Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Bursztynowe Miasto..., bo celem nie jest ten cholerny gryf XD

iskra
post 21.06.2003 19:29
Post #1 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 207
Dołączył: 06.06.2003

Płeć: Kobieta



Nie wiem czy to to jest dobrym pomysłem, ale jakby co to mówie otwarcie i szczerze, że wszelkie konsekwencje powinien ponieść Momo. To jego wina (jakby co)! tongue.gif wink.gif

________________________________________________________________________________
______

BURSZTYNOWY GRYF


Kiedyś mówiono o nim "milutki chłopaczek". Wszyscy go uwielbiali. Z pobłażliwym uśmiechem spoglądali na psoty jakie wyczyniał. Matka lubiła patrzeć w jego orzechowe oczy, oczywiście póki nie zmarła. Pamiętał jej ciemne włosy powiewające na wietrze, jej zawsze szczere oczy i niezwykle piękny uśmiech. W jego skrawkach dziecięcych wspomnień czarnowłosa kobieta zawsze była przy nim. Potem pojawiła się ta druga, posiadaczka jasnych włosów i niebieskich oczu, wielkiego biustu i równie wielkiego tyłka - Czalka. Śmiała się często, a trzeba przyznać, że śmiech miała niezwykle głośny i irytujący, choć wcale nie złośliwy, a nawet ciepły. Nigdy nie rozumiał jak ojciec mógł pokochać kogoś tak bardzo odbiegającego od wizerunku matki. Wraz z przytyłą blondynką do domu wprowadzili się jej córka i syn. Bardzo chciał ich nienawidzić, albo chociaż przejawiać w stosunku do nich jawną niechęć, jednak skutek był odwrotny. Zawsze wspominał ich z sympatią, roześmianego Sheyda i wzbudzającą instynkt opiekuńczy Leenę. Czuł się z nową rodziną naprawdę szczęśliwy. Nadal był przez wszystkich uwielbiany, nie dano mu zejść na drugi plan. Zawsze wszyscy byli równi. Oczywiście do czasu. Wszystko musi mieć swój koniec. A koniec życiowej sielanki Thanta skończył się w momencie ukończenia 14 lat, kiedy to uwiódł Leenę i pozbawił ją tak zwanego wianuszka. Jeśli ktoś myślał, że koniec jest po prostu końcem to się mylił. Dla Thanta koniec był ostateczny, definitywny i na tyle oczywisty, by rozpoczynał coś nowego. Ojciec był wściekły, Czalka załamana, Leena cały czas płakała, a dorosły już wówczas Szeyd groził mu śmiercią. Jeśli znów ktoś pokusiłby się o przemyślenie sytuacji młodego Thanta, usprawiedliwianie jego postępku i stwierdzenie, że chłopakowi musiało być ciężko pomyliłby się po raz kolejny. Thant wiedział co robi. Wygnanie oznaczało wolność, a dla niej był gotów poświęcić wszystko. Nie zdawał sobie jednak sprawy, że wolność była dla niego ucieczką. Ucieczką przed niemal idealną przeszłością, harmonią i statecznością.

*

Thant uciekał. Właściwie nie miał innego wybory. Niemal czuł na karku oddech rycerskich koni. Słyszał ich zmęczone chrapanie, które raz za razem były zagłuszane krzykami rycerzy. Mimo, iż cała ta sytuacja zwyczajnie go bawiła dziękował wszystkim Bogom, choć w żadnego nie wierzył, że jego koń był w znacznie lepszej kondycji niż te w pogoni. Gwizdał na szlachtę, rycerzy, wszystkich snobistycznych hrabiów i całą resztę, ale czuł nieprzyjemne mrowienie na plecach, gdy pomyślał co mógłby z nim zrobić najbogatszy kupiec w Dziesiątym Okręgu - Severus de Galdish. Oczami wyobraźni widział kleszcze do wyrywania paznokci, koło do łamania kości i wiele innych zmyślnych urządzeń do zadawania bólu, których nie potrafiłby nawet nazwać. Ale skąd mógł wiedzieć, że Lilith powie wszystko ojcu? Nie chciał krzywdzić dziewczyny, ale potrzebował nieco grosza, a córka bogatego kupca była idealnym materiałem do wyłudzeń. Bez problemów dała się nabrać na tanie słówka pod tytułem "kocham cię". Skąd, do cholery, mógł wiedzieć, że córka Severusa de Galdish powie tatusiowi o swej miłości?! Thant westchnął w duchu. Zdecydowanie wolał, by go nie złapano. Najwyraźniej los wolał inaczej, bo jego koń potknął się nagle i wyrzucił jeźdźca z siodła. Ten wylądował twardo na ziemi. Mógł zginąć, ale szczęście go opuściło, skazując tym samym na powolną śmierć w sali tortur. Thant nie byłby jednak sobą, gdyby nie dobył miecza i nie rzucił się na kilku szlachetnych rycerzy z Dziesiątego Kręgu zamiast uciekać. Nie byłby również sobą, gdyby wykazał choć trochę rozsądku i przewidział nadjechanie kolejnych rycerzy. Młodzieniec stał z obnażonym mieczem naprzeciw dziewięcioosobowej zbrojnej drużyny.
- O kurwa - szepnął do siebie, czując już jak miażdżą mu kości.
Rozeźlone oczy rycerzy łypały na niego gniewnie. Thant był ciekaw czy napawają się już jego przegraną, bo wygrana nie przeszła mu nawet przez myśl. Fakt, że przez siedem lat uczył się władać mieczem nic nie zmieniał. Nawet jego szybkość i zwinność nic by tu nie pomogły. Jedyne o czym marzył to zginąć w walce i to szybko. Los jednak bywa przewrotny, marzenia nie zawsze się spełniają, a pomoc przychodzi, nie dość, że w najmniej oczekiwanym momencie, to jeszcze z najmniej oczekiwanej strony. Dziewięć par rządnych krwi oczu zwęziło się nagle. Będą atakować, przemknęło przez myśl uciekinierowi.
- Przepraszam, ale to chyba niezbyt uczciwa walka?
Wszyscy spojrzeli w stronę nadjeżdżającej kobiety. Niewątpliwie melodyjny głos należał właśnie do niej. Thant jeszcze nigdy nie widział... takiej kobiety. Ubrana była po męsku. Buty do kolan. Spodnie. Lniana koszula. Gruby podróżny płaszcz. Jakby tego było mało jej jasne włosy były ścięte na krótko!
- Proszę się nie wtrącać, panienko - rzekł jeden z rycerzy, a ton jego głosu dobitnie świadczył o tym, że wcale nie uważa jej za panienkę - Mamy tutaj osobiste porachunki.
- Może i osobiste, ale niewątpliwie nieuczciwe - odparła sucho kobieta - Wasz kodeks prawny chyba tego nie dopuszcza. Prawda, panowie rycerze?
Thant miał właśnie teraz okazję, by zabrać swą nienaruszoną cielesność własną i bezpiecznie, acz cicho i bez pożegnania, oddalić się stąd. Pozostał jednak. Fascynacja obcą młodą kobietą, a może nawet jeszcze dziewczyną, skutecznie przytrzymywała go w miejscu. Panowie rycerze nadal milczeli. Najwyraźniej nie w smak im było tłumaczyć się przed kobietą. Masywna dłoń rudawego rymarza, stającego najbliżej młódki zacisnęła się mocniej na klindze miecza. Tym razem oczy niewiasty zwęziły się złowrogo.
- Jak myślisz, panie rycerzu? Ilu Bogów zdołasz wezwać zanim zginiesz? - rzekła powoli, cedząc każde słowo.
Dziewięciu potężnie zbudowanych mężczyzn popatrzyło po sobie. Thant był pewien, że zaraz wybuchną śmiechem. Nie zdążyli. Kobieta wyciągnęła otwartą dłoń w ich stronę. Jej oczy zapłonęły purpurą na krótką chwilę, po czym z jej dłoni wyleciały ogniste strzały. Tańczyły przez chwilę między rycerzami, tak jakby wybierały cel uderzenia. Thant nie wiedział co było dalej. Upadł na ziemię i założył ramiona na głowę. Jedyne co do niego docierało to przeraźliwe krzyki jego prześladowców. "Czy to może być... magia?" myślał gorączkowo. Wokół niego panowała już cisza. Podniósł się pewnie na nogi i otrzepał z pyłu, piasku i liści. Chciał spojrzeć obojętnie i bez wyrazu na trupy rycerzy, ale widok zwęglonych do kości ciał sprawiał tylko, że miał mdłości.
- Nie podziękujesz? - spytała z uśmiechem kobieta.
- Czekaj - warknął, choć nie tak ostro jak zamierzył - Najpierw muszę się otrząsnąć z tego co właśnie zobaczyłem.
Kobieta w odpowiedzi zaśmiała się dźwięcznie, co zirytowało niesamowicie chłopaka. W innej sytuacji odwróciłby się na pięcie, wsiadł na konia i odjechał nie oglądając się na nikogo. Ale to nie była inna sytuacja. Stała przed nim tajemnicza kobieta używająca przerażającej magii, o której słyszał tylko w legendach i nigdy nie przypuszczał, że spotka się z tym diabelstwem. Dziewczyna kaszlnęła i widać było, że chciała ten fakt ukryć. Zaraz jednak rozpromieniła się znowu i podjechała bliżej, a on dopiero teraz zauważył, że jest pół krwi elfką, a może nawet elfką pełnej krwi o nietypowej urodzie.
- Cóżem powiedział, mości panno, żeś taka rozbawiona? - spytał uprzejmie, ale nie udało mu się ukryć nutki ironii w głosie.
- Jestem Shani - odparła ignorując jego pytanie, ani na chwilę nie przestawała się przy tym uśmiechać.
- Dziękuję ci, Shani, za uratowanie mi tyłka - rzekł z udawanym grymasem na twarzy, który miał wyglądać jak uśmiech.
Młoda kobieta imieniem Shani niezwykle go irytowała. Chciał po prostu odjechać, ale fascynacja i ciekawość znów wzięły nad nim górę.
- Ty się boisz - na jej twarzy zagościł uśmiech. Thant nie potrafił określić jego wyrazu, ale widząc go zaczął żałować, że nie odjechał - Boisz się magii.
- A co w tym dziwnego? Od wieków nikt nie posługiwał się magią! A ty...
- Jestem z Zerowego Kręgu - wtrąciła spokojnie.
Chłopak zamilkł. Słyszał o tym obszarze. Podobno tam narodziła się Moc i tam również miała swój koniec, po ty m jak Bogowie ją odebrali. O niektórych istotach jednak zapomnieli i magia przetrwała, choć ludzi, którzy ją praktykują, można liczyć tylko w dziesiątkach. Chłopak nie mógł uwierzyć, że przed kilkoma chwilami miał styczność właśnie z czarami. Była dla niego czymś nieznanym, a człowiek zazwyczaj boi się tego czego nie zna. Nie inaczej było z Tantem. Bał się. Bał się i to bardzo, ale strach sprawiał również, że nienawidził. Nienawidził siebie za swój strach, nienawidził strachu za to, że go opętał, a najbardziej nienawidził magii za to, że w ogóle istnieje. Westchnął i z rezygnacją włożył ręce do kieszeni. Zamarł.
- Coś się stało? - spytała Shani, przyglądając mu się przy tym uważnie.
- Nie ma go - szepnął.
W geście paniki zaczął przeszukiwać wszelkie kieszenie jakie posiadał, a trzeba przyznać, że była ich znaczna ilość. Nic jednak w nich nie znalazł prócz kilkunastu papierowych rureczek z tytoniem w środku i małej buteleczki sake ze wschodu. Rozglądnął się dookoła. Był gotów paść na klęczki w poszukiwaniu bursztynowego wisiorka w kształcie dysku z wygrawerowanym gryfem. Nie żeby tak mu zależało na ostatnim podarunku Lilith, ale był pewien, że dostanie za to sporo złotych monet, w końcu bursztyn był niezwykle wartościowy. Zrozpaczony utratą tak cennego przedmiotu, rozglądnął się bezradnie wokoło. Żaden blask odbitych promieni słonecznych o bursztyn nie przykuł jego wzroku. Shani zsiadła z konia. Nie wiedziała czego szuka ten młody mężczyzna, który nawet się nie przedstawił, ale rozglądnęła się również wypatrując czegoś niezwykłego. Przykucnęła. Może to czego on szuka jest bardzo malutkie, albo coś w tym stylu, pomyślała przelotnie. Thant usiadł zrezygnowany na ziemi krzyżując nogi. Wyciągnął zawinięty w papierek tytoń - niektórzy ze wschodu nazywali to papierosami - i wsadził do ust. Aby oddać się rozkoszy palenia tytoniu potrzebował tylko nieco ognia. Rozejrzał się w poszukiwaniu krzesiwa. Shani uśmiechnęła się tylko i palcem wskazującym zapaliła przy nim niewielkie ognisko. Chłopak aż podskoczył ze zdziwienia. Nigdy jeszcze czegoś takiego nie widział. Przecież ta dziewczyna wznieciła ogień jednym palcem!
- Pieprzona magiczka - warknął cicho, ale nie dosyć, by tego nie usłyszała.
- Tylko nie pieprzona - odparła pogodnie, na co Thant uniósł brwi w geście zdziwienia.
Każda inna niewiasta w najlepszym wypadku wymierzyłaby mu policzek za taką obelgę, a Shani nic sobie z tego nie zrobiła, nawet się uśmiechnęła. Ponadto stwierdził, że ta kobieta kryje w sobie wiele tajemnic i zastanawiał się czy to już przejaw nietypowego szaleństwa, czy może Shani po prostu wychowała się w rodzinie, w której chciano mieć syna. Z rozmyślań wyrwał go entuzjastyczny krzyk dziewczyny.
- Znalazłam! - cieszyła się jak dziecko - Nie wiem czy to o to ci chodzi, ale mniemam, że tak. Klucze do Bursztynowego Miasta nie leżą sobie od tak w lesie.
- Klucze? - zdziwił się i odebrał jej dość brutalnie wisiorek, na co Shani fuknęła obrażona.
- Czy was w pozostałych kręgach niczego nie uczą? - oparła się o pień drzewa - Gryf na bursztynowym dysku jest kluczem do starożytnego Bursztynowego Miasta.
- Brawo! - krzyknął Thant ironicznie i bez specjalnego entuzjazmu - Jesteś uczona kobietą, Shani, doprawdy, ale o fakcie, iż wisiorek jest kluczem do miasta wspomniałaś nieco wcześniej.
Dziewczyna łypnęła na niego wściekle spod oka. Z każdą chwilą zaczynała żałować, że uratowała tego ironicznego cymbała, myślącego tylko o pieniądzach i zawiniętym w podłużne papierki tytoniu. Nie miała również wątpliwości, że młodzieniec mógł wpoić w siebie znaczne ilości alkoholu. I ona dla niego złamała jedenastą zasadę Kodeks Używania Zaklęć Magicznych! Fakt faktem, że łamanie zasad było jej specjalnością, ale za złamanie jedenastej można było spłonąć na stosie. Perspektywa takiej przyszłości wcale nie napawała ją optymizmem.
- No więc? - mruknął Thant, a ona spojrzała na niego pytająco - Co z tym kluczem? Ile może być warty?
- Chcesz go sprzedać? - otworzyła szerzej oczy ze zdziwienia- Sprzedać?! Zamienić na marne grosze Bursztynowego Gryfa, klucz do Magii, Potęgi, Władzy, Bogactwa?!
- Że co? - chłopak nadstawił uszu na dźwięk słowa "bogactwo".
Shani westchnęła i opowiedziała mu legendę o tajemniczym Bursztynowym Mieście - Amber. To starożytne miasto zostało wybudowane przez samych Bogów dla pierwszych istot, które zostały zesłane przez nich na ziemię. Jako budulcu użyli bursztynu, które podarował im morski smok imieniem Seelion. Bogowie wiedzieli jednak, że Seelion podarował im tak cenny dar tylko dlatego, iż sam bał się go. Bursztyn sprawiał, że zatracał swą moc. Dlatego też, już po stworzeniu Amber, widząc jak Moc smoka wzrasta z każdym dniem zamknęli go w jednej z bursztynowych komnat, by nie mógł im nigdy zagrozić. Seelion nie rozpaczał jednak długo nad tym faktem. Pogodził się ze swym losem, a gdy Bogowie zesłali do miasta istoty obdarzył je Mocą i nauczył jak z niej korzystać. Bogowie zawstydzili się wtedy, bo morski smok nauczał też kim są Pierworodni Świata i jak należy im dziękować za wszelkie stworzenia jakich dokonali. Chcieli więc oswobodzić Seeliona, ale on powiedział, iż kocha istoty i chce umrzeć wśród nich, a na znak swego uczucia podarował istotom bursztynowe wisiorki z zamkniętą w środku smoczą łuską. Amulety zwiększały Moc ich właściciela. Odtąd w samym centrum miasta została wybudowana świątynia Smoka Seeliona, w której nie tylko pamiętano o nim, ale także uczono kapłanki Pierworodnych Świata jak mają wypełniać swe obowiązki. Ale istoty zaczęły się buntować. Wciąż pragnęły Władzy, a ponieważ wiedziały, że tylko Moc Magiczna może ich do tego doprowadzić walczyły między sobą o amulety podarowane im przez morskiego smoka. Seeliona ogarnął wtedy gniew. Wygnał z Bursztynowego Miasta istoty przepełnione złą energią i poprosił Górskie Gryfy by strzegły bram. Wygnane istoty zrozumiały wkrótce swój błąd i błagały Seeliona o zezwolenie na powrót. Smok jednak okazał się nieugięty. Niedługo potem Śmierć zabrała Smoka Seeliona do gwiazd na niebie skąd miał obserwować poczynania ukochanych istot. Przez wiele wieków niegdyś zbuntowane istoty modliły się do gwiazdozbioru Wielkiego Smoka o to, by pozwolił im znów wkroczyć do Amber. Ich przodkowie nie pamiętali już dlaczego pragną dotrzeć do legendarnego miasta, a jedynymi pamiątkami po dawnych czasach świetności pozostały im tylko smocze łuski zamknięte w bursztynie. Czuli jednak, iż czegoś im brak. Seeliona wzruszyła bardzo skrucha istot. Podarował więc im Bursztynowe Gryfy na małym dysku. Były to klucze do Przeszłości istot, do zaginionego miasta Bogów.
- Bardzo pięknie - mruknął dość nieprzekonywująco Thant - Ale jak dostać się do Amber?
- Bursztynowy Gryf jest kluczem. Sprawi, że Górskie Gryfy przepuszczą cię przez bramy. Jest on też zapewne swego rodzaju wskazówką - Shani przymknęła swe szare oczy w kształcie migdałów i zamyśliła się przez chwilę - A może by tak podążyć śladami legendy, hę? Interesuje cię ekscytująca wyprawa, przygoda?
- Gwiżdże na to - wzruszył ramionami - Takie przygody to tylko głupie narażanie życia, a co otrzymuje się u celu? Nic prócz kupki bezwartościowych kamyczków i nauczki na przyszłość, by nie brać więcej udziału w takich eskapadach.
- Aleś ty cyniczny - żachnęła się - To byłaby zwykła podróż. Nic nie stracisz wyruszając na nią, a zyskać możesz niewyobrażalnie dużo!
- Sprzedam ci ten wisiorek za... - zawahał się nieco i zamyślił - powiedzmy 1000 złotych monet.
- Zwariowałeś? - prychnęła - Nie jest war nawet stu.
- Sama powiedziałaś, że może zaprowadzić do niewyobrażalnego bogactwa.
- Tak, ale...
- 2000 złotych monet - przerwał jej w obcesowy sposób.
- Zwariowałeś?! - wrzasnęła tak głośno, że Thant zaczął się zastanawiać czy nie lepiej by było zginąć z rąk rycerzy Severusa de Galdish.
- Więc zaproponuj jakąś rozsądną cenę tak, byśmy oboje byli szczęśliwi, a potem rozejdziemy się każde w swoją stronę.
Shani milczała. Zastanawiała się nad zapłaceniem nawet dość wygórowanej ceny za Bursztynowego Gryfa. Była niemal pewna, że znajdzie w Amber źródło potężnej magii, którą oczywiście posiądzie. Zawsze była niezależna i teraz również nie potrzebowała kompana, ale wiedziała, że młody wojownik z mieczem mógłby się znacznie przydać. Szybko przemyślała wszystkie "za" i "przeciw" co do ewentualnego towarzysza i stwierdziła, że mimo wszystko dobrze by było mieć go ze sobą.
- Pojedziesz ze mną - rzekła stanowczo z lekkim uśmiechem, którego chłopak znów nie potrafił określić.
Thant spojrzał na nią, a jego twarz pokrył cyniczny grymas. Bez słowa schował wisiorek do kieszeni i ruszył w kierunku jednego z koni rycerzy. Nie miał najmniejszej ochoty dyskutować z ta dziwaczną kobietą. Tym razem nawet fascynacja nie mogła go zatrzymać.
- Uratowałam ci życie! - krzyknęła.
- Mam to w nosie - obdarzył ją czymś na kształt uśmiechu - Uratowałaś, ale chyba tylko po to, by pociągnąć mnie ku idiotycznej podróży do, nie mniej idiotycznego, miasta.
Nie zastanawiając się długo spiął konia i odjechał galopem w las. Liczył, że już nigdy nie spotka Shani na swej drodze. Miał nieodparte wrażenie, że ta dziewczyna przyciąga do siebie kłopoty jak padlina sępy. Był jednak również nieświadom, iż sam posiada nie mniej tej ciekawej ukrytej umiejętności.

*

Ten post był edytowany przez iskra: 17.01.2004 19:03


--------------------
...uuuu, powrót.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Closed TopicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
iskra
post 02.11.2004 08:00
Post #2 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 207
Dołączył: 06.06.2003

Płeć: Kobieta



Shani zerknęła na Rayela. Wędrowali już pół dnia, a tajemniczy mężczyzna nawet nie okazał cienia zmęczenia. Podobnie Sagittarius. Obaj szli z przodu, zaś kobiety i wojownik jechali za nimi na wierzchowcach. Młoda czarodziejka długo wpatrywał się w plecy nowonabytego towarzysza. Starała się ułożyć wszystkie części łamigłówki. Bursztynowy Gryf był kluczem do Amber, co do tego nie miała żadnych wątpliwości. Rayel najwyraźniej potrafił odczytać znaki na bursztynowym dysku, ale co do tego, że prowadzi ich w dobrą stronę już nie miała takiej pewności. Intrygujące wydawało się również jego zainteresowanie medalionem, który zawsze nosiła pod koszula. Był to prezent od jej matki. Ta z kolei otrzymała go od swojego pradziadka. Shani zakaszlała nagle mocno i wszystkie pary oczu zwróciły się w jej stronę.
- To nic – odparła stanowczo.
Jej towarzysze odwrócili wzrok. Czarodziejka skrzywiła się. Jej stan pogarszał się i coraz trudniej będzie jej ukrywać chorobę, a nie chciała by inni troszczyli się o nią jak o małe zwierzątko ze złamaną kończyną, które czeka śmierć, jeśli nie będzie mieć opieki. Jednocześnie miała świadomość, że jej towarzysze czegoś się domyślają. Nie sposób było się nie domyśleć. Zastanawiała się czy jeśli ujarzmiłaby swoją moc to mogłaby pokonać chorobę i w jednej chwili naszła ją ochota by spróbować bez względu na skutek. Strach jednak zaraz ostudził jej zapał. Kto wie co mogłoby się zdarzyć.
- Jest chora? – spytał Rayel szeptem wampira, a gdy ten nieznacznie przytaknął zadał kolejne pytanie – Jak długo... ?
- Boisz się, że Twoja Shinova nie zdąży naprawić błędu pierworodnych? – spytał kpiąco Sagittarius.
Rayel zignorował pytanie wampira i pogrążył się w rozmyślaniach. Czuł, że to Shani jest jego Shinovą, ale to Thant był spadkobiercą mocy i przeznaczenia. Dusze czarodziejki i wojownika jakby przenikały się, uzupełniały. Ale przecież to niemożliwe. Shinovą zostawał przecież pierworodny potomek Kimahriego. W takim „systemie” nie ma miejsca na... Chyba, że w jednym z pokoleń narodziły się bliźnięta...
- Nie martw się – rzekł poważnie wampir, myśląc najwyraźniej, że milczenie Rayela jest wyrazem martwienia się o Shani – Zdąży... Jeśli tylko się pospieszymy.
Rayel słyszał jego słowa jak przez mgłę. Swą uwagę skupił na wibracjach potężnej magii, którą wyczuwał. Pojawiła się nagle, ale z każdą chwilą rosła. Miał niejasne wrażenie, że lada chwila czeka ich coś niebezpiecznego. Zerknął na wampira i spostrzegł, że i on to czuje, może nie w tak dużym stopniu, ale jednak. Rayel z każdym kolejnym krokiem zaczął umacniać się w przekonaniu, że prowadzi wszystkich na pewną śmierć. Tak wrogiej energii nie czuł już od dawna kiedy to... Kiedy co? Jego pamięć znów odmówiła mu posłuszeństwa, a on kolejny raz zapragnął by Seelion jeszcze żył.
- Flekeri! – syknęła Shani – Rusz się, ty głupi ośle.
Wszyscy zatrzymali się i spojrzeli za siebie. Czarny koń stanął w miejscu nie chcąc postąpić nawet jednego kroku, nie zważając przy tym na słowa swego jeźdźca. Czarodziejka zeskoczyła z niego wściekle (postępująca choroba sprawiła, że była bardziej rozdrażniona niż zwykle) i złapała za wodze. Pociągnęła go w swoją stronę lecz zwierze nadal stało w miejscu, a jego przenikliwe czarne oczy wyrażały troskę, a zarazem niewzruszenie.
- O co chodzi? – Thant przewrócił oczami.
- On też to czuje. – szepnął zdziwiony Rayel i zmarszczył brwi.
- Powinniśmy przeczekać tutaj noc - rzekł stanowczo Sagittarius. Droga stawała się niepewna i niebezpieczna. Przeczekać. Tak, to jedyne co mogą teraz zrobić nie ryzykując uszczerbku na zdrowiu.
Shani zdrętwiała. Każde poczynania spowalniające wyprawę wprawiały ją w złość. Wiedziała, że ona nie może czekać. Tym razem do jej oczu zaczęły napływać łzy. Cała świadomość zbliżającej się śmierci spłynęła na nią nagle i oplątała swoimi mackami. Pomyślała o przyszłości, której przecież nie ma i w jednej chwili ogarnęła ją furia nienawiści, że coś takiego przytrafiło się właśnie jej, choć tak bardzo pragnęła żyć. Ścisnęła wodze Flekeriego tak mocno, że aż zbielały jej kostki palców, a zaraz potem je rozluźniła próbując się uspokoić, co zaowocowało tylko większym napięciem. Trwająca kilka sekund burza w jej głowie wydawała jej się wiecznością, aż w końcu wydarła się na zewnątrz. Shani szybkim, zdecydowanym krokiem podeszła do wampira i podniosła na niego roziskrzony wzrok.
- Nie możemy czekać! – warknęła – Ja nie mogę czekać!
Jej dłonie uniosły się. Nie bardzo wiedziała co chce zrobić, uderzyć go czy tylko bezradnie położyć dłonie na jego piersi. Nie musiała się jednak długo nad tym zastanawiać. Sagittarius chwycił ją mocno za nadgarstki, zbyt mocno, ale nie był do końca pewien jej reakcji. Shani przez chwilę się wyrywała, ale zaraz potem spuściła głowę, a jej ciałem wstrząsnął spazmatyczny szloch. Wampir bez słowa przytulił ją myśląc, że mają naprawdę mało czasu skoro zaczęła reagować w taki sposób.
- No dobra. – rzucił lekko Thant starając się by jego głos brzmiał lekceważąco, ale w jego oczach tańczył niepokój o czarodziejkę z Zerowego Kręgu. – Czy ktoś może mi w końcu wyjaśnić o co tu tak naprawdę chodzi?
- Nie – rzekł głucho wampir.
Oczy Navis zabłysnęły.

*

Ogień tańczył nad rozjarzonym drewnem. Jego nikły blask rzucał cienie na otoczenie. Gdzieś w oddali sowa wydała złowrogi okrzyk. Shani wzdrygnęła się i jeszcze bardziej skuliła w sobie. Zaczynam tracić nad sobą panowanie, pomyślała z goryczą. Patrzyła w płomienie beznamiętnym wzrokiem. Wyglądała tak, jakby nie była świadoma obecności towarzyszy, a jednak myślała właśnie o nich i o tym jak powinna się teraz zachować. Nie potrafiła spojrzeć im w oczy, bała się tego co w nich zobaczy, a mimo to obrzuciła ich nieco znudzonym spojrzeniem. Rayel siedział tyłem do ogniska z kolanami podciągniętymi pod brodę. Mała drzemka, co? Czarodziejka uśmiechnęła się nieznacznie. Navis czyściła broń, choć robiła to zaraz po rozpaleniu ogniska. Shani przerzuciła wzrok na Thanta i drgnęła nieco zaskoczona. Młodzieniec patrzył na nią czujnymi orzechowymi oczami. Nie potrafiła tego znieść i odwróciła głowę. Thant patrzył na nią jeszcze przez chwilę, po czym podszedł i usiadł obok niej, ale w takiej odległości by nie dotknąć jej ciała tak, jakby chciał zademonstrować swój dystans w stosunku do dziewczyny.
- Co się dzieje, Shani? – rzekł łagodnie, a ton jego głosy był tak bardzo odmienny od tego, którym posługiwał się na co dzień.
Shani milczała długą chwilę zastanawiając się co odpowiedzieć. W końcu pokręciła tylko przecząco głową ze smutnym uśmiechem. Bo też co mogła mu odpowiedzieć? Prawdę, przemknęło jej przez myśl. Bardzo chciała tę opcję odrzucić, ale czuła też nieodpartą chęć powiedzenia tego na głos. Umierała i nic już nie można było zrobić. Nic prócz darzenia do Amber.
- Shani... – westchnął Thant i poruszył się niespokojnie zaskoczony własnymi słowami.
- Umieram – szepnęła cicho.
Chłopak powtórzył w myślach jej słowa kilkakrotnie jakby nie rozumiał ich znaczenia. Mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i umilkł na kilka długich chwil. Czarodziejka była mu za to wdzięczna. Nie chciała słyszeć, że wszystko będzie dobrze. Gdyby to powiedział chyba by gorzko się roześmiała.
- Żałuję, że nie mogę ci pomóc – rzekł w końcu Thant i wstał. Popatrzył na nią i odszedł na przeciwną stronę. Usiadł w takiej pozycji jak Rayel.
Shani była mu wdzięczna za to, że nie zadawał zbędnych pytań, nie starał się niczego zrozumieć tylko przyjął realny fakt. Przez chwilę zastanawiała się co zobaczyła w jego oczach. Współczucie, troskę, smutek? Chyba wszystko na raz, pomyślała z lekkim rozbawieniem, bo takie uczucia kompletnie nie pasowały do tego chłopaka. Jednocześnie poczuła coś w rodzaju tęsknoty. Za czym, zadała sobie w duchu pytanie i szybko wyrzuciła je z umysłu. Teraz nie miała czasu na nostalgię. Kaszlnęła zatykając usta. Robi się dramatycznie. Uśmiechnęła się do swoich własnych myśli, jak ktoś kto już nie ma siły płakać i pozostaje mu tylko śmiać się ze swojego własnego losu. Czuła drapanie w płucach.
- Sagittariusie – szepnęła, a gdy jej nie odpowiedział rozejrzała się nieco zdezorientowana.
- Zaraz po tym jak rozbiliśmy się tutaj zniknął między drzewami. Mówił, że idzie nazbierać dla ciebie ziół – rzuciła beznamiętnie Navia – Obok ciebie jest czarka z tym jego ziołowym gównem. Radził byś to wypiła.
Shani zamrugała oczami. Wzięła naczynie do rąk i powąchała. Piskusja. Wypiła chętnie prawie całą zawartości. Wierzyła... Chciała wierzyć, że to pomoże przedłużyć jej życie i zmniejszyć ból w płucach. Nagle przeszyło ją dziwne przeczucie, złe przeczucie. Zerwała się na proste nogi. Navia spojrzała na nią nieco cynicznie dając wyraz swojej dezaprobaty, a może czegoś innego.
- W którą stronę poszedł? – spytała wojowniczka czując suchość w ustach. Miała wrażenie, że coś musi się stać.
- Tam – wojowniczka wskazała na lewą stronę, a potem patrzyła jak Shani znika w mroku lasu. Uśmiechnęła się przy tym, a uśmiech ten mógł znaczyć wszystko i nic.
- Mam złe przeczucia – mruknął Thant patrząc w tą samą stronę co wojowniczka.
I masz rację, pomyślała Navis. Nigdy nie wątpiłam w twoją intuicję.

*

Shani rozglądnęła się nieco zdezorientowana po lesie. Zastanawiała się co wzbudziło w niej taką reakcję. Przecież zaczęła już wierzyć wampirowi, więc dlaczego...? Urwała w połowie myśl i zaczęła nasłuchiwać. Wiatr zatargał koronami drzew. Stała nieco drętwiała wytężając słuch niemalże aż do bólu. Trwała tak przez kilka minut tracąc poczucie czasu. W końcu rozluźniła mięśnie. Przez to widmo śmierci zaczynam wariować, pomyślała chcąc przekonać samą siebie o tym fakcie. Bo przecież nie mogła słyszeć ssania, prawda? Bo to oznaczałoby... Oznaczałoby, że ten krwiopijca wszystkich nas oszukuje . Nie myśląc o tym co robi rzuciła się biegiem w stronę odgłosów. Gałązki krzewów drapały ją po twarzy, ale nie zwracała na to uwagi. Las zaczął się nieco przerzedzać, a odgłosy nasilać. Przystanęła tak nagle jak zaczęła biec i oparła się plecami o najbliższe drzewo. Bała się tego co mogła zobaczyć. Wzięła kilka głębokich oddechów i zaczęła iść spokojnie, właściwie to się skradała. Czuła jak jej serce próbuje się wyrwać z piersi. Z każdym kolejnym krokiem uczucie obecnego zła stawało się silniejsze. Pierwsze co zobaczyła to kopyta białego jelenia. Shani stanęła i jeszcze raz wzięła sześć głębokich oddechów. Postąpiła kilka kolejnych kroków i zamarła. Do białej szyi jelenia przylgnęły usta wampira. Czarodziejka wydała zduszony krzyk. Wampir zwrócił w jej stronę twarz. Jego oczy wyrażały bezwzględność. W kącikach ust sączyła się krew. Dziewczyna poczuła nagle gniew.
- Oszukiwałeś mnie – szepnęła wrogo – Przez cały czas.
Nie mogła nad sobą zapanować. Starała się wywołać najpotężniejsze zaklęcie na jakie było ją stać, ale z niewiadomych jej przyczyn nie mogła przywołać nawet światła. Wykrzywiła usta w zaskoczonym, a zarazem wściekłym grymasie. Wampir wstał, otarł rękawem usta i podszedł w jej stronę kilka kroków.
- Piskusja neutralizuje magię, moja droga – uśmiechnął się zimno - To właśnie sprawia, że twoja choroba nie postępuje.
Shani nie mogła patrzeć na jego tryumfujący wyraz twarzy. Gniew narastał w niej z każdą chwilą. W przypływie siły ułamała suchą gałąź drzewa stojącego obok niej i skupiła wzrok na klatce piersiowej wampira.
- Jeśli trzeba zniszczę cię gołymi rękoma – warknęła i ruszyła w jego stronę.
Sagittarius uśmiechnął się jeszcze szerzej ukazując zakrwawione zęby i gdy dziewczyna była już przy nim unosząc prowizoryczny kołek chwycił jej nadgarstki i odepchnął z taką siłą, że upadła. Patrzył na nią z góry z lekkim uśmiechem. Przez chwilę zdawało się Shani, że jest on smutny. I to jeszcze bardziej ją rozwścieczyło. Zerwała się i ponownie zaatakowała wampira. Tym razem gołymi rękami. Sagittarius bez zbędnej zabawy przewrócił ją na trawę i usiadł na niej okrakiem przyciskając jej nadgarstki do ziemi. Przez chwilę wyrywała się gwałtownie.
- Puszczaj! Puść mnie natychmiast!
- Najpierw wysłuchasz – powiedział bez emocji.
Spojrzała na niego z obrzydzeniem i zaczęła krzyczeć. Wampir przewrócił oczami w geście znudzenia. Przygryzł sobie wargę tak, że po brodzie zaczęła mu spływać strużka krwi. Shani zdrętwiała. Korzystając z tego, że jej twarz była nieruchoma Sagittarius nachylił się nad nią tak by krople krwi spadły na jej policzek. Dziewczyna poczuła na skórze zimny dotyk wampirzej krwi i wydała z siebie zduszony jęk.
- Wydaj z siebie jeszcze choć jeden dźwięk, a gwarantuje ci, że poczujesz smak mojej krwi – zagroził wampir, a Shani pokiwała twierdząco głową.
- Nigdy nie chciałem być wampirem, wiesz? – zaczął, a krew kapała jej tym razem na dekolt – Mniejsza o to w jakich okolicznościach stałem się krwiopijcą, ale nie stałem się nim z zamiłowania. Pijałem ludzką krew, to prawda, i czułem do siebie obrzydzenie, bo niezmiernie mi smakowała, zwłaszcza młodych kobiet. – skupił wzrok na szyi Shani, a ta przełknęła ślinę – Ale nie chodziło mi tylko o smak. W tym, że wampiry żyją krwią ludzi jest trochę przesady, ale bez niej nasze ciała gniją od środka i czujemy... cóż, ogromny dyskomfort, choć to mało powiedziane. Starałem się więc znaleźć sposób. Udało mi się zaledwie kilkanaście lat temu. Widzisz, w przeciągu blisko czterystu lat człowiek... – urwał i zaśmiał się cicho, strasznie - ... wampir może przeczytać wiele książek. Z jednej z nich dowiedziałem się, że połączenie zioła orisanto z owadożerną rośliną hvar daje napój, który sprawia, że mogę się zadowolić chociażby krwią szczura – skrzywił się – Choć ta jest wybitnie obrzydliwa. W każdym bądź razie smak zwierzęcej juchy zwyczajnie zapijałem.
Shani otworzyła już usta by coś powiedzieć, ale zamknęła je szybko.
- Mądra dziewczynka – pochwalił ją cynicznie Sagittarius. Patrzył na nią przez chwilę, po czym podjął monolog – Opuściliśmy jakiś czas temu tereny, na których rosła hvar, a mając tylko orisanto mogę się zadowolić krwią białego jelenia, oczywiście wyłączając ludzką. Nie pytaj jak to działa, bo sam nie wiem, ale najważniejsze jest to, że nie napadam niewinnych wieśniaków. Tak więc aż tak bardzo nie skłamałem. – uśmiechnął się jakby z tryumfem.
Shani nie wytrzymała. Otworzyła usta by powiedzieć, że gówno ją to obchodzi, ale zanim z jej ust wydobył się głos wampir złożył na nich pocałunek. Czarodziejka poczuła nie tylko zimny i nieprzyjemny język Sagittariusa, ale i obrzydliwy, szorstki i wręcz cuchnący smak jego krwi. Otworzyła szeroko oczy w geście niewypowiedzianego przerażenia. Chwila ta trwała dla niej całą wieczność. W końcu wampir zszedł z niej niespiesznie, niemal leniwie. Shani próbowała wstać, ale wylądowała na czworakach patrząc niewidzącymi oczami w ziemie. Wampir rzucił jej pod nogi swą skórzaną torbę.
- Masz tam zapas piskusji. Jeśli będziesz pić regularnie to powinnaś dożyć do Amber – mówił z lekkim usmiechem.
Shani słyszała go jak przez mgłę. W ustach czuła smak zgnilizny. Zwymiotowała. Właśnie na to czekał Sagittarius.
- Skoro dokonałaś już formalności to prosiłbym cię o powrót do twoich towarzyszy. Chyba że chcesz dołączyć do mojej niedokończonej uczty – spojrzał na martwego jelenia.
Czarodziejka wzdrygnęła się. Chwyciła torbę i przycisnęła mocno do piersi. Czuła do siebie obrzydzenie. Wstała i chwiejnym krokiem ruszyła w stronę ogniska, starając się nie oglądać za siebie. Kiedy znikła wampir wbił zęby w szyję zwierzęcia. Zimna, pomyślał z odrazą, ale zaczął ssać.

*

____________________

Ostatnio zapuściłam ten wątek (mało powiedziane...), wiem i błagam o wybaczenie. Moje plane dokończenia tego opowiadania w szybkim tępie legły w gruzach i wątpie, że przyspieszy (choć jak drgnęło to kto wie wink.gif ). Sami rozumiecie - matura i te sprawy.

Pozdrawiam wytrwałych w czytaniu tego wątku (:


--------------------
...uuuu, powrót.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
iskra   Bursztynowe Miasto...   21.06.2003 19:29
Sir Momo Mumencjusz Mum   Tak, tak... to mnie chwalcie, a nie ją ^^ sama teg...   21.06.2003 19:34
Vamp   Powiem że calkiem nieźle, opowiadanie ciekawe, tyl...   21.06.2003 23:33
Merkury   Tak jak moim poprzednikom mi także opowiadanie się...   21.06.2003 23:50
Narine   Czasami coś przekręciłaś :) Ale większych błędów t...   22.06.2003 09:42
Psychopatka   Hmm styl masz dobry, nie moge sie czepiac ale to ...   22.06.2003 13:30
iskra   * Syrkońskie karczmy nie były wykwintne, raczej u...   22.06.2003 13:59
Sir Momo Mumencjusz Mum   No! To też już czytałem! Gdzie nowe części...   22.06.2003 14:08
matoos   Heh, Iskierko, wiedziałem, że się nie zawiodę... P...   23.06.2003 09:54
ikar   Fajne ^^, ale znalazłem sporo błędów - szczególnie...   25.06.2003 12:45
iskra   * Blask ogniska rozpraszał mrok lasu. Nie było wy...   26.06.2003 10:54
matoos   Niepotrzebnie powtarzasz demony. Mogłoby chyba by...   26.06.2003 11:09
iskra   Musze się oduczyć tych błedów w budowie gramytyczn...   26.06.2003 12:35
matoos   To broń boże nie było oskarżenie o plagiat, tylko...   26.06.2003 12:39
Sir Momo Mumencjusz Mum   Gdzie wy tam błędy widzicie??? Młotki jesteście i ...   26.06.2003 12:49
ikar   Iskra - opowiadanko jest biuti, nu... ^^ serio mi ...   27.06.2003 01:18
iskra   Moje Amber się nie odmienia :P __________________...   27.06.2003 13:49
matoos   Łał, iskierko, co za niesamowity part... Przeczyta...   27.06.2003 13:55
ikar   Hi hi hi :D Takie generalne odczucie - wprawdzie...   27.06.2003 14:07
Sir Momo Mumencjusz Mum   hehehe iskra - pisz dalej ^^ i przesyłaj mi kolejn...   27.06.2003 16:08
Tajemnicza   Iskro..bardzo mi się podoba twoje opowiadanie....   27.06.2003 22:20
Sir Momo Mumencjusz Mum   Tak wogóle to powinno być "coś się kończy...   27.06.2003 22:26
iskra   Tajemnicza, jeśli Thant wyraża się z uprzejmością ...   27.06.2003 22:48
Jade^_^   brak mi słów... iskra   Jednak nie masz do tego nosa   28.06.2003 00:27
Jade^_^   a czy ja mówię od razu o miłości?   28.06.2003 13:06
matoos   Wpadłem, myślałem sobie - "powytykam błęd...   28.06.2003 14:26
Mintir   UWAGA, tylko tego nie przegapcie. Oto mój kome...   30.06.2003 16:47
Psychopatka   Mintir... czy ty nie przesadzasz? Jasne, zgadz...   30.06.2003 16:59
iskra   Psycho, przecież pisała, że jej za to zapłacił...   30.06.2003 17:10
matoos   Iskra zez w mordę przyprawiasz biednego matoos...   30.06.2003 17:15
Psychopatka   Przeciez napisalam ze te bledy nie sa najwazni...   30.06.2003 17:16
ikar   W sumie - to my tu załatwiamy kwestię korekty ...   01.07.2003 10:52
iskra   Oto kolejna część Bursztynowego Gryfa   15.08.2003 14:28
iskra   Matoos: Nie, nie czytałam ani jednej książki D...   25.08.2003 17:50
Nadine   Parcik krótki, ale interesujący. Jakie błędy?...   25.08.2003 18:26
Tajemnicza   Nio wreszcie jest! Tylko o wile za krótkie ...   28.08.2003 15:11
nienor_malna   hm cóż... nie ma czego komentować... przydał b...   15.09.2003 19:34
matoos   No cóż... Nie powiem żeby jakoś mnie zachwycił...   16.09.2003 10:27
iskra   Efff... No dobra, wydało się schodze na psy   18.09.2003 16:22
iskra   Znów tego tyle co kocak napłakał, ale mam nadz...   20.10.2003 17:12
Psychopatka   jak miło zastac dzialajace forum i do tego pa...   21.10.2003 16:04
ikar  
  21.10.2003 22:32
Tajemnicza   Karzesz nam tu "spieprzac" a tu ani ...   30.11.2003 23:42
Egwadien   została mi jeszcze 3-cia strona. Ale Iskierko...   03.12.2003 20:46
Pola   ymm... zaczynam to czytać już chyba drugi raz od p...   04.12.2003 16:26
matoos   Hehe, Iskra jest wspaniała i w ogóle super ...   09.12.2003 15:28
iskra   Ten part jest bezczelnie krotki, ale... co mi ...   12.12.2003 21:48
Jade^_^   widze, ze i Ty w koncu postanowilas cos dodac ...   12.12.2003 22:04
Egwadien   miodzio, ale malo. Mam wrazenie, ze troche mni...   13.12.2003 14:04
matoos   Iskruś, a może byś wprowadziła jakichś bohaterów o...   26.12.2003 20:31
iskra   hy hy hy hy ]:-> te dwie "nowe" ...   26.12.2003 23:11
iskra   * Rano niespiesznie zbierali się z obozowiska...   17.01.2004 19:21
matoos   No cóż. Szczerze mówiąc widać że part był pisa...   18.01.2004 23:30
iskra   Matoos, dzięki za wypunktowanie błędów. doceni...   18.01.2004 23:50
Egwadien   Thant poszedl i nie wrocil, a potem sie nagle ...   19.01.2004 20:17
iskra   * Wysoka kobieta ukryta między konarami d...   30.01.2004 20:06
matoos   ...   01.02.2004 17:51
ikar   Mniamuś ^^ - faktycznie pewnie niedoróbki są ^...   05.02.2004 20:43
iskra   Shani zerknęła na Rayela. Wędrowali już pół dn...   02.11.2004 08:00
Egwadien   jummy! Smacznego Cieszę się, że Ci się p...   04.11.2004 21:37
Tajemnicza   Iskierka a ty jeszcze na forum ? =) Hhehe =) E...   13.11.2004 21:34
Herm_Airees   zaraz po przeczytaniu Wilczej Krwi dorwałam si...   04.12.2004 20:19


Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 19.06.2024 05:39