Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Dwadzieścia lat wcześniej [NK], czyli mały psychodelik ;)

Co sądzicie o tym opowiadaniu?
 
Dobre - zostawić [ 0 ] ** [0.00%]
Gniot - wyrzucić [ 1 ] ** [100.00%]
Zakazane - zgłoś moderatorowi [ 0 ] ** [0.00%]
Suma głosów: 1
  
Child
post 31.12.2003 00:20
Post #1 

leżący rybak


Grupa: czysta krew..
Postów: 7043
Dołączył: 26.11.2003

Płeć: Mężczyzna



Fica tego popełniłem w napadzie debilnego humoru. Z początku miala to byc jednopartuff!ka, ale zdecydowalem sie go podzielic na kilka czesci, zeby sie lepiej czytalo.
Za wszelkie skutki przeczytania tego fica nie odpowiadam.
W razie potrzeby dzwonić na 999.

^^^
Wieść o samobójcy szybko rozeszła się po Brighton i okolicznych wioskach. Policja starała się zapobiec jej dalszemu rozprzestrzenianiu, jednak mimo bezwzględnych nakazów i zakazów, w małych pubach i dużych, wytwornych restauracjach dyskutowano tylko i wyłącznie o „tym”. Jednak nadal nieznana była ofiara i osoba zabójcy.
W kuluarach krążyła plotka, że był nim młody człowiek, który mógł mieć co najwyżej szesnaście, siedemnaście lat, pochodzący może nie z najbogatszej, ale szanowanej i statecznej rodziny.
O zabitym ludzie milczeli, chociaż byli niemniej ciekawi jego nazwiska.
^^^
Obecnie rodzina ta przebywała w szpitalu. Jednak nie w prosektorium, spędzając czas na rozmowach o pogrzebie, a na oddziale, gdzie trzymano osoby po operacji. Chłopak wyglądał mizernie, wokół niego kłębiły się pielęgniarki, a co pół godziny jego stan badał lekarz. Na stoliku obok stała niezliczona ilość flakonów, fiolek i butelek zawierających chyba wszystkie możliwe medykamenty, jakie można było znaleźć w całym szpitalu. Zastanawiał tylko brak środków przeczyszczających i muchozolu, tak popularnych przy leczeniu owsików i innych szkodników szpitalnych.
- Miał dużo szczęścia. Jego stan nie pozwalał mu na użycie zaklęcia z całą mocą.
- A-ale co z ni-im? Cz-yy wszyy-stko będ-zzie dobrze? – pytała matka przez łzy. Mąż tylko mocniej ją uścisnął i ciągle powtarzał „Wszystko będzie dobrze”.
- Tak, wszystko jest na jak najlepszej drodze. Tydzień, może trochę dłużej – to wystarczy, żeby wrócił do siebie. Tylko proszę mu nie mówić, że... z resztą, sami państwo wiecie.
- Dumbledore już wie?
- Tak, wysłaliśmy wiadomość zaraz po tym, jak znaleźliśmy go na ulicy. Tu mogą państwo przeczytać kopię.
Cały list był utrzymany w nastroju ciszy, żałoby. A przynajmniej tak starał się zrobić autor.

„Szanowny Panu.
Mamy zaszczyt i przyjemność powiadomić pana, że w dniu 18 sierpnia roku 1966, o godzinie 17:32:14, w Brighton jeden z pańskich uczniów został zabity, drugi natomiast próbował popełnić samobójstwo. Te osoby to (w kolejności): Julius Ceazer i Peter Pettigrew.
Ponadto ucierpiała różdżka, sztuk jedna, oraz pamięć Pettigrew, Petera - również sztuk jedna.

Życząc wesołych świąt
Całuję, Symforian Lockhart”

- Nie sądzi pan, że ten list jakby nie pasuje do okoliczności?
- Nie mogliśmy mu zabronić. Tak dawno do nikogo nie pisał... Biedaczek. – Lekarz pociągnął nosem – Przepraszam, wzruszyłem się.
- Tak dawno nikt go nie odwiedzał. – Ton siostry Gryzeldy był równie wzruszony, co głos ordynusa... ordynatora. Wkrótce cały oddział lamentował nad nieszczęściem Symforiana.
- Eee... przepraszam. Dlaczego wszyscy płaczą? – Peter nie mógł pojąć nastroju sytuacji.
- Wszyscy chlip... wszyscy martwią się o Symforiana Lockharta – odpowiedziała mu siostra Hermenegilda.
- Fakt, za samo takie imię powinni przyznawać Krzyż Odwagi.
Znudzony tym „ynteligentnym” dialogiem, Peter powrócił do swojego dotychczasowego zajęcia: podszczypywania przechodzących młodych pielęgniarek.
^^^
Minerva McGonagall siedziała cicho w gabinecie Dumbledore’a, wsłuchując się w słowa płynące z listu. Kiedy dyrektor skończył, zapytała:
- Dumbledore, nie sądzisz, że ten list nie pasuje do okoliczności? Ależ oczywiście, Minervo. Ale należy pamiętać, że Symforian...
- Minervo, dość! Ile razy mam powtarzać, żebyś nie mówiła moich kwestii?
- Przepraszam, dyrektorze... Więc tak przedstawia się sytuacja. Pettigrew zabił Juliusa, McGonagall. Ale co on robił tak daleko od domu i kto nim kier...
Dumbledore’a poniosły nerwy. Miał dosyć niesubordynacji. Wyciągnął tylko różdżkę i wypowiedział pierwsze lepsze zaklęcie, które kończyło się na soczyste i jakże swojsko brzmiące „mać”.
^^^
Promienie wrześniowego słońca padały? Nie, nie promienie słońca. Błąd scenografa. Padał zimny wrześniowy deszcz. Słońca nikt nie widział od tygodnia. Peron 9 i 3/4 tonął w wodzie i parasolach. Na jednej z ławek siedziała grupa młodych ludzi.
- Nie tylko ludzi. Zapomniałeś o Remusie.
Na jednej z ławek siedziała grupa młodych ludzi i jeden wilkołak. Rozmawiali wesoło, podziwiali piękne dziewczyny i opowiadali o swoich wakacyjnych dokonaniach. Wkrótce ich rozmowa potoczyła się na niebezpieczny grunt; polityka, religia, pieniądze i Brighton.
- Wiecie, że burmistrz (polityka) kazał ogłosić w kościele (religia), że wyznaczył nagrodę (pieniądze) za schwytanie Chupacabry z Brighton (Brighton, kto by się spodziewał, prawda?).
- Chupacabry? A skąd oni taki egzotyczny termin wytrzasnęli? – James Potter nie mógł ukryć zdziwienia, chociaż uchodził za inteligentnego chłopaczka.
- Doradca burmistrza jest z zamiłowania kryptozoologiem. – Lupin popisał się znajomością obyczajów panujących w Anglii południowo-północnej.
- Kryptoczym? – Potter nadal nie krył zdziwienia.
- Kryptozoologiem, Pot... znaczy się James. To taki facet, który z braku wykształcenia ugania się po świecie za yeti, chupacabrą, uczciwymi politykami albo inteligentnymi forami życia wśród dresów. – Severus Snape nie mógł ukryć zdziwienia, że słynny i mądry Potter nie wiedział, czym jest kryptozoolog.
ZARAZ, ZARAZ! JAKI SNAPE?! CO ON ROBI RAZEM Z TYMI LUDŹ... OSOBAMI? CZYŻBYM O CZYMŚ NIE WIEDZIAŁ?
- Postanowiliśmy, że stworzymy Huncwotów razem z Severusem – Syriusz po raz kolejny zwrócił się ku niebu, żeby co nieco wytłumaczyć.
JEŻELI MOGĘ ZAUWAŻYĆ, HUNCWOCI POWSTANĄ W PRZYSZŁOŚCI BEZ UDZIAŁU SEVERUSA.
- W takim razie nazwijmy się hmm... Pink Fluid?
- Nie, za długa ta nazwa. Co powiecie na Szaleństwo?
- Nie Remusie, nauczyciele od razu wiedzieliby, z kim mają przyjemność.
- Ja mam pomysł, całkiem dobry! Fiolki!
- Eee... Severusie. Jakby to powiedzieć... – zaczął nieśmiało Peter.
- To brzmi zbytnio jak Fasolki... – dokończył Syriusz.
- Nie pasuje do naszego charakteru – James skończył z cichym żalem w głosie.
TO SPRÓBUJCIE CZEGOŚ TAKIEGO: HUNCWOCI feat. SS.
- To SS... za bardzo kojarzy mi się z tymi niemieckimi niebieskookimi blondynami.
NIE JESTEŚ ZA STARY NA MISIE?
Remus podjął decyzję, nie konsultując się uprzednio z żadnym z kolegów, że o psychoanalityku nie wspomniawszy.
- Zostaje Huncwoci i tyle! My tworzymy teraźniejszość i przyszłość. Jak ktoś chce o nas kiedyś pisać, musi trzymać się faktów.
Pomruki aprobaty wydobyły się z gardeł Huncwotów.
NAWET MI SIĘ PODOBA. MACIE MOJE BŁOGOSŁAWIEŃSTWO.
Remus, podniesiony na duchu, kontynuował:
- Obywatele towarzysze! Nie dajmy się kapitalistycznym poglądom! Stwórzmy świat równy dla wszystkich! Niech proletariat weźmie władzę w swoje ręce! Niech żyje rewolucja! – jego przemowę przerwał kalosz rzucony przez Petera. Teraz oklaski rozległy się z najdalszej części peronu.
- Za długo przebywał w towarzystwie Dzieł zebranych Lenina.
Chwila ciszy. Chwila niespokojnej ciszy. Chwila spokoju. Panika.
- Pociąg się spóźnia! Co my biedni zrobimy? Wyrzucą nas ze szkoły! Nie zdamy! Wszyscy zostaniemy kryptozozolami! – James biegał jak obłąkany po peronie.
- Kryptozoologami. I nikt nas nie wyrzuci ze szkoły – Severus starał się go uspokoić, jednak żadne słowa nie trafiały do głowy jego towarzysza. W końcu trafił go drugi kalosz.
Chwila ciszy. Chwila niespokojnej ciszy. Chwila spokoju. Ponownie panika.
- Pociąg nie przyjeżdża! Wyrzucą nas ze szkoły! – Tym razem to Remus spanikował. Czuł, że zbliża się pełnia księżyca i niesie ze sobą...
ZNOWU SIĘ WTRĄCĘ. JAKA PEŁNIA? O JEDENASTEJ A.M. W ANGLII?
- Pełnia na półkuli południowej – sprostował Remus. Kiedy sens jego słów dotarł do jego samego, uspokoił się.
Chwila ciszy. Chwila niespokojnej ciszy. Chwila spokoju. Panika.
Tym razem najmłodszych poniosły emocje, którym postanowili dać upust. Rozbiegli się po całej możliwej przestrzeni, tworząc sztuczny tłok. Kilka osób zauważyło zniknięcie zegarków. Severus spokojnie przypalił skręta.
Jeszcze spokojniej skierował w kierunku dzieciarni różdżkę. Wprost anemicznie wypowiedział zaklęcie:
- Avada...
- Severusie – powiedział z lekkim wyrzutem Peter.
- No dobra. Ovada Daj. – Z różdżki wystrzelił słaby strumień wina. – Oj mały błąd. - Za nim wyleciał bagnisto zielony promień. Przez chwilę nie było widać żadnego efektu. I wtedy... wszyscy pierwszoroczni stanęli bez ruchu, żeby po chwili...
- Severusie, dlaczego oni się tak drapią?
- Och, to bardzo proste – odparł ze swoim spokojem, podając Syriuszowi butelkę z winem własnoróżdżkowej roboty. – Zaklęcie, które na nich rzuciłem, powoduje, że zaczynają ich obłazić różnego rodzaju robaki.
Peter poczuł swoją okazję. Wyciągnął ze swojego kufra muchozol, który zwędził ze szpitala. Po chwili paradował między zrozpaczonymi dziećmi, rozpylając na każdego odrobinę zbawiennego środka. Za drobną opłatą oczywiście. Za nim biegał James, oferujący odrobinę swoich francuskich perfum, żeby ukryć wstrętny zapach muchozolu. Także za symbolicznego sykla.
- Panowie, trochę powagi. Ludzie na was patrzą – Syriusz wypowiedział te słowa w złą godzinę. W dzikim pędzie Peter i James zaczęli obsługiwać ludzi, jak to się mówi „jak popadnie i kto podpadnie”. Potter był zajęty nakłanianiem pewnej Krukonki z jego roku, żeby pozwoliła mu odświeżyć jej dekolt, natomiast Pettigrew próbował „odświeżyć” babcię klozetową. Bez skutku – była odporna na działanie wszelkich chemikaliów.
Wrócili na swoją ławkę wyśmiani, ale z wypchanymi sakiewkami.
- No co jest chłopaki? Tak się zachowywać. Gonicie tylko za pieniędzmi. To takie żałosne. – Remus, który obserwował całe zamieszanie razem z Sevem i Syriuszem, nie krył swojego zawiedzenia. Do tej pory uważał ich za osoby, które pieniądze stawiają na dalszym miejscu, które cenią przede wszystkim przyjaźń, miłość, braterstwo.
- Całkowicie pogrążyliście się w tym... wyścigu szczurów. Bez obrazy Peter.
- Co to jest „wyścig szczurów”, Syriuszu?
Snape po raz kolejny zaklną nad głupotą Jamesa. Miast udzielić mu pomocy, odpowiedział pytaniem na pytanie:
- James, czy w czasie tych wakacji... twoja głowa – nie chciał urazić Gryfona – nie spotkała się z twardym przedmiotem?
- Taak... Pamiętam, że jak remontowaliśmy dom, to jedna cegłówka spadła mi na głowę.
- To wszystko wyjaśnia – rzekł sucho Severus.
- Co wyjaśnia?
Teraz wszyscy pozostali Huncwoci zaklęli nad jego głupotą. „To był chyba pustak... albo nawet dwa” pomyślał Syriusz.
- To, że pociąg się spóźnia. – Uprzedził kolejne pytanie. – Kiedy cegłówka zderzyła się z twoja głową, mikroskopijne łupiny ruchem przyśpieszonym wydostały się z ziemskiej atmosfery. W kosmosie, pod wpływem temperatury i położenia Saturna wobec Merkurego, przerodziły się w kamienie, zwane meteorytami. Jako, że działała na nie siła grawitacji, kamienie te wpadły w naszą atmosferę, po drodze rozpadając się na setki mniejszych kamyków.
- Ale do czego zmierzasz? – James nieśmiało przerwał monolog Seva.
- Do tego, że jeden z tych kamyków wielkości nieodżałowanej cegłówki, uderzył w lokomotywę, unieruchamiając ją na kilka godzin. Dodatkowo, biorąc pod uwagę padający deszcz, parowy silnik lokomotywy uległ prawdopodobnie zapchaniu lub całkowitemu zniszczeniu. Tak, Remusie?
- Czyli jednym słowem mówiąc, posiedzimy tu do wieczora.
Nawet Severus, uznawany za jednego z najlepiej wysławiających się ludzi w Hogwarcie, musiał ulec pod elokwencją, wygadaniem i intelektem Remusa. W jednym zdaniu zawarł całą mądrość, jaką młody Snape starał się wpoić Potterowi do głowy.
- Jaki z tego morał, dzieciaczki? – Ślizgon starał się błysnąć swoimi umiejętnościami, żeby nie pozostawać dłużnym Remusowi.
- Przez Jamesa jesteśmy unieruchomieni na tym cholernym peronie – zdanie, które wypowiedział Syriusz, w późniejszych czasach przeszło do najchętniej cytowanych przez ludzi stojących na wszelkiej maści przystankach, peronach itp.
Ciszę przerwało pytanie. Dość inteligentne pytanie, jak na osobę pytającego.
- Mam dziwne wrażenie, że kogoś brakuje... Nie widzieliście Juliusa Ceazera?
- Ja nie, James. Może Syriusz?
- Ja też nie. A ty, Remusie?
- Już mówiłem, że nie.
- Och, wybacz. A ty Severusie? Zapomniałem, ty go przecież nie znasz!
- Dziwne, ale ja też go dzisiaj nie widziałem – zakończył Peter.
Cała piątka wpadła w konsternację i zamyślenie. Starali się jak mogli, ale na powód nieobecności Juliusa wpaść nie mogli. W końcu odezwał się Syriusz:
- Pewnie się spóźni.
Chwila ciszy. Chwila niespokojnej ciszy. Chwila spokoju. Euforia.
Zza zakrętu dobiegł ich głos silnika, wysoce prawdopodobne, że parowego. Nadzieje, że wreszcie się stąd ruszą, rosły z każdą chwilą, by osiągnąć zenit, kiedy powietrze rozdarł gwizd pokładowego „klaksonu”. Już widzieli kłęby pary, już tory rozświetlała lampa. I wtedy...
Oczom wszystkich ukazał się rząd drezyn, połączonych jedna z drugą. Na pierwszej z nich siedział maszynista, trzymający w jednej dłoni latarenkę, a w drugiej megafon, przez który wydawał odgłos jadącej lokomotywy.
- Trzeba przyznać, że całkiem dobrze mu idzie.
- Masz rację, Peter. Jakby dodał kilka kartonowych wagonów, jakąś lokomotywę...
- To mielibyśmy hogwarcki Orient Ekspres – skończył James.
Ich nadzwyczaj ciekawe rozważania przerwał maszynista, posturą niewiele odbiegającą od stereotypowego świętego Mikołaja. Był natomiast zdecydowanie mniej czerwony. Od przepicia.
(PROWADZENIE DREZYNY PO KIELICHU PROWADZI DO WIELU WYPADKÓW)
- Ej wy tam trzej i ty, co mówisz dużymi literami, uspokójcie się! Mam ważną wiadomość.
Niestety, lokomotywa została uszkodzona przez spadający odłamek skalny. – Gwizdy i jajka poleciały w kierunku maszynisty. Huncwoci spojrzeli z niedowierzaniem na Seva. - Zarząd kolei podjął natychmiastową decyzję o powołaniu komisji śledczej, której zadaniem jest wyjaśnienie pochodzenia tego odłamka – gwizdy i jajka zastąpiły owacje i róże.
Nieco zdziwiony Severus Snape, znany jako „Pustynny Wąż” sięgną do kieszeni po mały zeszyt, na którego okładce widniał napis „Dwadzieścia lat wcześniej – scenariusz”. Szybko przekartkował go i krzyknął w kierunku mężczyzny:
- Zapomniał pan dodać o zapchanym silniku! Wszystko jest na czternastej stronie!
Speszony maszynista sięgnął do największej kieszeni swoich roboczych ogrodniczek i wyciągnął z niej podobny egzemplarz i z wytkniętym koniuszkiem języka począł uważnie przeszukiwać tekst.
- Taak... Rzeczywiście. Dodatkowo zapchaniu z powodu ulewnych deszczy, uległ silnik. Z tego powodu do Hogwartu zawiozą was te oto drezyny. James już wyciągnął rękę, żeby zadać pytanie, kiedy uprzedził go jakiś trzecioklasista.
- Przepraszam, ale jak się to obsługuje?
Wszyscy pozostali uczniowie, z Jamesem włącznie, zaklęli nad jego głupotą.
- Nawet ja wiem, jak tego używać – powiedział Potter z dumą.
- Więc o co chciałeś się spytać?
- Czy któraś drezyna ma wbudowaną ubikację.
Kiedy szmer przekleństw ucichł, maszynista zarządził, że na każdą drezynę przypadają cztery osoby. Potem miało nastąpić przeliczenie uczniów. Dla Huncwotów stanowiło to drobne kłopoty, gdyż za żadne skarby nie chcieli się rozdzielać. Co prawda Syriusz i Snape proponowali, żeby Jamesa umieścić wśród pierwszorocznych, ale w końcu uznali, że są ze sobą zbytnio związani. Musieli sięgnąć po drastyczne środki perswazji. Niestety, muchozol się skończył.
PSST! CHŁOPAKI, BIERZCIE TĄ DREZYNĘ Z TYŁU. BĘDZIE WAM ŁATWIEJ!
- Dzięki, na pewno tak zrobimy. A ty Peter, zmieniaj się w szczura i wskakuj do kufra.
- Ale jak powiem, że jestem obecny?
- Już my się tym zajmiemy – na twarzy Syriusza malował się szatański uśmieszek.
Zasłonili więc biednego, małego Petera, żeby w spokoju mógł dokonać przemiany. Cichy pisk oznajmił im, że jest gotowy.
PIP.
- Nie bój się, nie zamknę całkowicie kufra.
PIP.
- Tak, tak. Dostaniesz coś do jedzenia.
Do ich drezyny podszedł maszynista, z długą listą w rękach. Powoli odczytywał ich nazwiska. Kiedy doszedł do Pettigrew, Peter, Syriusz ukradkiem uderzył Lunatyka pod żebra, tak, że ten ostatni zgiął się wpół.
- Peter, jesteś, czy nie?
- Jest, jest.
- Nie widzę go...
- Bo sznuruje sandały, więc musiał się schylić.
Maszynista odszedł dalej, mrucząc pod nosem „Ech, te dzieciaki”. Po chwili również odszedł ból Remusa, który nadal jednak ściskał kurczowo swoje żebra.
- Syriuszu, musiałeś tak brutalnie?
- Daj spokój, musiało wyglądać autentycznie.
- Nie mogłeś walnąć kogoś innego?
- James już się dzisiaj wystarczająco wycierpiał.
Ponownie rozbrzmiał głos maszynisty:
- A teraz niespodzianka! Musicie pomachać trochę tym drążkiem, bo nie zdążyliśmy zaczarować tego sprzętu. Przykro mi.
Wszyscy zaklęli nad jego głupotą. Nie po raz pierwszy dzisiaj.
- Dobra chłopaki! Ja z Remusem odpoczywamy, a wy pracujecie. Potem się zmienimy: wy popracujecie, my poodpoczywamy.
- A nie wystarczy, że raz na godzinę pomachamy tym tylko dla picu?
- James! To naprawdę świetny pomysł! Długo nad nim myślałeś?
Nie dane było im usłyszeć odpowiedzi, bowiem maszynista dał znak do odjazdu i (prawie) wszyscy musieli zająć się pracą fizyczną.

Ten post był edytowany przez Child of Bodom: 31.12.2003 13:06


--------------------
user posted image
His power level... It's over ni-- oh, wait. It's only over seven thousand.

User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Closed TopicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Child
post 01.01.2004 22:07
Post #2 

leżący rybak


Grupa: czysta krew..
Postów: 7043
Dołączył: 26.11.2003

Płeć: Mężczyzna



I tak to bywa w zyciu... jednopartuff!ka przerodzila sie w pelnorozmiarowego fica.
Nadal polecam kontakt z 999
Psychoanalityk rowniez jest wskazany

Wrzesień minął. Październik ciągnął się niemiłosiernie. Zimne wiatry, nieustające deszcze, cotygodniowe burze – to wszystko nie zachwycało. Uczniowie snuli się po szkolnych korytarzach lub przesiadywali przed kominkami, grali w gargułki lub zajmowali się podobnymi, faaa (ZIEWNIĘCIE) scynującymi robótkami ręcznymi. Prym wśród robótek wiodły szydełkowanie ekstremalne i orzigami – japońska sztuka puszczania pawi. Jednak jak to zwykle bywa, wśród monotematycznego społeczeństwa, kilku wybranków losu i mojej woli spędzało czas na „działaniach zabronionych w regulaminie szkoły”. Spotykamy ich właśnie pod gabinetem Filcha.
- Jeszcze raz, Syriuszu. Po co włamujemy się do gabinety Filcha?
- Powtarzam po raz ostatni, że jeżeli tego nie zrobimy, nie dowiemy się, czy Filch jest charłakiem. Jeżeli tak, to będzie to sensacja roku, a samo włamanie do jego gabinetu to sensacja miesiąca!
Syriusz zaciekle próbował sforsować zamek w drzwiach scyzorykiem, model „MakGajwer”, który kupił w czasie wakacji z oferty sklepu wysyłkowego „Tele-SzopPracz”. Jak zapewniał miły prezenter (swoją drogą, prawdziwa z niego szuja), scyzoryk ten nadawał się do: otwierania konserw i drzwi, dłubania w nosie i między zębami, czyszczenia i patroszenia ryb, cięcia wszystkich materiałów od papieru po marmur. Dodatkowo dostał podręczny zestaw pucybuta, za jedyne 5,99 funta. Jednak niezastąpiony w mugolskim świecie, w pełnym magii Hogwarcie był tylko bezużytecznym złomem. Drzwi nadal stawiały opór czynny, nie wpuszczając Huncwotów do gabinetu derektora.
PRZEPRASZAM, ŻE PRZASZKADZAM, ALE CZY NIE ŁATWIEJ JEST PO PROSTU NACISNĄĆ KLAMKĘ?
- Co ty tu robisz? W Hogwarcie nie można się aportować.
JESTEM PONAD WSZELKIMI PODZIAŁAMI. MOGĘ WSZYSTKO: SPROWADZIĆ TU DUMBLEDORE’A, FILCHA, VOLDEMORTA. MOGĘ NAWET ZDRADZIĆ WAM FABUŁĘ V TOMU HARRY’EGO POTTERA!
- To mój syn napisał książkę?
NAPISALI KSIĄŻKĘ O NIM. Z RESZTĄ, TY TEŻ TAM SIĘ POJAWIASZ. WY WSZYSCY SIĘ TAM POJAWIACIE, zamilkłem na chwilę. RADZĘ WAM SIĘ POŚPIESZYĆ, FILCH WRÓCI TU ZA DZIESIĘĆ MINUT. ŻEGNAM PANÓW.
- Będziemy sławni, będziemy sławni! – Peter nie mógł ukryć radości. Biedak nie wiedział, że przyszłość przed nim nie rysuje się w różowym kolorze.
- Jak się nie zamkniesz, wszyscy będziemy wisieli pod sssufitem – syknął Sev, zaciągając się mentolowym papierosem, które to przepisał mu dentysta, żeby zwalczyć nieprzyjemny zapach, którego młody Snape nabawił się, paląc ruskie fajki z przemytu.
- Syriuszu, słyszałeś chyba, że wystarczy nacisnąć klamkę.
Łapa bez słowa zrobił, jak mu powiedziano. Drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Wkroczyli do jaskini lwa. Tak im się przynajmniej zdawało, dopóki nie spojrzeli na wystrój wnętrza. Wszystkie wolne miejsca na ścianach pokrywały zdjęcia jego ukochanej kocicy, oprawione w różowe ramki, na półkach stała karma Kitekat we wszystkich dostępnych smakach, na każdy dzień tygodnia. Na biurku piętrzyły się książki typu „Jak sprawić, by futro twojego kota lśniło niczym nowe”, „Podręcznik zaawansowanego hodowcy kotów” czy bestseller ostatnich czasów „Kocia psychologia a człowiek”. Pod nim leżał koszyk. Jednak nie był to zwykły koszyk dla kotów, jaki można dostać na bazarze u Gruzinów. Ten był wykonany z najlepszej, anty alergicznej wikliny, wyściełany był aksamitem a poduszki wykonane z bawełny pierwszej klasy, wypchane były cisowymi trocinami. Natomiast fotel, czy choćby łóżko Filcha przypominały sprzęty używane w Przymusowych Obozach Pracy na Nizinie Syberyjskiej. Stare, nadgryzione przez czas i korniki, z widocznymi złamaniami i złuszczoną farbą. Remus podszedł do łóżka. Kiedy dotknął kołdry, początkowo myślał, że Filch sypia pod tekturowym kartonem. Dopiero rzut oka na naszywkę producenta (T.K.P.I.I. Brudshwick&Córka spółka z zoo, czyli Tanie Kołdry Poduszki I Inne Brudshwick&Córka spółka z zoo), uświadomił mu, że Filch nie sypia pod kartonem po bananach Exotico. Mimo wszystko, woźny dbał o higienę. Niekoniecznie własną.
Huncwoci długo nie mogli otrząsnąć się z szoku. Severus, znany z zamiłowania do ciemnych, posępnych, ale wykończonych z polotem miejsc oparł się o drzwi, które prowadziły do schowka na wszelkie skonfiskowane przedmioty. Wrota uległy pod naciskiem Seva. Jego oczom ukazał się magazynek. Gdyby użyć porównania, można by powiedzieć, że był to magazynek Kałashnikova. Od podłogi aż po sufit piętrzyły się pudła pełne fajerwerków, sztucznych ogni. Huncwoci po raz kolejny w ciągu pięciu minut nie mogli otrząsnąć się z szoku.
Pierwszy zdolność logicznego mówienia odzyskał Syriusz.
- To... to Eldorado! Z takimi zapasami możemy urządzać Sylwestra w Hogwarcie przez najbliższe dziesięć lat. Co najmniej!
- Więc... – zaczął Remus, a na jego twarzy pojawił się szatański uśmieszek.
- Zabieramy! – krzyknęli pozostali.
- Momencik. Musimy wszystko rozplanować w czasie. Mamy pięć minut i trzy ważne zadania: wynieść stąd jak najwięcej pudeł, zrobić kilka zdjęć gabinetu Filcha i znaleźć dowody na to, że jest charłakiem. Ja z Remusem wynosimy fajerwerki, Syriusz i Peter szukają dowodów, a James robi zdjęcia.
James zawahał się. Wprawdzie już nie raz łamał regulamin, ale zawsze był na to przygotowany. Tym razem los zgotował mu niespodziankę: nikt nie miał aparatu.
POSZUKAJ W TRZECIEJ SZUFLADZIE OD GÓRY.
- Dzięki – odparł Potter, zabierając się do poszukiwań.
OD GÓRY, JAMES. OD GÓRY.
Ciszę przerywały teraz tylko odgłosy sapania, flesza i szperania po szufladach.
PANOWIE, NIE CHCĘ PONAGLAĆ, ALE ZOSTAŁY WAM DWIE MINUTY...
Severus i Remus podwoili tępo – na korytarzu nowe pudło pojawiało się co sześć sekund. Syriusz i Peter przestali dbać o pozory – wyrzucali z szuflad i półek wszystko po kolei, przeszukując wszystkie papiery, które mogły powiedzieć coś o pochodzeniu Filcha. James wymieniał już drugą kliszę – poczuł, że ma talent do fotografowania.
- James, przestań! Pomógłbyś lepiej Syriuszowi szukać tych cholernych papierów. Wmigurok czy coś takiego.
- Wmigurok? – zastanowił się James. – Tutaj wisi, oprawiony w złotą ramkę!
Severus powstrzymał się od zgryźliwych komentarzy. Powiedział tylko:
- Zabieraj to i pomóż nam wynosić kartony.
Syriusz i Peter rzucili swoją dotychczasową robotę w diabły. Tylko ten pierwszy przywrócił na półkach jako taki porządek. Ostatnia partia pudeł wylądowała na korytarzu.
Szybki rzut oka pozwolił Severusowi na oszacowanie ich ilości.
- Panowie, mamy około stu dziesięciu kartonów, wypchanych po brzegi fajerwerkami.
- Dobra. Teraz spokojnie zaniesiemy do... właśnie gdzie?
- Mamy czas na zastanowienie.
- Tak, tak James. A te szuranie butami to pewnie Binns idzie do wychodka?
- A kto wie, gdzie on chodzi.
- Wątpię, żeby ten sam profesor podcierał się kotem – zauważył Remus, który usłyszał ciche miauknięcie.
- Panowie, (CENZURA) bo nam Filch z nóg precelki zrobi!
- Wingardium Leviosa! – pudła uniosły się kilka cali nad ziemią i podążały za Huncwotami, którzy postanowili ukryć się w jednej z pustych klas po prawej stronie korytarza.
Szuranie butami nabrało na sile, ciągłe miauknięcia rozchodziły się po korytarzy. Co chwila przerywał je zachrypły kaszel i przekleństwa – był to niechybny znak, że nadciąga postrach uczniów, miłośnik kotów, groźny woźny i Argus Filch w jednej osobie, oraz jego pożalsięboże kotka, Pani Norris. Kiedy tylko podeszli do drzwi, Filch poczuł, że niedawno ktoś tu był. Ktoś bardzo nie proszony. Pięciu bardzo nieproszonych ktosi.
- Śmierdzi tu, jakby pies tędy przechodził. Nieprawdaż, moja droga? – zwrócił się do swojej kotki. Ta odpowiedziała mu tylko krótkim, donośnym prychnięciem.
- Syriuszu, myłeś się dziś rano?
- Zostaw sobie te komentarz na później – syknął Łapa.
Filch powoli i uważnie rozglądał się po korytarzu. Chciwie łowił wzrokiem, słuchem i węchem wszelkie anomalia w otoczeniu.
- Teraz cuchnie szczurem...
- To nie ja! – zaprotestował Peter.
MIAUUU!
- Wilki? Nie, ten zespół dopiero powstanie... Trzeba przeszukać wszystkie pomieszczenia po kolei. Zaczniemy od prawej – i skierował swoje kroki na lewo. Chciał podejść ich psychologicznie, choć zazwyczaj wystarczyło wymienić tylko jego nazwisko – efekt był podobny.
- On tu idzie, jeżeli nas zobaczy...
- Wiemy, James – „nogi w precelki”.
Przywarli do ściany przeciwległej do drzwi. Remus poczuł pod swoją dłonią jakiś posążek, może świecznik. Doświadczenie, które wyniósł z czytania książek przygodowych („Bolek i Lolek odkrywają seks” itp.), mówiło mu, żeby spróbować przekręcić to w którąkolwiek stronę.
- Chyba mam pomysł, jak się stąd wydostać. Trzeba przekrzywić ten przedmiot w odpowiednią stronę.
- No to na co czekasz?
- Jeżeli zrobię to w złą stronę, prawdopodobnie spadniemy do jakiejś piwnicy, gdzie składuje się wołowinę na następny obiad.
- Przynajmniej nie będziemy głodowali.
- Może tak, może nie, ale słyszałem że jutro mają robić mielonkę na obiad. Chyba nie chciałbyś być jednym ze składników.
Wśród ogólnej paniki umysł Severusa nad wyjściem z tej jakże stresującej i trudnej sytuacji. W końcu znalazł rozwiązanie.
- Remusie, co to przedmiot?
- Figurka jakiegoś aniołka czy czegoś takiego.
- Taa... Uderz tego aniołka w lewe ucho prawą ręką pod kątem trzydziestu stopni i przy nacisku 80g/cm2.
- Zadziała?
- Pewności nie mam.
Usłyszeli, że Filch bada wnętrze klasy obok. W czasie, kiedy oni rozmawiali o jutrzejszym obiedzie, Argus przetrząsał szafy. Kiedy Sev przekazywał porady Remusowi, Filch sprawdził dokładnie pod dywanem i we wszystkich wazonach. Zostało mu przejrzeć tylko kilka kufrów.
- A jak spadniemy? – Remus nadal nie był pewien, czy powinien słuchać nieprzemyślanych rad Severusa.
- Jak ty nie chcesz, to daj zrobić to innym – Sev wziął zamach i trafił aniołka prosto w ucho. Jednak nacisk był większy, niż się spodziewał i głowa aniołka przeleciała przez całą klasę, robiąc niemały hałas. Z pewnością ściągnie tu za chwilę Filcha.
Naparli całym ciężarem na ścianę, ale ta nie ustępowała. Postanowili podejść ją psychologicznie.
- Trzeba do niej mówić. Dobra ściana, rozsuń się. Dobra ściana – powtarzał Syriusz, delikatnie gładząc po kamieniach. Prawdę mówiąc, wątpił, czy to pomoże, ale na pewno czuł się jak jakiś obłąkany idiota. Ściana nadal stała niewzruszona. Usłyszeli, że Filch wychodzi z klasy obok.
- Otwieraj się krzywa*!!! – o dziwo, ściana ustąpiła. Wpadli do korytarza, który znajdował się za nią. Peter i James ostatkiem sił pociągnęli za sobą pudła.
- A teraz zamknij się!!! – ściana zasklepiła się w tym samym momencie, gdy Filch przekraczał próg. Wyglądał na zdenerwowanego, a jego kolejna wypowiedź nie mogła przejść przez cenzurę, nawet przy największej dozie tolerancji i przy użyciu eufemizmów.
- (CENZURA)!!!
Kilka metrów i jedna ściana dalej.
- Mieliśmy niemałe szczęście.
Huncwoci złapali oddech. Gdyby Filch teraz podszedł do ściany, z pewnością usłyszeliby „Cuchnie tu całym zwierzyńcem”. Pozostało już tylko ukryć w bezpiecznym miejscu fajerwerki i ogłosić Hogwartowi, że Argus Filch, magister dręczygologii stosowanej, jest charłakiem. Nie używającym środków czystości.
- Gdzie kończy się ten korytarz?
- Żebym to ja wiedział.
Ruszyli w górę. Zdawało im się, że korytarz ciągnie się w nieskończoność, ewentualnie nieco krócej. Rzadko oświetlony pochodniami, zdawał się idealnym miejscem na nieoficjalne spotkania w późnych godzinach wieczornych. Gdzieniegdzie napotykali na małe wnęki, idealne do ukrycia części pakunków. W końcu trafili na zwięczenie swojej wędrówki. Syriusz ostrożnie nakazał ścianie otwarcie się. Spodziewał się oślepiającego światła, ale zamiast niego trafił na gobelin zawieszony tak, aby maskować wyjście.
Ostrożnie wyjrzał zza niego na korytarz. Był pusty. Powoli zaczęli wychodzić. Sami, bez paczek. Rozejrzeli się po korytarzu. Byli na drugim piętrze, obok wejścia do biblioteki.
- Oficjalnie ogłaszam, że biblioteka od teraz staje się miejscem naszych spotkań, a ten oto wspaniały korytarz naszą kryjówką. Poproszę szampana, za chwilę odbędzie się chrzest.
- Nie mamy szampana.
Chwila zamyślenia. Przeciągająca się chwila spokoju.
Spojrzeli na zegar wiszący nad biblioteką; pokazywał kilka minut po piątej.
- Musimy omówić kilka spraw – wchodzimy – zarządził Syriusz.
W środku było pusto, nie licząc kilku uczniów zakuwających na jakiś wyjątkowo trudny egzamin. Sądząc po tytułach książek, czekała ich ciężka przeprawa z czarną magią.
- Jeden zaciszny stolik dla pięciu osób – powiedział James do bibliotekarki.
- Zapominasz się chłopcze, że nie jesteś w restauracji.
- W takim razie weźmiemy ten przy ścianie – odparł zakłopotany.
Usiedli w ciasnym kręgu, tak, żeby żadne zbędne słowo nie wydostało się poza ich krąg wtajemniczenia. Głos zabrał Syriusz (ale żeby oddać, nie pomyślał).
- Mam doskonały pomysł. Stwórzmy mapę Hogwartu, pokazującą wszystkie pomieszczenia, tajne przejścia i osoby.
Huncwoci wydali z gardeł pomruk aprobaty. Tylko James jak zwykle widział wszędzie problemy.
- Skąd weźmiemy dokładną mapę Hogwartu?
- James, skocz po Historię Hogwartu, myślenie zostaw nam.
- Jak chcesz, Syriuszu.
Po chwili James wrócił, niosąc ze sobą opasłe tomisko, które w obecnej chwili okazało się kopalnią wiedzy dla Huncwotów. Zawierał wszystko; od dokładnego planu po niezrozumiałe dla przeciętnych ludzi opisy położenia ukrytych przejść. To nie stanowiło dla Huncwotów żadnego problemu – byli cudownymi dziećmi magii.
- Dobra. Czyli wszystko mamy omówione – my zajmiemy się planem i przeniesieniem nań wszelkich pomieszczeń, przejść. Severus znajdzie sposób, jak nanieść na mapę postacie wybranych ludzi: dyrektor, nauczyciele, Filch i kilka dziewczyn.
Rozeszli się po kolei, w pełnej konspiracji. Tak narodziła się Mapa Huncwotów. Oraz zwyczaj hucznego świętowania Sylwestra. Ale o tym później.

*krzywa - z laciny curva, w Polsce slowo czesciej uzywane w formie przez k i w.

Ten post był edytowany przez Child of Bodom: 01.01.2004 22:15


--------------------
user posted image
His power level... It's over ni-- oh, wait. It's only over seven thousand.

User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic


Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 23.05.2024 08:28