Kwant, Czyli teatrzyk Voldius i
Emp przedstawia
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | ![]() ![]() ![]() ![]() |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
Kwant, Czyli teatrzyk Voldius i
Emp przedstawia
Empire |
![]()
Post
#1
|
![]() Chemik Anarchista Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 352 Dołączył: 02.04.2003 Skąd: Koko wa 3Miasto desu! ^^ Płeć: Mężczyzna ![]() |
Bez dłuższych wstępów czy przynudzania...
realia teoretycznie HP o tyle, że korzystamy z tego samego świata. Ale
jesteśmy... no ładne kilkaset kilometrów dalej. Więc jeśli komuś marzą się
powielane schematy - to niech uwarza! Bo duet świrów może naprawdę
dziwne pomysły w życie wprowadzić =D Ikimasho!*
*po japońsku - ruszajmy. Niestety będziecie musieli przeżyć wstawki z różnych języków bo niestety uwielbiam bawić się słowami =) Wpadając do pokoju trzasnął za sobą drzwiami z taką siłą, że huk słychać było chyba na całym poziomie. Sekundę później już jednak opierał się o nie, zasłaniając twarz dłońmi i próbując wmówić sam sobie, że się nie trzęsie. Już w następnej chwili rzucił się do stołu, szukając jakiegokolwiek przedmiotu odpowiedniego do tego co chciał z nim zrobić. Jego ręka padła na podręcznik do zaklęć. "Idealnie!" < myśl ledwo przebiła się przez emocje, które gęstwiły się, gotowały w nim, przygotowywały do wybuchu, który nastąpił ułamek sekundy później, kiedy rzucił książką w ścianę z taką furią, że z woluminy wysypały się prawie wszystkie kartki. - SZLAG! SZLAG NIECH TRAFI TEGO KTO WYMYŚLIŁ TE KLEJONE KSIĄŻKI!!! - wrzasnął, jakby to producenci książek byli winni jego obecnego stanu. Chwycił się ręką o jedną z kolumien piętrowego łóżka, zacisnął na niej palce i zaczął wpatrywać się w rozrzucone strony. Dyszał teraz ciężko, czując jak chamowane dotąd emocje zaczynają wrzeć coraz bardziej. Naraz gwałtownie odwrócił się, wyciągając z kieszeni różdżkę i tnąc nią powietrze przed sobą. Wyzwolona, niekierowana energia rozbiła jedną z probówek na biurku. - IDIOCI! - znów machnął różdżką. Tym razem trafił w kolbę. - BARANY!! DEBILE!!! NIEPEŁNOSPRYTNE PÓŁDUPKI POTRAFIĄCE W NAJLEPRZYM WYPADKU ZAMIENIĆ PODUSZKĘ Z IGŁAMI W JEŻA!!! - znów świsnął różdżką w powietrzu, rozbijając kolejnych kilka szkieł labolatoryjnych i skutecznie zalewając biurko substancjami w nich trzymanymi. Ostry zapach siarki wypełnił pokój. Obraz ten tylko jeszcze bardziej rozjuszył chłopaka, który zamierzył się i kopnął czubkiem glana w biurko od spodu, nadrywając elementy łączące je ze ścianą. Teraz co mogło się jeszcze rozlać i rozsypać - rozlało się i rozsypało. - BANDA GŁUPKÓW BAWIĄCYCH SIĘ CZYMŚ CZEGO w ogóle NIE ROZUMIEJĄ!!!! - gdy tylko skończył słowa usłyszał odgłos rozbijanego szkła. Odwrócił się gwałtownie - to z ram obrazów poszły szyby. - argh! - wywinął znowu w powietrzu i dwa obrazy momentalnie stanęły w płomieniach. Zawsze go wnerwiały. Machnął znowu, tym razem tak, że różdżka prawie wyleciała mu z dłoni, pozostałe zaś obrazy jak wystrzelone przeleciały przez pokój i połamały się na przeciwległej ścianie. Chłopak znieruchomiał na moment. Dyszał teraz ciężej od maszyny parowej, czuł jak cała krew jaka tylko była w jego ciele jest z niesamowitą siłą pompowana do jego głowy, słyszał pulsowanie w uszach, czół napięte do granic mięśnie. - SZLAG BY TO WSZYSTKO - ryknął, wypuszczając nieświadomie przez różdżkę kolejną porcję mocy, tak że wszystkie mniejsze sprzęty w pokoju podskoczyły. Voldius przeskoczył dwa ostatnie schody i jak wicher wbiegł do sali jadalnej, o mało nie tratując jakiegoś pierwszoklasisty. Na śliskich kafelkach, jakie robiły za podłogę w tej sali (i na które wszyscy klęli a które z niewiadomych przyczyn nie zostały nigdy zmienione na coś bardziej praktycznego) wychamował dopiero przy najbliższym stole. Siedzieli przy nim "Niedźwiedź", "Pikuś" i "Hafcik" i grali w pokera. - Yoł! Ludki nie widzieliście Emp'a? - wyrzucił z siebie zdyszany Voldius - Widzieliśmy - odparł Niedźwiedź, drapiąc się po jak zwykle nieogolonej brodzie a następnie rzucając wymieniając dwie karty - Iiii? - A co? - No co się z nim stało! - Poszedł sobie - odparł Niedźwiedź, robiąc rozbrajający uśmiech. I byłby został pewnie uduszony przez Voldiusa na miejscu za przedłużanie, ale wtrącił się Pikuś: - Kłócił się chyba z godzinę z Grabarczykiem i jego tyłkossaczami a potem nagle wleciała sowa i zrzuciła mu na łeb małą paczkę z listem. Emp otworzył list, czytał może przez sekundę a potem wybiegł z sali z twarzą koloru mniej więcej kratek w Twojej koszuli. Voldius z niedowierzaniem spojrzał na swoją koszulę, zastanawiając się przez moment, czy dobrze pamięta co dziś rano założył. Stwierdziwszy jednak, iż dobrze pamięta, że koszula była czerwono-purpurowa, rzucił krótkie "dzięks", odwrócił się i popędził w stronę schodów. Zdążył jeszcze usłyszeć kawalątek dalszej rozmowy chłopaków: - Ty, a dlaczego "tyłkossacze"? - Bo określenie "dupolizy" już mi się znudziło, zwłaszcza w stosunku do tych pedałów. - ano chyba że tak.. - phehehe, a ja mam karetę, patrzcie i płaczcie!... Pełen najgorszych przeczuć Voldius dobiegł do schodów i zaczął przeskakiwać po dwa - trzy stopnie. Zaczynał już mieć powoli dość dzisiejszego dnia, zwłaszcza że nie skończył się on jeszcze i jeśli jego przewidywania były słuszne - do końca jeszcze brakowało wiele. Ręką chwytając sie za poręcz przeleciał bardziej niż przebiegł zakręt schodów i zeskakiwał dalej. Grabarczyk był jednym z najleprzych uczniów w szkole a przynajmniej za takiego uchodził. Był typowym kujonem do wszystkiego, od wróżenia po teorię magii i od "Zoo" ( jak w skrócie określali lekcje o magicznych zwierzętach ) po Zaklęcia. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że potwornie się tym szczycił i nie omijał żadnej okazji aby pokazać reszcie świata, że on jest najleprzy a owa reszta - to totalne zera. Był na dodatek piekielnie bogaty i tutaj też nie byłby sobą aby nie okazywać swej domniemanej wyższości. Gwoździem do trumny tego gościa było to, że otaczał się grupą podobnych mu, chodź nie mających się aż tak czym wozić kretynów, którzy non stop rozbudowywali jego i tak już kosmicznych wielkości ego, a na dodatek poprostu zabezpieczali go przed co mniej opanowanymi uczniami, których nie raz juz świerzbiła ręka aby pokazać Grabarczykowi jego miejsce. Empire'a zaś lista kłótni i zatargów z tym człowiekiem wydawała się nie mieć już końca, powodów zaś ku temu było prawie równie dużo. Voldius przeskoczył ostatnie pięć schodów i popędził przez korytarze podziemi. Zazwyczaj kłótnie jego kumpla z tym oszołomem były dość przewidywalne, tak samo ich późniejsze skutki i opanowywanie efektów było w zasadzie dość łatwe. Ale nie mógł się opędzić od wrażenia, że tym razem schemat został przełamany i miał niejasne przeczucie, że jednym ze sprawców był ów list. Pozostawało mieć nadzieję, że paczka trzymana w prawej dłoni i również do przyjaciela zaadresowana będzie miała odwrotny skutek... Wpadł do ich pokoju i, pomijając sporą rozwałkę na biurku Empa, zobaczył pomieszczenie w stanie praktycznie nienaruszonym. Było to trochę dziwne, jako, że z pokoju na parę metrów biła aura po wypuszczeniu ilości energii wystarczających do momentalnego zapalenia niedużego wiejskiego domku. Voldius postąpił parę kroków, spojrzał w lewo i zdumiał się jeszcze bardziej. Empire leżał po drógiej stronie łóżka i bawił się lewitujacą nad jego ręką butelką. - Eee... nie mów że wychlałeś całą butelkę tak szybko - zaczął - wychlałem - zabrzmiała odpowiedź - co to jest? - whiskacz - WYCHLAŁEŚ W 15 MINUT BUTELKĘ WHISKEY?! - tak - ODWALIŁO CI KOMPLETNIE?!?! - tak - Od kogo był ten list? - Z uniwerka. Rzućmojąróżdżką. Jestna biurku - empire kiedy był pijany zaczynał mówić jeszcze szybciej niż normlanie przez co był już naprawdę trudny do zrozumienia. - Ok... CO!? - Voldius dopiero po chwili zajarzył fakty. Różdżka była na biurku. A Emp bawił się lewitując nad sobą butelkę. - spojrzał raz na biurko, raz na kumpla i przez dobrą chwilę ich nie odrywał. Po chwili szepnął: - no nie, tego to w historii Krakowskiej Wyższej Akademii Nauk Tajemnych nie było jeszcze... Empir nie pij tyle... Eh, powinienem rzucić sakramentalne "i znowu nie wyszło to tak jak chciałem" ale co tam. Co-jak-gdzie-i-po-co, a także jakim cudem rzuca się czary nie mając w ręce różdżki, co było takiego ważnego w liście z Poznańskiego Uniwersytetu Magii a także co tak poza kłóceniem się ze sobą porabiają uczniowie KWANT'u czyli Krakowskiej Wyższej Akademii Nauk Tajemnych - dowiecie się z next odcinków ; ) A w nich... wine, sex and heavy metal! I rozróby - o nie postara się Voldius-san ^^ Oj fick jeszcze przestanie być taki grzeczny i spokojny jak teraz, oj napewno... ![]() -------------------- Ryboforyna I i II jest markerem RER i dokuje w nim rybosomy za dużą podjednostkę. A tkanka łączna wyspecjalizowana tłuszczowa brunatna ma w wewnętrznej błonie mitochondrialnej białko rozprzęgające UPC-1, które zużywa elektrochemiczny gradient protonowy, produkowany przez kompleksy I, II, III i IV łańcucha oddechowego, nie syntetyzując ATP z ADP i Pi, przez co produkuje duże ilości energii cieplnej. ... ....... ....................
|
![]() ![]() ![]() |
Empire |
![]()
Post
#2
|
![]() Chemik Anarchista Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 352 Dołączył: 02.04.2003 Skąd: Koko wa 3Miasto desu! ^^ Płeć: Mężczyzna ![]() |
uaaj, sorry za dwa posty pod rząd ale no
tak jakby wyszło...
przypisy czyli te gwiazdki -> * są na końcu tekstu. Nie tłumaczyłem późniejszych czarów bo uznałem że później nie miałoby to już sensu. Tu było ciemno, wręcz czarno. Ciepłe powietrze, które w jakiś dziwny sposób czuło się na skórze, poprzeplatane było ciemnoczerwonymi smugami czegoś co przypominało dym. Następne wrażenie jakie poczół to było bicie jego serca, które waliło niczym młot. Podświadomie czuł na co się szykuje ale.. nie mógł sobie tego uświadomić. Jego myśli były niejasne, powolne, po chwili zastanowienia nie miały żadnego sensu. Tą chwilę jednak przerwało kolejne wrażenie. Dotyk czyjejś delikatnej skóry na policzku. Odwrócił się aby spojrzeć czyja to ręka ale w tym momencie poczół czyjeś usta na swoich i odruchowo zamknął oczy. Pocałunek był niespieszny, głęboki, wysysający wszelkie resztki świadomości i opatulający mózg porządaniem, ciepłem, bezpieczeństwem, wyrażał równocześnie pragnienie brania i chęć dawania. Oh! Jak dobrze znał te plecy, po których przesuwała się teraz jego ręka, by przyciągnąć dziewczynę bliżej i już nie puszczać. Jak dobrze znał to elektryzujące uczucie, kiedy ona delikatnie, opuszkami palców, przesuwała się w górę wzdłóż jego kręgosłupa. Górne części ich ubrań znikły nagle czy też nigdy ich tam nie było? Nie wiedział i nie zastanawiał się nad tym. Zamiast wszelkich wytłumaczeń wolał fakt, że mógł oderwać się od jej ust i, zaczynając od przygryzienia końcówki jej ucha, całować jej szyję i czuć, jak ona się do tego nadstawia. Bardziej odruchowo niż świadomie ich nogi zwarły się ze sobą, oni zaś dryfowali w pustej przestrzeni, bezpieczni, spragnieni siebie. Powoli zaczął ustami schodzić coraz niżej i niżej. Uwielbiał jej nieduże, krągłe piersi, gotów był spędzić przy nich pół życia, ona jednak jakoś niespecjalnie reagowała na związane z nimi pieszczoty. Przez chwilę więc tylko wodził po nich językiem, po czym znów przesunął się niżej, całując ją w brzuch jakby na zapowiedź tego, co miało się stać za chwilę a co doprowadzało ją niemal do szaleństwa z pożądania. Przyciągnął prawą rękę, jego język już wyciągał się, aby dotrzeć w najwrażliwsze fragmenty jej ciała.. - No Emp! Obudź się! - Voldius potrząsnął za ramiona kumplem - Co? E? O kuźwa... - jęknął chłopak - cholerny sen... - Co Ci? Masz wypieki na twarzy. Chory jesteś? - zapytał Voldius, patrząc uważnie na kumpla - Tak, na chorobę zwaną dojrzewanie, kuźwa kuźwa kuźwa i kuźwa także też - odparł Emp nadal nie chcąc otworzyć oczu. Przekręcił się za to na bok i usiadł. - Znowu Ona Ci sie śniła? - No.... ona.. - Uh, no to niedobrze.. no bo za parenaście minut pojedynek no i.. - Spox, zaraz się ruszę, tylko muszę oprzytomnieć. To Voldius chciał usłyszeć, siadł więc teraz na biurku i patrzył jak Emp powoli doprowadza do porządku czarną koszulkę, równie czarne spodnie, jak nakłada glany i sprawdza czy różdżka łatwo wysuwa się z tulejki w której wisiała na pasku, w końcu jak ubiera się w swój długi prawie do ziemi płaszcz z długimi rękawami, którego kolor wachał się gdzieś między bardzo ciemną zielenią a czernią. Wreszcie jeszcze tylko związał na nowo włosy w kitek, przywołał i wypił pare szklanek zimnego mleka i stanął ze wzrokiem jasno oświadczającym wszystkiemu dookoła, że jest gotowy. Noc była wyjatkowo cicha i spokojna jak na wiosenną noc na przedmieściach Krakowa. Nawet było widać nieco gwiazd, co nie było częstym zjawiskiem, jako że powietrze w tym regionie kraju bardzo zanieczyszczone jest przez wyziewy fabryk z leżącego nieco bardziej na południowy zachód Śląska. Szli więc, w piątkę, od prawej: Hafcik, rozglądający się uważnie swoimi okrągłymi, brązowymi oczami, Pikuś, niższy od poprzedniego o jakieś dwie głowy, poprawiający co chwilę swoje kręcone włosy, które opadały mu na oczy, chudy Prophet o ziemistej cerze i czarnych, wiecznie przetłuszczających się włosach, wreszcie kroczący dumnie i stanowczo Empire oraz Voldius. Pojedynki odbywały się, a może lepiej rzec: zaczynały się, w małym parczku pełnym drzew i krzewów, który przecinały ledwie dwie asfaltowe ścierzki z jedną jedyną ławką, koło której to ławki umawiali się pojedynkujący. Wszystko to otoczone było zewsząd wzgórzami a dalej jakimiś rozpadającymi się budynkami, których nieliczni mieszkańcy zajmowali się wszystkim tylko nie normalnym, spokojnym, uczciwym życiem. Jeśli dodać do tego fakt, że młodzi czarodzieje zawsze przed walką kładli na ten teren zaklęcia odwracające uwagę niepotrzebnych świadków, to można było uznać to miejsce za względnie bezpieczne. "Aniołki" już czekali pod ławką. Była ich również piątka, a więc: wysoki blondyn o kręcących się włosach - Wiktor, przywódca grupy; dalej "Pablo" lub Paweł Siarczewski, człowiek nieodmiennie ubrany w którąś ze swoich licznych par zielonych sztruksów, chudy jak Hafcik ale od niego niższy, Joasia - przyjaciółka Wiktora, która razem z nim grupę założyła, niesamowicie twarda zawodniczka, wreszcie dwóch przysadzistych Piotrków, którzy wyglądali jak bliźniacy co jednak prawdą nie było, gdyż niższy był tym starszym. Na widok nienazwanej jeszcze grupy Voldiusa siedzący na ławce Wiktor i Pablo poderwali się i raźnym krokiem ruszyli im naprzeciw. Hafcik, Pikuś i Prophet w odpowiedzi na to zatrzymali się i w ten sposób dowództwo obu grup stanęło przed sobą oko w oko. - Okej, pozostaje jeszcze tylko rzucenie czarów osłaniających teren i odpalenie "licznika" - zaczął Wiktor - Nom. To do roboty - przytaknął Voldius, wyciągając różdżkę. Pozostali zrobili to samo i po chwili cztery różnokolorowe promienie wystrzeliły w niebo gdzie każdy rozprysł się, otaczając park półkulistą barierą. Powtórzyło się to jeszcze kilka razy, dopóki nie rzucono wszystkich znanych sobie czarów ochronnych. Gdy ostatnia osoba schowała spowrotem różdżkę, jak nakazywał nigdy nie pisany rytuał pojedynków, Wiktor, jako przywódca grupy która przyszła pierwsza, wyczarował iluzję sporego kruka uderzającego w deskę, po czym wszyscy oddalili się do swoich drużyn. Kruk pukał zawsze dziesięć razy, ostatnim uderzeniem przebijając deskę, co było sygnałem do rozpoczęcia walki. Prócz rytuału rozpoczęcia i zakazu używania czaru "Avada Kedavra" pojedynki nie miały praktycznie żadnych zasad, chodź żadko kiedy zdarzało się, żeby walczące drużyny były bardzo odmiennej liczebności. Czasami też przeciwnicy umawiali się konkretnie kto z kim będzie walczyć, to jednak też należało do rzadkości. Pierwsze świerszcze cicho grały w trawie, a kruk miarowo uderzał w deskę.. już drógie puknięcie... trzecie... ręce wszystkich nerwowo zamknęły się wokół różdżek... czwarte... piąte... każdy powoli już ustawiał się w sobie właściwej pozycji do walki... szóste... siódme... w ostatnich momentach każdy starał się przewidzieć pierwsze posunięcia drużyny przeciwnej oraz z kim przyjdzie mu walczyć... ósme... dziewiąte... ostatnia chwila, kiedy ciało spinało się jak do skoku... dziesiąte! - DANCING LIGHTS! OSWALD'S PURPLE SHIELD! GREASE FIELD! ON THE WINGS OF WIND!* - sypnęły się słowa zaklęć ze strony aniołków - wybitnie ostrożny zestaw.. DARKNESS!** - mruknął emp osłaniając oczy przed oślepiającymi światełkami które tuż przed nim wyczarował któryś z aniołków. Po chwili w promieniu kilkudziesięciu metrów zapadła absolutna ciemność - był to efekt jego zaklęcia. - biorę latającego - syknął Voldius - LEVITATION! - cholera niech weźmie Empire'a i jego fotofobię - zmarszczył się Wiktor. Ledwo widział własną różdżkę. Jeśli miał jakieś nadzieje na zrealizowanie jakiejkolwiek taktyki podczas walki to teraz mógł się z nimi pożegnać, w zaistniałym chaosie nic nie dało się zrobić. Aśka która na początek wzbiła się na swoich skrzydłach wysoko w powietrze walczyła z kimś ale z kim? Obaj Piotrkowie osłaniani purpurowymi tarczami rzucili się gdzieś w lewo w krzaki, Pablo gdzieś w ogóle wyparował mimo, że powinien być obok... "nie ma co, czas wziąść się do mokrej roboty" - SECOND VISION - mruknął i zaczął rozglądać się. W oddali na lewo widać było jakieś cztery punkty, które jednak szybko się oddalały, wymieniając między sobą świetliste smugi. Aśka była tam gdzie się spodziewał, ale po prawej było coś za dużo osób i to za blisko.. - MIZU NO RYU!!!** - nagły krzyk przeszył ciemność i Wiktor poczół jak potężne uderzenie strumienia wody porywa go z ziemi i rzuca pare metrów dalej. Nerwowo machnął różdżką: - FROM SKY COMES LIGHT OF JUDGEMENT! - ledwie widział snop światła który spadł z nieba na przeciwnika. Powinien go porządnie przypiec... - O żesz Ty lightcaster'rze! - doszedł go krzyk - SHADOWS FROM THE HEART OF ETERNAL DARKNESS! - Wiktor poczół dreszcz na plecach: nie znał tego czaru. Chcąc się bronić, rzucił: - SHIELD OF SUN! - i z ulgą zobaczył jak na jego lewym przedramieniu materializuje się tarcza zbudowana z promieni słonecznych. Już poczół się pewniej, wywinął różdżką przygotowując kolejne zaklęcie, pewien, że żadne "cienie" nie będą mogły mu zaszkodzić, gdy nagle poczół jak jakieś ręce chwytają go za kardło i zaczynają dusić, drógie ciągną za ręce, trzecie podcinają nogi. Ułamek sekundy później leżał na ziemi, a przed jego oczy znikąd wyskoczyła jakaś upiorna, pomarszczona twarz o pustych oczodołach. Przez chwilkę nie dochodził do zesztywniałego z zaskoczenia Wiktora żaden dźwięk... a potem upiór wrzasnął przeraźliwie, chłopak odruchowo wrzasnął też... Aśka cichym westchnieniem powitała światło księżyca, kiedy wydostała się z pola nieprzeniknionej ciemności. Tu, w powietrzu, przy świetle gwiazd, czuła się znacznie swobodniej i pewniej niż tam, w chaosie i bezładzie na ziemi. Jednak szmaragdowo zielony promień czaru, który przeszył powietrze tuz obok niej, nie dał jej cieszyć się tą chwilą spokoju. Tuż obok w powietrze szybko wznosił się Voldius, plecąc jakiś bardzo skomplikowany czar. "mam moment na wcześniejszy atak!" - przeleciała błyskawiczna myśl.. - AQUAMARINE LIGHTNING! - błyskawica wystrzeliła z końca jej różdżki, odbiła się jednak tylko od niewidzialnej dotąd kuli osłaniającej chłopaka. - Cienko! Moja kolej! - odkrzyknął Voldius i zatoczył różdżką w powietrzu ognistą obręcz - CIRCLET OF FIRE WILL BURN ALL YOUR DESIRES! - obręcz pomknęła w kierunku dziewczyny, rozszerzając się do szerokości kilku metrów - FREEZING ARMOUR! - błyskawicznie odparła dziewczyna, wiedząc na co się zanosi. Lodowa, pełna zbroja zalśniła na niej. Tymczasem obręcz stanęła tak, aby mieć Joannę w swoim środku i zaczęła pluć w nią ogniem raz po raz. Lodowy pancerz wytrzymał pierwsze razy, ale po następnych zaczęły pojawiać się na nim pęknięcia.. - Dobrze, bardzo dobrze.. - mruknął do siebie Emp - Wiktor zaraz zemdleje, a jak nie to niech tylko skończę ten czar... - tu zróbił jakiś wyjątkowo skomplikowany znak w powietrzu - Voldius jak widzę bardzo ładnie daje popalić Aśce... eh, ja chciałem z nią walczyć ale trudno... - kolejny znak został wstawiony. Czar był wyjątkowo długi, należało napisać różdżką całe zdanie - Hafcik i Pikuś jak widzę bardzo ładnie wymieniają się ogniem z Piotrkami... tylko gdzie u licha jest Prophet, czemu go nie widzę nigdzie... ani Pablo... dobra, teraz tylko aktywować - chłopak napisał ostatni wyraz i stanął, wpatrując się w ciemność, przez którą doskonale widział dzięki czarowi własnego pomysłu. Cienie tymczasem systematycznie atakowały różnymi wizjami bezbronnego Wiktora. Empire nie mógł nic zrobić, jeśli nie chciał zepsuć roboty upiorów, czekał więc aż wkońcu pozbawią jego przeciwnika przytomności. - THOUSAND NEEDLES! - krzyknął Voldius i w stronę jego przeciwniczki poszybowały setki igiełek. Ta w ostatnim momencie wyczarowała przed nimi barierę, od której się odbiły, opędzała sie bowiem od stada atakujących ją nietoperzy. Cały czas była w defensywie, chłopak nie dawał jej wytchnienia ani na moment, powoli zaczynała już opadać z sił. - SKIN BURNER!! - kolejny promień poszybował w nią, zatrzymała go zaklęciem przywołującym strumień wody. W tym momencie jednak Voldius przygotował kolejny atak, chcąc fizycznie uderzyć dziewczynę telekinezą. Już rzucała zaklęcie rozładowania energii.. gdy nagle poczóła rozrywający ból z tyłu prawego ucha, kiedy jeden z nietoperzy wbił nią swe ostre jak igły ząbki. Niedokończone zaklęcie rozproszyło się, ona zaś zwinęła się wpół pod uderzeniem Voldiusa. Ten uśmiechnął się, chwycił przeciwniczkę swoją niewidzialną ręką i już chciał rzucić w ziemię, gdy nagle poczół, że po jego nerwach rozchodzi się potężny impuls energii. Jęknął, zwijając się a za sobą usłyszał krzyk Pabla: - Trzymaj się Aśka!! "O cholera..." - zaklął w myślach Voldius. Voldius, wieś-mac'ku, ozwij siem na GyGy! =) aa... a tu macie przypisy: * odpowiednio: tańczące światła, purpurowa tarcza Oswalda, pole tłuszczu (jak ja tego czaru niecierpię osobiście!), na skrzydłach wiatru, ** jap. "wodny smok" - kto zgadnie skąd ten czar zaczerpnąłem? =) -------------------- Ryboforyna I i II jest markerem RER i dokuje w nim rybosomy za dużą podjednostkę. A tkanka łączna wyspecjalizowana tłuszczowa brunatna ma w wewnętrznej błonie mitochondrialnej białko rozprzęgające UPC-1, które zużywa elektrochemiczny gradient protonowy, produkowany przez kompleksy I, II, III i IV łańcucha oddechowego, nie syntetyzując ATP z ADP i Pi, przez co produkuje duże ilości energii cieplnej. ... ....... ....................
|