Help - Search - Member List - Calendar
Pelna wersja: Być Szlachetnym [cdn?]
Magiczne Forum > Harry Potter > Fan Fiction i Kwiat Lotosu > W Labiryncie Wyobraźni
Pages: 1, 2, 3, 4, 5, 6
Kitiara
Z tymi literówkami to jest (za

przeproszeniem), cholera, tak.
Word mi się ostatnio trochę wali.

/>Ale już niedługo będzie git, bo kumpel jutro przychodzi coś z tym

zrobić.
Niestety - co innego pisac długopisikiem, co innego na

komputerku, zwłaszcza, że nigdy nie chodziłam na kursy pisania na kompie -

sama doszłam do jako takiej, nawet sporej, szybkości klikania.

/>Obiecuję, że kolejne odcinki będą lepiej dopracowane.
Dziękuję Wam za

wsie komenty.
Pozdrawiam serdecznie, Kit.

PS: dzięki Raist,

za to że podobają Ci się dialogi Malfoy/Potter. Uwielbiam je pisać, czuję

się wtedy taka perfidna i przewrotna...*twisted*
Potti
już przy pierwszym ficku, jaki czytałam

Twojego autorstwa- pomyślałam, że nie polubię Twojego stylu pisania.

powiedzmy, że się sporo pomyliłam ;> pal licho literówki, Haroldy i inne

tego typu... po prostu mnie wciągnęło. może od następnego parta spróbuję

zwracać uwagę na błędy.

i mam tylko takie jedno pytanie, bo nie

wiem jak się nastawić psychicznie na kolejne party: skończyłaś to już?

(oczywiście party z Mirriel zdążyłam pochłonąć) ;p
Emily Strange
Nie skończone ale widzę że Kit wzięła

się do roboty i ładnie pisze i się nie obija
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/tongue.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif' />
A ty

Potti bierz z niej przykład i won do pisania
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/tongue.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif' />
Kitiara

style='color:green'>Czwartek, 15.11.1996



/>Hermiona wyszła z łazienki i usiadła pod ścianą. Była blada i wyglądała

bardzo mizernie.
Zwróciła cały obiad.
Harry usiadł obok niej i

mocno ją przytulił. Nie czuł się źle, chyba świadomość tego, że dziewczyna

została - tak samo jak on - mocno zraniona, powodował, że mógł ją teraz

objąć i nie poczuć mdłości.
- To koniec. Jestem w ciąży.
-

Powinnaś się przebadać.
- Tak, jasne. Pójdę do pani Pomfrey i jej

powiem: zostałam zgwałcona podczas przesłuchania, czy może mnie pani

przebadać i powiedzieć mi czy jestem w ciąży?
– Hermiona

popatrzyła z niemym wyrzutem na przyjaciela i odsunęła się od niego.

Strasznie bolał ją żołądek i kręciło się jej w głowie.
Na śniadanie

zjadła tylko jednego tosta i popiła go herbatą. Nic jej nie było aż do

obiadu, podczas którego Harry wmusił w nią cały talerz rosołu, a później z

własnej woli pochłonęła jeszcze udo z kurczaka i kawałek ciężkostrawnego

ciasta z czekoladą. Wiedziała, że nie powinna tyle jeść na niemal pusty

żołądek, ale rosół pobudził tylko jej apetyt.

- Chodź, Hermiona.

Pójdę z tobą do ambulatorium... Nie patrz tak na mnie, nie powiemy pani

Pomfrey, że znowu wymiotowałaś. Powiedz jej, że boli cię brzuch i niech cię

przebada, może się po prostu czymś strułaś.
- Jasne, a miesiączka?

– popatrzyła na niego nieprzyjaźnie, ale posłusznie wstała i ruszyła

za Harrym do skrzydła szpitalnego.

*
Madame Pomfrey wypytała

ją dokładnie o to, co jadła cały dzień.
- Nic dziwnego, że boli cię

żołądek dziecino. Zjadłaś za dużo na raz...
Hermiona i Harry patrzyli

z zaciekawieniem, jak pielęgniarka podchodzi do szafki z eliksirami i

wyjmuje małą buteleczkę z jadowicie żółtym płynem.
- Masz, to są krople

na pobudzenie apetytu. Zacznij brać od jutra... Dwie kropelki na język na

parę minut przed każdym posiłkiem. Jeżeli będziesz czuła głód to oczywiście

ich nie zażywaj.
Hermiona kiwnęła pokornie głową i wzięła fiolkę z rąk

Pomponii.
- I radzę ci się wyspać, wyglądasz tak, jakbyś nie

odpoczywała od kilku dni – pielęgniarka otaksowała dziewczynę uważnym

spojrzeniem, pod którym Gryfonka lekko się zarumieniła. To, co powiedziała

pani Pomfrey było prawdą. Od niedzieli prawie nie zmrużyła oka. Spała po

trzy, cztery godziny, martwiąc się swoją bardzo prawdopodobną ciążą.

/>Pani Pomfrey ponownie podeszła do gabloty z różnego rodzaju wywarami.

Harry przyglądał się zachłannie zróżnicowanym pod względem zawartości i

wielkości butelkom, w których przebywały płyny wszelkiej maści i o różnym

stopniu płynności. Jedna z butelek zawierała klarowną, jasnoczerwoną ciesz.


Chłopak ostatnio zainteresował się eliksirami. Od niedawna nie czuł

się tak zestresowany na zajęciach w lochach, jak kiedyś, i okazało się, że

przedmiot prowadzony przez Severusa Snape’a jest bardzo ciekawy,

chociaż niezmiernie obszerny i trudny.
„Zaczynam być miłośnikiem

eliksirów” – pomyślał z odrobiną ironii, ale także z jakimś

wewnętrznym spokojem.
- Proszę, to eliksir na sen bez snów –

powiedziała pielęgniarka odwracając się od szafki i wręczając Hermionie

kolejną fiolkę. - Musisz przez kilka nocy go używać. Pij jeden porządny łyk

przed położeniem się do łóżka.
- Dobrze, pani Pomfrey –

powiedziała dziewczyna i zawahała się na chwilę. – Dziękuję –

dodała jeszcze i uśmiechnęła się blado.

- No, widzisz? –

powiedział Harry z nadzieją po wyjściu z ambulatorium. – Pani Pomfrey

powiedziała ci, że cierpisz z przejedzenia.
- Oby to była prawda

– sarkastycznie odrzekła Gryfonka i przyspieszyła kroku.
Chciała

znaleźć się już u siebie w dormitorium, znowu miała ochotę płakać. Nikt jej

nie rozumiał, a Harry najwidoczniej uznał, że jest przewrażliwiona i wydaje

się jej jedynie, że będzie miała dziecko.
Ale ona WIEDZIAŁA, że jest w

ciąży.

******

Draco wpatrywał się w Mistrza Eliksirów.

Czarnooki mężczyzna intensywnie myślał, co zdradzała silnie pogłębioną

pionowa zmarszczka na czole.
- Ja, bym poczekał jeszcze kilka dni...

Ale należałoby ją przepadać.
- Tylko, że ona za cholerę przebadać się

nie da.
- A ty byś się dał ? – Severus wbił swoje bezdenne,

czarne oczy w oczy Dracona, który po chwili odwrócił wzrok i lekko się

zarumienił.
Mistrz Eliksirów westchnął ciężko.
- Co ja się z wami

mam... – pokręcił z irytacją głową i podszedł do szafki pełnej

eliksirów leczniczych.
Wyjął fiolkę z granatowym płynem i usiadł przy

biurku, by napisać kilka zdań na pergaminie, który starannie zwinął i

opieczętował.
Draco czekał w milczeniu przez dobrych pięć minut,

przyglądając się spokojnym, opanowanym ruchom nauczyciela. Palce Severusa

były długie i zwinne. Chłopaka uderzyła myśl, że w ruchach profesora jest

mnóstwo niewymuszonej gracji i elegancji.
- Proszę. Daj to pannie

Granger, tylko sam nie czytaj, bo jak się dowiem, a się dowiem... –

Severus zawiesił efektownie głos i uniósł brew – ...to wiesz sam, jaki

będę wtedy dla ciebie miły. A teraz zmykaj... I wszystkiego najlepszego w

dniu urodzin. Jesteś już dorosły.
Draco wyglądał na obruszonego

insynuacją, jakoby miał zaglądać do cudzej korespondencji.
- Dziękuję

– powiedział lekko naburmuszonym tonem. – Wiesz doskonale, że

potrafię być dyskretny.
- No idź już, idź. Jest dosyć późno, a ja

jeszcze muszę popracować nad udoskonaleniem Wywaru Mandragorowego.
-

Dziękuję jeszcze raz i życzę owocnej pracy – Draco uśmiechnął się

blado i wyszedł po cichu z gabinetu Mistrza Eliksirów.
Severus

westchnął i usiadł przy biurku.
„Mam nadzieję, że ona nie jest w

ciąży” – pomyślał. – „I tak cierpi, po co jej

dodatkowy stres?” – schował twarz w dłoniach, westchnął i

zamyślił się głęboko. Czuł, że już tego wieczoru nie da rady popracować nad

udoskonaleniem składu żadnego eliksiru.

***

Draco

doskonale wiedział gdzie powinien szukać Hermiony. Oczywiście w

bibliotece.
Był bardzo ciekaw, co Snape napisał w liście do Gryfonki ,

ale był też zbyt honorowy by odpieczętować go i przeczytać. Doskonale

wiedział, że nauczyciel nie rzucił na zwinięty pergamin zaklęcia

zabezpieczającego, dając mu tym samym do zrozumienia, że ma do niego pełne

zaufanie. Draco za nic nie chciał tego zaufania zdradzić, ani stracić.

/>Hermiona siedziała nad jakimś tomem dotyczącym transmutacji czasowej ludzi

w zwierzęta.
„Przecież to będzie dopiero w przyszłym roku”

– pomyślał Malfoy junior. – „No tak, ale panna Granger

musi być zawsze do przodu z materiałem.”
- Hermiona... –

odezwał się cicho.
Dziewczyna uniosła ciemnokasztanową główkę znad

książki i spojrzała na niego z zaciekawieniem i lekkim zniecierpliwieniem.

Nie rozmawiali od czasu tamtej wymiany zdań w jego dormitorium, kiedy

opatrzyła mu obrażenia z ministerstwa i Draco nie wiedział jak ma

poprowadzić dialog.
- Proszę – zaczął ostrożnie – to jest

list od Snape’a do ciebie... i dał ci też tą fiolkę. Miałem ci tylko

to dostarczyć.
- Dziękuję – odpowiedziała nieco oschle i

podejrzliwie.
Do tej pory nie mogła mu wybaczyć, że chciał jej

narzucić sposób postępowania.
- Ja przepraszam, że wtedy sugerowałem

ci, co masz robić, a czego nie. Przepraszam. - Zrobisz , co zechcesz, a ja

to zaakceptuję i ci pomogę, jeśli oczywiście będziesz chciała moją pomoc

otrzymać – uśmiechnął się niepewnie.
Ku jego zdziwieniu, Hermiona

także odpowiedziała uśmiechem.
- Nie szkodzi, ja zareagowałam trochę za

ostro, ale to akurat mi się zdarza ostatnio... zbyt często – Malfoy

dostrzegł w jej oczach coś na kształt skruchy i wpatrywał się w nią przez

chwilę, lekko oniemiały. To przecież on powinien czuć się winny.
-

Eee... – Draco ku swojemu rozdrażnieniu i konsternacji nie wiedział,

co odpowiedzieć, i lekko się zarumienił.
„Na pewno wyglądam jak

Potter w chwili zaćmienia umysłowego” – pomyślał poirytowany.

Hermiona patrzyła jednak na niego bez cienia antypatii.
- Ja już

pójdę... Nie zamęcz się tym czytaniem – odwrócił się i ruszył w

kierunku drzwi. Czuł się, przy tym, nieco idiotycznie.
- Do zobaczenia,

Draco – usłyszał za sobą cichy głos i odwrócił się, żeby posłać jej

uśmiech z serii „wszystko się ułoży”.
„Boże”

– pomyślał wbrew temu spokojnemu uśmiechowi. – „Czemu

wszystko musi być takie zagmatwane?”

Hermiona otworzyła

pergamin i przeczytała równe, czytelne pismo Mistrza Eliksirów. Wywar, który

jej dał pozwalał na ustalenie prostego faktu, czy jest w ciąży, czy nie. Był

na tyle skuteczny, że już w trzecim dniu ciąży dawał bezbłędny wynik,

którego nie należało kwestionować.
Wystarczyło wypić zawartość fiolki i

po godzinie – dwóch udać się do łazienki. Hermiona jednak za bardzo

bała się prawdy, żeby wypić eliksir. Była przekonana o swojej ciąży, a mimo

wszystko obawiała się potwierdzenia własnych przypuszczeń w

rzeczywistości.
Już i tak przeraziły ją dwa momenty w których

wymiotowała.
„Wypiję jutro” – pomyślała z lękiem,

wmawiając sobie, że nie motywuje ją do tego czysty strach, a zwykłe

zmęczenie i chęć skupienia się na nauce.
Po kwadransie musiała opuścić

bibliotekę, bo nie mogła się skupić na dalszym czytaniu.


/>Zasypiała z myślą o flakoniku, który bezpiecznie spoczywał pod jej

poduszką.
Kolejnego dnia miał potwierdzić jaj największe obawy, a

właściwie to, czego była pewna.
W piątek okazało się jednak, że picie

eliksiru od Snape’a było zupełnie niepotrzebne.

***

/>******
Raistlin
No jak to tak zakończyc w taki momencie??

Jestem zły na ciebie za coś takiego
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/mad.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='mad.gif' /> Mam nadzieje

że jeszcze dzisiaj dostaniemy następna część bo inaczej...

Ps:

do jasnej ch****y co znaczy to "kose spojrzenie"?? wytłumaczcie

mi.
Kitiara
Raistlinie drogi: kose spojrzenie oznacza

spojrzenie nieufne, nieprzyjemne, pełne niechęci. Mówi się czasem też

"patrzeć na kogoś bykiem."
Tak przy okzji wyjaśnie jeszcze

inny termin, o który ktoś mnie kiedyś pytał:
"Sardoniczny

uśmiech" - uśmiech pełen wyższości, ironiczny albo lekko pogardliwy.

/>Jakbyście mieli jeszcze jakieś pytania to piszcie.
Raistlin
A mamy pytania mamy: kiedy następny part??


style='vertical-align:middle' alt='smile.gif' />


/>No i dzięki ci Kit, że mi to wytłumaczyłaś bo wogóle nie wiedziałem co to

znaczy
border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'

/>

Pozdrowienia i życze weny na nie napisane

jeszcze party.

Cat

class='quotetop'>QUOTE

class='quotemain'>Mówi się czasem też "patrzeć na

kogoś bykiem."

Patrzeć

wilkiem.
LUB
Patrzeć jak spod byka.
Dziękuję za uwagę.
Kitiara
Patrzeć wilkiem, patrzeć jak spod

byka, jak najbardziej droga Cat, ale patrzeć bykiemtożie:]


/>Raistlin, co ty taki nieuświadomiony?!
Bez skojarzeń proszę.

/>
Kit w baaaaaardzo dobrym chumorku:]

PS: PART - grube

płótno konopne lub lniane; taśma pleciona ze szpagatu, używana na szleje i

inne wyroby rymarskie.
Part (muz.) - termin oznaczający część utworu

śpiewaną przez danego śpiewaka, np. w operze lub musicalu.
Part (reg.

kaszubskie) - część połowu przypadająca na każdego z rybaków.
Podane

za Słownikiem języka polskiego, pod redakcją Witolda Doroszewskiego.

/>Proponuję używanie słowa "część", "odcinek", itp...

/>Ktoś już gdzieś na ten temat pisał, między innymi Toroy, ja tylko

przypominam.


Piątek,

16.11.1996


Harry’ego obudziły silne mdłości.

Znowu miał koszmarny sen, w którym Nott używał żelaznego haka.
Zamknął

oczy i zaczął głęboko oddychać, starając się odsunąć od siebie myśli

dotyczące pobytu w sali tortur „nobliwego obywatela”

społeczności brytyjskich czarodziejów.
Harry niepewnie przejechał

palcami po bliźnie na prawym boku. Skrzywił się lekko czując pod palcami

delikatne wybrzuszenie. Zagryzł dolną wargę i spróbował przesunąć opuszkami

palców po bliźnie jeszcze raz, bez obezwładniającego uczucia obrzydzenia.

/>„To moje ciało” – powtarzał sobie w duchu, błądząc

palcami po „uroczej” pamiątce. Blizna była ledwie wyczuwalna i

bardzo blada. Chłopak dowiedział się, że może całkowicie się jej pozbyć,

zwłaszcza jeżeli jeszcze troszeczkę urośnie. Rana po haku była jednak na

tyle głęboka, że nie dała się zaleczyć całkowicie żadnymi eliksirami, ani

medycznymi zaklęciami, dlatego musiał męczyć się ze szramą, która

przypominała mu najgorszy okres w życiu.
„Nie chcę być

emocjonalnym kaleką” – pomyślał z żalem, zdając sobie sprawę, że

teraz musi ciężko nad sobą pracować by odzyskać równowagę psychiczną i

wiedział, że przede wszystkim musi CHCIEĆ pogodzić się z tym, co go

spotkało, i chcieć żyć dalej jak normalny człowiek. Musi bardzo

chcieć
.
Na początku zbytnio mu na tym nie zależało, ale od momentu

spotkania z Blaise w bibliotece zaczął naprawdę zastanawiać się nad sensem

życia, zaczął pragnąć normalności.
Może dlatego, że Zabini nie patrzyła

na niego jak na poszkodowanego, na ofiarę, ale jak na człowieka.
Harry

westchnął głęboko. Było jeszcze ciemno, więc zacisnął mocno powieki i

spróbował zasnąć ponownie.

******
Hermiona obudziła się o

siódmej. Czuła się podle bolała ją głowa, bolał ją brzuch, miała stan

podgorączkowy.
„Chyba jestem chora” – pomyślała i po

omacku udała się do łazienki.
Dziesięć minut później siedziała na łóżku

i łkała z ulgi jak mała dziewczynka.
- Nie jestem w ciąży - szeptała

sama do siebie. – Nie jestem...

******
Harry patrzył z

zaciekawieniem na swoją przyjaciółkę. Hermiona mężnie zmuszała się do

zjedzenia drugiej kanapki. Była blada i co chwilę lekko się krzywiła, jakby

coś ją bolało, ale nie wyglądała na nieszczęśliwą.
- Herm nie wyglądasz

najlepiej – powiedział cicho. - Nic ci nie jest?
- Wszystko w

porządku – odrzekła i uśmiechnęła się lekko.
- Na pewno? –

zmarszczył brwi i popatrzył prosto w jej ciemne oczy.
- Właśnie, bo

jesteś taka blada – włączył się do rozmowy Ron.
- Och, wszystko w

porządku. Bardzo boli mnie brzuch i trochę mnie mdli, ale czuję się świetnie

- oznajmiła uśmiechając się jeszcze szerzej.
Harry z Ronem wymienili

zaciekawione spojrzenia.
- Weź i mnie oświeć – cicho powiedział

Ronald Weasley. – Albo mi się wydaje, albo jesteś zadowolona z tego,

że masz mdłości i boli cię brzuch.
- Powiedzmy, że mi z tym dobrze i mi

to nie przeszkadza, chociaż jest dokuczliwe – odrzekła i ugryzła

następny kęs kanapki.
- Nigdy nie zrozumiem kobiet – skomentował

Harry.
Hermiona w odpowiedzi puściła mu perskie oko, a zielonooki

jedynie wzruszył ramionami.
Ron natomiast pałaszował jajecznicę,

zastanawiając się jednocześnie jak można czuć się szczęśliwym z powodów bólu

brzucha i mdłości.

Hermiona nie przejmowała się zaciekawionymi

spojrzeniami przyjaciół, uśmiechała się tylko pod nosem, a gdy skończyła

śniadanie, udała się szybko do pani Pomfrey po eliksir przeciwbólowy.

/>Nie cierpiała miesiączki, ale tym razem była po prostu wniebowzięta

faktem, że znienawidzony zwykle okres, w końcu raczył się pojawić.


/>******
- Cześć, co robisz? – słodki jak miód, kobiecy głos

wyrwał Dracona z zamyślenia.
Zbliżała się pora kolacji, a chłopak

ślęczał nad zadaniem domowym na przyszły tydzień, bo był to jeden z tak

zwanych kolosów.
- Piszę wypracowanie o Eliksirach Medycznych

stosowanych w piątym wieku przed naszą erą na terenie Azji – odrzekł

spokojnie, patrząc w bardzo ciemne, niemal czarne, oczy filigranowej

brunetki.
Nie była to do końca prawda. Starał się oczywiście skupić i

napisać to cholerne wypracowanie dla Snape’a, ale nie bardzo mu

wychodziło, bo myślał o Granger i jej domniemanej ciąży...
- Aha, fajny

temat – dziewczyna uśmiechnęła się i usiadła obok niego, wyrywając

Malfoya z ponownej sesji zamyślenia. – Obszerny, ciekawy i

zaskakujący. Pomóc ci?
- Słuchaj Chang, ja naprawdę świetnie sobie

radzę – mimo lekkiej irytacji i roztargnienia, starał się być uprzejmy

i grzeczny. Uśmiechnął się lekko i popatrzył Cho prosto w oczy.
- Jak

wolisz... Wiesz zaimponowałeś mi wtedy, kiedy ochrzaniłeś Parkinson za

zachowanie wobec Hermiony – oznajmiła jeszcze słodszym niż na początku

głosem.
- Za to ty mi nie zaimponowałaś brakiem reakcji – odrzekł

chłodno.
Irytowała go. Niemal wszyscy faceci w szkole oglądali się za

nią i marzyli by się z nimi umówiła. Niemal, gdyż Dracona ta cukierkowa,

śliczna jak z obrazka dziewczyna, po prostu irytowała. Teraz zaczynała go na

dodatek bardzo denerwować.
Sam nie potrafił wyjaśnić braku

jakiejkolwiek sympatii wobec niej. Po prostu jej nie lubił od początku, a

ostatnio stwierdził, że nie lubi jej jeszcze bardziej.
- Nie musisz być

taki oschły i niemiły – oświadczyła niezrażona, patrząc mu, nieomal

wyzywająco, w oczy.
- Ja po prostu taki jestem, Chang. Jestem, bo chcę

taki być. Zastanawiam się jak przeszło ci przez gardło imię Grangerówny.

Niemal cała szkoła wie, że jej nie lubisz, Chang – Draco starał się

nie być zbyt lodowaty w obejściu, ale za bardzo mu nie wyszło. Od jego

spojrzenia mógłby zatrząść się nawet miś polarny, tylko niestety, nie

Cho.
- Och, może i na początku jej nie lubiłam. Teraz jest mi

całkowicie obojętna. Wiesz, kiedyś spotykałam się z Harrym i głupio

pomyślałam, że ona może mu się podobać... A przecież ona jest tak mało

atrakcyjna i taka z niej kujonica, że to chyba raczej niemożliwe...

Ewentualnie mógłby się nią zainteresować jakiś ślepy i przygłuchy kretyn,

nie sądzisz? – uśmiech dziewczyny był jadowicie słodki.
- Chang,

to co ja sądzę, to moja prywatna sprawa – grzecznie oznajmił Draco,

chociaż gdzieś w głębi duszy miał ochotę strzelić ją w tą śliczna buźkę i

sprawić, że przestanie się bezczelnie uśmiechać.
- Jaki niemiły, pewny

siebie i zimny... Cały Draco Malfoy – oświadczyła. – Podobasz mi

się, wiesz?
Draco miał ochotę wybuchnąć śmiechem, ale się powstrzymał.

Był wściekły i rozbawiony jednocześnie. Prawie każdy facet na jego miejscu

posikałby się ze szczęścia. Nawet bohaterski Potter przeszedł przez fazę

fascynacji Cho Chang. Czasami Draco zastanawiał się czy aby wszystko z nim w

porządku, skoro nie leci na „najgorętszą laskę w szkole”. Nigdy

jednak nie zastanawiał się nad tym głębiej, ani zbytnio się tym nie

przejmował. Tłumaczył sobie, że Cho Chang nie jest w jego typie, ale jego

antypatia musiała mieć jakieś głębsze podłoże, które nie do końca sam

rozumiał. Ta dziewczyna wyzwalała w nim negatywną energię i go drażniła.

/>- Cały Draco Malfoy – powtórzył chłodnym, obojętnym tonem,

kiedy już stłumił w sobie dziką wesołość. – A co ty o mnie wiesz,

Chang? – uśmiechnął się ironicznie. – Jedyne co wiesz, to jak

zaliczyć kolejnego faceta Dlaczego nie zwrócisz uwagi na kogoś, kto się tobą

interesuje, albo się za tobą ugania? Sam znam paru takich. Dlaczego podoba

ci się ktoś, kto jest zimny, pewny siebie i przy tym niemiły, co? –

zadrwił.
- Bo to jest dużo bardziej ekscytujące – odrzekła i

położyła dłoń na jego kolanie.
Draco uśmiechnął się do niej, a jego

uśmiech był fałszywie słodki i zimny.
- Wybacz Chang, ale mnie

osobiście to nie ekscytuje – delikatnie, acz stanowczo zsunął dłoń

dziewczyny ze swojego kolana.
- A to dlaczego? – spytała Cho.

Mimo, że wyglądała na niezadowoloną, nadal była arogancka i pewna swoich

możliwości, co tylko rozdrażniło go bardziej. Zamknął z trzaskiem książkę, z

której korzystał i przepraszająco popatrzył na poirytowaną pannę Pince.

Teraz na pewno nie byłby w stanie napisać nic sensownego.
- Może to

dziwne jak na kogoś, kto jest z Domu Węża – oznajmił lodowatym tonem

– ale generalnie, żmijami się nie interesuje, chyba że z punktu

widzenia zastosowania ich jako składników do eliksirów. – Nie chciał

być przykry, ani złośliwy, Bóg mu świadkiem, że się starał. Musiał jednak

powiedzieć coś, bo inaczej strzeliłby Chang po twarzy, a to raczej nie było

kulturalne zachowanie. Jej zdziwiona, niemal zaszokowana mina, jedynie go

rozbawiła. Nie byłby sobą gdyby wstając od stołu nie dodał:
- Tobie też

nie radziłbym się interesować tak nietypowymi osobnikami jak ja –

uśmiechnął się z jeszcze większą dozą słodyczy i zmrużył oczy. –

Wiesz, przykro mi to mówić Chang, ale jako przygłuchy i ślepy kretyn, nie

jestem wart twojej drogocennej ekscytacji. Do zobaczenia. – Malfoy

odwrócił się na pięcie i wymaszerował z biblioteki. Od bardzo dawna nie czuł

się tak zadowolony z siebie.

Cho Chang nie mogła uwierzyć, że

jakiś mężczyzna raczył jej dać kosza. Była jednak na tyle inteligentna, żeby

odpuścić sobie przygłuchego i ślepego kretyna, Draco Malfoya, nawet jeżeli

miał mnóstwo galeonów na koncie i był przystojny. Zdawała sobie sprawę, że

dla niej jest całkowicie nieosiągalny.

******
Blaise

uśmiechnęła się przyjaźnie i usiadła obok orzechowookiej Gryfonki. Było

późno, ale z biblioteki jeszcze można było korzystać.
- Cześć –

powiedziała nieśmiało. – Piszesz wypracowanie z Transmutacji?
-

Tak – Hermiona uśmiechnęła się w odpowiedzi. Zawsze uważała, że Zabini

nie do końca pasuje do Slytherinu. Cicha, spokojna, nigdy nie wyzywała

dzieci pochodzenia mugolskiego od szlam. Nie przesiadywała w bibliotece tak

często jak Hermiona, ale miała bardzo dobre oceny.
- Dobrze się

czujesz? – spytała ostrożnie Ślizgonka Wydawało się jej, że pomimo

bladości i podkrążonych oczy, Gryfonka jest spokojniejsza niż zwykle i nie

wygląda już tak, jakby w każdej chwili mogła się rozpłakać. –

Wyglądasz jakoś tak... lepiej niż przez kilka ostatnich dni – posłała

jej przy tych słowach przepraszający uśmiech.
„Ale się popisałam

taktem” – pomyślała od razu z lekkim przekąsem.
- A od

kiedy się interesujesz moim losem? – spytała po chwili ciszy Hermiona.

W jej głosie nie było ani odrobiny sarkazmu, raczej niedowierzenie i lekkie

zaciekawienie. Blaise nigdy z nią nie rozmawiała; może poza kilkoma razami w

bibliotece na temat wypracowań dla Snape’a, ale były to rozmowy

lakoniczne i dotyczyły jedynie zajęć, a teraz temat schodził na rejony życia

osobistego.
- No, po prostu... Może to głupio wyszło. Ale ostatnio

byłaś taka mizerna, przygaszona i wyglądałaś na zdesperowaną. Już dawno

zbierałam się na odwagę, żeby z tobą pogadać, a że dziś wyglądasz na nieco

mniej przybitą niż zwykle... – odetchnęła głębiej i przełknęła ślinę -

...W końcu zebrałam się w sobie i postanowiłam cię zagadnąć. – Blaise

ponownie przełknęła nerwowo ślinę, obawiając się słusznej złości i irytacji

ze strony Granger. W końcu nie miała prawa interesować się jej

samopoczuciem.
– Nie gniewaj się, ja tylko... po prostu chciałam

wiedzieć... Oczywiście zrozumiem, jeżeli nie będziesz chciała ze mną

rozmawiać.
- W porządku. Miałam mały kryzys, ale powoli wracam do

siebie – Gryfonka popatrzyła uspokajająco na Zabini. – To bardzo

osobiste i więcej ci nie mogę powiedzieć, ale dziękuję za troskę.
Twarz

Blaise rozpogodziła się nieco i nerwy prawie całkowicie z niej opadły.

/>- Ja po prostu uważam, że jesteś w porządku – oświadczyła. –

Inaczej taki wartościowy chłopak jak Harry by się z tobą nie przyjaźnił

– wypaliła z rozpędu.
Hermiona zmrużyła lekko oczy i popatrzyła

na Ślizgonkę z półuśmiechem.
„Cholera” – pomyślała

Blaise.
- Znaczy, chciałam powiedzieć, że on też jest... no, w porządku

– Zabini zarumieniła się mocno i odwróciła wzrok. – No i w

ogóle, i pewnie ten cały Weasley też jest okey, skoro się z wami zadaje.

/>Hermiona wpatrywała się w Blaise z zaciekawieniem i z coraz bardziej

rosnącą sympatią.
- Przestań, Zabini – oświadczyła w końcu.

– Przecież to, że Harry ci się spodobał, to nic strasznego. Nie musisz

się tłumaczyć... I owszem, to wartościowy chłopak, tylko teraz trochę ciężko

się do niego w jakikolwiek sposób zbliżyć, bo zbyt wiele przeszedł. Sama coś

o tym wiem.
- Na pewno – Blais wbiła w Hermionę zatroskany wzrok.

– Słuchaj... – zaczęła bardzo niepewnie i oblizała nerwowo

wargi. – Ja nie chcę być wścibska, ale domyślam się, że na

przesłuchaniu w ministerstwie zaszło coś okropnego – Zabini zauważyła

jak Gryfonka blednie i jak mocno zaciska dłoń na gęsim piórze. – Draco

nie chce mi o tym nic powiedzieć, chociaż ostatnio się prawie

zaprzyjaźniliśmy...
- Przestań – syknęła Granger. – Nie mów

ani słowa więcej. Nie chcę o tym nawet myśleć – Hermiona spojrzała z

bólem i irytacją na Blaise.
- Okey, ja tylko... Przepraszam, nie

chciałam się urazić, ani sprawić ci przykrości, Hermiono – Zabini

wyglądała jak ucieleśnienie szczerej skruchy.
- W porządku, po prostu

o tym nie wspominaj, dobrze? – Gryfonka wyglądała na bliską załamania

nerwowego.
- Oczywiście, to na pewno przykre dla ciebie i dla niego.

Jestem idiotką, jeszcze raz przepraszam. – Blaise zarumieniła się

mocniej niż kilka chwil wcześniej i poczuła pod powiekami piekące łzy. Nie

chciała być namolna, a jednak okazała się właśnie taka. Gruboskórna i

małostkowa.
- Nie zrobiłaś nic złego. Wiem, że nie powiedziałaś tego ze

zwykłej chorej ciekawości... Po prostu nie potrafię o tym rozmawiać i nie

wiem czy kiedykolwiek będę mogła... – gorycz w słowach Hermiony

zasmuciła i przestraszyła Blaise.
- Rozumiem i jeszcze raz

przepraszam... Cieszę się, że czujesz się trochę lepiej – Zabini

posłała Hermionie niepewny uśmiech
- Dziękuję – Hermiona

popatrzyła na swoją nową koleżankę z zainteresowaniem. – Wiem, że

jesteś szczera i masz dobre intencje.
Zabini skinęła tylko głową.

/>- Ty też jesteś w porządku, Blaise – oświadczyła Hermiona. Jej

orzechowe oczy patrzyły łagodnie i ciepło, i Ślizgonka odetchnęła z ulgą.

/>- Dzięki, Herm... Eee... chyba mogę do ciebie tak mówić? – Blaise

patrzyła niepewnie na Grangerównę.
- Możesz Blaise, oczywiście...

/>- Pozwolisz, że skorzystam z tej cudownej Księgi transmutacji przez

wieki
? Jest tylko jeden egzemplarz – Zabini uśmiechnęła się. Tym

razem bardzo szczerze i bardzo szeroko.
- Nie krępuj się –

Hermiona zamoczyła swoje pióro w inkauście i wróciła do skrobania na

pergaminie.
- Dzięki serdeczne – Blaise rozłożyła pergamin i

zabrała się za wykańczanie swojego obszernego wypracowania dla

McGonagall.

******
Hermiona wykąpała się w ogromnej wannie

Prefektów, Długi, powolny masaż jakuzzi bardzo jej pomógł a zapach olejku z

drzewa sandałowego ukoił jej roztrzęsione nerwy, które przez ostatnie dni

miała napięte do granic możliwości.

- Pani Prefekt Gryffindoru

– usłyszała Hermiona po wyjściu z łazienki kobiecy głos. Słodki i

łagodny głos. – Witam koleżankę po fachu.
Granger spojrzała w

ciemne, duże oczy Chang. Krukonka taksowała ją oceniającym wzrokiem i

dziewczyna poczuła się nieswojo pod jej spojrzeniem.
Cho musiała z

niechęcią przyznać przed samą sobą, że Pierwsza Kujonka Hogwartu ma zgrabną

figurę i całkiem ładną buzię. Jej atutem były gęste, poskręcane, kasztanowe

loki i duże orzechowe, ostatnio wypełnione melancholią, oczy. Zgrabne biodra

i pełne, chociaż nie za bardzo obfite piersi, podkreślał obcisły bawełniany

podkoszulek i skromne, zabudowane figi w białym kolorze. Hermiona narzucała

właśnie bordowy szlafrok na ramiona
- Cześć, Cho – odpowiedziała

z rezerwą. Chang miała przewieszoną przez ramię czarną, mocno prześwitującą

koszulkę i kusy szlafroczek o tym samym kolorze. – Życzę miłej kąpieli

– panna Granger nie wykazywała ochoty do konwersacji, co wcale nie

zraziło panny Chang.
- Masz ostatnio powodzenie – powiedziała

niewinnym tonem Prefekt Ravenclawu. Zbyt niewinnym i zbyt cichym.
-

Słucham? – Hermiona spojrzała na „koleżankę po fachu” z

jawnym zdziwieniem, niemal szokiem w orzechowych oczach i zamrugała,

zaskoczona, powiekami.
- No, podobasz się chłopakom. Fajnym chłopakom

– powiedziała słodko się uśmiechając i w taki sposób jakby tłumaczyła

coś małemu dziecku.
- Wiem, co to znaczy mieć powodzenie. Nie

wiem tylko, o co ci chodzi – ostrożnie i bardzo chłodno oświadczyła

Hermiona, nieufnie patrząc na Cho.
- I jaka skromna – słodycz w

głosie Chang mogłaby przyprawić o mdłości i przyprawiła o mdłości pannę

Granger. Hermiona czuła, że Cho chce jej powiedzieć coś, co wcale nie będzie

miłe, mimo że udawała przyjaźnie nastawioną.
- Na przykład... taki

Draco Malfoy – Krukonka skromnie spuściła wzrok i mówiła na pozór

obojętnym tonem. Hermionę przeszły zimne dreszcze. Instynkt samozachowawczy

podpowiadał jej, żeby uciąć tą bezsensowną rozmowę i iść spać, ale

oczywiście nie posłuchała ani instynktu, ani głosu rozsądku.


Wiesz, co powiedział? – ciągnęła Chang niewinnie. - Właściwie to

komplement z ust tak ustawionego i tak przystojnego faceta... chociaż

niezbyt subtelny, ale wiesz jacy są mężczyźni... – nieznacznie się

skrzywiła i przewróciła oczami. - Gadał z jakimś Ślizgonem z siódmej klasy i

niechcący usłyszałam...
Coś w Hermionie krzyczało głośno, żeby nie

słuchała głupot, które wygaduje Chang, ale jej ciekawość i ta przejmująca

nieufność do mężczyzn, którą ostatnio nabyła, kazały jej stać i słuchać.

/>- Ale może nie chcesz tego wiedzieć... W końcu mężczyźni są dosyć

gruboskórni – w głosie Krukonki zabrzmiała fałszywa troska.

/>Hermiona milczała i Cho uznała to za przyzwolenie. Jej uśmiech stał się

słodszy od miodu. Podeszła do drzwi łazienki i otworzyła je na oścież.

Jeszcze raz otaksowała obojętnym wzrokiem Hermionę.
- Chociaż w

sumie... taka dziewczyna jak ty powinna cieszyć się z tego, co powiedział o

niej pierwszy łamacz serc niewieścich w tej budzie - powiedziała niezwykle

cicho. - Według Malfoya Granger... – Chang zawiesiła efektownie swoją

wypowiedź – ...jesteś do przerżnięcia....
cichy i słodki ton

głosu Cho wyrył się w świadomości Hermiony jak ślad po ostrym skalpelu.

Krukonka odwróciła się i weszła do łazienki z triumfalnym uśmiechem na

ustach.

Hermionie cała krew odpłynęła z twarzy. Zrobiła się blada

jak płótno i musiała mocno oprzeć się o zimną ścianę, do której przytknęła

po chwili rozpalone czoło.
„To niemożliwe, on by tak nie

powiedział” – myślała w gorączce, a po jej policzkach płynęły

gorące łzy.
Ale przecież wszyscy oni są tacy sami, są jak dzikie

zwierzęta
– odezwał się w jej głowie znienawidzony, demoniczny i

fałszywie miły głos.
Odetchnęła głęboko kilka razy i ruszyła na

ugiętych nogach do Wieży Gryffindoru.
Nie pamiętała jak doszła do

siebie, szła po omacku, bo drogę powrotną przysłaniały jej łzy. Rzuciła się

na łóżko i wybuchła niepohamowanym, cichym i pełnym goryczy szlochem.

/>
******
Draco czuł się wyprowadzony z równowagi przez Cho Chang.

Nigdy wcześniej nie myślał, że ta dziewczyna mogłaby zwrócić uwagę na

kogokolwiek ze Slytherinu. Zazwyczaj gdy mijała go na korytarzu miała minę

pełną wyższości i pogardy, a on odwdzięczał się jej tym samym z

niewymuszonym i naturalnym wdziękiem Ślizgona. Dopiero od momentu, gdy

zachował się w sposób nietypowy, Cho rzeczywiście zaczęła na niego inaczej

patrzeć, ale Malfoy junior był zbyt zaabsorbowany własnymi problemami, aby

to zauważyć.
Ciepła woda lejąca się strumieniem na jego nagie ciało

wydawała mu się niedostatecznie gorąca, więc ją podkręcił.
Teraz miał

wyrzuty sumienia, że potraktował Krukonkę zbyt ostro, ale gdy tylko

przypomniało mu się, w jaki sposób Chang wyraziła się na temat Hermiony,

całe poczucie winy wzięło w łeb i chłopak zaklął cicho pod nosem.

/>Właśnie, Hermiona...
Od poprzedniego dnia kiedy zamienił z nią kilka

zdań, dając jej eliksir od Snape’a, w ogóle z nią nie rozmawiał.

Dzisiaj wydawała mu się spokojniejsza i kilka razy chciał ją zagadnąć, ale

przez cały dzień był zabiegany i ciągle coś załatwiał. Ostatnio cały czas

był rozkojarzony i zalatany do tego stopnia, że zapomniał nawet o swoich

siedemnastych urodzinach.
„Jestem dorosły” – pomyślał

z przekąsem i znowu puścił nieco gorętszą wodę.
Tak naprawdę to nikt

nie pamiętał o jego urodzinach poza Millicentą i Blaise, które złożyły mu

wieczorem ciche życzenia i poza matką, której list z życzeniami dotarł

dopiero w piątek rano wraz z prezentem. Jak zwykle był to piękny i gustowny

podarunek. Tym razem Draco dostał od Narcyzy szmaragdowy golf z wełny

lequera. Zwierzątka te pokryte były miękką i ciepłą białą wełenką, która

miała właściwości antyalergiczne. Były małe, ruchliwe, a gdy się je ogoliło,

na nowo porastały gęstym puchem w ciągu jednej doby. Zostały wyhodowane

przez mago-hodowców i swetry wyprodukowane z ich wełny robiły furorę na

czarodziejskim rynku... Tak, Narcyza Malfoy zawsze odznaczała się niezwykle

dobrym gustem.
Draco westchnął ponownie. Martwił się o matkę, martwił

się o ojca, martwił się o Grangerównę. Martwił się o mnóstwo rzeczy.

/>Doszedł szybko do wniosku, że musi porozmawiać z Hermioną i jeszcze raz

przeprosić ją, że sugerował, a nawet narzucał jej rozwiązanie, w przypadku

gdyby okazało się, że jest w ciąży...

Zakręcił wodę, wytarł ciało

białym ręcznikiem frotte, przetarł zaparowaną taflę szkła nad umywalką i

spojrzał w lustro.
„Boże....” – pomyślał. Schudł i

zrobił się znowu blady; opalenizna, której się dorobił latem w końcu zaczęła

schodzić.
- Stary, weź się za siebie – oznajmiło mu odbicie

kręcąc z politowaniem głową.
Draco nie uznał za stosowne odpowiadać nic

na tę oczywistą prawdę, wzruszył jedynie ramionami i zabrał się za

szorowanie zębów...

******
Severus Snape pracował w swoim

uroczym osobistym laboratorium, do którego nikt poza nim ( i

Dumbledore’em) nie miał wstępu. A to nad czym pracował obecnie, było

bardzo skomplikowanym i delikatnym dziełem. Opracowywał najskuteczniejszy

jak dotąd eliksir na gojenie ran. Miał mieć bardzo silne i szybkie działanie

ze względu na rzadki składnik dostarczony przez... Charliego Weasleya.

/>Severus uśmiechnął się pod nosem. Tak, miał doskonałe układy z rudowłosym

znawcą smoków, który dostarczał mu zarówno jadu, kłów, jak i krwi tych

niebezpiecznych i fascynujących stworzeń. I właśnie do tego eliksiru Charli

dostarczył mistrzowi w dziedzinie warzenia chwały i usidlania zmysłów, krew

bardzo rzadkiego smoka, Lewiatana Słowackiego .
Weasley omal nie

zapłacił za zdobycie tego rzadkiego i drogocennego płynu, własnym zgonem.

Wyszedł jednak z akcji z niegroźnym dla życia draśnięciem pazurów Lewiatana,

które przeorały mu klatkę piersiową i cudem uniknął o stokroć bardziej

niebezpiecznych kłów smoka nasączonych śmiertelnym jadem, wykorzystywanym w

śladowych ilościach do eliksirów o działaniu usypiającym, halucynogennym

oraz w niektórych antidotach.
Charli Weasley zdobył krew i udał się na

szybką rekonwalescencję do specjalistycznego punktu dla dragonów, jak sami

siebie nazywali miłośnicy skrzydlatych bestii.
Lewiatan poczuł się

urażony i zawstydzony faktem, że grupce marnych ludzików udało się go

przechytrzyć i zdobyć nieco (jedną kwartę) jego cennej krwi. Resztę dnia

przespał w swojej ogromnej klatce, bijąc przez sen ogonem w bezsilnej

irytacji i frustracji. Gdyby to piękne, umaszczone na tak intensywną , że aż

wpadającą w granat, czerń, stworzenie wiedziało jak jego krew jest cenna,

zapewne poczułoby się dumne. Takiej świadomości Lewiatan jednak nie

posiadał, więc pozostało mu tylko przełknąć mężnie porażkę w samotności.

/>
Teraz Snape trzymał w dłoni cenne sześć uncji, które było mu

potrzebne do wywaru opracowywanego przez Mistrza Eliksirów Hogwartu od ponad

roku. Skład i sposób przyrządzenia określił dokładnie już trzy miesiące

wcześniej. Eliksir zawierał między innymi sproszkowaną mandragorę i jad

rzadkiego węża australijskiego (magicznego zresztą) Sperratona. Krew

Lewiatana Słowackiego należało dodać na sam koniec i właśnie teraz,

pochylony nad kociołkiem Severus, dokonywał tego z pełnym samozadowolenia

uśmiechem.
Zamknął oczy i policzył do trzech. Powoli wlał połowę krwi,

czyli trzy uncje i zamieszał zawartość kociołka sześć razy z godnie z

kierunkiem ruchu wskazówek zegara, a po chwili dodał resztę płynu o

ciemno-bordowej barwie i zamieszał trzynaście razy w stronę odwrotną.

/>Odsunął się na bezpieczną odległość, modląc się o powodzenie misji i

przyglądał się podejrzliwie płynowi buzującemu teraz i dymiącemu na potęgę.


„Nie wybuchnij!” – powtarzał w duchu

czarnowłosy. – „Nie wybuchnij, bo cię rozwalę!”

/>Zapach specyfiku był dziwny, nieco mdlący i słodki, ale nie duszący.

Severus wyciągnął szyję, żeby lepiej widzieć zmiany zachodzące w eliksirze.

Zabulgotało, zadymiło mocniej i para opadła z cichym sykiem do kociołka.

/>Mistrz podszedł bliżej i nachylił się nad swym dziełem.
Płyn miał

piękną, przejrzyście bursztynową barwę i Severus uśmiechnął się niemal

radośnie.
- Jestem genialny – powiedział na głos, z wrodzoną

sobie skromnością i pokorą. – Teraz tylko mały test...
Severus

nalał do małej fiolki próbkę nowo wyprodukowanego, dla potrzeb świata

czarodziejów, wywaru i przyjrzał się jej uważnie. Barwa i konsystencja były

idealnie zgodne z jego wyliczeniami.
Wziął przygotowany wcześniej ostry

nóż myśliwski, który zawsze nosił pod szatą na wszelką okazję (na przykład

mogło zdarzyć się, że jakiś Gryfon, chociażby Potter, wkurzy go do tego

stopnia, że Severus będzie musiał go wykończyć, żeby nie psuć sobie zdrowia

i nerwów) i zrobił spore, dosyć głębokie nacięcie na lewym przedramieniu,

tuż pod Mrocznym Znakiem.
Mężczyzna syknął z bólu, poczekał chwilę i

wylał na ranę troszkę eliksiru. Zaszczypało potężnie i Snape musiał zacisnąć

zęby, żeby nie krzyczeć. Przez kilka sekund, dłużących się jak godziny,

wydawało się, że eliksir nie zadziała, aż nagle krew zaczęła płynąć mniej

obficie, a szerokie nacięcie zaczęło się szybko zabliźniać. Po minucie

Severus patrzył zaszokowany i zafascynowany na cienką, różową i świeżutką

bliznę. Musiał przyznać, że efekt zaskoczył nawet jego samego.

/>Zagwizdał i ze złośliwym uśmiechem wyobraził sobie minę i klątwy Charliego

Weasleya, jakie zacznie rzucać młody miłośnik smoków, kiedy otrzyma list od

mistrza eliksirów z prośbą o całą kwartę krwi Lewiatana Słowackiego.

/>
******
Hermiona nie mogła zasnąć. Nie wierzyła w to, co

powiedziała jej z taką satysfakcją na ślicznej umalowanej subtelnie twarzy,

Cho Chang. Ale przecież Krukonka nie miała żadnych podstaw do tego, żeby

kłamać. Nie lubiła Ślizgonów, wszyscy o tym wiedzieli, nie lubiła także

Hermiony, ale jej kłamstwo i tak nie miałoby większego sensu.
Poza tym

część psychiki panny Granger bardzo starała się ją przekonać, że Malfoy to

taka sama świnia jak każdy inny samiec.
Z jednej strony czuła, że nie

może tak być, Draco nigdy nie powiedziałby nic takiego, z drugiej jej

zraniona dusza skłaniała się ku daniu wiary w tą niedorzeczną informację.

Przecież wszyscy mężczyźni są tacy sami....
„Ale on nigdy nie

zachował się wobec mnie w taki sposób....” – pomyślała. –

„Nie od chwili, kiedy razem ze mną i Harrym przeszedł przez piekło

przesłuchań. To niemożliwe.”
Czyżby? – odezwał się w

jej głowie cichy, jadowity głosik. – Aż taka naiwna jesteś,

Granger? Przecież to Ślizgon. Co by nie zrobił, pozostanie Draco Malfoyem, a

Malfoyowie nigdy nie byli święci. Skąd wiesz jak chłopcy, nawet ci

najbardziej mili, nieśmiali i pozornie uczciwi rozmawiają między sobą o

dziewczynach?

Hermiona zatkała uszy, ale nie mogła uciszyć tego

wrednego, wbijającego się w jej umysł jak nóż w masło, szeptu. Zacisnęła

powieki i skuliła się pod kołdrą. Poczuła kolejną porcję łez goryczy, żalu i

nienawiści na policzkach.
Świadomość, że ktoś, kto okazał się wobec

niej dobry, delikatny i taktowny mógłby być podłym, dwulicowym człowiekiem

bolała jak nigdy nic wcześniej. Ktoś, komu zaufała i kogo zaczęła traktować

jak prawdziwego przyjaciela, okazywał się być nic niewartym sukinsynem,

który wcale nie zmienił się na lepsze.
„Ale przecież wiem, że

się zmienił. Wiem, bo widzę, słyszę i czuję w głębi serca, że jest inny.

Dlaczego? Dlaczego świat jest taki podły?” – myślała przełykając

łzy i starając się nie krzyczeć z bezsilnej złości i rozpaczy.
Ból,

który czuła gdzieś w okolicy serca był tak silny, że zacisnęła zęby na

własnej dłoni zwiniętej w pięść, po to żeby zagłuszyć wewnętrzne cierpienie,

które stawało się nie do zniesienia.
I chociaż powtarzała sobie, że to

nie może być prawda, ta część jej, która postrzegała wszystkich mężczyzn

jako złych, okazała się zbyt silna, żeby mógł zwyciężyć głos rozsądku...

Kiedy udało się jej w końcu zasnąć, była wyczerpana rozpaczą, nienawiścią i

bezsilnym płaczem.

***
******
Kitiara
Sobota,

17 listopda 1996


- Chodź Draco, mam dla ciebie

prezent z okazji urodzin – zazwyczaj chłodny głos Mistrza Eliksirów,

brzmiał teraz prawie ciepło.
- Och, panie profesorze, to pan jednak

pamięta – Draco kończył właśnie jeść śniadanie i teraz patrzył

wymownie na swojego ojca chrzestnego.
- Tak, pamiętam, pamiętam.

Wcześniej nie miałem prezentu. Wiesz, że robienie prezentów to nie jest moja

mocna strona. Nie wiedziałem co ci kupić, ale przed wczoraj mnie olśniło i

nie kupiłem NIC – Severus niemal szeptał. Po co inni Ślizgoni mieliby

wiedzieć, co mówi do Dracona.
- Już idę, poczekaj – odszepnął

chłopak i uśmiechnął się lekko. Jego opiekun wyglądał na poruszonego.

/>„Ależ on wychudł” – pomyślał Snape. –

„Niedługo będą z niego sama skóra i kości.”- Przyjrzał się

krytycznie chrześniakowi i ruszył do wyjścia. Postanowił na niego

poczekać.
Draco powoli dopił sok z dyni i znowu popatrzył na stół

Gryffindoru. Hermiona wyglądała na strasznie przybitą. Już było z nią

lepiej, a teraz sprawiała wrażenie jakby miała się w każdej chwili

rozpłakać. Spojrzała na niego jeden raz, a w jej oczach było tyle wyrzutu i

żalu, że chłopak zaczął się zastanawiać o co jaj chodzi. Może było jej

przykro, że ostatnio nie próbował zbyt często z nią rozmawiać? Może tego

potrzebowała? Obiecał sobie, że spróbuje ją złapać jeszcze przed południem,

zapewne w bibliotece.

*
- Hermi, co z tobą? Wczoraj miałem

wrażenie, że czujesz się lepiej, a dziś jesteś strasznie smutna. Zobacz,

trzęsą ci się ręce – ostatnie zdanie Harry powiedział tak cicho, że

tylko sama zainteresowana mogła go usłyszeć.
- Wczoraj rano okazało

się, że nie jestem w ciąży – powiedziała cichutko i Harry pokiwał

głową ze zrozumieniem. Naprawdę mu ulżyło. Złapał się na tym, że zastanawia

się, czy poinformowała o tym Malfoya, i czy sam nie powinien oznajmić

Slizgonowi, że ma o jedną troskę życiową mniej.
„Czyżbym zaczynał

go lubić?” – pomyślał z sarkazmem.
Ron popatrzył z

zaciekawieniem na przyjaciół i Harry posłał mu uspokajający uśmiech.
-

To już wiem dlaczego wczoraj byłaś pogodna, a co się stało dzisiaj? –

bardzo łagodnie spytał Chłopiec Który Przeżył.
- Nie wyspałam się

– chłodno ucięła temat rozmowy. Było widać, że nie spała dobrze. Harry

jednak zastanawiał się mocno, co było powodem tego niewyspania.

/>Spojrzał na stół Puchonów, później na stół Slytherinu, gdzie Snape zaczął

właśnie rozmawiać z Malfoyem, w końcu jego wzrok padł na Krukonów. Cho Chang

patrzyła prosto na niego. To nie było miłe spojrzenie, raczej pogardliwe.

Nie przejął się zbytnio i nie odwrócił wzroku. Już dawno się w niej

odkochał. Uśmiechnęła się kpiąco i rzuciła lodowate spojrzenie Hermionie.

/>„A ta co?” – pomyślał. – „Znowu zazdrosna o

Hermionę. Jezu, przecież nie spotykamy się ze sobą” – Harry

powoli zaczynał dochodzić do wniosku, że jednak świat jest mocno pokręcony.

Zadziwiające są zwłaszcza istoty zwane kobietami. Żeby je zrozumieć, zapewne

trzeba się urodzić jedną z nich.
Jego źrenice zatoczyły delikatny łuk i

wróciły do stołu szacownego Domu Węża.
Draco wyglądał na lekko

przybitego, zmęczonego i – co można myło zauważyć już wcześniej -

schudł. Harry zastanawiał się jak ten aroganci gówniarz mógł tak szybko

zmienić się w dorosłego, logicznie myślącego młodzieńca. Myślał nad tym, co

sam by czuł będąc na miejscu arystokraty. Wiedział jedno – na

przesłuchaniu w ministerstwie nie chciałby być na jego miejscu. Wzdrygnął

się lekko i przeniósł wzrok z arystokraty na miejsce po jego prawicy.

/>Obok Dracona siedziała Blaise. Zawsze kiedy na nią patrzył łapała jego

wzrok. Nie miał pojęcia, jak ona to robi. Teraz było dokładnie tak samo.

Kiedy spojrzał na nią, niemal natychmiast jego wzrok skrzyżował się ze

wzrokiem ciemnoniebieskich oczu dziewczyny. Wyglądała zdecydowanie lepiej od

Malfoya i zdecydowanie bardziej wolał patrzeć na nią. Uśmiechnęła się

delikatnie do niego i Harry odwzajemnił uśmiech.
„Jest

piękna” – pomyślał.

„Ciekawe czy Harry jest

takim samym chamem jak Draco?” – przemknęło w tym samym momencie

przez umysł Hermiony . Nie chciała takich myśli. Jej świadomość buntowała

się przeciw nim, ale nie mogła poradzić nic na własne odczucia. Powtarzała

sobie, że to niemożliwe, żeby Draco w taki sposób pomyślał, a co dopiero

powiedział. Kiedyś tak, na pewno był do tego zdolny, ale nie po tym

wszystkim, co ostatnio przeżył. Dla niego to też było piekło. A jednak;

czuła żal, przygnębienie i bezsilną złość wobec niego...
Ogromna część

jej wierzyła słowom Cho Chang, w końcu Cho była dziewczyną i nie miała

żadnych obiektywnych podstaw do tego by kłamać, a Draco Malfoy nadal był

arystokratą, nadal potrafił być złośliwy i zapewne zawsze potrafił dobrze

grać.
Doszło do tego, że pomyślała źle nawet o Harrym, który przeżył

rzeczy dużo gorsze od Dracona, ba nawet od tego co spotkało ją. Hermiona w

skrytości ducha podziwiała przyjaciela. Nie potrafiła sobie nawet wyobrazić

ogromu cierpienie, który go dotknął, a teraz patrzyła na niego i

zastanawiała się, czy jest zwykłym samcem. Harry, ten nieśmiały chłopak,

którego prywatne piekło było dożo bardziej przepastne od jej własnego. Nawet

Draco musiał wycierpieć więcej niż ona. Tortury Voldemorta... Coś w niej

krzyczało, że żaden z jej przyjaciół (do których należał od niedawna także

Malfoy) nie byłby zdolny do słów, które zacytowała jej Chang, a jednak nie

potrafiła tego odrzucić. Coś kazało jej w to wierzyć.

Cho Chang,

co jakiś czas, patrzyła na Hermionę. Nie czuła żadnych wyrzutów sumienia.

Kiedyś nie była tak zimna, ale życie nauczyło ją, że wyrachowanie pozwala

jej dostać zawsze to, czego się chce. Już nie była płaczliwa, już pogodziła

się ze śmiercią Cedrica. Teraz postanowiła „chwytać dzień”

pełnymi garściami i brać od życia - niekoniecznie uczciwie - to, czego

pragnęła, bądź potrzebowała.
Nie miała pojęcia, o tym co spotkało

Hermionę, może wtedy nie powiedziałaby jej czegoś takiego, a może... a może

powiedziałaby tym bardziej. To mogła wiedzieć tylko Cho. Kiedy Gryfonka na

nią nie patrzyła, Chang posyłała jej spojrzenia pełne chłodnego triumfu.

Jeżeli nawet miałaby nie zdobyć Malfoya, to ta mała kujonka także nie będzie

go miała.

- Coś się stało? – spytał nagle Harry i Hermiona

uświadomiła sobie, że gapi się na niego od dobrych dwóch minut.
- Nic,

tylko się zamyśliłam – dziewczyna wróciła do konsumowani ciasta

porzeczkowego. Tak naprawdę nie czuła nawet smaku, ale musiała czymś się

zająć i odegnać od skibie bolesne myśli.
- Hermiona, nie kłam - tym

razem odezwał się Ron. – Coś cię gryzie i nie chcesz żadnemu z nas

powiedzieć, założę się, że prędzej powiedziałabyś Malfoyowi – w jego

głosie było rozżalenie, ale i prawdziwa troska o dobro dziewczyny.
-

RON! – Harry nie mógł ścierpieć nieuleczalnej zawiści przyjaciela

wobec Malfoya. Nie mógł mu powiedzieć o tym, co stało się w ministerstwie,

ze względu na obietnicą złożoną Hermionie, ale starał się jak mógł przemówić

rudzielcowi do rozsądku. Jak na razie nie bardzo mu to wychodziło. Potter za

bardzo się temu nie dziwił – w końcu Ron niemało nasłuchał się pod

adresem swojej rodziny od młodego arystokraty – ale wiedział, że takie

słowa sprawiają Hermionie ból.
Reakcja panny Granger zaskoczyła ich

obydwu. Dziewczyna pobladła, zdawała się też nie dostrzegać troskliwości obu

chłopców. Odłożyła widelczyk do ciasta i wstała.
- Żaden facet

nie zrozumiałby tego, co czuję. Żaden samiec – powiedziała niemal z

nienawiścią. Jej wargi drżały. – Żaden z was.
Ron wyglądał na

przerażonego słowami przyjaciółki i otworzył usta w niemym szoku, a Harrym

wstrząsnęło.
„Boże, przecież mimo wszystko ona nigdy aż tak nie

reagowała...” – pomyślał, a wzdłuż kręgosłupa przebiegł mu

dreszcz silnego niepokoju. Wiedział, że na pewno coś się stało. Nie miał

tylko pojęcia co. Zachował na tyle zdrowego rozsądku, by łagodnie

powiedzieć.
- Herm usiądź, przecież nie musisz o niczym mówić...

/>Hermiona spojrzała na niego nieufnie, ale usiadła z powrotem.
-

Hermiona, co z tobą? – Ronald patrzył przestraszony na przyjaciółkę.

Jej twarz wyrażała skrajną rozpacz, jej ręce się trzęsły. Zamknęła oczy i

potrząsnęła głową, jakby chciała coś od siebie odpędzić.
- Ron, błagam

– szepnął Harry i popatrzył na niego prosząco. Weasley wzruszył tylko

ramionami, ale się już nie odezwał.
- Hermiona – powiedział

bardzo cicho Harry . – Nie musisz się tłumaczyć, ale powiedz mi jedno,

czy ktoś ci coś zrobił? Bo jeżeli tak , to osobiście ukatrupię...

/>Dziewczyna potrząsnęła przecząco głową.
- To może czegoś się

dowiedziałaś, Hermi, może ktoś ci coś przykrego powiedział? Wiesz, że możesz

na mnie liczyć...
- Wiem, ale nie potrafię ci zaufać tak jak kiedyś

– nagle wszystkie wewnętrzne tamy puścił i dziewczyna cichutko się

rozpłakała. Ron patrzył na nią z głębokim współczuciem, nic nie rozumiejąc.

Prawe cały stół Domu Lwa i część uczniów siedzących przy pozostałych stołach

zwróciło uwagę na zachowanie Prefekt Gryffindoru. Harry łagodnie wziął

Hermionę za rękę i wyprowadził z Wielkiej Sali. Nie chciał żeby była

przedmiotem plotek; i tak snuto wystarczająco głupie, bądź po prostu okrutne

domysły.
Rzucił tylko Ronowi spojrzenie pod tytułem: „później

pogadamy”, zastanawiając się czy nie powiedzieć mu o wszystkim w

tajemnicy.

„Histeryczka” – pomyślała chłodno

Cho, patrząc na roztrzęsioną Granger i Pottera, który wyprowadzał ją z sali,

i spokojnie wróciła do konsumowania zasmażanej parówki z żurawiną.


/>***
- O co chodzi, Miona? – Harry posadził dziewczynę w fotelu

w pokoju wspólnym i popatrzył na nią łagodnie. Właściwie śniadanie jeszcze

się nie skończyło i poza młodym Malfoyem, i profesorem Snape’em byli

jedynymi osobami, które opuściły Wielką Salę.
- Nieważne, po prostu

ludzie okazują się często dużo gorsi niż myśleliśmy...
- Ach,

zauważyłaś coś ,co cię przygnębiło, tak? – chłopak pomyślał na

głos.
- Nic nie widziałam i nie chcę widzieć! – odpowiedziała

ostro. – Wystarczy mi to, co wiem...
„Aha, czyli jednak

ktoś, coś powiedział...” – Harry uważnie przyglądał się

przyjaciółce. Nagle złapał się na myśli, że mógłby ją przytulić, tak po

prostu, i nie poczuł przy tym żadnego obrzydzenia, ale Hermiona wyglądała na

osobę, która raczej nie chciałaby być przytulona. Siedziała z rękami

splecionymi na piersi i wpatrywała się w jeden punkt na podłodze.
-

Hermiona, nie przejmuj się tym, co zawistni ludzie mówią na twój temat

– powiedział bardzo cicho i delikatnie położył dłoń na jej ramieniu.

Wzdrygnęła się i musiał zabrać rękę..
„Było z nią dużo lepiej i

znowu jest fatalnie” – pomyślał. – „Niech tylko

dorwę osobę za to odpowiedzialną” – Harry złapał się na tym, że

ani na chwilę nie wątpił, iż tym kimś na pewno nie jest Draco.
- Nie

przejmować się? Nawet jeżeli jest to ktoś komu zdążyłam zaufać? Łatwo ci

mówić – uśmiechnęła się smutno i wytarła pojedynczą łzę.
- Tylko

nie mów, że Malfoy coś palnął, jeżeli tak to przez głupotę. Nie wierzę, żeby

chciał cię skrzywdzić....
- O tak, przez głupotę..... – Hermiona

wyglądała tak, jakby Harry właśnie ją uderzył.
- Co on ci powiedział?

– spytał Potter niemal ze złością. Już zaczynał myśleć o Malfoyu

inaczej, nawet Blaise powiedziała, że chłopak się zmienił na lepsze... I to

wszystko miałoby się okazać nieprawdą. Harry otrząsnął się wewnętrznie,

próbując odgonić irracjonalną - jak mniemał - złość. Absolutnie w to nie

wierzył; mógł mieć uraz do Malfoya, ale miał też oczy... Dlatego ciągnął

dziewczynę za język, chociaż sprawiało jej to ból. Zresztą był wobec niej

delikatny, bo sam doskonale wiedział, czym jest cierpienie i zdawał sobie

sprawę, że nikomu innemu Hermiona nie powiedziałaby tyle, co może powiedzieć

jemu, jeśli okaże się wystarczająco cierpliwy.
- Nie mi, tylko o

mnie! – odwarknęła i skuliła się w sobie, a na jej twarzy pojawiły

się rezygnacja i smutek.
- Był na tyle bezczelny, że powiedział coś na

twój temat w twojej obecności.? To zupełnie jak stary, dobry Malfoy...

– Harry nie dawał za wygraną. Uparł się, że wyciągnie z Hermiony

wszystko, nawet gdyby musiał świsnąć Veritaserum z gabinetu

Snape’a.
- Nie przy mnie – wycedziła przez zaciśnięte zęby.

– Jest zbyt cwany, nie sądzisz? – skrzywiła się boleśnie i

odwróciła wzrok.
- Zaraz, zaraz... Chcesz mi powiedzieć, że ktoś ci

przekazał wesołą nowinę, a ty w to uwierzyłaś? – Harry uniósł

bardzo wysoko brew (jak rasowy Snape, lub Malfoy) i wbił zaciekawione

spojrzenie w Hermionę. Ona nie była zwykła wierzyć w to, co usłyszała od

osób trzecich. Była sceptyczna wobec wszystkich „życzliwych” i

tym podobnych osobników; cóż - widocznie aż do teraz.
- Cholera

jasna! – Hermiona zerwała się z fotela i spiorunowała przyjaciela

wzrokiem rozjuszonego smoka. – Nie twój interes Harry! Daj mi

święty spokój.
- Boże, Hermiono, przecież nie każę ci się spowiadać.

Nigdy nie wierzyłaś w plotki... Co takiego usłyszałaś, że wierzysz i że tak

to przeżywasz i najważniejsze OD KOGO?!
- Harry jesteś facetem,

myślisz, że mogę z tobą uczciwie rozmawiać? – spytała

sarkastycznie.
- Możesz, bo jestem przede wszystkim twoim przyjacielem

i ...
- Wybacz, ale ja mam inne zdanie – dziewczyna nie miała

zamiaru dać mu dokończyć. - a teraz przepraszam, muszę iść do biblioteki.

/>- Jest sobota, możesz iść w każdej chwili, masz czas.
- Nie, nie mam

- warknęła
- Hermiono nie gniewaj się na mnie – powiedział z

żalem. – Nie chciałem cię zdenerwować, ani być wścibski, po prostu nie

chcę żebyś cierpiała.
Dziewczynie zrobiło się po prostu głupio i

usiadła na powrót obok Harryego.
- Przepraszam, wiem, ale ja nie chcę o

tym mówić.
- Okey, rozumiem i już o nic nie pytam. Ale jak się dowiem,

że ktoś ci nagadał bzdur i przez to jesteś taka przybita, to nie ręczę za

siebie.
Hermiona wzruszyła ramionami. Była przyzwyczajona do tego, że

„jest przybita”.

******
Prezent, który otrzymał

od swojego ojca chrzestnego, bardzo przypadł Draconowi do gustu. Eliksir,

który leczył fizyczne obrażenia, nawet te głębokie, był po prostu genialny.

Severus zgodził się także żeby nazwa była taka, jaką zaproponował chłopak:

po prostu „Lewiatan”. Tak więc fiolka – i to porządna

– Lewiatana spoczywała teraz w wewnętrznej kieszeni szaty Ślizgona.

/>Szedł sobie spokojnie do biblioteki, mając nadzieję, że spotka Hermionę i

rzeczywiście była tam, i jak zwykle coś czytała. Udało mu się dojrzeć

okładkę „Tysiąca magicznych ziół i grzybów”. Uśmiechnął się do

siebie. Wyglądała uroczo; pochylona i zupełnie pochłonięta lekturą.

Bezgłośnie poruszała wargami i marszczyła czoło, przy każdym fragmencie,

który bardziej ją zainteresował. Przez kilka chwil po prostu stał i patrzył,

bo nie mógł oderwać od niej oczu. W końcu otrząsnął się i cichutko do niej

podszedł.
- Cześć – powiedział po prostu. – Czy mi się

wydaje, czy bogini mądrości mnie po prostu unika? – zażartował,

pochylając się i zaglądając jej w oczy.
Drgnęła na dźwięk jego głosu i

odwróciła od niego wzrok. Zaniepokoiło go to, a jeszcze bardziej

zaniepokoiły go wypowiedziane chłodnym tonem słowa:
- Jestem zajęta.

/>- Chciałem po prostu z tobą porozmawiać... – Draco nie stracił

nadziei chociaż poczuł bolesny skurcz w żołądku.
- Naprawdę? –

sarkazm.
Zdziwiony zamrugał powiekami. Poczuł, że stoi na bardzo

niepewnym gruncie i ostrożnie zaczął konwersację od początku.
- Wiesz,

miałem niedawno urodziny i już myślałem, że mój chrzestny o nich zapomniał,

ale dał mi dziś fantastyczny prezent. Spodobałby ci się... –

wiedział, że Gryfonka interesuje się eliksirami, dlatego wspomniał o

podarunku. Popatrzyła na niego zarazem z kpiną i z żalem. Gdyby nie ten żal,

widoczny na dnie jej orzechowych oczu, Draco zapewne poczułby się urażony, a

tak poczuł po prostu wątpliwości i silny niepokój.
- Czy jest coś

jeszcze, czym chciałbyś się pochwalić, poza tym, że jesteś dorosły, i z tej

okazji dostałeś fascynujący prezent od Snape’a? Bo, jak już

wspominałam, jestem zajęta.
Chłopaka ubodła drwina w jej głosie, ale

nic nie dał po sobie poznać. Hermiona zachowywała się zupełnie irracjonalnie

i doszedł do wniosku, że musi mieć to jakąś głębszą przyczynę.
-

Herm, ja się nie chwalę, ja po prostu próbuje z tobą rozmawiać –

odrzekł łagodnie, chociaż jej słowa bardzo go zabolały.
- A może po

prostu sugerujesz mi, że to nieładnie z mojej strony, iż nie raczyłam

pamiętać o twoich siedemnastych urodzinach? – podjęła wątek

dziewczyna, jakby zupełnie nie słyszała tego, co powiedział do niej Ślizgon.

– Może w ramach prezentu powinnam rozłożyć przed tobą nogi...
Po

tych słowach, Draco zupełnie stracił głowę. Nie wiedział co ma myśleć, co ma

czuć, a tym bardziej powiedzieć. Cisnęły mu się na usta słowa:

„kobieto, co ty bredzisz?”, ale odnosił wrażenie, że nie są ani

trochę odpowiednie na tą okazję.
„Boże, co z nią?” –

pomyślał ze zgrozą, a głośno spytał, starając się przy tym, aby jego głos

nie drżał zbytnio (prawie się udało) i aby był łagodny (w tym osiągnął

perfekcję):
- Nie bardzo zrozumiałem o co ci chodziło. Mogłabyś powoli

i łopatologicznie, jak do człowieka opóźnionego w rozwoju?
Hermiona

nawet nie raczyła na niego spojrzeć.
Draco był bliski frustracji. Czuł

się tak jakby miał za chwilę się rozpłakać. Był zdezorientowany i głęboko

dotknięty zachowaniem Hermiony. Czuł się bezsilny.
- Herm, ja naprawdę

nie wiem o co ci chodzi... – powiedział z desperacją. – Skąd w

tobie tyle rozżalenie i dlaczego mówisz takie rzeczy?
- Jakie? –

spytała obojętnie. – Po prostu złożyłam ci propozycje – Hermiona

wiedziała, że zachowuje się podle, ale była niemal przekonana, że Draco jest

zwykłym samcem. I chociaż głos rozsądku bardzo mocno krzyczał: „robisz

błąd, dziewczyno!”, nie zamierzała zatrzymać tej farsy. Głos

rozsądku był w mniejszości i miał ogromną konkurencję w postaci urazu

psychicznego, zranionych uczuć i rozżalenia. Zmieszanie Dracona sprawiło jej

nawet wewnętrzną satysfakcję.
- O co chodzi? – dodała jadowicie

słodko. – Przecież podobno jestem do przerżnięcia... – w jej

głosie dało się wyczuć niewyobrażalne cierpienie. Szok widoczny w szarych

oczach młodzieńca sprawił jej przewrotną – chociaż niezbyt dużą i

zaprawioną ogromną dawką goryczy - przyjemność
Dla chłopaka to było już

zbyt wiele. Wpatrywał się w Hermionę jakby ją widział po raz pierwszy w

życiu. Ona zaś spokojnie go ignorowała; czytała i robiła notatki. Malfoy

zupełnie stracił głowę. Zamknął oczy i policzył do dziesięciu, żeby

uporządkować myśli i dopiero po dłuższej chwili się odezwał. Mówił cicho,

spokojnie i łagodnie, chociaż aż gotowało się w nim od emocji, i to

niekoniecznie tych pozytywnych.
- Nie wiem dlaczego tak mówisz. Nie

wierzę, żebyś sama na to wpadła i nie rozumiem dlaczego uwierzyłaś w coś

takiego. Nie mam też pojęcia od kogo usłyszałaś taką brednię, ani tym

bardziej dlaczego. Nie pojmuję z jakiej racji dajesz wiarę takim okrutnym

plotkom i traktujesz mnie jak zwykłego chama – w miarę jak mówił

narastała w nim frustracja i poczucie krzywdy. Hermiona wydawała się go w

ogóle nie słyszeć, co sprawiło, że zaczynał być zły, a nawet wściekły.

/>- Spójrz na mnie jak do ciebie mówię! – warknął w końcu. –

Spójrz na mnie i wyjaśnij mi, o co ci do cholery jasnej chodzi? –

rozpaczliwie starał się nie krzyczeć, bo nie chciał zostać wywalony z

biblioteki przez panią Pince. To nie było łatwe bo miał ochotę wrzeszczeć na

całe gardło.
- Myślałam, że wyraziłam się jasno. Może ty wyjaśniłbyś

mi, dlaczego udajesz świętego? – Hermiona także zaczynała być zła.

Uznała, że Draco jest arogancki i bezczelny.
- A ja myślałem, że

jesteśmy przyjaciółmi, i że nigdy w życiu nie uwierzyłabyś w żadną plotkę o

swoim przyjacielu.... – nie dokończył, bo Hermiona mu przerwała.

/>- Ja też wiele rzeczy myślałam, na przykład, że mogę ci zaufać –

wysyczała wściekle.
Zabolało, zabolało go tak, jakby dała mu w twarz

/>- Rozumiem, że jednak wolisz ufać komuś, kto udaje zatroskanego twoim

szczęściem – jego głos był cichy, Draco wręcz szeptał. - Że wolisz

wierzyć w plotki, bo chyba sama nie wpadłaś na to, że mógłbym w takich

kategoriach o tobie pomyśleć, tym bardziej powiedzieć. A Jeżeli tak, to masz

bardzo bujną wyobraźnię – ostatnie zdanie mu się po prostu

„wymsknęło”. Nie mógł powstrzymać potoku słów. Był zbyt

rozgoryczony.
Odetchnął głęboko i spróbował się uspokoić. Hermiona

drgnęła i spojrzała na niego niemal z nienawiścią.
- Powiedz po

prostu, kto ci nagadał takich głupot? – w głosie Dracona została już

tylko desperacja i ogromny żal. Zdawał sobie sprawę, że cokolwiek Hermiona

usłyszała, przyjęła to tak , a nie inaczej, bo została bardzo okrutnie

potraktowana przez los. To w niczym nie zmieniało faktu, że czuł się

pokrzywdzony, ale chociaż tłumaczyło dlaczego musiał tak się czuć. Mimo, że

starał się do niej dotrzeć, Hermiona nie wyglądała na chętną do

współpracy.
- Może Pansy, której bardzo często zdarza się powiedzieć

głośno i dobitnie impotent, kiedy przechodzę obok niej? Ona na pewno

życzy ci z całego serca dobrze – ciągnął swoją wypowiedź, a w tonie

jego głosu Hermiona słyszała sarkazm, chłodną drwinę i zwykły żal. –

Może Thomas Fallet z siódmego roku z Hufflepuffu, uganiający się za Chang,

która uparła się, że go zignoruje i robi słodkie oczy do mnie, chociaż mnie

mdli na jej widok... A może Magnus Terrence, Krukon; z tej samej przyczyny,

oczywiście, co Thomas. Całkiem możliwe, bo obydwaj mnie po prostu

chorobliwie nienawidzą, jedynie za to, że istnieje i mam się dobrze, a nie

tylko z powodu tej słodkiej, durnej Cho...
Hermiona po raz pierwszy

słyszała, żeby jakiś chłopak w taki sposób wyrażał się o Chang i spojrzała z

zaciekawieniem na Dracona. Poza tym wzmianka o niej w niewytłumaczalny

sposób zaniepokoiła panią Prefekt Gryffindoru. Chłopak mylnie zrozumiał jej

zaintrygowany wzrok.
- Tak, kochanie – rzekł sarkastycznie,

patrząc jej w oczy. – W tej szkole znajdzie się trochę

życzliwych mi, lub tobie osób... – zmarszczył brwi głęboko

odetchnął. - Nieważne, od ciebie pewnie i tak się nie dowiem kto, ale

obiecuję ci, że jeśli się dowiem, to ta osoba będzie biedna. Nie pozwolę

zniszczyć ci życia przez zwykłe chamstwo... A teraz wybacz, muszę się

przejść – wstał i wyszedł szybkim krokiem, rzucając spojrzenie

niezadowolonego hipogryfa, w kierunku pani Pince, która jak zwykle patrzyła

na niego bardzo nieprzychylnie.

...uganiający się za Chang,

która uparła się, że go zignoruje i robi słodkie oczy do mnie, chociaż mnie

mdli na jej widok...
– tych kilka słów rozbrzmiewało w umyśle

Hermiony, cofając się uparcie jak zepsuta płyta i powodując, że czuła się

dziwnie nierealnie. Nie mogła się już skupić na nauce. Serce zjechało jej w

okolice żołądka i tam pozostało na pewien czas, a potem wróciło na miejsce,

boleśnie przy tym się kurcząc.
„Ależ nie, to niemożliwe”

– pomyślała. Odłożyła książkę i wyszła na ugiętych nogach z

biblioteki. Wirowało jej w głowie i myślała, że za chwile straci

przytomność. Oparła się o ścianę i przytrzymała się jej kurczowo. Chciało

jej się płakać. Odetchnęła kilka razy głęboko. Wiedziała już co musi

zrobić...

***
- Virginio, możesz podać hasło? – Draco

zamrugał zalotnie i spojrzał na wychodzącą zza portretu Grubej Damy

dziewczynę. Za nią pojawił się Longbottom i ujął w swoją dłoń drobną rączkę

rudowłosej.
- Ładnie proszę! – Malfoy ukłonił się udając, że

zamiata kapeluszem.
- Mam na imię Ginewra... Kiedy to do ciebie dotrze,

matole? – dziewczyna zmarszczyła z irytacją brwi.
- Ale Virginia

tak słodko do ciebie pasuje, zupełnie jak virgin...
- Nie jestem

dziewicą i nie rób słodkich oczu, bo nie jesteś w moim typie. I w ogóle po

co miałabym slytherińskiej żmii podawać hasło, co? – spytała słodkim

tonem panna Weasley.
- Bo się zakochałem i muszę z kimś pogadać, a

mianowicie z Harrym P. – na twarzy Malfoya wykwitł krzywy

uśmieszek.
- No, no – Neville wyglądał na rozbawionego.
-

Wiesz, Longbottom, nie liczy się płeć, liczy się uczucie... Błagam podajcie

hasło desperatowi – zrobił zbolałą minę, a kiedy obydwoje Gryfonów

spojrzało na siebie z dziwnymi minami, spoważniał i rzekł:
-

Słuchajcie, muszę pogadać z Potterem... Nie zamierzam nikogo zaczepiać, ani

demolować wam pokoju wspólnego, a to, o co mi chodzi jest naprawdę ważne

przynajmniej dla mnie, no i nie tylko... – wyglądał na maksymalnie

sfrustrowanego
- Wiesz, jakby ci to powiedzieć? Harry jest u siebie z

Blaise; ona mu pomaga w eliksirach, a on jej w Transmutacji, ale spróbuj

szczęścia... Dormitorium faciów z szóstego roku jest na pierwszej

kondygnacji, trzecie drzwi na lewo – oznajmiła rudowłosa. –

Hasło to: Eliksir Wielosokowy...
Gruba Dama odskoczyła od

ściany, przepuszczając niechętnie Malfoya i mrucząc coś pod nosem o

„zboczonych Ślizgonach, którzy nie powinni mieć wstępu do szacownego

Domu Lwa”. Draco ją zignorował..
- Dzięki – rzucił w stronę

oddalających się Nevilla i Ginewry. – Jestem twoim dłużnikiem

młoda.
Ginny jedynie uśmiechnęła się zaskoczona postawą chłopaka.

/>- Co w niego wstąpiło? – spytał Longbottom.
- Nie wiem, ale

cała trójka uczniów, którzy byli przesłuchiwani trochę się zmieniła, nie

zauważyłeś? – spytała Ginny i ścisnęła mocniej jego dłoń.
- Tak,

ale nie myślałem, że jemu cokolwiek może pomóc – Neville pochylił się

i pocałował Ginny w policzek.
- Wiesz, Draco Malfoy wygląda całkiem

ładnie kiedy się uśmiecha – powiedziała zalotnym tonem panna Weasley i

niewinnie uśmiechnęła się do swojego chłopaka.
- Czy ty mnie

podpuszczasz, Ginewro?
- Ależ skąd, sprawdzam tylko, czy ci się jeszcze

podobam, a poza tym to prawda – dziewczyna wyszczerzyła się i radośnie

obserwowała konsternację malującą się na twarzy Nevilla.
- Głuptasie,

przecież kocham tylko ciebie – roześmiała się perliście i ucałowała go

w usta.
- Młodzież to teraz w ogóle wstydu nie posiada – oburzyła

się Gruba Dama i oczywiście została całkowicie zignorowana. Jak zwykle...

/>
*
W Pokoju Wspólnym było kilkoro młodziutkich Gryfonów i ...

Ronald Weasley. Colin wybałuszył gały kiedy ujrzał osobę, która odważyła się

postawić nogę w progu „salonu” Domu Lwa. Większość młodziaków

wyglądała na zaintrygowanych i niemal przestraszonych. Draconowi zachciało

się śmiać. Zrobił groźną minę, ale gdy zobaczył, że oczy jakiejś

drugoklasistki zaszły łzami, westchnął i powiedział:
- Czy ja wyglądam

jak bazyliszek?
- Nawet gorzej – Ron wyciągnął różdżkę i

skierował ją na Malfoya.
- Wiem, że ostatnio schudłem i w ogóle –

Ślizgon powoli wyciągnął swój przyrząd do czarowania i podał go rudemu

chłopakowi. – Masz, jestem teraz nieuzbrojony. Malfoy bez różdżki, to

tak jak bazyliszek bez zębów jadowych – zażartował. Przestraszona

drugoklasista odprężyła się nieco, ale nadal łypała podejrzliwie w jego

stronę.
- Jakoś nadal ci nie ufam – brat aktualnego Wiceministra

Magii zmarszczył brwi. Był mile zaskoczony działaniem Malfoya juniora, lecz

nie dał tego po sobie poznać.
- Nie masz podstaw, ale tym razem

radziłbym ci pozytywne nastawienie. Jakkolwiek głupio by to nie

zabrzmiało... Przepraszam resztę towarzystwa, ale czy moglibyście nas

zostawić samych? - spytał i swoim zwyczajem uniósł jedną brew.. –

Muszę porozmawiać z nim na osobności – wskazał głową w kierunku

Ronalda. – To naprawdę ważne.
Młodsze lwiątka patrzyły niepewnie

na dwóch szóstoklasistów, a rudzielec uważnie obserwował niecodziennego

gościa. Mina blondyna była nieprzenikniona, ale brakowało na niej zwykłego

wyrazu przebiegłości, czy wrednego uśmiechu. Ślizgon był raczej poważny.

/>- Dobra, idźcie – powiedział Ron. – Nasze dormitorium jest

zajęte, a wy możecie wrócić tu już za pół godziny.
- Gwarantuje, że nic

się nie stanie waszemu koledze – Draco splótł dłonie na plecach i

odchrząknął.
- Oczywiście, prędzej stanie się coś tobie –

potwierdził jego słowa Gryfon.
- Tak naprawdę chciałem porozmawiać z

Potterem, ale twoja siostra powiedziała, że jest zajęty, łasiczko –

Draco nie mógł sobie darować drobnej złośliwości.
- Owszem... I

radziłbym ci się zachowywać z odpowiednią dozą szacunku w stosunku do mnie,

nie jesteś u siebie w Slytherinie, tchórzofretko.
Draco skrzywił się

nieznacznie.
- Mam uraz do osób, które naciskają na szacunek wobec

siebie i mają na nazwisko Weasley.
Ron zaczerwienił się lekko. Czuł

się podle za każdym razem, gdy ktoś wspominał o jego wyrodnym bracie.

/>– Sorry, ale mnie to po prostu stresuje – dodał Draco widząc

nieciekawą minę chłopaka.
- Mam tak stać, czy pozwolisz mi usiąść na

kanapie, albo na fotelu? – spytał „gość” po chwili

krępującego milczenia.
- Siadaj i mów szybko, o co ci chodzi, bo nie

zamierzam ci poświęcać dużo czasu.
- A ja nie zamieram zabierać czasu

tobie – Draco usiadł w fotelu naprzeciwko tego, który zajmował Ronald.

– Wiesz co się stało Hermionie? To znaczy inaczej... Wiesz może kto

nagadał jej na mój temat takich bzdur, że niedobrze mi się robi jak o tym

pomyślę? Chciałbym z tą osobą sobie... porozmawiać – ton jakim Ślizgon

wypowiedział ostatnie słowo nie nasuwał żadnych wątpliwości, co do jego

intencji morderczych, względem delikwenta.
- Nie, nie wiem, ale mogłem

się domyślać, że chodzi o ciebie. Nie wiem jak to robisz, ale wszystko, co

złe, to ty Malfoy. I widzę, że bardzo ci zależy na utrzymaniu swojego...

dobrego imienia – ze zjadliwą ironią powiedział Ron.
-

Szczerze? Zwisa mi w tej chwili moje dobre imię, ale to co usłyszała

Hermiona, w jej przypadku nie było zwykłym łgarstwem... Ślizgona zamilkł na

chwilę, dobierając odpowiednie słowa. - Było najgorszym świństwem jakie

można było jej obecnie zrobić... I nie obchodzi mnie, że ten ktoś o tym nie

wiedział. Każdy powinien liczyć się z konsekwencjami słów które

wypowiada...
Ron patrzył w zamyśleniu na Dracona. Nigdy by nie

przypuszczał, że przyjdzie mu do głowy, iż facet o nazwisku Malfoy wygląda

na szczerze zmartwionego drugą osobą.
- Wierz mi Ronald, mam gdzieś to,

co zostało o mnie powiedziane, chociaż za samą plotkę tego rodzaju powinno

się walić prosto w zęby. Obchodzi mnie natomiast bardzo to, jak odpiło się

to na Hermionie... Wiesz, przesłuchanie w ministerstwie było dla nas czymś w

rodzaju traumatycznego przeżycia – Ron zamknął oczy, bo przypomniała

mu się reakcja Hermiony na ostatnią wizytę jego cholernego brata w

Hogwarcie.
- Sorry – powiedział Draco niepewnie, widząc, że

Ronald W. jest bliski łez. – Nie chciałem, żeby to wyszło tak, jakbym

ci wypominał pokrewieństwo z Percivalem – chłopak wypluł z pogardą

ostatnie słowo. – On jest... jedyny w swoim rodzaju.
Na kilka

chwil zapadła pełna konsternacji cisza, w czasie której, przepełniony

poczuciem winy za zachowanie brata, Ron wbijał wzrok w bardzo ciekawy wzór

na bordowym dywaniku przed kominkiem, a Draco z zakłopotaniem międlił róg

swojej czarnej szaty.

W pewnym momencie przez dziurę w portrecie

wsypał się tłumek rozchichotanych czwartoklasistek i to trochę przywróciło

ich do rzeczywistości. Dziewczyny zamilkły na ich widok skonsternowane.

/>- Możecie iść do siebie? Proszę – Ron spojrzał na nie z poważnym

wyrazem twarzy i dziewczęta skierowały się z zafrapowanymi minami do swojego

dormitorium.
- Nie mam pojęcia co jest powodem podłego samopoczucia

Hermiony. Cóż, Harry też wspominał, że wycisnąć mu się dało z niej jedynie

to, iż czegoś się dowiedziała, ale nie wie biedak czego i mocno go to gryzie

– Ron nie raczył wspomnieć, że oznajmił wtedy przyjacielowi, że

cokolwiek złego usłyszała Herm na temat Malfoya, było to zapewne prawdziwe.

- Widzę, że ty wiesz trochę więcej.
- Wiem po prostu, co usłyszała,

bo... jakby to powiedzieć, raczyła mi rzucić tę prawdę prosto w oczy

– sarkastycznie oznajmił Ślizgon.
- Nie, wierz mi, że nie chcesz

wiedzieć tego, co usłyszała Hermiona – powiedział szybko, gdy

zauważył, że Weasley zamierza go o to zapytać. – Naprawdę...
-

Okey, nie chcesz to nie mów...
- Po pierwsze to naprawdę podłe, a po

drugie, jakoś nie chce mi przejść przez gardło....
- Nie mówcie mi, że

tak zwyczajnie sobie rozmawiacie – usłyszeli nagle dobrze znajomy

głos. Harry, który zszedł po sok dyniowy, był co najmniej zdziwiony.
-

Och, nie tak zwyczajnie Potter – oznajmił Draco, gdy ochłonął z

zaskoczenia. – Weasley najpierw mnie rozbroił.
Ron wyszczerzył

się do przyjaciela i pokazał mu, że trzyma dwie różdżki, a Draco podrapał

się za uchem i zrobił bardzo dziwną minę.
- Jak tam eliksiry? –

spytał Ronald.
- Całkiem dobrze, a co? – Harry doskonale udawał

Greka.
- A tak spytałem, z ciekawości.
Potter nie komentował słów

przyjaciela
- W jakiej sprawie przyszedłeś? – spytał za to

Dracona i popatrzył na niego z zainteresowaniem.
- Hermiona –

krótko i zwięźle odpowiedział Malfoy.
- Ach tak...
- Usłyszałem od

niej parę bardzo nieprzyjemnych rzeczy i bardzo chciałbym wiedzieć, co się

stało. To znaczy kto wcisnął jej na mój temat totalne bzdury i to takie, że

mnie krew zalewa jak pomyślę...
- Aha, więc wiesz, co takiego usłyszała

Hermiona. A mi nie chciała powiedzieć.... – Harry wzruszył

ramionami.
- Och, ona mi tego nie powiedziała, przynajmniej nie tak

normalnie... To nie było przyjemne i naprawdę nie chcesz wiedzieć, co to

było – dodał na wszelki wypadek.
- Wcale mnie to nie ciekawi

– obruszył się Gryfon, który właśnie układał w myśli jak

najkulturalniej brzmiące pytanie.
- Powiedzmy – westchnął Draco

rzucając mu spojrzenie z serii: „wiem lepiej”, a Rona aż zżerało

zainteresowanie. Wiedział jednak, że nie ma szans się niczego dowiedzieć.

/>
***
Hermiona szła po omacku korytarzem. Sama nie wiedziała,

które uczucia władające teraz jej wnętrzem są silniejsze. Wstyd za własną

głupotę i naiwność, i za to, że sprawiła przykrość Draconowi, czy

nieokiełznany gniew, który rósł w niej z minuty na minutę. Hermiona

zaczynała być po prostu wściekła, a wtedy lepiej było jej schodzić z

drogi.
Pierwszą rzeczą jaką zrobiła był spacer do najbliższej czynnej

damskiej łazienki, gdzie obmyła twarz lodowatą wodą. Później spojrzała w

lustro i widząc gorycz oraz ogień wzburzenia we własnych oczach, odetchnęła

głęboko i policzyła do dziesięciu. W szacie i ciepłym swetrze zrobiło się

jej nieznośnie gorąco, i wiedziała, że za taki stan rzeczy odpowiadają

buzujące w niej emocje. Gdyby w tej sekundzie natknęła się na Cho, rzuciłaby

w nią pierwszym okropnym przekleństwem jakie przyszłoby jej na myśl, albo

strzeliłaby ją bez uprzedzenia w twarz, a nie o to chodziło pannie

Granger.
Najdziwniejsze było to, że nie czuła zbyt wielkiego żalu w

sensie własnej krzywdy. Najbardziej bolał ją fakt, że tak okrutnie

potraktowała chłopaka, który nawet w najmniejszym stopniu nie zasłużył na

słowa krytyki. Była wściekła za to, że Cho swoim wyrafinowanym kłamstwem

przyczyniła się do cierpienia Malfoya. Bo on na pewno cierpiał, o tym

Hermiona była przekonana. Raz po raz zalewała ją fala świętego oburzenia,

gdy przypominała sobie fałszywy i pseudo-niewinny uśmiech Krukonki.
-

Suka – powiedziała cicho sama do siebie i nagle zdała sobie sprawę, że

kiedyś nie użyłaby takiego określenia.. Ale kiedyś było kiedyś, a teraz było

teraz.
- Podła, bezwstydna zdzira – wysyczała i poczuła, że

trochę jej ulżyło, ale gniew na Chang wcale nie zmalał. Obmyła twarz jeszcze

raz i szybkim krokiem ruszyła w stronę Wieży Gryffindoru. Musiała się

przebrać i trochę ochłonąć. Jeszcze nie wiedziała, co dokładnie zamierza

powiedzieć Cho, ale liczyła na swoją inwencję twórczą.

***

/>Hermiona jak burza wpadła do pokoju wspólnego, powodując, że trzej

młodzieńcy doznali lekkiego szoku. Nie była blada i przygaszona. Jej wzrok

ciskał błyskawice, a policzki były lekko zarumienione. Na twarzy panny

Granger malował się wyraz zaciętości i zdecydowania
- Wow, Hermiona,

wyglądasz jakbyś chciała kogoś zabić - wydukał Ron, a Harry zamarł z dwoma

szklankami soku z dyni w dłoniach. Draco zmarszczył brwi i patrzył na nią z

zaciekawieniem. Hermiona poszła w stronę schodów, prowadzących do żeńskich

dormitoriów. Poczuła falę silnego wstydu na widok Malfoya i przygryzła z

konsternacją dolną wargę. Niemal wbiegła na górę, gdzie szybko zdjęła szatę,

i zamiast ciepłego swetra włożyła czarny, bawełniany półgolf, który

doskonale zgrał się z obcisłymi (teraz luźnawymi) dżinsami w tym samym

kolorze. Lekko wilgotne od potu włosy spięła wysoko i ciasno, żeby jej nie

przeszkadzały i chwyciła swoją różdżkę.
Najchętniej wzięłaby jeszcze

zimny prysznic, ale była zbyt rozgniewana i zdeterminowana, by tracić na to

czas.

***
- Co w nią wstąpiło? – spytał Ron.
- Po

prostu jest wściekła – odrzekł Harry.
- Zgadnijcie na kogo

– sarkastycznie oznajmił Draco.
- To się dopiero okaże, w końcu

nie rzuciła się na ciebie, raczej była zaskoczona i skonsternowana twoim

widokiem. Chyba ją ktoś inny wpienił – trzeźwo zauważył Chłopiec Który

Przeżył.
Zza balustrady schodów prowadzących do dormitoriów męskich,

wyłoniła się damska głowa okolona długimi i gładkimi czarnymi włosami.

/>- Kąpiesz się w tym soku Harry? – spytała zaciekawiona Blaise i

uniosła wysoko brwi, gdy jej wzrok padł na „całokształt” pokoju

wspólnego.
- Co ty tu robisz, Smoku? – spytała i zostawiła jedną

brew zalotnie uniesioną, a Harry poczuł niechciane ukłucie zazdrości..

/>- Rozmawiam sobie – Draco nie mógł nie posłać Blaise uroczego

uśmiechu ala Casanova.
- Przyszedłeś po mnie? Mrrrrrrrau – Draco

szczerze się roześmiał, a Ron zachichotał. Musiał przyznać, że Blaise była

fajna.
- Cześć Blaise – usłyszeli nagle opanowany i chłodny

dziewczęcy głos. Hermiona schodziła pełnym gracji krokiem z kondygnacji,

która znajdowała się naprzeciwko tej, „okupowanej” przez

Ślizgonkę.
- Witaj... Herm? – Blaise zacięła się lekko, uniosła

brwi w geście zdziwienia i złożyła ręce na piersi. – U lala –

dodała i zagwizdała cicho.
Panna Granger nie wyglądała już jak

zastraszone i przybite dziewczątko. Wyglądała jak pewna siebie młoda

kobieta, która wie czego chce. Posłała blady uśmiech czarnowłosej i

zasalutowała jej różdżką.
- Wyglądasz jakbyś szła się pojedynkować i

ten błysk w twoich oczach... Tak wygląda albo kobieta zakochana, albo żądna

zemsty – z uznaniem oświadczyła mieszkanka nobliwego Domu Salazara.

/>- Zgadnij, co kieruje mną – cicho syknęła Granger i sugestywnie

podrapała się końcem różdżki za uchem.
- Nie wiem kto ci podpadł, ale

nie chciałbym być na jego miejscu... – powiedziała Blaise po części na

poważnie, po części z rozbawieniem.
Hermiona zdążyła troszeczkę

ochłonąć i sprawiała wrażenie rozgniewanej, ale przy tym bardzo racjonalnej

osoby, świadomej własnej siły oraz własnej racji.
- Czy ja zmieszczę

się pod tą kanapą? – spytał niepewnie Draco.
- He...he...he

– Blaise posłała mu spojrzenie pełne współczucia. – Nawet jeśli,

to już nie zdążysz...
Hermiona nie zwróciła uwagi na słowa Malfoya.

/>- Kto? – spytał rzeczowo Harry. – Kobieta czy mężczyzna?

/>- Kreatura – sucho odrzekała panna Granger.
- Jezu, Herm... z

tymi spiętymi włosami wyglądasz jak rozgniewana McGonagall – oznajmił

Ron ściskając obie różdżki w dłoni i przełykając ślinę.
- Dziękuję za

komplement, Ronaldzie – sarknęła dziewczyna, ale uśmiechnęła się

lekko. Ron się zarumienił i odwzajemnił uśmiech.
- Zdradź mi tajemnicę.

Na ucho. Proszę... – Zabini przestępowała z nogi na nogę.
- Czyli

jednak nie ja... – Draco rozejrzał się nieprzytomnie po otoczeniu.

/>- Toż ci głąbie powiedziałem – Harry zmarszczył brwiami a

Ślizgon tylko wzruszył ramionami.
- Zobaczysz kto, Blaise...

Jeśli tu łaskawie poczekasz – powiedziała Hermiona. – Ale zanim

wyjdę chciałam was chłopaki przeprosić za tekst przy śniadaniu –

popatrzyła na Rona i Harry’ego z prawdziwą pokorą i skruchą. – I

ciebie też chciałam przeprosić – spuściła wzrok, bo nie miała odwagi

spojrzeć Malfoyowi w oczy.
Podeszła do dziury w portrecie i powiedziała

bardzo cicho.
- Draco, poczekaj na mnie, proszę – rzuciła mu

niepewne spojrzenie i szybko wyszła.

Widok smutnego i zmęczonego

wzroku Ślizgona tylko podsycił jej gniew. Szła bardzo szybko, nie oglądając

się za siebie i nie zwracając uwagi na zdziwione spojrzenie uczniów, których

spotkała po drodze. Miała też w dużym poważaniu pogwizdywania i zaczepki

niektórych chłopców. Jeszcze nikt tak szybko jak ona nigdy nie doszedł od

Wieży Gryffindoru do Wieży Ravenclawu. Nie miała pojęcia jakie jest hasło i

właśnie głowiła się nad tym jak je zdobyć, gdy nagle wpadła (dosłownie) na

Lunę.
- Spadasz mi z nieba – powiedziała do szalonej blondynki.

– Czy Chang jest w waszym wspólnym, a jeżeli tak, to jakie jest hasło?

To naprawdę ważne.
- Hermiona? Wyglądasz jakoś... inaczej. Podoba mi

się twój image.
- Lepiej mi powiedz to, co chcę wiedzieć, Luna, a nie

zachwycasz się moim wizerunkiem kobiety upadłej – powiedziała

niecierpliwie Hermiona z zadowoleniem stwierdzając, że określenie którego

użyła jest całkiem zabawne w swojej przewrotności.
- Ale Cho tam nie

ma, parę minut temu wyszła do biblioteki... Pójdę z tobą, bo też tam się

wybieram.
Hermiona przewróciła oczami i ruszyła za panną Lovegood.

/>- Chciałaś z nią o czymś pogadać? W końcu obie jesteście Prefektkami..

/>- Tak, chciałam bardzo poważnie porozmawiać z panienką Mam Wszystkich w

Dupie Bo Jestem Piękna Chang – wycedziła z jadowitym, iście

ślizgońskim uśmiechem Granger.
- Chyba ci podpadła – Luna aż

gwizdnęła, widząc mordercze błyski w oczach koleżanki.
- Nawet nie

pytaj – odrzekła Hermiona marszcząc gniewnie brwi. Lovegood nie

spytała. Patrzyła z fascynacją, jak cichutka i przybita od rana dziewczyna,

zamieniła się nagle we wściekłą, gotową do walki lwicę. Domyśliła się

jednego, że Chang musiała zachować się wybitnie paskudnie.

***

/>- Czy ktoś nie powinien za nią był iść? – niepewnie spytał Ron

drapiąc się po głowie.
- Da sobie radę – oznajmił Harry.
-

Nie o to mi chodziło... Może kogoś uszkodzić po drodze – Weasley

spojrzał na przyjaciela wymownie. Na chwilę we wspólnym zaległa cisza

/>Draco tylko westchnął i ukrył głowę między kolanami.
- A temu co?

– Ronald popatrzył z niepokojem na Ślizgona. – Nawet nie waż mi

się tu rzygać!
- Mówił ci ktoś, Weasley, że jesteś szurnięty?

– spytał Malfoy nie podnosząc głowy.
Harry zarechotał radośnie, a

Ron wyglądał na urażonego. – Skąd ci do tego rudego łba przyszło, że

ja chcę wymiotować, co? – Draco poparzył litościwie na Ronalda.
-

Tak jakoś, – powiedział Ron – ale mógłbyś mnie nie obrażać,

dobra? Następnym razem walnę w ciebie przekleństwem za taki tekst.
-

Okey, przepraszam – Ślizgon nie miał ani ochoty, ani siły na

kłótnię.
- Chyba nici z naszej nauki, Harry – oznajmiła nagle

Blaise.
- Aha – elokwentnie poparł ją Potter.
- Posiedzimy

tu i poczekamy na rozwój wydarzeń – Zabini walnęła się na kanapę i

zaprosiła na nią gestem zielonookiego. – Będziesz tak stał z tym

sokiem?
Chłopak wzruszył ramionami, usiadł obok niej podał dziewczynie

szklankę.
Przez kolejne trzy kwadranse siedzieli w niemal zupełnej,

pełnej oczekiwania ciszy i tylko parę razy prosili zaciekawionych Gryfonów,

żeby im nie przeszkadzali i szli do siebie. Ich skład wzbudzał sensację, ale

ludzie grzecznie szli im na rękę, słysząc łagodną prośbę, i widząc to samo

napięcie na czterech różnych twarzach.

***
- Mogę cię prosić

na słówko? – szepnęła nad wyraz grzecznie Hermiona nachylając się nad

zaczytaną w „Eliksirach na każą okazję” Cho.
Dziewczyna

podniosła na nią leniwie wzrok i naprawdę mocno się zdziwiła. Spodziewała

się ujrzeć pobladłą, niepewną siebie istotę, a ujrzała surowe oblicze

kobiety, która chłodno i uprzejmie się do niej uśmiechała.
- A możesz

poczekać pięć minut? – spytała lekceważącym tonem. Za nic na świecie

nie dałaby po sobie poznać, że wygląd i postawa Hermiony zrobiły na niej

jakiekolwiek wrażenie.
- Nie mogę. Muszę pogadać z tobą od ręki, to

ważne i jeżeli nie chcesz, żebym naprawdę się na ciebie wkurzyła, ruszysz

swój zgrabny tyłek i wyjdziesz razem ze mną – Hermiona mówiła bardzo

cicho i spokojnie, ba nawet się przy tym się uśmiechała, ale jej różdżka

wbiła się nieprzyjemnie w lewy bok Cho.
- Nie ośmielisz się –

syknęła ze złością Krukonka. – Wszyscy wiedzą, że jesteś psychicznie

chora... Stałaś się lepszym okazem od Lovegood - rzuciła pogardliwe

spojrzenie Lunie, która usiadła kilka stolików dalej i obserwowała

poczynania Hermiony. - Już naprawdę ostro ci odbija – dodała jeszcze,

a w odpowiedzi w oczach Granger zalśniły iskierki chłodnej drwiny.
- No

widzisz – odezwała się Gryfonka przymilnym tonem. – Skoro jestem

niepoczytalna, stać mnie na wszystko, Chang, a na pewno stać mnie na

rzucenie w ciebie paskudnym przekleństwem.
- Jesteś naprawdę szurnięta

– po tych słowach różdżka Hermiony wbiła się mocniej w lewy bok Cho. -

Nie wiem o co ci chodzi, wariatko – syknęła ze złością Krukonka.

/>- Gdzie się podział ten miły, słodki ton, którym uraczyłaś mnie wczoraj?

– Hermiona uniosła brwi, udając szczere zdziwienie.- Jak ruszysz swój

szanowny tyłek, to się dowiesz. Nie każ mi się niecierpliwić – z

każdym słowem uśmiech na ustach Gryfonki stawał się coraz bardziej chłodny,

a jej ton coraz bardziej ociekał sztucznym miodem.
Cho Chang

przemyślała wszystkie za i przeciw. Według jej obliczeń wyszło, że Hermiona

Granger mówi całkiem poważnie. Wstała z ociąganiem i obydwie dziewczyny

wyszły przed bibliotekę. Jak się nietrudno domyślić, ze względu na sobotę,

teren w tym miejscu był opustoszały.
- Chciałbym się dowiedzieć, komu

konkretnie Draco Malfoy powiedział, że jestem do przerżnięcia? –

Granger miała ogromną satysfakcje, obserwując pełną zaskoczenia minę

Krukonki.
- A czy ja znam Slizgonów z imienia i z nazwiska? –

odpowiedziała ironicznie Cho.
- Gdybyś była dobrze wychowana

wiedziałbyś, że nie odpowiada się pytaniem na pytanie – Chang po tych

słowach uśmiechnęła się z wyższością i Hermiona opanowała impuls strzelenia

jej z całej siły w twarz. – Wiedziałbyś też, – kontynuowała

spokojnie, sugestywnie bawiąc się różdżką - że nie jestem głupią gęsią i

opowiadanie mi wierutnych bzdur niekoniecznie musi się kończyć dobrze dla

tego, kto je opowiada.
- Możesz jaśniej Granger? – Cho otaksowała

ją bezczelnym spojrzeniem od stóp do głów i popatrzyła na nią z

impertynenckim uśmiechem.
- Nie igraj ze mną, bo jestem wystarczająco

zdenerwowana. Przez ciebie powiedziałam bardzo przykre słowa komuś, kto na

to nie zasłużył, Chang. Nie wystawiaj mojej cierpliwości na próbę i lepiej

bądź ze mną szczera.
- Wzruszyłaś mnie, a teraz pozwól mi wrócić do

poważnych rzeczy i sama zajmij się swoją zwichrowaną psychiką – bez

cienia szacunku odrzekła Chang i to był jej błąd. Hermiona błyskawicznie

przystawiła czubek różdżki do gardła Krukonki i bardzo cichym, jadowitym

tonem wysyczała przez zaciśnięte zęby:
- Chciałam po dobroci, ale z

taką żmiją jak ty po dobroci się nie da, Chang...
Cho, zaskoczona

reakcją Hermiony, nie była w stanie nic powiedzieć, zwłaszcza, że różdżka

Gryfonki wbijała się boleśnie w czułe miejsce pod brodą.
- W tej chwili

pójdziesz ze mną i przeprosisz Draco Malfoya za to, co mi wczoraj

powiedziałaś. A jeśli uczynisz chociaż jeden gest, lub powiesz po drodze

coś, co mi się nie spodoba, to każę ci go przeprosić publicznie i na

kolanach. Nie zmuszaj mnie do bycia bardziej wredną niż muszę. Zrozumiałaś?

– dziewczyna odsunęła na chwilę różdżkę, tak żeby Cho mogła

odpowiedzieć na jej pytanie.
- Jesteś chorą, walniętą suką, Granger

– powiedziała zła i lekko przestraszona Krukonka.
- Ale nie

jestem jadowitą żmiją, ani zimną, wyrachowaną zdzirą, Chang. I może byś

raczyła odpowiedzieć na moje pytanie. Zrozumiałaś, co do ciebie mówiłam, czy

mam powtórzyć? – w głosie Gryfonki brzmiały stalowe nutki, dlatego Cho

wolała grzecznie przytaknąć, i udać się za Hermioną do Wieży Gryffindoru.

Panna Granger całą drogę nie przestała się rozkosznie uśmiechać.


/>******
Kitiara
******
W czasie gdy Hermiona szła

korytarzem, rozkosznie się uśmiechając, Severus Snape uśmiechał się do

siebie bardzo złośliwie i ... kombinował.
Otrzymał rano zawiadomienie,

przypominające mu o wieczornym przesłuchaniu, a sam dyrektor rozbawił go

tym, co odpisał wiceministrowi nocą, w odpowiedzi na urzędowe pismo

wzywające Hermionę Granger i Dracona Malfoya na przesłuchanie w sobotę o

godzinie osiemnastej. Otóż stary dobry Dumbledore odesłał urzędową sową

pismo następującej treści:
Pan Draco Malfoy i panna Hermiona Granger

nie stawią się na żadnym przesłuchaniu z kilku powodów:
1) obydwoje

byli już przesłuchiwani i powiedzieli wszystko, co mogli powiedzieć,
2)

są pod moją opieką i nie dam ich krzywdzić,
3) to nie żadne

przesłuchanie, tylko jawna kpina ze sprawiedliwości,
Z brakiem

jakiegokolwiek poważania:
Dyrektor

Hogwartu, Albus Dumbledore


PS: Radzę Panu, Panie

Wiceministrze wypuścić Lucjusz Malfoya na wolność i to do soboty w wieczór.

To wstyd i hańba, żeby zamykać uczciwego i szanowanego członka społeczności

czarodziejów, Przewodniczącego Rady Nadzorczej i wielkiego filantropa z

powodu takiej błahostki jak przetrącone żebro (zwłaszcza, jeżeli wcześniej

obrażało się żonę tegoż obywatela). W przeciwnym razie podejmę środki mające

na celu zdegradowanie pańskiej pozycji, panie Weasley, ku czemu posiadam o

panu wystarczającą ilość informacji, więc radzę przemyśleć moją propozycję

pozytywnie.


Albus mógł sobie pozwolić na taki bezczelny

dopisek bo: po pierwsze był Albusem, a po drugie nie bał się już o życie

państwa Granger; Narcyza odpisała, że godzi się na propozycje dyrektora i

właśnie w tej chwili rodzice Hermiony byli w trakcie

„przeprowadzki”. Sam Dumbledore został zaś ich Strażnikiem

Tajemnicy. Dyrektor Hogwartu nie bał się też o życie pana Malfoya. Wiedział,

że Percival za bardzo kocha swój urząd by zignorować wyraźne ostrzeżenie.

/>
Tak, Severus Snape miał wiele powodów do radości. Uśmiechnął się

jeszcze raz i napełnił nowym eliksirem - na wszelki wypadek - kolejną

fiolkę. Dziś na przesłuchaniu nie zamierzał być grzeczny, nie zamierzał też

pozostawać przez cały czas w ludzkiej postaci. A jeżeli jego

„wystąpienie” nie przyczyni się do dobrowolnej rezygnacji

Percivala z urzędu wiceministra, wymyśli coś innego.
„Jestem

geniuszem zła” – przyszło mu do głowy i zaniósł się wewnętrznym

chichotem.

******
- Przepraszam, nie przeszkadzam? –

spytała szeptem Hermiona przekroczywszy próg pokoju wspólnego. Troje młodych

ludzi siedziało w ciszy, popijając sok dyniowy i niepewnie zerkając co jakiś

czas jedno na drugie. Dziewczynie ulżyło, gdy zobaczyła, że młody Malfoy

jednak na nią poczekał. Wcale nie była pewna tego, że go zastanie. W końcu

bardzo go zraniła, więc dlaczego miałby wysłuchiwać jakichkolwiek jej

próśb?
- No co ty? – Blaise uśmiechnęła się szeroko.- Wszystkich

grzecznie wyganiamy, ale tobie pozwolimy z nami posiedzieć.
Panna

Granger westchnęła tylko i spojrzała nieśmiało na Ślizgona.
- Draco,

pozwól na chwilkę. Ktoś chce z tobą porozmawiać – powiedziała

łagodnie. Kątem oka dostrzegła jak Blaise i Harry rzucają sobie

porozumiewawcze spojrzenia. Ron wyglądał na zdezorientowanego, a Draco

zmarszczył ze zdziwienia brwi.
- Ze... ze... mną? K... ktoś? –

spytał mało elokwentnie, pokazowo przy tym się jąkając.
- Tak, z tobą,

chodź – Hermiona niepewnie się do niego uśmiechnęła i oparła się ręką

o ścianę tuż obok dziury zostawionej przez portret.
Draco ostrożnie

wyjrzał na korytarz, a później spojrzał na Gryfonkę i ironicznie się

uśmiechnął.
- Nie zamierzam gadać z Chang – powiedział

spokojnie. – Nie lubię jej.
- Powinieneś z nią porozmawiać

– upierała się Hermiona.
- Dlaczego? – nie dawał za

wygraną.
- Bo cię o to proszę... Okey, błagam cię – dodała cicho

– To dla mnie ważne...
Chłopak potrząsnął głowa i popatrzył

zdziwiony, i zakłopotany na dziewczynę.
- Wiesz, że to dziwaczna

prośba.
- Wcale nie, Draco – odrzekła. Spojrzała na niego

prosząco i usiadła obok reszty towarzystwa, które przyglądało się jej z

zainteresowaniem

Draco westchnął i wyszedł na korytarz,

zastanawiając się o co może chodzić. Portret Grubej Damy zamknął za nim swe

podwoje
- Okey, mów czego chcesz i spadaj, bo nie przepadam za twoim

towarzystwem – oznajmił „grzecznie” Krukonce. Chang wbiła

w niego mało przyjemne spojrzenie i bez ogródek oświadczyła:
-

Twoja dziewczyna kazała mi cię przeprosić. Pojęcia nie mam, co jej odbiło,

ale tego właśnie chce – powiedziała z pogardą. Draco splótł dłonie na

piersi i uniósł wysoko brwi. To co usłyszał było dosyć ciekawe.
-

Chang, po pierwsze, Hermiona nie jest moja dziewczyną, chociaż, jako głupi i

ślepy kretyn, muszę przyznać, że mi się podoba – oznajmił. – Po

drugie, jeżeli kazała ci mnie przeprosić, widocznie miała ku temu konkretny

powód, nie sądzisz? Chociaż szczerze powiedziawszy mało mnie on interesu...

Zaraz, zaraz – Draconowi nagle wpadły poszczególne klapki w mózgu na

właściwe miejsca i popatrzył na Krukonkę podejrzliwie. – Mówisz, że

Hermiona kazała ci mnie przeprosić?
- Sam widzisz, że jest stuknięta

– beztrosko oświadczyła Cho, źle rozumiejąc jego zaintrygowaną

minę.
Malfoy patrzył na nią jakby widział ją po raz pierwszy w życiu.

Nagle dotarło do niego za co Chang miała go przeprosić. Powoli zaczął w nim

narastać gniew. Ale jego twarz pozostała niewzruszona i spokojna.
- Jak

mogłaś powiedzieć jej coś takiego? – spytał bez ogródek. - Skąd ci do

głowy takie brednie przyszły, co? – jego głos był niebezpiecznie

cichy, a dziewczyna popatrzyła z zaciekawieniem na Ślizgona.
-

Przecież na nią lecisz – spokojnie oznajmiła. – A skoro tak, nie

powiedziałam nic niezgodnego z prawdą. Ujęłam to tylko wprost.
Chłopak

zacisnął zęby i zamknął oczy. Starał się opanować wzbierającą w nim jak

huragan furię.
- Masz ciekawy sposób interpretowania cudzych słów

– powiedział cicho po chwili ciężkiego jak ołów milczenia.
- Nie

mów, że nigdy nie myślałeś o niej w kategoriach seksualnych. W końcu jesteś

facetem – ton jej głosu był pełen kpiny.
- Jesteś wulgarną

szmatą, Chang – powiedział ze złością chłopak.
- Po mówię

otwarcie o seksie? – sarknęła, a Draco poczuł, że zalewa go czysta

wściekłość.
- Nie – odrzekł zimno. – Bo kłamiesz i używasz

niewybrednych określeń.
Jej ironiczny śmiech sprawił, że Ślizgon

przestał próbować opanowywać wszystkie emocje, które nim targały, ale dał

się im ponieść.
- Zamknij się! – krzyknął, wykręcając ręce

dziewczyny do tyłu i przytrzymując je w żelaznym uścisku.
- To

boli – warknęła zła i trochę przestraszona Cho.
Malfoy był po

prostu wściekły. Pochylił się nad nią i uśmiechnął się drapieżnie
-

Ma boleć Chang... A słowa potrafią czasami bardziej zranić niż czyny!

– w jego głosie była nie tylko wściekłość, ale też smutek i bezsilny

gniew.
- Taki poczułeś się urażony? – zadrwiła mimo strachu

Cho.
- Powiedziałem, żebyś się zamknęła! – warknął.

–Nie masz bladego pojęcia jaką krzywdę wyrządziłaś Hermi swoim

wulgarnym kłamstwem! Nie masz za grosz wstydu, nie potrafisz nawet

przeprosić za oszczerstwo ani mnie, ani jej, chociaż to co zrobiłaś było po

prostu obrzydliwe!
Odepchnął ją z całej siły i się odsunął.
-

Brzydzę się tobą! - mówiąc to wytarł dłonie o poły szaty z wyrazem

niesmaku na twarzy.
- Obydwoje jesteście chorzy... – zaczęła

Krukonka, ale Ślizgon nie pozwolił jej dokończyć.
- Nie

przeginaj Chang, bo pójdę po różdżkę i wyzwę cię na pojedynek, którego

prawdopodobnie nie przeżyjesz... – wysyczał ze złością.
-

Pasujesz do Granger – powiedziała Cho jadowitym szeptem. – Do

dziś nie byłam pewna czy jest wredną suką, która udaje nieprzystępną i

cnotliwą pannicę, czy nie.... Teraz jestem pewna, że jest.
Draco już

zupełnie nad sobą nie panował. Trzasnął Chang z całej siły w twarz i

popatrzył na nią wyzywająco.
- Jeszcze jedno słowo... –

wyszeptał, a Cho z niewyjaśnionych powodów wolała się nie odzywać, ani nie

oddawać Malfoyowi, chociaż miała w kieszeni szaty różdżkę. Żaden facet nigdy

jej nie uderzył. A on ja po prostu strzelił bez zastanowienia w

policzek...
Gruba Dama zaczęła wyzywać Dracona od gburów, ale kiedy

posłał jej swój uroczy, zimny uśmiech zamilkła.
- Odejdź –

powiedział bardzo cicho. Nadal był zły, rozżalony i rozgniewany, ale uznał,

że nie warto marnować nerwów na taką żmiję. - Nie chcę od ciebie żadnych

przeprosin – ciągnął spokojnie nie patrząc nawet na zszokowaną jego

zachowaniem dziewczynę. – A jeżeli chodzi o Hermionę, to gdybyś nawet

przepraszała ją na kolanach, nie naprawisz tego, co czuła, kiedy... Lepiej

odejdź zanim cię uszkodzę gołymi rękami i módl się, żebyśmy nie spotykali

się sam na sam na korytarzu. Żegnam...
Miała ochotę powiedzieć mu parę

przykrych rzeczy, ale widząc gniew w jego szarych oczach, odwróciła się i

odeszła dumnym krokiem.

Draco stał na korytarzu jeszcze przez

dobrą minutę i oddychał głęboko, usilnie starając się ukoić rozkołatane

nerwy. Gruba Dama przyglądała mu się z zaciekawieniem, ale wolała nic nie

mówić. Co prawda Ślizgon nie miał różdżki, mógł mieć jednak ukryty sztylet w

bucie (strażniczka Wieży Domu Lwa miała traumatyczne przeżycia związane z

bliskim spotkaniem trzeciego stopnia z Blackiem dzierżącym w dłoni nóż).

/>- Eliksir Wielosokowy – powiedział w końcu grobowym tonem

Draco, posyłając jej niemiłe spojrzenie i chcąc nie chcąc musiała odskoczyć

od ściany wpuszczając go do środka.

***
- Dlaczego on

ma gadać z Cho? – spytał zaciekawiony Harry.
- Chang chce go

przeprosić..... – Hermiona spuściła skromnie wzrok i nalała sobie soku

z dyni. Paliło ją niemiłosiernie uczucie wstydu. Wstydu, że uwierzyła w

takie niedorzeczności, jakie wcisnęła jej Krukonka. Złość powoli minęła,

zostawiając żal do samej siebie za niesprawiedliwe słowa pod adresem

Dracona, których już nie mogła cofnąć.
- Chce? – Blaise

zmarszczyła czoło. – Chce czy musi?
- Powiedzmy, że chce –

ucięła Gryfonka.
- Rozumiem....
- Co ona takiego powiedziała o

Malfoyu? – spytał Harry.
- Och, totalny kit mi wcisnęła, a ja,

głupia, w to uwierzyłam! – wykrzyknęła dziewczyna ze złością.

– To ja go powinnam przepraszać, za swój brak rozumu. Cholera!

/>- Spokojnie, Herm – Ron patrzył na nią ze zdziwieniem i lekką

konsternacją, Blaise z zaciekawieniem, a Harry z zainteresowaniem i cieniem

zrozumienia.
- Każdemu zdarza się uwierzyć w bzdurę – Zabini

popatrzyła na nią łagodnie.
- Jasne... i powiedzieć parę przykrych

rzeczy osobie skrzywdzonej przez los, także zdarza się każdemu, Blaise...

– Hermiona wyglądała jakby miała za chwilę się rozpłakać.
- Herm,

chciałem ci przypomnieć, że ty też zostałeś skrzywdzona, może nawet bardziej

– powiedział cicho Potter.
- Wcale nie bardziej –

dziewczyna popatrzyła na niego z wyrzutem. – Spróbuj się postawić na

jego miejscu, Harry.
W duchu musiał przyznać Hermionie trochę racji.

Nie miał pojęcia jak przeżyłby patrzenie na gwałt i własną całkowitą niemoc.

Nawet sobie nie mógł tego wyobrazić. Bezsilne patrzenie na cudzą krzywdę

wydawało mu się czymś strasznym.
- Herm, masz prawo do tego by

cierpieć, czuć się pokrzywdzona i do tego, żeby dokonywać błędów. Założę się

o sto tysięcy galeonów, że Draco nie chowa do ciebie urazy...
- Wiem,

Harry, ale mi jest strasznie głupio... Nawet nie wiesz jakich bzdur mu

nagadałam w bibliotece. Mam ochotę walić głową w ścianę, wyć i wyrywać sobie

włosy z głowy... Nieistotne, po prostu mi cholernie przykro –

uśmiechnęła się smutno do przyjaciela i pozwoliła mu się przytulić.


/>Blaise i Ron patrzyli na pozostałą dwójkę, nie bardzo rozumiejąc o co im

chodzi. Mogli się tylko domyślać, że rozmawiają o przesłuchaniu. Rona

zaskoczył niebywale fakt, że przytulili się do siebie jak gdyby nigdy nic.

Hermiona Popatrzyła na Blaise i na Ronalda, a z jej gardła wydobyło się

głośne westchnienie.
- Chyba mogę wam powiedzieć, chyba –

szepnęła cicho.
Zabini uśmiechnęła się nieśmiało, a Ron wbił w

przyjaciółkę zatroskane spojrzenie. Hermiona zamknęła oczy i mocno

przytuliła się do Harry’ego.
- Zostałam zgwałcona przez Weasleya

i Matrojewa, Draco nic nie mógł na to poradzić, a jego interwencja mogła mi

tylko zaszkodzić... Przepraszam Ron – dodała, gdy zauważyła, że jej

przyjaciel gwałtownie pobladł i jest bliski łez.
Blaise wypuściła

swoją szklankę z dłoni. Nikt nie zwrócił uwagi na to, że szkło z brzękiem

rozbiło się o posadzkę. Ron Weasley otarł łzy cisnące się do jego ciemnych

oczu. Poczuł się tak okropnie jak nigdy wcześniej w całym swoim nastoletnim

życiu.
- Proszę, nie mówcie o tym Gin, ona by się załamała –

powiedział drżącym z emocji głosem.
- Boże - szepnęła Blaise ze

łzami w oczach. – Tak mi przykro...
- Nie powiem nic Ginny, Ron.

A ty nawet nie waż się obwiniać o czyny twojego brata – powiedziała

stanowczo Hermiona. Miała ochotę się rozpłakać, ale z drugiej strony poczuła

się lepiej. Troszkę jej ulżyło. Nie za bardzo, ale to zawsze było coś.

Popatrzyła przepraszająco na resztę towarzystwa i usiadła przy kominku.

/>
Przez dziurę w portrecie zaczął się ktoś gramolić, a wszyscy

spojrzeli w tym kierunku. Draco podniósł wzrok i Blaise aż się wzdrygnęła.

Był blady, usta miał zaciśnięte, a w szarych oczach jeszcze tlił się

gniew.
Bez słowa nalał sobie szklankę soku z dyni, wypił kilka łyków i

z furią cisnął dopełnione do połowy szkło o gzyms kominka.
- Kurwa!

– warknął ze złością i wytarł wierzchem dłoni usta.
- Trochę mi

ulżyło – oznajmił po chwili, patrząc na zaskoczonych i lekko

przestraszonych uczniów.
- To był poroniony pomysł – powiedział

do Hermiony niemal ze złością. Nie odpowiedziała, a jej wzrok cały czas

spoczywał na buzujących w kominku płomieniach. – Prędzej pocałuję

sklątkę tylnowybuchową w odwłok niż dam się przeprosić tej szmacie. Poza tym

nie mnie powinna przepraszać tylko ciebie Herm, mi tylko popsuła i tak już

podły humor.
- Nie potrzebuje jej przeprosin – powiedziała

cicho Granger.
- Ja też nie – odwarknął Malfoy.
-

Chciałabym wiedzieć, co ona takiego powiedziała, że zioniesz ogniem i masz

żądzę mordu w oczach... – spytała Blaise, roztrzęsiona jeszcze po tym,

co usłyszała od Hermiony; było jej niedobrze. Ślizgon nie zamierzał

odpowiadać.
- Dlaczego zbiłaś szklankę? – zmienił gładko temat

patrząc pod nogi Blaise, gdzie leżało stłuczone szkło i widać było niewielką

kałużę soku..
- Po prostu ją upuściłam – Zabini się wzdrygnęła, a

chłopak uważnie na nią popatrzył. Zarumieniła się i odwróciła wzrok.

/>– Dobra nie będę wnikał – Malfoy przeniósł spojrzenie na Rona

i doznał szoku. Rudzielec był blady i patrzył gdzieś przed siebie w jeden

punkt. Wydawał się nie reagować na nic i na nikogo.
- Co z nim? –

spytał Draco przyglądając się Gryfonowi. – Co ci się stało Weasley?

– zrobił kilka kroków w jego kierunku i lekko się pochylił.
- Daj

mu spokój – ucięła stanowczo Hermiona.
- Możecie powiedzieć, co

tu się stało? - zapytał zaintrygowany. - Bo wyglądacie jakbyście wrócili z

pogrzebu, a Chang jeszcze żyje... – próbował rozładować sytuację, mimo

że sam odznaczał się podłym samopoczucie.
Nikt mu nie odpowiedział.

Blaise unikała jego wzroku, Harry patrzył na niego ze smutkiem, Ron wydawał

się nieobecny, a Hermiona w zamyśleniu grzebała pogrzebaczem w kominku.

Draco podniósł swoją różdżkę i z westchnieniem uprzątnął szkło i sok z dyni.

W samą porę bo przez portret wsypało się stadko drugorocznych Gryfonów,

którzy wbili w niego zaciekawiony wzrok. Głośna grupka stała się w jednej

chwili grupką bardzo cichą.
- Co im zrobiłeś? – pisnęła jakaś

dziewczynka, mylnie interpretując nieciekawe miny Gryfonów i Ślizgona

stojącego, wydawałoby się nad nimi, z podniesioną różdżką. Po tych słowach

schowała się za wyższego od siebie chłopca
- Nic, sprzątałem stłuczoną

szklankę – Draco opuścił różdżkę
- Spadajcie, dobrze? – z

rozdrażnieniem powiedział Harry widząc zainteresowanie dzieciaków stanem

Rona, który teraz schował twarz w dłoniach i wyglądał na totalnie

załamanego.
- Już was nie ma – warknęła Hermiona, widzą brak

jakiejkolwiek reakcji. – To nie jest cyrk. Zostawcie nas samych.

/>Młodsi Gryfoni woleli nie zadzierać ze starszymi kolegami i rozeszli się

bez słowa do swoich dormitoriów, łypiąc niepewnie na Blaise i Dracona.

/>
Malfoy jeszcze przez chwilę stał, w końcu usiadł obok Pottera i

Zabini. Obserwował jak Hermiona powoli podchodzi do Rona, kuca obok niego i

mówi mu coś cicho do ucha. Weasley podniósł na nią zrozpaczone spojrzenie i

zamrugał powiekami, spod których spłynęły ogromne łzy. Zaskoczony Ślizgon

wbił oniemiały wzrok w Harry’ego i Blaise. Jego oczy zdawały się

zadawać nieme pytanie o wszystko, co zaszło podczas jego nieobecności we

wspólnym. Oboje jednak pokręcili w milczeniu głowami i Draco z westchnieniem

dalej obserwował Hermionę oraz Rona.
Weasley rozpłakał się cicho i

przytulił do siebie przyjaciółkę..
- Przepraszam Herm, tak mi przykro,

naprawdę – powiedział z rozpaczą.
- Wiem, wiem, przecież to nie

twoja wina. I Ron... udusisz mnie – oznajmiła Hermiona, a rudzielec

lekko rozluźnił uścisk wokół jej szyi.
- Sorry – zarumienił się

mocno i nieśmiało spojrzał jej w oczy.
- Nie płacz, jesteś wspaniałym

chłopakiem i zabraniam ci się tak niedorzecznie obwiniać – panna

Granger delikatnie wytarła kciukiem łzy z twarzy przyjaciela i z wahaniem

dotknęła wargami jego policzka.

- Powiedzcie mi w końcu, do

jasnej cholery, co tu się dzieje! – Draco nie wytrzymał

psychicznego napięcia i zerwał się z kanapy, zwłaszcza że poczuł falę

zazdrości, w momencie, gdy Hermiona pocałowała Ronalda w policzek. –

No, czy ktoś mi powie?!
- Draco, weź się uspokój –

Blaise wyciągnęła dłoń i poklepała go po pośladku. – Ron jest tylko

przyjacielem Hermiony. Siadaj grzecznie na tyłku, albo jak już stoisz to

nalej mi soku, okey?
Mina Dracona była przezabawna. Wyrażała

wściekłość, dezorientację i rozżalenie z powodu niedoinformowania, a także

lekkie zawstydzenie. Hermiona poczuła jak na jej policzki wypełza delikatny

rumieniec. Miała ochotę strzelić Blaise po głowie i coś jej powiedzieć, ale

ostatecznie się powstrzymała
- Cholera, nie o to mi chodziło i dobrze o

tym wiesz, Zabini! – Malfoy zrobił się buraczany na policzkach i

posłał koleżance spojrzenie ala hipogryf na diecie bezmięsnej, czym Blaise

absolutnie się nie przejęła. – A sok możesz sobie nalać sama, masz

rączki!
- Dżentelmen – sarknęła w odpowiedzi, a Draco

teatralnie wywrócił oczami, nalał jej soku i podał go z ukłonem do samej

ziemi, rozchlapując nieco z rozpędu na posadzkę.
- Dziękuję –

grzecznie oznajmiła Ślizgonka.
- Sorry za mój wybuch, ale coś

ściemniacie.
- Nie wiemy nic, czego ty byś nie wiedział i wcale z

powodu tej wiedzy nie czujemy się szczęśliwi – Blaise surowo

zmarszczyła brwi. – A teraz siądź na dupie i bądź grzeczny.
Draco

oklapł na kanapę jak skarcony szczeniak. Patrzył z niedowierzaniem na

Hermionę, która coś bardzo cicho mówiła do Rona. Weasley nie wyglądał już na

smutnego. Był ewidentnie rozgniewany.
- Ukatrupię go – oznajmił

Ronald zimno. – Poszatkuję go na drobne kawałeczki i spalę... Nigdy

nie traktowałem go do końca jak brata. Zawsze miał jakieś powalone jazdy,

ale teraz przeszedł samego siebie... Czemu mi nie powiedziałaś wcześniej

Herm? On już by nie żył!
Draco wlepił intensywne spojrzenie w

Hermionę. Był bardziej niż zaskoczony. Wcześniej nie chciała w ogóle mówić

gwałcie, a teraz opowiedziała aż dwóm osobom o przykrym zdarzeniu z

przesłuchania.
- Ukatrupię go na miejscu, jak go tylko gdzieś

zobaczę... I ta gnida miała czelność przychodzić jeszcze raz do Hogwartu.

Niech on się modli, żeby mnie nie spotkać – Ron był coraz bardziej

wściekły.
- Zabijesz gnidę i wsadzą cię do Azkabanu, jak za morderstwo

porządnego obywatela, nobliwego, jak Nott... – sarkastycznie oznajmiła

Blaise i przepraszająco spojrzała na Harry’ego, który automatycznie

się wzdrygnął.
- To wsadzą – Dracona nie odstraszała wizja

więzienia, kiedy snuł wyobrażenia o morderstwie aktualnego Wiceministra

Magii. - Ale musisz Weasley poczekać w kolejce. Ja mam pierwszeństwo w

urwaniu łaba twojemu starszemu bratu, później możesz go poćwiartować i

spalić.
- Nieprawda, ja mam prawo i obowiązek go wykończyć, bo przynosi

wstyd rodzinie, której się przy okazji wyrzekł, i którą pogardza!

– wściekle wysyczał Ronald – Gdzie moja różdżka?!
-

Przestańcie – szepnęła nagle Hermiona – dobrze?
Obaj

chłopcy zamilkli zawstydzeni i wybąkali pod nosem przeprosiny.
- Oj,

chłopy, kiedy wy rozumu nabierzecie – westchnęła Blaise i podeszła do

zasmuconej Hermiony, która siedziała teraz na podłodze i wyglądała jak

siedem nieszczęść. – Kretyni – dodała dla lepszego efektu, gdy

siadała obok koleżanki.
- Dobrze się czujesz, Herm? – spytała

łagodnie, a Gryfonka pokiwała twierdząco głową i posłała jej nieśmiały

uśmiech.
- Trochę mnie zmęczyła i zszargała mi nerwy rozmowa z Chang

– powiedziała cicho. – Czuję się przez to wszystko psychicznie

wypruta.
- Nie trudno mi w to uwierzyć – Blaise spojrzała na swój

zegarek i zrobiła okrągłe oczy. – Wiecie, że już trwa od piętnastu

minut obiad? Dlatego prawie nikt nie przychodzi.
- To w takim razie ja

idę – powiedział Ron i spojrzał ze smutkiem na Hermionę.
-

Idziesz? – spytał, a dziewczyna pokręciła przecząco głową
- A ja

chętnie pójdę – powiedziała Blaise. – Jesteś pewna, że nie

chcesz jeść?
- Tak – Hermiona powolutku wstała z podłogi. –

Idźcie ja sobie coś poczytam w dormitorium.
Harry, Blaise i Ron ruszyli

w kierunku wyjścia, ale Draco nadal siedział na kanapie i wpatrywał się w

Hermionę.
- Nie idziesz Malfoy? – spytał zielonooki.
- Po

rozmowie z Chang odebrało mi apetyt na miesiąc – spokojnie odparł

Ślizgon.- Zostanę z Hermioną – dodał łagodnie i dziewczyna lekko

drgnęła słysząc z jego ust swoje imię. Nie wiedziała jak spojrzy mu w oczy,

po tym co od niej usłyszał w bibliotece, ale bardzo chciała z nim

porozmawiać i go przeprosić.

*
Kiedy trójka uczniów wyszła

przez dziurę w portrecie, Hermiona nieśmiało usiadła obok Dracona.
-

Przepraszam, byłam podła – powiedziała niemal szeptem. Draco nie

odpowiedział; wpatrywał się w ogień buzujący na kominku.
- Masz prawo

się na mnie gniewać – dodała niepewnie i aż podskoczyła, bo kilkoro

drugorocznych lwiątek płci męskiej z rykiem zbiegło po schodach spiesząc się

na obiad, który już dobiegał półmetka. Chłopak znowu nic nie odpowiedział.


Kiedy dzieciaki wyszły przez dziurę w portrecie, odwrócił się i

spojrzał Hermionie w oczy.
- Przepraszam – uciekła wzrokiem na

bok, bo nie mogła znieść jego szczerego i wyczekującego spojrzenia. Czuła

się podle.
„Ależ musi być wściekły” – pomyślała

wbijając spojrzenie w posadzkę.
- Herm, spójrz na mnie –

powiedział cicho i poczekał, aż zwróci na niego ciemnoorzechowe oczy.

/>„Boże, on wcale nie jest zły” – pomyślała. O wiele

bardziej wolałby ujrzeć iskierki gniewu w jego spojrzeniu, a nie to co

widziała. Nie smutek, ciepło, zrozumienie i łagodność. Przez to czuła się

jeszcze gorzej.
- Tak mi wstyd – wyszeptała. – Tak

bardzo...
- Cii... – Draco nie pozwolił jej dokończyć i

delikatnie położył palce na wargach dziewczyny.
Drgnęła pod wpływem

jego dotyku, ale chłopak nie cofnął dłoni, tylko pogłaskał ją po policzku.

Jego pieszczota była lekka, była ledwie muśnięciem, ale sprawiła, że żołądek

Hermiony na moment zamienił się miejscami z sercem, by za chwile wrócić na

swoje miejsce i lekko się skurczyć. Wzdrygnęła się, czując do siebie złość

za nielogiczną reakcję, ale on zdawał się nie zwracać na to uwagi.

/>– Przestań się tłumaczyć, błagam. Nie mam do ciebie żalu. Na

początku byłem urażony, ale teraz już nie jestem, Herm. Nie mam

najmniejszych powodów. To ja przepraszam, że przeze mnie musiałaś usłyszeć

od Chang przykre słowa. Nie powinienem jej sugerować, że tysiąc razy

bardziej wolę ciebie od takiej płytkiej laluni jak ona. Ale zdenerwowała

mnie i.... przepraszam – nagle zdał sobie sprawę ze znaczenia słów,

które powiedział. – Nie bądź na mnie zła.
Harmonia wpatrywała się

w niego zaskoczona, zdziwiona i trochę zakłopotana.
- Wiem, odznaczam

się głębią emocjonalną kałuży. Sorry, Herm – był mocno zmieszany, bo

nie chciał je wprowadzić w konsternację. Zaklął w duchu nad własną głupotą.


– To ja już sobie pójdę – dodał i zdjął swoją szatę z

oparcia kanapy.
- Draco, poczekaj – Hermiona nie miała zamiaru

pozwolić mu odejść, nie po tym co usłyszała.
Zaczekał. Siedział i

bezmyślnie międlił w dłoniach materiał szaty.
- Nie mów o sobie w taki

sposób. To ja popisałam się głębią emocjonalną kałuży dzisiaj w bibliotece,

nie ty. Uważam, że jesteś wrażliwy i... dzięki za komplement – Draco

popatrzył na nią mile zaskoczony i niepewnie się uśmiechnął. Nie wiedział

czego się spodziewać, ale na pewno, nie tego co usłyszał.
- Nie chcę

żebyś wychodził, bo bardzo dobrze się z tobą czuję...
Amen.

Powiedziała to, powiedziała coś, czego tak bardzo, wręcz panicznie, bała się

powiedzieć wcześniej.
Chłopak nie mógł oderwać od niej spojrzenia.

Dopiero teraz dostrzegła jak wiele jest w jego oczach troski i uwielbienia.

Było zadziwiające jak bardzo szare tęczówki Draco Malfoya mogą być ciepłe i

łagodne. Nie potrafił, nie mógł i nie chciał się dłużej powstrzymywać.

Delikatnie ujął jej twarz w dłonie i musnął wargami usta dziewczyny. To

nawet nie był całus, a zaledwie nieśmiałe dotknięcie warg.
Hermiona

zamarła, ale nie wyglądała na przerażoną, nie próbowała go też odepchnąć.

Dojrzał w jej oczach obawę, ale także wyczekiwanie i ciekawość. Niepokój i

nadzieję.
- Tyle rzeczy chcę ci powiedzieć – wyszeptał jej

do ucha. Zsunął przy tym dłonie na plecy dziewczyny przygarnął ją do siebie.


Nie opierała się. Mimo napięcia, które czuła, dała się przytulić i

pozwalała mu na nieśmiałe pieszczoty.
– Boje się, że mogę

sprawić ci przykrość. Nie chcę cię zrazić do siebie, ani w żaden sposób

zranić, Herm...
- Wiem Draco i wiem, że mnie nie zranisz –

wtuliła twarz w miękki ciemnogranatowy sweter. Był ciepły i przyjemnie

pachniał, pachniał nim. Objęła go mocno, z całych sił próbując odsunąć od

siebie wszystkie złe wspomnienia, rozpaczliwie pragnąc odczuwać prawdziwą,

niezmąconą radość z bliskości drugiego człowieka.
- Mogę się

skrzywdzić... niechcący – powiedział cicho, czując się szczęśliwy, że

obdarza go takim zaufaniem.
- Nie, ty mnie nie skrzywdzisz, wiem, że

mnie nie skrzywdzisz w żaden sposób. Ja tylko nie potrafię normalnie

reagować – powiedziała i usłyszał w jej głosie rozpaczliwą prośbę,

błaganie o zwyczajne, szczęśliwe życie.
- Nie wolno ci myśleć w takich

kategoriach... a ja nic od ciebie nie chcę i niczego nie oczekuję, Herm

– jego głos był ciepły i cichy. Draco pieścił delikatnie ramiona

dziewczyny i pogładził palcami wrażliwą skórę na jej karku. Zesztywniała pod

wpływem przyjemnego dreszczu, który przebieg jej wzdłuż kręgosłupa.
-

Przepraszam – powiedział i przytulił ją mocniej.
- Nie chcę,

żebyś mnie przepraszał. Chcę, żebyś mnie dotykał, żebyś do mnie mówił, żebyś

był blisko – wyszeptała odwzajemniając delikatną pieszczotę. To co

zrobiła było cudowne, zbyt cudowne... Łagodnie odsunął ją od siebie, ujął

jej przeguby i uniósł ręce dziewczyny do ust. Całował każdy palec, kciukami

pieścił wnętrze dłoni i tulił je do swojej twarzy.

Była

zaskoczona jego reakcją. Westchnęła cicho i zabrała ręce, ale tylko po to by

wsunąć je w miękkie włosy chłopaka. Przyciągnęła go do siebie i przytuliła

twarz do jego ciepłego policzka.
- Nawet nie wiesz jaki jesteś cudowny

– powiedziała bez zastanawiania się nad wymową tych słów.
- Ja?

– spytał zaskoczony, a po chwili złożył czuły, nieśmiały pocałunek na

jej ustach. - Jesteś kochana – wyszeptał i pocałował ją jeszcze raz.

Hermiona zamknęła oczy i ufnie pozwalała mu na wszystko. Był tak delikatny,

że ledwie dotykał jej warg swoimi, rozbudzając w niej tylko pragnienie

prawdziwego pocałunku, ale jeszcze za bardzo się bała i niestety jej strach

był silniejszy od pragnień. Draco zachowywał się tak jakby o tym wiedział.

Nie zrobił żadnego gwałtownego ruchu. Wszystkie jego pieszczoty były

niewinne i subtelne, a on sam przemawiał do niej cicho i łagodnie. Czuła się

przy nim cudownie i bezpiecznie.
- Jesteś mądra, kochana i dobra

– szeptał jej do ucha. - Jesteś wspaniałą, uroczą dziewczyną.

Uwielbiam twoją bliskość, uwielbiam ciebie całą. Tak bardzo chciałbym ci

pokazać ile dla mnie znaczysz, jak bardzo cię potrzebuję – jego szept

stawał się coraz bardziej urywany, gwałtowny i czuł, że do oczu napływają mu

łzy.
– Tak bardzo pragnę twojej bliskości, tak bardzo pragnę

ciebie, chciałbym cię całą pieścić i całować, chciałbym ci dać wszystko, co

tylko można dać drugiej osobie...
Wtulił twarz w jej szyje. Poczuła na

skórze jego gorący oddech i ciepłe łzy, i przytuliła go mocno.
-

Przepraszam za to, co mówię, ja... przepraszam – wyszeptał.
- Nie

powiedziałeś nic złego Draco, już dobrze... – nie przeszkadzały jej

gorące wyznania chłopaka, ale były czyś nowym i zaskakującym. Była

oszołomiona tym co powiedział i z trudem dobierała słowa. - Nie wiedziałam,

że coś do mnie czujesz – Nie wiedziałam... - podniósł głowę i spojrzał

jej w oczy. Uśmiechnęła się do niego delikatnie i starła z policzków Dracona

łzy.
- Po prostu się zakochałem. Podobno czasem się to ludziom

przytrafia – patrzył na nią łagodnie, a Hermiona się zarumieniła.

/>- We mnie? – spytała ze zdziwieniem.
- Nie, w Grubej Damie

– odrzekł bardzo poważnym tonem. – Tylko nie wiem jak jej to

powiedzieć. Pomożesz mi? W końcu znasz ją lepiej...
- To ja jej powiem

sama – Hermiona nie wytrzymała i uśmiechnęła się szeroko. Uwielbiała

jego poczucie humoru.
- Dzięki, nie wiedziałem jak cię o to poprosić.

Mnie mogłaby się przestraszyć. Z tego co wiem, nie przepada za Ślizgonami

– powiedział i pocałował Hermionę w policzek. – Kocham cię, czy

to takie dziwne? - dodał z delikatnym uśmiechem.
Drgnęła i przytuliła

się do niego.
- Zaskakujące – odpowiedziała cicho. Sama też coś

do niego czuła, ale ani nie potrafiła swoich uczuć nazwać, ani o nich mówić.

Ba, ona nawet nie potrafiła się z nimi do końca pogodzić. Teraz, kiedy Draco

powiedział, że ją kocha, zrobiło się jej ciepło na sercu. Nie miała

wątpliwości, co do tego, że chce być kochana przez tego człowieka.
-

Mam nadzieje, że nie poczułaś się źle po wszystkim, co ci powiedziałem

– patrzył na nią poważnie.
- Nie, bo to co powiedziałeś było...

piękne – zawahała się na moment i spuściła nieśmiało wzrok.
-

Kiedy się rumienisz, kocham cię jeszcze bardziej – palnął bez

zastanowienia. – Sorry.
- Nie przepraszaj za wszystko, bo dam ci

po łbie – zirytowała się lekko Hermiona.
- Okey, to ja może nic

nie będę mówił – oznajmił grzecznie i ją objął.
- Tak

lepiej...........
Siedzieli przez kilka minut w zupełnej ciszy. Było im

po prostu dobrze i żadne z nich nie chciało, żeby ta chwila się kończyła.

Skończyła się jednak szybko, bo Gryfoni zaczęli wracać z obiadu i każda z

grupek, które wchodziły przez dziurę w portrecie rzucała im zdziwione, a

czasem nawet pełne zgorszenia spojrzenia, bo nie raczyli się od siebie

odsunąć i siedzieli cały czas objęci na bordowej kanapie pokoju

wspólnego.
Hermionę zdenerwował do tego stopnia pełen oburzenia wzrok

niektórych uczniów Domu Lwa, że w końcu pokazała jakiejś wybitnie

zdegustowanej czwartoklasistce język, a Draco nie wytrzymał i się

roześmiał.
- Co cię tak cieszy, Malfoy? Jej brak wychowania? –

zażartował Harry, który właśnie przelazł przez dziurę.
- A chcesz w

zęby, Potter? – odpowiedział grzecznie pytaniem na pytanie Draco.

/>- Wzbudzacie powszechne zainteresowanie, czy to dziwne? – Harry

uśmiechnął się szeroko. Miał dobry humor, bo Blaise poprosiła go żeby

dokończyli naukę następnego dnia, w niedzielę, a dziś zaproponowała spacer

po błoniach; byli umówienie równo za godzinę. Jego samopoczucie psuł tylko

„marginalny” fakt, że Zabini nie była w stanie logicznie myśleć

i się uczyć po tym, co usłyszała od Hermiony. Dlatego posłał przyjaciółce

spojrzenie pełne troski.
- Może nie dziwne, ale nie przepadam, gdy

ludzie patrzą na mnie jak na okaz w ZOO – spokojnie odrzekł Ślizgon,

opiekuńczo ściskając ramię dziewczyny, a Hermiona próbowała w tym czasie

zabić wzrokiem kolejne stadko zadziwionych lwiątek i lwiczek. Dosyć dobrze

jej wyszło, bo stadko szybko rozproszyło się do swoich pokoi.
- Herm,

zaraz zaczniesz zionąć ogniem jak prawdziwa smoczyca – powiedział

zadowolony ze swego wyostrzonego dowcipu Harry.
- Długo nad tym

myślałeś? – Gryfonka uniosła jedną brew i zabawnie zmarszczyła nos.

/>- Cały obiad – odrzekł niezrażony Potter.
- Och, nie wątpię w

to - Draco rzucił mu rozbawione spojrzenie. – Gdzie Ronaldini?
-

Kto?! – krzyknęli razem Hermiona i Harry.
- Weasley, co nie

pasuje do niego? – spytał niewinnie Malfoy, a Granger uśmiechnęła się

złośliwie. Miała dla Rona nową ksywkę.
- Roniasty udał się na randkę z

szaloną Lovegood. Dziś chyba jakieś dziwne fluidy wiszą nad Hogwartem

– popatrzył znacząco na obejmującą się dwójkę, ale został totalnie

zignorowany .

Chwile później Draco z kamiennym wyrazem twarzy

pokazywał środkowy palec dwóm siódmoklasistom, którzy właśnie weszli prze

dziurę w portrecie i patrzyli na niego mało przychylnie. Naprawdę mało

przychylnie.
- Chcesz zarwać w zęby, Malfoy? – spytał ciemnoskóry

Antony Hopes i Hermiona nie wytrzymała.
- Słuchajcie, jeśli wam

przeszkadza widok Dracona, możecie iść do siebie. Nie zamierzam go wyrzucać.

To jest miejsce, gdzie mogą swobodnie przebywać różni uczniowie...
- My

jesteśmy u siebie, a on nie – włączył się Thomas Derris; wysoki

blondyn z ciemnoniebieskimi oczami i aparycją tolkienowskiego elfa.
-

Dracona – zadrwił Anthony i Ślizgon powoli wstał.
- Chodź,

Herm – powiedział cicho – Nie będziemy się narzucać. Chcesz się

przejść?
Panna Granger była w dość bojowym nastroju, ale nie chciała

prowokować żadnej kłótni, dlatego wstała i obrzuciła starszych kolegów z

domu nieżyczliwym spojrzeniem.
- Kultura aż bucha –

powiedziała.
- Nie masz wstydu, Herm – powiedział z przekąsem

Thomas i nie zdążył powiedzieć nic więcej, bo Draco błyskawicznie przyłożył

różdżkę do jego piersi i zimno się uśmiechnął.
- Powiedz coś takiego

jeszcze raz, – oznajmił arktycznym tonem – a tak cię urządzę, że

rodzina cię nie pozna, rozumiesz? Możesz mnie nie lubić, nawet powinieneś,

bo ja nie lubię ciebie, ale nie radzę ci obrażać Hermiony. Mam nadzieję, że

dotarło.
Thomas i Anthony patrzyli na nich z drwiną, ale Derris lekko

pobladł i Hermiona poczuła wewnętrzną satysfakcję. Kilkanaścioro uczniów,

którzy stopniowo schodzili się do wspólnego, przyglądało się zajściu z

zaciekawieniem.
- Muszę poprzeć kolegę ze Slytherinu w całej

rozciągłości – grzecznie powiedział Harry, wzbudzając tym powszechny

szok. - Nie radzę żadnemu z was mówić źle o Hermionie, bo mogę być wtedy

bardzo nieprzyjemny.
- U, Harry, ale jesteś ostry! – Ginny

wysunęła się do przodu, żeby mieć lepszy widok i pociągnęła za sobą Nevilla.

– Oszukałeś mnie Draconie Malfoy, mówiłeś, że zakochałeś się w Harrym

– uśmiechnęła się szelmowsko, gdy zobaczył, że chłopak delikatnie

ujmuje w swoją dłoń rękę Hermiony. Ślizgon posłał jej spojrzenie z serii:

„już nie żyjesz”, a panna Granger „uratowała” go z

opresji mówiąc:
- Tak naprawdę bujnął się w Grubej Damie, tylko nie wie

jak ma jej to wyznać...
- To wpadłeś, ona wszystkim daje kosza –

oznajmił z grobową miną Longbottom.
- Dzięki, będę pamiętał. Chodź

Herm, może spotkamy po drodze Irytka i zrobimy jakąś drakę...
-

Powodzenia – powiedział Harry i udał się do swojego dormitorium.

/>
- I co ja mam ci teraz zrobić? Ale mnie wrobiłaś. Zakochał się w

Grubej Damie
– powiedział z wyrzutem gdy szli korytarzem w stronę

lochów. - Połowa z tych głąbów gotowa w to uwierzyć.
- Hej, Gryfoni nie

są głąbami! – oburzyła się Hermiona. – Załóż szatę,

zmarzniesz – dodała po chwili z troską. – I dlaczego idziemy do

ciebie?
- Nie idziemy do mnie – Draco uśmiechnął się tajemniczo,

a Hermiona wbiła w niego zaintrygowane spojrzenie. - To znaczy do mnie, ale

gdzie indziej... Ach, i na pewno nie zmarznę, gdy idziesz obok mnie, Miona

– mówiąc to ścisnął opiekuńczo jej dłoń.

******

/>Severus sam miał się stawić na przesłuchaniu i jakoś mało go to obeszło. W

ogóle miał podejrzanie dobry humor. Po kolacji gwizdał sobie wesoło w Pokoju

Nauczycielskim, podczas układania dokumentów i wszyscy patrzyli na niego co

najmniej dziwnie.
- Co z tobą Sever? – cicho spytała Tonks.

– Jesteś masochistą? Idziesz na przesłuchanie i pogwizdujesz sobie

„Dziewczynę Aurora?”
- Raczej „Dziewczynę

Śmierciożercy” – Snape uśmiechnął się przebiegle, a koleżanka po

fachu wywróciła oczyma.
- Coś kombinujesz ....
- Ja? –

niewinnie spytał Severus. – Niby co?
- Ty mi powiedz...
-

Tajemnica, skarbie – mówiąc to mrugnął do niej szelmowsko. –

Lepiej się nie interesuj – dodał po chwili z poważną miną. – Nie

zamierzam nikogo obrabować ani zabić, bądź spokojna.
- Jakoś mnie

nie uspokajają twoje słowa- nauczycielka skrzyżowała dłonie na piersi i

popatrzyła na niego podejrzliwie.
- Przyrzekam, że nie zrobię nic

okropnego... Tonks – po tych słowach objął ją i pocałował w policzek,

wywołując chrząknięcie pani wicedyrektor.
- Sev, co z tobą? –

Tonks zamrugała ze zdziwieniem powiekami. Nie żeby jej się nie podobało, ale

to było dziwaczne zachowanie jak na oschłego Mistrza Eliksirów.

/>Mężczyzna uniósł wysoko brew i szepnął jej do ucha.
- Za dwie godziny

mam być na przesłuchaniu – zawiesił głos. – Nie wiadomo, czy

przeżyję – jeszcze raz zamilkł i dotknął wargami jej ucha, a

Nymphadora uśmiechnęła się rozbawiona. – Czy tak piękna kobieta jak ty

zaszczyci moje kwatery i moje... łóżko przed niebezpieczną misją, z której

mogę nie wrócić? – Tonks zachichotała rozkosznie, wywołując kolejne

chrząknięcie Minervy.
- Jesteś niemożliwy – odsunęła się i

spojrzała mu prosto w oczy, a Mistrz Eliksirów posłał jej niemal lubieżny

uśmiech, pod wpływem którego uroczo się zarumieniła.
- Teraz jestem w

stu procentach pewna, że wrócisz cały i zdrowy, Severusie –

powiedziała. – Coś wymyśliłeś i nie chcesz się ze mną podzielić

wiadomościami. Szelma.
- Jeśli nikt nic nie wie, jest bezpiecznie i tak

jak ma być – oświadczył z powagą i Nymphadora o nic więcej się nie

dopytywała.

***
To było irytujące. Ten śmieć, to zwierzę

siadło sobie spokojnie na fotelu do przesłuchań i bezczelnie się uśmiechało.

Wiceminister był wściekły. Nie dość, że godzinę temu wypuścił Lucjusza

Malfoya z Azkabanu, ulegając „namowom” Dumbleodre’a, to

jeszcze musiał znosić zadowolonego z życia Severusa Snape’a.
-

Zaraz zetrę ci ten uśmiech z twarzy, durna bestio – powiedział

zdenerwowany Weasley.
- Czekam, panie wiceministrze – grzecznie

odpowiedział Mistrz Eliksirów.
Matrojew przykuł go bardzo mocno, czym

mężczyzna absolutnie się nie przejął. Wlał w siebie tyle Amorfikusa, że

przemiana nie sprawi mu najmniejszego problemu. Według niego mogli sobie

stalowymi obręczmi tyki podetrzeć.
Igor Matrojew uderzył go pięścią w

twarz a Percy Weasley poprawił z drugiej strony.
- Mocny pan jest panie

wiceministrze, jak ktoś jest skrępowany – powiedział cicho Snape.

Percy jedynie krzywo się uśmiechnął a Igor rozmasował kostki.
- Jakie

to uczucie dać w twarz bezbronnej nastolatce? – spytał czarnooki po

chwili, a jego głos był bardzo łagodny. Gdyby Percival nie był zdenerwowany

bezczelnym – w jego mniemaniu – listem dyrektora Hogwartu

– i gdyby nie był zbyt pewny siebie, ten łagodny ton obudziłby jego

czujność.
- Bardzo miłe uczucie – odpowiedział opryskliwie.

– Zwłaszcza gdy gówniara prowokuje swoim bezczelnym pyskowaniem.

Cyniczny uśmiech na twarzy Weasleya zagotował krew w żyłach Severusa, ale

wampir nie dał nic po sobie poznać.
- To znaczy, że Hermiona Granger

była bezczelna i do wszystkiego co jej zrobiliście was sprowokowała, tak?

– spytał jeszcze łagodniej i jeszcze ciszej.
- Kto tu jest

przesłuchiwany Snape? Ja, czy ty? I ona i Malfoy kręcili i kłamali nam w

żywe oczy, by cię chronić. Uważam, że nauczka którą dostali jest za słaba i

należałoby ją powtórzyć – Severus poczuł jak przed oczami zaczyna mu

drgać czerwona mgiełka wściekłości.
- Kolejne przesłuchanie tych

bezczelnych bachorów to tylko kwestia czasu i odrobiny pieniędzy na konto

Knota....
- Jeszcze jedno słowo i pożałujesz, że się urodziłeś,

Percy... – Severus musiał zamknąć oczy, bo czuł jak trafia go

przysłowiowy „jasny szlag”. Przemiana w chwili złości mogła

wymknąć się spod kontroli a na pewno nie o to mu chodziło.
- Grozisz

mi? – Weasley spojrzał w jego kierunku mało przychylnie.
- Nie,

ja po prostu obu was ostrzegam. Lepiej się obchodźcie dzisiaj ze mną

delikatnie, jeżeli nie chcecie, żeby mnie... poniosło.
Matrojew

popatrzył z pogardą na Mistrza Eliksirów:
- Jesteś zakuty w stal

zwierzaczku – oznajmił chłodno.
- Jestem tez na stal odporny jak

każdy wampir, ale wy nie wierzycie w przesądy na temat dwimerytu. Nie

rozumiem jak możecie być tak naiwni....
- Każde dziecko wie, że

żaden wampir nie jest w stanie rozerwać stalowych obręczy – nie

zważając na Severusa dokończył Percy.
- Założymy się, Weasley? –

chłodno spytał Snape.- A propos wilkołaków, Lupin jest w Hogwarcie i

wspominał coś o tym, że chce odwiedzić cię przy najbliższej pełni

księżyca.... Ach, nie chciałbym być na twoim miejscu, gdy oswojony wilkołak

Albusa dowie się, co zrobiłeś małej Granger – Severus zacmokał z

dezaprobatą. – Możesz być bardzo biedny, Percy.
- A co takiego

zrobiłem? – niewinnie spytał Weasley, notując w pamięci, że

„pieprzona szlama nie trzymała mordy na kłódkę, więc jej rodzice będę

biedni”. Nie wiedział tylko, że jej rodzice od kilku godzin są

nietykalni i tak samo jak Malfoyowie są chronieni tajemnica, której

strażnikiem jest sam Dumbledore.
- Obaj wiemy co, Weasley –

Severus zdziwił się, że jest w stanie tak spokojnie odpowiedzieć. Odzyskiwał

panowanie nad sobą i oto właśnie mu chodziło. – Obaj wiemy, co i

pamiętaj, że istnieje coś takiego jak Veritaserum, oraz obdukcja, i że

prędzej czy później odpowiesz za to co zrobiłeś, bo to tylko kwestia czasu.

Nie pomoże ci ani piastowany urząd ani żadne koneksje, nie wtedy gdy

Dumbledore się wścieknie.... – Percy patrzył zaskoczony na

Snape’a, który niezrażony ciągnął dalej. – No i właśnie dochodzę

do sedna sprawy. Mam dla ciebie propozycje nie do odrzucenia. Ustąpisz ze

stanowiska i rozwiążesz tą niedorzeczną Komisję, którą ostatnio powołałeś.

Zrobisz to po dobroci i nikt nie ucierpi... Radziłbym posłuchać. Jeżeli nie

pójdziesz mi na rękę będzie z tobą bardzo źle.

Wiceminister

patrzył na Snape’a jak na dziwadło. Patrzył i cynicznie się uśmiechał.

Severus także się uśmiechał i także cynicznie, a Matrojew roześmiał się na

całe gardło.
- Zwierzaczek nam stawia ultimatum – Igor podszedł

do fotela i uderzył z całe siły pięścią w twarz Severusa, który poczuł jak

łamie mu się nos. Jęknął, a do oczu napłynęły mu łzy.
- Naprawdę

chciałem po dobroci – powiedział bardzo cicho po dłuższej chwili kiedy

był już pewien, że nie straci przytomności z bólu.- Próbowałem. Powiem ci

jedno, jeżeli mnie nie posłuchasz to marnie skończysz. Lupin cię nie lubi,

Draco Malfoy planuje na tobie morderstwo z zimną krwią, a ja marzę o tym,

żeby cię wypatroszyć, powiesić na linie głową do dołu i patrzeć jak

umierasz. Wybór należy do ciebie. Radziłbym posłuchać durnego zwierzaka i

wyjechać z kraju co najmniej na rok..... Dodam, że Dumbledore może być

bardzo nieprzyjemny kiedy zechce, a właśnie zaczyna chcieć.
- Przestań

jęczeć, Snape – warknął zirytowany, ale także lekko zaniepokojony jego

słowami Percy. Wstał i po cichu zaczął coś tłumaczyć swojemu kumplowi, a

Severusowi było to bardzo na rękę.
Oni szeptali, a Mistrz Eliksirów

zamknął oczy i skupił się na częściowej, powolnej przemianie. Po minucie

poczuł przypływ energii, siły, wyczuł też jak jego, i tak wrażliwe zmysły ,

nabierają nienaturalnej wręcz ostrości. Mógł czuć zapach krwi obydwu

mężczyzn i doskonale słyszał o czym mówią. Nie zdziwiło go, że planują jego

szybką śmierć. Jego mentalne umiejętności osiągały właśnie apogeum i mógł

poczytać sobie w myślach, i we wspomnieniach Matrojewa i Weasleya jak w

otwartych księgach. Otworzył swoje żółte gadzie oczy i jednym ruchem zerwał

ze swoich rąk, i nóg stalowe obręcze.
Zaskoczenie obu mężczyzn działało

na jego korzyść. Co prawda Weasley bardzo szybko wyciągnął różdżkę z

zamiarem rzucenia Drętwoty. Nie zdążył jednak nic zrobić, a już po sekundzie

leżał z rozerwaną szatą i okropnymi szramami w poprzek piersi, z których

sączyła się krew. Matrojewa na chwilę sparaliżowało i Snape jednym,

niewyobrażalnie szybkim dla ludzkiego oka, ruchem powalił go na zimną

kamienną posadzkę. Igor stracił przytomność i wampir przykuł bezwładnego

mężczyznę do fotela. Trochę przeszkadzały mu szpony, ale sobie poradził.

Przerażony Weasley zaczął drzeć się z bólu wniebogłosy, co rozdrażniło tylko

przeczulone zmysły wampira.
- Zamknij się, mięczaku – warknął. -

Bo w szale mogę się zapomnieć i przegryzę ci tętnicę, a tego bardzo bym nie

chciał.
Percy zaczął drzeć się jeszcze głośniej i Severus musiał zatkać

mu usta szponiastą dłonią.
- Przymknij mordę. Nie zabiję cie gnoju, bo

podpisałbym na siebie wyrok.
Weasley przestał krzyczeć, bo po prosu

nie mógł wyć z zatkanymi ustami .
- Ale śmierdzisz strachem, panie

wiceministrze – powiedział ochrypłym, nieludzkim głosem Snape.

– Podobno krew nikczemników smakuje całkiem dobrze – drapieżny

uśmiech na strasznej i niemal pięknej w swym okrucieństwie twarzy wampira

przeraził Weasleya jeszcze bardziej.
- Już nie żyjesz, zobacz co mi

zrobiłeś, świrze! – wrzasnął sparaliżowany grozą rudowłosy

mężczyzna.
- Co? – łagodnie spytał Severus powolutku wracając do

ludzkiej postaci. Jedynie oczy jeszcze pozostały żółte. Wyjął z kieszeni

szaty fiolkę i wylał jej zawartość na szramy Percy’ego, które

momentalnie zaczęły się zabliźniać. Weasley wrzasnął z bólu, bo mocno go

Zaszczypało. Następnie, Severus Snape, podniósł różdżkę wiceministra i

prostym zaklęciem załatał mu ubranie.
- Będą ślady – powiedział

niedbale. – Ale blade... Wiesz, że mogło odbyć się bez tego? –

dodał nad wyraz łagodnie, patrząc z politowaniem i pogardą na szybko

oddychającego Weasleya, który jeszcze do końca nie wyszedł z szoku.
-

Jesteś chory – Weasley powoli zaczął się podnosić z ziemi.
- Czy

pozwoliłem ci wstać? – Severus uniósł brew. – Teraz ja mam

różdżkę i ja tu żądzę, a ty w tej chwili jesteś śmieciem, tak jak byli nimi

moi uczniowie... Jak to jest być śmieciem, Percy, hę?
- Teraz to ja

sobie z tobą i Matrojewem porozmawiam...

I porozmawiał...

Rozmawiał do tego momentu, w którym przyznali mu rację i postanowili iść mu

na rękę. Wtedy dopiero zostawił ich w spokoju i wrócił do Hogwartu.

Oczywiście nie uwierzył żadnemu z nich i postanowił uprzedzić

Dumbledore’a, że prawdopodobnie już w poniedziałek zostanie ogłoszony

wyrok śmierci na niego, czyli na Severusa, a jak „dobrze

pójdzie” Hermiona i Draco zostaną skazani na Azkaban za chronienie

groźnego przestępcy. Dyrektor musi to wiedzieć, żeby być przygotowanym na

„odparcie ataku”.
„Weasley ma przerąbane”

– pomyślał niemal radośnie, lądując w kominku swojej kwatery.


/>******
Hermiona wpatrywała się w sufit. Nie mogła zasnąć. Tak wiele

rzeczy dziś przeżyła, że była zbyt podniecona by spokojnie odpłynąć do

krainy Morfeusza. Trochę gryzło ją sumienie. Gryzło ją, bo o dużo silniejsze

bicie serca i co najważniejsze – o rumieńce, przyprawiała ją nie myśl

o tym, że rodzice są bezpieczni w rezydencji państwa Malfoy (tam właśnie

zabrał ją Draco), ale wspomnienie delikatnego pocałunku jakim obdarzył ją

blondyn po tym jak powiedział jej „dobranoc”. Właściwie to nawet

nie był pocałunek, bo zaledwie musnął wargami i językiem usta dziewczyny,

ale jej ciało przeszedł cudowny, subtelny dreszcz przyjemności, a serce

wykonało podwójne salto.
Oczywiście cieszyła się też z tego, że jej

mama i tata są otoczeni opieką samego Dumbledore’a, który strzeże ich

tajemnicy, tylko największe emocje wzbudzało wszystko, co wiązało się

Draconem. Nie mogła do końca uwierzyć, że ją kocha, ale wiedziała, że nie

kłamie, nie po tym przez co przeszli obydwoje i przez co przeszedł sam z

rozkazu Voldemorta.
- Draco mnie kocha – szepnęła sama do siebie

dotykając koniuszkami palców swoich warg. Zamknęła oczy i podjęła ponowną

próbę zaśnięcia, tym razem udaną.

***
******
Raillie
Heh nie przeczytalam tego, nie lubie ff

bezposrednio o Harrym. Ja tam wole romansidla o Draco i Herm


border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'

/>
Raillie
Cofam to co napisalam, wlasnie skonczylam

czytac to opowiadanie. Uważam, że jest świetne, czyta się je strasznie

szybko i strrasznie wciąga.
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/smile.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='smile.gif' /> Już

niedlugo biore sie za czytanie kolejnych Twoich ff, zostaly mi już chyba

tylko 2 albo 3
border='0' style='vertical-align:middle' alt='sad.gif' />

Niestety... Bedę musiala szukac na forum kogos o podobnym stylu do twojego

albo sama w koncu cos napisac. Tobie mimo wszystko zycze weny i mam

nadzieje, że niedlugo wrzucisz coś nowego do poczytania. Pozdrawiam
AnDzIkA
Bardzo mi się podobało. Zresztą jak już

pisałam, podobają mi się też inne Twoje opowiadania, ale to najbardziej.

Podoba mi się postawa Dracona. Taki opiekuńczy...

Więc życzę

dalszej weny i wytrwałości przy pisaniu dalszych części.



/>AnDzIkA



PS. Raillie, wystarczyło edytować posta,

aby napisać coś innego. Po co nabijać posty?

A dla Kitary wielka


border='0' style='vertical-align:middle' alt='czekolada.gif'

/> za tą część.
Raistlin
Dziękuje za wykład encyklopedycznej

wiedzy na temat znaczenia słowa "part", wiesz zazwyczaj pisze

część a wtedy tak jakoś mnie naszło
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/smile.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='smile.gif' /> , a teraz

przejdźmy do krytyki: zamiast nas tu uświadamiać czytaj uważnie tekst bo w

tym odcinku znalazłem pare błędów (co zazwyczaj w poprzednich częściach się

nie zdarzało)
np. brak paru znaków przestankowych i interpunkcyjnych,

pomyłki w podawaniu liczby osób i kilka literówek. No i to by było chyba na

tyle.

Pozdrawiam

Ps. kiedy następna część??


style='vertical-align:middle' alt='smile.gif' />


/>Pps: Na jakim jeszcze forum oprócz tego i Miriell publikujesz swoje

opowiadania??
Kitiara
Proszę bardzo.
Kolejny

"odcinek"
Z góry przepraszam, że krótki, niezbyt ciekawy, i

że mało się w nim dzieje.
To taka "przejściowa" trochę

część.


Uwaga: Scena

erotyczna, ale bardzo delikatna



style='color:olive'>Niedziela, 18 listopada 1996


/>
Niedziela była słoneczna i ciepła. Dlatego po śniadaniu wszyscy z

szóstego roku udali się na do Hogsmeade lub na błonia, no prawie

wszyscy...
Harry zamknął podręcznik do Transmitancji i popatrzył na

Blaise łagodnie.
- Doskonale, panno Zabini - powiedział uśmiechając się

szeroko. - Znakomity.
- Dziękuję panie profesorze... - odwzajemniła

jego uśmiech. - Czuję się jak idiotka, ucząc się w niedzielę - otrząsnęła

się i popatrzyła na chłopaka uważnie.
- Nie mam ochoty iść na obiad -

dodała po chwili... - A ty?
Harry pokręcił przecząco głową i zmarszczył

nos. Nie był głodny.
- To co porobimy? - zapytała nieśmiało Blaise i

skupiła cała swoja uwagę na dłoniach Harry'ego. Jeszcze nigdy nie

przyglądała się tak uważnie czyimś rękom. A dłonie Harry'ego Pottera

były bardzo ciekawe. Czyste, choć nierówno obcięte paznokcie, plamki po

atramencie na opuszkach palców i odciski po treningach. Jego dłonie były

ładne - przynajmniej dla niej. Takie... potterowe i chyba to się najbardziej

liczyło.
- Może porozmawiamy... o.. Quiddichu? - palnął Harry i zaraz

przeklął się za głupotę.
"Tak Potter to było genialne, może

porozmawiamy o Quiddichu
, a ją to akurat interesuje. Ciamajda z ciebie i

kretyn" - pomyślał. - "Boże, co ona tu w ogóle robi? Ze mną...

Przecież ze mną nie umówi się żadna normalna, śliczna dziewczyna. A ona jest

bardzo śliczna."
Blaise popatrzyła na Harry'ego. Zauważyła, że

lekko się zarumienił, zażenowany swoimi ostatnimi słowami, i delikatnie się

uśmiechnęła.
- Oczywiście, może być o Quiddichu... Możemy rozmawiać o

czym tylko zechcesz i robić to, co chcesz... - teraz ona poczuła się

głupio.
"Super, a Hermiona twierdziła, że to ona jest kretynką...

no teraz to dałam ciała" - pomyślała zrozpaczona swoimi słowami.
-

Uważaj bo wezmę to na serio - Harry, ku jej uldze, zażartował, a chwile

później miał ochotę wyjść z siebie, stanąć obok i dać sobie samemu kopa.

/>"Rany Boskie, zabrzmiałem jak kretyn, pewnie się obrazi i da mi w

zęby... zaraz ona się uśmiecha... jak ona się ładnie uśmiecha..."

/>- Czy ja powinnam się bać?
- Podobno bywam niebezpieczny... Na

eliksirach....
- Oj przestań, nie jest tak źle - Blaise przysunęła się

do Harry?ego i pogłaskała jego dłoń. - Ostatnio idzie ci całkiem dobrze.

/>- Aha, zobaczymy na zajęciach - powiedział chłopak. W pierwszej chwili

omal odruchowo nie cofnął ręki, ale ze zdziwieniem i konsternacją zauważył,

że dotyk jej palców jest po prostu miły. - Nie wierzysz w moje pedagogiczne

umiejętności?
- Nie wierzę w swoje zdolności do warzenia

eliksirów...
Zabini nie mogła się oprzeć i dotknęła delikatnie policzka

Harry'ego.
- Jesteś zupełnie inny niż kiedyś myślałam... -

powiedział cicho. - Miałam cię za nadętego, aroganckiego dupka, a ty jesteś

fantastycznym, nieśmiałym i kochanym człowiekiem.
"Ups. Chyba się

zagalopowałam."
- Ja przepraszam.. ja nie powinnam tak mówić,

zachowałam się idiotycznie, przepraszam Harry...
- Blaise, spokojnie,

wcale nie zachowałaś się idiotycznie... ja... lubię szczerość. Wolę to od

tego fałszu i zakłamania jakie prezentują sobą inni... i ty.. eee...

naprawdę myślisz, że jestem kochany?
- Ja - Blaise zrobiła się

buraczana na buzi, chciała nawet cofnąć rękę, ale Harry przytrzymywał ją

zbyt mocno. - Tak.. myślę, że taki jesteś.
- Ty też jesteś wspaniała

dziewczyną... naprawdę.
Chciała zaprotestować i powiedzieć coś,

cokolwiek, ale nie potrafiła. Mogła tylko wpatrywać się w jego jasnozielone

oczy. Jak w transie wyciągnęła wolną dłoń, zdjęła delikatnie okulary chłopka

i odłożyła je na stolik.
- Uwielbiam twoje oczy - wyszeptała nieśmiało,

a jej umysł powtarzał rozpaczliwie, że uwielbia nie tylko oczy Pottera, ale

uwielbia go całego, że po prostu absolutnie i totalnie się zakochała.

/>Harry podświadomie oczekiwał dreszczów obrzydzenia i strachu, ale gdy nic

takiego nie nastąpiło bardzo delikatnie przyciągnął dziewczynę do siebie i

pocałował ją w rozchylone usta. Pocałunek był nieśmiały i subtelny. Ich usta

ledwo się dotknęły. Żadna ze stron nie była pewna, czy ta druga osoba sobie

tego życzy. Kiedy jednak Blaise nie odepchnęła Harry'ego, ten ośmielił

się dotknąć jej warg końcem swojego języka.
- Chcę się z tobą kochać -

wyszeptała dziewczyna po kilku chwilach niewinnych, delikatnych pieszczot. -

Proszę... - Jej dłonie powoli zaczęły rozpinać ciemnogranatową koszulę

chłopaka. Harry lekko drgnął, ale pozwolił się rozbierać do mementu, gdy

odpięła ostatni guzik i rozsunęła koszulę.
- To nie jest dobry pomysł -

oznajmił myśląc z zawstydzeniem o bliźnie na boku, ale Blaise delikatnie

dotknęła jego brzucha i pocałowała go w kark.
- Owszem - odpowiedziała

cicho. - Doskonały - powoli zsunęła materiał z jego ramion, patrząc mu

prosto w oczy. - Chcę ci pokazać, że dotyk nie musi być zły, może być bardzo

dobry - muskała wargami jego obojczyki, a jej palce błądziły delikatnie po

klatce piersiowej Harry'ego i zataczały subtelne kółeczka wokół

sutków.
- Pragnę cię i potrzebuję - szepnęła mu prosto do ucha.

Odsunęła się i popatrzyła na jego nagi tors. Nie przestraszyła się i nic nie

powiedziała. Uklękła na podłodze, by całować i pieścić dłonią bliznę

chłopaka.
- Blaise... - Harry zarumienił się i próbował ją odsunąć, ale

nie pozwoliła na to.
- Ale ja nigdy... - wyszeptał niepewnie.
-

Cii... - nie dała mu dokończyć. - To nic. Pozwól mi...
Wstała,

ściągnęła swoją niebieską bluzkę i zdjęła czarny stanik. Miała ładne, jędrne

piersi z małymi jasnoróżowymi sutkami. Zdjęła gumkę i jej gęste czarne włosy

rozsypały się na plecach. Wzięła ze stolika swoją różdżkę, rzuciła zaklęcie

na drzwi do dormitorium i rozebrała się zupełnie do naga, a Harry patrzył na

nią jak urzeczony. Miała zgrabne, dziewczęce jeszcze ciało, chociaż jej

biodra były już wyraźnie zarysowane.
- Sama mam cię rozebrać? -

spytała łagodnie, siadając obok niego. Nie odpowiedział, tylko nieśmiało

dotknął jej piersi i Blaise westchnęła cichutko. Pocałowała go. Głęboko,

zmysłowo i powoli, a jej dłonie spokojnie sięgnęły do rozporka chłopaka.

Rozebrała go i lekko pchnęła na łóżko, przykrywając własnym rozpalonym

ciałem. Dotyk nagiej skóry Blaise na jego skórze był tak cudowny, że Harry

jęknął cicho. Dziewczyna pieściła językiem jego sutki i sięgnęła dłonią w

dół by gładzić jego męskość. Omal nie krzyknął z rozkoszy, kiedy go

dotknęła
On nie miał żadnego doświadczenia, ona małe, ale na tyle duże,

że doskonale wiedziała co i jak. Przeturlała się na plecy i pociągnęła go za

sobą. Teraz Harry był na górze; całował jej szyję i piersi. Robił to troszkę

nieporadnie i zbyt gwałtownie, ale Blaise to nie przeszkadzało, wręcz

przeciwnie. Wsunęła dłonie w jego gęste włosy i zamknęła oczy. Jęknęła

głośno, kiedy nieśmiało dotknął jej wilgotnego łona.
- Harry, proszę...

- szepnęła przyciągając go mocno do siebie i wyginając ciało w łuk.

/>Kochali się bardzo krótko i bardzo niezgrabnie. Harry był zbyt podniecony

i niedoświadczony by dać Blaise rozkosz. Doszedł zbyt szybko, zbyt

gwałtownie i opadł na jej ciało bez sił, przepraszając ze łzami w oczach za

swoje zachowanie.
- Harry, jesteś cudowny i nigdy nie było mi tak

dobrze jak teraz tobą - powiedziała stanowczo dziewczyna, tuląc go mocno do

siebie. Kiedy próbował powiedzieć coś jeszcze zamknęła mu usta

pocałunkiem.
- Nic nie mów, proszę, po prostu mnie przytul.

/>Spełnił jej prośbę i leżeli w czułym uścisku i w zupełnej ciszy.


/>******
- Nadal nie wiem czy to dobry pomysł - Lucjusz leżał na wznak

w wielki małżeńskim łożu i przypalał cygaro z serii limitowanych magicznych

cygar (odpowiednio zakonserwowanych i "wzmacnianych") "Cool

Wizard's Style".
Rzadko palił cygara, a jeszcze rzadziej palił

w łóżku. Ale obecna sytuacja nie należała do naturalnych i normalnych pod

dachem rezydencji państwa Malfoy.
Piętro wyżej w mniejszej sypialni

(gościnnej) przebywała para mugoli, a on właśnie ostatecznie przylepił sobie

etykietkę "Zdrajcy Czarnego Pana"...
Narcyza skrzywiła się

nieznacznie. Nie lubiła zapachu cygar męża.
- Myślę, że Dumbledore to

odpowiednia ochrona dla nas i dla nich - mówiąc zmarszczyła mocniej nos. -

To śmierdzi, co za świństwo tam dodają?
- Sproszkowany pazur smoka

kochanie. Daje mentalnego kopa, w niewielkich dawkach nie uzależnia i

pobudza czachę do myślenia, a ja muszę trzeźwo myśleć - tonem mentora

odrzekł mężczyzna.
- No właśnie, trzeźwo, a nie na wspomagaczach

- kobieta z dezaprobatą pokręciła kształtną głową.
- O co ci chodzi,

Nar? Raz do roku to i goblin ma prawo do orgazmu - Lucjusz wykorzystał

radośnie świńskie powiedzenie czarodziejów i piękność przy jego boku

westchnęła przeciągle.
- Luc, wiem, że ta sytuacja nie jest dla ciebie

łatwa, ale wierz mi, że dla mnie też nie i dla państwa Granger tym bardziej.

Nie widzisz jacy ci biedacy są skrępowani? - przytuliła się do męża i

pogłaskała jego lśniące jasne włosy rozsypane na poduszce. - Wcale im nie

ułatwiasz życia, kiedy łypiesz na nich z ukosa. Dobrze, że nie było cię, gdy

Hermiona z Draconem przyszła ich odwiedzić. Pewnie by się

przestraszyła...
Lucjusz zachichotał:
- Ach, już tak mam!

Pamiętasz jak Draco do dziesiątego roku życia bladł ze strachu i wargi mu

się trzęsły gdy mu rzucałem najgroźniejsze spojrzenia?! - radośnie

oznajmił.
- No, a potem po części na niego przeszło! I co w tym

zabawnego, Luc? - wykrzyknęła Narcyza, ale uśmiechnęła się pobłażliwie. -

Widzisz? Rechoczesz jak błazen i powiesz mi, że to co jest w tych cygarach,

nie ma skutków ubocznych - dodała ze złośliwym uśmiechem.
- Nie drwij

ze mnie - Lucjusz zrobił groźną minę i wydmuchnął potężny kłąb dymu prosto w

twarz żony, która zaczęła teatralnie kaszleć.
- To naprawdę

nieprzyjemnie śmierdzi! - kobieta podniosła się do pozycji siedzącej i

zaczęła odpędzać dłonią dym. Oczom Lucjusza ukazały się jędrne piersi

żony.
- Ale świetnie smakuje! - oznajmił wbijając pożądliwy wzrok w

dwa ponętne sutki.
- Yah! - to była jedyna odpowiedź Narcyzy na

zapewnienia o walorach smakowych cygara.
- Co robisz? - zdziwiła się,

gdy pan Malfoy zaczął przygaszać, do połowy wypalone, cygaro.
- Chcę

się zająć czymś przyjemniejszym. Czymś, co bardziej mnie odstresuje -

mężczyzna uśmiechną się szelmowsko.
- Skąd wiesz, że ja też tego chcę?

- spytała zalotnie, odrzucając burzę czarnych włosów.
- Nawet jeśli

nie, to zaraz zechcesz - wymruczał prosto w jej kark. Dłonie Lucjusza

delikatnie ścisnęły piersi żony by za chwilę czule je gładzić. Narcyza

westchnęła głośno i przytuliła go do siebie z całej siły. Obdarzali się

coraz śmielszymi pieszczotami i pocałunkami, powoli odpływając w krainę

rozkoszy, aż tu nagle... usłyszeli pukanie do drzwi, które zburzyło subtelny

nastrój romantyzmu.
- Nie otwieraj - błagalnie szepnął Lucjusz, ale

Narcyza nakładała już jedwabny granatowy szlafrok na nagie ciało.
-

Spokojnie - powiedziała i pocałowała go delikatnie. ? Trzeba być

kulturalnym.
Mężczyzna jęknął z rezygnacja i opadł na poduszkę.

/>
- Dzień dobry, w czymś pomóc? - spytała stojącą w drzwiach Jane

Granger. Mugolka była już całkiem ubrana. Miała na sobie dżinsy i

jasnoniebieski golf.
- Tak, ja tylko chciałam panią spytać, gdzie jest

kuchnia... - kobieta uśmiechnęła się niepewnie. - Dzień dobry panu - dodała

zerkając niepewnie na Lucjusza, który patrzył na nią wzrokiem bazyliszka.

/>- Dobry - odburknął.
"Ciekawe dla kogo?" - pomyślał z

irytacją.
- Oczywiście, zaprowadzę panią - grzecznie oznajmiła Narcyza,

łypiąc groźnie na męża. Lucjusz się nie przejął. Podniósł zgniecione i do

połowy wypalone cygaro, i ostentacyjnie podpalił je różdżką.


/>***
- Mieliśmy kiedyś skrzata domowego, ale już nie mamy... -

oznajmiła Narcyza wyjmując mleko z lodówki. Nie takiej zwykłe mugolskiej

oczywiście, ale czarodziejskiej, w której chłód utrzymywał się za pomocą

czarów.
- Aha - mało elokwentnie odpowiedziała jej rozmówczyni i

"sublokatorka", nie wiedząc jak i o czym rozmawiać Mugolskie były

jedynie piekarnik i zlew, ale i tak kuchnia, zbytnio od kuchni państwa

Granger, się nie różniła. Mnóstwo szafek, półka z przyprawami, wspomniana

wcześniej lodówka i ogromna miska z kostkami lodu; zresztą taka sama jak ta,

którą Jane widziała wcześniej w salonie. Pomieszczenie było po prosu

obszerniejsze i bardziej bogato urządzone, to wszystko. Może też było tu

nieco mroczno, ze względu na ciemną kolorystykę dominującą w rezydencji tych

"dziwnych ludzi". Jane skarciła się w duchu za tą myśl. Jej córka

przecież też był czarownicą.
- Wie pani co? Nigdy nie wierzyłam w

czary, nawet jak byłam młodsza, a moja córka... - mugolka pokręciła głową. -

Dziwne...
- Narcyza - odezwała się łagodnie czarownica i kobieta z

burzą kasztanowych loków na głowie, spojrzała na nią pytająco.
- Mam

na imię Narcyza, dla przyjaciół Nari - dodała i upiła łyk mleka ze

szklanki.
- A mi proszę mówić Jane...
- W życiu dzieją się różne

dziwne rzeczy, Jane powiedziała pani Malfoy. - Ja nigdy nie pomyślałam o

tym, że pod moim dachem kiedykolwiek zamieszkają mugole i proszę -

uśmiechnęła się łagodnie.
- Twój mąż za nami nie przepada... Narcyzo...

Wręcz nas nie cierpi - pani Granger zarumieniła się przy tych słowach.

/>- Cóż, nie przepada za mugolami, to prawda, zwłaszcza jeżeli mieszkają pod

jego dachem i przerywają mu z samego rana miłosne igraszki z żoną - wypaliła

czarownica, szelmowsko się uśmiechając.
- Ach, przepraszam! - Jane

popatrzyła ze skruchą na Narcyzę.
- Nic się nie stało, odrobimy w

nocy, albo po południu, nie ma problemu - czarnowłosa machnęła ręką i jej

rozmówczyni nieco się odprężyła.
- Mój Sean jeszcze śpi jak zabity.

Chciałam zrobić dla nas śniadanie... Oczywiście wszelkie koszty związane z

utrzymaniem nas... - nie dokończyła bo pani Malfoy niemal natychmiast jej

przerwała.
- Nawet o tym nie myśl, Jane! Jesteśmy naprawdę

zamożnymi ludźmi i nie poczujemy, że wydaliśmy trochę więcej, nawet gdybyśmy

mieli was utrzymywać latami. I tu nie chodzi tylko o pieniądze. Nie ma o

czym mówić - ostatnie zdanie powiedział z mocą i dolała sobie mleka.
-

Ależ jest! - pani Granger okazała się tak samo upartą osobą jak ona. -

Jesteśmy dentystami, prowadzimy prywatną klinikę stomatologiczna i stać nas

na bardzo wiele rzeczy! To byłby wstyd, gdybyśmy żerowali na waszej

dobroci!
Narcyza zamarła ze szklanka w dłoni. Jeszcze nigdy nikt, w

stosunku do jej rodziny nie użył określenia "dobry" w takim

sensie, w jakim zrobiła to, ta - obca w zasadzie - kobieta.
- Jaka tam

dobroć - mruknęła pod nosem rumieniąc się mocno. - Zwykła przysługa.

/>
- Nie ma mowy o zwracaniu żadnych kosztów - oznajmił zimno Lucjusz

Malfoy, stając w drzwiach kuchni. Ton jego głosu i mina świadczyły o tym, że

przyzwyczajony jest do wzbudzania posłuchu, szacunku, a nawet strachu wśród

innych. - A ty Nari, mogłabyś wziąć przykład z porządnej kobiety i przynieść

mężowi śniadanie do łóżka.
- W zasadzie to miałam nawet taki zamiar,

ale skoro mi rozkazujesz... - Narcyza zrobiła minę urażonej.
- Dobra,

dobra - burknął Lucjusz. - Idźcie stąd obie. - Ja zrobię śniadanie dla

wszystkich. Za godzinę w salonie...
Obydwie kobiety wyglądały na

totalnie zaskoczone. Mężczyzna poprawił zielony szlafrok i popatrzył na nie

wyzywająco.
- Luc - Narcyza odzyskała po kilku chwilach zdolność

logicznego myślenia. - Jak ty zrobisz sam śniadanie, to nie wiem czy się

najemy... Jane idź do siebie i przyjdź za godzinę z mężem do salonu. Ja i

Lucjusz przygotujemy coś do jedzenia.
- Ale...
- Nie ma żadnego

ale, Jane! ? Kobieta uśmiechnęła się szeroko i niemal wypchnęła panią

Granger z kuchni. - Za godzinę w salonie, w pełnym rynsztunku! ?

krzyknęła wesoło i Jane poszła zaskoczona na górę.
- Jane ?

przedrzeźnił żonę Lucjusz. - Masz nową przyjaciółkę?
- Och, na pewno

jest milsza od ciebie! - odgryzła się pani Malfoy. - A teraz bądź

grzeczny i posmaruj kromeczki masełkiem, kochanie - dodała ze słodkim

uśmiechem.
- A co będę z tego miał? - Lucjusz łakomie popatrzył nie na

kromki chleba, a na żonę, której przez tyle lat nie doceniał.
-

Zastanowię się jeszcze... - kobieta stanęła na palce i cmoknęła go w

policzek. - Teraz mam na głowie śniadanie.

******
-

Lewiatan - szepnęła Hermiona, która doskonale znała nowe hasło do

Wieży Slytherinu. Ściana posłusznie rozstąpiła się przed nią i dziewczyna

weszła do środka. Draco prosił ją, żeby przyszła do niego po obiedzie i

przyszła, ale teraz nie była zadowolona, bo we pokoju wspólnym siedziało

dwóch Ślizgonów z siódmej klasy, których właściwie nie znała i... Pansy

Parkinson. Ani śladu Malfoya. Postanowiła zignorować ich i ruszyła prosto w

kierunku schodów wiodących do męskiego dormitorium.
- Granger, -

zagadnęła ją słodko Pansy. - powiedz jaki masz pożytek z faceta, który

niestety chwilowo nie może? - dwóch chłopców zaniosło się rubasznym

śmiechem.
Hermiona zarumieniła się lekko, ale nie raczyła odpowiedzieć

na prowokacyjne pytanie blondynki.
- Pytałam cię o coś, nędzna

szlamo! - warknęła Parkinson. - Kultura wymaga grzecznych odpowiedzi na

pytania.
Hermiona poczuła nagłą złość.
- Skąd wiesz, że nie

może, Parkinson? - popatrzyła wyzywająco na Ślizgonkę. I tak, niezależnie od

tego, co by powiedziała, Pansy będzie rozpuszczać o niej niewybredne

plotki.
- A co, już mu przeszło? - Scott Naile, ciemnooki i ciemnowłosy

przystojniak podszedł do Gryfonki. - A może chciałabyś się zabawić ze mną,

co? Skoro dajesz Draconowi, mogłabyś dać i innym. Draco jest dobrym kumplem,

podzieli się... - złapał ją za ramię.
Hermiona zbladła i poczuła

niemiły skurcz w żołądku. Skuliła się w sobie i spróbowała się wyrwać, ale

chłopak mocno ją trzymał. Przestraszyła się. W pomieszczeniu nie było nikogo

więcej, a Draco przecież obiecał, że będzie właśnie tu na nią czekał.

Poczuła do niego żal i zachciało się jej płakać. Szarpnęła się; tym razem

silniej, ale Scott mocno ją do siebie przyciągnął obiema rękami. Krzyknęła i

kopnęła go w goleń, ale to tylko go rozwścieczyło.
- Myślisz, że możesz

sobie tak bezkarnie tu przychodzić- Przecież jesteś tylko szlamą - warknął.

- Coś za coś, Granger..
- Puść mnie! - wrzasnęła przerażona. Nie

panowała już zupełnie nad sobą, rozszlochała się na dobre. Puścił ją i

popatrzył na nią zaskoczony.
- Jesteś walnięta - oznajmił z pogardą

/>Hermiona była przerażona, miała mdłości i cała się trzęsła. Jej twarz

zrobiła się nienaturalnie blada, tak że nawet Pansy poczuła niepokój.

Orzechowooka nie miała siły zrobić kroku na przód, więc przytrzymała się

balustrady i osunęła się na posadzkę. Miała wrażenie, że albo zemdleje, albo

zwymiotuje.
Pansy podeszła do niej i spytała
- Granger, co ci jest

?
Gryfonka wyciągnęła różdżkę i skierowała ją na Ślizgonkę.
-

Nie zbliżaj się do mnie, ani nie waż się mnie dotykać. Żadne z was niech się

do mnie nie zbliża ? podniosła się powoli, otarła wolną dłonią łzy z oczu i

oparła się o balustradę. Starała się uspokoić oddech.
Scott, Pansy i

Stewart - bladolicy okularnik z szopą rudobrązowych włosów - patrzyli na nią

w niemym szoku.
- Co tu się dzieje? - Draco właśnie schodził do

wspólnego. Od razu rzucił mu się w oczy niespotykany na co dzień widok i

nienaturalna bladość Hermiony.
- Nic, twoja nowa dziewczyna miała napad

szału - zimno oznajmiła Parkinson.
- A ja widzę, że jest roztrzęsiona.

Coście jej zrobili? - Draco zignorował sarkazm w głosie Pansy i świadomie

nie zdementował słów "twoja nowa dziewczyna". Wyglądał na

wściekłego.
- Zupełnie nic - powiedział ze słodkim uśmiechem Scott. -

Niewinnie sobie zażartowałem, a ona wpadła w histerię.
- Niewinnie,

tak? - oczy Dracona zwęziły się niebezpiecznie. - Wolę nie wiedzieć jak

niewinnie, bo pewnie bym cię zamordował. Jeżeli ktokolwiek tknie Hermionę

choćby jednym palcem, to ubiję jak bezpańskiego psa - warknął.
- Chodź

Miona - jego ton był teraz czuły i łagodny. Troje Ślizgonów, którzy

obserwowali go ze zdziwieniem, byli zaskoczeni delikatnością tego, znanego z

zimnego i cynicznego postępowania, chłopaka. Nie byli w stanie nawet

skomentować, tego co widzą.

Hermiona przytuliła się ufnie do

Malfoya i pozwoliła się zaprowadzić na górę. Szła niemal na ugiętych nogach

i Draco cały czas łagodnie do niej przemawiał. Posadził ją na łóżku w

dormitorium i wyczarował dla niej gorący kubek czekolady.
- Co się

stało? - spytał cicho gdy już wypiła kilka łyków.
- N... nic,

naprawdę...
- Już widzę to nic, Hermiono. Gdyby to było nic, nie

leciałabyś mi przez ręce i nie byłabyś biała jak to prześcieradło.
-

Gdybyś na mnie tam czekał do niczego by nie doszło! - krzyknęła z

wyrzutem. - Przepraszam - dodała cichutko.
- To ja przepraszam, że nie

czekałem. Opowiesz mi co się stało, czy mam ci podać Veritaserum? - Nie chcę

o tym mówić - po jej policzku potoczyła się pojedyncza łza.
- Wiem, że

nie, kochanie. Wiem. Ale nie możesz dusić tego w sobie, nawet jeżeli ci

trudno. Przecież wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko.
Hermiona

spuściła wzrok i zacisnęła dłonie na kubku.
- Herm, nie musisz teraz o

tym mówić, możesz opowiedzieć kiedy indziej. Nawet nie wiesz jaki jestem

wściekły na tego dupka!
- No właśnie... Nie lubię jak jesteś zły, a

ty się wściekasz...
- Wściekam się, bo ci zrobił krzywdę, skarbie.

Przecież nie na ciebie.
- Ale i tak tego nie lubię...
- A jak

obiecam, że nie pobiegnę do niego z wyciągnięto różdżką, opowiesz co się

stało?
Pokiwała głową i zaczęła mówić. Mówiła tak cicho, że musiał

usiąść bardzo blisko i pochylić się, tak aby mu nie umknęło żadne słowo.

Zacisnął zęby i wysłuchał jej do końca. Bardzo żałował, że obiecał

dziewczynie powstrzymać się przed użyciem przemocy.
- Już dobrze, nie

pozwolę cię nikomu skrzywdzić. A jemu i tak dam nauczkę... kiedy cię nie

będzie w pobliżu - ostatnie słowa dodał gdy zobaczył, że buzia Hermiony

wykrzywiła się lekko. Pogładził ja po plecach.
- Nie chcę, żebyś miał

przeze mnie kłopoty....
- Nie będę miał kłopotów, powiem mu po prostu

parę słów i tyle, nie martw się.
Popatrzyła mu w oczy i kiwnęła głową.

Jego spojrzenie było szczere i jasne, nie potrzebowała martwić się o to, że

mógłby kłamać.
- Chciałem cię zabrać do Dragon Tower, do rodziców -

Draco zmienił delikatnie temat. - Wczoraj tak krótko się z nimi widziałaś.

Jesteś w stanie wybrać się do nich teraz?
Kiwnęła w odpowiedzi głową i

przygryzła dolną wargę.
- Nie jestem normalna, prawda? - spytała

niepewnie.
- Nie wolno ci tak ani myśleć, ani mówić, Hermiono -

odrzekł stanowczo. - To nie prawda. Osoby, które cię krzywdzą są podłe, a

nie ty nienormalna, tak nie można.
- Reaguję histerycznie, jak wariatka

- dodała z masochistycznym uporem, jakby w ogóle nie słyszała, co chłopak do

niej powiedział.
- Herm... - Draco spojrzał na nią z wyrzutem. ? To nie

twoja wina, że zostałaś brutalnie zgwałcona. To nie twoja wina, że się

boisz... Mogę cię przytulić? - zapytał łagodnie, niepewny jej reakcji, po

tym co przeżyła niemal przed chwilą. Czuł bezsilną złość na ludzką głupotę,

ale przecież nic nie mógł na to poradzić.
- Możesz, ty możesz wszystko

- szepnęła, wtulając się w niego ufnie.
- Nieprawda, nie wszystko,

skarbie... Jeszcze bardzo długo nie, ale to cudownie, że pozwalasz mi się

przytulić.
- Tobie naprawdę pozwoliłabym na wszystko - usłyszał w jej

głosie desperację i serce skurczyło mu się z bólu. Tak bardzo ją kochał, że

niemal fizycznie czuł jej cierpienie, jej potrzebę bycia normalnie

odczuwającym człowiekiem.
- Tak ci się tylko wydaje, ale potrzebujesz

czasu, czułości, ciepła i bezinteresownej miłości, a ja pragnę ci to dać z

całego serca, Miona, i nic... zupełnie nic nie chcę w zamian... - chłonęła

każde jego słowo wszystkimi zmysłami, całą sobą. Upajała się jego łagodnym

pełnym ciepła tonem głosu. Był chyba jedynym człowiekiem na ziemi (poza

Harrym), który mógł liczyć na jej pełne zaufanie. Nawet z rodzicami witała

się dużą dozą rezerwy i nic nie mogła na to poradzić.
Przez chwilę

siedzieli w zupełnym milczeniu, a Draco tulił do siebie Hermionę. Żadne z

nich nie odczuwało potrzeby mówienia. Rozumieli się doskonale bez słów W

końcu spytał ją łagodnie:
- Herm, powiedz mi co z twoją domniemaną

ciążą? Ja nic nie wiem, ale jeżeli nosisz w sobie dziecko, to tylko od

ciebie zależy, co z tym chcesz zrobić...
- Nie będę miała dziecka...

Nie jestem w ciąży. W piątek dostałam miesiączki. Przepraszam, że ci nie

powiedziałam wcześniej... - popatrzyła na niego ze skruchą.
- Nie

szkodzi - Malfoyowi bardzo mocno ulżyło. Ze względu na Hermionę. Miałaby

tylko dodatkowy problem i stres. - Cieszę się, że masz o jeden kłopot mniej

- uniósł jej dłoń do ust i delikatnie pocałował.
- Lepiej się czujesz?

- spytał z troską. - Mamy trochę czasu, kolację możemy zjeść u moich

rodziców, jeżeli będziesz chciała trochę pobyć ze swoimi, nie musimy jeść w

szkole. Zanim wybierzemy się do Dragon Tower możesz jeszcze trochę sobie

posiedzieć, odpocząć jeśli chcesz. Ja mogę poświęcić ci cały mój czas.

Chociaż pożytecznie go spędzę - uśmiechnął się do niej łagodnie.
-

Dziękuję - powiedziała cicho i lekko się zarumieniła.
- Nie dziękuj mi

za coś, co robię z radością, Miona... Potrzebujesz czegoś? - zapytał

cicho.
- Tak, chciałabym skorzystać z prysznica, trochę się odświeżyć -

czuła się brudna i zbrukana, chciała z siebie zmyć wszystkie złe

wspomnienia, wszystko co ją raniło.
Draco nie okazał nawet cienia

zaskoczenia, był w stanie spełnić nawet najdziwniejszą jej zachciankę. -

Proszę bardzo - uśmiechnął się do niej łagodnie. - Chodź, dam ci ręcznik.

Poszedł z nią i wyjął świeży, ciemnozielony ręcznik frotte. - Łazienka jest

do twojej dyspozycji.
- Dzięki - odwzajemniła uśmiech.


/>Hermiona się myła, a Draco cierpliwie na nią czekał i zastanawiał się jak

ich odwiedziny zostaną przyjęte przez Narcyzę i Lucjusza. Wiedział, że

chcieliby pobyć sami, ale miał nadzieję, że zrozumieją, iż Hermiona

potrzebuje kontaktu z rodzicami, zwłaszcza z mamą. Pragnął też po cichu,

żeby dziewczyna odważyła się powiedzieć rodzicom, co ją spotkało, bo oni na

pewno potrafiliby okazać jej odpowiednią dozę troski, opieki, zrozumienia i

miłości, a teraz potrzebowała tego bardziej niż kiedykolwiek.
-

Powiesiłam ręcznik na pręcie przy prysznicu - głos Gryfonki wyrwał go z

zamyślenia.
- Okey - odpowiedział i uśmiechnął się do niej delikatnie.

- Jesteś pewna, że chcesz porozmawiać z rodzicami?
- Tak, nawet bardzo

- dziewczyna popatrzyła na niego z wdzięcznością. - Dziękuję, że chce ci się

fatygować i w ogóle... Jestem też wdzięczna twojemu tacie i mamie.

/>Draco zaczerwienił się tak mocno, ze musiał odwrócić wzrok.
- Nie

dziękuj mi więcej, proszę. A moi starzy... No, oni trochę się ostatnio

zmienili, zwłaszcza ojciec - spojrzał na nią przepraszająco.
- Ty też

się zmieniłeś - Hermiona uśmiechnęła się delikatnie. - Nigdy w życiu nie

pomyślałabym, że możesz okazać się taki kochany jak jesteś teraz ? nie

odpowiedział, bo nie miał pojęcia co miałby rzec i czuł, że w tej chwili

dorównałby elokwencją Potterowi, w jego najbardziej "kwiecistych

przemowach". Było mu niewypowiedzianie głupio przyjmować od niej

jakiekolwiek komplementy, czy przeprosiny, ale sama zainteresowana zdawała

się nie zawracać sobie tym głowy.
- Dzięki-? bąknął tylko niewyraźnie.

- Idziemy?
- Tak i nie bądź taki skromny, bo się zamienisz w skrzata

domowego - zażartowała delikatnie.
- Tak jest, Hermiona Granger łaskawa

pani, Smoczuś już będzie grzeczny - radośnie podchwycił temat Draco.

/>Hermiona nie wytrzymała i cmoknęła go w policzek, a chłopak rozpromienił

się jak słoneczko na malunku mugolskiego przedszkolaka.

***

/>- Rany, nie w salonie, ktoś może nas odwiedzić, Luc... - Narcyza

zaśmiała się i opuściła granatową sukienkę, którą jej mąż namiętnie

podwijał.
- Hehehe, to dodaje pikanterii - mężczyzna miał na ten temat

swoje własne zdanie, nieco odmienne od tego, które reprezentowała jego

żona.
- Luc, przestań... Grangerowie mogą....
- Cicho, myślisz, że

oni nie chcą pobyć trochę sami? Daj spokój. Przecież mają wszystko na górze.

Zjedli z nami obiad i na pewno zajmują się czymś pożytecznym - oznajmił

stanowczo, wsuwając dłoń pod granatową sukienkę Narcyzy. Jego język błądził

po karku żony i kobieta powoli dawała się przekonać do pomysłu uprawiania

miłości na ciemnozielonej sofie w salonie. Tak naprawdę była zachwycona

zachowaniem męża. Wcześniej nigdy nie okazywał jej takiego zainteresowania,

nie był tak spragniony jak teraz. I chociaż ją to troszeczkę krępowało,

czuła się chciana, pożądana i szczęśliwa.
Powoli poddała się

pieszczotom i pocałunkom Lucjusza. Było jej tak cudownie, że jęknęła głośno

i przyciągnęła go do siebie mocno.

- O ŻESZ CHOLERA! -

rozbrzmiał w salonie mocny, młodzieńczy głos, bynajmniej nie należący do

Lucjusza. - HERMIONA, NIE PATRZ!
Narcyza pisnęła jak małoletnia

uczennica przyłapana przez mamę na schadzce z chłopakiem, a Lucjusz nie

przejmując się, że ma do czynienia z dwoma kobietami, gromko oznajmił:

/>- KURWA, DRACO, ALE MASZ WYCZUCIE! - miał w oczach żądzę mordu. Już

drugi raz dziś przerwano mu miłe sam na sam z żoną i czuł ogromną

frustrację. Hermiona zarumieniona, z rozdziawioną buzią, obserwowała, jak

Narcyza poprawia swój strój i misternie zaczesany kok.
- Wstydziłabyś

się, mamo - sapnął wzburzony Draco.
- A ty myślisz gówniarzu, że

znalazłem cię w skrytce u Gringotta, czy że podrzucił cię skrzat

domowy?! - ze złością zawołał zirytowany i bliski płaczu Lucjusz, nie

przejmując się panną Granger, która miała ochotę zapaść się pod ziemię, albo

po prostu zniknąć.
- Lucjusz! - warknęła Narcyza, widząc zmieszanie

dziewczyny i rzuciła rozjuszonemu mężowi znaczące spojrzenie.
-

Przepraszam - bąknął skruszony pan Malfoy, uświadamiając sobie nagle

obecność nieszczęsnej Grangerówny.
- Mamo, sorry - Draco doszedł do

siebie. - Ale, no wiesz... Szok.
- Dobra, nie tłumacz się, junior -

machnęła ręką, rozbawiona rozpaczą męża, Narcyza. - A nie mówiłam, Luc? -

spytała z satysfakcją, a Luc zgrzytnął tylko zębami i poszukał wzrokiem

papierosów.
- Przepraszam, Hermiona, naprawdę - Narcyza uśmiechnęła się

łagodnie.
- Nic się nie stało - dziewczyna nie śmiała podnieść wzroku,

a Draco miał ochotę zamordować własnych rodziców.
- Twoi mama i tata są

piętro wyżej, zaprowadzić cię? - spytała kobieta podchodząc do Gryfonki i

całując ją w policzek. Hermiona drgnęła lekko, ale się nie odsunęła.
-

Tak, dziękuję - bąknęła, rzucając jej spojrzenie pełne wdzięczności.
-

Nie ma za co, chodź.

- Cholera - oznajmił Lucjusz, gdy Narcyza i

Hermiona znikły na schodach.
- Dokładnie tak - zgodził się Draco.

/>- Nie miałeś kiedy?!
- Nie miałeś gdzie?!
- To mój

dom!
- Wiem, wiem! Spokojnie - chłopak podniósł dłonie w geście

poddania. - Wkurza mnie fakt, że ona musiała na to patrzeć - skrzywił się i

spojrzał na rodziciela z wyrzutem.
- A co ja wróżka jestem? - spytał z

pretensją mężczyzna. - A zresztą, siadaj, nie stercz tak i podaj mi

papierosy z kominka.... Tak, możesz się poczęstować - Lucjusz uprzedził

pytanie syna i obydwaj zapalili.
- Mogę się przyłączyć? - spytała

Narcyza, która szybko zaprowadziła Hermionę do Seana i Jane, i teraz zeszła

do dwóch mężczyzn jej życia.
- Jasne mamo - Draco uśmiechnął się do

niej i Narcyza wepchnęła swoje zgrabne pośladki między męża i syna.
-

Dziękuję za pozwolenie - oznajmiła, biorąc sobie papierosa i puszczając oko

do Lucjusza.
- Wyglądasz jakbyś chciał coś powiedzieć - zwróciła się do

syna, który cicho odchrząknął i wbił wzrok w wygasły kominek. Owszem chciał,

ale nie wiedział jak. Najlepiej było wprost, ale jak to zrobić wprost?

/>Zaciągnął się mocno i wypalił:
- Kocham Hermionę.
Lucjusz

zachłysnął się dymem.
- Nie miałeś w kim się zakochać? - spytał z

irytacją. Postanowił być naburmuszony.
- Lucjusz! - warknęła

Narcyza. - Jak możesz?! - przeniosła wzrok na syna i jej oczy

złagodniały. - Jesteś pewien, że to miłość?
- Niczego nigdy bardziej

nie byłem pewny i nigdy wcześniej nie kochałem żadnej dziewczyny. Tak, na

pewno - spojrzał szczerze matce w oczy i wzruszył ramionami. - Stało się.

/>- A będziesz potrafił okazać jej cierpliwość, szacunek i zrozumienie?

Liczysz się z tym, że...
Draco nie dał matce dokończyć.
- Tak,

mamo, potrafię i WIEM, że nie będzie mi łatwo, zwłaszcza, że ona mi tak

bezgranicznie ufa... Ale chcę podjąć taki wysiłek, właśnie dla niej. Jej

jest o wiele ciężej niż mi, nie sądzisz? - ostatnie pytanie zadał z

żalem.
- Wiem, kochanie... i wierzę w ciebie - uśmiechnęła się łagodnie

i przytuliła Dracona.
- A ja nie mam nic do powiedzenia w tym

domu?! - zagrzmiał Lucjusz, który poczuł się pominięty.
-

Oczywiście, że masz tato - Draco rzucił ojcu rozbawione spojrzenie. - Ale

przecież nic nie mówisz...
- Zaskoczyłeś mnie. Zawsze nie lubiłeś

Grangerówny - mężczyzna podrapał się za uchem i zgasił papierosa w

popielniczce.
- To było kiedyś, a teraz jest teraz. Myślę, że

powinieneś się z tym pogodzić.
- Nie muszę się z niczym godzić -

Lucjusz machnął ręką. - Jesteś już dorosły i widzę, że zmądrzałeś. Nie

sądzę, że mógłbyś dokonać złego wyboru - uśmiechnął się krzywo i puścił

synowi oko.
- Dzięki, zawsze wiedziałem, że nie jesteś aż takim

sztywniakiem na jakiego wyglądasz - Malfoy junior nie mógł sobie

odpuścić.
- To miło, że masz tak dobre zdanie o ojcu - z tonami

sarkazmu i ironii w głosie, odrzekła głowa rodziny, a Narcyza roześmiała się

serdecznie.
- Kocham was obu, a to chyba oznacza, że nie jest ze mną

dobrze, bo jesteście po prostu okropni! - zażartowała i objęła obu

mężczyzn. - Jestem dumna z moich chłopów! - oznajmiła.

***

/>Podczas gdy Narcyza i dwóch mężczyzn jej życia gawędziło beztrosko w

salonie, Hermiona siedziała naprzeciw swoich rodziców i międliła w palcach

niebieski golf.
- Herm, powiedz nam co się dzieje. Jesteś jakaś

przygaszona. Wczoraj aż tak bardzo nie było po tobie tego widać, ale dziś...

- Jane usiadła obok córki i przytuliła ją mocno. Hermiona odziedziczyła po

niej kasztanowe loki, ale oczy miała po swoim ojcu, przystojnym, niemal

zawsze uśmiechniętym, ciemnym blondynie o radosnym usposobieniu. Teraz Sean

był jednak poważny i z troską patrzył na swoje jedyne dziecko.

/>Dziewczyna spuściła wzrok, zamrugała powiekami i poczuła jak po jej

policzku toczy się ogromna łza.
- Ja nie wiem, jak wam o tym

powiedzieć, naprawdę... Chyba was zawiodłam...
- Kochanie - pan Granger

zmarszczył brwi. - Jak dotąd mieliśmy tylko powody do dumy, jeśli chodzi o

ciebie. Cokolwiek zrobiłaś, postaramy się to zrozumieć, bo cię kochamy.

/>Hermiona pokręciła głową i ukryła twarz w dłoniach.
- Nie, teraz jest

zupełnie inaczej i już nigdy nie będzie tak samo. Nie jestem już taka... jak

byłam - poczuła, że traci nad sobą panowanie, a tak bardzo nie chciała się

rozpłakać.
- Dla nas zawsze będziesz ukochaną córeczką - Jane

przytuliła ją mocniej. Poczuła nieokreślony niepokój. - Kochanie, możesz

powiedzieć nam absolutnie o wszystkim, my cię nie potępimy.
- Wy nie

rozumiecie - dziewczyna drgnęła. - Ja już nigdy nie będę normalna... - czuła

jak ogarnia ją czarna rozpacz. - Nigdy.
- Cii... Powiedz o co chodzi,

dobrze? - Sean kucnął przy córce i ujął jej drobne dłonie.
- Ja, ja

zostałam brutalnie zgwałcona przez dwóch mężczyzn z ministerstwa, podczas

przesłuchania - głos jej się załamał i poczuła jak pękają wszystkie tamy. -

Jestem zbrukana i strasznie mi źle, boję się, że już nie zasługuję na waszą

miłość i szacunek - czuła jak po jej twarzy spływają łzy. - Przepraszam.

/>Cisza jaka zapanowała w pokoju państwa Granger była ciszą doskonałą.

Obydwoje nie mogli uwierzyć w to, co usłyszeli, a Jane była tak

wstrząśnięta, że nie potrafiła nawet się rozpłakać.
- Kochanie -

poruszony Sean usiadł obok Hermiony i ją przytulił. Oboje mocną ją

obejmowali, głaskali po plecach, całowali jej mokre od łez policzki i

chociaż poza żalem, i współczuciem czuli także wściekłość, okazali jej

jedynie milczące zrozumienie i czułość. O nic więcej nie pytali, nic nie

mówili. Tylko byli przy niej. Dziewczyna była im bezgranicznie wdzięczna.

Zachowali się cudownie i dali jej poczucie bezpieczeństwa.
- Dziękuję -

szepnęła i mocno ścisnęła dłonie rodziców..

******

/>Dumbledore patrzył w sufit ze zmarszczonym czołem. Wyglądał na

przygnębionego, poirytowanego i zdecydowanego. Severus odczytał to jako

dobry znak. Taki Albus mógł być bardzo nieprzyjemny dla osób, które mu

podpadły i o to chodziło. Lupin siedział za to milczący i przygnębiony, ale

w jego brązowych oczach dało się też dostrzec gniew i determinację.

/>Remus zapałał tak ogromną nienawiścią do Percy'ego, że chyba nawet

wzajemna nienawiść Snape'a i Blacka z lat szkolnych musiała być niczym w

porównaniu z tym, co czuł teraz wilkołak.
- Też tak uważam Severusie.

Zupełnie nie ufam wiceministrowi - spokojnie powiedział dyrektor. - Nie

obawiajcie się jednak. Żadne przesłuchanie Dracona, ani Hermiony nie będzie

miało miejsca, a ty Severusie nie bój się o własne życie. Nie pozwolę cię

skrzywdzić.
- Już od dawna się o siebie nie boję. Mną proszę się nie

przejmować, dyrektorze - oschle odparł Snape.
- Zabraniam ci tak mówić,

a nawet myśleć Severusie - Albus zmarszczył groźnie brwi, a Lupin miał

wrażenie, że starszy mężczyzna z trudem powstrzymał się od walnięcia pięścią

w stół.
Mistrz Eliksirów wolał nic więcej nie mówić.
- Jakie kroki

pan podejmie, dyrektorze? - spytał z szacunkiem Remus, delikatnie zmieniając

drażliwy temat.
- Och, mam wiele pomysłów - Albus uśmiechnął się

łagodnie. - Parę pomysłów i parę możliwości. Najpierw musze wiedzieć co

zamierza szanowny pan wiceminister, a potem działać...
- Jak zwykle

tajemniczy - Snape wlepił czarne, bezdenne oczy w swojego przełożonego.

/>- Nie tajemniczy. Ostrożny i rozważny... Poza tym, jest jeszcze parę spraw

do przemyślenia i muszę się nimi zająć.
- To zrozumiałe - Remus kiwną

głową. - Ja najchętniej zrobiłbym Percivalowi krzywdę, chociaż na codzień

uchodzę za spokojnego...
- Trzeba zachować cierpliwość - oznajmił

łagodnie Dumbledore. - Zło zawsze kończy marnie i jeżeli Percy nie przyjmie

do wiadomości treści listu, który zamierzam mu wysłać dzisiejszego wieczoru,

to cóż... zapewne też nie skończy dobrze.
Te słowa wyraźnie podniosły

na duchu obydwu pozostałych mężczyzn. Dyrektor i dwaj jego zaufani ludzie

rozmawiali jeszcze przez jakiś czas w zaciszu gabinetu Dumbledore?a snując

plany i przypuszczenie, co do najbliższych wydarzeń.

***

/>******
Raillie
Heh... Niezły rozdział Ci wyszedł, zaciekawił

mnie, życzę weny, żebyś mogła jak najszybciej wrzucić nam kolejnego parta.

Pozdro
Raistlin
Wiesz Kit zgadzam się, że krótki ale, że

nieciekawy to juz się nie zgodze.
Mam tylko jedno pytanie dotyczące

tego odcinka, dlaczego Harry nie mówi Blaise po imieniu??


/>Pozdrawiam

Ps: kiedy następny part i ile tak jeszcze do końca

tego opowiadania??
Kitiara
QUOTE
Mam tylko jedno pytanie dotyczące tego odcinka, dlaczego Harry nie mówi Blaise po imieniu??

Ja też mam pytanie, Raistlinie Drogi i pozwól, że sparafrazuje to, co w piatym tomie powiedział na leksji eliksirów Snape do Harry'ego:
Tell me, Majere, can you read?

Bez obrazy Raist, ale naprawdę przeczytaj jeszcze raz i ze zrozumieniem.
Pozdrawiam,
rozbawiona własna "elkwencją" kit:]
Silda
Przeczytałam wczoraj to wszystko, zajęło mi

to trochę czasu, ale myślę, że warto było.
Tylko.

'na

plakietkę Prefekta na piersi Parkinson' yhm to nie jest plastikowa,

papierowa ni żadna inna pakietka, z tego co pamiętam, Tom Riddle miał

tarczę, to się raczej kojarzy z czymś przyszytym z materiału, jak nasze mamy

na PRLu miały na mundurkach. Co dalej, papierosy... Nie żybym miała coś

przeciwko (a mam), bo to Twoja wizja, ale przy ich częstotliwości palenia

Hogwart musi nieźle śmierzdzieć. Ja sama nie palę, nie rozumiem tej

ideologii i kiedy czytam coś w rodzaju 'ponownie zapalił, biorąc dobry

przykład z ucznia' albo 'zaciągnął się z rozkoszą dymem' to mi

się w kieszeni otwiera. Kolejna rzecz, to ciąża Hermiony. Naprawdę, już

myślałam, że znowu będzie pokrzywdzona przez los i urodzi, ale tym razem

bardzo dobrze wymanewrowałaś akcją i odczułam autentyczną ulgę, że jednak

nie jest w ciąży. Poza tym cała sytuacja z wszechmocnym Percym kojarzy mi

się z Procesem, są oskarżeni i nawet nie wiedzą o co, nie mają żadnego prawa

do obrony i własnego zdania... absurd, zgroza, zgroza... (powiedział Kurtz i

umarł). Podoba mi się sposób w jaki opisujesz ich dylematy i paranoje. To

nadaje temu opowiadaniu charakter, jest niebezpieczne, realistyczne i na

początku, gdzie wydarzenia rozgrywały się na gruncie czysto moralnym, byo

takie hmm jak coś jest dobre, nie wiem jak to określić
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/smile.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='smile.gif' /> Jeśli

jednak chodzi o Hermionę i tą malutką Anne, mam wrażenie, że każda kobieta,

jaka dostała się w szpony Złych będzie teraz gwałcona i siniaczona. To

pozbawia elementu zaskoczenia, o, kolejne przesłuchanie, pewnie znowu ją

zgwałcą. Nie, żeby to nie był dramat, ale czytelnik robi się obojętny.

Kończąc swoje wypociny chciałąm jedynie napisać, że ilość jest tekstu jaką

wyprodukowałaś jest porażająca, opisujesz wszystko bardzo szczegółowo, co Ci

się oczywiście chwali.

Pozdrawiam i czekam z niecierpiliwością

na ciąg dalszy
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/smile.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='smile.gif' />
Kitiara
Papierosy, papierosy!

/>Przyznam, ze jestem tolerancyjna dla palenia i picia, chociaż nie

pochwalam pijaństwa. Wiem, to małe zboczenie:] i nie dziwię Ci się, ze tak

zareagowałaś.

Co do plakietki to nie mam pojęcia jaka ona jest -

chyba metalowa, przypinana do szaty.
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/blush.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='blush.gif' />


/>
QUOTE

class='quotemain'>Poza tym cała sytuacja z wszechmocnym

Percym kojarzy mi się z Procesem, są oskarżeni i nawet nie wiedzą o co, nie

mają żadnego prawa do obrony i własnego zdania... absurd, zgroza,

zgroza...

Bo ma Ci się kojarzyć z

"Procesem". Właśnie powieść Kafki zainspirowała mnie do tej

niemiłej i niemal absurdalnej w swojej brutalności sceny. Nareszcie ktoś,

kto to zauważył.
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/smile.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='smile.gif' />

/>Chwała Ci za to!
Proces wywarł na mnie ogromne wrażenie i chociaż

czytałam go ostatnio trzy lata temu nadal mam w pamięci nieco groteskowy

obraz perypetii głównego bohatera. W jego bezsilności było poruszajcego i

szokująco realnego.

Co do gwałtów i siniaczeń; nie jestem aż tak

bezduszna aby zaaplikować Hermionie kolejny gwałt, ale nie jestem też tak

"wyrozumiała" żeby oszczędzić jej cierpienia. Świat nie jest

słodki. I, może to wyda się Ci paradoksalne, ale właśnie dlatego, że wierzę

w zdolność ludzi do bycia dobrymi, bardzo rzuca mi się w oczy zło i bardzo

mnie boli.

BARDZO DZIĘKUJĘ Sildo za obszerny i dopracowany

komentarz. Poproszę jeszcze trochę takich;]

Pzdrawiam serdecznie,

kit:)
Silda
O kurcze Kit, zwracam honor. Komnata

Tajemnic, rodział The Secret Diary: '...błyszczącą, srebrną odznakę

prefekta'.
Ale hmm jeszcze coś Ci miałam napisać... Ah. Co do zła

i dobra i związanej z tym głupoty ludzkiej, to podzielam Twój punkt

widzenia. Raczej nigdy nie będę mieć litości dla świadomie zadawanego

cierpienia, a szczególnie po próbnej maturze z historii, gdzie tematem było

"wyjaśnij na przykładach, procesach, wydarzeniach, dlaczego cywilizację

XX wieku nazywa się cywilizacja śmierci". Uświadamialiśmy sami siebie.

No, to by było na tyle. Pozdrawiam
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/smile.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='smile.gif' />
Tajemnicza
...WOW...Brak słów by określić to co o

twoim opowiadaniu sądzę...cudowne i bardzo perfekcyjne. Moim skromnym

zdaniem cąle opowiadanie mogłoby byc częścia ksiązki i bylo by o wiele

ciekawiej. Normalnie nie wiem co pisac zeby zrobić to jak Ri =P W oczy

rzucilo mi sie tylko jedno: "odpiła" hehehe =) Dla mnie to az

głupio wygląda.
Wracając do opowiadania: jest naprawdę bardzo dobre,

ale kilka rzeczy jest juz spowszechnione. Np. ciąża Hermiony. To jush

normalka =P Przyzwyczailam się. Zmiana ich wszytskich czyli Severa, Draca i

reszty, tak troche dla mnie nie do uwierzenia jest, ale czesto sie tak pisze

wiec sie z tym pogodze juz ostatecznie =) Watpie czy ktos zrozumie to co

pisze ale ja zawsze byłam jestem i bede chaotyczna =P
Całe opowiadanie

i historia ktora przydarza się bohaterom jest niezwykle dopracowana. Wszytko

się ze sobą zgadza. Tylko nie jestem pewna tego czy od zmiany day

przesluchania Severusa minęlo naprawdę 2 tygodnie. To mnie boli, ale

przymru(ó)ze oko
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/tongue.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif' /> Ja nie

wiem, jak tobie wogle sie udało napisac to opiwadanie tak zeby wszytsko dos

iebie pasowało...serdecznie ci tego gratuluję. Doznania w tym ficku czesto

pokładają się z moimi. Często az mi sie plakac chce z ich bezsilności.

Czesto sie wzruszam, chociaz u mnie to naprawde rzedkie zjawisko... =)

/>I tak nie napisałam tego co chiałam do tej pory. Ja nie wiem Kit skąd ty

bierzesz tyle talentu. Ja nie potrafie opisac tego jak gratuluję ci i

szczerze zazdroszczę talentu. Mi nigdy w zyciu nie udalo napsiać czegos

normalnego, co daloby się czytac. Kocham twoje opisy zdarzen i wogle jak

wsztsko drobnostkowo i szczegolowo opisujesz... Jestem elna czystego

powdziwu.
Przepraszam za wszytskie błedy i jeszcze raz gratutluję i

skladam całusy =*
Ps. Dawaj szybko następny dcinek, bo wytrzymac nie

moge.
Ps2. Napisz jak duzo zostalo ci tego opowidania. Mam nadzije ze

dużo.
Ps3. Wydrukowałam sobie to opiwadanie bez ostatnich 5 czesci i

wyszlo mi 79 stron; czcionka 5,5 verdana... Duzooo....
Kitiara
Dzięki, Tajemnicza...
Postaram się wkleić następny kawałek dziś w nocy, ale niestety całego opowiadania nie jest jeszcze wcale tak dużo. "Pisze się powoli" tongue.gif
Pozdrawiam, kit

PS: o tak, Silda, niestety przyszło nam żyć w ciekawych czasch...
Kitiara

style='color:green'>Niedziela - Północ, 18 listopada, 1996



Lord Voldemort lubił cmentarze. Takie jak ten

przy Lake Street na przedmieściach Londynu. Z tego względu właśnie na

cmentarzach odbywały się czasem spotkania jego sług i z tego też względu

właśnie tu spotkał się z człowiekiem, który chciał dołączyć do grona jego

poddanych.
Mężczyzna był zakapturzony, dokładnie tak samo jak Czarny

Pan i patrzył na czerwonookiego mistrza zła z wyraźnym podziwem.
-

Mówisz, że mój wierny sługa mnie zdradził.... - Lord nie mógł do końca

uwierzyć w to co usłyszał przed chwilą, a usłyszał wiele. Ponoć Lucjusz

Malfoy zamierzał zostać szpiegiem Dumbledore'a, o ile już nim nie

był...
Kandydat na Śmierciożercę nie wydawał się kłamać, mógł być

jednak Oklumentą i wtedy Tom nie doszukałby się fałszu, nawet gdyby stojący

przed nim mężczyzna łgał mu w żywe oczy. Mało kto jednak był na tyle dobry w

Oklumencji, więc Lord postanowił wziąć pod rozwagę jego słowa.
Z

drugiej strony, nie wydawało mu się, żeby Malfoy zdradził. Pasowało to do

niebo jak bukiet róż do łapy goblina. No i jego syn - Draco. Czyż nie okazał

się wspaniałym materiałem na Śmieciożercę? Należało jednak być ostrożnym. We

wszystkim.
- Zdajesz sobie sprawę, że Lucjusz Malfoy służy mi od lat i

zawsze był wierny? Jeżeli to oszczerstwo, to czeka cię stosowna kara...

/>- Wiem, Panie - mężczyzna odpowiedział nad wyraz pewnym tonem, co jednak,

jak nauczyło Voldemorta życie, jeszcze o niczym nie świadczyło..
- Masz

jakieś dowody? - zimno spytał czarnoksiążnik.
- Na razie tylko moje

słowo, Panie... Ale możesz przecież sprawdzić jego lojalność.
- Nie mów

mi co mogę, a czego nie - wysyczał Lord. Nienawidził, gdy ktoś sugerował mu

rozwiązania.
- Jak sobie życzysz, Panie. Ale na twoim miejscu

przyjrzałbym się też uważnie jego synowi. Draco Malfoy diametralnie zmienił

swój stosunek do szlam. Chyba się nawet w szlamie zakochał....
Lord bez

uprzedzenia skierował swoją różdżkę na mówiącego:
- Crucio -

oznajmił zimno i mężczyzną wstrząsnęły spazmy niekontrolowanego bólu. Omal

nie zawył. Był jednak tak zaskoczony, że jedynie upadł na wilgotną trawę

cmentarza. Voldemort patrzył przez chwilę obojętnie na leżącego po czym

schował różdżkę między poły swej szaty.
Kiedy się odezwał, jego głos

był łagodny i spokojny.
- Ze mną nie rozmawia się jak z kolegą. To

przypomnienie. Ja żądam bezgranicznego szacunku...
Zamilkł i patrzył

jak mężczyzna podnosi się na nogi i powoli ociera krew z nosa. Nadal miał

zaciśnięte z bólu zęby, ale zaczął powoli dochodzić do siebie.
-

Zrozumiałeś? - spytał z lodowatą pogardą mistrz zła.
- Tak jest,

Panie - odrzekł drżącym i pełnym szacunku głosem kandydat na

Śmierciożercę.
- A wracając do tego, co raczyłeś mi oznajmić... -

wycedził Lord.
- W moich szeregach nie ma miejsca na miłość do szlam

- w czerwonych oczach rozbłysła drwina. - Wiele moich sług się o tym

przekonało. Jeżeli to prawda, Draco Malfoy, wcześniej czy później, będzie

musiał poświęcić swoją miłość dla mojej służby... Poświęcić w dosłownym tego

słowa znaczeniu.
Mężczyzna stojący naprzeciwko uśmiechnął się

drapieżnie i Voldemort pomyślał przez chwilę, że w to młode ciało wstąpił

Świętej Pamięci Salomon Nott. Tom nie przeżył zbyt mocno jego straty. Nott

był fanatykiem. Z wiekiem mógłby stać się zdziwaczały i zaszkodzić sprawie.

I to jego niepoprawne zamiłowanie do mugolskich tortur...
- Czy mogę

już odejść, Panie, czy masz dla mnie jeszcze jakieś zadania? - wyrwał go z

zamyślenia głos zakapturzonego jegomościa.
- Zadania? Nie mam, chyba że

potrafisz mi w pojedynkę sprowadzić Pottera - w głosie Lorda zabrzmiała

jadowita drwina. - Możesz odejść, tylko pamiętaj, że mnie się nie

okłamuje... zwłaszcza w tak istotnych sprawach. Za to grozi tylko jedna

kara...
- Tak jest , Panie - pokornie odrzekł kandydat do Próby.

Skłonił się nisko przed Voldemortem, załopotał szatą i w mgnieniu oka uniósł

się nad ziemię jako słusznych rozmiarów czarny kruk. Ptak odleciał z łopotem

smolistych skrzydeł, krakając triumfalnie, a Lord jeszcze przez chwilę

wpatrywał się w noc.
Jeżeli to, co usłyszał było prawdą, Lucjusz, Draco

i oczywiście Narcyza (Lord wyznawał zasadę odpowiedzialności zbiorowej -

przynajmniej jeżeli chodziło o najbliższe rodziny jego sług, co procentowało

niezwykle wysokim współczynnikiem lojalności), poniosą odpowiednie

konsekwencje, chyba że okażą się wierni, wtedy kto inny rozstanie się z tym

światem. Lord nawet nie zaprzątał sobie głowy, tym co spotka szlamę, w

której rzekomo zakochał się Draco - to przecież było oczywiste. Należało

jednak wymyślić plan na kolejne spotkanie Śmierciożerców. Na tę myśl,

uśmiech na nieludzkiej twarzy Voldemorta stał się przerażająco błogi.

/>
***
******


style='color:green'>Poniedziałek, 19 listopada, 1996


/>
Harry posłał nieśmiały uśmiech w kierunku stołu Ślizgonów, a Blaise

odpowiedziała mu tym samym. Nadal nie mógł uwierzyć w to, co między nimi

zaszło. Miał mieszane czucia. Ta dziewczyna w jakiś niespotykany sposób

potrafiła pokonać jego opory i lęki, lecz nie to było najistotniejsze.

/>Potter zrozumiał, że nigdy nie był zakochany w Cho, to była jedynie

fascynacja i zauroczenie ładną dziewczyną za którą uganiał się co drugi

Hogwartczyk. Teraz czuł coś zupełnie innego. Blaise poruszyła jakieś

nieznane mu dotąd rejony jego duszy. Czuł się tak jakby znał ją od lat i

znał, ale tylko pobieżnie, a miał wrażenie, że dzielił z nią całe swoje

życie. Czuł coś na kształt szczęścia, chociaż nie wiedział, czy Blaise nadal

go chce. Może to dla niej była tylko przygoda? W końcu był cholerną chodzącą

legendą...
Wiedział, że takie myślenie jest irracjonalne, ale nie mógł

poradzić nic na fakt, że ciężko mu uwierzyć, aby tak ładna i inteligentna

dziewczyna obdarzyła go jakimiś uczuciami. Ta cecha charakteru różniła go

zasadniczo od Jamesa. Harry nie był pewny siebie w kontaktach z płcią

przeciwną - jego ojciec natomiast bardzo...

Przeleżeli w łóżku

całe niedzielne popołudnie, zamieniając ze sobą zaledwie kilka zdań. Cisza

im nie ciążyła. Potrafili po prostu być. Nigdy wcześniej nie doświadczył

niczego takiego i wiedział jedno: albo ta, albo żadna. Jeszcze raz

uśmiechnął się do Zabini, tym razem pewniej i szerzej, a ona puściła mu

perskie oko i lekko się roześmiała.
Harry był tak zajęty myśleniem o

Blaise, że zapomniał o jedzeniu i dopiero po chwili uświadomił sobie, że

jest głodny. Ron siedział zamyślony po jego lewej stronie - wyglądało na to,

że tym razem nie zje tyle co zwykle, ale to od jakiegoś czasu było normalne.

Nagle Potter uświadomił sobie, że jego przyjaciel schudł dobrych parę

kilogramów i ma podkrążone oczy.
- Zjedz tosta, Ron - powiedział

łagodnie. - I na miłość boską przestań siebie obwiniać o całe zło tego

świata bo ci przyłożę...
Rudzielec uśmiechnął się blado i nałożył sobie

trzecią zaledwie kromkę, tego ranka, a Harry spojrzał w prawo.
Hermiona

wpatrywała się w talerz i wyglądała na smutną, przygnębioną i niewyspaną.

/>- Herm, co z tobą? - spytał łagodnie. - Wczoraj wszystko było w

porządku...
Dziewczyna drgnęła i lekko się skrzywiła. Zastanowiła się,

co ma odpowiedzieć przyjacielowi. Może wprost: "Słuchaj Harry, śnił mi

się gwałt, który przeżyłam"? Powiedziała jednak zupełnie co innego.

/>- W porządku... Załapałam lekki dół, zaraz mi przejdzie. Wiesz przecież,

że u mnie to ostatnio normalne - uśmiechnęła się blado i Harry objął ją

delikatnie. Drgnęła, co obudziło jego czujność. Przytulił ją mocniej i

spojrzał przyjaciółce głęboko w oczy. Poczuł, że się powoli odpręża i

pogłaskał ją po policzku.
- Herm, jeżeli ktokolwiek powie ci coś

przykrego albo obrazi, lub skrzywdzi w jakikolwiek sposób, masz mi

natychmiast przekazać. Tak, masz naskarżyć jak mała dziewczynka do starszego

brata - dodał gdy zobaczył, że marszczy z dezaprobatą nos. - Jesteś w

uprzywilejowanej sytuacji i to wykorzystaj.
Hermiona pobladła i

odsunęła się gwałtownie.
- Dla ciebie to uprzywilejowana sytuacja? -

spytała drżącymi wargami i Potter przeklął się w duchu za elokwencję godną

oświadczającego się goblina.
- Przepraszam, źle się wyraziłem, Herm.

Wiesz, że nie to miałem na myśli. Jeszcze raz sorry. Wybacz moją

głupotę..
- W porządku. Po prostu już chyba nigdy nie będę normal...

/>- Nawet nie waż mi się kończyć - uciął Harry i położył palec na jej

ustach, a Ron odwrócił się w ich stronę i spojrzał na Hermionę z lekką

przyganą.
- Zachowujesz się jak Draco - dziewczyna wyglądała na

obrażoną.
- To znaczy, że coś w tym musi być, prawda? - uciął jej

wywody na samym wstępie.
- Jesteś kochana, ale przestań myśleć o sobie

w takich kategoriach!
- A tobie wolno? - zaperzyła się Granger.

/>- Staram się z tym walczyć, ty też spróbuj.
- Myślisz, że nie

próbuję? - Hermionę ogarniał gniew. Nie mogła poradzić nic na to, że czuła

się winna. Starała stłamsić w sobie to uczucie, ale wrażenie, że w tragedii,

której doświadczyła tkwi jakaś cząstka jej własnej winy, było silniejsze od

niej, a teraz przyjaciel wyrzucał jej, że nie chce nad tym pracować.
-

Może nie jestem taka silna jak ty! - omal nie krzyknęła, a Harry i Ron

popatrzyli na nią łagodnie. Weasley znowu wyglądał jakby miał się

popłakać.
- Herm, ja też cierpię...
- Wiem, przepraszam...
-

Też cię przepraszam...
- Już zawsze będziemy tak ze sobą rozmawiać?

/>- Mam nadzieję, że nie. Przecież teraz nie zawsze tak rozmawiamy... -

skinęła w odpowiedzi głową.
- Tylko jak mam doła - nieśmiało się

uśmiechnęła i Harry się rozpromienił.
- I zawsze możecie na mnie liczyć

- odezwał się nieśmiało Ron.
- Wiemy - Harry i Hermiona odpowiedzieli

jednocześnie i popatrzyli z wdzięcznością na przyjaciela. Ron nie mógł

wytrzymać spojrzenia Hermiony, jeszcze nie, i odwrócił szybko wzrok.

Dziewczyna wydawała się to rozumieć.
- Zjedz coś jeszcze - powiedział

Harry do Hermiony.
- Dobrze - odrzekła nakładając sobie jajecznicę na

bekonie. - Wiesz, śnił mi się dziś cały ten koszmar z ministerstwa...

Dlatego tak marnie wyglądam - powiedziała bardzo cicho. Nie chciała, żeby

Ron ją usłyszał, bo zaraz zacząłby przepraszać.
- Doskonale wiem co to

znaczy i szczerze ci współczuję, Hermiono - odrzekł Potter, ujmując jej

dłoń.
Skinęła głową i nieznacznie się uśmiechnęła.
-

Dziękuję...

*
Przy stole nauczycielskim panowała

przygnębiająca cisza. Severus był napięty jak struna. Każdy szmer powodował,

że prostował się na krześle oczekując wkroczenia wiceministra wraz ze swoja

świtą u boku i nakazem aresztowania w dłoni. Nie wiedział jak na to

zareaguje Dumbledore, był bowiem pewny, że po niego przyjdą. Napięcie, które

czuł w dużej mierze związane było z troską o uczniów.
Przyzwyczaił się

już do wizyt wiceministra w porze śniadaniowej, dlatego teraz też spodziewał

się go w Hogwarcie rano.
Przyglądał się z troską Hermionie i

zastanawiał się jak dziewczyna będzie dawała sobie w życiu radę, zwłaszcza

jeżeli Weasley zechce ją przesłuchać, a sam Knot będzie starał się mu to

umożliwić. Podejrzewał, że w swoim wyrachowaniu, wiceminister zechce

przesłuchać także Dracona i Pottera. Ot tak, po to, żeby pokazać

Dumbleore'owi, że dyrektor jest już stary i niewiele może....
Percy

nie pojawił się jednak podczas śniadania, co wcale nie uspokoiło

Snape'a. Jakoś nie wierzył w to, że list który zamierzał wysłać

poprzedniego dnia Albus, wpłynął na decyzję Weasleya.
Zmartwieniem

Severusa, nie był tylko Weasley. W nocy przyśnił mu się nie kto inny, tylko

sam Voldemort. Voldemort śnił mu się bardzo rzadko (dzięki Bogu) i nigdy nie

działo się to bez powodu. To, że w marzeniu sennym Mistrza Eliksirów nie

wydarzyło się nic naprawdę złego, nie oznaczało, że sen ten nie był

niepokojący a nawet - na swój sposób straszny i nieco irracjonalny.


/>Czarny Pan stał przed lustrem i poprawiał na sobie odświętne czarne

szaty. Severus stał obok i przypatrywał się temu z zaciekawieniem.
-

Gdzie się wybierasz, Panie? - spytał w końcu.
Lord odwrócił się do

niego i nagle obaj znaleźli się na jakimś cmentarzu. Severus spojrzał na

płytę nagrobną i doszedł do wniosku, że jest to grób podwójny, ale litery

były zamazane i za nic na świecie nie mógł ich odczytać. Wydawały się

tańczyć mu przed oczami i im bardziej się wysilał, tym mniej mógł

dostrzec.
- Czyj to grób, Panie? - zwrócił się w końcu do

Voldemorta.
- Jeszcze nie wiem, czy ten grób powstanie - Severus

nienawidził wyrazu błogości na upiornej twarzy Voldemorta.
- Nie

rozumiem...
- Ja też nie Severusie, w ogóle nie wiem czy ktoś

umrze...
- Gdzie jesteśmy? Co to za cmentarz, Panie? - we śnie Snape

się nie bał, był zaintrygowany tym co widzi, niepokój przyszedł dopiero

później
- Mój, Severusie.
Snape się rozejrzał. Cmentarz sprawiał

wrażenie upiornego. Severus podszedł do mogiły obok i lekko się wzdrygnął.

Na płycie widniały słowa "Anna Salior". Zaraz obok wznosił się

nagrobek bez żadnego napisu. Był bardziej okazały od innych.
-

Przygotowałem go dla Pottera - nie bez dumy oznajmił Czarny Pan. - Są tu

wszystkie moje ofiary.
- Imponujące, Panie - Severus mówił prawdę.

Cmentarz był całkiem spory.
Snape popatrzył jeszcze raz na nagrobek,

który się z nim "droczył", ale nic z tego nie wyszło i nie udało

mu się odczytać napisu.
- Kto miałby tu leżeć, Panie? - spytał jeszcze

raz ignorując stare, mądre porzekadło o skutkach ciekawości.
Voldemort

popatrzył na niego pustym wzrokiem.
- Nie wiem - odrzekł zupełnie

szczerze. - Nawet nie wiem, czy ktoś ma tu leżeć, przecież już ci mówiłem -

do głosu Voldemorta zakradło się rozdrażnienie i Snape chciał go już

przeprosić za arogancje, ale nagle znalazł się w jakimś obszernym salonie.

Voldemort też tam był. Siedział w fotelu, a u jego stóp leżała, zwinięta w

kłębek Nagini. Severus patrzył jednak na ramię Lorda, na którym spoczywał

duży, czarny kruk.
- To moja nowa maskotka - powiedział niedbale Czarny

Pan. Kruk popatrzył w oczy Snape'a, a jego wzrok wydawał się kpić z

Mistrza Eliksirów. - Powinieneś do mnie wrócić. Może dałbym ci drugą

szansę...
Severus już miał coś odpowiedzieć, ale kruk na ramieniu

Voldemorta zakrakał głośno, budzik w kwaterze mistrza zadzwonił i Snape

został brutalnie wyrwany z królestwa Morfeusza.


Severusa

intrygowały najbardziej dwie rzeczy: nagrobek i kruk, ale za nic na świecie

nie mógł dojść do tego, co one symbolizują i czy w ogóle są symbolami. W

nosił na przedramieniu Mroczny Znak i na pewno w jakiś sposób mógł odbierać

nastroje Voldemorta. Widocznie Lord coś planował skoro przyśnił mu się tak

wyraźnie, a Snape'owi bardzo się to nie podobało. I tak miał na głowie

mnóstwo zmartwień. Ten pokręcony sen tylko pogarszał jego nastrój.

/>Weasley i Matrojew byli jak na razie wystarczającymi problemami i Severus

nie miał chęci martwić się jakimiś ewentualnymi zamysłami Lorda, ale

wyglądało na to, że nie miał wyboru.

******
Harry też miał

sen i musiał mu się on przypomnieć akurat na zajęciach z Transmutacji.

Właściwie to nie był sen, ale, jak zwykle - wizja. Widział Voldemorta

stojącego na cmentarzu i uśmiechającego się upiornie. W jego uśmiechu była

jakaś groteskowa błogość. Wizja była krótka i ulotna, oraz dużo mniej

niepokojąca niż wszystkie poprzednie, dlatego Potter ani się nie obudził,

ani nie przeraził i szybko zapomniał, że coś widział. Żył tym, co działo się

w jego sercu i miał inne, dużo bliższe i realne problemy niż osławiony Tom

Marvolo Riddle. Tymi problemami byli przede wszystkim Hermiona i Ron, ale

także - ku zdziwieniu i konsternacji Bohatera z Blizną - Severus Snape i

Draco Malfoy, których los, ostatnio, przestał mu być obojętny...


/>Teraz wizja do niego powróciła ze zdwojoną mocą i skrzywił się lekko.

McGonagall tłumaczyła właśnie skomplikowaną transfigurację wody w ciała

stałe. Jak sama zaznaczyła na początku zajęć miał to być najtrudniejszy

temat w tym semestrze i Harry starał się maksymalnie skupić, a uśmiechający

się na tle ponurego cmentarza, jego stary dobry wróg Voldemort, na pewno mu

w skupieniu nie pomagał.
Blizna na czole lekko go zakuła, więc Harry

zmarszczył brwi i odegnał natrętny obraz, koncentrując się na robieniu

sensownych notatek.

- Ruch nadgarstka przy transfiguracji wody

jest nieznaczny, ale MUSI być pre-cy-zyj-ny - perorowała starsza,

dystyngowana czarodziejka, akcentując każdą sylabę wyrazu, aby podkreślić

jego wagę. - Zapiszcie sobie, że przegub ma być rozluźniony, lecz nie do

maksymalnego stopnia, a przy inkantacji formy zaklęcia, odpowiedniej do

rodzaju substancji jaką chcemy otrzymać, dłoń odgina się nieznacznie do

góry, a palce z różdżką wykonują delikatny i krótki ruch zgodny z kierunkiem

obrotu wskazówek zegara. - Minerva zademonstrowała opisany przed sekundą

manewr i Draco Malfoy zaklął w duchu. "Trick" (tak na ruchy

nadgarstka mówili potocznie uczniowie Hogwartu), jak zwykle, wyglądał na

niewinny i prosty i zapewne, jak zwykle, był cholernie skomplikowany.

Spojrzał na Ronalda Weasleya i ku jego uldze ujrzał minę pełną rozpaczy, tak

bardzo podobną do swojej własnej. Popatrzył na Hermionę i mimo woli,

odwrócił z irytacją wzrok. Na niej trudności nowego zaklęcia nie zrobiły

wrażenia. Nic nowego. Patrzyła z zaciekawieniem na nauczycielkę, która

powtórzyła ruch nadgarstka. Draco westchnął i wbił z rezygnacją swoje szare

tęczówki w McGonagall.
"Sadystka" - pomyślał rozpaczliwie.

/>- Wiele wody upłynie - pozwoliła sobie na niewinny żart nauczycielka -

zanim opanujecie do perfekcji ten rodzaj transmutacji... Proszę wziąć

różdżki do rąk, poćwiczymy sobie sam ruch nadgarstka.
Uczniowie z

ciężkimi westchnieniami sięgnęli po przyrządy do czarowania.


/>******
Percy Weasley zżymał się ze złości. Po raz kolejny czytał list

od dyrektora Hogwartu, który dostarczyła mu sowa w niedzielę późnym

wieczorem.
"Cholerny stary dziad" - pomyślał wściekle.

/>Nie mógł zrozumieć, jak Dumbledore może mu sugerować rezygnację ze

stanowiska. Jak śmie pisać, że on - Wiceminister Magii - ma zdymisjonować i

na piśmie uzasadnić swoją decyzję nadużyciem władzy i zastosowaniem

psychicznej i fizycznej przemocy wobec trójki uczniów Hogwartu -

Harry'ego Pottera, Draco Malfoya i Hermiony Granger?
- Twoje

niedoczekanie stary, postrzelony pierdzielu - powiedział na głos, bez

odrobiny szacunku, zgniatając mściwie list, który znał już niemal na pamięć.

Ze zgrozą i obrzydzeniem wyobrażał sobie uszczęśliwioną minę Lucjusza

Malfoya, w momencie, gdy na zebraniu Rady Nadzorczej podałby pod głosowanie

swój pisemny wniosek o dymisję... Jeszcze z takim, a nie innym

uzasadnieniem, o jakim mu pisał stary czarodziej.
Miał taki cudowny

plan na poniedziałek...
Chciał przesłuchać tych troje jeszcze raz, a

Snape'a zamknąć w Azkabanie i kazać mu czekać na wyrok - oczywiście w

grę wchodziła jedynie kara główna.
Jednak rady Albusa i jego sugestia,

że w razie nieprzystosowania się do tychże rad, Percy może gorzko pożałować,

spowodowały, że musiał się porządnie zastanowić nad dalszymi krokami.

/>Myślał wcześniej nawet o przystąpieniu do zwolenników Voldemorta. Czarny

Pan jednak za bardzo go przerażał, a poza tym, gdyby został pokonany, on -

Percival Weasley, trafiłby do twierdzy Azkaban i to, być może, z wyrokiem

śmierci na karku. Poza tym Lucjusz Malfoy ponoć wciąż należał do świty

Śmierciożerców - oczywiście to były nieoficjalne plotki, bo Ministerstwo

nadal nie podjęło otwartej wojny z Lordem Zła, a Malfoy, mimo że trafił do

więzienia, został szybko wypuszczony. To oczywiście o niczym nie świadczyło.

Lucjusz miał ogromne pieniądze i ogromne wpływy. Poza tym zdrowy rozsądek

podpowiadał wiceministrowi, że dumny arystokrata nie zrezygnował ze starych

przyzwyczajeń. Przynależność do tej samej organizacji, do której należał

Lucjusz, wydawała mu się raczej obrzydliwą perspektywą na życie i to też

przemawiało przeciwko sprzymierzeniu się z Voldemortem.

Percival

Weasley wrzucił z wściekłością zmięty list do kominka i złapał czysty

pergamin.

Zrobię to, co uznam za stosowne, Dumbledore. A

jeżeli zechcę - ty będziesz się patrzył na to jak wygląda "nadużycie

władzy", które według mnie jest słusznym jej użyciem w obronie dobra

społecznego. Zrobię to wtedy kiedy będę chciał i jak będę chciał,

Dumbledore, a swoje rady możesz sobie wsadzić głęboko w starą i zapewne

mądrą rzyć. Nie będzie mi groził ktoś, kogo czas jest na wyczerpaniu i kto

niebawem całkiem zeświruje.
Beż poważania:
Wiceminister Magii

Percival Weasley


***
Godzinę później, Albus

Dumbledore ze smutkiem, ale i dojrzewającym coraz mocniej gniewem w jego

sercu, podarł list Percivala i wrzucił go do kominka w swoim gabinecie. Od

tej chwili był już całkowicie pewny, że Percy jest stracony i żadne słowa do

niego nie trafią.

******
List otrzymał także Lucjusz

Malfoy.
Mężczyzna był blady i przygnębiony.
We wtorkowy wieczór

miało się odbyć "specjalne zebranie" Śmierciożerców i arystokrata,

poczuł niemal pewność, że Lord ma jakieś wątpliwości, co do tego, czy jego

sługa jest lojalny. Świadczył o tym suchy, oficjalny i niemal patetyczny ton

listu.
Lucjusz bał się o własne życie. Ale o wiele bardziej bał się o

żonę i syna i ogarniało go przerażenie na myśl o wątpliwej jakości

atrakcjach, jakie może mu przygotować jego "ukochany pan".

/>"Cholera" - pomyślał i natychmiast przyszła mu do głowy jedyna

osoba, która mogła mu pomóc. Stary Dobry Sarkastyczny Snape.
Właściwie

nie wiedział jak Mistrz Eliksirów mógłby mu pomóc, ale rozpaczliwie liczył

na to, że Severus coś wymyśli.

******
Narcyza patrzyła na

swojego męża z konsternacją. Lucjusz grzebał widelcem w puree z sosem

pieczarkowym. Był milczący, zamyślony i bardziej oficjalny niż zwykle.

Państwo Granger byli natomiast lekko zakłopotani odczytując zachowanie pana

domu jako niechęć wobec ich obecności.
- Luc, zjedz coś. Czym się tak

martwisz? Czy zaszło coś w ministerstwie? – nieśmiało i ostrożnie

zagadnęła Narcyza.
- Nie – ku jej uldze Lucjusz odpowiedział

bardzo łagodnie. – Nie chodzi o pracę. Później z tobą porozmawiam...

– nerwowo zastukał widelcem w talerz, pokręcił głową i wstał od stołu.

– Przepraszam cię i państwa także. Nie jestem głodny i muszę pomyśleć.

Proszę się mną nie przejmować, życzę smacznego – zdobył się nawet na

blady uśmiech, za co Narcyza była mu wdzięczna, ale była też zaniepokojona,

bo jej mąż wyglądał na mocno podenerwowanego.
- Przepraszam za Luca

– uśmiechnęła się przyjaźnie, chociaż troszeczkę nerwowo, do swoich

gości. – Musiał przeżyć coś niemiłego, albo niepokojącego. Proszę się

czuć swobodnie...
Reszta obiadu minęła w milczeniu, a Narcyza z

niepokojem zastanawiała się nad zmartwieniem męża.

******
Po

wszystkich zajęciach, tuż przed kolacją, Draco zawitał do biblioteki. Szukał

Hermiony. Siedziała nad jakimś wypracowaniem, ale wyglądała na nieobecną

duchem i trochę smutną. Bezszelestnie podszedł do jej stolika i usiadł

obok.
- Co jest, Herm? – spytał łagodnie.
- Nic –

uśmiechnęła się do niego blado.
- A ja widzę, że coś – zaczął

ostrożnie. – Cały dzień jesteś przygnębiona... Jeśli ktoś powiedział

ci coś przykrego...
- ... albo w jakikolwiek sposób mnie zranił,

– wpadła mu w słowo Hermiona – to mam ci o wszystkim

opowiedzieć, a ty się odpowiednio delikwentem zajmiesz. Tak?
Draco

został „wzięty z zaskoczenia” i tylko uniósł w zdumieniu

brwi.
- Aha. A skąd wiesz? – zapytał po chwili z delikatnym

rozbawieniem i uprzejmym zdziwieniem. Ku jego uldze dziewczyna uśmiechnęła

się trochę pewniej.
- Harry to samo powiedział mi dzisiejszego ranka

– wyjaśniła.
- No, Potter się dżentelmen zrobił – wycedził

ironicznie Draco, ale w jego szarych oczach dostrzegła ciepło i

rozbawienie.
- Macie wiele cech wspólnych – oznajmiła, niemal

jadowicie, Hermiona. – Upór, przekonanie o własnej racji i skłonność

do nadopiekuńczości.
Malfoy zarumienił się lekko i zmarszczył nos, ale

ogniki wesołości nie zniknęły z jego szarych tęczówek.
- Nie skomentuję

tego dogłębnie – oznajmił z niesmakiem. – Powiem tylko, że

primo; Potterowi wydaje się że ma rację, a ja MAM rację. Secundo; nie jestem

uparty ale stanowczy, Potter natomiast odznacza się uporem osła –

Hermiona poczuła napływ dobrego humoru. – Terzio; to nie jest

nadopiekuńczość, ale odpowiedzialne podejście do zapewnienia ci

bezpieczeństwa i dbałość o twoje dobro – przy ostatnich słowach

spoważniał. – No, co się stało? – z czułością położył dłoń na

jej plecach.
- Nic takiego – spochmurniała i odwróciła wzrok.

/>- Jest postęp. Już nie nic, ale nic takiego

odpowiedział łagodnie Draco.
- Śniło mi się przesłuchanie –

Hermiona przełknęła ślinę i poczuła że po jej policzku płynie łza. Wytarła

ją ze złością.
Draco nic nie odpowiedział. Jedynie podniósł jej dłoń do

ust i czule ją ucałował. Usłyszeli chichot jakichś dzieciaków i Malfoy

odwrócił się w tamtą stronę z irytacją. Autorami śmiechu było kilku chłopców

z drugiej, góra trzeciej klasy, ale gdy popatrzył na nich wzrokiem

zirytowanego Puszka, przestali się śmiać.
- Smarkacze – wycedził

przez zaciśnięte zęby.
- Mogę ci dotrzymać towarzystwa? – zwrócił

się łagodnie do Hermiony, ale przy okazji łypnął groźnie na

niesubordynowanych małolatów..
Skinęła głową. Była wdzięczna Draconowi

za to, że nie drąży nieprzyjemnego tematu i za to, że po prostu przy niej

jest.

******
Harry przechadzał się po błoniach. Mroźne

powietrze zabarwiło jego policzki na zdrowy, mocny róż. Opatulił się

szczelniej płaszczem i ruszył w kierunku jeziora.
- Się masz, Harry -

usłyszał nagle znajomy tubalny głos gajowego Hogwartu. – Coś ostatnio

do mnie nie zaglądasz - czarne oczy Hagrida wyrażały troskę i zaciekawienie.

– Wiem, że ostatnio macie wszyscy troje swoje problemy, ale może by

dziś po kolacji wpadli do mnie na herbatke? Jak nie zechcesz...
- Ależ

nie! - ku jego zdziwieniu i radości, Harry uśmiechnął się promiennie.

– Przyjdę z Ronem i Hermioną, Hagridzie. Na pewno.
Oczy Rubeusa

zalśniły radością.
- A jak tam Ron? Bardzo mu źle przez brata?
-

Jest przygnębiony jego zachowaniem, ale na pewno przyjdzie.
- Powiedz

mu, że z niego równy chłop – zagrzmiał Hagrid z mocą.
- Powtórzę

mu i przyciągnę jego i Hermionę wieczorem. Trzymaj się Hagridzie!
-

Ty też Harry i do zobaczenia!
Harry pomachał dłonią w kierunku

oddalającego się do swojej chatki gajowego i ruszył w kierunku jeziora.

/>
*
- Harry... – zielonooki chłopak odwrócił się w kierunku

głosu i zanim ujrzał właścicielkę ciepłego szeptu poczuł siarczystego całusa

w policzek. Zarumienił się lekko.
- Cześć, Blaise – wydukał i

także ucałował jej policzek.
- Co się dzieje? Unikasz mnie? –

dziewczyna odrzuciła gęste czarne włosy do tyłu i zajrzała przenikliwie w

jasnozielone oczy Pottera.
- Nie, tylko nie byłem pewien, czy ty chcesz

mieć ze mną nadal coś wspólnego. To znaczy... – chłopak spuścił wzrok

i przygryzł dolną wargę. – Przepraszam... ale ja przecież nie jestem

do końca normalny i w ogóle, a ty jesteś piękną i mądrą dziewczyną, i ...

– zaciął się i odwrócił od Blaise lekko załzawione oczy. Nagle

uświadomił sobie, że może ją tylko unieszczęśliwić.
- Harry... –

Zabini wzięła rękę Pottera w swoją dłoń. – Ale z ciebie głuptas. Nie

wolno ci tak mówić, bo mnie ranisz... Jesteś dobry i kochany. Nie pozwalam

ci myśleć o sobie źle. Zabraniam ci, rozumiesz, Potter? – Harry

uśmiechnął się blado. Blaise doskonale potrafiła naśladować sposób mówienia

Snape’a
- Rozumiem, madame...
- Tak lepiej! Mogę z tobą

pospacerować?
- To będzie dla mnie zaszczyt – Harry kurtuazyjnie

podał ramię Blaise, a ona równie kurtuazyjnie je przyjęła.

***

/>- Hagrid nas zaprosił? – Hermiona popatrzyła na Harry’ego i

uśmiechnęła się. Byłby to promienny uśmiech, gdyby nie cień smutku w oczach

dziewczyny.
„Zapewne nigdy w pełni nie będzie radosna”

– pomyślał Potter. – „Zupełnie jak ja...”
- Tak

– odwzajemnił jej uśmiech. – Idziesz z nami, Ron, prawda?

– popatrzył znacząco na przyjaciela.
- Ja... – Ron

przełknął ślinę. – No, nie wiem... Co teraz może o mnie myśleć Hagrid?

Może nawet nie chce mnie oglądać...
- Och! Przestań, Ron!

– Hermiona walnęła łyżką w opróżniony talerz, a rudzielec lekko

podskoczył na krześle.
- Ron, Hagrid CHCE żebyś przyszedł –

odpowiedział stanowczo Harry. – Dał mi to wyraźnie do zrozumienia.

/>Weasley zamrugał powiekami i uśmiechnął się niepewnie.
- Przestań

siebie obwiniać, to niepoważne – głos Pottera był niemal zmęczony.

– Jak to powiedział Hagrid, równy z ciebie chłop, Ron. Weź to

pod uwagę, okey?
- Stary, dobry, poczciwy Hagrid – Ron uśmiechnął

się raczej smutno, ale widać było, że poczuł ulgę. – Oczywiście, że z

wami pójdę.
- Wreszcie mówisz do rzeczy – ucięła chłodno

Hermiona, ale postarała się posłać ciepłe spojrzenie swojemu rudowłosemu

przyjacielowi. Przeniosła wzrok na stół nauczycielski. Hagrid uśmiechał się

do niej przyjaźnie.

***
- Hagrid, to my! – Harry

walnął pięścią w drzwi chatki gajowego.
- O cholibka! –

Rubeus otworzył im i mocno się zarumienił. - Nie zdążyłem posprzątać, tak

szybko wy przyszli... Wejdźcie! – zaprosił ich gestem do

środka.
Kieł od razu rzucił się radośnie na Pottera, by namiętnie

wylizać mu twarz.
- Spokojnie, Kieł! – Harry roześmiał się i

odepchnął psa.
- Leżeć, Kieł! – tubalnie ryknął Hagrid i

psisko, szczeknąwszy parę razy radośnie na powitanie, ułożyło się posłusznie

przy kominku.
- Czego się napijecie? Hierbatki? – zapytał

rozweselony wizytą przyjaciół gospodarz.
- Tak, poprosimy –

Hermiona wiedziała, że odmowa uraziłaby półolbrzyma o wrażliwym sercu, a

poza tym na zewnątrz panował tak przenikliwy chłód, że nawet po krótkim

spacerze ich organizmy domagały się czegoś gorącego.
- Powiedzcie, co

tam u was? Z tego, co ja widział Harry, masz dziewczynę!
- Och!

– Harry poczerwieniał i spuścił wzrok. – To znaczy spotykam się

z Blaise Zabini, a Ron z Luną! – dodał szybko, żeby zetrzeć

przekorny uśmiech z twarzy przyjaciela.
- Ona jest Ślizgonką –

zdziwił się Hagrid, patrząc z zaskoczeniem na Harry'ego. – No nic,

zawsze wydawała mi się spokojna i raczej miła – jego czarne oczy

przeniosły się teraz na rudzielca.
- Oj, my z Luną tylko tak... –

Ron zaczerwienił się mocniej niż Harry i popatrzył koso na przyjaciela.

/>- Szalona Luna? – zagadnął Hagrid.
- No co?! –

wyzywająco krzyknął Weasley.
- Ostatnio mnie odwiedziła –

Hermiona po tym oświadczeniu spojrzała ze zdziwieniem na gajowego. –

Pytała, czy pokażę wam chrapaka krętorogiego. Niech skonam, jeśli wiem, co

to takiego! – Hagrid starał się nie wybuchnąć śmiechem. –

Całkiem sympatyczna chociaż postrzelona – dodał widząc nieciekawą minę

Rona.
- Ona jest w porządku - zaperzył się ten ostatni.
- Nie

mówię, że nie jest – Rubeus starał się spoważnieć. – Ale pomysły

ma nie z tej ziemi.
- Jej tato jest redaktorem naczelnym

Żonglera – Hermiona powiedziała to takim tonem, jakby zawód

ojca Luny wszystko wyjaśniał.
- Aha! – wyglądało na to, że

gajowemu rzeczywiście wystarczało takie wytłumaczenie.
- Zapytaj

Hermiony z kim ona się spotyka – ze złością oznajmił Ron, który miał

dosyć znaczących uśmiechów pozostałych trojga osób.
- O! Z kim,

Hermiono? – Hagrid wydawał się zainteresowany sercowymi rozterkami

nastolatków, a Ron odetchnął z ulgą; w końcu zeszli z tematu Luny.
-

Eee... To nic takiego – panna Granger wbiła wzrok w podłogę i

przeklęła w duszy Weasleya.
- Nie wstydź się Herm – Rubeus usiadł

obok niej. – Proszę – podał jej parujący kubek, a raczej wielki

kubas.
- Dzięki – bąknęła i ostrożnie odebrała naczynie od

gajowego. – To taka skomplikowana historia – uśmiechnęła się

przepraszająco.
- Jeżeli nie chcesz, to nie mów – powiedział

łagodnie Hagrid, ale jego czarne oczy lekko posmutniały.
- Och, powiem,

okey, tylko nie wypytuj mnie o szczegóły... Ja, to znaczy... Eee... Zakochał

się we mnie Draco Malfoy – zarumieniła się lekko i niemal poczuła

gęstnienie powietrza. Hagrid na chwilę zaniemówił.
- Spotykasz się z

Malfoyem? – zapytał z niedowierzeniem, gdy w końcu odzyskał głos.

– CHOLIBKA! Nie odwiedzaliście mnie tylko dwa tygodnie i takie

rewolucje zaszły między uczniami... Nich skonam! - Hagrid w zamyśleniu

podrapał się po brodzie.
- Hermiona... – zaczął niepewnie po

chwili milczenia Rubeus. – Wiesz jaki jest Malfoy. Czy ty wierzysz, że

on naprawdę cię kocha? – w głosie gajowego zabrzmiała szczera troska.

Co prawda, Hagridowi obiło się już o uszy, że Draco zmienił się bardzo w

ostatnich dniach, mimo swej poczciwości jednak, półolbrzym nie był skłonny

od razu uwierzyć w przemianę młodego arystokraty.
- On się zmienił

– Hermiona powiedziała na głos to, o czym Hagrid myślał.
Harry i

Ron przezornie milczeli. Potter posłał jedynie Weasleyowi pełne dezaprobaty

spojrzenie, na co Ron tylko wzruszył ramionami.
- Wiem, że do brzmi

niedorzecznie, Hagridzie, ale to prawda...
- Fakt, na ostatnich

zajęciach nie puszczał durnych komentarzy i był dziwnie spokojny –

Rubeus westchnął. – Wy troje też jesteście poważniejsi. To wszystko

przez te przesłuchanie, tak? – Hagrid z troską powiódł spojrzeniem po

trójce nastolatków i z niepokojem zauważył, że Ron jest bliski łez, Harry

zaciska usta, a Hermiona blednie. – O rany, cholibka, zawsze coś

walnę... – dodał zasmucony i przejęty reakcjami przyjaciół.
- Nie

szkodzi, Hagridzie – Harry popatrzył przyjaźnie na gajowego. –

Nie da się udawać, że nic się nie stało i wszystko jest okey.
- Percy

to śmieć! – wybuchnął nienawistnie Ron.
- Nie mów tak, on

jeszcze zrozumie, że robi źle – powiedział z nadzieją w głosie Hagrid

i popatrzył łagodnie na rudzielca. – A ty jesteś całkowicie w

porządku.
- Nie, on się nie zmieni, Hagridzie – słowa Rona były

zimne i stanowcze. – To po prostu niemożliwe. Przekroczył wszelkie

granice.
- Możecie o nim nie mówić?! - Harry prawie krzyknął, bo

zauważył że w oczach Hermiony zalśniły łzy. – Nie poruszajmy

nieprzyjemnych tematów!
Dziewczyna popatrzyła na niego z

wdzięcznością.
- Sorry – nieśmiało przeprosił Ron.
- W

porządku – Hermiona otarła pojedynczą łzę i spróbowała się uśmiechnąć.

Marnie jej to wyszło i Hagrid posmutniał.
- Nie martw się, Miona

– pogładził wielką dłonią niesforne loki Gryfonki. – Nie

będziemy już o tym wspominać – Rubeus może i był dosyć prymitywnym

osobnikiem, ale potrafił zauważyć, że wymiana zdań sprzed kilku chwil

sprawiła Hermionie ból.
Z tego samego powodu nie zaczął jej o nic

wypytywać i okazywać wścibstwa.

Reszta wizyty minęła im na

rozmowie o wszystkim i o niczym. Już nikt ani razu nie wspomniał nawet

słowem o tym, co dzieje się w Ministerstwie Magii, ani o poczynaniach nowego

wiceministra.

******
Narcyza, przez cały dzień, nie miała

okazji aby zapytać swojego męża o przyczynę pochmurnego nastroju, bo Lucjusz

najzwyczajniej w świecie jej unikał. Kobieta była przygnębiona i

zaniepokojona, i gdy wieczorem poczuła, jak małżonek kładzie dłoń na jej

ramieniu, drgnęła i odwróciła się przodem do Lucjusza.
- Nari, -

szepnął – muszę udać się do Severusa po radę...
- Do Severusa?

– Narcyza wyrwała ramię i popatrzyła chłodno na męża.
- Do

Severusa, tak?! Ja przecież nie jestem odpowiednią osobą, z która

mógłbyś porozmawiać, której mógłbyś się zwierzyć! Jestem TYLKO TWOJĄ

ŻONĄ! – kobieta wykrzyczała ostatnie słowa.
- To nie tak...

– Malfoy wyglądał na skonsternowanego, a na jego bladej twarzy pojawił

się lekki rumieniec. – Nari, zanim ci opowiem o co chodzi, MUSZĘ

porozmawiać ze Snape’em. Nie chcę cię niepotrzebnie martwić Chcę mieć

pewność, że wszystko będzie dobrze – Lucjusz modlił się w duchu, aby

Severus był w stanie mu pomóc. Nie chciał ze swoimi problemami iść do

Dumbledore’a. Szczerze powiedziawszy byłoby mu głupio, ale

rozpaczliwie potrzebował jakiegokolwiek wyjścia z podbramkowej sytuacji, w

której się znalazł. Miał bardzo przykre wrażenie, że za jego niesubordynację

zapłaciliby Narcyza i Draco; zapłaciliby w sposób straszny, a do tego

dopuścić po prostu nie mógł.
- Jak wrócę, wszystko ci opowiem,

kochanie, nie gniewaj się... – Narcyza zmarszczyła brwi i wbiła pełne

dezaprobaty spojrzenie w swojego małżonka.
- Przepraszam, Nari –

Lucjusz przełknął ślinę. – nie mogę inaczej postąpić. Nie gniewaj się

na mnie, proszę – podszedł do niej i mocno ucałował policzek żony.

– Poczekaj na mnie, powiem ci wszystko, gdy wrócę, przysięgam.

/>Narcyza skrzywiła się lekko, ale skinęła głową.
- Do zobaczenia, mam

nadzieję, że bardzo niedługo – Lucjusz wziął garść proszku Fiuu z

kominka i z westchnieniem wrzucił go w buzujący ogień.
- Hogwart.

Kwatery prywatne Severusa Snape’a – wyrecytował kiedy znalazł

się w płomieniach.

***
Severus w zadumie obserwował

Lupina.
- Chcesz mi powiedzieć, że składasz mi gratulacje z powodu

mordu na Salomonie Nottcie?- spytał w końcu, z drwiną, Snape.
- No...

nie dosłownie Severusie W końcu to morderstwo... Ale nie zasługiwał na to,

aby dalej żyć – w głosie wilkołaka pojawiły się, obce mu, stalowe

nutki nienawiści.
- Wstrząsnęło tobą to, co zrobił z Potterem? –

bardziej stwierdził niż zapytał Mistrz Eliksirów i podał Remusowi parujący

kufel z eliksirem. Przez twarz Lupina przebiegło drgnienie cierpienia i

odrazy.
- Dziękuję – machinalnie odebrał naczynie z rąk

wampira.
- Nie wiem, jak on może z tym żyć – głos wilkołaka był

tak cichy, że Snape nie miał pewności czy mówi do niego, czy sam do siebie,

zdecydował się jednak zareagować i odpowiedzieć:
- Ja także nie wiem,

Lupin. Faktem jednak jest, że wybrał życie, a nie... – Severus

westchnął i nie dokończył.
Remus wzdrygnął się po raz drugi i mocniej

ścisnął w dłoniach dymiący kufel.
- Jeszcze raz dzięki, Severusie...

Ten eliksir bardzo mi pomaga – taktownie zmienił temat.
- Nie ma

za co – grzecznie odrzekł Mistrz Eliksirów.
- Dobranoc,

Severusie.
- Dobranoc.

Gdy tylko zamknęły się za wilkołakiem

drzwi, Severus usłyszał głuchy stukot i zimne przekleństwo.
- Czy ty,

do cholery, zawsze musisz mieć lodowaty kominek? – Lucjusz, z miną

pełną dezaprobaty, wygramolił się z rzeczonego kominka i machnięciem różdżki

rozpalił w nim ogień.
- Jak zwykle wejście z klasą, Lucjuszu – z

kwaśną miną odrzekł Mistrz Eliksirów. – Co tu robisz? – nie

krył swojej irytacji czarnooki.
- Jak zwykle uprzejme powitanie –

Malfoy senior nie pozostał dłużny przyjacielowi.
- Po prostu jestem

zdziwiony twoją wizytą. Siadaj i mów, co cię sprowadza – ton głosu

Snape’a trochę złagodniał.
Lucjusz usiadł w jednym z foteli i

westchnął.
- To, co ci powiem, nie bardzo ci się spodoba. Nie spodoba

ci się też moja prośba – mający tendencję do pełnego wyższości

obchodzenia się z otoczeniem arystokrata, miał teraz bardzo niepewną i

niemal przestraszoną minę.
- Kawy z prądem? – usłużnie zapytał

Severus, któremu nagle przyszło do głowy, że wizyta przyjaciela jest ściśle

związana z jego niemiłym snem o Voldemorcie. Wcale nie pomogło mu to w

uspokojeniu nerwów związanych z dziwnym brakiem odzewu Weasleya na list

Dumbledore’a. Przyczyniło się jedynie do tego, że jego nerwy napięły

się jeszcze mocniej.
- Z prądem? – zdziwił się Lucjusz.

/>- Tak mugole mówią o dodatku promilowym, Luc – wyjaśnił Mistrz

Eliksirów. – Konkretnie mam na myśli, zakupiony w Trzech Miotłach, rum

Hokus-Pokus.
- W takim razie poproszę...
- Mów, co ci leży

na wątrobie – łagodnie ponaglił Snape. – Nie zamierzam z tobą

siedzieć całą noc.
- Dostałem list od Czarnego Pana... Szykuje jutro

wieczorem specjalne spotkanie, jak zrozumiałem, ze mną w roli głównej...

– Severus zamarł z butelką rumu Hokus-Pokus w dłoni. - Pocieszające

jest tylko to, że nie każe mi wziąć ze sobą rodziny. Wiesz, to oznacza, że

ktoś mu doniósł o mojej rzekomej zdradzie, ale ma do mnie na tyle zaufania,

że chce mnie po prostu sprawdzić... Tylko, że ja do cholery jestem marny w

Oklumencji... Więc jak tylko coś mu się nie spodoba... Ratuj Sev!

– Lucjusz nie wytrzymał psychicznie i ukrył twarz w dłoniach. Był

bliski załamania nerwowego.
Przez kilka chwil panowała pełna napięcia

cisza, podczas której Snape w zamyśleniu przygotował kawę. Z jakichś

niewyjaśnionych powodów, nie uznał za stosowne, aby opowiadać swojemu

gościowi niepokojący sen. Doszedł do wniosku, że mógłby wpędzić blondyna w

stan lekkiej psychozy maniakalno-depresyjnej i wolał to przemilczeć.
-

Ma być Bellatrix, McNair, Avery i może ktoś jeszcze, nie wiem. Sami

najznakomitsi, włącznie ze mną... – arystokrata potarł nerwowo skroń i

wziął drżącą ręką kubek parującej kawy.
- Nie wiem jak ci pomóc Luc...

Poproś Dumbledore’a – Severus zmarszczył czoło.
- Myślałem

o tym, ale strasznie głupio mi go o coś prosić... Tyle lat nim pogardzałem

– Malfoy skrzywił się lekko. – Jesteś łebski facet, wymyśl

coś...
- Łebski facet – prychnął czarnooki i łypnął koso

na swego gościa. - Też coś – łyknął potężnie z kubka . Mimo pełnej

dezaprobaty miny, poczuł się mile połechtany komplementem.
- Jestem

Mistrzem Eliksirów a nie Wielkim Harrym Wyjdę z Każdej Opresji Bohaterem

– dodał Snape tonem niemal zrzędliwym. – O właśnie! Poproś

Pottera. Jemu się już tyle razy udało wynieść swój chudy tyłek z tarapatów,

że mógłby ci pomóc.
- Chyba sam nie wierzysz w to, co mówisz –

zaperzył się Malfoy.
- Och, no już dobrze. Ale jak mogę ci pomóc, skoro

moimi najmocniejszymi stronami są czarna magia i eliksiry, a nie ratowanie

ludzkości? – westchnął Snape i nagle na jego czole pojawiła się silnie

zarysowana pionowa zmarszczka, a ręka z kubkiem zatrzymała się o milimetry

przed wąskimi ustami profesora Hogwartu.
„O bogowie! Chyba

jestem uratowany!” – Lucjusz jak zahipnotyzowany wpatrywał

się w minę Severusa. Oznaczała ona tylko jedno – czarnowłosy na coś

wpadł i teraz to analizował. Malfoy wstrzymał oddech i w kwaterze Mistrza

Eliksirów zapadła głucha cisza.
- Pomogę ci – powiedział w końcu

Snape, a Lucjusz poczuł ogromną ochotę, aby zatańczyć kankana. – Nie

wiem czy to wypali. Do jutra i tak nic bardziej pożytecznego nie wymyślę, a

to może się powieść, będę musiał tylko być bardzo ostrożny i muszę mieć

twoją zgodę na tak... zaawansowaną pomoc. Musisz mi zaufać, Lucjuszu. Zaufać

totalnie i bez zastrzeżeń.
- Masz moje zaufanie, stary – Malfoy

miał ochotę ucałować Snape’a w same usta, ale uznał za stosowne

powstrzymać się od takich czułości.
- Dobrze, w takim razie nadstaw

ucha, bo nie zamierzam się powtarzać...

***
Kiedy po

godzinie, Lucjusz wrócił do domu i opowiedział swojej żonie co się dzieje,

Narcyza pokiwała smutno głową tylko i oznajmiła:
- Mam nadzieję, że

takie ryzyko się opłaci.
- Ja też – Malfoy senior westchnął

głęboko. – Ale ufam mądrości i logice Severusa, Nari.


/>***
******
Raistlin
Jak zawsze długi odcinek co się chwali,

lecz czasami może być męczące dla ludzi mających mało czasu.


border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/> Znalazłem parem błedów ortograficznych i literówek, ale

jeśli pisze się coś tak długiego to nieuniknione. Tak ogólnie to wszystko w

porządku, więc żadnych uwag pomagających w pracy nie mam oprócz jednej

standardowej: pisz dalej a ja sobie będe czytał i oceniał. A co do mojej

ostatniej wypowiedzi to nie pozostaje mi nic innego niż palnąć sobie w łeb i

zapaść się pod ziemie.

QUOTE(Kitiara @ 11.01.2005

12:33)
PS: o tak, Silda,

niestety przyszło nam żyć w ciekawych czasch...

/>
*


/>


Jak mówią przysłowie

"żyj w ciekawych czasach" jest najgorszym przekleństwem jakie

istnieje
border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'

/>


class='quotetop'>QUOTE(Kitiara @ 10.04.2005 15:05)

class='quotemain'>(Lord wyznawał zasadę

odpowiedzialności zbiorowej - przynajmniej jeżeli chodziło o najbliższe

rodziny jego sług, co procentowało niezwykle wysokim współczynnikiem

lojalności)

*


/>


Coś mi tu kojarzy się z

czasami I i II wojny światowej i Hitlerem ,czyżby jakaś aluzja??
Kitiara
Noc z poniedziałku 19 listopada, 1996 na wtorek 20 listopada, 1996
Klub Samopomocy Kalek Emocjonalnych, czyli o tym, jak Harry próbuje pomóc Hermionie i sam się pozbierać.


To Hermiona poprosiła Harry’ego o „godzinę szczerości.” Wiedziała, że nikt inny nie jest w stanie pomóc jej tak, jak zielonooki brunet. Był tak samo poraniony jak ona, a może nawet bardziej, ale Hermiona przyzwyczaiła się do tego, że Harry zawsze był silny. Poza tym, właśnie ze względu na tą duchową bliskość, chciała z nim porozmawiać, pragnęła uzyskać jakiekolwiek wsparcie emocjonalne i usłyszeć, że wszystko będzie dobrze...
Zielonooki zgodził się poświęcić jej swój czas, chociaż wiązało się to z zarwaniem nocy. Zgodził się bardzo chętnie, a nawet ucieszył się, że Hermiona poprosiła go o poważną rozmowę; że obdarzyła go bezgranicznym zaufaniem.
Umówili się o północy w pokoju wspólnym, bo o tej godzinie w dzień powszedni nie powinno już nikogo tam być i rzeczywiście nie było.

Hermiona usiadła przy kominku i poprawiła czarną szatę zarzuconą na ciemnozieloną koronkową koszulę nocną. Szata była rozpięta i, ubrany w granatową pidżamę z flaneli, Harry mógł „podziwiać” wystające obojczyki przyjaciółki i jej szczuplutką szyję. Była tak szczupła, że czarne okrycie wydawało się topić ją w swoich połach. Dziewczyna sprawiała przez to wrażenie kruchej i wrażliwej istoty.
„Gdyby nie Blaise, mógłbym zakochać się w Hermionie” – ta myśl wywołała szczery uśmiech na twarzy Harry’ego i Hermiona odwzajemniła się mu tym samym. Harry usiadł po turecku, obok niej, na dywanie przed kominkiem. Wziął pogrzebacz i zruszył brewiona, a dziewczyna obserwowała jak ogień igra wesoło w szkłach jego okularów.
- O czym chciałaś porozmawiać? – zapytał cicho.
Milczała przez chwilę, a on jej nie poganiał.
- Draco mnie kocha – szepnęła w końcu.
- I...? – Potter nigdy nie pomyślałby, że stać go będzie na, tak daleko posuniętą, cierpliwość.
Znowu umilkła – spuściła wzrok i bezmyślnie bawiła się różdżką.
- On mnie kocha, a ja... – zająknęła się i zmarszczyła z irytacją brwi.
- Mogę cię o coś spytać? – Harry delikatnie położył dłoń na jej ramieniu. Skinęła głową.
- Mówisz, że Malfoy cię kocha, a czy ty kochasz jego? – przez chwilę wydawało mu się, że to zbyt aroganckie pytanie, że Hermiona szczelniej zamknie się w swojej emocjonalnej skorupie.
- Ja... nie wiem... Czasami wydaje mi się, że tak... Tylko widzisz, ja nie mam pojęcia, czy w ogóle jestem zdolna do miłości... wobec mężczyzny, nie wspominając nawet o... – Hermiona zarumieniła się mocno i zacisnęła palce na różdżce z taką siłą, że zbielały jej knykcie.
- Chodzi ci o miłość fizyczną, tak? – Harry zdziwił się, że powiedział to tak spokojnie, łagodnie i naturalnie. Orzechowe oczy dziewczyny wyrażały wdzięczność. Skinęła lekko głową i, ku swej irytacji i złości, poczuła, że rumieni się jeszcze bardziej.
- Hermiona, ja naprawdę nie wiem, co ci odpowiedzieć – zauważył, że mina przyjaciółki robi się chmurna i smutna. – Powiedz mi, czego oczekujesz od tej rozmowy, a przysięgam, że spróbuję ci pomóc, choćbym miał stanąć na głowie i zaklaskać uszami – dziewczyna uśmiechnęła się blado po tej deklaracji.
- Nie wiem... Chcę ci po prostu zwierzyć się z tego, co się ze mną dzieje. Nie wiem tylko jak... Bardzo chciałabym wszystko odczuwać tak normalnie, jak... Jak zdrowa kobieta, a nie potrafię – zmarszczyła brwi i przygryzła wargę. – To mnie męczy, Harry. Czuję się podle wobec Dracona, czuję się winna, zbrukana, nieczysta... Czasem czuję nienawiść wobec niego i wobec siebie. To takie skomplikowane, przepraszam... – Harry dojrzał w jej oczach łzy.
- Nie wolno ci myśleć, że to twoja wina, nie wolno myśleć ci źle o sobie samej – głos chłopaka był miękki i łagodny. – Wiem, że to trudne, ale musisz powtarzać sobie, że jesteś w porządku i, że jesteś warta miłości – drgnęła po jego ostatnich słowach i znowu zacisnęła mocno palce na różdżce.
Harry miał ochotę kląć. Miał ochotę wybiec z zamku, znaleźć wiceministra i rzucać w niego wszystkimi klątwami jakie zna, albo po prosu powoli go mordować, tak, żeby czuł jak umiera. Ale wiedział, że musi odsunąć od siebie wszelką nienawiść i odegnać wszystkie złe, mącące umysł myśli.
- Tak, ja wiem, Harry – jak przez mgłę dotarł do niego głos przyjaciółki i chłopak wrócił do rzeczywistości. – Ale to takie... strasznie trudne... Najgorsze jest to, że czasami myślę bardzo źle o Draconie – przełknęła ślinę i Harry niemal mógł poczuć jej wstyd i zażenowanie własnymi myślami. – Tak jakby on był... zwykłym samcem, któremu... zależy tylko na jednym, a przecież wiem, że to nieprawda... – zamilkła na chwilę, jakby chciała dobrać odpowiednie słowa.
- Czasami chce mi się wyć, bo tak bardzo chciałabym mu okazać czułość i oddanie, a nie umiem... Chciałabym dać mu siebie i nie potrafię... - rozkleiła się zupełnie i przestała wycierać płynące po policzkach łzy. – Chciałabym tak normalnie i po ludzku się z nim kochać, ale nie jestem w stanie... Przepraszam, Harry... Nie chciałam się rozbeczeć.
- No, to teraz chociaż wiem, że ci na nim bardzo zależy – Harry uśmiechnął się łagodnie do Hermiony. – Nie przejmuj się, możesz sobie płakać ile chcesz... Malfoy nawet nie wie, jakie ma szczęście.
- Chyba nieszczęście – zadrwiła dziewczyna.
- HERM! – zielonooki uległ irytacji, ale przy okazji się zarumienił; w końcu w kategoriach związku z Zabini, myślał o sobie dokładnie tak samo.
– Rozumiem cię – dodał dużo ciszej. – Ja nie mogę pozbyć się wrażenia, że unieszczęśliwiam Blaise.
- Właśnie... Co właściwie między wami jest? Tak na siebie patrzycie... – Hermiona nie kryła swojej ciekawości. Harry nawet ucieszył się tym faktem, bo przestała płakać i wyglądała na spokojną.
- Tak naprawdę, to chyba całkiem sporo – Potter w zamyśleniu popatrzył na ogień. Lekko się zarumienił i zmarszczył brwi, a Hermiona przyglądała mu się uważnie. – Ona... My... kochaliśmy się w niedzielę – nie do końca wierzył w to, że powiedział to na głos.
- To było piękne – dodał niemal szeptem i niepewnie spojrzał na przyjaciółkę.
Hermiona patrzyła na niego z niedowierzeniem. Jej orzechowe oczy pociemniały, przybierając barwę gorzkiej czekolady, a wargi były lekko rozchylone.
- Naprawdę? – zapytała niepewnie i Harry usłyszał w jej głosie nie tylko zaciekawienie i fascynację, ale także lęk. Popatrzył na nią łagodnie. Wyglądała dziewczęco i kobieco zarazem. Była niczym ucieleśnienie zmysłowości i niewinności. Teraz mógł zrozumieć, jak to się stało, że Draco Malfoy stracił dla niej głowę.
- Tak, Herm. Naprawdę – zawahał się. Nie wiedział, co jeszcze powiedzieć, tak aby jej nie zrazić, ani nie zranić. – Chyba bardzo się zakochałem. Wiem tylko, że nie chcę jej stracić, skrzywdzić, ani unieszczęśliwić.
- Ale jak to jest? – spytała cicho, niemal z desperacją Gryfonka.
- Tego nie da się opisać, Herm... To trzeba przeżyć... Przepraszam – ostatnie słowo dodał, gdy zauważył, że jej wargi niebezpiecznie drżą.
- Widzisz? – wyszeptała. – Z tobą wszystko jest w porządku, a ja jestem nienormalna...
- Hermiona, przestań! Ani ze mną nie jest wszystko w porządku, ani ty nie jesteś nienormalna – zaprzeczył stanowczo Harry. – Po pierwsze; ja jestem chłopakiem, a ty dziewczyną. I nie próbuj mi wmawiać, że to nie ma nic do rzeczy, bo ma bardzo wiele. Po drugie, nic ci nie pomoże takie niesprawiedliwe myślenie o sobie, tylko ci zaszkodzi! Cicho, nic nie mów! - niemal krzyknął gdy zauważył, że Hermiona zamierza się odezwać.
- Na pewno myślisz sobie: łatwo mu tak mówić – Hermiona zamrugała, bo poczuła się tak jakby przyjaciel czytał w jej umyśle. – Otóż wiedz, że wcale nie jest mi łatwo, bo ja DOSKONALE WIEM CO CZUJESZ! Wiem i dlatego potrafię zrozumieć, że tobie jest trudniej, może nawet o wiele trudniej, bo Percy, w przeciwieństwie do tego pokręconego Notta, był kiedyś naszym kolegą – Hermiona wzdrygnęła się mocno.
- I mogę się założyć o wszystko co chcesz... – ciągnął swój wywód Harry – ...że Draco Malfoy też rozumie twoją sytuację i też mu jest ciężko, ale nie dlatego, że to z tobą jest coś nie tak, tylko dlatego, że ten świat jest kurewsko niesprawiedliwy, Herm! Rozumiesz?! – dał się ponieść emocjom, ton jego głosu był szorstki, i trochę się przestraszył, że dziewczyna znowu się rozklei, ale Hermiona patrzyła na niego spokojnie i lekko skinęła głową.
- Ja wiem, Harry, ale to mi prawie nic nie daje. Jestem taka... rozbita wewnętrznie – wbiła w niego z desperacją wzrok. - Co mam zrobić, żeby przełamać lęk? – spytała cicho.
Harry westchnął i poczuł jak ulatnia się z niego powoli cała złość na niesprawiedliwość życia na ziemskim padole.
- Musisz myśleć dobrze o sobie samej, Miona – ton jego głosu był teraz cichy i spokojny. Przytulił ją do siebie. Hermiona nie odsunęła się, tylko zamknęła oczy i objęła swojego przyjaciela.
- Dotyk nie musi ranić, nie musi być zły - bezwiednie powtórzył słowa, które powiedziała do niego Blaise. – Dotyk może być bardzo dobry, Hermi – gdy mówił, delikatnie gładził jej miękkie włosy. Westchnęła i przytuliła się do niego mocniej.
- A jak to nie pomoże? – spytała nieśmiało.
- Z czasem pomoże, zobaczysz... To nie zależy tylko od ciebie, a Mal... – Harry ugryzł się w porę w język – ...Draco przecież cię nie skrzywdzi – poczuł, że Hermiona się uśmiecha.
- Musisz z nim porozmawiać, wiesz? – drgnęła lekko po tych słowach.
- Wiem – usłyszał jej odpowiedź tylko dlatego, że wargi dziewczyny znajdowały się tuż przy jego uchu.
- I ty i ja potrzebujemy czasu, żeby na nowo zacząć cieszyć się życiem – Harry nie zdawał sobie sprawy ile jego słowa znaczą dla Hermiony. Chłonęła każde z nich i karmiła się zawartą w nich nadzieją jak manną z nieba.
Poczuł, że tuli się do niego jeszcze mocniej.
– Potrzebujemy czasu, ale wszystko się ułoży, Miona, zobaczysz.

Siedzieli objęci jeszcze przez dobry kwadrans. Już nie rozmawiali, ale ani Harry, ani Hermiona nie mieli tej nocy żadnych koszmarów.

***
******

Wtorek, 20 listopada, 1996

Teraz, Severus który dzień wcześniej martwił się brakiem jakiejkolwiek reakcji wiceministra na - jakże wymowny - list dyrektora Hogwartu, modlił się o jeszcze jeden dzień zwłoki ze strony Weasleya. Na szczęście jego modlitwy zostały wysłuchane. Przynajmniej do jedenastej. Na razie nie martwił się tym, co wymyśli Percival. Martwił się tym, czy powiedzie się zaplanowany przez niego fortel. Mistrz Eliksirów skrzywił się lekko na myśl o słowie „fortel.” Nie bardzo pasowało do tego co zamierzał zrobić, ale też nic innego nie przychodziło mu do głowy, jako określenie dosyć karkołomnego planu, który stworzył wraz z Lucjuszem.
- Zawsze miewałem postrzelone pomysły – mruknął sam do siebie oglądając fiolki eliksirów stojące, schludnie poukładane, za szklaną gablotą. Był dumny ze swojej kolekcji. Wiele z tych specyfików własnoręcznie udoskonalił, a procedury do niektórych z nich – jak na przykład do Lewiatana – samodzielnie opracował.
Dzień jednak dłużył mu się niemiłosiernie. Tak naprawdę pragnął, żeby nadeszła już kolejna doba... żeby było po wszystkim.
- Raz goblinowi stryczek – oznajmił swemu odbiciu w lustrze. Wyglądał gorzej niż zwykle, bo się nie wyspał. Niby jak miał spać w obliczu czekającej go przygody, na miarę przygód Chłopca Który Przeżył? To porównanie wywołało ironiczny uśmieszek na jego wąskich wargach.
- Jakiś ty optymistyczny, kochasiu – odpowiedział sarkastycznie lustrzany Snape.
- Jakbym sam o tym nie wiedział – Severus lubił mieć ostatnie zdanie, nawet w dyskusji z własnym odbiciem.
- Potter pewnie wyszedłby z tego bez szwanku – Snape z lustra miał, ku irytacji Mistrza Eliksirów, takie same potrzeby jak on.
„Mogę zgodzić się na szwank... w umiarkowanym stopniu – pomyślał Naczelny Postrach Hogwartu i posłał szyderczy uśmiech swemu bezczelnemu odbiciu. Zdobył się nawet na pokazanie, swojej podobiźnie, środkowego palca, co nie poprawiło mu zbytnio nastroju, – odbicie bowiem zrobiło to samo – ale lekko go odprężyło.

- Zaiste, Severusie, ciekawy z ciebie... obiekt do obserwacji – rozbawiony kobiecy głos pogłębił krzywy uśmieszek na wargach czarnookiego.
- Mogłabyś pukać, NIMFADORO...
Mimo, że drzwi były uchylone, Snape był przeczulony na punkcie prywatności. Nie, żeby Tonks o tym nie wiedziała, ale uchylona drzwi, to uchylone drzwi...
- A ty, w końcu, mógłbyś umyć włosy – odcięła się gładko. Sama miała, tego dnia, czarne gęste i cienkie warkoczyki sięgające aż do pasa.
- Zajmij się swoim wyglądem – warknął Mistrz Eliksirów. – Wyglądasz jak jakaś ladacznica, a nie nauczycielka – napięte nerwy nie pomagały mu w utrzymaniu poprawnych stosunków z otoczeniem, zwłaszcza że, ze swej natury, bywał aspołeczny.
- Jak zwykle kurtuazyjny i pełen kultury wobec kobiet – naburmuszyła się Tonks i poprawiła ciemnobordową szatę.
- Jeżeli będziesz zachowywała się odpowiednio, ja nie będę robił ci insynuacji, Nimfadoro – wycedził.
- Co cię dziś ugryzło, Snape? – kobieta zmarszczyła brwi. Wyglądała na urażoną.
- Powiedz po co przyszłaś i nie zadawaj głupich pytań – powiedział, już nieco łagodniej, Severus.
Pani profesor wzruszyła ramionami.
- Chciałam zapytać, dlaczego twój pupilek, Malfoy, nie pojawił się na dzisiejszych zajęciach OPCM?
- A się nie pojawił? – zdziwił się Snape.
- Cóż, pewnie urządza swoje nowe dormitorium... Poprosił mnie, abym mu załatwił u dyrektora prywatny pokój – mimo zaskoczenia, nie mógł sobie darować złośliwego komentarza. Po chwili jednak zmarszczył brwi. Uświadomił sobie, że Dracona nie było również na śniadaniu. Co prawda, czasami zdarzało mu się na nie nie przyjść, ale w obliczu tego, co usłyszał przed chwilą od Tonks i biorąc pod uwagę problemy Lucjusza, poczuł ukłucie niepokoju.
- Uważasz, że to zabawne? – poirytowana Nimfadora nie zwróciła uwagi na zmiany jakie zaszły w obliczu Mistrza Eliksirów. – Wiem, że mu pobłażasz, ale ja nie zamierzam dawać mu taryfy ulgowej! Powtórz temu krnąbrnemu arystokracie, że ma mi napisać, na następny wtorek, dwie rolki pergaminu na temat przeciwzaklęć stosowanych w zwalczaniu klątw mącących umysł! Dziękuję za uwagę – zirytowana, nieobecnym spojrzeniem Severusa, Tonks wyszła pospiesznym krokiem z gabinetu Snape’a.
Severus zanotował sobie w pamięci, co ma przekazać Draconowi Malfoyowi i wyszedł zaraz po Tonks, ale on skierował swoje kroki w kierunku pokoju wspólnego Ślizgonów.

*
Severus Snape zapukał cicho do nowego dormitorium Malfoya juniora. Odpowiedziała mu głucha cisza. Zapukał jeszcze raz – trochę głośniej. Znowu nic. Czując jak po plecach pełznie mu strumyk lodowatego niepokoju, powoli, jakby z namysłem, nacisnął klamkę. Ku jego uldze nie musiał używać Alohomory.
Wszedł do niezbyt dużego pomszczenia urządzonego w gustownych barwach szmaragdowej zieleni, srebra i ciemnego granatu. Widok, który ujrzał, uspokoił go, ale i niepomiernie zdziwił...
Draco leżał, na dębowym łóżku. Miał na sobie zielony sweter, który podarowała mu na siedemnaste urodziny Narcyza i czarne lekko wytarte dżinsy, teraz odrobinę za luźne. Spał. Jego twarz miała łagodny, niemal anielski wyraz, a klatka piersiowa unosiła się w miarowym oddechu.
Severus podszedł po cichu do swojego podopiecznego i delikatnie dotknął jego czoła. Było chłodne.
Draco ściskał w prawej dłoni zwitek pergaminu i Snape mógł się jedynie domyślać, że jest to list od jego ojca, który zapewne spędził chłopakowi sen z powiek, co zaowocowało poranną drzemką, która mogła przeciągnąć się aż do obiadu. Poczuł się podle na myśl o tym, że musi go obudzić, ale chłopak miał zaraz kolejne zajęcia i pewnie nawet nie zdawał sobie sprawy, że przespał obronę przed czarną magią.
Severus lekko potrząsnął barkiem młodzieńca. Draco jedynie wymruczał coś z dezaprobatą i przekręcił się na lewy bok, nie wypuszczając przy tym, kawałka pergaminu z dłoni.
- Draco, wstawaj – natarczywie wyszeptał mu do ucha Mistrz Eliksirów, tym razem, mocniej szarpiąc jego ramię.
Malfoy drgnął i usiadł. Wyglądał na zdezorientowanego. Rozejrzał się nieprzytomnie.
- Co się stało, panie profesorze? – spytał zachrypniętym głosem i potężnie ziewną. Popatrzył na kartkę w swojej dłoni i zmarszczył z dezaprobatą brwi.
„Cholera” – pomyślał.
Snape uznał, że teraz nie będzie zadręczał pytaniami na temat tego, co zawiera pergamin.
- Draco, jest prawie południe. Przespałeś obronę przed czarną magią – nauczyciel mógł zaobserwować, jak czoło chłopaka się marszczy, a on sam wzdycha żałośnie. – Przyszła do mnie Tonks i oznajmiła, że nie raczyłeś się pojawić. Masz napisać na wtorek dwie rolki pergaminu na temat przeciwzaklęć stosowanych przy zwalczaniu klątw mącących umysł. Nie była zadowolona.
- Ojej... – zdołał jedynie wydukać chłopak i Severusowi zrobiło się go żal. – Przeproszę ją – dodał żałośnie - i napiszę to wypracowanie... Gniewa się pan?
- Nie gniewam się Draco – ale idź, przemyj twarz, zarzuć na siebie coś... mniej mugolskiego i nie opuszczaj dziś już żadnych zajęć, dobrze?
- Ten sweter nie jest mugolski – odpowiedział automatycznie Draco. – Zaraz włożę szaty i doprowadzę się do porządku. Dziękuję, że pan mnie obudził – popatrzył z wdzięcznością na profesora, ale poza tym wyglądał na unieszczęśliwionego.
- Nie masz za co dziękować. To mój obowiązek – chłopak popatrzył jeszcze raz na złożony pergamin, a na jego twarzy pojawiły się troska i niepokój. – I nie martw się, wszystko będzie dobrze – dodał Severus, modląc się w duchu, by to była prawda.
Draco spojrzał z ufnością na swojego ojca chrzestnego i lekko skinął głową.
- Mam nadzieję, że to się powiedzie – szepnął, patrząc wymownie na nauczyciela. Snape nie musiał pytać o co chodzi.
- Ja też, ale już muszę iść... Mam zajęcia z piątym rokiem. Półgłówki – sarknął i chłopak lekko się uśmiechnął.
Draco popatrzył jeszcze raz na list od ojca i westchnął przeciągle. Pozostało mu tylko cierpliwie czekać i wierzyć, że wszystko dobrze się zakończy. Podniósł wzrok i patrzył w zamyśleniu na oddalające się plecy Severusa Snape’a, który znowu wziął na siebie odpowiedzialność za czyjeś życie.

******
Podczas obiadu Draco był piekielnie głodny. Westchnął i nałożył sobie górę zapiekanki ziemniaczanej.
- Widzę, że apetyt dopisuje – uśmiechnęła się Blaise.
- Nie jadłem śniadania – burknął Ślizgon i popatrzył koso na swoją dobrą koleżankę, która miała ogromną szansę na zostanie jego przyjaciółką.
Blaise wzruszyła ramionami i ukroiła sobie bardzo skromną porcję szarlotki.
- A ty, jak widzę, albo dbasz o linię, albo żyjesz miłością – ze złośliwym uśmiechem obserwował, jak na policzki Zabini wypływają delikatne rumieńce.
- Zajmij się swoim życiem uczuciowo-erotycznym, drogi kolego – świadczyła raczej chłodno.
- A co to jest życie e-ro-tycz-ne? – z zimną ironią przeliterował Draco. Uśmiechnął się sarkastycznie do Ślizgonki i zabrał się z entuzjazmem za zapiekankę.
- Jeśli ci tego brak, to zwróć się do Pansy. Ona bardzo chętnie przypomni ci, co to takiego – Blaise rzuciła Malfoyowi zaciekawione spojrzenie. Draco lekko się skrzywił i potrząsnął głową.
- Nie odbieraj mi apetytu, kochanie – sarknął.
Zabini zmarszczyła nos i się uśmiechnęła. Zaczęła powoli konsumować szarlotkę i obserwowała jak jej sąsiad pochłania ogromną porcję ze swojego talerza, a następnie nakłada sobie mnóstwo orzechowego puddingu.
- Rany, Draco! - oznajmiła
- To tylko zastępuje mi to sławne życie erotyczne – entuzjastycznie zareagował Ślizgon. – Przydałaby się czekolada...
- Draco, co z tobą? Jeszcze wczoraj nie przeszkadzał ci brak doznań seksualnych. Co jest? - Zabini nie ukrywała swojego zainteresowania. Odłożyła widelczyk do ciasta, upiła łuk kompotu z żurawiny i wbiła intensywne spojrzenie ciemnoniebieskich oczu w Malfoya.
Chłopak przełknął, westchnął i zaczął nerwowo stukać łyżeczką w talerz.
- Och, Blaise – zrobił rozżaloną minę, ale za chwilę spoważniał. – Co ja ci będę tyłek zawracał?
- Widzę, że naprawdę coś się stało. I nie zawracasz mi tyłka, Draco. Mów – oznajmiła bardzo cicho. Nie miała ochoty, aby podsłuchiwali ich inni mieszkańcy Domu Węża. Nie sądziła także, aby Malfoy chciał być podsłuchiwany.
Westchnął ciężko i powoli przeżuł kolejną porcję puddingu
- Mam lekkiego doła – oznajmił – Ojciec do mnie napisał i martwię się teraz o niego. Takie tam... – po jego minie Zabini odgadła, że „takie tam” są dosyć spore, mimo że Draco starał się przywołać na twarz lekceważący uśmiech. Nie była jednak wścibska i nie dopytywała się o szczegóły.
- Takie tam... – powtórzyła w zamyśleniu. – Jest ci źle, co?
Chłopak skinął głową.
- No... Skąd wiesz?
- Trudno nie zauważyć, Draco. Jest ci źle i potrzebujesz kogoś bliskiego, żeby cię pocieszył. Tak naprawdę nie chodzi o seks... Nie tylko. Chodzi o bliskość drugiego człowieka, prawda?
- Mówisz tak, jakbyś siedziała w moim umyśle... Chcesz puddingu? – uśmiechnął się smutno.
- Nie, dziękuję. Wolę szarlotkę - odwzajemniła uśmiech. – Ty naprawdę wyglądasz markotnie.
Draco tylko skinął głową
- Wiesz to dziwne. Z jednej strony naprawdę czuję, że seks by mi trochę pomógł... Ale przez to jest mi jeszcze bardziej źle...
- Weź, przestań! – żachnęła się Blaise. – To nie twoja wina, że masz takie, a nie inne potrzeby... I przestań dłubać bezmyślnie w tym puddingu – wyrwała mu z irytacją łyżeczkę z dłoni
- Nic nie rozumiesz... – sprawiał wrażenie jeszcze bardziej markotnego.
- Rozumiem bardzo wiele, Draco – jej spojrzenie było jasne i szczere.
- Zapewne... Mam iść do Parkinson, a ona mi pomoże – zakpił.
- Na żartach się nie znasz – odrzekła chłodno.
- Chyba bym się porzygał, gdybym poszedł z nią do łóżka – ciągnął niezrażony Ślizgon.
- Nie mów o rzeczach niesmacznych przy jedzeniu – ofuknęła go Zabini.
- Okey. A w takim razie, co mi radzisz? Żebym zaciągnął do łóżka kobietę, którą kocham? – zapytał z gorzką ironią i spojrzał znacząco na stół Gryffindoru.
- NIE. Ale nie możesz mieć wyrzutów sumienia, tyko dlatego, że odczuwasz napięcie erotyczne, to nic ci nie pomoże.
- Ach, rozumiem. Mam zaakceptować wszystko co czuję, tak? – ironia Dracona stała się zjadliwa.
- Posłuchaj. Nie tylko ty cierpisz – Blaise obruszyła się lekko. – I nie tylko twoi rodzice mają problemy... Jeżeli uważasz, że jesteś pokrzywdzony przez los, pomyśl chociażby o Hermionie. Pomyśl też o tym, że ja także kocham kogoś doświadczonego przez życie – Ślizgonka była zirytowana i nie ugryzła się w porę w język.
„Cholera” – pomyślała, a Malfoy cicho zagwizdał.
- No, no... – powiedział, z zaciekawieniem przyglądając się dziewczynie.
- No co?! – fuknęła.
- Nic – uśmiechnął się do niej łagodnie.
- Niech tylko zobaczę, że dokuczasz Harry’emu – Blaise złagodniała, ale wbiła w Dracona żarliwe spojrzenie.
- Nie zamierzam mu dokuczać... I masz rację, Hermiona cierpi bardziej niż ja. Sorry za to użalanie się nad sobą – Draco wyglądał na skruszonego.
- Nie szkodzi, każdemu może się zdarzyć – Blaise popatrzyła na niego z łagodnym uśmiechem... – Jak tam nowe dormitorium? – zmieniła nagle temat i uśmiechnęła się szerzej.
- Cicho, spokojnie i nie śmierdzi przepoconymi skarpetkami.
Zabini nie mogła się nie roześmiać.
- Na razie nie śmierdzi – zakpiła cicho.
- Blaise... – wyrzut w szarych oczach Malfoya był nad wyraz wymowny.
- Wiesz, że żartuję.
- Ale to durny żart...
Skinęła głową.
- Potter ma szczęście – oznajmił nagle Draco, patrząc uważnie na Blaise. Zarumieniła się lekko.
- A tam, zaraz szczęście... – duknęła. – Granger też nie trafiła źle – dodała cicho.
- Na malkontenta. No, całkiem nieźle – zakpił Draco.
- Masz dziś dzień słabości. Zdarza się najlepszym. Napij się herbatki i się odpręż – zamilkła na chwilę i spojrzała na stół Gryfonów. – Trochę ci zazdroszczę. Też bym chciała żeby Harry popatrzył na mnie tak, jak Hermiona patrzy na ciebie.
- Co?! – Draco błyskawicznie rozejrzał się po sali, ale panna Granger właśnie zamknęła oczy i ziewnęła lekko.
- Nie widziałem – westchnął żałośnie.
- Wiesz, może to i lepiej – Blaise uśmiechnęła się szczerze i puściła Draconowi oko.

******
- Słyszałem, że masz prywatne dormitorium, burżuju – Harry podszedł po kolacji do Malfoya i uśmiechał się teraz pobłażliwie.
„Niech zgadnę od kogo wiesz” – pomyślał Ślizgon, a na głos spytał:
- No, mam. I co? – uniósł brew i teatralnie zawiesił głos.
- Nic. Poza tym, że jesteś wygodnicki, Malfoy.
Po tej deklaracji, na ustach Dracona pojawił się uśmiech pełen samozadowolenia, ale w jego szarych tęczówkach zaigrały ogniki wesołości.
- Zazdrościsz...
- Nie, ale chciałbym je zobaczyć bo nie wiem, czy mogę puścić do ciebie Hermionę...
- Jeżeli chodzi ci o ilość miejsca, to łóżko jest naprawdę duże – Malfoy miał bardzo poważną minę i wpatrywał się w Harry’ego wyczekująco. Potter westchnął i pokręcił głową.
- Herm chciała cię dziś odwiedzić – oznajmił. – Ale po twojej deklaracji na temat łóżka, wnioskuję, że lepiej jej nie puszczać – dodał obserwując przy tym minę Ślizgona. Całą ironia wyparowała z oblicza Malfoya i chłopak szczerze się uśmiechnął.
- Naprawdę chce do mnie przyjść? – wyglądało na to, że puścił mimo uszu ostatnie słowa Gryfona.
Harry pomyślał, że taki uśmiech na twarzy Malfoya to istny cud.
- Chce, ale tak jak wspominałem, nie wiem czy pozwolę jej iść – stanowczo oznajmił Harry, obserwując go z rozbawieniem.
- Ty tylko o jednym, Potter – Draco zrobił minę nieszczęśliwego, uczciwego człowieka, posądzonego o niecne zamiary.
- Pozwól, że nie skomentuję.
- No, myślę... A teraz lepiej mi powiedz o co chodzi, Potter, bo chciałbym trochę posprzątać przed przyjściem Hermiony, okey?
Harry westchnął przeciągle.
- Słuchaj... Draco – Malfoy postarał się aby Gryfon nie mógł dostrzec zaskoczenia na jego twarzy. To, że mówił do niego po imieniu nie było do końca normalne. – Ją teraz bardzo łatwo zranić. Bądź ostrożny, bardzo cię proszę. W końcu jesteś tylko człowiekiem.
Malfoy spochmurniał i spuścił wzrok
- Myślisz, że o tym nie wiem? Ale mogę ci zagwarantować, że nigdy świadomie jej nie skrzywdzę i... że bardzo ją kocham.
„Ona ciebie też” – pomyślał Harry.
- Wiem, ale bardzo się o nią martwię. Czasami jest taka niemądra... Wiem, że to bardzo trudne, ale musisz być mądry za was oboje.
- Och, Potter, nie przypominaj mi o moim ciężkim życiu – Draco udał, że ociera pot z czoła i westchnął. – O tym też wiem – dodał z lekkim sarkazmem.
- Ale to moja przyjaciółka, Malfoy i chciałem się tylko upewnić - w głosie Gryfona pojawił się chłód.
- Doskonale to rozumiem – bardzo łagodnie odrzekł Draco. – Przepraszam, jeżeli cię uraziłem. Wiem, że się o nią martwisz i naprawdę to doceniam.
Wzrok Pottera nieco złagodniał, po tej deklaracji.
- To dobrze – odrzekł grzecznie.
- Powiedz Hermionie, że hasło to nadal Lewiatan... I nie trap się, odprowadzę ją do Wieży Gryffindoru.
- Powtórzę i proszę cię... Bądź dla niej delikatny i wyrozumiały.
„Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić” – pomyślał Draco, ale skinął głową. Wiedział, że Potter ma rację i zdawał sobie sprawę, że musi wykazywać mnóstwo rozsądku i cierpliwości.
Harry uśmiechnął się do niego, niemal jak przyjaciel, i odszedł.
Myśl o odwiedzinach Hermiony trochę ożywiła Dracona i poprawiła nieco jego podły nastrój. Zaczął nawet wierzyć, że wszystko dobrze się ułoży i na chwilę przestał się zamartwiać.

***
Hermiona zapukała cicho do drzwi dormitorium Dracona i powolutku otworzyła drzwi. Rozmowa z Harrym trochę jej pomogła uporządkować własne uczucia i przyszła po to, żeby zrozumieć je jeszcze dogłębniej.
- Nie przeszkadzam ci? – spytała od progu.
- Ty mi nigdy nie przeszkadzasz – mimo ciepła w jego głosie, wyczuła, że jest jakiś nieswój.
- Wejdź, Herm. Chyba nie będziesz stała w drzwiach? Proszę, usiądź gdzie chcesz...
Hermiona weszła i po cichu zamknęła drzwi.
- Ładnie tu – szepnęła i usiadła przy stole rozglądając się wokoło.
Dormitorium było mniejsze od poprzedniego, ale sprawiało wrażenie obszernego. Stało w nim bowiem tylko jedno łóżko i jedna szafa na ubrania, a nie po trzy meble, tak jak w tym zajmowanym przez Dracona wcześniej. Meble były dębowe, a w oknie wisiały ciemnoniebieskie zasłony. Ślizgon mógł się też pochwalić niewielkim kominkiem, w którym teraz wesoło buzował ogień. Chłopak usiadł na szerokim, wygodnym łóżku, przykrytym granatową narzutą, i zapatrzył się w przestrzeń. Był ubrany w czarną koszulę i czarne spodnie, co jeszcze bardziej podkreślało jego szczupłość i bladość skóry.
- Mi też się podoba. Mam tu ciszę i spokój, a teraz tego mi najbardziej potrzeba – powiedział i po chwili się zarumienił, zdając sobie sprawę ze znaczenia swych słów.
- To znaczy... To, że potrzebuję trochę samotności, nie oznacza, że przeszkadza mi twoje towarzystwo - uśmiechnął się do niej przepraszająco. – Tak naprawdę, cieszę się ze do mnie przyszłaś, Herm.
- Dziękuję – odpowiedziała, przyglądając mu się badawczo. – Coś się stało? Wyglądasz na smutnego...
W pokoju było bardzo ciepło i przytulnie. Dziewczyna zdjęła szatę i przewiesiła ją przez krzesło.
- Trochę martwię się o rodziców – przyglądał się jej białej bluzce i szkolnej spódniczce w kratę, która wydawała się teraz trochę za luźna. Mimo wieczornej pory, nadal miała na sobie krawat w barwach Gryffindoru.
– A tak w ogóle wszystko jest w porządku – dokończył. Nie chciał opowiadać o swoich troskach i dawać jej dodatkowych problemów do zmartwień.
- Napijesz się czegoś? – spojrzał na dziewczynę z czułością. Patrzyła na niego ciepło, cieplej niż zazwyczaj i uśmiechała się łagodnie. Zrobiło mu się gorąco od tego uśmiechu i musiał odwrócić wzrok.
- Nie, nic nie potrzebuję – odrzekła spokojnie. – Chciałam tylko pobyć z tobą, Draco.
Zdziwił się jej słowami. Z konsternacją stwierdził, że lekko się zarumienił i odchrząknął cicho.
- Dziękuję, ja też potrzebuję twojej bliskości, Herm.
Po chwili milczenia Hermiona wstała, podeszła do chłopaka i delikatnie pogładziła go po jedwabistej czuprynie. Zdjęła buty i wspięła się na łóżko, siadając za Malfoyem. Objęła go za szyję i przytuliła twarz do jego karku. Zamrugał z zadziwienia i objął dłońmi przedramię dziewczyny. Położyła drugą rękę na jego klatce piersiowej i przytuliła się mocniej.
- Co się stało? – spytał mile zaskoczony i pocałował przegub jej dłoni.
- Nic, chcę być blisko ciebie – orzekła po prostu i potarła pieszczotliwie policzkiem jego kark. Zamknął oczy i odwrócił głowę, żeby cmoknąć ją w czoło. Hermiona uśmiechnęła się i musnęła wargami jego usta, a Draco poczuł przyjemny prąd rozchodzący się po jego ciele.
„Powinienem się odsunąć” – pomyślał, ale nie zrobił tego. Była tak blisko niego. Pachniała cynamonem, rumiankiem i czymś jeszcze, czymś ulotnym i zmysłowym. Uwielbiał ten zapach. Uwielbiał ją.
- Kocham cię – westchnął.
- Ja ciebie też, Draco – usłyszał szept tuż przy swoim uchu, poczuł jej ciepły oddech.
Zakręciło mu się w głowie. Nie wiedział czy od tego oddechu, czy od jej niespodziewanych słów, które właśnie dotarły do jego świadomości.
- Nawet nie wiesz jak bardzo cię kocham – powtórzyła cicho, a jej wargi musnęły płatek jego ucha. Draco westchnął i zacisnął mocniej powieki
Odsunęła się nieco od niego. Pieściła palcami delikatnie jego kark. Musiał zacisnąć zęby, żeby nie zacząć jęczeć. Chciał powiedzieć, żeby przestała, ale nie potrafił.
- Pragniesz mnie? – zapytała cicho. To pytanie otrzeźwiło go na chwilę. Odwrócił się do niej i ujął dłonie dziewczyny w swoje ręce.
- Czemu pytasz?
- Bo chcę być tylko twoja, Draco – patrzyła na niego tak żarliwie jak nigdy wcześniej. Nikt nigdy na niego tak nie patrzył, jak teraz ona. Poczuł, że jego serce przyspiesza, a ciało ogarnia fala gorąca Pragnął jej niemal do bólu i nie potrafił sobie z tym poradzić. To, że chciała aby jej pragnął, wcale nie pomagało mu zapanować nad własnymi reakcjami i uczuciami.
- Wiesz, że tak – wyszeptał.
Pocałowała go w usta. Jęknął cicho, kiedy zaczęła delikatnie ssać jego dolną wargę.
„Boże, nie wytrzymam” – pomyślał.
Draco nigdy wcześniej nie doświadczył takiej tęsknoty, jaka teraz ogarnęła całe jego ciało. Czuł, że za chwilę całkowicie przestanie się kontrolować. Łagodnie odsunął ją od siebie. Jego oddech był ciężki i płytki, a serce tłukło się w klatce piersiowej jak spłoszony ptak.
- Przestań, Herm – wyszeptał ochryple. – Proszę.
Popatrzyła na niego z wyrzutem. Nie mógł znieść jej spojrzenia i odwrócił wzrok
- Dlaczego? Nie chcesz mnie? – spytała niemal płaczliwie.
Zamknął oczy i próbował się uspokoić.
- Chodzi o to, że aż za bardzo cię pragnę, Herm... Ale ty jeszcze nie jesteś gotowa. Zraniłbym cię bardzo, gdybym wykorzystał twoje zaufanie i twoją miłość... Przepraszam, że nie przerwałem tego wcześniej.
Jej oczy pociemniały i Draco pomyślał, że dziewczyna za chwilę się rozpłacze. Ale ona prychnęła jak rozwścieczona kotka.
- WYKORZYSTAŁ?! – niemal wykrzyczała to słowo. – Ja chcę z tobą być! Kocham cię i pragnę ci się oddać, a ty bredzisz coś o wykorzystywaniu i mnie odrzucasz! – wyglądała na złą i rozżaloną.
Malfoy zmełł cisnące mu się na usta przekleństwo.
- Posłuchaj – powiedział łagodnie. Ty jeszcze nie jesteś gotowa do fizycznego zbliżenia, chociaż ci się wydaje, że tak.. Zrobiłbym ci ogromną krzywdę, gdybym teraz spróbował się z tobą kochać...
- Robisz mi ogromną krzywdę, tym, że nie chcesz spróbować... – już nie była taka zła, ale usłyszał w jej głosie ogromny żal.
Za to Draco poczuł, że wzbiera w nim gniew. Wstał i popatrzył na Hermionę niemal z irytacją.
- Nawet nie wiesz, ile mnie kosztuje panowanie nad sobą – powiedział chłodno. – Nie masz pojęcia jak bardzo cię pragnę, ale zrozum, że jest jeszcze za wcześnie... – pokręciła z żalem głową, ale uważnie słuchała jego słów.
- Chcesz się przekonać, że mam rację? – spytał z desperacją. -Mam cię skrzywdzić, żeby ci udowodnić, jak jesteś krucha i podatna na zranienia? – w tonie jego głosu słychać było rozgoryczenie. Odetchnął głęboko i spojrzał na nią z miłością.
- Doceniam to, że mi ufasz – mówił już łagodniej. – Jestem dumny z tego, że darzysz mnie miłością, i że chcesz mi tą miłość ofiarować – cały jego gniew ulotnił się, gdy ujrzał jej zatroskany wzrok. Przygryzła wargę i wyglądała na zawiedzoną, ale też lekko skrępowaną.
Odwróciła, z cichym westchnieniem, wzrok. Draco ukląkł naprzeciwko Hermiony i zajrzał jej głęboko w oczy
- Skąd możesz wiedzieć, że nam się nie uda, skoro nawet nie próbujemy? – spytała cicho.
- Bo jest na to za wcześnie, kochanie, a ja mam tylko siedemnaście lat i boję się o swoje reakcje... – w jego spojrzeniu była jedynie czułość.
- I tak uważam, że powinniśmy spróbować... Ale przecież nie mogę cię zmusić – Hermiona nadal wyglądała na zawiedzioną, lecz w kącikach jej ust czaił się uśmiech.
- Mówił ci ktoś, że jesteś uparta?
- Nie jestem uparta, tylko zakochana – teraz naprawdę się uśmiechała.
- Uparta też – Draco wiedział lepiej. – A Potter miał rację, twierdząc, że bywasz niemądra – dodał tonem mentora.
Hermiona zmarszczyła brwi i popatrzyła na Dracona wilkiem.
- Obgadywałeś mnie razem z Harrym? – dziewczyna nie wyglądała na zadowoloną. – Doprawdy... A mówią, że to kobiety plotkują.
- Nie obgadywaliśmy cię. Potter się o ciebie martwi i zależy mu na twoim szczęściu. Wspomniał tylko, jak widzę zgodnie z prawdą, że bywasz niemądra... Musiałaś się tego nabawić ostatnimi czasy – Malfoy uśmiechnął się szeroko, widząc, że dziewczyna się rumieni.
- Od kiedy zakochani myślą racjonalnie? – odgryzła się z cichym fuknięciem.
- Popatrz na mnie – uśmiech Dracona stał się jeszcze szerszy.
- Widocznie nie jesteś zakochany – odcięła się trochę za ostro.
Na chwilę zapadła niezręczna cisza i Draco odezwał się jako pierwszy.
- A może po prostu kocham cię bardzo mocno, Miona... Kocham cię bardziej niż siebie samego – jego wzrok był teraz poważny i łagodny. – Jak możesz w to wątpić? – dodał z lekką urazą.
Hermiona poczuła ukłucie skruchy.
- Wiem, że mnie kochasz – powiedziała cicho i czule pocałowała go w policzek. – Nienawidzę tylko faktu, że muszę być traktowana... – zamilkła na chwilę i westchnęła z irytacją - ... jak jakaś istota upośledzona w rozwoju – przy ostatnich słowach skrzywiła się lekko.
- Upośledzona możesz być jak ci przyłożę – Malfoy nie krył rozdrażnienia.
- Ty nie bywasz niemądra, Herm. Ty czasami mądra bywasz – dodał i pokręcił głową z niedowierzaniem. – Powiedz coś takiego jeszcze raz, a przestanę być miły. Myślisz, że takie podejście do sprawy ci pomoże? – zmarszczył brwi i popatrzył na nią z wyrzutem.
Dziewczyna przewróciła teatralnie oczami, ale przełknęła ślinę i oznajmiła mężnie:
- Wiem. Ty mnie kochasz i się o mnie troszczysz, a nie traktujesz jak dziecko specjalnej troski... To chcesz mi powiedzieć?
- No widzisz? Potrafisz mówić do rzeczy, Herm – usiadł obok niej i mocno ją objął, a Hermiona ufnie przytuliła się do niego.
- Wiesz, że masz piegi na nosie? – spytała po chwili, wpatrując się w jego twarz.
- Ty też – odrzekł krótko.
- Wiem... – przechyliła głowę i przyjrzała mu się uważniej. - Twoje są urocze.
- Nawzajem – Draco uśmiechnął się szczerze.
- Skoro nie chcesz się ze mną kochać, to chociaż mnie pocałuj. Przecież się na ciebie nie rzucę – jej oczy były teraz bardzo ciemne, a na ustach błąkał się niemal figlarny uśmiech.
- Na pewno? – spytał z udawanym strachem, a dziewczyna westchnęła z irytacją. Dotknęła wargami jego policzka i spojrzała mu w oczy ze szczerą miłością. Draco poczuł jak jego ciało zalewa fala ciepła i czułości. Pocałował ją. Powoli i delikatnie. Jego usta były miękkie i ciepłe. Hermiona westchnęła cicho, zamknęła oczy i oddała czuły pocałunek.
- Kocham cię, Miona – wyszeptał chwilę później i przytulił ją do siebie mocniej.

******
Kitiara
Wysoki i dumny potomek rodu czystej krwi popatrzył w czerwone oczy bestii. Stał na zimnej kamiennej posadzce Mrocznego Dworu; miejsca, w którym często zbierali się Śmierciożercy i kwatery Czarnego Pana. Był to stary, zniszczony dworek, nie używany od lat i mieszczący się na obrzeżach Wiltshire.
- Wiesz dlaczego tu jesteś, Lucjuszu? – chłodno spytał Voldemort.
- Jestem tu, bo kazałeś mi przybyć, Panie – odrzekł bez zająknięcia mężczyzna
- A może domyślasz się dlaczego? – wycedził czarnoksiężnik, a jego źrenice zwęziły się niebezpiecznie.
- Nie wiem, Panie. Ale przybyłem tu, bo jestem twoim wiernym sługą – głos arystokraty nawet nie drgnął i Czarny Pan przyjrzał mu się z ukontentowaniem Nie wychwycił w głosie, postawie czy gestach sługi żadnego fałszu. Malfoy był pełen pokory i oddania wobec swojego mrocznego władcy. Niemniej jednak Voldemort ściszył swój głos do niebezpiecznego syku i rzekł:
- Właśnie... Ciekawe, czy jesteś moim wiernym sługą. Mam nadzieję, że tak...
Mężczyzna ledwie dostrzegalnie drgnął i przełknął ślinę, ale nie dał nic po sobie poznać.
- Pewien człowiek, który chce wstąpić w moje szeregi, twierdzi, że nie jesteś lojalny wobec mnie i chcesz zostać szpiegiem Dumbledore’a – Tom wypluł z pogardą nazwisko dyrektora Hogwartu. – O ile już nim nie jesteś...
Malfoy spojrzał odważnie w czerwone oczy Voldemorta.
- Nigdy nie zdradziłem cię, Panie i nigdy nie zdradzę – rzekł z mocą.
Czarny Pan znowu nie wyczuł ani odrobiny strachu czy obłudy w swoim Śmierciożercy.
- Obecni tu, wraz z tobą, moi słudzy zgodnie twierdzą, że nigdy nie padł na ciebie cień podejrzenia, i że jesteś moim oddanym i wiernym przyjacielem...
Określenie „przyjaciel” wywołało u mężczyzny zimny dreszcz obrzydzenia, na szczęście niezauważony przez mówiącego
Malfoy popatrzył na resztę zebranych. Nie było ich wielu, zaledwie garstka. Tak jak przypuszczał: Macnair, Lestrange, Avery i Rookwood.
„Oddział elitarny śmierciojadów” – ta myśl wywołała niemal uśmiech na wargach nieoszlifowanego diamentu arystokracji czarodziejów.
- Ja też ci ufam Lucjuszu – podjął swój wywód Lord. – Co prawda miałeś chwilę słabości, gdy opuściłem moich poddanych, pokonany w niewytłumaczalny sposób, przez tego bachora Potterów – Malfoy znowu usłyszał w głosie Pana ton pełen bezgranicznej pogardy.
- Zeznałeś pod przysięgą, że byłeś pod działaniem Imperiusa... Zawsze czuję ogromny żal, gdy o tym pomyślę... – stojący naprzeciw mężczyzna mógłby przysiąc, że to co czuł Voldemort na pewno nie było żalem. Raczej obrzydzeniem i zimną niechęcią.
- Nie lubię sobie o tym przypominać, to mnie drażni – Czarny Pan skrzywił się z niesmakiem, a przedstawiciel szanowanego w magicznym świecie rodu przygotował się wewnętrznie na cios.
- Crucio – oznajmił zimnym szeptem Lord i po chwili Lucjusz zwijał się na kamiennej posadzce, zaciskając z bólu zęby, a z kącika jego warg sączyła się krew.
W wyniku szoku, umysł Malfoya był w tej chwili bardziej podatny na penetrację, ale nie krył w sobie żadnych niemiłych niespodzianek i Czarny Pan popatrzył na swojego sługę łaskawiej.
- Wstań, Lucjuszu – rzekł, pełnym pobłażliwości tonem, Tom Marvolo Riddle, a na jego pozbawionych warg ustach wykwitł sardoniczny uśmieszek.
Malfoy podniósł się powoli i spojrzał w nieludzkie oczy czarnoksiężnika. Jak zwykle ujrzał tam okrutne samozadowolenie i bezduszny chłód.
„On stał się potworem” – pomyślał szarooki czarodziej i szybko odesłał niebezpieczną myśl, gdzieś poza granice swojej świadomości.
„Obym tylko zmieścił się w granicach czasu” – pozwolił sobie na bezgłośne rozważanie w momencie, gdy Voldemort popatrzył, zamyślony, w zupełnie innym kierunku.
- Co ja mam z tobą zrobić, Malfoy? – zastanowił się na głos czerwonooki pogromca szlam i mugoli.. – Nigdy, poza tą niewielką niesubordynacją, o której wspomniałem, mnie nie zawiodłeś. Ale czymże ona jest przy twoich wysiłkach, które podjąłeś cztery lata temu, aby przywrócić mi moc? – wywód Czarnego Pana spowodował odprężenie sługi, będącego teraz „na dywaniku” u zagadkowego Toma i zaciekawił Bellatrix Lestrange, która uniosła wyżej ciężkie powieki, aby lepiej przyjrzeć się swojemu szwagrowi. Siedząc w Azkabanie, nie miała pojęcia o tym, że Lucjusz „podarował” małej Ginny Weasley potężny pamiętnik Riddle’a
- Zaopatrzenie tej smarkuli w moje wspomnienia, było zaiste świetnym posunięciem – ciągnął Lord. – A za to, że Potter popsuł wtedy twoje wysiłki, absolutnie cię nie obwiniam... Ten gówniarz znowu miał więcej szczęścia niż rozumu – czarnoksiężnik wykrzywił swoją okrutna, bladą twarz w grymasie niesmaku i pogardy absolutnej.
- Możesz mi powiedzieć, Malfoy, jak ten szczeniak to robi? Nie ma nawet siedemnastu lat, a wszystko idzie mu jak po maśle...
Mężczyzna wolał nie odpowiadać na postawione przez Lorda pytanie. Znał go na tyle, żeby wiedzieć, ze nie o odpowiedź tu chodzi. Marvolo, po prostu, zastanawiał się głośno nad dalszą strategią postępowania.
Lucjusz spojrzał w kierunku grupki zebranych Śmierciożerców, czyli na elitę Voldemorta. Lestrange przyglądała mu się z jawną aprobatą, a nawet podziwem i mężczyzna zmusił się do lekkiego uśmiechu, chociaż poczuł niemiły skurcz w okolicach żołądka.
- Wierzę w twoją lojalność, Lucjuszu – powiedział w końcu Lord. – Nie wiem tylko czemu ktoś pozwala sobie na takie insynuacje wobec ciebie... Następnym razem nie przejdę nad tym tak obojętnie jak teraz – coś w głosie Voldemorta powiedziało Malfoyowi, że tym razem także nie obędzie się to bez echa. Czarny Pan nigdy niczego nie traktował tak poważnie jak lojalności wobec siebie. Chciał dać tylko swemu słudze do zrozumienia, że następny raz może się skończyć, dla podejrzanego o zdradę, bardzo tragicznie.
- Musisz jednak Lucjuszu, dowieść swojej lojalności – arystokrata poczuł niemiły ucisk w gardle. – Dlatego mam dla ciebie zadanie i propozycję... nie do odrzucenia – Marvolo zawiesił głos i wbił spojrzenie czerwonych ślepi prosto w szare oczy podwładnego.
Po ciele mężczyzny rozeszła się fala niepokoju, ale zachował kamienny wyraz twarzy, na której nie drgnął nawet jeden mięsień.
- Zadanie jest proste... W Hogwarcie jest ktoś, kto bardzo pomaga Dumbledore’owi i chroni Pottera... Chcę aby, w ciągu tygodnia, Severus Snape znalazł się na tym drugim, lepszym podobno świecie – sługa Voldemorta pobladł nienaturalnie po tych słowach, ale, starając się by jego głos nie zadrżał, odpowiedział stanowczo:
- Tak jest, Panie...
- Moja propozycja natomiast brzmi następująco – Tom wyglądał na zamyślonego, a jego nieludzkie oczy wpatrywały się w jakiś, wiadomy tylko jemu, punkt. – Twój syn jest już pełnoletni, a podczas Próby udowodnił, że nadaje się na mojego lojalnego sługę, dlatego życzę sobie, aby jutro, punktualnie o północy, aportował się tutaj, przed moją rezydencją. Bello, – zwrócił się do czarnowłosej Śmierciożerczyni – odbierzesz panicza Malfoya i przyprowadzisz go bezpośrednio do mnie, to znaczy do nas... Chcę żeby wszyscy moi poddani byli świadkami zaszczytu jaki spotka chłopaka – zasyczał Lord.
- Tak jest, Panie – kobieta skłoniła głowę w geście pełnym czci i oddania, a w tonie jej głosu brzmiała duma, wywołana wyróżnieniem jej spośród elity Śmierciożerców.
Mężczyzna nie pokazał po sobie, jak mocno słowa Czarnego Pana nim wstrząsnęły. Jedynie pokornie schylił głowę i powiedział służalczym tonem, za który od razu siebie znienawidził:
- Co tylko rozkażesz, Panie...
Wiedział, że nie może postąpić wbrew woli Lorda i prosić o odroczenie terminu wprowadzenia Dracona w szereg sług tego czerwonookiego potwora. To tylko wzbudziłoby podejrzenia Voldemorta i by go rozdrażniło, chociaż standardowo nowi byli rekrutowani spośród tych młodych ludzi, którzy ukończyli szkołę. To była wskazówka dla Malfoya, że mimo swej łaskawości Czarny Pan musi mieć dowód lojalności. Najbardziej przerażało mężczyznę to, że prawdopodobnie młodzieniec będzie zmuszony dokonać czegoś potwornego. Bał się też jak tą wiadomość przyjmie sam zainteresowany, ale wierzył w to, że Malfoy junior jakoś przetrwa i da sobie radę.
- Zanim będziecie mogli się oddalić, - przerwał pełną nabożnego napięcia ciszę gospodarz spotkania - chcę was zatrzymać i pokazać wam jaka kara czeka kłamców i mącicieli - po tych słowach zbladła nawet, znana ze stalowych nerwów i zamiłowania do tortur Bellatrix Lestrange, a Augustus Rookwood przełknął nerwowo ślinę.
Z ust Voldemorta wydobyła się seria syczących, nieprzyjemnych dźwięków, od których wszystkim zebranym ścierpła skóra. Do mrocznej komnaty wpełzł ogromny żółty wąż i ułożył się u stóp swego pana.
- Idź po tego kłamcę, Augustusie – chłodno oznajmił Lord.
- Tak, Panie – mężczyzna ukłonił się, a Malfoy mógł dostrzec, że jego mina nie wyraża zadowolenia.
Po kilku chwilach Rookwood wrócił z zakapturzonym jegomościem.
- Pokaż swoją twarz – zimno oznajmił Voldemort.
- Jak rozkażesz, Panie – odpowiedział mężczyzna i niepewnym ruchem ściągnął kaptur.
- Znasz go, Lucjuszu? – spytał sucho czarnoksiężnik.
- Pracuje w ministerstwie... Od niedawna – twarz mężczyzny nic nie wyrażała, ale po jego kręgosłupie przeszedł zimny dreszcz. – To Igor Matrojew... Bardzo zaprzyjaźnił się z nowym wiceministrem - ton mężczyzny jest chłodny, obojętny i zaprawiony pogardą. – Karierowicz i, z tego co wiem, sukinsyn. Nie lubimy się – położył nacisk na ostatnie słowa, a Nagini zasyczała złowrogo.
- Ach tak? Powiedz mi, Matrojew, dlaczego oczerniłeś jednego z najbardziej oddanych mi sług? – wycedził czerwonooki, a jego okrutne spojrzenie zdawało się przewiercać Igora na wylot. Matrojew nerwowo przełknął ślinę. Jako nie zarejestrowany animag dowiedział się wiele, ale nie na tyle dużo, żeby móc dostarczyć jakieś dowody i teraz uświadomił sobie, jaką głupotą z jego strony był pośpiech. Przecież Malfoy służył Voldemortowi od lat i prawdopodobnie nigdy wcześniej nie dał mu powodów do podejrzeń. Ciemna karnacja Bułgara zbladła lekko, a on sam szukał rozpaczliwie jakiegokolwiek wytłumaczenia. Lucjusz Malfoy patrzył na niego zimno, a na ustach arystokraty błąkał się okrutny uśmieszek wyrażający nienawiść. Igor nie mógł sobie przypomnieć na czyjej twarzy widział wcześniej taki uśmiech, ale na pewno nie była to twarz bladolicego arystokraty, który miał teraz nad nim ogromną przewagę.
- Panie, jeżeli dasz mi jeszcze trochę czasu....
- Raczysz sobie żartować, Matrojew – uciął Voldemort. – Przez ciebie musiałem zwołać dzisiejsze zebranie... Poza tym Nagini dawno nie jadła nic porządnego .
O ile to możliwe, twarz Igora stała się idealnie biała jak pergamin i może Lucjusz poczułby dla niego litość, gdyby się nim tak bardzo nie brzydził. Avery lekko poszarzał po ostatnich słowach Czarnego Pana
- Dlaczego ten człowiek miałby cię oczerniać, Lucjuszu? – spytał chłodno Lord wbijając czerwone oczy w Malfoya, a Nagini zwróciła swój łeb w stronę mężczyzny.
- Nie wiem, Panie – gładko odrzekł wpływowy czarodziej. – Już mówiłem. Jest karierowiczem i się nie lubimy, mógł to zrobić z czystej zawiści, a może dla sławy – niedbale dorzucił i cynicznie się uśmiechnął. Czuł bezgraniczną nienawiść i satysfakcję.
Zachowanie Lucjusza było nienaganne. Lord nie wyczuł u niego ani odrobiny strachu, czy cienia fałszu i obłudy. Za to Igor Matrojew śmierdział strachem na odległość. Był zdenerwowany i pocił się jak mysz. Voldemort skrzywił się z pogardą.
- Nienawidzę zdrajców, ani oszczerców... Jak mogłeś myśleć, że uwierzę ci na słowo, skoro ten mój sługa licznymi czynami dowiódł swojej lojalności i nadal jej dowodzi, a jego syn jest o wiele lepszym materiałem na Śmierciożercę niż ty?
- Panie, pozwól mi...
- Milcz, Matrojew! Dosyć mam twoich kłamstw! Nie wiem, co chciałeś tym osiągnąć, ale Lucjusz jest czysty jak łza... – zawiesił głos i powiódł po zebranych uważnym spojrzeniem - ...a przynajmniej takie sprawia wrażenie. – Malfoy poczuł lekki dreszcz niepokoju. – Nieistotne. Jeżeli zdradzi mnie kiedykolwiek, poniesie odpowiednią karę, a dziś ukażę ciebie, Matrojew. Dla przykładu... Żeby każdy, kto będzie chciał robić nieprawdziwe donosy, najpierw kilka razy zastanowił się, czy mu się to opłaca. Zapewniam, że nie.
Igor pobladł jeszcze bardziej i ze zgrozą popatrzył na ogromnego węża, który, jakby rozumiejąc na co się zanosi, zwrócił swoje straszne ślepia w jego stronę, wysunął rozwidlony język i zakołysał łbem. Cierpliwość widoczna w oczach gada jedynie bardziej go przeraziła.
Voldemort uśmiechnął się okrutnie i wydał z siebie krótkie, zimne syknięcie.
Nagini błyskawicznie rzuciła się na swoją ofiarę a wrzask, jaki odbił się od kamiennych murów, był tak nieludzki, że Avery zatkał na chwilę uszy. Macnair zatrząsł się lekko z obrzydzenia, Rookwood wyglądał tak, jakby miał za chwilę stracić przytomność, albo zwymiotować, Malfoy wzdrygnął się, ale nie odwrócił wzroku od okrutnej rzezi, a Lestrange przymknęła na chwilę oczy i potrząsnęła z odrazą swoimi gęstymi włosami. Czarny Pan patrzył z zimnym zainteresowaniem jak jego osobiste „zwierzątko” rozrywa Matrojewa na strzępy.
- Mam nadzieję, że pojęliście dzisiejszą lekcję – powiedział po kilku chwilach wymownej ciszy Voldemort, a jego nozdrza rozszerzyły się tak, jakby czarnoksiężnik z lubością chłonął smród krwi i świeżych trzewi.
Dopiero spojrzawszy ponownie na zmasakrowane brutalnie zwłoki Matrojewa, przedstawiciel czarodziejskiej arystokracji przymknął na chwilę oczy. Dotarło do niego z mocą, co stałoby się z nim, gdyby wykonał chociaż jeden fałszywy ruch, albo powiedział coś – cokolwiek – co nie spodobałoby się Lordowi.
Myślał, że jest odporny na rzeź, ale nagle poczuł silny skurcz żołądka i musiał głęboko odetchnąć. Kątem oka zauważył, że Bellatrix robi to samo, a Augustus pozieleniał lekko na twarzy. Macnair i Avery byli nienaturalnie bladzi.
- Możecie odejść, jutro was wezwę na spotkanie – oznajmił Czarny Pan z jawną satysfakcją przyglądając się Nagini, która spokojnie konsumowała jeszcze ciepłą ofiarę.

Kiedy srebrnowłosy czarodziej znalazł się na zewnątrz Mrocznego Dworu wciągnął haust świeżego powietrza, po czym aportował się przed rezydencją Malfoyów. Ze zdziwieniem dostrzegł, że jego dłonie lekko się trzęsą; zaczęły do niego docierać wszystkie konsekwencje słów Voldemorta. Spojrzał na złotego roleksa – sam nigdy w życiu nie założyłby czegoś tak ekstrawaganckiego, ale „szlachectwo zobowiązuje” - ozdabiającego jego prawy nadgarstek i odetchnął z ulgą. Eliksir kończył swoje działanie już za kilka minut.
„Wredny zawsze ma szczęście” – pomyślał z sarkazmem i stłumił kolejną falę mdłości. Musiał objąć dłońmi żelazną bramę prowadzącą na teren posiadłości Dragon Tower i pochylić głowę. Założyłby się o wszystko co ma, że Augustus Rookwood rzyga w tej chwili jak struta Pani Norris. Znowu musiał się otrząsnąć i wziąć głęboki wdech. Nie wiedział ile czasu tak stał, oddychając głęboko z zamkniętymi oczami. Kiedy je otworzył, ujrzał że palce zaciśnięte na kracie są dłuższe i bledsze niż były wcześniej.
„Wielosokowy przestał działać” – pomyślał Severus Snape, podał chimerze strzegącej bramy hasło Wyzwolony umysł i ruszył powoli w kierunku pysznej budowli, aby podzielić się ze swoim przyjacielem niewesołymi nowinami.

***
Lucjusz wpatrywał się bezmyślnie w dogasający kominek, a Narcyza wyglądała na całkowicie przytłoczoną; w jej oczach lśniły łzy.
- Rozumiem, że mam cię zabić? – spytał chłodno Malfoy i wbił stalowo-szare tęczówki w czarne oczy Mistrza Eliksirów.
- Dobrze rozumiesz... Myślę, że powinieneś mnie otruć. Czarny Pan uznałby to za niezwykle wyrafinowane i zabawne, a uczniowie Hogwartu zapewne odetchną – zimne słowa Snape’a ociekały sarkazmem
- To nie jest zabawne, Sever! –ostro zripostował Lucjusz. – A jeszcze mniej bawi mnie fakt, że Draco ma mieć jutro wypalony Mroczny Znak na lewym przedramieniu. Osobiście wolałbym własną egzekucję, przeprowadzoną z odpowiednią pompą.
- Lucjuszu! – Narcyza spojrzała na męża ze zgrozą i dezaprobatą.
- Och, Nari! Ja będę musiał na to patrzeć.
- Możesz go wspierać duchowo – chłodno oznajmił Mistrz Eliksirów. – To, że będziesz przy Draconie, da mu oparcie psychiczne.
- Ale nie sprawi, że mniej przeżyje to piekło! Draco może zrobić coś głupiego... – Malfoy senior zmarszczył brwi i westchnął przeciągle.
- Może psychicznie nie wytrzymać – Narcyza weszła mężowi w słowo.
- Mogę mu zaaplikować Eliksir Zimnej Krwi – Snape skrzywił się lekko przy tych słowach.
Narcyza i Lucjusz wpatrywali się z niesmakiem i zaskoczeniem w swojego przyjaciela; słyszeli co nieco o tym specyfiku.
- Draco nie jest Oklumentą nawet w tak minimalnym stopniu jak ty, Luc. A ten eliksir pomoże mu zachować spokój i opanowanie... Co prawda pozbawi go, na parę godzin, także odczuwania współczucia i innych głęboko ludzkich uczuć.
- Właśnie! – sarknęła Narcyza. – Będzie się zachowywał jak Zombie, któremu wszystko jedno czy rzuca zabijającym czy Cruciatusem, albo innym paskudztwem i będzie mu obojętne w kogo tym rzuca. – Narcyza nie kryła swojej odrazy, a jej spojrzenie było zimne i antypatyczne.
- Mogę mu dać niewielką ilość – Snape się zamyślił. – Tyle tylko, żeby nie odczuwał wszystkiego zbyt mocno...
- Nari, – Lucjusz spojrzał łagodnie na żonę – wiesz, że tak będzie najlepiej...
Myślał, że Narcyza na niego 'nawarczy', ale kobieta westchnęła jedynie cicho.
- Wiem – szepnęła.
- Jest tylko jeden problem – Severus w zamyśleniu przesunął wskazującym palcem po swojej dolnej wardze. – Obawiam się, że Draco nie zechce wypić nawet minimalnej dawki eliksiru. Oczywiście postaram się go namówić...
- Oczywiście... – Lucjusz zagapił się bezmyślnie w przestrzeń. – Ale ja nie zamierzam ciebie truć – dodał stanowczo.
- Nie masz wyboru...
- Coś wymyślę. To znaczy, wymyślimy coś razem – Malfoy spojrzał na Snape’a, a w jego oczach czaiła się desperacja. – Ale chociaż jedna rzecz pozytywna z tego wynikła. – słowa arystokraty zaprawione były mściwą satysfakcją. – Ten śmieć Matrojew zdechł. Może w najbliższej przyszłości trafi też szlag Percivala Weasleya.
Narcyza wzdrygnęła się wewnętrznie i zaczęła zawzięcie podsycać w kominku ogień, żeby nie wygasł do końca.

***
******
Kitiara
Hej!
Ale mnóstwo komentarzy!
Dzięki!
Nie po to wklejam tyle teks, zeby potem zobaczyć taką pustkę w temacie...
Miałam wkleić kolejny odcinek, ale się zawzięłam.
wklęję, jeżeli pojawi się jakikolwiek komentarz.

Dziękuję z góry i pozdrawiam Forumowiczów, Kit.
harciomaniak
Twoje party-czyta się szybko, wciągająco i nie znalazłem żadnych błędów!!! Gratuluje!!!!!!!! nutella.gif czekolada.gif landrynki.gif krowki.gif czekam na następne części!!!!!! Pozdrowionka biggrin.gif
Avin
Mam dziwne wrażenie, że ty tu książkę piszesz. I wiesz co ci powiem?? Dobrze robisz!!!. Fick jest jednym z niewielu opodwiadań, do których nie mam żadnych zastrzerzeń(chyba się powtarzam, to samo pisałam przy "Ręka Boga"). Moim zdaniem twój najlepsz fick. Tak trzymaj!!! krowki.gif na wenę.

P.S. Kiedy next part??
Kitiara
]Środa, 21 listopada, 1996

- Hermiona, co to za mina? – Harry jadł tosta i wpatrywał się z zaciekawieniem w przyjaciółkę.
- Niby co? – Granger obrzuciła go niechętnym spojrzeniem.
- Wyglądasz na... – chłopak poszukał w myślach odpowiedniego przymiotnika - ... niezadowoloną i zawiedzioną. Coś się stało?
- Raczej NIC – oświadczyła dobitnie Hermiona, a brwi Harry’ego podjechały niespotykanie wysoko.
- Oświeć mnie, bo raczę nie rozumieć, madame – rzekł, a w jego jasnozielonych oczach pojawiła się nieokiełznana ciekawość.
Gryfonka prychnęła jak rozdrażniona kocica.
- Nic, to znaczy nic – syknęła i nałożyła sobie jajecznicy.
- Coś dziś nie w humorze jesteś – Potter próbował wyglądać na umiarkowanie zainteresowanego, a nie na istotę którą rozsadza z ciekawości, ale mu to nie wychodziło. - Wścibstwo posłało trolla do piachu, Harry – oznajmiła Hermiona ze słodkim uśmiechem i zwróciła ciemne oczy na stół Slytherinu. Jej przyjaciel mógłby przysiąc, że popatrzyła na Malfoya z czymś w rodzaju rozżalenia, niepewności i rozdrażnienia. Zaciekawienie chłopaka osiągnęło górny pułap.
- Nie chcesz mówić, to nie mów – rzekł i zaczął się wiercić na krześle.
„Spytam Malfoya o co chodzi” – postanowił.
Nagle zdał sobie sprawę, że Draco bezmyślnie grzebie widelcem w swoim talerzu i wygląda tak, jakby miał się za chwilę rozpłakać, albo psychicznie załamać.
- Co złego dzieje się z blondasem? – spytał.
- Sama bym chciała wiedzieć – sarkastycznie odrzekła Hermiona
- Ja mówię poważnie...
Dziewczyna podążyła za wzrokiem przyjaciela i poczuła się tak, jakby jej ktoś porządnie przyłożył. Draco był bardzo smutny, przygnębiony i totalnie niewyspany.
„Jestem skończoną egoistką” – pomyślała.
- Nie wiem – odezwała się cicho, a Harry mógł przysiąc, że dojrzał w jej oczach skruchę. – Wczoraj wspominał, że martwi się o ojca... – nagle dotarło do niej, że znając Dracona, mogło to być coś poważnego. W końcu Malfoyowie nie należeli do istot wylewnych.
- Ależ ze mnie głupia pinda – sapnęła dosyć głośno.
- Że, co?! – Harry z wrażenia upuścił widelec, a Ron, przez ramię przyjaciela, popatrzył na pannę Granger.
- Egoistyczna, bezmyślna pinda – dodała Hermiona nie zwracając uwagi na chłopców.
- Znowu mówisz szyfrem – prychnął Potter, gdy już podniósł widelec, a dziewczyna spojrzała na niego wymownie. - Harry, na łysiejącego Merlina! Nie musisz. Zawsze. Wszystkiego. Wiedzieć – Harry zrobił usta w ciup, a jago wzrok starał się powiedzieć „no przecież o nic się nie dopytuję”; ale tylko się starał i Granger, mimo nieciekawego samopoczucia, uśmiechnęła się zadziornie.
- Wiesz co, kochanie? –zakpiła cicho. – Ludzie mają coś takiego jak życie osobiste i chyba nie sądzisz, że będę ci się zwierzać ze wszystkich intymnych szczegółów mojego żywota, co?
„I tak zapytam, o te intymne szczegóły, Malfoya” – postanowił w duchu z mściwą satysfakcją Harry. – „A niech mi spróbuje nie powiedzieć...”
„Moja ciekawość mnie wykończy” – dodał po chwili.
- Chyba jestem nie w temacie – nieśmiało wtrącił się Ron i nawet jego piegi pociemniały z zaciekawienia.
- Ty też zamierzasz mnie wypytywać co, gdzie, kiedy, z kim, i jak? –Hermiona pokręciła z politowaniem głową.
- Nie, ja po prostu w ogóle nie mam pojęcia o co chodzi – żałośnie oznajmił Weasley.
- A ja straciłem wątek – dodał Potter.
- Ech, chłopaki, wyluzujcie, bo dostaniecie wrzodów – zarówno Ron jak i Harry doznali lekkiego szoku. Zabrzmiało to w ustach Hermiony dosyć egzotycznie. Ron tylko wzruszył ramionami, a Harry oznajmił mężnie:
- Wedle życzenia – ale wbił zachłanne spojrzenie w Malfoya, który teraz potężnie ziewał i przeklinał w myślach Voldemorta, Śmierciożerców i cały świat.

***
Draco siedział i sceptycznie obserwował błękitny eliksir, który dał mu Severus Snape.
W nocy odwiedził go ojciec i oznajmił mu „radosną wieść”. Malfoy junior sam był zdziwiony swoim spokojem, gdy dowiedział się jaki „zaszczyt” go spotkał. Później, przed śniadaniem, Mistrz Eliksirów podarował mu tą fiolkę.
„Tylko dwa łyki; jeśli wezmę więcej, pozbawię sam siebie ludzkich uczuć... Ale czy ja w ogóle chcę to brać?”
Rozważania przerwało mu pukanie do drzwi dormitorium.
- Ki diabeł?! – warknął sam do siebie. Skończył się obiad, a on nie miał tego dnia już żadnych zajęć. Wiedział, że powinien zacząć wypracowanie dla Tonks, ale, z niewiadomych przyczyn, nie miał wcale do tego głowy.
- No i czego ty, Potter, ode mnie chcesz? – spytał zrzędliwie zobaczywszy swego gościa
- Co ty, jakiś taki, dzisiaj? – Harry sprecyzował powód swej wizyty.
- Jaki? – zapytał Draco z heroiczną, jak na swój stan emocjonalno-psychiczny, cierpliwością.
- Nieprzyjemny? Niewyspany? Przygnębiony? Poza tym, sprawiasz wrażenie niezadowolonego z życia, zupełnie jak Hermiona – Harry poczynił wysiłki, żeby zabrzmiało to jak najbardziej obojętnie.
- Wejdź ciekawski, zielonooki gryfiaku – oznajmił z przekąsem Malfoy, co dobitnie utwierdziło Pottera w przekonaniu, że jego wysiłek poszedł na marne. – Po co ja ci mówiłem, jak brzmi hasło do wspólnego? – zastanowił się na głos i doszedł do wniosku, że dobrze zrobi mu szklaneczka ognistej.
- Zaraz ciekawski... – wzruszył ramionami „gryfiak”.
- Ze skóry wychodzisz, żeby się dowiedzieć, co zaszło wczoraj między mną a Hermioną – oznajmił, z sardonicznym uśmiechem, gospodarz dormitorium.
- Wcale nie!- odrzekł za szybko i zdecydowanie za głośno, Harry.
Draco pomyślał, że skoro Potter już przylazł, może się trochę rozerwać jego kosztem i zapomnieć na chwilę o swoich okropnych problemach.
- Napijesz się? – spytał gościa, gdy napełniał szklaneczkę, a Harry skinął głową.
- Wiesz, Hermiona miała dziś taką nieciekawą minę, bo nie chciałem jej zaspokoić oralnie – powiedział Draco zachowując na twarzy wyraz powagi.
- ŻE CO?! – Malfoy po tej deklaracji Gryfona, uznał że warto było walnąć głupi tekst, zwłaszcza, że mina Harry’ego była przekomiczna.
Draco zachichotał i podał mu szklankę.
- Potter, - oznajmił – bądź tak dobry i schowaj ciekawość do kieszeni. Myślisz, że będę ci się zwierzał? – popatrzył uważnie na rumieńce Chłopca z blizną.
- Jesteś wyuzdany – orzekł Harry z niesmakiem i opróżnił szklaneczkę jednym haustem.
- A co mam powiedzieć wścibskiemu gryfiakowi? Zresztą to nie było dalekie od prawdy – z satysfakcją obserwował, że Harry znowu się rumieni i otwiera szeroko oczy. – Chociaż gdyby o taką formę pieszczot poprosiła, wcale bym nie odmówił – ciągnął niezrażony, a Potter aż usiadł, na krześle, z wrażenia
Gryfona przysłowiowo zatkało. Otworzył i zamknął usta, aż w końcu zdołał wydukać.
- Słuchaj, Malfoy, jeżeli w jakikolwiek sposób skrzywdzisz Hermio... – ale nie dokończył, bo mina Dracona, z rozbawionej, stała się bardzo rozdrażniona.
- Wiesz co? Zaczynasz mnie wkurzać. Może i powiedziałbym ci, co się stało, bo przez tą całą, chorą sytuację zacząłem traktować cię jak kumpla... No i co wybałuszasz gały?! – Malfoy omal nie rąbnął szklanką o ścianę. Nagle ogarnęła go irracjonalna złość. Miał nerwy napięte jak postronki, a Potter swoim wścibstwem tylko go irytował. – Może bym powiedział, ale zachowujesz się jak ciekawski gówniarz i właśnie przeszła mi ochota na szczerość. I jak śmiesz mi sugerować, że mógłbym skrzywdzić Hermionę, Potter?!
Harry poczuł się idiotycznie.
Draco Malfoy był wściekły i miał rację.
Najpierw przyszedł i popisał się wścibstwem wyższego rzędu, a teraz zranił Ślizgona niedorzecznymi przypuszczeniami.
W dormitorium zapadła niezręczna cisza.
Draco patrzył na Harry’ego bardzo nieprzychylnie, a Gryfon wbił wzrok w podłogę i mocno się zarumienił.
- Przepraszam – powiedział po chwili Harry i niepewnie spojrzał w stalowoszare i zimne jak lód oczy Malfoya. Ślizgon nic nie odpowiedział i nadal wpatrywał się w gościa. Gniew zaczynał powoli się z niego ulatniać, zwłaszcza, że mina zielonookiego wyrażała szczerą skruchę.
- Najpierw zachowuję się jak wścibski cham, a teraz to. Naprawdę mi przykro...
- Nie szkodzi – bardzo chłodno odrzekł Draco. – To u ciebie nieuleczalne, Potter. Myślę, że kiedyś się przyzwyczaję.
„O ile dożyję tej chwili” – pomyślał z mściwym masochizmem i od razu skarcił się w duchu za takie rozważania. Miał przecież dla kogo żyć i za nic na świecie nie chciałby sprawić Hermionie bólu swoim przedwczesnym odejściem z tego świata.
Już wiedział, że weźmie te dwa łyki eliksiru.
Harry miał już się odciąć, ale dostrzegł w spojrzeniu Ślizgona tępy ból i przygnębienie.
- Hermiona uznała, że potrzebna jest jej terapia wstrząsowa i zaproponowała mi, żebym się z nią kochał – wypalił nagle Malfoy; pragnął się wygadać, powiedzieć o wszystkim co go niepokoi, martwi i doprowadza do szału, o wszystkich swoich uczuciach.
„Może , jak się wyżalę Potterowi, to nie zacznę walić głową w ścianę ani nic z tych rzeczy” – czuł się psychicznie wyżęty, czuł że jeszcze trochę szarpiących nerwy przeżyć i wyląduje na oddziale zamkniętym u Świętego Mungo. Że jeżeli komuś nie opowie o wszystkim, to po prostu oszaleje.
Harry z wrażenia upuścił szklankę.
- Cały ty, Potter – westchnął, ku zdziwieniu Gryfona, bez odrobiny sarkazmu, Draco. – Reparo.
- Dzięki... –Harry popatrzył na całą i zdrową szklankę, którą Malfoy postawił na stoliku. – To nie wszystko, prawda? – dodał jeszcze i zaraz tego pożałował. – Przepraszam, nie chciałem być...
- ... ciekawski, - dokończył za niego gospodarz dormitorium. - Tak, Potter, to nie wszystko... Draco westchnął i usiadł na drugim krześle obok swojego niezapowiedzianego gościa.
- Jak nie chcesz, to nie mów – oznajmił Harry ze skruchą.
- Jakbym nie chciał, to w ogóle nic bym nie powiedział, chyba na tyle mnie znasz? – Draco wziął papierosy ze stołu i popatrzył na Pottera łaskawiej. – Zapalisz? – spytał kurtuazyjnie i wyciągnął paczkę w kierunku Gryfona. – Jak będziesz chciał się jeszcze napić to krzycz, nie krępuj się; wykorzystam cię i się komuś zwierzę, może mi trochę ulży...
Harry nie wiedział, co myśleć o słowach Dracona Malfoya, bo chłopak zachowywał się nieco dziwnie. Gryfon zaczął dochodzić do wniosku, że młodego arystokratę musi dręczyć coś naprawdę poważnego, skoro mówi o „zwierzaniu się” i to komuś, kto jeszcze do niedawna był jego zagorzałym wrogiem. Ponieważ Potter nie miał pojęcia jak zareagować na dotychczasowe wyznanie Malfoya i jego deklarację, wzruszył tylko ramionami i powiedział, to co przyszło mu do głowy:
- Mówiłem ci, Malfoy, że Hermiona bywa niemądra – przypalił sobie papierosa różdżką i od razu stwierdził, że palnął bezmyślny tekst.
Ale, ku jego zdziwieniu i uldze, Draco jedynie zaciągnął się mocniej i oznajmił:
- Odniosłem wrażenie, że ostatnio bardzo rzadko kieruje się zdrowym rozsądkiem – spojrzał odważnie na swojego gościa. – Tylko jakoś się jej nie dziwię, Potter, a ciebie chciałem przeprosić za mój wybuch... Nie powinienem zachowywać się prowokacyjnie, nawet jeśli jesteś najbardziej ciekawską i wścibską osobą jaką znam – Harry z wrażenia omal nie wypuścił papierosa z dłoni.
Draco przepraszał go za całkowicie usprawiedliwioną irytację ze swojej strony. Coś było bardzo nie tak...
Po słowach Malfoya Gryfon poczuł się jeszcze bardziej skonsternowany.
- Eee... Nie szkodzi, miałeś prawo sobie zażartować i się na mnie zezłościć – musiał przyznać, że to było dziwne; szczera rozmowa z Malfoyem, ale ostatnimi czasy, wszystko stało się dziwne i już nie będzie takie samo jak kiedyś.
- Pewnie masz rację, Potter – odrzekł obojętnie Draco, strzepując popiół do popielniczki na stole.
Harry przyglądał się w zamyśleniu jak Ślizgon powoli zaciąga się dymem tytoniowym, wpatrując się natarczywie w sufit dormitorium. Na czole szarookiego chłopaka pojawiła się pionowa zmarszczka i Gryfon pomyślał, że ostatnio często tam gości; zdecydowanie za często jak na jej siedemnastoletniego właściciela.
Draco spokojnie dopalił papierosa i westchnął przeciągle. Harry zaś, w ciszy, palił razem z gospodarzem kwatery. Wiedział, że chłopak myśli intensywnie nad tym co może i chce powiedzieć swojemu gościowi i nad tym jak w ogóle zacząć rozmowę.
- Czy ty w ogóle chcesz wysłuchać moich pretensji do świata, Potter? – zapytał nagle Malfoy i wbił uważne spojrzenie w zielone oczy Harry’ego. – Wiesz, to dosyć egoistyczne z mojej strony, bo chcę się wygadać, a Hermiony nie chcę martwić...
- Jeżeli ufasz mi na tyle żeby opowiedzieć o swoich problemach, to mów... Nie spodziewaj się jednak, że dam ci receptę na twoje zmartwienia, Malfoy – Harry przygasił niedopałek i westchnął.
- Nie oczekuję tego... – po krótkiej deklaracji Dracona znowu zapadła chwila ciszy, a potem Malfoy wziął głęboki oddech i opowiedział Harry’emu Potterowi o tym co spotkało jego ojca i o tym co czeka jego samego nadchodzącej nocy.

******
Severus wpatrywał się we własne dłonie splecione na biurku w gabinecie dyrektora Hogwartu. Albus siedział naprzeciw niego, a oczy starego czarodzieja wyrażały przygnębienie i smutek
- Żal mi go – Snape był zdziwiony tym co powiedział.
- Mi też Severusie... Nie mogę na to pozwolić.
- Chcesz pojawić się na zebraniu Śmierciożercow? – jedna z brwi Mistrza Eliksirów wystrzeliła do góry.
- Może to dobry pomysł, Severusie.
- Doskonały, dyrektorze – Snape uśmiechnął się jadowicie.
- Swoim sarkazmem mógłbyś obdarzyć połowę ludzkości, a jeszcze trochę by zostało – zauważył Dumbledore, a czarnowłosy jedynie prychnął pod nosem.
– Wiem, że jesteś potężny, jak diabli, ale ich tam będzie kilkudziesięciu... Chyba, że chcesz mnie tam wziąć ze sobą. Ale śmiem przypuszczać, że tylko zaszkodzilibyśmy Draconowi, zamiast mu pomóc. Jest mądry i silny, poradzi sobie, poza tym dałem mu Eliksir Zimnej Krwi. Mam nadzieję, że wypije dwa łyki.
– Ja też mam taką nadzieję – głosie starego czarodzieja zabrzmiała ulga i z aprobatą popatrzył na swojego wiernego współpracownika. - I wiem, że na razie nie można nic zdziałać. Draco nie będzie wierny Tomowi; wiem o tym, chociaż ubolewam nad tym, co będzie musiał przejść dziś w nocy i chce mi się płakać gdy pomyślę jak będzie się czuł po powrocie do Hogwartu, gdy eliksir przestanie działać...
Obaj mężczyźni zamyślili się na parę chwil.
- Jak zapewne się domyślasz Severusie, – łagodnie zboczył z tematu Albus - nie zamierzam pozwolić ci umrzeć...
Snape się skrzywił. To była całkiem dobra okazja, żeby zejść z tego świata i jednocześnie zapewnić spokój Potterowi, Malfoyowi i Granger, usuwając pretekst do dalszych prób przesłuchań nastolatków, czyli samego siebie.
- Lucjusz też mówi, że znajdzie inny sposób... Chociaż zasugerowałem mu, że otrucie mnie rozbawiłoby Czarnego Pana i ucieszyło wielu uczniów... Zdawał się nie podzielać mojego punktu widzenia – Mistrz Eliksirów ironicznie się uśmiechnął i wbił nieprzeniknione spojrzenie w Dumbledore’a,
- Wybacz, Severusie... Ale ja też nie uważam twojej śmierci za zabawną. Ani przez otrucie, ani w żadnej innej formie... – Albus zachował spokój i odważnie wpatrywał się w bezdenne czarne oczy podwładnego, które tak wielu ludzi wyprowadzały z równowagi, albo po prostu wprawiały w konsternację.
- No tak, – ciągnął Snape, uśmiechając się sardonicznie i jadowicie zarazem oraz cedząc każde słowo –wampira raczej trudno otruć, ale jest parę fajnych trucizn, które skutecznie mogą nas wykończyć, dyrektorze. Wszystkie mają pewną małą wadę; wiążą się ze śmiercią w męczarniach... ale to szczegół, który się, jak to mówią ładnie mugole, wytnie...
Albus Dumbledore był łagodnym, spokojnym i nad wyraz cierpliwym człowiekiem. Do czasu. Teraz jego jasnoniebieskie oczy nabrały stalowego połysku i cięły spojrzeniem jak sztylet.
- Przestań, Severusie, mówić takie rzeczy – głos starszego człowieka był łagodny, cichy i spokojny, ale Snape wiedział, że staruszek zaczyna być na niego po prostu wściekły. Chciał wyprowadzić go z równowagi, ale wiedział, że Albusa wyprowadzić z równowagi się nie da. Cóż, osiągnął chociaż tyle, ze go zdenerwował.
- Czy ty nigdy się nie wściekasz? – zapytał, niemal z zaciekawieniem, przyglądając się dyrektorowi. Dumbledore westchnął przeciągle i złączył czubki palców obu dłoni.
- I to mówi człowiek, który hołduje zasadzie nie uzewnętrzniania uczuć? – te słowa mogłyby być ironiczne, ale w tonie głosu starego maga nie było ani ironii, ani kpiny. Nie było tam też sarkazmu, mimo że Severus w akcie szału wyrzucił rok wcześniej ze swego gabinetu Pottera, omal nie zabijając go słoikiem z preparatami do eliksirów, o czym dyrektor Hogwartu doskonale wiedział. Snape czuł, że sam za chwilę straci panowanie.
- Nie człowiek, ale WAMPIR, panie dyrektorze – wycedził przez zaciśnięte zęby. – Zwierzak, który ludzkich uczuć nie posiada, bo posiadać nie może, prawda?
- Nie sprowokujesz mnie, Severusie... – ku irytacji Snape’a Dumbledore odchylił się na krześle i przyjrzał się uważnie profesorowi.- Co zaś do braku ludzkich uczuć... Nie tylko je masz, ale czasami jesteś bardziej ludzki niż inni...
Mistrz Eliksirów prychnął niemal pogardliwie. Niemal, bo szanował Albusa Dumbledore’a i traktował go jak przyjaciela.
- I masz doskonałą intuicję... - coś w oczach starego czarodzieja sprawiło, że Snape odwrócił z lekka konsternacją wzrok.- Ja bym się nie odważył dać Harry’emu takiego wyboru, jaki dałeś mu ty, Severusie.
Wampir popatrzył na dyrektora Hogwartu jak na wyjątkowo ciekawy okaz chrapaka krętorogiego, czy innego zjawiska podobnego kalibru. Jednak zdziwienie i niemy szok ustąpiły powoli narastającej złości. Wzrok mężczyzny świdrował starego czarodzieja z niedowierzaniem i niemal z nienawiścią.
- Niech cię szlag, Albusie – nie wytrzymał napięcia psychicznego Snape... – Kiedy wysondowałeś mi umysł, kiedy spałem?!
- Nie sondowałem twojego umysłu Severusie, a nawet gdybym chciał, to jesteś za dobrym Oklumentą, abym mógł sforsować twoje wspomnienia...
- Do ciężkiej cholery! – Severus tracił nad sobą panowanie. – Nie zamydlaj mi oczu głupimi komplementami! – walnął pięścią w stół. – Skoro nie masz skrupułów, czemu nie przeczesałeś umysłu Granger, zamiast czekać, aż sama wyjawi bolesną prawdę?!– Snape już nad sobą nie panował. Ogarnęła go zimna furia. Miał dosyć wszystkiego. Zakonu, Voldemorta, Wojny a nade wszystko Albusa, który z niezmąconym spokojem obserwował teraz swojego podwładnego.
- NO ODPOWIEDZ MI, DUMBLEDORE! – wrzasnął i rąbnął pięścią jeszcze raz, tak mocno, że omal nie zgruchotał sobie kości. Dyrektor Hogwartu ani drgnął.
Mistrz Eliksirów zamknął oczy i zacisnął zęby z bezsilnej wściekłości.
- Nie użyłem Legilimencji, nie w stopniu zaawansowanym... Po Harrym naprawdę wiele widać, nawet zbytnio nie musiałem się wysilać. Jestem starym człowiekiem, a starzy ludzie dostrzegają o wiele więcej niż wydaje się młodym... Czasami tylko zapominają jak to jest gdy ma się te pięćdziesiąt, albo sto lat mniej
- Teraz zapewne dasz mi umoralniający wykład na temat mojego postępku... – Snape już nie był wściekły. Z rezygnacją wpatrywał się w biurko na którym oprał łokcie i ukrył twarz w dłoniach.
- Mylisz się Severusie... Nawet bym o tym nie wspomniał, gdyby nie twój przytyk do własnego pochodzenia... Doskonale o tym wiesz...
- Tak, wiem – odrzekł poirytowany i trochę zawstydzony Severus; w końcu miał zamiar wyprowadzić Albusa z równowagi i oczywiście mu nie wyszło. – I ciągle zapominam, że jesteś wszechwiedzący! – dodał zgryźliwie.
- Nie wszechwiedzący, Severusie – Albus udał, że nie dostrzegł ironii w tonie głosu profesora. – Po prostu dużo widzę i rozumiem, czasami jest to prawdziwym przekleństwem.
Snape poczuł ukłucie skruchy na dnie serca. Dumbledore miał rację. Czasem niewiedza była błogosławieństwem, a wiedza ciążyła u szyi jak młyński kamień. Znał to za autopsji. A przecież dyrektor był człowiekiem o ogromnych pokładach empatii i bardzo musiało go boleć dostrzegane wokół zło i szerząca się niesprawiedliwość. Wszystko złe, co dotykało uczniów, dotykało poniekąd samego Albusa Dumbledore’a.
- Przepraszam za mój wybuch, dyrektorze – powiedział zmęczonym tonem Mistrz Eliksirów.
- Nie przepraszaj za to, że jesteś człowiekiem, Severusie – Snape miał wrażenie, że staruszek podkreślił ostatnie słowa swojej wypowiedzi i odruchowo wzdrygnął się wewnętrznie. – Okazywanie emocji nie jest niczym złym...
- I kto to mówi? – czarnooki nie mógł się oprzeć pokusie „odgryzienia się.”
- To, że jestem opanowany, nie oznacza, że emocje są mi obce... Doskonale wiesz, że potrafię odczuwać zarówno radość jak i gniew, a także je okazywać. Och, ty nawet odgadujesz moje nastroje, Severusie, czyż nie? –zażartował niewinnie staruszek, a w jego jasnoniebieskich oczach zaigrały ciepłe iskierki rozbawienia.
Severus nie mógł się nie uśmiechnąć. Albus Dumbledore był jedyną osobą, która potrafiła dotrzeć do jego wnętrza... Jedyną osobą, którą tak naprawdę do siebie dopuszczał, jedyną której ufał bez zastrzeżeń. Gdyby był sentymentalny, mógłby w duchu traktować dyrektora Hogwartu jak ojca, ale Severus Snape sentymentalny nie był i nie zamierzał być. Ani teraz ani nigdy.

***
******
Tenebris69
Postanowiłam sobie, że któregoś pięknego, słonecznego dnia (czytaj: w wakacje) uzupełnie mój zapis tego opowiadania w Wordzie i zacznę go czytać jeszcze raz od początku. Dlaczego?
Sklerotyczka ze mnie i muszę sobie co chwila przypominać akcję. =P

Ech...
Najbardziej mnie zawsze denerwuje jak polecam komuś żeby przeczytał to opowiadanie, a on mi na to:
- Eee... nie. Bo to erotyk.

<BUM>
Nic tylko się powiesić.
Mam przygotowaną specjalną formułke, którą wklejam za kazdym takim razem za pomocą poczciwego KOPIUJ/WKLEJ. biggrin.gif
Kitiara
- Eee... nie. Bo to erotyk.


Ekhem, podobno punkt widzenia, zależy od punktu siedzenia...
Ale to chyba tak zwana nadinterpretacja tegoż "dzieła"... Powiedzmy hiperinterpretacja. : ) ) )
Moonchild
Masz żadko spotykaną lekkość pisania. Opowiadanie czyta się szybko, łatwo i przyjemnie, ale.... No własnie zawsze musi być to ale. Nie podoba mi się treść. Na początku było całkiem fajnie. Widać że akcja jest przemyślana i wszystko ładnie opisane a nie zrobione "po łebkach" jak w większości opowiadań zamieszczonych na tym forum. No ale przestało mi się podobać kiedy zaczełas te wszytskie wątki romantyczno - erotyczne pomiedzy Harrym i Blaise oraz Hermioną i Malfoyem... Jeszcze Harry'ego i Blaise przeżyję, ale drugiej pary po prostu nie mogę. Jakoś totalnie mi to nie pasuje...
Za to bardzo podobała mi się kreacja niektórych bohaterów. Np. Snape jest bezbłędny poza tym Lucjusz + Narcyza też są nieźli smile.gif
Kitiara
Inicjacja Dracona Malfoya
Północ, z 21 na 22 listopada 1996 roku


Draco pojawił się na wyznaczonym miejscu i o wyznaczonej porze; zgodnie z zaleceniami ojca. Posłużył mu do tego świstoklik, który Lucjusz Malfoy spreparował z kapsla po kremowym piwie.
Rozejrzał się po ciemnej i mrocznej okolicy. Stał otoczony starymi bukami i dębami, a dookoła panowała głucha cisza. Światło księżyca ledwie przebijało się przez konary drzew.
Chłopak czuł nienaturalny spokój. Wystarczyło tyko kilka kropel Eliksiru Zimnej Krwi aby pozbyć się niepokoju i skrupułów przed tym, co miało nastąpić. Miał jednak świadomość, że jego obojętna zgoda na wszystko jest tylko ułudą, która pryśnie zaraz po tym, jak cudotwórczy specyfik przestanie działać.
Teraz po Draco Malfoyu nie było widać by się wahał, czy obawiał i nie będzie nic widać, nawet wtedy gdy na dnie serca poczuje ukłucie winy, strachu, czy żalu. Przygotowany przez Severusa eliksir był doskonały. Czarny Pan ujrzy, w oczach nowego sługi, jedynie spokój i opanowanie, oraz to co Draco będzie chciał mu pokazać – pokorę i bezwzględne posłuszeństwo.
Specyfik, który zażył młody arystokrata, był "wspaniały", ale czy on – syn Smieciożercy – był gotowy na to, co zbliżało się wielkimi krokami? Nie wiedział...
Zobaczył ją już po krótkiej chwili od momentu „wylądowania” na miejscu swego przeznaczenia. Biała maska na twarzy kobiety jeszcze bardziej podkreślała, w oczach młodzieńca, groteskowość sytuacji.
Bellatrix Lestrange nie odezwała się ani słowem. Wzięła swojego siostrzeńca za rękę i poprowadziła go w kierunku nieprzyjemnie wyglądającej budowli, która przypominała stary, zapuszczony zamek; chociaż tak ogromna nie była.
Draco westchnął w duchu i zebrał w sobie całą odwagę.
Bella posłała mu pełne uznania spojrzenie, które mógł dostrzec nawet w spowijającym wszystko mroku nocy. Wzdrygnął się wewnętrznie, ale posłał jej krzywy malfoyowski uśmiech i pewnie zacisnął palce na dłoni swojej ciotki.
„Przedstawienie musi trwać” – pomyślał i omal się nie roześmiał pustym, pozbawionym wesołości śmiechem szaleńca.

Bellatrix wprowadziła siostrzeńca do ogromnej, wypełnionej krwawym poblaskiem kamiennej sali i zajęła miejsce w półokręgu utworzonym przez Śmierciożerców.
Draco rozejrzał się obojętnie po mrocznym pomieszczeniu. Zewsząd otaczały go zamaskowane i obleczone w czerń postacie. Na środku sali stał ogromny fotel, przypominający tron, a na nim w niedbałej pozie spoczywał Czarny Pan.
Kiedyś Draco Malfoy marzył o przystąpieniu do armii Voldemorta. Uczestnictwo w ich spotkaniach wyobrażał sobie jako wzniosłą misję w walce z zakałami czystej krwi. Jeszcze niecały miesiąc temu przeszywał go dreszcz podniecenia na myśl o poczuciu władzy jakie da mu znęcanie się nad ofiarami, o bezkarnym zadawaniu cierpienia i śmierci szlamom i mugolom.
Tak było kiedyś, a teraz? Teraz wzdrygał się na myśl o przemocy czy to fizycznej, czy psychicznej. Teraz najważniejszą w jego życiu osobą była, niegdyś pogardzana i znienawidzona przez niego, szlama Granger. Bardzo szybko usunął niebezpieczną myśl na dno umysłu i spojrzał w czerwone oczy swojego przyszłego Mistrza. Skłonił lekko i z szacunkiem głowę. Zdziwiła go łatwość zachowania chłodnego umysłu i zimnej krwi. Przy poprzednim spotkaniu z Lordem musiał się nieźle postarać; w tej chwili wystarczyło się minimalnie skupić.
Teraz wyraźnie dostrzegał źródło upiornego blasku, które go zaintrygowało, gdy tylko wszedł. Owe „światło” pochodziło z trzynastu czarnych świec stojących w obsydianwych świecznikach ustawionych po lewej stronie „tronu” Voldemorta. „Zaklęcie Prawdziwej Krwi” – pomyślał z przerażającym dla samego siebie spokojem.
Zaklęcie to nie należało do klątw, ale wymagało wcześniejszego, dosyć brutalnego rytuału. Należało zabić kogoś niewinnego i bezbronnego, a następnie spić z pucharu kilka łyków krwi ofiary. Ten, kto dokonał owego makabrycznego czynu, mógł, za pomocą odpowiedniej inkantacji, tak zaczarować płomień by jarzył się czerwienią i dawał purpurowy poblask. Zupełnie niepotrzebne okrucieństwo, ale za to jakie efektowne...
Nie uchodziło wątpliwości kim był mag, który dokonał rytuału. Sam rytuał i forma zaklęcia pochodziły ze starożytnej Persji i należały do najmroczniejszych praktyk czarno-magicznych uchodzących, przynajmniej w krajach cywilizowanych, za wymarłe.
- Witam cię, Panie – powiedział, jasnowłosy chłopak, cichym, pełnym uległości, ale i stanowczym tonem.
- Witaj, Draco – odrzekł Voldemort, nie spuszczając z młodzieńca przenikliwego spojrzenia czerwonych oczu. – Wiesz po co cię wezwałem? – głos Tego Którego Imię Wzbudza Strach był cichy i niemal miękki.
- Tak, wiem dlaczego mnie wezwałeś, Panie – Malfoy junior doskonale zdawał sobie sprawę, że wszyscy czekają na jakąś krótką przemowę z jego strony. – Ogromny to dla mnie zaszczyt, że zechciałeś mnie uczynić swoim pełnoprawnym sługą. Sercem bowiem od dawna oddany jestem twej służbie, Panie – mówiąc, patrzył na gospodarza ceremonii, ale jego wzrok nie był butny lecz, mimo śmiałości, zachował odpowiednią dawkę pokory.
Pośród czarnych, zakapturzonych i zamaskowanych postaci rozległ się pomruk aprobaty, w którym zanikło pojedyncze westchnienie ulgi, które wyrwało się z piersi mężczyzny, stojącego niemal po środku półokręgu.
Na Lucjusz Malfoya spłynęło błogosławione odprężenie, co nie znaczyło, że całkowicie odzyskał spokój ducha. „Ceremonia” miała dopiero nastąpić, a inicjacja Śmierciożercy nie była ani niczym miłym, ani przyjemnym.
- Draconie Malfoyu, czy jesteś gotowy dołączyć do moich wiernych sług? – spytał Voldemort, uporczywie wpatrując się w młodego mężczyznę.
- Jeżeli tylko mi pozwolisz, Panie – odrzekł Draco.
Bardzo chciał, żeby już skończyła się ta maskarada. Chciał mieć wszystko za sobą. Móc wrócić do swojego dormitorium, wypić fiolkę eliksiru na sen bez snów, zapomnieć o wszystkim i odpłynąć w błogosławioną krainę Morfeusza. Wiedział jednak, że to makabryczne przedstawienie dopiero się zaczyna, i że on będzie jego głównym bohaterem.
- Nie tylko pozwalam ci wstąpić w moje szeregi, Draco. Ja tego od ciebie wymagam – zimny głos, przeszył lodowatym dreszczem ciało młodzieńca.
Na chwilę zapadła dzwoniąca w uszach cisza, a potem Voldemort wydał swój wyrok:
- Przyprowadź tę mugolską wywłokę, Glizdogonie...
Określenie „mugolska wywłoka” mogło równie dobrze dotyczyć mugolki, jak i szlamy; dlatego Draco nie miał pojęcia o jaki rodzaj „gorszego gatunku ludzi” chodzi Czarnemu Panu.
Niski, przykurczony człowieczek, ze srebrną dłonią, zniknął za drzwiami komnaty.
Po chwili wrócił, wlokąc ze sobą, wyrywającą się i wyraźnie przerażoną nastolatkę.
Serce Dracona Malfoya przestało na chwilę bić. Wpatrywał się w szczupłą, bezgłośnie szlochającą istotę, a przez jego umysł przebiegła okrutna, bolesna myśl
„Hermiona...”
Lord z pogardą obserwował szamoczącą się dziewczynę. W końcu Peter brutalnie uderzył ją w twarz. Zachwiała się i upadła. Powoli uniosła głowę. Spod kasztanowych, gęstych loków spoglądały z niemą grozą duże oczy.
Malfoy junior nigdy nie czuł do siebie takiej pogardy jak teraz. Pogardy wywołanej przez falę ulgi, która napłynęła wraz z wejrzeniem jego przyszłej ofiary. Tęczówki dziewczyny nie były ciemnoorzechowe; miały barwę bursztynu. Musiała być też młodsza od Hermiony. Na oko można było dać jej czternaście, góra piętnaście lat.
Zmusił się w duchu by nie odczuwać ani bólu, ani współczucia. Teraz, pod działaniem Eliksiru Zimnej Krwi wszystko było tak cholernie proste.
Dziewczyna nie odezwała się ani słowem, nie krzyknęła też, gdy została uderzona, przestała nawet bezgłośnie szlochać. Patrzyła tylko ze zgrozą na wszystko co ją otaczało. Na upiorne czarne świece, na zamaskowane, epatujące zimnem i grozą dziwaczne i straszne postacie. W końcu ponownie odważyła się spojrzeć na Dracona, a w jej bursztynowych oczach zabłysła nikła nadzieja i niema prośba o pomoc.
„Pewnie wyglądam najmniej przerażająco ze wszystkich” – pomyślał sarkastycznie Malfoy junior. Zapewne się nie mylił. Na jego twarzy nie było groteskowej białej maski, a oczy miały naturalny, szary kolor.
- Pokaż jej czym jest ból, a mi czym jest lojalność, Draco – usłyszał zimny cichy głos, przewiercający jego zmysły jak sztylet.
Zwinięta u podnóża „tronu” Nagini zasyczała złowrogo.
Dziewczyna wzdrygnęła się wyraźnie słysząc nieludzki głos i wstrętny przeciągły syk. Teraz w szarych tęczówkach, stojącego naprzeciw niej młodzieńca, dojrzała tylko obojętność i chłód. Nie było tam nikłego blasku człowieczeństwa, który jak jej się wydawało, dostrzegła wcześniej.
Malfoy junior uśmiechnął się okrutnie i zimno. W swojej wyobraźni niemal zobaczył pełen szyderstwa i samozadowolenia grymas wykrzywiający twarz Lorda.
- Crucio – powiedział spokojnie Draco, celując różdżką w dziewczynę.
Nie myślał, nie czuł i nie zastanawiał się nad tym, co robi. Po prostu szedł wydeptaną ścieżką swojego przeznaczenia.

******

Informuję Cię, Snape, że mój współpracownik Igor Matrojew nie pojawił się dzisiaj w pracy. Mam powody, by podejrzewać Cię o eliminację tego człowieka. Chyba wiesz, co mam na myśli, mówiąc o eliminacji, Snape?

- O tak, został wyeliminowany! - sarknął na głos Mistrz Eliksirów.

Nie musisz mi odpowiadać, to było pytanie retoryczne

„Cóż za daleko posunięta elokwencja i świetne poczucie humoru” – pomyślał, ze złośliwą satysfakcją, adresat listu i wrócił do lektury z cynicznym półuśmiechem na wąskich wargach.

Jutro zamierzam osobiście wręczyć Ci wezwanie na kolejne przesłuchanie, które odbędzie się, mam nadzieję, jak najszybciej.
Czuję się osobiście zagrożony Twoją sobą przebywającą bezkarnie na wolności i stanowiącą niewątpliwe niebezpieczeństwo dla ludzi działających z ramienia sprawiedliwości i w świetle prawa.


Przeczytawszy ostatni akapit, Severus splunął i zaklął szpetnie, nazywając po imieniu owe „prawo” i „sprawiedliwość”.

Nie oczekuję odpowiedzi dlatego Hermes odleciał zaraz po dostarczeniu Ci tej korespondencji. Mam nadzieję, że wszystko jest dla Ciebie jasne, Snape.
Z wyrazami rozczarowania:
Wiceminister Magii Percival Weasley


Severus przeczytał podpis, parsknął z pogardą i już miał podrzeć pismo, ale nagle pomyślał, że powinien podzielić się jego treścią i „informacjami” jakie uzyskał na temat tajemniczego zniknięcia Matrojewa, z Albusem Dumbledore’em.
Co prawda był już kwadrans po północy, ale dyrektor na pewno nie spał, tak samo jak nasz bohater Severus Snape, Narcyza Malfoy oraz Harry Potter, który modlił się do wszystkich, znanych mu i nie znanych, bóstw o to, by Draco wrócił cały i zdrowy do swojego dormitorium. Hermionie nie powiedział o niczym. Uznał, że Malfoy junior ma rację oszczędzając jej dodatkowych zmartwień.
Severus Snape westchnął przeciągle i założył na szarą koszulę nocną czarny szlafrok. Zwinął list od wiceministra w rulonik i poszedł poważnie porozmawiać z dyrektorem Hogwartu.

***
******
Raistlin
Do Moonchild:

class='quotetop'>QUOTE
Np.

Snape jest bezbłądny



/>Chodziło ci o to , że nie błądzi?? Czy chciałaś napisać, że jest

bezbłędny? No cóż jak będziesz mogła to powiedz o co ci chodziło.


/>No cóż Kit, nie miałem czasu, więc dopiero teraz skomentuje twoje

opowiadanko.
Musiałem sie troche namęczyć, bo od ostaniego mojego

komentarza nie czytałem
"Być szlachetnym",więc troche miałem

do nadrobienia. No ale w końcu przeczytałem i moge się wypowiedzieć.

/>
Po pierwsze od dawna mi się cisneło na usta, że masz tendencje do

robienia z dobrych złych(Percy,Cho), a ze złych dobrych(Snape,cała rodzinka

Malfoy'ów). To troche mi zawsze nie pasowało.
Po drugie oczywiście

znalazłem troche literówek i chyba jeden błąd ortograficzny,(być może się

czepiam, ale taka moja natura) co jest prawie nie do wyelminowania podzas

pisania czegoś takiej długości, więc nie narzekam.
Po trzecie

opowiadanie jak zwykle długie(co się chwali), ciekawe(to też sie chwali),

trzymające w napięciu(i to się chwali), no i oczywiście twoja specjalność

dialogi Draco/Harry(co oczywiście się chwali).

Pozdrawiam, życze

weny i nie omdlenia rąk podczas pisania następnych części.

Ps.

Ile jeszcze do końca opowiadania?
Moonchild
QUOTE
Chodziło ci o to , że nie błądzi?? Czy chciałaś napisać, że jest bezbłędny? No cóż jak będziesz mogła to powiedz o co ci chodziło.


Tak chodziło mi o bezbłędny. Literówka się wdarła.

Ta część mi się bardzo podobała. Żadne większe błędy mi się nie rzuciły w oczy, najwyżej jakies drobne literówki. Czekam na ciąg dalszy smile.gif
Kitiara
QUOTE
masz tendencje do robienia z dobrych złych(Percy,Cho), a ze złych dobrych(Snape,cała rodzinka Malfoy'ów).

Nie mogę się z tym zgodzić. Nigdy nie dzielę świata na czerń i biel, bo dostrzegam odcienie szarości. Mój Lucjusz wcale nie jest do końca dobry, po prostu nie jest bezwzględnie zły i ma ludzkie odruchy, a Snape już na pewno nie jest ucieleśnieniem niewinności. Jest zdolny do okrucieństwa, ale jako członek Zakonu i były Śmierciożerca umie odróżnić dobro od zła i gardzi tchórzostwem i podłością ludzką.Poza tym weźmy postaci które wymieniłeś jako dobre w wersji kanonicznej Percy i Cho
Wybacz, ale Percy nie jest dobry. W kanonie jest przedstawiony jako ambitny człowiek nastawiony na karierę i zdolny wyprzeć się własnej rodziny, gdy jest mu to na rękę. Cho. Cóż o niej wiemy? Że jest płaczliwa, przewrazliwiona, nieco egoistyczna (nie zauważyłam, żeby współczuła Harry'emu, za to ciągle chodziła zapłakana). Nie wiemy czy jest dobra czy zła, ale wiemy na pewno, ze wzięła stronę swojej przyjaciółki z Ravenclawu, gdy ta okazała się nielojalna wobec całej grupy GD i postąpiła naprawdę paskudnie. Czy to są takie stricte dobre postaci, jak np. Dumbledore? Nie.
O Malfoyach natomias prawie nic nie wiemy. To, że sa wyznawcami religii czystej krwi nie oznacza, ze są jakimiś potworami. Nie mamy pojęcia, czy potrafią współczuć, czy nie.
Sposób w jaki przedstawiłam tak a nie inaczej konkretne postaci to wynik mojej sympatii i antypatii do nich, a taże wynik tego, co kazałam im w tej historii przeżyć. Nie sa tą ot takie sobie przygody, które nie mają większego wpływu na nasze wybory życiowe, dlatego też niektóre postaci mogą wydawać się "dziwne", a już na pewno niekanoniczne.

QUOTE
Ile jeszcze do końca opowiadania?

Na prawdę nie wiem i le zajmie mi skończenie tej histroii. Na pewno jeszcze kilka odcinków się pojawi.

Pozdrawiam, Kit :]
Raistlin
Ze wszystkim się zgadzam Kit, ale jedno mnie nie przekonuje. Mianowicie rodzina Malfoy'ów. Weźmy Lucjusza: jest w armii Voldemorta, podczas walki w Ministerstwie z rzucaniem zaklęć, które mogły zabić, szydzenie z Artura Weasley'a i bijatyka z nim(II tom) i dużo jeszcze innych sytuacji, których mógłbym wymieniać. Dobrze to teraz Narcyza: o niej nic prawie nie wiem, więc ją pozostawmy. No i w końcu Draco: Jak mówiłaś jest z rodziny wyznającej czystość krwi, więc szydzenie ze szlam pomijam, ale np. wyśmiewanie się z Harry'ego, biedy Weasley'a, i z wielu innych rzeczy nie uznasz Kit za choć troche dobre i nie pamiętam żeby komuś okazał współczucie(we wszystkich 5 częściach HP).

Pozdrawiam Raistlin :]

Ps. Kiedy następny odcinek??
Kitiara
Raistlin, na Merlina w ząbek czesanego!
Przecież już pisałam, że kazałam moim bohterom zmienić się pod wpływem dosyć drastycznych wydarzeń i własnych przemyśleń.
Skąd wiesz, co myśli taki Draco Malfoy? Tak naprawde nie wiemy o nim nic. Wiemy za to aż za dużo o rozterkach rozwydrzonego Pottera (bo on staje się powoli rozwydrzony, a ja mu na to w tym opku nie pozwoliłam).
Może wstrząsajaca opowieść, którą Draco usłyszał w tym opowiadaniu od Snape'a naprawdę by zadziałała?
Sądzisz, że oglądanie brutalnego gwałtu, przesłuchanie w takiej a nie innej formie i to, co usłyszał wcześniej z ust ojca chrzestnego nie powinno na niego wpłynąć?
Pamiętajmy też o tym, że Narcyza pochodzi z Blacków tak jak Syriusz i Draco to jego kuzyn, a więc moze mieć niektóre cechy charakteru, czy osobowości takie jak on, ale my o tym nie wiemy, nie ma u Rowling opisów uczuć i przemyśleń Malfoya. Niektóre cechy (te dobre) rozwijają się z wiekim. Spójrzmy na nastoletniego Jamesa i Syriusza właśnie. A jacy się stali jako dorośli ludzie? Zdolni do największych poświęceń.
U pani Rowling mamy Dracona, który nie przeżył nic wstrząsającego (a nawet tego nie wiemy, bo może przeżył i nauczył się nie okzywać uczuć), a ja spróbowałam właśnie pokazać, że każdy może się zmienić, nawet taki "zły i okropny" Malfoy, czy jeg tatuś.

Okey, dosyć tego dobrego, bo czasu nie mam i zmykać muszę.
Pozdrawiam :]
Raistlin
No cóż... Masz rację, więc nie mam co się dalej upierać przy mojej wizji Malfoy'ów złych i niedobrych(a nawet gnuśnych smile.gif ). A wiesz, że nawet tak myślałem, że Potter w 5 tomie stał się nie rozwydzrzony(według mnie nie jest tak źle z nim) co denerwujący tymi swoimi rozterkami, więc tu się zgadzam z tobą. Co do Dracona, Lucjusza i Narcyzy może dowiemy się nieco więcej o nich w 6 tomie (może JKR zacznie pisać przemyślenia Draca zgodnie z twoim życzeniem).

Pozdrawiam

Raistlin :]
Forhir
Wspaniale opowiadanie(rowniez jak "I believe.."). Mam nadzieje na szybka kontynaucje ficka i czekam z niecierpliwoscia:)
Empire
- A gdybyś tak na przykład zajmował się więcej otaczającymi Cie ludźmi, a mniej piciem i słuchaniem muzyki? - odezwał się do mnie tuż koło mojego ucha dziewczęcy głos. Bardzo melodyjny. Yasie miała naprawde bardzo dobry głos, powinna grać w jakiejś kapeli...
- No? - zdjęła mi z uszu słuchawki
- No co? - odparłem, nie odwracając się
- No woła Cię świat co jest dookoła - usiadła mi na kolanach, zabrała z ręki butelkę i rzuciła, rozbijając o pobliską skałę. Nie lubiłem jak ktoś psuje mi wino i wiedziała o tym. Ona nie lubiła jak piję, zwłaszcza w takim nastroju i w takich ilościach i ja o tym wiedziałem. Można więc powiedzieć, że w tym momencie byliśbyśmy kwita... gdyby była moją żoną. Nie była.
- Niech nie woła bo sobie gardło zedrze - burknąłem
- Skoro tak bardzo martwi Cię los jego gardła to może jednak zająłbyś się czymś więcej niż zawartość butelki czy hdd laptopa... - powiedziała, patrząc mi w oczy. Usiadła akurat w taki sposób, żeby wyeksponować dziurę w spodniach od wewnętrznej strony prawego uda... podłóżne rozcięcie ciągnęło się w górę ubrania i zdawało się nurkować głębiej... usiadła tak specjalnie, dobrze wiedziała że prawie nie ma facetów odpornych na ten myk a pozatym kiedy chciała, potrafiła bardzo zręcznie ukrywać "uszkodzenie".
- Butelka i laptop to też część świata - odparłem, też drążąc ją wzrokiem
- Tak, ale na nich świat sie nie zamyka... reszta też ma swoje prawa - przekżywiła głowę lekko w bok. Zachodzące słońce odbijało się od jej policzka i wyglądała w tej chwili jeszcze ładniej Zostanę – zdziwiła go stanowczość w jej głosie. – Zostanę i będę pilnować, żeby nie dopadły cię koszmary, pod warunkiem, że ty będziesz czuwał nade mną.
- Będę, ale co ze mnie za anioł z takim gustownym tatuażem na przedramieniu, chyba upadły – uśmiechnął się gorzko i przytulił ją delikatnie.
- Może i upadły, ale mój – delikatnie pocałowała go w zaczerwieniony jeszcze od uderzenia policzek.

***
******
Forhir
jak zwykle mily parcik:) Mam nadzieje ze dam rade wytrzymac nie wchodzic na stronke z dalsza czescia tego opowiadanka biggrin.gif
Raistlin
No cóż...(coś ostatnio za często zaczynam tak zaczynać posta) opowiadanie bez błędów, oprócz jakiejś tam jednej literówki co może się zdarzyć. Treść jak zawsze ciekawa i niecierpliwie czekam na następną część.

Ave smile.gif
Eydie
Świetne...Wciągające...Nie pasuje mi tylko taka...dobroduszna postawa Dracona. Jak dla mnie to on jest jeszcze z byt cierpliwy. Powinien ( wg. mnie, nic nie narzucam) się pożądnie wściec...Ale i tak jest nieźle smile.gif

Eydie
Kitiara
QUOTE
Powinien ( wg. mnie, nic nie narzucam) się pożądnie wściec...

No, na pewno się zdenerwował, ale opanował się i na zewnatrz tego nie pokazał.
Jakoś wydaje mi się (to mój subiektywny poglad), że jeżeli facet byłby swiadkiem gwałtu, to nie wściekałby się aż tak mocno na jego ofiarę. Poz tym, kto powiedział, że Draco, który jest jednostką specyficzną, jeszce się nie wścieknie? Na pewno nie ja i na pewno nie świadczy o tym dalszy ciag opowiadania, który, jak na razie, mam napisany na brudno. Zdradzam Wam tajemnicę, ale trudno. Draco się jeszcze wścieknie i to jak rozjuszony smok, któremu ktoś próbuje wydłubać oko.
Cierpliwości...
Kate64100
Ja niewiem skąd wy wnioskujecie jaki jest Malfoy, przecierz w książce Rrowling nie pisze o nim, nie pisze jaki on jest. Mmoże i są wzmianki że jest bezczelny wredny itp, ale skąd wiadomo że on jest taki naprawde, może to tylko maska, może świetnie udaje, może woli żeby inni myśleli że jest zimny i twardy, może woli ukrywać uczucia? Może kiedyś Rowling nas oświeci jeśli chodzi o prawdziwy charakter Mmalfoy'a i innych?(złudna nadzieja, bardzo złudna)... Opowiadanie bardzo mi się podoba, najbardziej ze wszystkich jakie czytałam happy.gif Czy byłaby szansa na następny rozdzialik w najbliższych dniach? happy.gif
Kitiara
Przepraszam, jezeli ktoś wszedł i zawiódł się, że to nie kolejny rozdzialik...
Chę tylko napisać, że jutro, czyli w piątek powinna kolejna częśc tutaj zawitać.
Mam nadzieję, że dosyć długa :]
To jest "lekka wersja" zawartosci forum. By zobaczyc pelna wersje, z dodatkowymi informacjami i obrazami kliknij tutaj.

  kulturystyka  trening na masę
Invision Power Board © 2001-2025 Invision Power Services, Inc.