Help - Search - Member List - Calendar
Pelna wersja: Być Szlachetnym [cdn?]
Magiczne Forum > Harry Potter > Fan Fiction i Kwiat Lotosu > W Labiryncie Wyobraźni
Pages: 1, 2, 3, 4, 5, 6
Kitiara
Opowiadanie "Być szlachetnym" jest siquelam do "Ręki Boga". Dlatego radziłabym najpierw przeczytać tamten FF.

Czwartek, 01.11.1996

Do skrzydła szpitalnego wpadły nareszcie promienie słońca. Pierwszy listopada zapowiadał się na pogodny dzień.
Jeden niesforny promyk zaigrał na bladej twarzy chłopca leżącego na łóżku pod ścianą, rozświetlając ją i ogrzewając swoim ciepłem.
Pacjent otworzył oczy. Był wyspany i cholernie świadomy wszystkiego, co się stało.

Przez ostatnich kilka dni trzymali go na jakichś odurzających paskudztwach, uśmierzających fizyczne i psychiczne cierpienie.
Teraz, gdy zewnętrzne rany już się prawie całkiem zabliźniły, a umysł odetchnął świeżością, ogarnął go falą płynącą od strony serca tępy ból i chociaż ciało już go nie bolało, czuł się podle.
Chłopiec zagapił się bezmyślnie na biały sufit.
Postanowił wstać i poszukać jakiegoś lustra.
Przez tych kilka dni majaczył, miał nawroty gorączki, albo spał otępiony eliksirami. Należało powrócić do życia.
Życie – jak to teraz dziwnie brzmi...

Harry uśmiechnął się do siebie smutno i zwlekł powoli obydwie nogi z łóżka. Wziął z szafki okulary i założył na nos. Sala nabrała ostrzejszych barw i musiał na chwilę zmrużyć oczy.
Wstał i poczłapał do ogólnej łazienki najbliżej sali szpitalnej. Nie chciał korzystać z tej na miejscu. Nie zamierzał natknąć się na Pomponię Pomfrey.
Tak się składało, że do tej, do której się wybierał, chodziło mnóstwo Ślizgonów, bo mieli dosyć blisko, ale Harry'ego mało to w tej chwili obchodziło. Tak szczerze, to w ogóle nie obchodziło go nic.

Kiedy doszedł do łazienki i skorzystał z ubikacji, podszedł do lustra przy umywalce. Spojrzał niepewnie na swoją twarz. Nie czuł strachu, raczej ciekawość.
Trochę się zdziwił widokiem. Na lewym policzku widniała już prawie całkiem niewidoczna, równa blizna. Rana na prawym była głębsza i „zdobiły” ją nierówne brzegi, dlatego blizna po niej była jeszcze różowa i miała nigdy do końca nie zniknąć i pozostać tam na zawsze w postaci bladej, postrzępionej linii.
Na szyi i dekolcie miał trochę jasnych i różowawych blizn po tępej żyletce.
Wzdrygnął się na wspomnienie tortur.
Odkręcił zimną wodę, zdjął okulary i wsunął głowę pod kran. Stał tak prawie minutę, aż zrobiło mu się naprawdę zimno. Zakręcił kurek i palcami wycisnął z włosów nadmiar wody nad umywalką.
Wziął z dużego stosu kilka papierowych ręczników i osuszył twarz, oraz – na ile oczywiście się dało – swoje niesforne pióra.
Założył z powrotem okulary.

Po chwili Harry rozpiął górę pidżamy i spojrzał na swój lewy bok.
Ciało rozszarpane hakiem już się prawie zagoiło, chociaż duża, nierówna blizna była jeszcze ciemnoróżowa. Chłopiec z chorą fascynacją patrzył przez chwilę na paskudną skazę na jego ciele. W pewnym momencie skrzywił się i zapiął pidżamę.

Pech chciał, że wychodząc z łazienki, Harry natknął się na Malfoya. Miał nadzieję, że obejdzie się bez scysji. Jednak się pomylił.
- Jak tam Potter impra u twoich zamaskowanych przyjaciół? -zapytał Ślizgon z bezczelnym uśmiechem.
Ploty niestety szybko rozchodzą się w środowisku szkolnym.
- Musiała być niezła zabawa, skoro masz sznyty na twarzy i dekolcie. Aż strach pomyśleć gdzie masz je jeszcze.
Harry spojrzał na niego z pogardą.
- Pokazać ci, Malfoy? - spytał z paskudnym uśmiechem - Zrobiłbym to, ale obawiam się, że twój delikatny wzrok tego nie wytrzyma...
Draco był zaskoczony odpowiedzią Gryfona, spodziewał się raczej tekstu w stylu "odpieprz się"; albo "co cię to obchodzi?", ale nie jawnej prowokacji.
- Nie wytrzymałbyś nawet godziny w towarzystwie Notta, Malfoy - wycedził jeszcze przez zęby Harry.
- Jasne, Potty - Draco szybko odzyskał rezon - mój ty bohaterze.
Blondyn uśmiechnął się z wyższością i wszedł do łazienki.
"Skończony kretyn" -pomyślał Harry i powlókł się z powrotem do skrzydła szpitalnego.

Nie było nigdzie widać pani Pomfrey, więc odetchnął z ulgą. Wziął szafeczki swoją różdżkę i szybkim zaklęciem osuszył włosy do końca. Wyglądały teraz dużo gorzej niż zazwyczaj, co stanowiło jawne mistrzostwo.
Miał już zdjąć okulary i położyć się z powrotem do wyrka, gdy jego wzrok padł na poduszkę i spostrzegł wystający spod niej róg pergaminu.
Sięgnął ręką i wyjął złożoną kartkę wraz z włożonym w środek flakonikiem z jasnozielonym płynem.
Harry przyjrzał się uważnie fiolce. Nie znał tego eliksiru.
Rozejrzał się uważnie, czy nikt się nie zbliża. Czuł, że to jest coś bardzo osobistego, i że nie powinny mieć do tego listu dostępu osoby nie powołane.
Harry zaczął czytać równe, schludne, pochyłe pismo.

Przeczytaj ten list uważnie i powoli, Potter. To bardzo istotne.
Odpowiedzialność i obowiązek, jakie na Tobie ciążą, w związku z Przepowiednią Sybilli Trelawney, obligują Cię do podjęcia wielu wysiłków i stawienia czoła wszelkim przeciwnościom losu. Ostatnie jednak zdarzenie, a mianowicie tragedia, która dotknęła Ciebie bezpośrednio - stawia sprawy w innym świetle.


Harry zmarszczył brwi i się wzdrygnął. Mimo woli ujrzał przed oczami straszny, błazeński uśmiech Salomona Notta.. Przymknął na chwilę powieki i otrząsnął się z niemiłych wspomnień.

Niejeden dorosły, doświadczony czarodziej doznałby silnego załamania psychicznego na Twoim miejscu.
Dlatego powinieneś mieć wybór. Bardzo istotny wybór, Potter.
Sam musisz zdecydować, czy nadal chcesz dźwigać na swych barkach tak wielki ciężar odpowiedzialności i zarazem zmagać się z bagażem okrutnych, bolesnych wspomnień, które już na zawsze wyryły ślad na Twojej młodej psychice.
Musisz liczyć się z tym, że możesz nigdy nie odzyskać do końca równowagi psychicznej. Musisz mieć pewność, czy chcesz żyć dalej i walczyć z demonami przeszłości, zmagając się jednocześnie z przeznaczoną sobie
mroczną przyszłością.
Przepowiednie są ważne. Ale zawsze ważniejszy od nich będzie człowiek i jego prawo o decydowaniu o sobie. Kiedyś ktoś bardzo mądry, powiedział mi, że nasze wybory nas określają i to prawda.


Harry uśmiechną się smutno. Doskonale wiedział kto był autorem tych słów.

Ale nasze wybory są też naszym przywilejem. Kiedy chcesz możesz powiedzieć „nie”, a kiedy indziej zdecydujesz się odpowiedzieć „tak”.
To dotyczy każdej, nawet tej najważniejszej decyzji, o której może zależeć bardzo wiele. Są takie sytuacje, kiedy można pokierować się egoizmem. Do takich należy sytuacja, w której znalazłeś się Ty.
Nie zrozum mnie źle, Potter. Nie namawiam Cię do skończenia ze sobą. W żadnym wypadku, nie jest to moją intencją, chociaż powiedzmy sobie szczerze – sympatią Cię nie darzę.
Uważam jednak, że powinieneś mieć wybór, a Twoje ewentualne rozstanie się z tym światem, powinno być szybkie i bezbolesne, bo chyba zgodzisz się ze mną, że więcej upokorzenia i bólu nie zniósłby już nikt.
Trucizna, którą Ci dałem działa natychmiastowo i skutecznie. Wiem, że to brzmi okrutnie, ale jak już zdążyłeś się przekonać, życie często bywa okrutne.


Harry przyjrzał się buteleczce niemal z czułością.
„Jeden łyk – pomyślał – jeden łyk i będzie po wszystkim”.

Nie podejmuj jednak pochopnie decyzji, co do samobójstwa (przepraszam, ale całe życie byłem brutalnie szczery).
Spróbuj podjąć wysiłek ponownego powrotu do życia. Znajdź w sobie odwagę.
Dopiero po pewnym czasie, jeżeli zrozumiesz, że nie jesteś w stanie dalej żyć i nie radzisz sobie z tym wszystkim, dopiero wtedy wypij truciznę. Jej działanie jest bezbolesne, stuprocentowo skuteczne, i oczywiście nie istnieje na nią żadne antidotum. Dlatego właśnie powinieneś mieć niezachwianą pewność, co do jej zażycia, Potter.


„Szczerość, aż do bólu, jak zawsze...” – pomyślał Harry.

Nie piszę tego, dlatego, że mam Cię za jednostkę słabą, Potter. Wręcz przeciwnie. Gdybym miał chociaż minimum pewności, że bezmyślnie rzucisz się na tą truciznę, nie pisałbym do Ciebie.
Powody są inne.
Po pierwsze, mam pewne zasady, których się w życiu trzymam.
Po drugie, miałem wątpliwy zaszczyt znać Salomona Notta osobiście i byłem kilka razy świadkiem jego „wyczynów”, dlatego wiem do czego mógł się posunąć.
Pamiętaj, Potter, że życie masz tylko jedno i nie da się powrócić tu z tej drugiej strony.


„Zobaczyłbym rodziców ... i Syriusza...” – pomyślał z nadzieją Harry.

Pamiętaj też, przy podejmowaniu decyzji, o ludziach, którym na tobie zależy.

Harry lekko się skrzywił.

Mam nadzieję, że rozumiesz moje intencje.
Nie wyrzucaj, ani nie pal tego listu od razu po przeczytaniu.
Przestudiuj go kilka razy zanim to zrobisz.

Z poważaniem: Sam – Wiesz – Który – Nauczyciel


Chłopiec uśmiechnął się smutno, czytając podpis Severusa.

PS: Mimo, że daję Ci tą przeklętą fiolkę, szczerze ufam, że nigdy nie skorzystasz z jej zawartości. Myślę, że masz dosyć odwagi i siły, by iść dalej. Uważam też, że jesteś zdolny do szlachetności, a to bardzo pomaga w trudnych sytuacjach życiowych.

Tego już było za wiele. Snape uważa go za za jednostkę szlachetną.
„Za chwilę doczytam się, że jest we mnie zakochany” – pomyślał z przekąsem.
Ostatnie zdanie brzmiało jednak nieco inaczej.

Jeżeli komukolwiek powiesz, Potter, że uważam Cię za szlachetnego, odważnego i inteligentnego bachora, to osobiście cię uduszę.

Harry nie mógł się nie zaśmiać.
Westchnął i przeczytał list jeszcze trzykrotnie.
Za każdym razem, był coraz mniej pewny, czego chce.
Prawda, nadal miał ogromną chęć spalić list i wypić zawartość fiolki, ale wiara w niego ze strony osoby, która jawnie go nie cierpi, nieco hamowała te zapędy.
Dziwiło go to, że akurat Snape rozumiał go najlepiej, że wszystkich. Gdyby tak nie było nie napisałby tego listu

„Boże, czemu życie jest takie posrane?” – pomyślał po raz setny.
Doszedł w końcu do wniosku, że ani fiolka, ani list mu nie uciekną i schował je dokładnie pod poduszkę.
Zdjął okulary i położył się na boku, podciągając kolana niemal pod brodę.
Starał się nie myśleć o kuszącej perspektywie wypicia trucizny „od ręki”.
„Chociaż nie będę musiał sobie podcinać żył” – pomyślał cynicznie.

Nagle przypomniały mu się słowa Notta:
„Myślisz, że jesteś twardy Potter? Udowodnię ci, że tak nie jest. Będziesz skomlał jak szczeniak, żeby cię dobić.”
Harry czuł wstyd nawet za ten jeden, jedyny raz gdy poprosił o litość. Wtedy, gdy Salomon Nott użył haka.
Po policzkach chłopca popłynęły łzy.
- Obyś zdechł sukinsynu w najgorszych męczarniach – wyszeptał z w poduszkę – obyś zdechł i nigdy więcej nikogo nie tknął...
Nigdy wcześniej nie pomyślał, że może nienawidzić kogoś tak bardzo, jak Voldemorta. Okazało się jednak, że mógł.

***

Podczas śniadania Severus miał wybitny apetyt.
Zjadł prawie tyle, co Ronald Weasley, to było mistrzostwem samym w sobie. A ponieważ konsumował prawie takim tempie jak Rudy Chudy Ron, nie mógł w tym czasie poczynić swych zwykłych „przystolnych” obserwacji.
Sięgnąl po sok dyniowy i rozejrzał się po sali.

Malfoy i Parkinson bezczelnie "lizali się" przy stole. Zanotował sobie, że musi im zwrócić wagę i po raz setny wytłumaczyć, że wielka Sala to nie sypialnia.
Crabb i Goyle, ach cóż oni mogli robić? Żarli jak hipopotamy.
Millicenta Buldstrode zapatrzona była w stół Ravenklawu.
„Co one widzą w tym Sappo?” – pomyślał Snape zwracając wzrok na siódmorocznego Krukona z burzą niesfornych, kasztanowych włosów i o zabójczym uśmiechu. Chłopak mierzwił sobie właśnie teatralnym gestem kudły i mówił coś do wlepiającej w niego wzrok ładnej Krukonki z piątego roku. Wraz twarzy bubka mówił: „czyż nie jestem mądry i bosko przystojny?”
Severus stłumił w sobie impuls podejścia do Bernarda Wielkiego Amanta Sappo i strzelenia go na odlew w ten pusty łeb.
Ponownie omiótł wzrokiem stół Ślizgonów, gdzie nie działo się nic ciekawego, poza tym, że mopsowata piękność wsadziła bezceremonialnie rękę między nogi swojej blond sympatii.
Snape był zdegustowany.
„Żałosne. Cóż, dostaną szlaban... Oddzielnie”

Teraz Severus spojrzał na stół Gryffindoru. Weasley i Granger wyglądali jak skazańcy i przez krótką chwilę pożałował, że dał Potterowi fiolkę z trucizną. Ale tyko przez chwilę. Wyobraził sobie Pottera powieszonego na pasku lub ręczniku, albo z podciętymi żyłami i to wróciło mu rozsądek.

-...Severusie – dobiegł do niego głos siedzącego po prawej Dumbledore.
- Słucham? Co pan mówił dyrektorze?
- Mówiłem, że msz dziś dobry apetyt. Rzadko się to zdarza. Wspaniale, Severusie, może trochę przytyjesz?
- Nie jadłem wczoraj kolacji – gładko odpowiedział Severus. I była to prawda, ale on czuł się świetnie z zupełnie innych powodów, i z zupełnie innych powodów miał taki apetyt. Wczorajsza akcją bądź co bądź nadszarpnęła trochę energii, potrzebnej do kontrolowanej przemiany, ale Dyro nie musiał o tym wiedzieć.
Sev czuł się wolny, niezależny, miał gdzieś „co ludzie powiedzą” (niewiele się zmieniło w jego podejściu do otoczenia, nieprawdaż?). Ale przede wszystkim czuł się pożyteczny dla świata i czuł się spełnioy.

Po śniadaniu dorwał Slytherińską Parę Stulecia i przy wejściu do Wielkiej Sali, oznajmił im, że mają szlaban za nie przyzwoite zachowanie przy stole.
- Dziś Malfoy, jutro ty, Parkinson – dodał mściwie.
Obydwoje wyglądali na niepocieszonych, zwłaszcza Mopsica.

Miał już udać się do sali eliksirów, gdy dobiegł go zza pleców denerwujący, wysoki kobiecy głos.
- Severusie, Severusie, poczekaj! – krzyczała hogwarcka Matka Teresa.
- Słucham? –Mężczyzna zmusił się do uprzejmego wyrazu twarzy.
- Czy mógłbyś mi przynieść do skrzydła szpitalnego trochę eliksirów przeciwbólowych? Są na wykończeniu.
Snape pomyślał, że się przesłyszał. Uniósł wysoko brwi.
- Czyś ty rozum postradała, kobieto? – powiedział cichym, jadowitym głosem. – Przecież dwa tygodnie temu dałem ci tego całe mnóstwo! Wlałaś połowę tego w Pottera? Przecież większość z nich ma działanie narkotyczno - odurzające. Jak to ładnie mówią mugole, niektóre z tych specyfików „zmieniają świadomość” – wysyczał Sev.
- No a miałam wybór? – Spytała poirytowana Niańka Poppy – Ciągle miał gorączkę i majaczył...
- To nie powód, żeby podawać zbyt duże ilości środków, które mogą uzależnić! – Severus patrzył na panią Pomfrey, jakby zobaczył ją po raz pierwszy w życiu. – Jak będzie chciał ćpać, to sam o tym zadecyduje. Hektolitry przeciwbólowych eliksirów mogą mieć działania uboczne, włącznie z uodpornieniem się na ich skuteczne działanie. Ale, na miłość Boga! Ja przecież rozmawiam z wykwalifikowaną pielęgniarką i uzdrowicielką, która powinna o tym wiedzieć!
- To była wyjątkowa sytuacja Severusie – odrzekła urażona – ale ty jak zwykle, nie rozumiesz pewnych spraw.
- Wiesz, Pomponio – Snape wiedział, że nie lubi pełnej wersji swojego imienia, dlatego jej używał – może i dobrze, że Potter był cały czas silnie odurzony, skoro przebywał w twoim towarzystwie...
Sev westchnął.
- Kobieto, to są silne leki. Jak nie mogłaś sobie poradzić z Potterem rzucającym się na łóżku w malignie, trzeba było poprosić o truciznę, albo radzić sobie bez faszerowania go zbyt dużymi ilościami tego gówna. Sam przyrządzałem te eliksiry. Większość z nich jest cholernie mocna. Trzeba go było potrzymać za rękę i pośpiewać kołysanki, albo podać wraz z normalną dawką przeciwbólowego zwykły wywar z melisy, który ma działanie uspakajające. To w końcu ty tu leczysz, a nie ja. To jakiś paradoks...

Poppy Pomfrey poczuła się skrzywdzona, ponieważ podane zostały w wątpliwość, jej metody leczenia.
- Jesteś bezduszny – powiedziała. – On był torturowany i bardzo cierpiał. Zrobiłam to, co musiałam. A teraz powiedz mi, czy mam liczyć na dostawę, czy nie?
- Przyniosę ci te przeklęte eliksiry w czasie przerwy na lunch, zadowolona? Tylko nie wlewaj ich w tego dzieciaka. Raczej daj mu coś na szybkie gojenie się ran. Czy on po takich dawkach funkcjonuje jeszcze normalnie i jest w stanie powiedzieć jak się nazywa? Zmiłuj się i myśl na drugi raz Pomponio, bardzo cię proszę. Co do tortur, to nikt lepiej, niż ja w tej szkole nie ma pojęcia, czym są tortury Notta, bo nie raz je oglądałem. A teraz spieszę się na zajęcia, więc idź z Bogiem Pomponio, będzie ci raźniej.
To, że mistrz eliksirów miał niezaprzeczalną racje jeszcze bardziej rozzłościło miłosierną Pomfrey.
- Do zobaczenia, Snivellusie – wysyczała.
- Widzę, że kulturą też nie grzeszysz Pomponio – odezwał się chłodnym, oficjalnym tonem, po krótkiej chwili niezręcznego milczenia Severus. – Tak jak i rozumem zresztą, ale niech ci będzie. Do widzenia. - Owrócił się i odszedł w stronę lochów.
Nie wściekł się i dlatego Pomponia Pomfrey poczuła się paskudnie. Wiedziała, że ta zagrywka była poniżej pasa i to wcale nie polepszyło jej humoru.

***

Harry leżał na zimnym stole do tortur. Nie mógł zasnąć, bo był nafaszerowany eliksirami pobudzającymi.
Tak bardzo chciał umrzeć. Chciał zasnąć i nigdy więcej się nie obudzić.

Bolało go całe ciało i stracił mnóstwo krwi.
"Chyba już noc, bo sobie poszedł" - pomyślał.
To było straszne. I ta cała wizyta Voldemorta. Przyszedł na trochę by "sobie popatrzeć."
Harry się wzdrygnął na samo wspomnienie.
Plecy miał tak skatowane, że postanowił przekręcić się na brzuch. Nie był już skrępowany pasami. Niby po co? Nie miał ani różdżki ani sił witalnych. Gdzie i jak miałby uciec?
Podniósł się na prawym łokciu i z całej siły podciągnął ciało w górę.
Odetchnął z wysiłku i z ulgi. Marnej ulgi, ale zawsze...

Drzwi otworzyły się z hukiem i wszedł jego kat.
- Niespodzianka, powiedział śmiejąc się przy tym wesoło.
Harry'ego zalała zimna fala strachu, gdy zobaczył Notta podchodzącego do swoich ukochanych narzędzi.
Mężczyzna wrócił za chwilę i obleśnie uśmiechnął się do chłopaka. W ręku trzymał cienki, bambusowy kij.
- Pomogę ci, Potter - warknął i brutalnie przewrócił go na brzuch.
"Boże, nie" - pomyślał Harry. Jego plecy były jedną, wielką raną.

Śmierciożerca skrępował ponownie pasami ręce i nogi swojej ofiary, gwiżdżąc przy tym jakąś wesołą melodię. Ta melodia w jakiś niewytłumaczalny sposób przerażała Harry'ego bardziej od tego, co zamierzał zrobić mu Nott.
- Zobaczymy, czy jesteś wytrzymały na cierpienie, Potter - powiedział zimno Salomon i uniósł do góry bambusowy kij.
Zamachnął się i uderzył z całej siły.


***

Pacjent wrzasnął rozdzierająco i otworzył szeroko oczy.
Pani Pomfrey podbiegła do chłopca i złapała go lekko za rękę.
- Nie dotykaj mnie - warknął oszalały ze strachu Harry i wyrwał dłoń patrząc z wściekłością na pielęgniarkę.
- Śniło ci się coś złego? - Spytała łagodnie.
Chłopak nie odpowiedział i odwrócił się do niej plecami.
- Chcę w spokoju pospać – znowu warknął. Oczywiście wiedział, że teraz nie zaśnie. Chciało mu się płakać i nie miał zamiaru pokazywać swoich łez komukolwiek.
"Biedak" - pomyślała Pomponia wstając z łóżka.

Przez następnych kilka minut bezmyślnie gapiła się w okno.
- Witam - dobiegł ja w pewnym momencie głos od strony drzwi. - Twoje eliksiry. Proszę.
Severus powyjmował fiolki ze swoich obszernych kieszeni i ustawił je na stole.
- Dziękuję - Pomponia spojrzała swojemu gościowi w oczy.
- Severusie - odezwała się cicho - przepraszam, za to jak cię nazwała. Ja...
- Daruj sobie - uciął chłodno.
- We wczesnej młodości tyle razy słyszałem swoje drugie imię, że miałem czasem problemy z podpisaniem wypracowania - zimny sarkazm wylewał się z ust Snape'a jak rzeka. - Do wszystkiego można się przyzwyczaić.

Harry, który oczywiście wszystko słyszał, domyślił się o jakie "imię" chodzi i mimo woli zaczerwienił się ze wstydu.
Pomponia też się zarumieniła i widać było, że naprawdę jest jej przykro.
- Mimo wszystko, przepraszam.
- W porządku -odrzekł chłodno Severus.
- Posłuchaj - ciągnął łagodnie mistrz eliksirów - Zdenerwowałem się na ciebie, bo powiedzmy sobie szczerze, mimo że się nie lubimy, uważam cię za odpowiednią osobę na odpowiednim stanowisku. Posiadasz doświadczenie i ogromne kwalifikacje, tym bardziej razi u ciebie tak nieodpowiedzialne zachowanie. - Sev wciągnął ze świstem powietrze. - Potter był faszerowany przez 48 godzin eliksirami pobudzającymi i Eliksirem Czuwania. Błyskawiczne przestawienie go na zbyt duże ilości eliksirów o działaniu przeciwnym, mogło doprowadzić nawet do zapaści serca, przecież wiesz o tym Pomponio... Mniejsza, każdy z nas popełnia błędy - mężczyzna machnął ręką.
Pomponia Pomfrey musiała w duchu przyznać, że Snape ma ogromną wiedzę medyczną.
"No, ale przecież jak był młodziutki, to nic, tylko czytał, zupełnie jak ta Granger" - pomyślała refleksyjnie.

Harry natomiast pomyślał, że cudownie byłoby dostać tej zapaści serca.

Severusie, musimy pogadać - dobiegł od drzwi głos Dumbledore'a Wiedział, gdzie szukać swojego oswojonego wampira, bo jak zawsze, wiedział wszystko.
- Teraz i tutaj, dyrektorze?
- To bardzo ważne - Harry usłyszał napięcie w głosie starszego mężczyzny i wytężył słuch.
- O co chodzi, panie dyrektorze? - grzecznie zapytał Snape.
Albus wszedł do środka i omiótł wzrokiem całą sytuację.
- Czy możesz zostawić nas na malutką chwilę samych, Poppy?
- Tu jest pacjent - powiedziała ostrzegawczym tonem kobieta.
- Będziemy cicho, obiecuję - spokojnie odrzekł dyrektor.
Pomponia obdarzyła ich podejrzliwym spojrzeniem, ale zniknęła na zapleczu.
Dumbledore trzymał w ręku zwiniętego "Proroka Codziennego."
- Czy wiesz, co wczoraj w nocy spotkało Samuela Notta, Severusie? - spytał wprost.
- Wybaczy pan Dyrektorze, ale nie interesuje mnie co ten niewyżyty kuta..., znaczy sadysta robi wieczorami - odparł chłodno mistrz eliksirów.
- Ale to powinno cię zainteresować - z naciskiem powiedział Dumbledore.
- Czyżby? Nie sądzę... - Harry wyczuł sarkazm i lodowatą pogardę w głosie Snape'a.
- Powinno cię obejść Severusie, ponieważ Salomon Nott nie żyje.

Serce Harry'ego przestało na chwilę bić.
Cały teraz składał się ze słuchu.

- Czyżby strzelił go jasny szlag? - Spytał z kpiną w głosie Severus.
- Nie, spotkało go coś o wiele gorszego.
- Pan daruje, Dyrektorze, ale nie wiem o co chodzi.
- Znałeś go Severusie. Znałeś go i nie rusza cię wcale fakt, że nie żyje?
- Aha. Znałem osobiście sukinsyna, więc powinienem zacząć płakać rzewnymi łzami? - słowa mistrza eliksirów nasączone były jadem obrzydzenia i pogardy. - Pan raczy żartować, dyrektorze? Co mnie ma obchodzić śmierć sadysty? Nie opowiadałem panu co on zrobił prawie osiemnaście lat temu? Czego pan chce, żebym mu współczuł?

Harry mimowolnie poczuł do niego nutę sympatii.

- Severusie, doskonale wiesz o co mi chodzi! - Dumbledore podniósł głos.
Harry zastrzygłby uszami, gdyby potrafił.
- Radziłbym zachowywać się cicho, Potter śpi - spokojnie odrzekł Snape.
- Severusie - głos Dumbledore'a był opanowany ale dało się w nim wyczuć irytację - oczekuję cię dziś w swoim gabinecie punktualnie o 19:30.
Sev się skrzywił.
- Oczywiście panie dyrektorze - odrzekł jednak grzecznie.
- Masz, poczytaj sobie - Albus wręczył mistrzowi eliksirów gazetę.
Severus wziął ją dla świętego spokoju do ręki, ale jak tylko wyszedł Dumbledore, położył ją na stole obok eliksirów.

Snape podszedł do okna i wyjrzał na jasno oświetlone słońcem błonia.
"O jednego śmiecia mniej" - pomyślał
Miał już wychodzić, ale mimowoli spojrzał na leżącą na stole gazetę.
Krzykliwy tytuł pierwszej strony głosił:

PRZERAŻAJĄCA ŚMIERĆ SALOMONA NOTTA!!!
ODRAŻAJĄCY MORD NA JEDNYM Z NAJBARDZIEJ SZLACHETNYCH I SZANOWANYCH CZŁONKÓW CZARODZIEJSKIEJ SPOŁECZNOŚCI!


Severusa krew zalała i widział jak przez mgłę. W szale zaczął drzeć „Proroka Codziennego” na strzępy.
- Co oni tu powypisywali! - darł się ogarnięty gniewem Snape - Pieprzone włazidupy! Co za pierdolony śmietnik!!!

Harry nie mógł dłużej udawać, że śpi, a do sali szpitalnej wpadła jak bomba Pomponia Pomfrey.
- Co ty wyprawiasz, Severusie?!
Harry gapił się ciekawie, jak Snape drze Proroka w drobny mak.
- Banda lizodupnych kutasów! - krzyczał wściekły mistrz eliksirów.
- SEVERUSIE!!! - Pomponia zarumieniła się z oburzenia i konsternacji.
Harry stłumił uśmiech i popatrzył niewinnie na pielęgniarkę.
- Czego?! - warknął Sev - A ty, Potter, co się gapisz? Śpij!.
- Przepraszam, ale zaczął pan krzyczeć i się obudziłem - grzecznie skłamał Harry.
Severus powoli zaczął wychodzić ze stanu szału i furii, ale nadal był wściekły, jak sto hipogryfów.
Sprzątnął strzępy gazety za pomocą różdżki i posłał Pomponii spojrzenie przebywającego na odwyku od ludzkiego mięsa bazyliszka. Następnie widowiskowo wyfrunął z sali szpitalnej powiewając szatą.

***

Przez cały dzień Severus był rozdrażniony.
Wyżył się na pierwszorocznych, wlepił szlaban Weasleyowi i Granger za "zbyt głośną rozmowę na korytarzu", nakrzyczał na Longbottoma za to, że pojawił się w zasięgu jego wzroku, a nawet objechał Bogu ducha winnego Hagrida, który tylko go niechcący potrącił i jak zwykle niesfornie i długo przepraszał. A nadal było mu mało.
Był żądny krwi niewinnej.
Nagłówek w gazecie utrzymywał go w stanie przyciszonej permanentnej furii maniakalno-depresyjnej (wiem, to rodzaj schizofrenii a nie furii, ale zgodzicie się ze mną, że Severusa nie trzymają się żadne standardy).
"Malfoy będzie dzisiaj biedny" - pomyślał, idąc na obiad.

***

Po obiedzie, Harry'ego odwiedzili Ron i Hermiona.
Była to dziwna wizyta.
Prawie wcale nie rozmawiali i tylko na siebie patrzyli.

- Przykro nam Harry, za to wszystko.. - wyszeptała w końcu Herm.
- Daruj sobie - odrzekł poirytowany Harry.
- Przecież to nie wasza wina - dodał już łagodniej.
- Zdrowiej szybko - Ron popatrzył smutno na przyjaciela
- Tak, zdrowiej szybko, tęsknimy za tobą - dołączyła się do rudzielca Hermiona.
- Powinienem wyjść jutro - stwierdził sucho Harry.
- Och! Jutro mamy eliksiry - wykrzyknęła dziewczyna.
- I co z tego? - Harry zmarszczył brwi. - Może będzie coś na temat trucizn - dodał obojętnie, obserwując, jak się zachowają.
- HARRY! - wrzasnęła Herm. - Nie możesz nawet tak myśleć!
- Dla twojej wiadomości - odrzekł chłodno pacjent - cały czas o tym myślę.
Hermiona i Ron wyglądali na przestraszonych.
- Harry nie możesz tego zrobić... - powiedział z rozpaczą w głosie rudy chłopiec.- My cię kochamy jak brata.
- Wiem - wyraz twarzy Harry'ego był łagodny. - Ale ja już nigdy nie będę taki sam...
- I tak będziemy cię kochać - zapewniła żarliwie Hermiona.
- Tak! I zawsze możesz na nas liczyć - dodał Ron z entuzjazmem.
Harry wiedział, że obydwoje mówią serio i szczerze, chociaż smutno się uśmiechnął
- Wiesz co? - Ron sięgnął do torby. - Ten cały Nott zdechł dziś w nocy.
- I to nie była lekka śmierć - dodał mściwie - Masz, poczytaj - Ron wręczył Harry'emu „Proroka Codziennego”.
- Może lepiej nie - Hermiona wyglądała na nieprzekonaną pomysłem kumpla.
- Nie, w porządku. Chcę to przeczytać.
Widząc wątpliwość w oczach przyjaciółki uśmiechnął się uspokajająco.
- Naprawdę Hermiono - dodał jeszcze.
- Musimy już iść Harry - powiedział Ron - ale przyjdziemy tu po kolacji.
- Snape nam wlepił szlaban. Na pojutrze. - Powiedziała Hermiona.
- Aha i musimy już dziś pisać wypracowanie na poniedziałek z zielarstwa, bo wieczór sobotni mamy przerąbany - dodał Ron.
- Za co dostaliście szlaban?
- Za gadanie na korytarzu. To nawet jak na niego dziwne - zaczęła Hermiona. - Chyba się coś stało. Wyglądał jak chodząca furia.
Harry udawał obojętność, ale słuchał bardzo uważnie.
- Trzymaj się cieplutko - Herm dała mu całusa w policzek, a Harry mimowolnie się wzdrygnął.
"Ciekawe, czy teraz mi tak zostanie na zawsze..." pomyślał.
- Do zobaczenia, Harry - powiedział Ron i obydwoje opuścili cichą, szpitalną salę.

Harry został sam i mógł spokojnie przeczytać artykuł. To było coś, co go naprawdę zainteresowało.
Zabrał się z zaciekawieniem za tekst. W miarę jak czytał, narastał w nim gniew i zarazem jakaś pusta wesołość.
To, co zostało powiedziane w artykule, brzmiało dla niego jak jawna kpina.
Sam tytuł doprowadzał do białej gorączki.
Pod nagłówkiem tłustymi literami zapisana była wypowiedź nie kogo innego, jak Percy'ego Weasleya.

"Pan Nott był nobliwym i szacownym członkiem naszej społeczności. Nie pozwolimy więcej na takie barbarzyństwo.
Nie ma żadnych wątpliwości, co do tego, że morderstwa dopuścił się wampir - żaden człowiek nie potrafiłby dokonać czegoś takiego.
Faktem jest też, że wampir ów dokonał niepełnej, kontrolowanej przemiany - inaczej ciało denata byłoby tak zmasakrowane, że nie dałoby się go rozpoznać.
Świadczy to o tym, że morderstwo było zaplanowane i dokonane z zimną krwią"


"A nie pomyślałeś, kutasie, że ktoś mógł mieć motyw?" - pomyślał z irytacją Harry.

Oto dowód na to, że należy cofnąć Dekret O Ochronie Wampirów.
Te niezrównoważone zwierzęta zagrażają każdemu z nas!
Dzisiaj Salomon Nott, jutro może to być sam Minister Magii.
Istota która dokonała tego haniebnego czynu zostanie pochwycona i skazana na śmierć przez ścięcie toporem o srebrnym ostrzu.
Nie będzie litości! Skoro ginie tak dobry, szlachetny człowiek, znany ze swych hojnych datków na szczytne cele Ministerstwa, jak wywodzący się ze starożytnego rodu Salomon Nott, trzeba zdusić to bestialstwo w zarodku.


Harry nie mógł uwierzyć w to co czytał: "niezrównoważone zwierzęta", gdyby tak było, to ciągle słyszałoby się o jakichś mordach.
"Jemu się już całkowicie we łbie poprzestawiało, myśli tylko o tej swojej politycznej karierze" - pomyślał Harry o Percym.
Chłopak był wstrząśnięty jawną ignorancją i zaściankowością myślenia młodego mężczyzny.
Był wstrząśnięty, że całkowicie został pominięty fakt przynależności Notta do Śmierciożerców, a podkreślona jego hojność finansowa względem Ministerstwa Magii.
Czuł jak mózg mu powoli zaczyna odkształcać pod wpływem przeczytanych informacji.
Opisana była też makabryczna śmierć Notta, ale Harry nie potrafił mu ani współczuć, ani się nad nim litować.
Poczuł cichą satysfakcję, gdy okazało się, że Salomon Nobliwy Obywatel Nott, został nafaszerowany Eliksirem Czuwania.
Potrafił się tylko z tego gorzko cieszyć.

Obrzydzeniem napawało go to, jak szybko został osądzony sprawca czynu.
Nie było mowy o żadnym uczciwym procesie i przesłuchaniu, ale kilka razy padało w artykule zapewnienie o rychłym pochwyceniu i straceniu zbrodniarza, który w oczach Harry'ego urósł do rangi bohatera.
Dla niego nie było żadnej wątpliwości, że ten kto dopuścił się morderstwa, znał zamiłowanie Notta do tortur. Świadczył o tym sposób egzekucji.
Bo dla Harry'ego było jasne, że to była egzekucja.
Za zwykłe porachunki nie zabija się w ten sposób. Tak się zabija kogoś, kogo chce się ukarać.

Artykuł liczył dwie strony, z czego połowę poświęcono na chlubny życiorys Notta i jego zasługi. Wspomniano też, że był Śmierciożercą, ale raz na zawsze „odwrócił się plecami do strony ciemności”.
„Strona ciemności – pomyślał rozzłoszczony chłopak – samiście ciemni jak tunel w tyłku.”

Najbardziej jednak wstrząsnęły Harrym następujące stwierdzenia:

Wszystkie zarejestrowane na terenie Londynu wampiry zostaną poddane przesłuchaniu. Jest ich tylko kilka – w tym jedna kobieta.
Wszystkie Instytucje, w których zatrudnione są zarejestrowane wampiry, są zobligowane do wydania ich na czas przesłuchań, które odbędą się na terenie Azkabanu. Przesłuchania podejrzanych zaczną sie od poniedziałku (...) Złoczyńca nie będzie miał prawdopodobnie procesu. Dopuścił się zbyt brutalnej zbrodnii.


Harry'ego zatkało. Wiedział jedno, że gdyby Ministerstwo nie było skorumpowane, ten kto zabił Notta, mógłby liczyć na uczciwy proces.
I ten teren Azkabanu...

A jeżeli wycofają ten dekret, to co stanie się z wilkołakami, które żadnym dekretem nie są chronione i z wszystkimi innymi istotami magicznymi i mieszańcami?
Chłopcu momentalnie przyszli na myśl Lupin i Hagrid.
„Ktoś zlikwidował niebezpiecznego sadystę, a oni mają pretekst do czystki.
I nikt nie będzie się teraz zajmował Voldemortem. Chore...” – myślał przerażony Harry.

Miało to jedno pozytywną stronę. Zielonooki, wyczulony na sprawiedliwość społeczną Gryfon nie myślał już o samobójstwie, ale o cyrku, jaki mial się zacząć w poniedziałek, czyli za cztery dni.

***

Severus nie poszedł na kolację. Jakoś mu się jeść nie chciało. Wszyscy wokół niego pomykali z "Prorokiem Codziennym" pod pachami, a członkowie grona nauczycielskiego łypali na niego niepewnie.
To nie poprawiało nastroju mistrza eliksirów.
"Przeczytam ten artykuł. Będę na topie - pomyślał. - A poza tym, to przecież opis mojego wyczynu.
Najpierw jednak udał się do skrzydła szpitalnego. W kieszeni miał dwie fiolki o których zapomniał.

Potter jadł... a raczej pałaszował rosół z kury i ogólnie wyglądał, jakoś za dobrze.
Snape pomyślał w pierwszej chwili, że Potter postanowił nie kończyć ze sobą, tylko po to by zrobić mu na złość, ale szybko zrozumiał absurdalność tego przypuszczenia.

Postawił fiolki na stole i wtedy TO ujrzał. Obok Pottera leżał Prorok.
- Mogę go na chwilę przywłaszczyć, Potter? - wyciągnął wiedziony nagłym impulsem rękę w stronę gazety.
- Oczywiście. Tylko proszę go nie drzeć. Chcę jeszcze raz przeczytać tą durną wypowiedź Percy'ego.
Severus popatrzył na Harry'ego przenikliwie.
- Czytałeś to już? - zapytał.
- Tak, sir. Radzę uzbroić się w cierpliwość.
Snape usiadł w nogach łóżka i pogrążył się w lekturze.
Z miejsca dostał apopleksji.
- Żesz kur**! Niech ja go tylko spotkam! - wyrwało mu się.
- Nie słyszałeś tego Potter - wysyczał groźnie patrząc na Harry'ego.
- A co niby miałbym słyszeć? - spytał nad wyraz grzecznie chłopak.

Po minucie dał się słyszeć pogardliwy rechot Severusa.
- Dobre! - powiedział - Napisali, że przeznaczył na Ministerstwo więcej kasy, niż Lucjusz Malfoy, czy Albus Dumbledore. Ale nawet słowem nie wspomnieli, że Dyrektor Hogwartu przeznacza krocie na sierocińce, także te mugolskie. Żałosne, żałosne. Chore i żałosne.
Harry'ego zatkało. Nie wiedział o filantropijnej działalności Dumbledore'a
Weszła Pomponia i chłopiec poprosił o dokładkę.
Pani Pomfrey poszła do kuchni, ale zanim to zrobiła obrzuciła niechętnym spojrzeniem Severusa. Harry wydawał się nim jednak nie przejmować.

- No proszę - powiedział Snape skończywszy czytać - Rita Skeeter. A swoją drogą, gdzie ona się wcześniej podziewała?
Harry uznał za stosowne, powód nieobecności dziennikarki, pominąć milczeniem.
- Nie wstrząsnęło to tobą, Potter? - spytał po krótkiej chwili Sev.
- Głupota Ministerstwa, wszechobecna korupcja, kretynizm Percy'ego i bezwstydność Skeeter? Owszem, wstrząsnęło - odrzekł rzeczowo i na temat.
- Generalnie Potter, wiesz że nie o to pytałem.
- Jak dla mnie, sir - powiedział chłopak spokojnie - to nie wymyślono jeszcze takiej kary na jaką zasłużył ten skur..., znaczy drań.

Wkroczyła Pomfrey z druga miską rosołu.
- Smacznego, Potter - powiedziała.
- Dziękuję.
Pomponia spojrzała niepewnie na Severusa, ale wszystko wydało się jej w jak najlepszym porządku i poszła na zaplecze.

- Powiedz mi, Potter - zapytał łagodnie, zajętego rosołem chłopca, Snape - co słyszałeś z mojej rozmowy z Profesorem Dumbledorem?
Harry się zakrztusił i miał już skłamać, że absolutnie nic, ale Severus go ubiegł.
- Nie otwieraj ust po to by łgać mi w żywe oczy. Doskonale wiem, że słyszałeś każde słowo. Taka już twoja uroda, Potter.
Nauczyciel westchnął z politowaniem.
- Ale będzie cyrk - powiedział refleksyjnie mistrz eliksirów. - Dopiero się zacznie. Niech lepiej Albus zaproponuje Lupinowi pobyt w Hogwarcie, bo wilkołaki pójdą na odstrzał jako pierwsze. Szczerze współczuję Weasleyom takiej latorośli.
- On się wyparł rodziców, sir - Harry z radością podchwycił inny temat niż kwestia jego podsłuchiwania.
- Jakoś się nie dziwię.
Severus spojrzał Harry'emu głęboko w oczy.
- Ty, Potter - powiedział łagodnie - kiedyś przez tą swoją ciekawość, kopniesz w kalendarz, jak przysłowiowy kot.*
- Ja wcale nie chciałem podsłuchiwać, tak jakoś wyszło - Harry wiedział, że nie brzmi to przekonywująco, ale nic innego nie miał na własną obronę.
- Tobie zawsze coś wychodzi, tylko nie to co potrzeba, Potter. Zresztą, przekonamy się jutro na eliksirach - orzekł chłodno Severus.
"Jakżeby inaczej" - pomyślał z przekąsem Harry.

*My mówimy, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, Anglicy mają przysłowie Curiosity killed the cat – Ciekawość zabiła kota.

***

Punktualnie o 19:30 Severus przybył pod drzwi gabinetu Dyrektora.
Zapukał.
- Proszę - dobiegł go stłumiony głos.
Mistrz eliksirów wszedł do środka.
- Dobry wieczór Dyrektorze.
- Dobry wieczór, Severusie.
- Mam pytanie - Jestem tu oficjalnie, czy prywatnie, panie Dyrektorze?
- Po części tak i tak - głos Dumbledore'a był łagodny i chłodny. - Usiądź Severusie, to trochę zajmie.
- Byle nie za długo, bo za pół godziny do mojego gabinetu przychodzi Draco. Ma szlaban.
- Zostaniesz tu tyle czasu Severusie, ile będzie konieczne. Uczeń może poczekać.
Snape popatrzył przenikliwie na Dumbledore'a.
- Widzę, że to coś poważnego.
- Przecież mówiłem.
- W takim razie, słucham Albusie.

Dyrektor westchnął ciężko. Poczuł się stary i zmęczony. Poczuł, że sytuacja go przerasta.
- Powiem wprost. Rozpętałeś piekło, Severusie. Rozpętałeś piekło na ziemi i podpisałeś na siebie wyrok.
- Nie boję się ani piekła, ani śmierci, ale i tak nie wiem o czym mówisz Albusie.
- Czytałeś ten artykuł w "Proroku Codziennym"?
- Czytałem. Nott zdechł, tak jak na to zasługiwał a Ministerstwo rozpacza rzewnymi łzami po hojnej, dojnej krowie. A że rozpęta się przy okazji piekło... To i tak była tylko kwestia czasu. Przecież nowy Wiceminister, który przyjmuje rządy wraz z Knotem już od niedzieli, nie spocznie, aż nie wytępi wszystkich "odmieńców". Szczerze powiedziawszy, Percy Weasley ma szansę stać się niezłą konkurencją dla Zagadkowego Toma.* Nadal jednak nie wiem, o co ci chodzi Albusie.

Dumbledore walnął pięścią w stół.
- Nie wiesz o co mi chodzi? Zabił go wampir! Zabił go wampir, który go znał osobiście, bo bez problemu wszedł do jego domu. Poza tym to była egzekucja, Severusie, a mało kto wiedział o sadystycznych zapędach Notta, aby mógł dokonać egzekucji.
- Równie dobrze mogła być to egzekucja polityczna. Wyobraź sobie, że on miał wrogów Albusie.
- Egzekucja polityczna nie wygląda w ten sposób, bo jest eliminacją, a nie egzekucją, o czym doskonale wiesz.
- Nadal nie wiem do czego pan zmierza Dyrektorze. - Severus postanowił grać na zwłokę. Był poirytowany.
- Nie wiesz do czego zmierzam?! Na miłość boską! Ilu wampirów znało Notta osobiście, ilu znało jego zamiłowanie do sadyzmu i ilu było świadkami tortur dziesięcioletniej dziewczynki, którym obraz skatowanego Pottera dobitnie o tym przypomniał? No ilu Severusie? Bo mi się wydaje, że tylko jeden, i to ten, który siedzi teraz naprzeciwko mnie.
- Ha. W końcu otwarte karty panie dyrektorze.
- Wiesz, co teraz będzie?
- Armageddon. Chyba, że ktoś przemówi tym dupkom w Ministerstwie do rozsądku i uświadomi, że głównym celem eksterminacji powinien być Lord Voldemort i jego najzagorzalsi zwolennicy.
- I kto twoim zdaniem miałby to zrobić. Ja? Ja już nie mam siły walczyć z ludzką głupotą Severusie, już chwilami mam dość.
- To może Potter? W końcu jest bohaterem.
- Uważasz to za zabawne?
- Nie, uważam to za tragiczne. Nie przejmuj się. Sam się udam z rana w poniedziałek do Ministra i przyznam się do morderstwa Notta. Wiem, że nie będę miał uczciwego procesu, ale szczerze powiedziawszy mi to zwisa.
- Nie możesz tego zrobić Severusie. Za bardzo potrzebuje cię Zakon.
- Przestań mi tu pieprzyć poprawnie polityczne bzdury! - żachnął się Snape - Wiesz co będzie jak tego nie zrobię? Tysiąckrotny Armageddon, a tak może sprawa z czystkami przycichnie. Nawarzyłem sobie piwa, to je wypiję.
- Wiesz, że to nic nie da, że Percy Weasley nie popuści. Taką już ma naturę. A Voldemort wykorzysta zamieszanie. Bardziej przydasz się żywy.

Severus schował twarz w dłoniach.
- Mogę zapalić? - zapytał.
- Pal.
Mistrz eliksirów wyciągnął paczkę papierosów, zapalił jednego i mocno się zaciągnął.
- To co? Mam siedzieć cicho i pozwolić ci ochronić mój tyłek, kosztem kogoś niewinnego, albo kosztem korupcji? - spytał po kolejnym z rzędu machu.
- Pojęcia nie mam, co teraz robić. Weasley to fanatyk i ma wielu zwolenników, i poprą go Śmierciożercy. Nie z miłości do Notta, ale żeby odwrócić uwagę od własnych działań. Nie mogłeś siedzieć spokojnie na tyłku?
- Siedziałem na tyłu siedemnaście lat. Bóg jeden wie ile on w tym czasie dzieci skrzywdził, Albusie. Nie rozumiesz?
- Rozumiem, Severusie, rozumiem. Ale czasami warto przeczekać.
- I ryzykować? Wiesz, co on by zrobił za dwa, trzy tygodnie z taką Granger i jej rodzicami Albusie? Zmiłuj się człowieku i nie pierdziel mi tu o siedzeniu na tyłku i ryzykowaniu życia niewinnych ludzi, błagam. - Wkurzony Sev zgrabnie zgasił peta w wyczarowanej przez gospodarza popielniczce.

Dumbledore popatrzył zmęczonym wzrokiem na Snape'a.
- Będzie trzeba znaleźć jakiś wyjście z sytuacji. Nie leź mi tylko w poniedziałek do Ministerstwa. Utracę jednego z najlepszych ludzi i przyjaciół, a nic w zamian nie zyskam ani ja, ani reszta czarodziejów. Może da się jeszcze przemówić do rozsądku Percy'emu.
- Nie licz na to.
- Dlaczego? - Oczy Dyrektora wyrażały bezbrzeżne zdumienie.
- Od dawna to podejrzewałem patrząc na Molly i Artura, a Potter potwierdził moje przypuszczenia w skrzydle szpitalnym. On się wyrzekł w imię kariery politycznej własnych rodziców Albusie. Myślisz, że posłucha głosu rozsądku?
Dumbledore wyglądał na załamanego, ale po chwili zabłysły w jego oczach przebiegłe ogniki.
- Daj mi pomyśleć do niedzieli. Chyba wiem jak sobie z tym poradzić, a przynajmniej załagodzić sytuację.
- Korupcja?
- Miejmy nadzieję, że nie.
- Jeżeli będziesz potrzebował galeonów, wiesz, że możesz na mnie liczyć. Osobiście jednak wolałbym iść i się przyznać.
- Ale tego nie zrobisz.
-Nie. Nie zrobię tego bo mi tak każesz. Jak zwykle. Pewnie lizałbym Potterowi buty gdybyś mi kazał to zrobić. Jestem lojalny jak pies. - W głosie Severusa brzmiał sarkazm i silna ironia.
- Nie zrobisz tego, bo cię o to proszę.- Łagodnie odpowiedział Albus.
- I tak przyjdą po mnie w poniedziałek. Zabiorą mnie na przesłuchanie.- Nie dawał za wygraną mistrz eliksirów.
- O to niech cię głowa nie boli.

- Czy to już wszystko panie dyrektorze? - zapytał Snape.
- Tak - odrzekł Albus.
Severus wstał i skierował się do wyjścia.
- W takim razie żegnam Albusie - powiedział już przy drzwiach.
- Ale zanim odejdziesz, mam do ciebie jeszcze jedno pytanie.- Starszy mężczyzna spojrzał mu głęboko w oczy.
- Słucham - grzecznie powiedział podwładny do swojego niekwestionowanego szefa.
Dyrektor popatrzył uważnie na jednego z najważniejszych członków Zakonu.
Splótł palce i oparł na nich w zamyśleniu głowę.
- Powiedz mi Severusie, czy masz chociaż nikłe wyrzuty sumienia po tym co mu zrobiłeś?
- Mam i one wcale nie są nikłe - Albus wyglądał na zaskoczonego, bo profesor mówił całkiem poważnie.
- Mam wyrzuty sumienia dyrektorze - na twarzy Severusa pojawił się gorzki uśmiech. – Mam cholerne wyrzuty sumienia, bo zakatrupiłem go o prawie osiemnaście lat za późno.

Snape wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi.
Dumbledore jeszcze długo siedział zamyślony przy swoim biurku, skubiąc długą białą brodę i zastanawiając się nad ostatnimi słowami swojego gościa.


*Riddle – ang. zagadka.

***

Severus przyszedł do swojego gabinetu Zapalił papierosa i zamyślił się nad zdarzeniami z ostatnich dni.
Sytuacja była trudna i ze wszech miar delikatna. Gdyby Lucjusz Malfoy nie siedział w więzieniu, mógłby do niego napisać. To wpływowy człowiek i coś by wykombinował.
Mimo wszystko Snape postanowił, że od razu po szlabanie Dracona napisze list do Lucjusza, by ten wiedział o wszystkim z pierwszej ręki. Poza tym, ze swoją myślącą głową i nie mniej myślącą żoną, która była dużo cwańsza i mądrzejsza, a także miała większy wpływ na despotycznego męża, niż niektórym się wydawało, mógłby nawet w więzieniu do czegoś się przydać.
Do Narcyzy także postanowił napisać, ale zupełnie inny list.

Z zamyślenia wyrwało go pukanie do drzwi.
- Proszę wejść - rzucił mistrz eliksirów przygaszając papierosa w gustownej popielniczce o kształcie zwiniętego węża. Wąż był zielony, miał piękne oczy zrobione z bursztynu i srebrny szlaczek, biegnący wdłóż smukłego ciała.
Tą popielniczkę, kupił Severus na jakiejś mugolskiej wyprzedaży. Bardzo ją lubił, jeżeli nawet nie kochał.

***

Był wtedy na przedmieściach Londynu. Było upalne lato. Lipiec 1990 roku. Sev przechadzał się między straganami obserwując mugoli. Tak naprawdę z biegiem lat nauczył się akceptować ten "gorszy gatunek" ludzi (jak on sam by był człowiekiem, zabawne), a nawet czuł do nich pewien rodzaj sympatii.
Trochę im nawet zazdrościł ich beztroski i błogosławionej niewiedzy o niektórych sprawach.
W pewnym momencie dojrzał tą popielniczkę na jednym z kramów. Były tam w przeważającej części bardzo gustowne bibeloty, nie takie badziewia jak u innych sprzedawców
Wyrzeźbiony w jaspisie wąż zdawał się mrużyć swoje bursztynowe oczy i mrugać zachęcająco do Severusa.
Mistrz eliksirów podszedł do straganu i zważył piękną popielniczkę w dłoniach.
"Barwy Slytherinu – pomyślał - aż się prosi, żeby go kupić."

- Czym mogę panu służyć? - spytała młoda kobieta o popielatych włosach i epatującym wyższością uśmiechu, żywcem wyjętym z magazynu mody
"Damulka" pomyślał z niesmakiem Sev, ale szybko się przekonał, że pozory mogą mylić.
Gdy spojrzał jej w oczy, w nich także dostrzegł uśmiech, ewidentnie świadcząc o tym, że nie jest płytką, zarozumiałą pannicą.
- Ile pani chce za tą jaspisową popielniczkę? - zapytał jak najbardziej obojętnym tonem.
- 200 funtów.
Severus uniósł brwi.
- Nie za dużo? Nawet z tymi bursztynami nie jest warta więcej niż 75 funtów.
- Owszem jest - kobieta uśmiechnęła się szerzej.
- Może mi pani to udowodnić? - zapytał Severus. Był zdeterminowany, żeby mieć tą popielniczkę.
- Po pierwsze, jest ręcznie rzeźbiona i ozdabiana - powiedziała spokojnie sprzedawczyni. Po drugie - dodała tajemniczym głosem - ale nie wiem, czy zechce pan ją kupić jak to powiem - zawahała się nagle.
- A o co chodzi? - zapytał Severus - W głosie kobiety było coś, co wzbudziło zaciekawienie mistrza eliksirów.
Wiedział jedno: musi mieć u siebie na biurku tego jaspisowego węża, ale w kieszeni miał tylko 250 funtów, a chciał zaliczyć jeszcze dobre zimne piwo (dużo dobrego piwa) w jednej z lepszych, mugolskiej knajp..
Dziewczyna dmuchnęła z irytacją, na lezące w oczy włosy i odgarnęła je na kark. Było tak gorąco, że Severus czuł jak jedwabna, czarna koszula z krótkim rękawem, klei się do niego w strugach potu. Sprawy nie ułatwiały też czarne, raczej dopasowane dżinsy, zwłaszcza, że przez nie wiele kobiet z zaciekawieniem oglądało pewną cześć jego ciała - i to nie tylko z tyłu - a niektóre uśmiechały się przy tym bezwstydnie, co raczej nie sprzyjało ochłodzeniu atmosfery.

- Ta popielniczka należała do osobistego wróżbity Hitlera i podobno jest obłożona klątwą.
Severusa naprawdę to zaciekawiło.
- Wiedział pan o tym, że Hitler miał swojego wróżbitę?
- Oczywiście. O tym akurat wie wielu ludzi..
Płowowłosa piękność o jasnozielonych oczach uśmiechnęła się szeroko, a później wypaliła.
- Tak, ale nikt prawie nie wie o tym, że miał jeszcze jednego wróżbitę. Anglika, zupełnie niezależnego od tamtego w Niemczech.
Rzeczywiście, Severus nie wiedział. Co prawda słyszał kiedyś jakieś plotki, ale to były tylko plotki.
- Mam mówić dalej? - zapytała.
- Tak, to ciekawa historia - powiedział szczerze czarnowłosy, czarnooki i na czarno ubrany mężczyzna, z ciekawym bladym tatuażem na lewym przedramieniu. Wizerunku dopełniały szkła przeciwsłoneczne - oparte teraz nad czołem. Mistrz nie wiedział, że wygląda dosyć pociągająco, co tylko dodawało mu uroku.

"Intrygujący typ" - pomyślała dziewczyna.
- Angielski wróżbita nazywał się Nicholas Black - Severus drgnął na dźwięk tego nazwiska - i twierdził, że jest wykwalifikowanym czarodziejem.
"Nie wątpię, że nim był" - pomyślał Sev.
- Ta popielniczka - ciągnęła dziewczyna, - została wykonana na zamówienie. To unikat. Jest taka tylko jedna, jedyna na świecie.
- Teraz rozumiem jej cenę.
- Wierzy mi pan? - spytała dziewczyna - poprzedni klient zarzucił mi, że wciskam mu kit.
- Ależ ja wiem, że pani nie kłamie - szczerze odrzekł mężczyzna. Jest pani uczciwą osobą. To widać.
Kobieta uśmiechnęła się promiennie.
- Skoro pan mi wierzy, to opowiem panu w nagrodę o rzekomej klątwie, a pan dopiero wtedy zdecyduje się czy ją kupić, czy nie i... spuszczę panu cenę do 175 funtów. - Nie mogła się powstrzymać. Ten facet mimo, że na początku ją zirytował był w nietuzinkowy sposób sympatyczny, a jednocześnie sprawiał wrażenie kogoś, kto wiele w życiu wycierpiał.
- Zamieniam się w słuch - Severus zdobył się na blady uśmiech.
- Zapewne wie pan, że niemiecki wróżbita przepowiedział Hitlerowi klęskę i został za to otruty przez jego ludzi.
Severus skinął głową.
- Anglik, zupełnie niezależnie od wróżbity niemieckiego, także przepowiedział Hitlerowi fiasko. On jednakże, przepowiedział mu też, że popełni samobójstwo. Adolf Hitler tak się wściekł, że nakazał Nicholasowi, aby to on samobójstwo popełnił, a ponieważ Black zauważył swój błąd i pożałował, że jest na usługach niebezpiecznego psychopaty z ulgą przyjął takie rozwiązanie.
- A klątwa? - Spytał zaciekawiony Severus.
Kobieta westchnęła cicho
- Sama nie wiem, czy to bujda na resorach, czy nie, faktem jest, że wszyscy dotychczasowi właściciele tego cudeńka mieli cholernego pecha...
- Pierwszym posiadaczem, był jakiś nawiedzony kolekcjoner, który za grube pieniądze wykupił ją z jednego z muzeów poświęconych Hitleryzmowi. W 1955 roku, jego żona i dwie córki zginęły w wypadku samochodowym. Facet nie zdzierżył i się powiesił. Cudeńko znowu trafiło do muzeum, ale nie na długo bo zostało skradzione. Nie wiadomo przez kogo, muzeum jednak zbytnio się tą stratą nie przejęło, poza jednym z kustoszy, który odnalazł popielniczkę w roku 1963 u jakiejś babinki w Glasgow. Twierdziła ona, że jaj poprzedni właściciel - sąsiad z naprzeciwka - utopił się dwa lata wcześniej we własnej wannie. Staruszce jednakże nic się nie stało.
Kustosz zabrał cudo do domu i w 1970 roku, zmarł na zawał serca z powodu bankructwa i notorycznych zdrad żony - ponoć nakrył ją w łóżku z facetem, w dniu w którym wylali go z pracy.
Popielniczka była przez dziesięć lat u wdowy i nic. Ale kiedy kobieta podarowała na 18. urodziny tą cholerę synowi... W 1985 roku jakiś psychopata wykończył jego młodziutką żonę. Zgwałcił ją i bestialsko zamordował. Facet trafił do psychiatryka..
Po tamtym wydarzeniu... cóż, nie wiem co się z nią działo. Dostałam ją kilka dni temu od starszej pani, która nie chciała mówić skąd ją ma, chociaż jej historię do 1985 roku z radością mi opowiedziała. Nie chce też za nią pieniędzy, ale i tak odpalę jaj 100 funtów. Wygląda na to, że klątwa o ile istnieje dotyka tylko mężczyzn... No i jak zdecydował się pan? – przez chwilę przestraszyła się, że odstraszyła potencjalnego klinenta, ale mile się zawiodła.

- Biorę ją - stwierdził rzeczowo Snape - jest ładna, stylowa i całkowicie w moim guście. Tą całą klątwę pewnie da się racjonalnie wytłumaczyć zwykłym zbiegiem okoliczności, ale jeżeli nie, cóż - spotka mnie za parę lat coś strasznego.
- Osobiście w to nie wierzę, bo wtedy za nic nie sprzedałabym jej żadnemu mężczyźnie. – Dziewczyna popatrzyła na niego z zainteresowaniem.
Severus uśmiechnął się do niej i wręczył dwieście funtów.
Odchodził już gdy kobieta krzyknęła:
- Pana reszta.
- Niech się pani nie wygłupia.
- To kwestia honorowa, nie mogę wziąć dwustu funtów - powiedziała i wręczyła mu 25 funciaków reszty.
- Rozumiem i dziękuję.
- Mam nadzieję, że ta bursztynowooka szelma nie przyniesie panu pecha.
- Ja sam jestem jednym, wielkim pechem. Poza tym, jak pani zapewne wie, złego licho nie bierze. - Severus uśmiechnął się ironicznie i odszedł w swoją stronę.


***

"No i w końcu, klątwa spadła także na mnie" - pomyślał z gorzkim rozbawieniem Severus.
Oczywiście wiedział, że klątwa to jawna bzdura. Czy miałby jaspisowego węża czy nie, zrobiłby to, co zrobił i koniec.
Prawdą było jedynie ciekawe pochodzenie popielniczki

Mistrz eliksirów popatrzył na Draco Malfoya.
- Dobry wieczór sir - powiedział chłopak.
- Dobry wieczór - Severus wstał - Idziemy.
Zaprowadził Dracona do pracowni, gdzie wręczył mu cały kocioł żab rogatych, które kazał mu poporcjować do specjalnych słoików.
Draco nie był zachwycony, ale nie powiedział ani słowa skargi. Profesor zasiadł za biurkiem i zaczął sprawdzać wypracowania piątoklasistów, które miał rozdać ocenione, następnego dnia.

***

Draco Malfoy uporał się z rogatymi żabami w trzy godziny. Mistrz eliksirów skończył niewiele wcześniej sprawdzać wypracowania, które jak zwykle były w 50% żałosnymi wypocinami.

Gdy Severus dotarł do swojej prywatnej kwatery, zabrał się za pisanie szczerego listu do Lucjusza, w którym przyznał, że od lat jest lojalny wobec Dumbledore'a i że to on zabił Notta - i dlaczego to zrobił.
W liście prosił Malfoya o zachowanie dyskrecji i o jakieś rady, co do zaistniałej sytuacji.
Doradził też Lucjuszowi, aby zmienił strony i został szpiegiem Ddumbledore'a kiedy wyjdzie z Azkabanu.
Oczywiście nie namawiał go natarczywie, ale przedstawił sporo całkiem sensownych argumentów, które skłaniały do przyjęcia takiej opcji.
Zaznaczył, aby stary przyjaciel odpisał mu na tym samym pergaminie, od razu jak przeczyta list, który był długi i bardzo szczery i Severus liczył na wzajemność w tym względzie.

Napisał też do Narcyzy. Była to prośba o spotkanie incognito w jakiejś mugolskiej knajpie. Dokładne miejsce i godzinę pozostawił do wyznaczenia jej.

Wziął korespondencję i udał się do sowiarni
Do pani Malfoy wysłał zwykłą płomykówkę, ale do Lucjusza...
Severus udał się na samo koniec sowiarni. Przyłożył lewą dłoń do ściany i wyszeptał, zmieniane co tydzień, hasło:
- Ester Novum.
Ściana rozstąpiła się przed nim posłusznie. W ogromnym pomieszczeniu siedział na grubej żerdzi słusznych rozmiarów, czarny jak noc orzeł królewski.
Ptak głośno kraknął na widok swojego pana. Liczył na kilkudniowy wypad, na wolną przestrzeń.
Kiedy zobaczył pergamin, zrzedła mu mina i ostentacyjnie wrócił do czyszczenia piór.
- Prometeuszu - zwrócił się do ptaszyska Snape - zaniesiesz ten list do Lucjusza Malfoya. Do Azkabanu. - Ptak żachnął się zanim Severus skończył mówić.
- Jak przyniesiesz odpowiedź wypuszczę cię na kilka dni - łagodnie przemówił mężczyzna.
Prometeusz spojrzał na swojego pana wielkimi ciemnogranatowymi oczami.
"Akurat" - mówił jego wzrok.
- Obiecuję - mistrzunio podrapał orła po głowie, co ten przyjął leniwym zmrużeniem oczu. Niechby jednak ktoś inny spróbował takiej poufałości...
- To bardzo ważny list - mówił Severus gładząc grzbiet ptaka, który przyglądał mu się teraz uważnie i równie uważnie słuchał jego słów.
- W żadnym wypadku nie może wpaść w niepowołane ręce. Rzucę na ciebie i na ten pergamin specjalny czar. Będziesz niewidzialny dla wszystkich poza adresatem i oczywiście mną. Ale bądź ostrożny, bo każde zaklęcie maskujące i ochronne można złamać, Prometeuszu - ptaszysko kiwnęło głową, przytakując.
- Będziesz mógł sobie bez wysiłku upolować jakąś mysz, albo królika, uważaj tylko, by nie zniszczyć pergaminu - Severus delikatnie ale skutecznie przywiązał rulon do posłusznie wyciągniętej nóżki ( a raczej nogi) orła.
- Relashio personarum intrata - powiedział kierując w orła różdżką, a następnie wypuścił ptaka na otwartą przestrzeń.
Prometeusz zaskrzeczał triumfalnie i rozłożył czarne skrzydła niknąc w mroku nocy.

"Jeszcze może się ta maskarada odwrócić na lewą stronę. Wszystko zależy od rozsądnej decyzji Lucjusza, roztropności Narcyzy i skutecznej strategii Dumbledore'a" - pomyślał z nikłą nadzieją Postrach Hogwarckich Matołów.

***
******
Galia
Kitiara wyrastasz nam tutaj na bardzo

poczytną autorkę. Słowem : Podobało mi się ( tak wiem, że to trzy słowa)


style='vertical-align:middle' alt='smile.gif' />
Masz

lekkość pisania, iktórej można tylko pozazdrościć.
Jedno mi tylko nie

pasuje :
Snape podszedł do okna i wyjrzał

na jasno oświetloną ulicę.
"O jednego śmiecia mniej" -

pomyślał


Ulicę? W Hogwarcie ?

Pozdrawiam

/>Gall
Kitiara
Piątek,

02.11.2004


Harry spał spokojnie. Tej nocy dostał

jeszcze Eliksir Bezsennego Snu.
Na śniadaniu został

entuzjastycznie przyjęty przez wszystkich gryfonów i nie mógł szczerze się

nie uśmiechnąć.

Wieczorem Ron i Hermiona byli u niego zaledwie

pięć minut i nie zdążył im nawet opowiedzieć o dziwnej rozmowie

Dumbledore'a i Snape'a, ani o swojej rozmowie z mistrzem eliksirów.


Pomponia Kwoka Nadgorliwa Opiekunka Pomfrey bardzo szybko wygoniła

jego przyjaciół.
"Severus, Albus, a teraz jeszcze oni i to drugi

raz" - myślała nastroszona.
- Musisz mieć spokój - powiedziała do

Harry’ego dobitnie.
Chłopak wzruszył tylko ramionami i po raz

trzeci wziął się za czytanie artykułu.

- Zabiję Percy'ego -

powiedział mściwie Ron ładując do ust ogromny kawał ciasta czekoladowego.


- Jak on może gadać takie bzdury? - najeżyła się Hermiona, smarując

tosty grubą warstwą dżemu. - Wiecie co teraz grozi Lupinowi, Hagridowi i...


- Komu? - zapytał ciekawie Ron.
- No wszystkim mieszańcom,

wilkołakom, wampirom i półolbrzymom, bo olbrzymów chyba raczej nie ruszą...

- powiedziała szybko. Omal nie wygadała się, że Snape jest wampirem.

Wiedziała o tym już od trzeciego roku nauki.
Harry popatrzył na

przyjaciółkę przenikliwie, ale nic nie powiedział.
- Będę musiała

poważnie porozmawiać z Ritą Skeeter - dodała jeszcze Hermiona.


/>Resztę śniadania spędzili w milczeniu, a potem Ron poszedł się byczyć

(piątek miał wolny) a Hermiona z Harrym udali się na Eliksiry.

/>Teoretycznie piątek był najlżejszym dniem nauki dla Harry'ego bo miał

tylko jedne zajęcia. Ale za to jakie. Cztery godziny męki ze Snapem. Raz w

tygodniu a dobrze.
Chłopiec westchnął przeciągle
Dostał się na

Eliksiry za protekcją McGonagall, a poziom był bardzo wysoki, było mu ciężko

i dlatego dziękował Bogu, że ma pod ręką Hermionę.
Na tych zajęciach

byli jedyną parą gryfonów i nie uczęszczał na nie żaden puchon. Roiło się za

to od krukonów i ślizgonów.

******
Odpowiedzi od Lucjusza i

Narcyzy przyszły tuż przed piątkowym śniadaniem i Severus musiał odłożyć ich

przeczytanie na czas lunchu. Coś jeść przecież powinien.
Później

czekały go cztery godziny NUT-ek z szóstym rokiem.
"Jezu,

Potter..." - pomyślał.
"Jak nic ten wścibski bachor do

niedzieli dowie się, że jestem wampirem i pewnie domyśli się też, że zabiłem

Notta. Jest bardziej niż pewne, że ta przeklęta Granger wie już, że jestem

wampirem i najpóźniej do soboty będzie znała prawdę o morderstwie tego

sukinsyna... Chryste. Tylko się powiesić." - W takim wesołym nastroju

mistrz eliksirów zjadł swoje śniadanie.

***
- Zapraszam do

środka, moi mili - powiedział sarkastycznie do uczniów przybyły punktualnie

na zajęcia Severus Snape.
- Co by wam zaproponować, żebyście się nie

nudzili przez cztery następne godziny ?- zaczął gdy wszyscy już usiedli. -

Jesteśmy nieco do przodu z materiałem, może w takim razie małe powtórzenie

wiadomości, co? - głos mężczyzny nasączony był drwiną.
Cieszyła się

tylko jedna osoba poza Snapem. Hermiona.
Harry był bliski płaczu i

nawet Draco lekko pobladł, i stał się prawie przezroczysty. Pomimo, że był

bardzo dobry z Eliksirów i naprawdę lubił ten przedmiot to ostatnio zbyt

często zajmował się Parkinson (po prawdzie - bardziej to ona zajmowała się

nim, co z pewnych użytecznych przyczyn wcale mu nie przeszkadzało), by mieć

głowę do nauki.

- Widzę, Potter, że jesteś szczęśliwy...

/>Harry miał autentyczną ochotę zemdleć, a Hermiona spojrzała na kumpla ze

współczuciem.
Draco Malfoy zaśmiał się radośnie. Szybko jednak był

zmuszony przestać suszyć zęby.
- Pan Malfoy, jak widzę pozazdrościł

koledze z Gryffindoru, że będzie pytany jako pierwszy - powiedział złośliwie

Snape. - Draco zawsze był ambitny... W takim razie, może pan Malfoy opowie

wszystkim, jakie właściwości posiada krew nietoperza i w jakich eliksirach

ma zastosowanie.
Malfoy lekko pożółkł.
"On jest ostatnio

okropny" - pomyślał blondas.
Akurat o tej pieprzonej krwi

nietoperza nie wiedział zbyt dużo. Harry natomiast wiedział wszystko i

przeklął w duchu durny rechot Malfoya. Gdyby nie ten kretyn, on dostałby to

pytanie.

Dukanie Malfoya zostało ocenione na Marny, a on sam

dowiedział się, że w aktach szkolnych widnieje czarno na białym, że jego

ojciec miał z eliksirów zawsze Powyżej Oczekiwań lub Znakomity.
- Po

prawdzie, Draco - powiedział Sev ze swym ironicznym uśmieszkiem - nawet

James Potter nie dostał chyba nigdy z tego przedmiotu nic poniżej

Akceptowalnego.
- Chyba już zupełnie zawładnęły tobą hormony - dodał

chłodno i złośliwie się uśmiechnął.
Snape beztrosko wstawił mu ocenę

do dziennika, usiadł nonszalancko na rogu biurka z dziennikiem na kolanach

i doskonale się bawił zamętem, który postanowił zasiać.


/>Wszystkich opanował strach.
"Będzie się działo" - myśleli

uczniowie.
Tylko Grangerowa była wybitnie spokojna i Malfoy miał

ochotę za ten spokój jej "przypieprzyć", pomimo faktu, że przy

okazji chętnie by ją "przeleciał" (ostatnio Draco był bardzo

nieskomplikowany "w obsłudze"). Parkinson wyglądała przy Omnibusce

gryfonów jak patyczak.

- No moi drodzy, widzę, że wasza wiedza

to bardzo ulotna rzecz... - powiedział Snape po przepytaniu Anetty Stell,

bardzo inteligentnej Krukonki o dużych, niebieskich oczach i łagodnym

uśmiechu.
Dostała tylko Akceptowalny, ponieważ profesor zapytał ją o

temat, którego jeszcze nie skończyli omawiać. Miała wymienić wszystkie

skutki ukąszenia wampira wraz z możliwościami ich leczenia.

-

No, Potter nie martw się, teraz twoja kolej - Severus jadowicie się

uśmiechnął.
Harry przełknął głośno ślinę.
- Powiedz mi, Potter,

z czego chciałbyś zostać przepytany?- rzucił szokującą propozycję Snape.

Nigdy wcześniej, tak się nie zachował. Wszyscy z niepokojem wlepili wzrok w

swojego nauczyciela.
Harry wietrzył podstęp, więc cóż biedny mógł

odpowiedzieć?
- Nie wiem, sir.
- Nie wiesz... - Sev uniósł

wysoko brwi. - Dlaczego Potter, ty nic nigdy nie wiesz? Mam ci postawić

Koszmarny?
- Nie, po prostu niech mnie pan zapyta o cokolwiek, sir.


- Aż taką ma pan wiedzę, panie Potter? - Snape uśmiechał się

jadowicie, a ton jego głosu był cichy i drwiący. - Imponujące. Dobrze, zatem

podaj mi właściwości czegokolwiek i zastosowanie czegokolwiek

w eliksirach. Słuchamy. Po raz pierwszy jestem szczerze zainteresowany twoją

wypowiedzią.
Niektórym uczniom zaschło w gardle, a zwłaszcza

zielonookiemu gryfonowi, którego twarz ozdabiały w tej chwili już trzy

blizny.
Draco Malfoy pomyślał, że byłoby to nawet zabawne, gdyby nie

fakt, że to dopiero początek jatki, i że on sam jeszcze nie raz może być

dziś w niebezpieczeństwie. Fakt, że dostał już ocenę, niczego nie

gwarantował. Snape był nieobliczalny. A z tego, co teraz Blond Bóg Seksu

Slytherinu obserwował, mistrz eliksirów bił właśnie swój rekord

nieobliczalności.

Na ponad minutę zapadła martwa cisza.
-

No, Potter, czas ucieka. Inni też pożądają podzielenia się swoją wiedzą.

/>"Kto pożąda dzielenia się wiedzą, ten pożąda" - pomyślał Draco

zapatrzony w kształtne, spore i zmysłowo rozchylone wargi Hermiony i

zdecydowanie pożądał, czegoś zupełnie innego. Od jakiegoś czasu

niepodzielnie rządziły nim hormony i ledwie sobie z tym radził, zwłaszcza,

że Pansy cały czas rozbudzała go erotycznie. W tej chwili na przykład

gładziła go, co jakiś czas po tyłku. Zaczynało go to trochę irytować, ale

nie chciał zwracać na siebie uwagi nauczyciela.

- No, kto mi

powie o czymkolwiek? - Snape nie ukrywał drwiącego rozbawienia. - Może panna

Granger? Mylę, że pani zna odpowiedzi na wszystkie pytania, świata, czyż

nie?
"Granger, to mogłaby cokolwiek zrobić mi tymi swoimi

ustami" - pomyślał Malfoy z rozmarzeniem.

Harry'ego

nagle olśniło i poderwał do góry rękę.
- Tak, Potter? - zapytał

zaciekawiony Snape.
- Chciałbym jednak samodzielnie odpowiedzieć na to

pytanie, sir.
- Słucham. - Sev uśmiechał się ironicznie.
Harry

wciągnął ze świstem powietrze.
- Cokolwiek ma właściwości

jakiekolwiek, a zastosować można je jakkolwiek w jakimkolwiek eliksirze... -

wypalił Harry, modląc się w duchu o to, by nie wylecieć z hukiem z zajęć za

bezczelność i nie ściągnąć pogromu na wszystkich obecnych.
Malfoy

zapomniał nawet na chwilę o wargach Hermiony, a Pięknousta Granger spojrzała

z podziwem na swojego serdecznego kumpla.

Severus uniósł lewą

brew i popatrzył po uczniach z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Jestem

pod wrażeniem - powiedział nagle, a uczniowie zaczęli zastanawiać się czy

mają odetchnąć, czy raczej szykować się na rzeź niewiniątek.
- No

proszę, proszę... Potter, ty potrafisz myśleć..
Severus kpiąco

rozejrzał sie po klasie.
- Możecie uczyć się od kolegi błyskotliwości

umysłu. Pan Harry Potter, Bohater Wychodzący Cało Z Każdej Opresji dostaje

Powyżej Oczekiwań.
- Dziękuję, sir - bąknął niewyraźnie zaskoczony

Harry.
Wszyscy uczniowie byli w stanie permanentnego szoku. Nie minęła

jeszcze godzina, a Snape już ich zaskoczył ponad normę.

-

Parkinson - powiedział jadowicie nauczyciel po chwili milczenia - z czego

pani chciałaby odpowiadać? Zastrzegam, że nie może być to temat dotyczący

eliksirów upiększających, ani rozważania o nowej, rozwianej fryzurze Malfoya

juniora. Zamieniam się w słuch.
- Eee... - zaczęła mocno i elokwentnie

mopsowata blondi zabierając dłoń z uda Dracona, co ten przyjął z wyraźną

ulgą. Napięcie erotyczne na lekcjach, nie było wskazane, zwłaszcza na lekcji

eliksirów i zwłaszcza wtedy, gdy na przeciwko siedziała całkiem ładna

orzechowooka brunetka z lekko rozchylonymi wargami.
- Eee...? Możesz

jaśniej, Parkinson? - zapytał Snape.
- Wiem bardzo dużo na temat krwi

smoka.
- Pani raczy żartować, panno Parkinson - powiedział drwiąco

mistrz eliksirów. - W zeszłym tygodniu był z tego sprawdzian. Proszę podać

bardziej imponujący temat..
- Może beozar, sir?
- Parkinson,

jesteś po prostu bezczelna - Severus był wyraźnie poirytowany. - Ten temat

wałkowany jest od pierwszego roku i wszyscy, nawet Longbottom, mają materiał

dotyczący beozaru w jednym palcu. To miało być coś imponującego.

/>- Próbuję was głąby zmusić do myślenia. Do tej pory myślący okazał się

tylko Potter, chociaż zaczął, jak zwykle, zaczął tragicznie. Ale wkopał się

i wybrnął. Bo pomyślał logicznie. Czy wy naprawdę jesteście bandą osłów?

Przecież to Eliksiry Zaawansowane. Idę wam na rękę i pytam z czego chcecie

odpowiadać, ale to nie mogą być tematy dla przedszkola. To są zajęcia dla

najlepszych, a panna Malowana Lala wyjeżdża mi z beozarem...
- O co

mam zapytać koleżankę Parkinson, panno Granger? - zapytał patrząc drwiąco na

Hermionę, a każde jego słowo nasączone było jadem.
Hermiona nie

ukrywała lekkiego uśmiechu satysfakcji. Panna P. P. zwyzywała ją po

śniadaniu od grubych krów, tylko dlatego, że Gryfonka, w przeciwieństwie do

niej nosiła rozmiar 70C a nie 70A i w odróżnieniu od Mopsicy posiadała coś

takiego jak biodra. Na nieszczęście Parkinson, Granger była na nią zła a

przy okazji była łebska.
- Niech panna Parkinson - powiedziała

Hermiona z niewinna miną - opowie o zastosowaniu wilczych kłów w eliksirach

przeciwbólowych i o skutkach niewłaściwego przechowywania wywarów, które

zawierają ten składnik.
Był to temat z początku bieżącego roku.

Obszerny i trudny.
Snape gwizdną.
- Chyba wiesz,Granger, że

jeżeli panna Parkinson nie da rady na to pytanie odpowiedzieć, co jest

bardzo prawdopodobne, wziąwszy pod uwagę jej ostatni blondwłosy obiekt

studiów, zajmujący jej każdą wolną chwilę... będziesz musiała zrobić to ty.


- Oczywiście, panie profesorze - grzecznie odrzekła Hermiona, która

miała to "obkute na blachę".
Nędzna wypowiedź Ślizgonki

została oceniona na Marny.
- A teraz pani, panno Granger. Dokładnie i

powoli, żeby panna Parkinson wszystko mogła zrozumieć. - Severus był dziś

tak jadowity jak tylko mógł.
Hermiona odpowiedziała śpiewająco.

/>- Jak widać można się nauczyć - rzeczowo stwierdził Snape- Siadaj Granger,

Znakomicie.
- Dziękuję, sir - powiedziała grzecznie dziewczyna.

/>"Ciekawe, czy ona wszystko robi znakomicie?" - pomyślał

jednoznacznie Draco.

- Widzę - Snape nie zamierzał dziś popuścić

cugli - że Malfoy, Parkinson i Potter bardzo chcą się z nami podzielić

jeszcze trochę swoją wiedzą.
Sam nie wiedział dlaczego chce dręczyć

akurat ich. Jedynym racjonalnym obiektem z tych trzech był Potter. No, ale

czy wszystko musi być racjonalne?
Severus miał napięte wszystkie nerwy

bo chciał jak najszybciej przeczytać listy, a czekały go jeszcze trzy

godziny użerki z buzującymi hormonalnie nastolatkami. Musiał sobie jakoś

umilić życie.
- Parkinson - wypalił Snape - cechy charakterystyczne

Wywaru Żeńszeniowego w stosunku do innych eliksirów

regenerująco-ujędrniających. To chyba powinnaś wiedzieć?
Powinna. Ale

znała tylko trzy istotne cechy z sześciu
- Akceptowalnie - ocenił

mistrz. - Resztę wymieni pan Malfoy.
- Nie wiem, sir - przyznał się

chłopak bez bicia.
- Chryste, Draco - westchnął ciężko profesor. - W

takim razie opowiedz o zastosowaniu kłów smoczych w eliksirach

przeciwbólowych. Podaj nazwy wszystkich eliksirów przeciwbólowych w których

jest stosowany i skutki ich przedawkowania. Jak pamiętacie są tylko cztery

takie wywary. - Ostatnie zdanie nauczyciela było wyraźną podpowiedzią, A

mimo wszystko Draco poczuł się pokrzywdzony.
- To trudniejsze pytanie

od tego, które dostała Pancy - wypalił. - Nie mówiąc już o tym jakim sianem

wykręcił się Potter.

To był duży błąd.
- Kwestionujesz

moje sposoby pytania i oceniania, Malfoy? - wycedził jadowicie Snape -

Slytherin stracił właśnie przez ciebie 5 punktów. Oczekuję odpowiedzi na

zadane pytanie.
- Nie mam pojęcia, sir - odrzekł upokorzony i zły

Draco.
Pierwszy raz w życiu stracił punkty u swojego opiekuna.
-

Potter, może ty mi na to pytanie łaskawie odpowiesz?
Harry ku swej

uldze wiedział trochę na ten temat i dostał A.
- No, jak widzę Potter,

jesteś w stanie czegoś się nauczyć. Zadziwiające. - Severus nie mógł darować

sobie tego komentarza.

Później zapytał Hermionę. Zapytał ją o

eliksiry o działaniu narkotycznym, które mieli rozpocząć zaraz po bieżącym

temacie, czyli po skutkach ukąszenia wampira i sposobach ich leczenia. A

ponieważ Granger była zawsze do przodu dostała P.

- A propos

panno Granger - zagadnął ją Severus gdy Hermiona usiadła - czy ty

kiedykolwiek z czegokolwiek dostałaś mniej niż P?
- Nie, sir -

odrzekła.
- Kujonica - wysyczała Pancy.
- Mówiłaś coś,

Parkinson? - spytał chłodno Snape?
- Nic, sir - odrzekła szybko

dziewczyna.
- Tak też myślałem. Wyjmijcie pergaminy. Zrobimy sobie

mały teścik.
Test trwał godzinę (trzeba było wpisać odpowiednie

terminy, cechy, bądź właściwości w puste miejsca), i był dosyć trudny, ale

nie piekielnie trudny.
Severus zrobił im aż dwudziestominutową przerwę

(norma wynosiła 5-10 min.), w czasie której poszedł sobie wypić drinka,

"co by mu nerwy nie puściły".
Przez ostatnie półtorej

godziny omówił do końca bierzący temat i zadał kobylaste wypracowanie na

temat eliksirów przeciwbólowych.

***

Gdy Snape

wyszedł na przerwę w lochu zapanował istny harmider.
- Jezu co go

ugryzło?- Blais Zabini*, śliczna czarnowłosa Ślizgonka była wyraźnie

zdenerwowana. – Dostanę na pewno Akceptowalny z tego testu. Jeśli będę

miała szczęście. – dziewczyna westchnęła.
- Zadowolony, Potter?

– Malfoy był wściekły. – Po tej akcji z torturami, nawet Snape

zaczął ci pobłażać.
- Odwal się od niego - syknęła Hermiona.
-

Nie będziesz mi rozkazywała szlamowata suko - warknął wkurzony Draco.

/>– Licz się ze słowami, Malfoy – Harry nie zamierzał pozwolić

na obrażanie swojej przyjaciółki.
- Bo co mi zrobisz, laskę? –

Ślizgon bezczelnie się uśmiechnął.
Harry nie wytrzymał. I tak był w

stanie silnego napięcia psychicznego, a jeszcze bezczelne docinki Malfoya...


Gryfon wyciągnął różdżkę:
- Tormento!
-

Harry!!! Nie ! - wrzasnęła w tym samym momencie Herm

wytrącając mu różdżkę.
- Odczep się – zasyczał chłopak z całej

siły odpychając od siebie przyjaciółkę z wyrazem odrazy na twarzy.

/>Różdżka Harry'ego podleciała w górę i zanim upadła na stół, zaklęcie

walnęło w ścianę naprzeciwko, między Blais i Pansy, która wrzasnęła. Ścina

została po części rozwalona. Draco Malfoy lekko pobladł, ale był tak zły, że

nie zamierzał odpuścić.
- Reparo – Zabini zachowała

przytomność umysłu. Hermiona po raz setny zastanawiała się dlaczego to nie

ona jest Prefektem, tylko da głupia Parkinson.
– Odbiło ci?!

– warknęła patrząc na roztrzęsionego zielonookiego gryfona.

/>Harry posłał jej spojrzenie Puszka.
- A ty, Draco – Blais

spojrzała z pogardą na Malfoya – mógłbyś chociaż raz zachować się

godnie. Bywasz obleśny.
- A co zazdrosna jesteś o Pottera? Sama wolisz

zrobić mi loda? – zapytał z drwiną w głosie Ślizgon. - Nie ma sprawy

możesz być następna.
Dziewczyna poczerwieniała z jawnego oburzenia.


- Chamie jeden – wysyczała – jeszcze raz tak do mnie

powiesz, to potraktuję cię tym samym zaklęciem co Potter.
- Jeżeli

masz tą samą celność, to chyba powinienem ze strachu narobić w gacie.

/>- Mógłbyś z szacunku dla samego siebie i rodu z wieloletnią tradycją, z

którego się wywodzisz – ciągnęła niezrażona Blais – nie

wypominać komuś, że był torturowany i z tego drwić.
Harry się

wzdrygnął.
- Jak nie wiesz co to są tortury – wysyczała Zabini

– mogę ci zademonstrować. Na te zajęcia twoi oddani goryle nie chodzą.



Na chwilę zapanowała niezręczna cisza. Harry spuścił wzrok.

/>- Słuchajcie – odezwała się Anett , widząc zmieszanie gryfona

– co myślicie o wczorajszym artykule i wypowiedzi nowego Wiceministra

Magii?
- To, co napisali – ciągnęła – kupy się nie trzyma.

– Jak można odmawiać komuś uczciwego procesu, tylko dlatego, że jego

ofiara dawała hojnie kasę na Ministerstwo. Uważam, że to straszne. Myślą

tylko o forsie. Tępe dupki.
- Jak dorwę Percy’ego to mu nakopię

za te jego pomysły z czystkami – wysyczała Hermiona
- Hola,

Granger – Draco zaśmiał się paskudnie. – Od niedzieli, to on

będzie mógł dokopać tobie, a nie ty jemu. – Radziłbym ci się zacząć

martwić o tego przerośniętego kretyna, gajowego i Lupina – głos Draco

był zjadliwy – Może w końcu odgórnie wezmą się za szlamy.

/>Parkinson zachichotała a Blais popatrzyła na nią z politowaniem.

/>„Prefekt – pomyślała drwiąco – Malfoy chociaż czasami

myśli i wykazuje się inteligencją, ale ona?”

Andrew Scott,

wysoki długowłosy brunet z Ravenclawu popatrzył uważnie na Malfoya.
-

Tobie się zupełnie we łbie poprzewracało Malfoy, prawie tak samo jak temu

Weasleyowi.
No i rozgorzała zażarta dyskusja na temat czystek,

korupcji i polityki w ogóle.
Kiedy wszedł nauczyciel wrzało jak w ulu,

ale wystarczyło jedno ostrzegawcze spojrzenie Snape’a, aby zrobiło się

cicho.
- Co tu się dzieje? – spytał chłodno.
-

Rozmawialiśmy o wczorajszym artykule, sir – wypaliła Pancy i wszyscy

spojrzeli na nią jak na idiotkę, włącznie z jej blond sympatią i z

nauczycielem.
Severus usiadł za biurkiem i posłał uczniom spojrzenie

chorego na wścieklizną hipogryfa.
Do końca zajęć musieli notować nowe

wiadomości w bardzo szybkim tempie, bo profesor nie był w dobrym humorze i

nie zamierzał powtarzać.
Zapanował ogólny jęk, gdy ze złośliwym

uśmiechem podyktował temat wypracowania na następny piątek.
- Trzy

rolki pergaminu – dodał złośliwie – równo trzy rolki, ani o

jedno zdanie mniej, ani więcej.


* Wiem, wiem, w

oryginale Zabini to facet! Ale w tym ff-ie jest (nie)stety kobietą.

Musicie mi to wybaczyć.


***

Po zajęciach

mistrz udał się pospiesznie do swojej kwatery.
Prometeusz hasał po

Zakazanym Lesie a Severus czytał korespondencję.

Godzina

17:00,Restauracja „Black Cat”, West London, Resurrection Avenue

3 - głosił lakoniczny liścik Narcyzy.


Snape zrobił sobie

drinka i rozłożył pergamin zwrotny od Lucjusza.
List był na szczęście

długi i szczery, oraz napawał ziarnem nadziei.
Co prawda Malfoy

jeszcze nie wiedział jaką decyzją podejmie po wyjściu z Azkabanu, który miał

opuścić już za tydzień, ale nie robił Severusowi żadnych wyrzutów co do jego

stanowiska i mistrz eliksirów pomyślał, że Lucjusz od dawna mógł podejrzewać

jego zmianę stron.
Śmierciożerca napisał, że doskonale pamięta Annę

Salior i rozumie oraz w pełni popiera czyn Snape’a. I mimo, że w sumie

jest mu obojętne tępienie jakiejkolwiek rasy to pomoże na tyle ile będzie

mógł, aby ten bzdurny pomysł Ministerstwa o cofnięciu Dekretu i ewentualnym

oczyszczeniu świata czarodziejów z niebezpiecznych „elementów”

nie został urzeczywistniony, ponieważ jeden z jego najlepszych kumpli jest

wampirem.
Na końcu kazał mu się trzymać i w żadnym wypadku nie

przyznawać się do winy.
Severus odetchnął i wrzucił list do płonącego

kominka.

***
******
NiMfUśKa

src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/tongue.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif' /> trochę

chore ale mi się podoba xD
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/biggrin.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif' />
Raistlin
No cóż... Jak zawsze opowiadanie wydymane w

kosmos(a nawet dalej). I muszę cie pochwalić za szybkie dodawanie

następnych części(cholernie nie lubie jak ktoś nie dodaje następnych

partów). Czyli ogólnie nie jest źle(sam sobie zaprzeczam
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/tongue.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif' /> ), pisz

następne opowiadania(ale mają być długie i fajne). Odemnie


border='0' style='vertical-align:middle' alt='czekolada.gif'

/>
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/nutella.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='nutella.gif' /> dla

ciebie.
Kitiara

class='quotetop'>QUOTE

class='quotemain'>trochę chore


Dalej jest nawet dużo bardziej

chore
border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'

/>
Taka moja uroda. I uprzedzam, że zbytnio kanoniczna

nie jestem, zwłaszcza w tym ficu.

Raist, szybko daję nowe kawałki

bo mam już bardzo dużo tekstu i tylko dlatego. Nie dziw się, że niektórzy

żadko zamieszczają odcinki swoich opowiadań. Po prostu są podczas pisania -

nie zebym skończyła już tego kolosa, chyba nawet do świąt nie dam rady

skończyć:]
A za milkę i kawę dziękuję. Obydwie bardzo lubię


style='vertical-align:middle' alt='smile.gif' />
Kitiara
Sobota,

03.11.1996



Sobota mijała Severusowi dosyć

spokojnie, a w Proroku nie ukazał się żaden niepokojący artykuł.


/>Snape pojawił się punktualnie o 17 na miejscu spotkania.
- Witaj

Severusie – Narcyza Malfoy wyglądała jak zwykle prześlicznie, ale

wyglądała także na zmęczoną i przygnębioną.
Czarnowłosa* piękność

wspięła się na palce i pocałowała mistrza eliksirów na powitanie w policzek.


Mało kto mógł sobie pozwolić na taką poufałość w stosunku do

wysokiego, czarnookiego i czarnowłosego mężczyzny, ubranego teraz w czarny

garnitur i czarny płaszcz.
Ona mogła. Mało tego – mogła liczyć

także na odwzajemnienie tego gestu.
- Witaj Narcyzo –Severus

objął ją i pocałował w czoło.
Mimo, że ubrana w szykowny czerwony

kostium pod równie szykownym ciemnogranatowym płaszczem kobieta nie była

niska (teraz mierzyła 184 cm – bez swoich butów, tylko sześć

centymetrów mniej), to Severus i tak przerastał ją o głowę.


/>Weszli do środka i zajęli stolik w najciemniejszym i najcichszym miejscu.


"Black Cat" był urządzony w tonacji zieleni i granatu. Na

stolikach stały dodatki w postaci świeczników i popielniczek w kolorze

srebra, a ściany ozdobione były pięknymi freskami o roślinnych i zwierzęcych

motywach, i Narcyza zastanawiała się po raz setny skąd się wziął, u diabła,

w nazwie tej restauracji czarny kot.
Jak się okazało, pani Malfoy

przezornie dokonała wcześniej rezerwacji.
- Co ja bym bez ciebie

zrobił – zażartował Severus.
- Co wy, mężczyźni, zrobilibyście

bez kobiet – poprawiła go rezolutnie Narcyza mrużąc swoje orzechowe

oczy.
Mistrz eliksirów posłał jej swój najbardziej ironiczny i

złośliwy uśmiech, którego uczniowie bali się jak ognia. Piękna brunetka nie

obawiała się jednak swego towarzysza nawet w najmniejszym stopniu i tylko

szeroko się uśmiechnęła.

Wzięli menu i Narcyza z rozbawieniem

zaproponowała drinka o wdzięcznej nazwie „Orgazm”.**

/>Mężczyzna nie mógł nie wygiąć ust w imitacji radosnego uśmiechu.
-

Czego ci mugole nie wymyślą, żeby sobie życie osłodzić – skomentował

złośliwie.
- Dobra, ja stawiam dwa orgazmy – stwierdziła

roześmiana kobieta. Severus mimo beztroskiego śmiechu towarzyszki dostrzegał

piętno cichego smutku na jej twarzy. Chociaż nie łączyły jej bliskie i

przyjazne stosunki z Syriuszem, to przecież Black był jej bratem.
-

Nie możesz mi postawić drinka – żachnął się w odpowiedzi mistrz.

– Jestem dżentelmenem.
- Jasne Severusie, a ja mugolską

baletnicą – pani Malfoy uśmiechnęła się złośliwie.
- W istocie

zabawne, droga przyjaciółko – jadowicie zripostował mężczyzna.
-

Nalegam Severusie. Ja bardzo potrzebowałam gdzieś wyjść, a nie miałam

okazji. Jestem ci wdzięczna za ten wypad. Poza tym doskonale wiesz, że na

brak pieniędzy nie narzekam i muszę odreagować to, że mój durny mąż dał się

zamknąć za tą swoją słuszną sprawę oczyszczenia świata.- kobieta

wyglądała na zdeterminowaną postawić na swoim.
Chociaż Narcyza

lojalnie trzymała stronę męża, nigdy nie zaangażowała się w jego

„hobby” na tyle, aby przystać jawnie do Śmierciożerców. Wolała

pozostać na uboczu.
- Obiecuję ci, że ten wypad jeszcze ci

bokiem wyjdzie – powiedział Snape z przekąsem. - A co do

czyścicieli... czytałaś wczorajszy artykuł tej kretynki Rity Skeeter

w Proroku Codziennym?
- Czytałam... Wiesz – Narcyza

zmarszczyła brwi – Lucjusz opowiadał mi kiedyś o tym sadyście, co

zdechł. Jakoś wcale mu nie współczuje, chociaż jego śmierć była okrutna...

Zaraz, zaraz – kobieta popatrzyła uważnie na swojego rozmówcę

–Severusie, to TY go zabiłeś?! – to było bardziej

stwierdzenie, niż pytanie.
Wampir jedynie skinął głową.
- Zawsze

byłeś uroczy – przy tych słowach, Narcyza ciężko westchnęła i

wyciągnęła papierosy.

- Mówiłem ci, że to spotkanie wyjdzie ci

bokiem... Narcyzo ty przecież rzuciłaś palenie...
- Tak. Do momentu

aresztowania Lucjusza... Przejdziemy do rzeczy?
Severus przyjął od

Narcyzy papierosa i podał jej ogień. Obydwoje zaciągnęli się w milczeniu.



- Przejdziemy do rzeczy, ale za nim ja otworzę swoją duszę przed

tobą, ty musisz mi powiedzieć co się stało.
- To ty masz duszę? -

Narcyza uniosła kpiąco brew.
- Nie zmieniaj tematu...
- O co ci

chodzi? - kobieta doskonale udawała szczere zdziwienie.
- Przecież

widzę, że coś cię gryzie. Jesteś czymś zmartwiona.
- Och, Severusie .

Mój brat nie żyje a mąż jest w więzieniu.. - Narcyza zaciągnęła się mocno i

uciekła spojrzeniem w bok, udając, że interesuje ją fresk przedstawiający

sploty bluszczu na.
- Tut, tut... jest coś jeszcze Nari - Snape nie

dawał za wygraną. Czasami używał w wobec niej zdrobniałej formy imienia, tak

jak teraz. Była wysoka, miała silny charakter, ale kryło się w niej też coś

subtelnego, co czasem wzbudzało czułość. Tą nieuchwytna na pierwszy rzut oka

cechę mógł dostrzec tylko ktoś, kto dobrze ją znał. Tak samo jak ukrywane

przez nią zmartwienie.
- Więc jak będzie? -zapytał łagodnie mężczyzna

przygaszając papierosa.
Na chwilę zapadła martwa cisza.

-

Draco - wypaliła nagle Narcyza. - Jest coraz gorszy.
- Draco jest

teraz w Hogwarcie - zdziwił się Severus.
- Napisał do mnie... - pani

Malfoy zgniotła niedopałek w popielniczce i tęgo pociągnęła ze szklaneczki.


- No i...?- mężczyzna uniósł brew.
- List przyszedł wczoraj

wieczorem, Severusie - Narcyza odetchnęła głęboko. - Mój syn napisał,

cytuję: Potter dostał wciry od Śmierciożerców. Ktoś go torturował przez

dwa dni. Podobno Nott (podsłuchałem pod Pokojem Nauczycielskim).
-

Narcyza odchrząknęła i zapaliła kolejnego papierosa. Mężczyzna także nie

pogardził, gdy go poczęstowała.
- To prawda, no i co w tym

niepokojącego? To, że podsłuchiwał?- zapytał Snape.
- Poczekaj, to nie

wszystko - Narcyza zaciągnęła się potężnie - dalej było tak: Cieszę się

mamo, że mu w końcu ktoś porządnie dokopał. Może nie będzie już tak

zadzierał nosa. Jednak jest na tym świecie jakaś sprawiedliwość.


/>Przy stoliku zapadła cisza na dobrą minutę.

- No i co o tym

sądzisz? – Narcyza uniosła brew zupełnie jak jej towarzysz.
-

Wierzyć mi się nie chce - odrzekł mężczyzna. - Wiem, że się nie cierpią...


Draco chyba nie do końca sobie zdaje sprawę, czym są tortury,

zwłaszcza tortury Notta, bo to przecież cały odrębny rozdział. Odpisałaś mu?


- Tak, dziś pewnie dostał mój list. Napisałam mu, że powinien się

wstydzić.
- No i dobrze - uciął temat Severus.
- Sev - Narcyza

mogła zdrabniać jego imię ile tylko chciała. Większość znajomych Severusa

jednak nie miała takich przywilejów. Używanie zdrobnień wobec mistrza

eliksirów niosło dla większości ludzi dosyć niemiłe konsekwencje. - Za

bardzo mu pobłażasz.
- Jest Prefektem - mężczyzna nie bardzo wiedział

co powiedzieć, zwłaszcza, że matka Dracona miał rację.
- Właśnie!

To go czyni jeszcze bardziej aroganckim - Narcyza westchnęła. - Posłuchaj

drogi przyjacielu. Draco jest niemal wierną kopia Lu, ale mój mąż chyba

nigdy nie byłby w stanie cieszyć się z tego, że ktoś został skatowany. Nott

był bestią. Mój mąż też torturował i nadal bywa okrutny, ale są jakieś

granice, których nigdy nie przekroczy, a przynajmniej mam taką nadzieję...

Nott używał strasznych metod i po Potterze na pewno to widać...
-

Narcyzo - powiedział łagodnie Severus - twój mąż wie czym są tortury Notta

bo je widział. Twój syn - nie. A przecież wiesz jak on nie cierpi Pottera.


- Aha. Zupełnie tak jak ty...
- Ja go traktuje

obiektywnie - żachnął się mężczyzna.
Narcyza uśmiechnęła się z

przekąsem.
- Jasne, Sev - ty zawsze jesteś wzorem obiektywizmu. -

Severus posłał jej spojrzenie Puszka, któremu znudziła się bezmięsna dieta,

czym kobieta wogóle się nie przejęła.
- A co do Dracona - ciągnęła

pani Malfoy niezrażona zimnym błyskiem w oczach towarzysza - rzeczywiście

nie znosi latorośli Potterów. Ciągle wymyśla mu nowe ksywki. Nazywa go

Bohaterem Dla Ubogich, Księciem Z Blizną, a ostatnio Mam - Znamię - Po -

Czarnym - Panu - I - Wszystko - Mi -Wolno.
- Właśnie - uciął Sev

elegancko i wykończył swojego (podwójnego) drinka.
Przywołał kelnera i

zamówił "jeszcze raz to samo."
- Chwila - Narcyza figlarnie

przechyliła głowę - to samo, ale tym razem ja też chcę podwójny orgazm. -

Mówiąc to szeroko się uśmiechnęła, a młody kelner zanim odszedł od stolika z

zamówieniem wyraźnie się zrumienił i wydukał "oczywiście, mademe."


- No tak - zaczął Severus - w końcu to wy, kobiety stworzone jesteście

do orgazmów wielokrotnych - na twarzy mistrza eliksirów wykwitł pokrętny

uśmieszek .
- Podobno tak. Ale wy nie potraficie nam tego

zapewnić – elegancko zripstowała kobieta.
- Czy twoje słowo musi

być zawsze ostatnie, Narcyzo?
- Tak! A co do Dracona - Kobieta

stanowczo nie pozwoliła sobie przerwać i Severus wyraźnie skrzywił się, gdy

usłyszał imię "Draco" - to jak dla mnie, możesz mu nawet od czasu

do czasu przywlać. Robi się nie do zniesienia. A to, że jest inteligentny i

sarkastyczny, wcale nie ułatwia mi wychowywania tej bestii. Poza tym urósł

tak, że przewyższa mnie o pół głowy, co bardzo uszczupla mój autorytet.

Chyba zacznę go bić... - Ostatnie zdanie dodała z desperacją w głosie.

/>- Możesz go sobie lać, w końcu masz do tego święte prawo matki, ale w

Hogwarcie uczniów się nie bije. Mogę mu najwyżej przysolić szlaban w

Zakazanym Lesie, jeżeli przegnie za bardzo - mężczyzna chciał jak

najszybciej skończyć niemiły dla siebie temat wychowawczy.
-Trzymam

cię mocno za słowo Sev. Ja już sobie przestaję z nim dawać radę...

/>Narcyza zapaliła trzeciego papierosa i poczęstowała towarzysza.
-

No, teraz możesz przejść do tych poważniejszych rzeczy.. Jeśli się nie mylę

w naszej rozmowie często będzie padać słowa Percy Weasley - Narcyza

skrzywiła się przy imieniu młodego karierowicza...



/>*I znowu podle zmieniam ważną rzecz

ignorując oryginał, w którym matka Dracze ma włosy koloru blond. Poszłam za

głosem serca i zrobiłam z niej kruczoczarną brunetkę.
W końcu wywodziła

się z rodu Czarnych, którzy mieli raczej ciemne włosy. Stąd ta zmiana.

/>
**Orgazm – to nie tylko sami – wiecie – co, ale

także nazwa drinka. Ponoć bardzo dobrego (sama niegdy nie piłam, ale

zamierzam spróbować, jak tylko będę miała okazję).



/>***

Severus rozmawiał z Narcyzą ponad godzinę.
Wypili

przy tym dosyć sporo i poszły im wszystkie paierosy jakie mieli.

/>Narcyza obiecała wykorzystać wszelkie znajomości w Ministerstwie i

przyznała ku zdziwieniu Severusa, że bardzo mądrym posunięciem byłoby

przejście Lucjusza i jej na stronę Dumbledore’a.
Jak się okazało

w dalszej konwersacji, Narcyza miała ku temu ważne powody.
Czarny Pan

był coraz bardziej fanatyczny.
Lucjusz opowiadał jej, że

"Crucio" z ust przywódcy pada na zebraniach coraz częściej i z

coraz błahszych powodów.
Sam Voldemort odwiedził ją tydzień po

aresztowaniu Lucjusza i zażądał aby wyciągnęła męża jak najszybciej z

więzienia - ponieważ jest mu potrzebny. Minęło sporo czasu i kobieta

obawiała się kolejnej wizyty, mimo że Malfoy miał wyjść już za tydzień.

/>Podczas tamtych odwiedzin Czarny Pan wyraził swą dużą nadzieję (czytaj

zażądał), że Draco wstąpi w szeregi Śmierciożerców jak tylko ukończy

Hogwart. Do tej pory nie było o tym wyraźnie i "na głos" mowy i

Narcyza uświadomiła sobie, że nie chce aby jej syn został tyranem mugoli i

szlam.
To było jej dziecko - pragnęła dla niego jedynie szczęśliwego

stabilnego życia z jakąś rozsądną czarownicą u boku.
Gdyby Lucjusz

został szpiegiem Jasnej Strony, mogliby liczyć na dodatkowe zabezpieczenia

(oprócz dotychczasowych silnych zaklęć ochronnych) swojej posesji - Dragon

Tower i opiekę Dumbledore'a.
Narcyza była trzydziestosześcioletnią

kobietą, której nudziło się już ryzykowanie męża i narażanie na ryzyko

jedynego syna.
Narcyza zaczynała się bać Voldemorta, który był coraz

bardziej okrutny nawet dla swoich poddanych.

Snape dał jej

również do przemyślenia bardzo ryzykowną, ale i bardzo mądrą propozycję.

/>Jeżeli Lucjusz i Narcyza postanowią wstąpić do Zakonu Feniksa i przenieść

się w bezpieczne miejsce, Severus zostanie ich Strażnikiem Tajemnicy.

/>Obydwoje wiedzieli, że to ryzykowne, a jednak Narcyza ufała mu - bo nigdy

jej nie zawiódł - i obiecała przemyśleć sprawę, oraz porozmawiać z mężem,

gdy ten tylko wróci do Dragon Tower. Było jej jedynie żal zostawiać ukochane

domostwo i przenosić się w "bezpieczne miejsce".
Tak,

Narcyza Malfoy była rozsądną kobietą, która najchętniej nie angażowałaby się

już w nic niebezpiecznego. Tak bardzo chciała stabilizacji i spokoju dla

swojej rodziny.
Czy żądała zbyt wiele?
Wkrótce miało się okazać,

że tak...

Do Hogwartu Severus wrócił około ósmej wieczorem.

/>Był nieco podniesiony na duchu ale i tak miał złe przeczucia.
Jego

wampirza intuicja mówiła mu, że wydarzy się coś bardzo złego. Że wydarzy się

dużo złych rzeczy.
Intuicja ta - zazwyczaj nieomylna - mówiła mu też,

że nie będą one dotyczyć bezpośrednio jego osoby, tylko uczniów.

/>Severus zaczynał szczerze bać się poniedziałku.

***


/>Harry spał spokojnie i głęboko. Pani Pomfrey dała mu trochę Eliksiru

Bezsennego Snu, a ilość którą dostał wystarczyła spokojnie na trzy wieczory.


kładąc się spać, Gryfon pomyślał z wisielczym humorem, że koszmary

będzie miał dopiero z poniedziałku na wtorek, ale zawsze, jak się obudzi ,

może wypić zawartość fiolki, którą dostał od mistrza eliksirów, a która

spoczywała teraz bezpiecznie w szufladzie z bielizną.

Całą

sobotę był śledzony przez Hermionę, która bała się, żeby nie popełnił

jakiegoś głupstwa. Przejęła się bardzo jego myślami samobójczymi i pilnowała

go niczym kwoka niesfornego kurczęcia łażąc za nim nawet do jego

dormitorium. Dopiero, gdy Harry koło godziny trzynastej spytał czy zamierza

iść z nim także do ubikacji, a Ron zaczął się histerycznie śmiać, odpuściła

sobie trochę, ale i tak miała na oku swojego zielonookiego kumpla.

/>Mimo faktu, że było to irytujące miało też swoje dobre strony. Harry

bardziej przejmował się łażącą za nim Hermioną niż możliwością samobójstwa.


Przejmował się też bezpieczeństwem Hagrida, a zwłaszcza Lupina i kiedy

Dumbledore dorwał go na korytarzu, i zapytał jak się czuje, chłopiec

podzielił się swoimi obawami.
Albus pocieszył go i zapewnił, że Remus

przyjedzie do Hogwartu we wtorek i zostanie tu dopóki będzie taka potrzeba.


"Mam po co żyć chociaż do wtorku" pomyślał chłopiec z

przekąsem i ironią .
Harry pamiętał, jak przez mgłę, że Lupin

przesiedział z nim cały krytyczny okres w skrzydle szpitalnym. Teraz od

Dyrektora dowiedział się, że wilkołak wrócił do swoich spraw dopiero, gdy

było już pewnikiem, że chłopak będzie żył.

Po południu Hermiona

i Ron wyciągnęli go na długi, raczej milczący spacer po błoniach, który

przebiegał w miarę spokojnie poza jednym małym acz przykrym incydentem,

kiedy Hermiona w przypływie macierzyński uczuć spróbowała go objąć.
-

Wszystko się dobrze ułoży, zobaczysz - dziewczyna wyciągnęła rękę i dotknęła

ramienia Harry'ego.
Chłopak się wzdrygnął jak oparzony i

odskoczył. Zrobiło mu się niedobrze i chociaż wiedział, że to irracjonalne,

zezłościł się na Hermionę.
- Nigdy więcej tego nie rób - wysyczał.

/>Był wściekły, a Ron spojrzał na niego tak jakby go widział po raz pierwszy

w życiu.
"Cholera, ale ze mnie idiotka - pomyślała Hermiona. -

Przecież on teraz nie da się do siebie w żaden sposób zbliżyć."
-

Przepraszam Harry, poniosło mnie - powiedziała cicho.
- Nie szkodzi -

chłopak był zdenerwowany.
- Mówiłem wam, że teraz będzie zupełnie

inaczej. Jeżeli chcecie nadal się ze mną przyjaźnić, musicie pamiętać, że ja

już nie jestem normalny i nigdy nie będę - w jego głosie było tyle goryczy i

smutku, że Ron zaczął protestować.
- Przestań Harry, nie mów tak. Nie

mów, że jesteś nienormalny. Masz tylko problemy w relacjach z innymi, ale to

w twoim przypadku jest zrozumiałe...
- Och, zamknij się Ron! -

Hermiona była wściekła za głupotę i brak taktu rudzielca.
- Nie

szkodzi, Herm - Harry smutno się uśmiechnął.
- Och. Najpierw ja

popełniam gafę, teraz Ron. Jak ty z nami wytrzymujesz? - Hermiona próbowała

załagodzić sytuację.
- Właśnie irytująca wiewióra i panna

wiem-to-wszystko. Współczuję ci Harry - Ron szybko podłapał starania

przyjaciółki.
Potter był im za to wdzięczny.
- Jesteście

okropni, ale i tak was kocham.
- My ciebie też - dodali skwapliwie

zgodnym chórem.
Przez następną godzinę spacerowali w prawie całkowitej

ciszy i tylko od czasu do czasu, któreś z nich rzucało uwagę na temat

pogody, albo jakiegoś ciekawego widoku.

Do Zamku wrócili dopiero

na kolację i Harry stwierdził ze zdziwieniem, że jest trochę głodny.

/>Później udali się do biblioteki pisać wypracowanie na poniedziałek dla

McGonagall bo na NUT-ki z Transmutacji dostali się wszyscy troje.


/>***

Harry leżał w ciemnym dormitorium. Sam.
Ron i

Hermiona byli we wspólnym. Mnóstwo ludzi było we wspólnym...
Ale on

chciał być sam.
A kiedy był sam, jego myśli były czarne jak

smoła.

Jeden łyk...
Ron, Hermiona, Hagrid,

Lupin, Luna...
Jeden łyk i będzie po wszystkim…
To nie

boli. Chwila dziwnego smaku w ustach, a później tylko czysty niebyt...



Ron, Hermiona, Dumbledore...
Rodzice, Syriusz… może ich

spotkam tam po drugiej stronie...

Ale tu są ci, którym na mnie

zależy...
Jedna chwila i skończy się ból, rozpacz i

cierpienie...

Lupin, Hagrid, Percy i jego nikczemne zamiary...

/>A co mnie to wszystko obchodzi?
Hagrid i Lupin.

/>Fiolka z trucizną…
Fiolka i list od Severusa

Snape’a.
List...


Harry wstał i zapalił światło.

Podszedł do szuflady z bielizną. Otworzył ja, sięgnął na sam spód i wymacał

pergamin i fiolkę.
Buteleczkę postawił na szafce przy łóżku.
Po

raz enty przeczytał list. Coś mu zgrzytało i nie wiedział co.
Harry

otworzył fiolkę. Przez chwilę przyglądał się jej z fascynacją. Płyn był

jasnozielony i bardzo przejrzysty. Ładny...
Powąchał truciznę. W ogóle

nie miała zapachu.
Czuł się dziwnie z tą fiolka w dłoni. Jak jakiś

bóg. Mógł odebrać sobie życie, ale nie musiał. Miał władzę na

tym, czy żyć dalej, czy umrzeć tu i teraz.
A tą władzę dał mu nie kto

inny, ale ktoś kto go z wzajemnością nienawidził. Może właśnie to go do tej

pory powstrzymało przed wypiciem?
A może to, co napisał Snape? Że

wierzy w jego siłę i szlachetność...
Harry nie wiedział.


/>„Snape miał wątpliwy zaszczyt znać Salomona Notta” –

pomyślał nagle.
„Miał wątpliwy zaszczyt...”
Harry

zakręcił fiolkę i z powrotem odstawił ja na szafkę nocną
Wziął w lekko

drżące od psychicznego napięcia ręce list, który znał już prawie na pamięć.

Przebiegł szybko wzrokiem do poszukiwanego miejsca. Przeczytał


/>Miałem wątpliwy zaszczyt znać Salomona Notta osobiście...


/>Miałem..
.

Dlaczego napisał to w czasie

przeszłym?” pomyślał chłopak.
„Dlaczego nie napisał mam

wątpliwy zaszczyt...

Przecież artykuł o śmierci Notta pojawił się

dopiero następnego dnia. A ten list niewątpliwie dostałem w nocy...”


Harry poczuł nieprzyjemny ucisk w żołądku.
„Może chodzi

oto, że miał, bo nie utrzymuje z nim już kontaktów?”
To

przypuszczenie jednak wydało mu się naciągane. Jeżeli piszemy o osobie

żyjącej, nie piszemy o niej w czasie przeszłym, automatycznie używamy czasu

teraźniejszego.

Harry zignorowałby to słowo –

„miałem” - gdyby nie fakt rozmowy Snape’a z Dumbledorem w

skrzydle szpitalnym i reakcja mistrza eliksirów na tytuł artykułu w

„Proroku Codziennym”. To wszystko razem z nie winnym słówkiem

„miałem” dawało mieszankę wybuchową.
Harry'emu

przebiegł po plecach zimny dreszcz.
„Nie wierzę...”

– pomyślał.
„Muszę wiedzieć... muszę.”

/>
Spojrzał na zegarek. Była dwudziesta pierwsza.

/>„Potrzebuję się przejść. Nie wyrobię...” – myślał

gorączkowo.

Schował szybko fiolkę i pergamin do szuflady.

/>Zszedł powoli do Pokoju Wspólnego, gdzie panował istny harmider, bo część

Gryfonów grała w Eksplodującego Durnia, część gadała, a część po prostu się

kłóciła. Hermiona czytała.
Chłopak zdawał sobie sprawę, że nie uniknie

zagajenia. Najchętniej wziąłby pelerynę niewidkę, ale po co? Chciał być

niewidzialny jedynie w tej chwili.

- Cześć Harry, zagrasz z

nami? – zapytał ze szczerą sympatią Seamus.
- Nie – Harry

uśmiechnął się przepraszająco – idę się przejść. Muszę pomyśleć.

/>Hermiona spojrzała na niego znad książki. Chyba nie zauważyła nic

niepokojącego, bo wróciła do lektury.

***

Harry sam

nie wiedział jak znalazł się przy wejściu do lochów, gdzie omal nie wpadł na

Snape'a, który właśnie udawał się do Dumbledore'a, aby zdać mu

krótką relację z rozmowy z Narcyzą Malfoy.
- Co ty tutaj robisz,

Potter? - warknął mistrz.
- Spaceruję - grzecznie odpowiedział uczeń.


- O tej porze powinieneś być w swoim Pokoju Wspólnym, dormitorium,

albo w łazience, ale nie na korytarzu.
Mimo, że Harry urósł trochę

przez wakacje i był bliski osiągnięcia magicznego dla płci brzydkiej progu

stu osiemdziesięciu centymetrów, musiał podnieść głowę, że by spojrzeć

nauczycielowi w oczy.
- Tak się zastanawiałem - zaczął - czy lepiej

wypić truciznę, czy iść do kuchni po nóż, bo przyzwyczaiłem się do bólu,

ewentualnie...
- To jest wejście do lochów, a nie do kuchni, Potter -

zimno odrzekł Snape.
- Ehem. Ale Pan mi przerwał... jest jeszcze jedno

wyjście.
- Jakie, Potter? - spytał poirytowany Snape. - Nie, żeby mnie

obchodziło jak chcesz pożegnać się z tym światem, ale skoro potrzebujesz się

wygadać... - ironizował Severus. - Cóż to za fascynujące, trzecie wyjście?

Umieram z ciekawości.
- Owszem, dosyć ciekawe, chociaż może nie

fascynujące... - Harry był całkowicie spokojny. - Pan.
Snape

autentycznie się zdziwił.
- Możesz jaśniej, Potter? Jak chcesz, żebym

cię słuchał to mów z sensem.
- Dlaczego napisał mi pan w liście, że

miał przyjemność znać Notta. Dlaczego użył pan czasu przeszłego?

/>
Severus zaklął w duchu.
"No wiedziałem, że ten bachor się

w końcu domyśli. To Granger pewnie wie już od czwartku. Cholera, dlaczego

pisałem ten list przy wódce?"
- Nie utrzymywałem z nim przez

długi czas kontaktu, Potter - gładko skłamał bez najmniejszych wyrzutów

sumienia. W końcu Wielki Harry Potter jemu kłamał, kiedy tylko się dało. - A

tak wogóle to nie powinno cię chyba obchodzić, nie sądzisz?
- Też tak

najpierw pomyślałem, że nie utrzymywał pan z nim kontaktów - powiedział

niezrażony Harry - ale istnieje jeszcze fakt pana rozmowy z profesorem

Dumbledore’em w skrzydle szpitalnym. To się trochę kupy nie trzyma.


- Wiesz Potter , że twoja arogancja, bezczelność i twoje wścibstwo

pobiły właśnie światowy rekord? - głos Snape'a był chłodny, łagodny i

jadowity.
- Nie prowokuj mnie do tego, żebym się na ciebie wściekł -

palce profesora powoli zacisnęły się na połach jego szaty.
- Nie boję

się - Harry wzruszył ramionami. - Najwyżej zginę. Forma samobójstwa dobra,

jak każda inna. Sprowokuj wampira i masz życie z głowy.
Severusa

przytkało na dobry moment. Stał przez chwilę nie wiedząc co powiedzieć.

/>Ale Sev jak to Sev, szybko odzyskał nad sobą kontrolę i rzekł (bo cóż

innego mógłby rzec):
- Szlaban, Potter. Poczekasz tu na mnie. Idę na

chwilę do Dyrektora... Albo nie... Pójdziesz ze mną i poczekasz przed

gabinetem.
Harry wzruszył ramionami i grzecznie poczłapał za

zdenerwowanym Severusem.
- Nie wiem czemu nie udusiłem cię poduszką w

skrzydle szpitalnym - zdziwił się na głos Severus. - Chyba mięknę na stare

lata.
- Bez przesady profesorze. Nie jest pan jeszcze taki stary -

Harry bez żenady mówił to co mu na myśl przyszło. - Inna sprawa, że

zachowuje się pan czasami, jakby miał siedemdziesiątkę na karku.
-

Licz się ze Słowami, Potter - warknął zirytowany Snape - nie jestem twoim

kumplem.
- Na szczęście- Harry miał generalnie wszystko gdzieś.

/>- Gryffindor traci dziesięć punktów - gładko oznajmił Severus.


/>Doszli do kamiennej chimery i nauczyciel krzywiąc się lekko wypowiedział

hasło:
- Musy świstuny.
Harry parsknął pogardliwie. To

było osobliwe zjawisko: Snape mówiący "musy świstuny."
-

Maniery, Potter - wysyczał nauczyciel.

- Co będę robił na

szlabanie? - zapytał od niechcenia Harry, kiedy wspinali się po kamiennych

schodach.
Severus popatrzył na niego złośliwie.
- Będziesz

sprzątał jeden z lochów, po mojej wczorajszej uroczystej kolacji -

powiedział słodkim tonem. - Wszędzie krew i flaki. Oczywiście nie możesz

użyć magii.
- Bardzo śmieszne, sir - sarkastycznie odrzekł Harry,

bezczelnie krzyżując ręce na piersi.
- Nie pasuje ci ten ton, Potter -

odgryzł się gładko Snape.
Severus popatrzył na niego uważnie. Chłopak

powoli zaczynał budować wokół siebie szczelny anty-emocjonalny mur.
-

Poczekaj tu, Potter. Zaraz przyjdę.
- Tak jest, sir - drwiącym tonem

odrzekł Harry.
Snape spojrzał na niego nieprzyjaźnie.
- Jeżeli

będziesz podsłuchiwał, to urwę ci łeb - bardzo łagodnie powiedział profesor.


"W takim razie będę."- przewrotnie pomyślał chłopak, chociaż

tym razem postanowił być dyskretny.
Oparł się o ścianę i czekał.

/>
*
Harry nie czekał długo.
Po jakichś pięciu minutach

Snape wyszedł z gabinetu Dyrektora.
- Idziemy, Potter – warknął.


Szli w całkowitym milczeniu, aż do lochów.
- Gdzie to miejsce

krwawej uczty? – spytał grzecznie Harry.
Snape posłał mu

spojrzenie wygłodniałego bazyliszka.
- Myślisz, że to zabawne? –

zapytał wyprutym z emocji tonem, krnąbrnego ucznia.
- No. Nawet, nawet

– spokojnie odrzekł chłopak.
Severus popatrzył na niego uważnie.


Harry Potter absolutnie się niczego nie obawiał.
Harry Potter

był absolutnie spokojny.
Od Harry'ego Pottera wionęło absolutną

obojętnością
Harry Potter wzbudzał w nim absolutną irytację.
-

Potter, masz czelność nabijać się z zaistniałej sytuacji i uważać ją za

zabawną? Tobie naprawdę ta blizna w jakiś sposób uszkadza mózg. Musi tak

być, bo inaczej kierował byś się czymś takim jak zdrowy rozsądek.

/>Harry popatrzył na nauczyciela obojętnie.
Mistrz eliksirów wyglądał

na poirytowanego, zmartwionego ale i spokojnego.
- Chodź ze mną do

pracowni. Dam ci coś pożytecznego do roboty – Snape westchnął niemal

boleśnie. – Naprawdę żałuję, że nie użyłam tej poduszki, a była taka

duża. Idealna na narzędzie zbrodni – w głosie Severusa brzmiało niemal

rozmarzenie.
Harry poczuł przewrotne rozbawienie i nawet zachichotał.


- Po co poduszka. Mógł mi pan urwać głowę, albo wypruć flaki. Mieliby

chociaż o czym pisać – powiedział drwiąco.
- Potter – głos

nauczyciela był łagodny, cichy i niemal troskliwy – może powinienem

zawiadomić szpital Św. Mungo. Tam jest specjalny oddział dla takich jak ty.


- Może... – odrzekł spokojnie Harry – ale lepszy jest

chyba Hotel Cmentarz z robakami za współlokatorów.
Snape pokiwał głową

z politowaniem.
- Chodź dziecko – powiedział łagodnie –

dam ci zajęcie na najbliższe dwie godziny i może przestaniesz bredzić.

/>Harry potelepał się za sunącym z gracją Severusem.
Po drodze do

pracowni zahaczyli o jeszcze jedno pomieszczenie wyglądające jak skład i

Snape wziął stamtąd michę dżdżownic.
- Poporcjujesz je, chyba już

przez tyle lat nauczyłeś się chociaż tego, Potter – powiedział

łagodnie.
- Ja w tym czasie sprawdzę wasze piątkowe wypociny –

głos nauczyciela był zimny i drwiący. - Zrobiłem wam naprawdę prosty test, a

wy mieliście miny, jakbym wam dał zagadnienia z siódmego roku. Żałosne...



Parę minut później Harry siedział i rozkładał dżdżownice do

słoików ze specjalną zalewą.
„Fuj” pomyślał patrząc na

galaretowatą ciecz o nieprzyjemnym zapachu.
Cała trudność polegała

jedynie na tym aby małe i duże dżdżownice były wsadzone oddzielnie..

Chodziło o to, że duże były używane do innych eliksirów niż małe. Ilość

składników była bardzo istotną sprawą.
Od biurka dochodziły do niego

odgłosy szeleszczących kartek i co jakiś czas skrobanie pióra.
Harry

kilka razy podniósł wzrok i miał wrażenie, że Snape jest podłamany tym, co

sprawdza.
Chłopak miał nadzieje, że dostanie A. Mina Snape’a

jednak nie wróżyła żadnych dobrych ocen.
Nauczyciel uwinął się ze

sprawdzaniem w półtorej godziny. Popatrzył na Harry'ego, który kończył

już robotę.
- Wiesz, że dostałeś Powyżej Oczekiwań, Potter? –

Snape nie wiedział właściwie, po co to mówi, ale gdy chłopak upuścił słoik z

wrażenia, uznał że było warto.

Harry bąknął

„przepraszam”, szybko sprzątnął słoik, w którym na szczęście nie

było dżdżownic i wziął następny. Ten miał być już ostatni.
- Jest

tylko jedno Z. Zgadnij kto je dostał.
- Hermiona? – spytał

obojętnie Harry.
- Jak się tego domyśliłeś? – z drwiną zapytał

Severus i uważnie popatrzył na chłopca. – Ogólnie test wam poszedł

bardzo nieciekawie. Tylko jedno Z, trzy A, dwa P, aż sześć M. i nawet jedno

K. Straszne, a myślałem, że macie przejrzyste notatki z zajęć. –

Severus westchnął boleśnie.
- Może, ty mnie Potter oświecisz, co się z

wami dzieje? – Spytał chłodno – Czy wy w ogóle myślicie? A czym

myśli ta durna Parkinson, która dostała jako jedyna Koszmarnie?
- Pan

pozwoli, że przez grzeczność nie odpowiem na ostatnie pytanie..

/>Severus spojrzał na Harry'ego spod uniesionych brwi.
- Nie

trzeba, Potter. To były pytania retoryczne. Wiesz, co to są pytania

retoryczne, chłopcze? – spytał łagodnie.
- Oczywiście, sir

– odrzekł grzecznie chłopak. – A pan wie, co to jest ironia?

– Harry pomyślał, że Severus może się na taką bezczelność wkurzyć, ale

miał to gdzieś.
Snape jednak się nie wkurzył, a jedynie krzywo

uśmiechnął.
- Nie za cwany jesteś, Potter, jak na te twoje szesnaście

lat?
- Pięć lat zajęć z eliksirów robi swoje – odpalił Harry

bezczelnie.
„No, teraz to go pewnie wkurzyłem” –

pomyślał.
Ale ku jego z dziwieniu Severus się nie zdenerwował.

/>Mistrz eliksirów się zaśmiał. Był to odrobinę gorzki, podszyty

jakimś ulotnym smutkiem śmiech, ale jednak, śmiech. Szczery, dosyć miło

brzmiący śmiech...

Severus był szczerze rozbawiony.

/>Okazało się, że Potter nie tylko potrafi logicznie myśleć, ale na dodatek

wykazuje się dosyć posuniętą inteligencją.
„Dlaczego ja

wcześniej tego nie zauważyłem?” - pomyślał
Może po prostu nie

chciałeś
– podpowiedział mu cichy głosik, gdzieś z wnętrz głowy,

który Severus przezornie "olał".

Harry'ego

delikatnie mówiąc trochę wryło.
Patrzył na swojego nauczyciela z

otwarta buzią.
Severus Snape z nim normalnie (no prawie) rozmawiał.


Severus Snape nazwał Ślizgonkę „durną".
Severus Snape

się szczerze śmiał..
Profesor popatrzył rozbawiony na Harry'ego


- Widzę Potter, że nie grzeszysz ani brakiem bezczelności, ani też

inteligencji. Trzeba ci to szczerze przyznać.
- Cóż, panie profesorze,

inteligencje dziedziczy się w końcu po matce.
Severus popatrzył na

niego dziwnie i Harry wolał nic więcej na ten temat nie mówić.

/>"Przegiąłem, czy jeszcze nie? – pomyślał. - Jeżeli nie, to

przegnę teraz, ale muszę o to zapytać."
- Czy może mi pan

powiedzieć - zaczął najgrzeczniej jak potrafił - co takiego zrobił Salomon

Nott?
W oczach mistrza eliksirów zapalił się niebezpieczny blask.

/>- Coś ty powiedział, Potter? – wysyczał jadowicie.
- Pytałem,

co zrobił Not, sir – cierpliwie powtórzył chłopak. - Bo przecież nie

chodziło o to, co zrobił ze mną.
Harry odłożył na bok ostatni słoik, a

Severus patrzył na niego zimno.
- Salomon Nott zrobił bardzo wiele

rzeczy, Potter – w słowach Snape’a dźwięczały kostki lodu.

– Ale to nie powinno cię absolutnie obchodzić. Im mniej wiesz, tym

lepiej dla ciebie... A teraz, skoro skończyłeś zmiataj do siebie.
- I

tak w poniedziałek cała szkoła będzie mówić tylko o tym. Wolałem się

dowiedzieć od pana, a nie z plotek albo z prasy.
- Najlepiej zrobisz,

jak pójdziesz grzecznie spać i nie będziesz interesował się sprawami, które

ciebie nie dotyczą, Potter.
Harry zaczynał być zły.
- Ta sprawa

jak najbardziej mnie dotyczy, sir. I nie tylko mnie ale całej szkoły.

/>W końcu jest pan tu nauczycielem i cały ten cyrk odbije się na Hogwarcie,

a zwłaszcza na dyrektorze.
- Twoje wścibstwo i bezczelność Potter, są

wręcz popisowe. Czy ty nigdy nie oduczysz się arogancji? – z irytacją

spytał Severus.
- Chyba nie – bezczelnie odpowiedział Harry

– Nie, bo mam to w genach.
Chłopak wstał i ruszył do wyjścia.


Czarne oczy mistrza eliksirów śledziły uważnie każdy jego ruch.

/>Wyglądał jak puma obserwująca swoją ofiarę.
Potter jak zwykle musiał

go wkurzyć.
Harry odwrócił się przy wejściu do profesora.
-

Dobranoc, sir – powiedział chłodno.
- Poczekaj, Potter –

Severus mimo szczerej złości, czuł że powinien coś jeszcze powiedzieć

– Najlepiej byłoby dla ciebie abyś nie wiedział zupełnie nic.

Najlepiej, żeby żaden z uczniów nie interesował się zbytnio tym, co będzie

się działo. Zostawcie to ludziom dorosłym. Dla własnego dobra i

bezpieczeństwa. – Severus starał się mówić spokojnie i łagodnie, a

Harry patrzył na niego bardzo uważne i wyglądał tak, jakby rozumiał o co

chodzi. Powoli mijał mu gniew na profesora. - Im mniej wiecie, tym mniej wam

grozi. Wierz mi, jeżeli dojdzie do przesłuchiwania uczniów, a jest to

możliwe, zrozumiesz o co mi chodziło. Nie macie pojęcia jakich środków

potrafi używać Ministerstwo, kiedy tego potrzebuje i oby żadne z was nigdy

się nie przekonało. Przekaż moje słowa Granger. Niech się w ogóle tym nie

interesuje. A teraz żegnam.

Harry miał w głowie absolutny

mętlik. Uczniowie przesłuchiwani?
A jeżeli tak się stanie? Percy robił

się fanatycznym sukinsynem. Nie, on już był fanatyczny. Harry poczuł zimną

falę strachu. I nie bał się o siebie. Bał się o Hermionę.
"Percy

wie, że ona jest inteligentna. A jak będzie chciał ją przesłuchać?" -

pomyślał.
Właściwie nie wiedział dlaczego się boi. Przecież Hermiona

była do niedawna koleżanką szkolną nowego Wiceministra Magii. Chyba nie

mógłby jej zrobić nic złego? A mimo wszystko czuł jak jego żołądek zwija się

w supełek na myśl o przesłuchiwaniu uczniów.

***

-

Gdzieś ty był?!- Hermiona była zdenerwowana. Czekała cały czas w Pokoju

Wspólnym. - Już miałam cię iść szukać.
- Miałem szlaban u Snape'a.

Gdzie Ron?
- Poszedł do siebie. Jaki szlaban?!
- Dostałem go

teraz, za spacer po korytarzach nocą.
- Całkiem słusznie - ucięła

Hermiona.
- Hermiono, jak zapewne wiesz, Snape jest wampirem - Harry

nie bawił się we wstępy.
- A ty skąd o tym wiesz?! - Herm była

zaskoczona.
Harry opowiedział jej szybko o rozmowie między Dumbledorem

i Severusem, ale o liście jej nie wspomniał.
- O rany jęknęła

Hermiona. Coś z tym trzeba zrobić... Zabiją nam nauczyciela - była

zdenerwowana i bliska płaczu.
- Ten Nott, który cię torturował -

zaczęła jeszcze - on musiał zrobić coś strasznego...
- Zapewne, ale

Snape nie chciał mi powiedzieć co. Powiedział tylko, że zrobił wiele złych

rzeczy.
- To ty z nim o tym rozmawiałeś? Ładny szlaban...
- Nie

przerywaj mi i słuchaj uważnie. Prosił, żebyśmy się tym nie interesowali.

Gdy przyjdą ludzie z Ministerstwa, mogą chcieć nas przesłuchiwać. Lepiej

milczeć i nie wiedzieć nic.
- Nie mogą tak po prostu zabić Severusa

Snape'a bez procesu! - Hermiona prawie krzyknęła – Tylko

dlatego, że jest wampirem. Tyle lat tu naucza i jakoś nikogo nie

ukatrupił!
- Czytałaś artykuł. Mogą.
- Ale przecież

trzeba coś zrobić. Dumbledore na pewno coś wymyśli... – dziewczyna

była zdesperowana.
Harry popatrzył na nią dziwnie.
- On nie

jest wszechmocny
, Herm – jego słowa były zimne i stanowcze.

/>- Harry, trzeba zawsze mieć nadzieję...
- Ja już nie mam żadnej -

słowa kumpla brzmiały jak wyrok. – Dobranoc.
Chłopak poszedł na

górę, a Hermiona jeszcze przez godzinę siedziała i gapiła się w ogień.

/>
***
******
Galia
Nadal twierdzę, że mi się podoba,

szczególnie dialogi Snape vs. Potter. CZekam z niecierpliwością na dalsze

części, bo dobrze wiem, że masz napisane sporo... Opłaca sie znać różne

fora...
border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/>
Kitiara
Niedziela,

04.11.1996


Niedziela mijała Harry'emu w ciszy i

spokoju.
Wyspał się, bo całą noc otulało go błogosławieństwo Eliksiru

Bezsennego Snu.
Hermiona już tak za nim nie łaziła, zaczęła za to

śledzić Snape'a.
Harry dorwał ją przed obiadem.
- Hermiona,

ja ci cos mówiłem.
- Co? - zapytała niewinnie.
- Nie

in-te-re-suj się - chłopak uniósł znacząco brew.
- Hej, i kto to mówi

- broniła się dziewczyna.
- Teraz to co innego. Naprawdę lepiej nic

nie wiedzieć. A poza tym to uważaj na siebie, bo mam złe przeczucia - Harry

ruszył do stołu Gryfonów. Hermiona miała się udać za nim ale ktoś położył

jej dłoń na ramieniu i odchrząknął. Znała to chrząknięcie i przeszły jej po

kręgosłupie potężne ciary.
- Panno Granger - usłyszała cichy, męski

głos przed którym drżały pokolenia uczniów Hogwartu.
- Tak, sir? -

spytała grzecznie nie odwracając nawet głowy.
- Jeśli będziesz za mną

chodziła to sobie porozmawiamy na osobności i obiecuję ci, że nie będzie to

przyjemna pogawędka. Zrozumiałaś? - dłoń profesora zacisnęła się lekko na

jej ramieniu, nie na tyle, żeby zadać ból, ale na tyle, żeby Hermiona

zrozumiała, że nauczyciel mówi jak najbardziej poważnie.
- Tak, sir.


- Kultura wymaga, żeby patrzeć rozmówcy w oczy, Granger. No to jak

będzie, zrozumiałaś mnie czy nie?
Hermiona odwróciła się powoli i

uniosła wzrok.
- Zrozumiałam, sir.
- Doskonale - Severus puścił

jej ramię - a teraz jazda jeść obiad.

- No i co? - zapytał

drwiąco Harry, kiedy usiadła już przy stole.
- Czego on chciał? -

zainteresował się Ron.
- Nic takiego. Co, no i co, Harry? -

dziewczyna była poirytowana.
- Mówiłem, żebyś sobie dała spokój -

odpowiedział.
- O co chodzi? - dopytywał się zaciekawiony rudzielec.


- Hermiona polubiła ostatnio łamać regulamin - Harry nie zamierzał

wdawać się w szczegóły.
- Coś przede mną ukrywacie - stwierdził Ron

nakładając sobie obfite ilości pieczonych udek.
- Słuchaj. Tu nie

chodzi o jakieś fajne tajemnice do odkrycia. Są rzeczy, którymi lepiej się

nie interesować, a Hermiona to robiła i dostała ostrzeżenie. Koniec

dyskusji.
- A skąd wiesz o czym mi mówił Snape, co? - dziewczyna

popatrzyła na niego ze złością.
- Miałaś bardzo wymowną minę, Herm.


- Chyba się więcej nie dowiem - westchnął zawiedziony Ron.
-

Raczej nie - ucięła zwięźle Hermiona.

***
Po obiedzie Harry

poszedł napisać wypracowanie na poniedziałek z OPCM
Nowa nauczycielka

– Nymphadora Tonks – była młoda, fajna i trochę ciapowata, ale,

jak się okazało, uczyć potrafiła i była dosyć wymagająca. W końcu Dumbledore

przyjął ją do Zakonu, więc nie mogła być złą czarownicą. Poza tym, jako

Zmiennokształtna, nadawała się na wywiadowcę.
Mieli z nią zajęcie w

poniedziałki i wtorki, i w każdy wtorek zadawała im wypracowanie. Tematy

były ciekawe i chodziło w nich przede wszystkim o własne przemyślenia, a nie

tylko spisanie wiadomości z książek. Harry naprawdę lubił je pisać. Jak do

tej pory dostawał na Obronie same Znakomite - zarówno z teorii jak i z

praktyki.
TO wypracowanie dotyczyło wampiryzmu i chłopak podejrzewał,

że jako nauczycielka, była wtajemniczona w pochodzenie Snape’a i gdyby

wiedziała jaki cyrk zacznie się od czwartku, pewnie nie zadałaby im takiego

tematu.
Harry miał w trzy godziny już wszystko, czyli dwie i pół rolki

pergaminu.
Usiadł wygodnie i postanowił przeczytać swoje dzieło w

poszukiwaniu błędów. Do kolacji pozostała jeszcze godzina.
Nie minęła

minuta gdy usłyszał za plecami chłodny, drwiący głos:
- No, no. Cóż za

elokwencja, prawie trzy rolki. Żebyś się tak do wypracowań z eliksirów

przyłożył, Potter – za nim stał Severus Snape z jakimś ogromnym

tomiszczem pod pachą.
- Profesor Tonks zadaje nam ciekawe tematy.

/>- Nie wątpię. Ona sama to także ciekawy przypadek- w głosie nauczyciela

pobrzmiewała nutka złośliwości. – Pogrom jaki siała w sali eliksirów

przez pierwsze cztery lata swojej nauki w Hogwarcie jest już legendarny.

Nawet Longbottom jej nie dorównał.
Harry popatrzył uważnie na

nauczyciela.
- To pan uczył Tonks, znaczy profesor Tonks? - zapytał

zdziwiony. Ale od razu zrozumiał, że przecież ona też musiała chodzić do

szkoły.
- Oczywiście. Co w tym dziwnego?- zapytał rozbawiony kobiecy

głos. - Skończyłam Hogwart siedem lat temu – obok Snape’a jak

gdyby nigdy nic stała sobie Tonks.
Severus skrzywił się nieznacznie na

jej widok.
Kobieta miała tego dnia czarne proste włosy do ramion. Jej

duże niebieskie oczy były roześmiane.
- Owszem, dosyć dużo kociołków

wysadziłam w powietrze. Ale na piątym roku byłam już całkiem dobra.

/>
Snape uśmiechnął się kwaśno i wyjął Harry'emu bezceremonialnie z

ręki pergamin.
- Wampir. Wróg czy przyjaciel – przeczytał

z zimną drwiną w głosie. – Powiedz mi kobieto, czy to temat z Obrony

Przed Czarną Magią, czy może z Filozofii?
Czarownica wzruszyła

ramionami.
- Ja tylko próbuje zmusić uczniów do myślenia. Ale skoro ci

się to nie podoba... – Tonks uśmiechnęła się rozbrajająco.- W takim

razie następne wypracowanie jakie zadam będzie zatytułowane:

Rozpoznawanie i skuteczne tępienie wampirów. Nowy Wiceminister Magii

bardzo szybko postara się o cofnięcie Dekretu o Ochronie Wampirów i taki

temat będzie wręcz poprawny politycznie. Co ty na to Severusie? –

ostatnie pytanie nasączone było złośliwością.
- Język ci się wyostrzył

Tonks – skomentował Snape. – Dowcip też. Jeszcze trochę a

staniesz się inteligentna.
- Tobie to nie grozi Severusie

– gładko odcięła się młoda czarownica.
Harry'emu zachciało

się śmiać.
Tonks jeździła sobie po Mistrzu Eliksirów jak po łysej

kobyle i wcale nie dała się zbić z pantałyku, chociaż cięty dowcip Severusa

niejedną kobietę doprowadził już do szewskiej pasji lub do łez.
Snape

popatrzył na nią ironicznie.
- Nie możesz mi dać szlabanu ani odjąć

punktów – Tonks suszyła zęby w szerokim uśmiechu.
- Ale mogę

– głos Snape’a był zimny jak lodowiec górski - którejś pięknej

nocy przegryźć ci tętnicę szyjną, Nymphadoro – specjalnie użył

jej imienia, którego nie cierpiała.
- Po co czekać do nocy? –

powiedziała niezrażona Tonks, teatralnym gestem odrzucając głowę do tyłu,

zbierając włosy w dłoń i odsłaniając, całkiem zgrabną, szyję – Proszę

gryź, nie krępuj się. Zawsze byłeś moim ulubionym profesorem.
Harry

uśmiechnął się szeroko. Młoda czarownica wcale nie obawiała się swojego

kolegi po fachu. Wręcz przeciwnie, darzyła go chyba jakąś przewrotną

sympatią. A Snape też nie wyglądał na kogoś kto nie cierpi Tonks. On ją

tolerował – a to już był sukces. Okupowała w końcu jego

wymarzone stanowisko OPCM.
Gryfon pomyślał, że takie wzajemne

nastawienie ich do siebie może wynikać z przynależności do Zakonu.
-

Umyj kark Tonks, to pogadamy – jadowicie wysyczał Severus.

/>Kobieta wybuchła perlistym śmiechem. Harry też nie wytrzymał i się

zaśmiał.
Snape jedynie uśmiechał się krzywo z politowaniem.
-

Jak zawsze jesteś miły i uroczy. Och Severusie, jak mi brakuje twoich

szlabanów – ironizowała Tonks.
Pewnie Snape by jej jeszcze coś

powiedział, ale pani Pince wyrosła przy nich jak spod ziemi.
- Ja

rozumiem uczniów - powiedziała z miną wygłodniałego sępa –ale

nauczyciele.. Wstyd! Po tobie się tego nie spodziewałam Severusie. Albo

będziecie cicho, albo was wyproszę.
Snape posłał bibliotekarce

spojrzenie wściekłego hipogryfa i udał się ze swoim tomiszczem do jednego ze

stolików przy oknie.
Tonks natomiast wzruszyła ramionami i

pomaszerowała do działu ksiąg zakazanych.

Harry spokojnie

przeczytał trzykrotnie swoje wypracowanie i chciał już wyjść gdy dobiegł go

teatralny szept od strony lewej.
- Harry, jeżeli skończyłeś, to daj,

sprawdzę od ręki.
Chłopak rozejrzał się. Pani Pince smacznie zasnęła

za swoim biurkiem.
Harry podszedł do swojej profesorki i podał jej

zwinięte rolki.
- Proszę. To trochę tandetne i patetyczne, ale chyba

nie dostanę Koszmarnego.
- Na pewno nie, jesteś bardzo dobry z Obrony.


- Ale nie z filozofii – jadowicie wysyczał Snape spod okna.

/>- Cicho Severusie, pani Pince zasnęła – Tonks uśmiechnęła się

złośliwie.
Mistrz Eliksirów uniósł groźnie brew i trzasnął swoim

tomiszczem, Bibliotekarka obudziła się i aż podskoczyła przy tym z wrażenia.

Rozejrzała się nieprzytomnie. Wyglądała tak komicznie, że Harry i Tonks

musieli zakryć usta rękami, żeby nie parsknąć ze śmiechu.
Snape wstał

i odniósł książkę na biurko Pince. Wychodząc posłał jeszcze bardzo wredny i

bardzo złośliwy uśmiech w kierunku Harry'ego i Tonks.

***

/>Harry zjadł niewiele i Hermiona zaczęła głośno martwić się o jego zdrowie.


- Daj spokój – warknął w odpowiedzi chłopak i dziewczyna

zamilkła jak niepyszna.
Ron popatrzył tylko na nich niepewnie, ale

wolał się nie wtrącać.

Po kolacji Hermiona stwierdziła, że chce

jeszcze zajrzeć do biblioteki coś sprawdzić i Harry, ku jej zdziwieniu,

zaproponował swoje towarzystwo.
Po korytarzach wałęsało się mnóstwo

uczniów, wyszukujących jakiekolwiek preteksty, aby tylko nie iść jeszcze do

siebie. Niektórzy rozmyślali nawet o jakiejś drace.. W końcu weekend był już

na finiszu i należało zaszaleć.
Harry dojrzał jak Ginny i Luna suną w

stronę Sali Transmutacji z podejrzanymi ładunkami pod pachami. Ginevra* z

klasą podtrzymywała tradycje założona przez jej dwóch bliźniaczych starszych

braci – knuć, psocić i kłamać w żywe oczy. Całkiem nieźle jej to

wychodziło.
Ginny Weasley puściła Harry'emu oko, a on tylko

wzruszył ramionami.

- Hej, Potter! Idziesz ze swoja

dziewczyną do Biblioteki? – dobiegł ich lodowaty, drwiący i bez

wątpienia ślizgoński głos.
- Nie zwracaj uwagi - syknęła Hermiona,

zupełnie niepotrzebnie, bo Harry zignorował odzywkę.
- Powiedz,

Potter, bardzo płakałeś, gdy przeczytałeś o śmierci Notta? Podobno wiele was

łączyło. – Na przystojnej acz wrednej twarzy Malfoya wykwitł złośliwy

uśmiech.
Kilku Ślizgonów się zaśmiało, ale większość uczniów patrzyła

z zainteresowaniem i niepokojem.
Harry zacisnął zęby.
- Przestań

– Blaise spojrzała nieprzyjaźnie na Ślizgona. – A ty Pansy nie

rżyj jak idiotka. Podobno jesteście Prefektami.
- Nic ci do tego

– warknęła urażona Parkinson.
Malfoy totalnie "olał"

czarnowłosą koleżankę.
- No jak, nosisz żałobę, Potty? – Draco

był zły na matkę, że ochrzaniła go w liście za podejście do całej sprawy,

więc musiał sobie ulżyć. A najlepiej było sobie ulżyć na obiekcie, który

spowodował jego złe samopoczucie.
- Zamknij się Malfoy, kretynie!

– nie wytrzymała Hermiona.
Harry'ego od zaciskania zębów

zaczęła już boleć szczęka.
Draco nie zamierzał jednak ani się zamknąć,

ani dać za wygraną.
- Lepiej ty się zamknij, durna szlamo! –

kulturalnie odpowiedział Gryfonce.
Podszedł do nich i z całej siły

odepchnął dziewczynę, tak, że omal nie wpadła na ścianę. Hermiona krzyknęła

z bólu i zaskoczenia.
- DRACO!!! – Blaise chciała

zatrzymać blondyna, ale Crabb złapał ją za rękę i tylko syknęła z bólu i

bezsilnej złości.
- Ciebie Granger, powinien ktoś porządnie

przelecieć, może się wtedy nauczysz gdzie twoje miejsce - Draco uśmiechnął

się paskudnie.
- Cham! – obydwie dziewczyny – Hermiona

i Blaise – były zbulwersowane.
- Powiedz Potter, podobało ci

się? Całkiem ładne masz te blizny... Co na to twoja biedna szlamowata matka?

Pewnie przewraca się w grobie. W końcu jej syn jest prawdopodobnie gejem i

na pewno - masochistą.
- Jak śmiesz? – wysyczała Hermiona.

/>Malfoy wyciągnął rękę i przesunął dłonią po policzku Harry’ego.

/>- Podobam ci się, Potter? – spytał ze złośliwym uśmiechem. Jedynie

Crabb i Goyle wyglądali na zadowolonych i nawet na twarzy Parkinson uśmiech

już zbladł.
Zabini była zdegustowana, ale nie mogła się nigdzie

ruszyć, bo jej ramię ściskał Crabb. Wyrwała mu się i roztarła rękę.

/>Malfoy przesadził.
Harry błyskawicznie wyciągnął różdżkę i

przycisnął ją do gardła Dracona.
- Tknij mnie jeszcze raz Malfoy, a

przysięgam, że cię zabiję – głos Gryfona był lodowaty i nieprzyjemny.


Ślizgon jeszcze nigdy wcześniej nie widział go w takim stanie i

szczerze powiedziawszy trochę się przestraszył.
- Tobie kompletnie

odbiło, Potter – warknął.
- Mówię całkowicie poważnie. ZABIJĘ

CIĘ...

- Co tu się do jasnej cholery dzieje?! – zimny

głos Mistrza Eliksirów eksplodował w korytarzu niczym erupcja Etny. Wszyscy,

którzy byli w pobliżu skulili się w sobie, część chciała się schować pod

ziemię albo uciec.
Snape szybkim spojrzeniem ogarnął sytuację.
-

Odejdź, Malfoy – Harry wcale nie przejął się obecnością groźnego

nauczyciela. Był wściekły. – Odsuń się, albo walnę w ciebie jakimś

przykrym przekleństwem, sukinsynu..
Draco odsunął się niepewnie od

Gryfona. Na szyi miał ślad po różdżce Harry'ego.
- Jesteś

psychicznie chory, Potter – wysyczał. – Powinieneś się leczyć.


- Czy ktoś mi łaskawie raczy wytłumaczyć, co tu zaszło? –

chłodno spytał Snape.
Popatrzył na szarą na twarzy Granger, która

miała łzy w oczach, potem na plakietkę Prefekta na piersi Parkinson i

odwrócił się w stronę pobladłej i zbulwersowanej Zabini.
- Ty mi

powiesz – zwrócił się do Ślizgonki.
Draco zdziwił się

niepomiernie.
To ON był prefektem.
To JEMU groził Potter.

/>Wszystko powinno być JASNE.
Harry nadal ściskał w ręku różdżkę i

wilkiem patrzył na Malfoya. Wyglądał tak, jakby w każdej chwili mógł rzucić

w niego Cruciatusem lub Kedavrą.
- Schowaj to, Potter –

powiedział spokojnie nauczyciel – zanim kogoś uszkodzisz.

/>Chłopak z ociąganiem wsunął potencjalne narzędzie zbrodni do kieszeni.

/>Hermiona miała go ochotę przytulić i pocieszyć, ale wiedziała, że takie

postępowanie przyniosłoby zgoła skutek odwrotny do zamierzonego, więc

patrzyła tylko wściekle na Malfoya. Bardzo chciała strzelić go po gębie,

albo dać mu porządnego kopa w zgrabny, szlachecki tyłek.

Blais

Zabini popatrzyła niepewnie na nauczyciela.
- Rozejść się!-

warknął Snape. – Zostają tylko Zabini, Malfoy, Potter i...

Parkinson... Reszta wio! Nie, ty Granger też zostaniesz – dodał po

chwili.
- Słucham Zabini, powiedz co się stało – Snape

specjalnie zapytał właśnie ją. Bo była z jego domu. Bo była inteligentna i

taktowna. Bo wyglądała na poruszoną.
Dziewczyna najdelikatniej jak

potrafiła opisała całą sytuację, pomijając milczeniem zachowanie kolegi

względem Hermiony. Nie po to by go chronić, ale by oszczędzić upokorzenia

Gryfonce. Jako kobieta mogła zrozumieć jak podle czuje się Granger.
-

Rozumiem – zimno stwierdził Snape. – Oddaj mi odznakę,

Parkinson.
- Słucham?! – mopsowata twarz dziewczyny wyrażała

ogromne, niekwestionowane zaskoczenie.
- Oddaj mi odznakę. Nie

interweniowałaś. Ty Malfoy, też oddaj mi swoją.
- ŻE, CO?!?!

– wrzasnął zbulwersowany blondyn.
- To co słyszałeś i zachowuj

się... Oddaj mi odznakę. Jeżeli mi udowodnisz, że nadajesz się na Prefekta -

oddam ci ją z wielką chęcią. Ale na razie z wielką przykrością musze ci ją

odebrać.
- Nie rozumiem pana – warknął Draco odpinając swoja

odznakę.
- Porozmawiam sobie z tobą na osobności to może zrozumiesz

– spokojnie odpowiedział nauczyciel odbierając obydwie plakietki.

/>Jedną z nich wręczył zaskoczonej Blaise.
Hermiona patrzyła na to

szeroko otwartymi oczami. Draco także. Parkinson patrzyła tępo. Harry

patrzył cały czas na Malfoya. Jak rozjuszony Hardodziob.
- Proszę -

powiedział do wbitej ze zdziwienia w grunt Ślizgonki. - Od dzisiaj ty jesteś

Prefektem. Tylko ty... Mam nadzieję, że sobie poradzisz z tą bandą kretynów.


- Dziękuję sir – wyjąkał Blaise.
- Możesz odejść Zabini.


Dziewczyna odeszła zdziwiona i zszokowana postępowaniem nauczyciela.



- Coś ci się stało, Granger? - Spytał Snape pozornie obojętnie,

patrząc na Hermionę, która roztarła odruchowo bolące ramię.
- Nic, sir

- odrzekła, mocno rumieniąc się, dziewczyna.
- Jak nie chcesz mówić to

twoja sprawa - łagodnie skomentował nauczyciel.
- Ty Draco pójdziesz

ze mną i utniemy sobie małą pogawędkę - zwócił się po chwili do Ślizgona.

/>Malfoy wyglądał na podłamanego, sfrustrowanego, złego i zawstydzonego, i

Hermiona poczuła chłodną satysfakcję.
- Pamiętaj - ciągnął spokojnie

nauczyciel - że od dzisiaj, będziesz oceniany dużo surowiej niż dotychczas.

Pochodzisz ze szlacheckiego rodu z tradycjami, który od wieków szczyci się

tak zwaną czystością krwi, Malfoy. - Snape popatrzył krzywo na Dracona. - To

zobowiązuje. Masz mi udowodnić, że jesteś szlachcicem. O ile mi wiadomo,

szlachcic powinien zachowywać się szlachetnie. Zobaczymy czy potrafisz, bo

jak dotąd jakoś tego nie zauważyłem... Granger, Potter... – zwrócił

się do Gryfonów - ...marsz do siebie i to już, bo wlepię wam szlaban. A ty

masz go pilnować co by nie uszkodził po drodze ani siebie, ani, nie daj

Boże, kogoś innego. Jazda!
- Dobrze, sir - powiedziała grzecznie

Hermiona. Jedyną odpowiedzią zielonookiego było pogardliwe spojrzenie

rzucone w kierunku Malfoya, który teraz wyglądał nieciekawie i wcale nie był

już pewny siebie.
- Idziemy - Snape spokojnie zwrócił się do Dracona.


- Chodź, Harry - powiedziała Hermiona cichutko - jakoś odechciało mi

się iść do biblioteki...
Chłopak popatrzył na nią spode łba i

poczłapał w kierunku wieży Gryffindoru.

Harry poszedł prosto do

dormitorium.
Wypił resztki eliksiru od pani Pomfrey i walnął się w

ubraniu na łóżko.
Podjął bardzo mocne postanowienie, że nigdy w życiu

nie zapłacze.


* Ginevra

- mimo, że zdrobnienie imienia majmłodszej latorośli Weasley'ów

nieodmiennie przywodzi na myśl imię Virginia to tak (Ginevra) ma w oryginale

na imię Ginny, więc musiałam zmienić.




/>***
Usiądź – spokojnie powiedział Snape.
Draco osunął się

bezwładnie na krzesło, na przeciwko biurka nauczyciela, oczekując surowej

nagany i porządnego szlabanu.
Nic takiego jednak nie nastąpiło.

/>- Napijesz się czegoś? – spytał Severus ucznia.
- Eee...

słucham? – Draco był szczerze zdziwiony.
- Pytałem czy się

czegoś napijesz, Draco. W końcu piętnastego listopada kończysz siedemnaście*

lat i jesteś prawie pełnoletni.
- Eee... – zaczął bardzo

elokwentnie Ślizgon – w takim razie napiję się z panem. Tego samego co

pan.
- Doskonale. Chcę z tobą bardzo poważnie porozmawiać. Opowiem ci

o czymś, co wydarzyło się prawie osiemnaście lat temu. Mam nadzieję, że

zrozumiesz swój ogromny nietakt w stosunku do Pottera i że go...

przeprosisz.
- ŻE CO?! - były rzeczy na tej ziemi, których Malfoy

nie zrobiłby za nic i przepraszanie Pottera było jedną z nich. Zrobiłby za

to w zamian wiele innych rzeczy, na przykład...
„Dlaczego nie

każe mi się przespać z Hermioną Granger? – pomyślał nie wiadomo

dlaczego Malfoy. – Oj, chyba mi odbija...” – blondyn

otrząsnął się odganiając od siebie przyjemne i całkowicie nie na miejscu

myśli dotyczące orzechowookiej Gryfonki. Zdawał sobie sprawę z

niedorzeczności swoich rozwarzań, ale to wcale mu nie pomagało.


/>- To, co słyszałeś – dobiegła go jak zza światów odpowiedź

nauczyciela, sprowadzając go na ziemię – i pamiętaj o manierach. Nie

jesteś Potterem.
- A co ma do tego wydarzenie sprzed prawie osiemnastu

lat ?– zapytał już zupełnie przytomnie chłopak.
- Ogromnie dużo.

Jak posłuchasz, co ci mam do powiedzenia, zrozumiesz – Snape postawił

na biurku dwie szklaneczki napełnione Brandy z lodem.
Wyciągnął

papierosy i poczęstował już zupełnie zaszokowanego Malfoya.


/>Palili, sączyli drinki, a Severus opowiadał cichym, spokojnym i matowym

głosem, wydarzenie sprzed lat, przeżywając po raz kolejny koszmar, którego

nie mógł i nie chciał zapomnieć.
Draco ani razu mu nie przerwał. Był

wstrząśnięty. Mimo, że wypił trzy porządne drinki, czuł się podle trzeźwy.



- Mój ojciec naprawdę to zrobił? – spytał gdy tylko

nauczyciel skończył swoją upiorną opowieść. Snape oczywiście pominął

milczeniem obietnicę, którą złożył tamtego dnia Salomonowi. Wyszedł z

założenia, że Draco raczej nie wie, iż Mistrz Eliksirów jest wampirem. Dowie

się w poniedziałek. Wtedy też domyśli się, kto zabił Notta.
I oby

Percy nie zechciał go przesłuchiwać.
Severus musiał mu opowiedzieć o

tych tragicznych wydarzeniach. Nie było innej rady, aby dotrzeć do

krnąbrnego, zakochanego w sobie blondyna.
Snape widział, że chłopak

jest wstrząśnięty tym, co usłyszał i zwrócił uwagę na jego nienaturalną

bladość przebijającą się nawet przez zdobytą podczas wakacji opaleniznę, ale

nie widział innej rady, jak przemówić mu do rozsądku.
Snape się mylił,

co do jednej rzeczy.
Draco już dawno domyślił się, że jego opiekun

jest wampirem i powoli zaczynało do niego docierać, co się stało.
Nie

bał się Mistrza Eliksirów, czuł do niego tylko ogromny szacunek. Nott nie

zasłużył na to żeby żyć...
Malfoy nie zdradził jednak ani jednym

gestem, czy słowem, że domyśla się prawdy.
- Mój ojciec zachował się

jak bohater – Draco poczuł dumę na myśl o odwadze swojego rodziciela.

– On wiedział, że Czarny Pan go za to ukarze, prawda?
- Tak,

Draco. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Gdyby twój ojciec mu nie

przerwał, rozerwałbym Notta gołymi rękami. Jak widzisz zawdzięczam

Lucjuszowi życie. Lord nie wybaczyłby mi tak ogromnej niesubordynacji.

/>
Draco robił się na przemian bardzo blady i szary. Snape przyglądał

mu się z zaciekaniem
- Ja... nie miałem pojęcia – Malfoy spuścił

wzrok i zaczął namiętnie miąć w palcach swoją szatę.
- Wiem, że nie

miałeś pojęcia – odrzekł chłodno nauczyciel. Ale to cię nie

usprawiedliwia. Chyba zdajesz sobie z tego sprawę?
Draco zarumienił

się jak piwonia.
Teraz, gdy siedział sobie w ciszy i spokoju, dotarło

do niego, jakim był chamem. I nie miało tu znaczenia, że on i Potter się nie

cierpią. Tu chodziło o coś więcej.
- Tak, sir – wyszeptał i

Severusowi autentycznie ulżyło.
„Będą jeszcze z niego

ludzie” – pomyślał .
Draco chyba podlej czuć się nie mógł.

Wolałby, żeby Snape wytargał go za uszy, nawet publicznie i nawrzeszczał na

niego, niż opowiedział mu tą całą makabryczną historię.
Przystojny

blondyn czuł się przez to tak, jakby osobiście brał udział w torturach

Pottera i wcale mu to nie poprawiało samopoczucia.
- Czy rozumiesz,

dlaczego zabrałem ci odznakę Prefekta? – spytał łagodnie Snape.

/>- Chyba tak. Chodzi o mojego ojca...
- Nie tylko Draco. Można kogoś

nie lubić, nawet nienawidzić, ale są pewne niepisane granice, których się

nie przekracza. Jesteś młody i masz szansę wyrosnąć na porządnego człowieka.

Nie to co ja – Severus pociągnął ostro ze szklanki.
- Niech pan

tak nie mówi. Pan jest absolutnie w porządku – zaprzeczył zapalczywie

i szczerze Ślizgon.
- Nie. Nie jestem w porządku – uciął zimno

nauczyciel. – Ja też torturowałem ludzi. Czy to ważne w jaki sposób? A

tobie pobłażałem przez tyle lat. Gdybym traktował cię surowiej nie doszłoby

dziś do tej przykrej sytuacji.. – Severus nalał po jeszcze jednym

drinku. – Czy ty nie pojmujesz, że Potter jest bliski skończenia ze

sobą? Może nawet dobrze by zrobił, bo w imię czego ma się męczyć dalej z

takim życiem... – Draco popatrzył uważnie na profesora.
- Pan mu

współczuje.... – to było bardziej stwierdzenie, niż pytanie.
- A

dlaczego nie? – Severus zapalił kolejnego Marlboro i poczęstował

ucznia. – Zrozum chłopcze, że ja wiem, co potrafił zrobić z człowieka

Nott. I tego tak naprawdę nie da się opisać..
- Rozumiem...- Draco

zaciągnął się głęboko.
- To, co pan mi opowiedział... Ja nigdy nie

zastanawiałem się nad tym na czym polegają tortury. Ani nigdy nie

pomyślałem, że czarodziej może się posługiwać mugolskimi środkami, i że mogą

one być tak drastyczne i okrutne. Jak on mógł robić takie rzeczy

dziesięcioletniemu dziecku, nie rozumiem... – chłopak ukrył twarz w

dłoniach.
- Jeszcze wielu rzeczy nie będziesz w stanie zrozumieć w

swoim życiu Draco – głos Snape’a był łagodny i niemal smutny.

– Grunt aby samemu nie dotknąć dna. Idź do siebie i zastanów się nad

tym co usłyszałeś. I pamiętaj – w ostateczności wybór zawsze będzie

należał do ciebie.

„Moje życie jest puste jak dzban

– myślał blondyn idąc do Pokoju Wspólnego – moi

przyjaciele kochają tylko moje pieniądze, moja rozwydrzona, płaska

jak decha dziewczyna tak samo... ach i kocha jeszcze moje szlachectwo...

kretynka myśli, że się z nią ożenię – chłopak zaśmiał się gorzko na tą

myśl.- Jestem zapisany od urodzenia do Śmierciożerców i będę w przyszłości

torturował szlamy i mugoli... cóż za zaszczytny cel życiowy...” - na

twarzy młodzieńca wykwitł cyniczny, smutny uśmiech.
Tej nocy Draco

Malfoy nie zmrużył oka ani na minutę.

***
******
Kitiara

style='color:green'>Poniedziałek, 05.11.1996




/>"Śniadanie… Kurwa… Kolejne śniadanie w gronie tych debili

Crabba i Goyle’a, i tej durnie rechoczącej się Parkinson..." -

Draco strząsnął gniewnie rękę dziewczyny ze swojego uda. Pansy spojrzała na

niego ze złością i odwróciła się obrażona do Millicenty.
Draco Malfoy

był niewyspany.
Draco Malfoy był zły.
Draco Malfoy był

przygnębiony.
Draco Malfoy był rozgoryczony
Draco Malfoy MIAŁ

DOŁA.

Harry jadł powoli i bardzo, bardzo mało.

/>„Przeżyję tylko ten dzień, żeby wiedzieć, co się stanie –

pomyślał rzeczowo – a dziś wieczorem... sayonara, żegnaj piękny

świecie...”
Hermiona patrzyła na niego przygnębiona, ale nie

mówiła nic, Chłopak nie wyglądał tak, jakby chciał o czymkolwiek rozmawiać.


Spojrzała na stół Ślizgonów.
Parkinson plotkowała z Millicentą.


Blais siedziała jak zwykle spokojnie i chyba jadła bardzo niewiele.


Malfoy... Malfoy wyglądał dziwnie, był jakiś przygaszony, spokojny.


- Na kogo tak się gapisz? – spytał Ron.
- Och, ja się

tylko zamyśliłam – powiedziała rozproszona dziewczyna.
Śniadanie

dobiegało już końcowi, gdy do Wielkiej Sali weszło dwóch wysokich mężczyzn,

ubranych w granatowe, oficjalne szaty.
Dumbledore wstał. Wyglądał na

skonsternowanego.
- Mieli panowie przyjść dopiero po południu.

/>Wiceminister Magii całkowicie go zignorował.
- Jak pan widzi

Dumbledore, przyszliśmy wcześniej – odpowiedział, lekceważącym tonem,

dyrektorowi.
Drugi mężczyzna miał ciemną karnację i był nieco starszy

od Percy’ego, a jego dosyć przystojną twarz szpecił wyraz okrucieństwa

i cynizmu.
- Pozwolicie państwo – zaczął drwiąco Weasley –

że przedstawię mojego współpracownika... Igor Matrojew – mężczyzna

ukłonił się przy tych słowach zdawkowo – jest z pochodzenia Bułgarem.

Mianowałem go Przewodniczącym Komisji Do Walki Z Wampiryzmem I

Wilkołactwem...
- Chciałem ci przypomnieć Percy, że Dekret O Ochronie

Wampirów nadal obowiązuje – zimnym głosem przerwał wiceministrowi

dyrektor.
- Już niedługo, Dumbledore i radziłbym ci zwracać się do

mnie z należytym szacunkiem.
Uczniowie byli w szoku. Nawet ci, którzy

nie darzyli Albusa zbyt dużym poważaniem, uważali teraz, że Percy zachowuje

się po chamsku.

- Jak wiecie, a raczej jak większość z was nie

wie... – drwiącym głosem ciągnął Percy – ...jeden z waszych

nauczycieli jest wampirem – po sali przeszedł szmer niedowierzania.

– Automatycznie też jest podejrzanym w sprawie o morderstwo Salomona

Notta i zostanie dziś po południu zabrany na przesłuchanie do Azkabanu.

/>- Jeżeli mam zostać przesłuchany po południu, to w takim razie, co panowie

robią tu w czasie śniadania? – zapytał uprzejmie Snape.
- Jesteś

podejrzany o morderstwo – warknął Percy – więc się nie pytany

nie odzywaj.
Severus popatrzył na Dracona. Chłopak nie był ani trochę

zdziwiony.
„Wiedział.... Domyślił się już wczoraj. Inteligentny

gnojek...”
Uczeń posłał mu uspakajające i smutne spojrzenie.

/>W Malfoyu zaszła jakaś subtelna odmiana. Snape westchnął i popatrzył

łagodnie na blondyna.
Draco odwrócił wzrok.
Teraz Malfoy patrzył

na Hermionę. Dziewczyna z niedowierzaniem wpatrywała się w Percy’ego.

Wyglądała na wstrząśniętą.
- Ale pytanie, które zadał profesor Snape

jest istotne – podjął wątek Albus. – Co panowie robią tu o tak

WCZESNEJ porze?
- Wypełniamy obowiązki – odwarknął Percy, a jego

towarzysz uśmiechnął się cynicznie. – Zginął szlachetny człowiek i

jesteśmy tutaj w związku z tą sprawą... Zabieramy na przesłuchanie pana

Dracona Malfoya – wszyscy byli absolutnie zdziwieni. – Pan

Malfoy zawsze był ulubionym uczniem Snape’a dlatego zostanie

przesłuchany...

Harry zaśmiał się głośno.
- Nott

szlachetnym człowiekiem? – spytał zimno. – Powiem ci coś Percy,

ten twój szlachetny człowiek torturował mnie przez prawie dwie doby.

Nawet nie wiesz do czego był zdolny. Powinniście wystawić pomnik jego

mordercy, jak już go znajdziecie. Takie jest moje zdanie.
- Tak

twierdzisz, Potter? – lodowatym tonem spytał nowo upieczony

Wiceminister. - W takim razie ty też zostaniesz przesłuchany. Takie

oszczerstwo nie ujdzie ci płazem.
- Zarzucasz mojemu uczniowi

kłamstwo, Percy? – spytał chłodno Dumbledore.
- Po pierwsze,

przypominam o wymaganym w stosunku do mnie szacunku, dyrektorze, a po

drugie, wszyscy wiedzą, że Potter ma od dawna urojenia!
-

Jak śmiesz! Ja wierzę Harry'emu, jakbyś nie widział to ma blizny

nawet na twarzy! - wrzasnęła Hermiona
- Z szacunkiem, panno

Granger – wycedził przez zęby Percy, taksując Hermionę wzrokiem tak,

jakby była towarem na wystawie. Dziewczyna poczuła się dziwnie i odwróciła

wzrok. - Twierdzisz, że Potter mówi prawdę? A myślałem, że jesteś

inteligentna.
- Nie do twarzy ci z sarkazmem, Percy. Poza tym nie

potrafisz go używać – Hermiona była wściekła. – Jesteś ślepy i

głuchy na wszystko co ci nie pasuje i woda sodowa ci do głowy uderzyła.

Wlazłbyś w tyłek każdemu, kto sypnie trochę grosza i kto posiada władzę.

Powinieneś się wstydzić.
- Coś ty powiedziała Granger? – spytał

chłodno Weasly. Ron spuścił wzrok. Było mu cholernie wstyd za brata. Chciał

się zapaść pod ziemię. – Sama tego chciałaś. Zapraszam. Ciebie też

przesłuchamy. Wiedz, że robię to z niemałą satysfakcją, mała mądralo. Nauczę

cię szacunku do władzy.
Hermiona podeszła na ugiętych nogach do dwóch

mężczyzn, Dracona i Harry’ego. Percy nadal bezczelnie taksował ją

wzrokiem.
Dziewczyna zdawała sobie sprawę, że nabrała kobiecych

kształtów, ale żaden chłopak tak paskudnie jeszcze na nią się nie gapił.

Poczuła się niepewna i zażenowana, a idąc odruchowo zapięła szatę, aż pod

samą szyję.

- Weasley – warknął Dumbledore – jak

śmiesz grozić mojej uczennicy?
Harry jeszcze nie widział go nigdy tak

poirytowanego. Nawet do Voldemorta zwracał się per „Tom”. Nigdy

nie mówił do nikogo po nazwisku, a przynajmniej on tego nie słyszał.
-

Dumbledore, racz się uspokoić – Percy popatrzył z wyższością na

Dyrektora – ja ją tylko pouczam. Jest bezczelna.
- Bo mówi ci

prawdę w oczy? – spytał szyderczo Snape.
- Milcz ,śmieciu

– Percy walną Severusa z całej siły w twarz. – Mówiłem ci już,

że nie masz prawa głosu.
Draco popatrzył na wiceministra jakby ten był

kupą łajna.
Czarnowłosy mężczyzna zwrócił lodowaty wzrok na Weasleya.


- Zrób to jeszcze raz to cię zabiję – powiedział bardzo cicho i

spokojnie.
- Śmiesz mi grozić? Czeka cię dziś przesłuchanie i to, co

teraz powiedziałeś Snape, na pewno nie świadczy na twoją korzyść..
-

Mało mnie to obchodzi, Wesley – spokojnie odpowiedział wampir. –

Zaryzykuję i jeżeli jeszcze raz mnie uderzysz, urwę ci łeb. Świat na tym nie

straci...
Coś w głosie czarnookiego przekonało wiceministra, żeby

potraktował groźbę poważnie.
- Jesteś żałosną imitacją wiceministra,

Weasley. Po raz pierwszy żal mi twoich rodziców. Uderz profesora

Snape’a jeszcze raz, wyświadczysz światu przysługę.
-

Porozmawiamy sobie na przesłuchaniu, Malfoy – jadowitym szeptem

powiedział Percy.
- Nie wątpię, że się na nas wyżyjesz –

spokojnie skomentował Harry.
- Milcz, Potter. Grozi ci proces o

pośmiertne zniesławienie jednego z najbardziej szanowanych członków naszej

społeczności.
- To niedorzeczne! – Hermiona była oburzona.


„To mi się śni. To nie może być prawda. Percy nie może być aż

takim draniem” – myślała gorączkowo.
Wiceminister nachylił

się nad nią i powiedział tak cicho aby tylko ona, Harry, Ron, Draco i ten

drugi facet mogli to usłyszeć. Nie pomyślał, że Snape też słyszy. Ze względu

na swoje, ostrzejsze od zwykłych ludzkich, zmysły
- Ty Granger, jesteś

małą zarozumiałą, szlamowatą suką. Pokażę ci gdzie jest twoje miejsce. I

albo spokorniejesz albo pożałujesz, że się urodziłaś – Percy

uśmiechnął się do niej paskudnie.
Hermiona poczerwieniała z

upokorzenia i zażenowania. Nie wierzyła własnym uszom. Nawet Draco popatrzył

na Percy’ego jakby go widział po raz pierwszy w życiu.
- Jesteś

sukinsynem – wysyczał cicho Harry.
Percy dał mu w twarz. Harry

popatrzył na niego z niedowierzaniem i złapał się z piekący policzek.

/>- Percy jak mogłeś!!! – Ron wydarł się na całe gardło ze

swojego miejsca przy stole. – NINAWIDZĘ CIĘ!!! NIGDY NIE

BYŁEŚ I NIE BĘDZIESZ MOIM BRATEM!!! – chłopak wybiegł z

sali ze łzami w oczach.
Uczniowie stali jak sparaliżowani. Ci, którzy

znali osobiście Wesley’a nie mogli w to uwierzyć. Owszem zawsze był

ambitny, ale to? Harry się z nim kolegował a on teraz go uderzył. Zaczęli

bać się o swoich kolegów, którzy mieli zostać przesłuchani. Współczuli nawet

Malfoyowi.
Dumbledore spojrzał nieprzeniknionym wzrokiem na mężczyznę,

który tryumfalnie patrzył na trójkę przestraszonych teraz uczniów.
-

Nie radziłbym ci robić tego po raz drugi – powiedział bardzo cicho

stary czarodziej.
Snape wstał. Spojrzał z pogardą na Percy’ego.


- Teraz wyjdę, a ty mnie nie będziesz zatrzymywał, Weasly. A nie

zrobisz tego, bo jeżeli tu zostanę i zobaczę albo usłyszę coś

jeszcze, to nie zdzierżę i cię zamorduję.
Severus odwrócił się i

wściekły wyszedł z sali.
- Doskonale – powiedział spokojnie

wiceminister. – Wasz nauczyciel już prawie podpisał na siebie wyrok.


- To jeden z moich najlepszych profesorów i nie pozwolę go zabić.

Rozumiesz? Nigdy nie zrobił NIC co zasługiwałoby na śmierć – w oczach

Albusa zaiskrzyły ogniki gniewu, zastępując obecnie w nich, niemal zawsze,

rozbawienie.
- A przynależność do Śmierciożerców? – drwiąco

zapytał młody mężczyzna.
- Odkupił to lojalnością i oddaniem w walce o

słuszną sprawę. Poza tym , zapominasz Percy o tym, że Nott był także

Śmierciożercą, a o ile mi wiadomo, nigdy z tym nie zerwał i był nim także w

chwili swej śmierci. Masz bardzo wybiórcze postrzeganie rzeczywistości...

Zawiodłem się na tobie.
- Nie obchodzi mnie, co o tym myślisz,

Dumbledore. Nikt nie udowodnił, że Nott był nadal Śmierciożercą po powrocie

Sam- Wiesz – Kogo.
- I nikt nie udowodnił, że nim nie był.

/>- Być może, ale to nie zmienia faktu, że zginął szlachetny człowiek.

Koniec tej bezowocnej dyskusji. Zabieram was na przesłuchanie do

Ministerstwa.
- Jeżeli pozwolisz Percy... To moi uczniowie i zamierzam

uczestniczyć w ich przesłuchaniu.
- Możesz z nami iść, Dumbledore. Ale

jeżeli myślisz, że zostaniesz wpuszczony na salę przesłuchań to grubo się

mylisz. – Dumbledore popatrzył na Percy’ego smutnym, zmęczonym

wzrokiem i wyszedł powoli zza stołu. Całe grono pedagogiczne wyglądało jak

wbite w siedzenia, tak samo uczniowie .
- Minervo, moja droga

dopilnuj, aby wszystko szło zgodnie z planem. Lekcje i tak dalej...
-

Dobrze, Albusie – powiedziała cicho doświadczona czarownica. Tonks

była blada i próbowała pocieszyć spojrzeniem przestraszoną Hermionę, ale ta

wyglądała jak nieobecna.
- Percyvalu Weasley – odezwała się

nagle McGonagall – zawsze byłeś ambitny, ale myślałam, że wyrośniesz

na porządnego człowieka, a ty... Nie wiem co powiedzieć, chyba powtórzę

słowa pana Malfoya, żal mi twoich rodziców... - jej głos był smutny i cichy

. Wiceminister rzucił jej pogardliwe spojrzenie.
- Idziemy - warknął


Przewodniczący Komisji Do Walki Z Wampiryzmem I Wilkołactwem powiódł

wzrokiem po sali z bezczelnym uśmiechem i wyszedł wraz z Percym, trojgiem

uczniów i dyrektorem. Na sali jeszcze przez minutę panowała martwa cisza.



***
Severus był wkurzony.
Wypił całą szklankę

Smirnoffa i wypalił trzy papierosy, odpalając jednego od drugiego.

/>Dopiero wtedy poszedł na zajęcia...
Spóźnił się dziesięć minut, ale

uczniów to nie zdziwiło, nie dzisiaj.

*
Na kolejnych dwóch

godzinach miał piąty rok Gryffindor – Slytherin.
Ginny Weasly

wyglądała tak jakby miała wybuchnąć w każdej chwili płaczem.
- Panno

Weasley – powiedział cicho - dobrze się pani czuje?
Dziewczyna

cicho chlipnęła w odpowiedzi i pokiwała głową.
- Widzę , że chyba

jednak nie...
- Ja bardzo przepraszam – z oczu czerwonowłosej

Gryfonki obficie popłynęły łzy – ja przepraszam za Percy’ego

– zaczęła szlochać niepohamowanie.
- Idź dziecko do skrzydła

szpitalnego i poproś o coś na uspokojenie, a potem możesz wrócić, albo iść

do siebie. Jak wolisz... – Severus zionął obojętnością
Ginny

popatrzyła z niedowierzaniem na profesora.
- Dziękuję –

szepnęła.
– Ja nadrobię materiał – dodała jeszcze od progu

i wybiegła za drzwi.
Całą drogę do ambulatorium przepłakała.


/>*
Snape nikomu nie wlepił szlabanu, ani nie odjął punktów.
Za

bardzo martwił się tym, co może dziać się w Ministerstwie.
Wcale nie

podobało mu się to, jak Percy i ten cały Igor Matajew, czy jak mu tam było,

patrzyli na Granger. W ogóle mu się to nie podobało.
Nie podobało mu

się też, że Wiceminister Magii dał Potterowi w twarz. Świadczyło to tylko o

tym, że zdolny jest do ogromnej podłości.
O czwartej po południu

zaczął się niepokoić.
O piątej niepokoił się już bardzo.
O

szóstej był zdenerwowany i szczerze się bał.

***
Był w

stanie skrajnego napięcia nerwowego, gdy w pokoju nauczycielskim, w samym

środku nienormalnej ciszy, Tonks, z hukiem, upuściła na podłogę pięć

dzienników szkolnych.
- NA MIŁOŚĆ CHRYSTUSA ZBAWICIELA!!!

– wydarł się mistrz eliksirów na Bogu ducha winną ciamajdę, tak że

kobieta omal nie wywróciła się na upuszczone dzienniki. – Myśl

Nymphadoro nad tym co robisz! Kiedyś głowę zostawisz przy łóżku i

przyjdziesz bez niej na śniadanie!
- Nie tylko ty się denerwujesz,

Severusie – łagodnie zwróciła się do niego Minerva.
Tonks

zbierała dzienniki ze łzami w oczach. McGonagall miała rację. Ona bardzo się

martwiła, zwłaszcza o Hermionę. Nie wiedziała dlaczego akurat o nią. Po

prostu tak było. Po twarzy pociekły jej łzy zdenerwowania, wstrzymywane od

dobrych kilku godzin.
Severus popatrzył na nią spode łba.
- No

już nie rycz – zaczął ją „łagodnie” pocieszać. - Jestem

tak zdenerwowany, że nawrzeszczałbym nawet na swoje odbicie w lustrze.

/>- To wampiry odbijają się w lustrze? – Tonks zdobyła się na żart i

próbowała wytrzeć łzy.
- W ludzkiej postaci tak – Severus

wzruszył ramionami.
- Trzeba było urwać mu głowę – wychrypiała,

rycząc już na cały głos, biedna Nymphadora – i ... nasrać do szyi!

– dokończyła efektownie i wybuchła śmiechem przez łzy.
-

Tonks! – krzyknęła oburzona McGonagall, ale sama się uśmiechnęła

na myśl o sytuacji opisanej przez koleżankę po fachu.
Teraz prawie

całe grono nauczycielskie się odprężyło.
- Tonks ma rację –

pisnął Flitwick.
Snape popatrzył na maleńkiego nauczyciela jakby

widział go po raz pierwszy w życiu. Tonks położyła dzienniki na stole,

wyjęła chusteczkę i wytarła nos. Posłała zbulwersowanej pani Pince

spojrzenie złego Puszka i usiadła ciężko.
- Nie oddamy cię bez walki,

Severusie.
Nauczyciele przytaknęli
- Zanim McNire wyjmie topór,

walne w niego Cruciatusem – z wielką powagą powiedziała zapięta, jak

zwykle, na ostatni guzik Minerva
Severus patrzył z lekkim

niedowiarzaniem na swoich kolegów. Zaczynało mu być głupio. Oni trzymali

jego stronę. No tak lojalność ludzi po fachu. Ale mimo wszystko...
Był

dla nich niemiły, sarkastyczny, złośliwy, a oni go lubili.

/>„Ludzie są dziwni” pomyślał, nie pierwszy i nie ostatni raz w

swoim życiu, Severus.
- Przestańcie, bo się zarumienię. Wiecie, że

jesteście nienormalni? – warknął, a większość belfrów uśmiechnęła się

pod nosem.
- My też cię kochamy, Severusie – powiedziała

uprzejmym tonem Nymphadora i blado się uśmiechnęła popijając swoją

rumiankową herbatkę.
„Paranoja” – pomyślał Snape i

wrócił do swoich notatek z zajęć. Nie chciał zostawiać dodatkowej roboty

Minervie ani Albusowi. Zawsze był dokładny...

***
Uczniowie

i dyrektor wrócili dopiero po kolacji, tuż przed ósmą.
Wyglądali

nieciekawie.
Miał wrażenie, że Granger, Potter i Malfoy postarzeli się

o co najmniej pięć lat. Byli milczący i wszyscy mieli jakieś dziwnie smutne

oczy.
Nie było w nich żadnych, widocznych emocji.
Wiceminister i

jego kumpel zabierali go do Azkabanu. Severus wypił punktualnie przed

kolacją swój napój, a teraz tego żałował. Percy i Igor musieli zrobić coś

strasznego, a on nie będzie się nawet mógł transformować, a jeżeli go zamkną

już dziś, co nie było wcale niemożliwe, to już nie pomści tych dzieciaków.

Mają odpowiedni eliksir i będą go w niego wlewać, aż do upojenia.


/>Potter wyglądał tak jakby podjął ostateczną decyzję, co do samobójstwa.


„Mogę mu tylko pobłogosławić, sam chciałbym mieć ten luksus,

przyznać się i koniec... Ale Dumbledore mnie potrzebuje, Zakon mnie

potrzebuje...” – Severus ciężko westchnął.
Najbardziej

przeraziło go spojrzenie Hermiony.
Było najbardziej puste.
Było

doskonale obojętne.
Tchnęło największym spokojem.
Spojrzał jej

głęboko w oczy, a ona z bólem odwróciła wzrok.
Mistrz Eliksirów

popatrzył z nienawiścią na Percy’ego.

- Idziemy, Snape

– warknął wiceminister uśmiechając się niemal radośnie,
-

Trzymaj się, Severusie – powiedział cicho Dumbledore.
- Niech

pan się o mnie nie martwi, dyrektorze – równie cicho odrzekł profesor.


- Jesteśmy z tobą – Minerva McGonagall robiła wszystko, żeby

nikt nie zobaczył w jej oczach łez.
- Cóż za wzruszające pożegnanie

– rzucił na odchodne Weasley.
Percy popatrzył na swoich

niedawnych nauczycieli, bez których nigdy nic by nie osiągnął z pełną buty

wyższością. Omiótł spojrzeniem Wielką Salę.
Rona tam nie było. Była za

to jego mała siostrzyczka, Ginny.
Patrzyła na niego.
Patrzyła z

pogardą i obrzydzeniem.
Percy nie poczuł się dotknięty.
On już

nie miał rodziny...

***
******
Kitiara

style='color:red'>Ostrzeżenie:
Ta część zawiera opis brutalnych

czynów i chociaż starałam się nie skupiać na szczegółach i jak

najdelikatniej opisywać sceny drastyczne ostrzegam o tym, że takowe się

pojawiają.




style='color:green'>Poniedziałek, 05.11.1996
Przesłuchanie

uczniów.


Albus, Hermiona i Draco siedzieli na

drewnianej ławeczce przed jedną z Sal Przesłuchań, na ostatnim piętrze

gmachu. Pomieszczenie było opieczętowane zaklęciem wyciszającym, więc nawet

gdyby w środku waliło się i paliło nie usłyszeliby najcichszego szmeru.

/>W środku siedział Harry. Siedział tam już godzinę.
Dyrektor zaczynał

się martwić, ale postanowił nie pokazywać nic po sobie, żeby nie denerwować

uczniów. Spojrzał na zegarek. Była dziesiąta dwadzieścia sześć.

/>„Pięćdziesiąt sześć minut”- pomyślał poirytowany.
-

Napijecie się czegoś? – zapytał Hermionę i Dracona.
Prze cały

czas, gdy Gryfon był przesłuchiwany, siedzieli w pełnym napięcia milczeniu.

Hermiona myślała z niepokojem o tym, do czego mogą posunąć się mężczyźni

przesłuchujący Harry’ego. Draco rozmyślał nad słowami profesora

Snape’a”, a konkretnie nad tym, co oznacza „bycie

szlachetnym” i jak daleko od tego ideału odbiega postawa nowego

Wiceministra Magii.

Teraz dwoje młodych ludzi spojrzało na

starszego mężczyznę z wyrazem zaskoczenia w oczach.
- Co? –

spytał niezbyt inteligentnie Draco.
- Pytałem czy się czegoś

napijecie. Tu na dole jest bufet, zjadę winda i coś wam przyniosę. Nie wiem

jak wam, ale mi chce się pić.
Dwójka uczniów popatrzyła na siebie

niepewnie i oboje szybko odwrócili wzrok. Hermionę irytowało to, że Draco

wyglądał tak pociągająco z tym swoim dziwnym, smutnym wyrazem twarzy i

głębokimi cieniami pod oczami. Z zainteresowaniem wlepiła wzrok w swoje

pantofle.
- No, co wam przynieść?
- Kawę - odpowiedzieli

równocześnie.
- Dobry wybór, ja też napiję się kawy – Dumbledore

uśmiechnął się blado.
- Albo czekolady – wypalili obydwoje jak

na zawołanie.
- No to może się decydujcie szybciej – Albus

uśmiechnął się trochę szerzej.
- Herbaty – w obydwu młodych

głosach zabrzmiała determinacja.
Gryfonka i Ślizgon spojrzeli na

siebie mało przyjaźnie i popatrzyli wyrzutem na Dyrektora Hogwartu.
-

W takim razie przyniosę wam kawę i jakieś ciastka – to mówiąc odwrócił

się i pomaszerował do windy.

Gdy Dumbledore wrócił, zjedli w

milczeniu cynamonowe ciastka i wypili kawę. Żadne z trojga ludzi nie

potrafiło w pełni cieszyć się ich wybornym smakiem. Atmosfera był zbyt

napięta.

*

Harry usiadł na niezbyt wygodnym krześle i

patrzył ja dwóch mężczyzn zajmuje dwa wygodne fotele za obszernym biurkiem

naprzeciw niego.
Chłopak rozejrzał się po sali. Nie była zbyt duża i

nie było w niej żadnych zbędnych mebli, bo i po co.
- Teraz Potter,

odszczekasz grzecznie, to, co powiedziałeś dziś rano – powiedział

Weasley.
- Nie zamierzam nic odszczekiwać – spokojnie

odpowiedział chłopak.
- Nie? Słyszałeś Igor, on nie – za

–mie – rza - nic – od – szcze –ki - wać

– Percy przedrzeźniał Harry'ego z kretyńską miną i przesłuchiwany

pomyślał, że urzędas wygląda jak pawian popisujący się przed widownią w ZOO.


Czarnowłosy mężczyzna o piwnych oczach, z których wyzierała skłonność

do okrucieństwa zarechotał głośno.
- Pan Potter – powiedział

zimno – sam jeszcze nie wie, co mówi... Jeżeli będziesz z nami

współpracował, to skończy się to szybko, łatwo i przyjemnie. Jeżeli nie,

będziemy... niemili. – Mężczyzna mówił płynnie po angielsku, a w jego

niskim głosie o ciemnej barwie pobrzmiewał, jedynie nikły, obcy akcent

/>Harry uśmiechnął się krzywo.
- Dlaczego nie widzę tu żadnego pióra,

ani pergaminu? Zeznania nie będą spisywane? – zdziwił się nieszczerze.


- Inteligentna bestia z ciebie, Harry – wycedził Percy. –

Ale w tym przypadku spisywanie zeznań mija się z celem. Ani ty, ani ten

śmieć, Malfoy, syn Śmierciożercy, ani Mądralińska Granger nie jesteście

warci marnowania papieru.
- Ja mam inne zdanie na ten temat. Nie wiem

o co ci chodzi, ale w żadnym wypadku nie grasz fair, Percy.
- Nie

jestem twoim kolegą, więc radziłbym ci zwracać się do mnie z należytym

szacunkiem. O intencje, które mną kierują się nie martw. Mam na celu jedynie

dobro społeczeństwa... Cel uświęca środkii. Nie wiedziałeś o tym?

/>- Nie wiedziałem, że można upaść tak nisko jak ty – Harry

pogardliwie wydął usta.
Percy wstał, a Igor obserwował kumpla spod

półprzymkniętych powiek drapieżnym wzrokiem.
- Jesteś źle wychowany

– powiedział spokojnie rudowłosy mężczyzna i uderzył Harry’ego w

twarz. Uderzył go na płask, wierzchem dłoni, tak aby nie uszkodzić skóry, a

sprawić ból. – Następnym razem jak mnie znieważysz, użyje Tormentera,

Potter.
Harry wiedział, co to znaczy. To była legalna wersja

Cruciatusa, używana często przez Aurorów. Zaczynał się coraz bardziej bać o

Hermionę. Ona nie była uległa i nie będzie miała lekko. Sam przyzwyczaił się

już do bólu na tyle by wytrzymać wszystko, co panowie z Ministerstwa mogą mu

zaoferować. O dziewczynę jednak się niepokoił.

- Powiedziałem

prawdę. Salomon Nott mnie torturował przez dwa dni. Dlaczego nie zejdziecie

do piwnicy jego domostwa i nie sprawdzicie? Obok spichlerza jest sala

tortur. Chodzi o to, że wy nie chcecie znać prawdy. – W głosie

Harry'ego brzmiała rezygnacja.
- Jesteś upośledzony przez ten swój

kretyński znak na czole, Potter. Każdy o tym wie. Uroiłeś sobie, że byłeś

torturowany, a teraz oczerniasz człowieka, który należał do jednego z

najznakomitszych rodów czarodziejskich czystej krwi... Możemy ci to

wybaczyć pod warunkiem, że odwołasz teraz to, co powiedziałeś i obiecasz nie

powtarzać nikomu tych bzdur.
- Od kiedy czysta krew ma dla pana takie

znaczenie, panie Wiceministrze Magii? – spytał drwiąco Harry
-

Och, Potter... Czysta krew jest istotna, ale skąd ty możesz to wiedzieć? W

końcu twoja matka pochodziła z mugolskiej rodziny...
- Spróbuj ją

obrazić chociaż jednym słowem, to pożałujesz – wysyczał Harry.
-

A co mi zrobisz? Twoja różdżka jest na dole, musiałeś ją zdać... Posłuchaj

Potter, ty będziesz miły dla nas, my będziemy mili dla ciebie, zrozumiałeś?


- Nie będę kłamał. Powiedziałem prawdę i tylko prawdę i nie zmienię

swoich słów.
- A cóż to jest prawda, możesz mi powiedzieć? –

Percy sparafrazował jedno z najbardziej znanych pytań w historii procesów.

– Cóż to jest prawda, Potter? – powtórzył drwiąco.
Igor

Matrojew zaśmiał się, wyraźnie rozbawiony słowami kolegi.
Chłopak był

przerażony. Zaczynał bać się nawet o Malfoya.
Oni mieli swoją prawdę.


Oni byli głusi na wszystko.
Oni nie zamierzali mu odpuścić.

/>- Nigdy nie zrozumiesz prawdy, Percy, bo jesteś kłamliwym sukinsynem

– powiedział wypranym z emocji głosem Harry Potter.

Ból

był straszny. Ale chłopak zacisnął zęby i wytrzymał. Zdołał nawet nie uronić

ani jednej łzy.
- Uprzedzałem cię, Potter. Uprzejmość to istotna rzecz

w kontaktach międzyludzkich. – Percy usiadł ponownie za biurkiem i

położył na nim nogi.
Harry wstał, obolały, z podłogi.
-

Chciałbym skorzystać z łazienki – powiedział cicho
- Proszę

bardzo, panie Potter - Igor wskazał na drzwi za swoimi plecami. -Poczekamy.

Nam się nigdzie nie spieszy.

- Potter – powiedział Percy,

gdy Harry wrócił i usiadł na krześle – będziemy tu siedzieć dotąd, aż

zrobisz to o co cię prosiłem. My mamy czas.
I siedzieli w martwej cisz

prawie godzinę.
W końcu Igor wstał.
- To nie ma sensu. Chodźmy

lepiej coś zjeść – powiedział do towarzysza.
Percy podniósł swój

szlachetny, wiceministerski tyłek z fotela i popatrzył na Harry'ego.

/>- Dobrze. A tobą Potter zajmiemy się jak wrócimy. Tym razem dużo

skuteczniej. Zrozumiesz może w końcu, co powinieneś zrobić.
„Nie

to, co powinienem, tylko to co jest dla ciebie i twojej kariery

wygodne” – pomyślał cynicznie Harry i wstał z krzesła.


/>*
Harry wyszedł za pięć jedenasta. Za nim wyszli Percy i Igor.

/>- Idziemy na dół napić się i coś zjeść – powiedział znudzonym tonem

Wiceminister - a ty, Potter, przemyśl dokładnie to, co ci mówiłem.

Przesłuchanie wcale nie musi być przykre.
- To oni cię jeszcze nie

skończyli przesłuchiwać? – Hermiona była zbulwersowana.
-

Powiedzieli, że mają czas.
- O co im do jasnej cholery chodzi. Ile

można przesłuchiwać jedną osobę?! – nie wytrzymał nerwowo Draco.


Harry popatrzył na niego obojętnie.
- Nie chciałem im

powiedzieć, tego co chcieli usłyszeć. Aha i nie używają Veritaserum,

widocznie nie zależy im zbytnio na prawdzie – Harry uśmiechnął się

krzywo, nie chciał ich niepokoić faktem, że nie ma sporządzanych żadnych

notatek z tego pseudo-przesłuchania.
- To chyba dobrze –

powiedziała Hermiona. – Nikt z nas nie wkopie profesora. Ups...

/>- Ja też znam prawdę – powiedział spokojnie Draco, a Dumbledore

smutno się uśmiechnął. – I wiesz co, Granger, nie cieszyłbym się

zbytnio z tego, że nie chcą użyć Veritaserum. Szczerze powiedziawszy raczej

bym się tym martwił – blondas popatrzył na Hermionę dziwnie i gdyby

dziewczyna go nie znała, pomyślałaby, że widzi w jego oczach troskę.
-

Nie martwcie się na zapas – powiedział uspakajającym tonem Albus,

który sam, wewnętrznie, niemal umierał z niepokoju o swoich uczniów. –

Ale Draco i Harry mają rację. To świadczy tylko o tym, że nowy Wiceminister

Magii wcale nie kieruje się dobrem wspólnym, a jedynie swoją własną wizją

porządku publicznego. Cóż, jakoś trzeba to tymczasem przecierpieć.
I

znowu zapadła cisza. Nie licząc małej chwili, gdy Dumbledore zapytał Gryfona

o to, czy się czegoś napije i czy nie jest głodny, na co chłopak stanowczo i

zwięźle odpowiedział „nie”, i poszedł na piętnaście minut do

łazienki, gdzie wypalił cztery papierosy pod rząd.

*

/>Mężczyźni wrócili dopiero za dwadzieścia pierwsza i Percy drwiącym gestem,

zaprosił Harry’ego z powrotem do Salę Przesłuchań. Chłopiec wstał i

powlekł się w kierunki drzwi. Wyglądał jakby szedł na własną egzekucję.

/>
- Witamy ponownie, panie Potter – Igor Matrojew rozsiadł się

wygodnie w fotelu, popatrzył uważnie na Harry'ego i rzucił na biurko

papiery, które ze sobą przytaszczył. Chłopak pomyślał, ze mężczyzna wygląda

jak sęp obserwujący swoją ofiarę.
- No, Potter, zmieniłeś zdanie?

– spytał Percy stawiając na biurku niedopitą kawę.
Harry

popatrzył na nich zimno i usiadł bez słowa.
Mężczyźni spojrzeli na

siebie porozumiewawczo. Igor zaczął spokojnie przeglądać przyniesioną

makulaturę.
- Nie masz mi nic do powiedzenia, Harry? – spytał

chłodno Wiceminister.
- Co mam zrobić, żeby ci otworzyć oczy, co?

– spytał Harry – Mam ci pokazać swoje blizny?
- Możesz

robić co zechcesz. Nawet urządzić mini-przedstawienie, Potter... Jak już

mówiłem, nam się nigdzie nie spieszy.
Zdesperowany chłopak zdjął

szatę, a następnie rozpiął i zaciągnął koszule. Wcale nie chciał by ktoś

oglądał jego oszpecone torturami ciało, ale miał nikłą nadzieję, że trafi

Percy’emu do rozsądku.

Cóż.. Harry Potter, Chłopiec Który

Przeżył, po raz kolejny w życiu naiwnie zaufał dobrej woli drugiego

człowieka i po raz kolejny się zawiódł.
Wiceminister Magii doznał

chyba lekkiego szoku bo pospiesznie odwrócił z obrzydzeniem wzrok i Harry

poczuł przewrotną satysfakcję. Matrojew natomiast parzył na niego bez

żadnego skrępowania, a nawet ze znudzeniem i z obojętnością.
- To

niesmaczne, Potter – powiedział Percy. – Racz się ubrać.
-

Ale zrobił mi to twój święty, niepokalany Nott. Dlaczego nie chcesz patrzeć?

Nie podoba ci się ta część jego działalności? – Harry cynicznie się

uśmiechnął. – Nie byłem jego jedyną ofiarą, on miał ich dużo, dużo

więcej i zasłużył sobie na to, co go spotkało – głos chłopaka był

bardzo cichy, bardzo stanowczy i bardzo smutny.
- Dosyć – Percy

walnął pięścią w biurko – nie wiem kto ci to zrobił Potter, może

nawet, sam sobie to zrobiłeś w jakimś napadzie szału – Harry nie mógł

uwierzyć w to, co usłyszał. – ale nie będziesz nikogo oczerniał.

/>- Tak, sam sobie to zrobiłem, Percy. Sam sobie wyrwałem hakiem ciało na

lewym boku. - głos Harry’ego był cichy, chłodny i cyniczny. - Musisz

tego spróbować, nawet nie wiesz jak to rajcuje, zwłaszcza jeżeli wcześniej

napijesz się eliksiru czuwania... ty pokręcony skrwielu.


/>Policzek, który wymierzył mu Igor był dużo bardziej bolesny od tego, jaki

otrzymał od Percy’ego. Matrojew bił o wiele mocniej niż jego kolega .

Tak mocno, że Harry się przewrócił.
- Pan wiceminister chyba ci mówił

coś o uprzejmości, gówniarzu, prawda? – spytał cicho i łagodnie.

– To było małe przypomnienie.
Chłopak poczuł pod powiekami

palące łzy wstydu, bólu i poniżenia. Zacisnął zęby, wstał, bez słowa się

ubrał i usiadł.
- Panie Potter, skoro nie chce pan współpracować,

musimy użyć małej siły perswazji - zaczął Igor.
Harry nastawił uszu.


„Chyba nie będą mnie szantażować?” – pomyślał

naiwnie.
- Pana Malfoya sympatią pan raczej nie darzy, więc sobie

daruję wykład o jego pobycie w więzieniu i planowanym wypuszczeniu go na

wolność dnia dziewiątego listopada bieżącego r oku, czyli za cztery dni...

– Harry poczuł nieprzyjemny ucisk w okolicy żołądka
- Ale panna

Granger to twoja bliska koleżanka... Jej rodzice to mugole... Prawda?

– spytał od niechcenia, a Harry wcale nie zamierzał odpowiadać.

– Nie chciałbyś chyba, Potter, by przydarzył im się jakiś przykry

wypadek
...
Chłopak zamrugał z niedowierzenia. Popatrzył zszokowany

na Percy’ego, który uśmiechał się z wyższością
Zapadło

milczenie. Długie piętnastominutowe milczenie, w czasie którego Harry

stracił wiarę w sprawiedliwość.

- Nie ośmielicie się –

wyszeptał wreszcie przesłuchiwany. Czuł się tak, jakby cały mózg mu

wyparował, a w głowie została czarna dziura wypełniona pustką.
-

Pomyśl spokojnie, czy twój upór jest wart śmierci dwojga ludzi, Harry.

/>- A co cię obchodzą mugole?- syknął chłopak.
- Mugole są niegroźni i

zabawni, a czasem nawet się przydają, tak jak teraz. Gorzej z takimi

wyszczekanymi szlamami jak Granger – warknął Percy, a w jego głosie

brzmiała groźba..
Spojrzenie chłopca wyrażało totalny szok.
-

Dlaczego ją wyzywasz? Przecież kiedyś się z nią kolegowałeś... – nie

mógł uwierzyć Harry. Jego mózg wrócił na swoje miejsce, ale był teraz

odwrócony na lewą stronę i nie funkcjonował prawidłowo.
- To nie

wyzwisko, tylko adekwatne określenie, tak jak czarodziej, mugol, czy

Śmierciożerca – spokojnie powiedział Percy, jakby tłumaczył coś małemu

dziecku.
- To obraźliwy epitet stosowany między innymi przez

Voldemorta... - Percy się wzdrygnął na dźwięk tego imienia - ...i

Śmierciożerców. Określenie to czarodziej pochodzenia mugolskiego. Nie

jestem idiotą.
- Zwał, jak zwał, panie Potter, czy to istotne? –

odezwał się Matrojew. – Widzę , że nie boisz się wymawiać imienia

najpotężniejszego czarodzieja wszechczasów, Potter – a Harry'emu

wydało się, że usłyszał w głosie mężczyzny nutkę czci dla Voldemorta.

– To albo wielka odwaga, albo głupota...
- Największym

czarodziejem jest Albus Dumbledore – warknął Harry.
-

Nieistotne... – Igor popatrzył uważnie na chłopca. – Istotne

jest to, jakiego wyboru dokonasz. Myślę, że szlachetnego...

/>Harry popatrzył z bezsilną złością i smutkiem na obydwu mężczyzna.
-

Obydwaj jesteście skurwielami, słyszycie?! JESTEŚCIE SKOŃCZONYMI

SKuRWIELAMI!!!
Podwójny Tormrnter rzucił Harrym o ścianę i

chłopak osunął się na podłogę. Omal nie zemdlał. Jeszcze chwila, a zacząłby

krzyczeć, a z uszu i nosa chłopaka pociekłaby krew. Oni jednak wiedzieli

kiedy przestać, by na ciele przesłuchiwanego nie zostawić śladów przemocy

fizycznej.

Harry usiadł na podłodze i zapłakał z bezsilnej

złości.
Siedział tak przez następne czterdzieści pięć minut zaciskał

pięści, a z oczu kapały mu łzy.
Miał straszną ochotę zapalić, ale był

prawie pewien, że mężczyźni odmówią mu tej przyjemności.
Obydwaj

urzędnicy patrzyli na niego bez słowa i czekali na jego „szlachetną

decyzję.”

*
Dumbledore spojrzał na zegarek. Była za

piętnaście druga. Westchnął cicho.
- Martwi się pan? – spytał

Draco. Od kiedy tu byli wypalił już piętnaście fajek ze zdenerwowania i

wyciągnął szesnastą. Zajrzał do paczki. Zostały mu sporo, bo czternaście.


- Trochę – skłamał Albus. - Nie pal tyle, Draco...
-

Psychicznie nie wyrobię, jak nie zapalę, sir.
- Jak uważasz –

Dumbledore był zaniepokojony o Harry’ego, ale o pozostałą parę

uczniów, która jeszcze nie została przesłuchana, także.
Draco od

jakiegoś czasu nie chodził palić do łazienki. Wziął jeden z plastikowych

kubeczków i napełnił go po części wodą, tworząc w ten sposób prowizorkę

popielniczki. Było w miarę ciepło i blondyn zdjął już dawno swoja szatę i

położył, schludnie złożoną, na ławce. Siedział sobie na podłodze pod ścianą,

naprzeciwko dyrektora, żeby mu nie dmuchać dymem. Skrzyżował nogi, włożył

papierosa do ust i zapalił. Z kieszeni spodni wyjął gumkę i związał długie

już, sięgające do ramion piękne, jasne włosy. Oparł plecy o ścianę, zamknął

oczy i zaciągnął się głęboko. Krawat z barwami Slytherinu leżał obok na

podłodze.
Draco urósł sporo przez wakacje, tak samo zresztą jak Ron,

czy Harry i teraz był już młodym mężczyzną. Młodym, przystojnym mężczyzną.


Hermiona wróciła z łazienki i obrzuciła go na pozór obojętnym

spojrzeniem. Jego ciemnoszara koszula doskonale współgrała z odcieniem oczu

chłopaka. Związane włosy odsłaniały silnie zarysowane kości policzkowe, a

ciemna oprawa oczu pięknie kontrastowała z włosami i delikatną opalenizną

skóry.
Wyglądał pociągająco, a papieros dodawał mu tylko uroku.

/>Hermiona miała przez chwilę ochotę usiąść przy nim, nawet poprosić go o

papierosa i zapalić w jego towarzystwie. Paliła bardzo mało, a teraz miała

na to ogromną wręcz chęć, ale miała też swoją dumę i dlatego skierowała

kroki w kierunku ławki, na której siedział Dumbledore. Usiadła, założyła

nogę na nogę i wsparła brodę na dłoni. dyrektor Hogwartu wyglądał jakby

drzemał.
Draco popatrzył spod półprzymkniętych powiek nad Hermionę.

Zmoczyła włosy i odgarnęła je za uszy. Wyglądała... ładnie.

-

Chcesz zapalić, Granger? – spytał chłopak na tyle grzecznie na ile

potrafił i zaciągnął się mocno.
- Nie, dzięki – skłamała

Hermiona. – A w ogóle skąd wiesz, że palę?- dziewczyna wydęła z

pogardą usta i Draco po raz tysięczny w tym roku pomyślał, że są piękne.

Była w wakacje w Rzymie i mocno się opaliła, a jej wargi miały kolor bladych

malin i były po prostu śliczne. Ona cała była... śliczna.
„Hola,

Draco!” – sam siebie w myślach zganił Ślizgon.
- Ja

wiem wszystko – odrzekł nonszalancko i zgasił papierosa
- Jak

zwykle nad wyraz skromny i uprzejmy... – Hermiona się skrzywiła.

/>- Hej, wiem, że nie byłem dla ciebie miły, ale teraz jestem twoim

towarzyszem niedoli. – Hermiona nie wierzyła własnym oczom, Malfoy się

do niej uśmiechnął. - Chodź, nie krępuj się mam jeszcze... trzynaście

– powiedział zapalając następnego.
- Idź, Hermiono –

Dumbledore popatrzył na nią nieprzeniknionym wzrokiem, zza swoich okularów

– połówek. – Ja muszę was na chwilę opuścić – Albus wstał

i ruszył w kierunku łazienki.

Gryfonka podniosła się z

ociąganiem i usiadła obok Ślizgona. Draco wyciągnął w jej stronę paczkę

papierosów.
- Widziałem cię w październiku jak paliłaś za chatką

Hagrida. Nieładnie... – Blondyn posłał jej złośliwy uśmiech.
-

Odwal się – odcięła się ze złością i wyjęła papierosa
-

Radziłbym ci poćwiczyć trochę pokorę, Granger, zanim wejdziesz tam...

– chłopak skinął głową w kierunku drzwi, za którymi przebywał w tej

chwili Harry.
- Oni chyba nie lubią, gdy tak im się odpowiada.

/>Hermiona wzruszyła ramionami, ale w duchu przyznała Draconowi, który

właśnie podpalał jej papierosa, racje.
- Od dawna palisz? –

spytała obojętnie.
- Od piątego roku, ale dopiero od wakacji nałogowo.

A ty?
- Od wakacji, ale ja palę bardzo mało.
- Rozumiem.

Denerwujesz się?
- A ty byś się nie denerwował, gdyby siedział tam

teraz twój przyjaciel? – zirytowała się Hermiona i zaciągnęła się

mocno dymem. Odprężyła się lekko.
- Nie wiem – odpalił Draco.

– Widzisz, Granger, ja, w przeciwieństwie do ciebie, nie mam

prawdziwych przyjaciół. – W jego głosie była szczerość i gorycz, i

Hermiona spojrzała na niego niepewnie, niemal z sympatią, ale za chwile

powiedziała całkowicie chłodnym tonem:
- A czyja to wina Malfoy? Chyba

nie moja...
- Rozumiem twoją delikatną aluzję. Nieważne...

/>Zapadła cisza i spokojnie dopalali papierosy.
Gdy skończyli Hermiona

udała się do bufetu po litrową butelkę wody mineralnej.

*

/>- Namyśliłeś się, Harry? – spytał, w końcu, siedzącego na podłodze

chłopaka, Weasley.
- No, panie Potter, liczymy na mądrą decyzję z pana

strony – Matrojew popatrzył Gryfonowi głęboko w oczy. – Jak

będzie?
Harry czuł się absolutnie bezsilny.
- Dobrze –

powiedział i automatycznie poczuł pogardę do samego siebie. – Zgadzam

się.
- Ach, więc jesteś rozsądnym, młodym człowiekiem, Potter –

Percy uśmiechnął się paskudnie. Słucham...
- Odwołuje wszystko, co

powiedziałem o Salomonie Nottcie i obiecuje nikomu więcej nie mówić o tym i

zaprzeczać, jakoby Salomon Nott kiedykolwiek mnie torturował...
- To

rozumiem – Igor uśmiechnął się paskudnie. – Inteligentna

młodzież zamieszkuje Wielką Brytanię. To się chwali. Moja matka była

rodowitą Brytyjką, oczywiście czystej krwi – dodał patrząc z pogardą

na Harry’ego.
Chłopak poczuł, że jego krew wrze, ale nie dał się

sprowokować.
- Dobra, koniec pieśni – radośnie stwierdził

Weasley. – Idziemy rozprostować kości.
Jesteś wolny, Harry.

Musisz tylko jeszcze poczekać na swoich znajomych ze szkoły - Jeżeli też są

tacy chętni do współpracy, jak ty, będzie dobrze – Igor uśmiechnął się

drapieżnie, a Harry poczuł lodowaty dreszcz niepokoju biegnący wzdłuż

kręgosłupa.

*
Wyszli równo o drugiej, w momencie kiedy

Hermiona wróciła z butelką wody pod pachą.
- No i znowu sobie na nas

poczekacie – Percy wyglądał na radosnego.
- Nie wątpię –

syknął pod nosem Draco.
- Mówiłeś coś, Malfoy? – spytał niemal

uprzejmie wiceminister.
Draco nadal siedział pod ścianą. Podniósł

wzrok na Percy’ego.
- Mówiłem dobrze, sir – chłopak

bezczelnie popatrzył urzędnikowi w oczy, a w jego głosie pobrzmiewał cynizm

z domieszką ironii.
- Potter się oduczył arogancji, ciebie też to

czeka, Malfoy.
- Ja się arogancji nigdy nie oduczę – Harry

popatrzył na Percy’ego obojętnie i wyjął papierosa. –

Odziedziczyłem tą cechę po moim szlachetnym rodzicielu i jestem z niej

dumny.
- To zupełnie tak jak ja, Weasley – Draco uśmiechnął się

szeroko do wiceministra i puścił mu figlarnie oko.
- Zobaczymy Malfoy,

czy będziesz taki hardy na przesłuchaniu.
- Nie sądzisz chyba, że będę

ci lizał buty, Percy?– Draco poczuł się zirytowany.
Dumbledore

posłał blondynowi ostrzegawcze spojrzenie.
- Jeżeli będę ci kazał, to

wyliżesz mi nie tylko buty – warknął Weasley, a Matrojew zaśmiał się

beztrosko.
Draco zrobił się najpierw czerwony na twarzy, a po chwili

niemal bardzo blady.
Nie był do końca pewien, czy się nie przesłyszał.


Hermiona przygryzła wargę i spuściła wzrok. Poczuła się zażenowana i

zaniepokojona słowami mężczyzny. Jej też – tak jak wcześniej Draconowi

- zrobiło się za ciepło i teraz siedziała trzymając szatę przewieszoną przez

prawe ramię.

Harry osunął się pod ścianę tuż obok Hermiony.

Wziął od przyjaciółki wodę i pił teraz dużymi łykami. Był obolały i czuł się

wyschnięty w środku. Odstawił butelkę i wytarł usta.
Zaśmiał się cicho

i spojrzał z pogardą na wiceministra.
Dumbledore wstał. Był zły.

/>- Posłuchaj Percy, licz się ze słowami. Jeżeli nie zauważyłeś to tu siedzi

MŁODA KOBIETA!
- Wszystko zależy od nich - spokojnie odpowiedział

urzędnik. – Co prawda, w większej mierze może od Malfoya. Jego chcę

zapytać o parę istotnych rzeczy. – Ale tej młodej kobiety słowa

skierowane do Malfoya także dotyczą, Dumbledore – Percy popatrzył z

jednoznacznym wyrazem twarzy na Hermionę.
Dziewczyna nie wytrzymała

psychicznie. Rzuciła swoją szatę i pomaszerowała, wściekła, do łazienki.

Trzasnęła drzwiami tak, że aż poszło echo.
„Nie będę pokorna i

nie będę z nikim współpracować, nie będzie jakiś pieprzony urzędas obrażał

mojej godności” - pomyślała roztrzęsiona.
Odkręciła kran i

zanurzyła głowę pod zimną wodą.

Draco, Harry i Albus patrzyli

wstrząśnięci na 2iceministra.
- Strasznie mi przykro, że ukończyłeś

moją szkołę, Percy – powiedział smutnym głosem Dumbledore. –

Nawet nie wiesz jak bardzo.
- Ja też żałuję, że nie uczęszczałem do

Durmstrangu. Tam jest o wiele wyższy poziom. A co do panny Granger, radzę

jej przekazać, żeby więcej nie zachowywała się tak po chamsku jak przed

chwilą. Ona jest najbardziej bezczelna i wyszczekana z całej trójki tych

bachorów. Niech lepiej panuje nad sobą.
- Nie jestem pewien, kto tak

naprawdę zachował się po chamsku, szanowny panie wiceministrze – Harry

był po przesłuchaniu i było mu wszystko jedno.
I tak zamierzał się

otruć dziś wieczorem...
- A ja jestem pewny. Właśnie patrzę na chama

– powiedział spokojnie Draco, wstając z podłogi i spoglądając

Percy’emu prosto w oczy.
- DRACO! – Dumbledore

spojrzał przerażony na blondyna.
Był pewien, że młody urzędnik da mu w

twarz.
Percy nic takiego nie zrobił. Popatrzył z nienawiścią na obydwu

chłopców i podszedł do Malfoya, który spoglądał na niego spode łba, zupełnie

tak jak Harry na Dracona dzień wcześniej.
Percy spojrzał mu głęboko w

oczy z odległości zaledwie pięciu centymetrów, i mimo że rudy mężczyzna miał

190 cm wzrostu, Draco nie musiał wcale wysoko podnosić głowy, bo był

niewiele niższy. I wcale, ku zaskoczeniu Wiceministra, nie odwrócił wzroku.



- Ani mi się waż znów uderzyć któregokolwiek ucznia. Draco miał

racje. Molly na pewno wpoiła ci szacunek do kobiet i dobrze by było gdybyś

go przestrzegał. – warknął poirytowany Albus, ale Weasley nie zwrócił

na niego najmniejszej uwagi.
- Malfoy – powiedział bardzo cicho,

tak żeby tylko chłopak go usłyszał. - Twój ojciec siedzi w więzieniu...

Chyba nie chcesz, żeby stała mu się krzywda? Żeby na przykład ruszyło go

sumienie i popełnił samobójstwo... Licz się ze słowami – Percy

uśmiechnął się paskudnie. - Z Granger zrobię wszystko, na co będę miał

ochotę, a ty będziesz siedział cicho, właśnie ze względu na swojego

starego.... Radziłbym wysoko posuniętą kulturę osobistą... Jasne?

/>Draco zrobił się niemal idealnie przezroczysty. Nie był w stanie nic

powiedzieć.
- Jasne? – wysyczał Percy.
- Tak – głos

blondyna był ledwie słyszalny.
- Tak jest, sir – warknął cicho

wiceminister. – Więc, jasne?
- Tak... jest, sir – chłopak

czuł się tak, jakby śnił jakiś surrealistyczny koszmar.
- To

rozumiem... – Percy odwrócił się i ruszył razem z Igorem w kierunku

windy.

*
Draco osunął się, niemal bezwładnie, pod ścianę.

Albus patrzył na niego uważnie, ale nie pytał o nic. Wiedział, że chłopak i

tak mu nie odpowie.
W żołądku starszego mężczyzny uformował się

ogromny supeł i powoli się teraz zaciskał. Dumbledore usiadł na ławce i

ukrył twarz w dłoniach.

Harry patrzył uważnie na Ślizgona.

Chłopak wyjął papierosy. Gryfon zauważył, że drżą mu ręce. Zaczął się

zastanawiać, co takiego powiedział mu Percy. Draco wyglądał tak jakby miał

się za chwilę popłakać, albo wpaść w szał. Albo jedno i drugie.

/>„Wolę nie wiedzieć, co usłyszał” –pomyślał Harry.

/>Malfoyowi trzęsły się trochę dłonie i upuścił papierosa.
-

Cholera! ... Przepraszam, panie dyrektorze... – popatrzył

niepewnie na starszego mężczyznę.
- Nic nie słyszałem, jestem już

stary i chwilami przygłuchy – Albus machnął uspakajająco ręką.

/>Draco obdarzył mężczyznę spojrzeniem pełnym wdzięczności i szacunku.

/>„Ja miałem go za starego głupca. A on dba o nas wszystkich tak samo

i jest wyrozumiały...”- pomyślał ze skruchą
Chłopak podniósł

papierosa i zapalił. Był roztrzęsiony. Nie mógł uwierzyć w to co usłyszał od

Percy’ego. Zaciągał się tak mocno, że skończył palić już po czwartym

„machu”. Odetchnął głęboko.

Harry wyjął swoje

papierosy i także zapalił. Dumbledore tylko pokiwał głową z dezaprobatą, ale

nic nie powiedział. On też (chociaż trudno w to uwierzyć) miał kiedyś

szesnaście lat. A poza tym okoliczności były wyjątkowe i Albus był zbyt

wściekły na Ministerstwo, by zastanawiać się nad tym, czy na korytarzu wolno

palić. Szczerze powiedziawszy nic, a nic go to nie obchodziło.
- Masz

Potter. – Harry spojrzał w górę. Draco podawał mu

„popielniczkę”.
Gryfon strzepnął popiół już dwa razy

bezpośrednio na wypucowaną podłogę holu. Była co prawda szara, ale mimo

wszystko... Percy był nieobliczalny.
Zielonooki chłopak wziął od

Ślizgona plastikowy kubeczek i postawił obok siebie na ziemi.
- Mogę

zapalić razem z tobą? – spytał Draco.
- Po pierwsze, z tobą nie

rozmawiam, a po drugie, miałeś się do mnie nie zbliżać.

Wróciła

Hermiona i usiadła na ławeczce obok dyrektora. Był spokojna i smutna.

/>Dumbledore ją objął, a ona przytuliła się, z wdzięcznością, do starszego

mężczyzny.
- Wszystko będzie dobrze – powiedział staruszek

nieumyślnie kłamiąc w dobrej wierze.

- Po pierwsze to są

wyjątkowe okoliczności, a po drugie nie masz różdżki, Potter –

odpowiedział blondyn czarnowłosemu Gryfonowi, patrząc uważnie na

Dumbledore’a i Hermionę.
- Za to, mogę cię udusić...
-

Posłuchaj – powiedział Draco bezceremonialnie sadowiąc się obok

Harry’ego. – Przepraszam za ten wczorajszy incydent. Zachowałem

się jak cham.
Harry nie wierzył własnym uszom.
- Jak cham i jak

gówniarz... – Draconowi wcale nie przyszło łatwo przyznanie się do

błędu, oj nie...
Gryfon nie zamierzał mu ułatwiać zadania.
-

Naprawdę, sam bym nigdy nie zauważył... – Harry uśmiechnął się

sardonicznie.
- Boże! – Ślizgon się zirytował. –

Potter, mi naprawdę przykro za wczoraj i za czwartkowy poranek też... Mówię

poważnie. Nie chcę, żebyś mi wybaczył, nawet tego nie oczekuję, chcę tylko

zapalić w twoim towarzystwie... – Malfoy nie mógł sam wierzyć to co

mówi, po prostu czuł, że tak powinien.
Harry popatrzył na niego

uważnie, a potem poczęstował go bez słowa papierosem.

Hermiona

obserwowała z zaciekawieniem Dracona i Harry’ego. Obaj byli wysocy i

przystojni. I jacyś tacy poważni. Jeden był jej przyjacielem a drugi

zagorzałym wrogiem, ale czy ona chciała żeby ten blondyn pozostał jej

wrogiem nadal? Tego dziewczyna wcale nie była taka pewna.
Czuła do

niego uraz za wszystkie złe słowa, które jej powiedział, ale dziś zachowywał

się inaczej, jakby dojrzalej.
Ślizgon spojrzał na nią i Hermiona

odwróciła wzrok. Miał piękne oczy i patrzył na nią jakoś tak dziwnie, jakby

ze smutkiem.

- Boję się o nią – powiedział bardzo cicho

Malfoy do Pottera.
Harry spojrzał na Hermionę przytuloną do

Dumbledore’a.
- Ja też – szepnął.
- Dumbledore,

chyba też jest trochę zaniepokojony – Draco zaciągnął się mocno.

/>Obydwaj popatrzyli na lewo. Albus ścisnął lekko ramię dziewczyny i mocniej

ja do siebie przytulił, jakby na potwierdzenie obaw obydwu młodzieńców.

/>– Może niech Granger uda, że zachorowała, albo co... - czarnowłosy

chłopak usłyszał zdesperowany szept.
- Ona na to nie pójdzie –

cicho i stanowczo stwierdził Harry – Jest za bardzo honorowa i

ambitna, Malfoy.
- Zdążyłem się tego domyśleć. Do dziś pamiętam, jak

potrafi przylać w mordę – Gryfon popatrzył zaciekawiony na

współpalacza , wydawało mu się, że w głosie Dracona zabrzmiał sentyment.

/>- Jak tęsknisz za tym, to jej powiedz, myślę, że chętnie przywali ci po

raz drugi.
Malfoy zarumienił się jak piwonia.
- Och, zamknij się

– syknął.
- Rany, Malfoy – wysyczał Harry – Hermiona

ci się podoba...
- Wcale nie! – to powiedziane było

stanowczo za szybko, za głośno i zbyt zapalczywie i Draco przeklął siebie w

duchu za taką reakcję.

Hermiona i Albus spojrzeli na nich

odruchowo.
Draco zarumienił się jeszcze rozkoszniej i dziewczyna

przygryzła delikatnie dolna wargę, gdy na niego spojrzała.
„Po

co on tak wygląda?” – pomyślała skonsternowana i szybko

odwróciła wzrok przytulając się mocniej do dyrektora. Malfoy był jej

wrogiem i koniec. Wcale nie zamierzała się stąd ruszać. Było jej dobrze w

objęciach starszego siwowłosego i siwobrodego pana, który zachowywał się

teraz nie jak profesor, ale jak ukochany dziadek, którego nigdy nie miała...



Gryfon uśmiechnął się zalotnie i uniósł łobuzersko brew
-

Nie, a krowy latają – wyszeptał.
- Idę do łazienki –

urażonym tonem zakończył rozmowę Draco.
Reszta oczekiwania minęła w

ciszy i spokoju. Jak to mawiają mugole - nie bez racji - cisza zawsze

występuje przed burzą...

***
Panowie przyszli dopiero o

godzinie czwartej. Wyglądali na zadowolonych.
- Zapraszamy –

Igor uśmiechnął się szeroko.
Obydwaj zdjęli oficjalne, granatowe szaty

i trzymali je na rękach.
Draconowi bardzo nie spodobał się ten luz i

cwaniacki wyraz twarzy Przewodniczącego Komisji Jakiejś Tam .
- Madame

pierwsza – Percy uśmiechnął się niemal kurtuazyjnie.
Hermiona

nagle bardzo się przestraszyła. Popatrzyła na Albusa wzrokiem wystraszonej

sarny. Starszemu mężczyźnie ścisnęło się serce, ale powiedział ciepłym,

cichy głosem:
- Idź, dziecko.
Dziewczyna wstała, ale zamknęła

swoją dłoń na dłoni starego czarodzieja.
- Niech pan idzie ze mną

– łamiącym się szeptem, i niespodziewanie dla samej siebie, poprosiła

Hermiona.
- Wiesz, że nie mogę – cicho odpowiedział Dumbledore.


Gryfonka puścił dłoń mężczyzny. Wzięła z ławki swoją szatę, którą

Harry ładnie złożył, po tym jak wybiegła do łazienki. Przytuliła ją do

siebie obronnym gestem, tak jakby ten kawałek materiału mógł obronić ją

przed wszelkim złem.
Dumbledore patrzył na nią z niepokojem.
-

Po co ci to? – Percy roześmiał się Hermionie w twarz i wyrwał czarną

szatę z jej rąk. Dziewczyna poczuła od mężczyzny słabo wyczuwalny zapach

alkoholu i przestraszyła się jeszcze bardziej. Wiceminister odrzucił jej

szatę na środek podłogi, jak zużytą szmatę.
Draco bez słowa wstał,

zabrał z podłogi czarne okrycie i podał je z powrotem Hermionie. Popatrzył

Percy’emu prosto w oczy, odwrócił się i usiadł obok Albusa.

/>Dziewczyna przytuliła do siebie szatę.
Percy ponownie ją wyrwał z

jej rąk i ponownie rzucił na podłogę.
- Percy! –

wstrząśnięty Albus popatrzył z przerażeniem na wiceministra.
- Mamy

czas – powiedział spokojnie Igor.
Harry zabrał szatę

przyjaciółki z podłogi, złożył ją i położył na ławce.
Popatrzył na

Percy’ego ze szczerym smutkiem i bez słowa poszedł do łazienki.

/>
Igor pchnął lekko dziewczynę w stronę drzwi i Hermiona weszła niemal

na ugiętych nogach do sali przesłuchań. Boże jak ona się bała. Chyba

wcześniej nie bała się tak nigdy w życiu. Nawet podczas walki w zeszłym

roku. To był zupełnie inny lęk.
Nieokreślony. Paraliżujący.

Ogarniający zimną falą całe wnętrze, zmysły i umysł.
Lęk przed

niewiadomym.
- Pan też, panie Malfoy – Hermiona usłyszała głos

Percy’ego i część kamienia zaległego na jej piersiach opadła.

Zdecydowanie bardziej wolała być tu nim, niż sama. - We dwójkę będzie wam

raźniej – mężczyzna uśmiechnął się cynicznie.

Albus i

Harry popatrzyli na siebie z lekką ulgą. Teraz bali się o pannę Granger

trochę mniej.
Draconowi jednak nie ulżyło. Percy będzie koniecznie

chciał mu pokazać, że to on tu rządzi i nie wiadomo do czego może się

posunąć. Teraz chłopak przeklinał siebie za to, że nie powstrzymał się i

nazwał go chamem.

*
- Proszę – nonszalancko

powiedział Percy do Malfoya i Draco w szedł do Sali Przesłuchań.

/>Weasley wyjął różdżkę i wyczarował jeszcze jedno krzesło.
Chłopak z

ogromnym niepokojem wyczuł, że, od obydwu mężczyzn, zajeżdża alkoholem.

/>Igor i Percy rzucili niedbale swoje szaty na ogromne biurko.

/>„Ciekawe, co na to Knot” – pomyślał cynicznie Ślizgon.


Spojrzał na przestraszoną współtowarzyszkę. Przez chwilę miał ochotę

ją przytulić...
- Siadajcie! - rozległ się głos Wiceministra Magii


Draco i Hermiona usiedli na niewygodnych krzesłach, a Igor Matrojew

zaczął nucić jakąś wesołą melodię.
- Od czego by tu zacząć.... –

Percy wygodnie rozsiadł się w fotelu i bez żenady lustrował odkryte do kolan

nogi dziewczyny i jej spory biust opięty granatową bluzką. Hermiona bawiła

się niezręcznie krawatem z barwami Gryffindoru i patrzyła zażenowana w

podłogę.
- Z całym szacunkiem – odezwał się potomek Lucjusza

Malfoya na tyle grzecznie na ile potrafił, biorąc pod uwagę niedorzeczność

sytuacji. – Chciałem zwrócić panom uwagę na to, że pili panowie

alkohol podczas pracy. Tak chyba nie wypada...
- Nie ty będziesz

oceniać, co wypada, a co nie – Percy popatrzył na niego jak na

insekta.
Hermiona z zakłopotania przygryzła odruchowo i nieświadomie

dolną wargę, nie mając pojęcia, że ten gest wygląda niezwykle pociągająco i

jedynie pobudza erotycznie obydwu zaprawionych alkoholem mężczyzn.
-

Najpierw małe przedstawienie sytuacji, prawda Igorze? - Percy uśmiechnął się

cynicznie, a jego bułgarski kamrat odpowiedział takim samym uśmiechem.

/>- Najpierw ty Granger. Jesteś szlamą i nie masz nic do powiedzenia, chyba,

że cię o coś zapytamy. Jesteś z góry na pozycji przegranej... Szlamy jak

szlamy, są i
trzeba je tolerować. Ale szlamy wyszczekane i aroganckie

tak jak ty, to nic innego jak śmieci... Pamiętaj, że każde impertynenckie

słowo z twoich ust, będzie odpowiednio ukarane. Siedź więc cicho na tyłku,

słuchaj i bądź grzeczna.
W oczach dziewczyny zalśniły łzy, ale

przełknęła zniewagę i milczała.
- Malfoy – zwrócił się, szeroko

uśmiechnięty, wiceminister do zszokowanego jego słowami chłopaka –

jesteś synem Śmierciożercy. Każdy Śmierciożerca to śmieć, odpad społeczny,

ty jako syn Śmierciożercy Lucjusza Malfoya, też automatycznie jesteś

śmieciem. Jesteś więc na takiej samej pozycji co Granger, ale ty możesz

mówić. Odpowiesz mi na kilka pytań i to od ciebie, w dużej mierze, będzie

zależało jak długo przesłuchanie będzie trwało i w jakiej przebiegać będzie

atmosferze... Zrozumiałeś?
- Tak, sir – pobladłymi wargami

wyszeptał młodzieniec.
- Nie słyszałem, panie Malfoy – Igor

odwrócił się od okna w stronę blondyna.
- Tak , sir! –

powiedział głośniej, zachrypniętym, ze niepokoju i oburzenia, głosem Draco.


- Tak lepiej.. – Matrojew usiadł wygodnie w fotelu i bezczelnie

zaczął gapić się na Hermionę, która zapragnęła jak najszybciej stąd wyjść.



- Powiedz, Malfoy – zaczął Percy – przyjaźnisz się z

profesorem Snapem? Nie wiem jak wampir może być profesorem, ale u

Dumbledore’a wszystko jest możliwe.
- Nie. Profesor Snape

przyjaźni się z moim ojcem, a nie ze mną. To istotna różnica.
-

Pozwól, że o istocie różnic będę decydował ja, a nie ty – sucho

skomentował Percy.
- Zawsze byłeś traktowany przez niego nieco lepiej

niż inni uczniowie, to prawda?
- Profesor Snape zawsze odnosił się do

mnie raczej ciepłym tonem, ale on wyróżnia wszystkich Ślizgonów. –

Draco dostrzegł niebezpieczny błysk w oczach swego rozmówcy i szybko

załagodził sytuację. – No, mnie chyba trochę bardziej wyróżnia –

dodał szybko.
- Rozumiem. Od jak dawna wiesz, że jest wampirem?

/>- Od dwóch lat to podejrzewałem, teraz już mam, co do tego pewność –

spokojnie powiedział Draco. – Myślę, że moi rodzice o tym wiedzą, ale

mi nigdy o tym nie powiedzieli.
- Powiedz mi, czy kiedykolwiek

zachowywał się agresywnie wobec uczniów, albo użył przemocy fizycznej?

/>- Nigdy - odpowiedział spokojnie Draco.
Obawiał się, że Percy będzie

się czepiał, ale nic takiego nie nastąpiło.
- Pamiętasz, co robił

Profesor Snape wieczorem w Noc Duchów, trzydziestego pierwszego października

bieżącego roku? To znaczy, czy był na uczcie?
Draco udawał, że się

zastanawia. Jeżeli powie, że został do końca, Percy zarzuci mu kłamstwo,

jeżeli powie, że wyszedł jak zwykle wcześniej, Snape przesunie się z pozycji

podejrzanego, na pozycję oskarżonego.
- Uczta trwała do 23, a on

wyszedł około 22 – skłamał Draco. Severus wyszedł z uczty o 21.

/>- Czy wyglądał na złego albo zdenerwowanego? Czy zachowywał się dziwnie?


- Absolutnie nie – powiedział ze spokojem Draco, najprawdziwszą

prawdę.
Teraz zdał sobie sprawę, że najostrzejszy belfer był tego

wieczora nadzwyczaj spokojny, ale o tym wolał nie mówić.
- Czy

widziałeś go później tego wieczora?
- Tak – skłamał gładko

chłopak – przyłapał mnie o północy jak łaziłem po korytarzu i kazał mi

wracać do siebie. Był w koszuli nocnej
Później Draco zapisał to, co

zeznał na jakimś karteluszku, który miał w kieszeni i podał po kryjomu

wychodzącemu, za urzędnikami, Mistrzowi Eliksirów, który bardzo szybko

schował kartkę w głębiny swojej szaty.
- A ty to pamiętasz? – z

drwiną zapytał Percy.
- Tak, przecież to było zaledwie parę dni

temu... Dlaczego nikt tego nie zapisuje? – zdziwił się nagle blondyn.


- To my jesteśmy od zadawania pytań a nie ty – wtrącił się

Matrojew, ziewając leniwie.
Draconowi nie podobało się to, że jego

przesłuchanie poszło tak gładko.
„Niedobrze”

–pomyślał.

- Granger – zwrócił się Percy do Hermiony

– od kiedy wiesz, o tym, że profesor Snape jest wampirem?
- Od

trzeciego roku nauki w Hogwarcie.
- I nigdy cię to nie zaniepokoiło?


- Nigdy w żaden sposób, nie dał mi powodu do niepokoju – gładko

i grzecznie odpowiedziała Hermiona.
„Chcę stąd wyjść”

– pomyślała.
- Rozumiem... A w Noc Duchów? Nie zachowywał się

dziwnie? Malfoy inaczej go postrzega niż ty..
- Był spokojny –

odpowiedziała Hermiona. – Zachowywał się tak jak zwykle.
-

Dobrze. Grzeczna dziewczynka – powiedział protekcjonalnym tonem Percy.

Gryfonka nie znosiła takiego tonu. Skrzywiła się odruchowo.
Bardzo

nieznacznie się skrzywiła, ale ten piekielny Matrojew musiał to zauważyć.


- Czy coś się pani nie podoba, panno Granger? – spytał z

bezczelnym, wyuzdanym uśmiechem.
Hermiona była zaskoczona i

skonsternowana.
- Nie, dlaczego? – zapytała szybko.
-

Miałaś bardzo niezadowoloną minę. Osłodzić ci życie? – mężczyzna

otaksował wzrokiem jej młode ciało.
Hermiona miała ochotę stamtąd

uciec. Wybiec, albo zapaść się pod ziemię z zażenowania.
- Ja...

– zaczęła. – Ja tylko się zamyśliłam.
- Ty nie jesteś tu

od myślenia, Granger –powiedział zimno Percy – Jesteś od

słuchania i wykonywania poleceń.
„Chcę do mamy. Chcę być ze

swoimi rodzicami” – pomyślała dziewczyna z desperacją.
-

Czy przesłuchanie jeszcze trwa? Przecież odpowiedzieliśmy już na pytania.

Czemu nie możemy wyjść? - zapytał Draco.
- Czemu nie możemy

wyjść?
– przedrzeźniał go Wiceminister. – Temu, Malfoy, że

jesteś bezczelnym sukinsynem, który odzywa się nie pytany i jeszcze śmie sam

zadawać pytania. Rozumiesz?
Draco lekko pobladł.
- Przepraszam,

sir – powiedział, żeby załagodzić sytuację. – Nie chciałem być

niegrzeczny...
Hermiona była mu tak wdzięczna, za te słowa, że miała

ochotę go pocałować w policzek.
- Ale byłeś – zimny głos Igora

zabrzmiał jak wyrok. – Byłeś niegrzeczny, nawet zasugerowałeś, że pan

Wiceminister Magii jest chamem...
„Wiedziałem.. Chryste

wiedziałem...” – pomyślał z rozpaczą Draco i zalała go fala

zimnego strachu. - Możesz wytłumaczyć dlaczego to zrobiłeś? – zapytał

spokojnie Matrojew.
Draco gorączkowo szukał w głowie jak

najgrzeczniejszych słów.
- Powiedziałem to, bo byłem zdenerwowany

– zaczął bardzo powoli a serce łomotało mu w piersi jak szalone

– a pan Wiceminister, w moim mniemaniu, zachował się nieelegancko w

obecności kobiety...
- Zła odpowiedź – zimno odpowiedział Percy.


Malfoyowi żołądek razem z sercem podeszły do gardła.
Hermiona z

niepokojem obserwowała zaistniałą scenę.
Draco przełknął ślinę.

/>- To co mam powiedzieć? Przecież odpowiedziałem tylko na zadane mi pytanie

– w jego głosie pobrzmiewał niepokój.
- Panno Granger –

lodowatym głosem spytał Percy – gdzie tkwi błąd w odpowiedzi Malfoya?


- Nie wiem, sir - Hermiona się bała , chciała wyjść, nie wiedziała o

co chodzi i nie chciała wiedzieć... Ci faceci zachowywali się nielogicznie.


- Przecież ty, kurwa, wiesz wszystko. Jak to jest?
Hermiona nie

wiedziała, co ma powiedzieć i była bliska płaczu. Draco zresztą też.
-

Przecież mówiłem na początku, kim jesteście w tym pokoju. W ogóle kim a

raczej czym jesteście, zwłaszcza na tej Sali Przesłuchań...

Śmieciami.
Śmiecie nie mogą wyrażać własnego zdania, ani tym

bardziej zwracać nikomu uwagi. Nie chodziło o to, że pan Malfoy jest

dżentelmenem. Pan Malfoy jest po prostu aroganckim dupkiem, który śmie

wyzywać Wiceministra Magii od chamów, sam nim notabene będąc.

/>Percy myślał, że sprowokuje Dracona, ale chłopak przełknął dumę i

powiedział cicho, lecz wyraźnie :
- Więcej to się ni powtórzy, proszę

pana.
To, niestety, zirytowało tylko Percy’ego.
- Od kiedy

to syn Lucjusza Malfoya staje w obronie czci szlam? – spytał chłodno

mężczyzna. – Podejdź do mnie, Granger!- warknął nagle.

/>Hermiona skuliła się i popatrzyła ze strachem na wiceministra, ale wstała

i podeszła do biurka. Stanęła tam nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić i Draco

zapragnął dać Percy’emu w twarz.
Tyle razy nazywał ją szlamą i

dopiero teraz zrozumiał, jakie to musi być upokarzające. Hermiona miała w

oczach łzy i widać było, że strasznie się boi, a to że się boi, wcale nie

polepsza jej sytuacji, bo automatycznie stawia ją w pozycji ofiary. Draco

był mężczyzną i doskonale rozumiał mechanizmy, którymi kierowali się dwaj

urzędnicy. Najgorsze było to, że wypili wcześniej alkohol.

Percy

wstał, obszedł biurko dookoła i stanął tuż przy Gryfonce.
- Lecisz na

nią? – spytał sucho Dracona obejmując w pasie sparaliżowaną ze strachu

dziewczynę.
- Słucham?– zapytał zdziwiony i przestraszony

chłopak.
- Czy ci się, innymi słowy, podoba? – Percy patrzył na

niego zimno.
- Uważam, że jest ładna - odpowiedział Draco

dyplomatycznie.
- I nie miałbyś nic przeciwko temu, żebym ją

pocałował? – Igor roześmiał się po tych słowach kolegi.

/>Sparaliżowany złością i strachem Draco zaczął szybko i intensywnie myśleć.


Czuł jak jego mózg odkształca się pod wpływem tego co obserwuje.

/>- Chyba powinien zapytać pan o to ją, a nie mnie – powiedział w

końcu.
- Kolejny błąd. Ani ona, ani ty nie macie prawa głosu...

– to mówiąc Percy gwałtownie pocałował dziewczynę, wsuwając jej na

siłę język prawie do gardła. Hermiona nie zdążyła nawet krzyknąć.

/>”Pocałunek” był przykry i bolesny. Percy śmierdział alkoholem

i zrobiło się jej niedobrze. Dziewczyna była zaszokowana i w odruchu

samoobrony ugryzła mężczyznę. Percy złapał się za krwawiącą wargę.
-

Ty suko! – warknął.
„Kurwa – pomyślał załamany

Draco- „Kurwa, kurwa.”
- Przepraszam, ja nie chciałam

– Hermiona bardzo szybko zrozumiała swój błąd. Po policzkach ciekły

jej łzy strachu i upokorzenia.
- Ty suko! – Percy uderzył

ją, z całej siły, w twarz i Hermiona ze szlochem wpadła na biurko.

/>Igor patrzył na scenę z zimną, wyrachowaną obojętnością.
Malfoy nie

wytrzymał.
- Zostaw ją w spokoju. W końcu to ja cię nazwałem chamem.

Pozwól jej wyjść...
W odpowiedzi Percy uderzył dziewczynę po raz

drugi.
Hermiona krzyknęła z bólu i zaskoczenia, opierając się całym

ciałem na biurku.
- Zostaw ją w spokoju! Wyżyj się na mnie, chory

sukinsynu, ale jej pozwól wyjść!
W jednej sekundzie Draco oberwał

w twarz od Igora, tak, że upadł na ziemię.
- Pozwól, że nie ty

będziesz decydował o tym, co tu się dzieje, Malfoy – powiedział,

nachylając się nad nim z cynicznym uśmiechem, Matrojew.
Hermiona

szlochała głośno z przerażenia i nawet nie modliła się już o cud.

/>Dracona oplótł blady strach, ale po raz pierwszy nie bał się o siebie,

tylko o kogoś innego. To było o wiele trudniejsze i o wiele bardziej

przerażające.

*
- Siedzą tam już pół godziny -

powiedział niespokojnie Harry.
- Ty siedziałeś o wiele dłużej.
-

Tak, ale na mnie chcieli wymusić, żebym odwołał wszystko, to co powiedziałem

i Nottcie.
- Odwołałeś?
- Musiałem – cicho odpowiedział

Harry
- Rozumiem... – Dumbledore schował twarz w dłoniach.

/>- Powiedz mi – odezwał się do chłopaka, który odpalał teraz niemal

jednego papierosa od drugiego. - Oni nie zapisują tych zeznań? – to

było bardziej stwierdzenie niż pytanie.
- Nie.
- Tak myślałem.

Mam nadzieję, że Draco i Hermiona wyjdą stamtąd jak najszybciej...
Ale

ani Hermiona, ani Draco nie wyszli jeszcze przez półtorej godziny.



*
Percy patrzył pogardliwie na leżącego, niemal u jego stóp,

Dracona.
- Widzę, że jednak masz ochotę wylizać mi buty... –

Igor zaśmiał się bezbarwnym, lodowatym śmiechem..
- Proszę –

Draco miał łzy w oczach. – Przysięgam na grób dziadków, że nigdy o nic

nikogo nie błagałem, ale ciebie teraz błagam, wypuść ją, przecież nic ci nie

zrobiła.
- Owszem – zimno odrzekł Percy – ugryzła mnie.


- Ale cię przeprosiła – chłopak czuł się tak jakby walił głową w

mur.
- Przeprosić to żadna sztuka. Sztuka to zapanować nad sobą.

/>Hermiona obserwowała z przerażeniem całą sytuację.
Jej serce biło

jak oszalałe, nogi miała jak z waty. Nie mogła w ogóle racjonalnie myśleć.


- To daj dobry przykład, jak przystało na Wiceministra Magii i nie rób

krzywdy Hermionie Granger. Wypuść ją. We mnie możesz rzucać przekleństwami

ile tylko zechcesz. Co zrobiła ci ta dziewczyna?
- Malfoy, czy ty

robisz się szlachetny? – spytał Percy a Igor zarechotał.

– Wiesz co, nie pasuje to do ciebie... Igorze zapomnieliśmy sprawdzić

coś istotnego, ale to za chwilę. Najpierw utnę sobie pogawędkę z Granger.

Powiedz mi, spałaś kiedyś z facetem? – spytał, a Matrojew uśmiechnął

się obleśnie i spojrzał z zainteresowaniem na Hermionę.
- Nie –

dziewczyna wolała grzecznie odpowiedzieć.
- Nie wiesz, co tracisz...


Draco miał ogromną ochotę spytać Percy’ego o to czy spał z

facetem skoro tak twierdzi, ale wiedział, że pogorszyłby tylko i tak

nieciekawą sytuacje, w której się znaleźli. Chłopak podniósł się z podłogi i

usiadł na swoim niewygodnym krześle.

- Dziwne – Percy

popatrzył na Hermionę z wyuzdanym uśmiechem – mam wrażenie, że robisz

dobrze każdemu, kto ma na to ochotę...
Draco nie mógł uwierzyć własnym

uszom, Hermiona też.
Nie powiedziała zupełnie nic tylko zarumieniona

wbiła wzrok w podłogę.
Była przestraszona, ale była też zła, gdyby

miała teraz w ręku różdżkę na pewno próbowałaby zabić Weasleya.
-

Weasley, czy tobie sprawia przyjemność obrażanie kobiet? – Draco nie

mógł sobie darować. – Takie zaburzenia się leczy.
Percy podszedł

do chłopaka i dał mu w twarz.
- Matrojew bije lepiej - bezczelnie

odrzekł Draco.
„Bardzo dobrze, niech się zajmie mną, nie

nią”- pomyślał.

Hermiona podeszła na chwiejnych nogach do

krzesła i usiadła.
- Czy ktoś ci pozwolił usiąść Granger”?

– spytał Igor. Dziewczyna wstała zakłopotana.
- Siadaj Granger

– Percy machnął ręką. - Na razie zajmiemy się twoim blond kolegą.

Odsłoń lewe przedramię, Malfoy.
Draco podwinął rękaw aż pod samą

pachę. Na ręce nie miał żadnych tatuaży, ani podejrzanych znaków.
-

Byłbym zapomniał... Draco bardzo dopraszał się o to abyś go uderzył, Igorze.


- Faktycznie – powiedział z miną filozofa Matrojew i walnął

Malfoya w twarz.
Blondyn efektownie spadł z krzesła. Na lewym policzku

miał silnie czerwony znak.
Podniósł się, usiadł z powrotem i

uśmiechnął się drapieżnie.

Hermiona patrzyła na niego z ogromnym

zdziwieniem i zainteresowaniem.
Wydawał się zadowolony z faktu, że

zostawili ją w spokoju. Robił wszystko, żeby jej nie skrzywdzili i Hermiona

obiecała sobie solennie, że nie da powiedzieć o Malfoyu złego słowa.

/>Teraz bała się już mniej, niepokoiła się tylko o rozwydrzonego blondyna.


Draco posłał jej w odpowiednim momencie uspokajający uśmiech i trochę

jej ulżyło, powróciła jej też trzeźwość myślenia.
Hermiona była zła na

siebie, bo według własnych kryteriów zachowała się jak histeryczka.
-

Okey – powiedział Percy i ścisnął różdżkę w dłoni. – Mogłeś

rzucić jakieś zaklęcie maskujące, ale szybko to zweryfikujemy.
-

Revalo – powiedział kierując różdżką w lewe przedramię

młodzieńca.
Hermiona się skrzywiła. To było nieprzyjemne zaklęcie.

Jeżeli ktoś ukrywał na ciele znak, ujawniając go paliło żywym ogniem, jeżeli

nie ukrywał, także było bolesne. Powodowało powstawanie rozjątrzonej rany,

która na szczęście goiła się po kilku godzinach.
Draco zacisnął

powieki i głośno syknął z bólu, a z oczu pociekły mu łzy. Zrobił się tak

biały jak ściana za nim, później bardzo szybko poszarzał, a na końcu zrobił

się chorobliwie blady.
Hermiona zacisnęła zęby ze złości, ale na razie

przezornie milczała.
- Jeszcze nie jesteś pieskiem Lorda? Ciekawe...

– Percy uśmiechnął się paskudnie.
Draco powoli opuścił rękaw

koszuli, żeby nie urazić rany, która krwawiła i bolała jak sto diabłów.

/>Hermiona miała ochotę podejść do niego nie chciała się jednak narażać na

kpiny Igora i Percy’ego.
Dwaj przesłuchujący ich mężczyźni

wyglądali na spokojnych i w jej sercu zrodziła się nadzieja, że teraz ich

wypuszczą. ..

*

- Już za dziesięć piąta – Harry

ciężko westchnął.
- Nie martwmy się na zapas, pewnie nic złego się nie

dzieje – Dumbledore starał się pocieszyć jak mógł chłopaka, który

umierał z troski o przyjaciółkę. Albus szedł o zakład, że chociaż Harry

nigdy by się do tego nie przyznał, to niepokoił się też o Malfoya.


/>*

- Twój ojciec siedzi w więzieniu za straszne zbrodnie...

– Powiedział Percy.
- Niektórzy uważają, że za zbrodnie ojców

trzeba płacić... – wszedł mu w słowo Igor.
- A ty jak myślisz,

Malfoy?
Chłopak uśmiechnął się szeroko mimo silnego bólu. Nie

zamierzał dać się złamać, sprowokować, ani po raz kolejny podpuścić.
-

Ja nie myślę. Ja śmieć – powiedział z rozbrajającą szczerością i

uśmiechnął się jak kretyn.
Obaj mężczyźni zaczęli się śmiać.
-

Dobra, Malfoy, uznajmy że tak powinno być. Musisz w takim razie płacić za

grzeszy ojca...
- Czy grzechy jego ojca są większe od grzechów Notta?

– zimno spytała Hermiona
- Miałaś się nie odzywać - lodowatym

tonem powiedział Percy.
Stało się to czego Draco obawiał się

najbardziej. Szybko posłał ostrzegawcze spojrzenie dziewczynie, ale ona ku

jego rozpaczy patrzyła uporczywie na Percy’ego.
- Nie mogę już

tego słuchać. To nie jest przesłuchanie, tylko jakaś chora parodia

przesłuchania. Nie będzie żadnych dokumentów potwierdzających wszystko, co

tu było powiedziane, nie widzę też nigdzie, żadnego Veritaserum. Mówisz o

grzechach Lucjusza Malfoya, a bronisz człowieka, który był podłym, chorym

psychicznie, niewyżytym sadystą. To nie jest normalne...
Draco z

każdym słowem Hermiony, czuł jak grunt powoli usuwa mu się spod nóg. Teraz

nie był w stanie zrobić dla niej chyba już nic.
Trudno mu było jej nie

zrozumieć. Doskonale ją rozumiał i rozumiał też coś jeszcze... że właśnie

wbiła ostatni przysłowiowy gwóźdź do swojej trumny.

Na sali

zapadła grobowa cisza i w jednej chwili Hermiona zrozumiała, że popełniła

BŁĄD.
Ogromny BŁĄD.
BŁĄD jej życia.
Draco schował twarz w

dłoniach i klął w duchu na czym świat stoi.
Percy wstał i podszedł

powoli do Hermiony.
- Wstań powiedział jadowitym szeptem.
Wstała

posłusznie, chociaż czuła, że uginają się pod nią kolana.
- Masz

jednak niewyparzony jęzor – powiedział Percy niemal łagodnie.
-

Powiedz mi Granger, co mam zrobić z taką suką jak ty, żeby się nauczyła, co

jej można a czego nie?
Hermiona wolała nie odpowiadać. Bała się.

/>Percy spokojnie zaczął rozpinać guziki jej bluzki. Dziewczyna mimo

opalenizny zrobiła się niemal trupio blada.

Draco patrzył ze

zgrozą na scenę rozgrywającą się przed jego oczyma.
- Co ty

wyprawiasz, Percy? – spytał najspokojniej jak umiał. – Tego

chyba twoje kompetencje nie obejmują, a jeżeli tak, to coś przeoczyłem. Może

drobnym druczkiem? – jadowity sarkazm w jego głosie tylko rozbawił

obydwu urzędników.
Percy spokojnie kontynuował rozpinanie bluzki

Hermiony. Dziewczyna stała sztywno, całkowicie sparaliżowana strachem

/>- Nasz śmieć ma poczucie humoru i jednak trochę myśli – skomentował

słowa chłopaka Matrojew.
Percy uśmiechnął się obleśnie do Hermiony,

która znowu była bliska płaczu, chociaż cały czas powtarzała sobie w myśli,

że płakać nie będzie.
Wiceminister spokojnym tonem zwrócił się do

dziewczyny:
- Zdejmij bluzkę.
Hermiona popatrzyła na niego tak

jakby nie rozumiała, co mówi ale zdjęła rozpiętą bluzkę.
Stała tam w

staniku, krawacie, spódnicy, pończochach i butach, i czuła się tak

idiotycznie i tak bardzo upokorzona, że chciało jej się płakać i śmiać

jednocześnie.
Draco patrzył na to ze zgrozą i odrętwieniem.
Nie

mógł nie zauważyć, że Hermiona ma piękne ciało i sam siebie znienawidził za

tą myśl.
- Powiedzcie mi ludzie, co wy robicie i co na to minister?

– chłopak był zdesperowany.
- Robimy to, co uważamy za stosowne

– powiedział Igor. - A na pana ministra mam tyle haków, jeszcze z jego

lat młodzieńczych, że pewnych rzeczy nie może zauważać, jeżeli chce zachować

stołek i nie trafić do Azkabanu. Poza tym jest tak głupi, że i tak nie

zauważa wielu praw – słowa Matrojewa cięły ciszę jak ostry nóż.

/>- Ktoś kiedyś się dowie – powiedział zapalczywie Draco.
- Kto

i kiedy? – spytał Percy odwracając się od pobladłej dziewczyny i

patrząc mu w oczy. - Przypominam ci, że twój stary jest w więzieniu, a nawet

jak już wyjdzie z Azkabanu, są sposoby... A twoi rodzice, Granger –

Percy owinął wokół dłoni krawat sparaliżowanej strachem dziewczyny, tak, że

chcąc nie chcąc, musiała się do niego przybliżyć – to zwykli mugole.

Oni są nieuważni i zawsze coś niemiłego może się im przytrafić... – z

oczu Hermiony popłynęły łzy.
- Taka duża dziewczynka i płacze, szkoda

– Weasley uśmiechnął się z udawanym współczuciem, a Matrojew obojętnie

patrzył na to co robi jego kolega po fachu.
- Powiedz Malfoy –

Percy popatrzył na Dracona – nie chciałbyś jej przelecieć?

/>Chłopak poczuł zimny dreszcz na karku.
- Pozwól, że ze względu na

szacunek do kobiet i do urzędu, który piastujesz, powstrzymam się od

mówienia o tym na co mam w tej chwili ochotę. - Chłopak poczuł pod powiekami

piekące łzy bezsilnej złości.
- Zwykły dupek z ciebie Draco –

spokojnie skomentował mężczyzna i rzucił dziewczynę brutalnie na biurko.

/>Hermiona leżała skulona na ogromnym meblu. Wyglądała jak bezbronne jagnię

osaczone przez sforę wilków.
Malfoy wcale nie starał się po
Kitiara

*
- Jest piętnaście po piątej

– Harry zgasił kolejnego papierosa.
Dumbledore wstał i zaczął

się przechadzać tam i z powrotem po korytarzu.
Był już bardzo mocno

zaniepokojony.

*
Hermiona zwinęła się do pozycji

embrionalnej i cicho popłakiwała.
Półnaga dziewczyna z całej siły

ściskała w prawej dłoni krawat z barwami Gryffindoru.
Draco popatrzył

na nią. Miała pusty, szklany wzrok i wpatrywała się bezmyślnie w ścianę jej

palce z całej siły zacisnęły się wąskim czerwono-złotym pasku materiału,

jakby ten gest miał uratować ją przed całkowitą utratą kontaktu z

rzeczywistym światem. Wyglądała jak kupka nieszczęścia.
Percy roztarł

ręką zadrapanie na policzku, a Matrojew stwierdził, że „ta mała dziwka

go ugryzła” i Draco popatrzył na Bułgara jak na coś obrzydliwego, a

mężczyzna spokojnie nałożył zaklęcie maskujące na swoją mocno krwawiącą

wargę. Wiceminister zrobił dokładnie to samo ze swoimi

„obrażeniami” i zwrócił się całkowicie załamanej emocjonalnie

dziewczyny.
- Złaź Granger – Hermiona wyglądał tak jakby nie

dosłyszała.
- Schodź, chyba że masz ochotę na jeszcze – Percy

obdarzył dziewczynę paskudnym uśmiechem.

Draco popatrzył na niego

z pogardą. Miał ochotę wydrapać mu te bladoniebieskie, wodniste oczy, albo

pobić go do nieprzytomności.
Hermiona zwlekła się powoli z mebla,

uklękła i podniosła z podłogi swoją granatową bluzkę. Na jej pełnych,

pięknych piersiach widniały zadrapania i sińce.
Dziewczyna przycisnęła

swoją bluzkę do klatki piersiowej.
- Idź do łazienki i doprowadź się

do porządku – Igor patrzył na nią jakby była zwykła , zużytą rzeczą i

młody blondyn wyobraził sobie jak ćwiczy na nim wszystkie najgorsze znane mu

przekleństwa.
Hermiona nadal klęczała bezmyślnie trzymając w objęciach

bluzkę.
- Rusz się, głupia dziewucho – warknął Percy, a jedyną

reakcją dziewczyny były płynące po policzkach łzy.
- Ona jest w szoku

– powiedział lodowatym szeptem Draco. Wstał, podniósł z podłogi majtki

oraz podarty stanik i podał je dziewczynie, modląc się, aby uraz psychiczny

jakiego doznała nie był zbyt silny.
- Słyszysz mnie? – spytał

cicho klękając przy niej i ku jego uldze, Hermiona nieznacznie kiwnęła

głową.
- Proszę - podał jej resztki garderoby. Stanik był co prawda

rozdarty, ale zapięcie, które znajdowało się z przodu puściło pod wpływem

silnego szarpnięcia, więc ostatecznie nadawał się do użytku.
Hermiona

wzięła od niego bardzo wolno swoją bieliznę.
- Idź do łazienki –

żeby dotrzeć do niej musiał mówić bardzo wolno i łagodnie. Popatrzyła na

niego szeroko otwartymi, ale jakby niedowidzącymi oczami. – Zaprowadzę

cię - dodał cicho – dobrze?
Skinęła lekko głową . Draco podniósł

się z klęczek, podał jej rękę i pomógł wstać
- Zaprowadzę ją do

łazienki – zwrócił się obojętnym tonem do obydwu mężczyzn.
- A

ktoś ci dał na to pozwolenie? – Igor uśmiechnął się paskudnie.
-

Jakby pan nie zauważył, panie Matrojew, ta dziewczyna jest w stanie silnego

szoku psychicznego. Zaprowadzę ją do łazienki i żaden z was mi w tym nie

przeszkodzi, a jeżeli będzie próbował, to nie ręczę za siebie. Potrafię

strzelić w mordę tak mocno jak pan, Igorze – głos chłopaka wyprany był

z wszelkich emocji, chociaż w środku wszystko się w nim gotowało. Draco nie

mówił na próżno, był bardzo silny, a lata gry w Quiddich, wliczając w to

regularne letnie treningi nie odejmowały mu ani rozwijającej się nieźle masy

mięśniowej, ani zwinności, ani krzepy. Hermiona popatrzyła na niego nieco

przytomniej. Igor wyglądał tak jakby chciał przyłożyć blondynowi, ale Percy

pojął chyba, że blondas mówi całkiem poważnie, a poza tym bawiła go cała

sytuacja i niekonwencjonalne zachowanie Malfoya.
- Pozwól mu Igorze

– uśmiechnął się wiceminister z wyższością i machnął ręką.

/>Matrojew wzruszył ramionami i odwrócił się w stronę okna.

-

Chodź – Hermiona drgnęła gdy ją objął, ale chłopak nie zwrócił na to

uwagi i przyciskając ją do siebie obronnym gestem, spokojnie obszedł powoli

biurko i zaprowadził dziewczynę do łazienki na końcu sali.
- Dasz

sobie radę? – spytał z troską, kiedy już otworzył drzwi, a Gryfonka

przekroczyła próg pomieszczenia
Popatrzyła na niego całkiem przytomnie

i pokiwała głową. Nadal przyciskała do siebie granatową bluzkę. Z jej dużych

orzechowych oczu powoli znikał wyraz otępienia. Zaczęły pojawiać się ból,

smutek i pustka. Chłopak nie wiedział już, co gorsze. Miał ochotę wziąć coś

bardzo ciężkiego i po prostu to rozwalić.
Teraz wiedział jak

siedemnaście lat temu czuł się profesor Snape, a ten nadęty pseudo-urzędnik

twierdził, że każdy wampir to niebezpieczne zwierzę, tylko w takim razie kim

byli, sam Percy Weasley, czy nie-świętej pamięci Salomon Nott? Oto jest

pytanie...
Zamknął drzwi i powoli wrócił na swoje miejsce.
Percy

patrzył na niego i uśmiechał się z cyniczną wyższością.
- Czujesz się

teraz lepiej? – spytał blondyna.
- Czuję się podle i mam ochotę

zetrzeć ci z twarzy ten uśmieszek.
- Chodź i spróbuj, sprawdzę, czy

masz tak silny cios jak Igor - drwiąco odpowiedział Percy, a Matrojew

zaśmiał się szyderczo.
Weasley powiedział to w złą godzinę, a jego

kumpel w złą godzinę się zaśmiał.
Draco był tak wściekły, że wstał i

podszedł do wiceministra.
- Bawi cię to? – zapytał i walnął go

prawym sierpowym w szczękę, omal nie wybijając mu zębów i przewracając go na

ziemię razem z fotelem.
Draco Malfoy udowodnił nowemu Wiceministrowi

Magii, że jego cios bywa dużo lepszy od ciosu Igora Matrojewa


/>*
Hermiona zamknęła drzwi od łazienki na kluczyk i popatrzyła na

swoje odbicie w lustrze. Wyglądała strasznie. Włosy miała rozczochrane, a

oczy czerwone jak królik i opuchnięte. Całą twarz miała załzawioną. Na jej

piersiach widniały ślady brutalnych „pieszczot”, dwóch mężczyzn,

którzy upajali się zdobyta od niedawna władzą.
„Zwierzęta”

pomyślała obojętnie dziewczyna.
„Faceci to zwierzęta...”


Jakiś nieśmiały głos w jej głowie zapytał od razu:
Harry też?

A Ron? A nawet ten cholerny Draco Malfoy i wielu innych, których znasz, np.:

twój ojciec, Albus Dumbledore?....

„FACECI TO

ZWIERZĘTA” natarczywa myśl nie zamierzała jej dać spokoju.

/>Hermiona odkręciła zimną wodę i przemyła twarz.
„Teraz będę

tak samo porąbana jak Harry, jeżeli nie lepiej” - pomyślała

ironicznie.
Nagle doszedł ją jakiś łoskot z pomieszczenia obok.

Zaniepokoiła się lekko, ale nie za bardzo.

*
Draco, niemal

od razu, przestraszył się tego, co zrobił.
On w przeciwieństwie do

dwóch urzędników nie bił dłonią na płask, ale walnął Weasley’a

pięścią. Nawet nie wiedział, że ma aż tak skuteczny cios.
Cieszył się

teraz, że sygnet rodowy miał na serdecznym palcu dłoni lewej, nie prawej, bo

wiceminister straciłby właśnie dwa lub trzy zęby i nie wiadomo, co mogłoby

mu przyjść w odwecie do głowy. Nie bał się o siebie, w końcu go nie mogli

zabić, bo tego Dumbledore na pewno by nie podarował. Bał się o tą

przemądrzałą Granger.
Matrojew zaśmiał się głośno.
- Widzę, że

umie pan bić panie Malfoy. My też potrafimy bić. I to bić tak, żeby nie było

śladu, ale żeby tylko bardzo, bardzo bolało. Poza tym zapomniałeś o tym, że

my w przeciwieństwie do ciebie mamy przy sobie różdżki.
Draco słuchał

jednym uchem, co mówi Igor. Będą go bić, czy nie będą, było mu za jedno.

Trudno, jego ojciec zniósł przed siedemnastu laty Cruciatus w wykonaniu

Voldemorta i pewnie znosił to dużo częściej, on też może wytrzymać.

/>Znowu pomyślał o Granger. Młody Malfoy nigdy wcześniej nie był świadkiem

ani tortur, ani gwałtu. Nie miał do tej pory pojęcia jak to wygląda.

/>Draconowi nie mieściło się w głowie jak można kogoś zgwałcić. Nie po tym,

co tu zobaczył. Czuł zimną odrazę do Weasleya i Matrojewa.

Percy

wstał i wytarł krew z twarzy. Patrzył na blondyna z dziwnym wyrazem oczu.


- Chyba lubisz ból, Malfoy – powiedział biorąc do ręki różdżkę

– może dać ci małą lekcję, tego czym jest PRAWDZIWY BÓL....

Tormento!
To było długie, mocno niemiłe doświadczenie i

Draco naprawdę bardzo głośno wrzasnął z bólu. Czuł się tak, jakby roztapiały

mu się wszystkie wnętrzności.
Kiedy Percy zdjął z niego przekleństwo,

chłopak leżał jeszcze przez dłuższą chwilę zwinięty z bólu na posadzce.

/>- Przyjemne? – spytał bardzo łagodnie Percy? – Jeśli jeszcze

raz podniesiesz, na któregoś z nas rękę, nie omieszkam dać tej samej lekcji

nie tylko tobie, ale także pannie Granger. Dotarło?
- Tak –

usłyszał cichą odpowiedź blondyna.
- Wstań gnoju i usiądź.
Draco

posłusznie podniósł się na łokciach i poczłapał do niewygodnego krzesła,

przed oczami miał czerwoną mgłę.
„Jak w takim razie smakuje

Cruciatus?” – pomyślał z przerażeniem i poczuł dreszcz odrazy na

myśl o Voldemorcie, który rozdaje to przekleństwo, na prawo i lewo, swoim

poddanym.

*
Hermiona podwinęła spódnicę i spróbowała obmyć

się chłodną wodą. Czuła jak po jej udach spływa nasienie obydwu mężczyzn

razem – była tego całkowicie pewna – z jej krwią. Kiedy tylko

dotknęła wrażliwego miejsca między udami poczuła tak silny ból, że omal nie

krzyknęła, momentalnie też zrobiło jej się słabo i niedobrze . Popatrzyła na

swoje uda. Ku jej zdziwieniu, krwi wcale nie było tak dużo i wsiąkła już

prawie cała w pończochy. Hermiona z wyrazem obrzydzenia na twarzy zmyła tyle

ile się dało i krzywiąc się z bólu założyła majtki.
Odkręciła

cieplejszą wodę i obmyła dłonie. Z Sali Przesłuchań dobiegł ją przeraźliwy

krzyk Malfoya i mocno się wzdrygnęła.
„Sadyści” –

pomyślała z pogardą.

*
- Mogę zapalić?- Draco nie wytrzymał

i w końcu o to zapytał.
- Nie możesz – odpowiedział gładko

Percy.
- Proszę – chłopaka zaczął już skręcać. Zostały mu tylko

trzy papierosy i ledwie wytrzymywał.
- Wypuśćcie nas w końcu. Wszystko

wam powiedzieliśmy, czego jeszcze chcecie?
- Ile razy będę ci

powtarzać, Malfoy – chłodno powiedział Percy – że nie ty tu

jesteś od zadawania pytań.
- Ja po prostu muszę zapalić.
- To

naucz się panować nad swoimi potrzebami, gówniarzu – Igor był bardzo

bezpośredni.
Draco zaśmiał się głośno.
- Ty chamie, prze chwilą

zgwałciłeś dziewczynę i zamierzasz mnie uczyć panowania nad sobą? Zabawny

jesteś, żeby nie powiedzieć żałosny.
Tym razem był to podwójny

Tormenter i Draco trochę dłużej krzyczał, dłużej też leżał na podłodze i

dochodził do siebie. Z oczu leciały mu łzy, a z nosa krew.
- Skurwiele

– powiedział bardzo cicho, ale wyraźnie i dostał kopniaka w bok.

/>
*
Hermiona założyła na obolałe piersi stanik, wsunęła ręce w

rękawy bluzki, zapięła się pod samą szyję i poprawiła krawat.

/>„Wyglądam idealnie” – pomyślała z sarkazmem patrząc w

lustro.
Z pomieszczenia obok dobiegł ją ponownie krzyk, tym razem

dłuższy i dziewczyna zaniepokoiła się bardziej.
„Czego te chamy

jeszcze chcą?” - pomyślała z irytacją.
Jeszcze raz przemyła

twarz i wróciła na Salę Przesłuchań.

*

- Za dziesięć

szósta – powiedział Harry gasząc przedostatniego papierosa z paczki.

– Chyba mi nerwy puszczą.
- Uspokój się, nasze nerwy nic tu nie

pomogą...
- Panie profesorze, może niech pan spróbuje tam zapukać. Ta

bariera dźwiękoszczelna chyba działa tylko w jedną stronę, nie? –

spytał chłopak z nadzieją w głosie.
- Najprawdopodobniej, Harry...

Zapukam jeżeli nie wyjdą do szóstej, dobrze?
- Dobrze, panie

profesorze, dziękuje – Gryfon troszeczkę się uspokoił.
- Bardzo

dużo palisz, Harry, zupełnie jak Draco. Nie powinniście tego robić,

zwłaszcza w tak młodym wieku.
- Ja normalnie palę dużo mniej, ale dziś

jestem tak zdenerwowany, że mógłbym nie wyjmować papierosa z ust.
-

Ech... ta młodzież – powiedział Dumbledore z udawaną irytacją, żeby

rozładować nieco sytuację i Harry zdołał się nawet uśmiechnąć.


/>*
To, co zobaczyła Hermiona po wyjściu z łazienki spowodowało, że

ogarnęła ją zimna furia. Malfoy leżał na podłodze. Był poszarzały z bólu. Z

nosa ciekła mu dosyć obficie krew i dziewczyna od razu rozpoznała działanie

Tormentera. Nie mogło to być nic innego, ponieważ Cruciatus był przecież

zakazany. Percy wymierzał właśnie blondynowi kolejnego kopniaka.
- Od

kiedy to kopie się leżącego? – zapytała z drwiną.
- Od kiedy ten

leżący używa bardzo brzydkich wyzwisk, panno Granger.
- Nie istnieje

wystarczająco mocne wyzwisko, aby mogło cię obrazić, Percy – głos

Hermiony był lodowaty.
- Widzę, że panienka czuje się już całkiem

dobrze, żeby nie powiedzieć rewelacyjnie – stwierdził

jadowitym, sugestywnym tonem Matrojew.
- Nie wiem czy kiedykolwiek

będę czuła się całkiem dobrze, panie Matrojew – odpowiedziała

mu cynicznie Hermiona..
- Wzruszyłem się, Granger – odezwał się

Percy, a Igor zarechotał.
- Jeszcze nigdy nie przebywałam w jednym

pomieszczeniu ze świniami... - Hermiona nie wytrzymała psychicznie, bo mimo

strachu odczuwała też silną nienawiść, pogardę, obrzydzenie i złość. Było

jej permanentnie niedobrze, a widok kopanego i krwawiącego obficie Dracona

nie poprawiał jej psycho -fizycznego stanu - ...To całkiem ciekawe, chociaż

nie do końca miłe doświadczenie.
- Uprzedzam cię, Granger po raz

ostatni, licz - się - ze – sło - wa - mi, dziwko – Dziewczyna

poczuła się tak, jakby Weasley dał jej w twarz. Zarumieniła się ze złości i

upokorzenia i poszła usiąść.
Draco podniósł się z wysiłkiem i poszedł

w ślady koleżanki.
- Skoro ja jestem według ciebie dziwką, to zastanów

się kim ty jesteś.
- Po pierwsze postaraj się do mnie nie mówić na

„ty”, a po drugie ja doskonale wiem kim jestem i jakie mam

możliwości. Zrozumiałaś suko?
- Zrozumiałam, psie.
- Uważaj...

– głos Igora był zimny jak lód a Percy uderzył ją w twarz
- Mam

prośbę – powiedział Malfoy głośno i wyraźnie, patrząc na Hermionę, a w

jego słowach dało się wyczuć zarówno złość jak i troskę. - Czy mogłabyś ich

nie prowokować? I tak nie wiem kiedy nas wypuszczą, a nie chciałbym tu

siedzieć do jutra.
Hermiona popatrzyła na niego wyzywająco, ale

wiedziała, że chłopak ma rację.
- A propos prowokacji, jeżeli jeszcze

raz powiesz do któregoś z nas skurwielu, chamie, albo użyjesz

innego wyzwiska, Malfoy to twoja piękna znajoma będzie miała zaszczyt...

zrobić mi laskę.
Hermiona zrobił się blada jak ściana i podniosła z

niedowierzaniem i obrzydzeniem wzrok na Weasleya.
- Wyrażaj się, w

końcu jesteś wiceministrem – chłodno skomentował blondyn..
- I

właśnie dlatego, że nim jestem, lepiej nie zwracaj mi znowu uwagi na temat

mojego słownictwa, albo tego, co robię. Chyba że spodobał ci się Tormenter,

Malfoy.
- Tak jest, sir – drwiąco odpowiedział chłopak – i

będę też zaszczycony panie wiceministrze, mogąc zrobić panu laskę. Może przy

okazji coś panu odgryzę...
- Mówiłeś coś o prowokacji, Malfoy? –

Hermiona była na niego zła.
- Och, zamknij się Granger, idiotko

– przy tych słowach puścił do niej oko i wykonał nieznaczny ruch głową

w kierunku biurka. Malfoy miał plan i nie zamierzał siedzieć w tym pokoju

ani minuty dłużej. W końcu był Ślizgonem, czyż nie? Wcześniej nie mogli nic

zrobić, ale teraz sytuacja nieco się zmieniła. Dziewczyna ostrożnie

spojrzała na mebel i ujrzała tam, całkiem spokojnie spoczywające, obydwie

różdżki urzędników. Błyskawicznie załapała o co chodzi.
- Nie jestem

idiotką, kretynie – odwarknęła, a chłopak uśmiechnął się szeroko.

/>- A ja myślałem, że w Gryffindorze są sami narwańcy, którzy rzadko kiedy

używają rozumu. Najpierw robią, później łaskawie myślą. Najlepszy przykład

– Wielki Harry Potter.
- Och jaki sprytny i mądry się odezwał.

Jakbyś był sprytny i mądry, to byśmy stąd dawno wyszli!
- Jasne,

Granger, coś jeszcze?! Rzeczywiście, jesteś wyszczekaną, suką!

– spojrzał przy tym na nią przepraszająco.
- CHAM!!!

– Hermiona wstała i kopnęła go w goleń, oczywiście niezbyt mocno,

chociaż chłopak teatralnie syknął z bólu.
Obydwaj mężczyźni zaśmiali

się radośnie. Byli zachwyceni kłótnią, a tych kilka drinków wypitych

wcześniej, nieco osłabiło ich uwagę. Byli pewni, że przesłuchiwana para

kłóci się naprawdę.
- CHAMKA!!! – wrzasnął Draco,

wstał i chwycił ją za włosy, sycząc jej przy okazji do ucha. - Sorry,

Granger, siła wyższa.
- Patrz, Percy, mamy przedstawienie za darmo

– zaśmiał się Matrojew. - Chyba im nerwy puściły.
- Gryfonka i

Ślizgon w jednym pomieszczeniu to zawsze niebezpieczna mieszanka -

zarechotał Weasley – Granger mogłabyś mu przylać w mordę? Podobno

całkiem nieźle to robisz.
- Z miłą chęcią – Hermiona trzasnęła

Malfoya dosyć mocno w twarz (żeby wyglądał przekonująco), a on widowiskowo

pchnął ją na biuro, na którym leżały upragnione różdżki. Nie zrobił tego

zbyt mocno, ale Hermiona zatoczyła się teatralnie i Draco musiał oddać

sprawiedliwość jej aktorskim zdolnościom.
Roztarł naprawdę piekący

policzek.
- Suka - powiedział podchodząc do biurka i rzucając jej

spojrzenie z serii „przepraszam, że to mówię”.
Obaj

panowie byli tak zaciekawieni rozwojem wydarzeń, że całkowicie przestali

uważać. I o to chodziło...
Hermiona i Draco jak na komendę chwycili

leżące na biurku różdżki i wycelowali je w Igora i Percy’ego, którzy

automatycznie przestali się śmiać.
- Niespodzianka – powiedział

chłodno Malfoy.
- Albo nas wypuścicie, albo zrobimy wam krzywdę

– Hermiona obracała w dłoniach różdżkę Percy’ego
- Nie

zapominaj, Granger, o rodzicach, a ty Malfoy o swoim starym – wysyczał

wiceminister.
- Jak was pozabijamy – to... No cóż. Nic się nie

stanie ani mojemu ojcu, ani rodzicom Granger, prawda? Pójdziemy tylko

siedzieć. Poza tym nie zrobisz im nic bo przysięgam ci, że wszyscy dowiedzą

się o tym, co tu zaszło. Absolutnie wszyscy, Percy, dotarło? –

na twarzy Dracona wykwitł paskudny uśmiech. - Skończy się ciepła posadka i

może nawet dostaniesz tą samą celę, w której siedzi teraz mój stary. Jak

widzisz szantaż działa w obydwie strony... I lepiej, niech mój ojciec

wyjdzie w ten piątek, tak jak było zaplanowane, bo może mi się coś niechcący

wypsnąć i to przy Dumbledorze...
- Zapominasz o rodzicach panny G.

– Igor uśmiechnął się złośliwie.
- Do twojej wiadomości –

ja mugoli mam gdzieś, więc lepiej u - wa –rzaj – cie. Draco

popatrzył przepraszająco na Hermionę, ale ona doskonale rozumiała, że musi

tak się zachowywać i tylko nieznacznie pokręciła głową.
- Ale panna G.

Na pewno nie... – wysyczał Percy.
-Ach, właśnie kochanie, czy

udało się któremuś z nas odnaleźć twój punkt G? – Matrojew uśmiechnął

się obleśnie.
- Nie zmuszaj mnie, żebym cię przeklęła, chamie –

Hermiona czuła dziką satysfakcję mówiąc bezkarnie to wyzwisko.
- W tej

chwili interesuje mnie tylko jak stąd wyjść. Poza tym Albus Dumbledore może

moich rodziców w razie potrzeby skutecznie ochronić.
- Tylko, że on

jest już stary i długo nie pożyje – stwierdził spokojnie Percy

znacząco się uśmiechając.
- Ale tupet! – Hermiona popatrzyła

ze złością na Wiceministra. – On jest tak potężny, a Hogwart jest tak

obwarowany zaklęciami ochronnymi, że nic by ci nie wyszło z tych misternych

planów, podły sukinsynu! – Nie mogła się oprzeć pokusie i nie

rzucić paru epitetów.
- Myślę, Granger, że skurwiel lepiej

pasuje, nie sądzisz? – Draco był szczęśliwy, że może się w końcu

trochę werbalnie wyżyć.
- Masz rację... Jak to jest być śmieciem, co?

Bo posiadanie władzy, to fantastyczna sprawa – wysyczała Hermiona.

/>- Moglibyśmy was nieźle urządzić, ale zależy nam na szybkim wyjściu,

nieprawdaż? – Draco podrapał się końcem różdżki za uchem i uroczo się

uśmiechnął.
- Zgadza się - skinęła głową dziewczyna. - Tak więc teraz

otworzycie grzecznie drzwi i dopiero przed samym wyjściem, gdy będą uchylone

oddamy wam różdżki, jasne?
- Pamiętajcie, że wasz profesor za to

zapłaci – wycedził Percy przez zaciśnięte zęby.
- Jeżeli

zrobicie mu krzywdę – Hermiona mówiła bardzo spokojnie –

Dumbledore wam tego nie podaruje, a radziłabym się go trochę bać, skoro

obawia się go sam Voldemort.
- Następna odważna, zupełnie jak

Potter... – skomentował Igor – nie boisz się wyzywać jego

imienia na daremno? – Draco wzdrygnął się słysząc imię Lorda . Nie

miał biedny pojęcia, że to nie koniec jego „wesołych” przygód, i

że dzisiejszej nocy przyjdzie mu się spotkać z Czarnym Panem oko w oko...


- To nie Bóg, panie Matrojew, chyba że dla pana – odrzekła

chłodno Hermiona patrząc mu odważnie w oczy. – I pamiętajcie, że

mogłabym się na was bardzo brzydko zemścić, tu i teraz, ale wolę poczekać na

bardziej dogodną sytuację. ..
Dziewczyna rzuciła jeszcze maskujące

zaklęcie na opuchniętą wargę Wiceministra i krwawiący nos Dracona.
-

Wychodzimy – powiedział szeroko uśmiechnięty Ślizgon.
Był

zmęczony. Chciało mu się pić i palić, a tak naprawdę, to najchętniej

urżnąłby się do nieprzytomności...

*

Harry wyjął

swojego ostatniego papierosa, ale zaraz go schował i wstał pospiesznie bo

drzwi do Sali przesłuchań właśnie się otworzyły i stanęli w nich Draco i

Hermiona, a zaraz za nimi wyszli urzędnicy.
Dumbledore mimo swojego

podeszłego wieku bardzo szybko znalazł się przy chłopaku i dziewczynie i

mocno obydwoje przytulił, na co Draco bardzo się zdziwił i trochę zmieszał.


Albus wskazał dwojgu młodym ludziom ławkę, a sam zwrócił się do

Percy’ego:
- Chciałbym z tobą porozmawiać... na osobności

– popatrzył znacząco na Matrojewa.
- Będę w bufecie – Igor

zwrócił się do Weasleya i ruszył w kierunku windy rzucając jeszcze

nieprzychylne spojrzenie w kierunku trojga młodych ludzi.
Dumbledore

zniknął z Percym w sali przesłuchań

Harry’emu wystarczyło

jedno spojrzenie na Hermionę i Dracona, żeby wiedzieć, iż stało się coś

niedobrego.
Obydwoje usiedli w całkowitym milczeniu na ławce. Byli

bladzi i wyraźnie zdenerwowani. Dlatego właśnie Harry o nic nie zapytał.

Postanowił tylko wieczorem porozmawiać z Hermioną o ile będzie miała mu coś

do powiedzenia. Bo on miał jej coś do powiedzenia przed swoją śmiercią i

liczył na wzajemność i szczerość.
Draco wyjął z kieszeni papierosy a

Hermiona wyciągnęła do niego niepewnie rękę. Uśmiechnął się blado,

poczęstował ją i podał jej ogień. Później zapalił sam.
Był po

nieprzespanej nocy i po ciężkim psychicznym szoku, ale trzymał się całkiem

nieźle, jedynie jego cienie pod oczami się pogłębiły.
Harry wyjął

swojego ostatniego papierosa i zapalił. Usiadł obok Hermiony i postawił w

jej nogach pseudo-popielniczkę, która była już dwa razy opróżniana i

wyglądała tragicznie. Hermiona siedziała między dwoma chłopakami, więc taka

lokalizacja plastikowego kubka wydawała się najlepsza.
Dziewczyna

czuła się fatalnie i nie wyglądała najlepiej. Harry zauważył, że ma

zaczerwienione oczy i przeniósł wzrok na Malfoya. Blondyn oparł głowę o

ścianę, zamknął oczy i bardzo głęboko się zaciągnął. Mięśnie twarzy miał

napięte, wyglądał na zmęczonego i zrezygnowanego. Zacisnął mocno powieki, a

na jego czole pojawiła się głęboka pionowa zmarszczka.
Harry zaklął w

duchu. Był pewien, że Percy i ten jego cały bułgarski Przewodniczący Komisji

mającej na celu wybicie wampirów i wilkołaków zrobili coś okropnego. Tylko

że ani Draco, ani Hermiona nie wyglądali na ludzi, którzy chcą o tym

rozmawiać. Wręcz przeciwnie. A on to doskonale rozumiał i szanował ich

milczenie. Zaciągnął się i odwrócił wzrok. Cieszył się, że chociaż już

wyszli z przesłuchania.

Hermiona czuła się podle. Skrzywiła się

z bólu kiedy siadała na ławce i strasznie zapragnęła zapalić, na szczęście

Malfoy był na tyle uprzejmy by dać jej jednego ze swoich ostatnich

papierosów.
Jej łono nie było jedynym obolałym miejscem. Bolały ją

piersi i wewnętrzna strona ud. Hermiona widziała oczami wyobraźni jakie

sińce będzie na nich miała już dziś wieczorem, a najpóźniej rano i

wiedziała, że bardzo będzie bolało ją jutro całe ciało.
Czuła się

bezsilna, zła, poniżona i upokorzona. Czuła się zeszmacona i miała ochotę

umrzeć. Teraz rozumiała już samobójcze zapędy Harry'ego.
Pod

powiekami poczuła zdradliwe łzy, więc szybko skończyła palić i poszła do

łazienki, żeby broń Boże nie zauważył ich Malfoy, ani Harry.
Zamknęła

się w kabinie i wybuchła niekontrolowanym szlochem.

*


/>- Percy – zaczął Dyrektor Hogwartu bez ogródek – nie wiem, co

tu się działo, ale na pewno nie było to normalne przepisowe przesłuchanie,

ani w wypadku Harry’ego, ani w wypadku Hermiony i Dracona. Nie

użyliście Veritaserum – z tego akurat stary czarodziej był w duchu

zadowolony, o czym nie zamierzał informować Wiceministra Magii – ani

nie spisywaliście, tego co tu zostało powiedziane i tego co się stało. Czuję

od ciebie alkohol, a chciałem zauważyć, że jesteś w pracy. Nie powiem, co o

tym myślę, bo nie chcę obrazić urzędu, który piastujesz.
- Do rzeczy,

Dumbledore – Percy zrobił kwaśna minę.
- Właśnie zmierzam do

sedna sprawy – Albus popatrzył na niego zza swoich zabawnych okularów

– połówek, a jego wzrok wcale nie był rozbawiony, lecz śmiertelnie

poważny.
- Znam swoich uczniów Percy. Myślałem też, że znam ciebie,

ale niestety się pomyliłem. Jak już mówiłem znam swoich uczniów i wiem, że

stało się tu coś złego. Harry i tak wygląda od tygodnia bardzo źle i

cokolwiek byście mu nie zrobili na przesłuchaniu, bardziej już jego stanu

pogorszyć nie mogło. Obawiam się o niego, ale w tej chwili to nieistotne.

Hermiona i Draco wyglądali na młodych, nieco przestraszonych, młodych ludzi

kiedy tu chodzili, a gdy wyszli wyglądali jak całkiem dorośli i doświadczeni

ludzie. Nie będę wnikał, co tu się stało. Prawda wcześniej, czy później

wyjdzie na jaw, Percy...
- Nie mam nic do ukrycia – wszedł

poirytowany mężczyzna w słowo dyrektorowi Hogwartu – a wszystko co

robię, robię dla dobra społeczności wszystkich czarodziejów, Dumbledore.

/>- Wiem, że według ciebie cel uświęca środki. Ja mam nieco inne zdanie na

temat życia, ale nie o to mi w tej chwili chodzi.
- Jeżeli okaże się

kiedykolwiek, że skrzywdziłeś w jakikolwiek sposób Hermionę, lub Dracona

odpowiesz za to Percy, gwarantuję ci. Jest takie mugolskie powiezienie:

Pan Bóg nierychliwy ale sprawiedliwy. Wiedz, że jest ono realne i się

sprawdza. Zobacz co spotkało Notta – Dumbledore westchnął – i

nie krzyw się tak. Możesz zabronić Harry’emu mówienia prawdy i go

szantażować, ja jednak wiem, co zaszło i przeraża mnie to ,jak bardzo

Ministerstwo jest krótkowzroczne...
- Coś jeszcze? Nie mam zbyt dużo

czasu.
- Nie masz? A podobno miałeś bardzo dużo...
- Nie mam

czasu na bezsensowne rozmowy z tobą, stary głupcze – warknął Weasley.


- Uważaj na to, co mówisz - głos Dumbledore’a był cichy acz

stanowczy. – Piastujesz urząd Wiceministra Magii i obowiązują cię

pewne normy. Nie wiem tylko, czy można tego od ciebie wymagać skoro obrażasz

młode, niewinne dziewczyny i pijesz alkohol podczas pracy. Bardzo się na

tobie zawiodłem...
- Streszczaj się Dumbledore...
- Już kończę

– Albus uniósł do góry dłoń w geście uspokojenia. – Chcę tylko

uprzedzić, że jeżeli zrobicie dzisiaj krzywdę Severusowi, to ja nie będę na

to spokojnie patrzył. Dopóki nie ustalicie, kto jest winny, o ile

kiedykolwiek ustalicie, nie macie prawa karać podejrzanych. Naucza u mnie od

lat, jest wzorowym profesorem i współpracownikiem, kiedy odejdę ze

stanowiska dyrektora, a Minerva przejmie mój urząd on zostanie

Wicedyrektorem Hogwartu. Jest najlepszym Mistrzem Eliksirów jakiego

kiedykolwiek zatrudniłem, dlatego radziłbym obchodzić się z nim delikatnie.

– Wiceminister popatrzył na starego człowieka nieprzyjaźnie.
-

To, że jestem stary Percy, nie oznacza, że jestem głupi i ślepy. I pamiętaj,

że ja też mam dużo do powiedzenia w naszej społeczności, wielu ludzi mnie

słucha i szanuje. Ja też mam znajomości, zupełnie tak jak ty. Ale ja mam

jeszcze dużo większe doświadczenie od ciebie i nie jestem krótkowzroczny,

więc lepiej nie rób sobie we mnie zagorzałego wroga podłym postępowaniem.

Nie jestem zaślepiony utopijnymi mrzonkami i nigdy nie wyrzekłbym się

bliskich dla własnej kariery, ale twoje priorytety to twoja sprawa. –

Dumbledore poprawił okulary.
- Za Severusa ręczę własnym życiem. Wiem,

że w gruncie rzeczy jest dobrym, choć zgorzkniałym z powodu nielekkiego

życia człowiekiem, ... Nie krzyw się, nie do twarzy ci z tym... i na

pewno nie dopuściłby się żadnej bezsensownej zbrodni... To wszystko... Mam

nadzieję, że się zrozumieliśmy.
- Cóż za wzruszająca tyrada,

Dumbledore.... Dobrze, że nie jesteś moim przełożonym – A teraz

pozwól, że skończymy ten temat. Mamy udać się po podejrzanego.

/>Dumbledore popatrzył na niego niezbyt przyjaźnie i obydwaj ruszyli do

drzwi.

*
- Co ona tam tak długo robi – zdenerwował

się Harry po pięciu minutach.
- Daj jej spokój, okey? – Draco

popatrzył na niego nieprzychylnie.
- Po prostu się martwię –

odwarknął brunet.
- Poradzi sobie – mimo że tak odpowiedział,

Draco też czuł się zaniepokojony.
- Czemu was tak długo trzymali.?

– spytał Gryfon.
- Bo sobie popili i chcieli się zabawić naszym

kosztem – spokojnie wypalił Draco – ale jeżeli pozwolisz, to nie

chciałbym o tym mówić, i nie radzę ci pytać o to Granger.
-

CO?!! Jak to sobie popili?! – Harry był

zdegustowany i oburzony. Wstał i kopnął podbitym blachą glanem w ścianę,

żeby sobie ulżyć. – Co oni, kurwa mać, w pracy piją?! –

wściekał się chłopak.
Draco popatrzył na niego uważnie.
- Mnie

nie pytaj jak działa ten burdel na kółkach, zwany Ministerstwem. Ja umywam

od tego ręce – głos chłopaka był chłodny i spokojny. Malfoy wygodnie

rozwalił się na ławce i oparł się o ścianę. - Ojciec chciał żebym tu

pracował, ale moja noga po tym, co tu usłyszałem, zobaczyłem i odczułem na

własnej skórze, dobrowolnie NIGDY tego chlewu nie przekroczy. Mam to w

głęboko w dupie. I tobie też bym doradzał takie podejście do sprawy, Potter.

Temat zamknięty. Jak chcesz, możesz sobie pokląć. Albo idź rozwal tą

doniczkę, co stoi na oknie, może ci ulży. Ja osobiście mam ochotę tylko się

upić, więc jeżeli masz jakąś dobrą wódkę be my guest tonight... Amen.

/>Harry popatrzył na niego ze złością.
- Nie mam wódki –

powiedział ze złością.
- Nie ma sprawy, ja mam całkiem sporo i się

zaleję w trupa. Jak chcesz możemy się zalać razem, Potter. Mnie to szczerze

mówiąc wali..
Harry uniósł brew i usiadł obok blondyna.
Zaczął

zastanawiać się nad perspektywą picia wódki z Malfoyem
„Chyba ze

mną coś nie tak” – pomyślał.
- Pierdolę to wszystko

– powiedział nagle.
- Tak trzymać - odpowiedział obojętnie

Draco.
Blondyn, ziewną, wstał i poszedł do łazienki po Hermionę.

/>- Granger, możesz wyjść? Bo Potter zaraz obgryzie wszystkie paznokcie.

/>Cisza.
- Żyjesz?! – spytał głośniej

Hermiona

już nie szlochała, pochlipywała cichutko, kiedy usłyszała jak Draco ją woła.


- Nie utop się! – krzyknął trochę zaniepokojony chłopak

/>- Bardzo śmieszne! – odwarknęła.
- Dobrze się czujesz?

/>- Doskonale, Malfoy! A jak myślisz, półinteligencie?!
-

Dobra to było głupie pytanie. Cofam, ale wyjdź, przecież nie możesz tak po

prostu zamknąć się na całe życie w kiblu – próbował zażartować.

/>„Ale ze mnie kretyn” – pomyślał .
- Ale z ciebie

kretyn – zawtórował jego myślom głos Hermiony.
- Wiem, właśnie

to samo pomyślałem, ale nic ci nie da zamykanie się w WC, naprawdę. Lepiej

poproś Pomfrey o jakiś uspakajający eliksir jak wrócimy. Wiem, że to brzmi

dosyć obcesowo, ale chyba nic lepszego nie możesz zrobić.

/>„Lepiej już nic nie będę mówił...” – pomyślał.
-

Zaraz przyjdę. Powiedz Harry'emu, żeby się nie martwił.
- Okey

– powiedział Draco i wrócił na ławkę.
- Już wychodzi. - Harry

popatrzył na niego zdziwiony, ale postanowił zmilczeć.
Dogadali się, a

to było bardzo ciekawe. Gryfon miał jednak inne zmartwienie.
- Nie mam

fajek – powiedział załamany Harry.
- Przykro mi. Mam ostatniego

i pewnie też go nie wypalę, tylko oddam Granger. Co prawda mówiła, że nie

pali prawie wcale, ale teraz na pewno nie odmówi.
- Nie wiem, co

zrobił Percy – powiedział cicho Harry – że się ze sobą

dogadujecie, a ty nawet jesteś w stanie oddać jej ostatniego papierosa. I

chyba nawet nie chcę wiedzieć.
- Mądre słowa Potter. Nie chcesz

wiedzieć, gwarantuje ci to. Wszystko mnie boli nawet mózg. – Draco

uśmiechnął się cynicznie.
- Mózg nie może boleć, niema połączeń

nerwowych – usłyszeli zimny dziewczęcy głos.
- Możliwe –

powiedział Malfoy patrząc na Hermionę – ale mnie boli.
- Suń się

Harry – dziewczyna niemal wepchnęła go na Dracona, a sama usiadła pół

metra od nich.
Obydwaj popatrzyli się na siebie i brunet odsunął się

nieco od blondyna
- Sądzę, że zapalisz, Granger – Malfoy wyjął

paczkę. – To ostatni i w sumie nie powinienem cię nim częstować, ale

to tylko durny przesąd.
- Nie zabiorę ci ostatniego szluga.
-

Bierz kobieto, tobie się bardziej przyda niż mi.
Hermiona wzięła od

niego papierosa i podziękowała, a Harry kurtuazyjnie podał je ogień.
-

Mógłbym powiedzieć, że lepiej jest być kobietą, ale chyba nie zawsze, więc

tak nie powiem – „mądre” słowa Dracona rozbrzmiały w

momencie gdy Dumbledore wychodził z Sali Przesłuchań.
- Jeżeli masz

zamiar bredzić Malfoy, to nie odzywaj się wcale – warknęła dziewczyna


- Idziemy kochani – powiedział Dumbledore.



/>***

Wracali w milczeniu. Musieli aportować się w Zakazanym

Lesie, a stamtąd mieli jeszcze milę do przejścia.
Istniała możliwość

transportu proszkiem Fiuu, ale obydwaj urzędnicy mieli ochotę pokazać

jeszcze dobitniej, że „oni mają czas”.
Jedynie Matrojew i

Weasley rozmawiali półgłosem. W połowie marszu Igor zaśmiał się a Percy

popatrzył niedwuznacznie na Hermionę.
- Gdyby wzrok umiał zabijać już

byś nie żył przyjacielu – powiedział do niego Matrojew kiedy Hermiona

spojrzała z pogardą i nienawiścią na Wiceministra.
- Lubię ostre

kobiety – zarechotał Percy.
- Masz tupet – Malfoy

popatrzył na niego spode łba. – nie ma co.
- Milcz, gnoju

– Igor posłał mu wściekłe spojrzenie, a Draco odwzajemnił się tym

samym.
- Nie stresujcie mi uczniów. Chciałem zauważyć, że teraz ja też

posiadam różdżkę i na pewno umiem z niej skuteczniej korzystać niż wy

– dało się słyszeć łagodny i stanowczy głos Dyrektora Hogwartu.

/>- To zależy z której różdżkii – Igor pozwolił sobie na

niewybredny żart i obydwaj urzędnicy się zaśmiali.
Dumbledore zganił

ich jedynie spojrzeniem, ale nic nie powiedział, żeby nie rozjątrzać i tak

napiętej sytuacji.
Harry popatrzył na Weasleya i Matrojewa z

niekłamanym obrzydzeniem. Ich bezczelność była wręcz pokazowa.

/>Hermiona przymknęła oczy i zmieszana udała, że nie słyszy.
Draco nie

mógł jednak nic nie powiedzieć. Cały czas ukradkiem obserwował Hermionę i

widział, że odczuwa ogromny ból przy każdym kroku.
Harry i Dumbledore

też na nią zerkali, ale nie z taką uwagą i tak często jak blondyn. No i oni

w przeciwieństwie do niego, nie wiedzieli, co się z nią dzieje.


/>Dziewczyna szła ze skrzyżowanymi na piersi rękami, ściskając dłońmi

ramiona, żeby nie syczeć z bólu i miała ochotę usiąść i się popłakać. Co

chwila zaciskała zęby, albo przygryzała dolną wargę i modliła się, żeby mieć

siłę i dojść do końca.
- Nie macie szacunku ani dla kobiet, ani dla

starszych ludzi – powiedział zimno Malfoy – jeszcze jedna

chamska odzywka i zacznę ćwiczyć na was przekleństwa, Weasley.
- Daj

spokój, Draco – odezwał się łagodnym głosem Albus – do nich i

tak to nie trafi, a ty się tylko zdenerwujesz.
- Ja już jestem

zdenerwowany i nie mam zamiaru słuchać takich tekstów.
- Jaki honorowy

– zaśmiał się Percy.
- Szkoda, że ty nie wiesz, co to honor,

Wiceministrze zakichany – warknął Harry.
- Uspokójcie się!

– Dumbledore się zdenerwował.
Nie wiedział, co jest Hermionie,

ale przypuszczał, że dziewczyna nie ma siły iść dalej, a w życiu się do tego

nie przyzna, podczas gdy zostało jeszcze prawie pół mili do przejścia. Miał

zamiar zaproponować postój, ale Draco go ubiegł.
- Proponuję, żebyśmy

się na chwilę zatrzymali – powiedział cicho.
- Nie zamierzamy

– odwarknął Percy.
- Chciałem zaznaczyć, że idą z nami starszy

mężczyzna i kobieta, Percy. Może byś w końcu to zauważył.

/>Hermiona popatrzyła na niego z wdzięcznością i bez czekania na dalszy

rozwój dyskusji o postoju usiadła na najbliższym pniaku.
- Jestem

głodny – stwierdził Harry, siadając niedaleko Hermiony, która zbyła

jego wypowiedź wzruszeniem ramion.
Draco podszedł prosto do niej i

zapytał cicho, kucając tuż obok.
- Dasz radę dojść?
- Chyba tak,

ale jeszcze chwila a stanęłabym i zaczęła wyć. Dzięki.
- Drobiazg. To

w kocu jeszcze spory kawałek... Jak nie dasz rady to po prostu cię zaniosę

– wypalił nagle.
- Chyba cię pogięło! – Harry odwrócił

się zdziwiony w kierunku krzyczącej dziewczyny.
- Nie twierdzę, że nie

– powiedział grzecznie niezrażony Malfoy do Hermiony („chyba się

starzeję” – pomyślał przy tym) – ale moja propozycja jest,

jak najbardziej serio.
Draco wstał i podszedł do Harry’ego.

/>- Czego?! – ładnie spytał Potter.
- Tego! –

Malfoy postanowił równie uprzejmie zacząć rozmowę.
Blondyn poprawił

swoje rozwichrzone uczesanie i usiadł obok Gryfona na trawie.
- Moja

propozycja, co do wódki jest aktualna. Masz niewidkę, więc przedrzesz się

niedostrzeżony przez Filcha. Wejście do...
- Wiem gdzie jest wejście

do waszego Pokoju Wspólnego – warknął Harry.
- Spoko, luz.

Hasło: „Gryfoni to dupki” – Draco uśmiechnął się szeroko,

a rozczochrany jak zwykle brunet popatrzył na niego lodowato. – To

żart Potter. Hasło brzmi: „Czerwony smok”. Moje dormitorium jest

od razu po lewej jak wejdziesz po schodach na trzecią kondygnację... Aha,

schody facetów są na prawo. Chyba spamiętasz.
- Owszem, nie wiem tylko

czy chcę tam iść – powiedział Harry niemal ze złością.
- Jeżeli

jednak zechcesz, to bądź tak o 24, może jeszcze nie będę nawalony.. A tak w

ogóle, trochę wyluzuj.
- Chce mi się palić – warknął Gryfon.

/>- A mi nie? – Draco uśmiechnął się sardonicznie.
- Dobra,

dobra. Przemyślę, Malfoy... A co ci tak zależy na moim towarzystwie? –

spytał podejrzliwie.
- Nie zależy mi zbytnio. Po prostu uważam, że

tobie też się to przyda, a poza tym pić z tymi dwoma głąbami, albo do lustra

to żadna przyjemność... Vincent i Gregory nawalą się po kilku setkach.

/>- Ja pewnie też – sucho stwierdził Harry.
- Tak, możliwe...

Ale szczerze powiedziawszy, Potter, ty posiadasz jakąś inteligencję w

przeciwieństwie do Crabba i Goyle’a. Jak tak dalej pójdzie, zaczną się

uwsteczniać. – powiedziawszy to Draco zaczął się zastanawiać, czy nie

zmieni dormitorium. Tylko który Ślizgon z jego roku się zamieni? Nie

ma szans... Chyba, że prywatna kwatera...
„Sam się zacznę przez

nich cofać w rozwoju” – pomyślał filozoficznie.
- Zastanów

się, Potter. Wódki ci u mnie dostatek. W końcu jestem zamożnym szlachcicem i

należę do Slytherów.
Harry popatrzył na niego wymownie.
To było

dziwne, ale zaczął się zastanawiać, nad przełożeniem swojego samobójstwa na

wieczór następny, tylko po to by pić z Malfoyem – sowim odwiecznym

wrogiem – wódkę.
„Chyba mnie zupełnie pokopało, że

proponuje Potterowi wspólne picie” – myślał w tym samym czasie

Draco.

Mimo protestów Weasleya i Matrojewa postój trwał ponad 20

minut.

***

Gdy sześcioro ludzi doszło do Zamku była

za 15 ósma.
Hermiona była blada z bólu i zmęczenia i myślała, że po

prostu usiądzie na podłodze w ogromnym holu, ale się powstrzymała.

/>Kiedy doszli do wielkiej sali, kolacja właśni się kończyła i część uczniów

już wyszła.
Hermiona spostrzegła, że Severus Snape przygląda się jej z

troską i szybko odwróciła wzrok, tak jakby bała się, że mężczyzna może z jej

spojrzenia wyczytać całą prawdę.
„Niech oni już sobie

pójdą.” – pomyślała rozdrażniona. Chciała tylko się czegoś napić

i iść spać, ale wiedziała, że i tak tej nocy nie zaśnie. Nie da spać jej ból

i to nie tylko ten fizyczny.

******
Kitiara

Ron nie poszedł na kolację. Nie

mógł jeść. Martwił się o Harry'ego i Hermionę i zastanawiał się cały

czas, co jego podły brat jest teraz w stanie uczynić.
Chłopak siedział

samotnie w Pokoju wspólnym, patrzył w płonący ogień na kominku i myślał.

/>Percy się zmienił.
Zmienił się na gorsze.
To prawda, że zawsze

był ambitny i poprawny politycznie. Aż do bólu.
Ale ani ojciec, ani

matka ani Ginny, on, Bill, Charli, czy bliźniaki, nie pomyśleliby, że może

kiedyś wyrzec się rodziny i podejmować tak bezwzględne kroki w dążeniu do

osiągnięcia prywatnych korzyści i wprowadzenia wyznawanych przez siebie

wartości jako obowiązujących w całej społeczności czarodziejów Wielkiej

Brytanii.
Ron go NIENAWIDZIŁ. Rudowłosy chłopak nienawidził swojego

rodzonego brata bardziej niż kogokolwiek i kiedykolwiek do tej pory.

/>Ron nim gardził i brzydził się nim. Było mu przykro i nie wiedział jak

spojrzy teraz w oczy swoim przyjaciołom, bo wstydził się za postępowanie

Percy’ego. Nie wiedział jak spojrzy w oczy Dumbledore’owi. Po

prostu nie wiedział.
A co dziwniejsze współczuł mistrzowi

eliksirów, którego przecież tak bardzo nie cierpiał.
„Nawet

jeżeli Snape zabił Notta, to co? On nie zasługiwał na to by żyć - myślał

rozgoryczony rudzielec – Percy też nie zasługuje, taki wstyd...”


„Nie mam brata o imieniu Percy...– pomyślał z bólem w

okolicy serca – nie mam brata...”

Ron

wiedział jedno, że nawet jeżeli rodzice kiedykolwiek wybaczą marnotrawnemu

synowi, on tego nie zrobi i Ginny też nie. Nie po tym, co dziś widzieli i

słyszeli.
Biedna Ginny cały dzień chodziła zapłakana....
Ron

poczłapał do dormitorium. Nie miał ani siły, ani ochoty rozmawiać dziś z

Harrym i Hermioną. Chciał się położyć i umrzeć ze wstydu. Ale nie umarł.

Zasnął za to po piętnastu minutach niecierpliwego przewracania się w łóżku.



***

Ginny Weasley już nie płakała.
Siedziała

przy stole Gryffindoru i z pogardą patrzyła na Percy’ego, który

przyszedł po Snape’a, i teraz uśmiechał się z wyższością rozglądając

się po sali.
Popatrzył prosto na nią. Dziewczyna wytrzymała pełen

cynizmu wzrok brata, sama odwzajemniając mu się spojrzeniem pełnym

obrzydzenia.
Kiedy Matrojew i Weasley opuścili Wielką Salę, Ginny

zauważyła jak Malfoy podaje ukradkiem jakąś kartkę wychodzącemu za nimi

mistrzowi eliksirów, który szybciutko ją schował.
Uśmiechnęła się

smutno, pozwalając sobie na nadzieję, że jednak wszystko będzie dobrze.

/>
*
Severus popatrzył uważnie na obydwu mężczyzn za którymi

wyszedł z Wielkiej Sali. Tym razem mieli na sobie poza szatami, również

płaszcze. Weszli tu przecież jedynie na chwilę.
„Ale się na mnie

wyżyją. Na wampiry nie działa żadne Veritaserum. Będą stosować Tormentera,

albo nawet Cruciatus. W końcu będziemy na terenie Azkabanu..”
-

Snape – powiedział jakby w odpowiedzi na jego myśli Percy –

wiesz, że masz ogromny zaszczyt, jako jedyny z podejrzanych wampirów być

przesłuchiwany przez Przewodniczącego jednej z najznakomitszych Komisji

Ministerstwa i samego Wiceministra.
- Pozwolisz, że nie skomentuję,

Weasley. Powiem tylko, że to zaszczyt wybitnie wątpliwy...
- Podobno

wampiry są wytrzymałe na ból – głos Igora był lodowaty.

/>„Ciekawe, czy ty jesteś, sadysto?” – pomyślał Severus.

Kilka spojrzeń w zimne, pełne pogardy oczy Bułgara, powiedziało mu o tym

człowieku bardzo wiele.
Poczuł silny skurcz żołądka na myśl o trojgu

przesłuchiwanych wcześniej uczniach, zwłaszcza na myśl o Hermionie.

/>„I tak się dowiem co się stało – pomyślał – a jak się

dowiem i mi się to nie spodoba, to nie ja będę tym, kto nie przeżyje

kolejnego przesłuchania...” – pomyślał.
Bo Severus

wiedział, że na jednej nocy pełnej poniżenia i cierpienia się nie skończy.



- Poczekajcie – Dumbledore szedł w ich kierunku szybkim

krokiem – Severusie, zapewne musisz zostawić tu różdżkę. To lepiej od

razu mi ją daj.
Mistrz eliksirów posłusznie oddał żądaną rzecz

Dyrektorowi Hogwartu.
- Jutro rano zaczął Albus patrząc na

Percy’ego - punktualnie o siódmej pojawię się w Sali Przesłuchań w

Azkabanie osobiście, by odebrać profesora Snape’a, chyba że raczycie

odesłać go wcześniej. Wtedy – zwrócił się do czarnookiego mężczyzny

– nie krępuj się i spokojnie skieruj się do mojego prywatnego kominka,

Severusie.
- Dobrze panie dyrektorze – grzecznie odpowiedział

Snape.
- Patrz jaki układny, Igorze - Percy wyglądał na rozbawionego.

Oswojony wampir – dodał z pogardą, a Matrojew

zarechotał obelżywie.
Severus przypomniał sobie swoje słowa sprzed

paru lat, wypowiedziane tym samym tonem: „oswojony wilkołak”.


Po raz pierwszy poczuł się niesprawiedliwy wobec Remusa Lupina..

/>
- Jest już późno – odezwał się pretensjonalnym tonem Percy.

– Jakbyś był tak uprzejmy Snape, to skorzystamy z transportu Fiuu.

Możesz nas zaprowadzić do swoich prywatnych komnat?
Severus bez słowa

skierował się do lochów, a dwaj mężczyźni pospieszyli za nim.


/>******
Silne szarpnięcie obudziło piękną czarnowłosą kobietę, która

jeszcze przed chwilą smacznie spała na wielkim małżeńskim łożu.
-

Lucjuszu to ty? – spytała nieprzytomnie, ale zaraz uświadomiła sobie,

że jej mąż jest w więzieniu i złapała błyskawicznie różdżkę celując nią w

mężczyznę stojącego przy łóżku.
Rozległ się zimny, wysoki nieco

piskliwy śmiech i Narcyza powoli opuściła trzymany w ręku przedmiot.
-

Witaj panie – wyszeptała lekko ochrypłym ze strachu głosem.

/>Ostatnio coraz bardziej się go bała.
„Co on tu

robi?!” – pomyślała zestresowana pani Malfoy.
-

Narcyzo... moja droga – lodowaty głos spowodował, że nieprzyjemne

ciarki rozeszły się po całym ciele kobiety – trochę tu ciemno...

/>- Shilonya – szepnęła kobieta i w sypialni zapaliło się

trzynaście ogromnych, zielonych świec.
- O co chodzi, Panie? –

spytała Narcyza – wychodząc z łóżka i zarzucając na cienką satynową

koszulkę szlafrok, który miała pod ręka, tak samo jak różdżkę.
-

Draco... niedługo skończy siedemnaście lat...
Narcyzę przeszedł

lodowaty dreszcz.
- Ale miał zostać przyjęty w szeregi twych poddanych

dopiero gdy ukończy Hogwart... – wyszeptała pobladła kobieta.

/>Voldemort machnął niedbale ręką i zwrócił na nią swoje przerażające,

czerwone oczy.
- I tak będzie... o ile się nadaje... – na twarzy

Lorda wykwitł okrutny uśmiech.
Narcyza poczuła lodowaty szpikulec

przerażenia.
„Co to znaczy o ile się nadaje?”

– pomyślała gorączkowo.
Czarny Pan rozpalił ogień w jej kominku

i teraz patrzył nań w zamyśleniu.
- Zapewne słyszałaś o Próbie,

Narcyzo? – twarz kobiety zrobiła się szara jak popiół.
- Tak,

Panie – odrzekła posłusznie pobladłymi wargami
Owszem wiedziała

czym jest Próba. Sprawdzała jak bardzo ktoś jest odporny na ból i ile

może znieść.
Nie wszyscy kandydaci na Śmierciożerców byli jej

poddawani, tylko ci co do których Czarny Pan miał wątpliwości, lub ci od

których oczekiwał bardzo wiele. Narcyza była całkowicie pewna, że chodzi o

tą drugą opcję i to wcale jej nie pocieszyło.

W kominku pojawiła

się sylwetka Bellatrix.
- Witaj siostrzyczko – powiedziała

zimnym tonem i uśmiechnęła się zupełnie jak Lord. Jej wygląd uległ znacznej

poprawie od kiedy uciekła z Azkabanu.
- Witaj Bell –

odpowiedziała pani domu.
Tych dwoje potrafiło być bardzo okrutnymi, a

to nie wróżyło nic dobrego.
- Panie – zaczęła Narcyza –

czy to oznacza, że próba ma się odbyć teraz?
- Tak Narcyzo. Teraz i w

twoim domu... Powiedzmy o północy – głos Voldemorta brzmiał jak wyrok.


Kobieta spojrzała na budzik przy łóżku, była 23:15.

***

/>Dumbledore siedział w fotelu i jak zwykle przeglądał mugolską prasę. Ale

tym razem było to o dwie godziny później niż zazwyczaj. Tej nocy nie

zamierzał spać, nie potrafiłby usnąć.
Nagle usłyszał znajome

skwierczenie w kominku. Popatrzył w tym kierunku zza swoich okularów połówek

i odłożył „Londyńskiego Gońca.”
Gość był ze wszech miar

niespodziewany.
- Witaj, Narcyzo – powiedział zdziwiony.
-

Dobry wieczór Dyrektorze... przyszłam po Dracona – powiedziała bez

ogródek.
- Zabierasz go ze szkoły? – zdziwił się stary

czarodziej.
- Tylko na tą noc, muszę koniecznie poważnie z nim

porozmawiać...
Dumbl wiedział, że nie mówi całej prawdy, ale przecież

nie mógł jej do tego zmusić. Podał jej hasło do Pokoju Wspólnego Ślizgonów i

ciężko westchnął.

***
Draco, Vincent i Gregory wypili

dopiero po dwie setki wódki,
- Wicie co? – zaczął Draco. –

Jak chcecie, to idźcie spać, jak poczekam na Pottera sam.
Crabb

popatrzył na blondyna.
- Nie ma problemu, możemy z tobą pić –

powiedział.
- Jasne – dodał Goyle.
- Okey... – Draco

tak naprawdę, nie mógł się doczekać Gryfona. Sam nie wiedział dlaczego ma z

nim ochotę porozmawiać.

Usłyszeli pukanie do drzwi dormitorium.


- Proszę – powiedział z nadzieją Draco. Było wpół do dwunastej i

Potter mógłby się w końcu pojawić.
Ale w drzwiach nie było

Harry'ego. Stała tam ubrana w śliczny granatowy kostium, jego matka.

/>
Draco rzucił się kobiecie w ramiona. Narcyza nigdy nie była wylewna,

ale na pewno bardziej przystępna od ojca, no i mógł jej o wszystkim

powiedzieć. Zawsze go wysłuchiwała.
Sam Draco też nigdy nie zachowywał

się tak, jak w tej chwili i kobieta zdziwiła się serdecznym przywitaniem ze

strony syna, ale za chwilę przytuliła go mocno.
- Mamo – szepnął

– cieszę się, że cię widzę.
Miał ochotę popłakać się w jej

ramionach i opowiedzieć o wszystkim, co się dziś wydarzyło, ale zebrał się w

sobie i odsunął od niej nieco.

- Dobry wieczór – kobieta

usłyszała zgodny chór dwóch męskich głosów i skinęła głową w stronę Crabba i

Goyle’a
Narcyza popatrzyła z dezaprobatą najpierw na kieliszki,

potem na otwartego Rasputina, a w końcu na syna i westchnęła.
- Miałem

naprawdę ciężki dzień – powiedział Draco wzruszając ramionami.

/>Narcyza zmierzwiła mu włosy, ale chłopakowi przeszła ochota na czułości,

przynajmniej w momencie gdy patrzyli na niego kumple.
- Mamo...

– powiedział z lekkim wyrzutem i się zarumienił. – Co cię

sprowadza?
- Muszę cię zabrać na noc do Dragon Tower.
- Do domu,

po co? – zdziwiła się młodsza kopia Lucjusza.
- Zaraz ci

wszystko powiem, idziemy Draco... Dobranoc chłopcy – rzuciła jeszcze w

kierunku Vincenta i Gregory’ego.

Zeszli do Pokoju

Wspólnego i Narcyza szybko wytłumaczyła o co chodzi.
Spodziewała się

przerażenia ze strony syna, ale on ku jej zdziwieniu jedynie lekko pobladł i

skinął posłusznie głową.
Spojrzał w oczy matce i cichym, monotonnym,

wypranym z emocji głosem opowiedział o przesłuchaniu.
Kobieta

wyglądała na załamaną.
Przytuliła syna mocno do siebie i pogłaskała go

po głowie, a Draco przełknął mężnie zdradzieckie łzy. Czarny Pan nie lubił

żadnych przejawów słabości...
- Przykro mi za to, co napisałem w

liście o Potterze, mamo – powiedział cicho – przeprosiłem go.


Narcyza uśmiechnęła się blado i spojrzała synowi w oczy.
-

Jestem z ciebie dumna. Ze wszystkiego co dziś zrobiłeś.
- Także z

tego, że omal nie wybiłem zębów Weasley’owi?
- Z tego przede

wszystkim – powiedziała Narcyza z groźnym błyskiem w oczach.
-

Wiesz, że nikt nie może się o tym dowiedzieć, mamo? Najlepiej nie mówić

nawet tacie...
- Rozumiem to doskonale, synu. Jak on mógł was tak

podle szantażować? Skurwiel.
Draco popatrzył uważnie na matkę. Bardzo

rzadko przeklinała, a to o czymś świadczyło.
- Matko, ja po tym

wszystkim, co dziś widziałem i słyszałem i po tym, co wczoraj wieczorem

opowiedział mi profesor Snape, o tym co Nott zrobił siedemnaście lat temu...

– kobieta skinęła głową na znak, że wie o co chodzi. – Ja... nie

mogę być sługą Voldemorta – Narcyza wzdrygnęła się słysząc to imię, a

Draco ku swojemu zdziwieniu nie odczuł żadnego strachu.
- Nie mogę...

jeżeli wstąpię w jego szeregi to tylko po to, by go szpiegować dla

Dumbledore’a.
Narcyza spojrzała na syna ze zdziwieniem.
-

Znienawidziłem dziś wszelkie podziały rasowe, mamo. - Ty pewnie nie

rozumiesz, ale... mi zawalił się cały świat, wszystko w co wierzyłem. Nie

będę potrafił nigdy nikogo torturować... Brzydzę się wszelką przemocą, nawet

myśl o seksie mnie odrzuca – pospiesznie wytarł napływające do oczu

łzy.

- Rozumiem, synku, doskonale rozumiem. Wiesz, ale że musisz

być teraz silny... – pani Malfoy wyglądała na zaniepokojoną.

Wyciągnęła dłoń i wsunęła niesforny kosmyk blond włosów syna za jego

kształtne ucho.
- Uspokój się mamo, wszystko będzie dobrze –

chłopak nie zamierzał się poddawać. Czy może spotkać go coś gorszego, niż

to, co spotkało dziś Granger? Albo od piekła, które było udziałem Pottera,

czy tej mugolskiej dziewczynki przed siedemnastu laty? To było raczej

całkowicie niemożliwe.
- Pokaż mi lewe przedramię, Draco –

poprosiła kobieta.
Chłopak posłusznie podwinął rękaw. Rana była już

niewielka i tylko lekko szczypała.
Narcyza kiwnęła głową, uspokojona.

Musiała sprawdzić, nie wdało się żadne zakażenie. Zdarzało się to bardzo

rzadko, ale jednak...
Patrzyła z niedowierzaniem i szczerą dumą na

swojego syna. Teraz była o niego trochę spokojniejsza.
Draco stał się

dorosłym mężczyzną.

***

Po powrocie Dubledore’a

i trójki przesłuchiwanych uczniów do Zamku, pofesor McGonagall bez słowa

zabrała Harry'ego, Hermionę i Dracona (w końcu opiekun jego Domu był

teraz niedostępny) do swojego gabinetu, gzie poczęstowała ich herbatą i

kanapkami, ale wszyscy troje skonsumowali bardzo niewiele.
Minerva nie

nalegała ani na to, żeby jedli ani na to, żeby opowiedzieli jej przebieg

przesłuchania. Kobieta widziała, że są zmęczeni i że nie mają wcale ochoty

rozmawiać na temat tego, co zaszło w Ministerstwie.
Najbardziej

niepokoił ja smutny, zabarwiony cierpieniem i odległy wzrok Hermiony, oraz

stępione, obojętne spojrzenie Harry’ego. Co do Draco odniosła

wrażenie, że chłopak tchnie jakimś wewnętrznym spokojem i niespotykaną u

niego wcześniej powagą. Wicedyrektor dostrzegła też w jego spojrzeniu

smutek, ból i coś w rodzaju zwątpienia.
Nie naciskała na żadne z nich

i pozwoliła im spożyć posiłek w zupełnej, niemal dzwoniącej w uszach ciszy,

za co wszyscy troje byli jej bardzo wdzięczni.

*


/>Harry i Hermiona poszli do Pokoju Wspólnego gdzie siedzieli milczący,

zbywając wszelkie pytania kolegów i koleżanek niecierpliwymi machnięciami

ręką i irytacją. W końcu o 22 zostali sami z trzaskającym w kominku ogniem.


Obydwoje rozumieli dezercją Rona, wiedzieli, że wstydzi się za swojego

wyrodnego brata.
- Muszę z tobą porozmawiać – zaczął Harry.

/>- O co chodzi? – spytała obojętnie.
- Widzisz – Harry

zwilżył językiem wargi, to wcale nie było takie łatwe - ja nie mogę już

dalej tak żyć. Nie potrafię...
Dziewczyna spojrzała na niego, a w jej

wzroku pojawiło się zainteresowanie i niepokój.
Harry opowiedział jej

o liście od mistrza eliksirów, o tym, że dostał truciznę , i że zamierza ją

wypić dziś w nocy.
Hermiona mu nie przerywała. Wiedziała, że jest mu i

tak trudno o tym mówić.. Zadała mu tylko jedno pytanie kiedy skończył.

/>- A Ron? Zamierzasz mu powiedzieć?
- On nie zrozumie... ale napiszę

mu list. Tak będzie najlepiej.
Dziewczyna patrzyła na niego z

nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
- Słuchaj, Herm. Wiem, że to jest w

pewnym sensie ucieczka, że jestem zwykłym tchórzem, ale ja już nigdy nie

będę normalny... nigdy. Nie chcę tak żyć.
- Rozumiem Harry. Wbrew

pozorom rozumiem cię doskonale.

- Czy mogę liczyć na taką samą

szczerość z twojej strony? – spytał chłopak łagodnie, po dłuższej

chwili milczenia.
- Nie rozumiem...
- Opowiesz mi, co się stało

na Sali Przesłuchań? Przepraszam, ale obydwoje wyglądaliście strasznie po

wyjściu stamtąd, zwłaszcza ty. Ja i tak tą prawdę zabiorę do grobu.
-

Przykro mi Harry, ale ci o tym nie opowiem. Nie mogę i nie chcę –

stanowczo odpowiedziała Hermiona.
Popatrzyła na niego uważnie i

chłopak ujrzał w jej oczach powagę, zaciętość i determinację.
- Ale w

związku z tym, co usłyszałam, ja też mam ci coś do powiezienia, drogi

przyjacielu – mówiła cicho i łagodnie. - Możesz się otruć lub nie,

tylko pamiętaj, że jeżeli wypijesz dziś tą truciznę, to ja pójdę w twoje

ślady .

- CO ?! – wrzasnął wiecznie rozczochrany syn

Jamesa P. i wstał z wrażenia, z fotela, gapiąc się nieprzytomnie na

przyjaciółkę.
- To, co słyszałeś – Hermiona była niebezpiecznie

spokojna i poważna.
- Nie wiem jak to zrobię... Może gwizdnę

jakąś truciznę z pracowni Snape’a lub jego gabinetu, albo po prostu

pójdę do kuchni pożyczyć nóż i podetnę sobie żyły siedząc w gorącej wodzie,

w komfortowej łazience Prefektów – jej głos był monotonny i cichy, bez

żadnych głębszych emocji, poza ledwie wyczuwalnym smutkiem.
- Nie

możesz tego zrobić! – głośno i wyraźnie powiedział przestraszony

Harry.
Czuł, że jego przyjaciółka mówi całkowicie serio.
- Tylko

tak mówisz, żebym ja się nie zabijał – powiedział niemal z rozpaczą

– to... To zwykły szantaż.
- Nie – powiedziała spokojnie

Hermiona i w to jedno słowo brzmiało jak wyrok – Nie mogę ci zabronić

się otruć, ale ty też nie możesz mi zabraniać zrobić z moim życiem tego, co

zechcę. Jeżeli ty się poddasz, to czemu ja miałabym się męczyć z moją

beznadziejna od dziś egzystencją... To by było nie fair.
- Boże, co

zrobił ci Percy skoro tak mówisz?! – Harry był zrozpaczony,

wściekły i poirytowany – No co? Zwariowałaś?! Co on takiego mógł

zrobić do jasnej cholery, że myślisz o podcinaniu sobie żył – chłopak

był bardzo wkurzony – bo przecież cię nie zgwałcił...


/>Jedno spojrzenie Hermiony wystarczyło mu za odpowiedź.
- Nie wierzę

– powiedział Gryfon cicho. – Nie wierzę, że to zrobił.. –

Harry zwątpił całkowicie. – Nie wierzę... – dziewczyna patrzyła

na niego smutno – a ten...
- Matrojew, też. – ucięła jego

rozważania Herm.
- Ale oni przecież nie mogli tego zrobić –

Harry wyglądał jakby chciał przekonać samego siebie. Zaczął chodzić tam i z

powrotem po Pokoju Wspólnym. – Nie mogli, oni działali z urzędu, nic

nie usprawiedliwia ich zachowania, absolutnie nic. Hermiona, powiedz, że to

nieprawda... Ron tego nie przeżyje...
- Ron – się - o - ni -

czym – nie – do – wie. Nikt się o tym nie dowie, Harry

– dziewczyna patrzyła na niego wymownie i była bardzo stanowcza

/>- Herm, musisz o tym komuś powiedzieć. Przecież kto jak kto, ale chyba ty

wiesz, co to jest nadużycie władzy, prawda?
- NIKT SIĘ O TYM

NIE DOWIE, HARRY! To moje ostatnie słowo...

- Rozumiem

– Harry zrobił się bardzo blady – nie będę pytał czym wam

grozili, bo łatwo się domyślić. Gryfon ukrył twarz w dłoniach, czuł się

fatalnie.
- To niedorzeczne. Ten pierd*lony kujon Percy, nie mógł stać

się takim bydlakiem. Nie pojmuję tego – chłopak był zbyt wstrząśnięty,

by odczuwać ogrom gniewu jaki miał pojawić się w jego sercu następnego dnia.

– Mam wrażenie, że mi się to śni.
- Powiedz mi, czy... nie wiem

jak mam o to zapytać. Jak oni mogli to zrobić przy świadku i czy on do

jasnej cholery...
- Harry – przerwała mu Hermiona łagodnym

głosem – Draco Malfoy nie mógł zrobić absolutnie nic, poza

pogorszeniem mojej sytuacji.
- Boże , no przecież...
-

Przestań! Dał Percy’emu w twarz i absolutnie nic więcej nie

mógł zrobić
! On był w tak samo opłakanej sytuacji jak ja –

Hermiona była zirytowana irracjonalnym zachowaniem Harry'ego. - Jeśli

cię to pocieszy, dostał takim Tormenterem, że poszła mu z nosa krew, a jak

sprawdzali za pomocą zaklęcia Revalo, czy ma Mroczny Znak...
-

Dobrze już, dobrze, wiem że nic na to nie mógł poradzić... Tylko nie

potrafię zrozumieć tych... Boże wszechmocny! Nie mam nawet na nich

odpowiedniego określenia... – Chłopak popatrzył z troską na

dziewczynę.
Chciał cos powiedzieć, albo zrobić, cokolwiek co mogłoby

przynieść jej ulgę, ale nie miał pojęcia, co.

Hermiona

dostrzegła jego współczucie i litość. Szybko wstała.
- Idę pod

prysznic – powiedziała – a ty, ty Harry zrobisz co zechcesz, mi

to jest zupełnie obojętne...
- Ale mi, kurwa, nie jest obojętne, czy

podetniesz sobie żyły, czy nie!
- To, co zamierzasz? –

spytała dziewczyna.
- Urżnę się razem z Malfoyem. Ot co.
-

Słucham?!?! – dziewczyna była szczerze zdziwiona.
-

Uwalę się do nieprzytomności, może mi ulży. KURWA! Zabiję

Percy’ego.
- Rób, co uważasz, ja idę się myć i spać. Dobranoc.


- Dobranoc... Nie sądzisz, że to brzmi dziwnie?
- Nawet bardzo.

Życie to jedno wielkie gówno, Harry.
Chłopak nie mógł znaleźć

przeciwko temu twierdzeniu żadnego sensownego argumentu.

***

/>******

Nie będzie mnie co najmniej do sboty - badania w

szpitalu:(
Dlatego dałam wam więcej - na zapas.
Trzymajcie się

ciepło, kit
Raistlin
Dzięki ci Kit za taką ilość. Ja tam bym nie

wytrzymał bez tego opowiadania.
Opinia o opowiadaniu: patrz poprzedni

post
border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/>

Ps: Kit to była nuttela nie kawa


border='0' style='vertical-align:middle' alt='turned.gif'

/>
harciomaniak
Siemka!!!
Może to nie

będzie zbyt konstruktywny post
No ale jednak Post!!!

/>DZISIAJ JEST PONIEDZIAŁEK!!!
A mówiłaś że nie będzie cie

DO soboty!!!
No ale tak to twoje opowiadanie jest

/>Supeerrrrr!!!!
Gratuluje tak świetnego pomysłu na

Ficka
Chociaż te opisy zmroziły mi krew w żyłach
(o czym

ostrzegałaś) to były super
Pozdrówka i Weny w kontynuowaniu tak

wyśmienitego ficka!!!!
sonka
Kit jest w szpitalu i na razie nie będzie

nowych odcinków.Jak mi przekazała wróci prawdopodobnie dopiero po Świętach.

Mam nadzieję, że uzbroicie się w cierpliwość.
pozdrawiam cieplutko

/>sonka
anagda
mi się całkiem, całkiem podoba. prócz paru

błędów treściowych (chociażby ten Severus i ulica w Hogwarce) i

stylistycznych jest fajnie. ja zaczęłam czytać to pomyślałam "jak

fajnie! zapowiada się ciekawe opowiadanko nie potterowski". jednak

kilka kolejnych wersów trochę mnie zawiodło, ponieważ jednak pojawił się w

nich Potter. ale cuż. i tak całkiem, całkiem. czytywałam gorsze. i to dużo

gorsze.



ps. co się stało z Kit? w szpitalu? mam

nadzieję, że to nic poważnego....
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/sad.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='sad.gif' /> przeslijcie

jej ktos pozdrowienia. bynajmniej ode mnie.
Kitiara
Noc z

poniedziałku 05.11.96 na wtorek 06.11.1996
Przesłuchanie Severusa

Snape’a



Sala w której znalazł się

Severus była spora, ale nie ogromna.
Stały tam dwa normalne krzesła i

jeden fotel....
Stalowy fotel z okuciami na ręce i nogi. Mistrz

Eliksirów uśmiechnął się do siebie cynicznie.
Gdyby nie był pod

działaniem Wywaru Amorficus, te stalowe obręcze na nic by się nie zdały. W

chwili silnego, niekontrolowanego bólu, strachu i wściekłości, transformacja

nastąpiłaby błyskawicznie, a siła i szybkość jakimi dysponował w takiej

chwili wampir, były dla zwykłego śmiertelnika wręcz niewyobrażalne.

/>Widocznie Percy tego nie wiedział. Ale mało kto miał taką wiedzę.

/>Musieliby mieć obręcze dwimerytowe.* Ich nie byłby w stanie rozerwać żaden

wampir. Ale pragmatyczny, zakochany w idealnym porządku społecznym Weasley w

takie przesądy nie wierzył. Poza tym miał swoją stal.
„Ciekawe

gdzie łańcuchy?” – pomyślał Severus cynicznie.

-

Zapraszamy – głos Percy’ego odbił się echem od kamiennych ścian,

a sam mówiący wskazał Severusowi drwiącym gestem stalowe siedziszcze.

/>- Piłem swój eliksir, ale wy chyba mi nie ufacie, prawda? –

sarkastycznie spytał Sev.
- Absolutnie nie – głos

Percy’ego był zimny.
Mistrz eliksirów spokojnie usiadł w fotelu,

ale zanim dał się przykuć, chwycił Weasleya za ramię i pociągnął ku sobie,

tak że jego usta znalazły się na poziomie uszu wiceministra.
- Nie

wiem, co im zrobiłeś. Nie mam pojęcia, co zrobiłeś tej małej Granger, ale

jeśli się dowiem i prawda nie będzie mi się podobała, to pożałujesz, że się

urodziłeś.
Weasley obdarzył go cynicznym i pełnym wyższości

spojrzeniem.
- Grozisz mi siedząc na własnym przesłuchaniu? Na twoim

miejscu bym tego nie robił, Snape.
- Ja tylko cię ostrzegam. Nie grożę

ci. Jeżeli czujesz się zagrożony, to znaczy że masz nieczyste sumienie...


Igor przykuł go mocno – o wiele za mocno, tak aby sprawić

przesłuchiwanemu jak największy ból - za nogi i ręce do fotela .

/>Wampir ani razu nie odwrócił swojego wzroku od ciemnych, epatujących

okrucieństwem oczu mężczyzny i ani jeden mięsień twarzy nie drgnął mu z

bólu.
Bułgar uśmiechnął się zimno.

- Mam bardzo czyste

sumienie, Snape – Severus popatrzył na Percy’ego. – Czyste

jak łza. A wiesz dlaczego?
- Oświeć mnie, Weasley – mężczyzna

uśmiechnął się zimno, ale w jego czarnych oczach była jedynie powaga.

/>- Sumienie mąci postrzeganie rzeczywistości. Ja mam je kryształowo czyste,

bo go... nie używam.
Wzrok wiceministra krył wyzwanie, pogardę

i cyniczne samozadowolenie.
Oczy Severusa pociemniały jeszcze bardziej

– o ile to możliwe - od tłumionego gniewu.
- Wiedz, że tego co

teraz powiedziałeś nie zapomnę nigdy. I nie spocznę dopóki nie dowiem się,

co zrobiłeś tym dzieciakom, nawet jeżeli zastraszyłeś ich i nawet jeśli będę

musiał użyć Veritaserum. Ja nie mam szesnastu lat.
- Ale jesteś

istotą rozumną. Ograniczoną – mężczyzna uśmiechnął się z pogardą, a

jego kumpel zarechotał - ale rozumną. Nie chcesz chyba, żeby stało się coś

Lucjuszowi, albo rodzicom Granger, więc nich cię to absolutnie nie obchodzi.

Cel uświęca środki, Snape.
- Ty sukinsynu – wysyczał wampir

– masz szczęście, że jestem przykuty, bo wybiłbym ci kilka zębów.

/>Wiceminister dał mu wyraźnie do zrozumienia, że użył wobec uczniów

przemocy i to zapewne zarówno psychicznej jak i fizycznej. A on nie mógł nic

zrobić, zaś szukanie prawdy mogło jedynie spowodować jakieś nieszczęście.

Świadomość bezsilności, tylko wzmogła irytację i złość Severusa. Ale wampir

wiedział, że wcześniej czy później wszystko się wyjaśni. Należy być tylko

cierpliwym i mieć plan. Na razie nie miał jeszcze żadnego planu, ale

wkrótce...
Te rozważania nieco go uspokoiły.

- Koniec tej

bezsensownej gadki – Igor uśmiechnął się drapieżnie – pan, panie

Snape nie ma absolutnie nic do powiedzenia, chyba, że będą to odpowiedzi na

nasze pytania. Veritaserum na pana nie podziała, ale są pewne skuteczne i

całkowicie dozwolone środki uzyskania prawdy.
- Prawdy, czyli

tego co chcecie usłyszeć? – Severus wszedł mu w słowo. Wampir

uśmiechnął się przy tym sardonicznie
- Milcz – tym razem mówił

Percy. – Istnieją nie tylko środki legalne. Są też nielegalne, ale

trudne do wykrycia. Na przykład coś takiego jak bicie, które nie zostawia na

ciele widocznych śladów
Wampir zaśmiał się okrutnie.
- To ma być

przesłuchanie?! Nie chodzi mi o mnie, ale o tych troje dzisiaj. Jeżeli

ich skrzywdziliście, to naprawdę mocno pożałujecie. To jeszcze prawie

dzieci.
- Dobrze rozwinięte dzieci – Matrojew uśmiechnął się

paskudnie – dobrze rozwinięte zarówno pod względem psychicznym jak i

fizycznym.
- Bardzo dobrze powiedziane Igorze – Percy się

zaśmiał.
Wzrok Severusa był zimny jak lód i Weasleya naprawdę

przeszedł dreszcz strachu gdy spojrzał przykutemu mężczyźnie w oczy.
-

Nie radzę więcej rzucać przy mnie takich komentarzy, panie Matrojew –

powiedział bardzo łagodnie wampir. - Po prostu nie radzę, zwłaszcza że mam

świetną pamięć i jako ograniczona, ale rozumna istota rewelacyjnie kojarzę

fakty.
- Myśląca bestia? – zapytał ze śmiechem Percy.
- Na

pana nieszczęście, wiceministrze, niestety tak – Severus uśmiechnął

się pobłażliwie i drapieżnie za razem.
- Przejdźmy więc do rzeczy,

Snape... – Weasley wziął jedno z krzeseł i ustawił oparciem

naprzeciwko fotela, w którym „zasiadał” mistrz eliksirów i

usiadł na nim okrakiem, poprawiając urzędową szatę.
Rudowłosy

mężczyzna ułożył wygodnie ręce na oparciu i od niechcenia zaczął bawić się

swoją różdżkę.
W jego oczach Snape widział całkowity brak

jakichkolwiek uczuć. Za to było w nich chłodne zainteresowanie i poczucie

wyższości oraz władzy. Ten człowiek uważał, że jest ponad prawem i jest

całkowicie bezkarny. Że w imię tego w co wierzy i co chce osiągnąć, może

zrobić wszystko.
Mimo, że nigdy nie lubił tego gówniarza, Severus

poczuł coś na kształt ukłucia żalu, że Percy stał się tym, kim (czym?) się

stał.

- To normalne, że włóczyłeś o tak później porze w koszuli

nocnej po Zamku? – spytał w końcu z niedowierzaniem Weasley?

/>Mistrz Eliksirów wcześniej, dyskretnie przeczytał, to co napisał mu

wychowanek. W duchu pochwalił chłopaka za szybkie myślenie i przebiegłość.


Teraz na wszystkie pytania odpowiadał zgodnie z tym, co zeznali Malfoy

i Granger.
- Doskonale wiesz, że tak. Kilka razy w tygodniu wychodzę

tylko po to, żeby przyłapać na łażeniu żądnych przygód uczniów. Dzięki mnie

mają te swoje przygody i szlabany także...
- Z tym akurat nie mogę się

nie zgodzić, ale jakoś nie wierzę ani tobie, ani Malfoyowi. Musieliście

ustalić wcześniej zeznania.
- Po co mielibyśmy ustalać

zeznania
? Przesłuchiwany miałem być tylko ja. Trzeba było użyć na

Draconie Veritaserum, skoro sądzisz, że łgał.
- Skąd mam wiedzieć, czy

nie dałeś mu nic, co niwelowałoby działanie Veritaserum?
- Niby kiedy?


- Nie ty zadajesz tu pytania, Snape – sucho stwierdził Igor,

który zapisywał zeznania przy małym stoliku, na prawo od nich. To

przesłuchanie musiało zostać udokumentowane.
- No dobrze... A jak

wytłumaczysz fakt, że osobiście znałeś Notta? Ciebie wpuściłby bez problemu

do domu. A nie było śladu żadnego włamania.

Snape przeklął się w

duchu za to, że nie zostawił upozorowanych śladów włamania, wystarczyło

wywarzyć drzwi i rzucić różdżkę Salomona gdzieś w kąt.
- Nie

utrzymywałem z nim kontaktów od lat. Jedynie parę razy powiedziałem mu dzień

dobry na Pokątnej, lub w Hogsmeade. Poza tym nigdy nie darzyłem go

przyjaźnią. To nie była bliska, serdeczna znajomość. Kiedyś musieliśmy

utrzymywać kontakty bo obydwaj należeliśmy do Śmierciożerców. Od kiedy

jestem po tej drugiej stronie z tym panem raczej unikałem kontaktu. Nigdy

nie lubiłem jego chorobliwego zamiłowania do przemocy. Należał do

najokrutniejszych z nas. Bił nawet na głowę panią Lestrange, która a ksywę

Żelazna Dama, albo po prostu Kacica.
- Twierdzisz, że Nott był

okrutnikiem? – Percy uśmiechnął się cynicznie.
- Nie twierdzę.

Ja to po prostu wiem. Widziałem na własne oczy, co potrafił robić z

ofiarami, ten szlachetny i nobliwy przedstawiciel naszego świata

– głos przesłuchiwanego był drwiący.
- Może mi jeszcze powiesz,

że to on torturował Pottera, co?
- Nie mam żadnych wątpliwości, że to

był on. Widziałem jak wyglądał Potter gdy profesor Dumbledore przyniósł go

do skrzydła szpitalnego. Nie mam pojęcia tylko jak udało mu się odbić tego

dzieciaka w pojedynkę, ale widocznie ma swoje sposoby – spokojnie

wyjaśnił Severus.

Percy skrzywił się z dezaprobatą
- Jasne

– powiedział.
- Sprawdźcie jaką cudowną Salę Tortur ma, a raczej

miał obok piwnicy nobliwy, stateczny pan Nott, który z tego, co wiem nie

zerwał nigdy ze Śmierciożercami.
- Oczywiście – wiceminister

uśmiechał się z drwiną i wyższością. – Wiesz, że Potter mówił to samo?

Nie wiem po co chcecie oczerniać tego wspaniałego człowieka. Osobiście nie

mam żadnych wątpliwości, że nie był zwolennikiem Lorda w chwili śmierci.

Natomiast nie mam tej pewności, co do ciebie. Może nawet zrobiłeś to ty, na

zlecenie tego czerwonookiego szaleńca.
Severus nie mógł uwierzyć w

zaślepienie człowieka, który go przesłuchiwał.
- Od lat jestem wierny

Dumbledore’owi jak przysłowiowy pies – powiedział urażony. - Nie

zamierzam słuchać tych oszczerstw.
- Ale sam wygadujesz oszczerstwa

wobec Notta. Był wspaniałym czarodziejem i dobrym pracownikiem mnisterstwa.


- Powiedz, że wkładał do wspólnej kasy sporo galeonów.
- Milcz,

Snape. Łżesz jak pies. Nie wiem dlaczego ktoś go zabił, ale się dowiem i

jeżeli to byłeś ty, to w końcu się przyznasz. Mamy sposoby.
- Nie

wątpię, że macie. Jedną z nich jest szantaż.
- Na ciebie mamy inne

metody.
- Notta zabił ktoś, kto był na niego wściekły. Może Nott

wykończył kogoś z rodziny tej osoby. Wampir mógł wykonać jedynie brudną

robotę na czyjeś zlecenie – spokojnie powiedział Severus.
- Tak

mówisz, Snape?... To się okaże...
- W jego organizmie znaleziono

Eliksir Czuwania... ale udoskonalony o dodatkowe składniki. Powiedz Snape,

jaki wampir w Wielkiej Brytanii zna się jeszcze tak dobrze na eliksirach jak

ty, co?
- Każdy – spokojnie odpowiedział Severus. – Każdy

wampir zna się na eliksirach i ma do nich smykałkę. Osobiście znam jednego z

wampirów zamieszkującego w Anglii. Lazarus Astratto. Zna się świetnie na

eliksirach... Jak każdy z nas. To, że jakiś wampir zawodowo nie zajmuje się

eliksirami o niczym nie świadczy. Ja na przykład uzyskałem specjalizację w

Czarnej Magii i Obronie przed nią,a uchodzę za jednego z najlepszych

mistrzów w tej dziedzinie – Percy słuchał uważnie mężczyzny. Doskonale

wiedział, że przesłuchiwany mówi prawdę.
– Większość z nas nie

lubi zajmować się warzeniem mikstur zawodowo, wolimy traktować to jako

hobby, ja także, ale nauczam tego przedmiotu na wyraźną prośbę Albusa

Dumbledore’a.
- Tak go kochasz? – zadrwił Wiceminister, a

Matrojew się zaśmiał.
- Nie – Severus popatrzył Percy’emu

prosto w oczy. Tak bardzo jestem mu oddany i tak go szanuję. Wiesz,

co to jest szacunek, Weasley?
- Doskonale wiem, Snape i zamierzam

nauczyć cię szacunku do władzy, bo jak na razie zwracasz się do mnie po

nazwisku, a to nie wypada.
Bez słowa uprzedzenia, wceminister

rzucił w Severusa Tormenterem.
To, żeby nie wrzasnąć kosztowało

przesłuchiwanego mężczyznę bardzo wiele, bo Percy trzymał go pod klątwą

dosyć długo i wampir musiał mocno zacisnąć szczęki.
- Proszę zwracać

się do mnie i mojego współpracownika z należytym szacunkiem – zimno

powiedział Weasley, kiedy przesłuchiwany był w stanie złapać pierwszy

swobodny oddech.
Mistrz Eiksirów Hogwartu popatrzył na Igora

Matrojewa. W oczach Bułgara lśniła okrutna ciekawość i sadystyczna uciecha.


„Jeżeli myślicie że się przyznam, to grubo się mylicie”

– pomyślał Severus, który właśnie coś zrozumiał.
Nie chodziło o

to, że Percy jakoś wybitnie podejrzewa akurat jego. W końcu tyle lat Snape

go uczył i ten rudy kretyn wiedział, że nigdy nie podniósł na żadnego ucznia

ręki, chociaż był bardzo surowy i karał Gryfonów zbyt często.
Nie

pasowało do niego zupełnie popełnienie tak okrutnej zbrodni, w sprawie

której był teraz przesłuchiwany.
Nie mieli ani żadnych dowodów, ani

nawet poszlak. Jakikolwiek trop urywał się nigdzie...
Nie mogli skazać

żadnego z wampirów – bo żaden nie przyzna się do przestępstwa, którego

nie popełnił, ani nie byłby na tyle głupi aby przyznać się do zbrodni

popełnionej. Chcieli z tego dochodzenia uczynić precedens, który pozwoli

tępić bezkarnie wampiry i urządzać tak jak niegdyś obławy na wilkołaki

podczas pełni księżyca... I musieli znaleźć kozła ofiarnego, a on –

Severus wydawał się idealny do tej roli z kilku powodów.
Całe to

dochodzenie miało na celu wrobienie konkretnie jego, tylko po to by odegrać

się przy okazji na nie lubianym nauczycielu, a przede wszystkim - żeby

pokazać Dumbledore’owi, że jest starym głupcem, który nie ma racji i

może powinien ustąpić ze stanowiska. Bo Albus jako myślący, potężny i

wpływowy przy czarodziej zagrażał ludziom pokroju Weasley’a.
Na

jego miejsce można by wsadzić odgórnie jakiegoś posłusznego Ministerstwu

matoła, który tańczyłby jak mu zagrają. Wystarczyło udowodnić, że dyrektor

Hogwartu zatrudnia niebezpiecznego przestępcę.
To olśnienie

spowodowało, że Severus postanowił działać bardzo powoli, bardzo dyskretnie

i bardzo przebiegle, a jako „zawodowy” Ślizgon nie powinien mieć

z tym większych problemów. Co dziwne ta myśl go uspokoiła bo wiedział na

czym stoi...


*Dwimeryt

– Termin zaczerpnięty z pięciotomowej sagi Sapkowskiego o Wiedźminie.

U Sapkowskiego dwimerytowe obręcze na przegubach hamowały zdolności magiczne

uniemożliwiając uprawianie czarów. Był to metal antymagiczny.
Tu: jest

to metal odporny na siłę wampira, czy nawet olbrzyma.
Bardzo rzadki i

praktycznie nieużywany, uznany przez większość czarodziei za głupi

przesąd.


******

- Jesteście o prawie

dziesięć minut za późno – zimny głos Voldemorta przeszył ciszę w

sypialni państwa Malfoy.
- Chciałem porozmawiać z matką na

osobności... Sprawy osobiste, Panie – Draco był wprawdzie niespokojny,

ale ku swemu zdziwieniu, Lord nie przeraził go tak bardzo jak się tego

spodziewał. Owszem budził respekt i miał straszne, czerwone oczy, ale Draco

nie potrafił odczuwać wobec niego ani szacunku, ani jakiejś większej

bojaźni. Pierwszy raz go wdział i Ten Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać

trochę zawiódł jego wyobrażenia.
- Panie, to zaszczyt oglądać cię na

własne oczy – chłopak powiedział z powagą i ukłonił się nisko... ale

nie za nisko.
- Twój syn to prawdziwy szlachcic i człowiek honoru,

Narcyzo – powiedział mile zaskoczony dojrzałą, pełną czci postawą

młodzieńca, Voldemort – nie sądzę, aby zawiódł moje oczekiwania...

/>Narcyza uspokoiła się już prawie całkiem. Jej syn zachowywał się tak jak

powinien i wzbudził zaufanie Lorda.

- O tak – zimny głos

Bellatrix emanował podziwem dla młodego Malfoya – wyrosłeś na

przystojnego, młodego mężczyznę Draco. Powinniśmy mieś z ciebie dużo

pożytku.
Chłopak spojrzał na nią zaskoczony, a później zwrócił

zaciekawione oczy na matkę.
- To twoja ciotka, Draco... Bellatrix

Lestrange – wyjaśniła łagodnie pani Malfoy.
- Witaj ciociu,

cieszę się że cię widzę – młodzieniec ucałował z kurtuazją rękę

dorównującej mu wzrostem, szczupłej kobiety.
- Rzeczywiście, Panie...

prawdziwy szlachcic – Bellatrix zaśmiała się przy tych słowach niemal

dobrodusznie. – Witaj drogi siostrzeńcu, zasłużyłeś na dzisiejszy

przywilej... Myślę, że wywiążesz się z Próby znakomicie.
Czarny Pan

uśmiechnął się pobłażliwie.
- Pozwolisz Narcyzo, że udamy się z twoim

pierworodnym do salonu... Ty lepiej zostań tutaj, chyba że chcesz oglądać

Próbę Dracona, ale uprzedzam, że to nie jest miły widok...
Narcyza

lekko pobladła, a chłopak posłał jej uspokajające spojrzenie i nawet

uśmiechnął się lekko. Skinęła głową i usiadła na łóżku. Musiała się napić...



******

Harry nie mógł przyswoić sobie tego, czego

właśnie się dowiedział. Jego umysł odmawiał przyjęcia do wiadomości faktu,

że Percy Weasley i Igor Matrojew zgwałcili dzisiaj jego przyjaciółkę.

/>Takie rzeczy się nie zdarzają. Nie powinny się zdarzać.


/>W ogóle nie chciało mu się spać.
Leżał w swoim łóżku przebrany w

pidżamę i co jakiś czas patrzył na zegarek.
Jego myśli były

czarniejsze niż noc.
Harry był odpowiedzialny za życie Hermiony

i wcale mu się to nie podobało.
Szczerze powiedziawszy, chłopak miał

ochotę udusić kogokolwiek – nawet śpiącego na łóżku obok Rona –

tak jakby zabójstwo miało mu zrekompensować to, że nie może skończyć ze

sobą.
A co to cię obchodzi, co zrobi Hermiona? – odezwał

się w jego głowie podstępny głos.
Och zamknij się!



Kiedy myślał o Hermionie to wcale nie wydawało mu się oczywiste,

że ona może tak po prostu podciąć sobie żyły, albo się otruć, co miało

miejsce gdy zastanawiał się nad samym sobą.
„Muszę oddać

truciznę Snape’owi jak wróci – pomyślał – żeby mnie nie

kusiła.... cholera!”

******

Crabb i Goyle

byli już nieźle wstawieni, gdy Harry zapukał do drzwi ich dormitorium.

/>„Boże co ja tu robię?” – myślał Gryfon.

-

Pro <hick> szę – powiedział przerywanym pijacką czkawką głosem

Gregory.
- Czy myślisz, że to Draco? – wykazał się myśleniem

Vincent.
- On <hick> by chy <hick> ba nie pu <hick>

kał , nie? – myślenie jego kumpla było nieco bardziej logicznie, mimo

czkawki.

Harry zdjął pelerynę i wszedł.
- Cześć –

powiedział niepewnie.
- Cześć - odpowiedzieli mężnie chórem, Crabb i

Goyle.
- Gdzie Malfoy?
- Po Dracona przyszła całkiem niedawno

jego mama i powiedziała, że musi go zabrać – stwierdził Vincent.

/>- Aha, dobra, to ja nie będę przeszkadzał.
„Nie dość, że

kurwa, Hermiona został zgwałcona, to jeszcze krwa, nie mogę się upić razem z

Malfoyem” – pomyślał z goryczą.
- Nie <hick>

przeszka <hick> dzasz – wyjaśnił mu kurtuazyjnie osiłek z

czkawką.
- Właśnie. Chodź się napij. Może Draco zaraz wróci? –

wykazał się kojarzeniem faktów osiłek bez czkawki.
No i Harry się

napił.
A ponieważ nie był przyzwyczajony do picia wódki, zwłaszcza z

bardzo niewielką ilością popitki, po godzinie świat pozyskał w jego oczach

nieco inne barwy, a nawet konsystencję i Gryfon musiał koniecznie iść spać.

Tylko, że jak wstał od razu się zatoczył.
„Śpią...”

– zarejestrował z opóźnieniem ten fakt umysł zielonookiego bruneta.


Harry bardzo intensywnie zaczął myśleć, chodź przychodziło mu to z

trudem i po trzech minutach walnął się na łóżko swojego zagorzałego wroga,

Draco Malfoya.

******

Percy i Igor przez kolejną

godzinę zabawiali się rzucaniem w Severusa Tormenterem, a on, ku ich

irytacji jakoś nie chciał przyznać się do winy.
Jakiekolwiek stalowe

obręcze na przeguby rąk i nóg stały się absolutnie zbędne, gdyż Snape zwisał

teraz bezwładnie z wycieńczania.
Przesłuchiwany krzyknął tylko raz.

Kiedy dostał podwójną i bardzo długą klątwą Wtedy nawet zemdlał.
W tej

chwili głowa opadła mu na piersi, a z nosa i uszu sączyła się krew.
-

Nie przyzna się – powiedział cicho Percy do Igora. – Znam go,

sukinsyn się nie przyzna, nawet jeżeli on to zrobił a w to wątpię. Dalsze

stosowanie Tormento może go tylko zabić, albo doprowadzić do utraty

zmysłów. A martwy albo niepoczytalny Snape na nic się nam nie przyda i nawet

może zaszkodzić. Dumbledore to potężny czarodziej. Stary głupiec, ale

potężny... Lepiej go nie drażnić.
- W końcu się przyzna –

Matrojew spojrzał na zegarek. Była za piętnaście dziesiąta.- Zróbmy sobie

kwadrans przerwy, Percy. Zjadłbym coś.
- Dobrze – Weasley

popatrzył niechętnie na wycieńczonego mężczyznę w stalowym fotelu.


/>Severus z wielkim wysiłkiem wsparł głowę na oparciu. Wyglądał okropnie.


Gdyby Percy używał sumienia, zapewne by go w tej chwili ruszyło, ale

on był postępowym czarodziejem. Tak postępowym, że parę godzin

wcześniej zgwałcił dla zwykłej rozrywki szesnastolatkę, tylko dlatego, że

mógł sobie na to pozwolić, bo występował z pozycji władzy.
Wiec jak

mógł ruszyć go widok sponiewieranego wampira? Przecież TO nie było nawet w

pełni człowiekiem....
Matrojew podszedł do Severusa i nachylił się do

jego ucha.
- Nie wiem czy go zabiłeś czy nie... i tak szczerze to mało

mnie to obchodzi. Ale przyznasz się... Jeżeli nie dziś to w sobotę

wieczorem, na kolejnym przesłuchaniu. Będziemy cię przesłuchiwać aż do

skutku, kutasie.
- Pieprz się – bardo cicho i bardzo łagodnie

odpowiedział Snape, a Matrojew splunął mu w twarz i z całej siły walnął go w

splot słoneczny, tak że czarnookiemu mężczyźnie zabrakło na dłuższą chwilę

tchu.

Urzędników nie było co najmniej przez trzy kwadranse i

Severus w tym czasie mógł trochę odpocząć. Bolało go po prostu wszystko.

/>Najbardziej doskwierało mu to, że nie może wytrzeć z twarzy swojej krwi i

śliny Matrojewa.
Wiedział jedno. Całkiem poważnie brał pod uwagę nie

tylko nie wypicie swojego eliksiru przed kolejnym przesłuchaniem, ale nawet

zażycie cudownego specyfiku, niwelującego działanie Wywaru Amorficus, na

wypadek gdyby chcieli go nim uraczyć w Azkabanie na siłę. Jak on nienawidził

tego miejsca...
„Jeżeli nic innego nie da się zrobić, to cóż...

wykończę ich jako wampir, a później skończę ze sobą, bo i tak za coś takiego

czeka mnie śmierć, nawet po uczciwym procesie.” – Severus

ze względu na Zakon i na Albusa, żywił jednak mimo wszystko nadzieję, że da

się znaleźć inne wyjście z sytuacji.

- Witamy ponownie, panie

Snape – przerwał niewesołe rozważania Mstrzowi Eiksirów, chłodny głos

Matrojewa.
Severus posłał mu drapieżne spojrzenie i uśmiechnął się

cynicznie.
- Odpocząłeś sobie trochę? – drwiąco spytał Weasley,

siadając ponownie na krześle naprzeciwko przesłuchiwanego.
- Nie

spisujecie tego, co ze mną robicie? – głos Seva pełen był sarkazmu i

zimnej ironii.
- Widzę, że wróciłeś do pełni sił – Percy

uśmiechnął się sardonicznie.
- Nie pasuje ci ten uśmiech, Weasley

– odezwał się łagodnie Snape. Masz zbyt chamski wyraz twarzy..

/>
Przez następną godzinę skuty łańcuchami Severus poznał smak

wszystkich możliwych ciosów, zwłaszcza w nerki.
Wampiry są bardzo

wytrzymałe na ból
. Po dziesięciu minutach Snape mógł normalnie chodzić i

nawet za bardzo nie było widać po nim, przez co przeszedł.
Wampiry

są bardzo wytrzymałe na ból
, ale to nie oznacza, że odczuwają go mniej

intensywnie od ludzi.
Mężczyzna leżał skuty łańcuchami na podłodze i

ledwie łapał oddech, po kolejnym bardzo sprawnie wymierzonym, niezbyt

silnym, ale za to bolesnym kopnięciu Matrojewa, w żołądek. Był bliski

omdlenia.
„Ciekawe masz umiejętności, sukinsynu” –

pomyślał przeszyty kolejną falą fizycznego cierpienia, Snape.

-

Nie przyzna się dziś – Percy zwrócił się bardzo cicho do kumpla.

– A nie możemy go załatwić, ze względu na tego stukniętego starucha z

Hogwartu.
- Wiem, na sobotę postaram się przygotować... coś

specjalnego.
- Dobrze... Wstawaj, Snape!.
- Nie mam siły

– warknął wampir – dajcie mi pięć minut.
Matrojew rozkuł

go z łańcuchów i brutalnie pomógł mu usiąść na fotelu.
- Masz nawet

dziesięć minut, my musimy jeszcze porozmawiać na osobności – chłodno

stwierdził Percy i obydwaj mężczyźni znowu zostawili go samego.


/>Był obolały i zmęczony
Zastanawiał się, co powie

Dumbledore’owi, bo przecież nie całą prawdę. Nie chciał go denerwować.


Strasznie chciało mu się pić.
Nie wódki, nie.
Chciał są

napić zwykłej wody.
I musiał zapalić.
Koniecznie
Inaczej

zwariuje.
No i jego pęcherz też dawał o sobie znać.
Nawet nie

wiedział kiedy wrócili jego oprawcy.

Mistrz Eiksirów skorzystał

z prymitywnej łazienki.
Umył dokładnie twarz i napił się łapczywie

wody z kranu.
Czuł się już na tyle dobrze, na ile mógł po tym co go

spotkało.
Spojrzał w lustro i stwierdził z zadowoleniem, że wygląda w

miarę normalnie i może spokojnie udać się do Albusa.

***
-

Jestem – powiedział Severus ochrypłym głosem, pojawiając się dziesięć

minut po północy w kominku, w gabinecie dyrektora.
Dumbledore

oczywiście pozwolił mu palić tyle ile tylko chciał.
Wampir

zrelacjonował mu swoje nieciekawe przemyślenia i przebieg przesłuchania,

pomijając fakt znęcania się nad nim, czego Albus i tak się domyślał.

/>Oczywiście dyrektor nie mógł też dowiedzieć się o planie awaryjnym

na sobotę.

- Narcyza zabrała przed dwunastą Dracona do Dragon

Tower... Nie podoba mi się to - powiedział nagle zmartwiony Albus.
-

CO? W nocy?! – mistrz eliksirów momentalnie poczuł się dużo mniej

zmęczony i obolały.
- Tak. Mówiła że niedługo wróci, a ona chce z nim

tylko pilnie porozmawiać. Widziałem, że jest zdenerwowana i nie chce, lub

nie może mówić nic więcej.
„Kurwa” – pomyślał

Severus.
- Cholera – powiedział na głos – znowu nie

zasnę...
- Masz – Dumbledore podał mu Eliksir Bezsennego Snu,

który przygotował już wcześniej. – Ja też dziś wypije porcję –

dodał widząc skrzywioną minę podwładnego.
Severus wziął niechętnie

fiolkę, ale wiedział że Albus ma rację. W końcu musiał trzeźwo myśleć w

czasie zajęć.
- Nie ma sensu zamartwiać się w tej chwili, zobaczymy,

co sam Draco będzie miał do powiedzenia jutro rano – dodał

uspakajającym tonem Dumbledore.
- O ile cokolwiek będzie chciał, lub

mógł powiedzieć, Albusie.
- Ta prawda Severusie, to prawda, ale my nie

mamy wpływu na to kiedy i co nam powie...

***
******
Kitiara
Noc z

poniedziałku 05.11.96, na wtorek 06.11.1996
Próba Dracona

Malfoy’a



Dragon Tower była obwarowana

ogromną ilością zaklęć zabezpieczających i ochronnych, tak że rzucanie na

terenie posiadłości Malfoy’ów klątw niewybaczalnych było całkowicie

bezpieczne, chyba że ministerstwo wystosowałoby odgórny nakaz zobowiązujący

właścicieli do zdjęcia większości magicznych blokad i zabezpieczeń, ale ja

do tej pory to nie nastąpiło.
Salon na dole był ogromny i mogło w nim

pomieścić się swobodnie dwadzieścioro ludzi, a jeszcze mieliby sporo miejsca

do tańca. Stała tam jedynie spora kanapa, stół i wygodne, stylowe krzesła

Sporo miejsca zajmował rzeźbiony w jasnym marmurze kominek, ozdobiony

onyksami. W tej chwili był całkowicie wygasły, ale w salonie i tak było

ciepło.
Jeżeli chodzi o meble był tam jedynie ogromnych rozmiarów

barek z alkoholem opieczętowany stałym zaklęciem chłodzącym.


/>Voldemort spokojnie nałożył blokadę wyciszającą pomieszczenie i zablokował

skomplikowanym zaklęciem drzwi.
Draco spokojnie podszedł do barku i

zapytał się „zacnych” gości, czy czegoś się nie napiją, bo on

owszem.
- Draco, nie powinieneś być pod działaniem jakichkolwiek

środków odurzających czy znieczulających. Musisz być całkowicie świadomy

– suchym tonem wyjaśniła mu „kochana” ciocia.
-

Bellatrix ma rację... – głos Voldemorta był cichy i niemal łagodny,

ale chłopak i tak widział w jego oczach zamiłowanie do okrucieństwa.
-

Ja jednakże chętnie napiję się Whisky bez wody i lodu i tak pewnie jest

chłodna.
- Proszę bardzo, ciociu – powiedział Draco. Zrobił dla

Bellatrix drinka i podał go kobiecie.
- Nie denerwujesz się?
-

Może trochę – odpowiedział jej zgodnie z prawdą Malfoy.
- Jesteś

dojrzały jak na swój wiek, drogi siostrzeńcu. To się chwali.
- Trochę

ostatnio przeżyłem i zobaczyłem, ciociu. - Draco uśmiechnął się smutno.

/>- Jesteś silny fizycznie? – spytał go chłodno Voldemort, gdy

Lestrange sączyła swojego drinka obserwując siostrzeńca lekko zmrużonymi

oczami, co nadawało jej wygląd niebezpiecznej kocicy.
- Tak, Panie

– grzecznie odpowiedział Draco.
- Bardzo?
- Nie wiem czy

bardzo, Panie – chłopak wzruszył ramionami. - To musieliby ocenić

inni, ale potrafię naprawdę mocno przyłożyć.
Bellatrix uśmiechnęła się

drapieżnie.
- To dobrze, chłopcze. Ale ty już raczej chłopcem chyba

nie jesteś, co?
- Możesz się do mnie ciociu zwracać, jak uznasz za

stosowne – dyplomatycznie odpowiedział blondyn.
- Dżentelmen i

dyplomata, który potrafi przyłożyć – Lord uśmiechnął się z satysfakcją

– będziesz nawet lepszy od swojego ojca, jeśli się postarasz, Draco...

Liczę na ciebie – młodzieniec popatrzył Voldemortowi prosto w czerwone

ślepia.
- Postaram się nie zawieźć cię, Panie – powiedział i

skłonił leciutką głowę.
- To dobrze, bo ja nie lubię wybaczać –

głos wysokiego, chudego mężczyzny był zimny i spokojny. - Mówisz, że jesteś

silny fizycznie, i ja ci wierzę. Chcę tylko sprawdzić, czy posiadasz siłę

wewnętrzną, hart ducha i wytrzymałość, Draco. Zostajesz poddany tej Próbie

nie dlatego, że nie ufam twoim rodzicom, czy tobie... Po prostu od ciebie

będę wymagał trochę więcej niż od zwykłego poddanego.
- Rozumiem,

Panie – odparł Draco pokornie. Przynajmniej na tyle pokornie na ile

było go stać.
Bellatrix odstawiła na stół opróżnioną szklankę.
-

Przedstawienie czas zacząć – powiedziała takim tonem, jakby mówiła o

Jasełkach wystawianych przez mugolskie dzieci i Draco po raz pierwszy tej

nocy naprawdę się przestraszył.

*

Narcyza skończyła

drugiego, mocnego i bardzo dużego drinka, i nie czuła w ogóle działania

alkoholu.
Jej syn, siostra i Czarny Pan byli w salonie już trzy

kwadranse.
Mimo dojrzałej postawy Dracona, kobieta bała się o swojego

jedynaka, zwłaszcza, że znała możliwości Kacicy.
W końcu był jaj

jedynym dzieckiem...
Kobieta podeszła do małego, podręcznego barku

przy łóżku i nalała sobie kolejnego drinka.

*

Kiedy

Narcyza przyrządzała sobie trzecią białą Martini z lodem, Draco po raz

kolejny umierał z bólu na podłodze salonu. Tym razem chyba naprawdę. Po raz

pierwszy rzeczywiście głośno krzyczał, a z oczu pociekły mu łzy. Z nosa

spływała mu obficie krew, a całe ciało wstrząsane było silnymi konwulsjami.


„Zabijcie mnie” – pomyślał nieprzytomnie.
-

DOSYĆ!!! – Voldemort zdjął szybkim ruchem klątwę z

bliskiego utraty zmysłów młodzieńca.
- Poniosło cię, Bello. Chcesz go

zabić, albo wysłać do Św. Mungo, jak Longbottomów? – zapytał chłodno.


- Rzeczywiście, wybacz mi Panie, to kwestia przyzwyczajenia –

Draco przez zasłonę cierpienia usłyszał zimny śmiech ciotki.
„Z

czego ona się śmieje?” – pomyślał jak w malignie. Wydawało mu

się, że ma gorączkę. Przez kilka minut poddawany był niemal nieustannemu

Cruciatus. Bolało go absolutnie wszystko, począwszy od czubka głowy, a

skończywszy na palcach u stóp. Miał wrażenie, że jeszcze chwila tortury, a

nosem wraz z krwią wypłynie mu mózg.
Teraz oddychał ciężko, modląc się

w duchu aby to się skończyło. Chociażby śmiercią. Było mu wszystko jedno.



Voldemort podszedł do chłopaka.
- Masz dosyć, Malfoy?

– usłyszał wsparty na łokciach, rozrywany niemiłosiernym cierpieniem,

jakie sprawiało mu teraz nawet oddychanie, syn Lucjusza.
Draco

spróbował zebrać myśli.
- Tylko od ciebie... Panie zależy... kiedy

skończy... się Próba – odpowiedział łamiącym się z bólu głosem i

podniósł mętny wzrok na swoich oprawców.
- Wstań – blondyn

zacisnął zęby i podniósł się nieludzkim wysiłkiem na nogi. Ku swojemu

zdziwieniu dosyć mocno na nich stanął.
- Jesteś wytrzymałym

młodzieńcem, Draco – sucho powiedział Lord. – Pierwszą część

próby przeszedłeś pomyślnie.
- Pierwszą? – zapytał niepewnie

chłopak.
- Nie obawiaj się – Bellatrix uśmiechnęła się zimno.

– Druga część ma na celu sprawdzić jedynie twoją lojalność i gotowość

do posłuszeństwa.
- Rozumiem – Draco przełknął ślinę. Jakoś nie

mógł pozbyć się narastającego po ostatnich słowach Czarnego Pana lęku.

/>- Na czym polega ta druga część Próby, Panie? – Draco starał się,

żeby głos mu nie drżał.
- Cierpliwości – chłodno odrzekł Lord

– dowiesz się już niedługo...
Mężczyzna spojrzał na ścienny

zegar. Było kilka minut po pierwszej.
- Dowiesz się gdy pojawi się

McNair ze swoim podopiecznym, lub podopieczną... Zobaczymy...


/>Dopiero teraz chłopak zaczął się naprawdę bać.
Lęk przed nieznanym

jest najgorszy, a Draco obawiał się, że będą mu kazali zrobić coś

potwornego. Nawet wolał nie myśleć, co...

******


/>Zanim Severus wypił eliksir, zrobił sobie porządnego drinka z czystej.

/>„Boże – pomyślał – jeżeli Narcyzę odwiedził Czarny Pan,

a pewnie tak było, to może to oznaczać tylko koszmar, albo przeogromny

koszmar...”
Tym pierwszym, była według Severusa Próba, którą

jako wampir koniecznie musiał przejść - i to nie jej pierwsza część, ale

druga. Najgorszą opcję stanowiła Próba i następujące po jej drugiej częśći

wypalenie Mrocznego Znaku.
„Boże, miej tego chłopaka w swojej

opiece” – pomyślał w gruncie rzeczy niewierzący w żadne bóstwa

Snape.

******

Dwadzieścia po pierwszej w kominku

pojawiła się sylwetka Przewodniczącego Komisji Likwidacji Niebezpiecznych

Stworzeń, który bynajmniej nie był sam.
Razem z McNairem było dziecko.

Na oko dziesięcioletni chłopczyk, który był przestraszony i płakał.
-

Witaj, Panie – powiedział niedoszły zabójca Hardodzioba skłaniając

lekko głowę. – Witaj, Bello.
Musiał przy tym mocno trzymać

wyrywającego się dzieciaka.
Draco patrzył na to coraz bardziej

przerażony.
Chłopiec miał ciemne włosy i duże niebieskie, zapłakane

oczy, które wlepiał teraz z przerażeniem na otaczających go ludzi.
-

Szlama czy mugol? – obojętnie spytał Lord.
- Mugol, Panie.

/>Dzieciak zaczął płakać głośniej. Draco pomyślał, że chłopaczek

przestraszył się nie tylko Voldemorta, ale też tych obcych nieznanych słów.


- Zobaczymy Draco, jak bardzo potrafisz być lojalny wobec swojego

przyszłego Pana – zimno powiedziała Bellatrix.

Młodzieńca

przeszył lodowaty szpikulec grozy.
„Chyba nie każą mi torturować

tego dziecka... chyba nie” – myślał gorączkowo.
Wiedział,

że nie będzie miał wyjścia, jak wykonać każdy rozkaz. Musiał wzbudzić

zaufanie tej trójki, zwłaszcza Żelaznej Damy, jak wyraził się kiedyś o tej

wysokiej, okrutnej kobiecie jego ojciec i Czarnego Pana, który musiał

uwierzyć, że Draco Malfoy po ukończeniu Hogwartu będzie jednym z jego

najwierniejszych sług.

- Zamknij się, gówniarzu! –

Bellatrix podeszła sprężystym krokiem do McNaira i chłopca, i popatrzyła na

dziecko zimnym, drapieżnym wzrokiem – Nie uczono cię, że chłopcu nie

wypada płakać?
Draco nie mógł jej nie podziwiać. Nie cierpiał jej,

obawiał się jej, ale przy tym ją podziwiał. Było w niej coś takiego, co

wzbudzało szacunek i respekt, nawet większy niż u Lorda.
Mimo

skłonności do okrucieństwa biła od niej siła, miała w sobie jakąś

niepokojącą charyzmę i z tego, co Draco słyszał, potrafiła znieść nawet

największy ból.
Dzieciak zamilkł, jak przypuszczał Draco bardziej ze

strachu niż z posłuszeństwa.
- Tak lepiej – czarnowłosa

czarownica uśmiechnęła się drapieżnie. – Taki duzi chłopcik nie mozie

płakać – dodała drwiącym tonem.
Chłopaczek przełknął ślinę i

popatrzył z przerażeniem na wysoką, pochyloną nad nim kobietę.


/>McNair i Bella usiedli wygodnie na kanapie i kazali sobie podać drinki.

Malfoy oddałby wszystko za szklankę czystej, ale wiedział, że mu nie wolno.


Lord stanął wsparty wygodnie o gzyms kominka.
- Masz różdżkę,

Draco? - spytał spokojnie.
- Nie wziąłem ze szkoły – cicho

powiedział chłopak. Nienawidził w tej chwili matki, za to, że nie uprzedziła

go o drugiej części Próby. Nawet nie pomyślał, że Narcyzie, która właśnie

teraz dopijała trzecią Martini do głowy nie przyszło, że Lord każe

szesnastolatkowi torturować dziecko.
- Nie szkodzi, weź różdżkę

Belli... – kobieta rzuciła mu różdżkę, którą Draco sprawnie złapał.


- Co mam zrobić? – spytał przestraszony nie na żarty i próbując

za wszelką cenę ukryć zdenerwowanie. Głośno przełknął ślinę.
- Za

pierwszym razem zawsze jest trudno. Nie martw się przyzwyczaisz się -

spokojnie powiedział McNair, tak jakby chodziło o jakiś ekstremalny sport, a

nie znęcanie się nad człowiekiem.

Dzieciak znowu płakał, ale

nikt poza młodzieńcem tym się nie przejmował.
- Użyj Cruciatusa

– spokojnie powiedział Czarny Pan.
Draco całym wysiłkiem woli

powstrzymał drżenie rąk i wycelował różdżką w malca, który teraz błagał,

żeby nie robić mu krzywdy.
- Crucio – powiedział, ale

zabrzmiało to niepewnie i cicho, więc nie przyniosło większego rezultatu, bo

chłopczyk nawet nie krzyknął.
Draco czuł się podle. Chętnie zamieniłby

tą cześć Próby, na kolejne pół godziny, a nawet godzinę własnego cierpienia.


Wolał nie myśleć o tym, co robi i starał się nie patrzeć temu

dzieciakowi w oczy.
Tak było łatwiej, chociaż i tak piekielnie trudno.



- Musisz chcieć zadać ból, pokażę ci – Bellatrix

bez uprzedzenia wstała i wyjęła różdżkę z dłoni Malfoya. Jej Cruciatus, mimo

że niezbyt głośno powiedziane doprowadziło malca do wrzasku. Bella była

mistrzynią.
Chłopiec darł się przeraźliwie, a Draco chciał się znaleźć

jak najdalej stąmtąd.
Modlił się o to, żeby się nie popłakać i nie

okazać słabości. Musiał być silny i musiał tą tragikomedię odegrać do końca.

Ale to było jeszcze gorsze od patrzenia na gwałt i nie wiedział czy

psychicznie wytrzyma.
„Weź się w garść – pomyślał –

musisz być posłuszny temu szaleńcowi, nie masz właściwie wyboru.”

/>- Teraz ty – powiedziała Bellatrix wręczając mu różdżkę i spokojnie

wracając po do picia drinka.
„Jeżeli będą mi kazali go zabić

– odmówię” – pomyślał młodzieniec.
„Coś

wymyślę i się wymigam. Jestem w końcu Ślizgonem.”
Blondyn

odetchnął głęboko.
- Crucio – powiedział sucho jak

najobojętniejszym tonem, a jego szare oczy były teraz całkowicie zimne bo

wyobraził sobie, że rzuca klątwą w Wiceministra Magii. Tym razem chłopak

naprawdę wrzasnął, a Lestrange zaśmiała się ochryple.
Chłopak

popatrzył na McNaira i Voldemorta. Ten pierwszy patrzył na wszystko

drwiącym, obojętnym wzrokiem. Czarny Pan natomiast wyglądał na zadowolonego:


- Widzę, że szybko się uczysz – powiedział pobłażliwym i pełnym

samozadowolenia tonem.
„Na twoje nieszczęście, bardzo

szybko” – pomyślał zimno Draco.
Jego następne Cruciatus

doprowadziło dzieciaka do omdlenia i krwawienia, bo Malfoy tym razem

wyobraził sobie, że jego różdżka skierowana jest na Voldemorta.
W tej

chwili nienawidził trojga osób w tym salonie i nienawidził siebie za to, co

robi. Ale jeżeli chciał zostać szpiegiem Dumbledore’a musiał się tak

zachowywać.
- Dosyć – Lord machnął dłonią. - Widzę, że jesteś

lojalnym młodzieńcem, gotowym wykonać każdy rozkaz. – Nie każę ci

zabijać tego dzieciaka. Na to będziesz miał szansę przed samym wstąpieniem w

moje szeregi.
- Tak jest, Panie – sucho odpowiedział Draco,

starając się nie słuchać płaczu chłopca ocuconego właśnie przez McNaira.

/>- Żegnaj mały – Bellatrix wyjęła z rąk Draco swoją różdżkę –

Avada Kedavra.
W jednej chwili ustał płacz dziecka.


/>Voldemort zdjął blokadę z drzwi.
- Z zaklęciem wyciszającym sam

sobie poradzisz – powiedział.
- Będziesz dobrym

współpracownikiem – dodał zimno Lord. – Możesz przekazać matce i

swojemu ojcu, gdy już wyjdzie z Azkabanu, że mają wspaniałego syna... Na nas

już czas, mamy jeszcze sporo spraw do załatwienia. Bella, weź ciało, trzeba

je gdzieś wywalić.
Malfoy musiał zaciskać zęby, żeby nie wybuchnąć

płaczem, ani żeby nie zacząć wrzeszczeć. Skinął więc tylko głową gdy troje

czarodziejów udało się w stroną kominka.
- Pozdrów ode mnie Narcyzę i

przekaż jej gratulację – powiedziała Bellatrix zanim znikła w

płomieniach.

Kiedy Draco został sam, chwycił ogromny wazon

stojący na stole i z wrzaskiem rzucił nim z całej siły o ścianę.
Upadł

na kolana i wybuchł niepohamowanym szlochem.

*


/>Narcyza wypiła czwartego drinka i zaczęła się naprawdę niepokoić o syna.

Siedziała i czekała, a była już godzina druga trzydzieści.

/>„Chyba go nie zabili, nie zrobili mu krzywdy...” - myślała.



Drzwi do sypialni otworzyły się z hukiem.
Narcyza obejrzał

się przestraszona. W progu stał jej syn. Wyglądał strasznie. Miał

zapuchnięte od płaczu, czerwone oczy i potargane włosy.
- Dlaczego mi

nie powiedziałaś? – spytał zimno.
Matka patrzyła na niego nic

nie rozumiejąc.
Chłopak podszedł do łóżka, na którym siedziała kobieta

i potrząsnął nią mocno.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś na czym polega

druga część Próby, mamo?! DLACZEGO??!!!
- Nie

wiedziałam – wyjąkała. Narcyza na wyglądała na autentycznie

zaszokowaną i Draco trochę się uspokoił. – Myślałam, że będą tylko

sprawdzać twoją wytrzymałość na ból. Naprawdę, synku. Nie wiedziałam.

/>Chłopak bez słowa podszedł do barku i nalał sobie sporą szklankę Brandy,

którą ku zdziwieniu matki wypił trzema dużymi łykami. Zamknął oczy i

wciągnął ze świstem powietrze.
- Musiałem torturować jakiegoś

mugolskiego bachora i patrzeć jak umiera – powiedział z wyraźnym

bólem.
- Przykro mi, kochanie – wyszeptała matka i Draco

widział, że naprawdę jest jej przykro.
- Pójdę już – chłopak

pozwolił się przytulić, ale tylko na małą chwile. Nie mógł teraz znieść

niczyjego dotyku, nawet matki. Bolało go wszystko, a najbardziej bolało go w

środku, gdzieś w okolicy serca. To był tępy, nieustępliwy ból, którego nie

ukoiła ani trochę szklanka wypitego przed chwilą alkoholu.
Narcyza

rozumiała swojego syna. Odsunęła się od niego. Na jej twarzy malowało się

cierpienie.

Draco wziął z gzymsu kominka garść proszku Fiuu i

nagle przyszła mu do głowy pewna szalona myśl, ale wiedział, że ta myśl jest

słuszna. Popatrzył poważnie na matkę.
- Przekaż ojcu –

powiedział zimno - że jeżeli nie zostanie szpiegiem Dumbledore’a, to

ja się go wyrzeknę.
- Synu – szepnęła przerażona kobieta

– nie wiesz, co mówisz...
- Doskonale wiem, mamo. Kocham cię.

Ojca też kocham, chociaż może nieco inaczej. W końcu on zawsze był taki

chłodny, oficjalny i mało przystępny. Dużo mniej niż ty. Przekaż mu, że

jeżeli nadal będzie wierny temu choremu sadyście to ja się go wyrzekną i

zrobię to na piśmie. Zrzeknę się całego majątku i wszystkich dóbr,

niech robi z tym co zechce. – Draco zacisnął dłoń na trzymanym

proszku. – Ja mówię poważnie mamo – dodał bardzo cicho.
-

Wiem, kochanie, wiem – odpowiedziała szeptem.
- Przekażesz mu?


- Przekażę – Narcyza uśmiechnęła się smutno.
- Do

zobaczenia, mamo – chłopak wrzucił proszek w ogień i po paru sekundach

kobieta została sama z własnym, zrujnowanym życiem. Po jej policzkach

popłynęły obficie łzy.
„To wszystko przez ciebie, sukinsynu

– pomyślała z mocą o Voldemorcie – tak bardzo cię

nienawidzę.”

***

Draco pojawił się w kominku

Pokoju Wspólnego Slytherinu za dwadzieścia trzecia nad ranem.

/>„Nici ze spania... może chłopaki nie wypili całej wódki –

pomyślał z nadzieją – ciekawe czy był u nich Potter?”

/>Chłopak udał się do swojego dormitorium i ogarnął wzrokiem oświetlone

światłem księżyca pomieszczenie. Na podłodze stała nie dokręcona butelka z

resztką wódki i walały się kieliszki.
Vincent i Gregory zasnęli w

ubraniu i butach.
Na jego wyrku spał Potter. On jako jedyny był w

pidżamie. Blondyn go szturchnął, ale Gryfon nie wykazał żadnych oznak życia


„Świetnie, będę spał z Potterem w jednym łóżku...” –

ale to akurat było najmniej niemiłym wydarzeniem z ostatnich dwudziestu

czterech godzin.

Draco podniósł butelką, ocenił ilość płynu na

dnie i wziął sobie małą szklankę.
Wódki było jak na jego oko akurat.

Wypił ją duszkiem.
Zamknął oczy, pozwalając żeby alkohol rozgrzał jego

wnętrze i usiadł na swoim łóżku, przesuwając na bok nogi rozczochranego i

pijanego jak bela bruneta.
Chłopak spał w okularach.

/>„Chryste” – pomyślał Draco z politowaniem i zdjął mu

szkła
Zapalił jednego z papierosów, które zostały Harry'emu, a

teraz leżały na szafce przy jego łóżku. Popiół strzepywał do stojącej na

podłodze popielniczki.

Wstał, ściągnął buty kumplom i przykrył

ich kocami.
Przebrał się do snu (czytaj: rozebrał do naga) i postarał

się nie wracać myślami ani do zgwałconej Hermiony, ani do przerażonego

dzieciaka, którego osobiście całkiem niedawno torturował..
W ogóle nie

żałował tego, co powiedział na odchodnym matce. Z każdą chwilą upewniał się

w słuszności swojej decyzji.
Westchnął głęboko i wyciągnął spod

Pottera kołdrę, tak żeby go przy okazji nie zwalić z łóżka, które na

szczęście było całkiem duże.
„To jest żałosne, a ja jestem za

trzeźwy” – pomyślał, ale postanowił już więcej nic nie pić.

/>Po co mu kac w czasie zajęć? I tak wystarczy, że nie spał poprzedniej

nocy, a dziś będzie spał bardzo krotko i zapewne bardzo źle.
Położył

się obok pijanego Gryfona i naciągną na nich obu kołdrę.
Podniósł się

na łokciu i powiedział prosto do ucha bruneta, tak jakby ten mógł go

usłyszeć:
- Znaj moje dobre serce, Potter. Powinienem cię wykopać z

wyrka na podłogę, pijaku zatracony... Masz szczęście, że nie chrapiesz.

/>Jakby w odpowiedzi na jego słowa Crabb chrapnął krótko i potężnie z

sąsiedniego łóżka
„Żałosne” – pomyślał Draco

zamykając oczy.

***
******
Raistlin
No jak zawsze nie ma się do czego

przyczepić, i jak zawsze opowiadanie super.
Pisz dalej, odemnie


border='0' style='vertical-align:middle' alt='czekolada.gif'

/>

Ps. Do twojego dawniejszego posta: Kit ja sie

nie dziwie, że ludzie nie dodają tak długo części opowiadań, tylko że mnie

denerwuje jak ktoś dodaje nieduży kawałek opowiadania po miesiącu lub

dłużej.

Pps: Masz na jakimś innym forum to całe opowiadanie??

/>

Kitiara
Ekhem, po co Ci inne forum, Raist?

Przecież wklejam części regularnie. Przynajmniej na razie:)
Gorzej

będzie jak dojdę do ostatniej, którą mam skończoną, wtedy będzie już

wolniej...

Okey - oto następny "part":



/>Wtorek, 06.11.1996

/>

Severus obudził się całkowicie wypoczęty, ale gdy wstał,

przypomniały mu o sobie bólem narządy wszystkie wewnętrzne i całe ciało.

/>Kaskadą wróciły do jego umysłu wszystkie przykre myśli i wspomnienia z

minionego dnia i minionej nocy.
„Życie jest piękne”

– pomyślał cynicznie, idąc pod prysznic.

******

/>Hermiona otworzyła oczy. Przez jedną, małą chwilę czuła się dobrze, ale

szybko przypomniało jej się wszystko, co przeżyła poprzedniego dnia.
W

ogóle nie chciał wstawać z łóżka.
„Mogłabym tu zostać, zasnąć i

już nigdy więcej się nie obudzić... – pomyślała - Ciekawe, czy Harry

pił w nocy z Malfoyem?”
Wstała i skrzywiła się z bólu gdy

postawiła pierwsze kroki.
Podreptała powoli pod prysznic.
Czuła

się otępiała, tak jakby nie chciała dopuścić do świadomości tego, co stało

się na przesłuchaniu, chociaż zdawała sobie sprawę z realizmu tych okropnych

wydarzeń.
Opłukując ciało z piany, odważyła się obejrzeć wnętrze

swoich ud.
Były idealnie sine i idealnie obolałe. Hermiona zaczęła się

zastanawiać, jak w ogóle będzie chodziła tego dnia.

/>„Cudownie” – pomyślała bliska płaczu, wycierając się

ręcznikiem.

******
Ron obudził się o siódmej rano.

/>Popatrzył na łóżko obok. Było puste.
„Gdzie on może

być?” – pomyślał z niepokojem rudzielec.
„Włóczy się

gdzieś czy co?”
Chłopak ziewnął i się przeciągnął.

/>Postanowił sprawdzić, czy Harry nie zasnął przypadkiem w Pokoju Wspólnym.



******
Wpół do ósmej Draco leżał już z otwartymi oczami i

palił drugiego papierosa. Papierosa Harry’ego.
Ślizgon obudził

się prawie zupełnie odkryty, bo Wielki Pijany Harry Potter zabrał większość

kołdry.
Teraz Malfoy odgrywał się paląc papierosy Gryfona, nie zabrał

mu jednak w odwecie całej kołdry, a jedynie tyle ile mu było potrzeba.

/>Potterowi było jego zdaniem stanowczo za dobrze.

Blondyn

potrząsnął brunetem.
- Wstawaj! – powiedział głośno –

bo spóźnimy się na śniadanie.
- Odwal się, Ron, – wymamrotał

nieprzytomny Harry. – Boli mnie głowa.
- Nie dziwne, będziesz

miał cały dzień przesrane. Ciesz się, że nie mamy eliksirów i nie jestem

żaden Ron.
- Daj mi do cholery jasnej spokój, Neville. Chcę

spać – wyjęczał nakrywając głowę kołdrą, Gryfon.
Draco wstał i

szybko się ubrał.
„Powinienem się umyć... mam to w dupie”

– pomyślał przytomnie.
Usiadł na łóżku i zapalił kolejnego

papierosa, już ostatniego z paczki wiecznie rozczochranego zielonookiego

bruneta.
Gdy skończył palić, zgniótł niedopałek i brutalnie ściągnął z

Harry'ego kołdrę.
- Cholera – wymamrotał chłopak.
-

Wstawaj, Potter, bo cię zrzucę! Myślisz, że będziesz się wylegiwał w

moim wygodnym, ślizgońskim wyrku cały dzień? – Malfoy był poirytowany.


- Guzik mnie obchodzi, że masz kaca. Też czasem miewam coś takiego,

chociaż pewnie nie w takim natężeniu jak ty teraz.
Harry zaczął się

rozbudzać.
„O co mu chodzi z tym jego ślizgońskim

łóżkiem?”
- To moje łóżko i nie jesteśmy w Slytherinie, tylko w

Gryffindorze.... Seamus – nie miał pojęcia kto go budzi, znowu

strzelił jakimś imieniem, które przyszło mu na myśl. – I dlaczego

mówisz do mnie po nazwisku?
- BO ZAWSZE TAK DO CIEBIE MÓWIĘ, GŁĄBIE

KAPUŚCIANY! – nie wytrzymał Draco.
Crabb i Goyle otworzyli

na chwilę oczy, ale zaraz posnęli ponownie, mamrocząc coś do siebie.

/>„Ich też powinienem obudzić... ale brak śniadania raczej im nie

zaszkodzi, poza tym śpią w swoim dormitorium i w swoich łóżkach.”

/>
Harry odwrócił się nieprzytomnie na plecy i otworzył oczy.

/>Boże, ale ten gest bolał, ależ bolał.... Głowa mu pękała na dwie części.

Chłopak się skrzywił i ponownie zamknął oczy. Za drugim razem otworzył je

bardzo powoli, a następnie przetarł powieki.
Czyjaś dłoń podała mu

okulary i Harry założył je na nos.
Jakże się zdziwił.
Był w

obcym dormitorium.
Leżał w obcym łóżku.
Miał

straszliwego kaca.
Nad nim stał wkurzony Draco Malfoy,

który był niewątpliwie lokatorem tego dormitorium i właścicielem łóżka w

którym on teraz leżał.
No tak, przecież mieli razem pić, tylko

blondasa nie było, gdy przyszedł. Powoli wszystko zaczynało mu się

przypominać.
„O w mordę goblina!” – pomyślał

mało ambitnie zdechły Gryfon.

- Rusz swoją szanowną dupę, Potter

i idź do siebie się ubrać. Wystarczy mi, że musiałem z tobą spać w jednym

łóżku. Moim łóżku. Zabrałeś mi prawie całą kołdrę i było mi zimno,

ponieważ mam zwyczaj sypiania nago, a teraz nie chcesz się stąd ruszyć.

Spadaj pókim dobry, pijaku zatracony.
Do Harry'ego zaczęło powoli

docierać, co mówił Ślizgon.
- Nie wywaliłeś mnie? – spytał

zdziwiony.
- Było mi cię żal, ale teraz jestem wpieniony, Potter, więc

lepiej się rusz. Chcę pościelić – Draco mówił już nieco spokojniej,

ale nadal wyglądał nieprzyjaźnie.
Harry zwlókł się i usiadł na

podłodze. Wziął swoje papierosy.
- Nie ma – powiedział żałośnie.

– Musiałem wszystkie wypalić do wódki... powinieneś tu przewietrzyć.


Draco szybko zaścielił łóżko i patrzył teraz spod uniesionych brwi na

Gryfona.
- Coś ty, Potter, naprawdę? – zadrwił. – Dzięki

za radę, sam bym się nie domyślił... – podszedł do okna i je uchylił.


- Masz papierosy? – spytał z prośbą w głosie Harry
- Mam,

bo co?
- Poczęstuj – blondas popatrzył na niego z

nieprzeniknionym wyrazem oczu. – Proszę – dodał Harry,

przeklinając się w duchu za to, że musi prosić Malfoya.
Draco podszedł

do swojej szafy, wyjął nową paczkę Marlboro i poczęstował Harry’ego.

Sam także zapalił i usiadł na podłodze obok swojego gościa.

- Po

co musiałeś iść z matką do domu? – spytał nagle Harry.
- Nie

twój zakichany interes!
- Okey, już nie będę pytał.
- Ja

myślę.
Dopalili w milczeniu i Harry założył na siebie pelerynę

niewidkę
Każdy krok w drodze do Pokoju Wspólnego powodował odzew w

jego głowie i kiedy już doszedł na miejsce miał wrażenie, że jego

nieszczęsny łeb jest wielki jak balon.
Ściągnął pelerynę i podał

zaskoczonej, jego nagłym pojawieniem się, grubej damie, hasło.
- GDZIŚ

TY BYŁ ?! – w głowie Harrey’ego eksplodowały kaskady bólu.


- Nie krzycz Ron.... – brunet starł łzy bólu z oczu.

/>Ronald W. Stał na środku Pokoju Wspólnego i patrzył na niego z wyrzutem.


- Piłem w nocy wódkę w Slytherinie, a teraz mam gigantycznego

kaca.....
- CO?!
- Ciii, proszę... O której mamy opiekę?

/>- O dziesiątej piętnaście.... piłeś wódkę w Slytherinie? – zapytał z

niedowierzaniem rudzielec.
- Tak, nie pytaj teraz o nic, idę spać.

Obudź mnie na Opiekę...

******
Severus mało co przełknął na

śniadaniu.
Zauważył, że nie ma Pottera.
„Może się wreszcie

otruł?” – pomyślał obojętnie.
„W końcu to wcale nie

byłoby dziwne...”
„Sam się otruję... Cholera, przecież nie

mogę...”
Popatrzył uważnie na Granger. Była jakaś taka, sam nie

wiedział... Poważniejsza, spokojniejsza, przygaszona? Trudno było mu nazwać

swoje przeczucia...
W tej chwili bardziej interesował go Draco.

/>Spojrzał na stół swoich podopiecznych.
Malfoy mówił coś ze złością

do tej tępej Parkinson.
„Jeszcze trochę i wywalę ją z zajęć...

obniża poziom... ale go wkurzyła...”
Draco był blady i

wycieńczony. Jego cienie pod oczami nie mogły być już chyba głębsze.

/>Był poważny, smutny, zgaszony i zdechły. Wyglądał tak, jakby miał się w

każdej chwili popłakać, albo zacząć rzucać w ludzi przekleństwami bez

powodu. Albo i jedno, i drugie.
„Muszę dziś z nim

porozmawiać” – pomyślał mistrz eliksirów wracając do swojej

nieszczęsnej parówki z musztardą, na którą tak naprawdę nie miał jakiejś

większej ochoty.

*
- Gdzie Harry? – spytała Hermiona

przy stole Gryfonów.
- Śpi. Ma kaca.
- To jednak pił wódkę z

Malfoyem – obojętnie powiedziała Hermiona, przeżuwając niechętnie

kanapkę z szynką.
- Z Malfoyem?.... Możesz mi powiedzieć, co się do

cholery dzieje?
- Jeżeli jeszcze nie zauważyłeś to dzieje się ostatnio

bardzo dużo nieprzyjemnych i dziwnych rzeczy – odpowiedziała zimno

dziewczyna. – Daj mi w spokoju zjeść.
Ron jej się przyjrzał.

Była taka sama jak zwykle. A jednak coś się w niej zmieniło. Nie mógł

określić, co dokładnie. Była jakby doroślejsza i jakaś taka dziwnie

przytłumiona i smutna.
Ron westchnął i zabrał się do jedzenia.

/>
Hermiona patrzyła z uwagą na stół nauczycielski. Wszyscy byli tam

wyjątkowo poważni. Poważni aż do bólu. Nawet wiecznie uśmiechnięta Tonks.


Dziewczyna przyjrzała się Mistrzowi Eliksirów. Wyglądał bardzo

statecznie, dostojnie i był jakiś spokojny i jakby smutny. Wyraźnie bardzo

intensywnie nad czymś myślał.
„Mam nadzieję, że mu nic nie

zrobią...”
Zwróciła wzrok na stół Slytherinu.
Nie chciała

się przyznać sama przed sobą, że interesuje ją, czy Draco Malfoy pojawił się

na śniadaniu, ale tak właśnie było.
Przyszedł. Wyglądał jak

przepuszczony przez magiel, ale przyszedł.
Parkinson mówiła mu coś na

ucho, ale on wydawał się jej w ogóle nie słuchać, a po chwili powiedział jej

chyba coś bardzo niemiłego, bo dziewczyna wzruszyła ramionami i odwróciła

się do siedzącej po jej lewej stronie Blaise, która wcale nie wydawała się

tym zachwycona.
Draco spojrzał prosto na Hermionę i Gryfonka szybko

odwróciła wzrok.

„Czemu ona mi się tak przygląda? –

pomyślał Malfoy – pewnie myśli, że wczoraj nie starałem się zbytnio

jej pomóc... Cóż ma prawo być zawiedziona, może powinienem jednak bardziej

się postarać” - nałożył sobie jajecznicę i zaczął jeść bez większego

apetytu.
Chłopak wiedział, że takie obwinianie się nie ma większego

sensu, ale inaczej nie potrafił.
- Draco – usłyszał znowu ten

mdlący, wysoki głos z lewej strony.
- Czego znowu, Pansy?! –

warknął.
- Co ty taki jesteś, co? – zagruchało dziewczę

elokwentnie i położyło blondynowi dłoń na udzie, którą Ślizgon strącił ze

złością, irytacją, a nawet z obrzydzeniem w szarych oczach.
- Daj mi

spokój! – warknął. – Miałem wczoraj ciężki dzień i ciężki

wieczór i nie mam ochoty na żadne migdalenie się z tobą, ani na twoje

słodkie gadki.
- Dobrze, już dobrze. Ale myślę, że pokochanie się dziś

wieczorem nie zrobiłoby ci źle, skarbie – zagruchała mu do ucha, a

jego ewidentnie zemdliło na myśl o seksie.
Po tym co wczoraj widział w

ogóle go mdliło, ale zemdliło go potrójnie na myśl o seksie z Parkinson.

/>„Co jest, tyle razy się z nią pieprzyłem...” - pomyślał

/>„Właśnie uprawialiśmy jedynie seks, a nie miłość... ohyda”

– pomyślał z obrzydzeniem.
- Pansy, czy do ciebie dociera, że ja

nie chcę?! – zirytował się.
- Możesz powiedzieć, co

ci jest? Odbiło ci? Jeden dzień w towarzystwie Dumbledore’a, Pottera i

tej szlamy, Granger i już ci się poprzestawiało?
- Coś ty

powiedziała?! – wycedził chłopak, patrząc na „swoją

dziewczynę” zimnym, złym wzrokiem.
Pansy wyglądała na absolutnie

zdziwioną.
- Jeszcze raz użyjesz określenia szlama w

jakimkolwiek kontekście, a przyłożę ci w twarz, Pansy – wysyczał

cicho. – Zrozumiałaś? Masz przy mnie tak nie mówić.
- Naprawdę

coś ci się stało – dziewczyna była wstrząśnięta i zaszokowana –

naprawdę, coś...
- TAK! – kilka osób spojrzało na nich z

zaciekawieniem i Draco zniżył głos o kilka tonów – Wiesz co mi się

stało? DOROSŁEM, może ty też powinnaś, co? A teraz daj - mi – spo -

kój.
Pansy obraziła się na niego i nie odezwała się aż do końca

śniadania, z czego blondyn był absolutnie zadowolony.
„Głupia

krowa” – pomyślał o dziewczynie, z którą chodził już trzeci rok.

Nagle uderzyła go z mocą myśl, że żadna normalna dziewczyna by go nie

zechciała tylko taka wywłoka jak Pansy. Dlatego z nią był. Ani Ginny, ani

Hermiona, ani Blaise, nawet taka postrzelona Lovegood by go pewnie nie

zechciała. Żadna laska, która reprezentowała sobą coś więcej niż fryzurę,

makijaż i wieczną ochotę na seks.
Draco nic więcej już nie zjadł,

jedynie udawał że je i dłubał w jedzieniu.

******
Harry,

Ron i Hermiona nie rozmawiali zbyt wiele w ciągu dnia.
Hermionę

irytowała troska w współczucie w oczach Harry'ego oraz zaciekawiony

wzrok Rona.
Była dla obydwu chłopców nieprzyjemna i często

odwarkiwała.
O ile Harry rozumiał ją i starał się jej nie denerwować,

o tyle Ron doprowadzał ją do szału.
W końcu Harry wziął go na bok,

powiedział mu coś cicho i Ron przestał się narzucać z ciągłymi pytaniami,

ale nadal przyglądał się Hermionie z zaciekawieniem.

Po obiedzie

Ron postanowił porozmawiać z przyjaciółmi.
Poszli do dormitorium

chłopców, żeby nikt im nie przeszkadzał.
- Słuchajcie, przepraszam za

Percy’ego. Nie wiem, co się z nim stało. Zawsze był jakiś inny od nas

wszystkich, ale to co stało się teraz... przepraszam. – Rudzielcowi

było ciężko mówić i był bliski płaczu.
- Słuchaj, Ron. Przecież to nie

twoja wina. Nie możesz obwiniać się o to co robił twój brat - stwierdził

spokojnie Harry.
- Wiem, ale mi strasznie za niego wstyd, chociaż nie

uważam go już za swojego brata i nie chcę go znać to i tak boli.
-

Wiem Ron, ale nic nie poradzisz na to, że Percy wybrał taki sposób życia,

jaki wybrał. Nie możesz się tym zadręczać – powiedział Harry łagodnie.


-Tylko... ja chciałem, żebyście wiedzieli co czuję. Jak bardzo mi

przykro – Ron ze złością wytarł zdradliwą łzę z kącika oka.
-

Wiemy, Ron – Hermiona po raz pierwszy tego dnia spojrzała na niego

łaskawie. Uświadomiła sobie jak musi mu być ciężko. Przecież jago rodzony

brat zachował się wczoraj na oczach wszystkich jak świnia. Pomyślała z bólem

o Ginny, która też musiała się czuć podle. Obiecała sobie, że z nią później

porozmawia.
- Nie przepraszaj już. Nie jesteś taki jak... on. –

Hermiona się skrzywiła, nie chciała nawet wymawiać imienia wiceministra

magii.
- Rozumiemy, że czujesz się źle i cię nie obwiniamy - cicho

powiedział Harry.
- Na pewno nikt ani o tobie, ani o Ginny nie myśli

źle, Ron... – dodała jeszcze od siebie Hermiona.
Ta rozmowa

pomogła wszystkim trojgu, zwłaszcza Ronowi.
Odetchnął trochę, gdy

powiedział przyjaciołom co go gryzie. Martwiło go tylko zachowanie Hermiony.


Harry powiedział mu jedynie, że dla niej jako dziewczyny,

przesłuchanie było czymś naprawdę okropnym, zwłaszcza że Percy i Igor wcale

nie starali się być mili dla żadnego z nich.
Ronowi jednak nie dawało

spokoju to, że jego przyjaciółka ma chwilami taki nieobecny, pusty i smutny

wzrok, i patrzy nieprzytomnie w jeden punkt. Martwił się o Hermionę i czuł,

że dziewczyna coś ukrywa. Coś bardzo przykrego.


******

/>Severus dorwał Dracona tuż po kolacji i kazał mu się udać ze sobą do

swojego gabinetu.
Chłopak ruszył niechętnie za sowim opiekunem.

Zastanawiał się o czym Mistrz Eliksirów chce z nim rozmawiać.

-

Siadaj Draco – zaczął mężczyzna spowity w czerń. – Profesor

Dumbledore powiedział mi dziś w nocy coś, co mnie zaniepokoiło... Twoja

matka zabrała cię na noc do Dragon Tower. Możesz mi powiedzieć po co?

/>- Nie mogę, sir – gładko odpowiedział Draco.
- Rozumiem... w

takim razie odpowiadaj tylko tak lub nie na moje pytania. W

sobotę widziałem się z twoją mamą i sobie porozmawialiśmy. Mam powody, aby

się martwić twoją nocną wizytą w domu.
Chłopak popatrzył uważnie na

mistrza eliksirów.
- Zgadzasz się na taki rodzaj rozmowy? –

zapytał łagodnie Severus.
- Tak, sir.
„Co tracę? Przecież

ten facet i tak wiele rzeczy wie i wielu się domyśla, niech pyta”

– pomyślał chłopak.
- Dobrze. Czy twoja wizyta miała związek z

Czarnym Panem?
- Tak, sir. – Draco odpowiedział cicho i odwrócił

wzrok.
- Czy dotyczyła tak zwanej Próby?
- Tak – Draco

starał się nie denerwować, ale mu to nie do końca wychodziło. – Mogę

zapalić, sir? – spytał cichutko.
- Oczywiście, proszę bardzo

/>Draco popatrzył na ukochaną popielniczkę profesora i wyjął swoje Marlboro.


- To jaspis? - zapytał
- Owszem, mam do tego cuda swoisty

sentyment – Draco popatrzył na Snape’a uważnie. Kogo jak kogo,

ale jego nie podejrzewałby o żadne sentymenty. – Może ci kiedyś o tym

opowiem... Posłuchaj Draco, ja też musiałem przez to przejść. Wiem, że Próby

nie można nazwać inaczej, jak Swoim Małym Prywatnym Piekłem. Obiecuję nie

wypytywać cię szczegóły.
Chłopak był mu wdzięczny za te słowa.

Zaciągnął się mocno.
- Przepraszam, nie poczęstowałem pana, proszę

bardzo.
- Dziękuję – Severus wyjął papierosa i zapalił. –

Powiedz, czy przeszedłeś wczoraj, a raczej dzisiaj w nocy Próbę, Draco?

– Snape był zły na siebie, że musi go oto pytać, ale właściwie nie

miał wyboru, przecież musiał wiedzieć.
- Tak, sir – z ciężkim

westchnieniem odparł blondyn. Chłopak spuścił wzrok i odgarnął kosmyk włosów

za ucho.
- Czy zostałeś poddany obydwu jej częściom?
- Tak, sir

– Draco wyglądał, jakby miał się popłakać.
„Cholera”

–pomyślał Mistrz Eliksirów.
- Musiałeś kogoś zabić? –

zapytał nienawidząc sam siebie za te pytania, a głos lekko mu zadrżał przy

ostatnim słowie.
- Nie, sir. Musiałem torturować jakiegoś mugolskiego

chłopca – w oczach Ślizgona pojawiły się łzy, a był to bardzo

niecodzienny, żeby nie powiedzieć egzotyczny, widok – Ale później

zabiła go na moich oczach ta Lestrange, moja ciotka – Draco wytarł

wierzchem rękawa oczy.
- Rozumiem. Zadam ci tylko jeszcze jedno,

jedyne pytanie, mogę? – głos nauczyciela był łagodny.
- Niech

pan pyta – chłopak wzruszył ramionami, zgasił papierosa i sięgnął po

następnego.
- Czy wypalono ci Mroczny Znak?
- Nie, sir. Mam być

przyjęty w ich szeregi dopiero gdy skończę Hogwart.
Severus ciężko

westchnął, wyjął swoje papierosy i zapalił.
- Nie zamierzam być wierny

Voldemortowi – spokojnie powiedział nagle chłopak. – Mam zamiar

szpiegować dla Dumbledore’a, właśnie dlatego muszę udawać bardzo

lojalnego sługę. Chyba pan to rozumie?
Severus patrzył szczerze

zaskoczony na Dracona.
- Wiesz co mówisz?
- Wiem doskonale

– Malfoy skrzywił się z bólem – Wiem. Powiedziałem też matce, że

jeżeli ojciec nie zacznie szpiegować dla Jasnej Strony, to się go wyrzeknę i

zrzeknę się wszelkiego dziedzictwa Malfoyów. Na piśmie urzędowym.
-

Draco, to bardzo poważna sprawa, ale chyba o tym wiesz – oczy

młodzieńca wyrażały dojrzałość i zdecydowanie. Severus westchnął ciężko.

/>- Rozumiem cię. Nie wiem tylko skąd u ciebie taka nagła zmiana i taka

dojrzała, męska decyzja.
- Ja wczoraj usłyszałem i zobaczyłem za dużo,

by tolerować niepotrzebną, nikomu nie służącą przemoc i jakikolwiek rasizm,

sir. To wszystko.
Severus popatrzył uważnie na swojego ucznia.

Wiedział, że wpływ na jego decyzje miały nie tylko wydarzenia nocne, ale i

to co stało się na przesłuchaniu. Bał się jednak na razie o to pytać. Bał

się odpowiedzi.

Mężczyzna wyjął z szuflady biurka odznakę

prefekta i wręczył ją Ślizgonowi.
- Proszę – powiedział. -

Jesteś już dojrzałym, młodym mężczyzną. Nikt inny w Slytherinie nie zasłużył

na nią bardziej niż ty. Od dzisiaj prefektami jesteście ty i Blaise Zabini.

Powodzenia.
- Nie wiem czy zasłużyłem - powiedział zdziwiony chłopak.

- Przez tyle lat byłem beznadziejnym, rozpieszczonym gnojkiem, może nadal

jestem.
- Twoje słowa przekonują mnie tylko jeszcze bardziej, że

podejmuję słuszną decyzję – Severus uśmiechnął się smutno, a jego

twarz wyrażała spokój i ulgę.– Rzadko zdarza się by ktoś dorósł tak

szybko jak ty. Będziesz dobrym prefektem, Draco.
- Dziękuję –

wymamrotał blondyn i wziął do ręki odznakę.
Patrzył na nią zupełni

inaczej niż na początki piątego roku. Wtedy kojarzyła mu się z poczuciem

władzy, teraz z odpowiedzialnością...

*
Kiedy Draco opuścił

gabinet Severusa, udał się na poszukiwanie dyrektora Hogwartu. Zamierzał mu

o wszystkim powiedzieć sam i powiedzie już teraz.
- Granger, ty durna

szlamo, uważaj jak chodzisz! – usłyszał znajomy głos byłej


Prefekt Slytherinu.
Pansy darła się na Hermionę, która musiała na nią

niechcący wpaść. Gryfonka była załadowana, jak zwykle, mnóstwem książek i

teraz schyliła się, żeby je pozbierać bąkając przy okazji jakieś przeprosiny

do Ślizgonki.
- Gówno mnie obchodzi, że byłaś zamyślona. Uważaj jak

chodzisz! Takich łamagowatych szlam nie powinni przyjmować do

szkoły!
Hermiona podniosła książki i spojrzała ze złością na

Pansy.
Poza nimi i Draco na korytarzu pierwszego piętra, była jeszcze

tylko Cho Chang ze swoją koleżanką, ale jakoś nie uznały za stosowne, żeby

zareagować, mimo że Chang była prefektem naczelnym.
Podobno ta cała

azjatycka piękność nie lubiła zbytnio Hermiony, chociaż według Draco nie

usprawiedliwiało to jej bezczynności, a poza tym uważał Cho za dziewczynę

ładną, płytką i cukierkowatą. Nie lubił jej.

Teraz naprawdę się

zdenerwował; zarówno na Parkinson jak i na Chang.
Pansy obrzuciła

pogardliwym spojrzeniem Hermionę i zamierzała odejść.
-

Chwileczkę! – Draco nie zamierzał tego tak zostawić.
- Jedna

mała chwilę, Pansy.
- Nie gadam z tobą. Jestem na ciebie wkurzona.

/>- Gówno mnie obchodzi, czy jesteś na mnie wkurzona, czy nie. – Draco

przedrzeźnił wcześniejszą wypowiedź Parkinson, a obydwie Krukonki zaczęły

przyglądać się z zainteresowaniem sytuacji na korytarzu.
Hermiona

popatrzyła na chłopaka z zaciekawieniem.
- Mogę wiedzieć Chang

dlaczego nie interweniujesz, w momencie gdy ktoś używa zwrotu szlama?

Myślałem, że jesteś prefektem naczelnym. To chyba do czegoś cię zobowiązuje?


Cho zdziwiła się niepomiernie.
- Od kiedy to, Malfoy, obchodzą

cię takie rzeczy? O ile wiem sam nadużywasz określenia szlama

powiedziała drwiąco.
- Już nie. I nie będę jako prefekt tego

tolerował.
- Widzę, że powróciłeś do łaski – zadrwiła Ślizgonka.


- Przymknij się, Parkinson! – warknął.
Dziewczyna

pobladła. Draco był cholernie zły, a wtedy nie bywał przyjemny.
- Masz

w tej chwili przeprosić Granger, albo pójdziemy razem do dyrektora. Nie

sądzę, żeby był zachwycony.
Hermiona zrobiła oczy jak spodki.
-

Chyba cię porąbało! Nie ma mowy! – Pansy była zła.
- Jak

ty się do mnie odzywasz, Parkinson? – spytał rozjuszony chłopak.

– Trochę kultury. Podobno jesteś dziewczyną, chociaż czasem nie jestem

tego pewien.
Teraz wszystkie cztery młode kobiety patrzyły na niego

jakby miał co najmniej cztery głowy, albo inne dodatkowe części ciała.

/>- Przeproś ją w tej chwili, albo wyciągnę z tego odpowiednie konsekwencję.


Pansy wytrzeszczyła na niego oczy. Chłopak mówił zupełnie poważnie.


Na korytarzu zapadła absolutna cisza.
- Widzę, że nie zamierzasz

zrobić tego, co grzecznie cię proszę...
- Nie chcę, żeby ona mnie

przepraszała – stanowczo powiedziała Hermiona.
- Mało mnie

obchodzi czy tego chcesz, Granger. Panna Parkinson cię przeprosi. Albo będę

dla niej nieprzyjemny. No więc jak będzie, Pansy?
- Przepraszam.

/>- Pełnym zdaniem, kochanie – drwiąco powiedział Draco.

/>- Przepraszam, że nazwałam cie szlamą. – Pansy miała niewyraźną

minę.
- Tak już lepiej – Draco patrzył uważnie na zdziwioną

Hermionę.
- Mogę już odejść panie prefekcie? – wycedziła

wściekła i upokorzona Pansy.
- Za chwilę. Muszę to powiedzieć przy

świadkach. Następnym razem od razu pójdziesz do dyrektora. Mówię poważnie.

Nie zamierzam tego tolerować... Możesz sobie iść, gdzie chcesz. Żegnam

– powiedział zimno.
Pansy odeszła. Była wściekła.

-

No, no, co ci się stało, Malfoy? – zadrwiła Cho.
- Nic

nadzwyczajnego, Chang. Ty też następnym razem wylądujesz u dyra za brak

interwencji – powiedział chłodno.
- Wszystko w porządku? –

zapytał Draco zaszokowaną całym wydarzeniem Hermionę.
- Chyba tak.

/>Chang przyglądał się im spod przymkniętych powiek. Wyglądała jak kocica,

która obserwuje mysz.
- Następnym razem nie łaź z taka ilością książek

po korytarzu, Granger. Jeszcze komuś zrobisz krzywdę.
Hermiona

patrzyła mu prosto w oczy. Draco poczuł się niepewnie. W końcu tyle razy sam

nazywał ją szlamą, a teraz zachował się wręcz irracjonalnie.
Miał

ochotę ją przeprosić ale na pewno nie przy Chang i tej Arabelli Scott, czy

jak jej tam na chrzcie nadali.
Nie doczekawszy się jakiejkolwiek

reakcji ze strony chłopaka, Hermiona odwróciła się, żeby odejść.
-

Uważaj na siebie – powiedział jeszcze cicho zanim się oddaliła i

rzucił zimne spojrzenie Cho Chang, która właśnie pomyślała, że z Dracona

jest bardzo przystojny mężczyzna.

*
Draco miał nadzieję, że

zastanie Albusa Dumbledore’a w pokoju nauczycielskim i ku jego uldze

ta się właśnie stało.
Kiedy tylko zapukał i wszedł, zwrócił się od

razu do siwobrodego czarodzieja.
- Profesorze Dumbledore, chciałbym z

panem porozmawiać.
- Proszę bardzo, Draco – powiedział ciepło

mężczyzna.
- Ale ja chciałbym z panem porozmawiać na osobności, sir

– dodał grzecznie chłopak.
Większość nauczycieli obecnych w

pomieszczeniu posłała mu zaciekawione i zdziwione spojrzenia.
- W

takim razie poczekaj chwilkę na zewnątrz, zaraz pójdziemy do mojego

gabinetu, Draco - spojrzenie starszego mężczyzny wyrażało ciepłe

zainteresowanie i cień troski.
- Dobrze, panie dyrektorze, poczekam

– Draco wymamrotał coś na kształt przeprosin do reszty nauczycieli i

wyszedł na korytarz.
Chciał mieć tą rozmowę jak najszybciej za sobą.



*
- Czego się napijesz, Draco? – zapytał Albus gdy

już byli na miejscu.
Chłopak nigdy wcześniej nie był w gabinecie

dyrektora i teraz rozglądał się z zaciekawieniem. Jego uwagę przykuły

zwłaszcza portrety poprzedników Dumbledore’a, które łypały na niego z

zaciekawieniem.
- Kawy, herbaty, a może coś mocniejszego? – przy

ostatnich słowach w oczach starego czarodzieja zalśniło leciutkie

rozbawienie, ale Draco dostrzegł w nich też nikły smutek, lekko obawę i

zmęczenie.
- Poproszę kawę, sir i dziękuję – usłyszał Ślizgon z

niedowierzaniem własny głos.
„Chyba powinienem poprosić o wódkę,

nie?” - pomyślał z przekąsem.
- Dobry wybór, chłopcze –

powiedział Albus i po chwili obydwaj mężczyźni siedzieli przy dwóch kubkach

gorącej, aromatycznej kawy.
- O czym chciałeś ze mną porozmawiać,

Draco? – zapytał łagodnie Dumbledore.
Chłopak westchnął głośno.


- To w cale nie jest takie łatwe, sir i nie wiem jak zacząć.
-

Najlepiej od początku – ciepło zachęcił dyrektor.
- No

właśnie... tylko, że ja nie mogę zacząć od początku... No dobrze.

/>Draco opowiedział mu o swojej Próbie i o decyzji, co do szpiegowania

Voldemorta po ukończeniu Hogwartu i po wstąpieniu w szeregi Śmierciożerców.


Profesor ani razu mu nie przerwał, za co chłopak był mu niezmiernie

wdzięczny.
Cały czas patrzył na czubki swoich butów, a na koniec

dodał, że zrozumie, jeżeli zostanie wyrzucony ze szkoły, bo w końcu

torturował nielegalną klątwą małego mugola.
Gdy skończył, nieśmiało

popatrzył na Dumbledore’a.
Nie dostrzegł ani gniewu, ani odrazy

w stosunku do swojej osoby. W oczach starego mężczyzny była jedynie troska,

zrozumienie i współczucie. Draco po raz kolejny musiał sam przed sobą, ze

wstydem, przyznać że źle ocenił tego starego, mądrego człowieka, który tak

naprawdę dbał o uczniów jednakowo, ale on był takim egoistą, że nie potrafił

tego ani zrozumieć, ani docenić.
- Nie zostaniesz wydalony ze szkoły,

Draco... – powiedział cicho Albus a chłopak ponownie spuścił wzrok

– i nie dyskutujmy o tym więcej. Chciałbym jednak abyś jeszcze raz

przemyślał swą bądź, co bądź trudną decyzję. Abyś się zastanowił. To nie

jest łatwe zadanie.
- Wiem, sir. Ale ja doskonale zdaję sobie sprawę z

konsekwencji mojej decyzji. I naprawdę tego chcę. Już nie zmienię swojego

postanowienia. Inaczej nie potrafię.
Albus uważnie popatrzył na

Ślizgona. We wzroku chłopaka, w jego glosie była zapalczywa determinacja,

ale też powaga i stanowczość. Młody Malfoy patrzył mu prosto w oczy i był

zupełnie szczery.
Albus Dumbledore zrozumiał, że siedzi przed nim

dorosły młody mężczyzna, który dobrowolnie i z pełną świadomością wszystkich

konsekwencji zdecydował się poświęcić dla dobra innych.
- Widzę, że

już to przemyślałeś. Jesteś odważny, Draco. Odważny i mądry. Zawsze w ciebie

wierzyłem
Malfoy junior zdawał się zaskoczony tymi słowami. Był trochę

zażenowany. Zarumienił się i spuścił wzrok.
„Jak on się zmienił

i to w ciągu jednego dnia. Co ten chłopak musiał przejść.” –

pomyślał ze smutkiem Albus.

- Chciałem panu o tym powiedzieć

osobiście i od razu, dyrektorze. Mogą zdarzyć się różne rzeczy... –

Draco międlił w palcach swoją szatę.
- Rozumiem cię, Draco. Chciałbym

ci jeszcze zadać jedno pytanie – głos mężczyzny był bardzo łagodny.

– Zastanów się, czy nie warto na nie odpowiedzieć szczerze, chociaż

podkreślam, że nie będę naciskał.
Draco popatrzył nieufnie na

profesora a jego nozdrza rozdęły się, jakby wietrzył jakieś

niebezpieczeństwo. Momentalnie stał się czujny, ale skinął posłusznie głową.


- Powiedz mi, co stało się w czasie przesłuchania? Obydwoje z Hermioną

wyglądaliście na załamanych, chociaż bardzo staraliście się to ukryć.

/>- Nie mogę o tym mówić – sucho stwierdził chłopak.
Szukał

jakichś słów, które mogłyby zasugerować dyrektorowi, że jego wylewność może

mieć opłakane skutki.
- Widzi pan – zaczął ostrożnie –

istnieją pewne obiektywne fakty, które nie pozwalają mi o tym mówić. Mam

nadzieję, że pan rozumie, co mam na myśli..
- Doskonale rozumiem,

Draco – starszy mężczyzna wyglądał na załamanego.
Albus

Dumbledore zrozumiał, że potwierdziły się jego najgorsze obawy, że Percy i

jego współtowarzysz dopuścili się nadużycia władzy w stosunku do uczniów

Hogwartu. Mało tego, że zastraszyli ich i szantażowali.
Mimo

stanowczości w głosie Dracona, Albus postanowił jednak spróbować dowiedzieć

się prawdy. Czuł, że Percy zrobił coś naprawdę karygodnego, poza tym był

zwolennikiem twierdzenia, że prawda wcześniej czy później wyjdzie na jaw.

Dlatego spróbował jeszcze raz.
- Obiecuję, Draco, ze to co powiesz nie

wyjdzie poza ten gabinet, jeżeli ci na tym zależy i nikt więcej się o tym

nie dowie. Uwierz mi. Lepiej jest zrzucić brzmię z serca, wygadać się, niż

dusić w sobie ból, złość i gniew. Nawet ten słuszny gniew. Nikt poza mną się

o tym nie dowie, obiecuję.
Draco miał naprawdę ogromną ochotę się

wygadać, ale się bał.
Bał się, że starszy, miły pan, przestanie być

miły, a stanie się bardzo wściekły i w tej wściekłości podejmie jakieś

działania, które ściągną nieszczęście, bądź to na rodziców Hermiony, bądź na

jego ojca. Sam nie wiedział co ma robić. Z drugiej strony Dumbledore był

wcieleniem spokoju i stateczności. Na pewno dużo w życiu widział i słyszał i

pewnie mimo wewnętrznego gniewu, przyjąłby to ze spokojem. Ale mimo

wszystko. Jak on ma o tym mówić, skoro nawet trudno mu o tym myśleć? Więc

zawzięcie milczał wbijając wzrok w podłogę. Był bliski załamania nerwowego


- Draco, ja mówię poważnie. Nikt się nie dowie. Wiem, że nie chcesz

mówić nie dlatego, że jesteś tchórzem. Po prostu nie możesz, ale naprawdę

poczujesz się lepiej kiedy mi o tym powiesz.
Po tych słowach, chłopak

się zirytował.
- Nie, – powiedział głośno i dobitnie – ja

się nigdy nie poczuję lepiej. Niech mi pan wierzy. Nigdy już nie będę tym

samym człowiekiem, którym byłem i chyba nigdy nie będę już normalnie

funkcjonował. Ale to moje zmartwienie – Draco wstał. Wiedział, że jest

niesprawiedliwy, i że Dumbledore chce dla niego jak najlepiej, tylko że nie

potrafił postąpić inaczej.
- To twój wybór, chłopcze. Jeżeli jednak

będziesz chciał porozmawiać, zawsze znajdę dla cienie czas i pamiętaj, że

potrafię być dyskretny – starszy mężczyzna mówił cicho i łagodnie

/>- Nie sądzę, panie dyrektorze, żebym miał ochotę o tym rozmawiać –

powiedział zimno Draco. – Do widzenia, sir – dodał już

cieplejszym tonem – i dziękuję, że mnie pan wysłuchał i zrozumiał.

/>- Nie dziękuj, Draco. To mój obowiązek wysłuchiwać uczniów. Do widzenia i

przemyśl to, co ci mówiłem.
Malfoy bez słowa opuścił gabinet dyrektora

i udał się do siebie.

Z jednej strony mu ulżyło – bo

powiedział o swojej decyzji, ale z drugiej czuł się nie fair w stosunku do

dyrektora. Przecież ktoś dorosły musi się o tym dowiedzieć, tylko jak o tym

mówić z praktycznie obcym człowiekiem? Matka to było zupełnie co innego. I

jej też nie powiedział dokładnie wszystkiego. Tego nie dało się opowiedzieć,

bo jak? Jak mówić o takim bestialstwie. Starał się już o tym nie myśleć, ale

i tak, kiedy brał prysznic, wszystko nagle wróciło do niego z taką siłą, że

osunął się na kolana i zaczął łkać jak małe dziecko.

******

/>O godzinie dziewiątej, Severus siedział w swoim gabinecie. Skończył

sprawdzać wypracowania czwartoklasistów i sączył sobie spokojnie drinka z

czystej i soku dyniowego, zastanawiając się czy nie napisać do Narcyzy z

prośbą o wcześniejsze spotkanie, gdy do drzwi zastukał dyrektor i przyniósł

list od pani Malfoy.
Prawie zawsze poczta do Severusa przechodziła

przez ręce Dumbledore’a, bo u Mistrza Eliksirów nie było przecież

żadnych okien.
- Proszę, Severusie - powiedział uprzejmie Albus.

/>- Dziękuje, panie dyrektorze.
- Bardzo proszę. Był u mnie Draco...


- Powiedział ci, co zamierza, Albusie?
- Tak i z jednej strony

jestem z niego dumny, a z drugiej martwię się o niego.
- To tak jak

ja.
- On się bardzo zmienił w tak krótkim czasie, zastanawiam się

przez jakie piekło musiał przejść zarówno w ministerstwie, jak i w Dragon

Tower... Biedny dzieciak.
- Już nie dzieciak, panie dyrektorze.

/>- To prawda, Draco Malfoy nie jest już dzieckiem – Dumbledore

westchnął głęboko. Dobranoc, Severusie.
- Dobranoc, Albusie.


/>Gdy dyrektor wyszedł, Mistrz Eliksirów odpieczętował starannie zalakowaną

korespondencję.
Narcyza prosiła o spotkanie w Środę, w Świńskim Ryju,

w Hogsmeade o jedenastej w nocy. Prosiła, żeby nie odpisywał jeżeli zamierza

się pojawić. Miał napisać do niej tylko wtedy, gdy nie będzie mu pasował

termin bądź miejsce, ale jemu odpowiadało wszystko. W sumie ucieszył się, że

Narcyza napisała do niego zanim on to zrobił.
Spalił list w rozpalonym

kominku i delektował się papierosem, kiedy ktoś zapukał do drzwi.
-

Proszę – powiedział zdziwiony.
Persona, którą ujrzał w drzwiach

wprawiła go w istny szok.
- Dobry wieczór, panie profesorze –

powiedział rozczochrany, zielonooki chłopak, zbyt podobny do ojca, by

Severus mógł zachować wobec niego bezstronną postawę obojętności.
-

Potter, co ty robisz poza wieżą Gryffindoru... – spojrzał na ścienny

zegar – dziesięć minut po dziewiątej wieczorem, możesz mi wytłumaczyć?


- Chciałem z panem porozmawiać – Harry miał smutną i poważną

minę.
- A czy to nie może poczekać do rana? – spytał lekko

poirytowany Mistrz Eliksirów.
- Nie, sir. Ja już od rana chciałem z

panem porozmawiać, tylko wcześniej nie czułem się dobrze – chłopak

spuścił wzrok. Snape dopiero teraz zwrócił uwagę, że Gryfon nie ma na sobie

szaty a jedynie dżinsy i jakąś za dużą powyciągana bluzę.
„Boże,

w co on się ubiera?! A raczej w co ubiera go ta kretynka, Petunia

Dursley?” – pomyślał.
- Siadaj, Potter i mów o co chodzi

– głos profesora był spokojny i zmęczony.
Harry bez słowa wyjął

fiolkę z trucizną i postawił ją na biurku.
Snape wyglądał na

zaskoczonego. Popatrzył chłopakowi w oczy z wyrazem oczekiwania.
- Nie

będę tego potrzebował – zaczął nieśmiało Harry. - Podjąłem decyzję, że

będę żyć i eee... i to by było na tyle – Harry przeklął się w duchu za

rażący brak elokwencji.
- Tak szybko? – Snape wyglądał na bardzo

zdziwionego. – Nie minął nawet tydzień, a ty już podjąłeś decyzję?

– jego brwi uniosły się lekko.
Gryfon przełknął głośno ślinę.


- Tak, sir – powiedział bardzo cicho.
Czuł się podle

kłamiąc. Ale czy on kiedykolwiek powiedział cokolwiek do tego człowieka

zupełnie szczerze? Nigdy. Taka była prawda. Zawsze łgał Severusowi

Snape’owi. Zawsze. Tylko, że teraz do cholery jasnej musiał, co

wcale nie polepszało jego podłego samopoczucia.
- I chcesz, żebym ci

uwierzył, Potter, tak? – pytanie było postawione bardzo łagodnym

tonem.
- Taka jest prawda.
- I chcesz, żebym uwierzył, że nic

tobą nie kierowało przy podjęciu tej decyzji? Że to twój własny, osobisty

wybór, który nie jest niczym uzależniony, tak, Potter? – znowu ten

łagodny głos, bez cienia tak znajomej drwiny, czy sarkazmu.
- Tak

– powiedział Harry bezczelnie patrząc profesorowi w oczy. – Nie

mogę inaczej i nie chcę.
„Pieprzona Hermiona... nie... pieprzony

Percy Wielki Wiceminister Weasley” – pomyślał ze złością

chłopak.
- Rozumiem. Jak zwykle kłamiesz, Potter, ale ja już zdążyłem

się przyzwyczaić – Harry nie mógł znieść tej łagodności w głosie

Snape’a. Zacisnął zęby. Miał ochotę zabić kogoś za zaistniałą

sytuację, kogokolwiek, najlepiej siebie, ale siebie właśnie nie mógł.

/>- Nie będę naciskał, żebyś powiedział mi co się stało... – Severus

widział cichą desperację w oczach chłopaka. - Szczerze powiedziawszy, to

nawet boję się tego co mógłbym usłyszeć... Możesz odejść, Potter. Cokolwiek

skłoniło cię do podjęcia tego kroku... nieważne... może tak nawet będzie

lepiej. Idź już do siebie.
Ale Harry nie odszedł, to co powiedział

Snape spowodowało, że właśnie bardzo chciał mu powiedzieć prawdę. Chciał raz

w życiu być szczery z tym zgorzkniałym, nieszczęśliwym mężczyzną. Chciał być

bardzo szczery. I wobec Snape’a i wobec siebie.
Bo

właśnie do niego dotarło, że Severus Snape był nieszczęśliwy. Gdyby było

inaczej, Mistrz Eliksirów nie byłby takim zgryźliwym i złośliwym osobnikiem,

jakim był..

- Tak naprawdę – zaczął cicho, a Severus

popatrzył na niego uważnie. – Tak naprawdę, to chciałem otruć się

ubiegłej nocy i nadal chcę, tylko z pewnych przyczyn, całkiem ode mnie

niezależnych, po prostu nie mogę... Jeżeli to zrobię... ale o tym nie mogę

powiedzieć. Mówię tak , bo chciałbym być z panem szczery. Teraz panu i tak

nie jest łatwo – „jeżeli kiedykolwiek było” dodał w myśli.

- Po co jeszcze miałbym kłamać panu w żywe oczy? Mam dosyć kłamstw...

– Harry czuł się dziwnie, ale jednocześnie bardzo mu ulżyło.

/>Severus wziął w zamyśleniu fiolkę z trucizną i zaczął ją obracać w

dłoniach.
- Widzę , że dorastasz... jeżeli już nie jesteś dorosły,

Potter – spokojne, wyważone słowa profesora zaskoczyły

Harry’ego. – Dzieje się z tobą to samo, co z Draco

Malfoy’em i mimo, że powinno chyba cieszyć, iż obydwaj staliście się

ostatnio bardziej dojrzali, to jednak tak szybki skok w dorosłość niepokoi i

skłania do refleksji.. Jak już mówiłem nie będę naciskał, jeżeli

którykolwiek z was zechce zdradzić, co tak naprawdę stało się w

ministerstwie, to obiecuję dyskrecję, ale nie zamierzam tego z żadnego z was

wyciągać. Ani z was, ani z panny Hermiony Granger. Możesz jej to przekazać

– Harry skinął w odpowiedzi głową. – Wszystko jasne, Potter?


Harry skrzywił się słysząc po raz kolejny swoje nazwisko. Nie lubił

tego. Od pamiętnego zdarzenia podczas lekcji Oklumencjii w zeszłym roku to

nazwisko wywoływało w nim zbyt ambiwalentne uczucia. Zwłaszcza kiedy

wymawiał je Mistrz Eliksirów. Harry miał ochotę powiedzieć to dużo

wcześniej, ale nie miał odwagi. Teraz postanowił iść za ciosem.
- Tak,

sir. I mam prośbę. Nie proszę, żeby pan mi mówił po imieniu - przy tych

słowach poczuł się idiotycznie - w końcu jestem uczniem... ale ja od

jakiegoś czasu nie znoszę, gdy ktoś zwraca się do mnie po nazwisku, które

zostawił mi – Boże jakie to było trudne - ... człowiek, który był

moim... ojcem... Nienawidzę tego nazwiska zwłaszcza w pańskich ustach.

– Harry skrzywił się z bólem. Gdy mówił, patrzył cały czas w czubki

swoich butów.
W końcu to z siebie wyrzucił. Oczekiwał drwiny ze strony

Snape’a, ale nie doczekał się niczego i po jakiejś minucie dzwoniącego

w uszach milczenia nieśmiało podniósł wzrok.

Snape przyglądał mu

się uważnie. Nigdy wcześniej tak na niego nie patrzył. Harry nie widział, co

ma myśleć, bo w oczach starszego mężczyzny dostrzegał ból. Nie ironię, nie

drwinę, tylko ból.
Severus Snape nie powiedział nic, bo nie wiedział,

co właściwie ma powiedzieć. Nie po raz pierwszy pożałował, tego jak

potraktował Pottera, gdy go nakrył w Myślodsiewni. Owszem miał prawo być

wściekły, ale i tak były chwile, że wyrzucał sobie tą wybuchową reakcję.

/>Nigdy nie był pewien, co chłopak tak naprawdę wtedy czuł, ale teraz chyba

już widział. Harry’emu było po prostu bardzo przykro i po raz pierwszy

ucieszył się, że Potter nie widział jego wspomnień do końca, nie ze względu

na własną osobę, ale ze względu na ciemnowłosego chłopaka w okularach, który

siedział teraz przed nim, i któremu było najwidoczniej strasznie głupio.

Severus wiedział, że powinien coś powiedzieć, tylko do jasnej cholery, co?


Nie miał bladego pojęcia.
Harry ponownie spuścił wzrok pod

wpływem intensywnego spojrzenia czarnych, głębokich oczu.
- Ja tylko

chciałem... – zaczął.
Przełknął ślinę i poczuł że się rumieni.

Dlaczego to było takie trudne?
- Chciałem, że by pan wiedział, że mi

przykro i...
- Dosyć! – przerwał mu stanowczo Snape, widząc,

że Potter jest bliski łez i sam czując silny dyskomfort zaistniałej,

cholernie niezręcznej sytuacji. – Nic więcej nie musisz mówić –

dodał łagodniej, starając się, ku własnemu zdziwieniu nie używać nazwiska

chłopaka.
Harry popatrzył na niego nieśmiało i przygryzł w

zakłopotaniu dolną wargę.
Severus westchnął ciężko.
- Przemyśl

jeszcze raz to, co ci mówiłem i idź zanim wlepię ci szlaban za łażenie po

Zamku późnym wieczorem.
- Dobranoc, sir – wyjąkał Harry i bardzo

szybko ruszył do drzwi, a kiedy wyszedł z gabinetu otarł łzy, która

bezczelnie śmiały zacząć spływać z jego oczu. W końcu obiecał sobie, że już

nigdy więcej nie zapłacze.

*
Severus jeszcze długo gapił

się bezmyślnie w fiolkę z zielonym płynem, spoczywającym w jego dłoni.

/>Wspomnienia z przed lat powróciły do niego z taką siłą jak nigdy

wcześniej...

- Dobrze ci się wisi, Snivelku? – drwiący

głos tego zadufanego w sobie Casanovy Blaca, zadźwięczał tuż przy jego uchu.


Szumiało mu w głowie, a całą twarz miał czerwoną, bo do jego mózgu

napłynęło mu mnóstwo krwi. Hektolitry krwi.
Ten kretyn Pettigrew

zarechotał opętańczo.
Severus miał ochotę pozabijać ich wszystkich.


Pottera, Blaca, Pettigrew i Lupina, który bezmyślnie patrzył na to, co

robią jego kumple i wcale nie reagował, a nawet tą szlamowatą smarkulę

Evans, która robiła za siostrę miłosierdzia.
Nienawidził

litości
.
Już jako dziesięciolatek przyrzekł sobie, że nigdy nie

będzie płakał i nigdy dla nikogo nie będzie miły ani dobry, bo po co jeżeli

ludzie są źli? Jego własny ojciec był tyranem. Szybko wyrobił sobie zdanie,

że wszyscy ludzie są zdolnymi do okrucieństwa, dwulicowymi szumowinami i są

podli. Wszyscy i ci zwykli, i ci którzy tak jak on byli wampirami, czy

wilkołakami. Dlaczego on miałby być inny? Tylko czy on posunąłby się do

czegoś takiego do czegoś względem niego posuwał się Święty James Potter ?

Chyba nie.
Teraz byłby go w stanie rozszarpać lub udusić, tyle że nie

mógł bo wisiał głową w dół i był pod działaniem Drętwoty.
- Żałosne

– zimny kobiecy głos dobiegł od lewej strony.
- Nie wtrącaj się

siostrzyczko – Black wyciągnął w stronę Narcyzy różdżkę.
- Nie

zamierzam. A poza tym, czym mi grozisz? Ja jestem już na siódmym roku. Pójdę

Syriuszu i nie będę się wtrącać, ale mam nadzieję, że Severus kiedyś cię

dorwie i spuści ci niezły wpierdol. Będę się o to modliła. Żałosne, Potter,

wiesz? – jej głos był jak kostki lodu – odwróciła się i odeszła

szybkim krokiem, posyłając zebranym wokół widowiska uczniom drwiące i pełne

pogardy spojrzenie.
- Wredna małpa – powiedział cicho Potter.

– Sorry, Syriuszu, w końcu to twoja kuzynka.
- W porządku, jest

wredną małpą i wtrąca się do nie swoich spraw – Black wzruszył

ramionami.
- No? – Rozległ się drwiący głos Pottera – ktoś

chciałby zobaczyć Snivellusa bez majtek?
Część młodzieży uśmiechała

się niepewnie, część była lekko zgorszona lecz zaciekawiona, niektórzy

demonstracyjnie odeszli. Bali się podskoczyć Potterowi i Blackowi, w końcu

było czego się bać, a poza tym kto narażałby się dla tego dziwaka,

Snape’a?
Severus wisząc pomyślał w miarę przytomnie, że

uczniowie tak naprawdę nie wierzą, że Potter posunie się do tego o czym

mówi, on też wolał w to nie wierzyć.
Ale Potter się posunął...

/>Większość ludzi patrzyła ze zgrozą i odrazą na zgiętego wpół ze śmiechu

Blacka i kwiczącego, tak, dosłownie kwiczącego Pettigrew.
- Jesteś

chory, Potter – odważył się rzucić ktoś spośród tłumu i odejść

oburzony.
- Och, więc to jednak prawda, Syriuszu – powiedział

James drwiąco, patrząc na obnażonego, poniżonego na oczach innych, Severusa.


- Co, James? – zarechotał Black.
- To, co mówią o facetach

z dużymi nosami – w głosie Jamesa brzmiała złośliwa drwina.

/>Nawet nie zastanowił się nad tym, co pomyślałaby o nim w tej chwili jego

ukochana Evans. To co zrobił bardzo go ubawiło, cieszył się też, że sprawił

tyle radości swojemu przyjacielowi, który śmiał się do łez.
-

Przestańcie – rozległ się chłodny głos Lupina.
- Daj spokój,

Remusie – warknął Black..
Lupin odszedł. Nie odzywał się do nich

przez kilk godzin.
- I co z tego, James, że Snivelek ma dużego?

– drwił zimnym, złośliwym głosem Black. - Przecież i tak każda

dziewczyna wolałaby chyba przespać się ze strażnikiem Azkabanu.
Bardzo

niewiele osób się zaśmiało. Ale Glizdogon rechotał za dziesięciu chłopa.

/>
Boże, Severus nigdy nie czuł się tak strasznie jak w tamtej chwili.


Poczuł jak zdradzieckie łzy złości, nienawiści i poniżenia zaczynają

napływać mu do oczu, ale mężnie je przełknął. Nigdy nie będzie płakał. Mogą

mu zrobić co tylko chcą i tak się kiedyś zemści. Zemści się z nawiązką. Ale

na pewno, żaden z nich nie zobaczy jego łez. Nigdy...
Tamtej

nocy płakał, ale w samotności... Starał się plakać bezgłośnie, tak żeby nikt

go nie usłyszał, dławiąc się własnymi łzami.To był ostatni szczery płacz w

jego życiu.


Ostatni. Severus poczuł łzy sływające bezwiednie

po jego policzkach, w dłoni ścickał fiolkę z trucizną. Czuł się jak w

transie. Jak w transie odkręcił buteleczkę, zamknął oczy, zacisnął zęby i

szybkim ruchem wylał zawartość do rozpalonego kominka.
„Nie

mogę, nie teraz... Muszę się czegoś napić.”
Wytarł ze złością

kilka pojedynczych łez
Wyjął z barku butelkę Smirnoffa.

/>„Schlam się najlepszym mugolskim alkoholem – pomyślał

ironicznie. – Cóż za marnotrastwo...”
Czuł się zmęczony i

rzeczywiście taki był. Nie zjadł też za wiele tego dnia. Wystarczyły tylko

dwie pełne szklanki, żeby, odurzony alkoholem, zasnął z głową wspartą na

biurku.

******
- Witaj Remusie – dyrektor uśmiechnął

się do mężczyzny, który pojawił się punktualnie o dziesiątej wieczorem w

kominku, w jego prywatnej kwaterze.
- Witam pana dyrektora.
-

Cóż tak oficjalnie Remusie... Napijesz się czegoś?
- Tak, poproszę

gorącej herbaty, Albusie – Lupin uśmiechnął się smutno. Wyglądał na

zmęczonego. – To co się dzieje... – powiedział przepraszająco -

nie musisz mnie ukrywać... Po co się narażasz?
- Ach, zaraz się

narażam – żachnął się Dumbledore. - Nie mogę nie pomóc jednemu ze

swoich najlepszych ludzi. - Albus machnął ręką, dając do zrozumienia, że nie

ma o czym dyskutować.
- Będziesz mógł tu zostać, jak długo to będzie

konieczne, Remusie.
- Myślę, że Severus nie będzie zachwycony,

zwłaszcza w obecnej sytuacji... Co z Harrym? – Zapytał nagle Lupin z

troską…
- Chyba dobrze, chociaż przeżywa ciężkie chwile. Nieźle

sobie radzi jak na szesnastolatka.... Stała się przykra rzecz i wiem, że

jesteś zmęczony, ale o tym musisz się dowiedzieć, bo dotyczy to także

Harry'ego. – Albus zdał Remusowi relację z przesłuchania trojga

uczniów, czym Lupin wydał się bardzo zaniepokojony.
- Czemu

przesłuchiwali uczniów, Albusie? Czyżby z jakichś powodów zależało im na

tym, by to Severus został oskarżony? Tak a propos – brwi Remusa

zwęziły się w grymasie dezaprobaty - ktokolwiek zabił Notta, zasłużył na

szacunek, a nie na śmierć... – Albus popatrzył karcąco na młodszego

maga.
- Wydaje mi się, że to byłaby niezła okazja aby usunąć mnie ze

stanowiska – powiedział po chwili dyrektor – i na moje miejsce

dać kogoś... wygodnego dla ministerstwa...
Remus pokiwał głową ze

zrozumieniem, irytacją i tak niecodzienną u niego złością.
- Wystarczy

udowodnić, że zatrudniasz niebezpiecznego dla otoczenia przestępcę... Ohyda

– Remus wyglądał na zmęczonego i smutnego.
- Nic nie da się

poradzić na ludzką głupotę, Remusie – dawno już się o tym

przekonałem... Ale mam nadzieję, że coś da się zrobić. W końcu nie jestem aż

takim głupcem za jakiego ma mnie Percy Weasley.
- Gnida – Remus

nie krył jawnej nienawiści. – Jak dowiem się, że zrobił coś

Harry’emu albo Hermionie, to osobiście go odwiedzę.
- Widzę, że

młody Malfoy zbytnio cię nie obchodzi – Remus skrzywił się lekko na

słowa starszego mężczyzny, ale bez większej odrazy. – Musisz wiedzieć,

że on się ostatnio bardzo zmienił i to właśnie po tym przesłuchaniu. Chociaż

on już od rana był inny... Żebyś tylko mógł widzieć twarze Hermiony i

Dracona, gdy wyszli razem z tego pomieszczenia – Albus się skrzywił.


- Razem?!
- Tak... Mi też się to nie podobało –

powiedział dyrektor z naciskiem. – Ale nic na to nie mogłem poradzić -

dodał widząc minę Lupina. – Poza tym, w tych okolicznościach... Cóż

wydaje mi się, że Hermiona miała szczęście, iż przesłuchiwali ją razem z

Draco. Nie patrz tak, on zachował się bardzo dojrzale. Naprawdę uważam za

szczęście to, że byli przesłuchiwani razem.
- Czemu? – Remus

zmarszczył brwi. – To chyba wbrew procedurze.
- Chodzi mi o

Percy’ego, a konkretnie o to jak patrzył na pannę Granger i jak się do

niej odnosił. Naprawdę lepiej, że weszli tam razem, chociaż i tak moja

intuicja podpowiada mi, że Percy dopuścił się jakiegoś nadużycia. Mam

nadzieję tylko, że nie było to nic okropnego.
Lupin wyglądał na

podłamanego
- Jeżeli dopuścił się jakiegoś bestialstwa to odwiedzę go

podczas pełni... I nie patrz tak na mnie.
- Lepiej mi się nie narażaj.

Siedź cicho i nie bądź drugim Severusem... No tak wygadałem się, –

staruszek westchnął – ale i tak to powinieneś wiedzieć.
- To

jednak on zabił Notta?! Boże! – Remus zbladł.
- Chciał

się przyznać, ale mu kategorycznie zabroniłem. Ministerstwo nie ma żadnych

dowodów, a Severus jest zbyt cenny, by go stracić.
- To prawda. Chyba

mu po cichu pogratuluje, że wykończył tego śmiecia.
- Remusie...

– powiedział z wyrzutem Albus
- Muszę się napić – Wilkołak

zrobił minę cierpiętnika.
- Ja też – rzucił ku zdziwieniu

Lupina, Dumbledore, który prawie niegdy nie pił alkoholu. – A przede

wszystkim musze ci opowiedzieć o pewnej decyzji młodego Malfoya, która

zapewne bardzo cię zadziwi...

***
******
Justa
Powiem tak: Idealnie przedstawiłaś świat

jaki otacza Śmierciożerców.
Wreszcie jakiś FF o tej złej

stronie!
Czekam na dalsze rozdziały!!
Raistlin
Po co mi, się pytasz?? A po to, bo choć

dodajesz regularnie to dla mnie jest to dalej za mało
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/smile.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='smile.gif' /> I nie

musisz mi mówić na jakim innym forum masz bo już i tak wiem


border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/>

Opinia o opowiadaniu: patrz poprzednie posty,

aha i oczywiście
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/czekolada.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='czekolada.gif' /> dla

ciebie żebyś dodawała szybko tutaj nastepne części i pisała następne (też

szybko
border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'

/> )
Kitiara
Środa,

07.11.1996


Harry, Ron i Hermiona cieszyli się z

pobytu Lupina w Hogwarcie, Snape nieco mniej, ale go ignorował, a nawet

odnosił się do niego z chłodną uprzejmością i szacunkiem. W obecnych

warunkach, kiedy jechali praktycznie na tym samym wózku, nawet Severus

odpuścił sobie złośliwości, zwłaszcza że Remus był wobec niego grzeczny i

niemal przyjacielski.

Środa była dniem spokojnym. Żaden artykuł

spędzający sen z powiek nie ukazał się w „Proroku Codziennym”.

Wszyscy w Hogwarcie byli jakby senni i przygaszeni.
Hermiona

porozmawiała sobie z Ginny, która zdawała się uspokojona zapewnieniem, że

nikt nie żywi do niej żalu za zachowanie brata a nawet, że część uczniów

szczerze jej z tego powodu współczuje.

Severus nie odczuł

zbytnio skutków kaca. Po obiedzie wysłał Prometeusza do Lucjusza, składając

mu w liście tą samą propozycję, którą złożył Narcyzie – przejście na

stronę Dumbledore’a i całkowite zaufanie jemu i Dyrektorowi.

/>Spotkanie z Narcyzą, polegało na wysłuchaniu jej żalów i na pocieszeniu

nieszczęsnej kobiety. Obiecał jej wszelką, możliwą pomoc, włącznie z

możliwością przechowania całej rodziny Malfoyów w Hogwarcie, jeżeli Lucjusz

pójdzie na zaproponowany układ i Narcyzie nieco ulżyło.
Co prawda,

Snape nie rozmawiał jeszcze na ten temat z Albusem, ale wiedział, że stary

czarodziej by się zgodził..
Tej nocy spał w miarę spokojnie.


/>***
******



style='color:green'>Czwartek, 08.11.1996


-

Co jest z tobą, Severusie?- Lupin zauważył, że czarnooki mężczyzna w ogóle

go nie słucha.
- Że co? – zapytał nieprzytomnym głosem Snape.


Przed chwilą widział płaczącą jak bóbr Granger. Jak go tylko

zobaczyła, wytarła szybko łzy i udawała, że wszystko jest OK. Nie chciała w

ogóle powiedzieć o co chodzi. Zastanawiał się, co jest grane i jakoś nie

mógł dojść przyczyny, a raczej bał się dopuścić do świadomości swe najgorsze

przypuszczenia
- Nieważne, chciałem tylko dowiedzieć się kiedy masz

kolejne przesłuchanie, ale to nie jest w tej chwili istotne, a poza tym,

widzę, że czymś się martwisz...
- W sobotę – lakonicznie odparł

Severus.
- Jeżeli nic się nie zmieni – dodał po chwili. - I

lepiej, żeby nikt nie dowiedział się, że tu jesteś, bo wtedy dyrektor

Hogwartu będzie miał na głowie całe Ministerstwo Magii z Knotem na czele...

Chociaż akurat z tym głąbem świetnie sobie poradzi.
- Myślisz, że nie

wiem, jakie zagrożenie stanowię dla Albusa?! – Żachnął się

wilkołak. - Ale przecież wiesz jaki on jest. Jak się uprze...
- Wiem,

wiem.. – Severus machnął ręką. – Po prostu myślę na głos. I cała

ta sytuacja mnie wpienia. Mówiłem, że się przyznam, kropną mnie i będzie

spokój... Ale nie... Severusie jesteś potrzebny – czarne oczy

mężczyzny znikły pod zasłoną równie czarnych, gęstych rzęs, a z jego gardła

wydobyło się głośne westchnienie.
- Rozumiem... ja tu jestem z tego

samego powodu. Zakon mnie nie może stracić...
Do prawie pustego

pokoju nauczycielskiego weszła Tonks.
- Bo to prawda, Remusie. Jesteś

zbyt cennym nabytkiem dla Feniksa, aby cię narażać, Severus zresztą też

– rzuciła zaniepokojone spojrzenie w kierunku Mistrza Eliksirów.

/>Ten facet był nieprzewidywalny. Ale chyba zbyt mocno posłuszny Albusowi,

by robić jakieś głupstwa – np. Iść do Ministerstwa i się przyznać do

zabójstwa Notta. Tak, ona i Minerva, też już o tym wiedziały – w końcu

były w Zakonie.
Poczuła dziwny niepokój na myśl, że Severusowi może

się coś stać, ale szybko odsunęła od siebie takie myśli.
- Tak

Nymphadoro. Cenne nabytki. Jak w ZOO, albo na wystawie osobliwości...


- Doskonale wiesz, że nie to miałam na myśli, Severusie. –

Obruszyła się młoda kobieta – I czy mógłbyś mi mówić Tonks?

Bardzo proszę. W końcu ja zwracam się do ciebie po imieniu.
- Ja do

ciebie też.
- Dlaczego ciągle musisz być złośliwy?
- Ten typ tak

ma, Tonks – Lupin popatrzył na Snape’a z życzliwym rozbawieniem.


- Tak bardzo chcesz, żebym zwracał się do ciebie per Tonks?

Pragniesz żyć ze mną w przyjaznych stosunkach? - ironizował Snape.
-

Pracujemy razem i należymy do tego samego tajnego stowarzyszenia, to chyba

normalne, że mi na tym zależy – odpowiedziała spokojnie.
- Ona

ma racje, Severusie. – Lupin uśmiechnął się blado.
- Ma...

Chociaż raz wżyciu – sarkastycznie stwierdził Snape. – Niech ci

będzie Tonks...

***
- SEVERUSIE! – na

korytarzu przed wielką saląrozległ się wysoki, nieprzyjemny kobiecy głos.

Niedawno skończyła się czwartkowa kolacja i w pobliżu nie było prawie

nikogo. Tylko Hermiona czytała jakieś ogłoszenia na tablicy przed salą,

Draco Malfoy omawiał na boku sprawy organizacyjne z Blaise Zabini, Harry i

Justyn gadali tuż obok Hermiony zajadając ostatnie kanapki, a Luna z jakąś

inną Krukonką oglądały album ze zdjęciami na ławeczce obok.
Wszyscy

uczniowie odwrócili głowy. W drzwiach stała Trelawney i krzyczała w kierunku

Mistrza Eliksirów oddalającego się w stronę lochów.
Mężczyzna obejrzał

się poirytowany i zaczął iść z powrotem w kierunku Sybilli, która się nie

zamierzała ruszyć się z miejsca.
- Góra do Mahometa, czy Mahomet do

góry, Trelawney? Jak masz do mnie sprawę to przyjdź do lochów.
Kobieta

się wzdrygnęła.
- Doskonale wiesz, że nienawidzę tego okropnego

miejsca, Severusie – wyjęczała.
Uczniowie nadstawili uszu.

/>- Czyżby twoje wewnętrzne oko szwankowało w ich pobliżu? – zadrwił

mężczyzna a obecna przy rozmowie młodzież wyczuła, że może zrobić się

całkiem zabawnie, nawet Hermiona zaczęła okazywać zainteresowanie, a Harry

omal nie udławił się kanapką, powstrzymując parsknięcie śmiechu.
-

Nigdy nie miałeś zdolności do jasnowidzenia. Wolałeś czytać o tych swoich

eliksirach, albo czarnej magii. Zawsze taki przyziemny. Pamiętam cię jeszcze

w szkole, wiecznie z książką, zupełnie jak ta Granger. No, ale ona też nie

ma za grosz talentu do przewidywania przyszłości – Trelawney rzuciła

krytyczne spojrzenie na Hermionę, której wzrok pozostał zimny jak lód.

/>- Sybillo, oszczędź mi tych głupot i przejdź do sedna sprawy. Nie mam

czasu na wykłady o wewnętrznych oczach.
Draco uśmiechnął się szeroko.

Teraz uczniowie naprawdę bez skrępowania zaczęli się przysłuchiwać rozmowie,

co Severusowi absolutnie nie przeszkadzało.
- To co ci powiem, musi

być utrzymane w tajemnicy.
- Nie mam żadnych tajemnic – warknął

Snape. – Mów o co chodzi i kończmy ten cyrk!
- Za grosz

szacunku, do tak szlachetnej dziedziny...
- DO RZECZY, KOBIETO!

– Mężczyzna się zirytował.
- Dobrze. Sam tego chciałeś...

– Sybilla zawiesiła efektownie głos i Draco oraz Blaise musieli

podejść bliżej, aby dobrze słyszeć.
- Grozi ci ogromne

niebezpieczeństwo. Śmierć czyha w cieniu. Uważaj na siebie. – Jej głos

był cichy i sugestywny, a ona sama wyglądała na poruszoną tym, co mówi.

Hermiona usłyszała tuż przy lewym uchu cichy męski chichot.
- Coś

nowego, nie Granger? – Spytał ją rozbawiony Ślizgon. Blaise wywróciła

oczami. Harry, Justyn, Luna i jej koleżanka z Ravenclawu wyglądali na

zdegustowanych słowami nauczycielki.
- Naprawdę, Sybillo? Jak długo

nad tym myślałaś? - Głos Snape’a epatował drwiną i ironią. –

Zaiste poruszyło mnie to, co mówisz. Urzekła mnie twoja historia... A teraz

pozwól, że wrócę do poważnych zajęć.

Granger była

oburzona tym, co usłyszała i nie zamierzała milczeć. Po pierwsze uważała

Trelawney - nie bez przyczyny - za oszustkę i panikarkę. Po drugie,

domyślała się, że Mistrz Eliksirów i tak żyje teraz w stresie, i dokładanie

mu takich wrażeń, nawet jeżeli nie bardzo go to obchodziło, uznała za

zachowanie na granicy chamstwa.
- Pani wybaczy, – chłodno

stwierdziła Hermiona – ale w zaistniałej sytuacji, to co pani mówi,

jest nietaktowne. Nie ma pani wstydu? Przecież wszyscy wiedzą o prowadzonych

przesłuchaniach. To naprawdę żałosne, co pani wyprawia. Niech pani chociaż

raz powstrzyma się przed tymi beznadziejnymi wróżbami.
Zatkało

absolutnie wszystkich, nawet Severusa. W życiu by się do tego nie przyznał,

ale podziwiał w tej chwili tą małą Gryfonkę.
- Jak śmiesz tak do mnie

mówić?! – Trelawney była oburzona.
- Ona ma rację, pani

profesor. Dlaczego pani to robi? Musi pani tak się zachowywać, czy co?

– Draco miał swoistą uciechę, patrząc na minę nauczycielki

Wróżbiarstwa.
- Ta szkoła schodzi na psy! – Sybilla była

wściekła, w ogóle nie obeszło jej to, że naprawdę zachowała się

nietaktownie, a jej oburzenie jest komiczne. Widziała tylko swoją urażoną

dumę. – Żeby prefekci byli tacy bezczelni! Dziesięć punktów od

Slytherinu i dwadzieścia od Gryffindoru! Chamstwo! – Odwróciła

się ze złością i odeszła.
- Kto tu jest chamski? – retorycznie

zapytała pod nosem Blaise.
- Panno Zabini... – Upomniał Severus

swoją podopieczną, ale jego głos był łagodny i wyrozumiały.
- Niech

pan nie przejmuje się tym, co ona mówi. – Luna wstała i podeszła do

reszty. – Według jej przepowiedni powinnam już umrzeć co najmniej trzy

razy.
- Ja, co najmniej dziesięć – Harry wzruszył ramionami.

/>- Lovegood, gdybym ja się tak wszystkim przejmował, a zwłaszcza tym, co

mówi Sybilla Trelawney, to już dawno nabawiłbym się wrzodów, niestrawności i

jakiejś psychozy - spokojnie i chłodno powiedział Mistrz Eliksirów - A wy

– zwrócił się do Hermiony i Draco, machając im przed nosami różdżką

– macie... – wszyscy zamarli po tych słowach - ... po piętnaście

punktów, tylko niech to nie zostanie rozdmuchane na całą szkołę, bo nie

ręczę za siebie. Żegnam młodzieży i radzę zachowywać się stosownie...

– uniósł sugestywnie brew i odszedł.
Grupa uczniów stała przez

kilka chwil w niemym osłupieniu, a później, wszyscy rozeszli się bez słowa.

To, co usłyszeli i zobaczyli było tak niesamowite, że nie dało się ani

opisać, ani skomentować.

***
******
Raistlin
No dlaczego tak mało ja tu myśle że sobie

poczytam z 10 min a tu tak krótko
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/sad.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='sad.gif' />

/>Dodawaj szybko następne części opwiadania bo sobie przypominam bardzo

fajną klątwe
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/biggrin.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif' />
Kitiara
Jak chcesz sobie coś mojego przeczytać to

zapraszam do działu "Kwiat Lotosu". A kolejna część pojawi się już

jutro rano:)
Raistlin
A tam rano ja chce dzisiaj


style='vertical-align:middle' alt='smile.gif' /> No ale cóż

nie można miec wszystkiego
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/wink.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='wink.gif' /> Chyba

zastosuje sie do twojej rady(albo pójde na forum Miriell).
Kitiara
Lojalnie uprzedzam o dwóch,

całkiem śmiałych scenach erotycznych.

Proszę się jednak nie bać, to tylko erotyka, zapewniam, że nie ma nic

współnego z wyuzdaną pornografią:)



style='color:green'>Piątek, 09.11.1996



/>Piątkowy poranek był chłodny i mglisty.
Lucjusz Malfoy obudził się w

swojej celi i przetarł oczy. Dziś wychodził na wolność. Nie wiedział tylko

kiedy, ale przypuszczał, że wypuszczą go przed południem. Położył się na

niewygodnej pryczy i popatrzył w sufit. Severus prosił go by przemyślał jego

propozycje przejście na stronę Dumbledore’a. To nie wchodziło jednak w

grę.
Po pierwsze nie chciał tego robić.
Po drugie nie mógł tego

zrobić, bez narażenia siebie i swojej rodziny – i nie chodziło tu o

brak zaufania do Seva, ale o bezwzględność czerwonookiego.
Po trzecie

– honor mu nie pozwalał. Nawet nie potrafił sobie wyobrazić jak prosi

Dumbledore’a o przebaczenie i składa mu propozycję swojej pomocy.

/>Będzie musiał dziś w nocy udać się do przyjaciela i z bólem odmówić

Severusowi przyjęcia propozycji.
Lucjusz nie zdziwił się, że Snape

jest zdrajcą, tak samo jak nie dziwiło go to, że zabił Salomona Notta,

którego jasnowłosy, dystyngowany arystokrata absolutnie nie żałował. Malfoy

Senior głośno westchnął.
- Życie jest wspaniałe – powiedział na

głos zimnym i drwiącym tonem.

***

Dwie godziny

później stał już przed własną posiadłością. Marzył tylko o prysznicu...

/>No może nie tylko, ale najpierw musiał zmyć z siebie ten brud.


/>Narcyza przywitała go zwykłym pocałunkiem w policzek. Tak naprawdę miała

ochotę rzucić mu się na szyje, rozpłakać i zwierzyć ze wszystkich utrapień,

zwłaszcza z tych matczynych, ale wiedziała, że Lucjusz nie znosi wylewności.

Nie on...
Całe życie udawała dystyngowaną, chłodną panią Malfoy, która

podtrzymuje ognisko domowe zbudowane na małżeństwie z rozsądku. Od dziecka

byli sobie przeznaczeni i wiązał ich małżeński kontrakt, ale ona zakochała

się w nim niemal od pierwszego wejrzenia i nigdy nie miała okazji powiedzieć

temu wyrachowanemu, chłodnemu człowiekowi, który był jej mężem, co do niego

czuje. Ten jego wieczny dystans i chłód. Nawet wobec niej i wobec Dracona, a

przecież wiedziała, że Lucjusz kocha swojego syna, że ją szanuje i o dba

niemal jak o siebie samego.
Bo Lucjuszowi od dzieciństwa wpajano, że

rodzina jest najważniejsza.
Owszem miał mnóstwo kochanek, z czym się

nie krył i czego nie zabraniał Narcyzie – tylko, że ona tak go

kochała, że nawet przez myśl nie przeszłoby jej aby zdradzić Lucjusza.

/>On mógł mieć każdą, ale nigdy nie porzuciłby rodziny. Dlatego niezbyt

często zaszczycał swoimi erotycznymi względami własną żonę, zbytnio nie

troszcząc się o jej potrzeby seksualne, ponieważ uważał, ze Nari, tak jak on

ma tylu kochanków ilu zechce. Cóż za błąd...

- Witaj –

powiedziała. Miała na sobie ładną granatową sukienkę nad kolana i pachniała

swoimi ulubionymi perfumami – Channel no. 5; były mugolskie, ale dobre

i drogie. Wyjątek wszakże potwierdza regułę.
Spojrzała na męża. Dla

niej zawsze wyglądał pociągająco.
Lucjusz usunął zarost prostym

zaklęciem, gdy tylko odzyskał różdżkę – nienawidził zbędnego

owłosienia, a długie, potargane teraz i przybrudzone włosy opadały mu na

plecy niemal do pośladków. Objął żonę i pocałował ją w czoło:
- Witaj

– powiedział. – Muszę iść pod prysznic. Pójdziesz ze mną?

– zalotnie uniósł brew.
Narcyza lekko drgnęła. Rzadko się

kochali, a on zawsze był gwałtowny i namiętny. Nie to, żeby jej ta

namiętność przeszkadzała. Zawsze potrafił ją zaspokoić, ale nie okazał jej

nigdy zbytniej delikatności, poza nocą poślubną, kiedy musiał być bardzo

czuły ze zględu na jej dziewictwo, co wprawiło go w zły nastrój na cały

tydzień. Taki już był.
To naturalne, że po tych kilku miesiącach w

więzieniu na miał ochotę na seks. Narcyza się z tym liczyła, ale zawsze

silnie reagowała na propozycje uprawiania fizycznej miłości. Może dlatego,

że były niezbyt częste, a ona przecież tak bardzo pragnęła bliskości

własnego męża i tylko w ten sposób mogła ją uzyskać.
Dopiero teraz

uzmysłowiła sobie, że sama nigdy nie ośmieliła się mu tego zaproponować.

Może to był błąd?
- Och, ja już byłam pod prysznicem... –

Narcyza lekko się zarumieniła. Lucjusz to uwielbiał. Fascynował go fakt, że

jego żona reaguje tak za każdym razem, kiedy chce się z nią kochać.
-

Idź – dodała – ja na ciebie poczekam w sypialni.
Lucjusz

lubił seks. Uważał też swoją małżonkę za atrakcyjną kobietę i dobrą

kochankę, a teraz był tak wyposzczony, że nie zamierzał czekać ani minuty

dłużej. Przewrócił oczami.
- Sypialnia – powiedział znużonym

tonem. – Zawsze tylko sypialnia. Mam ochotę na coś innego. Idziesz ze

mną, kochanie.
Jej rumieniec lekko się pogłębił. Do tej pory nigdy nie

robili tego pod prysznicem. Tak naprawdę nie robili tego nigdzie poza

łóżkiem...
- Ale – szepnęła.
- Nie ma żadnego ale,

kochanie – Lucjusz wziął żonę na ręce i zaniósł do łazienki.


/>*
- Umyjesz mi plecy, kochanie? - spytał zalotnie Lucjusz.
Stali

całkiem nadzy w przestronnej kabinie prysznicowej, a z góry spływała na

nich, kojącym strumieniem, ciepła woda.
Narcyza uśmiechnęła się

nieśmiało, ale skinęła głową i spełniła prośbę męża. Mężczyzna zamruczał jak

zadowolony z życia kot. Nrcyza, jak zwykle, podziwiała z fascynacją jego

piękne ciało. W więzieniu stracił na wadze, ale to nie odjęło mu ani

męskości a ni osobistego uroku. Nawet trochę na tym zyskał. Rysy twarzy

stały się ostrzejsze, bardziej drapieżne i jego ciało... Lucjusz skończył

niedawno czterdzieści dwa lata ale miał piękną i smukłą młodzieńczą

sylwetkę. Szerokie ramiona, wąską talię i biodra. Płaski, umięśniony brzuch.


Narcyza uwielbiała jego ciało – czasem nachodziły ja myśli pełne

zazdrości dotyczące wszystkich kobiet, które tak ochoczo zaliczał jej mąż,

ale to ona była jego żoną i wiedziała, że Lucjusz nigdy jej nie zostawi. To

zawsze napawało ja dumą i pozwalało zachować godność osobistą wobec innych

ludzi i we własnych oczach.
Później Lucjusz umył plecy swojej

małżonce. Nie mógł się powstrzymać i sięgnął dłońmi do jej pełnych jędrnych

piersi i powoli rozsmarował na nich aromatyczny cedrowy płyn do kąpieli.

/>- Powinniśmy to robić częściej - szepnął jej do ucha.
Och, żebyś

wiedział, że tak
- pomyślała Narcyza i zmróżyła oczy z rozkoszy

/>Lucjusz obrócił ją gwałtownie i pocałował jej rozchylone wargi. Narcyza

czuła jak ciepła woda rozkosznie obmywa jej ciało i czuła jak język męża

bezkarnie błądzi po jej podniebieniu i zębach.
Mężczyzna oderwał się

od swojej żony i niechętnie sięgnął po szampon. Nie za bardzo lubił myć

włosy, bo były dosyć gęste i długaśne. Kobieta patrzyła jak jej mąż

wmasowuje szampon w długie, potargane blond włosy.
- Pomogę ci –

powiedziała cicho. Malfoy uśmiechnął się zadziornie i schylił głowę, żeby

kobiecie było wygodniej uporać się z rozprowadzeniem szamponu.Spłukała z

nich pianę i Lucjusz wyżął na tle, na ile ile mógł, wodę.
- Chyba je

skrócę... o połowę – powiedział.
- Nie rób tego, – Narcyza

lekko się krzywiła – lubię je takie jakie są.
- Naprawdę? W

takim razie nie obetnę
- Dziękuję – Kobieta się uśmiechnęła

– jej włosy były nieco krótsze od włosów męża, i Lucjusz już dawno

zastrzegł, że nie chce aby je ścinała. Nie zrobiła tego i teraz on

postanowił przychylić się do jej prośby. Ceniła u niego ta prostą

honorowość.
- Naprawdę chcesz to zrobić pod prysznicem? –

spytała niepewnie.
- A ty nie? - fakt, że przy okazji błądził palcami

po jej pośladkach, nie ułatwiał Narcyzie koncentracji na rozmowie.
Omal

nie wyrwało się jej „ z tobą wszędzie, najdroższy.” Jakoś bała

się okazania aż takiej szczerości.
Popatrzyła mu w oczy.
- No

nie wiem...
- Ale ja wiem - odsunął się nieco od żony i omiótł

zachłannym wzrokiem jej smukłe i zaokrąglone, w odpowiednich miejscach,

ciało.
Mimo tylu spędzonych współnie lat, pani Malfoy lekko się

zarumieniła. Rumienic żony jedynie pobudził, spragnionego erotycznych

uniesień, Lucjusza. Pchnęł ją delikatnie, tak że oparła się o ścianę i

gwałtownie ją pocałował.
Odwzajemniła pocałunek zanurzając dłonie w

mokrych włosach swojego męża. Uwielbiała się z nim kochać. Był wtedy taki

gorący, znikał z jego zachowania cały dystans i chłód. Ich języki splotły

się w upojnym gorącym tańcu odbierając obojgu chwilowo oddech.

/>Mężczyzna zaczął masować duże, jędrne piersi kobiety i Narcyza pomyślała,

że za chwilę straci przytomność. Wnętrze kabiny było mocno zaparowane, język

męża wdzierał się niemal do jej gardła a piersi ogarnął płomień rozkoszy

rozchodząc się obezwładniającą falą aż do jej podbrzusza i niżej. Kobieta

poczuła, że robi się wilgotna i jęknęła głośno odrywając swoje wargi od jego

natarczywych ust. Potrafił rozpalić jej pożądanie do białej gorączki.

/>"No i po co mi tyle babek na boku, skoro w domu mam istną

tygrysicę?" - pomyślał z radością.
Lucjusz oparł ręce o ścianę

przyciskając Narcyzę swoim twardym cudownie gorącym ciałem. Poczuła na

podbrzuszu jego ogromną erekcję i omal nie krzyknęła z podniecenia i

rozkoszy. Pochylił głowę i zaczął lizać i przygryzać delikatnie jej twarde

jak kamyki sutki. Jedną dłoń wsunął między uda żony rozchylając delikatne

płatki jej kobiecości. Z gardła Narcyzy wyrwał się głuchy okrzyk rozkoszy.

Delikatnie dotknął łechtaczki, aby za chwilę wsunąć palce do jej gorącegio i

mokrego wnętrza. Kobieta krzyknęła głośniej, a Lucjusz uniósł żonę tak, żeby

mogła objąć nogami jego biodra i gwałtownie ją wziął. Poruszał się w niej

szybko, ale z wyczuciem doprowadzając Narcyzę do szaleństwa. Wbiła palce w

jego łopatki krzycząc imię męża i szlochając z rozkoszy. Mężczyzna nie

pozostał jej dłużny i jęczał głośno prosto do lewego ucha żony, czym tylko

potęgował jej podniecenie. Osiągnęli długi, wspólny i zniewalający orgazm.

Lucjusz osunął się na kolana przytrzymując niemal zemdloną kobietę i całując

gwałtownie jej usta.
- Jesteś cudowna, Nari – wyszeptał.
-

Jesteś mistrzem, Luc – pani Malfoy nie pozostała mu dłużna


/>*
Siedzieli w salonie. Odprężeni cudownym seksem pod prysznicem

popijali białe półwytrawne greckie wino.
Narcyza postanowiła

powiedzieć mężowi zarówno o tym, co spotkało ich syna pamiętnej nocy, której

wspomnienie miało dręczyć ją jeszcze wiele lat, jak i o decyzji Dracona.

Bała się o tym mówić. Bardzo się bała. Lucjusz był chłodny i opanowany, ale

gdy wybuchał gniewem lepiej było mu schodzić z drogi – obecne dwa

skrzaty domowe: Dymek i Popiołka (małżeństwo), mimo że pracowały w Dragon

Tower dopiero od roku, już potrafiły wyczuć niebezpieczeństwo i wiać zanim

pan straci cierpliwość.
Jak słusznie podejrzewała, o Severusie już

wiedział, czego nie omieszkał jej przed chwilą zakomunikować, rozwiewając

przy tym płonne nadzieje kobiety, na to że przyjmie propozycję przyjaciela.

Och, i na neutralność też się nie godził...
Jedyne, co zrobi to

postara się powstrzymać zapędy młodego Weasleya – w końcu nadal

zajmował ważne miejsce w radzie nadzorczej Ministerstwa Magii i miał swoje

marionetki.

- Luc – zaczęła łagodnie Narcyza –

przemyśl to jeszcze raz, dobrze? Tak bardzo zależy mi na bezpieczeństwie

twoim i Dracona.
Mężczyzna popatrzył na nią uważnie.
- Widzisz,

nasz syn został niedawno poddany Próbie – Lucjusz odłożył egzemplarz

„Proroka Codziennego” na bok i wbił w żonę wzrok.
- I co?

– zapytał.
- Przeszedł ją pomyślnie, bardzo pomyślnie... aż za

pomyślnie. Musiał torturować jakiegoś dziesięcioletniego mugola i patrzeć

jak dzieciak umiera, Lucjuszu. On to bardzo przeżył... Wiesz nasz syn bardzo

się zmienił.
- To dobrze, że pomyślnie przeszedł Próbę - chłodno

stwierdził Lucjusz i Narcyzę przeszły ciarki.
„Jak mu powiedzieć

o decyzji syna?” – pomyślała z niepokojem.
- Co masz na

myśli mówiąc, że się zmienił? - mężczyzna nieznacznie zmarszczył brwi.

/>- Wydoroślał – Narcyza opowiedziała o przesłuchaniu Dracona,

pominęła jednakże milczeniem fakt, że był świadkiem brutalnego gwałtu.

Powiedziała jedynie:
- Opowiedział mi, co się tam stało w tajemnicy,

więc nie mogę go zawieść i zdradzić ci wszystkiego, ale to, czego był

świadkiem nasz syn, jest potworne i mam nadzieję, że Percy Weasley szybko

popełni jakiś błąd i wyleci z pracy. Sama chętnie mu w tym pomogę - łyknęła

kolejną porcję wina. Tym razem dużą. Przeszły ją ciarki obrzydzenia na myśl

o tym, co zrobili Percival i Igor. Jako kobieta czuła do nich silną,

niewysłowioną nienawiść i nie dającą się opisać odrazę.
- Lucjuszu, to

co widział syn i to, co usłyszał z ust Weasleya i tego Matrojewa bardzo

zmieniło jego podejście do życia. Obawiam się też, że został mocno zraniony

i może nigdy nie otrząsnąć się z takiego szoku. Nie dość, że widział coś

naprawdę bestialskiego i sam został brutalnie potraktowany, to jeszcze tej

samej doby przeszedł Próbę. Musisz zrozumieć, co się z nim dzieje. Ja

osobiście jestem z niego dumna.
- Możesz powiedzieć w końcu, o co

chodzi, a nie owijasz w bawełnę, Nari ? – zapytał poirytowany Malfoy

senior z nutką podejrzliwości w głosie.
- Nasz jedyny syn podjął

decyzję, a ja... nie mogłam nic na to poradzić. Poza tym w głębi serca

przyznaję mu rację, Lucjuszu – i Narcyza cichym jednostajnym i

wypranym z emocji głosem wyłożyła zaszokowanemu mężowi „kawę na

łąwę.”

Wysoki, postawny mężczyzna wstał. Nawet w zwykłym

ciemnozielonym szlafroku wyglądał dostojnie i groźnie. Piękne – czyste

teraz włosy, w których odbijał się złotymi refleksami blask promieni

słonecznych, opadały miękko na jego wyprostowane plecy.
- Chcesz

powiedzieć, że mój syn stawia mi warunki? – głos Malfoya był zimny jak

lód. – A ty go w tym zuchwalstwie popierasz? Ciekawe...
-

Posłuchaj – powiedziała Narcyza cichutko, modląc się by zachował

spokój i cierpliwość, która nie była jego mocną stroną. Na szczęście znała

męża na tyle, że wiedziała jak z nim postępować... Przynajmniej w teorii, bo

Lucjusz był nieobliczalny.
- Posłuchaj, kochanie – przełknęła

nerwowo ślinę. – Musisz zrozumieć. Gdybym tylko mogła ci powiedzieć,

co zaszło w ministerstwie, ale obiecałam Draconowi milczenie. Bardzo mu

zależało na dyskrecji i to nie ze względu na siebie, a na tą małą Granger.

Chodzi o to, że ich szantażowano.
- Co mnie obchodzi ta szlama?

– powiedział rozdrażniony i podszedł do okna, głęboko oddychając by

opanować wzbierający w nim, w jego mniemaniu słuszny, gniew. – I co

ona obchodzi Dracona, co?
Kobieta się lekko zirytowała.
- Wiesz

co, chyba Draco jest mądrzejszy od własnego ojca! Właśnie ci tłumaczę,

że nie mogę powiedzieć, co zaszło, a gwarantuje ci, że i ciebie by to

ruszyło... Chyba... Nie jestem pewna, bo wiem co wyczyniacie z mugolami na

tych swoich zebraniach!
- Uspokój się kobieto – popatrzył na

nią z wyższością – Co to za histeria? Od kiedy szlamy cię obchodzą?

Parę miesięcy pobyłem w więzieniu i mi rodzina powariowała!
- Nie

histeria, a zimny bezsilny gniew, mój mężu. Gniew z powodu okrucieństwa i

bestialstwa wobec bezbronnej nastolatki! – poniosły ją trochę

nerwy. – I wobec naszego syna też. On mają po niespełna siedemnaście

lat, Lucjuszu. To jak potraktowano ich i zapewne Pottera, który już dostał

swoją dawkę katorgi od Notta, o czym pewnie wiesz od Severusa, jest... Nie

mam słów! Nie ma nic, co mogłoby usprawiedliwić Weasleya, a oni będą

milczeć bo muszą. Biedne dzieci... – w jej oczach pojawiły się łzy.

Lucjusz zmarszczył brwi i do niej podszedł
- Naprawdę musiało się stać

coś strasznego – objął ją pocieszającym gestem. – Ale to nie

usprawiedliwia decyzji naszego syna... Znaj moje dobre intencje. Odpuszczę

mu tą zniewagę, jeżeli przemyśli sprawę i mnie przeprosi. Nie będzie o czym

mówić... Rozumiem, że to była pochopna decyzja.
Tym razem to

Narcyza wstała i podeszła do okna.
- Nie, Lucjuszu – powiedziała

chłodno – On nie zmieni zdania. Nie widziałeś jego oczu, kiedy

to mówił. To jego świadomy i dobrowolny wybór. Najwyżej będziesz musiał go

wydziedziczyć. On się z tym liczy. On się z tym pogodzi...
- Jak

śmiesz! – Lucjusz podszedł do żony i złapał ją z całej siły za

ramię.
- Zostaw mnie, – powiedziała przestraszona - to boli.

/>- To ma boleć – zacisnął dłoń mocniej robiąc jej sińca. –

Jesteś moją żoną i masz mi być posłuszna – jego głos był jak płynny

lód. – Jeżeli ja go wydziedziczę, ty też się go wyrzekniesz, tak jak

on mnie.
- Nigdy w życiu, Lucjuszu - powiedziała ze smutkiem. - Kocham

go bardziej niż siebie samą. Wiem, co czuje i go rozumiem. Nie mogę nie

trzymać jego strony, bo wiem, co się stało, co przeżył i jak się zmienił.

Nawet nie wiesz jak bolą mnie te słowa, ale jestem kobietą i jestem matką.

To nasz jedyny potomek. Nie mogę myśleć i mówić inaczej. Przykro mi.
-

Przykro ci? Zrobiłaś się obrończynią szlam i mugoli! Popierasz syna

który chce się mnie wyrzec i stawia mi niedorzeczne warunki i jest ci,

kurwa, przykro?! Tylko przykro? – Wykręcił jej rękę tak, że

zaczęła szlochać z bólu, a później brutalnie ją odepchnął – Ja cię

nauczę posłuszeństwa!
Narcyza się przestraszyła. Jego głos był

zimny i jadowity, a oczy zwęziły się jak u węża.
- Posłuchaj –

zaczęła rozcierając obolałe ramię.
- Zamknij się i się rozbieraj!


Reakcja żony na te słowa zdziwiła i zaszokowała Lucjusza. Narcyza

zaśmiała się zimno.
- Jasne, tylko to potraficie. Każdy mężczyzna,

który nie może sobie poradzić z kobietą gwałci ją. Niesamowite... Jak

śmiesz?
- Jestem twoim mężem i mam prawo!
- Chcesz wiedzieć,

co zrobił Weasley razem z tym zakichanym Bułgarem?! Powiem ci, skoro

taka z ciebie świnia to ci powiem!
Lucjusza zatkało. Jego żona

nigdy tak do niego nie mówiła.
- Nie powinnam i mam nadzieję, że masz

na tyle rozsądku, by zachować to w tajemnicy. Później możesz zrobić ze mna

co zechcesz; zgwałcić, a nawet pobić do nieprzytomności, drogi małżonku i

nauczyć mnie gdzie moje miejsce, ale najpierw mnie wysłuchasz!

/>Lucjusz nie zareagował od razu, tylko dlatego, że był zszokowany

zachowaniem swojej, dotychczas trzymajacej zawsze jego stronę, żony. Na

chwilę zaległa martwa cisza, a potem kobieta zaczęła mówić.

W

postawie Narcyzy i w jej głosie było coś takiego, że Malfoy senior musiał

wysłuchać tego, co ma do powiedzenia. W miarę jak jego żona mówiła,

Lucjuszowi odpłynęła z twarzy cała krew. Zaczynał ją rozumieć, a co gorsza

zaczynał rozumieć swojego syna.
Draco potraktowany jak śmieć,

razem z tą mugolską dziewuchą Granger.
Draco bity i upokarzany

praktycznie za nic.
Draco szantażowany i torturowany, tylko

dlatego, że jest jego synem, i że starał się nie dopuścić do nadużyć wobec

niewinnej dziewczyny.
Draco zmuszony do patrzenia na bestialski

gwałt
, którego dokonano zwłaszcza po to, by go jeszcze bardziej poniżyć

i udowodnić, że nie ma absolutnie nic do powiedzenia.
Draco zmuszony

do słuchania krzyku i płaczu tej dziewczyny, jego znajomej ze szkoły. I cóż,

że szlamy? W tamtej chwili była tylko bezbronną młodą kobietą, a jego

niespełna siedemnastoletni syn mógł jedynie słuchać i patrzeć... absolutnie

nic nie mógł poradzić na to, co rozgrywa się przed jego oczyma.
Później

torturowany ponownie, lecz już przez ludzi Lorda, zmuszany do

torturowania mugolskiego dziecka
i do patrzenia jak mały umiera w bólu,

upokorzeniu i przerażeniu. .
Wszystko w ciągu jednej doby... Czy

człowiek dorosły i doświadczony mógłby to znieść bez szwanku dla swojej

psychiki? A przecież jego jedyny spadkobierca, Draco, był tylko

nastolatkiem.
Żona nie oszczędziła Lucjuszowi Malfoyowi

najdrobniejszego szczegółu, o nie... Powiedziała wszystko, co usłyszała od

rozżalonego i pałającego bezsilnym gniewem syna.

Lucjusz poczuł

się podle. Zawstydził się, że zamierzał zrobić ze swoją żoną dokładnie to

samo, co ten kretyn Weasley i jego kumpel zrobili Granger.
Musiał się

napić. I to nie wina, czegoś mocniejszego.
Narcyza obserwowała jak jej

mąż podchodzi do barku i nalewa sobie dużą szklankę Szkockiej. Jej także

nalał – nieco mniej - i podał trunek roztrzęsionej kobiecie, siedzącej

na podłodze. Wypiła patrząc na niegoniego koso. Jej długie czarne włosy

opadały na zapłakaną twarz. Postanowiła mu wykrzyczeć cały swój ból,

tłumiony przez wszystkie lata małżeństwa. Kiedy spróbował ją objąć, strąciła

ze złością jego ramię.
- Nie skrzywdzę cię powiedział.
-

Oczywiście, że nie. Już bardziej skrzywdzić mnie nie możesz.
Spojrzał

na nią bez odrobiny zrozumienia. W jaj głosie było morze goryczy.
-

Tyle lat. Tyle lat żyję z tobą pod jednym dachem. Jestem ci wierną i oddaną

małżonką, a ty w taki sposób chciałeś mnie potraktować... - ocean goryczy i

żalu.
- Przepraszam cię - powiedział ze skruchą i popatrzył żonie w

oczy.
- Jak to byłaś mi wierna?! – zapytał nagle bezbrzeżnie

zdziwiony gdy dotarł do niego cały sens wypowiedzi małżonki. Wziął za

pewnik, że ona też miała kochanków. To było naturalne, przecież była piękna

i miła nielichy temperament.
Nie słuchała go.
- Poświęciłam dla

ciebie wszystko, nawet karierę zawodową, bo chciałam być dobrą żoną, dobrą

matką i ostoją naszego ogniska domowego. Dbam o ciebie, tak jak chyba nie

dba żadna żona arystokraty. Przyjmujesz wszystko, co ci daję bez słowa

podziękowania, tak jakby ci się to należało, z racji tego że mnie

poślubiłeś. I dobrze, przyjmuj bo ci daję ze szczerego serca... - jej głos

się lekko załamał. - Ale traktuj mnie z szacunkiem, tak jak zazwyczaj to

robisz, a nie tak... jak teraz...
- Więcej to się nie powtórzy –

Lucjusz czuł się naprawdę nie w porządku. Wszystko co mówiła Narcyza było

prawdą. Zawsze mógł na nią liczyć i absolutnie zawsze brała jego stronę, aż

do teraz. Ależ był głupi, że tak się do niej odniósł. Z takim zaślepieniem i

szowinizmem. W ogóle jej nie słuchał bo uważał, że zawsze będzie mu ślepo

posłuszna.
- Nawet nie wiesz jak mnie zraniłeś.
- Wiem i czuję

się podle.
Spojrzała na niego spod opuszczonych rzęs. Naprawdę było mu

przykro.
- Nawet nie wiesz jak cierpiałam, gdy byłeś z innymi

kobietami, nawet nie wiesz...
Spróbował znów ją objąć, ale ponownie go

odtrąciła. Było w niej tyle goryczy, tyle żalu i smutku, a w jej oczach tlił

się tak bezbrzeżny ból, że mężczyzna poczuł się jak ostatnia świnia.
-

Narcyzo, ja myślałem...
- Wiem, co myślałeś... że też mam kochanków.

Wy, mężczyźni... oceniacie nas według swoich włąsnych kategorii..
-

Ale nie wiem, dlaczego? Przecież mogłaś mieć kogo chciałaś...
Zaśmiała

się gorzko.
- Nie rozumiesz, prawda? Naprawdę nie rozumiesz?

/>Spojrzał zakłopotany na kobietę, która odgarnęła włosy z czoła i

popatrzyła na niego z żalem i czymś czego nie potrafił określić, albo nie

chciał przyjąć do wiadomości.
- Kocham cię. Przez całe to nasze durne,

zaplanowane przez rodzinę małżeństwo cię kochałam. A ty? Uprawiałeś ze ną

miłość fizyczną od święta. Czasami raz na dwa tygodnie. Jaka kobieta to

zniesie, powiedz jaka?
„Taka, która kocha” –pomyślał

i zrobiło mu się słabo.
Narcyza wstała.
- To bez sensu, i tak

nie rozumiesz...
Podeszła do stolika, wyjęła z leżącej tem paczki

papierosa i zapaliła. Patrzył na nią cały czas, gdy zaciągała się dymem, tak

jakby to miało ukoić jej ból.
Zgasiła niedopałek i otarła z twarzy

łzy.
Mimo tego, że była wysoką kobietą i miała silny charakter,

sprawiała teraz wrażenie kruchej istoty potrzebującej wsparcia. Wyzwoliła w

nim opiekuńcze instynkty i coś o czym myślał, że tego nie posiada –

poczucie winy.
Podszedł do żony, ukląkł przy niej i ucałował jej

dłonie. Popatrzyła na niego, jakby widziała go po raz pierwszy w życiu. Ten

wyniosły człowiek klęczał przed nią i całował jej ręce, jakby był jej sługą

a nie panem i władcą.
- Przebacz mi moją głupotę – powiedział.


Narcyza nie wiedziała, co ma odpowiedzieć. Pogłaskała jedynie włosy

mężczyzny, który złożył głowę na jej kolanach.
- Czemu mi nigdy nie

powiedziałaś? – spytał po dłuższej chwili unosząc na nią wzrok

pięknych, szarych oczu, które zazwyczaj chłodne, emanowały teraz

rozgoryczeniem, ale także ciepłem i czułością.
- Bo byłeś zawsze

opanowany, wyniosły i nieprzystępny. Myślałam nawet, że mnie wyśmiejesz i

powiesz, że jestem sentymentalną idiotką... Bałam się odrzucenia i nadal się

boję.
- Ależ byłem ślepym kretynem.
- To prawda – nie

zamierzała mu ułatwiać, nie po tych zimnych słowach i po tym jak ją

potraktował.
- Byłem chamem bez skrupułów i traktowałem cię jak swoją

własność.
- To prawda.
- Jestem świnią, bo chciałem poniżyć

kobietę, która jest moją żoną i która mnie kocha.
- To prawda –

powtórzyła to jak litanię.
- Wybaczysz mi? – spytał pokornie

znowu całując jej dłonie.
- Przecież ja cię kocham – jej słowa

były jak balsam, a jednocześnie raniły go bo przypominały mu jego

niesprawiedliwe i złe postępowanie wobec własnej żony.
- Boże, a ja

ciebie zdradzałem i sprawiłem ci jeszcze większy ból. Jak mogłem nie

domyślić się, że mnie kochasz? Jak mogłem być taki ślepy?
- Nie

obwiniaj się aż tak. W końcu nigdy ci nie powiedziałam... – ton głosu

kobiety był bardzo łagodny.
Pochyliła się by pocałować jego usta.

/>- Przepraszam – wyszeptał cicho. – Już nigdy nie sprawię ci

bólu. Nigdy cię nie zdradzę. Nigdy. Jesteś prawdziwym skarbem,

którego nie potrafiłem docenić. Wynagrodzę ci wszystko na tyle, na ile

potrafię.
Narcyza zamknęła oczy. Wiedziała, że Lucjusz mówi poważnie,

że nie rzuca tych słów pochopnie jak smarkacz, że jest świadomy swoich

deklaracji. Popatrzyła na niego. W szarych oczach mężczyzny szkliły się łzy.


- Kochaj się ze mną – wyszeptała. – Proszę.
Nigdy

wcześniej go o to nie prosiła, zawsze on składał tego typu propozycje.

Popatrzył na nią z czułością i niemal zakłopotaniem. W jej oczach tliły się

iskry, tłumionej latami, miłość.
Wziął swoją piękną żonę na ręce i

zaniósł do sypialni.

Rozbierał ją powoli i bardzo delikatnie

całował. Był tak czuły jak nigdy wcześniej. Narcyza zamknęła oczy i cicho

westchnęła, gdy jej mąż zaczął bardzo delikatnie ssać jej sutki. Czuła się

jak w niebie.
Pchnął ją lekko na ogromne łoże z baldachimem.

/>Kobieta ułożyła się wygodnie na ciemno-bordowej satynowej pościeli i

pozwoliła Lucjuszowi całować i pieścić swoje ciało.
Był niesamowity.

Tak delikatny i czuły, że nie mogła w to uwierzyć.
Całował jej szyję i

gładził płaski brzuch, a ona wsunęła palce w miękkie, długie włosy

mężczyzny, szepcząc cicho jego imię.
Obsypywał pocałunkami jej dekolt

i ramiona, pieścił wnętrze ud, aż zaczęła głucho jęczeć i zacisnęła mocniej

dłonie na jego włosach.
Lucjusz wsłuchiwał się w reakcje swojej żony

jak w najpiękniejszą muzykę. Musnął wargami jej brzuch i pocałował wnętrze

lewego uda. Polizał delikatnie jej ciepłe i wilgotne z podniecenia łono.

Narcyza cicho krzyknęła.
Wiła się w gorączce, kiedy wsunął w nią język

i całował, smakując z rozkoszą, jej gorące wnętrze.
Nie pieścił jej

tak od nocy poślubnej i teraz kobieta miała wrażenie, że umiera z pożądania.

Zaczęła go nawet błagać by ją posiadł, ale nie słuchał jej próśb. Całował ją

aż osiągnęła szczyt uniesienia, krzycząc głośno jego imię. Popłakała się z

rozkoszy i kiedy ją wziął, scałował delikatnie łzy z policzków kobiety.

/>Poruszał się w niej bardzo powoli, zmysłowymi ruchami, tak że po chwili

znowu zaczęła jęczeć i prosić go o więcej. Objęła nogami jego biodra i

zacisnęła dłonie na plecach męża. Lucjusz cicho krzyknął i wtulił twarz w

czarne, gęste włosy kobiety.
- Nie przestawaj – szepnęła mu do

ucha.
Powoli jego ruchy stały się szybsze i obydwoje zaczęli głośno

jęczeć. Krzyknęła cicho, kiedy osiągnęł spełnienie, a on doszedł na szczyt

rozkoszy zaraz po niej. Poczuł, ze po jego policzku spływa łza i wtulił

twarz w czarne, jedwabiste włosy żony. Później bardzo długo leżeli

przytuleni w zupełniej ciszy. Narcyza poczuła, że jest najszczęśliwszą

kobietą na świecie.

*******
Zielonooki chłopak leżał na

boku. Był zwinięty w kłębek. Kłębek cierpienia.
Tylko obraz matki,

której ciepła i oddania, nigdy nie dane mu było poznać, trzymał go przy

zdrowych zmysłach.
Ogarniały go ciemności. Ciemności cierpienia,

upokorzenia i całkowitej beznadziei. Nie dane mu było nawet gonie umrzeć.

Nawet to zostało mu wydarte przez bezlitosną rękę kata. W końcu będzie

błagał o śmierć, a ona nadejdzie dopiero wtedy, gdy zostanie z niego,jedynie

bezwolny strzęp człowieka.
Już teraz był nikim. Był zabawką w ręku

chorego psychicznie zwyrodnialca. Był rzeczą...
Czuł na wargach smak

własnej krwi. Nie wiedział, że tak mocno je przygryzał, żeby nie krzyczeć.


Boże, jak to bolało... I nie chodziło tylko o ból fizyczny. Dużo

gorszy był ten drugi ból. Emocjonalny i psychiczny ból zranionego do głębi

swej jaźni nastolatka.
Poniżenie.
Upokorzenie.
Brutalny

koniec niewinności.
Boże, jak to bolało.
Harry czuł się

zbrukany.
Chciał umrzeć.

Czerwone, zimne, bezdenne w swej

obojętności i okrucieństwie oczy, które TO oglądały.
Dlaczego ten

sadysta chciał na to patrzeć?
Nie... Dlaczego on na to w ogóle

pozwolił?
Przecież było widać, jak bardzo pogardza

zamiłowaniami Notta.

Harry wiedział dlaczego.
Lord

radował się jego cierpieniem.
Każdym cierpieniem...
A TO

było upadlające i odbierało chłopcu całą ludzką godność, przynajmniej na

czas trwania odrażającego „aktu”*.

Niech on już nie

wraca. Nigdy.
Jeżeli go chociaż dotknie, to Harry zwymiotuje,

mimo że nie ma już czym...
„Przytul mnie mamo, chcę być z

tobą” – chłopak poczuł, jak po jego policzkach płyną łzy.

/>To tak bolało, bardziej niż można sobie wyobrazić, bardziej niż cokolwiek

do tej pory...

Nie wiedział, ile czasu tak leżał.
Usłyszał

znienawidzony odgłos otwieranych drzwi.
- Podobało ci się, Potter?

– cichy bezlitosny szept i dłoń ocierająca się o blady, zapadnięty

policzek w parodii czułości, tak jakby sami bogowie zakpili z rozpaczliwej

tęsknoty szesnastolatka, za niewinnym dotykiem ukochanej matki, którą znał

jedynie z ruchomych zdjęć i z cudzych, niewesołych wspomnień...

/>Szczupłe ciało przeszywa dreszcz obrzydzenia. Mdłości są niemal nie do

wytrzymania, ale nic więcej się nie dzieje..

- Chcesz jeszcze?

– ciche słowa brzmią jak wykrzyczany z całą mocą wyrok.


/>BOŻE, NIE...
Dlaczego on go nie zostawi?
Harry w tej chwili

nie potrafił nawet nienawidzić.
Potrafił tylko się bać i cierpieć...



„Nie zrobi tego ponownie, prawda?” –

zrozpaczona, samotna myśl, jak ostatnia deska ratunku, majaczy gdzieś na

horyzoncie świadomości chłopca z potarganymi, czarnymi włosami. Chłopca o

jasnozielonych oczach, tak bardzo przypominających radosne, dobre oczy jego

matki.
Kolejna kpina okrutnych bogów...

Palce oprawcy

muskają bliznę w kształcie błyskawicy na jego czole...


/>Zielonooki, nagi chłopiec jest dosyć wysoki, ale teraz wydaje się tak mały

i bezbronny, że na jego widok serce ścisnęłoby się każdemu.
Może nawet

Severusowi Snape’ owi?
Może nawet Lucjuszowi Malfoy’owi?



Harry nie krzyczy, kiedy zostaje brutalnie przerzucony na

obolały brzuch.
Nie, on tylko bezgłośnie szlocha...



/>
* Termin akt nie oznacza zwykłego

czynu ludzkiego, ale czyn wzniosły, stąd cudzysłów .
Drugą przyczyną

takiego zapisu, jest znaczenie tego słowa, w odniesieniu do seksualnej

aktywności człowieka, określanej często jako„akt małżeński, „akt

seksualny”, lub „akt płciowy”.



/>*
Obudził się w środku nocy zlany zimnym potem.
Czuł się

potwornie brudny i wiedział, że tego brudu nie da się zmyć.

/>Niczym...
Nigdy już nie będzie czysty. Nigdy...

/>Płakał przez sen i wcale nie zamierzał przestać płakać po przebudzeniu.


Harry zwinął się jak embrion w łonie matki, której zapachu ani dotyku

nie pamiętał, chociaż rozpaczliwie starał się go sobie przypomnieć.

/>Tej nocy już nie zasnął.

*
Dzień mijał Harry’emu

jak w malignie, a na eliksirach omal nie przysnął.
Nie rozruszał go

nawet Lupin, który zaprosił go wieczorem do swojej skromnej, tymczasowej

kwatery w lochach (sic!) i poczęstował kremowym piwem.
Rozmowa się

nie kleiła. Harry był opryskliwy i niemiły, chociaż Remus bardzo starał się,

aby poprawić mu humor. Na szczęście mądry mężczyzna nie naciskał chłopca,

aby ten powiedział co mu leży na sercu. Wiedział, że Harry sam mu powie,

jeżeli poczuje taką potrzebę.

***
Na lekcji ze Snapem,

Potter, nie odpłyną w krainę snu tylko dlatego, że mistrz eliksirów mniej

więcej w połowie zajęć stwierdził.
- Byłbym zapomniał. Panna Granger

przyjdzie dziś do mojego gabinetu o 19...
- Pan Malfoy też - dodał po

chwili namysłu.
Wszyscy byli tym zaintrygowani i Harry’emu

trochę przeszła senność.
Severus powiedział to bardzo łagodnie i nie

zamierzał nic wyjaśniać podczas zajęć.

- O co chodzi? - zapytał

cicho Harry po Eliksirach.
- Pewnie o to, że widział jak płakałam i

skojarzył to z przesłuchaniem... Dumbledore na pewno powiedział mu, że

byliśmy przesłuchiwani razem.
- Hermiono – powiedział Harry z

powagą – czuję, że jemu możesz opowiedzieć, co cię spotkało. On pary z

gęby nie puści. Prędzej umrze, a na wampiry Veritaserum przecież nie działa.


Przyjaciółka popatrzyła na niego przenikliwie.
- Zmieniłeś się

Harry. Kiedyś tak byś nie powiedział – uśmiechnęła się bardzo blado.

– Wydoroślałeś.
- I kto to mówi – spojrzał jej łagodnie w

oczy.
„Żałosne...Teraz powinienem ją objąć”
- Ale z

nas emocjonalne kaleki, co? –zapytała gorzko dziewczyna jakby czytała

w myślach Harry'ego.
- Taaa... – odpowiedział ze smutnym

uśmiechem. – Załóżmy klub: STOWARZYSZENIE KALEK EMOCJONALNYCH. Nie

podchodzić, nie odzywać się i, broń Boże, nie dotykać. Grozi spięciem, lub

innymi poważnymi uszkodzeniami na ciele i umyśle
.
- Pięknie to

ująłeś. Jestem za – odpowiedziała Hermiona.
Nagle poczuła za

sobą czyjąś obecność. Ciepło drugiego człowieka.
- Zakładacie klub

upośledzonych emocjonalnie? – pytał chłodny męski głos. – A mogę

się zapisać?
Hermiona obejrzała się.
Tak myślała...
Draco

Malfoy miał poważne i, mimo zimnej drwiny w szarych oczach, niemal smutne

spojrzenie.
- A ty co? Nabijasz się? - zapytał Potter. Nie miał ochoty

na żadne utarczki słowne.
Jakby na potwierdzenie słów Draco, i ku

konsternacji Harry'ego i Hermiony, dał się słyszeć cichy i niemal

wściekły głos Parkinson.
- Nie. On jest impotentem. –

Dziewczyna odwróciła się z jadowicie złośliwym uśmiechem, patrząc bezczelnym

wzrokiem na swojego byłego chłopaka.
- Życie jest, cholera, piękne,

prawda? – Rzucił Draco zimnym, drwiącym i ironicznym głosem w

przestrzeń.
- Jesteś chorą, zimną, suką, Parkinson – powiedziała

Hermiona i ruszyła szybkim krokiem do biblioteki.
To było naprawdę

bardzo dziwne. Panna Granger nigdy wcześniej nie wyraziła się o nikim per

„suka”.
- Odbiło ci, Parkinson? – spytał Harry

arktycznym tonem. – Dlaczego tak mówisz? I to publicznie?

/>Dziewczyna lekko się zmieszała, ale nie za bardzo i tylko na chwilę. Nie

była aż tak inteligentna, żeby czuć zażenowanie.
- Daj spokój, Potter

– Draco wzruszył ramionami. - Ona ma racje. Przynajmniej po części.

Nie, Pansy? Ale uwolniłem cię od swojego przykrego towarzystwa. Możesz

poszukać sobie prawdziwego mężczyzny.
- To ja z tobą zerwałam

– odrzekła zimno Ślizgonka.
- Bo nie miałem ochoty na seks... z

tobą – zadrwił Draco. Pansy zaniemówiła.
- Owszem, ty zerwałaś,

– dodał po chwili - ale ja się z tego bardzo cieszę. – Jego głos

był niczym płynny lód.
- Jeszcze pożałujesz – wysyczała przez

zaciśnięte zęby jak jadowita żmija. Odeszła od Harry'ego i Dracona

rzucając im pogardliwe spojrzenie na „do widzenia”.


/>- I co się tak gapisz? Impotenta nie widziałeś? – zadrwił po chwili

milczenia Malfoy patrząc z pełnym goryczy rozbawieniam na oniemiałego

Gryfona.
- Jakoś nie chce mi się wierzyć, że jesteś impotentem –

Harry wzruszył ramionami.
- Na razie. Przynajmniej emocjonalnym... Ach

i straciłem cały pociąg seksualny do Pansy Parkinson.
- Temu akurat

się nie dziwię – powiedział chłodno Harry. – Nie mam pojęcia,

jak do niej w ogóle można czuć jakikolwiek pociąg.
- Wiesz co, Potter?

Ludzie popełniają błędy i przeżywają rozczarowania. Takie jest życie. Grunt

to odnaleźć swoje miejsce i swoje powołanie. To uspakaja, daje siłę i

uwalnia, chociaż częściowo, od przeżytych koszmarów.
Harry patrzył na

Malfoya, jakby go nigdy wcześniej nie widział. Przed nim stał zupełnie inny

człowiek.
- Mówisz tak, jakbyś znał już swoje powołanie –

powiedział po chwili siląc się na obojętność.
- Bo tak jest –

spokojnie odrzekł blondyn.
- A możesz mi zdradzić, co to za wzniosły

cel? - w głosie Gryfona pojawiła się nikła nutka sarkazmu i ironii.
Ku

jego zdziwieniu, Draco się uśmiechnął. Szczerze.
- Nie, Potter. Może

kiedyś, ale nie teraz. Poza tym... raczej byś mi nie uwierzył.
Kiedy

odszedł, Harry jeszcze przez chwilę stał, zastanawiając się nad wymową

usłyszanych słów. Nigdy nie przyszło mu do głowy, że Draco Malfoy zmusi go,

do zastanawianiasię nad sensem życia.

******
Hermiona

pisała zawzięcie wypracowanie na poniedziałek. Na kolacji pojawiła się tylko

na chwilę i szybko uciekła do biblioteki. Nie chciała myśleć o czekającej

jej rozmowie z Severusem Snape’m. Jeszcze nie wiedziała co mu powie.

(Zaczęła myśleć, że może rzeczywiście należy komuś o tym opowiedzieć, a on,

jako istota niepodatna na działanie serum prawdy, nadawał się do tego

idealnie).
Ale najchętniej nie mówiłaby mu zupełnie nic.
I ten

cholerny Draco Malfoy. Jego obecność na pewno pomoże jej w

„zwierzeniach”. Na pewno! Zwłaszcza świadomość, że widział

jej upokorzenie i ból, będzie niezwykle uspakajająca i odprężająca.

/>„Cudownie!” – na pergaminie pojawił się ogromny

kleks.

- Jest za pięć siódma. Musimy iść do Snape’a.

– Przy stoliku wyrósł jak spod ziemi, obiekt jej rozmyślań.
Tak

naprawdę w pojawieniu się Dracona w bibliotece nie było nic tajemniczego. On

też pisał wypracowanie, ale w przeciwieństwie do panny Granger nie odpłynął

myślami i patrzył co jakiś czas na zegarek
Irytował ją. Irytował ją,

jego spokój. Jego niemal ciepły stosunek do niej, zupełnie inny niż kiedyś.

Zrozumienie w jego oczach. Współczucie. Nienawidziła tego

współczucia.
- Zaraz idę – syknęła opryskliwym tonem.
Zero

złości ze strony Ślizgona i żadnych drwin. Żadnego, rzuconego swobodnie i od

niechcenia ”maniery, Granger”. Tylko kilka słów, które wkurzyły

ją jeszcze bardziej.
- Dobrze, poczekam na ciebie przed biblioteką.


Chciała mu odwarknąć, ale wyszedł.

*
- Proszę –

rozległ się męski głos, gdy Draco zapukał do drzwi Mistrza Eliksirów.

/>Dwoje uczniów weszło niepewnie. Stanęli na progu, nie bardzo wiedząc, co

zrobić.
- Siadajcie – powiedział łagodnie Snape, w ogóle nie

przejmując się tym, że żadne z nich uprzejmie go nie przywitało.
-

Czego się napijecie? Gorącej kawy, a może czekolady? – Spytał kiedy

usiedli
- Ja się napije kawy, dziękuję – powiedział Draco. - Po

co pan nas wzywał? – spytał jeszcze, mając nieprzyjemne wrażenie, że

zna powód tej wizyty.
- A ty, Hermiono? – po raz pierwszy Snape

odezwał się do niej po imieniu i dziewczyna uniosła na niego zdziwiony

wzrok.
- Ja, chyba czekolady... Albo nie, też kawy – szybko

zmieniła zdanie
Kiedy na biurku stały trzy kubki gorącego,

aromatycznego napoju, Severus powiedział cicho i bardzo spokojnie.
-

Chciałem z wami porozmawiać o przesłuchaniu.
- Cholera,

wiedziałem! - wyrwało się Draconowi. – Przepraszam, sir... –

dodał skruszony. Ku jego zdziwieniu, profesor nie rzucił w jego stronę

żadnych słów nagany.
- Dlaczego chce pan z nami o tym rozmawiać?

– spytała chłodno Hermiona.
- Bo widzę, że coś jest nie tak.

Zwłaszcza z tobą, panno Granger – jego głos był sugestywny i Gryfonka

się zarumieniła.
- Ale może my nie chcemy o tym rozmawiać –

powiedział zimnym tonem Malfoy. – Zwłaszcza Hermiona.

/>„Dałem ciała – pomyślał od razu chłopak - teraz to on już WIE,

że stało się coś okropnego, a nie tylko tak przypuszcza” –

rzucił przepraszające spojrzenie dziewczynie i odniósł wrażenie, że ją to

tylko rozdrażniło.
Severus nie dał nic po sobie poznać, gdy usłyszał

wypowiedź Dracona, chociaż doskonale zrozumiał sens tych słów.


/>Dziewczyna doznała kolejnego szoku. Malfoy użył jej imienia. Po raz

pierwszy w życiu.
„Może mi się to tylko śni?” –

Pomyślała z nadzieją. Ale nic innego nie wskazywało na to, że jest to sen.


- Opowiecie, co się stało, czy będziecie w milczeniu cierpieć i czekać

na cud? Cuda się nie zdarzają. A prawda, wcześniej czy później, wyjdzie na

jaw.
- Nie możemy o tym mówić – słowa Dracona były zimne i

dobitne.
- Ale może powinniście. Wiecie, że potrafię milczeć jak grób?

Dosłownie.
- Ja nie powiem ani słowa – zaperzył się chłopak.

/>- Możesz mówić, dzisiaj twój ojciec wyszedł z więzienia – słowa

Hermiony były nasączone pogardą i Draco poczuł się gorzej, niż w dniu kiedy

dostał od niej w twarz.
- Rozumiem, że chodzi o szantaż. Jakoś się nie

dziwię. I radziłbym ci, Granger żebyś złośliwe komentarze zostawiła na

później – powiedział cicho Snape. Hermionie zrobiło się głupio.

/>- Przepraszam – rzuciła w przestrzeń i żaden z mężczyzn nie był

pewien, do którego z nich mówi.
- Nie powiem ani jednego, marnego

słowa. Amen! – Draco wyzywająco spojrzał na Severusa.
- A

ty, Hermiono? - Snape zdawał się nie przejmować urażonym blondynem.

Wiedział, że słowa Granger ubodły go do żywego.
- Nie potrafię. Nawet

choćbym chciała. Nie mam ochoty. Nie chcę. Nie mogę.– Hermiona

poczuła, że jeżeli powie na ten temat chociaż słowo to zwymiotuje albo się

popłacze.
- Okey – Severus westchnął. - Spróbujemy inaczej.

/>Hermiona i Draco popatrzyli na niego z zaciekawieniem. Severus Snape,

Postrach Leniów Hogwartu był łagodny i cierpliwy.
- Nie zamierzam was

do niczego zmuszać, ani serwować wam Veritaserum. To by było podłe z mojej

strony.
Granger i Malfoy byli w szoku. On był dla nich miły,

wyrozumiały, wręcz opiekuńczy
.
- Czy któreś z was chce zapalić?

– Hermiona mocno się zdziwiła słowami nauczyciela, ale zarówno ona,

jak i Draco poczęstowali się papierosami.
- Powiedzcie mi, czy oni

stosowali wobec was przemoc psychiczną?
- Owszem - powiedział zimno

Draco, który miał się nie odzywać. – Już na wstępie poinformowano nas,

że jesteśmy jedynie śmieciami i zasugerowano, że wszystko co powiemy, a

nawet to czego nie powiemy, może być wykorzystane przeciwko nam.
- Jak

to poinformowano was, że jesteście śmieciami?! – oczy Severusa

pociemniały i wyglądały, jak dwa węgle rozjarzone ogniem świętego oburzenia.


- Ja jestem śmieciem, bo jestem szlamą – powiedziała chłodno

dziewczyna i obydwaj panowie wzdrygnęli się, na dźwięk tego słowa z jej ust.

- A Malfoy, ponieważ... - skrzywiła się lekko przy tych słowach - jest synem

Śmierciożercy.
- Oni byli po alkoholu – z wyrzutem dodał Draco.


Severus postanowił zachować spokój, chociaż wiedział, że teraz byłby w

stanie zabić tych dwóch kretynów, którzy mieli się za wielkich i szacownych

urzędników.
- Rozumiem – powiedział nauczyciel zimnym,

opanowanym tonem, przed którym drżały pokolenia uczniów Hogwartu.
- My

to też doskonale rozumieliśmy – odrzekł Draco biorąc bez pytania

kolejnego papierosa i odpalając go od poprzedniego (to był chyba jego

rekord), co zostało taktownie nie zauważone przez profesora.
- Jedyny

problem stanowił fakt, że nawet w chwilach największej pokory z naszej

strony, traktowano nas jakbyśmy byli bezczelnymi arogantami –głos

chłopaka był wyzuty z wszelkich emocji.
- Używali magicznych tortur

legalnych, bądź nielegalnych? Percy to świnia i wszystkiego można się po nim

spodziewać – Severus miał w tej chwili gdzieś swoją mało wychowawczą

wypowiedź.
- Tormentera, ale tylko w stosunku do Malfoya –

powiedziała zimno Hermiona. – Ach i Revalo – spojrzała na

chłopaka niepewnie, ale ku jej konsternacji i złości, na którą nic nie mogła

poradzić, przyjął to bardzo spokojnie
- Tak myślałem... –

Severus ciężko westchnął i ponownie zapalił, biorąc dobry przykład z ucznia.


- A przemoc fizyczna? – zaczął i zauważył, że obydwoje

wzdrygnęli się z obrzydzeniem.
– Tak, czy nie? – spytał

cicho, wiedząc jaka będzie odpowiedź.
Niepewne kiwanie głowami.

Severus zamknął oczy.
„Boże, daj mi siłę, bo mnie szlag trafi i

pójdę do Percy’ego osobiście.”
- Bili was? – Czuł

się jak świnia gdy o to pytał. Wiedział, że po tej rozmowie będzie musiał

się upić.
- Tak – Draco wyglądał na człowieka bliskiego płaczu


- Ciebie też, Hermiono? – spytał cicho.
Kiedy dziewczyna

pokiwała głową, Severus zamknął oczy i policzył do dziesięciu.

/>„Jutro pomorduję ich jak parszywe psy” – pomyślał z

nienawiścią.
- Bardzo mocno? – spytał łagodnie, nienawidząc

siebie za te słowa.
- Ja mocno nie dostałam, tylko Draco –

Hermiona popatrzyła niepewnie na nauczyciela.
- Możesz nie pieprzyć

głupot ? – spytał oburzony chłopak mając gdzieś fakt, że

„wyrażał się” przy nauczycielu. Snape jednak nie zwrócił na to

uwagi.
- Weasley dał Hermionie tak mocno w twarz, – powiedział

wracając się do nauczyciela - że omal nie zabiła się, wpadając na to jego

parszywe biurko. Czy to jest mocno panie profesorze, czy jeszcze nie? Może

pan już skończy to bezduszne przesłuchanie – ze złoscią położył

nacisk na ostatnie słowo. Wiedział że jego gniew nie jest do końca słuszny,

ale nie mógł inaczej. Severus przyjął jego rozdrażnienie nad wyraz

spokojnie.
- Posłuchaj, Draco. Mi nie sprawia to absolutnie żadnej

przyjemności, przecież o tym wiesz. Szczerze powiedziawszy, czuję się podle.

Ale z doświadczenia wiem, że takie milczenie wcale nie musi pomóc, może

wręcz zaszkodzić. Myślisz, że mi jest łatwo?
- Przepraszam –

zaczął chłopak – ja po prostu...
- Rozumiem – przerwał mu

profesor – nie musisz się tłumaczyć.
Hermiona popatrzyła na

Severusa z nadzieją. On mógłby jej pomóc. Tylko, że ona nie była w stanie

opowiedzieć, tego co ją spotkało. To był koszmar...
- Muszę o to

zapytać – popatrzył na Hermionę niemal ze skruchą w czarnych oczach.

– Najwyżej nie odpowiesz.
Dziewczyna spojrzała na niego ze

zrozumieniem.
„Boże, błagam, niech ona odpowie nie

– to nie była myśl, tylko modlitwa, ale wzrok panny Granger zdradzał

zbyt wiele bólu, by ta modlitwa mogła zostać wysłuchana.
- Czy oni cię

zgwałcili? – ciche słowa zabrzmiały jak krzyk pośrodku głuchej nocy.

Samemu mężczyźnie zadającemu pytanie, wydawało się, że coś w nim powoli

pęka, bo ogromne oczy dziewczyny powiedziały mu już wszystko. Żołądek

Severusa związał się w ciasny supeł, a serce stanęło na chwilę w miejscu.


- Jak pan śmie? – zimny ton Draco Malfoya wyrwał go z chwilowego

otępienia i szoku. Snape znał już odpowiedź na swoje pytanie.
- Jest

pan sadystą. Nie chcę tego słuchać – ciągnął pobladłymi wargami

chłopak. – Chodź, Hermiona, wychodzimy.
Ale Hermiona nie wstała

i Draco też nie ruszył się z miejsca zdziwiony jej zachowaniem.
- W

porządku – powiedziała cicho, sama zaskoczona swoim spokojem i tym co

mówi. – Moja odpowiedź brzmi tak.

Zapadła głucha, martwa

cisza. Severus ukrył twarz w dłoniach i ogromnym wysiłkiem woli powstrzymał

cisnące się do oczu łzy. Draco łez nie powstrzymywał. Ostano przestał

wstydzić się płaczu.
- Jest pan zadowolony? – spytał łamiącym

się głosem.
- Przepraszam – dodał po chwili, gdy dostrzegł ból w

oczach nauczyciela.
Hermiona była bardzo blada, ale spokojna.
-

Dobrze się czujesz? - spytał Severus i nagle zły sam na siebie, dodał.

– Och, co za durne pytanie. Przepraszam, że je zadałem.
- Nie

szkodzi. Nie jest tak źle – uśmiechnęła się blado.
- Czym wam

grozili? Tobie Draco, tym że skrzywdzą ci ojca…A tobie, Hermiono?

/>- Chodzi o moich rodziców – dziewczyna była smutna i przestraszona.

– Nikomu pan nie powie, prawda? – podniosła na nauczyciela

zalękniony wzrok.
- Nie powiem nawet swojemu odbiciu w lustrze. I

obiecuje, że prędzej Ministerstwo Magii zawali się na głowę Knotowi,

Percy’emu i Matrojewowi, niż stanie się krzywda twoim rodzicom. Już ty

się o to nie bój. I tak są pod ochroną, a jak szepnę słówko

Dumbledore’owi... Nie patrz tak, nie powiem mu co zaszło... Włos im z

głowy nie spadnie, Hermiono.
- Dziękuję – powiedziała i

spróbowała się uśmiechnąć.
- Nie ma za co, dziecko.

Draco

nie słuchał tej rozmowy. Wspomnienia z ministerstwa naszły go zbyt silną

falą. Znowu. Siedział i cicho płakał.
- Draco, co ci jest? –

zapytał nagle z niepokojem Snape.
- Och nic, ja tylko tak, przepraszam

- zaplątał się we własnych beznadziejnych wyjaśnieniach. – Nie chcę o

tym mówić..
Więcej już nie był w stanie powiedzieć, bo miał ściśnięte

gardło.
- Hermiono, pójdziesz sama? Dasz radę? – zapytał Snape


- Tak – powiedziała, patrząc z zaciekawieniem na Ślizgona.

– Na pewno - dodała widząc zaniepokojoną minę Severusa.
- Wiesz,

że zawsze możesz przyjść i porozmawiać?
- Wiem, panie profesorze i

dziękuję.
- Możesz odejść, Granger i nie masz mi za co dziękować.

Jestem twoim nauczycielem.
- Mimo wszystko dziękuję. Dobranoc, sir.


- Dobrano, Hermiono – odpowiedział Snape
- Cześć –

rzuciła do Malfoya patrząc na niego niepewnie.
Skinął jej tylko głową,

bo nie był w stanie odpowiedzieć i starł wierzchem rękawa białej bluzy,

płynące z oczu łzy.

- O co chodzi, Draco? – spytał

łagodnie Severus po wyjściu Hermiony. -Wiesz, że możesz ze mną rozmawiać

otwarcie...
- Otwarcie? – wzrok chłopaka był zimny jak lód, a w

szarych tęczówkach dostrzec można było kryształki skondensowanego bólu.

/>Severus przymknął oczy, widział że Draco cierpi i znał prawdopodobną

przyczynę takiego stanu rzeczy. W końcu sam kiedyś patrzył na cudze

cierpienie. Zstawiło to niezabliźnioną ranę w jego sercu.
Tylko, że

on, Severus, mógł coś zrobić; zostałby za to ukarany, ale mógł. A Draco mógł

jedynie patrzeć na to, co się działo. Być bezsilnym obserwatorem

rozgrywającej się przed jego oczami tragikomedii napisanej przez samo życie.

Tragikomedii, w której paradoksalnie został umieszczony, nie jako aktor a

widz.
Tragikomedii, która miała mu pokazać jak mało znaczy i jak

niewiele może.
Bezsilność jest najgorszym z możliwych stanów. Snape o

tym wiedział.
I nie miał pojęcia, jak pomóc chłopakowi.

-

Posłuchaj – zaczął po kilku minutach przytłaczającej ciszy, w której

było słychać nawet upadające na biurko łzy młodego Malfoya. – Mogę

tylko domyślać się co czujesz. W pewnym sensie wiem jak to jest kiedy można

tylko patrzeć...
- Nie wiem pan – zimne skalkulowane

stwierdzenie, nie pozostawiające żadnego minimalnego marginesu zastrzeżenia

czy błędu w myśleniu. Czyste, chłodne stwierdzenie faktu.
Ciche słowa

rozbrzmiały w głowie profesora jak wystrzał armatni, odbijając się echem od

ścian czaszki i pozbawiając Snape’a jakichkolwiek argumentów.

Jakichkolwiek. Bo on przecież ich nie miał. Tak po prostu. Nie był

postawiony w pozycji kogoś, kto nie może zrobić absolutnie nic. Zawsze mógł.

Mało tego - nigdy się nie odważył, a czasami po prostu nie miał ochoty.

/>Dopiero te trzy sowa dały mu pełny obraz tragedii, jaką przeżył Draco, a

to był tylko początek... Koszmar ciągnął się późno w nocy i kończył

patrzeniem na śmierć niewinnego dziecka, którego Malfoy junior też nie mógł

uratować, nawet gdyby chciał – oni mieli przewagę nie tylko w liczbie

ale i w umiejętnościach.
„Cholera jasna” – pomyślał

zrozpaczony Severus.
- Nie wie pan – powtórzył chłopak. –J

a nie mogłem zrobić zupełnie nic, mogłem tylko pogorszyć jej sytuację. Tylko

pogorszyć. Wie pan jak to jest? Co się wtedy czuje? – Głos chłopaka

był zimny, drwiący i sarkastyczny. – Mogę panu opowiedzieć.
-

Draco, to co się stało nie było twoją winą, zrozum; zamartwianie się i

obwinianie niczego nie da...
- Nie było moją winą?! Właśnie że

było... nie potrafiłem trzymać mordy na kłódkę i nazwałem tego wszarza

Weasleya chamem, tylko dlatego to zrobił, żeby mi pokazać, jaką ma władzę

nade mną i nad Granger.
- Ten wszarz, jak go określiłeś, zrobiłby to i

tak. Wierz mi Draco. Tacy ludzie nie mają skrupułów.
- Łatwo panu

mówić.. Ja musiałem słuchać jak ona krzyczy.. Nie rozumie pan?!Ona

błagała o pomoc! – Draco był bliski furii, prawie krzyczał na

profesora. – Błagała o pomoc, której nie mogłem udzielić. Niech mi pan

nie pieprzy o obwinianiu się! Ja jestem winny! Jestem współwinny i

jestem gnojem, bo nic nie zrobiłem!
- Nie mogłeś, przecież wiesz,

że nie mogłeś, Draco – Severus mówił do niego łagodnie i cicho. Nie

miał pojęcia, jakie słowa mogłyby do niego trafić, chyba żadne. Jeszcze nie

teraz, a może nigdy...
- Oczywiście, że nie – wysyczał chłopak

ze złością. – Doskonale o tym wiem, nie wiem tylko jednego i pan ,

panie profesorze nie jest mi w stanie pomóc.
- Możliwe, że nie, ale

spróbuję – Severus uczepił się nadziei, że może jednak jest w stanie

chociaż trochę uśmierzyć cierpienie młodego człowieka.
- Spróbuje pan?

– głos Dracona był cichy i poważny. Chłopak wstał i podszedł do drzwi

a nauczyciel go nie zatrzymywał.
- To niech mi pan powie, jak z tym

żyć. – Po tych słowach otworzył drzwi i wyszedł.
Snape nie upił

się do nieprzytomności tylko dlatego, że miał go odwiedzić stary przyjaciel.



***
Kitiara

style='color:green'>(*)
Lucjusz Malfoy pojawił się o

północy w kominku, w prywatnej kwaterze mistrza Eliksirów.
Severus

patrzył jak wysoki blondyn otrzepuje z siebie kurz. Lucjusz spojrzał na

przyjaciela a następnie wyciągnął ręce w geście powitania i obydwaj się

uścisnęli.
- Witaj.
- Witaj.
Cisza.

- Nalej

wódki, Sev - powiedział nagle Lucjusz. Na to mistrz uśmiechnął się blado.


- Jestem ci wdzięczny za te słowa.
- Potrzebujesz tego,

Severusie?
- Owszem, Lucjuszu.
Malfoy patrzył jak gospodarz

rozlewa wyborną Brandy do literatek i magicznym zaklęciem dodaje lód.

/>- Nawet nie wiesz jak ja tego potrzebuję - Lucjusz usiadł i ukrył twarz w

dłoniach.
Jasnowłosy wypił duszkiem wódkę i opowiedział rozmowę z

Narcyzą, pomijając kwestię gwałtu panny Granger milczeniem, ale ku jego

zdziwieniu Severus powiedział:
- Już wiem, co zaszło na przesłuchaniu,

powiedziała mi o tym w zaufaniu sama Hermiona... Twój syn strasznie to

przeżył, może nawet bardziej niż Próbę.
- Nie wiem, co mam zrobić,

Severusie, po prostu nie wiem. Narcyza wyznała mi miłość po prawie

dwudziestu latach małżeństwa i prosiła bym spełnił ultimatum Dracona, ale ja

naprawdę nie wiem co będzie dobrym posunięciem...
- Czyli wreszcie się

zdecydowała powiedzieć ci, jak bardzo cię kocha... – Severus

uśmiechnął się do siebie. Od dawna wiedział o tej skrywanej miłości i

chwilami zazdrościł swemu przyjacielowi. – Trochę to długo trwało, ale

chyba warto, prawda Lucjuszu?
Lucjusz nie skomentował słów

przyjaciela, nie było czego. W końcu własnej, dwudziestoletniej głupoty

komentować nie powinien. Patrzył tylko w ogień jakby tam mógł znaleźć

odpowiedź na wszelkie życiowe bolączki.

- Powiedz mi, co ja mam

zrobić, jak postąpić. Nie chcę stracić ani Narcyzy, ani Dracona, nie wiem

którą drogę wybrać, nie wiem co zrobić.... Sever, a ty... co ty czułeś kiedy

się od niego odwróciłeś?
- Ulgę.
- Ale przecież narażałeś własne

życie...
- Lucjuszu, ja byłem w zupełnie innej sytuacji, nie miałem

rodziny, ani nikogo na kim by mi zależało. Własna śmierć byłaby dla mnie

wyzwoleniem, dlatego czułem ulgę.
- Ja niestety nie mogę poczuć tej

ulgi....
- Skoro nie możesz to znaczy, że już wybrałeś.
-

Wybrałem... - Lucjusz nie był pewien swoich słów. - Mówisz, że wybrałem...

może rzeczywiście, tylko co?
- Bądź neutralny. Po cichu wspomagaj nasz

Zakon, ale nie narażaj życia jako szpieg.
- Nie być ani po jednej ani

po drugiej stronie... Nie być szpiegiem... może to byłby nawet dobry pomysł

gdyby...
- Gdyby co?
- Gdyby mój syn nie zadeklarował, że się

mnie wyrzeknie jak nie zostanę szpiegiem jasnej strony. Cholera...
-

Ale z synem możesz się dogadać, Luc.
- Ale nie mogę się zgodzić, żeby

to on się narażał, przecież to jeszcze dziecko... Dla mnie zawsze będzie

dzieckiem! - Lucjusz Malfoy prawie krzyczał.
- Ja nie pozwolę na

to, żeby on został skrzywdzony w jakikolwiek sposób, to mój syn i musze go

chronić! – zachowywał się tak jakby dopiero teraz zrozumiał, że

Draco jest jego skarbem. Jego synem i jedynym dziedzicem.
- On już

nie jest dzieckiem, Lucjuszu. Nie po tym, co przeżył. Nie poznasz go.

To poważny młody mężczyzna.
- Ale to MOJE DZIECKO!!!

Severusie, czy gdybyś był na moim miejscu narażałbyś własne dziecko? Czy

byłbyś do tego zdolny, czy poświęciłbyś życie ukochanych osób?!
-

MUSISZ LICZYĆ SIĘ Z TYM, ŻE TWÓJ SYN PODJĄŁ ODPOWIEDZIALNĄ DECYZJĘ I NIE

MOŻESZ MU TEGO ZABRONIĆ! Możesz się jedynie z tym pogodzić, porozmawiać

z nim, znaleźć kompromis.
- Mogę mu pomóc – powiedział Lucjusz

po kilku chwilach milczenia. Na twarzy starszego maga pojawiła się

determinacja, nagle zrozumiał co musi robić.
- Jak? Zostając dalej

wiernym psem Voldemorta?! - Snape był zdenerwowany
- Nie, zostając

pieprzonym szpiegiem starego Dropsa... – powiedział zbolałym głosem

Lucjusz. Nagle decyzja okazała się taka łatwa. To znaczy Malfoy senior

zrozumiał, że jest ona słuszna; łatwa ona nie była i nigdy nie będzie.

/>- Przecież to mój jedyny potomek. Nie wiem czy jeszcze będziemy mieli z

Nari dzieci, przecież już trzy razy poroniła. Poza tym Narcyza błagała mnie,

żebym coś zrobił, a ta cudowna kobieta mnie kocha i chyba jestem jej coś

winien za tyle lat cierpienia.... Wiesz jak musiała ją boleć każda zdrada z

mojej strony? – Lucjusz westchnął przeciągle i nalał sobie następną

porcję alkoholu, Severusowi też. Mistrz Eliksirów był zdziwiony nagłą zmianą

w postawie przyjaciela. Był nią niemal zakłopotany. Czuł że źle ocenił

Lucjusza, nie licząc na tak mądre posunięcie z jego strony.
-

Szpiegując dla tego powalonego Chrabąszcza, mogę im zapewnić maximum

bezpieczeństwa na jakie stać Dumbledore’a – kontynuował Malfoy.

- Co jak co, akurat bezpieczeństwo zapewnić on potrafi. Może do ukończenia

przez Dracze Hogwartu wszystko się zmieni, może będzie lepiej, może nie

będzie musiał wchodzić w struktury Śmierciożerców? Może, może, może...

/>- Sam powiesz o tym Albusowi, czy ja mam to zrobić? – spytał

łagodnie Severus.
- Ty powiedz... Ja z nim porozmawiam w przyszłym

tygodniu, teraz chcę się widzieć z Draconem... Koniecznie – Lucjusz

wypił jednym haustem połowę szklaneczki.


style='color:green'>*Cały ten fragment pomogła mi napisać kochana

Nag (która teraz jest bez kompa i cierpią na tymm wszystkie Jej i nasze

wspólne opowiadania, których jeszcze nie skończyłyśmy). Dzięki

Naguś:]


*
- Co się stało? – Draco

przetarł zaspane oczy.
- Ciii... – powiedział Snape. –

Chodź, ktoś chce z tobą porozmawiać.
- O tej porze? – blondyn

ziewnął, a ten gest był tak niewinny i chłopięcy, niemal uroczy, że

Severusowi ścisnęło się serce.
„Biedny dzieciak” –

pomyślał, mimo że jakiś kwadrans wcześniej przekonywał Lucjusza w sprawie

dorosłości Malfoya juniora.
- Chodź ze mną... tylko załóż na siebie

cokolwiek, na golasa chyba nie pójdziesz...
Draco włożył czarne

sztruksy, które wymacał obok łóżka i wstał by poszukać jakiejś bluzy. Jedna

z jego ulubionych ciemnogranatowych leżała także przy łóżku, więc ją

naciągnął przez głowę i ponownie potężnie ziewnął, patrząc z wyrzutem na

nauczyciela.
- Gdyby to nie było nic pilnego, nie budziłbym cię,

przecież wiesz.
- Wiem, sir... I przepraszam za moje zachowanie, pan

chciał dobrze. I sam pan przeżył nie mniejszy koszmar.
- Nie szkodzi

– powiedział Severus. Draco usłyszał w jego głosie szczere współczucie

i zrozumienie. – Nic złego nie zrobiłeś ani nie powiedziałeś. Jesteś

silny i na pewno poradzisz sobie w życiu, teraz chodź ze mną.


/>Kiedy weszli do kwatery Severusa, Draco stanął w progu jak rażony

piorunem. Od razu przeszła mu wszelka senność.
- Musimy poważnie

porozmawiać, synu – powiedział grobowym głosem Lucjusz Malfoy.

/>Draco patrzył na ojca w niemym szoku. Nie wiedział, że tak szybko dojdzie

do tej rozmowy. W ogóle zapomniał nawet o tym, że Lucjusz miał wyjść dziś z

więzienia...
- Zostawię was samych – powiedział Snape,

rozumiejąc powagę sytuacji. - porozmawiajcie swobodnie... Pójdę do swojego

laboratorium, popracować nad składem nowego eliksiru.
- Dziękuję,

Severusie – podziękował uprzejmie Lucjusz.
- Siadaj, synu

– rzekł po wyjściu Mistrza Eliksirów. – Jego głos był spokojny,

ale prawie zawsze taki był i Draco nie wiedział czego może się spodziewać.


Usiadł posłusznie.
- Napijesz się ze mną Brandy? – zapytał

Lucjusz senior.
- Tak, ojcze – odrzekł Draco. - Poproszę.

/>Przez chwilę siedzieli w milczeniu popijając alkohol i paląc papierosy.


- Powiedz mi, czy to ładnie stawiać ojca przed takim wyborem? –

zapytał z łagodną naganą w głosie starszy mag.
- Ale ja tak musiałem,

ojcze – odpowiedział Draco poważnym tonem. Ne mogłem inaczej

postąpić... I nie zrobiłem tego po to, by cie krzywdzić... Kocham ciebie i

mamę.
- Wiem – ku jego zdziwieniu ojciec nie zdenerwował się,

wypowiedzianymi wprost, słowami prawdy. – Ale mimo wszystko tak się

nie robi. Powinieneś ze mną porozmawiać.
- Rozmawiam – Draco

wiedział, że jest w tej chwili bezczelny, ale zaryzykował. Ojciec wyglądał,

jak człowiek który właśnie podjął ważną decyzję. I Draco wiedział, że na jej

zmianę nie jest w stanie wpłynąć nikt. W końcu sam po kimś odziedziczył ośli

upór. Nie wiedział tylko jednego, że teraz była osoba, która mogła wpływać

na tego surowego mężczyznę dużo bardziej niż dotychczas. Narcyza Malfoy.

/>Reakcja ojca była dziwna. Lucjusz się roześmiał.
- Jesteś prawdziwym

Malfoyem... Dziadek byłby dumny z twojej odpowiedzi... Lakonicznie i na

temat.
- Od kogoś się tego nauczyłem, ojcze – Lucjusz pokiwał ze

zrozumieniem głową. Zaciągnął się po raz ostatni i zaczął przygaszać resztkę

papierosa w ukochanej popielniczce Severusa.
- Matka powiedziała mi,

co zaszło na przesłuchaniu – powiedział poważnym tonem, wypuszczając

nosem dym.
Draco pobladł i wyglądał na wkurzonego.
- Nie

denerwuj się. Nie mogła inaczej postąpić... Widzisz, Draco zachowałem się

wobec niej jak świnia i... nieważne. Nie bój się nikt o tym się nie dowie.


- Jeżeli zrobiłeś matce jakąś krzywdę, zamorduję cię –

powiedział zimno Malfoy Junior i Lucjusz wiedział, że mówi poważnie.
-

Nie. Opamiętałem się.
- Wiesz co jeszcze powiedziała mi Narcyza? Że

zawsze mnie kochała. I kocha nadal. Nie jestem jej godzien... – Draco

dostrzegł że jego ojciec jest bliski płaczu. Nigdy wcześniej nie widział,

żeby Lucjusz miał w oczach łzy.
- Jestem z ciebie dumny –

powiedział nagle do syna. - Dumny ze wszystkiego co zrobiłeś, a najbardziej

dumny z tego, że trzasnąłeś tego pieprzonego Weasleya w zęby. Trzeba było mu

je wybić.
Draco patrzył na niego jak oniemiały.
- Ryzykanctwo

też po kimś odziedziczyłem – powiedział w końcu i nieznacznie

uśmiechnął się do ojca.
Lucjusz wyglądał na zaskoczonego tymi słowami.


- Wiem o Annie Salior ojcze i o jej rodzicach... Dlaczego wtedy nie

odszedłeś szpiegować dla Dumbledore’a? Dlaczego? – Spytał

chociaż znał odpowiedź, która nastąpiła po dłuższej chwili niemej ciszy.

/>- Byłem z byt dumny. I nadal jestem, ale nie mogę ignorować próśb kobiety,

która przez całe nasze wspólne życie mnie kochała, i która nie otrzymała nic

w zamian.
Draco popatrzył na ojca szeroko otwartymi oczami. Był

pewien, ze się przesłyszał.
- To znaczy, że... – zaczął

niepewnie.
- Tak – wszedł mu w słowo ojciec. - To oznacza, ze

przyjąłem twoje ultimatum.
- Tak się cieszę, tato – Draco rzucił

się Lucjuszowi na szyję. – Dziękuję.
Mężczyzna nie był

przyzwyczajony do takich poufałości, ale przytulił syna.
- Dobrze, już

dobrze – powiedział wypranym z emocji głosem, chociaż był wzruszony.

– Siadaj, nie rób mi tu scen.
Chłopak odsunął się zawstydzony

własnym wybuchem emocjonalnym.
- Powiedz mi Draco, skąd wiesz o tej

tragedii sprzed siedemnastu lat. Zapewne od Severusa, ale w jakich

okolicznościach ci o tym powiedział?
Draco zarumienił się jak buraczek

na wiosnę i spuścił głowę.
- No, o co chodzi? – spytał łagodnie

i ciekawie Lucjusz.
- Bo ja byłem strasznym chamem i dokuczałem

Potterowi... z powodu tortur. Bardzo niewybrednie mu dokuczałem... Teraz mi

wstyd. Właśnie wtedy profesor mi o tym opowiedział, żeby mi pokazać moją

głupotę, ignorancję i okrucieństwo.
- Rozumiem. Wiem wszystko na temat

Notta. Severus ze mną korespondował. Sam bym go załatwił gdybym miał okazję.

Do tej pory żałuję, że go nie wykończyłem.
- Profesor Snape też.

Powiedział, że był zwykłym tchórzem. Ale ja tak nie uważam. Niezależnie od

tego, że któryś z was zabiłby Notta, tamta dziewczynka i jej rodzice

umarliby i to w jeszcze większych męczarniach. Tom Marvolo Riddle jest

wcieleniem zła i okrucieństwa. To czerwonooki sadysta uwielbiając zadawać

ból. Teraz już to wiem i wiem na co go stać.
Lucjusz Malfoy był

zdziwiony dojrzałą i spokojna wypowiedzią syna. Rzeczywiście Severus miał

rację, że Draco wydoroślał, może był nawet poważniejszy od własnego ojca.

Severus jak zwykle miał rację. Lucjusz westchnął.
- Matka mi

opowiadała o twojej Próbie, podobno przeszedłeś ją wspaniale. Czarny Pan

jest z Ciebie dumny. Jutro zapewne wezwie mnie na prywatną pogawędkę...

Posłuchaj mnie uważnie. Wszystko co stało się w Ministerstwie Magii –

mężczyzna zauważył jak jego syn krzywi się i drży na wspomnienie tych

przykrych wydarzeń – jest tajemnicę. Nie zdradzę się ani jednym słowem

i ani jednym gestem, że coś wiem. Możesz być pewien. Będę się nawet słodko

uśmiechał to tego skurwiela wiceministra i kretyna ministra. A co do

rodziców Granger.... – mężczyzna westchnął przeciągle przy tych

słowach. - Najlepiej powiedzcie o tym szantażu Dumbledore’owi. On

potrafi zapewnić ochronę każdemu. Nikomu więcej nie mówcie... Wiem że to dla

ciebie, jak i dla niej, jest bardzo przykre. Jemu jednak powinniście

zdradzić ten sekret, zwłaszcza, że stary Trzmiel na pewno wielu rzeczy się

domyśla... Nie zdziwiłbym się gdyby znał myśli uczniów.
- Jak możesz

mówić o koszmarze, że jest czymś przykrym, tato? – powiedział z

wyrzutem chłopak. – Myślisz, że dla Granger to było po prostu bardzo

niemiłe? Nie masz pojęcia o czym mówisz... No, może masz... – w jego

głosie zabrzmiała zimna drwina i Lucjusza przeszył dreszcz obrzydzenia na

wspomnienie wszystkich tych nocy, kiedy, odurzony narkotykami, alkoholem i

adrenaliną, brał udział w krwawych orgiach i brutalnych gwałtach,
-

Zrobiłem w życiu wiele złych rzeczy, Draco i nie jestem z nich dumny.

Postaram się wszystko wam wynagrodzić... Tobie i mamie... I zrobię wszystko

by uratować Severusa... Wiem, że byłem zimnym, surowym i nieprzystępnym

ojcem, ale to nie znaczy, że cię nie kochałem i nie kocham. Jesteś moim

jedynym synem, miłuję cię z całego serca i nie pozwolę ci zniszczyć sobie

życia takim durnym ultimatum. Nie godząc się na nie narażałbym cię na

jeszcze większe niebezpieczeństwo, niż sam siebie chcesz narazić.


/>Draco spuścił wzrok i milczał. Siedzieli w takiej ciszy kilka minut.

/>- No, na mnie już czas – Lucjusz wiedział, że jego syn pogrążył się

w bolesnych wspomnieniach z przesłuchania i wiedział, że nic na to nie może

poradzić. - Muszę jeszcze porozmawiać z mamą, a jutro jest jakieś

posiedzenie w Ministerstwie Magii, na którym się muszę pojawić. ... Życz mi

szczęścia na nowej drodze życia synu – ostatnie zdanie zakrapiane było

dużą dawką ironii.
- Ja też jestem z ciebie dumny tato –

powiedział Draco, gdy ojciec uścisnął mu dłoń i podszedł do kominka. -

Jestem dumny, że podjąłeś taką a nie inną decyzję i jestem dumny, że

narażałeś siedemnaście lat temu własną skórę, aby uchronić tamtych troje

mugoli przed niewyobrażalnymi cierpieniami. Naprawdę.
- Dziękuję,

synu– na twarzy Lucjusza pojawiło się spotykane tam niezwykle rzadkie

zjawisko, zwane rumieńcem. – Ty zrobiłbyś pewnie na moim miejscu to

samo.
- Nie wiem tato, czy bym się odważył. Ale wiem jedno – w

oczach Dracona zagościł niebezpieczny, niemal fanatyczny błysk a jego głos

był zimny jak lód i Lucjusz Malfoy popatrzył z zaniepokojeniem na swojego

syna. – Wiem, że kiedyś zamorduję Percy’ego

Weasley’a, i że to nie będzie lekka śmierć.
Starszy blondyn nie

miał zielonego pojęcia, co mógłby odpowiedzieć na taką deklarację i nie

odpowiedział nic. Jego syn mówił poważnie...

***
******
siistars
Fajne... Tylko czemu znowu wkleiłaś tak

mało?
border='0' style='vertical-align:middle' alt='cry.gif'

/>
Kitiara
Hej, chwila moment!
Wklejam

codziennie... - to po pierwsze.
Po drugie -> ten odcinek nie

zmieścil się w jednym poście i to jest MAŁO?

Wiecie co?

/>Takie podejście do rzeczy zaczyna mnie wnerwiać...

Justa
Śliczne...

src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/cry.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='cry.gif' />
a ja

powiem szczerze że mi sie bardzo podoba że dajesz codziennie rozdziały i że

nie dajesz ich za dużo na raz tylko powoli po jednym
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/smile.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='smile.gif' />, dzięki

temu opowiadanie wciąga
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/smile.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='smile.gif' />
Raistlin
Ja cie tu ciągle chwale ciebie, ale teraz

czas przyszedł na krytyke. Ostatnio sobie wszedłem na forum Miriell, żeby

popatrzeć ile tego masz napisane, przeczytałem jedną część opowiadania(którą

tu właśnie wkleiłaś) i pare postów. I właśnie w którymś z nich został

poruszony temat alkoholu w twoim opowiadaniu.
Zastanowiłem sie i

doszedłem do problemu nie tylko alkoholu ,ale też papierosów.
Chodzi mi

o to, że zastanawiam sie skąd oni maja tyle wódki(i nie tylko) a także

papierosów. Na dodatek tak jak piszesz większość jest mugolska np. wódka

Smirnoff,czy papierosy Malboro(według mnie mogłaś wymyślić jakieś

czarodziejskie ale to tylko moja (nie)skromna opinia).Przecież żeby mieć

tyle tego oni by musieli ze sobą do Hogwartu w kufrze przywieść tyle tego,

że hej(a wątpie żeby tak zrobili), a na dodatek nie często wychodzili choćby

do Hogsmeade, a o mugolskich wioskach czy miastach nawet nie wspominająć,

gdzie mieli by możliwośc zakupienia alkoholu czy paierosów. Zastanawiałem

się też nad tym, że oni mają tylko 16 lat a piją litry alkoholu, np. przy

Snapie czy tam przy kimś innym a nawet samemu lub z kumplami, i fajczą

bardziej niż kominy, nawet w obecności Dumbla. No na tym koniec (ale sie

rozpisałem co nie?
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/biggrin.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif' /> ). Mam

nadzieje Kit że to przeczytasz i odpowiesz na dręczące mnie pytania.

/>
Edit:

Aha i jeszcze zauważyłem że ty się pomyliłaś przy

ocenach: piszesz akceptowalny zamiast zadowalający(taki mały błąd ale mnie

to razi)
Kitiara
Ciekawość to pierwszy stopień do

piekła, Raist.
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/smile.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='smile.gif' />
Mogę

wiedzieć czemu czytałeś na mirriel? aż tak jesteś niecierpliwy?:]

/>Dobra, nieważne. Chyba masz durzo czasu wolnego.

Po pierwsze -

sytuacja jest bardzo stresogenna, a wtedy człowiek częściej sięga po używki.

Czy czarodzieje czymś się pod tym względem różnią od mugoli? Wydaje mi się,

że nie. A Dumbledore to przecież bardzo tolerancyjny człowiek.
Po

drugie - to czarodzieje, więc sobie z uzupełnienem zapasów alkoholu potrafią

pradzić.
Po trzecie - tu się biję w piersi - nie chce mi się wymyślać

nazw czarodziejskich trunków (obiecuję poprawę!)
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/blush.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='blush.gif' /> .
Po

czwarte - jestem osobą bardzo tolerancyjną jeśli chodzi o alkohol; gdy

miałam 16 lat regularnie chadzałam na piwo i wychodzę z założenia, że

psychicznie zdrowy człowiek, nawet jeżeli zdarza mu się w wyjątkowych

chwilach wypić trochę więcej, nie naraża się zbytnio na uzależnienie. Wiem z

autopsji i widzę po moich znajomych... Częściej spijają się te osoby, które

bardzo rzadko po alkohol sięgają, nie zaś ci którzy piją w miarę często i z

umiarem. Może to brzmi dziwnie, ale też to znam z własnego doświadczenia.

Włosi na przykład, codziennie piją do obiadu wino i wodę. Dużo już w życiu

widziałam, Raist:)
Pozdrawiam serdecznie, kit

PS: Lepiej

czytaj na tym forum, bo przed wklejaniem poprawiam błędy, które uda mi się

wyłapać i czasem "udoskonalam" tekst. Jakbyś miał jeszcze jakieś

pytania to "wal"!
Raistlin
Jak to powiedział Snape w jakimś w ficu

"w piekle mam już naszykowany kocioł z moim nazwiskiem więc mi tu nie

pieprz o ciekawości"
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/biggrin.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif' /> (troche

zmieniłem)

A jestem i mam dużo czasu
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/smile.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='smile.gif' />


/>Do pierwszego: tu sie zgadzam
Do drugiego: możesz mi wytłumaczyć jak?

normalnie chyba nie wyczarują Smirnoffa z powietrza (chyba nie ma takiego

zaklęcia)
Do trzeciego: mam nadzieje bo inaczej...
Do czwrtego:

wierze ci na słowo, choć z moich obserwacji jest inaczej ale nie będziemy

się o to kłócić, a z doświadczeń na własnej skórze to nic ci nie powiem bo

nie pije
border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'

/> "Dużo już w życiu widziałam Raist:)" a w to nie

wątpie
border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/>

Do ps: tak zrobie będe walił odrazu


style='vertical-align:middle' alt='smile.gif' />


/>
Kitiara

class='quotetop'>QUOTE
Do

drugiego: możesz mi wytłumaczyć jak? normalnie chyba nie wyczarują Smirnoffa

z powietrza (chyba nie ma takiego

zaklęcia)

Nie wiem, możliwe, że

jest. W końcu można wyczarować krzesło, albo kubek kawy:]
Chodziło mi

jednak o coś innego. Czardziej może "przemycić" bardzo wiele

alkoholu - wystarczy rzucić na bagaż ,który go zawiera, zaklęcie

zmniejszajace, czyż nie?
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/smile.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='smile.gif' />


/>
QUOTE

class='quotemain'>"w piekle mam już naszykowany

kocioł z moim nazwiskiem więc mi tu nie pieprz o

ciekawości"
-> dawaj link

do tego FF-a!
Raistlin
Tu masz racje i z tym się zgadzam

/>
Jak znajde to dam
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/smile.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='smile.gif' /> (ale masz

mi tu wkleić jutro dobry kawał twojego opowiadania)

Edit:

/>
Znalazłem. Nie będe dawać ci linka bo zawsze jak ktoś dawał linka to

zazwyczaj mi sie nie właczał, więc ci powiem gdzie znaleźć:

4

(ewentualnie 5) strona tego działu, fic autorstwa: Toroj, nazwa: Hapy Niu

Jer (pewnie znasz) i to by było na tyle.

Pozdrawiam


Raistlin
Mira
fick moim zdaniem jest świetny, tylko

powinszować autorce wykonania jak i pomysłu. Cieszy mnie to ze dajesz

codziennie tak dłuuugaśnie party, a to jest rzecz rzadka na forum i to się

chwali.
Pozdrawiam i życzę dalszej weny do tworzenia nowych dzieł


style='vertical-align:middle' alt='wink.gif' />
Galia
To ja się wylamię z towarzystwa i będę

wredna cyniczna i bez serca.
Sposób pisania masz bez zarzutu, styl też.

Jednak treść... Powiem szczerze treść ma się nijak do charakterów

bohaterów.. Bez przesady Percy i gwałt... Dumbledore i taka bezsilność ?

Tylko Snape mi się podoba.
I powiem ci szczerze, że ze względu na pewne

sceny wolałabym widzieć tego FF na Lotosie zamast tutaj...
Kitiara
Galia on nie jest na Lotosie bo to nie

jest erotyk.
Dumbledore'a specjalnie właśnie tak przedstawiłam -

> chodzi mi o podkreślenie faktu, że nie ma ludzi wszechmocnych. Zrobiłam

to więc z premedytacją:]
A co do Percivala Weasleya. Po raz drugi

czytam piąty tom HP - tym razem w tłumaczeniu pana Polkowskiego i coraz

bardziej dochodzę do wniosku, że z niego mógłby zrobić się absolutnie zimny

drań (nie cierpię tej postaci od pierwszego tomu).

Dzięki, że

uważasz, iż sposób pisania mam bez zarzutu. Ja tam bym sobie trochę

zarzuciła:]

Pozdrawiam!
Kitiara

style='color:green'>Sobota, 10.11.1996



/>Narcyza i Lucjusz rozmawiali prawie do świtu. W końcu niewyspany mężczyzna

musiał stawić się na posiedzeniu rady nadzorczej ministerstwa. Dyskutowany

był projekt ustawy mającej na celu unieważnienie Dekretu o Ochronie

Wampirów. Przewodniczącym był on, ale główny głos w sprawie miał, obecny na

zebraniu i wydelegowany na nie w imieniu Ministra i Wiceministra, Matrojew.


Lucjusz go nie znał, ale od pierwszego wejrzenia szczerze

znienawidził. I wiedział, że niechęć do tego człowieka, poczułby nawet,

gdyby nie miał pojęcia o tym, jak Igor zachowywał się na przesłuchaniu

uczniów.
- Pan Lucjusz Malfoy, jak mniemam – Bułgar wyciągnął

rękę do jasnowłosego maga.
- Pan Igor Matrojew? – Lucjusz podał

mu dłoń z wewnętrznym obrzydzeniem. Uśmiechał się przy tym nieszczerze.

/>- Tak. Jest pan uderzająco podobny do swojego syna, to znaczy powinienem

powiedzieć, że pański syn jest uderzająco podobny do pana... –

uśmiechnął się cynicznie Igor.
„Ty sukinsynu” –

pomyślał przewodniczący rady nadzorczej, nadal łaskawie się uśmiechając.

/>- Owszem, jest podobny do mnie pod bardzo wieloma względami... –

jasnowłosy mag nie mógł puścić płazem wrednej miny Matrojewa.
Igor

zmrużył nieznacznie ciemne, zimne oczy i Malfoy ucieszył się widząc na

twarzy rozmówcy nutę konsternacji.
- Wchodzimy? – zapytał

nonszalancko Lucjusz.
- Oczywiście – Matrojew otworzył

kurtuazyjnym gestem drzwi do Sali Posiedzeń.

******
Narcyza

musiała to zrobić. Severus był zbyt cennym przyjacielem i człowiekiem (tak,

człowiekiem), by pozwolić go zabić.
Musiała interweniować. Gdy

tylko Lucjusz aportował się do ministerstwa, kobieta wzięła szybki prysznic,

założyła prostą, bordową sukienkę nad kolana i spięła włosy w luźny węzeł.


Musiała wstawić się za Severusem Snape'em u wiceministra magii.


Musiała, mimo, że ten człowiek wzbudzał w niej odrazę i niechęć.

/>
*
- Proszę wejść – usłyszała, pani Malfoy, protekcjonalny

ton, kiedy zapukała do gabinetu Percivala Weasleya. Przywołała na twarz

najbardziej uroczy uśmiech na jaki ją było stać, w tej mało uroczej

sytuacji, i weszła do środka.
Kobieta zdecydowanie odmówiła

zostawienie różdżki na dole w recepcji. Powołała się na to, że jest żoną

przewodniczącego rady nadzorczej. Może nie upierałaby się tak, gdyby nie

opowieść syna o zdolnościach nowego wiceministra. Wątpiła w to, że odważyłby

się na tknięcie żony tak ważnej persony w politycznym świecie czarodziejów,

ale wydawał jej się człowiekiem niebezpiecznym. Nie tyle nieobliczalnym, co

nadambitnym. Nie wiadomo, co może takiemu strzelić do głowy. Nie to, żeby

nie umiała się obronić, ale ON miał różdżkę...
- Pani Malfoy... Witam.

Co panią sprowadza w moje skromne progi?
- Chciałabym porozmawiać w

pewnej ważnej sprawie. Bardzo ważnej, panie wiceministrze.
- Dla pani

zawsze znajdę czas – Percy uśmiechnął się obłudnie i uzyskał taki sam

uśmiech w odpowiedzi.
- Dziękuje panu, jest pan dżentelmenem –

powiedziała słodkim tonem, w duszy miała jednak ochotę mu nakopać. Nie mogła

przestać myśleć o tym, co zrobił z nastolatką, która nie miała żadnych szans

na obronę.
Wkurzało ją najbardziej to, że musi być dla niego miła i

uprzejma.
„Obłudny sukinsyn” – pomyślała uśmiechając

się promiennie i siadając na zaproponowanym jej wygodnym krześle.
- O

co chodzi, pani Malfoy? Jeżeli tylko nie przekracza to moich kompetencji,

ani nie kłóci się przyjętym prawem... w znacznym stopniu, na pewno pomogę.

– Tu uśmiechnął się dwuznacznie do kobiety, co Narcyza przyjęła z

lekkim wewnętrznym impulsem niepokoju.
„Jestem przewrażliwiona,

czy co?” – pomyślała.
- Chodzi o wspaniałego człowieka, od

lat przyjaciela naszej rodziny, który jest podejrzany w sprawie o morderstwo

Salomona Notta.. – Percy ściągnął w zadumie brwi i popatrzył na

kobietę, jakby ją oceniał. Narcyza poruszyła się nieznacznie na krześle.

– Chodzi o Severusa Snape’a. Przyszłam się za nim wstawić... Nie

wierzę, żeby był winny. Jest na to zbyt... szlachetny.
- Ale rozumie

pani, że kogoś skazać musimy... – powiedział bez ogródek

wiceminister.
„Najlepiej kogoś, kto udowodni, że Dumbledore

zatrudnia w Hogwarcie przestępców i należy go zdjąć z zajmowanego

stanowiska” – pomyślała z jadowitym sarkazmem.
- Obawiam

się, że nie należy zaprzestać przesłuchań. To zbyt niebezpieczna zbrodnia.

To sprawa precedensowa...
„Tak, sprawa pozwalająca ci na

wprowadzenie w życie ustawy, o której marzysz od dawna.” –

Narcyza była lekko poirytowana, ale uśmiechnęła się uroczo do rozmówcy.

/>- Przecież jest pan wiceministrem i tylko od pana zależy, czy Severus

będzie nadal przesłuchiwany, czy uwolniony z braku dowodów, a nie sadzę,

żeby w tej sprawie były jakieś dowody... Niech pan posłucha. Mój mąż znał

ofiarę. Nott był człowiekiem o silnych skłonnościach sadystycznych. Mógł

sobie narobić wrogów, rozumie pan? Mógł go zabić jakiś wampir, nawet spoza

granic naszego kraju, możliwe że za pieniądze. To się zdarza.
-

Rozumiem, że Potter bredzi o sadyzmie Notta. Ale pani i pani mąż? Dziwne...


- Panie wiceministrze, ja nie bredzę, tylko wiem co mówię –

powiedziała z mocą, ale od razu się opamiętała. – Bardzo pana o to

proszę, Severus jest dobrym przyjacielem i dobrym człowiekiem. Nie jest

mordercą.
„On jedynie zrobił to, co należało zrobić już

dawno” – pomyślała, z cyniczny przekonaniem, kobieta.

/>Weasley znowu przyjrzał jej się uważnie, zbyt uważnie. Narcyza miała

ochotę zapalić, ale wiedziała, że Percy tego nie lubi.
- Bardzo pani

na tym zależy, prawda?
- Oczywiście. Przyjaźnię się z Severusem od lat

i go dobrze znam. Wiem, że nie jest zdolny do zbrodni.
- To wysoce

prawdopodobne, że Snape jest niewinny, – powiedział obojętnym tonem

mężczyzna - ale jak już wspominałem, ktoś musi za tą zbrodnię zapłacić, pani

Malfoy... Jak bardzo zależy pani na uniewinnieniu Severusa Snape’a?

– To pytanie wzmogło czujność Narcyzy i spojrzała głęboko w oczy

mężczyzny. Patrzył na nią z jawnym zainteresowaniem.
- Może pan

wyrażać się jaśniej? - spytała nieco bardziej agresywnie, niż miała zamiar.


- Spokojnie... Do porozumienia można dojść zawsze, pani Malfoy –

nie podobał się jej ton głosu mężczyzny. Mówił powoli, jakby zastanawiał się

nad czymś istotnym, jakby rozważał za i przeciw, a przy tym bez żenady

błądził wzrokiem po jej zgrabnej sylwetce.
- To zależy jakie

porozumienie ma pan na myśli... – odpowiedziała ostrożnie, badając

teren, po którym stąpa.

Percy nie odpowiedział od razu. Wstał i

podszedł na chwilę do okna, potem odwrócił się i usiadł na brzegu biurka,

bardzo blisko Narcyzy Malfoy.
- To jest uwarunkowane tym, jak bardzo

pani zależy na sprawie i co jest pani w stanie poświęcić, żeby osiągnąć swój

cel.
- Nie rozumiem... – Narcyza naprawdę była

zdezorientowana.
Chyba nie był na tyle bezczelny, żeby zaproponować jej

coś nieprzyzwoitego?
Jago sugestywny wzrok wydawał się jednak przeczyć

takim przypuszczeniom. Kobiecie zrobiło się gorąco.
- Narcyzo –

zaczął poufale i kobieta poczuła jak opuszcza ją wszelka nadzieja. –

Narcyzo...
- Od kiedy jesteśmy na ty – spytała chłodnym,

oficjalnym tonem. Już nie uśmiechała się do niego przyjaźnie.

/>Zignorował jej uwagę.
- Jesteś piękną kobietą, Narcyzo. Niejedna

dwudziestolatka pozazdrościłaby ci figury i urody – był bardzo pewny

siebie i spokojny. Czarownica nie wierzyła własnym uszom. – Moglibyśmy

ubić mały interes z korzyścią dla obu stron i... z obopólną satysfakcją.

/>Patrzył na nią w sposób tak jednoznaczny, że się zarumieniła. Wstała i

spojrzała na wiceministra z góry.
- Czy ty mi proponujesz seks,

Weasley? Bo jeżeli tak, to bardzo mi przykro. Mam męża, którego kocham, i

którego do tej pory nie zdradziłam, chociaż miałam okazję zrobić to z

tuzinem przystojniejszych i o niebiosa kulturalniejszych mężczyzn od ciebie.

Jesteś bezczelny.
- Mów mi po imieniu – Percy był arogancki i

bardzo bezpośredni. – Może mi powiesz, że byłaś wierna przez

dwadzieścia lat? Taka kobieta jak ty? – Podszedł do niej i przejechał

dłonią po jej policzku. Wzdrygnęła się i odsunęła prawie pod drzwi.
-

TAK! I nie pozwolę się obrażać. Jesteś chamem. Chcesz skazać Seva nie

dlatego, że jest winny, ale ze względu na własną karierę. I taka

propozycja... Powiedz mi, jak śmiesz?!
- Twój wybór. Mogłaś mieć

to, co chciałaś, ale skoro wolisz być dwulicowa, proszę bardzo.
- Kto

tu jest dwulicowy? – jej głos był zimny i obojętny. – Powiem ci

jedno, większego konformisty i oportunisty od ciebie w życiu nie widziałam.


- Nie wiesz co tracisz.. – uśmiechnął się lubieżnie.
-

Wiem, czego nie tracę. Szacunku do samej siebie... I nie mów do mnie

takim tonem, ani nie patrz na mnie w ten sposób. Chyba nie chcesz, żebym

zwróciła śniadanie na tą piękną drewnianą klepkę, Weasley. Żegnam i

pamiętaj, że skażecie Severusa Snape’a na śmierć dopiero po moim

trupie! – wyszła i trzasnęła drzwiami.
Pan wiceminister

przez kilka minut nie mógł otrząsnąć się z szoku. Nie miał pojęcia, jak

mogła odrzucić tak wspaniałą propozycję. W końcu był młodym, przystojnym

mężczyzną i na dodatek świetnym kochankiem...

***
Lucjusz

miał serdecznie dosyć. Nie ustalili na tym beznadziejnym zebraniu absolutnie

nic. Zdania były podzielne i Malfoy musiał odłożyć spotkanie na

poniedziałek, żeby nie doszło do rękoczynów, do których sam chwilami był

skłonny się posunąć. Zwłaszcza w stosunku do mówiącego, w jego mniemaniu

bzdury, Matrojewa i kiedy sobie przypominał, co ten facet zrobił z bezbronną

nastolatką.
Wyszedł z Sali Obrad o godzinie pierwszej. Był głodny i

zły. Przed salą czekała jego żona i Lucjusz lekko się rozchmurzył, ale kiedy

przyjrzał się jej uważnie, na twarzy mężczyzny pojawił się wyraz niepokoju i

napięcia.
- Co się stało, Nari? I co ty tu robisz, kochanie? –

początkowo pomyślał, że Narcyza przyszła sprawdzić, jak idą obrady lecz jej

mina i roztrzęsienie świadczyły o tym, że stało się coś przykrego, i że była

w ministerstwie załatwić jakąś sprawę.
- Tak, stało się... –

Narcyza wiedziała, że jeżeli mu o tym powie, nic dobrego z tego nie

wyniknie, ale była nie tylko zła na Percy’ego. Ona była wściekła.

/>- Zejdźmy do bufetu na kawę, bo jestem głodny jak pies. Wszystko mi

opowiesz.
- Wedle życzenia mój drogi.

Przy kawie

opowiedziała mu swój plan ratowania Severusa i ku jej zdziwieniu, Lucjusz

przyznał jej rację.
- Powiedz mi teraz, moja droga, co tak bardzo cię

zbulwersowało?
- No właśnie to, że z mojego planu nici...
- A to

czemu? Przecież jesteś upartą jednostką – zdziwił się pan Malfoy.

/>- Otóż, mój drogi mężu, pan wiceminister zrobił mi bardzo ciekawą

propozycję – Narcyza zawiesiła efektownie głos, a następnie wypaliła o

co chodzi.
Lucjusza krew zalała.
- A to skurwiel! –

wrzasnął, a część ludzi obecnych w bufecie spojrzało na niego z jawną

dezaprobatą.
- Uspokój się – syknęła Narcyza. – Twoje

nerwy nic nie dadzą, a on mi przecież nic nie zrobił... i nie zrobi.
-

On mnie jeszcze popamięta – Lucjusz nie słuchał żony. Wybiegł z bufetu

i pognał do windy, aby jak najszybciej dostać się do gabinetu wiceministra.



*
Nie musiał długo szukać Weasleya. Percy stał na korytarzu

i rozmawiał z Matrojewem. Śmiali się. Fakt wesołości obydwu mężczyzn wkurzył

Lucjusza tak, że oczy zaszły mu czerwoną mgłą . Bez uprzedzenia strzelił

wiceministra w twarz, tak, że ten się zatoczył i wpadł na ścianę.
-

Lucjuszu, przestań! – krzyknęła Narcyza, która ruszyła w ślad za

swoim wściekłym mężem.
- Ty sukinsynu! – wrzasnął Malfoy. -

Masz moją żonę za zwykłą dziwkę?! – strzelił go drugi raz i Percy

runął jak długi na ziemię.
- Lucjuszu zostaw go! Nie warto!

– pani Malfoy dopadła męża i próbowała go odciągnąć.
Lucjusz był

zaślepiony gniewem. Kopnął leżącego na ziemi mężczyznę. Zdawał sobie sprawę,

że ten kopniak nie był już za obrazę żony. W tej chwili Malfoy uświadomił

sobie z mocą, jak ciężkiej zbrodni dopuścił się kilka dni temu wiceminister.

Kopniak był za Hermionę Granger i za jego syna, chociaż tego na głos blondyn

nie powiedział.
Narcyza była za słaba, żeby poradzić sobie z

rozjuszonym mężem.
Matrojew, który doznał szoku nagłym wybuchem

Lucjusza, teraz się opamiętał i pomógł kobiecie opanować sytuację.
Ten

incydent miał daleko idące konsekwencje...

******
Mistrz

Eliksirów dostał wczesnym popołudniem sowę z Ministerstwa Magii z

zawiadomieniem, że jego przesłuchanie zostało przesunięte o dwa tygodnie,

czyli na dwudziestego czwartego listopada.
Wcale się nie ucieszył.

/>„Świetnie - pomyślał. Przez tyle czasu na pewno przygotują dla mnie

coś specjalnego.”
Severus Snape jednak nie lubił niespodzianek,

zwłaszcza takich.
Jakby ten list przysporzył mu jeszcze za mało

"radości", wieczorem dostał pocztę od załamanej Narcyzy.


/>Lucjusz znowu jest w więzieniu. Ja już tak dłużej nie mogę. Uprzedź

Dumbledore’a, że go jutro osobiście odwiedzę.
Z poważaniem i

miłością, Nari.


„Tylko się powiesić” –

pomyślał optymistycznie Postrach Hogwartu i zapalił kolejnego papierosa.

/>
***
******
AtA_VH
świetnie piszesz, chociaż opisujesz pewne

sceny z dużą dokładnością. to odrobinkę razi, ale tylko troszkę.


/>wogle... jesteś świetną, wszechstronną pisarką (jestem po lekturze "I

Believe..."
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/wink.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='wink.gif' /> ). Tylko

tak dalej
border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/> i utrzymaj tempo dodawania nowych części:) (duży plus, po

jesteś jedną z niewielu, która tak szybko dodaje nowe party, ale ktoś już

chyba o tym pisał
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/smile.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='smile.gif' /> )


/>zauważyłam, że lubisz "znęcać się" nad Hermioną:) albo

samobójstwo, albo gwałt, albo próba gwałtu... czyżbyś jej nie lubiła ?


border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'

/>

Kitiara

class='quotetop'>QUOTE

class='quotemain'>chociaż opisujesz pewne sceny z dużą

dokładnością

Łoj to prawda, to

prawda!
wiem o ty, mam taką dziwaczną manię:)
He, he, he

/>może wkleję wam jeszcze dziś kolejny odcinek:]


No to

wklejam!


Poniedziałek,

12.11.1996


Poniedziałkowe śniadanie spędzane było

przez trójkę przyjaciół w absolutnej ciszy. Ron coraz silniej czuł, że

Hermiona i Harry coś przed nim ukrywają.
Nagle, stało się coś, co

mogło tylko zdenerwować obecnych na śniadaniu uczniów i nauczycieli. Do

Wielkiej Sali wparował, nie kto inny, jak sam wiceminister w obstawie dwóch

ochroniarzy, których zażądał sobie po incydencie z Malfoyem.
Severusa

krew zalała i spojrzał ze złością na dyrektora, który wykonał, uspakajający

gest dłonią, w jego kierunku. McGonagall zacisnęła, z dezaprobatą, usta w

wąską kreskę. Reszta nauczycieli wraz z Lupinem, który siedział przy stole

profesorskim patrzyła na przybyłych z jawną dezaprobatą.
Najgorzej

jednak przyjęła tą wizytę Hermiona. Kiedy zobaczyła Percy’ego w

drzwiach z wrażenia opuściła łyżkę, którą jadła owsiankę i pobladła, a usta

jej posiniały. Poczuła, że robi jej się słabo i niedobrze.
Malfoy

jedynie zacisnął pięści i patrzył na aiceministra z pogardą i nienawiścią.



- Co tutaj robisz? – Dumbledore nie silił się na żadne

grzecznościowe zwroty.
- Przyszedłem po dwoje uczniów, aby przesłuchać

ich ponownie... Draco Malfoy... – Percy wymówił to nazwisko z taką

nienawiścią, że Albus nie miał wątpliwości, co do motywów ponownego

przesłuchania – ...i Hermiona Granger muszą zostać poddani

przesłuchaniu jeszcze raz.
Po tych słowach Harry pobladł i z

przerażeniem popatrzył na przyjaciółkę. Hermiona poczuła jak ziemia wokół

niej wiruje w zawrotnym tempie i zamknęła oczy, z których potoczyły się

obficie łzy strachu i bezsilności.
- Hermiona, nie płacz. Ja na to nie

pozwolę – powiedział cicho zielonooki do dziewczyny. Gryfonka

pokręciła z rezygnacją głową .

- ABSOLTNIE WYKLUCZONE! -

Draco był wściekły. Wyszedł zza stołu Ślizgonów i ruszył w kierunku stołu

nauczycielskiego. – Możesz zabrać jedynie mnie. Granger z tobą nigdzie

nie pójdzie – powiedział to tak, aby tylko Weasley go usłyszał. Jego

oczy ciskały niebezpieczne błyski i widać było, że jest poważny i wzburzony;

wręcz zgorszony zachowaniem wiceministra.
- Pójdziecie obydwoje i to

bez dyskusji, gówniarzu!
- Zapomnij, Weasley – Draco

odwrócił się i ruszył w kierunku stołu Gryfonów.
- Hermiona,

wychodzimy stąd – powiedział na tyle głośno, żeby wszyscy go słyszeli,

czym wzbudził zdziwienie na twarzach uczniów i nauczycieli. – To jawna

kpina, panie wiceministrze.
- Dasz radę wstać i wyjść? – zapytał

cicho Hermionę, widząc w jakim jest stanie.
Mogła jedynie niepewnie

pokiwać głową i Draco był niemal pewien, że jeżeli się podniesie to

zemdleje, ale od czego miał swoje własne silne ręce?
Hermiona wstała

bardzo powoli, przytrzymując się obydwoma rękami stołu i modląc się o to, by

nie stracić przytomności. Gdy pomyślała, że musi przejść obok tej kreatury w

ludzkim ciele, zrobiło się jej niedobrze.
- Wszystko będzie okey,

nigdzie cię nie zabiorą, przysięgam – Draco wyszeptał jej to do ucha i

dziewczyna popatrzyła na niego z bezbrzeżną nadzieją. Chłopakowi ścisnęło

się serce bo tak naprawdę nie mógł być w stu procentach pewny tego, co się

stanie.
- Nie pozwolę cię zabrać - dodał zimno Harry i Hermionie

troszeczkę ulżyło.
- Chodź – powiedział Draco i podał

dziewczynie ramię. Hermiona była w takim stanie, że uczepiła się go niemal z

desperacją.
- Weasley, czy ty nie masz wstydu?! – zapytał ze

złością. – My wychodzimy, dyrektorze – jego wzrok skierowany na

Albusa był pełen nadziei i błagania.
- Pójdziecie teraz grzecznie z

nami – powiedział wiceminister.
- Mylisz się, ewentualnie mogę

iść jedynie ja – odrzekł spokojnie Draco, przytrzymując słaniającą się

na nogach dziewczynę.
- Granger też pójdzie – Percy posłał

chłopakowi perwersyjny uśmiech i gdyby nie to, że Malfoy podtrzymywał

Hermionę, urzędnik dostałby pięścią w twarz.
- Po moim trupie!

– warknął Harry zrywając się z miejsca. – Ona nigdzie nie

pójdzie!
- Czyżby, Potter? – zadrwił Weasley.
- Tak.

Harry ma rację – głos Dumbledore’a był zimny – Żadne z

moich uczniów z tobą nie pójdzie
. Nigdy więcej. Do widzenia.
- Nie

ty o tym decydujesz – warknął Percy. – A wy dokąd? –

złapał Dracona za lewe ramie, które chłopak mocno wyszarpnął. –

IDZIECIE Z NAMI BEZ DYSKUSJI!
- NIGDZIE Z WAMI NIE IDZIEMY! -

Draco przytrzymał Hermionę i odsunął się od wiceministra. – Chcesz ją

zabić, sukinsynu? – wysyczał przez zaciśnięte zęby. – Weź tylko

mnie – w oczach Draco czaiła się desperacja i Weasleya to jedynie

ubawiło.
- Pójdziecie obydwoje, a ty Dumbledore grzecznie na to

pozwolisz. Prawda, Granger? – Hermiona nie była w stanie odpowiedzieć,

kręciło się jej w głowie. Sam głos tego człowieka powodował, że wystąpił jej

na plecy zimny pot, a całe ciało trzęsło się jak w febrze.


/>Dumbledore był wściekły.
- Nigdzie z tobą nie pójdą. To moi

podopieczni. Nie pozwolę ich krzywdzić. Nie wiem, co im zrobiłeś, - dyrektor

nie zamierzał na razie zdradzać, że mimo wszystko wie całkiem sporo - ale

cała trójka po przyjściu z przesłuchania wyglądała, jakby wróciła ze swego

prywatnego piekła. Nie zgadzam się na dręczenie mi uczniów! Poza tym,

obydwaj znamy haniebne przyczyny twojej wizyty, wiceministrze. Odejdźcie,

inaczej zmusisz mnie do użycia wobec ciebie przemocy, a wiesz, że potrafię

być niemiły. – Jego głos był zimny, a oczy ciskały błyskawice. Albus

był na granicy stracenia panowania nad sobą, a Hermiona na granicy omdlenia.

Słaniała się na nogach do tego stopnia, że Draco musiał ją podtrzymywać

obydwiema rękami.
W końcu ją podniósł. Nie mógł postąpić inaczej, bo

miał wrażenie, że dziewczyna zaraz się przewróci. Popatrzył z nienawiścią na

Weasleya i spokojnie wyszedł.

Zaniósł Hermionę do pierwszej sali

lekcyjnej i posadził ją na ławce. Dziewczyna przelatywała mu przez ręce,

była całkowicie bezwolna i roztrzęsiona. Płakała cicho.
- Nie płacz

– Draco delikatnie otarł jej łzy. – Ten sukinsyn się do ciebie

ni zbliży, rozumiesz? – Hermiona pokiwała lekko głową.
-

Poczekaj, przyślę do ciebie Pottera, nie zemdlejesz przez pięć minut?

/>- Chyba nie.
- Lepiej się połóż – mówiąc to ułożył ją

delikatnie na ławce i wyszedł szybkim krokiem.
Po kilku minutach

przyszedł do niej Harry.
- Chodź, Hermiona – powiedział. -

Ciebie nie zabiorą, tylko Malfoy z nimi poszedł... z własnej woli.

Dumbledore jest załamany.
Popatrzył na nią. Ona też wyglądała na

załamaną.
- On go zabije – powiedziała cicho. - Weasley zabije

Dracona.
Dziewczyna powoli wstała i ruszyła do drzwi. Jednak napięcie

psychiczne, które towarzyszyło jej przez ostatnie chwile, nagła ulga,

okropna wiadomość, którą usłyszała przed chwilą i to, że ostatnio nie jadła

prawie nic, nie pozostały bez odzewu. Hermiona Granger przeszła dwa kroki i

zemdlała.

******
Draco siedział na niewygodnym krześle w

małej sali, która musiała być gabinetem wiceministra. Istotnie, to był jego

gabinet.
Weasley patrzył na niego zza swojego biurka uśmiechając się

obleśnie. Chłopak nie mógł wziąć ze sobą różdżki, był całkowicie bezbronny i

zdany na łaskę Percy’ego.
- Myślisz, że jesteś odważny, Malfoy?

– spytał z pogardą rudowłosy.
- Nie, myślę, że jestem tu z

powodu mojego ojca. Poszedłem z tobą tylko dlatego, żeby nie spotkał go

przykry wypadek w Azkabanie. Nie jestem odważny.
Percy zaśmiał się

okrutnym, wypranym z emocji śmiechem.
- Jaki skromny... Jeszcze

uwierzę, że jesteś szlachetnym człowiekiem, Malfoy.
- Na pewno

bardziej szlachetnym od ciebie – zimno odparł młodzieniec. Wiedział,

że może nie przeżyć tego przesłuchania i to niezależnie od tego co zrobi,

czy powie. Percy czuł się upokorzony odmową jego matki i tym, że został

pobity przez Lucjusza. Draco był doskonałym narzędziem do zemsty. Jego

położenie komplikował też fakt, że nie zjawiła się z nim razem Granger, a to

nie usposabiało, siedzącego naprzeciwko niego mężczyzny, przyjaźnie.

/>Oczywiście, że Percival go nie zabije. Nie podczas przesłuchania i nie

własnymi rękami. Ale może go na przykład zamknąć w Azkabanie, a tam działy

się różne nieprzyjemne rzeczy.

- Pogadamy sobie jak mężczyzna z

mężczyzną... Chyba wiesz Malfoy, że bardzo nie odpowiada mi brak panny

Granger na naszym małym przyjęciu, co?
- Kolejne przyjęcie z twoim

udziałem, jak raczyłeś nazwać tą parodię przesłuchania, mogłoby się skończyć

dla niej dosyć tragicznie. Już i tak jest cieniem człowieka, możesz sobie

pogratulować. – Draco był zły i postanowił powiedzieć Weasleyowi, bez

względu na konsekwencje, kilka miłych słów.
- Chcę, żeby pan wiedział,

szanowny panie wiceministrze, – zaczął z fałszywym szacunkiem - że gdy

będę tylko miał taką okazję, zabiję pana jak psa... Uduszę cię gołymi

rękami, ale najpierw cię wykastruje chory sukinsynu za to, że na moich

oczach zniszczyłeś przyszłość wspaniałej dziewczynie i za to, że

potraktowałeś moją matkę jak dziwkę. Pamiętaj psie, że nigdy, dopóki żyję

nie wybaczę ci tego. Rozumiesz?
- Niczego nie nauczyłeś się, Malfoy

– Percy wstał i podszedł do przesłuchiwanego. – Absolutnie

niczego. Zapomniałeś, że jesteś tylko śmieciem, tak? Chcesz, żebym ci

przypomniał?
- Możesz mnie nawet zabić... Znajdzie się kiedyś ktoś,

kto ci dokopie, Weasley.
- Nie chcę cię zabijać i cię nie zabiję,

Malfoy, zrobię ci coś o wiele gorszego...
W oczach Weasleya pojawił

się tak niebezpieczny i fanatyczny błysk, że Drac mimo całej odwagi, której

miał w sobie wiele i mimo determinacji by zachować zimną krew, naprawdę

zaczął się bać.

******
Hermiona ocknęła się w skrzydle

szpitalnym i zobaczyła, że pochylają się nad nią trzy zatroskane twarze.

Dwie z nich należały do dyrektora szkoły i Severusa Snape’a, trzecia

do Lupina. Nagle zza trzech głów wyłoniła się czwarta, której właścicielką

była pani Pomfrey.
- Czy Draco już wrócił z przesłuchania? –

zdołała tylko zapytać i wywołała tym konsternację na wszystkich twarzach,

które się nad nią pochylały.
- Dziecko – powiedział Dumbledore.

– Draco wyszedł z panem wiceministrem jakieś dziesięć minut temu.

Udali się do ministerstwa za pomocą proszku Fiuu. Nie mam pojęcia kiedy

wróci.
- Ach... Ale ja i tak wiem, że Percy go zabije. On nie zniesie

tego, co stało się w sobotę, prawda panie dyrektorze?
- Nikt nikogo

nie zabije – stanowczo odrzekł Albus. – Nawet tak nie myśl.

/>- Jak go zabije, to ja ukatrupię wiceministra – mściwie dodał Snape.


- Severusie! – Dumbledore popatrzył na Mistrza Eliksirów z

wyrzutem.
- Ja pomogę Severusowi – spokojnie dodał Lupin i

wyzywająco spojrzał na Albusa.
- Jesteście obydwaj niepoważni. Nikt

nikogo nie będzie mordował. Draco został zabrany na przesłuchanie, a nie na

egzekucję! - starszy mężczyzna zmarszczył, przy tych słowach, groźnie

brwi.
- Tak? – oczy Severusa ciskały zimne błyski. – Jeśli

Percy go nie zabije, to uszkodzi go o wiele bardziej. Ja byłem

przesłuchiwany przez tego człowieka i wiem lepiej od pana, dyrektorze, do

czego Weasley jest zdolny. Wiem czym mi groził i wiem co jest w stanie

zrobić. To chory sukinsyn.
- Wyjdź w tej chwili, Severusie i nie

denerwuj Hermiony – powiedział surowym tonem Albus. – Albo

zostań i bądź cicho, dobrze? Ona sama doskonale wie do czego zdolny jest

Percy, też była przesłuchiwana.
Severus zarumienił się jak piwonia:


- Ma pan rację, dyrektorze, przepraszam – popatrzył na bladą

dziewczynę z wyraźną troską. Hermiona miała nieobecny, szklisty wzrok,

wyglądała tak, jakby trawiła ją gorączka.
Pani Pomfrey także to

dostrzegła i nakazała stanowczym głosem opuścić salę wszystkim trzem panom.

O dziwo posłuchali jej bez szemrania..

***
- Gdzie pan się

wybiera, panie dyrektorze? – spytał Snape Albusa, gdy ten z

determinacją złapał garść proszku Fiuu, leżącą na kominku w pokoju

nauczycielskim.
- Do Korneliusza Knota – uprzejmie odrzekł

Albus. – To niedorzeczne co wyprawia Percy Weasley i on jako minister

powinien ukrócić jego prywatę!
- Życzę powodzenia, ale

podejrzewam, że Weasley ma na niego niezłe haki.
- Nawet jeżeli tak

jest, – w oczach dyrektora zabłysnęły ogniki irytacji – to

dzisiejsze przesłuchanie Dracona jest jawną prowokacją i bezprawiem.

Minister nie będzie miał żadnego wyboru i mnie usłucha...
- Obyś miał

rację Albusie.
- Mam rację, Severusie, mam rację... – jego głos

był jasny i stanowczy i Mistrz Eliksirów poczuł lekką ulgę.
Niestety

tylko lekką. Doskonale zdawał sobie sprawę, że ostatni kwadrans i kolejny,

który Albus straci na interwencji, to prywatne piekło Draco Malfoya.

Mężczyzna bał się, że Percy posunie się do czegoś naprawdę okrutnego.

/>
***
Percy Weasley wychylił głowę ze swojego gabinetu i poprosił

do siebie swoich napakowanych ochroniarzy.
Kiedy weszli, Weasley

usiadł okrakiem na biurku i wyjaśnił chłopakowi z uśmiechem pełnym pogardy,

wyższości i poczucia władzy:
- Tych dwóch panów to mugole, którzy

doskonale potrafią bić, nawet lepiej niż pan Matrojew, Malfoy. Ty z tego, co

wiem lubisz dobre bicie.
- Ten pan... – zwrócił się teraz

do dwóch mężczyzn o byczych karkach i czerstwych twarzach, obracając w dłoni

od niechcenia różdżkę – ...groził mi bardzo przykrą śmiercią. Czy

moglibyście mu wytłumaczyć, że to duży błąd?
Dwóch napakowanych panów

tak skutecznie pokazało Draconowi jego błąd, że po trzech minutach ledwie

trzymał się na krześle, a z ust i nosa sączyła mu się krew.
- Stop,

kretyni! – warknął wiceminister. – Mieliście bić tak, żeby

nie zostawiać śladów!
Szybkimi ruchami różdżki zamaskował

obrażenia blondyna, włącznie z dużym limem pod okiem, co oczywiście nie

zredukowało bólu, jaki czuł chłopak.
- Pojąłeś Malfoy, kim a raczej

czym jesteś? Jeśli tak to słucham.
- Dla ciebie jestem śmieciem, ale

tak w ogóle należę do gatunku Homo Sapiens – powiedział obolałymi

wargami młodzieniec.
- Uważasz, że jesteś zabawny, Draconie Malfoy,

tak? – Weasley wyszczerzył się ze złością do chłopaka. – Ci

panowie... – mówił już bardzo spokojnie - ...mieli obiecaną zabawę z

milutką ciemnooką szlamą, ale dzięki tobie ta zabawa ich ominęła i nie

sądzę, żeby z tego powodu byli szczęśliwi.
Na te słowa Dracona oblał

zimny pot i poczuł jednocześnie niewysłowioną ulgę. Ulgę, że Hermiona jednak

nie zjawiła się na przesłuchaniu. Gdyby stał upadłby z wrażenia.
-

Jesteś nienormalny, Weasley – powiedział cicho, patrząc wiceministrowi

prosto w oczy. – Jesteś nienormalnym i niemoralnym sadystą. Ona

mogłaby tego nie przeżyć, czy ty sobie z tego dajesz sprawę?
- Ona

jest stworzona do tego, żeby korzystać z jej wdzięków. Widziałeś jakie ma

cycki, Malfoy? Od kiedy zrobiłeś się taki moralny ? – drwił

Weasley z okrutnym uśmiechem. – Jeżeli zechcę uzyskam nakaz na

przesłuchanie tej słodkookiej dziwki i nikt mi w tym nie przeszkodzi. Ani

Dumbledore, ani twój stary, który chciałem ci przypomnieć, siedzi w

więzieniu... Więc uważaj na swój niewyparzony jęzor.
- Nigdy nie

pozwolę ci zabrać jej na przesłuchanie, będę wolał ją otruć, Weasley i

oszczędzić jej upokorzenia i bólu – wiceminister popatrzył uważnie na

swojego więźnia. Dojrzał w jego oczach niezwykłą powagę i determinację. Ze

złością skierował na niego różdżkę.
- Tormento

powiedział zimno.
Dwóch mężczyzn patrzyło, z obojętnym wyrazem tępych

twarzy, jak młodzieńcem wstrząsają spazmy cierpienia. Wiceminister tak długo

trzymał go pod działaniem klątwy, że gdy ją zdjął, Draco bezwładnie osunął

się na podłogę. Z jego nosa ponownie polała się krew, a oczy miał zasnute

mgłą niewyobrażalnego cierpienia. Jeszcze kila sekund i zemdlałby, albo

stracił zdrowy rozsądek.
- Nie będę się z tobą pieścił, Malfoy... Moi

ludzie mieli obiecaną rozrywkę i nie zamierzam im tej rozrywki odmawiać

– słowa wiceministra docierały do leżącego na podłodze chłopaka jak

przez mgłę. Nie do końca rozumiał ich znaczenie i był tak obolały, że jego

zmysły funkcjonowały wolniej, niż normalnie. – Możesz być pewien, że

gdy ja z tobą skończę, oni z tobą dopiero zaczną...
- Grey, Warner,

wyjdźcie, zawołam was jak już znudzi mi się zbawa z Malfoyem w niech pan

zobaczy, panie Wiceministrze jaki jestem wytrzymały na ból
. Nie martwcie

się, do tego co chcecie z nim zrobić będzie się doskonale nadawał.

/>Mężczyźnie opuścili salkę i stanęli przed drzwiami by pełnić straż.

/>
******
Dumbledore nie owijał w bawełnę.
- Korneliuszu

– powiedział wyszedłszy z kominka w gabinecie ministra – musisz

przerwać to haniebne przesłuchanie, którego właśnie dopuszcza się

wiceminister.
- Och, on ma prawo...
- On nie ma żadnego prawa

mścić się na tym chłopcu za własne porażki. Przerwij to w tej chwili,

inaczej sam to zrobię i nie będę przy tym uprzejmy.
Niebieskie oczy

Albusa patrzyły chłodno na Korneliusza. Rzadko kiedy wyglądały jak

kryształki lodu, a właśnie tak wyglądały teraz. Knot poczuł się nieswojo.


Wiedział, że nie ma innego wyjścia, nie mógł przecież pozwolić na

bezkarne wtargnięcie dyrektora Hogwartu na przesłuchanie, ale nie mógł mu

tego też zrobić. Draco był uczniem Albusa, a wiceminister nie miał nakazu

przesłuchania i to co robił, rzeczywiście było samowolką. Ciężko westchnął i

ruszył ze starym czarodziejem do drzwi.

***
Do leżącego na

ziemi chłopaka dotarło w końcu w pełni to, co powiedział Weasley. Podniósł

się, z heroicznym wysiłkiem, i na powrót usiadł na niewygodnym krześle. Całe

ciało bolało go jak wysmagane biczem.
- Jak ci się podoba pomysł

zabawy z moimi milusińskimi ochroniarzami, co? Może lepiej było przytargać

ze sobą Granger? – drwił wiceminister.
- Pieprz się, Weasley

– cicho odrzekł Draco. – Pieprz się razem ze swoimi

ochroniarzami, chory sukinsynu
.
Percy zaśmiał się zimno i uderzył

Dracona na płask w lewy policzek, potem w prawy i znowu w lewy.
- O

ile się nie mylę, to oni będą pieprzyć ciebie, Malfoy... I zwracaj się do

mnie z należytym szacunkiem.
Draco zaczął się śmiać. Jego śmiech był

pełnym goryczy śmiechem szaleńca i tak nagle jak się zaczął, tak nagle się

skończył.
- Możesz ze mną zrobić, co zechcesz. Nie dbam o to, szanowny

panie wiceministrze, ale wiedz że zawsze będę lepszy od ciebie. Zawsze.

Nawet jeśli mnie zmieszasz z błotem i stłuczesz jak niewiernego kundla, będę

bardziej ludzki od ciebie i ludzi twojego pokroju, mam nadzieję, że to

rozumiesz.
Kolejne klątwy, które wstrząsały ciałem chłopaka, posypały

się jak grad. Przerwy jakie dostawał od swojego oprawcy między kolejnymi

atakami bólu trwały nie więcej jak piętnaście - trzydzieści sekund. Dziesięć

minut później Draco leżał wyczerpany na podłodze, kaszlał i pluł krwią. Pan

wiceminister nie stronił też od "kar cielesnych" i Draco czuł się

okropnie.
Weasley wlał mu do gardła eliksir wzmacniający i zamaskował

widoczne obrażenia. Młodzieniec poczuł się lepiej, ale tylko fizycznie. Tak

na prawdę, dopiero teraz, zaczął się bać. Wiedział, że to co go czeka odbije

się na nim o wiele bardziej od zestawu razów i klątw, które zaserwował mu

Wiceminister.
- Słuchaj, Malfoy – Percival uśmiechnął się do

młodzieńca z wyższością. – Nauczysz się dziś bardzo pożytecznej

rzeczy. Nauczysz się ponosić konsekwencje podjętych przez siebie czynów.

/>- Obym nigdy nie upadł tak nisko jak ty, Weasley. Od dziś będę się modlił

tylko o to – w głosie blondyna nie było ani cienia sarkazmu. Draco

mówił całkiem poważnie i wyglądał na przygnębionego.
- Myślisz, że

jesteś taki cwany, Malfoy? Zobaczymy co powiesz za godzinę – Weasley

wykrzywił twarz w grymasie kogoś kto jest "lepiej poinformowany”.


Draco Malfoy się bał. Naprawdę się bał. Ale prędzej połknąłby własny

język, niż okazał strach przy Percym. Wiceminister nie był w stanie wyczytać

z jego szarych oczu nic więcej poza jawną pogardą. Nie wpłynęło to

pozytywnie na jego uczucia względem „przesłuchiwanego”.
-

Nauczę cię pokory i okazywania szacunku starszym, mądrzejszym i wyżej

postawionym od ciebie, bezczelny gówniarzu – oznajmił Weasley bardzo

spokojnym, suchym i rzeczowym tonem.

Niestety, pan Wiceminister

nie zdążył spełnić swej, jakże nęcącej obietnicy, ponieważ drzwi do jego

gabinetu otworzyły się z hukiem, a w nich ukazali się, zakłopotany

Korneliusz Knot i wściekły Albus Dumbledore.
- Obawiam się,

panie Weasley, że będzie pan musiał skończyć przesłuchanie już teraz –

powiedział cicho minister. – Nie miał pan nakazu ani nie działał pan

bezpośrednio z ramienia Ministerstwa Magii i chociaż osobiście nie mam

zastrzeżeń, co do faktu, że na pewno miał pan istotne powody by przesłuchać

Draco Malfoya... – w tym momencie Dumbledore posłał mu spojrzenie

Puszka na diecie bezmięsnej – ...to jednak w zaistniałej sytuacji,

dyrektor Hogwartu ma prawo go zabrać, zwłaszcza że, jak sam powiedział, nie

chciał swojego ucznia puszczać na przesłuchanie. Pan Malfoy pojawił się tu z

własnej, nieprzymuszonej woli i wbrew postanowieniu Albusa

Dumbledore’a, który ma w tej chwili prawo do kierowania jego losem,

jako przełożony i opiekun uczniów, szkoły do której przesłuchiwany

uczęszcza. Przykro mi, ale na tym musi pan zakończyć... Ufam, że w

niedalekiej przyszłości, będzie pan mógł spokojnie dojść prawdy, ku chwale

Ministerstwa...
- Dosyć tego, Korneliuszu! – Dumbledore

wyglądał tak, jakby miał za chwilę stracić cierpliwość, a to zdarzało się

niebywale rzadko. – Jesteś ministrem magii, a do człowieka, który jest

tobie podległy, zwracasz się jak jego sługa. Śmiem nazwać to żałosnym,

niegodnym twej funkcji postępowaniem.

Zarówno Knot jak i Weasley

mieli bardzo niewyraźne miny. Percy przy okazji był wściekły, bo ominęła go

okazja upokorzenia Malfoya juniora, a przez to "dokopania"

Malfoyowi seniorowi, ale obiecał sobie odrobić zaległości jak najszybciej.


Starając się zachować spokój powiedział.
- Oczywiście,

Dumbledore... – jego usta wykrzywiły się w pogardliwym uśmiechu. - Ale

nie zdziw się jeśli w niedalekiej przyszłości uzyskam nakaz dający mi prawo

do przesłuchania Malfoya... i panny Granger – ostatnie słowa

powiedział patrząc prosto w oczy Dracona, który, o ile to możliwe, zrobił

się dużo bledszy niż był.
- Ja też mam sporo do powiedzenia w tej

sprawie, Weasley – cierpko odrzekł Albus - i mam szczerą nadzieję, że

nie uzyskasz takiego pozwolenia. To szczyt hańby, aby czarodziej z

tak dobrego domu jak twój, upadł tak nisko, że przez Ministerstwo Magii,

załatwia prywatne porachunki.
Knot wyglądał tak, jakby chciał

zaprotestować przeciwko „oszczerstwom wobec wiceministra”, ale

Albus uciszył go jednym, wymownym spojrzeniem

Dumbledore, który

uważnie przyglądał się Draconowi, dostrzegł, że wyraz ulgi, który pojawił

się na jego twarzy, po wypowiedzi Percy’ego, ustąpił na nowo

przerażeniu. Posłał chłopakowi uspakajające spojrzenie i to trochę pomogło.


Dyrektor Hogwartu nie był głupi. W istocie był bardzo mądrym

człowiekiem i domyślił się, że Draco był bity i traktowany klątwami, a

następnie obrażenia na jego ciele zostały zamaskowane za pomocą magii.

Zdusił w swym wnętrzu słuszny gniew i łagodnie powiedział.
- Idziemy

Draco.... z powrotem do Hogwartu.
Podszedł do kominka i

bezceremonialnie wziął w dłoń garść proszku Fiuu.
- Do zobaczenia,

Malfoy... Mam nadzieję, że następnym razem pojawisz się tu ze swoją

koleżanką, panną Granger – Draco zacisnął zęby i pięści słysząc z ust

wiceministra te bezczelne słowa, a Dumbledore łagodnie położył wolną dłoń na

ramieniu młodzieńca.
- Przekaż jej serdeczne pozdrowienia - dodał z

jadowitym uśmiechem Percy.
Albus był wstrząśnięty bezczelnością tego

człowieka, ale nie mógł okazać swojego oburzenia z wiadomych powodów

/>Jednak Draco nie puścił tego mimo uszu. Rzucił się na Weasleya z pięściami

i, gdyby nie szybka interwencja Dumbledore’a, pobiłby go, dając

wiceministrowi świetny powód do przesłuchań, a nawet do zamknięcia go w

Azkabanie.
Proszek Fiuu rozsypał się po podłodze, a Albus trzymał w

ramionach wyrywającego się młodzieńca.
- Niech pan mnie puści -

warknął Draco, a widząc złośliwe rozbawienie w oczach wiceministra, poczuł

jeszcze większą wściekłość.
- Uspokój się – Dumbledore przytulił

go do siebie opiekuńczym gestem.
- Nie dawaj Weasleyowi pretekstów do

dalszych perfidnych poczynań – wyszeptał mu do ucha i poczuł jak ciało

chłopaka lekko się odpręża, a on sam kiwnął potwierdzająco głową.

/>Stary czarodziej nabrał w dłoń kolejną porcję proszku.
-

Przeprosiłbym za niego, jest zdenerwowany, chociaż w zaistniałej sytuacji

nie ma za co przepraszać – powiedział sucho w kierunku obydwu

urzędników.
Zanim Dumbledore i Malfoy znikli w kominku, Draco

popatrzył Percy’emu w oczy i spokojnie powiedział.
- Jeżeli

zbliżysz się do Hermiony Granger na odległość mniejszą niż kilka metrów, nie

ręczę za siebie, Weasley. Lepiej to zapamiętaj. I zapomnij o jakimkolwiek

przesłuchiwaniu tej dziewczyny - Percival, po tych słowach, jedynie

perfidnie się uśmiechnął.

*
- Jak się czujesz, Draco?

– spytał łagodnie Dumbledore, kiedy z naleźli się w jego gabinecie.


- Bywało lepiej – chłopak spróbował się uśmiechnąć.
-

Dobrze się trzymasz – Albus ku zdziwieniu chłopaka nalał sobie i jemu

po małej szklaneczce Ognistej Whisky.
- Dziękuję – powiedział

Malfoy i wypił trunek jednym haustem.
Dumbledore upił łyk ze swojej

szklanki. Przyglądał się uważnie młodzieńcowi. Dałby sobie rękę uciąć, że

chłopak nieźle dostał w kość. Nie chciał jednak naruszać jego dumy i

sprawdzać obrażeń fizycznych, jakich Draco doznał podczas

„przesłuchania”.
- Bardzo cię maltretował? – spytał

cicho, pozwalając chłopakowi na powiedzenie tylko tego, co ten zechciał

powiedzieć.
- Myślałem, że będzie o wiele gorzej – odpowiedział

szczerze Ślizgon. – Dziękuję, że pan interweniował... naprawdę.

/>W głosie Dracona było coś takiego, że Albus się przeraził i podziękował w

duszy wszystkim znanym i nieznanym bogom, że tak szybko udało mu się

przerwać cyrk, jaki odstawił wiceminister. Nie pytał jednak o przyczynę

błysku zwierzęcego strachu w oczach młodzieńca, który zagościł tam jedynie

na chwilę, ale dla takiego wytrawnego belfra jak Dumbledore, był bardzo

wyraźny. Wiedział, że było to coś, o czym chłopak na pewno by mu nie

powiedział.
Wstał, położył rękę na ramieniu Dracona i ścisnął je

uspokajająco.
- Dobrze, że nie pozwoliłem iść Hermionie – głos

Malfoya był bardzo cichy. – Nie wiem co by się stało... A raczej wiem

tak dobrze, że nie pozwoliłem jej iść. Niech pan nigdy nie dopuści do tego,

żeby ją przesłuchiwano, błagam. – Draco ujął w swoją dłoń rękę starego

mężczyzny, spoczywającą na jego ramieniu i spojrzał dyrektorowi, z niemą

desperacją, głęboko w oczy. – Nich mi pan to obieca.
- Obiecuję

– odpowiedział szczerze i z mocą Dumbledore. – Wiceminister nie

przesłucha Hermiony, chyba, że po moim trupie, a nie zamierzam zbyt szybko

umierać.
- Dziękuje – Malfoy blado się uśmiechnął do starego

czarodzieja.
Albus tylko skinął głową.
- Idź do skrzydła

szpitalnego, Draco – powiedział po krótkiej chwili milczenia –

weź od pani Pomfrey jakiś eliksir na wzmocnienie i Eliksir Uspokajający a

potem idź do siebie i się prześpij. Nie musisz dzisiaj być na żadnych

zajęciach, czuj się usprawiedliwiony.
- A co z Hermioną? –

zapytał nieśmiało blondyn.
Dumbledore uśmiechnął się łagodnie.
-

Na razie jest w ambulatorium, ale powinna niedługo wyjść. Sam z nią możesz

porozmawiać. To jej powinno pomóc, bo się o ciebie martwiła. Chyba zresztą

słusznie.
- Hermiona się martwiła o mnie?! – Draco

wytrzeszczył, całkiem zabawnie, oczy i Albus się uśmiechnął szerzej.
-

Owszem... zresztą sama ci powie w skrzydle szpitalnym.
Chłopak wstał i

ruszył do drzwi.
- Panie dyrektorze... – odezwał się już w

progu.
- Słucham, Draco? – Dumbledore popatrzył na niego ciepło

zza okularów połówek.
- Przepraszam, że kiedyś pana nie doceniałem

i... dziękuję za wszystko – chłopak się zarumienił i spuścił wzrok.


- Nie musisz ani mnie przepraszać, ani mi dziękować. Po prostu bądź

dalej taki, jaki jesteś teraz, Draco. Do widzenia.
Młodzieniec wydukał

niewyraźnie pożegnanie i ruszył do ambulatorium. Czuł się zmęczony i tak

wyczerpany psychicznie, że dzień wolny od zajęć wydał mu się

błogosławieństwem.

*
Wszedł cicho na, urządzoną w bieli,

salę szpitalną. Nikogo tam nie było poza skuloną na łóżku, drobną

dziewczyną, która cicho płakała.
Podszedł na palcach i pochylił się

nad nią.
- Cześć, Hermiona. Co się stało? – spytał szepcząc

prosto do jej ucha. Dłonią delikatnie rozczesał zmierzwione loki dziewczyny.


Gryfonka podniosła na niego załzawione oczy.
- Draco? –

spytała niepewnie. – Nie zrobili ci krzywdy? – wypaliła zanim

się zastanowiła nad tym co mówi i zarumieniła się lekko.
- Nie,

niezbyt wielką – blondyn uśmiechnął się do niej uspokajająco. –

A ty dobrze się czujesz? – zapytał z troską.
- Tak –

skłamała. Wcale nie czuła się dobrze. Gdy go nie było zamartwiała się nie

tylko przesłuchaniem Dracona, ale także tym, ze jej okres spóźniał się dwa

dni. Dwa dni to nie było wiele, ale w sytuacji, w której się znalazła,

napawało ja to niemałym strachem.
- Marnie łżesz – powiedział

dobrodusznie Draco.
- Ty też – odcięła się Hermiona. –

Myślisz, że nie słyszę z jakim trudem przychodzi ci mówienie? Ciekawe ile

zaklęć maskujących musiał użyć Weasley, żeby nie było widać jak mocno się na

tobie pastwił, zwłaszcza za to, że... mnie tam nie było – powiedziała

z gorzkim uśmiechem.
- Jeszcze jedno słowo, a się wkurzę. Nie ma w tym

cienia twojej winy. Dobrze wiesz, że chciał się wyżyć ze względu na mojego

ojca – głos chłopaka był spokojny i stanowczy.
- Owszem i dobrze

wiem, że potem chciał się wyżyć także za to, że nie poszłam na

przesłuchanie. – Hermiona doskonale zdawała sobie sprawę z motywów

postępowania Percy’ego.

- Czego pan sobie życzy, panie

Malfoy? – zapytała chłodno pani Pomfrey, wyłoniwszy się zza zaplecza

ambulatorium.
Draco wyjaśnił grzecznie o co chodzi i wypił podane

eliksiry.
- Proszę iść do siebie i nie denerwować mi pacjentki –

dodała zrzędliwie.
- On mnie nie denerwuje – powiedziała zimno

Hermiona. – A poza tym, to czuję się już lepiej i chcę wyjść...

Obiecuję, że nie pójdę dziś na żadne zajęcia i będę odpoczywać –

ostatnie zdanie dodała, gdy Pomponia otworzyła usta, by zaprotestować.

/>- Skoro cię nie denerwuje, to widocznie tak jest... – pani Pomfrey

wolała dać za wygraną. Wiedziała, że Hermiona jest niezłym uparciuchem. -

Możesz iść Granger, ale najpierw napij się jeszcze kilka łyków Eliksiru

Wzmacniającego, nie zaszkodzi ci na pewno.
Dziewczyna grzecznie

przyjęła fiolkę z płynem i wypiła małą porcję.
- Dziękuję za opiekę,

pani Pomfrey. Do widzenia – powiedziała i wstała z łóżka.
- Do

widzenia – Draco uśmiechnął się do pielęgniarki i ruszył do wyjścia w

ślad za Gryfonką.

- Poczekaj, odprowadzę cię, jesteś blada i

marnie wyglądasz – Draco potrafił czasem walić komplementy w stylu

Harry’ego.
- Dzięki, ale ty też nie wyglądasz szałowo –

Hermiona skrzywiła się i posłała mu wiele znaczące spojrzenie. – A

jakby zdjąć z ciebie zaklęcia maskujące to pewnie w ogóle byłoby kiepsko

– po ostatnich słowach popatrzyła na niego ze współczuciem.
-

Przecież wiesz o co mi chodziło, Hermiono – Draco uśmiechnął się do

niej przepraszająco i za chwilę skrzywił się z bólu, bo dała o sobie znać

rozwalona warga. – A co do tych zakląć maskujących, wcale nie było ich

tak dużo.
- Mam się przekonać? Założę się, że jeżeli było ich mało to

dotyczyły poważnych obrażeń.
- Oj wcale, że nie. Nic mi nie jest

– Draco obruszył się jak mały chłopiec.
Hermiona przystanęła w

miejscu i popatrzyła na niego uważnie.
- Nic ci nie jest? –

zrobiła dwa kroki w jego stronę. - Skoro nic ci nie jest to pozwolisz, że

pójdę z tobą do twojego dormitorium, zdejmę z ciebie zaklęcia maskujące i po

prostu to sprawdzę?
Draco miał już odmówić, ale postanowił wykorzystać

sytuację i wyciągnąć z niej wszystkie przyczyny podłego nastroju.
-

Nie ma sprawy, pod warunkiem, że później szczerze mi opowiesz dlaczego

płakałaś – Hermiona była zaskoczona taką odpowiedzią. Przez chwilę nie

mówiła absolutnie nic, a w końcu kiwnęła lekko głową.
- Zgoda –

powiedziała – opatrzę ci rany i powiem ci, co mnie gryzie.
-

Rany! – żachnął się Draco. – Kilka siniaków, rozwalona

szczęka... – w porę ugryzł się w język.
- No, widzę, że trochę

tego jest – Hermiona uśmiechnęła się niemal złośliwie.
- Wcale

niedużo i prawie nie boli – łgał, jak najęty, Malfoy junior.
-

Spoko, sama sprawdzę – Hermiona wyjęła z kieszeni szaty różdżkę i

sugestywnie zaczęła się nią bawić.
- Potrafisz być okropna, wiesz?

– Draco zmarszczył z dezaprobatą nos.
- Wiem, Ron nawet

stwierdził kiedyś, że czasem się mnie boi – dziewczyna popatrzyła na

Ślizgona sugestywnie.
- Ja się nie boję, ale nie chciałbym dostać od

ciebie po pysku tak jak w trzeciej klasie. Naprawdę bolało – Draco

uśmiechnął się szczerze i wywołał blady uśmiech na twarzy koleżanki, co

sprawiło mu niemałą ulgę.
- Mam nadzieję, że mi więcej nie przywalisz

– dodał wzruszając lekko ramionami.
- To zależy tylko od ciebie.

Jak będziesz grzeczny i miły dla kolegów i koleżanek to nic ci nie grozi

– udzieliła dobrej rady Hermiona i ruszyli dalej korytarzem.
-

Mam być grzeczny i miły? – Draco wymówił obydwa słowa, jakby

uczył się czegoś nowego. – A możesz mi podać definicje tych dziwnych

rzeczy? Nie bardzo wiem o co chodzi.
- Tego akurat nie musisz mi

tłumaczyć. A jak nie wiesz to twój problem.
- Próbowałem cię tylko

rozweselić – chłopak uśmiechnął się szeroko.
- Nie, próbowałeś

mi zdradzić pewną prawdę o sobie, ale tego już dawno się domyśliłam –

odrzekła Gryfonka.
- Ha, ha, ha... bardzo zabawne – Draco miał

na ten temat własne zdanie.
- Nie zabawne, tylko tragiczne –

Hermiona wzruszyła ramionami i lekko się uśmiechnęła.
- I tak

przekonam cię, że się mylisz.
– Zobaczymy – dziewczyna

posłała mu spojrzenie pod tytułem „udowodnij” i znowu

przystanęła. Byli już prawie w lochach.
- Idź do siebie, ja zaraz

przyjdę – powiedziała.
- A ciebie gdzie niesie?
- Coś

załatwić. Nie martw się, nic mi się nie stanie, idź do siebie –

Hermiona zaczęła się irytować.
- No już dobrze, pójdę... będę grzeczny

– uśmiechnął się od ucha do ucha, jak małe dziecko czekające na

pochwałę.
- No popatrz. Rewelacja...
- Powiedziałbym, że

rewolucja... Masz na mnie zły wpływ.
- Zły?
- Aha. Tracę

powoli reputację drania i nic na to nie mogę poradzić. Dobra, spadam –

Draco popatrzył na nią z zaciekawieniem i ruszył do siebie.


/>Chwilę później Hermiona udała się do sali eliksirów i przeprosiła na

chwilę Snape’a.
Nauczyciel nakazał ciszę, oznajmił że wraca za

kilka minut i wyszedł z Gryfonką.
- Nie jesteś w skrzydle szpitalnym?


- Nie, już wyszłam... Mam do pana prośbę, ale musimy się udać do

pańskiego gabinetu.
Severus bez słowa ruszył korytarzem i Hermiona

zdziwiła się trochę jego uległością.
- A o co chodzi? – zapytał

po drodze.
- Eee... potrzebuję jakichś maści albo eliksirów kojących

obrażenia zewnętrzne i przyspieszających gojenie.
- Chyba nie dla

siebie?! – przestraszył się nauczyciel.
- No... nie –

Hermiona wolała nie kłamać.
Snape otworzył zaklęciem gabinet i

zaprosił ją do środka. Popatrzył uważnie na uczennicę. Wyglądała na

zakłopotaną. Nagle go oświeciło.
- Bardzo z nim źle? – spytał.

Cały czas martwił się o Dracona i nawet zapomniał być niemiły, co bardzo

odpowiadało czwartoroczniakom pozostawionym w tej chwili samym sobie.

/>- Jeszcze nie wiem, sir – Hermiona lekko się zarumieniła i kiedy

zobaczyła zmarszczone czoło nauczyciela dodała: – Zaklęcia maskujące.


Snape powiedział pod nosem coś, co brzmiało podobnie do

„Weasley”, „skurwiel” i „cham”, ale

dziewczyna przezornie udała, że nie słyszy

Severus podszedł do

szafki z zapasami i zaczął ją przeglądać. Nie dopytywał się już o nic, co

Hermionie bardzo odpowiadało. Po paru chwilach podał jej maść, która

przyspieszała gojenie i działała łagodząco oraz jeden ze średnio silnych

eliksirów przeciwbólowych.
- Są twoje Granger, nie musisz ich

odnosić... Mam spory zapas –dodał, gdy zobaczył, że zamierza

zaprotestować.
- Dziękuję – wymamrotała i znowu się zarumieniła.


Mistrz Eliksirów pomyślał z roztargnieniem, że Hermiona jest bardzo

ładną dziewczyną, ale szybko musiał odsunąć od siebie te rozważania, bo to

przypominało mu o niechlubnym czynie Weasleya, co rodziło w nim gniew i

mogło się odbić bardzo negatywnie na uczniach.
- Nie ma za co,

Hermiono. Masz dziś zwolnienie z lekcji i Draco pewnie też, co? –

spytał z niewielką dawką ironii i sarkazmu.
Dziewczyna skinęła głową.


- Jeszcze raz dziękuję, sir.
- Jeszcze raz nie ma za co i możesz

przekazać panu Malfoyowi, że was przepytam na najbliższych zajęciach, skoro

macie dzisiaj takie luzy... obiboki... – Snape uśmiechnął się lekko.


Panna Granger była jedną z bardzo niewielu osób w szkole, której nie

dziwiło, że Severus ma poczucie humoru i jedną z niewielu, która jego

poczucie humoru rozumiała, a nawet doceniała. Odpowiedziała nauczycielowi

bladym uśmiechem.
- Dobrze, przekażę, sir.
Hermiona wyszła i

poczekała za progiem na Snape’a.
Kiedy nauczyciel wyszedł,

wyglądała tak jakby się nad czymś zastanawiała. W końcu spojrzała Severusowi

w oczy i powiedziała.
- Jest pan wspaniałym człowiekiem, profesorze.


Zanim w ogóle dążył cokolwiek odpowiedzieć, a nawet przyswoić sobie do

końca jej słowa, odwróciła się i ruszyła szybkim krokiem w kierunku Pokoju

Wspólnego uczniów Domu Węża.

***
Harry bardzo martwił się o

Hermionę, którą zostawił w skrzydle szpitalnym. Był też zaniepokojony o

Malfoya. To, o czym mu opowiedziała Hermiona, skłoniło go do przypuszczenia,

że Percy Weasley odbije sobie w nikczemny sposób nieobecność dziewczyny na

przesłuchaniu. Zielonooki wzdrygnął się na tą myśl i przeszły mu po plecach

ciarki obrzydzenia gdy przypomniał sobie dwóch nowych ochroniarzy

wiceministra.
„Dzięki Bogu Hermiona nie poszła” –

przeleciało mu przez myśl.
To, że Draco i Harry nie byli ani

przyjaciółmi, ani kolegami, a nawet się nie cierpieli nie zmieniało faktu,

że od dnia wspólnego pobytu w Ministerstwie Magii, patrzyli na siebie nieco

inaczej.
Potter, w głębi duszy, podziwiał Malfoya za dobrowolny udział

w przesłuchaniu ale zastanawiał się po jaką cholerę Draco się pakował w coś

takiego. Przecież Dumbledore nie chciał go puścić, a Weasley był wściekły.


Harry nie miał przecież pojęcia, że głównym powodem dla którego Draco

poszedł z Wiceministrem i jego gorylami, był strach o ojca. Malfoy junior

słusznie przypuszczał, że, jeżeli nie stawi się na przesłuchaniu, z

Lucjuszem może być bardzo krucho.

*
Na Transmutacji, Harry

siedział jak struty. Chciał jak najszybciej wyjść i pobiec do ambulatorium,

ale lekcja dłużyła mu się niemiłosiernie. Co jakiś czas zerkał na wolne

miejsce Dracona obok Blaise Zabini i na samą Blaise, a puste krzesło obok

niej budziło w nim większy niepokój niż chciałby to sam przed sobą przyznać.

Zabini była przygaszona i jakby zrezygnowana. Widać było, że cała sytuacja

trochę ją przeraża. Zresztą, gdy Harry rozejrzał się po klasie, dostrzegł że

wszyscy uczniowie mają niewyraźne miny. Pomyślał, że każdy z niech boi się,

iż w każdej chwili może zostać wezwany na przesłuchanie. Zielonooki Gryfon

domyślał się jeszcze jednej rzeczy. Uczniowie byli przerażeni tym jak

Hermiona zareagowała na wizytę wiceministra. Panna Granger, która była

wiecznie opanowana, rzeczowa i wygadana, pobladła, trzęsła się jak osika i

nie była w stanie sama przejść kilku kroków, a na koniec jeszcze straciła

przytomność...
Blaise spojrzała na puste miejsce po lewej stronie

Harry’ego.
„Cholera” – pomyślała i zwróciła

spojrzenie na krzesło po jej prawej stronie. Draco, z którym ostatnio była w

dosyć dobrych stosunkach nie chciał jej powiedzieć, co tak naprawdę

wydarzyło się w ministerstwie. Raz tylko mu się wyrwało, że to było okropne

i on nie mam najmniejszej ochoty rozmawiać na ten temat. Ale to, co Zabini

zobaczyła w Wielkiej Sali, było straszne. Jeszcze nikogo nie widziała w

takim stanie w jakim była rano Granger. Wieść, o omdleniu Hermiony, rozeszła

się jak błyskawica i Blaise postanowiła ją odwiedzić w skrzydle szpitalnym.


Ron z niepokojem obserwował Harry’ego. Martwił się o Hermionę i

tylko o Hermionę. Miał swoje powody. Zawsze postrzegał ją jako silną

osobowość, a to, jak zachowywała się w Wielkiej Sali, napełniło jego serce

czymś w rodzaju grozy i teraz nie mógł się w ogóle skupić na tym, co mówi

McGonagall.
Sama nauczycielka także wydawała się przygaszona i

nieobecna duchem. W ogóle atmosfera w Hogwarcie bardzo się zachmurzyła po

wizycie wiceministra...

***
Harry szedł szybkim krokiem do

ambulatorium. Chciał porozmawiać z Hermioną. Wiedział, że ona bardzo martwi

się o Malfoya i w sumie nie dziwił się, że tamtych dwoje zbliżyło się do

siebie od dnia tragicznych wydarzeń. Jedynie Ron, który biegł teraz żeby

nadążyć za Harrym, był tym zdziwiony a nawet zdegustowany.
Potter

zastanawiał się, czy mu nie opowiedzieć o całym zajściu, ale wolał żeby

zrobiła to Hermiona.

- Dzień dobry pani Pomfrey! - zawołał

od progu ambulatorium. – Co z Hermioną? – spytał rozejrzawszy

się po pustej sali.
- Właśnie, co z nią? – dopytywał się

zasapany Ron, który niemal biegł za przyjacielem.
- Wyszła razem z

Malfoyem jakąś godzinę temu. Pewnie jest u siebie w dormitorium. Ma dziś

zwolnienie z zajęć.
- Z Malfoyem?! - krzyknął Ron.
- Malfoy

już wrócił? – zdziwił się w tym samym momencie Harry. – I co z

nim? – zapytał od razu ze szczerym zainteresowaniem, które bardzo

zdziwiło Pomponię.
- Nie jest chyba źle, chociaż brał eliksir

przeciwbólowy i wzmacniający – powiedziała i wzruszyła ramionami.

/>- Jak zwykle robi z siebie męczennika – prychnął Ron.
- Nie

sądzę – wzrok Harry’ego, który spoczął na przyjacielu, był

lodowaty. – Istnieje coś takiego jak zaklęcia maskujące Ron, a poza

tym... Ty nie masz pojęcia, jak wygląda przesłuchanie u pana wiceministra,

ja mam.
Pani Pomfrey odchrząknęła znacząco i chłopcy wyszli z

ambulatorium.
- Ron... – powiedział cicho Harry. – Ja nie

chciałem, żebyś poczuł się winny. – To nie jest twoja wina, że Percy

zachowuje się tak okropnie.
Ron stał ze spuszczoną głową i wyglądał

jakby miał się popłakać.
- Nie pozwalam ci się obwiniać, to

niedorzeczne... - Harry zmusił się żeby poklepać przyjaciela po plecach i

uśmiechnął się pokrzepiająco.
- Tak, ja wiem, ale czuję się podle,

Harry – Ronald Weasley uśmiechnął się smutno.
- Nie

powinieneś... Nie powinieneś, Ron.
Rudzielec uśmiechnął się smutno.

Wiedział, że jego przyjaciel ma rację, co nie zmieniało faktu, że, niestety,

czuł się winny.

Minęła ich Blaise, która też kierowała się do

ambulatorium. Przechodząc uśmiechnęła się lekko do Harry’ego, który

się zarumienił.
- Idziecie do Hermiony Granger? – przystanęła

zadając pytanie.
- Nie, już byliśmy – Ron potrząsnął głową.

– Nie ma jej w skrzydle szpitalnym... Prawdopodobnie jest w swoim

dormitorium.
- Szkoda, chciałam z nią porozmawiać.
- Czemu?

– spytała zdziwiony Harry.
- Dlatego, że zachowywała się bardzo

dziwnie w Wielkiej Sali. Szczerze powiedziawszy, przestraszyłam się –

Zabini wbiła wzrok w podłogę. – To było irracjonalne. Gadałam z nią

kilka razy i to jest w ogóle... niepodobne do tej dziewczyny... Ona była

zawsze taka... opanowana – Blaise popatrzyła przepraszająco na Rona i

Harry’ego.
- Sorry, może ja nie powinnam się tym interesować.

Nawet nie wiem dlaczego chcę z nią porozmawiać, po prostu chcę - zaczęła się

tłumaczyć. - Wydaje mi się, że wiceminister zrobił jej coś strasznego,

inaczej Draco nie wykłócałby się, żeby została... O, on też się ostatnio

dziwnie zachowuje... Zmienił się na lepsze... nawet bardzo.
- Malfoy

zmienił się na lepsze?! – Ron zrobił okrągłe oczy ze zdziwienia.


- Tak, a co w tym dziwnego? – spytała czarnowłosa Ślizgonka.

– Przecież każdy może się zmienić... Na lepsze lub gorsze, to normalne

– dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Ale Malfoy? –

rudzielec miał minę sceptyka.
- Tak, Malfoy – powiedział

spokojnie Harry. – On chyba dostał niezła lekcję od życia, nie tylko

na tamtym przesłuchaniu. Na dzisiejszym zapewne też. Coś go gryzie. Sprawia

wrażenie zupełnie innej osoby niż był wcześniej, nie zauważyłeś tego Ron?


- Możliwe, ale ja i tak bym mu nie ufał – Ronald Weasley

pokręcił niepewnie głową i wbił wzrok w ścianę.
Harry mu się nie

dziwił. Jego rudowłosy przyjaciel nie miał pojęcia, co Draco przeżył w

Ministerstwie Magii. Potter miał. I wcale nie zazdrościł Ślizgonowi jego

zmian na lepsze.
- Zaraz mamy kolejne zajęcia... Opiekę –

przypomniała Blaise urywając dyskusję na temat przemian osobowościowych

Dracona Malfoya. – Idziecie?
Obydwaj chłopcy skinęli głowami i

potelepali się smętnie, za koleżanką z grupy, na błonia.


/>******
Kitiara
******
Hermiona dotarła w końcu do

portalu prowadzącego do pokoju wspólnego Ślizgonów. Draco na nią czekał.

/>- Nie podałem ci hasła – powiedział i uśmiechnął się do niej

przepraszająco.
- Nie szkodzi... tylko musiałeś tu czekać.
-

Przecież nie siedzę tu godzinami – Malfoy przewrócił oczami i wstał

spod ściany.
- Eliksiry Zaawansowane – mruknął i portal w

ścianie otworzył, przed nimi, wrota do królestwa uczniów Domu Węża.
-

Ale skomplikowane hasło – Hermiona wzruszyła ramionami i weszła jako

pierwsza, bo Malfoy postanowił być dżentelmenem.
- Dobrze, że nie ma

tych kretynów, moich współlokatorów. Poważnie zastanawiam się nad prywatnym

dormitorium. Moich starych na to stać, mnie też, bo mam tyle złota, że

mógłbym wykupić całą tą szkołę... - nagle lekko się zarumienił, bo

uświadomił sobie co mówi. - Sorry, nie chciałem żeby to zabrzmiało jak

chwalenie się, czy coś, ale po co ja się męcze z tymi matołami? –

zadeklarował Draco.
- Może jesteś masochistą? – podsunęła mu

odpowiedź Hermiona.
- Och, masochistą jestem na pewno... Pytanie tylko

do jakiego stopnia? – Draco usiadł na swoim łóżku i rozejrzał się po

umiarkowanym bałaganie, zrobionym przez kumpli.
– Sorry za ten

bajzel, Hermiona i powiedz czego się napijesz. Osobiście polecam piwo

imbirowe.
- Dziękuję, poproszę – Hermiona postanowiła się skusić

i po paru chwilach oboje siedzieli na łóżku z otwartymi butelkami,

schłodzonego piwa, w dłoniach.
- Możesz mi powiedzieć, co tak pilnie

załatwiałaś, zanim tu przyszłaś? – zapytał zaciekawiony Draco.
-

Skoro mam ci opatrzyć rany, to musiałam zdobyć jakąś maść i eliksiry, nie

sądzisz? – Hermiona nie patrzyła mu w oczy, ale wbiła wzrok w swoją

butelkę. - Musiałam zawrócić głowę Snape’owi. Ale nie był zły...

Cieszy się, że już jesteś w Hogwarcie - dziewczyna odważyła się spojrzeć w

szare oczy swojego rozmówcy.
-Zamierzasz opatrzyć mi rany?

Kobieto, ja nie wracam z wojny, tylko z przesłuchania – Draco próbował

bagatelizować całe zajście i nawet nieźle mu to wychodziło.
- Tak, a

Percy Weasley to dobry wujek, który pogłaskał cię po głowie, dał cukierka,

zadał kilka niegroźnych pytań i wypuścił z powrotem do szkoły, prawda? Daruj

sobie ironię, Draco... Ja też potrafię być ironiczna - Hermiona nie dała się

zbyć byle gadką.
- Jesteś cholernie upierdliwą i skrupulatną heterą,

mówił ci to ktoś? – blondyn popatrzył na nią z przekornym uśmiechem.


- Rzadko kiedy słyszę coś innego, ale nikt nie wali tak prosto z mostu

jak ty teraz... Ludzie mi to zazwyczaj sugerują. Myślałam, że to Ślizgoni są

mistrzami aluzji – dziewczyna nie mogła sobie darować drobnej

złośliwości.
- Jestem po prostu szczerym, uczciwym człowiekiem. Co w

sercu to i na języku. – Malfoy chyba przygotowaną odpowiedź na każdą

okazję.
- Zapewne... Łżesz tylko czasami, jak ci to potrzebne –

Hermiona uśmiechnęła się krzywo i dopiła piwo imbirowe. – Ściągaj

szatę i bluzkę, sprawdzę, jakie ciosy, poza przekleństwami, stosował na

tobie pan wiceminister.
- E tam, nie sądzę, żeby stosowanie jakichś

specyfików było potrzebne – Draco nie miał najmniejszej ochoty chwalić

się swoimi obrażeniami.
- Może pozwolisz, że ja to ocenię, co? –

spytała, rzucając mu zirytowane spojrzenie i chłopak, z ociąganiem, ściągnął

z siebie szatę i jasnoszarą koszulę.

Hermiona bez słowa

uprzedzenie rzuciła zaklęcie demaskujące na twarz chłopaka i posłała mu

spojrzenie pełne współczucia, i zawodu.
- Nic ci nie zrobił

– powiedziała z wyrzutem. – Aż boję się sprawdzać stan twoich

żeber i pleców.
Draco wzruszył ramionami i z zakłopotaniem odwrócił

wzrok.
- Ale... to wcale nie jest takie straszne – powiedział

cichym i niepewnym głosem.
Poczuł o wiele silniejszy ból w urażonych

miejscach, kiedy zostały odsłonięte za pomocą magii. Maskujące zaklęcia

miały bowiem właściwości tłumiące odczuwanie dyskomfortu urazów

zewnętrznych.
- Nie, nie jest to nic odbiegającego od normy –

powiedziała Hermiona. - Masz tylko podbite oko, rozwaloną szczękę i

zapuchniętą lewą stronę twarzy. Lepiej nic nie mów, tylko siedź cicho

– stwierdziła Gryfonka z irytacją i chłopak wolał jej posłuchać.

/>- Masz, eliksir przeciwbólowy – powiedziała podając mu fiolkę.

/>- Piłem.
- Nie wykręcaj się, ten na pewno jest silniejszy i dostałam

go od Snape’a. – To najlepsze źródło eliksirów w tej szkole, nie

sądzisz?
Chłopak westchnął i wypił specyfik.
- Obrzydliwe

– powiedział.
- Bo to lekarstwo – rzeczowo stwierdziła

Hermiona. Wzięła do ręki maść i ją otworzyła. Nałożyła niewielką ilość mazi

na dłoń. Pachniała dziwnie, ale przyjemnie.
- Czuję miętę –

stwierdził Draco, rozszerzając zabawnie nozdrza. – Daj powąchać

– dodał i popatrzył na Hermionę niemal z błaganiem.
- Wariat...

To nie jest do wąchania, tylko do opatrywania obrażeń.
- Uwielbiam

miętę – chłopak zrobił maślane oczy i wlepił wzrok w dłoń dziewczyny.


- Jesteś nienormalny, Malfoy.
- Wiem, Granger.
- Masz

– podsunęła mu dłoń pod nos.
- Urocze – powiedział, ale po

chwili, skrzywił się i sykną, bo Hermiona delikatnie zaczęła smarować

okolice podbitego oka.
- Szczypie?
- Troszeczkę... krótko,

intensywnie i zaraz przestaje – Draco uśmiechnął się szeroko. –

Mogę cię zatrudnić jako pielęgniarkę?
- Nie stać cię.
- Owszem,

stać. Tobie zapłaciłbym nawet sto galeonów za godzinę opieki i pewnie

zbankrutowałbym po miesiącu, ale co mi tam.
- Wariat – Hermiona

popatrzyła na chłopaka z politowaniem i uśmiechnęła się do niego ciepło.

/>- Powtarzasz się... Poza tym nie jestem wariatem tylko cudotwórcą... Ty

się uśmiechasz
! – Draco wyszczerzył się radośnie i syknął z

bólu, bo rozwalona szczęka dała o sobie znać.
- Nie tylko jesteś

cudotwórcą, ale jesteś nad wyraz skromnym człowiekiem – odpowiedziała

dziewczyna poważnym, mentorskim tonem.
- Oczywiście – uroczyście

oświadczył Malfoy.

Hermiona delikatnie nasmarowała wszystkie

urażone miejsca na twarzy Ślizgona i przyjrzała się swojemu dziełu. Chłopak

wyglądał żałośnie i komicznie zarazem.
Maść, która miała początkowo

zielonkawy kolor, nabrała, po minucie, intensywnie niebieskiej barwy i teraz

Draco był niebiesko – sino – blady.
- Wyglądasz zabawnie

– stwierdziła i wzięła do ręki różdżkę – Dobra teraz sobie

obejrzę twoje żeberka.
- Nie, bo są wrażliwe i mam łaskotki –

zaprotestował Malfoy.
- Nie zamierzam się obmacywać, jak nie masz na

nich żadnych śladów to cię nawet nie tknę... ale podejrzewam, że masz

obrażenia – stwierdziła stanowczo orzechowooka Gryfonka.
-

Niewielkie.
- Pozwól, że to sprawdzę.
Po chwili oczom Hermiony

ukazał się malowniczy siniec po lewej stronie, wrażliwych na łaskotki, żeber

Malfoya.
Dziewczyna przyłożyła jednak dłoń ze strony prawej i chłopak

syknął z bólu.
- No ładnie... masz, wypij jeszcze kilka łyków tego

przeciwbólowego badziewia.
- Niedobre!
- Wiesz co? Ile ty

masz lat, Malfoy? Pij bo wleję ci to na siłę do gardła.
Z tą siłą

trochę przesadziła, ale Draco nie chciał słuchać ani narzekania, ani gróźb,

a poza tym czuł się poturbowany. dlatego grzecznie przełknął dwa łyki

lekarstwa.
- Powinnam ci posmarować ten siniec, chociaż to bardziej

obrażenie wewnętrzne, niż zewnętrzne. Pozwolisz?
- A smaruj –

Draco wzruszył ramionami i położył się na plecach. W duchu przyznał, że,

pomimo delikatności Hermiony, ten zabieg był bolesny.
- Musisz się

odwrócić i pokazać mi plecy – powiedziała cicho, gdy skończyła

smarować siną powierzchnię żeber.
- Nie muszę – zamarudził Draco

jak krnąbrne dziecko. – Ale mogę – uśmiechnął się uprzejmie do

Hermiony i usiadł na łóżku po turecku tyłem do dziewczyny.
- Nie baw

się ze mną w semantykę, tylko bądź grzeczny, tak jak w tej chwili

–zgasiła go gładko panna Granger i rzuciła Revalo na zgrabny

grzbiet Ślizgona.
- Chryste, Draco... – zdołała wydukać. –

Co on na tobie ćwiczył?
- To był zwykły, skórzany pas –

odpowiedział rzeczowo Malfoy.
- Chyba pejcz – dziewczyna miała

na ten temat inne zdanie niż jej pacjent.
- Och, nie! –

pośpieszył z wyjaśnieniami blondyn. – Po prostu chwilami zarabiałem

klamrą... To naprawdę nic w porównaniu z Tormenterem, Hermiono. Poza tym...

bił mnie naprawdę krótko – dodał szybko.
- I to ma mnie wprawić

w dobry nastrój?! Co za świnia!
- Kto, ja? – niewinnie

spytał dziedzic Dragon Tower.
- Doskonale wiesz kto, Malfoy –

powiedziała już spokojniej dziewczyna. – Niech go szlag.
Przez

chwilę nie wiedziała jak ma się zabrać do śladów po uderzeniach skórzanym

pasem. W miejscach uderzeń klamry były brzydkie rozcięcia z zaschniętą krwią

i niemal całe plecy chłopaka były sine.
- Cholera, będzie cię mocno

szczypało. Może i bił cię krótko, ale za to bardzo skutecznie. Powinieneś to

pokazać dyrektorowi.
- Nie zamierzam się skarżyć jak małe dziecko!

I nie ma strachu, wytrzymam.
- O to się nie martwię, tylko głupio mi

się do tego dotykać.
- Aż taki jestem obleśny? – spytał z

rozbawieniem Draco, ale Hermiona nie uznała tego za śmieszne.
-

Doskonale wiesz, że nie o to mi chodziło – odwarknęła dużo bardziej

niemiło, niż zamierzała. – Głupi dowcip!
- Och, sorry,

chciałem być zabawny i trochę mi nie wyszło... Wiem, że jestem sexy i na

mnie lecisz... – zamilkł i omal nie zaczął walić głową o ścianę i

przeklinać własnej głupoty.
- Twoje poczucie humoru mnie dobija

– powiedziała ku jego uldze całkiem spokojnie Hermiona. – Ale

powiedzmy, że bredzisz i jesteś niepoczytalny - dodała zimno i zaczęła

delikatnie nakładać maść na skatowane plecy Dracona.

Czuła się

dziwnie. Normalnie gdy pomyślała o dotykaniu kogoś, zwłaszcza chłopaka,

ogarniało ją obrzydzenie a nawet lęk. Teraz tak nie było. Czuła się

potrzebna i użyteczna. Nawet odczuwała swego rodzaju satysfakcję z tego, że

może pomóc Draconowi.
Po kilku minutach, kiedy opatrzyła mu plecy,

mniej więcej do połowy, chłopak cicho się odezwał.
- Przepraszam, ja

zawsze muszę palnąć coś jak chory w kubeł – w jego głosie brzmiała

autentyczna, wzruszająca skrucha. – Nie bądź na mnie zła za to, że

jestem kretynem, Herm.
- Nie jestem zła... - zawahała się na chwilę -

...i nie jesteś kretynem, w porządku?
- Bardziej niż w porządku,

dziękuję... Wiesz, że będziesz musiała mi teraz powiedzieć, dlaczego

płakałaś w ambulatorium?... Obiecałaś.
Hermiona lekko się wzdrygnęła.

Skupiła się, tak bardzo, na tym żeby nie urazić wrażliwych i obolałych

miejsc na ciele Ślizgona, że zapomniała o tej obietnicy.
- Wiem

– powiedziała cicho.
- Ale nie chcesz, prawda? – zapytał z

żalem Draco. – To... to jak bardzo nie chcesz, to nie mów.

/>Dziewczyna zamarła z maścią na dłoni. Czegoś takiego się nie spodziewała.


- Ależ, oczywiście, że ci powiem – obruszyła się lekko i wróciła

to przerwanego zajęcia. Musiała się mocno skupić, żeby nie urazić

rozerwanego kawałka skóry, tuż przy kręgosłupie nad kością krzyżową.

/>„Ależ musiało boleć” – pomyślała krzywiąc się lekko.

/>- Naprawdę, nie musisz. Nie mogę cię do tego zmuszać. I nie chcę tego

robić.
Głos chłopaka był cichy i kojący.
- Powiem ci, Draco. Z

własnej, nieprzymuszonej woli - Hermiona nagle zapragnęła podzielić się, z

nim, swoimi obawami. Może właśnie dlatego, że nie nalegał i że był taki..

taki kochany. Dziewczynie, w tej chwili, nie przychodził na myśl żaden inny

przymiotnik opisujący Dracona.
On był po prostu taki był.


/>Hermiona posmarowała dokładnie i delikatnie całe plecy chłopaka.

/>Draco znosił wszystko cierpliwie i w ciszy. Syknął tylko dwa razy, w

momencie, kiedy dotykała najbardziej uszkodzonych miejsc.
Dziewczyna

czuła się zawstydzona własnymi odczuciami. Tym, że pomyślała o Draconie

Malfoyu jako o kimś, kto jest kochany. Zupełnie tak, jakby jej myśli były co

najmniej nieprzyzwoite. Poczuła nawet, że się zarumieniła.
„Ja

naprawdę jestem psychicznie chora” – pomyślała z zażenowaniem.

Sama przy tym nie była pewna, czy myśl ta dotyczyła odczuć względem

chłopaka, czy wstydu wywołanego takimi refleksjami.
Czuła też ogromne

współczucie do Dracona i była mu wdzięczna za to, że nie pozwolił jej iść na

przesłuchanie, i przy okazji naraził się na większy gniew wiceministra.

/>- Przepraszam – powiedziała nagle do młodego Malfoya..
- Za

co? – chłopak odwrócił się gwałtownie i spojrzał na nią, rozwartymi ze

zdziwienia, oczyma.
- Za to, że przeze mnie... przez to, że nie

poszłam, bardziej cierpiałeś podczas przesłuchania – Hermiona

zarumieniła się i spuściła skromnie wzrok. Bezmyślnie bawiła się zakręconą

tubką maści.
- Herm, nie wolno ci tak myśleć, słyszysz?
- Ale to

prawda...
- Ach tak, no jasne... To twoja wina, że Weasley jest

ostatnią świnią, zapomniałem – powiedział z jadowitą ironią. –

Nawet nie próbuj myśleć o sobie źle, zabraniam ci tego, rozumiesz? Doskonale

wiesz, że i tak by mnie potraktował podle, może nawet jeszcze gorzej... Nie

wolno ci się obwiniać o to, że ktoś jest sadystą i niewyżytym sukinsynem...

nie wolno.
Po policzku Hermiony popłynęła pojedyncza łza i Draco

bardzo delikatnie otarł ją kciukiem. Dziewczyna wzdrygnęła się lekko, ale

bardziej z ogólnej niechęci do samego dotyku, niż z powodu tego, co poczuła.


Gest chłopaka był subtelny, miły, niemal... przyjemny. To wrażenie

znowu ją zawstydziło.
- Obiecaj mi, że nie będziesz się obwiniać

– usłyszała cichy szept tuż przy swoim uchu.
Odsunęła się od

niego, wstała i usiadła przy stoliku.
- Nie mogę... Ja wiem, że to

dziwne, ale i tak czuję się winna, że tak mocno oberwałeś.
-

Przestań! – Draco się zdenerwował, ale zaraz nakazał sobie spokój.

– Nie mów tak i postaraj się tak nie myśleć, proszę.
Wstał i

usiadł naprzeciwko niej.
- Obiecaj mi, że się postarasz, dobrze?

/>Hermiona niepewnie pokiwała głową i spojrzała mu w oczy.
- Spóźnia

mi się miesiączka, niewiele, ale i tak się boję – powiedziała nagle i

Draco przez chwilę nie miał pojęcia o co jej chodzi i po co mu o tym mówi.

Zmarszczył brwi i wbił w nią zaciekawione, łagodne spojrzenie.
- Boję

się, że mogę być w ciąży.
Dopiero wtedy do niego dotarło o co chodzi.


- Dlatego płakałaś, tak? – spytał z troską, a Hermiona tylko

pokiwała głową.
- I dlatego, że martwiłam się o ciebie. Ale to

niepokoi mnie coraz bardziej.
- Posłuchaj, to że ci się spóźnia

miesiączka nie oznacza, że no wiesz... – Draco nie mógł powiedzieć

tego na głos. – Ostatnio jesteś zestresowana, przygnębiona i to

normalne, że możesz mieć problemy ze zdrowiem.
Dziewczyna pokręciła

smutno głową.
- Mam przeczucie Draco... Bardzo silne przeczucie, że

jestem... w ciąży. Jeżeli to prawda, będę musiała się pozbyć tego dziecka,

pomożesz mi? – Hermiona wlepiła szczery, ufny i pełen nadziei wzrok w

Malfoya.
Chłopak patrzył na nią przez dłuższą chwilę. Trudno było

odgadnąć o czym myśli. W końcu odezwał się, a jego głos, chociaż był cichy,

brzmiał stanowczo.
- Owszem, możesz liczyć na moją pomoc, ale nie na

taką, Hermiono.
Dziewczyna zamrugała ze zdziwienia i spojrzała mu

głęboko w oczy.
- Pomogę ci w każdy możliwy sposób. Zapewnię ci

opiekę, wsparcie finansowe, nawet powiem oficjalnie, że to moje dziecko i

uznam je za własne, ale nie pozwolę ci się go pozbyć.
- Dlaczego?!

– spytała z agresję. – To tak jakbyś mi nie chciał pomóc!


- Uspokój się – powiedział cicho chłopak. – Zrozum, jeżeli

naprawdę jesteś w ciąży to dziecko może być dla ciebie wybawieniem...

/>- Jesteś nienormalny!
- Wysłuchaj mnie do końca, dobrze? –

wbrew sobie Hermiona uspokoiła się i patrzyła uważnie na Dracona, czekając,

aż powie to co ma do powiedzenia.
- Jeżeli pozbędziesz się dziecka

możesz jedynie poczuć się gorzej, a w przyszłości nabawić się poczucia

winy... U ciebie to całkiem możliwe, już czujesz się winna za rzeczy, za

które nie ponosisz najmniejszej odpowiedzialności.
Dziewczyna

prychnęła z pogardą.
- Wiem, że ci się to wydaje niedorzeczne, ale to

dziecko może ci pomóc zacząć żyć na nowo pełnią życia Hermiono. Jeżeli

jesteś w ciąży, zrobię wszystko dla ciebie i dla tego malucha, ale tobie nie

pozwolę zrobić nic, co mogłoby jedynie pogorszyć twoją sytuację. Aborcja ci

nie pomoże.
Hermiona patrzyła na niego z niemym wyrzutem.
-

Herm, nie pozwolę, żeby ktokolwiek powiedział na ciebie choćby jedno złe

słowo, ale nie rób nic, co może pogorszyć twoje samopoczucie i twoją

sytuację, proszę... Wiesz... moja mama nie mogła mieć więcej dzieci,

wszystkie wcześniejsze ciąże zanim urodziła mnie i te późniejsze kończyły

się poronieniem, a moi rodzice chyba chcieliby mieć więcej dzieci... Ja też

chciałbym mieć rodzeństwo, to chyba normalne... – chłopak wbił smutny

wzrok w podłogę i nerwowo splótł palce obu dłoni. - Może stąd mam takie, a

nie inne zdanie, ale naprawdę nie sądzę aby pozbycie się ciąży było dla

ciebie czymś dobrym.
- No i co? Będę samotną matką, tak? Wspaniała

perspektywa – jej mina wyrażała załamanie i smutek.
- W ogóle

mnie nie słuchasz. Ja bardzo chętnie zostanę ojcem tego dziecka i nikt

niepowołany nie musi wiedzieć, że jest inaczej.
- Zwłaszcza jeśli

będzie rude! – Hermiona była zrozpaczona.
- Ty masz lekko

rudawe włosy – powiedział roztropnie Draco.
- Ale z ciebie się

optymista zrobił. Tylko to nie ty jesteś w ciąży... – powiedziała ze

smutkiem.
- Wiem, że nie ja, ale ty przecież też nie masz pewności, że

jesteś, a poza tym... pomogę ci jak tylko będę mógł... Nie rób głupstw,

Hermiono, proszę. To tylko może pogorszyć sprawę. Po co masz wpędzać się w

nowe poczucie winy. Pomyśl nad tym. Dam tobie i twojemu dziecku wszystko co

niezbędne. Przysięgam na grób dziadków.
Hermiona popatrzyła na niego

zdziwiona, a w jej oczach czaiła się nieufność.
- Czemu to mówisz? Nie

rozumiem, cię.
- Bo chcę ci pomóc... Nie ufasz mi?
- A dlaczego

miałabym ci ufać, dlaczego miałabym ufać komukolwiek? – zapytała i

zmarszczyła czoło. – Niby z jakiej racji, miałbyś mi bezinteresownie

pomagać?
- Chociażby z takiej, że wtedy, w ministerstwie, nie mogłem

ci w żaden sposób pomóc i do tej pory czuję się winny. Nienawidzę

bezsilności. A poza tym... ja po prostu chcę się na coś w końcu przydać.

– Hermiona dojrzała w oczach Malfoya szczerość i determinację.

Wiedziała, że mówi prawdę, ale bała się dać wiarę jego słowom.
- Czy

jesteś w ciąży, czy nie jesteś, pomogę ci Hermiono, nawet wbrew tobie... bo

zależy mi na tym, żebyś była szczęśliwa. Nie zasługujesz na cierpienie,

które cię dotknęło... Nikt nie zasługuje, a zwłaszcza nie ktoś taki jak

ty... – Draco patrzył na Hermionę ze smutkiem, współczuciem, ale też z

nadzieją.
Dziewczyna wstała i podeszła do drzwi. Czuła się źle. Wbrew

zdrowemu rozsądkowi, czuła że nie ma prawa przyjąć jego pomocy, nie w taki

sposób. Czuła się chora, zbrukana i niegodna, aby przeżyć chociaż jedną

szczęśliwą chwilę. Nie widziała dla siebie żadnego ratunku i nie chciała go

widzieć.
- Ja naprawdę nie wiem, co mam myśleć... – powiedziała

zanim opuściła dormitorium Ślizgona. - Powiem ci szczerze, że boją się

zaufać komukolwiek, nie czuj się urażony... Może i masz dobre intencję.. na

pewno masz. Ale ja jestem... nienormalna i nie potrafię ci uwierzyć. I już

nigdy nie będę normalna, więc daj sobie spokój i mi nie pomagaj. MI NIE

MOŻNA POMÓC. – Jej głos drżał, a Draco mógł dostrzec, w orzechowych

oczach, lśniące łzy.
Zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, zaprzeczyć,

lub ją zatrzymać, drzwi zamknęły się z cichym trzaskiem za Hermioną

Granger.

***
******
AtA_VH
uh... koniec ostatniego parta dość

pesymistyczny. niemniej jednak piszesz jak zwykle - znaczy świetnie. tak

trzymać
border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'

/> . dawaj szybciutko następne party (wiem, takie popędzanie

jest wkurzające. przyzwyczajaj się do ciężaru sławy
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/tongue.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif' /> ).

pozdrowienia, AtA
Kitiara
Środa,

14.11.1996


Śniadanie środowe stanowiło dla

Harry'ego mały koszmar. Nie dosyć, że znowu śniły mu się

„szczęśliwe chwile” spędzone z Nottem to na dodatek porządnie

martwił się o Hermionę.
Cały wtorek nie odezwała się niemal słowem, a

na pytania i zagadywania ze strony jego lub Rona odpowiadała zdawkow, i ze

zniecierpliwieniem. Teraz siedziała i wpatrywała się w owsiankę jakby ta

była, co najmniej, rojem obleśnych robali spacerujących po jej talerzu.

/>- Herm, co z tobą?– zapytał z troską.
- Właśnie, co się dzieje?

– łagodnie dopytał się Ron.
- Niedobrze mi. Zaraz zwymiotuję

– odpowiedziała rzeczowo orzechowooka i zamknęła oczy, biorąc duży

wdech przez usta. Była blada i wyglądała na chorą.
- Czym ty masz

wymiotować, przecież nie zjadłaś ani kęsa... – zdziwił się brunet.

– Jesteś blada. Zaprowadzić cię do łazienki?
- Nie, już mi

przechodzi, zjem tylko kromkę suchego chleba i popije gorzką herbatą –

powiedziała Hermiona, której nieco pomogło kilka głębokich wdechów.

/>Dziewczyna wzięła chleb i bardzo powoli zjadła go, każdy kęs popijając

herbatą i krzywiąc się lekko.
„Teraz to już jestem pewna, że

noszę w sobie cholernego pasożyta” – pomyślała z żalem i

nienawiścią. - To już nie jest zbieg okoliczności, cholera

jasna...”

*
- Dracuś – zaświergotała Pansy

– podaj mi paróweczkę.
- Kobieto, czy ty mogłabyś mówić jak

normalny cywilizowany człowiek, a nie posługiwać się takimi durnymi

zdrobnieniami? – Blaise spojrzała ponad ramieniem Dracona na

Parkinson, która z powrotem zaczęła się przystawiać do przystojnego

blondyna.
- Proszę – powiedział zimno chłopak, nakładając parówkę

na talerz swojej byłej dziewczyny. – I mogłabyś się o mnie nie

ocierać, Pansy, bardzo cię o to proszę... W końcu potrzebujesz prawdziwego

mężczyzny, więc z łaski swojej w końcu go sobie znajdź.
- Ależ mój

drogi – zaszczebiotała Parkinson i poprawiła misternie ułożoną

fryzurę. Blaise zastanawiała się, jak kobieta może mieć tak mało godności i

nie pojmować szytej grubymi nićmi aluzji. – Przestań robić z igły

widły... Wiesz, nawet najlepszym zdarza się chwila słabości, nie musimy się

rozstawać.
Draco pomyślał, że krew go zaleje.
- Pansy, –

wysyczał zimnym jak arktyczne powietrze głosem – nie ma mowy o tym,

żebyśmy byli ze sobą na nowo. Ja za bardzo się zmieniłem, a ty tego nie

potrafisz zrozumieć. Wybacz, ale jesteś zbyt płytką dziewczyną, żebym chciał

mieć z tobą coś wspólnego.
- Tak? – spytała czerwona ze złości i

upokorzenia Parkinson, a Blaise w duchu modliła się żeby chłopak nie

wybuchł. Widziała, że Malfoy ostatnim wysiłkiem woli wstrzymuje się od

jakiegoś agresywnego słowa, czy gestu i posłała mu kojące spojrzenie. Draco

je pochwycił i skinął jedynie głową. Zabini już spokojnie zwróciła wzrok na

stół Gryffindoru i zapatrzyła się na Hermionę.
„Z nią jest coraz

gorzej. Co z nią się dzieje?” – pomyślała. Jeszcze nie

rozmawiała z Gryfonką i postanowiła zrobić to dzisiaj.
- Uważasz, że

jesteś dla mnie za dobry, co? – Pansy kontynuowała swój wywód, który

dochodził do uszu zamyślonej Balise. – Pamiętaj, że jeżeli teraz się

nie zdecydujesz, to nie będziesz miał już do mnie żadnego powrotu.... Wiem,

że wolisz tą szlamowatą dziwkę, Granger, bo ja ci się już znudziłam...

Dobrze, ale szczerze tego pożałujesz.
- Jak ty ją nazwałaś? –

Draco z brzękiem opuścił widelec i spojrzał na dziewczynę z odrazą. Nagle

odechciało mu się jeść.
- Szlamowatą dziwką – spokojnie i nie bez

satysfakcji odpowiedziała Pansy.
Blaise powoli odwróciła wzrok w

kierunku koleżanki ze Slytherinu i patrzyła na nią z niedowierzaniem i ze

zgrozą. Teraz modliła się w duchu nie tylko o opanowanie się Dracona, ale

także o cierpliwość dla siebie samej.
- Jeszcze raz wyrazisz się w ten

sposób o Hermionie, a dam ci po gębie tak mocno, że rodzona matka cię nie

pozna, Pansy. Zapamiętaj – w szepcie Dracona pobrzękiwały kostki lodu

i fragmenty tłuczonego szkła. – Nie jesteś warta nawet tego, żeby obok

niej usiąść
Pansy zaśmiała się chłodno.
- Do tego doszło? Że

uważasz tą szlamę za lepszą ode mnie, tak?.
- Jeszcze jedno słowo,

Pansy – spojrzenie Dracona mówiło samo za siebie i dziewczyna

postanowiła zwracać uwagę na to, co mówi. - Zamilcz, bo mnie krew zalewa jak

słyszę twój głos.
- Jesteś świnią, Draco....
- Zamknij się,

Pansy! – Blaise nie mogła tego dłużej słuchać. – Zamknij

się. Jesteś ślepa, głucha i głupia jak but. Odznaczasz się głębią

emocjonalną kałuży, o ile jakąkolwiek emocjonalność posiadasz... Jesteś tak

płytka, że nie sposób tego zmierzyć, a poziom twojej inteligencji już dawno

osiągnął depresję i jak widzę, i słyszę, nie ma szans aby wzrósł, bo ty sama

tego nie chcesz. Jeszcze jeden niewybredny epitet pod adresem Granger i

walnę w ciebie jedną z najgorszych klątw jakie znam, a wierz mi, trochę tego

jest!
- Wam obojgu po prostu odbiło... Ty Blaise zawsze byłaś

dziwaczna, ale Draco... – Pansy popatrzyła na chłopaka z pogardą.

/>- Powiedziałam ci, żebyś się zamknęła, Parkinson – zimno powtórzyła

Zabini. – Draco nie przejmuj się nią – zwróciła się do chłopaka

i nie zwracała uwagi na to, że Pansy patrzy na nią z jawną odrazą. –

Nie słuchaj w ogóle, co do ciebie mówi i się nie denerwuj, nie warto. Zjedz

coś jeszcze.
- Jakoś nie mam ochoty – Draco popatrzył na Blaise

przepraszająco, ale zabrał się za parówkę i jakoś ją skonsumował.
-

Dobry chłopiec – skomentowała niebieskooka brunetka i Draco uśmiechnął

się do niej przyjaźnie.

Pansy ostentacyjnie walnęła widelcem w

talerz, dopiła sok z dyni i z hukiem wstała od stołu.
- Smacznego -

stwierdziła zimno i odeszła powolnym, kołyszącym krokiem w stronę drzwi.

/>- Kiedyś ją uszkodzę – powiedział Draco.
- Po co? Chcesz

siedzieć za tą wywłokę? – Zabini nie ukrywała swojego zdegustowania.

– Sorry. Ja tak o niej mówię, a w końcu z nią chodziłeś.
- Nie

szkodzi. Sam się sobie dziwię.
- Bardzo się zmieniłeś. Do tego stopnia,

że zaczynam cię podziwiać – powiedział szczerze Blaise.
- Tylko

się we mnie nie zakochaj, bo taki zimny drań jak ja na pewno to wykorzysta

– zażartował chłopak.
- Nie ma szans, Draco – spokojnie

odparła Blaise.
- Nie?
- NIE – odrzekła stanowczo i pewnie

Zabini.
- O! Kogoś mamy na oku?
- Nie o to chodzi –

Blaise lekko się zarumieniła. – Po prostu traktuję cię jak kumpla.

/>- To dobrze – chłopak uśmiechnął się do niej.
- Martwię się o

nią – Blaise skinęła głową w kierunku stołu Gryfonów.- Sama nie wiem

czemu. Przecież ta cała Granger nigdy mnie nie obchodziła, nawet tak

naprawdę jej nie znam. Tylko ona... ona zachowuje się jakoś dziwnie.

/>Draco popatrzył na Hermionę.
Od poniedziałkowej rozmowy nie zamienił

z nią ani słowa. Była taka smutna, przygaszona i nieobecna, że wydawało się

chwilami, iż traci kontakt z rzeczywistością.

Dziewczyna

skończyła męczyć kromkę chleba i dopijała gorzką herbatę.
- Lepiej?

– spytał z troską Ron?
Pokiwała niepewnie głową i znowu się

skrzywiła. Jej żołądek stawał się powoli nieprzewidywalny. Przez moment

wszystko było dobrze i nagle poczuła jak się przekręca na drugą stronę, by

po chwili znowu nie czuć żadnych mdłości.
Harry dolał jej jeszcze

herbaty i zapytał, czy nie chce mięty. Hermiona pokręciła przecząco

głową.
„Boże, przeszły mi chyba na dobre. Może nie zwrócę tego,

co zjadłam” – ledwie zdążyła tak pomyśleć, jej żołądek znowu

zaczął wyczyniać dziwne harce i dziewczyna bardzo szybko musiała wstać.

Wybiegła z Wielkiej Sali mając nadzieję, że zdąży dotrzeć do najbliższej

łazienki.
Harry zerwał się i pobiegł za Hermioną, a Draco i Blaise

popatrzyli na siebie niepewnie.
- Jej coś jest – spokojnie

stwierdziła Zabini. - Ona chyba jest chora. Widziałeś jej twarz?
-

Możliwe – powiedział spokojnie chłopak w duchu klnąc na czym świat

stoi.
„Kurwa – pomyślał – czy zawsze jak coś się wali

to już do samego końca?”
Wyglądało na to, że tak.
Od stołu

Gryfonów wstał także Ron i poszedł szybko za swoimi przyjaciółmi.
-

Wiesz, co, Draco? – zaczęła Blaise. – Może też chodźmy zobaczyć

co się stało, co?
Malfoy junior wstał niepewnie i wyszedł razem z

koleżanką.
„Aż za dobrze wiem, co się prawdopodobnie

dzieje” – pomyślał z przekąsem, ale wolał ten fakt zachować

wyłącznie dla siebie.
Zebrani na sali uczniowie patrzyli na wszystko z

zaciekawieniem. Luna i Ginny wstały niemal jednocześnie, tuż po wyjściu

Malfoya i Zabini.

Nauczyciele patrzyli z troska na wybiegającą z

Wielkiej Sali i lekko poszarzałą na twarzy uczennicę. Tonks nawet wstała z

zamiarem ruszenia na pomoc dziewczynie, ale Severus ją zatrzymał.
-

Wystarczy, że poszli Weasley i Potter... i cała reszta, która ruszyła za

nimi – powiedział cicho. Nic się jej złego nie stanie.
Sam jednak

czuł wewnętrzny niepokój. Posłał znaczące spojrzenie w kierunku dyrektora,

który wyglądał na ogromnie zatroskanego.

*
Ron, Ginny, Luna,

Blaise i Draco stali dosłownie dwa metry za wejściem do Wielkiej Sali i

obserwowali z konsternacją jak Harry pochyla się nad wymiotującą bezsilnie

na klęczkach Hermioną.
- Kurwa mać! – powiedział Draco na

głos, chociaż pomyślał o wiele gorzej.
Blaise popatrzyła na niego

bykiem, a Ron oznajmił.
- Zamknij się, Malfoy, okey? - ku jego

zdziwieniu blondyn nie skomentował tych słów. Wyglądał tak jakby w ogóle nie

słyszał, co do niego mówi rudzielec.
Piątka uczniów Hogwartu

obserwowała bez słowa, jak Potter czyści różdżką podłogę holu i mówi coś

cicho do płaczącej histerycznie dziewczyny.

- Hermiona, spokojnie

– szepnął cicho Harry – nie płacz już, nie płacz. Co się

stało?
- Przecież sam widzisz, co się dzieje – Hermiona mówiła

łamiącym się głosem. – Jestem do cholery w ciąży. Na sto procent.

Powiedz mi, co ja mam robić? – chlipała i przełykała łzy.
- O,

Boże – Harry zbladł. – Hermiona, ja pomogę ci jak tylko będę

mógł. Przecież wiesz.
- Wiem, wiem - ironizowała. – I nie

tylko ty mi pomożesz... Jakiś ty, cholera, szlachetny.
- Hermiona,

przestań.
- Już Malfoy mówił mi to samo. Powiedział, że może nawet

wziąć na siebie odpowiedzialność za to dziecko, podać się za ojca...

Następny kretyn.
- Hermiono – w głosie Harry’ego była

ukryta gorycz i żal. – Dlaczego tak mówisz? Dlaczego myślisz tak o

ludziach, którzy chcą ci pomóc?
- Bo ja nie chcę pomocy. Nie chcę tego

dziecka i nie chcę niczyjej pomocy, Harry, rozumiesz? Mi nikt nie może

pomóc. – rozpłakała się jeszcze głośniej i ukryła twarz w dłoniach.

– Idź sobie, zostaw mnie samą.
- Nie mogę cię tak zostawić, nie w

takim stanie – Harry usiadł przy dziewczynie i delikatnie pogładził ją

po plecach. To było dziwne, ale nie poczuł znajomego skurczu żołądka, który

odzywał się ostatnio zawsze w zbyt dużej bliskości drugiego człowieka.

/>- Wszystko mi jedno – Hermiona spróbowała wytrzeć łzy i wstać, ale

była zbyt słaba i roztrzęsiona. Łzy popłynęły ponownie, a ona z powrotem

osunęła się pod ścianę.
- Czy to przedstawienie? – Harry

popatrzył z konsternacją na obserwujący ich, z odległości kilku metrów,

tłumik uczniów. – Wynoście się albo do siebie, albo z powrotem na

Salę.
- Chcieliśmy tylko pomóc – z wahaniem powiedziała Zabini, a

Luna bezceremonialnie podeszła do Pottera i Granger.
- Hermiona, dasz

rade iść do skrzydła szpitalnego? – spytała z troską.
- Nie

potrzebuje tam iść! – odwarknęła jej Gryfonka.
- Nie możesz

tu zostać – powiedziała niezrażona Luna. – Za chwilę skończy się

śniadanie i wszyscy będą wychodzić. Chodź. Pomogę ci dojść. Jesteś strasznie

blada. No chodź.
Luna mówiła tak cicho i spokojnie, że Hermiona w końcu

dała się przekonać.
Jeszcze raz spróbowała wstać i tym razem udało jej

się utrzymać równowagę mimo chwiejnych nóg.

Ginny i Blaise także

podeszły do Luny i Hermiony, a Harry wstał.
Spojrzał na Rona i Draco,

którzy stali cały czas w tym samym miejscu. Rudzielec wyglądał na

zaszokowanego, a blondyn na zrezygnowanego i zmartwionego. Obydwu łączył

widoczny w ciemnobrązowych i szarych oczach cień smutku i niepokoju
-

Nie chcę iść do ambulatorium – powiedziała stanowczo Hermiona. –

Nic mi nie jest, chcę do siebie.
- Tak, a ja jestem święty turecki

– powiedział Harry. – Dziewczyny, zaprowadźcie ją, dobrze?

– Jasne, Harry – Ginny uśmiechnęła się blado. – Chodź,

Herm – zwróciła się łagodnie do koleżanki
- Proszę – Blaise

podała orzechowookiej, zapłakanej Gryfonce chusteczkę i Hermiona przyjęła ją

z wdzięcznością.
Kiedy wszystkie dziewczyny odeszły, a z wrót Wielkiej

Sali zaczęli wysypywać się uczniowie, Harry podszedł do Dracona i

Ronalda.
- Malfoy, muszę z tobą porozmawiać... na osobności –

powiedział cicho. – Wybaczysz nam Ron, prawda? – zwrócił się

przepraszającym tonem do przyjaciela.
- Eee..., jasne –

odpowiedział zupełnie zaskoczony rudzielec. – Tylko, że zaraz mamy

Transmutacje.
- Akurat to może poczekać – Harry wzruszył

ramionami. – Poświęcisz mi chwilę swojego cennego, arystokratycznego

czasu, Malfoy?
- Słuchaj, Potter. Możesz sobie ten sarkazm włożyć do

kieszeni, dobra? Jakbyś nie zauważył to ta sytuacja, ani trochę mnie nie

bawi. Więc zachowuj się jak dorosły człowiek i nie wyjeżdżaj mi z aluzjami,

które są absolutnie nie na miejscu.
- Dobra, dobra – Harry uniósł

dłonie w pokojowym geście. – Jestem roztrzęsiony i muszę na kimś

odreagować. Pech chciał, że trafiło na ciebie.
- Spoko – Draco

postanowił nie zwracać uwagi na ironię Pottera. - Powiedz mi tylko, gdzie ty

chcesz pogadać w spokoju i gadaj szybko, bo jak raczył zauważyć szanowny pan

Ronald Weasley – tu Ron posłał blondynowi kose spojrzenie – mamy

za pięć minut Transmutację i nie chciałbym się zbyt mocno spóźniać.

McGonagall byłaby wniebowzięta odejmując mi 15 punktów za kwadrans

spóźnienia.
- Znam takie jedno miejsce – powiedział Harry.

– Jeżeli się zgodzisz ze mną pogadać możemy to zrobić tam.
-

Okey, w końcu, co mi szkodzi...
- Ron, zobaczymy się na Transmutacji,

dobrze?
- Dobra – odrzekł rudzielec.
Ostatnio działo się

mnóstwo dziwnych rzeczy, za którymi Ron nie nadążał. Był ciekaw o co chodzi

i postanowił pociągnąć przyjaciela za język, ale dopiero wieczorem, przed

snem, w zaciszu dormitorium.

*
Harry zaprowadził zdziwionego

Ślizgona do łazienki Jęczącej Marty .
- No, ładnie... –

powiedział blondyn. – Co tu robią Gryfoni? Palicie mocniejsze ziółka?

– Draco uśmiechnął się złośliwie i wyciągnął papierosy z kieszeni

szaty.
- Jasne – zadrwił Harry. – Bardzo mało osób wie o

tym wspaniałym i zacisznym miejscu, więc lepiej nikomu nie rozgadaj. Brunet

uśmiechnął się do siebie na wspomnienie wydarzeń sprzed czterech lat gdy

ważył z Hermioną i Ronem Eliksir Wielosokowy.
- Nie ma strachu... Więc

o co chodzi? – Draco poczęstował Pottera papierosem i zapalił sam.

/>- Powiem wprost. Nie wiem, co robić. Moja najlepsza przyjaciółka została

brutalnie zgwałcona i teraz jest w ciąży. Możesz mi powiedzieć, czy nie

mogłoby być do janej cholery, jeszcze gorzej? Ona nie chce żadnej pomocy.

Ani mojej, ani twojej. Tak mi powiedziała. No i co teraz?
- A ty skąd o

tym wiesz? O tym, co się stało w Ministerstwie, co? – zapytał

zaszokowany Draco po chwili głuchego milczenia.
- Od Hermiony –

spokojnie odpowiedział Harry. – Opowiedziała mi o tym wieczorem po

przesłuchaniu.
- Powiedziała ci?
- Tak. Wiesz... w pewnym sensie

to nie dałem jej zbyt dużego wyboru... – Harry poczuł, że się rumieni

na wspomnienie tamtej rozmowy - ...ale to dłuższa historia. Istotne jest to

jak pomóc komuś, kto tej pomocy nie chce przyjąć.
- Pomóc na siłę

– spokojnie odpowiedział blondyn. – Ja nie zamierzam zrezygnować

z pomagania Granger, tylko dlatego, że ona stwierdziła, że tego nie

potrzebuje, nie chce, i że nic ani nikt nie może jej pomóc. Gówno prawda,

Potter. Trzeba tylko mieć dobre chęci.
- Trochę trudno jest pomagać

osobie, która tego nie chce – brunet zaciągnął się papierosem i ciężko

westchnął.
- Ale nie jest to niemożliwe. Niezależnie od tego, co zrobi

lub powie ta uparta dziewucha, nie zamierzam jej zostawić w potrzebie,

zwłaszcza, że to co się stało, stało się po części z mojej winy – tym

razem to blondyn zarumienił się lekko.
- No, Malfoy. Teraz to bredzisz.

W takim razie, czuj się winny temu, że ja byłe przesłuchiwany w

cywilizowany sposób i temu, że torturował mnie Nott. Na jedno

wyjdzie. Większej bzdury w życiu nie słyszałem. – Harry popatrzył na

Dracona z niedowierzaniem i pokręcił głową.
- Może i jestem powalony,

ale czuję się winny i zamierzam jej pomóc – Draco wszedł do pierwszej

lepszej kabiny i posłał z biegiem nurtu klozetowego niedopałek swojego

papierosa.
- Myślisz, że ja nie zamierzam?! – wściekł się

Gryfon.
- Tego nie powiedziałem. Wiem, że chcesz jej pomóc, tylko ta

dyskusja jest całkowicie bezsensowna... Chyba, że chcesz ustalić kto poda

się za ojca dziecka, żeby Hermiona nie wyszła na puszczalską, jak zaczniemy

jej pomagać za bardzo i w sposób nie zorganizowany.
- Eee... –

Harry popatrzył na Dracona z zażenowaniem. – No, chyba w obecnej

sytuacji w moje ojcostwo mało kto by uwierzył, zwłaszcza wśród

nauczycieli.
- Też tak sądzę... Poza tym, ja mam bardziej znaczące

nazwisko... – zażartował Draco.
- A ja za to bardziej sławne,

Malfoy – odciął się Harry z uśmiechem.
- Nie wiem, czy w ogóle

którykolwiek z nas będzie miał szansę podać się za ojca, bo z tego, co wiem,

ona szybciej usunie tą ciąże, niż ją donosi – spoważniał nagle

blondyn.
- Może tak by było lepiej.
- Może... – Draco

popatrzył bezmyślnie w przestrzeń. – Może... Wiesz co? Moja mama

poroniła trzy razy. Raz zanim się urodziłem, i dwa razy kiedy już byłem na

tym nieszczęsnym padole łez...
Harry słuchał z otwartymi ustami. Omal

nie upadł z wrażenia. Malfoy mu się zwierzał.
- Ja nie wiem, czy to

dobry pomysł, pozwolić jej przerwać ciąże, ale to że zawsze chciałem mieć

rodzeństwo i nie dane mi było je mieć, że to trochę zakłóca obiektywność

mojego myślenia. Nie wiem.... Może gdyby urodziła to dziecko, ono by jej

pomogło stanąć na nogi, a jak pozbędzie się go to, no nie wiem... Czy to

jest czymś dobrym? Przecież to nie jest wina tego dziecka.
„A

może ona wcale nie jest w ciąży” – pomyślał z nadzieją.


/>- Wiesz, co, Malfoy – powiedział Harry po chwili milczenia. –

Gadasz jak filozof i żądasz ode mnie odpowiedzi na pytania, na które

odpowiedzi nie znam ani ja, ani nawet profesor Dumbledore. Zwróć się do

wyższej instancji.
- Potter, ja tylko rozważam na głos możliwe

warianty.
- Wiem. Nieciekawe są te warianty. I tak jej nie można zmusić

do podjęcia słusznej decyzji. Sama musi wybrać.
- To jest oczywiste.

Jak jej powiedziałem, że nie pomogę jej usunąć ciąży to stwierdziła, że w

takim razie nie chcę jej pomóc w ogóle. Może za bardzo naciskałem? Bywam

kretynem, Potter.
- Nie tylko ty.
- Musimy iść na Transmutacje.

/>- Trwa już od kilku minut – Harry spojrzał na zegarek.
- To

idziemy, najwyżej stracę dwadzieścia punktów. Luz - blondyn uśmiechnął się

gorzko.
- Nie tylko ty.

Spóźnili się prawie dwadzieścia pięć

minut i McGonagall odjęła im po dziesięć punktów i przysoliła wspólny

szlaban na ósmej wieczorem u Snape'a .
Hermiona nie pojawiła się na

tych zajęciach. Leżała w skrzydle szpitalnym gdzie dostała Eliksir

Wzmacniający oraz krople miętowe na żołądek. Następnego dnia po obiedzie i

tak wymiotowała jak kot.

***
- Myślisz, że Hermiona naprawdę

jest w ciąży? – spytał w pewnym momencie Draco znad swojego wiadra

rogatych żab.
- No, wiesz... Wymiotowała, nie może jeść, mówi, że

jej się o kilka dni opóźnia miesiączka. Ona jest święcie przekonana, że jest

w ciąży – dodał jeszcze na zakończenie swojego wywodu Harry.
- No

właśnie, ONA jest o tym święcie przekonana, ale wcale nie musi tak być

– Ślizgon zamyślił się na chwilę i bardzo pieczołowicie zabrał się za

swoje żaby. Harry zamarł i wpatrywał się w swojego rywala ze Slytherinu

przez dobrych kilka chwil.
- Co masz na myśli? – spytał w końcu

przeciągając sylaby i mrużąc podejrzliwie oczy.
- Chodzi o to, że...

No, Hermiona ostatnio je bardzo nieregularnie, mogła się też czymś zatruć,

jest zestresowana i to wszystko może mieć wpływ na to, że opóźnia się jej

miesiączka, i że ma mdłości, a jak jeszcze wmówiła sobie, że na pewno jest w

ciąży, to... może być tylko jeszcze gorzej.
- Myślisz, że nie jest?

– Gryfon wyglądał na bardzo zdezorientowanego
- Boże, Potter, ja

nic nie myślę, po prostu przypuszczam... Nie mam pojęcia, czy jest w ciąży,

czy nie. Musiałaby się przebadać. Ale przecież nie pójdzie z tym do Pomfrey

– Draco sprawiał wrażenie poirytowanego i zmartwionego.
- Nie

pójdzie – powtórzył jak echo Harry i zabrał się za oprawianie

wyjątkowo wielkiej, oślizgłej ropuchy, ale był tak bardzo zaintrygowany

słowami Dracona, że zwierz z głośnym plaśnięciem upadł na kamienną posadzkę

lochu.
- Rany, Potter... Co ty, nawet żab nie potrafisz porządnie

oporządzić? – spytał Draco doskonale naśladując zimny i wyprany z

emocji głos Mistrza Eliksirów. – Masz szczęście, że Snape tego nie

widział.
- No, mam. Słuchaj, Malfoy... Może jej pomógłby Snape. Wiesz,

może istnieje jakiś eliksir, za pomocą którego można sprawdzić, czy

dziewczyna spodziewa się dziecka, co? Mógłbyś go podpytać, on chyba wie o

całej sprawie.
Draco kiwnął lekko głową.
- Czasami masz łeb na

karku, Potter – powiedział i szczerze się uśmiechnął. –

Porozmawiam z mistrzuniem. Ale teraz bądź łaskaw skupić się na tych rogatych

paskudztwach, bo znowu zaczniesz je rozrzucać po podłodze.
Harry rzucił

mu kose spojrzenie, ale nic nie odpowiedział. Tym razem Draco Malfoy miał

rację.

***
******
AtA_VH
przyznam się bez bicia - przeczytałam

więcej na mirriel.glt.pl, bo nie wytrzymuje nerwowo (to forum wiecznie mi

się zacina)
border='0' style='vertical-align:middle' alt='wink.gif'

/> . Kit, jesteś śwetna. świetnie piszesz. nie mogę sie

doczekać, kiedy będziesz wrzucać jakieś inne opowiadanka. i proszę mi tu nie

pisać o włażeniu w dupę z wazeliną
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/dry.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='dry.gif' /> . po

prostu.... jesteś the best.

trochę tylko męczą literówki.


style='vertical-align:middle' alt='sad.gif' /> nie

mogłabyś tego wrzucać do worda, zeby posprawdzać? to jest naprawdę

wnerwiające.

cóż, tak czy siak - masz talent. pozdrowionka,

AtA
Raistlin
Mnie tu pare dni nie było a już Kitiara

dodała pare następnych części opowiadania(to sie chwali).
I jak zawsze

dialogi Malfoy vs Potter , które mi przynajmniej się cholernie podobają.

/>No i troche w opowiadanku jest tych literówek, więc na następny raz

postaraj się żeby było ich mniej (bo inaczej...).

Ps: może wyjde

na debila ale co znaczy "kose spojrzenie"?
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/blush.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='blush.gif' />
Justa

class='quotetop'>QUOTE

class='quotemain'>przyznam się bez bicia - przeczytałam

więcej na mirriel.glt.pl, bo nie wytrzymuje nerwowo (to forum wiecznie mi

się zacina)


Ja też już tam

przeczytałam... bo sie nie da wytyrzymać, a forum mi też baaaardzo często

nie działa
border='0' style='vertical-align:middle' alt='sad.gif'

/>
AnDzIkA
Opowiadanie bardzo mi się podoba. Cieszę

się, że wkleiłaś je tu Kitaro. Czytałam już trochę więcej odcinków niż tu

jest i mogę przyznać, jestem pod wielkim wrażeniem zarówno Twoich pomysłów

jak i wyobraźni. Jedyne czego mogę Ci teraz życzyć to duużo wolnego czasu i

weny.


src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/czekolada.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='czekolada.gif' />

<------ I oby następne części pojawiły się jak najszybciej.


/>Podrawiam,
AnDzIkA

PS. Literówki rzeczywiście są, ale nie

przeszkadzają mi tak bardzo.
To jest "lekka wersja" zawartosci forum. By zobaczyc pelna wersje, z dodatkowymi informacjami i obrazami kliknij tutaj.

  kulturystyka  trening na masę
Invision Power Board © 2001-2024 Invision Power Services, Inc.