Opowiadanie "Być szlachetnym" jest siquelam do "Ręki Boga". Dlatego radziłabym najpierw przeczytać tamten FF.
Czwartek, 01.11.1996
Do skrzydła szpitalnego wpadły nareszcie promienie słońca. Pierwszy listopada zapowiadał się na pogodny dzień.
Jeden niesforny promyk zaigrał na bladej twarzy chłopca leżącego na łóżku pod ścianą, rozświetlając ją i ogrzewając swoim ciepłem.
Pacjent otworzył oczy. Był wyspany i cholernie świadomy wszystkiego, co się stało.
Przez ostatnich kilka dni trzymali go na jakichś odurzających paskudztwach, uśmierzających fizyczne i psychiczne cierpienie.
Teraz, gdy zewnętrzne rany już się prawie całkiem zabliźniły, a umysł odetchnął świeżością, ogarnął go falą płynącą od strony serca tępy ból i chociaż ciało już go nie bolało, czuł się podle.
Chłopiec zagapił się bezmyślnie na biały sufit.
Postanowił wstać i poszukać jakiegoś lustra.
Przez tych kilka dni majaczył, miał nawroty gorączki, albo spał otępiony eliksirami. Należało powrócić do życia.
Życie – jak to teraz dziwnie brzmi...
Harry uśmiechnął się do siebie smutno i zwlekł powoli obydwie nogi z łóżka. Wziął z szafki okulary i założył na nos. Sala nabrała ostrzejszych barw i musiał na chwilę zmrużyć oczy.
Wstał i poczłapał do ogólnej łazienki najbliżej sali szpitalnej. Nie chciał korzystać z tej na miejscu. Nie zamierzał natknąć się na Pomponię Pomfrey.
Tak się składało, że do tej, do której się wybierał, chodziło mnóstwo Ślizgonów, bo mieli dosyć blisko, ale Harry'ego mało to w tej chwili obchodziło. Tak szczerze, to w ogóle nie obchodziło go nic.
Kiedy doszedł do łazienki i skorzystał z ubikacji, podszedł do lustra przy umywalce. Spojrzał niepewnie na swoją twarz. Nie czuł strachu, raczej ciekawość.
Trochę się zdziwił widokiem. Na lewym policzku widniała już prawie całkiem niewidoczna, równa blizna. Rana na prawym była głębsza i „zdobiły” ją nierówne brzegi, dlatego blizna po niej była jeszcze różowa i miała nigdy do końca nie zniknąć i pozostać tam na zawsze w postaci bladej, postrzępionej linii.
Na szyi i dekolcie miał trochę jasnych i różowawych blizn po tępej żyletce.
Wzdrygnął się na wspomnienie tortur.
Odkręcił zimną wodę, zdjął okulary i wsunął głowę pod kran. Stał tak prawie minutę, aż zrobiło mu się naprawdę zimno. Zakręcił kurek i palcami wycisnął z włosów nadmiar wody nad umywalką.
Wziął z dużego stosu kilka papierowych ręczników i osuszył twarz, oraz – na ile oczywiście się dało – swoje niesforne pióra.
Założył z powrotem okulary.
Po chwili Harry rozpiął górę pidżamy i spojrzał na swój lewy bok.
Ciało rozszarpane hakiem już się prawie zagoiło, chociaż duża, nierówna blizna była jeszcze ciemnoróżowa. Chłopiec z chorą fascynacją patrzył przez chwilę na paskudną skazę na jego ciele. W pewnym momencie skrzywił się i zapiął pidżamę.
Pech chciał, że wychodząc z łazienki, Harry natknął się na Malfoya. Miał nadzieję, że obejdzie się bez scysji. Jednak się pomylił.
- Jak tam Potter impra u twoich zamaskowanych przyjaciół? -zapytał Ślizgon z bezczelnym uśmiechem.
Ploty niestety szybko rozchodzą się w środowisku szkolnym.
- Musiała być niezła zabawa, skoro masz sznyty na twarzy i dekolcie. Aż strach pomyśleć gdzie masz je jeszcze.
Harry spojrzał na niego z pogardą.
- Pokazać ci, Malfoy? - spytał z paskudnym uśmiechem - Zrobiłbym to, ale obawiam się, że twój delikatny wzrok tego nie wytrzyma...
Draco był zaskoczony odpowiedzią Gryfona, spodziewał się raczej tekstu w stylu "odpieprz się"; albo "co cię to obchodzi?", ale nie jawnej prowokacji.
- Nie wytrzymałbyś nawet godziny w towarzystwie Notta, Malfoy - wycedził jeszcze przez zęby Harry.
- Jasne, Potty - Draco szybko odzyskał rezon - mój ty bohaterze.
Blondyn uśmiechnął się z wyższością i wszedł do łazienki.
"Skończony kretyn" -pomyślał Harry i powlókł się z powrotem do skrzydła szpitalnego.
Nie było nigdzie widać pani Pomfrey, więc odetchnął z ulgą. Wziął szafeczki swoją różdżkę i szybkim zaklęciem osuszył włosy do końca. Wyglądały teraz dużo gorzej niż zazwyczaj, co stanowiło jawne mistrzostwo.
Miał już zdjąć okulary i położyć się z powrotem do wyrka, gdy jego wzrok padł na poduszkę i spostrzegł wystający spod niej róg pergaminu.
Sięgnął ręką i wyjął złożoną kartkę wraz z włożonym w środek flakonikiem z jasnozielonym płynem.
Harry przyjrzał się uważnie fiolce. Nie znał tego eliksiru.
Rozejrzał się uważnie, czy nikt się nie zbliża. Czuł, że to jest coś bardzo osobistego, i że nie powinny mieć do tego listu dostępu osoby nie powołane.
Harry zaczął czytać równe, schludne, pochyłe pismo.
Przeczytaj ten list uważnie i powoli, Potter. To bardzo istotne.
Odpowiedzialność i obowiązek, jakie na Tobie ciążą, w związku z Przepowiednią Sybilli Trelawney, obligują Cię do podjęcia wielu wysiłków i stawienia czoła wszelkim przeciwnościom losu. Ostatnie jednak zdarzenie, a mianowicie tragedia, która dotknęła Ciebie bezpośrednio - stawia sprawy w innym świetle.
Harry zmarszczył brwi i się wzdrygnął. Mimo woli ujrzał przed oczami straszny, błazeński uśmiech Salomona Notta.. Przymknął na chwilę powieki i otrząsnął się z niemiłych wspomnień.
Niejeden dorosły, doświadczony czarodziej doznałby silnego załamania psychicznego na Twoim miejscu.
Dlatego powinieneś mieć wybór. Bardzo istotny wybór, Potter.
Sam musisz zdecydować, czy nadal chcesz dźwigać na swych barkach tak wielki ciężar odpowiedzialności i zarazem zmagać się z bagażem okrutnych, bolesnych wspomnień, które już na zawsze wyryły ślad na Twojej młodej psychice.
Musisz liczyć się z tym, że możesz nigdy nie odzyskać do końca równowagi psychicznej. Musisz mieć pewność, czy chcesz żyć dalej i walczyć z demonami przeszłości, zmagając się jednocześnie z przeznaczoną sobie
mroczną przyszłością.
Przepowiednie są ważne. Ale zawsze ważniejszy od nich będzie człowiek i jego prawo o decydowaniu o sobie. Kiedyś ktoś bardzo mądry, powiedział mi, że nasze wybory nas określają i to prawda.
Harry uśmiechną się smutno. Doskonale wiedział kto był autorem tych słów.
Ale nasze wybory są też naszym przywilejem. Kiedy chcesz możesz powiedzieć „nie”, a kiedy indziej zdecydujesz się odpowiedzieć „tak”.
To dotyczy każdej, nawet tej najważniejszej decyzji, o której może zależeć bardzo wiele. Są takie sytuacje, kiedy można pokierować się egoizmem. Do takich należy sytuacja, w której znalazłeś się Ty.
Nie zrozum mnie źle, Potter. Nie namawiam Cię do skończenia ze sobą. W żadnym wypadku, nie jest to moją intencją, chociaż powiedzmy sobie szczerze – sympatią Cię nie darzę.
Uważam jednak, że powinieneś mieć wybór, a Twoje ewentualne rozstanie się z tym światem, powinno być szybkie i bezbolesne, bo chyba zgodzisz się ze mną, że więcej upokorzenia i bólu nie zniósłby już nikt.
Trucizna, którą Ci dałem działa natychmiastowo i skutecznie. Wiem, że to brzmi okrutnie, ale jak już zdążyłeś się przekonać, życie często bywa okrutne.
Harry przyjrzał się buteleczce niemal z czułością.
„Jeden łyk – pomyślał – jeden łyk i będzie po wszystkim”.
Nie podejmuj jednak pochopnie decyzji, co do samobójstwa (przepraszam, ale całe życie byłem brutalnie szczery).
Spróbuj podjąć wysiłek ponownego powrotu do życia. Znajdź w sobie odwagę.
Dopiero po pewnym czasie, jeżeli zrozumiesz, że nie jesteś w stanie dalej żyć i nie radzisz sobie z tym wszystkim, dopiero wtedy wypij truciznę. Jej działanie jest bezbolesne, stuprocentowo skuteczne, i oczywiście nie istnieje na nią żadne antidotum. Dlatego właśnie powinieneś mieć niezachwianą pewność, co do jej zażycia, Potter.
„Szczerość, aż do bólu, jak zawsze...” – pomyślał Harry.
Nie piszę tego, dlatego, że mam Cię za jednostkę słabą, Potter. Wręcz przeciwnie. Gdybym miał chociaż minimum pewności, że bezmyślnie rzucisz się na tą truciznę, nie pisałbym do Ciebie.
Powody są inne.
Po pierwsze, mam pewne zasady, których się w życiu trzymam.
Po drugie, miałem wątpliwy zaszczyt znać Salomona Notta osobiście i byłem kilka razy świadkiem jego „wyczynów”, dlatego wiem do czego mógł się posunąć.
Pamiętaj, Potter, że życie masz tylko jedno i nie da się powrócić tu z tej drugiej strony.
„Zobaczyłbym rodziców ... i Syriusza...” – pomyślał z nadzieją Harry.
Pamiętaj też, przy podejmowaniu decyzji, o ludziach, którym na tobie zależy.
Harry lekko się skrzywił.
Mam nadzieję, że rozumiesz moje intencje.
Nie wyrzucaj, ani nie pal tego listu od razu po przeczytaniu.
Przestudiuj go kilka razy zanim to zrobisz.
Z poważaniem: Sam – Wiesz – Który – Nauczyciel
Chłopiec uśmiechnął się smutno, czytając podpis Severusa.
PS: Mimo, że daję Ci tą przeklętą fiolkę, szczerze ufam, że nigdy nie skorzystasz z jej zawartości. Myślę, że masz dosyć odwagi i siły, by iść dalej. Uważam też, że jesteś zdolny do szlachetności, a to bardzo pomaga w trudnych sytuacjach życiowych.
Tego już było za wiele. Snape uważa go za za jednostkę szlachetną.
„Za chwilę doczytam się, że jest we mnie zakochany” – pomyślał z przekąsem.
Ostatnie zdanie brzmiało jednak nieco inaczej.
Jeżeli komukolwiek powiesz, Potter, że uważam Cię za szlachetnego, odważnego i inteligentnego bachora, to osobiście cię uduszę.
Harry nie mógł się nie zaśmiać.
Westchnął i przeczytał list jeszcze trzykrotnie.
Za każdym razem, był coraz mniej pewny, czego chce.
Prawda, nadal miał ogromną chęć spalić list i wypić zawartość fiolki, ale wiara w niego ze strony osoby, która jawnie go nie cierpi, nieco hamowała te zapędy.
Dziwiło go to, że akurat Snape rozumiał go najlepiej, że wszystkich. Gdyby tak nie było nie napisałby tego listu
„Boże, czemu życie jest takie posrane?” – pomyślał po raz setny.
Doszedł w końcu do wniosku, że ani fiolka, ani list mu nie uciekną i schował je dokładnie pod poduszkę.
Zdjął okulary i położył się na boku, podciągając kolana niemal pod brodę.
Starał się nie myśleć o kuszącej perspektywie wypicia trucizny „od ręki”.
„Chociaż nie będę musiał sobie podcinać żył” – pomyślał cynicznie.
Nagle przypomniały mu się słowa Notta:
„Myślisz, że jesteś twardy Potter? Udowodnię ci, że tak nie jest. Będziesz skomlał jak szczeniak, żeby cię dobić.”
Harry czuł wstyd nawet za ten jeden, jedyny raz gdy poprosił o litość. Wtedy, gdy Salomon Nott użył haka.
Po policzkach chłopca popłynęły łzy.
- Obyś zdechł sukinsynu w najgorszych męczarniach – wyszeptał z w poduszkę – obyś zdechł i nigdy więcej nikogo nie tknął...
Nigdy wcześniej nie pomyślał, że może nienawidzić kogoś tak bardzo, jak Voldemorta. Okazało się jednak, że mógł.
***
Podczas śniadania Severus miał wybitny apetyt.
Zjadł prawie tyle, co Ronald Weasley, to było mistrzostwem samym w sobie. A ponieważ konsumował prawie takim tempie jak Rudy Chudy Ron, nie mógł w tym czasie poczynić swych zwykłych „przystolnych” obserwacji.
Sięgnąl po sok dyniowy i rozejrzał się po sali.
Malfoy i Parkinson bezczelnie "lizali się" przy stole. Zanotował sobie, że musi im zwrócić wagę i po raz setny wytłumaczyć, że wielka Sala to nie sypialnia.
Crabb i Goyle, ach cóż oni mogli robić? Żarli jak hipopotamy.
Millicenta Buldstrode zapatrzona była w stół Ravenklawu.
„Co one widzą w tym Sappo?” – pomyślał Snape zwracając wzrok na siódmorocznego Krukona z burzą niesfornych, kasztanowych włosów i o zabójczym uśmiechu. Chłopak mierzwił sobie właśnie teatralnym gestem kudły i mówił coś do wlepiającej w niego wzrok ładnej Krukonki z piątego roku. Wraz twarzy bubka mówił: „czyż nie jestem mądry i bosko przystojny?”
Severus stłumił w sobie impuls podejścia do Bernarda Wielkiego Amanta Sappo i strzelenia go na odlew w ten pusty łeb.
Ponownie omiótł wzrokiem stół Ślizgonów, gdzie nie działo się nic ciekawego, poza tym, że mopsowata piękność wsadziła bezceremonialnie rękę między nogi swojej blond sympatii.
Snape był zdegustowany.
„Żałosne. Cóż, dostaną szlaban... Oddzielnie”
Teraz Severus spojrzał na stół Gryffindoru. Weasley i Granger wyglądali jak skazańcy i przez krótką chwilę pożałował, że dał Potterowi fiolkę z trucizną. Ale tyko przez chwilę. Wyobraził sobie Pottera powieszonego na pasku lub ręczniku, albo z podciętymi żyłami i to wróciło mu rozsądek.
-...Severusie – dobiegł do niego głos siedzącego po prawej Dumbledore.
- Słucham? Co pan mówił dyrektorze?
- Mówiłem, że msz dziś dobry apetyt. Rzadko się to zdarza. Wspaniale, Severusie, może trochę przytyjesz?
- Nie jadłem wczoraj kolacji – gładko odpowiedział Severus. I była to prawda, ale on czuł się świetnie z zupełnie innych powodów, i z zupełnie innych powodów miał taki apetyt. Wczorajsza akcją bądź co bądź nadszarpnęła trochę energii, potrzebnej do kontrolowanej przemiany, ale Dyro nie musiał o tym wiedzieć.
Sev czuł się wolny, niezależny, miał gdzieś „co ludzie powiedzą” (niewiele się zmieniło w jego podejściu do otoczenia, nieprawdaż?). Ale przede wszystkim czuł się pożyteczny dla świata i czuł się spełnioy.
Po śniadaniu dorwał Slytherińską Parę Stulecia i przy wejściu do Wielkiej Sali, oznajmił im, że mają szlaban za nie przyzwoite zachowanie przy stole.
- Dziś Malfoy, jutro ty, Parkinson – dodał mściwie.
Obydwoje wyglądali na niepocieszonych, zwłaszcza Mopsica.
Miał już udać się do sali eliksirów, gdy dobiegł go zza pleców denerwujący, wysoki kobiecy głos.
- Severusie, Severusie, poczekaj! – krzyczała hogwarcka Matka Teresa.
- Słucham? –Mężczyzna zmusił się do uprzejmego wyrazu twarzy.
- Czy mógłbyś mi przynieść do skrzydła szpitalnego trochę eliksirów przeciwbólowych? Są na wykończeniu.
Snape pomyślał, że się przesłyszał. Uniósł wysoko brwi.
- Czyś ty rozum postradała, kobieto? – powiedział cichym, jadowitym głosem. – Przecież dwa tygodnie temu dałem ci tego całe mnóstwo! Wlałaś połowę tego w Pottera? Przecież większość z nich ma działanie narkotyczno - odurzające. Jak to ładnie mówią mugole, niektóre z tych specyfików „zmieniają świadomość” – wysyczał Sev.
- No a miałam wybór? – Spytała poirytowana Niańka Poppy – Ciągle miał gorączkę i majaczył...
- To nie powód, żeby podawać zbyt duże ilości środków, które mogą uzależnić! – Severus patrzył na panią Pomfrey, jakby zobaczył ją po raz pierwszy w życiu. – Jak będzie chciał ćpać, to sam o tym zadecyduje. Hektolitry przeciwbólowych eliksirów mogą mieć działania uboczne, włącznie z uodpornieniem się na ich skuteczne działanie. Ale, na miłość Boga! Ja przecież rozmawiam z wykwalifikowaną pielęgniarką i uzdrowicielką, która powinna o tym wiedzieć!
- To była wyjątkowa sytuacja Severusie – odrzekła urażona – ale ty jak zwykle, nie rozumiesz pewnych spraw.
- Wiesz, Pomponio – Snape wiedział, że nie lubi pełnej wersji swojego imienia, dlatego jej używał – może i dobrze, że Potter był cały czas silnie odurzony, skoro przebywał w twoim towarzystwie...
Sev westchnął.
- Kobieto, to są silne leki. Jak nie mogłaś sobie poradzić z Potterem rzucającym się na łóżku w malignie, trzeba było poprosić o truciznę, albo radzić sobie bez faszerowania go zbyt dużymi ilościami tego gówna. Sam przyrządzałem te eliksiry. Większość z nich jest cholernie mocna. Trzeba go było potrzymać za rękę i pośpiewać kołysanki, albo podać wraz z normalną dawką przeciwbólowego zwykły wywar z melisy, który ma działanie uspakajające. To w końcu ty tu leczysz, a nie ja. To jakiś paradoks...
Poppy Pomfrey poczuła się skrzywdzona, ponieważ podane zostały w wątpliwość, jej metody leczenia.
- Jesteś bezduszny – powiedziała. – On był torturowany i bardzo cierpiał. Zrobiłam to, co musiałam. A teraz powiedz mi, czy mam liczyć na dostawę, czy nie?
- Przyniosę ci te przeklęte eliksiry w czasie przerwy na lunch, zadowolona? Tylko nie wlewaj ich w tego dzieciaka. Raczej daj mu coś na szybkie gojenie się ran. Czy on po takich dawkach funkcjonuje jeszcze normalnie i jest w stanie powiedzieć jak się nazywa? Zmiłuj się i myśl na drugi raz Pomponio, bardzo cię proszę. Co do tortur, to nikt lepiej, niż ja w tej szkole nie ma pojęcia, czym są tortury Notta, bo nie raz je oglądałem. A teraz spieszę się na zajęcia, więc idź z Bogiem Pomponio, będzie ci raźniej.
To, że mistrz eliksirów miał niezaprzeczalną racje jeszcze bardziej rozzłościło miłosierną Pomfrey.
- Do zobaczenia, Snivellusie – wysyczała.
- Widzę, że kulturą też nie grzeszysz Pomponio – odezwał się chłodnym, oficjalnym tonem, po krótkiej chwili niezręcznego milczenia Severus. – Tak jak i rozumem zresztą, ale niech ci będzie. Do widzenia. - Owrócił się i odszedł w stronę lochów.
Nie wściekł się i dlatego Pomponia Pomfrey poczuła się paskudnie. Wiedziała, że ta zagrywka była poniżej pasa i to wcale nie polepszyło jej humoru.
***
Harry leżał na zimnym stole do tortur. Nie mógł zasnąć, bo był nafaszerowany eliksirami pobudzającymi.
Tak bardzo chciał umrzeć. Chciał zasnąć i nigdy więcej się nie obudzić.
Bolało go całe ciało i stracił mnóstwo krwi.
"Chyba już noc, bo sobie poszedł" - pomyślał.
To było straszne. I ta cała wizyta Voldemorta. Przyszedł na trochę by "sobie popatrzeć."
Harry się wzdrygnął na samo wspomnienie.
Plecy miał tak skatowane, że postanowił przekręcić się na brzuch. Nie był już skrępowany pasami. Niby po co? Nie miał ani różdżki ani sił witalnych. Gdzie i jak miałby uciec?
Podniósł się na prawym łokciu i z całej siły podciągnął ciało w górę.
Odetchnął z wysiłku i z ulgi. Marnej ulgi, ale zawsze...
Drzwi otworzyły się z hukiem i wszedł jego kat.
- Niespodzianka, powiedział śmiejąc się przy tym wesoło.
Harry'ego zalała zimna fala strachu, gdy zobaczył Notta podchodzącego do swoich ukochanych narzędzi.
Mężczyzna wrócił za chwilę i obleśnie uśmiechnął się do chłopaka. W ręku trzymał cienki, bambusowy kij.
- Pomogę ci, Potter - warknął i brutalnie przewrócił go na brzuch.
"Boże, nie" - pomyślał Harry. Jego plecy były jedną, wielką raną.
Śmierciożerca skrępował ponownie pasami ręce i nogi swojej ofiary, gwiżdżąc przy tym jakąś wesołą melodię. Ta melodia w jakiś niewytłumaczalny sposób przerażała Harry'ego bardziej od tego, co zamierzał zrobić mu Nott.
- Zobaczymy, czy jesteś wytrzymały na cierpienie, Potter - powiedział zimno Salomon i uniósł do góry bambusowy kij.
Zamachnął się i uderzył z całej siły.
***
Pacjent wrzasnął rozdzierająco i otworzył szeroko oczy.
Pani Pomfrey podbiegła do chłopca i złapała go lekko za rękę.
- Nie dotykaj mnie - warknął oszalały ze strachu Harry i wyrwał dłoń patrząc z wściekłością na pielęgniarkę.
- Śniło ci się coś złego? - Spytała łagodnie.
Chłopak nie odpowiedział i odwrócił się do niej plecami.
- Chcę w spokoju pospać – znowu warknął. Oczywiście wiedział, że teraz nie zaśnie. Chciało mu się płakać i nie miał zamiaru pokazywać swoich łez komukolwiek.
"Biedak" - pomyślała Pomponia wstając z łóżka.
Przez następnych kilka minut bezmyślnie gapiła się w okno.
- Witam - dobiegł ja w pewnym momencie głos od strony drzwi. - Twoje eliksiry. Proszę.
Severus powyjmował fiolki ze swoich obszernych kieszeni i ustawił je na stole.
- Dziękuję - Pomponia spojrzała swojemu gościowi w oczy.
- Severusie - odezwała się cicho - przepraszam, za to jak cię nazwała. Ja...
- Daruj sobie - uciął chłodno.
- We wczesnej młodości tyle razy słyszałem swoje drugie imię, że miałem czasem problemy z podpisaniem wypracowania - zimny sarkazm wylewał się z ust Snape'a jak rzeka. - Do wszystkiego można się przyzwyczaić.
Harry, który oczywiście wszystko słyszał, domyślił się o jakie "imię" chodzi i mimo woli zaczerwienił się ze wstydu.
Pomponia też się zarumieniła i widać było, że naprawdę jest jej przykro.
- Mimo wszystko, przepraszam.
- W porządku -odrzekł chłodno Severus.
- Posłuchaj - ciągnął łagodnie mistrz eliksirów - Zdenerwowałem się na ciebie, bo powiedzmy sobie szczerze, mimo że się nie lubimy, uważam cię za odpowiednią osobę na odpowiednim stanowisku. Posiadasz doświadczenie i ogromne kwalifikacje, tym bardziej razi u ciebie tak nieodpowiedzialne zachowanie. - Sev wciągnął ze świstem powietrze. - Potter był faszerowany przez 48 godzin eliksirami pobudzającymi i Eliksirem Czuwania. Błyskawiczne przestawienie go na zbyt duże ilości eliksirów o działaniu przeciwnym, mogło doprowadzić nawet do zapaści serca, przecież wiesz o tym Pomponio... Mniejsza, każdy z nas popełnia błędy - mężczyzna machnął ręką.
Pomponia Pomfrey musiała w duchu przyznać, że Snape ma ogromną wiedzę medyczną.
"No, ale przecież jak był młodziutki, to nic, tylko czytał, zupełnie jak ta Granger" - pomyślała refleksyjnie.
Harry natomiast pomyślał, że cudownie byłoby dostać tej zapaści serca.
Severusie, musimy pogadać - dobiegł od drzwi głos Dumbledore'a Wiedział, gdzie szukać swojego oswojonego wampira, bo jak zawsze, wiedział wszystko.
- Teraz i tutaj, dyrektorze?
- To bardzo ważne - Harry usłyszał napięcie w głosie starszego mężczyzny i wytężył słuch.
- O co chodzi, panie dyrektorze? - grzecznie zapytał Snape.
Albus wszedł do środka i omiótł wzrokiem całą sytuację.
- Czy możesz zostawić nas na malutką chwilę samych, Poppy?
- Tu jest pacjent - powiedziała ostrzegawczym tonem kobieta.
- Będziemy cicho, obiecuję - spokojnie odrzekł dyrektor.
Pomponia obdarzyła ich podejrzliwym spojrzeniem, ale zniknęła na zapleczu.
Dumbledore trzymał w ręku zwiniętego "Proroka Codziennego."
- Czy wiesz, co wczoraj w nocy spotkało Samuela Notta, Severusie? - spytał wprost.
- Wybaczy pan Dyrektorze, ale nie interesuje mnie co ten niewyżyty kuta..., znaczy sadysta robi wieczorami - odparł chłodno mistrz eliksirów.
- Ale to powinno cię zainteresować - z naciskiem powiedział Dumbledore.
- Czyżby? Nie sądzę... - Harry wyczuł sarkazm i lodowatą pogardę w głosie Snape'a.
- Powinno cię obejść Severusie, ponieważ Salomon Nott nie żyje.
Serce Harry'ego przestało na chwilę bić.
Cały teraz składał się ze słuchu.
- Czyżby strzelił go jasny szlag? - Spytał z kpiną w głosie Severus.
- Nie, spotkało go coś o wiele gorszego.
- Pan daruje, Dyrektorze, ale nie wiem o co chodzi.
- Znałeś go Severusie. Znałeś go i nie rusza cię wcale fakt, że nie żyje?
- Aha. Znałem osobiście sukinsyna, więc powinienem zacząć płakać rzewnymi łzami? - słowa mistrza eliksirów nasączone były jadem obrzydzenia i pogardy. - Pan raczy żartować, dyrektorze? Co mnie ma obchodzić śmierć sadysty? Nie opowiadałem panu co on zrobił prawie osiemnaście lat temu? Czego pan chce, żebym mu współczuł?
Harry mimowolnie poczuł do niego nutę sympatii.
- Severusie, doskonale wiesz o co mi chodzi! - Dumbledore podniósł głos.
Harry zastrzygłby uszami, gdyby potrafił.
- Radziłbym zachowywać się cicho, Potter śpi - spokojnie odrzekł Snape.
- Severusie - głos Dumbledore'a był opanowany ale dało się w nim wyczuć irytację - oczekuję cię dziś w swoim gabinecie punktualnie o 19:30.
Sev się skrzywił.
- Oczywiście panie dyrektorze - odrzekł jednak grzecznie.
- Masz, poczytaj sobie - Albus wręczył mistrzowi eliksirów gazetę.
Severus wziął ją dla świętego spokoju do ręki, ale jak tylko wyszedł Dumbledore, położył ją na stole obok eliksirów.
Snape podszedł do okna i wyjrzał na jasno oświetlone słońcem błonia.
"O jednego śmiecia mniej" - pomyślał
Miał już wychodzić, ale mimowoli spojrzał na leżącą na stole gazetę.
Krzykliwy tytuł pierwszej strony głosił:
PRZERAŻAJĄCA ŚMIERĆ SALOMONA NOTTA!!!
ODRAŻAJĄCY MORD NA JEDNYM Z NAJBARDZIEJ SZLACHETNYCH I SZANOWANYCH CZŁONKÓW CZARODZIEJSKIEJ SPOŁECZNOŚCI!
Severusa krew zalała i widział jak przez mgłę. W szale zaczął drzeć „Proroka Codziennego” na strzępy.
- Co oni tu powypisywali! - darł się ogarnięty gniewem Snape - Pieprzone włazidupy! Co za pierdolony śmietnik!!!
Harry nie mógł dłużej udawać, że śpi, a do sali szpitalnej wpadła jak bomba Pomponia Pomfrey.
- Co ty wyprawiasz, Severusie?!
Harry gapił się ciekawie, jak Snape drze Proroka w drobny mak.
- Banda lizodupnych kutasów! - krzyczał wściekły mistrz eliksirów.
- SEVERUSIE!!! - Pomponia zarumieniła się z oburzenia i konsternacji.
Harry stłumił uśmiech i popatrzył niewinnie na pielęgniarkę.
- Czego?! - warknął Sev - A ty, Potter, co się gapisz? Śpij!.
- Przepraszam, ale zaczął pan krzyczeć i się obudziłem - grzecznie skłamał Harry.
Severus powoli zaczął wychodzić ze stanu szału i furii, ale nadal był wściekły, jak sto hipogryfów.
Sprzątnął strzępy gazety za pomocą różdżki i posłał Pomponii spojrzenie przebywającego na odwyku od ludzkiego mięsa bazyliszka. Następnie widowiskowo wyfrunął z sali szpitalnej powiewając szatą.
***
Przez cały dzień Severus był rozdrażniony.
Wyżył się na pierwszorocznych, wlepił szlaban Weasleyowi i Granger za "zbyt głośną rozmowę na korytarzu", nakrzyczał na Longbottoma za to, że pojawił się w zasięgu jego wzroku, a nawet objechał Bogu ducha winnego Hagrida, który tylko go niechcący potrącił i jak zwykle niesfornie i długo przepraszał. A nadal było mu mało.
Był żądny krwi niewinnej.
Nagłówek w gazecie utrzymywał go w stanie przyciszonej permanentnej furii maniakalno-depresyjnej (wiem, to rodzaj schizofrenii a nie furii, ale zgodzicie się ze mną, że Severusa nie trzymają się żadne standardy).
"Malfoy będzie dzisiaj biedny" - pomyślał, idąc na obiad.
***
Po obiedzie, Harry'ego odwiedzili Ron i Hermiona.
Była to dziwna wizyta.
Prawie wcale nie rozmawiali i tylko na siebie patrzyli.
- Przykro nam Harry, za to wszystko.. - wyszeptała w końcu Herm.
- Daruj sobie - odrzekł poirytowany Harry.
- Przecież to nie wasza wina - dodał już łagodniej.
- Zdrowiej szybko - Ron popatrzył smutno na przyjaciela
- Tak, zdrowiej szybko, tęsknimy za tobą - dołączyła się do rudzielca Hermiona.
- Powinienem wyjść jutro - stwierdził sucho Harry.
- Och! Jutro mamy eliksiry - wykrzyknęła dziewczyna.
- I co z tego? - Harry zmarszczył brwi. - Może będzie coś na temat trucizn - dodał obojętnie, obserwując, jak się zachowają.
- HARRY! - wrzasnęła Herm. - Nie możesz nawet tak myśleć!
- Dla twojej wiadomości - odrzekł chłodno pacjent - cały czas o tym myślę.
Hermiona i Ron wyglądali na przestraszonych.
- Harry nie możesz tego zrobić... - powiedział z rozpaczą w głosie rudy chłopiec.- My cię kochamy jak brata.
- Wiem - wyraz twarzy Harry'ego był łagodny. - Ale ja już nigdy nie będę taki sam...
- I tak będziemy cię kochać - zapewniła żarliwie Hermiona.
- Tak! I zawsze możesz na nas liczyć - dodał Ron z entuzjazmem.
Harry wiedział, że obydwoje mówią serio i szczerze, chociaż smutno się uśmiechnął
- Wiesz co? - Ron sięgnął do torby. - Ten cały Nott zdechł dziś w nocy.
- I to nie była lekka śmierć - dodał mściwie - Masz, poczytaj - Ron wręczył Harry'emu „Proroka Codziennego”.
- Może lepiej nie - Hermiona wyglądała na nieprzekonaną pomysłem kumpla.
- Nie, w porządku. Chcę to przeczytać.
Widząc wątpliwość w oczach przyjaciółki uśmiechnął się uspokajająco.
- Naprawdę Hermiono - dodał jeszcze.
- Musimy już iść Harry - powiedział Ron - ale przyjdziemy tu po kolacji.
- Snape nam wlepił szlaban. Na pojutrze. - Powiedziała Hermiona.
- Aha i musimy już dziś pisać wypracowanie na poniedziałek z zielarstwa, bo wieczór sobotni mamy przerąbany - dodał Ron.
- Za co dostaliście szlaban?
- Za gadanie na korytarzu. To nawet jak na niego dziwne - zaczęła Hermiona. - Chyba się coś stało. Wyglądał jak chodząca furia.
Harry udawał obojętność, ale słuchał bardzo uważnie.
- Trzymaj się cieplutko - Herm dała mu całusa w policzek, a Harry mimowolnie się wzdrygnął.
"Ciekawe, czy teraz mi tak zostanie na zawsze..." pomyślał.
- Do zobaczenia, Harry - powiedział Ron i obydwoje opuścili cichą, szpitalną salę.
Harry został sam i mógł spokojnie przeczytać artykuł. To było coś, co go naprawdę zainteresowało.
Zabrał się z zaciekawieniem za tekst. W miarę jak czytał, narastał w nim gniew i zarazem jakaś pusta wesołość.
To, co zostało powiedziane w artykule, brzmiało dla niego jak jawna kpina.
Sam tytuł doprowadzał do białej gorączki.
Pod nagłówkiem tłustymi literami zapisana była wypowiedź nie kogo innego, jak Percy'ego Weasleya.
"Pan Nott był nobliwym i szacownym członkiem naszej społeczności. Nie pozwolimy więcej na takie barbarzyństwo.
Nie ma żadnych wątpliwości, co do tego, że morderstwa dopuścił się wampir - żaden człowiek nie potrafiłby dokonać czegoś takiego.
Faktem jest też, że wampir ów dokonał niepełnej, kontrolowanej przemiany - inaczej ciało denata byłoby tak zmasakrowane, że nie dałoby się go rozpoznać.
Świadczy to o tym, że morderstwo było zaplanowane i dokonane z zimną krwią"
"A nie pomyślałeś, kutasie, że ktoś mógł mieć motyw?" - pomyślał z irytacją Harry.
Oto dowód na to, że należy cofnąć Dekret O Ochronie Wampirów.
Te niezrównoważone zwierzęta zagrażają każdemu z nas!
Dzisiaj Salomon Nott, jutro może to być sam Minister Magii.
Istota która dokonała tego haniebnego czynu zostanie pochwycona i skazana na śmierć przez ścięcie toporem o srebrnym ostrzu.
Nie będzie litości! Skoro ginie tak dobry, szlachetny człowiek, znany ze swych hojnych datków na szczytne cele Ministerstwa, jak wywodzący się ze starożytnego rodu Salomon Nott, trzeba zdusić to bestialstwo w zarodku.
Harry nie mógł uwierzyć w to co czytał: "niezrównoważone zwierzęta", gdyby tak było, to ciągle słyszałoby się o jakichś mordach.
"Jemu się już całkowicie we łbie poprzestawiało, myśli tylko o tej swojej politycznej karierze" - pomyślał Harry o Percym.
Chłopak był wstrząśnięty jawną ignorancją i zaściankowością myślenia młodego mężczyzny.
Był wstrząśnięty, że całkowicie został pominięty fakt przynależności Notta do Śmierciożerców, a podkreślona jego hojność finansowa względem Ministerstwa Magii.
Czuł jak mózg mu powoli zaczyna odkształcać pod wpływem przeczytanych informacji.
Opisana była też makabryczna śmierć Notta, ale Harry nie potrafił mu ani współczuć, ani się nad nim litować.
Poczuł cichą satysfakcję, gdy okazało się, że Salomon Nobliwy Obywatel Nott, został nafaszerowany Eliksirem Czuwania.
Potrafił się tylko z tego gorzko cieszyć.
Obrzydzeniem napawało go to, jak szybko został osądzony sprawca czynu.
Nie było mowy o żadnym uczciwym procesie i przesłuchaniu, ale kilka razy padało w artykule zapewnienie o rychłym pochwyceniu i straceniu zbrodniarza, który w oczach Harry'ego urósł do rangi bohatera.
Dla niego nie było żadnej wątpliwości, że ten kto dopuścił się morderstwa, znał zamiłowanie Notta do tortur. Świadczył o tym sposób egzekucji.
Bo dla Harry'ego było jasne, że to była egzekucja.
Za zwykłe porachunki nie zabija się w ten sposób. Tak się zabija kogoś, kogo chce się ukarać.
Artykuł liczył dwie strony, z czego połowę poświęcono na chlubny życiorys Notta i jego zasługi. Wspomniano też, że był Śmierciożercą, ale raz na zawsze „odwrócił się plecami do strony ciemności”.
„Strona ciemności – pomyślał rozzłoszczony chłopak – samiście ciemni jak tunel w tyłku.”
Najbardziej jednak wstrząsnęły Harrym następujące stwierdzenia:
Wszystkie zarejestrowane na terenie Londynu wampiry zostaną poddane przesłuchaniu. Jest ich tylko kilka – w tym jedna kobieta.
Wszystkie Instytucje, w których zatrudnione są zarejestrowane wampiry, są zobligowane do wydania ich na czas przesłuchań, które odbędą się na terenie Azkabanu. Przesłuchania podejrzanych zaczną sie od poniedziałku (...) Złoczyńca nie będzie miał prawdopodobnie procesu. Dopuścił się zbyt brutalnej zbrodnii.
Harry'ego zatkało. Wiedział jedno, że gdyby Ministerstwo nie było skorumpowane, ten kto zabił Notta, mógłby liczyć na uczciwy proces.
I ten teren Azkabanu...
A jeżeli wycofają ten dekret, to co stanie się z wilkołakami, które żadnym dekretem nie są chronione i z wszystkimi innymi istotami magicznymi i mieszańcami?
Chłopcu momentalnie przyszli na myśl Lupin i Hagrid.
„Ktoś zlikwidował niebezpiecznego sadystę, a oni mają pretekst do czystki.
I nikt nie będzie się teraz zajmował Voldemortem. Chore...” – myślał przerażony Harry.
Miało to jedno pozytywną stronę. Zielonooki, wyczulony na sprawiedliwość społeczną Gryfon nie myślał już o samobójstwie, ale o cyrku, jaki mial się zacząć w poniedziałek, czyli za cztery dni.
***
Severus nie poszedł na kolację. Jakoś mu się jeść nie chciało. Wszyscy wokół niego pomykali z "Prorokiem Codziennym" pod pachami, a członkowie grona nauczycielskiego łypali na niego niepewnie.
To nie poprawiało nastroju mistrza eliksirów.
"Przeczytam ten artykuł. Będę na topie - pomyślał. - A poza tym, to przecież opis mojego wyczynu.
Najpierw jednak udał się do skrzydła szpitalnego. W kieszeni miał dwie fiolki o których zapomniał.
Potter jadł... a raczej pałaszował rosół z kury i ogólnie wyglądał, jakoś za dobrze.
Snape pomyślał w pierwszej chwili, że Potter postanowił nie kończyć ze sobą, tylko po to by zrobić mu na złość, ale szybko zrozumiał absurdalność tego przypuszczenia.
Postawił fiolki na stole i wtedy TO ujrzał. Obok Pottera leżał Prorok.
- Mogę go na chwilę przywłaszczyć, Potter? - wyciągnął wiedziony nagłym impulsem rękę w stronę gazety.
- Oczywiście. Tylko proszę go nie drzeć. Chcę jeszcze raz przeczytać tą durną wypowiedź Percy'ego.
Severus popatrzył na Harry'ego przenikliwie.
- Czytałeś to już? - zapytał.
- Tak, sir. Radzę uzbroić się w cierpliwość.
Snape usiadł w nogach łóżka i pogrążył się w lekturze.
Z miejsca dostał apopleksji.
- Żesz kur**! Niech ja go tylko spotkam! - wyrwało mu się.
- Nie słyszałeś tego Potter - wysyczał groźnie patrząc na Harry'ego.
- A co niby miałbym słyszeć? - spytał nad wyraz grzecznie chłopak.
Po minucie dał się słyszeć pogardliwy rechot Severusa.
- Dobre! - powiedział - Napisali, że przeznaczył na Ministerstwo więcej kasy, niż Lucjusz Malfoy, czy Albus Dumbledore. Ale nawet słowem nie wspomnieli, że Dyrektor Hogwartu przeznacza krocie na sierocińce, także te mugolskie. Żałosne, żałosne. Chore i żałosne.
Harry'ego zatkało. Nie wiedział o filantropijnej działalności Dumbledore'a
Weszła Pomponia i chłopiec poprosił o dokładkę.
Pani Pomfrey poszła do kuchni, ale zanim to zrobiła obrzuciła niechętnym spojrzeniem Severusa. Harry wydawał się nim jednak nie przejmować.
- No proszę - powiedział Snape skończywszy czytać - Rita Skeeter. A swoją drogą, gdzie ona się wcześniej podziewała?
Harry uznał za stosowne, powód nieobecności dziennikarki, pominąć milczeniem.
- Nie wstrząsnęło to tobą, Potter? - spytał po krótkiej chwili Sev.
- Głupota Ministerstwa, wszechobecna korupcja, kretynizm Percy'ego i bezwstydność Skeeter? Owszem, wstrząsnęło - odrzekł rzeczowo i na temat.
- Generalnie Potter, wiesz że nie o to pytałem.
- Jak dla mnie, sir - powiedział chłopak spokojnie - to nie wymyślono jeszcze takiej kary na jaką zasłużył ten skur..., znaczy drań.
Wkroczyła Pomfrey z druga miską rosołu.
- Smacznego, Potter - powiedziała.
- Dziękuję.
Pomponia spojrzała niepewnie na Severusa, ale wszystko wydało się jej w jak najlepszym porządku i poszła na zaplecze.
- Powiedz mi, Potter - zapytał łagodnie, zajętego rosołem chłopca, Snape - co słyszałeś z mojej rozmowy z Profesorem Dumbledorem?
Harry się zakrztusił i miał już skłamać, że absolutnie nic, ale Severus go ubiegł.
- Nie otwieraj ust po to by łgać mi w żywe oczy. Doskonale wiem, że słyszałeś każde słowo. Taka już twoja uroda, Potter.
Nauczyciel westchnął z politowaniem.
- Ale będzie cyrk - powiedział refleksyjnie mistrz eliksirów. - Dopiero się zacznie. Niech lepiej Albus zaproponuje Lupinowi pobyt w Hogwarcie, bo wilkołaki pójdą na odstrzał jako pierwsze. Szczerze współczuję Weasleyom takiej latorośli.
- On się wyparł rodziców, sir - Harry z radością podchwycił inny temat niż kwestia jego podsłuchiwania.
- Jakoś się nie dziwię.
Severus spojrzał Harry'emu głęboko w oczy.
- Ty, Potter - powiedział łagodnie - kiedyś przez tą swoją ciekawość, kopniesz w kalendarz, jak przysłowiowy kot.*
- Ja wcale nie chciałem podsłuchiwać, tak jakoś wyszło - Harry wiedział, że nie brzmi to przekonywująco, ale nic innego nie miał na własną obronę.
- Tobie zawsze coś wychodzi, tylko nie to co potrzeba, Potter. Zresztą, przekonamy się jutro na eliksirach - orzekł chłodno Severus.
"Jakżeby inaczej" - pomyślał z przekąsem Harry.
*My mówimy, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, Anglicy mają przysłowie Curiosity killed the cat – Ciekawość zabiła kota.
***
Punktualnie o 19:30 Severus przybył pod drzwi gabinetu Dyrektora.
Zapukał.
- Proszę - dobiegł go stłumiony głos.
Mistrz eliksirów wszedł do środka.
- Dobry wieczór Dyrektorze.
- Dobry wieczór, Severusie.
- Mam pytanie - Jestem tu oficjalnie, czy prywatnie, panie Dyrektorze?
- Po części tak i tak - głos Dumbledore'a był łagodny i chłodny. - Usiądź Severusie, to trochę zajmie.
- Byle nie za długo, bo za pół godziny do mojego gabinetu przychodzi Draco. Ma szlaban.
- Zostaniesz tu tyle czasu Severusie, ile będzie konieczne. Uczeń może poczekać.
Snape popatrzył przenikliwie na Dumbledore'a.
- Widzę, że to coś poważnego.
- Przecież mówiłem.
- W takim razie, słucham Albusie.
Dyrektor westchnął ciężko. Poczuł się stary i zmęczony. Poczuł, że sytuacja go przerasta.
- Powiem wprost. Rozpętałeś piekło, Severusie. Rozpętałeś piekło na ziemi i podpisałeś na siebie wyrok.
- Nie boję się ani piekła, ani śmierci, ale i tak nie wiem o czym mówisz Albusie.
- Czytałeś ten artykuł w "Proroku Codziennym"?
- Czytałem. Nott zdechł, tak jak na to zasługiwał a Ministerstwo rozpacza rzewnymi łzami po hojnej, dojnej krowie. A że rozpęta się przy okazji piekło... To i tak była tylko kwestia czasu. Przecież nowy Wiceminister, który przyjmuje rządy wraz z Knotem już od niedzieli, nie spocznie, aż nie wytępi wszystkich "odmieńców". Szczerze powiedziawszy, Percy Weasley ma szansę stać się niezłą konkurencją dla Zagadkowego Toma.* Nadal jednak nie wiem, o co ci chodzi Albusie.
Dumbledore walnął pięścią w stół.
- Nie wiesz o co mi chodzi? Zabił go wampir! Zabił go wampir, który go znał osobiście, bo bez problemu wszedł do jego domu. Poza tym to była egzekucja, Severusie, a mało kto wiedział o sadystycznych zapędach Notta, aby mógł dokonać egzekucji.
- Równie dobrze mogła być to egzekucja polityczna. Wyobraź sobie, że on miał wrogów Albusie.
- Egzekucja polityczna nie wygląda w ten sposób, bo jest eliminacją, a nie egzekucją, o czym doskonale wiesz.
- Nadal nie wiem do czego pan zmierza Dyrektorze. - Severus postanowił grać na zwłokę. Był poirytowany.
- Nie wiesz do czego zmierzam?! Na miłość boską! Ilu wampirów znało Notta osobiście, ilu znało jego zamiłowanie do sadyzmu i ilu było świadkami tortur dziesięcioletniej dziewczynki, którym obraz skatowanego Pottera dobitnie o tym przypomniał? No ilu Severusie? Bo mi się wydaje, że tylko jeden, i to ten, który siedzi teraz naprzeciwko mnie.
- Ha. W końcu otwarte karty panie dyrektorze.
- Wiesz, co teraz będzie?
- Armageddon. Chyba, że ktoś przemówi tym dupkom w Ministerstwie do rozsądku i uświadomi, że głównym celem eksterminacji powinien być Lord Voldemort i jego najzagorzalsi zwolennicy.
- I kto twoim zdaniem miałby to zrobić. Ja? Ja już nie mam siły walczyć z ludzką głupotą Severusie, już chwilami mam dość.
- To może Potter? W końcu jest bohaterem.
- Uważasz to za zabawne?
- Nie, uważam to za tragiczne. Nie przejmuj się. Sam się udam z rana w poniedziałek do Ministra i przyznam się do morderstwa Notta. Wiem, że nie będę miał uczciwego procesu, ale szczerze powiedziawszy mi to zwisa.
- Nie możesz tego zrobić Severusie. Za bardzo potrzebuje cię Zakon.
- Przestań mi tu pieprzyć poprawnie polityczne bzdury! - żachnął się Snape - Wiesz co będzie jak tego nie zrobię? Tysiąckrotny Armageddon, a tak może sprawa z czystkami przycichnie. Nawarzyłem sobie piwa, to je wypiję.
- Wiesz, że to nic nie da, że Percy Weasley nie popuści. Taką już ma naturę. A Voldemort wykorzysta zamieszanie. Bardziej przydasz się żywy.
Severus schował twarz w dłoniach.
- Mogę zapalić? - zapytał.
- Pal.
Mistrz eliksirów wyciągnął paczkę papierosów, zapalił jednego i mocno się zaciągnął.
- To co? Mam siedzieć cicho i pozwolić ci ochronić mój tyłek, kosztem kogoś niewinnego, albo kosztem korupcji? - spytał po kolejnym z rzędu machu.
- Pojęcia nie mam, co teraz robić. Weasley to fanatyk i ma wielu zwolenników, i poprą go Śmierciożercy. Nie z miłości do Notta, ale żeby odwrócić uwagę od własnych działań. Nie mogłeś siedzieć spokojnie na tyłku?
- Siedziałem na tyłu siedemnaście lat. Bóg jeden wie ile on w tym czasie dzieci skrzywdził, Albusie. Nie rozumiesz?
- Rozumiem, Severusie, rozumiem. Ale czasami warto przeczekać.
- I ryzykować? Wiesz, co on by zrobił za dwa, trzy tygodnie z taką Granger i jej rodzicami Albusie? Zmiłuj się człowieku i nie pierdziel mi tu o siedzeniu na tyłku i ryzykowaniu życia niewinnych ludzi, błagam. - Wkurzony Sev zgrabnie zgasił peta w wyczarowanej przez gospodarza popielniczce.
Dumbledore popatrzył zmęczonym wzrokiem na Snape'a.
- Będzie trzeba znaleźć jakiś wyjście z sytuacji. Nie leź mi tylko w poniedziałek do Ministerstwa. Utracę jednego z najlepszych ludzi i przyjaciół, a nic w zamian nie zyskam ani ja, ani reszta czarodziejów. Może da się jeszcze przemówić do rozsądku Percy'emu.
- Nie licz na to.
- Dlaczego? - Oczy Dyrektora wyrażały bezbrzeżne zdumienie.
- Od dawna to podejrzewałem patrząc na Molly i Artura, a Potter potwierdził moje przypuszczenia w skrzydle szpitalnym. On się wyrzekł w imię kariery politycznej własnych rodziców Albusie. Myślisz, że posłucha głosu rozsądku?
Dumbledore wyglądał na załamanego, ale po chwili zabłysły w jego oczach przebiegłe ogniki.
- Daj mi pomyśleć do niedzieli. Chyba wiem jak sobie z tym poradzić, a przynajmniej załagodzić sytuację.
- Korupcja?
- Miejmy nadzieję, że nie.
- Jeżeli będziesz potrzebował galeonów, wiesz, że możesz na mnie liczyć. Osobiście jednak wolałbym iść i się przyznać.
- Ale tego nie zrobisz.
-Nie. Nie zrobię tego bo mi tak każesz. Jak zwykle. Pewnie lizałbym Potterowi buty gdybyś mi kazał to zrobić. Jestem lojalny jak pies. - W głosie Severusa brzmiał sarkazm i silna ironia.
- Nie zrobisz tego, bo cię o to proszę.- Łagodnie odpowiedział Albus.
- I tak przyjdą po mnie w poniedziałek. Zabiorą mnie na przesłuchanie.- Nie dawał za wygraną mistrz eliksirów.
- O to niech cię głowa nie boli.
- Czy to już wszystko panie dyrektorze? - zapytał Snape.
- Tak - odrzekł Albus.
Severus wstał i skierował się do wyjścia.
- W takim razie żegnam Albusie - powiedział już przy drzwiach.
- Ale zanim odejdziesz, mam do ciebie jeszcze jedno pytanie.- Starszy mężczyzna spojrzał mu głęboko w oczy.
- Słucham - grzecznie powiedział podwładny do swojego niekwestionowanego szefa.
Dyrektor popatrzył uważnie na jednego z najważniejszych członków Zakonu.
Splótł palce i oparł na nich w zamyśleniu głowę.
- Powiedz mi Severusie, czy masz chociaż nikłe wyrzuty sumienia po tym co mu zrobiłeś?
- Mam i one wcale nie są nikłe - Albus wyglądał na zaskoczonego, bo profesor mówił całkiem poważnie.
- Mam wyrzuty sumienia dyrektorze - na twarzy Severusa pojawił się gorzki uśmiech. – Mam cholerne wyrzuty sumienia, bo zakatrupiłem go o prawie osiemnaście lat za późno.
Snape wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi.
Dumbledore jeszcze długo siedział zamyślony przy swoim biurku, skubiąc długą białą brodę i zastanawiając się nad ostatnimi słowami swojego gościa.
*Riddle – ang. zagadka.
***
Severus przyszedł do swojego gabinetu Zapalił papierosa i zamyślił się nad zdarzeniami z ostatnich dni.
Sytuacja była trudna i ze wszech miar delikatna. Gdyby Lucjusz Malfoy nie siedział w więzieniu, mógłby do niego napisać. To wpływowy człowiek i coś by wykombinował.
Mimo wszystko Snape postanowił, że od razu po szlabanie Dracona napisze list do Lucjusza, by ten wiedział o wszystkim z pierwszej ręki. Poza tym, ze swoją myślącą głową i nie mniej myślącą żoną, która była dużo cwańsza i mądrzejsza, a także miała większy wpływ na despotycznego męża, niż niektórym się wydawało, mógłby nawet w więzieniu do czegoś się przydać.
Do Narcyzy także postanowił napisać, ale zupełnie inny list.
Z zamyślenia wyrwało go pukanie do drzwi.
- Proszę wejść - rzucił mistrz eliksirów przygaszając papierosa w gustownej popielniczce o kształcie zwiniętego węża. Wąż był zielony, miał piękne oczy zrobione z bursztynu i srebrny szlaczek, biegnący wdłóż smukłego ciała.
Tą popielniczkę, kupił Severus na jakiejś mugolskiej wyprzedaży. Bardzo ją lubił, jeżeli nawet nie kochał.
***
Był wtedy na przedmieściach Londynu. Było upalne lato. Lipiec 1990 roku. Sev przechadzał się między straganami obserwując mugoli. Tak naprawdę z biegiem lat nauczył się akceptować ten "gorszy gatunek" ludzi (jak on sam by był człowiekiem, zabawne), a nawet czuł do nich pewien rodzaj sympatii.
Trochę im nawet zazdrościł ich beztroski i błogosławionej niewiedzy o niektórych sprawach.
W pewnym momencie dojrzał tą popielniczkę na jednym z kramów. Były tam w przeważającej części bardzo gustowne bibeloty, nie takie badziewia jak u innych sprzedawców
Wyrzeźbiony w jaspisie wąż zdawał się mrużyć swoje bursztynowe oczy i mrugać zachęcająco do Severusa.
Mistrz eliksirów podszedł do straganu i zważył piękną popielniczkę w dłoniach.
"Barwy Slytherinu – pomyślał - aż się prosi, żeby go kupić."
- Czym mogę panu służyć? - spytała młoda kobieta o popielatych włosach i epatującym wyższością uśmiechu, żywcem wyjętym z magazynu mody
"Damulka" pomyślał z niesmakiem Sev, ale szybko się przekonał, że pozory mogą mylić.
Gdy spojrzał jej w oczy, w nich także dostrzegł uśmiech, ewidentnie świadcząc o tym, że nie jest płytką, zarozumiałą pannicą.
- Ile pani chce za tą jaspisową popielniczkę? - zapytał jak najbardziej obojętnym tonem.
- 200 funtów.
Severus uniósł brwi.
- Nie za dużo? Nawet z tymi bursztynami nie jest warta więcej niż 75 funtów.
- Owszem jest - kobieta uśmiechnęła się szerzej.
- Może mi pani to udowodnić? - zapytał Severus. Był zdeterminowany, żeby mieć tą popielniczkę.
- Po pierwsze, jest ręcznie rzeźbiona i ozdabiana - powiedziała spokojnie sprzedawczyni. Po drugie - dodała tajemniczym głosem - ale nie wiem, czy zechce pan ją kupić jak to powiem - zawahała się nagle.
- A o co chodzi? - zapytał Severus - W głosie kobiety było coś, co wzbudziło zaciekawienie mistrza eliksirów.
Wiedział jedno: musi mieć u siebie na biurku tego jaspisowego węża, ale w kieszeni miał tylko 250 funtów, a chciał zaliczyć jeszcze dobre zimne piwo (dużo dobrego piwa) w jednej z lepszych, mugolskiej knajp..
Dziewczyna dmuchnęła z irytacją, na lezące w oczy włosy i odgarnęła je na kark. Było tak gorąco, że Severus czuł jak jedwabna, czarna koszula z krótkim rękawem, klei się do niego w strugach potu. Sprawy nie ułatwiały też czarne, raczej dopasowane dżinsy, zwłaszcza, że przez nie wiele kobiet z zaciekawieniem oglądało pewną cześć jego ciała - i to nie tylko z tyłu - a niektóre uśmiechały się przy tym bezwstydnie, co raczej nie sprzyjało ochłodzeniu atmosfery.
- Ta popielniczka należała do osobistego wróżbity Hitlera i podobno jest obłożona klątwą.
Severusa naprawdę to zaciekawiło.
- Wiedział pan o tym, że Hitler miał swojego wróżbitę?
- Oczywiście. O tym akurat wie wielu ludzi..
Płowowłosa piękność o jasnozielonych oczach uśmiechnęła się szeroko, a później wypaliła.
- Tak, ale nikt prawie nie wie o tym, że miał jeszcze jednego wróżbitę. Anglika, zupełnie niezależnego od tamtego w Niemczech.
Rzeczywiście, Severus nie wiedział. Co prawda słyszał kiedyś jakieś plotki, ale to były tylko plotki.
- Mam mówić dalej? - zapytała.
- Tak, to ciekawa historia - powiedział szczerze czarnowłosy, czarnooki i na czarno ubrany mężczyzna, z ciekawym bladym tatuażem na lewym przedramieniu. Wizerunku dopełniały szkła przeciwsłoneczne - oparte teraz nad czołem. Mistrz nie wiedział, że wygląda dosyć pociągająco, co tylko dodawało mu uroku.
"Intrygujący typ" - pomyślała dziewczyna.
- Angielski wróżbita nazywał się Nicholas Black - Severus drgnął na dźwięk tego nazwiska - i twierdził, że jest wykwalifikowanym czarodziejem.
"Nie wątpię, że nim był" - pomyślał Sev.
- Ta popielniczka - ciągnęła dziewczyna, - została wykonana na zamówienie. To unikat. Jest taka tylko jedna, jedyna na świecie.
- Teraz rozumiem jej cenę.
- Wierzy mi pan? - spytała dziewczyna - poprzedni klient zarzucił mi, że wciskam mu kit.
- Ależ ja wiem, że pani nie kłamie - szczerze odrzekł mężczyzna. Jest pani uczciwą osobą. To widać.
Kobieta uśmiechnęła się promiennie.
- Skoro pan mi wierzy, to opowiem panu w nagrodę o rzekomej klątwie, a pan dopiero wtedy zdecyduje się czy ją kupić, czy nie i... spuszczę panu cenę do 175 funtów. - Nie mogła się powstrzymać. Ten facet mimo, że na początku ją zirytował był w nietuzinkowy sposób sympatyczny, a jednocześnie sprawiał wrażenie kogoś, kto wiele w życiu wycierpiał.
- Zamieniam się w słuch - Severus zdobył się na blady uśmiech.
- Zapewne wie pan, że niemiecki wróżbita przepowiedział Hitlerowi klęskę i został za to otruty przez jego ludzi.
Severus skinął głową.
- Anglik, zupełnie niezależnie od wróżbity niemieckiego, także przepowiedział Hitlerowi fiasko. On jednakże, przepowiedział mu też, że popełni samobójstwo. Adolf Hitler tak się wściekł, że nakazał Nicholasowi, aby to on samobójstwo popełnił, a ponieważ Black zauważył swój błąd i pożałował, że jest na usługach niebezpiecznego psychopaty z ulgą przyjął takie rozwiązanie.
- A klątwa? - Spytał zaciekawiony Severus.
Kobieta westchnęła cicho
- Sama nie wiem, czy to bujda na resorach, czy nie, faktem jest, że wszyscy dotychczasowi właściciele tego cudeńka mieli cholernego pecha...
- Pierwszym posiadaczem, był jakiś nawiedzony kolekcjoner, który za grube pieniądze wykupił ją z jednego z muzeów poświęconych Hitleryzmowi. W 1955 roku, jego żona i dwie córki zginęły w wypadku samochodowym. Facet nie zdzierżył i się powiesił. Cudeńko znowu trafiło do muzeum, ale nie na długo bo zostało skradzione. Nie wiadomo przez kogo, muzeum jednak zbytnio się tą stratą nie przejęło, poza jednym z kustoszy, który odnalazł popielniczkę w roku 1963 u jakiejś babinki w Glasgow. Twierdziła ona, że jaj poprzedni właściciel - sąsiad z naprzeciwka - utopił się dwa lata wcześniej we własnej wannie. Staruszce jednakże nic się nie stało.
Kustosz zabrał cudo do domu i w 1970 roku, zmarł na zawał serca z powodu bankructwa i notorycznych zdrad żony - ponoć nakrył ją w łóżku z facetem, w dniu w którym wylali go z pracy.
Popielniczka była przez dziesięć lat u wdowy i nic. Ale kiedy kobieta podarowała na 18. urodziny tą cholerę synowi... W 1985 roku jakiś psychopata wykończył jego młodziutką żonę. Zgwałcił ją i bestialsko zamordował. Facet trafił do psychiatryka..
Po tamtym wydarzeniu... cóż, nie wiem co się z nią działo. Dostałam ją kilka dni temu od starszej pani, która nie chciała mówić skąd ją ma, chociaż jej historię do 1985 roku z radością mi opowiedziała. Nie chce też za nią pieniędzy, ale i tak odpalę jaj 100 funtów. Wygląda na to, że klątwa o ile istnieje dotyka tylko mężczyzn... No i jak zdecydował się pan? – przez chwilę przestraszyła się, że odstraszyła potencjalnego klinenta, ale mile się zawiodła.
- Biorę ją - stwierdził rzeczowo Snape - jest ładna, stylowa i całkowicie w moim guście. Tą całą klątwę pewnie da się racjonalnie wytłumaczyć zwykłym zbiegiem okoliczności, ale jeżeli nie, cóż - spotka mnie za parę lat coś strasznego.
- Osobiście w to nie wierzę, bo wtedy za nic nie sprzedałabym jej żadnemu mężczyźnie. – Dziewczyna popatrzyła na niego z zainteresowaniem.
Severus uśmiechnął się do niej i wręczył dwieście funtów.
Odchodził już gdy kobieta krzyknęła:
- Pana reszta.
- Niech się pani nie wygłupia.
- To kwestia honorowa, nie mogę wziąć dwustu funtów - powiedziała i wręczyła mu 25 funciaków reszty.
- Rozumiem i dziękuję.
- Mam nadzieję, że ta bursztynowooka szelma nie przyniesie panu pecha.
- Ja sam jestem jednym, wielkim pechem. Poza tym, jak pani zapewne wie, złego licho nie bierze. - Severus uśmiechnął się ironicznie i odszedł w swoją stronę.
***
"No i w końcu, klątwa spadła także na mnie" - pomyślał z gorzkim rozbawieniem Severus.
Oczywiście wiedział, że klątwa to jawna bzdura. Czy miałby jaspisowego węża czy nie, zrobiłby to, co zrobił i koniec.
Prawdą było jedynie ciekawe pochodzenie popielniczki
Mistrz eliksirów popatrzył na Draco Malfoya.
- Dobry wieczór sir - powiedział chłopak.
- Dobry wieczór - Severus wstał - Idziemy.
Zaprowadził Dracona do pracowni, gdzie wręczył mu cały kocioł żab rogatych, które kazał mu poporcjować do specjalnych słoików.
Draco nie był zachwycony, ale nie powiedział ani słowa skargi. Profesor zasiadł za biurkiem i zaczął sprawdzać wypracowania piątoklasistów, które miał rozdać ocenione, następnego dnia.
***
Draco Malfoy uporał się z rogatymi żabami w trzy godziny. Mistrz eliksirów skończył niewiele wcześniej sprawdzać wypracowania, które jak zwykle były w 50% żałosnymi wypocinami.
Gdy Severus dotarł do swojej prywatnej kwatery, zabrał się za pisanie szczerego listu do Lucjusza, w którym przyznał, że od lat jest lojalny wobec Dumbledore'a i że to on zabił Notta - i dlaczego to zrobił.
W liście prosił Malfoya o zachowanie dyskrecji i o jakieś rady, co do zaistniałej sytuacji.
Doradził też Lucjuszowi, aby zmienił strony i został szpiegiem Ddumbledore'a kiedy wyjdzie z Azkabanu.
Oczywiście nie namawiał go natarczywie, ale przedstawił sporo całkiem sensownych argumentów, które skłaniały do przyjęcia takiej opcji.
Zaznaczył, aby stary przyjaciel odpisał mu na tym samym pergaminie, od razu jak przeczyta list, który był długi i bardzo szczery i Severus liczył na wzajemność w tym względzie.
Napisał też do Narcyzy. Była to prośba o spotkanie incognito w jakiejś mugolskiej knajpie. Dokładne miejsce i godzinę pozostawił do wyznaczenia jej.
Wziął korespondencję i udał się do sowiarni
Do pani Malfoy wysłał zwykłą płomykówkę, ale do Lucjusza...
Severus udał się na samo koniec sowiarni. Przyłożył lewą dłoń do ściany i wyszeptał, zmieniane co tydzień, hasło:
- Ester Novum.
Ściana rozstąpiła się przed nim posłusznie. W ogromnym pomieszczeniu siedział na grubej żerdzi słusznych rozmiarów, czarny jak noc orzeł królewski.
Ptak głośno kraknął na widok swojego pana. Liczył na kilkudniowy wypad, na wolną przestrzeń.
Kiedy zobaczył pergamin, zrzedła mu mina i ostentacyjnie wrócił do czyszczenia piór.
- Prometeuszu - zwrócił się do ptaszyska Snape - zaniesiesz ten list do Lucjusza Malfoya. Do Azkabanu. - Ptak żachnął się zanim Severus skończył mówić.
- Jak przyniesiesz odpowiedź wypuszczę cię na kilka dni - łagodnie przemówił mężczyzna.
Prometeusz spojrzał na swojego pana wielkimi ciemnogranatowymi oczami.
"Akurat" - mówił jego wzrok.
- Obiecuję - mistrzunio podrapał orła po głowie, co ten przyjął leniwym zmrużeniem oczu. Niechby jednak ktoś inny spróbował takiej poufałości...
- To bardzo ważny list - mówił Severus gładząc grzbiet ptaka, który przyglądał mu się teraz uważnie i równie uważnie słuchał jego słów.
- W żadnym wypadku nie może wpaść w niepowołane ręce. Rzucę na ciebie i na ten pergamin specjalny czar. Będziesz niewidzialny dla wszystkich poza adresatem i oczywiście mną. Ale bądź ostrożny, bo każde zaklęcie maskujące i ochronne można złamać, Prometeuszu - ptaszysko kiwnęło głową, przytakując.
- Będziesz mógł sobie bez wysiłku upolować jakąś mysz, albo królika, uważaj tylko, by nie zniszczyć pergaminu - Severus delikatnie ale skutecznie przywiązał rulon do posłusznie wyciągniętej nóżki ( a raczej nogi) orła.
- Relashio personarum intrata - powiedział kierując w orła różdżką, a następnie wypuścił ptaka na otwartą przestrzeń.
Prometeusz zaskrzeczał triumfalnie i rozłożył czarne skrzydła niknąc w mroku nocy.
"Jeszcze może się ta maskarada odwrócić na lewą stronę. Wszystko zależy od rozsądnej decyzji Lucjusza, roztropności Narcyzy i skutecznej strategii Dumbledore'a" - pomyślał z nikłą nadzieją Postrach Hogwarckich Matołów.
***
******
Kitiara wyrastasz nam tutaj na bardzo
poczytną autorkę. Słowem : Podobało mi się ( tak wiem, że to trzy słowa)
style='vertical-align:middle' alt='smile.gif' />
Masz
lekkość pisania, iktórej można tylko pozazdrościć.
Jedno mi tylko nie
pasuje :
Snape podszedł do okna i wyjrzał
na jasno oświetloną ulicę.
"O jednego śmiecia mniej" -
pomyślał Ulicę? W Hogwarcie ?
Pozdrawiam
/>Gall
Piątek,
02.11.2004
Harry spał spokojnie. Tej nocy dostał
jeszcze Eliksir Bezsennego Snu.
Na śniadaniu został
entuzjastycznie przyjęty przez wszystkich gryfonów i nie mógł szczerze się
nie uśmiechnąć.
Wieczorem Ron i Hermiona byli u niego zaledwie
pięć minut i nie zdążył im nawet opowiedzieć o dziwnej rozmowie
Dumbledore'a i Snape'a, ani o swojej rozmowie z mistrzem eliksirów.
Pomponia Kwoka Nadgorliwa Opiekunka Pomfrey bardzo szybko wygoniła
jego przyjaciół.
"Severus, Albus, a teraz jeszcze oni i to drugi
raz" - myślała nastroszona.
- Musisz mieć spokój - powiedziała do
Harry’ego dobitnie.
Chłopak wzruszył tylko ramionami i po raz
trzeci wziął się za czytanie artykułu.
- Zabiję Percy'ego -
powiedział mściwie Ron ładując do ust ogromny kawał ciasta czekoladowego.
- Jak on może gadać takie bzdury? - najeżyła się Hermiona, smarując
tosty grubą warstwą dżemu. - Wiecie co teraz grozi Lupinowi, Hagridowi i...
- Komu? - zapytał ciekawie Ron.
- No wszystkim mieszańcom,
wilkołakom, wampirom i półolbrzymom, bo olbrzymów chyba raczej nie ruszą...
- powiedziała szybko. Omal nie wygadała się, że Snape jest wampirem.
Wiedziała o tym już od trzeciego roku nauki.
Harry popatrzył na
przyjaciółkę przenikliwie, ale nic nie powiedział.
- Będę musiała
poważnie porozmawiać z Ritą Skeeter - dodała jeszcze Hermiona.
/>Resztę śniadania spędzili w milczeniu, a potem Ron poszedł się byczyć
(piątek miał wolny) a Hermiona z Harrym udali się na Eliksiry.
/>Teoretycznie piątek był najlżejszym dniem nauki dla Harry'ego bo miał
tylko jedne zajęcia. Ale za to jakie. Cztery godziny męki ze Snapem. Raz w
tygodniu a dobrze.
Chłopiec westchnął przeciągle
Dostał się na
Eliksiry za protekcją McGonagall, a poziom był bardzo wysoki, było mu ciężko
i dlatego dziękował Bogu, że ma pod ręką Hermionę.
Na tych zajęciach
byli jedyną parą gryfonów i nie uczęszczał na nie żaden puchon. Roiło się za
to od krukonów i ślizgonów.
******
Odpowiedzi od Lucjusza i
Narcyzy przyszły tuż przed piątkowym śniadaniem i Severus musiał odłożyć ich
przeczytanie na czas lunchu. Coś jeść przecież powinien.
Później
czekały go cztery godziny NUT-ek z szóstym rokiem.
"Jezu,
Potter..." - pomyślał.
"Jak nic ten wścibski bachor do
niedzieli dowie się, że jestem wampirem i pewnie domyśli się też, że zabiłem
Notta. Jest bardziej niż pewne, że ta przeklęta Granger wie już, że jestem
wampirem i najpóźniej do soboty będzie znała prawdę o morderstwie tego
sukinsyna... Chryste. Tylko się powiesić." - W takim wesołym nastroju
mistrz eliksirów zjadł swoje śniadanie.
***
- Zapraszam do
środka, moi mili - powiedział sarkastycznie do uczniów przybyły punktualnie
na zajęcia Severus Snape.
- Co by wam zaproponować, żebyście się nie
nudzili przez cztery następne godziny ?- zaczął gdy wszyscy już usiedli. -
Jesteśmy nieco do przodu z materiałem, może w takim razie małe powtórzenie
wiadomości, co? - głos mężczyzny nasączony był drwiną.
Cieszyła się
tylko jedna osoba poza Snapem. Hermiona.
Harry był bliski płaczu i
nawet Draco lekko pobladł, i stał się prawie przezroczysty. Pomimo, że był
bardzo dobry z Eliksirów i naprawdę lubił ten przedmiot to ostatnio zbyt
często zajmował się Parkinson (po prawdzie - bardziej to ona zajmowała się
nim, co z pewnych użytecznych przyczyn wcale mu nie przeszkadzało), by mieć
głowę do nauki.
- Widzę, Potter, że jesteś szczęśliwy...
/>Harry miał autentyczną ochotę zemdleć, a Hermiona spojrzała na kumpla ze
współczuciem.
Draco Malfoy zaśmiał się radośnie. Szybko jednak był
zmuszony przestać suszyć zęby.
- Pan Malfoy, jak widzę pozazdrościł
koledze z Gryffindoru, że będzie pytany jako pierwszy - powiedział złośliwie
Snape. - Draco zawsze był ambitny... W takim razie, może pan Malfoy opowie
wszystkim, jakie właściwości posiada krew nietoperza i w jakich eliksirach
ma zastosowanie.
Malfoy lekko pożółkł.
"On jest ostatnio
okropny" - pomyślał blondas.
Akurat o tej pieprzonej krwi
nietoperza nie wiedział zbyt dużo. Harry natomiast wiedział wszystko i
przeklął w duchu durny rechot Malfoya. Gdyby nie ten kretyn, on dostałby to
pytanie.
Dukanie Malfoya zostało ocenione na Marny, a on sam
dowiedział się, że w aktach szkolnych widnieje czarno na białym, że jego
ojciec miał z eliksirów zawsze Powyżej Oczekiwań lub Znakomity.
- Po
prawdzie, Draco - powiedział Sev ze swym ironicznym uśmieszkiem - nawet
James Potter nie dostał chyba nigdy z tego przedmiotu nic poniżej
Akceptowalnego.
- Chyba już zupełnie zawładnęły tobą hormony - dodał
chłodno i złośliwie się uśmiechnął.
Snape beztrosko wstawił mu ocenę
do dziennika, usiadł nonszalancko na rogu biurka z dziennikiem na kolanach
i doskonale się bawił zamętem, który postanowił zasiać.
/>Wszystkich opanował strach.
"Będzie się działo" - myśleli
uczniowie.
Tylko Grangerowa była wybitnie spokojna i Malfoy miał
ochotę za ten spokój jej "przypieprzyć", pomimo faktu, że przy
okazji chętnie by ją "przeleciał" (ostatnio Draco był bardzo
nieskomplikowany "w obsłudze"). Parkinson wyglądała przy Omnibusce
gryfonów jak patyczak.
- No moi drodzy, widzę, że wasza wiedza
to bardzo ulotna rzecz... - powiedział Snape po przepytaniu Anetty Stell,
bardzo inteligentnej Krukonki o dużych, niebieskich oczach i łagodnym
uśmiechu.
Dostała tylko Akceptowalny, ponieważ profesor zapytał ją o
temat, którego jeszcze nie skończyli omawiać. Miała wymienić wszystkie
skutki ukąszenia wampira wraz z możliwościami ich leczenia.
-
No, Potter nie martw się, teraz twoja kolej - Severus jadowicie się
uśmiechnął.
Harry przełknął głośno ślinę.
- Powiedz mi, Potter,
z czego chciałbyś zostać przepytany?- rzucił szokującą propozycję Snape.
Nigdy wcześniej, tak się nie zachował. Wszyscy z niepokojem wlepili wzrok w
swojego nauczyciela.
Harry wietrzył podstęp, więc cóż biedny mógł
odpowiedzieć?
- Nie wiem, sir.
- Nie wiesz... - Sev uniósł
wysoko brwi. - Dlaczego Potter, ty nic nigdy nie wiesz? Mam ci postawić
Koszmarny?
- Nie, po prostu niech mnie pan zapyta o cokolwiek, sir.
- Aż taką ma pan wiedzę, panie Potter? - Snape uśmiechał się
jadowicie, a ton jego głosu był cichy i drwiący. - Imponujące. Dobrze, zatem
podaj mi właściwości czegokolwiek i zastosowanie czegokolwiek
w eliksirach. Słuchamy. Po raz pierwszy jestem szczerze zainteresowany twoją
wypowiedzią.
Niektórym uczniom zaschło w gardle, a zwłaszcza
zielonookiemu gryfonowi, którego twarz ozdabiały w tej chwili już trzy
blizny.
Draco Malfoy pomyślał, że byłoby to nawet zabawne, gdyby nie
fakt, że to dopiero początek jatki, i że on sam jeszcze nie raz może być
dziś w niebezpieczeństwie. Fakt, że dostał już ocenę, niczego nie
gwarantował. Snape był nieobliczalny. A z tego, co teraz Blond Bóg Seksu
Slytherinu obserwował, mistrz eliksirów bił właśnie swój rekord
nieobliczalności.
Na ponad minutę zapadła martwa cisza.
-
No, Potter, czas ucieka. Inni też pożądają podzielenia się swoją wiedzą.
/>"Kto pożąda dzielenia się wiedzą, ten pożąda" - pomyślał Draco
zapatrzony w kształtne, spore i zmysłowo rozchylone wargi Hermiony i
zdecydowanie pożądał, czegoś zupełnie innego. Od jakiegoś czasu
niepodzielnie rządziły nim hormony i ledwie sobie z tym radził, zwłaszcza,
że Pansy cały czas rozbudzała go erotycznie. W tej chwili na przykład
gładziła go, co jakiś czas po tyłku. Zaczynało go to trochę irytować, ale
nie chciał zwracać na siebie uwagi nauczyciela.
- No, kto mi
powie o czymkolwiek? - Snape nie ukrywał drwiącego rozbawienia. - Może panna
Granger? Mylę, że pani zna odpowiedzi na wszystkie pytania, świata, czyż
nie?
"Granger, to mogłaby cokolwiek zrobić mi tymi swoimi
ustami" - pomyślał Malfoy z rozmarzeniem.
Harry'ego
nagle olśniło i poderwał do góry rękę.
- Tak, Potter? - zapytał
zaciekawiony Snape.
- Chciałbym jednak samodzielnie odpowiedzieć na to
pytanie, sir.
- Słucham. - Sev uśmiechał się ironicznie.
Harry
wciągnął ze świstem powietrze.
- Cokolwiek ma właściwości
jakiekolwiek, a zastosować można je jakkolwiek w jakimkolwiek eliksirze... -
wypalił Harry, modląc się w duchu o to, by nie wylecieć z hukiem z zajęć za
bezczelność i nie ściągnąć pogromu na wszystkich obecnych.
Malfoy
zapomniał nawet na chwilę o wargach Hermiony, a Pięknousta Granger spojrzała
z podziwem na swojego serdecznego kumpla.
Severus uniósł lewą
brew i popatrzył po uczniach z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Jestem
pod wrażeniem - powiedział nagle, a uczniowie zaczęli zastanawiać się czy
mają odetchnąć, czy raczej szykować się na rzeź niewiniątek.
- No
proszę, proszę... Potter, ty potrafisz myśleć..
Severus kpiąco
rozejrzał sie po klasie.
- Możecie uczyć się od kolegi błyskotliwości
umysłu. Pan Harry Potter, Bohater Wychodzący Cało Z Każdej Opresji dostaje
Powyżej Oczekiwań.
- Dziękuję, sir - bąknął niewyraźnie zaskoczony
Harry.
Wszyscy uczniowie byli w stanie permanentnego szoku. Nie minęła
jeszcze godzina, a Snape już ich zaskoczył ponad normę.
-
Parkinson - powiedział jadowicie nauczyciel po chwili milczenia - z czego
pani chciałaby odpowiadać? Zastrzegam, że nie może być to temat dotyczący
eliksirów upiększających, ani rozważania o nowej, rozwianej fryzurze Malfoya
juniora. Zamieniam się w słuch.
- Eee... - zaczęła mocno i elokwentnie
mopsowata blondi zabierając dłoń z uda Dracona, co ten przyjął z wyraźną
ulgą. Napięcie erotyczne na lekcjach, nie było wskazane, zwłaszcza na lekcji
eliksirów i zwłaszcza wtedy, gdy na przeciwko siedziała całkiem ładna
orzechowooka brunetka z lekko rozchylonymi wargami.
- Eee...? Możesz
jaśniej, Parkinson? - zapytał Snape.
- Wiem bardzo dużo na temat krwi
smoka.
- Pani raczy żartować, panno Parkinson - powiedział drwiąco
mistrz eliksirów. - W zeszłym tygodniu był z tego sprawdzian. Proszę podać
bardziej imponujący temat..
- Może beozar, sir?
- Parkinson,
jesteś po prostu bezczelna - Severus był wyraźnie poirytowany. - Ten temat
wałkowany jest od pierwszego roku i wszyscy, nawet Longbottom, mają materiał
dotyczący beozaru w jednym palcu. To miało być coś imponującego.
/>- Próbuję was głąby zmusić do myślenia. Do tej pory myślący okazał się
tylko Potter, chociaż zaczął, jak zwykle, zaczął tragicznie. Ale wkopał się
i wybrnął. Bo pomyślał logicznie. Czy wy naprawdę jesteście bandą osłów?
Przecież to Eliksiry Zaawansowane. Idę wam na rękę i pytam z czego chcecie
odpowiadać, ale to nie mogą być tematy dla przedszkola. To są zajęcia dla
najlepszych, a panna Malowana Lala wyjeżdża mi z beozarem...
- O co
mam zapytać koleżankę Parkinson, panno Granger? - zapytał patrząc drwiąco na
Hermionę, a każde jego słowo nasączone było jadem.
Hermiona nie
ukrywała lekkiego uśmiechu satysfakcji. Panna P. P. zwyzywała ją po
śniadaniu od grubych krów, tylko dlatego, że Gryfonka, w przeciwieństwie do
niej nosiła rozmiar 70C a nie 70A i w odróżnieniu od Mopsicy posiadała coś
takiego jak biodra. Na nieszczęście Parkinson, Granger była na nią zła a
przy okazji była łebska.
- Niech panna Parkinson - powiedziała
Hermiona z niewinna miną - opowie o zastosowaniu wilczych kłów w eliksirach
przeciwbólowych i o skutkach niewłaściwego przechowywania wywarów, które
zawierają ten składnik.
Był to temat z początku bieżącego roku.
Obszerny i trudny.
Snape gwizdną.
- Chyba wiesz,Granger, że
jeżeli panna Parkinson nie da rady na to pytanie odpowiedzieć, co jest
bardzo prawdopodobne, wziąwszy pod uwagę jej ostatni blondwłosy obiekt
studiów, zajmujący jej każdą wolną chwilę... będziesz musiała zrobić to ty.
- Oczywiście, panie profesorze - grzecznie odrzekła Hermiona, która
miała to "obkute na blachę".
Nędzna wypowiedź Ślizgonki
została oceniona na Marny.
- A teraz pani, panno Granger. Dokładnie i
powoli, żeby panna Parkinson wszystko mogła zrozumieć. - Severus był dziś
tak jadowity jak tylko mógł.
Hermiona odpowiedziała śpiewająco.
/>- Jak widać można się nauczyć - rzeczowo stwierdził Snape- Siadaj Granger,
Znakomicie.
- Dziękuję, sir - powiedziała grzecznie dziewczyna.
/>"Ciekawe, czy ona wszystko robi znakomicie?" - pomyślał
jednoznacznie Draco.
- Widzę - Snape nie zamierzał dziś popuścić
cugli - że Malfoy, Parkinson i Potter bardzo chcą się z nami podzielić
jeszcze trochę swoją wiedzą.
Sam nie wiedział dlaczego chce dręczyć
akurat ich. Jedynym racjonalnym obiektem z tych trzech był Potter. No, ale
czy wszystko musi być racjonalne?
Severus miał napięte wszystkie nerwy
bo chciał jak najszybciej przeczytać listy, a czekały go jeszcze trzy
godziny użerki z buzującymi hormonalnie nastolatkami. Musiał sobie jakoś
umilić życie.
- Parkinson - wypalił Snape - cechy charakterystyczne
Wywaru Żeńszeniowego w stosunku do innych eliksirów
regenerująco-ujędrniających. To chyba powinnaś wiedzieć?
Powinna. Ale
znała tylko trzy istotne cechy z sześciu
- Akceptowalnie - ocenił
mistrz. - Resztę wymieni pan Malfoy.
- Nie wiem, sir - przyznał się
chłopak bez bicia.
- Chryste, Draco - westchnął ciężko profesor. - W
takim razie opowiedz o zastosowaniu kłów smoczych w eliksirach
przeciwbólowych. Podaj nazwy wszystkich eliksirów przeciwbólowych w których
jest stosowany i skutki ich przedawkowania. Jak pamiętacie są tylko cztery
takie wywary. - Ostatnie zdanie nauczyciela było wyraźną podpowiedzią, A
mimo wszystko Draco poczuł się pokrzywdzony.
- To trudniejsze pytanie
od tego, które dostała Pancy - wypalił. - Nie mówiąc już o tym jakim sianem
wykręcił się Potter.
To był duży błąd.
- Kwestionujesz
moje sposoby pytania i oceniania, Malfoy? - wycedził jadowicie Snape -
Slytherin stracił właśnie przez ciebie 5 punktów. Oczekuję odpowiedzi na
zadane pytanie.
- Nie mam pojęcia, sir - odrzekł upokorzony i zły
Draco.
Pierwszy raz w życiu stracił punkty u swojego opiekuna.
-
Potter, może ty mi na to pytanie łaskawie odpowiesz?
Harry ku swej
uldze wiedział trochę na ten temat i dostał A.
- No, jak widzę Potter,
jesteś w stanie czegoś się nauczyć. Zadziwiające. - Severus nie mógł darować
sobie tego komentarza.
Później zapytał Hermionę. Zapytał ją o
eliksiry o działaniu narkotycznym, które mieli rozpocząć zaraz po bieżącym
temacie, czyli po skutkach ukąszenia wampira i sposobach ich leczenia. A
ponieważ Granger była zawsze do przodu dostała P.
- A propos
panno Granger - zagadnął ją Severus gdy Hermiona usiadła - czy ty
kiedykolwiek z czegokolwiek dostałaś mniej niż P?
- Nie, sir -
odrzekła.
- Kujonica - wysyczała Pancy.
- Mówiłaś coś,
Parkinson? - spytał chłodno Snape?
- Nic, sir - odrzekła szybko
dziewczyna.
- Tak też myślałem. Wyjmijcie pergaminy. Zrobimy sobie
mały teścik.
Test trwał godzinę (trzeba było wpisać odpowiednie
terminy, cechy, bądź właściwości w puste miejsca), i był dosyć trudny, ale
nie piekielnie trudny.
Severus zrobił im aż dwudziestominutową przerwę
(norma wynosiła 5-10 min.), w czasie której poszedł sobie wypić drinka,
"co by mu nerwy nie puściły".
Przez ostatnie półtorej
godziny omówił do końca bierzący temat i zadał kobylaste wypracowanie na
temat eliksirów przeciwbólowych.
***
Gdy Snape
wyszedł na przerwę w lochu zapanował istny harmider.
- Jezu co go
ugryzło?- Blais Zabini*, śliczna czarnowłosa Ślizgonka była wyraźnie
zdenerwowana. – Dostanę na pewno Akceptowalny z tego testu. Jeśli będę
miała szczęście. – dziewczyna westchnęła.
- Zadowolony, Potter?
– Malfoy był wściekły. – Po tej akcji z torturami, nawet Snape
zaczął ci pobłażać.
- Odwal się od niego - syknęła Hermiona.
-
Nie będziesz mi rozkazywała szlamowata suko - warknął wkurzony Draco.
/>– Licz się ze słowami, Malfoy – Harry nie zamierzał pozwolić
na obrażanie swojej przyjaciółki.
- Bo co mi zrobisz, laskę? –
Ślizgon bezczelnie się uśmiechnął.
Harry nie wytrzymał. I tak był w
stanie silnego napięcia psychicznego, a jeszcze bezczelne docinki Malfoya...
Gryfon wyciągnął różdżkę:
- Tormento!
-
Harry!!! Nie ! - wrzasnęła w tym samym momencie Herm
wytrącając mu różdżkę.
- Odczep się – zasyczał chłopak z całej
siły odpychając od siebie przyjaciółkę z wyrazem odrazy na twarzy.
/>Różdżka Harry'ego podleciała w górę i zanim upadła na stół, zaklęcie
walnęło w ścianę naprzeciwko, między Blais i Pansy, która wrzasnęła. Ścina
została po części rozwalona. Draco Malfoy lekko pobladł, ale był tak zły, że
nie zamierzał odpuścić.
- Reparo – Zabini zachowała
przytomność umysłu. Hermiona po raz setny zastanawiała się dlaczego to nie
ona jest Prefektem, tylko da głupia Parkinson.
– Odbiło ci?!
– warknęła patrząc na roztrzęsionego zielonookiego gryfona.
/>Harry posłał jej spojrzenie Puszka.
- A ty, Draco – Blais
spojrzała z pogardą na Malfoya – mógłbyś chociaż raz zachować się
godnie. Bywasz obleśny.
- A co zazdrosna jesteś o Pottera? Sama wolisz
zrobić mi loda? – zapytał z drwiną w głosie Ślizgon. - Nie ma sprawy
możesz być następna.
Dziewczyna poczerwieniała z jawnego oburzenia.
- Chamie jeden – wysyczała – jeszcze raz tak do mnie
powiesz, to potraktuję cię tym samym zaklęciem co Potter.
- Jeżeli
masz tą samą celność, to chyba powinienem ze strachu narobić w gacie.
/>- Mógłbyś z szacunku dla samego siebie i rodu z wieloletnią tradycją, z
którego się wywodzisz – ciągnęła niezrażona Blais – nie
wypominać komuś, że był torturowany i z tego drwić.
Harry się
wzdrygnął.
- Jak nie wiesz co to są tortury – wysyczała Zabini
– mogę ci zademonstrować. Na te zajęcia twoi oddani goryle nie chodzą.
Na chwilę zapanowała niezręczna cisza. Harry spuścił wzrok.
/>- Słuchajcie – odezwała się Anett , widząc zmieszanie gryfona
– co myślicie o wczorajszym artykule i wypowiedzi nowego Wiceministra
Magii?
- To, co napisali – ciągnęła – kupy się nie trzyma.
– Jak można odmawiać komuś uczciwego procesu, tylko dlatego, że jego
ofiara dawała hojnie kasę na Ministerstwo. Uważam, że to straszne. Myślą
tylko o forsie. Tępe dupki.
- Jak dorwę Percy’ego to mu nakopię
za te jego pomysły z czystkami – wysyczała Hermiona
- Hola,
Granger – Draco zaśmiał się paskudnie. – Od niedzieli, to on
będzie mógł dokopać tobie, a nie ty jemu. – Radziłbym ci się zacząć
martwić o tego przerośniętego kretyna, gajowego i Lupina – głos Draco
był zjadliwy – Może w końcu odgórnie wezmą się za szlamy.
/>Parkinson zachichotała a Blais popatrzyła na nią z politowaniem.
/>„Prefekt – pomyślała drwiąco – Malfoy chociaż czasami
myśli i wykazuje się inteligencją, ale ona?”
Andrew Scott,
wysoki długowłosy brunet z Ravenclawu popatrzył uważnie na Malfoya.
-
Tobie się zupełnie we łbie poprzewracało Malfoy, prawie tak samo jak temu
Weasleyowi.
No i rozgorzała zażarta dyskusja na temat czystek,
korupcji i polityki w ogóle.
Kiedy wszedł nauczyciel wrzało jak w ulu,
ale wystarczyło jedno ostrzegawcze spojrzenie Snape’a, aby zrobiło się
cicho.
- Co tu się dzieje? – spytał chłodno.
-
Rozmawialiśmy o wczorajszym artykule, sir – wypaliła Pancy i wszyscy
spojrzeli na nią jak na idiotkę, włącznie z jej blond sympatią i z
nauczycielem.
Severus usiadł za biurkiem i posłał uczniom spojrzenie
chorego na wścieklizną hipogryfa.
Do końca zajęć musieli notować nowe
wiadomości w bardzo szybkim tempie, bo profesor nie był w dobrym humorze i
nie zamierzał powtarzać.
Zapanował ogólny jęk, gdy ze złośliwym
uśmiechem podyktował temat wypracowania na następny piątek.
- Trzy
rolki pergaminu – dodał złośliwie – równo trzy rolki, ani o
jedno zdanie mniej, ani więcej.
* Wiem, wiem, w
oryginale Zabini to facet! Ale w tym ff-ie jest (nie)stety kobietą.
Musicie mi to wybaczyć.
***
Po zajęciach
mistrz udał się pospiesznie do swojej kwatery.
Prometeusz hasał po
Zakazanym Lesie a Severus czytał korespondencję.
Godzina
17:00,Restauracja „Black Cat”, West London, Resurrection Avenue
3 - głosił lakoniczny liścik Narcyzy.
Snape zrobił sobie
drinka i rozłożył pergamin zwrotny od Lucjusza.
List był na szczęście
długi i szczery, oraz napawał ziarnem nadziei.
Co prawda Malfoy
jeszcze nie wiedział jaką decyzją podejmie po wyjściu z Azkabanu, który miał
opuścić już za tydzień, ale nie robił Severusowi żadnych wyrzutów co do jego
stanowiska i mistrz eliksirów pomyślał, że Lucjusz od dawna mógł podejrzewać
jego zmianę stron.
Śmierciożerca napisał, że doskonale pamięta Annę
Salior i rozumie oraz w pełni popiera czyn Snape’a. I mimo, że w sumie
jest mu obojętne tępienie jakiejkolwiek rasy to pomoże na tyle ile będzie
mógł, aby ten bzdurny pomysł Ministerstwa o cofnięciu Dekretu i ewentualnym
oczyszczeniu świata czarodziejów z niebezpiecznych „elementów”
nie został urzeczywistniony, ponieważ jeden z jego najlepszych kumpli jest
wampirem.
Na końcu kazał mu się trzymać i w żadnym wypadku nie
przyznawać się do winy.
Severus odetchnął i wrzucił list do płonącego
kominka.
***
******
NiMfUśKa
12.12.2004 18:56
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/tongue.gif' border='0'
style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif' /> trochę
chore ale mi się podoba xD
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/biggrin.gif' border='0'
style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif' />
Raistlin
12.12.2004 19:23
No cóż... Jak zawsze opowiadanie wydymane w
kosmos(a nawet dalej). I muszę cie pochwalić za szybkie dodawanie
następnych części(cholernie nie lubie jak ktoś nie dodaje następnych
partów). Czyli ogólnie nie jest źle(sam sobie zaprzeczam
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/tongue.gif' border='0'
style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif' /> ), pisz
następne opowiadania(ale mają być długie i fajne). Odemnie
border='0' style='vertical-align:middle' alt='czekolada.gif'
/>
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/nutella.gif' border='0'
style='vertical-align:middle' alt='nutella.gif' /> dla
ciebie.
class='quotemain'>trochę chore
Dalej jest nawet dużo bardziej
chore
border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'
/>
Taka moja uroda. I uprzedzam, że zbytnio kanoniczna
nie jestem, zwłaszcza w tym ficu.
Raist, szybko daję nowe kawałki
bo mam już bardzo dużo tekstu i tylko dlatego. Nie dziw się, że niektórzy
żadko zamieszczają odcinki swoich opowiadań. Po prostu są podczas pisania -
nie zebym skończyła już tego kolosa, chyba nawet do świąt nie dam rady
skończyć:]
A za milkę i kawę dziękuję. Obydwie bardzo lubię
style='vertical-align:middle' alt='smile.gif' />
Sobota,
03.11.1996
Sobota mijała Severusowi dosyć
spokojnie, a w Proroku nie ukazał się żaden niepokojący artykuł.
/>Snape pojawił się punktualnie o 17 na miejscu spotkania.
- Witaj
Severusie – Narcyza Malfoy wyglądała jak zwykle prześlicznie, ale
wyglądała także na zmęczoną i przygnębioną.
Czarnowłosa* piękność
wspięła się na palce i pocałowała mistrza eliksirów na powitanie w policzek.
Mało kto mógł sobie pozwolić na taką poufałość w stosunku do
wysokiego, czarnookiego i czarnowłosego mężczyzny, ubranego teraz w czarny
garnitur i czarny płaszcz.
Ona mogła. Mało tego – mogła liczyć
także na odwzajemnienie tego gestu.
- Witaj Narcyzo –Severus
objął ją i pocałował w czoło.
Mimo, że ubrana w szykowny czerwony
kostium pod równie szykownym ciemnogranatowym płaszczem kobieta nie była
niska (teraz mierzyła 184 cm – bez swoich butów, tylko sześć
centymetrów mniej), to Severus i tak przerastał ją o głowę.
/>Weszli do środka i zajęli stolik w najciemniejszym i najcichszym miejscu.
"Black Cat" był urządzony w tonacji zieleni i granatu. Na
stolikach stały dodatki w postaci świeczników i popielniczek w kolorze
srebra, a ściany ozdobione były pięknymi freskami o roślinnych i zwierzęcych
motywach, i Narcyza zastanawiała się po raz setny skąd się wziął, u diabła,
w nazwie tej restauracji czarny kot.
Jak się okazało, pani Malfoy
przezornie dokonała wcześniej rezerwacji.
- Co ja bym bez ciebie
zrobił – zażartował Severus.
- Co wy, mężczyźni, zrobilibyście
bez kobiet – poprawiła go rezolutnie Narcyza mrużąc swoje orzechowe
oczy.
Mistrz eliksirów posłał jej swój najbardziej ironiczny i
złośliwy uśmiech, którego uczniowie bali się jak ognia. Piękna brunetka nie
obawiała się jednak swego towarzysza nawet w najmniejszym stopniu i tylko
szeroko się uśmiechnęła.
Wzięli menu i Narcyza z rozbawieniem
zaproponowała drinka o wdzięcznej nazwie „Orgazm”.**
/>Mężczyzna nie mógł nie wygiąć ust w imitacji radosnego uśmiechu.
-
Czego ci mugole nie wymyślą, żeby sobie życie osłodzić – skomentował
złośliwie.
- Dobra, ja stawiam dwa orgazmy – stwierdziła
roześmiana kobieta. Severus mimo beztroskiego śmiechu towarzyszki dostrzegał
piętno cichego smutku na jej twarzy. Chociaż nie łączyły jej bliskie i
przyjazne stosunki z Syriuszem, to przecież Black był jej bratem.
-
Nie możesz mi postawić drinka – żachnął się w odpowiedzi mistrz.
– Jestem dżentelmenem.
- Jasne Severusie, a ja mugolską
baletnicą – pani Malfoy uśmiechnęła się złośliwie.
- W istocie
zabawne, droga przyjaciółko – jadowicie zripostował mężczyzna.
-
Nalegam Severusie. Ja bardzo potrzebowałam gdzieś wyjść, a nie miałam
okazji. Jestem ci wdzięczna za ten wypad. Poza tym doskonale wiesz, że na
brak pieniędzy nie narzekam i muszę odreagować to, że mój durny mąż dał się
zamknąć za tą swoją słuszną sprawę oczyszczenia świata.- kobieta
wyglądała na zdeterminowaną postawić na swoim.
Chociaż Narcyza
lojalnie trzymała stronę męża, nigdy nie zaangażowała się w jego
„hobby” na tyle, aby przystać jawnie do Śmierciożerców. Wolała
pozostać na uboczu.
- Obiecuję ci, że ten wypad jeszcze ci
bokiem wyjdzie – powiedział Snape z przekąsem. - A co do
czyścicieli... czytałaś wczorajszy artykuł tej kretynki Rity Skeeter
w Proroku Codziennym?
- Czytałam... Wiesz – Narcyza
zmarszczyła brwi – Lucjusz opowiadał mi kiedyś o tym sadyście, co
zdechł. Jakoś wcale mu nie współczuje, chociaż jego śmierć była okrutna...
Zaraz, zaraz – kobieta popatrzyła uważnie na swojego rozmówcę
–Severusie, to TY go zabiłeś?! – to było bardziej
stwierdzenie, niż pytanie.
Wampir jedynie skinął głową.
- Zawsze
byłeś uroczy – przy tych słowach, Narcyza ciężko westchnęła i
wyciągnęła papierosy.
- Mówiłem ci, że to spotkanie wyjdzie ci
bokiem... Narcyzo ty przecież rzuciłaś palenie...
- Tak. Do momentu
aresztowania Lucjusza... Przejdziemy do rzeczy?
Severus przyjął od
Narcyzy papierosa i podał jej ogień. Obydwoje zaciągnęli się w milczeniu.
- Przejdziemy do rzeczy, ale za nim ja otworzę swoją duszę przed
tobą, ty musisz mi powiedzieć co się stało.
- To ty masz duszę? -
Narcyza uniosła kpiąco brew.
- Nie zmieniaj tematu...
- O co ci
chodzi? - kobieta doskonale udawała szczere zdziwienie.
- Przecież
widzę, że coś cię gryzie. Jesteś czymś zmartwiona.
- Och, Severusie .
Mój brat nie żyje a mąż jest w więzieniu.. - Narcyza zaciągnęła się mocno i
uciekła spojrzeniem w bok, udając, że interesuje ją fresk przedstawiający
sploty bluszczu na.
- Tut, tut... jest coś jeszcze Nari - Snape nie
dawał za wygraną. Czasami używał w wobec niej zdrobniałej formy imienia, tak
jak teraz. Była wysoka, miała silny charakter, ale kryło się w niej też coś
subtelnego, co czasem wzbudzało czułość. Tą nieuchwytna na pierwszy rzut oka
cechę mógł dostrzec tylko ktoś, kto dobrze ją znał. Tak samo jak ukrywane
przez nią zmartwienie.
- Więc jak będzie? -zapytał łagodnie mężczyzna
przygaszając papierosa.
Na chwilę zapadła martwa cisza.
-
Draco - wypaliła nagle Narcyza. - Jest coraz gorszy.
- Draco jest
teraz w Hogwarcie - zdziwił się Severus.
- Napisał do mnie... - pani
Malfoy zgniotła niedopałek w popielniczce i tęgo pociągnęła ze szklaneczki.
- No i...?- mężczyzna uniósł brew.
- List przyszedł wczoraj
wieczorem, Severusie - Narcyza odetchnęła głęboko. - Mój syn napisał,
cytuję: Potter dostał wciry od Śmierciożerców. Ktoś go torturował przez
dwa dni. Podobno Nott (podsłuchałem pod Pokojem Nauczycielskim). -
Narcyza odchrząknęła i zapaliła kolejnego papierosa. Mężczyzna także nie
pogardził, gdy go poczęstowała.
- To prawda, no i co w tym
niepokojącego? To, że podsłuchiwał?- zapytał Snape.
- Poczekaj, to nie
wszystko - Narcyza zaciągnęła się potężnie - dalej było tak: Cieszę się
mamo, że mu w końcu ktoś porządnie dokopał. Może nie będzie już tak
zadzierał nosa. Jednak jest na tym świecie jakaś sprawiedliwość.
/>Przy stoliku zapadła cisza na dobrą minutę.
- No i co o tym
sądzisz? – Narcyza uniosła brew zupełnie jak jej towarzysz.
-
Wierzyć mi się nie chce - odrzekł mężczyzna. - Wiem, że się nie cierpią...
Draco chyba nie do końca sobie zdaje sprawę, czym są tortury,
zwłaszcza tortury Notta, bo to przecież cały odrębny rozdział. Odpisałaś mu?
- Tak, dziś pewnie dostał mój list. Napisałam mu, że powinien się
wstydzić.
- No i dobrze - uciął temat Severus.
- Sev - Narcyza
mogła zdrabniać jego imię ile tylko chciała. Większość znajomych Severusa
jednak nie miała takich przywilejów. Używanie zdrobnień wobec mistrza
eliksirów niosło dla większości ludzi dosyć niemiłe konsekwencje. - Za
bardzo mu pobłażasz.
- Jest Prefektem - mężczyzna nie bardzo wiedział
co powiedzieć, zwłaszcza, że matka Dracona miał rację.
- Właśnie!
To go czyni jeszcze bardziej aroganckim - Narcyza westchnęła. - Posłuchaj
drogi przyjacielu. Draco jest niemal wierną kopia Lu, ale mój mąż chyba
nigdy nie byłby w stanie cieszyć się z tego, że ktoś został skatowany. Nott
był bestią. Mój mąż też torturował i nadal bywa okrutny, ale są jakieś
granice, których nigdy nie przekroczy, a przynajmniej mam taką nadzieję...
Nott używał strasznych metod i po Potterze na pewno to widać...
-
Narcyzo - powiedział łagodnie Severus - twój mąż wie czym są tortury Notta
bo je widział. Twój syn - nie. A przecież wiesz jak on nie cierpi Pottera.
- Aha. Zupełnie tak jak ty...
- Ja go traktuje
obiektywnie - żachnął się mężczyzna.
Narcyza uśmiechnęła się z
przekąsem.
- Jasne, Sev - ty zawsze jesteś wzorem obiektywizmu. -
Severus posłał jej spojrzenie Puszka, któremu znudziła się bezmięsna dieta,
czym kobieta wogóle się nie przejęła.
- A co do Dracona - ciągnęła
pani Malfoy niezrażona zimnym błyskiem w oczach towarzysza - rzeczywiście
nie znosi latorośli Potterów. Ciągle wymyśla mu nowe ksywki. Nazywa go
Bohaterem Dla Ubogich, Księciem Z Blizną, a ostatnio Mam - Znamię - Po -
Czarnym - Panu - I - Wszystko - Mi -Wolno.
- Właśnie - uciął Sev
elegancko i wykończył swojego (podwójnego) drinka.
Przywołał kelnera i
zamówił "jeszcze raz to samo."
- Chwila - Narcyza figlarnie
przechyliła głowę - to samo, ale tym razem ja też chcę podwójny orgazm. -
Mówiąc to szeroko się uśmiechnęła, a młody kelner zanim odszedł od stolika z
zamówieniem wyraźnie się zrumienił i wydukał "oczywiście, mademe."
- No tak - zaczął Severus - w końcu to wy, kobiety stworzone jesteście
do orgazmów wielokrotnych - na twarzy mistrza eliksirów wykwitł pokrętny
uśmieszek .
- Podobno tak. Ale wy nie potraficie nam tego
zapewnić – elegancko zripstowała kobieta.
- Czy twoje słowo musi
być zawsze ostatnie, Narcyzo?
- Tak! A co do Dracona - Kobieta
stanowczo nie pozwoliła sobie przerwać i Severus wyraźnie skrzywił się, gdy
usłyszał imię "Draco" - to jak dla mnie, możesz mu nawet od czasu
do czasu przywlać. Robi się nie do zniesienia. A to, że jest inteligentny i
sarkastyczny, wcale nie ułatwia mi wychowywania tej bestii. Poza tym urósł
tak, że przewyższa mnie o pół głowy, co bardzo uszczupla mój autorytet.
Chyba zacznę go bić... - Ostatnie zdanie dodała z desperacją w głosie.
/>- Możesz go sobie lać, w końcu masz do tego święte prawo matki, ale w
Hogwarcie uczniów się nie bije. Mogę mu najwyżej przysolić szlaban w
Zakazanym Lesie, jeżeli przegnie za bardzo - mężczyzna chciał jak
najszybciej skończyć niemiły dla siebie temat wychowawczy.
-Trzymam
cię mocno za słowo Sev. Ja już sobie przestaję z nim dawać radę...
/>Narcyza zapaliła trzeciego papierosa i poczęstowała towarzysza.
-
No, teraz możesz przejść do tych poważniejszych rzeczy.. Jeśli się nie mylę
w naszej rozmowie często będzie padać słowa Percy Weasley - Narcyza
skrzywiła się przy imieniu młodego karierowicza...
/>*I znowu podle zmieniam ważną rzecz
ignorując oryginał, w którym matka Dracze ma włosy koloru blond. Poszłam za
głosem serca i zrobiłam z niej kruczoczarną brunetkę.
W końcu wywodziła
się z rodu Czarnych, którzy mieli raczej ciemne włosy. Stąd ta zmiana.
/>
**Orgazm – to nie tylko sami – wiecie – co, ale
także nazwa drinka. Ponoć bardzo dobrego (sama niegdy nie piłam, ale
zamierzam spróbować, jak tylko będę miała okazję).
/>***
Severus rozmawiał z Narcyzą ponad godzinę.
Wypili
przy tym dosyć sporo i poszły im wszystkie paierosy jakie mieli.
/>Narcyza obiecała wykorzystać wszelkie znajomości w Ministerstwie i
przyznała ku zdziwieniu Severusa, że bardzo mądrym posunięciem byłoby
przejście Lucjusza i jej na stronę Dumbledore’a.
Jak się okazało
w dalszej konwersacji, Narcyza miała ku temu ważne powody.
Czarny Pan
był coraz bardziej fanatyczny.
Lucjusz opowiadał jej, że
"Crucio" z ust przywódcy pada na zebraniach coraz częściej i z
coraz błahszych powodów.
Sam Voldemort odwiedził ją tydzień po
aresztowaniu Lucjusza i zażądał aby wyciągnęła męża jak najszybciej z
więzienia - ponieważ jest mu potrzebny. Minęło sporo czasu i kobieta
obawiała się kolejnej wizyty, mimo że Malfoy miał wyjść już za tydzień.
/>Podczas tamtych odwiedzin Czarny Pan wyraził swą dużą nadzieję (czytaj
zażądał), że Draco wstąpi w szeregi Śmierciożerców jak tylko ukończy
Hogwart. Do tej pory nie było o tym wyraźnie i "na głos" mowy i
Narcyza uświadomiła sobie, że nie chce aby jej syn został tyranem mugoli i
szlam.
To było jej dziecko - pragnęła dla niego jedynie szczęśliwego
stabilnego życia z jakąś rozsądną czarownicą u boku.
Gdyby Lucjusz
został szpiegiem Jasnej Strony, mogliby liczyć na dodatkowe zabezpieczenia
(oprócz dotychczasowych silnych zaklęć ochronnych) swojej posesji - Dragon
Tower i opiekę Dumbledore'a.
Narcyza była trzydziestosześcioletnią
kobietą, której nudziło się już ryzykowanie męża i narażanie na ryzyko
jedynego syna.
Narcyza zaczynała się bać Voldemorta, który był coraz
bardziej okrutny nawet dla swoich poddanych.
Snape dał jej
również do przemyślenia bardzo ryzykowną, ale i bardzo mądrą propozycję.
/>Jeżeli Lucjusz i Narcyza postanowią wstąpić do Zakonu Feniksa i przenieść
się w bezpieczne miejsce, Severus zostanie ich Strażnikiem Tajemnicy.
/>Obydwoje wiedzieli, że to ryzykowne, a jednak Narcyza ufała mu - bo nigdy
jej nie zawiódł - i obiecała przemyśleć sprawę, oraz porozmawiać z mężem,
gdy ten tylko wróci do Dragon Tower. Było jej jedynie żal zostawiać ukochane
domostwo i przenosić się w "bezpieczne miejsce".
Tak,
Narcyza Malfoy była rozsądną kobietą, która najchętniej nie angażowałaby się
już w nic niebezpiecznego. Tak bardzo chciała stabilizacji i spokoju dla
swojej rodziny.
Czy żądała zbyt wiele?
Wkrótce miało się okazać,
że tak...
Do Hogwartu Severus wrócił około ósmej wieczorem.
/>Był nieco podniesiony na duchu ale i tak miał złe przeczucia.
Jego
wampirza intuicja mówiła mu, że wydarzy się coś bardzo złego. Że wydarzy się
dużo złych rzeczy.
Intuicja ta - zazwyczaj nieomylna - mówiła mu też,
że nie będą one dotyczyć bezpośrednio jego osoby, tylko uczniów.
/>Severus zaczynał szczerze bać się poniedziałku.
***
/>Harry spał spokojnie i głęboko. Pani Pomfrey dała mu trochę Eliksiru
Bezsennego Snu, a ilość którą dostał wystarczyła spokojnie na trzy wieczory.
kładąc się spać, Gryfon pomyślał z wisielczym humorem, że koszmary
będzie miał dopiero z poniedziałku na wtorek, ale zawsze, jak się obudzi ,
może wypić zawartość fiolki, którą dostał od mistrza eliksirów, a która
spoczywała teraz bezpiecznie w szufladzie z bielizną.
Całą
sobotę był śledzony przez Hermionę, która bała się, żeby nie popełnił
jakiegoś głupstwa. Przejęła się bardzo jego myślami samobójczymi i pilnowała
go niczym kwoka niesfornego kurczęcia łażąc za nim nawet do jego
dormitorium. Dopiero, gdy Harry koło godziny trzynastej spytał czy zamierza
iść z nim także do ubikacji, a Ron zaczął się histerycznie śmiać, odpuściła
sobie trochę, ale i tak miała na oku swojego zielonookiego kumpla.
/>Mimo faktu, że było to irytujące miało też swoje dobre strony. Harry
bardziej przejmował się łażącą za nim Hermioną niż możliwością samobójstwa.
Przejmował się też bezpieczeństwem Hagrida, a zwłaszcza Lupina i kiedy
Dumbledore dorwał go na korytarzu, i zapytał jak się czuje, chłopiec
podzielił się swoimi obawami.
Albus pocieszył go i zapewnił, że Remus
przyjedzie do Hogwartu we wtorek i zostanie tu dopóki będzie taka potrzeba.
"Mam po co żyć chociaż do wtorku" pomyślał chłopiec z
przekąsem i ironią .
Harry pamiętał, jak przez mgłę, że Lupin
przesiedział z nim cały krytyczny okres w skrzydle szpitalnym. Teraz od
Dyrektora dowiedział się, że wilkołak wrócił do swoich spraw dopiero, gdy
było już pewnikiem, że chłopak będzie żył.
Po południu Hermiona
i Ron wyciągnęli go na długi, raczej milczący spacer po błoniach, który
przebiegał w miarę spokojnie poza jednym małym acz przykrym incydentem,
kiedy Hermiona w przypływie macierzyński uczuć spróbowała go objąć.
-
Wszystko się dobrze ułoży, zobaczysz - dziewczyna wyciągnęła rękę i dotknęła
ramienia Harry'ego.
Chłopak się wzdrygnął jak oparzony i
odskoczył. Zrobiło mu się niedobrze i chociaż wiedział, że to irracjonalne,
zezłościł się na Hermionę.
- Nigdy więcej tego nie rób - wysyczał.
/>Był wściekły, a Ron spojrzał na niego tak jakby go widział po raz pierwszy
w życiu.
"Cholera, ale ze mnie idiotka - pomyślała Hermiona. -
Przecież on teraz nie da się do siebie w żaden sposób zbliżyć."
-
Przepraszam Harry, poniosło mnie - powiedziała cicho.
- Nie szkodzi -
chłopak był zdenerwowany.
- Mówiłem wam, że teraz będzie zupełnie
inaczej. Jeżeli chcecie nadal się ze mną przyjaźnić, musicie pamiętać, że ja
już nie jestem normalny i nigdy nie będę - w jego głosie było tyle goryczy i
smutku, że Ron zaczął protestować.
- Przestań Harry, nie mów tak. Nie
mów, że jesteś nienormalny. Masz tylko problemy w relacjach z innymi, ale to
w twoim przypadku jest zrozumiałe...
- Och, zamknij się Ron! -
Hermiona była wściekła za głupotę i brak taktu rudzielca.
- Nie
szkodzi, Herm - Harry smutno się uśmiechnął.
- Och. Najpierw ja
popełniam gafę, teraz Ron. Jak ty z nami wytrzymujesz? - Hermiona próbowała
załagodzić sytuację.
- Właśnie irytująca wiewióra i panna
wiem-to-wszystko. Współczuję ci Harry - Ron szybko podłapał starania
przyjaciółki.
Potter był im za to wdzięczny.
- Jesteście
okropni, ale i tak was kocham.
- My ciebie też - dodali skwapliwie
zgodnym chórem.
Przez następną godzinę spacerowali w prawie całkowitej
ciszy i tylko od czasu do czasu, któreś z nich rzucało uwagę na temat
pogody, albo jakiegoś ciekawego widoku.
Do Zamku wrócili dopiero
na kolację i Harry stwierdził ze zdziwieniem, że jest trochę głodny.
/>Później udali się do biblioteki pisać wypracowanie na poniedziałek dla
McGonagall bo na NUT-ki z Transmutacji dostali się wszyscy troje.
/>***
Harry leżał w ciemnym dormitorium. Sam.
Ron i
Hermiona byli we wspólnym. Mnóstwo ludzi było we wspólnym...
Ale on
chciał być sam.
A kiedy był sam, jego myśli były czarne jak
smoła.
Jeden łyk...
Ron, Hermiona, Hagrid,
Lupin, Luna...
Jeden łyk i będzie po wszystkim…
To nie
boli. Chwila dziwnego smaku w ustach, a później tylko czysty niebyt...
Ron, Hermiona, Dumbledore...
Rodzice, Syriusz… może ich
spotkam tam po drugiej stronie...
Ale tu są ci, którym na mnie
zależy...
Jedna chwila i skończy się ból, rozpacz i
cierpienie...
Lupin, Hagrid, Percy i jego nikczemne zamiary...
/>A co mnie to wszystko obchodzi?
Hagrid i Lupin.
/>Fiolka z trucizną…
Fiolka i list od Severusa
Snape’a.
List...
Harry wstał i zapalił światło.
Podszedł do szuflady z bielizną. Otworzył ja, sięgnął na sam spód i wymacał
pergamin i fiolkę.
Buteleczkę postawił na szafce przy łóżku.
Po
raz enty przeczytał list. Coś mu zgrzytało i nie wiedział co.
Harry
otworzył fiolkę. Przez chwilę przyglądał się jej z fascynacją. Płyn był
jasnozielony i bardzo przejrzysty. Ładny...
Powąchał truciznę. W ogóle
nie miała zapachu.
Czuł się dziwnie z tą fiolka w dłoni. Jak jakiś
bóg. Mógł odebrać sobie życie, ale nie musiał. Miał władzę na
tym, czy żyć dalej, czy umrzeć tu i teraz.
A tą władzę dał mu nie kto
inny, ale ktoś kto go z wzajemnością nienawidził. Może właśnie to go do tej
pory powstrzymało przed wypiciem?
A może to, co napisał Snape? Że
wierzy w jego siłę i szlachetność...
Harry nie wiedział.
/>„Snape miał wątpliwy zaszczyt znać Salomona Notta” –
pomyślał nagle.
„Miał wątpliwy zaszczyt...”
Harry
zakręcił fiolkę i z powrotem odstawił ja na szafkę nocną
Wziął w lekko
drżące od psychicznego napięcia ręce list, który znał już prawie na pamięć.
Przebiegł szybko wzrokiem do poszukiwanego miejsca. Przeczytał
/>Miałem wątpliwy zaszczyt znać Salomona Notta osobiście...
/>Miałem...
Dlaczego napisał to w czasie
przeszłym?” pomyślał chłopak.
„Dlaczego nie napisał mam
wątpliwy zaszczyt...
Przecież artykuł o śmierci Notta pojawił się
dopiero następnego dnia. A ten list niewątpliwie dostałem w nocy...”
Harry poczuł nieprzyjemny ucisk w żołądku.
„Może chodzi
oto, że miał, bo nie utrzymuje z nim już kontaktów?”
To
przypuszczenie jednak wydało mu się naciągane. Jeżeli piszemy o osobie
żyjącej, nie piszemy o niej w czasie przeszłym, automatycznie używamy czasu
teraźniejszego.
Harry zignorowałby to słowo –
„miałem” - gdyby nie fakt rozmowy Snape’a z Dumbledorem w
skrzydle szpitalnym i reakcja mistrza eliksirów na tytuł artykułu w
„Proroku Codziennym”. To wszystko razem z nie winnym słówkiem
„miałem” dawało mieszankę wybuchową.
Harry'emu
przebiegł po plecach zimny dreszcz.
„Nie wierzę...”
– pomyślał.
„Muszę wiedzieć... muszę.”
/>
Spojrzał na zegarek. Była dwudziesta pierwsza.
/>„Potrzebuję się przejść. Nie wyrobię...” – myślał
gorączkowo.
Schował szybko fiolkę i pergamin do szuflady.
/>Zszedł powoli do Pokoju Wspólnego, gdzie panował istny harmider, bo część
Gryfonów grała w Eksplodującego Durnia, część gadała, a część po prostu się
kłóciła. Hermiona czytała.
Chłopak zdawał sobie sprawę, że nie uniknie
zagajenia. Najchętniej wziąłby pelerynę niewidkę, ale po co? Chciał być
niewidzialny jedynie w tej chwili.
- Cześć Harry, zagrasz z
nami? – zapytał ze szczerą sympatią Seamus.
- Nie – Harry
uśmiechnął się przepraszająco – idę się przejść. Muszę pomyśleć.
/>Hermiona spojrzała na niego znad książki. Chyba nie zauważyła nic
niepokojącego, bo wróciła do lektury.
***
Harry sam
nie wiedział jak znalazł się przy wejściu do lochów, gdzie omal nie wpadł na
Snape'a, który właśnie udawał się do Dumbledore'a, aby zdać mu
krótką relację z rozmowy z Narcyzą Malfoy.
- Co ty tutaj robisz,
Potter? - warknął mistrz.
- Spaceruję - grzecznie odpowiedział uczeń.
- O tej porze powinieneś być w swoim Pokoju Wspólnym, dormitorium,
albo w łazience, ale nie na korytarzu.
Mimo, że Harry urósł trochę
przez wakacje i był bliski osiągnięcia magicznego dla płci brzydkiej progu
stu osiemdziesięciu centymetrów, musiał podnieść głowę, że by spojrzeć
nauczycielowi w oczy.
- Tak się zastanawiałem - zaczął - czy lepiej
wypić truciznę, czy iść do kuchni po nóż, bo przyzwyczaiłem się do bólu,
ewentualnie...
- To jest wejście do lochów, a nie do kuchni, Potter -
zimno odrzekł Snape.
- Ehem. Ale Pan mi przerwał... jest jeszcze jedno
wyjście.
- Jakie, Potter? - spytał poirytowany Snape. - Nie, żeby mnie
obchodziło jak chcesz pożegnać się z tym światem, ale skoro potrzebujesz się
wygadać... - ironizował Severus. - Cóż to za fascynujące, trzecie wyjście?
Umieram z ciekawości.
- Owszem, dosyć ciekawe, chociaż może nie
fascynujące... - Harry był całkowicie spokojny. - Pan.
Snape
autentycznie się zdziwił.
- Możesz jaśniej, Potter? Jak chcesz, żebym
cię słuchał to mów z sensem.
- Dlaczego napisał mi pan w liście, że
miał przyjemność znać Notta. Dlaczego użył pan czasu przeszłego?
/>
Severus zaklął w duchu.
"No wiedziałem, że ten bachor się
w końcu domyśli. To Granger pewnie wie już od czwartku. Cholera, dlaczego
pisałem ten list przy wódce?"
- Nie utrzymywałem z nim przez
długi czas kontaktu, Potter - gładko skłamał bez najmniejszych wyrzutów
sumienia. W końcu Wielki Harry Potter jemu kłamał, kiedy tylko się dało. - A
tak wogóle to nie powinno cię chyba obchodzić, nie sądzisz?
- Też tak
najpierw pomyślałem, że nie utrzymywał pan z nim kontaktów - powiedział
niezrażony Harry - ale istnieje jeszcze fakt pana rozmowy z profesorem
Dumbledore’em w skrzydle szpitalnym. To się trochę kupy nie trzyma.
- Wiesz Potter , że twoja arogancja, bezczelność i twoje wścibstwo
pobiły właśnie światowy rekord? - głos Snape'a był chłodny, łagodny i
jadowity.
- Nie prowokuj mnie do tego, żebym się na ciebie wściekł -
palce profesora powoli zacisnęły się na połach jego szaty.
- Nie boję
się - Harry wzruszył ramionami. - Najwyżej zginę. Forma samobójstwa dobra,
jak każda inna. Sprowokuj wampira i masz życie z głowy.
Severusa
przytkało na dobry moment. Stał przez chwilę nie wiedząc co powiedzieć.
/>Ale Sev jak to Sev, szybko odzyskał nad sobą kontrolę i rzekł (bo cóż
innego mógłby rzec):
- Szlaban, Potter. Poczekasz tu na mnie. Idę na
chwilę do Dyrektora... Albo nie... Pójdziesz ze mną i poczekasz przed
gabinetem.
Harry wzruszył ramionami i grzecznie poczłapał za
zdenerwowanym Severusem.
- Nie wiem czemu nie udusiłem cię poduszką w
skrzydle szpitalnym - zdziwił się na głos Severus. - Chyba mięknę na stare
lata.
- Bez przesady profesorze. Nie jest pan jeszcze taki stary -
Harry bez żenady mówił to co mu na myśl przyszło. - Inna sprawa, że
zachowuje się pan czasami, jakby miał siedemdziesiątkę na karku.
-
Licz się ze Słowami, Potter - warknął zirytowany Snape - nie jestem twoim
kumplem.
- Na szczęście- Harry miał generalnie wszystko gdzieś.
/>- Gryffindor traci dziesięć punktów - gładko oznajmił Severus.
/>Doszli do kamiennej chimery i nauczyciel krzywiąc się lekko wypowiedział
hasło:
- Musy świstuny.
Harry parsknął pogardliwie. To
było osobliwe zjawisko: Snape mówiący "musy świstuny."
-
Maniery, Potter - wysyczał nauczyciel.
- Co będę robił na
szlabanie? - zapytał od niechcenia Harry, kiedy wspinali się po kamiennych
schodach.
Severus popatrzył na niego złośliwie.
- Będziesz
sprzątał jeden z lochów, po mojej wczorajszej uroczystej kolacji -
powiedział słodkim tonem. - Wszędzie krew i flaki. Oczywiście nie możesz
użyć magii.
- Bardzo śmieszne, sir - sarkastycznie odrzekł Harry,
bezczelnie krzyżując ręce na piersi.
- Nie pasuje ci ten ton, Potter -
odgryzł się gładko Snape.
Severus popatrzył na niego uważnie. Chłopak
powoli zaczynał budować wokół siebie szczelny anty-emocjonalny mur.
-
Poczekaj tu, Potter. Zaraz przyjdę.
- Tak jest, sir - drwiącym tonem
odrzekł Harry.
Snape spojrzał na niego nieprzyjaźnie.
- Jeżeli
będziesz podsłuchiwał, to urwę ci łeb - bardzo łagodnie powiedział profesor.
"W takim razie będę."- przewrotnie pomyślał chłopak, chociaż
tym razem postanowił być dyskretny.
Oparł się o ścianę i czekał.
/>
*
Harry nie czekał długo.
Po jakichś pięciu minutach
Snape wyszedł z gabinetu Dyrektora.
- Idziemy, Potter – warknął.
Szli w całkowitym milczeniu, aż do lochów.
- Gdzie to miejsce
krwawej uczty? – spytał grzecznie Harry.
Snape posłał mu
spojrzenie wygłodniałego bazyliszka.
- Myślisz, że to zabawne? –
zapytał wyprutym z emocji tonem, krnąbrnego ucznia.
- No. Nawet, nawet
– spokojnie odrzekł chłopak.
Severus popatrzył na niego uważnie.
Harry Potter absolutnie się niczego nie obawiał.
Harry Potter
był absolutnie spokojny.
Od Harry'ego Pottera wionęło absolutną
obojętnością
Harry Potter wzbudzał w nim absolutną irytację.
-
Potter, masz czelność nabijać się z zaistniałej sytuacji i uważać ją za
zabawną? Tobie naprawdę ta blizna w jakiś sposób uszkadza mózg. Musi tak
być, bo inaczej kierował byś się czymś takim jak zdrowy rozsądek.
/>Harry popatrzył na nauczyciela obojętnie.
Mistrz eliksirów wyglądał
na poirytowanego, zmartwionego ale i spokojnego.
- Chodź ze mną do
pracowni. Dam ci coś pożytecznego do roboty – Snape westchnął niemal
boleśnie. – Naprawdę żałuję, że nie użyłam tej poduszki, a była taka
duża. Idealna na narzędzie zbrodni – w głosie Severusa brzmiało niemal
rozmarzenie.
Harry poczuł przewrotne rozbawienie i nawet zachichotał.
- Po co poduszka. Mógł mi pan urwać głowę, albo wypruć flaki. Mieliby
chociaż o czym pisać – powiedział drwiąco.
- Potter – głos
nauczyciela był łagodny, cichy i niemal troskliwy – może powinienem
zawiadomić szpital Św. Mungo. Tam jest specjalny oddział dla takich jak ty.
- Może... – odrzekł spokojnie Harry – ale lepszy jest
chyba Hotel Cmentarz z robakami za współlokatorów.
Snape pokiwał głową
z politowaniem.
- Chodź dziecko – powiedział łagodnie –
dam ci zajęcie na najbliższe dwie godziny i może przestaniesz bredzić.
/>Harry potelepał się za sunącym z gracją Severusem.
Po drodze do
pracowni zahaczyli o jeszcze jedno pomieszczenie wyglądające jak skład i
Snape wziął stamtąd michę dżdżownic.
- Poporcjujesz je, chyba już
przez tyle lat nauczyłeś się chociaż tego, Potter – powiedział
łagodnie.
- Ja w tym czasie sprawdzę wasze piątkowe wypociny –
głos nauczyciela był zimny i drwiący. - Zrobiłem wam naprawdę prosty test, a
wy mieliście miny, jakbym wam dał zagadnienia z siódmego roku. Żałosne...
Parę minut później Harry siedział i rozkładał dżdżownice do
słoików ze specjalną zalewą.
„Fuj” pomyślał patrząc na
galaretowatą ciecz o nieprzyjemnym zapachu.
Cała trudność polegała
jedynie na tym aby małe i duże dżdżownice były wsadzone oddzielnie..
Chodziło o to, że duże były używane do innych eliksirów niż małe. Ilość
składników była bardzo istotną sprawą.
Od biurka dochodziły do niego
odgłosy szeleszczących kartek i co jakiś czas skrobanie pióra.
Harry
kilka razy podniósł wzrok i miał wrażenie, że Snape jest podłamany tym, co
sprawdza.
Chłopak miał nadzieje, że dostanie A. Mina Snape’a
jednak nie wróżyła żadnych dobrych ocen.
Nauczyciel uwinął się ze
sprawdzaniem w półtorej godziny. Popatrzył na Harry'ego, który kończył
już robotę.
- Wiesz, że dostałeś Powyżej Oczekiwań, Potter? –
Snape nie wiedział właściwie, po co to mówi, ale gdy chłopak upuścił słoik z
wrażenia, uznał że było warto.
Harry bąknął
„przepraszam”, szybko sprzątnął słoik, w którym na szczęście nie
było dżdżownic i wziął następny. Ten miał być już ostatni.
- Jest
tylko jedno Z. Zgadnij kto je dostał.
- Hermiona? – spytał
obojętnie Harry.
- Jak się tego domyśliłeś? – z drwiną zapytał
Severus i uważnie popatrzył na chłopca. – Ogólnie test wam poszedł
bardzo nieciekawie. Tylko jedno Z, trzy A, dwa P, aż sześć M. i nawet jedno
K. Straszne, a myślałem, że macie przejrzyste notatki z zajęć. –
Severus westchnął boleśnie.
- Może, ty mnie Potter oświecisz, co się z
wami dzieje? – Spytał chłodno – Czy wy w ogóle myślicie? A czym
myśli ta durna Parkinson, która dostała jako jedyna Koszmarnie?
- Pan
pozwoli, że przez grzeczność nie odpowiem na ostatnie pytanie..
/>Severus spojrzał na Harry'ego spod uniesionych brwi.
- Nie
trzeba, Potter. To były pytania retoryczne. Wiesz, co to są pytania
retoryczne, chłopcze? – spytał łagodnie.
- Oczywiście, sir
– odrzekł grzecznie chłopak. – A pan wie, co to jest ironia?
– Harry pomyślał, że Severus może się na taką bezczelność wkurzyć, ale
miał to gdzieś.
Snape jednak się nie wkurzył, a jedynie krzywo
uśmiechnął.
- Nie za cwany jesteś, Potter, jak na te twoje szesnaście
lat?
- Pięć lat zajęć z eliksirów robi swoje – odpalił Harry
bezczelnie.
„No, teraz to go pewnie wkurzyłem” –
pomyślał.
Ale ku jego z dziwieniu Severus się nie zdenerwował.
/>Mistrz eliksirów się zaśmiał. Był to odrobinę gorzki, podszyty
jakimś ulotnym smutkiem śmiech, ale jednak, śmiech. Szczery, dosyć miło
brzmiący śmiech...
Severus był szczerze rozbawiony.
/>Okazało się, że Potter nie tylko potrafi logicznie myśleć, ale na dodatek
wykazuje się dosyć posuniętą inteligencją.
„Dlaczego ja
wcześniej tego nie zauważyłem?” - pomyślał
Może po prostu nie
chciałeś – podpowiedział mu cichy głosik, gdzieś z wnętrz głowy,
który Severus przezornie "olał".
Harry'ego
delikatnie mówiąc trochę wryło.
Patrzył na swojego nauczyciela z
otwarta buzią.
Severus Snape z nim normalnie (no prawie) rozmawiał.
Severus Snape nazwał Ślizgonkę „durną".
Severus Snape
się szczerze śmiał..
Profesor popatrzył rozbawiony na Harry'ego
- Widzę Potter, że nie grzeszysz ani brakiem bezczelności, ani też
inteligencji. Trzeba ci to szczerze przyznać.
- Cóż, panie profesorze,
inteligencje dziedziczy się w końcu po matce.
Severus popatrzył na
niego dziwnie i Harry wolał nic więcej na ten temat nie mówić.
/>"Przegiąłem, czy jeszcze nie? – pomyślał. - Jeżeli nie, to
przegnę teraz, ale muszę o to zapytać."
- Czy może mi pan
powiedzieć - zaczął najgrzeczniej jak potrafił - co takiego zrobił Salomon
Nott?
W oczach mistrza eliksirów zapalił się niebezpieczny blask.
/>- Coś ty powiedział, Potter? – wysyczał jadowicie.
- Pytałem,
co zrobił Not, sir – cierpliwie powtórzył chłopak. - Bo przecież nie
chodziło o to, co zrobił ze mną.
Harry odłożył na bok ostatni słoik, a
Severus patrzył na niego zimno.
- Salomon Nott zrobił bardzo wiele
rzeczy, Potter – w słowach Snape’a dźwięczały kostki lodu.
– Ale to nie powinno cię absolutnie obchodzić. Im mniej wiesz, tym
lepiej dla ciebie... A teraz, skoro skończyłeś zmiataj do siebie.
- I
tak w poniedziałek cała szkoła będzie mówić tylko o tym. Wolałem się
dowiedzieć od pana, a nie z plotek albo z prasy.
- Najlepiej zrobisz,
jak pójdziesz grzecznie spać i nie będziesz interesował się sprawami, które
ciebie nie dotyczą, Potter.
Harry zaczynał być zły.
- Ta sprawa
jak najbardziej mnie dotyczy, sir. I nie tylko mnie ale całej szkoły.
/>W końcu jest pan tu nauczycielem i cały ten cyrk odbije się na Hogwarcie,
a zwłaszcza na dyrektorze.
- Twoje wścibstwo i bezczelność Potter, są
wręcz popisowe. Czy ty nigdy nie oduczysz się arogancji? – z irytacją
spytał Severus.
- Chyba nie – bezczelnie odpowiedział Harry
– Nie, bo mam to w genach.
Chłopak wstał i ruszył do wyjścia.
Czarne oczy mistrza eliksirów śledziły uważnie każdy jego ruch.
/>Wyglądał jak puma obserwująca swoją ofiarę.
Potter jak zwykle musiał
go wkurzyć.
Harry odwrócił się przy wejściu do profesora.
-
Dobranoc, sir – powiedział chłodno.
- Poczekaj, Potter –
Severus mimo szczerej złości, czuł że powinien coś jeszcze powiedzieć
– Najlepiej byłoby dla ciebie abyś nie wiedział zupełnie nic.
Najlepiej, żeby żaden z uczniów nie interesował się zbytnio tym, co będzie
się działo. Zostawcie to ludziom dorosłym. Dla własnego dobra i
bezpieczeństwa. – Severus starał się mówić spokojnie i łagodnie, a
Harry patrzył na niego bardzo uważne i wyglądał tak, jakby rozumiał o co
chodzi. Powoli mijał mu gniew na profesora. - Im mniej wiecie, tym mniej wam
grozi. Wierz mi, jeżeli dojdzie do przesłuchiwania uczniów, a jest to
możliwe, zrozumiesz o co mi chodziło. Nie macie pojęcia jakich środków
potrafi używać Ministerstwo, kiedy tego potrzebuje i oby żadne z was nigdy
się nie przekonało. Przekaż moje słowa Granger. Niech się w ogóle tym nie
interesuje. A teraz żegnam.
Harry miał w głowie absolutny
mętlik. Uczniowie przesłuchiwani?
A jeżeli tak się stanie? Percy robił
się fanatycznym sukinsynem. Nie, on już był fanatyczny. Harry poczuł zimną
falę strachu. I nie bał się o siebie. Bał się o Hermionę.
"Percy
wie, że ona jest inteligentna. A jak będzie chciał ją przesłuchać?" -
pomyślał.
Właściwie nie wiedział dlaczego się boi. Przecież Hermiona
była do niedawna koleżanką szkolną nowego Wiceministra Magii. Chyba nie
mógłby jej zrobić nic złego? A mimo wszystko czuł jak jego żołądek zwija się
w supełek na myśl o przesłuchiwaniu uczniów.
***
-
Gdzieś ty był?!- Hermiona była zdenerwowana. Czekała cały czas w Pokoju
Wspólnym. - Już miałam cię iść szukać.
- Miałem szlaban u Snape'a.
Gdzie Ron?
- Poszedł do siebie. Jaki szlaban?!
- Dostałem go
teraz, za spacer po korytarzach nocą.
- Całkiem słusznie - ucięła
Hermiona.
- Hermiono, jak zapewne wiesz, Snape jest wampirem - Harry
nie bawił się we wstępy.
- A ty skąd o tym wiesz?! - Herm była
zaskoczona.
Harry opowiedział jej szybko o rozmowie między Dumbledorem
i Severusem, ale o liście jej nie wspomniał.
- O rany jęknęła
Hermiona. Coś z tym trzeba zrobić... Zabiją nam nauczyciela - była
zdenerwowana i bliska płaczu.
- Ten Nott, który cię torturował -
zaczęła jeszcze - on musiał zrobić coś strasznego...
- Zapewne, ale
Snape nie chciał mi powiedzieć co. Powiedział tylko, że zrobił wiele złych
rzeczy.
- To ty z nim o tym rozmawiałeś? Ładny szlaban...
- Nie
przerywaj mi i słuchaj uważnie. Prosił, żebyśmy się tym nie interesowali.
Gdy przyjdą ludzie z Ministerstwa, mogą chcieć nas przesłuchiwać. Lepiej
milczeć i nie wiedzieć nic.
- Nie mogą tak po prostu zabić Severusa
Snape'a bez procesu! - Hermiona prawie krzyknęła – Tylko
dlatego, że jest wampirem. Tyle lat tu naucza i jakoś nikogo nie
ukatrupił!
- Czytałaś artykuł. Mogą.
- Ale przecież
trzeba coś zrobić. Dumbledore na pewno coś wymyśli... – dziewczyna
była zdesperowana.
Harry popatrzył na nią dziwnie.
- On nie
jest wszechmocny, Herm – jego słowa były zimne i stanowcze.
/>- Harry, trzeba zawsze mieć nadzieję...
- Ja już nie mam żadnej -
słowa kumpla brzmiały jak wyrok. – Dobranoc.
Chłopak poszedł na
górę, a Hermiona jeszcze przez godzinę siedziała i gapiła się w ogień.
/>
***
******
Nadal twierdzę, że mi się podoba,
szczególnie dialogi Snape vs. Potter. CZekam z niecierpliwością na dalsze
części, bo dobrze wiem, że masz napisane sporo... Opłaca sie znać różne
fora...
border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'
/>
Niedziela,
04.11.1996
Niedziela mijała Harry'emu w ciszy i
spokoju.
Wyspał się, bo całą noc otulało go błogosławieństwo Eliksiru
Bezsennego Snu.
Hermiona już tak za nim nie łaziła, zaczęła za to
śledzić Snape'a.
Harry dorwał ją przed obiadem.
- Hermiona,
ja ci cos mówiłem.
- Co? - zapytała niewinnie.
- Nie
in-te-re-suj się - chłopak uniósł znacząco brew.
- Hej, i kto to mówi
- broniła się dziewczyna.
- Teraz to co innego. Naprawdę lepiej nic
nie wiedzieć. A poza tym to uważaj na siebie, bo mam złe przeczucia - Harry
ruszył do stołu Gryfonów. Hermiona miała się udać za nim ale ktoś położył
jej dłoń na ramieniu i odchrząknął. Znała to chrząknięcie i przeszły jej po
kręgosłupie potężne ciary.
- Panno Granger - usłyszała cichy, męski
głos przed którym drżały pokolenia uczniów Hogwartu.
- Tak, sir? -
spytała grzecznie nie odwracając nawet głowy.
- Jeśli będziesz za mną
chodziła to sobie porozmawiamy na osobności i obiecuję ci, że nie będzie to
przyjemna pogawędka. Zrozumiałaś? - dłoń profesora zacisnęła się lekko na
jej ramieniu, nie na tyle, żeby zadać ból, ale na tyle, żeby Hermiona
zrozumiała, że nauczyciel mówi jak najbardziej poważnie.
- Tak, sir.
- Kultura wymaga, żeby patrzeć rozmówcy w oczy, Granger. No to jak
będzie, zrozumiałaś mnie czy nie?
Hermiona odwróciła się powoli i
uniosła wzrok.
- Zrozumiałam, sir.
- Doskonale - Severus puścił
jej ramię - a teraz jazda jeść obiad.
- No i co? - zapytał
drwiąco Harry, kiedy usiadła już przy stole.
- Czego on chciał? -
zainteresował się Ron.
- Nic takiego. Co, no i co, Harry? -
dziewczyna była poirytowana.
- Mówiłem, żebyś sobie dała spokój -
odpowiedział.
- O co chodzi? - dopytywał się zaciekawiony rudzielec.
- Hermiona polubiła ostatnio łamać regulamin - Harry nie zamierzał
wdawać się w szczegóły.
- Coś przede mną ukrywacie - stwierdził Ron
nakładając sobie obfite ilości pieczonych udek.
- Słuchaj. Tu nie
chodzi o jakieś fajne tajemnice do odkrycia. Są rzeczy, którymi lepiej się
nie interesować, a Hermiona to robiła i dostała ostrzeżenie. Koniec
dyskusji.
- A skąd wiesz o czym mi mówił Snape, co? - dziewczyna
popatrzyła na niego ze złością.
- Miałaś bardzo wymowną minę, Herm.
- Chyba się więcej nie dowiem - westchnął zawiedziony Ron.
-
Raczej nie - ucięła zwięźle Hermiona.
***
Po obiedzie Harry
poszedł napisać wypracowanie na poniedziałek z OPCM
Nowa nauczycielka
– Nymphadora Tonks – była młoda, fajna i trochę ciapowata, ale,
jak się okazało, uczyć potrafiła i była dosyć wymagająca. W końcu Dumbledore
przyjął ją do Zakonu, więc nie mogła być złą czarownicą. Poza tym, jako
Zmiennokształtna, nadawała się na wywiadowcę.
Mieli z nią zajęcie w
poniedziałki i wtorki, i w każdy wtorek zadawała im wypracowanie. Tematy
były ciekawe i chodziło w nich przede wszystkim o własne przemyślenia, a nie
tylko spisanie wiadomości z książek. Harry naprawdę lubił je pisać. Jak do
tej pory dostawał na Obronie same Znakomite - zarówno z teorii jak i z
praktyki.
TO wypracowanie dotyczyło wampiryzmu i chłopak podejrzewał,
że jako nauczycielka, była wtajemniczona w pochodzenie Snape’a i gdyby
wiedziała jaki cyrk zacznie się od czwartku, pewnie nie zadałaby im takiego
tematu.
Harry miał w trzy godziny już wszystko, czyli dwie i pół rolki
pergaminu.
Usiadł wygodnie i postanowił przeczytać swoje dzieło w
poszukiwaniu błędów. Do kolacji pozostała jeszcze godzina.
Nie minęła
minuta gdy usłyszał za plecami chłodny, drwiący głos:
- No, no. Cóż za
elokwencja, prawie trzy rolki. Żebyś się tak do wypracowań z eliksirów
przyłożył, Potter – za nim stał Severus Snape z jakimś ogromnym
tomiszczem pod pachą.
- Profesor Tonks zadaje nam ciekawe tematy.
/>- Nie wątpię. Ona sama to także ciekawy przypadek- w głosie nauczyciela
pobrzmiewała nutka złośliwości. – Pogrom jaki siała w sali eliksirów
przez pierwsze cztery lata swojej nauki w Hogwarcie jest już legendarny.
Nawet Longbottom jej nie dorównał.
Harry popatrzył uważnie na
nauczyciela.
- To pan uczył Tonks, znaczy profesor Tonks? - zapytał
zdziwiony. Ale od razu zrozumiał, że przecież ona też musiała chodzić do
szkoły.
- Oczywiście. Co w tym dziwnego?- zapytał rozbawiony kobiecy
głos. - Skończyłam Hogwart siedem lat temu – obok Snape’a jak
gdyby nigdy nic stała sobie Tonks.
Severus skrzywił się nieznacznie na
jej widok.
Kobieta miała tego dnia czarne proste włosy do ramion. Jej
duże niebieskie oczy były roześmiane.
- Owszem, dosyć dużo kociołków
wysadziłam w powietrze. Ale na piątym roku byłam już całkiem dobra.
/>
Snape uśmiechnął się kwaśno i wyjął Harry'emu bezceremonialnie z
ręki pergamin.
- Wampir. Wróg czy przyjaciel – przeczytał
z zimną drwiną w głosie. – Powiedz mi kobieto, czy to temat z Obrony
Przed Czarną Magią, czy może z Filozofii?
Czarownica wzruszyła
ramionami.
- Ja tylko próbuje zmusić uczniów do myślenia. Ale skoro ci
się to nie podoba... – Tonks uśmiechnęła się rozbrajająco.- W takim
razie następne wypracowanie jakie zadam będzie zatytułowane:
Rozpoznawanie i skuteczne tępienie wampirów. Nowy Wiceminister Magii
bardzo szybko postara się o cofnięcie Dekretu o Ochronie Wampirów i taki
temat będzie wręcz poprawny politycznie. Co ty na to Severusie? –
ostatnie pytanie nasączone było złośliwością.
- Język ci się wyostrzył
Tonks – skomentował Snape. – Dowcip też. Jeszcze trochę a
staniesz się inteligentna.
- Tobie to nie grozi Severusie
– gładko odcięła się młoda czarownica.
Harry'emu zachciało
się śmiać.
Tonks jeździła sobie po Mistrzu Eliksirów jak po łysej
kobyle i wcale nie dała się zbić z pantałyku, chociaż cięty dowcip Severusa
niejedną kobietę doprowadził już do szewskiej pasji lub do łez.
Snape
popatrzył na nią ironicznie.
- Nie możesz mi dać szlabanu ani odjąć
punktów – Tonks suszyła zęby w szerokim uśmiechu.
- Ale mogę
– głos Snape’a był zimny jak lodowiec górski - którejś pięknej
nocy przegryźć ci tętnicę szyjną, Nymphadoro – specjalnie użył
jej imienia, którego nie cierpiała.
- Po co czekać do nocy? –
powiedziała niezrażona Tonks, teatralnym gestem odrzucając głowę do tyłu,
zbierając włosy w dłoń i odsłaniając, całkiem zgrabną, szyję – Proszę
gryź, nie krępuj się. Zawsze byłeś moim ulubionym profesorem.
Harry
uśmiechnął się szeroko. Młoda czarownica wcale nie obawiała się swojego
kolegi po fachu. Wręcz przeciwnie, darzyła go chyba jakąś przewrotną
sympatią. A Snape też nie wyglądał na kogoś kto nie cierpi Tonks. On ją
tolerował – a to już był sukces. Okupowała w końcu jego
wymarzone stanowisko OPCM.
Gryfon pomyślał, że takie wzajemne
nastawienie ich do siebie może wynikać z przynależności do Zakonu.
-
Umyj kark Tonks, to pogadamy – jadowicie wysyczał Severus.
/>Kobieta wybuchła perlistym śmiechem. Harry też nie wytrzymał i się
zaśmiał.
Snape jedynie uśmiechał się krzywo z politowaniem.
-
Jak zawsze jesteś miły i uroczy. Och Severusie, jak mi brakuje twoich
szlabanów – ironizowała Tonks.
Pewnie Snape by jej jeszcze coś
powiedział, ale pani Pince wyrosła przy nich jak spod ziemi.
- Ja
rozumiem uczniów - powiedziała z miną wygłodniałego sępa –ale
nauczyciele.. Wstyd! Po tobie się tego nie spodziewałam Severusie. Albo
będziecie cicho, albo was wyproszę.
Snape posłał bibliotekarce
spojrzenie wściekłego hipogryfa i udał się ze swoim tomiszczem do jednego ze
stolików przy oknie.
Tonks natomiast wzruszyła ramionami i
pomaszerowała do działu ksiąg zakazanych.
Harry spokojnie
przeczytał trzykrotnie swoje wypracowanie i chciał już wyjść gdy dobiegł go
teatralny szept od strony lewej.
- Harry, jeżeli skończyłeś, to daj,
sprawdzę od ręki.
Chłopak rozejrzał się. Pani Pince smacznie zasnęła
za swoim biurkiem.
Harry podszedł do swojej profesorki i podał jej
zwinięte rolki.
- Proszę. To trochę tandetne i patetyczne, ale chyba
nie dostanę Koszmarnego.
- Na pewno nie, jesteś bardzo dobry z Obrony.
- Ale nie z filozofii – jadowicie wysyczał Snape spod okna.
/>- Cicho Severusie, pani Pince zasnęła – Tonks uśmiechnęła się
złośliwie.
Mistrz Eliksirów uniósł groźnie brew i trzasnął swoim
tomiszczem, Bibliotekarka obudziła się i aż podskoczyła przy tym z wrażenia.
Rozejrzała się nieprzytomnie. Wyglądała tak komicznie, że Harry i Tonks
musieli zakryć usta rękami, żeby nie parsknąć ze śmiechu.
Snape wstał
i odniósł książkę na biurko Pince. Wychodząc posłał jeszcze bardzo wredny i
bardzo złośliwy uśmiech w kierunku Harry'ego i Tonks.
***
/>Harry zjadł niewiele i Hermiona zaczęła głośno martwić się o jego zdrowie.
- Daj spokój – warknął w odpowiedzi chłopak i dziewczyna
zamilkła jak niepyszna.
Ron popatrzył tylko na nich niepewnie, ale
wolał się nie wtrącać.
Po kolacji Hermiona stwierdziła, że chce
jeszcze zajrzeć do biblioteki coś sprawdzić i Harry, ku jej zdziwieniu,
zaproponował swoje towarzystwo.
Po korytarzach wałęsało się mnóstwo
uczniów, wyszukujących jakiekolwiek preteksty, aby tylko nie iść jeszcze do
siebie. Niektórzy rozmyślali nawet o jakiejś drace.. W końcu weekend był już
na finiszu i należało zaszaleć.
Harry dojrzał jak Ginny i Luna suną w
stronę Sali Transmutacji z podejrzanymi ładunkami pod pachami. Ginevra* z
klasą podtrzymywała tradycje założona przez jej dwóch bliźniaczych starszych
braci – knuć, psocić i kłamać w żywe oczy. Całkiem nieźle jej to
wychodziło.
Ginny Weasley puściła Harry'emu oko, a on tylko
wzruszył ramionami.
- Hej, Potter! Idziesz ze swoja
dziewczyną do Biblioteki? – dobiegł ich lodowaty, drwiący i bez
wątpienia ślizgoński głos.
- Nie zwracaj uwagi - syknęła Hermiona,
zupełnie niepotrzebnie, bo Harry zignorował odzywkę.
- Powiedz,
Potter, bardzo płakałeś, gdy przeczytałeś o śmierci Notta? Podobno wiele was
łączyło. – Na przystojnej acz wrednej twarzy Malfoya wykwitł złośliwy
uśmiech.
Kilku Ślizgonów się zaśmiało, ale większość uczniów patrzyła
z zainteresowaniem i niepokojem.
Harry zacisnął zęby.
- Przestań
– Blaise spojrzała nieprzyjaźnie na Ślizgona. – A ty Pansy nie
rżyj jak idiotka. Podobno jesteście Prefektami.
- Nic ci do tego
– warknęła urażona Parkinson.
Malfoy totalnie "olał"
czarnowłosą koleżankę.
- No jak, nosisz żałobę, Potty? – Draco
był zły na matkę, że ochrzaniła go w liście za podejście do całej sprawy,
więc musiał sobie ulżyć. A najlepiej było sobie ulżyć na obiekcie, który
spowodował jego złe samopoczucie.
- Zamknij się Malfoy, kretynie!
– nie wytrzymała Hermiona.
Harry'ego od zaciskania zębów
zaczęła już boleć szczęka.
Draco nie zamierzał jednak ani się zamknąć,
ani dać za wygraną.
- Lepiej ty się zamknij, durna szlamo! –
kulturalnie odpowiedział Gryfonce.
Podszedł do nich i z całej siły
odepchnął dziewczynę, tak, że omal nie wpadła na ścianę. Hermiona krzyknęła
z bólu i zaskoczenia.
- DRACO!!! – Blaise chciała
zatrzymać blondyna, ale Crabb złapał ją za rękę i tylko syknęła z bólu i
bezsilnej złości.
- Ciebie Granger, powinien ktoś porządnie
przelecieć, może się wtedy nauczysz gdzie twoje miejsce - Draco uśmiechnął
się paskudnie.
- Cham! – obydwie dziewczyny – Hermiona
i Blaise – były zbulwersowane.
- Powiedz Potter, podobało ci
się? Całkiem ładne masz te blizny... Co na to twoja biedna szlamowata matka?
Pewnie przewraca się w grobie. W końcu jej syn jest prawdopodobnie gejem i
na pewno - masochistą.
- Jak śmiesz? – wysyczała Hermiona.
/>Malfoy wyciągnął rękę i przesunął dłonią po policzku Harry’ego.
/>- Podobam ci się, Potter? – spytał ze złośliwym uśmiechem. Jedynie
Crabb i Goyle wyglądali na zadowolonych i nawet na twarzy Parkinson uśmiech
już zbladł.
Zabini była zdegustowana, ale nie mogła się nigdzie
ruszyć, bo jej ramię ściskał Crabb. Wyrwała mu się i roztarła rękę.
/>Malfoy przesadził.
Harry błyskawicznie wyciągnął różdżkę i
przycisnął ją do gardła Dracona.
- Tknij mnie jeszcze raz Malfoy, a
przysięgam, że cię zabiję – głos Gryfona był lodowaty i nieprzyjemny.
Ślizgon jeszcze nigdy wcześniej nie widział go w takim stanie i
szczerze powiedziawszy trochę się przestraszył.
- Tobie kompletnie
odbiło, Potter – warknął.
- Mówię całkowicie poważnie. ZABIJĘ
CIĘ...
- Co tu się do jasnej cholery dzieje?! – zimny
głos Mistrza Eliksirów eksplodował w korytarzu niczym erupcja Etny. Wszyscy,
którzy byli w pobliżu skulili się w sobie, część chciała się schować pod
ziemię albo uciec.
Snape szybkim spojrzeniem ogarnął sytuację.
-
Odejdź, Malfoy – Harry wcale nie przejął się obecnością groźnego
nauczyciela. Był wściekły. – Odsuń się, albo walnę w ciebie jakimś
przykrym przekleństwem, sukinsynu..
Draco odsunął się niepewnie od
Gryfona. Na szyi miał ślad po różdżce Harry'ego.
- Jesteś
psychicznie chory, Potter – wysyczał. – Powinieneś się leczyć.
- Czy ktoś mi łaskawie raczy wytłumaczyć, co tu zaszło? –
chłodno spytał Snape.
Popatrzył na szarą na twarzy Granger, która
miała łzy w oczach, potem na plakietkę Prefekta na piersi Parkinson i
odwrócił się w stronę pobladłej i zbulwersowanej Zabini.
- Ty mi
powiesz – zwrócił się do Ślizgonki.
Draco zdziwił się
niepomiernie.
To ON był prefektem.
To JEMU groził Potter.
/>Wszystko powinno być JASNE.
Harry nadal ściskał w ręku różdżkę i
wilkiem patrzył na Malfoya. Wyglądał tak, jakby w każdej chwili mógł rzucić
w niego Cruciatusem lub Kedavrą.
- Schowaj to, Potter –
powiedział spokojnie nauczyciel – zanim kogoś uszkodzisz.
/>Chłopak z ociąganiem wsunął potencjalne narzędzie zbrodni do kieszeni.
/>Hermiona miała go ochotę przytulić i pocieszyć, ale wiedziała, że takie
postępowanie przyniosłoby zgoła skutek odwrotny do zamierzonego, więc
patrzyła tylko wściekle na Malfoya. Bardzo chciała strzelić go po gębie,
albo dać mu porządnego kopa w zgrabny, szlachecki tyłek.
Blais
Zabini popatrzyła niepewnie na nauczyciela.
- Rozejść się!-
warknął Snape. – Zostają tylko Zabini, Malfoy, Potter i...
Parkinson... Reszta wio! Nie, ty Granger też zostaniesz – dodał po
chwili.
- Słucham Zabini, powiedz co się stało – Snape
specjalnie zapytał właśnie ją. Bo była z jego domu. Bo była inteligentna i
taktowna. Bo wyglądała na poruszoną.
Dziewczyna najdelikatniej jak
potrafiła opisała całą sytuację, pomijając milczeniem zachowanie kolegi
względem Hermiony. Nie po to by go chronić, ale by oszczędzić upokorzenia
Gryfonce. Jako kobieta mogła zrozumieć jak podle czuje się Granger.
-
Rozumiem – zimno stwierdził Snape. – Oddaj mi odznakę,
Parkinson.
- Słucham?! – mopsowata twarz dziewczyny wyrażała
ogromne, niekwestionowane zaskoczenie.
- Oddaj mi odznakę. Nie
interweniowałaś. Ty Malfoy, też oddaj mi swoją.
- ŻE, CO?!?!
– wrzasnął zbulwersowany blondyn.
- To co słyszałeś i zachowuj
się... Oddaj mi odznakę. Jeżeli mi udowodnisz, że nadajesz się na Prefekta -
oddam ci ją z wielką chęcią. Ale na razie z wielką przykrością musze ci ją
odebrać.
- Nie rozumiem pana – warknął Draco odpinając swoja
odznakę.
- Porozmawiam sobie z tobą na osobności to może zrozumiesz
– spokojnie odpowiedział nauczyciel odbierając obydwie plakietki.
/>Jedną z nich wręczył zaskoczonej Blaise.
Hermiona patrzyła na to
szeroko otwartymi oczami. Draco także. Parkinson patrzyła tępo. Harry
patrzył cały czas na Malfoya. Jak rozjuszony Hardodziob.
- Proszę -
powiedział do wbitej ze zdziwienia w grunt Ślizgonki. - Od dzisiaj ty jesteś
Prefektem. Tylko ty... Mam nadzieję, że sobie poradzisz z tą bandą kretynów.
- Dziękuję sir – wyjąkał Blaise.
- Możesz odejść Zabini.
Dziewczyna odeszła zdziwiona i zszokowana postępowaniem nauczyciela.
- Coś ci się stało, Granger? - Spytał Snape pozornie obojętnie,
patrząc na Hermionę, która roztarła odruchowo bolące ramię.
- Nic, sir
- odrzekła, mocno rumieniąc się, dziewczyna.
- Jak nie chcesz mówić to
twoja sprawa - łagodnie skomentował nauczyciel.
- Ty Draco pójdziesz
ze mną i utniemy sobie małą pogawędkę - zwócił się po chwili do Ślizgona.
/>Malfoy wyglądał na podłamanego, sfrustrowanego, złego i zawstydzonego, i
Hermiona poczuła chłodną satysfakcję.
- Pamiętaj - ciągnął spokojnie
nauczyciel - że od dzisiaj, będziesz oceniany dużo surowiej niż dotychczas.
Pochodzisz ze szlacheckiego rodu z tradycjami, który od wieków szczyci się
tak zwaną czystością krwi, Malfoy. - Snape popatrzył krzywo na Dracona. - To
zobowiązuje. Masz mi udowodnić, że jesteś szlachcicem. O ile mi wiadomo,
szlachcic powinien zachowywać się szlachetnie. Zobaczymy czy potrafisz, bo
jak dotąd jakoś tego nie zauważyłem... Granger, Potter... – zwrócił
się do Gryfonów - ...marsz do siebie i to już, bo wlepię wam szlaban. A ty
masz go pilnować co by nie uszkodził po drodze ani siebie, ani, nie daj
Boże, kogoś innego. Jazda!
- Dobrze, sir - powiedziała grzecznie
Hermiona. Jedyną odpowiedzią zielonookiego było pogardliwe spojrzenie
rzucone w kierunku Malfoya, który teraz wyglądał nieciekawie i wcale nie był
już pewny siebie.
- Idziemy - Snape spokojnie zwrócił się do Dracona.
- Chodź, Harry - powiedziała Hermiona cichutko - jakoś odechciało mi
się iść do biblioteki...
Chłopak popatrzył na nią spode łba i
poczłapał w kierunku wieży Gryffindoru.
Harry poszedł prosto do
dormitorium.
Wypił resztki eliksiru od pani Pomfrey i walnął się w
ubraniu na łóżko.
Podjął bardzo mocne postanowienie, że nigdy w życiu
nie zapłacze.
* Ginevra
- mimo, że zdrobnienie imienia majmłodszej latorośli Weasley'ów
nieodmiennie przywodzi na myśl imię Virginia to tak (Ginevra) ma w oryginale
na imię Ginny, więc musiałam zmienić.
/>***
Usiądź – spokojnie powiedział Snape.
Draco osunął się
bezwładnie na krzesło, na przeciwko biurka nauczyciela, oczekując surowej
nagany i porządnego szlabanu.
Nic takiego jednak nie nastąpiło.
/>- Napijesz się czegoś? – spytał Severus ucznia.
- Eee...
słucham? – Draco był szczerze zdziwiony.
- Pytałem czy się
czegoś napijesz, Draco. W końcu piętnastego listopada kończysz siedemnaście*
lat i jesteś prawie pełnoletni.
- Eee... – zaczął bardzo
elokwentnie Ślizgon – w takim razie napiję się z panem. Tego samego co
pan.
- Doskonale. Chcę z tobą bardzo poważnie porozmawiać. Opowiem ci
o czymś, co wydarzyło się prawie osiemnaście lat temu. Mam nadzieję, że
zrozumiesz swój ogromny nietakt w stosunku do Pottera i że go...
przeprosisz.
- ŻE CO?! - były rzeczy na tej ziemi, których Malfoy
nie zrobiłby za nic i przepraszanie Pottera było jedną z nich. Zrobiłby za
to w zamian wiele innych rzeczy, na przykład...
„Dlaczego nie
każe mi się przespać z Hermioną Granger? – pomyślał nie wiadomo
dlaczego Malfoy. – Oj, chyba mi odbija...” – blondyn
otrząsnął się odganiając od siebie przyjemne i całkowicie nie na miejscu
myśli dotyczące orzechowookiej Gryfonki. Zdawał sobie sprawę z
niedorzeczności swoich rozwarzań, ale to wcale mu nie pomagało.
/>- To, co słyszałeś – dobiegła go jak zza światów odpowiedź
nauczyciela, sprowadzając go na ziemię – i pamiętaj o manierach. Nie
jesteś Potterem.
- A co ma do tego wydarzenie sprzed prawie osiemnastu
lat ?– zapytał już zupełnie przytomnie chłopak.
- Ogromnie dużo.
Jak posłuchasz, co ci mam do powiedzenia, zrozumiesz – Snape postawił
na biurku dwie szklaneczki napełnione Brandy z lodem.
Wyciągnął
papierosy i poczęstował już zupełnie zaszokowanego Malfoya.
/>Palili, sączyli drinki, a Severus opowiadał cichym, spokojnym i matowym
głosem, wydarzenie sprzed lat, przeżywając po raz kolejny koszmar, którego
nie mógł i nie chciał zapomnieć.
Draco ani razu mu nie przerwał. Był
wstrząśnięty. Mimo, że wypił trzy porządne drinki, czuł się podle trzeźwy.
- Mój ojciec naprawdę to zrobił? – spytał gdy tylko
nauczyciel skończył swoją upiorną opowieść. Snape oczywiście pominął
milczeniem obietnicę, którą złożył tamtego dnia Salomonowi. Wyszedł z
założenia, że Draco raczej nie wie, iż Mistrz Eliksirów jest wampirem. Dowie
się w poniedziałek. Wtedy też domyśli się, kto zabił Notta.
I oby
Percy nie zechciał go przesłuchiwać.
Severus musiał mu opowiedzieć o
tych tragicznych wydarzeniach. Nie było innej rady, aby dotrzeć do
krnąbrnego, zakochanego w sobie blondyna.
Snape widział, że chłopak
jest wstrząśnięty tym, co usłyszał i zwrócił uwagę na jego nienaturalną
bladość przebijającą się nawet przez zdobytą podczas wakacji opaleniznę, ale
nie widział innej rady, jak przemówić mu do rozsądku.
Snape się mylił,
co do jednej rzeczy.
Draco już dawno domyślił się, że jego opiekun
jest wampirem i powoli zaczynało do niego docierać, co się stało.
Nie
bał się Mistrza Eliksirów, czuł do niego tylko ogromny szacunek. Nott nie
zasłużył na to żeby żyć...
Malfoy nie zdradził jednak ani jednym
gestem, czy słowem, że domyśla się prawdy.
- Mój ojciec zachował się
jak bohater – Draco poczuł dumę na myśl o odwadze swojego rodziciela.
– On wiedział, że Czarny Pan go za to ukarze, prawda?
- Tak,
Draco. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Gdyby twój ojciec mu nie
przerwał, rozerwałbym Notta gołymi rękami. Jak widzisz zawdzięczam
Lucjuszowi życie. Lord nie wybaczyłby mi tak ogromnej niesubordynacji.
/>
Draco robił się na przemian bardzo blady i szary. Snape przyglądał
mu się z zaciekaniem
- Ja... nie miałem pojęcia – Malfoy spuścił
wzrok i zaczął namiętnie miąć w palcach swoją szatę.
- Wiem, że nie
miałeś pojęcia – odrzekł chłodno nauczyciel. Ale to cię nie
usprawiedliwia. Chyba zdajesz sobie z tego sprawę?
Draco zarumienił
się jak piwonia.
Teraz, gdy siedział sobie w ciszy i spokoju, dotarło
do niego, jakim był chamem. I nie miało tu znaczenia, że on i Potter się nie
cierpią. Tu chodziło o coś więcej.
- Tak, sir – wyszeptał i
Severusowi autentycznie ulżyło.
„Będą jeszcze z niego
ludzie” – pomyślał .
Draco chyba podlej czuć się nie mógł.
Wolałby, żeby Snape wytargał go za uszy, nawet publicznie i nawrzeszczał na
niego, niż opowiedział mu tą całą makabryczną historię.
Przystojny
blondyn czuł się przez to tak, jakby osobiście brał udział w torturach
Pottera i wcale mu to nie poprawiało samopoczucia.
- Czy rozumiesz,
dlaczego zabrałem ci odznakę Prefekta? – spytał łagodnie Snape.
/>- Chyba tak. Chodzi o mojego ojca...
- Nie tylko Draco. Można kogoś
nie lubić, nawet nienawidzić, ale są pewne niepisane granice, których się
nie przekracza. Jesteś młody i masz szansę wyrosnąć na porządnego człowieka.
Nie to co ja – Severus pociągnął ostro ze szklanki.
- Niech pan
tak nie mówi. Pan jest absolutnie w porządku – zaprzeczył zapalczywie
i szczerze Ślizgon.
- Nie. Nie jestem w porządku – uciął zimno
nauczyciel. – Ja też torturowałem ludzi. Czy to ważne w jaki sposób? A
tobie pobłażałem przez tyle lat. Gdybym traktował cię surowiej nie doszłoby
dziś do tej przykrej sytuacji.. – Severus nalał po jeszcze jednym
drinku. – Czy ty nie pojmujesz, że Potter jest bliski skończenia ze
sobą? Może nawet dobrze by zrobił, bo w imię czego ma się męczyć dalej z
takim życiem... – Draco popatrzył uważnie na profesora.
- Pan mu
współczuje.... – to było bardziej stwierdzenie, niż pytanie.
- A
dlaczego nie? – Severus zapalił kolejnego Marlboro i poczęstował
ucznia. – Zrozum chłopcze, że ja wiem, co potrafił zrobić z człowieka
Nott. I tego tak naprawdę nie da się opisać..
- Rozumiem...- Draco
zaciągnął się głęboko.
- To, co pan mi opowiedział... Ja nigdy nie
zastanawiałem się nad tym na czym polegają tortury. Ani nigdy nie
pomyślałem, że czarodziej może się posługiwać mugolskimi środkami, i że mogą
one być tak drastyczne i okrutne. Jak on mógł robić takie rzeczy
dziesięcioletniemu dziecku, nie rozumiem... – chłopak ukrył twarz w
dłoniach.
- Jeszcze wielu rzeczy nie będziesz w stanie zrozumieć w
swoim życiu Draco – głos Snape’a był łagodny i niemal smutny.
– Grunt aby samemu nie dotknąć dna. Idź do siebie i zastanów się nad
tym co usłyszałeś. I pamiętaj – w ostateczności wybór zawsze będzie
należał do ciebie.
„Moje życie jest puste jak dzban
– myślał blondyn idąc do Pokoju Wspólnego – moi
przyjaciele kochają tylko moje pieniądze, moja rozwydrzona, płaska
jak decha dziewczyna tak samo... ach i kocha jeszcze moje szlachectwo...
kretynka myśli, że się z nią ożenię – chłopak zaśmiał się gorzko na tą
myśl.- Jestem zapisany od urodzenia do Śmierciożerców i będę w przyszłości
torturował szlamy i mugoli... cóż za zaszczytny cel życiowy...” - na
twarzy młodzieńca wykwitł cyniczny, smutny uśmiech.
Tej nocy Draco
Malfoy nie zmrużył oka ani na minutę.
***
******
style='color:green'>Poniedziałek, 05.11.1996
/>"Śniadanie… Kurwa… Kolejne śniadanie w gronie tych debili
Crabba i Goyle’a, i tej durnie rechoczącej się Parkinson..." -
Draco strząsnął gniewnie rękę dziewczyny ze swojego uda. Pansy spojrzała na
niego ze złością i odwróciła się obrażona do Millicenty.
Draco Malfoy
był niewyspany.
Draco Malfoy był zły.
Draco Malfoy był
przygnębiony.
Draco Malfoy był rozgoryczony
Draco Malfoy MIAŁ
DOŁA.
Harry jadł powoli i bardzo, bardzo mało.
/>„Przeżyję tylko ten dzień, żeby wiedzieć, co się stanie –
pomyślał rzeczowo – a dziś wieczorem... sayonara, żegnaj piękny
świecie...”
Hermiona patrzyła na niego przygnębiona, ale nie
mówiła nic, Chłopak nie wyglądał tak, jakby chciał o czymkolwiek rozmawiać.
Spojrzała na stół Ślizgonów.
Parkinson plotkowała z Millicentą.
Blais siedziała jak zwykle spokojnie i chyba jadła bardzo niewiele.
Malfoy... Malfoy wyglądał dziwnie, był jakiś przygaszony, spokojny.
- Na kogo tak się gapisz? – spytał Ron.
- Och, ja się
tylko zamyśliłam – powiedziała rozproszona dziewczyna.
Śniadanie
dobiegało już końcowi, gdy do Wielkiej Sali weszło dwóch wysokich mężczyzn,
ubranych w granatowe, oficjalne szaty.
Dumbledore wstał. Wyglądał na
skonsternowanego.
- Mieli panowie przyjść dopiero po południu.
/>Wiceminister Magii całkowicie go zignorował.
- Jak pan widzi
Dumbledore, przyszliśmy wcześniej – odpowiedział, lekceważącym tonem,
dyrektorowi.
Drugi mężczyzna miał ciemną karnację i był nieco starszy
od Percy’ego, a jego dosyć przystojną twarz szpecił wyraz okrucieństwa
i cynizmu.
- Pozwolicie państwo – zaczął drwiąco Weasley –
że przedstawię mojego współpracownika... Igor Matrojew – mężczyzna
ukłonił się przy tych słowach zdawkowo – jest z pochodzenia Bułgarem.
Mianowałem go Przewodniczącym Komisji Do Walki Z Wampiryzmem I
Wilkołactwem...
- Chciałem ci przypomnieć Percy, że Dekret O Ochronie
Wampirów nadal obowiązuje – zimnym głosem przerwał wiceministrowi
dyrektor.
- Już niedługo, Dumbledore i radziłbym ci zwracać się do
mnie z należytym szacunkiem.
Uczniowie byli w szoku. Nawet ci, którzy
nie darzyli Albusa zbyt dużym poważaniem, uważali teraz, że Percy zachowuje
się po chamsku.
- Jak wiecie, a raczej jak większość z was nie
wie... – drwiącym głosem ciągnął Percy – ...jeden z waszych
nauczycieli jest wampirem – po sali przeszedł szmer niedowierzania.
– Automatycznie też jest podejrzanym w sprawie o morderstwo Salomona
Notta i zostanie dziś po południu zabrany na przesłuchanie do Azkabanu.
/>- Jeżeli mam zostać przesłuchany po południu, to w takim razie, co panowie
robią tu w czasie śniadania? – zapytał uprzejmie Snape.
- Jesteś
podejrzany o morderstwo – warknął Percy – więc się nie pytany
nie odzywaj.
Severus popatrzył na Dracona. Chłopak nie był ani trochę
zdziwiony.
„Wiedział.... Domyślił się już wczoraj. Inteligentny
gnojek...”
Uczeń posłał mu uspakajające i smutne spojrzenie.
/>W Malfoyu zaszła jakaś subtelna odmiana. Snape westchnął i popatrzył
łagodnie na blondyna.
Draco odwrócił wzrok.
Teraz Malfoy patrzył
na Hermionę. Dziewczyna z niedowierzaniem wpatrywała się w Percy’ego.
Wyglądała na wstrząśniętą.
- Ale pytanie, które zadał profesor Snape
jest istotne – podjął wątek Albus. – Co panowie robią tu o tak
WCZESNEJ porze?
- Wypełniamy obowiązki – odwarknął Percy, a jego
towarzysz uśmiechnął się cynicznie. – Zginął szlachetny człowiek i
jesteśmy tutaj w związku z tą sprawą... Zabieramy na przesłuchanie pana
Dracona Malfoya – wszyscy byli absolutnie zdziwieni. – Pan
Malfoy zawsze był ulubionym uczniem Snape’a dlatego zostanie
przesłuchany...
Harry zaśmiał się głośno.
- Nott
szlachetnym człowiekiem? – spytał zimno. – Powiem ci coś Percy,
ten twój szlachetny człowiek torturował mnie przez prawie dwie doby.
Nawet nie wiesz do czego był zdolny. Powinniście wystawić pomnik jego
mordercy, jak już go znajdziecie. Takie jest moje zdanie.
- Tak
twierdzisz, Potter? – lodowatym tonem spytał nowo upieczony
Wiceminister. - W takim razie ty też zostaniesz przesłuchany. Takie
oszczerstwo nie ujdzie ci płazem.
- Zarzucasz mojemu uczniowi
kłamstwo, Percy? – spytał chłodno Dumbledore.
- Po pierwsze,
przypominam o wymaganym w stosunku do mnie szacunku, dyrektorze, a po
drugie, wszyscy wiedzą, że Potter ma od dawna urojenia!
-
Jak śmiesz! Ja wierzę Harry'emu, jakbyś nie widział to ma blizny
nawet na twarzy! - wrzasnęła Hermiona
- Z szacunkiem, panno
Granger – wycedził przez zęby Percy, taksując Hermionę wzrokiem tak,
jakby była towarem na wystawie. Dziewczyna poczuła się dziwnie i odwróciła
wzrok. - Twierdzisz, że Potter mówi prawdę? A myślałem, że jesteś
inteligentna.
- Nie do twarzy ci z sarkazmem, Percy. Poza tym nie
potrafisz go używać – Hermiona była wściekła. – Jesteś ślepy i
głuchy na wszystko co ci nie pasuje i woda sodowa ci do głowy uderzyła.
Wlazłbyś w tyłek każdemu, kto sypnie trochę grosza i kto posiada władzę.
Powinieneś się wstydzić.
- Coś ty powiedziała Granger? – spytał
chłodno Weasly. Ron spuścił wzrok. Było mu cholernie wstyd za brata. Chciał
się zapaść pod ziemię. – Sama tego chciałaś. Zapraszam. Ciebie też
przesłuchamy. Wiedz, że robię to z niemałą satysfakcją, mała mądralo. Nauczę
cię szacunku do władzy.
Hermiona podeszła na ugiętych nogach do dwóch
mężczyzn, Dracona i Harry’ego. Percy nadal bezczelnie taksował ją
wzrokiem.
Dziewczyna zdawała sobie sprawę, że nabrała kobiecych
kształtów, ale żaden chłopak tak paskudnie jeszcze na nią się nie gapił.
Poczuła się niepewna i zażenowana, a idąc odruchowo zapięła szatę, aż pod
samą szyję.
- Weasley – warknął Dumbledore – jak
śmiesz grozić mojej uczennicy?
Harry jeszcze nie widział go nigdy tak
poirytowanego. Nawet do Voldemorta zwracał się per „Tom”. Nigdy
nie mówił do nikogo po nazwisku, a przynajmniej on tego nie słyszał.
-
Dumbledore, racz się uspokoić – Percy popatrzył z wyższością na
Dyrektora – ja ją tylko pouczam. Jest bezczelna.
- Bo mówi ci
prawdę w oczy? – spytał szyderczo Snape.
- Milcz ,śmieciu
– Percy walną Severusa z całej siły w twarz. – Mówiłem ci już,
że nie masz prawa głosu.
Draco popatrzył na wiceministra jakby ten był
kupą łajna.
Czarnowłosy mężczyzna zwrócił lodowaty wzrok na Weasleya.
- Zrób to jeszcze raz to cię zabiję – powiedział bardzo cicho i
spokojnie.
- Śmiesz mi grozić? Czeka cię dziś przesłuchanie i to, co
teraz powiedziałeś Snape, na pewno nie świadczy na twoją korzyść..
-
Mało mnie to obchodzi, Wesley – spokojnie odpowiedział wampir. –
Zaryzykuję i jeżeli jeszcze raz mnie uderzysz, urwę ci łeb. Świat na tym nie
straci...
Coś w głosie czarnookiego przekonało wiceministra, żeby
potraktował groźbę poważnie.
- Jesteś żałosną imitacją wiceministra,
Weasley. Po raz pierwszy żal mi twoich rodziców. Uderz profesora
Snape’a jeszcze raz, wyświadczysz światu przysługę.
-
Porozmawiamy sobie na przesłuchaniu, Malfoy – jadowitym szeptem
powiedział Percy.
- Nie wątpię, że się na nas wyżyjesz –
spokojnie skomentował Harry.
- Milcz, Potter. Grozi ci proces o
pośmiertne zniesławienie jednego z najbardziej szanowanych członków naszej
społeczności.
- To niedorzeczne! – Hermiona była oburzona.
„To mi się śni. To nie może być prawda. Percy nie może być aż
takim draniem” – myślała gorączkowo.
Wiceminister nachylił
się nad nią i powiedział tak cicho aby tylko ona, Harry, Ron, Draco i ten
drugi facet mogli to usłyszeć. Nie pomyślał, że Snape też słyszy. Ze względu
na swoje, ostrzejsze od zwykłych ludzkich, zmysły
- Ty Granger, jesteś
małą zarozumiałą, szlamowatą suką. Pokażę ci gdzie jest twoje miejsce. I
albo spokorniejesz albo pożałujesz, że się urodziłaś – Percy
uśmiechnął się do niej paskudnie.
Hermiona poczerwieniała z
upokorzenia i zażenowania. Nie wierzyła własnym uszom. Nawet Draco popatrzył
na Percy’ego jakby go widział po raz pierwszy w życiu.
- Jesteś
sukinsynem – wysyczał cicho Harry.
Percy dał mu w twarz. Harry
popatrzył na niego z niedowierzaniem i złapał się z piekący policzek.
/>- Percy jak mogłeś!!! – Ron wydarł się na całe gardło ze
swojego miejsca przy stole. – NINAWIDZĘ CIĘ!!! NIGDY NIE
BYŁEŚ I NIE BĘDZIESZ MOIM BRATEM!!! – chłopak wybiegł z
sali ze łzami w oczach.
Uczniowie stali jak sparaliżowani. Ci, którzy
znali osobiście Wesley’a nie mogli w to uwierzyć. Owszem zawsze był
ambitny, ale to? Harry się z nim kolegował a on teraz go uderzył. Zaczęli
bać się o swoich kolegów, którzy mieli zostać przesłuchani. Współczuli nawet
Malfoyowi.
Dumbledore spojrzał nieprzeniknionym wzrokiem na mężczyznę,
który tryumfalnie patrzył na trójkę przestraszonych teraz uczniów.
-
Nie radziłbym ci robić tego po raz drugi – powiedział bardzo cicho
stary czarodziej.
Snape wstał. Spojrzał z pogardą na Percy’ego.
- Teraz wyjdę, a ty mnie nie będziesz zatrzymywał, Weasly. A nie
zrobisz tego, bo jeżeli tu zostanę i zobaczę albo usłyszę coś
jeszcze, to nie zdzierżę i cię zamorduję.
Severus odwrócił się i
wściekły wyszedł z sali.
- Doskonale – powiedział spokojnie
wiceminister. – Wasz nauczyciel już prawie podpisał na siebie wyrok.
- To jeden z moich najlepszych profesorów i nie pozwolę go zabić.
Rozumiesz? Nigdy nie zrobił NIC co zasługiwałoby na śmierć – w oczach
Albusa zaiskrzyły ogniki gniewu, zastępując obecnie w nich, niemal zawsze,
rozbawienie.
- A przynależność do Śmierciożerców? – drwiąco
zapytał młody mężczyzna.
- Odkupił to lojalnością i oddaniem w walce o
słuszną sprawę. Poza tym , zapominasz Percy o tym, że Nott był także
Śmierciożercą, a o ile mi wiadomo, nigdy z tym nie zerwał i był nim także w
chwili swej śmierci. Masz bardzo wybiórcze postrzeganie rzeczywistości...
Zawiodłem się na tobie.
- Nie obchodzi mnie, co o tym myślisz,
Dumbledore. Nikt nie udowodnił, że Nott był nadal Śmierciożercą po powrocie
Sam- Wiesz – Kogo.
- I nikt nie udowodnił, że nim nie był.
/>- Być może, ale to nie zmienia faktu, że zginął szlachetny człowiek.
Koniec tej bezowocnej dyskusji. Zabieram was na przesłuchanie do
Ministerstwa.
- Jeżeli pozwolisz Percy... To moi uczniowie i zamierzam
uczestniczyć w ich przesłuchaniu.
- Możesz z nami iść, Dumbledore. Ale
jeżeli myślisz, że zostaniesz wpuszczony na salę przesłuchań to grubo się
mylisz. – Dumbledore popatrzył na Percy’ego smutnym, zmęczonym
wzrokiem i wyszedł powoli zza stołu. Całe grono pedagogiczne wyglądało jak
wbite w siedzenia, tak samo uczniowie .
- Minervo, moja droga
dopilnuj, aby wszystko szło zgodnie z planem. Lekcje i tak dalej...
-
Dobrze, Albusie – powiedziała cicho doświadczona czarownica. Tonks
była blada i próbowała pocieszyć spojrzeniem przestraszoną Hermionę, ale ta
wyglądała jak nieobecna.
- Percyvalu Weasley – odezwała się
nagle McGonagall – zawsze byłeś ambitny, ale myślałam, że wyrośniesz
na porządnego człowieka, a ty... Nie wiem co powiedzieć, chyba powtórzę
słowa pana Malfoya, żal mi twoich rodziców... - jej głos był smutny i cichy
. Wiceminister rzucił jej pogardliwe spojrzenie.
- Idziemy - warknął
Przewodniczący Komisji Do Walki Z Wampiryzmem I Wilkołactwem powiódł
wzrokiem po sali z bezczelnym uśmiechem i wyszedł wraz z Percym, trojgiem
uczniów i dyrektorem. Na sali jeszcze przez minutę panowała martwa cisza.
***
Severus był wkurzony.
Wypił całą szklankę
Smirnoffa i wypalił trzy papierosy, odpalając jednego od drugiego.
/>Dopiero wtedy poszedł na zajęcia...
Spóźnił się dziesięć minut, ale
uczniów to nie zdziwiło, nie dzisiaj.
*
Na kolejnych dwóch
godzinach miał piąty rok Gryffindor – Slytherin.
Ginny Weasly
wyglądała tak jakby miała wybuchnąć w każdej chwili płaczem.
- Panno
Weasley – powiedział cicho - dobrze się pani czuje?
Dziewczyna
cicho chlipnęła w odpowiedzi i pokiwała głową.
- Widzę , że chyba
jednak nie...
- Ja bardzo przepraszam – z oczu czerwonowłosej
Gryfonki obficie popłynęły łzy – ja przepraszam za Percy’ego
– zaczęła szlochać niepohamowanie.
- Idź dziecko do skrzydła
szpitalnego i poproś o coś na uspokojenie, a potem możesz wrócić, albo iść
do siebie. Jak wolisz... – Severus zionął obojętnością
Ginny
popatrzyła z niedowierzaniem na profesora.
- Dziękuję –
szepnęła.
– Ja nadrobię materiał – dodała jeszcze od progu
i wybiegła za drzwi.
Całą drogę do ambulatorium przepłakała.
/>*
Snape nikomu nie wlepił szlabanu, ani nie odjął punktów.
Za
bardzo martwił się tym, co może dziać się w Ministerstwie.
Wcale nie
podobało mu się to, jak Percy i ten cały Igor Matajew, czy jak mu tam było,
patrzyli na Granger. W ogóle mu się to nie podobało.
Nie podobało mu
się też, że Wiceminister Magii dał Potterowi w twarz. Świadczyło to tylko o
tym, że zdolny jest do ogromnej podłości.
O czwartej po południu
zaczął się niepokoić.
O piątej niepokoił się już bardzo.
O
szóstej był zdenerwowany i szczerze się bał.
***
Był w
stanie skrajnego napięcia nerwowego, gdy w pokoju nauczycielskim, w samym
środku nienormalnej ciszy, Tonks, z hukiem, upuściła na podłogę pięć
dzienników szkolnych.
- NA MIŁOŚĆ CHRYSTUSA ZBAWICIELA!!!
– wydarł się mistrz eliksirów na Bogu ducha winną ciamajdę, tak że
kobieta omal nie wywróciła się na upuszczone dzienniki. – Myśl
Nymphadoro nad tym co robisz! Kiedyś głowę zostawisz przy łóżku i
przyjdziesz bez niej na śniadanie!
- Nie tylko ty się denerwujesz,
Severusie – łagodnie zwróciła się do niego Minerva.
Tonks
zbierała dzienniki ze łzami w oczach. McGonagall miała rację. Ona bardzo się
martwiła, zwłaszcza o Hermionę. Nie wiedziała dlaczego akurat o nią. Po
prostu tak było. Po twarzy pociekły jej łzy zdenerwowania, wstrzymywane od
dobrych kilku godzin.
Severus popatrzył na nią spode łba.
- No
już nie rycz – zaczął ją „łagodnie” pocieszać. - Jestem
tak zdenerwowany, że nawrzeszczałbym nawet na swoje odbicie w lustrze.
/>- To wampiry odbijają się w lustrze? – Tonks zdobyła się na żart i
próbowała wytrzeć łzy.
- W ludzkiej postaci tak – Severus
wzruszył ramionami.
- Trzeba było urwać mu głowę – wychrypiała,
rycząc już na cały głos, biedna Nymphadora – i ... nasrać do szyi!
– dokończyła efektownie i wybuchła śmiechem przez łzy.
-
Tonks! – krzyknęła oburzona McGonagall, ale sama się uśmiechnęła
na myśl o sytuacji opisanej przez koleżankę po fachu.
Teraz prawie
całe grono nauczycielskie się odprężyło.
- Tonks ma rację –
pisnął Flitwick.
Snape popatrzył na maleńkiego nauczyciela jakby
widział go po raz pierwszy w życiu. Tonks położyła dzienniki na stole,
wyjęła chusteczkę i wytarła nos. Posłała zbulwersowanej pani Pince
spojrzenie złego Puszka i usiadła ciężko.
- Nie oddamy cię bez walki,
Severusie.
Nauczyciele przytaknęli
- Zanim McNire wyjmie topór,
walne w niego Cruciatusem – z wielką powagą powiedziała zapięta, jak
zwykle, na ostatni guzik Minerva
Severus patrzył z lekkim
niedowiarzaniem na swoich kolegów. Zaczynało mu być głupio. Oni trzymali
jego stronę. No tak lojalność ludzi po fachu. Ale mimo wszystko...
Był
dla nich niemiły, sarkastyczny, złośliwy, a oni go lubili.
/>„Ludzie są dziwni” pomyślał, nie pierwszy i nie ostatni raz w
swoim życiu, Severus.
- Przestańcie, bo się zarumienię. Wiecie, że
jesteście nienormalni? – warknął, a większość belfrów uśmiechnęła się
pod nosem.
- My też cię kochamy, Severusie – powiedziała
uprzejmym tonem Nymphadora i blado się uśmiechnęła popijając swoją
rumiankową herbatkę.
„Paranoja” – pomyślał Snape i
wrócił do swoich notatek z zajęć. Nie chciał zostawiać dodatkowej roboty
Minervie ani Albusowi. Zawsze był dokładny...
***
Uczniowie
i dyrektor wrócili dopiero po kolacji, tuż przed ósmą.
Wyglądali
nieciekawie.
Miał wrażenie, że Granger, Potter i Malfoy postarzeli się
o co najmniej pięć lat. Byli milczący i wszyscy mieli jakieś dziwnie smutne
oczy.
Nie było w nich żadnych, widocznych emocji.
Wiceminister i
jego kumpel zabierali go do Azkabanu. Severus wypił punktualnie przed
kolacją swój napój, a teraz tego żałował. Percy i Igor musieli zrobić coś
strasznego, a on nie będzie się nawet mógł transformować, a jeżeli go zamkną
już dziś, co nie było wcale niemożliwe, to już nie pomści tych dzieciaków.
Mają odpowiedni eliksir i będą go w niego wlewać, aż do upojenia.
/>Potter wyglądał tak jakby podjął ostateczną decyzję, co do samobójstwa.
„Mogę mu tylko pobłogosławić, sam chciałbym mieć ten luksus,
przyznać się i koniec... Ale Dumbledore mnie potrzebuje, Zakon mnie
potrzebuje...” – Severus ciężko westchnął.
Najbardziej
przeraziło go spojrzenie Hermiony.
Było najbardziej puste.
Było
doskonale obojętne.
Tchnęło największym spokojem.
Spojrzał jej
głęboko w oczy, a ona z bólem odwróciła wzrok.
Mistrz Eliksirów
popatrzył z nienawiścią na Percy’ego.
- Idziemy, Snape
– warknął wiceminister uśmiechając się niemal radośnie,
-
Trzymaj się, Severusie – powiedział cicho Dumbledore.
- Niech
pan się o mnie nie martwi, dyrektorze – równie cicho odrzekł profesor.
- Jesteśmy z tobą – Minerva McGonagall robiła wszystko, żeby
nikt nie zobaczył w jej oczach łez.
- Cóż za wzruszające pożegnanie
– rzucił na odchodne Weasley.
Percy popatrzył na swoich
niedawnych nauczycieli, bez których nigdy nic by nie osiągnął z pełną buty
wyższością. Omiótł spojrzeniem Wielką Salę.
Rona tam nie było. Była za
to jego mała siostrzyczka, Ginny.
Patrzyła na niego.
Patrzyła z
pogardą i obrzydzeniem.
Percy nie poczuł się dotknięty.
On już
nie miał rodziny...
***
******
style='color:red'>Ostrzeżenie:
Ta część zawiera opis brutalnych
czynów i chociaż starałam się nie skupiać na szczegółach i jak
najdelikatniej opisywać sceny drastyczne ostrzegam o tym, że takowe się
pojawiają.
style='color:green'>Poniedziałek, 05.11.1996
Przesłuchanie
uczniów.
Albus, Hermiona i Draco siedzieli na
drewnianej ławeczce przed jedną z Sal Przesłuchań, na ostatnim piętrze
gmachu. Pomieszczenie było opieczętowane zaklęciem wyciszającym, więc nawet
gdyby w środku waliło się i paliło nie usłyszeliby najcichszego szmeru.
/>W środku siedział Harry. Siedział tam już godzinę.
Dyrektor zaczynał
się martwić, ale postanowił nie pokazywać nic po sobie, żeby nie denerwować
uczniów. Spojrzał na zegarek. Była dziesiąta dwadzieścia sześć.
/>„Pięćdziesiąt sześć minut”- pomyślał poirytowany.
-
Napijecie się czegoś? – zapytał Hermionę i Dracona.
Prze cały
czas, gdy Gryfon był przesłuchiwany, siedzieli w pełnym napięcia milczeniu.
Hermiona myślała z niepokojem o tym, do czego mogą posunąć się mężczyźni
przesłuchujący Harry’ego. Draco rozmyślał nad słowami profesora
Snape’a”, a konkretnie nad tym, co oznacza „bycie
szlachetnym” i jak daleko od tego ideału odbiega postawa nowego
Wiceministra Magii.
Teraz dwoje młodych ludzi spojrzało na
starszego mężczyznę z wyrazem zaskoczenia w oczach.
- Co? –
spytał niezbyt inteligentnie Draco.
- Pytałem czy się czegoś
napijecie. Tu na dole jest bufet, zjadę winda i coś wam przyniosę. Nie wiem
jak wam, ale mi chce się pić.
Dwójka uczniów popatrzyła na siebie
niepewnie i oboje szybko odwrócili wzrok. Hermionę irytowało to, że Draco
wyglądał tak pociągająco z tym swoim dziwnym, smutnym wyrazem twarzy i
głębokimi cieniami pod oczami. Z zainteresowaniem wlepiła wzrok w swoje
pantofle.
- No, co wam przynieść?
- Kawę - odpowiedzieli
równocześnie.
- Dobry wybór, ja też napiję się kawy – Dumbledore
uśmiechnął się blado.
- Albo czekolady – wypalili obydwoje jak
na zawołanie.
- No to może się decydujcie szybciej – Albus
uśmiechnął się trochę szerzej.
- Herbaty – w obydwu młodych
głosach zabrzmiała determinacja.
Gryfonka i Ślizgon spojrzeli na
siebie mało przyjaźnie i popatrzyli wyrzutem na Dyrektora Hogwartu.
-
W takim razie przyniosę wam kawę i jakieś ciastka – to mówiąc odwrócił
się i pomaszerował do windy.
Gdy Dumbledore wrócił, zjedli w
milczeniu cynamonowe ciastka i wypili kawę. Żadne z trojga ludzi nie
potrafiło w pełni cieszyć się ich wybornym smakiem. Atmosfera był zbyt
napięta.
*
Harry usiadł na niezbyt wygodnym krześle i
patrzył ja dwóch mężczyzn zajmuje dwa wygodne fotele za obszernym biurkiem
naprzeciw niego.
Chłopak rozejrzał się po sali. Nie była zbyt duża i
nie było w niej żadnych zbędnych mebli, bo i po co.
- Teraz Potter,
odszczekasz grzecznie, to, co powiedziałeś dziś rano – powiedział
Weasley.
- Nie zamierzam nic odszczekiwać – spokojnie
odpowiedział chłopak.
- Nie? Słyszałeś Igor, on nie – za
–mie – rza - nic – od – szcze –ki - wać
– Percy przedrzeźniał Harry'ego z kretyńską miną i przesłuchiwany
pomyślał, że urzędas wygląda jak pawian popisujący się przed widownią w ZOO.
Czarnowłosy mężczyzna o piwnych oczach, z których wyzierała skłonność
do okrucieństwa zarechotał głośno.
- Pan Potter – powiedział
zimno – sam jeszcze nie wie, co mówi... Jeżeli będziesz z nami
współpracował, to skończy się to szybko, łatwo i przyjemnie. Jeżeli nie,
będziemy... niemili. – Mężczyzna mówił płynnie po angielsku, a w jego
niskim głosie o ciemnej barwie pobrzmiewał, jedynie nikły, obcy akcent
/>Harry uśmiechnął się krzywo.
- Dlaczego nie widzę tu żadnego pióra,
ani pergaminu? Zeznania nie będą spisywane? – zdziwił się nieszczerze.
- Inteligentna bestia z ciebie, Harry – wycedził Percy. –
Ale w tym przypadku spisywanie zeznań mija się z celem. Ani ty, ani ten
śmieć, Malfoy, syn Śmierciożercy, ani Mądralińska Granger nie jesteście
warci marnowania papieru.
- Ja mam inne zdanie na ten temat. Nie wiem
o co ci chodzi, ale w żadnym wypadku nie grasz fair, Percy.
- Nie
jestem twoim kolegą, więc radziłbym ci zwracać się do mnie z należytym
szacunkiem. O intencje, które mną kierują się nie martw. Mam na celu jedynie
dobro społeczeństwa... Cel uświęca środkii. Nie wiedziałeś o tym?
/>- Nie wiedziałem, że można upaść tak nisko jak ty – Harry
pogardliwie wydął usta.
Percy wstał, a Igor obserwował kumpla spod
półprzymkniętych powiek drapieżnym wzrokiem.
- Jesteś źle wychowany
– powiedział spokojnie rudowłosy mężczyzna i uderzył Harry’ego w
twarz. Uderzył go na płask, wierzchem dłoni, tak aby nie uszkodzić skóry, a
sprawić ból. – Następnym razem jak mnie znieważysz, użyje Tormentera,
Potter.
Harry wiedział, co to znaczy. To była legalna wersja
Cruciatusa, używana często przez Aurorów. Zaczynał się coraz bardziej bać o
Hermionę. Ona nie była uległa i nie będzie miała lekko. Sam przyzwyczaił się
już do bólu na tyle by wytrzymać wszystko, co panowie z Ministerstwa mogą mu
zaoferować. O dziewczynę jednak się niepokoił.
- Powiedziałem
prawdę. Salomon Nott mnie torturował przez dwa dni. Dlaczego nie zejdziecie
do piwnicy jego domostwa i nie sprawdzicie? Obok spichlerza jest sala
tortur. Chodzi o to, że wy nie chcecie znać prawdy. – W głosie
Harry'ego brzmiała rezygnacja.
- Jesteś upośledzony przez ten swój
kretyński znak na czole, Potter. Każdy o tym wie. Uroiłeś sobie, że byłeś
torturowany, a teraz oczerniasz człowieka, który należał do jednego z
najznakomitszych rodów czarodziejskich czystej krwi... Możemy ci to
wybaczyć pod warunkiem, że odwołasz teraz to, co powiedziałeś i obiecasz nie
powtarzać nikomu tych bzdur.
- Od kiedy czysta krew ma dla pana takie
znaczenie, panie Wiceministrze Magii? – spytał drwiąco Harry
-
Och, Potter... Czysta krew jest istotna, ale skąd ty możesz to wiedzieć? W
końcu twoja matka pochodziła z mugolskiej rodziny...
- Spróbuj ją
obrazić chociaż jednym słowem, to pożałujesz – wysyczał Harry.
-
A co mi zrobisz? Twoja różdżka jest na dole, musiałeś ją zdać... Posłuchaj
Potter, ty będziesz miły dla nas, my będziemy mili dla ciebie, zrozumiałeś?
- Nie będę kłamał. Powiedziałem prawdę i tylko prawdę i nie zmienię
swoich słów.
- A cóż to jest prawda, możesz mi powiedzieć? –
Percy sparafrazował jedno z najbardziej znanych pytań w historii procesów.
– Cóż to jest prawda, Potter? – powtórzył drwiąco.
Igor
Matrojew zaśmiał się, wyraźnie rozbawiony słowami kolegi.
Chłopak był
przerażony. Zaczynał bać się nawet o Malfoya.
Oni mieli swoją prawdę.
Oni byli głusi na wszystko.
Oni nie zamierzali mu odpuścić.
/>- Nigdy nie zrozumiesz prawdy, Percy, bo jesteś kłamliwym sukinsynem
– powiedział wypranym z emocji głosem Harry Potter.
Ból
był straszny. Ale chłopak zacisnął zęby i wytrzymał. Zdołał nawet nie uronić
ani jednej łzy.
- Uprzedzałem cię, Potter. Uprzejmość to istotna rzecz
w kontaktach międzyludzkich. – Percy usiadł ponownie za biurkiem i
położył na nim nogi.
Harry wstał, obolały, z podłogi.
-
Chciałbym skorzystać z łazienki – powiedział cicho
- Proszę
bardzo, panie Potter - Igor wskazał na drzwi za swoimi plecami. -Poczekamy.
Nam się nigdzie nie spieszy.
- Potter – powiedział Percy,
gdy Harry wrócił i usiadł na krześle – będziemy tu siedzieć dotąd, aż
zrobisz to o co cię prosiłem. My mamy czas.
I siedzieli w martwej cisz
prawie godzinę.
W końcu Igor wstał.
- To nie ma sensu. Chodźmy
lepiej coś zjeść – powiedział do towarzysza.
Percy podniósł swój
szlachetny, wiceministerski tyłek z fotela i popatrzył na Harry'ego.
/>- Dobrze. A tobą Potter zajmiemy się jak wrócimy. Tym razem dużo
skuteczniej. Zrozumiesz może w końcu, co powinieneś zrobić.
„Nie
to, co powinienem, tylko to co jest dla ciebie i twojej kariery
wygodne” – pomyślał cynicznie Harry i wstał z krzesła.
/>*
Harry wyszedł za pięć jedenasta. Za nim wyszli Percy i Igor.
/>- Idziemy na dół napić się i coś zjeść – powiedział znudzonym tonem
Wiceminister - a ty, Potter, przemyśl dokładnie to, co ci mówiłem.
Przesłuchanie wcale nie musi być przykre.
- To oni cię jeszcze nie
skończyli przesłuchiwać? – Hermiona była zbulwersowana.
-
Powiedzieli, że mają czas.
- O co im do jasnej cholery chodzi. Ile
można przesłuchiwać jedną osobę?! – nie wytrzymał nerwowo Draco.
Harry popatrzył na niego obojętnie.
- Nie chciałem im
powiedzieć, tego co chcieli usłyszeć. Aha i nie używają Veritaserum,
widocznie nie zależy im zbytnio na prawdzie – Harry uśmiechnął się
krzywo, nie chciał ich niepokoić faktem, że nie ma sporządzanych żadnych
notatek z tego pseudo-przesłuchania.
- To chyba dobrze –
powiedziała Hermiona. – Nikt z nas nie wkopie profesora. Ups...
/>- Ja też znam prawdę – powiedział spokojnie Draco, a Dumbledore
smutno się uśmiechnął. – I wiesz co, Granger, nie cieszyłbym się
zbytnio z tego, że nie chcą użyć Veritaserum. Szczerze powiedziawszy raczej
bym się tym martwił – blondas popatrzył na Hermionę dziwnie i gdyby
dziewczyna go nie znała, pomyślałaby, że widzi w jego oczach troskę.
-
Nie martwcie się na zapas – powiedział uspakajającym tonem Albus,
który sam, wewnętrznie, niemal umierał z niepokoju o swoich uczniów. –
Ale Draco i Harry mają rację. To świadczy tylko o tym, że nowy Wiceminister
Magii wcale nie kieruje się dobrem wspólnym, a jedynie swoją własną wizją
porządku publicznego. Cóż, jakoś trzeba to tymczasem przecierpieć.
I
znowu zapadła cisza. Nie licząc małej chwili, gdy Dumbledore zapytał Gryfona
o to, czy się czegoś napije i czy nie jest głodny, na co chłopak stanowczo i
zwięźle odpowiedział „nie”, i poszedł na piętnaście minut do
łazienki, gdzie wypalił cztery papierosy pod rząd.
*
/>Mężczyźni wrócili dopiero za dwadzieścia pierwsza i Percy drwiącym gestem,
zaprosił Harry’ego z powrotem do Salę Przesłuchań. Chłopiec wstał i
powlekł się w kierunki drzwi. Wyglądał jakby szedł na własną egzekucję.
/>
- Witamy ponownie, panie Potter – Igor Matrojew rozsiadł się
wygodnie w fotelu, popatrzył uważnie na Harry'ego i rzucił na biurko
papiery, które ze sobą przytaszczył. Chłopak pomyślał, ze mężczyzna wygląda
jak sęp obserwujący swoją ofiarę.
- No, Potter, zmieniłeś zdanie?
– spytał Percy stawiając na biurku niedopitą kawę.
Harry
popatrzył na nich zimno i usiadł bez słowa.
Mężczyźni spojrzeli na
siebie porozumiewawczo. Igor zaczął spokojnie przeglądać przyniesioną
makulaturę.
- Nie masz mi nic do powiedzenia, Harry? – spytał
chłodno Wiceminister.
- Co mam zrobić, żeby ci otworzyć oczy, co?
– spytał Harry – Mam ci pokazać swoje blizny?
- Możesz
robić co zechcesz. Nawet urządzić mini-przedstawienie, Potter... Jak już
mówiłem, nam się nigdzie nie spieszy.
Zdesperowany chłopak zdjął
szatę, a następnie rozpiął i zaciągnął koszule. Wcale nie chciał by ktoś
oglądał jego oszpecone torturami ciało, ale miał nikłą nadzieję, że trafi
Percy’emu do rozsądku.
Cóż.. Harry Potter, Chłopiec Który
Przeżył, po raz kolejny w życiu naiwnie zaufał dobrej woli drugiego
człowieka i po raz kolejny się zawiódł.
Wiceminister Magii doznał
chyba lekkiego szoku bo pospiesznie odwrócił z obrzydzeniem wzrok i Harry
poczuł przewrotną satysfakcję. Matrojew natomiast parzył na niego bez
żadnego skrępowania, a nawet ze znudzeniem i z obojętnością.
- To
niesmaczne, Potter – powiedział Percy. – Racz się ubrać.
-
Ale zrobił mi to twój święty, niepokalany Nott. Dlaczego nie chcesz patrzeć?
Nie podoba ci się ta część jego działalności? – Harry cynicznie się
uśmiechnął. – Nie byłem jego jedyną ofiarą, on miał ich dużo, dużo
więcej i zasłużył sobie na to, co go spotkało – głos chłopaka był
bardzo cichy, bardzo stanowczy i bardzo smutny.
- Dosyć – Percy
walnął pięścią w biurko – nie wiem kto ci to zrobił Potter, może
nawet, sam sobie to zrobiłeś w jakimś napadzie szału – Harry nie mógł
uwierzyć w to, co usłyszał. – ale nie będziesz nikogo oczerniał.
/>- Tak, sam sobie to zrobiłem, Percy. Sam sobie wyrwałem hakiem ciało na
lewym boku. - głos Harry’ego był cichy, chłodny i cyniczny. - Musisz
tego spróbować, nawet nie wiesz jak to rajcuje, zwłaszcza jeżeli wcześniej
napijesz się eliksiru czuwania... ty pokręcony skrwielu.
/>Policzek, który wymierzył mu Igor był dużo bardziej bolesny od tego, jaki
otrzymał od Percy’ego. Matrojew bił o wiele mocniej niż jego kolega .
Tak mocno, że Harry się przewrócił.
- Pan wiceminister chyba ci mówił
coś o uprzejmości, gówniarzu, prawda? – spytał cicho i łagodnie.
– To było małe przypomnienie.
Chłopak poczuł pod powiekami
palące łzy wstydu, bólu i poniżenia. Zacisnął zęby, wstał, bez słowa się
ubrał i usiadł.
- Panie Potter, skoro nie chce pan współpracować,
musimy użyć małej siły perswazji - zaczął Igor.
Harry nastawił uszu.
„Chyba nie będą mnie szantażować?” – pomyślał
naiwnie.
- Pana Malfoya sympatią pan raczej nie darzy, więc sobie
daruję wykład o jego pobycie w więzieniu i planowanym wypuszczeniu go na
wolność dnia dziewiątego listopada bieżącego r oku, czyli za cztery dni...
– Harry poczuł nieprzyjemny ucisk w okolicy żołądka
- Ale panna
Granger to twoja bliska koleżanka... Jej rodzice to mugole... Prawda?
– spytał od niechcenia, a Harry wcale nie zamierzał odpowiadać.
– Nie chciałbyś chyba, Potter, by przydarzył im się jakiś przykry
wypadek...
Chłopak zamrugał z niedowierzenia. Popatrzył zszokowany
na Percy’ego, który uśmiechał się z wyższością
Zapadło
milczenie. Długie piętnastominutowe milczenie, w czasie którego Harry
stracił wiarę w sprawiedliwość.
- Nie ośmielicie się –
wyszeptał wreszcie przesłuchiwany. Czuł się tak, jakby cały mózg mu
wyparował, a w głowie została czarna dziura wypełniona pustką.
-
Pomyśl spokojnie, czy twój upór jest wart śmierci dwojga ludzi, Harry.
/>- A co cię obchodzą mugole?- syknął chłopak.
- Mugole są niegroźni i
zabawni, a czasem nawet się przydają, tak jak teraz. Gorzej z takimi
wyszczekanymi szlamami jak Granger – warknął Percy, a w jego głosie
brzmiała groźba..
Spojrzenie chłopca wyrażało totalny szok.
-
Dlaczego ją wyzywasz? Przecież kiedyś się z nią kolegowałeś... – nie
mógł uwierzyć Harry. Jego mózg wrócił na swoje miejsce, ale był teraz
odwrócony na lewą stronę i nie funkcjonował prawidłowo.
- To nie
wyzwisko, tylko adekwatne określenie, tak jak czarodziej, mugol, czy
Śmierciożerca – spokojnie powiedział Percy, jakby tłumaczył coś małemu
dziecku.
- To obraźliwy epitet stosowany między innymi przez
Voldemorta... - Percy się wzdrygnął na dźwięk tego imienia - ...i
Śmierciożerców. Określenie to czarodziej pochodzenia mugolskiego. Nie
jestem idiotą.
- Zwał, jak zwał, panie Potter, czy to istotne? –
odezwał się Matrojew. – Widzę , że nie boisz się wymawiać imienia
najpotężniejszego czarodzieja wszechczasów, Potter – a Harry'emu
wydało się, że usłyszał w głosie mężczyzny nutkę czci dla Voldemorta.
– To albo wielka odwaga, albo głupota...
- Największym
czarodziejem jest Albus Dumbledore – warknął Harry.
-
Nieistotne... – Igor popatrzył uważnie na chłopca. – Istotne
jest to, jakiego wyboru dokonasz. Myślę, że szlachetnego...
/>Harry popatrzył z bezsilną złością i smutkiem na obydwu mężczyzna.
-
Obydwaj jesteście skurwielami, słyszycie?! JESTEŚCIE SKOŃCZONYMI
SKuRWIELAMI!!!
Podwójny Tormrnter rzucił Harrym o ścianę i
chłopak osunął się na podłogę. Omal nie zemdlał. Jeszcze chwila, a zacząłby
krzyczeć, a z uszu i nosa chłopaka pociekłaby krew. Oni jednak wiedzieli
kiedy przestać, by na ciele przesłuchiwanego nie zostawić śladów przemocy
fizycznej.
Harry usiadł na podłodze i zapłakał z bezsilnej
złości.
Siedział tak przez następne czterdzieści pięć minut zaciskał
pięści, a z oczu kapały mu łzy.
Miał straszną ochotę zapalić, ale był
prawie pewien, że mężczyźni odmówią mu tej przyjemności.
Obydwaj
urzędnicy patrzyli na niego bez słowa i czekali na jego „szlachetną
decyzję.”
*
Dumbledore spojrzał na zegarek. Była za
piętnaście druga. Westchnął cicho.
- Martwi się pan? – spytał
Draco. Od kiedy tu byli wypalił już piętnaście fajek ze zdenerwowania i
wyciągnął szesnastą. Zajrzał do paczki. Zostały mu sporo, bo czternaście.
- Trochę – skłamał Albus. - Nie pal tyle, Draco...
-
Psychicznie nie wyrobię, jak nie zapalę, sir.
- Jak uważasz –
Dumbledore był zaniepokojony o Harry’ego, ale o pozostałą parę
uczniów, która jeszcze nie została przesłuchana, także.
Draco od
jakiegoś czasu nie chodził palić do łazienki. Wziął jeden z plastikowych
kubeczków i napełnił go po części wodą, tworząc w ten sposób prowizorkę
popielniczki. Było w miarę ciepło i blondyn zdjął już dawno swoja szatę i
położył, schludnie złożoną, na ławce. Siedział sobie na podłodze pod ścianą,
naprzeciwko dyrektora, żeby mu nie dmuchać dymem. Skrzyżował nogi, włożył
papierosa do ust i zapalił. Z kieszeni spodni wyjął gumkę i związał długie
już, sięgające do ramion piękne, jasne włosy. Oparł plecy o ścianę, zamknął
oczy i zaciągnął się głęboko. Krawat z barwami Slytherinu leżał obok na
podłodze.
Draco urósł sporo przez wakacje, tak samo zresztą jak Ron,
czy Harry i teraz był już młodym mężczyzną. Młodym, przystojnym mężczyzną.
Hermiona wróciła z łazienki i obrzuciła go na pozór obojętnym
spojrzeniem. Jego ciemnoszara koszula doskonale współgrała z odcieniem oczu
chłopaka. Związane włosy odsłaniały silnie zarysowane kości policzkowe, a
ciemna oprawa oczu pięknie kontrastowała z włosami i delikatną opalenizną
skóry.
Wyglądał pociągająco, a papieros dodawał mu tylko uroku.
/>Hermiona miała przez chwilę ochotę usiąść przy nim, nawet poprosić go o
papierosa i zapalić w jego towarzystwie. Paliła bardzo mało, a teraz miała
na to ogromną wręcz chęć, ale miała też swoją dumę i dlatego skierowała
kroki w kierunku ławki, na której siedział Dumbledore. Usiadła, założyła
nogę na nogę i wsparła brodę na dłoni. dyrektor Hogwartu wyglądał jakby
drzemał.
Draco popatrzył spod półprzymkniętych powiek nad Hermionę.
Zmoczyła włosy i odgarnęła je za uszy. Wyglądała... ładnie.
-
Chcesz zapalić, Granger? – spytał chłopak na tyle grzecznie na ile
potrafił i zaciągnął się mocno.
- Nie, dzięki – skłamała
Hermiona. – A w ogóle skąd wiesz, że palę?- dziewczyna wydęła z
pogardą usta i Draco po raz tysięczny w tym roku pomyślał, że są piękne.
Była w wakacje w Rzymie i mocno się opaliła, a jej wargi miały kolor bladych
malin i były po prostu śliczne. Ona cała była... śliczna.
„Hola,
Draco!” – sam siebie w myślach zganił Ślizgon.
- Ja
wiem wszystko – odrzekł nonszalancko i zgasił papierosa
- Jak
zwykle nad wyraz skromny i uprzejmy... – Hermiona się skrzywiła.
/>- Hej, wiem, że nie byłem dla ciebie miły, ale teraz jestem twoim
towarzyszem niedoli. – Hermiona nie wierzyła własnym oczom, Malfoy się
do niej uśmiechnął. - Chodź, nie krępuj się mam jeszcze... trzynaście
– powiedział zapalając następnego.
- Idź, Hermiono –
Dumbledore popatrzył na nią nieprzeniknionym wzrokiem, zza swoich okularów
– połówek. – Ja muszę was na chwilę opuścić – Albus wstał
i ruszył w kierunku łazienki.
Gryfonka podniosła się z
ociąganiem i usiadła obok Ślizgona. Draco wyciągnął w jej stronę paczkę
papierosów.
- Widziałem cię w październiku jak paliłaś za chatką
Hagrida. Nieładnie... – Blondyn posłał jej złośliwy uśmiech.
-
Odwal się – odcięła się ze złością i wyjęła papierosa
-
Radziłbym ci poćwiczyć trochę pokorę, Granger, zanim wejdziesz tam...
– chłopak skinął głową w kierunku drzwi, za którymi przebywał w tej
chwili Harry.
- Oni chyba nie lubią, gdy tak im się odpowiada.
/>Hermiona wzruszyła ramionami, ale w duchu przyznała Draconowi, który
właśnie podpalał jej papierosa, racje.
- Od dawna palisz? –
spytała obojętnie.
- Od piątego roku, ale dopiero od wakacji nałogowo.
A ty?
- Od wakacji, ale ja palę bardzo mało.
- Rozumiem.
Denerwujesz się?
- A ty byś się nie denerwował, gdyby siedział tam
teraz twój przyjaciel? – zirytowała się Hermiona i zaciągnęła się
mocno dymem. Odprężyła się lekko.
- Nie wiem – odpalił Draco.
– Widzisz, Granger, ja, w przeciwieństwie do ciebie, nie mam
prawdziwych przyjaciół. – W jego głosie była szczerość i gorycz, i
Hermiona spojrzała na niego niepewnie, niemal z sympatią, ale za chwile
powiedziała całkowicie chłodnym tonem:
- A czyja to wina Malfoy? Chyba
nie moja...
- Rozumiem twoją delikatną aluzję. Nieważne...
/>Zapadła cisza i spokojnie dopalali papierosy.
Gdy skończyli Hermiona
udała się do bufetu po litrową butelkę wody mineralnej.
*
/>- Namyśliłeś się, Harry? – spytał, w końcu, siedzącego na podłodze
chłopaka, Weasley.
- No, panie Potter, liczymy na mądrą decyzję z pana
strony – Matrojew popatrzył Gryfonowi głęboko w oczy. – Jak
będzie?
Harry czuł się absolutnie bezsilny.
- Dobrze –
powiedział i automatycznie poczuł pogardę do samego siebie. – Zgadzam
się.
- Ach, więc jesteś rozsądnym, młodym człowiekiem, Potter –
Percy uśmiechnął się paskudnie. Słucham...
- Odwołuje wszystko, co
powiedziałem o Salomonie Nottcie i obiecuje nikomu więcej nie mówić o tym i
zaprzeczać, jakoby Salomon Nott kiedykolwiek mnie torturował...
- To
rozumiem – Igor uśmiechnął się paskudnie. – Inteligentna
młodzież zamieszkuje Wielką Brytanię. To się chwali. Moja matka była
rodowitą Brytyjką, oczywiście czystej krwi – dodał patrząc z pogardą
na Harry’ego.
Chłopak poczuł, że jego krew wrze, ale nie dał się
sprowokować.
- Dobra, koniec pieśni – radośnie stwierdził
Weasley. – Idziemy rozprostować kości.
Jesteś wolny, Harry.
Musisz tylko jeszcze poczekać na swoich znajomych ze szkoły - Jeżeli też są
tacy chętni do współpracy, jak ty, będzie dobrze – Igor uśmiechnął się
drapieżnie, a Harry poczuł lodowaty dreszcz niepokoju biegnący wzdłuż
kręgosłupa.
*
Wyszli równo o drugiej, w momencie kiedy
Hermiona wróciła z butelką wody pod pachą.
- No i znowu sobie na nas
poczekacie – Percy wyglądał na radosnego.
- Nie wątpię –
syknął pod nosem Draco.
- Mówiłeś coś, Malfoy? – spytał niemal
uprzejmie wiceminister.
Draco nadal siedział pod ścianą. Podniósł
wzrok na Percy’ego.
- Mówiłem dobrze, sir – chłopak
bezczelnie popatrzył urzędnikowi w oczy, a w jego głosie pobrzmiewał cynizm
z domieszką ironii.
- Potter się oduczył arogancji, ciebie też to
czeka, Malfoy.
- Ja się arogancji nigdy nie oduczę – Harry
popatrzył na Percy’ego obojętnie i wyjął papierosa. –
Odziedziczyłem tą cechę po moim szlachetnym rodzicielu i jestem z niej
dumny.
- To zupełnie tak jak ja, Weasley – Draco uśmiechnął się
szeroko do wiceministra i puścił mu figlarnie oko.
- Zobaczymy Malfoy,
czy będziesz taki hardy na przesłuchaniu.
- Nie sądzisz chyba, że będę
ci lizał buty, Percy?– Draco poczuł się zirytowany.
Dumbledore
posłał blondynowi ostrzegawcze spojrzenie.
- Jeżeli będę ci kazał, to
wyliżesz mi nie tylko buty – warknął Weasley, a Matrojew zaśmiał się
beztrosko.
Draco zrobił się najpierw czerwony na twarzy, a po chwili
niemal bardzo blady.
Nie był do końca pewien, czy się nie przesłyszał.
Hermiona przygryzła wargę i spuściła wzrok. Poczuła się zażenowana i
zaniepokojona słowami mężczyzny. Jej też – tak jak wcześniej Draconowi
- zrobiło się za ciepło i teraz siedziała trzymając szatę przewieszoną przez
prawe ramię.
Harry osunął się pod ścianę tuż obok Hermiony.
Wziął od przyjaciółki wodę i pił teraz dużymi łykami. Był obolały i czuł się
wyschnięty w środku. Odstawił butelkę i wytarł usta.
Zaśmiał się cicho
i spojrzał z pogardą na wiceministra.
Dumbledore wstał. Był zły.
/>- Posłuchaj Percy, licz się ze słowami. Jeżeli nie zauważyłeś to tu siedzi
MŁODA KOBIETA!
- Wszystko zależy od nich - spokojnie odpowiedział
urzędnik. – Co prawda, w większej mierze może od Malfoya. Jego chcę
zapytać o parę istotnych rzeczy. – Ale tej młodej kobiety słowa
skierowane do Malfoya także dotyczą, Dumbledore – Percy popatrzył z
jednoznacznym wyrazem twarzy na Hermionę.
Dziewczyna nie wytrzymała
psychicznie. Rzuciła swoją szatę i pomaszerowała, wściekła, do łazienki.
Trzasnęła drzwiami tak, że aż poszło echo.
„Nie będę pokorna i
nie będę z nikim współpracować, nie będzie jakiś pieprzony urzędas obrażał
mojej godności” - pomyślała roztrzęsiona.
Odkręciła kran i
zanurzyła głowę pod zimną wodą.
Draco, Harry i Albus patrzyli
wstrząśnięci na 2iceministra.
- Strasznie mi przykro, że ukończyłeś
moją szkołę, Percy – powiedział smutnym głosem Dumbledore. –
Nawet nie wiesz jak bardzo.
- Ja też żałuję, że nie uczęszczałem do
Durmstrangu. Tam jest o wiele wyższy poziom. A co do panny Granger, radzę
jej przekazać, żeby więcej nie zachowywała się tak po chamsku jak przed
chwilą. Ona jest najbardziej bezczelna i wyszczekana z całej trójki tych
bachorów. Niech lepiej panuje nad sobą.
- Nie jestem pewien, kto tak
naprawdę zachował się po chamsku, szanowny panie wiceministrze – Harry
był po przesłuchaniu i było mu wszystko jedno.
I tak zamierzał się
otruć dziś wieczorem...
- A ja jestem pewny. Właśnie patrzę na chama
– powiedział spokojnie Draco, wstając z podłogi i spoglądając
Percy’emu prosto w oczy.
- DRACO! – Dumbledore
spojrzał przerażony na blondyna.
Był pewien, że młody urzędnik da mu w
twarz.
Percy nic takiego nie zrobił. Popatrzył z nienawiścią na obydwu
chłopców i podszedł do Malfoya, który spoglądał na niego spode łba, zupełnie
tak jak Harry na Dracona dzień wcześniej.
Percy spojrzał mu głęboko w
oczy z odległości zaledwie pięciu centymetrów, i mimo że rudy mężczyzna miał
190 cm wzrostu, Draco nie musiał wcale wysoko podnosić głowy, bo był
niewiele niższy. I wcale, ku zaskoczeniu Wiceministra, nie odwrócił wzroku.
- Ani mi się waż znów uderzyć któregokolwiek ucznia. Draco miał
racje. Molly na pewno wpoiła ci szacunek do kobiet i dobrze by było gdybyś
go przestrzegał. – warknął poirytowany Albus, ale Weasley nie zwrócił
na niego najmniejszej uwagi.
- Malfoy – powiedział bardzo cicho,
tak żeby tylko chłopak go usłyszał. - Twój ojciec siedzi w więzieniu...
Chyba nie chcesz, żeby stała mu się krzywda? Żeby na przykład ruszyło go
sumienie i popełnił samobójstwo... Licz się ze słowami – Percy
uśmiechnął się paskudnie. - Z Granger zrobię wszystko, na co będę miał
ochotę, a ty będziesz siedział cicho, właśnie ze względu na swojego
starego.... Radziłbym wysoko posuniętą kulturę osobistą... Jasne?
/>Draco zrobił się niemal idealnie przezroczysty. Nie był w stanie nic
powiedzieć.
- Jasne? – wysyczał Percy.
- Tak – głos
blondyna był ledwie słyszalny.
- Tak jest, sir – warknął cicho
wiceminister. – Więc, jasne?
- Tak... jest, sir – chłopak
czuł się tak, jakby śnił jakiś surrealistyczny koszmar.
- To
rozumiem... – Percy odwrócił się i ruszył razem z Igorem w kierunku
windy.
*
Draco osunął się, niemal bezwładnie, pod ścianę.
Albus patrzył na niego uważnie, ale nie pytał o nic. Wiedział, że chłopak i
tak mu nie odpowie.
W żołądku starszego mężczyzny uformował się
ogromny supeł i powoli się teraz zaciskał. Dumbledore usiadł na ławce i
ukrył twarz w dłoniach.
Harry patrzył uważnie na Ślizgona.
Chłopak wyjął papierosy. Gryfon zauważył, że drżą mu ręce. Zaczął się
zastanawiać, co takiego powiedział mu Percy. Draco wyglądał tak jakby miał
się za chwilę popłakać, albo wpaść w szał. Albo jedno i drugie.
/>„Wolę nie wiedzieć, co usłyszał” –pomyślał Harry.
/>Malfoyowi trzęsły się trochę dłonie i upuścił papierosa.
-
Cholera! ... Przepraszam, panie dyrektorze... – popatrzył
niepewnie na starszego mężczyznę.
- Nic nie słyszałem, jestem już
stary i chwilami przygłuchy – Albus machnął uspakajająco ręką.
/>Draco obdarzył mężczyznę spojrzeniem pełnym wdzięczności i szacunku.
/>„Ja miałem go za starego głupca. A on dba o nas wszystkich tak samo
i jest wyrozumiały...”- pomyślał ze skruchą
Chłopak podniósł
papierosa i zapalił. Był roztrzęsiony. Nie mógł uwierzyć w to co usłyszał od
Percy’ego. Zaciągał się tak mocno, że skończył palić już po czwartym
„machu”. Odetchnął głęboko.
Harry wyjął swoje
papierosy i także zapalił. Dumbledore tylko pokiwał głową z dezaprobatą, ale
nic nie powiedział. On też (chociaż trudno w to uwierzyć) miał kiedyś
szesnaście lat. A poza tym okoliczności były wyjątkowe i Albus był zbyt
wściekły na Ministerstwo, by zastanawiać się nad tym, czy na korytarzu wolno
palić. Szczerze powiedziawszy nic, a nic go to nie obchodziło.
- Masz
Potter. – Harry spojrzał w górę. Draco podawał mu
„popielniczkę”.
Gryfon strzepnął popiół już dwa razy
bezpośrednio na wypucowaną podłogę holu. Była co prawda szara, ale mimo
wszystko... Percy był nieobliczalny.
Zielonooki chłopak wziął od
Ślizgona plastikowy kubeczek i postawił obok siebie na ziemi.
- Mogę
zapalić razem z tobą? – spytał Draco.
- Po pierwsze, z tobą nie
rozmawiam, a po drugie, miałeś się do mnie nie zbliżać.
Wróciła
Hermiona i usiadła na ławeczce obok dyrektora. Był spokojna i smutna.
/>Dumbledore ją objął, a ona przytuliła się, z wdzięcznością, do starszego
mężczyzny.
- Wszystko będzie dobrze – powiedział staruszek
nieumyślnie kłamiąc w dobrej wierze.
- Po pierwsze to są
wyjątkowe okoliczności, a po drugie nie masz różdżki, Potter –
odpowiedział blondyn czarnowłosemu Gryfonowi, patrząc uważnie na
Dumbledore’a i Hermionę.
- Za to, mogę cię udusić...
-
Posłuchaj – powiedział Draco bezceremonialnie sadowiąc się obok
Harry’ego. – Przepraszam za ten wczorajszy incydent. Zachowałem
się jak cham.
Harry nie wierzył własnym uszom.
- Jak cham i jak
gówniarz... – Draconowi wcale nie przyszło łatwo przyznanie się do
błędu, oj nie...
Gryfon nie zamierzał mu ułatwiać zadania.
-
Naprawdę, sam bym nigdy nie zauważył... – Harry uśmiechnął się
sardonicznie.
- Boże! – Ślizgon się zirytował. –
Potter, mi naprawdę przykro za wczoraj i za czwartkowy poranek też... Mówię
poważnie. Nie chcę, żebyś mi wybaczył, nawet tego nie oczekuję, chcę tylko
zapalić w twoim towarzystwie... – Malfoy nie mógł sam wierzyć to co
mówi, po prostu czuł, że tak powinien.
Harry popatrzył na niego
uważnie, a potem poczęstował go bez słowa papierosem.
Hermiona
obserwowała z zaciekawieniem Dracona i Harry’ego. Obaj byli wysocy i
przystojni. I jacyś tacy poważni. Jeden był jej przyjacielem a drugi
zagorzałym wrogiem, ale czy ona chciała żeby ten blondyn pozostał jej
wrogiem nadal? Tego dziewczyna wcale nie była taka pewna.
Czuła do
niego uraz za wszystkie złe słowa, które jej powiedział, ale dziś zachowywał
się inaczej, jakby dojrzalej.
Ślizgon spojrzał na nią i Hermiona
odwróciła wzrok. Miał piękne oczy i patrzył na nią jakoś tak dziwnie, jakby
ze smutkiem.
- Boję się o nią – powiedział bardzo cicho
Malfoy do Pottera.
Harry spojrzał na Hermionę przytuloną do
Dumbledore’a.
- Ja też – szepnął.
- Dumbledore,
chyba też jest trochę zaniepokojony – Draco zaciągnął się mocno.
/>Obydwaj popatrzyli na lewo. Albus ścisnął lekko ramię dziewczyny i mocniej
ja do siebie przytulił, jakby na potwierdzenie obaw obydwu młodzieńców.
/>– Może niech Granger uda, że zachorowała, albo co... - czarnowłosy
chłopak usłyszał zdesperowany szept.
- Ona na to nie pójdzie –
cicho i stanowczo stwierdził Harry – Jest za bardzo honorowa i
ambitna, Malfoy.
- Zdążyłem się tego domyśleć. Do dziś pamiętam, jak
potrafi przylać w mordę – Gryfon popatrzył zaciekawiony na
współpalacza , wydawało mu się, że w głosie Dracona zabrzmiał sentyment.
/>- Jak tęsknisz za tym, to jej powiedz, myślę, że chętnie przywali ci po
raz drugi.
Malfoy zarumienił się jak piwonia.
- Och, zamknij się
– syknął.
- Rany, Malfoy – wysyczał Harry – Hermiona
ci się podoba...
- Wcale nie! – to powiedziane było
stanowczo za szybko, za głośno i zbyt zapalczywie i Draco przeklął siebie w
duchu za taką reakcję.
Hermiona i Albus spojrzeli na nich
odruchowo.
Draco zarumienił się jeszcze rozkoszniej i dziewczyna
przygryzła delikatnie dolna wargę, gdy na niego spojrzała.
„Po
co on tak wygląda?” – pomyślała skonsternowana i szybko
odwróciła wzrok przytulając się mocniej do dyrektora. Malfoy był jej
wrogiem i koniec. Wcale nie zamierzała się stąd ruszać. Było jej dobrze w
objęciach starszego siwowłosego i siwobrodego pana, który zachowywał się
teraz nie jak profesor, ale jak ukochany dziadek, którego nigdy nie miała...
Gryfon uśmiechnął się zalotnie i uniósł łobuzersko brew
-
Nie, a krowy latają – wyszeptał.
- Idę do łazienki –
urażonym tonem zakończył rozmowę Draco.
Reszta oczekiwania minęła w
ciszy i spokoju. Jak to mawiają mugole - nie bez racji - cisza zawsze
występuje przed burzą...
***
Panowie przyszli dopiero o
godzinie czwartej. Wyglądali na zadowolonych.
- Zapraszamy –
Igor uśmiechnął się szeroko.
Obydwaj zdjęli oficjalne, granatowe szaty
i trzymali je na rękach.
Draconowi bardzo nie spodobał się ten luz i
cwaniacki wyraz twarzy Przewodniczącego Komisji Jakiejś Tam .
- Madame
pierwsza – Percy uśmiechnął się niemal kurtuazyjnie.
Hermiona
nagle bardzo się przestraszyła. Popatrzyła na Albusa wzrokiem wystraszonej
sarny. Starszemu mężczyźnie ścisnęło się serce, ale powiedział ciepłym,
cichy głosem:
- Idź, dziecko.
Dziewczyna wstała, ale zamknęła
swoją dłoń na dłoni starego czarodzieja.
- Niech pan idzie ze mną
– łamiącym się szeptem, i niespodziewanie dla samej siebie, poprosiła
Hermiona.
- Wiesz, że nie mogę – cicho odpowiedział Dumbledore.
Gryfonka puścił dłoń mężczyzny. Wzięła z ławki swoją szatę, którą
Harry ładnie złożył, po tym jak wybiegła do łazienki. Przytuliła ją do
siebie obronnym gestem, tak jakby ten kawałek materiału mógł obronić ją
przed wszelkim złem.
Dumbledore patrzył na nią z niepokojem.
-
Po co ci to? – Percy roześmiał się Hermionie w twarz i wyrwał czarną
szatę z jej rąk. Dziewczyna poczuła od mężczyzny słabo wyczuwalny zapach
alkoholu i przestraszyła się jeszcze bardziej. Wiceminister odrzucił jej
szatę na środek podłogi, jak zużytą szmatę.
Draco bez słowa wstał,
zabrał z podłogi czarne okrycie i podał je z powrotem Hermionie. Popatrzył
Percy’emu prosto w oczy, odwrócił się i usiadł obok Albusa.
/>Dziewczyna przytuliła do siebie szatę.
Percy ponownie ją wyrwał z
jej rąk i ponownie rzucił na podłogę.
- Percy! –
wstrząśnięty Albus popatrzył z przerażeniem na wiceministra.
- Mamy
czas – powiedział spokojnie Igor.
Harry zabrał szatę
przyjaciółki z podłogi, złożył ją i położył na ławce.
Popatrzył na
Percy’ego ze szczerym smutkiem i bez słowa poszedł do łazienki.
/>
Igor pchnął lekko dziewczynę w stronę drzwi i Hermiona weszła niemal
na ugiętych nogach do sali przesłuchań. Boże jak ona się bała. Chyba
wcześniej nie bała się tak nigdy w życiu. Nawet podczas walki w zeszłym
roku. To był zupełnie inny lęk.
Nieokreślony. Paraliżujący.
Ogarniający zimną falą całe wnętrze, zmysły i umysł.
Lęk przed
niewiadomym.
- Pan też, panie Malfoy – Hermiona usłyszała głos
Percy’ego i część kamienia zaległego na jej piersiach opadła.
Zdecydowanie bardziej wolała być tu nim, niż sama. - We dwójkę będzie wam
raźniej – mężczyzna uśmiechnął się cynicznie.
Albus i
Harry popatrzyli na siebie z lekką ulgą. Teraz bali się o pannę Granger
trochę mniej.
Draconowi jednak nie ulżyło. Percy będzie koniecznie
chciał mu pokazać, że to on tu rządzi i nie wiadomo do czego może się
posunąć. Teraz chłopak przeklinał siebie za to, że nie powstrzymał się i
nazwał go chamem.
*
- Proszę – nonszalancko
powiedział Percy do Malfoya i Draco w szedł do Sali Przesłuchań.
/>Weasley wyjął różdżkę i wyczarował jeszcze jedno krzesło.
Chłopak z
ogromnym niepokojem wyczuł, że, od obydwu mężczyzn, zajeżdża alkoholem.
/>Igor i Percy rzucili niedbale swoje szaty na ogromne biurko.
/>„Ciekawe, co na to Knot” – pomyślał cynicznie Ślizgon.
Spojrzał na przestraszoną współtowarzyszkę. Przez chwilę miał ochotę
ją przytulić...
- Siadajcie! - rozległ się głos Wiceministra Magii
Draco i Hermiona usiedli na niewygodnych krzesłach, a Igor Matrojew
zaczął nucić jakąś wesołą melodię.
- Od czego by tu zacząć.... –
Percy wygodnie rozsiadł się w fotelu i bez żenady lustrował odkryte do kolan
nogi dziewczyny i jej spory biust opięty granatową bluzką. Hermiona bawiła
się niezręcznie krawatem z barwami Gryffindoru i patrzyła zażenowana w
podłogę.
- Z całym szacunkiem – odezwał się potomek Lucjusza
Malfoya na tyle grzecznie na ile potrafił, biorąc pod uwagę niedorzeczność
sytuacji. – Chciałem zwrócić panom uwagę na to, że pili panowie
alkohol podczas pracy. Tak chyba nie wypada...
- Nie ty będziesz
oceniać, co wypada, a co nie – Percy popatrzył na niego jak na
insekta.
Hermiona z zakłopotania przygryzła odruchowo i nieświadomie
dolną wargę, nie mając pojęcia, że ten gest wygląda niezwykle pociągająco i
jedynie pobudza erotycznie obydwu zaprawionych alkoholem mężczyzn.
-
Najpierw małe przedstawienie sytuacji, prawda Igorze? - Percy uśmiechnął się
cynicznie, a jego bułgarski kamrat odpowiedział takim samym uśmiechem.
/>- Najpierw ty Granger. Jesteś szlamą i nie masz nic do powiedzenia, chyba,
że cię o coś zapytamy. Jesteś z góry na pozycji przegranej... Szlamy jak
szlamy, są i
trzeba je tolerować. Ale szlamy wyszczekane i aroganckie
tak jak ty, to nic innego jak śmieci... Pamiętaj, że każde impertynenckie
słowo z twoich ust, będzie odpowiednio ukarane. Siedź więc cicho na tyłku,
słuchaj i bądź grzeczna.
W oczach dziewczyny zalśniły łzy, ale
przełknęła zniewagę i milczała.
- Malfoy – zwrócił się, szeroko
uśmiechnięty, wiceminister do zszokowanego jego słowami chłopaka –
jesteś synem Śmierciożercy. Każdy Śmierciożerca to śmieć, odpad społeczny,
ty jako syn Śmierciożercy Lucjusza Malfoya, też automatycznie jesteś
śmieciem. Jesteś więc na takiej samej pozycji co Granger, ale ty możesz
mówić. Odpowiesz mi na kilka pytań i to od ciebie, w dużej mierze, będzie
zależało jak długo przesłuchanie będzie trwało i w jakiej przebiegać będzie
atmosferze... Zrozumiałeś?
- Tak, sir – pobladłymi wargami
wyszeptał młodzieniec.
- Nie słyszałem, panie Malfoy – Igor
odwrócił się od okna w stronę blondyna.
- Tak , sir! –
powiedział głośniej, zachrypniętym, ze niepokoju i oburzenia, głosem Draco.
- Tak lepiej.. – Matrojew usiadł wygodnie w fotelu i bezczelnie
zaczął gapić się na Hermionę, która zapragnęła jak najszybciej stąd wyjść.
- Powiedz, Malfoy – zaczął Percy – przyjaźnisz się z
profesorem Snapem? Nie wiem jak wampir może być profesorem, ale u
Dumbledore’a wszystko jest możliwe.
- Nie. Profesor Snape
przyjaźni się z moim ojcem, a nie ze mną. To istotna różnica.
-
Pozwól, że o istocie różnic będę decydował ja, a nie ty – sucho
skomentował Percy.
- Zawsze byłeś traktowany przez niego nieco lepiej
niż inni uczniowie, to prawda?
- Profesor Snape zawsze odnosił się do
mnie raczej ciepłym tonem, ale on wyróżnia wszystkich Ślizgonów. –
Draco dostrzegł niebezpieczny błysk w oczach swego rozmówcy i szybko
załagodził sytuację. – No, mnie chyba trochę bardziej wyróżnia –
dodał szybko.
- Rozumiem. Od jak dawna wiesz, że jest wampirem?
/>- Od dwóch lat to podejrzewałem, teraz już mam, co do tego pewność –
spokojnie powiedział Draco. – Myślę, że moi rodzice o tym wiedzą, ale
mi nigdy o tym nie powiedzieli.
- Powiedz mi, czy kiedykolwiek
zachowywał się agresywnie wobec uczniów, albo użył przemocy fizycznej?
/>- Nigdy - odpowiedział spokojnie Draco.
Obawiał się, że Percy będzie
się czepiał, ale nic takiego nie nastąpiło.
- Pamiętasz, co robił
Profesor Snape wieczorem w Noc Duchów, trzydziestego pierwszego października
bieżącego roku? To znaczy, czy był na uczcie?
Draco udawał, że się
zastanawia. Jeżeli powie, że został do końca, Percy zarzuci mu kłamstwo,
jeżeli powie, że wyszedł jak zwykle wcześniej, Snape przesunie się z pozycji
podejrzanego, na pozycję oskarżonego.
- Uczta trwała do 23, a on
wyszedł około 22 – skłamał Draco. Severus wyszedł z uczty o 21.
/>- Czy wyglądał na złego albo zdenerwowanego? Czy zachowywał się dziwnie?
- Absolutnie nie – powiedział ze spokojem Draco, najprawdziwszą
prawdę.
Teraz zdał sobie sprawę, że najostrzejszy belfer był tego
wieczora nadzwyczaj spokojny, ale o tym wolał nie mówić.
- Czy
widziałeś go później tego wieczora?
- Tak – skłamał gładko
chłopak – przyłapał mnie o północy jak łaziłem po korytarzu i kazał mi
wracać do siebie. Był w koszuli nocnej
Później Draco zapisał to, co
zeznał na jakimś karteluszku, który miał w kieszeni i podał po kryjomu
wychodzącemu, za urzędnikami, Mistrzowi Eliksirów, który bardzo szybko
schował kartkę w głębiny swojej szaty.
- A ty to pamiętasz? – z
drwiną zapytał Percy.
- Tak, przecież to było zaledwie parę dni
temu... Dlaczego nikt tego nie zapisuje? – zdziwił się nagle blondyn.
- To my jesteśmy od zadawania pytań a nie ty – wtrącił się
Matrojew, ziewając leniwie.
Draconowi nie podobało się to, że jego
przesłuchanie poszło tak gładko.
„Niedobrze”
–pomyślał.
- Granger – zwrócił się Percy do Hermiony
– od kiedy wiesz, o tym, że profesor Snape jest wampirem?
- Od
trzeciego roku nauki w Hogwarcie.
- I nigdy cię to nie zaniepokoiło?
- Nigdy w żaden sposób, nie dał mi powodu do niepokoju – gładko
i grzecznie odpowiedziała Hermiona.
„Chcę stąd wyjść”
– pomyślała.
- Rozumiem... A w Noc Duchów? Nie zachowywał się
dziwnie? Malfoy inaczej go postrzega niż ty..
- Był spokojny –
odpowiedziała Hermiona. – Zachowywał się tak jak zwykle.
-
Dobrze. Grzeczna dziewczynka – powiedział protekcjonalnym tonem Percy.
Gryfonka nie znosiła takiego tonu. Skrzywiła się odruchowo.
Bardzo
nieznacznie się skrzywiła, ale ten piekielny Matrojew musiał to zauważyć.
- Czy coś się pani nie podoba, panno Granger? – spytał z
bezczelnym, wyuzdanym uśmiechem.
Hermiona była zaskoczona i
skonsternowana.
- Nie, dlaczego? – zapytała szybko.
-
Miałaś bardzo niezadowoloną minę. Osłodzić ci życie? – mężczyzna
otaksował wzrokiem jej młode ciało.
Hermiona miała ochotę stamtąd
uciec. Wybiec, albo zapaść się pod ziemię z zażenowania.
- Ja...
– zaczęła. – Ja tylko się zamyśliłam.
- Ty nie jesteś tu
od myślenia, Granger –powiedział zimno Percy – Jesteś od
słuchania i wykonywania poleceń.
„Chcę do mamy. Chcę być ze
swoimi rodzicami” – pomyślała dziewczyna z desperacją.
-
Czy przesłuchanie jeszcze trwa? Przecież odpowiedzieliśmy już na pytania.
Czemu nie możemy wyjść? - zapytał Draco.
- Czemu nie możemy
wyjść? – przedrzeźniał go Wiceminister. – Temu, Malfoy, że
jesteś bezczelnym sukinsynem, który odzywa się nie pytany i jeszcze śmie sam
zadawać pytania. Rozumiesz?
Draco lekko pobladł.
- Przepraszam,
sir – powiedział, żeby załagodzić sytuację. – Nie chciałem być
niegrzeczny...
Hermiona była mu tak wdzięczna, za te słowa, że miała
ochotę go pocałować w policzek.
- Ale byłeś – zimny głos Igora
zabrzmiał jak wyrok. – Byłeś niegrzeczny, nawet zasugerowałeś, że pan
Wiceminister Magii jest chamem...
„Wiedziałem.. Chryste
wiedziałem...” – pomyślał z rozpaczą Draco i zalała go fala
zimnego strachu. - Możesz wytłumaczyć dlaczego to zrobiłeś? – zapytał
spokojnie Matrojew.
Draco gorączkowo szukał w głowie jak
najgrzeczniejszych słów.
- Powiedziałem to, bo byłem zdenerwowany
– zaczął bardzo powoli a serce łomotało mu w piersi jak szalone
– a pan Wiceminister, w moim mniemaniu, zachował się nieelegancko w
obecności kobiety...
- Zła odpowiedź – zimno odpowiedział Percy.
Malfoyowi żołądek razem z sercem podeszły do gardła.
Hermiona z
niepokojem obserwowała zaistniałą scenę.
Draco przełknął ślinę.
/>- To co mam powiedzieć? Przecież odpowiedziałem tylko na zadane mi pytanie
– w jego głosie pobrzmiewał niepokój.
- Panno Granger –
lodowatym głosem spytał Percy – gdzie tkwi błąd w odpowiedzi Malfoya?
- Nie wiem, sir - Hermiona się bała , chciała wyjść, nie wiedziała o
co chodzi i nie chciała wiedzieć... Ci faceci zachowywali się nielogicznie.
- Przecież ty, kurwa, wiesz wszystko. Jak to jest?
Hermiona nie
wiedziała, co ma powiedzieć i była bliska płaczu. Draco zresztą też.
-
Przecież mówiłem na początku, kim jesteście w tym pokoju. W ogóle kim a
raczej czym jesteście, zwłaszcza na tej Sali Przesłuchań...
Śmieciami.
Śmiecie nie mogą wyrażać własnego zdania, ani tym
bardziej zwracać nikomu uwagi. Nie chodziło o to, że pan Malfoy jest
dżentelmenem. Pan Malfoy jest po prostu aroganckim dupkiem, który śmie
wyzywać Wiceministra Magii od chamów, sam nim notabene będąc.
/>Percy myślał, że sprowokuje Dracona, ale chłopak przełknął dumę i
powiedział cicho, lecz wyraźnie :
- Więcej to się ni powtórzy, proszę
pana.
To, niestety, zirytowało tylko Percy’ego.
- Od kiedy
to syn Lucjusza Malfoya staje w obronie czci szlam? – spytał chłodno
mężczyzna. – Podejdź do mnie, Granger!- warknął nagle.
/>Hermiona skuliła się i popatrzyła ze strachem na wiceministra, ale wstała
i podeszła do biurka. Stanęła tam nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić i Draco
zapragnął dać Percy’emu w twarz.
Tyle razy nazywał ją szlamą i
dopiero teraz zrozumiał, jakie to musi być upokarzające. Hermiona miała w
oczach łzy i widać było, że strasznie się boi, a to że się boi, wcale nie
polepsza jej sytuacji, bo automatycznie stawia ją w pozycji ofiary. Draco
był mężczyzną i doskonale rozumiał mechanizmy, którymi kierowali się dwaj
urzędnicy. Najgorsze było to, że wypili wcześniej alkohol.
Percy
wstał, obszedł biurko dookoła i stanął tuż przy Gryfonce.
- Lecisz na
nią? – spytał sucho Dracona obejmując w pasie sparaliżowaną ze strachu
dziewczynę.
- Słucham?– zapytał zdziwiony i przestraszony
chłopak.
- Czy ci się, innymi słowy, podoba? – Percy patrzył na
niego zimno.
- Uważam, że jest ładna - odpowiedział Draco
dyplomatycznie.
- I nie miałbyś nic przeciwko temu, żebym ją
pocałował? – Igor roześmiał się po tych słowach kolegi.
/>Sparaliżowany złością i strachem Draco zaczął szybko i intensywnie myśleć.
Czuł jak jego mózg odkształca się pod wpływem tego co obserwuje.
/>- Chyba powinien zapytać pan o to ją, a nie mnie – powiedział w
końcu.
- Kolejny błąd. Ani ona, ani ty nie macie prawa głosu...
– to mówiąc Percy gwałtownie pocałował dziewczynę, wsuwając jej na
siłę język prawie do gardła. Hermiona nie zdążyła nawet krzyknąć.
/>”Pocałunek” był przykry i bolesny. Percy śmierdział alkoholem
i zrobiło się jej niedobrze. Dziewczyna była zaszokowana i w odruchu
samoobrony ugryzła mężczyznę. Percy złapał się za krwawiącą wargę.
-
Ty suko! – warknął.
„Kurwa – pomyślał załamany
Draco- „Kurwa, kurwa.”
- Przepraszam, ja nie chciałam
– Hermiona bardzo szybko zrozumiała swój błąd. Po policzkach ciekły
jej łzy strachu i upokorzenia.
- Ty suko! – Percy uderzył
ją, z całej siły, w twarz i Hermiona ze szlochem wpadła na biurko.
/>Igor patrzył na scenę z zimną, wyrachowaną obojętnością.
Malfoy nie
wytrzymał.
- Zostaw ją w spokoju. W końcu to ja cię nazwałem chamem.
Pozwól jej wyjść...
W odpowiedzi Percy uderzył dziewczynę po raz
drugi.
Hermiona krzyknęła z bólu i zaskoczenia, opierając się całym
ciałem na biurku.
- Zostaw ją w spokoju! Wyżyj się na mnie, chory
sukinsynu, ale jej pozwól wyjść!
W jednej sekundzie Draco oberwał
w twarz od Igora, tak, że upadł na ziemię.
- Pozwól, że nie ty
będziesz decydował o tym, co tu się dzieje, Malfoy – powiedział,
nachylając się nad nim z cynicznym uśmiechem, Matrojew.
Hermiona
szlochała głośno z przerażenia i nawet nie modliła się już o cud.
/>Dracona oplótł blady strach, ale po raz pierwszy nie bał się o siebie,
tylko o kogoś innego. To było o wiele trudniejsze i o wiele bardziej
przerażające.
*
- Siedzą tam już pół godziny -
powiedział niespokojnie Harry.
- Ty siedziałeś o wiele dłużej.
-
Tak, ale na mnie chcieli wymusić, żebym odwołał wszystko, to co powiedziałem
i Nottcie.
- Odwołałeś?
- Musiałem – cicho odpowiedział
Harry
- Rozumiem... – Dumbledore schował twarz w dłoniach.
/>- Powiedz mi – odezwał się do chłopaka, który odpalał teraz niemal
jednego papierosa od drugiego. - Oni nie zapisują tych zeznań? – to
było bardziej stwierdzenie niż pytanie.
- Nie.
- Tak myślałem.
Mam nadzieję, że Draco i Hermiona wyjdą stamtąd jak najszybciej...
Ale
ani Hermiona, ani Draco nie wyszli jeszcze przez półtorej godziny.
*
Percy patrzył pogardliwie na leżącego, niemal u jego stóp,
Dracona.
- Widzę, że jednak masz ochotę wylizać mi buty... –
Igor zaśmiał się bezbarwnym, lodowatym śmiechem..
- Proszę –
Draco miał łzy w oczach. – Przysięgam na grób dziadków, że nigdy o nic
nikogo nie błagałem, ale ciebie teraz błagam, wypuść ją, przecież nic ci nie
zrobiła.
- Owszem – zimno odrzekł Percy – ugryzła mnie.
- Ale cię przeprosiła – chłopak czuł się tak jakby walił głową w
mur.
- Przeprosić to żadna sztuka. Sztuka to zapanować nad sobą.
/>Hermiona obserwowała z przerażeniem całą sytuację.
Jej serce biło
jak oszalałe, nogi miała jak z waty. Nie mogła w ogóle racjonalnie myśleć.
- To daj dobry przykład, jak przystało na Wiceministra Magii i nie rób
krzywdy Hermionie Granger. Wypuść ją. We mnie możesz rzucać przekleństwami
ile tylko zechcesz. Co zrobiła ci ta dziewczyna?
- Malfoy, czy ty
robisz się szlachetny? – spytał Percy a Igor zarechotał.
– Wiesz co, nie pasuje to do ciebie... Igorze zapomnieliśmy sprawdzić
coś istotnego, ale to za chwilę. Najpierw utnę sobie pogawędkę z Granger.
Powiedz mi, spałaś kiedyś z facetem? – spytał, a Matrojew uśmiechnął
się obleśnie i spojrzał z zainteresowaniem na Hermionę.
- Nie –
dziewczyna wolała grzecznie odpowiedzieć.
- Nie wiesz, co tracisz...
Draco miał ogromną ochotę spytać Percy’ego o to czy spał z
facetem skoro tak twierdzi, ale wiedział, że pogorszyłby tylko i tak
nieciekawą sytuacje, w której się znaleźli. Chłopak podniósł się z podłogi i
usiadł na swoim niewygodnym krześle.
- Dziwne – Percy
popatrzył na Hermionę z wyuzdanym uśmiechem – mam wrażenie, że robisz
dobrze każdemu, kto ma na to ochotę...
Draco nie mógł uwierzyć własnym
uszom, Hermiona też.
Nie powiedziała zupełnie nic tylko zarumieniona
wbiła wzrok w podłogę.
Była przestraszona, ale była też zła, gdyby
miała teraz w ręku różdżkę na pewno próbowałaby zabić Weasleya.
-
Weasley, czy tobie sprawia przyjemność obrażanie kobiet? – Draco nie
mógł sobie darować. – Takie zaburzenia się leczy.
Percy podszedł
do chłopaka i dał mu w twarz.
- Matrojew bije lepiej - bezczelnie
odrzekł Draco.
„Bardzo dobrze, niech się zajmie mną, nie
nią”- pomyślał.
Hermiona podeszła na chwiejnych nogach do
krzesła i usiadła.
- Czy ktoś ci pozwolił usiąść Granger”?
– spytał Igor. Dziewczyna wstała zakłopotana.
- Siadaj Granger
– Percy machnął ręką. - Na razie zajmiemy się twoim blond kolegą.
Odsłoń lewe przedramię, Malfoy.
Draco podwinął rękaw aż pod samą
pachę. Na ręce nie miał żadnych tatuaży, ani podejrzanych znaków.
-
Byłbym zapomniał... Draco bardzo dopraszał się o to abyś go uderzył, Igorze.
- Faktycznie – powiedział z miną filozofa Matrojew i walnął
Malfoya w twarz.
Blondyn efektownie spadł z krzesła. Na lewym policzku
miał silnie czerwony znak.
Podniósł się, usiadł z powrotem i
uśmiechnął się drapieżnie.
Hermiona patrzyła na niego z ogromnym
zdziwieniem i zainteresowaniem.
Wydawał się zadowolony z faktu, że
zostawili ją w spokoju. Robił wszystko, żeby jej nie skrzywdzili i Hermiona
obiecała sobie solennie, że nie da powiedzieć o Malfoyu złego słowa.
/>Teraz bała się już mniej, niepokoiła się tylko o rozwydrzonego blondyna.
Draco posłał jej w odpowiednim momencie uspokajający uśmiech i trochę
jej ulżyło, powróciła jej też trzeźwość myślenia.
Hermiona była zła na
siebie, bo według własnych kryteriów zachowała się jak histeryczka.
-
Okey – powiedział Percy i ścisnął różdżkę w dłoni. – Mogłeś
rzucić jakieś zaklęcie maskujące, ale szybko to zweryfikujemy.
-
Revalo – powiedział kierując różdżką w lewe przedramię
młodzieńca.
Hermiona się skrzywiła. To było nieprzyjemne zaklęcie.
Jeżeli ktoś ukrywał na ciele znak, ujawniając go paliło żywym ogniem, jeżeli
nie ukrywał, także było bolesne. Powodowało powstawanie rozjątrzonej rany,
która na szczęście goiła się po kilku godzinach.
Draco zacisnął
powieki i głośno syknął z bólu, a z oczu pociekły mu łzy. Zrobił się tak
biały jak ściana za nim, później bardzo szybko poszarzał, a na końcu zrobił
się chorobliwie blady.
Hermiona zacisnęła zęby ze złości, ale na razie
przezornie milczała.
- Jeszcze nie jesteś pieskiem Lorda? Ciekawe...
– Percy uśmiechnął się paskudnie.
Draco powoli opuścił rękaw
koszuli, żeby nie urazić rany, która krwawiła i bolała jak sto diabłów.
/>Hermiona miała ochotę podejść do niego nie chciała się jednak narażać na
kpiny Igora i Percy’ego.
Dwaj przesłuchujący ich mężczyźni
wyglądali na spokojnych i w jej sercu zrodziła się nadzieja, że teraz ich
wypuszczą. ..
*
- Już za dziesięć piąta – Harry
ciężko westchnął.
- Nie martwmy się na zapas, pewnie nic złego się nie
dzieje – Dumbledore starał się pocieszyć jak mógł chłopaka, który
umierał z troski o przyjaciółkę. Albus szedł o zakład, że chociaż Harry
nigdy by się do tego nie przyznał, to niepokoił się też o Malfoya.
/>*
- Twój ojciec siedzi w więzieniu za straszne zbrodnie...
– Powiedział Percy.
- Niektórzy uważają, że za zbrodnie ojców
trzeba płacić... – wszedł mu w słowo Igor.
- A ty jak myślisz,
Malfoy?
Chłopak uśmiechnął się szeroko mimo silnego bólu. Nie
zamierzał dać się złamać, sprowokować, ani po raz kolejny podpuścić.
-
Ja nie myślę. Ja śmieć – powiedział z rozbrajającą szczerością i
uśmiechnął się jak kretyn.
Obaj mężczyźni zaczęli się śmiać.
-
Dobra, Malfoy, uznajmy że tak powinno być. Musisz w takim razie płacić za
grzeszy ojca...
- Czy grzechy jego ojca są większe od grzechów Notta?
– zimno spytała Hermiona
- Miałaś się nie odzywać - lodowatym
tonem powiedział Percy.
Stało się to czego Draco obawiał się
najbardziej. Szybko posłał ostrzegawcze spojrzenie dziewczynie, ale ona ku
jego rozpaczy patrzyła uporczywie na Percy’ego.
- Nie mogę już
tego słuchać. To nie jest przesłuchanie, tylko jakaś chora parodia
przesłuchania. Nie będzie żadnych dokumentów potwierdzających wszystko, co
tu było powiedziane, nie widzę też nigdzie, żadnego Veritaserum. Mówisz o
grzechach Lucjusza Malfoya, a bronisz człowieka, który był podłym, chorym
psychicznie, niewyżytym sadystą. To nie jest normalne...
Draco z
każdym słowem Hermiony, czuł jak grunt powoli usuwa mu się spod nóg. Teraz
nie był w stanie zrobić dla niej chyba już nic.
Trudno mu było jej nie
zrozumieć. Doskonale ją rozumiał i rozumiał też coś jeszcze... że właśnie
wbiła ostatni przysłowiowy gwóźdź do swojej trumny.
Na sali
zapadła grobowa cisza i w jednej chwili Hermiona zrozumiała, że popełniła
BŁĄD.
Ogromny BŁĄD.
BŁĄD jej życia.
Draco schował twarz w
dłoniach i klął w duchu na czym świat stoi.
Percy wstał i podszedł
powoli do Hermiony.
- Wstań powiedział jadowitym szeptem.
Wstała
posłusznie, chociaż czuła, że uginają się pod nią kolana.
- Masz
jednak niewyparzony jęzor – powiedział Percy niemal łagodnie.
-
Powiedz mi Granger, co mam zrobić z taką suką jak ty, żeby się nauczyła, co
jej można a czego nie?
Hermiona wolała nie odpowiadać. Bała się.
/>Percy spokojnie zaczął rozpinać guziki jej bluzki. Dziewczyna mimo
opalenizny zrobiła się niemal trupio blada.
Draco patrzył ze
zgrozą na scenę rozgrywającą się przed jego oczyma.
- Co ty
wyprawiasz, Percy? – spytał najspokojniej jak umiał. – Tego
chyba twoje kompetencje nie obejmują, a jeżeli tak, to coś przeoczyłem. Może
drobnym druczkiem? – jadowity sarkazm w jego głosie tylko rozbawił
obydwu urzędników.
Percy spokojnie kontynuował rozpinanie bluzki
Hermiony. Dziewczyna stała sztywno, całkowicie sparaliżowana strachem
/>- Nasz śmieć ma poczucie humoru i jednak trochę myśli – skomentował
słowa chłopaka Matrojew.
Percy uśmiechnął się obleśnie do Hermiony,
która znowu była bliska płaczu, chociaż cały czas powtarzała sobie w myśli,
że płakać nie będzie.
Wiceminister spokojnym tonem zwrócił się do
dziewczyny:
- Zdejmij bluzkę.
Hermiona popatrzyła na niego tak
jakby nie rozumiała, co mówi ale zdjęła rozpiętą bluzkę.
Stała tam w
staniku, krawacie, spódnicy, pończochach i butach, i czuła się tak
idiotycznie i tak bardzo upokorzona, że chciało jej się płakać i śmiać
jednocześnie.
Draco patrzył na to ze zgrozą i odrętwieniem.
Nie
mógł nie zauważyć, że Hermiona ma piękne ciało i sam siebie znienawidził za
tą myśl.
- Powiedzcie mi ludzie, co wy robicie i co na to minister?
– chłopak był zdesperowany.
- Robimy to, co uważamy za stosowne
– powiedział Igor. - A na pana ministra mam tyle haków, jeszcze z jego
lat młodzieńczych, że pewnych rzeczy nie może zauważać, jeżeli chce zachować
stołek i nie trafić do Azkabanu. Poza tym jest tak głupi, że i tak nie
zauważa wielu praw – słowa Matrojewa cięły ciszę jak ostry nóż.
/>- Ktoś kiedyś się dowie – powiedział zapalczywie Draco.
- Kto
i kiedy? – spytał Percy odwracając się od pobladłej dziewczyny i
patrząc mu w oczy. - Przypominam ci, że twój stary jest w więzieniu, a nawet
jak już wyjdzie z Azkabanu, są sposoby... A twoi rodzice, Granger –
Percy owinął wokół dłoni krawat sparaliżowanej strachem dziewczyny, tak, że
chcąc nie chcąc, musiała się do niego przybliżyć – to zwykli mugole.
Oni są nieuważni i zawsze coś niemiłego może się im przytrafić... – z
oczu Hermiony popłynęły łzy.
- Taka duża dziewczynka i płacze, szkoda
– Weasley uśmiechnął się z udawanym współczuciem, a Matrojew obojętnie
patrzył na to co robi jego kolega po fachu.
- Powiedz Malfoy –
Percy popatrzył na Dracona – nie chciałbyś jej przelecieć?
/>Chłopak poczuł zimny dreszcz na karku.
- Pozwól, że ze względu na
szacunek do kobiet i do urzędu, który piastujesz, powstrzymam się od
mówienia o tym na co mam w tej chwili ochotę. - Chłopak poczuł pod powiekami
piekące łzy bezsilnej złości.
- Zwykły dupek z ciebie Draco –
spokojnie skomentował mężczyzna i rzucił dziewczynę brutalnie na biurko.
/>Hermiona leżała skulona na ogromnym meblu. Wyglądała jak bezbronne jagnię
osaczone przez sforę wilków.
Malfoy wcale nie starał się po
*
- Jest piętnaście po piątej
– Harry zgasił kolejnego papierosa.
Dumbledore wstał i zaczął
się przechadzać tam i z powrotem po korytarzu.
Był już bardzo mocno
zaniepokojony.
*
Hermiona zwinęła się do pozycji
embrionalnej i cicho popłakiwała.
Półnaga dziewczyna z całej siły
ściskała w prawej dłoni krawat z barwami Gryffindoru.
Draco popatrzył
na nią. Miała pusty, szklany wzrok i wpatrywała się bezmyślnie w ścianę jej
palce z całej siły zacisnęły się wąskim czerwono-złotym pasku materiału,
jakby ten gest miał uratować ją przed całkowitą utratą kontaktu z
rzeczywistym światem. Wyglądała jak kupka nieszczęścia.
Percy roztarł
ręką zadrapanie na policzku, a Matrojew stwierdził, że „ta mała dziwka
go ugryzła” i Draco popatrzył na Bułgara jak na coś obrzydliwego, a
mężczyzna spokojnie nałożył zaklęcie maskujące na swoją mocno krwawiącą
wargę. Wiceminister zrobił dokładnie to samo ze swoimi
„obrażeniami” i zwrócił się całkowicie załamanej emocjonalnie
dziewczyny.
- Złaź Granger – Hermiona wyglądał tak jakby nie
dosłyszała.
- Schodź, chyba że masz ochotę na jeszcze – Percy
obdarzył dziewczynę paskudnym uśmiechem.
Draco popatrzył na niego
z pogardą. Miał ochotę wydrapać mu te bladoniebieskie, wodniste oczy, albo
pobić go do nieprzytomności.
Hermiona zwlekła się powoli z mebla,
uklękła i podniosła z podłogi swoją granatową bluzkę. Na jej pełnych,
pięknych piersiach widniały zadrapania i sińce.
Dziewczyna przycisnęła
swoją bluzkę do klatki piersiowej.
- Idź do łazienki i doprowadź się
do porządku – Igor patrzył na nią jakby była zwykła , zużytą rzeczą i
młody blondyn wyobraził sobie jak ćwiczy na nim wszystkie najgorsze znane mu
przekleństwa.
Hermiona nadal klęczała bezmyślnie trzymając w objęciach
bluzkę.
- Rusz się, głupia dziewucho – warknął Percy, a jedyną
reakcją dziewczyny były płynące po policzkach łzy.
- Ona jest w szoku
– powiedział lodowatym szeptem Draco. Wstał, podniósł z podłogi majtki
oraz podarty stanik i podał je dziewczynie, modląc się, aby uraz psychiczny
jakiego doznała nie był zbyt silny.
- Słyszysz mnie? – spytał
cicho klękając przy niej i ku jego uldze, Hermiona nieznacznie kiwnęła
głową.
- Proszę - podał jej resztki garderoby. Stanik był co prawda
rozdarty, ale zapięcie, które znajdowało się z przodu puściło pod wpływem
silnego szarpnięcia, więc ostatecznie nadawał się do użytku.
Hermiona
wzięła od niego bardzo wolno swoją bieliznę.
- Idź do łazienki –
żeby dotrzeć do niej musiał mówić bardzo wolno i łagodnie. Popatrzyła na
niego szeroko otwartymi, ale jakby niedowidzącymi oczami. – Zaprowadzę
cię - dodał cicho – dobrze?
Skinęła lekko głową . Draco podniósł
się z klęczek, podał jej rękę i pomógł wstać
- Zaprowadzę ją do
łazienki – zwrócił się obojętnym tonem do obydwu mężczyzn.
- A
ktoś ci dał na to pozwolenie? – Igor uśmiechnął się paskudnie.
-
Jakby pan nie zauważył, panie Matrojew, ta dziewczyna jest w stanie silnego
szoku psychicznego. Zaprowadzę ją do łazienki i żaden z was mi w tym nie
przeszkodzi, a jeżeli będzie próbował, to nie ręczę za siebie. Potrafię
strzelić w mordę tak mocno jak pan, Igorze – głos chłopaka wyprany był
z wszelkich emocji, chociaż w środku wszystko się w nim gotowało. Draco nie
mówił na próżno, był bardzo silny, a lata gry w Quiddich, wliczając w to
regularne letnie treningi nie odejmowały mu ani rozwijającej się nieźle masy
mięśniowej, ani zwinności, ani krzepy. Hermiona popatrzyła na niego nieco
przytomniej. Igor wyglądał tak jakby chciał przyłożyć blondynowi, ale Percy
pojął chyba, że blondas mówi całkiem poważnie, a poza tym bawiła go cała
sytuacja i niekonwencjonalne zachowanie Malfoya.
- Pozwól mu Igorze
– uśmiechnął się wiceminister z wyższością i machnął ręką.
/>Matrojew wzruszył ramionami i odwrócił się w stronę okna.
-
Chodź – Hermiona drgnęła gdy ją objął, ale chłopak nie zwrócił na to
uwagi i przyciskając ją do siebie obronnym gestem, spokojnie obszedł powoli
biurko i zaprowadził dziewczynę do łazienki na końcu sali.
- Dasz
sobie radę? – spytał z troską, kiedy już otworzył drzwi, a Gryfonka
przekroczyła próg pomieszczenia
Popatrzyła na niego całkiem przytomnie
i pokiwała głową. Nadal przyciskała do siebie granatową bluzkę. Z jej dużych
orzechowych oczu powoli znikał wyraz otępienia. Zaczęły pojawiać się ból,
smutek i pustka. Chłopak nie wiedział już, co gorsze. Miał ochotę wziąć coś
bardzo ciężkiego i po prostu to rozwalić.
Teraz wiedział jak
siedemnaście lat temu czuł się profesor Snape, a ten nadęty pseudo-urzędnik
twierdził, że każdy wampir to niebezpieczne zwierzę, tylko w takim razie kim
byli, sam Percy Weasley, czy nie-świętej pamięci Salomon Nott? Oto jest
pytanie...
Zamknął drzwi i powoli wrócił na swoje miejsce.
Percy
patrzył na niego i uśmiechał się z cyniczną wyższością.
- Czujesz się
teraz lepiej? – spytał blondyna.
- Czuję się podle i mam ochotę
zetrzeć ci z twarzy ten uśmieszek.
- Chodź i spróbuj, sprawdzę, czy
masz tak silny cios jak Igor - drwiąco odpowiedział Percy, a Matrojew
zaśmiał się szyderczo.
Weasley powiedział to w złą godzinę, a jego
kumpel w złą godzinę się zaśmiał.
Draco był tak wściekły, że wstał i
podszedł do wiceministra.
- Bawi cię to? – zapytał i walnął go
prawym sierpowym w szczękę, omal nie wybijając mu zębów i przewracając go na
ziemię razem z fotelem.
Draco Malfoy udowodnił nowemu Wiceministrowi
Magii, że jego cios bywa dużo lepszy od ciosu Igora Matrojewa
/>*
Hermiona zamknęła drzwi od łazienki na kluczyk i popatrzyła na
swoje odbicie w lustrze. Wyglądała strasznie. Włosy miała rozczochrane, a
oczy czerwone jak królik i opuchnięte. Całą twarz miała załzawioną. Na jej
piersiach widniały ślady brutalnych „pieszczot”, dwóch mężczyzn,
którzy upajali się zdobyta od niedawna władzą.
„Zwierzęta”
pomyślała obojętnie dziewczyna.
„Faceci to zwierzęta...”
Jakiś nieśmiały głos w jej głowie zapytał od razu:
Harry też?
A Ron? A nawet ten cholerny Draco Malfoy i wielu innych, których znasz, np.:
twój ojciec, Albus Dumbledore?....
„FACECI TO
ZWIERZĘTA” natarczywa myśl nie zamierzała jej dać spokoju.
/>Hermiona odkręciła zimną wodę i przemyła twarz.
„Teraz będę
tak samo porąbana jak Harry, jeżeli nie lepiej” - pomyślała
ironicznie.
Nagle doszedł ją jakiś łoskot z pomieszczenia obok.
Zaniepokoiła się lekko, ale nie za bardzo.
*
Draco, niemal
od razu, przestraszył się tego, co zrobił.
On w przeciwieństwie do
dwóch urzędników nie bił dłonią na płask, ale walnął Weasley’a
pięścią. Nawet nie wiedział, że ma aż tak skuteczny cios.
Cieszył się
teraz, że sygnet rodowy miał na serdecznym palcu dłoni lewej, nie prawej, bo
wiceminister straciłby właśnie dwa lub trzy zęby i nie wiadomo, co mogłoby
mu przyjść w odwecie do głowy. Nie bał się o siebie, w końcu go nie mogli
zabić, bo tego Dumbledore na pewno by nie podarował. Bał się o tą
przemądrzałą Granger.
Matrojew zaśmiał się głośno.
- Widzę, że
umie pan bić panie Malfoy. My też potrafimy bić. I to bić tak, żeby nie było
śladu, ale żeby tylko bardzo, bardzo bolało. Poza tym zapomniałeś o tym, że
my w przeciwieństwie do ciebie mamy przy sobie różdżki.
Draco słuchał
jednym uchem, co mówi Igor. Będą go bić, czy nie będą, było mu za jedno.
Trudno, jego ojciec zniósł przed siedemnastu laty Cruciatus w wykonaniu
Voldemorta i pewnie znosił to dużo częściej, on też może wytrzymać.
/>Znowu pomyślał o Granger. Młody Malfoy nigdy wcześniej nie był świadkiem
ani tortur, ani gwałtu. Nie miał do tej pory pojęcia jak to wygląda.
/>Draconowi nie mieściło się w głowie jak można kogoś zgwałcić. Nie po tym,
co tu zobaczył. Czuł zimną odrazę do Weasleya i Matrojewa.
Percy
wstał i wytarł krew z twarzy. Patrzył na blondyna z dziwnym wyrazem oczu.
- Chyba lubisz ból, Malfoy – powiedział biorąc do ręki różdżkę
– może dać ci małą lekcję, tego czym jest PRAWDZIWY BÓL....
Tormento!
To było długie, mocno niemiłe doświadczenie i
Draco naprawdę bardzo głośno wrzasnął z bólu. Czuł się tak, jakby roztapiały
mu się wszystkie wnętrzności.
Kiedy Percy zdjął z niego przekleństwo,
chłopak leżał jeszcze przez dłuższą chwilę zwinięty z bólu na posadzce.
/>- Przyjemne? – spytał bardzo łagodnie Percy? – Jeśli jeszcze
raz podniesiesz, na któregoś z nas rękę, nie omieszkam dać tej samej lekcji
nie tylko tobie, ale także pannie Granger. Dotarło?
- Tak –
usłyszał cichą odpowiedź blondyna.
- Wstań gnoju i usiądź.
Draco
posłusznie podniósł się na łokciach i poczłapał do niewygodnego krzesła,
przed oczami miał czerwoną mgłę.
„Jak w takim razie smakuje
Cruciatus?” – pomyślał z przerażeniem i poczuł dreszcz odrazy na
myśl o Voldemorcie, który rozdaje to przekleństwo, na prawo i lewo, swoim
poddanym.
*
Hermiona podwinęła spódnicę i spróbowała obmyć
się chłodną wodą. Czuła jak po jej udach spływa nasienie obydwu mężczyzn
razem – była tego całkowicie pewna – z jej krwią. Kiedy tylko
dotknęła wrażliwego miejsca między udami poczuła tak silny ból, że omal nie
krzyknęła, momentalnie też zrobiło jej się słabo i niedobrze . Popatrzyła na
swoje uda. Ku jej zdziwieniu, krwi wcale nie było tak dużo i wsiąkła już
prawie cała w pończochy. Hermiona z wyrazem obrzydzenia na twarzy zmyła tyle
ile się dało i krzywiąc się z bólu założyła majtki.
Odkręciła
cieplejszą wodę i obmyła dłonie. Z Sali Przesłuchań dobiegł ją przeraźliwy
krzyk Malfoya i mocno się wzdrygnęła.
„Sadyści” –
pomyślała z pogardą.
*
- Mogę zapalić?- Draco nie wytrzymał
i w końcu o to zapytał.
- Nie możesz – odpowiedział gładko
Percy.
- Proszę – chłopaka zaczął już skręcać. Zostały mu tylko
trzy papierosy i ledwie wytrzymywał.
- Wypuśćcie nas w końcu. Wszystko
wam powiedzieliśmy, czego jeszcze chcecie?
- Ile razy będę ci
powtarzać, Malfoy – chłodno powiedział Percy – że nie ty tu
jesteś od zadawania pytań.
- Ja po prostu muszę zapalić.
- To
naucz się panować nad swoimi potrzebami, gówniarzu – Igor był bardzo
bezpośredni.
Draco zaśmiał się głośno.
- Ty chamie, prze chwilą
zgwałciłeś dziewczynę i zamierzasz mnie uczyć panowania nad sobą? Zabawny
jesteś, żeby nie powiedzieć żałosny.
Tym razem był to podwójny
Tormenter i Draco trochę dłużej krzyczał, dłużej też leżał na podłodze i
dochodził do siebie. Z oczu leciały mu łzy, a z nosa krew.
- Skurwiele
– powiedział bardzo cicho, ale wyraźnie i dostał kopniaka w bok.
/>
*
Hermiona założyła na obolałe piersi stanik, wsunęła ręce w
rękawy bluzki, zapięła się pod samą szyję i poprawiła krawat.
/>„Wyglądam idealnie” – pomyślała z sarkazmem patrząc w
lustro.
Z pomieszczenia obok dobiegł ją ponownie krzyk, tym razem
dłuższy i dziewczyna zaniepokoiła się bardziej.
„Czego te chamy
jeszcze chcą?” - pomyślała z irytacją.
Jeszcze raz przemyła
twarz i wróciła na Salę Przesłuchań.
*
- Za dziesięć
szósta – powiedział Harry gasząc przedostatniego papierosa z paczki.
– Chyba mi nerwy puszczą.
- Uspokój się, nasze nerwy nic tu nie
pomogą...
- Panie profesorze, może niech pan spróbuje tam zapukać. Ta
bariera dźwiękoszczelna chyba działa tylko w jedną stronę, nie? –
spytał chłopak z nadzieją w głosie.
- Najprawdopodobniej, Harry...
Zapukam jeżeli nie wyjdą do szóstej, dobrze?
- Dobrze, panie
profesorze, dziękuje – Gryfon troszeczkę się uspokoił.
- Bardzo
dużo palisz, Harry, zupełnie jak Draco. Nie powinniście tego robić,
zwłaszcza w tak młodym wieku.
- Ja normalnie palę dużo mniej, ale dziś
jestem tak zdenerwowany, że mógłbym nie wyjmować papierosa z ust.
-
Ech... ta młodzież – powiedział Dumbledore z udawaną irytacją, żeby
rozładować nieco sytuację i Harry zdołał się nawet uśmiechnąć.
/>*
To, co zobaczyła Hermiona po wyjściu z łazienki spowodowało, że
ogarnęła ją zimna furia. Malfoy leżał na podłodze. Był poszarzały z bólu. Z
nosa ciekła mu dosyć obficie krew i dziewczyna od razu rozpoznała działanie
Tormentera. Nie mogło to być nic innego, ponieważ Cruciatus był przecież
zakazany. Percy wymierzał właśnie blondynowi kolejnego kopniaka.
- Od
kiedy to kopie się leżącego? – zapytała z drwiną.
- Od kiedy ten
leżący używa bardzo brzydkich wyzwisk, panno Granger.
- Nie istnieje
wystarczająco mocne wyzwisko, aby mogło cię obrazić, Percy – głos
Hermiony był lodowaty.
- Widzę, że panienka czuje się już całkiem
dobrze, żeby nie powiedzieć rewelacyjnie – stwierdził
jadowitym, sugestywnym tonem Matrojew.
- Nie wiem czy kiedykolwiek
będę czuła się całkiem dobrze, panie Matrojew – odpowiedziała
mu cynicznie Hermiona..
- Wzruszyłem się, Granger – odezwał się
Percy, a Igor zarechotał.
- Jeszcze nigdy nie przebywałam w jednym
pomieszczeniu ze świniami... - Hermiona nie wytrzymała psychicznie, bo mimo
strachu odczuwała też silną nienawiść, pogardę, obrzydzenie i złość. Było
jej permanentnie niedobrze, a widok kopanego i krwawiącego obficie Dracona
nie poprawiał jej psycho -fizycznego stanu - ...To całkiem ciekawe, chociaż
nie do końca miłe doświadczenie.
- Uprzedzam cię, Granger po raz
ostatni, licz - się - ze – sło - wa - mi, dziwko – Dziewczyna
poczuła się tak, jakby Weasley dał jej w twarz. Zarumieniła się ze złości i
upokorzenia i poszła usiąść.
Draco podniósł się z wysiłkiem i poszedł
w ślady koleżanki.
- Skoro ja jestem według ciebie dziwką, to zastanów
się kim ty jesteś.
- Po pierwsze postaraj się do mnie nie mówić na
„ty”, a po drugie ja doskonale wiem kim jestem i jakie mam
możliwości. Zrozumiałaś suko?
- Zrozumiałam, psie.
- Uważaj...
– głos Igora był zimny jak lód a Percy uderzył ją w twarz
- Mam
prośbę – powiedział Malfoy głośno i wyraźnie, patrząc na Hermionę, a w
jego słowach dało się wyczuć zarówno złość jak i troskę. - Czy mogłabyś ich
nie prowokować? I tak nie wiem kiedy nas wypuszczą, a nie chciałbym tu
siedzieć do jutra.
Hermiona popatrzyła na niego wyzywająco, ale
wiedziała, że chłopak ma rację.
- A propos prowokacji, jeżeli jeszcze
raz powiesz do któregoś z nas skurwielu, chamie, albo użyjesz
innego wyzwiska, Malfoy to twoja piękna znajoma będzie miała zaszczyt...
zrobić mi laskę.
Hermiona zrobił się blada jak ściana i podniosła z
niedowierzaniem i obrzydzeniem wzrok na Weasleya.
- Wyrażaj się, w
końcu jesteś wiceministrem – chłodno skomentował blondyn..
- I
właśnie dlatego, że nim jestem, lepiej nie zwracaj mi znowu uwagi na temat
mojego słownictwa, albo tego, co robię. Chyba że spodobał ci się Tormenter,
Malfoy.
- Tak jest, sir – drwiąco odpowiedział chłopak – i
będę też zaszczycony panie wiceministrze, mogąc zrobić panu laskę. Może przy
okazji coś panu odgryzę...
- Mówiłeś coś o prowokacji, Malfoy? –
Hermiona była na niego zła.
- Och, zamknij się Granger, idiotko
– przy tych słowach puścił do niej oko i wykonał nieznaczny ruch głową
w kierunku biurka. Malfoy miał plan i nie zamierzał siedzieć w tym pokoju
ani minuty dłużej. W końcu był Ślizgonem, czyż nie? Wcześniej nie mogli nic
zrobić, ale teraz sytuacja nieco się zmieniła. Dziewczyna ostrożnie
spojrzała na mebel i ujrzała tam, całkiem spokojnie spoczywające, obydwie
różdżki urzędników. Błyskawicznie załapała o co chodzi.
- Nie jestem
idiotką, kretynie – odwarknęła, a chłopak uśmiechnął się szeroko.
/>- A ja myślałem, że w Gryffindorze są sami narwańcy, którzy rzadko kiedy
używają rozumu. Najpierw robią, później łaskawie myślą. Najlepszy przykład
– Wielki Harry Potter.
- Och jaki sprytny i mądry się odezwał.
Jakbyś był sprytny i mądry, to byśmy stąd dawno wyszli!
- Jasne,
Granger, coś jeszcze?! Rzeczywiście, jesteś wyszczekaną, suką!
– spojrzał przy tym na nią przepraszająco.
- CHAM!!!
– Hermiona wstała i kopnęła go w goleń, oczywiście niezbyt mocno,
chociaż chłopak teatralnie syknął z bólu.
Obydwaj mężczyźni zaśmiali
się radośnie. Byli zachwyceni kłótnią, a tych kilka drinków wypitych
wcześniej, nieco osłabiło ich uwagę. Byli pewni, że przesłuchiwana para
kłóci się naprawdę.
- CHAMKA!!! – wrzasnął Draco,
wstał i chwycił ją za włosy, sycząc jej przy okazji do ucha. - Sorry,
Granger, siła wyższa.
- Patrz, Percy, mamy przedstawienie za darmo
– zaśmiał się Matrojew. - Chyba im nerwy puściły.
- Gryfonka i
Ślizgon w jednym pomieszczeniu to zawsze niebezpieczna mieszanka -
zarechotał Weasley – Granger mogłabyś mu przylać w mordę? Podobno
całkiem nieźle to robisz.
- Z miłą chęcią – Hermiona trzasnęła
Malfoya dosyć mocno w twarz (żeby wyglądał przekonująco), a on widowiskowo
pchnął ją na biuro, na którym leżały upragnione różdżki. Nie zrobił tego
zbyt mocno, ale Hermiona zatoczyła się teatralnie i Draco musiał oddać
sprawiedliwość jej aktorskim zdolnościom.
Roztarł naprawdę piekący
policzek.
- Suka - powiedział podchodząc do biurka i rzucając jej
spojrzenie z serii „przepraszam, że to mówię”.
Obaj
panowie byli tak zaciekawieni rozwojem wydarzeń, że całkowicie przestali
uważać. I o to chodziło...
Hermiona i Draco jak na komendę chwycili
leżące na biurku różdżki i wycelowali je w Igora i Percy’ego, którzy
automatycznie przestali się śmiać.
- Niespodzianka – powiedział
chłodno Malfoy.
- Albo nas wypuścicie, albo zrobimy wam krzywdę
– Hermiona obracała w dłoniach różdżkę Percy’ego
- Nie
zapominaj, Granger, o rodzicach, a ty Malfoy o swoim starym – wysyczał
wiceminister.
- Jak was pozabijamy – to... No cóż. Nic się nie
stanie ani mojemu ojcu, ani rodzicom Granger, prawda? Pójdziemy tylko
siedzieć. Poza tym nie zrobisz im nic bo przysięgam ci, że wszyscy dowiedzą
się o tym, co tu zaszło. Absolutnie wszyscy, Percy, dotarło? –
na twarzy Dracona wykwitł paskudny uśmiech. - Skończy się ciepła posadka i
może nawet dostaniesz tą samą celę, w której siedzi teraz mój stary. Jak
widzisz szantaż działa w obydwie strony... I lepiej, niech mój ojciec
wyjdzie w ten piątek, tak jak było zaplanowane, bo może mi się coś niechcący
wypsnąć i to przy Dumbledorze...
- Zapominasz o rodzicach panny G.
– Igor uśmiechnął się złośliwie.
- Do twojej wiadomości –
ja mugoli mam gdzieś, więc lepiej u - wa –rzaj – cie. Draco
popatrzył przepraszająco na Hermionę, ale ona doskonale rozumiała, że musi
tak się zachowywać i tylko nieznacznie pokręciła głową.
- Ale panna G.
Na pewno nie... – wysyczał Percy.
-Ach, właśnie kochanie, czy
udało się któremuś z nas odnaleźć twój punkt G? – Matrojew uśmiechnął
się obleśnie.
- Nie zmuszaj mnie, żebym cię przeklęła, chamie –
Hermiona czuła dziką satysfakcję mówiąc bezkarnie to wyzwisko.
- W tej
chwili interesuje mnie tylko jak stąd wyjść. Poza tym Albus Dumbledore może
moich rodziców w razie potrzeby skutecznie ochronić.
- Tylko, że on
jest już stary i długo nie pożyje – stwierdził spokojnie Percy
znacząco się uśmiechając.
- Ale tupet! – Hermiona popatrzyła
ze złością na Wiceministra. – On jest tak potężny, a Hogwart jest tak
obwarowany zaklęciami ochronnymi, że nic by ci nie wyszło z tych misternych
planów, podły sukinsynu! – Nie mogła się oprzeć pokusie i nie
rzucić paru epitetów.
- Myślę, Granger, że skurwiel lepiej
pasuje, nie sądzisz? – Draco był szczęśliwy, że może się w końcu
trochę werbalnie wyżyć.
- Masz rację... Jak to jest być śmieciem, co?
Bo posiadanie władzy, to fantastyczna sprawa – wysyczała Hermiona.
/>- Moglibyśmy was nieźle urządzić, ale zależy nam na szybkim wyjściu,
nieprawdaż? – Draco podrapał się końcem różdżki za uchem i uroczo się
uśmiechnął.
- Zgadza się - skinęła głową dziewczyna. - Tak więc teraz
otworzycie grzecznie drzwi i dopiero przed samym wyjściem, gdy będą uchylone
oddamy wam różdżki, jasne?
- Pamiętajcie, że wasz profesor za to
zapłaci – wycedził Percy przez zaciśnięte zęby.
- Jeżeli
zrobicie mu krzywdę – Hermiona mówiła bardzo spokojnie –
Dumbledore wam tego nie podaruje, a radziłabym się go trochę bać, skoro
obawia się go sam Voldemort.
- Następna odważna, zupełnie jak
Potter... – skomentował Igor – nie boisz się wyzywać jego
imienia na daremno? – Draco wzdrygnął się słysząc imię Lorda . Nie
miał biedny pojęcia, że to nie koniec jego „wesołych” przygód, i
że dzisiejszej nocy przyjdzie mu się spotkać z Czarnym Panem oko w oko...
- To nie Bóg, panie Matrojew, chyba że dla pana – odrzekła
chłodno Hermiona patrząc mu odważnie w oczy. – I pamiętajcie, że
mogłabym się na was bardzo brzydko zemścić, tu i teraz, ale wolę poczekać na
bardziej dogodną sytuację. ..
Dziewczyna rzuciła jeszcze maskujące
zaklęcie na opuchniętą wargę Wiceministra i krwawiący nos Dracona.
-
Wychodzimy – powiedział szeroko uśmiechnięty Ślizgon.
Był
zmęczony. Chciało mu się pić i palić, a tak naprawdę, to najchętniej
urżnąłby się do nieprzytomności...
*
Harry wyjął
swojego ostatniego papierosa, ale zaraz go schował i wstał pospiesznie bo
drzwi do Sali przesłuchań właśnie się otworzyły i stanęli w nich Draco i
Hermiona, a zaraz za nimi wyszli urzędnicy.
Dumbledore mimo swojego
podeszłego wieku bardzo szybko znalazł się przy chłopaku i dziewczynie i
mocno obydwoje przytulił, na co Draco bardzo się zdziwił i trochę zmieszał.
Albus wskazał dwojgu młodym ludziom ławkę, a sam zwrócił się do
Percy’ego:
- Chciałbym z tobą porozmawiać... na osobności
– popatrzył znacząco na Matrojewa.
- Będę w bufecie – Igor
zwrócił się do Weasleya i ruszył w kierunku windy rzucając jeszcze
nieprzychylne spojrzenie w kierunku trojga młodych ludzi.
Dumbledore
zniknął z Percym w sali przesłuchań
Harry’emu wystarczyło
jedno spojrzenie na Hermionę i Dracona, żeby wiedzieć, iż stało się coś
niedobrego.
Obydwoje usiedli w całkowitym milczeniu na ławce. Byli
bladzi i wyraźnie zdenerwowani. Dlatego właśnie Harry o nic nie zapytał.
Postanowił tylko wieczorem porozmawiać z Hermioną o ile będzie miała mu coś
do powiedzenia. Bo on miał jej coś do powiedzenia przed swoją śmiercią i
liczył na wzajemność i szczerość.
Draco wyjął z kieszeni papierosy a
Hermiona wyciągnęła do niego niepewnie rękę. Uśmiechnął się blado,
poczęstował ją i podał jej ogień. Później zapalił sam.
Był po
nieprzespanej nocy i po ciężkim psychicznym szoku, ale trzymał się całkiem
nieźle, jedynie jego cienie pod oczami się pogłębiły.
Harry wyjął
swojego ostatniego papierosa i zapalił. Usiadł obok Hermiony i postawił w
jej nogach pseudo-popielniczkę, która była już dwa razy opróżniana i
wyglądała tragicznie. Hermiona siedziała między dwoma chłopakami, więc taka
lokalizacja plastikowego kubka wydawała się najlepsza.
Dziewczyna
czuła się fatalnie i nie wyglądała najlepiej. Harry zauważył, że ma
zaczerwienione oczy i przeniósł wzrok na Malfoya. Blondyn oparł głowę o
ścianę, zamknął oczy i bardzo głęboko się zaciągnął. Mięśnie twarzy miał
napięte, wyglądał na zmęczonego i zrezygnowanego. Zacisnął mocno powieki, a
na jego czole pojawiła się głęboka pionowa zmarszczka.
Harry zaklął w
duchu. Był pewien, że Percy i ten jego cały bułgarski Przewodniczący Komisji
mającej na celu wybicie wampirów i wilkołaków zrobili coś okropnego. Tylko
że ani Draco, ani Hermiona nie wyglądali na ludzi, którzy chcą o tym
rozmawiać. Wręcz przeciwnie. A on to doskonale rozumiał i szanował ich
milczenie. Zaciągnął się i odwrócił wzrok. Cieszył się, że chociaż już
wyszli z przesłuchania.
Hermiona czuła się podle. Skrzywiła się
z bólu kiedy siadała na ławce i strasznie zapragnęła zapalić, na szczęście
Malfoy był na tyle uprzejmy by dać jej jednego ze swoich ostatnich
papierosów.
Jej łono nie było jedynym obolałym miejscem. Bolały ją
piersi i wewnętrzna strona ud. Hermiona widziała oczami wyobraźni jakie
sińce będzie na nich miała już dziś wieczorem, a najpóźniej rano i
wiedziała, że bardzo będzie bolało ją jutro całe ciało.
Czuła się
bezsilna, zła, poniżona i upokorzona. Czuła się zeszmacona i miała ochotę
umrzeć. Teraz rozumiała już samobójcze zapędy Harry'ego.
Pod
powiekami poczuła zdradliwe łzy, więc szybko skończyła palić i poszła do
łazienki, żeby broń Boże nie zauważył ich Malfoy, ani Harry.
Zamknęła
się w kabinie i wybuchła niekontrolowanym szlochem.
*
/>- Percy – zaczął Dyrektor Hogwartu bez ogródek – nie wiem, co
tu się działo, ale na pewno nie było to normalne przepisowe przesłuchanie,
ani w wypadku Harry’ego, ani w wypadku Hermiony i Dracona. Nie
użyliście Veritaserum – z tego akurat stary czarodziej był w duchu
zadowolony, o czym nie zamierzał informować Wiceministra Magii – ani
nie spisywaliście, tego co tu zostało powiedziane i tego co się stało. Czuję
od ciebie alkohol, a chciałem zauważyć, że jesteś w pracy. Nie powiem, co o
tym myślę, bo nie chcę obrazić urzędu, który piastujesz.
- Do rzeczy,
Dumbledore – Percy zrobił kwaśna minę.
- Właśnie zmierzam do
sedna sprawy – Albus popatrzył na niego zza swoich zabawnych okularów
– połówek, a jego wzrok wcale nie był rozbawiony, lecz śmiertelnie
poważny.
- Znam swoich uczniów Percy. Myślałem też, że znam ciebie,
ale niestety się pomyliłem. Jak już mówiłem znam swoich uczniów i wiem, że
stało się tu coś złego. Harry i tak wygląda od tygodnia bardzo źle i
cokolwiek byście mu nie zrobili na przesłuchaniu, bardziej już jego stanu
pogorszyć nie mogło. Obawiam się o niego, ale w tej chwili to nieistotne.
Hermiona i Draco wyglądali na młodych, nieco przestraszonych, młodych ludzi
kiedy tu chodzili, a gdy wyszli wyglądali jak całkiem dorośli i doświadczeni
ludzie. Nie będę wnikał, co tu się stało. Prawda wcześniej, czy później
wyjdzie na jaw, Percy...
- Nie mam nic do ukrycia – wszedł
poirytowany mężczyzna w słowo dyrektorowi Hogwartu – a wszystko co
robię, robię dla dobra społeczności wszystkich czarodziejów, Dumbledore.
/>- Wiem, że według ciebie cel uświęca środki. Ja mam nieco inne zdanie na
temat życia, ale nie o to mi w tej chwili chodzi.
- Jeżeli okaże się
kiedykolwiek, że skrzywdziłeś w jakikolwiek sposób Hermionę, lub Dracona
odpowiesz za to Percy, gwarantuję ci. Jest takie mugolskie powiezienie:
Pan Bóg nierychliwy ale sprawiedliwy. Wiedz, że jest ono realne i się
sprawdza. Zobacz co spotkało Notta – Dumbledore westchnął – i
nie krzyw się tak. Możesz zabronić Harry’emu mówienia prawdy i go
szantażować, ja jednak wiem, co zaszło i przeraża mnie to ,jak bardzo
Ministerstwo jest krótkowzroczne...
- Coś jeszcze? Nie mam zbyt dużo
czasu.
- Nie masz? A podobno miałeś bardzo dużo...
- Nie mam
czasu na bezsensowne rozmowy z tobą, stary głupcze – warknął Weasley.
- Uważaj na to, co mówisz - głos Dumbledore’a był cichy acz
stanowczy. – Piastujesz urząd Wiceministra Magii i obowiązują cię
pewne normy. Nie wiem tylko, czy można tego od ciebie wymagać skoro obrażasz
młode, niewinne dziewczyny i pijesz alkohol podczas pracy. Bardzo się na
tobie zawiodłem...
- Streszczaj się Dumbledore...
- Już kończę
– Albus uniósł do góry dłoń w geście uspokojenia. – Chcę tylko
uprzedzić, że jeżeli zrobicie dzisiaj krzywdę Severusowi, to ja nie będę na
to spokojnie patrzył. Dopóki nie ustalicie, kto jest winny, o ile
kiedykolwiek ustalicie, nie macie prawa karać podejrzanych. Naucza u mnie od
lat, jest wzorowym profesorem i współpracownikiem, kiedy odejdę ze
stanowiska dyrektora, a Minerva przejmie mój urząd on zostanie
Wicedyrektorem Hogwartu. Jest najlepszym Mistrzem Eliksirów jakiego
kiedykolwiek zatrudniłem, dlatego radziłbym obchodzić się z nim delikatnie.
– Wiceminister popatrzył na starego człowieka nieprzyjaźnie.
-
To, że jestem stary Percy, nie oznacza, że jestem głupi i ślepy. I pamiętaj,
że ja też mam dużo do powiedzenia w naszej społeczności, wielu ludzi mnie
słucha i szanuje. Ja też mam znajomości, zupełnie tak jak ty. Ale ja mam
jeszcze dużo większe doświadczenie od ciebie i nie jestem krótkowzroczny,
więc lepiej nie rób sobie we mnie zagorzałego wroga podłym postępowaniem.
Nie jestem zaślepiony utopijnymi mrzonkami i nigdy nie wyrzekłbym się
bliskich dla własnej kariery, ale twoje priorytety to twoja sprawa. –
Dumbledore poprawił okulary.
- Za Severusa ręczę własnym życiem. Wiem,
że w gruncie rzeczy jest dobrym, choć zgorzkniałym z powodu nielekkiego
życia człowiekiem, ... Nie krzyw się, nie do twarzy ci z tym... i na
pewno nie dopuściłby się żadnej bezsensownej zbrodni... To wszystko... Mam
nadzieję, że się zrozumieliśmy.
- Cóż za wzruszająca tyrada,
Dumbledore.... Dobrze, że nie jesteś moim przełożonym – A teraz
pozwól, że skończymy ten temat. Mamy udać się po podejrzanego.
/>Dumbledore popatrzył na niego niezbyt przyjaźnie i obydwaj ruszyli do
drzwi.
*
- Co ona tam tak długo robi – zdenerwował
się Harry po pięciu minutach.
- Daj jej spokój, okey? – Draco
popatrzył na niego nieprzychylnie.
- Po prostu się martwię –
odwarknął brunet.
- Poradzi sobie – mimo że tak odpowiedział,
Draco też czuł się zaniepokojony.
- Czemu was tak długo trzymali.?
– spytał Gryfon.
- Bo sobie popili i chcieli się zabawić naszym
kosztem – spokojnie wypalił Draco – ale jeżeli pozwolisz, to nie
chciałbym o tym mówić, i nie radzę ci pytać o to Granger.
-
CO?!! Jak to sobie popili?! – Harry był
zdegustowany i oburzony. Wstał i kopnął podbitym blachą glanem w ścianę,
żeby sobie ulżyć. – Co oni, kurwa mać, w pracy piją?! –
wściekał się chłopak.
Draco popatrzył na niego uważnie.
- Mnie
nie pytaj jak działa ten burdel na kółkach, zwany Ministerstwem. Ja umywam
od tego ręce – głos chłopaka był chłodny i spokojny. Malfoy wygodnie
rozwalił się na ławce i oparł się o ścianę. - Ojciec chciał żebym tu
pracował, ale moja noga po tym, co tu usłyszałem, zobaczyłem i odczułem na
własnej skórze, dobrowolnie NIGDY tego chlewu nie przekroczy. Mam to w
głęboko w dupie. I tobie też bym doradzał takie podejście do sprawy, Potter.
Temat zamknięty. Jak chcesz, możesz sobie pokląć. Albo idź rozwal tą
doniczkę, co stoi na oknie, może ci ulży. Ja osobiście mam ochotę tylko się
upić, więc jeżeli masz jakąś dobrą wódkę be my guest tonight... Amen.
/>Harry popatrzył na niego ze złością.
- Nie mam wódki –
powiedział ze złością.
- Nie ma sprawy, ja mam całkiem sporo i się
zaleję w trupa. Jak chcesz możemy się zalać razem, Potter. Mnie to szczerze
mówiąc wali..
Harry uniósł brew i usiadł obok blondyna.
Zaczął
zastanawiać się nad perspektywą picia wódki z Malfoyem
„Chyba ze
mną coś nie tak” – pomyślał.
- Pierdolę to wszystko
– powiedział nagle.
- Tak trzymać - odpowiedział obojętnie
Draco.
Blondyn, ziewną, wstał i poszedł do łazienki po Hermionę.
/>- Granger, możesz wyjść? Bo Potter zaraz obgryzie wszystkie paznokcie.
/>Cisza.
- Żyjesz?! – spytał głośniej
Hermiona
już nie szlochała, pochlipywała cichutko, kiedy usłyszała jak Draco ją woła.
- Nie utop się! – krzyknął trochę zaniepokojony chłopak
/>- Bardzo śmieszne! – odwarknęła.
- Dobrze się czujesz?
/>- Doskonale, Malfoy! A jak myślisz, półinteligencie?!
-
Dobra to było głupie pytanie. Cofam, ale wyjdź, przecież nie możesz tak po
prostu zamknąć się na całe życie w kiblu – próbował zażartować.
/>„Ale ze mnie kretyn” – pomyślał .
- Ale z ciebie
kretyn – zawtórował jego myślom głos Hermiony.
- Wiem, właśnie
to samo pomyślałem, ale nic ci nie da zamykanie się w WC, naprawdę. Lepiej
poproś Pomfrey o jakiś uspakajający eliksir jak wrócimy. Wiem, że to brzmi
dosyć obcesowo, ale chyba nic lepszego nie możesz zrobić.
/>„Lepiej już nic nie będę mówił...” – pomyślał.
-
Zaraz przyjdę. Powiedz Harry'emu, żeby się nie martwił.
- Okey
– powiedział Draco i wrócił na ławkę.
- Już wychodzi. - Harry
popatrzył na niego zdziwiony, ale postanowił zmilczeć.
Dogadali się, a
to było bardzo ciekawe. Gryfon miał jednak inne zmartwienie.
- Nie mam
fajek – powiedział załamany Harry.
- Przykro mi. Mam ostatniego
i pewnie też go nie wypalę, tylko oddam Granger. Co prawda mówiła, że nie
pali prawie wcale, ale teraz na pewno nie odmówi.
- Nie wiem, co
zrobił Percy – powiedział cicho Harry – że się ze sobą
dogadujecie, a ty nawet jesteś w stanie oddać jej ostatniego papierosa. I
chyba nawet nie chcę wiedzieć.
- Mądre słowa Potter. Nie chcesz
wiedzieć, gwarantuje ci to. Wszystko mnie boli nawet mózg. – Draco
uśmiechnął się cynicznie.
- Mózg nie może boleć, niema połączeń
nerwowych – usłyszeli zimny dziewczęcy głos.
- Możliwe –
powiedział Malfoy patrząc na Hermionę – ale mnie boli.
- Suń się
Harry – dziewczyna niemal wepchnęła go na Dracona, a sama usiadła pół
metra od nich.
Obydwaj popatrzyli się na siebie i brunet odsunął się
nieco od blondyna
- Sądzę, że zapalisz, Granger – Malfoy wyjął
paczkę. – To ostatni i w sumie nie powinienem cię nim częstować, ale
to tylko durny przesąd.
- Nie zabiorę ci ostatniego szluga.
-
Bierz kobieto, tobie się bardziej przyda niż mi.
Hermiona wzięła od
niego papierosa i podziękowała, a Harry kurtuazyjnie podał je ogień.
-
Mógłbym powiedzieć, że lepiej jest być kobietą, ale chyba nie zawsze, więc
tak nie powiem – „mądre” słowa Dracona rozbrzmiały w
momencie gdy Dumbledore wychodził z Sali Przesłuchań.
- Jeżeli masz
zamiar bredzić Malfoy, to nie odzywaj się wcale – warknęła dziewczyna
- Idziemy kochani – powiedział Dumbledore.
/>***
Wracali w milczeniu. Musieli aportować się w Zakazanym
Lesie, a stamtąd mieli jeszcze milę do przejścia.
Istniała możliwość
transportu proszkiem Fiuu, ale obydwaj urzędnicy mieli ochotę pokazać
jeszcze dobitniej, że „oni mają czas”.
Jedynie Matrojew i
Weasley rozmawiali półgłosem. W połowie marszu Igor zaśmiał się a Percy
popatrzył niedwuznacznie na Hermionę.
- Gdyby wzrok umiał zabijać już
byś nie żył przyjacielu – powiedział do niego Matrojew kiedy Hermiona
spojrzała z pogardą i nienawiścią na Wiceministra.
- Lubię ostre
kobiety – zarechotał Percy.
- Masz tupet – Malfoy
popatrzył na niego spode łba. – nie ma co.
- Milcz, gnoju
– Igor posłał mu wściekłe spojrzenie, a Draco odwzajemnił się tym
samym.
- Nie stresujcie mi uczniów. Chciałem zauważyć, że teraz ja też
posiadam różdżkę i na pewno umiem z niej skuteczniej korzystać niż wy
– dało się słyszeć łagodny i stanowczy głos Dyrektora Hogwartu.
/>- To zależy z której różdżkii – Igor pozwolił sobie na
niewybredny żart i obydwaj urzędnicy się zaśmiali.
Dumbledore zganił
ich jedynie spojrzeniem, ale nic nie powiedział, żeby nie rozjątrzać i tak
napiętej sytuacji.
Harry popatrzył na Weasleya i Matrojewa z
niekłamanym obrzydzeniem. Ich bezczelność była wręcz pokazowa.
/>Hermiona przymknęła oczy i zmieszana udała, że nie słyszy.
Draco nie
mógł jednak nic nie powiedzieć. Cały czas ukradkiem obserwował Hermionę i
widział, że odczuwa ogromny ból przy każdym kroku.
Harry i Dumbledore
też na nią zerkali, ale nie z taką uwagą i tak często jak blondyn. No i oni
w przeciwieństwie do niego, nie wiedzieli, co się z nią dzieje.
/>Dziewczyna szła ze skrzyżowanymi na piersi rękami, ściskając dłońmi
ramiona, żeby nie syczeć z bólu i miała ochotę usiąść i się popłakać. Co
chwila zaciskała zęby, albo przygryzała dolną wargę i modliła się, żeby mieć
siłę i dojść do końca.
- Nie macie szacunku ani dla kobiet, ani dla
starszych ludzi – powiedział zimno Malfoy – jeszcze jedna
chamska odzywka i zacznę ćwiczyć na was przekleństwa, Weasley.
- Daj
spokój, Draco – odezwał się łagodnym głosem Albus – do nich i
tak to nie trafi, a ty się tylko zdenerwujesz.
- Ja już jestem
zdenerwowany i nie mam zamiaru słuchać takich tekstów.
- Jaki honorowy
– zaśmiał się Percy.
- Szkoda, że ty nie wiesz, co to honor,
Wiceministrze zakichany – warknął Harry.
- Uspokójcie się!
– Dumbledore się zdenerwował.
Nie wiedział, co jest Hermionie,
ale przypuszczał, że dziewczyna nie ma siły iść dalej, a w życiu się do tego
nie przyzna, podczas gdy zostało jeszcze prawie pół mili do przejścia. Miał
zamiar zaproponować postój, ale Draco go ubiegł.
- Proponuję, żebyśmy
się na chwilę zatrzymali – powiedział cicho.
- Nie zamierzamy
– odwarknął Percy.
- Chciałem zaznaczyć, że idą z nami starszy
mężczyzna i kobieta, Percy. Może byś w końcu to zauważył.
/>Hermiona popatrzyła na niego z wdzięcznością i bez czekania na dalszy
rozwój dyskusji o postoju usiadła na najbliższym pniaku.
- Jestem
głodny – stwierdził Harry, siadając niedaleko Hermiony, która zbyła
jego wypowiedź wzruszeniem ramion.
Draco podszedł prosto do niej i
zapytał cicho, kucając tuż obok.
- Dasz radę dojść?
- Chyba tak,
ale jeszcze chwila a stanęłabym i zaczęła wyć. Dzięki.
- Drobiazg. To
w kocu jeszcze spory kawałek... Jak nie dasz rady to po prostu cię zaniosę
– wypalił nagle.
- Chyba cię pogięło! – Harry odwrócił
się zdziwiony w kierunku krzyczącej dziewczyny.
- Nie twierdzę, że nie
– powiedział grzecznie niezrażony Malfoy do Hermiony („chyba się
starzeję” – pomyślał przy tym) – ale moja propozycja jest,
jak najbardziej serio.
Draco wstał i podszedł do Harry’ego.
/>- Czego?! – ładnie spytał Potter.
- Tego! –
Malfoy postanowił równie uprzejmie zacząć rozmowę.
Blondyn poprawił
swoje rozwichrzone uczesanie i usiadł obok Gryfona na trawie.
- Moja
propozycja, co do wódki jest aktualna. Masz niewidkę, więc przedrzesz się
niedostrzeżony przez Filcha. Wejście do...
- Wiem gdzie jest wejście
do waszego Pokoju Wspólnego – warknął Harry.
- Spoko, luz.
Hasło: „Gryfoni to dupki” – Draco uśmiechnął się szeroko,
a rozczochrany jak zwykle brunet popatrzył na niego lodowato. – To
żart Potter. Hasło brzmi: „Czerwony smok”. Moje dormitorium jest
od razu po lewej jak wejdziesz po schodach na trzecią kondygnację... Aha,
schody facetów są na prawo. Chyba spamiętasz.
- Owszem, nie wiem tylko
czy chcę tam iść – powiedział Harry niemal ze złością.
- Jeżeli
jednak zechcesz, to bądź tak o 24, może jeszcze nie będę nawalony.. A tak w
ogóle, trochę wyluzuj.
- Chce mi się palić – warknął Gryfon.
/>- A mi nie? – Draco uśmiechnął się sardonicznie.
- Dobra,
dobra. Przemyślę, Malfoy... A co ci tak zależy na moim towarzystwie? –
spytał podejrzliwie.
- Nie zależy mi zbytnio. Po prostu uważam, że
tobie też się to przyda, a poza tym pić z tymi dwoma głąbami, albo do lustra
to żadna przyjemność... Vincent i Gregory nawalą się po kilku setkach.
/>- Ja pewnie też – sucho stwierdził Harry.
- Tak, możliwe...
Ale szczerze powiedziawszy, Potter, ty posiadasz jakąś inteligencję w
przeciwieństwie do Crabba i Goyle’a. Jak tak dalej pójdzie, zaczną się
uwsteczniać. – powiedziawszy to Draco zaczął się zastanawiać, czy nie
zmieni dormitorium. Tylko który Ślizgon z jego roku się zamieni? Nie
ma szans... Chyba, że prywatna kwatera...
„Sam się zacznę przez
nich cofać w rozwoju” – pomyślał filozoficznie.
- Zastanów
się, Potter. Wódki ci u mnie dostatek. W końcu jestem zamożnym szlachcicem i
należę do Slytherów.
Harry popatrzył na niego wymownie.
To było
dziwne, ale zaczął się zastanawiać, nad przełożeniem swojego samobójstwa na
wieczór następny, tylko po to by pić z Malfoyem – sowim odwiecznym
wrogiem – wódkę.
„Chyba mnie zupełnie pokopało, że
proponuje Potterowi wspólne picie” – myślał w tym samym czasie
Draco.
Mimo protestów Weasleya i Matrojewa postój trwał ponad 20
minut.
***
Gdy sześcioro ludzi doszło do Zamku była
za 15 ósma.
Hermiona była blada z bólu i zmęczenia i myślała, że po
prostu usiądzie na podłodze w ogromnym holu, ale się powstrzymała.
/>Kiedy doszli do wielkiej sali, kolacja właśni się kończyła i część uczniów
już wyszła.
Hermiona spostrzegła, że Severus Snape przygląda się jej z
troską i szybko odwróciła wzrok, tak jakby bała się, że mężczyzna może z jej
spojrzenia wyczytać całą prawdę.
„Niech oni już sobie
pójdą.” – pomyślała rozdrażniona. Chciała tylko się czegoś napić
i iść spać, ale wiedziała, że i tak tej nocy nie zaśnie. Nie da spać jej ból
i to nie tylko ten fizyczny.
******
Ron nie poszedł na kolację. Nie
mógł jeść. Martwił się o Harry'ego i Hermionę i zastanawiał się cały
czas, co jego podły brat jest teraz w stanie uczynić.
Chłopak siedział
samotnie w Pokoju wspólnym, patrzył w płonący ogień na kominku i myślał.
/>Percy się zmienił.
Zmienił się na gorsze.
To prawda, że zawsze
był ambitny i poprawny politycznie. Aż do bólu.
Ale ani ojciec, ani
matka ani Ginny, on, Bill, Charli, czy bliźniaki, nie pomyśleliby, że może
kiedyś wyrzec się rodziny i podejmować tak bezwzględne kroki w dążeniu do
osiągnięcia prywatnych korzyści i wprowadzenia wyznawanych przez siebie
wartości jako obowiązujących w całej społeczności czarodziejów Wielkiej
Brytanii.
Ron go NIENAWIDZIŁ. Rudowłosy chłopak nienawidził swojego
rodzonego brata bardziej niż kogokolwiek i kiedykolwiek do tej pory.
/>Ron nim gardził i brzydził się nim. Było mu przykro i nie wiedział jak
spojrzy teraz w oczy swoim przyjaciołom, bo wstydził się za postępowanie
Percy’ego. Nie wiedział jak spojrzy w oczy Dumbledore’owi. Po
prostu nie wiedział.
A co dziwniejsze współczuł mistrzowi
eliksirów, którego przecież tak bardzo nie cierpiał.
„Nawet
jeżeli Snape zabił Notta, to co? On nie zasługiwał na to by żyć - myślał
rozgoryczony rudzielec – Percy też nie zasługuje, taki wstyd...”
„Nie mam brata o imieniu Percy...– pomyślał z bólem w
okolicy serca – nie mam brata...”
Ron
wiedział jedno, że nawet jeżeli rodzice kiedykolwiek wybaczą marnotrawnemu
synowi, on tego nie zrobi i Ginny też nie. Nie po tym, co dziś widzieli i
słyszeli.
Biedna Ginny cały dzień chodziła zapłakana....
Ron
poczłapał do dormitorium. Nie miał ani siły, ani ochoty rozmawiać dziś z
Harrym i Hermioną. Chciał się położyć i umrzeć ze wstydu. Ale nie umarł.
Zasnął za to po piętnastu minutach niecierpliwego przewracania się w łóżku.
***
Ginny Weasley już nie płakała.
Siedziała
przy stole Gryffindoru i z pogardą patrzyła na Percy’ego, który
przyszedł po Snape’a, i teraz uśmiechał się z wyższością rozglądając
się po sali.
Popatrzył prosto na nią. Dziewczyna wytrzymała pełen
cynizmu wzrok brata, sama odwzajemniając mu się spojrzeniem pełnym
obrzydzenia.
Kiedy Matrojew i Weasley opuścili Wielką Salę, Ginny
zauważyła jak Malfoy podaje ukradkiem jakąś kartkę wychodzącemu za nimi
mistrzowi eliksirów, który szybciutko ją schował.
Uśmiechnęła się
smutno, pozwalając sobie na nadzieję, że jednak wszystko będzie dobrze.
/>
*
Severus popatrzył uważnie na obydwu mężczyzn za którymi
wyszedł z Wielkiej Sali. Tym razem mieli na sobie poza szatami, również
płaszcze. Weszli tu przecież jedynie na chwilę.
„Ale się na mnie
wyżyją. Na wampiry nie działa żadne Veritaserum. Będą stosować Tormentera,
albo nawet Cruciatus. W końcu będziemy na terenie Azkabanu..”
-
Snape – powiedział jakby w odpowiedzi na jego myśli Percy –
wiesz, że masz ogromny zaszczyt, jako jedyny z podejrzanych wampirów być
przesłuchiwany przez Przewodniczącego jednej z najznakomitszych Komisji
Ministerstwa i samego Wiceministra.
- Pozwolisz, że nie skomentuję,
Weasley. Powiem tylko, że to zaszczyt wybitnie wątpliwy...
- Podobno
wampiry są wytrzymałe na ból – głos Igora był lodowaty.
/>„Ciekawe, czy ty jesteś, sadysto?” – pomyślał Severus.
Kilka spojrzeń w zimne, pełne pogardy oczy Bułgara, powiedziało mu o tym
człowieku bardzo wiele.
Poczuł silny skurcz żołądka na myśl o trojgu
przesłuchiwanych wcześniej uczniach, zwłaszcza na myśl o Hermionie.
/>„I tak się dowiem co się stało – pomyślał – a jak się
dowiem i mi się to nie spodoba, to nie ja będę tym, kto nie przeżyje
kolejnego przesłuchania...” – pomyślał.
Bo Severus
wiedział, że na jednej nocy pełnej poniżenia i cierpienia się nie skończy.
- Poczekajcie – Dumbledore szedł w ich kierunku szybkim
krokiem – Severusie, zapewne musisz zostawić tu różdżkę. To lepiej od
razu mi ją daj.
Mistrz eliksirów posłusznie oddał żądaną rzecz
Dyrektorowi Hogwartu.
- Jutro rano zaczął Albus patrząc na
Percy’ego - punktualnie o siódmej pojawię się w Sali Przesłuchań w
Azkabanie osobiście, by odebrać profesora Snape’a, chyba że raczycie
odesłać go wcześniej. Wtedy – zwrócił się do czarnookiego mężczyzny
– nie krępuj się i spokojnie skieruj się do mojego prywatnego kominka,
Severusie.
- Dobrze panie dyrektorze – grzecznie odpowiedział
Snape.
- Patrz jaki układny, Igorze - Percy wyglądał na rozbawionego.
– Oswojony wampir – dodał z pogardą, a Matrojew
zarechotał obelżywie.
Severus przypomniał sobie swoje słowa sprzed
paru lat, wypowiedziane tym samym tonem: „oswojony wilkołak”.
Po raz pierwszy poczuł się niesprawiedliwy wobec Remusa Lupina..
/>
- Jest już późno – odezwał się pretensjonalnym tonem Percy.
– Jakbyś był tak uprzejmy Snape, to skorzystamy z transportu Fiuu.
Możesz nas zaprowadzić do swoich prywatnych komnat?
Severus bez słowa
skierował się do lochów, a dwaj mężczyźni pospieszyli za nim.
/>******
Silne szarpnięcie obudziło piękną czarnowłosą kobietę, która
jeszcze przed chwilą smacznie spała na wielkim małżeńskim łożu.
-
Lucjuszu to ty? – spytała nieprzytomnie, ale zaraz uświadomiła sobie,
że jej mąż jest w więzieniu i złapała błyskawicznie różdżkę celując nią w
mężczyznę stojącego przy łóżku.
Rozległ się zimny, wysoki nieco
piskliwy śmiech i Narcyza powoli opuściła trzymany w ręku przedmiot.
-
Witaj panie – wyszeptała lekko ochrypłym ze strachu głosem.
/>Ostatnio coraz bardziej się go bała.
„Co on tu
robi?!” – pomyślała zestresowana pani Malfoy.
-
Narcyzo... moja droga – lodowaty głos spowodował, że nieprzyjemne
ciarki rozeszły się po całym ciele kobiety – trochę tu ciemno...
/>- Shilonya – szepnęła kobieta i w sypialni zapaliło się
trzynaście ogromnych, zielonych świec.
- O co chodzi, Panie? –
spytała Narcyza – wychodząc z łóżka i zarzucając na cienką satynową
koszulkę szlafrok, który miała pod ręka, tak samo jak różdżkę.
-
Draco... niedługo skończy siedemnaście lat...
Narcyzę przeszedł
lodowaty dreszcz.
- Ale miał zostać przyjęty w szeregi twych poddanych
dopiero gdy ukończy Hogwart... – wyszeptała pobladła kobieta.
/>Voldemort machnął niedbale ręką i zwrócił na nią swoje przerażające,
czerwone oczy.
- I tak będzie... o ile się nadaje... – na twarzy
Lorda wykwitł okrutny uśmiech.
Narcyza poczuła lodowaty szpikulec
przerażenia.
„Co to znaczy o ile się nadaje?”
– pomyślała gorączkowo.
Czarny Pan rozpalił ogień w jej kominku
i teraz patrzył nań w zamyśleniu.
- Zapewne słyszałaś o Próbie,
Narcyzo? – twarz kobiety zrobiła się szara jak popiół.
- Tak,
Panie – odrzekła posłusznie pobladłymi wargami
Owszem wiedziała
czym jest Próba. Sprawdzała jak bardzo ktoś jest odporny na ból i ile
może znieść.
Nie wszyscy kandydaci na Śmierciożerców byli jej
poddawani, tylko ci co do których Czarny Pan miał wątpliwości, lub ci od
których oczekiwał bardzo wiele. Narcyza była całkowicie pewna, że chodzi o
tą drugą opcję i to wcale jej nie pocieszyło.
W kominku pojawiła
się sylwetka Bellatrix.
- Witaj siostrzyczko – powiedziała
zimnym tonem i uśmiechnęła się zupełnie jak Lord. Jej wygląd uległ znacznej
poprawie od kiedy uciekła z Azkabanu.
- Witaj Bell –
odpowiedziała pani domu.
Tych dwoje potrafiło być bardzo okrutnymi, a
to nie wróżyło nic dobrego.
- Panie – zaczęła Narcyza –
czy to oznacza, że próba ma się odbyć teraz?
- Tak Narcyzo. Teraz i w
twoim domu... Powiedzmy o północy – głos Voldemorta brzmiał jak wyrok.
Kobieta spojrzała na budzik przy łóżku, była 23:15.
***
/>Dumbledore siedział w fotelu i jak zwykle przeglądał mugolską prasę. Ale
tym razem było to o dwie godziny później niż zazwyczaj. Tej nocy nie
zamierzał spać, nie potrafiłby usnąć.
Nagle usłyszał znajome
skwierczenie w kominku. Popatrzył w tym kierunku zza swoich okularów połówek
i odłożył „Londyńskiego Gońca.”
Gość był ze wszech miar
niespodziewany.
- Witaj, Narcyzo – powiedział zdziwiony.
-
Dobry wieczór Dyrektorze... przyszłam po Dracona – powiedziała bez
ogródek.
- Zabierasz go ze szkoły? – zdziwił się stary
czarodziej.
- Tylko na tą noc, muszę koniecznie poważnie z nim
porozmawiać...
Dumbl wiedział, że nie mówi całej prawdy, ale przecież
nie mógł jej do tego zmusić. Podał jej hasło do Pokoju Wspólnego Ślizgonów i
ciężko westchnął.
***
Draco, Vincent i Gregory wypili
dopiero po dwie setki wódki,
- Wicie co? – zaczął Draco. –
Jak chcecie, to idźcie spać, jak poczekam na Pottera sam.
Crabb
popatrzył na blondyna.
- Nie ma problemu, możemy z tobą pić –
powiedział.
- Jasne – dodał Goyle.
- Okey... – Draco
tak naprawdę, nie mógł się doczekać Gryfona. Sam nie wiedział dlaczego ma z
nim ochotę porozmawiać.
Usłyszeli pukanie do drzwi dormitorium.
- Proszę – powiedział z nadzieją Draco. Było wpół do dwunastej i
Potter mógłby się w końcu pojawić.
Ale w drzwiach nie było
Harry'ego. Stała tam ubrana w śliczny granatowy kostium, jego matka.
/>
Draco rzucił się kobiecie w ramiona. Narcyza nigdy nie była wylewna,
ale na pewno bardziej przystępna od ojca, no i mógł jej o wszystkim
powiedzieć. Zawsze go wysłuchiwała.
Sam Draco też nigdy nie zachowywał
się tak, jak w tej chwili i kobieta zdziwiła się serdecznym przywitaniem ze
strony syna, ale za chwilę przytuliła go mocno.
- Mamo – szepnął
– cieszę się, że cię widzę.
Miał ochotę popłakać się w jej
ramionach i opowiedzieć o wszystkim, co się dziś wydarzyło, ale zebrał się w
sobie i odsunął od niej nieco.
- Dobry wieczór – kobieta
usłyszała zgodny chór dwóch męskich głosów i skinęła głową w stronę Crabba i
Goyle’a
Narcyza popatrzyła z dezaprobatą najpierw na kieliszki,
potem na otwartego Rasputina, a w końcu na syna i westchnęła.
- Miałem
naprawdę ciężki dzień – powiedział Draco wzruszając ramionami.
/>Narcyza zmierzwiła mu włosy, ale chłopakowi przeszła ochota na czułości,
przynajmniej w momencie gdy patrzyli na niego kumple.
- Mamo...
– powiedział z lekkim wyrzutem i się zarumienił. – Co cię
sprowadza?
- Muszę cię zabrać na noc do Dragon Tower.
- Do domu,
po co? – zdziwiła się młodsza kopia Lucjusza.
- Zaraz ci
wszystko powiem, idziemy Draco... Dobranoc chłopcy – rzuciła jeszcze w
kierunku Vincenta i Gregory’ego.
Zeszli do Pokoju
Wspólnego i Narcyza szybko wytłumaczyła o co chodzi.
Spodziewała się
przerażenia ze strony syna, ale on ku jej zdziwieniu jedynie lekko pobladł i
skinął posłusznie głową.
Spojrzał w oczy matce i cichym, monotonnym,
wypranym z emocji głosem opowiedział o przesłuchaniu.
Kobieta
wyglądała na załamaną.
Przytuliła syna mocno do siebie i pogłaskała go
po głowie, a Draco przełknął mężnie zdradzieckie łzy. Czarny Pan nie lubił
żadnych przejawów słabości...
- Przykro mi za to, co napisałem w
liście o Potterze, mamo – powiedział cicho – przeprosiłem go.
Narcyza uśmiechnęła się blado i spojrzała synowi w oczy.
-
Jestem z ciebie dumna. Ze wszystkiego co dziś zrobiłeś.
- Także z
tego, że omal nie wybiłem zębów Weasley’owi?
- Z tego przede
wszystkim – powiedziała Narcyza z groźnym błyskiem w oczach.
-
Wiesz, że nikt nie może się o tym dowiedzieć, mamo? Najlepiej nie mówić
nawet tacie...
- Rozumiem to doskonale, synu. Jak on mógł was tak
podle szantażować? Skurwiel.
Draco popatrzył uważnie na matkę. Bardzo
rzadko przeklinała, a to o czymś świadczyło.
- Matko, ja po tym
wszystkim, co dziś widziałem i słyszałem i po tym, co wczoraj wieczorem
opowiedział mi profesor Snape, o tym co Nott zrobił siedemnaście lat temu...
– kobieta skinęła głową na znak, że wie o co chodzi. – Ja... nie
mogę być sługą Voldemorta – Narcyza wzdrygnęła się słysząc to imię, a
Draco ku swojemu zdziwieniu nie odczuł żadnego strachu.
- Nie mogę...
jeżeli wstąpię w jego szeregi to tylko po to, by go szpiegować dla
Dumbledore’a.
Narcyza spojrzała na syna ze zdziwieniem.
-
Znienawidziłem dziś wszelkie podziały rasowe, mamo. - Ty pewnie nie
rozumiesz, ale... mi zawalił się cały świat, wszystko w co wierzyłem. Nie
będę potrafił nigdy nikogo torturować... Brzydzę się wszelką przemocą, nawet
myśl o seksie mnie odrzuca – pospiesznie wytarł napływające do oczu
łzy.
- Rozumiem, synku, doskonale rozumiem. Wiesz, ale że musisz
być teraz silny... – pani Malfoy wyglądała na zaniepokojoną.
Wyciągnęła dłoń i wsunęła niesforny kosmyk blond włosów syna za jego
kształtne ucho.
- Uspokój się mamo, wszystko będzie dobrze –
chłopak nie zamierzał się poddawać. Czy może spotkać go coś gorszego, niż
to, co spotkało dziś Granger? Albo od piekła, które było udziałem Pottera,
czy tej mugolskiej dziewczynki przed siedemnastu laty? To było raczej
całkowicie niemożliwe.
- Pokaż mi lewe przedramię, Draco –
poprosiła kobieta.
Chłopak posłusznie podwinął rękaw. Rana była już
niewielka i tylko lekko szczypała.
Narcyza kiwnęła głową, uspokojona.
Musiała sprawdzić, nie wdało się żadne zakażenie. Zdarzało się to bardzo
rzadko, ale jednak...
Patrzyła z niedowierzaniem i szczerą dumą na
swojego syna. Teraz była o niego trochę spokojniejsza.
Draco stał się
dorosłym mężczyzną.
***
Po powrocie Dubledore’a
i trójki przesłuchiwanych uczniów do Zamku, pofesor McGonagall bez słowa
zabrała Harry'ego, Hermionę i Dracona (w końcu opiekun jego Domu był
teraz niedostępny) do swojego gabinetu, gzie poczęstowała ich herbatą i
kanapkami, ale wszyscy troje skonsumowali bardzo niewiele.
Minerva nie
nalegała ani na to, żeby jedli ani na to, żeby opowiedzieli jej przebieg
przesłuchania. Kobieta widziała, że są zmęczeni i że nie mają wcale ochoty
rozmawiać na temat tego, co zaszło w Ministerstwie.
Najbardziej
niepokoił ja smutny, zabarwiony cierpieniem i odległy wzrok Hermiony, oraz
stępione, obojętne spojrzenie Harry’ego. Co do Draco odniosła
wrażenie, że chłopak tchnie jakimś wewnętrznym spokojem i niespotykaną u
niego wcześniej powagą. Wicedyrektor dostrzegła też w jego spojrzeniu
smutek, ból i coś w rodzaju zwątpienia.
Nie naciskała na żadne z nich
i pozwoliła im spożyć posiłek w zupełnej, niemal dzwoniącej w uszach ciszy,
za co wszyscy troje byli jej bardzo wdzięczni.
*
/>Harry i Hermiona poszli do Pokoju Wspólnego gdzie siedzieli milczący,
zbywając wszelkie pytania kolegów i koleżanek niecierpliwymi machnięciami
ręką i irytacją. W końcu o 22 zostali sami z trzaskającym w kominku ogniem.
Obydwoje rozumieli dezercją Rona, wiedzieli, że wstydzi się za swojego
wyrodnego brata.
- Muszę z tobą porozmawiać – zaczął Harry.
/>- O co chodzi? – spytała obojętnie.
- Widzisz – Harry
zwilżył językiem wargi, to wcale nie było takie łatwe - ja nie mogę już
dalej tak żyć. Nie potrafię...
Dziewczyna spojrzała na niego, a w jej
wzroku pojawiło się zainteresowanie i niepokój.
Harry opowiedział jej
o liście od mistrza eliksirów, o tym, że dostał truciznę , i że zamierza ją
wypić dziś w nocy.
Hermiona mu nie przerywała. Wiedziała, że jest mu i
tak trudno o tym mówić.. Zadała mu tylko jedno pytanie kiedy skończył.
/>- A Ron? Zamierzasz mu powiedzieć?
- On nie zrozumie... ale napiszę
mu list. Tak będzie najlepiej.
Dziewczyna patrzyła na niego z
nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
- Słuchaj, Herm. Wiem, że to jest w
pewnym sensie ucieczka, że jestem zwykłym tchórzem, ale ja już nigdy nie
będę normalny... nigdy. Nie chcę tak żyć.
- Rozumiem Harry. Wbrew
pozorom rozumiem cię doskonale.
- Czy mogę liczyć na taką samą
szczerość z twojej strony? – spytał chłopak łagodnie, po dłuższej
chwili milczenia.
- Nie rozumiem...
- Opowiesz mi, co się stało
na Sali Przesłuchań? Przepraszam, ale obydwoje wyglądaliście strasznie po
wyjściu stamtąd, zwłaszcza ty. Ja i tak tą prawdę zabiorę do grobu.
-
Przykro mi Harry, ale ci o tym nie opowiem. Nie mogę i nie chcę –
stanowczo odpowiedziała Hermiona.
Popatrzyła na niego uważnie i
chłopak ujrzał w jej oczach powagę, zaciętość i determinację.
- Ale w
związku z tym, co usłyszałam, ja też mam ci coś do powiezienia, drogi
przyjacielu – mówiła cicho i łagodnie. - Możesz się otruć lub nie,
tylko pamiętaj, że jeżeli wypijesz dziś tą truciznę, to ja pójdę w twoje
ślady .
- CO ?! – wrzasnął wiecznie rozczochrany syn
Jamesa P. i wstał z wrażenia, z fotela, gapiąc się nieprzytomnie na
przyjaciółkę.
- To, co słyszałeś – Hermiona była niebezpiecznie
spokojna i poważna.
- Nie wiem jak to zrobię... Może gwizdnę
jakąś truciznę z pracowni Snape’a lub jego gabinetu, albo po prostu
pójdę do kuchni pożyczyć nóż i podetnę sobie żyły siedząc w gorącej wodzie,
w komfortowej łazience Prefektów – jej głos był monotonny i cichy, bez
żadnych głębszych emocji, poza ledwie wyczuwalnym smutkiem.
- Nie
możesz tego zrobić! – głośno i wyraźnie powiedział przestraszony
Harry.
Czuł, że jego przyjaciółka mówi całkowicie serio.
- Tylko
tak mówisz, żebym ja się nie zabijał – powiedział niemal z rozpaczą
– to... To zwykły szantaż.
- Nie – powiedziała spokojnie
Hermiona i w to jedno słowo brzmiało jak wyrok – Nie mogę ci zabronić
się otruć, ale ty też nie możesz mi zabraniać zrobić z moim życiem tego, co
zechcę. Jeżeli ty się poddasz, to czemu ja miałabym się męczyć z moją
beznadziejna od dziś egzystencją... To by było nie fair.
- Boże, co
zrobił ci Percy skoro tak mówisz?! – Harry był zrozpaczony,
wściekły i poirytowany – No co? Zwariowałaś?! Co on takiego mógł
zrobić do jasnej cholery, że myślisz o podcinaniu sobie żył – chłopak
był bardzo wkurzony – bo przecież cię nie zgwałcił...
/>Jedno spojrzenie Hermiony wystarczyło mu za odpowiedź.
- Nie wierzę
– powiedział Gryfon cicho. – Nie wierzę, że to zrobił.. –
Harry zwątpił całkowicie. – Nie wierzę... – dziewczyna patrzyła
na niego smutno – a ten...
- Matrojew, też. – ucięła jego
rozważania Herm.
- Ale oni przecież nie mogli tego zrobić –
Harry wyglądał jakby chciał przekonać samego siebie. Zaczął chodzić tam i z
powrotem po Pokoju Wspólnym. – Nie mogli, oni działali z urzędu, nic
nie usprawiedliwia ich zachowania, absolutnie nic. Hermiona, powiedz, że to
nieprawda... Ron tego nie przeżyje...
- Ron – się - o - ni -
czym – nie – do – wie. Nikt się o tym nie dowie, Harry
– dziewczyna patrzyła na niego wymownie i była bardzo stanowcza
/>- Herm, musisz o tym komuś powiedzieć. Przecież kto jak kto, ale chyba ty
wiesz, co to jest nadużycie władzy, prawda?
- NIKT SIĘ O TYM
NIE DOWIE, HARRY! To moje ostatnie słowo...
- Rozumiem
– Harry zrobił się bardzo blady – nie będę pytał czym wam
grozili, bo łatwo się domyślić. Gryfon ukrył twarz w dłoniach, czuł się
fatalnie.
- To niedorzeczne. Ten pierd*lony kujon Percy, nie mógł stać
się takim bydlakiem. Nie pojmuję tego – chłopak był zbyt wstrząśnięty,
by odczuwać ogrom gniewu jaki miał pojawić się w jego sercu następnego dnia.
– Mam wrażenie, że mi się to śni.
- Powiedz mi, czy... nie wiem
jak mam o to zapytać. Jak oni mogli to zrobić przy świadku i czy on do
jasnej cholery...
- Harry – przerwała mu Hermiona łagodnym
głosem – Draco Malfoy nie mógł zrobić absolutnie nic, poza
pogorszeniem mojej sytuacji.
- Boże , no przecież...
-
Przestań! Dał Percy’emu w twarz i absolutnie nic więcej nie
mógł zrobić! On był w tak samo opłakanej sytuacji jak ja –
Hermiona była zirytowana irracjonalnym zachowaniem Harry'ego. - Jeśli
cię to pocieszy, dostał takim Tormenterem, że poszła mu z nosa krew, a jak
sprawdzali za pomocą zaklęcia Revalo, czy ma Mroczny Znak...
-
Dobrze już, dobrze, wiem że nic na to nie mógł poradzić... Tylko nie
potrafię zrozumieć tych... Boże wszechmocny! Nie mam nawet na nich
odpowiedniego określenia... – Chłopak popatrzył z troską na
dziewczynę.
Chciał cos powiedzieć, albo zrobić, cokolwiek co mogłoby
przynieść jej ulgę, ale nie miał pojęcia, co.
Hermiona
dostrzegła jego współczucie i litość. Szybko wstała.
- Idę pod
prysznic – powiedziała – a ty, ty Harry zrobisz co zechcesz, mi
to jest zupełnie obojętne...
- Ale mi, kurwa, nie jest obojętne, czy
podetniesz sobie żyły, czy nie!
- To, co zamierzasz? –
spytała dziewczyna.
- Urżnę się razem z Malfoyem. Ot co.
-
Słucham?!?! – dziewczyna była szczerze zdziwiona.
-
Uwalę się do nieprzytomności, może mi ulży. KURWA! Zabiję
Percy’ego.
- Rób, co uważasz, ja idę się myć i spać. Dobranoc.
- Dobranoc... Nie sądzisz, że to brzmi dziwnie?
- Nawet bardzo.
Życie to jedno wielkie gówno, Harry.
Chłopak nie mógł znaleźć
przeciwko temu twierdzeniu żadnego sensownego argumentu.
***
/>******
Nie będzie mnie co najmniej do sboty - badania w
szpitalu:(
Dlatego dałam wam więcej - na zapas.
Trzymajcie się
ciepło, kit
Raistlin
14.12.2004 20:00
Dzięki ci Kit za taką ilość. Ja tam bym nie
wytrzymał bez tego opowiadania.
Opinia o opowiadaniu: patrz poprzedni
post
border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'
/>
Ps: Kit to była nuttela nie kawa
border='0' style='vertical-align:middle' alt='turned.gif'
/>
harciomaniak
20.12.2004 21:42
Siemka!!!
Może to nie
będzie zbyt konstruktywny post
No ale jednak Post!!!
/>DZISIAJ JEST PONIEDZIAŁEK!!!
A mówiłaś że nie będzie cie
DO soboty!!!
No ale tak to twoje opowiadanie jest
/>Supeerrrrr!!!!
Gratuluje tak świetnego pomysłu na
Ficka
Chociaż te opisy zmroziły mi krew w żyłach
(o czym
ostrzegałaś) to były super
Pozdrówka i Weny w kontynuowaniu tak
wyśmienitego ficka!!!!
Kit jest w szpitalu i na razie nie będzie
nowych odcinków.Jak mi przekazała wróci prawdopodobnie dopiero po Świętach.
Mam nadzieję, że uzbroicie się w cierpliwość.
pozdrawiam cieplutko
/>sonka
mi się całkiem, całkiem podoba. prócz paru
błędów treściowych (chociażby ten Severus i ulica w Hogwarce) i
stylistycznych jest fajnie. ja zaczęłam czytać to pomyślałam "jak
fajnie! zapowiada się ciekawe opowiadanko nie potterowski". jednak
kilka kolejnych wersów trochę mnie zawiodło, ponieważ jednak pojawił się w
nich Potter. ale cuż. i tak całkiem, całkiem. czytywałam gorsze. i to dużo
gorsze.
ps. co się stało z Kit? w szpitalu? mam
nadzieję, że to nic poważnego....
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/sad.gif' border='0'
style='vertical-align:middle' alt='sad.gif' /> przeslijcie
jej ktos pozdrowienia. bynajmniej ode mnie.
Noc z
poniedziałku 05.11.96 na wtorek 06.11.1996
Przesłuchanie Severusa
Snape’a
Sala w której znalazł się
Severus była spora, ale nie ogromna.
Stały tam dwa normalne krzesła i
jeden fotel....
Stalowy fotel z okuciami na ręce i nogi. Mistrz
Eliksirów uśmiechnął się do siebie cynicznie.
Gdyby nie był pod
działaniem Wywaru Amorficus, te stalowe obręcze na nic by się nie zdały. W
chwili silnego, niekontrolowanego bólu, strachu i wściekłości, transformacja
nastąpiłaby błyskawicznie, a siła i szybkość jakimi dysponował w takiej
chwili wampir, były dla zwykłego śmiertelnika wręcz niewyobrażalne.
/>Widocznie Percy tego nie wiedział. Ale mało kto miał taką wiedzę.
/>Musieliby mieć obręcze dwimerytowe.* Ich nie byłby w stanie rozerwać żaden
wampir. Ale pragmatyczny, zakochany w idealnym porządku społecznym Weasley w
takie przesądy nie wierzył. Poza tym miał swoją stal.
„Ciekawe
gdzie łańcuchy?” – pomyślał Severus cynicznie.
-
Zapraszamy – głos Percy’ego odbił się echem od kamiennych ścian,
a sam mówiący wskazał Severusowi drwiącym gestem stalowe siedziszcze.
/>- Piłem swój eliksir, ale wy chyba mi nie ufacie, prawda? –
sarkastycznie spytał Sev.
- Absolutnie nie – głos
Percy’ego był zimny.
Mistrz eliksirów spokojnie usiadł w fotelu,
ale zanim dał się przykuć, chwycił Weasleya za ramię i pociągnął ku sobie,
tak że jego usta znalazły się na poziomie uszu wiceministra.
- Nie
wiem, co im zrobiłeś. Nie mam pojęcia, co zrobiłeś tej małej Granger, ale
jeśli się dowiem i prawda nie będzie mi się podobała, to pożałujesz, że się
urodziłeś.
Weasley obdarzył go cynicznym i pełnym wyższości
spojrzeniem.
- Grozisz mi siedząc na własnym przesłuchaniu? Na twoim
miejscu bym tego nie robił, Snape.
- Ja tylko cię ostrzegam. Nie grożę
ci. Jeżeli czujesz się zagrożony, to znaczy że masz nieczyste sumienie...
Igor przykuł go mocno – o wiele za mocno, tak aby sprawić
przesłuchiwanemu jak największy ból - za nogi i ręce do fotela .
/>Wampir ani razu nie odwrócił swojego wzroku od ciemnych, epatujących
okrucieństwem oczu mężczyzny i ani jeden mięsień twarzy nie drgnął mu z
bólu.
Bułgar uśmiechnął się zimno.
- Mam bardzo czyste
sumienie, Snape – Severus popatrzył na Percy’ego. – Czyste
jak łza. A wiesz dlaczego?
- Oświeć mnie, Weasley – mężczyzna
uśmiechnął się zimno, ale w jego czarnych oczach była jedynie powaga.
/>- Sumienie mąci postrzeganie rzeczywistości. Ja mam je kryształowo czyste,
bo go... nie używam.
Wzrok wiceministra krył wyzwanie, pogardę
i cyniczne samozadowolenie.
Oczy Severusa pociemniały jeszcze bardziej
– o ile to możliwe - od tłumionego gniewu.
- Wiedz, że tego co
teraz powiedziałeś nie zapomnę nigdy. I nie spocznę dopóki nie dowiem się,
co zrobiłeś tym dzieciakom, nawet jeżeli zastraszyłeś ich i nawet jeśli będę
musiał użyć Veritaserum. Ja nie mam szesnastu lat.
- Ale jesteś
istotą rozumną. Ograniczoną – mężczyzna uśmiechnął się z pogardą, a
jego kumpel zarechotał - ale rozumną. Nie chcesz chyba, żeby stało się coś
Lucjuszowi, albo rodzicom Granger, więc nich cię to absolutnie nie obchodzi.
Cel uświęca środki, Snape.
- Ty sukinsynu – wysyczał wampir
– masz szczęście, że jestem przykuty, bo wybiłbym ci kilka zębów.
/>Wiceminister dał mu wyraźnie do zrozumienia, że użył wobec uczniów
przemocy i to zapewne zarówno psychicznej jak i fizycznej. A on nie mógł nic
zrobić, zaś szukanie prawdy mogło jedynie spowodować jakieś nieszczęście.
Świadomość bezsilności, tylko wzmogła irytację i złość Severusa. Ale wampir
wiedział, że wcześniej czy później wszystko się wyjaśni. Należy być tylko
cierpliwym i mieć plan. Na razie nie miał jeszcze żadnego planu, ale
wkrótce...
Te rozważania nieco go uspokoiły.
- Koniec tej
bezsensownej gadki – Igor uśmiechnął się drapieżnie – pan, panie
Snape nie ma absolutnie nic do powiedzenia, chyba, że będą to odpowiedzi na
nasze pytania. Veritaserum na pana nie podziała, ale są pewne skuteczne i
całkowicie dozwolone środki uzyskania prawdy.
- Prawdy, czyli
tego co chcecie usłyszeć? – Severus wszedł mu w słowo. Wampir
uśmiechnął się przy tym sardonicznie
- Milcz – tym razem mówił
Percy. – Istnieją nie tylko środki legalne. Są też nielegalne, ale
trudne do wykrycia. Na przykład coś takiego jak bicie, które nie zostawia na
ciele widocznych śladów
Wampir zaśmiał się okrutnie.
- To ma być
przesłuchanie?! Nie chodzi mi o mnie, ale o tych troje dzisiaj. Jeżeli
ich skrzywdziliście, to naprawdę mocno pożałujecie. To jeszcze prawie
dzieci.
- Dobrze rozwinięte dzieci – Matrojew uśmiechnął się
paskudnie – dobrze rozwinięte zarówno pod względem psychicznym jak i
fizycznym.
- Bardzo dobrze powiedziane Igorze – Percy się
zaśmiał.
Wzrok Severusa był zimny jak lód i Weasleya naprawdę
przeszedł dreszcz strachu gdy spojrzał przykutemu mężczyźnie w oczy.
-
Nie radzę więcej rzucać przy mnie takich komentarzy, panie Matrojew –
powiedział bardzo łagodnie wampir. - Po prostu nie radzę, zwłaszcza że mam
świetną pamięć i jako ograniczona, ale rozumna istota rewelacyjnie kojarzę
fakty.
- Myśląca bestia? – zapytał ze śmiechem Percy.
- Na
pana nieszczęście, wiceministrze, niestety tak – Severus uśmiechnął
się pobłażliwie i drapieżnie za razem.
- Przejdźmy więc do rzeczy,
Snape... – Weasley wziął jedno z krzeseł i ustawił oparciem
naprzeciwko fotela, w którym „zasiadał” mistrz eliksirów i
usiadł na nim okrakiem, poprawiając urzędową szatę.
Rudowłosy
mężczyzna ułożył wygodnie ręce na oparciu i od niechcenia zaczął bawić się
swoją różdżkę.
W jego oczach Snape widział całkowity brak
jakichkolwiek uczuć. Za to było w nich chłodne zainteresowanie i poczucie
wyższości oraz władzy. Ten człowiek uważał, że jest ponad prawem i jest
całkowicie bezkarny. Że w imię tego w co wierzy i co chce osiągnąć, może
zrobić wszystko.
Mimo, że nigdy nie lubił tego gówniarza, Severus
poczuł coś na kształt ukłucia żalu, że Percy stał się tym, kim (czym?) się
stał.
- To normalne, że włóczyłeś o tak później porze w koszuli
nocnej po Zamku? – spytał w końcu z niedowierzaniem Weasley?
/>Mistrz Eliksirów wcześniej, dyskretnie przeczytał, to co napisał mu
wychowanek. W duchu pochwalił chłopaka za szybkie myślenie i przebiegłość.
Teraz na wszystkie pytania odpowiadał zgodnie z tym, co zeznali Malfoy
i Granger.
- Doskonale wiesz, że tak. Kilka razy w tygodniu wychodzę
tylko po to, żeby przyłapać na łażeniu żądnych przygód uczniów. Dzięki mnie
mają te swoje przygody i szlabany także...
- Z tym akurat nie mogę się
nie zgodzić, ale jakoś nie wierzę ani tobie, ani Malfoyowi. Musieliście
ustalić wcześniej zeznania.
- Po co mielibyśmy ustalać
zeznania? Przesłuchiwany miałem być tylko ja. Trzeba było użyć na
Draconie Veritaserum, skoro sądzisz, że łgał.
- Skąd mam wiedzieć, czy
nie dałeś mu nic, co niwelowałoby działanie Veritaserum?
- Niby kiedy?
- Nie ty zadajesz tu pytania, Snape – sucho stwierdził Igor,
który zapisywał zeznania przy małym stoliku, na prawo od nich. To
przesłuchanie musiało zostać udokumentowane.
- No dobrze... A jak
wytłumaczysz fakt, że osobiście znałeś Notta? Ciebie wpuściłby bez problemu
do domu. A nie było śladu żadnego włamania.
Snape przeklął się w
duchu za to, że nie zostawił upozorowanych śladów włamania, wystarczyło
wywarzyć drzwi i rzucić różdżkę Salomona gdzieś w kąt.
- Nie
utrzymywałem z nim kontaktów od lat. Jedynie parę razy powiedziałem mu dzień
dobry na Pokątnej, lub w Hogsmeade. Poza tym nigdy nie darzyłem go
przyjaźnią. To nie była bliska, serdeczna znajomość. Kiedyś musieliśmy
utrzymywać kontakty bo obydwaj należeliśmy do Śmierciożerców. Od kiedy
jestem po tej drugiej stronie z tym panem raczej unikałem kontaktu. Nigdy
nie lubiłem jego chorobliwego zamiłowania do przemocy. Należał do
najokrutniejszych z nas. Bił nawet na głowę panią Lestrange, która a ksywę
Żelazna Dama, albo po prostu Kacica.
- Twierdzisz, że Nott był
okrutnikiem? – Percy uśmiechnął się cynicznie.
- Nie twierdzę.
Ja to po prostu wiem. Widziałem na własne oczy, co potrafił robić z
ofiarami, ten szlachetny i nobliwy przedstawiciel naszego świata
– głos przesłuchiwanego był drwiący.
- Może mi jeszcze powiesz,
że to on torturował Pottera, co?
- Nie mam żadnych wątpliwości, że to
był on. Widziałem jak wyglądał Potter gdy profesor Dumbledore przyniósł go
do skrzydła szpitalnego. Nie mam pojęcia tylko jak udało mu się odbić tego
dzieciaka w pojedynkę, ale widocznie ma swoje sposoby – spokojnie
wyjaśnił Severus.
Percy skrzywił się z dezaprobatą
- Jasne
– powiedział.
- Sprawdźcie jaką cudowną Salę Tortur ma, a raczej
miał obok piwnicy nobliwy, stateczny pan Nott, który z tego, co wiem nie
zerwał nigdy ze Śmierciożercami.
- Oczywiście – wiceminister
uśmiechał się z drwiną i wyższością. – Wiesz, że Potter mówił to samo?
Nie wiem po co chcecie oczerniać tego wspaniałego człowieka. Osobiście nie
mam żadnych wątpliwości, że nie był zwolennikiem Lorda w chwili śmierci.
Natomiast nie mam tej pewności, co do ciebie. Może nawet zrobiłeś to ty, na
zlecenie tego czerwonookiego szaleńca.
Severus nie mógł uwierzyć w
zaślepienie człowieka, który go przesłuchiwał.
- Od lat jestem wierny
Dumbledore’owi jak przysłowiowy pies – powiedział urażony. - Nie
zamierzam słuchać tych oszczerstw.
- Ale sam wygadujesz oszczerstwa
wobec Notta. Był wspaniałym czarodziejem i dobrym pracownikiem mnisterstwa.
- Powiedz, że wkładał do wspólnej kasy sporo galeonów.
- Milcz,
Snape. Łżesz jak pies. Nie wiem dlaczego ktoś go zabił, ale się dowiem i
jeżeli to byłeś ty, to w końcu się przyznasz. Mamy sposoby.
- Nie
wątpię, że macie. Jedną z nich jest szantaż.
- Na ciebie mamy inne
metody.
- Notta zabił ktoś, kto był na niego wściekły. Może Nott
wykończył kogoś z rodziny tej osoby. Wampir mógł wykonać jedynie brudną
robotę na czyjeś zlecenie – spokojnie powiedział Severus.
- Tak
mówisz, Snape?... To się okaże...
- W jego organizmie znaleziono
Eliksir Czuwania... ale udoskonalony o dodatkowe składniki. Powiedz Snape,
jaki wampir w Wielkiej Brytanii zna się jeszcze tak dobrze na eliksirach jak
ty, co?
- Każdy – spokojnie odpowiedział Severus. – Każdy
wampir zna się na eliksirach i ma do nich smykałkę. Osobiście znam jednego z
wampirów zamieszkującego w Anglii. Lazarus Astratto. Zna się świetnie na
eliksirach... Jak każdy z nas. To, że jakiś wampir zawodowo nie zajmuje się
eliksirami o niczym nie świadczy. Ja na przykład uzyskałem specjalizację w
Czarnej Magii i Obronie przed nią,a uchodzę za jednego z najlepszych
mistrzów w tej dziedzinie – Percy słuchał uważnie mężczyzny. Doskonale
wiedział, że przesłuchiwany mówi prawdę.
– Większość z nas nie
lubi zajmować się warzeniem mikstur zawodowo, wolimy traktować to jako
hobby, ja także, ale nauczam tego przedmiotu na wyraźną prośbę Albusa
Dumbledore’a.
- Tak go kochasz? – zadrwił Wiceminister, a
Matrojew się zaśmiał.
- Nie – Severus popatrzył Percy’emu
prosto w oczy. Tak bardzo jestem mu oddany i tak go szanuję. Wiesz,
co to jest szacunek, Weasley?
- Doskonale wiem, Snape i zamierzam
nauczyć cię szacunku do władzy, bo jak na razie zwracasz się do mnie po
nazwisku, a to nie wypada.
Bez słowa uprzedzenia, wceminister
rzucił w Severusa Tormenterem.
To, żeby nie wrzasnąć kosztowało
przesłuchiwanego mężczyznę bardzo wiele, bo Percy trzymał go pod klątwą
dosyć długo i wampir musiał mocno zacisnąć szczęki.
- Proszę zwracać
się do mnie i mojego współpracownika z należytym szacunkiem – zimno
powiedział Weasley, kiedy przesłuchiwany był w stanie złapać pierwszy
swobodny oddech.
Mistrz Eiksirów Hogwartu popatrzył na Igora
Matrojewa. W oczach Bułgara lśniła okrutna ciekawość i sadystyczna uciecha.
„Jeżeli myślicie że się przyznam, to grubo się mylicie”
– pomyślał Severus, który właśnie coś zrozumiał.
Nie chodziło o
to, że Percy jakoś wybitnie podejrzewa akurat jego. W końcu tyle lat Snape
go uczył i ten rudy kretyn wiedział, że nigdy nie podniósł na żadnego ucznia
ręki, chociaż był bardzo surowy i karał Gryfonów zbyt często.
Nie
pasowało do niego zupełnie popełnienie tak okrutnej zbrodni, w sprawie
której był teraz przesłuchiwany.
Nie mieli ani żadnych dowodów, ani
nawet poszlak. Jakikolwiek trop urywał się nigdzie...
Nie mogli skazać
żadnego z wampirów – bo żaden nie przyzna się do przestępstwa, którego
nie popełnił, ani nie byłby na tyle głupi aby przyznać się do zbrodni
popełnionej. Chcieli z tego dochodzenia uczynić precedens, który pozwoli
tępić bezkarnie wampiry i urządzać tak jak niegdyś obławy na wilkołaki
podczas pełni księżyca... I musieli znaleźć kozła ofiarnego, a on –
Severus wydawał się idealny do tej roli z kilku powodów.
Całe to
dochodzenie miało na celu wrobienie konkretnie jego, tylko po to by odegrać
się przy okazji na nie lubianym nauczycielu, a przede wszystkim - żeby
pokazać Dumbledore’owi, że jest starym głupcem, który nie ma racji i
może powinien ustąpić ze stanowiska. Bo Albus jako myślący, potężny i
wpływowy przy czarodziej zagrażał ludziom pokroju Weasley’a.
Na
jego miejsce można by wsadzić odgórnie jakiegoś posłusznego Ministerstwu
matoła, który tańczyłby jak mu zagrają. Wystarczyło udowodnić, że dyrektor
Hogwartu zatrudnia niebezpiecznego przestępcę.
To olśnienie
spowodowało, że Severus postanowił działać bardzo powoli, bardzo dyskretnie
i bardzo przebiegle, a jako „zawodowy” Ślizgon nie powinien mieć
z tym większych problemów. Co dziwne ta myśl go uspokoiła bo wiedział na
czym stoi...
*Dwimeryt
– Termin zaczerpnięty z pięciotomowej sagi Sapkowskiego o Wiedźminie.
U Sapkowskiego dwimerytowe obręcze na przegubach hamowały zdolności magiczne
uniemożliwiając uprawianie czarów. Był to metal antymagiczny.
Tu: jest
to metal odporny na siłę wampira, czy nawet olbrzyma.
Bardzo rzadki i
praktycznie nieużywany, uznany przez większość czarodziei za głupi
przesąd.
******
- Jesteście o prawie
dziesięć minut za późno – zimny głos Voldemorta przeszył ciszę w
sypialni państwa Malfoy.
- Chciałem porozmawiać z matką na
osobności... Sprawy osobiste, Panie – Draco był wprawdzie niespokojny,
ale ku swemu zdziwieniu, Lord nie przeraził go tak bardzo jak się tego
spodziewał. Owszem budził respekt i miał straszne, czerwone oczy, ale Draco
nie potrafił odczuwać wobec niego ani szacunku, ani jakiejś większej
bojaźni. Pierwszy raz go wdział i Ten Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać
trochę zawiódł jego wyobrażenia.
- Panie, to zaszczyt oglądać cię na
własne oczy – chłopak powiedział z powagą i ukłonił się nisko... ale
nie za nisko.
- Twój syn to prawdziwy szlachcic i człowiek honoru,
Narcyzo – powiedział mile zaskoczony dojrzałą, pełną czci postawą
młodzieńca, Voldemort – nie sądzę, aby zawiódł moje oczekiwania...
/>Narcyza uspokoiła się już prawie całkiem. Jej syn zachowywał się tak jak
powinien i wzbudził zaufanie Lorda.
- O tak – zimny głos
Bellatrix emanował podziwem dla młodego Malfoya – wyrosłeś na
przystojnego, młodego mężczyznę Draco. Powinniśmy mieś z ciebie dużo
pożytku.
Chłopak spojrzał na nią zaskoczony, a później zwrócił
zaciekawione oczy na matkę.
- To twoja ciotka, Draco... Bellatrix
Lestrange – wyjaśniła łagodnie pani Malfoy.
- Witaj ciociu,
cieszę się że cię widzę – młodzieniec ucałował z kurtuazją rękę
dorównującej mu wzrostem, szczupłej kobiety.
- Rzeczywiście, Panie...
prawdziwy szlachcic – Bellatrix zaśmiała się przy tych słowach niemal
dobrodusznie. – Witaj drogi siostrzeńcu, zasłużyłeś na dzisiejszy
przywilej... Myślę, że wywiążesz się z Próby znakomicie.
Czarny Pan
uśmiechnął się pobłażliwie.
- Pozwolisz Narcyzo, że udamy się z twoim
pierworodnym do salonu... Ty lepiej zostań tutaj, chyba że chcesz oglądać
Próbę Dracona, ale uprzedzam, że to nie jest miły widok...
Narcyza
lekko pobladła, a chłopak posłał jej uspokajające spojrzenie i nawet
uśmiechnął się lekko. Skinęła głową i usiadła na łóżku. Musiała się napić...
******
Harry nie mógł przyswoić sobie tego, czego
właśnie się dowiedział. Jego umysł odmawiał przyjęcia do wiadomości faktu,
że Percy Weasley i Igor Matrojew zgwałcili dzisiaj jego przyjaciółkę.
/>Takie rzeczy się nie zdarzają. Nie powinny się zdarzać.
/>W ogóle nie chciało mu się spać.
Leżał w swoim łóżku przebrany w
pidżamę i co jakiś czas patrzył na zegarek.
Jego myśli były
czarniejsze niż noc.
Harry był odpowiedzialny za życie Hermiony
i wcale mu się to nie podobało.
Szczerze powiedziawszy, chłopak miał
ochotę udusić kogokolwiek – nawet śpiącego na łóżku obok Rona –
tak jakby zabójstwo miało mu zrekompensować to, że nie może skończyć ze
sobą.
A co to cię obchodzi, co zrobi Hermiona? – odezwał
się w jego głowie podstępny głos.
Och zamknij się!
Kiedy myślał o Hermionie to wcale nie wydawało mu się oczywiste,
że ona może tak po prostu podciąć sobie żyły, albo się otruć, co miało
miejsce gdy zastanawiał się nad samym sobą.
„Muszę oddać
truciznę Snape’owi jak wróci – pomyślał – żeby mnie nie
kusiła.... cholera!”
******
Crabb i Goyle
byli już nieźle wstawieni, gdy Harry zapukał do drzwi ich dormitorium.
/>„Boże co ja tu robię?” – myślał Gryfon.
-
Pro <hick> szę – powiedział przerywanym pijacką czkawką głosem
Gregory.
- Czy myślisz, że to Draco? – wykazał się myśleniem
Vincent.
- On <hick> by chy <hick> ba nie pu <hick>
kał , nie? – myślenie jego kumpla było nieco bardziej logicznie, mimo
czkawki.
Harry zdjął pelerynę i wszedł.
- Cześć –
powiedział niepewnie.
- Cześć - odpowiedzieli mężnie chórem, Crabb i
Goyle.
- Gdzie Malfoy?
- Po Dracona przyszła całkiem niedawno
jego mama i powiedziała, że musi go zabrać – stwierdził Vincent.
/>- Aha, dobra, to ja nie będę przeszkadzał.
„Nie dość, że
kurwa, Hermiona został zgwałcona, to jeszcze krwa, nie mogę się upić razem z
Malfoyem” – pomyślał z goryczą.
- Nie <hick>
przeszka <hick> dzasz – wyjaśnił mu kurtuazyjnie osiłek z
czkawką.
- Właśnie. Chodź się napij. Może Draco zaraz wróci? –
wykazał się kojarzeniem faktów osiłek bez czkawki.
No i Harry się
napił.
A ponieważ nie był przyzwyczajony do picia wódki, zwłaszcza z
bardzo niewielką ilością popitki, po godzinie świat pozyskał w jego oczach
nieco inne barwy, a nawet konsystencję i Gryfon musiał koniecznie iść spać.
Tylko, że jak wstał od razu się zatoczył.
„Śpią...”
– zarejestrował z opóźnieniem ten fakt umysł zielonookiego bruneta.
Harry bardzo intensywnie zaczął myśleć, chodź przychodziło mu to z
trudem i po trzech minutach walnął się na łóżko swojego zagorzałego wroga,
Draco Malfoya.
******
Percy i Igor przez kolejną
godzinę zabawiali się rzucaniem w Severusa Tormenterem, a on, ku ich
irytacji jakoś nie chciał przyznać się do winy.
Jakiekolwiek stalowe
obręcze na przeguby rąk i nóg stały się absolutnie zbędne, gdyż Snape zwisał
teraz bezwładnie z wycieńczania.
Przesłuchiwany krzyknął tylko raz.
Kiedy dostał podwójną i bardzo długą klątwą Wtedy nawet zemdlał.
W tej
chwili głowa opadła mu na piersi, a z nosa i uszu sączyła się krew.
-
Nie przyzna się – powiedział cicho Percy do Igora. – Znam go,
sukinsyn się nie przyzna, nawet jeżeli on to zrobił a w to wątpię. Dalsze
stosowanie Tormento może go tylko zabić, albo doprowadzić do utraty
zmysłów. A martwy albo niepoczytalny Snape na nic się nam nie przyda i nawet
może zaszkodzić. Dumbledore to potężny czarodziej. Stary głupiec, ale
potężny... Lepiej go nie drażnić.
- W końcu się przyzna –
Matrojew spojrzał na zegarek. Była za piętnaście dziesiąta.- Zróbmy sobie
kwadrans przerwy, Percy. Zjadłbym coś.
- Dobrze – Weasley
popatrzył niechętnie na wycieńczonego mężczyznę w stalowym fotelu.
/>Severus z wielkim wysiłkiem wsparł głowę na oparciu. Wyglądał okropnie.
Gdyby Percy używał sumienia, zapewne by go w tej chwili ruszyło, ale
on był postępowym czarodziejem. Tak postępowym, że parę godzin
wcześniej zgwałcił dla zwykłej rozrywki szesnastolatkę, tylko dlatego, że
mógł sobie na to pozwolić, bo występował z pozycji władzy.
Wiec jak
mógł ruszyć go widok sponiewieranego wampira? Przecież TO nie było nawet w
pełni człowiekiem....
Matrojew podszedł do Severusa i nachylił się do
jego ucha.
- Nie wiem czy go zabiłeś czy nie... i tak szczerze to mało
mnie to obchodzi. Ale przyznasz się... Jeżeli nie dziś to w sobotę
wieczorem, na kolejnym przesłuchaniu. Będziemy cię przesłuchiwać aż do
skutku, kutasie.
- Pieprz się – bardo cicho i bardzo łagodnie
odpowiedział Snape, a Matrojew splunął mu w twarz i z całej siły walnął go w
splot słoneczny, tak że czarnookiemu mężczyźnie zabrakło na dłuższą chwilę
tchu.
Urzędników nie było co najmniej przez trzy kwadranse i
Severus w tym czasie mógł trochę odpocząć. Bolało go po prostu wszystko.
/>Najbardziej doskwierało mu to, że nie może wytrzeć z twarzy swojej krwi i
śliny Matrojewa.
Wiedział jedno. Całkiem poważnie brał pod uwagę nie
tylko nie wypicie swojego eliksiru przed kolejnym przesłuchaniem, ale nawet
zażycie cudownego specyfiku, niwelującego działanie Wywaru Amorficus, na
wypadek gdyby chcieli go nim uraczyć w Azkabanie na siłę. Jak on nienawidził
tego miejsca...
„Jeżeli nic innego nie da się zrobić, to cóż...
wykończę ich jako wampir, a później skończę ze sobą, bo i tak za coś takiego
czeka mnie śmierć, nawet po uczciwym procesie.” – Severus
ze względu na Zakon i na Albusa, żywił jednak mimo wszystko nadzieję, że da
się znaleźć inne wyjście z sytuacji.
- Witamy ponownie, panie
Snape – przerwał niewesołe rozważania Mstrzowi Eiksirów, chłodny głos
Matrojewa.
Severus posłał mu drapieżne spojrzenie i uśmiechnął się
cynicznie.
- Odpocząłeś sobie trochę? – drwiąco spytał Weasley,
siadając ponownie na krześle naprzeciwko przesłuchiwanego.
- Nie
spisujecie tego, co ze mną robicie? – głos Seva pełen był sarkazmu i
zimnej ironii.
- Widzę, że wróciłeś do pełni sił – Percy
uśmiechnął się sardonicznie.
- Nie pasuje ci ten uśmiech, Weasley
– odezwał się łagodnie Snape. Masz zbyt chamski wyraz twarzy..
/>
Przez następną godzinę skuty łańcuchami Severus poznał smak
wszystkich możliwych ciosów, zwłaszcza w nerki.
Wampiry są bardzo
wytrzymałe na ból. Po dziesięciu minutach Snape mógł normalnie chodzić i
nawet za bardzo nie było widać po nim, przez co przeszedł.
Wampiry
są bardzo wytrzymałe na ból, ale to nie oznacza, że odczuwają go mniej
intensywnie od ludzi.
Mężczyzna leżał skuty łańcuchami na podłodze i
ledwie łapał oddech, po kolejnym bardzo sprawnie wymierzonym, niezbyt
silnym, ale za to bolesnym kopnięciu Matrojewa, w żołądek. Był bliski
omdlenia.
„Ciekawe masz umiejętności, sukinsynu” –
pomyślał przeszyty kolejną falą fizycznego cierpienia, Snape.
-
Nie przyzna się dziś – Percy zwrócił się bardzo cicho do kumpla.
– A nie możemy go załatwić, ze względu na tego stukniętego starucha z
Hogwartu.
- Wiem, na sobotę postaram się przygotować... coś
specjalnego.
- Dobrze... Wstawaj, Snape!.
- Nie mam siły
– warknął wampir – dajcie mi pięć minut.
Matrojew rozkuł
go z łańcuchów i brutalnie pomógł mu usiąść na fotelu.
- Masz nawet
dziesięć minut, my musimy jeszcze porozmawiać na osobności – chłodno
stwierdził Percy i obydwaj mężczyźni znowu zostawili go samego.
/>Był obolały i zmęczony
Zastanawiał się, co powie
Dumbledore’owi, bo przecież nie całą prawdę. Nie chciał go denerwować.
Strasznie chciało mu się pić.
Nie wódki, nie.
Chciał są
napić zwykłej wody.
I musiał zapalić.
Koniecznie
Inaczej
zwariuje.
No i jego pęcherz też dawał o sobie znać.
Nawet nie
wiedział kiedy wrócili jego oprawcy.
Mistrz Eiksirów skorzystał
z prymitywnej łazienki.
Umył dokładnie twarz i napił się łapczywie
wody z kranu.
Czuł się już na tyle dobrze, na ile mógł po tym co go
spotkało.
Spojrzał w lustro i stwierdził z zadowoleniem, że wygląda w
miarę normalnie i może spokojnie udać się do Albusa.
***
-
Jestem – powiedział Severus ochrypłym głosem, pojawiając się dziesięć
minut po północy w kominku, w gabinecie dyrektora.
Dumbledore
oczywiście pozwolił mu palić tyle ile tylko chciał.
Wampir
zrelacjonował mu swoje nieciekawe przemyślenia i przebieg przesłuchania,
pomijając fakt znęcania się nad nim, czego Albus i tak się domyślał.
/>Oczywiście dyrektor nie mógł też dowiedzieć się o planie awaryjnym
na sobotę.
- Narcyza zabrała przed dwunastą Dracona do Dragon
Tower... Nie podoba mi się to - powiedział nagle zmartwiony Albus.
-
CO? W nocy?! – mistrz eliksirów momentalnie poczuł się dużo mniej
zmęczony i obolały.
- Tak. Mówiła że niedługo wróci, a ona chce z nim
tylko pilnie porozmawiać. Widziałem, że jest zdenerwowana i nie chce, lub
nie może mówić nic więcej.
„Kurwa” – pomyślał
Severus.
- Cholera – powiedział na głos – znowu nie
zasnę...
- Masz – Dumbledore podał mu Eliksir Bezsennego Snu,
który przygotował już wcześniej. – Ja też dziś wypije porcję –
dodał widząc skrzywioną minę podwładnego.
Severus wziął niechętnie
fiolkę, ale wiedział że Albus ma rację. W końcu musiał trzeźwo myśleć w
czasie zajęć.
- Nie ma sensu zamartwiać się w tej chwili, zobaczymy,
co sam Draco będzie miał do powiedzenia jutro rano – dodał
uspakajającym tonem Dumbledore.
- O ile cokolwiek będzie chciał, lub
mógł powiedzieć, Albusie.
- Ta prawda Severusie, to prawda, ale my nie
mamy wpływu na to kiedy i co nam powie...
***
******
Noc z
poniedziałku 05.11.96, na wtorek 06.11.1996
Próba Dracona
Malfoy’a
Dragon Tower była obwarowana
ogromną ilością zaklęć zabezpieczających i ochronnych, tak że rzucanie na
terenie posiadłości Malfoy’ów klątw niewybaczalnych było całkowicie
bezpieczne, chyba że ministerstwo wystosowałoby odgórny nakaz zobowiązujący
właścicieli do zdjęcia większości magicznych blokad i zabezpieczeń, ale ja
do tej pory to nie nastąpiło.
Salon na dole był ogromny i mogło w nim
pomieścić się swobodnie dwadzieścioro ludzi, a jeszcze mieliby sporo miejsca
do tańca. Stała tam jedynie spora kanapa, stół i wygodne, stylowe krzesła
Sporo miejsca zajmował rzeźbiony w jasnym marmurze kominek, ozdobiony
onyksami. W tej chwili był całkowicie wygasły, ale w salonie i tak było
ciepło.
Jeżeli chodzi o meble był tam jedynie ogromnych rozmiarów
barek z alkoholem opieczętowany stałym zaklęciem chłodzącym.
/>Voldemort spokojnie nałożył blokadę wyciszającą pomieszczenie i zablokował
skomplikowanym zaklęciem drzwi.
Draco spokojnie podszedł do barku i
zapytał się „zacnych” gości, czy czegoś się nie napiją, bo on
owszem.
- Draco, nie powinieneś być pod działaniem jakichkolwiek
środków odurzających czy znieczulających. Musisz być całkowicie świadomy
– suchym tonem wyjaśniła mu „kochana” ciocia.
-
Bellatrix ma rację... – głos Voldemorta był cichy i niemal łagodny,
ale chłopak i tak widział w jego oczach zamiłowanie do okrucieństwa.
-
Ja jednakże chętnie napiję się Whisky bez wody i lodu i tak pewnie jest
chłodna.
- Proszę bardzo, ciociu – powiedział Draco. Zrobił dla
Bellatrix drinka i podał go kobiecie.
- Nie denerwujesz się?
-
Może trochę – odpowiedział jej zgodnie z prawdą Malfoy.
- Jesteś
dojrzały jak na swój wiek, drogi siostrzeńcu. To się chwali.
- Trochę
ostatnio przeżyłem i zobaczyłem, ciociu. - Draco uśmiechnął się smutno.
/>- Jesteś silny fizycznie? – spytał go chłodno Voldemort, gdy
Lestrange sączyła swojego drinka obserwując siostrzeńca lekko zmrużonymi
oczami, co nadawało jej wygląd niebezpiecznej kocicy.
- Tak, Panie
– grzecznie odpowiedział Draco.
- Bardzo?
- Nie wiem czy
bardzo, Panie – chłopak wzruszył ramionami. - To musieliby ocenić
inni, ale potrafię naprawdę mocno przyłożyć.
Bellatrix uśmiechnęła się
drapieżnie.
- To dobrze, chłopcze. Ale ty już raczej chłopcem chyba
nie jesteś, co?
- Możesz się do mnie ciociu zwracać, jak uznasz za
stosowne – dyplomatycznie odpowiedział blondyn.
- Dżentelmen i
dyplomata, który potrafi przyłożyć – Lord uśmiechnął się z satysfakcją
– będziesz nawet lepszy od swojego ojca, jeśli się postarasz, Draco...
Liczę na ciebie – młodzieniec popatrzył Voldemortowi prosto w czerwone
ślepia.
- Postaram się nie zawieźć cię, Panie – powiedział i
skłonił leciutką głowę.
- To dobrze, bo ja nie lubię wybaczać –
głos wysokiego, chudego mężczyzny był zimny i spokojny. - Mówisz, że jesteś
silny fizycznie, i ja ci wierzę. Chcę tylko sprawdzić, czy posiadasz siłę
wewnętrzną, hart ducha i wytrzymałość, Draco. Zostajesz poddany tej Próbie
nie dlatego, że nie ufam twoim rodzicom, czy tobie... Po prostu od ciebie
będę wymagał trochę więcej niż od zwykłego poddanego.
- Rozumiem,
Panie – odparł Draco pokornie. Przynajmniej na tyle pokornie na ile
było go stać.
Bellatrix odstawiła na stół opróżnioną szklankę.
-
Przedstawienie czas zacząć – powiedziała takim tonem, jakby mówiła o
Jasełkach wystawianych przez mugolskie dzieci i Draco po raz pierwszy tej
nocy naprawdę się przestraszył.
*
Narcyza skończyła
drugiego, mocnego i bardzo dużego drinka, i nie czuła w ogóle działania
alkoholu.
Jej syn, siostra i Czarny Pan byli w salonie już trzy
kwadranse.
Mimo dojrzałej postawy Dracona, kobieta bała się o swojego
jedynaka, zwłaszcza, że znała możliwości Kacicy.
W końcu był jaj
jedynym dzieckiem...
Kobieta podeszła do małego, podręcznego barku
przy łóżku i nalała sobie kolejnego drinka.
*
Kiedy
Narcyza przyrządzała sobie trzecią białą Martini z lodem, Draco po raz
kolejny umierał z bólu na podłodze salonu. Tym razem chyba naprawdę. Po raz
pierwszy rzeczywiście głośno krzyczał, a z oczu pociekły mu łzy. Z nosa
spływała mu obficie krew, a całe ciało wstrząsane było silnymi konwulsjami.
„Zabijcie mnie” – pomyślał nieprzytomnie.
-
DOSYĆ!!! – Voldemort zdjął szybkim ruchem klątwę z
bliskiego utraty zmysłów młodzieńca.
- Poniosło cię, Bello. Chcesz go
zabić, albo wysłać do Św. Mungo, jak Longbottomów? – zapytał chłodno.
- Rzeczywiście, wybacz mi Panie, to kwestia przyzwyczajenia –
Draco przez zasłonę cierpienia usłyszał zimny śmiech ciotki.
„Z
czego ona się śmieje?” – pomyślał jak w malignie. Wydawało mu
się, że ma gorączkę. Przez kilka minut poddawany był niemal nieustannemu
Cruciatus. Bolało go absolutnie wszystko, począwszy od czubka głowy, a
skończywszy na palcach u stóp. Miał wrażenie, że jeszcze chwila tortury, a
nosem wraz z krwią wypłynie mu mózg.
Teraz oddychał ciężko, modląc się
w duchu aby to się skończyło. Chociażby śmiercią. Było mu wszystko jedno.
Voldemort podszedł do chłopaka.
- Masz dosyć, Malfoy?
– usłyszał wsparty na łokciach, rozrywany niemiłosiernym cierpieniem,
jakie sprawiało mu teraz nawet oddychanie, syn Lucjusza.
Draco
spróbował zebrać myśli.
- Tylko od ciebie... Panie zależy... kiedy
skończy... się Próba – odpowiedział łamiącym się z bólu głosem i
podniósł mętny wzrok na swoich oprawców.
- Wstań – blondyn
zacisnął zęby i podniósł się nieludzkim wysiłkiem na nogi. Ku swojemu
zdziwieniu dosyć mocno na nich stanął.
- Jesteś wytrzymałym
młodzieńcem, Draco – sucho powiedział Lord. – Pierwszą część
próby przeszedłeś pomyślnie.
- Pierwszą? – zapytał niepewnie
chłopak.
- Nie obawiaj się – Bellatrix uśmiechnęła się zimno.
– Druga część ma na celu sprawdzić jedynie twoją lojalność i gotowość
do posłuszeństwa.
- Rozumiem – Draco przełknął ślinę. Jakoś nie
mógł pozbyć się narastającego po ostatnich słowach Czarnego Pana lęku.
/>- Na czym polega ta druga część Próby, Panie? – Draco starał się,
żeby głos mu nie drżał.
- Cierpliwości – chłodno odrzekł Lord
– dowiesz się już niedługo...
Mężczyzna spojrzał na ścienny
zegar. Było kilka minut po pierwszej.
- Dowiesz się gdy pojawi się
McNair ze swoim podopiecznym, lub podopieczną... Zobaczymy...
/>Dopiero teraz chłopak zaczął się naprawdę bać.
Lęk przed nieznanym
jest najgorszy, a Draco obawiał się, że będą mu kazali zrobić coś
potwornego. Nawet wolał nie myśleć, co...
******
/>Zanim Severus wypił eliksir, zrobił sobie porządnego drinka z czystej.
/>„Boże – pomyślał – jeżeli Narcyzę odwiedził Czarny Pan,
a pewnie tak było, to może to oznaczać tylko koszmar, albo przeogromny
koszmar...”
Tym pierwszym, była według Severusa Próba, którą
jako wampir koniecznie musiał przejść - i to nie jej pierwsza część, ale
druga. Najgorszą opcję stanowiła Próba i następujące po jej drugiej częśći
wypalenie Mrocznego Znaku.
„Boże, miej tego chłopaka w swojej
opiece” – pomyślał w gruncie rzeczy niewierzący w żadne bóstwa
Snape.
******
Dwadzieścia po pierwszej w kominku
pojawiła się sylwetka Przewodniczącego Komisji Likwidacji Niebezpiecznych
Stworzeń, który bynajmniej nie był sam.
Razem z McNairem było dziecko.
Na oko dziesięcioletni chłopczyk, który był przestraszony i płakał.
-
Witaj, Panie – powiedział niedoszły zabójca Hardodzioba skłaniając
lekko głowę. – Witaj, Bello.
Musiał przy tym mocno trzymać
wyrywającego się dzieciaka.
Draco patrzył na to coraz bardziej
przerażony.
Chłopiec miał ciemne włosy i duże niebieskie, zapłakane
oczy, które wlepiał teraz z przerażeniem na otaczających go ludzi.
-
Szlama czy mugol? – obojętnie spytał Lord.
- Mugol, Panie.
/>Dzieciak zaczął płakać głośniej. Draco pomyślał, że chłopaczek
przestraszył się nie tylko Voldemorta, ale też tych obcych nieznanych słów.
- Zobaczymy Draco, jak bardzo potrafisz być lojalny wobec swojego
przyszłego Pana – zimno powiedziała Bellatrix.
Młodzieńca
przeszył lodowaty szpikulec grozy.
„Chyba nie każą mi torturować
tego dziecka... chyba nie” – myślał gorączkowo.
Wiedział,
że nie będzie miał wyjścia, jak wykonać każdy rozkaz. Musiał wzbudzić
zaufanie tej trójki, zwłaszcza Żelaznej Damy, jak wyraził się kiedyś o tej
wysokiej, okrutnej kobiecie jego ojciec i Czarnego Pana, który musiał
uwierzyć, że Draco Malfoy po ukończeniu Hogwartu będzie jednym z jego
najwierniejszych sług.
- Zamknij się, gówniarzu! –
Bellatrix podeszła sprężystym krokiem do McNaira i chłopca, i popatrzyła na
dziecko zimnym, drapieżnym wzrokiem – Nie uczono cię, że chłopcu nie
wypada płakać?
Draco nie mógł jej nie podziwiać. Nie cierpiał jej,
obawiał się jej, ale przy tym ją podziwiał. Było w niej coś takiego, co
wzbudzało szacunek i respekt, nawet większy niż u Lorda.
Mimo
skłonności do okrucieństwa biła od niej siła, miała w sobie jakąś
niepokojącą charyzmę i z tego, co Draco słyszał, potrafiła znieść nawet
największy ból.
Dzieciak zamilkł, jak przypuszczał Draco bardziej ze
strachu niż z posłuszeństwa.
- Tak lepiej – czarnowłosa
czarownica uśmiechnęła się drapieżnie. – Taki duzi chłopcik nie mozie
płakać – dodała drwiącym tonem.
Chłopaczek przełknął ślinę i
popatrzył z przerażeniem na wysoką, pochyloną nad nim kobietę.
/>McNair i Bella usiedli wygodnie na kanapie i kazali sobie podać drinki.
Malfoy oddałby wszystko za szklankę czystej, ale wiedział, że mu nie wolno.
Lord stanął wsparty wygodnie o gzyms kominka.
- Masz różdżkę,
Draco? - spytał spokojnie.
- Nie wziąłem ze szkoły – cicho
powiedział chłopak. Nienawidził w tej chwili matki, za to, że nie uprzedziła
go o drugiej części Próby. Nawet nie pomyślał, że Narcyzie, która właśnie
teraz dopijała trzecią Martini do głowy nie przyszło, że Lord każe
szesnastolatkowi torturować dziecko.
- Nie szkodzi, weź różdżkę
Belli... – kobieta rzuciła mu różdżkę, którą Draco sprawnie złapał.
- Co mam zrobić? – spytał przestraszony nie na żarty i próbując
za wszelką cenę ukryć zdenerwowanie. Głośno przełknął ślinę.
- Za
pierwszym razem zawsze jest trudno. Nie martw się przyzwyczaisz się -
spokojnie powiedział McNair, tak jakby chodziło o jakiś ekstremalny sport, a
nie znęcanie się nad człowiekiem.
Dzieciak znowu płakał, ale
nikt poza młodzieńcem tym się nie przejmował.
- Użyj Cruciatusa
– spokojnie powiedział Czarny Pan.
Draco całym wysiłkiem woli
powstrzymał drżenie rąk i wycelował różdżką w malca, który teraz błagał,
żeby nie robić mu krzywdy.
- Crucio – powiedział, ale
zabrzmiało to niepewnie i cicho, więc nie przyniosło większego rezultatu, bo
chłopczyk nawet nie krzyknął.
Draco czuł się podle. Chętnie zamieniłby
tą cześć Próby, na kolejne pół godziny, a nawet godzinę własnego cierpienia.
Wolał nie myśleć o tym, co robi i starał się nie patrzeć temu
dzieciakowi w oczy.
Tak było łatwiej, chociaż i tak piekielnie trudno.
- Musisz chcieć zadać ból, pokażę ci – Bellatrix
bez uprzedzenia wstała i wyjęła różdżkę z dłoni Malfoya. Jej Cruciatus, mimo
że niezbyt głośno powiedziane doprowadziło malca do wrzasku. Bella była
mistrzynią.
Chłopiec darł się przeraźliwie, a Draco chciał się znaleźć
jak najdalej stąmtąd.
Modlił się o to, żeby się nie popłakać i nie
okazać słabości. Musiał być silny i musiał tą tragikomedię odegrać do końca.
Ale to było jeszcze gorsze od patrzenia na gwałt i nie wiedział czy
psychicznie wytrzyma.
„Weź się w garść – pomyślał –
musisz być posłuszny temu szaleńcowi, nie masz właściwie wyboru.”
/>- Teraz ty – powiedziała Bellatrix wręczając mu różdżkę i spokojnie
wracając po do picia drinka.
„Jeżeli będą mi kazali go zabić
– odmówię” – pomyślał młodzieniec.
„Coś
wymyślę i się wymigam. Jestem w końcu Ślizgonem.”
Blondyn
odetchnął głęboko.
- Crucio – powiedział sucho jak
najobojętniejszym tonem, a jego szare oczy były teraz całkowicie zimne bo
wyobraził sobie, że rzuca klątwą w Wiceministra Magii. Tym razem chłopak
naprawdę wrzasnął, a Lestrange zaśmiała się ochryple.
Chłopak
popatrzył na McNaira i Voldemorta. Ten pierwszy patrzył na wszystko
drwiącym, obojętnym wzrokiem. Czarny Pan natomiast wyglądał na zadowolonego:
- Widzę, że szybko się uczysz – powiedział pobłażliwym i pełnym
samozadowolenia tonem.
„Na twoje nieszczęście, bardzo
szybko” – pomyślał zimno Draco.
Jego następne Cruciatus
doprowadziło dzieciaka do omdlenia i krwawienia, bo Malfoy tym razem
wyobraził sobie, że jego różdżka skierowana jest na Voldemorta.
W tej
chwili nienawidził trojga osób w tym salonie i nienawidził siebie za to, co
robi. Ale jeżeli chciał zostać szpiegiem Dumbledore’a musiał się tak
zachowywać.
- Dosyć – Lord machnął dłonią. - Widzę, że jesteś
lojalnym młodzieńcem, gotowym wykonać każdy rozkaz. – Nie każę ci
zabijać tego dzieciaka. Na to będziesz miał szansę przed samym wstąpieniem w
moje szeregi.
- Tak jest, Panie – sucho odpowiedział Draco,
starając się nie słuchać płaczu chłopca ocuconego właśnie przez McNaira.
/>- Żegnaj mały – Bellatrix wyjęła z rąk Draco swoją różdżkę –
Avada Kedavra.
W jednej chwili ustał płacz dziecka.
/>Voldemort zdjął blokadę z drzwi.
- Z zaklęciem wyciszającym sam
sobie poradzisz – powiedział.
- Będziesz dobrym
współpracownikiem – dodał zimno Lord. – Możesz przekazać matce i
swojemu ojcu, gdy już wyjdzie z Azkabanu, że mają wspaniałego syna... Na nas
już czas, mamy jeszcze sporo spraw do załatwienia. Bella, weź ciało, trzeba
je gdzieś wywalić.
Malfoy musiał zaciskać zęby, żeby nie wybuchnąć
płaczem, ani żeby nie zacząć wrzeszczeć. Skinął więc tylko głową gdy troje
czarodziejów udało się w stroną kominka.
- Pozdrów ode mnie Narcyzę i
przekaż jej gratulację – powiedziała Bellatrix zanim znikła w
płomieniach.
Kiedy Draco został sam, chwycił ogromny wazon
stojący na stole i z wrzaskiem rzucił nim z całej siły o ścianę.
Upadł
na kolana i wybuchł niepohamowanym szlochem.
*
/>Narcyza wypiła czwartego drinka i zaczęła się naprawdę niepokoić o syna.
Siedziała i czekała, a była już godzina druga trzydzieści.
/>„Chyba go nie zabili, nie zrobili mu krzywdy...” - myślała.
Drzwi do sypialni otworzyły się z hukiem.
Narcyza obejrzał
się przestraszona. W progu stał jej syn. Wyglądał strasznie. Miał
zapuchnięte od płaczu, czerwone oczy i potargane włosy.
- Dlaczego mi
nie powiedziałaś? – spytał zimno.
Matka patrzyła na niego nic
nie rozumiejąc.
Chłopak podszedł do łóżka, na którym siedziała kobieta
i potrząsnął nią mocno.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś na czym polega
druga część Próby, mamo?! DLACZEGO??!!!
- Nie
wiedziałam – wyjąkała. Narcyza na wyglądała na autentycznie
zaszokowaną i Draco trochę się uspokoił. – Myślałam, że będą tylko
sprawdzać twoją wytrzymałość na ból. Naprawdę, synku. Nie wiedziałam.
/>Chłopak bez słowa podszedł do barku i nalał sobie sporą szklankę Brandy,
którą ku zdziwieniu matki wypił trzema dużymi łykami. Zamknął oczy i
wciągnął ze świstem powietrze.
- Musiałem torturować jakiegoś
mugolskiego bachora i patrzeć jak umiera – powiedział z wyraźnym
bólem.
- Przykro mi, kochanie – wyszeptała matka i Draco
widział, że naprawdę jest jej przykro.
- Pójdę już – chłopak
pozwolił się przytulić, ale tylko na małą chwile. Nie mógł teraz znieść
niczyjego dotyku, nawet matki. Bolało go wszystko, a najbardziej bolało go w
środku, gdzieś w okolicy serca. To był tępy, nieustępliwy ból, którego nie
ukoiła ani trochę szklanka wypitego przed chwilą alkoholu.
Narcyza
rozumiała swojego syna. Odsunęła się od niego. Na jej twarzy malowało się
cierpienie.
Draco wziął z gzymsu kominka garść proszku Fiuu i
nagle przyszła mu do głowy pewna szalona myśl, ale wiedział, że ta myśl jest
słuszna. Popatrzył poważnie na matkę.
- Przekaż ojcu –
powiedział zimno - że jeżeli nie zostanie szpiegiem Dumbledore’a, to
ja się go wyrzeknę.
- Synu – szepnęła przerażona kobieta
– nie wiesz, co mówisz...
- Doskonale wiem, mamo. Kocham cię.
Ojca też kocham, chociaż może nieco inaczej. W końcu on zawsze był taki
chłodny, oficjalny i mało przystępny. Dużo mniej niż ty. Przekaż mu, że
jeżeli nadal będzie wierny temu choremu sadyście to ja się go wyrzekną i
zrobię to na piśmie. Zrzeknę się całego majątku i wszystkich dóbr,
niech robi z tym co zechce. – Draco zacisnął dłoń na trzymanym
proszku. – Ja mówię poważnie mamo – dodał bardzo cicho.
-
Wiem, kochanie, wiem – odpowiedziała szeptem.
- Przekażesz mu?
- Przekażę – Narcyza uśmiechnęła się smutno.
- Do
zobaczenia, mamo – chłopak wrzucił proszek w ogień i po paru sekundach
kobieta została sama z własnym, zrujnowanym życiem. Po jej policzkach
popłynęły obficie łzy.
„To wszystko przez ciebie, sukinsynu
– pomyślała z mocą o Voldemorcie – tak bardzo cię
nienawidzę.”
***
Draco pojawił się w kominku
Pokoju Wspólnego Slytherinu za dwadzieścia trzecia nad ranem.
/>„Nici ze spania... może chłopaki nie wypili całej wódki –
pomyślał z nadzieją – ciekawe czy był u nich Potter?”
/>Chłopak udał się do swojego dormitorium i ogarnął wzrokiem oświetlone
światłem księżyca pomieszczenie. Na podłodze stała nie dokręcona butelka z
resztką wódki i walały się kieliszki.
Vincent i Gregory zasnęli w
ubraniu i butach.
Na jego wyrku spał Potter. On jako jedyny był w
pidżamie. Blondyn go szturchnął, ale Gryfon nie wykazał żadnych oznak życia
„Świetnie, będę spał z Potterem w jednym łóżku...” –
ale to akurat było najmniej niemiłym wydarzeniem z ostatnich dwudziestu
czterech godzin.
Draco podniósł butelką, ocenił ilość płynu na
dnie i wziął sobie małą szklankę.
Wódki było jak na jego oko akurat.
Wypił ją duszkiem.
Zamknął oczy, pozwalając żeby alkohol rozgrzał jego
wnętrze i usiadł na swoim łóżku, przesuwając na bok nogi rozczochranego i
pijanego jak bela bruneta.
Chłopak spał w okularach.
/>„Chryste” – pomyślał Draco z politowaniem i zdjął mu
szkła
Zapalił jednego z papierosów, które zostały Harry'emu, a
teraz leżały na szafce przy jego łóżku. Popiół strzepywał do stojącej na
podłodze popielniczki.
Wstał, ściągnął buty kumplom i przykrył
ich kocami.
Przebrał się do snu (czytaj: rozebrał do naga) i postarał
się nie wracać myślami ani do zgwałconej Hermiony, ani do przerażonego
dzieciaka, którego osobiście całkiem niedawno torturował..
W ogóle nie
żałował tego, co powiedział na odchodnym matce. Z każdą chwilą upewniał się
w słuszności swojej decyzji.
Westchnął głęboko i wyciągnął spod
Pottera kołdrę, tak żeby go przy okazji nie zwalić z łóżka, które na
szczęście było całkiem duże.
„To jest żałosne, a ja jestem za
trzeźwy” – pomyślał, ale postanowił już więcej nic nie pić.
/>Po co mu kac w czasie zajęć? I tak wystarczy, że nie spał poprzedniej
nocy, a dziś będzie spał bardzo krotko i zapewne bardzo źle.
Położył
się obok pijanego Gryfona i naciągną na nich obu kołdrę.
Podniósł się
na łokciu i powiedział prosto do ucha bruneta, tak jakby ten mógł go
usłyszeć:
- Znaj moje dobre serce, Potter. Powinienem cię wykopać z
wyrka na podłogę, pijaku zatracony... Masz szczęście, że nie chrapiesz.
/>Jakby w odpowiedzi na jego słowa Crabb chrapnął krótko i potężnie z
sąsiedniego łóżka
„Żałosne” – pomyślał Draco
zamykając oczy.
***
******
Raistlin
26.12.2004 17:52
No jak zawsze nie ma się do czego
przyczepić, i jak zawsze opowiadanie super.
Pisz dalej, odemnie
border='0' style='vertical-align:middle' alt='czekolada.gif'
/>
Ps. Do twojego dawniejszego posta: Kit ja sie
nie dziwie, że ludzie nie dodają tak długo części opowiadań, tylko że mnie
denerwuje jak ktoś dodaje nieduży kawałek opowiadania po miesiącu lub
dłużej.
Pps: Masz na jakimś innym forum to całe opowiadanie??
/>
Ekhem, po co Ci inne forum, Raist?
Przecież wklejam części regularnie. Przynajmniej na razie:)
Gorzej
będzie jak dojdę do ostatniej, którą mam skończoną, wtedy będzie już
wolniej...
Okey - oto następny "part":
/>Wtorek, 06.11.1996
/>
Severus obudził się całkowicie wypoczęty, ale gdy wstał,
przypomniały mu o sobie bólem narządy wszystkie wewnętrzne i całe ciało.
/>Kaskadą wróciły do jego umysłu wszystkie przykre myśli i wspomnienia z
minionego dnia i minionej nocy.
„Życie jest piękne”
– pomyślał cynicznie, idąc pod prysznic.
******
/>Hermiona otworzyła oczy. Przez jedną, małą chwilę czuła się dobrze, ale
szybko przypomniało jej się wszystko, co przeżyła poprzedniego dnia.
W
ogóle nie chciał wstawać z łóżka.
„Mogłabym tu zostać, zasnąć i
już nigdy więcej się nie obudzić... – pomyślała - Ciekawe, czy Harry
pił w nocy z Malfoyem?”
Wstała i skrzywiła się z bólu gdy
postawiła pierwsze kroki.
Podreptała powoli pod prysznic.
Czuła
się otępiała, tak jakby nie chciała dopuścić do świadomości tego, co stało
się na przesłuchaniu, chociaż zdawała sobie sprawę z realizmu tych okropnych
wydarzeń.
Opłukując ciało z piany, odważyła się obejrzeć wnętrze
swoich ud.
Były idealnie sine i idealnie obolałe. Hermiona zaczęła się
zastanawiać, jak w ogóle będzie chodziła tego dnia.
/>„Cudownie” – pomyślała bliska płaczu, wycierając się
ręcznikiem.
******
Ron obudził się o siódmej rano.
/>Popatrzył na łóżko obok. Było puste.
„Gdzie on może
być?” – pomyślał z niepokojem rudzielec.
„Włóczy się
gdzieś czy co?”
Chłopak ziewnął i się przeciągnął.
/>Postanowił sprawdzić, czy Harry nie zasnął przypadkiem w Pokoju Wspólnym.
******
Wpół do ósmej Draco leżał już z otwartymi oczami i
palił drugiego papierosa. Papierosa Harry’ego.
Ślizgon obudził
się prawie zupełnie odkryty, bo Wielki Pijany Harry Potter zabrał większość
kołdry.
Teraz Malfoy odgrywał się paląc papierosy Gryfona, nie zabrał
mu jednak w odwecie całej kołdry, a jedynie tyle ile mu było potrzeba.
/>Potterowi było jego zdaniem stanowczo za dobrze.
Blondyn
potrząsnął brunetem.
- Wstawaj! – powiedział głośno –
bo spóźnimy się na śniadanie.
- Odwal się, Ron, – wymamrotał
nieprzytomny Harry. – Boli mnie głowa.
- Nie dziwne, będziesz
miał cały dzień przesrane. Ciesz się, że nie mamy eliksirów i nie jestem
żaden Ron.
- Daj mi do cholery jasnej spokój, Neville. Chcę
spać – wyjęczał nakrywając głowę kołdrą, Gryfon.
Draco wstał i
szybko się ubrał.
„Powinienem się umyć... mam to w dupie”
– pomyślał przytomnie.
Usiadł na łóżku i zapalił kolejnego
papierosa, już ostatniego z paczki wiecznie rozczochranego zielonookiego
bruneta.
Gdy skończył palić, zgniótł niedopałek i brutalnie ściągnął z
Harry'ego kołdrę.
- Cholera – wymamrotał chłopak.
-
Wstawaj, Potter, bo cię zrzucę! Myślisz, że będziesz się wylegiwał w
moim wygodnym, ślizgońskim wyrku cały dzień? – Malfoy był poirytowany.
- Guzik mnie obchodzi, że masz kaca. Też czasem miewam coś takiego,
chociaż pewnie nie w takim natężeniu jak ty teraz.
Harry zaczął się
rozbudzać.
„O co mu chodzi z tym jego ślizgońskim
łóżkiem?”
- To moje łóżko i nie jesteśmy w Slytherinie, tylko w
Gryffindorze.... Seamus – nie miał pojęcia kto go budzi, znowu
strzelił jakimś imieniem, które przyszło mu na myśl. – I dlaczego
mówisz do mnie po nazwisku?
- BO ZAWSZE TAK DO CIEBIE MÓWIĘ, GŁĄBIE
KAPUŚCIANY! – nie wytrzymał Draco.
Crabb i Goyle otworzyli
na chwilę oczy, ale zaraz posnęli ponownie, mamrocząc coś do siebie.
/>„Ich też powinienem obudzić... ale brak śniadania raczej im nie
zaszkodzi, poza tym śpią w swoim dormitorium i w swoich łóżkach.”
/>
Harry odwrócił się nieprzytomnie na plecy i otworzył oczy.
/>Boże, ale ten gest bolał, ależ bolał.... Głowa mu pękała na dwie części.
Chłopak się skrzywił i ponownie zamknął oczy. Za drugim razem otworzył je
bardzo powoli, a następnie przetarł powieki.
Czyjaś dłoń podała mu
okulary i Harry założył je na nos.
Jakże się zdziwił.
Był w
obcym dormitorium.
Leżał w obcym łóżku.
Miał
straszliwego kaca.
Nad nim stał wkurzony Draco Malfoy,
który był niewątpliwie lokatorem tego dormitorium i właścicielem łóżka w
którym on teraz leżał.
No tak, przecież mieli razem pić, tylko
blondasa nie było, gdy przyszedł. Powoli wszystko zaczynało mu się
przypominać.
„O w mordę goblina!” – pomyślał
mało ambitnie zdechły Gryfon.
- Rusz swoją szanowną dupę, Potter
i idź do siebie się ubrać. Wystarczy mi, że musiałem z tobą spać w jednym
łóżku. Moim łóżku. Zabrałeś mi prawie całą kołdrę i było mi zimno,
ponieważ mam zwyczaj sypiania nago, a teraz nie chcesz się stąd ruszyć.
Spadaj pókim dobry, pijaku zatracony.
Do Harry'ego zaczęło powoli
docierać, co mówił Ślizgon.
- Nie wywaliłeś mnie? – spytał
zdziwiony.
- Było mi cię żal, ale teraz jestem wpieniony, Potter, więc
lepiej się rusz. Chcę pościelić – Draco mówił już nieco spokojniej,
ale nadal wyglądał nieprzyjaźnie.
Harry zwlókł się i usiadł na
podłodze. Wziął swoje papierosy.
- Nie ma – powiedział żałośnie.
– Musiałem wszystkie wypalić do wódki... powinieneś tu przewietrzyć.
Draco szybko zaścielił łóżko i patrzył teraz spod uniesionych brwi na
Gryfona.
- Coś ty, Potter, naprawdę? – zadrwił. – Dzięki
za radę, sam bym się nie domyślił... – podszedł do okna i je uchylił.
- Masz papierosy? – spytał z prośbą w głosie Harry
- Mam,
bo co?
- Poczęstuj – blondas popatrzył na niego z
nieprzeniknionym wyrazem oczu. – Proszę – dodał Harry,
przeklinając się w duchu za to, że musi prosić Malfoya.
Draco podszedł
do swojej szafy, wyjął nową paczkę Marlboro i poczęstował Harry’ego.
Sam także zapalił i usiadł na podłodze obok swojego gościa.
- Po
co musiałeś iść z matką do domu? – spytał nagle Harry.
- Nie
twój zakichany interes!
- Okey, już nie będę pytał.
- Ja
myślę.
Dopalili w milczeniu i Harry założył na siebie pelerynę
niewidkę
Każdy krok w drodze do Pokoju Wspólnego powodował odzew w
jego głowie i kiedy już doszedł na miejsce miał wrażenie, że jego
nieszczęsny łeb jest wielki jak balon.
Ściągnął pelerynę i podał
zaskoczonej, jego nagłym pojawieniem się, grubej damie, hasło.
- GDZIŚ
TY BYŁ ?! – w głowie Harrey’ego eksplodowały kaskady bólu.
- Nie krzycz Ron.... – brunet starł łzy bólu z oczu.
/>Ronald W. Stał na środku Pokoju Wspólnego i patrzył na niego z wyrzutem.
- Piłem w nocy wódkę w Slytherinie, a teraz mam gigantycznego
kaca.....
- CO?!
- Ciii, proszę... O której mamy opiekę?
/>- O dziesiątej piętnaście.... piłeś wódkę w Slytherinie? – zapytał z
niedowierzaniem rudzielec.
- Tak, nie pytaj teraz o nic, idę spać.
Obudź mnie na Opiekę...
******
Severus mało co przełknął na
śniadaniu.
Zauważył, że nie ma Pottera.
„Może się wreszcie
otruł?” – pomyślał obojętnie.
„W końcu to wcale nie
byłoby dziwne...”
„Sam się otruję... Cholera, przecież nie
mogę...”
Popatrzył uważnie na Granger. Była jakaś taka, sam nie
wiedział... Poważniejsza, spokojniejsza, przygaszona? Trudno było mu nazwać
swoje przeczucia...
W tej chwili bardziej interesował go Draco.
/>Spojrzał na stół swoich podopiecznych.
Malfoy mówił coś ze złością
do tej tępej Parkinson.
„Jeszcze trochę i wywalę ją z zajęć...
obniża poziom... ale go wkurzyła...”
Draco był blady i
wycieńczony. Jego cienie pod oczami nie mogły być już chyba głębsze.
/>Był poważny, smutny, zgaszony i zdechły. Wyglądał tak, jakby miał się w
każdej chwili popłakać, albo zacząć rzucać w ludzi przekleństwami bez
powodu. Albo i jedno, i drugie.
„Muszę dziś z nim
porozmawiać” – pomyślał mistrz eliksirów wracając do swojej
nieszczęsnej parówki z musztardą, na którą tak naprawdę nie miał jakiejś
większej ochoty.
*
- Gdzie Harry? – spytała Hermiona
przy stole Gryfonów.
- Śpi. Ma kaca.
- To jednak pił wódkę z
Malfoyem – obojętnie powiedziała Hermiona, przeżuwając niechętnie
kanapkę z szynką.
- Z Malfoyem?.... Możesz mi powiedzieć, co się do
cholery dzieje?
- Jeżeli jeszcze nie zauważyłeś to dzieje się ostatnio
bardzo dużo nieprzyjemnych i dziwnych rzeczy – odpowiedziała zimno
dziewczyna. – Daj mi w spokoju zjeść.
Ron jej się przyjrzał.
Była taka sama jak zwykle. A jednak coś się w niej zmieniło. Nie mógł
określić, co dokładnie. Była jakby doroślejsza i jakaś taka dziwnie
przytłumiona i smutna.
Ron westchnął i zabrał się do jedzenia.
/>
Hermiona patrzyła z uwagą na stół nauczycielski. Wszyscy byli tam
wyjątkowo poważni. Poważni aż do bólu. Nawet wiecznie uśmiechnięta Tonks.
Dziewczyna przyjrzała się Mistrzowi Eliksirów. Wyglądał bardzo
statecznie, dostojnie i był jakiś spokojny i jakby smutny. Wyraźnie bardzo
intensywnie nad czymś myślał.
„Mam nadzieję, że mu nic nie
zrobią...”
Zwróciła wzrok na stół Slytherinu.
Nie chciała
się przyznać sama przed sobą, że interesuje ją, czy Draco Malfoy pojawił się
na śniadaniu, ale tak właśnie było.
Przyszedł. Wyglądał jak
przepuszczony przez magiel, ale przyszedł.
Parkinson mówiła mu coś na
ucho, ale on wydawał się jej w ogóle nie słuchać, a po chwili powiedział jej
chyba coś bardzo niemiłego, bo dziewczyna wzruszyła ramionami i odwróciła
się do siedzącej po jej lewej stronie Blaise, która wcale nie wydawała się
tym zachwycona.
Draco spojrzał prosto na Hermionę i Gryfonka szybko
odwróciła wzrok.
„Czemu ona mi się tak przygląda? –
pomyślał Malfoy – pewnie myśli, że wczoraj nie starałem się zbytnio
jej pomóc... Cóż ma prawo być zawiedziona, może powinienem jednak bardziej
się postarać” - nałożył sobie jajecznicę i zaczął jeść bez większego
apetytu.
Chłopak wiedział, że takie obwinianie się nie ma większego
sensu, ale inaczej nie potrafił.
- Draco – usłyszał znowu ten
mdlący, wysoki głos z lewej strony.
- Czego znowu, Pansy?! –
warknął.
- Co ty taki jesteś, co? – zagruchało dziewczę
elokwentnie i położyło blondynowi dłoń na udzie, którą Ślizgon strącił ze
złością, irytacją, a nawet z obrzydzeniem w szarych oczach.
- Daj mi
spokój! – warknął. – Miałem wczoraj ciężki dzień i ciężki
wieczór i nie mam ochoty na żadne migdalenie się z tobą, ani na twoje
słodkie gadki.
- Dobrze, już dobrze. Ale myślę, że pokochanie się dziś
wieczorem nie zrobiłoby ci źle, skarbie – zagruchała mu do ucha, a
jego ewidentnie zemdliło na myśl o seksie.
Po tym co wczoraj widział w
ogóle go mdliło, ale zemdliło go potrójnie na myśl o seksie z Parkinson.
/>„Co jest, tyle razy się z nią pieprzyłem...” - pomyślał
/>„Właśnie uprawialiśmy jedynie seks, a nie miłość... ohyda”
– pomyślał z obrzydzeniem.
- Pansy, czy do ciebie dociera, że ja
nie chcę?! – zirytował się.
- Możesz powiedzieć, co
ci jest? Odbiło ci? Jeden dzień w towarzystwie Dumbledore’a, Pottera i
tej szlamy, Granger i już ci się poprzestawiało?
- Coś ty
powiedziała?! – wycedził chłopak, patrząc na „swoją
dziewczynę” zimnym, złym wzrokiem.
Pansy wyglądała na absolutnie
zdziwioną.
- Jeszcze raz użyjesz określenia szlama w
jakimkolwiek kontekście, a przyłożę ci w twarz, Pansy – wysyczał
cicho. – Zrozumiałaś? Masz przy mnie tak nie mówić.
- Naprawdę
coś ci się stało – dziewczyna była wstrząśnięta i zaszokowana –
naprawdę, coś...
- TAK! – kilka osób spojrzało na nich z
zaciekawieniem i Draco zniżył głos o kilka tonów – Wiesz co mi się
stało? DOROSŁEM, może ty też powinnaś, co? A teraz daj - mi – spo -
kój.
Pansy obraziła się na niego i nie odezwała się aż do końca
śniadania, z czego blondyn był absolutnie zadowolony.
„Głupia
krowa” – pomyślał o dziewczynie, z którą chodził już trzeci rok.
Nagle uderzyła go z mocą myśl, że żadna normalna dziewczyna by go nie
zechciała tylko taka wywłoka jak Pansy. Dlatego z nią był. Ani Ginny, ani
Hermiona, ani Blaise, nawet taka postrzelona Lovegood by go pewnie nie
zechciała. Żadna laska, która reprezentowała sobą coś więcej niż fryzurę,
makijaż i wieczną ochotę na seks.
Draco nic więcej już nie zjadł,
jedynie udawał że je i dłubał w jedzieniu.
******
Harry,
Ron i Hermiona nie rozmawiali zbyt wiele w ciągu dnia.
Hermionę
irytowała troska w współczucie w oczach Harry'ego oraz zaciekawiony
wzrok Rona.
Była dla obydwu chłopców nieprzyjemna i często
odwarkiwała.
O ile Harry rozumiał ją i starał się jej nie denerwować,
o tyle Ron doprowadzał ją do szału.
W końcu Harry wziął go na bok,
powiedział mu coś cicho i Ron przestał się narzucać z ciągłymi pytaniami,
ale nadal przyglądał się Hermionie z zaciekawieniem.
Po obiedzie
Ron postanowił porozmawiać z przyjaciółmi.
Poszli do dormitorium
chłopców, żeby nikt im nie przeszkadzał.
- Słuchajcie, przepraszam za
Percy’ego. Nie wiem, co się z nim stało. Zawsze był jakiś inny od nas
wszystkich, ale to co stało się teraz... przepraszam. – Rudzielcowi
było ciężko mówić i był bliski płaczu.
- Słuchaj, Ron. Przecież to nie
twoja wina. Nie możesz obwiniać się o to co robił twój brat - stwierdził
spokojnie Harry.
- Wiem, ale mi strasznie za niego wstyd, chociaż nie
uważam go już za swojego brata i nie chcę go znać to i tak boli.
-
Wiem Ron, ale nic nie poradzisz na to, że Percy wybrał taki sposób życia,
jaki wybrał. Nie możesz się tym zadręczać – powiedział Harry łagodnie.
-Tylko... ja chciałem, żebyście wiedzieli co czuję. Jak bardzo mi
przykro – Ron ze złością wytarł zdradliwą łzę z kącika oka.
-
Wiemy, Ron – Hermiona po raz pierwszy tego dnia spojrzała na niego
łaskawie. Uświadomiła sobie jak musi mu być ciężko. Przecież jago rodzony
brat zachował się wczoraj na oczach wszystkich jak świnia. Pomyślała z bólem
o Ginny, która też musiała się czuć podle. Obiecała sobie, że z nią później
porozmawia.
- Nie przepraszaj już. Nie jesteś taki jak... on. –
Hermiona się skrzywiła, nie chciała nawet wymawiać imienia wiceministra
magii.
- Rozumiemy, że czujesz się źle i cię nie obwiniamy - cicho
powiedział Harry.
- Na pewno nikt ani o tobie, ani o Ginny nie myśli
źle, Ron... – dodała jeszcze od siebie Hermiona.
Ta rozmowa
pomogła wszystkim trojgu, zwłaszcza Ronowi.
Odetchnął trochę, gdy
powiedział przyjaciołom co go gryzie. Martwiło go tylko zachowanie Hermiony.
Harry powiedział mu jedynie, że dla niej jako dziewczyny,
przesłuchanie było czymś naprawdę okropnym, zwłaszcza że Percy i Igor wcale
nie starali się być mili dla żadnego z nich.
Ronowi jednak nie dawało
spokoju to, że jego przyjaciółka ma chwilami taki nieobecny, pusty i smutny
wzrok, i patrzy nieprzytomnie w jeden punkt. Martwił się o Hermionę i czuł,
że dziewczyna coś ukrywa. Coś bardzo przykrego.
******
/>Severus dorwał Dracona tuż po kolacji i kazał mu się udać ze sobą do
swojego gabinetu.
Chłopak ruszył niechętnie za sowim opiekunem.
Zastanawiał się o czym Mistrz Eliksirów chce z nim rozmawiać.
-
Siadaj Draco – zaczął mężczyzna spowity w czerń. – Profesor
Dumbledore powiedział mi dziś w nocy coś, co mnie zaniepokoiło... Twoja
matka zabrała cię na noc do Dragon Tower. Możesz mi powiedzieć po co?
/>- Nie mogę, sir – gładko odpowiedział Draco.
- Rozumiem... w
takim razie odpowiadaj tylko tak lub nie na moje pytania. W
sobotę widziałem się z twoją mamą i sobie porozmawialiśmy. Mam powody, aby
się martwić twoją nocną wizytą w domu.
Chłopak popatrzył uważnie na
mistrza eliksirów.
- Zgadzasz się na taki rodzaj rozmowy? –
zapytał łagodnie Severus.
- Tak, sir.
„Co tracę? Przecież
ten facet i tak wiele rzeczy wie i wielu się domyśla, niech pyta”
– pomyślał chłopak.
- Dobrze. Czy twoja wizyta miała związek z
Czarnym Panem?
- Tak, sir. – Draco odpowiedział cicho i odwrócił
wzrok.
- Czy dotyczyła tak zwanej Próby?
- Tak – Draco
starał się nie denerwować, ale mu to nie do końca wychodziło. – Mogę
zapalić, sir? – spytał cichutko.
- Oczywiście, proszę bardzo
/>Draco popatrzył na ukochaną popielniczkę profesora i wyjął swoje Marlboro.
- To jaspis? - zapytał
- Owszem, mam do tego cuda swoisty
sentyment – Draco popatrzył na Snape’a uważnie. Kogo jak kogo,
ale jego nie podejrzewałby o żadne sentymenty. – Może ci kiedyś o tym
opowiem... Posłuchaj Draco, ja też musiałem przez to przejść. Wiem, że Próby
nie można nazwać inaczej, jak Swoim Małym Prywatnym Piekłem. Obiecuję nie
wypytywać cię szczegóły.
Chłopak był mu wdzięczny za te słowa.
Zaciągnął się mocno.
- Przepraszam, nie poczęstowałem pana, proszę
bardzo.
- Dziękuję – Severus wyjął papierosa i zapalił. –
Powiedz, czy przeszedłeś wczoraj, a raczej dzisiaj w nocy Próbę, Draco?
– Snape był zły na siebie, że musi go oto pytać, ale właściwie nie
miał wyboru, przecież musiał wiedzieć.
- Tak, sir – z ciężkim
westchnieniem odparł blondyn. Chłopak spuścił wzrok i odgarnął kosmyk włosów
za ucho.
- Czy zostałeś poddany obydwu jej częściom?
- Tak, sir
– Draco wyglądał, jakby miał się popłakać.
„Cholera”
–pomyślał Mistrz Eliksirów.
- Musiałeś kogoś zabić? –
zapytał nienawidząc sam siebie za te pytania, a głos lekko mu zadrżał przy
ostatnim słowie.
- Nie, sir. Musiałem torturować jakiegoś mugolskiego
chłopca – w oczach Ślizgona pojawiły się łzy, a był to bardzo
niecodzienny, żeby nie powiedzieć egzotyczny, widok – Ale później
zabiła go na moich oczach ta Lestrange, moja ciotka – Draco wytarł
wierzchem rękawa oczy.
- Rozumiem. Zadam ci tylko jeszcze jedno,
jedyne pytanie, mogę? – głos nauczyciela był łagodny.
- Niech
pan pyta – chłopak wzruszył ramionami, zgasił papierosa i sięgnął po
następnego.
- Czy wypalono ci Mroczny Znak?
- Nie, sir. Mam być
przyjęty w ich szeregi dopiero gdy skończę Hogwart.
Severus ciężko
westchnął, wyjął swoje papierosy i zapalił.
- Nie zamierzam być wierny
Voldemortowi – spokojnie powiedział nagle chłopak. – Mam zamiar
szpiegować dla Dumbledore’a, właśnie dlatego muszę udawać bardzo
lojalnego sługę. Chyba pan to rozumie?
Severus patrzył szczerze
zaskoczony na Dracona.
- Wiesz co mówisz?
- Wiem doskonale
– Malfoy skrzywił się z bólem – Wiem. Powiedziałem też matce, że
jeżeli ojciec nie zacznie szpiegować dla Jasnej Strony, to się go wyrzeknę i
zrzeknę się wszelkiego dziedzictwa Malfoyów. Na piśmie urzędowym.
-
Draco, to bardzo poważna sprawa, ale chyba o tym wiesz – oczy
młodzieńca wyrażały dojrzałość i zdecydowanie. Severus westchnął ciężko.
/>- Rozumiem cię. Nie wiem tylko skąd u ciebie taka nagła zmiana i taka
dojrzała, męska decyzja.
- Ja wczoraj usłyszałem i zobaczyłem za dużo,
by tolerować niepotrzebną, nikomu nie służącą przemoc i jakikolwiek rasizm,
sir. To wszystko.
Severus popatrzył uważnie na swojego ucznia.
Wiedział, że wpływ na jego decyzje miały nie tylko wydarzenia nocne, ale i
to co stało się na przesłuchaniu. Bał się jednak na razie o to pytać. Bał
się odpowiedzi.
Mężczyzna wyjął z szuflady biurka odznakę
prefekta i wręczył ją Ślizgonowi.
- Proszę – powiedział. -
Jesteś już dojrzałym, młodym mężczyzną. Nikt inny w Slytherinie nie zasłużył
na nią bardziej niż ty. Od dzisiaj prefektami jesteście ty i Blaise Zabini.
Powodzenia.
- Nie wiem czy zasłużyłem - powiedział zdziwiony chłopak.
- Przez tyle lat byłem beznadziejnym, rozpieszczonym gnojkiem, może nadal
jestem.
- Twoje słowa przekonują mnie tylko jeszcze bardziej, że
podejmuję słuszną decyzję – Severus uśmiechnął się smutno, a jego
twarz wyrażała spokój i ulgę.– Rzadko zdarza się by ktoś dorósł tak
szybko jak ty. Będziesz dobrym prefektem, Draco.
- Dziękuję –
wymamrotał blondyn i wziął do ręki odznakę.
Patrzył na nią zupełni
inaczej niż na początki piątego roku. Wtedy kojarzyła mu się z poczuciem
władzy, teraz z odpowiedzialnością...
*
Kiedy Draco opuścił
gabinet Severusa, udał się na poszukiwanie dyrektora Hogwartu. Zamierzał mu
o wszystkim powiedzieć sam i powiedzie już teraz.
- Granger, ty durna
szlamo, uważaj jak chodzisz! – usłyszał znajomy głos byłej
Prefekt Slytherinu.
Pansy darła się na Hermionę, która musiała na nią
niechcący wpaść. Gryfonka była załadowana, jak zwykle, mnóstwem książek i
teraz schyliła się, żeby je pozbierać bąkając przy okazji jakieś przeprosiny
do Ślizgonki.
- Gówno mnie obchodzi, że byłaś zamyślona. Uważaj jak
chodzisz! Takich łamagowatych szlam nie powinni przyjmować do
szkoły!
Hermiona podniosła książki i spojrzała ze złością na
Pansy.
Poza nimi i Draco na korytarzu pierwszego piętra, była jeszcze
tylko Cho Chang ze swoją koleżanką, ale jakoś nie uznały za stosowne, żeby
zareagować, mimo że Chang była prefektem naczelnym.
Podobno ta cała
azjatycka piękność nie lubiła zbytnio Hermiony, chociaż według Draco nie
usprawiedliwiało to jej bezczynności, a poza tym uważał Cho za dziewczynę
ładną, płytką i cukierkowatą. Nie lubił jej.
Teraz naprawdę się
zdenerwował; zarówno na Parkinson jak i na Chang.
Pansy obrzuciła
pogardliwym spojrzeniem Hermionę i zamierzała odejść.
-
Chwileczkę! – Draco nie zamierzał tego tak zostawić.
- Jedna
mała chwilę, Pansy.
- Nie gadam z tobą. Jestem na ciebie wkurzona.
/>- Gówno mnie obchodzi, czy jesteś na mnie wkurzona, czy nie. – Draco
przedrzeźnił wcześniejszą wypowiedź Parkinson, a obydwie Krukonki zaczęły
przyglądać się z zainteresowaniem sytuacji na korytarzu.
Hermiona
popatrzyła na chłopaka z zaciekawieniem.
- Mogę wiedzieć Chang
dlaczego nie interweniujesz, w momencie gdy ktoś używa zwrotu szlama?
Myślałem, że jesteś prefektem naczelnym. To chyba do czegoś cię zobowiązuje?
Cho zdziwiła się niepomiernie.
- Od kiedy to, Malfoy, obchodzą
cię takie rzeczy? O ile wiem sam nadużywasz określenia szlama –
powiedziała drwiąco.
- Już nie. I nie będę jako prefekt tego
tolerował.
- Widzę, że powróciłeś do łaski – zadrwiła Ślizgonka.
- Przymknij się, Parkinson! – warknął.
Dziewczyna
pobladła. Draco był cholernie zły, a wtedy nie bywał przyjemny.
- Masz
w tej chwili przeprosić Granger, albo pójdziemy razem do dyrektora. Nie
sądzę, żeby był zachwycony.
Hermiona zrobiła oczy jak spodki.
-
Chyba cię porąbało! Nie ma mowy! – Pansy była zła.
- Jak
ty się do mnie odzywasz, Parkinson? – spytał rozjuszony chłopak.
– Trochę kultury. Podobno jesteś dziewczyną, chociaż czasem nie jestem
tego pewien.
Teraz wszystkie cztery młode kobiety patrzyły na niego
jakby miał co najmniej cztery głowy, albo inne dodatkowe części ciała.
/>- Przeproś ją w tej chwili, albo wyciągnę z tego odpowiednie konsekwencję.
Pansy wytrzeszczyła na niego oczy. Chłopak mówił zupełnie poważnie.
Na korytarzu zapadła absolutna cisza.
- Widzę, że nie zamierzasz
zrobić tego, co grzecznie cię proszę...
- Nie chcę, żeby ona mnie
przepraszała – stanowczo powiedziała Hermiona.
- Mało mnie
obchodzi czy tego chcesz, Granger. Panna Parkinson cię przeprosi. Albo będę
dla niej nieprzyjemny. No więc jak będzie, Pansy?
- Przepraszam.
/>- Pełnym zdaniem, kochanie – drwiąco powiedział Draco.
/>- Przepraszam, że nazwałam cie szlamą. – Pansy miała niewyraźną
minę.
- Tak już lepiej – Draco patrzył uważnie na zdziwioną
Hermionę.
- Mogę już odejść panie prefekcie? – wycedziła
wściekła i upokorzona Pansy.
- Za chwilę. Muszę to powiedzieć przy
świadkach. Następnym razem od razu pójdziesz do dyrektora. Mówię poważnie.
Nie zamierzam tego tolerować... Możesz sobie iść, gdzie chcesz. Żegnam
– powiedział zimno.
Pansy odeszła. Była wściekła.
-
No, no, co ci się stało, Malfoy? – zadrwiła Cho.
- Nic
nadzwyczajnego, Chang. Ty też następnym razem wylądujesz u dyra za brak
interwencji – powiedział chłodno.
- Wszystko w porządku? –
zapytał Draco zaszokowaną całym wydarzeniem Hermionę.
- Chyba tak.
/>Chang przyglądał się im spod przymkniętych powiek. Wyglądała jak kocica,
która obserwuje mysz.
- Następnym razem nie łaź z taka ilością książek
po korytarzu, Granger. Jeszcze komuś zrobisz krzywdę.
Hermiona
patrzyła mu prosto w oczy. Draco poczuł się niepewnie. W końcu tyle razy sam
nazywał ją szlamą, a teraz zachował się wręcz irracjonalnie.
Miał
ochotę ją przeprosić ale na pewno nie przy Chang i tej Arabelli Scott, czy
jak jej tam na chrzcie nadali.
Nie doczekawszy się jakiejkolwiek
reakcji ze strony chłopaka, Hermiona odwróciła się, żeby odejść.
-
Uważaj na siebie – powiedział jeszcze cicho zanim się oddaliła i
rzucił zimne spojrzenie Cho Chang, która właśnie pomyślała, że z Dracona
jest bardzo przystojny mężczyzna.
*
Draco miał nadzieję, że
zastanie Albusa Dumbledore’a w pokoju nauczycielskim i ku jego uldze
ta się właśnie stało.
Kiedy tylko zapukał i wszedł, zwrócił się od
razu do siwobrodego czarodzieja.
- Profesorze Dumbledore, chciałbym z
panem porozmawiać.
- Proszę bardzo, Draco – powiedział ciepło
mężczyzna.
- Ale ja chciałbym z panem porozmawiać na osobności, sir
– dodał grzecznie chłopak.
Większość nauczycieli obecnych w
pomieszczeniu posłała mu zaciekawione i zdziwione spojrzenia.
- W
takim razie poczekaj chwilkę na zewnątrz, zaraz pójdziemy do mojego
gabinetu, Draco - spojrzenie starszego mężczyzny wyrażało ciepłe
zainteresowanie i cień troski.
- Dobrze, panie dyrektorze, poczekam
– Draco wymamrotał coś na kształt przeprosin do reszty nauczycieli i
wyszedł na korytarz.
Chciał mieć tą rozmowę jak najszybciej za sobą.
*
- Czego się napijesz, Draco? – zapytał Albus gdy
już byli na miejscu.
Chłopak nigdy wcześniej nie był w gabinecie
dyrektora i teraz rozglądał się z zaciekawieniem. Jego uwagę przykuły
zwłaszcza portrety poprzedników Dumbledore’a, które łypały na niego z
zaciekawieniem.
- Kawy, herbaty, a może coś mocniejszego? – przy
ostatnich słowach w oczach starego czarodzieja zalśniło leciutkie
rozbawienie, ale Draco dostrzegł w nich też nikły smutek, lekko obawę i
zmęczenie.
- Poproszę kawę, sir i dziękuję – usłyszał Ślizgon z
niedowierzaniem własny głos.
„Chyba powinienem poprosić o wódkę,
nie?” - pomyślał z przekąsem.
- Dobry wybór, chłopcze –
powiedział Albus i po chwili obydwaj mężczyźni siedzieli przy dwóch kubkach
gorącej, aromatycznej kawy.
- O czym chciałeś ze mną porozmawiać,
Draco? – zapytał łagodnie Dumbledore.
Chłopak westchnął głośno.
- To w cale nie jest takie łatwe, sir i nie wiem jak zacząć.
-
Najlepiej od początku – ciepło zachęcił dyrektor.
- No
właśnie... tylko, że ja nie mogę zacząć od początku... No dobrze.
/>Draco opowiedział mu o swojej Próbie i o decyzji, co do szpiegowania
Voldemorta po ukończeniu Hogwartu i po wstąpieniu w szeregi Śmierciożerców.
Profesor ani razu mu nie przerwał, za co chłopak był mu niezmiernie
wdzięczny.
Cały czas patrzył na czubki swoich butów, a na koniec
dodał, że zrozumie, jeżeli zostanie wyrzucony ze szkoły, bo w końcu
torturował nielegalną klątwą małego mugola.
Gdy skończył, nieśmiało
popatrzył na Dumbledore’a.
Nie dostrzegł ani gniewu, ani odrazy
w stosunku do swojej osoby. W oczach starego mężczyzny była jedynie troska,
zrozumienie i współczucie. Draco po raz kolejny musiał sam przed sobą, ze
wstydem, przyznać że źle ocenił tego starego, mądrego człowieka, który tak
naprawdę dbał o uczniów jednakowo, ale on był takim egoistą, że nie potrafił
tego ani zrozumieć, ani docenić.
- Nie zostaniesz wydalony ze szkoły,
Draco... – powiedział cicho Albus a chłopak ponownie spuścił wzrok
– i nie dyskutujmy o tym więcej. Chciałbym jednak abyś jeszcze raz
przemyślał swą bądź, co bądź trudną decyzję. Abyś się zastanowił. To nie
jest łatwe zadanie.
- Wiem, sir. Ale ja doskonale zdaję sobie sprawę z
konsekwencji mojej decyzji. I naprawdę tego chcę. Już nie zmienię swojego
postanowienia. Inaczej nie potrafię.
Albus uważnie popatrzył na
Ślizgona. We wzroku chłopaka, w jego glosie była zapalczywa determinacja,
ale też powaga i stanowczość. Młody Malfoy patrzył mu prosto w oczy i był
zupełnie szczery.
Albus Dumbledore zrozumiał, że siedzi przed nim
dorosły młody mężczyzna, który dobrowolnie i z pełną świadomością wszystkich
konsekwencji zdecydował się poświęcić dla dobra innych.
- Widzę, że
już to przemyślałeś. Jesteś odważny, Draco. Odważny i mądry. Zawsze w ciebie
wierzyłem
Malfoy junior zdawał się zaskoczony tymi słowami. Był trochę
zażenowany. Zarumienił się i spuścił wzrok.
„Jak on się zmienił
i to w ciągu jednego dnia. Co ten chłopak musiał przejść.” –
pomyślał ze smutkiem Albus.
- Chciałem panu o tym powiedzieć
osobiście i od razu, dyrektorze. Mogą zdarzyć się różne rzeczy... –
Draco międlił w palcach swoją szatę.
- Rozumiem cię, Draco. Chciałbym
ci jeszcze zadać jedno pytanie – głos mężczyzny był bardzo łagodny.
– Zastanów się, czy nie warto na nie odpowiedzieć szczerze, chociaż
podkreślam, że nie będę naciskał.
Draco popatrzył nieufnie na
profesora a jego nozdrza rozdęły się, jakby wietrzył jakieś
niebezpieczeństwo. Momentalnie stał się czujny, ale skinął posłusznie głową.
- Powiedz mi, co stało się w czasie przesłuchania? Obydwoje z Hermioną
wyglądaliście na załamanych, chociaż bardzo staraliście się to ukryć.
/>- Nie mogę o tym mówić – sucho stwierdził chłopak.
Szukał
jakichś słów, które mogłyby zasugerować dyrektorowi, że jego wylewność może
mieć opłakane skutki.
- Widzi pan – zaczął ostrożnie –
istnieją pewne obiektywne fakty, które nie pozwalają mi o tym mówić. Mam
nadzieję, że pan rozumie, co mam na myśli..
- Doskonale rozumiem,
Draco – starszy mężczyzna wyglądał na załamanego.
Albus
Dumbledore zrozumiał, że potwierdziły się jego najgorsze obawy, że Percy i
jego współtowarzysz dopuścili się nadużycia władzy w stosunku do uczniów
Hogwartu. Mało tego, że zastraszyli ich i szantażowali.
Mimo
stanowczości w głosie Dracona, Albus postanowił jednak spróbować dowiedzieć
się prawdy. Czuł, że Percy zrobił coś naprawdę karygodnego, poza tym był
zwolennikiem twierdzenia, że prawda wcześniej czy później wyjdzie na jaw.
Dlatego spróbował jeszcze raz.
- Obiecuję, Draco, ze to co powiesz nie
wyjdzie poza ten gabinet, jeżeli ci na tym zależy i nikt więcej się o tym
nie dowie. Uwierz mi. Lepiej jest zrzucić brzmię z serca, wygadać się, niż
dusić w sobie ból, złość i gniew. Nawet ten słuszny gniew. Nikt poza mną się
o tym nie dowie, obiecuję.
Draco miał naprawdę ogromną ochotę się
wygadać, ale się bał.
Bał się, że starszy, miły pan, przestanie być
miły, a stanie się bardzo wściekły i w tej wściekłości podejmie jakieś
działania, które ściągną nieszczęście, bądź to na rodziców Hermiony, bądź na
jego ojca. Sam nie wiedział co ma robić. Z drugiej strony Dumbledore był
wcieleniem spokoju i stateczności. Na pewno dużo w życiu widział i słyszał i
pewnie mimo wewnętrznego gniewu, przyjąłby to ze spokojem. Ale mimo
wszystko. Jak on ma o tym mówić, skoro nawet trudno mu o tym myśleć? Więc
zawzięcie milczał wbijając wzrok w podłogę. Był bliski załamania nerwowego
- Draco, ja mówię poważnie. Nikt się nie dowie. Wiem, że nie chcesz
mówić nie dlatego, że jesteś tchórzem. Po prostu nie możesz, ale naprawdę
poczujesz się lepiej kiedy mi o tym powiesz.
Po tych słowach, chłopak
się zirytował.
- Nie, – powiedział głośno i dobitnie – ja
się nigdy nie poczuję lepiej. Niech mi pan wierzy. Nigdy już nie będę tym
samym człowiekiem, którym byłem i chyba nigdy nie będę już normalnie
funkcjonował. Ale to moje zmartwienie – Draco wstał. Wiedział, że jest
niesprawiedliwy, i że Dumbledore chce dla niego jak najlepiej, tylko że nie
potrafił postąpić inaczej.
- To twój wybór, chłopcze. Jeżeli jednak
będziesz chciał porozmawiać, zawsze znajdę dla cienie czas i pamiętaj, że
potrafię być dyskretny – starszy mężczyzna mówił cicho i łagodnie
/>- Nie sądzę, panie dyrektorze, żebym miał ochotę o tym rozmawiać –
powiedział zimno Draco. – Do widzenia, sir – dodał już
cieplejszym tonem – i dziękuję, że mnie pan wysłuchał i zrozumiał.
/>- Nie dziękuj, Draco. To mój obowiązek wysłuchiwać uczniów. Do widzenia i
przemyśl to, co ci mówiłem.
Malfoy bez słowa opuścił gabinet dyrektora
i udał się do siebie.
Z jednej strony mu ulżyło – bo
powiedział o swojej decyzji, ale z drugiej czuł się nie fair w stosunku do
dyrektora. Przecież ktoś dorosły musi się o tym dowiedzieć, tylko jak o tym
mówić z praktycznie obcym człowiekiem? Matka to było zupełnie co innego. I
jej też nie powiedział dokładnie wszystkiego. Tego nie dało się opowiedzieć,
bo jak? Jak mówić o takim bestialstwie. Starał się już o tym nie myśleć, ale
i tak, kiedy brał prysznic, wszystko nagle wróciło do niego z taką siłą, że
osunął się na kolana i zaczął łkać jak małe dziecko.
******
/>O godzinie dziewiątej, Severus siedział w swoim gabinecie. Skończył
sprawdzać wypracowania czwartoklasistów i sączył sobie spokojnie drinka z
czystej i soku dyniowego, zastanawiając się czy nie napisać do Narcyzy z
prośbą o wcześniejsze spotkanie, gdy do drzwi zastukał dyrektor i przyniósł
list od pani Malfoy.
Prawie zawsze poczta do Severusa przechodziła
przez ręce Dumbledore’a, bo u Mistrza Eliksirów nie było przecież
żadnych okien.
- Proszę, Severusie - powiedział uprzejmie Albus.
/>- Dziękuje, panie dyrektorze.
- Bardzo proszę. Był u mnie Draco...
- Powiedział ci, co zamierza, Albusie?
- Tak i z jednej strony
jestem z niego dumny, a z drugiej martwię się o niego.
- To tak jak
ja.
- On się bardzo zmienił w tak krótkim czasie, zastanawiam się
przez jakie piekło musiał przejść zarówno w ministerstwie, jak i w Dragon
Tower... Biedny dzieciak.
- Już nie dzieciak, panie dyrektorze.
/>- To prawda, Draco Malfoy nie jest już dzieckiem – Dumbledore
westchnął głęboko. Dobranoc, Severusie.
- Dobranoc, Albusie.
/>Gdy dyrektor wyszedł, Mistrz Eliksirów odpieczętował starannie zalakowaną
korespondencję.
Narcyza prosiła o spotkanie w Środę, w Świńskim Ryju,
w Hogsmeade o jedenastej w nocy. Prosiła, żeby nie odpisywał jeżeli zamierza
się pojawić. Miał napisać do niej tylko wtedy, gdy nie będzie mu pasował
termin bądź miejsce, ale jemu odpowiadało wszystko. W sumie ucieszył się, że
Narcyza napisała do niego zanim on to zrobił.
Spalił list w rozpalonym
kominku i delektował się papierosem, kiedy ktoś zapukał do drzwi.
-
Proszę – powiedział zdziwiony.
Persona, którą ujrzał w drzwiach
wprawiła go w istny szok.
- Dobry wieczór, panie profesorze –
powiedział rozczochrany, zielonooki chłopak, zbyt podobny do ojca, by
Severus mógł zachować wobec niego bezstronną postawę obojętności.
-
Potter, co ty robisz poza wieżą Gryffindoru... – spojrzał na ścienny
zegar – dziesięć minut po dziewiątej wieczorem, możesz mi wytłumaczyć?
- Chciałem z panem porozmawiać – Harry miał smutną i poważną
minę.
- A czy to nie może poczekać do rana? – spytał lekko
poirytowany Mistrz Eliksirów.
- Nie, sir. Ja już od rana chciałem z
panem porozmawiać, tylko wcześniej nie czułem się dobrze – chłopak
spuścił wzrok. Snape dopiero teraz zwrócił uwagę, że Gryfon nie ma na sobie
szaty a jedynie dżinsy i jakąś za dużą powyciągana bluzę.
„Boże,
w co on się ubiera?! A raczej w co ubiera go ta kretynka, Petunia
Dursley?” – pomyślał.
- Siadaj, Potter i mów o co chodzi
– głos profesora był spokojny i zmęczony.
Harry bez słowa wyjął
fiolkę z trucizną i postawił ją na biurku.
Snape wyglądał na
zaskoczonego. Popatrzył chłopakowi w oczy z wyrazem oczekiwania.
- Nie
będę tego potrzebował – zaczął nieśmiało Harry. - Podjąłem decyzję, że
będę żyć i eee... i to by było na tyle – Harry przeklął się w duchu za
rażący brak elokwencji.
- Tak szybko? – Snape wyglądał na bardzo
zdziwionego. – Nie minął nawet tydzień, a ty już podjąłeś decyzję?
– jego brwi uniosły się lekko.
Gryfon przełknął głośno ślinę.
- Tak, sir – powiedział bardzo cicho.
Czuł się podle
kłamiąc. Ale czy on kiedykolwiek powiedział cokolwiek do tego człowieka
zupełnie szczerze? Nigdy. Taka była prawda. Zawsze łgał Severusowi
Snape’owi. Zawsze. Tylko, że teraz do cholery jasnej musiał, co
wcale nie polepszało jego podłego samopoczucia.
- I chcesz, żebym ci
uwierzył, Potter, tak? – pytanie było postawione bardzo łagodnym
tonem.
- Taka jest prawda.
- I chcesz, żebym uwierzył, że nic
tobą nie kierowało przy podjęciu tej decyzji? Że to twój własny, osobisty
wybór, który nie jest niczym uzależniony, tak, Potter? – znowu ten
łagodny głos, bez cienia tak znajomej drwiny, czy sarkazmu.
- Tak
– powiedział Harry bezczelnie patrząc profesorowi w oczy. – Nie
mogę inaczej i nie chcę.
„Pieprzona Hermiona... nie... pieprzony
Percy Wielki Wiceminister Weasley” – pomyślał ze złością
chłopak.
- Rozumiem. Jak zwykle kłamiesz, Potter, ale ja już zdążyłem
się przyzwyczaić – Harry nie mógł znieść tej łagodności w głosie
Snape’a. Zacisnął zęby. Miał ochotę zabić kogoś za zaistniałą
sytuację, kogokolwiek, najlepiej siebie, ale siebie właśnie nie mógł.
/>- Nie będę naciskał, żebyś powiedział mi co się stało... – Severus
widział cichą desperację w oczach chłopaka. - Szczerze powiedziawszy, to
nawet boję się tego co mógłbym usłyszeć... Możesz odejść, Potter. Cokolwiek
skłoniło cię do podjęcia tego kroku... nieważne... może tak nawet będzie
lepiej. Idź już do siebie.
Ale Harry nie odszedł, to co powiedział
Snape spowodowało, że właśnie bardzo chciał mu powiedzieć prawdę. Chciał raz
w życiu być szczery z tym zgorzkniałym, nieszczęśliwym mężczyzną. Chciał być
bardzo szczery. I wobec Snape’a i wobec siebie.
Bo
właśnie do niego dotarło, że Severus Snape był nieszczęśliwy. Gdyby było
inaczej, Mistrz Eliksirów nie byłby takim zgryźliwym i złośliwym osobnikiem,
jakim był..
- Tak naprawdę – zaczął cicho, a Severus
popatrzył na niego uważnie. – Tak naprawdę, to chciałem otruć się
ubiegłej nocy i nadal chcę, tylko z pewnych przyczyn, całkiem ode mnie
niezależnych, po prostu nie mogę... Jeżeli to zrobię... ale o tym nie mogę
powiedzieć. Mówię tak , bo chciałbym być z panem szczery. Teraz panu i tak
nie jest łatwo – „jeżeli kiedykolwiek było” dodał w myśli.
- Po co jeszcze miałbym kłamać panu w żywe oczy? Mam dosyć kłamstw...
– Harry czuł się dziwnie, ale jednocześnie bardzo mu ulżyło.
/>Severus wziął w zamyśleniu fiolkę z trucizną i zaczął ją obracać w
dłoniach.
- Widzę , że dorastasz... jeżeli już nie jesteś dorosły,
Potter – spokojne, wyważone słowa profesora zaskoczyły
Harry’ego. – Dzieje się z tobą to samo, co z Draco
Malfoy’em i mimo, że powinno chyba cieszyć, iż obydwaj staliście się
ostatnio bardziej dojrzali, to jednak tak szybki skok w dorosłość niepokoi i
skłania do refleksji.. Jak już mówiłem nie będę naciskał, jeżeli
którykolwiek z was zechce zdradzić, co tak naprawdę stało się w
ministerstwie, to obiecuję dyskrecję, ale nie zamierzam tego z żadnego z was
wyciągać. Ani z was, ani z panny Hermiony Granger. Możesz jej to przekazać
– Harry skinął w odpowiedzi głową. – Wszystko jasne, Potter?
Harry skrzywił się słysząc po raz kolejny swoje nazwisko. Nie lubił
tego. Od pamiętnego zdarzenia podczas lekcji Oklumencjii w zeszłym roku to
nazwisko wywoływało w nim zbyt ambiwalentne uczucia. Zwłaszcza kiedy
wymawiał je Mistrz Eliksirów. Harry miał ochotę powiedzieć to dużo
wcześniej, ale nie miał odwagi. Teraz postanowił iść za ciosem.
- Tak,
sir. I mam prośbę. Nie proszę, żeby pan mi mówił po imieniu - przy tych
słowach poczuł się idiotycznie - w końcu jestem uczniem... ale ja od
jakiegoś czasu nie znoszę, gdy ktoś zwraca się do mnie po nazwisku, które
zostawił mi – Boże jakie to było trudne - ... człowiek, który był
moim... ojcem... Nienawidzę tego nazwiska zwłaszcza w pańskich ustach.
– Harry skrzywił się z bólem. Gdy mówił, patrzył cały czas w czubki
swoich butów.
W końcu to z siebie wyrzucił. Oczekiwał drwiny ze strony
Snape’a, ale nie doczekał się niczego i po jakiejś minucie dzwoniącego
w uszach milczenia nieśmiało podniósł wzrok.
Snape przyglądał mu
się uważnie. Nigdy wcześniej tak na niego nie patrzył. Harry nie widział, co
ma myśleć, bo w oczach starszego mężczyzny dostrzegał ból. Nie ironię, nie
drwinę, tylko ból.
Severus Snape nie powiedział nic, bo nie wiedział,
co właściwie ma powiedzieć. Nie po raz pierwszy pożałował, tego jak
potraktował Pottera, gdy go nakrył w Myślodsiewni. Owszem miał prawo być
wściekły, ale i tak były chwile, że wyrzucał sobie tą wybuchową reakcję.
/>Nigdy nie był pewien, co chłopak tak naprawdę wtedy czuł, ale teraz chyba
już widział. Harry’emu było po prostu bardzo przykro i po raz pierwszy
ucieszył się, że Potter nie widział jego wspomnień do końca, nie ze względu
na własną osobę, ale ze względu na ciemnowłosego chłopaka w okularach, który
siedział teraz przed nim, i któremu było najwidoczniej strasznie głupio.
Severus wiedział, że powinien coś powiedzieć, tylko do jasnej cholery, co?
Nie miał bladego pojęcia.
Harry ponownie spuścił wzrok pod
wpływem intensywnego spojrzenia czarnych, głębokich oczu.
- Ja tylko
chciałem... – zaczął.
Przełknął ślinę i poczuł że się rumieni.
Dlaczego to było takie trudne?
- Chciałem, że by pan wiedział, że mi
przykro i...
- Dosyć! – przerwał mu stanowczo Snape, widząc,
że Potter jest bliski łez i sam czując silny dyskomfort zaistniałej,
cholernie niezręcznej sytuacji. – Nic więcej nie musisz mówić –
dodał łagodniej, starając się, ku własnemu zdziwieniu nie używać nazwiska
chłopaka.
Harry popatrzył na niego nieśmiało i przygryzł w
zakłopotaniu dolną wargę.
Severus westchnął ciężko.
- Przemyśl
jeszcze raz to, co ci mówiłem i idź zanim wlepię ci szlaban za łażenie po
Zamku późnym wieczorem.
- Dobranoc, sir – wyjąkał Harry i bardzo
szybko ruszył do drzwi, a kiedy wyszedł z gabinetu otarł łzy, która
bezczelnie śmiały zacząć spływać z jego oczu. W końcu obiecał sobie, że już
nigdy więcej nie zapłacze.
*
Severus jeszcze długo gapił
się bezmyślnie w fiolkę z zielonym płynem, spoczywającym w jego dłoni.
/>Wspomnienia z przed lat powróciły do niego z taką siłą jak nigdy
wcześniej...
- Dobrze ci się wisi, Snivelku? – drwiący
głos tego zadufanego w sobie Casanovy Blaca, zadźwięczał tuż przy jego uchu.
Szumiało mu w głowie, a całą twarz miał czerwoną, bo do jego mózgu
napłynęło mu mnóstwo krwi. Hektolitry krwi.
Ten kretyn Pettigrew
zarechotał opętańczo.
Severus miał ochotę pozabijać ich wszystkich.
Pottera, Blaca, Pettigrew i Lupina, który bezmyślnie patrzył na to, co
robią jego kumple i wcale nie reagował, a nawet tą szlamowatą smarkulę
Evans, która robiła za siostrę miłosierdzia.
Nienawidził
litości.
Już jako dziesięciolatek przyrzekł sobie, że nigdy nie
będzie płakał i nigdy dla nikogo nie będzie miły ani dobry, bo po co jeżeli
ludzie są źli? Jego własny ojciec był tyranem. Szybko wyrobił sobie zdanie,
że wszyscy ludzie są zdolnymi do okrucieństwa, dwulicowymi szumowinami i są
podli. Wszyscy i ci zwykli, i ci którzy tak jak on byli wampirami, czy
wilkołakami. Dlaczego on miałby być inny? Tylko czy on posunąłby się do
czegoś takiego do czegoś względem niego posuwał się Święty James Potter ?
Chyba nie.
Teraz byłby go w stanie rozszarpać lub udusić, tyle że nie
mógł bo wisiał głową w dół i był pod działaniem Drętwoty.
- Żałosne
– zimny kobiecy głos dobiegł od lewej strony.
- Nie wtrącaj się
siostrzyczko – Black wyciągnął w stronę Narcyzy różdżkę.
- Nie
zamierzam. A poza tym, czym mi grozisz? Ja jestem już na siódmym roku. Pójdę
Syriuszu i nie będę się wtrącać, ale mam nadzieję, że Severus kiedyś cię
dorwie i spuści ci niezły wpierdol. Będę się o to modliła. Żałosne, Potter,
wiesz? – jej głos był jak kostki lodu – odwróciła się i odeszła
szybkim krokiem, posyłając zebranym wokół widowiska uczniom drwiące i pełne
pogardy spojrzenie.
- Wredna małpa – powiedział cicho Potter.
– Sorry, Syriuszu, w końcu to twoja kuzynka.
- W porządku, jest
wredną małpą i wtrąca się do nie swoich spraw – Black wzruszył
ramionami.
- No? – Rozległ się drwiący głos Pottera – ktoś
chciałby zobaczyć Snivellusa bez majtek?
Część młodzieży uśmiechała
się niepewnie, część była lekko zgorszona lecz zaciekawiona, niektórzy
demonstracyjnie odeszli. Bali się podskoczyć Potterowi i Blackowi, w końcu
było czego się bać, a poza tym kto narażałby się dla tego dziwaka,
Snape’a?
Severus wisząc pomyślał w miarę przytomnie, że
uczniowie tak naprawdę nie wierzą, że Potter posunie się do tego o czym
mówi, on też wolał w to nie wierzyć.
Ale Potter się posunął...
/>Większość ludzi patrzyła ze zgrozą i odrazą na zgiętego wpół ze śmiechu
Blacka i kwiczącego, tak, dosłownie kwiczącego Pettigrew.
- Jesteś
chory, Potter – odważył się rzucić ktoś spośród tłumu i odejść
oburzony.
- Och, więc to jednak prawda, Syriuszu – powiedział
James drwiąco, patrząc na obnażonego, poniżonego na oczach innych, Severusa.
- Co, James? – zarechotał Black.
- To, co mówią o facetach
z dużymi nosami – w głosie Jamesa brzmiała złośliwa drwina.
/>Nawet nie zastanowił się nad tym, co pomyślałaby o nim w tej chwili jego
ukochana Evans. To co zrobił bardzo go ubawiło, cieszył się też, że sprawił
tyle radości swojemu przyjacielowi, który śmiał się do łez.
-
Przestańcie – rozległ się chłodny głos Lupina.
- Daj spokój,
Remusie – warknął Black..
Lupin odszedł. Nie odzywał się do nich
przez kilk godzin.
- I co z tego, James, że Snivelek ma dużego?
– drwił zimnym, złośliwym głosem Black. - Przecież i tak każda
dziewczyna wolałaby chyba przespać się ze strażnikiem Azkabanu.
Bardzo
niewiele osób się zaśmiało. Ale Glizdogon rechotał za dziesięciu chłopa.
/>
Boże, Severus nigdy nie czuł się tak strasznie jak w tamtej chwili.
Poczuł jak zdradzieckie łzy złości, nienawiści i poniżenia zaczynają
napływać mu do oczu, ale mężnie je przełknął. Nigdy nie będzie płakał. Mogą
mu zrobić co tylko chcą i tak się kiedyś zemści. Zemści się z nawiązką. Ale
na pewno, żaden z nich nie zobaczy jego łez. Nigdy...
Tamtej
nocy płakał, ale w samotności... Starał się plakać bezgłośnie, tak żeby nikt
go nie usłyszał, dławiąc się własnymi łzami.To był ostatni szczery płacz w
jego życiu.
Ostatni. Severus poczuł łzy sływające bezwiednie
po jego policzkach, w dłoni ścickał fiolkę z trucizną. Czuł się jak w
transie. Jak w transie odkręcił buteleczkę, zamknął oczy, zacisnął zęby i
szybkim ruchem wylał zawartość do rozpalonego kominka.
„Nie
mogę, nie teraz... Muszę się czegoś napić.”
Wytarł ze złością
kilka pojedynczych łez
Wyjął z barku butelkę Smirnoffa.
/>„Schlam się najlepszym mugolskim alkoholem – pomyślał
ironicznie. – Cóż za marnotrastwo...”
Czuł się zmęczony i
rzeczywiście taki był. Nie zjadł też za wiele tego dnia. Wystarczyły tylko
dwie pełne szklanki, żeby, odurzony alkoholem, zasnął z głową wspartą na
biurku.
******
- Witaj Remusie – dyrektor uśmiechnął
się do mężczyzny, który pojawił się punktualnie o dziesiątej wieczorem w
kominku, w jego prywatnej kwaterze.
- Witam pana dyrektora.
-
Cóż tak oficjalnie Remusie... Napijesz się czegoś?
- Tak, poproszę
gorącej herbaty, Albusie – Lupin uśmiechnął się smutno. Wyglądał na
zmęczonego. – To co się dzieje... – powiedział przepraszająco -
nie musisz mnie ukrywać... Po co się narażasz?
- Ach, zaraz się
narażam – żachnął się Dumbledore. - Nie mogę nie pomóc jednemu ze
swoich najlepszych ludzi. - Albus machnął ręką, dając do zrozumienia, że nie
ma o czym dyskutować.
- Będziesz mógł tu zostać, jak długo to będzie
konieczne, Remusie.
- Myślę, że Severus nie będzie zachwycony,
zwłaszcza w obecnej sytuacji... Co z Harrym? – Zapytał nagle Lupin z
troską…
- Chyba dobrze, chociaż przeżywa ciężkie chwile. Nieźle
sobie radzi jak na szesnastolatka.... Stała się przykra rzecz i wiem, że
jesteś zmęczony, ale o tym musisz się dowiedzieć, bo dotyczy to także
Harry'ego. – Albus zdał Remusowi relację z przesłuchania trojga
uczniów, czym Lupin wydał się bardzo zaniepokojony.
- Czemu
przesłuchiwali uczniów, Albusie? Czyżby z jakichś powodów zależało im na
tym, by to Severus został oskarżony? Tak a propos – brwi Remusa
zwęziły się w grymasie dezaprobaty - ktokolwiek zabił Notta, zasłużył na
szacunek, a nie na śmierć... – Albus popatrzył karcąco na młodszego
maga.
- Wydaje mi się, że to byłaby niezła okazja aby usunąć mnie ze
stanowiska – powiedział po chwili dyrektor – i na moje miejsce
dać kogoś... wygodnego dla ministerstwa...
Remus pokiwał głową ze
zrozumieniem, irytacją i tak niecodzienną u niego złością.
- Wystarczy
udowodnić, że zatrudniasz niebezpiecznego dla otoczenia przestępcę... Ohyda
– Remus wyglądał na zmęczonego i smutnego.
- Nic nie da się
poradzić na ludzką głupotę, Remusie – dawno już się o tym
przekonałem... Ale mam nadzieję, że coś da się zrobić. W końcu nie jestem aż
takim głupcem za jakiego ma mnie Percy Weasley.
- Gnida – Remus
nie krył jawnej nienawiści. – Jak dowiem się, że zrobił coś
Harry’emu albo Hermionie, to osobiście go odwiedzę.
- Widzę, że
młody Malfoy zbytnio cię nie obchodzi – Remus skrzywił się lekko na
słowa starszego mężczyzny, ale bez większej odrazy. – Musisz wiedzieć,
że on się ostatnio bardzo zmienił i to właśnie po tym przesłuchaniu. Chociaż
on już od rana był inny... Żebyś tylko mógł widzieć twarze Hermiony i
Dracona, gdy wyszli razem z tego pomieszczenia – Albus się skrzywił.
- Razem?!
- Tak... Mi też się to nie podobało –
powiedział dyrektor z naciskiem. – Ale nic na to nie mogłem poradzić -
dodał widząc minę Lupina. – Poza tym, w tych okolicznościach... Cóż
wydaje mi się, że Hermiona miała szczęście, iż przesłuchiwali ją razem z
Draco. Nie patrz tak, on zachował się bardzo dojrzale. Naprawdę uważam za
szczęście to, że byli przesłuchiwani razem.
- Czemu? – Remus
zmarszczył brwi. – To chyba wbrew procedurze.
- Chodzi mi o
Percy’ego, a konkretnie o to jak patrzył na pannę Granger i jak się do
niej odnosił. Naprawdę lepiej, że weszli tam razem, chociaż i tak moja
intuicja podpowiada mi, że Percy dopuścił się jakiegoś nadużycia. Mam
nadzieję tylko, że nie było to nic okropnego.
Lupin wyglądał na
podłamanego
- Jeżeli dopuścił się jakiegoś bestialstwa to odwiedzę go
podczas pełni... I nie patrz tak na mnie.
- Lepiej mi się nie narażaj.
Siedź cicho i nie bądź drugim Severusem... No tak wygadałem się, –
staruszek westchnął – ale i tak to powinieneś wiedzieć.
- To
jednak on zabił Notta?! Boże! – Remus zbladł.
- Chciał
się przyznać, ale mu kategorycznie zabroniłem. Ministerstwo nie ma żadnych
dowodów, a Severus jest zbyt cenny, by go stracić.
- To prawda. Chyba
mu po cichu pogratuluje, że wykończył tego śmiecia.
- Remusie...
– powiedział z wyrzutem Albus
- Muszę się napić – Wilkołak
zrobił minę cierpiętnika.
- Ja też – rzucił ku zdziwieniu
Lupina, Dumbledore, który prawie niegdy nie pił alkoholu. – A przede
wszystkim musze ci opowiedzieć o pewnej decyzji młodego Malfoya, która
zapewne bardzo cię zadziwi...
***
******
Powiem tak: Idealnie przedstawiłaś świat
jaki otacza Śmierciożerców.
Wreszcie jakiś FF o tej złej
stronie!
Czekam na dalsze rozdziały!!
Raistlin
28.12.2004 13:20
Po co mi, się pytasz?? A po to, bo choć
dodajesz regularnie to dla mnie jest to dalej za mało
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/smile.gif' border='0'
style='vertical-align:middle' alt='smile.gif' /> I nie
musisz mi mówić na jakim innym forum masz bo już i tak wiem
border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'
/>
Opinia o opowiadaniu: patrz poprzednie posty,
aha i oczywiście
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/czekolada.gif' border='0'
style='vertical-align:middle' alt='czekolada.gif' /> dla
ciebie żebyś dodawała szybko tutaj nastepne części i pisała następne (też
szybko
border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'
/> )
Środa,
07.11.1996
Harry, Ron i Hermiona cieszyli się z
pobytu Lupina w Hogwarcie, Snape nieco mniej, ale go ignorował, a nawet
odnosił się do niego z chłodną uprzejmością i szacunkiem. W obecnych
warunkach, kiedy jechali praktycznie na tym samym wózku, nawet Severus
odpuścił sobie złośliwości, zwłaszcza że Remus był wobec niego grzeczny i
niemal przyjacielski.
Środa była dniem spokojnym. Żaden artykuł
spędzający sen z powiek nie ukazał się w „Proroku Codziennym”.
Wszyscy w Hogwarcie byli jakby senni i przygaszeni.
Hermiona
porozmawiała sobie z Ginny, która zdawała się uspokojona zapewnieniem, że
nikt nie żywi do niej żalu za zachowanie brata a nawet, że część uczniów
szczerze jej z tego powodu współczuje.
Severus nie odczuł
zbytnio skutków kaca. Po obiedzie wysłał Prometeusza do Lucjusza, składając
mu w liście tą samą propozycję, którą złożył Narcyzie – przejście na
stronę Dumbledore’a i całkowite zaufanie jemu i Dyrektorowi.
/>Spotkanie z Narcyzą, polegało na wysłuchaniu jej żalów i na pocieszeniu
nieszczęsnej kobiety. Obiecał jej wszelką, możliwą pomoc, włącznie z
możliwością przechowania całej rodziny Malfoyów w Hogwarcie, jeżeli Lucjusz
pójdzie na zaproponowany układ i Narcyzie nieco ulżyło.
Co prawda,
Snape nie rozmawiał jeszcze na ten temat z Albusem, ale wiedział, że stary
czarodziej by się zgodził..
Tej nocy spał w miarę spokojnie.
/>***
******
style='color:green'>Czwartek, 08.11.1996
-
Co jest z tobą, Severusie?- Lupin zauważył, że czarnooki mężczyzna w ogóle
go nie słucha.
- Że co? – zapytał nieprzytomnym głosem Snape.
Przed chwilą widział płaczącą jak bóbr Granger. Jak go tylko
zobaczyła, wytarła szybko łzy i udawała, że wszystko jest OK. Nie chciała w
ogóle powiedzieć o co chodzi. Zastanawiał się, co jest grane i jakoś nie
mógł dojść przyczyny, a raczej bał się dopuścić do świadomości swe najgorsze
przypuszczenia
- Nieważne, chciałem tylko dowiedzieć się kiedy masz
kolejne przesłuchanie, ale to nie jest w tej chwili istotne, a poza tym,
widzę, że czymś się martwisz...
- W sobotę – lakonicznie odparł
Severus.
- Jeżeli nic się nie zmieni – dodał po chwili. - I
lepiej, żeby nikt nie dowiedział się, że tu jesteś, bo wtedy dyrektor
Hogwartu będzie miał na głowie całe Ministerstwo Magii z Knotem na czele...
Chociaż akurat z tym głąbem świetnie sobie poradzi.
- Myślisz, że nie
wiem, jakie zagrożenie stanowię dla Albusa?! – Żachnął się
wilkołak. - Ale przecież wiesz jaki on jest. Jak się uprze...
- Wiem,
wiem.. – Severus machnął ręką. – Po prostu myślę na głos. I cała
ta sytuacja mnie wpienia. Mówiłem, że się przyznam, kropną mnie i będzie
spokój... Ale nie... Severusie jesteś potrzebny – czarne oczy
mężczyzny znikły pod zasłoną równie czarnych, gęstych rzęs, a z jego gardła
wydobyło się głośne westchnienie.
- Rozumiem... ja tu jestem z tego
samego powodu. Zakon mnie nie może stracić...
Do prawie pustego
pokoju nauczycielskiego weszła Tonks.
- Bo to prawda, Remusie. Jesteś
zbyt cennym nabytkiem dla Feniksa, aby cię narażać, Severus zresztą też
– rzuciła zaniepokojone spojrzenie w kierunku Mistrza Eliksirów.
/>Ten facet był nieprzewidywalny. Ale chyba zbyt mocno posłuszny Albusowi,
by robić jakieś głupstwa – np. Iść do Ministerstwa i się przyznać do
zabójstwa Notta. Tak, ona i Minerva, też już o tym wiedziały – w końcu
były w Zakonie.
Poczuła dziwny niepokój na myśl, że Severusowi może
się coś stać, ale szybko odsunęła od siebie takie myśli.
- Tak
Nymphadoro. Cenne nabytki. Jak w ZOO, albo na wystawie osobliwości...
- Doskonale wiesz, że nie to miałam na myśli, Severusie. –
Obruszyła się młoda kobieta – I czy mógłbyś mi mówić Tonks?
Bardzo proszę. W końcu ja zwracam się do ciebie po imieniu.
- Ja do
ciebie też.
- Dlaczego ciągle musisz być złośliwy?
- Ten typ tak
ma, Tonks – Lupin popatrzył na Snape’a z życzliwym rozbawieniem.
- Tak bardzo chcesz, żebym zwracał się do ciebie per Tonks?
Pragniesz żyć ze mną w przyjaznych stosunkach? - ironizował Snape.
-
Pracujemy razem i należymy do tego samego tajnego stowarzyszenia, to chyba
normalne, że mi na tym zależy – odpowiedziała spokojnie.
- Ona
ma racje, Severusie. – Lupin uśmiechnął się blado.
- Ma...
Chociaż raz wżyciu – sarkastycznie stwierdził Snape. – Niech ci
będzie Tonks...
***
- SEVERUSIE! – na
korytarzu przed wielką saląrozległ się wysoki, nieprzyjemny kobiecy głos.
Niedawno skończyła się czwartkowa kolacja i w pobliżu nie było prawie
nikogo. Tylko Hermiona czytała jakieś ogłoszenia na tablicy przed salą,
Draco Malfoy omawiał na boku sprawy organizacyjne z Blaise Zabini, Harry i
Justyn gadali tuż obok Hermiony zajadając ostatnie kanapki, a Luna z jakąś
inną Krukonką oglądały album ze zdjęciami na ławeczce obok.
Wszyscy
uczniowie odwrócili głowy. W drzwiach stała Trelawney i krzyczała w kierunku
Mistrza Eliksirów oddalającego się w stronę lochów.
Mężczyzna obejrzał
się poirytowany i zaczął iść z powrotem w kierunku Sybilli, która się nie
zamierzała ruszyć się z miejsca.
- Góra do Mahometa, czy Mahomet do
góry, Trelawney? Jak masz do mnie sprawę to przyjdź do lochów.
Kobieta
się wzdrygnęła.
- Doskonale wiesz, że nienawidzę tego okropnego
miejsca, Severusie – wyjęczała.
Uczniowie nadstawili uszu.
/>- Czyżby twoje wewnętrzne oko szwankowało w ich pobliżu? – zadrwił
mężczyzna a obecna przy rozmowie młodzież wyczuła, że może zrobić się
całkiem zabawnie, nawet Hermiona zaczęła okazywać zainteresowanie, a Harry
omal nie udławił się kanapką, powstrzymując parsknięcie śmiechu.
-
Nigdy nie miałeś zdolności do jasnowidzenia. Wolałeś czytać o tych swoich
eliksirach, albo czarnej magii. Zawsze taki przyziemny. Pamiętam cię jeszcze
w szkole, wiecznie z książką, zupełnie jak ta Granger. No, ale ona też nie
ma za grosz talentu do przewidywania przyszłości – Trelawney rzuciła
krytyczne spojrzenie na Hermionę, której wzrok pozostał zimny jak lód.
/>- Sybillo, oszczędź mi tych głupot i przejdź do sedna sprawy. Nie mam
czasu na wykłady o wewnętrznych oczach.
Draco uśmiechnął się szeroko.
Teraz uczniowie naprawdę bez skrępowania zaczęli się przysłuchiwać rozmowie,
co Severusowi absolutnie nie przeszkadzało.
- To co ci powiem, musi
być utrzymane w tajemnicy.
- Nie mam żadnych tajemnic – warknął
Snape. – Mów o co chodzi i kończmy ten cyrk!
- Za grosz
szacunku, do tak szlachetnej dziedziny...
- DO RZECZY, KOBIETO!
– Mężczyzna się zirytował.
- Dobrze. Sam tego chciałeś...
– Sybilla zawiesiła efektownie głos i Draco oraz Blaise musieli
podejść bliżej, aby dobrze słyszeć.
- Grozi ci ogromne
niebezpieczeństwo. Śmierć czyha w cieniu. Uważaj na siebie. – Jej głos
był cichy i sugestywny, a ona sama wyglądała na poruszoną tym, co mówi.
Hermiona usłyszała tuż przy lewym uchu cichy męski chichot.
- Coś
nowego, nie Granger? – Spytał ją rozbawiony Ślizgon. Blaise wywróciła
oczami. Harry, Justyn, Luna i jej koleżanka z Ravenclawu wyglądali na
zdegustowanych słowami nauczycielki.
- Naprawdę, Sybillo? Jak długo
nad tym myślałaś? - Głos Snape’a epatował drwiną i ironią. –
Zaiste poruszyło mnie to, co mówisz. Urzekła mnie twoja historia... A teraz
pozwól, że wrócę do poważnych zajęć.
Granger była
oburzona tym, co usłyszała i nie zamierzała milczeć. Po pierwsze uważała
Trelawney - nie bez przyczyny - za oszustkę i panikarkę. Po drugie,
domyślała się, że Mistrz Eliksirów i tak żyje teraz w stresie, i dokładanie
mu takich wrażeń, nawet jeżeli nie bardzo go to obchodziło, uznała za
zachowanie na granicy chamstwa.
- Pani wybaczy, – chłodno
stwierdziła Hermiona – ale w zaistniałej sytuacji, to co pani mówi,
jest nietaktowne. Nie ma pani wstydu? Przecież wszyscy wiedzą o prowadzonych
przesłuchaniach. To naprawdę żałosne, co pani wyprawia. Niech pani chociaż
raz powstrzyma się przed tymi beznadziejnymi wróżbami.
Zatkało
absolutnie wszystkich, nawet Severusa. W życiu by się do tego nie przyznał,
ale podziwiał w tej chwili tą małą Gryfonkę.
- Jak śmiesz tak do mnie
mówić?! – Trelawney była oburzona.
- Ona ma rację, pani
profesor. Dlaczego pani to robi? Musi pani tak się zachowywać, czy co?
– Draco miał swoistą uciechę, patrząc na minę nauczycielki
Wróżbiarstwa.
- Ta szkoła schodzi na psy! – Sybilla była
wściekła, w ogóle nie obeszło jej to, że naprawdę zachowała się
nietaktownie, a jej oburzenie jest komiczne. Widziała tylko swoją urażoną
dumę. – Żeby prefekci byli tacy bezczelni! Dziesięć punktów od
Slytherinu i dwadzieścia od Gryffindoru! Chamstwo! – Odwróciła
się ze złością i odeszła.
- Kto tu jest chamski? – retorycznie
zapytała pod nosem Blaise.
- Panno Zabini... – Upomniał Severus
swoją podopieczną, ale jego głos był łagodny i wyrozumiały.
- Niech
pan nie przejmuje się tym, co ona mówi. – Luna wstała i podeszła do
reszty. – Według jej przepowiedni powinnam już umrzeć co najmniej trzy
razy.
- Ja, co najmniej dziesięć – Harry wzruszył ramionami.
/>- Lovegood, gdybym ja się tak wszystkim przejmował, a zwłaszcza tym, co
mówi Sybilla Trelawney, to już dawno nabawiłbym się wrzodów, niestrawności i
jakiejś psychozy - spokojnie i chłodno powiedział Mistrz Eliksirów - A wy
– zwrócił się do Hermiony i Draco, machając im przed nosami różdżką
– macie... – wszyscy zamarli po tych słowach - ... po piętnaście
punktów, tylko niech to nie zostanie rozdmuchane na całą szkołę, bo nie
ręczę za siebie. Żegnam młodzieży i radzę zachowywać się stosownie...
– uniósł sugestywnie brew i odszedł.
Grupa uczniów stała przez
kilka chwil w niemym osłupieniu, a później, wszyscy rozeszli się bez słowa.
To, co usłyszeli i zobaczyli było tak niesamowite, że nie dało się ani
opisać, ani skomentować.
***
******
Raistlin
28.12.2004 13:36
No dlaczego tak mało ja tu myśle że sobie
poczytam z 10 min a tu tak krótko
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/sad.gif' border='0'
style='vertical-align:middle' alt='sad.gif' />
/>Dodawaj szybko następne części opwiadania bo sobie przypominam bardzo
fajną klątwe
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/biggrin.gif' border='0'
style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif' />
Jak chcesz sobie coś mojego przeczytać to
zapraszam do działu "Kwiat Lotosu". A kolejna część pojawi się już
jutro rano:)
Raistlin
28.12.2004 14:30
A tam rano ja chce dzisiaj
style='vertical-align:middle' alt='smile.gif' /> No ale cóż
nie można miec wszystkiego
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/wink.gif' border='0'
style='vertical-align:middle' alt='wink.gif' /> Chyba
zastosuje sie do twojej rady(albo pójde na forum Miriell).
Lojalnie uprzedzam o dwóch,
całkiem śmiałych scenach erotycznych.
Proszę się jednak nie bać, to tylko erotyka, zapewniam, że nie ma nic
współnego z wyuzdaną pornografią:)
style='color:green'>Piątek, 09.11.1996
/>Piątkowy poranek był chłodny i mglisty.
Lucjusz Malfoy obudził się w
swojej celi i przetarł oczy. Dziś wychodził na wolność. Nie wiedział tylko
kiedy, ale przypuszczał, że wypuszczą go przed południem. Położył się na
niewygodnej pryczy i popatrzył w sufit. Severus prosił go by przemyślał jego
propozycje przejście na stronę Dumbledore’a. To nie wchodziło jednak w
grę.
Po pierwsze nie chciał tego robić.
Po drugie nie mógł tego
zrobić, bez narażenia siebie i swojej rodziny – i nie chodziło tu o
brak zaufania do Seva, ale o bezwzględność czerwonookiego.
Po trzecie
– honor mu nie pozwalał. Nawet nie potrafił sobie wyobrazić jak prosi
Dumbledore’a o przebaczenie i składa mu propozycję swojej pomocy.
/>Będzie musiał dziś w nocy udać się do przyjaciela i z bólem odmówić
Severusowi przyjęcia propozycji.
Lucjusz nie zdziwił się, że Snape
jest zdrajcą, tak samo jak nie dziwiło go to, że zabił Salomona Notta,
którego jasnowłosy, dystyngowany arystokrata absolutnie nie żałował. Malfoy
Senior głośno westchnął.
- Życie jest wspaniałe – powiedział na
głos zimnym i drwiącym tonem.
***
Dwie godziny
później stał już przed własną posiadłością. Marzył tylko o prysznicu...
/>No może nie tylko, ale najpierw musiał zmyć z siebie ten brud.
/>Narcyza przywitała go zwykłym pocałunkiem w policzek. Tak naprawdę miała
ochotę rzucić mu się na szyje, rozpłakać i zwierzyć ze wszystkich utrapień,
zwłaszcza z tych matczynych, ale wiedziała, że Lucjusz nie znosi wylewności.
Nie on...
Całe życie udawała dystyngowaną, chłodną panią Malfoy, która
podtrzymuje ognisko domowe zbudowane na małżeństwie z rozsądku. Od dziecka
byli sobie przeznaczeni i wiązał ich małżeński kontrakt, ale ona zakochała
się w nim niemal od pierwszego wejrzenia i nigdy nie miała okazji powiedzieć
temu wyrachowanemu, chłodnemu człowiekowi, który był jej mężem, co do niego
czuje. Ten jego wieczny dystans i chłód. Nawet wobec niej i wobec Dracona, a
przecież wiedziała, że Lucjusz kocha swojego syna, że ją szanuje i o dba
niemal jak o siebie samego.
Bo Lucjuszowi od dzieciństwa wpajano, że
rodzina jest najważniejsza.
Owszem miał mnóstwo kochanek, z czym się
nie krył i czego nie zabraniał Narcyzie – tylko, że ona tak go
kochała, że nawet przez myśl nie przeszłoby jej aby zdradzić Lucjusza.
/>On mógł mieć każdą, ale nigdy nie porzuciłby rodziny. Dlatego niezbyt
często zaszczycał swoimi erotycznymi względami własną żonę, zbytnio nie
troszcząc się o jej potrzeby seksualne, ponieważ uważał, ze Nari, tak jak on
ma tylu kochanków ilu zechce. Cóż za błąd...
- Witaj –
powiedziała. Miała na sobie ładną granatową sukienkę nad kolana i pachniała
swoimi ulubionymi perfumami – Channel no. 5; były mugolskie, ale dobre
i drogie. Wyjątek wszakże potwierdza regułę.
Spojrzała na męża. Dla
niej zawsze wyglądał pociągająco.
Lucjusz usunął zarost prostym
zaklęciem, gdy tylko odzyskał różdżkę – nienawidził zbędnego
owłosienia, a długie, potargane teraz i przybrudzone włosy opadały mu na
plecy niemal do pośladków. Objął żonę i pocałował ją w czoło:
- Witaj
– powiedział. – Muszę iść pod prysznic. Pójdziesz ze mną?
– zalotnie uniósł brew.
Narcyza lekko drgnęła. Rzadko się
kochali, a on zawsze był gwałtowny i namiętny. Nie to, żeby jej ta
namiętność przeszkadzała. Zawsze potrafił ją zaspokoić, ale nie okazał jej
nigdy zbytniej delikatności, poza nocą poślubną, kiedy musiał być bardzo
czuły ze zględu na jej dziewictwo, co wprawiło go w zły nastrój na cały
tydzień. Taki już był.
To naturalne, że po tych kilku miesiącach w
więzieniu na miał ochotę na seks. Narcyza się z tym liczyła, ale zawsze
silnie reagowała na propozycje uprawiania fizycznej miłości. Może dlatego,
że były niezbyt częste, a ona przecież tak bardzo pragnęła bliskości
własnego męża i tylko w ten sposób mogła ją uzyskać.
Dopiero teraz
uzmysłowiła sobie, że sama nigdy nie ośmieliła się mu tego zaproponować.
Może to był błąd?
- Och, ja już byłam pod prysznicem... –
Narcyza lekko się zarumieniła. Lucjusz to uwielbiał. Fascynował go fakt, że
jego żona reaguje tak za każdym razem, kiedy chce się z nią kochać.
-
Idź – dodała – ja na ciebie poczekam w sypialni.
Lucjusz
lubił seks. Uważał też swoją małżonkę za atrakcyjną kobietę i dobrą
kochankę, a teraz był tak wyposzczony, że nie zamierzał czekać ani minuty
dłużej. Przewrócił oczami.
- Sypialnia – powiedział znużonym
tonem. – Zawsze tylko sypialnia. Mam ochotę na coś innego. Idziesz ze
mną, kochanie.
Jej rumieniec lekko się pogłębił. Do tej pory nigdy nie
robili tego pod prysznicem. Tak naprawdę nie robili tego nigdzie poza
łóżkiem...
- Ale – szepnęła.
- Nie ma żadnego ale,
kochanie – Lucjusz wziął żonę na ręce i zaniósł do łazienki.
/>*
- Umyjesz mi plecy, kochanie? - spytał zalotnie Lucjusz.
Stali
całkiem nadzy w przestronnej kabinie prysznicowej, a z góry spływała na
nich, kojącym strumieniem, ciepła woda.
Narcyza uśmiechnęła się
nieśmiało, ale skinęła głową i spełniła prośbę męża. Mężczyzna zamruczał jak
zadowolony z życia kot. Nrcyza, jak zwykle, podziwiała z fascynacją jego
piękne ciało. W więzieniu stracił na wadze, ale to nie odjęło mu ani
męskości a ni osobistego uroku. Nawet trochę na tym zyskał. Rysy twarzy
stały się ostrzejsze, bardziej drapieżne i jego ciało... Lucjusz skończył
niedawno czterdzieści dwa lata ale miał piękną i smukłą młodzieńczą
sylwetkę. Szerokie ramiona, wąską talię i biodra. Płaski, umięśniony brzuch.
Narcyza uwielbiała jego ciało – czasem nachodziły ja myśli pełne
zazdrości dotyczące wszystkich kobiet, które tak ochoczo zaliczał jej mąż,
ale to ona była jego żoną i wiedziała, że Lucjusz nigdy jej nie zostawi. To
zawsze napawało ja dumą i pozwalało zachować godność osobistą wobec innych
ludzi i we własnych oczach.
Później Lucjusz umył plecy swojej
małżonce. Nie mógł się powstrzymać i sięgnął dłońmi do jej pełnych jędrnych
piersi i powoli rozsmarował na nich aromatyczny cedrowy płyn do kąpieli.
/>- Powinniśmy to robić częściej - szepnął jej do ucha.
Och, żebyś
wiedział, że tak - pomyślała Narcyza i zmróżyła oczy z rozkoszy
/>Lucjusz obrócił ją gwałtownie i pocałował jej rozchylone wargi. Narcyza
czuła jak ciepła woda rozkosznie obmywa jej ciało i czuła jak język męża
bezkarnie błądzi po jej podniebieniu i zębach.
Mężczyzna oderwał się
od swojej żony i niechętnie sięgnął po szampon. Nie za bardzo lubił myć
włosy, bo były dosyć gęste i długaśne. Kobieta patrzyła jak jej mąż
wmasowuje szampon w długie, potargane blond włosy.
- Pomogę ci –
powiedziała cicho. Malfoy uśmiechnął się zadziornie i schylił głowę, żeby
kobiecie było wygodniej uporać się z rozprowadzeniem szamponu.Spłukała z
nich pianę i Lucjusz wyżął na tle, na ile ile mógł, wodę.
- Chyba je
skrócę... o połowę – powiedział.
- Nie rób tego, – Narcyza
lekko się krzywiła – lubię je takie jakie są.
- Naprawdę? W
takim razie nie obetnę
- Dziękuję – Kobieta się uśmiechnęła
– jej włosy były nieco krótsze od włosów męża, i Lucjusz już dawno
zastrzegł, że nie chce aby je ścinała. Nie zrobiła tego i teraz on
postanowił przychylić się do jej prośby. Ceniła u niego ta prostą
honorowość.
- Naprawdę chcesz to zrobić pod prysznicem? –
spytała niepewnie.
- A ty nie? - fakt, że przy okazji błądził palcami
po jej pośladkach, nie ułatwiał Narcyzie koncentracji na rozmowie.
Omal
nie wyrwało się jej „ z tobą wszędzie, najdroższy.” Jakoś bała
się okazania aż takiej szczerości.
Popatrzyła mu w oczy.
- No
nie wiem...
- Ale ja wiem - odsunął się nieco od żony i omiótł
zachłannym wzrokiem jej smukłe i zaokrąglone, w odpowiednich miejscach,
ciało.
Mimo tylu spędzonych współnie lat, pani Malfoy lekko się
zarumieniła. Rumienic żony jedynie pobudził, spragnionego erotycznych
uniesień, Lucjusza. Pchnęł ją delikatnie, tak że oparła się o ścianę i
gwałtownie ją pocałował.
Odwzajemniła pocałunek zanurzając dłonie w
mokrych włosach swojego męża. Uwielbiała się z nim kochać. Był wtedy taki
gorący, znikał z jego zachowania cały dystans i chłód. Ich języki splotły
się w upojnym gorącym tańcu odbierając obojgu chwilowo oddech.
/>Mężczyzna zaczął masować duże, jędrne piersi kobiety i Narcyza pomyślała,
że za chwilę straci przytomność. Wnętrze kabiny było mocno zaparowane, język
męża wdzierał się niemal do jej gardła a piersi ogarnął płomień rozkoszy
rozchodząc się obezwładniającą falą aż do jej podbrzusza i niżej. Kobieta
poczuła, że robi się wilgotna i jęknęła głośno odrywając swoje wargi od jego
natarczywych ust. Potrafił rozpalić jej pożądanie do białej gorączki.
/>"No i po co mi tyle babek na boku, skoro w domu mam istną
tygrysicę?" - pomyślał z radością.
Lucjusz oparł ręce o ścianę
przyciskając Narcyzę swoim twardym cudownie gorącym ciałem. Poczuła na
podbrzuszu jego ogromną erekcję i omal nie krzyknęła z podniecenia i
rozkoszy. Pochylił głowę i zaczął lizać i przygryzać delikatnie jej twarde
jak kamyki sutki. Jedną dłoń wsunął między uda żony rozchylając delikatne
płatki jej kobiecości. Z gardła Narcyzy wyrwał się głuchy okrzyk rozkoszy.
Delikatnie dotknął łechtaczki, aby za chwilę wsunąć palce do jej gorącegio i
mokrego wnętrza. Kobieta krzyknęła głośniej, a Lucjusz uniósł żonę tak, żeby
mogła objąć nogami jego biodra i gwałtownie ją wziął. Poruszał się w niej
szybko, ale z wyczuciem doprowadzając Narcyzę do szaleństwa. Wbiła palce w
jego łopatki krzycząc imię męża i szlochając z rozkoszy. Mężczyzna nie
pozostał jej dłużny i jęczał głośno prosto do lewego ucha żony, czym tylko
potęgował jej podniecenie. Osiągnęli długi, wspólny i zniewalający orgazm.
Lucjusz osunął się na kolana przytrzymując niemal zemdloną kobietę i całując
gwałtownie jej usta.
- Jesteś cudowna, Nari – wyszeptał.
-
Jesteś mistrzem, Luc – pani Malfoy nie pozostała mu dłużna
/>*
Siedzieli w salonie. Odprężeni cudownym seksem pod prysznicem
popijali białe półwytrawne greckie wino.
Narcyza postanowiła
powiedzieć mężowi zarówno o tym, co spotkało ich syna pamiętnej nocy, której
wspomnienie miało dręczyć ją jeszcze wiele lat, jak i o decyzji Dracona.
Bała się o tym mówić. Bardzo się bała. Lucjusz był chłodny i opanowany, ale
gdy wybuchał gniewem lepiej było mu schodzić z drogi – obecne dwa
skrzaty domowe: Dymek i Popiołka (małżeństwo), mimo że pracowały w Dragon
Tower dopiero od roku, już potrafiły wyczuć niebezpieczeństwo i wiać zanim
pan straci cierpliwość.
Jak słusznie podejrzewała, o Severusie już
wiedział, czego nie omieszkał jej przed chwilą zakomunikować, rozwiewając
przy tym płonne nadzieje kobiety, na to że przyjmie propozycję przyjaciela.
Och, i na neutralność też się nie godził...
Jedyne, co zrobi to
postara się powstrzymać zapędy młodego Weasleya – w końcu nadal
zajmował ważne miejsce w radzie nadzorczej Ministerstwa Magii i miał swoje
marionetki.
- Luc – zaczęła łagodnie Narcyza –
przemyśl to jeszcze raz, dobrze? Tak bardzo zależy mi na bezpieczeństwie
twoim i Dracona.
Mężczyzna popatrzył na nią uważnie.
- Widzisz,
nasz syn został niedawno poddany Próbie – Lucjusz odłożył egzemplarz
„Proroka Codziennego” na bok i wbił w żonę wzrok.
- I co?
– zapytał.
- Przeszedł ją pomyślnie, bardzo pomyślnie... aż za
pomyślnie. Musiał torturować jakiegoś dziesięcioletniego mugola i patrzeć
jak dzieciak umiera, Lucjuszu. On to bardzo przeżył... Wiesz nasz syn bardzo
się zmienił.
- To dobrze, że pomyślnie przeszedł Próbę - chłodno
stwierdził Lucjusz i Narcyzę przeszły ciarki.
„Jak mu powiedzieć
o decyzji syna?” – pomyślała z niepokojem.
- Co masz na
myśli mówiąc, że się zmienił? - mężczyzna nieznacznie zmarszczył brwi.
/>- Wydoroślał – Narcyza opowiedziała o przesłuchaniu Dracona,
pominęła jednakże milczeniem fakt, że był świadkiem brutalnego gwałtu.
Powiedziała jedynie:
- Opowiedział mi, co się tam stało w tajemnicy,
więc nie mogę go zawieść i zdradzić ci wszystkiego, ale to, czego był
świadkiem nasz syn, jest potworne i mam nadzieję, że Percy Weasley szybko
popełni jakiś błąd i wyleci z pracy. Sama chętnie mu w tym pomogę - łyknęła
kolejną porcję wina. Tym razem dużą. Przeszły ją ciarki obrzydzenia na myśl
o tym, co zrobili Percival i Igor. Jako kobieta czuła do nich silną,
niewysłowioną nienawiść i nie dającą się opisać odrazę.
- Lucjuszu, to
co widział syn i to, co usłyszał z ust Weasleya i tego Matrojewa bardzo
zmieniło jego podejście do życia. Obawiam się też, że został mocno zraniony
i może nigdy nie otrząsnąć się z takiego szoku. Nie dość, że widział coś
naprawdę bestialskiego i sam został brutalnie potraktowany, to jeszcze tej
samej doby przeszedł Próbę. Musisz zrozumieć, co się z nim dzieje. Ja
osobiście jestem z niego dumna.
- Możesz powiedzieć w końcu, o co
chodzi, a nie owijasz w bawełnę, Nari ? – zapytał poirytowany Malfoy
senior z nutką podejrzliwości w głosie.
- Nasz jedyny syn podjął
decyzję, a ja... nie mogłam nic na to poradzić. Poza tym w głębi serca
przyznaję mu rację, Lucjuszu – i Narcyza cichym jednostajnym i
wypranym z emocji głosem wyłożyła zaszokowanemu mężowi „kawę na
łąwę.”
Wysoki, postawny mężczyzna wstał. Nawet w zwykłym
ciemnozielonym szlafroku wyglądał dostojnie i groźnie. Piękne – czyste
teraz włosy, w których odbijał się złotymi refleksami blask promieni
słonecznych, opadały miękko na jego wyprostowane plecy.
- Chcesz
powiedzieć, że mój syn stawia mi warunki? – głos Malfoya był zimny jak
lód. – A ty go w tym zuchwalstwie popierasz? Ciekawe...
-
Posłuchaj – powiedziała Narcyza cichutko, modląc się by zachował
spokój i cierpliwość, która nie była jego mocną stroną. Na szczęście znała
męża na tyle, że wiedziała jak z nim postępować... Przynajmniej w teorii, bo
Lucjusz był nieobliczalny.
- Posłuchaj, kochanie – przełknęła
nerwowo ślinę. – Musisz zrozumieć. Gdybym tylko mogła ci powiedzieć,
co zaszło w ministerstwie, ale obiecałam Draconowi milczenie. Bardzo mu
zależało na dyskrecji i to nie ze względu na siebie, a na tą małą Granger.
Chodzi o to, że ich szantażowano.
- Co mnie obchodzi ta szlama?
– powiedział rozdrażniony i podszedł do okna, głęboko oddychając by
opanować wzbierający w nim, w jego mniemaniu słuszny, gniew. – I co
ona obchodzi Dracona, co?
Kobieta się lekko zirytowała.
- Wiesz
co, chyba Draco jest mądrzejszy od własnego ojca! Właśnie ci tłumaczę,
że nie mogę powiedzieć, co zaszło, a gwarantuje ci, że i ciebie by to
ruszyło... Chyba... Nie jestem pewna, bo wiem co wyczyniacie z mugolami na
tych swoich zebraniach!
- Uspokój się kobieto – popatrzył na
nią z wyższością – Co to za histeria? Od kiedy szlamy cię obchodzą?
Parę miesięcy pobyłem w więzieniu i mi rodzina powariowała!
- Nie
histeria, a zimny bezsilny gniew, mój mężu. Gniew z powodu okrucieństwa i
bestialstwa wobec bezbronnej nastolatki! – poniosły ją trochę
nerwy. – I wobec naszego syna też. On mają po niespełna siedemnaście
lat, Lucjuszu. To jak potraktowano ich i zapewne Pottera, który już dostał
swoją dawkę katorgi od Notta, o czym pewnie wiesz od Severusa, jest... Nie
mam słów! Nie ma nic, co mogłoby usprawiedliwić Weasleya, a oni będą
milczeć bo muszą. Biedne dzieci... – w jej oczach pojawiły się łzy.
Lucjusz zmarszczył brwi i do niej podszedł
- Naprawdę musiało się stać
coś strasznego – objął ją pocieszającym gestem. – Ale to nie
usprawiedliwia decyzji naszego syna... Znaj moje dobre intencje. Odpuszczę
mu tą zniewagę, jeżeli przemyśli sprawę i mnie przeprosi. Nie będzie o czym
mówić... Rozumiem, że to była pochopna decyzja.
Tym razem to
Narcyza wstała i podeszła do okna.
- Nie, Lucjuszu – powiedziała
chłodno – On nie zmieni zdania. Nie widziałeś jego oczu, kiedy
to mówił. To jego świadomy i dobrowolny wybór. Najwyżej będziesz musiał go
wydziedziczyć. On się z tym liczy. On się z tym pogodzi...
- Jak
śmiesz! – Lucjusz podszedł do żony i złapał ją z całej siły za
ramię.
- Zostaw mnie, – powiedziała przestraszona - to boli.
/>- To ma boleć – zacisnął dłoń mocniej robiąc jej sińca. –
Jesteś moją żoną i masz mi być posłuszna – jego głos był jak płynny
lód. – Jeżeli ja go wydziedziczę, ty też się go wyrzekniesz, tak jak
on mnie.
- Nigdy w życiu, Lucjuszu - powiedziała ze smutkiem. - Kocham
go bardziej niż siebie samą. Wiem, co czuje i go rozumiem. Nie mogę nie
trzymać jego strony, bo wiem, co się stało, co przeżył i jak się zmienił.
Nawet nie wiesz jak bolą mnie te słowa, ale jestem kobietą i jestem matką.
To nasz jedyny potomek. Nie mogę myśleć i mówić inaczej. Przykro mi.
-
Przykro ci? Zrobiłaś się obrończynią szlam i mugoli! Popierasz syna
który chce się mnie wyrzec i stawia mi niedorzeczne warunki i jest ci,
kurwa, przykro?! Tylko przykro? – Wykręcił jej rękę tak, że
zaczęła szlochać z bólu, a później brutalnie ją odepchnął – Ja cię
nauczę posłuszeństwa!
Narcyza się przestraszyła. Jego głos był
zimny i jadowity, a oczy zwęziły się jak u węża.
- Posłuchaj –
zaczęła rozcierając obolałe ramię.
- Zamknij się i się rozbieraj!
Reakcja żony na te słowa zdziwiła i zaszokowała Lucjusza. Narcyza
zaśmiała się zimno.
- Jasne, tylko to potraficie. Każdy mężczyzna,
który nie może sobie poradzić z kobietą gwałci ją. Niesamowite... Jak
śmiesz?
- Jestem twoim mężem i mam prawo!
- Chcesz wiedzieć,
co zrobił Weasley razem z tym zakichanym Bułgarem?! Powiem ci, skoro
taka z ciebie świnia to ci powiem!
Lucjusza zatkało. Jego żona
nigdy tak do niego nie mówiła.
- Nie powinnam i mam nadzieję, że masz
na tyle rozsądku, by zachować to w tajemnicy. Później możesz zrobić ze mna
co zechcesz; zgwałcić, a nawet pobić do nieprzytomności, drogi małżonku i
nauczyć mnie gdzie moje miejsce, ale najpierw mnie wysłuchasz!
/>Lucjusz nie zareagował od razu, tylko dlatego, że był zszokowany
zachowaniem swojej, dotychczas trzymajacej zawsze jego stronę, żony. Na
chwilę zaległa martwa cisza, a potem kobieta zaczęła mówić.
W
postawie Narcyzy i w jej głosie było coś takiego, że Malfoy senior musiał
wysłuchać tego, co ma do powiedzenia. W miarę jak jego żona mówiła,
Lucjuszowi odpłynęła z twarzy cała krew. Zaczynał ją rozumieć, a co gorsza
zaczynał rozumieć swojego syna.
Draco potraktowany jak śmieć,
razem z tą mugolską dziewuchą Granger.
Draco bity i upokarzany
praktycznie za nic.
Draco szantażowany i torturowany, tylko
dlatego, że jest jego synem, i że starał się nie dopuścić do nadużyć wobec
niewinnej dziewczyny.
Draco zmuszony do patrzenia na bestialski
gwałt, którego dokonano zwłaszcza po to, by go jeszcze bardziej poniżyć
i udowodnić, że nie ma absolutnie nic do powiedzenia.
Draco zmuszony
do słuchania krzyku i płaczu tej dziewczyny, jego znajomej ze szkoły. I cóż,
że szlamy? W tamtej chwili była tylko bezbronną młodą kobietą, a jego
niespełna siedemnastoletni syn mógł jedynie słuchać i patrzeć... absolutnie
nic nie mógł poradzić na to, co rozgrywa się przed jego oczyma.
Później
torturowany ponownie, lecz już przez ludzi Lorda, zmuszany do
torturowania mugolskiego dziecka i do patrzenia jak mały umiera w bólu,
upokorzeniu i przerażeniu. .
Wszystko w ciągu jednej doby... Czy
człowiek dorosły i doświadczony mógłby to znieść bez szwanku dla swojej
psychiki? A przecież jego jedyny spadkobierca, Draco, był tylko
nastolatkiem.
Żona nie oszczędziła Lucjuszowi Malfoyowi
najdrobniejszego szczegółu, o nie... Powiedziała wszystko, co usłyszała od
rozżalonego i pałającego bezsilnym gniewem syna.
Lucjusz poczuł
się podle. Zawstydził się, że zamierzał zrobić ze swoją żoną dokładnie to
samo, co ten kretyn Weasley i jego kumpel zrobili Granger.
Musiał się
napić. I to nie wina, czegoś mocniejszego.
Narcyza obserwowała jak jej
mąż podchodzi do barku i nalewa sobie dużą szklankę Szkockiej. Jej także
nalał – nieco mniej - i podał trunek roztrzęsionej kobiecie, siedzącej
na podłodze. Wypiła patrząc na niegoniego koso. Jej długie czarne włosy
opadały na zapłakaną twarz. Postanowiła mu wykrzyczeć cały swój ból,
tłumiony przez wszystkie lata małżeństwa. Kiedy spróbował ją objąć, strąciła
ze złością jego ramię.
- Nie skrzywdzę cię powiedział.
-
Oczywiście, że nie. Już bardziej skrzywdzić mnie nie możesz.
Spojrzał
na nią bez odrobiny zrozumienia. W jaj głosie było morze goryczy.
-
Tyle lat. Tyle lat żyję z tobą pod jednym dachem. Jestem ci wierną i oddaną
małżonką, a ty w taki sposób chciałeś mnie potraktować... - ocean goryczy i
żalu.
- Przepraszam cię - powiedział ze skruchą i popatrzył żonie w
oczy.
- Jak to byłaś mi wierna?! – zapytał nagle bezbrzeżnie
zdziwiony gdy dotarł do niego cały sens wypowiedzi małżonki. Wziął za
pewnik, że ona też miała kochanków. To było naturalne, przecież była piękna
i miła nielichy temperament.
Nie słuchała go.
- Poświęciłam dla
ciebie wszystko, nawet karierę zawodową, bo chciałam być dobrą żoną, dobrą
matką i ostoją naszego ogniska domowego. Dbam o ciebie, tak jak chyba nie
dba żadna żona arystokraty. Przyjmujesz wszystko, co ci daję bez słowa
podziękowania, tak jakby ci się to należało, z racji tego że mnie
poślubiłeś. I dobrze, przyjmuj bo ci daję ze szczerego serca... - jej głos
się lekko załamał. - Ale traktuj mnie z szacunkiem, tak jak zazwyczaj to
robisz, a nie tak... jak teraz...
- Więcej to się nie powtórzy –
Lucjusz czuł się naprawdę nie w porządku. Wszystko co mówiła Narcyza było
prawdą. Zawsze mógł na nią liczyć i absolutnie zawsze brała jego stronę, aż
do teraz. Ależ był głupi, że tak się do niej odniósł. Z takim zaślepieniem i
szowinizmem. W ogóle jej nie słuchał bo uważał, że zawsze będzie mu ślepo
posłuszna.
- Nawet nie wiesz jak mnie zraniłeś.
- Wiem i czuję
się podle.
Spojrzała na niego spod opuszczonych rzęs. Naprawdę było mu
przykro.
- Nawet nie wiesz jak cierpiałam, gdy byłeś z innymi
kobietami, nawet nie wiesz...
Spróbował znów ją objąć, ale ponownie go
odtrąciła. Było w niej tyle goryczy, tyle żalu i smutku, a w jej oczach tlił
się tak bezbrzeżny ból, że mężczyzna poczuł się jak ostatnia świnia.
-
Narcyzo, ja myślałem...
- Wiem, co myślałeś... że też mam kochanków.
Wy, mężczyźni... oceniacie nas według swoich włąsnych kategorii..
-
Ale nie wiem, dlaczego? Przecież mogłaś mieć kogo chciałaś...
Zaśmiała
się gorzko.
- Nie rozumiesz, prawda? Naprawdę nie rozumiesz?
/>Spojrzał zakłopotany na kobietę, która odgarnęła włosy z czoła i
popatrzyła na niego z żalem i czymś czego nie potrafił określić, albo nie
chciał przyjąć do wiadomości.
- Kocham cię. Przez całe to nasze durne,
zaplanowane przez rodzinę małżeństwo cię kochałam. A ty? Uprawiałeś ze ną
miłość fizyczną od święta. Czasami raz na dwa tygodnie. Jaka kobieta to
zniesie, powiedz jaka?
„Taka, która kocha” –pomyślał
i zrobiło mu się słabo.
Narcyza wstała.
- To bez sensu, i tak
nie rozumiesz...
Podeszła do stolika, wyjęła z leżącej tem paczki
papierosa i zapaliła. Patrzył na nią cały czas, gdy zaciągała się dymem, tak
jakby to miało ukoić jej ból.
Zgasiła niedopałek i otarła z twarzy
łzy.
Mimo tego, że była wysoką kobietą i miała silny charakter,
sprawiała teraz wrażenie kruchej istoty potrzebującej wsparcia. Wyzwoliła w
nim opiekuńcze instynkty i coś o czym myślał, że tego nie posiada –
poczucie winy.
Podszedł do żony, ukląkł przy niej i ucałował jej
dłonie. Popatrzyła na niego, jakby widziała go po raz pierwszy w życiu. Ten
wyniosły człowiek klęczał przed nią i całował jej ręce, jakby był jej sługą
a nie panem i władcą.
- Przebacz mi moją głupotę – powiedział.
Narcyza nie wiedziała, co ma odpowiedzieć. Pogłaskała jedynie włosy
mężczyzny, który złożył głowę na jej kolanach.
- Czemu mi nigdy nie
powiedziałaś? – spytał po dłuższej chwili unosząc na nią wzrok
pięknych, szarych oczu, które zazwyczaj chłodne, emanowały teraz
rozgoryczeniem, ale także ciepłem i czułością.
- Bo byłeś zawsze
opanowany, wyniosły i nieprzystępny. Myślałam nawet, że mnie wyśmiejesz i
powiesz, że jestem sentymentalną idiotką... Bałam się odrzucenia i nadal się
boję.
- Ależ byłem ślepym kretynem.
- To prawda – nie
zamierzała mu ułatwiać, nie po tych zimnych słowach i po tym jak ją
potraktował.
- Byłem chamem bez skrupułów i traktowałem cię jak swoją
własność.
- To prawda.
- Jestem świnią, bo chciałem poniżyć
kobietę, która jest moją żoną i która mnie kocha.
- To prawda –
powtórzyła to jak litanię.
- Wybaczysz mi? – spytał pokornie
znowu całując jej dłonie.
- Przecież ja cię kocham – jej słowa
były jak balsam, a jednocześnie raniły go bo przypominały mu jego
niesprawiedliwe i złe postępowanie wobec własnej żony.
- Boże, a ja
ciebie zdradzałem i sprawiłem ci jeszcze większy ból. Jak mogłem nie
domyślić się, że mnie kochasz? Jak mogłem być taki ślepy?
- Nie
obwiniaj się aż tak. W końcu nigdy ci nie powiedziałam... – ton głosu
kobiety był bardzo łagodny.
Pochyliła się by pocałować jego usta.
/>- Przepraszam – wyszeptał cicho. – Już nigdy nie sprawię ci
bólu. Nigdy cię nie zdradzę. Nigdy. Jesteś prawdziwym skarbem,
którego nie potrafiłem docenić. Wynagrodzę ci wszystko na tyle, na ile
potrafię.
Narcyza zamknęła oczy. Wiedziała, że Lucjusz mówi poważnie,
że nie rzuca tych słów pochopnie jak smarkacz, że jest świadomy swoich
deklaracji. Popatrzyła na niego. W szarych oczach mężczyzny szkliły się łzy.
- Kochaj się ze mną – wyszeptała. – Proszę.
Nigdy
wcześniej go o to nie prosiła, zawsze on składał tego typu propozycje.
Popatrzył na nią z czułością i niemal zakłopotaniem. W jej oczach tliły się
iskry, tłumionej latami, miłość.
Wziął swoją piękną żonę na ręce i
zaniósł do sypialni.
Rozbierał ją powoli i bardzo delikatnie
całował. Był tak czuły jak nigdy wcześniej. Narcyza zamknęła oczy i cicho
westchnęła, gdy jej mąż zaczął bardzo delikatnie ssać jej sutki. Czuła się
jak w niebie.
Pchnął ją lekko na ogromne łoże z baldachimem.
/>Kobieta ułożyła się wygodnie na ciemno-bordowej satynowej pościeli i
pozwoliła Lucjuszowi całować i pieścić swoje ciało.
Był niesamowity.
Tak delikatny i czuły, że nie mogła w to uwierzyć.
Całował jej szyję i
gładził płaski brzuch, a ona wsunęła palce w miękkie, długie włosy
mężczyzny, szepcząc cicho jego imię.
Obsypywał pocałunkami jej dekolt
i ramiona, pieścił wnętrze ud, aż zaczęła głucho jęczeć i zacisnęła mocniej
dłonie na jego włosach.
Lucjusz wsłuchiwał się w reakcje swojej żony
jak w najpiękniejszą muzykę. Musnął wargami jej brzuch i pocałował wnętrze
lewego uda. Polizał delikatnie jej ciepłe i wilgotne z podniecenia łono.
Narcyza cicho krzyknęła.
Wiła się w gorączce, kiedy wsunął w nią język
i całował, smakując z rozkoszą, jej gorące wnętrze.
Nie pieścił jej
tak od nocy poślubnej i teraz kobieta miała wrażenie, że umiera z pożądania.
Zaczęła go nawet błagać by ją posiadł, ale nie słuchał jej próśb. Całował ją
aż osiągnęła szczyt uniesienia, krzycząc głośno jego imię. Popłakała się z
rozkoszy i kiedy ją wziął, scałował delikatnie łzy z policzków kobiety.
/>Poruszał się w niej bardzo powoli, zmysłowymi ruchami, tak że po chwili
znowu zaczęła jęczeć i prosić go o więcej. Objęła nogami jego biodra i
zacisnęła dłonie na plecach męża. Lucjusz cicho krzyknął i wtulił twarz w
czarne, gęste włosy kobiety.
- Nie przestawaj – szepnęła mu do
ucha.
Powoli jego ruchy stały się szybsze i obydwoje zaczęli głośno
jęczeć. Krzyknęła cicho, kiedy osiągnęł spełnienie, a on doszedł na szczyt
rozkoszy zaraz po niej. Poczuł, ze po jego policzku spływa łza i wtulił
twarz w czarne, jedwabiste włosy żony. Później bardzo długo leżeli
przytuleni w zupełniej ciszy. Narcyza poczuła, że jest najszczęśliwszą
kobietą na świecie.
*******
Zielonooki chłopak leżał na
boku. Był zwinięty w kłębek. Kłębek cierpienia.
Tylko obraz matki,
której ciepła i oddania, nigdy nie dane mu było poznać, trzymał go przy
zdrowych zmysłach.
Ogarniały go ciemności. Ciemności cierpienia,
upokorzenia i całkowitej beznadziei. Nie dane mu było nawet gonie umrzeć.
Nawet to zostało mu wydarte przez bezlitosną rękę kata. W końcu będzie
błagał o śmierć, a ona nadejdzie dopiero wtedy, gdy zostanie z niego,jedynie
bezwolny strzęp człowieka.
Już teraz był nikim. Był zabawką w ręku
chorego psychicznie zwyrodnialca. Był rzeczą...
Czuł na wargach smak
własnej krwi. Nie wiedział, że tak mocno je przygryzał, żeby nie krzyczeć.
Boże, jak to bolało... I nie chodziło tylko o ból fizyczny. Dużo
gorszy był ten drugi ból. Emocjonalny i psychiczny ból zranionego do głębi
swej jaźni nastolatka.
Poniżenie.
Upokorzenie.
Brutalny
koniec niewinności.
Boże, jak to bolało.
Harry czuł się
zbrukany.
Chciał umrzeć.
Czerwone, zimne, bezdenne w swej
obojętności i okrucieństwie oczy, które TO oglądały.
Dlaczego ten
sadysta chciał na to patrzeć?
Nie... Dlaczego on na to w ogóle
pozwolił?
Przecież było widać, jak bardzo pogardza
zamiłowaniami Notta.
Harry wiedział dlaczego.
Lord
radował się jego cierpieniem.
Każdym cierpieniem...
A TO
było upadlające i odbierało chłopcu całą ludzką godność, przynajmniej na
czas trwania odrażającego „aktu”*.
Niech on już nie
wraca. Nigdy.
Jeżeli go chociaż dotknie, to Harry zwymiotuje,
mimo że nie ma już czym...
„Przytul mnie mamo, chcę być z
tobą” – chłopak poczuł, jak po jego policzkach płyną łzy.
/>To tak bolało, bardziej niż można sobie wyobrazić, bardziej niż cokolwiek
do tej pory...
Nie wiedział, ile czasu tak leżał.
Usłyszał
znienawidzony odgłos otwieranych drzwi.
- Podobało ci się, Potter?
– cichy bezlitosny szept i dłoń ocierająca się o blady, zapadnięty
policzek w parodii czułości, tak jakby sami bogowie zakpili z rozpaczliwej
tęsknoty szesnastolatka, za niewinnym dotykiem ukochanej matki, którą znał
jedynie z ruchomych zdjęć i z cudzych, niewesołych wspomnień...
/>Szczupłe ciało przeszywa dreszcz obrzydzenia. Mdłości są niemal nie do
wytrzymania, ale nic więcej się nie dzieje..
- Chcesz jeszcze?
– ciche słowa brzmią jak wykrzyczany z całą mocą wyrok.
/>BOŻE, NIE...
Dlaczego on go nie zostawi?
Harry w tej chwili
nie potrafił nawet nienawidzić.
Potrafił tylko się bać i cierpieć...
„Nie zrobi tego ponownie, prawda?” –
zrozpaczona, samotna myśl, jak ostatnia deska ratunku, majaczy gdzieś na
horyzoncie świadomości chłopca z potarganymi, czarnymi włosami. Chłopca o
jasnozielonych oczach, tak bardzo przypominających radosne, dobre oczy jego
matki.
Kolejna kpina okrutnych bogów...
Palce oprawcy
muskają bliznę w kształcie błyskawicy na jego czole...
/>Zielonooki, nagi chłopiec jest dosyć wysoki, ale teraz wydaje się tak mały
i bezbronny, że na jego widok serce ścisnęłoby się każdemu.
Może nawet
Severusowi Snape’ owi?
Może nawet Lucjuszowi Malfoy’owi?
Harry nie krzyczy, kiedy zostaje brutalnie przerzucony na
obolały brzuch.
Nie, on tylko bezgłośnie szlocha...
/>
* Termin akt nie oznacza zwykłego
czynu ludzkiego, ale czyn wzniosły, stąd cudzysłów .
Drugą przyczyną
takiego zapisu, jest znaczenie tego słowa, w odniesieniu do seksualnej
aktywności człowieka, określanej często jako„akt małżeński, „akt
seksualny”, lub „akt płciowy”.
/>*
Obudził się w środku nocy zlany zimnym potem.
Czuł się
potwornie brudny i wiedział, że tego brudu nie da się zmyć.
/>Niczym...
Nigdy już nie będzie czysty. Nigdy...
/>Płakał przez sen i wcale nie zamierzał przestać płakać po przebudzeniu.
Harry zwinął się jak embrion w łonie matki, której zapachu ani dotyku
nie pamiętał, chociaż rozpaczliwie starał się go sobie przypomnieć.
/>Tej nocy już nie zasnął.
*
Dzień mijał Harry’emu
jak w malignie, a na eliksirach omal nie przysnął.
Nie rozruszał go
nawet Lupin, który zaprosił go wieczorem do swojej skromnej, tymczasowej
kwatery w lochach (sic!) i poczęstował kremowym piwem.
Rozmowa się
nie kleiła. Harry był opryskliwy i niemiły, chociaż Remus bardzo starał się,
aby poprawić mu humor. Na szczęście mądry mężczyzna nie naciskał chłopca,
aby ten powiedział co mu leży na sercu. Wiedział, że Harry sam mu powie,
jeżeli poczuje taką potrzebę.
***
Na lekcji ze Snapem,
Potter, nie odpłyną w krainę snu tylko dlatego, że mistrz eliksirów mniej
więcej w połowie zajęć stwierdził.
- Byłbym zapomniał. Panna Granger
przyjdzie dziś do mojego gabinetu o 19...
- Pan Malfoy też - dodał po
chwili namysłu.
Wszyscy byli tym zaintrygowani i Harry’emu
trochę przeszła senność.
Severus powiedział to bardzo łagodnie i nie
zamierzał nic wyjaśniać podczas zajęć.
- O co chodzi? - zapytał
cicho Harry po Eliksirach.
- Pewnie o to, że widział jak płakałam i
skojarzył to z przesłuchaniem... Dumbledore na pewno powiedział mu, że
byliśmy przesłuchiwani razem.
- Hermiono – powiedział Harry z
powagą – czuję, że jemu możesz opowiedzieć, co cię spotkało. On pary z
gęby nie puści. Prędzej umrze, a na wampiry Veritaserum przecież nie działa.
Przyjaciółka popatrzyła na niego przenikliwie.
- Zmieniłeś się
Harry. Kiedyś tak byś nie powiedział – uśmiechnęła się bardzo blado.
– Wydoroślałeś.
- I kto to mówi – spojrzał jej łagodnie w
oczy.
„Żałosne...Teraz powinienem ją objąć”
- Ale z
nas emocjonalne kaleki, co? –zapytała gorzko dziewczyna jakby czytała
w myślach Harry'ego.
- Taaa... – odpowiedział ze smutnym
uśmiechem. – Załóżmy klub: STOWARZYSZENIE KALEK EMOCJONALNYCH. Nie
podchodzić, nie odzywać się i, broń Boże, nie dotykać. Grozi spięciem, lub
innymi poważnymi uszkodzeniami na ciele i umyśle.
- Pięknie to
ująłeś. Jestem za – odpowiedziała Hermiona.
Nagle poczuła za
sobą czyjąś obecność. Ciepło drugiego człowieka.
- Zakładacie klub
upośledzonych emocjonalnie? – pytał chłodny męski głos. – A mogę
się zapisać?
Hermiona obejrzała się.
Tak myślała...
Draco
Malfoy miał poważne i, mimo zimnej drwiny w szarych oczach, niemal smutne
spojrzenie.
- A ty co? Nabijasz się? - zapytał Potter. Nie miał ochoty
na żadne utarczki słowne.
Jakby na potwierdzenie słów Draco, i ku
konsternacji Harry'ego i Hermiony, dał się słyszeć cichy i niemal
wściekły głos Parkinson.
- Nie. On jest impotentem. –
Dziewczyna odwróciła się z jadowicie złośliwym uśmiechem, patrząc bezczelnym
wzrokiem na swojego byłego chłopaka.
- Życie jest, cholera, piękne,
prawda? – Rzucił Draco zimnym, drwiącym i ironicznym głosem w
przestrzeń.
- Jesteś chorą, zimną, suką, Parkinson – powiedziała
Hermiona i ruszyła szybkim krokiem do biblioteki.
To było naprawdę
bardzo dziwne. Panna Granger nigdy wcześniej nie wyraziła się o nikim per
„suka”.
- Odbiło ci, Parkinson? – spytał Harry
arktycznym tonem. – Dlaczego tak mówisz? I to publicznie?
/>Dziewczyna lekko się zmieszała, ale nie za bardzo i tylko na chwilę. Nie
była aż tak inteligentna, żeby czuć zażenowanie.
- Daj spokój, Potter
– Draco wzruszył ramionami. - Ona ma racje. Przynajmniej po części.
Nie, Pansy? Ale uwolniłem cię od swojego przykrego towarzystwa. Możesz
poszukać sobie prawdziwego mężczyzny.
- To ja z tobą zerwałam
– odrzekła zimno Ślizgonka.
- Bo nie miałem ochoty na seks... z
tobą – zadrwił Draco. Pansy zaniemówiła.
- Owszem, ty zerwałaś,
– dodał po chwili - ale ja się z tego bardzo cieszę. – Jego głos
był niczym płynny lód.
- Jeszcze pożałujesz – wysyczała przez
zaciśnięte zęby jak jadowita żmija. Odeszła od Harry'ego i Dracona
rzucając im pogardliwe spojrzenie na „do widzenia”.
/>- I co się tak gapisz? Impotenta nie widziałeś? – zadrwił po chwili
milczenia Malfoy patrząc z pełnym goryczy rozbawieniam na oniemiałego
Gryfona.
- Jakoś nie chce mi się wierzyć, że jesteś impotentem –
Harry wzruszył ramionami.
- Na razie. Przynajmniej emocjonalnym... Ach
i straciłem cały pociąg seksualny do Pansy Parkinson.
- Temu akurat
się nie dziwię – powiedział chłodno Harry. – Nie mam pojęcia,
jak do niej w ogóle można czuć jakikolwiek pociąg.
- Wiesz co, Potter?
Ludzie popełniają błędy i przeżywają rozczarowania. Takie jest życie. Grunt
to odnaleźć swoje miejsce i swoje powołanie. To uspakaja, daje siłę i
uwalnia, chociaż częściowo, od przeżytych koszmarów.
Harry patrzył na
Malfoya, jakby go nigdy wcześniej nie widział. Przed nim stał zupełnie inny
człowiek.
- Mówisz tak, jakbyś znał już swoje powołanie –
powiedział po chwili siląc się na obojętność.
- Bo tak jest –
spokojnie odrzekł blondyn.
- A możesz mi zdradzić, co to za wzniosły
cel? - w głosie Gryfona pojawiła się nikła nutka sarkazmu i ironii.
Ku
jego zdziwieniu, Draco się uśmiechnął. Szczerze.
- Nie, Potter. Może
kiedyś, ale nie teraz. Poza tym... raczej byś mi nie uwierzył.
Kiedy
odszedł, Harry jeszcze przez chwilę stał, zastanawiając się nad wymową
usłyszanych słów. Nigdy nie przyszło mu do głowy, że Draco Malfoy zmusi go,
do zastanawianiasię nad sensem życia.
******
Hermiona
pisała zawzięcie wypracowanie na poniedziałek. Na kolacji pojawiła się tylko
na chwilę i szybko uciekła do biblioteki. Nie chciała myśleć o czekającej
jej rozmowie z Severusem Snape’m. Jeszcze nie wiedziała co mu powie.
(Zaczęła myśleć, że może rzeczywiście należy komuś o tym opowiedzieć, a on,
jako istota niepodatna na działanie serum prawdy, nadawał się do tego
idealnie).
Ale najchętniej nie mówiłaby mu zupełnie nic.
I ten
cholerny Draco Malfoy. Jego obecność na pewno pomoże jej w
„zwierzeniach”. Na pewno! Zwłaszcza świadomość, że widział
jej upokorzenie i ból, będzie niezwykle uspakajająca i odprężająca.
/>„Cudownie!” – na pergaminie pojawił się ogromny
kleks.
- Jest za pięć siódma. Musimy iść do Snape’a.
– Przy stoliku wyrósł jak spod ziemi, obiekt jej rozmyślań.
Tak
naprawdę w pojawieniu się Dracona w bibliotece nie było nic tajemniczego. On
też pisał wypracowanie, ale w przeciwieństwie do panny Granger nie odpłynął
myślami i patrzył co jakiś czas na zegarek
Irytował ją. Irytował ją,
jego spokój. Jego niemal ciepły stosunek do niej, zupełnie inny niż kiedyś.
Zrozumienie w jego oczach. Współczucie. Nienawidziła tego
współczucia.
- Zaraz idę – syknęła opryskliwym tonem.
Zero
złości ze strony Ślizgona i żadnych drwin. Żadnego, rzuconego swobodnie i od
niechcenia ”maniery, Granger”. Tylko kilka słów, które wkurzyły
ją jeszcze bardziej.
- Dobrze, poczekam na ciebie przed biblioteką.
Chciała mu odwarknąć, ale wyszedł.
*
- Proszę –
rozległ się męski głos, gdy Draco zapukał do drzwi Mistrza Eliksirów.
/>Dwoje uczniów weszło niepewnie. Stanęli na progu, nie bardzo wiedząc, co
zrobić.
- Siadajcie – powiedział łagodnie Snape, w ogóle nie
przejmując się tym, że żadne z nich uprzejmie go nie przywitało.
-
Czego się napijecie? Gorącej kawy, a może czekolady? – Spytał kiedy
usiedli
- Ja się napije kawy, dziękuję – powiedział Draco. - Po
co pan nas wzywał? – spytał jeszcze, mając nieprzyjemne wrażenie, że
zna powód tej wizyty.
- A ty, Hermiono? – po raz pierwszy Snape
odezwał się do niej po imieniu i dziewczyna uniosła na niego zdziwiony
wzrok.
- Ja, chyba czekolady... Albo nie, też kawy – szybko
zmieniła zdanie
Kiedy na biurku stały trzy kubki gorącego,
aromatycznego napoju, Severus powiedział cicho i bardzo spokojnie.
-
Chciałem z wami porozmawiać o przesłuchaniu.
- Cholera,
wiedziałem! - wyrwało się Draconowi. – Przepraszam, sir... –
dodał skruszony. Ku jego zdziwieniu, profesor nie rzucił w jego stronę
żadnych słów nagany.
- Dlaczego chce pan z nami o tym rozmawiać?
– spytała chłodno Hermiona.
- Bo widzę, że coś jest nie tak.
Zwłaszcza z tobą, panno Granger – jego głos był sugestywny i Gryfonka
się zarumieniła.
- Ale może my nie chcemy o tym rozmawiać –
powiedział zimnym tonem Malfoy. – Zwłaszcza Hermiona.
/>„Dałem ciała – pomyślał od razu chłopak - teraz to on już WIE,
że stało się coś okropnego, a nie tylko tak przypuszcza” –
rzucił przepraszające spojrzenie dziewczynie i odniósł wrażenie, że ją to
tylko rozdrażniło.
Severus nie dał nic po sobie poznać, gdy usłyszał
wypowiedź Dracona, chociaż doskonale zrozumiał sens tych słów.
/>Dziewczyna doznała kolejnego szoku. Malfoy użył jej imienia. Po raz
pierwszy w życiu.
„Może mi się to tylko śni?” –
Pomyślała z nadzieją. Ale nic innego nie wskazywało na to, że jest to sen.
- Opowiecie, co się stało, czy będziecie w milczeniu cierpieć i czekać
na cud? Cuda się nie zdarzają. A prawda, wcześniej czy później, wyjdzie na
jaw.
- Nie możemy o tym mówić – słowa Dracona były zimne i
dobitne.
- Ale może powinniście. Wiecie, że potrafię milczeć jak grób?
Dosłownie.
- Ja nie powiem ani słowa – zaperzył się chłopak.
/>- Możesz mówić, dzisiaj twój ojciec wyszedł z więzienia – słowa
Hermiony były nasączone pogardą i Draco poczuł się gorzej, niż w dniu kiedy
dostał od niej w twarz.
- Rozumiem, że chodzi o szantaż. Jakoś się nie
dziwię. I radziłbym ci, Granger żebyś złośliwe komentarze zostawiła na
później – powiedział cicho Snape. Hermionie zrobiło się głupio.
/>- Przepraszam – rzuciła w przestrzeń i żaden z mężczyzn nie był
pewien, do którego z nich mówi.
- Nie powiem ani jednego, marnego
słowa. Amen! – Draco wyzywająco spojrzał na Severusa.
- A
ty, Hermiono? - Snape zdawał się nie przejmować urażonym blondynem.
Wiedział, że słowa Granger ubodły go do żywego.
- Nie potrafię. Nawet
choćbym chciała. Nie mam ochoty. Nie chcę. Nie mogę.– Hermiona
poczuła, że jeżeli powie na ten temat chociaż słowo to zwymiotuje albo się
popłacze.
- Okey – Severus westchnął. - Spróbujemy inaczej.
/>Hermiona i Draco popatrzyli na niego z zaciekawieniem. Severus Snape,
Postrach Leniów Hogwartu był łagodny i cierpliwy.
- Nie zamierzam was
do niczego zmuszać, ani serwować wam Veritaserum. To by było podłe z mojej
strony.
Granger i Malfoy byli w szoku. On był dla nich miły,
wyrozumiały, wręcz opiekuńczy.
- Czy któreś z was chce zapalić?
– Hermiona mocno się zdziwiła słowami nauczyciela, ale zarówno ona,
jak i Draco poczęstowali się papierosami.
- Powiedzcie mi, czy oni
stosowali wobec was przemoc psychiczną?
- Owszem - powiedział zimno
Draco, który miał się nie odzywać. – Już na wstępie poinformowano nas,
że jesteśmy jedynie śmieciami i zasugerowano, że wszystko co powiemy, a
nawet to czego nie powiemy, może być wykorzystane przeciwko nam.
- Jak
to poinformowano was, że jesteście śmieciami?! – oczy Severusa
pociemniały i wyglądały, jak dwa węgle rozjarzone ogniem świętego oburzenia.
- Ja jestem śmieciem, bo jestem szlamą – powiedziała chłodno
dziewczyna i obydwaj panowie wzdrygnęli się, na dźwięk tego słowa z jej ust.
- A Malfoy, ponieważ... - skrzywiła się lekko przy tych słowach - jest synem
Śmierciożercy.
- Oni byli po alkoholu – z wyrzutem dodał Draco.
Severus postanowił zachować spokój, chociaż wiedział, że teraz byłby w
stanie zabić tych dwóch kretynów, którzy mieli się za wielkich i szacownych
urzędników.
- Rozumiem – powiedział nauczyciel zimnym,
opanowanym tonem, przed którym drżały pokolenia uczniów Hogwartu.
- My
to też doskonale rozumieliśmy – odrzekł Draco biorąc bez pytania
kolejnego papierosa i odpalając go od poprzedniego (to był chyba jego
rekord), co zostało taktownie nie zauważone przez profesora.
- Jedyny
problem stanowił fakt, że nawet w chwilach największej pokory z naszej
strony, traktowano nas jakbyśmy byli bezczelnymi arogantami –głos
chłopaka był wyzuty z wszelkich emocji.
- Używali magicznych tortur
legalnych, bądź nielegalnych? Percy to świnia i wszystkiego można się po nim
spodziewać – Severus miał w tej chwili gdzieś swoją mało wychowawczą
wypowiedź.
- Tormentera, ale tylko w stosunku do Malfoya –
powiedziała zimno Hermiona. – Ach i Revalo – spojrzała na
chłopaka niepewnie, ale ku jej konsternacji i złości, na którą nic nie mogła
poradzić, przyjął to bardzo spokojnie
- Tak myślałem... –
Severus ciężko westchnął i ponownie zapalił, biorąc dobry przykład z ucznia.
- A przemoc fizyczna? – zaczął i zauważył, że obydwoje
wzdrygnęli się z obrzydzeniem.
– Tak, czy nie? – spytał
cicho, wiedząc jaka będzie odpowiedź.
Niepewne kiwanie głowami.
Severus zamknął oczy.
„Boże, daj mi siłę, bo mnie szlag trafi i
pójdę do Percy’ego osobiście.”
- Bili was? – Czuł
się jak świnia gdy o to pytał. Wiedział, że po tej rozmowie będzie musiał
się upić.
- Tak – Draco wyglądał na człowieka bliskiego płaczu
- Ciebie też, Hermiono? – spytał cicho.
Kiedy dziewczyna
pokiwała głową, Severus zamknął oczy i policzył do dziesięciu.
/>„Jutro pomorduję ich jak parszywe psy” – pomyślał z
nienawiścią.
- Bardzo mocno? – spytał łagodnie, nienawidząc
siebie za te słowa.
- Ja mocno nie dostałam, tylko Draco –
Hermiona popatrzyła niepewnie na nauczyciela.
- Możesz nie pieprzyć
głupot ? – spytał oburzony chłopak mając gdzieś fakt, że
„wyrażał się” przy nauczycielu. Snape jednak nie zwrócił na to
uwagi.
- Weasley dał Hermionie tak mocno w twarz, – powiedział
wracając się do nauczyciela - że omal nie zabiła się, wpadając na to jego
parszywe biurko. Czy to jest mocno panie profesorze, czy jeszcze nie? Może
pan już skończy to bezduszne przesłuchanie – ze złoscią położył
nacisk na ostatnie słowo. Wiedział że jego gniew nie jest do końca słuszny,
ale nie mógł inaczej. Severus przyjął jego rozdrażnienie nad wyraz
spokojnie.
- Posłuchaj, Draco. Mi nie sprawia to absolutnie żadnej
przyjemności, przecież o tym wiesz. Szczerze powiedziawszy, czuję się podle.
Ale z doświadczenia wiem, że takie milczenie wcale nie musi pomóc, może
wręcz zaszkodzić. Myślisz, że mi jest łatwo?
- Przepraszam –
zaczął chłopak – ja po prostu...
- Rozumiem – przerwał mu
profesor – nie musisz się tłumaczyć.
Hermiona popatrzyła na
Severusa z nadzieją. On mógłby jej pomóc. Tylko, że ona nie była w stanie
opowiedzieć, tego co ją spotkało. To był koszmar...
- Muszę o to
zapytać – popatrzył na Hermionę niemal ze skruchą w czarnych oczach.
– Najwyżej nie odpowiesz.
Dziewczyna spojrzała na niego ze
zrozumieniem.
„Boże, błagam, niech ona odpowie nie”
– to nie była myśl, tylko modlitwa, ale wzrok panny Granger zdradzał
zbyt wiele bólu, by ta modlitwa mogła zostać wysłuchana.
- Czy oni cię
zgwałcili? – ciche słowa zabrzmiały jak krzyk pośrodku głuchej nocy.
Samemu mężczyźnie zadającemu pytanie, wydawało się, że coś w nim powoli
pęka, bo ogromne oczy dziewczyny powiedziały mu już wszystko. Żołądek
Severusa związał się w ciasny supeł, a serce stanęło na chwilę w miejscu.
- Jak pan śmie? – zimny ton Draco Malfoya wyrwał go z chwilowego
otępienia i szoku. Snape znał już odpowiedź na swoje pytanie.
- Jest
pan sadystą. Nie chcę tego słuchać – ciągnął pobladłymi wargami
chłopak. – Chodź, Hermiona, wychodzimy.
Ale Hermiona nie wstała
i Draco też nie ruszył się z miejsca zdziwiony jej zachowaniem.
- W
porządku – powiedziała cicho, sama zaskoczona swoim spokojem i tym co
mówi. – Moja odpowiedź brzmi tak.
Zapadła głucha, martwa
cisza. Severus ukrył twarz w dłoniach i ogromnym wysiłkiem woli powstrzymał
cisnące się do oczu łzy. Draco łez nie powstrzymywał. Ostano przestał
wstydzić się płaczu.
- Jest pan zadowolony? – spytał łamiącym
się głosem.
- Przepraszam – dodał po chwili, gdy dostrzegł ból w
oczach nauczyciela.
Hermiona była bardzo blada, ale spokojna.
-
Dobrze się czujesz? - spytał Severus i nagle zły sam na siebie, dodał.
– Och, co za durne pytanie. Przepraszam, że je zadałem.
- Nie
szkodzi. Nie jest tak źle – uśmiechnęła się blado.
- Czym wam
grozili? Tobie Draco, tym że skrzywdzą ci ojca…A tobie, Hermiono?
/>- Chodzi o moich rodziców – dziewczyna była smutna i przestraszona.
– Nikomu pan nie powie, prawda? – podniosła na nauczyciela
zalękniony wzrok.
- Nie powiem nawet swojemu odbiciu w lustrze. I
obiecuje, że prędzej Ministerstwo Magii zawali się na głowę Knotowi,
Percy’emu i Matrojewowi, niż stanie się krzywda twoim rodzicom. Już ty
się o to nie bój. I tak są pod ochroną, a jak szepnę słówko
Dumbledore’owi... Nie patrz tak, nie powiem mu co zaszło... Włos im z
głowy nie spadnie, Hermiono.
- Dziękuję – powiedziała i
spróbowała się uśmiechnąć.
- Nie ma za co, dziecko.
Draco
nie słuchał tej rozmowy. Wspomnienia z ministerstwa naszły go zbyt silną
falą. Znowu. Siedział i cicho płakał.
- Draco, co ci jest? –
zapytał nagle z niepokojem Snape.
- Och nic, ja tylko tak, przepraszam
- zaplątał się we własnych beznadziejnych wyjaśnieniach. – Nie chcę o
tym mówić..
Więcej już nie był w stanie powiedzieć, bo miał ściśnięte
gardło.
- Hermiono, pójdziesz sama? Dasz radę? – zapytał Snape
- Tak – powiedziała, patrząc z zaciekawieniem na Ślizgona.
– Na pewno - dodała widząc zaniepokojoną minę Severusa.
- Wiesz,
że zawsze możesz przyjść i porozmawiać?
- Wiem, panie profesorze i
dziękuję.
- Możesz odejść, Granger i nie masz mi za co dziękować.
Jestem twoim nauczycielem.
- Mimo wszystko dziękuję. Dobranoc, sir.
- Dobrano, Hermiono – odpowiedział Snape
- Cześć –
rzuciła do Malfoya patrząc na niego niepewnie.
Skinął jej tylko głową,
bo nie był w stanie odpowiedzieć i starł wierzchem rękawa białej bluzy,
płynące z oczu łzy.
- O co chodzi, Draco? – spytał
łagodnie Severus po wyjściu Hermiony. -Wiesz, że możesz ze mną rozmawiać
otwarcie...
- Otwarcie? – wzrok chłopaka był zimny jak lód, a w
szarych tęczówkach dostrzec można było kryształki skondensowanego bólu.
/>Severus przymknął oczy, widział że Draco cierpi i znał prawdopodobną
przyczynę takiego stanu rzeczy. W końcu sam kiedyś patrzył na cudze
cierpienie. Zstawiło to niezabliźnioną ranę w jego sercu.
Tylko, że
on, Severus, mógł coś zrobić; zostałby za to ukarany, ale mógł. A Draco mógł
jedynie patrzeć na to, co się działo. Być bezsilnym obserwatorem
rozgrywającej się przed jego oczami tragikomedii napisanej przez samo życie.
Tragikomedii, w której paradoksalnie został umieszczony, nie jako aktor a
widz.
Tragikomedii, która miała mu pokazać jak mało znaczy i jak
niewiele może.
Bezsilność jest najgorszym z możliwych stanów. Snape o
tym wiedział.
I nie miał pojęcia, jak pomóc chłopakowi.
-
Posłuchaj – zaczął po kilku minutach przytłaczającej ciszy, w której
było słychać nawet upadające na biurko łzy młodego Malfoya. – Mogę
tylko domyślać się co czujesz. W pewnym sensie wiem jak to jest kiedy można
tylko patrzeć...
- Nie wiem pan – zimne skalkulowane
stwierdzenie, nie pozostawiające żadnego minimalnego marginesu zastrzeżenia
czy błędu w myśleniu. Czyste, chłodne stwierdzenie faktu.
Ciche słowa
rozbrzmiały w głowie profesora jak wystrzał armatni, odbijając się echem od
ścian czaszki i pozbawiając Snape’a jakichkolwiek argumentów.
Jakichkolwiek. Bo on przecież ich nie miał. Tak po prostu. Nie był
postawiony w pozycji kogoś, kto nie może zrobić absolutnie nic. Zawsze mógł.
Mało tego - nigdy się nie odważył, a czasami po prostu nie miał ochoty.
/>Dopiero te trzy sowa dały mu pełny obraz tragedii, jaką przeżył Draco, a
to był tylko początek... Koszmar ciągnął się późno w nocy i kończył
patrzeniem na śmierć niewinnego dziecka, którego Malfoy junior też nie mógł
uratować, nawet gdyby chciał – oni mieli przewagę nie tylko w liczbie
ale i w umiejętnościach.
„Cholera jasna” – pomyślał
zrozpaczony Severus.
- Nie wie pan – powtórzył chłopak. –J
a nie mogłem zrobić zupełnie nic, mogłem tylko pogorszyć jej sytuację. Tylko
pogorszyć. Wie pan jak to jest? Co się wtedy czuje? – Głos chłopaka
był zimny, drwiący i sarkastyczny. – Mogę panu opowiedzieć.
-
Draco, to co się stało nie było twoją winą, zrozum; zamartwianie się i
obwinianie niczego nie da...
- Nie było moją winą?! Właśnie że
było... nie potrafiłem trzymać mordy na kłódkę i nazwałem tego wszarza
Weasleya chamem, tylko dlatego to zrobił, żeby mi pokazać, jaką ma władzę
nade mną i nad Granger.
- Ten wszarz, jak go określiłeś, zrobiłby to i
tak. Wierz mi Draco. Tacy ludzie nie mają skrupułów.
- Łatwo panu
mówić.. Ja musiałem słuchać jak ona krzyczy.. Nie rozumie pan?!Ona
błagała o pomoc! – Draco był bliski furii, prawie krzyczał na
profesora. – Błagała o pomoc, której nie mogłem udzielić. Niech mi pan
nie pieprzy o obwinianiu się! Ja jestem winny! Jestem współwinny i
jestem gnojem, bo nic nie zrobiłem!
- Nie mogłeś, przecież wiesz,
że nie mogłeś, Draco – Severus mówił do niego łagodnie i cicho. Nie
miał pojęcia, jakie słowa mogłyby do niego trafić, chyba żadne. Jeszcze nie
teraz, a może nigdy...
- Oczywiście, że nie – wysyczał chłopak
ze złością. – Doskonale o tym wiem, nie wiem tylko jednego i pan ,
panie profesorze nie jest mi w stanie pomóc.
- Możliwe, że nie, ale
spróbuję – Severus uczepił się nadziei, że może jednak jest w stanie
chociaż trochę uśmierzyć cierpienie młodego człowieka.
- Spróbuje pan?
– głos Dracona był cichy i poważny. Chłopak wstał i podszedł do drzwi
a nauczyciel go nie zatrzymywał.
- To niech mi pan powie, jak z tym
żyć. – Po tych słowach otworzył drzwi i wyszedł.
Snape nie upił
się do nieprzytomności tylko dlatego, że miał go odwiedzić stary przyjaciel.
***
style='color:green'>(*)Lucjusz Malfoy pojawił się o
północy w kominku, w prywatnej kwaterze mistrza Eliksirów.
Severus
patrzył jak wysoki blondyn otrzepuje z siebie kurz. Lucjusz spojrzał na
przyjaciela a następnie wyciągnął ręce w geście powitania i obydwaj się
uścisnęli.
- Witaj.
- Witaj.
Cisza.
- Nalej
wódki, Sev - powiedział nagle Lucjusz. Na to mistrz uśmiechnął się blado.
- Jestem ci wdzięczny za te słowa.
- Potrzebujesz tego,
Severusie?
- Owszem, Lucjuszu.
Malfoy patrzył jak gospodarz
rozlewa wyborną Brandy do literatek i magicznym zaklęciem dodaje lód.
/>- Nawet nie wiesz jak ja tego potrzebuję - Lucjusz usiadł i ukrył twarz w
dłoniach.
Jasnowłosy wypił duszkiem wódkę i opowiedział rozmowę z
Narcyzą, pomijając kwestię gwałtu panny Granger milczeniem, ale ku jego
zdziwieniu Severus powiedział:
- Już wiem, co zaszło na przesłuchaniu,
powiedziała mi o tym w zaufaniu sama Hermiona... Twój syn strasznie to
przeżył, może nawet bardziej niż Próbę.
- Nie wiem, co mam zrobić,
Severusie, po prostu nie wiem. Narcyza wyznała mi miłość po prawie
dwudziestu latach małżeństwa i prosiła bym spełnił ultimatum Dracona, ale ja
naprawdę nie wiem co będzie dobrym posunięciem...
- Czyli wreszcie się
zdecydowała powiedzieć ci, jak bardzo cię kocha... – Severus
uśmiechnął się do siebie. Od dawna wiedział o tej skrywanej miłości i
chwilami zazdrościł swemu przyjacielowi. – Trochę to długo trwało, ale
chyba warto, prawda Lucjuszu?
Lucjusz nie skomentował słów
przyjaciela, nie było czego. W końcu własnej, dwudziestoletniej głupoty
komentować nie powinien. Patrzył tylko w ogień jakby tam mógł znaleźć
odpowiedź na wszelkie życiowe bolączki.
- Powiedz mi, co ja mam
zrobić, jak postąpić. Nie chcę stracić ani Narcyzy, ani Dracona, nie wiem
którą drogę wybrać, nie wiem co zrobić.... Sever, a ty... co ty czułeś kiedy
się od niego odwróciłeś?
- Ulgę.
- Ale przecież narażałeś własne
życie...
- Lucjuszu, ja byłem w zupełnie innej sytuacji, nie miałem
rodziny, ani nikogo na kim by mi zależało. Własna śmierć byłaby dla mnie
wyzwoleniem, dlatego czułem ulgę.
- Ja niestety nie mogę poczuć tej
ulgi....
- Skoro nie możesz to znaczy, że już wybrałeś.
-
Wybrałem... - Lucjusz nie był pewien swoich słów. - Mówisz, że wybrałem...
może rzeczywiście, tylko co?
- Bądź neutralny. Po cichu wspomagaj nasz
Zakon, ale nie narażaj życia jako szpieg.
- Nie być ani po jednej ani
po drugiej stronie... Nie być szpiegiem... może to byłby nawet dobry pomysł
gdyby...
- Gdyby co?
- Gdyby mój syn nie zadeklarował, że się
mnie wyrzeknie jak nie zostanę szpiegiem jasnej strony. Cholera...
-
Ale z synem możesz się dogadać, Luc.
- Ale nie mogę się zgodzić, żeby
to on się narażał, przecież to jeszcze dziecko... Dla mnie zawsze będzie
dzieckiem! - Lucjusz Malfoy prawie krzyczał.
- Ja nie pozwolę na
to, żeby on został skrzywdzony w jakikolwiek sposób, to mój syn i musze go
chronić! – zachowywał się tak jakby dopiero teraz zrozumiał, że
Draco jest jego skarbem. Jego synem i jedynym dziedzicem.
- On już
nie jest dzieckiem, Lucjuszu. Nie po tym, co przeżył. Nie poznasz go.
To poważny młody mężczyzna.
- Ale to MOJE DZIECKO!!!
Severusie, czy gdybyś był na moim miejscu narażałbyś własne dziecko? Czy
byłbyś do tego zdolny, czy poświęciłbyś życie ukochanych osób?!
-
MUSISZ LICZYĆ SIĘ Z TYM, ŻE TWÓJ SYN PODJĄŁ ODPOWIEDZIALNĄ DECYZJĘ I NIE
MOŻESZ MU TEGO ZABRONIĆ! Możesz się jedynie z tym pogodzić, porozmawiać
z nim, znaleźć kompromis.
- Mogę mu pomóc – powiedział Lucjusz
po kilku chwilach milczenia. Na twarzy starszego maga pojawiła się
determinacja, nagle zrozumiał co musi robić.
- Jak? Zostając dalej
wiernym psem Voldemorta?! - Snape był zdenerwowany
- Nie, zostając
pieprzonym szpiegiem starego Dropsa... – powiedział zbolałym głosem
Lucjusz. Nagle decyzja okazała się taka łatwa. To znaczy Malfoy senior
zrozumiał, że jest ona słuszna; łatwa ona nie była i nigdy nie będzie.
/>- Przecież to mój jedyny potomek. Nie wiem czy jeszcze będziemy mieli z
Nari dzieci, przecież już trzy razy poroniła. Poza tym Narcyza błagała mnie,
żebym coś zrobił, a ta cudowna kobieta mnie kocha i chyba jestem jej coś
winien za tyle lat cierpienia.... Wiesz jak musiała ją boleć każda zdrada z
mojej strony? – Lucjusz westchnął przeciągle i nalał sobie następną
porcję alkoholu, Severusowi też. Mistrz Eliksirów był zdziwiony nagłą zmianą
w postawie przyjaciela. Był nią niemal zakłopotany. Czuł że źle ocenił
Lucjusza, nie licząc na tak mądre posunięcie z jego strony.
-
Szpiegując dla tego powalonego Chrabąszcza, mogę im zapewnić maximum
bezpieczeństwa na jakie stać Dumbledore’a – kontynuował Malfoy.
- Co jak co, akurat bezpieczeństwo zapewnić on potrafi. Może do ukończenia
przez Dracze Hogwartu wszystko się zmieni, może będzie lepiej, może nie
będzie musiał wchodzić w struktury Śmierciożerców? Może, może, może...
/>- Sam powiesz o tym Albusowi, czy ja mam to zrobić? – spytał
łagodnie Severus.
- Ty powiedz... Ja z nim porozmawiam w przyszłym
tygodniu, teraz chcę się widzieć z Draconem... Koniecznie – Lucjusz
wypił jednym haustem połowę szklaneczki.
style='color:green'>*Cały ten fragment pomogła mi napisać kochana
Nag (która teraz jest bez kompa i cierpią na tymm wszystkie Jej i nasze
wspólne opowiadania, których jeszcze nie skończyłyśmy). Dzięki
Naguś:]
*
- Co się stało? – Draco
przetarł zaspane oczy.
- Ciii... – powiedział Snape. –
Chodź, ktoś chce z tobą porozmawiać.
- O tej porze? – blondyn
ziewnął, a ten gest był tak niewinny i chłopięcy, niemal uroczy, że
Severusowi ścisnęło się serce.
„Biedny dzieciak” –
pomyślał, mimo że jakiś kwadrans wcześniej przekonywał Lucjusza w sprawie
dorosłości Malfoya juniora.
- Chodź ze mną... tylko załóż na siebie
cokolwiek, na golasa chyba nie pójdziesz...
Draco włożył czarne
sztruksy, które wymacał obok łóżka i wstał by poszukać jakiejś bluzy. Jedna
z jego ulubionych ciemnogranatowych leżała także przy łóżku, więc ją
naciągnął przez głowę i ponownie potężnie ziewnął, patrząc z wyrzutem na
nauczyciela.
- Gdyby to nie było nic pilnego, nie budziłbym cię,
przecież wiesz.
- Wiem, sir... I przepraszam za moje zachowanie, pan
chciał dobrze. I sam pan przeżył nie mniejszy koszmar.
- Nie szkodzi
– powiedział Severus. Draco usłyszał w jego głosie szczere współczucie
i zrozumienie. – Nic złego nie zrobiłeś ani nie powiedziałeś. Jesteś
silny i na pewno poradzisz sobie w życiu, teraz chodź ze mną.
/>Kiedy weszli do kwatery Severusa, Draco stanął w progu jak rażony
piorunem. Od razu przeszła mu wszelka senność.
- Musimy poważnie
porozmawiać, synu – powiedział grobowym głosem Lucjusz Malfoy.
/>Draco patrzył na ojca w niemym szoku. Nie wiedział, że tak szybko dojdzie
do tej rozmowy. W ogóle zapomniał nawet o tym, że Lucjusz miał wyjść dziś z
więzienia...
- Zostawię was samych – powiedział Snape,
rozumiejąc powagę sytuacji. - porozmawiajcie swobodnie... Pójdę do swojego
laboratorium, popracować nad składem nowego eliksiru.
- Dziękuję,
Severusie – podziękował uprzejmie Lucjusz.
- Siadaj, synu
– rzekł po wyjściu Mistrza Eliksirów. – Jego głos był spokojny,
ale prawie zawsze taki był i Draco nie wiedział czego może się spodziewać.
Usiadł posłusznie.
- Napijesz się ze mną Brandy? – zapytał
Lucjusz senior.
- Tak, ojcze – odrzekł Draco. - Poproszę.
/>Przez chwilę siedzieli w milczeniu popijając alkohol i paląc papierosy.
- Powiedz mi, czy to ładnie stawiać ojca przed takim wyborem? –
zapytał z łagodną naganą w głosie starszy mag.
- Ale ja tak musiałem,
ojcze – odpowiedział Draco poważnym tonem. Ne mogłem inaczej
postąpić... I nie zrobiłem tego po to, by cie krzywdzić... Kocham ciebie i
mamę.
- Wiem – ku jego zdziwieniu ojciec nie zdenerwował się,
wypowiedzianymi wprost, słowami prawdy. – Ale mimo wszystko tak się
nie robi. Powinieneś ze mną porozmawiać.
- Rozmawiam – Draco
wiedział, że jest w tej chwili bezczelny, ale zaryzykował. Ojciec wyglądał,
jak człowiek który właśnie podjął ważną decyzję. I Draco wiedział, że na jej
zmianę nie jest w stanie wpłynąć nikt. W końcu sam po kimś odziedziczył ośli
upór. Nie wiedział tylko jednego, że teraz była osoba, która mogła wpływać
na tego surowego mężczyznę dużo bardziej niż dotychczas. Narcyza Malfoy.
/>Reakcja ojca była dziwna. Lucjusz się roześmiał.
- Jesteś prawdziwym
Malfoyem... Dziadek byłby dumny z twojej odpowiedzi... Lakonicznie i na
temat.
- Od kogoś się tego nauczyłem, ojcze – Lucjusz pokiwał ze
zrozumieniem głową. Zaciągnął się po raz ostatni i zaczął przygaszać resztkę
papierosa w ukochanej popielniczce Severusa.
- Matka powiedziała mi,
co zaszło na przesłuchaniu – powiedział poważnym tonem, wypuszczając
nosem dym.
Draco pobladł i wyglądał na wkurzonego.
- Nie
denerwuj się. Nie mogła inaczej postąpić... Widzisz, Draco zachowałem się
wobec niej jak świnia i... nieważne. Nie bój się nikt o tym się nie dowie.
- Jeżeli zrobiłeś matce jakąś krzywdę, zamorduję cię –
powiedział zimno Malfoy Junior i Lucjusz wiedział, że mówi poważnie.
-
Nie. Opamiętałem się.
- Wiesz co jeszcze powiedziała mi Narcyza? Że
zawsze mnie kochała. I kocha nadal. Nie jestem jej godzien... – Draco
dostrzegł że jego ojciec jest bliski płaczu. Nigdy wcześniej nie widział,
żeby Lucjusz miał w oczach łzy.
- Jestem z ciebie dumny –
powiedział nagle do syna. - Dumny ze wszystkiego co zrobiłeś, a najbardziej
dumny z tego, że trzasnąłeś tego pieprzonego Weasleya w zęby. Trzeba było mu
je wybić.
Draco patrzył na niego jak oniemiały.
- Ryzykanctwo
też po kimś odziedziczyłem – powiedział w końcu i nieznacznie
uśmiechnął się do ojca.
Lucjusz wyglądał na zaskoczonego tymi słowami.
- Wiem o Annie Salior ojcze i o jej rodzicach... Dlaczego wtedy nie
odszedłeś szpiegować dla Dumbledore’a? Dlaczego? – Spytał
chociaż znał odpowiedź, która nastąpiła po dłuższej chwili niemej ciszy.
/>- Byłem z byt dumny. I nadal jestem, ale nie mogę ignorować próśb kobiety,
która przez całe nasze wspólne życie mnie kochała, i która nie otrzymała nic
w zamian.
Draco popatrzył na ojca szeroko otwartymi oczami. Był
pewien, ze się przesłyszał.
- To znaczy, że... – zaczął
niepewnie.
- Tak – wszedł mu w słowo ojciec. - To oznacza, ze
przyjąłem twoje ultimatum.
- Tak się cieszę, tato – Draco rzucił
się Lucjuszowi na szyję. – Dziękuję.
Mężczyzna nie był
przyzwyczajony do takich poufałości, ale przytulił syna.
- Dobrze, już
dobrze – powiedział wypranym z emocji głosem, chociaż był wzruszony.
– Siadaj, nie rób mi tu scen.
Chłopak odsunął się zawstydzony
własnym wybuchem emocjonalnym.
- Powiedz mi Draco, skąd wiesz o tej
tragedii sprzed siedemnastu lat. Zapewne od Severusa, ale w jakich
okolicznościach ci o tym powiedział?
Draco zarumienił się jak buraczek
na wiosnę i spuścił głowę.
- No, o co chodzi? – spytał łagodnie
i ciekawie Lucjusz.
- Bo ja byłem strasznym chamem i dokuczałem
Potterowi... z powodu tortur. Bardzo niewybrednie mu dokuczałem... Teraz mi
wstyd. Właśnie wtedy profesor mi o tym opowiedział, żeby mi pokazać moją
głupotę, ignorancję i okrucieństwo.
- Rozumiem. Wiem wszystko na temat
Notta. Severus ze mną korespondował. Sam bym go załatwił gdybym miał okazję.
Do tej pory żałuję, że go nie wykończyłem.
- Profesor Snape też.
Powiedział, że był zwykłym tchórzem. Ale ja tak nie uważam. Niezależnie od
tego, że któryś z was zabiłby Notta, tamta dziewczynka i jej rodzice
umarliby i to w jeszcze większych męczarniach. Tom Marvolo Riddle jest
wcieleniem zła i okrucieństwa. To czerwonooki sadysta uwielbiając zadawać
ból. Teraz już to wiem i wiem na co go stać.
Lucjusz Malfoy był
zdziwiony dojrzałą i spokojna wypowiedzią syna. Rzeczywiście Severus miał
rację, że Draco wydoroślał, może był nawet poważniejszy od własnego ojca.
Severus jak zwykle miał rację. Lucjusz westchnął.
- Matka mi
opowiadała o twojej Próbie, podobno przeszedłeś ją wspaniale. Czarny Pan
jest z Ciebie dumny. Jutro zapewne wezwie mnie na prywatną pogawędkę...
Posłuchaj mnie uważnie. Wszystko co stało się w Ministerstwie Magii –
mężczyzna zauważył jak jego syn krzywi się i drży na wspomnienie tych
przykrych wydarzeń – jest tajemnicę. Nie zdradzę się ani jednym słowem
i ani jednym gestem, że coś wiem. Możesz być pewien. Będę się nawet słodko
uśmiechał to tego skurwiela wiceministra i kretyna ministra. A co do
rodziców Granger.... – mężczyzna westchnął przeciągle przy tych
słowach. - Najlepiej powiedzcie o tym szantażu Dumbledore’owi. On
potrafi zapewnić ochronę każdemu. Nikomu więcej nie mówcie... Wiem że to dla
ciebie, jak i dla niej, jest bardzo przykre. Jemu jednak powinniście
zdradzić ten sekret, zwłaszcza, że stary Trzmiel na pewno wielu rzeczy się
domyśla... Nie zdziwiłbym się gdyby znał myśli uczniów.
- Jak możesz
mówić o koszmarze, że jest czymś przykrym, tato? – powiedział z
wyrzutem chłopak. – Myślisz, że dla Granger to było po prostu bardzo
niemiłe? Nie masz pojęcia o czym mówisz... No, może masz... – w jego
głosie zabrzmiała zimna drwina i Lucjusza przeszył dreszcz obrzydzenia na
wspomnienie wszystkich tych nocy, kiedy, odurzony narkotykami, alkoholem i
adrenaliną, brał udział w krwawych orgiach i brutalnych gwałtach,
-
Zrobiłem w życiu wiele złych rzeczy, Draco i nie jestem z nich dumny.
Postaram się wszystko wam wynagrodzić... Tobie i mamie... I zrobię wszystko
by uratować Severusa... Wiem, że byłem zimnym, surowym i nieprzystępnym
ojcem, ale to nie znaczy, że cię nie kochałem i nie kocham. Jesteś moim
jedynym synem, miłuję cię z całego serca i nie pozwolę ci zniszczyć sobie
życia takim durnym ultimatum. Nie godząc się na nie narażałbym cię na
jeszcze większe niebezpieczeństwo, niż sam siebie chcesz narazić.
/>Draco spuścił wzrok i milczał. Siedzieli w takiej ciszy kilka minut.
/>- No, na mnie już czas – Lucjusz wiedział, że jego syn pogrążył się
w bolesnych wspomnieniach z przesłuchania i wiedział, że nic na to nie może
poradzić. - Muszę jeszcze porozmawiać z mamą, a jutro jest jakieś
posiedzenie w Ministerstwie Magii, na którym się muszę pojawić. ... Życz mi
szczęścia na nowej drodze życia synu – ostatnie zdanie zakrapiane było
dużą dawką ironii.
- Ja też jestem z ciebie dumny tato –
powiedział Draco, gdy ojciec uścisnął mu dłoń i podszedł do kominka. -
Jestem dumny, że podjąłeś taką a nie inną decyzję i jestem dumny, że
narażałeś siedemnaście lat temu własną skórę, aby uchronić tamtych troje
mugoli przed niewyobrażalnymi cierpieniami. Naprawdę.
- Dziękuję,
synu– na twarzy Lucjusza pojawiło się spotykane tam niezwykle rzadkie
zjawisko, zwane rumieńcem. – Ty zrobiłbyś pewnie na moim miejscu to
samo.
- Nie wiem tato, czy bym się odważył. Ale wiem jedno – w
oczach Dracona zagościł niebezpieczny, niemal fanatyczny błysk a jego głos
był zimny jak lód i Lucjusz Malfoy popatrzył z zaniepokojeniem na swojego
syna. – Wiem, że kiedyś zamorduję Percy’ego
Weasley’a, i że to nie będzie lekka śmierć.
Starszy blondyn nie
miał zielonego pojęcia, co mógłby odpowiedzieć na taką deklarację i nie
odpowiedział nic. Jego syn mówił poważnie...
***
******
siistars
29.12.2004 15:25
Fajne... Tylko czemu znowu wkleiłaś tak
mało?
border='0' style='vertical-align:middle' alt='cry.gif'
/>
Hej, chwila moment!
Wklejam
codziennie... - to po pierwsze.
Po drugie -> ten odcinek nie
zmieścil się w jednym poście i to jest MAŁO?
Wiecie co?
/>Takie podejście do rzeczy zaczyna mnie wnerwiać...
Śliczne...
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/cry.gif' border='0'
style='vertical-align:middle' alt='cry.gif' />
a ja
powiem szczerze że mi sie bardzo podoba że dajesz codziennie rozdziały i że
nie dajesz ich za dużo na raz tylko powoli po jednym
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/smile.gif' border='0'
style='vertical-align:middle' alt='smile.gif' />, dzięki
temu opowiadanie wciąga
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/smile.gif' border='0'
style='vertical-align:middle' alt='smile.gif' />
Raistlin
29.12.2004 18:46
Ja cie tu ciągle chwale ciebie, ale teraz
czas przyszedł na krytyke. Ostatnio sobie wszedłem na forum Miriell, żeby
popatrzeć ile tego masz napisane, przeczytałem jedną część opowiadania(którą
tu właśnie wkleiłaś) i pare postów. I właśnie w którymś z nich został
poruszony temat alkoholu w twoim opowiadaniu.
Zastanowiłem sie i
doszedłem do problemu nie tylko alkoholu ,ale też papierosów.
Chodzi mi
o to, że zastanawiam sie skąd oni maja tyle wódki(i nie tylko) a także
papierosów. Na dodatek tak jak piszesz większość jest mugolska np. wódka
Smirnoff,czy papierosy Malboro(według mnie mogłaś wymyślić jakieś
czarodziejskie ale to tylko moja (nie)skromna opinia).Przecież żeby mieć
tyle tego oni by musieli ze sobą do Hogwartu w kufrze przywieść tyle tego,
że hej(a wątpie żeby tak zrobili), a na dodatek nie często wychodzili choćby
do Hogsmeade, a o mugolskich wioskach czy miastach nawet nie wspominająć,
gdzie mieli by możliwośc zakupienia alkoholu czy paierosów. Zastanawiałem
się też nad tym, że oni mają tylko 16 lat a piją litry alkoholu, np. przy
Snapie czy tam przy kimś innym a nawet samemu lub z kumplami, i fajczą
bardziej niż kominy, nawet w obecności Dumbla. No na tym koniec (ale sie
rozpisałem co nie?
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/biggrin.gif' border='0'
style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif' /> ). Mam
nadzieje Kit że to przeczytasz i odpowiesz na dręczące mnie pytania.
/>
Edit:
Aha i jeszcze zauważyłem że ty się pomyliłaś przy
ocenach: piszesz akceptowalny zamiast zadowalający(taki mały błąd ale mnie
to razi)
Ciekawość to pierwszy stopień do
piekła, Raist.
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/smile.gif' border='0'
style='vertical-align:middle' alt='smile.gif' />
Mogę
wiedzieć czemu czytałeś na mirriel? aż tak jesteś niecierpliwy?:]
/>Dobra, nieważne. Chyba masz durzo czasu wolnego.
Po pierwsze -
sytuacja jest bardzo stresogenna, a wtedy człowiek częściej sięga po używki.
Czy czarodzieje czymś się pod tym względem różnią od mugoli? Wydaje mi się,
że nie. A Dumbledore to przecież bardzo tolerancyjny człowiek.
Po
drugie - to czarodzieje, więc sobie z uzupełnienem zapasów alkoholu potrafią
pradzić.
Po trzecie - tu się biję w piersi - nie chce mi się wymyślać
nazw czarodziejskich trunków (obiecuję poprawę!)
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/blush.gif' border='0'
style='vertical-align:middle' alt='blush.gif' /> .
Po
czwarte - jestem osobą bardzo tolerancyjną jeśli chodzi o alkohol; gdy
miałam 16 lat regularnie chadzałam na piwo i wychodzę z założenia, że
psychicznie zdrowy człowiek, nawet jeżeli zdarza mu się w wyjątkowych
chwilach wypić trochę więcej, nie naraża się zbytnio na uzależnienie. Wiem z
autopsji i widzę po moich znajomych... Częściej spijają się te osoby, które
bardzo rzadko po alkohol sięgają, nie zaś ci którzy piją w miarę często i z
umiarem. Może to brzmi dziwnie, ale też to znam z własnego doświadczenia.
Włosi na przykład, codziennie piją do obiadu wino i wodę. Dużo już w życiu
widziałam, Raist:)
Pozdrawiam serdecznie, kit
PS: Lepiej
czytaj na tym forum, bo przed wklejaniem poprawiam błędy, które uda mi się
wyłapać i czasem "udoskonalam" tekst. Jakbyś miał jeszcze jakieś
pytania to "wal"!
Raistlin
29.12.2004 19:16
Jak to powiedział Snape w jakimś w ficu
"w piekle mam już naszykowany kocioł z moim nazwiskiem więc mi tu nie
pieprz o ciekawości"
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/biggrin.gif' border='0'
style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif' /> (troche
zmieniłem)
A jestem i mam dużo czasu
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/smile.gif' border='0'
style='vertical-align:middle' alt='smile.gif' />
/>Do pierwszego: tu sie zgadzam
Do drugiego: możesz mi wytłumaczyć jak?
normalnie chyba nie wyczarują Smirnoffa z powietrza (chyba nie ma takiego
zaklęcia)
Do trzeciego: mam nadzieje bo inaczej...
Do czwrtego:
wierze ci na słowo, choć z moich obserwacji jest inaczej ale nie będziemy
się o to kłócić, a z doświadczeń na własnej skórze to nic ci nie powiem bo
nie pije
border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'
/> "Dużo już w życiu widziałam Raist:)" a w to nie
wątpie
border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'
/>
Do ps: tak zrobie będe walił odrazu
style='vertical-align:middle' alt='smile.gif' />
/>
Do
drugiego: możesz mi wytłumaczyć jak? normalnie chyba nie wyczarują Smirnoffa
z powietrza (chyba nie ma takiego
zaklęcia)
Nie wiem, możliwe, że
jest. W końcu można wyczarować krzesło, albo kubek kawy:]
Chodziło mi
jednak o coś innego. Czardziej może "przemycić" bardzo wiele
alkoholu - wystarczy rzucić na bagaż ,który go zawiera, zaklęcie
zmniejszajace, czyż nie?
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/smile.gif' border='0'
style='vertical-align:middle' alt='smile.gif' />
/>
QUOTE
class='quotemain'>"w piekle mam już naszykowany
kocioł z moim nazwiskiem więc mi tu nie pieprz o
ciekawości"
-> dawaj link
do tego FF-a!
Raistlin
29.12.2004 21:01
Tu masz racje i z tym się zgadzam
/>
Jak znajde to dam
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/smile.gif' border='0'
style='vertical-align:middle' alt='smile.gif' /> (ale masz
mi tu wkleić jutro dobry kawał twojego opowiadania)
Edit:
/>
Znalazłem. Nie będe dawać ci linka bo zawsze jak ktoś dawał linka to
zazwyczaj mi sie nie właczał, więc ci powiem gdzie znaleźć:
4
(ewentualnie 5) strona tego działu, fic autorstwa: Toroj, nazwa: Hapy Niu
Jer (pewnie znasz) i to by było na tyle.
Pozdrawiam
Raistlin
fick moim zdaniem jest świetny, tylko
powinszować autorce wykonania jak i pomysłu. Cieszy mnie to ze dajesz
codziennie tak dłuuugaśnie party, a to jest rzecz rzadka na forum i to się
chwali.
Pozdrawiam i życzę dalszej weny do tworzenia nowych dzieł
style='vertical-align:middle' alt='wink.gif' />
To ja się wylamię z towarzystwa i będę
wredna cyniczna i bez serca.
Sposób pisania masz bez zarzutu, styl też.
Jednak treść... Powiem szczerze treść ma się nijak do charakterów
bohaterów.. Bez przesady Percy i gwałt... Dumbledore i taka bezsilność ?
Tylko Snape mi się podoba.
I powiem ci szczerze, że ze względu na pewne
sceny wolałabym widzieć tego FF na Lotosie zamast tutaj...
Galia on nie jest na Lotosie bo to nie
jest erotyk.
Dumbledore'a specjalnie właśnie tak przedstawiłam -
> chodzi mi o podkreślenie faktu, że nie ma ludzi wszechmocnych. Zrobiłam
to więc z premedytacją:]
A co do Percivala Weasleya. Po raz drugi
czytam piąty tom HP - tym razem w tłumaczeniu pana Polkowskiego i coraz
bardziej dochodzę do wniosku, że z niego mógłby zrobić się absolutnie zimny
drań (nie cierpię tej postaci od pierwszego tomu).
Dzięki, że
uważasz, iż sposób pisania mam bez zarzutu. Ja tam bym sobie trochę
zarzuciła:]
Pozdrawiam!
style='color:green'>Sobota, 10.11.1996
/>Narcyza i Lucjusz rozmawiali prawie do świtu. W końcu niewyspany mężczyzna
musiał stawić się na posiedzeniu rady nadzorczej ministerstwa. Dyskutowany
był projekt ustawy mającej na celu unieważnienie Dekretu o Ochronie
Wampirów. Przewodniczącym był on, ale główny głos w sprawie miał, obecny na
zebraniu i wydelegowany na nie w imieniu Ministra i Wiceministra, Matrojew.
Lucjusz go nie znał, ale od pierwszego wejrzenia szczerze
znienawidził. I wiedział, że niechęć do tego człowieka, poczułby nawet,
gdyby nie miał pojęcia o tym, jak Igor zachowywał się na przesłuchaniu
uczniów.
- Pan Lucjusz Malfoy, jak mniemam – Bułgar wyciągnął
rękę do jasnowłosego maga.
- Pan Igor Matrojew? – Lucjusz podał
mu dłoń z wewnętrznym obrzydzeniem. Uśmiechał się przy tym nieszczerze.
/>- Tak. Jest pan uderzająco podobny do swojego syna, to znaczy powinienem
powiedzieć, że pański syn jest uderzająco podobny do pana... –
uśmiechnął się cynicznie Igor.
„Ty sukinsynu” –
pomyślał przewodniczący rady nadzorczej, nadal łaskawie się uśmiechając.
/>- Owszem, jest podobny do mnie pod bardzo wieloma względami... –
jasnowłosy mag nie mógł puścić płazem wrednej miny Matrojewa.
Igor
zmrużył nieznacznie ciemne, zimne oczy i Malfoy ucieszył się widząc na
twarzy rozmówcy nutę konsternacji.
- Wchodzimy? – zapytał
nonszalancko Lucjusz.
- Oczywiście – Matrojew otworzył
kurtuazyjnym gestem drzwi do Sali Posiedzeń.
******
Narcyza
musiała to zrobić. Severus był zbyt cennym przyjacielem i człowiekiem (tak,
człowiekiem), by pozwolić go zabić.
Musiała interweniować. Gdy
tylko Lucjusz aportował się do ministerstwa, kobieta wzięła szybki prysznic,
założyła prostą, bordową sukienkę nad kolana i spięła włosy w luźny węzeł.
Musiała wstawić się za Severusem Snape'em u wiceministra magii.
Musiała, mimo, że ten człowiek wzbudzał w niej odrazę i niechęć.
/>
*
- Proszę wejść – usłyszała, pani Malfoy, protekcjonalny
ton, kiedy zapukała do gabinetu Percivala Weasleya. Przywołała na twarz
najbardziej uroczy uśmiech na jaki ją było stać, w tej mało uroczej
sytuacji, i weszła do środka.
Kobieta zdecydowanie odmówiła
zostawienie różdżki na dole w recepcji. Powołała się na to, że jest żoną
przewodniczącego rady nadzorczej. Może nie upierałaby się tak, gdyby nie
opowieść syna o zdolnościach nowego wiceministra. Wątpiła w to, że odważyłby
się na tknięcie żony tak ważnej persony w politycznym świecie czarodziejów,
ale wydawał jej się człowiekiem niebezpiecznym. Nie tyle nieobliczalnym, co
nadambitnym. Nie wiadomo, co może takiemu strzelić do głowy. Nie to, żeby
nie umiała się obronić, ale ON miał różdżkę...
- Pani Malfoy... Witam.
Co panią sprowadza w moje skromne progi?
- Chciałabym porozmawiać w
pewnej ważnej sprawie. Bardzo ważnej, panie wiceministrze.
- Dla pani
zawsze znajdę czas – Percy uśmiechnął się obłudnie i uzyskał taki sam
uśmiech w odpowiedzi.
- Dziękuje panu, jest pan dżentelmenem –
powiedziała słodkim tonem, w duszy miała jednak ochotę mu nakopać. Nie mogła
przestać myśleć o tym, co zrobił z nastolatką, która nie miała żadnych szans
na obronę.
Wkurzało ją najbardziej to, że musi być dla niego miła i
uprzejma.
„Obłudny sukinsyn” – pomyślała uśmiechając
się promiennie i siadając na zaproponowanym jej wygodnym krześle.
- O
co chodzi, pani Malfoy? Jeżeli tylko nie przekracza to moich kompetencji,
ani nie kłóci się przyjętym prawem... w znacznym stopniu, na pewno pomogę.
– Tu uśmiechnął się dwuznacznie do kobiety, co Narcyza przyjęła z
lekkim wewnętrznym impulsem niepokoju.
„Jestem przewrażliwiona,
czy co?” – pomyślała.
- Chodzi o wspaniałego człowieka, od
lat przyjaciela naszej rodziny, który jest podejrzany w sprawie o morderstwo
Salomona Notta.. – Percy ściągnął w zadumie brwi i popatrzył na
kobietę, jakby ją oceniał. Narcyza poruszyła się nieznacznie na krześle.
– Chodzi o Severusa Snape’a. Przyszłam się za nim wstawić... Nie
wierzę, żeby był winny. Jest na to zbyt... szlachetny.
- Ale rozumie
pani, że kogoś skazać musimy... – powiedział bez ogródek
wiceminister.
„Najlepiej kogoś, kto udowodni, że Dumbledore
zatrudnia w Hogwarcie przestępców i należy go zdjąć z zajmowanego
stanowiska” – pomyślała z jadowitym sarkazmem.
- Obawiam
się, że nie należy zaprzestać przesłuchań. To zbyt niebezpieczna zbrodnia.
To sprawa precedensowa...
„Tak, sprawa pozwalająca ci na
wprowadzenie w życie ustawy, o której marzysz od dawna.” –
Narcyza była lekko poirytowana, ale uśmiechnęła się uroczo do rozmówcy.
/>- Przecież jest pan wiceministrem i tylko od pana zależy, czy Severus
będzie nadal przesłuchiwany, czy uwolniony z braku dowodów, a nie sadzę,
żeby w tej sprawie były jakieś dowody... Niech pan posłucha. Mój mąż znał
ofiarę. Nott był człowiekiem o silnych skłonnościach sadystycznych. Mógł
sobie narobić wrogów, rozumie pan? Mógł go zabić jakiś wampir, nawet spoza
granic naszego kraju, możliwe że za pieniądze. To się zdarza.
-
Rozumiem, że Potter bredzi o sadyzmie Notta. Ale pani i pani mąż? Dziwne...
- Panie wiceministrze, ja nie bredzę, tylko wiem co mówię –
powiedziała z mocą, ale od razu się opamiętała. – Bardzo pana o to
proszę, Severus jest dobrym przyjacielem i dobrym człowiekiem. Nie jest
mordercą.
„On jedynie zrobił to, co należało zrobić już
dawno” – pomyślała, z cyniczny przekonaniem, kobieta.
/>Weasley znowu przyjrzał jej się uważnie, zbyt uważnie. Narcyza miała
ochotę zapalić, ale wiedziała, że Percy tego nie lubi.
- Bardzo pani
na tym zależy, prawda?
- Oczywiście. Przyjaźnię się z Severusem od lat
i go dobrze znam. Wiem, że nie jest zdolny do zbrodni.
- To wysoce
prawdopodobne, że Snape jest niewinny, – powiedział obojętnym tonem
mężczyzna - ale jak już wspominałem, ktoś musi za tą zbrodnię zapłacić, pani
Malfoy... Jak bardzo zależy pani na uniewinnieniu Severusa Snape’a?
– To pytanie wzmogło czujność Narcyzy i spojrzała głęboko w oczy
mężczyzny. Patrzył na nią z jawnym zainteresowaniem.
- Może pan
wyrażać się jaśniej? - spytała nieco bardziej agresywnie, niż miała zamiar.
- Spokojnie... Do porozumienia można dojść zawsze, pani Malfoy –
nie podobał się jej ton głosu mężczyzny. Mówił powoli, jakby zastanawiał się
nad czymś istotnym, jakby rozważał za i przeciw, a przy tym bez żenady
błądził wzrokiem po jej zgrabnej sylwetce.
- To zależy jakie
porozumienie ma pan na myśli... – odpowiedziała ostrożnie, badając
teren, po którym stąpa.
Percy nie odpowiedział od razu. Wstał i
podszedł na chwilę do okna, potem odwrócił się i usiadł na brzegu biurka,
bardzo blisko Narcyzy Malfoy.
- To jest uwarunkowane tym, jak bardzo
pani zależy na sprawie i co jest pani w stanie poświęcić, żeby osiągnąć swój
cel.
- Nie rozumiem... – Narcyza naprawdę była
zdezorientowana.
Chyba nie był na tyle bezczelny, żeby zaproponować jej
coś nieprzyzwoitego?
Jago sugestywny wzrok wydawał się jednak przeczyć
takim przypuszczeniom. Kobiecie zrobiło się gorąco.
- Narcyzo –
zaczął poufale i kobieta poczuła jak opuszcza ją wszelka nadzieja. –
Narcyzo...
- Od kiedy jesteśmy na ty – spytała chłodnym,
oficjalnym tonem. Już nie uśmiechała się do niego przyjaźnie.
/>Zignorował jej uwagę.
- Jesteś piękną kobietą, Narcyzo. Niejedna
dwudziestolatka pozazdrościłaby ci figury i urody – był bardzo pewny
siebie i spokojny. Czarownica nie wierzyła własnym uszom. – Moglibyśmy
ubić mały interes z korzyścią dla obu stron i... z obopólną satysfakcją.
/>Patrzył na nią w sposób tak jednoznaczny, że się zarumieniła. Wstała i
spojrzała na wiceministra z góry.
- Czy ty mi proponujesz seks,
Weasley? Bo jeżeli tak, to bardzo mi przykro. Mam męża, którego kocham, i
którego do tej pory nie zdradziłam, chociaż miałam okazję zrobić to z
tuzinem przystojniejszych i o niebiosa kulturalniejszych mężczyzn od ciebie.
Jesteś bezczelny.
- Mów mi po imieniu – Percy był arogancki i
bardzo bezpośredni. – Może mi powiesz, że byłaś wierna przez
dwadzieścia lat? Taka kobieta jak ty? – Podszedł do niej i przejechał
dłonią po jej policzku. Wzdrygnęła się i odsunęła prawie pod drzwi.
-
TAK! I nie pozwolę się obrażać. Jesteś chamem. Chcesz skazać Seva nie
dlatego, że jest winny, ale ze względu na własną karierę. I taka
propozycja... Powiedz mi, jak śmiesz?!
- Twój wybór. Mogłaś mieć
to, co chciałaś, ale skoro wolisz być dwulicowa, proszę bardzo.
- Kto
tu jest dwulicowy? – jej głos był zimny i obojętny. – Powiem ci
jedno, większego konformisty i oportunisty od ciebie w życiu nie widziałam.
- Nie wiesz co tracisz.. – uśmiechnął się lubieżnie.
-
Wiem, czego nie tracę. Szacunku do samej siebie... I nie mów do mnie
takim tonem, ani nie patrz na mnie w ten sposób. Chyba nie chcesz, żebym
zwróciła śniadanie na tą piękną drewnianą klepkę, Weasley. Żegnam i
pamiętaj, że skażecie Severusa Snape’a na śmierć dopiero po moim
trupie! – wyszła i trzasnęła drzwiami.
Pan wiceminister
przez kilka minut nie mógł otrząsnąć się z szoku. Nie miał pojęcia, jak
mogła odrzucić tak wspaniałą propozycję. W końcu był młodym, przystojnym
mężczyzną i na dodatek świetnym kochankiem...
***
Lucjusz
miał serdecznie dosyć. Nie ustalili na tym beznadziejnym zebraniu absolutnie
nic. Zdania były podzielne i Malfoy musiał odłożyć spotkanie na
poniedziałek, żeby nie doszło do rękoczynów, do których sam chwilami był
skłonny się posunąć. Zwłaszcza w stosunku do mówiącego, w jego mniemaniu
bzdury, Matrojewa i kiedy sobie przypominał, co ten facet zrobił z bezbronną
nastolatką.
Wyszedł z Sali Obrad o godzinie pierwszej. Był głodny i
zły. Przed salą czekała jego żona i Lucjusz lekko się rozchmurzył, ale kiedy
przyjrzał się jej uważnie, na twarzy mężczyzny pojawił się wyraz niepokoju i
napięcia.
- Co się stało, Nari? I co ty tu robisz, kochanie? –
początkowo pomyślał, że Narcyza przyszła sprawdzić, jak idą obrady lecz jej
mina i roztrzęsienie świadczyły o tym, że stało się coś przykrego, i że była
w ministerstwie załatwić jakąś sprawę.
- Tak, stało się... –
Narcyza wiedziała, że jeżeli mu o tym powie, nic dobrego z tego nie
wyniknie, ale była nie tylko zła na Percy’ego. Ona była wściekła.
/>- Zejdźmy do bufetu na kawę, bo jestem głodny jak pies. Wszystko mi
opowiesz.
- Wedle życzenia mój drogi.
Przy kawie
opowiedziała mu swój plan ratowania Severusa i ku jej zdziwieniu, Lucjusz
przyznał jej rację.
- Powiedz mi teraz, moja droga, co tak bardzo cię
zbulwersowało?
- No właśnie to, że z mojego planu nici...
- A to
czemu? Przecież jesteś upartą jednostką – zdziwił się pan Malfoy.
/>- Otóż, mój drogi mężu, pan wiceminister zrobił mi bardzo ciekawą
propozycję – Narcyza zawiesiła efektownie głos, a następnie wypaliła o
co chodzi.
Lucjusza krew zalała.
- A to skurwiel! –
wrzasnął, a część ludzi obecnych w bufecie spojrzało na niego z jawną
dezaprobatą.
- Uspokój się – syknęła Narcyza. – Twoje
nerwy nic nie dadzą, a on mi przecież nic nie zrobił... i nie zrobi.
-
On mnie jeszcze popamięta – Lucjusz nie słuchał żony. Wybiegł z bufetu
i pognał do windy, aby jak najszybciej dostać się do gabinetu wiceministra.
*
Nie musiał długo szukać Weasleya. Percy stał na korytarzu
i rozmawiał z Matrojewem. Śmiali się. Fakt wesołości obydwu mężczyzn wkurzył
Lucjusza tak, że oczy zaszły mu czerwoną mgłą . Bez uprzedzenia strzelił
wiceministra w twarz, tak, że ten się zatoczył i wpadł na ścianę.
-
Lucjuszu, przestań! – krzyknęła Narcyza, która ruszyła w ślad za
swoim wściekłym mężem.
- Ty sukinsynu! – wrzasnął Malfoy. -
Masz moją żonę za zwykłą dziwkę?! – strzelił go drugi raz i Percy
runął jak długi na ziemię.
- Lucjuszu zostaw go! Nie warto!
– pani Malfoy dopadła męża i próbowała go odciągnąć.
Lucjusz był
zaślepiony gniewem. Kopnął leżącego na ziemi mężczyznę. Zdawał sobie sprawę,
że ten kopniak nie był już za obrazę żony. W tej chwili Malfoy uświadomił
sobie z mocą, jak ciężkiej zbrodni dopuścił się kilka dni temu wiceminister.
Kopniak był za Hermionę Granger i za jego syna, chociaż tego na głos blondyn
nie powiedział.
Narcyza była za słaba, żeby poradzić sobie z
rozjuszonym mężem.
Matrojew, który doznał szoku nagłym wybuchem
Lucjusza, teraz się opamiętał i pomógł kobiecie opanować sytuację.
Ten
incydent miał daleko idące konsekwencje...
******
Mistrz
Eliksirów dostał wczesnym popołudniem sowę z Ministerstwa Magii z
zawiadomieniem, że jego przesłuchanie zostało przesunięte o dwa tygodnie,
czyli na dwudziestego czwartego listopada.
Wcale się nie ucieszył.
/>„Świetnie - pomyślał. Przez tyle czasu na pewno przygotują dla mnie
coś specjalnego.”
Severus Snape jednak nie lubił niespodzianek,
zwłaszcza takich.
Jakby ten list przysporzył mu jeszcze za mało
"radości", wieczorem dostał pocztę od załamanej Narcyzy.
/>Lucjusz znowu jest w więzieniu. Ja już tak dłużej nie mogę. Uprzedź
Dumbledore’a, że go jutro osobiście odwiedzę.
Z poważaniem i
miłością, Nari.
„Tylko się powiesić” –
pomyślał optymistycznie Postrach Hogwartu i zapalił kolejnego papierosa.
/>
***
******
świetnie piszesz, chociaż opisujesz pewne
sceny z dużą dokładnością. to odrobinkę razi, ale tylko troszkę.
/>wogle... jesteś świetną, wszechstronną pisarką (jestem po lekturze "I
Believe..."
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/wink.gif' border='0'
style='vertical-align:middle' alt='wink.gif' /> ). Tylko
tak dalej
border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'
/> i utrzymaj tempo dodawania nowych części:) (duży plus, po
jesteś jedną z niewielu, która tak szybko dodaje nowe party, ale ktoś już
chyba o tym pisał
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/smile.gif' border='0'
style='vertical-align:middle' alt='smile.gif' /> )
/>zauważyłam, że lubisz "znęcać się" nad Hermioną:) albo
samobójstwo, albo gwałt, albo próba gwałtu... czyżbyś jej nie lubiła ?
border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'
/>
class='quotemain'>chociaż opisujesz pewne sceny z dużą
dokładnością
Łoj to prawda, to
prawda!
wiem o ty, mam taką dziwaczną manię:)
He, he, he
/>może wkleję wam jeszcze dziś kolejny odcinek:]
No to
wklejam!
Poniedziałek,
12.11.1996
Poniedziałkowe śniadanie spędzane było
przez trójkę przyjaciół w absolutnej ciszy. Ron coraz silniej czuł, że
Hermiona i Harry coś przed nim ukrywają.
Nagle, stało się coś, co
mogło tylko zdenerwować obecnych na śniadaniu uczniów i nauczycieli. Do
Wielkiej Sali wparował, nie kto inny, jak sam wiceminister w obstawie dwóch
ochroniarzy, których zażądał sobie po incydencie z Malfoyem.
Severusa
krew zalała i spojrzał ze złością na dyrektora, który wykonał, uspakajający
gest dłonią, w jego kierunku. McGonagall zacisnęła, z dezaprobatą, usta w
wąską kreskę. Reszta nauczycieli wraz z Lupinem, który siedział przy stole
profesorskim patrzyła na przybyłych z jawną dezaprobatą.
Najgorzej
jednak przyjęła tą wizytę Hermiona. Kiedy zobaczyła Percy’ego w
drzwiach z wrażenia opuściła łyżkę, którą jadła owsiankę i pobladła, a usta
jej posiniały. Poczuła, że robi jej się słabo i niedobrze.
Malfoy
jedynie zacisnął pięści i patrzył na aiceministra z pogardą i nienawiścią.
- Co tutaj robisz? – Dumbledore nie silił się na żadne
grzecznościowe zwroty.
- Przyszedłem po dwoje uczniów, aby przesłuchać
ich ponownie... Draco Malfoy... – Percy wymówił to nazwisko z taką
nienawiścią, że Albus nie miał wątpliwości, co do motywów ponownego
przesłuchania – ...i Hermiona Granger muszą zostać poddani
przesłuchaniu jeszcze raz.
Po tych słowach Harry pobladł i z
przerażeniem popatrzył na przyjaciółkę. Hermiona poczuła jak ziemia wokół
niej wiruje w zawrotnym tempie i zamknęła oczy, z których potoczyły się
obficie łzy strachu i bezsilności.
- Hermiona, nie płacz. Ja na to nie
pozwolę – powiedział cicho zielonooki do dziewczyny. Gryfonka
pokręciła z rezygnacją głową .
- ABSOLTNIE WYKLUCZONE! -
Draco był wściekły. Wyszedł zza stołu Ślizgonów i ruszył w kierunku stołu
nauczycielskiego. – Możesz zabrać jedynie mnie. Granger z tobą nigdzie
nie pójdzie – powiedział to tak, aby tylko Weasley go usłyszał. Jego
oczy ciskały niebezpieczne błyski i widać było, że jest poważny i wzburzony;
wręcz zgorszony zachowaniem wiceministra.
- Pójdziecie obydwoje i to
bez dyskusji, gówniarzu!
- Zapomnij, Weasley – Draco
odwrócił się i ruszył w kierunku stołu Gryfonów.
- Hermiona,
wychodzimy stąd – powiedział na tyle głośno, żeby wszyscy go słyszeli,
czym wzbudził zdziwienie na twarzach uczniów i nauczycieli. – To jawna
kpina, panie wiceministrze.
- Dasz radę wstać i wyjść? – zapytał
cicho Hermionę, widząc w jakim jest stanie.
Mogła jedynie niepewnie
pokiwać głową i Draco był niemal pewien, że jeżeli się podniesie to
zemdleje, ale od czego miał swoje własne silne ręce?
Hermiona wstała
bardzo powoli, przytrzymując się obydwoma rękami stołu i modląc się o to, by
nie stracić przytomności. Gdy pomyślała, że musi przejść obok tej kreatury w
ludzkim ciele, zrobiło się jej niedobrze.
- Wszystko będzie okey,
nigdzie cię nie zabiorą, przysięgam – Draco wyszeptał jej to do ucha i
dziewczyna popatrzyła na niego z bezbrzeżną nadzieją. Chłopakowi ścisnęło
się serce bo tak naprawdę nie mógł być w stu procentach pewny tego, co się
stanie.
- Nie pozwolę cię zabrać - dodał zimno Harry i Hermionie
troszeczkę ulżyło.
- Chodź – powiedział Draco i podał
dziewczynie ramię. Hermiona była w takim stanie, że uczepiła się go niemal z
desperacją.
- Weasley, czy ty nie masz wstydu?! – zapytał ze
złością. – My wychodzimy, dyrektorze – jego wzrok skierowany na
Albusa był pełen nadziei i błagania.
- Pójdziecie teraz grzecznie z
nami – powiedział wiceminister.
- Mylisz się, ewentualnie mogę
iść jedynie ja – odrzekł spokojnie Draco, przytrzymując słaniającą się
na nogach dziewczynę.
- Granger też pójdzie – Percy posłał
chłopakowi perwersyjny uśmiech i gdyby nie to, że Malfoy podtrzymywał
Hermionę, urzędnik dostałby pięścią w twarz.
- Po moim trupie!
– warknął Harry zrywając się z miejsca. – Ona nigdzie nie
pójdzie!
- Czyżby, Potter? – zadrwił Weasley.
- Tak.
Harry ma rację – głos Dumbledore’a był zimny – Żadne z
moich uczniów z tobą nie pójdzie. Nigdy więcej. Do widzenia.
- Nie
ty o tym decydujesz – warknął Percy. – A wy dokąd? –
złapał Dracona za lewe ramie, które chłopak mocno wyszarpnął. –
IDZIECIE Z NAMI BEZ DYSKUSJI!
- NIGDZIE Z WAMI NIE IDZIEMY! -
Draco przytrzymał Hermionę i odsunął się od wiceministra. – Chcesz ją
zabić, sukinsynu? – wysyczał przez zaciśnięte zęby. – Weź tylko
mnie – w oczach Draco czaiła się desperacja i Weasleya to jedynie
ubawiło.
- Pójdziecie obydwoje, a ty Dumbledore grzecznie na to
pozwolisz. Prawda, Granger? – Hermiona nie była w stanie odpowiedzieć,
kręciło się jej w głowie. Sam głos tego człowieka powodował, że wystąpił jej
na plecy zimny pot, a całe ciało trzęsło się jak w febrze.
/>Dumbledore był wściekły.
- Nigdzie z tobą nie pójdą. To moi
podopieczni. Nie pozwolę ich krzywdzić. Nie wiem, co im zrobiłeś, - dyrektor
nie zamierzał na razie zdradzać, że mimo wszystko wie całkiem sporo - ale
cała trójka po przyjściu z przesłuchania wyglądała, jakby wróciła ze swego
prywatnego piekła. Nie zgadzam się na dręczenie mi uczniów! Poza tym,
obydwaj znamy haniebne przyczyny twojej wizyty, wiceministrze. Odejdźcie,
inaczej zmusisz mnie do użycia wobec ciebie przemocy, a wiesz, że potrafię
być niemiły. – Jego głos był zimny, a oczy ciskały błyskawice. Albus
był na granicy stracenia panowania nad sobą, a Hermiona na granicy omdlenia.
Słaniała się na nogach do tego stopnia, że Draco musiał ją podtrzymywać
obydwiema rękami.
W końcu ją podniósł. Nie mógł postąpić inaczej, bo
miał wrażenie, że dziewczyna zaraz się przewróci. Popatrzył z nienawiścią na
Weasleya i spokojnie wyszedł.
Zaniósł Hermionę do pierwszej sali
lekcyjnej i posadził ją na ławce. Dziewczyna przelatywała mu przez ręce,
była całkowicie bezwolna i roztrzęsiona. Płakała cicho.
- Nie płacz
– Draco delikatnie otarł jej łzy. – Ten sukinsyn się do ciebie
ni zbliży, rozumiesz? – Hermiona pokiwała lekko głową.
-
Poczekaj, przyślę do ciebie Pottera, nie zemdlejesz przez pięć minut?
/>- Chyba nie.
- Lepiej się połóż – mówiąc to ułożył ją
delikatnie na ławce i wyszedł szybkim krokiem.
Po kilku minutach
przyszedł do niej Harry.
- Chodź, Hermiona – powiedział. -
Ciebie nie zabiorą, tylko Malfoy z nimi poszedł... z własnej woli.
Dumbledore jest załamany.
Popatrzył na nią. Ona też wyglądała na
załamaną.
- On go zabije – powiedziała cicho. - Weasley zabije
Dracona.
Dziewczyna powoli wstała i ruszyła do drzwi. Jednak napięcie
psychiczne, które towarzyszyło jej przez ostatnie chwile, nagła ulga,
okropna wiadomość, którą usłyszała przed chwilą i to, że ostatnio nie jadła
prawie nic, nie pozostały bez odzewu. Hermiona Granger przeszła dwa kroki i
zemdlała.
******
Draco siedział na niewygodnym krześle w
małej sali, która musiała być gabinetem wiceministra. Istotnie, to był jego
gabinet.
Weasley patrzył na niego zza swojego biurka uśmiechając się
obleśnie. Chłopak nie mógł wziąć ze sobą różdżki, był całkowicie bezbronny i
zdany na łaskę Percy’ego.
- Myślisz, że jesteś odważny, Malfoy?
– spytał z pogardą rudowłosy.
- Nie, myślę, że jestem tu z
powodu mojego ojca. Poszedłem z tobą tylko dlatego, żeby nie spotkał go
przykry wypadek w Azkabanie. Nie jestem odważny.
Percy zaśmiał się
okrutnym, wypranym z emocji śmiechem.
- Jaki skromny... Jeszcze
uwierzę, że jesteś szlachetnym człowiekiem, Malfoy.
- Na pewno
bardziej szlachetnym od ciebie – zimno odparł młodzieniec. Wiedział,
że może nie przeżyć tego przesłuchania i to niezależnie od tego co zrobi,
czy powie. Percy czuł się upokorzony odmową jego matki i tym, że został
pobity przez Lucjusza. Draco był doskonałym narzędziem do zemsty. Jego
położenie komplikował też fakt, że nie zjawiła się z nim razem Granger, a to
nie usposabiało, siedzącego naprzeciwko niego mężczyzny, przyjaźnie.
/>Oczywiście, że Percival go nie zabije. Nie podczas przesłuchania i nie
własnymi rękami. Ale może go na przykład zamknąć w Azkabanie, a tam działy
się różne nieprzyjemne rzeczy.
- Pogadamy sobie jak mężczyzna z
mężczyzną... Chyba wiesz Malfoy, że bardzo nie odpowiada mi brak panny
Granger na naszym małym przyjęciu, co?
- Kolejne przyjęcie z twoim
udziałem, jak raczyłeś nazwać tą parodię przesłuchania, mogłoby się skończyć
dla niej dosyć tragicznie. Już i tak jest cieniem człowieka, możesz sobie
pogratulować. – Draco był zły i postanowił powiedzieć Weasleyowi, bez
względu na konsekwencje, kilka miłych słów.
- Chcę, żeby pan wiedział,
szanowny panie wiceministrze, – zaczął z fałszywym szacunkiem - że gdy
będę tylko miał taką okazję, zabiję pana jak psa... Uduszę cię gołymi
rękami, ale najpierw cię wykastruje chory sukinsynu za to, że na moich
oczach zniszczyłeś przyszłość wspaniałej dziewczynie i za to, że
potraktowałeś moją matkę jak dziwkę. Pamiętaj psie, że nigdy, dopóki żyję
nie wybaczę ci tego. Rozumiesz?
- Niczego nie nauczyłeś się, Malfoy
– Percy wstał i podszedł do przesłuchiwanego. – Absolutnie
niczego. Zapomniałeś, że jesteś tylko śmieciem, tak? Chcesz, żebym ci
przypomniał?
- Możesz mnie nawet zabić... Znajdzie się kiedyś ktoś,
kto ci dokopie, Weasley.
- Nie chcę cię zabijać i cię nie zabiję,
Malfoy, zrobię ci coś o wiele gorszego...
W oczach Weasleya pojawił
się tak niebezpieczny i fanatyczny błysk, że Drac mimo całej odwagi, której
miał w sobie wiele i mimo determinacji by zachować zimną krew, naprawdę
zaczął się bać.
******
Hermiona ocknęła się w skrzydle
szpitalnym i zobaczyła, że pochylają się nad nią trzy zatroskane twarze.
Dwie z nich należały do dyrektora szkoły i Severusa Snape’a, trzecia
do Lupina. Nagle zza trzech głów wyłoniła się czwarta, której właścicielką
była pani Pomfrey.
- Czy Draco już wrócił z przesłuchania? –
zdołała tylko zapytać i wywołała tym konsternację na wszystkich twarzach,
które się nad nią pochylały.
- Dziecko – powiedział Dumbledore.
– Draco wyszedł z panem wiceministrem jakieś dziesięć minut temu.
Udali się do ministerstwa za pomocą proszku Fiuu. Nie mam pojęcia kiedy
wróci.
- Ach... Ale ja i tak wiem, że Percy go zabije. On nie zniesie
tego, co stało się w sobotę, prawda panie dyrektorze?
- Nikt nikogo
nie zabije – stanowczo odrzekł Albus. – Nawet tak nie myśl.
/>- Jak go zabije, to ja ukatrupię wiceministra – mściwie dodał Snape.
- Severusie! – Dumbledore popatrzył na Mistrza Eliksirów z
wyrzutem.
- Ja pomogę Severusowi – spokojnie dodał Lupin i
wyzywająco spojrzał na Albusa.
- Jesteście obydwaj niepoważni. Nikt
nikogo nie będzie mordował. Draco został zabrany na przesłuchanie, a nie na
egzekucję! - starszy mężczyzna zmarszczył, przy tych słowach, groźnie
brwi.
- Tak? – oczy Severusa ciskały zimne błyski. – Jeśli
Percy go nie zabije, to uszkodzi go o wiele bardziej. Ja byłem
przesłuchiwany przez tego człowieka i wiem lepiej od pana, dyrektorze, do
czego Weasley jest zdolny. Wiem czym mi groził i wiem co jest w stanie
zrobić. To chory sukinsyn.
- Wyjdź w tej chwili, Severusie i nie
denerwuj Hermiony – powiedział surowym tonem Albus. – Albo
zostań i bądź cicho, dobrze? Ona sama doskonale wie do czego zdolny jest
Percy, też była przesłuchiwana.
Severus zarumienił się jak piwonia:
- Ma pan rację, dyrektorze, przepraszam – popatrzył na bladą
dziewczynę z wyraźną troską. Hermiona miała nieobecny, szklisty wzrok,
wyglądała tak, jakby trawiła ją gorączka.
Pani Pomfrey także to
dostrzegła i nakazała stanowczym głosem opuścić salę wszystkim trzem panom.
O dziwo posłuchali jej bez szemrania..
***
- Gdzie pan się
wybiera, panie dyrektorze? – spytał Snape Albusa, gdy ten z
determinacją złapał garść proszku Fiuu, leżącą na kominku w pokoju
nauczycielskim.
- Do Korneliusza Knota – uprzejmie odrzekł
Albus. – To niedorzeczne co wyprawia Percy Weasley i on jako minister
powinien ukrócić jego prywatę!
- Życzę powodzenia, ale
podejrzewam, że Weasley ma na niego niezłe haki.
- Nawet jeżeli tak
jest, – w oczach dyrektora zabłysnęły ogniki irytacji – to
dzisiejsze przesłuchanie Dracona jest jawną prowokacją i bezprawiem.
Minister nie będzie miał żadnego wyboru i mnie usłucha...
- Obyś miał
rację Albusie.
- Mam rację, Severusie, mam rację... – jego głos
był jasny i stanowczy i Mistrz Eliksirów poczuł lekką ulgę.
Niestety
tylko lekką. Doskonale zdawał sobie sprawę, że ostatni kwadrans i kolejny,
który Albus straci na interwencji, to prywatne piekło Draco Malfoya.
Mężczyzna bał się, że Percy posunie się do czegoś naprawdę okrutnego.
/>
***
Percy Weasley wychylił głowę ze swojego gabinetu i poprosił
do siebie swoich napakowanych ochroniarzy.
Kiedy weszli, Weasley
usiadł okrakiem na biurku i wyjaśnił chłopakowi z uśmiechem pełnym pogardy,
wyższości i poczucia władzy:
- Tych dwóch panów to mugole, którzy
doskonale potrafią bić, nawet lepiej niż pan Matrojew, Malfoy. Ty z tego, co
wiem lubisz dobre bicie.
- Ten pan... – zwrócił się teraz
do dwóch mężczyzn o byczych karkach i czerstwych twarzach, obracając w dłoni
od niechcenia różdżkę – ...groził mi bardzo przykrą śmiercią. Czy
moglibyście mu wytłumaczyć, że to duży błąd?
Dwóch napakowanych panów
tak skutecznie pokazało Draconowi jego błąd, że po trzech minutach ledwie
trzymał się na krześle, a z ust i nosa sączyła mu się krew.
- Stop,
kretyni! – warknął wiceminister. – Mieliście bić tak, żeby
nie zostawiać śladów!
Szybkimi ruchami różdżki zamaskował
obrażenia blondyna, włącznie z dużym limem pod okiem, co oczywiście nie
zredukowało bólu, jaki czuł chłopak.
- Pojąłeś Malfoy, kim a raczej
czym jesteś? Jeśli tak to słucham.
- Dla ciebie jestem śmieciem, ale
tak w ogóle należę do gatunku Homo Sapiens – powiedział obolałymi
wargami młodzieniec.
- Uważasz, że jesteś zabawny, Draconie Malfoy,
tak? – Weasley wyszczerzył się ze złością do chłopaka. – Ci
panowie... – mówił już bardzo spokojnie - ...mieli obiecaną zabawę z
milutką ciemnooką szlamą, ale dzięki tobie ta zabawa ich ominęła i nie
sądzę, żeby z tego powodu byli szczęśliwi.
Na te słowa Dracona oblał
zimny pot i poczuł jednocześnie niewysłowioną ulgę. Ulgę, że Hermiona jednak
nie zjawiła się na przesłuchaniu. Gdyby stał upadłby z wrażenia.
-
Jesteś nienormalny, Weasley – powiedział cicho, patrząc wiceministrowi
prosto w oczy. – Jesteś nienormalnym i niemoralnym sadystą. Ona
mogłaby tego nie przeżyć, czy ty sobie z tego dajesz sprawę?
- Ona
jest stworzona do tego, żeby korzystać z jej wdzięków. Widziałeś jakie ma
cycki, Malfoy? Od kiedy zrobiłeś się taki moralny ? – drwił
Weasley z okrutnym uśmiechem. – Jeżeli zechcę uzyskam nakaz na
przesłuchanie tej słodkookiej dziwki i nikt mi w tym nie przeszkodzi. Ani
Dumbledore, ani twój stary, który chciałem ci przypomnieć, siedzi w
więzieniu... Więc uważaj na swój niewyparzony jęzor.
- Nigdy nie
pozwolę ci zabrać jej na przesłuchanie, będę wolał ją otruć, Weasley i
oszczędzić jej upokorzenia i bólu – wiceminister popatrzył uważnie na
swojego więźnia. Dojrzał w jego oczach niezwykłą powagę i determinację. Ze
złością skierował na niego różdżkę.
- Tormento –
powiedział zimno.
Dwóch mężczyzn patrzyło, z obojętnym wyrazem tępych
twarzy, jak młodzieńcem wstrząsają spazmy cierpienia. Wiceminister tak długo
trzymał go pod działaniem klątwy, że gdy ją zdjął, Draco bezwładnie osunął
się na podłogę. Z jego nosa ponownie polała się krew, a oczy miał zasnute
mgłą niewyobrażalnego cierpienia. Jeszcze kila sekund i zemdlałby, albo
stracił zdrowy rozsądek.
- Nie będę się z tobą pieścił, Malfoy... Moi
ludzie mieli obiecaną rozrywkę i nie zamierzam im tej rozrywki odmawiać
– słowa wiceministra docierały do leżącego na podłodze chłopaka jak
przez mgłę. Nie do końca rozumiał ich znaczenie i był tak obolały, że jego
zmysły funkcjonowały wolniej, niż normalnie. – Możesz być pewien, że
gdy ja z tobą skończę, oni z tobą dopiero zaczną...
- Grey, Warner,
wyjdźcie, zawołam was jak już znudzi mi się zbawa z Malfoyem w niech pan
zobaczy, panie Wiceministrze jaki jestem wytrzymały na ból. Nie martwcie
się, do tego co chcecie z nim zrobić będzie się doskonale nadawał.
/>Mężczyźnie opuścili salkę i stanęli przed drzwiami by pełnić straż.
/>
******
Dumbledore nie owijał w bawełnę.
- Korneliuszu
– powiedział wyszedłszy z kominka w gabinecie ministra – musisz
przerwać to haniebne przesłuchanie, którego właśnie dopuszcza się
wiceminister.
- Och, on ma prawo...
- On nie ma żadnego prawa
mścić się na tym chłopcu za własne porażki. Przerwij to w tej chwili,
inaczej sam to zrobię i nie będę przy tym uprzejmy.
Niebieskie oczy
Albusa patrzyły chłodno na Korneliusza. Rzadko kiedy wyglądały jak
kryształki lodu, a właśnie tak wyglądały teraz. Knot poczuł się nieswojo.
Wiedział, że nie ma innego wyjścia, nie mógł przecież pozwolić na
bezkarne wtargnięcie dyrektora Hogwartu na przesłuchanie, ale nie mógł mu
tego też zrobić. Draco był uczniem Albusa, a wiceminister nie miał nakazu
przesłuchania i to co robił, rzeczywiście było samowolką. Ciężko westchnął i
ruszył ze starym czarodziejem do drzwi.
***
Do leżącego na
ziemi chłopaka dotarło w końcu w pełni to, co powiedział Weasley. Podniósł
się, z heroicznym wysiłkiem, i na powrót usiadł na niewygodnym krześle. Całe
ciało bolało go jak wysmagane biczem.
- Jak ci się podoba pomysł
zabawy z moimi milusińskimi ochroniarzami, co? Może lepiej było przytargać
ze sobą Granger? – drwił wiceminister.
- Pieprz się, Weasley
– cicho odrzekł Draco. – Pieprz się razem ze swoimi
ochroniarzami, chory sukinsynu.
Percy zaśmiał się zimno i uderzył
Dracona na płask w lewy policzek, potem w prawy i znowu w lewy.
- O
ile się nie mylę, to oni będą pieprzyć ciebie, Malfoy... I zwracaj się do
mnie z należytym szacunkiem.
Draco zaczął się śmiać. Jego śmiech był
pełnym goryczy śmiechem szaleńca i tak nagle jak się zaczął, tak nagle się
skończył.
- Możesz ze mną zrobić, co zechcesz. Nie dbam o to, szanowny
panie wiceministrze, ale wiedz że zawsze będę lepszy od ciebie. Zawsze.
Nawet jeśli mnie zmieszasz z błotem i stłuczesz jak niewiernego kundla, będę
bardziej ludzki od ciebie i ludzi twojego pokroju, mam nadzieję, że to
rozumiesz.
Kolejne klątwy, które wstrząsały ciałem chłopaka, posypały
się jak grad. Przerwy jakie dostawał od swojego oprawcy między kolejnymi
atakami bólu trwały nie więcej jak piętnaście - trzydzieści sekund. Dziesięć
minut później Draco leżał wyczerpany na podłodze, kaszlał i pluł krwią. Pan
wiceminister nie stronił też od "kar cielesnych" i Draco czuł się
okropnie.
Weasley wlał mu do gardła eliksir wzmacniający i zamaskował
widoczne obrażenia. Młodzieniec poczuł się lepiej, ale tylko fizycznie. Tak
na prawdę, dopiero teraz, zaczął się bać. Wiedział, że to co go czeka odbije
się na nim o wiele bardziej od zestawu razów i klątw, które zaserwował mu
Wiceminister.
- Słuchaj, Malfoy – Percival uśmiechnął się do
młodzieńca z wyższością. – Nauczysz się dziś bardzo pożytecznej
rzeczy. Nauczysz się ponosić konsekwencje podjętych przez siebie czynów.
/>- Obym nigdy nie upadł tak nisko jak ty, Weasley. Od dziś będę się modlił
tylko o to – w głosie blondyna nie było ani cienia sarkazmu. Draco
mówił całkiem poważnie i wyglądał na przygnębionego.
- Myślisz, że
jesteś taki cwany, Malfoy? Zobaczymy co powiesz za godzinę – Weasley
wykrzywił twarz w grymasie kogoś kto jest "lepiej poinformowany”.
Draco Malfoy się bał. Naprawdę się bał. Ale prędzej połknąłby własny
język, niż okazał strach przy Percym. Wiceminister nie był w stanie wyczytać
z jego szarych oczu nic więcej poza jawną pogardą. Nie wpłynęło to
pozytywnie na jego uczucia względem „przesłuchiwanego”.
-
Nauczę cię pokory i okazywania szacunku starszym, mądrzejszym i wyżej
postawionym od ciebie, bezczelny gówniarzu – oznajmił Weasley bardzo
spokojnym, suchym i rzeczowym tonem.
Niestety, pan Wiceminister
nie zdążył spełnić swej, jakże nęcącej obietnicy, ponieważ drzwi do jego
gabinetu otworzyły się z hukiem, a w nich ukazali się, zakłopotany
Korneliusz Knot i wściekły Albus Dumbledore.
- Obawiam się,
panie Weasley, że będzie pan musiał skończyć przesłuchanie już teraz –
powiedział cicho minister. – Nie miał pan nakazu ani nie działał pan
bezpośrednio z ramienia Ministerstwa Magii i chociaż osobiście nie mam
zastrzeżeń, co do faktu, że na pewno miał pan istotne powody by przesłuchać
Draco Malfoya... – w tym momencie Dumbledore posłał mu spojrzenie
Puszka na diecie bezmięsnej – ...to jednak w zaistniałej sytuacji,
dyrektor Hogwartu ma prawo go zabrać, zwłaszcza że, jak sam powiedział, nie
chciał swojego ucznia puszczać na przesłuchanie. Pan Malfoy pojawił się tu z
własnej, nieprzymuszonej woli i wbrew postanowieniu Albusa
Dumbledore’a, który ma w tej chwili prawo do kierowania jego losem,
jako przełożony i opiekun uczniów, szkoły do której przesłuchiwany
uczęszcza. Przykro mi, ale na tym musi pan zakończyć... Ufam, że w
niedalekiej przyszłości, będzie pan mógł spokojnie dojść prawdy, ku chwale
Ministerstwa...
- Dosyć tego, Korneliuszu! – Dumbledore
wyglądał tak, jakby miał za chwilę stracić cierpliwość, a to zdarzało się
niebywale rzadko. – Jesteś ministrem magii, a do człowieka, który jest
tobie podległy, zwracasz się jak jego sługa. Śmiem nazwać to żałosnym,
niegodnym twej funkcji postępowaniem.
Zarówno Knot jak i Weasley
mieli bardzo niewyraźne miny. Percy przy okazji był wściekły, bo ominęła go
okazja upokorzenia Malfoya juniora, a przez to "dokopania"
Malfoyowi seniorowi, ale obiecał sobie odrobić zaległości jak najszybciej.
Starając się zachować spokój powiedział.
- Oczywiście,
Dumbledore... – jego usta wykrzywiły się w pogardliwym uśmiechu. - Ale
nie zdziw się jeśli w niedalekiej przyszłości uzyskam nakaz dający mi prawo
do przesłuchania Malfoya... i panny Granger – ostatnie słowa
powiedział patrząc prosto w oczy Dracona, który, o ile to możliwe, zrobił
się dużo bledszy niż był.
- Ja też mam sporo do powiedzenia w tej
sprawie, Weasley – cierpko odrzekł Albus - i mam szczerą nadzieję, że
nie uzyskasz takiego pozwolenia. To szczyt hańby, aby czarodziej z
tak dobrego domu jak twój, upadł tak nisko, że przez Ministerstwo Magii,
załatwia prywatne porachunki.
Knot wyglądał tak, jakby chciał
zaprotestować przeciwko „oszczerstwom wobec wiceministra”, ale
Albus uciszył go jednym, wymownym spojrzeniem
Dumbledore, który
uważnie przyglądał się Draconowi, dostrzegł, że wyraz ulgi, który pojawił
się na jego twarzy, po wypowiedzi Percy’ego, ustąpił na nowo
przerażeniu. Posłał chłopakowi uspakajające spojrzenie i to trochę pomogło.
Dyrektor Hogwartu nie był głupi. W istocie był bardzo mądrym
człowiekiem i domyślił się, że Draco był bity i traktowany klątwami, a
następnie obrażenia na jego ciele zostały zamaskowane za pomocą magii.
Zdusił w swym wnętrzu słuszny gniew i łagodnie powiedział.
- Idziemy
Draco.... z powrotem do Hogwartu.
Podszedł do kominka i
bezceremonialnie wziął w dłoń garść proszku Fiuu.
- Do zobaczenia,
Malfoy... Mam nadzieję, że następnym razem pojawisz się tu ze swoją
koleżanką, panną Granger – Draco zacisnął zęby i pięści słysząc z ust
wiceministra te bezczelne słowa, a Dumbledore łagodnie położył wolną dłoń na
ramieniu młodzieńca.
- Przekaż jej serdeczne pozdrowienia - dodał z
jadowitym uśmiechem Percy.
Albus był wstrząśnięty bezczelnością tego
człowieka, ale nie mógł okazać swojego oburzenia z wiadomych powodów
/>Jednak Draco nie puścił tego mimo uszu. Rzucił się na Weasleya z pięściami
i, gdyby nie szybka interwencja Dumbledore’a, pobiłby go, dając
wiceministrowi świetny powód do przesłuchań, a nawet do zamknięcia go w
Azkabanie.
Proszek Fiuu rozsypał się po podłodze, a Albus trzymał w
ramionach wyrywającego się młodzieńca.
- Niech pan mnie puści -
warknął Draco, a widząc złośliwe rozbawienie w oczach wiceministra, poczuł
jeszcze większą wściekłość.
- Uspokój się – Dumbledore przytulił
go do siebie opiekuńczym gestem.
- Nie dawaj Weasleyowi pretekstów do
dalszych perfidnych poczynań – wyszeptał mu do ucha i poczuł jak ciało
chłopaka lekko się odpręża, a on sam kiwnął potwierdzająco głową.
/>Stary czarodziej nabrał w dłoń kolejną porcję proszku.
-
Przeprosiłbym za niego, jest zdenerwowany, chociaż w zaistniałej sytuacji
nie ma za co przepraszać – powiedział sucho w kierunku obydwu
urzędników.
Zanim Dumbledore i Malfoy znikli w kominku, Draco
popatrzył Percy’emu w oczy i spokojnie powiedział.
- Jeżeli
zbliżysz się do Hermiony Granger na odległość mniejszą niż kilka metrów, nie
ręczę za siebie, Weasley. Lepiej to zapamiętaj. I zapomnij o jakimkolwiek
przesłuchiwaniu tej dziewczyny - Percival, po tych słowach, jedynie
perfidnie się uśmiechnął.
*
- Jak się czujesz, Draco?
– spytał łagodnie Dumbledore, kiedy z naleźli się w jego gabinecie.
- Bywało lepiej – chłopak spróbował się uśmiechnąć.
-
Dobrze się trzymasz – Albus ku zdziwieniu chłopaka nalał sobie i jemu
po małej szklaneczce Ognistej Whisky.
- Dziękuję – powiedział
Malfoy i wypił trunek jednym haustem.
Dumbledore upił łyk ze swojej
szklanki. Przyglądał się uważnie młodzieńcowi. Dałby sobie rękę uciąć, że
chłopak nieźle dostał w kość. Nie chciał jednak naruszać jego dumy i
sprawdzać obrażeń fizycznych, jakich Draco doznał podczas
„przesłuchania”.
- Bardzo cię maltretował? – spytał
cicho, pozwalając chłopakowi na powiedzenie tylko tego, co ten zechciał
powiedzieć.
- Myślałem, że będzie o wiele gorzej – odpowiedział
szczerze Ślizgon. – Dziękuję, że pan interweniował... naprawdę.
/>W głosie Dracona było coś takiego, że Albus się przeraził i podziękował w
duszy wszystkim znanym i nieznanym bogom, że tak szybko udało mu się
przerwać cyrk, jaki odstawił wiceminister. Nie pytał jednak o przyczynę
błysku zwierzęcego strachu w oczach młodzieńca, który zagościł tam jedynie
na chwilę, ale dla takiego wytrawnego belfra jak Dumbledore, był bardzo
wyraźny. Wiedział, że było to coś, o czym chłopak na pewno by mu nie
powiedział.
Wstał, położył rękę na ramieniu Dracona i ścisnął je
uspokajająco.
- Dobrze, że nie pozwoliłem iść Hermionie – głos
Malfoya był bardzo cichy. – Nie wiem co by się stało... A raczej wiem
tak dobrze, że nie pozwoliłem jej iść. Niech pan nigdy nie dopuści do tego,
żeby ją przesłuchiwano, błagam. – Draco ujął w swoją dłoń rękę starego
mężczyzny, spoczywającą na jego ramieniu i spojrzał dyrektorowi, z niemą
desperacją, głęboko w oczy. – Nich mi pan to obieca.
- Obiecuję
– odpowiedział szczerze i z mocą Dumbledore. – Wiceminister nie
przesłucha Hermiony, chyba, że po moim trupie, a nie zamierzam zbyt szybko
umierać.
- Dziękuje – Malfoy blado się uśmiechnął do starego
czarodzieja.
Albus tylko skinął głową.
- Idź do skrzydła
szpitalnego, Draco – powiedział po krótkiej chwili milczenia –
weź od pani Pomfrey jakiś eliksir na wzmocnienie i Eliksir Uspokajający a
potem idź do siebie i się prześpij. Nie musisz dzisiaj być na żadnych
zajęciach, czuj się usprawiedliwiony.
- A co z Hermioną? –
zapytał nieśmiało blondyn.
Dumbledore uśmiechnął się łagodnie.
-
Na razie jest w ambulatorium, ale powinna niedługo wyjść. Sam z nią możesz
porozmawiać. To jej powinno pomóc, bo się o ciebie martwiła. Chyba zresztą
słusznie.
- Hermiona się martwiła o mnie?! – Draco
wytrzeszczył, całkiem zabawnie, oczy i Albus się uśmiechnął szerzej.
-
Owszem... zresztą sama ci powie w skrzydle szpitalnym.
Chłopak wstał i
ruszył do drzwi.
- Panie dyrektorze... – odezwał się już w
progu.
- Słucham, Draco? – Dumbledore popatrzył na niego ciepło
zza okularów połówek.
- Przepraszam, że kiedyś pana nie doceniałem
i... dziękuję za wszystko – chłopak się zarumienił i spuścił wzrok.
- Nie musisz ani mnie przepraszać, ani mi dziękować. Po prostu bądź
dalej taki, jaki jesteś teraz, Draco. Do widzenia.
Młodzieniec wydukał
niewyraźnie pożegnanie i ruszył do ambulatorium. Czuł się zmęczony i tak
wyczerpany psychicznie, że dzień wolny od zajęć wydał mu się
błogosławieństwem.
*
Wszedł cicho na, urządzoną w bieli,
salę szpitalną. Nikogo tam nie było poza skuloną na łóżku, drobną
dziewczyną, która cicho płakała.
Podszedł na palcach i pochylił się
nad nią.
- Cześć, Hermiona. Co się stało? – spytał szepcząc
prosto do jej ucha. Dłonią delikatnie rozczesał zmierzwione loki dziewczyny.
Gryfonka podniosła na niego załzawione oczy.
- Draco? –
spytała niepewnie. – Nie zrobili ci krzywdy? – wypaliła zanim
się zastanowiła nad tym co mówi i zarumieniła się lekko.
- Nie,
niezbyt wielką – blondyn uśmiechnął się do niej uspokajająco. –
A ty dobrze się czujesz? – zapytał z troską.
- Tak –
skłamała. Wcale nie czuła się dobrze. Gdy go nie było zamartwiała się nie
tylko przesłuchaniem Dracona, ale także tym, ze jej okres spóźniał się dwa
dni. Dwa dni to nie było wiele, ale w sytuacji, w której się znalazła,
napawało ja to niemałym strachem.
- Marnie łżesz – powiedział
dobrodusznie Draco.
- Ty też – odcięła się Hermiona. –
Myślisz, że nie słyszę z jakim trudem przychodzi ci mówienie? Ciekawe ile
zaklęć maskujących musiał użyć Weasley, żeby nie było widać jak mocno się na
tobie pastwił, zwłaszcza za to, że... mnie tam nie było – powiedziała
z gorzkim uśmiechem.
- Jeszcze jedno słowo, a się wkurzę. Nie ma w tym
cienia twojej winy. Dobrze wiesz, że chciał się wyżyć ze względu na mojego
ojca – głos chłopaka był spokojny i stanowczy.
- Owszem i dobrze
wiem, że potem chciał się wyżyć także za to, że nie poszłam na
przesłuchanie. – Hermiona doskonale zdawała sobie sprawę z motywów
postępowania Percy’ego.
- Czego pan sobie życzy, panie
Malfoy? – zapytała chłodno pani Pomfrey, wyłoniwszy się zza zaplecza
ambulatorium.
Draco wyjaśnił grzecznie o co chodzi i wypił podane
eliksiry.
- Proszę iść do siebie i nie denerwować mi pacjentki –
dodała zrzędliwie.
- On mnie nie denerwuje – powiedziała zimno
Hermiona. – A poza tym, to czuję się już lepiej i chcę wyjść...
Obiecuję, że nie pójdę dziś na żadne zajęcia i będę odpoczywać –
ostatnie zdanie dodała, gdy Pomponia otworzyła usta, by zaprotestować.
/>- Skoro cię nie denerwuje, to widocznie tak jest... – pani Pomfrey
wolała dać za wygraną. Wiedziała, że Hermiona jest niezłym uparciuchem. -
Możesz iść Granger, ale najpierw napij się jeszcze kilka łyków Eliksiru
Wzmacniającego, nie zaszkodzi ci na pewno.
Dziewczyna grzecznie
przyjęła fiolkę z płynem i wypiła małą porcję.
- Dziękuję za opiekę,
pani Pomfrey. Do widzenia – powiedziała i wstała z łóżka.
- Do
widzenia – Draco uśmiechnął się do pielęgniarki i ruszył do wyjścia w
ślad za Gryfonką.
- Poczekaj, odprowadzę cię, jesteś blada i
marnie wyglądasz – Draco potrafił czasem walić komplementy w stylu
Harry’ego.
- Dzięki, ale ty też nie wyglądasz szałowo –
Hermiona skrzywiła się i posłała mu wiele znaczące spojrzenie. – A
jakby zdjąć z ciebie zaklęcia maskujące to pewnie w ogóle byłoby kiepsko
– po ostatnich słowach popatrzyła na niego ze współczuciem.
-
Przecież wiesz o co mi chodziło, Hermiono – Draco uśmiechnął się do
niej przepraszająco i za chwilę skrzywił się z bólu, bo dała o sobie znać
rozwalona warga. – A co do tych zakląć maskujących, wcale nie było ich
tak dużo.
- Mam się przekonać? Założę się, że jeżeli było ich mało to
dotyczyły poważnych obrażeń.
- Oj wcale, że nie. Nic mi nie jest
– Draco obruszył się jak mały chłopiec.
Hermiona przystanęła w
miejscu i popatrzyła na niego uważnie.
- Nic ci nie jest? –
zrobiła dwa kroki w jego stronę. - Skoro nic ci nie jest to pozwolisz, że
pójdę z tobą do twojego dormitorium, zdejmę z ciebie zaklęcia maskujące i po
prostu to sprawdzę?
Draco miał już odmówić, ale postanowił wykorzystać
sytuację i wyciągnąć z niej wszystkie przyczyny podłego nastroju.
-
Nie ma sprawy, pod warunkiem, że później szczerze mi opowiesz dlaczego
płakałaś – Hermiona była zaskoczona taką odpowiedzią. Przez chwilę nie
mówiła absolutnie nic, a w końcu kiwnęła lekko głową.
- Zgoda –
powiedziała – opatrzę ci rany i powiem ci, co mnie gryzie.
-
Rany! – żachnął się Draco. – Kilka siniaków, rozwalona
szczęka... – w porę ugryzł się w język.
- No, widzę, że trochę
tego jest – Hermiona uśmiechnęła się niemal złośliwie.
- Wcale
niedużo i prawie nie boli – łgał, jak najęty, Malfoy junior.
-
Spoko, sama sprawdzę – Hermiona wyjęła z kieszeni szaty różdżkę i
sugestywnie zaczęła się nią bawić.
- Potrafisz być okropna, wiesz?
– Draco zmarszczył z dezaprobatą nos.
- Wiem, Ron nawet
stwierdził kiedyś, że czasem się mnie boi – dziewczyna popatrzyła na
Ślizgona sugestywnie.
- Ja się nie boję, ale nie chciałbym dostać od
ciebie po pysku tak jak w trzeciej klasie. Naprawdę bolało – Draco
uśmiechnął się szczerze i wywołał blady uśmiech na twarzy koleżanki, co
sprawiło mu niemałą ulgę.
- Mam nadzieję, że mi więcej nie przywalisz
– dodał wzruszając lekko ramionami.
- To zależy tylko od ciebie.
Jak będziesz grzeczny i miły dla kolegów i koleżanek to nic ci nie grozi
– udzieliła dobrej rady Hermiona i ruszyli dalej korytarzem.
-
Mam być grzeczny i miły? – Draco wymówił obydwa słowa, jakby
uczył się czegoś nowego. – A możesz mi podać definicje tych dziwnych
rzeczy? Nie bardzo wiem o co chodzi.
- Tego akurat nie musisz mi
tłumaczyć. A jak nie wiesz to twój problem.
- Próbowałem cię tylko
rozweselić – chłopak uśmiechnął się szeroko.
- Nie, próbowałeś
mi zdradzić pewną prawdę o sobie, ale tego już dawno się domyśliłam –
odrzekła Gryfonka.
- Ha, ha, ha... bardzo zabawne – Draco miał
na ten temat własne zdanie.
- Nie zabawne, tylko tragiczne –
Hermiona wzruszyła ramionami i lekko się uśmiechnęła.
- I tak
przekonam cię, że się mylisz.
– Zobaczymy – dziewczyna
posłała mu spojrzenie pod tytułem „udowodnij” i znowu
przystanęła. Byli już prawie w lochach.
- Idź do siebie, ja zaraz
przyjdę – powiedziała.
- A ciebie gdzie niesie?
- Coś
załatwić. Nie martw się, nic mi się nie stanie, idź do siebie –
Hermiona zaczęła się irytować.
- No już dobrze, pójdę... będę grzeczny
– uśmiechnął się od ucha do ucha, jak małe dziecko czekające na
pochwałę.
- No popatrz. Rewelacja...
- Powiedziałbym, że
rewolucja... Masz na mnie zły wpływ.
- Zły?
- Aha. Tracę
powoli reputację drania i nic na to nie mogę poradzić. Dobra, spadam –
Draco popatrzył na nią z zaciekawieniem i ruszył do siebie.
/>Chwilę później Hermiona udała się do sali eliksirów i przeprosiła na
chwilę Snape’a.
Nauczyciel nakazał ciszę, oznajmił że wraca za
kilka minut i wyszedł z Gryfonką.
- Nie jesteś w skrzydle szpitalnym?
- Nie, już wyszłam... Mam do pana prośbę, ale musimy się udać do
pańskiego gabinetu.
Severus bez słowa ruszył korytarzem i Hermiona
zdziwiła się trochę jego uległością.
- A o co chodzi? – zapytał
po drodze.
- Eee... potrzebuję jakichś maści albo eliksirów kojących
obrażenia zewnętrzne i przyspieszających gojenie.
- Chyba nie dla
siebie?! – przestraszył się nauczyciel.
- No... nie –
Hermiona wolała nie kłamać.
Snape otworzył zaklęciem gabinet i
zaprosił ją do środka. Popatrzył uważnie na uczennicę. Wyglądała na
zakłopotaną. Nagle go oświeciło.
- Bardzo z nim źle? – spytał.
Cały czas martwił się o Dracona i nawet zapomniał być niemiły, co bardzo
odpowiadało czwartoroczniakom pozostawionym w tej chwili samym sobie.
/>- Jeszcze nie wiem, sir – Hermiona lekko się zarumieniła i kiedy
zobaczyła zmarszczone czoło nauczyciela dodała: – Zaklęcia maskujące.
Snape powiedział pod nosem coś, co brzmiało podobnie do
„Weasley”, „skurwiel” i „cham”, ale
dziewczyna przezornie udała, że nie słyszy
Severus podszedł do
szafki z zapasami i zaczął ją przeglądać. Nie dopytywał się już o nic, co
Hermionie bardzo odpowiadało. Po paru chwilach podał jej maść, która
przyspieszała gojenie i działała łagodząco oraz jeden ze średnio silnych
eliksirów przeciwbólowych.
- Są twoje Granger, nie musisz ich
odnosić... Mam spory zapas –dodał, gdy zobaczył, że zamierza
zaprotestować.
- Dziękuję – wymamrotała i znowu się zarumieniła.
Mistrz Eliksirów pomyślał z roztargnieniem, że Hermiona jest bardzo
ładną dziewczyną, ale szybko musiał odsunąć od siebie te rozważania, bo to
przypominało mu o niechlubnym czynie Weasleya, co rodziło w nim gniew i
mogło się odbić bardzo negatywnie na uczniach.
- Nie ma za co,
Hermiono. Masz dziś zwolnienie z lekcji i Draco pewnie też, co? –
spytał z niewielką dawką ironii i sarkazmu.
Dziewczyna skinęła głową.
- Jeszcze raz dziękuję, sir.
- Jeszcze raz nie ma za co i możesz
przekazać panu Malfoyowi, że was przepytam na najbliższych zajęciach, skoro
macie dzisiaj takie luzy... obiboki... – Snape uśmiechnął się lekko.
Panna Granger była jedną z bardzo niewielu osób w szkole, której nie
dziwiło, że Severus ma poczucie humoru i jedną z niewielu, która jego
poczucie humoru rozumiała, a nawet doceniała. Odpowiedziała nauczycielowi
bladym uśmiechem.
- Dobrze, przekażę, sir.
Hermiona wyszła i
poczekała za progiem na Snape’a.
Kiedy nauczyciel wyszedł,
wyglądała tak jakby się nad czymś zastanawiała. W końcu spojrzała Severusowi
w oczy i powiedziała.
- Jest pan wspaniałym człowiekiem, profesorze.
Zanim w ogóle dążył cokolwiek odpowiedzieć, a nawet przyswoić sobie do
końca jej słowa, odwróciła się i ruszyła szybkim krokiem w kierunku Pokoju
Wspólnego uczniów Domu Węża.
***
Harry bardzo martwił się o
Hermionę, którą zostawił w skrzydle szpitalnym. Był też zaniepokojony o
Malfoya. To, o czym mu opowiedziała Hermiona, skłoniło go do przypuszczenia,
że Percy Weasley odbije sobie w nikczemny sposób nieobecność dziewczyny na
przesłuchaniu. Zielonooki wzdrygnął się na tą myśl i przeszły mu po plecach
ciarki obrzydzenia gdy przypomniał sobie dwóch nowych ochroniarzy
wiceministra.
„Dzięki Bogu Hermiona nie poszła” –
przeleciało mu przez myśl.
To, że Draco i Harry nie byli ani
przyjaciółmi, ani kolegami, a nawet się nie cierpieli nie zmieniało faktu,
że od dnia wspólnego pobytu w Ministerstwie Magii, patrzyli na siebie nieco
inaczej.
Potter, w głębi duszy, podziwiał Malfoya za dobrowolny udział
w przesłuchaniu ale zastanawiał się po jaką cholerę Draco się pakował w coś
takiego. Przecież Dumbledore nie chciał go puścić, a Weasley był wściekły.
Harry nie miał przecież pojęcia, że głównym powodem dla którego Draco
poszedł z Wiceministrem i jego gorylami, był strach o ojca. Malfoy junior
słusznie przypuszczał, że, jeżeli nie stawi się na przesłuchaniu, z
Lucjuszem może być bardzo krucho.
*
Na Transmutacji, Harry
siedział jak struty. Chciał jak najszybciej wyjść i pobiec do ambulatorium,
ale lekcja dłużyła mu się niemiłosiernie. Co jakiś czas zerkał na wolne
miejsce Dracona obok Blaise Zabini i na samą Blaise, a puste krzesło obok
niej budziło w nim większy niepokój niż chciałby to sam przed sobą przyznać.
Zabini była przygaszona i jakby zrezygnowana. Widać było, że cała sytuacja
trochę ją przeraża. Zresztą, gdy Harry rozejrzał się po klasie, dostrzegł że
wszyscy uczniowie mają niewyraźne miny. Pomyślał, że każdy z niech boi się,
iż w każdej chwili może zostać wezwany na przesłuchanie. Zielonooki Gryfon
domyślał się jeszcze jednej rzeczy. Uczniowie byli przerażeni tym jak
Hermiona zareagowała na wizytę wiceministra. Panna Granger, która była
wiecznie opanowana, rzeczowa i wygadana, pobladła, trzęsła się jak osika i
nie była w stanie sama przejść kilku kroków, a na koniec jeszcze straciła
przytomność...
Blaise spojrzała na puste miejsce po lewej stronie
Harry’ego.
„Cholera” – pomyślała i zwróciła
spojrzenie na krzesło po jej prawej stronie. Draco, z którym ostatnio była w
dosyć dobrych stosunkach nie chciał jej powiedzieć, co tak naprawdę
wydarzyło się w ministerstwie. Raz tylko mu się wyrwało, że to było okropne
i on nie mam najmniejszej ochoty rozmawiać na ten temat. Ale to, co Zabini
zobaczyła w Wielkiej Sali, było straszne. Jeszcze nikogo nie widziała w
takim stanie w jakim była rano Granger. Wieść, o omdleniu Hermiony, rozeszła
się jak błyskawica i Blaise postanowiła ją odwiedzić w skrzydle szpitalnym.
Ron z niepokojem obserwował Harry’ego. Martwił się o Hermionę i
tylko o Hermionę. Miał swoje powody. Zawsze postrzegał ją jako silną
osobowość, a to, jak zachowywała się w Wielkiej Sali, napełniło jego serce
czymś w rodzaju grozy i teraz nie mógł się w ogóle skupić na tym, co mówi
McGonagall.
Sama nauczycielka także wydawała się przygaszona i
nieobecna duchem. W ogóle atmosfera w Hogwarcie bardzo się zachmurzyła po
wizycie wiceministra...
***
Harry szedł szybkim krokiem do
ambulatorium. Chciał porozmawiać z Hermioną. Wiedział, że ona bardzo martwi
się o Malfoya i w sumie nie dziwił się, że tamtych dwoje zbliżyło się do
siebie od dnia tragicznych wydarzeń. Jedynie Ron, który biegł teraz żeby
nadążyć za Harrym, był tym zdziwiony a nawet zdegustowany.
Potter
zastanawiał się, czy mu nie opowiedzieć o całym zajściu, ale wolał żeby
zrobiła to Hermiona.
- Dzień dobry pani Pomfrey! - zawołał
od progu ambulatorium. – Co z Hermioną? – spytał rozejrzawszy
się po pustej sali.
- Właśnie, co z nią? – dopytywał się
zasapany Ron, który niemal biegł za przyjacielem.
- Wyszła razem z
Malfoyem jakąś godzinę temu. Pewnie jest u siebie w dormitorium. Ma dziś
zwolnienie z zajęć.
- Z Malfoyem?! - krzyknął Ron.
- Malfoy
już wrócił? – zdziwił się w tym samym momencie Harry. – I co z
nim? – zapytał od razu ze szczerym zainteresowaniem, które bardzo
zdziwiło Pomponię.
- Nie jest chyba źle, chociaż brał eliksir
przeciwbólowy i wzmacniający – powiedziała i wzruszyła ramionami.
/>- Jak zwykle robi z siebie męczennika – prychnął Ron.
- Nie
sądzę – wzrok Harry’ego, który spoczął na przyjacielu, był
lodowaty. – Istnieje coś takiego jak zaklęcia maskujące Ron, a poza
tym... Ty nie masz pojęcia, jak wygląda przesłuchanie u pana wiceministra,
ja mam.
Pani Pomfrey odchrząknęła znacząco i chłopcy wyszli z
ambulatorium.
- Ron... – powiedział cicho Harry. – Ja nie
chciałem, żebyś poczuł się winny. – To nie jest twoja wina, że Percy
zachowuje się tak okropnie.
Ron stał ze spuszczoną głową i wyglądał
jakby miał się popłakać.
- Nie pozwalam ci się obwiniać, to
niedorzeczne... - Harry zmusił się żeby poklepać przyjaciela po plecach i
uśmiechnął się pokrzepiająco.
- Tak, ja wiem, ale czuję się podle,
Harry – Ronald Weasley uśmiechnął się smutno.
- Nie
powinieneś... Nie powinieneś, Ron.
Rudzielec uśmiechnął się smutno.
Wiedział, że jego przyjaciel ma rację, co nie zmieniało faktu, że, niestety,
czuł się winny.
Minęła ich Blaise, która też kierowała się do
ambulatorium. Przechodząc uśmiechnęła się lekko do Harry’ego, który
się zarumienił.
- Idziecie do Hermiony Granger? – przystanęła
zadając pytanie.
- Nie, już byliśmy – Ron potrząsnął głową.
– Nie ma jej w skrzydle szpitalnym... Prawdopodobnie jest w swoim
dormitorium.
- Szkoda, chciałam z nią porozmawiać.
- Czemu?
– spytała zdziwiony Harry.
- Dlatego, że zachowywała się bardzo
dziwnie w Wielkiej Sali. Szczerze powiedziawszy, przestraszyłam się –
Zabini wbiła wzrok w podłogę. – To było irracjonalne. Gadałam z nią
kilka razy i to jest w ogóle... niepodobne do tej dziewczyny... Ona była
zawsze taka... opanowana – Blaise popatrzyła przepraszająco na Rona i
Harry’ego.
- Sorry, może ja nie powinnam się tym interesować.
Nawet nie wiem dlaczego chcę z nią porozmawiać, po prostu chcę - zaczęła się
tłumaczyć. - Wydaje mi się, że wiceminister zrobił jej coś strasznego,
inaczej Draco nie wykłócałby się, żeby została... O, on też się ostatnio
dziwnie zachowuje... Zmienił się na lepsze... nawet bardzo.
- Malfoy
zmienił się na lepsze?! – Ron zrobił okrągłe oczy ze zdziwienia.
- Tak, a co w tym dziwnego? – spytała czarnowłosa Ślizgonka.
– Przecież każdy może się zmienić... Na lepsze lub gorsze, to normalne
– dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Ale Malfoy? –
rudzielec miał minę sceptyka.
- Tak, Malfoy – powiedział
spokojnie Harry. – On chyba dostał niezła lekcję od życia, nie tylko
na tamtym przesłuchaniu. Na dzisiejszym zapewne też. Coś go gryzie. Sprawia
wrażenie zupełnie innej osoby niż był wcześniej, nie zauważyłeś tego Ron?
- Możliwe, ale ja i tak bym mu nie ufał – Ronald Weasley
pokręcił niepewnie głową i wbił wzrok w ścianę.
Harry mu się nie
dziwił. Jego rudowłosy przyjaciel nie miał pojęcia, co Draco przeżył w
Ministerstwie Magii. Potter miał. I wcale nie zazdrościł Ślizgonowi jego
zmian na lepsze.
- Zaraz mamy kolejne zajęcia... Opiekę –
przypomniała Blaise urywając dyskusję na temat przemian osobowościowych
Dracona Malfoya. – Idziecie?
Obydwaj chłopcy skinęli głowami i
potelepali się smętnie, za koleżanką z grupy, na błonia.
/>******
******
Hermiona dotarła w końcu do
portalu prowadzącego do pokoju wspólnego Ślizgonów. Draco na nią czekał.
/>- Nie podałem ci hasła – powiedział i uśmiechnął się do niej
przepraszająco.
- Nie szkodzi... tylko musiałeś tu czekać.
-
Przecież nie siedzę tu godzinami – Malfoy przewrócił oczami i wstał
spod ściany.
- Eliksiry Zaawansowane – mruknął i portal w
ścianie otworzył, przed nimi, wrota do królestwa uczniów Domu Węża.
-
Ale skomplikowane hasło – Hermiona wzruszyła ramionami i weszła jako
pierwsza, bo Malfoy postanowił być dżentelmenem.
- Dobrze, że nie ma
tych kretynów, moich współlokatorów. Poważnie zastanawiam się nad prywatnym
dormitorium. Moich starych na to stać, mnie też, bo mam tyle złota, że
mógłbym wykupić całą tą szkołę... - nagle lekko się zarumienił, bo
uświadomił sobie co mówi. - Sorry, nie chciałem żeby to zabrzmiało jak
chwalenie się, czy coś, ale po co ja się męcze z tymi matołami? –
zadeklarował Draco.
- Może jesteś masochistą? – podsunęła mu
odpowiedź Hermiona.
- Och, masochistą jestem na pewno... Pytanie tylko
do jakiego stopnia? – Draco usiadł na swoim łóżku i rozejrzał się po
umiarkowanym bałaganie, zrobionym przez kumpli.
– Sorry za ten
bajzel, Hermiona i powiedz czego się napijesz. Osobiście polecam piwo
imbirowe.
- Dziękuję, poproszę – Hermiona postanowiła się skusić
i po paru chwilach oboje siedzieli na łóżku z otwartymi butelkami,
schłodzonego piwa, w dłoniach.
- Możesz mi powiedzieć, co tak pilnie
załatwiałaś, zanim tu przyszłaś? – zapytał zaciekawiony Draco.
-
Skoro mam ci opatrzyć rany, to musiałam zdobyć jakąś maść i eliksiry, nie
sądzisz? – Hermiona nie patrzyła mu w oczy, ale wbiła wzrok w swoją
butelkę. - Musiałam zawrócić głowę Snape’owi. Ale nie był zły...
Cieszy się, że już jesteś w Hogwarcie - dziewczyna odważyła się spojrzeć w
szare oczy swojego rozmówcy.
-Zamierzasz opatrzyć mi rany?
Kobieto, ja nie wracam z wojny, tylko z przesłuchania – Draco próbował
bagatelizować całe zajście i nawet nieźle mu to wychodziło.
- Tak, a
Percy Weasley to dobry wujek, który pogłaskał cię po głowie, dał cukierka,
zadał kilka niegroźnych pytań i wypuścił z powrotem do szkoły, prawda? Daruj
sobie ironię, Draco... Ja też potrafię być ironiczna - Hermiona nie dała się
zbyć byle gadką.
- Jesteś cholernie upierdliwą i skrupulatną heterą,
mówił ci to ktoś? – blondyn popatrzył na nią z przekornym uśmiechem.
- Rzadko kiedy słyszę coś innego, ale nikt nie wali tak prosto z mostu
jak ty teraz... Ludzie mi to zazwyczaj sugerują. Myślałam, że to Ślizgoni są
mistrzami aluzji – dziewczyna nie mogła sobie darować drobnej
złośliwości.
- Jestem po prostu szczerym, uczciwym człowiekiem. Co w
sercu to i na języku. – Malfoy chyba przygotowaną odpowiedź na każdą
okazję.
- Zapewne... Łżesz tylko czasami, jak ci to potrzebne –
Hermiona uśmiechnęła się krzywo i dopiła piwo imbirowe. – Ściągaj
szatę i bluzkę, sprawdzę, jakie ciosy, poza przekleństwami, stosował na
tobie pan wiceminister.
- E tam, nie sądzę, żeby stosowanie jakichś
specyfików było potrzebne – Draco nie miał najmniejszej ochoty chwalić
się swoimi obrażeniami.
- Może pozwolisz, że ja to ocenię, co? –
spytała, rzucając mu zirytowane spojrzenie i chłopak, z ociąganiem, ściągnął
z siebie szatę i jasnoszarą koszulę.
Hermiona bez słowa
uprzedzenie rzuciła zaklęcie demaskujące na twarz chłopaka i posłała mu
spojrzenie pełne współczucia, i zawodu.
- Nic ci nie zrobił
– powiedziała z wyrzutem. – Aż boję się sprawdzać stan twoich
żeber i pleców.
Draco wzruszył ramionami i z zakłopotaniem odwrócił
wzrok.
- Ale... to wcale nie jest takie straszne – powiedział
cichym i niepewnym głosem.
Poczuł o wiele silniejszy ból w urażonych
miejscach, kiedy zostały odsłonięte za pomocą magii. Maskujące zaklęcia
miały bowiem właściwości tłumiące odczuwanie dyskomfortu urazów
zewnętrznych.
- Nie, nie jest to nic odbiegającego od normy –
powiedziała Hermiona. - Masz tylko podbite oko, rozwaloną szczękę i
zapuchniętą lewą stronę twarzy. Lepiej nic nie mów, tylko siedź cicho
– stwierdziła Gryfonka z irytacją i chłopak wolał jej posłuchać.
/>- Masz, eliksir przeciwbólowy – powiedziała podając mu fiolkę.
/>- Piłem.
- Nie wykręcaj się, ten na pewno jest silniejszy i dostałam
go od Snape’a. – To najlepsze źródło eliksirów w tej szkole, nie
sądzisz?
Chłopak westchnął i wypił specyfik.
- Obrzydliwe
– powiedział.
- Bo to lekarstwo – rzeczowo stwierdziła
Hermiona. Wzięła do ręki maść i ją otworzyła. Nałożyła niewielką ilość mazi
na dłoń. Pachniała dziwnie, ale przyjemnie.
- Czuję miętę –
stwierdził Draco, rozszerzając zabawnie nozdrza. – Daj powąchać
– dodał i popatrzył na Hermionę niemal z błaganiem.
- Wariat...
To nie jest do wąchania, tylko do opatrywania obrażeń.
- Uwielbiam
miętę – chłopak zrobił maślane oczy i wlepił wzrok w dłoń dziewczyny.
- Jesteś nienormalny, Malfoy.
- Wiem, Granger.
- Masz
– podsunęła mu dłoń pod nos.
- Urocze – powiedział, ale po
chwili, skrzywił się i sykną, bo Hermiona delikatnie zaczęła smarować
okolice podbitego oka.
- Szczypie?
- Troszeczkę... krótko,
intensywnie i zaraz przestaje – Draco uśmiechnął się szeroko. –
Mogę cię zatrudnić jako pielęgniarkę?
- Nie stać cię.
- Owszem,
stać. Tobie zapłaciłbym nawet sto galeonów za godzinę opieki i pewnie
zbankrutowałbym po miesiącu, ale co mi tam.
- Wariat – Hermiona
popatrzyła na chłopaka z politowaniem i uśmiechnęła się do niego ciepło.
/>- Powtarzasz się... Poza tym nie jestem wariatem tylko cudotwórcą... Ty
się uśmiechasz! – Draco wyszczerzył się radośnie i syknął z
bólu, bo rozwalona szczęka dała o sobie znać.
- Nie tylko jesteś
cudotwórcą, ale jesteś nad wyraz skromnym człowiekiem – odpowiedziała
dziewczyna poważnym, mentorskim tonem.
- Oczywiście – uroczyście
oświadczył Malfoy.
Hermiona delikatnie nasmarowała wszystkie
urażone miejsca na twarzy Ślizgona i przyjrzała się swojemu dziełu. Chłopak
wyglądał żałośnie i komicznie zarazem.
Maść, która miała początkowo
zielonkawy kolor, nabrała, po minucie, intensywnie niebieskiej barwy i teraz
Draco był niebiesko – sino – blady.
- Wyglądasz zabawnie
– stwierdziła i wzięła do ręki różdżkę – Dobra teraz sobie
obejrzę twoje żeberka.
- Nie, bo są wrażliwe i mam łaskotki –
zaprotestował Malfoy.
- Nie zamierzam się obmacywać, jak nie masz na
nich żadnych śladów to cię nawet nie tknę... ale podejrzewam, że masz
obrażenia – stwierdziła stanowczo orzechowooka Gryfonka.
-
Niewielkie.
- Pozwól, że to sprawdzę.
Po chwili oczom Hermiony
ukazał się malowniczy siniec po lewej stronie, wrażliwych na łaskotki, żeber
Malfoya.
Dziewczyna przyłożyła jednak dłoń ze strony prawej i chłopak
syknął z bólu.
- No ładnie... masz, wypij jeszcze kilka łyków tego
przeciwbólowego badziewia.
- Niedobre!
- Wiesz co? Ile ty
masz lat, Malfoy? Pij bo wleję ci to na siłę do gardła.
Z tą siłą
trochę przesadziła, ale Draco nie chciał słuchać ani narzekania, ani gróźb,
a poza tym czuł się poturbowany. dlatego grzecznie przełknął dwa łyki
lekarstwa.
- Powinnam ci posmarować ten siniec, chociaż to bardziej
obrażenie wewnętrzne, niż zewnętrzne. Pozwolisz?
- A smaruj –
Draco wzruszył ramionami i położył się na plecach. W duchu przyznał, że,
pomimo delikatności Hermiony, ten zabieg był bolesny.
- Musisz się
odwrócić i pokazać mi plecy – powiedziała cicho, gdy skończyła
smarować siną powierzchnię żeber.
- Nie muszę – zamarudził Draco
jak krnąbrne dziecko. – Ale mogę – uśmiechnął się uprzejmie do
Hermiony i usiadł na łóżku po turecku tyłem do dziewczyny.
- Nie baw
się ze mną w semantykę, tylko bądź grzeczny, tak jak w tej chwili
–zgasiła go gładko panna Granger i rzuciła Revalo na zgrabny
grzbiet Ślizgona.
- Chryste, Draco... – zdołała wydukać. –
Co on na tobie ćwiczył?
- To był zwykły, skórzany pas –
odpowiedział rzeczowo Malfoy.
- Chyba pejcz – dziewczyna miała
na ten temat inne zdanie niż jej pacjent.
- Och, nie! –
pośpieszył z wyjaśnieniami blondyn. – Po prostu chwilami zarabiałem
klamrą... To naprawdę nic w porównaniu z Tormenterem, Hermiono. Poza tym...
bił mnie naprawdę krótko – dodał szybko.
- I to ma mnie wprawić
w dobry nastrój?! Co za świnia!
- Kto, ja? – niewinnie
spytał dziedzic Dragon Tower.
- Doskonale wiesz kto, Malfoy –
powiedziała już spokojniej dziewczyna. – Niech go szlag.
Przez
chwilę nie wiedziała jak ma się zabrać do śladów po uderzeniach skórzanym
pasem. W miejscach uderzeń klamry były brzydkie rozcięcia z zaschniętą krwią
i niemal całe plecy chłopaka były sine.
- Cholera, będzie cię mocno
szczypało. Może i bił cię krótko, ale za to bardzo skutecznie. Powinieneś to
pokazać dyrektorowi.
- Nie zamierzam się skarżyć jak małe dziecko!
I nie ma strachu, wytrzymam.
- O to się nie martwię, tylko głupio mi
się do tego dotykać.
- Aż taki jestem obleśny? – spytał z
rozbawieniem Draco, ale Hermiona nie uznała tego za śmieszne.
-
Doskonale wiesz, że nie o to mi chodziło – odwarknęła dużo bardziej
niemiło, niż zamierzała. – Głupi dowcip!
- Och, sorry,
chciałem być zabawny i trochę mi nie wyszło... Wiem, że jestem sexy i na
mnie lecisz... – zamilkł i omal nie zaczął walić głową o ścianę i
przeklinać własnej głupoty.
- Twoje poczucie humoru mnie dobija
– powiedziała ku jego uldze całkiem spokojnie Hermiona. – Ale
powiedzmy, że bredzisz i jesteś niepoczytalny - dodała zimno i zaczęła
delikatnie nakładać maść na skatowane plecy Dracona.
Czuła się
dziwnie. Normalnie gdy pomyślała o dotykaniu kogoś, zwłaszcza chłopaka,
ogarniało ją obrzydzenie a nawet lęk. Teraz tak nie było. Czuła się
potrzebna i użyteczna. Nawet odczuwała swego rodzaju satysfakcję z tego, że
może pomóc Draconowi.
Po kilku minutach, kiedy opatrzyła mu plecy,
mniej więcej do połowy, chłopak cicho się odezwał.
- Przepraszam, ja
zawsze muszę palnąć coś jak chory w kubeł – w jego głosie brzmiała
autentyczna, wzruszająca skrucha. – Nie bądź na mnie zła za to, że
jestem kretynem, Herm.
- Nie jestem zła... - zawahała się na chwilę -
...i nie jesteś kretynem, w porządku?
- Bardziej niż w porządku,
dziękuję... Wiesz, że będziesz musiała mi teraz powiedzieć, dlaczego
płakałaś w ambulatorium?... Obiecałaś.
Hermiona lekko się wzdrygnęła.
Skupiła się, tak bardzo, na tym żeby nie urazić wrażliwych i obolałych
miejsc na ciele Ślizgona, że zapomniała o tej obietnicy.
- Wiem
– powiedziała cicho.
- Ale nie chcesz, prawda? – zapytał z
żalem Draco. – To... to jak bardzo nie chcesz, to nie mów.
/>Dziewczyna zamarła z maścią na dłoni. Czegoś takiego się nie spodziewała.
- Ależ, oczywiście, że ci powiem – obruszyła się lekko i wróciła
to przerwanego zajęcia. Musiała się mocno skupić, żeby nie urazić
rozerwanego kawałka skóry, tuż przy kręgosłupie nad kością krzyżową.
/>„Ależ musiało boleć” – pomyślała krzywiąc się lekko.
/>- Naprawdę, nie musisz. Nie mogę cię do tego zmuszać. I nie chcę tego
robić.
Głos chłopaka był cichy i kojący.
- Powiem ci, Draco. Z
własnej, nieprzymuszonej woli - Hermiona nagle zapragnęła podzielić się, z
nim, swoimi obawami. Może właśnie dlatego, że nie nalegał i że był taki..
taki kochany. Dziewczynie, w tej chwili, nie przychodził na myśl żaden inny
przymiotnik opisujący Dracona.
On był po prostu taki był.
/>Hermiona posmarowała dokładnie i delikatnie całe plecy chłopaka.
/>Draco znosił wszystko cierpliwie i w ciszy. Syknął tylko dwa razy, w
momencie, kiedy dotykała najbardziej uszkodzonych miejsc.
Dziewczyna
czuła się zawstydzona własnymi odczuciami. Tym, że pomyślała o Draconie
Malfoyu jako o kimś, kto jest kochany. Zupełnie tak, jakby jej myśli były co
najmniej nieprzyzwoite. Poczuła nawet, że się zarumieniła.
„Ja
naprawdę jestem psychicznie chora” – pomyślała z zażenowaniem.
Sama przy tym nie była pewna, czy myśl ta dotyczyła odczuć względem
chłopaka, czy wstydu wywołanego takimi refleksjami.
Czuła też ogromne
współczucie do Dracona i była mu wdzięczna za to, że nie pozwolił jej iść na
przesłuchanie, i przy okazji naraził się na większy gniew wiceministra.
/>- Przepraszam – powiedziała nagle do młodego Malfoya..
- Za
co? – chłopak odwrócił się gwałtownie i spojrzał na nią, rozwartymi ze
zdziwienia, oczyma.
- Za to, że przeze mnie... przez to, że nie
poszłam, bardziej cierpiałeś podczas przesłuchania – Hermiona
zarumieniła się i spuściła skromnie wzrok. Bezmyślnie bawiła się zakręconą
tubką maści.
- Herm, nie wolno ci tak myśleć, słyszysz?
- Ale to
prawda...
- Ach tak, no jasne... To twoja wina, że Weasley jest
ostatnią świnią, zapomniałem – powiedział z jadowitą ironią. –
Nawet nie próbuj myśleć o sobie źle, zabraniam ci tego, rozumiesz? Doskonale
wiesz, że i tak by mnie potraktował podle, może nawet jeszcze gorzej... Nie
wolno ci się obwiniać o to, że ktoś jest sadystą i niewyżytym sukinsynem...
nie wolno.
Po policzku Hermiony popłynęła pojedyncza łza i Draco
bardzo delikatnie otarł ją kciukiem. Dziewczyna wzdrygnęła się lekko, ale
bardziej z ogólnej niechęci do samego dotyku, niż z powodu tego, co poczuła.
Gest chłopaka był subtelny, miły, niemal... przyjemny. To wrażenie
znowu ją zawstydziło.
- Obiecaj mi, że nie będziesz się obwiniać
– usłyszała cichy szept tuż przy swoim uchu.
Odsunęła się od
niego, wstała i usiadła przy stoliku.
- Nie mogę... Ja wiem, że to
dziwne, ale i tak czuję się winna, że tak mocno oberwałeś.
-
Przestań! – Draco się zdenerwował, ale zaraz nakazał sobie spokój.
– Nie mów tak i postaraj się tak nie myśleć, proszę.
Wstał i
usiadł naprzeciwko niej.
- Obiecaj mi, że się postarasz, dobrze?
/>Hermiona niepewnie pokiwała głową i spojrzała mu w oczy.
- Spóźnia
mi się miesiączka, niewiele, ale i tak się boję – powiedziała nagle i
Draco przez chwilę nie miał pojęcia o co jej chodzi i po co mu o tym mówi.
Zmarszczył brwi i wbił w nią zaciekawione, łagodne spojrzenie.
- Boję
się, że mogę być w ciąży.
Dopiero wtedy do niego dotarło o co chodzi.
- Dlatego płakałaś, tak? – spytał z troską, a Hermiona tylko
pokiwała głową.
- I dlatego, że martwiłam się o ciebie. Ale to
niepokoi mnie coraz bardziej.
- Posłuchaj, to że ci się spóźnia
miesiączka nie oznacza, że no wiesz... – Draco nie mógł powiedzieć
tego na głos. – Ostatnio jesteś zestresowana, przygnębiona i to
normalne, że możesz mieć problemy ze zdrowiem.
Dziewczyna pokręciła
smutno głową.
- Mam przeczucie Draco... Bardzo silne przeczucie, że
jestem... w ciąży. Jeżeli to prawda, będę musiała się pozbyć tego dziecka,
pomożesz mi? – Hermiona wlepiła szczery, ufny i pełen nadziei wzrok w
Malfoya.
Chłopak patrzył na nią przez dłuższą chwilę. Trudno było
odgadnąć o czym myśli. W końcu odezwał się, a jego głos, chociaż był cichy,
brzmiał stanowczo.
- Owszem, możesz liczyć na moją pomoc, ale nie na
taką, Hermiono.
Dziewczyna zamrugała ze zdziwienia i spojrzała mu
głęboko w oczy.
- Pomogę ci w każdy możliwy sposób. Zapewnię ci
opiekę, wsparcie finansowe, nawet powiem oficjalnie, że to moje dziecko i
uznam je za własne, ale nie pozwolę ci się go pozbyć.
- Dlaczego?!
– spytała z agresję. – To tak jakbyś mi nie chciał pomóc!
- Uspokój się – powiedział cicho chłopak. – Zrozum, jeżeli
naprawdę jesteś w ciąży to dziecko może być dla ciebie wybawieniem...
/>- Jesteś nienormalny!
- Wysłuchaj mnie do końca, dobrze? –
wbrew sobie Hermiona uspokoiła się i patrzyła uważnie na Dracona, czekając,
aż powie to co ma do powiedzenia.
- Jeżeli pozbędziesz się dziecka
możesz jedynie poczuć się gorzej, a w przyszłości nabawić się poczucia
winy... U ciebie to całkiem możliwe, już czujesz się winna za rzeczy, za
które nie ponosisz najmniejszej odpowiedzialności.
Dziewczyna
prychnęła z pogardą.
- Wiem, że ci się to wydaje niedorzeczne, ale to
dziecko może ci pomóc zacząć żyć na nowo pełnią życia Hermiono. Jeżeli
jesteś w ciąży, zrobię wszystko dla ciebie i dla tego malucha, ale tobie nie
pozwolę zrobić nic, co mogłoby jedynie pogorszyć twoją sytuację. Aborcja ci
nie pomoże.
Hermiona patrzyła na niego z niemym wyrzutem.
-
Herm, nie pozwolę, żeby ktokolwiek powiedział na ciebie choćby jedno złe
słowo, ale nie rób nic, co może pogorszyć twoje samopoczucie i twoją
sytuację, proszę... Wiesz... moja mama nie mogła mieć więcej dzieci,
wszystkie wcześniejsze ciąże zanim urodziła mnie i te późniejsze kończyły
się poronieniem, a moi rodzice chyba chcieliby mieć więcej dzieci... Ja też
chciałbym mieć rodzeństwo, to chyba normalne... – chłopak wbił smutny
wzrok w podłogę i nerwowo splótł palce obu dłoni. - Może stąd mam takie, a
nie inne zdanie, ale naprawdę nie sądzę aby pozbycie się ciąży było dla
ciebie czymś dobrym.
- No i co? Będę samotną matką, tak? Wspaniała
perspektywa – jej mina wyrażała załamanie i smutek.
- W ogóle
mnie nie słuchasz. Ja bardzo chętnie zostanę ojcem tego dziecka i nikt
niepowołany nie musi wiedzieć, że jest inaczej.
- Zwłaszcza jeśli
będzie rude! – Hermiona była zrozpaczona.
- Ty masz lekko
rudawe włosy – powiedział roztropnie Draco.
- Ale z ciebie się
optymista zrobił. Tylko to nie ty jesteś w ciąży... – powiedziała ze
smutkiem.
- Wiem, że nie ja, ale ty przecież też nie masz pewności, że
jesteś, a poza tym... pomogę ci jak tylko będę mógł... Nie rób głupstw,
Hermiono, proszę. To tylko może pogorszyć sprawę. Po co masz wpędzać się w
nowe poczucie winy. Pomyśl nad tym. Dam tobie i twojemu dziecku wszystko co
niezbędne. Przysięgam na grób dziadków.
Hermiona popatrzyła na niego
zdziwiona, a w jej oczach czaiła się nieufność.
- Czemu to mówisz? Nie
rozumiem, cię.
- Bo chcę ci pomóc... Nie ufasz mi?
- A dlaczego
miałabym ci ufać, dlaczego miałabym ufać komukolwiek? – zapytała i
zmarszczyła czoło. – Niby z jakiej racji, miałbyś mi bezinteresownie
pomagać?
- Chociażby z takiej, że wtedy, w ministerstwie, nie mogłem
ci w żaden sposób pomóc i do tej pory czuję się winny. Nienawidzę
bezsilności. A poza tym... ja po prostu chcę się na coś w końcu przydać.
– Hermiona dojrzała w oczach Malfoya szczerość i determinację.
Wiedziała, że mówi prawdę, ale bała się dać wiarę jego słowom.
- Czy
jesteś w ciąży, czy nie jesteś, pomogę ci Hermiono, nawet wbrew tobie... bo
zależy mi na tym, żebyś była szczęśliwa. Nie zasługujesz na cierpienie,
które cię dotknęło... Nikt nie zasługuje, a zwłaszcza nie ktoś taki jak
ty... – Draco patrzył na Hermionę ze smutkiem, współczuciem, ale też z
nadzieją.
Dziewczyna wstała i podeszła do drzwi. Czuła się źle. Wbrew
zdrowemu rozsądkowi, czuła że nie ma prawa przyjąć jego pomocy, nie w taki
sposób. Czuła się chora, zbrukana i niegodna, aby przeżyć chociaż jedną
szczęśliwą chwilę. Nie widziała dla siebie żadnego ratunku i nie chciała go
widzieć.
- Ja naprawdę nie wiem, co mam myśleć... – powiedziała
zanim opuściła dormitorium Ślizgona. - Powiem ci szczerze, że boją się
zaufać komukolwiek, nie czuj się urażony... Może i masz dobre intencję.. na
pewno masz. Ale ja jestem... nienormalna i nie potrafię ci uwierzyć. I już
nigdy nie będę normalna, więc daj sobie spokój i mi nie pomagaj. MI NIE
MOŻNA POMÓC. – Jej głos drżał, a Draco mógł dostrzec, w orzechowych
oczach, lśniące łzy.
Zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, zaprzeczyć,
lub ją zatrzymać, drzwi zamknęły się z cichym trzaskiem za Hermioną
Granger.
***
******
uh... koniec ostatniego parta dość
pesymistyczny. niemniej jednak piszesz jak zwykle - znaczy świetnie. tak
trzymać
border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'
/> . dawaj szybciutko następne party (wiem, takie popędzanie
jest wkurzające. przyzwyczajaj się do ciężaru sławy
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/tongue.gif' border='0'
style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif' /> ).
pozdrowienia, AtA
Środa,
14.11.1996
Śniadanie środowe stanowiło dla
Harry'ego mały koszmar. Nie dosyć, że znowu śniły mu się
„szczęśliwe chwile” spędzone z Nottem to na dodatek porządnie
martwił się o Hermionę.
Cały wtorek nie odezwała się niemal słowem, a
na pytania i zagadywania ze strony jego lub Rona odpowiadała zdawkow, i ze
zniecierpliwieniem. Teraz siedziała i wpatrywała się w owsiankę jakby ta
była, co najmniej, rojem obleśnych robali spacerujących po jej talerzu.
/>- Herm, co z tobą?– zapytał z troską.
- Właśnie, co się dzieje?
– łagodnie dopytał się Ron.
- Niedobrze mi. Zaraz zwymiotuję
– odpowiedziała rzeczowo orzechowooka i zamknęła oczy, biorąc duży
wdech przez usta. Była blada i wyglądała na chorą.
- Czym ty masz
wymiotować, przecież nie zjadłaś ani kęsa... – zdziwił się brunet.
– Jesteś blada. Zaprowadzić cię do łazienki?
- Nie, już mi
przechodzi, zjem tylko kromkę suchego chleba i popije gorzką herbatą –
powiedziała Hermiona, której nieco pomogło kilka głębokich wdechów.
/>Dziewczyna wzięła chleb i bardzo powoli zjadła go, każdy kęs popijając
herbatą i krzywiąc się lekko.
„Teraz to już jestem pewna, że
noszę w sobie cholernego pasożyta” – pomyślała z żalem i
nienawiścią. - To już nie jest zbieg okoliczności, cholera
jasna...”
*
- Dracuś – zaświergotała Pansy
– podaj mi paróweczkę.
- Kobieto, czy ty mogłabyś mówić jak
normalny cywilizowany człowiek, a nie posługiwać się takimi durnymi
zdrobnieniami? – Blaise spojrzała ponad ramieniem Dracona na
Parkinson, która z powrotem zaczęła się przystawiać do przystojnego
blondyna.
- Proszę – powiedział zimno chłopak, nakładając parówkę
na talerz swojej byłej dziewczyny. – I mogłabyś się o mnie nie
ocierać, Pansy, bardzo cię o to proszę... W końcu potrzebujesz prawdziwego
mężczyzny, więc z łaski swojej w końcu go sobie znajdź.
- Ależ mój
drogi – zaszczebiotała Parkinson i poprawiła misternie ułożoną
fryzurę. Blaise zastanawiała się, jak kobieta może mieć tak mało godności i
nie pojmować szytej grubymi nićmi aluzji. – Przestań robić z igły
widły... Wiesz, nawet najlepszym zdarza się chwila słabości, nie musimy się
rozstawać.
Draco pomyślał, że krew go zaleje.
- Pansy, –
wysyczał zimnym jak arktyczne powietrze głosem – nie ma mowy o tym,
żebyśmy byli ze sobą na nowo. Ja za bardzo się zmieniłem, a ty tego nie
potrafisz zrozumieć. Wybacz, ale jesteś zbyt płytką dziewczyną, żebym chciał
mieć z tobą coś wspólnego.
- Tak? – spytała czerwona ze złości i
upokorzenia Parkinson, a Blaise w duchu modliła się żeby chłopak nie
wybuchł. Widziała, że Malfoy ostatnim wysiłkiem woli wstrzymuje się od
jakiegoś agresywnego słowa, czy gestu i posłała mu kojące spojrzenie. Draco
je pochwycił i skinął jedynie głową. Zabini już spokojnie zwróciła wzrok na
stół Gryffindoru i zapatrzyła się na Hermionę.
„Z nią jest coraz
gorzej. Co z nią się dzieje?” – pomyślała. Jeszcze nie
rozmawiała z Gryfonką i postanowiła zrobić to dzisiaj.
- Uważasz, że
jesteś dla mnie za dobry, co? – Pansy kontynuowała swój wywód, który
dochodził do uszu zamyślonej Balise. – Pamiętaj, że jeżeli teraz się
nie zdecydujesz, to nie będziesz miał już do mnie żadnego powrotu.... Wiem,
że wolisz tą szlamowatą dziwkę, Granger, bo ja ci się już znudziłam...
Dobrze, ale szczerze tego pożałujesz.
- Jak ty ją nazwałaś? –
Draco z brzękiem opuścił widelec i spojrzał na dziewczynę z odrazą. Nagle
odechciało mu się jeść.
- Szlamowatą dziwką – spokojnie i nie bez
satysfakcji odpowiedziała Pansy.
Blaise powoli odwróciła wzrok w
kierunku koleżanki ze Slytherinu i patrzyła na nią z niedowierzaniem i ze
zgrozą. Teraz modliła się w duchu nie tylko o opanowanie się Dracona, ale
także o cierpliwość dla siebie samej.
- Jeszcze raz wyrazisz się w ten
sposób o Hermionie, a dam ci po gębie tak mocno, że rodzona matka cię nie
pozna, Pansy. Zapamiętaj – w szepcie Dracona pobrzękiwały kostki lodu
i fragmenty tłuczonego szkła. – Nie jesteś warta nawet tego, żeby obok
niej usiąść
Pansy zaśmiała się chłodno.
- Do tego doszło? Że
uważasz tą szlamę za lepszą ode mnie, tak?.
- Jeszcze jedno słowo,
Pansy – spojrzenie Dracona mówiło samo za siebie i dziewczyna
postanowiła zwracać uwagę na to, co mówi. - Zamilcz, bo mnie krew zalewa jak
słyszę twój głos.
- Jesteś świnią, Draco....
- Zamknij się,
Pansy! – Blaise nie mogła tego dłużej słuchać. – Zamknij
się. Jesteś ślepa, głucha i głupia jak but. Odznaczasz się głębią
emocjonalną kałuży, o ile jakąkolwiek emocjonalność posiadasz... Jesteś tak
płytka, że nie sposób tego zmierzyć, a poziom twojej inteligencji już dawno
osiągnął depresję i jak widzę, i słyszę, nie ma szans aby wzrósł, bo ty sama
tego nie chcesz. Jeszcze jeden niewybredny epitet pod adresem Granger i
walnę w ciebie jedną z najgorszych klątw jakie znam, a wierz mi, trochę tego
jest!
- Wam obojgu po prostu odbiło... Ty Blaise zawsze byłaś
dziwaczna, ale Draco... – Pansy popatrzyła na chłopaka z pogardą.
/>- Powiedziałam ci, żebyś się zamknęła, Parkinson – zimno powtórzyła
Zabini. – Draco nie przejmuj się nią – zwróciła się do chłopaka
i nie zwracała uwagi na to, że Pansy patrzy na nią z jawną odrazą. –
Nie słuchaj w ogóle, co do ciebie mówi i się nie denerwuj, nie warto. Zjedz
coś jeszcze.
- Jakoś nie mam ochoty – Draco popatrzył na Blaise
przepraszająco, ale zabrał się za parówkę i jakoś ją skonsumował.
-
Dobry chłopiec – skomentowała niebieskooka brunetka i Draco uśmiechnął
się do niej przyjaźnie.
Pansy ostentacyjnie walnęła widelcem w
talerz, dopiła sok z dyni i z hukiem wstała od stołu.
- Smacznego -
stwierdziła zimno i odeszła powolnym, kołyszącym krokiem w stronę drzwi.
/>- Kiedyś ją uszkodzę – powiedział Draco.
- Po co? Chcesz
siedzieć za tą wywłokę? – Zabini nie ukrywała swojego zdegustowania.
– Sorry. Ja tak o niej mówię, a w końcu z nią chodziłeś.
- Nie
szkodzi. Sam się sobie dziwię.
- Bardzo się zmieniłeś. Do tego stopnia,
że zaczynam cię podziwiać – powiedział szczerze Blaise.
- Tylko
się we mnie nie zakochaj, bo taki zimny drań jak ja na pewno to wykorzysta
– zażartował chłopak.
- Nie ma szans, Draco – spokojnie
odparła Blaise.
- Nie?
- NIE – odrzekła stanowczo i pewnie
Zabini.
- O! Kogoś mamy na oku?
- Nie o to chodzi –
Blaise lekko się zarumieniła. – Po prostu traktuję cię jak kumpla.
/>- To dobrze – chłopak uśmiechnął się do niej.
- Martwię się o
nią – Blaise skinęła głową w kierunku stołu Gryfonów.- Sama nie wiem
czemu. Przecież ta cała Granger nigdy mnie nie obchodziła, nawet tak
naprawdę jej nie znam. Tylko ona... ona zachowuje się jakoś dziwnie.
/>Draco popatrzył na Hermionę.
Od poniedziałkowej rozmowy nie zamienił
z nią ani słowa. Była taka smutna, przygaszona i nieobecna, że wydawało się
chwilami, iż traci kontakt z rzeczywistością.
Dziewczyna
skończyła męczyć kromkę chleba i dopijała gorzką herbatę.
- Lepiej?
– spytał z troską Ron?
Pokiwała niepewnie głową i znowu się
skrzywiła. Jej żołądek stawał się powoli nieprzewidywalny. Przez moment
wszystko było dobrze i nagle poczuła jak się przekręca na drugą stronę, by
po chwili znowu nie czuć żadnych mdłości.
Harry dolał jej jeszcze
herbaty i zapytał, czy nie chce mięty. Hermiona pokręciła przecząco
głową.
„Boże, przeszły mi chyba na dobre. Może nie zwrócę tego,
co zjadłam” – ledwie zdążyła tak pomyśleć, jej żołądek znowu
zaczął wyczyniać dziwne harce i dziewczyna bardzo szybko musiała wstać.
Wybiegła z Wielkiej Sali mając nadzieję, że zdąży dotrzeć do najbliższej
łazienki.
Harry zerwał się i pobiegł za Hermioną, a Draco i Blaise
popatrzyli na siebie niepewnie.
- Jej coś jest – spokojnie
stwierdziła Zabini. - Ona chyba jest chora. Widziałeś jej twarz?
-
Możliwe – powiedział spokojnie chłopak w duchu klnąc na czym świat
stoi.
„Kurwa – pomyślał – czy zawsze jak coś się wali
to już do samego końca?”
Wyglądało na to, że tak.
Od stołu
Gryfonów wstał także Ron i poszedł szybko za swoimi przyjaciółmi.
-
Wiesz, co, Draco? – zaczęła Blaise. – Może też chodźmy zobaczyć
co się stało, co?
Malfoy junior wstał niepewnie i wyszedł razem z
koleżanką.
„Aż za dobrze wiem, co się prawdopodobnie
dzieje” – pomyślał z przekąsem, ale wolał ten fakt zachować
wyłącznie dla siebie.
Zebrani na sali uczniowie patrzyli na wszystko z
zaciekawieniem. Luna i Ginny wstały niemal jednocześnie, tuż po wyjściu
Malfoya i Zabini.
Nauczyciele patrzyli z troska na wybiegającą z
Wielkiej Sali i lekko poszarzałą na twarzy uczennicę. Tonks nawet wstała z
zamiarem ruszenia na pomoc dziewczynie, ale Severus ją zatrzymał.
-
Wystarczy, że poszli Weasley i Potter... i cała reszta, która ruszyła za
nimi – powiedział cicho. Nic się jej złego nie stanie.
Sam jednak
czuł wewnętrzny niepokój. Posłał znaczące spojrzenie w kierunku dyrektora,
który wyglądał na ogromnie zatroskanego.
*
Ron, Ginny, Luna,
Blaise i Draco stali dosłownie dwa metry za wejściem do Wielkiej Sali i
obserwowali z konsternacją jak Harry pochyla się nad wymiotującą bezsilnie
na klęczkach Hermioną.
- Kurwa mać! – powiedział Draco na
głos, chociaż pomyślał o wiele gorzej.
Blaise popatrzyła na niego
bykiem, a Ron oznajmił.
- Zamknij się, Malfoy, okey? - ku jego
zdziwieniu blondyn nie skomentował tych słów. Wyglądał tak jakby w ogóle nie
słyszał, co do niego mówi rudzielec.
Piątka uczniów Hogwartu
obserwowała bez słowa, jak Potter czyści różdżką podłogę holu i mówi coś
cicho do płaczącej histerycznie dziewczyny.
- Hermiona, spokojnie
– szepnął cicho Harry – nie płacz już, nie płacz. Co się
stało?
- Przecież sam widzisz, co się dzieje – Hermiona mówiła
łamiącym się głosem. – Jestem do cholery w ciąży. Na sto procent.
Powiedz mi, co ja mam robić? – chlipała i przełykała łzy.
- O,
Boże – Harry zbladł. – Hermiona, ja pomogę ci jak tylko będę
mógł. Przecież wiesz.
- Wiem, wiem - ironizowała. – I nie
tylko ty mi pomożesz... Jakiś ty, cholera, szlachetny.
- Hermiona,
przestań.
- Już Malfoy mówił mi to samo. Powiedział, że może nawet
wziąć na siebie odpowiedzialność za to dziecko, podać się za ojca...
Następny kretyn.
- Hermiono – w głosie Harry’ego była
ukryta gorycz i żal. – Dlaczego tak mówisz? Dlaczego myślisz tak o
ludziach, którzy chcą ci pomóc?
- Bo ja nie chcę pomocy. Nie chcę tego
dziecka i nie chcę niczyjej pomocy, Harry, rozumiesz? Mi nikt nie może
pomóc. – rozpłakała się jeszcze głośniej i ukryła twarz w dłoniach.
– Idź sobie, zostaw mnie samą.
- Nie mogę cię tak zostawić, nie w
takim stanie – Harry usiadł przy dziewczynie i delikatnie pogładził ją
po plecach. To było dziwne, ale nie poczuł znajomego skurczu żołądka, który
odzywał się ostatnio zawsze w zbyt dużej bliskości drugiego człowieka.
/>- Wszystko mi jedno – Hermiona spróbowała wytrzeć łzy i wstać, ale
była zbyt słaba i roztrzęsiona. Łzy popłynęły ponownie, a ona z powrotem
osunęła się pod ścianę.
- Czy to przedstawienie? – Harry
popatrzył z konsternacją na obserwujący ich, z odległości kilku metrów,
tłumik uczniów. – Wynoście się albo do siebie, albo z powrotem na
Salę.
- Chcieliśmy tylko pomóc – z wahaniem powiedziała Zabini, a
Luna bezceremonialnie podeszła do Pottera i Granger.
- Hermiona, dasz
rade iść do skrzydła szpitalnego? – spytała z troską.
- Nie
potrzebuje tam iść! – odwarknęła jej Gryfonka.
- Nie możesz
tu zostać – powiedziała niezrażona Luna. – Za chwilę skończy się
śniadanie i wszyscy będą wychodzić. Chodź. Pomogę ci dojść. Jesteś strasznie
blada. No chodź.
Luna mówiła tak cicho i spokojnie, że Hermiona w końcu
dała się przekonać.
Jeszcze raz spróbowała wstać i tym razem udało jej
się utrzymać równowagę mimo chwiejnych nóg.
Ginny i Blaise także
podeszły do Luny i Hermiony, a Harry wstał.
Spojrzał na Rona i Draco,
którzy stali cały czas w tym samym miejscu. Rudzielec wyglądał na
zaszokowanego, a blondyn na zrezygnowanego i zmartwionego. Obydwu łączył
widoczny w ciemnobrązowych i szarych oczach cień smutku i niepokoju
-
Nie chcę iść do ambulatorium – powiedziała stanowczo Hermiona. –
Nic mi nie jest, chcę do siebie.
- Tak, a ja jestem święty turecki
– powiedział Harry. – Dziewczyny, zaprowadźcie ją, dobrze?
– Jasne, Harry – Ginny uśmiechnęła się blado. – Chodź,
Herm – zwróciła się łagodnie do koleżanki
- Proszę – Blaise
podała orzechowookiej, zapłakanej Gryfonce chusteczkę i Hermiona przyjęła ją
z wdzięcznością.
Kiedy wszystkie dziewczyny odeszły, a z wrót Wielkiej
Sali zaczęli wysypywać się uczniowie, Harry podszedł do Dracona i
Ronalda.
- Malfoy, muszę z tobą porozmawiać... na osobności –
powiedział cicho. – Wybaczysz nam Ron, prawda? – zwrócił się
przepraszającym tonem do przyjaciela.
- Eee..., jasne –
odpowiedział zupełnie zaskoczony rudzielec. – Tylko, że zaraz mamy
Transmutacje.
- Akurat to może poczekać – Harry wzruszył
ramionami. – Poświęcisz mi chwilę swojego cennego, arystokratycznego
czasu, Malfoy?
- Słuchaj, Potter. Możesz sobie ten sarkazm włożyć do
kieszeni, dobra? Jakbyś nie zauważył to ta sytuacja, ani trochę mnie nie
bawi. Więc zachowuj się jak dorosły człowiek i nie wyjeżdżaj mi z aluzjami,
które są absolutnie nie na miejscu.
- Dobra, dobra – Harry uniósł
dłonie w pokojowym geście. – Jestem roztrzęsiony i muszę na kimś
odreagować. Pech chciał, że trafiło na ciebie.
- Spoko – Draco
postanowił nie zwracać uwagi na ironię Pottera. - Powiedz mi tylko, gdzie ty
chcesz pogadać w spokoju i gadaj szybko, bo jak raczył zauważyć szanowny pan
Ronald Weasley – tu Ron posłał blondynowi kose spojrzenie – mamy
za pięć minut Transmutację i nie chciałbym się zbyt mocno spóźniać.
McGonagall byłaby wniebowzięta odejmując mi 15 punktów za kwadrans
spóźnienia.
- Znam takie jedno miejsce – powiedział Harry.
– Jeżeli się zgodzisz ze mną pogadać możemy to zrobić tam.
-
Okey, w końcu, co mi szkodzi...
- Ron, zobaczymy się na Transmutacji,
dobrze?
- Dobra – odrzekł rudzielec.
Ostatnio działo się
mnóstwo dziwnych rzeczy, za którymi Ron nie nadążał. Był ciekaw o co chodzi
i postanowił pociągnąć przyjaciela za język, ale dopiero wieczorem, przed
snem, w zaciszu dormitorium.
*
Harry zaprowadził zdziwionego
Ślizgona do łazienki Jęczącej Marty .
- No, ładnie... –
powiedział blondyn. – Co tu robią Gryfoni? Palicie mocniejsze ziółka?
– Draco uśmiechnął się złośliwie i wyciągnął papierosy z kieszeni
szaty.
- Jasne – zadrwił Harry. – Bardzo mało osób wie o
tym wspaniałym i zacisznym miejscu, więc lepiej nikomu nie rozgadaj. Brunet
uśmiechnął się do siebie na wspomnienie wydarzeń sprzed czterech lat gdy
ważył z Hermioną i Ronem Eliksir Wielosokowy.
- Nie ma strachu... Więc
o co chodzi? – Draco poczęstował Pottera papierosem i zapalił sam.
/>- Powiem wprost. Nie wiem, co robić. Moja najlepsza przyjaciółka została
brutalnie zgwałcona i teraz jest w ciąży. Możesz mi powiedzieć, czy nie
mogłoby być do janej cholery, jeszcze gorzej? Ona nie chce żadnej pomocy.
Ani mojej, ani twojej. Tak mi powiedziała. No i co teraz?
- A ty skąd o
tym wiesz? O tym, co się stało w Ministerstwie, co? – zapytał
zaszokowany Draco po chwili głuchego milczenia.
- Od Hermiony –
spokojnie odpowiedział Harry. – Opowiedziała mi o tym wieczorem po
przesłuchaniu.
- Powiedziała ci?
- Tak. Wiesz... w pewnym sensie
to nie dałem jej zbyt dużego wyboru... – Harry poczuł, że się rumieni
na wspomnienie tamtej rozmowy - ...ale to dłuższa historia. Istotne jest to
jak pomóc komuś, kto tej pomocy nie chce przyjąć.
- Pomóc na siłę
– spokojnie odpowiedział blondyn. – Ja nie zamierzam zrezygnować
z pomagania Granger, tylko dlatego, że ona stwierdziła, że tego nie
potrzebuje, nie chce, i że nic ani nikt nie może jej pomóc. Gówno prawda,
Potter. Trzeba tylko mieć dobre chęci.
- Trochę trudno jest pomagać
osobie, która tego nie chce – brunet zaciągnął się papierosem i ciężko
westchnął.
- Ale nie jest to niemożliwe. Niezależnie od tego, co zrobi
lub powie ta uparta dziewucha, nie zamierzam jej zostawić w potrzebie,
zwłaszcza, że to co się stało, stało się po części z mojej winy – tym
razem to blondyn zarumienił się lekko.
- No, Malfoy. Teraz to bredzisz.
W takim razie, czuj się winny temu, że ja byłe przesłuchiwany w
cywilizowany sposób i temu, że torturował mnie Nott. Na jedno
wyjdzie. Większej bzdury w życiu nie słyszałem. – Harry popatrzył na
Dracona z niedowierzaniem i pokręcił głową.
- Może i jestem powalony,
ale czuję się winny i zamierzam jej pomóc – Draco wszedł do pierwszej
lepszej kabiny i posłał z biegiem nurtu klozetowego niedopałek swojego
papierosa.
- Myślisz, że ja nie zamierzam?! – wściekł się
Gryfon.
- Tego nie powiedziałem. Wiem, że chcesz jej pomóc, tylko ta
dyskusja jest całkowicie bezsensowna... Chyba, że chcesz ustalić kto poda
się za ojca dziecka, żeby Hermiona nie wyszła na puszczalską, jak zaczniemy
jej pomagać za bardzo i w sposób nie zorganizowany.
- Eee... –
Harry popatrzył na Dracona z zażenowaniem. – No, chyba w obecnej
sytuacji w moje ojcostwo mało kto by uwierzył, zwłaszcza wśród
nauczycieli.
- Też tak sądzę... Poza tym, ja mam bardziej znaczące
nazwisko... – zażartował Draco.
- A ja za to bardziej sławne,
Malfoy – odciął się Harry z uśmiechem.
- Nie wiem, czy w ogóle
którykolwiek z nas będzie miał szansę podać się za ojca, bo z tego, co wiem,
ona szybciej usunie tą ciąże, niż ją donosi – spoważniał nagle
blondyn.
- Może tak by było lepiej.
- Może... – Draco
popatrzył bezmyślnie w przestrzeń. – Może... Wiesz co? Moja mama
poroniła trzy razy. Raz zanim się urodziłem, i dwa razy kiedy już byłem na
tym nieszczęsnym padole łez...
Harry słuchał z otwartymi ustami. Omal
nie upadł z wrażenia. Malfoy mu się zwierzał.
- Ja nie wiem, czy to
dobry pomysł, pozwolić jej przerwać ciąże, ale to że zawsze chciałem mieć
rodzeństwo i nie dane mi było je mieć, że to trochę zakłóca obiektywność
mojego myślenia. Nie wiem.... Może gdyby urodziła to dziecko, ono by jej
pomogło stanąć na nogi, a jak pozbędzie się go to, no nie wiem... Czy to
jest czymś dobrym? Przecież to nie jest wina tego dziecka.
„A
może ona wcale nie jest w ciąży” – pomyślał z nadzieją.
/>- Wiesz, co, Malfoy – powiedział Harry po chwili milczenia. –
Gadasz jak filozof i żądasz ode mnie odpowiedzi na pytania, na które
odpowiedzi nie znam ani ja, ani nawet profesor Dumbledore. Zwróć się do
wyższej instancji.
- Potter, ja tylko rozważam na głos możliwe
warianty.
- Wiem. Nieciekawe są te warianty. I tak jej nie można zmusić
do podjęcia słusznej decyzji. Sama musi wybrać.
- To jest oczywiste.
Jak jej powiedziałem, że nie pomogę jej usunąć ciąży to stwierdziła, że w
takim razie nie chcę jej pomóc w ogóle. Może za bardzo naciskałem? Bywam
kretynem, Potter.
- Nie tylko ty.
- Musimy iść na Transmutacje.
/>- Trwa już od kilku minut – Harry spojrzał na zegarek.
- To
idziemy, najwyżej stracę dwadzieścia punktów. Luz - blondyn uśmiechnął się
gorzko.
- Nie tylko ty.
Spóźnili się prawie dwadzieścia pięć
minut i McGonagall odjęła im po dziesięć punktów i przysoliła wspólny
szlaban na ósmej wieczorem u Snape'a .
Hermiona nie pojawiła się na
tych zajęciach. Leżała w skrzydle szpitalnym gdzie dostała Eliksir
Wzmacniający oraz krople miętowe na żołądek. Następnego dnia po obiedzie i
tak wymiotowała jak kot.
***
- Myślisz, że Hermiona naprawdę
jest w ciąży? – spytał w pewnym momencie Draco znad swojego wiadra
rogatych żab.
- No, wiesz... Wymiotowała, nie może jeść, mówi, że
jej się o kilka dni opóźnia miesiączka. Ona jest święcie przekonana, że jest
w ciąży – dodał jeszcze na zakończenie swojego wywodu Harry.
- No
właśnie, ONA jest o tym święcie przekonana, ale wcale nie musi tak być
– Ślizgon zamyślił się na chwilę i bardzo pieczołowicie zabrał się za
swoje żaby. Harry zamarł i wpatrywał się w swojego rywala ze Slytherinu
przez dobrych kilka chwil.
- Co masz na myśli? – spytał w końcu
przeciągając sylaby i mrużąc podejrzliwie oczy.
- Chodzi o to, że...
No, Hermiona ostatnio je bardzo nieregularnie, mogła się też czymś zatruć,
jest zestresowana i to wszystko może mieć wpływ na to, że opóźnia się jej
miesiączka, i że ma mdłości, a jak jeszcze wmówiła sobie, że na pewno jest w
ciąży, to... może być tylko jeszcze gorzej.
- Myślisz, że nie jest?
– Gryfon wyglądał na bardzo zdezorientowanego
- Boże, Potter, ja
nic nie myślę, po prostu przypuszczam... Nie mam pojęcia, czy jest w ciąży,
czy nie. Musiałaby się przebadać. Ale przecież nie pójdzie z tym do Pomfrey
– Draco sprawiał wrażenie poirytowanego i zmartwionego.
- Nie
pójdzie – powtórzył jak echo Harry i zabrał się za oprawianie
wyjątkowo wielkiej, oślizgłej ropuchy, ale był tak bardzo zaintrygowany
słowami Dracona, że zwierz z głośnym plaśnięciem upadł na kamienną posadzkę
lochu.
- Rany, Potter... Co ty, nawet żab nie potrafisz porządnie
oporządzić? – spytał Draco doskonale naśladując zimny i wyprany z
emocji głos Mistrza Eliksirów. – Masz szczęście, że Snape tego nie
widział.
- No, mam. Słuchaj, Malfoy... Może jej pomógłby Snape. Wiesz,
może istnieje jakiś eliksir, za pomocą którego można sprawdzić, czy
dziewczyna spodziewa się dziecka, co? Mógłbyś go podpytać, on chyba wie o
całej sprawie.
Draco kiwnął lekko głową.
- Czasami masz łeb na
karku, Potter – powiedział i szczerze się uśmiechnął. –
Porozmawiam z mistrzuniem. Ale teraz bądź łaskaw skupić się na tych rogatych
paskudztwach, bo znowu zaczniesz je rozrzucać po podłodze.
Harry rzucił
mu kose spojrzenie, ale nic nie odpowiedział. Tym razem Draco Malfoy miał
rację.
***
******
przyznam się bez bicia - przeczytałam
więcej na mirriel.glt.pl, bo nie wytrzymuje nerwowo (to forum wiecznie mi
się zacina)
border='0' style='vertical-align:middle' alt='wink.gif'
/> . Kit, jesteś śwetna. świetnie piszesz. nie mogę sie
doczekać, kiedy będziesz wrzucać jakieś inne opowiadanka. i proszę mi tu nie
pisać o włażeniu w dupę z wazeliną
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/dry.gif' border='0'
style='vertical-align:middle' alt='dry.gif' /> . po
prostu.... jesteś the best.
trochę tylko męczą literówki.
style='vertical-align:middle' alt='sad.gif' /> nie
mogłabyś tego wrzucać do worda, zeby posprawdzać? to jest naprawdę
wnerwiające.
cóż, tak czy siak - masz talent. pozdrowionka,
AtA
Raistlin
03.01.2005 18:59
Mnie tu pare dni nie było a już Kitiara
dodała pare następnych części opowiadania(to sie chwali).
I jak zawsze
dialogi Malfoy vs Potter , które mi przynajmniej się cholernie podobają.
/>No i troche w opowiadanku jest tych literówek, więc na następny raz
postaraj się żeby było ich mniej (bo inaczej...).
Ps: może wyjde
na debila ale co znaczy "kose spojrzenie"?
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/blush.gif' border='0'
style='vertical-align:middle' alt='blush.gif' />
class='quotemain'>przyznam się bez bicia - przeczytałam
więcej na mirriel.glt.pl, bo nie wytrzymuje nerwowo (to forum wiecznie mi
się zacina)
Ja też już tam
przeczytałam... bo sie nie da wytyrzymać, a forum mi też baaaardzo często
nie działa
border='0' style='vertical-align:middle' alt='sad.gif'
/>
Opowiadanie bardzo mi się podoba. Cieszę
się, że wkleiłaś je tu Kitaro. Czytałam już trochę więcej odcinków niż tu
jest i mogę przyznać, jestem pod wielkim wrażeniem zarówno Twoich pomysłów
jak i wyobraźni. Jedyne czego mogę Ci teraz życzyć to duużo wolnego czasu i
weny.
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/czekolada.gif' border='0'
style='vertical-align:middle' alt='czekolada.gif' />
<------ I oby następne części pojawiły się jak najszybciej.
/>Podrawiam,
AnDzIkA
PS. Literówki rzeczywiście są, ale nie
przeszkadzają mi tak bardzo.
To jest "lekka wersja" zawartosci forum. By zobaczyc pelna wersje, z dodatkowymi informacjami i obrazami
kliknij tutaj.
kulturystyka trening na masę