Kwant, Czyli teatrzyk Voldius i
Emp przedstawia
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | ![]() ![]() ![]() ![]() |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
Kwant, Czyli teatrzyk Voldius i
Emp przedstawia
Empire |
![]()
Post
#1
|
![]() Chemik Anarchista Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 352 Dołączył: 02.04.2003 Skąd: Koko wa 3Miasto desu! ^^ Płeć: Mężczyzna ![]() |
Bez dłuższych wstępów czy przynudzania...
realia teoretycznie HP o tyle, że korzystamy z tego samego świata. Ale
jesteśmy... no ładne kilkaset kilometrów dalej. Więc jeśli komuś marzą się
powielane schematy - to niech uwarza! Bo duet świrów może naprawdę
dziwne pomysły w życie wprowadzić =D Ikimasho!*
*po japońsku - ruszajmy. Niestety będziecie musieli przeżyć wstawki z różnych języków bo niestety uwielbiam bawić się słowami =) Wpadając do pokoju trzasnął za sobą drzwiami z taką siłą, że huk słychać było chyba na całym poziomie. Sekundę później już jednak opierał się o nie, zasłaniając twarz dłońmi i próbując wmówić sam sobie, że się nie trzęsie. Już w następnej chwili rzucił się do stołu, szukając jakiegokolwiek przedmiotu odpowiedniego do tego co chciał z nim zrobić. Jego ręka padła na podręcznik do zaklęć. "Idealnie!" < myśl ledwo przebiła się przez emocje, które gęstwiły się, gotowały w nim, przygotowywały do wybuchu, który nastąpił ułamek sekundy później, kiedy rzucił książką w ścianę z taką furią, że z woluminy wysypały się prawie wszystkie kartki. - SZLAG! SZLAG NIECH TRAFI TEGO KTO WYMYŚLIŁ TE KLEJONE KSIĄŻKI!!! - wrzasnął, jakby to producenci książek byli winni jego obecnego stanu. Chwycił się ręką o jedną z kolumien piętrowego łóżka, zacisnął na niej palce i zaczął wpatrywać się w rozrzucone strony. Dyszał teraz ciężko, czując jak chamowane dotąd emocje zaczynają wrzeć coraz bardziej. Naraz gwałtownie odwrócił się, wyciągając z kieszeni różdżkę i tnąc nią powietrze przed sobą. Wyzwolona, niekierowana energia rozbiła jedną z probówek na biurku. - IDIOCI! - znów machnął różdżką. Tym razem trafił w kolbę. - BARANY!! DEBILE!!! NIEPEŁNOSPRYTNE PÓŁDUPKI POTRAFIĄCE W NAJLEPRZYM WYPADKU ZAMIENIĆ PODUSZKĘ Z IGŁAMI W JEŻA!!! - znów świsnął różdżką w powietrzu, rozbijając kolejnych kilka szkieł labolatoryjnych i skutecznie zalewając biurko substancjami w nich trzymanymi. Ostry zapach siarki wypełnił pokój. Obraz ten tylko jeszcze bardziej rozjuszył chłopaka, który zamierzył się i kopnął czubkiem glana w biurko od spodu, nadrywając elementy łączące je ze ścianą. Teraz co mogło się jeszcze rozlać i rozsypać - rozlało się i rozsypało. - BANDA GŁUPKÓW BAWIĄCYCH SIĘ CZYMŚ CZEGO w ogóle NIE ROZUMIEJĄ!!!! - gdy tylko skończył słowa usłyszał odgłos rozbijanego szkła. Odwrócił się gwałtownie - to z ram obrazów poszły szyby. - argh! - wywinął znowu w powietrzu i dwa obrazy momentalnie stanęły w płomieniach. Zawsze go wnerwiały. Machnął znowu, tym razem tak, że różdżka prawie wyleciała mu z dłoni, pozostałe zaś obrazy jak wystrzelone przeleciały przez pokój i połamały się na przeciwległej ścianie. Chłopak znieruchomiał na moment. Dyszał teraz ciężej od maszyny parowej, czuł jak cała krew jaka tylko była w jego ciele jest z niesamowitą siłą pompowana do jego głowy, słyszał pulsowanie w uszach, czół napięte do granic mięśnie. - SZLAG BY TO WSZYSTKO - ryknął, wypuszczając nieświadomie przez różdżkę kolejną porcję mocy, tak że wszystkie mniejsze sprzęty w pokoju podskoczyły. Voldius przeskoczył dwa ostatnie schody i jak wicher wbiegł do sali jadalnej, o mało nie tratując jakiegoś pierwszoklasisty. Na śliskich kafelkach, jakie robiły za podłogę w tej sali (i na które wszyscy klęli a które z niewiadomych przyczyn nie zostały nigdy zmienione na coś bardziej praktycznego) wychamował dopiero przy najbliższym stole. Siedzieli przy nim "Niedźwiedź", "Pikuś" i "Hafcik" i grali w pokera. - Yoł! Ludki nie widzieliście Emp'a? - wyrzucił z siebie zdyszany Voldius - Widzieliśmy - odparł Niedźwiedź, drapiąc się po jak zwykle nieogolonej brodzie a następnie rzucając wymieniając dwie karty - Iiii? - A co? - No co się z nim stało! - Poszedł sobie - odparł Niedźwiedź, robiąc rozbrajający uśmiech. I byłby został pewnie uduszony przez Voldiusa na miejscu za przedłużanie, ale wtrącił się Pikuś: - Kłócił się chyba z godzinę z Grabarczykiem i jego tyłkossaczami a potem nagle wleciała sowa i zrzuciła mu na łeb małą paczkę z listem. Emp otworzył list, czytał może przez sekundę a potem wybiegł z sali z twarzą koloru mniej więcej kratek w Twojej koszuli. Voldius z niedowierzaniem spojrzał na swoją koszulę, zastanawiając się przez moment, czy dobrze pamięta co dziś rano założył. Stwierdziwszy jednak, iż dobrze pamięta, że koszula była czerwono-purpurowa, rzucił krótkie "dzięks", odwrócił się i popędził w stronę schodów. Zdążył jeszcze usłyszeć kawalątek dalszej rozmowy chłopaków: - Ty, a dlaczego "tyłkossacze"? - Bo określenie "dupolizy" już mi się znudziło, zwłaszcza w stosunku do tych pedałów. - ano chyba że tak.. - phehehe, a ja mam karetę, patrzcie i płaczcie!... Pełen najgorszych przeczuć Voldius dobiegł do schodów i zaczął przeskakiwać po dwa - trzy stopnie. Zaczynał już mieć powoli dość dzisiejszego dnia, zwłaszcza że nie skończył się on jeszcze i jeśli jego przewidywania były słuszne - do końca jeszcze brakowało wiele. Ręką chwytając sie za poręcz przeleciał bardziej niż przebiegł zakręt schodów i zeskakiwał dalej. Grabarczyk był jednym z najleprzych uczniów w szkole a przynajmniej za takiego uchodził. Był typowym kujonem do wszystkiego, od wróżenia po teorię magii i od "Zoo" ( jak w skrócie określali lekcje o magicznych zwierzętach ) po Zaklęcia. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że potwornie się tym szczycił i nie omijał żadnej okazji aby pokazać reszcie świata, że on jest najleprzy a owa reszta - to totalne zera. Był na dodatek piekielnie bogaty i tutaj też nie byłby sobą aby nie okazywać swej domniemanej wyższości. Gwoździem do trumny tego gościa było to, że otaczał się grupą podobnych mu, chodź nie mających się aż tak czym wozić kretynów, którzy non stop rozbudowywali jego i tak już kosmicznych wielkości ego, a na dodatek poprostu zabezpieczali go przed co mniej opanowanymi uczniami, których nie raz juz świerzbiła ręka aby pokazać Grabarczykowi jego miejsce. Empire'a zaś lista kłótni i zatargów z tym człowiekiem wydawała się nie mieć już końca, powodów zaś ku temu było prawie równie dużo. Voldius przeskoczył ostatnie pięć schodów i popędził przez korytarze podziemi. Zazwyczaj kłótnie jego kumpla z tym oszołomem były dość przewidywalne, tak samo ich późniejsze skutki i opanowywanie efektów było w zasadzie dość łatwe. Ale nie mógł się opędzić od wrażenia, że tym razem schemat został przełamany i miał niejasne przeczucie, że jednym ze sprawców był ów list. Pozostawało mieć nadzieję, że paczka trzymana w prawej dłoni i również do przyjaciela zaadresowana będzie miała odwrotny skutek... Wpadł do ich pokoju i, pomijając sporą rozwałkę na biurku Empa, zobaczył pomieszczenie w stanie praktycznie nienaruszonym. Było to trochę dziwne, jako, że z pokoju na parę metrów biła aura po wypuszczeniu ilości energii wystarczających do momentalnego zapalenia niedużego wiejskiego domku. Voldius postąpił parę kroków, spojrzał w lewo i zdumiał się jeszcze bardziej. Empire leżał po drógiej stronie łóżka i bawił się lewitujacą nad jego ręką butelką. - Eee... nie mów że wychlałeś całą butelkę tak szybko - zaczął - wychlałem - zabrzmiała odpowiedź - co to jest? - whiskacz - WYCHLAŁEŚ W 15 MINUT BUTELKĘ WHISKEY?! - tak - ODWALIŁO CI KOMPLETNIE?!?! - tak - Od kogo był ten list? - Z uniwerka. Rzućmojąróżdżką. Jestna biurku - empire kiedy był pijany zaczynał mówić jeszcze szybciej niż normlanie przez co był już naprawdę trudny do zrozumienia. - Ok... CO!? - Voldius dopiero po chwili zajarzył fakty. Różdżka była na biurku. A Emp bawił się lewitując nad sobą butelkę. - spojrzał raz na biurko, raz na kumpla i przez dobrą chwilę ich nie odrywał. Po chwili szepnął: - no nie, tego to w historii Krakowskiej Wyższej Akademii Nauk Tajemnych nie było jeszcze... Empir nie pij tyle... Eh, powinienem rzucić sakramentalne "i znowu nie wyszło to tak jak chciałem" ale co tam. Co-jak-gdzie-i-po-co, a także jakim cudem rzuca się czary nie mając w ręce różdżki, co było takiego ważnego w liście z Poznańskiego Uniwersytetu Magii a także co tak poza kłóceniem się ze sobą porabiają uczniowie KWANT'u czyli Krakowskiej Wyższej Akademii Nauk Tajemnych - dowiecie się z next odcinków ; ) A w nich... wine, sex and heavy metal! I rozróby - o nie postara się Voldius-san ^^ Oj fick jeszcze przestanie być taki grzeczny i spokojny jak teraz, oj napewno... ![]() -------------------- Ryboforyna I i II jest markerem RER i dokuje w nim rybosomy za dużą podjednostkę. A tkanka łączna wyspecjalizowana tłuszczowa brunatna ma w wewnętrznej błonie mitochondrialnej białko rozprzęgające UPC-1, które zużywa elektrochemiczny gradient protonowy, produkowany przez kompleksy I, II, III i IV łańcucha oddechowego, nie syntetyzując ATP z ADP i Pi, przez co produkuje duże ilości energii cieplnej. ... ....... ....................
|
![]() ![]() ![]() |
voldius |
![]()
Post
#2
|
Unregistered ![]() |
Tymczasem w zupełnie innym miejscu...
Obraz nagle rozmył mu się i po chwili nic nie widział. Próbował otworzyć oczy, jednak próbują całymi zasobami swojej mocy, nie zdołałby tego zrobić. Słyszał mocne i szybkie walenie własnego serca. Poczuł na twarzy napływający ze wschodu lekki powiew powietrza, który był wywołany otworzeniem jakiś drzwi. Spróbował ponownie otworzyć oczy, ale one jakby były skleione lub zrośnięte, nie chciały drgnąć. Prawie nie czuł powiek, które dawały mu normalnie pewną swobodę. Nagle usłyszał głos, który pochodził, jakby z sufitu: -Nie martw się, ja tu jestem przewodnikiem. Opuszczę Cię ze względu na kilka innych osób, oczeukjących mej wizyty. Kiedyś do ciebie wrócę. Musisz pomyśleć o czymś lżejszym, wtedy uda ci się zrobić wszystko normalnie.-powiedział męski gruby głos. Poczynił to co przekazała mu postać. Pomyślał o dawno nie widzianym domu i przyjaciołach. Otworzył powoli powieki i spojrzał w górę. widział błękit niskiego sufitu. Podniósł się z łoża, które było jakby z liści paproci. Po prawej były niebieskie drzwi. Były malowane dość niedawno, chyba żeby wzmocnić wcześniejszą warstwę. Niemalowane byłyby brązowe, koloru dębu z którego zostały zrobione. Naprzeciw łóżka było okno. Chłopak niepewnie podszedł do niego i zobaczł całkiem ośnieżone góry. Sam był bardzo wysoko, wiele z nich widział, że są na niższym poziomie. Ciężko było mu spojrzeć na wprost, ponieważ niewysoki sufit, zmuszał go do sporego schylenia. Wysoki, dobrze zbudowany, o krótkich ciemnych włosach. Tak można było go opisać osobom postronnym. Jednak bardzo dużo osób znała go nazbyt dobrze. Pozbierał papiery leżące koło łóżka i otworzył niesamowite drzwi. Nie pamiętał co robił wcześniejszego dnia. Ostatnią rzeczą, którą pamiętał był trening u profesora Samuizi. Jedna z najcięższych przepraw brawdziwego maga. W końcu niewielu trafiało do... Zaraz, zaraz. Gdzie on trafił. Sam już nie pamiętał, pamięta jedynie, że jest w ważnym miejscu. Za drzwiami był długi korytarz z wieloma drzwiami, a każde były o innych kolorach. Wszystkie były wielokolorowe, tylko jego były w jakiś sposób 'wyjątkowe'. Poszedł prosto korytarzem pryglądając się końcowi korytarza, który wydawał się bardzo długi. W rzeczywistości był ciągnący się, ale jak tu można mówić o jakiejkolwiek rzeczywistości. Gdy doszedł do ostatniej klamki, zastanowił się, czy warto za nią pociągac. Szybko i 'bezboleśnie' zrobil to i już znalazł się na placu szkoleniowym. Dziś czekały go walki wręcz, u Największego Gwiazdora, Światowego Formatu. Zajęcia nie były bardzo wyczerpujące, więc dzisiejszy dzien powinien minąć mało wyczerpująco. Sięgnął po swoją 'listewką' i włożył ją do ust. Szybkie trzy walki wygrane z Adeptami, były dobrą rozgrzewką przed walką z Mironami. Oni byli już na wyższym szczeblu wojennym niż Magowie. W dalszym ciągy byli niewykorzystującymi swą moc posłusznikami Władz Polskiej Magii. W innych krajach liczyli się o wiele bardziej niż tutaj. Dwie szybkie walki, które wygrał bez porblemów stały się obawą do nsatępnej. W następnej części będzie musiał się spotkać z o wiele cięższym przeciwnikiem. I tak było, pokonanie go, załejo mu piętnaście minut. Walka była zacięta i wyrównana, ciężko było z samego pojedynku wyciągnąć wynik. Jednak po trzecim ataku z boku, mironijczyk nie miał szans. Po dwóch następnych walkach, kończyły mu się zajęcia. Po zajęciach poszedł na wspólną kolację i mógł podyskutować z kilkoma osobami. Jednak czas minął bardzo szybko i wszyscy musieli zmywać się do pokojów. On poszedł jako ostatni i czekał aż korytarz będzie pusty. W pokoju popatrzył jeszcze trochę na gwiazdy, ledwo widocznewśród śniegowych wichur. Stanał się zasnąć w kilka sekund, jednak jeszcze mu to za dobrze nie wychodziło. Zasnął... Obraz nagle rozmył mu się i po chwili nic nie widział. Próbował otworzyć oczy, jednak próbują całymi zasobami swojej mocy, nie zdołałby tego zrobić. Słyszał mocne i szybkie walenie własnego serca. Poczuł na twarzy napływający ze wschodu lekki powiew powietrza, który był wywołany otworzeniem jakiś drzwi. Spróbował ponownie otworzyć oczy, ale one jakby były skleione lub zrośnięte, nie chciały drgnąć. Prawie nie czuł powiek, które dawały mu normalnie pewną swobodę. Nagle usłyszał głos, który pochodził, jakby z sufitu: -Nie martw się, ja tu jestem przewodnikiem. Opuszczę Cię ze względu na kilka innych osób, oczeukjących mej wizyty. Kiedyś do ciebie wrócę. Musisz pomyśleć o czymś lżejszym, wtedy uda ci się zrobić wszystko normalnie.-powiedział męski gruby głos. Ten post był edytowany przez voldius: 13.08.2004 20:52 |