali eliksirów przez pierwsze cztery lata swojej nauki w Hogwarcie jest już legendarny. Nawet Longbottom jej nie dorównał. Harry popatrzył uważnie na nauczyciela. - To pan uczył Tonks, znaczy profesor Tonks? - zapytał zdziwiony. Ale od razu zrozumiał, że przecież ona też musiała chodzić do szkoły. - Oczywiście. Co w tym dziwnego?- zapytał rozbawiony kobiecy głos. - Skończyłam Hogwart siedem lat temu – obok Snape’a jak gdyby nigdy nic stała sobie Tonks. Severus skrzywił się nieznacznie na jej widok. Kobieta miała tego dnia czarne proste włosy do ramion. Jej duże niebieskie oczy były roześmiane. - Owszem, dosyć dużo kociołków wysadziłam w powietrze. Ale na piątym roku byłam już całkiem dobra. Snape uśmiechnął się kwaśno i wyjął Harry'emu bezceremonialnie z ręki pergamin. - Wampir. Wróg czy przyjaciel – przeczytał z zimną drwiną w głosie. – Powiedz mi kobieto, czy to temat z Obrony Przed Czarną Magią, czy może z Filozofii? Czarownica wzruszyła ramionami. - Ja tylko próbuje zmusić uczniów do myślenia. Ale skoro ci się to nie podoba... – Tonks uśmiechnęła się rozbrajająco.- W takim razie następne wypracowanie jakie zadam będzie zatytułowane: Rozpoznawanie i skuteczne tępienie wampirów. Nowy Wiceminister Magii bardzo szybko postara się o cofnięcie Dekretu o Ochronie Wampirów i taki temat będzie wręcz poprawny politycznie. Co ty na to Severusie? – ostatnie pytanie nasączone było złośliwością. - Język ci się wyostrzył Tonks – skomentował Snape. – Dowcip też. Jeszcze trochę a staniesz się inteligentna. - Tobie to nie grozi Severusie – gładko odcięła się młoda czarownica. Harry'emu zachciało się śmiać. Tonks jeździła sobie po Mistrzu Eliksirów jak po łysej kobyle i wcale nie dała się zbić z pantałyku, chociaż cięty dowcip Severusa niejedną kobietę doprowadził już do szewskiej pasji lub do łez. Snape popatrzył na nią ironicznie. - Nie możesz mi dać szlabanu ani odjąć punktów – Tonks suszyła zęby w szerokim uśmiechu. - Ale mogę – głos Snape’a był zimny jak lodowiec górski - którejś pięknej nocy przegryźć ci tętnicę szyjną, Nymphadoro – specjalnie użył jej imienia, którego nie cierpiała. - Po co czekać do nocy? – powiedziała niezrażona Tonks, teatralnym gestem odrzucając głowę do tyłu, zbierając włosy w dłoń i odsłaniając, całkiem zgrabną, szyję – Proszę gryź, nie krępuj się. Zawsze byłeś moim ulubionym profesorem. Harry uśmiechnął się szeroko. Młoda czarownica wcale nie obawiała się swojego kolegi po fachu. Wręcz przeciwnie, darzyła go chyba jakąś przewrotną sympatią. A Snape też nie wyglądał na kogoś kto nie cierpi Tonks. On ją tolerował – a to już był sukces. Okupowała w końcu jego wymarzone stanowisko OPCM. Gryfon pomyślał, że takie wzajemne nastawienie ich do siebie może wynikać z przynależności do Zakonu. - Umyj kark Tonks, to pogadamy – jadowicie wysyczał Severus. Kobieta wybuchła perlistym śmiechem. Harry też nie wytrzymał i się zaśmiał. Snape jedynie uśmiechał się krzywo z politowaniem. - Jak zawsze jesteś miły i uroczy. Och Severusie, jak mi brakuje twoich szlabanów – ironizowała Tonks. Pewnie Snape by jej jeszcze coś powiedział, ale pani Pince wyrosła przy nich jak spod ziemi. - Ja rozumiem uczniów - powiedziała z miną wygłodniałego sępa –ale nauczyciele.. Wstyd! Po tobie się tego nie spodziewałam Severusie. Albo będziecie cicho, albo was wyproszę. Snape posłał bibliotekarce spojrzenie wściekłego hipogryfa i udał się ze swoim tomiszczem do jednego ze stolików przy oknie. Tonks natomiast wzruszyła ramionami i pomaszerowała do działu ksiąg zakazanych. Harry spokojnie przeczytał trzykrotnie swoje wypracowanie i chciał już wyjść gdy dobiegł go teatralny szept od strony lewej. - Harry, jeżeli skończyłeś, to daj, sprawdzę od ręki. Chłopak rozejrzał się. Pani Pince smacznie zasnęła za swoim biurkiem. Harry podszedł do swojej profesorki i podał jej zwinięte rolki. - Proszę. To trochę tandetne i patetyczne, ale chyba nie dostanę Koszmarnego. - Na pewno nie, jesteś bardzo dobry z Obrony. - Ale nie z filozofii – jadowicie wysyczał Snape spod okna. - Cicho Severusie, pani Pince zasnęła – Tonks uśmiechnęła się złośliwie. Mistrz Eliksirów uniósł groźnie brew i trzasnął swoim tomiszczem, Bibliotekarka obudziła się i aż podskoczyła przy tym z wrażenia. Rozejrzała się nieprzytomnie. Wyglądała tak komicznie, że Harry i Tonks musieli zakryć usta rękami, żeby nie parsknąć ze śmiechu. Snape wstał i odniósł książkę na biurko Pince. Wychodząc posłał jeszcze bardzo wredny i bardzo złośliwy uśmiech w kierunku Harry'ego i Tonks. *** Harry zjadł niewiele i Hermiona zaczęła głośno martwić się o jego zdrowie. - Daj spokój – warknął w odpowiedzi chłopak i dziewczyna zamilkła jak niepyszna. Ron popatrzył tylko na nich niepewnie, ale wolał się nie wtrącać. Po kolacji Hermiona stwierdziła, że chce jeszcze zajrzeć do biblioteki coś sprawdzić i Harry, ku jej zdziwieniu, zaproponował swoje towarzystwo. Po korytarzach wałęsało się mnóstwo uczniów, wyszukujących jakiekolwiek preteksty, aby tylko nie iść jeszcze do siebie. Niektórzy rozmyślali nawet o jakiejś drace.. W końcu weekend był już na finiszu i należało zaszaleć. Harry dojrzał jak Ginny i Luna suną w stronę Sali Transmutacji z podejrzanymi ładunkami pod pachami. Ginevra* z klasą podtrzymywała tradycje założona przez jej dwóch bliźniaczych starszych braci – knuć, psocić i kłamać w żywe oczy. Całkiem nieźle jej to wychodziło. Ginny Weasley puściła Harry'emu oko, a on tylko wzruszył ramionami. - Hej, Potter! Idziesz ze swoja dziewczyną do Biblioteki? – dobiegł ich lodowaty, drwiący i bez wątpienia ślizgoński głos. - Nie zwracaj uwagi - syknęła Hermiona, zupełnie niepotrzebnie, bo Harry zignorował odzywkę. - Powiedz, Potter, bardzo płakałeś, gdy przeczytałeś o śmierci Notta? Podobno wiele was łączyło. – Na przystojnej acz wrednej twarzy Malfoya wykwitł złośliwy uśmiech. Kilku Ślizgonów się zaśmiało, ale większość uczniów patrzyła z zainteresowaniem i niepokojem. Harry zacisnął zęby. - Przestań – Blaise spojrzała nieprzyjaźnie na Ślizgona. – A ty Pansy nie rżyj jak idiotka. Podobno jesteście Prefektami. - Nic ci do tego – warknęła urażona Parkinson. Malfoy totalnie "olał" czarnowłosą koleżankę. - No jak, nosisz żałobę, Potty? – Draco był zły na matkę, że ochrzaniła go w liście za podejście do całej sprawy, więc musiał sobie ulżyć. A najlepiej było sobie ulżyć na obiekcie, który spowodował jego złe samopoczucie. - Zamknij się Malfoy, kretynie! – nie wytrzymała Hermiona. Harry'ego od zaciskania zębów zaczęła już boleć szczęka. Draco nie zamierzał jednak ani się zamknąć, ani dać za wygraną. - Lepiej ty się zamknij, durna szlamo! – kulturalnie odpowiedział Gryfonce. Podszedł do nich i z całej siły odepchnął dziewczynę, tak, że omal nie wpadła na ścianę. Hermiona krzyknęła z bólu i zaskoczenia. - DRACO!!! – Blaise chciała zatrzymać blondyna, ale Crabb złapał ją za rękę i tylko syknęła z bólu i bezsilnej złości. - Ciebie Granger, powinien ktoś porządnie przelecieć, może się wtedy nauczysz gdzie twoje miejsce - Draco uśmiechnął się paskudnie. - Cham! – obydwie dziewczyny – Hermiona i Blaise – były zbulwersowane. - Powiedz Potter, podobało ci się? Całkiem ładne masz te blizny... Co na to twoja biedna szlamowata matka? Pewnie przewraca się w grobie. W końcu jej syn jest prawdopodobnie gejem i na pewno - masochistą. - Jak śmiesz? – wysyczała Hermiona. Malfoy wyciągnął rękę i przesunął dłonią po policzku Harry’ego. - Podobam ci się, Potter? – spytał ze złośliwym uśmiechem. Jedynie Crabb i Goyle wyglądali na zadowolonych i nawet na twarzy Parkinson uśmiech już zbladł. Zabini była zdegustowana, ale nie mogła się nigdzie ruszyć, bo jej ramię ściskał Crabb. Wyrwała mu się i roztarła rękę. Malfoy przesadził. Harry błyskawicznie wyciągnął różdżkę i przycisnął ją do gardła Dracona. - Tknij mnie jeszcze raz Malfoy, a przysięgam, że cię zabiję – głos Gryfona był lodowaty i nieprzyjemny. Ślizgon jeszcze nigdy wcześniej nie widział go w takim stanie i szczerze powiedziawszy trochę się przestraszył. - Tobie kompletnie odbiło, Potter – warknął. - Mówię całkowicie poważnie. ZABIJĘ CIĘ... - Co tu się do jasnej cholery dzieje?! – zimny głos Mistrza Eliksirów eksplodował w korytarzu niczym erupcja Etny. Wszyscy, którzy byli w pobliżu skulili się w sobie, część chciała się schować pod ziemię albo uciec. Snape szybkim spojrzeniem ogarnął sytuację. - Odejdź, Malfoy – Harry wcale nie przejął się obecnością groźnego nauczyciela. Był wściekły. – Odsuń się, albo walnę w ciebie jakimś przykrym przekleństwem, sukinsynu.. Draco odsunął się niepewnie od Gryfona. Na szyi miał ślad po różdżce Harry'ego. - Jesteś psychicznie chory, Potter – wysyczał. – Powinieneś się leczyć. - Czy ktoś mi łaskawie raczy wytłumaczyć, co tu zaszło? – chłodno spytał Snape. Popatrzył na szarą na twarzy Granger, która miała łzy w oczach, potem na plakietkę Prefekta na piersi Parkinson i odwrócił się w stronę pobladłej i zbulwersowanej Zabini. - Ty mi powiesz – zwrócił się do Ślizgonki. Draco zdziwił się niepomiernie. To ON był prefektem. To JEMU groził Potter. Wszystko powinno być JASNE. Harry nadal ściskał w ręku różdżkę i wilkiem patrzył na Malfoya. Wyglądał tak, jakby w każdej chwili mógł rzucić w niego Cruciatusem lub Kedavrą. - Schowaj to, Potter – powiedział spokojnie nauczyciel – zanim kogoś uszkodzisz. Chłopak z ociąganiem wsunął potencjalne narzędzie zbrodni do kieszeni. Hermiona miała go ochotę przytulić i pocieszyć, ale wiedziała, że takie postępowanie przyniosłoby zgoła skutek odwrotny do zamierzonego, więc patrzyła tylko wściekle na Malfoya. Bardzo chciała strzelić go po gębie, albo dać mu porządnego kopa w zgrabny, szlachecki tyłek. Blais Zabini popatrzyła niepewnie na nauczyciela. - Rozejść się!- warknął Snape. – Zostają tylko Zabini, Malfoy, Potter i... Parkinson... Reszta wio! Nie, ty Granger też zostaniesz – dodał po chwili. - Słucham Zabini, powiedz co się stało – Snape specjalnie zapytał właśnie ją. Bo była z jego domu. Bo była inteligentna i taktowna. Bo wyglądała na poruszoną. Dziewczyna najdelikatniej jak potrafiła opisała całą sytuację, pomijając milczeniem zachowanie kolegi względem Hermiony. Nie po to by go chronić, ale by oszczędzić upokorzenia Gryfonce. Jako kobieta mogła zrozumieć jak podle czuje się Granger. - Rozumiem – zimno stwierdził Snape. – Oddaj mi odznakę, Parkinson. - Słucham?! – mopsowata twarz dziewczyny wyrażała ogromne, niekwestionowane zaskoczenie. - Oddaj mi odznakę. Nie interweniowałaś. Ty Malfoy, też oddaj mi swoją. - ŻE, CO?!?! – wrzasnął zbulwersowany blondyn. - To co słyszałeś i zachowuj się... Oddaj mi odznakę. Jeżeli mi udowodnisz, że nadajesz się na Prefekta - oddam ci ją z wielką chęcią. Ale na razie z wielką przykrością musze ci ją odebrać. - Nie rozumiem pana – warknął Draco odpinając swoja odznakę. - Porozmawiam sobie z tobą na osobności to może zrozumiesz – spokojnie odpowiedział nauczyciel odbierając obydwie plakietki. Jedną z nich wręczył zaskoczonej Blaise. Hermiona patrzyła na to szeroko otwartymi oczami. Draco także. Parkinson patrzyła tępo. Harry patrzył cały czas na Malfoya. Jak rozjuszony Hardodziob. - Proszę - powiedział do wbitej ze zdziwienia w grunt Ślizgonki. - Od dzisiaj ty jesteś Prefektem. Tylko ty... Mam nadzieję, że sobie poradzisz z tą bandą kretynów. - Dziękuję sir – wyjąkał Blaise. - Możesz odejść Zabini. Dziewczyna odeszła zdziwiona i zszokowana postępowaniem nauczyciela. - Coś ci się stało, Granger? - Spytał Snape pozornie obojętnie, patrząc na Hermionę, która roztarła odruchowo bolące ramię. - Nic, sir - odrzekła, mocno rumieniąc się, dziewczyna. - Jak nie chcesz mówić to twoja sprawa - łagodnie skomentował nauczyciel. - Ty Draco pójdziesz ze mną i utniemy sobie małą pogawędkę - zwócił się po chwili do Ślizgona. Malfoy wyglądał na podłamanego, sfrustrowanego, złego i zawstydzonego, i Hermiona poczuła chłodną satysfakcję. - Pamiętaj - ciągnął spokojnie nauczyciel - że od dzisiaj, będziesz oceniany dużo surowiej niż dotychczas. Pochodzisz ze szlacheckiego rodu z tradycjami, który od wieków szczyci się tak zwaną czystością krwi, Malfoy. - Snape popatrzył krzywo na Dracona. - To zobowiązuje. Masz mi udowodnić, że jesteś szlachcicem. O ile mi wiadomo, szlachcic powinien zachowywać się szlachetnie. Zobaczymy czy potrafisz, bo jak dotąd jakoś tego nie zauważyłem... Granger, Potter... – zwrócił się do Gryfonów - ...marsz do siebie i to już, bo wlepię wam szlaban. A ty masz go pilnować co by nie uszkodził po drodze ani siebie, ani, nie daj Boże, kogoś innego. Jazda! - Dobrze, sir - powiedziała grzecznie Hermiona. Jedyną odpowiedzią zielonookiego było pogardliwe spojrzenie rzucone w kierunku Malfoya, który teraz wyglądał nieciekawie i wcale nie był już pewny siebie. - Idziemy - Snape spokojnie zwrócił się do Dracona. - Chodź, Harry - powiedziała Hermiona cichutko - jakoś odechciało mi się iść do biblioteki... Chłopak popatrzył na nią spode łba i poczłapał w kierunku wieży Gryffindoru. Harry poszedł prosto do dormitorium. Wypił resztki eliksiru od pani Pomfrey i walnął się w ubraniu na łóżko. Podjął bardzo mocne postanowienie, że nigdy w życiu nie zapłacze. * Ginevra - mimo, że zdrobnienie imienia majmłodszej latorośli Weasley'ów nieodmiennie przywodzi na myśl imię Virginia to tak (Ginevra) ma w oryginale na imię Ginny, więc musiałam zmienić. *** Usiądź – spokojnie powiedział Snape. Draco osunął się bezwładnie na krzesło, na przeciwko biurka nauczyciela, oczekując surowej nagany i porządnego szlabanu. Nic takiego jednak nie nastąpiło. - Napijesz się czegoś? – spytał Severus ucznia. - Eee... słucham? – Draco był szczerze zdziwiony. - Pytałem czy się czegoś napijesz, Draco. W końcu piętnastego listopada kończysz siedemnaście* lat i jesteś prawie pełnoletni. - Eee... – zaczął bardzo elokwentnie Ślizgon – w takim razie napiję się z panem. Tego samego co pan. - Doskonale. Chcę z tobą bardzo poważnie porozmawiać. Opowiem ci o czymś, co wydarzyło się prawie osiemnaście lat temu. Mam nadzieję, że zrozumiesz swój ogromny nietakt w stosunku do Pottera i że go... przeprosisz. - ŻE CO?! - były rzeczy na tej ziemi, których Malfoy nie zrobiłby za nic i przepraszanie Pottera było jedną z nich. Zrobiłby za to w zamian wiele innych rzeczy, na przykład... „Dlaczego nie każe mi się przespać z Hermioną Granger? – pomyślał nie wiadomo dlaczego Malfoy. – Oj, chyba mi odbija...” – blondyn otrząsnął się odganiając od siebie przyjemne i całkowicie nie na miejscu myśli dotyczące orzechowookiej Gryfonki. Zdawał sobie sprawę z niedorzeczności swoich rozwarzań, ale to wcale mu nie pomagało. - To, co słyszałeś – dobiegła go jak zza światów odpowiedź nauczyciela, sprowadzając go na ziemię – i pamiętaj o manierach. Nie jesteś Potterem. - A co ma do tego wydarzenie sprzed prawie osiemnastu lat ?– zapytał już zupełnie przytomnie chłopak. - Ogromnie dużo. Jak posłuchasz, co ci mam do powiedzenia, zrozumiesz – Snape postawił na biurku dwie szklaneczki napełnione Brandy z lodem. Wyciągnął papierosy i poczęstował już zupełnie zaszokowanego Malfoya. Palili, sączyli drinki, a Severus opowiadał cichym, spokojnym i matowym głosem, wydarzenie sprzed lat, przeżywając po raz kolejny koszmar, którego nie mógł i nie chciał zapomnieć. Draco ani razu mu nie przerwał. Był wstrząśnięty. Mimo, że wypił trzy porządne drinki, czuł się podle trzeźwy. - Mój ojciec naprawdę to zrobił? – spytał gdy tylko nauczyciel skończył swoją upiorną opowieść. Snape oczywiście pominął milczeniem obietnicę, którą złożył tamtego dnia Salomonowi. Wyszedł z założenia, że Draco raczej nie wie, iż Mistrz Eliksirów jest wampirem. Dowie się w poniedziałek. Wtedy też domyśli się, kto zabił Notta. I oby Percy nie zechciał go przesłuchiwać. Severus musiał mu opowiedzieć o tych tragicznych wydarzeniach. Nie było innej rady, aby dotrzeć do krnąbrnego, zakochanego w sobie blondyna. Snape widział, że chłopak jest wstrząśnięty tym, co usłyszał i zwrócił uwagę na jego nienaturalną bladość przebijającą się nawet przez zdobytą podczas wakacji opaleniznę, ale nie widział innej rady, jak przemówić mu do rozsądku. Snape się mylił, co do jednej rzeczy. Draco już dawno domyślił się, że jego opiekun jest wampirem i powoli zaczynało do niego docierać, co się stało. Nie bał się Mistrza Eliksirów, czuł do niego tylko ogromny szacunek. Nott nie zasłużył na to żeby żyć... Malfoy nie zdradził jednak ani jednym gestem, czy słowem, że domyśla się prawdy. - Mój ojciec zachował się jak bohater – Draco poczuł dumę na myśl o odwadze swojego rodziciela. – On wiedział, że Czarny Pan go za to ukarze, prawda? - Tak, Draco. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Gdyby twój ojciec mu nie przerwał, rozerwałbym Notta gołymi rękami. Jak widzisz zawdzięczam Lucjuszowi życie. Lord nie wybaczyłby mi tak ogromnej niesubordynacji. Draco robił się na przemian bardzo blady i szary. Snape przyglądał mu się z zaciekaniem - Ja... nie miałem pojęcia – Malfoy spuścił wzrok i zaczął namiętnie miąć w palcach swoją szatę. - Wiem, że nie miałeś pojęcia – odrzekł chłodno nauczyciel. Ale to cię nie usprawiedliwia. Chyba zdajesz sobie z tego sprawę? Draco zarumienił się jak piwonia. Teraz, gdy siedział sobie w ciszy i spokoju, dotarło do niego, jakim był chamem. I nie miało tu znaczenia, że on i Potter się nie cierpią. Tu chodziło o coś więcej. - Tak, sir – wyszeptał i Severusowi autentycznie ulżyło. „Będą jeszcze z niego ludzie” – pomyślał . Draco chyba podlej czuć się nie mógł. Wolałby, żeby Snape wytargał go za uszy, nawet publicznie i nawrzeszczał na niego, niż opowiedział mu tą całą makabryczną historię. Przystojny blondyn czuł się przez to tak, jakby osobiście brał udział w torturach Pottera i wcale mu to nie poprawiało samopoczucia. - Czy rozumiesz, dlaczego zabrałem ci odznakę Prefekta? – spytał łagodnie Snape. - Chyba tak. Chodzi o mojego ojca... - Nie tylko Draco. Można kogoś nie lubić, nawet nienawidzić, ale są pewne niepisane granice, których się nie przekracza. Jesteś młody i masz szansę wyrosnąć na porządnego człowieka. Nie to co ja – Severus pociągnął ostro ze szklanki. - Niech pan tak nie mówi. Pan jest absolutnie w porządku – zaprzeczył zapalczywie i szczerze Ślizgon. - Nie. Nie jestem w porządku – uciął zimno nauczyciel. – Ja też torturowałem ludzi. Czy to ważne w jaki sposób? A tobie pobłażałem przez tyle lat. Gdybym traktował cię surowiej nie doszłoby dziś do tej przykrej sytuacji.. – Severus nalał po jeszcze jednym drinku. – Czy ty nie pojmujesz, że Potter jest bliski skończenia ze sobą? Może nawet dobrze by zrobił, bo w imię czego ma się męczyć dalej z takim życiem... – Draco popatrzył uważnie na profesora. - Pan mu współczuje.... – to było bardziej stwierdzenie, niż pytanie. - A dlaczego nie? – Severus zapalił kolejnego Marlboro i poczęstował ucznia. – Zrozum chłopcze, że ja wiem, co potrafił zrobić z człowieka Nott. I tego tak naprawdę nie da się opisać.. - Rozumiem...- Draco zaciągnął się głęboko. - To, co pan mi opowiedział... Ja nigdy nie zastanawiałem się nad tym na czym polegają tortury. Ani nigdy nie pomyślałem, że czarodziej może się posługiwać mugolskimi środkami, i że mogą one być tak drastyczne i okrutne. Jak on mógł robić takie rzeczy dziesięcioletniemu dziecku, nie rozumiem... – chłopak ukrył twarz w dłoniach. - Jeszcze wielu rzeczy nie będziesz w stanie zrozumieć w swoim życiu Draco – głos Snape’a był łagodny i niemal smutny. – Grunt aby samemu nie dotknąć dna. Idź do siebie i zastanów się nad tym co usłyszałeś. I pamiętaj – w ostateczności wybór zawsze będzie należał do ciebie. „Moje życie jest puste jak dzban – myślał blondyn idąc do Pokoju Wspólnego – moi przyjaciele kochają tylko moje pieniądze, moja rozwydrzona, płaska jak decha dziewczyna tak samo... ach i kocha jeszcze moje szlachectwo... kretynka myśli, że się z nią ożenię – chłopak zaśmiał się gorzko na tą myśl.- Jestem zapisany od urodzenia do Śmierciożerców i będę w przyszłości torturował szlamy i mugoli... cóż za zaszczytny cel życiowy...” - na twarzy młodzieńca wykwitł cyniczny, smutny uśmiech. Tej nocy Draco Malfoy nie zmrużył oka ani na minutę. *** ****** -------------------- "KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II] |
Kitiara |
14.12.2004 00:22
Post
#10
|
Uczeń Hogwartu Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 173 Dołączył: 08.12.2004 Płeć: jedyny w swoim rodzaju |
Poniedziałek, 05.11.1996
"Śniadanie… Kurwa… Kolejne śniadanie w gronie tych debili Crabba i Goyle’a, i tej durnie rechoczącej się Parkinson..." - Draco strząsnął gniewnie rękę dziewczyny ze swojego uda. Pansy spojrzała na niego ze złością i odwróciła się obrażona do Millicenty. Draco Malfoy był niewyspany. Draco Malfoy był zły. Draco Malfoy był przygnębiony. Draco Malfoy był rozgoryczony Draco Malfoy MIAŁ DOŁA. Harry jadł powoli i bardzo, bardzo mało. „Przeżyję tylko ten dzień, żeby wiedzieć, co się stanie – pomyślał rzeczowo – a dziś wieczorem... sayonara, żegnaj piękny świecie...” Hermiona patrzyła na niego przygnębiona, ale nie mówiła nic, Chłopak nie wyglądał tak, jakby chciał o czymkolwiek rozmawiać. Spojrzała na stół Ślizgonów. Parkinson plotkowała z Millicentą. Blais siedziała jak zwykle spokojnie i chyba jadła bardzo niewiele. Malfoy... Malfoy wyglądał dziwnie, był jakiś przygaszony, spokojny. - Na kogo tak się gapisz? – spytał Ron. - Och, ja się tylko zamyśliłam – powiedziała rozproszona dziewczyna. Śniadanie dobiegało już końcowi, gdy do Wielkiej Sali weszło dwóch wysokich mężczyzn, ubranych w granatowe, oficjalne szaty. Dumbledore wstał. Wyglądał na skonsternowanego. - Mieli panowie przyjść dopiero po południu. Wiceminister Magii całkowicie go zignorował. - Jak pan widzi Dumbledore, przyszliśmy wcześniej – odpowiedział, lekceważącym tonem, dyrektorowi. Drugi mężczyzna miał ciemną karnację i był nieco starszy od Percy’ego, a jego dosyć przystojną twarz szpecił wyraz okrucieństwa i cynizmu. - Pozwolicie państwo – zaczął drwiąco Weasley – że przedstawię mojego współpracownika... Igor Matrojew – mężczyzna ukłonił się przy tych słowach zdawkowo – jest z pochodzenia Bułgarem. Mianowałem go Przewodniczącym Komisji Do Walki Z Wampiryzmem I Wilkołactwem... - Chciałem ci przypomnieć Percy, że Dekret O Ochronie Wampirów nadal obowiązuje – zimnym głosem przerwał wiceministrowi dyrektor. - Już niedługo, Dumbledore i radziłbym ci zwracać się do mnie z należytym szacunkiem. Uczniowie byli w szoku. Nawet ci, którzy nie darzyli Albusa zbyt dużym poważaniem, uważali teraz, że Percy zachowuje się po chamsku. - Jak wiecie, a raczej jak większość z was nie wie... – drwiącym głosem ciągnął Percy – ...jeden z waszych nauczycieli jest wampirem – po sali przeszedł szmer niedowierzania. – Automatycznie też jest podejrzanym w sprawie o morderstwo Salomona Notta i zostanie dziś po południu zabrany na przesłuchanie do Azkabanu. - Jeżeli mam zostać przesłuchany po południu, to w takim razie, co panowie robią tu w czasie śniadania? – zapytał uprzejmie Snape. - Jesteś podejrzany o morderstwo – warknął Percy – więc się nie pytany nie odzywaj. Severus popatrzył na Dracona. Chłopak nie był ani trochę zdziwiony. „Wiedział.... Domyślił się już wczoraj. Inteligentny gnojek...” Uczeń posłał mu uspakajające i smutne spojrzenie. W Malfoyu zaszła jakaś subtelna odmiana. Snape westchnął i popatrzył łagodnie na blondyna. Draco odwrócił wzrok. Teraz Malfoy patrzył na Hermionę. Dziewczyna z niedowierzaniem wpatrywała się w Percy’ego. Wyglądała na wstrząśniętą. - Ale pytanie, które zadał profesor Snape jest istotne – podjął wątek Albus. – Co panowie robią tu o tak WCZESNEJ porze? - Wypełniamy obowiązki – odwarknął Percy, a jego towarzysz uśmiechnął się cynicznie. – Zginął szlachetny człowiek i jesteśmy tutaj w związku z tą sprawą... Zabieramy na przesłuchanie pana Dracona Malfoya – wszyscy byli absolutnie zdziwieni. – Pan Malfoy zawsze był ulubionym uczniem Snape’a dlatego zostanie przesłuchany... Harry zaśmiał się głośno. - Nott szlachetnym człowiekiem? – spytał zimno. – Powiem ci coś Percy, ten twój szlachetny człowiek torturował mnie przez prawie dwie doby. Nawet nie wiesz do czego był zdolny. Powinniście wystawić pomnik jego mordercy, jak już go znajdziecie. Takie jest moje zdanie. - Tak twierdzisz, Potter? – lodowatym tonem spytał nowo upieczony Wiceminister. - W takim razie ty też zostaniesz przesłuchany. Takie oszczerstwo nie ujdzie ci płazem. - Zarzucasz mojemu uczniowi kłamstwo, Percy? – spytał chłodno Dumbledore. - Po pierwsze, przypominam o wymaganym w stosunku do mnie szacunku, dyrektorze, a po drugie, wszyscy wiedzą, że Potter ma od dawna urojenia! - Jak śmiesz! Ja wierzę Harry'emu, jakbyś nie widział to ma blizny nawet na twarzy! - wrzasnęła Hermiona - Z szacunkiem, panno Granger – wycedził przez zęby Percy, taksując Hermionę wzrokiem tak, jakby była towarem na wystawie. Dziewczyna poczuła się dziwnie i odwróciła wzrok. - Twierdzisz, że Potter mówi prawdę? A myślałem, że jesteś inteligentna. - Nie do twarzy ci z sarkazmem, Percy. Poza tym nie potrafisz go używać – Hermiona była wściekła. – Jesteś ślepy i głuchy na wszystko co ci nie pasuje i woda sodowa ci do głowy uderzyła. Wlazłbyś w tyłek każdemu, kto sypnie trochę grosza i kto posiada władzę. Powinieneś się wstydzić. - Coś ty powiedziała Granger? – spytał chłodno Weasly. Ron spuścił wzrok. Było mu cholernie wstyd za brata. Chciał się zapaść pod ziemię. – Sama tego chciałaś. Zapraszam. Ciebie też przesłuchamy. Wiedz, że robię to z niemałą satysfakcją, mała mądralo. Nauczę cię szacunku do władzy. Hermiona podeszła na ugiętych nogach do dwóch mężczyzn, Dracona i Harry’ego. Percy nadal bezczelnie taksował ją wzrokiem. Dziewczyna zdawała sobie sprawę, że nabrała kobiecych kształtów, ale żaden chłopak tak paskudnie jeszcze na nią się nie gapił. Poczuła się niepewna i zażenowana, a idąc odruchowo zapięła szatę, aż pod samą szyję. - Weasley – warknął Dumbledore – jak śmiesz grozić mojej uczennicy? Harry jeszcze nie widział go nigdy tak poirytowanego. Nawet do Voldemorta zwracał się per „Tom”. Nigdy nie mówił do nikogo po nazwisku, a przynajmniej on tego nie słyszał. - Dumbledore, racz się uspokoić – Percy popatrzył z wyższością na Dyrektora – ja ją tylko pouczam. Jest bezczelna. - Bo mówi ci prawdę w oczy? – spytał szyderczo Snape. - Milcz ,śmieciu – Percy walną Severusa z całej siły w twarz. – Mówiłem ci już, że nie masz prawa głosu. Draco popatrzył na wiceministra jakby ten był kupą łajna. Czarnowłosy mężczyzna zwrócił lodowaty wzrok na Weasleya. - Zrób to jeszcze raz to cię zabiję – powiedział bardzo cicho i spokojnie. - Śmiesz mi grozić? Czeka cię dziś przesłuchanie i to, co teraz powiedziałeś Snape, na pewno nie świadczy na twoją korzyść.. - Mało mnie to obchodzi, Wesley – spokojnie odpowiedział wampir. – Zaryzykuję i jeżeli jeszcze raz mnie uderzysz, urwę ci łeb. Świat na tym nie straci... Coś w głosie czarnookiego przekonało wiceministra, żeby potraktował groźbę poważnie. - Jesteś żałosną imitacją wiceministra, Weasley. Po raz pierwszy żal mi twoich rodziców. Uderz profesora Snape’a jeszcze raz, wyświadczysz światu przysługę. - Porozmawiamy sobie na przesłuchaniu, Malfoy – jadowitym szeptem powiedział Percy. - Nie wątpię, że się na nas wyżyjesz – spokojnie skomentował Harry. - Milcz, Potter. Grozi ci proces o pośmiertne zniesławienie jednego z najbardziej szanowanych członków naszej społeczności. - To niedorzeczne! – Hermiona była oburzona. „To mi się śni. To nie może być prawda. Percy nie może być aż takim draniem” – myślała gorączkowo. Wiceminister nachylił się nad nią i powiedział tak cicho aby tylko ona, Harry, Ron, Draco i ten drugi facet mogli to usłyszeć. Nie pomyślał, że Snape też słyszy. Ze względu na swoje, ostrzejsze od zwykłych ludzkich, zmysły - Ty Granger, jesteś małą zarozumiałą, szlamowatą suką. Pokażę ci gdzie jest twoje miejsce. I albo spokorniejesz albo pożałujesz, że się urodziłaś – Percy uśmiechnął się do niej paskudnie. Hermiona poczerwieniała z upokorzenia i zażenowania. Nie wierzyła własnym uszom. Nawet Draco popatrzył na Percy’ego jakby go widział po raz pierwszy w życiu. - Jesteś sukinsynem – wysyczał cicho Harry. Percy dał mu w twarz. Harry popatrzył na niego z niedowierzaniem i złapał się z piekący policzek. - Percy jak mogłeś!!! – Ron wydarł się na całe gardło ze swojego miejsca przy stole. – NINAWIDZĘ CIĘ!!! NIGDY NIE BYŁEŚ I NIE BĘDZIESZ MOIM BRATEM!!! – chłopak wybiegł z sali ze łzami w oczach. Uczniowie stali jak sparaliżowani. Ci, którzy znali osobiście Wesley’a nie mogli w to uwierzyć. Owszem zawsze był ambitny, ale to? Harry się z nim kolegował a on teraz go uderzył. Zaczęli bać się o swoich kolegów, którzy mieli zostać przesłuchani. Współczuli nawet Malfoyowi. Dumbledore spojrzał nieprzeniknionym wzrokiem na mężczyznę, który tryumfalnie patrzył na trójkę przestraszonych teraz uczniów. - Nie radziłbym ci robić tego po raz drugi – powiedział bardzo cicho stary czarodziej. Snape wstał. Spojrzał z pogardą na Percy’ego. - Teraz wyjdę, a ty mnie nie będziesz zatrzymywał, Weasly. A nie zrobisz tego, bo jeżeli tu zostanę i zobaczę albo usłyszę coś jeszcze, to nie zdzierżę i cię zamorduję. Severus odwrócił się i wściekły wyszedł z sali. - Doskonale – powiedział spokojnie wiceminister. – Wasz nauczyciel już prawie podpisał na siebie wyrok. - To jeden z moich najlepszych profesorów i nie pozwolę go zabić. Rozumiesz? Nigdy nie zrobił NIC co zasługiwałoby na śmierć – w oczach Albusa zaiskrzyły ogniki gniewu, zastępując obecnie w nich, niemal zawsze, rozbawienie. - A przynależność do Śmierciożerców? – drwiąco zapytał młody mężczyzna. - Odkupił to lojalnością i oddaniem w walce o słuszną sprawę. Poza tym , zapominasz Percy o tym, że Nott był także Śmierciożercą, a o ile mi wiadomo, nigdy z tym nie zerwał i był nim także w chwili swej śmierci. Masz bardzo wybiórcze postrzeganie rzeczywistości... Zawiodłem się na tobie. - Nie obchodzi mnie, co o tym myślisz, Dumbledore. Nikt nie udowodnił, że Nott był nadal Śmierciożercą po powrocie Sam- Wiesz – Kogo. - I nikt nie udowodnił, że nim nie był. - Być może, ale to nie zmienia faktu, że zginął szlachetny człowiek. Koniec tej bezowocnej dyskusji. Zabieram was na przesłuchanie do Ministerstwa. - Jeżeli pozwolisz Percy... To moi uczniowie i zamierzam uczestniczyć w ich przesłuchaniu. - Możesz z nami iść, Dumbledore. Ale jeżeli myślisz, że zostaniesz wpuszczony na salę przesłuchań to grubo się mylisz. – Dumbledore popatrzył na Percy’ego smutnym, zmęczonym wzrokiem i wyszedł powoli zza stołu. Całe grono pedagogiczne wyglądało jak wbite w siedzenia, tak samo uczniowie . - Minervo, moja droga dopilnuj, aby wszystko szło zgodnie z planem. Lekcje i tak dalej... - Dobrze, Albusie – powiedziała cicho doświadczona czarownica. Tonks była blada i próbowała pocieszyć spojrzeniem przestraszoną Hermionę, ale ta wyglądała jak nieobecna. - Percyvalu Weasley – odezwała się nagle McGonagall – zawsze byłeś ambitny, ale myślałam, że wyrośniesz na porządnego człowieka, a ty... Nie wiem co powiedzieć, chyba powtórzę słowa pana Malfoya, żal mi twoich rodziców... - jej głos był smutny i cichy . Wiceminister rzucił jej pogardliwe spojrzenie. - Idziemy - warknął Przewodniczący Komisji Do Walki Z Wampiryzmem I Wilkołactwem powiódł wzrokiem po sali z bezczelnym uśmiechem i wyszedł wraz z Percym, trojgiem uczniów i dyrektorem. Na sali jeszcze przez minutę panowała martwa cisza. *** Severus był wkurzony. Wypił całą szklankę Smirnoffa i wypalił trzy papierosy, odpalając jednego od drugiego. Dopiero wtedy poszedł na zajęcia... Spóźnił się dziesięć minut, ale uczniów to nie zdziwiło, nie dzisiaj. * Na kolejnych dwóch godzinach miał piąty rok Gryffindor – Slytherin. Ginny Weasly wyglądała tak jakby miała wybuchnąć w każdej chwili płaczem. - Panno Weasley – powiedział cicho - dobrze się pani czuje? Dziewczyna cicho chlipnęła w odpowiedzi i pokiwała głową. - Widzę , że chyba jednak nie... - Ja bardzo przepraszam – z oczu czerwonowłosej Gryfonki obficie popłynęły łzy – ja przepraszam za Percy’ego – zaczęła szlochać niepohamowanie. - Idź dziecko do skrzydła szpitalnego i poproś o coś na uspokojenie, a potem możesz wrócić, albo iść do siebie. Jak wolisz... – Severus zionął obojętnością Ginny popatrzyła z niedowierzaniem na profesora. - Dziękuję – szepnęła. – Ja nadrobię materiał – dodała jeszcze od progu i wybiegła za drzwi. Całą drogę do ambulatorium przepłakała. * Snape nikomu nie wlepił szlabanu, ani nie odjął punktów. Za bardzo martwił się tym, co może dziać się w Ministerstwie. Wcale nie podobało mu się to, jak Percy i ten cały Igor Matajew, czy jak mu tam było, patrzyli na Granger. W ogóle mu się to nie podobało. Nie podobało mu się też, że Wiceminister Magii dał Potterowi w twarz. Świadczyło to tylko o tym, że zdolny jest do ogromnej podłości. O czwartej po południu zaczął się niepokoić. O piątej niepokoił się już bardzo. O szóstej był zdenerwowany i szczerze się bał. *** Był w stanie skrajnego napięcia nerwowego, gdy w pokoju nauczycielskim, w samym środku nienormalnej ciszy, Tonks, z hukiem, upuściła na podłogę pięć dzienników szkolnych. - NA MIŁOŚĆ CHRYSTUSA ZBAWICIELA!!! – wydarł się mistrz eliksirów na Bogu ducha winną ciamajdę, tak że kobieta omal nie wywróciła się na upuszczone dzienniki. – Myśl Nymphadoro nad tym co robisz! Kiedyś głowę zostawisz przy łóżku i przyjdziesz bez niej na śniadanie! - Nie tylko ty się denerwujesz, Severusie – łagodnie zwróciła się do niego Minerva. Tonks zbierała dzienniki ze łzami w oczach. McGonagall miała rację. Ona bardzo się martwiła, zwłaszcza o Hermionę. Nie wiedziała dlaczego akurat o nią. Po prostu tak było. Po twarzy pociekły jej łzy zdenerwowania, wstrzymywane od dobrych kilku godzin. Severus popatrzył na nią spode łba. - No już nie rycz – zaczął ją „łagodnie” pocieszać. - Jestem tak zdenerwowany, że nawrzeszczałbym nawet na swoje odbicie w lustrze. - To wampiry odbijają się w lustrze? – Tonks zdobyła się na żart i próbowała wytrzeć łzy. - W ludzkiej postaci tak – Severus wzruszył ramionami. - Trzeba było urwać mu głowę – wychrypiała, rycząc już na cały głos, biedna Nymphadora – i ... nasrać do szyi! – dokończyła efektownie i wybuchła śmiechem przez łzy. - Tonks! – krzyknęła oburzona McGonagall, ale sama się uśmiechnęła na myśl o sytuacji opisanej przez koleżankę po fachu. Teraz prawie całe grono nauczycielskie się odprężyło. - Tonks ma rację – pisnął Flitwick. Snape popatrzył na maleńkiego nauczyciela jakby widział go po raz pierwszy w życiu. Tonks położyła dzienniki na stole, wyjęła chusteczkę i wytarła nos. Posłała zbulwersowanej pani Pince spojrzenie złego Puszka i usiadła ciężko. - Nie oddamy cię bez walki, Severusie. Nauczyciele przytaknęli - Zanim McNire wyjmie topór, walne w niego Cruciatusem – z wielką powagą powiedziała zapięta, jak zwykle, na ostatni guzik Minerva Severus patrzył z lekkim niedowiarzaniem na swoich kolegów. Zaczynało mu być głupio. Oni trzymali jego stronę. No tak lojalność ludzi po fachu. Ale mimo wszystko... Był dla nich niemiły, sarkastyczny, złośliwy, a oni go lubili. „Ludzie są dziwni” pomyślał, nie pierwszy i nie ostatni raz w swoim życiu, Severus. - Przestańcie, bo się zarumienię. Wiecie, że jesteście nienormalni? – warknął, a większość belfrów uśmiechnęła się pod nosem. - My też cię kochamy, Severusie – powiedziała uprzejmym tonem Nymphadora i blado się uśmiechnęła popijając swoją rumiankową herbatkę. „Paranoja” – pomyślał Snape i wrócił do swoich notatek z zajęć. Nie chciał zostawiać dodatkowej roboty Minervie ani Albusowi. Zawsze był dokładny... *** Uczniowie i dyrektor wrócili dopiero po kolacji, tuż przed ósmą. Wyglądali nieciekawie. Miał wrażenie, że Granger, Potter i Malfoy postarzeli się o co najmniej pięć lat. Byli milczący i wszyscy mieli jakieś dziwnie smutne oczy. Nie było w nich żadnych, widocznych emocji. Wiceminister i jego kumpel zabierali go do Azkabanu. Severus wypił punktualnie przed kolacją swój napój, a teraz tego żałował. Percy i Igor musieli zrobić coś strasznego, a on nie będzie się nawet mógł transformować, a jeżeli go zamkną już dziś, co nie było wcale niemożliwe, to już nie pomści tych dzieciaków. Mają odpowiedni eliksir i będą go w niego wlewać, aż do upojenia. Potter wyglądał tak jakby podjął ostateczną decyzję, co do samobójstwa. „Mogę mu tylko pobłogosławić, sam chciałbym mieć ten luksus, przyznać się i koniec... Ale Dumbledore mnie potrzebuje, Zakon mnie potrzebuje...” – Severus ciężko westchnął. Najbardziej przeraziło go spojrzenie Hermiony. Było najbardziej puste. Było doskonale obojętne. Tchnęło największym spokojem. Spojrzał jej głęboko w oczy, a ona z bólem odwróciła wzrok. Mistrz Eliksirów popatrzył z nienawiścią na Percy’ego. - Idziemy, Snape – warknął wiceminister uśmiechając się niemal radośnie, - Trzymaj się, Severusie – powiedział cicho Dumbledore. - Niech pan się o mnie nie martwi, dyrektorze – równie cicho odrzekł profesor. - Jesteśmy z tobą – Minerva McGonagall robiła wszystko, żeby nikt nie zobaczył w jej oczach łez. - Cóż za wzruszające pożegnanie – rzucił na odchodne Weasley. Percy popatrzył na swoich niedawnych nauczycieli, bez których nigdy nic by nie osiągnął z pełną buty wyższością. Omiótł spojrzeniem Wielką Salę. Rona tam nie było. Była za to jego mała siostrzyczka, Ginny. Patrzyła na niego. Patrzyła z pogardą i obrzydzeniem. Percy nie poczuł się dotknięty. On już nie miał rodziny... *** ****** -------------------- "KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II] |
Kitiara |
14.12.2004 13:47
Post
#11
|
Uczeń Hogwartu Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 173 Dołączył: 08.12.2004 Płeć: jedyny w swoim rodzaju |
Ostrzeżenie:
Ta część zawiera opis brutalnych czynów i chociaż starałam się nie skupiać na szczegółach i jak najdelikatniej opisywać sceny drastyczne ostrzegam o tym, że takowe się pojawiają. Poniedziałek, 05.11.1996 Przesłuchanie uczniów. Albus, Hermiona i Draco siedzieli na drewnianej ławeczce przed jedną z Sal Przesłuchań, na ostatnim piętrze gmachu. Pomieszczenie było opieczętowane zaklęciem wyciszającym, więc nawet gdyby w środku waliło się i paliło nie usłyszeliby najcichszego szmeru. W środku siedział Harry. Siedział tam już godzinę. Dyrektor zaczynał się martwić, ale postanowił nie pokazywać nic po sobie, żeby nie denerwować uczniów. Spojrzał na zegarek. Była dziesiąta dwadzieścia sześć. „Pięćdziesiąt sześć minut”- pomyślał poirytowany. - Napijecie się czegoś? – zapytał Hermionę i Dracona. Prze cały czas, gdy Gryfon był przesłuchiwany, siedzieli w pełnym napięcia milczeniu. Hermiona myślała z niepokojem o tym, do czego mogą posunąć się mężczyźni przesłuchujący Harry’ego. Draco rozmyślał nad słowami profesora Snape’a”, a konkretnie nad tym, co oznacza „bycie szlachetnym” i jak daleko od tego ideału odbiega postawa nowego Wiceministra Magii. Teraz dwoje młodych ludzi spojrzało na starszego mężczyznę z wyrazem zaskoczenia w oczach. - Co? – spytał niezbyt inteligentnie Draco. - Pytałem czy się czegoś napijecie. Tu na dole jest bufet, zjadę winda i coś wam przyniosę. Nie wiem jak wam, ale mi chce się pić. Dwójka uczniów popatrzyła na siebie niepewnie i oboje szybko odwrócili wzrok. Hermionę irytowało to, że Draco wyglądał tak pociągająco z tym swoim dziwnym, smutnym wyrazem twarzy i głębokimi cieniami pod oczami. Z zainteresowaniem wlepiła wzrok w swoje pantofle. - No, co wam przynieść? - Kawę - odpowiedzieli równocześnie. - Dobry wybór, ja też napiję się kawy – Dumbledore uśmiechnął się blado. - Albo czekolady – wypalili obydwoje jak na zawołanie. - No to może się decydujcie szybciej – Albus uśmiechnął się trochę szerzej. - Herbaty – w obydwu młodych głosach zabrzmiała determinacja. Gryfonka i Ślizgon spojrzeli na siebie mało przyjaźnie i popatrzyli wyrzutem na Dyrektora Hogwartu. - W takim razie przyniosę wam kawę i jakieś ciastka – to mówiąc odwrócił się i pomaszerował do windy. Gdy Dumbledore wrócił, zjedli w milczeniu cynamonowe ciastka i wypili kawę. Żadne z trojga ludzi nie potrafiło w pełni cieszyć się ich wybornym smakiem. Atmosfera był zbyt napięta. * Harry usiadł na niezbyt wygodnym krześle i patrzył ja dwóch mężczyzn zajmuje dwa wygodne fotele za obszernym biurkiem naprzeciw niego. Chłopak rozejrzał się po sali. Nie była zbyt duża i nie było w niej żadnych zbędnych mebli, bo i po co. - Teraz Potter, odszczekasz grzecznie, to, co powiedziałeś dziś rano – powiedział Weasley. - Nie zamierzam nic odszczekiwać – spokojnie odpowiedział chłopak. - Nie? Słyszałeś Igor, on nie – za –mie – rza - nic – od – szcze –ki - wać – Percy przedrzeźniał Harry'ego z kretyńską miną i przesłuchiwany pomyślał, że urzędas wygląda jak pawian popisujący się przed widownią w ZOO. Czarnowłosy mężczyzna o piwnych oczach, z których wyzierała skłonność do okrucieństwa zarechotał głośno. - Pan Potter – powiedział zimno – sam jeszcze nie wie, co mówi... Jeżeli będziesz z nami współpracował, to skończy się to szybko, łatwo i przyjemnie. Jeżeli nie, będziemy... niemili. – Mężczyzna mówił płynnie po angielsku, a w jego niskim głosie o ciemnej barwie pobrzmiewał, jedynie nikły, obcy akcent Harry uśmiechnął się krzywo. - Dlaczego nie widzę tu żadnego pióra, ani pergaminu? Zeznania nie będą spisywane? – zdziwił się nieszczerze. - Inteligentna bestia z ciebie, Harry – wycedził Percy. – Ale w tym przypadku spisywanie zeznań mija się z celem. Ani ty, ani ten śmieć, Malfoy, syn Śmierciożercy, ani Mądralińska Granger nie jesteście warci marnowania papieru. - Ja mam inne zdanie na ten temat. Nie wiem o co ci chodzi, ale w żadnym wypadku nie grasz fair, Percy. - Nie jestem twoim kolegą, więc radziłbym ci zwracać się do mnie z należytym szacunkiem. O intencje, które mną kierują się nie martw. Mam na celu jedynie dobro społeczeństwa... Cel uświęca środkii. Nie wiedziałeś o tym? - Nie wiedziałem, że można upaść tak nisko jak ty – Harry pogardliwie wydął usta. Percy wstał, a Igor obserwował kumpla spod półprzymkniętych powiek drapieżnym wzrokiem. - Jesteś źle wychowany – powiedział spokojnie rudowłosy mężczyzna i uderzył Harry’ego w twarz. Uderzył go na płask, wierzchem dłoni, tak aby nie uszkodzić skóry, a sprawić ból. – Następnym razem jak mnie znieważysz, użyje Tormentera, Potter. Harry wiedział, co to znaczy. To była legalna wersja Cruciatusa, używana często przez Aurorów. Zaczynał się coraz bardziej bać o Hermionę. Ona nie była uległa i nie będzie miała lekko. Sam przyzwyczaił się już do bólu na tyle by wytrzymać wszystko, co panowie z Ministerstwa mogą mu zaoferować. O dziewczynę jednak się niepokoił. - Powiedziałem prawdę. Salomon Nott mnie torturował przez dwa dni. Dlaczego nie zejdziecie do piwnicy jego domostwa i nie sprawdzicie? Obok spichlerza jest sala tortur. Chodzi o to, że wy nie chcecie znać prawdy. – W głosie Harry'ego brzmiała rezygnacja. - Jesteś upośledzony przez ten swój kretyński znak na czole, Potter. Każdy o tym wie. Uroiłeś sobie, że byłeś torturowany, a teraz oczerniasz człowieka, który należał do jednego z najznakomitszych rodów czarodziejskich czystej krwi... Możemy ci to wybaczyć pod warunkiem, że odwołasz teraz to, co powiedziałeś i obiecasz nie powtarzać nikomu tych bzdur. - Od kiedy czysta krew ma dla pana takie znaczenie, panie Wiceministrze Magii? – spytał drwiąco Harry - Och, Potter... Czysta krew jest istotna, ale skąd ty możesz to wiedzieć? W końcu twoja matka pochodziła z mugolskiej rodziny... - Spróbuj ją obrazić chociaż jednym słowem, to pożałujesz – wysyczał Harry. - A co mi zrobisz? Twoja różdżka jest na dole, musiałeś ją zdać... Posłuchaj Potter, ty będziesz miły dla nas, my będziemy mili dla ciebie, zrozumiałeś? - Nie będę kłamał. Powiedziałem prawdę i tylko prawdę i nie zmienię swoich słów. - A cóż to jest prawda, możesz mi powiedzieć? – Percy sparafrazował jedno z najbardziej znanych pytań w historii procesów. – Cóż to jest prawda, Potter? – powtórzył drwiąco. Igor Matrojew zaśmiał się, wyraźnie rozbawiony słowami kolegi. Chłopak był przerażony. Zaczynał bać się nawet o Malfoya. Oni mieli swoją prawdę. Oni byli głusi na wszystko. Oni nie zamierzali mu odpuścić. - Nigdy nie zrozumiesz prawdy, Percy, bo jesteś kłamliwym sukinsynem – powiedział wypranym z emocji głosem Harry Potter. Ból był straszny. Ale chłopak zacisnął zęby i wytrzymał. Zdołał nawet nie uronić ani jednej łzy. - Uprzedzałem cię, Potter. Uprzejmość to istotna rzecz w kontaktach międzyludzkich. – Percy usiadł ponownie za biurkiem i położył na nim nogi. Harry wstał, obolały, z podłogi. - Chciałbym skorzystać z łazienki – powiedział cicho - Proszę bardzo, panie Potter - Igor wskazał na drzwi za swoimi plecami. -Poczekamy. Nam się nigdzie nie spieszy. - Potter – powiedział Percy, gdy Harry wrócił i usiadł na krześle – będziemy tu siedzieć dotąd, aż zrobisz to o co cię prosiłem. My mamy czas. I siedzieli w martwej cisz prawie godzinę. W końcu Igor wstał. - To nie ma sensu. Chodźmy lepiej coś zjeść – powiedział do towarzysza. Percy podniósł swój szlachetny, wiceministerski tyłek z fotela i popatrzył na Harry'ego. - Dobrze. A tobą Potter zajmiemy się jak wrócimy. Tym razem dużo skuteczniej. Zrozumiesz może w końcu, co powinieneś zrobić. „Nie to, co powinienem, tylko to co jest dla ciebie i twojej kariery wygodne” – pomyślał cynicznie Harry i wstał z krzesła. * Harry wyszedł za pięć jedenasta. Za nim wyszli Percy i Igor. - Idziemy na dół napić się i coś zjeść – powiedział znudzonym tonem Wiceminister - a ty, Potter, przemyśl dokładnie to, co ci mówiłem. Przesłuchanie wcale nie musi być przykre. - To oni cię jeszcze nie skończyli przesłuchiwać? – Hermiona była zbulwersowana. - Powiedzieli, że mają czas. - O co im do jasnej cholery chodzi. Ile można przesłuchiwać jedną osobę?! – nie wytrzymał nerwowo Draco. Harry popatrzył na niego obojętnie. - Nie chciałem im powiedzieć, tego co chcieli usłyszeć. Aha i nie używają Veritaserum, widocznie nie zależy im zbytnio na prawdzie – Harry uśmiechnął się krzywo, nie chciał ich niepokoić faktem, że nie ma sporządzanych żadnych notatek z tego pseudo-przesłuchania. - To chyba dobrze – powiedziała Hermiona. – Nikt z nas nie wkopie profesora. Ups... - Ja też znam prawdę – powiedział spokojnie Draco, a Dumbledore smutno się uśmiechnął. – I wiesz co, Granger, nie cieszyłbym się zbytnio z tego, że nie chcą użyć Veritaserum. Szczerze powiedziawszy raczej bym się tym martwił – blondas popatrzył na Hermionę dziwnie i gdyby dziewczyna go nie znała, pomyślałaby, że widzi w jego oczach troskę. - Nie martwcie się na zapas – powiedział uspakajającym tonem Albus, który sam, wewnętrznie, niemal umierał z niepokoju o swoich uczniów. – Ale Draco i Harry mają rację. To świadczy tylko o tym, że nowy Wiceminister Magii wcale nie kieruje się dobrem wspólnym, a jedynie swoją własną wizją porządku publicznego. Cóż, jakoś trzeba to tymczasem przecierpieć. I znowu zapadła cisza. Nie licząc małej chwili, gdy Dumbledore zapytał Gryfona o to, czy się czegoś napije i czy nie jest głodny, na co chłopak stanowczo i zwięźle odpowiedział „nie”, i poszedł na piętnaście minut do łazienki, gdzie wypalił cztery papierosy pod rząd. * Mężczyźni wrócili dopiero za dwadzieścia pierwsza i Percy drwiącym gestem, zaprosił Harry’ego z powrotem do Salę Przesłuchań. Chłopiec wstał i powlekł się w kierunki drzwi. Wyglądał jakby szedł na własną egzekucję. - Witamy ponownie, panie Potter – Igor Matrojew rozsiadł się wygodnie w fotelu, popatrzył uważnie na Harry'ego i rzucił na biurko papiery, które ze sobą przytaszczył. Chłopak pomyślał, ze mężczyzna wygląda jak sęp obserwujący swoją ofiarę. - No, Potter, zmieniłeś zdanie? – spytał Percy stawiając na biurku niedopitą kawę. Harry popatrzył na nich zimno i usiadł bez słowa. Mężczyźni spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Igor zaczął spokojnie przeglądać przyniesioną makulaturę. - Nie masz mi nic do powiedzenia, Harry? – spytał chłodno Wiceminister. - Co mam zrobić, żeby ci otworzyć oczy, co? – spytał Harry – Mam ci pokazać swoje blizny? - Możesz robić co zechcesz. Nawet urządzić mini-przedstawienie, Potter... Jak już mówiłem, nam się nigdzie nie spieszy. Zdesperowany chłopak zdjął szatę, a następnie rozpiął i zaciągnął koszule. Wcale nie chciał by ktoś oglądał jego oszpecone torturami ciało, ale miał nikłą nadzieję, że trafi Percy’emu do rozsądku. Cóż.. Harry Potter, Chłopiec Który Przeżył, po raz kolejny w życiu naiwnie zaufał dobrej woli drugiego człowieka i po raz kolejny się zawiódł. Wiceminister Magii doznał chyba lekkiego szoku bo pospiesznie odwrócił z obrzydzeniem wzrok i Harry poczuł przewrotną satysfakcję. Matrojew natomiast parzył na niego bez żadnego skrępowania, a nawet ze znudzeniem i z obojętnością. - To niesmaczne, Potter – powiedział Percy. – Racz się ubrać. - Ale zrobił mi to twój święty, niepokalany Nott. Dlaczego nie chcesz patrzeć? Nie podoba ci się ta część jego działalności? – Harry cynicznie się uśmiechnął. – Nie byłem jego jedyną ofiarą, on miał ich dużo, dużo więcej i zasłużył sobie na to, co go spotkało – głos chłopaka był bardzo cichy, bardzo stanowczy i bardzo smutny. - Dosyć – Percy walnął pięścią w biurko – nie wiem kto ci to zrobił Potter, może nawet, sam sobie to zrobiłeś w jakimś napadzie szału – Harry nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. – ale nie będziesz nikogo oczerniał. - Tak, sam sobie to zrobiłem, Percy. Sam sobie wyrwałem hakiem ciało na lewym boku. - głos Harry’ego był cichy, chłodny i cyniczny. - Musisz tego spróbować, nawet nie wiesz jak to rajcuje, zwłaszcza jeżeli wcześniej napijesz się eliksiru czuwania... ty pokręcony skrwielu. Policzek, który wymierzył mu Igor był dużo bardziej bolesny od tego, jaki otrzymał od Percy’ego. Matrojew bił o wiele mocniej niż jego kolega . Tak mocno, że Harry się przewrócił. - Pan wiceminister chyba ci mówił coś o uprzejmości, gówniarzu, prawda? – spytał cicho i łagodnie. – To było małe przypomnienie. Chłopak poczuł pod powiekami palące łzy wstydu, bólu i poniżenia. Zacisnął zęby, wstał, bez słowa się ubrał i usiadł. - Panie Potter, skoro nie chce pan współpracować, musimy użyć małej siły perswazji - zaczął Igor. Harry nastawił uszu. „Chyba nie będą mnie szantażować?” – pomyślał naiwnie. - Pana Malfoya sympatią pan raczej nie darzy, więc sobie daruję wykład o jego pobycie w więzieniu i planowanym wypuszczeniu go na wolność dnia dziewiątego listopada bieżącego r oku, czyli za cztery dni... – Harry poczuł nieprzyjemny ucisk w okolicy żołądka - Ale panna Granger to twoja bliska koleżanka... Jej rodzice to mugole... Prawda? – spytał od niechcenia, a Harry wcale nie zamierzał odpowiadać. – Nie chciałbyś chyba, Potter, by przydarzył im się jakiś przykry wypadek... Chłopak zamrugał z niedowierzenia. Popatrzył zszokowany na Percy’ego, który uśmiechał się z wyższością Zapadło milczenie. Długie piętnastominutowe milczenie, w czasie którego Harry stracił wiarę w sprawiedliwość. - Nie ośmielicie się – wyszeptał wreszcie przesłuchiwany. Czuł się tak, jakby cały mózg mu wyparował, a w głowie została czarna dziura wypełniona pustką. - Pomyśl spokojnie, czy twój upór jest wart śmierci dwojga ludzi, Harry. - A co cię obchodzą mugole?- syknął chłopak. - Mugole są niegroźni i zabawni, a czasem nawet się przydają, tak jak teraz. Gorzej z takimi wyszczekanymi szlamami jak Granger – warknął Percy, a w jego głosie brzmiała groźba.. Spojrzenie chłopca wyrażało totalny szok. - Dlaczego ją wyzywasz? Przecież kiedyś się z nią kolegowałeś... – nie mógł uwierzyć Harry. Jego mózg wrócił na swoje miejsce, ale był teraz odwrócony na lewą stronę i nie funkcjonował prawidłowo. - To nie wyzwisko, tylko adekwatne określenie, tak jak czarodziej, mugol, czy Śmierciożerca – spokojnie powiedział Percy, jakby tłumaczył coś małemu dziecku. - To obraźliwy epitet stosowany między innymi przez Voldemorta... - Percy się wzdrygnął na dźwięk tego imienia - ...i Śmierciożerców. Określenie to czarodziej pochodzenia mugolskiego. Nie jestem idiotą. - Zwał, jak zwał, panie Potter, czy to istotne? – odezwał się Matrojew. – Widzę , że nie boisz się wymawiać imienia najpotężniejszego czarodzieja wszechczasów, Potter – a Harry'emu wydało się, że usłyszał w głosie mężczyzny nutkę czci dla Voldemorta. – To albo wielka odwaga, albo głupota... - Największym czarodziejem jest Albus Dumbledore – warknął Harry. - Nieistotne... – Igor popatrzył uważnie na chłopca. – Istotne jest to, jakiego wyboru dokonasz. Myślę, że szlachetnego... Harry popatrzył z bezsilną złością i smutkiem na obydwu mężczyzna. - Obydwaj jesteście skurwielami, słyszycie?! JESTEŚCIE SKOŃCZONYMI SKuRWIELAMI!!! Podwójny Tormrnter rzucił Harrym o ścianę i chłopak osunął się na podłogę. Omal nie zemdlał. Jeszcze chwila, a zacząłby krzyczeć, a z uszu i nosa chłopaka pociekłaby krew. Oni jednak wiedzieli kiedy przestać, by na ciele przesłuchiwanego nie zostawić śladów przemocy fizycznej. Harry usiadł na podłodze i zapłakał z bezsilnej złości. Siedział tak przez następne czterdzieści pięć minut zaciskał pięści, a z oczu kapały mu łzy. Miał straszną ochotę zapalić, ale był prawie pewien, że mężczyźni odmówią mu tej przyjemności. Obydwaj urzędnicy patrzyli na niego bez słowa i czekali na jego „szlachetną decyzję.” * Dumbledore spojrzał na zegarek. Była za piętnaście druga. Westchnął cicho. - Martwi się pan? – spytał Draco. Od kiedy tu byli wypalił już piętnaście fajek ze zdenerwowania i wyciągnął szesnastą. Zajrzał do paczki. Zostały mu sporo, bo czternaście. - Trochę – skłamał Albus. - Nie pal tyle, Draco... - Psychicznie nie wyrobię, jak nie zapalę, sir. - Jak uważasz – Dumbledore był zaniepokojony o Harry’ego, ale o pozostałą parę uczniów, która jeszcze nie została przesłuchana, także. Draco od jakiegoś czasu nie chodził palić do łazienki. Wziął jeden z plastikowych kubeczków i napełnił go po części wodą, tworząc w ten sposób prowizorkę popielniczki. Było w miarę ciepło i blondyn zdjął już dawno swoja szatę i położył, schludnie złożoną, na ławce. Siedział sobie na podłodze pod ścianą, naprzeciwko dyrektora, żeby mu nie dmuchać dymem. Skrzyżował nogi, włożył papierosa do ust i zapalił. Z kieszeni spodni wyjął gumkę i związał długie już, sięgające do ramion piękne, jasne włosy. Oparł plecy o ścianę, zamknął oczy i zaciągnął się głęboko. Krawat z barwami Slytherinu leżał obok na podłodze. Draco urósł sporo przez wakacje, tak samo zresztą jak Ron, czy Harry i teraz był już młodym mężczyzną. Młodym, przystojnym mężczyzną. Hermiona wróciła z łazienki i obrzuciła go na pozór obojętnym spojrzeniem. Jego ciemnoszara koszula doskonale współgrała z odcieniem oczu chłopaka. Związane włosy odsłaniały silnie zarysowane kości policzkowe, a ciemna oprawa oczu pięknie kontrastowała z włosami i delikatną opalenizną skóry. Wyglądał pociągająco, a papieros dodawał mu tylko uroku. Hermiona miała przez chwilę ochotę usiąść przy nim, nawet poprosić go o papierosa i zapalić w jego towarzystwie. Paliła bardzo mało, a teraz miała na to ogromną wręcz chęć, ale miała też swoją dumę i dlatego skierowała kroki w kierunku ławki, na której siedział Dumbledore. Usiadła, założyła nogę na nogę i wsparła brodę na dłoni. dyrektor Hogwartu wyglądał jakby drzemał. Draco popatrzył spod półprzymkniętych powiek nad Hermionę. Zmoczyła włosy i odgarnęła je za uszy. Wyglądała... ładnie. - Chcesz zapalić, Granger? – spytał chłopak na tyle grzecznie na ile potrafił i zaciągnął się mocno. - Nie, dzięki – skłamała Hermiona. – A w ogóle skąd wiesz, że palę?- dziewczyna wydęła z pogardą usta i Draco po raz tysięczny w tym roku pomyślał, że są piękne. Była w wakacje w Rzymie i mocno się opaliła, a jej wargi miały kolor bladych malin i były po prostu śliczne. Ona cała była... śliczna. „Hola, Draco!” – sam siebie w myślach zganił Ślizgon. - Ja wiem wszystko – odrzekł nonszalancko i zgasił papierosa - Jak zwykle nad wyraz skromny i uprzejmy... – Hermiona się skrzywiła. - Hej, wiem, że nie byłem dla ciebie miły, ale teraz jestem twoim towarzyszem niedoli. – Hermiona nie wierzyła własnym oczom, Malfoy się do niej uśmiechnął. - Chodź, nie krępuj się mam jeszcze... trzynaście – powiedział zapalając następnego. - Idź, Hermiono – Dumbledore popatrzył na nią nieprzeniknionym wzrokiem, zza swoich okularów – połówek. – Ja muszę was na chwilę opuścić – Albus wstał i ruszył w kierunku łazienki. Gryfonka podniosła się z ociąganiem i usiadła obok Ślizgona. Draco wyciągnął w jej stronę paczkę papierosów. - Widziałem cię w październiku jak paliłaś za chatką Hagrida. Nieładnie... – Blondyn posłał jej złośliwy uśmiech. - Odwal się – odcięła się ze złością i wyjęła papierosa - Radziłbym ci poćwiczyć trochę pokorę, Granger, zanim wejdziesz tam... – chłopak skinął głową w kierunku drzwi, za którymi przebywał w tej chwili Harry. - Oni chyba nie lubią, gdy tak im się odpowiada. Hermiona wzruszyła ramionami, ale w duchu przyznała Draconowi, który właśnie podpalał jej papierosa, racje. - Od dawna palisz? – spytała obojętnie. - Od piątego roku, ale dopiero od wakacji nałogowo. A ty? - Od wakacji, ale ja palę bardzo mało. - Rozumiem. Denerwujesz się? - A ty byś się nie denerwował, gdyby siedział tam teraz twój przyjaciel? – zirytowała się Hermiona i zaciągnęła się mocno dymem. Odprężyła się lekko. - Nie wiem – odpalił Draco. – Widzisz, Granger, ja, w przeciwieństwie do ciebie, nie mam prawdziwych przyjaciół. – W jego głosie była szczerość i gorycz, i Hermiona spojrzała na niego niepewnie, niemal z sympatią, ale za chwile powiedziała całkowicie chłodnym tonem: - A czyja to wina Malfoy? Chyba nie moja... - Rozumiem twoją delikatną aluzję. Nieważne... Zapadła cisza i spokojnie dopalali papierosy. Gdy skończyli Hermiona udała się do bufetu po litrową butelkę wody mineralnej. * - Namyśliłeś się, Harry? – spytał, w końcu, siedzącego na podłodze chłopaka, Weasley. - No, panie Potter, liczymy na mądrą decyzję z pana strony – Matrojew popatrzył Gryfonowi głęboko w oczy. – Jak będzie? Harry czuł się absolutnie bezsilny. - Dobrze – powiedział i automatycznie poczuł pogardę do samego siebie. – Zgadzam się. - Ach, więc jesteś rozsądnym, młodym człowiekiem, Potter – Percy uśmiechnął się paskudnie. Słucham... - Odwołuje wszystko, co powiedziałem o Salomonie Nottcie i obiecuje nikomu więcej nie mówić o tym i zaprzeczać, jakoby Salomon Nott kiedykolwiek mnie torturował... - To rozumiem – Igor uśmiechnął się paskudnie. – Inteligentna młodzież zamieszkuje Wielką Brytanię. To się chwali. Moja matka była rodowitą Brytyjką, oczywiście czystej krwi – dodał patrząc z pogardą na Harry’ego. Chłopak poczuł, że jego krew wrze, ale nie dał się sprowokować. - Dobra, koniec pieśni – radośnie stwierdził Weasley. – Idziemy rozprostować kości. Jesteś wolny, Harry. Musisz tylko jeszcze poczekać na swoich znajomych ze szkoły - Jeżeli też są tacy chętni do współpracy, jak ty, będzie dobrze – Igor uśmiechnął się drapieżnie, a Harry poczuł lodowaty dreszcz niepokoju biegnący wzdłuż kręgosłupa. * Wyszli równo o drugiej, w momencie kiedy Hermiona wróciła z butelką wody pod pachą. - No i znowu sobie na nas poczekacie – Percy wyglądał na radosnego. - Nie wątpię – syknął pod nosem Draco. - Mówiłeś coś, Malfoy? – spytał niemal uprzejmie wiceminister. Draco nadal siedział pod ścianą. Podniósł wzrok na Percy’ego. - Mówiłem dobrze, sir – chłopak bezczelnie popatrzył urzędnikowi w oczy, a w jego głosie pobrzmiewał cynizm z domieszką ironii. - Potter się oduczył arogancji, ciebie też to czeka, Malfoy. - Ja się arogancji nigdy nie oduczę – Harry popatrzył na Percy’ego obojętnie i wyjął papierosa. – Odziedziczyłem tą cechę po moim szlachetnym rodzicielu i jestem z niej dumny. - To zupełnie tak jak ja, Weasley – Draco uśmiechnął się szeroko do wiceministra i puścił mu figlarnie oko. - Zobaczymy Malfoy, czy będziesz taki hardy na przesłuchaniu. - Nie sądzisz chyba, że będę ci lizał buty, Percy?– Draco poczuł się zirytowany. Dumbledore posłał blondynowi ostrzegawcze spojrzenie. - Jeżeli będę ci kazał, to wyliżesz mi nie tylko buty – warknął Weasley, a Matrojew zaśmiał się beztrosko. Draco zrobił się najpierw czerwony na twarzy, a po chwili niemal bardzo blady. Nie był do końca pewien, czy się nie przesłyszał. Hermiona przygryzła wargę i spuściła wzrok. Poczuła się zażenowana i zaniepokojona słowami mężczyzny. Jej też – tak jak wcześniej Draconowi - zrobiło się za ciepło i teraz siedziała trzymając szatę przewieszoną przez prawe ramię. Harry osunął się pod ścianę tuż obok Hermiony. Wziął od przyjaciółki wodę i pił teraz dużymi łykami. Był obolały i czuł się wyschnięty w środku. Odstawił butelkę i wytarł usta. Zaśmiał się cicho i spojrzał z pogardą na wiceministra. Dumbledore wstał. Był zły. - Posłuchaj Percy, licz się ze słowami. Jeżeli nie zauważyłeś to tu siedzi MŁODA KOBIETA! - Wszystko zależy od nich - spokojnie odpowiedział urzędnik. – Co prawda, w większej mierze może od Malfoya. Jego chcę zapytać o parę istotnych rzeczy. – Ale tej młodej kobiety słowa skierowane do Malfoya także dotyczą, Dumbledore – Percy popatrzył z jednoznacznym wyrazem twarzy na Hermionę. Dziewczyna nie wytrzymała psychicznie. Rzuciła swoją szatę i pomaszerowała, wściekła, do łazienki. Trzasnęła drzwiami tak, że aż poszło echo. „Nie będę pokorna i nie będę z nikim współpracować, nie będzie jakiś pieprzony urzędas obrażał mojej godności” - pomyślała roztrzęsiona. Odkręciła kran i zanurzyła głowę pod zimną wodą. Draco, Harry i Albus patrzyli wstrząśnięci na 2iceministra. - Strasznie mi przykro, że ukończyłeś moją szkołę, Percy – powiedział smutnym głosem Dumbledore. – Nawet nie wiesz jak bardzo. - Ja też żałuję, że nie uczęszczałem do Durmstrangu. Tam jest o wiele wyższy poziom. A co do panny Granger, radzę jej przekazać, żeby więcej nie zachowywała się tak po chamsku jak przed chwilą. Ona jest najbardziej bezczelna i wyszczekana z całej trójki tych bachorów. Niech lepiej panuje nad sobą. - Nie jestem pewien, kto tak naprawdę zachował się po chamsku, szanowny panie wiceministrze – Harry był po przesłuchaniu i było mu wszystko jedno. I tak zamierzał się otruć dziś wieczorem... - A ja jestem pewny. Właśnie patrzę na chama – powiedział spokojnie Draco, wstając z podłogi i spoglądając Percy’emu prosto w oczy. - DRACO! – Dumbledore spojrzał przerażony na blondyna. Był pewien, że młody urzędnik da mu w twarz. Percy nic takiego nie zrobił. Popatrzył z nienawiścią na obydwu chłopców i podszedł do Malfoya, który spoglądał na niego spode łba, zupełnie tak jak Harry na Dracona dzień wcześniej. Percy spojrzał mu głęboko w oczy z odległości zaledwie pięciu centymetrów, i mimo że rudy mężczyzna miał 190 cm wzrostu, Draco nie musiał wcale wysoko podnosić głowy, bo był niewiele niższy. I wcale, ku zaskoczeniu Wiceministra, nie odwrócił wzroku. - Ani mi się waż znów uderzyć któregokolwiek ucznia. Draco miał racje. Molly na pewno wpoiła ci szacunek do kobiet i dobrze by było gdybyś go przestrzegał. – warknął poirytowany Albus, ale Weasley nie zwrócił na niego najmniejszej uwagi. - Malfoy – powiedział bardzo cicho, tak żeby tylko chłopak go usłyszał. - Twój ojciec siedzi w więzieniu... Chyba nie chcesz, żeby stała mu się krzywda? Żeby na przykład ruszyło go sumienie i popełnił samobójstwo... Licz się ze słowami – Percy uśmiechnął się paskudnie. - Z Granger zrobię wszystko, na co będę miał ochotę, a ty będziesz siedział cicho, właśnie ze względu na swojego starego.... Radziłbym wysoko posuniętą kulturę osobistą... Jasne? Draco zrobił się niemal idealnie przezroczysty. Nie był w stanie nic powiedzieć. - Jasne? – wysyczał Percy. - Tak – głos blondyna był ledwie słyszalny. - Tak jest, sir – warknął cicho wiceminister. – Więc, jasne? - Tak... jest, sir – chłopak czuł się tak, jakby śnił jakiś surrealistyczny koszmar. - To rozumiem... – Percy odwrócił się i ruszył razem z Igorem w kierunku windy. * Draco osunął się, niemal bezwładnie, pod ścianę. Albus patrzył na niego uważnie, ale nie pytał o nic. Wiedział, że chłopak i tak mu nie odpowie. W żołądku starszego mężczyzny uformował się ogromny supeł i powoli się teraz zaciskał. Dumbledore usiadł na ławce i ukrył twarz w dłoniach. Harry patrzył uważnie na Ślizgona. Chłopak wyjął papierosy. Gryfon zauważył, że drżą mu ręce. Zaczął się zastanawiać, co takiego powiedział mu Percy. Draco wyglądał tak jakby miał się za chwilę popłakać, albo wpaść w szał. Albo jedno i drugie. „Wolę nie wiedzieć, co usłyszał” –pomyślał Harry. Malfoyowi trzęsły się trochę dłonie i upuścił papierosa. - Cholera! ... Przepraszam, panie dyrektorze... – popatrzył niepewnie na starszego mężczyznę. - Nic nie słyszałem, jestem już stary i chwilami przygłuchy – Albus machnął uspakajająco ręką. Draco obdarzył mężczyznę spojrzeniem pełnym wdzięczności i szacunku. „Ja miałem go za starego głupca. A on dba o nas wszystkich tak samo i jest wyrozumiały...”- pomyślał ze skruchą Chłopak podniósł papierosa i zapalił. Był roztrzęsiony. Nie mógł uwierzyć w to co usłyszał od Percy’ego. Zaciągał się tak mocno, że skończył palić już po czwartym „machu”. Odetchnął głęboko. Harry wyjął swoje papierosy i także zapalił. Dumbledore tylko pokiwał głową z dezaprobatą, ale nic nie powiedział. On też (chociaż trudno w to uwierzyć) miał kiedyś szesnaście lat. A poza tym okoliczności były wyjątkowe i Albus był zbyt wściekły na Ministerstwo, by zastanawiać się nad tym, czy na korytarzu wolno palić. Szczerze powiedziawszy nic, a nic go to nie obchodziło. - Masz Potter. – Harry spojrzał w górę. Draco podawał mu „popielniczkę”. Gryfon strzepnął popiół już dwa razy bezpośrednio na wypucowaną podłogę holu. Była co prawda szara, ale mimo wszystko... Percy był nieobliczalny. Zielonooki chłopak wziął od Ślizgona plastikowy kubeczek i postawił obok siebie na ziemi. - Mogę zapalić razem z tobą? – spytał Draco. - Po pierwsze, z tobą nie rozmawiam, a po drugie, miałeś się do mnie nie zbliżać. Wróciła Hermiona i usiadła na ławeczce obok dyrektora. Był spokojna i smutna. Dumbledore ją objął, a ona przytuliła się, z wdzięcznością, do starszego mężczyzny. - Wszystko będzie dobrze – powiedział staruszek nieumyślnie kłamiąc w dobrej wierze. - Po pierwsze to są wyjątkowe okoliczności, a po drugie nie masz różdżki, Potter – odpowiedział blondyn czarnowłosemu Gryfonowi, patrząc uważnie na Dumbledore’a i Hermionę. - Za to, mogę cię udusić... - Posłuchaj – powiedział Draco bezceremonialnie sadowiąc się obok Harry’ego. – Przepraszam za ten wczorajszy incydent. Zachowałem się jak cham. Harry nie wierzył własnym uszom. - Jak cham i jak gówniarz... – Draconowi wcale nie przyszło łatwo przyznanie się do błędu, oj nie... Gryfon nie zamierzał mu ułatwiać zadania. - Naprawdę, sam bym nigdy nie zauważył... – Harry uśmiechnął się sardonicznie. - Boże! – Ślizgon się zirytował. – Potter, mi naprawdę przykro za wczoraj i za czwartkowy poranek też... Mówię poważnie. Nie chcę, żebyś mi wybaczył, nawet tego nie oczekuję, chcę tylko zapalić w twoim towarzystwie... – Malfoy nie mógł sam wierzyć to co mówi, po prostu czuł, że tak powinien. Harry popatrzył na niego uważnie, a potem poczęstował go bez słowa papierosem. Hermiona obserwowała z zaciekawieniem Dracona i Harry’ego. Obaj byli wysocy i przystojni. I jacyś tacy poważni. Jeden był jej przyjacielem a drugi zagorzałym wrogiem, ale czy ona chciała żeby ten blondyn pozostał jej wrogiem nadal? Tego dziewczyna wcale nie była taka pewna. Czuła do niego uraz za wszystkie złe słowa, które jej powiedział, ale dziś zachowywał się inaczej, jakby dojrzalej. Ślizgon spojrzał na nią i Hermiona odwróciła wzrok. Miał piękne oczy i patrzył na nią jakoś tak dziwnie, jakby ze smutkiem. - Boję się o nią – powiedział bardzo cicho Malfoy do Pottera. Harry spojrzał na Hermionę przytuloną do Dumbledore’a. - Ja też – szepnął. - Dumbledore, chyba też jest trochę zaniepokojony – Draco zaciągnął się mocno. Obydwaj popatrzyli na lewo. Albus ścisnął lekko ramię dziewczyny i mocniej ja do siebie przytulił, jakby na potwierdzenie obaw obydwu młodzieńców. – Może niech Granger uda, że zachorowała, albo co... - czarnowłosy chłopak usłyszał zdesperowany szept. - Ona na to nie pójdzie – cicho i stanowczo stwierdził Harry – Jest za bardzo honorowa i ambitna, Malfoy. - Zdążyłem się tego domyśleć. Do dziś pamiętam, jak potrafi przylać w mordę – Gryfon popatrzył zaciekawiony na współpalacza , wydawało mu się, że w głosie Dracona zabrzmiał sentyment. - Jak tęsknisz za tym, to jej powiedz, myślę, że chętnie przywali ci po raz drugi. Malfoy zarumienił się jak piwonia. - Och, zamknij się – syknął. - Rany, Malfoy – wysyczał Harry – Hermiona ci się podoba... - Wcale nie! – to powiedziane było stanowczo za szybko, za głośno i zbyt zapalczywie i Draco przeklął siebie w duchu za taką reakcję. Hermiona i Albus spojrzeli na nich odruchowo. Draco zarumienił się jeszcze rozkoszniej i dziewczyna przygryzła delikatnie dolna wargę, gdy na niego spojrzała. „Po co on tak wygląda?” – pomyślała skonsternowana i szybko odwróciła wzrok przytulając się mocniej do dyrektora. Malfoy był jej wrogiem i koniec. Wcale nie zamierzała się stąd ruszać. Było jej dobrze w objęciach starszego siwowłosego i siwobrodego pana, który zachowywał się teraz nie jak profesor, ale jak ukochany dziadek, którego nigdy nie miała... Gryfon uśmiechnął się zalotnie i uniósł łobuzersko brew - Nie, a krowy latają – wyszeptał. - Idę do łazienki – urażonym tonem zakończył rozmowę Draco. Reszta oczekiwania minęła w ciszy i spokoju. Jak to mawiają mugole - nie bez racji - cisza zawsze występuje przed burzą... *** Panowie przyszli dopiero o godzinie czwartej. Wyglądali na zadowolonych. - Zapraszamy – Igor uśmiechnął się szeroko. Obydwaj zdjęli oficjalne, granatowe szaty i trzymali je na rękach. Draconowi bardzo nie spodobał się ten luz i cwaniacki wyraz twarzy Przewodniczącego Komisji Jakiejś Tam . - Madame pierwsza – Percy uśmiechnął się niemal kurtuazyjnie. Hermiona nagle bardzo się przestraszyła. Popatrzyła na Albusa wzrokiem wystraszonej sarny. Starszemu mężczyźnie ścisnęło się serce, ale powiedział ciepłym, cichy głosem: - Idź, dziecko. Dziewczyna wstała, ale zamknęła swoją dłoń na dłoni starego czarodzieja. - Niech pan idzie ze mną – łamiącym się szeptem, i niespodziewanie dla samej siebie, poprosiła Hermiona. - Wiesz, że nie mogę – cicho odpowiedział Dumbledore. Gryfonka puścił dłoń mężczyzny. Wzięła z ławki swoją szatę, którą Harry ładnie złożył, po tym jak wybiegła do łazienki. Przytuliła ją do siebie obronnym gestem, tak jakby ten kawałek materiału mógł obronić ją przed wszelkim złem. Dumbledore patrzył na nią z niepokojem. - Po co ci to? – Percy roześmiał się Hermionie w twarz i wyrwał czarną szatę z jej rąk. Dziewczyna poczuła od mężczyzny słabo wyczuwalny zapach alkoholu i przestraszyła się jeszcze bardziej. Wiceminister odrzucił jej szatę na środek podłogi, jak zużytą szmatę. Draco bez słowa wstał, zabrał z podłogi czarne okrycie i podał je z powrotem Hermionie. Popatrzył Percy’emu prosto w oczy, odwrócił się i usiadł obok Albusa. Dziewczyna przytuliła do siebie szatę. Percy ponownie ją wyrwał z jej rąk i ponownie rzucił na podłogę. - Percy! – wstrząśnięty Albus popatrzył z przerażeniem na wiceministra. - Mamy czas – powiedział spokojnie Igor. Harry zabrał szatę przyjaciółki z podłogi, złożył ją i położył na ławce. Popatrzył na Percy’ego ze szczerym smutkiem i bez słowa poszedł do łazienki. Igor pchnął lekko dziewczynę w stronę drzwi i Hermiona weszła niemal na ugiętych nogach do sali przesłuchań. Boże jak ona się bała. Chyba wcześniej nie bała się tak nigdy w życiu. Nawet podczas walki w zeszłym roku. To był zupełnie inny lęk. Nieokreślony. Paraliżujący. Ogarniający zimną falą całe wnętrze, zmysły i umysł. Lęk przed niewiadomym. - Pan też, panie Malfoy – Hermiona usłyszała głos Percy’ego i część kamienia zaległego na jej piersiach opadła. Zdecydowanie bardziej wolała być tu nim, niż sama. - We dwójkę będzie wam raźniej – mężczyzna uśmiechnął się cynicznie. Albus i Harry popatrzyli na siebie z lekką ulgą. Teraz bali się o pannę Granger trochę mniej. Draconowi jednak nie ulżyło. Percy będzie koniecznie chciał mu pokazać, że to on tu rządzi i nie wiadomo do czego może się posunąć. Teraz chłopak przeklinał siebie za to, że nie powstrzymał się i nazwał go chamem. * - Proszę – nonszalancko powiedział Percy do Malfoya i Draco w szedł do Sali Przesłuchań. Weasley wyjął różdżkę i wyczarował jeszcze jedno krzesło. Chłopak z ogromnym niepokojem wyczuł, że, od obydwu mężczyzn, zajeżdża alkoholem. Igor i Percy rzucili niedbale swoje szaty na ogromne biurko. „Ciekawe, co na to Knot” – pomyślał cynicznie Ślizgon. Spojrzał na przestraszoną współtowarzyszkę. Przez chwilę miał ochotę ją przytulić... - Siadajcie! - rozległ się głos Wiceministra Magii Draco i Hermiona usiedli na niewygodnych krzesłach, a Igor Matrojew zaczął nucić jakąś wesołą melodię. - Od czego by tu zacząć.... – Percy wygodnie rozsiadł się w fotelu i bez żenady lustrował odkryte do kolan nogi dziewczyny i jej spory biust opięty granatową bluzką. Hermiona bawiła się niezręcznie krawatem z barwami Gryffindoru i patrzyła zażenowana w podłogę. - Z całym szacunkiem – odezwał się potomek Lucjusza Malfoya na tyle grzecznie na ile potrafił, biorąc pod uwagę niedorzeczność sytuacji. – Chciałem zwrócić panom uwagę na to, że pili panowie alkohol podczas pracy. Tak chyba nie wypada... - Nie ty będziesz oceniać, co wypada, a co nie – Percy popatrzył na niego jak na insekta. Hermiona z zakłopotania przygryzła odruchowo i nieświadomie dolną wargę, nie mając pojęcia, że ten gest wygląda niezwykle pociągająco i jedynie pobudza erotycznie obydwu zaprawionych alkoholem mężczyzn. - Najpierw małe przedstawienie sytuacji, prawda Igorze? - Percy uśmiechnął się cynicznie, a jego bułgarski kamrat odpowiedział takim samym uśmiechem. - Najpierw ty Granger. Jesteś szlamą i nie masz nic do powiedzenia, chyba, że cię o coś zapytamy. Jesteś z góry na pozycji przegranej... Szlamy jak szlamy, są i trzeba je tolerować. Ale szlamy wyszczekane i aroganckie tak jak ty, to nic innego jak śmieci... Pamiętaj, że każde impertynenckie słowo z twoich ust, będzie odpowiednio ukarane. Siedź więc cicho na tyłku, słuchaj i bądź grzeczna. W oczach dziewczyny zalśniły łzy, ale przełknęła zniewagę i milczała. - Malfoy – zwrócił się, szeroko uśmiechnięty, wiceminister do zszokowanego jego słowami chłopaka – jesteś synem Śmierciożercy. Każdy Śmierciożerca to śmieć, odpad społeczny, ty jako syn Śmierciożercy Lucjusza Malfoya, też automatycznie jesteś śmieciem. Jesteś więc na takiej samej pozycji co Granger, ale ty możesz mówić. Odpowiesz mi na kilka pytań i to od ciebie, w dużej mierze, będzie zależało jak długo przesłuchanie będzie trwało i w jakiej przebiegać będzie atmosferze... Zrozumiałeś? - Tak, sir – pobladłymi wargami wyszeptał młodzieniec. - Nie słyszałem, panie Malfoy – Igor odwrócił się od okna w stronę blondyna. - Tak , sir! – powiedział głośniej, zachrypniętym, ze niepokoju i oburzenia, głosem Draco. - Tak lepiej.. – Matrojew usiadł wygodnie w fotelu i bezczelnie zaczął gapić się na Hermionę, która zapragnęła jak najszybciej stąd wyjść. - Powiedz, Malfoy – zaczął Percy – przyjaźnisz się z profesorem Snapem? Nie wiem jak wampir może być profesorem, ale u Dumbledore’a wszystko jest możliwe. - Nie. Profesor Snape przyjaźni się z moim ojcem, a nie ze mną. To istotna różnica. - Pozwól, że o istocie różnic będę decydował ja, a nie ty – sucho skomentował Percy. - Zawsze byłeś traktowany przez niego nieco lepiej niż inni uczniowie, to prawda? - Profesor Snape zawsze odnosił się do mnie raczej ciepłym tonem, ale on wyróżnia wszystkich Ślizgonów. – Draco dostrzegł niebezpieczny błysk w oczach swego rozmówcy i szybko załagodził sytuację. – No, mnie chyba trochę bardziej wyróżnia – dodał szybko. - Rozumiem. Od jak dawna wiesz, że jest wampirem? - Od dwóch lat to podejrzewałem, teraz już mam, co do tego pewność – spokojnie powiedział Draco. – Myślę, że moi rodzice o tym wiedzą, ale mi nigdy o tym nie powiedzieli. - Powiedz mi, czy kiedykolwiek zachowywał się agresywnie wobec uczniów, albo użył przemocy fizycznej? - Nigdy - odpowiedział spokojnie Draco. Obawiał się, że Percy będzie się czepiał, ale nic takiego nie nastąpiło. - Pamiętasz, co robił Profesor Snape wieczorem w Noc Duchów, trzydziestego pierwszego października bieżącego roku? To znaczy, czy był na uczcie? Draco udawał, że się zastanawia. Jeżeli powie, że został do końca, Percy zarzuci mu kłamstwo, jeżeli powie, że wyszedł jak zwykle wcześniej, Snape przesunie się z pozycji podejrzanego, na pozycję oskarżonego. - Uczta trwała do 23, a on wyszedł około 22 – skłamał Draco. Severus wyszedł z uczty o 21. - Czy wyglądał na złego albo zdenerwowanego? Czy zachowywał się dziwnie? - Absolutnie nie – powiedział ze spokojem Draco, najprawdziwszą prawdę. Teraz zdał sobie sprawę, że najostrzejszy belfer był tego wieczora nadzwyczaj spokojny, ale o tym wolał nie mówić. - Czy widziałeś go później tego wieczora? - Tak – skłamał gładko chłopak – przyłapał mnie o północy jak łaziłem po korytarzu i kazał mi wracać do siebie. Był w koszuli nocnej Później Draco zapisał to, co zeznał na jakimś karteluszku, który miał w kieszeni i podał po kryjomu wychodzącemu, za urzędnikami, Mistrzowi Eliksirów, który bardzo szybko schował kartkę w głębiny swojej szaty. - A ty to pamiętasz? – z drwiną zapytał Percy. - Tak, przecież to było zaledwie parę dni temu... Dlaczego nikt tego nie zapisuje? – zdziwił się nagle blondyn. - To my jesteśmy od zadawania pytań a nie ty – wtrącił się Matrojew, ziewając leniwie. Draconowi nie podobało się to, że jego przesłuchanie poszło tak gładko. „Niedobrze” –pomyślał. - Granger – zwrócił się Percy do Hermiony – od kiedy wiesz, o tym, że profesor Snape jest wampirem? - Od trzeciego roku nauki w Hogwarcie. - I nigdy cię to nie zaniepokoiło? - Nigdy w żaden sposób, nie dał mi powodu do niepokoju – gładko i grzecznie odpowiedziała Hermiona. „Chcę stąd wyjść” – pomyślała. - Rozumiem... A w Noc Duchów? Nie zachowywał się dziwnie? Malfoy inaczej go postrzega niż ty.. - Był spokojny – odpowiedziała Hermiona. – Zachowywał się tak jak zwykle. - Dobrze. Grzeczna dziewczynka – powiedział protekcjonalnym tonem Percy. Gryfonka nie znosiła takiego tonu. Skrzywiła się odruchowo. Bardzo nieznacznie się skrzywiła, ale ten piekielny Matrojew musiał to zauważyć. - Czy coś się pani nie podoba, panno Granger? – spytał z bezczelnym, wyuzdanym uśmiechem. Hermiona była zaskoczona i skonsternowana. - Nie, dlaczego? – zapytała szybko. - Miałaś bardzo niezadowoloną minę. Osłodzić ci życie? – mężczyzna otaksował wzrokiem jej młode ciało. Hermiona miała ochotę stamtąd uciec. Wybiec, albo zapaść się pod ziemię z zażenowania. - Ja... – zaczęła. – Ja tylko się zamyśliłam. - Ty nie jesteś tu od myślenia, Granger –powiedział zimno Percy – Jesteś od słuchania i wykonywania poleceń. „Chcę do mamy. Chcę być ze swoimi rodzicami” – pomyślała dziewczyna z desperacją. - Czy przesłuchanie jeszcze trwa? Przecież odpowiedzieliśmy już na pytania. Czemu nie możemy wyjść? - zapytał Draco. - Czemu nie możemy wyjść? – przedrzeźniał go Wiceminister. – Temu, Malfoy, że jesteś bezczelnym sukinsynem, który odzywa się nie pytany i jeszcze śmie sam zadawać pytania. Rozumiesz? Draco lekko pobladł. - Przepraszam, sir – powiedział, żeby załagodzić sytuację. – Nie chciałem być niegrzeczny... Hermiona była mu tak wdzięczna, za te słowa, że miała ochotę go pocałować w policzek. - Ale byłeś – zimny głos Igora zabrzmiał jak wyrok. – Byłeś niegrzeczny, nawet zasugerowałeś, że pan Wiceminister Magii jest chamem... „Wiedziałem.. Chryste wiedziałem...” – pomyślał z rozpaczą Draco i zalała go fala zimnego strachu. - Możesz wytłumaczyć dlaczego to zrobiłeś? – zapytał spokojnie Matrojew. Draco gorączkowo szukał w głowie jak najgrzeczniejszych słów. - Powiedziałem to, bo byłem zdenerwowany – zaczął bardzo powoli a serce łomotało mu w piersi jak szalone – a pan Wiceminister, w moim mniemaniu, zachował się nieelegancko w obecności kobiety... - Zła odpowiedź – zimno odpowiedział Percy. Malfoyowi żołądek razem z sercem podeszły do gardła. Hermiona z niepokojem obserwowała zaistniałą scenę. Draco przełknął ślinę. - To co mam powiedzieć? Przecież odpowiedziałem tylko na zadane mi pytanie – w jego głosie pobrzmiewał niepokój. - Panno Granger – lodowatym głosem spytał Percy – gdzie tkwi błąd w odpowiedzi Malfoya? - Nie wiem, sir - Hermiona się bała , chciała wyjść, nie wiedziała o co chodzi i nie chciała wiedzieć... Ci faceci zachowywali się nielogicznie. - Przecież ty, kurwa, wiesz wszystko. Jak to jest? Hermiona nie wiedziała, co ma powiedzieć i była bliska płaczu. Draco zresztą też. - Przecież mówiłem na początku, kim jesteście w tym pokoju. W ogóle kim a raczej czym jesteście, zwłaszcza na tej Sali Przesłuchań... Śmieciami. Śmiecie nie mogą wyrażać własnego zdania, ani tym bardziej zwracać nikomu uwagi. Nie chodziło o to, że pan Malfoy jest dżentelmenem. Pan Malfoy jest po prostu aroganckim dupkiem, który śmie wyzywać Wiceministra Magii od chamów, sam nim notabene będąc. Percy myślał, że sprowokuje Dracona, ale chłopak przełknął dumę i powiedział cicho, lecz wyraźnie : - Więcej to się ni powtórzy, proszę pana. To, niestety, zirytowało tylko Percy’ego. - Od kiedy to syn Lucjusza Malfoya staje w obronie czci szlam? – spytał chłodno mężczyzna. – Podejdź do mnie, Granger!- warknął nagle. Hermiona skuliła się i popatrzyła ze strachem na wiceministra, ale wstała i podeszła do biurka. Stanęła tam nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić i Draco zapragnął dać Percy’emu w twarz. Tyle razy nazywał ją szlamą i dopiero teraz zrozumiał, jakie to musi być upokarzające. Hermiona miała w oczach łzy i widać było, że strasznie się boi, a to że się boi, wcale nie polepsza jej sytuacji, bo automatycznie stawia ją w pozycji ofiary. Draco był mężczyzną i doskonale rozumiał mechanizmy, którymi kierowali się dwaj urzędnicy. Najgorsze było to, że wypili wcześniej alkohol. Percy wstał, obszedł biurko dookoła i stanął tuż przy Gryfonce. - Lecisz na nią? – spytał sucho Dracona obejmując w pasie sparaliżowaną ze strachu dziewczynę. - Słucham?– zapytał zdziwiony i przestraszony chłopak. - Czy ci się, innymi słowy, podoba? – Percy patrzył na niego zimno. - Uważam, że jest ładna - odpowiedział Draco dyplomatycznie. - I nie miałbyś nic przeciwko temu, żebym ją pocałował? – Igor roześmiał się po tych słowach kolegi. Sparaliżowany złością i strachem Draco zaczął szybko i intensywnie myśleć. Czuł jak jego mózg odkształca się pod wpływem tego co obserwuje. - Chyba powinien zapytać pan o to ją, a nie mnie – powiedział w końcu. - Kolejny błąd. Ani ona, ani ty nie macie prawa głosu... – to mówiąc Percy gwałtownie pocałował dziewczynę, wsuwając jej na siłę język prawie do gardła. Hermiona nie zdążyła nawet krzyknąć. ”Pocałunek” był przykry i bolesny. Percy śmierdział alkoholem i zrobiło się jej niedobrze. Dziewczyna była zaszokowana i w odruchu samoobrony ugryzła mężczyznę. Percy złapał się za krwawiącą wargę. - Ty suko! – warknął. „Kurwa – pomyślał załamany Draco- „Kurwa, kurwa.” - Przepraszam, ja nie chciałam – Hermiona bardzo szybko zrozumiała swój błąd. Po policzkach ciekły jej łzy strachu i upokorzenia. - Ty suko! – Percy uderzył ją, z całej siły, w twarz i Hermiona ze szlochem wpadła na biurko. Igor patrzył na scenę z zimną, wyrachowaną obojętnością. Malfoy nie wytrzymał. - Zostaw ją w spokoju. W końcu to ja cię nazwałem chamem. Pozwól jej wyjść... W odpowiedzi Percy uderzył dziewczynę po raz drugi. Hermiona krzyknęła z bólu i zaskoczenia, opierając się całym ciałem na biurku. - Zostaw ją w spokoju! Wyżyj się na mnie, chory sukinsynu, ale jej pozwól wyjść! W jednej sekundzie Draco oberwał w twarz od Igora, tak, że upadł na ziemię. - Pozwól, że nie ty będziesz decydował o tym, co tu się dzieje, Malfoy – powiedział, nachylając się nad nim z cynicznym uśmiechem, Matrojew. Hermiona szlochała głośno z przerażenia i nawet nie modliła się już o cud. Dracona oplótł blady strach, ale po raz pierwszy nie bał się o siebie, tylko o kogoś innego. To było o wiele trudniejsze i o wiele bardziej przerażające. * - Siedzą tam już pół godziny - powiedział niespokojnie Harry. - Ty siedziałeś o wiele dłużej. - Tak, ale na mnie chcieli wymusić, żebym odwołał wszystko, to co powiedziałem i Nottcie. - Odwołałeś? - Musiałem – cicho odpowiedział Harry - Rozumiem... – Dumbledore schował twarz w dłoniach. - Powiedz mi – odezwał się do chłopaka, który odpalał teraz niemal jednego papierosa od drugiego. - Oni nie zapisują tych zeznań? – to było bardziej stwierdzenie niż pytanie. - Nie. - Tak myślałem. Mam nadzieję, że Draco i Hermiona wyjdą stamtąd jak najszybciej... Ale ani Hermiona, ani Draco nie wyszli jeszcze przez półtorej godziny. * Percy patrzył pogardliwie na leżącego, niemal u jego stóp, Dracona. - Widzę, że jednak masz ochotę wylizać mi buty... – Igor zaśmiał się bezbarwnym, lodowatym śmiechem.. - Proszę – Draco miał łzy w oczach. – Przysięgam na grób dziadków, że nigdy o nic nikogo nie błagałem, ale ciebie teraz błagam, wypuść ją, przecież nic ci nie zrobiła. - Owszem – zimno odrzekł Percy – ugryzła mnie. - Ale cię przeprosiła – chłopak czuł się tak jakby walił głową w mur. - Przeprosić to żadna sztuka. Sztuka to zapanować nad sobą. Hermiona obserwowała z przerażeniem całą sytuację. Jej serce biło jak oszalałe, nogi miała jak z waty. Nie mogła w ogóle racjonalnie myśleć. - To daj dobry przykład, jak przystało na Wiceministra Magii i nie rób krzywdy Hermionie Granger. Wypuść ją. We mnie możesz rzucać przekleństwami ile tylko zechcesz. Co zrobiła ci ta dziewczyna? - Malfoy, czy ty robisz się szlachetny? – spytał Percy a Igor zarechotał. – Wiesz co, nie pasuje to do ciebie... Igorze zapomnieliśmy sprawdzić coś istotnego, ale to za chwilę. Najpierw utnę sobie pogawędkę z Granger. Powiedz mi, spałaś kiedyś z facetem? – spytał, a Matrojew uśmiechnął się obleśnie i spojrzał z zainteresowaniem na Hermionę. - Nie – dziewczyna wolała grzecznie odpowiedzieć. - Nie wiesz, co tracisz... Draco miał ogromną ochotę spytać Percy’ego o to czy spał z facetem skoro tak twierdzi, ale wiedział, że pogorszyłby tylko i tak nieciekawą sytuacje, w której się znaleźli. Chłopak podniósł się z podłogi i usiadł na swoim niewygodnym krześle. - Dziwne – Percy popatrzył na Hermionę z wyuzdanym uśmiechem – mam wrażenie, że robisz dobrze każdemu, kto ma na to ochotę... Draco nie mógł uwierzyć własnym uszom, Hermiona też. Nie powiedziała zupełnie nic tylko zarumieniona wbiła wzrok w podłogę. Była przestraszona, ale była też zła, gdyby miała teraz w ręku różdżkę na pewno próbowałaby zabić Weasleya. - Weasley, czy tobie sprawia przyjemność obrażanie kobiet? – Draco nie mógł sobie darować. – Takie zaburzenia się leczy. Percy podszedł do chłopaka i dał mu w twarz. - Matrojew bije lepiej - bezczelnie odrzekł Draco. „Bardzo dobrze, niech się zajmie mną, nie nią”- pomyślał. Hermiona podeszła na chwiejnych nogach do krzesła i usiadła. - Czy ktoś ci pozwolił usiąść Granger”? – spytał Igor. Dziewczyna wstała zakłopotana. - Siadaj Granger – Percy machnął ręką. - Na razie zajmiemy się twoim blond kolegą. Odsłoń lewe przedramię, Malfoy. Draco podwinął rękaw aż pod samą pachę. Na ręce nie miał żadnych tatuaży, ani podejrzanych znaków. - Byłbym zapomniał... Draco bardzo dopraszał się o to abyś go uderzył, Igorze. - Faktycznie – powiedział z miną filozofa Matrojew i walnął Malfoya w twarz. Blondyn efektownie spadł z krzesła. Na lewym policzku miał silnie czerwony znak. Podniósł się, usiadł z powrotem i uśmiechnął się drapieżnie. Hermiona patrzyła na niego z ogromnym zdziwieniem i zainteresowaniem. Wydawał się zadowolony z faktu, że zostawili ją w spokoju. Robił wszystko, żeby jej nie skrzywdzili i Hermiona obiecała sobie solennie, że nie da powiedzieć o Malfoyu złego słowa. Teraz bała się już mniej, niepokoiła się tylko o rozwydrzonego blondyna. Draco posłał jej w odpowiednim momencie uspokajający uśmiech i trochę jej ulżyło, powróciła jej też trzeźwość myślenia. Hermiona była zła na siebie, bo według własnych kryteriów zachowała się jak histeryczka. - Okey – powiedział Percy i ścisnął różdżkę w dłoni. – Mogłeś rzucić jakieś zaklęcie maskujące, ale szybko to zweryfikujemy. - Revalo – powiedział kierując różdżką w lewe przedramię młodzieńca. Hermiona się skrzywiła. To było nieprzyjemne zaklęcie. Jeżeli ktoś ukrywał na ciele znak, ujawniając go paliło żywym ogniem, jeżeli nie ukrywał, także było bolesne. Powodowało powstawanie rozjątrzonej rany, która na szczęście goiła się po kilku godzinach. Draco zacisnął powieki i głośno syknął z bólu, a z oczu pociekły mu łzy. Zrobił się tak biały jak ściana za nim, później bardzo szybko poszarzał, a na końcu zrobił się chorobliwie blady. Hermiona zacisnęła zęby ze złości, ale na razie przezornie milczała. - Jeszcze nie jesteś pieskiem Lorda? Ciekawe... – Percy uśmiechnął się paskudnie. Draco powoli opuścił rękaw koszuli, żeby nie urazić rany, która krwawiła i bolała jak sto diabłów. Hermiona miała ochotę podejść do niego nie chciała się jednak narażać na kpiny Igora i Percy’ego. Dwaj przesłuchujący ich mężczyźni wyglądali na spokojnych i w jej sercu zrodziła się nadzieja, że teraz ich wypuszczą. .. * - Już za dziesięć piąta – Harry ciężko westchnął. - Nie martwmy się na zapas, pewnie nic złego się nie dzieje – Dumbledore starał się pocieszyć jak mógł chłopaka, który umierał z troski o przyjaciółkę. Albus szedł o zakład, że chociaż Harry nigdy by się do tego nie przyznał, to niepokoił się też o Malfoya. * - Twój ojciec siedzi w więzieniu za straszne zbrodnie... – Powiedział Percy. - Niektórzy uważają, że za zbrodnie ojców trzeba płacić... – wszedł mu w słowo Igor. - A ty jak myślisz, Malfoy? Chłopak uśmiechnął się szeroko mimo silnego bólu. Nie zamierzał dać się złamać, sprowokować, ani po raz kolejny podpuścić. - Ja nie myślę. Ja śmieć – powiedział z rozbrajającą szczerością i uśmiechnął się jak kretyn. Obaj mężczyźni zaczęli się śmiać. - Dobra, Malfoy, uznajmy że tak powinno być. Musisz w takim razie płacić za grzeszy ojca... - Czy grzechy jego ojca są większe od grzechów Notta? – zimno spytała Hermiona - Miałaś się nie odzywać - lodowatym tonem powiedział Percy. Stało się to czego Draco obawiał się najbardziej. Szybko posłał ostrzegawcze spojrzenie dziewczynie, ale ona ku jego rozpaczy patrzyła uporczywie na Percy’ego. - Nie mogę już tego słuchać. To nie jest przesłuchanie, tylko jakaś chora parodia przesłuchania. Nie będzie żadnych dokumentów potwierdzających wszystko, co tu było powiedziane, nie widzę też nigdzie, żadnego Veritaserum. Mówisz o grzechach Lucjusza Malfoya, a bronisz człowieka, który był podłym, chorym psychicznie, niewyżytym sadystą. To nie jest normalne... Draco z każdym słowem Hermiony, czuł jak grunt powoli usuwa mu się spod nóg. Teraz nie był w stanie zrobić dla niej chyba już nic. Trudno mu było jej nie zrozumieć. Doskonale ją rozumiał i rozumiał też coś jeszcze... że właśnie wbiła ostatni przysłowiowy gwóźdź do swojej trumny. Na sali zapadła grobowa cisza i w jednej chwili Hermiona zrozumiała, że popełniła BŁĄD. Ogromny BŁĄD. BŁĄD jej życia. Draco schował twarz w dłoniach i klął w duchu na czym świat stoi. Percy wstał i podszedł powoli do Hermiony. - Wstań powiedział jadowitym szeptem. Wstała posłusznie, chociaż czuła, że uginają się pod nią kolana. - Masz jednak niewyparzony jęzor – powiedział Percy niemal łagodnie. - Powiedz mi Granger, co mam zrobić z taką suką jak ty, żeby się nauczyła, co jej można a czego nie? Hermiona wolała nie odpowiadać. Bała się. Percy spokojnie zaczął rozpinać guziki jej bluzki. Dziewczyna mimo opalenizny zrobiła się niemal trupio blada. Draco patrzył ze zgrozą na scenę rozgrywającą się przed jego oczyma. - Co ty wyprawiasz, Percy? – spytał najspokojniej jak umiał. – Tego chyba twoje kompetencje nie obejmują, a jeżeli tak, to coś przeoczyłem. Może drobnym druczkiem? – jadowity sarkazm w jego głosie tylko rozbawił obydwu urzędników. Percy spokojnie kontynuował rozpinanie bluzki Hermiony. Dziewczyna stała sztywno, całkowicie sparaliżowana strachem - Nasz śmieć ma poczucie humoru i jednak trochę myśli – skomentował słowa chłopaka Matrojew. Percy uśmiechnął się obleśnie do Hermiony, która znowu była bliska płaczu, chociaż cały czas powtarzała sobie w myśli, że płakać nie będzie. Wiceminister spokojnym tonem zwrócił się do dziewczyny: - Zdejmij bluzkę. Hermiona popatrzyła na niego tak jakby nie rozumiała, co mówi ale zdjęła rozpiętą bluzkę. Stała tam w staniku, krawacie, spódnicy, pończochach i butach, i czuła się tak idiotycznie i tak bardzo upokorzona, że chciało jej się płakać i śmiać jednocześnie. Draco patrzył na to ze zgrozą i odrętwieniem. Nie mógł nie zauważyć, że Hermiona ma piękne ciało i sam siebie znienawidził za tą myśl. - Powiedzcie mi ludzie, co wy robicie i co na to minister? – chłopak był zdesperowany. - Robimy to, co uważamy za stosowne – powiedział Igor. - A na pana ministra mam tyle haków, jeszcze z jego lat młodzieńczych, że pewnych rzeczy nie może zauważać, jeżeli chce zachować stołek i nie trafić do Azkabanu. Poza tym jest tak głupi, że i tak nie zauważa wielu praw – słowa Matrojewa cięły ciszę jak ostry nóż. - Ktoś kiedyś się dowie – powiedział zapalczywie Draco. - Kto i kiedy? – spytał Percy odwracając się od pobladłej dziewczyny i patrząc mu w oczy. - Przypominam ci, że twój stary jest w więzieniu, a nawet jak już wyjdzie z Azkabanu, są sposoby... A twoi rodzice, Granger – Percy owinął wokół dłoni krawat sparaliżowanej strachem dziewczyny, tak, że chcąc nie chcąc, musiała się do niego przybliżyć – to zwykli mugole. Oni są nieuważni i zawsze coś niemiłego może się im przytrafić... – z oczu Hermiony popłynęły łzy. - Taka duża dziewczynka i płacze, szkoda – Weasley uśmiechnął się z udawanym współczuciem, a Matrojew obojętnie patrzył na to co robi jego kolega po fachu. - Powiedz Malfoy – Percy popatrzył na Dracona – nie chciałbyś jej przelecieć? Chłopak poczuł zimny dreszcz na karku. - Pozwól, że ze względu na szacunek do kobiet i do urzędu, który piastujesz, powstrzymam się od mówienia o tym na co mam w tej chwili ochotę. - Chłopak poczuł pod powiekami piekące łzy bezsilnej złości. - Zwykły dupek z ciebie Draco – spokojnie skomentował mężczyzna i rzucił dziewczynę brutalnie na biurko. Hermiona leżała skulona na ogromnym meblu. Wyglądała jak bezbronne jagnię osaczone przez sforę wilków. Malfoy wcale nie starał się po -------------------- "KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II] |
Kitiara |
14.12.2004 14:12
Post
#12
|
Uczeń Hogwartu Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 173 Dołączył: 08.12.2004 Płeć: jedyny w swoim rodzaju |
* - Jest piętnaście po piątej – Harry zgasił kolejnego papierosa. Dumbledore wstał i zaczął się przechadzać tam i z powrotem po korytarzu. Był już bardzo mocno zaniepokojony. * Hermiona zwinęła się do pozycji embrionalnej i cicho popłakiwała. Półnaga dziewczyna z całej siły ściskała w prawej dłoni krawat z barwami Gryffindoru. Draco popatrzył na nią. Miała pusty, szklany wzrok i wpatrywała się bezmyślnie w ścianę jej palce z całej siły zacisnęły się wąskim czerwono-złotym pasku materiału, jakby ten gest miał uratować ją przed całkowitą utratą kontaktu z rzeczywistym światem. Wyglądała jak kupka nieszczęścia. Percy roztarł ręką zadrapanie na policzku, a Matrojew stwierdził, że „ta mała dziwka go ugryzła” i Draco popatrzył na Bułgara jak na coś obrzydliwego, a mężczyzna spokojnie nałożył zaklęcie maskujące na swoją mocno krwawiącą wargę. Wiceminister zrobił dokładnie to samo ze swoimi „obrażeniami” i zwrócił się całkowicie załamanej emocjonalnie dziewczyny. - Złaź Granger – Hermiona wyglądał tak jakby nie dosłyszała. - Schodź, chyba że masz ochotę na jeszcze – Percy obdarzył dziewczynę paskudnym uśmiechem. Draco popatrzył na niego z pogardą. Miał ochotę wydrapać mu te bladoniebieskie, wodniste oczy, albo pobić go do nieprzytomności. Hermiona zwlekła się powoli z mebla, uklękła i podniosła z podłogi swoją granatową bluzkę. Na jej pełnych, pięknych piersiach widniały zadrapania i sińce. Dziewczyna przycisnęła swoją bluzkę do klatki piersiowej. - Idź do łazienki i doprowadź się do porządku – Igor patrzył na nią jakby była zwykła , zużytą rzeczą i młody blondyn wyobraził sobie jak ćwiczy na nim wszystkie najgorsze znane mu przekleństwa. Hermiona nadal klęczała bezmyślnie trzymając w objęciach bluzkę. - Rusz się, głupia dziewucho – warknął Percy, a jedyną reakcją dziewczyny były płynące po policzkach łzy. - Ona jest w szoku – powiedział lodowatym szeptem Draco. Wstał, podniósł z podłogi majtki oraz podarty stanik i podał je dziewczynie, modląc się, aby uraz psychiczny jakiego doznała nie był zbyt silny. - Słyszysz mnie? – spytał cicho klękając przy niej i ku jego uldze, Hermiona nieznacznie kiwnęła głową. - Proszę - podał jej resztki garderoby. Stanik był co prawda rozdarty, ale zapięcie, które znajdowało się z przodu puściło pod wpływem silnego szarpnięcia, więc ostatecznie nadawał się do użytku. Hermiona wzięła od niego bardzo wolno swoją bieliznę. - Idź do łazienki – żeby dotrzeć do niej musiał mówić bardzo wolno i łagodnie. Popatrzyła na niego szeroko otwartymi, ale jakby niedowidzącymi oczami. – Zaprowadzę cię - dodał cicho – dobrze? Skinęła lekko głową . Draco podniósł się z klęczek, podał jej rękę i pomógł wstać - Zaprowadzę ją do łazienki – zwrócił się obojętnym tonem do obydwu mężczyzn. - A ktoś ci dał na to pozwolenie? – Igor uśmiechnął się paskudnie. - Jakby pan nie zauważył, panie Matrojew, ta dziewczyna jest w stanie silnego szoku psychicznego. Zaprowadzę ją do łazienki i żaden z was mi w tym nie przeszkodzi, a jeżeli będzie próbował, to nie ręczę za siebie. Potrafię strzelić w mordę tak mocno jak pan, Igorze – głos chłopaka wyprany był z wszelkich emocji, chociaż w środku wszystko się w nim gotowało. Draco nie mówił na próżno, był bardzo silny, a lata gry w Quiddich, wliczając w to regularne letnie treningi nie odejmowały mu ani rozwijającej się nieźle masy mięśniowej, ani zwinności, ani krzepy. Hermiona popatrzyła na niego nieco przytomniej. Igor wyglądał tak jakby chciał przyłożyć blondynowi, ale Percy pojął chyba, że blondas mówi całkiem poważnie, a poza tym bawiła go cała sytuacja i niekonwencjonalne zachowanie Malfoya. - Pozwól mu Igorze – uśmiechnął się wiceminister z wyższością i machnął ręką. Matrojew wzruszył ramionami i odwrócił się w stronę okna. - Chodź – Hermiona drgnęła gdy ją objął, ale chłopak nie zwrócił na to uwagi i przyciskając ją do siebie obronnym gestem, spokojnie obszedł powoli biurko i zaprowadził dziewczynę do łazienki na końcu sali. - Dasz sobie radę? – spytał z troską, kiedy już otworzył drzwi, a Gryfonka przekroczyła próg pomieszczenia Popatrzyła na niego całkiem przytomnie i pokiwała głową. Nadal przyciskała do siebie granatową bluzkę. Z jej dużych orzechowych oczu powoli znikał wyraz otępienia. Zaczęły pojawiać się ból, smutek i pustka. Chłopak nie wiedział już, co gorsze. Miał ochotę wziąć coś bardzo ciężkiego i po prostu to rozwalić. Teraz wiedział jak siedemnaście lat temu czuł się profesor Snape, a ten nadęty pseudo-urzędnik twierdził, że każdy wampir to niebezpieczne zwierzę, tylko w takim razie kim byli, sam Percy Weasley, czy nie-świętej pamięci Salomon Nott? Oto jest pytanie... Zamknął drzwi i powoli wrócił na swoje miejsce. Percy patrzył na niego i uśmiechał się z cyniczną wyższością. - Czujesz się teraz lepiej? – spytał blondyna. - Czuję się podle i mam ochotę zetrzeć ci z twarzy ten uśmieszek. - Chodź i spróbuj, sprawdzę, czy masz tak silny cios jak Igor - drwiąco odpowiedział Percy, a Matrojew zaśmiał się szyderczo. Weasley powiedział to w złą godzinę, a jego kumpel w złą godzinę się zaśmiał. Draco był tak wściekły, że wstał i podszedł do wiceministra. - Bawi cię to? – zapytał i walnął go prawym sierpowym w szczękę, omal nie wybijając mu zębów i przewracając go na ziemię razem z fotelem. Draco Malfoy udowodnił nowemu Wiceministrowi Magii, że jego cios bywa dużo lepszy od ciosu Igora Matrojewa * Hermiona zamknęła drzwi od łazienki na kluczyk i popatrzyła na swoje odbicie w lustrze. Wyglądała strasznie. Włosy miała rozczochrane, a oczy czerwone jak królik i opuchnięte. Całą twarz miała załzawioną. Na jej piersiach widniały ślady brutalnych „pieszczot”, dwóch mężczyzn, którzy upajali się zdobyta od niedawna władzą. „Zwierzęta” pomyślała obojętnie dziewczyna. „Faceci to zwierzęta...” Jakiś nieśmiały głos w jej głowie zapytał od razu: Harry też? A Ron? A nawet ten cholerny Draco Malfoy i wielu innych, których znasz, np.: twój ojciec, Albus Dumbledore?.... „FACECI TO ZWIERZĘTA” natarczywa myśl nie zamierzała jej dać spokoju. Hermiona odkręciła zimną wodę i przemyła twarz. „Teraz będę tak samo porąbana jak Harry, jeżeli nie lepiej” - pomyślała ironicznie. Nagle doszedł ją jakiś łoskot z pomieszczenia obok. Zaniepokoiła się lekko, ale nie za bardzo. * Draco, niemal od razu, przestraszył się tego, co zrobił. On w przeciwieństwie do dwóch urzędników nie bił dłonią na płask, ale walnął Weasley’a pięścią. Nawet nie wiedział, że ma aż tak skuteczny cios. Cieszył się teraz, że sygnet rodowy miał na serdecznym palcu dłoni lewej, nie prawej, bo wiceminister straciłby właśnie dwa lub trzy zęby i nie wiadomo, co mogłoby mu przyjść w odwecie do głowy. Nie bał się o siebie, w końcu go nie mogli zabić, bo tego Dumbledore na pewno by nie podarował. Bał się o tą przemądrzałą Granger. Matrojew zaśmiał się głośno. - Widzę, że umie pan bić panie Malfoy. My też potrafimy bić. I to bić tak, żeby nie było śladu, ale żeby tylko bardzo, bardzo bolało. Poza tym zapomniałeś o tym, że my w przeciwieństwie do ciebie mamy przy sobie różdżki. Draco słuchał jednym uchem, co mówi Igor. Będą go bić, czy nie będą, było mu za jedno. Trudno, jego ojciec zniósł przed siedemnastu laty Cruciatus w wykonaniu Voldemorta i pewnie znosił to dużo częściej, on też może wytrzymać. Znowu pomyślał o Granger. Młody Malfoy nigdy wcześniej nie był świadkiem ani tortur, ani gwałtu. Nie miał do tej pory pojęcia jak to wygląda. Draconowi nie mieściło się w głowie jak można kogoś zgwałcić. Nie po tym, co tu zobaczył. Czuł zimną odrazę do Weasleya i Matrojewa. Percy wstał i wytarł krew z twarzy. Patrzył na blondyna z dziwnym wyrazem oczu. - Chyba lubisz ból, Malfoy – powiedział biorąc do ręki różdżkę – może dać ci małą lekcję, tego czym jest PRAWDZIWY BÓL.... Tormento! To było długie, mocno niemiłe doświadczenie i Draco naprawdę bardzo głośno wrzasnął z bólu. Czuł się tak, jakby roztapiały mu się wszystkie wnętrzności. Kiedy Percy zdjął z niego przekleństwo, chłopak leżał jeszcze przez dłuższą chwilę zwinięty z bólu na posadzce. - Przyjemne? – spytał bardzo łagodnie Percy? – Jeśli jeszcze raz podniesiesz, na któregoś z nas rękę, nie omieszkam dać tej samej lekcji nie tylko tobie, ale także pannie Granger. Dotarło? - Tak – usłyszał cichą odpowiedź blondyna. - Wstań gnoju i usiądź. Draco posłusznie podniósł się na łokciach i poczłapał do niewygodnego krzesła, przed oczami miał czerwoną mgłę. „Jak w takim razie smakuje Cruciatus?” – pomyślał z przerażeniem i poczuł dreszcz odrazy na myśl o Voldemorcie, który rozdaje to przekleństwo, na prawo i lewo, swoim poddanym. * Hermiona podwinęła spódnicę i spróbowała obmyć się chłodną wodą. Czuła jak po jej udach spływa nasienie obydwu mężczyzn razem – była tego całkowicie pewna – z jej krwią. Kiedy tylko dotknęła wrażliwego miejsca między udami poczuła tak silny ból, że omal nie krzyknęła, momentalnie też zrobiło jej się słabo i niedobrze . Popatrzyła na swoje uda. Ku jej zdziwieniu, krwi wcale nie było tak dużo i wsiąkła już prawie cała w pończochy. Hermiona z wyrazem obrzydzenia na twarzy zmyła tyle ile się dało i krzywiąc się z bólu założyła majtki. Odkręciła cieplejszą wodę i obmyła dłonie. Z Sali Przesłuchań dobiegł ją przeraźliwy krzyk Malfoya i mocno się wzdrygnęła. „Sadyści” – pomyślała z pogardą. * - Mogę zapalić?- Draco nie wytrzymał i w końcu o to zapytał. - Nie możesz – odpowiedział gładko Percy. - Proszę – chłopaka zaczął już skręcać. Zostały mu tylko trzy papierosy i ledwie wytrzymywał. - Wypuśćcie nas w końcu. Wszystko wam powiedzieliśmy, czego jeszcze chcecie? - Ile razy będę ci powtarzać, Malfoy – chłodno powiedział Percy – że nie ty tu jesteś od zadawania pytań. - Ja po prostu muszę zapalić. - To naucz się panować nad swoimi potrzebami, gówniarzu – Igor był bardzo bezpośredni. Draco zaśmiał się głośno. - Ty chamie, prze chwilą zgwałciłeś dziewczynę i zamierzasz mnie uczyć panowania nad sobą? Zabawny jesteś, żeby nie powiedzieć żałosny. Tym razem był to podwójny Tormenter i Draco trochę dłużej krzyczał, dłużej też leżał na podłodze i dochodził do siebie. Z oczu leciały mu łzy, a z nosa krew. - Skurwiele – powiedział bardzo cicho, ale wyraźnie i dostał kopniaka w bok. * Hermiona założyła na obolałe piersi stanik, wsunęła ręce w rękawy bluzki, zapięła się pod samą szyję i poprawiła krawat. „Wyglądam idealnie” – pomyślała z sarkazmem patrząc w lustro. Z pomieszczenia obok dobiegł ją ponownie krzyk, tym razem dłuższy i dziewczyna zaniepokoiła się bardziej. „Czego te chamy jeszcze chcą?” - pomyślała z irytacją. Jeszcze raz przemyła twarz i wróciła na Salę Przesłuchań. * - Za dziesięć szósta – powiedział Harry gasząc przedostatniego papierosa z paczki. – Chyba mi nerwy puszczą. - Uspokój się, nasze nerwy nic tu nie pomogą... - Panie profesorze, może niech pan spróbuje tam zapukać. Ta bariera dźwiękoszczelna chyba działa tylko w jedną stronę, nie? – spytał chłopak z nadzieją w głosie. - Najprawdopodobniej, Harry... Zapukam jeżeli nie wyjdą do szóstej, dobrze? - Dobrze, panie profesorze, dziękuje – Gryfon troszeczkę się uspokoił. - Bardzo dużo palisz, Harry, zupełnie jak Draco. Nie powinniście tego robić, zwłaszcza w tak młodym wieku. - Ja normalnie palę dużo mniej, ale dziś jestem tak zdenerwowany, że mógłbym nie wyjmować papierosa z ust. - Ech... ta młodzież – powiedział Dumbledore z udawaną irytacją, żeby rozładować nieco sytuację i Harry zdołał się nawet uśmiechnąć. * To, co zobaczyła Hermiona po wyjściu z łazienki spowodowało, że ogarnęła ją zimna furia. Malfoy leżał na podłodze. Był poszarzały z bólu. Z nosa ciekła mu dosyć obficie krew i dziewczyna od razu rozpoznała działanie Tormentera. Nie mogło to być nic innego, ponieważ Cruciatus był przecież zakazany. Percy wymierzał właśnie blondynowi kolejnego kopniaka. - Od kiedy to kopie się leżącego? – zapytała z drwiną. - Od kiedy ten leżący używa bardzo brzydkich wyzwisk, panno Granger. - Nie istnieje wystarczająco mocne wyzwisko, aby mogło cię obrazić, Percy – głos Hermiony był lodowaty. - Widzę, że panienka czuje się już całkiem dobrze, żeby nie powiedzieć rewelacyjnie – stwierdził jadowitym, sugestywnym tonem Matrojew. - Nie wiem czy kiedykolwiek będę czuła się całkiem dobrze, panie Matrojew – odpowiedziała mu cynicznie Hermiona.. - Wzruszyłem się, Granger – odezwał się Percy, a Igor zarechotał. - Jeszcze nigdy nie przebywałam w jednym pomieszczeniu ze świniami... - Hermiona nie wytrzymała psychicznie, bo mimo strachu odczuwała też silną nienawiść, pogardę, obrzydzenie i złość. Było jej permanentnie niedobrze, a widok kopanego i krwawiącego obficie Dracona nie poprawiał jej psycho -fizycznego stanu - ...To całkiem ciekawe, chociaż nie do końca miłe doświadczenie. - Uprzedzam cię, Granger po raz ostatni, licz - się - ze – sło - wa - mi, dziwko – Dziewczyna poczuła się tak, jakby Weasley dał jej w twarz. Zarumieniła się ze złości i upokorzenia i poszła usiąść. Draco podniósł się z wysiłkiem i poszedł w ślady koleżanki. - Skoro ja jestem według ciebie dziwką, to zastanów się kim ty jesteś. - Po pierwsze postaraj się do mnie nie mówić na „ty”, a po drugie ja doskonale wiem kim jestem i jakie mam możliwości. Zrozumiałaś suko? - Zrozumiałam, psie. - Uważaj... – głos Igora był zimny jak lód a Percy uderzył ją w twarz - Mam prośbę – powiedział Malfoy głośno i wyraźnie, patrząc na Hermionę, a w jego słowach dało się wyczuć zarówno złość jak i troskę. - Czy mogłabyś ich nie prowokować? I tak nie wiem kiedy nas wypuszczą, a nie chciałbym tu siedzieć do jutra. Hermiona popatrzyła na niego wyzywająco, ale wiedziała, że chłopak ma rację. - A propos prowokacji, jeżeli jeszcze raz powiesz do któregoś z nas skurwielu, chamie, albo użyjesz innego wyzwiska, Malfoy to twoja piękna znajoma będzie miała zaszczyt... zrobić mi laskę. Hermiona zrobił się blada jak ściana i podniosła z niedowierzaniem i obrzydzeniem wzrok na Weasleya. - Wyrażaj się, w końcu jesteś wiceministrem – chłodno skomentował blondyn.. - I właśnie dlatego, że nim jestem, lepiej nie zwracaj mi znowu uwagi na temat mojego słownictwa, albo tego, co robię. Chyba że spodobał ci się Tormenter, Malfoy. - Tak jest, sir – drwiąco odpowiedział chłopak – i będę też zaszczycony panie wiceministrze, mogąc zrobić panu laskę. Może przy okazji coś panu odgryzę... - Mówiłeś coś o prowokacji, Malfoy? – Hermiona była na niego zła. - Och, zamknij się Granger, idiotko – przy tych słowach puścił do niej oko i wykonał nieznaczny ruch głową w kierunku biurka. Malfoy miał plan i nie zamierzał siedzieć w tym pokoju ani minuty dłużej. W końcu był Ślizgonem, czyż nie? Wcześniej nie mogli nic zrobić, ale teraz sytuacja nieco się zmieniła. Dziewczyna ostrożnie spojrzała na mebel i ujrzała tam, całkiem spokojnie spoczywające, obydwie różdżki urzędników. Błyskawicznie załapała o co chodzi. - Nie jestem idiotką, kretynie – odwarknęła, a chłopak uśmiechnął się szeroko. - A ja myślałem, że w Gryffindorze są sami narwańcy, którzy rzadko kiedy używają rozumu. Najpierw robią, później łaskawie myślą. Najlepszy przykład – Wielki Harry Potter. - Och jaki sprytny i mądry się odezwał. Jakbyś był sprytny i mądry, to byśmy stąd dawno wyszli! - Jasne, Granger, coś jeszcze?! Rzeczywiście, jesteś wyszczekaną, suką! – spojrzał przy tym na nią przepraszająco. - CHAM!!! – Hermiona wstała i kopnęła go w goleń, oczywiście niezbyt mocno, chociaż chłopak teatralnie syknął z bólu. Obydwaj mężczyźni zaśmiali się radośnie. Byli zachwyceni kłótnią, a tych kilka drinków wypitych wcześniej, nieco osłabiło ich uwagę. Byli pewni, że przesłuchiwana para kłóci się naprawdę. - CHAMKA!!! – wrzasnął Draco, wstał i chwycił ją za włosy, sycząc jej przy okazji do ucha. - Sorry, Granger, siła wyższa. - Patrz, Percy, mamy przedstawienie za darmo – zaśmiał się Matrojew. - Chyba im nerwy puściły. - Gryfonka i Ślizgon w jednym pomieszczeniu to zawsze niebezpieczna mieszanka - zarechotał Weasley – Granger mogłabyś mu przylać w mordę? Podobno całkiem nieźle to robisz. - Z miłą chęcią – Hermiona trzasnęła Malfoya dosyć mocno w twarz (żeby wyglądał przekonująco), a on widowiskowo pchnął ją na biuro, na którym leżały upragnione różdżki. Nie zrobił tego zbyt mocno, ale Hermiona zatoczyła się teatralnie i Draco musiał oddać sprawiedliwość jej aktorskim zdolnościom. Roztarł naprawdę piekący policzek. - Suka - powiedział podchodząc do biurka i rzucając jej spojrzenie z serii „przepraszam, że to mówię”. Obaj panowie byli tak zaciekawieni rozwojem wydarzeń, że całkowicie przestali uważać. I o to chodziło... Hermiona i Draco jak na komendę chwycili leżące na biurku różdżki i wycelowali je w Igora i Percy’ego, którzy automatycznie przestali się śmiać. - Niespodzianka – powiedział chłodno Malfoy. - Albo nas wypuścicie, albo zrobimy wam krzywdę – Hermiona obracała w dłoniach różdżkę Percy’ego - Nie zapominaj, Granger, o rodzicach, a ty Malfoy o swoim starym – wysyczał wiceminister. - Jak was pozabijamy – to... No cóż. Nic się nie stanie ani mojemu ojcu, ani rodzicom Granger, prawda? Pójdziemy tylko siedzieć. Poza tym nie zrobisz im nic bo przysięgam ci, że wszyscy dowiedzą się o tym, co tu zaszło. Absolutnie wszyscy, Percy, dotarło? – na twarzy Dracona wykwitł paskudny uśmiech. - Skończy się ciepła posadka i może nawet dostaniesz tą samą celę, w której siedzi teraz mój stary. Jak widzisz szantaż działa w obydwie strony... I lepiej, niech mój ojciec wyjdzie w ten piątek, tak jak było zaplanowane, bo może mi się coś niechcący wypsnąć i to przy Dumbledorze... - Zapominasz o rodzicach panny G. – Igor uśmiechnął się złośliwie. - Do twojej wiadomości – ja mugoli mam gdzieś, więc lepiej u - wa –rzaj – cie. Draco popatrzył przepraszająco na Hermionę, ale ona doskonale rozumiała, że musi tak się zachowywać i tylko nieznacznie pokręciła głową. - Ale panna G. Na pewno nie... – wysyczał Percy. -Ach, właśnie kochanie, czy udało się któremuś z nas odnaleźć twój punkt G? – Matrojew uśmiechnął się obleśnie. - Nie zmuszaj mnie, żebym cię przeklęła, chamie – Hermiona czuła dziką satysfakcję mówiąc bezkarnie to wyzwisko. - W tej chwili interesuje mnie tylko jak stąd wyjść. Poza tym Albus Dumbledore może moich rodziców w razie potrzeby skutecznie ochronić. - Tylko, że on jest już stary i długo nie pożyje – stwierdził spokojnie Percy znacząco się uśmiechając. - Ale tupet! – Hermiona popatrzyła ze złością na Wiceministra. – On jest tak potężny, a Hogwart jest tak obwarowany zaklęciami ochronnymi, że nic by ci nie wyszło z tych misternych planów, podły sukinsynu! – Nie mogła się oprzeć pokusie i nie rzucić paru epitetów. - Myślę, Granger, że skurwiel lepiej pasuje, nie sądzisz? – Draco był szczęśliwy, że może się w końcu trochę werbalnie wyżyć. - Masz rację... Jak to jest być śmieciem, co? Bo posiadanie władzy, to fantastyczna sprawa – wysyczała Hermiona. - Moglibyśmy was nieźle urządzić, ale zależy nam na szybkim wyjściu, nieprawdaż? – Draco podrapał się końcem różdżki za uchem i uroczo się uśmiechnął. - Zgadza się - skinęła głową dziewczyna. - Tak więc teraz otworzycie grzecznie drzwi i dopiero przed samym wyjściem, gdy będą uchylone oddamy wam różdżki, jasne? - Pamiętajcie, że wasz profesor za to zapłaci – wycedził Percy przez zaciśnięte zęby. - Jeżeli zrobicie mu krzywdę – Hermiona mówiła bardzo spokojnie – Dumbledore wam tego nie podaruje, a radziłabym się go trochę bać, skoro obawia się go sam Voldemort. - Następna odważna, zupełnie jak Potter... – skomentował Igor – nie boisz się wyzywać jego imienia na daremno? – Draco wzdrygnął się słysząc imię Lorda . Nie miał biedny pojęcia, że to nie koniec jego „wesołych” przygód, i że dzisiejszej nocy przyjdzie mu się spotkać z Czarnym Panem oko w oko... - To nie Bóg, panie Matrojew, chyba że dla pana – odrzekła chłodno Hermiona patrząc mu odważnie w oczy. – I pamiętajcie, że mogłabym się na was bardzo brzydko zemścić, tu i teraz, ale wolę poczekać na bardziej dogodną sytuację. .. Dziewczyna rzuciła jeszcze maskujące zaklęcie na opuchniętą wargę Wiceministra i krwawiący nos Dracona. - Wychodzimy – powiedział szeroko uśmiechnięty Ślizgon. Był zmęczony. Chciało mu się pić i palić, a tak naprawdę, to najchętniej urżnąłby się do nieprzytomności... * Harry wyjął swojego ostatniego papierosa, ale zaraz go schował i wstał pospiesznie bo drzwi do Sali przesłuchań właśnie się otworzyły i stanęli w nich Draco i Hermiona, a zaraz za nimi wyszli urzędnicy. Dumbledore mimo swojego podeszłego wieku bardzo szybko znalazł się przy chłopaku i dziewczynie i mocno obydwoje przytulił, na co Draco bardzo się zdziwił i trochę zmieszał. Albus wskazał dwojgu młodym ludziom ławkę, a sam zwrócił się do Percy’ego: - Chciałbym z tobą porozmawiać... na osobności – popatrzył znacząco na Matrojewa. - Będę w bufecie – Igor zwrócił się do Weasleya i ruszył w kierunku windy rzucając jeszcze nieprzychylne spojrzenie w kierunku trojga młodych ludzi. Dumbledore zniknął z Percym w sali przesłuchań Harry’emu wystarczyło jedno spojrzenie na Hermionę i Dracona, żeby wiedzieć, iż stało się coś niedobrego. Obydwoje usiedli w całkowitym milczeniu na ławce. Byli bladzi i wyraźnie zdenerwowani. Dlatego właśnie Harry o nic nie zapytał. Postanowił tylko wieczorem porozmawiać z Hermioną o ile będzie miała mu coś do powiedzenia. Bo on miał jej coś do powiedzenia przed swoją śmiercią i liczył na wzajemność i szczerość. Draco wyjął z kieszeni papierosy a Hermiona wyciągnęła do niego niepewnie rękę. Uśmiechnął się blado, poczęstował ją i podał jej ogień. Później zapalił sam. Był po nieprzespanej nocy i po ciężkim psychicznym szoku, ale trzymał się całkiem nieźle, jedynie jego cienie pod oczami się pogłębiły. Harry wyjął swojego ostatniego papierosa i zapalił. Usiadł obok Hermiony i postawił w jej nogach pseudo-popielniczkę, która była już dwa razy opróżniana i wyglądała tragicznie. Hermiona siedziała między dwoma chłopakami, więc taka lokalizacja plastikowego kubka wydawała się najlepsza. Dziewczyna czuła się fatalnie i nie wyglądała najlepiej. Harry zauważył, że ma zaczerwienione oczy i przeniósł wzrok na Malfoya. Blondyn oparł głowę o ścianę, zamknął oczy i bardzo głęboko się zaciągnął. Mięśnie twarzy miał napięte, wyglądał na zmęczonego i zrezygnowanego. Zacisnął mocno powieki, a na jego czole pojawiła się głęboka pionowa zmarszczka. Harry zaklął w duchu. Był pewien, że Percy i ten jego cały bułgarski Przewodniczący Komisji mającej na celu wybicie wampirów i wilkołaków zrobili coś okropnego. Tylko że ani Draco, ani Hermiona nie wyglądali na ludzi, którzy chcą o tym rozmawiać. Wręcz przeciwnie. A on to doskonale rozumiał i szanował ich milczenie. Zaciągnął się i odwrócił wzrok. Cieszył się, że chociaż już wyszli z przesłuchania. Hermiona czuła się podle. Skrzywiła się z bólu kiedy siadała na ławce i strasznie zapragnęła zapalić, na szczęście Malfoy był na tyle uprzejmy by dać jej jednego ze swoich ostatnich papierosów. Jej łono nie było jedynym obolałym miejscem. Bolały ją piersi i wewnętrzna strona ud. Hermiona widziała oczami wyobraźni jakie sińce będzie na nich miała już dziś wieczorem, a najpóźniej rano i wiedziała, że bardzo będzie bolało ją jutro całe ciało. Czuła się bezsilna, zła, poniżona i upokorzona. Czuła się zeszmacona i miała ochotę umrzeć. Teraz rozumiała już samobójcze zapędy Harry'ego. Pod powiekami poczuła zdradliwe łzy, więc szybko skończyła palić i poszła do łazienki, żeby broń Boże nie zauważył ich Malfoy, ani Harry. Zamknęła się w kabinie i wybuchła niekontrolowanym szlochem. * - Percy – zaczął Dyrektor Hogwartu bez ogródek – nie wiem, co tu się działo, ale na pewno nie było to normalne przepisowe przesłuchanie, ani w wypadku Harry’ego, ani w wypadku Hermiony i Dracona. Nie użyliście Veritaserum – z tego akurat stary czarodziej był w duchu zadowolony, o czym nie zamierzał informować Wiceministra Magii – ani nie spisywaliście, tego co tu zostało powiedziane i tego co się stało. Czuję od ciebie alkohol, a chciałem zauważyć, że jesteś w pracy. Nie powiem, co o tym myślę, bo nie chcę obrazić urzędu, który piastujesz. - Do rzeczy, Dumbledore – Percy zrobił kwaśna minę. - Właśnie zmierzam do sedna sprawy – Albus popatrzył na niego zza swoich zabawnych okularów – połówek, a jego wzrok wcale nie był rozbawiony, lecz śmiertelnie poważny. - Znam swoich uczniów Percy. Myślałem też, że znam ciebie, ale niestety się pomyliłem. Jak już mówiłem znam swoich uczniów i wiem, że stało się tu coś złego. Harry i tak wygląda od tygodnia bardzo źle i cokolwiek byście mu nie zrobili na przesłuchaniu, bardziej już jego stanu pogorszyć nie mogło. Obawiam się o niego, ale w tej chwili to nieistotne. Hermiona i Draco wyglądali na młodych, nieco przestraszonych, młodych ludzi kiedy tu chodzili, a gdy wyszli wyglądali jak całkiem dorośli i doświadczeni ludzie. Nie będę wnikał, co tu się stało. Prawda wcześniej, czy później wyjdzie na jaw, Percy... - Nie mam nic do ukrycia – wszedł poirytowany mężczyzna w słowo dyrektorowi Hogwartu – a wszystko co robię, robię dla dobra społeczności wszystkich czarodziejów, Dumbledore. - Wiem, że według ciebie cel uświęca środki. Ja mam nieco inne zdanie na temat życia, ale nie o to mi w tej chwili chodzi. - Jeżeli okaże się kiedykolwiek, że skrzywdziłeś w jakikolwiek sposób Hermionę, lub Dracona odpowiesz za to Percy, gwarantuję ci. Jest takie mugolskie powiezienie: Pan Bóg nierychliwy ale sprawiedliwy. Wiedz, że jest ono realne i się sprawdza. Zobacz co spotkało Notta – Dumbledore westchnął – i nie krzyw się tak. Możesz zabronić Harry’emu mówienia prawdy i go szantażować, ja jednak wiem, co zaszło i przeraża mnie to ,jak bardzo Ministerstwo jest krótkowzroczne... - Coś jeszcze? Nie mam zbyt dużo czasu. - Nie masz? A podobno miałeś bardzo dużo... - Nie mam czasu na bezsensowne rozmowy z tobą, stary głupcze – warknął Weasley. - Uważaj na to, co mówisz - głos Dumbledore’a był cichy acz stanowczy. – Piastujesz urząd Wiceministra Magii i obowiązują cię pewne normy. Nie wiem tylko, czy można tego od ciebie wymagać skoro obrażasz młode, niewinne dziewczyny i pijesz alkohol podczas pracy. Bardzo się na tobie zawiodłem... - Streszczaj się Dumbledore... - Już kończę – Albus uniósł do góry dłoń w geście uspokojenia. – Chcę tylko uprzedzić, że jeżeli zrobicie dzisiaj krzywdę Severusowi, to ja nie będę na to spokojnie patrzył. Dopóki nie ustalicie, kto jest winny, o ile kiedykolwiek ustalicie, nie macie prawa karać podejrzanych. Naucza u mnie od lat, jest wzorowym profesorem i współpracownikiem, kiedy odejdę ze stanowiska dyrektora, a Minerva przejmie mój urząd on zostanie Wicedyrektorem Hogwartu. Jest najlepszym Mistrzem Eliksirów jakiego kiedykolwiek zatrudniłem, dlatego radziłbym obchodzić się z nim delikatnie. – Wiceminister popatrzył na starego człowieka nieprzyjaźnie. - To, że jestem stary Percy, nie oznacza, że jestem głupi i ślepy. I pamiętaj, że ja też mam dużo do powiedzenia w naszej społeczności, wielu ludzi mnie słucha i szanuje. Ja też mam znajomości, zupełnie tak jak ty. Ale ja mam jeszcze dużo większe doświadczenie od ciebie i nie jestem krótkowzroczny, więc lepiej nie rób sobie we mnie zagorzałego wroga podłym postępowaniem. Nie jestem zaślepiony utopijnymi mrzonkami i nigdy nie wyrzekłbym się bliskich dla własnej kariery, ale twoje priorytety to twoja sprawa. – Dumbledore poprawił okulary. - Za Severusa ręczę własnym życiem. Wiem, że w gruncie rzeczy jest dobrym, choć zgorzkniałym z powodu nielekkiego życia człowiekiem, ... Nie krzyw się, nie do twarzy ci z tym... i na pewno nie dopuściłby się żadnej bezsensownej zbrodni... To wszystko... Mam nadzieję, że się zrozumieliśmy. - Cóż za wzruszająca tyrada, Dumbledore.... Dobrze, że nie jesteś moim przełożonym – A teraz pozwól, że skończymy ten temat. Mamy udać się po podejrzanego. Dumbledore popatrzył na niego niezbyt przyjaźnie i obydwaj ruszyli do drzwi. * - Co ona tam tak długo robi – zdenerwował się Harry po pięciu minutach. - Daj jej spokój, okey? – Draco popatrzył na niego nieprzychylnie. - Po prostu się martwię – odwarknął brunet. - Poradzi sobie – mimo że tak odpowiedział, Draco też czuł się zaniepokojony. - Czemu was tak długo trzymali.? – spytał Gryfon. - Bo sobie popili i chcieli się zabawić naszym kosztem – spokojnie wypalił Draco – ale jeżeli pozwolisz, to nie chciałbym o tym mówić, i nie radzę ci pytać o to Granger. - CO?!! Jak to sobie popili?! – Harry był zdegustowany i oburzony. Wstał i kopnął podbitym blachą glanem w ścianę, żeby sobie ulżyć. – Co oni, kurwa mać, w pracy piją?! – wściekał się chłopak. Draco popatrzył na niego uważnie. - Mnie nie pytaj jak działa ten burdel na kółkach, zwany Ministerstwem. Ja umywam od tego ręce – głos chłopaka był chłodny i spokojny. Malfoy wygodnie rozwalił się na ławce i oparł się o ścianę. - Ojciec chciał żebym tu pracował, ale moja noga po tym, co tu usłyszałem, zobaczyłem i odczułem na własnej skórze, dobrowolnie NIGDY tego chlewu nie przekroczy. Mam to w głęboko w dupie. I tobie też bym doradzał takie podejście do sprawy, Potter. Temat zamknięty. Jak chcesz, możesz sobie pokląć. Albo idź rozwal tą doniczkę, co stoi na oknie, może ci ulży. Ja osobiście mam ochotę tylko się upić, więc jeżeli masz jakąś dobrą wódkę be my guest tonight... Amen. Harry popatrzył na niego ze złością. - Nie mam wódki – powiedział ze złością. - Nie ma sprawy, ja mam całkiem sporo i się zaleję w trupa. Jak chcesz możemy się zalać razem, Potter. Mnie to szczerze mówiąc wali.. Harry uniósł brew i usiadł obok blondyna. Zaczął zastanawiać się nad perspektywą picia wódki z Malfoyem „Chyba ze mną coś nie tak” – pomyślał. - Pierdolę to wszystko – powiedział nagle. - Tak trzymać - odpowiedział obojętnie Draco. Blondyn, ziewną, wstał i poszedł do łazienki po Hermionę. - Granger, możesz wyjść? Bo Potter zaraz obgryzie wszystkie paznokcie. Cisza. - Żyjesz?! – spytał głośniej Hermiona już nie szlochała, pochlipywała cichutko, kiedy usłyszała jak Draco ją woła. - Nie utop się! – krzyknął trochę zaniepokojony chłopak - Bardzo śmieszne! – odwarknęła. - Dobrze się czujesz? - Doskonale, Malfoy! A jak myślisz, półinteligencie?! - Dobra to było głupie pytanie. Cofam, ale wyjdź, przecież nie możesz tak po prostu zamknąć się na całe życie w kiblu – próbował zażartować. „Ale ze mnie kretyn” – pomyślał . - Ale z ciebie kretyn – zawtórował jego myślom głos Hermiony. - Wiem, właśnie to samo pomyślałem, ale nic ci nie da zamykanie się w WC, naprawdę. Lepiej poproś Pomfrey o jakiś uspakajający eliksir jak wrócimy. Wiem, że to brzmi dosyć obcesowo, ale chyba nic lepszego nie możesz zrobić. „Lepiej już nic nie będę mówił...” – pomyślał. - Zaraz przyjdę. Powiedz Harry'emu, żeby się nie martwił. - Okey – powiedział Draco i wrócił na ławkę. - Już wychodzi. - Harry popatrzył na niego zdziwiony, ale postanowił zmilczeć. Dogadali się, a to było bardzo ciekawe. Gryfon miał jednak inne zmartwienie. - Nie mam fajek – powiedział załamany Harry. - Przykro mi. Mam ostatniego i pewnie też go nie wypalę, tylko oddam Granger. Co prawda mówiła, że nie pali prawie wcale, ale teraz na pewno nie odmówi. - Nie wiem, co zrobił Percy – powiedział cicho Harry – że się ze sobą dogadujecie, a ty nawet jesteś w stanie oddać jej ostatniego papierosa. I chyba nawet nie chcę wiedzieć. - Mądre słowa Potter. Nie chcesz wiedzieć, gwarantuje ci to. Wszystko mnie boli nawet mózg. – Draco uśmiechnął się cynicznie. - Mózg nie może boleć, niema połączeń nerwowych – usłyszeli zimny dziewczęcy głos. - Możliwe – powiedział Malfoy patrząc na Hermionę – ale mnie boli. - Suń się Harry – dziewczyna niemal wepchnęła go na Dracona, a sama usiadła pół metra od nich. Obydwaj popatrzyli się na siebie i brunet odsunął się nieco od blondyna - Sądzę, że zapalisz, Granger – Malfoy wyjął paczkę. – To ostatni i w sumie nie powinienem cię nim częstować, ale to tylko durny przesąd. - Nie zabiorę ci ostatniego szluga. - Bierz kobieto, tobie się bardziej przyda niż mi. Hermiona wzięła od niego papierosa i podziękowała, a Harry kurtuazyjnie podał je ogień. - Mógłbym powiedzieć, że lepiej jest być kobietą, ale chyba nie zawsze, więc tak nie powiem – „mądre” słowa Dracona rozbrzmiały w momencie gdy Dumbledore wychodził z Sali Przesłuchań. - Jeżeli masz zamiar bredzić Malfoy, to nie odzywaj się wcale – warknęła dziewczyna - Idziemy kochani – powiedział Dumbledore. *** Wracali w milczeniu. Musieli aportować się w Zakazanym Lesie, a stamtąd mieli jeszcze milę do przejścia. Istniała możliwość transportu proszkiem Fiuu, ale obydwaj urzędnicy mieli ochotę pokazać jeszcze dobitniej, że „oni mają czas”. Jedynie Matrojew i Weasley rozmawiali półgłosem. W połowie marszu Igor zaśmiał się a Percy popatrzył niedwuznacznie na Hermionę. - Gdyby wzrok umiał zabijać już byś nie żył przyjacielu – powiedział do niego Matrojew kiedy Hermiona spojrzała z pogardą i nienawiścią na Wiceministra. - Lubię ostre kobiety – zarechotał Percy. - Masz tupet – Malfoy popatrzył na niego spode łba. – nie ma co. - Milcz, gnoju – Igor posłał mu wściekłe spojrzenie, a Draco odwzajemnił się tym samym. - Nie stresujcie mi uczniów. Chciałem zauważyć, że teraz ja też posiadam różdżkę i na pewno umiem z niej skuteczniej korzystać niż wy – dało się słyszeć łagodny i stanowczy głos Dyrektora Hogwartu. - To zależy z której różdżkii – Igor pozwolił sobie na niewybredny żart i obydwaj urzędnicy się zaśmiali. Dumbledore zganił ich jedynie spojrzeniem, ale nic nie powiedział, żeby nie rozjątrzać i tak napiętej sytuacji. Harry popatrzył na Weasleya i Matrojewa z niekłamanym obrzydzeniem. Ich bezczelność była wręcz pokazowa. Hermiona przymknęła oczy i zmieszana udała, że nie słyszy. Draco nie mógł jednak nic nie powiedzieć. Cały czas ukradkiem obserwował Hermionę i widział, że odczuwa ogromny ból przy każdym kroku. Harry i Dumbledore też na nią zerkali, ale nie z taką uwagą i tak często jak blondyn. No i oni w przeciwieństwie do niego, nie wiedzieli, co się z nią dzieje. Dziewczyna szła ze skrzyżowanymi na piersi rękami, ściskając dłońmi ramiona, żeby nie syczeć z bólu i miała ochotę usiąść i się popłakać. Co chwila zaciskała zęby, albo przygryzała dolną wargę i modliła się, żeby mieć siłę i dojść do końca. - Nie macie szacunku ani dla kobiet, ani dla starszych ludzi – powiedział zimno Malfoy – jeszcze jedna chamska odzywka i zacznę ćwiczyć na was przekleństwa, Weasley. - Daj spokój, Draco – odezwał się łagodnym głosem Albus – do nich i tak to nie trafi, a ty się tylko zdenerwujesz. - Ja już jestem zdenerwowany i nie mam zamiaru słuchać takich tekstów. - Jaki honorowy – zaśmiał się Percy. - Szkoda, że ty nie wiesz, co to honor, Wiceministrze zakichany – warknął Harry. - Uspokójcie się! – Dumbledore się zdenerwował. Nie wiedział, co jest Hermionie, ale przypuszczał, że dziewczyna nie ma siły iść dalej, a w życiu się do tego nie przyzna, podczas gdy zostało jeszcze prawie pół mili do przejścia. Miał zamiar zaproponować postój, ale Draco go ubiegł. - Proponuję, żebyśmy się na chwilę zatrzymali – powiedział cicho. - Nie zamierzamy – odwarknął Percy. - Chciałem zaznaczyć, że idą z nami starszy mężczyzna i kobieta, Percy. Może byś w końcu to zauważył. Hermiona popatrzyła na niego z wdzięcznością i bez czekania na dalszy rozwój dyskusji o postoju usiadła na najbliższym pniaku. - Jestem głodny – stwierdził Harry, siadając niedaleko Hermiony, która zbyła jego wypowiedź wzruszeniem ramion. Draco podszedł prosto do niej i zapytał cicho, kucając tuż obok. - Dasz radę dojść? - Chyba tak, ale jeszcze chwila a stanęłabym i zaczęła wyć. Dzięki. - Drobiazg. To w kocu jeszcze spory kawałek... Jak nie dasz rady to po prostu cię zaniosę – wypalił nagle. - Chyba cię pogięło! – Harry odwrócił się zdziwiony w kierunku krzyczącej dziewczyny. - Nie twierdzę, że nie – powiedział grzecznie niezrażony Malfoy do Hermiony („chyba się starzeję” – pomyślał przy tym) – ale moja propozycja jest, jak najbardziej serio. Draco wstał i podszedł do Harry’ego. - Czego?! – ładnie spytał Potter. - Tego! – Malfoy postanowił równie uprzejmie zacząć rozmowę. Blondyn poprawił swoje rozwichrzone uczesanie i usiadł obok Gryfona na trawie. - Moja propozycja, co do wódki jest aktualna. Masz niewidkę, więc przedrzesz się niedostrzeżony przez Filcha. Wejście do... - Wiem gdzie jest wejście do waszego Pokoju Wspólnego – warknął Harry. - Spoko, luz. Hasło: „Gryfoni to dupki” – Draco uśmiechnął się szeroko, a rozczochrany jak zwykle brunet popatrzył na niego lodowato. – To żart Potter. Hasło brzmi: „Czerwony smok”. Moje dormitorium jest od razu po lewej jak wejdziesz po schodach na trzecią kondygnację... Aha, schody facetów są na prawo. Chyba spamiętasz. - Owszem, nie wiem tylko czy chcę tam iść – powiedział Harry niemal ze złością. - Jeżeli jednak zechcesz, to bądź tak o 24, może jeszcze nie będę nawalony.. A tak w ogóle, trochę wyluzuj. - Chce mi się palić – warknął Gryfon. - A mi nie? – Draco uśmiechnął się sardonicznie. - Dobra, dobra. Przemyślę, Malfoy... A co ci tak zależy na moim towarzystwie? – spytał podejrzliwie. - Nie zależy mi zbytnio. Po prostu uważam, że tobie też się to przyda, a poza tym pić z tymi dwoma głąbami, albo do lustra to żadna przyjemność... Vincent i Gregory nawalą się po kilku setkach. - Ja pewnie też – sucho stwierdził Harry. - Tak, możliwe... Ale szczerze powiedziawszy, Potter, ty posiadasz jakąś inteligencję w przeciwieństwie do Crabba i Goyle’a. Jak tak dalej pójdzie, zaczną się uwsteczniać. – powiedziawszy to Draco zaczął się zastanawiać, czy nie zmieni dormitorium. Tylko który Ślizgon z jego roku się zamieni? Nie ma szans... Chyba, że prywatna kwatera... „Sam się zacznę przez nich cofać w rozwoju” – pomyślał filozoficznie. - Zastanów się, Potter. Wódki ci u mnie dostatek. W końcu jestem zamożnym szlachcicem i należę do Slytherów. Harry popatrzył na niego wymownie. To było dziwne, ale zaczął się zastanawiać, nad przełożeniem swojego samobójstwa na wieczór następny, tylko po to by pić z Malfoyem – sowim odwiecznym wrogiem – wódkę. „Chyba mnie zupełnie pokopało, że proponuje Potterowi wspólne picie” – myślał w tym samym czasie Draco. Mimo protestów Weasleya i Matrojewa postój trwał ponad 20 minut. *** Gdy sześcioro ludzi doszło do Zamku była za 15 ósma. Hermiona była blada z bólu i zmęczenia i myślała, że po prostu usiądzie na podłodze w ogromnym holu, ale się powstrzymała. Kiedy doszli do wielkiej sali, kolacja właśni się kończyła i część uczniów już wyszła. Hermiona spostrzegła, że Severus Snape przygląda się jej z troską i szybko odwróciła wzrok, tak jakby bała się, że mężczyzna może z jej spojrzenia wyczytać całą prawdę. „Niech oni już sobie pójdą.” – pomyślała rozdrażniona. Chciała tylko się czegoś napić i iść spać, ale wiedziała, że i tak tej nocy nie zaśnie. Nie da spać jej ból i to nie tylko ten fizyczny. ****** -------------------- "KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II] |
Kitiara |
14.12.2004 14:16
Post
#13
|
Uczeń Hogwartu Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 173 Dołączył: 08.12.2004 Płeć: jedyny w swoim rodzaju |
Ron nie poszedł na kolację. Nie mógł jeść. Martwił się o Harry'ego i Hermionę i zastanawiał się cały czas, co jego podły brat jest teraz w stanie uczynić. Chłopak siedział samotnie w Pokoju wspólnym, patrzył w płonący ogień na kominku i myślał. Percy się zmienił. Zmienił się na gorsze. To prawda, że zawsze był ambitny i poprawny politycznie. Aż do bólu. Ale ani ojciec, ani matka ani Ginny, on, Bill, Charli, czy bliźniaki, nie pomyśleliby, że może kiedyś wyrzec się rodziny i podejmować tak bezwzględne kroki w dążeniu do osiągnięcia prywatnych korzyści i wprowadzenia wyznawanych przez siebie wartości jako obowiązujących w całej społeczności czarodziejów Wielkiej Brytanii. Ron go NIENAWIDZIŁ. Rudowłosy chłopak nienawidził swojego rodzonego brata bardziej niż kogokolwiek i kiedykolwiek do tej pory. Ron nim gardził i brzydził się nim. Było mu przykro i nie wiedział jak spojrzy teraz w oczy swoim przyjaciołom, bo wstydził się za postępowanie Percy’ego. Nie wiedział jak spojrzy w oczy Dumbledore’owi. Po prostu nie wiedział. A co dziwniejsze współczuł mistrzowi eliksirów, którego przecież tak bardzo nie cierpiał. „Nawet jeżeli Snape zabił Notta, to co? On nie zasługiwał na to by żyć - myślał rozgoryczony rudzielec – Percy też nie zasługuje, taki wstyd...” „Nie mam brata o imieniu Percy...– pomyślał z bólem w okolicy serca – nie mam brata...” Ron wiedział jedno, że nawet jeżeli rodzice kiedykolwiek wybaczą marnotrawnemu synowi, on tego nie zrobi i Ginny też nie. Nie po tym, co dziś widzieli i słyszeli. Biedna Ginny cały dzień chodziła zapłakana.... Ron poczłapał do dormitorium. Nie miał ani siły, ani ochoty rozmawiać dziś z Harrym i Hermioną. Chciał się położyć i umrzeć ze wstydu. Ale nie umarł. Zasnął za to po piętnastu minutach niecierpliwego przewracania się w łóżku. *** Ginny Weasley już nie płakała. Siedziała przy stole Gryffindoru i z pogardą patrzyła na Percy’ego, który przyszedł po Snape’a, i teraz uśmiechał się z wyższością rozglądając się po sali. Popatrzył prosto na nią. Dziewczyna wytrzymała pełen cynizmu wzrok brata, sama odwzajemniając mu się spojrzeniem pełnym obrzydzenia. Kiedy Matrojew i Weasley opuścili Wielką Salę, Ginny zauważyła jak Malfoy podaje ukradkiem jakąś kartkę wychodzącemu za nimi mistrzowi eliksirów, który szybciutko ją schował. Uśmiechnęła się smutno, pozwalając sobie na nadzieję, że jednak wszystko będzie dobrze. * Severus popatrzył uważnie na obydwu mężczyzn za którymi wyszedł z Wielkiej Sali. Tym razem mieli na sobie poza szatami, również płaszcze. Weszli tu przecież jedynie na chwilę. „Ale się na mnie wyżyją. Na wampiry nie działa żadne Veritaserum. Będą stosować Tormentera, albo nawet Cruciatus. W końcu będziemy na terenie Azkabanu..” - Snape – powiedział jakby w odpowiedzi na jego myśli Percy – wiesz, że masz ogromny zaszczyt, jako jedyny z podejrzanych wampirów być przesłuchiwany przez Przewodniczącego jednej z najznakomitszych Komisji Ministerstwa i samego Wiceministra. - Pozwolisz, że nie skomentuję, Weasley. Powiem tylko, że to zaszczyt wybitnie wątpliwy... - Podobno wampiry są wytrzymałe na ból – głos Igora był lodowaty. „Ciekawe, czy ty jesteś, sadysto?” – pomyślał Severus. Kilka spojrzeń w zimne, pełne pogardy oczy Bułgara, powiedziało mu o tym człowieku bardzo wiele. Poczuł silny skurcz żołądka na myśl o trojgu przesłuchiwanych wcześniej uczniach, zwłaszcza na myśl o Hermionie. „I tak się dowiem co się stało – pomyślał – a jak się dowiem i mi się to nie spodoba, to nie ja będę tym, kto nie przeżyje kolejnego przesłuchania...” – pomyślał. Bo Severus wiedział, że na jednej nocy pełnej poniżenia i cierpienia się nie skończy. - Poczekajcie – Dumbledore szedł w ich kierunku szybkim krokiem – Severusie, zapewne musisz zostawić tu różdżkę. To lepiej od razu mi ją daj. Mistrz eliksirów posłusznie oddał żądaną rzecz Dyrektorowi Hogwartu. - Jutro rano zaczął Albus patrząc na Percy’ego - punktualnie o siódmej pojawię się w Sali Przesłuchań w Azkabanie osobiście, by odebrać profesora Snape’a, chyba że raczycie odesłać go wcześniej. Wtedy – zwrócił się do czarnookiego mężczyzny – nie krępuj się i spokojnie skieruj się do mojego prywatnego kominka, Severusie. - Dobrze panie dyrektorze – grzecznie odpowiedział Snape. - Patrz jaki układny, Igorze - Percy wyglądał na rozbawionego. – Oswojony wampir – dodał z pogardą, a Matrojew zarechotał obelżywie. Severus przypomniał sobie swoje słowa sprzed paru lat, wypowiedziane tym samym tonem: „oswojony wilkołak”. Po raz pierwszy poczuł się niesprawiedliwy wobec Remusa Lupina.. - Jest już późno – odezwał się pretensjonalnym tonem Percy. – Jakbyś był tak uprzejmy Snape, to skorzystamy z transportu Fiuu. Możesz nas zaprowadzić do swoich prywatnych komnat? Severus bez słowa skierował się do lochów, a dwaj mężczyźni pospieszyli za nim. ****** Silne szarpnięcie obudziło piękną czarnowłosą kobietę, która jeszcze przed chwilą smacznie spała na wielkim małżeńskim łożu. - Lucjuszu to ty? – spytała nieprzytomnie, ale zaraz uświadomiła sobie, że jej mąż jest w więzieniu i złapała błyskawicznie różdżkę celując nią w mężczyznę stojącego przy łóżku. Rozległ się zimny, wysoki nieco piskliwy śmiech i Narcyza powoli opuściła trzymany w ręku przedmiot. - Witaj panie – wyszeptała lekko ochrypłym ze strachu głosem. Ostatnio coraz bardziej się go bała. „Co on tu robi?!” – pomyślała zestresowana pani Malfoy. - Narcyzo... moja droga – lodowaty głos spowodował, że nieprzyjemne ciarki rozeszły się po całym ciele kobiety – trochę tu ciemno... - Shilonya – szepnęła kobieta i w sypialni zapaliło się trzynaście ogromnych, zielonych świec. - O co chodzi, Panie? – spytała Narcyza – wychodząc z łóżka i zarzucając na cienką satynową koszulkę szlafrok, który miała pod ręka, tak samo jak różdżkę. - Draco... niedługo skończy siedemnaście lat... Narcyzę przeszedł lodowaty dreszcz. - Ale miał zostać przyjęty w szeregi twych poddanych dopiero gdy ukończy Hogwart... – wyszeptała pobladła kobieta. Voldemort machnął niedbale ręką i zwrócił na nią swoje przerażające, czerwone oczy. - I tak będzie... o ile się nadaje... – na twarzy Lorda wykwitł okrutny uśmiech. Narcyza poczuła lodowaty szpikulec przerażenia. „Co to znaczy o ile się nadaje?” – pomyślała gorączkowo. Czarny Pan rozpalił ogień w jej kominku i teraz patrzył nań w zamyśleniu. - Zapewne słyszałaś o Próbie, Narcyzo? – twarz kobiety zrobiła się szara jak popiół. - Tak, Panie – odrzekła posłusznie pobladłymi wargami Owszem wiedziała czym jest Próba. Sprawdzała jak bardzo ktoś jest odporny na ból i ile może znieść. Nie wszyscy kandydaci na Śmierciożerców byli jej poddawani, tylko ci co do których Czarny Pan miał wątpliwości, lub ci od których oczekiwał bardzo wiele. Narcyza była całkowicie pewna, że chodzi o tą drugą opcję i to wcale jej nie pocieszyło. W kominku pojawiła się sylwetka Bellatrix. - Witaj siostrzyczko – powiedziała zimnym tonem i uśmiechnęła się zupełnie jak Lord. Jej wygląd uległ znacznej poprawie od kiedy uciekła z Azkabanu. - Witaj Bell – odpowiedziała pani domu. Tych dwoje potrafiło być bardzo okrutnymi, a to nie wróżyło nic dobrego. - Panie – zaczęła Narcyza – czy to oznacza, że próba ma się odbyć teraz? - Tak Narcyzo. Teraz i w twoim domu... Powiedzmy o północy – głos Voldemorta brzmiał jak wyrok. Kobieta spojrzała na budzik przy łóżku, była 23:15. *** Dumbledore siedział w fotelu i jak zwykle przeglądał mugolską prasę. Ale tym razem było to o dwie godziny później niż zazwyczaj. Tej nocy nie zamierzał spać, nie potrafiłby usnąć. Nagle usłyszał znajome skwierczenie w kominku. Popatrzył w tym kierunku zza swoich okularów połówek i odłożył „Londyńskiego Gońca.” Gość był ze wszech miar niespodziewany. - Witaj, Narcyzo – powiedział zdziwiony. - Dobry wieczór Dyrektorze... przyszłam po Dracona – powiedziała bez ogródek. - Zabierasz go ze szkoły? – zdziwił się stary czarodziej. - Tylko na tą noc, muszę koniecznie poważnie z nim porozmawiać... Dumbl wiedział, że nie mówi całej prawdy, ale przecież nie mógł jej do tego zmusić. Podał jej hasło do Pokoju Wspólnego Ślizgonów i ciężko westchnął. *** Draco, Vincent i Gregory wypili dopiero po dwie setki wódki, - Wicie co? – zaczął Draco. – Jak chcecie, to idźcie spać, jak poczekam na Pottera sam. Crabb popatrzył na blondyna. - Nie ma problemu, możemy z tobą pić – powiedział. - Jasne – dodał Goyle. - Okey... – Draco tak naprawdę, nie mógł się doczekać Gryfona. Sam nie wiedział dlaczego ma z nim ochotę porozmawiać. Usłyszeli pukanie do drzwi dormitorium. - Proszę – powiedział z nadzieją Draco. Było wpół do dwunastej i Potter mógłby się w końcu pojawić. Ale w drzwiach nie było Harry'ego. Stała tam ubrana w śliczny granatowy kostium, jego matka. Draco rzucił się kobiecie w ramiona. Narcyza nigdy nie była wylewna, ale na pewno bardziej przystępna od ojca, no i mógł jej o wszystkim powiedzieć. Zawsze go wysłuchiwała. Sam Draco też nigdy nie zachowywał się tak, jak w tej chwili i kobieta zdziwiła się serdecznym przywitaniem ze strony syna, ale za chwilę przytuliła go mocno. - Mamo – szepnął – cieszę się, że cię widzę. Miał ochotę popłakać się w jej ramionach i opowiedzieć o wszystkim, co się dziś wydarzyło, ale zebrał się w sobie i odsunął od niej nieco. - Dobry wieczór – kobieta usłyszała zgodny chór dwóch męskich głosów i skinęła głową w stronę Crabba i Goyle’a Narcyza popatrzyła z dezaprobatą najpierw na kieliszki, potem na otwartego Rasputina, a w końcu na syna i westchnęła. - Miałem naprawdę ciężki dzień – powiedział Draco wzruszając ramionami. Narcyza zmierzwiła mu włosy, ale chłopakowi przeszła ochota na czułości, przynajmniej w momencie gdy patrzyli na niego kumple. - Mamo... – powiedział z lekkim wyrzutem i się zarumienił. – Co cię sprowadza? - Muszę cię zabrać na noc do Dragon Tower. - Do domu, po co? – zdziwiła się młodsza kopia Lucjusza. - Zaraz ci wszystko powiem, idziemy Draco... Dobranoc chłopcy – rzuciła jeszcze w kierunku Vincenta i Gregory’ego. Zeszli do Pokoju Wspólnego i Narcyza szybko wytłumaczyła o co chodzi. Spodziewała się przerażenia ze strony syna, ale on ku jej zdziwieniu jedynie lekko pobladł i skinął posłusznie głową. Spojrzał w oczy matce i cichym, monotonnym, wypranym z emocji głosem opowiedział o przesłuchaniu. Kobieta wyglądała na załamaną. Przytuliła syna mocno do siebie i pogłaskała go po głowie, a Draco przełknął mężnie zdradzieckie łzy. Czarny Pan nie lubił żadnych przejawów słabości... - Przykro mi za to, co napisałem w liście o Potterze, mamo – powiedział cicho – przeprosiłem go. Narcyza uśmiechnęła się blado i spojrzała synowi w oczy. - Jestem z ciebie dumna. Ze wszystkiego co dziś zrobiłeś. - Także z tego, że omal nie wybiłem zębów Weasley’owi? - Z tego przede wszystkim – powiedziała Narcyza z groźnym błyskiem w oczach. - Wiesz, że nikt nie może się o tym dowiedzieć, mamo? Najlepiej nie mówić nawet tacie... - Rozumiem to doskonale, synu. Jak on mógł was tak podle szantażować? Skurwiel. Draco popatrzył uważnie na matkę. Bardzo rzadko przeklinała, a to o czymś świadczyło. - Matko, ja po tym wszystkim, co dziś widziałem i słyszałem i po tym, co wczoraj wieczorem opowiedział mi profesor Snape, o tym co Nott zrobił siedemnaście lat temu... – kobieta skinęła głową na znak, że wie o co chodzi. – Ja... nie mogę być sługą Voldemorta – Narcyza wzdrygnęła się słysząc to imię, a Draco ku swojemu zdziwieniu nie odczuł żadnego strachu. - Nie mogę... jeżeli wstąpię w jego szeregi to tylko po to, by go szpiegować dla Dumbledore’a. Narcyza spojrzała na syna ze zdziwieniem. - Znienawidziłem dziś wszelkie podziały rasowe, mamo. - Ty pewnie nie rozumiesz, ale... mi zawalił się cały świat, wszystko w co wierzyłem. Nie będę potrafił nigdy nikogo torturować... Brzydzę się wszelką przemocą, nawet myśl o seksie mnie odrzuca – pospiesznie wytarł napływające do oczu łzy. - Rozumiem, synku, doskonale rozumiem. Wiesz, ale że musisz być teraz silny... – pani Malfoy wyglądała na zaniepokojoną. Wyciągnęła dłoń i wsunęła niesforny kosmyk blond włosów syna za jego kształtne ucho. - Uspokój się mamo, wszystko będzie dobrze – chłopak nie zamierzał się poddawać. Czy może spotkać go coś gorszego, niż to, co spotkało dziś Granger? Albo od piekła, które było udziałem Pottera, czy tej mugolskiej dziewczynki przed siedemnastu laty? To było raczej całkowicie niemożliwe. - Pokaż mi lewe przedramię, Draco – poprosiła kobieta. Chłopak posłusznie podwinął rękaw. Rana była już niewielka i tylko lekko szczypała. Narcyza kiwnęła głową, uspokojona. Musiała sprawdzić, nie wdało się żadne zakażenie. Zdarzało się to bardzo rzadko, ale jednak... Patrzyła z niedowierzaniem i szczerą dumą na swojego syna. Teraz była o niego trochę spokojniejsza. Draco stał się dorosłym mężczyzną. *** Po powrocie Dubledore’a i trójki przesłuchiwanych uczniów do Zamku, pofesor McGonagall bez słowa zabrała Harry'ego, Hermionę i Dracona (w końcu opiekun jego Domu był teraz niedostępny) do swojego gabinetu, gzie poczęstowała ich herbatą i kanapkami, ale wszyscy troje skonsumowali bardzo niewiele. Minerva nie nalegała ani na to, żeby jedli ani na to, żeby opowiedzieli jej przebieg przesłuchania. Kobieta widziała, że są zmęczeni i że nie mają wcale ochoty rozmawiać na temat tego, co zaszło w Ministerstwie. Najbardziej niepokoił ja smutny, zabarwiony cierpieniem i odległy wzrok Hermiony, oraz stępione, obojętne spojrzenie Harry’ego. Co do Draco odniosła wrażenie, że chłopak tchnie jakimś wewnętrznym spokojem i niespotykaną u niego wcześniej powagą. Wicedyrektor dostrzegła też w jego spojrzeniu smutek, ból i coś w rodzaju zwątpienia. Nie naciskała na żadne z nich i pozwoliła im spożyć posiłek w zupełnej, niemal dzwoniącej w uszach ciszy, za co wszyscy troje byli jej bardzo wdzięczni. * Harry i Hermiona poszli do Pokoju Wspólnego gdzie siedzieli milczący, zbywając wszelkie pytania kolegów i koleżanek niecierpliwymi machnięciami ręką i irytacją. W końcu o 22 zostali sami z trzaskającym w kominku ogniem. Obydwoje rozumieli dezercją Rona, wiedzieli, że wstydzi się za swojego wyrodnego brata. - Muszę z tobą porozmawiać – zaczął Harry. - O co chodzi? – spytała obojętnie. - Widzisz – Harry zwilżył językiem wargi, to wcale nie było takie łatwe - ja nie mogę już dalej tak żyć. Nie potrafię... Dziewczyna spojrzała na niego, a w jej wzroku pojawiło się zainteresowanie i niepokój. Harry opowiedział jej o liście od mistrza eliksirów, o tym, że dostał truciznę , i że zamierza ją wypić dziś w nocy. Hermiona mu nie przerywała. Wiedziała, że jest mu i tak trudno o tym mówić.. Zadała mu tylko jedno pytanie kiedy skończył. - A Ron? Zamierzasz mu powiedzieć? - On nie zrozumie... ale napiszę mu list. Tak będzie najlepiej. Dziewczyna patrzyła na niego z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. - Słuchaj, Herm. Wiem, że to jest w pewnym sensie ucieczka, że jestem zwykłym tchórzem, ale ja już nigdy nie będę normalny... nigdy. Nie chcę tak żyć. - Rozumiem Harry. Wbrew pozorom rozumiem cię doskonale. - Czy mogę liczyć na taką samą szczerość z twojej strony? – spytał chłopak łagodnie, po dłuższej chwili milczenia. - Nie rozumiem... - Opowiesz mi, co się stało na Sali Przesłuchań? Przepraszam, ale obydwoje wyglądaliście strasznie po wyjściu stamtąd, zwłaszcza ty. Ja i tak tą prawdę zabiorę do grobu. - Przykro mi Harry, ale ci o tym nie opowiem. Nie mogę i nie chcę – stanowczo odpowiedziała Hermiona. Popatrzyła na niego uważnie i chłopak ujrzał w jej oczach powagę, zaciętość i determinację. - Ale w związku z tym, co usłyszałam, ja też mam ci coś do powiezienia, drogi przyjacielu – mówiła cicho i łagodnie. - Możesz się otruć lub nie, tylko pamiętaj, że jeżeli wypijesz dziś tą truciznę, to ja pójdę w twoje ślady . - CO ?! – wrzasnął wiecznie rozczochrany syn Jamesa P. i wstał z wrażenia, z fotela, gapiąc się nieprzytomnie na przyjaciółkę. - To, co słyszałeś – Hermiona była niebezpiecznie spokojna i poważna. - Nie wiem jak to zrobię... Może gwizdnę jakąś truciznę z pracowni Snape’a lub jego gabinetu, albo po prostu pójdę do kuchni pożyczyć nóż i podetnę sobie żyły siedząc w gorącej wodzie, w komfortowej łazience Prefektów – jej głos był monotonny i cichy, bez żadnych głębszych emocji, poza ledwie wyczuwalnym smutkiem. - Nie możesz tego zrobić! – głośno i wyraźnie powiedział przestraszony Harry. Czuł, że jego przyjaciółka mówi całkowicie serio. - Tylko tak mówisz, żebym ja się nie zabijał – powiedział niemal z rozpaczą – to... To zwykły szantaż. - Nie – powiedziała spokojnie Hermiona i w to jedno słowo brzmiało jak wyrok – Nie mogę ci zabronić się otruć, ale ty też nie możesz mi zabraniać zrobić z moim życiem tego, co zechcę. Jeżeli ty się poddasz, to czemu ja miałabym się męczyć z moją beznadziejna od dziś egzystencją... To by było nie fair. - Boże, co zrobił ci Percy skoro tak mówisz?! – Harry był zrozpaczony, wściekły i poirytowany – No co? Zwariowałaś?! Co on takiego mógł zrobić do jasnej cholery, że myślisz o podcinaniu sobie żył – chłopak był bardzo wkurzony – bo przecież cię nie zgwałcił... Jedno spojrzenie Hermiony wystarczyło mu za odpowiedź. - Nie wierzę – powiedział Gryfon cicho. – Nie wierzę, że to zrobił.. – Harry zwątpił całkowicie. – Nie wierzę... – dziewczyna patrzyła na niego smutno – a ten... - Matrojew, też. – ucięła jego rozważania Herm. - Ale oni przecież nie mogli tego zrobić – Harry wyglądał jakby chciał przekonać samego siebie. Zaczął chodzić tam i z powrotem po Pokoju Wspólnym. – Nie mogli, oni działali z urzędu, nic nie usprawiedliwia ich zachowania, absolutnie nic. Hermiona, powiedz, że to nieprawda... Ron tego nie przeżyje... - Ron – się - o - ni - czym – nie – do – wie. Nikt się o tym nie dowie, Harry – dziewczyna patrzyła na niego wymownie i była bardzo stanowcza - Herm, musisz o tym komuś powiedzieć. Przecież kto jak kto, ale chyba ty wiesz, co to jest nadużycie władzy, prawda? - NIKT SIĘ O TYM NIE DOWIE, HARRY! To moje ostatnie słowo... - Rozumiem – Harry zrobił się bardzo blady – nie będę pytał czym wam grozili, bo łatwo się domyślić. Gryfon ukrył twarz w dłoniach, czuł się fatalnie. - To niedorzeczne. Ten pierd*lony kujon Percy, nie mógł stać się takim bydlakiem. Nie pojmuję tego – chłopak był zbyt wstrząśnięty, by odczuwać ogrom gniewu jaki miał pojawić się w jego sercu następnego dnia. – Mam wrażenie, że mi się to śni. - Powiedz mi, czy... nie wiem jak mam o to zapytać. Jak oni mogli to zrobić przy świadku i czy on do jasnej cholery... - Harry – przerwała mu Hermiona łagodnym głosem – Draco Malfoy nie mógł zrobić absolutnie nic, poza pogorszeniem mojej sytuacji. - Boże , no przecież... - Przestań! Dał Percy’emu w twarz i absolutnie nic więcej nie mógł zrobić! On był w tak samo opłakanej sytuacji jak ja – Hermiona była zirytowana irracjonalnym zachowaniem Harry'ego. - Jeśli cię to pocieszy, dostał takim Tormenterem, że poszła mu z nosa krew, a jak sprawdzali za pomocą zaklęcia Revalo, czy ma Mroczny Znak... - Dobrze już, dobrze, wiem że nic na to nie mógł poradzić... Tylko nie potrafię zrozumieć tych... Boże wszechmocny! Nie mam nawet na nich odpowiedniego określenia... – Chłopak popatrzył z troską na dziewczynę. Chciał cos powiedzieć, albo zrobić, cokolwiek co mogłoby przynieść jej ulgę, ale nie miał pojęcia, co. Hermiona dostrzegła jego współczucie i litość. Szybko wstała. - Idę pod prysznic – powiedziała – a ty, ty Harry zrobisz co zechcesz, mi to jest zupełnie obojętne... - Ale mi, kurwa, nie jest obojętne, czy podetniesz sobie żyły, czy nie! - To, co zamierzasz? – spytała dziewczyna. - Urżnę się razem z Malfoyem. Ot co. - Słucham?!?! – dziewczyna była szczerze zdziwiona. - Uwalę się do nieprzytomności, może mi ulży. KURWA! Zabiję Percy’ego. - Rób, co uważasz, ja idę się myć i spać. Dobranoc. - Dobranoc... Nie sądzisz, że to brzmi dziwnie? - Nawet bardzo. Życie to jedno wielkie gówno, Harry. Chłopak nie mógł znaleźć przeciwko temu twierdzeniu żadnego sensownego argumentu. *** ****** Nie będzie mnie co najmniej do sboty - badania w szpitalu:( Dlatego dałam wam więcej - na zapas. Trzymajcie się ciepło, kit -------------------- "KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II] |
Raistlin |
14.12.2004 20:00
Post
#14
|
Kandydat na Maga Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 57 Dołączył: 11.12.2004 Skąd: Krynn |
Dzięki ci Kit za taką ilość. Ja tam bym nie
wytrzymał bez tego opowiadania.
Opinia o opowiadaniu: patrz poprzedni post Ps: Kit to była nuttela nie kawa -------------------- |
harciomaniak |
20.12.2004 21:42
Post
#15
|
Mugol Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 7 Dołączył: 11.05.2003 Skąd: Z Jastrzębia Zdroju, z Gryfindoru |
Siemka!!!
Może to nie będzie zbyt konstruktywny post No ale jednak Post!!! DZISIAJ JEST PONIEDZIAŁEK!!! A mówiłaś że nie będzie cie DO soboty!!! No ale tak to twoje opowiadanie jest Supeerrrrr!!!! Gratuluje tak świetnego pomysłu na Ficka Chociaż te opisy zmroziły mi krew w żyłach (o czym ostrzegałaś) to były super Pozdrówka i Weny w kontynuowaniu tak wyśmienitego ficka!!!! -------------------- "Nie lękajcie się (...) otwórzcie serca Chrystusowi"
|
sonka |
20.12.2004 23:05
Post
#16
|
Kafel Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 20 Dołączył: 06.12.2004 |
Kit jest w szpitalu i na razie nie będzie
nowych odcinków.Jak mi przekazała wróci prawdopodobnie dopiero po Świętach.
Mam nadzieję, że uzbroicie się w cierpliwość.
pozdrawiam cieplutko sonka -------------------- Cause' everybody wants to hide their secrets away
Nobody wants to stand up to the pain But I will stand up to the pain Wake up and fight again If you could dance with me through this rain And we will fight, we?ll fight again, fight again [Good Charlotte; Secrets ] |
anagda |
25.12.2004 12:32
Post
#17
|
Członek Zakonu Feniksa Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 1994 Dołączył: 05.04.2003 Płeć: Kobieta |
mi się całkiem, całkiem podoba. prócz paru
błędów treściowych (chociażby ten Severus i ulica w Hogwarce) i
stylistycznych jest fajnie. ja zaczęłam czytać to pomyślałam "jak
fajnie! zapowiada się ciekawe opowiadanko nie potterowski". jednak
kilka kolejnych wersów trochę mnie zawiodło, ponieważ jednak pojawił się w
nich Potter. ale cuż. i tak całkiem, całkiem. czytywałam gorsze. i to dużo
gorsze.
ps. co się stało z Kit? w szpitalu? mam nadzieję, że to nic poważnego.... przeslijcie jej ktos pozdrowienia. bynajmniej ode mnie. Ten post był edytowany przez anagda: 25.12.2004 12:33 -------------------- |
Kitiara |
26.12.2004 08:48
Post
#18
|
Uczeń Hogwartu Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 173 Dołączył: 08.12.2004 Płeć: jedyny w swoim rodzaju |
Noc z
poniedziałku 05.11.96 na wtorek 06.11.1996
Przesłuchanie Severusa Snape’a Sala w której znalazł się Severus była spora, ale nie ogromna. Stały tam dwa normalne krzesła i jeden fotel.... Stalowy fotel z okuciami na ręce i nogi. Mistrz Eliksirów uśmiechnął się do siebie cynicznie. Gdyby nie był pod działaniem Wywaru Amorficus, te stalowe obręcze na nic by się nie zdały. W chwili silnego, niekontrolowanego bólu, strachu i wściekłości, transformacja nastąpiłaby błyskawicznie, a siła i szybkość jakimi dysponował w takiej chwili wampir, były dla zwykłego śmiertelnika wręcz niewyobrażalne. Widocznie Percy tego nie wiedział. Ale mało kto miał taką wiedzę. Musieliby mieć obręcze dwimerytowe.* Ich nie byłby w stanie rozerwać żaden wampir. Ale pragmatyczny, zakochany w idealnym porządku społecznym Weasley w takie przesądy nie wierzył. Poza tym miał swoją stal. „Ciekawe gdzie łańcuchy?” – pomyślał Severus cynicznie. - Zapraszamy – głos Percy’ego odbił się echem od kamiennych ścian, a sam mówiący wskazał Severusowi drwiącym gestem stalowe siedziszcze. - Piłem swój eliksir, ale wy chyba mi nie ufacie, prawda? – sarkastycznie spytał Sev. - Absolutnie nie – głos Percy’ego był zimny. Mistrz eliksirów spokojnie usiadł w fotelu, ale zanim dał się przykuć, chwycił Weasleya za ramię i pociągnął ku sobie, tak że jego usta znalazły się na poziomie uszu wiceministra. - Nie wiem, co im zrobiłeś. Nie mam pojęcia, co zrobiłeś tej małej Granger, ale jeśli się dowiem i prawda nie będzie mi się podobała, to pożałujesz, że się urodziłeś. Weasley obdarzył go cynicznym i pełnym wyższości spojrzeniem. - Grozisz mi siedząc na własnym przesłuchaniu? Na twoim miejscu bym tego nie robił, Snape. - Ja tylko cię ostrzegam. Nie grożę ci. Jeżeli czujesz się zagrożony, to znaczy że masz nieczyste sumienie... Igor przykuł go mocno – o wiele za mocno, tak aby sprawić przesłuchiwanemu jak największy ból - za nogi i ręce do fotela . Wampir ani razu nie odwrócił swojego wzroku od ciemnych, epatujących okrucieństwem oczu mężczyzny i ani jeden mięsień twarzy nie drgnął mu z bólu. Bułgar uśmiechnął się zimno. - Mam bardzo czyste sumienie, Snape – Severus popatrzył na Percy’ego. – Czyste jak łza. A wiesz dlaczego? - Oświeć mnie, Weasley – mężczyzna uśmiechnął się zimno, ale w jego czarnych oczach była jedynie powaga. - Sumienie mąci postrzeganie rzeczywistości. Ja mam je kryształowo czyste, bo go... nie używam. Wzrok wiceministra krył wyzwanie, pogardę i cyniczne samozadowolenie. Oczy Severusa pociemniały jeszcze bardziej – o ile to możliwe - od tłumionego gniewu. - Wiedz, że tego co teraz powiedziałeś nie zapomnę nigdy. I nie spocznę dopóki nie dowiem się, co zrobiłeś tym dzieciakom, nawet jeżeli zastraszyłeś ich i nawet jeśli będę musiał użyć Veritaserum. Ja nie mam szesnastu lat. - Ale jesteś istotą rozumną. Ograniczoną – mężczyzna uśmiechnął się z pogardą, a jego kumpel zarechotał - ale rozumną. Nie chcesz chyba, żeby stało się coś Lucjuszowi, albo rodzicom Granger, więc nich cię to absolutnie nie obchodzi. Cel uświęca środki, Snape. - Ty sukinsynu – wysyczał wampir – masz szczęście, że jestem przykuty, bo wybiłbym ci kilka zębów. Wiceminister dał mu wyraźnie do zrozumienia, że użył wobec uczniów przemocy i to zapewne zarówno psychicznej jak i fizycznej. A on nie mógł nic zrobić, zaś szukanie prawdy mogło jedynie spowodować jakieś nieszczęście. Świadomość bezsilności, tylko wzmogła irytację i złość Severusa. Ale wampir wiedział, że wcześniej czy później wszystko się wyjaśni. Należy być tylko cierpliwym i mieć plan. Na razie nie miał jeszcze żadnego planu, ale wkrótce... Te rozważania nieco go uspokoiły. - Koniec tej bezsensownej gadki – Igor uśmiechnął się drapieżnie – pan, panie Snape nie ma absolutnie nic do powiedzenia, chyba, że będą to odpowiedzi na nasze pytania. Veritaserum na pana nie podziała, ale są pewne skuteczne i całkowicie dozwolone środki uzyskania prawdy. - Prawdy, czyli tego co chcecie usłyszeć? – Severus wszedł mu w słowo. Wampir uśmiechnął się przy tym sardonicznie - Milcz – tym razem mówił Percy. – Istnieją nie tylko środki legalne. Są też nielegalne, ale trudne do wykrycia. Na przykład coś takiego jak bicie, które nie zostawia na ciele widocznych śladów Wampir zaśmiał się okrutnie. - To ma być przesłuchanie?! Nie chodzi mi o mnie, ale o tych troje dzisiaj. Jeżeli ich skrzywdziliście, to naprawdę mocno pożałujecie. To jeszcze prawie dzieci. - Dobrze rozwinięte dzieci – Matrojew uśmiechnął się paskudnie – dobrze rozwinięte zarówno pod względem psychicznym jak i fizycznym. - Bardzo dobrze powiedziane Igorze – Percy się zaśmiał. Wzrok Severusa był zimny jak lód i Weasleya naprawdę przeszedł dreszcz strachu gdy spojrzał przykutemu mężczyźnie w oczy. - Nie radzę więcej rzucać przy mnie takich komentarzy, panie Matrojew – powiedział bardzo łagodnie wampir. - Po prostu nie radzę, zwłaszcza że mam świetną pamięć i jako ograniczona, ale rozumna istota rewelacyjnie kojarzę fakty. - Myśląca bestia? – zapytał ze śmiechem Percy. - Na pana nieszczęście, wiceministrze, niestety tak – Severus uśmiechnął się pobłażliwie i drapieżnie za razem. - Przejdźmy więc do rzeczy, Snape... – Weasley wziął jedno z krzeseł i ustawił oparciem naprzeciwko fotela, w którym „zasiadał” mistrz eliksirów i usiadł na nim okrakiem, poprawiając urzędową szatę. Rudowłosy mężczyzna ułożył wygodnie ręce na oparciu i od niechcenia zaczął bawić się swoją różdżkę. W jego oczach Snape widział całkowity brak jakichkolwiek uczuć. Za to było w nich chłodne zainteresowanie i poczucie wyższości oraz władzy. Ten człowiek uważał, że jest ponad prawem i jest całkowicie bezkarny. Że w imię tego w co wierzy i co chce osiągnąć, może zrobić wszystko. Mimo, że nigdy nie lubił tego gówniarza, Severus poczuł coś na kształt ukłucia żalu, że Percy stał się tym, kim (czym?) się stał. - To normalne, że włóczyłeś o tak później porze w koszuli nocnej po Zamku? – spytał w końcu z niedowierzaniem Weasley? Mistrz Eliksirów wcześniej, dyskretnie przeczytał, to co napisał mu wychowanek. W duchu pochwalił chłopaka za szybkie myślenie i przebiegłość. Teraz na wszystkie pytania odpowiadał zgodnie z tym, co zeznali Malfoy i Granger. - Doskonale wiesz, że tak. Kilka razy w tygodniu wychodzę tylko po to, żeby przyłapać na łażeniu żądnych przygód uczniów. Dzięki mnie mają te swoje przygody i szlabany także... - Z tym akurat nie mogę się nie zgodzić, ale jakoś nie wierzę ani tobie, ani Malfoyowi. Musieliście ustalić wcześniej zeznania. - Po co mielibyśmy ustalać zeznania? Przesłuchiwany miałem być tylko ja. Trzeba było użyć na Draconie Veritaserum, skoro sądzisz, że łgał. - Skąd mam wiedzieć, czy nie dałeś mu nic, co niwelowałoby działanie Veritaserum? - Niby kiedy? - Nie ty zadajesz tu pytania, Snape – sucho stwierdził Igor, który zapisywał zeznania przy małym stoliku, na prawo od nich. To przesłuchanie musiało zostać udokumentowane. - No dobrze... A jak wytłumaczysz fakt, że osobiście znałeś Notta? Ciebie wpuściłby bez problemu do domu. A nie było śladu żadnego włamania. Snape przeklął się w duchu za to, że nie zostawił upozorowanych śladów włamania, wystarczyło wywarzyć drzwi i rzucić różdżkę Salomona gdzieś w kąt. - Nie utrzymywałem z nim kontaktów od lat. Jedynie parę razy powiedziałem mu dzień dobry na Pokątnej, lub w Hogsmeade. Poza tym nigdy nie darzyłem go przyjaźnią. To nie była bliska, serdeczna znajomość. Kiedyś musieliśmy utrzymywać kontakty bo obydwaj należeliśmy do Śmierciożerców. Od kiedy jestem po tej drugiej stronie z tym panem raczej unikałem kontaktu. Nigdy nie lubiłem jego chorobliwego zamiłowania do przemocy. Należał do najokrutniejszych z nas. Bił nawet na głowę panią Lestrange, która a ksywę Żelazna Dama, albo po prostu Kacica. - Twierdzisz, że Nott był okrutnikiem? – Percy uśmiechnął się cynicznie. - Nie twierdzę. Ja to po prostu wiem. Widziałem na własne oczy, co potrafił robić z ofiarami, ten szlachetny i nobliwy przedstawiciel naszego świata – głos przesłuchiwanego był drwiący. - Może mi jeszcze powiesz, że to on torturował Pottera, co? - Nie mam żadnych wątpliwości, że to był on. Widziałem jak wyglądał Potter gdy profesor Dumbledore przyniósł go do skrzydła szpitalnego. Nie mam pojęcia tylko jak udało mu się odbić tego dzieciaka w pojedynkę, ale widocznie ma swoje sposoby – spokojnie wyjaśnił Severus. Percy skrzywił się z dezaprobatą - Jasne – powiedział. - Sprawdźcie jaką cudowną Salę Tortur ma, a raczej miał obok piwnicy nobliwy, stateczny pan Nott, który z tego, co wiem nie zerwał nigdy ze Śmierciożercami. - Oczywiście – wiceminister uśmiechał się z drwiną i wyższością. – Wiesz, że Potter mówił to samo? Nie wiem po co chcecie oczerniać tego wspaniałego człowieka. Osobiście nie mam żadnych wątpliwości, że nie był zwolennikiem Lorda w chwili śmierci. Natomiast nie mam tej pewności, co do ciebie. Może nawet zrobiłeś to ty, na zlecenie tego czerwonookiego szaleńca. Severus nie mógł uwierzyć w zaślepienie człowieka, który go przesłuchiwał. - Od lat jestem wierny Dumbledore’owi jak przysłowiowy pies – powiedział urażony. - Nie zamierzam słuchać tych oszczerstw. - Ale sam wygadujesz oszczerstwa wobec Notta. Był wspaniałym czarodziejem i dobrym pracownikiem mnisterstwa. - Powiedz, że wkładał do wspólnej kasy sporo galeonów. - Milcz, Snape. Łżesz jak pies. Nie wiem dlaczego ktoś go zabił, ale się dowiem i jeżeli to byłeś ty, to w końcu się przyznasz. Mamy sposoby. - Nie wątpię, że macie. Jedną z nich jest szantaż. - Na ciebie mamy inne metody. - Notta zabił ktoś, kto był na niego wściekły. Może Nott wykończył kogoś z rodziny tej osoby. Wampir mógł wykonać jedynie brudną robotę na czyjeś zlecenie – spokojnie powiedział Severus. - Tak mówisz, Snape?... To się okaże... - W jego organizmie znaleziono Eliksir Czuwania... ale udoskonalony o dodatkowe składniki. Powiedz Snape, jaki wampir w Wielkiej Brytanii zna się jeszcze tak dobrze na eliksirach jak ty, co? - Każdy – spokojnie odpowiedział Severus. – Każdy wampir zna się na eliksirach i ma do nich smykałkę. Osobiście znam jednego z wampirów zamieszkującego w Anglii. Lazarus Astratto. Zna się świetnie na eliksirach... Jak każdy z nas. To, że jakiś wampir zawodowo nie zajmuje się eliksirami o niczym nie świadczy. Ja na przykład uzyskałem specjalizację w Czarnej Magii i Obronie przed nią,a uchodzę za jednego z najlepszych mistrzów w tej dziedzinie – Percy słuchał uważnie mężczyzny. Doskonale wiedział, że przesłuchiwany mówi prawdę. – Większość z nas nie lubi zajmować się warzeniem mikstur zawodowo, wolimy traktować to jako hobby, ja także, ale nauczam tego przedmiotu na wyraźną prośbę Albusa Dumbledore’a. - Tak go kochasz? – zadrwił Wiceminister, a Matrojew się zaśmiał. - Nie – Severus popatrzył Percy’emu prosto w oczy. Tak bardzo jestem mu oddany i tak go szanuję. Wiesz, co to jest szacunek, Weasley? - Doskonale wiem, Snape i zamierzam nauczyć cię szacunku do władzy, bo jak na razie zwracasz się do mnie po nazwisku, a to nie wypada. Bez słowa uprzedzenia, wceminister rzucił w Severusa Tormenterem. To, żeby nie wrzasnąć kosztowało przesłuchiwanego mężczyznę bardzo wiele, bo Percy trzymał go pod klątwą dosyć długo i wampir musiał mocno zacisnąć szczęki. - Proszę zwracać się do mnie i mojego współpracownika z należytym szacunkiem – zimno powiedział Weasley, kiedy przesłuchiwany był w stanie złapać pierwszy swobodny oddech. Mistrz Eiksirów Hogwartu popatrzył na Igora Matrojewa. W oczach Bułgara lśniła okrutna ciekawość i sadystyczna uciecha. „Jeżeli myślicie że się przyznam, to grubo się mylicie” – pomyślał Severus, który właśnie coś zrozumiał. Nie chodziło o to, że Percy jakoś wybitnie podejrzewa akurat jego. W końcu tyle lat Snape go uczył i ten rudy kretyn wiedział, że nigdy nie podniósł na żadnego ucznia ręki, chociaż był bardzo surowy i karał Gryfonów zbyt często. Nie pasowało do niego zupełnie popełnienie tak okrutnej zbrodni, w sprawie której był teraz przesłuchiwany. Nie mieli ani żadnych dowodów, ani nawet poszlak. Jakikolwiek trop urywał się nigdzie... Nie mogli skazać żadnego z wampirów – bo żaden nie przyzna się do przestępstwa, którego nie popełnił, ani nie byłby na tyle głupi aby przyznać się do zbrodni popełnionej. Chcieli z tego dochodzenia uczynić precedens, który pozwoli tępić bezkarnie wampiry i urządzać tak jak niegdyś obławy na wilkołaki podczas pełni księżyca... I musieli znaleźć kozła ofiarnego, a on – Severus wydawał się idealny do tej roli z kilku powodów. Całe to dochodzenie miało na celu wrobienie konkretnie jego, tylko po to by odegrać się przy okazji na nie lubianym nauczycielu, a przede wszystkim - żeby pokazać Dumbledore’owi, że jest starym głupcem, który nie ma racji i może powinien ustąpić ze stanowiska. Bo Albus jako myślący, potężny i wpływowy przy czarodziej zagrażał ludziom pokroju Weasley’a. Na jego miejsce można by wsadzić odgórnie jakiegoś posłusznego Ministerstwu matoła, który tańczyłby jak mu zagrają. Wystarczyło udowodnić, że dyrektor Hogwartu zatrudnia niebezpiecznego przestępcę. To olśnienie spowodowało, że Severus postanowił działać bardzo powoli, bardzo dyskretnie i bardzo przebiegle, a jako „zawodowy” Ślizgon nie powinien mieć z tym większych problemów. Co dziwne ta myśl go uspokoiła bo wiedział na czym stoi... *Dwimeryt – Termin zaczerpnięty z pięciotomowej sagi Sapkowskiego o Wiedźminie. U Sapkowskiego dwimerytowe obręcze na przegubach hamowały zdolności magiczne uniemożliwiając uprawianie czarów. Był to metal antymagiczny. Tu: jest to metal odporny na siłę wampira, czy nawet olbrzyma. Bardzo rzadki i praktycznie nieużywany, uznany przez większość czarodziei za głupi przesąd. ****** - Jesteście o prawie dziesięć minut za późno – zimny głos Voldemorta przeszył ciszę w sypialni państwa Malfoy. - Chciałem porozmawiać z matką na osobności... Sprawy osobiste, Panie – Draco był wprawdzie niespokojny, ale ku swemu zdziwieniu, Lord nie przeraził go tak bardzo jak się tego spodziewał. Owszem budził respekt i miał straszne, czerwone oczy, ale Draco nie potrafił odczuwać wobec niego ani szacunku, ani jakiejś większej bojaźni. Pierwszy raz go wdział i Ten Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać trochę zawiódł jego wyobrażenia. - Panie, to zaszczyt oglądać cię na własne oczy – chłopak powiedział z powagą i ukłonił się nisko... ale nie za nisko. - Twój syn to prawdziwy szlachcic i człowiek honoru, Narcyzo – powiedział mile zaskoczony dojrzałą, pełną czci postawą młodzieńca, Voldemort – nie sądzę, aby zawiódł moje oczekiwania... Narcyza uspokoiła się już prawie całkiem. Jej syn zachowywał się tak jak powinien i wzbudził zaufanie Lorda. - O tak – zimny głos Bellatrix emanował podziwem dla młodego Malfoya – wyrosłeś na przystojnego, młodego mężczyznę Draco. Powinniśmy mieś z ciebie dużo pożytku. Chłopak spojrzał na nią zaskoczony, a później zwrócił zaciekawione oczy na matkę. - To twoja ciotka, Draco... Bellatrix Lestrange – wyjaśniła łagodnie pani Malfoy. - Witaj ciociu, cieszę się że cię widzę – młodzieniec ucałował z kurtuazją rękę dorównującej mu wzrostem, szczupłej kobiety. - Rzeczywiście, Panie... prawdziwy szlachcic – Bellatrix zaśmiała się przy tych słowach niemal dobrodusznie. – Witaj drogi siostrzeńcu, zasłużyłeś na dzisiejszy przywilej... Myślę, że wywiążesz się z Próby znakomicie. Czarny Pan uśmiechnął się pobłażliwie. - Pozwolisz Narcyzo, że udamy się z twoim pierworodnym do salonu... Ty lepiej zostań tutaj, chyba że chcesz oglądać Próbę Dracona, ale uprzedzam, że to nie jest miły widok... Narcyza lekko pobladła, a chłopak posłał jej uspokajające spojrzenie i nawet uśmiechnął się lekko. Skinęła głową i usiadła na łóżku. Musiała się napić... ****** Harry nie mógł przyswoić sobie tego, czego właśnie się dowiedział. Jego umysł odmawiał przyjęcia do wiadomości faktu, że Percy Weasley i Igor Matrojew zgwałcili dzisiaj jego przyjaciółkę. Takie rzeczy się nie zdarzają. Nie powinny się zdarzać. W ogóle nie chciało mu się spać. Leżał w swoim łóżku przebrany w pidżamę i co jakiś czas patrzył na zegarek. Jego myśli były czarniejsze niż noc. Harry był odpowiedzialny za życie Hermiony i wcale mu się to nie podobało. Szczerze powiedziawszy, chłopak miał ochotę udusić kogokolwiek – nawet śpiącego na łóżku obok Rona – tak jakby zabójstwo miało mu zrekompensować to, że nie może skończyć ze sobą. A co to cię obchodzi, co zrobi Hermiona? – odezwał się w jego głowie podstępny głos. Och zamknij się! Kiedy myślał o Hermionie to wcale nie wydawało mu się oczywiste, że ona może tak po prostu podciąć sobie żyły, albo się otruć, co miało miejsce gdy zastanawiał się nad samym sobą. „Muszę oddać truciznę Snape’owi jak wróci – pomyślał – żeby mnie nie kusiła.... cholera!” ****** Crabb i Goyle byli już nieźle wstawieni, gdy Harry zapukał do drzwi ich dormitorium. „Boże co ja tu robię?” – myślał Gryfon. - Pro <hick> szę – powiedział przerywanym pijacką czkawką głosem Gregory. - Czy myślisz, że to Draco? – wykazał się myśleniem Vincent. - On <hick> by chy <hick> ba nie pu <hick> kał , nie? – myślenie jego kumpla było nieco bardziej logicznie, mimo czkawki. Harry zdjął pelerynę i wszedł. - Cześć – powiedział niepewnie. - Cześć - odpowiedzieli mężnie chórem, Crabb i Goyle. - Gdzie Malfoy? - Po Dracona przyszła całkiem niedawno jego mama i powiedziała, że musi go zabrać – stwierdził Vincent. - Aha, dobra, to ja nie będę przeszkadzał. „Nie dość, że kurwa, Hermiona został zgwałcona, to jeszcze krwa, nie mogę się upić razem z Malfoyem” – pomyślał z goryczą. - Nie <hick> przeszka <hick> dzasz – wyjaśnił mu kurtuazyjnie osiłek z czkawką. - Właśnie. Chodź się napij. Może Draco zaraz wróci? – wykazał się kojarzeniem faktów osiłek bez czkawki. No i Harry się napił. A ponieważ nie był przyzwyczajony do picia wódki, zwłaszcza z bardzo niewielką ilością popitki, po godzinie świat pozyskał w jego oczach nieco inne barwy, a nawet konsystencję i Gryfon musiał koniecznie iść spać. Tylko, że jak wstał od razu się zatoczył. „Śpią...” – zarejestrował z opóźnieniem ten fakt umysł zielonookiego bruneta. Harry bardzo intensywnie zaczął myśleć, chodź przychodziło mu to z trudem i po trzech minutach walnął się na łóżko swojego zagorzałego wroga, Draco Malfoya. ****** Percy i Igor przez kolejną godzinę zabawiali się rzucaniem w Severusa Tormenterem, a on, ku ich irytacji jakoś nie chciał przyznać się do winy. Jakiekolwiek stalowe obręcze na przeguby rąk i nóg stały się absolutnie zbędne, gdyż Snape zwisał teraz bezwładnie z wycieńczania. Przesłuchiwany krzyknął tylko raz. Kiedy dostał podwójną i bardzo długą klątwą Wtedy nawet zemdlał. W tej chwili głowa opadła mu na piersi, a z nosa i uszu sączyła się krew. - Nie przyzna się – powiedział cicho Percy do Igora. – Znam go, sukinsyn się nie przyzna, nawet jeżeli on to zrobił a w to wątpię. Dalsze stosowanie Tormento może go tylko zabić, albo doprowadzić do utraty zmysłów. A martwy albo niepoczytalny Snape na nic się nam nie przyda i nawet może zaszkodzić. Dumbledore to potężny czarodziej. Stary głupiec, ale potężny... Lepiej go nie drażnić. - W końcu się przyzna – Matrojew spojrzał na zegarek. Była za piętnaście dziesiąta.- Zróbmy sobie kwadrans przerwy, Percy. Zjadłbym coś. - Dobrze – Weasley popatrzył niechętnie na wycieńczonego mężczyznę w stalowym fotelu. Severus z wielkim wysiłkiem wsparł głowę na oparciu. Wyglądał okropnie. Gdyby Percy używał sumienia, zapewne by go w tej chwili ruszyło, ale on był postępowym czarodziejem. Tak postępowym, że parę godzin wcześniej zgwałcił dla zwykłej rozrywki szesnastolatkę, tylko dlatego, że mógł sobie na to pozwolić, bo występował z pozycji władzy. Wiec jak mógł ruszyć go widok sponiewieranego wampira? Przecież TO nie było nawet w pełni człowiekiem.... Matrojew podszedł do Severusa i nachylił się do jego ucha. - Nie wiem czy go zabiłeś czy nie... i tak szczerze to mało mnie to obchodzi. Ale przyznasz się... Jeżeli nie dziś to w sobotę wieczorem, na kolejnym przesłuchaniu. Będziemy cię przesłuchiwać aż do skutku, kutasie. - Pieprz się – bardo cicho i bardzo łagodnie odpowiedział Snape, a Matrojew splunął mu w twarz i z całej siły walnął go w splot słoneczny, tak że czarnookiemu mężczyźnie zabrakło na dłuższą chwilę tchu. Urzędników nie było co najmniej przez trzy kwadranse i Severus w tym czasie mógł trochę odpocząć. Bolało go po prostu wszystko. Najbardziej doskwierało mu to, że nie może wytrzeć z twarzy swojej krwi i śliny Matrojewa. Wiedział jedno. Całkiem poważnie brał pod uwagę nie tylko nie wypicie swojego eliksiru przed kolejnym przesłuchaniem, ale nawet zażycie cudownego specyfiku, niwelującego działanie Wywaru Amorficus, na wypadek gdyby chcieli go nim uraczyć w Azkabanie na siłę. Jak on nienawidził tego miejsca... „Jeżeli nic innego nie da się zrobić, to cóż... wykończę ich jako wampir, a później skończę ze sobą, bo i tak za coś takiego czeka mnie śmierć, nawet po uczciwym procesie.” – Severus ze względu na Zakon i na Albusa, żywił jednak mimo wszystko nadzieję, że da się znaleźć inne wyjście z sytuacji. - Witamy ponownie, panie Snape – przerwał niewesołe rozważania Mstrzowi Eiksirów, chłodny głos Matrojewa. Severus posłał mu drapieżne spojrzenie i uśmiechnął się cynicznie. - Odpocząłeś sobie trochę? – drwiąco spytał Weasley, siadając ponownie na krześle naprzeciwko przesłuchiwanego. - Nie spisujecie tego, co ze mną robicie? – głos Seva pełen był sarkazmu i zimnej ironii. - Widzę, że wróciłeś do pełni sił – Percy uśmiechnął się sardonicznie. - Nie pasuje ci ten uśmiech, Weasley – odezwał się łagodnie Snape. Masz zbyt chamski wyraz twarzy.. Przez następną godzinę skuty łańcuchami Severus poznał smak wszystkich możliwych ciosów, zwłaszcza w nerki. Wampiry są bardzo wytrzymałe na ból. Po dziesięciu minutach Snape mógł normalnie chodzić i nawet za bardzo nie było widać po nim, przez co przeszedł. Wampiry są bardzo wytrzymałe na ból, ale to nie oznacza, że odczuwają go mniej intensywnie od ludzi. Mężczyzna leżał skuty łańcuchami na podłodze i ledwie łapał oddech, po kolejnym bardzo sprawnie wymierzonym, niezbyt silnym, ale za to bolesnym kopnięciu Matrojewa, w żołądek. Był bliski omdlenia. „Ciekawe masz umiejętności, sukinsynu” – pomyślał przeszyty kolejną falą fizycznego cierpienia, Snape. - Nie przyzna się dziś – Percy zwrócił się bardzo cicho do kumpla. – A nie możemy go załatwić, ze względu na tego stukniętego starucha z Hogwartu. - Wiem, na sobotę postaram się przygotować... coś specjalnego. - Dobrze... Wstawaj, Snape!. - Nie mam siły – warknął wampir – dajcie mi pięć minut. Matrojew rozkuł go z łańcuchów i brutalnie pomógł mu usiąść na fotelu. - Masz nawet dziesięć minut, my musimy jeszcze porozmawiać na osobności – chłodno stwierdził Percy i obydwaj mężczyźni znowu zostawili go samego. Był obolały i zmęczony Zastanawiał się, co powie Dumbledore’owi, bo przecież nie całą prawdę. Nie chciał go denerwować. Strasznie chciało mu się pić. Nie wódki, nie. Chciał są napić zwykłej wody. I musiał zapalić. Koniecznie Inaczej zwariuje. No i jego pęcherz też dawał o sobie znać. Nawet nie wiedział kiedy wrócili jego oprawcy. Mistrz Eiksirów skorzystał z prymitywnej łazienki. Umył dokładnie twarz i napił się łapczywie wody z kranu. Czuł się już na tyle dobrze, na ile mógł po tym co go spotkało. Spojrzał w lustro i stwierdził z zadowoleniem, że wygląda w miarę normalnie i może spokojnie udać się do Albusa. *** - Jestem – powiedział Severus ochrypłym głosem, pojawiając się dziesięć minut po północy w kominku, w gabinecie dyrektora. Dumbledore oczywiście pozwolił mu palić tyle ile tylko chciał. Wampir zrelacjonował mu swoje nieciekawe przemyślenia i przebieg przesłuchania, pomijając fakt znęcania się nad nim, czego Albus i tak się domyślał. Oczywiście dyrektor nie mógł też dowiedzieć się o planie awaryjnym na sobotę. - Narcyza zabrała przed dwunastą Dracona do Dragon Tower... Nie podoba mi się to - powiedział nagle zmartwiony Albus. - CO? W nocy?! – mistrz eliksirów momentalnie poczuł się dużo mniej zmęczony i obolały. - Tak. Mówiła że niedługo wróci, a ona chce z nim tylko pilnie porozmawiać. Widziałem, że jest zdenerwowana i nie chce, lub nie może mówić nic więcej. „Kurwa” – pomyślał Severus. - Cholera – powiedział na głos – znowu nie zasnę... - Masz – Dumbledore podał mu Eliksir Bezsennego Snu, który przygotował już wcześniej. – Ja też dziś wypije porcję – dodał widząc skrzywioną minę podwładnego. Severus wziął niechętnie fiolkę, ale wiedział że Albus ma rację. W końcu musiał trzeźwo myśleć w czasie zajęć. - Nie ma sensu zamartwiać się w tej chwili, zobaczymy, co sam Draco będzie miał do powiedzenia jutro rano – dodał uspakajającym tonem Dumbledore. - O ile cokolwiek będzie chciał, lub mógł powiedzieć, Albusie. - Ta prawda Severusie, to prawda, ale my nie mamy wpływu na to kiedy i co nam powie... *** ****** -------------------- "KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II] |
Kitiara |
26.12.2004 09:10
Post
#19
|
Uczeń Hogwartu Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 173 Dołączył: 08.12.2004 Płeć: jedyny w swoim rodzaju |
Noc z
poniedziałku 05.11.96, na wtorek 06.11.1996
Próba Dracona Malfoy’a Dragon Tower była obwarowana ogromną ilością zaklęć zabezpieczających i ochronnych, tak że rzucanie na terenie posiadłości Malfoy’ów klątw niewybaczalnych było całkowicie bezpieczne, chyba że ministerstwo wystosowałoby odgórny nakaz zobowiązujący właścicieli do zdjęcia większości magicznych blokad i zabezpieczeń, ale ja do tej pory to nie nastąpiło. Salon na dole był ogromny i mogło w nim pomieścić się swobodnie dwadzieścioro ludzi, a jeszcze mieliby sporo miejsca do tańca. Stała tam jedynie spora kanapa, stół i wygodne, stylowe krzesła Sporo miejsca zajmował rzeźbiony w jasnym marmurze kominek, ozdobiony onyksami. W tej chwili był całkowicie wygasły, ale w salonie i tak było ciepło. Jeżeli chodzi o meble był tam jedynie ogromnych rozmiarów barek z alkoholem opieczętowany stałym zaklęciem chłodzącym. Voldemort spokojnie nałożył blokadę wyciszającą pomieszczenie i zablokował skomplikowanym zaklęciem drzwi. Draco spokojnie podszedł do barku i zapytał się „zacnych” gości, czy czegoś się nie napiją, bo on owszem. - Draco, nie powinieneś być pod działaniem jakichkolwiek środków odurzających czy znieczulających. Musisz być całkowicie świadomy – suchym tonem wyjaśniła mu „kochana” ciocia. - Bellatrix ma rację... – głos Voldemorta był cichy i niemal łagodny, ale chłopak i tak widział w jego oczach zamiłowanie do okrucieństwa. - Ja jednakże chętnie napiję się Whisky bez wody i lodu i tak pewnie jest chłodna. - Proszę bardzo, ciociu – powiedział Draco. Zrobił dla Bellatrix drinka i podał go kobiecie. - Nie denerwujesz się? - Może trochę – odpowiedział jej zgodnie z prawdą Malfoy. - Jesteś dojrzały jak na swój wiek, drogi siostrzeńcu. To się chwali. - Trochę ostatnio przeżyłem i zobaczyłem, ciociu. - Draco uśmiechnął się smutno. - Jesteś silny fizycznie? – spytał go chłodno Voldemort, gdy Lestrange sączyła swojego drinka obserwując siostrzeńca lekko zmrużonymi oczami, co nadawało jej wygląd niebezpiecznej kocicy. - Tak, Panie – grzecznie odpowiedział Draco. - Bardzo? - Nie wiem czy bardzo, Panie – chłopak wzruszył ramionami. - To musieliby ocenić inni, ale potrafię naprawdę mocno przyłożyć. Bellatrix uśmiechnęła się drapieżnie. - To dobrze, chłopcze. Ale ty już raczej chłopcem chyba nie jesteś, co? - Możesz się do mnie ciociu zwracać, jak uznasz za stosowne – dyplomatycznie odpowiedział blondyn. - Dżentelmen i dyplomata, który potrafi przyłożyć – Lord uśmiechnął się z satysfakcją – będziesz nawet lepszy od swojego ojca, jeśli się postarasz, Draco... Liczę na ciebie – młodzieniec popatrzył Voldemortowi prosto w czerwone ślepia. - Postaram się nie zawieźć cię, Panie – powiedział i skłonił leciutką głowę. - To dobrze, bo ja nie lubię wybaczać – głos wysokiego, chudego mężczyzny był zimny i spokojny. - Mówisz, że jesteś silny fizycznie, i ja ci wierzę. Chcę tylko sprawdzić, czy posiadasz siłę wewnętrzną, hart ducha i wytrzymałość, Draco. Zostajesz poddany tej Próbie nie dlatego, że nie ufam twoim rodzicom, czy tobie... Po prostu od ciebie będę wymagał trochę więcej niż od zwykłego poddanego. - Rozumiem, Panie – odparł Draco pokornie. Przynajmniej na tyle pokornie na ile było go stać. Bellatrix odstawiła na stół opróżnioną szklankę. - Przedstawienie czas zacząć – powiedziała takim tonem, jakby mówiła o Jasełkach wystawianych przez mugolskie dzieci i Draco po raz pierwszy tej nocy naprawdę się przestraszył. * Narcyza skończyła drugiego, mocnego i bardzo dużego drinka, i nie czuła w ogóle działania alkoholu. Jej syn, siostra i Czarny Pan byli w salonie już trzy kwadranse. Mimo dojrzałej postawy Dracona, kobieta bała się o swojego jedynaka, zwłaszcza, że znała możliwości Kacicy. W końcu był jaj jedynym dzieckiem... Kobieta podeszła do małego, podręcznego barku przy łóżku i nalała sobie kolejnego drinka. * Kiedy Narcyza przyrządzała sobie trzecią białą Martini z lodem, Draco po raz kolejny umierał z bólu na podłodze salonu. Tym razem chyba naprawdę. Po raz pierwszy rzeczywiście głośno krzyczał, a z oczu pociekły mu łzy. Z nosa spływała mu obficie krew, a całe ciało wstrząsane było silnymi konwulsjami. „Zabijcie mnie” – pomyślał nieprzytomnie. - DOSYĆ!!! – Voldemort zdjął szybkim ruchem klątwę z bliskiego utraty zmysłów młodzieńca. - Poniosło cię, Bello. Chcesz go zabić, albo wysłać do Św. Mungo, jak Longbottomów? – zapytał chłodno. - Rzeczywiście, wybacz mi Panie, to kwestia przyzwyczajenia – Draco przez zasłonę cierpienia usłyszał zimny śmiech ciotki. „Z czego ona się śmieje?” – pomyślał jak w malignie. Wydawało mu się, że ma gorączkę. Przez kilka minut poddawany był niemal nieustannemu Cruciatus. Bolało go absolutnie wszystko, począwszy od czubka głowy, a skończywszy na palcach u stóp. Miał wrażenie, że jeszcze chwila tortury, a nosem wraz z krwią wypłynie mu mózg. Teraz oddychał ciężko, modląc się w duchu aby to się skończyło. Chociażby śmiercią. Było mu wszystko jedno. Voldemort podszedł do chłopaka. - Masz dosyć, Malfoy? – usłyszał wsparty na łokciach, rozrywany niemiłosiernym cierpieniem, jakie sprawiało mu teraz nawet oddychanie, syn Lucjusza. Draco spróbował zebrać myśli. - Tylko od ciebie... Panie zależy... kiedy skończy... się Próba – odpowiedział łamiącym się z bólu głosem i podniósł mętny wzrok na swoich oprawców. - Wstań – blondyn zacisnął zęby i podniósł się nieludzkim wysiłkiem na nogi. Ku swojemu zdziwieniu dosyć mocno na nich stanął. - Jesteś wytrzymałym młodzieńcem, Draco – sucho powiedział Lord. – Pierwszą część próby przeszedłeś pomyślnie. - Pierwszą? – zapytał niepewnie chłopak. - Nie obawiaj się – Bellatrix uśmiechnęła się zimno. – Druga część ma na celu sprawdzić jedynie twoją lojalność i gotowość do posłuszeństwa. - Rozumiem – Draco przełknął ślinę. Jakoś nie mógł pozbyć się narastającego po ostatnich słowach Czarnego Pana lęku. - Na czym polega ta druga część Próby, Panie? – Draco starał się, żeby głos mu nie drżał. - Cierpliwości – chłodno odrzekł Lord – dowiesz się już niedługo... Mężczyzna spojrzał na ścienny zegar. Było kilka minut po pierwszej. - Dowiesz się gdy pojawi się McNair ze swoim podopiecznym, lub podopieczną... Zobaczymy... Dopiero teraz chłopak zaczął się naprawdę bać. Lęk przed nieznanym jest najgorszy, a Draco obawiał się, że będą mu kazali zrobić coś potwornego. Nawet wolał nie myśleć, co... ****** Zanim Severus wypił eliksir, zrobił sobie porządnego drinka z czystej. „Boże – pomyślał – jeżeli Narcyzę odwiedził Czarny Pan, a pewnie tak było, to może to oznaczać tylko koszmar, albo przeogromny koszmar...” Tym pierwszym, była według Severusa Próba, którą jako wampir koniecznie musiał przejść - i to nie jej pierwsza część, ale druga. Najgorszą opcję stanowiła Próba i następujące po jej drugiej częśći wypalenie Mrocznego Znaku. „Boże, miej tego chłopaka w swojej opiece” – pomyślał w gruncie rzeczy niewierzący w żadne bóstwa Snape. ****** Dwadzieścia po pierwszej w kominku pojawiła się sylwetka Przewodniczącego Komisji Likwidacji Niebezpiecznych Stworzeń, który bynajmniej nie był sam. Razem z McNairem było dziecko. Na oko dziesięcioletni chłopczyk, który był przestraszony i płakał. - Witaj, Panie – powiedział niedoszły zabójca Hardodzioba skłaniając lekko głowę. – Witaj, Bello. Musiał przy tym mocno trzymać wyrywającego się dzieciaka. Draco patrzył na to coraz bardziej przerażony. Chłopiec miał ciemne włosy i duże niebieskie, zapłakane oczy, które wlepiał teraz z przerażeniem na otaczających go ludzi. - Szlama czy mugol? – obojętnie spytał Lord. - Mugol, Panie. Dzieciak zaczął płakać głośniej. Draco pomyślał, że chłopaczek przestraszył się nie tylko Voldemorta, ale też tych obcych nieznanych słów. - Zobaczymy Draco, jak bardzo potrafisz być lojalny wobec swojego przyszłego Pana – zimno powiedziała Bellatrix. Młodzieńca przeszył lodowaty szpikulec grozy. „Chyba nie każą mi torturować tego dziecka... chyba nie” – myślał gorączkowo. Wiedział, że nie będzie miał wyjścia, jak wykonać każdy rozkaz. Musiał wzbudzić zaufanie tej trójki, zwłaszcza Żelaznej Damy, jak wyraził się kiedyś o tej wysokiej, okrutnej kobiecie jego ojciec i Czarnego Pana, który musiał uwierzyć, że Draco Malfoy po ukończeniu Hogwartu będzie jednym z jego najwierniejszych sług. - Zamknij się, gówniarzu! – Bellatrix podeszła sprężystym krokiem do McNaira i chłopca, i popatrzyła na dziecko zimnym, drapieżnym wzrokiem – Nie uczono cię, że chłopcu nie wypada płakać? Draco nie mógł jej nie podziwiać. Nie cierpiał jej, obawiał się jej, ale przy tym ją podziwiał. Było w niej coś takiego, co wzbudzało szacunek i respekt, nawet większy niż u Lorda. Mimo skłonności do okrucieństwa biła od niej siła, miała w sobie jakąś niepokojącą charyzmę i z tego, co Draco słyszał, potrafiła znieść nawet największy ból. Dzieciak zamilkł, jak przypuszczał Draco bardziej ze strachu niż z posłuszeństwa. - Tak lepiej – czarnowłosa czarownica uśmiechnęła się drapieżnie. – Taki duzi chłopcik nie mozie płakać – dodała drwiącym tonem. Chłopaczek przełknął ślinę i popatrzył z przerażeniem na wysoką, pochyloną nad nim kobietę. McNair i Bella usiedli wygodnie na kanapie i kazali sobie podać drinki. Malfoy oddałby wszystko za szklankę czystej, ale wiedział, że mu nie wolno. Lord stanął wsparty wygodnie o gzyms kominka. - Masz różdżkę, Draco? - spytał spokojnie. - Nie wziąłem ze szkoły – cicho powiedział chłopak. Nienawidził w tej chwili matki, za to, że nie uprzedziła go o drugiej części Próby. Nawet nie pomyślał, że Narcyzie, która właśnie teraz dopijała trzecią Martini do głowy nie przyszło, że Lord każe szesnastolatkowi torturować dziecko. - Nie szkodzi, weź różdżkę Belli... – kobieta rzuciła mu różdżkę, którą Draco sprawnie złapał. - Co mam zrobić? – spytał przestraszony nie na żarty i próbując za wszelką cenę ukryć zdenerwowanie. Głośno przełknął ślinę. - Za pierwszym razem zawsze jest trudno. Nie martw się przyzwyczaisz się - spokojnie powiedział McNair, tak jakby chodziło o jakiś ekstremalny sport, a nie znęcanie się nad człowiekiem. Dzieciak znowu płakał, ale nikt poza młodzieńcem tym się nie przejmował. - Użyj Cruciatusa – spokojnie powiedział Czarny Pan. Draco całym wysiłkiem woli powstrzymał drżenie rąk i wycelował różdżką w malca, który teraz błagał, żeby nie robić mu krzywdy. - Crucio – powiedział, ale zabrzmiało to niepewnie i cicho, więc nie przyniosło większego rezultatu, bo chłopczyk nawet nie krzyknął. Draco czuł się podle. Chętnie zamieniłby tą cześć Próby, na kolejne pół godziny, a nawet godzinę własnego cierpienia. Wolał nie myśleć o tym, co robi i starał się nie patrzeć temu dzieciakowi w oczy. Tak było łatwiej, chociaż i tak piekielnie trudno. - Musisz chcieć zadać ból, pokażę ci – Bellatrix bez uprzedzenia wstała i wyjęła różdżkę z dłoni Malfoya. Jej Cruciatus, mimo że niezbyt głośno powiedziane doprowadziło malca do wrzasku. Bella była mistrzynią. Chłopiec darł się przeraźliwie, a Draco chciał się znaleźć jak najdalej stąmtąd. Modlił się o to, żeby się nie popłakać i nie okazać słabości. Musiał być silny i musiał tą tragikomedię odegrać do końca. Ale to było jeszcze gorsze od patrzenia na gwałt i nie wiedział czy psychicznie wytrzyma. „Weź się w garść – pomyślał – musisz być posłuszny temu szaleńcowi, nie masz właściwie wyboru.” - Teraz ty – powiedziała Bellatrix wręczając mu różdżkę i spokojnie wracając po do picia drinka. „Jeżeli będą mi kazali go zabić – odmówię” – pomyślał młodzieniec. „Coś wymyślę i się wymigam. Jestem w końcu Ślizgonem.” Blondyn odetchnął głęboko. - Crucio – powiedział sucho jak najobojętniejszym tonem, a jego szare oczy były teraz całkowicie zimne bo wyobraził sobie, że rzuca klątwą w Wiceministra Magii. Tym razem chłopak naprawdę wrzasnął, a Lestrange zaśmiała się ochryple. Chłopak popatrzył na McNaira i Voldemorta. Ten pierwszy patrzył na wszystko drwiącym, obojętnym wzrokiem. Czarny Pan natomiast wyglądał na zadowolonego: - Widzę, że szybko się uczysz – powiedział pobłażliwym i pełnym samozadowolenia tonem. „Na twoje nieszczęście, bardzo szybko” – pomyślał zimno Draco. Jego następne Cruciatus doprowadziło dzieciaka do omdlenia i krwawienia, bo Malfoy tym razem wyobraził sobie, że jego różdżka skierowana jest na Voldemorta. W tej chwili nienawidził trojga osób w tym salonie i nienawidził siebie za to, co robi. Ale jeżeli chciał zostać szpiegiem Dumbledore’a musiał się tak zachowywać. - Dosyć – Lord machnął dłonią. - Widzę, że jesteś lojalnym młodzieńcem, gotowym wykonać każdy rozkaz. – Nie każę ci zabijać tego dzieciaka. Na to będziesz miał szansę przed samym wstąpieniem w moje szeregi. - Tak jest, Panie – sucho odpowiedział Draco, starając się nie słuchać płaczu chłopca ocuconego właśnie przez McNaira. - Żegnaj mały – Bellatrix wyjęła z rąk Draco swoją różdżkę – Avada Kedavra. W jednej chwili ustał płacz dziecka. Voldemort zdjął blokadę z drzwi. - Z zaklęciem wyciszającym sam sobie poradzisz – powiedział. - Będziesz dobrym współpracownikiem – dodał zimno Lord. – Możesz przekazać matce i swojemu ojcu, gdy już wyjdzie z Azkabanu, że mają wspaniałego syna... Na nas już czas, mamy jeszcze sporo spraw do załatwienia. Bella, weź ciało, trzeba je gdzieś wywalić. Malfoy musiał zaciskać zęby, żeby nie wybuchnąć płaczem, ani żeby nie zacząć wrzeszczeć. Skinął więc tylko głową gdy troje czarodziejów udało się w stroną kominka. - Pozdrów ode mnie Narcyzę i przekaż jej gratulację – powiedziała Bellatrix zanim znikła w płomieniach. Kiedy Draco został sam, chwycił ogromny wazon stojący na stole i z wrzaskiem rzucił nim z całej siły o ścianę. Upadł na kolana i wybuchł niepohamowanym szlochem. * Narcyza wypiła czwartego drinka i zaczęła się naprawdę niepokoić o syna. Siedziała i czekała, a była już godzina druga trzydzieści. „Chyba go nie zabili, nie zrobili mu krzywdy...” - myślała. Drzwi do sypialni otworzyły się z hukiem. Narcyza obejrzał się przestraszona. W progu stał jej syn. Wyglądał strasznie. Miał zapuchnięte od płaczu, czerwone oczy i potargane włosy. - Dlaczego mi nie powiedziałaś? – spytał zimno. Matka patrzyła na niego nic nie rozumiejąc. Chłopak podszedł do łóżka, na którym siedziała kobieta i potrząsnął nią mocno. - Dlaczego mi nie powiedziałaś na czym polega druga część Próby, mamo?! DLACZEGO??!!! - Nie wiedziałam – wyjąkała. Narcyza na wyglądała na autentycznie zaszokowaną i Draco trochę się uspokoił. – Myślałam, że będą tylko sprawdzać twoją wytrzymałość na ból. Naprawdę, synku. Nie wiedziałam. Chłopak bez słowa podszedł do barku i nalał sobie sporą szklankę Brandy, którą ku zdziwieniu matki wypił trzema dużymi łykami. Zamknął oczy i wciągnął ze świstem powietrze. - Musiałem torturować jakiegoś mugolskiego bachora i patrzeć jak umiera – powiedział z wyraźnym bólem. - Przykro mi, kochanie – wyszeptała matka i Draco widział, że naprawdę jest jej przykro. - Pójdę już – chłopak pozwolił się przytulić, ale tylko na małą chwile. Nie mógł teraz znieść niczyjego dotyku, nawet matki. Bolało go wszystko, a najbardziej bolało go w środku, gdzieś w okolicy serca. To był tępy, nieustępliwy ból, którego nie ukoiła ani trochę szklanka wypitego przed chwilą alkoholu. Narcyza rozumiała swojego syna. Odsunęła się od niego. Na jej twarzy malowało się cierpienie. Draco wziął z gzymsu kominka garść proszku Fiuu i nagle przyszła mu do głowy pewna szalona myśl, ale wiedział, że ta myśl jest słuszna. Popatrzył poważnie na matkę. - Przekaż ojcu – powiedział zimno - że jeżeli nie zostanie szpiegiem Dumbledore’a, to ja się go wyrzeknę. - Synu – szepnęła przerażona kobieta – nie wiesz, co mówisz... - Doskonale wiem, mamo. Kocham cię. Ojca też kocham, chociaż może nieco inaczej. W końcu on zawsze był taki chłodny, oficjalny i mało przystępny. Dużo mniej niż ty. Przekaż mu, że jeżeli nadal będzie wierny temu choremu sadyście to ja się go wyrzekną i zrobię to na piśmie. Zrzeknę się całego majątku i wszystkich dóbr, niech robi z tym co zechce. – Draco zacisnął dłoń na trzymanym proszku. – Ja mówię poważnie mamo – dodał bardzo cicho. - Wiem, kochanie, wiem – odpowiedziała szeptem. - Przekażesz mu? - Przekażę – Narcyza uśmiechnęła się smutno. - Do zobaczenia, mamo – chłopak wrzucił proszek w ogień i po paru sekundach kobieta została sama z własnym, zrujnowanym życiem. Po jej policzkach popłynęły obficie łzy. „To wszystko przez ciebie, sukinsynu – pomyślała z mocą o Voldemorcie – tak bardzo cię nienawidzę.” *** Draco pojawił się w kominku Pokoju Wspólnego Slytherinu za dwadzieścia trzecia nad ranem. „Nici ze spania... może chłopaki nie wypili całej wódki – pomyślał z nadzieją – ciekawe czy był u nich Potter?” Chłopak udał się do swojego dormitorium i ogarnął wzrokiem oświetlone światłem księżyca pomieszczenie. Na podłodze stała nie dokręcona butelka z resztką wódki i walały się kieliszki. Vincent i Gregory zasnęli w ubraniu i butach. Na jego wyrku spał Potter. On jako jedyny był w pidżamie. Blondyn go szturchnął, ale Gryfon nie wykazał żadnych oznak życia „Świetnie, będę spał z Potterem w jednym łóżku...” – ale to akurat było najmniej niemiłym wydarzeniem z ostatnich dwudziestu czterech godzin. Draco podniósł butelką, ocenił ilość płynu na dnie i wziął sobie małą szklankę. Wódki było jak na jego oko akurat. Wypił ją duszkiem. Zamknął oczy, pozwalając żeby alkohol rozgrzał jego wnętrze i usiadł na swoim łóżku, przesuwając na bok nogi rozczochranego i pijanego jak bela bruneta. Chłopak spał w okularach. „Chryste” – pomyślał Draco z politowaniem i zdjął mu szkła Zapalił jednego z papierosów, które zostały Harry'emu, a teraz leżały na szafce przy jego łóżku. Popiół strzepywał do stojącej na podłodze popielniczki. Wstał, ściągnął buty kumplom i przykrył ich kocami. Przebrał się do snu (czytaj: rozebrał do naga) i postarał się nie wracać myślami ani do zgwałconej Hermiony, ani do przerażonego dzieciaka, którego osobiście całkiem niedawno torturował.. W ogóle nie żałował tego, co powiedział na odchodnym matce. Z każdą chwilą upewniał się w słuszności swojej decyzji. Westchnął głęboko i wyciągnął spod Pottera kołdrę, tak żeby go przy okazji nie zwalić z łóżka, które na szczęście było całkiem duże. „To jest żałosne, a ja jestem za trzeźwy” – pomyślał, ale postanowił już więcej nic nie pić. Po co mu kac w czasie zajęć? I tak wystarczy, że nie spał poprzedniej nocy, a dziś będzie spał bardzo krotko i zapewne bardzo źle. Położył się obok pijanego Gryfona i naciągną na nich obu kołdrę. Podniósł się na łokciu i powiedział prosto do ucha bruneta, tak jakby ten mógł go usłyszeć: - Znaj moje dobre serce, Potter. Powinienem cię wykopać z wyrka na podłogę, pijaku zatracony... Masz szczęście, że nie chrapiesz. Jakby w odpowiedzi na jego słowa Crabb chrapnął krótko i potężnie z sąsiedniego łóżka „Żałosne” – pomyślał Draco zamykając oczy. *** ****** -------------------- "KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II] |
Raistlin |
26.12.2004 17:52
Post
#20
|
Kandydat na Maga Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 57 Dołączył: 11.12.2004 Skąd: Krynn |
No jak zawsze nie ma się do czego
przyczepić, i jak zawsze opowiadanie super.
Pisz dalej, odemnie Ps. Do twojego dawniejszego posta: Kit ja sie nie dziwie, że ludzie nie dodają tak długo części opowiadań, tylko że mnie denerwuje jak ktoś dodaje nieduży kawałek opowiadania po miesiącu lub dłużej. Pps: Masz na jakimś innym forum to całe opowiadanie?? -------------------- |
Kitiara |
27.12.2004 16:55
Post
#21
|
Uczeń Hogwartu Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 173 Dołączył: 08.12.2004 Płeć: jedyny w swoim rodzaju |
Ekhem, po co Ci inne forum, Raist?
Przecież wklejam części regularnie. Przynajmniej na razie:)
Gorzej będzie jak dojdę do ostatniej, którą mam skończoną, wtedy będzie już wolniej... Okey - oto następny "part": Wtorek, 06.11.1996 Severus obudził się całkowicie wypoczęty, ale gdy wstał, przypomniały mu o sobie bólem narządy wszystkie wewnętrzne i całe ciało. Kaskadą wróciły do jego umysłu wszystkie przykre myśli i wspomnienia z minionego dnia i minionej nocy. „Życie jest piękne” – pomyślał cynicznie, idąc pod prysznic. ****** Hermiona otworzyła oczy. Przez jedną, małą chwilę czuła się dobrze, ale szybko przypomniało jej się wszystko, co przeżyła poprzedniego dnia. W ogóle nie chciał wstawać z łóżka. „Mogłabym tu zostać, zasnąć i już nigdy więcej się nie obudzić... – pomyślała - Ciekawe, czy Harry pił w nocy z Malfoyem?” Wstała i skrzywiła się z bólu gdy postawiła pierwsze kroki. Podreptała powoli pod prysznic. Czuła się otępiała, tak jakby nie chciała dopuścić do świadomości tego, co stało się na przesłuchaniu, chociaż zdawała sobie sprawę z realizmu tych okropnych wydarzeń. Opłukując ciało z piany, odważyła się obejrzeć wnętrze swoich ud. Były idealnie sine i idealnie obolałe. Hermiona zaczęła się zastanawiać, jak w ogóle będzie chodziła tego dnia. „Cudownie” – pomyślała bliska płaczu, wycierając się ręcznikiem. ****** Ron obudził się o siódmej rano. Popatrzył na łóżko obok. Było puste. „Gdzie on może być?” – pomyślał z niepokojem rudzielec. „Włóczy się gdzieś czy co?” Chłopak ziewnął i się przeciągnął. Postanowił sprawdzić, czy Harry nie zasnął przypadkiem w Pokoju Wspólnym. ****** Wpół do ósmej Draco leżał już z otwartymi oczami i palił drugiego papierosa. Papierosa Harry’ego. Ślizgon obudził się prawie zupełnie odkryty, bo Wielki Pijany Harry Potter zabrał większość kołdry. Teraz Malfoy odgrywał się paląc papierosy Gryfona, nie zabrał mu jednak w odwecie całej kołdry, a jedynie tyle ile mu było potrzeba. Potterowi było jego zdaniem stanowczo za dobrze. Blondyn potrząsnął brunetem. - Wstawaj! – powiedział głośno – bo spóźnimy się na śniadanie. - Odwal się, Ron, – wymamrotał nieprzytomny Harry. – Boli mnie głowa. - Nie dziwne, będziesz miał cały dzień przesrane. Ciesz się, że nie mamy eliksirów i nie jestem żaden Ron. - Daj mi do cholery jasnej spokój, Neville. Chcę spać – wyjęczał nakrywając głowę kołdrą, Gryfon. Draco wstał i szybko się ubrał. „Powinienem się umyć... mam to w dupie” – pomyślał przytomnie. Usiadł na łóżku i zapalił kolejnego papierosa, już ostatniego z paczki wiecznie rozczochranego zielonookiego bruneta. Gdy skończył palić, zgniótł niedopałek i brutalnie ściągnął z Harry'ego kołdrę. - Cholera – wymamrotał chłopak. - Wstawaj, Potter, bo cię zrzucę! Myślisz, że będziesz się wylegiwał w moim wygodnym, ślizgońskim wyrku cały dzień? – Malfoy był poirytowany. - Guzik mnie obchodzi, że masz kaca. Też czasem miewam coś takiego, chociaż pewnie nie w takim natężeniu jak ty teraz. Harry zaczął się rozbudzać. „O co mu chodzi z tym jego ślizgońskim łóżkiem?” - To moje łóżko i nie jesteśmy w Slytherinie, tylko w Gryffindorze.... Seamus – nie miał pojęcia kto go budzi, znowu strzelił jakimś imieniem, które przyszło mu na myśl. – I dlaczego mówisz do mnie po nazwisku? - BO ZAWSZE TAK DO CIEBIE MÓWIĘ, GŁĄBIE KAPUŚCIANY! – nie wytrzymał Draco. Crabb i Goyle otworzyli na chwilę oczy, ale zaraz posnęli ponownie, mamrocząc coś do siebie. „Ich też powinienem obudzić... ale brak śniadania raczej im nie zaszkodzi, poza tym śpią w swoim dormitorium i w swoich łóżkach.” Harry odwrócił się nieprzytomnie na plecy i otworzył oczy. Boże, ale ten gest bolał, ależ bolał.... Głowa mu pękała na dwie części. Chłopak się skrzywił i ponownie zamknął oczy. Za drugim razem otworzył je bardzo powoli, a następnie przetarł powieki. Czyjaś dłoń podała mu okulary i Harry założył je na nos. Jakże się zdziwił. Był w obcym dormitorium. Leżał w obcym łóżku. Miał straszliwego kaca. Nad nim stał wkurzony Draco Malfoy, który był niewątpliwie lokatorem tego dormitorium i właścicielem łóżka w którym on teraz leżał. No tak, przecież mieli razem pić, tylko blondasa nie było, gdy przyszedł. Powoli wszystko zaczynało mu się przypominać. „O w mordę goblina!” – pomyślał mało ambitnie zdechły Gryfon. - Rusz swoją szanowną dupę, Potter i idź do siebie się ubrać. Wystarczy mi, że musiałem z tobą spać w jednym łóżku. Moim łóżku. Zabrałeś mi prawie całą kołdrę i było mi zimno, ponieważ mam zwyczaj sypiania nago, a teraz nie chcesz się stąd ruszyć. Spadaj pókim dobry, pijaku zatracony. Do Harry'ego zaczęło powoli docierać, co mówił Ślizgon. - Nie wywaliłeś mnie? – spytał zdziwiony. - Było mi cię żal, ale teraz jestem wpieniony, Potter, więc lepiej się rusz. Chcę pościelić – Draco mówił już nieco spokojniej, ale nadal wyglądał nieprzyjaźnie. Harry zwlókł się i usiadł na podłodze. Wziął swoje papierosy. - Nie ma – powiedział żałośnie. – Musiałem wszystkie wypalić do wódki... powinieneś tu przewietrzyć. Draco szybko zaścielił łóżko i patrzył teraz spod uniesionych brwi na Gryfona. - Coś ty, Potter, naprawdę? – zadrwił. – Dzięki za radę, sam bym się nie domyślił... – podszedł do okna i je uchylił. - Masz papierosy? – spytał z prośbą w głosie Harry - Mam, bo co? - Poczęstuj – blondas popatrzył na niego z nieprzeniknionym wyrazem oczu. – Proszę – dodał Harry, przeklinając się w duchu za to, że musi prosić Malfoya. Draco podszedł do swojej szafy, wyjął nową paczkę Marlboro i poczęstował Harry’ego. Sam także zapalił i usiadł na podłodze obok swojego gościa. - Po co musiałeś iść z matką do domu? – spytał nagle Harry. - Nie twój zakichany interes! - Okey, już nie będę pytał. - Ja myślę. Dopalili w milczeniu i Harry założył na siebie pelerynę niewidkę Każdy krok w drodze do Pokoju Wspólnego powodował odzew w jego głowie i kiedy już doszedł na miejsce miał wrażenie, że jego nieszczęsny łeb jest wielki jak balon. Ściągnął pelerynę i podał zaskoczonej, jego nagłym pojawieniem się, grubej damie, hasło. - GDZIŚ TY BYŁ ?! – w głowie Harrey’ego eksplodowały kaskady bólu. - Nie krzycz Ron.... – brunet starł łzy bólu z oczu. Ronald W. Stał na środku Pokoju Wspólnego i patrzył na niego z wyrzutem. - Piłem w nocy wódkę w Slytherinie, a teraz mam gigantycznego kaca..... - CO?! - Ciii, proszę... O której mamy opiekę? - O dziesiątej piętnaście.... piłeś wódkę w Slytherinie? – zapytał z niedowierzaniem rudzielec. - Tak, nie pytaj teraz o nic, idę spać. Obudź mnie na Opiekę... ****** Severus mało co przełknął na śniadaniu. Zauważył, że nie ma Pottera. „Może się wreszcie otruł?” – pomyślał obojętnie. „W końcu to wcale nie byłoby dziwne...” „Sam się otruję... Cholera, przecież nie mogę...” Popatrzył uważnie na Granger. Była jakaś taka, sam nie wiedział... Poważniejsza, spokojniejsza, przygaszona? Trudno było mu nazwać swoje przeczucia... W tej chwili bardziej interesował go Draco. Spojrzał na stół swoich podopiecznych. Malfoy mówił coś ze złością do tej tępej Parkinson. „Jeszcze trochę i wywalę ją z zajęć... obniża poziom... ale go wkurzyła...” Draco był blady i wycieńczony. Jego cienie pod oczami nie mogły być już chyba głębsze. Był poważny, smutny, zgaszony i zdechły. Wyglądał tak, jakby miał się w każdej chwili popłakać, albo zacząć rzucać w ludzi przekleństwami bez powodu. Albo i jedno, i drugie. „Muszę dziś z nim porozmawiać” – pomyślał mistrz eliksirów wracając do swojej nieszczęsnej parówki z musztardą, na którą tak naprawdę nie miał jakiejś większej ochoty. * - Gdzie Harry? – spytała Hermiona przy stole Gryfonów. - Śpi. Ma kaca. - To jednak pił wódkę z Malfoyem – obojętnie powiedziała Hermiona, przeżuwając niechętnie kanapkę z szynką. - Z Malfoyem?.... Możesz mi powiedzieć, co się do cholery dzieje? - Jeżeli jeszcze nie zauważyłeś to dzieje się ostatnio bardzo dużo nieprzyjemnych i dziwnych rzeczy – odpowiedziała zimno dziewczyna. – Daj mi w spokoju zjeść. Ron jej się przyjrzał. Była taka sama jak zwykle. A jednak coś się w niej zmieniło. Nie mógł określić, co dokładnie. Była jakby doroślejsza i jakaś taka dziwnie przytłumiona i smutna. Ron westchnął i zabrał się do jedzenia. Hermiona patrzyła z uwagą na stół nauczycielski. Wszyscy byli tam wyjątkowo poważni. Poważni aż do bólu. Nawet wiecznie uśmiechnięta Tonks. Dziewczyna przyjrzała się Mistrzowi Eliksirów. Wyglądał bardzo statecznie, dostojnie i był jakiś spokojny i jakby smutny. Wyraźnie bardzo intensywnie nad czymś myślał. „Mam nadzieję, że mu nic nie zrobią...” Zwróciła wzrok na stół Slytherinu. Nie chciała się przyznać sama przed sobą, że interesuje ją, czy Draco Malfoy pojawił się na śniadaniu, ale tak właśnie było. Przyszedł. Wyglądał jak przepuszczony przez magiel, ale przyszedł. Parkinson mówiła mu coś na ucho, ale on wydawał się jej w ogóle nie słuchać, a po chwili powiedział jej chyba coś bardzo niemiłego, bo dziewczyna wzruszyła ramionami i odwróciła się do siedzącej po jej lewej stronie Blaise, która wcale nie wydawała się tym zachwycona. Draco spojrzał prosto na Hermionę i Gryfonka szybko odwróciła wzrok. „Czemu ona mi się tak przygląda? – pomyślał Malfoy – pewnie myśli, że wczoraj nie starałem się zbytnio jej pomóc... Cóż ma prawo być zawiedziona, może powinienem jednak bardziej się postarać” - nałożył sobie jajecznicę i zaczął jeść bez większego apetytu. Chłopak wiedział, że takie obwinianie się nie ma większego sensu, ale inaczej nie potrafił. - Draco – usłyszał znowu ten mdlący, wysoki głos z lewej strony. - Czego znowu, Pansy?! – warknął. - Co ty taki jesteś, co? – zagruchało dziewczę elokwentnie i położyło blondynowi dłoń na udzie, którą Ślizgon strącił ze złością, irytacją, a nawet z obrzydzeniem w szarych oczach. - Daj mi spokój! – warknął. – Miałem wczoraj ciężki dzień i ciężki wieczór i nie mam ochoty na żadne migdalenie się z tobą, ani na twoje słodkie gadki. - Dobrze, już dobrze. Ale myślę, że pokochanie się dziś wieczorem nie zrobiłoby ci źle, skarbie – zagruchała mu do ucha, a jego ewidentnie zemdliło na myśl o seksie. Po tym co wczoraj widział w ogóle go mdliło, ale zemdliło go potrójnie na myśl o seksie z Parkinson. „Co jest, tyle razy się z nią pieprzyłem...” - pomyślał „Właśnie uprawialiśmy jedynie seks, a nie miłość... ohyda” – pomyślał z obrzydzeniem. - Pansy, czy do ciebie dociera, że ja nie chcę?! – zirytował się. - Możesz powiedzieć, co ci jest? Odbiło ci? Jeden dzień w towarzystwie Dumbledore’a, Pottera i tej szlamy, Granger i już ci się poprzestawiało? - Coś ty powiedziała?! – wycedził chłopak, patrząc na „swoją dziewczynę” zimnym, złym wzrokiem. Pansy wyglądała na absolutnie zdziwioną. - Jeszcze raz użyjesz określenia szlama w jakimkolwiek kontekście, a przyłożę ci w twarz, Pansy – wysyczał cicho. – Zrozumiałaś? Masz przy mnie tak nie mówić. - Naprawdę coś ci się stało – dziewczyna była wstrząśnięta i zaszokowana – naprawdę, coś... - TAK! – kilka osób spojrzało na nich z zaciekawieniem i Draco zniżył głos o kilka tonów – Wiesz co mi się stało? DOROSŁEM, może ty też powinnaś, co? A teraz daj - mi – spo - kój. Pansy obraziła się na niego i nie odezwała się aż do końca śniadania, z czego blondyn był absolutnie zadowolony. „Głupia krowa” – pomyślał o dziewczynie, z którą chodził już trzeci rok. Nagle uderzyła go z mocą myśl, że żadna normalna dziewczyna by go nie zechciała tylko taka wywłoka jak Pansy. Dlatego z nią był. Ani Ginny, ani Hermiona, ani Blaise, nawet taka postrzelona Lovegood by go pewnie nie zechciała. Żadna laska, która reprezentowała sobą coś więcej niż fryzurę, makijaż i wieczną ochotę na seks. Draco nic więcej już nie zjadł, jedynie udawał że je i dłubał w jedzieniu. ****** Harry, Ron i Hermiona nie rozmawiali zbyt wiele w ciągu dnia. Hermionę irytowała troska w współczucie w oczach Harry'ego oraz zaciekawiony wzrok Rona. Była dla obydwu chłopców nieprzyjemna i często odwarkiwała. O ile Harry rozumiał ją i starał się jej nie denerwować, o tyle Ron doprowadzał ją do szału. W końcu Harry wziął go na bok, powiedział mu coś cicho i Ron przestał się narzucać z ciągłymi pytaniami, ale nadal przyglądał się Hermionie z zaciekawieniem. Po obiedzie Ron postanowił porozmawiać z przyjaciółmi. Poszli do dormitorium chłopców, żeby nikt im nie przeszkadzał. - Słuchajcie, przepraszam za Percy’ego. Nie wiem, co się z nim stało. Zawsze był jakiś inny od nas wszystkich, ale to co stało się teraz... przepraszam. – Rudzielcowi było ciężko mówić i był bliski płaczu. - Słuchaj, Ron. Przecież to nie twoja wina. Nie możesz obwiniać się o to co robił twój brat - stwierdził spokojnie Harry. - Wiem, ale mi strasznie za niego wstyd, chociaż nie uważam go już za swojego brata i nie chcę go znać to i tak boli. - Wiem Ron, ale nic nie poradzisz na to, że Percy wybrał taki sposób życia, jaki wybrał. Nie możesz się tym zadręczać – powiedział Harry łagodnie. -Tylko... ja chciałem, żebyście wiedzieli co czuję. Jak bardzo mi przykro – Ron ze złością wytarł zdradliwą łzę z kącika oka. - Wiemy, Ron – Hermiona po raz pierwszy tego dnia spojrzała na niego łaskawie. Uświadomiła sobie jak musi mu być ciężko. Przecież jago rodzony brat zachował się wczoraj na oczach wszystkich jak świnia. Pomyślała z bólem o Ginny, która też musiała się czuć podle. Obiecała sobie, że z nią później porozmawia. - Nie przepraszaj już. Nie jesteś taki jak... on. – Hermiona się skrzywiła, nie chciała nawet wymawiać imienia wiceministra magii. - Rozumiemy, że czujesz się źle i cię nie obwiniamy - cicho powiedział Harry. - Na pewno nikt ani o tobie, ani o Ginny nie myśli źle, Ron... – dodała jeszcze od siebie Hermiona. Ta rozmowa pomogła wszystkim trojgu, zwłaszcza Ronowi. Odetchnął trochę, gdy powiedział przyjaciołom co go gryzie. Martwiło go tylko zachowanie Hermiony. Harry powiedział mu jedynie, że dla niej jako dziewczyny, przesłuchanie było czymś naprawdę okropnym, zwłaszcza że Percy i Igor wcale nie starali się być mili dla żadnego z nich. Ronowi jednak nie dawało spokoju to, że jego przyjaciółka ma chwilami taki nieobecny, pusty i smutny wzrok, i patrzy nieprzytomnie w jeden punkt. Martwił się o Hermionę i czuł, że dziewczyna coś ukrywa. Coś bardzo przykrego. ****** Severus dorwał Dracona tuż po kolacji i kazał mu się udać ze sobą do swojego gabinetu. Chłopak ruszył niechętnie za sowim opiekunem. Zastanawiał się o czym Mistrz Eliksirów chce z nim rozmawiać. - Siadaj Draco – zaczął mężczyzna spowity w czerń. – Profesor Dumbledore powiedział mi dziś w nocy coś, co mnie zaniepokoiło... Twoja matka zabrała cię na noc do Dragon Tower. Możesz mi powiedzieć po co? - Nie mogę, sir – gładko odpowiedział Draco. - Rozumiem... w takim razie odpowiadaj tylko tak lub nie na moje pytania. W sobotę widziałem się z twoją mamą i sobie porozmawialiśmy. Mam powody, aby się martwić twoją nocną wizytą w domu. Chłopak popatrzył uważnie na mistrza eliksirów. - Zgadzasz się na taki rodzaj rozmowy? – zapytał łagodnie Severus. - Tak, sir. „Co tracę? Przecież ten facet i tak wiele rzeczy wie i wielu się domyśla, niech pyta” – pomyślał chłopak. - Dobrze. Czy twoja wizyta miała związek z Czarnym Panem? - Tak, sir. – Draco odpowiedział cicho i odwrócił wzrok. - Czy dotyczyła tak zwanej Próby? - Tak – Draco starał się nie denerwować, ale mu to nie do końca wychodziło. – Mogę zapalić, sir? – spytał cichutko. - Oczywiście, proszę bardzo Draco popatrzył na ukochaną popielniczkę profesora i wyjął swoje Marlboro. - To jaspis? - zapytał - Owszem, mam do tego cuda swoisty sentyment – Draco popatrzył na Snape’a uważnie. Kogo jak kogo, ale jego nie podejrzewałby o żadne sentymenty. – Może ci kiedyś o tym opowiem... Posłuchaj Draco, ja też musiałem przez to przejść. Wiem, że Próby nie można nazwać inaczej, jak Swoim Małym Prywatnym Piekłem. Obiecuję nie wypytywać cię szczegóły. Chłopak był mu wdzięczny za te słowa. Zaciągnął się mocno. - Przepraszam, nie poczęstowałem pana, proszę bardzo. - Dziękuję – Severus wyjął papierosa i zapalił. – Powiedz, czy przeszedłeś wczoraj, a raczej dzisiaj w nocy Próbę, Draco? – Snape był zły na siebie, że musi go oto pytać, ale właściwie nie miał wyboru, przecież musiał wiedzieć. - Tak, sir – z ciężkim westchnieniem odparł blondyn. Chłopak spuścił wzrok i odgarnął kosmyk włosów za ucho. - Czy zostałeś poddany obydwu jej częściom? - Tak, sir – Draco wyglądał, jakby miał się popłakać. „Cholera” –pomyślał Mistrz Eliksirów. - Musiałeś kogoś zabić? – zapytał nienawidząc sam siebie za te pytania, a głos lekko mu zadrżał przy ostatnim słowie. - Nie, sir. Musiałem torturować jakiegoś mugolskiego chłopca – w oczach Ślizgona pojawiły się łzy, a był to bardzo niecodzienny, żeby nie powiedzieć egzotyczny, widok – Ale później zabiła go na moich oczach ta Lestrange, moja ciotka – Draco wytarł wierzchem rękawa oczy. - Rozumiem. Zadam ci tylko jeszcze jedno, jedyne pytanie, mogę? – głos nauczyciela był łagodny. - Niech pan pyta – chłopak wzruszył ramionami, zgasił papierosa i sięgnął po następnego. - Czy wypalono ci Mroczny Znak? - Nie, sir. Mam być przyjęty w ich szeregi dopiero gdy skończę Hogwart. Severus ciężko westchnął, wyjął swoje papierosy i zapalił. - Nie zamierzam być wierny Voldemortowi – spokojnie powiedział nagle chłopak. – Mam zamiar szpiegować dla Dumbledore’a, właśnie dlatego muszę udawać bardzo lojalnego sługę. Chyba pan to rozumie? Severus patrzył szczerze zaskoczony na Dracona. - Wiesz co mówisz? - Wiem doskonale – Malfoy skrzywił się z bólem – Wiem. Powiedziałem też matce, że jeżeli ojciec nie zacznie szpiegować dla Jasnej Strony, to się go wyrzeknę i zrzeknę się wszelkiego dziedzictwa Malfoyów. Na piśmie urzędowym. - Draco, to bardzo poważna sprawa, ale chyba o tym wiesz – oczy młodzieńca wyrażały dojrzałość i zdecydowanie. Severus westchnął ciężko. - Rozumiem cię. Nie wiem tylko skąd u ciebie taka nagła zmiana i taka dojrzała, męska decyzja. - Ja wczoraj usłyszałem i zobaczyłem za dużo, by tolerować niepotrzebną, nikomu nie służącą przemoc i jakikolwiek rasizm, sir. To wszystko. Severus popatrzył uważnie na swojego ucznia. Wiedział, że wpływ na jego decyzje miały nie tylko wydarzenia nocne, ale i to co stało się na przesłuchaniu. Bał się jednak na razie o to pytać. Bał się odpowiedzi. Mężczyzna wyjął z szuflady biurka odznakę prefekta i wręczył ją Ślizgonowi. - Proszę – powiedział. - Jesteś już dojrzałym, młodym mężczyzną. Nikt inny w Slytherinie nie zasłużył na nią bardziej niż ty. Od dzisiaj prefektami jesteście ty i Blaise Zabini. Powodzenia. - Nie wiem czy zasłużyłem - powiedział zdziwiony chłopak. - Przez tyle lat byłem beznadziejnym, rozpieszczonym gnojkiem, może nadal jestem. - Twoje słowa przekonują mnie tylko jeszcze bardziej, że podejmuję słuszną decyzję – Severus uśmiechnął się smutno, a jego twarz wyrażała spokój i ulgę.– Rzadko zdarza się by ktoś dorósł tak szybko jak ty. Będziesz dobrym prefektem, Draco. - Dziękuję – wymamrotał blondyn i wziął do ręki odznakę. Patrzył na nią zupełni inaczej niż na początki piątego roku. Wtedy kojarzyła mu się z poczuciem władzy, teraz z odpowiedzialnością... * Kiedy Draco opuścił gabinet Severusa, udał się na poszukiwanie dyrektora Hogwartu. Zamierzał mu o wszystkim powiedzieć sam i powiedzie już teraz. - Granger, ty durna szlamo, uważaj jak chodzisz! – usłyszał znajomy głos byłej Prefekt Slytherinu. Pansy darła się na Hermionę, która musiała na nią niechcący wpaść. Gryfonka była załadowana, jak zwykle, mnóstwem książek i teraz schyliła się, żeby je pozbierać bąkając przy okazji jakieś przeprosiny do Ślizgonki. - Gówno mnie obchodzi, że byłaś zamyślona. Uważaj jak chodzisz! Takich łamagowatych szlam nie powinni przyjmować do szkoły! Hermiona podniosła książki i spojrzała ze złością na Pansy. Poza nimi i Draco na korytarzu pierwszego piętra, była jeszcze tylko Cho Chang ze swoją koleżanką, ale jakoś nie uznały za stosowne, żeby zareagować, mimo że Chang była prefektem naczelnym. Podobno ta cała azjatycka piękność nie lubiła zbytnio Hermiony, chociaż według Draco nie usprawiedliwiało to jej bezczynności, a poza tym uważał Cho za dziewczynę ładną, płytką i cukierkowatą. Nie lubił jej. Teraz naprawdę się zdenerwował; zarówno na Parkinson jak i na Chang. Pansy obrzuciła pogardliwym spojrzeniem Hermionę i zamierzała odejść. - Chwileczkę! – Draco nie zamierzał tego tak zostawić. - Jedna mała chwilę, Pansy. - Nie gadam z tobą. Jestem na ciebie wkurzona. - Gówno mnie obchodzi, czy jesteś na mnie wkurzona, czy nie. – Draco przedrzeźnił wcześniejszą wypowiedź Parkinson, a obydwie Krukonki zaczęły przyglądać się z zainteresowaniem sytuacji na korytarzu. Hermiona popatrzyła na chłopaka z zaciekawieniem. - Mogę wiedzieć Chang dlaczego nie interweniujesz, w momencie gdy ktoś używa zwrotu szlama? Myślałem, że jesteś prefektem naczelnym. To chyba do czegoś cię zobowiązuje? Cho zdziwiła się niepomiernie. - Od kiedy to, Malfoy, obchodzą cię takie rzeczy? O ile wiem sam nadużywasz określenia szlama – powiedziała drwiąco. - Już nie. I nie będę jako prefekt tego tolerował. - Widzę, że powróciłeś do łaski – zadrwiła Ślizgonka. - Przymknij się, Parkinson! – warknął. Dziewczyna pobladła. Draco był cholernie zły, a wtedy nie bywał przyjemny. - Masz w tej chwili przeprosić Granger, albo pójdziemy razem do dyrektora. Nie sądzę, żeby był zachwycony. Hermiona zrobiła oczy jak spodki. - Chyba cię porąbało! Nie ma mowy! – Pansy była zła. - Jak ty się do mnie odzywasz, Parkinson? – spytał rozjuszony chłopak. – Trochę kultury. Podobno jesteś dziewczyną, chociaż czasem nie jestem tego pewien. Teraz wszystkie cztery młode kobiety patrzyły na niego jakby miał co najmniej cztery głowy, albo inne dodatkowe części ciała. - Przeproś ją w tej chwili, albo wyciągnę z tego odpowiednie konsekwencję. Pansy wytrzeszczyła na niego oczy. Chłopak mówił zupełnie poważnie. Na korytarzu zapadła absolutna cisza. - Widzę, że nie zamierzasz zrobić tego, co grzecznie cię proszę... - Nie chcę, żeby ona mnie przepraszała – stanowczo powiedziała Hermiona. - Mało mnie obchodzi czy tego chcesz, Granger. Panna Parkinson cię przeprosi. Albo będę dla niej nieprzyjemny. No więc jak będzie, Pansy? - Przepraszam. - Pełnym zdaniem, kochanie – drwiąco powiedział Draco. - Przepraszam, że nazwałam cie szlamą. – Pansy miała niewyraźną minę. - Tak już lepiej – Draco patrzył uważnie na zdziwioną Hermionę. - Mogę już odejść panie prefekcie? – wycedziła wściekła i upokorzona Pansy. - Za chwilę. Muszę to powiedzieć przy świadkach. Następnym razem od razu pójdziesz do dyrektora. Mówię poważnie. Nie zamierzam tego tolerować... Możesz sobie iść, gdzie chcesz. Żegnam – powiedział zimno. Pansy odeszła. Była wściekła. - No, no, co ci się stało, Malfoy? – zadrwiła Cho. - Nic nadzwyczajnego, Chang. Ty też następnym razem wylądujesz u dyra za brak interwencji – powiedział chłodno. - Wszystko w porządku? – zapytał Draco zaszokowaną całym wydarzeniem Hermionę. - Chyba tak. Chang przyglądał się im spod przymkniętych powiek. Wyglądała jak kocica, która obserwuje mysz. - Następnym razem nie łaź z taka ilością książek po korytarzu, Granger. Jeszcze komuś zrobisz krzywdę. Hermiona patrzyła mu prosto w oczy. Draco poczuł się niepewnie. W końcu tyle razy sam nazywał ją szlamą, a teraz zachował się wręcz irracjonalnie. Miał ochotę ją przeprosić ale na pewno nie przy Chang i tej Arabelli Scott, czy jak jej tam na chrzcie nadali. Nie doczekawszy się jakiejkolwiek reakcji ze strony chłopaka, Hermiona odwróciła się, żeby odejść. - Uważaj na siebie – powiedział jeszcze cicho zanim się oddaliła i rzucił zimne spojrzenie Cho Chang, która właśnie pomyślała, że z Dracona jest bardzo przystojny mężczyzna. * Draco miał nadzieję, że zastanie Albusa Dumbledore’a w pokoju nauczycielskim i ku jego uldze ta się właśnie stało. Kiedy tylko zapukał i wszedł, zwrócił się od razu do siwobrodego czarodzieja. - Profesorze Dumbledore, chciałbym z panem porozmawiać. - Proszę bardzo, Draco – powiedział ciepło mężczyzna. - Ale ja chciałbym z panem porozmawiać na osobności, sir – dodał grzecznie chłopak. Większość nauczycieli obecnych w pomieszczeniu posłała mu zaciekawione i zdziwione spojrzenia. - W takim razie poczekaj chwilkę na zewnątrz, zaraz pójdziemy do mojego gabinetu, Draco - spojrzenie starszego mężczyzny wyrażało ciepłe zainteresowanie i cień troski. - Dobrze, panie dyrektorze, poczekam – Draco wymamrotał coś na kształt przeprosin do reszty nauczycieli i wyszedł na korytarz. Chciał mieć tą rozmowę jak najszybciej za sobą. * - Czego się napijesz, Draco? – zapytał Albus gdy już byli na miejscu. Chłopak nigdy wcześniej nie był w gabinecie dyrektora i teraz rozglądał się z zaciekawieniem. Jego uwagę przykuły zwłaszcza portrety poprzedników Dumbledore’a, które łypały na niego z zaciekawieniem. - Kawy, herbaty, a może coś mocniejszego? – przy ostatnich słowach w oczach starego czarodzieja zalśniło leciutkie rozbawienie, ale Draco dostrzegł w nich też nikły smutek, lekko obawę i zmęczenie. - Poproszę kawę, sir i dziękuję – usłyszał Ślizgon z niedowierzaniem własny głos. „Chyba powinienem poprosić o wódkę, nie?” - pomyślał z przekąsem. - Dobry wybór, chłopcze – powiedział Albus i po chwili obydwaj mężczyźni siedzieli przy dwóch kubkach gorącej, aromatycznej kawy. - O czym chciałeś ze mną porozmawiać, Draco? – zapytał łagodnie Dumbledore. Chłopak westchnął głośno. - To w cale nie jest takie łatwe, sir i nie wiem jak zacząć. - Najlepiej od początku – ciepło zachęcił dyrektor. - No właśnie... tylko, że ja nie mogę zacząć od początku... No dobrze. Draco opowiedział mu o swojej Próbie i o decyzji, co do szpiegowania Voldemorta po ukończeniu Hogwartu i po wstąpieniu w szeregi Śmierciożerców. Profesor ani razu mu nie przerwał, za co chłopak był mu niezmiernie wdzięczny. Cały czas patrzył na czubki swoich butów, a na koniec dodał, że zrozumie, jeżeli zostanie wyrzucony ze szkoły, bo w końcu torturował nielegalną klątwą małego mugola. Gdy skończył, nieśmiało popatrzył na Dumbledore’a. Nie dostrzegł ani gniewu, ani odrazy w stosunku do swojej osoby. W oczach starego mężczyzny była jedynie troska, zrozumienie i współczucie. Draco po raz kolejny musiał sam przed sobą, ze wstydem, przyznać że źle ocenił tego starego, mądrego człowieka, który tak naprawdę dbał o uczniów jednakowo, ale on był takim egoistą, że nie potrafił tego ani zrozumieć, ani docenić. - Nie zostaniesz wydalony ze szkoły, Draco... – powiedział cicho Albus a chłopak ponownie spuścił wzrok – i nie dyskutujmy o tym więcej. Chciałbym jednak abyś jeszcze raz przemyślał swą bądź, co bądź trudną decyzję. Abyś się zastanowił. To nie jest łatwe zadanie. - Wiem, sir. Ale ja doskonale zdaję sobie sprawę z konsekwencji mojej decyzji. I naprawdę tego chcę. Już nie zmienię swojego postanowienia. Inaczej nie potrafię. Albus uważnie popatrzył na Ślizgona. We wzroku chłopaka, w jego glosie była zapalczywa determinacja, ale też powaga i stanowczość. Młody Malfoy patrzył mu prosto w oczy i był zupełnie szczery. Albus Dumbledore zrozumiał, że siedzi przed nim dorosły młody mężczyzna, który dobrowolnie i z pełną świadomością wszystkich konsekwencji zdecydował się poświęcić dla dobra innych. - Widzę, że już to przemyślałeś. Jesteś odważny, Draco. Odważny i mądry. Zawsze w ciebie wierzyłem Malfoy junior zdawał się zaskoczony tymi słowami. Był trochę zażenowany. Zarumienił się i spuścił wzrok. „Jak on się zmienił i to w ciągu jednego dnia. Co ten chłopak musiał przejść.” – pomyślał ze smutkiem Albus. - Chciałem panu o tym powiedzieć osobiście i od razu, dyrektorze. Mogą zdarzyć się różne rzeczy... – Draco międlił w palcach swoją szatę. - Rozumiem cię, Draco. Chciałbym ci jeszcze zadać jedno pytanie – głos mężczyzny był bardzo łagodny. – Zastanów się, czy nie warto na nie odpowiedzieć szczerze, chociaż podkreślam, że nie będę naciskał. Draco popatrzył nieufnie na profesora a jego nozdrza rozdęły się, jakby wietrzył jakieś niebezpieczeństwo. Momentalnie stał się czujny, ale skinął posłusznie głową. - Powiedz mi, co stało się w czasie przesłuchania? Obydwoje z Hermioną wyglądaliście na załamanych, chociaż bardzo staraliście się to ukryć. - Nie mogę o tym mówić – sucho stwierdził chłopak. Szukał jakichś słów, które mogłyby zasugerować dyrektorowi, że jego wylewność może mieć opłakane skutki. - Widzi pan – zaczął ostrożnie – istnieją pewne obiektywne fakty, które nie pozwalają mi o tym mówić. Mam nadzieję, że pan rozumie, co mam na myśli.. - Doskonale rozumiem, Draco – starszy mężczyzna wyglądał na załamanego. Albus Dumbledore zrozumiał, że potwierdziły się jego najgorsze obawy, że Percy i jego współtowarzysz dopuścili się nadużycia władzy w stosunku do uczniów Hogwartu. Mało tego, że zastraszyli ich i szantażowali. Mimo stanowczości w głosie Dracona, Albus postanowił jednak spróbować dowiedzieć się prawdy. Czuł, że Percy zrobił coś naprawdę karygodnego, poza tym był zwolennikiem twierdzenia, że prawda wcześniej czy później wyjdzie na jaw. Dlatego spróbował jeszcze raz. - Obiecuję, Draco, ze to co powiesz nie wyjdzie poza ten gabinet, jeżeli ci na tym zależy i nikt więcej się o tym nie dowie. Uwierz mi. Lepiej jest zrzucić brzmię z serca, wygadać się, niż dusić w sobie ból, złość i gniew. Nawet ten słuszny gniew. Nikt poza mną się o tym nie dowie, obiecuję. Draco miał naprawdę ogromną ochotę się wygadać, ale się bał. Bał się, że starszy, miły pan, przestanie być miły, a stanie się bardzo wściekły i w tej wściekłości podejmie jakieś działania, które ściągną nieszczęście, bądź to na rodziców Hermiony, bądź na jego ojca. Sam nie wiedział co ma robić. Z drugiej strony Dumbledore był wcieleniem spokoju i stateczności. Na pewno dużo w życiu widział i słyszał i pewnie mimo wewnętrznego gniewu, przyjąłby to ze spokojem. Ale mimo wszystko. Jak on ma o tym mówić, skoro nawet trudno mu o tym myśleć? Więc zawzięcie milczał wbijając wzrok w podłogę. Był bliski załamania nerwowego - Draco, ja mówię poważnie. Nikt się nie dowie. Wiem, że nie chcesz mówić nie dlatego, że jesteś tchórzem. Po prostu nie możesz, ale naprawdę poczujesz się lepiej kiedy mi o tym powiesz. Po tych słowach, chłopak się zirytował. - Nie, – powiedział głośno i dobitnie – ja się nigdy nie poczuję lepiej. Niech mi pan wierzy. Nigdy już nie będę tym samym człowiekiem, którym byłem i chyba nigdy nie będę już normalnie funkcjonował. Ale to moje zmartwienie – Draco wstał. Wiedział, że jest niesprawiedliwy, i że Dumbledore chce dla niego jak najlepiej, tylko że nie potrafił postąpić inaczej. - To twój wybór, chłopcze. Jeżeli jednak będziesz chciał porozmawiać, zawsze znajdę dla cienie czas i pamiętaj, że potrafię być dyskretny – starszy mężczyzna mówił cicho i łagodnie - Nie sądzę, panie dyrektorze, żebym miał ochotę o tym rozmawiać – powiedział zimno Draco. – Do widzenia, sir – dodał już cieplejszym tonem – i dziękuję, że mnie pan wysłuchał i zrozumiał. - Nie dziękuj, Draco. To mój obowiązek wysłuchiwać uczniów. Do widzenia i przemyśl to, co ci mówiłem. Malfoy bez słowa opuścił gabinet dyrektora i udał się do siebie. Z jednej strony mu ulżyło – bo powiedział o swojej decyzji, ale z drugiej czuł się nie fair w stosunku do dyrektora. Przecież ktoś dorosły musi się o tym dowiedzieć, tylko jak o tym mówić z praktycznie obcym człowiekiem? Matka to było zupełnie co innego. I jej też nie powiedział dokładnie wszystkiego. Tego nie dało się opowiedzieć, bo jak? Jak mówić o takim bestialstwie. Starał się już o tym nie myśleć, ale i tak, kiedy brał prysznic, wszystko nagle wróciło do niego z taką siłą, że osunął się na kolana i zaczął łkać jak małe dziecko. ****** O godzinie dziewiątej, Severus siedział w swoim gabinecie. Skończył sprawdzać wypracowania czwartoklasistów i sączył sobie spokojnie drinka z czystej i soku dyniowego, zastanawiając się czy nie napisać do Narcyzy z prośbą o wcześniejsze spotkanie, gdy do drzwi zastukał dyrektor i przyniósł list od pani Malfoy. Prawie zawsze poczta do Severusa przechodziła przez ręce Dumbledore’a, bo u Mistrza Eliksirów nie było przecież żadnych okien. - Proszę, Severusie - powiedział uprzejmie Albus. - Dziękuje, panie dyrektorze. - Bardzo proszę. Był u mnie Draco... - Powiedział ci, co zamierza, Albusie? - Tak i z jednej strony jestem z niego dumny, a z drugiej martwię się o niego. - To tak jak ja. - On się bardzo zmienił w tak krótkim czasie, zastanawiam się przez jakie piekło musiał przejść zarówno w ministerstwie, jak i w Dragon Tower... Biedny dzieciak. - Już nie dzieciak, panie dyrektorze. - To prawda, Draco Malfoy nie jest już dzieckiem – Dumbledore westchnął głęboko. Dobranoc, Severusie. - Dobranoc, Albusie. Gdy dyrektor wyszedł, Mistrz Eliksirów odpieczętował starannie zalakowaną korespondencję. Narcyza prosiła o spotkanie w Środę, w Świńskim Ryju, w Hogsmeade o jedenastej w nocy. Prosiła, żeby nie odpisywał jeżeli zamierza się pojawić. Miał napisać do niej tylko wtedy, gdy nie będzie mu pasował termin bądź miejsce, ale jemu odpowiadało wszystko. W sumie ucieszył się, że Narcyza napisała do niego zanim on to zrobił. Spalił list w rozpalonym kominku i delektował się papierosem, kiedy ktoś zapukał do drzwi. - Proszę – powiedział zdziwiony. Persona, którą ujrzał w drzwiach wprawiła go w istny szok. - Dobry wieczór, panie profesorze – powiedział rozczochrany, zielonooki chłopak, zbyt podobny do ojca, by Severus mógł zachować wobec niego bezstronną postawę obojętności. - Potter, co ty robisz poza wieżą Gryffindoru... – spojrzał na ścienny zegar – dziesięć minut po dziewiątej wieczorem, możesz mi wytłumaczyć? - Chciałem z panem porozmawiać – Harry miał smutną i poważną minę. - A czy to nie może poczekać do rana? – spytał lekko poirytowany Mistrz Eliksirów. - Nie, sir. Ja już od rana chciałem z panem porozmawiać, tylko wcześniej nie czułem się dobrze – chłopak spuścił wzrok. Snape dopiero teraz zwrócił uwagę, że Gryfon nie ma na sobie szaty a jedynie dżinsy i jakąś za dużą powyciągana bluzę. „Boże, w co on się ubiera?! A raczej w co ubiera go ta kretynka, Petunia Dursley?” – pomyślał. - Siadaj, Potter i mów o co chodzi – głos profesora był spokojny i zmęczony. Harry bez słowa wyjął fiolkę z trucizną i postawił ją na biurku. Snape wyglądał na zaskoczonego. Popatrzył chłopakowi w oczy z wyrazem oczekiwania. - Nie będę tego potrzebował – zaczął nieśmiało Harry. - Podjąłem decyzję, że będę żyć i eee... i to by było na tyle – Harry przeklął się w duchu za rażący brak elokwencji. - Tak szybko? – Snape wyglądał na bardzo zdziwionego. – Nie minął nawet tydzień, a ty już podjąłeś decyzję? – jego brwi uniosły się lekko. Gryfon przełknął głośno ślinę. - Tak, sir – powiedział bardzo cicho. Czuł się podle kłamiąc. Ale czy on kiedykolwiek powiedział cokolwiek do tego człowieka zupełnie szczerze? Nigdy. Taka była prawda. Zawsze łgał Severusowi Snape’owi. Zawsze. Tylko, że teraz do cholery jasnej musiał, co wcale nie polepszało jego podłego samopoczucia. - I chcesz, żebym ci uwierzył, Potter, tak? – pytanie było postawione bardzo łagodnym tonem. - Taka jest prawda. - I chcesz, żebym uwierzył, że nic tobą nie kierowało przy podjęciu tej decyzji? Że to twój własny, osobisty wybór, który nie jest niczym uzależniony, tak, Potter? – znowu ten łagodny głos, bez cienia tak znajomej drwiny, czy sarkazmu. - Tak – powiedział Harry bezczelnie patrząc profesorowi w oczy. – Nie mogę inaczej i nie chcę. „Pieprzona Hermiona... nie... pieprzony Percy Wielki Wiceminister Weasley” – pomyślał ze złością chłopak. - Rozumiem. Jak zwykle kłamiesz, Potter, ale ja już zdążyłem się przyzwyczaić – Harry nie mógł znieść tej łagodności w głosie Snape’a. Zacisnął zęby. Miał ochotę zabić kogoś za zaistniałą sytuację, kogokolwiek, najlepiej siebie, ale siebie właśnie nie mógł. - Nie będę naciskał, żebyś powiedział mi co się stało... – Severus widział cichą desperację w oczach chłopaka. - Szczerze powiedziawszy, to nawet boję się tego co mógłbym usłyszeć... Możesz odejść, Potter. Cokolwiek skłoniło cię do podjęcia tego kroku... nieważne... może tak nawet będzie lepiej. Idź już do siebie. Ale Harry nie odszedł, to co powiedział Snape spowodowało, że właśnie bardzo chciał mu powiedzieć prawdę. Chciał raz w życiu być szczery z tym zgorzkniałym, nieszczęśliwym mężczyzną. Chciał być bardzo szczery. I wobec Snape’a i wobec siebie. Bo właśnie do niego dotarło, że Severus Snape był nieszczęśliwy. Gdyby było inaczej, Mistrz Eliksirów nie byłby takim zgryźliwym i złośliwym osobnikiem, jakim był.. - Tak naprawdę – zaczął cicho, a Severus popatrzył na niego uważnie. – Tak naprawdę, to chciałem otruć się ubiegłej nocy i nadal chcę, tylko z pewnych przyczyn, całkiem ode mnie niezależnych, po prostu nie mogę... Jeżeli to zrobię... ale o tym nie mogę powiedzieć. Mówię tak , bo chciałbym być z panem szczery. Teraz panu i tak nie jest łatwo – „jeżeli kiedykolwiek było” dodał w myśli. - Po co jeszcze miałbym kłamać panu w żywe oczy? Mam dosyć kłamstw... – Harry czuł się dziwnie, ale jednocześnie bardzo mu ulżyło. Severus wziął w zamyśleniu fiolkę z trucizną i zaczął ją obracać w dłoniach. - Widzę , że dorastasz... jeżeli już nie jesteś dorosły, Potter – spokojne, wyważone słowa profesora zaskoczyły Harry’ego. – Dzieje się z tobą to samo, co z Draco Malfoy’em i mimo, że powinno chyba cieszyć, iż obydwaj staliście się ostatnio bardziej dojrzali, to jednak tak szybki skok w dorosłość niepokoi i skłania do refleksji.. Jak już mówiłem nie będę naciskał, jeżeli którykolwiek z was zechce zdradzić, co tak naprawdę stało się w ministerstwie, to obiecuję dyskrecję, ale nie zamierzam tego z żadnego z was wyciągać. Ani z was, ani z panny Hermiony Granger. Możesz jej to przekazać – Harry skinął w odpowiedzi głową. – Wszystko jasne, Potter? Harry skrzywił się słysząc po raz kolejny swoje nazwisko. Nie lubił tego. Od pamiętnego zdarzenia podczas lekcji Oklumencjii w zeszłym roku to nazwisko wywoływało w nim zbyt ambiwalentne uczucia. Zwłaszcza kiedy wymawiał je Mistrz Eliksirów. Harry miał ochotę powiedzieć to dużo wcześniej, ale nie miał odwagi. Teraz postanowił iść za ciosem. - Tak, sir. I mam prośbę. Nie proszę, żeby pan mi mówił po imieniu - przy tych słowach poczuł się idiotycznie - w końcu jestem uczniem... ale ja od jakiegoś czasu nie znoszę, gdy ktoś zwraca się do mnie po nazwisku, które zostawił mi – Boże jakie to było trudne - ... człowiek, który był moim... ojcem... Nienawidzę tego nazwiska zwłaszcza w pańskich ustach. – Harry skrzywił się z bólem. Gdy mówił, patrzył cały czas w czubki swoich butów. W końcu to z siebie wyrzucił. Oczekiwał drwiny ze strony Snape’a, ale nie doczekał się niczego i po jakiejś minucie dzwoniącego w uszach milczenia nieśmiało podniósł wzrok. Snape przyglądał mu się uważnie. Nigdy wcześniej tak na niego nie patrzył. Harry nie widział, co ma myśleć, bo w oczach starszego mężczyzny dostrzegał ból. Nie ironię, nie drwinę, tylko ból. Severus Snape nie powiedział nic, bo nie wiedział, co właściwie ma powiedzieć. Nie po raz pierwszy pożałował, tego jak potraktował Pottera, gdy go nakrył w Myślodsiewni. Owszem miał prawo być wściekły, ale i tak były chwile, że wyrzucał sobie tą wybuchową reakcję. Nigdy nie był pewien, co chłopak tak naprawdę wtedy czuł, ale teraz chyba już widział. Harry’emu było po prostu bardzo przykro i po raz pierwszy ucieszył się, że Potter nie widział jego wspomnień do końca, nie ze względu na własną osobę, ale ze względu na ciemnowłosego chłopaka w okularach, który siedział teraz przed nim, i któremu było najwidoczniej strasznie głupio. Severus wiedział, że powinien coś powiedzieć, tylko do jasnej cholery, co? Nie miał bladego pojęcia. Harry ponownie spuścił wzrok pod wpływem intensywnego spojrzenia czarnych, głębokich oczu. - Ja tylko chciałem... – zaczął. Przełknął ślinę i poczuł że się rumieni. Dlaczego to było takie trudne? - Chciałem, że by pan wiedział, że mi przykro i... - Dosyć! – przerwał mu stanowczo Snape, widząc, że Potter jest bliski łez i sam czując silny dyskomfort zaistniałej, cholernie niezręcznej sytuacji. – Nic więcej nie musisz mówić – dodał łagodniej, starając się, ku własnemu zdziwieniu nie używać nazwiska chłopaka. Harry popatrzył na niego nieśmiało i przygryzł w zakłopotaniu dolną wargę. Severus westchnął ciężko. - Przemyśl jeszcze raz to, co ci mówiłem i idź zanim wlepię ci szlaban za łażenie po Zamku późnym wieczorem. - Dobranoc, sir – wyjąkał Harry i bardzo szybko ruszył do drzwi, a kiedy wyszedł z gabinetu otarł łzy, która bezczelnie śmiały zacząć spływać z jego oczu. W końcu obiecał sobie, że już nigdy więcej nie zapłacze. * Severus jeszcze długo gapił się bezmyślnie w fiolkę z zielonym płynem, spoczywającym w jego dłoni. Wspomnienia z przed lat powróciły do niego z taką siłą jak nigdy wcześniej... - Dobrze ci się wisi, Snivelku? – drwiący głos tego zadufanego w sobie Casanovy Blaca, zadźwięczał tuż przy jego uchu. Szumiało mu w głowie, a całą twarz miał czerwoną, bo do jego mózgu napłynęło mu mnóstwo krwi. Hektolitry krwi. Ten kretyn Pettigrew zarechotał opętańczo. Severus miał ochotę pozabijać ich wszystkich. Pottera, Blaca, Pettigrew i Lupina, który bezmyślnie patrzył na to, co robią jego kumple i wcale nie reagował, a nawet tą szlamowatą smarkulę Evans, która robiła za siostrę miłosierdzia. Nienawidził litości. Już jako dziesięciolatek przyrzekł sobie, że nigdy nie będzie płakał i nigdy dla nikogo nie będzie miły ani dobry, bo po co jeżeli ludzie są źli? Jego własny ojciec był tyranem. Szybko wyrobił sobie zdanie, że wszyscy ludzie są zdolnymi do okrucieństwa, dwulicowymi szumowinami i są podli. Wszyscy i ci zwykli, i ci którzy tak jak on byli wampirami, czy wilkołakami. Dlaczego on miałby być inny? Tylko czy on posunąłby się do czegoś takiego do czegoś względem niego posuwał się Święty James Potter ? Chyba nie. Teraz byłby go w stanie rozszarpać lub udusić, tyle że nie mógł bo wisiał głową w dół i był pod działaniem Drętwoty. - Żałosne – zimny kobiecy głos dobiegł od lewej strony. - Nie wtrącaj się siostrzyczko – Black wyciągnął w stronę Narcyzy różdżkę. - Nie zamierzam. A poza tym, czym mi grozisz? Ja jestem już na siódmym roku. Pójdę Syriuszu i nie będę się wtrącać, ale mam nadzieję, że Severus kiedyś cię dorwie i spuści ci niezły wpierdol. Będę się o to modliła. Żałosne, Potter, wiesz? – jej głos był jak kostki lodu – odwróciła się i odeszła szybkim krokiem, posyłając zebranym wokół widowiska uczniom drwiące i pełne pogardy spojrzenie. - Wredna małpa – powiedział cicho Potter. – Sorry, Syriuszu, w końcu to twoja kuzynka. - W porządku, jest wredną małpą i wtrąca się do nie swoich spraw – Black wzruszył ramionami. - No? – Rozległ się drwiący głos Pottera – ktoś chciałby zobaczyć Snivellusa bez majtek? Część młodzieży uśmiechała się niepewnie, część była lekko zgorszona lecz zaciekawiona, niektórzy demonstracyjnie odeszli. Bali się podskoczyć Potterowi i Blackowi, w końcu było czego się bać, a poza tym kto narażałby się dla tego dziwaka, Snape’a? Severus wisząc pomyślał w miarę przytomnie, że uczniowie tak naprawdę nie wierzą, że Potter posunie się do tego o czym mówi, on też wolał w to nie wierzyć. Ale Potter się posunął... Większość ludzi patrzyła ze zgrozą i odrazą na zgiętego wpół ze śmiechu Blacka i kwiczącego, tak, dosłownie kwiczącego Pettigrew. - Jesteś chory, Potter – odważył się rzucić ktoś spośród tłumu i odejść oburzony. - Och, więc to jednak prawda, Syriuszu – powiedział James drwiąco, patrząc na obnażonego, poniżonego na oczach innych, Severusa. - Co, James? – zarechotał Black. - To, co mówią o facetach z dużymi nosami – w głosie Jamesa brzmiała złośliwa drwina. Nawet nie zastanowił się nad tym, co pomyślałaby o nim w tej chwili jego ukochana Evans. To co zrobił bardzo go ubawiło, cieszył się też, że sprawił tyle radości swojemu przyjacielowi, który śmiał się do łez. - Przestańcie – rozległ się chłodny głos Lupina. - Daj spokój, Remusie – warknął Black.. Lupin odszedł. Nie odzywał się do nich przez kilk godzin. - I co z tego, James, że Snivelek ma dużego? – drwił zimnym, złośliwym głosem Black. - Przecież i tak każda dziewczyna wolałaby chyba przespać się ze strażnikiem Azkabanu. Bardzo niewiele osób się zaśmiało. Ale Glizdogon rechotał za dziesięciu chłopa. Boże, Severus nigdy nie czuł się tak strasznie jak w tamtej chwili. Poczuł jak zdradzieckie łzy złości, nienawiści i poniżenia zaczynają napływać mu do oczu, ale mężnie je przełknął. Nigdy nie będzie płakał. Mogą mu zrobić co tylko chcą i tak się kiedyś zemści. Zemści się z nawiązką. Ale na pewno, żaden z nich nie zobaczy jego łez. Nigdy... Tamtej nocy płakał, ale w samotności... Starał się plakać bezgłośnie, tak żeby nikt go nie usłyszał, dławiąc się własnymi łzami.To był ostatni szczery płacz w jego życiu. Ostatni. Severus poczuł łzy sływające bezwiednie po jego policzkach, w dłoni ścickał fiolkę z trucizną. Czuł się jak w transie. Jak w transie odkręcił buteleczkę, zamknął oczy, zacisnął zęby i szybkim ruchem wylał zawartość do rozpalonego kominka. „Nie mogę, nie teraz... Muszę się czegoś napić.” Wytarł ze złością kilka pojedynczych łez Wyjął z barku butelkę Smirnoffa. „Schlam się najlepszym mugolskim alkoholem – pomyślał ironicznie. – Cóż za marnotrastwo...” Czuł się zmęczony i rzeczywiście taki był. Nie zjadł też za wiele tego dnia. Wystarczyły tylko dwie pełne szklanki, żeby, odurzony alkoholem, zasnął z głową wspartą na biurku. ****** - Witaj Remusie – dyrektor uśmiechnął się do mężczyzny, który pojawił się punktualnie o dziesiątej wieczorem w kominku, w jego prywatnej kwaterze. - Witam pana dyrektora. - Cóż tak oficjalnie Remusie... Napijesz się czegoś? - Tak, poproszę gorącej herbaty, Albusie – Lupin uśmiechnął się smutno. Wyglądał na zmęczonego. – To co się dzieje... – powiedział przepraszająco - nie musisz mnie ukrywać... Po co się narażasz? - Ach, zaraz się narażam – żachnął się Dumbledore. - Nie mogę nie pomóc jednemu ze swoich najlepszych ludzi. - Albus machnął ręką, dając do zrozumienia, że nie ma o czym dyskutować. - Będziesz mógł tu zostać, jak długo to będzie konieczne, Remusie. - Myślę, że Severus nie będzie zachwycony, zwłaszcza w obecnej sytuacji... Co z Harrym? – Zapytał nagle Lupin z troską… - Chyba dobrze, chociaż przeżywa ciężkie chwile. Nieźle sobie radzi jak na szesnastolatka.... Stała się przykra rzecz i wiem, że jesteś zmęczony, ale o tym musisz się dowiedzieć, bo dotyczy to także Harry'ego. – Albus zdał Remusowi relację z przesłuchania trojga uczniów, czym Lupin wydał się bardzo zaniepokojony. - Czemu przesłuchiwali uczniów, Albusie? Czyżby z jakichś powodów zależało im na tym, by to Severus został oskarżony? Tak a propos – brwi Remusa zwęziły się w grymasie dezaprobaty - ktokolwiek zabił Notta, zasłużył na szacunek, a nie na śmierć... – Albus popatrzył karcąco na młodszego maga. - Wydaje mi się, że to byłaby niezła okazja aby usunąć mnie ze stanowiska – powiedział po chwili dyrektor – i na moje miejsce dać kogoś... wygodnego dla ministerstwa... Remus pokiwał głową ze zrozumieniem, irytacją i tak niecodzienną u niego złością. - Wystarczy udowodnić, że zatrudniasz niebezpiecznego dla otoczenia przestępcę... Ohyda – Remus wyglądał na zmęczonego i smutnego. - Nic nie da się poradzić na ludzką głupotę, Remusie – dawno już się o tym przekonałem... Ale mam nadzieję, że coś da się zrobić. W końcu nie jestem aż takim głupcem za jakiego ma mnie Percy Weasley. - Gnida – Remus nie krył jawnej nienawiści. – Jak dowiem się, że zrobił coś Harry’emu albo Hermionie, to osobiście go odwiedzę. - Widzę, że młody Malfoy zbytnio cię nie obchodzi – Remus skrzywił się lekko na słowa starszego mężczyzny, ale bez większej odrazy. – Musisz wiedzieć, że on się ostatnio bardzo zmienił i to właśnie po tym przesłuchaniu. Chociaż on już od rana był inny... Żebyś tylko mógł widzieć twarze Hermiony i Dracona, gdy wyszli razem z tego pomieszczenia – Albus się skrzywił. - Razem?! - Tak... Mi też się to nie podobało – powiedział dyrektor z naciskiem. – Ale nic na to nie mogłem poradzić - dodał widząc minę Lupina. – Poza tym, w tych okolicznościach... Cóż wydaje mi się, że Hermiona miała szczęście, iż przesłuchiwali ją razem z Draco. Nie patrz tak, on zachował się bardzo dojrzale. Naprawdę uważam za szczęście to, że byli przesłuchiwani razem. - Czemu? – Remus zmarszczył brwi. – To chyba wbrew procedurze. - Chodzi mi o Percy’ego, a konkretnie o to jak patrzył na pannę Granger i jak się do niej odnosił. Naprawdę lepiej, że weszli tam razem, chociaż i tak moja intuicja podpowiada mi, że Percy dopuścił się jakiegoś nadużycia. Mam nadzieję tylko, że nie było to nic okropnego. Lupin wyglądał na podłamanego - Jeżeli dopuścił się jakiegoś bestialstwa to odwiedzę go podczas pełni... I nie patrz tak na mnie. - Lepiej mi się nie narażaj. Siedź cicho i nie bądź drugim Severusem... No tak wygadałem się, – staruszek westchnął – ale i tak to powinieneś wiedzieć. - To jednak on zabił Notta?! Boże! – Remus zbladł. - Chciał się przyznać, ale mu kategorycznie zabroniłem. Ministerstwo nie ma żadnych dowodów, a Severus jest zbyt cenny, by go stracić. - To prawda. Chyba mu po cichu pogratuluje, że wykończył tego śmiecia. - Remusie... – powiedział z wyrzutem Albus - Muszę się napić – Wilkołak zrobił minę cierpiętnika. - Ja też – rzucił ku zdziwieniu Lupina, Dumbledore, który prawie niegdy nie pił alkoholu. – A przede wszystkim musze ci opowiedzieć o pewnej decyzji młodego Malfoya, która zapewne bardzo cię zadziwi... *** ****** -------------------- "KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II] |
Justa |
28.12.2004 12:42
Post
#22
|
Kafel Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 15 Dołączył: 10.12.2004 |
Powiem tak: Idealnie przedstawiłaś świat
jaki otacza Śmierciożerców.
Wreszcie jakiś FF o tej złej stronie! Czekam na dalsze rozdziały!! |
Raistlin |
28.12.2004 13:20
Post
#23
|
Kandydat na Maga Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 57 Dołączył: 11.12.2004 Skąd: Krynn |
Po co mi, się pytasz?? A po to, bo choć
dodajesz regularnie to dla mnie jest to dalej za mało I nie
musisz mi mówić na jakim innym forum masz bo już i tak wiem
Opinia o opowiadaniu: patrz poprzednie posty, aha i oczywiście dla ciebie żebyś dodawała szybko tutaj nastepne części i pisała następne (też szybko ) -------------------- |
Kitiara |
28.12.2004 13:26
Post
#24
|
Uczeń Hogwartu Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 173 Dołączył: 08.12.2004 Płeć: jedyny w swoim rodzaju |
Środa,
07.11.1996
Harry, Ron i Hermiona cieszyli się z pobytu Lupina w Hogwarcie, Snape nieco mniej, ale go ignorował, a nawet odnosił się do niego z chłodną uprzejmością i szacunkiem. W obecnych warunkach, kiedy jechali praktycznie na tym samym wózku, nawet Severus odpuścił sobie złośliwości, zwłaszcza że Remus był wobec niego grzeczny i niemal przyjacielski. Środa była dniem spokojnym. Żaden artykuł spędzający sen z powiek nie ukazał się w „Proroku Codziennym”. Wszyscy w Hogwarcie byli jakby senni i przygaszeni. Hermiona porozmawiała sobie z Ginny, która zdawała się uspokojona zapewnieniem, że nikt nie żywi do niej żalu za zachowanie brata a nawet, że część uczniów szczerze jej z tego powodu współczuje. Severus nie odczuł zbytnio skutków kaca. Po obiedzie wysłał Prometeusza do Lucjusza, składając mu w liście tą samą propozycję, którą złożył Narcyzie – przejście na stronę Dumbledore’a i całkowite zaufanie jemu i Dyrektorowi. Spotkanie z Narcyzą, polegało na wysłuchaniu jej żalów i na pocieszeniu nieszczęsnej kobiety. Obiecał jej wszelką, możliwą pomoc, włącznie z możliwością przechowania całej rodziny Malfoyów w Hogwarcie, jeżeli Lucjusz pójdzie na zaproponowany układ i Narcyzie nieco ulżyło. Co prawda, Snape nie rozmawiał jeszcze na ten temat z Albusem, ale wiedział, że stary czarodziej by się zgodził.. Tej nocy spał w miarę spokojnie. *** ****** Czwartek, 08.11.1996 - Co jest z tobą, Severusie?- Lupin zauważył, że czarnooki mężczyzna w ogóle go nie słucha. - Że co? – zapytał nieprzytomnym głosem Snape. Przed chwilą widział płaczącą jak bóbr Granger. Jak go tylko zobaczyła, wytarła szybko łzy i udawała, że wszystko jest OK. Nie chciała w ogóle powiedzieć o co chodzi. Zastanawiał się, co jest grane i jakoś nie mógł dojść przyczyny, a raczej bał się dopuścić do świadomości swe najgorsze przypuszczenia - Nieważne, chciałem tylko dowiedzieć się kiedy masz kolejne przesłuchanie, ale to nie jest w tej chwili istotne, a poza tym, widzę, że czymś się martwisz... - W sobotę – lakonicznie odparł Severus. - Jeżeli nic się nie zmieni – dodał po chwili. - I lepiej, żeby nikt nie dowiedział się, że tu jesteś, bo wtedy dyrektor Hogwartu będzie miał na głowie całe Ministerstwo Magii z Knotem na czele... Chociaż akurat z tym głąbem świetnie sobie poradzi. - Myślisz, że nie wiem, jakie zagrożenie stanowię dla Albusa?! – Żachnął się wilkołak. - Ale przecież wiesz jaki on jest. Jak się uprze... - Wiem, wiem.. – Severus machnął ręką. – Po prostu myślę na głos. I cała ta sytuacja mnie wpienia. Mówiłem, że się przyznam, kropną mnie i będzie spokój... Ale nie... Severusie jesteś potrzebny – czarne oczy mężczyzny znikły pod zasłoną równie czarnych, gęstych rzęs, a z jego gardła wydobyło się głośne westchnienie. - Rozumiem... ja tu jestem z tego samego powodu. Zakon mnie nie może stracić... Do prawie pustego pokoju nauczycielskiego weszła Tonks. - Bo to prawda, Remusie. Jesteś zbyt cennym nabytkiem dla Feniksa, aby cię narażać, Severus zresztą też – rzuciła zaniepokojone spojrzenie w kierunku Mistrza Eliksirów. Ten facet był nieprzewidywalny. Ale chyba zbyt mocno posłuszny Albusowi, by robić jakieś głupstwa – np. Iść do Ministerstwa i się przyznać do zabójstwa Notta. Tak, ona i Minerva, też już o tym wiedziały – w końcu były w Zakonie. Poczuła dziwny niepokój na myśl, że Severusowi może się coś stać, ale szybko odsunęła od siebie takie myśli. - Tak Nymphadoro. Cenne nabytki. Jak w ZOO, albo na wystawie osobliwości... - Doskonale wiesz, że nie to miałam na myśli, Severusie. – Obruszyła się młoda kobieta – I czy mógłbyś mi mówić Tonks? Bardzo proszę. W końcu ja zwracam się do ciebie po imieniu. - Ja do ciebie też. - Dlaczego ciągle musisz być złośliwy? - Ten typ tak ma, Tonks – Lupin popatrzył na Snape’a z życzliwym rozbawieniem. - Tak bardzo chcesz, żebym zwracał się do ciebie per Tonks? Pragniesz żyć ze mną w przyjaznych stosunkach? - ironizował Snape. - Pracujemy razem i należymy do tego samego tajnego stowarzyszenia, to chyba normalne, że mi na tym zależy – odpowiedziała spokojnie. - Ona ma racje, Severusie. – Lupin uśmiechnął się blado. - Ma... Chociaż raz wżyciu – sarkastycznie stwierdził Snape. – Niech ci będzie Tonks... *** - SEVERUSIE! – na korytarzu przed wielką saląrozległ się wysoki, nieprzyjemny kobiecy głos. Niedawno skończyła się czwartkowa kolacja i w pobliżu nie było prawie nikogo. Tylko Hermiona czytała jakieś ogłoszenia na tablicy przed salą, Draco Malfoy omawiał na boku sprawy organizacyjne z Blaise Zabini, Harry i Justyn gadali tuż obok Hermiony zajadając ostatnie kanapki, a Luna z jakąś inną Krukonką oglądały album ze zdjęciami na ławeczce obok. Wszyscy uczniowie odwrócili głowy. W drzwiach stała Trelawney i krzyczała w kierunku Mistrza Eliksirów oddalającego się w stronę lochów. Mężczyzna obejrzał się poirytowany i zaczął iść z powrotem w kierunku Sybilli, która się nie zamierzała ruszyć się z miejsca. - Góra do Mahometa, czy Mahomet do góry, Trelawney? Jak masz do mnie sprawę to przyjdź do lochów. Kobieta się wzdrygnęła. - Doskonale wiesz, że nienawidzę tego okropnego miejsca, Severusie – wyjęczała. Uczniowie nadstawili uszu. - Czyżby twoje wewnętrzne oko szwankowało w ich pobliżu? – zadrwił mężczyzna a obecna przy rozmowie młodzież wyczuła, że może zrobić się całkiem zabawnie, nawet Hermiona zaczęła okazywać zainteresowanie, a Harry omal nie udławił się kanapką, powstrzymując parsknięcie śmiechu. - Nigdy nie miałeś zdolności do jasnowidzenia. Wolałeś czytać o tych swoich eliksirach, albo czarnej magii. Zawsze taki przyziemny. Pamiętam cię jeszcze w szkole, wiecznie z książką, zupełnie jak ta Granger. No, ale ona też nie ma za grosz talentu do przewidywania przyszłości – Trelawney rzuciła krytyczne spojrzenie na Hermionę, której wzrok pozostał zimny jak lód. - Sybillo, oszczędź mi tych głupot i przejdź do sedna sprawy. Nie mam czasu na wykłady o wewnętrznych oczach. Draco uśmiechnął się szeroko. Teraz uczniowie naprawdę bez skrępowania zaczęli się przysłuchiwać rozmowie, co Severusowi absolutnie nie przeszkadzało. - To co ci powiem, musi być utrzymane w tajemnicy. - Nie mam żadnych tajemnic – warknął Snape. – Mów o co chodzi i kończmy ten cyrk! - Za grosz szacunku, do tak szlachetnej dziedziny... - DO RZECZY, KOBIETO! – Mężczyzna się zirytował. - Dobrze. Sam tego chciałeś... – Sybilla zawiesiła efektownie głos i Draco oraz Blaise musieli podejść bliżej, aby dobrze słyszeć. - Grozi ci ogromne niebezpieczeństwo. Śmierć czyha w cieniu. Uważaj na siebie. – Jej głos był cichy i sugestywny, a ona sama wyglądała na poruszoną tym, co mówi. Hermiona usłyszała tuż przy lewym uchu cichy męski chichot. - Coś nowego, nie Granger? – Spytał ją rozbawiony Ślizgon. Blaise wywróciła oczami. Harry, Justyn, Luna i jej koleżanka z Ravenclawu wyglądali na zdegustowanych słowami nauczycielki. - Naprawdę, Sybillo? Jak długo nad tym myślałaś? - Głos Snape’a epatował drwiną i ironią. – Zaiste poruszyło mnie to, co mówisz. Urzekła mnie twoja historia... A teraz pozwól, że wrócę do poważnych zajęć. Granger była oburzona tym, co usłyszała i nie zamierzała milczeć. Po pierwsze uważała Trelawney - nie bez przyczyny - za oszustkę i panikarkę. Po drugie, domyślała się, że Mistrz Eliksirów i tak żyje teraz w stresie, i dokładanie mu takich wrażeń, nawet jeżeli nie bardzo go to obchodziło, uznała za zachowanie na granicy chamstwa. - Pani wybaczy, – chłodno stwierdziła Hermiona – ale w zaistniałej sytuacji, to co pani mówi, jest nietaktowne. Nie ma pani wstydu? Przecież wszyscy wiedzą o prowadzonych przesłuchaniach. To naprawdę żałosne, co pani wyprawia. Niech pani chociaż raz powstrzyma się przed tymi beznadziejnymi wróżbami. Zatkało absolutnie wszystkich, nawet Severusa. W życiu by się do tego nie przyznał, ale podziwiał w tej chwili tą małą Gryfonkę. - Jak śmiesz tak do mnie mówić?! – Trelawney była oburzona. - Ona ma rację, pani profesor. Dlaczego pani to robi? Musi pani tak się zachowywać, czy co? – Draco miał swoistą uciechę, patrząc na minę nauczycielki Wróżbiarstwa. - Ta szkoła schodzi na psy! – Sybilla była wściekła, w ogóle nie obeszło jej to, że naprawdę zachowała się nietaktownie, a jej oburzenie jest komiczne. Widziała tylko swoją urażoną dumę. – Żeby prefekci byli tacy bezczelni! Dziesięć punktów od Slytherinu i dwadzieścia od Gryffindoru! Chamstwo! – Odwróciła się ze złością i odeszła. - Kto tu jest chamski? – retorycznie zapytała pod nosem Blaise. - Panno Zabini... – Upomniał Severus swoją podopieczną, ale jego głos był łagodny i wyrozumiały. - Niech pan nie przejmuje się tym, co ona mówi. – Luna wstała i podeszła do reszty. – Według jej przepowiedni powinnam już umrzeć co najmniej trzy razy. - Ja, co najmniej dziesięć – Harry wzruszył ramionami. - Lovegood, gdybym ja się tak wszystkim przejmował, a zwłaszcza tym, co mówi Sybilla Trelawney, to już dawno nabawiłbym się wrzodów, niestrawności i jakiejś psychozy - spokojnie i chłodno powiedział Mistrz Eliksirów - A wy – zwrócił się do Hermiony i Draco, machając im przed nosami różdżką – macie... – wszyscy zamarli po tych słowach - ... po piętnaście punktów, tylko niech to nie zostanie rozdmuchane na całą szkołę, bo nie ręczę za siebie. Żegnam młodzieży i radzę zachowywać się stosownie... – uniósł sugestywnie brew i odszedł. Grupa uczniów stała przez kilka chwil w niemym osłupieniu, a później, wszyscy rozeszli się bez słowa. To, co usłyszeli i zobaczyli było tak niesamowite, że nie dało się ani opisać, ani skomentować. *** ****** -------------------- "KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II] |
Raistlin |
28.12.2004 13:36
Post
#25
|
Kandydat na Maga Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 57 Dołączył: 11.12.2004 Skąd: Krynn |
No dlaczego tak mało ja tu myśle że sobie
poczytam z 10 min a tu tak krótko
Dodawaj szybko następne części opwiadania bo sobie przypominam bardzo fajną klątwe -------------------- |
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 10.11.2024 20:03 |