Być Szlachetnym [cdn?], czasem trzeba bardzo szybko dorosnąć...
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | Pomoc Szukaj Użytkownicy Kalendarz |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
Być Szlachetnym [cdn?], czasem trzeba bardzo szybko dorosnąć...
Kitiara |
10.12.2004 19:15
Post
#1
|
Uczeń Hogwartu Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 173 Dołączył: 08.12.2004 Płeć: jedyny w swoim rodzaju |
Opowiadanie "Być szlachetnym" jest siquelam do "Ręki Boga". Dlatego radziłabym najpierw przeczytać tamten FF.
Czwartek, 01.11.1996 Do skrzydła szpitalnego wpadły nareszcie promienie słońca. Pierwszy listopada zapowiadał się na pogodny dzień. Jeden niesforny promyk zaigrał na bladej twarzy chłopca leżącego na łóżku pod ścianą, rozświetlając ją i ogrzewając swoim ciepłem. Pacjent otworzył oczy. Był wyspany i cholernie świadomy wszystkiego, co się stało. Przez ostatnich kilka dni trzymali go na jakichś odurzających paskudztwach, uśmierzających fizyczne i psychiczne cierpienie. Teraz, gdy zewnętrzne rany już się prawie całkiem zabliźniły, a umysł odetchnął świeżością, ogarnął go falą płynącą od strony serca tępy ból i chociaż ciało już go nie bolało, czuł się podle. Chłopiec zagapił się bezmyślnie na biały sufit. Postanowił wstać i poszukać jakiegoś lustra. Przez tych kilka dni majaczył, miał nawroty gorączki, albo spał otępiony eliksirami. Należało powrócić do życia. Życie – jak to teraz dziwnie brzmi... Harry uśmiechnął się do siebie smutno i zwlekł powoli obydwie nogi z łóżka. Wziął z szafki okulary i założył na nos. Sala nabrała ostrzejszych barw i musiał na chwilę zmrużyć oczy. Wstał i poczłapał do ogólnej łazienki najbliżej sali szpitalnej. Nie chciał korzystać z tej na miejscu. Nie zamierzał natknąć się na Pomponię Pomfrey. Tak się składało, że do tej, do której się wybierał, chodziło mnóstwo Ślizgonów, bo mieli dosyć blisko, ale Harry'ego mało to w tej chwili obchodziło. Tak szczerze, to w ogóle nie obchodziło go nic. Kiedy doszedł do łazienki i skorzystał z ubikacji, podszedł do lustra przy umywalce. Spojrzał niepewnie na swoją twarz. Nie czuł strachu, raczej ciekawość. Trochę się zdziwił widokiem. Na lewym policzku widniała już prawie całkiem niewidoczna, równa blizna. Rana na prawym była głębsza i „zdobiły” ją nierówne brzegi, dlatego blizna po niej była jeszcze różowa i miała nigdy do końca nie zniknąć i pozostać tam na zawsze w postaci bladej, postrzępionej linii. Na szyi i dekolcie miał trochę jasnych i różowawych blizn po tępej żyletce. Wzdrygnął się na wspomnienie tortur. Odkręcił zimną wodę, zdjął okulary i wsunął głowę pod kran. Stał tak prawie minutę, aż zrobiło mu się naprawdę zimno. Zakręcił kurek i palcami wycisnął z włosów nadmiar wody nad umywalką. Wziął z dużego stosu kilka papierowych ręczników i osuszył twarz, oraz – na ile oczywiście się dało – swoje niesforne pióra. Założył z powrotem okulary. Po chwili Harry rozpiął górę pidżamy i spojrzał na swój lewy bok. Ciało rozszarpane hakiem już się prawie zagoiło, chociaż duża, nierówna blizna była jeszcze ciemnoróżowa. Chłopiec z chorą fascynacją patrzył przez chwilę na paskudną skazę na jego ciele. W pewnym momencie skrzywił się i zapiął pidżamę. Pech chciał, że wychodząc z łazienki, Harry natknął się na Malfoya. Miał nadzieję, że obejdzie się bez scysji. Jednak się pomylił. - Jak tam Potter impra u twoich zamaskowanych przyjaciół? -zapytał Ślizgon z bezczelnym uśmiechem. Ploty niestety szybko rozchodzą się w środowisku szkolnym. - Musiała być niezła zabawa, skoro masz sznyty na twarzy i dekolcie. Aż strach pomyśleć gdzie masz je jeszcze. Harry spojrzał na niego z pogardą. - Pokazać ci, Malfoy? - spytał z paskudnym uśmiechem - Zrobiłbym to, ale obawiam się, że twój delikatny wzrok tego nie wytrzyma... Draco był zaskoczony odpowiedzią Gryfona, spodziewał się raczej tekstu w stylu "odpieprz się"; albo "co cię to obchodzi?", ale nie jawnej prowokacji. - Nie wytrzymałbyś nawet godziny w towarzystwie Notta, Malfoy - wycedził jeszcze przez zęby Harry. - Jasne, Potty - Draco szybko odzyskał rezon - mój ty bohaterze. Blondyn uśmiechnął się z wyższością i wszedł do łazienki. "Skończony kretyn" -pomyślał Harry i powlókł się z powrotem do skrzydła szpitalnego. Nie było nigdzie widać pani Pomfrey, więc odetchnął z ulgą. Wziął szafeczki swoją różdżkę i szybkim zaklęciem osuszył włosy do końca. Wyglądały teraz dużo gorzej niż zazwyczaj, co stanowiło jawne mistrzostwo. Miał już zdjąć okulary i położyć się z powrotem do wyrka, gdy jego wzrok padł na poduszkę i spostrzegł wystający spod niej róg pergaminu. Sięgnął ręką i wyjął złożoną kartkę wraz z włożonym w środek flakonikiem z jasnozielonym płynem. Harry przyjrzał się uważnie fiolce. Nie znał tego eliksiru. Rozejrzał się uważnie, czy nikt się nie zbliża. Czuł, że to jest coś bardzo osobistego, i że nie powinny mieć do tego listu dostępu osoby nie powołane. Harry zaczął czytać równe, schludne, pochyłe pismo. Przeczytaj ten list uważnie i powoli, Potter. To bardzo istotne. Odpowiedzialność i obowiązek, jakie na Tobie ciążą, w związku z Przepowiednią Sybilli Trelawney, obligują Cię do podjęcia wielu wysiłków i stawienia czoła wszelkim przeciwnościom losu. Ostatnie jednak zdarzenie, a mianowicie tragedia, która dotknęła Ciebie bezpośrednio - stawia sprawy w innym świetle. Harry zmarszczył brwi i się wzdrygnął. Mimo woli ujrzał przed oczami straszny, błazeński uśmiech Salomona Notta.. Przymknął na chwilę powieki i otrząsnął się z niemiłych wspomnień. Niejeden dorosły, doświadczony czarodziej doznałby silnego załamania psychicznego na Twoim miejscu. Dlatego powinieneś mieć wybór. Bardzo istotny wybór, Potter. Sam musisz zdecydować, czy nadal chcesz dźwigać na swych barkach tak wielki ciężar odpowiedzialności i zarazem zmagać się z bagażem okrutnych, bolesnych wspomnień, które już na zawsze wyryły ślad na Twojej młodej psychice. Musisz liczyć się z tym, że możesz nigdy nie odzyskać do końca równowagi psychicznej. Musisz mieć pewność, czy chcesz żyć dalej i walczyć z demonami przeszłości, zmagając się jednocześnie z przeznaczoną sobie mroczną przyszłością. Przepowiednie są ważne. Ale zawsze ważniejszy od nich będzie człowiek i jego prawo o decydowaniu o sobie. Kiedyś ktoś bardzo mądry, powiedział mi, że nasze wybory nas określają i to prawda. Harry uśmiechną się smutno. Doskonale wiedział kto był autorem tych słów. Ale nasze wybory są też naszym przywilejem. Kiedy chcesz możesz powiedzieć „nie”, a kiedy indziej zdecydujesz się odpowiedzieć „tak”. To dotyczy każdej, nawet tej najważniejszej decyzji, o której może zależeć bardzo wiele. Są takie sytuacje, kiedy można pokierować się egoizmem. Do takich należy sytuacja, w której znalazłeś się Ty. Nie zrozum mnie źle, Potter. Nie namawiam Cię do skończenia ze sobą. W żadnym wypadku, nie jest to moją intencją, chociaż powiedzmy sobie szczerze – sympatią Cię nie darzę. Uważam jednak, że powinieneś mieć wybór, a Twoje ewentualne rozstanie się z tym światem, powinno być szybkie i bezbolesne, bo chyba zgodzisz się ze mną, że więcej upokorzenia i bólu nie zniósłby już nikt. Trucizna, którą Ci dałem działa natychmiastowo i skutecznie. Wiem, że to brzmi okrutnie, ale jak już zdążyłeś się przekonać, życie często bywa okrutne. Harry przyjrzał się buteleczce niemal z czułością. „Jeden łyk – pomyślał – jeden łyk i będzie po wszystkim”. Nie podejmuj jednak pochopnie decyzji, co do samobójstwa (przepraszam, ale całe życie byłem brutalnie szczery). Spróbuj podjąć wysiłek ponownego powrotu do życia. Znajdź w sobie odwagę. Dopiero po pewnym czasie, jeżeli zrozumiesz, że nie jesteś w stanie dalej żyć i nie radzisz sobie z tym wszystkim, dopiero wtedy wypij truciznę. Jej działanie jest bezbolesne, stuprocentowo skuteczne, i oczywiście nie istnieje na nią żadne antidotum. Dlatego właśnie powinieneś mieć niezachwianą pewność, co do jej zażycia, Potter. „Szczerość, aż do bólu, jak zawsze...” – pomyślał Harry. Nie piszę tego, dlatego, że mam Cię za jednostkę słabą, Potter. Wręcz przeciwnie. Gdybym miał chociaż minimum pewności, że bezmyślnie rzucisz się na tą truciznę, nie pisałbym do Ciebie. Powody są inne. Po pierwsze, mam pewne zasady, których się w życiu trzymam. Po drugie, miałem wątpliwy zaszczyt znać Salomona Notta osobiście i byłem kilka razy świadkiem jego „wyczynów”, dlatego wiem do czego mógł się posunąć. Pamiętaj, Potter, że życie masz tylko jedno i nie da się powrócić tu z tej drugiej strony. „Zobaczyłbym rodziców ... i Syriusza...” – pomyślał z nadzieją Harry. Pamiętaj też, przy podejmowaniu decyzji, o ludziach, którym na tobie zależy. Harry lekko się skrzywił. Mam nadzieję, że rozumiesz moje intencje. Nie wyrzucaj, ani nie pal tego listu od razu po przeczytaniu. Przestudiuj go kilka razy zanim to zrobisz. Z poważaniem: Sam – Wiesz – Który – Nauczyciel Chłopiec uśmiechnął się smutno, czytając podpis Severusa. PS: Mimo, że daję Ci tą przeklętą fiolkę, szczerze ufam, że nigdy nie skorzystasz z jej zawartości. Myślę, że masz dosyć odwagi i siły, by iść dalej. Uważam też, że jesteś zdolny do szlachetności, a to bardzo pomaga w trudnych sytuacjach życiowych. Tego już było za wiele. Snape uważa go za za jednostkę szlachetną. „Za chwilę doczytam się, że jest we mnie zakochany” – pomyślał z przekąsem. Ostatnie zdanie brzmiało jednak nieco inaczej. Jeżeli komukolwiek powiesz, Potter, że uważam Cię za szlachetnego, odważnego i inteligentnego bachora, to osobiście cię uduszę. Harry nie mógł się nie zaśmiać. Westchnął i przeczytał list jeszcze trzykrotnie. Za każdym razem, był coraz mniej pewny, czego chce. Prawda, nadal miał ogromną chęć spalić list i wypić zawartość fiolki, ale wiara w niego ze strony osoby, która jawnie go nie cierpi, nieco hamowała te zapędy. Dziwiło go to, że akurat Snape rozumiał go najlepiej, że wszystkich. Gdyby tak nie było nie napisałby tego listu „Boże, czemu życie jest takie posrane?” – pomyślał po raz setny. Doszedł w końcu do wniosku, że ani fiolka, ani list mu nie uciekną i schował je dokładnie pod poduszkę. Zdjął okulary i położył się na boku, podciągając kolana niemal pod brodę. Starał się nie myśleć o kuszącej perspektywie wypicia trucizny „od ręki”. „Chociaż nie będę musiał sobie podcinać żył” – pomyślał cynicznie. Nagle przypomniały mu się słowa Notta: „Myślisz, że jesteś twardy Potter? Udowodnię ci, że tak nie jest. Będziesz skomlał jak szczeniak, żeby cię dobić.” Harry czuł wstyd nawet za ten jeden, jedyny raz gdy poprosił o litość. Wtedy, gdy Salomon Nott użył haka. Po policzkach chłopca popłynęły łzy. - Obyś zdechł sukinsynu w najgorszych męczarniach – wyszeptał z w poduszkę – obyś zdechł i nigdy więcej nikogo nie tknął... Nigdy wcześniej nie pomyślał, że może nienawidzić kogoś tak bardzo, jak Voldemorta. Okazało się jednak, że mógł. *** Podczas śniadania Severus miał wybitny apetyt. Zjadł prawie tyle, co Ronald Weasley, to było mistrzostwem samym w sobie. A ponieważ konsumował prawie takim tempie jak Rudy Chudy Ron, nie mógł w tym czasie poczynić swych zwykłych „przystolnych” obserwacji. Sięgnąl po sok dyniowy i rozejrzał się po sali. Malfoy i Parkinson bezczelnie "lizali się" przy stole. Zanotował sobie, że musi im zwrócić wagę i po raz setny wytłumaczyć, że wielka Sala to nie sypialnia. Crabb i Goyle, ach cóż oni mogli robić? Żarli jak hipopotamy. Millicenta Buldstrode zapatrzona była w stół Ravenklawu. „Co one widzą w tym Sappo?” – pomyślał Snape zwracając wzrok na siódmorocznego Krukona z burzą niesfornych, kasztanowych włosów i o zabójczym uśmiechu. Chłopak mierzwił sobie właśnie teatralnym gestem kudły i mówił coś do wlepiającej w niego wzrok ładnej Krukonki z piątego roku. Wraz twarzy bubka mówił: „czyż nie jestem mądry i bosko przystojny?” Severus stłumił w sobie impuls podejścia do Bernarda Wielkiego Amanta Sappo i strzelenia go na odlew w ten pusty łeb. Ponownie omiótł wzrokiem stół Ślizgonów, gdzie nie działo się nic ciekawego, poza tym, że mopsowata piękność wsadziła bezceremonialnie rękę między nogi swojej blond sympatii. Snape był zdegustowany. „Żałosne. Cóż, dostaną szlaban... Oddzielnie” Teraz Severus spojrzał na stół Gryffindoru. Weasley i Granger wyglądali jak skazańcy i przez krótką chwilę pożałował, że dał Potterowi fiolkę z trucizną. Ale tyko przez chwilę. Wyobraził sobie Pottera powieszonego na pasku lub ręczniku, albo z podciętymi żyłami i to wróciło mu rozsądek. -...Severusie – dobiegł do niego głos siedzącego po prawej Dumbledore. - Słucham? Co pan mówił dyrektorze? - Mówiłem, że msz dziś dobry apetyt. Rzadko się to zdarza. Wspaniale, Severusie, może trochę przytyjesz? - Nie jadłem wczoraj kolacji – gładko odpowiedział Severus. I była to prawda, ale on czuł się świetnie z zupełnie innych powodów, i z zupełnie innych powodów miał taki apetyt. Wczorajsza akcją bądź co bądź nadszarpnęła trochę energii, potrzebnej do kontrolowanej przemiany, ale Dyro nie musiał o tym wiedzieć. Sev czuł się wolny, niezależny, miał gdzieś „co ludzie powiedzą” (niewiele się zmieniło w jego podejściu do otoczenia, nieprawdaż?). Ale przede wszystkim czuł się pożyteczny dla świata i czuł się spełnioy. Po śniadaniu dorwał Slytherińską Parę Stulecia i przy wejściu do Wielkiej Sali, oznajmił im, że mają szlaban za nie przyzwoite zachowanie przy stole. - Dziś Malfoy, jutro ty, Parkinson – dodał mściwie. Obydwoje wyglądali na niepocieszonych, zwłaszcza Mopsica. Miał już udać się do sali eliksirów, gdy dobiegł go zza pleców denerwujący, wysoki kobiecy głos. - Severusie, Severusie, poczekaj! – krzyczała hogwarcka Matka Teresa. - Słucham? –Mężczyzna zmusił się do uprzejmego wyrazu twarzy. - Czy mógłbyś mi przynieść do skrzydła szpitalnego trochę eliksirów przeciwbólowych? Są na wykończeniu. Snape pomyślał, że się przesłyszał. Uniósł wysoko brwi. - Czyś ty rozum postradała, kobieto? – powiedział cichym, jadowitym głosem. – Przecież dwa tygodnie temu dałem ci tego całe mnóstwo! Wlałaś połowę tego w Pottera? Przecież większość z nich ma działanie narkotyczno - odurzające. Jak to ładnie mówią mugole, niektóre z tych specyfików „zmieniają świadomość” – wysyczał Sev. - No a miałam wybór? – Spytała poirytowana Niańka Poppy – Ciągle miał gorączkę i majaczył... - To nie powód, żeby podawać zbyt duże ilości środków, które mogą uzależnić! – Severus patrzył na panią Pomfrey, jakby zobaczył ją po raz pierwszy w życiu. – Jak będzie chciał ćpać, to sam o tym zadecyduje. Hektolitry przeciwbólowych eliksirów mogą mieć działania uboczne, włącznie z uodpornieniem się na ich skuteczne działanie. Ale, na miłość Boga! Ja przecież rozmawiam z wykwalifikowaną pielęgniarką i uzdrowicielką, która powinna o tym wiedzieć! - To była wyjątkowa sytuacja Severusie – odrzekła urażona – ale ty jak zwykle, nie rozumiesz pewnych spraw. - Wiesz, Pomponio – Snape wiedział, że nie lubi pełnej wersji swojego imienia, dlatego jej używał – może i dobrze, że Potter był cały czas silnie odurzony, skoro przebywał w twoim towarzystwie... Sev westchnął. - Kobieto, to są silne leki. Jak nie mogłaś sobie poradzić z Potterem rzucającym się na łóżku w malignie, trzeba było poprosić o truciznę, albo radzić sobie bez faszerowania go zbyt dużymi ilościami tego gówna. Sam przyrządzałem te eliksiry. Większość z nich jest cholernie mocna. Trzeba go było potrzymać za rękę i pośpiewać kołysanki, albo podać wraz z normalną dawką przeciwbólowego zwykły wywar z melisy, który ma działanie uspakajające. To w końcu ty tu leczysz, a nie ja. To jakiś paradoks... Poppy Pomfrey poczuła się skrzywdzona, ponieważ podane zostały w wątpliwość, jej metody leczenia. - Jesteś bezduszny – powiedziała. – On był torturowany i bardzo cierpiał. Zrobiłam to, co musiałam. A teraz powiedz mi, czy mam liczyć na dostawę, czy nie? - Przyniosę ci te przeklęte eliksiry w czasie przerwy na lunch, zadowolona? Tylko nie wlewaj ich w tego dzieciaka. Raczej daj mu coś na szybkie gojenie się ran. Czy on po takich dawkach funkcjonuje jeszcze normalnie i jest w stanie powiedzieć jak się nazywa? Zmiłuj się i myśl na drugi raz Pomponio, bardzo cię proszę. Co do tortur, to nikt lepiej, niż ja w tej szkole nie ma pojęcia, czym są tortury Notta, bo nie raz je oglądałem. A teraz spieszę się na zajęcia, więc idź z Bogiem Pomponio, będzie ci raźniej. To, że mistrz eliksirów miał niezaprzeczalną racje jeszcze bardziej rozzłościło miłosierną Pomfrey. - Do zobaczenia, Snivellusie – wysyczała. - Widzę, że kulturą też nie grzeszysz Pomponio – odezwał się chłodnym, oficjalnym tonem, po krótkiej chwili niezręcznego milczenia Severus. – Tak jak i rozumem zresztą, ale niech ci będzie. Do widzenia. - Owrócił się i odszedł w stronę lochów. Nie wściekł się i dlatego Pomponia Pomfrey poczuła się paskudnie. Wiedziała, że ta zagrywka była poniżej pasa i to wcale nie polepszyło jej humoru. *** Harry leżał na zimnym stole do tortur. Nie mógł zasnąć, bo był nafaszerowany eliksirami pobudzającymi. Tak bardzo chciał umrzeć. Chciał zasnąć i nigdy więcej się nie obudzić. Bolało go całe ciało i stracił mnóstwo krwi. "Chyba już noc, bo sobie poszedł" - pomyślał. To było straszne. I ta cała wizyta Voldemorta. Przyszedł na trochę by "sobie popatrzeć." Harry się wzdrygnął na samo wspomnienie. Plecy miał tak skatowane, że postanowił przekręcić się na brzuch. Nie był już skrępowany pasami. Niby po co? Nie miał ani różdżki ani sił witalnych. Gdzie i jak miałby uciec? Podniósł się na prawym łokciu i z całej siły podciągnął ciało w górę. Odetchnął z wysiłku i z ulgi. Marnej ulgi, ale zawsze... Drzwi otworzyły się z hukiem i wszedł jego kat. - Niespodzianka, powiedział śmiejąc się przy tym wesoło. Harry'ego zalała zimna fala strachu, gdy zobaczył Notta podchodzącego do swoich ukochanych narzędzi. Mężczyzna wrócił za chwilę i obleśnie uśmiechnął się do chłopaka. W ręku trzymał cienki, bambusowy kij. - Pomogę ci, Potter - warknął i brutalnie przewrócił go na brzuch. "Boże, nie" - pomyślał Harry. Jego plecy były jedną, wielką raną. Śmierciożerca skrępował ponownie pasami ręce i nogi swojej ofiary, gwiżdżąc przy tym jakąś wesołą melodię. Ta melodia w jakiś niewytłumaczalny sposób przerażała Harry'ego bardziej od tego, co zamierzał zrobić mu Nott. - Zobaczymy, czy jesteś wytrzymały na cierpienie, Potter - powiedział zimno Salomon i uniósł do góry bambusowy kij. Zamachnął się i uderzył z całej siły. *** Pacjent wrzasnął rozdzierająco i otworzył szeroko oczy. Pani Pomfrey podbiegła do chłopca i złapała go lekko za rękę. - Nie dotykaj mnie - warknął oszalały ze strachu Harry i wyrwał dłoń patrząc z wściekłością na pielęgniarkę. - Śniło ci się coś złego? - Spytała łagodnie. Chłopak nie odpowiedział i odwrócił się do niej plecami. - Chcę w spokoju pospać – znowu warknął. Oczywiście wiedział, że teraz nie zaśnie. Chciało mu się płakać i nie miał zamiaru pokazywać swoich łez komukolwiek. "Biedak" - pomyślała Pomponia wstając z łóżka. Przez następnych kilka minut bezmyślnie gapiła się w okno. - Witam - dobiegł ja w pewnym momencie głos od strony drzwi. - Twoje eliksiry. Proszę. Severus powyjmował fiolki ze swoich obszernych kieszeni i ustawił je na stole. - Dziękuję - Pomponia spojrzała swojemu gościowi w oczy. - Severusie - odezwała się cicho - przepraszam, za to jak cię nazwała. Ja... - Daruj sobie - uciął chłodno. - We wczesnej młodości tyle razy słyszałem swoje drugie imię, że miałem czasem problemy z podpisaniem wypracowania - zimny sarkazm wylewał się z ust Snape'a jak rzeka. - Do wszystkiego można się przyzwyczaić. Harry, który oczywiście wszystko słyszał, domyślił się o jakie "imię" chodzi i mimo woli zaczerwienił się ze wstydu. Pomponia też się zarumieniła i widać było, że naprawdę jest jej przykro. - Mimo wszystko, przepraszam. - W porządku -odrzekł chłodno Severus. - Posłuchaj - ciągnął łagodnie mistrz eliksirów - Zdenerwowałem się na ciebie, bo powiedzmy sobie szczerze, mimo że się nie lubimy, uważam cię za odpowiednią osobę na odpowiednim stanowisku. Posiadasz doświadczenie i ogromne kwalifikacje, tym bardziej razi u ciebie tak nieodpowiedzialne zachowanie. - Sev wciągnął ze świstem powietrze. - Potter był faszerowany przez 48 godzin eliksirami pobudzającymi i Eliksirem Czuwania. Błyskawiczne przestawienie go na zbyt duże ilości eliksirów o działaniu przeciwnym, mogło doprowadzić nawet do zapaści serca, przecież wiesz o tym Pomponio... Mniejsza, każdy z nas popełnia błędy - mężczyzna machnął ręką. Pomponia Pomfrey musiała w duchu przyznać, że Snape ma ogromną wiedzę medyczną. "No, ale przecież jak był młodziutki, to nic, tylko czytał, zupełnie jak ta Granger" - pomyślała refleksyjnie. Harry natomiast pomyślał, że cudownie byłoby dostać tej zapaści serca. Severusie, musimy pogadać - dobiegł od drzwi głos Dumbledore'a Wiedział, gdzie szukać swojego oswojonego wampira, bo jak zawsze, wiedział wszystko. - Teraz i tutaj, dyrektorze? - To bardzo ważne - Harry usłyszał napięcie w głosie starszego mężczyzny i wytężył słuch. - O co chodzi, panie dyrektorze? - grzecznie zapytał Snape. Albus wszedł do środka i omiótł wzrokiem całą sytuację. - Czy możesz zostawić nas na malutką chwilę samych, Poppy? - Tu jest pacjent - powiedziała ostrzegawczym tonem kobieta. - Będziemy cicho, obiecuję - spokojnie odrzekł dyrektor. Pomponia obdarzyła ich podejrzliwym spojrzeniem, ale zniknęła na zapleczu. Dumbledore trzymał w ręku zwiniętego "Proroka Codziennego." - Czy wiesz, co wczoraj w nocy spotkało Samuela Notta, Severusie? - spytał wprost. - Wybaczy pan Dyrektorze, ale nie interesuje mnie co ten niewyżyty kuta..., znaczy sadysta robi wieczorami - odparł chłodno mistrz eliksirów. - Ale to powinno cię zainteresować - z naciskiem powiedział Dumbledore. - Czyżby? Nie sądzę... - Harry wyczuł sarkazm i lodowatą pogardę w głosie Snape'a. - Powinno cię obejść Severusie, ponieważ Salomon Nott nie żyje. Serce Harry'ego przestało na chwilę bić. Cały teraz składał się ze słuchu. - Czyżby strzelił go jasny szlag? - Spytał z kpiną w głosie Severus. - Nie, spotkało go coś o wiele gorszego. - Pan daruje, Dyrektorze, ale nie wiem o co chodzi. - Znałeś go Severusie. Znałeś go i nie rusza cię wcale fakt, że nie żyje? - Aha. Znałem osobiście sukinsyna, więc powinienem zacząć płakać rzewnymi łzami? - słowa mistrza eliksirów nasączone były jadem obrzydzenia i pogardy. - Pan raczy żartować, dyrektorze? Co mnie ma obchodzić śmierć sadysty? Nie opowiadałem panu co on zrobił prawie osiemnaście lat temu? Czego pan chce, żebym mu współczuł? Harry mimowolnie poczuł do niego nutę sympatii. - Severusie, doskonale wiesz o co mi chodzi! - Dumbledore podniósł głos. Harry zastrzygłby uszami, gdyby potrafił. - Radziłbym zachowywać się cicho, Potter śpi - spokojnie odrzekł Snape. - Severusie - głos Dumbledore'a był opanowany ale dało się w nim wyczuć irytację - oczekuję cię dziś w swoim gabinecie punktualnie o 19:30. Sev się skrzywił. - Oczywiście panie dyrektorze - odrzekł jednak grzecznie. - Masz, poczytaj sobie - Albus wręczył mistrzowi eliksirów gazetę. Severus wziął ją dla świętego spokoju do ręki, ale jak tylko wyszedł Dumbledore, położył ją na stole obok eliksirów. Snape podszedł do okna i wyjrzał na jasno oświetlone słońcem błonia. "O jednego śmiecia mniej" - pomyślał Miał już wychodzić, ale mimowoli spojrzał na leżącą na stole gazetę. Krzykliwy tytuł pierwszej strony głosił: PRZERAŻAJĄCA ŚMIERĆ SALOMONA NOTTA!!! ODRAŻAJĄCY MORD NA JEDNYM Z NAJBARDZIEJ SZLACHETNYCH I SZANOWANYCH CZŁONKÓW CZARODZIEJSKIEJ SPOŁECZNOŚCI! Severusa krew zalała i widział jak przez mgłę. W szale zaczął drzeć „Proroka Codziennego” na strzępy. - Co oni tu powypisywali! - darł się ogarnięty gniewem Snape - Pieprzone włazidupy! Co za pierdolony śmietnik!!! Harry nie mógł dłużej udawać, że śpi, a do sali szpitalnej wpadła jak bomba Pomponia Pomfrey. - Co ty wyprawiasz, Severusie?! Harry gapił się ciekawie, jak Snape drze Proroka w drobny mak. - Banda lizodupnych kutasów! - krzyczał wściekły mistrz eliksirów. - SEVERUSIE!!! - Pomponia zarumieniła się z oburzenia i konsternacji. Harry stłumił uśmiech i popatrzył niewinnie na pielęgniarkę. - Czego?! - warknął Sev - A ty, Potter, co się gapisz? Śpij!. - Przepraszam, ale zaczął pan krzyczeć i się obudziłem - grzecznie skłamał Harry. Severus powoli zaczął wychodzić ze stanu szału i furii, ale nadal był wściekły, jak sto hipogryfów. Sprzątnął strzępy gazety za pomocą różdżki i posłał Pomponii spojrzenie przebywającego na odwyku od ludzkiego mięsa bazyliszka. Następnie widowiskowo wyfrunął z sali szpitalnej powiewając szatą. *** Przez cały dzień Severus był rozdrażniony. Wyżył się na pierwszorocznych, wlepił szlaban Weasleyowi i Granger za "zbyt głośną rozmowę na korytarzu", nakrzyczał na Longbottoma za to, że pojawił się w zasięgu jego wzroku, a nawet objechał Bogu ducha winnego Hagrida, który tylko go niechcący potrącił i jak zwykle niesfornie i długo przepraszał. A nadal było mu mało. Był żądny krwi niewinnej. Nagłówek w gazecie utrzymywał go w stanie przyciszonej permanentnej furii maniakalno-depresyjnej (wiem, to rodzaj schizofrenii a nie furii, ale zgodzicie się ze mną, że Severusa nie trzymają się żadne standardy). "Malfoy będzie dzisiaj biedny" - pomyślał, idąc na obiad. *** Po obiedzie, Harry'ego odwiedzili Ron i Hermiona. Była to dziwna wizyta. Prawie wcale nie rozmawiali i tylko na siebie patrzyli. - Przykro nam Harry, za to wszystko.. - wyszeptała w końcu Herm. - Daruj sobie - odrzekł poirytowany Harry. - Przecież to nie wasza wina - dodał już łagodniej. - Zdrowiej szybko - Ron popatrzył smutno na przyjaciela - Tak, zdrowiej szybko, tęsknimy za tobą - dołączyła się do rudzielca Hermiona. - Powinienem wyjść jutro - stwierdził sucho Harry. - Och! Jutro mamy eliksiry - wykrzyknęła dziewczyna. - I co z tego? - Harry zmarszczył brwi. - Może będzie coś na temat trucizn - dodał obojętnie, obserwując, jak się zachowają. - HARRY! - wrzasnęła Herm. - Nie możesz nawet tak myśleć! - Dla twojej wiadomości - odrzekł chłodno pacjent - cały czas o tym myślę. Hermiona i Ron wyglądali na przestraszonych. - Harry nie możesz tego zrobić... - powiedział z rozpaczą w głosie rudy chłopiec.- My cię kochamy jak brata. - Wiem - wyraz twarzy Harry'ego był łagodny. - Ale ja już nigdy nie będę taki sam... - I tak będziemy cię kochać - zapewniła żarliwie Hermiona. - Tak! I zawsze możesz na nas liczyć - dodał Ron z entuzjazmem. Harry wiedział, że obydwoje mówią serio i szczerze, chociaż smutno się uśmiechnął - Wiesz co? - Ron sięgnął do torby. - Ten cały Nott zdechł dziś w nocy. - I to nie była lekka śmierć - dodał mściwie - Masz, poczytaj - Ron wręczył Harry'emu „Proroka Codziennego”. - Może lepiej nie - Hermiona wyglądała na nieprzekonaną pomysłem kumpla. - Nie, w porządku. Chcę to przeczytać. Widząc wątpliwość w oczach przyjaciółki uśmiechnął się uspokajająco. - Naprawdę Hermiono - dodał jeszcze. - Musimy już iść Harry - powiedział Ron - ale przyjdziemy tu po kolacji. - Snape nam wlepił szlaban. Na pojutrze. - Powiedziała Hermiona. - Aha i musimy już dziś pisać wypracowanie na poniedziałek z zielarstwa, bo wieczór sobotni mamy przerąbany - dodał Ron. - Za co dostaliście szlaban? - Za gadanie na korytarzu. To nawet jak na niego dziwne - zaczęła Hermiona. - Chyba się coś stało. Wyglądał jak chodząca furia. Harry udawał obojętność, ale słuchał bardzo uważnie. - Trzymaj się cieplutko - Herm dała mu całusa w policzek, a Harry mimowolnie się wzdrygnął. "Ciekawe, czy teraz mi tak zostanie na zawsze..." pomyślał. - Do zobaczenia, Harry - powiedział Ron i obydwoje opuścili cichą, szpitalną salę. Harry został sam i mógł spokojnie przeczytać artykuł. To było coś, co go naprawdę zainteresowało. Zabrał się z zaciekawieniem za tekst. W miarę jak czytał, narastał w nim gniew i zarazem jakaś pusta wesołość. To, co zostało powiedziane w artykule, brzmiało dla niego jak jawna kpina. Sam tytuł doprowadzał do białej gorączki. Pod nagłówkiem tłustymi literami zapisana była wypowiedź nie kogo innego, jak Percy'ego Weasleya. "Pan Nott był nobliwym i szacownym członkiem naszej społeczności. Nie pozwolimy więcej na takie barbarzyństwo. Nie ma żadnych wątpliwości, co do tego, że morderstwa dopuścił się wampir - żaden człowiek nie potrafiłby dokonać czegoś takiego. Faktem jest też, że wampir ów dokonał niepełnej, kontrolowanej przemiany - inaczej ciało denata byłoby tak zmasakrowane, że nie dałoby się go rozpoznać. Świadczy to o tym, że morderstwo było zaplanowane i dokonane z zimną krwią" "A nie pomyślałeś, kutasie, że ktoś mógł mieć motyw?" - pomyślał z irytacją Harry. Oto dowód na to, że należy cofnąć Dekret O Ochronie Wampirów. Te niezrównoważone zwierzęta zagrażają każdemu z nas! Dzisiaj Salomon Nott, jutro może to być sam Minister Magii. Istota która dokonała tego haniebnego czynu zostanie pochwycona i skazana na śmierć przez ścięcie toporem o srebrnym ostrzu. Nie będzie litości! Skoro ginie tak dobry, szlachetny człowiek, znany ze swych hojnych datków na szczytne cele Ministerstwa, jak wywodzący się ze starożytnego rodu Salomon Nott, trzeba zdusić to bestialstwo w zarodku. Harry nie mógł uwierzyć w to co czytał: "niezrównoważone zwierzęta", gdyby tak było, to ciągle słyszałoby się o jakichś mordach. "Jemu się już całkowicie we łbie poprzestawiało, myśli tylko o tej swojej politycznej karierze" - pomyślał Harry o Percym. Chłopak był wstrząśnięty jawną ignorancją i zaściankowością myślenia młodego mężczyzny. Był wstrząśnięty, że całkowicie został pominięty fakt przynależności Notta do Śmierciożerców, a podkreślona jego hojność finansowa względem Ministerstwa Magii. Czuł jak mózg mu powoli zaczyna odkształcać pod wpływem przeczytanych informacji. Opisana była też makabryczna śmierć Notta, ale Harry nie potrafił mu ani współczuć, ani się nad nim litować. Poczuł cichą satysfakcję, gdy okazało się, że Salomon Nobliwy Obywatel Nott, został nafaszerowany Eliksirem Czuwania. Potrafił się tylko z tego gorzko cieszyć. Obrzydzeniem napawało go to, jak szybko został osądzony sprawca czynu. Nie było mowy o żadnym uczciwym procesie i przesłuchaniu, ale kilka razy padało w artykule zapewnienie o rychłym pochwyceniu i straceniu zbrodniarza, który w oczach Harry'ego urósł do rangi bohatera. Dla niego nie było żadnej wątpliwości, że ten kto dopuścił się morderstwa, znał zamiłowanie Notta do tortur. Świadczył o tym sposób egzekucji. Bo dla Harry'ego było jasne, że to była egzekucja. Za zwykłe porachunki nie zabija się w ten sposób. Tak się zabija kogoś, kogo chce się ukarać. Artykuł liczył dwie strony, z czego połowę poświęcono na chlubny życiorys Notta i jego zasługi. Wspomniano też, że był Śmierciożercą, ale raz na zawsze „odwrócił się plecami do strony ciemności”. „Strona ciemności – pomyślał rozzłoszczony chłopak – samiście ciemni jak tunel w tyłku.” Najbardziej jednak wstrząsnęły Harrym następujące stwierdzenia: Wszystkie zarejestrowane na terenie Londynu wampiry zostaną poddane przesłuchaniu. Jest ich tylko kilka – w tym jedna kobieta. Wszystkie Instytucje, w których zatrudnione są zarejestrowane wampiry, są zobligowane do wydania ich na czas przesłuchań, które odbędą się na terenie Azkabanu. Przesłuchania podejrzanych zaczną sie od poniedziałku (...) Złoczyńca nie będzie miał prawdopodobnie procesu. Dopuścił się zbyt brutalnej zbrodnii. Harry'ego zatkało. Wiedział jedno, że gdyby Ministerstwo nie było skorumpowane, ten kto zabił Notta, mógłby liczyć na uczciwy proces. I ten teren Azkabanu... A jeżeli wycofają ten dekret, to co stanie się z wilkołakami, które żadnym dekretem nie są chronione i z wszystkimi innymi istotami magicznymi i mieszańcami? Chłopcu momentalnie przyszli na myśl Lupin i Hagrid. „Ktoś zlikwidował niebezpiecznego sadystę, a oni mają pretekst do czystki. I nikt nie będzie się teraz zajmował Voldemortem. Chore...” – myślał przerażony Harry. Miało to jedno pozytywną stronę. Zielonooki, wyczulony na sprawiedliwość społeczną Gryfon nie myślał już o samobójstwie, ale o cyrku, jaki mial się zacząć w poniedziałek, czyli za cztery dni. *** Severus nie poszedł na kolację. Jakoś mu się jeść nie chciało. Wszyscy wokół niego pomykali z "Prorokiem Codziennym" pod pachami, a członkowie grona nauczycielskiego łypali na niego niepewnie. To nie poprawiało nastroju mistrza eliksirów. "Przeczytam ten artykuł. Będę na topie - pomyślał. - A poza tym, to przecież opis mojego wyczynu. Najpierw jednak udał się do skrzydła szpitalnego. W kieszeni miał dwie fiolki o których zapomniał. Potter jadł... a raczej pałaszował rosół z kury i ogólnie wyglądał, jakoś za dobrze. Snape pomyślał w pierwszej chwili, że Potter postanowił nie kończyć ze sobą, tylko po to by zrobić mu na złość, ale szybko zrozumiał absurdalność tego przypuszczenia. Postawił fiolki na stole i wtedy TO ujrzał. Obok Pottera leżał Prorok. - Mogę go na chwilę przywłaszczyć, Potter? - wyciągnął wiedziony nagłym impulsem rękę w stronę gazety. - Oczywiście. Tylko proszę go nie drzeć. Chcę jeszcze raz przeczytać tą durną wypowiedź Percy'ego. Severus popatrzył na Harry'ego przenikliwie. - Czytałeś to już? - zapytał. - Tak, sir. Radzę uzbroić się w cierpliwość. Snape usiadł w nogach łóżka i pogrążył się w lekturze. Z miejsca dostał apopleksji. - Żesz kur**! Niech ja go tylko spotkam! - wyrwało mu się. - Nie słyszałeś tego Potter - wysyczał groźnie patrząc na Harry'ego. - A co niby miałbym słyszeć? - spytał nad wyraz grzecznie chłopak. Po minucie dał się słyszeć pogardliwy rechot Severusa. - Dobre! - powiedział - Napisali, że przeznaczył na Ministerstwo więcej kasy, niż Lucjusz Malfoy, czy Albus Dumbledore. Ale nawet słowem nie wspomnieli, że Dyrektor Hogwartu przeznacza krocie na sierocińce, także te mugolskie. Żałosne, żałosne. Chore i żałosne. Harry'ego zatkało. Nie wiedział o filantropijnej działalności Dumbledore'a Weszła Pomponia i chłopiec poprosił o dokładkę. Pani Pomfrey poszła do kuchni, ale zanim to zrobiła obrzuciła niechętnym spojrzeniem Severusa. Harry wydawał się nim jednak nie przejmować. - No proszę - powiedział Snape skończywszy czytać - Rita Skeeter. A swoją drogą, gdzie ona się wcześniej podziewała? Harry uznał za stosowne, powód nieobecności dziennikarki, pominąć milczeniem. - Nie wstrząsnęło to tobą, Potter? - spytał po krótkiej chwili Sev. - Głupota Ministerstwa, wszechobecna korupcja, kretynizm Percy'ego i bezwstydność Skeeter? Owszem, wstrząsnęło - odrzekł rzeczowo i na temat. - Generalnie Potter, wiesz że nie o to pytałem. - Jak dla mnie, sir - powiedział chłopak spokojnie - to nie wymyślono jeszcze takiej kary na jaką zasłużył ten skur..., znaczy drań. Wkroczyła Pomfrey z druga miską rosołu. - Smacznego, Potter - powiedziała. - Dziękuję. Pomponia spojrzała niepewnie na Severusa, ale wszystko wydało się jej w jak najlepszym porządku i poszła na zaplecze. - Powiedz mi, Potter - zapytał łagodnie, zajętego rosołem chłopca, Snape - co słyszałeś z mojej rozmowy z Profesorem Dumbledorem? Harry się zakrztusił i miał już skłamać, że absolutnie nic, ale Severus go ubiegł. - Nie otwieraj ust po to by łgać mi w żywe oczy. Doskonale wiem, że słyszałeś każde słowo. Taka już twoja uroda, Potter. Nauczyciel westchnął z politowaniem. - Ale będzie cyrk - powiedział refleksyjnie mistrz eliksirów. - Dopiero się zacznie. Niech lepiej Albus zaproponuje Lupinowi pobyt w Hogwarcie, bo wilkołaki pójdą na odstrzał jako pierwsze. Szczerze współczuję Weasleyom takiej latorośli. - On się wyparł rodziców, sir - Harry z radością podchwycił inny temat niż kwestia jego podsłuchiwania. - Jakoś się nie dziwię. Severus spojrzał Harry'emu głęboko w oczy. - Ty, Potter - powiedział łagodnie - kiedyś przez tą swoją ciekawość, kopniesz w kalendarz, jak przysłowiowy kot.* - Ja wcale nie chciałem podsłuchiwać, tak jakoś wyszło - Harry wiedział, że nie brzmi to przekonywująco, ale nic innego nie miał na własną obronę. - Tobie zawsze coś wychodzi, tylko nie to co potrzeba, Potter. Zresztą, przekonamy się jutro na eliksirach - orzekł chłodno Severus. "Jakżeby inaczej" - pomyślał z przekąsem Harry. *My mówimy, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, Anglicy mają przysłowie Curiosity killed the cat – Ciekawość zabiła kota. *** Punktualnie o 19:30 Severus przybył pod drzwi gabinetu Dyrektora. Zapukał. - Proszę - dobiegł go stłumiony głos. Mistrz eliksirów wszedł do środka. - Dobry wieczór Dyrektorze. - Dobry wieczór, Severusie. - Mam pytanie - Jestem tu oficjalnie, czy prywatnie, panie Dyrektorze? - Po części tak i tak - głos Dumbledore'a był łagodny i chłodny. - Usiądź Severusie, to trochę zajmie. - Byle nie za długo, bo za pół godziny do mojego gabinetu przychodzi Draco. Ma szlaban. - Zostaniesz tu tyle czasu Severusie, ile będzie konieczne. Uczeń może poczekać. Snape popatrzył przenikliwie na Dumbledore'a. - Widzę, że to coś poważnego. - Przecież mówiłem. - W takim razie, słucham Albusie. Dyrektor westchnął ciężko. Poczuł się stary i zmęczony. Poczuł, że sytuacja go przerasta. - Powiem wprost. Rozpętałeś piekło, Severusie. Rozpętałeś piekło na ziemi i podpisałeś na siebie wyrok. - Nie boję się ani piekła, ani śmierci, ale i tak nie wiem o czym mówisz Albusie. - Czytałeś ten artykuł w "Proroku Codziennym"? - Czytałem. Nott zdechł, tak jak na to zasługiwał a Ministerstwo rozpacza rzewnymi łzami po hojnej, dojnej krowie. A że rozpęta się przy okazji piekło... To i tak była tylko kwestia czasu. Przecież nowy Wiceminister, który przyjmuje rządy wraz z Knotem już od niedzieli, nie spocznie, aż nie wytępi wszystkich "odmieńców". Szczerze powiedziawszy, Percy Weasley ma szansę stać się niezłą konkurencją dla Zagadkowego Toma.* Nadal jednak nie wiem, o co ci chodzi Albusie. Dumbledore walnął pięścią w stół. - Nie wiesz o co mi chodzi? Zabił go wampir! Zabił go wampir, który go znał osobiście, bo bez problemu wszedł do jego domu. Poza tym to była egzekucja, Severusie, a mało kto wiedział o sadystycznych zapędach Notta, aby mógł dokonać egzekucji. - Równie dobrze mogła być to egzekucja polityczna. Wyobraź sobie, że on miał wrogów Albusie. - Egzekucja polityczna nie wygląda w ten sposób, bo jest eliminacją, a nie egzekucją, o czym doskonale wiesz. - Nadal nie wiem do czego pan zmierza Dyrektorze. - Severus postanowił grać na zwłokę. Był poirytowany. - Nie wiesz do czego zmierzam?! Na miłość boską! Ilu wampirów znało Notta osobiście, ilu znało jego zamiłowanie do sadyzmu i ilu było świadkami tortur dziesięcioletniej dziewczynki, którym obraz skatowanego Pottera dobitnie o tym przypomniał? No ilu Severusie? Bo mi się wydaje, że tylko jeden, i to ten, który siedzi teraz naprzeciwko mnie. - Ha. W końcu otwarte karty panie dyrektorze. - Wiesz, co teraz będzie? - Armageddon. Chyba, że ktoś przemówi tym dupkom w Ministerstwie do rozsądku i uświadomi, że głównym celem eksterminacji powinien być Lord Voldemort i jego najzagorzalsi zwolennicy. - I kto twoim zdaniem miałby to zrobić. Ja? Ja już nie mam siły walczyć z ludzką głupotą Severusie, już chwilami mam dość. - To może Potter? W końcu jest bohaterem. - Uważasz to za zabawne? - Nie, uważam to za tragiczne. Nie przejmuj się. Sam się udam z rana w poniedziałek do Ministra i przyznam się do morderstwa Notta. Wiem, że nie będę miał uczciwego procesu, ale szczerze powiedziawszy mi to zwisa. - Nie możesz tego zrobić Severusie. Za bardzo potrzebuje cię Zakon. - Przestań mi tu pieprzyć poprawnie polityczne bzdury! - żachnął się Snape - Wiesz co będzie jak tego nie zrobię? Tysiąckrotny Armageddon, a tak może sprawa z czystkami przycichnie. Nawarzyłem sobie piwa, to je wypiję. - Wiesz, że to nic nie da, że Percy Weasley nie popuści. Taką już ma naturę. A Voldemort wykorzysta zamieszanie. Bardziej przydasz się żywy. Severus schował twarz w dłoniach. - Mogę zapalić? - zapytał. - Pal. Mistrz eliksirów wyciągnął paczkę papierosów, zapalił jednego i mocno się zaciągnął. - To co? Mam siedzieć cicho i pozwolić ci ochronić mój tyłek, kosztem kogoś niewinnego, albo kosztem korupcji? - spytał po kolejnym z rzędu machu. - Pojęcia nie mam, co teraz robić. Weasley to fanatyk i ma wielu zwolenników, i poprą go Śmierciożercy. Nie z miłości do Notta, ale żeby odwrócić uwagę od własnych działań. Nie mogłeś siedzieć spokojnie na tyłku? - Siedziałem na tyłu siedemnaście lat. Bóg jeden wie ile on w tym czasie dzieci skrzywdził, Albusie. Nie rozumiesz? - Rozumiem, Severusie, rozumiem. Ale czasami warto przeczekać. - I ryzykować? Wiesz, co on by zrobił za dwa, trzy tygodnie z taką Granger i jej rodzicami Albusie? Zmiłuj się człowieku i nie pierdziel mi tu o siedzeniu na tyłku i ryzykowaniu życia niewinnych ludzi, błagam. - Wkurzony Sev zgrabnie zgasił peta w wyczarowanej przez gospodarza popielniczce. Dumbledore popatrzył zmęczonym wzrokiem na Snape'a. - Będzie trzeba znaleźć jakiś wyjście z sytuacji. Nie leź mi tylko w poniedziałek do Ministerstwa. Utracę jednego z najlepszych ludzi i przyjaciół, a nic w zamian nie zyskam ani ja, ani reszta czarodziejów. Może da się jeszcze przemówić do rozsądku Percy'emu. - Nie licz na to. - Dlaczego? - Oczy Dyrektora wyrażały bezbrzeżne zdumienie. - Od dawna to podejrzewałem patrząc na Molly i Artura, a Potter potwierdził moje przypuszczenia w skrzydle szpitalnym. On się wyrzekł w imię kariery politycznej własnych rodziców Albusie. Myślisz, że posłucha głosu rozsądku? Dumbledore wyglądał na załamanego, ale po chwili zabłysły w jego oczach przebiegłe ogniki. - Daj mi pomyśleć do niedzieli. Chyba wiem jak sobie z tym poradzić, a przynajmniej załagodzić sytuację. - Korupcja? - Miejmy nadzieję, że nie. - Jeżeli będziesz potrzebował galeonów, wiesz, że możesz na mnie liczyć. Osobiście jednak wolałbym iść i się przyznać. - Ale tego nie zrobisz. -Nie. Nie zrobię tego bo mi tak każesz. Jak zwykle. Pewnie lizałbym Potterowi buty gdybyś mi kazał to zrobić. Jestem lojalny jak pies. - W głosie Severusa brzmiał sarkazm i silna ironia. - Nie zrobisz tego, bo cię o to proszę.- Łagodnie odpowiedział Albus. - I tak przyjdą po mnie w poniedziałek. Zabiorą mnie na przesłuchanie.- Nie dawał za wygraną mistrz eliksirów. - O to niech cię głowa nie boli. - Czy to już wszystko panie dyrektorze? - zapytał Snape. - Tak - odrzekł Albus. Severus wstał i skierował się do wyjścia. - W takim razie żegnam Albusie - powiedział już przy drzwiach. - Ale zanim odejdziesz, mam do ciebie jeszcze jedno pytanie.- Starszy mężczyzna spojrzał mu głęboko w oczy. - Słucham - grzecznie powiedział podwładny do swojego niekwestionowanego szefa. Dyrektor popatrzył uważnie na jednego z najważniejszych członków Zakonu. Splótł palce i oparł na nich w zamyśleniu głowę. - Powiedz mi Severusie, czy masz chociaż nikłe wyrzuty sumienia po tym co mu zrobiłeś? - Mam i one wcale nie są nikłe - Albus wyglądał na zaskoczonego, bo profesor mówił całkiem poważnie. - Mam wyrzuty sumienia dyrektorze - na twarzy Severusa pojawił się gorzki uśmiech. – Mam cholerne wyrzuty sumienia, bo zakatrupiłem go o prawie osiemnaście lat za późno. Snape wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi. Dumbledore jeszcze długo siedział zamyślony przy swoim biurku, skubiąc długą białą brodę i zastanawiając się nad ostatnimi słowami swojego gościa. *Riddle – ang. zagadka. *** Severus przyszedł do swojego gabinetu Zapalił papierosa i zamyślił się nad zdarzeniami z ostatnich dni. Sytuacja była trudna i ze wszech miar delikatna. Gdyby Lucjusz Malfoy nie siedział w więzieniu, mógłby do niego napisać. To wpływowy człowiek i coś by wykombinował. Mimo wszystko Snape postanowił, że od razu po szlabanie Dracona napisze list do Lucjusza, by ten wiedział o wszystkim z pierwszej ręki. Poza tym, ze swoją myślącą głową i nie mniej myślącą żoną, która była dużo cwańsza i mądrzejsza, a także miała większy wpływ na despotycznego męża, niż niektórym się wydawało, mógłby nawet w więzieniu do czegoś się przydać. Do Narcyzy także postanowił napisać, ale zupełnie inny list. Z zamyślenia wyrwało go pukanie do drzwi. - Proszę wejść - rzucił mistrz eliksirów przygaszając papierosa w gustownej popielniczce o kształcie zwiniętego węża. Wąż był zielony, miał piękne oczy zrobione z bursztynu i srebrny szlaczek, biegnący wdłóż smukłego ciała. Tą popielniczkę, kupił Severus na jakiejś mugolskiej wyprzedaży. Bardzo ją lubił, jeżeli nawet nie kochał. *** Był wtedy na przedmieściach Londynu. Było upalne lato. Lipiec 1990 roku. Sev przechadzał się między straganami obserwując mugoli. Tak naprawdę z biegiem lat nauczył się akceptować ten "gorszy gatunek" ludzi (jak on sam by był człowiekiem, zabawne), a nawet czuł do nich pewien rodzaj sympatii. Trochę im nawet zazdrościł ich beztroski i błogosławionej niewiedzy o niektórych sprawach. W pewnym momencie dojrzał tą popielniczkę na jednym z kramów. Były tam w przeważającej części bardzo gustowne bibeloty, nie takie badziewia jak u innych sprzedawców Wyrzeźbiony w jaspisie wąż zdawał się mrużyć swoje bursztynowe oczy i mrugać zachęcająco do Severusa. Mistrz eliksirów podszedł do straganu i zważył piękną popielniczkę w dłoniach. "Barwy Slytherinu – pomyślał - aż się prosi, żeby go kupić." - Czym mogę panu służyć? - spytała młoda kobieta o popielatych włosach i epatującym wyższością uśmiechu, żywcem wyjętym z magazynu mody "Damulka" pomyślał z niesmakiem Sev, ale szybko się przekonał, że pozory mogą mylić. Gdy spojrzał jej w oczy, w nich także dostrzegł uśmiech, ewidentnie świadcząc o tym, że nie jest płytką, zarozumiałą pannicą. - Ile pani chce za tą jaspisową popielniczkę? - zapytał jak najbardziej obojętnym tonem. - 200 funtów. Severus uniósł brwi. - Nie za dużo? Nawet z tymi bursztynami nie jest warta więcej niż 75 funtów. - Owszem jest - kobieta uśmiechnęła się szerzej. - Może mi pani to udowodnić? - zapytał Severus. Był zdeterminowany, żeby mieć tą popielniczkę. - Po pierwsze, jest ręcznie rzeźbiona i ozdabiana - powiedziała spokojnie sprzedawczyni. Po drugie - dodała tajemniczym głosem - ale nie wiem, czy zechce pan ją kupić jak to powiem - zawahała się nagle. - A o co chodzi? - zapytał Severus - W głosie kobiety było coś, co wzbudziło zaciekawienie mistrza eliksirów. Wiedział jedno: musi mieć u siebie na biurku tego jaspisowego węża, ale w kieszeni miał tylko 250 funtów, a chciał zaliczyć jeszcze dobre zimne piwo (dużo dobrego piwa) w jednej z lepszych, mugolskiej knajp.. Dziewczyna dmuchnęła z irytacją, na lezące w oczy włosy i odgarnęła je na kark. Było tak gorąco, że Severus czuł jak jedwabna, czarna koszula z krótkim rękawem, klei się do niego w strugach potu. Sprawy nie ułatwiały też czarne, raczej dopasowane dżinsy, zwłaszcza, że przez nie wiele kobiet z zaciekawieniem oglądało pewną cześć jego ciała - i to nie tylko z tyłu - a niektóre uśmiechały się przy tym bezwstydnie, co raczej nie sprzyjało ochłodzeniu atmosfery. - Ta popielniczka należała do osobistego wróżbity Hitlera i podobno jest obłożona klątwą. Severusa naprawdę to zaciekawiło. - Wiedział pan o tym, że Hitler miał swojego wróżbitę? - Oczywiście. O tym akurat wie wielu ludzi.. Płowowłosa piękność o jasnozielonych oczach uśmiechnęła się szeroko, a później wypaliła. - Tak, ale nikt prawie nie wie o tym, że miał jeszcze jednego wróżbitę. Anglika, zupełnie niezależnego od tamtego w Niemczech. Rzeczywiście, Severus nie wiedział. Co prawda słyszał kiedyś jakieś plotki, ale to były tylko plotki. - Mam mówić dalej? - zapytała. - Tak, to ciekawa historia - powiedział szczerze czarnowłosy, czarnooki i na czarno ubrany mężczyzna, z ciekawym bladym tatuażem na lewym przedramieniu. Wizerunku dopełniały szkła przeciwsłoneczne - oparte teraz nad czołem. Mistrz nie wiedział, że wygląda dosyć pociągająco, co tylko dodawało mu uroku. "Intrygujący typ" - pomyślała dziewczyna. - Angielski wróżbita nazywał się Nicholas Black - Severus drgnął na dźwięk tego nazwiska - i twierdził, że jest wykwalifikowanym czarodziejem. "Nie wątpię, że nim był" - pomyślał Sev. - Ta popielniczka - ciągnęła dziewczyna, - została wykonana na zamówienie. To unikat. Jest taka tylko jedna, jedyna na świecie. - Teraz rozumiem jej cenę. - Wierzy mi pan? - spytała dziewczyna - poprzedni klient zarzucił mi, że wciskam mu kit. - Ależ ja wiem, że pani nie kłamie - szczerze odrzekł mężczyzna. Jest pani uczciwą osobą. To widać. Kobieta uśmiechnęła się promiennie. - Skoro pan mi wierzy, to opowiem panu w nagrodę o rzekomej klątwie, a pan dopiero wtedy zdecyduje się czy ją kupić, czy nie i... spuszczę panu cenę do 175 funtów. - Nie mogła się powstrzymać. Ten facet mimo, że na początku ją zirytował był w nietuzinkowy sposób sympatyczny, a jednocześnie sprawiał wrażenie kogoś, kto wiele w życiu wycierpiał. - Zamieniam się w słuch - Severus zdobył się na blady uśmiech. - Zapewne wie pan, że niemiecki wróżbita przepowiedział Hitlerowi klęskę i został za to otruty przez jego ludzi. Severus skinął głową. - Anglik, zupełnie niezależnie od wróżbity niemieckiego, także przepowiedział Hitlerowi fiasko. On jednakże, przepowiedział mu też, że popełni samobójstwo. Adolf Hitler tak się wściekł, że nakazał Nicholasowi, aby to on samobójstwo popełnił, a ponieważ Black zauważył swój błąd i pożałował, że jest na usługach niebezpiecznego psychopaty z ulgą przyjął takie rozwiązanie. - A klątwa? - Spytał zaciekawiony Severus. Kobieta westchnęła cicho - Sama nie wiem, czy to bujda na resorach, czy nie, faktem jest, że wszyscy dotychczasowi właściciele tego cudeńka mieli cholernego pecha... - Pierwszym posiadaczem, był jakiś nawiedzony kolekcjoner, który za grube pieniądze wykupił ją z jednego z muzeów poświęconych Hitleryzmowi. W 1955 roku, jego żona i dwie córki zginęły w wypadku samochodowym. Facet nie zdzierżył i się powiesił. Cudeńko znowu trafiło do muzeum, ale nie na długo bo zostało skradzione. Nie wiadomo przez kogo, muzeum jednak zbytnio się tą stratą nie przejęło, poza jednym z kustoszy, który odnalazł popielniczkę w roku 1963 u jakiejś babinki w Glasgow. Twierdziła ona, że jaj poprzedni właściciel - sąsiad z naprzeciwka - utopił się dwa lata wcześniej we własnej wannie. Staruszce jednakże nic się nie stało. Kustosz zabrał cudo do domu i w 1970 roku, zmarł na zawał serca z powodu bankructwa i notorycznych zdrad żony - ponoć nakrył ją w łóżku z facetem, w dniu w którym wylali go z pracy. Popielniczka była przez dziesięć lat u wdowy i nic. Ale kiedy kobieta podarowała na 18. urodziny tą cholerę synowi... W 1985 roku jakiś psychopata wykończył jego młodziutką żonę. Zgwałcił ją i bestialsko zamordował. Facet trafił do psychiatryka.. Po tamtym wydarzeniu... cóż, nie wiem co się z nią działo. Dostałam ją kilka dni temu od starszej pani, która nie chciała mówić skąd ją ma, chociaż jej historię do 1985 roku z radością mi opowiedziała. Nie chce też za nią pieniędzy, ale i tak odpalę jaj 100 funtów. Wygląda na to, że klątwa o ile istnieje dotyka tylko mężczyzn... No i jak zdecydował się pan? – przez chwilę przestraszyła się, że odstraszyła potencjalnego klinenta, ale mile się zawiodła. - Biorę ją - stwierdził rzeczowo Snape - jest ładna, stylowa i całkowicie w moim guście. Tą całą klątwę pewnie da się racjonalnie wytłumaczyć zwykłym zbiegiem okoliczności, ale jeżeli nie, cóż - spotka mnie za parę lat coś strasznego. - Osobiście w to nie wierzę, bo wtedy za nic nie sprzedałabym jej żadnemu mężczyźnie. – Dziewczyna popatrzyła na niego z zainteresowaniem. Severus uśmiechnął się do niej i wręczył dwieście funtów. Odchodził już gdy kobieta krzyknęła: - Pana reszta. - Niech się pani nie wygłupia. - To kwestia honorowa, nie mogę wziąć dwustu funtów - powiedziała i wręczyła mu 25 funciaków reszty. - Rozumiem i dziękuję. - Mam nadzieję, że ta bursztynowooka szelma nie przyniesie panu pecha. - Ja sam jestem jednym, wielkim pechem. Poza tym, jak pani zapewne wie, złego licho nie bierze. - Severus uśmiechnął się ironicznie i odszedł w swoją stronę. *** "No i w końcu, klątwa spadła także na mnie" - pomyślał z gorzkim rozbawieniem Severus. Oczywiście wiedział, że klątwa to jawna bzdura. Czy miałby jaspisowego węża czy nie, zrobiłby to, co zrobił i koniec. Prawdą było jedynie ciekawe pochodzenie popielniczki Mistrz eliksirów popatrzył na Draco Malfoya. - Dobry wieczór sir - powiedział chłopak. - Dobry wieczór - Severus wstał - Idziemy. Zaprowadził Dracona do pracowni, gdzie wręczył mu cały kocioł żab rogatych, które kazał mu poporcjować do specjalnych słoików. Draco nie był zachwycony, ale nie powiedział ani słowa skargi. Profesor zasiadł za biurkiem i zaczął sprawdzać wypracowania piątoklasistów, które miał rozdać ocenione, następnego dnia. *** Draco Malfoy uporał się z rogatymi żabami w trzy godziny. Mistrz eliksirów skończył niewiele wcześniej sprawdzać wypracowania, które jak zwykle były w 50% żałosnymi wypocinami. Gdy Severus dotarł do swojej prywatnej kwatery, zabrał się za pisanie szczerego listu do Lucjusza, w którym przyznał, że od lat jest lojalny wobec Dumbledore'a i że to on zabił Notta - i dlaczego to zrobił. W liście prosił Malfoya o zachowanie dyskrecji i o jakieś rady, co do zaistniałej sytuacji. Doradził też Lucjuszowi, aby zmienił strony i został szpiegiem Ddumbledore'a kiedy wyjdzie z Azkabanu. Oczywiście nie namawiał go natarczywie, ale przedstawił sporo całkiem sensownych argumentów, które skłaniały do przyjęcia takiej opcji. Zaznaczył, aby stary przyjaciel odpisał mu na tym samym pergaminie, od razu jak przeczyta list, który był długi i bardzo szczery i Severus liczył na wzajemność w tym względzie. Napisał też do Narcyzy. Była to prośba o spotkanie incognito w jakiejś mugolskiej knajpie. Dokładne miejsce i godzinę pozostawił do wyznaczenia jej. Wziął korespondencję i udał się do sowiarni Do pani Malfoy wysłał zwykłą płomykówkę, ale do Lucjusza... Severus udał się na samo koniec sowiarni. Przyłożył lewą dłoń do ściany i wyszeptał, zmieniane co tydzień, hasło: - Ester Novum. Ściana rozstąpiła się przed nim posłusznie. W ogromnym pomieszczeniu siedział na grubej żerdzi słusznych rozmiarów, czarny jak noc orzeł królewski. Ptak głośno kraknął na widok swojego pana. Liczył na kilkudniowy wypad, na wolną przestrzeń. Kiedy zobaczył pergamin, zrzedła mu mina i ostentacyjnie wrócił do czyszczenia piór. - Prometeuszu - zwrócił się do ptaszyska Snape - zaniesiesz ten list do Lucjusza Malfoya. Do Azkabanu. - Ptak żachnął się zanim Severus skończył mówić. - Jak przyniesiesz odpowiedź wypuszczę cię na kilka dni - łagodnie przemówił mężczyzna. Prometeusz spojrzał na swojego pana wielkimi ciemnogranatowymi oczami. "Akurat" - mówił jego wzrok. - Obiecuję - mistrzunio podrapał orła po głowie, co ten przyjął leniwym zmrużeniem oczu. Niechby jednak ktoś inny spróbował takiej poufałości... - To bardzo ważny list - mówił Severus gładząc grzbiet ptaka, który przyglądał mu się teraz uważnie i równie uważnie słuchał jego słów. - W żadnym wypadku nie może wpaść w niepowołane ręce. Rzucę na ciebie i na ten pergamin specjalny czar. Będziesz niewidzialny dla wszystkich poza adresatem i oczywiście mną. Ale bądź ostrożny, bo każde zaklęcie maskujące i ochronne można złamać, Prometeuszu - ptaszysko kiwnęło głową, przytakując. - Będziesz mógł sobie bez wysiłku upolować jakąś mysz, albo królika, uważaj tylko, by nie zniszczyć pergaminu - Severus delikatnie ale skutecznie przywiązał rulon do posłusznie wyciągniętej nóżki ( a raczej nogi) orła. - Relashio personarum intrata - powiedział kierując w orła różdżką, a następnie wypuścił ptaka na otwartą przestrzeń. Prometeusz zaskrzeczał triumfalnie i rozłożył czarne skrzydła niknąc w mroku nocy. "Jeszcze może się ta maskarada odwrócić na lewą stronę. Wszystko zależy od rozsądnej decyzji Lucjusza, roztropności Narcyzy i skutecznej strategii Dumbledore'a" - pomyślał z nikłą nadzieją Postrach Hogwarckich Matołów. *** ****** Ten post był edytowany przez em: 30.04.2008 17:18 -------------------- "KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II] |
Kitiara |
13.12.2004 23:54
Post
#2
|
Uczeń Hogwartu Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 173 Dołączył: 08.12.2004 Płeć: jedyny w swoim rodzaju |
Niedziela,
04.11.1996
Niedziela mijała Harry'emu w ciszy i spokoju. Wyspał się, bo całą noc otulało go błogosławieństwo Eliksiru Bezsennego Snu. Hermiona już tak za nim nie łaziła, zaczęła za to śledzić Snape'a. Harry dorwał ją przed obiadem. - Hermiona, ja ci cos mówiłem. - Co? - zapytała niewinnie. - Nie in-te-re-suj się - chłopak uniósł znacząco brew. - Hej, i kto to mówi - broniła się dziewczyna. - Teraz to co innego. Naprawdę lepiej nic nie wiedzieć. A poza tym to uważaj na siebie, bo mam złe przeczucia - Harry ruszył do stołu Gryfonów. Hermiona miała się udać za nim ale ktoś położył jej dłoń na ramieniu i odchrząknął. Znała to chrząknięcie i przeszły jej po kręgosłupie potężne ciary. - Panno Granger - usłyszała cichy, męski głos przed którym drżały pokolenia uczniów Hogwartu. - Tak, sir? - spytała grzecznie nie odwracając nawet głowy. - Jeśli będziesz za mną chodziła to sobie porozmawiamy na osobności i obiecuję ci, że nie będzie to przyjemna pogawędka. Zrozumiałaś? - dłoń profesora zacisnęła się lekko na jej ramieniu, nie na tyle, żeby zadać ból, ale na tyle, żeby Hermiona zrozumiała, że nauczyciel mówi jak najbardziej poważnie. - Tak, sir. - Kultura wymaga, żeby patrzeć rozmówcy w oczy, Granger. No to jak będzie, zrozumiałaś mnie czy nie? Hermiona odwróciła się powoli i uniosła wzrok. - Zrozumiałam, sir. - Doskonale - Severus puścił jej ramię - a teraz jazda jeść obiad. - No i co? - zapytał drwiąco Harry, kiedy usiadła już przy stole. - Czego on chciał? - zainteresował się Ron. - Nic takiego. Co, no i co, Harry? - dziewczyna była poirytowana. - Mówiłem, żebyś sobie dała spokój - odpowiedział. - O co chodzi? - dopytywał się zaciekawiony rudzielec. - Hermiona polubiła ostatnio łamać regulamin - Harry nie zamierzał wdawać się w szczegóły. - Coś przede mną ukrywacie - stwierdził Ron nakładając sobie obfite ilości pieczonych udek. - Słuchaj. Tu nie chodzi o jakieś fajne tajemnice do odkrycia. Są rzeczy, którymi lepiej się nie interesować, a Hermiona to robiła i dostała ostrzeżenie. Koniec dyskusji. - A skąd wiesz o czym mi mówił Snape, co? - dziewczyna popatrzyła na niego ze złością. - Miałaś bardzo wymowną minę, Herm. - Chyba się więcej nie dowiem - westchnął zawiedziony Ron. - Raczej nie - ucięła zwięźle Hermiona. *** Po obiedzie Harry poszedł napisać wypracowanie na poniedziałek z OPCM Nowa nauczycielka – Nymphadora Tonks – była młoda, fajna i trochę ciapowata, ale, jak się okazało, uczyć potrafiła i była dosyć wymagająca. W końcu Dumbledore przyjął ją do Zakonu, więc nie mogła być złą czarownicą. Poza tym, jako Zmiennokształtna, nadawała się na wywiadowcę. Mieli z nią zajęcie w poniedziałki i wtorki, i w każdy wtorek zadawała im wypracowanie. Tematy były ciekawe i chodziło w nich przede wszystkim o własne przemyślenia, a nie tylko spisanie wiadomości z książek. Harry naprawdę lubił je pisać. Jak do tej pory dostawał na Obronie same Znakomite - zarówno z teorii jak i z praktyki. TO wypracowanie dotyczyło wampiryzmu i chłopak podejrzewał, że jako nauczycielka, była wtajemniczona w pochodzenie Snape’a i gdyby wiedziała jaki cyrk zacznie się od czwartku, pewnie nie zadałaby im takiego tematu. Harry miał w trzy godziny już wszystko, czyli dwie i pół rolki pergaminu. Usiadł wygodnie i postanowił przeczytać swoje dzieło w poszukiwaniu błędów. Do kolacji pozostała jeszcze godzina. Nie minęła minuta gdy usłyszał za plecami chłodny, drwiący głos: - No, no. Cóż za elokwencja, prawie trzy rolki. Żebyś się tak do wypracowań z eliksirów przyłożył, Potter – za nim stał Severus Snape z jakimś ogromnym tomiszczem pod pachą. - Profesor Tonks zadaje nam ciekawe tematy. - Nie wątpię. Ona sama to także ciekawy przypadek- w głosie nauczyciela pobrzmiewała nutka złośliwości. – Pogrom jaki siała w sali eliksirów przez pierwsze cztery lata swojej nauki w Hogwarcie jest już legendarny. Nawet Longbottom jej nie dorównał. Harry popatrzył uważnie na nauczyciela. - To pan uczył Tonks, znaczy profesor Tonks? - zapytał zdziwiony. Ale od razu zrozumiał, że przecież ona też musiała chodzić do szkoły. - Oczywiście. Co w tym dziwnego?- zapytał rozbawiony kobiecy głos. - Skończyłam Hogwart siedem lat temu – obok Snape’a jak gdyby nigdy nic stała sobie Tonks. Severus skrzywił się nieznacznie na jej widok. Kobieta miała tego dnia czarne proste włosy do ramion. Jej duże niebieskie oczy były roześmiane. - Owszem, dosyć dużo kociołków wysadziłam w powietrze. Ale na piątym roku byłam już całkiem dobra. Snape uśmiechnął się kwaśno i wyjął Harry'emu bezceremonialnie z ręki pergamin. - Wampir. Wróg czy przyjaciel – przeczytał z zimną drwiną w głosie. – Powiedz mi kobieto, czy to temat z Obrony Przed Czarną Magią, czy może z Filozofii? Czarownica wzruszyła ramionami. - Ja tylko próbuje zmusić uczniów do myślenia. Ale skoro ci się to nie podoba... – Tonks uśmiechnęła się rozbrajająco.- W takim razie następne wypracowanie jakie zadam będzie zatytułowane: Rozpoznawanie i skuteczne tępienie wampirów. Nowy Wiceminister Magii bardzo szybko postara się o cofnięcie Dekretu o Ochronie Wampirów i taki temat będzie wręcz poprawny politycznie. Co ty na to Severusie? – ostatnie pytanie nasączone było złośliwością. - Język ci się wyostrzył Tonks – skomentował Snape. – Dowcip też. Jeszcze trochę a staniesz się inteligentna. - Tobie to nie grozi Severusie – gładko odcięła się młoda czarownica. Harry'emu zachciało się śmiać. Tonks jeździła sobie po Mistrzu Eliksirów jak po łysej kobyle i wcale nie dała się zbić z pantałyku, chociaż cięty dowcip Severusa niejedną kobietę doprowadził już do szewskiej pasji lub do łez. Snape popatrzył na nią ironicznie. - Nie możesz mi dać szlabanu ani odjąć punktów – Tonks suszyła zęby w szerokim uśmiechu. - Ale mogę – głos Snape’a był zimny jak lodowiec górski - którejś pięknej nocy przegryźć ci tętnicę szyjną, Nymphadoro – specjalnie użył jej imienia, którego nie cierpiała. - Po co czekać do nocy? – powiedziała niezrażona Tonks, teatralnym gestem odrzucając głowę do tyłu, zbierając włosy w dłoń i odsłaniając, całkiem zgrabną, szyję – Proszę gryź, nie krępuj się. Zawsze byłeś moim ulubionym profesorem. Harry uśmiechnął się szeroko. Młoda czarownica wcale nie obawiała się swojego kolegi po fachu. Wręcz przeciwnie, darzyła go chyba jakąś przewrotną sympatią. A Snape też nie wyglądał na kogoś kto nie cierpi Tonks. On ją tolerował – a to już był sukces. Okupowała w końcu jego wymarzone stanowisko OPCM. Gryfon pomyślał, że takie wzajemne nastawienie ich do siebie może wynikać z przynależności do Zakonu. - Umyj kark Tonks, to pogadamy – jadowicie wysyczał Severus. Kobieta wybuchła perlistym śmiechem. Harry też nie wytrzymał i się zaśmiał. Snape jedynie uśmiechał się krzywo z politowaniem. - Jak zawsze jesteś miły i uroczy. Och Severusie, jak mi brakuje twoich szlabanów – ironizowała Tonks. Pewnie Snape by jej jeszcze coś powiedział, ale pani Pince wyrosła przy nich jak spod ziemi. - Ja rozumiem uczniów - powiedziała z miną wygłodniałego sępa –ale nauczyciele.. Wstyd! Po tobie się tego nie spodziewałam Severusie. Albo będziecie cicho, albo was wyproszę. Snape posłał bibliotekarce spojrzenie wściekłego hipogryfa i udał się ze swoim tomiszczem do jednego ze stolików przy oknie. Tonks natomiast wzruszyła ramionami i pomaszerowała do działu ksiąg zakazanych. Harry spokojnie przeczytał trzykrotnie swoje wypracowanie i chciał już wyjść gdy dobiegł go teatralny szept od strony lewej. - Harry, jeżeli skończyłeś, to daj, sprawdzę od ręki. Chłopak rozejrzał się. Pani Pince smacznie zasnęła za swoim biurkiem. Harry podszedł do swojej profesorki i podał jej zwinięte rolki. - Proszę. To trochę tandetne i patetyczne, ale chyba nie dostanę Koszmarnego. - Na pewno nie, jesteś bardzo dobry z Obrony. - Ale nie z filozofii – jadowicie wysyczał Snape spod okna. - Cicho Severusie, pani Pince zasnęła – Tonks uśmiechnęła się złośliwie. Mistrz Eliksirów uniósł groźnie brew i trzasnął swoim tomiszczem, Bibliotekarka obudziła się i aż podskoczyła przy tym z wrażenia. Rozejrzała się nieprzytomnie. Wyglądała tak komicznie, że Harry i Tonks musieli zakryć usta rękami, żeby nie parsknąć ze śmiechu. Snape wstał i odniósł książkę na biurko Pince. Wychodząc posłał jeszcze bardzo wredny i bardzo złośliwy uśmiech w kierunku Harry'ego i Tonks. *** Harry zjadł niewiele i Hermiona zaczęła głośno martwić się o jego zdrowie. - Daj spokój – warknął w odpowiedzi chłopak i dziewczyna zamilkła jak niepyszna. Ron popatrzył tylko na nich niepewnie, ale wolał się nie wtrącać. Po kolacji Hermiona stwierdziła, że chce jeszcze zajrzeć do biblioteki coś sprawdzić i Harry, ku jej zdziwieniu, zaproponował swoje towarzystwo. Po korytarzach wałęsało się mnóstwo uczniów, wyszukujących jakiekolwiek preteksty, aby tylko nie iść jeszcze do siebie. Niektórzy rozmyślali nawet o jakiejś drace.. W końcu weekend był już na finiszu i należało zaszaleć. Harry dojrzał jak Ginny i Luna suną w stronę Sali Transmutacji z podejrzanymi ładunkami pod pachami. Ginevra* z klasą podtrzymywała tradycje założona przez jej dwóch bliźniaczych starszych braci – knuć, psocić i kłamać w żywe oczy. Całkiem nieźle jej to wychodziło. Ginny Weasley puściła Harry'emu oko, a on tylko wzruszył ramionami. - Hej, Potter! Idziesz ze swoja dziewczyną do Biblioteki? – dobiegł ich lodowaty, drwiący i bez wątpienia ślizgoński głos. - Nie zwracaj uwagi - syknęła Hermiona, zupełnie niepotrzebnie, bo Harry zignorował odzywkę. - Powiedz, Potter, bardzo płakałeś, gdy przeczytałeś o śmierci Notta? Podobno wiele was łączyło. – Na przystojnej acz wrednej twarzy Malfoya wykwitł złośliwy uśmiech. Kilku Ślizgonów się zaśmiało, ale większość uczniów patrzyła z zainteresowaniem i niepokojem. Harry zacisnął zęby. - Przestań – Blaise spojrzała nieprzyjaźnie na Ślizgona. – A ty Pansy nie rżyj jak idiotka. Podobno jesteście Prefektami. - Nic ci do tego – warknęła urażona Parkinson. Malfoy totalnie "olał" czarnowłosą koleżankę. - No jak, nosisz żałobę, Potty? – Draco był zły na matkę, że ochrzaniła go w liście za podejście do całej sprawy, więc musiał sobie ulżyć. A najlepiej było sobie ulżyć na obiekcie, który spowodował jego złe samopoczucie. - Zamknij się Malfoy, kretynie! – nie wytrzymała Hermiona. Harry'ego od zaciskania zębów zaczęła już boleć szczęka. Draco nie zamierzał jednak ani się zamknąć, ani dać za wygraną. - Lepiej ty się zamknij, durna szlamo! – kulturalnie odpowiedział Gryfonce. Podszedł do nich i z całej siły odepchnął dziewczynę, tak, że omal nie wpadła na ścianę. Hermiona krzyknęła z bólu i zaskoczenia. - DRACO!!! – Blaise chciała zatrzymać blondyna, ale Crabb złapał ją za rękę i tylko syknęła z bólu i bezsilnej złości. - Ciebie Granger, powinien ktoś porządnie przelecieć, może się wtedy nauczysz gdzie twoje miejsce - Draco uśmiechnął się paskudnie. - Cham! – obydwie dziewczyny – Hermiona i Blaise – były zbulwersowane. - Powiedz Potter, podobało ci się? Całkiem ładne masz te blizny... Co na to twoja biedna szlamowata matka? Pewnie przewraca się w grobie. W końcu jej syn jest prawdopodobnie gejem i na pewno - masochistą. - Jak śmiesz? – wysyczała Hermiona. Malfoy wyciągnął rękę i przesunął dłonią po policzku Harry’ego. - Podobam ci się, Potter? – spytał ze złośliwym uśmiechem. Jedynie Crabb i Goyle wyglądali na zadowolonych i nawet na twarzy Parkinson uśmiech już zbladł. Zabini była zdegustowana, ale nie mogła się nigdzie ruszyć, bo jej ramię ściskał Crabb. Wyrwała mu się i roztarła rękę. Malfoy przesadził. Harry błyskawicznie wyciągnął różdżkę i przycisnął ją do gardła Dracona. - Tknij mnie jeszcze raz Malfoy, a przysięgam, że cię zabiję – głos Gryfona był lodowaty i nieprzyjemny. Ślizgon jeszcze nigdy wcześniej nie widział go w takim stanie i szczerze powiedziawszy trochę się przestraszył. - Tobie kompletnie odbiło, Potter – warknął. - Mówię całkowicie poważnie. ZABIJĘ CIĘ... - Co tu się do jasnej cholery dzieje?! – zimny głos Mistrza Eliksirów eksplodował w korytarzu niczym erupcja Etny. Wszyscy, którzy byli w pobliżu skulili się w sobie, część chciała się schować pod ziemię albo uciec. Snape szybkim spojrzeniem ogarnął sytuację. - Odejdź, Malfoy – Harry wcale nie przejął się obecnością groźnego nauczyciela. Był wściekły. – Odsuń się, albo walnę w ciebie jakimś przykrym przekleństwem, sukinsynu.. Draco odsunął się niepewnie od Gryfona. Na szyi miał ślad po różdżce Harry'ego. - Jesteś psychicznie chory, Potter – wysyczał. – Powinieneś się leczyć. - Czy ktoś mi łaskawie raczy wytłumaczyć, co tu zaszło? – chłodno spytał Snape. Popatrzył na szarą na twarzy Granger, która miała łzy w oczach, potem na plakietkę Prefekta na piersi Parkinson i odwrócił się w stronę pobladłej i zbulwersowanej Zabini. - Ty mi powiesz – zwrócił się do Ślizgonki. Draco zdziwił się niepomiernie. To ON był prefektem. To JEMU groził Potter. Wszystko powinno być JASNE. Harry nadal ściskał w ręku różdżkę i wilkiem patrzył na Malfoya. Wyglądał tak, jakby w każdej chwili mógł rzucić w niego Cruciatusem lub Kedavrą. - Schowaj to, Potter – powiedział spokojnie nauczyciel – zanim kogoś uszkodzisz. Chłopak z ociąganiem wsunął potencjalne narzędzie zbrodni do kieszeni. Hermiona miała go ochotę przytulić i pocieszyć, ale wiedziała, że takie postępowanie przyniosłoby zgoła skutek odwrotny do zamierzonego, więc patrzyła tylko wściekle na Malfoya. Bardzo chciała strzelić go po gębie, albo dać mu porządnego kopa w zgrabny, szlachecki tyłek. Blais Zabini popatrzyła niepewnie na nauczyciela. - Rozejść się!- warknął Snape. – Zostają tylko Zabini, Malfoy, Potter i... Parkinson... Reszta wio! Nie, ty Granger też zostaniesz – dodał po chwili. - Słucham Zabini, powiedz co się stało – Snape specjalnie zapytał właśnie ją. Bo była z jego domu. Bo była inteligentna i taktowna. Bo wyglądała na poruszoną. Dziewczyna najdelikatniej jak potrafiła opisała całą sytuację, pomijając milczeniem zachowanie kolegi względem Hermiony. Nie po to by go chronić, ale by oszczędzić upokorzenia Gryfonce. Jako kobieta mogła zrozumieć jak podle czuje się Granger. - Rozumiem – zimno stwierdził Snape. – Oddaj mi odznakę, Parkinson. - Słucham?! – mopsowata twarz dziewczyny wyrażała ogromne, niekwestionowane zaskoczenie. - Oddaj mi odznakę. Nie interweniowałaś. Ty Malfoy, też oddaj mi swoją. - ŻE, CO?!?! – wrzasnął zbulwersowany blondyn. - To co słyszałeś i zachowuj się... Oddaj mi odznakę. Jeżeli mi udowodnisz, że nadajesz się na Prefekta - oddam ci ją z wielką chęcią. Ale na razie z wielką przykrością musze ci ją odebrać. - Nie rozumiem pana – warknął Draco odpinając swoja odznakę. - Porozmawiam sobie z tobą na osobności to może zrozumiesz – spokojnie odpowiedział nauczyciel odbierając obydwie plakietki. Jedną z nich wręczył zaskoczonej Blaise. Hermiona patrzyła na to szeroko otwartymi oczami. Draco także. Parkinson patrzyła tępo. Harry patrzył cały czas na Malfoya. Jak rozjuszony Hardodziob. - Proszę - powiedział do wbitej ze zdziwienia w grunt Ślizgonki. - Od dzisiaj ty jesteś Prefektem. Tylko ty... Mam nadzieję, że sobie poradzisz z tą bandą kretynów. - Dziękuję sir – wyjąkał Blaise. - Możesz odejść Zabini. Dziewczyna odeszła zdziwiona i zszokowana postępowaniem nauczyciela. - Coś ci się stało, Granger? - Spytał Snape pozornie obojętnie, patrząc na Hermionę, która roztarła odruchowo bolące ramię. - Nic, sir - odrzekła, mocno rumieniąc się, dziewczyna. - Jak nie chcesz mówić to twoja sprawa - łagodnie skomentował nauczyciel. - Ty Draco pójdziesz ze mną i utniemy sobie małą pogawędkę - zwócił się po chwili do Ślizgona. Malfoy wyglądał na podłamanego, sfrustrowanego, złego i zawstydzonego, i Hermiona poczuła chłodną satysfakcję. - Pamiętaj - ciągnął spokojnie nauczyciel - że od dzisiaj, będziesz oceniany dużo surowiej niż dotychczas. Pochodzisz ze szlacheckiego rodu z tradycjami, który od wieków szczyci się tak zwaną czystością krwi, Malfoy. - Snape popatrzył krzywo na Dracona. - To zobowiązuje. Masz mi udowodnić, że jesteś szlachcicem. O ile mi wiadomo, szlachcic powinien zachowywać się szlachetnie. Zobaczymy czy potrafisz, bo jak dotąd jakoś tego nie zauważyłem... Granger, Potter... – zwrócił się do Gryfonów - ...marsz do siebie i to już, bo wlepię wam szlaban. A ty masz go pilnować co by nie uszkodził po drodze ani siebie, ani, nie daj Boże, kogoś innego. Jazda! - Dobrze, sir - powiedziała grzecznie Hermiona. Jedyną odpowiedzią zielonookiego było pogardliwe spojrzenie rzucone w kierunku Malfoya, który teraz wyglądał nieciekawie i wcale nie był już pewny siebie. - Idziemy - Snape spokojnie zwrócił się do Dracona. - Chodź, Harry - powiedziała Hermiona cichutko - jakoś odechciało mi się iść do biblioteki... Chłopak popatrzył na nią spode łba i poczłapał w kierunku wieży Gryffindoru. Harry poszedł prosto do dormitorium. Wypił resztki eliksiru od pani Pomfrey i walnął się w ubraniu na łóżko. Podjął bardzo mocne postanowienie, że nigdy w życiu nie zapłacze. * Ginevra - mimo, że zdrobnienie imienia majmłodszej latorośli Weasley'ów nieodmiennie przywodzi na myśl imię Virginia to tak (Ginevra) ma w oryginale na imię Ginny, więc musiałam zmienić. *** Usiądź – spokojnie powiedział Snape. Draco osunął się bezwładnie na krzesło, na przeciwko biurka nauczyciela, oczekując surowej nagany i porządnego szlabanu. Nic takiego jednak nie nastąpiło. - Napijesz się czegoś? – spytał Severus ucznia. - Eee... słucham? – Draco był szczerze zdziwiony. - Pytałem czy się czegoś napijesz, Draco. W końcu piętnastego listopada kończysz siedemnaście* lat i jesteś prawie pełnoletni. - Eee... – zaczął bardzo elokwentnie Ślizgon – w takim razie napiję się z panem. Tego samego co pan. - Doskonale. Chcę z tobą bardzo poważnie porozmawiać. Opowiem ci o czymś, co wydarzyło się prawie osiemnaście lat temu. Mam nadzieję, że zrozumiesz swój ogromny nietakt w stosunku do Pottera i że go... przeprosisz. - ŻE CO?! - były rzeczy na tej ziemi, których Malfoy nie zrobiłby za nic i przepraszanie Pottera było jedną z nich. Zrobiłby za to w zamian wiele innych rzeczy, na przykład... „Dlaczego nie każe mi się przespać z Hermioną Granger? – pomyślał nie wiadomo dlaczego Malfoy. – Oj, chyba mi odbija...” – blondyn otrząsnął się odganiając od siebie przyjemne i całkowicie nie na miejscu myśli dotyczące orzechowookiej Gryfonki. Zdawał sobie sprawę z niedorzeczności swoich rozwarzań, ale to wcale mu nie pomagało. - To, co słyszałeś – dobiegła go jak zza światów odpowiedź nauczyciela, sprowadzając go na ziemię – i pamiętaj o manierach. Nie jesteś Potterem. - A co ma do tego wydarzenie sprzed prawie osiemnastu lat ?– zapytał już zupełnie przytomnie chłopak. - Ogromnie dużo. Jak posłuchasz, co ci mam do powiedzenia, zrozumiesz – Snape postawił na biurku dwie szklaneczki napełnione Brandy z lodem. Wyciągnął papierosy i poczęstował już zupełnie zaszokowanego Malfoya. Palili, sączyli drinki, a Severus opowiadał cichym, spokojnym i matowym głosem, wydarzenie sprzed lat, przeżywając po raz kolejny koszmar, którego nie mógł i nie chciał zapomnieć. Draco ani razu mu nie przerwał. Był wstrząśnięty. Mimo, że wypił trzy porządne drinki, czuł się podle trzeźwy. - Mój ojciec naprawdę to zrobił? – spytał gdy tylko nauczyciel skończył swoją upiorną opowieść. Snape oczywiście pominął milczeniem obietnicę, którą złożył tamtego dnia Salomonowi. Wyszedł z założenia, że Draco raczej nie wie, iż Mistrz Eliksirów jest wampirem. Dowie się w poniedziałek. Wtedy też domyśli się, kto zabił Notta. I oby Percy nie zechciał go przesłuchiwać. Severus musiał mu opowiedzieć o tych tragicznych wydarzeniach. Nie było innej rady, aby dotrzeć do krnąbrnego, zakochanego w sobie blondyna. Snape widział, że chłopak jest wstrząśnięty tym, co usłyszał i zwrócił uwagę na jego nienaturalną bladość przebijającą się nawet przez zdobytą podczas wakacji opaleniznę, ale nie widział innej rady, jak przemówić mu do rozsądku. Snape się mylił, co do jednej rzeczy. Draco już dawno domyślił się, że jego opiekun jest wampirem i powoli zaczynało do niego docierać, co się stało. Nie bał się Mistrza Eliksirów, czuł do niego tylko ogromny szacunek. Nott nie zasłużył na to żeby żyć... Malfoy nie zdradził jednak ani jednym gestem, czy słowem, że domyśla się prawdy. - Mój ojciec zachował się jak bohater – Draco poczuł dumę na myśl o odwadze swojego rodziciela. – On wiedział, że Czarny Pan go za to ukarze, prawda? - Tak, Draco. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Gdyby twój ojciec mu nie przerwał, rozerwałbym Notta gołymi rękami. Jak widzisz zawdzięczam Lucjuszowi życie. Lord nie wybaczyłby mi tak ogromnej niesubordynacji. Draco robił się na przemian bardzo blady i szary. Snape przyglądał mu się z zaciekaniem - Ja... nie miałem pojęcia – Malfoy spuścił wzrok i zaczął namiętnie miąć w palcach swoją szatę. - Wiem, że nie miałeś pojęcia – odrzekł chłodno nauczyciel. Ale to cię nie usprawiedliwia. Chyba zdajesz sobie z tego sprawę? Draco zarumienił się jak piwonia. Teraz, gdy siedział sobie w ciszy i spokoju, dotarło do niego, jakim był chamem. I nie miało tu znaczenia, że on i Potter się nie cierpią. Tu chodziło o coś więcej. - Tak, sir – wyszeptał i Severusowi autentycznie ulżyło. „Będą jeszcze z niego ludzie” – pomyślał . Draco chyba podlej czuć się nie mógł. Wolałby, żeby Snape wytargał go za uszy, nawet publicznie i nawrzeszczał na niego, niż opowiedział mu tą całą makabryczną historię. Przystojny blondyn czuł się przez to tak, jakby osobiście brał udział w torturach Pottera i wcale mu to nie poprawiało samopoczucia. - Czy rozumiesz, dlaczego zabrałem ci odznakę Prefekta? – spytał łagodnie Snape. - Chyba tak. Chodzi o mojego ojca... - Nie tylko Draco. Można kogoś nie lubić, nawet nienawidzić, ale są pewne niepisane granice, których się nie przekracza. Jesteś młody i masz szansę wyrosnąć na porządnego człowieka. Nie to co ja – Severus pociągnął ostro ze szklanki. - Niech pan tak nie mówi. Pan jest absolutnie w porządku – zaprzeczył zapalczywie i szczerze Ślizgon. - Nie. Nie jestem w porządku – uciął zimno nauczyciel. – Ja też torturowałem ludzi. Czy to ważne w jaki sposób? A tobie pobłażałem przez tyle lat. Gdybym traktował cię surowiej nie doszłoby dziś do tej przykrej sytuacji.. – Severus nalał po jeszcze jednym drinku. – Czy ty nie pojmujesz, że Potter jest bliski skończenia ze sobą? Może nawet dobrze by zrobił, bo w imię czego ma się męczyć dalej z takim życiem... – Draco popatrzył uważnie na profesora. - Pan mu współczuje.... – to było bardziej stwierdzenie, niż pytanie. - A dlaczego nie? – Severus zapalił kolejnego Marlboro i poczęstował ucznia. – Zrozum chłopcze, że ja wiem, co potrafił zrobić z człowieka Nott. I tego tak naprawdę nie da się opisać.. - Rozumiem...- Draco zaciągnął się głęboko. - To, co pan mi opowiedział... Ja nigdy nie zastanawiałem się nad tym na czym polegają tortury. Ani nigdy nie pomyślałem, że czarodziej może się posługiwać mugolskimi środkami, i że mogą one być tak drastyczne i okrutne. Jak on mógł robić takie rzeczy dziesięcioletniemu dziecku, nie rozumiem... – chłopak ukrył twarz w dłoniach. - Jeszcze wielu rzeczy nie będziesz w stanie zrozumieć w swoim życiu Draco – głos Snape’a był łagodny i niemal smutny. – Grunt aby samemu nie dotknąć dna. Idź do siebie i zastanów się nad tym co usłyszałeś. I pamiętaj – w ostateczności wybór zawsze będzie należał do ciebie. „Moje życie jest puste jak dzban – myślał blondyn idąc do Pokoju Wspólnego – moi przyjaciele kochają tylko moje pieniądze, moja rozwydrzona, płaska jak decha dziewczyna tak samo... ach i kocha jeszcze moje szlachectwo... kretynka myśli, że się z nią ożenię – chłopak zaśmiał się gorzko na tą myśl.- Jestem zapisany od urodzenia do Śmierciożerców i będę w przyszłości torturował szlamy i mugoli... cóż za zaszczytny cel życiowy...” - na twarzy młodzieńca wykwitł cyniczny, smutny uśmiech. Tej nocy Draco Malfoy nie zmrużył oka ani na minutę. *** ****** -------------------- "KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II] |
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 10.11.2024 19:48 |