Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Everytime... [(nie)spełniony romans], ZAKOŃCZONE

Co sądzicie o tym opowiadaniu?
 
Dobre - zostawić [ 8 ] ** [88.89%]
Gniot - wyrzucić [ 1 ] ** [11.11%]
Zakazane - zgłoś do moderatora [ 0 ] ** [0.00%]
Suma głosów: 9
  
Kitiara
post 08.12.2004 22:16
Post #1 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 173
Dołączył: 08.12.2004

Płeć: jedyny w swoim rodzaju



To opowiadanie jest nowe i jest zainspirowane absolutnie fantstycznym clipem Britney o tym samym tytule (nie lubię jej, ale nowa płyta, no i everytime... i piosenka i video, palce lizać)

Jest to coś na granicy romansu, obyczaju i dramatu z otwartym zakończeniem
Jeżeli ktoś czuje się zdegustowany na myśl o parze Hermiona/Draco, niech sobie odpuści...


I.

And everytime I try to fly
I fell without my wings
I feel so small
I guess I need you baby
[Britnry Spears, Everytime]


Znowu.
Za każdym razem gdy słyszała to określenie, wzdrygała się wewnętrznie. Zwłaszcza gdy padało ono z jego ust. Mówił to tak sugestywnie.
Słowo „szlama” nabierało w ustach Malfoya niemal fizycznej postaci. Miało swoją konsystencję, barwę i kształt.
Hermiona skrzywiła się i zastanowiła, czy ustąpić tym razem temu kretynowi. Przystojnemu kretynowi. Prawie wszystkie dziewczyny w Hogwarcie rzucały mu tęskne spojrzenia. Prawie. Nie ona. Ona go nienawidziła.
Miał zdolność zadawania bólu samym spojrzeniem. Wzrok zimnych, szarych oczu potrafił ciąć jak stalowy sztylet. Tak jak w tej chwili.
- Nie słyszałaś, szlamo? Zjeżdżaj mi z drogi!
Malfoy był utalentowany. Potrafił zadać słowem prawie fizyczny cios.
Ból był nie do zniesienia i rodził jeszcze większą nienawiść.
- Nie jesteś bogiem, Malfoy – warknęła Gryfonka, patrząc na niego z pogardą.
- Ale jestem lepszy od takiej szlamy jak ty.
Parkinson zarechotała rozkosznie a Hermiona posłała dziewczynie uwieszonej na ramieniu blondyna, spojrzenie seryjnego mordercy.
„Kiedyś ją strzelę po gębie” – pomyślała ze złością.
Wyminęła Malfoya, a przynajmniej starała się to zrobić, tylko że on specjalnie ją potrącił, tak że wypadły jej z rąk wszystkie książki, które niosła.
- Nawet nie potrafisz chodzić jak człowiek, durna szlamo.
Hermiona nie wytrzymała tej zniewagi.
- Jesteś sukinsynem, Malfoy! – krzyknęła. – Twój ojciec to morderca! To on! On zamordował moich rodziców! On brał w tym udział – Nie mogła powstrzymać łez, które popłynęły po jej policzkach. Pierwszy raz popłakała się przy tym dupku. Pierwszy i ostatni.
- Twój ojciec to świnia, tak samo jak ty – dodała już spokojniej.
- Uważaj na to, co mówisz, Granger – Draco wyciągnął różdżkę, a Hermiona szybkim ruchem zrobiła to samo.

- Co tu się dzieje? – McGonagall wyrosła jak spod ziemi
- Schować te różdżki, ale już. A ty , Malfoy, pomóż pozbierać koleżance książki i to migiem!
Obydwoje niechętnie schowali różdżki za poły szat, a Draco z ociąganiem pozbierał cztery tomiszcza i podał je Hermionie.
- Koleżanka, też mi coś – wymamrotał pod nosem.
- Spadaj!- odfuknęła brązowooka Gryfonka i ruszyła w stronę Wieży Domu Lwa.

„Świnia” – pomyślała. Po policzkach płynęły jej łzy.
Nigdy się nie przyzwyczai...
Dlaczego w ustach Malfoya te słowo raniło ją bardziej, niż w ustach kogokolwiek innego? Czy dlatego, że po raz pierwszy, właśnie on ją tak nazwał ?Nie wiedziała.
W drugiej klasie przepłakała całą noc, gdy zwrócił się do niej przy tylu ludziach per „durna szlamo” i obiecała sobie, że nigdy więcej to wyzwisko nie zmusi jej do płaczu. Nie pomogło.
A teraz – po śmierci rodziców – było jeszcze gorzej.
Bo dla nich była kimś... Kochali ją i byli z niej dumni, ba,nawet ją podziwiali..
Rozpierała ich duma, że Hermiona jest tak utalentowaną czarownicą. Że jest czarownicą.
Teraz nie było już nikogo, kto by ją bezinteresownie kochał.
Harry i Ron byli jej przyjaciółmi, ale to nie było to samo, nie to samo...
Hermiona rzuciła książki na łóżko i otarła rękawem szaty strumienie słonych łez.

„Jestem nikim – pomyślała. – Jestem tu tylko dzięki wyrozumiałości Dumbledore’a. Do Durmstrangu nikt nie przyjąłby szlamy.” W takiej chwili załamania, nie miało dla nie znaczenia, że w Hogwarcie uczy się mnóstwo dzieci mugolskiego pochodzenia. Liczyło się tylko to, że ona jest szlamą.
Zbyt często akurat jej to było przypominane. Może za często.
A może w duchu zawsze czuła się niegodna uczęszczania do szkoły Magii i Czarodziejstwa? Może dlatego tak bardzo przykładała się do nauki, jakby starała się tym przyćmić fakt swojego pochodzenia? Czyżby w głębi duszy wstydziła się swoich rodziców – mugoli? Szybko jednak odrzuciła tą myśl, jako niedorzeczną. Kochała rodziców bardziej niż kogokolwiek innego.

Rodzice...
Tak bardzo za nimi tęskniła.
Zginęli okrutną śmiercią. Zupełnie niepotrzebnie.
Nigdy nie zapomni widoku ich zimnych ciał. Obydwoje mieli szeroko otwarte oczy, a na ich twarzach malował się wyraz skrajnego przerażenia i niewyobrażalnego cierpienia.
Strumienie łez płynące po policzkach Hermiony były coraz silniejsze, aż w końcu dziewczyna wybuchła niekontrolowanym szlochem.
Nikt nigdy nie widział jej płaczącej ,nawet po śmierci rodziców. Zawsze robiła to w samotności, tak jak teraz.
Hermiona ukryła twarz w dłoniach i pozwoliła sobie na wybuch rozpaczy.

***
- Hermiono, zjedz coś – w głosie Harry’ego brzmiała szczera troska.
Znowu nie mogła nic przełknąć na śniadaniu. Ale zmusiła się. Hermiona była realistką i wiedziała, że musi coś jeść, cokolwiek.
- Teraz mamy Transmutację Zaawansowaną, prawda? – zapytał się Ron.
- Tak – bezbarwnie odpowiedziała dziewczyna.

Tak było cały czas. Dzień w dzień. Już od trzech miesięcy. Kończył się listopad i to samo. Żadnych efektów, przynajmniej pozytywnych.
Zagadywali ją, a ona mówiła byle co i uciekała myślami do bolesnych wspomnień, tak jakby chciała się ukarać za to, że nie było jej wtedy w domu. Była na Grimmuald Place 12. Gdy wróciła, zastała to co zastała. Jej wina. Jej bardzo wielka wina. Gdyby była wtedy w domu, prawdopodobnie zginęłaby z rodzicami. Ale byłaby razem z nimi aż do końca. A tak? Musiała żyć.
Czasami myślała też o swoim pochodzeniu. To były niewesołe, przygnębiające rozważania.

Dni mijały szybko i bezbarwnie. Hermiona uciekała w naukę i w marzenia o lepszym świecie, bez rasowych podziałów i to trochę łagodziło ból.
Tylko, że nauka, wspomnienia szczęśliwych chwil w domu rodzinnym i marzenia powoli zaczynały być niewystarczające. Panna Granger coraz częściej myślała o realnej ucieczce z tego świata.

***

Było słoneczne, grudniowe popołudnie.
Hermiona spokojnie szła korytarzem wracała z biblioteki do Wieży Gryffindoru. Wszyscy byli ubrani swobodnie i prawie nikt nie nosił szat, także ona. W końcu była sobota.
Musiała przejść obok grupy siódmorocznych Ślizgonów.
„O nie, znowu on...” – pomyślała z rozpaczą. Miała wrażenie, że Draco Malfoy ją prześladuje.
„Może mnie nie zaczepi, może da mi tym razem spokój...” – Hermiona miała dosyć. To zaczęło ją powoli przerastać. Zwłaszcza niewybredne żarty pod jej adresem, w których ostatnio rozmiłował się blond włosy przystojniak, wzbudzając podziw swoją elokwencją u tej tlenionej kretynki, Parkinson.
Włosy miał niedbale spięte w koński ogon, a część krótkich kosmyków opadała na piękną twarz chłopaka. To właśnie był najbardziej groteskowe. Wyglądał jak anioł a zachowywał się jak wcielony diabeł. Gorzka, przewrotna ironia losu.
- Hej, Granger – Malfoy nie mógł przepuścić takiej okazji. Hermiona zacisnęła zęby i przymknęła powieki.
- Wiesz jaka jest różnica między szlamą a dziwką? – dziewczyna nie uznała za stosowne odpowiadać.
- Nie chcesz wiedzieć?... I tak cię oświecę, w końcu to dotyczy bezpośrednio ciebie.
- Nie mam ochoty tego słuchać – warknęła Hermiona.
Chciała po prostu przejść obok Malfoya, jego ochroniarzy, Zabini i Parkinson, ale blondyn złapał ją za rękę.

- Ale posłuchasz... Chodzi o to – chłopak nachylił się do ucha Hermiony ale mówił tak, żeby słyszeli go wszyscy – że nie każda dziwka jest szlamą, ale każda szlama rodzi się dziwką.
Hermionie zrobiło się słabo z upokorzenia. Oni się śmiali. Nawet Parkinson, jedynie Zabini uśmiechała się pobłażliwe a Draco wbił w Gryfonkę wzrok pełen pogardy i zimnej drwiny.

- Puść mnie – Hermiona czuła, że za chwilę albo zemdleje, albo się popłacze, było jej niedobrze.
- Puszczę cię, ale najpierw powiesz ile bierzesz za jeden numerek.
Hermiona się mocno wkurzyła. Ten tekst spowodował, że poczuła się dotknięta do żywego.
- Nie stać cię – powiedziała ze złością.
- Mnie na wszystko stać – w głosie Malfoya zabrzmiała niebezpieczna nuta, ale to tylko rozwścieczyło Gryfonkę. Pancy się znowu zaśmiała.
- Na mnie cię nie stać – odpowiedziała zimno. - Jestem dużo droższa od tej suki, Parkinson.
- No, jesteś wyszczekana. Nie radzę ci. Więcej. Tak mówić.- Głos Malfoya był jak płynny lód.
- No, uderz mnie – powiedziała wyzywająco Granger – nie masz odwagi?
- Ty szmato! – warknęła tleniona Ślizgonka i chciała dać w twarz Hermionie, ale Zabini ją przytrzymała.
- Po co mam cię bić? – zadrwił Draco – Poczekam aż zdechniesz... Nie mogę się już doczekać tego dnia.
- Ja też – Hermiona powiedziała to tak cicho, że usłyszał ją tylko Malfoy.
Wyglądał na zaskoczonego, a nawet zaszokowanego jej słowami, ale tylko przez chwilę. Jego twarz odzyskała w ciągu sekundy zwykły, pogardliwy wyraz. Puścił ja.
- Spadaj, Granger – powiedział beztrosko i odwrócił się do swoich „przyjaciół.”

***
Łazienka Prefektów.
„Cóż za przywilej” – pomyślała Hermiona.
Było późno. Prawie jedenasta w nocy, dlatego zdziwiło ją, że w tym kierunku zmierz ktoś jeszcze.
Malfoy.
„Kur*wa” – pomyślała wściekle Hermiona.
- Granger, o tej porze grzeczne dziewczynki już śpią. Ale ty chyba miałaś jeszcze jakichś klientów, co? – zadrwił.
Nie odpowiedziała mu.
- Właź pierwsza, w końcu jesteś kobietą. – Dziwne, ale nawet ten wyraz potrafił zabrzmieć w jego ustach jak obelga.

Hermiona puściła gorącą wodę z pianą o zapachu jaśminu.
Od zajścia na korytarzu minęły trzy dni.
„Już za tydzień Święta – pomyślała – cała ta banda kretynów wyjedzie i będę miała spokój.”
Zakręciła kurek i weszła do parującej wody. Przepłynęła kilka razy mini basen jaki stanowiła wanna w Łazience Prefektów. Czuła się dobrze.. nie chciała z stamtąd wychodzić.

Poczekam, aż zdechniesz... Nie mogę się już doczekać tego dnia.- te słowa odezwały się niechcianym echem w jej głowie. Hermiona się skrzywiła.
Poczekam, aż zdechniesz. – poczuła niemal perwersyjną przyjemność na wspomnienie tej zimnej deklaracji. Właściwie po co miała żyć? Dla kogo?
Nie mogę się już doczekać tego dnia.
- Ja też – powtórzyła sama do siebie słowa, które wtedy skierowała do Malfoya.
- Ja też – powtórzyła. Po jej policzkach zaczęły płynąć łzy. Już wiedziała co musi zrobić. To było takie proste.
Zamknęła oczy i zanurzyła się cała w gorącej wodzie. Poczuła błogość. To było miłe. Powoli odpływała w niebyt. Traciła oddech i ogarniała ją senność.
„Wybacz mi Harry, wybacz mi Ron...”
Pomyślała o rodzicach i lekko się uśmiechnęła. Minutę później straciła przytomność.

***

„Co ona tam tak długo robi do kur*wy nędzy?” - pomyślał poirytowany Draco. Minęło już pół godziny, a ta wariatka nie wychodziła.
- Granger! – wrzasnął i uderzył pięścią w drzwi – Co tym do cholery robisz tyle czasu?!
Cisza.
- Onanizujesz się czy co?!
„Złe posunięcie... Na takie teksty na pewno nie odpowie”
- Granger jak się nie odezwiesz to wchodzę do środka! Mówię poważnie!!
Cisza.
Bardziej intuicyjnie niż rozumowo, Draco poczuł, że coś jest nie tak, jak powinno. Po takiej deklaracji chyba by się odezwała. Poczuł ukłucie strachu.
„A jeżeli zemdlała?’ – pomyślał. Przecież było wiadomo wszystkim, że Granger je dużo mniej od tragedii, która ją dotknęła. Może leży nieprzytomna na posadzce łazienki.
„A co mnie to obchodzi?” – Pomyślał poirytowany. Tylko, że tego nie mógł tak zostawić, zwłaszcza że czuł cały czas dziwny niepokój.

Jeszcze raz uderzył dłonią w drzwi łazienki.
- Jeżeli się teraz nie odezwiesz to wchodzę!
Cisza.
- Alohomora – Malfoy wypowiedział proste zaklęcie i wszedł do środka.
Złożone ubranie, zapach jaśminu i wszędzie ani śladu Granger. Przez dosłownie dwie sekundy stał jak oniemiały, aż zrozumiał.
„O Chryste” – pomyślał.
Jak w jakimś sennym koszmarze wskoczył do wanny. W butach, w spodniach i w swoim wspaniałym nowym ciemnozielonym swetrze.
Zanurkował i wyłowił zupełnie nieprzytomną dziewczynę z wody. Była bezwładna i przez to ciężka, ale Draco nie należał do chucherek. Pierwszą rzeczą którą zrobił zanim w ogóle wyciągnął ją z wanny, było sprawdzenie pulsu.
Był. Ale tak nikły, że w każdej chwili mógł ustać.

Nie myśląc nad niczym i działając zupełnie instynktownie Draco wyciągnął ciało Hermiony z gorącej wody, zawinął w duży ręcznik, który leżał przygotowany obok i pędem pognał do skrzydła szpitalnego z nieprzytomną dziewczyną na rękach. Nawet w najśmielszych marzeniach nie przypuszczał, że potrafi tak szybko biec...

Ten post był edytowany przez Kitiara: 08.12.2004 22:21


--------------------
"KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Closed TopicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Kitiara
post 12.12.2004 14:32
Post #2 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 173
Dołączył: 08.12.2004

Płeć: jedyny w swoim rodzaju



Chcę na początku przeprosić, że tak długo nie wklejałam kolejnego rozdziału. Oto i on.


III.

I make believe
That you are here
It's the only way
I see clear
What have I done
You seem to move on easy
[Britney Spears, Everytime]


Przez następne dni Hermiona snuła się po Hogwarcie jak cień człowieka.
Żaden z przyjaciół nie potrafił jej poprawić humoru. Malfoya unikała jak ognia, a on dał jej święty spokój i nie dokuczał już dziewczyni, ani jej nie zaczepiał. Raz nawet posłał jej przepraszający uśmiech, kiedy Parkinson rzuciła mimochodem w stronę wracającej z biblioteki Hermiony:
- O, idzie najbardziej przemądrzała szlama Hogwartu.
Gryfonka w odpowiedzi na ten niewinny gest zaserwowała Draconowi spojrzenie rozjuszonego Puszka.
Chwilę później usłyszała za plecami zirytowaną wypowiedź blondynki
- Co z tobą, Draco?
- Źle się czuję - chłód w głosie chłopaka mógłby zmrozić piekło, ale nie Parkinson która bywała mniej inteligentna od sklątki tylnowybuchowej.
- Może pójdziesz do skrzydła szpitalnego, pysiaczku? - zaszczebiotała Ślizgonka z rozanielonym wyrazem twarzy i chłopak po prostu odwrócił się i ruszył do Pokoju Wspólnego uczniów Domu Węża.

Hermiona poczuła się dziwnie. Nie mogła uwierzyć, że Draco tak po prostu zmienił stosunek do niej. Dopadły ją nawet chwilowe wyrzuty sumienia, że spojrzała na niego z taką nienawiścią.
Marzyła o kolejnym dniu, żeby zostać nareszcie w opustoszałym Zamku. Byle tylko cała ta rozwrzeszczana dzieciarnia i niewyżyta młodzież rozjechała się już do domów.
Dom... ona już nie miała domu. Przyspieszyła kroku, aby jak najszybciej znaleźć się sam na sam w swoim dormitorium i w spokoju się wypłakać.

***

Ferie świąteczne minęły Hermionie w spokoju. Ciągle się uczyła, dużo spała, płakała i bardzo mało jadła. Na nic się zdały prośby Harry'ego ani też jego groźby. Jadła jak ptaszyna. Może gdyby Potter był bardziej stanowczy w stosunku do niej, odniosłoby to jakieś rezultaty, Gryfon jednak był za delikatny w postępowaniu z Hermioną. Nie rozumiał, że w takiej sytuacji potrzebne jest bezwzględne działanie i nie uzyskał namowami żadnych efektów.
W rezultacie Hermiona schudła jeszcze bardziej.
Kiedy skończyły się ferie i wrócili uczniowie, wyglądała tak żałośnie, że Ron wykrzyknął na jej widok:
- Hermiona, co z tobą?!
- Nic, poza tym, że moi rodzice nie żyją i nie mam już normalnego domu w którym mogłabym spędzać Święta z rodziną - odpowiedziała gorzko i Harry uśmiechnął się przepraszająco do rudzielca, który się zarumienił.
- Sorry, Ron - dziewczyna odwróciła głowę. - Po prostu jestem trochę rozbita.
- W porządku, Hermiona - powiedział Weasley i przytulił ją na pocieszenie. Zrobił to oczywiście niezgrabnie i zirytował tylko dziewczynę swoim nieporadnym gestem.
- Muszę iść do biblioteki - powiedziała rozdrażniona.- Na razie.
- Nie pytaj - powiedział Harry, gdy Ron popatrzył na niego ze zdziwieniem. - Oddala się ode mnie coraz bardziej, od siebie samej chyba też. Ciągle tylko siedzi w bibliotece, albo w dormitorium i prawie wcale nie je.
- To wszystko przez Malfoya - powiedział Ron z nienawiścią.
Potter posłał mu rozjuszone spojrzenie.
- Ależ ty bywasz małostkowy, Ron! Chcesz powiedzieć, że powinien jej się pozwolić utopić? O to ci chodzi?! Nie rozumiem cię! W ogóle cię nie rozumiem... - Harry odwrócił się ze złością i odszedł, pozostawiając zaskoczonego Ronalda samemu sobie.

***

Draco schudł przez Święta.
Wbrew zdrowemu rozsądkowi i wmawianiu sobie, że Granger to tylko głupia szlama, myślał o niej zdecydowanie zbyt często i zdecydowanie zbyt mało myślał o Pansy.
Poprawka. Ani razu nie pomyślał o swojej dziewczynie i ani razu za nią nie zatęsknił.
Poprawka numer dwa. Nie myślał już o Hermionie z perspektywy jej pochodzenia. Myślał o niej jak o skrzywdzonej przez los istocie ludzkiej.
Rodzice tak się martwili, tym, że mało jadł i wiecznie chodził przygaszony, że zaczęli go wypytywać, czy nic się nie stało. Niezmiennie odpowiadał, że wszystko jest w porządku, i że to tylko kwestia dojrzewania oraz nerwów związanych ze zbliżającymi się egzaminami, i że ten stan szybko minie.
Oddalił się od nich, zwłaszcza odo ojca, który nie wydawał mu się już taki doskonały jak kiedyś.

Przed wyjazdem do Hogwartu odważył się zadać mu pytanie i zrobił to tak, żeby zabrzmiało jak najbardziej obojętnie.
- Tato, co właściwie zaszło podczas akcji na Summer Alley? To była chyba największe przedsięwzięcie ze wszystkich podczas wakacji, prawda?
- Tak - odpowiedział ochoczo Lucjusz, opatrznie rozumiejąc intencje syna. - Ależ ci mugole się darli.... I jak błagali o litość... W ogóle nie potrafili pogodzić się z losem. - jego głos był zimny i pełen pogardy - Ty też kiedyś będziesz w tym uczestniczył, synu - dodał z dumą, zupełnie nieświadomy obrzydzenia jakie w tej chwili poczuł do niego Draco.
- Tak, wiem tato i uważam za wielki honor fakt, że należę do tak uprzywilejowanej rodziny jak nasza - odpowiedział młodzieniec, starając się by jego uśmiech był szczery a nagłe i niespodziewane mdłości, które go dopadły, nie zmusiły go do odwiedzenia toalety.
Czuł się podle i żałował, że w ogóle spytał o tą haniebną jatkę.

Całą drogę do szkoły katował się masochistycznymi wyobrażeniami o cierpieniu Bogu ducha winnych mugoli. O ich krzykach, o błaganiach o litość. Patrzył w okno i przed oczami wyobraźni malował mu się makabryczny obraz niepotrzebnej nikomu przemocy i bezsensownego cierpienia. Po raz pierwszy myślał o eksterminacji mugoli i szlam w takich kategoriach.
Jazgotanie Parkinson, która uwiesiła się na jego ramieniu irytowało go i męczyło, dlatego w połowie podróży do Hogwartu powiedział dziewczynie, że jest śpiący. Zamknął oczy, udając że odpłynął do krainy Morfeusza, ale nadal, z masochistycznym uporem, wyobrażał sobie, co musieli czuć ci wszyscy torturowani Cruciatusem i innymi wymyślnymi klątwami ludzie.
Bici i gwałceni ludzie.
Zabijani bez krzty litości ludzie, wśród dzikiego śmiechu Śmierciożerców, do których pisane mu było, wstąpić po ukończeniu Hogwartu. Nieodwołalnie.

***

Pierwsze poniedziałkowe śniadanie po feriach minęło Hermionie w spokoju. Chłopcy o nic się nie dopytywali, a Harry skutecznie gasił zapędy Rona, który koniecznie chciał wiedzieć, czy Hermiona czuje się lepiej.
To znaczy prawie całe śniadanie minęło spokojnie. Hermiona, jak zwykle, zjadła tylko pół tosta i Harry, jak zwykle, namawiał ją bezskutecznie na więcej. Zmusiła się do nałożenia na talerz łyżeczki jajecznicy i tylko skubała ją widelcem z wyrazem lekkiego obrzydzenia na twarzy.
Część osób już wyszła z wielkiej Sali, Ron także. Rudzielec miał teraz okienko, ale musiał skończyć wypracowanie na Wróżbiarstwo, które było za dwie godziny. I właśnie w tamtej chwili Harry zdecydował się na wygłoszenie odważnej sentencji
- Czy ja mam cię zacząć karmić na siłę, Hermiono?! ? chłopak zmarszczył z irytacją brwi.
- Może w końcu właśnie to należałoby zrobić, Potter ? obydwoje usłyszeli cichy, chłody głos, gdzieś zza swoich pleców.
Draco patrzył na Harry?ego spod przymkniętych powiek.
- Dracuś ? zaszczebiotała Pansy ? chyba nie gadasz z tą szlamą i durnym Potterem?
- Pansy, skarbie ? powiedział lodowato Draco ? czy mogłabyś mi dać trzy sekundy wytchnienia od swojej, jakże absorbującej osoby?
Harry zakrztusił się herbatą gdy usłyszał słowa Ślizgona. Myślał, ze dziewczyna obrazi się, uderzy go albo zrobi coś w tym stylu. Niepomiernie się zdziwił, kiedy Parkinson zachichotała jak kretynka z rodowodem i odpowiedziała słodkim jak ulepek głosem.
- Oczywiście Dracuś, do zobaczenia za pięć minut na Eliksirach, nie spóźnij się kochanie.
Blondyn miał taką minę, jakby ukąsiła go żmija.

- Granger ? powiedział po chwili milczenia ? prosisz się o to żeby karmić cię na siłę... Nie rozumiem Potter, jak mogłeś być takim kretynem, żeby pozwolić jej schudnąć jeszcze bardziej? ? Kiedy Harry otworzył usta, żeby coś odpowiedzieć, Ślizgon dodał jadowitym szeptem. ? To było pytanie retoryczne, Potter.
- Jesteś bezczelny, Malfoy ? Gryfon poczuł się urażony.
- Możliwe, ale za to ty jesteś skończonym debilem... albo po prostu nie zależy ci na przyjaciółce ? Draco wzruszył ramionami i odwrócił się już żeby odejść, zatrzymał się jednak i nachylił do ucha Hermiony.
- Osobiście wmuszę w ciebie obiad, jeżeli zajdzie taka potrzeba, Granger... Nie żartuję.
Po tych słowach opuścił szybkim krokiem Wielką Salę.
Hermiona była w zbyt wielkim szoku, żeby skomentować zachowanie Malfoya. Harry natomiast musiał w duchu przyznać rację swojemu największemu wrogowi. Był skończonym debilem.

***

Na pierwsze danie obiadowe była zupa pomidorowa z ryżem, którą Hermiona na szczęście lubiła. Nalała sobie całą chochlę i jakoś zdołała wszystko zjeść. Czuła dziwne wewnętrzne przekonanie, że Malfoy autentycznie pofatygowałby się ją nakarmić na siłę gdyby nic nie zjadła.
- A teraz grzecznie zjesz jedno żeberko, albo sam ci je włożę do buzi ? powiedział bardzo cicho Harry.
- Odpieprz się ? warknęła Hermiona.
- Herm! ? Ron zakrztusił się żeberkiem, ale gdy Potter spojrzał na niego ostrzegawczo, zamknął usta.
Gryfonka spojrzała na stół Slytherinu. Malfoy naprawdę gapił się na nią, sprawdzając czy cokolwiek raczy przełknąć.
?Niech to szlag? ? pomyślała nakładając na talerz najmniejsze żeberko.

*

- Dracusiu kochany ? szczebiotała Pancy ? jeszcze ciasta cytrynowego mój pysiaczku ?
?Niech ją ktoś ode mnie zabierze, bo zamorduję ją za pomocą widelca? ? pomyślał Malfoy.
- Skarbie, ile razy mam powtarzać, że się już najadłem? ? spytał cicho.
- A może rolady czekoladowo-śmietankowej ? Parkinson absolutnie się nie zraziła jego odmową.
- Kobieto ? Draco poczuł jak czerwona mgła wściekłości przysłania mu powoli wzrok ? czy do ciebie nie dociera to, co mówię?
- Och, przecież muszę dbać o mojego przyszłego męża!
Powiedziała to w złą godzinę. Draco wstał od stołu z takim łoskotem, że prawie wszyscy popatrzyli z zaciekawieniem na stół Slytherinu.
- Nie zamierzam się z tobą ożenić, Pansy! ? wrzasnął. Już od dawna miał ochotę to powiedzieć. Nie obchodziło go wcale, że ich rodziny liczyły na to małżeństwo. ? Nigdy się z tobą nie ożenię, nie rozumiesz?! ? wściekłym spojrzeniem omiótł wpatrzonych w niego ludzi i prawie wybiegł z sali.

- A temu, co? ? Ron wytrzeszczył oczy i spojrzał na Harry?ego z nadzieją, że on mu wytłumaczy dziwne zachowanie Ślizgona.
- To chyba się nazywa przejrzeć na oczy, Ron ? brunet wzruszył ramionami. ? Wiesz, osobiście mu się nie dziwię.
- Dracuś, mogłoby w końcu doprowadzić do ataku furii nawet anioła, a Malfoy jak wiadomo aniołem nie jest ? cicho powiedziała Hermiona nie bez zabarwionej złośliwością satysfakcji
- Taa, ciekawe, jak ona nazywa go w sypialni ? zastanowił się na głos Ron. Obydwoje przyjaciół posłało mu wiele mówiące spojrzenia.
- Po pierwsze, nazywała, po drugie, nie przy jedzeniu, Ron ? powiedział Harry, ucinając tym samym dyskusję.

***

Draco przez następne dni snuł się po Hogwarcie jak śnięty i nieobecny duchem. Nie zaczepiał Pottera, chociaż tego akurat nie robił już od jakiegoś czasu, ale teraz przestał nawet rzucać soczyste uwagi na jego temat we własnym, ślizgońskim gronie. Ogromną większość czasu pozalekcyjnego spędzał w bibliotece i nawet Hermiona Granger nie była w stanie mu dorównać pod tym względem.

Sama Hermiona stała się, o ile to możliwe, jeszcze cichsza. Nie zgłaszała się już w ogóle do odpowiedzi na zajęciach, chyba że została zapytana przez nauczyciela.
Jej brak zaangażowania w życie szkole nadrabiał Draco Malfoy, który teraz zgłaszał się niemal cały czas, zdobywając punkty dla Slytherinu.
- Jego zupełnie pokręciło ? stwierdził rzeczowo Harry po czwartkowej transmutacji.
- Kogo? ? spytała nieobecna, jak zwykle, duchem Hermiona.
- Malfoya.
- Aha... ? pana Granger nie miała nic więcej do powiedzenia i ruszyła posuwistym krokiem do biblioteki.
Hermiona zaczęła trochę więcej jeść bo uznała, że woli robić to sama, niż być karmiona przez Harry?ego albo, co gorsza przez Malfoya, a w najstraszniejszym scenariuszu przez nich obu wspólnie.
Kiedy powiedziała o tym w piątek, mile zaskoczonemu jej rosnącym apetytem zielonookiemu, Potter odpowiedział:
- Wiesz Hermiono, to by było raczej perwersyjne ? czym, ku swojej radości wywołał na jej twarzy blady uśmiech.

***

- Chcę porozmawiać ? blondyn usiadł w bezpiecznej odległości od Gryfonki.
- Ale ja nie chcę, Malfoy ? odpowiedziała Hermiona z roztargnieniem. Robiła właśnie notatki do wybitnie trudnego wypracowania z Eliksirów, które mieli oddać w poniedziałek.
- Widzę, że zaczęłaś jeść ? Draco wydawał się całkowicie odporny na jej chłód..
- Malfoy, gdybyś nie zauważył, jestem zajęta.
- Granger, gdybyś nie zauważyła, jest sobota w samo południe i mogłabyś odpuścić sobie ślęczenie nad książkami.
- I kto to mówi? ? dziewczyna nie mogła sobie odmówić odrobiny sarkazmu.
- Tym bardziej powinnaś posłuchać ? odciął się gładko Ślizgon.
- Wybacz, nie mam czasu na słuchanie twoich dobrych rad.
- Granger, jak chcesz mogę ci pomóc, szybciej skończysz. Już mam to wypracowanie o truciznach azjatyckich. Skończyłem je wczoraj po południu. - Draco wbił nieprzeniknione spojrzenie w Hermionę. Dziewczyna zauważyła z konsternacją, że jego oczy są intrygujące
- Nie potrzebuje twojej pomocy, Malfoy! ? odwarknęła dużo bardziej agresywnie niż zamierzała.

- Szkoda ? zaczął po krótkiej chwili milczenia. - Gdybyś dała sobie pomóc, wybralibyśmy się na mały spacer po błoniach. Pomimo mrozu jest piękna pogoda. ? Hermiona odwróciła powoli wzrok, utkwiony chwilę wcześniej w tekście opasłego woluminu.
- Malfoy, chyba rozum ci odjęło. Ale lepiej lecz się na nogi. Na głowę już dawno za późno.
- Nigdy nie jest za późno ? odpowiedział bardzo spokojnie Draco, czym omal nie wyprowadził Hermiony z równowagi.
- Bezczelnością pobiłeś samego siebie, Malfoy ? wysyczała ze złością Gryfonka. ? Jak śmiesz? Jak śmiesz się w ogóle do mnie odzywać... Jak śmiałeś mnie ratować? Jak śmiałeś mi proponować swoją marną pomoc? Jak śmiesz proponować mi spacer, co?
- Granger, o ile mi wiadomo, spacer to nie zbrodnia. Ale skoro wolisz siedzieć tu do nocy to już twój problem. Nara. ? Zanim Hermiona zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, wstał i wyszedł z biblioteki.
?Cholera jasna? ? pomyślała Granger, nie wiadomo dlaczego nagle przekonana, że postąpiła niesłusznie.

***

Przez kolejny tydzień, Draco praktycznie się do Hermiony nie odzywał. Gryfonka zaczęła nawet myśleć, że się na nią obraził. Przeczyło jednak temu jego postępowanie. Malfoy bowiem zachowywał się tak samo jak zazwyczaj. Przyglądał się jej kiedy jadła i patrzył z zakłopotaniem, kiedy wyrwana do odpowiedzi, robiła minę cierpiętnicy.
Owszem zawsze odpowiadała dobrze, ale zachowywała się tak, jakby to było karą.
I dlatego piątkowe Eliksiry skończyły się dla Hermiony niezbyt miłym incydentem...

Snape zrobił im wielkie przepytywanie. Każdy kto się zgłosił do odpowiedzi sam, lub został wyrwany przez nauczyciela i odpowiedział dobrze, zyskiwał od jednego do trzech punktów, w zależności od trudności pytania.
Hermiona oczywiście nie zgłosiła się ani razu. Snape zapytał ją kilka razy i odpowiedziała dobrze. Była to jednak kropla w morzu punktów, jakie mogła zdobyć.
Draco Malfoy natomiast zgłaszał się bardzo często, a nawet jeżeli się nie zgłaszał, Severus pytał właśnie jego i przyznawał radośnie punkty Slytherinowi. Jego radość jednak nie była pełna, bo martwiło go zachowanie Granger i intrygowało zachowanie latorośli Malfoyowi.
W pewnym momencie Draco się zaperzył i stwierdził:
- Niech pan profesor spyta kogoś z innego Domu, może kogoś kto jeszcze nie odpowiadał. Nie tylko ja tu jestem, poza tym nie jestem źródłem nieprzebranego zasobu wiadomości! ? Chłopak wydawał się poirytowany
- Czyżby, panie Malfoy? ? brew Severusa powędrowała wysoko w górę ? a ja słyszałem, że właśnie jest pan kopalnią niewyczerpanej wiedzy z każdej dziedziny. Ponoć biblioteka to ostatnio, pańskie drugie dormitorium.
- Też coś ? prychnął blondyn.
- Maniery, Draco ? powiedział z dobroduszną naganą Snape. ? Dobrze, w takim razie zapytam Pottera...
- Panie profesorze, z nim w ogóle coś złego się ostatnio dzieje ? Pansy pomocnie wtrąciła do rozmowy swoje trzy grosze, przerywając Snape?owi, co nie było dobrym pomysłem..
- Parkinson, czy ja cię pytałem o zdanie? ? spytał z jadowitym uśmiechem Severus i dziewczyna spuściła wzrok jak niepyszna.
Przepytany Potter oczywiście nie znał odpowiedzi i stracił trzy punkty. Takie, niestety, były reguły tej gry.

- Dlaczego się nie zgłaszałaś?? spytał ze złością Harry tuż po zajęciach.
- Bo nie miałam takiej ochoty ? spokojnie odrzekła Gryfonka.
- Przez ciebie straciliśmy punkty ? chłopak nie zastanawiał się nad tym co mówi. Był rozżalony.
- Czyżby Harry? ? spytała sarkastycznie Hermiona. ? Nad czym ty rozpaczasz? Mamy o wiele więcej punktów od Slytherinu i innych Domów. Mało ci? Daję szansę innym. Nie mogę całe życie tylko siedzieć i zgłaszać się do odpowiedzi. Poza tym, to ty straciłeś punkty nie ja.
- Komu dajesz szansę, Malfoyowi?! ? Potter zaczynał być wściekły.
- Malfoy sam zarobił na swoje punkty, Harry! - Hermiona posłała przyjacielowi rozjuszone spojrzenie. ? W przeciwieństwie do ciebie.
- Dobrze wiedzieć, że masz o mnie takie zdanie ? Harry się skrzywił.
- Zachowujesz się jak Ron! ? Hermiona zamrugała, żeby zdusić cisnące się do oczu łzy i odeszła rozżalona.
- Ale ze mnie kretyn ? powiedział Gryfon sam do siebie. ? Przecież ona ma rację. Jakbym wziął dupę w troki i zaczął się uczyć nie straciłbym tych punktów.
- Nie da się ukryć, Potter ? sarkastycznyi zimny uśmieszek Dracona umilił chłopakowi rozpamiętywanie własnych win.
- Och, zamknij się, Malfoy ? odpowiedział rozdrażniony Potter i poszedł szybkim krokiem za Hermioną, żeby ją przeprosić.

***

Wczesnym sobotnim popołudniem, Hermiona postanowiła odnieść kilka książek do biblioteki. Woluminy były tak ciężkie, że lekko się zasapała. Nie mogła jednak poprosić żadnego z przyjaciół o pomoc bo obydwu gdzieś "wcięło".
Dzieliło ją zaledwie trzydzieści metrów od biblioteki, kiedy sapnęła ze złością i osunęła się pod ścianę, żeby odpocząć.
Opuściła powieki, gdy przed oczami zamigotały jej ciemne punkciki wywołane zmęczeniem i osłabieniem organizmu.

- Chodź, Granger, pomogę ci zanieść te tomiszcza. Są trochę duże, nie sądzisz?
Dziewczyna otworzyła oczy i podniosła z irytacją wzrok do góry.
- Malfoy, czy ty mnie prześladujesz?
- Nie, po prostu właśnie wyszedłem z biblioteki... czemu Potter ani Weasley ci nie pomogli? ? w jego głosie dało się wyczuć nikłą nutkę złośliwości i sarkazmu.
- Po prostu nie wiem gdzie obydwaj są. A w ogóle, co cię to obchodzi? ? Hermiona wstała z rozdrażnieniem.
Draco wyjął jej z rąk, bez słowa, trzy grube książki i ruszył z powrotem do biblioteki a Hermiona poczłapała za nim.
- Łaski bez ? warknęła
Rzucił jej rozbawione spojrzenie i poszedł położyć woluminy na biurku pani Pince.
Hermiona patrzyła na niego bykiem spod drzwi biblioteki.

- Zaproszenie na spacer sprzed tygodnia jest nadal aktualne, Granger. Dziś też jest piękna pogoda ? powiedział Draco gdy już wyszedł.
Dziewczyna popatrzyła na niego jakby głęboko zastanawiała się nad sensem jego słów. Wbrew swojemu zdrowemu rozsądkowi, miała ochotę się przejść. Już miała się zgodzić, gdy nagle, ku zdziwieniu samej Hermiony, wyrwało się jej pytanie wcale nie związane ze spacerem. Pytanie, które tak naprawdę chciała mu zadać od dawna.
- Czemu zerwałeś z Parkinson? ? wypaliła bez zastanowienia.
Draco otworzył szeroko oczy ze zdziwienia i wlepił spojrzenie szarych tęczówek w orzechowe, według niego zdecydowania ładne, ślepka panny Granger.
- Chyba już dawno chciałem to zrobić, tylko nigdy nie miałem pretekstu, ani odwagi... Wiesz - wola rodziny. Ale ostatnio pretekst zaczęło dla mnie stanowić cokolwiek - nagle zdał sobie sprawę z tego że się najnormalniej w świecie tłumaczy i zamilkł na chwilę. - Dlaczego o to spytałaś? ? Malfoy wpatrywał się bardzo uważnie w rozmówczynię i Hermiona poczuła, że się rumieni.
- Sama nie wiem ? odpowiedziała cicho ? tak jakoś wyszło.
?Cholera, ale jestem kretynką. Mogłabym stawać w zawody z samą Parkinson? ? pomyślała.

Na szczęście Ślizgon tego nie skomentował. Patrzył tylko na nią w taki sposób, że dziewczynie mimo ogólnego chłodu zaczęło się robić bardzo ciepło.
Granger nie była piękna. I mimo, że powoli zaczynała nabierać ciała była jeszcze zdecydowanie za szczupła. Nie dało się jednak ukryć, że jest ładna i miała w sobie to ulotne ?coś?.
Draco wpatrywał się w nią z rosnącą fascynacją. Miała duże, brązowe oczy, zgrabny nosek i pełne, ładnie wykrojone wargi. Włosy opadały na ramiona dziewczyny kaskadą gęstych, ciemnobrązowymi loków. Była pociągająca.
?O czym ja myślę?? ? zganił sam siebie, ale bynajmniej nie przestał o tym myśleć.

- Idziesz na ten spacer, czy nie? ? zapytał w końcu nie odrywając spojrzenia od jej oczu.
- Pójdę, chyba mi nie zaszkodzi się przejść... ? dziewczyna wyglądała na lekko skonsternowaną, ale w końcu wyraziła zgodę.
- To do zobaczenia za pół godziny, przed wejściem do Zamku.
- Na razie ? Hermiona posłała mu jeszcze jedno, nieśmiałe spojrzenie i poszła się przebrać.

***

Przez pierwszych kilka minut spacerowali w milczeniu. Błonia były pokryte grubą warstwą śniegu a powietrze było świeże i mroźne. Obydwoje mieli na głowach wełniane, ciemne czapki, które naciągnęli głęboko na uszy.
W pewnym momencie cieszę przerwał Draco. Zaczął opowiadać o swoim domu rodzinnym, o wartościach, które wpajano mu od dzieciństwa, o tym, że jego przyszłość jest dokładnie ustalona przez rodziców i on osobiście nie ma raczej w tej kwestii nic do powiedzenia.
Zastanawiał się na głos jaką awanturę mu urządzą za to, że zerwał z Parkinson, ale tak naprawdę mało go to obchodziło.
Mówił i mówił, wylewając z siebie gorycz, oczyszczając swój organizm z trucizny, którą był nasączany od urodzenia. Nie wiedział dlaczego to robi, po prostu pozwolił aby z jego ust wylał się potok gorzkich słów i wiedział, że chociaż raz zostanie przez kogoś wysłuchany. Ani rodzice ani ?przyjaciele? nie zrozumieliby go. Po raz pierwszy mógł mówić co tylko chciał i jak chciał, i liczyć na chociaż odrobinę zrozumienia.
Mówienie przy jego byłej dziewczynie było zazwyczaj bezcelowe, ponieważ Pansy jednym uchem wpuszczała, a drugim wypuszczała, aby za chwilę sama trajkotać jak najęta i Draco nauczył się nie zwierzać z niczego, bo panna Parkinson ani tego nie chciała, ani nie potrafiłaby niczego zrozumieć
Hermiona słuchała. Była jak urzeczona. Uświadomiła sobie, że nie wie o Malfoyu absolutnie nic, że nie miała pojęcia o jego problemach, ani o wewnętrznym osamotnieniu

Po jakimś czasie usiedli na ławce niedaleko zamarzniętego jeziora.
- Widzisz - kontynuował, zachęcony milczeniem i cichym przyzwoleniem Hermiony, Draco ? ja nigdy nie byłem wychowywany. Byłem hodowany na idealnego zwolennika Czarnego Pana, na idealnego Śmierciożercę. I tak jak mam szansę, że zostanie mi wybaczone zerwanie tego chorego związku z Pansy, tak nie mam żadnych szans na zrozumienie, jeżeli powiem, że nie chcę wstępować w szeregi czerwonookiego szaleńca, który jest niekwestionowanym idolem mojego starego.
Dziewczyna popatrzyła na niego szczerze zdziwiona i zakłopotana. Wzrok chłopaka był smutny i przygaszony a on sam wpatrywał się w ziemię i okutanymi w ciepłe rękawiczki dłońmi bawił się swoim szalikiem. Hermionie zrobiło się go żal. Tak naprawdę chciała go przytulić i pocieszyć, ale nie miała tyle odwagi i nosiła w sercu zbyt dużo urazy, by to zrobić.
- Co byś zrobiła na moim miejscu? ? spytał nagle patrząc z desperacją w jej oczy. ? Powiedz, co byś zrobiła.
- Nie mam pojęcia ? odpowiedziała cicho, zgodnie z prawdą, posyłając mu współczujące spojrzenie. ? Nie mam pojęcia.
- Ja też nie mam pojęcia... Brzydzę się swoim ojcem. Kiedyś go podziwiałem, ale teraz... Jak pomyślę, że brał udział w tej rzezi na Summer Alley.. Przepraszam ? chłopak zauważył wyraz cierpienia w oczach Gryfonki. ? Przepraszam.
- W porządku ? Hermiona uśmiechnęła się smutno.
- Naprawdę bardzo mi przykro z powodu twoich rodziców ? popatrzył na nią z niemym błaganiem o zrozumienie.
- Wiem ? Hermiona była zdziwiona tym, co mówi, ale nie mogła dłużej tłumaczyć sobie zachowania Dracona jakimiś nieczystymi intencjami, nie po tym co przed chwilą usłyszała...
- Ja doskonale rozumiem, że nie mam prawa prosić cię o wybaczenie, ale chcę, żebyś wiedziała, że jest mi źle ze świadomością, jak podle cię traktowałem. Zwłaszcza ostatnio. Nie wiem, czy sam sobie kiedykolwiek to wybaczę ? blondyn westchnął i zapatrzył się na śnieg. Nagle dotarło do niego, że Hermiona nie jest jakąś tam zwykłą dziewczyną. Zrozumiał, że ona jest kimś wartościowym i wyjątkowym. Wyjątkowym zwłaszcza dla niego bo pomogła mu dostrzec bezsens jego dotychczasowej egzystencji.
- Wiesz? ? zwrócił się nagle do niej i spojrzał jej w oczy z taka czułością, że Hermiona się zawstydziła i spuściła wzrok. ? Czasami dostajesz potężnego kopa, odwracasz się, a za tobą stoi Twoje Życie i mówi, zmień coś zanim będzie za późno. Mi się chyba coś takiego przytrafiło.
Dziewczyna nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała i podniosła szeroko otwarte oczy na swojego rozmówcę.
Draco przysunął się do niej bliżej.
- Ja właściwie już wiem, co powinienem zrobić tylko jeszcze nie wiem jak i nie rozumiem jeszcze wszystkiego. Jeszcze sam siebie nie rozumiem. I żeby mi się to udało pojąć do końca, musiałbym zrobić jedną, małą rzecz.
- Co? ? spytała zapatrzona w jego szare oczy, które teraz wydawały się jej najpiękniejszymi oczami na świecie. Jego wzrok roztapiał ją jak wosk i nie potrafiła odwrócić swojego spojrzenia.
Nie odpowiedział. Nie za pomocą słów.
Zanim zrozumiała, co w ogóle się dzieje, objął ją i pocałował.
Usta Dracona były zadziwiająco miękkie i ciepłe. W pierwszej chwili chciała się od niego odsunąć, ale szybko zatraciła się w niesamowitym uczuciu nieważkości. Odruchowo zarzuciła mu ręce na szyję i odpowiedziała na pocałunek. Tak rozpaczliwie potrzebowała czyjejś bliskości i czyjegoś ciepła... Ich języki splotły się w powolnym, czułym i zmysłowym tańcu. Draco przyciągnął Hermionę mocniej do siebie, a ona nie protestowała, pozwalając mu na coraz głębsze, intymniejsze pocałunki. Jego dłonie błądziły po plecach dziewczyny. Mimo chłodu i grubej warstwy odzienia, Hermiona czuła jak przenika jej ciało nieznany dotąd dziwny płomiń.
Przestraszyła się swoich uczuć i odsunęła się gwałtownie od chłopaka. Była wystraszona, zawstydzona i nawet trochę zła z powodu emocji, które poczuła. Nie wiedziała, czy ma Malfoya strzelić w twarz, pocałować go ponownie, czy po prostu uciec stamtąd jak najdalej. Najprostszym wyjściem z sytuacji wydało się jej to trzecie.
- Przepraszam ? powiedziała. Odwróciła się i pospiesznie ruszyła w stronę Zamku, czując jak po policzkach spływają jej łzy niezaspokojonej tęsknoty. Jak w transie dobiegła do Pokoju Wspólnego, nie zaszczycając nikogo swoim spojrzeniem. Wbiegła prosto do swojego dormitorium, ściągnęła płaszcz i buty, i rzuciła się w ubraniu na łóżko.

*
Draco siedział jeszcze parę minut na ławce, niezdolny do najmniejszego ruchu. Sam nie wiedział dlaczego to zrobił. Ale musiał. Musiał sprawdzić, czy coś poczuje i co poczuje. Czuł. Czuł, że dziewczyna, która pobiegła ze łzami w oczach w stronę Zamku jest jedyną istotą, którą mógłby bezinteresownie pokochać i u której nie miał żadnych szans.


--------------------
"KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic


Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 14.05.2025 23:02