Help - Search - Member List - Calendar
Pelna wersja: Być Szlachetnym [cdn?]
Magiczne Forum > Harry Potter > Fan Fiction i Kwiat Lotosu > W Labiryncie Wyobraźni
Pages: 1, 2, 3, 4, 5, 6
Potti
chyba ktoś naprawdę nie ma czasu:)
smagliczka
łeeee...zaglądam tu co jakiś czas...i wciąż nie ma i nie ma...buuu...chyba nie zapomniałaś, co?? sad.gif

nie chcę być UPIERDLIWA, bo sama nie lubię, jak się mnie pogania oraz postów w stylu " KIEDY NASTĘPNY PART???!!!"

ale spytam...

KIEDY NASTĘPNY PART??? tongue.gif ,nie żebym niecierpliwa była ale ciekawa tylko...ah

mam nadzieję, że mi nie skasują tongue.gif mojej ambintnej wypowiedzi, ale wydaje mi sie, że ne mówie tylko w swoim imieniu...
Katarn90
Ręka Boga to wg mnie dobry ff, ale nie ma głębszego sensu. Skupia się na wymyślnych torturach i nie byłem chętny do czytanie "bycia szlachetnym". Ale odważyłem się i.... ścięło mnie z nóg. MISTRZOWSKIE OPOWIADANIE!! A scena przesłuchania uczniów przejdzie chyba do historii...
Tak więc - Ręka Boga - nie!
Być Szlachetnym - tak!
haren
Kiedy będzie następna częśc?
Zakochałam sie w twoich opowiadaniach zwłaszcza w tym i "Everytime".
Kiedy następna częśc?????????????????????????????????? wub.gif
porucznik184
no cóż, nie komentuje za często, ale muszę stwierdzić: opowiadanko(wlasciwie to juz powiesc smile.gif ) genialne, kiedy nastepne party??? :]
Kitiara
QUOTE
Albus jest Strażnikiem Tajemnicy tylko państwa Granger???

Oczywiście, co oznacza, według mnie, że Voldemort zna posiadłość Malfoyów, ale nie ma poojęcia o tym, że tam zamieszkują też Grangerowie. Innymi słowy, nawet jezeli odwiedzi Malfoyów, a państwo Granger będą u siebie, on o tym nie będzie miał pojęcia. W końcu to magia.

Tytułem wstępu: przepraszam, że tak długo czekaliście, ale miałam w domu remont i bajzel, więc przez dwa tygodnie byłam odcięta od kompa i netu, a nie miałam czasu udać się do kafejki.

Barty - bardzo Ci dziękuję za korektę : )


Poniedziałek, 26 listopada, 1996

Hermiona nastawiła budzik na godzinę siódmą, ale obudziła się o szóstej trzydzieści i nawet nie marzyła o ponownym zaśnięciu.
„Cholerny Wizengamot” – pomyślała i uświadomiła sobie, że nie umówiła się z Dumbledore’em, a przecież mieli się udać do Ministerstw w godzinie, o której w Hogwarcie podawano śniadanie. Wstała cicho, żeby nie budzić współlokatorek i zauważyła na stoliku przy łóżku niewielki, złożony na dwoje kawałek pergaminu, na którym widniał napis „do panny Granger” i od razu domyśliła się, kto był jego autorem. Krótki liścik zawierał prośbę, by zjawiła się za kwadrans ósma w gabinecie dyrektora, zawierał także hasło. Mogła nawet przyjść wcześniej, jeśli miała ochotę. Wyglądało na to, że stary mag czytał w jej myślach. Hermiona uśmiechnęła się lekko i poszła wziąć prysznic. Nabrała nagle pewności, że przesłuchanie wcale nie będzie takie straszne, zwłaszcza, że już wiedziała, jak się ubierze i jak będzie się zachowywać. Nie zamierzała rozkleić się przed Wizengamotem, ani zachowywać pokornej postawy. Mówiła prawdę, a racja była po jej stronie i nic nie musiała udowadniać. Poza tym zamierzała pojawić się ubrana schludnie i elegancko, ale na sposób mugolski. Ze względu na rodziców i na to, że była z nich dumna i ich kochała. I nie zamierzała nikogo przepraszać, ani za swój strój, ani za obciążające Wiceministra zeznania. Nie zamierzała też pleść frazesów jak jest jej przykro donosić o tak niecnym czynie ze strony osoby na wysokim stanowisku. W gruncie rzeczy wcale nie było jej przykro. Była spokojna i pewna siebie. Puściła gorącą wodę i zamknęła oczy, dodając sobie energii jej ożywczym strumieniem. Nie zdawała sobie do końca sprawy, że nuci stary mugolski kawałek „You are so beautiful to me”.

******
Po tym, jak McGonagall oznajmiła, że dyrektor udał się z Hermioną Granger do Ministerstwa na wstępne przesłuchanie w związku z jej kontrowersyjnym wywiadem dla „Proroka Codziennego”, Ron poczuł się paskudnie. Nie był nawet w stanie zjeść połowy tego, co zazwyczaj. Czuł na sobie spojrzenia pełne ciekawości lub, co gorsza, pogardy. Zagęszczenie spojrzeń było dużo większe niż dotychczas i nie mógł mieć żalu do tych uczniów, którzy patrzyli na niego nieprzychylnie. W końcu był bratem Wiceministra. Z troską popatrzył na swoją młodszą siostrę. Ginny grzebała widelcem w talerzu, ale, gdy na nią spojrzał, podniosła wzrok i ich oczy się spotkały.
- Nie zamartwiaj się – powiedział cicho.
- I kto to mówi – odrzekła sarkastycznie i gorzko się uśmiechnęła.
- Może nas nie zlinczują – humor Ronalda od jakiegoś czasu bywał coraz częściej typowo brytyjski.
- Ron, ja zlinczuję ciebie, jeżeli nie przestaniesz czuć się winny za Percivala – Harry nie zamierzał dłużej milczeć. Jego jasnozielone oczy zabłysły irytacją, zanim nie wrócił do konsumowania jajecznicy.
- Nic nie poradzę na to, jak się czuję – odrzekł Ron raczej opryskliwie. Od wczoraj stosunki miedzy nimi były chłodne, a, ściślej rzecz biorąc, Harry z powodu rozterek emocjonalnych zachowywał ogromną rezerwę wobec wszystkich i wszystkiego. Także wobec przyjaciela.
- Ale nikt cię za to tak naprawdę nie obwinia, ani ciebie, ani Ginny – Potter stwierdził, że odrobina łagodności i szczerości mu nie zaszkodzi. Nawet uśmiechnął się miękko i ciepło do Ginewry, która siedziała naprzeciwko nich, po czym przeniósł wzrok na osobę, która zbliżyła się do ich stołu.
- Ty na pewno nie, Harry – Ginny spróbowała odwzajemnić uśmiech. – I na pewno nie Hermiona.
- Ani nikt przy zdrowych zmysłach – usłyszała odpowiedź zza swoich pleców.
- Cześć, Malfoy – powiedziała smętnie, nie odwracając się
- Cześć, gołąbki gryfońskie – Draco wolał od razu przywitać się ze wszystkimi, także z tymi, którzy nie mieli żadnej ochoty na towarzystwo Ślizgona.
Większość osób przy stole patrzyło na niego jak na intruza, a inni z chorą ciekawością, ale niektórzy mieli w oczach szczere współczucie, o którym wspominała mu Tonks. Sam nie wiedział, co jest bardziej irytujące.
- Może chcesz usiąść? – spytał Longbottom i Draco poczuł się surrealistycznie. Zrobiło mu się nagle niebywale głupio, bo od kiedy pamiętał, dokuczał Neville’owi jak tylko potrafił. Ostatnimi czasy to się zmieniło, ale przeszłości nie da się, tak po prostu, obejść szerokim łukiem i żyć dalej. „Robię się strasznie wrażliwy i uczuciowy” – pomyślał z lekkim rozbawieniem.
- Dzięki, Longbottom, postoję...
Ale Neville zdążył już posadzić sobie Ginny - delikatnie protestującą - na kolanach i Draco był zmuszony skorzystać z jego uprzejmości.
- Nie ma za co... Oj, Gin, nie wyrywaj się. Ja wiem, że wolałabyś posiedzieć na kolanach u Draco Malfoya, ale naprawdę jestem o ciebie zazdrosny – z rozbawieniem patrzył jak jego dziewczyna sztywnieje i lekko się rumieni.
- Jesteś okropny – Ginewra spiorunowała wzrokiem Dracona, chociaż mówiła do Neville’a.
- Przecież ja nic nie powiedziałem – Ślizgon uniósł ręce w geście poddania i starał się ignorować pełne nienawiści spojrzenia niektórych Gryfonów. Uśmiechnął się za to do dziewczyny i puścił jej oko.
- Bo nie pozwalam ci siedzieć na kolanach u Malfoya? – Longbottom uśmiechnął się łobuzersko.
- Bo mi coś insynuujesz – sapnęła wściekle.
- Czyżby siedzenie na kolanach było czymś zdrożnym? Chyba nie myślisz o czymś więcej? - Neville najwidoczniej dobrze się bawił, dokuczając Ginny.
Nawet Ron pogodził się z tym, że jego siostra dorosła i, pomimo swojego stanu psychicznego, uśmiechnął się prawie łobuzersko.
- Normalnie mam ochotę ci przywalić, Nev – warknęła rudowłosa.
- Musisz się, Longbottom, pogodzić z moim nieodpartym zwierzęcym magnetyzmem – Draco podchwycił temat z charakterystycznym dla siebie, rozbrajającym urokiem zimnego drania.
- Pozwolisz, że wyprowadzę twojego nowego kolegę z błędu, Neville? – bardzo grzecznie i z bardzo złośliwym uśmiechem skomentowała całe zajście Ginewra.
Longbottom, Weasley i Potter zachichotali, a Malfoy zrobił minę człowieka cierpiącego.
- Ranisz moje uczucia, wiewióreczko. A zresztą, nie przyszedłem do ciebie, tylko do Pottera – spoważniał i wbił wzrok w zielonookiego. – Musimy pogadać, nie sądzisz?
Potter nachmurzył się, ale nie protestował.
- Skoro tak uważasz – odrzekł zimno.
- Musimy i moje uważanie nie ma tu nic do rzeczy. Jeśli sądzisz, że mi było łatwo tu przyjść i narażać się na ciepłe spojrzenia osób łaknących mej śmierci w męczarniach, to się mylisz. Ale ostatnio przywykłem do tego i do ciekawości też. Powinienem się na jeden dzień zgłosić do magicznego ZOO i sam sobie zafundować napis na klatkę, najlepiej z napisem "osobnik, który patrzył na gwałt swojej koleżanki ze szkoły i jej nie pomógł" – jadowita gorycz jego słów sprawiła, wszyscy ciekawscy poczuli lekkie zawstydzenie. Gryfoni milczeli.
- Pod spodem jeszcze powinien być dopisek "możesz zadać trzy pytania, jeśli wrzucisz galeona na pomoc dla bezdomnych psidawek i szpiczaków" – Draco nie zamierzał przemilczeć własnych odczuć, nie mógł spokojnie znosić cichego i chorego zaciekawienia własną osobą. - Powinni mnie też jakoś śmiesznie ubrać, albo nie, najlepiej gdybym był nagi, bo ludzie mogliby naocznie sprawdzić, czy podnieca mnie słowo „gwałt”.
- To, co mówisz, Malfoy, jest naprawdę chore – Longbottom nie zamierzał pocieszać Ślizgona. – Większość ludzi wcale tak cię nie postrzega, robi to zdecydowana mniejszość.
- Powinieneś iść do skrzydła szpitalnego i poprosić o coś na uspokojenie – Ginewra mówiła bez ironii. – Może cię drażnić głupota ludzka, ale taką gadką pogarszasz własne samopoczucie.
- Nie lituj się nade mną – warknął Draco.
- Nie lituję się, Malfoy. Dawałam ci tylko dobrą radę. Jeśli nie zauważyłeś, ja i Ron też stanowimy bardzo ciekawy obiekt obserwacji – odrzekła całkiem spokojnie.
Ślizgon musiał jej przyznać w duchu rację.
- Każdy wie, że nie można odpowiadać za czyny brata.
- I nie można obwiniać się za coś, na co nie miało się wpływu, Malfoy – cicho dodał Neville. – Jeśli powiesz, że się nad tobą lituję, dam ci po łbie.
Draco rzucił mu spojrzenie pełne przekory i złości, ale zmilczał, bo Longbottom był poważny.
- Potter – zwrócił się ślizgoński intruz do Harry’ego, który się nie odzywał – za kwadrans tam gdzie zawsze, stoi?
- Stoi, Malfoy – odpowiedział Harry i odprowadził Malfoya wzrokiem.
- Szczerze powiedziawszy, skoro już tam był, na pewno mógł jakoś pomóc Hermionie. Poczucie winy nie bierze się znikąd – spokojnie i chłodno oznajmił Dean, pogardliwie wzruszając ramionami.
- Tak, ja pewnie też mogłam swojego brata telepatycznie powstrzymać od popełnienia przestępstwa i Ron także, nie za bardzo nam się tylko chciało – Ginewra wyglądała na złą i urażoną.
- To co innego – odpowiedział Thomas.
- Możliwe, ale też rodzi irracjonalne poczucie winy – grzecznie wtrącił Neville.
Gryfoni, którzy siedzieli blisko, przysłuchiwali się tej wymianie zdań.
- Jeżeli chodzi o winę i o jej poczucie, to na pewno w stosunku do Malfoya nie jest nic irracjonalnego. Zapomnieliście, że to Ślizgon? – Dean był pewny siebie i mówił z wyższością, ale w jego głosie dało się też słyszeć urazę.
- Myślę, że powiedziałeś już wystarczająco dużo – Seamus spojrzał na kolegę znacząco.
- I nie masz pojęcia, czym jest poczucie winy – Ron zacisnął usta, wstał i wyszedł, tylko po to żeby nie wybuchnąć płaczem, albo przylać Thomasowi, a Ginny mruknęła pod nosem „dzięki, Dean”.
Neville westchnął i uznał, że nie ma sensu przemawiać Thomasowi do rozsądku.
- Powiem ci coś, Dean – Harry był zdziwiony, że jego głos brzmi tak spokojnie, a on jest opanowany, bo w głębi duszy najchętniej przyłożyłby czarnoskóremu Gryfonowi prosto w zęby. – Też byłem w Ministerstwie i równie dobrze to ja mógłbym się znaleźć na jego miejscu i mógłbym zrobić tyle samo, co on, czyli gówno. Mogło się też zdarzyć tak, że Hermiona weszłaby tam sama i wolę nie myśleć, co zrobiliby jej, gdyby nikt nie patrzył, skoro zgwałcili ją na oczach innego ucznia. Może do tej pory już by nie żyła, bo utopiłaby się, albo podcięła sobie żyły – Ginewra poczuła zimy, przenikliwy dreszcz biegnący wzdłuż kręgosłupa, ale wiedziała, że Harry nie mówi bez racji. - Widzisz, ja w przeciwieństwie do ciebie, jestem mu wdzięczny, że tam był i pomógł Hermionie wykaraskać się później z dołka psychicznego. I, chociaż to brzmi egoistycznie, dziękuję swojemu ślepemu fartowi, że to nie ja musiałem bezsilnie patrzeć na poniżenie mojej przyjaciółki. Gdybyś chociaż przez chwilę racjonalnie pomyślał, zrobiłoby ci się żal Malfoya i byś mu współczuł, zamiast pieprzyć takie niedorzeczności. Nie masz pojęcia do czego jest zdolny zwykły kujon Percy. Ja się przekonałem na własnej skórze i jeżeli jeszcze raz powiesz coś takiego, jak przed chwilą, to uszkodzę cię, nie zważając na konsekwencje.
Po „przemówieniu” Harry’ego zapadła pełna konsternacji cisza, a Seamus gotów był przysiąc, że Dean rumieni się pod swoją ciemną karnacją.
- Przepraszam wszystkich, że wychodzę wcześniej, ale jestem umówiony – dodał Potter i wstał od stołu.

******
Dumbledore nie zdziwił się tym, że Hermiona przyszła wcześniej, nie zdziwił się też jej strojem. Gryfonka miała na sobie czarne, klasyczne spodnium z wciętym w pasie żakietem, a pod spodem kremową bluzkę. Krawat z barwami Gryffindoru nadawał jej wyglądowi odrobinę kokieterii, a zarazem dziecięcości, wynurzając się zza zapiętego żakietu i stanowiąc jedyną ozdobę szyi dziewczyny. Włosy upięła w gładki kok, zużywając przy tym sporo „Ulizanny” i wykorzystując zaklęcie wygładzające, tylko dwa pasemka włosów opadały wzdłuż policzków dziewczyny, delikatnie się kręcąc. Miała bardzo delikatny makijaż. Albus uznał, że ma do czynienia z młodą kobietą, która chce walczyć o sprawiedliwość, a przede wszystkim już wie, jak to zrobić.
- Witam, Hermiono. Pięknie wyglądasz – powiedział i wyciągnął do niej dłoń.
- Dziękuję, pan też nie grzeszy brakiem elegancji – uśmiechnęła się zafascynowana niecodziennym, dystyngowanym wizerunkiem dyrektora, ściskając pewnie jego rękę.
Dumbledore miał na sobie długą, granatową szatę bez cienia ekstrawagancji, jego głowę zaś zdobiła idealnie czarna tiara, ale krótsza niż zazwyczaj, co dodawało mu powagi. W rezultacie nie wyglądał teraz na wesołego staruszka, ale potężnego czarodzieja, którym w istocie był.
- Z takim towarzyszem mogę stawić się przed dziesięcioma Wizengamotami – dodała z uznaniem panna Granger.
- Z takim nastawieniem możesz wyjść zwycięsko z dwudziestu przesłuchań, Hermiono, nawet gdybym nie był przewodniczącym – zrewanżował się dyrektor Hogwartu.
- Dziękuję. Przy panu, mimo wszystko, czuję się pewniej – jej policzki lekko się zaróżowiły.
Albus Dumbledore nie odpowiedział, pogładził tylko swoja długą, białą brodę i zaprosił dziewczynę gestem, by usiadła.
- Napijesz się herbaty, zanim wyruszymy w podróż kominkiem? - spytał. – Proponuję cynamonowo-miętową.
- Poproszę.

******
Draco siedział na parapecie okiennym w łazience Jęczącej Marty i palił. Na szczęście nigdzie nie było widać upierdliwego ducha dziewczyny. Martwił się o Hermionę, ale miał nadzieję, że wróci szybko wraz z Dumbledore’em i podzieli się z nim tym, co zaszło na przesłuchaniu, i, oczywiście, miał nadzieję, że wszystko jest w porządku.
Drzwi otworzyły się cicho i wszedł Potter.
- Cóż takiego ważnego chciałeś mi powiedzieć, Malfoy? – powiedział sarkastycznie i wyciągnął z tylnej kieszeni spodni swoje papierosy.
- Jeśli zamierzasz w ten sposób ze mną rozmawiać, to po prostu wyjdę, a ty zostań i poczekaj na Jęczącą, na pewno ucieszy się z twojego towarzystwa – Draco nie był dłużny Gryfonowi.
- A jak mam z tobą rozmawiać? Mam się obchodzić jak ze śmierdzącym jajkiem? A może mam się zwracać do ciebie per paniczu?
Malfoy zgniótł niedopałek o framugę i sprzątnął peta machnięciem różdżki.
- Okey, skoro tak, rzeczywiście pomyliłem się, proponując ci poważną wymianę zdań – zeskoczył z okna i wyminął palącego Harry’ego.
- Poczekaj, Malfoy i nie strzelaj fochów jak panienka – Gryfon mówił już bez drwiny.
- Posłuchaj, Potter. Masz prawo mnie nie lubić, ale jak będziesz się do mnie odzywał w ten sposób, to potraktuję cię w końcu Cruciatusem. Też mam coś takiego jak nerwy.
- Od pierwszego roku zachowujesz się jak wielki pan, któremu wszystko wolno, bo ma tatusia z wpływami i z niezliczoną ilością galeonów. Bezkarnie ranisz innych, a jeżeli ktoś sobie z ciebie zakpi, śmiertelnie się obrażasz. I nigdy się nie oduczysz przypieprzania się do cudzych rodziców. Ja też bardzo chętnie potraktowałbym cię Niewybaczalnym – Harry strzepnął popiół na posadzkę i zaraz go usunął różdżką.
- Właśnie dlatego chciałem porozmawiać – odrzekł spokojnie Draco. – Ale ty bynajmniej tego nie ułatwiasz, bohaterze.
- Och! I odpieprz się od mojego bohaterstwa! Ja się o to cholerną bliznę na łbie nie prosiłem! Może chcesz się zamienić?! Bo ja bardzo chętnie! – Harry był po prostu wściekły i kiedy się zaciągał drżała mu dłoń. Miał ochotę nakopać Malfoyowi i rzucać w niego najgorszymi przekleństwami.
- Uspokój się, Potter. Doskonale wiesz, że nie przyszedłem tu po to, żeby ci dokuczać, to ty zacząłeś od podtekstów, nie ja.
Harry zaklął tak obrzydliwie, że Ślizgon się zadziwił, i posłał rozmówcy spojrzenie pełne nienawiści, ale w duchu musiał przyznać temu jasnowłosemu kretynowi rację. Przynajmniej częściowo.
- Owszem, bo nie tylko ty masz patent na zaczynanie, Malfoy, chociaż bardzo to lubisz – wycedził Gryfon przez zęby, a Draco jedynie wzruszył ramionami.
- Wiem, że wczoraj to ja zacząłem, ale dłużny mi nie pozostałeś, zresztą dłużny nie byłeś nigdy – Ślizgon uśmiechnął się gorzko i ironicznie.
- Wara ci od moich, rodziców – warknął, podsumowując wczorajszy wieczór, Harry, i łypiąc na Malfoya nieufnie i ze złością.
- Och, Potter, nic mi do twoich rodziców, dobrze o tym wiesz... I przepraszam, jeżeli uraziłem twoją dumę – Draco skrzywił się nieznacznie.
- Nawet, kiedy przepraszasz, to w sposób obraźliwy. Mi też serdecznie przykro, że mogłem nadepnąć ci na odcisk, sugerując, że twoi starzy nie są idealni i święci.
- Nie zamierzasz odpuścić, prawda? – zirytował się Malfoy.
Harry wyrzucił swój niedopałek przez okno, dając tym samym upust złości i zamknął na chwilę oczy, tylko po to, żeby nie uderzyć rozmówcy w twarz, bo, mimo całego gniewu, wiedział, że Malfoyowi jest teraz ciężko z wielu powodów, a przemoc nie załatwiłaby sprawy. Przemoc nie załatwiała niczego. Popatrzył Draconowi w oczy. Jego spojrzenie było raczej poważne, smutne i tylko na dnie zielonych tęczówek tliły się iskry złości i rozdrażnienia.
- Nie. Bo ja mam jakieś moralne prawo nie trawić twojego ojca, przez którego omal nie umarła na drugim roku siostra mojego przyjaciela, i który zawsze mnie nienawidził, a nawet chciał mnie zabić, podczas gdy ty nie znałeś moich rodziców, którzy może i nie byli idealni, ale na tyle silni, że przeciwstawili się złu i oddali za mnie życie, niechcący robiąc ze mnie sierotę. Więc mógłbyś łaskawie nie stawiać między twoimi i moimi uwagami znaku równości, Malfoy. Zwłaszcza, że moi starzy od dawna nie żyją, a ja nigdy nie mogłem im podziękować za to, że istnieję.
Malfoy nie wiedział jak nazwać emocje, które nim zawładnęły. Przecież wiedział, że rodzice tego irytującego, rozczochranego głąba od dawana nie żyją, że Potter jest sierotą. Wiedział o tym zawsze, tylko nigdy nie zastanawiał się, jak to jest być na miejscu Pottera. A teraz, gdy Potter powiedział to na głos, Draco poczuł, że jest mu głupio i nie czuje się dobrze ze świadomością, że to on pierwszy najechał na rodziców Gryfona, prowokując go do riposty. Wrodzona duma, niechęć przyznawania się do błędu i wyolbrzymione poczucie własnej wartości powodowały, że trudno mu było się z tym pogodzić. Milczał, bo nie wiedział, co powiedzieć, i zdawał sobie sprawę, że cokolwiek teraz powie, to będzie ironia, sarkazm, zimna drwina, a tak mówić nie powinien, bo Potter nie był sarkastyczny, tylko poważny. Należałoby szczerze przeprosić i przyznać, że zachował się jak debil. Już raz przepraszał Pottera, ale to było co innego. Obecne okoliczności były bardziej krępujące, a Malfoyowie nienawidzili krępujących sytuacji i unikali ich jak ognia. Draco wbijał spojrzenie w swoje drogie, ciemnobrązowe pantofle ze smoczej skóry. Ale nagle nieznośna stała się myśl, że Potter ma na nogach cholernie tanie i cholernie zniszczone mugolskie trampki. Podniósł wzrok na Gryfona, który spokojnie stał i czekał na odpowiedź, albo jakąkolwiek reakcję.
- Owszem, zachowałem... zachowywałem się często jak palant, wczoraj też, ale nie musiałeś przypominać mi, że to twoi rodzice byli lepsi od moich. Mogłeś mnie walnąć, albo coś... Nie musiałeś mówić tego, co powiedziałeś, Potter – pomyślał, że Harry rzuci mu w twarz tekst o użalaniu się nad sobą, tak jak Blaise poprzedniego dnia, ale to nie nastąpiło.
- Nie, nie musiałem Malfoy, ale nie tylko ty masz licencję na ranienie innych. Myślisz, że mówiłem to z radością? Myślisz, że cieszę się, gdy myślę o kimś źle, bo muszę tak myśleć? Jeżeli tak, to się mylisz. Nie przyszło ci do głowy, że mnie zraniłeś i zdenerwowałeś, a ja miałem prawo odpłacić ci urokiem za klątwę? Oczywiście, że nie. Jesteś Malfoyem – w głosie Harry’ego nie było ironii, ale spokój, a nawet zrozumienie, co jeszcze bardziej wyprowadziło Dracona z równowagi.
- Och, zapewne, biedny Harry Potter jest wiecznie krzywdzony przez tego wrednego Malfoya... – ale nie zabrzmiało to ani jadowicie, ani przekonywująco. Tak naprawdę Draco mówił cicho i był prawie smutny.
- Nie jesteś po prostu zły – powiedział nagle Harry i jego samego zdziwiły te słowa, ale wiedział, że są na miejscu. – Tak samo jak ja nie jestem po prostu dobry i nigdy tak o sobie nie myślałem, chociaż ciebie rzeczywiście postrzegałem jako wcielenie zła.
- Nie pozostawiałem wam większego wyboru. Ani tobie, ani Weasleyowi, ani Granger. Oni mieli pecha, że są twoimi przyjaciółmi, a ja cię nienawidziłem... - odpłacił się szczerością za szczerość Ślizgon. - Wiesz, że było mi przykro wtedy, gdy wyciągnąłem do ciebie rękę, a ty odrzuciłeś moją propozycję przyjaźni? – powiedział nagle, bo nie zdążył ugryźć się w język
Harry zamrugał ze zdziwienia, ale bardzo szybko wrócił mu rezon.
- Chyba musisz przyznać, że twoja propozycja przyjaźni była raczej kontrowersyjna, a ja przez nią nie chciałem iść do Slytherinu, chociaż tiara bardzo chciała mnie do niego przydzielić. Pomyślałem, że tam trafiają same pewne siebie, wredne typy, takie jak ty.
- Niewiele się pomyliłeś, co? – Draco nagle się uśmiechnął, nieco smutno i sarkastycznie, a potem wzruszył ramionami.
- Chyba bardzo, w końcu Blaise jest Ślizgonką.
- Wyjątek potwierdza regułę, Potter – patrzyli sobie w oczy i żaden nie odwrócił wzroku.
- A ty?
- Co ja?
- Zmieniłeś się, Malfoy.
Draco pierwszy odwrócił spojrzenie i wymruczał coś, co według Harry’ego zabrzmiało jak „głupie farmazony”.
- Przepraszam za czepianie się twoich starych – wyrzucił nagle z siebie Ślizgon, dopóki miał ochotę i odwagę to zrobić, i popatrzył na Harry’ego z uśmiechem, który mu nie do końca wyszedł. Gryfon mógł podziwiać przez dwie sekundy nieco krzywy grymas ust rozmówcy.
- Ja też przepraszam, Malfoy.
Draco zazdrościł mu w tej chwili. Zazdrościł umiejętności przepraszania i przyznawania się do błędu. Potterowi dużo lepiej wyszły przeprosiny i uśmiech, który rozjaśnił nieco jego chmurną twarz. Malfoy pomyślał z irracjonalną zawiścią, że Harry jest od niego przystojniejszy.
- Zawsze będziesz lepszy ode mnie, Potter – w głosie Ślizgona nie gościła ironia, pewność siebie, czy poczucie wyższości. Malfoy stwierdził fakt.
Chłodny, spokojny, nawet szorstki głos Dracona, spowodował, że Harry zarumienił się lekko. Wypowiedziane takim tonem słowa nabierały mocy prawdziwego komplementu. Bez wazeliniarstwa.
- Mówiłem ci już, że nie jesteś taki zły. A ja wcale nie jestem taki dobry.
- Przestań pieprzyć, Potter, doskonale wiesz, że zawsze byłeś uczciwy, chociaż nie święty. Jesteś lepszy i lepszy pozostaniesz. Tak po prostu jest.
- Hermiona by cię nie kochała, gdybyś się nie zmienił na lepsze, gdybyś nie był kimś dobrym - Harry nie potrafił nic innego odpowiedzieć i nadal nie mógł się nadziwić, w jaki sposób stalowy wzrok Dracona mięknie i jak robi się ciepły na myśl o Hermionie.
Po twarzy Malfoya przemknął skurcz bólu. Tak bardzo się bał, że ją straci.
- To ona jest dobra, Potter i na pewno lepsza niż ty – powiedział, prawie z agresją.
- Teraz muszę się z tobą zgodzić i nie zamierzam protestować. I nie bój się, jest silniejsza, niż ci się wydaje.
- Może.
- Na pewno – stanowczo sprostował Harry. - Dziś nie narobimy sobie kłopotów u Dumbledore’a. Nie chcę tracić punktów. Obiecaj, że się nie wygłupisz.
- Nie tylko ode mnie to zależy – Draco znowu się zirytował.
- Wiem. Ja obiecuję zachowywać się jak człowiek cywilizowany.
- Ja też – niechętnie dodał Malfoy od siebie. – Zadowolony?
- Zadowolony będę, jak nie zrobimy sobie znowu obciachu.
- Ja też nie chcę narażać swojego Domu na straty punktów, Potter. Bądź spokojny.
- Zamierzam uwierzyć ci na słowo, dobry człowieku – Harry uśmiechnął się nieco ironicznie, ale także ciepło.
- To nie ja ci wmawiam, że jestem dobry, ale ty mi, Potter, więc zrezygnuj z aluzji – warknął Draco.
- Niektóre rzeczy nigdy się w tobie nie zmienią – Harry zakończył rozmowę z szerokim uśmiechem, machnął ręką i wyszedł pierwszy z łazienki, zostawiając Ślizgona nieco niezadowolonego. To on powinien mieć ostatnie słowo.

******
Wizengamot... Hermiona wpatrywała się odważnie w dwudziestu czarodziei i dziesięć czarownic. Odmówiła siadania, bo czuła się lepiej, gdy mogła stać - nie musiała wtedy tak wysoko podnosić głowy, żeby patrzeć na zgromadzenie. Wiedziała, że jej pełne spokoju i pewności zachowanie nie wszystkim się podoba, a w szczególności nie Knotowi, który, jako Minister Magii, wygłosił wstępną mowę. Hermiona jej nie słuchała. W pierwszej chwili poczuła niepokój i myślała, że nie podoła. Przed nią były same poważne i surowe twarze, więc na początku szukała wzrokiem Dumbledore’a, który zajmował miejsce na środku zgromadzenia, na niewielkim podwyższeniu po prawicy Korneliusza Knota. Z każdą chwilą jednak wracała jej pewność siebie i wróciła już zupełnie, gdy usłyszała pierwsze pytanie zadane przez Ministra:
- Dlaczego nie ma pani na sobie szaty? – nieco pretensjonalny ton urzędnika tylko ją zirytował, a w oczach zabłysły jej ogniki dumy i godnie uniosła głowę.
- Proszę odpowiedzieć, panno Granger – łagodnie zachęcił ją głos przewodniczącego. Dumbledore uśmiechnął się bardzo nieznacznie, pewien, że Hermiona wybrnie z tego pytania bez szwanku. Nie pomylił się.
- Jestem pochodzenia mugolskiego – powiedziała dobitnie. – A taki strój jest wśród nas strojem odświętnym. W ten sposób chciałam wyrazić swój szacunek dla przedstawicieli magicznego prawa czarodziejów, panie Ministrze. Jestem szlamą, dlatego tak się ubrałam – nie zwróciła uwagi na pełne zdziwienia i dezaprobaty pomruki. – Jestem z tego dumna, a mój strój nie uwłacza Ministerstwu Magii. Chciałam w ten sposób pogodzić dwa światy, do których należę.
Przez chwilę Knot był skonsternowany, ale zaraz odrzekł:
- To jest jednak zgromadzenie Wizengamotu, czyli, jak zauważyłaś, przedstawicieli czarodziejskiego prawa, dlatego powinnaś przyjść w szacie. I zwracam uwagę na słownictwo.
- Myślę, że wytłumaczenie panny Granger było w pełni uzasadnione i dobrze uargumentowane, zalecałbym więc przejście do właściwego przesłuchania, a nie skupianie się na stroju stojącej przed nami młodej damy – wesołe iskierki zamigały przez chwilę w niebieskich oczach starszego pana, a kilkoro obecnych członków zgromadzenia uśmiechnęło się lekko. Dumbledore szybko jednak spoważniał.
- Ale słownictwo, panno Granger, proszę trzymać na wodzy – dodał oficjalnie.
- Tak jest, sir, oczywiście. Przepraszam. Wiceminister nie stronił od takiego słownictwa podczas przesłuchania i dlatego tak się wyraziłam, nie z braku szacunku do szanownego zgromadzenia, ani do siebie samej. Będę o tym pamiętać – Hermiona wiedziała, że nie może sobie pozwalać na taką arogancję i szczerze obiecała poprawę.
Znowu przebiegł szmer zdziwienie i niezadowolenia, ale Hermiona usłyszała też kilka pomruków aprobaty dla jej dojrzałej odpowiedzi.
- Rozumiem. Możemy przystąpić do przesłuchania – Albus skinął głową w kierunku Amelii Susanne Bones - kierownika Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów.
- Proszę nam dokładnie opowiedzieć, co wydarzyło się podczas przesłuchania dnia piątego listopada bieżącego roku, panno Granger – powiedziała łagodnie i poważnie czarownica. – Proszę się nie krępować, nikt nie zamierza cię osądzać, chcemy cię jedynie wysłuchać.
Gryfonka przełknęła ślinę i głuchym głosem spytała, czy ma opowiedzieć o całym przesłuchaniu, czy tylko o gwałcie. W odpowiedzi Bones delikatnie poprosiła, żeby mówiła tylko o domniemanym przestępstwie Wiceministra i jego współpracownika, chyba że coś miało bezpośredni związek z dokonanym na niej rzekomym gwałcie. Amelia nienawidziła się za to, że musiała użyć określeń „domniemany” i „rzekomy”, bo oczy Hermiony w chwili pytania powiedziały jej całą prawdę, a ta prawda ją nieco przestraszyła. Ale prawo to prawo, a przesłuchanie to przesłuchanie.
Przez kilka chwil dziewczyna uporczywie milczała i myślała, że nie będzie w stanie wydusić z siebie słowa. To było trudniejsze niż sobie wyobrażała. Zgromadzeni czarodzieje patrzyli na nią w zupełnej ciszy i zauważyła, że Knot na chwilę pogardliwie wydął usta. Ten nieznaczny gest, który jej tak wiele powiedział, sprawił, że ostatecznie się przemogła i zaczęła mówić. I mimo, że chwilami załamywał się jej głos i musiała sobie robić przerwy, dotrwała do końca bez płaczu. Tylko kilku pojedynczych łez nie była w stanie powstrzymać. Była wdzięczna, że nikt ją o nic nie wypytywał, pomimo że chwilami mówiła nieskładnie i trochę bezsensownie. Widocznie uszanowali jej stan ducha i jej przeżycia. Widocznie jej wierzyli. Poczuła ulgę i dziwny smutek, a widok bladej twarzy Knota, który nie uśmiechał się już z wyższością, sprawił jej cichą i gorzką satysfakcję. Wysłuchała mowy końcowej Dumbledore’a z przymkniętymi oczami, ale połowy słów w ogóle nie zarejestrowała, bo miała ochotę jak najszybciej wybiec z tego miejsca i ulżyć sobie szczerym szlochem. Po tym, jak musiała odtworzyć swój największy koszmar, scena po scenie i szczegół po szczególe, czuła się tak abstrakcyjnie i dziwacznie, że nawet nie wiedziała, kiedy Albus zabrał ją do gabinetu Ministra Magii i wprowadził do kominka. Była prawie nieprzytomna. Wszystko zdawało się przytłumione i nierealne – dźwięki i barwy zamazywały się i zlewały ze sobą. Dopiero „lot” z jednego kominka do drugiego nieco ją otrzeźwił. Dyrektor z troską doprowadził uczennicę do krzesła, a gdy Hermiona usiadła, spytał, czy wszystko w porządku i czy nie chce jakiegoś drinka, albo mocnej kawy. Potrząsnęła głową, wymamrotała, że nic jej nie jest i spojrzała w pełne troski, niebieskie oczy starego człowieka. Kiedy spróbowała się uśmiechnąć, rozpłakała się i ukryła twarz w dłoniach.

******
Wszystkie lekcje były męką dla Harry’ego Pottera. Męką, bo po tym jak porozmawiał z Malfoyem i wyjaśnili sobie parę spraw, cały czas myślał o tym, jak niesprawiedliwie potraktował poprzedniego dnia Blaise. Nie wytrzymał i pobiegł do niej przed obiadem
- Blaise, poczekaj – zamiast Zabini odwrócił się Malfoy, który szedł z nią ramię w ramię. Dziewczyna obejrzała się dopiero po krótkiej chwili. Harry rzucił Draconowi znaczące spojrzenie i arystokrata mruknął do koleżanki, że zajmie jej miejsce przy stole obok siebie, uśmiechając się przy tym dwuznacznie. Ślizgonka skinęła lekko głową i wyczekująco patrzyła na swojego chłopaka. - Słucham – powiedziała z lekką rezerwą, chociaż miała ochotę go przytulić.
- Ja... – wydawał się zakłopotany i nie wiedział przez chwilę, jak zacząć.
„Cały Potter” – pomyślała.
- Chciałem tylko przeprosić za wczoraj... To w końcu nie twoja wina, że moje relacje ze Snape’em są tak popieprzone, jak tylko mogą być. Nawet bardziej, niż ci się wydaje. W ogóle ja sam jestem jakąś pomyłką natury i w ogóle nie powinno mnie być na świecie od piętnastu lat. Ale jestem i to wszystko jest... no... takie porąbane – Harry zdał sobie sprawę, że mówi raczej od rzeczy i zamilkł, rumieniąc się mocniej niż na początku.
- Chociaż raz, Potter, muszę się z tobą zgodzić. Podejrzewałem od zawsze, że jesteś pomyłką natury – chłodny i drwiący, chociaż łagodny, męski głos sprawił, że Harry zatrząsł się ze złości. Ale czego można się było spodziewać po tym podłym nietoperzu? Tylko tego, że pojawi się nagle za twoimi plecami z jakąś sarkastyczną, wredną uwagą. Tak jak teraz.
- Dzień dobry, sir. Piękny dzień dziś mamy, prawda? – wycedził i obejrzał się, a jego zielone oczy ciskały gromy.
Snape uniósł brew, uśmiechając się z delikatną drwiną. Blaise modliła się, żeby nie zaczęli rzucać w siebie przekleństwami. Według niej kiedyś musiało do tego dojść. Chyba że jeden z nich zachowa rozsądek i trzeźwy umysł, i do tego nie dopuści. Na Pottera właśnie przestała liczyć.
- Dzień dobry – spokojnie odrzekł nauczyciel. – Owszem, Potter, przepiękny nie licząc mżawki i mgły - dodał miękko. - A teraz przepuść mnie, chłopcze – i ujął łagodnie ramiona Harry’ego, po czym przesunął go nieco w lewo, robiąc sobie dojście do stołu nauczycielskiego. Dopiero teraz Gryfon zauważył, że stał tak niefortunnie, iż ostatni z docierających na posiłki profesorów nie miał jak przejść. Zacisnął zęby i zmełł wulgarne przekleństwo, przełykając podwójną porażkę. Pogoda była paskudna, ale jak mógł liczyć na to, że wprawi Mistrza Eliksirów w konsternację? Tego złośliwego, wrednego, zimnego chemika a’la Batman? I jeszcze to jego stanie w przejściu do stołu nauczycielskiego. Żenada.
- Harry... To tylko Snape... I nie był dla ciebie nieprzyjemny – łagodnie uspokoiła go Zabini, kładąc dłoń na ramieniu Gryfona. Był tak rozdrażniony, że omal się jej nie wyrwał, ale opamiętał się w ostatniej chwili.
- Nie, wcale...
- Nie, był po prostu sobą, Harry. Myślałam, że go znasz – Blaise wpatrywała się w oczy Pottera i na chwilę zapomniał o Snape’ie i o tym gdzie jest. Po prostu musiał ją pocałować. I zrobił to w chwili, gdy Severus właśnie mówił dyrektorowi, że u niego „wszystko w porządku, jedynie Potter zastanawia się, czy załatwić go po postu Avadą, czy też zmyślnie otruć, albo udusić.”
- Nie sądzę... – odrzekł Albus z jasnoniebieskim błyskiem w oku, patrząc na Harry’ego i Blaise. Ta ostatnia odsunęła się od chłopaka i wyszeptała Harry’emu do ucha:
- To Wielka Sala, a ty stoisz przy stole nauczycielskim.
Zarumienił się, ale nadal ją obejmował.
- Smacznego – powiedział i udał się w kierunku swojego stołu, ignorując złośliwy i rozbawiony wzrok Snape’a. Dopiero gdy zabrał się za stek, jego myśli wróciły do Mistrza Eliksirów.
Hermiona przyglądała się z zaciekawieniem jak morderczo traktuje płat mięsa - jakby ćwiartował wroga. Miała szczęście, że nie widziała, jak okrutne spojrzenie rzuca w kierunku stołu nauczycielskiego.
- Myślę, że Harry wybierze coś bardziej spektakularnego, żeby cię unicestwić, Severusie – Albus z uśmiechem nałożył sobie największy stek, a Snape powiódł oczami za jego spojrzeniem, w kierunku stołu Gryfonów i ujrzał pałający zielony płomień tęczówek Pottera skierowany prosto na niego, oraz widelec, który wbił się morderczo w kawał soczystego steku i powędrował do ust chłopaka. Żaden z nich nie oderwał wzroku od oczu tego drugiego.
- Obawiam się, mimo wszystko, Albusie, że ten szczeniak robi mi po prostu dwuznaczne insynuacje – kąciki ust Snape’a zadrgały.
Harry oblizał usta, gdyż stek był bardzo soczysty, na co dyrektor zachichotał jak złośliwy chochlik.
- Och, te steki wyglądają apetycznie, dyrektorze – Severus prawie wymruczał, nie odrywając spojrzenia od Pottera. Sugestywnie zwilżył językiem wargi i Harry z wrażenia upuścił widelec.
- Nic ci nie jest? – spytała troskliwie Hermiona, nurkując pod stół. Podniosła sztuciec, który upadł przy jej krześle, i oddała przyjacielowi.
- Zrobię mu tysiąc ran kłutych i wypiję puchar jego krwi – wysyczał wściekle Harry i Hermiona uznała, że na razie nie będzie z nim rozmawiać. – A potem go wskrzeszę i zrobię to jeszcze raz.
Granger uznała, że nie warto tłumaczyć Harry’emu, że żadna magia nie wskrzesi umarłego, a tym bardziej, że zabicie wampira jest niebezpieczne i trudne, nie wspominając o tym, iż krew wampira jest w dużych ilościach trująca. Całkiem słusznie uznała, iż to jedynie podsyciłoby zawziętość chłopaka.
- W dormitorium mam eliksir uspokajający – łagodnie powiedział Ron, patrząc z niepokojem na niezdrowe rumieńce przyjaciela. Nie powiedział nic więcej, bo płomień, zielony jak zaklęcie zabijające, uderzył w jego oczy zza okularów Harry’ego, a widelec Pottera znowu gwałtownie zagłębił się w kawałku steku. Harry posłał morderczy i nieco obłąkany uśmiech Snape’owi, który całkiem spokojnie kroił swoją porcję mięsa. Tak spokojnie, że Potter miał ochotę poćwiczyć na nim Cruciatus, chociaż wiedział, że nie będzie mu to dane. Na szczęście miał swój soczysty stek.

*
- Panie profesorze! – zawołała za Snape’em Hermiona. – Ma pan teraz chwilę czasu? – skrzywiła się lekko, słysząc zza pleców nieco dramatyczne „zdrajczyni” Harry’ego.
- Jeśli chcesz porozmawiać o Potterze i o tym jak niesprawiedliwie go traktuję, to nie mam nawet sekundy, a jeśli chodzi o coś istotnego, to mogę poświęcić ci kwadrans. Zapraszam do siebie.
- Kiedy pan przestanie być tak sarkastyczny? – spytała z lekką irytacją, prawie za nim biegnąc, gdyż Snape stawiał długie, sprężyste kroki.
- Nigdy, Granger – odrzekł lakonicznie i przewróciła jedynie oczami, wiedząc, że w tym temacie nic nie wskóra.
Ostatnie chwile drogi przebyli w milczeniu.
- Zapraszam – kurtuazyjnym gestem przepuścił ją przed sobą do swojej prywatnej kwatery. – O co chodzi, Granger?
- Chciałam prosić o wypisanie pozwolenia do biblioteki.
Uśmiechnął się przewrotnie.
- Och, tylko uważaj, bo Pince może bardzo uważnie sprawdzać jakiekolwiek pozwolenia ode mnie, albo dla zasady uznać je za fałszywe – zdziwione spojrzenie Gryfonki spowodowało, że spoważniał i nieco zmiękł. – Nieważne, Granger. Mieliśmy małą scysję z panią P. W czym ci mogę pomóc? Ale najpierw powiedz mi jak się czujesz i czy bardzo cię dziś maglowali. Jeżeli Knot był nieuprzejmy mogę z nim trochę porozmawiać – wskazał jej uprzejmie krzesło przy biurku, a sam siadł naprzeciwko, wyciągnął pergamin, inkaust i orle pióro. Hermiona wpatrywała się przez chwilę w nauczyciela, w końcu uśmiechnęła się nieco smutno i powiedziała:
- Nie musi pan z nikim... rozmawiać. Zadano mi tylko jedno konkretne pytanie i zrobiła to pani Bones... Potem cały czas mówiłam ja i nikt mi nie przerywał, ani nie wypytywał mnie szczegółowo i chyba większość mi uwierzyła. Czuję się całkiem dobrze, sir – westchnęła przeciągle, ale Snape wiedział, że mówi prawdę i czuje się lepiej.
- Ulżyło ci, ale zapewne dopiero później, prawda? – nie zdawał sobie sprawy, że w jego głosie pobrzmiewa troska, ale Hermiona była tego świadoma i uśmiechnęła się do niego tak, że prawie zaniemówił. Zachował jednak powagę i zimną krew. Jak to Severus.
- Prawda... Ale ja przyszłam do pana po pozwolenie na korzystanie z lektur dotyczących ludzkiej seksualności, sir – patrzyła uważnie na minę profesora. Zdziwienie było zbyt delikatnym określeniem, aby opisać wyraz jego twarzy, ale po chwili oblicze Mistrza Eliksirów wyrażało jedynie spokój.
- Mogę wiedzieć, dlaczego nie poprosiłaś o to swojej opiekunki? – zmarszczył brwi i umoczył orle pióro w atramencie.
- Wolałam poprosić pana... tak po prostu, bez żadnego konkretnego powodu... Może najzwyczajniej w świecie pana polubiłam – prawie się roześmiała widząc, jak Snape omal nie zrobił kleksa z wrażenia.
- Jak będziesz sadziła mi dyrdymały o sympatii to żadnego pozwolenia nigdy ci nie wypiszę, Granger – czarne oczy nie były tak bezdennie oziębłe, jak Severus chciałby, żeby były. Spokojnie skończył pisać pozwolenie i, zanim go podał Gryfonce, spytał chłodno:
- Czy to, co powiedziałem, jest jasne?
- Oczywiście, sir – wyciągnęła rękę i znowu się tak uśmiechnęła. – Przepraszam za szczerość, zawsze byłam bezpośrednia.
- Ja też jestem bezpośredni i mówię wprost, że lubienie mnie nie może wyjść nikomu na dobre i powinno być surowo zabronione – łagodna kpina była przesiąknięta goryczą.
- Uwielbiam pana poczucie humoru, profesorze. Dziękuję za pozwolenie i do widzenia – prawie wyfrunęła z tym swoim uroczym uśmiechem.
- Bezczelne Gryfonki! – oznajmił na głos Severus wszem i w wobec, ale słyszała go jedynie jego kwatera i lustro. – Lubić się jej mnie zachciało! – żachnął się i spojrzał w swoje mroczne odbicie, ignorując przyjemne ciepło, rozlewające się wokół serca.
- Uuu! Kto tu kogo lubi mistrzuniu i kto o kogo się troszczy – zakpiło jego odbicie i Snape musiał wyjść, żeby nie rozbić lustra.
„Paranoja” – pomyślał udając się do sali eliksirów. Uśmiechnął się krzywo na myśl o doprowadzeniu jakiegoś ucznia na skraj rozstroju nerwowego i prawie zatarł ręce.

******
- Naprawdę chcesz iść na kolację? Proszę, pobądź ze mną, nawet w kuchni... skrzaty dadzą ci wyżerkę, Blaise... – Harry trzymał Zabini mocno za rękę i odciągał ją od Wielkiej Sali. Już w ogóle nie myślał o Severusie Snape’ie, zdecydował, że lepiej wychodzi mu myślenie o czarnowłosej Ślizgonce.
„Mam słabość do ciemnowłosych” – pomyślał z lekkim rozbawieniem i mocno ją pocałował.
- Minus dziesięć punktów od Gryffindoru, Potter – głos Mistrza Eliksirów był łagodny i niemal ciepły. – Całujesz publicznie moją uczennicę. Ładnie to tak? – minął obejmującą się parę z lekko drwiącym półuśmiechem i puścił perskie oko Zabini, tak, żeby Harry tego nie zauważył. Miał dobry humor i czuł się „wewnętrznie lekki”. Nie mógł znaleźć innego określenia na opisanie swego samopoczucia, jedynie właśnie lekki. Omal nie poklepał po plecach rozzłoszczonego Pottera, który zacisnął dłoń na różdżce i zaczął w myśli liczyć do dziesięciu. Snape w życiu by się nie przyznał, że „wyznanie” Hermiony ma dla niego jakiekolwiek znaczenie. Czymże było lubienie Severusa Snape’a? Jego nie można lubić, powinno się go obawiać, szanować go, liczyć się z nim. A ona go lubiła. Mało tego – ośmieliła mu się to powiedzieć. A co najgorsze – on sam czuł na myśl o tym dziwne ciepło w okolicy żołądka, które przemieszczało się niebezpiecznie blisko serca. No i była jeszcze Tonks. Najbardziej przeraził go fakt, że myśląc o swoim sercu i odczuwanym, absolutnie nie mającym prawa zaistnieć, cieple pomyślał od razu o Nimfadorze. Na pewno dodała mu lubczyku do porannej kawy, na pewno. Inne wytłumaczenie nie istniało. To, że ta głupia, niezdarna siksa zwariowała na tyle, żeby coś do niego czuć, nie robi na nim najmniejszego wrażenia, absolutnie żadnego.
- Dobrze się czujesz, Severusie? – głos Albusa wyrwał go ze swoistego transu, a raczej z zapatrzenia się w siedzącą po jego lewej stronie Tonks, która miał nadal naturalny, raczej mysi kolor włosów, ale ubrana była w zieloną, powłóczystą suknię z dosyć dużym dekoltem.
- Doskonale, dyrektorze – miękki, niski głos spowodował, że Nimfadora spojrzała na niego i lekko się uśmiechnęła. – Myślałem o czymś.
- A nie o kimś? – niebieskie błyski zza okularów połówek dopadły czarne oczy, które zachowały swój stalowy chłód. - Myśli pan, że piersi kurze w sosie chrzanowym są warte zachodu? – zimnym tonem zmienił temat Mistrz Eliksirów. - Och, piersi zawsze są warte zainteresowania, Severusie, sam powinieneś o tym wiedzieć najlepiej.
- Ależ Albusie! – Minerwa była lekko zdegustowana, chociaż mina Severusa sprawiła, że kąciki jej ust zadrgały.
To była jedna z chwil, w których Mistrz Eliksirów Hogwartu marzył o zamordowaniu Dumbledore’a. Tonks udała, że się krztusi, a Snape posłał jej mordercze spojrzenie i zacisnął usta w wąską kreskę, po czym ostentacyjnie nałożył sobie puree ziemniaczane i sałatę, obficie polewając to sosem vinegret.

******
Kitiara
- No widzisz? Dobrze znać przydatne zaklęcia, których prawie nikt nie zna.
- I dobrze jest śmiać się z Pottera razem ze Snape’em.
- Nie moja wina, że puścił mi oko.
- Nie musiałaś się w odpowiedzi tak radośnie szczerzyć – Harry, nadal trochę naburmuszony, usiadł na łóżku Blaise, a ona przewróciła oczami.
Przydatnym nazwała zaklęcie zapraszające, które łamało bariery wiekowe, lub bariery płci, jak w przypadku tej strzegącej dormitoriów dziewczęcych przed „inwazją” chłopców.
- Och, Harry, wiesz, że teraz najnormalniej stroisz fochy? I ty i Snape zachowujecie się trochę jak duże dzieci. Przestań się dąsać, proszę – objęła go i pocałowała. – Jak to dobrze, że skrzaty mają tyle słodyczy – chwyciła ogromną porcję ciasta czekoladowego i podała Potterowi talerz z łakociami. Ze smętną miną podniósł do ust karmelową szyszkę.
- Mniam, prawda? – spytała dziewczyna, przełknąwszy pierwszy kęs.
- Prawda – Harry szybko zjadł swój smakołyk i pocałował umazane czekoladą usta Ślizgonki. – Ale to bardziej mi smakuje.
- Mmmm... – wydobyło się z gardła Blaise, zanim go delikatnie odepchnęła. - Bez takich, dobra? Kolacja niedługo się skończy, a ja chciałam porozmawiać.
- Rozmawiamy – radośnie zauważył Potter, wsuwając dłoń pod jej bluzkę i podkoszulek. – Bez słów – dodał i pocałował ją w szyję.
- Harry... – tym razem odsunęła się bardzo stanowczo, chociaż dłonie, które gładziły ją po plecach były naprawdę cudowne. – Ja mówię poważnie.
Gryfon westchnął przeciągle i z irytacją zmarszczył brwi.
- Chciałem nie myśleć o Snape’ie, a ty właśnie każesz mi to robić.
- Chciałam cię tylko prosić, żebyś się nie wyżywał na mnie emocjonalnie, tak jak zrobiłeś to wczoraj, Harry – zobaczyła, że się rumieni. – I przeprosić, jeżeli byłam zbyt natarczywa. Nie chciałam i nie chcę cię zmuszać do zwierzeń, na które nie jesteś gotowy. Chodziło mi tylko o to, że... Harry, jeżeli zaczniesz się zachowywać dojrzale, szanować profesora Snape’a, jeżeli przestaniesz być wobec niego arogancki, to on też da ci spokój, a jeżeli zdobędziesz się na odwagę, zachowasz dojrzale i poprosisz go o szczerą rozmowę, to wtedy nawet zacznie cię szanować, czego oczywiście zewnętrznie nie okaże, ale to, że Snape czegoś nie okazuje, nie oznacza, że nie ma uczuć, Harry.
- Dziękuję. Już go polubiłem – sarkastycznie oznajmił Potter. – Teraz proszę o sesję związaną z pobytem u świętej pamięci Notta, panno Zabini.
Rozgniewała się. Naprawdę się rozgniewała.
- Dobrze, skoro uważasz, że jestem nieczułą intelektualistką, to nie będę z tobą rozmawiała. Skoro nadaję się tylko do łóżka, to proszę, zróbmy to, tylko szybko, bo za dziesięć minut wrócą Millicenta i Pansy.
- Ale mi nie o to chodziło, Blaise - Potter wydawał się całkowicie zaskoczony i nieco bezradny.
- Nie? Mi też nie chodziło o to, żeby dać ci gotową receptę, chciałam tylko doradzić, a ty potraktowałeś to protekcjonalnie. Widocznie nie nadaję się według ciebie do szczerych rozmów – skrzyżowała ramiona na piersi i patrzyła na niego bardzo nieprzychylnie.
- Wcale tak nie myślę, przecież wiesz...
- Nie, nie wiem, po twoim wczorajszym występie nad jeziorem i tym, co mi przed chwilą powiedziałeś, nie wiem – oznajmiła zimno.
- Och, Blaise – znowu się zirytował. – To nie takie proste!
- A czy mówię, że proste? Powiedziałam ci tylko, co o tym myślę, nie kazałam ci przecież lecieć do Snape’a w tej chwili i wyciągać go z Wielkiej Sali, błagając o poważną rozmowę. Zdaję sobie doskonale sprawę, że to trudne. Gdyby tak nie było, Severus Snape dawno by z tobą porozmawiał. Wiem też, że to on powinien ci zaproponować rozmowę, bo jest nauczycielem, ale jeszcze nie spotkałam nikogo tak emocjonalnie skrytego i zamkniętego jak on. Do jego emocji, uczuć, do jego ludzkich odruchów trzeba się przebijać przez gruby mur obojętności i cynizmu. Nigdy mi się nie zwierzał, bo to przecież Snape, ale założę się o tysiąc galeonów, że miał przesrane dzieciństwo i, zapewne też wczesną młodość.
Harry zarumienił się lekko, słysząc o dzieciństwie Snape’a, ale tym razem jego rumieńca nie wywołało wspomnienie dotyczące ojca i Syriusza znęcających się nad młodym ”Smarkerusem”, ale obraz skulonego, czarnowłosego chłopca patrzącego ze strachem na mężczyznę, który wrzeszczy na kobietę.
- Ja też mam przesrane dzieciństwo. Nie znasz mojej mugolskiej rodziny, Blaise – powiedział cicho.
- To tylko nieco wam porozumienie. Ale nikt nie powiedział, że życie jest łatwe – odrzekła spokojnie. - Poza tym, nie obraź się, ale podejrzewam, że jego dzieciństwo było dużo gorsze od twojego. Masz przyjaciół w szkole, a jakoś Snape’a nie wyobrażam sobie jako duszy towarzystwa. Nie zdziwiłabym się, gdyby miał przerąbane i w domu, i w szkole. Pewnie był dziwakiem i odludkiem, a tacy mają najgorzej.
- Och, ciekawe, skąd ty to wszystko wiesz! – Harry był zły, bo przecież Zabini miała rację.
- Bo obserwuję ludzi. Mogę wiedzieć, dlaczego się na mnie wściekasz? – spytała, przenikliwie patrząc mu w oczy.
- Wcale się nie wściekam – odrzekł już spokojniej. – Tylko drażni mnie, że jesteś taka pewna tego, co mówisz. Nie możesz wiedzieć tego na pewno – nie patrzył jej w oczy. Przygryzł dolną wargę i wbił wzrok w podłogę.
- Mało prawdopodobne, żebym nie miała racji - patrzyła na niego uważnie i z troską. -Wystarczy popatrzeć na Mistrza Eliksirów i kilka razy z nim porozmawiać, żeby dojść do takich wniosków. Wiele osób na pewno tak myśli, ale przecież nikt go o to wprost nie zapyta. Sam wiesz dlaczego. Dziwi mnie tylko, że to cię denerwuje.
- Wcale mnie nie denerwuję – wysyczał zielonooki, zaciskając dłoń na różdżce.
- Jak uważasz, Harry. Nie zmuszam cię do zwierzeń – powiedziała łagodnie Blaise, pocałowała go w policzek i zmierzwiła jego wiecznie potargane włosy. – Jeżeli cokolwiek, kiedykolwiek mi powiesz, to będzie twoja decyzja. Chcesz jeszcze jedną szyszkę?
Pomyślała, że chłopak musi wiedzieć więcej, niż jej się wydaje i ta wiedza wcale mu nie pomaga. Jednak nie chciała go naciskać, nie wtedy, gdy mogła jedynie wywołać awanturę, albo doczekać się tego, że Gryfon się na nią obrazi. Była cierpliwa.
- Przepraszam Blaise, już ci mówiłem, że to trudne.
- Już ci mówiłam, że wiem o tym i cię rozumiem, Harry. Nie musisz się tłumaczyć. Proszę – podała mu talerz z łakociami i tym razem Potter wybrał ciasto czekoladowe.
- Nikt nie da ci takiej dobrej kolacji jak ja – Zabini odstawiła talerz, tym razem częstując się szyszką.
- Raczej skrzaty domowe zatrudnione przez Dumbledore’a – spróbował się uśmiechnąć, ignorując kaca moralnego, spowodowanego brakiem szczerości wobec Blaise. Ale naprawdę nie potrafił jeszcze o tym rozmawiać. Kac był tym większy, że ona wcale nie nalegała na to, żeby się zwierzał. Wyszedł mu przez to nieco sztuczny grymas, a Zabini roześmiała się i stwierdziła, że „seksownie się krzywi”, co spowodowało, że twarz lekko mu się rozjaśniła.

******
Draco nie miał kiedy spytać Hermiony, czy wszystko w porządku i jak się czuje po porannym przesłuchaniu. Nie miał ani czasu, ani okazji. Dopiero po kolacji. Domyślił się, że jest w bibliotece i tam też ją znalazł, ale nie od razu. Nie siedziała przy żadnym z dużych stołów, ale przy jednym z tych mniejszych, dwuosobowych, przytulnie zaszytych między wysokimi regałami i niewidocznych na pierwszy rzut oka. Podszedł do niej na palcach i nachylił się nad jej uchem:
- Witaj – szepnął.
Prawie podskoczyła, szybko zatrzasnęła książkę, którą czytała, zakryła okładkę rękami i się odwróciła.
- Nie rób tak więcej – sapnęła. - Przestraszyłeś mnie.
- Zauważyłem. Mogę wiedzieć, co tak zaabsorbowało całą twoją uwagę? – ciekawie się jej przypatrywał, a po chwili usadził swoje cztery litery na krzesełku obok, nie spuszczając z niej wzroku.
- Idź do siebie, zaraz do ciebie przyjdę. Doskonale wiem, o czym chcesz porozmawiać – zmieniła temat, a oczy Dracona zalśniły jeszcze większą ciekawością.
„Święta Petronelo od pechowych łgarzy, co za denerwujący typ!” – pomyślała z irytacją.
- A właśnie, że nie wiesz – uśmiechnął się chytrze. – Nie wiesz i wykręcasz się od odpowiedzi. Co czytasz? – teraz mruczał jej prosto do ucha.
- Same nudy. Eliksiry kulinarne, takie tam... – przysunęła książkę bliżej siebie i przytrzymała mocniej. Spróbowała się przy tym niewinnie uśmiechnąć.
- Ale kłamiesz – pocałował ją w policzek. – W żywe oczy łżesz – udawał święcie oburzonego, uśmiechając się łobuzersko. – No pokaż – stanowczo wysunął jej książkę z rąk, a Hermiona poczuła rezygnację.
- Ych... – sapnęła z irytacją i skrępowaniem, gdy Draco z zaskoczeniem i wyraźnym rozbawieniem przeczytał tytuł.
- A są ryciny? – spytał zadziornie, trącając ją łokciem.
- Pacan – zakłopotanie i irytacja ustąpiły miejsca politowaniu dla głupoty charakteryzującej męski ród.
- To nie ja czytam takie poradniki – zripostował od razu. - Kto ci dał pozwolenie? – nadal zawadiacko się uśmiechał. - Snape. I, jak zauważyłeś, czytam, a nie oglądam, ale możesz otworzyć. Obrazki też są. Dla takich mniej rozgarniętych, którzy nie czytają – wydęła pogardliwie usta.
- Lwiątko się zdenerwowało, ale całkiem niepotrzebnie...
- Nie mów do mnie w taki sposób – zaperzyła się.
- Nawet włosy ci się nastroszyły, to jak mam mówić?
Nagle spoważniał i pocałował ją prosto w nos.
- Wcale nie musisz czytać takich bzdur – odsunął od niej książkę.
- To nie są bzdury, a ja nie muszę, tylko chcę – zmarszczyła się z dezaprobatą, chociaż uwielbiała, kiedy w jego oczach pojawiała się ta troskliwość i... delikatne zakłopotanie.
- Chodzi mi o to, że nie musisz. No wiesz... – zarumienił się lekko.
- Wiem, że nic nie muszę Draco – teraz to ona go pocałowała w nos.
- Ja naprawdę, no wiesz, nie oczekuję od ciebie, no tego, ten... – ze złości na samego siebie przygryzł wargę. – Przepraszam za brak elokwencji, ale nie wiem, co mówić, żeby cię nie zranić, ostatnio tak się taktownie popisałem, że boli mnie patrzenie w lustro, a ty... No właśnie, to mnie trochę zawstydza – zrobił skwaszoną minę. Był Malfoyem, a Malfoyowie z reguły nie przyznają się, że cokolwiek ich zawstydza. Malfoyów z reguły nie zawstydza nic.
- Nic nie poradzisz na to, że pragniesz.. czegoś więcej niż przytulanie i pocałunki – rozkoszowała się tym, jak ładnie różowieją jego policzki.
- No nic, znaczy... ale ja...
- Tak, wiem, niczego ode mnie nie oczekujesz, ale ja nie mogę patrzeć jak się męczysz i nie mogę znieść tego, że jestem taka nie-zde-cy-do-wa-na. Chcę być zdecydowana! – zawierciła się niespokojnie, zastanawiając się, czy aby na pewno mówi z sensem.
- To do tego potrzebne ci książki? Wcale nie musisz czytać o tym, co masz robić, żeby było mi jak w niebie – Draco przedrzeźniał mentorski ton. – Wystarczy mi, kiedy jesteś blisko.
Teraz to ona się zarumieniła, ale spojrzała na niego z przyganą.
- Tak, to wszystko czego potrzebujesz. Wystarczy, że siądę obok ciebie i już jesteś zaspokojony. Ciekawy z ciebie przypadek - zakpiła.
- Hej, doskonale wiesz, o co mi chodziło! Po co ci te dyrdymały pod tytułem jak sprawić, „żeby on umierał z rozkoszy”, czy coś w tym guście – Draco śmiesznie zamachał rękami, i przysięgłaby, że parodiował Parkinson, zaczytaną w kolorowych piśmidłach.
- Draco, to nie jest "Czarownica", tu nie piszą o tym w taki sposób – uśmiechała się pobłażliwie. Tak naprawdę miała ochotę się roześmiać, ale nie chciała go zrazić.
- Może nie w taki, ale coś w tym stylu.
- Nieprawda. W zupełnie innym. Nie jestem Pansy – poczuła się urażona jego szyderczym tonem.
- Wcale nie chciałem ci nic takiego zasugerować – popatrzył na nią koso.
- Doskonale wiesz, że nie czytuję bzdur. Po prostu krępuję cię to, że czytam... coś takiego. Ale zdecydowanie nie powinno.
- Wcale mnie nie krępuje – z zachwytem patrzyła na powracający rumieniec.
- Malfoy – zmarszczyła brwi, okazując cierpliwość na miarę kochającej matki wobec krnąbrnego dziecka – Sam mówiłeś, że to cię zawstydza.
- Zmieniłem zdanie – popatrzył na nią wyzywająco.
Roześmiała się. Musiała zakryć usta dłonią, inaczej wybuchłby radosnym śmiechem na całą bibliotekę. Nikt nie wzbudzał w niej tak sprzecznych uczuć, jak on. Draco natomiast udawał święcie poważnego.
- Naprawdę... nie wiem, skąd się biorą takie okazy, jak ty – sapnęła.
- Skądinąd – odrzekł i szczerze się uśmiechnął. – Pewnie cieszysz się, że mój ojciec nie ma większej liczby potomstwa, co?
- Zrobiłby wtedy krzywdę całej społeczności czarodziejów. Już zrobił.
Patrzył na nią z wymownym milczeniem.
- Widocznie mam słabość do wykolejeńców moralnych.
- Dziękuję za komplement.
Pocałowała go w policzek, żeby się nie obraził. Z Malfoyem wszystko było możliwe.
- Proszę – szepnęła i pocałowała go jeszcze raz.
- Powiesz mi jak było rano? No wiesz... – wpatrywał się intensywnie w jej ciemne oczy.
- Całkiem dobrze. Nie wypytywali mnie szczegółowo ani nic takiego. Byli raczej wstrząśnięci i trochę skrępowani. Ale powiedziałam im o twojej obecności, bo nie chciałam kłamać i teraz pewnie ty dostaniesz wezwanie. Przepraszam.
- Za co? – przytulił ją i pocałował w czoło. – Bardzo chętnie im powiem, co myślę o Weasleyu. Wiesz, że żal mi Ronalda i Wiewióry? Tak jakoś mi przykro, jak na nich patrzę.
- Mi też, ale rodziny się nie wybiera. Pomyśl o biednej Molly, albo o koledze z pracy swojego ojca – Arturze.
- Zawsze się z nich nabijałem i nieco głupio mi o nich myśleć – za zakłopotaniem zmarszczył nos i podrapał się szerokim końcem różdżki aa uchem.
- Ale z Rona i Ginny wcale, co? - uśmiechnęła się złośliwie.
- Z Wiewióry się nie śmiałem. No, nie za bardzo... Zdradzę ci sekret. Podobała mi się przez jakiś czas. Nadal uważam, że jest bardzo ładna...
- Taaak? – wyczekujące spojrzenie Hermiony nieco go rozbawiło. – A ja nie jestem?
- Jesteś – powiedział to tak stanowczo, że się uśmiechnęła. - Dla mnie jesteś najpiękniejsza, ale sama przyznasz, że Weasleyówna to taka trochę miss szkoły, a ty zawsze chodziłaś z tymi rozczochranymi włosami, które teraz tak naprawdę uwielbiam...
- Rozczochrane włosy, tak? – złożyła ręce na piersi i zmarszczyła brwi.
- No, nie tak jak u Pottera...
Przerwała mu, kładąc palce na jego ustach.
- Skończ zanim twoje komplementy całkowicie wymkną ci się spod kontroli – zajrzała mu głęboko w oczy. Uśmiechała się. Znowu się zarumienił.
- Nie chciałem żeby to zabrzmiało w ten sposób. Ja naprawdę kocham ciebie i twoje nastroszone włosy... – zamilkł, słysząc swoje brednie i odkaszlnął. – Znaczy, po prostu cię kocham.
- Dziękuję. A moje włosy już się nie gniewają – uśmiechnęła się rozbrajająco. - Natomiast zadziwia mnie fakt, że czarodziej czystej krwi bujnął się w szlamie – spoważniała.
- Nie mów tak... – o ile wcześniej Draco po prostu się rumienił, teraz miał na policzkach krwiste plamy.
- Przez tyle lat tak często mi to przypominałeś, że czasami łapałam się na tym, że w ten sposób o sobie myślę, a teraz nie chcesz tego słuchać? To nie było miłe, ale z czasem się przyzwyczaiłam – nie wiedziała, dlaczego mu to mówi, dlaczego się żali. Przeprosił ją i nie zrobił tego raz, ale czasami jej się to po prostu boleśnie przypominało. – Miałam kilka takich momentów, że podejrzewałam cię o nieszczerość, o to że się bawisz moim kosztem, że...
- Hermiono, przestań! – był naprawdę zaszokowany.
- To ty przestań – znowu położyła palce na jego ustach. – Posłuchaj mnie. Bardzo trudno kochać kogoś takiego jak ty. Masz apodyktyczny charakter i czasami... zapominasz być miły, a gdy wpadasz w szał, po prostu się ciebie boję. - Ale ja nie potrafiłbym zrobić ci krzywdy! – patrzył na nią z konsternacją i niedowierzaniem. I z poczuciem winy.
- Daj mi skończyć, Draco – powiedziała stanowczo. – Chciałabym, żebyś po prostu docenił to, że cię kocham i że chcę cię kochać. Takie durne uwagi pod tytułem „po co czytasz te głupoty” sprawiają, że czuję się przez ciebie wyśmiewana. Wiem, że to tylko żarty, którymi maskujesz swoje ludzkie uczucia, ale to nie jest przyjemne. Czy nie mógłbyś powiedzieć mi czegoś miłego? Tylko dowcipkujesz, albo każesz mi wyjść ze swojego pokoju, bo „inaczej się zapomnisz”. Jak mam nad sobą pracować, jak mam się przełamać, skoro nie za bardzo chcesz mi pomóc?
Nie wiedział, co ma zrobić, albo powiedzieć. Było mu po prostu wstyd. Nie miał pojęcia, że ona w ten sposób to odczuwa.
- Nie chcę, żeby to zabrzmiało jak wypominanie, wiem, że dla ciebie to też trudne i wcale cię nie obwiniam. Tylko, no wiesz...
- Nie chciałem cię zranić. I naprawdę żałuję tych wszystkich lat, kiedy zachowywałem się jak palant i ci dokuczałem. - Wiem.
- Tak naprawdę to dziękuję ci za szczerość – przytulił ją mocno. – Potter miał rację – uśmiechnął się do niej tajemniczo.
- W czym? – naprawdę się zaciekawiła.
- W tym, że jesteś silniejsza niż mi się wydaje. Co nie zmienia faktu, że i tak jesteś krucha, a ja chcę się tobą opiekować. Przepraszam, że się zbłaźniłem.
- Nie gniewam się, to u ciebie naturalne. Nie przestanę cię z tego powodu kochać ani interesować się tym jak sprawić, żebyś „umierał z rozkoszy”... Uwielbiam kiedy się rumienisz.
- Zauważyłem – stwierdził nieco zgryźliwie, ale i tak patrzył na nią z uwielbieniem. Odruchowo spojrzał na zegarek i zaklął.
- Właśnie powinienem wchodzić do gabinetu dyrektora – wyjaśnił Hermionie.
- Jasne, jasne, unikasz poważnej rozmowy na TE tematy – zakpiła.
- No oczywiście, zwłaszcza, że już jestem spóźniony – spojrzał na nią z urazą.
- Wiem, odpłacam ci tylko urokiem za klątwę.
- Też cię kocham, trzymaj się ciepło i... – pochylił się do jej ucha - ...ucz się dalej – wyszeptał i pocałował ją w policzek. Był bezgranicznie szczęśliwy, gdy dla odmiany zarumieniła się Hermiona.

******
- Jak tam młodzi gniewni, Albusie? – Severus postawił na stole dyrektora bimber własnej roboty, pędzony na akonicie. Oczywiście na jego bardzo niewielkich ilościach. Dumbledore popatrzył niezbyt przychylnie na butelkę.
- Dziś zachowywali się jak dorośli ludzie. Czy ty chcesz mnie spić, albo wprowadzić w jakiś trans? To jest bardzo mocne.
- A pan jest bardzo delikatnym typem, dyrektorze – zażartował Mistrz Eliksirów. – Czy mogę usiąść?
- Oczywiście, Severusie – stary mag machnął różdżką i na stole pojawiły się dwa małe kieliszki, do których Snape nalał trunku.
- Muszę cię spić i wywieźć gdzieś daleko. Jutro w nocy czerwonooki upomni się o plany zabezpieczeń naszej ukochanej uczelni i o rozmieszczenie dormitoriów mugolaków. Mam ogromną ochotę upozorować własną śmierć, a najlepiej naprawdę się wykończyć. Nawet nie wiesz, jak się boję o te dzieciaki.
- Severusie, nawet ty nie wiesz o tym, jak zabezpieczone są pokoje tych dzieci. Zakładam, że Voldemort zdaje sobie sprawę z tego, że nie możesz poznać wszystkich moich małych tajemnic, prawda?
- Prawda, poza tym, jeżeli nam się uda, nie będzie się nawet o tych tajemnicach przekonywał, bo nie zdąży. Ale jeżeli coś pójdzie nie tak, to nie tylko panowie w maskach i czerwonooki potworek dostaną po zadach, ale także my dwaj.
- Wiesz, że nie podejmowałbym takiego ryzyka, gdybym nie widział naprawdę ogromnych szans na powiedzenie. Demony zazwyczaj są honorowe.
- Tak, kiedy nie czują twojego strachu, widzą twą moc i potęgę, i kiedy mają dobry humor – Severus wypił swoją porcję i wlał sobie kolejną, a Albus umoczył jedynie usta w swoim kieliszku.
- Mmm... Bardzo dobry, Severusie, jak zwykle. Z tym humorem to trochę przesadziłeś.
- Być może, ale nie gwarantuję, że się nie przestraszę, a Og jest o wiele mądrzejszy i wiele groźniejszy od Czarnego Pana, chociaż z zupełnie innych powodów. Dlatego siedzi przeważnie w zaświatach.
- I może warto go wezwać, zanim zrobi to ktoś inny, Severusie – całkiem logicznie zauważył Dumbledore.
- Nie sądzę, żeby Voldemort chciał sobie sprowadzać do współpracy konkurencję i to potężniejszą od siebie. Ma manię wielkości – Snape wychylił kolejny kieliszek.
- I jest nieobliczalny – łagodnie dodał dyrektor Hogwartu. – Dlatego pentagram narysuj już dzisiaj. Pojutrze udaję się do Edynburga na konferencję Magicznej Rady Seniorów. Sam ją zwołałem i możesz powiedzieć, że zasugerowałeś mi konieczność omówienia pilnych spraw naszego świata w odpowiednim gronie, a ja na to poszedłem. Zjazd będzie trwał trzy dni, ale będziemy mieć ze sobą kontakt ponadmentalny, więc pojawię się tu w ciągu paru sekund.
- To oznacza, że jutro w nocy musimy to zrobić – Snape się skrzywił, a potem dodał ze swoim jadowitym uśmiechem. – Rozumiem, że lepiej nie informować czerwonookiego, iż jest pan jedynym czarodziejem, który może aportować się w każdym miejscu tego zamku w każdej chwili, dyrektorze?
- To radziłbym zachować w tajemnicy – Albus pogładził swoją długą brodę. - A teraz wznieśmy toast za powodzenie naszej małej misji.

***
******
Mesjasz Ciszy
Świetne opowiadanie. Przeczytałam od początku aż do ostanio wklejonej części za pierwszym razem i chyba się zakochałam wub.gif Pisz dalej i oby jak najwięcej.
porucznik184
ah, tak, to wlasnie to co lubie....... :]

jedno jedyne zastrzezenie mam :
na samym koncu jest fragment w ktorym Albus mowi Snape'owi zeby narysował pentagram.... troche zbyt okultystycznie mi to zabrzmialo i za malo czarodziejsko (w sensie HP smile.gif )

no, ale to tylko moje subiektywne odczucia. fic swietny, pozostaje tylko czekac na next party :]
Tomak
Bombowy kawałek poprostu super. a zakonćzony w takim miejscu... Heh czekam z niecierpliwością na następny odcinek .Pozdro
smagliczka
łaaa...no wreszcie się doczekałam biggrin.gif suuuper jak zwykle z resztą, no i zakończyłaś w takim ciekawym momencie, że teraz będzie mie męczyć mój brak cierpliwości...jana cholera co też oni wymyślili???

muszę sie jescze raz powtórzyć...jestem pod ogromnym wrażeniem twojej twórczości...obszerność idzie wraz z zachowaniem wysokiego poziomu...a chyba po napiszaniu tylu rozdziałow może sie obniżyć wena...a Tobie chyba raczej się podnosi niż spada!!!


bardzo ...bardzo fanie... biggrin.gif

WARTO BYŁO CIERPLIWIE CZEKAĆ!
Dorcas Ann Potter
Kitiaro, czasem za długo opisujesz jeden dzień, co mi oczywiśącie całkowicie nie przeszkadza smile.gif.

Jak zwykle super (znowu nieodpowiednie wyrażenie smile.gif)

Może byś wkleiła ostatni rozdział 'Zmowy...' do Kwiatu? Bo jest tylko 8, a 9 brak smile.gif.
haren
przeczytałam. jednym tchem przeczytałam.
szybko przeczytałam.
bardzo, bardzo szybko przeczytałam.
sama piszę opowiadanie, więc wiem jakie to straszne gdy ktoś cię zmusza byś pisała dalszą częśc.
ale ja właśnie nie mam wyboru.
zmuszam cię.
wiem, ze masz mnie pewnie za kolejną idiotkę, która zachwala co popadnie.
ale ja taka nie jestem, przynajmniej na idiotkę się nie uważam.
tyle miałam ci do "napisania".
Ciasteczko
o kurcze.
czytam to od dosc dawna bo mi caly czas cos przeszkadza :|
ale jest fantastyczne!
ogolnie najbardziej z postaci podoba mi sie snape :>
jest genialny :-)
a blaise to taki odpowiednik lilien z 'i belive...' co nie smile.gif?

pozdrawiam i czekam na kolejną część :*

a to na osłode : czekolada.gif
RappaR
Fan Fiction świetny, miło się czyta, przy czytaniu mniejszych błędów interpunkcyjnych czy ortograficznych się nie zauważa. Jeśli zaś chodzi o treść to skomentują ją po kolei:
Draco Malfoy - stanowczo go za dużo. Zrobiłaś z niego głównego bohatera kosztem innych, a najlepszą postacią według mnie nie jest: u Ciebie stał się "rycerzem bez skazy". Dobry, wyrozumiały, skromny, slachetny - jak Ginny w Kanonie - cokolwiek zrobi jest wspaniałe. Nie jest to złe, jeśli jest tego mniej, jednak mi to u głównego bohatera trochę przeskadza.
Hermiona Granger - świetnie przedstawiona, mimo że jej dużo nie czuje sie tego przesytu co przy Malfoju. Postać której nie mam nic do zarzucenia.
Harry Potter - postać według mnie świetnie skonstruowana. Silnie emocjonalna, targana na przemian różnymi silnymi uczuciami, mająca wręcz hustawkę nastrojów, która jednak wynika z zewnątrz. Po prostu weług mnie najlepsza postać, zaś Blaise wydaje sie jej świetnym uzupełnieniem. Zdecydowanie go za mało i za bardzo go pomijasz. Według mnie to on powinienem być głównym bogaterem, a nie Malfoy.
Blaise - postać, która jest świetnym uzupełnieniem Pottera, jak już wspomniałem. Za rzado się pojawia, a na dodatek jeszcze rzadziej z Potterem co traktuję jako minus.
Snape - postać według mnie mnoga. mam wrażenie, którego nie mam przy innych postaci - jest wiele Severusów Snapów, którzy mają różne charaktery i się zamieniają ze sobą mejscami w różnych momentach.
Fabuła - bardzo dobry pomysł, JEDNAK to co planujesz z demona jest według mnie z leksza denne. Demonów, zwykle nie trawię i nie lubię jak się pojawiają w niektórych światach. Weług mnie świat Rowling jest całkowicie nieodpowiednia do istnienia drugiej strefy obok, gdzie żyją jakieś potężne istoty, które można przyzwać. Już nieumarli bardziej pasują. Do innych rzeczy nie mogę się przyczepić. I jeszcze sztampowe pytanko:
Kiedy następna część tongue.gif biggrin.gif
Ps. Potter jest BARDZO BOGATY, odziedził OGROMNY majątek po Ojcu i z tego co mi wiadomo ubierał się w rzeczy NAJWYŻSZEJ JAKOŚCI, patrz SZATA WYJŚCIOWA i WIZYTY NA POKĄTNEJ. Więc raczej nie oszczędzał by na trampkach. Podejrzewam, że masz tak minimum 1,9, może nawer 2 metry. Jednak średnia wzorstu jest 1,77. Więc raczej niski Percy raczej nie ma 1,9. Gdybys obniżył wzorst wszystkim o 20 cm nawet, nikt by nie uznał tego za jakąś bandę kurdupli. Jestem w Gimnazjum i mało który gimnazjalista mnie przewyższa, a mam "tylko" 1,85.
hermionka_7
Po prostu nie mam słów... zachwyciło mnie i się w tym zakochałam... Snape jest genialny laugh.gif Błędów nie wytykam (nie ma po co, a na pewno i tak prawie w ogóle ich nie ma biggrin.gif ), treść jest wink2.gif,a bohaterowie.... wub.gif miodzio
KIT! KIT! KIT! DAWAĆ MI TU NEXT PART'A! (przyłączcie się proszę do moich apeli, bo genialna autorka gotowa jest się obrazić i co się z nami stanie w oczekiwaniu na kolejną część?! )
niezależnie od wszystkich twoich komentarzy, krowki.gif landrynki.gif czekolada.gif nutella.gif zelka1.gif dla Ciebie na wenę, zachętę itp. biggrin.gif
Czekamy..... huh.gif mad.gif cry.gif sleeping.gif
Kara
Do przeczytania tego ficka zachęciła mnie Dorc...
QUOTE
Jeżeli chcesz przeczytać coś Kitiry zobacz "Być Szlachetnym" tego na pewno szybko nie przeczytasz

I to prawda trochę czasu mi to zajęło gdyż tak na co dzień nie udawało mi się dostać do kompa...Ale...WARTO BYŁO!!!
Droda Kitiaro...Dorc ma 800% rację że jesteś geniuszem...Jesteś iluzjonistą pióra...Ja również jestem fanką twoich ficków i powieści i czekam na dalszą część z nieskrywanym wielkim wyczekiwanie.Weny życzę.

Pozdrawiam

Kara
Natalia
heh Sevcio jest cudny smile.gif kazdy Twoj ff jest genialny:) troche juz ich zdazylam przeczytac:D przyznam ze z poczatku zaczelam czytac tylko dlatego ze w Twoich ff (tych ktore przeczytalam) jest Albo Sevcio:) Luc:) Albo Draco:) ewentualnie ktos ze Slizgonow:) ale z czasem czytalam dlatego ze mi sie bardzo podobaly:)
pisz dalej tak fajnie
juz nie moge sie doczekac dalszej czesci:)
pozdrawiam
Ciasteczko
Kit błagam Cię nie katuj nas już dłuzej i wrzuć cos tongue.gif
Bo ja cierpie na głód fickowy tongue.gif

pozdr.
Kitiara
Już Was nei katuję, już wklejam.
Przepraszm za długie oczekiwanie i mam nadzieję, że się spodoba.

Barty, dzięki za korekę, jak zwykle ; )

Wtorek, 27 listopada, 1996

Budzik zadzwonił równo o siódmej. W pierwszym odruchu Draco miał go zamiar wyłączyć i przestawić na wpół do ósmej. Zaraz przypomniał sobie jednak, że ma się stawić o ósmej przed Wizengamotem i skrzywiwszy się nieprzyjemnie, usiadł na łóżku. Nie dostał oficjalnego wezwania sowią pocztą, ale wręczył mu je osobiście Dumbledore, zaraz po zajęciach Oklumencji. Malfoy miał ochotę olać to i zostać w Hogwarcie, albo ubrać się byle jak i żuć podczas przesłuchania magiczną gumę, robiąc od czasu do czasu ogromne balony. Problem polegał na tym, że to wcale nie pomogłoby Hermionie, a z niego zrobiło głupka. Drugi szkopuł zaś wynikał z faktu, że nie miał byle jakich ciuchów; jego rodzina nie mogła sobie pozwolić na taką ekstrawagancję, a on też nie za bardzo mógł im psuć reputację. No właśnie! Co by na to powiedział jego ojciec? Albo gdyby się nie stawił? Poza tym przecież musiał tam iść. Był naocznym świadkiem gwałtu i po prostu musiał zeznawać. Czuł jednak okropny dyskomfort na myśl o tym, że będzie musiał opisywać to, co widział, a także swoje emocje. I tak trudno mu było wyrzucić to ze swojej pamięci, mimo że usilnie starał się zapomnieć. Teraz będzie mu jeszcze trudniej. Bał się też tego, co może zrobić lub powiedzieć, gdyby ktoś, na przykład Knot, zadał mu o jedno pytanie za dużo.
Otrząsnął się i poszedł pod prysznic, a gdy ogolił się zaklęciem, przyszedł mu do głowy pomysł. Eliksir Zimnej Krwi. Niemal pobiegł do szafeczki, w której go ostatnio schował, ale gdy tylko wyciągnął rękę, cofnął ją szybko. Przy Czarnym Panu musiał udawać chłód i obojętność ze względu na dobro swoje i innych, chociażby własnego ojca. Ale teraz? Byłby zwykłym tchórzem, który boi się własnych emocji i własnej słabości. Gdyby zrobił to w tej chwili, piłby eliksir za każdym razem, kiedy miałby się znaleźć w trudnej sytuacji, a przecież nie o to chodziło. Nie chciał się uzależnić od znieczulenia emocjonalno-psychicznego, chociaż myśl o wypiciu eliksiru była kusząca. Zbyt kusząca.
Odwrócił się i ruszył w kierunku szafy z ubraniami.
„Założę najbardziej odświętną, cholerną szatę jaką mam” – pomyślał prawie mściwie i modlił się jedynie, aby nie spotkać Percy’ego Weasleya.

******
Korneliusz Knot miął swój melonik i wpatrywał się niepewnie w Percivala Weasleya.
- Jak to nie mogę tymczasowo pełnić funkcji wiceministra Magii? – spytał rudowłosy czarodziej i, prężąc się jak struna, podszedł do Knota, wbijając w niskiego, korpulentnego człowieczka rozjuszone spojrzenie. Gdyby Minister nie był tak poruszony i zakłopotany, tym, co przekazał swojemu zastępcy, zapewne dojrzałby tam także iskrę zwierzęcego strachu. Zwłaszcza, że poszukiwania współpracownika Weasleya, Igora Matrojewa, jak dotąd spełzały na niczym i już prawie nikt nie wierzył, że Bułgara da się odnaleźć. Knot jednak, jak zwykle zakłopotany w towarzystwie kogoś, kto swoją postawą i zachowaniem budził większy szacunek niż minister Magii, nie dojrzał przerażenia, kryjącego się pod maską złości.
- Dopóki nie wyjaśni się ta cała sprawa rozpętana przez Granger... Dzisiaj przesłuch..emy Malfoya juniora. Dosłownie za dziesięć minut – Korneliusz wzruszył ramionami i popatrzył na wiceministra prawie przepraszająco. – Musisz zrozumieć, że jej zeznanie brzmiało, jakby to powiedzieć... bardzo przekonywująco.
- Co mnie to obchodzi, jak brzmiało? Ważne, że ta smarkula łże jak niedomyty mugol, ale czego można się spodziewać po dziewusze wychowanej wśród nich! – wysyczał Percy przez zaciśnięte zęby.
- Przykro mi – Knot wyprostował się na tyle, na ile mógł i odchrząknął. – Na razie jesteś podejrzany o nadużycie władzy i wykorzystanie swojej pozycji wobec bezbronnej nastoletniej czarownicy. Tymczasowo twoje miejsce zajmie osoba wybrana wczoraj późnym wieczorem przez Radę Nadzorczą. Na razie, podczas godzin pracy, będziesz przebywał w odosobnionej sali, pod nadzorem dwóch Aurorów i będziesz objęty zaklęciem, które nie pozwoli ci na zbyt daleką aportację. Tak postanowiła Rada Wizengamotu. Potrwa to tak długo, dopóki nie będziesz oczyszczony z zarzutów, albo nie zostaniesz oskarżony. Musisz udostępnić ten gabinet, hm... Lucjuszowi Malfoyowi – Korneliusz cały się spiął, wymawiając to nazwisko. Malfoy wygrał z Averym i to tylko jednym głosem, ale wygrał. Knot spodziewał się więc różnych reakcji po Percivalu, który, delikatnie mówiąc, nie przepadał za Malfoyami. Nie spodziewał się jednak tego, co nastąpiło. Młody Weasley ryknął jak ranny smok i przez chwilę Knot miał wrażenie, że czarodziej chwyci go za gardło i zacznie dusić. Percival jednak podniósł najbliższe krzesło i rąbnął nim w ścianę z taką siłą, że widowiskowo się roztrzaskało.
- Czy ten pieprzony śmierciojad ma całą radę w kieszeni?! A może także Wizengamot?! – Weasley obnażył zęby i Knot cofnął się asekuracyjnie w kierunku drzwi, a różdżkę trzymał w pogotowiu.
- Posłuchaj, jak mówiłem, to tylko tymczasowo – Minister postanowił zignorować uwagę o przynależności ideologicznej Lucjusza. - Jeżeli jesteś niewinny, wszystko się szybko wyjaśni.
„Nie wiem tylko, po co Granger miałaby kłamać” – pomyślał całkiem logicznie, na głos jednak tego nie powiedział, gdyż zachowanie
wiceministra nie wróżyło nic dobrego.
- Jeżeli, Knot? – syknął Percy.
- Posłuchaj – Minister poczuł delikatne ukłucie irytacji. – Sprawy mają się tak, jak się mają. Nie pogarszaj swojej sytuacji nieracjonalnym zachowaniem. Napraw to krzesło i oddaj gabinet Malfoyowi. Wiem, że go nie cierpisz, ale nie poradzisz nic na wynik głosowania rady. Też mam nadzieję, że nie potrwa to dłużej niż czterdzieści osiem godzin.
Korneliusz nie miał stuprocentowej pewności, co do niewinności Percy’ego. Prawdę powiedziawszy, jakąkolwiek pewność w tym względzie powoli tracił i wcale nie był z tego powodu nieszczęśliwy. Percy mógł wyciągnąć na światło dzienne brudy z jego młodości. Na szczęście jego bliski współpracownik nie mógł się odnaleźć, a to właśnie Matrojew wyśledził młodzieńcze wybryki obecnego Ministra. Knot od dawna już wstydził się błędów i niedopatrzeń, których był winien jako młody urzędnik i nie zamierzał babrać się w przeszłości. Gdyby Igor przepadł bez śladu, na co wyglądało, a Percy trafił do więzienia, Korneliusz spałby o wiele spokojniej. Poza tym Weasley nie zachowywał się jak człowiek niewinny. Przynajmniej nie jak człowiek, który ma czyste sumienie.
Wiceminister wpatrywał się w rozwalone krzesło wzrokiem, który na szczęście nie miał zdolności obracania przedmiotów i ludzi w pył, inaczej roztrzaskany mebel już by nie istniał, a Korneliusz poszedłby w jego ślady.
- Reparo – warknął niemile Percival i po chwili krzesło z cichym stukiem odzyskało swój normalny kształt.
- Tak już jest lepiej. Dziękuję za współpracę. Proszę za mną – Knot odetchnął i poprowadził Wealseya do drzwi.
W progu Percy rzucił avadujące spojrzenie Lucjuszowi, czekającemu na rozwój wypadków, i poszedł z dwoma młodymi Aurorami do odosobnionej sali. Malfoy natomiast skłonił się ceremonialnie Ministrowi Magii i wszedł do swojego tymczasowego gabinetu.
- To kiedy oddajesz mi swoje stanowisko, Korneliuszu? – spytał sarkastycznie ze stalowym błyskiem w oku, obdarzając Knota uśmiechem pełnym pobłażliwej wyższości.
- Prosiłbym o zachowanie powagi, Lucjuszu – Knot nadął się majestatycznie, skinął głową na pożegnanie i wyszedł.
- Oczywiście, panie Ministrze – syknął pod nosem Malfoy.
Usiadł za biurkiem i uśmiechnął się z gorzkim cynizmem.
„Mam to, czego chciałem od zawsze, czyli władzę. Ciekawe czemu wcale mnie to nie cieszy...”

******
- Dziś maglują Malfoya... – bardziej stwierdził, niż zapytał Harry, ze smakiem wcinając kiełbaski i jajecznicę.
- Jakżeby inaczej – Hermiona się skrzywiła.
- Oj, przestań. Mówiłaś przecież, że Wizengamot wcale nie jest taki straszny i wszyscy traktowali cię łagodnie... Tylko ja mam niemiłe wspomnienia z nim związane – teraz dla odmiany skrzywił się Potter
- No właśnie – wtrącił się Ron i uśmiechnął nieśmiało. – Znaczy, że Malfoy nie ma tam źle.
„Chyba” – pomyślał, bo przyszło mu do głowy, że, być może dziewczęta traktują lepiej niż chłopców. Na głos jednak tego nie powiedział,
- Tak, ale wiecie, jaki jest Malfoy. Boję się, że coś palnie. Że się wygłupi, zacznie jakąś gadkę, czy zrobi coś bardzo niemądrego – panna Granger zmartwiła się i dziobnęła swoją kiełbaskę.
- Ej, Malfoy nie napieprzy głupot! To przykre, że to ja ci muszę coś takiego uświadamiać – Harry, mówiąc to, delikatnie się zarumienił. – Znaczy... On się teraz zachowuje bardzo dorośle. Nie narobi sobie kaszany, Herm.
- Tak myślisz?
- Ja to wiem – Potter wzruszył ramionami i wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
- Ja bym nie był taki pewny – powiedział bardzo cicho Ron. – Ale myślę, że da sobie radę – dodał pośpiesznie, widząc coraz bardziej zachmurzoną minę Hermiony.
- Daj spokój, przesłuch..ą go tak jak ciebie, może nawet mniej stresogennie, bo tylko jako świadka - Harry ze smakiem zaczął wchłaniać kolejną porcję jajecznicy, a wygłodzonemu, jak zwykle, Ronowi odstąpił dwie ze swoich kiełbasek.
- Tylko, Harry, oczywiście – panna Granger odłożyła swój widelec, demonstrując tym samym, że przeszła jej ochota na jedzenie.
- Rany boskie, Herm, przecież wiesz, że nie miałem na myśli nic złego i wcale nie uważam, że to coś, co nic nie znaczy. Kurde! – z wrażenia upuścił nóż. Ron podniósł go szybko.
- Wiem, Harry, uspokój się. Jeszcze się nie przyzwyczaiłeś? Jestem przewrażliwiona... – spróbowała się uśmiechnąć, ale Potter poczuł się już tym wszystkim zmęczony.
- Posłuchaj. Troszczę się o ciebie, staram się nawet tobą opiekować, nie zawracając ci głowy tym, co ja przeszedłem i co zrobił mi Nott. Uwierz mi, nie chciałabyś się zamienić, Herm – wstał i wyszedł, zostawiając na talerzu niedojedzoną jajecznicę.
- Kurna – Ron wyglądał, jakby miał się rozpłakać.
- Jestem pipa – pociągnęła nosem Hermiona.
- Nie jesteś – Weasley nagle odzyskał cały rezon. – Przecież Harry nie chce o tym wcale mówić i myśleć, i w ogóle mu się nie dziwię. Tylko czekałem aż wybuchnie... Ale i tak nie był to potężny wybuch.
- Dzięki Ron. Chyba powinnam go przeprosić...
Weasley nie zaprzeczył. Zastanawiał się właśnie, czy wypada mu swobodnie jeść dalej. Nic nie mógł poradzić na to, że jego żołądek był przepastny.
- Znaczy... Mi się wydaje, że on się nie gniewa, Herm...
Granger potrząsnęła swoją kasztanową i bardzo gęstą czupryną.
- Jest jeszcze gorzej. Pewnie mu przykro i czuje się niezrozumiany – znowu zaczęła dziobać swoją kiełbaskę z pochmurną miną.
- Wiesz, jaki jest Harry. Szybko mu przejdzie, Hermiono. Masz prawo być nietaktowna, nie musisz wiecznie wszystkiego robić poprawnie – Ron poczuł przypływ weny. – Zresztą, nie powiedziałaś nic, co mogłoby go obrazić. Po prostu... – zaciął się nie mogąc znaleźć odpowiedniego słowa.
- Po prostu Harry jest tak samo przewrażliwiony jak ja – Hermiona uśmiechnęła się smutno. – Potrafisz być naprawdę kochany, Ron. Dziękuję – pocałowała go w policzek.
- Nie ma za co – Weasley swoim zwyczajem zaczerwienił się. – Hermi, czy ty będziesz... kończyła tą kiełbaskę? – spytał nieśmiało.
Zamiast odpowiedzieć roześmiała się i mruknęła coś o tym, że jest niemożliwy, ale odstąpiła mu swój talerz.

******
Draco, pozwól na chwilkę – Snape zauważył Malfoya przemierzającego lochy w kierunku pokoju wspólnego Ślizgonów.
- Tak? – szare oczy popatrzyły na niego pytająco.
- No, podejdź do mnie, chłopcze – Severus zmarszczył brwi zirytowany opieszałością ucznia.
- Chciałem tylko zapytać, jak się czujesz po wizycie w Ministerstwie.
- Całkiem dobrze. Omal się nie wygłupiłem, ale... No... Zawsze, gdy chciałem powiedzieć coś szczeniackiego, albo nie na miejscu, to Dumble... – przerwał widząc, jak brwi Mistrza Eliksirów w mgnieniu oka zlewają się w jedną surową i niezadowoloną kreskę. – Za każdym razem profesor Dumbledore patrzył na mnie w taki sposób, że się opamiętywałem. On naprawdę czyta w myślach.
- Wydaje ci się. To tylko wysoce posunięte zdolności oklumencyjne i legilimencyjne. Gdyby było inaczej, ja też czytałbym w myślach, a tego nie potrafię. Po prostu odczytywał twoje intencje, Draco... i dlatego w oklumencji tak ważne jest pozbycie się wszelkich emocji –Severus uniósł palec wskazujący i uderzył w mentorski ton.
- Ojcze chrzestny, ale ja naprawdę nie prosiłem o wykład – Draco przewrócił oczami i złośliwie się uśmiechnął.
- A chcesz szlaban u Filcha? – łagodnie spytał Snape.
- Ale za co? – Draco miał nadzieję, że wygląda grzecznie i układnie. Nie wyglądał.
- Za lekceważące podejście do nauczyciela.
- Mówiłem teraz do ojca chrzestnego – ze słodka minką odrzekł Malfoy.
- Tak, ale jesteśmy na terenie szkoły. Nie na darmo nazywacie mnie Postrachem Hogwartu. A teraz zmykaj, póki się nie rozmyślę, i nie spóźnij się na żadne zajęcia. Twoja matka tyle razy mi kazała się tobą opiekować, że chyba zacznę jej słuchać – uśmiechnął się jak człowiek, który nie umie się szczerze uśmiechać, czyli nieco krzywo.
- Dziękuję za troskę, sir – Draco odwzajemnił grymas i podążył we wcześniejszym kierunku.

*
- Czemu nie było cię na śniadaniu, Draco? – Goyle grzał swoje wielkie dłonie przy kominku.
- Bo miałem mały spacerek z dyrem – odrzekł lakonicznie Malfoy, patrząc przy tym nie na Vincenta, czy Gregoy’ego, który siedział obok najlepszego kumpla, ale na Parkinson, która wydawała się pochłonięta jakąś lekturą.
- Od kiedy to ty czytasz, Pansy? – nie mógł sobie darować drobnej złośliwości.
- Czytam wtedy, kiedy chcę, a ty nie wiesz o mnie wszystkiego – odrzekła i z powrotem wróciła do książki. – Miłosne zaklęcia i eliksiry na każdą okazję – wymruczał Draco, podchodząc i przechylając głowę, żeby przeczytać tytuł.
Millicenta, która siedziała w fotelu obok i piłowała zawzięcie paznokcie, zachichotała cicho.
- Och, tobie nawet ta książka by nie pomogła, jesteś za gruba – Parkinson postanowiła się nadąsać i wstać. – Idę się przyszykować na zajęcia.
Panna Bullstrode od razu przestała się śmiać. Parkinson nigdy nie wyróżniała się taktem, nigdy też nie myślała o innych, często też z tego względu raniła ludzi, niekoniecznie nieświadomie.
- Też cię kocham, sucha wywłoko – oznajmiła bardzo cicho i wróciła do piłowania paznokci, ale teraz już z chmurną miną.
- Pansy, ty za to jesteś za głupia, żeby tą książkę zrozumieć! – krzyknął Draco za oddalającą się Parkinson. Nie raczyła się nawet obejrzeć. Uśmiechnęła się jedynie okrutnie i poszła do siebie.
- Przepraszam, Milli – dodał już ciszej.
- Za co? –wzruszyła ramionami i nie odrywała wzroku od wykonywanej czynności.
- Za nią – Malfoy wyglądał na zmartwionego. – Oberwało ci się przeze mnie.
- Słuchaj, skończ ten temat, dobrze? – Millicenta rzuciła mu stanowcze spojrzenie.
- Okey, ja tylko... No, przykro mi, że ona była... jest taka podła.
Bullstrode przewróciła oczami.
- Dzięki za troskę, ale o coś cię prosiłam.
Draco zajął fotel, w którym wcześniej siedziała Pansy.
- Merlinie, gdzie ja miałem oczy? – powiedział bardziej do siebie samego, niż do kogokolwiek w pokoju, a zbyt wielu słuchaczy nie miał.
- Nie chcę się wyrażać, ale znam odpowiedź – Millicenta przerwała w końcu piłowanie paznokci i popatrzyła na Malfoya. – Gdzie byłeś, kiedy cię nie było? – spytała cicho.
- Wizengamot – odpowiedział krótko i już było wszystko jasne, bo cała szkoła rozmawiała o tym, że Granger była przesłuchiwana przez ten szacowny organ władzy czarodziejskiej.
- Coś jak ustalenie zeznań? – spytała jego rozmówczyni bardzo ostrożnie. Nie chciała się wykazywać taktem na miarę Parkinsonówny.
- No, coś w tym stylu. Przepraszam, ale nie chcę o tym gadać - schował twarz w dłoniach i westchnął przeciągle.
- Rozumiem. Blaise się martwiła.
- Bo jej wczoraj nie uprzedziłem, że nie będzie mnie na śniadaniu.
- Troskliwa kobieta.
- Ano.
- Zaraz mamy zajęcia, wiesz?
Pokiwał smętnie głową.
- Poczekamy aż Blaise zejdzie i pójdziemy z nią oraz z nimi, dobra? – wskazał głową Crabbe’a i Goyle’a.
Millicenta uśmiechnęła się szeroko.
- Nie ma sprawy – oznajmiła i wróciła do piłowania paznokci.

******
Cały dzień mijał wszystkim we względnym spokoju. Hermiona wybąkała przeprosiny tuż przed obiadem, a Harry oczywiście je przyjął, później spędził też urocze pół godziny na błoniach w towarzystwie Blaise. Po kolacji Dumbledore poprosił do swojego gabinetu Hermionę i Dracona, Potterowi zaś i Malfoyowi objaśnił, że nie muszą stawiać się u niego o ósmej i że „maja odwołany szlaban”; nikt przecież nie musiał wiedzieć, że pobierają lekcje oklumencji.

*
- Veritaserum? – spytał Draco nieufnie. – Oczywiście nie musimy wyrażać zgody, prawda?
- Oczywiście – Dumbledore przytaknął z powagą, spróbował swojej kawy ze śmietanką, po czym machnął nad kubkiem różdżką, wyczarowując na powierzchni sporą dawkę cynamonu.
- Czy ja także mogę prosić? – spytała grzecznie Hermiona, po czym otrzymała upragnioną przyprawę. Kiedy zamieszała parujący płyn, po gabinecie dyrektorskim rozszedł się przyjemny aromat.
Malfoy rozdął nozdrza, ale nie uraczył się cynamonem.
- Ja się godzę, ale pod warunkiem, że nie będzie mnie przesłuchiwał cały sztab – powiedziała po chwili napiętej ciszy panna Granger.
- Ty?! – Draco wyglądał na oburzonego. – Niech przesłuchają pod przymusem tego pieprzonego gwałciciela! Przepraszam Herm – dodał od razu skruszony.
- Radziłbym zachować spokój i powagę, panie Malfoy – rzekł spokojnie dyrektor.
- Oczywiście – chłopak westchnął i łyknął dużą porcję ożywczego napoju.
- Przesłuchiwaliby was tylko Minister, pani Bones i ja. Na takim przesłuchaniu znalazłby się też protokolant, zobowiązany specjalną przysięgą do milczenia. Byłyby więc obecne tylko cztery osoby – łagodnie wyjaśnił Albus, gładząc swoja siwą brodę.
- W takim razie wyrażam zgodę – odrzekła po prostu Hermiona i, już uspokojona, skupiła się na piciu kawy.
- Ale ja nie – Malfoy zmarszczył brwi i potrząsnął głową.
- Wydaje mi się, że wystarczy jeśli ja udzielę zeznań, prawda? – Gryfonka pytająco popatrzyła na Dumbledore’a.
Dyrektor skinął głową, uważnie przyglądając się wyraźnie zbuntowanemu chłopakowi.
- Nie wyrażam zgody na to, żeby przesłuchiwali ciebie, Hermiono – Draco popatrzył wymownie i autorytarnie na swoja dziewczynę. Poczuła złość; chciał mówić jej, co może robić, a czego nie. Już miała mu dobitnie wytłumaczyć, że sama o sobie decyduje, kiedy Malfoy zwrócił się bezpośrednio do poważnego i pełnego wyczekiwania Albusa:
- Jeżeli wystarczą zeznania tylko jednej osoby, to możecie przesłuchać mnie. Uważam, że dla Hermiony byłoby to trochę za wiele – dodał, łypiąc niepewnie na pannę Granger. Wcale nie musiała być zachwycona jego postawą. Miała zmarszczone brwi i wpatrywała się w niego natarczywie, ale nic nie mówiła.
- Mogę zeznawać tylko ja? – trudno było stwierdzić, czy pyta Dumbledore’a czy Hermionę.
- Możesz, bo byłeś bezpośrednim świadkiem zdarzenia – przytaknął Albus w zamyśleniu. – Chyba, że panna Granger mimo wszystko chce zeznawać.
Nie odpowiedziała. Wpatrywała się chmurnie w swój kubek. To co robił Draco było naprawdę miłe, bo chciał jej oszczędzić nieprzyjemności. Robił to w dobrej wierze. I jego zeznania będą tak samo ważne, jak byłyby jej. Bo był świadkiem. Podniosła w końcu wzrok. Patrzył na nią prawie błagalnie.
- Hermi, proszę, wystarczy im moje zeznanie. Nie chcę, żebyś robiła w tej sprawie cokolwiek, czego nie musisz robić...
Szare oczy zbitego szczeniaka prawie całkowicie pozbawiły ją chęci powiedzenia tego, co myśli. Prawie. Potrząsnęła głową i oznajmiła:
- A może ja też chciałabym ci zaoszczędzić tych zeznań, Draco? – spytała spokojnie.
Zarumienił się.
- Oj, wiem, ale ja... Proszę cię o to.
Gryfonka przygryzła dolną wargę, a potem przekornie się uśmiechnęła.
- Jestem dużą dziewczynką i naprawdę dam sobie radę.
- Hermiona, ja mówię poważnie... Skoro wystarczą moje zeznania, to dlaczego...
- Mogę powiedzieć dokładnie to samo – przerwała mu Granger.
- Mam pomysł – Dumbledore postanowił się wtrącić. – Może zeznawajcie oboje i nie będzie problemu – i kiedy Malfoy zrobił wielce nieszczęśliwą minę, Albus zmarszczył groźnie brwi. – Chciałem zauważyć, że Hermiona nie jest twoją córką i ma na tyle rozsądku, że wie, co mówi i robi, Draco.
- Dziękuję, sir – dziewczyna uśmiechnęła się do dyrektora.
- Profesor Dumbledore ma rację – oznajmiła Draconowi. – A jeżeli tak bardzo chcesz, możesz zeznawać pierwszy. - Kiedy tylko niezadowolony Ślizgon otworzył usta, zaczęła mówić dalej, nie dając mu dojść do głosu. - Słuchaj, nie możesz mnie trzymać pod kloszem, chociaż najchętniej byś to zrobił. Już nawet moi rodzice zrozumieli, że jestem prawie dorosła i liczą się z moim zdaniem. Ty też być mógł.
- Ale ja liczę się z twoim zdaniem! – Draco się zaperzył. – Chciałem ci tylko oszczędzić dodatkowych przykrości – wyglądał na nieszczęśliwego.
- Przykrości nie da się uniknąć, takie jest życie – wzruszyła ramionami Doceniam twoją troskę, ale możesz tę przykrość podzielić ze mną. Nie musimy się licytować o to, kto będzie zeznawał. Rozumiesz mnie? – zrobiła się trochę smutna i Malfoy się zawstydził.
- No, okey... Dobrze. Masz rację – wpatrując się we własne dłonie zaciśnięte na kubku.
- Doskonale, rozumiem, że oboje będziecie składać zeznania pod Veritaserum, tak? – Dumbledore złożył czubki palców, tak jak to miał w zwyczaju, i patrzył wyczekująco na dwójkę uczniów.
- Tak, sir – odpowiedzieli niemal jednocześnie.
- W takim razie jutro rano razem udajemy się do Ministerstwa. Wszystko nie potrwa więcej niż godzinę – Albus uśmiechnął się łagodnie, a Hermiona i Draco grzecznie się pożegnali i wyszli.
- Chciałem dobrze – Malfoy łypnął niepewnie na swoją dziewczynę.
- Wiem – ku jego zaskoczeniu, szeroko się uśmiechnęła. – Jesteś strasznie opiekuńczy. To fajne, chociaż troszeczkę przesadzasz. Mimo wszystko, kręci mnie to, że tak bardzo o mnie dbasz – przygryzła dolną wargę i popatrzyła na niego w taki sposób, że się zarumienił.
- Och, ciekawe, gdzie wyczytałaś taki fantastyczny tekst – Draco nie lubił się rumienić, więc koniecznie musiał powiedzieć coś kąśliwego.
- Nie obrażaj mnie, Malfoy . Naprawdę jesteś sexy z tymi rumieńcami – objęła go i wspięła się na palce, żeby go pocałować.
To było naprawdę za wiele. Był jej zbyt spragniony, żeby zachować chociaż minimum obojętności. Nawet nie wiedziała kiedy przycisnął ją do twardej ściany. Całował ją zachłannie, a jego dłoń wślizgnęła się pod ubranie Hermiony i głaskała delikatnie brzuch.
- Ty też mnie kręcisz, Granger, i nie masz nawet pojęcia jak bardzo – wymruczał jej do ucha, nie przestając pieścić ciepłej, gładkiej skóry.
- To zakrawa na perwersję, jesteśmy pod gabinetem dyrektora – wyszeptała, uśmiechając się tak, że był całkowicie pewien, iż jego krew właśnie zaczęła się gotować. Zastanawiał się tylko, jakim sposobem jeszcze żył.
- Merlinie, kobieto, gdybym wcześniej wiedział, jaka jesteś naprawdę, nawet bym nie spojrzał na Parkinson – oznajmił z gorącym przekonaniem.
- A jaka jestem? – jej spojrzenie, uśmiech, cichy, zmysłowy głos sprawiały, że miał ochotę wziąć ją tu i teraz, ale wiedział, że z wielu obiektywnych powodów nie jest to dobry pomysł. Cieszył się, że tak doskonale idzie mu nauka samodyscypliny.
- Granger, w tej chwili jesteś przede wszystkim denerwująca i złośliwa – uśmiechnął się wrednie. – Poza tym lubisz się mądrzyć. A tak w ogóle to jesteś cholernie seksowna, słodka, gorąca i, co najważniejsze, lecisz na mnie – znowu ją pocałował, tym razem delikatnie, i przesunął dłoń na jej plecy. Jęknęła cichutko, mocno wplotła palce w jego włosy i przyciągnęła go do siebie.
- Oszaleję przez ciebie – wyszeptał w jej szyję.
- Może nie – odszepnęła i pogłaskała czule jego kark.
- Rany boskie, przestań, bo już oszalałem – odsunął się od niej gwałtownie i złapał ją za ręce. – Kocham cię, ale...
- Ja też cię kocham, więc może pójdziemy do ciebie – powiedziała to tak po prostu, a Draco aż zaniemówił.
- Książki cię zdemoralizowały – zażartował niepewnie.
- Mówiłam poważnie – popatrzyła mu prosto w oczy.
Przez chwilę milczał i chociaż bardzo jej pragnął, tak bardzo, że chciało mu się wyć, powiedział:
- Nie.
Posmutniała, wyrwała dłonie z jego rąk i zbiegła szybko po krętych schodach.
Dogonił ją, odwrócił ku sobie i mocno przytulił. Płakała.
- Miona, kochanie, nawet nie wiesz, jak bardzo tego chcę. Jeszcze aż na tyle sobie nie ufam.
- Ja ci ufam – wychlipiała, wściekła, że pozwoliła sobie na łzy. – Jesteś osioł.
- Zapewne masz rację. Ale gdybyś wiedziała, ile kosztowało mnie powiedzenie „nie”, nazwałabyś mnie bohaterem. - Nadal uważam, że jesteś osłem, Draco – popatrzyła na niego nieprzychylnie i otarła oczy rękawem szaty.
- Chcę mieć pewność, że cię nie skrzywdzę – powiedział łagodnie.
- Krzywdzisz mnie, kiedy dajesz mi kosza – warknęła nieuprzejmie.
- Nie daję ci kosza i nawet tak nie myśl, a zresztą... dobrze o tym wiesz – zajrzał jej głęboko w oczy. Miała dziwne spojrzenie; pełne oddania i czułości, a zarazem głębokiej urazy.
- Z twoim podejściem nigdy nie będziesz miał pewności.
- Hermiono, ale to naprawdę dla mnie nie jest aż tak ważne – powiedział marszcząc brwi.
- Zauważyłam – syknęła, a potem lekko się zarumieniła i miękko dodała. – I to sprawia, że jeszcze bardziej pragnę ci dać wszystko, co mogę.
Nie wiedział, co ma odpowiedzieć, ale cisza nie była taka zła, bo w ciszy mógł się zastanowić. Jeszcze raz ją przytulił. Znowu naszło go pragnienie, żeby zabrać ją gdzieś daleko i ochronić przed wszystkim, co złe. Głaskał ją delikatnie po włosach, a Hermiona zamknęła oczy.
- To daj mi chociaż jeden dzień... Sobie też. Może to nadopiekuńczość z mojej strony, ale ja chcę dla ciebie jak najlepiej... I nie wydaje mi się, żeby kilka dni czekania coś zmieniło, chyba że na lepsze...
- Gbur – szepnęła, ale bez złości.
- Pójdę z tobą do łóżka, w chwili, gdy będę absolutnie pewien, że tego chcesz i, uwierz mi, będę w stanie to stwierdzić, Herm – popatrzył na nią i się uśmiechnął.
- Czyli mam tak próbować aż do śmierci? – na jej twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek.
- Obiecuję, że w chwili, gdy mnie przekonasz, nie będzie odwrotu I chyba będzie to całkiem niedługo, bo robisz, kochanie, niesamowite postępy – szeroki uśmiech Dracona i jego wiele mówiące spojrzenie, spowodowały, że się zarumieniła, ale nie odwróciła wzroku.
- Jeśli jeszcze raz mnie wyprosisz ze swojego dormitorium, to więcej nie przyjdę - zagroziła
- Chyba już mi się nie uda... – objął ją i ruszyli wzdłuż korytarza w kierunku Wieży Gryffindoru. Wiedział, że go posłucha i na pewno nie przyjdzie tej nocy, ale nie miałby nic przeciwko, gdyby zrobiła to przed końcem tygodnia. Naprawdę

******
- Czy ja cię wzywałem, Severusie? – czerwone oczy wpatrywały się w leżącego na podłodze mężczyznę. Snape zaciskał zęby z bólu, ale jakoś wykrzesał z siebie siły, żeby odpowiedzieć:
- Nie, Panie.
- Dobra odpowiedź, prawda Nagini?
Wąż zasyczał cichutko u stóp swojego pana. Niepokojące, błyszczące oczy gada wwiercały się w niego i Snape przysiągłby, że pupilka Voldemorta jest cholernie inteligentną bestią. Nagini wysunęła łeb do przodu, a potem cofnęła się i mrugnęła oczkami jak klejnoty, jakby chciała przyznać mu rację. Jej wzrok miał właściwości hipnotyzujące i Snape odwrócił spojrzenie.
- Skoro nie, to co tu robisz? – łagodnie zapytał Voldemort. Zbyt łagodnie.
- Przyniosłem ci plany zabezpieczeń Hogwartu, Panie. Tak jak prosiłeś. Miały być na dzisiaj... Plany rozmieszczeń dormitoriów, w których znajdują się także dzieci mugolskiego pochodzenia. Mam też ich nazwiska... – to, że Czarny Pan nie mówił nic o nazwiskach mugolaków, nie oznaczało, że nie chciał ich mieć. Snape doskonale wiedział, że to był szczegół, którego miał się bez trudu domyślić.
- Doskonale, ale ja cię przecież jeszcze nie wezwałem. Jesteś gorliwy Snape, możnaby powiedzieć nadgorliwy... – Voldemort roześmiał się cicho.
Severus nie ośmielił się podnieść z podłogi. Wolał nie wiedzieć, jakie byłyby konsekwencje wstawania bez pozwolenia czerwonookiego. Cichy i niemal minutowy Cruciatus sprawił, że Mistrz Eliksirów Hogwartu prawie nie widział na oczy, w uszach mu szumiało i czuł nieznośny, pulsujący ból w czaszce, który nie chciał przejść od razu po zdjęciu zaklęcia. Być może nie przejdzie przez najbliższe godziny.
- Pomińmy milczeniem fakt, że zjawiłeś się za wcześnie, w końcu nic takiego się nie stało. A Dumbledore? – Voldemort spytał o to jakby od niechcenia.
- Wyjeżdża jutro na Konwent, który sam zwołał, Panie. Za moją małą namową oczywiście.
- Rozumiem. Wstawaj i daj mi te plany oraz nazwiska. Rozumiem, że to wszystkie zabezpieczenia Hogwartu? – Czarny Pan postukał nieaktywnym końcem różdżki w magiczną mapę.
- Wszystkie, o których wiem, i o których udało mi się wyciągnąć wiadomości od starego, Panie – powiedział usłużnie Severus. I nie kłamał. O żadnym innym zabezpieczeniu nie wiedział.
- Multum zaklęć ochronnych, blokady magiczne... - mruczał pod nosem Voldemort. – Z większością nie będzie problemu, niektóre jednak zajmą trochę czasu, ale sobie poradzimy. Założę się, że ten kochaś mugoli i szlam ma coś, czego nawet tobie nie wyjawił – czerwonooki wykrzywił się sarkastycznie. – Ale najwyżej się zaryzykuje.
- Wątpię w to, żebym o czymś nie wiedział. Ten stary głupiec mi ufa jak rodzonemu synowi – Snape zdobył się na pogardliwy grymas i tym razem oczywiście skłamał. W tej chwili cieszył się z własnych zdolności oklumencyjnych.
Voldemort miał zamiar zapytać o Malfoya i jego rzekome spoufalanie się z jedną ze szlam, ale stwierdził, że to w tej chwili najmniej istotna rzecz. Sprawa z synem Lucjusza wyjaśni się wystarczająco podczas „odwiedzin” w Hogwarcie.
- Możesz się oddalić, Snape – Voldemort skrzywił się pogardliwie, aby po chwili badawczo przyjrzeć się swemu słudze.
- Następnym razem nie radzę ci zjawiać się przed wezwaniem. Mogę nie być tak pobłażliwy, jak teraz. Żegnam, Severusie.
- Żegnam cię, Panie – pokornie odrzekł Mistrz Eliksirów i aportował się na skraju Zakazanego Lasu. Ledwo dotarł do zamku. Dłuższy niż trzydzieści sekund Cruciatus, rzucony na dodatek przez Voldemorta, osłabiał nawet najbardziej wytrzymały organizm. Nie wykluczając wampirzego. .
Snape specjalnie udał się wcześniej do Voldemorta. O północy miał zaplanowany mały sabat z Dumbledore’em i musiał być w Hogwarcie. Liczył się z karą, ale osłabienie było mu bardzo nie na rękę. Zaklął cicho i oparł się o framugę drzwi sali wejściowej. Przed oczami zadrgały mu czerwone mroczki. Otrząsnął się i pewnie stanął na nogi. Do Voldemorta wybrał się przed dziesiątą wieczorem, więc nie mogła być godzina późniejsza niż jedenasta. Oznaczało to, że ma jeszcze godzinę na wlanie w siebie środków wzmacniających i pobudzających. . Dumbledore zapewne się o niego niepokoił, więc najpierw postanowił udać się do niego. Po kilku krokach usłyszał nieprzyjemny świst nad głową i skrzywił się z odrazą. Nie musiał patrzeć do góry.
- Czego chcesz, Iryt? – warknął i zgrzytnął nieprzyjemnie zębami.
- O! Irytek drażni tłustowłosego profesorka – poltergeist zachichotał złośliwie.
- Słuchaj, nadęta, bucowata podróbo ducha... wiesz, że ze mną nie warto zaczynać, prawda? – spytał Snape prawie przymilnie i raczył w końcu popatrzeć do góry.
Irytek trzymał w dłoni coś, co niezbicie przypominało łajnobombę, i wyglądał jakby się zastanawiał, czy ma ją upuścić na profesorską głowę.
- Prawda? – spytał Severus jeszcze raz, jeszcze bardziej przymilnie.
Irytek zdecydował się schować cuchnącą broń do magicznej kieszeni, w której nosił ukryte jeszcze kilka wymiotek produkcji Weasleyów i gryzące frisbee. Zaniechał napadu na Mistrza Eliksirów. Do dziś pamiętał, jak nieprzyjemnie było wisieć do góry nogami przez dobę w podziemiach, a do tego nie móc wydobyć z siebie głosu. Ponadto Snape wyglądał na wybitnie niezadowolonego. Duszek przybrał minę niewiniątka, co nadało jego fizjonomii jeszcze złośliwszy wyraz, niż kwitł na niej zazwyczaj. Uśmiechnął się wszechwiedzącym uśmiechem i wydał z siebie odgłos pierdnięcia.
- Moje nerwy są na wyczerpaniu, Iryt – oznajmił chłodno i spokojnie Severus.
- A gdyby Irytek powiedział... – poltergeist nie dokończył, bo zrobił to za niego profesor:
- ... że coś wie? – brew Snape’a podjechała do góry.
Irytek milczał przez chwilę denerwująco, ale groźne spojrzenie nauczyciela zadziałało. Poltergeist czuł niejaki respekt tylko wobec trojga ludzi i jednego ducha. Krwawego Barona, McGonagall, Dumbledore’a i Naczelnego Postrachu Hogwartu. Zawirował w powietrzu i zanucił:

Zabini i Potter obściskują się ciemną nocą
W Pokoju Życzeń, pod kocem strasznie się pocą.
Co tam się działo, lepiej nie zobaczyć,
Może jeszcze w korytarzu da się ich wypatrzyć.


- Dosyć – warknął Snape. – Co ty wiesz o poezji, Iryt? – dodał kpiąco.
Poltergeist zignorował tę zniewagę. Oczywiście nie mógł wiedzieć, co działo się w Pokoju Życzeń, jednak był na siódmym piętrze i wszystko sobie „dośpiewał”.
- Teraz pewnie odprowadza ją do pokoju wspólnego Slytherinu. Łiii! – zagwizdał przeciągle i uciekł, chichocząc opętańczo.
W Severusa wstąpiły nagle nowe siły. Najpierw postanowił udać się do lochów, następnie zażyć eliksiry, a dopiero potem iść do dyrektora..

***
Stali tuż przy ścianie, prowadzącej do pokoju wspólnego Ślizgonów. Całowali się
- Idź już, Harry – szepnęła Blaise, wysuwając się z jego uścisku, ale on znowu ją przyciągnął i długo całował.
- Nie chcę iść – wymruczał jej do ucha.
Zachichotała.
- Idź, bo jeszcze nas nakryje nietoperz i będziesz miał przerąbane – zażartowała.
- Snape mnie nie obchodzi. - Warknął Harry, zachmurzając się nieznacznie.
- Ależ cię napadło. Uwziąłeś się, żeby go nie cierpieć, tak? – złożyła ręce na piersiach i wpatrywała się w Pottera.
Przez kilka chwil panowała martwa cisza. Gryfon zacisnął zęby.
- Nieważne, Harry – powiedziała już miękko. – Idź, bo jest późno.
- Zabini ma rację, Potter – usłyszeli chłodny głos. – Lumos – rozbłysło nikłe światło. - Minus pięć punktów od Slytherinu, Blaise i wracaj do dormitorium. Do dormitorium, powtarzam. – Dodał dużo bardziej stanowczo, gdy nie ruszyła się z miejsca.
- Tak jest, sir – powiedziała i podała hasło, po czym, ociągając się, weszła przez uruchomiony portal.
- Długo podsłuchiwałeś? – spytał bez cienia poważania Gryfon.
Cały szacunek, który zrodził się w nim ostatnimi czasy do Mistrza Eliksirów, ulotnił się przez ostatni dzień. Czuł znowu wszechogarniającą nienawiść i wmawiał sobie, że mu z tym dobrze.
- O ile pamiętam, Potter, jestem twoim nauczycielem i nie jesteśmy na „ty” – chłodno i łagodnie oznajmił Snape. – Powinieneś być już w łóżku.
- A pan nie powinien zachowywać się jak szpieg – warknął Harry. – Długo pan podglądał i podsłuchiwał? Jest pan żałosny – uśmiechnął się cynicznie.
Severus poczuł, że zalewa go fala wściekłości, ale się opanował.
- Nie pogarszaj swojej sytuacji, Potter. Na razie straciłeś tylko dziesięć punktów, ale może być dużo gorzej – był zadowolony, że jego głos nadal jest spokojny, bo wewnątrz omal nie eksplodował od tłumionej złości.
Harry nienawidził tego spokoju bardziej niż czegokolwiek na świecie. Bardziej niż Voldemorta. A przynajmniej tak zdawało mu się w tej chwili. Marzył o tym, żeby upokorzyć Severusa.
- Myślę, że odczuwasz radość, mogąc mną pogardzać i mścić się za to, jaki był dla ciebie mój ojciec – Gryfon miał w dużym poważaniu fakt, że nie był z profesorem „na ty”. - Jesteś żałosny. Już jako dziecko byłeś żałosny, Smarkerusie... – poczuł dziką satysfakcję, kiedy wymówił to przezwisko, tym potężniejszą, że ujrzał wyraz szoku na twarzy nauczyciela. - ...i tak ci zostało – dokończył ze złośliwym triumfem.
Potter nie poznawał swojego głosu. Prawie syczał i mówił z taką wściekłością, że nie brzmiał normalnie. Ekstremalne zaskoczenie i niedowierzanie, malujące się na obliczu Mistrza Eliksirów, sprawiły, że chłopak wykrzywił się w zjadliwym grymasie. Nie bał się nawet ewentualnej kary, nie obchodził go szlaban.
Bezbrzeżne zdziwienie i coś jeszcze, czego Harry nie mógł zidentyfikować, szybko ulotniły się z oblicza Severusa. Jego twarz wydawała się wykuta z kamienia. Harry czekał na jakąś reakcję, ale Snape nie odjął mu kolejnych punktów, ani nie dał mu szlabanu.
- Idź do siebie, Potter, i nie łaź więcej po nocy – powiedział po prostu zimnym, bezdźwięcznym, suchym i wypranym z emocji głosem.
Harry zamrugał ze zdziwienia, ale odwrócił się i prawie pobiegł ciemnym korytarzem. Dopiero na zakręcie przyświecił sobie różdżką i nawet nie włożył peleryny niewidki. Ręka mu się trzęsła, więc nikłe światło oświetlające mu drogę było niestabilne i migotliwe. Nie obchodziło go, czy zobaczy go Filch, albo czy spotka się ze złośliwym Irytkiem. Poczuł pieczenie pod powiekami.. Wmawiał sobie, że to tylko łzy wściekłości i że wcale, absolutnie wcale nie czuje się podle z powodu tego, co powiedział do Severusa Snape’a.

***
Severus sceptycznie wpatrywał się w krąg i pentagram. Był pewien, że wszystko zrobił dobrze i że krew Dumbledore’a i jego własna jest zmieszana w idealnych proporcjach. Musiał się jednak przez chwilę zastanowić.
Starał się nie myśleć o Potterze. Harry był, jaki był, ale nawet po nim nie spodziewał się takiej arogancji i bezczelności, a ściślej biorąc zwykłej podłości. Przez ułamek sekundy miał ogromną ochotę na to, żeby rozerwać chłopaka gołymi rękami, ale tak naprawdę było mu po prostu przykro. Doskonale wiedział, że Harry chciał mu dokuczyć, świadomie go obrazić i zranić. Kiedy pił swoje eliksiry, przyszła mu do głowy szalona myśl, żeby pokazać Potterowi do końca swoje najgorsze wspomnienie. Pożyczyć myślodsiewnię, wziąć bachora za kudły i go do niej zawlec, a potem wyrzucić na zbity pysk i zaaplikować mu tygodniowy szlaban u Filcha w godzinach nocnych. Zdawał sobie jednak sprawę, że to by nic nie dało, może jedynie Potter bardziej by go znienawidził. I wiedział, jakie jest wyjście z sytuacji. Szczera rozmowa. Ale gdy pomyślał o szczerej rozmowie ze Złotym Chłopczykiem Gryfonów, trafiał go szlag.
„Skup się Severusie” - pomyślał.
Właśnie dochodziła północ, więc czas na wzywanie demonów był idealny. Można je było wzywać o każdej porze, jednak północ i jej okolice były najlepszym rozwiązaniem.
- Severusie, czy coś cię trapi? – spytał łagodnie Albus.
„Nawet w takiej chwili próbuje się bawić w terapeutę” – Snape zmarszczył brwi z irytacją.
- Tak, zastanawiam się, czy wszystko jest w należytym porządku – oznajmił chłodno.
- I to naprawdę wszystko? – kojący głos Dumbledore’a podziałał mu jedynie na nerwy.
- Czy ty nie widzisz, co robimy?! – Snape zacisnął palce na srebrnym pucharze z krwią i spojrzał z niesmakiem na dyrektora. – Chcę przypomnieć, że za chwilę będziesz inkantował wezwanie Oga, więc może daruj sobie szczere, nocne rozmowy – wysyczał sarkastycznie.
- Każda pora jest dobra na szczere rozmowy, Severusie - bardzo łagodnie podsumował Albus.
- Ty chyba nie jesteś normalny? Mam to rzucić i ci się zacząć zwierzać? – omal nie rąbnął pucharem w Dumbledore’a, ale, gdyby to uczynił, musieliby od nowa mieszać swoją krew.
- A więc przyznajesz, że jest coś jeszcze – łagodnie podsumował jego wybuch siwowłosy mag.
Severus na chwilę zaniemówił. Następnie przymknął powieki, modląc się o cierpliwość.
- Jeżeli nawet coś jest, to jest to moja sprawa- wycedził. – I nie zamierzam o tym rozmawiać. A teraz pozwól, że skupię się na tym, aby ta cholerna posoka znalazła się w odpowiednich miejscach.
- Rozumiem, trzeba było tak powiedzieć od razu- łagodnie odrzekł Albus.- I nie denerwuj się, Severusie.
- Wcale się nie denerwuję – syknął. – Ale mnie rozpraszasz.
To nie była prawda i Dumbledore o tym wiedział, ale zmilczał. Snape miał doskonałą koncentrację i podzielną uwagę. Wampir popatrzył na cztery czarne świece, jeszcze nie zapalone i postawione tak, aby symbolizować cztery kierunki świata. Nie było zbyt jasno, bo mieli do dyspozycji jedynie światło z różdżki dyrektora, ale Mistrzowi Eliksirów ono wystarczało, zwłaszcza, że nie narzekał na kłopoty ze wzrokiem.
Krew rozlana w odpowiedni sposób z odpowiednią inkantacją miała być ochroną dla wzywających. Demon nie mógł się tak po prostu rzucić na magów, bo krew śmiertelnych go powstrzymywała i dawała wzywającym czas na pertraktacje. Dopóki zaklęcie ochronne nie zostało zdjęte z krwi, dopóty demona można było odesłać. Kiedy zaklęcie wzmagające ochronę zostało zdjęte i demon przekroczył barierę, należało liczyć tylko na to, że dotrzyma słowa. Na szczęście istoty te były prawdomówne i słowne... lecz także przebiegłe, więc należało uważać, jak się z nimi rozmawia. Wszystko musiało być precyzyjnie ustalone. Inaczej demon mógł znaleźć wygodne dla siebie luki w umowie i posiać nieco więcej zniszczenia niż się od niego oczekiwało, lub pozwlekać nieco z powrotem w zaświaty i podręczyć nieprzyjemnie śmiertelników. Na szczęście demony były wzywane bardzo rzadko.
Severus w skupieniu rozlał powoli krew kierując się od podstawy każdego ze świeczników ku następnemu, od kierunku północnego zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Krew musiała być rozlana bardzo wąskim strumykiem, a co było najważniejsze musiało jej wystarczyć. Nie było to łatwe, biorąc pod uwagę że średnica okręgu z wrysowanym pentagramem, na obrzeżach którego znajdowały się świece, wynosiła trzy metry. Snape szedł powoli, rozlewając intensywnie czerwoną ciecz i powtarzając rytmicznie „sanguine protecto”. Dumbledore natomiast przygotowywał się do inkantacji wywołującej demona.
Gdy młodszy czarodziej skończył, Albus zgasił nawet różdżkę.
Wymagana była ciemność.
Następne minuty były chwilami wyczekiwania i napiętego skupienia. Severus jedynie bardzo cicho powtarzał za dyrektorem, w odpowiednich momentach, „wzywamy cię, Ogu” i czuł jak wszystkie włoski na jego ciele powoli stają dęba. Na początku nie działo się nic, potem po kolei zapaliły się świece, ale w odwrotnej kolejności, niż Snape rozlewał krew. Ich blask był upiorny, lekko fioletowawy, ale, co dziwne, dawał wyraźne światło. Następnie obaj czarodzieje poczuli podmuch wiatru; suchego, przeraźliwie zimnego i nie poruszającego, ani szatami, ani płomieniami świec. Gdy Dumbledore zamilkł, nastąpiła chwila dzwoniącej w uszach ciszy. Severus miał wrażenie, że znajduje się poza czasem. Trochę się bał. No dobrze, bardzo się bał, więc popatrzył na spokojne oblicze Albusa i stłumił wszelki lęk. Ryk, który nagle usłyszeli, nie był wcale rykiem, ale z tym się na początku Snape’owi skojarzył. Brzmiał jak setki krzyczących z wściekłości i bólu ludzi. I chociaż był przeraźliwie głośny, nie ogłuszał, jedynie zmrażał krew i paraliżował. Nawet Dumbledore nieznacznie zadrżał. Po chwili w samym środku okręgu zmaterializował się Og.
- Kto śmiał zakłócić mi spokój? – upiorny chór potępieńczych głosów sprawił, że Severus zamknął na sekundę oczy i ogromnym wysiłkiem woli powstrzymał się od zatkania uszu, ale wiedział, że tego robić nie może, gdyż okazywanie słabości, czy strachu, było wysoce niewskazane. Określenie demon tysiąca głosów doskonale do Oga pasowało. Jego wygląd także nie podtrzymywał na duchu.
„I ja chciałem wywołać to kurestwo sam, i to bez odpowiedniego przegotowania. Merlinie, daj mi mądrość” – pomyślał z przerażeniem Snape i otworzył ponownie oczy. Dumbledore odchrząknął. Należało dopowiedzieć na grzeczne pytanie gościa.

***
******
Natalia
Czy to wazne ile trzeba bylo czekac na nastepny part??
wazne jest to ze sie pojawil i to w takiej dobrej(świetnej) jakosci
wiadome Draco jak zwykle boski Lu jako nowy Wiceminister heheh
wiadome:P
nie moglo byc inaczej
a jak Percy mogl powiedziec ze nasz Lucjusz jest nieuczciwy i ze tylko dzieki lapowce jest Wiceministrem smile.gifbiggrin.gif
przeciez on jest takii uczciwy:)
czekam na nastepnego parta biggrin.gif
nie musi byc szybko:) byleby taaki fajny jak caly ff
zycze weny
Natalia
Tomak
Wreszcie sie doczekalismy Rozdział jest super czyta sie go z przyjemnoscia Czekam na następne party mam nadzieje że będą szybko ale dla takiego opowiadania mozna poczekac
Ciasteczko
nareszcie ^^
ale sie ucieszyłam jak zobaczyłam że wkleiłaś kolejną część biggrin.gif
i chodźbym miała czekać nawet rok to bede trwać tongue.gif!
ale super jest, super :]
Avadakedaver
ludzie, skoro doczekaliśmy się czwartego, piątego i szóstego tomu Harry'ego w polsce, to na nic już dłużej nie będziemy czekać.
Wszystko ma swoje dobre strony.
Bądżcie optymistami i dajcie kobiecie spokój, bo się zestresuje.
Tomak
Dluzej to mozemy czekac jeszcze na 7 tom tongue.gif. Ale mi to nie przeszkadza znalazlem sobie kilka nowych fajnych ficków o hp i sobie czytam wiec mam co czytac zanim sie tu rozdzialik nie ujawni a na takie fajne opowiadanko mozna poczekac bo kazdy part jest swietny Sa lepsze i gorsze ale ogólnie poziom jest super
Ajihad
Nie mogę się już doczekać następnego parta! biggrin.gif
Ten koment wyjaśnia chyba moje uwielbienie do tego ff? tongue.gif
Kitiara
Witam!
Z góry przerpraszam za to, że mało.
Zaznaczam też, że następna cześć (dłuuuższa) powinna pojawić się w okolicach pierwszego weekendu marca.

Barty - dzieki za korektę (jak zwykle:)).

Pozdrawiam


Demon i Minerwa

Harry jeszcze nigdy nie był tak roztrzęsiony, biorąc prysznic. Wmawiał sobie, że cały rozstrój nerwowy to wina tego cholernego, wścibskiego Snape’a, że dobrze zrobił, traktując nauczyciela w ten sposób, w końcu Severus nigdy nie był dla niego miły. Ale tak, jak starał się uwierzyć w to, że nie zrobił nic złego, tak samo rosło w nim poczucie winy, tym większe, że Snape go nie ukarał, tylko kazał mu wracać do dormitorium. O wiele lepiej by się czuł, gdyby Mistrz Eliksirów odebrał mu pięćdziesiąt punktów albo dał miesięczny szlaban. Poczucie winy nasilało frustrację i gniew na Snape’a, którego nienawidził teraz tak bardzo, jak nigdy nikogo i niczego.
„Wredny, tłustowłosy oślizgły dupek!” – myślał ze złością, wcierając we włosy miętowy szampon.
Kiedy położył się do łóżka, nie mógł zasnąć, a gdy już to zrobił, spał niespokojnie i wybudzał się co jakiś czas, marząc tylko o tym, żeby zapomnieć o tym, co wydarzyło się przed ścianą Ślizgonów. Może tylko poza przyjemnością, jaką odczuwał, całując i będąc całowanym przez Blaise. Reszta mogłaby się nie zdarzyć.

******
Wstępna konwersacja Dumbledore’a z Ogiem była chyba najciekawszą rozmową, w jakiej Severus miał okazję kiedykolwiek uczestniczyć. Starał się nie myśleć o przerażającym wyglądzie i głosie demona, który wyglądał nieco jak duch, ale bardziej materialny. Ektoplazmo-podobna substancja, z której składał się Og, mieniła się chyba wszystkimi możliwymi kolorami, a upiorny kształt kreatury sprawiał tak niemiłe wrażenie, że Snape naprawdę musiał się wysilić, żeby nie odwracać wzroku. Ogromne cielsko ni to lwa, czy węża lub smoka, czegoś pośredniego między tymi trzema istotami, sześć pazurzastych, wielkich łap, trzy łby z kłami ostrymi jak brzytwy i zakręconymi rogami, oraz ogon – potężny i silny. Severus nie miał pojęcia, jak to coś mieści się w kręgu; demon wydawał się bowiem większy niż przestrzeń, w której się znajdował. Całość zdawała się dziwnie falować i przenikać powietrze oraz całe pomieszczenie, nie wypełniając go jednak. Portal drżał. Właśnie – portal. Snape’a bardzo szybko olśniło, dlaczego tak się dzieje. Czasoprzestrzeń jednego i drugiego wymiaru nałożyła się na siebie, i mimo mniejszej powierzchni po tej stronie, mogli obserwować Oga w całej, widzialnej postaci, lub tej jednej z wielu, jakie mogą przybierać demony.
„Podobno mogą” – pomyślał Mistrz Eliksirów, czując, że jego strach powoli staje się ciekawością. Demony nie musiały używać różdżek i transmutowanie się w cokolwiek było dla nich dziecinną igraszką. Znowu „podobno”; przecież mało kto miał do czynienia z demonami. Snape raz jeszcze zadał sobie pytanie, czy aby dobrze robią.
Jakby w odpowiedzi na bezgłośne rozważanie Severusa (który cały czas zabezpieczał się odpowiednim murem oklumencji), Og zwrócił na niego trzy płonące pary ogromnych oczu bez źrenic, które, mimo czerni, wydawały się gorące jak lawa. Wydał z siebie coś na kształt potężnego i krótkiego ryku, a po sekundzie, zamiast na przerażającego potwora, Dumbledore i Snape patrzyli na postawnego, czarnowłosego maga w czarnej jak noc szacie z purpurową podszewką, wysokich butach z czarnej smoczej skóry, dzierżącym w prawej dłoni czarną laskę ( „a jakże” - pomyślał z przekąsem Snape) ze srebrnym zwieńczeniem w kształcie głowy kota. Główka miała szeroko rozwarty pyszczek, zapewne w geście wściekłości i ukazywała naprężony srebrny jęzorek.
Mistrzowi Eliksirów przyszło niespodziewanie do głowy, że Lucjusz Malfoy zachłysnąłby się, widząc kogoś, kto wygląda tak dostojnie; dostojniej niż on. Jasna karnacja, oczy w kolorze ciemnego bursztynu, w ciemnej jak sadza oprawie, wąskie, acz pełne usta wykrzywione w drwiącym i drapieżnym półuśmiechu. Tak teraz wyglądał Og. Zamknął przejście między światami i był całkowicie materialny, ale Snape wiedział, że dopóki siedzi w kręgu, można portal otworzyć i odesłać go z powrotem. Magia rządziła się swoimi prawami, którym musiały podlegać nawet najpotężniejsze istoty.
- Myślę panowie, że tak będzie się nam lepiej rozmawiało. Może teraz pójdziemy w jakieś przytulne miejsce? – niski, przyjemny dla ucha i uprzejmy ton kusił swoją propozycją, lecz Severus i Albus mieli swoje plany.
- Oczywiście – spokojnie odrzekł dyrektor. – Ale po tym, jak ustalimy pewne szczegóły, jeśli pozwolisz Og.
- Przecież już wiem, o co chodzi – wysoki, przystojny mag wzruszył nonszalancko ramionami. Jego proste kruczoczarne i lśniące włosy sięgały niemal do pasa i Severus, nie wiedzieć czemu, poczuł się tym urażony, więc tym razem on postanowił się odezwać.
- Ale my chcielibyśmy czuć się pewnie i mieć twoje słowo w sprawie paru istotnych rzeczy, zanim się stamtąd wygramolisz.
- Może trochę uprzejmości? – niebezpieczny błysk przemknął przez jasną, urodziwą twarz.
- Ja jestem uprzejmy, Og. Dopiero mogę przestać być – Snape nie zamierzał bać się jakiegoś gogusia ze szpanerską laską.
- Severusie – niebieskie oczy Dumbledore’a zgromiły Snape’a zza okularów połówek.
„Chyba rzeczywiście zapominam z kim... czym mam do czynienia” – pomyślał Severus ze skruchą, ale na demona nadal patrzył niechętnie.
- Piękne imię – bez kpiny oznajmił Og i zmarszczył brwi. – Tak a propos, w tej... ciekawej postaci możecie mnie nazywać Asmodeuszem, nazwisko nie gra roli, wymyślcie coś, w końcu nie mogę chodzić po szkole nienazwany – demon wydął pogardliwie wargi.
- On zamierza chodzić sobie po szkole?! – wzburzony Snape spojrzał na Dumbledore’a, żądając wyjaśnień.
- Nic takiego jeszcze nie ustaliliśmy, O... Asmodeuszu – Albus grzecznie zwrócił się do demona, ignorując Mistrza Eliksirów.
- Tak tylko pomyślałem, że skoro mam chronić ten przybytek... – Og uśmiechnął się naprawdę niewinnie.
- Ochronić w odpowiednim momencie i zabrać z tego ziemskiego padołu kilku niebezpiecznych typów, a zwłaszcza jednego i z nim właśnie możesz mieć problem – Dumbledore łagodnie się uśmiechnął i pogładził swoją długą brodę. – Przede wszystkim musisz też przysiąc, że nie skrzywdzisz żadnego dziecka – zawahał się, widząc cień przebiegłości na pięknej i drapieżnej twarzy. – Żadnego ucznia, Asmodeuszu – adepci ostatnich lat w większości byli przecież pełnoletni.
Og roześmiał się szczerze.
- Widzę, że nie wyskoczyliście Wielkiemu Demiurgowi z pępka, ani tym bardziej kugucharowi spod ogona – powiedział radośnie, po czym bardzo szybko spoważniał. – Tak więc, drodzy panowie, przejdźmy do interesów i ustaleń, nazwijmy to... transakcji. Takim właśnie słownictwem posługują się ludzie, prawda?
- Przeważnie Mugole – sprostował Snape, uśmiechając się krzywo.
- Mugol, czy nie Mugol, każda nikczemna dusza smakuje tak samo dobrze – zażartował demon, uśmiechając się przebiegle.
- Skończmy te uprzejme przekomarzanie się i przejdźmy do rzeczy. Otóż, drogi Asmodeuszu, nie zdejmiemy z portalu zaklęcia dopóki nie będziemy całkowicie pewni, że postąpisz z nami i uczniami Hogwartu lojalnie i... troskliwie. Wiem, że jesteś słowny, wiem też, że przebiegły, ale mam nadzieję, że honor nie pozwoli ci złamać danego słowa.
- Nigdy go nie łamię, Dumbledore – oblicze Oga stało się surowe i pełne powagi, znikł stamtąd jakikolwiek cień uśmiechu, przekory, czy poczucia wyższości.
- Cieszę się. A więc po pierwsze czekam na złożenie obietnicy w sprawie nietykalności uczniów – Albus wpatrywał się w rozmówcę uważnie i w napięciu.
- A jeżeli jakiś chłopiec, czy też dziewczyna okażą się stać po tej złej stronie barykady, o której mówiłeś na początku?
- To też nie możesz ruszyć takiej osoby, bo każde z nich jest pod moja opieką, a Hogwart to ostoja bezpieczeństwa młodych czarodziejów, Asmodeuszu.
- Rozumiem, zastosuję się. Obiecuję w żaden sposób nie krzywdzić uczących się tu dzieci i młodzieży – spokojnie odpowiedział Og. – Słucham panów dalej.
Albus podjął uprzejmą konwersację, a Severus westchnął i zaczął sobie układać w myślach całą listę, nie wyłączając zastrzeżenia, że Asmodeusz nie ma prawa podrywać żeńskiej części kadry nauczycielskiej.

***
- Masz mnie za idiotkę, Albusie? – to były pierwsze słowa, jakie usłyszał od czekającej w jego gabinecie Minerwy.
- Ależ skąd, kochana! Skoro już tu jesteś, to może napijemy się herbaty? A może chcesz dropsa? – błękitne oczy uśmiechały się dobrotliwie zza okularów połówek.
To, że nie zdziwił się ani trochę i zachowywał się, jak gdyby nigdy nic, zdawało się ją jeszcze bardziej denerwować. Stateczna czarownica rozdęła białe nozdrza i zmarszczyła surowo brwi.
- Albusie! – zaczęła karcącym tonem. – Wywoływanie demonów to nie gra w magicznego pokera na galeony! Myślałam, że jesteś dużo rozsądniejszy. Myślisz, że mogłam się nie zorientować, co planujecie razem z Severusem?! Chyba znasz mnie na tyle, żeby wiedzieć, iż to się przede mną nie ukryje.
Dumbledore spoważniał.
- Jestem rozsądny w wystarczającym stopniu, Minerwo. I uwierz mi, wiem co robię.
Zazwyczaj taka deklaracja wystarczała, tym razem jednak sytuacja do zwyczajnych nie należała.
- I pewnie już jest po fakcie, co? – ze złością podeszła do niego i zgromiła go wzrokiem.
- Uspokój się i usiądź. Porozmawiajmy..
- Kiedy chodzi o dobro uczniów, to trafia mnie jasny szlag, Albusie! Ciebie też powinien, ale ty chyba najadłeś się szaleju i to tej trującej odmiany!
- Dobrze wiesz, że gdybym najadł się szaleju pięciolistnego, już bym nie żył – spokojnie odpowiedział stary czarodziej.
- Jak możesz zmieniać temat?! – spojrzenie McGonagall mogłoby powalić trolla. Tylko niestety, a może na szczęście, dyrektor Hogwartu nie był trollem. – Jestem wicedyrektorką i chyba należało mnie o tym powiadomić, nie sądzisz? – dodała już spokojniej i usiadła. Po czym machnęła różdżką i pojawiła się przed nią filiżanka mocnej kawy. W zamyśleniu potrząsnęła kokiem i powiedziała o wiele łagodniej:
- Daj mi tego swojego cudownego rumu, Albusie, wtedy zrobisz lepiej, niż zachwalając dropsy. A potem mi to wytłumacz, ale radziłabym ci, żeby wytłumaczenie było przekonywujące.
Pięć minut później, gdy McGonagall i Dumbledore spróbowali już swoich kaw z „prądem”, dyrektor odezwał się cicho:
- Nie mówiłem ci o tym, bo wiedziałem, że nie wyrazisz zgody. Ale wszystkie za i przeciw przemyślałem dogłębnie i obaj z Severusem przygotowaliśmy się do tego ze starannością większą, niż mogłoby ci się wydawać, Minerwo. Wiesz, że demony dotrzymują słowa. A druga rzecz, to fakt, że nie wypuściliśmy go z kręgu, dopóki nie zostały ustalone wszelkie szczegóły. Jestem pewien, że się uda. Zważ na to, że wcześniej nie zostaliśmy postawieni przed taką perspektywą, jaka rysuje się obecnie. Wiesz, co by się tu działo, nawet gdybyśmy wspólnie stawili czoła Śmierciożercom. Jak zniosłabyś torturowanie i gwałcenie dzieci? Teraz jest szansa, że skończy się to szybciej niż zacznie, bez strat po naszej stronie. Chociaż na zerowe straty nigdy nie można mieć stuprocentowej pewności.
- A skąd wiesz, że Og nie tknie żadnego ucznia?
Błysk zza okularów powiedział Minerwie, że Dumbledore docenia tak daleko posuniętą błyskotliwość jej umysłu, ale zaskoczony nie był. Połechtało ją to mile po dumie.
- Dlatego, że dał słowo, tak samo jak na to, że żadnemu nauczycielowi nie stanie się krzywda i w stosunku do wielu innych spraw, a przemyślałem dokładnie każde posunięcie. Słowo demona, chociaż zabrzmi to bluźnierczo, jest święte. Wszyscy, którzy mieli z nimi styczność, to potwierdzają.
- Wszyscy, którzy przeżyli – sarkastycznie dodała McGonagall.
- Mugole mają bardzo trafne powiedzenie: „nie pchaj się na afisz, jeśli nie potrafisz” – Albus uśmiechnął się promiennie.
- Bardzo śmieszne! – Minerwa wydawała się urażona.
- Należy ponosić konsekwencje nieprzemyślanych czynów. Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie tego robił bez odpowiedniego przygotowania i znajomości tematu. Może to cyniczne, co powiem, ale ci czarodzieje i mugole – bo i oni porywali się z różdżką na smoka - którzy zginęli przy takich eksperymentach, sami sobie są winni, Minerwo. Posłuchaj, Og okazał się przebiegły, ale skory do współpracy i ma nawet poczucie humoru. Polubisz go.
- Nie mów, że będzie się pałętał po zamku – skrzywiła się, ale nie była już wściekła.
- Przecież będzie wyglądał po ludzku. Wybrał sobie całkiem ładne imię – Asmodeusz.
- Powinnam cię walnąć Cruciatusem, Albusie.
- Proponowałbym Avadę, oczywiście jeżeli się nie uda, ale na to są marne szanse.
- Tą Avadę pozostawię sobie na uwadze, a jakże – wyprostowała się i z typową dla siebie dystynkcją upiła kolejny łyk aromatycznej kawy.
- Chyba znasz mnie na tyle, żeby wiedzieć, iż przy najmniejszym przebłysku niepewności, odesłałbym go z powrotem w zaświaty. To szlachetne, chociaż groźne istoty i budzą grozę swoim naturalnym wyglądem, ale jeżeli postać ludzka, którą przybrał Og, oddaje jakieś jego cechy, hm... charakterologiczne, to na pewno arystokratyczne maniery, dumę, słowność, elegancję i wdzięk oraz pewność siebie, nic, co by wzbudzało moje wątpliwości – podsumował Albus i złożył palce obu dłoni, wpatrując się wyczekująco w panią wicedyrektor Hogwartu.
Minerwa westchnęła i potrząsnęła głową, ale Dumbledore wiedział, że wygrał z jej sceptycyzmem, przynajmniej na tyle, żeby można było liczyć na jej współpracę.
McGonagall już miała coś powiedzieć, lecz do gabinetu wpadł Snape, wyglądając przy tym jak wcielenie furii. To mogło oznaczać jedynie, że albo Longbottom lunatykując nazwał go swoim tatą, albo Granger wyznała mu miłość, lub też, co najbardziej prawdopodobne, ktoś podważył jego kompetencje, bądź dobrał się do jego laboratorium.
- Masz go natychmiast odesłać tam, skąd przyszedł – czarne oczy Mistrza Eliksirów wwiercały się w Albusa z wyrazem ostatecznego szaleństwa.
- Severusie, po pierwsze się puka, po drugie nie mogę, bo złamałbym zawarty pakt, po trzecie uspokój się i powiedz o co chodzi.
- Ta piekielna kreatura śmie dawać mi rady dotyczące warzenia eliksirów i rządzi się w moim laboratorium. Chyba są jakieś granice gościnności? – wysyczał Snape i otworzył stojącą na stole butelkę rumu, po czym pociągnął prosto z gwinta.
- Smacznego – Albus uśmiechnął się.
- Twoje maniery, Severusie, są coraz gorsze – oświadczyła Minerwa.
- Naprawdę muszę mu na to pozwalać? – zignorował ją czarnowłosy mag.
- Demony maja słabość do wszelkich przejawów magii bezróżdżkowej i, czy chcą, czy nie, mają ogromną wiedzę na temat wszystkich rodzajów czarów, Severusie. Nie sądzę, żeby Og miał coś złego na myśli, dając ci jakiekolwiek rady, a to że uwarzy jakiś eliksir lub dwa chyba ci nie będzie przeszkadzało – Albus położył dłoń na ramieniu Mistrza Eliksirów.
- Musiałem wyjść, żeby się nie wściec. Nie chcę patrzeć, jak mi demoluje pracownię – warknął Snape, ale ogień nienawiści w jego czarnych oczach nieco przygasł.
- Bądź pewien, że ci jej nie zdemoluje – Dumbledore starał się jak mógł ułagodzić Snape’a. - Musimy wymyślić jakąś oficjalną wersję dotyczącą pobytu naszego gościa w Hogwarcie – dodał z powagą.
- Czemu mi się tak przyglądasz? – Minerwa nieufnie rozdęła nozdrza.
- Mówiłaś, że masz kilka sióstr – niewinnie odrzekł Albus.
- Tak dokładnie to trzy.... – w jej oczach pojawił się błysk zrozumienia. – O nie, Albusie. Stawiam stanowcze veto!
- Och, dlaczego? – Severus wyglądał na rozbawionego. – Nie chcesz mieć przystojnego jak sam diabeł siostrzeńca? – uśmiechnął się sarkastycznie.
- Ty jesteś przystojny jak sam diabeł, Severusie. On nie może mieć zbyt ładnej gęby – odcięła się wicedyrektor.
- Zawsze, gdy wypijesz, to masz cięty język – zripostował Snape. Wyglądał na naprawdę rozbawionego.
- Posłuchaj, Minerwo – Albus odchrząknął. – Moglibyśmy powiedzieć, że O... Asmodeusz to twój siostrzeniec zafascynowany eliksirami, który przyjechał na kilka dni, żeby zdobyć trochę wiedzy od Severusa. To całkiem logiczny plan.
- Jeśli się na to zgodzę, to znaczy, że oszalałam – McGonagall nalała sobie do pustej już filiżanki trochę rumu i po chwili namysłu go wypiła. - Chyba muszę się dowiedzieć, jak mój siostrzeniec wygląda i go poznać, nie sądzicie panowie?
- Wiedziałem, że z ciebie równa babka – Severus wyszczerzył się i puścił wicedyrektorce oko, ona zaś zavadowała go spojrzeniem bazyliszka.
- W takim razie musimy udać się do laboratorium Severusa.
- Nie cierpię lochów – mruknęła Minerwa i odruchowo opatuliła się szczelniej szatą.

***
Asmodeusz przyglądał się z czcią wszystkim podpisanym fiolkom i plastikowym, szczelnie zamkniętym woreczkom. Z uznaniem odnotował, że w laboratorium panuje ład i porządek godzien warzyciela o najwyższych umiejętnościach i kunszcie. Uniósł głowę i zmarszczył lekko brwi, gdy usłyszał, że drzwi do pracowni się otworzyły. Najpierw „wpłynął” Snape, a za nim Albus i dystyngowana, wysoka czarownica.
- Na Merlina, Albusie, wszystkie cechy, poza słownością, które wymieniłeś, pasowały do Malfoya, ale nie uprzedziłeś mnie, że będę miała do czynienia z rewersem Lucjusza – Minerwa wpatrywała się w demona z zaciekawieniem i po swojemu rozdymała nozdrza.
- Mi też miło panią poznać – Og podszedł i skłonił się niedbale, po czym ucałował jej dłoń. – Mam na imię... Asmodeusz..
- Minerwa McGonagall, wicedyrektor Hogwartu – kobieta skinęła sztywno głową i odruchowo poprawiła kok.
– A kimże jest ten Lucjusz Malfoy? Dość intrygujące imię i nazwisko – zaciekawił się demon.
- Pewny siebie, arystokratyczny... zimny drań – pośpieszyła z wyjaśnieniem Minerwa.
- Lucjusz zapewne miał zostać demonem, jedynie dobry Bóg się omylił i przez przypadek umieścił go wśród śmiertelnych – z powagą oznajmił Snape.
- Severusie! – oburzyła się McGonagall, a Albus uśmiechnął się słysząc charakterystykę Malfoya seniora.
- Proszę o spokój – Dumbledore uniósł uspokajająco dłoń. – Asmodeuszu, oficjalnie jesteś siostrzeńcem Minerwy. A twoje nazwisko to... – pytająco spojrzał na panią Wicedyrektor.
- Rozencrantz – bez chwili namysły oznajmiła McGonagall.
- Doskonale – podjął stary, doświadczony mag. – Jesteś rozmiłowanym w eliksirach, hm... trzydziestoletnim młodzieńcem i przybyłeś tu, aby Severus podzielił się z tobą swoją szeroką wiedzą z tej dziedziny.
- Oczywiście – Og skinął głową. – To będzie dla mnie zaszczyt – dodał bez cienia sarkazmu. – Ta pracownia to prawdziwe dzieło sztuki – Asmodeusz rozejrzał się jeszcze raz z uznaniem po obszernym pomieszczeniu.
- Dziękuję – bąknął mile zaskoczony Severus. – Jeżeli będziesz chciał coś uwarzyć to eee..... nie krepuj się – dodał i tylko Dumbledore i McGonagall wiedzieli, jakie to dla niego trudne.
- Och, dziękuje – demon ucieszył się szczerze. – Może coś wymyślę... – dodał pod nosem, a Snape zgromił go wzrokiem.
- Tylko bez żadnych wybuchów, proszę – Mistrz Eliksirów starał się nie warczeć.
- Skądże znowu – Og wyglądał na oburzonego insynuacją. – Magia jest moją naturą, kocham ją i rozumiem, to nie do pomyślenia, żebym zrobił coś nie tak.
Powaga i pewność siebie Asmodeusza uspokoiły Snape’a. Czarnooki czarodziej skinął głową i pomyślał, że może sam czegoś się nauczy od ekscentrycznego gościa.
- To może panowie i pani, pójdziecie spać, a ja sobie popracuję – demon uśmiechnął się, a jego bursztynowe oczy zalśniły ekscytacją. – My nie potrzebujemy snu. Pozwolisz, Severusie, prawda?
- Pozwolę, pozwolę, tylko nie wypijaj mi zapasów – Snape zdobył się na żart.
- Gdzież bym śmiał – Asmodeusz skłonił się i ponownie uśmiechnął. – Wszystko pozostanie w należytym porządku. Dokładnie wszystko – dodał już z powagą, patrząc szczerze prosto w niebieskie oczy Dumbledore’a.
- W takim razie życzymy przyjemnej pracy – odrzekł Albus i skłonił się lekko. Asmodeusz odpowiedział tym samym i z furkotem czarnopurpurowej peleryny odwrócił się i ruszył w stronę stołów z kolbami i kociołkami.

*
- Wygląda na porządnego czło... gościa – oznajmiła kwadrans później Minerwa, gdy we troje rozmawiali na temat planów obrony Hogwartu w gabinecie dyrektora.
- W końcu jest twoim siostrzeńcem – Severus uśmiechnął się sarkastycznie, a wicedyrektorka przymknęła oczy i zaczęła liczyć do dziesięciu.
- Powiedzmy, że jesteśmy jedną wielką rodziną – podsumował beztrosko Albus. Był zadowolony, bo wszystko układało się po jego myśli. – Czy ktoś chce może cytrynowego dropsa?

***
******
Ciasteczko
pierwsza!
o maj gad!
ide czytać biggrin.gif

edit:
no cóż.
'siostrzeniec' mcgonnagall wydaje sie byc miłym ... młodzieńcem tongue.gif?
strasznie krótka ta część blink.gif
pozdr.
Amania
Właśnie skończyłam czytać całość (zaczęłam kilka dni temu). Musze powiedzieć, że nie będę oryginalna i powiem, że opowiadanie baaaardzo mi się podoba. smile.gif
W szczególności podziwiam pomysł opowiadania - jest nowatorski i niebanalny.
Poza tym bardzo ciekawie prowadzona jest fabuła, wszystkie elementy opowiadania zgadzają się ze sobą i nie ma nieścisłości.
Był co prawda fragment, który nie za bardzo mi się podobał - wtedy gdy akcja toczyła się głównie wokół Hermiony i Draco (troszkę przydługie to było), ale pod koniec jest coraz lepiej.
Ogólnie gratuluję i z całą resztą oczekuję na next part....
Kitiara
Kochani, miało być mniej więcej w pierwszy weekend, widocznie się nie wyrobiłam, zdaża się. Większość z Was pisząc komentarz nie wysila się na więcej niż na dwa zdania, a dziwicie się, że pisanie opowiadania trwa. Rzeczywiście, strasznie dziwne.

Barty - śliczne podziękowania za korektę ; )


Środa, 28 listopada, 1996

Harry nie pojawił się na śniadaniu, a podczas obiadu niczego nie tknął. Jego przyjaciele byli trochę zaniepokojeni, ale o wiele bardziej zainteresowała ich obecność wysokiego, przystojnego maga w czarnej pelerynie, zasiadającego po prawej ręce opiekunki Gryffindoru. Owo zainteresowanie podzielali zresztą wszyscy obecni w Wielkiej Sali. Profesor McGonagall zakomunikowała przed śniadaniem, że dyrektor towarzyszy Hermionie i Draconowi na kolejnym przesłuchaniu w Ministerstwie, a następnie uda się do Edynburga i nie będzie go w szkole przez trzy dni, po czym przedstawiła wszystkim swojego „siostrzeńca". Oznajmiła, że Asmodeusz Rozencrantz przybył, aby pogłębić wiedzę z zakresu Eliksirów, które go fascynują od dzieciństwa.
Panna Granger, która zauważyła drażliwość Pottera, wolała nie poruszać tematu jego braku apetytu i zamiast tego, po nalaniu sobie zupy szparagowej, zagadnęła:
- Ten Rozencrantz nie wygląda na takiego, który potrzebuje się uczyć jakiegokolwiek rodzaju magii, nie sądzisz Harry?
- No, wygląda tak... malfoyowato i trochę groźnie – wtrącił się Ron.
- Hę? – Harry zmarszczył brwi i przeniósł spojrzenie na stół nauczycielski, a jego wzrok prześlizgnął się szybko z demona na Snape’a. Severus dziobał widelcem w swoim talerzu i marszczył brwi. Wyglądał na zamyślonego, zakłopotanego i zirytowanego jednocześnie. Jego oczy napotkały spojrzenie Harry'ego. Chłopak pospiesznie wrócił do kontemplacji swojego talerza.
„Nie przeproszę go” – pomyślał z mocą.
- Dlaczego nawet się nie odezwiesz? – grzecznie spytała Hermiona.
- Dlaczego baby muszą zawsze zwracać uwagę na każdy nowy męski tyłek? Gilderoy też cię fascynował, a okazał się zwykłym dupkiem.
- Och! – Hermiona na chwilę zaniemówiła. – Wtedy miałam zaledwie trzynaście lat! – Syknęła z oburzeniem. – Ten cały Rozencrantz jest po prostu ciekawym typem, a ja po prostu próbuję z tobą rozmawiać, Harry. Ale skoro jestem głupią babą, to nie będę się odzywać - wydęła wargi i zajęła się swoją zupą.
- Hermi, nie przejmuj się - powiedział cicho Ron. - Dziś rano warczał na mnie jak wściekły smok, nawet nie wiem za co.
Hermiona wzruszyła ramionami i postanowiła ignorować Pottera. Spojrzała ponad stołami na Dracona, który uśmiechnął się do niej i skierował palec wskazujący lewej dłoni ponad głową Millicent na Pansy, po czym przewrócił teatralnie oczami i znacząco popatrzył na stół nauczycielski. Granger domyśliła się, że Malfoy próbuje jej przekazać, iż Parkinson jest mocno zainteresowana Asmodeuszem. Hermiona zauważyła szczebioczącą coś z ożywieniem Pansy, Bullstrode pukającą się w czoło i śmiejącą się półgłosem razem z Draconem. Parkinson posłała im obrażone spojrzenie.
Panna Granger postanowiła trochę się rozerwać. Przeprosiła grzecznie Rona, następnie Neville’a i braci Creevey’ów, po czym udała się do stołu Ślizgonów. Podeszła z uśmiechem do Millicent i Dracona i oznajmiła, starając się, aby jej głos zabrzmiał jak zmysłowe mruczenie:
- No co? Asmodeusz Rozencrantz jest bardzo fascynującym mężczyzną – zatrzepotała uroczo rzęsami, uśmiechając się znacząco do Malfoya, który spiorunował ją wzrokiem.
Bullstrode roześmiała się szczerze, a siedząca po prawej stronie Dracona Blaise złośliwie zachichotała.
- Co racja to racja, Herm, ale nie chcesz chyba, żeby Smoczek dostał niestrawności? – łypnęła uwodzicielsko na kolegę i tak, jak Granger chwilę wcześniej, zatrzepotała zalotnie rzęsami. Tym razem to ją Malfoy zavadował spojrzeniem.
- Baby są okropne. - Oznajmił urażony.
- Wiesz, Harry uważa dokładnie tak samo. Ciekawe, dlaczego? – Hermiona ukazała swoje białe uzębienie całemu światu.
- Odejdź, zanim cię ukarzę, o niewierna – grobowym tonem oświadczył Draco, co wywołało napad niekontrolowanej wesołości u Hermiony, Millicent i Blaise, która przy okazji opluła się herbatką.
- Ukarzę cię, niewierna – przedrzeźniała go Zabini. – Powinnaś się zacząć bać, Hermiono.
Reakcją Gryfonki był jedynie głośniejszy śmiech. Draco zaś miał arcykwaśną minę.
- Wyluzuj, o potomku czystokrwistych i seksiastych, dobrze będzie – pocieszyła go Bullstrode, dając mu kuksańca w bok. Hermiona i Blaise kwiknęły radośnie, przy czym panna Granger zrobiła to dużo głośniej i zakryła usta dłonią.
- Nie nabijaj się ze mnie - syknął Malfoy.
- Gdzież bym śmiała – Millicent wyszczerzyła się rozkosznie.
- Granger, wracaj w tej chwili na miejsce! Dziesięć punktów od Gryffindoru! – zagrzmiał od stołu nauczycielskiego Mistrz Eliksirów.
- Co to za spacery podczas jedzenia, panno Granger?! – dodała od siebie oburzona McGonagall, rzucając jednocześnie Severusowi spojrzenie pełne dezaprobaty.
- Młodzi muszą się wyszumieć – Asmodeusz wydął usta i puścił oko Minerwie, która z wrażenia omal nie upuściła widelca.
- Też coś - fuknęła.
- Ona nigdy nie była młoda. Urodziła się już jako wiedźma – oznajmił bardzo cicho Severus.
- Nie zmuszaj mnie, żebym zripostowała, Snape! I umyłbyś włosy, zanim zaczniesz krytykować innych – McGonagall poprawiła kok i uśmiechnęła się wyniośle.
Tonks wyszczerzyła się szeroko, łypiąc przy tym z zainteresowaniem na Asmodeusza, który zachichotał nieco złowieszczo.
Snape po prostu zgrzytnął zębami. Przekomarzanie się z wicedyrektor, przynajmniej w obecności uczniów, było niewskazane. Te małe drapichrusty mogłyby przestać traktować go tak poważnie, jak do tej pory. Dlatego dodał coś o wrednych jędzach, ale zrobił to już niesłyszalnym szeptem. Spojrzał też na Tonks z urazą i złością.
- Nie przejmuj się, mogę ci umyć te twoje włoski – szepnęła mu Nimfadora do ucha i to akurat w chwili, gdy podnosił do ust szklankę z sokiem, więc niemal się zachłysnął z powodu szoku. Tym razem to Tonks zachichotała złowieszczo. Severus uraczył ją spojrzeniem pełnym jadowitego wyrzutu.
- I coś jeszcze mi umyjesz? – syknął z przekąsem.
- Co tylko zechcesz, Sev - czarownica mrugnęła figlarnie.
Snape udał, że nie słyszy i wściekł się na siebie, czując, że lekko się rumieni.
- Zajmij się jedzeniem - dodał wyniośle, wywołując kolejny chichot u Tonks.
- Myślę, że pójdziemy dziś razem pod prysznic - sapnęła Nimfadora, kiedy już skończyła się śmiać. – Jeśli nie chcesz, to pójdę z Asmodeuszem - dodała kokieteryjnie.
- Jestem do usług. – Og skłonił się z wdziękiem, a Snape po prostu rąbnął pięścią w stół, po czym, na wszelki wypadek, rzucił mordercze spojrzenie całej sali.
- Jesteś wyuzdana i bezwstydna, Tonks, a TY mi coś obiecałeś. - zwrócił się z naciskiem do demona.
- Nie przypominam sobie, abym składał obietnicę bycia nieuprzejmym wobec kobiet. Damom nigdy nie odmawiam - oznajmił wyniośle demon i cmoknął lekceważąco.
Nimfadora zanotowała sobie w pamięci, żeby zapytać, co takiego obiecał Severusowi Asmodeusz, a Mistrz Eliksirów poczuł, że ma ochotę udusić Oga, a najchętniej przegryzłby mu tętnicę. Demon miał rację. Przecież nie podrywał ani Tonks, ani żadnej innej nauczycielki. To Tonks rzucała niemoralne propozycje, ale świadomość tego faktu nie ukoiła jego morderczych instynktów.
- Zbereźnico jedna. - syknął i zavadował Nimfadorę spojrzeniem. To spowodowało, że ponownie się roześmiała.
Snape postanowił nie odzywać się więcej.
Rolanda Hooch zadowoliła się obserwacją innych nauczycieli, błogosławiąc swój doskonały wzrok i słuch. Nie mogła powiedzieć, że źle się bawi.

***
- Przepraszam, Herm - Harry skrzywił się, ale posłał przyjaciółce zawstydzony uśmiech.
Rzuciła mu nieprzyjemne spojrzenie.
- Okay. Chciałabym tylko, żebyś nie wyżywał się na mnie, jeżeli masz jakiś problem - oznajmiła chłodno.
- Nie mam żadnych problemów – zaprzeczył gorliwie, rumieniąc się przy tym.
- Skoro tak mówisz - wzruszyła ramionami. – Cokolwiek zrobiłeś, powiedziałeś, lub czegokolwiek nie zrobiłeś, to twoja sprawa, Harry. Dopóki nie będziesz się chciał ze mną podzielić tym, co cię gnębi, dopóty nie będę się tego dopominała, ale jeżeli jest cokolwiek, co wpływa do tego stopnia na twoje relacje z innymi, to powinieneś coś z tym zrobić. Trzymaj się, ja idę do biblioteki. - Posłała mu poważny, pełen troski uśmiech.
Chciał już się pokłócić i zaprzeczyć, jakoby cokolwiek wpływało na jego relacje z innymi, ale już odeszła, a ponadto, co najgorsze, miała rację. Od rana chodził zły i naburmuszony, warczał na Rona, Seamusa i Neville’a, a teraz też na Hermionę. Oby tylko nie nawinął się Malfoy, bo już kompletnie straci nad sobą panowanie. Tak, Hermiona miała rację. Snape był jego problemem, nawet dosyć dużym, a od wczorajszego wieczoru urósł do rangi ogromnego problemu, zresztą na jego własne życzenie.
- Harry, czemu stoisz zasępiony pod wielką salą? Może pójdziesz do naszego Wspólnego i pograsz w gargulki z Draconem, Milli i ze mną, co? – Blaise objęła go i pocałowała w policzek. – Możemy wziąć też Crabbe’a i Goyle’a, będzie zabawniej - szepnęła mu jeszcze na ucho.
Uśmiechnął się, ale niepewnie pokręcił głową.
- Co ci jest? – Zabini spoważniała, chociaż łagodny uśmiech nadal błąkał się na jej wargach.
- Nic, naprawdę. Po prostu nie chcę grać z Malfoyem. O ile nie zapomniałaś, to za nim nie przepadam - skrzywił się.
- A mi się wydaje, że nie o to chodzi - skrzyżowała ręce na piersiach i uniosła brew.
- Tak, a o co? – zirytował się. – Myślisz, że mam jakieś problemy ze sobą, czy co?! – podniósł głos. – Jeżeli tak, to leć do Hermiony, jest w bibliotece. Zróbcie mi wnikliwą analizę, a potem mi ją przedstawcie! – ostatnie słowa wywrzeszczał.
Zdziwiona i zaszokowana jego wybuchem Zabini uniosła dłonie w pokojowym geście, po czym oznajmiła:
- Okay, cokolwiek ci jest, a jest coś na pewno, nie chcę o tym wiedzieć. Jak ci przejdzie, to możesz mi wyjaśnić, o co chodzi, ale twojego wrzasku nie zamierzam słuchać. Do zobaczenia. - Zanim zdołał cokolwiek dopowiedzieć i ochłonąć po swoim wybuchu, oddaliła się pospiesznie.
- Kur*wa mać! – warknął ze złością. Był na siebie zły, przecież wcale nie chciał zrazić do siebie Blaise.
- Dwadzieścia punktów od Gryffindoru - usłyszał za sobą spokojny i pełen mściwej satysfakcji głos Snape’a, który właśnie opuścił Salę w towarzystwie Asmodeusza. – Klniesz na korytarzu, jak zwykły mugol.
Przed oczami Harry’ego pojawiła się czerwona mgła wściekłości.
- Idź do pani Pomfrey, da ci coś na uspokojenie - zadrwił Severus.
- Nienawidzę cię – warknął po prostu Harry. – Nienawidzę! - Poczuł pieczenie pod powiekami i pobiegł czym prędzej do swojego dormitorium. Miał wszystko w bardzo dużym poważaniu. Cholerny Snape był przyczyną wszystkich jego problemów. Dokładnie wszystkich.

******
Asmodeusz przyglądał się z zainteresowaniem, jak Severus uważnie miesza składniki eliksiru Szkiele-Wzro. Pierwsza faza warzenia mikstury, przeznaczonej na potrzeby skrzydła szpitalnego, wchodziła w końcowy etap. Ruchy czarodzieja były precyzyjne i pełne gracji, co zadowalało demona i wprawiało go w dobry humor. Założyłby się, że Mistrz Eliksirów doskonale radzi sobie z rzucaniem bezgłośnych zaklęć i jest zdolny, przynajmniej jeśli chodzi o najprostsze czary, rzucać je bez użycia różdżki.
Severus niemal z czcią zestawił kociołek z ognia, obserwując ze zmarszczonymi brwiami kolor i konsystencję wywaru, i dopiero wtedy demon się odezwał:
- Ta czarownica z pomarańczowymi włosami... kocha się w tobie, prawda? – uśmiechnął się ironicznie. Był ponad wszelkie ludzkie słabości, także miłość. Jego żywiołem była magia i tylko magia, no i, oczywiście, kolekcjonowanie dusz.
Przez chwilę Snape wyglądał na wyprowadzonego z równowagi, ale jego oblicze szybko przybrało zwykły surowy wyraz.
- To, co rodzi się w głowie Tonks, naprawdę mało mnie obchodzi - oznajmił zimno.
„Śmiem w to wątpić" – pomyślał rozbawiony Og.
- Zapominasz, że nawet nie muszę stosować legilimencji, żeby to wiedzieć. Ta umiejętność po prostu cały czas mi towarzyszy i chociażbym chciał, nie mogę nie wiedzieć wielu rzeczy o osobach, na które patrzę i z którymi rozmawiam. Oczywiście nawet mnie może odepchnąć ktoś arcyzdolny, na przykład ty. - Niedbały ton był największym komplementem. Asmodeusz nie schlebiał Severusowi, po prostu stwierdził fakt.
- A ten dzieciak, który klął - Demon uśmiechnął się z wyższością. – Nie sądzę, żeby cię nienawidził. Przynajmniej nie tak mocno, jakby chciał. To zagubiony, pełen sprzeczności chłopak, który wiele wycierpiał, Severusie. Myślę, że uwielbiasz go poniżać.
- Wiesz co, Og? Najlepiej nie myśl i nie praw mi kazań. Jesteś tu na pewnych warunkach i doskonale wiesz, że nie możesz złamać magicznego kontraktu, nawet ty. Nie dałem ci też prawa do udzielania mi dobrych rad - bardzo zimno oznajmił Snape, chociaż słowa Asmodeusza go dotknęły i niemal nim wstrząsnęły. Były takie proste i tak trafnie oceniały sytuację.
- Nie wiem, co do tego ma magiczny kontrakt... – Og skrzywił się nieznacznie. – Jeśli chcesz w ten sposób funkcjonować, to nic mi do tego, ale myślałem, że wampiry są bardziej racjonalne.
- To moja sprawa, jaki jestem. – Severus uciął dyskusję nieco ostrzej niż zamierzał, wywołując u demona pełne wyższości i pogardy ciche prychnięcie. – Bądź tak dobry i skończ to warzyć, mimo że zapewne uznajesz ten specyfik za przyziemny – zadrwił, ignorując pełen gniewu błysk w bursztynowych oczach towarzysza. – Ja mam jeszcze trzy godziny zajęć z tymi nieukami.
- Dobrze, oczywiście, że skończę - odrzekł Asmodeusz grzecznie i wyniośle. – Idź i się wyżyj na dzieciakach – ostatnią uwagę wypowiedział szeptem, zdając sobie zresztą doskonale sprawę z tego, że Mistrz Eliksirów go słyszy.
Snape wymaszerował, gniewnie łopocząc połami szaty.
„Żeby nawet cholerny demon mi doradzał" – pomyślał ze złością, sunąc w kierunku Bogu ducha winnych Krukonów i Puchonów z trzeciego roku. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że skoro tak się działo, to coś w tym musiało być. Upór był jego drugą naturą
- Witam, niebożęta - zadrwił jadowicie, czując satysfakcję z powodu przestraszonych min puchoniątek. – Sprawdzimy sobie waszą wiedzę z ostatnich trzech lekcji - omal nie zachichotał złowrogo, widząc skrajne przerażenie na twarzach kilku uczniów Hufflepuffu.

******
Harry Potter, Chłopiec-Który-Wiecznie-Ma-Jakiś-Problem, dąsał się przez cały dzień. Po kolacji podszedł do niego Draco i klepnął go w plecy.
- Nie musisz tak ostentacyjnie dawać wszystkim do zrozumienia, że ze sobą rozmawiamy. - Warknął Gryfon, poprawiając okulary.
- O, jaki drażliwy. Istna czarownica z dobrego domu po przejściu smoczej ospy - zadrwił Malfoy, szczerząc zęby.
- Ciekawe, skąd masz taki dobry humor? – Harry nie krył irytacji.
- A ciekawe, skąd ty masz zły. Zastanawia mnie też, czemu przy okazji psujesz go także innym, na przykład Hermionie i Blaise. Zwłaszcza Blaise. Po rozmowie z tobą ma zachmurzoną minę - Draco zmarszczył brwi.
- Snape'a się czepiaj - prychnął Potter.
- O. To już wiem chociaż, o co, a raczej o kogo chodzi - Malfoy uśmiechnął się kwaśno. - Mam dobrą radę: idź i mu nawtykaj, ale nie wyżywaj się na innych.
- Mam w dupie Snape’a i ciebie też! – wrzasnął Harry.
- Fascynujące - podsumował z malfoywskim uśmiechem Draco. – Jednak wybacz, nie planuję pobytu w twoim, jak przypuszczam, wielce frapującym i uroczym tyłku.
Harry miał w pierwszej chwili ochotę walnąć Dracona jakimś okropnym urokiem, ale, co zdarzało się u niego rzadko, głęboko odetchnął i zamknął oczy, pozwalając sobie na chwilę wyciszenia emocji i refleksji. Malfoy miał rację. Zachowywał się okropnie, wyładowywał się na innych z powodu własnego podłego nastroju. A przyczyną wszystkiego był Mistrz Eliksirów, nie: to raczej skomplikowane relacje między nimi dwoma.
- Bardzo się wydurniam? – sapnął ze złością.
- Nie gorzej, niż zwykle - łaskawie odpowiedział Draco.
- Daruj sobie ironię - skrzywił się Harry.
- Zrób coś z tym. Naprawdę.
- Nie praw mi kazań – żachnął się Potter. – I powiedz mi, dlaczego ty, w przeciwieństwie do mnie, masz zajebisty humor?
- Cóż za wyszukane słownictwo.
- Nie zmieniaj tematu.
- Niby nie powinienem mieć, – Ślizgon wzruszył ramionami - przesłuchiwali mnie pod Veritaserum i, co najgorsze, także Hermi, ale ona to zniosła nad wyraz dobrze. To na pewno cię ucieszy: mój ojciec zastępuje wielkiego Percivala, a...
- Och, rzeczywiście, z radości chce mi się sikać – zadrwił Harry, a Draco uniósł ze zdziwieniem brwi.
- Po pierwsze, chodźmy stąd w ustronne miejsce, jeśli mamy rozmawiać, po drugie, może najpierw daj mi skończyć zdanie, a później wysilaj się na sarkazm.
Potter wzruszył ramionami i poszli razem do łazienki Jęczącej Marty.
- Ojciec mi powiedział, że Percy jest pod nadzorem kilku Aurorów, dopóki nie wyjaśni się cała sprawa. Teraz pewnie i jego nie minie Veritaserum – Draco uśmiechnął się złośliwie.
Potter nie mógł opanować wrednego chichotu.
- Powiedziałem to Hermionie, ale ona... Wiesz? To było dziwne. Uśmiechnęła się tylko smutno. Myślałem, że bardziej ją to ruszy, ale nie chciała na ten temat ze mną rozmawiać – Malfoy w zamyśleniu wyjrzał przez okno, a potem wyjął papierosy i bez słowa wyciągnął paczkę w stronę Harry’ego. Potter wzruszył ramionami, poczęstował się i wybąkał podziękowanie.
- Wcale jej się nie dziwię, że nie chciała o nim rozmawiać – powiedział po chwili milczenia Gryfon, kontemplując chmurę wydmuchanego dymu.
- Ja też nie. Tylko chodzi mi o to, że myślałem, że ją to uraduje w jakiś sposób, a wydawało mi się, że poczuła się tylko bardziej zmęczona i przygnębiona. Pewnie ma już dosyć... Potter, czy ty nie powinieneś skorzystać z okazji i złożyć jakiegoś oświadczenia o tym, że Matrojew i Weasley wymuszali na tobie fałszywe zeznania? – zapytał nagle Draco, ale widząc pochmurną minę Harry’ego ugryzł się w język. – Sorry, nie chciałem cię zdenerwować.
- Nie zdenerwowałeś mnie. Ja nawet się nad tym zastanawiałem – Potter zarumienił się, a potem nagle spoważniał i poparzył nieufnie na rozmówcę. – A zresztą, to nie twoja sprawa, Malfoy!
- Może i nie moja, ale chyba powinieneś rzucać urok, póki masz różdżkę w pogotowiu. Znaczy, to dobry moment na...
- Wiem, co to znaczy, Malfoy! – Harry zaciągnął się mocniej i odetchnął głęboko. – Nie wiem tylko, czy mi się chce opowiadać, jak to było – zgniótł wypalonego zaledwie do połowy papierosa o parapet, a na jego twarzy malowała się zawzięta chęć, żeby tylko nie stracić zimnej krwi. Nie przy Draconie.
- Rozumiem... ja... – młody arystokrata zawahał się na chwilę. – Sorry, Potter – dodał bardzo cicho i spiekł widowiskowego raka. – Wiem, jak bardzo musi ci być trudno... – ugryzł się w język. Co on tak naprawdę wiedział? To Potter był torturowany, nie on. Nie potrafił sobie nawet wyobrazić, co było udziałem Gryfona. Mógł się jedynie domyślać, ale te domysły sprawiały, że robiło mu się słabo i niedobrze. Uświadomił sobie, że gdyby on znalazł się na miejscu Harry’ego, to na pewno wylądowałby na oddziale zamkniętym Św. Munga.
- Nie pieprz farmazonów, nie masz o tym pojęcia - bezlitośnie umocnił go w jego przypuszczeniach Harry, uśmiechając się zimno.
- Wiem – Draco nie zdołał powiedzieć nic więcej i wyrzucił swój niedopałek przez okno.
Zapadła niezręczna cisza, którą przerwał jedynie nikły szelest szaty Dracona, który poczęstował Pottera kolejnym papierosem i sam zapalił.
- Mam swoje - warknął Harry, ale przyjął „poczęstunek”.
- Opalę cię kiedy indziej - chłodno odrzekł Malfoy.
- Nadal mi nie powiedziałeś, skąd ten dobry humor – Potter obrzucił Dracona zaciekawionym spojrzeniem.
Malfoy wydawał się odprężony zmianą nieprzyjemnego tematu.
- Och, chyba chodzi o to... – odchrząknął i spuścił skromnie wzrok, co jeszcze bardziej zaciekawiło Harry’ego. – No, chyba będzie coraz lepiej między mną a Hermioną - zaczerwienił się na tyle mocno, żeby poczuć irytację. – Zresztą nie twoja sprawa - dodał z rezerwą.
- Och, okey – Harry uśmiechnął się przekornie. – Wiem, że nie moja.
- Nie bój się, nie skrzywdzę jej – dodał jeszcze Draco, koso patrząc na Pottera.
- Nawet tak nie pomyślałem – Harry uśmiechnął się jeszcze szerzej. – To ja ostatnio psuję jej humor. Przeproszę ją i wprawię w dobry nastrój, taki... romantyczny... Skorzystasz na tym – nagle Potter zaczął się śmiać, a wywołał to wyraz twarzy Dracona. Malfoy patrzył na niego z coraz większą nieufnością. W końcu nozdrza Ślizgona się rozdęły, a kiedy prychnął z pogardą, słysząc chichot Pottera, Harry roześmiał się jeszcze głośniej.
- Przep... raszam - wydukał Gryfon. – Chyba muszę odreagować parę spraw – odetchnął głęboko. – Ale Hermionę i Blaise naprawdę muszę przeprosić.
- Też mi się tak wydaje – Draco patrzył na niego z miną wyrażającą obawę, co do pełnego zdrowia psychicznego rozmówcy. – A tak poza tym, wszystko okey, Potter?
Harry prychnął.
- W sumie to nie, ale to moja prywatna sprawa, Malfoy, i coś z tym muszę zrobić, jak sam mówiłeś. Ale o nic mnie nie pytaj, bo i tak ci nie powiem – zaznaczył na koniec Gryfon, unosząc, dla zaznaczenia wagi swych słów, palec wskazujący do góry.
- Nie pytam – Draco wzruszył nonszalancko ramionami. – Chciałem tylko powiedzieć, że jak zwykle miałem rację – prychnął lekceważąco i uśmiechnął się sardonicznie.
- Nigdy nie nabędziesz takiej cechy jak skromność, co? Prędzej piekło zamarznie, jak podejrzewam – zakpił Harry i wywalił peta za okno.
- Fałszywa skromność jest gorsza od jej braku – Draco strzepnął niewidzialny pyłek, przyjmując przy tym minę filozofa.
- Czy coś mi sugerujesz? – teraz to Potter nieufnie patrzył na Malfoya.
- Ależ skąd – uśmiech Dracona był pełen słodkiej niewinności i tylko w szarych oczach było widać delikatny błysk przekory.
- Nie wiem, co Hermiona widzi w takim zadufanym w sobie arystokratycznym snobie, który lubi irytować innych – Potter cynicznie się uśmiechnął.
- Cóż, Granger sama bywa wybitnie denerwująca, nie sądzisz? – Malfoy uśmiechnął się bez złośliwości, jakby chciał powiedzieć, że nie chce mu się już przekomarzać. – Poza tym jest świetna w używaniu magicznej mocy i ciągnie ją do najlepszych.
Harry roześmiał się szczerze.
- Zmieni zdanie, tak skromnej i uroczej osoby, jak ty, ze świecą szukać. Zapewne wasze dziecko będzie drugim Merlinem – zakpił łagodnie.
- Będzie potężniejsze od Merlina, Potter. Nie obrażaj mojej ambicji – tym razem obaj się roześmieli.
- A jeżeli to będzie dziewczynka, to przyćmi samą Morganę – dodał jeszcze Harry, ścierając nieposkromione łzy wesołości.
- Nie martw się, zostaniesz ojcem chrzestnym – Draco wyszczerzył się radośnie i Potter znowu parsknął śmiechem.
- Może poćwiczymy oklumencję w Komnacie Życzeń, skoro nie ma Dumbledore’a? – Spytał nagle Harry, nadal mając rozweseloną minę. Był zdziwiony, że rozmowa z Malfoyem tak bardzo go odprężyła i odpędziła od niego chmurne myśli.
- Dobra myśl – Malfoy uśmiechnął się łaskawym uśmiechem arystokraty, mówiącego łaskawy komplement komuś z plebsu. – Wróg nie śpi, potrzebna jest stała czujność – zagrzmiał, całkiem dobrze naśladując Moody’ego.
- No, okey, ale ten, kto będzie drugi na siódmym piętrze, jest stęchłym bobkiem gumochłona – oznajmił Harry i pobiegł jak strzała w kierunku schodów.
Draco ostatnim wysiłkiem woli powstrzymał się przed rzuceniem Impendimento i ruszył w pogoń za Potterem. Nie rzucił w niego żadnym zaklęciem, po prostu wyminął go na zakręcie i nie mógł się oprzeć, żeby nie podstawić mu nogi.

*
- To po prostu oburzające! Żeby dwóch prawie dorosłych młodych ludzi biegało po korytarzach i robiło taki rwetes! W tym jeden z nich będący prefektem! I to w moim Domu! – Snape grzmiał, a jego czarne oczy rzucały groźne błyski. Gabinetu Mistrza Eliksirów nie dało się nazwać przyjemnym. Panował w nim przenikliwy chłód.
- Nie wątpię, że całe to zamieszanie jest winą Pottera, ale pan, panie Malfoy, powinien wykazać nieco rozsądku! – Severus zamknął na chwilę oczy i odetchnął bardzo głęboko, po czym ciągnął już o wiele ciszej i spokojniej, łypiąc jedynie na dwóch młodzieńców, stojących z niewyraźnymi minami i wbijających wzrok w podłogę. – Mogę wiedzieć, co było przyczyną tych hałaśliwych wyczynów poniżej godności jakiegokolwiek czarodzieja?
- Znaczy, my... – Draco wolał sam odpowiedzieć, znając awersję Mistrza Eliksirów do Harry’ego. – Nie ma profesora Dumbledore’a i chcieliśmy poćwiczyć oklumencję sami... – zamilkł, słysząc jak żałośnie to brzmi, Snape natomiast uniósł brwi i cmoknął z niesmakiem i zaciekawieniem.
- I do tego, panie Malfoy, należało rechotać jak opętane osły i robić tumult jak stado oszalałych hipogryfów, jak rozumiem? – jego cichy, przesączony jadowitą drwiną głos był zdecydowanie gorszy od krzyku. Zwiastował kłopoty. – Proszę mi to przybliżyć, bo nie do końca rozumiem – dodał z uśmiechem samozadowolenia. – Pan Potter jest zdolny, by zachowywać się jak osioł i do tego już przywykłem, ale co pana, panie Malfoy, skłoniło do takiej błazenady, nie mam pojęcia.
Obaj, Harry i Draco, uznali za niebywałego pecha spotkanie ze Snapem na siódmym piętrze, ale żaden z nich nie uważał za stosowne, aby grzecznie zapytać Mistrza Eliksirów, co ten robi na tak wysokich kondygnacjach. Teraz obaj byli przygnębieni, a Potter starał się na dodatek opanować coraz silniejszy gniew na Severusa. Mistrz Eliksirów, jak zwykle zresztą, bezkarnie i z jawną satysfakcją go obrażał.
- No, który z was mi wyjaśni, co do ćwiczeń w zakresie oklumencji mają wrzaski, rechoty, bieganie i podstawianie sobie nóg? I to na schodach... Chcecie zostać kalekami? To zgłoście się do mnie – wykrzywił się w nieprzyjemnym, cynicznym grymasie.
- Znaczy... My po prostu szliśmy do pewnego miejsca, gdzie można poćwiczyć bez problemu...
- Panie Malfoy, wiem, gdzie znajduje się Komnata Życzeń i wiem, do czego służy, znaczenie czasownika „iść” także znam i zapewniam was, że na pewno nie szliście. To był galop i to w niezbyt pięknym stylu. Żaden z was nie przypomina konia, jednorożca, hipogryfa, pegaza, czy thestrala i żaden z was nie biega z gracją cech..ącą te zwierzęta. Za to osły przypominaliście, panowie, na pewno, zwłaszcza, gdy słychać było rozchodzące się po całym korytarzu istne rżenie ćwierćinteligentów. Nie mam pojęcia, jak ukarać taką pustotę. Może sami wymyślcie sobie karę, bo bez konsekwencji tego nie zostawię. Już dawno skończyliście pierwszy rok nauki i powinniście dawać młodszym uczniom przykład. Więc słucham, może pan, panie Malfoy, wymyśli adekwatną karę. Liczę na pana wrodzoną inteligencję – opanowany i łagodny głos Snape’a miał jedną właściwość, której nie dało się podważyć. Dobijał. Sprawiał, że obaj – Harry i Draco – poczuli się jak prawdziwe osły, co nie zmieniało faktu, że świetnie się bawili, biegnąc z rykiem po schodach i korytarzach Hogwartu.
- Znaczy, wiemy że zachowaliśmy się idiotycznie i przykro nam z tego powodu... - zaczął znowu Draco.
- Już widzę, jak wam przykro – zadrwił Snape. – No, słucham?
- I ten, tego... – kontynuował Malfoy. – Należy się nam chyba szlaban i odjęcie punktów, może tak po pięć - Ślizgon nieśmiało się uśmiechnął.
- Raczysz sobie kpić, Draco. Oba domy tracą po piętnaście punktów, Potter dodatkowo pięć, za głupawy uśmieszek – dodał ironicznie.
- Wcale się nie śmieję! – zaprotestował Harry z rumieńcem oburzenia, a Draco wolał nic nie mówić, chociaż widział, że Potter nie kłamie. Mógł mu jedynie zaszkodzić.
- I kolejne pięć za przerywanie nauczycielowi – zaznaczył mściwie Severus.
„Jestem paskudny i zły” – pomyślał przy tym zarówno ze smutną refleksją, jak i przewrotnym rozbawieniem.
Harry poczuł znowu ten zapiekły i bezsilny gniew, który kazał mu wczoraj zachować się wobec profesora z najwyższą podłością. Dobry nastrój, który pojawił się za przyczyną rozmowy z Malfoyem, prysł niczym bańka mydlana w starciu ze szpilką. Zacisnął zęby i postanowił zmilczeć.
- Jeśli chodzi o szlaban, to mam dla was coś o wiele bardziej fascynującego. W piątek wieczorem, powiedzmy o ósmej, mam dostać ciekawy esej na temat eliksirów, naprawdę ciekawy, a temat pozostawiam waszej wybitnej inteligencji. Wypracowanie powinno zawrzeć się w pięciu rolkach pergaminu. Jeżeli mi się nie spodoba, napiszecie następny esej i tak do skutku. Mam nadzieję, że zdacie egzamin za pierwszym razem – uśmiechnął się pobłażliwie i cynicznie , widząc zatroskane spojrzenie Dracona i nienawistne Pottera. – A teraz znikajcie, zanim wymyślę coś gorszego.

- To może być coś gorszego? Jego nie zdołamy nigdy, niczym zaciekawić, przynajmniej w dziedzinie eliksirów – oznajmił z kwaśną miną Draco, gdy już wyszli. – Chyba darujemy sobie dzisiaj oklumencję – dodał stropiony.
- Nienawidzę go! Normalnie uparł się zrujnować mi życie! – warknął Harry. – Teraz jeszcze musimy drałować do biblioteki.
- Może Hermiona nam coś podsunie.
- Jasne, powie, że sami jesteśmy sobie winni!
- Możnaby poprosić jakiegoś nauczyciela o pozwolenie na korzystanie z działu Zakazanych i coś wymyślić.
- A jaki nauczyciel... – Harry urwał bo zza zakrętu wyłoniła się Tonks i rzuciła im z uśmiechem „cześć”.
- Tonks, spadłaś nam z nieba! – uradował się Harry.
- Daj nam pozwolenie na korzystanie z działu Ksiąg Zakazanych – Draco zrobił minę zbitego psa.
- Ach jasne, od razu – zakpiła i popatrzyła na nich podejrzliwie, uśmiechając się filuternie.
Obaj młodzieńcy zaczęli z entuzjazmem wyjaśniać, po co im to pozwolenie i, po pięciu minutach przekrzykiwania się, Tonks uciszyła ich i zapytała.
- Czy chodzi o to, że musicie napisać wypracowanie za karę? – obie głowy - jasna i ciemna – skinęły zgodnie. - I ma to być wypracowanie na temat eliksirów, które zaciekawi profesora Snape’a, tak? – głowy ponownie skinęły. – No dobrze, dam wam to pozwolenie, ale nie w tej chwili, przypomnijcie się jutro, okey?
Harry i Draco ponownie pokiwali głowami, po czym chóralnie podziękowali i oddalili się obaj w kierunku korytarza wiodącego do pokoju wspólnego Slytherinu.

***
- Harry i Draco stwierdzili, że spadłam im z nieba. Podobno zadałeś im fantastyczne wypracowanie – stwierdziła Nimfadora, zamykając za sobą drzwi.
- Po pierwsze, wchodzi się, gdy ta druga osoba powie „proszę”, po drugie, myślę, że nie wyjawili ci przyczyny otrzymania w prezencie dodatkowej pracy pisemnej, Tonksss – przedłużone „es”, którym Snape ozdobił wypowiedź, świadczyło dobitnie, iż przyczyną było coś, co bardzo zirytowało Mistrza Eliksirów. Tonks zastanowiła się nawet, czy nie bardziej od tego, że nie poczekała na łaskawe „proszę”. – Zapewne twój słodziutki kuzynek i ulubiony pupilek nie oświecili cię, że biegali jak oszalałe bydło korytarzami i schodami, rechocząc opętańczo i podkładając sobie na zakrętach nogi?
- Nie, ale mogę sobie to wyobrazić. Są młodzi, przechodzą tak zwaną burzę hormonów, co ciebie pewnie nigdy nie dotyczyło... – złośliwie zmrużyła oczy – ...i muszą czasem poszaleć. To przywilej młodości.
- Na litość boską, mają chyba od czegoś mózgi i wolna wolę! Rozumiem, że ty byś im nie odjęła punktów, co? – Snape przezornie przemilczał przytyk dotyczący burzy hormonalnej, ponieważ nie chciał Tonks zbytnio do siebie zrazić. Jego złośliwe alter ego kazało mu równie złośliwie odpowiedzieć, ale się powstrzymał.
- Odjęłabym, ale na pewno nie wlepiłabym dodatkowej pracy pisemnej – wzruszyła ramionami i potrząsnęła burzą pomarańczowych włosów, na które Severus popatrzył z niesmakiem. – Ty po prostu nie potrafisz zrozumieć, że wielu młodych ludzi ma niespożyty temperament i muszą niektóre sprawy odreagować, dlatego jesteś przesadnie surowy.
- Ty za to jesteś zbytnio pobłażliwa, więc szale się wyrównują – mruknął czarnooki mag i postarał się przybrać najbardziej obojętny wyraz twarzy, co nie było łatwe, bo Tonks podeszła do niego bardzo blisko, uśmiechając się przy tym jak rozleniwiona kotka. Mógł poczuć jej ulotny zapach i zobaczyć bardzo drobne piegi na dekolcie. Miała na sobie ciemnozieloną suknię, podkreślającą jej całkiem zgrabną kibić i współgrającą z pomarańczem włosów, podwiniętych filuternie na końcach. Snape stwierdził w myślach z irytacją, że specyfik pani Pomfrey doskonale leczył jego wstydliwą przypadłość nabytą po paskudnej klątwie. Odchrząknął i postarał się surowo zmarszczyć brwi.
- I tylko po to przyszłaś? – spytał chłodno.
- Nie - zmrużyła oczy jeszcze bardziej. – Przyszłam zapytać, czy nadal odrzucasz moją propozycję wspólnego prysznica.
Na chwilę naprawdę go zatkało, omal nie zachłysnął się powietrzem. Tonks zrobiła jeszcze jeden kroczek do przodu i poczuł jej ciepło, miękkość włosów na policzku i delikatną bryzę oddechu na szyi. Omal nie warknął z irytacji, czując jak po jego ciele przebiega przyjemny dreszcz. Przybrał jeszcze surowszą minę niż poprzednio i odsunął się od Nimfadory, unikając przy tym zbyt gwałtownych ruchów.
- Jestem dorosłym i poważnym człowiekiem, więc skończ z tym cyrkiem i daj mi spokój – powiedział z godnością. – Możesz iść pod prysznic z Asmodeuszem, on nigdy nie odmawia... damom – dodał jeszcze zgryźliwie, dając kobiecie do zrozumienia, że on na pewno nie ma jej za damę.
- Jesteś zazdrosny – Tonks uśmiechnęła się przekornie. – Zazdrosny i na dodatek bronisz się przed własnymi pragnieniami. Pies charłaka – zmarszczyła nos i cmoknęła z niesmakiem.
- Przed niczym się nie bronię – Snape opanował rumieniec i odchrząknął, przybierając jeszcze godniejszą pozę. – I na pewno nie jestem o ciebie zazdrosny – prychnął złośliwie.
- Och, jaki zimny i nieprzystępny – zamruczała Nimfadora. – Mam na ciebie jeszcze większą ochotę – dodała, popychając Mistrza Eliksirów na biurko, o które musiał się oprzeć. – Żeby tak rezygnować z uroków życia? Doprawdy, Snape – ugryzła go delikatnie w płatek ucha i nagle się odsunęła.
Wyposzczonemu Severusowi lekko zakręciło się w głowie i poczuł nieprzyjemny niedosyt, kiedy Tonks zrobiła krok do tyłu.
„Kawał cwanej lisicy” – pomyślał, opanowując impuls rzucenia się na czarownicę.
- Cóż, pozostaje mi iść pod prysznic samotnie i wyobrażać sobie, jakby to było z tobą – oznajmiła od drzwi, przeciągając każdą samogłoskę, po czym sugestywnie oblizała górną wargę i nacisnęła klamkę.
Nie miała pojęcia, że Snape potrafi być aż tak cichy, zwinny i szybki. Zanim zdążyła uczynić kolejny ruch, Mistrz Eliksirów przyparł ją do ściany
- Och, Sev – sapnęła i uśmiechnęła się tryumfalnie.
Jęknęła cicho, kiedy gorący język mężczyzny polizał jej szyję.
- Nigdzie nie pójdziesz – oznajmił autorytarnie Severus, błyskawicznym ruchem zsuwając jej z ramion suknię.
Roześmiała się cicho.
- Zrobimy to przy ścianie? – spytała, kokieteryjnie przygryzając dolną wargę.
- Nie tylko przy ścianie, mała niewyżyta tygrysico – oznajmił i ukąsił ją w ucho, a następnie w szyję.
- Ale fajnie – Tonks zachichotała znowu. – Nigdy nie robiłam tego przy ścianie, w fotelu, ani... od tyłu – wyszeptała mu do ucha.
- Ty wyuzdana Gryfonko – podsumował jej zapędy Snape i jednym szarpnięciem spowodował, że suknia całkowicie opadła z Nimfadory, odsłaniając krągłe piersi, skąpe jaskrawożółte figi i pończochy samonośne. Tonks odwzajemniła się za pomocą trzymanej cały czas w prawej dłoni różdżki i jednym, sprawnym machnięciem pozbawiła Mistrza Eliksirów czarnego, zapiętego na denerwującą ilość guzików wdzianka, a jej oczom ukazały się czarne bokserki i skarpetki tego samego koloru.
- Wcale nie jesteś taki chudy – uraczyła go komplementem Nimfadora. – Taki całkiem, całkiem i wszędzie masz... tyle ile trzeba.
- Wszędzie, to znaczy gdzie? – spytał, unosząc lewą brew.
Zachichotała i złapała go za pośladki, przyciągając do siebie mocno.
- Ty cholero – oznajmił Severus i mocno ją pocałował.
- Jestem dobrze wychowaną dziewczynką i nie wypada mi mówić takich rzeczy – wyszeptała chwilkę później, niecierpliwie pozbywając się butów.
- Ale robić to, co robisz, owszem? – zapytał, czując, jak wsuwa dłoń za jego bokserki.
- Robić owszem, Sev, robić owszem... – zamknął jej usta pocałunkiem i przyszło mu do głowy, że, jak na grzeczną dziewczynkę, ma całkiem sprawne paluszki.
Tonks nie zamierzała zbyt długo pieścić się ze Snapem, tylko w momencie, gdy Severus jęknął głośno, ściągnęła z niego bokserki, mężczyzna zaś dość nieporadnie wyplątał z nich nogi.
- Fajne skarpetki – oznajmiła Nimfadora. – Buciki to już zupełny szał – dodała, uśmiechając się figlarnie i oceniającym wzrokiem mierząc pantofle ze smoczej skóry (czarne oczywiście). – Nie wspominając już o osobistym... wyposażeniu.
- Podobno jesteś grzeczna – Severus zaczął się bawić jej piersiami.
- Przecież nic już nie mówię – wymruczała, prężąc się jak kotka.
Snape ściągnął z niej figi, całując przy okazji skórę Tonks i schodząc wargami coraz niżej, aż do pępka.
- No, pokaż czy masz sprawny języczek – zażartowała czarownica i po kilku chwilach była w stanie jedynie jęczeć, gdyż język Snape’a naprawdę był sprawny. Delikatnie zataczał kółeczka wokół stwardniałej łechtaczki i smakował jej wilgotne wnętrze.
- Jesteś sadystą, Snape – sapnęła.
- Myślałem, że spełniam twoje pragnienia, Nimfadoro – wymruczał prosto we wnętrze jej uda.
- Nie mów tak do mnie – szepnęła, ale uśmiechnęła się.
- A ty nie mów do mnie po nazwisku – odparł wstając i unosząc ja lekko w pasie.
- Dobrze, Sev – odrzekła z zapałem i oplotła jego biodra udami. – Ta ściana jest zimna i masz nie ogrzewany gabinet – poskarżyła się.
- Zaraz będzie ci gorąco, kochanie – zapewnił ją, uzasadniając swoje słowa czynami.
Krzyknęła cicho.
- Tak lepiej? – zapytał, figlarnie unosząc brew i wchodząc w nią głębiej.
- Zdecydowanie – sapnęła, wyginając się i dając do zrozumienia, że chce więcej.
- Jesteś silny i dobrze zbudowany... Och, Merlinie! –więcej nie byłą w stanie powiedzieć, gdyż Severus ja pocałował, poza tym była zmuszona skupić się na czymś zupełnie innym niż komunikacja werbalna. Określenie „mowa ciała” zdecydowanie bardziej pasowało do sytuacji, zwłaszcza że ciała – i jej i Severusa – rozumiały się całkiem dobrze, coraz lepiej i dosyć szybko doszły do niemal doskonałego porozumienia.
- Boże, przepraszam – wymruczał spocony Mistrz Eliksirów.
- Za co? – wyjęczała Tonks.
- Że skończyłem tak szybko i nie zdążyłaś... – nie dokończył, bo Nimfadora postanowiła go pocałować, napastliwie wsuwając mu język do ust i zmuszając ponownie do komunikacji pozawerbalnej.
- Nadrobisz – sapnęła minutę później.
Odpowiedział jej cichy i bardzo zmysłowy śmiech.

******
- Rycerz Gryffindoru, szlachetny Harry James Bliznowaty Potter uraczył nas swoją, jakże zaszczytną obecnością – oznajmił Draco uroczystym tonem, przekroczywszy progi Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Większość obecnych uczniów wydawała się zaskoczona i niemal zaszokowana, gdyż Malfoy wcześniej raczej wieszał psy na Potterze, niż się z nim publicznie pokazywał. To drugie było wręcz nie do pomyślenia. Harry obrzucił go rozbawionym i pełnym nagany spojrzeniem.
- Jednakże, szanowni panowie i wytworne damy, nie łudźcie się, iżby Harry James Blizna Na Sławnym Czole Potter chciał rozmawiać z wami wszystkimi i marnować dla was swój, jakże cenny, bohatersko-gryfoński czas – ciągnął jasnowłosy arystokrata w tym samym, podniosłym tonie. – Albowiem, – tu uniósł uroczyście dłoń – albowiem, bracia i siostry w Slytherinie, Harry chce rozmawiać jeno z jednym, a raczej jedną z nas. Mam zaszczyt obwieścić, iż Harry James Ze Sławną Blizną Na Czerepie Potter przybył w mojej skromnej eskorcie, sir Dracona Pogromcy Dziewic Puchońskich Malfoya... – rzeczony Malfoy z trudem utrzymywał powagę, a Potter musiał zakryć usta dłonią, żeby nie parsknąć śmiechem - ... po to, by złożyć uszanowanie i porozmawiać na osobności z nadobną lady Blaise Boskooką Zabini. Dlatego upraszam w imieniu sir Pottera Bohatera... – w tym momencie większość osób zgromadzonych w pokoju wspólnym wykazywało oznaki szczerego rozbawienia i nie było już tak cicho jak na początku. – Cisza, motłochu! Rycerz mówi! – Draco nie mógł nie zareagować na brak powagi należnej jego przemowie, a Harry zaryczał najgłośniej, najdosadniej podważając autorytet Malfoya. Prawie wszyscy obecni zapłakali ze śmiechu, Millicent zaczęła bić brawo i wielu Ślizgonów poszło w jej ślady.
- No i jak tu można powagę zachować? – Draco złożył ręce na piersi, udając wielce obrażonego, w duchu zaś był uszczęśliwiony, że wywołał taką falę wesołości.
Harry uniósł obie dłonie, prosząc o ciszę.
- Ja już nie będę przemawiał jak sir Draco Pogromca Sami Wiecie Których Dziewic Malfoy – Millicent zakrztusiła się ze śmiechu, a Malfoy skromnie spuścił wzrok i zatrzepotał rzęsami. – Chcę po prostu porozmawiać z Blaise Zabini i chciałem zapytać, czy ktoś z was jej nie widział.
- Tu jestem – usłyszeli parę metrów wyżej rozbawiony damski głos.
Harry i Draco podnieśli głowy i ujrzeli Zabini i Granger stojące na schodach, prowadzących do dormitoriów Ślizgonek. Widocznie schodziły, a gdy usłyszały przemowę Draco, postanowiły poczekać i posłuchać.
- Rozumiem, że możemy wypożyczyć na kwadrans twoja kwaterę, Draco? – zapytała Blaise, uśmiechając się szeroko do przyjaciela.
- Oczywiście, tylko bez żadnych numerów – Malfoy posłał jej dwuznaczny uśmiech, który z wdziękiem zignorowała. – Więc, sir Potter? – czarnowłosa Ślizgonka zwróciła swoje „boskie” oczy na Harry’ego, który kurtuazyjnie podał jej ramię i za chwilę zniknęli na schodach wiodących do dormitoriów męskich.
Hermiona bez słowa chwyciła Dracona za rękę i wyprowadziła na korytarz.
- To jak to jest z tymi dziewicami? – spytała, uśmiechając się na poły frywolnie, na poły okrutnie. – No, smoczku kochany? – zrobiła krok do przodu i zaczęła się bawić jego krawatem, sugestywnie zaciskając pętlę.
- Chodzi ci o to, co powiedziałem o tych puchońskich? – zapytał, kładąc dłonie na jej dłoniach i gładząc je delikatnie. Uśmiechał się przy tym niezwykle niewinnie.
- No, tak jakby... – podeszła jeszcze bliżej, tak, że ich biodra niemal się stykały, a jej nos dotknął podbródka Dracona.
- To tylko taki... chwyt marketingowy, a poza tym... puchońskie są przereklamowane – szepnął jej do ucha.
- Ja ci dam puchońskie, ślizgońskie, krukońskie i jakiekolwiek inne – Granger wspięła się na palce i pocałowała go tak mocno i zachłannie, że zabrakło mu oddechu.
- Wow! – sapnął chwilę później. – Chciałem powiedzieć, że wystarczy mi, że zostałem pogromcą Hermiony Gryfońskiej Lwicy Czytającej Wiele Granger – wymruczał jej do ucha i pocałował ją o wiele delikatniej, niż ona jego.
Oddała pocałunek, chichocząc cicho.
- Powinieneś się urodzić wśród Indian, oni maja fioła na punkcie nadawania długich imion.
- Jeżeli chodzi o puchońskie, Hermiono – Draco nagle spoważniał, chociaż w jego szarych oczach błyszczała przewrotność. – To tylko taka gadka bez pokrycia, ale, o ile mnie pamięć nie myli, mówiłaś dziś coś o kimś fascynującym i to nie byłem ja – przekornie się uśmiechnął.
- Lubię, jak jesteś o mnie zazdrosny – panna Granger spuściła skromnie wzrok i zatrzepotała rzęsami, zupełnie jak Draco kilka minut wcześniej we Wspólnym.
Roześmiał się.
- I nawzajem – szepnął prosto do jej ucha.
Znowu się pocałowali.
- Mówiłem już, że cię kocham i szaleję za tobą? – spytał, prawie nie odrywając ust od jej ust.
Westchnęła i zaczęła czule ssać jego dolną wargę. Jęknął głośno, sprawiając, że zaangażowała się w pieszczotę jeszcze bardziej.
- O matko, kobieto – sapnął i odsunął się od niej niechętnie.
- Czy chcesz mi powiedzieć coś jeszcze? – spytała figlarnie.
- Że jesteś słodka i kompletnie napalona, ale nie bardziej niż ja – powiedział z rozbrajającą szczerością.
- Powiedzmy, że masz rację – udawała, że się namyśla. – To ja się pożegnam i pozostawię cię, mój uroczy smoku, abyś sobie za mną potęsknił.
- Już tęsknie – delikatnie pogłaskał jej policzek.
Przytrzymała jego dłoń i pocałowała ją czule.
- To trzymaj się i tęsknij, ja idę do biblioteki... pouczyć się – dodała, gdy zauważyła jego dwuznaczny uśmiech. – Sama, bo z tobą nie będę mogła się skupić.
- Wiesz, że teraz będę musiał wziąć zimny prysznic? – spytał, a jego gorące spojrzenie sprawiło, że zarumieniła się lekko, ale nie odwróciła wzroku.
- Przykro mi – powiedziała żałośnie, lecz kąciki jej warg zadrgały.
- Przykro – zadrwił. – Delektujesz się moimi katuszami – dodał cierpiętniczym tonem.
- Skoro tak twierdzisz – wzruszyła ramionami. – Ale ja nie jestem taka... nieczuła, jak sądzisz – uśmiechnęła się tajemniczo.
- Co masz na myśli? – szare oczy rozbłysły ciekawością.
- Nic... szczególnego – cmoknęła go w policzek i szybko odeszła, uśmiechając się pod nosem.
- Hermiona, co ty kombinujesz?! –zawołał za nią, a ona odwróciła się, pomachała mu ze śmiechem i prawie pobiegła korytarzem.
„Potrzebuję tony lodu” – pomyślał przytykając czoło do zimnej ściany.

***
- Więc, sir Harry? Cóż chciałeś mi powiedzieć? – Blaise usiadła po turecku na zaścielonym łóżku Malfoya juniora i klepnęła zapraszająco miejsce obok siebie.
- Chciałem przeprosić za moje grubiaństwo i za wyżywanie się na tobie – zarumienił się i spuścił nos na kwintę.
- Coś jeszcze? – spytała, gdy usiadł obok.
- Chyba tak.
- Więc słucham – ścisnęła delikatnie jego dłoń, jakby chcąc dodać mu otuchy, a Harry popatrzył na nią niepewnie. Wzrok Blaise był łagodny i wyrozumiały, zdawał się go zachęcać i mówić, że może być całkowicie szczery.
- Harry, – podjęła Zabini po dłuższej chwili napiętego milczenia – naprawdę nie musisz się z niczego zwierzać jeżeli nie jesteś gotowy, albo po prostu nie chcesz, ale zrozum, że możesz mi o wszystkim powiedzieć, naprawdę o wszystkim.
Westchnął i przytulił policzek do jej policzka.
- To nie takie proste – mruknął.
- Domyślam się.
- A masz czas? Bo to dłuższa opowieść i muszę sięgnąć do nieprzyjemnych wspomnień, nie tylko moich wspomnień...
- Nigdzie mi się nie spieszy, a Draco nas stąd nie wyrzuci – powiedziała, tarmosząc łagodnie jego niesforne włosy. Potter położył głowę na jej udzie i przymknął oczy. Pogłaskała go po policzku.
- To było całkiem niedawno, bo na piątym roku – zaczął. – I jak zwykle, przyczyną zdarzeń była moja nieokiełznana ciekawość...
Blaise gładziła go po twarzy i włosach, w skupieniu słuchając opowieści o myślodsiewni i wspomnieniach profesora Snape’a, w które Harry zajrzał, nie mogąc opanować swojego wścibstwa.
- Przykro mi, Harry – powiedziała, kiedy skończył. – To na pewno nie było dla ciebie miłe.
- Było okropne – przyznał szczerze Harry. – Czułem się po prostu paskudnie. Żałowałem nawet, że nie trafił we mnie tym słoikiem, pewnie we mnie nie celował i po prostu chciał żebym szybciej się wyniósł. Ale gdybym oberwał, chyba poczułbym się lepiej. Dziwaczne, nie?
- Wcale nie dziwaczne, Harry. Bardzo łatwo to zrozumieć. – Blaise zamyśliła się na chwilę i nawinęła kosmyk włosów Pottera na palec. – Twój ojciec, jak sam mówiłeś, później się zmienił. Wiele osób w tym wieku świruje – westchnęła przeciągle. – Poza tym, ty przecież taki nie jesteś. Świadczy o tym żal i gorycz, które czułeś; może nadal czujesz.
Potter nagle strącił jej dłoń i usiadł.
- Nieprawda, Blaise. Wczoraj zachowałem się jak ostatni cham i to mnie najbardziej męczy. Wiem, że Severus Snape ma wobec mnie uraz, że mnie nie cierpi, tak jak ja jego, albo nawet bardziej, ale... Wstyd mi za to, co wczoraj wieczorem mu powiedziałem, jak... jak już poszłaś – Harry musiał przełknąć ślinę, bo poczuł, jak w gardle rośnie mu ogromna gula.
Blaise się nie odezwała, nie próbowała go przytulić, czując, że w tym momencie odtrąciłby każdy przejaw czułości i troski. Wysłuchała tego, co miał do powiedzenia i milczała nadal.
- Jestem okropny, prawda? Nie odebrał mi punktów, nie dał mi szlabanu, zupełnie nic. Popatrzył na mnie tylko... dziwnie i kazał mi iść do siebie. To mnie jeszcze bardziej rozwścieczyło, a dziś powiedziałem mu, że go nienawidzę, bo odjął mi punkty za przeklinanie na korytarzu. Powiesz mi, jakim jestem wielkim dupkiem? – popatrzył na nią z ironicznym i smutnym uśmiechem.
Blaise przyglądała mu się uważnie. Potrząsnęła głową i powiedziała łagodnie:
- Nie jesteś dupkiem, Harry. Przecież widzę, jak się męczysz, gdybyś był dupkiem, to nie obchodziłoby cię, że postąpiłeś źle. Zrobiłeś wczoraj coś naprawdę paskudnego i mogę ci dać tylko jedna radę. Dopóki nie przeprosisz Snape’a, będzie ci źle. Nieważne jak cię potraktuje, powinieneś go przeprosić. Zresztą nie sądzę, żeby drwił z twojej skruchy. - Położyła niepewnie rękę na jego ramieniu i, ku jej uldze, nie odtrącił jej, ale przykrył dłoń dziewczyny swoją. – Wiem, że potrafisz go przeprosić.
Skinął głową.
- Dziękuję – powiedział cicho.
- Nie ma za co, Harry – uśmiechnęła się ciepło i pomyślał, że kocha ten uśmiech i że bardzo kocha Blaise.

******
Hermiona nacisnęła klamkę i sapnęła z dezaprobatą. Drzwi były zamknięte i właściwie tego się spodziewała, wprawiło ją to jednak w lekką irytację.
„Alohomora” – szepnęła, celując różdżką w zamek i przyjmując z radością prawie niedosłyszalne skrzypnięcie i pojawienie się szpary w drzwiach. Pchnęła je lekko i weszła na palcach do cichego, pogrążonego w mroku pomieszczenia, po czym zamknęła drzwi i powolutku przekręciła klucz w zamku. Zdjęła kapcie oraz skarpetki i bezszelestnie, niczym kot, podkradła się do łóżka, wymijając zgrabnie stół. Blady blask księżyca nie dawał zbyt wiele światła, ale widziała bardzo dokładnie zarysy przedmiotów. Położyła różdżkę na szafce przy łóżku, zsunęła z siebie szatę i wślizgnęła się pod cudownie chłodną, satynową pościel w kolorze ciemnej wiśni. Zdjęła koszulkę i bieliznę, po czym przytuliła się do pleców Dracona. Przesunęła dłonią delikatnie wzdłuż boku śpiącego Ślizgona i uśmiechnęła się, czując pod palcami jedynie ciepłą skórę. Pieściła jego udo, czując jak drobne włoski unoszą się pod wpływem jej dotyku. Zaczęła całować jego ramiona i kark.
- Draco – szepnęła mu do ucha. – Draco, obudź się, proszę. – Jej kciuk zaczął zataczać subtelne kółeczka wokół pępka Malfoya. Jęknął sennie i odwrócił się w jej stronę, mamrocząc coś pod nosem.
- Ale śpioch – powiedziała nieco głośniej, nie odrywając palców od jego brzucha i przyglądając się ledwie widocznej w słabej poświacie księżyca twarzy chłopaka. – Draco, - odezwała się pełnym głosem – nie chcę cię wykorzystać.
Zamrugał powiekami i popatrzył na nią nieprzytomnie.
- Hermiona? – spytał niepewnie, po czym jego spojrzenie przeniosło się z jej twarzy na nagie piersi dziewczyny. – Hermi – wyszeptał czule i wyciągnął do niej ręce, całkowicie rozbudzony. – Powiedz, że to naprawdę ty i że mi się nie śnisz – wymruczał, dotykając wargami jej miękkich włosów. Poczuł, jak jej piersi ocierają się o jego skórę, a sutki twardnieją. Westchnęła cicho.
- Jestem tu naprawdę – pocałowała go lekko.
Przyciągnął ją mocno do siebie, zdając sobie sprawę, że oboje są całkowicie nadzy.
Przykrył ją swoim ciałem, przewracając ją delikatnie na plecy. Sapnęła i wygięła ciało w łuk. Całował delikatnie jej szyję. Odrzuciła do tyłu głowę i cichutko, ledwie słyszalnie pojękiwała. Jej ciało naprężyło się, kiedy jego język odnalazł różowy sutek.
- Wszystko w porządku? – zapytał.
- Pragnę cię – wyszeptała. – Proszę, nie przestawaj.
- Jeżeli zrobię coś nie tak, cokolwiek... – zaczął troskliwie, ale nie dała mu skończyć.
- Proszę, Draco, nie przestawaj – poprosiła żarliwie. – Nie przestawaj.
Pocałował ją z uniesieniem, a jego palce wślizgnęły się delikatnie między jej uda. Głaskał ją czule, sprawiając, że stawała się coraz bardziej wilgotna. Hermiona jęczała i cicho powtarzała jego imię. Przytrzymał jej ręce, żeby nie przeszkadzała mu swoimi pieszczotami i całował delikatnie jej skórę. Czuła jego oddech, czuła jak z każdą kolejną pieszczotą ulatuje z niej poczucie rzeczywistości. Kiedy zaczął całować jej kobiecość, zaszlochała cicho i pozwoliła mu zabrać się do nieba.
Smakował jej wnętrze, zmuszając ją do nieustannych jęków. Jej biodra unosiły się i opadały, palce dłoni splotły się z jego palcami i zacisnęły mocno. Wielbił ją każdym czułym pocałunkiem, a Hermiona zacisnęła powieki i modliła się żeby nie stracić przytomności. Powtarzała jego imię niemal błagalnie, sprawiając że był jeszcze bardziej delikatny niż na początku. Zaprowadził ją na szczyt i otworzył przed nią bramy raju, a później leżała oddychając ciężko, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu i czuła jak Draco muska wargami jej brzuch i piersi. Pocałował ją powoli, łagodnie i oddała mu pocałunek. Czuła swój intymny smak i miękkość jego warg, cudownie wilgotny, sprężysty język i przyjemne ciepło oddechu. Zatracała się w tym, w nim i w jego czułości.
- Wszystko w porządku? – zapytał cicho.
Usłyszała w jego łagodnym szepcie, jak mocno musi się kontrolować, jak bardzo jest rozbudzony, a myśli tylko o niej.
- Ze mną tak, z tobą chyba nie – szepnęła.
Nie odpowiedział tylko przytulił twarz do jej twarzy i westchnął. Dłonie dziewczyny ześlizgnęły się na jego biodra, delikatnie pieściła jego pośladki.
- Her... miona – wydukał i zacisnął powieki.
Czuła na policzku jego gorący, lekko wilgotny oddech i dotyk warg. Uniosła biodra i oplotła go nogami, dając do zrozumienia, czego chce. Jej łono otarło się lekko o jego erekcję i jęknął cicho.
- Draco – powiedziała niecierpliwie. – Mam cię błagać?
- Nie chcę cię skrzywdzić – wymruczał trochę nieprzytomnie.
- Nie jestem ze szkła – sapnęła.
- Co to, to na pewno nie – przyznał jej rację.
- Więc, kochanie? – ponagliła go, zaciskając uda na jego biodrach.
Wchodził w nią powoli i łagodnie, coraz głębiej. Musiał zagryźć wargi, żeby nie stracić panowania nad sobą. Hermiona mimowolnie zesztywniała i przez jedną, małą chwilę pomyślała, że nic z tego nie będzie. Poczuła jak zalewa ją fala zimnego strachu, a najgorsze chwile z jej życia wracają, chociaż tego bardzo nie chciała. Zacisnęła powieki i szarpnęła się, oganiając od siebie złe wspomnienia.
- Mam przestać? – spytał z troską, zaciskając zęby i modląc się o cierpliwość.
- Nie – powiedziała niepewnie.
- Powiedz, dopóki jestem w stanie się opanować – dodał cierpliwie.
- Nie chcę żebyś przestawał – powiedziała już pewniej. – Tylko... mów do mnie, proszę.
Mówił; dopóki był w stanie powtarzał jej, że jest cudowna, że ją kocha i jej potrzebuje. Odprężyła się i zamknęła oczy. Stwierdziła, że nie jest źle, że jest jej całkiem przyjemnie. Jęknęła i uniosła biodra. Draco był zbyt podniecony by kontrolować się dłużej. Jego ruchy staja się mocne i szybkie, ale jej to nie przeszkadzało. Objęła go mocno i westchnęła, gdy poczuła, że ciało jej kochanka pręży się w ekstazie, a w jej wnętrzu rozlewa się jego nasienie. Krzyknął i opadł na nią bezsilnie, oddychając ciężko. Czuł, jak delikatnie głaszcze go po włosach i karku i wtulił twarz w jej szyję.
- Przepraszam – sapnął.
- Prosisz się o kopniaka – odrzekła wprost. – Zamiast podziękować, błagasz o przebaczenie.
- Nie miałaś orgazmu – poskarżył się.
Roześmiała się cicho.
- Rozumiem, że ten wcześniejszy się nie liczy i nie liczy się to, że mi ten fakt absolutnie nie przeszkadza, tak? – uniosła głowę i pocałowała go w ramię.
- To... to nie tak – zaprotestował.
- Więc zamiast się zadręczać, daj mi odetchnąć pełną piersią i mnie przytul.
Odsunął się niechętnie i szybko ją do siebie przygarnął. Położyła głowę na jego klatce piersiowej i leżeli przez kilka chwil w zupełnej ciszy. Hermiona głaskała leniwie tors Dracona, a on przeczesywał palcami jej włosy.
- Dobrze mi – wymruczała cicho.
- Cieszę się, kocico – odparł rozleniwionym głosem.
- Chyba nie zamierzasz spać? – uniosła głowę i spojrzał na niego pytająco.
- Mało ci? – uśmiechnął się do niej.
- Powiedzmy – odrzekła.
- To znaczy? – zaciekawił się.
Nie odpowiedziała. Ułożyła się na nim wygodnie i pocałowała go delikatnie. Westchnął cicho, gdy jej wargi zsunęły się na jego szyję. Zamknął oczy, pozwalając sobie na leniwy jęk, kiedy Hermiona uznała, że chce lizać i ssać jego sutki.
- Budzisz we mnie dziką bestię – wymruczał.
- To niedobrze. Masz tak leżeć i być uległy – Gryfonka powiedziała wprost czego oczekuje.
Roześmiał się.
- Mówię poważnie – dodała.
- Ale ja czuję zew natury... – uśmiechał się przekornie i zmrużył oczy; mogła to zobaczyć mimo niezbyt silnej poświaty księżyca.
- Hm... – udała że się zastanawia, a jej dłoń powędrowała w dół. – Rzeczywiście.
- Miona – sapnął i bezwolnie poruszył biodrami.
- Nie bój się, odpowiednio się tobą zajmę, smoczku – zapewniła go, bawiąc się włoskami na jego podbrzuszu. Uniosła się na łokciach i zajrzała mu w oczy.
- Jestem zazdrosna o Parkinson – powiedziała szczerze.
- No co ty?! – był oburzony.
- Chodzi mi o przeszłość – wyjaśniła. – Kiedy pomyślę, że ta tleniona wypłosz cię dotykała, to normalnie wrrr...
- Już od dawna nie dotyka i, o ile mnie pamięć nie myli, chyba wolała brać niż dawać ... Jak widzisz jestem przyzwyczajony do dawania, więc...
- Żadnego więc – oznajmiła autorytarnie. – Masz grzecznie leżeć – dodała, gdy poczuła, że chyba nie zamierza być bezczynny.
Zamruczał coś z frustracją.
- Ładnie proszę – cmoknęła go w policzek.
- Przecież nic nie mówię.
- Grzeczny smoczek.
Jęknął w odpowiedzi, gdyż uznała za stosowne pogładzić jego coraz twardszą erekcję. Usta i sprężysty języczek Hermiony znaczyły powolutku szlak od zagłębienia jego szyi do mostka i pępka. Polizała delikatnie wzniesienie żeber, sprawiając, że wciągnął mocno powietrze. Powtórzyła pieszczotę jeszcze czulej i zajęła się ssaniem jego pępka.
- Her... mio... na – wysapał. – Oszaleję przez ciebie.
- Może nie – mruknęła, gładząc delikatnie wnętrze jego uda.
Kiedy pocałowała delikatnie męskość chłopaka, szarpnął się, odepchnął ją od siebie i uniósł się na łokciach.
- Draco! – Popatrzyła na niego gniewnie.
- Ja... nie wiem czy wytrzymam – oznajmił cicho. - Poza tym... nie musisz – poczuł jak się rumieni.
Sapnęła ze złością i irytacją.
- Pewnie, że nie muszę. Mogłam w ogóle nie przychodzić!
Chciał jej coś odpowiedzieć, ale położyła palce na jego wargach.
Przytulił ją lecz zgrabnie wywinęła się z jego objęć.
- Kocham cię, Draco. Chcę, żebyś zrozumiał, że ja tego chcę. Chcę cię tak pieścić, a nie muszę, czy czuję się zobowiązana – powiedziała z rozdrażnieniem.
Przyglądał się jej i miała wrażenie, że jest trochę zdezorientowany i zawstydzony. Zmiękła i pocałowała go.
- Chcę ci dać wszystko, co mogę. Chcę poznać smak twojego nasienia. – Zarumienił się o wiele mocniej, niż wcześniej i ją przytulił. – Potrzebuję tego – dodała prosząco.
Całował ją długo i delikatnie. Popchnęła go łagodnie na plecy i lekko zataczała okręgi językiem na jego skórze, schodząc coraz niżej. Otarła się policzkiem o jego udo. Jej wargi objęły główkę penisa, a palce gładziły mosznę. Ssała go czule, słuchając jego głośnych jęków. Draco zacisnął z całej siły dłonie na pościeli i ostatkiem woli starał się nie rzucać zbyt mocno na łóżku, żeby nie sprawić Hermionie przykrości. Poczuła jak jego ciało sztywnieje, usłyszała jak krzyczy jej imię, a jej usta zalewa jego sperma. Zmusiła się, żeby przełknąć i delikatnie scałowała kropelki potu z brzucha i klatki piersiowej Malfoya. Przyciągnął ją do siebie i głęboko pocałował. Jęknęła cicho i przytuliła się do niego, a Draco rozsądnie powstrzymał się przed przepraszaniem.
- Dziękuję – szepnęła cicho do jego ucha.
- Nie ma za co – odparł bez zastanowienia i już po chwili pomyślał, że jest kretynem bez grama elokwencji.
Hermiona zachichotała cicho.
- Kocham cię, nie śmiej się ze mnie – naburmuszył się zawstydzony.
- Och, czasami jesteś tak nieprzyzwoicie słodki, Draco – odrzekła i cmoknęła go w czoło.

***
******
Amania
Fajnie że jest już nowa część. smile.gif
Zatem do rzeczy:
Muszę powiedzieć, że ogólnie nieźle się uśmiałam. Ale mnie rozbawiły niektóre rozmowy, i stwierdzenia, przykładowo: "stęchły bobek gumochłona" - laugh.gif jak ty to wymyślasz ???
Bardzo podoba mi się wątek Oga. Opowiadanie zrobiło się jeszcze ciekawsze. Oby tak dalej. Zastanawiam się, co będzie dalej.
Chciałam pochwalić twoje dialogi - są zrozumiałe i wychodzą ci naturalnie.
W tym odcinku fajnie udało ci się przedstawić Pottera - jest taki, jakie są właśnie nastolatki - wybuchowy, ma zmienny humor, etc. To duży plus umieć wykreować naturalnie postać.
Nie zauważyłam żadnych błędów.
Trochę dużo jest tu scen sama-wiesz-jakich, co mnie osobiście niezupełnie odpowiada, ale z drugiej strony, biorąc pod uwagę całokształt, wydaje się to być zrozumiałe.
To chyba tyle na razie z mojej strony.
migotka
jest nowy rozdział!!! biggrin.gif
Coyote
Wow, nareszcie następna część... Jak na razie wojenna kacja uspokoiła się, ale ciekawa jestem co z tym Ogiem będzie.

A czy nie sądzicie, że najwyższy czas przerzucić to do Kwiatu lotosu? happy.gif

psawko21
Kolejna świetna część, Kitiaro.
Przez niektóre fragmęty dosłownie spadałem z krzesł na ziemię dusząc się ze śmiechu.
Coyote dobrze mówi, coraz więcej tu wątków erotycznych, przydało by sięchociaż ostrzeżenie, że w danym parcie są takowe sceny.
Pozdrowienia i weny!
Kiniulka
Kitiaro jesteś WIELKA!!!

Nie spotkałam się jeszcze nigdy z osobą o tak wielkim talencie pisarskim. Twoje ficki ( w tym także ten, który czytam od kilku dni i w końcu udało mi się go przeczytać do końca tongue.gif ) są po prostu świetne!!!
W parcie zawierającym przesłuchanie uczniów.. tam gdzie miał zostać opisany gwałt Hermiony, zabrakło tekstu, ale mimo wszystko mi tam to nie przeszkodziło w dalszym czytaniu..
Ogólnie rzecz biorąc fick bardzo łatwo się czyta. Cieszy mnie to, że party są takie długie (przynajmniej jest co poczytać w chłodne, zimowe dni tongue.gif ). W niektórych miejscach zauważyłam literówki taki jak, np. zamiast on jest napisane ona itp. malutkie błędy, które nie przeszkadzają w czytaniu, bo z wątku można wywnioskować, o co chodzi. Bardzo rozbawiły mnie niektóre momenty jak np. wyliczanie przez Hermionę, jaki to jest Malfoy po powrocie z posiedzenia u Voldemorta, po tym jak na nią nakrzyczał.

Zmierzając już do końca. Fick bardzo przypadł mi do gustu. Chociażby dlatego, że Draco jest z Hermioną wub.gif (bardzo lubię takie parringi biggrin.gif ). Trochę mnie zmyliła ta zamiana Zabini w dziewczynę (hehe laugh.gif ), ale Twoje wytłumaczenie pomogło mi w zrozumieniu sytuacji blush.gif , była jeszcze sprawa koloru włosów pani Malfoy, ale w to też nie wnikam.. To jest fick Twojego autorstwa i nie trzeba się aż tak podporządkowywać temu, co w swoich książkach zawarła pani Rowling. Trochę różnorodności nie zaszkodzi wink2.gif

Życzę ci ogromnej weny na pisanie tak wspaniałych opowiadań jak tte, któresą na forum.

Pozdrawiam cieplutko i z niecierpliwością czekam na nowe odcinki blush.gif

Kiniulka


RappaR
Kolejna osoba chwali Pottera więc wprowadź go jeszcze więcej smile.gif Tak z 4 razy - przyrost geometryczny laugh.gif
Neffi
Ogólnie rzecz biorąc to, to co piszesz mi sie podoba, ale jest w tym kilka minusów, które mnie bardzo irytuja przy czytaniu. Mianowicie, najgorrsze jest to,że Draco za często PRZEPRASZA, za czesto sie rumieni(Malfoy'owie sie nie rumienia, a nawet gdyby to on robi to za czesto), więc kiedy piszesz, że powiedział coś chłodnym tonem, albo że jego oczy były zimne, to nie potrafię sobie jego takiego wyobrazic. Rumieni się i przeprasza, a potam jest zimny, chłodny - według mnie to jest kontrast, którego nie można pogodzić, nie w jego przypadku.W stosunku do Hermiony jest nadopiekunczy. Podobaja mi się dialogi, jakie piszesz między bohaterami, w sczegołności między Harrym a Draco, ale wszystko jest w porzadku, do momentu, kiedy Draco(lub Harry) nie powiedzą "przepraszam".
WeEkEnD
Czytałem tego fica 5 godzin i stwierdzam (mimo mnóstwa literówek i słabego początku), że jest IDEALNY!

Ciekawie przedstawieni bohaterowie, (jak zwykle u ciebie) zgoda między Gryffindorem i Slytherinem, parring HG/DM (lekko zużyty, ale co tam ;P) to tylko przedsmak. Czekam na kontynuację bo mnie szlag trafi jak sie nie dowiem co wyjdzie z tego ataku na Hogwart cry.gif

PISZ SZYBCIEJ
yakuza
W sumie to opowiadanie jest dobre oryginalne.Podoba mi się tu zachowanie nie których postaci takich jak Harry Severus Hermiona itd. Draco Malfoy jest trochę za "przepraszający" i za często się rumieni.NIE Podoba mi się ostatni akt tego rozdziału gdzie Hermiona ...Dracowi poprostu dla mnie to obrzydliwe
WeEkEnD
QUOTE(yakuza @ 15.04.2006 11:54)
W sumie to opowiadanie jest dobre oryginalne.Podoba mi się tu zachowanie nie których postaci takich jak Harry Severus Hermiona itd. Draco Malfoy jest trochę za "przepraszający" i za często się rumieni.NIE Podoba mi się ostatni akt tego rozdziału gdzie Hermiona ...Dracowi poprostu dla mnie to obrzydliwe
*



Co do tej obrzydliwości sie zgadzam :S
Kitiara
Przepraszam, że mało.
Obiecuję - czego dawno nie robiłam - po prostu mogę ze względu na zblizające się dla mnie dni wolne od pracy, których będzie kilka, że kolejny odcinek pojawi się najpóźniej w pierwszy weekend maja (ale nie ostatni kwietnia!).
Dziękuję za komentarze ; )
Dziękuję Barty'emu za korektę : )
Życzę miłego czytania i wesołych, rodzinnych Świąt oraz, oczywiście, bardzo mokrego dyngusa!
Pozdrawiam!


Noc ze środy 28. listopada na czwartek 29. listopada 1996

Severus nie lubił bezczynności i nie przepadał za pozycją horyzontalną. Ale w momencie, gdy był przedmiotem miłosnych czułości Tonks, wcale mu ten fakt nie przeszkadzał. Nimfadora delikatnie całowała klatkę piersiową mężczyzny i bawiła się włoskami na jego podbrzuszu. Przymknął oczy i zamruczał cicho, ale po chwili syknął z frustracją i wydał z siebie pomruk irytacji.
- Przestań! – warknął i niemal brutalnie ją z siebie zrzucił.
- Sev! O co ci chodzi?! – Oburzona czarownica wpatrywała się ze złością w swojego kochanka.
- Muszę wyjść – odrzekł i zaczął się ubierać. Bardzo szybko. Robił to wręcz w tempie błyskawicznym.
„Zapomniałem, zupełnie zapomniałem, a powinienem być przygotowany”.
- Niech to jasny szlag! - zaklął.
- Dlaczego nic mi nie chcesz powiedzieć! – Nimfadora była zła na Snape’a, a jednocześnie czuła niepokój. Gdzieś na skraju świadomości wiedziała o co chodzi, ale nawet nie dopuszczała do siebie tej myśli. Lepiej nie.
Pobiegł do pokoju obok i przyniósł stamtąd zwinięty pergamin, po czym wybiegł jeszcze raz, klnąc na czym świat stoi, a kiedy wrócił, Tonks cicho krzyknęła i odruchowo przykryła się kołdrą po samą brodę. Maska Śmierciożercy nie była zbyt twarzowa, ani nie wzbudzała zaufania. Sklęła się w duchu za własną głupotę i podała Severusowi zwinięty, związany czarną wstęgą pergamin, próbując nie patrzeć na jego twarz oszpeconą tym... czymś. Chwycił rulon ręką obleczoną w cienką, czarną, skórzaną rękawiczkę. Mimo, że walczyła tyle razy ze zwolennikami Voldemorta, teraz wygląd milczącego Mistrza Eliksirów, zamaskowane oblicze, przywodzące na myśl okrutną śmierć i jego spokój budziły w niej strach. Czym innym było z nimi walczyć, w ferworze bitwy miotać zaklęcia i uchylać się od klątw, a czym innym patrzeć na nieruchomą, ohydną postać. Co zrobiłaby, gdyby ją dopadli i znalazłaby się w kręgu tych potworów, co by czuła? Co czułaby, skoro tylko jeden z nich, Severus Snape, którego znała i nie miała podstaw, żeby się go obawiać, wzbudzał w niej irracjonalny lęk? Co czuli mugole, którzy byli porywani, torturowani i często na koniec mordowani? Co czuł Snape, gdy ich katował? Odsunęła od siebie złe, obrzydliwe myśli.
- Przepraszam, że krzyczałam. Uważaj na siebie, ja ...poczekam. – Starała się patrzeć tylko na widoczne w wąskich szparach czarne oczy, omijając spojrzeniem białą, śmiertelną maskę na jego twarzy.
- Nie musisz, nie wiem kiedy wrócę – odrzekł sucho, ale łagodnie. – Dobranoc – dodał i dosłyszała w jego głosie mocny akcent sarkazmu, który sprawił, że przymknęła oczy i nic nie odpowiedziała.
Wyszedł i pobiegł do miejsca aportacji, a po drodze czuł, że jego ramię odzywa się znowu, tym razem jeszcze silniej. Voldemort się niecierpliwił i Snape przyspieszył. Tak naprawdę mało go obchodziło, ile Cruciatusów zarobi, zdążył się przyzwyczaić. Nie zamierzał jednak swoim stanem i wyglądem przyprawić o zawał serca Tonks, kiedy wróci, i chciał normalnie funkcjonować w czasie zajęć. To była jego ulubiona rozrywka.

*
- Crucio – to usłyszał i poczuł Severus, gdy pojawił się w komnacie swojego pana. Niezbyt silne, ale natarczywe i dość długie zaklęcie, pozbawiło go na chwilę tchu, gdyż był zmęczony biegiem.
- Wybacz, Panie – powiedział, klękając i skłaniając głowę. – Byłem w łóżku.
- Powinieneś być gotowy, Snape – cicho odrzekł Lord.
- Wiem, Panie.
Kolejną klątwę Cruciatus Severus nie tylko usłyszał i poczuł, ale także zobaczył, gdy przed oczami zatańczyły mu czarne, psychodeliczne cienie. Chyba wrzasnął, chociaż nie był tego pewien. Zacisnął zęby, żeby zapobiec kolejnym okrzykom cierpienia.
Voldemort zdjął zaklęcie i zaczął przechadzać się po pomieszczeniu. Snape, leżąc wyczerpany bólem na podłodze, słuchał miarowego stukotu jego kroków.
- Możesz wstać? – obojętnie spytał po dłuższej chwili czerwonooki.
- Spróbuję, panie – pokornie odrzekł Mistrz Eliksirów i uniósł się na łokciach, po czym przyklęknął na jedno kolano i ucałował rąbek szaty Voldemorta, który raczył podejść tak blisko swojego poddanego. Własna służalczość wywołała w nim odruch wymiotny, ale wiedział, że tak trzeba. Wolał trochę przesadzić w płaszczeniu się, niż zarobić tyle klątw, żeby nie móc szybko i sprawnie myśleć podczas rozmowy z Lordem.
- Podnieś się, sługo – łaskawie powiedział Czarny Pan i powoli odmaszerował do swojego tronu.
- Daj – rzekł krótko, zasiadłszy na podwyższeniu i wyciągnął chudą, długą rękę w kierunku Snape’a.
Snape podał mu pergamin i, po rozwinięciu, okazało się, że są to dwie płachty papieru, jedna z mapą zabezpieczeń i druga z planem rozmieszczenia dormitoriów uczniów mugolskiego pochodzenia.
- Aż tyle szlam – Czarny Pan skrzywił się z niesmakiem. – Cóż, dostarczą wam nieco zabawy – dodał obojętnie i z większym zainteresowaniem spojrzał na schemat zabezpieczeń szkoły.
- A teraz przybliż mi działanie magicznych blokad i zaklęć ochronnych, drogi sługo – powiedział po kilku chwilach.
Snape odkaszlnął i zaczął mówić.

******
Draco, w przeciwieństwie do Hermiony, która złożyła głowę na jego klatce piersiowej i oddychała miarowo, nie spał. Udało mu się zapaść w sen jedynie na godzinę, a kiedy się obudził, czuł się całkowicie wypoczęty. Pogładził jej gęste włosy, odchylił łagodnie jej głowę i uniósł się, żeby pocałować czoło dziewczyny. Poruszyła się nieznacznie, mrucząc coś niewyraźnie, i zacisnęła mocniej dłoń na jego ramieniu. Przytulił ją na powrót, uspokajająco głaszcząc jej ramiona. Zarzuciła nogę na jego brzuch, naprężyła się lekko i szeroko ziewnęła.
- Paszcza jak u lwicy –oznajmił Draco z lekkim uśmiechem. – A jaka czujna, jakby lwiątek swoich pilnowała.
W odpowiedzi Hermiona kłapnęła zębami tuż przy jego nosie i pocałowała go mocno.
- Przecież pilnuję nieporadnego smoczątka – powiedziała niewinnie po chwili.
- Znieważasz mnie, wiesz? – Draco zsunął dłoń na pośladek Gryfonki. – Chcesz dostać klapsa? – dodał słodkim tonem.
- Nie dasz mi klapsa – odpowiedziała pewnie. – Ale łapki nie zabieraj, tak mi dobrze.
Palce Malfoya leniwie przesuwały się po jej skórze, a Hermiona przytuliła się do niego mocniej i cicho zamruczała.
- Twoim zdaniem mam łapki? – spytał nagle.
- Łapeczki – przytaknęła. – Kochane łapeczki. Lubię jak mnie myziasz.
Roześmiał się, przewrócił ją na plecy i pocałował.
- Będzie coś więcej niż myzianie? – spytała figlarnie i zmarszczyła nos.
- A chcesz?
Energicznie pokiwała głową i przeturlała się na niego, nie zwracając uwagi na łagodne protesty chłopaka.
- Widzę, że wracasz do życia – szepnęła mu do ucha, a jej dłoń starała się o to, żeby wstąpiło w niego jak najwięcej energii.
Jęknął cicho i zamknął oczy. Nie było sensu tłumaczyć Hermionie, że to ona powinna być pieszczona.
- Przestań – syknął nagle i stracił jej rękę. – Przestań – dodał ciszej. – Muszę wstać.
Wpatrywała się w niego z niedowierzaniem.
- Po co? Przecież jest druga w nocy. – Nie wiedziała czy się złościć, śmiać, czy bać.
Malfoy zepchnął ją z siebie i z sykiem złapał się za lewe przedramię.
- O nie! Czego może chcieć od ciebie o tej porze? – Dziewczyna była po prostu oburzona. Oburzona i przestraszona.
- Nie wiem. – Założyłaby się o wszystko, że Draco bardzo się stara nie okazywać strachu. – Może jakieś krótkie zebranie? Nic nie wiem... – Siedział w zamyśleniu i rozcierał bolące miejsce na ręku.
- Ubieraj się szybko, nie chcę zamartwiać się o to, w jakim stopniu cię skatował za długie czekanie, Draco – Hermiona nagląco klepnęła go w ramię i mocno ucałowała jego policzek. – Będę czekać na ciebie, ale ty się lepiej pospiesz.
Malfoy wyrwał się z odrętwienia i zaczął w szybkim tempie ubierać, przeklinając cicho Voldemorta za jego brak poczucia czasu oraz taktu.
Hermiona z niepokojem obserwowała poczynania Ślizgona. Odwróciła się gdy zakładał maskę i płaszcz. W tym stroju nie miała ochoty go oglądać.

*
Draco wpatrywał się w chudą i wysoką postać, siedzącą w fotelu przypominającym tron. Voldemort nawet na niego nie patrzył i gładził łeb Nagini ułożony na jego kolanach. Ogromny wąż oplatał stopy swojego pana i poruszał nieznacznie końcową swojego długiego cielska. Zwierzą zasyczało cicho i pokazało na chwilę rozdwojony język.
- Witaj, Draco – powiedział cicho i łagodnie Lord. Efekt delikatności psuł jednak nieodłączny chłód jego głosu.
Malfoy wolałby chyba usłyszeć krótkie i wymowne „Crucio”, a potem twarde „zbyt długo czekałem”.
- Witaj, Panie – odrzekł, starając się nie myśleć, że błędem było nie wypicie Eliksiru Zimnej Krwi, i nie zwracać uwagi na suchość w ustach. Może czerwonooki nie będzie penetrował jego umysłu. Wydawał się raczej obojętny i rozluźniony, niemal zblazowany.
- Nie ciekawi cię, po co zostałeś wezwany? – spytał Voldemort, rzucając mu jedynie przelotne spojrzenie i ponownie utkwił wzrok w żółtej wężycy. Draco był pewny, że Nagini mruczałaby teraz, gdyby węże były do tego zdolne.
- Dowiem się w odpowiednim czasie, Panie, jeżeli tego zechcesz – odpowiedział pokornie skłoniwszy głowę.
Kolejne chwile ciszy niepokoiły Dracona, ale nie zamierzał tego okazywać. Nie musiał być wytrawnym znawcą psychologii, żeby wiedzieć, iż Lord testuje jego lojalność. Gdyby zauważył zdenerwowanie młodzieńca, miałby podstawy do podejrzeń wobec niego.
- Doskonała odpowiedź – odezwał się nagle Voldemort. – Zaskakujesz mnie.
- Dziękuję, Panie – Draco poczuł nieznaczną ulgę.
- Podobno rozstałeś się ze swoja dziewczyną, Pansy Parkinson – powiedział niedbale Czarny Pan; zbyt niedbale.
Ulga, którą poczuł młody arystokrata, natychmiast się ulotniła. Poczuł też nieznaczną irytację. Co kogokolwiek obchodzi z kim się spotyka, a z kim nie? Nawet Voldemorta.
- Tak, panie, ale nie wiem, co to ma wspólnego ze służbą dla ciebie...
Ból, który eksplodował mu pod czaszką, oszołomił Malfoya i chłopak osunął się na kolana.
- Wstań – usłyszał po chwili zimny, wysoki głos. – Niegrzecznie jest odpowiadać pytaniem na pytanie. Ja pytam, ty odpowiadasz. Zasady chyba są jasne, Draco. -
Voldemort mówił coraz łagodniej, niemal miękko, ale to powodowało u młodego Śmierciożercy jedynie dziwne skurcze żołądka. Malfoy nakazał sobie maksimum spokoju, zero paniki i trzeźwość myślenia.
- Jej ojciec jest niezadowolony z tego powodu – ciągnął dalej Czarny Pan. – Nie dziwię się... Malfoyowie mają mnóstwo galeonów i prestiżowe nazwisko – uśmiechnął się pogardliwie. – Mało obchodzi mnie jednak towarzyski zawód Parkinsonów. Bardziej obchodzi mnie coś innego. Podobno rzuciłeś Pansy dla szlamy. Jeżeli to prawda, radziłbym zmianę frontu. Zakochiwanie się w mugolakach nie służy dobrze na lojalność wobec mnie. Ale jeżeli chcesz ją tylko wykorzystać i zostawić, to absolutnie twoja sprawa.
Draco się nie odzywał. Czuł, że nawet nie powinien. Lord jedynie go ostrzegał. Gdyby oczekiwał jakichkolwiek wyjaśnień, albo odpowiedzi, oznajmiłby to wprost. Chciał jedynie aby Malfoy go słuchał. Słuchał i stosował się do jego słów.
- Czy to, co powiedziałem, jest dla ciebie dostatecznie jasne?
- Tak, Panie – Draco starał się mówić mocnym, pewnym głosem i zbyt głośno nie przełykać śliny.
- To dobrze. Crucio!
Ból trwał i trwał, i był przytłaczający. Voldemort zafundował mu długi, wyczerpujący wrzask spowodowany cierpieniem.
- Mam nadzieję, że mnie zrozumiałeś, i że mnie nie zawiedziesz.
- Nie zawiodę, Panie – Malfoyowi szumiało w uszach i czuł lekkie mdłości.
- Przekonamy się. Crucio.
Tym razem klątwa była lżejsza i krótsza, ale też wyczerpująca, chociaż Draco już nie krzyczał. Nie miał siły.
- Wstań – usłyszał i ledwie podniósł się na nogi, na których stał niepewnie i dość chwiejnie. Poczuł, że z nosa cieknie mu krew, i zrozumiał, że oberwał naprawdę mocno. Mocniej, niż mu się wydawało. Mdłości się nasiliły i kręciło mu się w głowie.
- Już niedługo będziesz miał okazję wykazania się lojalnością. Pokazania na kim ci zależy, a na kim nie, i wiem, że mnie nie zawiedziesz, a jeżeli kiedykolwiek mnie zawiedziesz Draco, uwierz, że będziesz tego szczerze żałował. Ja nie wybaczam.
- Nie zawiodę cię, Panie – powiedział Malfoy, zdziwiony, że udało mu się mówić głośno i wyraźnie, a nie bełkotać.
- Wiem, Draco, wiem...
Malfoy usłyszał w szepcie Voldemorta zarówno ostrzeżenie, jak i nutę pobłażliwości. Musiał nad sobą zapanować i użyć całej umiejętności, którą zdobył od Dumbledore’a, i którą ćwiczył sumiennie, żeby stłumić nienawiść do tego potwora siedzącego na podwyższeniu, jak jakiś groteskowy bóg. Nagini zasyczała, jakby przyznawała rację swojemu opiekunowi.
- Crucio – rzucił jeszcze niedbale Lord, znowu zwalając Malfoya z nóg.
Draco zagryzł wargi do krwi, zacisną pięści i nie krzyknął, a, po wszystkim, bardzo szybko i z ogromną determinacją się podniósł.
- Możesz odejść, będziesz naprawdę dobrym sługą... Jeżeli się postarasz.
- Tak jest, Panie – Draco szybko się skłonił i aportował, zanim zemdlał.
W miejscu aportacji, w okolicach Hogwartu, od razu upadł. Łapczywymi haustami łapał powietrze, modląc się, żeby nie stracić przytomności. Wstał i chwiejnie ruszył do Zamku.

******
- Severusie, bywasz bezrozumny – Pomponia stała nad utyskującym coś o babskim przewrażliwieniu Snape’em.
Mistrz Eliksirów leżał w łóżku, w skrzydle szpitalnym. Dostał eliksir przeciwbólowy i wzmacniający. Prawdę powiedziawszy przyjął je po ciężkiej walce z pielęgniarką i Nimfadorą.
- Prawie zawsze jest, a nie bywa – sprostowała Tonks.
Severus prychnął w odpowiedzi.
Pod koniec miłego towarzyskiego spotkania, Voldemort zafundował mu jeszcze kilka Cruciatusów, tak na wszelki wypadek, i, gdy wrócił, wyglądał nieco nieprzytomnie. Po dwudziestu minutach Tonks udało się zaciągnąć go do skrzydła szpitalnego i, po trwającej prawie kwadrans wojnie słownej, dał w siebie łaskawie wlać lekarstwa. Przez następne minuty sukcesywnie przegrywał zaś bitwę o swą godność. Zostawał na noc w ambulatorium. Poppy na to nalegała, jeszcze bardziej i troskliwie nalegała Nimfadora, a pielęgniarka taktownie nie zauważała zażyłości między nauczycielami.
Teraz leżał i cicho burczał pod nosem, rzucając obu kobietom groźne spojrzenia.
- Nie dąsaj się jak bachor. Dostaniesz eliksir na spokojny sen, a rano trochę eliksiru orzeźwiającego i wzmacniającego.
- Równie dobrze mogłem spać u siebie! – oznajmił Snape dobitnie i znowu zaczął cicho burczeć.
- Jedna noc cię nie zbawi.
- Upadek moralny! Dałem się umieścić pod skrzydłami tej kwoki Pomponii i to przez kogo? Przez ciamajdowatą Nimfadorę Znowu Coś Upuściłam Ups Tonks – wymruczał, ale bardzo wyraźnie.
Pani Pomfrey spurpurowiała z oburzenia, a Tonks jedynie uśmiechnęła się zjadliwie.
- Taki dżentelmen, a kobiety obraża. Czemuż to robisz, Sev? Bo chcemy ci pomóc?
- Zniewolić mnie chcecie i odebrać godność oraz sens mojego istnienia. W łóżeczku, w skrzydle szpitalnym! Phi!
- Jesteś gorszy od pierwszoklasisty – oznajmiła Poppy.
- Phi!
- Nie, myślę, że on zatrzymał się właśnie na tym poziomie rozwoju emocjonalnego – sprostowała Nimfadora.
- I kto tu kogo obraża?! – Severus już nie mruczał, prawie krzyczał.
- Jest noc, więc łaskawie mów ciszej – zwróciła mu uwagę Pomponia, nie ukrywając przy tym satysfakcji.
Pukanie do drzwi przerwało konwersację zebranych. Otworzyła Tonks, która stała najbliżej, i aż się cofnęła. W progu stał trupioblady Draco Malfoy, ściskając w ręku upiorną maskę Śmierciożercy.
- Chyba zemdleję... – oznajmił, poczym wmaszerował do środka i spełnił swoją obietnicę.

***
Hermiona obrzuciła szybkim spojrzeniem pogrążonego we śnie, po napojeniu odpowiednim eliksirem, Severusa Snape’a i podeszła Dracona.
- Gdzie Tonks? – spytał cicho Malfoy.
- Poszła do siebie. Podałeś jej hasło i powiedziałeś gdzie jestem – oznajmiła, siadając na łóżku.
- No, owszem, żebyś nie umierała z niepokoju – blade policzki chłopaka zaróżowiły się nieznacznie.
- Nauczycielka wie, że mamy romans – Hermiona uśmiechnęła się przekornie i pogłaskała włosy Ślizgona.
- To przy okazji moja kuzynka – Draco uśmiechnął się blado.
- Młoda panno, to nie czas na wizyty – usłyszeli miły, aczkolwiek stanowczy głos Pomponii. – Przyjdź rano, pan Malfoy musi wypić trochę eliksiru na sen bez snów i odpocząć.
- Tylko minutkę, bardzo proszę. – Hermiona rzuciła jej błagalne spojrzenie.
- Ale na pewno minutkę. – Pielęgniarka wyciągnęła ostrzegawczo wskazujący palec i znowu zniknęła na zapleczu.
- Czego chciał? – spytała Gryfonka marszcząc brwi.
- Porozmawiać.
- Nie kpij!
- Nie kpię. Dał mi parę... życiowych rad. – Malfoy uśmiechnął się trochę smutno. – Bardzo cię kocham – dodał jeszcze, ściskając mocno jej dłoń.
- Wiem, ja ciebie też... Mocno cię poturbował?
- Tylko kilka Cruciatusów, chociaż dosadnych... Jak widzisz, żyję i czuję się już lepiej po tym, co mi zaaplikowała pani Pomfrey.
Hermiona nie mogła się powstrzymać i zaczęła delikatnie całować twarz Malfoya. Przytulił ją mocno i dotknął chłodnymi wargami jej czoła.
- Idź spać, Miona.
- Dobrze, smoczku – odrzekła, cmokając go w usta.
Za jej plecami odchrząknęła Pomponia i panna Granger wstała z ociąganiem.
- Dobranoc Draco, dobranoc pani Pomfrey.
- Dobranoc, dobranoc, idź się wyspać, a ty masz wypić trochę tego.
- Bardzo chętnie – odpowiedział ze szczerą wdzięcznością Draco, sięgając po eliksir, który miał zapewnić mu spokojny, relaksacyjny sen.

***
******

PS: Czemu "kwiat lotosu"? To nie jest erotyk, na całe opowiadanie jest pięć scen erotycznych (z tymi w przedostatniej części włącznie), w tym jedna - podwójna - małżeńska. To nie jest opowiadanie erotyczne...

EDIT:
Owszem, Draco rumieni się i przeprasza, ale tylko wobec Hermiony, którą kocha. Według mnie jest to możliwe.

QUOTE
NIE Podoba mi się ostatni akt tego rozdziału gdzie Hermiona ...Dracowi poprostu dla mnie to obrzydliwe

O! Az tak bardzo jest obrzydliwe, że napisane wytłuszczonym drukiem.
Ciekawa teoria, a w drugą stronę Cię nie obrzydza?
Pewna panienka na DK twierdziła, że jest niezgodne z ludzką naturą (chodziło o inne, nie moje opowiadanie). I też chodziło tylko o miłość francuską w stosunku do mężczyzny, nie do kobiety. Ta sama osóbka uznawała seks za piękny... Przepraszam, ale ja nie potrafiłabym tych dwóch teorii pogodzić. Są sprzeczne.
Miłość frcuska nie jest nieczym obrzydliwym (chyba że ktoś nie zachowuje higieny, ale taką osobę trudno byłoby nawet pocałować), a jeżeli ktoś poczuł się urażony, to bardzo mi przykro.
Zdziwiające, że w drugą stronę jakoś nikogo nie razi.
Gdybym była facetem zrobiłoby mi się bardzo przykro.
Toskana
QUOTE
Hermiona obrzuciła szybkim spojrzeniem pogrążonego we śnie, po napojeniu odpowiednim eliksirem, Severusa Snape’a i podeszła Dracona.


Kit zjadłaś chyba do Dracona smile.gif

Ten błąd rzucił mi się w oczy, więcej nie zauważyłam.
Ale do rzeczy... , że krótkie to nic. Jak mawia mój polonista ,, nie liczy się ilość ,tylko jakość'' tongue.gif A odcinek bardzo mi się podobał, nareszcie Voldzio zaczyna działać smile.gif
Styl pisania jest poprawny i na wysokim poziomie. Najbardziej jednak lubię czytać dialogi Snape'a z innymi osobami. On mnie po prostu rozwala. I za to kocham Severuska.
Pozdrawiam
Toskana
WeEkEnD
Kolejny part znowu fajny, ale zauważyłem, że masz tendencję do zjadania ł.

Nie pisze się "zaczą", tylko "zaczął" np. Zapamiętaj to sobie ;]

Pozdro
Kara
Dawno mnie nie było wchodze a tu next part!!! Bardzo dobry co tu duzo gadac... Kit zastanawiałaś sie czasem żeby napisać ksiażkę??

Kara
PrZeMeK Z.
Przez dwie doby (tak, nie dni, ale doby) przeczytałem cały fick oprócz tej najnowszej części. Bardzo mi sie podoba, zwłaszcza cały watek przesłuchań i tego, jak się zmienili uczestniczący w nich ludzie był świetny. Tym niemniej mam jedną zasadniczą uwagę.
Troszkę nie trzymasz konwencji smile.gif . Mam na myśli to, że w Twoim ficku przeplatają się wątki bardzo "mocne" - przesłuchania, gwałt itp. - i wątki "zwykłe", takie jak romanse czy impreza w lochach. To dobrze, ale... moim zdaniem lepiej było pozostać w brutalnym świecie czarodziejów i nie próbować go "złagodzić". Ale to tylko moje zdanie.
Poza tym jest bardzo dobrze. Relacje i dialogi między bohaterami wychodzą Ci bardzo dobrze, sceny "u Voldemorta" nieco słabiej, ale i tak trzymasz poziom. Pisz dalej...
(A "Ręka Boga" była doskonała, choć ledwie zniosłem opisy tortur na dziesięcioletniej dziewczynce).
dominisia888
Przeczytałam do końca i szczerze nie jestem zadowolona, ze już nie mam co czyatć, nie lubię jak dobre szybko się kończy...

Kit naprawdę podoba mi się ten fick, uwielbiam jak Draco jest taki, zachował wiele cech typowo ślizgońskich, wredny, sarkastyczny, a zarazem czuły i delikatny, podobają mi się momenty w którym rumienie się rozmawaijąć z Hermioną. Dialogi jak zwykle u Ciebei bardzo naturalne, swobodne, szczególnie podobaja mi się wymiana zadń między Potterem a Severusem. Nie podoa mi się tylko fakt zrobienia z Zabiniego dziewczyny, jakoś mnie to razi, ale poza tym wszystko jest boskie, nawet Percy pasuje mi do roli bydlaka.

Pozdrawaim smile.gif
Ciasteczko
dawno mnie tutaj nie było biggrin.gif
i miałam przyjemność przeczytać dwie nowe części wink2.gif

kit jesteś boska wink2.gif

pozdr. :*
Dyfuzja
A więc.... Opowiadanko (opowiadanisko) bardzo mi się podoba i wogóle. Natomiast niektóre fakty przeszkadzają mi, dosyć mocno (ale to tylko moje zdanie i nie musicie się z nim liczyć).
1. Strasznie przeszkadza nazywanie Percy'iego Percivalem. Przyznaję się, nie mam pojęcia czy jest to zdrobnienie od tego imienia, ale wszyscy zawsze zwracali się do niego tym pierwszym. W książce Percival wystąpiło tylko w odniesieniu do dyrektora, ale nie wiem jak już mówiłam i nie będę się wykłucać. Ale mi przeszkadza.

2. Dotychczasową akcję którą spokojnie możnaby rozmieścić w ciągu kilku miesięcy, tyś wcisneła do jednego. Nie przeszkadzało mi to, póki nie spojrzałam na te daty. Bo 'Hermiona kazała Draconowi tak długo czekać' a są ze sobą niecały miesiąc a ona ma (miała) uraz.

3. Nic dziwnego że ff ma dużo ponad 300 stron. Gadania o niczym, wymuszonego jest zdecydowanie za dużo (mam wrażenie że jest tylko po to żeby wydłużać opowiadanie).
Prawie wszystkie rozmowy przebiegają wg jednego schematu:
a: cześć
b: cześć
(rozmowa, pół strony)
a: (palnie coś, mało śmieszny żart, głupia sugestia etc.)
b: (obraża się)
(kilka linijek)
a: b!
b: (załamane, tragedia życia)
a: przepraszam
b: nic się nie stało
(godzą się, b palnie coś, mało śmieszny żart, głupia sugestia etc.)
a: (obraża się)
b: (też się obraża)
a: (myśli 'ale mi przykro')
b: (myśli 'ale mi ptrzykro')
a: przepraszam.
b: nic się nie stało. przepraszam.
a: nic się nie stało.
(kolejne pół strony rozmowa o... nie wiadomo o czym)

4. Niektóre pary są wciśnięte na siłę. DM+H ok. HP+ZB też (choć ktoś kto nie czytał i tylko zobaczyłby inicjały mógłby mieć dziwne skojarzenia, nie można było wymyśleć innej dziewczyny?)
Ale RW+LL, GW+NL? Po co to? Stałoby się coś strasznego gdyby Ron nie miał dziewczyny? Druga para za to jest strasznie sztuczna i jak mówią do siebie 'Nev' to się zastanawiam czy to na pewno ci sami bohaterowie, szkolna miss z fajtułapą, ja nie dyskryminuję ale TO NIE PASUJE!
Nie przełknę zdrobnienia 'Lun'. Nigdy w życiu.

5. Ostatnie! Wiem że to już było, wiem że bohaterowie są zdesperowani, ale dlaczego wszyscy piją i/albo palą? I Dumbledore i nawet (sic) Tonks. Voldi nie, ale albo po prostu tego nie pokazano albo jest zapalonym obrońcą zdrowia. Czasami, jeden papieros, ok! (chociaż i tak by mnie to irytowało ale nie ważne) Ale ciagle?

Ale i tak będę czytać kolejne części bo mi się podobają .... Więcej akcji - mniej gadania o niczym.
To tyle.

PS. Właśnie zauważyłam. Czemu np. cech..ące jest napisane jako cech...ące?! Ja rozumiem że to jakaś cenzura czy coś, ale gdyby nie ona nikt nie zauważyłby tam tego malutkiego słóweczka! Przecież to narmalne słowo, w państwowych publikacjach i takich różnym nie wciskają żadnych gwiazdek ani kropek.
Ciasteczko
QUOTE(Dyfuzja @ 28.04.2006 23:12)
szkolna miss z fajtułapą, ja nie dyskryminuję ale TO NIE PASUJE!
*



pisze sie fajtułapa Oo?
ja myslałam zawsze że fajtłapa tongue.gif, uświadomcie mnie jak !!

i przy okazji co do tego fragmentu:

a dlaczego nie?
wszystko sie moze zdarzyc, a wg mnie ginny nie jest taka dziewczyna ktora interesuje sie kims ze wzgledu na wyglad czy cos rownie plytkiego.
mi np. ginny + nevill b. sie podoba (:, wreszcie odmiana po ginny + harry [owej pary wprost nie cierpie :|]
w kazdym razie czekamy na nową część [ o ile sie nie myle właśnie zaczął się pierwszy weekand maja :>?]
em
Dyfuzja - jeżeli chodzi cenzurę, na forum działa automat, który wyłapuje wszystkie "ch..e", nawet wewnątrz wyrazów, gdzie wyrazy te nie są przekleństwem, i wykropkowuje.
To jest "lekka wersja" zawartosci forum. By zobaczyc pelna wersje, z dodatkowymi informacjami i obrazami kliknij tutaj.

  kulturystyka  trening na masę
Invision Power Board © 2001-2024 Invision Power Services, Inc.