Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Opowiadania [zak] LW, różnego gatunku

Agrado
post 29.02.2004 21:57
Post #1 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 112
Dołączył: 16.01.2004
Skąd: Bydgoszcz




"Ptyś z Kremem"

Był tam sam. Nie wiedział co się wokół niego dzieje. Siedział na krzesle w ciemnym pomieszczeniu, a przed soba widział tylko oświetlone twarze kilku osób. Nie rozpoznał ich. Wiedział, że coś do niego mówiły, ale nie rozumiał co. Wiedział, że się z niego śmieją. Czuł to. Rozglądał się dookoła. Czy się bał? Nie. Chyba nie. W każdym bądź razie nie dawał tego po sobie poznać. Już go na tyle znali, że wiedzieli, że nigdy nie okaże strachu. Czyżby z obawy przed kompromitacją?? Nie okazywał strachu nawet po zamknięciu w cichym pomieszczeniu. Bo ciszy bał się najbardziej.

Starał się przyjrzeć każdemu z osobna, aby coś sobie przypomnieć. Jednak to nie skutkowało. "Co ja tu robię??" To pytanie go nurtowało. Wielokrotnie je wykrzyczał, ale w odpowiedzi usłyszał tylko śmiech i jakiś obcy bełkot. Mogłoby się wydawać, że po jego policzku spłynęła łza. Jednak nie miała żadnych właściwości. Nie oczyściła jego duszy. A powinna. Wiedział, że pomimo dążenia słuszna według niego drogą zgrzeszył wiele razy. Ta łza powinna go oczyścić. Był nawet przekonany, że tak się stało. Jednak nikt mu nie powiedział prawdy. Dlaczego?? Chcieli go oglądać pogrążonego w swoich własnych marzeniach. To sprawiało im radość. Ogromną radość. Powoli jednak zaczął czuć co się dzieje. Chciał wstać, lecz poczuł silne szarpnięcie i z powrotem upadł na krzesło. I stało się! Ujrzeli w jego oczach strach. Pomimo iż starał się to skrzętnie ukryć, część jego duszy wyszła na wierzch. Wbrew jego woli. Co sobie teraz o nim pomyślą?? Co się teraz z nim stanie?? Jak to wszystko się skończy??

Śmiech stawał się coraz głośniejszy. Nie był pewien, czy uda mu się wytrzymać, ale poddać się też nie chciał. Chciał walczyć do końca, bez względu na to jaki skutek to odniesie. Nie dbał w tej chwili o to co będą mówić, gdy to wszystko się skończy. Czy w ogóle ktoś bedzie o nim pamiętał? Czy ktos go wspomni, przy byle jakiej okazji? Nie chciał znać odpowiedzi. Bał się jej. Wiedział, przeczuwał jak ona może brzmieć.

Ku jego zdziwieniu śmiechy ucichły. Czy w końcu spełniono jego prośbę? Czy ktoś go w końcu wysłuchał, i teraz pozwolą mu odejść? Nie wiedział. Jedyne co wiedział, to to, że aby stąd wyjść trzeba wziąć siły w swoje ręce. "Nie boję się was" krzyknął. Jednak na nikim nie zrobiło to wrażenia. Powoli zaczęli się od niego odwracać. Chciał jakoś zwrócić ich uwagę, lecz nie mógł sie poruszyć. Nie mógł też wydusić z siebie ani słowa. "Co się ze mną dzieje?" pomyślał.

Przed soba ujrzał obraz z dziecinstwa. Zielona łąka, znajomi na trawie grający w piłkę, dzieci na oddalonym od niego placu zabaw. W jednym dziecku rozpoznał siebie. Ile mógł wtedy mieć lat? Stanowczo za mało, aby cokolwiek z tego okresu pamiętać. Jego młodzsze odbicie zaczęło się zbliżać do "swojej teraźniejszości". Młody stanął kilka stóp przed nim. Chłopiec wyciągnął w jego kierunku rekę. Wiedział, że musi zrobić to samo. Z wielkim trudem wyciągnął w jego kierunku rękę dotąd spoczywającą na jego kolanach. Chłopiec chwycił go za rękę. Przez chwilę mu w oczy, po czym ściśnął mu dłoń. Jak na dziecko miał dużo siły. Mężczyzna siedział przerażony. Czuł narastający ból. Próbował wycofać rękę, ale nie miał siły. Coraz bardziej dokuczał mu ból. Spojrzał na chłopca. Na jego młodej twarzy nie było widac żadnego śladu podniecenia, żadnego wyrazu zmęczenia, czy wydalanej z siebie siły. Za to mężczyzna prawie kulił się z bólu. Białka jego oczu powoli się zaczerwieniały. Lada moment a mężczyzna wybuchłby płaczem.

Nagle chłopiec puścił jego rękę i zniknął. Mężczyzna obejrzał swoją dłoń. Była zdeformowana. Wiedział, że ma złamane kości. Gdy ponownie spojrzał przed siebie ujrzał ekran monitora. To co na nim zobaczył zdziwiło go nie mniej niż chłopiec łamiący jego rękę. Widział e-maile. Znał je na pamięć. Nie musiał patrzeć na adres nadawcy. Wiedział, że to od niej. Ona, pomimo dzielącej ich odległości potrafiła pomóc mu o każdej porze dnia i nocy. Była lekarstwem na jego chorobę. Była tym czego od zawsze szukał. Nagle ekran zniknął i usłyszał wszystkie rozmowy jakie ze sobą przeprowadzili. Pomimo, iż trwało to dosłownie chwilę, słyszał każdy szczegół ich godzinnych rozmów. Słyszał każdy jej śmiech, który nawet w chwilach największego smutku, potrafił zbić go z nóg. Za to ją kochał. Za każdy jej szczegół. Za jej włosy, jej smak, jej zapach. Widział teraz wszystko. Wszystko co z sobą robili. Niekiedy robiło mu się głupio, patrząc co z sobą robią. "Jak zwierzęta" pomyslał.

W tej samej chwili coś chwyciło jego ramię. Odwrócił się. To była ONA - Ptyś z Kremem. Zawszą ją tak nazywał.. Odwrócił się. Uśmiechnął się do niej. Ona odwzajemniła jego uśmiech. Wstał. Bez żadnych przeszkód. Nie czuł żadnego bólu. Wstał gładko. Wtulił się w nią.

Poczuł wilgoć w swoich włosach, ale nie zwracał na to uwagi. Dopiero gdy coś zaczęło mu kapać po szyi wyprostował się. Płakała. Łzy leciały jej ciurkiem. Kapały na niego. Spływały po jego szyi, rękach, plecach. Minęło kilka minut, jak zauważył że stoi w kałuży z jej łez. Nie do końca wiedział o co chodzi. Dopiero po chwilu zdał sobie z tego sprawę. To jej łza. Ta która spłynęła mu kilka minut wcześniej. To była jej łza.

Postanowiła go oczyścić. Nie liczyła się z kosztami. Mogła zapłącić każdą cenę, aby go oczyścić. On dla niej zrobiłby dokładnie to samo.

Długo na siebie patrzeli, aż w końcu Ona odeszła. Wiedzieli, że tak bedzie lepiej. Odkupiła go. Na zawsze będą w swoich pamięciach. On teraz czuł się wolny. Nie. Źle. Nie wolny, odkupiony. Ona go odkupiła. Od teraz ma go zawsze dla siebie. A on ma ją. Nareszcie ma na zawsze swojego Ptysia z Kremem. Zawsze o tym marzył. Od teraz...

Ten post był edytowany przez Agrado: 26.03.2004 13:06


--------------------
"300 Minut" - Amatorski Serial Sensacyjny

Me llaman la Agrado, porque he intentado siempre hacer cada uno ojos formados una almendra más agradable de la vida (...), 80 miles, silicón en labios, frente, mejillas, caderas y el asno... el litro cuesta sesenta mil Pesetas... que usted lo agrega para arriba, porque paré el contar... Tits? Dos. No soy ningún monstruo. Setenta por cada uno, pero éstos se han despreciado completamente. Me costó mucho para ser auténtico. Pero no debemos ser baratos en respeto a la manera que miramos. Porque una mujer es más auténtica más ella mira como qué ella ha sońado para se.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Agrado
post 14.03.2004 20:01
Post #2 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 112
Dołączył: 16.01.2004
Skąd: Bydgoszcz




W chwili obecnej pracuję nad kontynuacją "Zarazy", a w przerwie zamieszczam opowiadanie "Zatoka" powstałe pod wpływem inspiracji Jonathanem Carrollem.

Zatoka



Bóg nie jest miłym staruszkiem. Jest złośliwą bestią wystawiająca nas na wszelkie możliwe cierpienia. Ustanowił swoje własne reguły gry: patrz, ale nie dotknij, dotknij, ale nie smakuj, smakuj, ale nie przełykaj. I patrząc na nas śmieje się, bo tylko na tyle go stać.

Bill mieszkał w tym domu samotnie od ośmiu miesięcy. Samotność przerażała go najbardziej. Bał się PUSTEGO mieszkania po powrocie z pracy. Bał się w nim przebywać. Wszystko co widział w tym domu przypominało mu jego miłość. Przypominało mu Harveya. Tego samego, z którym przeżył najwspanialsze trzy lata swojego życia. I tego samego, który niestety wsiadł wtedy do samochodu. Kilkakrotnie mówiono mu, żeby tego nie robił. Ale on zawsze słynął z tego, że chciał pokazać co potrafi. I rzeczywiście pokazał.


Gdy tylko Bill się o tym dowiedział dostał ataku histerii. Nie wiedział co ze sobą zrobić. Nie wierzył im. Musiał się przekonać o tym na własne oczy. Do dzisiaj tego żałuje. To co zobaczył przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Harvey leżał tam nieruchomy, w kałuży krwi. Billa zdziwiło, że nic z nim nie zrobili. Nie umyli go, nie przebrali. Do dziś widzi go przed swoimi oczyma.

Wstał przed siódmą. Zawsze tak robił. Wolał przyjść do pracy wcześniej, niż potem wysłuchiwać narzekać, że się spóźnił. Dotarcie na miejsce zajęło mu prawie pół godziny. Zaparkował na swoim stałym miejscu, jednak nie wyszedł od razu. Zerknął w tylnie lusterko, aby upewnić się, że On już jest. Bill obserwował go od dłuższego czasu. Wydawał mu się odpowiednim kandydatem, jednak bał mu się o tym powiedzieć prosto w twarz. Najbardziej onieśmielało go to, że On był podobny do Harveya.

Raźnym krokiem wszedł do swojego biura. Zaczął się nerwowo rozglądać. Wiedział czego, a raczej kogo szuka, lecz nigdzie go nie widział.
- Bill pozwól na chwilę – to był jego głos. Na twarzy Billa zagościł
uśmiech. Natychmiast się odwrócił i spojrzał Jemu prosto w oczy.
- Steven – powiedział z uśmiechem – nie wiedziałem, że już jesteś. Nie widziałem twojego samochodu.
Steven uśmiechnął się i klepnął Billa w ramie.
- Zepsuł się. Oddałem go do mechanika. Mam do ciebie sprawę.
- Śmiało.
- Zajmiesz się naszym nowym klientem? To podobno jakaś ważna sprawa, a ja nie mam czasu. Pomożesz?
- Tobie zawsze Steven.
Steven dał mu wizytówkę klienta, po czym oddalił się. „Dla Ciebie wszystko” wypowiedział w myślach Bill patrząc na oddalającego się Stevena.

Gdy tylko zasiadł przed biurkiem od razu zadzwonił do nowego klienta. Chwilę trwało, aby ten podniósł słuchawkę. Ustalanie szczegółów spotkania zajęło prawie pół godziny.
- W takim razie za chwilę będę. Wszystkim się zajmiemy.
Odłożył słuchawkę i wyszedł z biura. Nie zwrócił uwagi nawet na sekretarkę, która coś do niego mówiła. Bill chciał to załatwić jak najszybciej, aby zaimponować Stevenowi.

Jego klient mieszkał w jednej z tych bogatych dzielnic, gdzie, aby kupić dom należy harować jak wół kilkaset lat. Dziwiło to Billa, skąd ci ludzie maja na to pieniądze. Owszem Bill nie zarabiał mało, był jednym z najlepiej opłacanych adwokatów w mieście. Ze swoimi zarobkami z pewnością dostał by kredyt na kupno takiego domu. Kiedyś nawet żartowali sobie z Harveyem, że zamieszkają w domu w iście hollywoodzkim stylu.

Minęło kilka minut od kiedy zadzwonił do drzwi. Do tej pory jednak nikt nie otworzył. Spróbował raz jeszcze. Po chwili w drzwiach pojawił się starszy łysawy mężczyzna.
- Dzień dobry. Jestem William Debney. Kancelaria McCormack&Co. To ze mną pan rozmawiał.
- Tak. Proszę do środka.
Klient zaprowadził Billa do pokoju. Tak urządzonego pokoju Bill jeszcze nie widział. To co podobało mu się najbardziej to okno z widokiem na Zatokę Kalifornijską.
- Ładnie tu.
- Napije pan się czegoś. Whisky, koniak, polska wódka.
- Jestem samochodem. Kawę jak można.
Mężczyzna usiadł przy biurku i poprzez intercom wydał polecenie służącej.
- Chyba nie dosłyszałem pańskiego nazwiska
- Wystarczy, że ja znam pańskie panie Debney. Może przejdźmy od razu do rzeczy. Mam napięty plan.
- W takim razie niech pan zaczyna.
- Wczoraj w nocy wróciłem do domu trochę później niż zwykle. Miałem spotkanie z producentami. Zadzwoniłem do domu, żeby poinformować o tym żonę, jednak nie odbierała. Myślałem, że już śpi. Gdy wróciłem okazało się, że leży w wannie z otwartym brzuchem.
- Dzwonił pan do domu z komórki, czy ze stacjonarnego?
- Z komórki. W końcu od tego ona jest.
Dialog przerwała im służąca, która weszła z kawą.
- Sarah postaw kawę i wyjdź. I z nikim mnie nie łącz
- Dobrze proszę pana
Służąca wykonała polecenie.
- I to panu postawili zarzut?
- Na razie jestem podejrzanym. Jedynym podejrzanym. Sarah wyszła przed szóstą i ma na to dowody. Ja wróciłem przed trzecią w nocy. Martha już nie żyła.
Bill wypił kawę jednym łykiem.
- Zajmiemy się tym. Muszę tylko zebrać potrzebne informacje. Niech pan przyjedzie dzisiaj koło czwartej po południu do naszej kancelarii. Tam dokładnie omówimy szczegóły. I proszę sobie przypomnieć wszystko co pan robił, zebrać adresy i telefony osób u których pan wtedy był. Im więcej tego będzie tym większe są pańskie szansę.
- Dziękuję.
Bill sam zszedł na dół. Schodząc cały czas się rozglądał dookoła. Wyszedł z domu i zatrzasnął za sobą drzwi. Gdy szedł w stronę samochodu jakaś kartka zaczepiła mu się o nogawkę. Podniósł ją i przeczytał:

„SPEŁNIMY TWOJE MARZENIA. ZAUFAJ NAM”

Pod spodem widniał tylko numer telefonu. Bill wszedł do samochodu. Od razu chwycił za telefon i zadzwonił. W słuchawce usłyszał miły ciepły głos.
- Witaj. Jeżeli chcesz, abyśmy spełnili twoje marzenie przyjedź do nas. Dark Road 347. Zapraszamy na godzinę szesnastą.

Gdy tylko wszedł do biura od razu zaczął szukać Stevena. Wszedł do każdego pokoju, jednak nigdzie go nie było.
- Dennise gdzie Steven? – zapytał sekretarki
- Musiał wyjść. Miał jakąś ważna sprawę do załatwienie. A co?
- Jak się pojawi, to powiedz, że ten jego klient przyjdzie na godzinę szesnastą. Tu masz teczkę. Ja musze wyjść. Jakby co będę pod telefonem.
Zniknął z biura równie szybko jak się w nim pojawił.

Dark Road 347 wyglądała na nie używaną od dłuższego czasu. Zarośnięta uliczka prowadziła pod jedyny na tej ulicy dom. Wyglądał on jak domostwo rodziny Addamsów. Zaparkował przed brama i ruszył w kierunku wejścia. Jeszcze nigdy nie bał się tak jak teraz. Serce podchodziło mu do gardła. Nie wiedział co go czeka. Zapukał delikatnie. Po chwili drzwi otworzyła mu blondynka, której twarz trudno było dostrzec, gdyż zalana była mrokiem. Tylko jej włosy odbijały słoneczne promienie.
- Proszę wejść.
Bill zatrzymał się zaraz za drzwiami.
- Zapraszam do gabinetu. Szef już na pana czeka.
Wszedł do ogromnego gabinetu, którego wystrój w ogóle nie pasowała do wyglądu zewnętrznego tego domu.
- Proszę usiąść.
Blondynka wyszła. Bill nawet nie zwrócił uwagi na jej wygląd. Usiadł. Przed sobą miał wielkie drewniane biurko, naprzeciw którego stał odwrócony oparciem w jego stronę fotel. Fotel nagle się odwrócił i Bill ujrzał na nim swojego klienta.
- Witam panie Debney.
- Ale pan...
- Teraz ja mówię, a pan słucha. Chyba że pana o coś zapytam, wtedy może się pan odezwać.
Bill nie wierzył własnym oczom.
- Więc chce pan abyśmy spełnili pana marzenie?
- Tak, ale nie wierzę w to. Musiałby pan być Bogiem, żeby to uczynić.
Mężczyzna zaczął się śmiać.
- Już różnie mnie nazywali. A to kim jestem dla pana w żadnym wypadku mnie nie obchodzi.
- Więc to jakaś gra, tak?
- Żadna gra. Dlaczego, gdy ktoś się dowie że można spełnić jego marzenie musi od razu podejrzewać jakiś podstęp.
- Przykro mi, ale nie wierzę.
Mężczyzna wstał. Zaczął chodzić w kółko po pokoju.
- A uwierzy pan jak zobaczy?
- Nie rozumiem?
- Steven – krzyknął mężczyzna
Za chwilę w drzwiach salonu pojawił się Steven. Bill natychmiast wstał i podszedł do niego.
- Ty też dałeś się wrobić?
- Nie.
- Słucham?
- Gdyby nie ten mój dzisiejszy gest, to wcale byś do nas nie wpadł. Chodź z nami.

Chwilę później znaleźli się na balkonie. Z balkonu rozciągał się wspaniały widok na Zatoke Kalifornijską. Nie było w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że dom stał po przeciwnej stronie zatoki.
- O co chodzi?
- Pozwól Bill, że ja ci wszystko wytłumaczę. Widzisz tą kobietę z wózkiem po drugiej stronie ulicy? Jak myślisz, o czym ona teraz myśli? Nie wiesz. Chce jak najszybciej dotrzeć do domu i zrobić obiad dla męża, który wróci niedługo z pracy. Wiesz czego by nie chciała?
- Nie
- Nie chciałaby, aby jej dziecku coś się stało.
- No i?
- Patrz.
Mężczyzna skierował rękę w kierunku kobiety. Wózek, który przed chwilą popychała znalazł się pod kołami ciężarówki. Słychać było jej płacz.
- Coś ty zrobił?
- To co robię na co dzień. Bawię się ludźmi. Chcesz powódź w Chinach? Proszę bardzo. Trzęsienie ziemi w Chile? Załatwione. Coś jeszcze?
- Dlaczego?
- Bo mam dość tego jak kreujecie mój wizerunek. Rzygać mi się chce jak to wszystko czytam: Dobry Bożę, a nasz Panie... Owszem zgadzam się. Jestem waszym Panem, ale czy jestem dobry? Skąd wy to wszystko wytrzasnęliście?
- Skoro ty jesteś zły, to jaki musi być Diabeł?
- Diabeł? – zaczął się śmiać – nie ma Diabła. Nie ma także Nieba ani Piekła. Jestem tylko ja. I myślisz, że obchodzi mnie to jak się zachowujesz? Dla mnie możesz całymi dniami te głupie modlitwy wypowiadać, a jak będę chciał to i tak ci coś dopierdolę pod koniec.
- To gdzie są ci co umarli?
- Nigdzie. Nie ma ich. Tak jak mówisz umarli. A co się z nimi dzieje potem, to już nie moja broszka.
- Wychodzę.
- A marzenie?
- Nie ufam ci.
- Jak chcesz. A Harvey już czeka.
Bill nie miał pojęcia co powiedzieć. Mężczyzna wyczuł myśli Billa. Harvey wszedł na balkon.
- Harvey – wyszeptał Bill ze łzami w oczach
- Nie podchodź – warknął mężczyzna – jak chcesz go to przystąp na nasze warunki, jak nie to wyjdź.
- Jakie warunki?
- Po śmierci zostaniesz naszą własnością.
- Nie rozumiem. Jak waszą własnością?
- Normalnie. Umierasz i należysz do nas. Tak jak Steven – mężczyzna wskazał na niego palcem, a ten jakby sterowany ukłonił się i uśmiechnął – zmarł jest nasz. Jak na razie nie narzeka.
- Zgadzam się. A Harvey też jest wasz?
- Jak tylko wyjdziecie wymażemy mu pamięć.
- W porządku.
- Gratuluję.

Billa i Harveya odprowadzono za drzwi. Stanęli przed domem i uścisnęli się.
- Tak się za tobą stęskniłem Harvey
- Ja też. Chodź do domu. Pokaże ci coś nowego – wyszeptał z uśmiechem
Weszli do samochodu i ruszyli. Nie zauważyli nawet, że znajdowali się przed domem mężczyzny nad Zatoką, a nie na Dark Road.

Wyjechali na ulicę. Bill raz jeszcze uścisnął rękę Harveya. Gdy ruszył na światłach odruchowo spojrzał na balkon mężczyzny. Stał on obok Stevena. Mężczyzna pokiwał Billowi. Bill zmarszczył czoło i po chwili zajarzył o co chodzi.
- O nie! – krzyknął – oszuści
Harvey spojrzał na niego. Bill odwrócił się w stronę ulicy. Zauważył przed sobą inny samochód.

Ulica wyglądała jakby spadła na nią bomba. Kilkanaście samochodów płonęło. Nad ulicą latał śmigłowiec telewizyjny i na żywo relacjonował wydarzenia.
- ... a zaczęło się od niewinnego wypadku. Jak do tej pory zderzyło się blisko czterdzieści samochodów. Liczbę ofiar śmiertelnych szacuje się na około czternaście, jednak to jeszcze nie koniec.
Męski palec wyłączył telewizor pilotem. Mężczyzna wstał z fotela i wyszedł na balkon.
- Teraz należysz do mnie


--------------------
"300 Minut" - Amatorski Serial Sensacyjny

Me llaman la Agrado, porque he intentado siempre hacer cada uno ojos formados una almendra más agradable de la vida (...), 80 miles, silicón en labios, frente, mejillas, caderas y el asno... el litro cuesta sesenta mil Pesetas... que usted lo agrega para arriba, porque paré el contar... Tits? Dos. No soy ningún monstruo. Setenta por cada uno, pero éstos se han despreciado completamente. Me costó mucho para ser auténtico. Pero no debemos ser baratos en respeto a la manera que miramos. Porque una mujer es más auténtica más ella mira como qué ella ha sońado para se.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
Agrado   Opowiadania [zak] LW   29.02.2004 21:57
muszka Me   Ja już napisałam, że to kocham. Po prostu... z...   29.02.2004 22:36
Child   Pogratulować debiutu, naprawdę. Opowiadanko ma...   29.02.2004 22:42
Agrado   "Czaszka" ...   01.03.2004 09:54
muszka Me   Niesamowite. Wstrząsające. Przerażające. Cudo...   01.03.2004 19:08
Agrado   Wielkie dzieki. Kolejne opowiadanko juz jutro....   01.03.2004 19:43
Kiniulka   Bardzo wciagające, bardzo przerażające. Aż nie...   01.03.2004 22:21
Agrado   Kolejne moje opowiadanie, które pojawi sie tut...   01.03.2004 23:58
Elvlanden   Brrrrrrrr Takie to... straszne? ....   02.03.2004 16:55
Meridien Auris   <Nadaj jestem na lekach> Ciekawe to, a...   02.03.2004 18:52
Agrado   Oto kolejne opowiadanie. Jest to pierwsza częś...   02.03.2004 21:18
muszka Me   Ta część jest niesamowita. Po prostu brak mi s...   03.03.2004 15:10
Agrado   Kolejne opowiadanie - uważam że najsłabsze ze ...   05.03.2004 17:55
anagda   fajowe. tak jak i zresztą towje inne opowiadan...   05.03.2004 20:43
Siobhan   Naprawdę piękne i interesujące. Nie wiem jak ...   06.03.2004 21:26
Agrado   Kroniki Evergarden cz.I Nieszczęścia chodzą......   06.03.2004 22:02
Hefaj   Świetne. Zwłaszcza ostatnie. Brakuje słów. To ...   06.03.2004 22:20
muszka Me   Niesamowite. Nie no, ja już nawet nie umiem zn...   07.03.2004 17:05
Agrado   A teraz kolejna część Kronik Evergarden - Nies...   08.03.2004 21:58
muszka Me   Niesamowite =) mam nadzieję, że to nie koniec ...   09.03.2004 21:55
Agrado   W chwili obecnej pracuję nad kontynuacją ...   14.03.2004 20:01
muszka Me   Po prostu mnie zaskoczyłeś. I stylem opowiadan...   14.03.2004 20:45
iskra   pomysł dobry - wykonanie nie. więcej opisów pl...   15.03.2004 20:49
fox_   PIWO! Gdzie jest piwo?! Po przeczytani...   15.03.2004 21:02
Agrado   Co do działania kancelarii, to miałem na myśli...   15.03.2004 21:24
Child   fox - Widzę, ze komuś procenciki mocno do głow...   15.03.2004 21:26
fox_   Eh cos mi te moje początki na tym forumie marn...   15.03.2004 21:49
Agrado   Teraz kolejne opowiadanie. Dzieje się wspólcze...   16.03.2004 18:59
muszka Me   Właściwie to już napisałam na gg, co myślę, al...   16.03.2004 19:30
iskra   Literówki (a właściwie jedna bo tylko jedną u...   21.03.2004 10:16
Ellie   Zaciekawiła mnie już sama tematyka, bo wybiera...   21.03.2004 19:27
Agrado   Moje opowiadanka z reguły się tak kończą. Ale ni...   21.03.2004 19:55


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 15.05.2025 01:24