Le Désir Et La Haine
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | Pomoc Szukaj Użytkownicy Kalendarz |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
Le Désir Et La Haine
fumsek |
10.07.2004 19:34
Post
#1
|
Iluzjonista Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 156 Dołączył: 09.05.2004 Skąd: z chlewa Płeć: Kobieta |
Opowiadanie nie jest moje, ja jestem jedynie malutkim szarym człowieczkiem, który podjął się mozolnej pracy tłumaczki (autor->Ivrian-> jęz.franc.) Po przeczytania całości to co mogę napisać: opiera się na opisach uczuć, myśli i stanów emocjonalnych bohaterów, w pierwszym rozdziale dialogu jest mało... jeśli ktoś liczy na ckliwe romansidło czy coś w tym gatunku muszę go zawieść.
O! I jeszcze jedno... Co do tytułu uznałam, że lepiej wygląda w formie pierwotnej. ROZDZIAŁ I Koniec początku Nie wiedziała od jak dawna znajduje się w tym mrocznym ociekającym wilgocią miejscu. Jej przemęczone, zakrwawione ciało bez ustanku przywoływało ją do porządku zakazując najmniejszego wypoczynku. Opuchnięte oczy sprawiały jej cierpienie, nie większe jednak niż jej wnętrze rozdarte przez wtargnięcia obleśnych świń przetrzymujących ja tu jako więźniarkę. Jej umysł bezustannie przesiewał ostanie wydarzenia. Straciła rachubę czasu. Mogły mijać tygodnie, mogły mijać miesiące, nie zdawała sobie sprawy z jego upływu, dla niej on nie istniał. Przyjęli zwyczaj z odprowadzania jej do celi bez kończenia z nią... Oni. Jej kaci. Lucjusz Malfoy i Richard Avery. Dwoje ludzi, którzy gwałcili ją od... wieczności. Avery był bydlakiem o prymitywnych zachowaniach. Nie wzbudzał w niej strachu. Ale Lucjusz... Lucjusz... Z nim było inaczej. Popadając w niełaskę od miesięcy, nie pogodził się z faktem, iż własny syn zajął jego miejsce, stając się tym samym nowym pupilkiem Voldemorta. Wyładowywał wszelkie swe frustracje na niej, ofierze która nie mogła się bronić. Niszczył jej fizyczność, ale to mu nie wystarczyło, pragnął jeszcze zniszczenia jej psychicznie. Nie sprawiała mu przyjemności. O nie! Powietrze wypełniające loch przesiąknięte było smrodem moczu, potu i innych wydalin. Nie brała prysznicu od... Boże, sama nie wiedziała od jak dawna. Zdusiła w sobie gorzki śmiech rozmyślając nad osobą dystyngowanego Lucjusza Malfoya, która pochłonięta przez swoje własne sprawy od tak dawna nie zaglądała do swojej „zabawki”. Hermiona Granger zamknęła oczy bezskutecznie tłumiąc łzy uciekające jej spod powiek. Nie mogła pozwolić sobie na bycie słabą. W przeciwnym razie zniszczyliby ją. Zmusiła swój umysł do skoncentrowania się na nienawiści, którą przygotowała dla swych katów. Znajoma twarz narzuciła swą obecność jej myślom. Krew zaczęła wypływać z przygryzanych przez nią warg, przyjmowała z radością przychodzący ból, który pozwalał jej nie wybuchnąć płaczem. Twarz, na której widniał uśmiech, w aureoli rudych włosów, twarz o żywym iskrzącym się spojrzeniu. Ron Weasley. Torturowany uderzeniami Crucio, po czym zabity z użyciem Avada Kedavra przez Voldemorta, który przed tym jeszcze rozprawił się z nim osobiście. Malfoy i Avery lubili młode i ładne dziewczęta, natomiast preferencje Toma Riddl’a skłaniały się czysto ku młodym chłopcom. Miał siłę w spojrzeniu. Mój Boże! Błagała, krzyczała, groziła. Mogła to widzieć, gdy gwałcił i zabijał Rona. Na samo wspomnienie poczuła, że traci kontrolę nad samą sobą, musiała to zahamować. Skoncentrować się. Skoncentrować się na nienawiści. I tylko na niej. Nienawiść stała się jedyną drogą ratunku. - Nienawiść mnie wyzwoli- powiedziała pełnym głosem. Musiała zapomnieć o tym, co jej zrobiono. Musiała wyrzucić z pamięci obraz jego bezkrwistego ciała, sponiewieranego przez tego szaleńca. Musiała przeżyć. Za wszelką cenę. Dla nienawiści i dla zemsty. Dla Harry’ego również. Zapewne szukał ich bez wytchnienia, jeśli nie dotarła do niego wiadomość o śmierci Rona i jeśli nie pomyślał, że ona również nie żyje. Próbowała odprężyć swe odrętwiałe od zbyt długiego bezruchu członki. Szczęk łańcuchów przywołał ją do porządku. Westchnęła wytężając słuch. Jej zmysły wyostrzyły się podczas tej niewoli. Hałas u wylotu korytarza... Kroki... Po nich charakterystyczne skrzypienie drzwi lochu. Nagły napływ światła okrutnie zamknął jej powieki. Po kilku sekundach otworzyła je ponownie, próbując rozpoznać osobę, która się tam znajdowała. Wysoka sylwetka stojąca tyłem do światła. Spuściła wzrok, po czym ponownie go podniosła. Jej oczy śledziły kosmyki jasnych włosów zanim spotkały na swej drodze spojrzenie o barwie topniejącej stali. - Zostawcie mnie samego z nią. Ton komendy zmuszał człowieka do bycia posłusznym. Hałas kroków lekko nikł w jej uszach. Wzrok utkwiła w wysokiej sylwetce opartej niedbale o mur. - Bez ogródek powiem, że twój zapach nie jest zachwycający szlamo. Draco Malfoy. Nie wstrzymała nagłego wybuchu histerycznego śmiechu. - Dray...- wyartykułowała ochrypłym głosem- Zajmiesz miejsce tatusia? To o to chodzi? Ślizgon zmarszczył brwi zbliżając się. - Więc ty również mnie zgwałcisz, ty również? - Wybuchnęła szaleńczym śmiechem, nie zdolna do dłuższego kontrolowania się. Smagający policzek przywrócił jej rozum. Nie było ją stać na nic poza niedowierzającym spojrzeniem. - To nie jest dobry moment na ataki nerwowe Granger- wycedził przez zęby. Z jego ust wydobyło się kilka zdań, których jednak nie zdołała usłyszeć. Po chwili była wolna, zdjęto z niej łańcuchy. - Nie wyobrażasz sobie nawet ile czasu potrzebowaliśmy by cię odnaleźć - powiedział – Możesz iść? Nie była zdolna do niczego poza ogłupiałym spojrzeniem. Powtórzył pytanie z większym spokojem. - Możesz iść? Hermiona spróbowała się podnieść, opadła natychmiast. Złapał ją. - Prawdopodobnie nie - odpowiedział za nią. Wziął ją na ręce i wyniósł z lochu. Zamknęła instynktownie oczy. Po tak długim czasie spędzonym w ciemności, światło było dla niej nadal synonimem cierpienia. Draco nie przestawał mówić posuwając się dużymi krokami wzdłuż szerokiego korytarza. - Miesiące, które cię szukaliśmy. Pozostali walczą. Niezmiernie mi przykro z tego powodu, ale nie będziesz w tym uczestniczyć, nie jesteś w stanie. Nie zrozumiała nic więcej. Do kogo mówił? Miała wrażenie popadania w szaleństwo. Draco mógł poczuć jej strach i niedowierzanie. Utkwił w niej spojrzenie. - Pracuję dla Zakonu, Granger - powiedział. - Nie wierzę ci... Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Znał ją dobrze, potrzebowała dowodów. - Agent podwójny, którego znasz pod pseudonimem The crow to ja. Dziwne, uwierzyła mu na słowo. Sięgnęła mimochodem w głąb swej pamięci, uwielbiał film mugolski z Brandonem Lee. - Co się tu dzieje? – zapytała słabo. - Voldemort jest tam teraz. Musimy wstrzymać naszą pogawędkę, to nie są pytania na minutę Granger. Tak to miejsce jest ostatnim bastionem Śmierciożerców i ich szefa. Wojna zmierza ku końcowi i wiemy kto jest górą i kto przeżyje. Hermiona zamknęła oczy. Może właśnie zapełniał jej głowę kolejnymi kłamstwami. Może to wszystko było kolejną pułapką? Myśli te wypełniały jej umysł, najgorszy wróg czasów szkolnych unosił ja z dala od tego piekła. Jeszcze jedna z myśli wdarła się do jej głowy, powiedziała sobie w duchu, iż wolałaby umrzeć z jego ręki niż z kogokolwiek innego. - Weasley - zapytał nagle Ślizgon- Gdzie on jest? - Spojrzenie, które mu rzuciła było tak bolesne i tak pełne znaczeń, że nie miał potrzeby otrzymania pełnej odpowiedzi. - O cholera... Wybacz Granger... Teraz słyszała wszystko. Zgiełk, wrzaski. Ponad nimi walka rozgorzała. Zaklęcia następowały po sobie i kończąc to wszystko. Hałas pośpiesznych kroków, obróciła powoli głowę padając ofiarą przenikliwego jej bólu. - Draco , co z nią?- zapytał znany jej głos. Znalazła się w ramionach Freda Weasley’a, osuszyła łzy na jego koszuli. Spojrzał na nią z grymasem pół-wstrętu, pół-zbulwersowania jej stanem. Odwrócił się ku blondynowi, po czym rzekł urywanym tonem: - Harry jest tam, twarzą w twarz z nim. Zaniosę ją w bezpieczne miejsce i dogonię innych. - Ja - jego twarz zastygła niczym kamienna maska- zajmę się moim drogim ojczulkiem. Potter potrzebuje każdej możliwej pomocy. To było zbyt wiele dla niej. Spustoszone ciało, niezdolne do przyjęcia tych wszystkich informacji. Hermionie Granger przydarzyło się coś, co nie zdarzało się jej nigdy - pogrążyła się w błogosławionej nieświadomości... Ten post był edytowany przez fumsek: 12.05.2008 10:56 |
fumsek |
17.10.2004 16:46
Post
#2
|
Iluzjonista Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 156 Dołączył: 09.05.2004 Skąd: z chlewa Płeć: Kobieta |
hmm widzę, że miałam "malutki" poślizg XP... tak moi mili państwo, ja również jestem w szoku ale ruszyłam moje dupsko leniwe, a owoce mojej pracy przed wami...
ROZDZIAŁ XI Głód Miesiąc. Miesiąc odkąd zerwała z nim wszelkie relacje. Bez wyjaśnień, bez zbędnych słów... Znikła jak wiele ze wspomnień zatartych niedoskonałością ludzkiej pamięci. Najprawdopodobniej była poza granicami Anglii. Minął pełny miesiąc, a on przeistaczał się w kompletnego szaleńca. Tak cholernie mu jej brakowało, jej skóry, jej delikatności... Uszy czekające na jej głos, na jęk wydobywający się z jej ust pod dotykiem jego dłoni... Heroina ustąpiła jej miejsca, narkotykowi o imieniu Hermiona Granger. Dominant stał się zdominowanym. Według dawnej zasady sytuacja powinna być odwrotną. Kiedy stracił kontrolę nad ich relacjami? Dlaczego teraz, dlaczego w momencie, w którym zrobiła go niewolnikiem jego własnych instynktów, gotowym by zaspokajać ją każdego dnia... Dusiła go apatia zatruwająca powietrze. Uczyniła go eunuchem... Trwając w ich chorobliwej relacji nie był zdolny do pieprzenia kogokolwiek innego. To nie było winą braku prób, to one uświadamiały mu jego stan, każdy z kolejnych instrumentalnych kontaktów potwierdzał jedynie to przekonanie, spoczywające gdzieś głęboko w jego wnętrzu. Ten głód to była, ona wciąż i każdego dnia ona... Zatrzasnął za sobą drzwi nędznego mieszkania, które Knot i Dumbledore w przypływie jakiejś cholernej litości dla jego stanu zobowiązali się mu wynająć. Jemu, który posiadał kiedyś dom pełen sług gotowych na każde skinienie. Gorzki uśmiech wkrzywiający jego rysy utąpił zaskoczeniu. Spotkały się dwa spojrzenia, tak znajome a jednocześnie tak obce. Nigdy nie spodziewałby się go tutaj. Potter. - Witaj Draco. - Potter - skinął nieznacznie głową. Przez krótką chwilę trwali w oczekiwaniu. Po jaką cholerę pieprzony Potter się tu zjawił? Nigdy nie zawiąże się pomiędzy nimi nić porozumienia. Zbyt różni. Zbyt wiele nigdy nie wybaczonych krzywd. Dawna nienawiść ustąpiła miejsca relacji składającej się jedynie z obojętności. Było to wszystkim, czego mogli oczekiwać, jeden od drugiego... - Musiałem się z tobą spotkać- powiedział wsuwając dłonie w kieszenie spodni. - Jaki jest cel naszego spotkania? Wzrok wpatrzony w bezkresną otchłań. - Potter? - przerwał flegmatyczną ciszę.- Potter jesteś wciąż tutaj, czy gdzieś indziej? Harry’ego przywróciło do rzeczywistości, wyrywając z myśli, w których zatonął. Przez jego twarz przemknął cień uśmiechu. Prawdziwy uśmiech... Draco poczuł ukłucie zazdrości. Pragnienie niezmąconego, czystego szczęścia. Rozumiał, instynkt życia, w tych którzy przeżyli zapanował nad pragnieniem śmierci. - Nie mogę pozbyć się wrażenia, że bierzesz mnie za kretyna. - Harry to ja Draco Malfoy, odkąd pamiętam uważałem cię za kretyna, masz aż tak krótką pamięć? Złośliwy i jednocześnie tak prawdziwy żart zmusił go do kolejnego uśmiechu. - Pamiętam, aż za dobrze. - Przypuszczam, że nie przyszedłeś pogadać. Więc? Musiał zostać sam, potrzebował uczucia, którego jednocześnie nienawidził. Nie odpowiedział. Zamiast tego jego dłoń powędrowała do wewnętrznej kieszeni koszuli. Wyciągnął plik papierów, podał je drugiemu mężczyźnie. Draco spoglądał na nie przez chwilę w niezrozumieniu. - Jesteś właścicielem, nikt ci go już nie odbierze. Przez twarz Draco przemknął cień niedowierzania. - Tak, to papiery własnościowe. Odzyskałeś to, czego tak bardzo chciałeś. Knot i Dumbledore ustąpili. - I to oni przysłali cię tutaj? Rozumiem, przysłali cię żebyś mógł donieść mi o tym ich cholernym miłosierdziu. Trzymał w dłoniach to, czego tak bardzo pragnął. Ojcowizna. Wszystko pozostało w rodzinie, rodzinie chylącej się ku upadkowi. Zalał go ogrom odurzającej, szaleńczej przyjemności wysycającej każdą z jego myśli. Tak, był wolny. Był wolny. Mógł zniszczyć to przeklęte miejsce, kamień po kamieniu. Mógł spalić każdą najmniejszą jego cząstkę przywołującą wspomnienia... Od tej chwili mógł wszystko. Zmienić życie. Dłonie w tkwiące w chorobliwym, nieopanowanym drżeniu. Zauważył. - Dalej bierzesz to świństwo?- nadał tonowi głosu jakieś elementy niedbałości. Zerwał się gwałtownie. - Widzę, że nowinki szybko się roznoszą i ciebie też nie ominęły. – wypluł z siebie mieszankę furii i nieodłącznej jadowitej arogancji. - Wyobraź sobie, że Dumbledore’a zwyczajnie interesuje to, co się z tobą dzieje. - Do cholery Potter mówisz o Dumbledorze! Człowieku manipulującym nami, od kiedy tylko przekroczyliśmy progi tej jego przeklętej szkoły! Znasz go tak samo dobrze jak ja, przypuszczam, że nawet lepiej, więc jak możesz wciąż wysłuchiwać tego jego cholernego umoralniania!? - Przyjmij do wiadomości, że nie tylko on interesuje się twoją osobą! Nie zamierzam prawić ci kazań na temat narkotyków i tego, co potrafią zrobić z człowieka, ale do cholery weź się w garść! Myślę, że stać cię na coś więcej niż to, myślę, że na to zasługujesz. Spojrzał na niego. Ale tego spojrzenia nie znał. Widział je po raz pierwszy. - Mógłbyś być kimś więcej niż tylko aroganckim dupkiem głuchym na każdą próbę pomocy. Gdybyś tylko uwierzył... Każde z tych słów wdzierało się niezatrzymane do jego umysłu, chorobliwie walczącego z każdą z niechcianych myśli. Poczuł coś wilgotnego na policzku. Przyjął zwyczaj z czucia się... pustką. Widział w jego oczach prawdziwy lęk. Lęk skierowany ku niemu, Draco Malfoy’owi. Zdrajcy własnej krwi... To go zaskoczyło. - Coś pomiędzy tobą a Hermioną, to coś mi nie daje spokoju. Gdy usłyszał jej imię, wiedział już, coś było nie tak. - Granger ma problemy? - Jej ojciec zmarł miesiąc temu. Jest przy matce w Dublinie. - Cholera... Twarz Gryfona zmieniła wyraz. - Do tej pory ignorowałem twoje zainteresowanie nią... Mylisz się, ja ją tylko pieprzę, to wszystko. Zatonąłem w tej cholernej relacji zapominając się... - Wojna zbliża – fałszywa obojętność. Harry poczuł, jej smak, pełen niepewności, podejrzeń. Spojrzenie Ślizgona było tak gorączkowe, głos tak drżący... Czy rzeczywiście coś jest pomiędzy nimi? Czy ta wręcz nienaturalna relacja mogłaby wnieść element pozytywny w ich istnienia? Musiał z nią porozmawiać, Ginny wiedziałaby co robić. - Gdybyś kiedyś potrzebował rozmowy, pamiętaj, że jesteśmy my, ja i Ginny. On Draco Malfoy miałby odkryć się przed Weasley i Potter’em! Nie oni nie chcieliby tego wiedzieć, woleliby żyć w niewiedzy. Każdy dzień, każda kolejna minuta powoduje, że się wypalam... każdego dnia potrzebuję więcej prochów by choć przez chwilę tkwić w iluzji normalności, by choć na chwilę zapomnieć... Każdego dnia coraz bardziej potrzebuję Granger by czuć się jak człowiek, nie jak potwór... Obraz ich twarzy przepełnionych wstrętem... Potter mógłby zrozumieć, on już wiedział, ale ona... Nie ona nie zrozumie... Jest tak... tak szczęśliwa. Ma go w sobie tak nie pojęcie wiele... Nieustające cierpienie, rozdzierająca samotność trawiąca wnętrzności, ona nie zna żadnego z tych uczuć... Nie pozna ich nigdy, jest tak cholernie szczęśliwa... Pewne jednostki mają w sobie naturalną jasność. On, Draco Malfoy nigdy jej nie poznał, każda jego cząstka od samego początku tkwiła w ciemności. Na jego barkach spoczywał ciężar, z którym on nie był w stanie sobie poradzić. - Draco... – przerwał drażniącą ciszę. - Daj spokój Potter. Zachowaj tę swoją pieprzoną litość dla tych, którzy jej potrzebują. Potrzeba ucieczki przed zatrutym apatią powietrzem małego pomieszczenia rozpłynęła się. Wszedł do mieszkania ignorując Gryfona, pozostawiając go pośród niepewności, pośród niedopowiedzeń. Drzwi zatrzasnęły się za nim dusząc w zarodku relację, relację, która jeszcze przed chwilą miała szansę się narodzić... Ten post był edytowany przez fumsek: 11.05.2008 21:00 |