Opowiadania [zak] LW, różnego gatunku
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | ![]() ![]() ![]() ![]() |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
Opowiadania [zak] LW, różnego gatunku
Agrado |
![]() ![]()
Post
#1
|
![]() Iluzjonista Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 112 Dołączył: 16.01.2004 Skąd: Bydgoszcz ![]() |
"Ptyś z
Kremem"
Był tam sam. Nie wiedział co się wokół niego dzieje. Siedział na krzesle w ciemnym pomieszczeniu, a przed soba widział tylko oświetlone twarze kilku osób. Nie rozpoznał ich. Wiedział, że coś do niego mówiły, ale nie rozumiał co. Wiedział, że się z niego śmieją. Czuł to. Rozglądał się dookoła. Czy się bał? Nie. Chyba nie. W każdym bądź razie nie dawał tego po sobie poznać. Już go na tyle znali, że wiedzieli, że nigdy nie okaże strachu. Czyżby z obawy przed kompromitacją?? Nie okazywał strachu nawet po zamknięciu w cichym pomieszczeniu. Bo ciszy bał się najbardziej. Starał się przyjrzeć każdemu z osobna, aby coś sobie przypomnieć. Jednak to nie skutkowało. "Co ja tu robię??" To pytanie go nurtowało. Wielokrotnie je wykrzyczał, ale w odpowiedzi usłyszał tylko śmiech i jakiś obcy bełkot. Mogłoby się wydawać, że po jego policzku spłynęła łza. Jednak nie miała żadnych właściwości. Nie oczyściła jego duszy. A powinna. Wiedział, że pomimo dążenia słuszna według niego drogą zgrzeszył wiele razy. Ta łza powinna go oczyścić. Był nawet przekonany, że tak się stało. Jednak nikt mu nie powiedział prawdy. Dlaczego?? Chcieli go oglądać pogrążonego w swoich własnych marzeniach. To sprawiało im radość. Ogromną radość. Powoli jednak zaczął czuć co się dzieje. Chciał wstać, lecz poczuł silne szarpnięcie i z powrotem upadł na krzesło. I stało się! Ujrzeli w jego oczach strach. Pomimo iż starał się to skrzętnie ukryć, część jego duszy wyszła na wierzch. Wbrew jego woli. Co sobie teraz o nim pomyślą?? Co się teraz z nim stanie?? Jak to wszystko się skończy?? Śmiech stawał się coraz głośniejszy. Nie był pewien, czy uda mu się wytrzymać, ale poddać się też nie chciał. Chciał walczyć do końca, bez względu na to jaki skutek to odniesie. Nie dbał w tej chwili o to co będą mówić, gdy to wszystko się skończy. Czy w ogóle ktoś bedzie o nim pamiętał? Czy ktos go wspomni, przy byle jakiej okazji? Nie chciał znać odpowiedzi. Bał się jej. Wiedział, przeczuwał jak ona może brzmieć. Ku jego zdziwieniu śmiechy ucichły. Czy w końcu spełniono jego prośbę? Czy ktoś go w końcu wysłuchał, i teraz pozwolą mu odejść? Nie wiedział. Jedyne co wiedział, to to, że aby stąd wyjść trzeba wziąć siły w swoje ręce. "Nie boję się was" krzyknął. Jednak na nikim nie zrobiło to wrażenia. Powoli zaczęli się od niego odwracać. Chciał jakoś zwrócić ich uwagę, lecz nie mógł sie poruszyć. Nie mógł też wydusić z siebie ani słowa. "Co się ze mną dzieje?" pomyślał. Przed soba ujrzał obraz z dziecinstwa. Zielona łąka, znajomi na trawie grający w piłkę, dzieci na oddalonym od niego placu zabaw. W jednym dziecku rozpoznał siebie. Ile mógł wtedy mieć lat? Stanowczo za mało, aby cokolwiek z tego okresu pamiętać. Jego młodzsze odbicie zaczęło się zbliżać do "swojej teraźniejszości". Młody stanął kilka stóp przed nim. Chłopiec wyciągnął w jego kierunku rekę. Wiedział, że musi zrobić to samo. Z wielkim trudem wyciągnął w jego kierunku rękę dotąd spoczywającą na jego kolanach. Chłopiec chwycił go za rękę. Przez chwilę mu w oczy, po czym ściśnął mu dłoń. Jak na dziecko miał dużo siły. Mężczyzna siedział przerażony. Czuł narastający ból. Próbował wycofać rękę, ale nie miał siły. Coraz bardziej dokuczał mu ból. Spojrzał na chłopca. Na jego młodej twarzy nie było widac żadnego śladu podniecenia, żadnego wyrazu zmęczenia, czy wydalanej z siebie siły. Za to mężczyzna prawie kulił się z bólu. Białka jego oczu powoli się zaczerwieniały. Lada moment a mężczyzna wybuchłby płaczem. Nagle chłopiec puścił jego rękę i zniknął. Mężczyzna obejrzał swoją dłoń. Była zdeformowana. Wiedział, że ma złamane kości. Gdy ponownie spojrzał przed siebie ujrzał ekran monitora. To co na nim zobaczył zdziwiło go nie mniej niż chłopiec łamiący jego rękę. Widział e-maile. Znał je na pamięć. Nie musiał patrzeć na adres nadawcy. Wiedział, że to od niej. Ona, pomimo dzielącej ich odległości potrafiła pomóc mu o każdej porze dnia i nocy. Była lekarstwem na jego chorobę. Była tym czego od zawsze szukał. Nagle ekran zniknął i usłyszał wszystkie rozmowy jakie ze sobą przeprowadzili. Pomimo, iż trwało to dosłownie chwilę, słyszał każdy szczegół ich godzinnych rozmów. Słyszał każdy jej śmiech, który nawet w chwilach największego smutku, potrafił zbić go z nóg. Za to ją kochał. Za każdy jej szczegół. Za jej włosy, jej smak, jej zapach. Widział teraz wszystko. Wszystko co z sobą robili. Niekiedy robiło mu się głupio, patrząc co z sobą robią. "Jak zwierzęta" pomyslał. W tej samej chwili coś chwyciło jego ramię. Odwrócił się. To była ONA - Ptyś z Kremem. Zawszą ją tak nazywał.. Odwrócił się. Uśmiechnął się do niej. Ona odwzajemniła jego uśmiech. Wstał. Bez żadnych przeszkód. Nie czuł żadnego bólu. Wstał gładko. Wtulił się w nią. Poczuł wilgoć w swoich włosach, ale nie zwracał na to uwagi. Dopiero gdy coś zaczęło mu kapać po szyi wyprostował się. Płakała. Łzy leciały jej ciurkiem. Kapały na niego. Spływały po jego szyi, rękach, plecach. Minęło kilka minut, jak zauważył że stoi w kałuży z jej łez. Nie do końca wiedział o co chodzi. Dopiero po chwilu zdał sobie z tego sprawę. To jej łza. Ta która spłynęła mu kilka minut wcześniej. To była jej łza. Postanowiła go oczyścić. Nie liczyła się z kosztami. Mogła zapłącić każdą cenę, aby go oczyścić. On dla niej zrobiłby dokładnie to samo. Długo na siebie patrzeli, aż w końcu Ona odeszła. Wiedzieli, że tak bedzie lepiej. Odkupiła go. Na zawsze będą w swoich pamięciach. On teraz czuł się wolny. Nie. Źle. Nie wolny, odkupiony. Ona go odkupiła. Od teraz ma go zawsze dla siebie. A on ma ją. Nareszcie ma na zawsze swojego Ptysia z Kremem. Zawsze o tym marzył. Od teraz... Ten post był edytowany przez Agrado: 26.03.2004 13:06 -------------------- "300 Minut" - Amatorski Serial Sensacyjny
Me llaman la Agrado, porque he intentado siempre hacer cada uno ojos formados una almendra más agradable de la vida (...), 80 miles, silicón en labios, frente, mejillas, caderas y el asno... el litro cuesta sesenta mil Pesetas... que usted lo agrega para arriba, porque paré el contar... Tits? Dos. No soy ningún monstruo. Setenta por cada uno, pero éstos se han despreciado completamente. Me costó mucho para ser auténtico. Pero no debemos ser baratos en respeto a la manera que miramos. Porque una mujer es más auténtica más ella mira como qué ella ha sońado para se. |
![]() ![]() ![]() |
Agrado |
![]()
Post
#2
|
![]() Iluzjonista Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 112 Dołączył: 16.01.2004 Skąd: Bydgoszcz ![]() |
Teraz kolejne opowiadanie. Dzieje się
wspólcześnie. Jest o tematyce medycznej. Zawartych jest w nim trochę
terminów, ale to nie powinno chyba nikomu przeszkadzać. Zapraszam do
czytania.
„Przebudzenie” - Bradykardia. Miligram Atropiny – krzyknął Jack do stojącej obok pielęgniarki. Nie miał dzisiaj dobrego humoru. Swój dyżur, którego właśnie mijała szesnasta godzina miał skończyć cztery godziny wcześniej. Obiecał żonie. Od tygodnia jej obiecywał, że skończy wcześniej, jednak ani razu jeszcze nie dotrzymał słowa. To miał być jego pierwszy raz. Mieli razem jechać do córki, która od ponad tygodnia leży w szpitalu z podejrzeniem nowotworu. Jack próbował wytłumaczyć rodzinie całą sytuację, jednak ciągle słyszał, że praca jest dla niego ważniejsza. - Ciśnienie 120/50. Puls 54. Saturacja 89 - Rozszerzadło – założył je, po czym zdecydowanym ruchem odsłonił zawartość klatki piersiowej – Ssanie. Ręka pielęgniarki wsunęła ssak do środka. Jego cieniutką rurką wypływała krew do podłączonego na końcu zbiornika. - Nic nie widzę – wrzasnął ponownie – nie widzę skąd krwawi Nagle w tle rozbrzmiał powolny, nieregularny pisk monitora. Wszyscy zwrócili swoje oczy w jego stronę. - Tracimy go – głos pielęgniarki zabębnił w głowie Jacka - Nie pozwolę na to. Nie dzisiaj. Atropina. Mike masaż wewnętrzny. Dotleniajcie go. Wszyscy wykonywali posłusznie swoje zadanie. Jack cały czas, jakby zahipnotyzowany patrył na monitor. Nie zobaczył jednak nic, co by mogło podnieść go na duchu. - Asystoria Jack odwrócił się w kierunku pielęgniarki. Spojrzała na nią tak, jakby z jego wzroku miała wyczytać co ma teraz zrobić. - Defibrylator - 200? – zapytała niepewnym głosem pielęgniarka - Tak – spojrzał na pielęgniarkę, która dała mu znak, że bateria już się naładowała – Czysto - Czysto – odpowiedzieli pozostali obecni w sali Jack przyłożył elektrody do serca po czym uwolnił impuls. Ciało pacjenta wykrzywiło się. Jack spojrzał na monitor. - 250 - Jest – odpowiedziała pielęgniarka - Czysto – wrzasnął. Pacjent znowu wygiął się w łuk. Jack odrzucił elektrody i zaczął masaż serca. - Podajcie jeszcze dwa miligramy atropiny i cały czas go wentylujcie. Cały czas Jack masował jego serce, jednocześnie wpatrując się w monitor. Krople potu ściekały mu z czoła. Był zmęczony jednak nie przestawał resuscytować pacjenta. - Jack to już koniec – powiedziała łagodnym głosem pielęgniarka - Jeszcze nie – odpowiedział. Oderwał na chwilę wzrok od monitora i spojrzał na twarz pielęgniarki. Zerknęła na niego niepewnym spojrzeniem. - Ile to już trwa? – zapytał - Dwadzieścia minut Jack wyjął ręce z pacjenta. Spojrzał na niego i na monitor. - Czas zgonu dwudziesta pierwsza trzydzieści sześć Zdjął rękawiczki i wyszedł z sali. Cały czas nie dopuszczał do siebie tej myśli. Co prawda nie był to pierwszy jego pacjent, który zmarł podczas operacji. Ta śmierć pogrążyła go jeszcze bardziej w podłym humorze. Może przeszło by to obok niego jakoś szybciej, gdyby to co zaraz musi nastąpić. Tej czynności nienawidził w swojej pracy najbardziej. Mimo iż niejednokrotnie przez nią przechodził, to dzisiaj się z nią jeszcze nie oswoił. Przed wejściem na poczekalnie zauważył, że ma jeszcze na sobie zakrwawiony fartuch. Zdjął go jednym ruchem i cisnął do stojącego nieopodal kosza. Spojrzał przez szybę w drzwiach i zauważył siedzącą tam starszą kobietę. Otworzył drzwi i wszedł do poczekalni. Podszedł do kobiety i usiadł obok niej. - Pani Travis? - Tak. Co z moim mężem? Jack wypuścił głośno powietrze z ust i przetarł twarz dłonią. - Pani mąż został poddany operacji z powodu licznych urazów wewnętrznych. Podczas operacji doszło do komplikacji. Nie mogliśmy opanować krwotoku i zatrzymała się akcja serca. Resuscytowaliśmy go prawie pół godziny jednak... Kobieta zaczęła płakać. Przytuliła się do Jacka i zaczęła szlochać mu w ramię. - Bardzo mi przykro - Wychodzę – powiedział przechodząc przez recepcje Izby Przyjęć - Nie możesz jeszcze – odpowiedział Philip, szef stażystów, który Każdego trzymał tutaj twarda ręką. - Ale moja córka jest... - Wiem. Jesteś jedynym chirurgiem na dyżurze. Poza tym wiozą nam ofiarę wypadku. - To wezwij Martina... Przeszkodziło im nawoływanie medyka, który właśnie wjeżdżał z noszami do Izby. - Pomóżcie... Jack podszedł do noszy. Pielęgniarka nałożyła mu fartuch. - Co mamy? - Wypadek samochodowy. Wyleciał przez szybę. Podejrzenie złamania kręgosłupa na odcinku szyjnym oraz złamania podstawy czaszki. Ciśnienie 90/60. Puls 42. Saturacja 76. Glasgow 8. - Phil, co mamy wolnego – zapytał Jack - Wjedź z nim do dwójki Wjechali do sali. Medycy zabrali swoje rzeczy z noszy i wyszli. Jack i reszta załogi chwyciła za prześcieradło z noszy. - Przenosimy go na trzy. Raz, dwa... Przenieśli go łóżko. - Zainkubuję go. Rurka numer sześć. Rentgen kręgosłupa i kręgosłupa szyjnego oraz czaszki. Tomografia komputerowa głowy i brzucha. Morfologia, EKG, profil toksyn, poziom elektrolitów. Grupa i krzyżówka dla pięciu jednostek. Podać sól i preparat witaminowy. Dopamina i chaloperidol. - Babinsky dodatni – krzyknęła pielęgniarka przejeżdżając palcem po stopie mężczyzny. Jack próbował umieścić rurkę w krtani, jednak nie udało mu się to. - Nie mogę go zainkubować. Zwiodczyć go. Pavulon. Pielęgniarka wstrzyknęła zastrzyk, po czym Jack ponownie przystąpił do inkubacji. - Rurka w miejscu. Dotleniać go. Co z tym Roentgenem? - Załóż fartuch. Pielęgniarka wsunęła kasetkę pod plecy mężczyzny, po czym prześwietlono go. Powtórzyła czynność wkładając kasetkę pod szyję i głowę. - Szybko z wynikami - Zadzwoniłam na górę. Czekają z tomografem – powiedziała jedna z pielęgniarek, która zajmowała się kroplówką. - Parametry? – zapytał - Ciśnienie 110/65. Puls 62. Saturacja 86. - Na górę z nim. Lekarze wzięli łóżko i pojechali. Jack wyszedł z sali i podążył do recepcji. Tuż za nim szedł Phil. - Phil wychodzę. - Jeszcze chwilę. Martin i Laurent już jadą zajmą się tym z wypadku. Ty weź jeszcze pacjentkę z jedynki i możesz iść. – powiedział stanowczym tonem Jack z niezbyt przyjemnym wyrazem twarzy poszedł w kierunku jedynki. Po drodze zauważył swojego praktykanta i chyba byłby chory gdyby go nie zawołał. - Dave, do mnie – krzyknął Dave poszedł za Jackiem. Weszli do jedynki i zauważyli na łóżku starszą kobietę, w siwych, kręconych włosach. Obok niej stała jedna z pielęgniarek. - Co mamy? - Izabelle Adreu. Lat sześćdziesiąt pięć. Dziś rano straciła przytomność. Przywiózł ja syn. Od kilku tygodni uskarża się na silne bóle głowy i zawroty. Wymiotuje. Jack podszedł do pacjentki. - Witam. Nazywam się Jack Williams. Musze panią zbadać. Jack osłuchał ją, zajrzał do gardła i w oczy. Zmierzył temperaturę. Potem chwycił ją delikatnie za głowę i pokierował nią tak, aby głowa dotknęła szyi. - Boli panią? – zapytał - Trochę – odpowiedziała lekko przerażonym głosem Jack zwrócił się do pielęgniarki. - EKG, Morfologia, Tomografia głowy, badanie moczu. Podać 500 mg Ibuprofenu i Chaloperidol. Zestaw do nakłucia lędźwiowego. Szybko. Dave będziesz asystował. - Super – odpowiedział podekscytowany student. Była to dal niego kolejna okazja do zaliczenia zabiegu. - Jack. Żona dzwoni – powiedział Phil, który właśnie wbiegł do sali. - Zaraz wracam Po chwili był już przy telefonie. Trochę bał się odebrać tej rozmowy, bo podejrzewał co może usłyszeć. Niepewną ręką chwycił za słuchawkę i przysunął ją do ucha. - Tak? - Ile Ciebie można prosić, żebyś przyjechał? Jeżeli tak bardzo chcesz rozwodu to jesteś na najlepszej drodze, aby go uzyskać darła się przez słuchawkę - Mam już ostatniego pacjenta. Zaraz kończę i przyjeżdżam. - Wiesz kiedy ja to słyszałam? - Co z Jessie? - Przyjedź to się przekonasz. Koniec. Jego żona odłożyła słuchawkę. Jack po chwili zrobił to samo. Odwrócił się i wrócił do pacjentki. Podszedł do niej spokojnym krokiem. Chwycił zestaw do nakłucia i usiadł obok Izabelle. - Niech się pani odwróci na lewy bok. I proszę się nie ruszać. - Co będziecie robić? - Musimy zrobić nakłucie lędźwiowe, aby wykluczyć zapalenie opon mózgowych. Dave zrobisz to. Powiem ci jak. Pacjentka odwróciła się na bok. Jack odpiął jej kitel. - Dave przysuń się bliżej – poczekał aż praktykant wykona polecenie – teraz zdezynfekuj skórę – ponownie odczekał chwilę – zrób miejscowe znieczulenie skóry. Dave niepewnym ruchem wbił igłę znieczulającym i wstrzyknął zastrzyk. Czuł się niepewnie. To był jego pierwszy taki zabieg. Do tej pory tylko zszywał pacjentów. Jeszcze nie miał okazji się wykazać w czymś innym. - Doskonale. Teraz wbij igłę w przestrzeń podpajęczynówkową pomiędzy trzecim a czwartym kręgiem. Wsuwaj tak długo dopóki nie poleci płyn. Niepewnym ruchem Dave wbił igłę. Po chwili przez igłę zaczął sączyć się przeźroczysty płyn. - Teraz podstaw probówkę i napełnij ją do połowy objętości. Nie trwało to długo. Dave napełnił probówkę, po czym wyjął igłę. - Brawo. Zanieś do laboratorium. I podaj pani mannitol. Ja wychodzę. Dave wyszedł. Jack pozbierał wszystkie śmieci i zamierzał wyjść gdy kobieta go zaczepiła. - Nie w humorze pan coś jest? - Niech się pani stara nie ruszać. To obniży bóle głowy. - Mnie pan nie oszuka. - Przepraszam, ale... - Pana dziecko jest chore? Jacka to zdziwiło. Podszedł bliżej. - Skąd pani wie? - Potrafię czytać z ludzi jak z otwartej księgi. Co jej jest? - Ma podejrzenie nowotworu mózgu. Muszą jeszcze badania zrobić, aby to potwierdzić. - Jutro mi pan o wszystkim opowie. Jack popatrzył jeszcze przez chwilę na kobietę po czym wyszedł. Szpital, w którym leżała jego córka oddalony był o dobre czterdzieści minut drogi. Dochodziła prawie dwudziesta trzecia, więc z jednej strony było to korzystne dla Jacka, ponieważ o tej porze z reguły drogi są przejezdne. Poza jednym małym korkiem, który utworzył się, przy zjeździe z obwodnicy na ulicy było całkiem przejrzyście. Na kilka minut przed północą Jack podjechał pod szpital Św. Anny, w którym leżała jego córka. Zaraz po wejściu skierował się do windy. Jechał nią dość długo. Ósme piętro nie było dość odległą trasą dla windy. Dla windy, która jest szybka, a nie dla takiego ślimaka jak ta. Prawdopodobnie dotarcie do celu po schodach, okazało by się szybszym rozwiązaniem. Wyjście z windy znajdowało się vis-a-vis oddziału, na którym leżała Jessie. Jack szybko ruszył przed siebie. Przed drzwiami do jej pokoju stała Samantha – jego żona. - Witaj kochanie. Jeszcze raz Cię przepraszam, ale... - Nic nie mów – wymówiła z nieukrywaną złością – to, że nie masz czasu dla mnie, to jeszcze jestem ci jakoś w stanie wybaczyć, ale to, że nie masz czasu dla własnej córki, zasługuje tylko na pogardę. - To nie jest najlepszy czas, żeby się kłócić - Dla Ciebie, żadna pora nie jest dobra – wymawiała coraz ciszej. Była znana z tego, że jak jest na cos zła, to zamiast krzyczeć zaczyna mówić coraz ciszej. Gdy tylko dochodziło do takiej sytuacji każdy, kto ją znał ustępował jej z drogi. Kto jej nie znał, zazwyczaj narażał się na niebezpieczeństwo. - Co z Jessie? - Lekarz jest w środku. Ma wyniki tomografii i pozostałych badań. Powiedziałam, żeby poczekał z tym aż ty przyjdziesz. Zaraz po tych słowach z pokoju Jessie wyszedł lekarz. Podszedł do Jacka i Samanthy. - Co z nią? – zapytał Jack - Państwo usiądą Samanth’cie zaczęły ściekać łzy po policzku. Obawiała się najgorszego. - Mamy wyniki tomografii komputerowej – mówił lekarz - Astrocytoma anaplasticum III stopień - Co to znaczy? – zapytała Samantha - Złośliwy guz mózgu – powiedział Jack głosem, przez który można było usłyszeć załamanie – mogę zobaczyć wyniki? - Proszę bardzo Lekarz wręczył Jackowi wyniki badań. Trzęsącymi rękoma Jack odwrócił pierwsza stronę i zaczął czytać. - W prawej półkuli mózgu, pomiędzy trzonami komór bocznych i z naciekiem komory bocznej prawej oraz z przechodzeniem na stronę lewą widoczna jest patologiczna masa guzowata o średnicy ok. 5cm, miernie izointensywna w obrazach T2, T1 zależnych. Ulega niejednorodnemu, głównie obwodowemu wzmocnieniu kontrastowemu. Guz sięga częściowo nadkomorowo: widoczna jest strefa lokalnego obrzęku w prawym płacie ciemieniowym. Komora boczna prawa częściowo uciśnięta od góry w zakresie trzonu, a komora boczna lewa w warstwach górnokomorowych od części przyśrodkowej, komora III nieco uciśnięta od strony prawej. Układ komorowy nadnamiotowy poszarzony, nieco przemieszczony w lewo. Drobne ogniska naczyniopochodne w odnodze przedniej torebki wewnętrznej lewej półkuli mózgu. Zaczął płakać. Ręce mu się trzęsły a twarz zmoczona od łez zrobiła się cała czerwona. Reakcja Samanthy była identyczna. Po raz pierwszy od kilku tygodni przytulili się do siebie. - Co zamierzacie zrobić? – spytał łamliwym głosem Jack - Proponujemy biopsję stereoaktyczną. Potem chemioterapia, naświetlania i Temozolomid, w celu uniknięcia odrostowi guza. Operacja może się odbyć w środę. Może pan asystować. Przeprowadzi ją prawdopodobnie Peter Boyle. - Możemy do niej wejść? - Proszę bardzo. Stanęli obok łóżka Jessie. Była w śpiączce. Jack chwycił ją za rękę i klęknął. Samantha usiadła z boku na jej łóżku. - Wygląda tak niewinnie. Czym ona sobie na to zasłużyła – powiedziała przez łzy - Nie wiem kochanie. Naprawdę nie wiem. Jacka czekała dyżur. Nie było mu to w planie, ale musiał. Taki już był urok jego zawodu. Wszedł na Izbę Przyjęć. O razu został „wykryty” przez Phila. - Jack. Co z Jessie? - Astrocytoma - Przykro mi. Są wyniki badań tej pacjentki z jedynki. Zajmiesz się nią? - Tak. Zaraz. Gdy tylko się przebrał chwycił kartę Izabelle i podszedł do niej. Zanim wszedł do środka przejrzał jej wyniki. Nie mógł uwierzyć własnym oczom. Astrocytoma Anaplasticum. Wszedł do jej sali. - Witam. Mamy wyniki pani badań. Ma pani guza mózgu. - Wiem. Już to słyszałam w poprzednim szpitalu. - Możemy panią poddać operacji. - Nie. Nie chcę. Kobieta nagle chwyciła się łóżka. Zamknęła oczy i padła na łóżko. Jack zawołał Phila. Ten przybiegł szybko. Razem z nim zbiegły się pielęgniarki. - Utrata przytomności. Piętnaście litrów tlenu przez maskę. Podłączyć monitor. Pielęgniarka podłączyła monitor. - Tachykardia. - 5 mg hidroxiziny. Kobieta się na moment przebudziła. Chwyciła Jacka za rękę. Odchyliła maskę. - Teraz już będzie wszystko dobrze. Może mi pan wierzyć. – wyszeptała, po czym ponownie straciła przytomność - Jack, asystoria. - Zainkubować ją. Defibrylator. Pielęgniarka podała Jackowi elektrody, podczas gdy Phil inkubował pacjentkę. - 250 - Jest - Odsunąć się. Ciało Izabelle lekko wygięło się nad łóżkiem. - 300. Odsunąć się. - Tracimy ją. - Masaż. Cała akcja reanimacyjna trwała prawie godzinę. Izabelle nie odzyskała już przytomności. - Czas zgonu dwunasta dwadzieścia dwie – ogłosił Phil Pielęgniarka odłączyła monitor, po czym wszyscy wyszli z sali. Jack oparł się o szafkę, z której coś spadło. Odwrócił się. Na podłodze leżała książeczka Izabelle. Zanim odłożył ja na miejsce zajrzał do środka. Na pierwszej widniało zdjęcie. Dziewczynka na zdjęciu wyglądała identycznie jak Jessie. Podpis pod zdjęciem głosił: Izabelle Adreu, Paryż, rok 1943 Jack wyszedł zrezygnowany z sali, gdy zawołała go dyżurna. - Żona do Ciebie. Jack przyłożył słuchawkę do ucha. - Słucham - Jessie się obudziła. Musisz tu przyjechać. Nikt nie może uwierzyć w to co się stało. - Już jadę kochanie. Na jego twarzy zagościło zdziwienie. Otarł łzy. Spojrzał w górę po czym wyszeptał: - Dziękuję ci Izabelle. Proszę o opinię na temat opowiadania. P.S. Muszko, oby Jack nie kojarzył Ci się z Bentonem ![]() -------------------- "300 Minut" - Amatorski Serial Sensacyjny
Me llaman la Agrado, porque he intentado siempre hacer cada uno ojos formados una almendra más agradable de la vida (...), 80 miles, silicón en labios, frente, mejillas, caderas y el asno... el litro cuesta sesenta mil Pesetas... que usted lo agrega para arriba, porque paré el contar... Tits? Dos. No soy ningún monstruo. Setenta por cada uno, pero éstos se han despreciado completamente. Me costó mucho para ser auténtico. Pero no debemos ser baratos en respeto a la manera que miramos. Porque una mujer es más auténtica más ella mira como qué ella ha sońado para se. |
![]() ![]() ![]() |
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 15.05.2025 01:01 |