Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Być Szlachetnym [cdn?], czasem trzeba bardzo szybko dorosnąć...

Co sądzicie o tym opowiadaniu?
 
Dobre - zostawić [ 122 ] ** [93.13%]
Gniot - wyrzucić [ 8 ] ** [6.11%]
Zakazane - zgłoś do moderatora [ 0 ] ** [0.00%]
Suma głosów: 131
  
Kitiara
post 10.12.2004 19:15
Post #1 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 173
Dołączył: 08.12.2004

Płeć: jedyny w swoim rodzaju



Opowiadanie "Być szlachetnym" jest siquelam do "Ręki Boga". Dlatego radziłabym najpierw przeczytać tamten FF.

Czwartek, 01.11.1996

Do skrzydła szpitalnego wpadły nareszcie promienie słońca. Pierwszy listopada zapowiadał się na pogodny dzień.
Jeden niesforny promyk zaigrał na bladej twarzy chłopca leżącego na łóżku pod ścianą, rozświetlając ją i ogrzewając swoim ciepłem.
Pacjent otworzył oczy. Był wyspany i cholernie świadomy wszystkiego, co się stało.

Przez ostatnich kilka dni trzymali go na jakichś odurzających paskudztwach, uśmierzających fizyczne i psychiczne cierpienie.
Teraz, gdy zewnętrzne rany już się prawie całkiem zabliźniły, a umysł odetchnął świeżością, ogarnął go falą płynącą od strony serca tępy ból i chociaż ciało już go nie bolało, czuł się podle.
Chłopiec zagapił się bezmyślnie na biały sufit.
Postanowił wstać i poszukać jakiegoś lustra.
Przez tych kilka dni majaczył, miał nawroty gorączki, albo spał otępiony eliksirami. Należało powrócić do życia.
Życie – jak to teraz dziwnie brzmi...

Harry uśmiechnął się do siebie smutno i zwlekł powoli obydwie nogi z łóżka. Wziął z szafki okulary i założył na nos. Sala nabrała ostrzejszych barw i musiał na chwilę zmrużyć oczy.
Wstał i poczłapał do ogólnej łazienki najbliżej sali szpitalnej. Nie chciał korzystać z tej na miejscu. Nie zamierzał natknąć się na Pomponię Pomfrey.
Tak się składało, że do tej, do której się wybierał, chodziło mnóstwo Ślizgonów, bo mieli dosyć blisko, ale Harry'ego mało to w tej chwili obchodziło. Tak szczerze, to w ogóle nie obchodziło go nic.

Kiedy doszedł do łazienki i skorzystał z ubikacji, podszedł do lustra przy umywalce. Spojrzał niepewnie na swoją twarz. Nie czuł strachu, raczej ciekawość.
Trochę się zdziwił widokiem. Na lewym policzku widniała już prawie całkiem niewidoczna, równa blizna. Rana na prawym była głębsza i „zdobiły” ją nierówne brzegi, dlatego blizna po niej była jeszcze różowa i miała nigdy do końca nie zniknąć i pozostać tam na zawsze w postaci bladej, postrzępionej linii.
Na szyi i dekolcie miał trochę jasnych i różowawych blizn po tępej żyletce.
Wzdrygnął się na wspomnienie tortur.
Odkręcił zimną wodę, zdjął okulary i wsunął głowę pod kran. Stał tak prawie minutę, aż zrobiło mu się naprawdę zimno. Zakręcił kurek i palcami wycisnął z włosów nadmiar wody nad umywalką.
Wziął z dużego stosu kilka papierowych ręczników i osuszył twarz, oraz – na ile oczywiście się dało – swoje niesforne pióra.
Założył z powrotem okulary.

Po chwili Harry rozpiął górę pidżamy i spojrzał na swój lewy bok.
Ciało rozszarpane hakiem już się prawie zagoiło, chociaż duża, nierówna blizna była jeszcze ciemnoróżowa. Chłopiec z chorą fascynacją patrzył przez chwilę na paskudną skazę na jego ciele. W pewnym momencie skrzywił się i zapiął pidżamę.

Pech chciał, że wychodząc z łazienki, Harry natknął się na Malfoya. Miał nadzieję, że obejdzie się bez scysji. Jednak się pomylił.
- Jak tam Potter impra u twoich zamaskowanych przyjaciół? -zapytał Ślizgon z bezczelnym uśmiechem.
Ploty niestety szybko rozchodzą się w środowisku szkolnym.
- Musiała być niezła zabawa, skoro masz sznyty na twarzy i dekolcie. Aż strach pomyśleć gdzie masz je jeszcze.
Harry spojrzał na niego z pogardą.
- Pokazać ci, Malfoy? - spytał z paskudnym uśmiechem - Zrobiłbym to, ale obawiam się, że twój delikatny wzrok tego nie wytrzyma...
Draco był zaskoczony odpowiedzią Gryfona, spodziewał się raczej tekstu w stylu "odpieprz się"; albo "co cię to obchodzi?", ale nie jawnej prowokacji.
- Nie wytrzymałbyś nawet godziny w towarzystwie Notta, Malfoy - wycedził jeszcze przez zęby Harry.
- Jasne, Potty - Draco szybko odzyskał rezon - mój ty bohaterze.
Blondyn uśmiechnął się z wyższością i wszedł do łazienki.
"Skończony kretyn" -pomyślał Harry i powlókł się z powrotem do skrzydła szpitalnego.

Nie było nigdzie widać pani Pomfrey, więc odetchnął z ulgą. Wziął szafeczki swoją różdżkę i szybkim zaklęciem osuszył włosy do końca. Wyglądały teraz dużo gorzej niż zazwyczaj, co stanowiło jawne mistrzostwo.
Miał już zdjąć okulary i położyć się z powrotem do wyrka, gdy jego wzrok padł na poduszkę i spostrzegł wystający spod niej róg pergaminu.
Sięgnął ręką i wyjął złożoną kartkę wraz z włożonym w środek flakonikiem z jasnozielonym płynem.
Harry przyjrzał się uważnie fiolce. Nie znał tego eliksiru.
Rozejrzał się uważnie, czy nikt się nie zbliża. Czuł, że to jest coś bardzo osobistego, i że nie powinny mieć do tego listu dostępu osoby nie powołane.
Harry zaczął czytać równe, schludne, pochyłe pismo.

Przeczytaj ten list uważnie i powoli, Potter. To bardzo istotne.
Odpowiedzialność i obowiązek, jakie na Tobie ciążą, w związku z Przepowiednią Sybilli Trelawney, obligują Cię do podjęcia wielu wysiłków i stawienia czoła wszelkim przeciwnościom losu. Ostatnie jednak zdarzenie, a mianowicie tragedia, która dotknęła Ciebie bezpośrednio - stawia sprawy w innym świetle.


Harry zmarszczył brwi i się wzdrygnął. Mimo woli ujrzał przed oczami straszny, błazeński uśmiech Salomona Notta.. Przymknął na chwilę powieki i otrząsnął się z niemiłych wspomnień.

Niejeden dorosły, doświadczony czarodziej doznałby silnego załamania psychicznego na Twoim miejscu.
Dlatego powinieneś mieć wybór. Bardzo istotny wybór, Potter.
Sam musisz zdecydować, czy nadal chcesz dźwigać na swych barkach tak wielki ciężar odpowiedzialności i zarazem zmagać się z bagażem okrutnych, bolesnych wspomnień, które już na zawsze wyryły ślad na Twojej młodej psychice.
Musisz liczyć się z tym, że możesz nigdy nie odzyskać do końca równowagi psychicznej. Musisz mieć pewność, czy chcesz żyć dalej i walczyć z demonami przeszłości, zmagając się jednocześnie z przeznaczoną sobie
mroczną przyszłością.
Przepowiednie są ważne. Ale zawsze ważniejszy od nich będzie człowiek i jego prawo o decydowaniu o sobie. Kiedyś ktoś bardzo mądry, powiedział mi, że nasze wybory nas określają i to prawda.


Harry uśmiechną się smutno. Doskonale wiedział kto był autorem tych słów.

Ale nasze wybory są też naszym przywilejem. Kiedy chcesz możesz powiedzieć „nie”, a kiedy indziej zdecydujesz się odpowiedzieć „tak”.
To dotyczy każdej, nawet tej najważniejszej decyzji, o której może zależeć bardzo wiele. Są takie sytuacje, kiedy można pokierować się egoizmem. Do takich należy sytuacja, w której znalazłeś się Ty.
Nie zrozum mnie źle, Potter. Nie namawiam Cię do skończenia ze sobą. W żadnym wypadku, nie jest to moją intencją, chociaż powiedzmy sobie szczerze – sympatią Cię nie darzę.
Uważam jednak, że powinieneś mieć wybór, a Twoje ewentualne rozstanie się z tym światem, powinno być szybkie i bezbolesne, bo chyba zgodzisz się ze mną, że więcej upokorzenia i bólu nie zniósłby już nikt.
Trucizna, którą Ci dałem działa natychmiastowo i skutecznie. Wiem, że to brzmi okrutnie, ale jak już zdążyłeś się przekonać, życie często bywa okrutne.


Harry przyjrzał się buteleczce niemal z czułością.
„Jeden łyk – pomyślał – jeden łyk i będzie po wszystkim”.

Nie podejmuj jednak pochopnie decyzji, co do samobójstwa (przepraszam, ale całe życie byłem brutalnie szczery).
Spróbuj podjąć wysiłek ponownego powrotu do życia. Znajdź w sobie odwagę.
Dopiero po pewnym czasie, jeżeli zrozumiesz, że nie jesteś w stanie dalej żyć i nie radzisz sobie z tym wszystkim, dopiero wtedy wypij truciznę. Jej działanie jest bezbolesne, stuprocentowo skuteczne, i oczywiście nie istnieje na nią żadne antidotum. Dlatego właśnie powinieneś mieć niezachwianą pewność, co do jej zażycia, Potter.


„Szczerość, aż do bólu, jak zawsze...” – pomyślał Harry.

Nie piszę tego, dlatego, że mam Cię za jednostkę słabą, Potter. Wręcz przeciwnie. Gdybym miał chociaż minimum pewności, że bezmyślnie rzucisz się na tą truciznę, nie pisałbym do Ciebie.
Powody są inne.
Po pierwsze, mam pewne zasady, których się w życiu trzymam.
Po drugie, miałem wątpliwy zaszczyt znać Salomona Notta osobiście i byłem kilka razy świadkiem jego „wyczynów”, dlatego wiem do czego mógł się posunąć.
Pamiętaj, Potter, że życie masz tylko jedno i nie da się powrócić tu z tej drugiej strony.


„Zobaczyłbym rodziców ... i Syriusza...” – pomyślał z nadzieją Harry.

Pamiętaj też, przy podejmowaniu decyzji, o ludziach, którym na tobie zależy.

Harry lekko się skrzywił.

Mam nadzieję, że rozumiesz moje intencje.
Nie wyrzucaj, ani nie pal tego listu od razu po przeczytaniu.
Przestudiuj go kilka razy zanim to zrobisz.

Z poważaniem: Sam – Wiesz – Który – Nauczyciel


Chłopiec uśmiechnął się smutno, czytając podpis Severusa.

PS: Mimo, że daję Ci tą przeklętą fiolkę, szczerze ufam, że nigdy nie skorzystasz z jej zawartości. Myślę, że masz dosyć odwagi i siły, by iść dalej. Uważam też, że jesteś zdolny do szlachetności, a to bardzo pomaga w trudnych sytuacjach życiowych.

Tego już było za wiele. Snape uważa go za za jednostkę szlachetną.
„Za chwilę doczytam się, że jest we mnie zakochany” – pomyślał z przekąsem.
Ostatnie zdanie brzmiało jednak nieco inaczej.

Jeżeli komukolwiek powiesz, Potter, że uważam Cię za szlachetnego, odważnego i inteligentnego bachora, to osobiście cię uduszę.

Harry nie mógł się nie zaśmiać.
Westchnął i przeczytał list jeszcze trzykrotnie.
Za każdym razem, był coraz mniej pewny, czego chce.
Prawda, nadal miał ogromną chęć spalić list i wypić zawartość fiolki, ale wiara w niego ze strony osoby, która jawnie go nie cierpi, nieco hamowała te zapędy.
Dziwiło go to, że akurat Snape rozumiał go najlepiej, że wszystkich. Gdyby tak nie było nie napisałby tego listu

„Boże, czemu życie jest takie posrane?” – pomyślał po raz setny.
Doszedł w końcu do wniosku, że ani fiolka, ani list mu nie uciekną i schował je dokładnie pod poduszkę.
Zdjął okulary i położył się na boku, podciągając kolana niemal pod brodę.
Starał się nie myśleć o kuszącej perspektywie wypicia trucizny „od ręki”.
„Chociaż nie będę musiał sobie podcinać żył” – pomyślał cynicznie.

Nagle przypomniały mu się słowa Notta:
„Myślisz, że jesteś twardy Potter? Udowodnię ci, że tak nie jest. Będziesz skomlał jak szczeniak, żeby cię dobić.”
Harry czuł wstyd nawet za ten jeden, jedyny raz gdy poprosił o litość. Wtedy, gdy Salomon Nott użył haka.
Po policzkach chłopca popłynęły łzy.
- Obyś zdechł sukinsynu w najgorszych męczarniach – wyszeptał z w poduszkę – obyś zdechł i nigdy więcej nikogo nie tknął...
Nigdy wcześniej nie pomyślał, że może nienawidzić kogoś tak bardzo, jak Voldemorta. Okazało się jednak, że mógł.

***

Podczas śniadania Severus miał wybitny apetyt.
Zjadł prawie tyle, co Ronald Weasley, to było mistrzostwem samym w sobie. A ponieważ konsumował prawie takim tempie jak Rudy Chudy Ron, nie mógł w tym czasie poczynić swych zwykłych „przystolnych” obserwacji.
Sięgnąl po sok dyniowy i rozejrzał się po sali.

Malfoy i Parkinson bezczelnie "lizali się" przy stole. Zanotował sobie, że musi im zwrócić wagę i po raz setny wytłumaczyć, że wielka Sala to nie sypialnia.
Crabb i Goyle, ach cóż oni mogli robić? Żarli jak hipopotamy.
Millicenta Buldstrode zapatrzona była w stół Ravenklawu.
„Co one widzą w tym Sappo?” – pomyślał Snape zwracając wzrok na siódmorocznego Krukona z burzą niesfornych, kasztanowych włosów i o zabójczym uśmiechu. Chłopak mierzwił sobie właśnie teatralnym gestem kudły i mówił coś do wlepiającej w niego wzrok ładnej Krukonki z piątego roku. Wraz twarzy bubka mówił: „czyż nie jestem mądry i bosko przystojny?”
Severus stłumił w sobie impuls podejścia do Bernarda Wielkiego Amanta Sappo i strzelenia go na odlew w ten pusty łeb.
Ponownie omiótł wzrokiem stół Ślizgonów, gdzie nie działo się nic ciekawego, poza tym, że mopsowata piękność wsadziła bezceremonialnie rękę między nogi swojej blond sympatii.
Snape był zdegustowany.
„Żałosne. Cóż, dostaną szlaban... Oddzielnie”

Teraz Severus spojrzał na stół Gryffindoru. Weasley i Granger wyglądali jak skazańcy i przez krótką chwilę pożałował, że dał Potterowi fiolkę z trucizną. Ale tyko przez chwilę. Wyobraził sobie Pottera powieszonego na pasku lub ręczniku, albo z podciętymi żyłami i to wróciło mu rozsądek.

-...Severusie – dobiegł do niego głos siedzącego po prawej Dumbledore.
- Słucham? Co pan mówił dyrektorze?
- Mówiłem, że msz dziś dobry apetyt. Rzadko się to zdarza. Wspaniale, Severusie, może trochę przytyjesz?
- Nie jadłem wczoraj kolacji – gładko odpowiedział Severus. I była to prawda, ale on czuł się świetnie z zupełnie innych powodów, i z zupełnie innych powodów miał taki apetyt. Wczorajsza akcją bądź co bądź nadszarpnęła trochę energii, potrzebnej do kontrolowanej przemiany, ale Dyro nie musiał o tym wiedzieć.
Sev czuł się wolny, niezależny, miał gdzieś „co ludzie powiedzą” (niewiele się zmieniło w jego podejściu do otoczenia, nieprawdaż?). Ale przede wszystkim czuł się pożyteczny dla świata i czuł się spełnioy.

Po śniadaniu dorwał Slytherińską Parę Stulecia i przy wejściu do Wielkiej Sali, oznajmił im, że mają szlaban za nie przyzwoite zachowanie przy stole.
- Dziś Malfoy, jutro ty, Parkinson – dodał mściwie.
Obydwoje wyglądali na niepocieszonych, zwłaszcza Mopsica.

Miał już udać się do sali eliksirów, gdy dobiegł go zza pleców denerwujący, wysoki kobiecy głos.
- Severusie, Severusie, poczekaj! – krzyczała hogwarcka Matka Teresa.
- Słucham? –Mężczyzna zmusił się do uprzejmego wyrazu twarzy.
- Czy mógłbyś mi przynieść do skrzydła szpitalnego trochę eliksirów przeciwbólowych? Są na wykończeniu.
Snape pomyślał, że się przesłyszał. Uniósł wysoko brwi.
- Czyś ty rozum postradała, kobieto? – powiedział cichym, jadowitym głosem. – Przecież dwa tygodnie temu dałem ci tego całe mnóstwo! Wlałaś połowę tego w Pottera? Przecież większość z nich ma działanie narkotyczno - odurzające. Jak to ładnie mówią mugole, niektóre z tych specyfików „zmieniają świadomość” – wysyczał Sev.
- No a miałam wybór? – Spytała poirytowana Niańka Poppy – Ciągle miał gorączkę i majaczył...
- To nie powód, żeby podawać zbyt duże ilości środków, które mogą uzależnić! – Severus patrzył na panią Pomfrey, jakby zobaczył ją po raz pierwszy w życiu. – Jak będzie chciał ćpać, to sam o tym zadecyduje. Hektolitry przeciwbólowych eliksirów mogą mieć działania uboczne, włącznie z uodpornieniem się na ich skuteczne działanie. Ale, na miłość Boga! Ja przecież rozmawiam z wykwalifikowaną pielęgniarką i uzdrowicielką, która powinna o tym wiedzieć!
- To była wyjątkowa sytuacja Severusie – odrzekła urażona – ale ty jak zwykle, nie rozumiesz pewnych spraw.
- Wiesz, Pomponio – Snape wiedział, że nie lubi pełnej wersji swojego imienia, dlatego jej używał – może i dobrze, że Potter był cały czas silnie odurzony, skoro przebywał w twoim towarzystwie...
Sev westchnął.
- Kobieto, to są silne leki. Jak nie mogłaś sobie poradzić z Potterem rzucającym się na łóżku w malignie, trzeba było poprosić o truciznę, albo radzić sobie bez faszerowania go zbyt dużymi ilościami tego gówna. Sam przyrządzałem te eliksiry. Większość z nich jest cholernie mocna. Trzeba go było potrzymać za rękę i pośpiewać kołysanki, albo podać wraz z normalną dawką przeciwbólowego zwykły wywar z melisy, który ma działanie uspakajające. To w końcu ty tu leczysz, a nie ja. To jakiś paradoks...

Poppy Pomfrey poczuła się skrzywdzona, ponieważ podane zostały w wątpliwość, jej metody leczenia.
- Jesteś bezduszny – powiedziała. – On był torturowany i bardzo cierpiał. Zrobiłam to, co musiałam. A teraz powiedz mi, czy mam liczyć na dostawę, czy nie?
- Przyniosę ci te przeklęte eliksiry w czasie przerwy na lunch, zadowolona? Tylko nie wlewaj ich w tego dzieciaka. Raczej daj mu coś na szybkie gojenie się ran. Czy on po takich dawkach funkcjonuje jeszcze normalnie i jest w stanie powiedzieć jak się nazywa? Zmiłuj się i myśl na drugi raz Pomponio, bardzo cię proszę. Co do tortur, to nikt lepiej, niż ja w tej szkole nie ma pojęcia, czym są tortury Notta, bo nie raz je oglądałem. A teraz spieszę się na zajęcia, więc idź z Bogiem Pomponio, będzie ci raźniej.
To, że mistrz eliksirów miał niezaprzeczalną racje jeszcze bardziej rozzłościło miłosierną Pomfrey.
- Do zobaczenia, Snivellusie – wysyczała.
- Widzę, że kulturą też nie grzeszysz Pomponio – odezwał się chłodnym, oficjalnym tonem, po krótkiej chwili niezręcznego milczenia Severus. – Tak jak i rozumem zresztą, ale niech ci będzie. Do widzenia. - Owrócił się i odszedł w stronę lochów.
Nie wściekł się i dlatego Pomponia Pomfrey poczuła się paskudnie. Wiedziała, że ta zagrywka była poniżej pasa i to wcale nie polepszyło jej humoru.

***

Harry leżał na zimnym stole do tortur. Nie mógł zasnąć, bo był nafaszerowany eliksirami pobudzającymi.
Tak bardzo chciał umrzeć. Chciał zasnąć i nigdy więcej się nie obudzić.

Bolało go całe ciało i stracił mnóstwo krwi.
"Chyba już noc, bo sobie poszedł" - pomyślał.
To było straszne. I ta cała wizyta Voldemorta. Przyszedł na trochę by "sobie popatrzeć."
Harry się wzdrygnął na samo wspomnienie.
Plecy miał tak skatowane, że postanowił przekręcić się na brzuch. Nie był już skrępowany pasami. Niby po co? Nie miał ani różdżki ani sił witalnych. Gdzie i jak miałby uciec?
Podniósł się na prawym łokciu i z całej siły podciągnął ciało w górę.
Odetchnął z wysiłku i z ulgi. Marnej ulgi, ale zawsze...

Drzwi otworzyły się z hukiem i wszedł jego kat.
- Niespodzianka, powiedział śmiejąc się przy tym wesoło.
Harry'ego zalała zimna fala strachu, gdy zobaczył Notta podchodzącego do swoich ukochanych narzędzi.
Mężczyzna wrócił za chwilę i obleśnie uśmiechnął się do chłopaka. W ręku trzymał cienki, bambusowy kij.
- Pomogę ci, Potter - warknął i brutalnie przewrócił go na brzuch.
"Boże, nie" - pomyślał Harry. Jego plecy były jedną, wielką raną.

Śmierciożerca skrępował ponownie pasami ręce i nogi swojej ofiary, gwiżdżąc przy tym jakąś wesołą melodię. Ta melodia w jakiś niewytłumaczalny sposób przerażała Harry'ego bardziej od tego, co zamierzał zrobić mu Nott.
- Zobaczymy, czy jesteś wytrzymały na cierpienie, Potter - powiedział zimno Salomon i uniósł do góry bambusowy kij.
Zamachnął się i uderzył z całej siły.


***

Pacjent wrzasnął rozdzierająco i otworzył szeroko oczy.
Pani Pomfrey podbiegła do chłopca i złapała go lekko za rękę.
- Nie dotykaj mnie - warknął oszalały ze strachu Harry i wyrwał dłoń patrząc z wściekłością na pielęgniarkę.
- Śniło ci się coś złego? - Spytała łagodnie.
Chłopak nie odpowiedział i odwrócił się do niej plecami.
- Chcę w spokoju pospać – znowu warknął. Oczywiście wiedział, że teraz nie zaśnie. Chciało mu się płakać i nie miał zamiaru pokazywać swoich łez komukolwiek.
"Biedak" - pomyślała Pomponia wstając z łóżka.

Przez następnych kilka minut bezmyślnie gapiła się w okno.
- Witam - dobiegł ja w pewnym momencie głos od strony drzwi. - Twoje eliksiry. Proszę.
Severus powyjmował fiolki ze swoich obszernych kieszeni i ustawił je na stole.
- Dziękuję - Pomponia spojrzała swojemu gościowi w oczy.
- Severusie - odezwała się cicho - przepraszam, za to jak cię nazwała. Ja...
- Daruj sobie - uciął chłodno.
- We wczesnej młodości tyle razy słyszałem swoje drugie imię, że miałem czasem problemy z podpisaniem wypracowania - zimny sarkazm wylewał się z ust Snape'a jak rzeka. - Do wszystkiego można się przyzwyczaić.

Harry, który oczywiście wszystko słyszał, domyślił się o jakie "imię" chodzi i mimo woli zaczerwienił się ze wstydu.
Pomponia też się zarumieniła i widać było, że naprawdę jest jej przykro.
- Mimo wszystko, przepraszam.
- W porządku -odrzekł chłodno Severus.
- Posłuchaj - ciągnął łagodnie mistrz eliksirów - Zdenerwowałem się na ciebie, bo powiedzmy sobie szczerze, mimo że się nie lubimy, uważam cię za odpowiednią osobę na odpowiednim stanowisku. Posiadasz doświadczenie i ogromne kwalifikacje, tym bardziej razi u ciebie tak nieodpowiedzialne zachowanie. - Sev wciągnął ze świstem powietrze. - Potter był faszerowany przez 48 godzin eliksirami pobudzającymi i Eliksirem Czuwania. Błyskawiczne przestawienie go na zbyt duże ilości eliksirów o działaniu przeciwnym, mogło doprowadzić nawet do zapaści serca, przecież wiesz o tym Pomponio... Mniejsza, każdy z nas popełnia błędy - mężczyzna machnął ręką.
Pomponia Pomfrey musiała w duchu przyznać, że Snape ma ogromną wiedzę medyczną.
"No, ale przecież jak był młodziutki, to nic, tylko czytał, zupełnie jak ta Granger" - pomyślała refleksyjnie.

Harry natomiast pomyślał, że cudownie byłoby dostać tej zapaści serca.

Severusie, musimy pogadać - dobiegł od drzwi głos Dumbledore'a Wiedział, gdzie szukać swojego oswojonego wampira, bo jak zawsze, wiedział wszystko.
- Teraz i tutaj, dyrektorze?
- To bardzo ważne - Harry usłyszał napięcie w głosie starszego mężczyzny i wytężył słuch.
- O co chodzi, panie dyrektorze? - grzecznie zapytał Snape.
Albus wszedł do środka i omiótł wzrokiem całą sytuację.
- Czy możesz zostawić nas na malutką chwilę samych, Poppy?
- Tu jest pacjent - powiedziała ostrzegawczym tonem kobieta.
- Będziemy cicho, obiecuję - spokojnie odrzekł dyrektor.
Pomponia obdarzyła ich podejrzliwym spojrzeniem, ale zniknęła na zapleczu.
Dumbledore trzymał w ręku zwiniętego "Proroka Codziennego."
- Czy wiesz, co wczoraj w nocy spotkało Samuela Notta, Severusie? - spytał wprost.
- Wybaczy pan Dyrektorze, ale nie interesuje mnie co ten niewyżyty kuta..., znaczy sadysta robi wieczorami - odparł chłodno mistrz eliksirów.
- Ale to powinno cię zainteresować - z naciskiem powiedział Dumbledore.
- Czyżby? Nie sądzę... - Harry wyczuł sarkazm i lodowatą pogardę w głosie Snape'a.
- Powinno cię obejść Severusie, ponieważ Salomon Nott nie żyje.

Serce Harry'ego przestało na chwilę bić.
Cały teraz składał się ze słuchu.

- Czyżby strzelił go jasny szlag? - Spytał z kpiną w głosie Severus.
- Nie, spotkało go coś o wiele gorszego.
- Pan daruje, Dyrektorze, ale nie wiem o co chodzi.
- Znałeś go Severusie. Znałeś go i nie rusza cię wcale fakt, że nie żyje?
- Aha. Znałem osobiście sukinsyna, więc powinienem zacząć płakać rzewnymi łzami? - słowa mistrza eliksirów nasączone były jadem obrzydzenia i pogardy. - Pan raczy żartować, dyrektorze? Co mnie ma obchodzić śmierć sadysty? Nie opowiadałem panu co on zrobił prawie osiemnaście lat temu? Czego pan chce, żebym mu współczuł?

Harry mimowolnie poczuł do niego nutę sympatii.

- Severusie, doskonale wiesz o co mi chodzi! - Dumbledore podniósł głos.
Harry zastrzygłby uszami, gdyby potrafił.
- Radziłbym zachowywać się cicho, Potter śpi - spokojnie odrzekł Snape.
- Severusie - głos Dumbledore'a był opanowany ale dało się w nim wyczuć irytację - oczekuję cię dziś w swoim gabinecie punktualnie o 19:30.
Sev się skrzywił.
- Oczywiście panie dyrektorze - odrzekł jednak grzecznie.
- Masz, poczytaj sobie - Albus wręczył mistrzowi eliksirów gazetę.
Severus wziął ją dla świętego spokoju do ręki, ale jak tylko wyszedł Dumbledore, położył ją na stole obok eliksirów.

Snape podszedł do okna i wyjrzał na jasno oświetlone słońcem błonia.
"O jednego śmiecia mniej" - pomyślał
Miał już wychodzić, ale mimowoli spojrzał na leżącą na stole gazetę.
Krzykliwy tytuł pierwszej strony głosił:

PRZERAŻAJĄCA ŚMIERĆ SALOMONA NOTTA!!!
ODRAŻAJĄCY MORD NA JEDNYM Z NAJBARDZIEJ SZLACHETNYCH I SZANOWANYCH CZŁONKÓW CZARODZIEJSKIEJ SPOŁECZNOŚCI!


Severusa krew zalała i widział jak przez mgłę. W szale zaczął drzeć „Proroka Codziennego” na strzępy.
- Co oni tu powypisywali! - darł się ogarnięty gniewem Snape - Pieprzone włazidupy! Co za pierdolony śmietnik!!!

Harry nie mógł dłużej udawać, że śpi, a do sali szpitalnej wpadła jak bomba Pomponia Pomfrey.
- Co ty wyprawiasz, Severusie?!
Harry gapił się ciekawie, jak Snape drze Proroka w drobny mak.
- Banda lizodupnych kutasów! - krzyczał wściekły mistrz eliksirów.
- SEVERUSIE!!! - Pomponia zarumieniła się z oburzenia i konsternacji.
Harry stłumił uśmiech i popatrzył niewinnie na pielęgniarkę.
- Czego?! - warknął Sev - A ty, Potter, co się gapisz? Śpij!.
- Przepraszam, ale zaczął pan krzyczeć i się obudziłem - grzecznie skłamał Harry.
Severus powoli zaczął wychodzić ze stanu szału i furii, ale nadal był wściekły, jak sto hipogryfów.
Sprzątnął strzępy gazety za pomocą różdżki i posłał Pomponii spojrzenie przebywającego na odwyku od ludzkiego mięsa bazyliszka. Następnie widowiskowo wyfrunął z sali szpitalnej powiewając szatą.

***

Przez cały dzień Severus był rozdrażniony.
Wyżył się na pierwszorocznych, wlepił szlaban Weasleyowi i Granger za "zbyt głośną rozmowę na korytarzu", nakrzyczał na Longbottoma za to, że pojawił się w zasięgu jego wzroku, a nawet objechał Bogu ducha winnego Hagrida, który tylko go niechcący potrącił i jak zwykle niesfornie i długo przepraszał. A nadal było mu mało.
Był żądny krwi niewinnej.
Nagłówek w gazecie utrzymywał go w stanie przyciszonej permanentnej furii maniakalno-depresyjnej (wiem, to rodzaj schizofrenii a nie furii, ale zgodzicie się ze mną, że Severusa nie trzymają się żadne standardy).
"Malfoy będzie dzisiaj biedny" - pomyślał, idąc na obiad.

***

Po obiedzie, Harry'ego odwiedzili Ron i Hermiona.
Była to dziwna wizyta.
Prawie wcale nie rozmawiali i tylko na siebie patrzyli.

- Przykro nam Harry, za to wszystko.. - wyszeptała w końcu Herm.
- Daruj sobie - odrzekł poirytowany Harry.
- Przecież to nie wasza wina - dodał już łagodniej.
- Zdrowiej szybko - Ron popatrzył smutno na przyjaciela
- Tak, zdrowiej szybko, tęsknimy za tobą - dołączyła się do rudzielca Hermiona.
- Powinienem wyjść jutro - stwierdził sucho Harry.
- Och! Jutro mamy eliksiry - wykrzyknęła dziewczyna.
- I co z tego? - Harry zmarszczył brwi. - Może będzie coś na temat trucizn - dodał obojętnie, obserwując, jak się zachowają.
- HARRY! - wrzasnęła Herm. - Nie możesz nawet tak myśleć!
- Dla twojej wiadomości - odrzekł chłodno pacjent - cały czas o tym myślę.
Hermiona i Ron wyglądali na przestraszonych.
- Harry nie możesz tego zrobić... - powiedział z rozpaczą w głosie rudy chłopiec.- My cię kochamy jak brata.
- Wiem - wyraz twarzy Harry'ego był łagodny. - Ale ja już nigdy nie będę taki sam...
- I tak będziemy cię kochać - zapewniła żarliwie Hermiona.
- Tak! I zawsze możesz na nas liczyć - dodał Ron z entuzjazmem.
Harry wiedział, że obydwoje mówią serio i szczerze, chociaż smutno się uśmiechnął
- Wiesz co? - Ron sięgnął do torby. - Ten cały Nott zdechł dziś w nocy.
- I to nie była lekka śmierć - dodał mściwie - Masz, poczytaj - Ron wręczył Harry'emu „Proroka Codziennego”.
- Może lepiej nie - Hermiona wyglądała na nieprzekonaną pomysłem kumpla.
- Nie, w porządku. Chcę to przeczytać.
Widząc wątpliwość w oczach przyjaciółki uśmiechnął się uspokajająco.
- Naprawdę Hermiono - dodał jeszcze.
- Musimy już iść Harry - powiedział Ron - ale przyjdziemy tu po kolacji.
- Snape nam wlepił szlaban. Na pojutrze. - Powiedziała Hermiona.
- Aha i musimy już dziś pisać wypracowanie na poniedziałek z zielarstwa, bo wieczór sobotni mamy przerąbany - dodał Ron.
- Za co dostaliście szlaban?
- Za gadanie na korytarzu. To nawet jak na niego dziwne - zaczęła Hermiona. - Chyba się coś stało. Wyglądał jak chodząca furia.
Harry udawał obojętność, ale słuchał bardzo uważnie.
- Trzymaj się cieplutko - Herm dała mu całusa w policzek, a Harry mimowolnie się wzdrygnął.
"Ciekawe, czy teraz mi tak zostanie na zawsze..." pomyślał.
- Do zobaczenia, Harry - powiedział Ron i obydwoje opuścili cichą, szpitalną salę.

Harry został sam i mógł spokojnie przeczytać artykuł. To było coś, co go naprawdę zainteresowało.
Zabrał się z zaciekawieniem za tekst. W miarę jak czytał, narastał w nim gniew i zarazem jakaś pusta wesołość.
To, co zostało powiedziane w artykule, brzmiało dla niego jak jawna kpina.
Sam tytuł doprowadzał do białej gorączki.
Pod nagłówkiem tłustymi literami zapisana była wypowiedź nie kogo innego, jak Percy'ego Weasleya.

"Pan Nott był nobliwym i szacownym członkiem naszej społeczności. Nie pozwolimy więcej na takie barbarzyństwo.
Nie ma żadnych wątpliwości, co do tego, że morderstwa dopuścił się wampir - żaden człowiek nie potrafiłby dokonać czegoś takiego.
Faktem jest też, że wampir ów dokonał niepełnej, kontrolowanej przemiany - inaczej ciało denata byłoby tak zmasakrowane, że nie dałoby się go rozpoznać.
Świadczy to o tym, że morderstwo było zaplanowane i dokonane z zimną krwią"


"A nie pomyślałeś, kutasie, że ktoś mógł mieć motyw?" - pomyślał z irytacją Harry.

Oto dowód na to, że należy cofnąć Dekret O Ochronie Wampirów.
Te niezrównoważone zwierzęta zagrażają każdemu z nas!
Dzisiaj Salomon Nott, jutro może to być sam Minister Magii.
Istota która dokonała tego haniebnego czynu zostanie pochwycona i skazana na śmierć przez ścięcie toporem o srebrnym ostrzu.
Nie będzie litości! Skoro ginie tak dobry, szlachetny człowiek, znany ze swych hojnych datków na szczytne cele Ministerstwa, jak wywodzący się ze starożytnego rodu Salomon Nott, trzeba zdusić to bestialstwo w zarodku.


Harry nie mógł uwierzyć w to co czytał: "niezrównoważone zwierzęta", gdyby tak było, to ciągle słyszałoby się o jakichś mordach.
"Jemu się już całkowicie we łbie poprzestawiało, myśli tylko o tej swojej politycznej karierze" - pomyślał Harry o Percym.
Chłopak był wstrząśnięty jawną ignorancją i zaściankowością myślenia młodego mężczyzny.
Był wstrząśnięty, że całkowicie został pominięty fakt przynależności Notta do Śmierciożerców, a podkreślona jego hojność finansowa względem Ministerstwa Magii.
Czuł jak mózg mu powoli zaczyna odkształcać pod wpływem przeczytanych informacji.
Opisana była też makabryczna śmierć Notta, ale Harry nie potrafił mu ani współczuć, ani się nad nim litować.
Poczuł cichą satysfakcję, gdy okazało się, że Salomon Nobliwy Obywatel Nott, został nafaszerowany Eliksirem Czuwania.
Potrafił się tylko z tego gorzko cieszyć.

Obrzydzeniem napawało go to, jak szybko został osądzony sprawca czynu.
Nie było mowy o żadnym uczciwym procesie i przesłuchaniu, ale kilka razy padało w artykule zapewnienie o rychłym pochwyceniu i straceniu zbrodniarza, który w oczach Harry'ego urósł do rangi bohatera.
Dla niego nie było żadnej wątpliwości, że ten kto dopuścił się morderstwa, znał zamiłowanie Notta do tortur. Świadczył o tym sposób egzekucji.
Bo dla Harry'ego było jasne, że to była egzekucja.
Za zwykłe porachunki nie zabija się w ten sposób. Tak się zabija kogoś, kogo chce się ukarać.

Artykuł liczył dwie strony, z czego połowę poświęcono na chlubny życiorys Notta i jego zasługi. Wspomniano też, że był Śmierciożercą, ale raz na zawsze „odwrócił się plecami do strony ciemności”.
„Strona ciemności – pomyślał rozzłoszczony chłopak – samiście ciemni jak tunel w tyłku.”

Najbardziej jednak wstrząsnęły Harrym następujące stwierdzenia:

Wszystkie zarejestrowane na terenie Londynu wampiry zostaną poddane przesłuchaniu. Jest ich tylko kilka – w tym jedna kobieta.
Wszystkie Instytucje, w których zatrudnione są zarejestrowane wampiry, są zobligowane do wydania ich na czas przesłuchań, które odbędą się na terenie Azkabanu. Przesłuchania podejrzanych zaczną sie od poniedziałku (...) Złoczyńca nie będzie miał prawdopodobnie procesu. Dopuścił się zbyt brutalnej zbrodnii.


Harry'ego zatkało. Wiedział jedno, że gdyby Ministerstwo nie było skorumpowane, ten kto zabił Notta, mógłby liczyć na uczciwy proces.
I ten teren Azkabanu...

A jeżeli wycofają ten dekret, to co stanie się z wilkołakami, które żadnym dekretem nie są chronione i z wszystkimi innymi istotami magicznymi i mieszańcami?
Chłopcu momentalnie przyszli na myśl Lupin i Hagrid.
„Ktoś zlikwidował niebezpiecznego sadystę, a oni mają pretekst do czystki.
I nikt nie będzie się teraz zajmował Voldemortem. Chore...” – myślał przerażony Harry.

Miało to jedno pozytywną stronę. Zielonooki, wyczulony na sprawiedliwość społeczną Gryfon nie myślał już o samobójstwie, ale o cyrku, jaki mial się zacząć w poniedziałek, czyli za cztery dni.

***

Severus nie poszedł na kolację. Jakoś mu się jeść nie chciało. Wszyscy wokół niego pomykali z "Prorokiem Codziennym" pod pachami, a członkowie grona nauczycielskiego łypali na niego niepewnie.
To nie poprawiało nastroju mistrza eliksirów.
"Przeczytam ten artykuł. Będę na topie - pomyślał. - A poza tym, to przecież opis mojego wyczynu.
Najpierw jednak udał się do skrzydła szpitalnego. W kieszeni miał dwie fiolki o których zapomniał.

Potter jadł... a raczej pałaszował rosół z kury i ogólnie wyglądał, jakoś za dobrze.
Snape pomyślał w pierwszej chwili, że Potter postanowił nie kończyć ze sobą, tylko po to by zrobić mu na złość, ale szybko zrozumiał absurdalność tego przypuszczenia.

Postawił fiolki na stole i wtedy TO ujrzał. Obok Pottera leżał Prorok.
- Mogę go na chwilę przywłaszczyć, Potter? - wyciągnął wiedziony nagłym impulsem rękę w stronę gazety.
- Oczywiście. Tylko proszę go nie drzeć. Chcę jeszcze raz przeczytać tą durną wypowiedź Percy'ego.
Severus popatrzył na Harry'ego przenikliwie.
- Czytałeś to już? - zapytał.
- Tak, sir. Radzę uzbroić się w cierpliwość.
Snape usiadł w nogach łóżka i pogrążył się w lekturze.
Z miejsca dostał apopleksji.
- Żesz kur**! Niech ja go tylko spotkam! - wyrwało mu się.
- Nie słyszałeś tego Potter - wysyczał groźnie patrząc na Harry'ego.
- A co niby miałbym słyszeć? - spytał nad wyraz grzecznie chłopak.

Po minucie dał się słyszeć pogardliwy rechot Severusa.
- Dobre! - powiedział - Napisali, że przeznaczył na Ministerstwo więcej kasy, niż Lucjusz Malfoy, czy Albus Dumbledore. Ale nawet słowem nie wspomnieli, że Dyrektor Hogwartu przeznacza krocie na sierocińce, także te mugolskie. Żałosne, żałosne. Chore i żałosne.
Harry'ego zatkało. Nie wiedział o filantropijnej działalności Dumbledore'a
Weszła Pomponia i chłopiec poprosił o dokładkę.
Pani Pomfrey poszła do kuchni, ale zanim to zrobiła obrzuciła niechętnym spojrzeniem Severusa. Harry wydawał się nim jednak nie przejmować.

- No proszę - powiedział Snape skończywszy czytać - Rita Skeeter. A swoją drogą, gdzie ona się wcześniej podziewała?
Harry uznał za stosowne, powód nieobecności dziennikarki, pominąć milczeniem.
- Nie wstrząsnęło to tobą, Potter? - spytał po krótkiej chwili Sev.
- Głupota Ministerstwa, wszechobecna korupcja, kretynizm Percy'ego i bezwstydność Skeeter? Owszem, wstrząsnęło - odrzekł rzeczowo i na temat.
- Generalnie Potter, wiesz że nie o to pytałem.
- Jak dla mnie, sir - powiedział chłopak spokojnie - to nie wymyślono jeszcze takiej kary na jaką zasłużył ten skur..., znaczy drań.

Wkroczyła Pomfrey z druga miską rosołu.
- Smacznego, Potter - powiedziała.
- Dziękuję.
Pomponia spojrzała niepewnie na Severusa, ale wszystko wydało się jej w jak najlepszym porządku i poszła na zaplecze.

- Powiedz mi, Potter - zapytał łagodnie, zajętego rosołem chłopca, Snape - co słyszałeś z mojej rozmowy z Profesorem Dumbledorem?
Harry się zakrztusił i miał już skłamać, że absolutnie nic, ale Severus go ubiegł.
- Nie otwieraj ust po to by łgać mi w żywe oczy. Doskonale wiem, że słyszałeś każde słowo. Taka już twoja uroda, Potter.
Nauczyciel westchnął z politowaniem.
- Ale będzie cyrk - powiedział refleksyjnie mistrz eliksirów. - Dopiero się zacznie. Niech lepiej Albus zaproponuje Lupinowi pobyt w Hogwarcie, bo wilkołaki pójdą na odstrzał jako pierwsze. Szczerze współczuję Weasleyom takiej latorośli.
- On się wyparł rodziców, sir - Harry z radością podchwycił inny temat niż kwestia jego podsłuchiwania.
- Jakoś się nie dziwię.
Severus spojrzał Harry'emu głęboko w oczy.
- Ty, Potter - powiedział łagodnie - kiedyś przez tą swoją ciekawość, kopniesz w kalendarz, jak przysłowiowy kot.*
- Ja wcale nie chciałem podsłuchiwać, tak jakoś wyszło - Harry wiedział, że nie brzmi to przekonywująco, ale nic innego nie miał na własną obronę.
- Tobie zawsze coś wychodzi, tylko nie to co potrzeba, Potter. Zresztą, przekonamy się jutro na eliksirach - orzekł chłodno Severus.
"Jakżeby inaczej" - pomyślał z przekąsem Harry.

*My mówimy, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, Anglicy mają przysłowie Curiosity killed the cat – Ciekawość zabiła kota.

***

Punktualnie o 19:30 Severus przybył pod drzwi gabinetu Dyrektora.
Zapukał.
- Proszę - dobiegł go stłumiony głos.
Mistrz eliksirów wszedł do środka.
- Dobry wieczór Dyrektorze.
- Dobry wieczór, Severusie.
- Mam pytanie - Jestem tu oficjalnie, czy prywatnie, panie Dyrektorze?
- Po części tak i tak - głos Dumbledore'a był łagodny i chłodny. - Usiądź Severusie, to trochę zajmie.
- Byle nie za długo, bo za pół godziny do mojego gabinetu przychodzi Draco. Ma szlaban.
- Zostaniesz tu tyle czasu Severusie, ile będzie konieczne. Uczeń może poczekać.
Snape popatrzył przenikliwie na Dumbledore'a.
- Widzę, że to coś poważnego.
- Przecież mówiłem.
- W takim razie, słucham Albusie.

Dyrektor westchnął ciężko. Poczuł się stary i zmęczony. Poczuł, że sytuacja go przerasta.
- Powiem wprost. Rozpętałeś piekło, Severusie. Rozpętałeś piekło na ziemi i podpisałeś na siebie wyrok.
- Nie boję się ani piekła, ani śmierci, ale i tak nie wiem o czym mówisz Albusie.
- Czytałeś ten artykuł w "Proroku Codziennym"?
- Czytałem. Nott zdechł, tak jak na to zasługiwał a Ministerstwo rozpacza rzewnymi łzami po hojnej, dojnej krowie. A że rozpęta się przy okazji piekło... To i tak była tylko kwestia czasu. Przecież nowy Wiceminister, który przyjmuje rządy wraz z Knotem już od niedzieli, nie spocznie, aż nie wytępi wszystkich "odmieńców". Szczerze powiedziawszy, Percy Weasley ma szansę stać się niezłą konkurencją dla Zagadkowego Toma.* Nadal jednak nie wiem, o co ci chodzi Albusie.

Dumbledore walnął pięścią w stół.
- Nie wiesz o co mi chodzi? Zabił go wampir! Zabił go wampir, który go znał osobiście, bo bez problemu wszedł do jego domu. Poza tym to była egzekucja, Severusie, a mało kto wiedział o sadystycznych zapędach Notta, aby mógł dokonać egzekucji.
- Równie dobrze mogła być to egzekucja polityczna. Wyobraź sobie, że on miał wrogów Albusie.
- Egzekucja polityczna nie wygląda w ten sposób, bo jest eliminacją, a nie egzekucją, o czym doskonale wiesz.
- Nadal nie wiem do czego pan zmierza Dyrektorze. - Severus postanowił grać na zwłokę. Był poirytowany.
- Nie wiesz do czego zmierzam?! Na miłość boską! Ilu wampirów znało Notta osobiście, ilu znało jego zamiłowanie do sadyzmu i ilu było świadkami tortur dziesięcioletniej dziewczynki, którym obraz skatowanego Pottera dobitnie o tym przypomniał? No ilu Severusie? Bo mi się wydaje, że tylko jeden, i to ten, który siedzi teraz naprzeciwko mnie.
- Ha. W końcu otwarte karty panie dyrektorze.
- Wiesz, co teraz będzie?
- Armageddon. Chyba, że ktoś przemówi tym dupkom w Ministerstwie do rozsądku i uświadomi, że głównym celem eksterminacji powinien być Lord Voldemort i jego najzagorzalsi zwolennicy.
- I kto twoim zdaniem miałby to zrobić. Ja? Ja już nie mam siły walczyć z ludzką głupotą Severusie, już chwilami mam dość.
- To może Potter? W końcu jest bohaterem.
- Uważasz to za zabawne?
- Nie, uważam to za tragiczne. Nie przejmuj się. Sam się udam z rana w poniedziałek do Ministra i przyznam się do morderstwa Notta. Wiem, że nie będę miał uczciwego procesu, ale szczerze powiedziawszy mi to zwisa.
- Nie możesz tego zrobić Severusie. Za bardzo potrzebuje cię Zakon.
- Przestań mi tu pieprzyć poprawnie polityczne bzdury! - żachnął się Snape - Wiesz co będzie jak tego nie zrobię? Tysiąckrotny Armageddon, a tak może sprawa z czystkami przycichnie. Nawarzyłem sobie piwa, to je wypiję.
- Wiesz, że to nic nie da, że Percy Weasley nie popuści. Taką już ma naturę. A Voldemort wykorzysta zamieszanie. Bardziej przydasz się żywy.

Severus schował twarz w dłoniach.
- Mogę zapalić? - zapytał.
- Pal.
Mistrz eliksirów wyciągnął paczkę papierosów, zapalił jednego i mocno się zaciągnął.
- To co? Mam siedzieć cicho i pozwolić ci ochronić mój tyłek, kosztem kogoś niewinnego, albo kosztem korupcji? - spytał po kolejnym z rzędu machu.
- Pojęcia nie mam, co teraz robić. Weasley to fanatyk i ma wielu zwolenników, i poprą go Śmierciożercy. Nie z miłości do Notta, ale żeby odwrócić uwagę od własnych działań. Nie mogłeś siedzieć spokojnie na tyłku?
- Siedziałem na tyłu siedemnaście lat. Bóg jeden wie ile on w tym czasie dzieci skrzywdził, Albusie. Nie rozumiesz?
- Rozumiem, Severusie, rozumiem. Ale czasami warto przeczekać.
- I ryzykować? Wiesz, co on by zrobił za dwa, trzy tygodnie z taką Granger i jej rodzicami Albusie? Zmiłuj się człowieku i nie pierdziel mi tu o siedzeniu na tyłku i ryzykowaniu życia niewinnych ludzi, błagam. - Wkurzony Sev zgrabnie zgasił peta w wyczarowanej przez gospodarza popielniczce.

Dumbledore popatrzył zmęczonym wzrokiem na Snape'a.
- Będzie trzeba znaleźć jakiś wyjście z sytuacji. Nie leź mi tylko w poniedziałek do Ministerstwa. Utracę jednego z najlepszych ludzi i przyjaciół, a nic w zamian nie zyskam ani ja, ani reszta czarodziejów. Może da się jeszcze przemówić do rozsądku Percy'emu.
- Nie licz na to.
- Dlaczego? - Oczy Dyrektora wyrażały bezbrzeżne zdumienie.
- Od dawna to podejrzewałem patrząc na Molly i Artura, a Potter potwierdził moje przypuszczenia w skrzydle szpitalnym. On się wyrzekł w imię kariery politycznej własnych rodziców Albusie. Myślisz, że posłucha głosu rozsądku?
Dumbledore wyglądał na załamanego, ale po chwili zabłysły w jego oczach przebiegłe ogniki.
- Daj mi pomyśleć do niedzieli. Chyba wiem jak sobie z tym poradzić, a przynajmniej załagodzić sytuację.
- Korupcja?
- Miejmy nadzieję, że nie.
- Jeżeli będziesz potrzebował galeonów, wiesz, że możesz na mnie liczyć. Osobiście jednak wolałbym iść i się przyznać.
- Ale tego nie zrobisz.
-Nie. Nie zrobię tego bo mi tak każesz. Jak zwykle. Pewnie lizałbym Potterowi buty gdybyś mi kazał to zrobić. Jestem lojalny jak pies. - W głosie Severusa brzmiał sarkazm i silna ironia.
- Nie zrobisz tego, bo cię o to proszę.- Łagodnie odpowiedział Albus.
- I tak przyjdą po mnie w poniedziałek. Zabiorą mnie na przesłuchanie.- Nie dawał za wygraną mistrz eliksirów.
- O to niech cię głowa nie boli.

- Czy to już wszystko panie dyrektorze? - zapytał Snape.
- Tak - odrzekł Albus.
Severus wstał i skierował się do wyjścia.
- W takim razie żegnam Albusie - powiedział już przy drzwiach.
- Ale zanim odejdziesz, mam do ciebie jeszcze jedno pytanie.- Starszy mężczyzna spojrzał mu głęboko w oczy.
- Słucham - grzecznie powiedział podwładny do swojego niekwestionowanego szefa.
Dyrektor popatrzył uważnie na jednego z najważniejszych członków Zakonu.
Splótł palce i oparł na nich w zamyśleniu głowę.
- Powiedz mi Severusie, czy masz chociaż nikłe wyrzuty sumienia po tym co mu zrobiłeś?
- Mam i one wcale nie są nikłe - Albus wyglądał na zaskoczonego, bo profesor mówił całkiem poważnie.
- Mam wyrzuty sumienia dyrektorze - na twarzy Severusa pojawił się gorzki uśmiech. – Mam cholerne wyrzuty sumienia, bo zakatrupiłem go o prawie osiemnaście lat za późno.

Snape wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi.
Dumbledore jeszcze długo siedział zamyślony przy swoim biurku, skubiąc długą białą brodę i zastanawiając się nad ostatnimi słowami swojego gościa.


*Riddle – ang. zagadka.

***

Severus przyszedł do swojego gabinetu Zapalił papierosa i zamyślił się nad zdarzeniami z ostatnich dni.
Sytuacja była trudna i ze wszech miar delikatna. Gdyby Lucjusz Malfoy nie siedział w więzieniu, mógłby do niego napisać. To wpływowy człowiek i coś by wykombinował.
Mimo wszystko Snape postanowił, że od razu po szlabanie Dracona napisze list do Lucjusza, by ten wiedział o wszystkim z pierwszej ręki. Poza tym, ze swoją myślącą głową i nie mniej myślącą żoną, która była dużo cwańsza i mądrzejsza, a także miała większy wpływ na despotycznego męża, niż niektórym się wydawało, mógłby nawet w więzieniu do czegoś się przydać.
Do Narcyzy także postanowił napisać, ale zupełnie inny list.

Z zamyślenia wyrwało go pukanie do drzwi.
- Proszę wejść - rzucił mistrz eliksirów przygaszając papierosa w gustownej popielniczce o kształcie zwiniętego węża. Wąż był zielony, miał piękne oczy zrobione z bursztynu i srebrny szlaczek, biegnący wdłóż smukłego ciała.
Tą popielniczkę, kupił Severus na jakiejś mugolskiej wyprzedaży. Bardzo ją lubił, jeżeli nawet nie kochał.

***

Był wtedy na przedmieściach Londynu. Było upalne lato. Lipiec 1990 roku. Sev przechadzał się między straganami obserwując mugoli. Tak naprawdę z biegiem lat nauczył się akceptować ten "gorszy gatunek" ludzi (jak on sam by był człowiekiem, zabawne), a nawet czuł do nich pewien rodzaj sympatii.
Trochę im nawet zazdrościł ich beztroski i błogosławionej niewiedzy o niektórych sprawach.
W pewnym momencie dojrzał tą popielniczkę na jednym z kramów. Były tam w przeważającej części bardzo gustowne bibeloty, nie takie badziewia jak u innych sprzedawców
Wyrzeźbiony w jaspisie wąż zdawał się mrużyć swoje bursztynowe oczy i mrugać zachęcająco do Severusa.
Mistrz eliksirów podszedł do straganu i zważył piękną popielniczkę w dłoniach.
"Barwy Slytherinu – pomyślał - aż się prosi, żeby go kupić."

- Czym mogę panu służyć? - spytała młoda kobieta o popielatych włosach i epatującym wyższością uśmiechu, żywcem wyjętym z magazynu mody
"Damulka" pomyślał z niesmakiem Sev, ale szybko się przekonał, że pozory mogą mylić.
Gdy spojrzał jej w oczy, w nich także dostrzegł uśmiech, ewidentnie świadcząc o tym, że nie jest płytką, zarozumiałą pannicą.
- Ile pani chce za tą jaspisową popielniczkę? - zapytał jak najbardziej obojętnym tonem.
- 200 funtów.
Severus uniósł brwi.
- Nie za dużo? Nawet z tymi bursztynami nie jest warta więcej niż 75 funtów.
- Owszem jest - kobieta uśmiechnęła się szerzej.
- Może mi pani to udowodnić? - zapytał Severus. Był zdeterminowany, żeby mieć tą popielniczkę.
- Po pierwsze, jest ręcznie rzeźbiona i ozdabiana - powiedziała spokojnie sprzedawczyni. Po drugie - dodała tajemniczym głosem - ale nie wiem, czy zechce pan ją kupić jak to powiem - zawahała się nagle.
- A o co chodzi? - zapytał Severus - W głosie kobiety było coś, co wzbudziło zaciekawienie mistrza eliksirów.
Wiedział jedno: musi mieć u siebie na biurku tego jaspisowego węża, ale w kieszeni miał tylko 250 funtów, a chciał zaliczyć jeszcze dobre zimne piwo (dużo dobrego piwa) w jednej z lepszych, mugolskiej knajp..
Dziewczyna dmuchnęła z irytacją, na lezące w oczy włosy i odgarnęła je na kark. Było tak gorąco, że Severus czuł jak jedwabna, czarna koszula z krótkim rękawem, klei się do niego w strugach potu. Sprawy nie ułatwiały też czarne, raczej dopasowane dżinsy, zwłaszcza, że przez nie wiele kobiet z zaciekawieniem oglądało pewną cześć jego ciała - i to nie tylko z tyłu - a niektóre uśmiechały się przy tym bezwstydnie, co raczej nie sprzyjało ochłodzeniu atmosfery.

- Ta popielniczka należała do osobistego wróżbity Hitlera i podobno jest obłożona klątwą.
Severusa naprawdę to zaciekawiło.
- Wiedział pan o tym, że Hitler miał swojego wróżbitę?
- Oczywiście. O tym akurat wie wielu ludzi..
Płowowłosa piękność o jasnozielonych oczach uśmiechnęła się szeroko, a później wypaliła.
- Tak, ale nikt prawie nie wie o tym, że miał jeszcze jednego wróżbitę. Anglika, zupełnie niezależnego od tamtego w Niemczech.
Rzeczywiście, Severus nie wiedział. Co prawda słyszał kiedyś jakieś plotki, ale to były tylko plotki.
- Mam mówić dalej? - zapytała.
- Tak, to ciekawa historia - powiedział szczerze czarnowłosy, czarnooki i na czarno ubrany mężczyzna, z ciekawym bladym tatuażem na lewym przedramieniu. Wizerunku dopełniały szkła przeciwsłoneczne - oparte teraz nad czołem. Mistrz nie wiedział, że wygląda dosyć pociągająco, co tylko dodawało mu uroku.

"Intrygujący typ" - pomyślała dziewczyna.
- Angielski wróżbita nazywał się Nicholas Black - Severus drgnął na dźwięk tego nazwiska - i twierdził, że jest wykwalifikowanym czarodziejem.
"Nie wątpię, że nim był" - pomyślał Sev.
- Ta popielniczka - ciągnęła dziewczyna, - została wykonana na zamówienie. To unikat. Jest taka tylko jedna, jedyna na świecie.
- Teraz rozumiem jej cenę.
- Wierzy mi pan? - spytała dziewczyna - poprzedni klient zarzucił mi, że wciskam mu kit.
- Ależ ja wiem, że pani nie kłamie - szczerze odrzekł mężczyzna. Jest pani uczciwą osobą. To widać.
Kobieta uśmiechnęła się promiennie.
- Skoro pan mi wierzy, to opowiem panu w nagrodę o rzekomej klątwie, a pan dopiero wtedy zdecyduje się czy ją kupić, czy nie i... spuszczę panu cenę do 175 funtów. - Nie mogła się powstrzymać. Ten facet mimo, że na początku ją zirytował był w nietuzinkowy sposób sympatyczny, a jednocześnie sprawiał wrażenie kogoś, kto wiele w życiu wycierpiał.
- Zamieniam się w słuch - Severus zdobył się na blady uśmiech.
- Zapewne wie pan, że niemiecki wróżbita przepowiedział Hitlerowi klęskę i został za to otruty przez jego ludzi.
Severus skinął głową.
- Anglik, zupełnie niezależnie od wróżbity niemieckiego, także przepowiedział Hitlerowi fiasko. On jednakże, przepowiedział mu też, że popełni samobójstwo. Adolf Hitler tak się wściekł, że nakazał Nicholasowi, aby to on samobójstwo popełnił, a ponieważ Black zauważył swój błąd i pożałował, że jest na usługach niebezpiecznego psychopaty z ulgą przyjął takie rozwiązanie.
- A klątwa? - Spytał zaciekawiony Severus.
Kobieta westchnęła cicho
- Sama nie wiem, czy to bujda na resorach, czy nie, faktem jest, że wszyscy dotychczasowi właściciele tego cudeńka mieli cholernego pecha...
- Pierwszym posiadaczem, był jakiś nawiedzony kolekcjoner, który za grube pieniądze wykupił ją z jednego z muzeów poświęconych Hitleryzmowi. W 1955 roku, jego żona i dwie córki zginęły w wypadku samochodowym. Facet nie zdzierżył i się powiesił. Cudeńko znowu trafiło do muzeum, ale nie na długo bo zostało skradzione. Nie wiadomo przez kogo, muzeum jednak zbytnio się tą stratą nie przejęło, poza jednym z kustoszy, który odnalazł popielniczkę w roku 1963 u jakiejś babinki w Glasgow. Twierdziła ona, że jaj poprzedni właściciel - sąsiad z naprzeciwka - utopił się dwa lata wcześniej we własnej wannie. Staruszce jednakże nic się nie stało.
Kustosz zabrał cudo do domu i w 1970 roku, zmarł na zawał serca z powodu bankructwa i notorycznych zdrad żony - ponoć nakrył ją w łóżku z facetem, w dniu w którym wylali go z pracy.
Popielniczka była przez dziesięć lat u wdowy i nic. Ale kiedy kobieta podarowała na 18. urodziny tą cholerę synowi... W 1985 roku jakiś psychopata wykończył jego młodziutką żonę. Zgwałcił ją i bestialsko zamordował. Facet trafił do psychiatryka..
Po tamtym wydarzeniu... cóż, nie wiem co się z nią działo. Dostałam ją kilka dni temu od starszej pani, która nie chciała mówić skąd ją ma, chociaż jej historię do 1985 roku z radością mi opowiedziała. Nie chce też za nią pieniędzy, ale i tak odpalę jaj 100 funtów. Wygląda na to, że klątwa o ile istnieje dotyka tylko mężczyzn... No i jak zdecydował się pan? – przez chwilę przestraszyła się, że odstraszyła potencjalnego klinenta, ale mile się zawiodła.

- Biorę ją - stwierdził rzeczowo Snape - jest ładna, stylowa i całkowicie w moim guście. Tą całą klątwę pewnie da się racjonalnie wytłumaczyć zwykłym zbiegiem okoliczności, ale jeżeli nie, cóż - spotka mnie za parę lat coś strasznego.
- Osobiście w to nie wierzę, bo wtedy za nic nie sprzedałabym jej żadnemu mężczyźnie. – Dziewczyna popatrzyła na niego z zainteresowaniem.
Severus uśmiechnął się do niej i wręczył dwieście funtów.
Odchodził już gdy kobieta krzyknęła:
- Pana reszta.
- Niech się pani nie wygłupia.
- To kwestia honorowa, nie mogę wziąć dwustu funtów - powiedziała i wręczyła mu 25 funciaków reszty.
- Rozumiem i dziękuję.
- Mam nadzieję, że ta bursztynowooka szelma nie przyniesie panu pecha.
- Ja sam jestem jednym, wielkim pechem. Poza tym, jak pani zapewne wie, złego licho nie bierze. - Severus uśmiechnął się ironicznie i odszedł w swoją stronę.


***

"No i w końcu, klątwa spadła także na mnie" - pomyślał z gorzkim rozbawieniem Severus.
Oczywiście wiedział, że klątwa to jawna bzdura. Czy miałby jaspisowego węża czy nie, zrobiłby to, co zrobił i koniec.
Prawdą było jedynie ciekawe pochodzenie popielniczki

Mistrz eliksirów popatrzył na Draco Malfoya.
- Dobry wieczór sir - powiedział chłopak.
- Dobry wieczór - Severus wstał - Idziemy.
Zaprowadził Dracona do pracowni, gdzie wręczył mu cały kocioł żab rogatych, które kazał mu poporcjować do specjalnych słoików.
Draco nie był zachwycony, ale nie powiedział ani słowa skargi. Profesor zasiadł za biurkiem i zaczął sprawdzać wypracowania piątoklasistów, które miał rozdać ocenione, następnego dnia.

***

Draco Malfoy uporał się z rogatymi żabami w trzy godziny. Mistrz eliksirów skończył niewiele wcześniej sprawdzać wypracowania, które jak zwykle były w 50% żałosnymi wypocinami.

Gdy Severus dotarł do swojej prywatnej kwatery, zabrał się za pisanie szczerego listu do Lucjusza, w którym przyznał, że od lat jest lojalny wobec Dumbledore'a i że to on zabił Notta - i dlaczego to zrobił.
W liście prosił Malfoya o zachowanie dyskrecji i o jakieś rady, co do zaistniałej sytuacji.
Doradził też Lucjuszowi, aby zmienił strony i został szpiegiem Ddumbledore'a kiedy wyjdzie z Azkabanu.
Oczywiście nie namawiał go natarczywie, ale przedstawił sporo całkiem sensownych argumentów, które skłaniały do przyjęcia takiej opcji.
Zaznaczył, aby stary przyjaciel odpisał mu na tym samym pergaminie, od razu jak przeczyta list, który był długi i bardzo szczery i Severus liczył na wzajemność w tym względzie.

Napisał też do Narcyzy. Była to prośba o spotkanie incognito w jakiejś mugolskiej knajpie. Dokładne miejsce i godzinę pozostawił do wyznaczenia jej.

Wziął korespondencję i udał się do sowiarni
Do pani Malfoy wysłał zwykłą płomykówkę, ale do Lucjusza...
Severus udał się na samo koniec sowiarni. Przyłożył lewą dłoń do ściany i wyszeptał, zmieniane co tydzień, hasło:
- Ester Novum.
Ściana rozstąpiła się przed nim posłusznie. W ogromnym pomieszczeniu siedział na grubej żerdzi słusznych rozmiarów, czarny jak noc orzeł królewski.
Ptak głośno kraknął na widok swojego pana. Liczył na kilkudniowy wypad, na wolną przestrzeń.
Kiedy zobaczył pergamin, zrzedła mu mina i ostentacyjnie wrócił do czyszczenia piór.
- Prometeuszu - zwrócił się do ptaszyska Snape - zaniesiesz ten list do Lucjusza Malfoya. Do Azkabanu. - Ptak żachnął się zanim Severus skończył mówić.
- Jak przyniesiesz odpowiedź wypuszczę cię na kilka dni - łagodnie przemówił mężczyzna.
Prometeusz spojrzał na swojego pana wielkimi ciemnogranatowymi oczami.
"Akurat" - mówił jego wzrok.
- Obiecuję - mistrzunio podrapał orła po głowie, co ten przyjął leniwym zmrużeniem oczu. Niechby jednak ktoś inny spróbował takiej poufałości...
- To bardzo ważny list - mówił Severus gładząc grzbiet ptaka, który przyglądał mu się teraz uważnie i równie uważnie słuchał jego słów.
- W żadnym wypadku nie może wpaść w niepowołane ręce. Rzucę na ciebie i na ten pergamin specjalny czar. Będziesz niewidzialny dla wszystkich poza adresatem i oczywiście mną. Ale bądź ostrożny, bo każde zaklęcie maskujące i ochronne można złamać, Prometeuszu - ptaszysko kiwnęło głową, przytakując.
- Będziesz mógł sobie bez wysiłku upolować jakąś mysz, albo królika, uważaj tylko, by nie zniszczyć pergaminu - Severus delikatnie ale skutecznie przywiązał rulon do posłusznie wyciągniętej nóżki ( a raczej nogi) orła.
- Relashio personarum intrata - powiedział kierując w orła różdżką, a następnie wypuścił ptaka na otwartą przestrzeń.
Prometeusz zaskrzeczał triumfalnie i rozłożył czarne skrzydła niknąc w mroku nocy.

"Jeszcze może się ta maskarada odwrócić na lewą stronę. Wszystko zależy od rozsądnej decyzji Lucjusza, roztropności Narcyzy i skutecznej strategii Dumbledore'a" - pomyślał z nikłą nadzieją Postrach Hogwarckich Matołów.

***
******

Ten post był edytowany przez em: 30.04.2008 17:18


--------------------
"KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Closed TopicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Kitiara
post 06.01.2005 16:51
Post #2 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 173
Dołączył: 08.12.2004

Płeć: jedyny w swoim rodzaju



******
W czasie gdy Hermiona szła korytarzem, rozkosznie się uśmiechając, Severus Snape uśmiechał się do siebie bardzo złośliwie i ... kombinował.
Otrzymał rano zawiadomienie, przypominające mu o wieczornym przesłuchaniu, a sam dyrektor rozbawił go tym, co odpisał wiceministrowi nocą, w odpowiedzi na urzędowe pismo wzywające Hermionę Granger i Dracona Malfoya na przesłuchanie w sobotę o godzinie osiemnastej. Otóż stary dobry Dumbledore odesłał urzędową sową pismo następującej treści:
Pan Draco Malfoy i panna Hermiona Granger nie stawią się na żadnym przesłuchaniu z kilku powodów:
1) obydwoje byli już przesłuchiwani i powiedzieli wszystko, co mogli powiedzieć,
2) są pod moją opieką i nie dam ich krzywdzić,
3) to nie żadne przesłuchanie, tylko jawna kpina ze sprawiedliwości,
Z brakiem jakiegokolwiek poważania:
Dyrektor Hogwartu, Albus Dumbledore

PS: Radzę Panu, Panie Wiceministrze wypuścić Lucjusz Malfoya na wolność i to do soboty w wieczór. To wstyd i hańba, żeby zamykać uczciwego i szanowanego członka społeczności czarodziejów, Przewodniczącego Rady Nadzorczej i wielkiego filantropa z powodu takiej błahostki jak przetrącone żebro (zwłaszcza, jeżeli wcześniej obrażało się żonę tegoż obywatela). W przeciwnym razie podejmę środki mające na celu zdegradowanie pańskiej pozycji, panie Weasley, ku czemu posiadam o panu wystarczającą ilość informacji, więc radzę przemyśleć moją propozycję pozytywnie.


Albus mógł sobie pozwolić na taki bezczelny dopisek bo: po pierwsze był Albusem, a po drugie nie bał się już o życie państwa Granger; Narcyza odpisała, że godzi się na propozycje dyrektora i właśnie w tej chwili rodzice Hermiony byli w trakcie „przeprowadzki”. Sam Dumbledore został zaś ich Strażnikiem Tajemnicy. Dyrektor Hogwartu nie bał się też o życie pana Malfoya. Wiedział, że Percival za bardzo kocha swój urząd by zignorować wyraźne ostrzeżenie.

Tak, Severus Snape miał wiele powodów do radości. Uśmiechnął się jeszcze raz i napełnił nowym eliksirem - na wszelki wypadek - kolejną fiolkę. Dziś na przesłuchaniu nie zamierzał być grzeczny, nie zamierzał też pozostawać przez cały czas w ludzkiej postaci. A jeżeli jego „wystąpienie” nie przyczyni się do dobrowolnej rezygnacji Percivala z urzędu wiceministra, wymyśli coś innego.
„Jestem geniuszem zła” – przyszło mu do głowy i zaniósł się wewnętrznym chichotem.

******
- Przepraszam, nie przeszkadzam? – spytała szeptem Hermiona przekroczywszy próg pokoju wspólnego. Troje młodych ludzi siedziało w ciszy, popijając sok dyniowy i niepewnie zerkając co jakiś czas jedno na drugie. Dziewczynie ulżyło, gdy zobaczyła, że młody Malfoy jednak na nią poczekał. Wcale nie była pewna tego, że go zastanie. W końcu bardzo go zraniła, więc dlaczego miałby wysłuchiwać jakichkolwiek jej próśb?
- No co ty? – Blaise uśmiechnęła się szeroko.- Wszystkich grzecznie wyganiamy, ale tobie pozwolimy z nami posiedzieć.
Panna Granger westchnęła tylko i spojrzała nieśmiało na Ślizgona.
- Draco, pozwól na chwilkę. Ktoś chce z tobą porozmawiać – powiedziała łagodnie. Kątem oka dostrzegła jak Blaise i Harry rzucają sobie porozumiewawcze spojrzenia. Ron wyglądał na zdezorientowanego, a Draco zmarszczył ze zdziwienia brwi.
- Ze... ze... mną? K... ktoś? – spytał mało elokwentnie, pokazowo przy tym się jąkając.
- Tak, z tobą, chodź – Hermiona niepewnie się do niego uśmiechnęła i oparła się ręką o ścianę tuż obok dziury zostawionej przez portret.
Draco ostrożnie wyjrzał na korytarz, a później spojrzał na Gryfonkę i ironicznie się uśmiechnął.
- Nie zamierzam gadać z Chang – powiedział spokojnie. – Nie lubię jej.
- Powinieneś z nią porozmawiać – upierała się Hermiona.
- Dlaczego? – nie dawał za wygraną.
- Bo cię o to proszę... Okey, błagam cię – dodała cicho – To dla mnie ważne...
Chłopak potrząsnął głowa i popatrzył zdziwiony, i zakłopotany na dziewczynę.
- Wiesz, że to dziwaczna prośba.
- Wcale nie, Draco – odrzekła. Spojrzała na niego prosząco i usiadła obok reszty towarzystwa, które przyglądało się jej z zainteresowaniem

Draco westchnął i wyszedł na korytarz, zastanawiając się o co może chodzić. Portret Grubej Damy zamknął za nim swe podwoje
- Okey, mów czego chcesz i spadaj, bo nie przepadam za twoim towarzystwem – oznajmił „grzecznie” Krukonce. Chang wbiła w niego mało przyjemne spojrzenie i bez ogródek oświadczyła:
- Twoja dziewczyna kazała mi cię przeprosić. Pojęcia nie mam, co jej odbiło, ale tego właśnie chce – powiedziała z pogardą. Draco splótł dłonie na piersi i uniósł wysoko brwi. To co usłyszał było dosyć ciekawe.
- Chang, po pierwsze, Hermiona nie jest moja dziewczyną, chociaż, jako głupi i ślepy kretyn, muszę przyznać, że mi się podoba – oznajmił. – Po drugie, jeżeli kazała ci mnie przeprosić, widocznie miała ku temu konkretny powód, nie sądzisz? Chociaż szczerze powiedziawszy mało mnie on interesu... Zaraz, zaraz – Draconowi nagle wpadły poszczególne klapki w mózgu na właściwe miejsca i popatrzył na Krukonkę podejrzliwie. – Mówisz, że Hermiona kazała ci mnie przeprosić?
- Sam widzisz, że jest stuknięta – beztrosko oświadczyła Cho, źle rozumiejąc jego zaintrygowaną minę.
Malfoy patrzył na nią jakby widział ją po raz pierwszy w życiu. Nagle dotarło do niego za co Chang miała go przeprosić. Powoli zaczął w nim narastać gniew. Ale jego twarz pozostała niewzruszona i spokojna.
- Jak mogłaś powiedzieć jej coś takiego? – spytał bez ogródek. - Skąd ci do głowy takie brednie przyszły, co? – jego głos był niebezpiecznie cichy, a dziewczyna popatrzyła z zaciekawieniem na Ślizgona.
- Przecież na nią lecisz – spokojnie oznajmiła. – A skoro tak, nie powiedziałam nic niezgodnego z prawdą. Ujęłam to tylko wprost.
Chłopak zacisnął zęby i zamknął oczy. Starał się opanować wzbierającą w nim jak huragan furię.
- Masz ciekawy sposób interpretowania cudzych słów – powiedział cicho po chwili ciężkiego jak ołów milczenia.
- Nie mów, że nigdy nie myślałeś o niej w kategoriach seksualnych. W końcu jesteś facetem – ton jej głosu był pełen kpiny.
- Jesteś wulgarną szmatą, Chang – powiedział ze złością chłopak.
- Po mówię otwarcie o seksie? – sarknęła, a Draco poczuł, że zalewa go czysta wściekłość.
- Nie – odrzekł zimno. – Bo kłamiesz i używasz niewybrednych określeń.
Jej ironiczny śmiech sprawił, że Ślizgon przestał próbować opanowywać wszystkie emocje, które nim targały, ale dał się im ponieść.
- Zamknij się! – krzyknął, wykręcając ręce dziewczyny do tyłu i przytrzymując je w żelaznym uścisku.
- To boli – warknęła zła i trochę przestraszona Cho.
Malfoy był po prostu wściekły. Pochylił się nad nią i uśmiechnął się drapieżnie
- Ma boleć Chang... A słowa potrafią czasami bardziej zranić niż czyny! – w jego głosie była nie tylko wściekłość, ale też smutek i bezsilny gniew.
- Taki poczułeś się urażony? – zadrwiła mimo strachu Cho.
- Powiedziałem, żebyś się zamknęła! – warknął. –Nie masz bladego pojęcia jaką krzywdę wyrządziłaś Hermi swoim wulgarnym kłamstwem! Nie masz za grosz wstydu, nie potrafisz nawet przeprosić za oszczerstwo ani mnie, ani jej, chociaż to co zrobiłaś było po prostu obrzydliwe!
Odepchnął ją z całej siły i się odsunął.
- Brzydzę się tobą! - mówiąc to wytarł dłonie o poły szaty z wyrazem niesmaku na twarzy.
- Obydwoje jesteście chorzy... – zaczęła Krukonka, ale Ślizgon nie pozwolił jej dokończyć.
- Nie przeginaj Chang, bo pójdę po różdżkę i wyzwę cię na pojedynek, którego prawdopodobnie nie przeżyjesz... – wysyczał ze złością.
- Pasujesz do Granger – powiedziała Cho jadowitym szeptem. – Do dziś nie byłam pewna czy jest wredną suką, która udaje nieprzystępną i cnotliwą pannicę, czy nie.... Teraz jestem pewna, że jest.
Draco już zupełnie nad sobą nie panował. Trzasnął Chang z całej siły w twarz i popatrzył na nią wyzywająco.
- Jeszcze jedno słowo... – wyszeptał, a Cho z niewyjaśnionych powodów wolała się nie odzywać, ani nie oddawać Malfoyowi, chociaż miała w kieszeni szaty różdżkę. Żaden facet nigdy jej nie uderzył. A on ja po prostu strzelił bez zastanowienia w policzek...
Gruba Dama zaczęła wyzywać Dracona od gburów, ale kiedy posłał jej swój uroczy, zimny uśmiech zamilkła.
- Odejdź – powiedział bardzo cicho. Nadal był zły, rozżalony i rozgniewany, ale uznał, że nie warto marnować nerwów na taką żmiję. - Nie chcę od ciebie żadnych przeprosin – ciągnął spokojnie nie patrząc nawet na zszokowaną jego zachowaniem dziewczynę. – A jeżeli chodzi o Hermionę, to gdybyś nawet przepraszała ją na kolanach, nie naprawisz tego, co czuła, kiedy... Lepiej odejdź zanim cię uszkodzę gołymi rękami i módl się, żebyśmy nie spotykali się sam na sam na korytarzu. Żegnam...
Miała ochotę powiedzieć mu parę przykrych rzeczy, ale widząc gniew w jego szarych oczach, odwróciła się i odeszła dumnym krokiem.

Draco stał na korytarzu jeszcze przez dobrą minutę i oddychał głęboko, usilnie starając się ukoić rozkołatane nerwy. Gruba Dama przyglądała mu się z zaciekawieniem, ale wolała nic nie mówić. Co prawda Ślizgon nie miał różdżki, mógł mieć jednak ukryty sztylet w bucie (strażniczka Wieży Domu Lwa miała traumatyczne przeżycia związane z bliskim spotkaniem trzeciego stopnia z Blackiem dzierżącym w dłoni nóż).
- Eliksir Wielosokowy – powiedział w końcu grobowym tonem Draco, posyłając jej niemiłe spojrzenie i chcąc nie chcąc musiała odskoczyć od ściany wpuszczając go do środka.

***
- Dlaczego on ma gadać z Cho? – spytał zaciekawiony Harry.
- Chang chce go przeprosić..... – Hermiona spuściła skromnie wzrok i nalała sobie soku z dyni. Paliło ją niemiłosiernie uczucie wstydu. Wstydu, że uwierzyła w takie niedorzeczności, jakie wcisnęła jej Krukonka. Złość powoli minęła, zostawiając żal do samej siebie za niesprawiedliwe słowa pod adresem Dracona, których już nie mogła cofnąć.
- Chce? – Blaise zmarszczyła czoło. – Chce czy musi?
- Powiedzmy, że chce – ucięła Gryfonka.
- Rozumiem....
- Co ona takiego powiedziała o Malfoyu? – spytał Harry.
- Och, totalny kit mi wcisnęła, a ja, głupia, w to uwierzyłam! – wykrzyknęła dziewczyna ze złością. – To ja go powinnam przepraszać, za swój brak rozumu. Cholera!
- Spokojnie, Herm – Ron patrzył na nią ze zdziwieniem i lekką konsternacją, Blaise z zaciekawieniem, a Harry z zainteresowaniem i cieniem zrozumienia.
- Każdemu zdarza się uwierzyć w bzdurę – Zabini popatrzyła na nią łagodnie.
- Jasne... i powiedzieć parę przykrych rzeczy osobie skrzywdzonej przez los, także zdarza się każdemu, Blaise... – Hermiona wyglądała jakby miała za chwilę się rozpłakać.
- Herm, chciałem ci przypomnieć, że ty też zostałeś skrzywdzona, może nawet bardziej – powiedział cicho Potter.
- Wcale nie bardziej – dziewczyna popatrzyła na niego z wyrzutem. – Spróbuj się postawić na jego miejscu, Harry.
W duchu musiał przyznać Hermionie trochę racji. Nie miał pojęcia jak przeżyłby patrzenie na gwałt i własną całkowitą niemoc. Nawet sobie nie mógł tego wyobrazić. Bezsilne patrzenie na cudzą krzywdę wydawało mu się czymś strasznym.
- Herm, masz prawo do tego by cierpieć, czuć się pokrzywdzona i do tego, żeby dokonywać błędów. Założę się o sto tysięcy galeonów, że Draco nie chowa do ciebie urazy...
- Wiem, Harry, ale mi jest strasznie głupio... Nawet nie wiesz jakich bzdur mu nagadałam w bibliotece. Mam ochotę walić głową w ścianę, wyć i wyrywać sobie włosy z głowy... Nieistotne, po prostu mi cholernie przykro – uśmiechnęła się smutno do przyjaciela i pozwoliła mu się przytulić.

Blaise i Ron patrzyli na pozostałą dwójkę, nie bardzo rozumiejąc o co im chodzi. Mogli się tylko domyślać, że rozmawiają o przesłuchaniu. Rona zaskoczył niebywale fakt, że przytulili się do siebie jak gdyby nigdy nic. Hermiona Popatrzyła na Blaise i na Ronalda, a z jej gardła wydobyło się głośne westchnienie.
- Chyba mogę wam powiedzieć, chyba – szepnęła cicho.
Zabini uśmiechnęła się nieśmiało, a Ron wbił w przyjaciółkę zatroskane spojrzenie. Hermiona zamknęła oczy i mocno przytuliła się do Harry’ego.
- Zostałam zgwałcona przez Weasleya i Matrojewa, Draco nic nie mógł na to poradzić, a jego interwencja mogła mi tylko zaszkodzić... Przepraszam Ron – dodała, gdy zauważyła, że jej przyjaciel gwałtownie pobladł i jest bliski łez.
Blaise wypuściła swoją szklankę z dłoni. Nikt nie zwrócił uwagi na to, że szkło z brzękiem rozbiło się o posadzkę. Ron Weasley otarł łzy cisnące się do jego ciemnych oczu. Poczuł się tak okropnie jak nigdy wcześniej w całym swoim nastoletnim życiu.
- Proszę, nie mówcie o tym Gin, ona by się załamała – powiedział drżącym z emocji głosem.
- Boże - szepnęła Blaise ze łzami w oczach. – Tak mi przykro...
- Nie powiem nic Ginny, Ron. A ty nawet nie waż się obwiniać o czyny twojego brata – powiedziała stanowczo Hermiona. Miała ochotę się rozpłakać, ale z drugiej strony poczuła się lepiej. Troszkę jej ulżyło. Nie za bardzo, ale to zawsze było coś. Popatrzyła przepraszająco na resztę towarzystwa i usiadła przy kominku.

Przez dziurę w portrecie zaczął się ktoś gramolić, a wszyscy spojrzeli w tym kierunku. Draco podniósł wzrok i Blaise aż się wzdrygnęła. Był blady, usta miał zaciśnięte, a w szarych oczach jeszcze tlił się gniew.
Bez słowa nalał sobie szklankę soku z dyni, wypił kilka łyków i z furią cisnął dopełnione do połowy szkło o gzyms kominka.
- Kurwa! – warknął ze złością i wytarł wierzchem dłoni usta.
- Trochę mi ulżyło – oznajmił po chwili, patrząc na zaskoczonych i lekko przestraszonych uczniów.
- To był poroniony pomysł – powiedział do Hermiony niemal ze złością. Nie odpowiedziała, a jej wzrok cały czas spoczywał na buzujących w kominku płomieniach. – Prędzej pocałuję sklątkę tylnowybuchową w odwłok niż dam się przeprosić tej szmacie. Poza tym nie mnie powinna przepraszać tylko ciebie Herm, mi tylko popsuła i tak już podły humor.
- Nie potrzebuje jej przeprosin – powiedziała cicho Granger.
- Ja też nie – odwarknął Malfoy.
- Chciałabym wiedzieć, co ona takiego powiedziała, że zioniesz ogniem i masz żądzę mordu w oczach... – spytała Blaise, roztrzęsiona jeszcze po tym, co usłyszała od Hermiony; było jej niedobrze. Ślizgon nie zamierzał odpowiadać.
- Dlaczego zbiłaś szklankę? – zmienił gładko temat patrząc pod nogi Blaise, gdzie leżało stłuczone szkło i widać było niewielką kałużę soku..
- Po prostu ją upuściłam – Zabini się wzdrygnęła, a chłopak uważnie na nią popatrzył. Zarumieniła się i odwróciła wzrok.
– Dobra nie będę wnikał – Malfoy przeniósł spojrzenie na Rona i doznał szoku. Rudzielec był blady i patrzył gdzieś przed siebie w jeden punkt. Wydawał się nie reagować na nic i na nikogo.
- Co z nim? – spytał Draco przyglądając się Gryfonowi. – Co ci się stało Weasley? – zrobił kilka kroków w jego kierunku i lekko się pochylił.
- Daj mu spokój – ucięła stanowczo Hermiona.
- Możecie powiedzieć, co tu się stało? - zapytał zaintrygowany. - Bo wyglądacie jakbyście wrócili z pogrzebu, a Chang jeszcze żyje... – próbował rozładować sytuację, mimo że sam odznaczał się podłym samopoczucie.
Nikt mu nie odpowiedział. Blaise unikała jego wzroku, Harry patrzył na niego ze smutkiem, Ron wydawał się nieobecny, a Hermiona w zamyśleniu grzebała pogrzebaczem w kominku. Draco podniósł swoją różdżkę i z westchnieniem uprzątnął szkło i sok z dyni. W samą porę bo przez portret wsypało się stadko drugorocznych Gryfonów, którzy wbili w niego zaciekawiony wzrok. Głośna grupka stała się w jednej chwili grupką bardzo cichą.
- Co im zrobiłeś? – pisnęła jakaś dziewczynka, mylnie interpretując nieciekawe miny Gryfonów i Ślizgona stojącego, wydawałoby się nad nimi, z podniesioną różdżką. Po tych słowach schowała się za wyższego od siebie chłopca
- Nic, sprzątałem stłuczoną szklankę – Draco opuścił różdżkę
- Spadajcie, dobrze? – z rozdrażnieniem powiedział Harry widząc zainteresowanie dzieciaków stanem Rona, który teraz schował twarz w dłoniach i wyglądał na totalnie załamanego.
- Już was nie ma – warknęła Hermiona, widzą brak jakiejkolwiek reakcji. – To nie jest cyrk. Zostawcie nas samych.
Młodsi Gryfoni woleli nie zadzierać ze starszymi kolegami i rozeszli się bez słowa do swoich dormitoriów, łypiąc niepewnie na Blaise i Dracona.

Malfoy jeszcze przez chwilę stał, w końcu usiadł obok Pottera i Zabini. Obserwował jak Hermiona powoli podchodzi do Rona, kuca obok niego i mówi mu coś cicho do ucha. Weasley podniósł na nią zrozpaczone spojrzenie i zamrugał powiekami, spod których spłynęły ogromne łzy. Zaskoczony Ślizgon wbił oniemiały wzrok w Harry’ego i Blaise. Jego oczy zdawały się zadawać nieme pytanie o wszystko, co zaszło podczas jego nieobecności we wspólnym. Oboje jednak pokręcili w milczeniu głowami i Draco z westchnieniem dalej obserwował Hermionę oraz Rona.
Weasley rozpłakał się cicho i przytulił do siebie przyjaciółkę..
- Przepraszam Herm, tak mi przykro, naprawdę – powiedział z rozpaczą.
- Wiem, wiem, przecież to nie twoja wina. I Ron... udusisz mnie – oznajmiła Hermiona, a rudzielec lekko rozluźnił uścisk wokół jej szyi.
- Sorry – zarumienił się mocno i nieśmiało spojrzał jej w oczy.
- Nie płacz, jesteś wspaniałym chłopakiem i zabraniam ci się tak niedorzecznie obwiniać – panna Granger delikatnie wytarła kciukiem łzy z twarzy przyjaciela i z wahaniem dotknęła wargami jego policzka.

- Powiedzcie mi w końcu, do jasnej cholery, co tu się dzieje! – Draco nie wytrzymał psychicznego napięcia i zerwał się z kanapy, zwłaszcza że poczuł falę zazdrości, w momencie, gdy Hermiona pocałowała Ronalda w policzek. – No, czy ktoś mi powie?!
- Draco, weź się uspokój – Blaise wyciągnęła dłoń i poklepała go po pośladku. – Ron jest tylko przyjacielem Hermiony. Siadaj grzecznie na tyłku, albo jak już stoisz to nalej mi soku, okey?
Mina Dracona była przezabawna. Wyrażała wściekłość, dezorientację i rozżalenie z powodu niedoinformowania, a także lekkie zawstydzenie. Hermiona poczuła jak na jej policzki wypełza delikatny rumieniec. Miała ochotę strzelić Blaise po głowie i coś jej powiedzieć, ale ostatecznie się powstrzymała
- Cholera, nie o to mi chodziło i dobrze o tym wiesz, Zabini! – Malfoy zrobił się buraczany na policzkach i posłał koleżance spojrzenie ala hipogryf na diecie bezmięsnej, czym Blaise absolutnie się nie przejęła. – A sok możesz sobie nalać sama, masz rączki!
- Dżentelmen – sarknęła w odpowiedzi, a Draco teatralnie wywrócił oczami, nalał jej soku i podał go z ukłonem do samej ziemi, rozchlapując nieco z rozpędu na posadzkę.
- Dziękuję – grzecznie oznajmiła Ślizgonka.
- Sorry za mój wybuch, ale coś ściemniacie.
- Nie wiemy nic, czego ty byś nie wiedział i wcale z powodu tej wiedzy nie czujemy się szczęśliwi – Blaise surowo zmarszczyła brwi. – A teraz siądź na dupie i bądź grzeczny.
Draco oklapł na kanapę jak skarcony szczeniak. Patrzył z niedowierzaniem na Hermionę, która coś bardzo cicho mówiła do Rona. Weasley nie wyglądał już na smutnego. Był ewidentnie rozgniewany.
- Ukatrupię go – oznajmił Ronald zimno. – Poszatkuję go na drobne kawałeczki i spalę... Nigdy nie traktowałem go do końca jak brata. Zawsze miał jakieś powalone jazdy, ale teraz przeszedł samego siebie... Czemu mi nie powiedziałaś wcześniej Herm? On już by nie żył!
Draco wlepił intensywne spojrzenie w Hermionę. Był bardziej niż zaskoczony. Wcześniej nie chciała w ogóle mówić gwałcie, a teraz opowiedziała aż dwóm osobom o przykrym zdarzeniu z przesłuchania.
- Ukatrupię go na miejscu, jak go tylko gdzieś zobaczę... I ta gnida miała czelność przychodzić jeszcze raz do Hogwartu. Niech on się modli, żeby mnie nie spotkać – Ron był coraz bardziej wściekły.
- Zabijesz gnidę i wsadzą cię do Azkabanu, jak za morderstwo porządnego obywatela, nobliwego, jak Nott... – sarkastycznie oznajmiła Blaise i przepraszająco spojrzała na Harry’ego, który automatycznie się wzdrygnął.
- To wsadzą – Dracona nie odstraszała wizja więzienia, kiedy snuł wyobrażenia o morderstwie aktualnego Wiceministra Magii. - Ale musisz Weasley poczekać w kolejce. Ja mam pierwszeństwo w urwaniu łaba twojemu starszemu bratu, później możesz go poćwiartować i spalić.
- Nieprawda, ja mam prawo i obowiązek go wykończyć, bo przynosi wstyd rodzinie, której się przy okazji wyrzekł, i którą pogardza! – wściekle wysyczał Ronald – Gdzie moja różdżka?!
- Przestańcie – szepnęła nagle Hermiona – dobrze?
Obaj chłopcy zamilkli zawstydzeni i wybąkali pod nosem przeprosiny.
- Oj, chłopy, kiedy wy rozumu nabierzecie – westchnęła Blaise i podeszła do zasmuconej Hermiony, która siedziała teraz na podłodze i wyglądała jak siedem nieszczęść. – Kretyni – dodała dla lepszego efektu, gdy siadała obok koleżanki.
- Dobrze się czujesz, Herm? – spytała łagodnie, a Gryfonka pokiwała twierdząco głową i posłała jej nieśmiały uśmiech.
- Trochę mnie zmęczyła i zszargała mi nerwy rozmowa z Chang – powiedziała cicho. – Czuję się przez to wszystko psychicznie wypruta.
- Nie trudno mi w to uwierzyć – Blaise spojrzała na swój zegarek i zrobiła okrągłe oczy. – Wiecie, że już trwa od piętnastu minut obiad? Dlatego prawie nikt nie przychodzi.
- To w takim razie ja idę – powiedział Ron i spojrzał ze smutkiem na Hermionę.
- Idziesz? – spytał, a dziewczyna pokręciła przecząco głową
- A ja chętnie pójdę – powiedziała Blaise. – Jesteś pewna, że nie chcesz jeść?
- Tak – Hermiona powolutku wstała z podłogi. – Idźcie ja sobie coś poczytam w dormitorium.
Harry, Blaise i Ron ruszyli w kierunku wyjścia, ale Draco nadal siedział na kanapie i wpatrywał się w Hermionę.
- Nie idziesz Malfoy? – spytał zielonooki.
- Po rozmowie z Chang odebrało mi apetyt na miesiąc – spokojnie odparł Ślizgon.- Zostanę z Hermioną – dodał łagodnie i dziewczyna lekko drgnęła słysząc z jego ust swoje imię. Nie wiedziała jak spojrzy mu w oczy, po tym co od niej usłyszał w bibliotece, ale bardzo chciała z nim porozmawiać i go przeprosić.

*
Kiedy trójka uczniów wyszła przez dziurę w portrecie, Hermiona nieśmiało usiadła obok Dracona.
- Przepraszam, byłam podła – powiedziała niemal szeptem. Draco nie odpowiedział; wpatrywał się w ogień buzujący na kominku.
- Masz prawo się na mnie gniewać – dodała niepewnie i aż podskoczyła, bo kilkoro drugorocznych lwiątek płci męskiej z rykiem zbiegło po schodach spiesząc się na obiad, który już dobiegał półmetka. Chłopak znowu nic nie odpowiedział.
Kiedy dzieciaki wyszły przez dziurę w portrecie, odwrócił się i spojrzał Hermionie w oczy.
- Przepraszam – uciekła wzrokiem na bok, bo nie mogła znieść jego szczerego i wyczekującego spojrzenia. Czuła się podle.
„Ależ musi być wściekły” – pomyślała wbijając spojrzenie w posadzkę.
- Herm, spójrz na mnie – powiedział cicho i poczekał, aż zwróci na niego ciemnoorzechowe oczy.
„Boże, on wcale nie jest zły” – pomyślała. O wiele bardziej wolałby ujrzeć iskierki gniewu w jego spojrzeniu, a nie to co widziała. Nie smutek, ciepło, zrozumienie i łagodność. Przez to czuła się jeszcze gorzej.
- Tak mi wstyd – wyszeptała. – Tak bardzo...
- Cii... – Draco nie pozwolił jej dokończyć i delikatnie położył palce na wargach dziewczyny.
Drgnęła pod wpływem jego dotyku, ale chłopak nie cofnął dłoni, tylko pogłaskał ją po policzku. Jego pieszczota była lekka, była ledwie muśnięciem, ale sprawiła, że żołądek Hermiony na moment zamienił się miejscami z sercem, by za chwile wrócić na swoje miejsce i lekko się skurczyć. Wzdrygnęła się, czując do siebie złość za nielogiczną reakcję, ale on zdawał się nie zwracać na to uwagi.
– Przestań się tłumaczyć, błagam. Nie mam do ciebie żalu. Na początku byłem urażony, ale teraz już nie jestem, Herm. Nie mam najmniejszych powodów. To ja przepraszam, że przeze mnie musiałaś usłyszeć od Chang przykre słowa. Nie powinienem jej sugerować, że tysiąc razy bardziej wolę ciebie od takiej płytkiej laluni jak ona. Ale zdenerwowała mnie i.... przepraszam – nagle zdał sobie sprawę ze znaczenia słów, które powiedział. – Nie bądź na mnie zła.
Harmonia wpatrywała się w niego zaskoczona, zdziwiona i trochę zakłopotana.
- Wiem, odznaczam się głębią emocjonalną kałuży. Sorry, Herm – był mocno zmieszany, bo nie chciał je wprowadzić w konsternację. Zaklął w duchu nad własną głupotą.
– To ja już sobie pójdę – dodał i zdjął swoją szatę z oparcia kanapy.
- Draco, poczekaj – Hermiona nie miała zamiaru pozwolić mu odejść, nie po tym co usłyszała.
Zaczekał. Siedział i bezmyślnie międlił w dłoniach materiał szaty.
- Nie mów o sobie w taki sposób. To ja popisałam się głębią emocjonalną kałuży dzisiaj w bibliotece, nie ty. Uważam, że jesteś wrażliwy i... dzięki za komplement – Draco popatrzył na nią mile zaskoczony i niepewnie się uśmiechnął. Nie wiedział czego się spodziewać, ale na pewno, nie tego co usłyszał.
- Nie chcę żebyś wychodził, bo bardzo dobrze się z tobą czuję...
Amen. Powiedziała to, powiedziała coś, czego tak bardzo, wręcz panicznie, bała się powiedzieć wcześniej.
Chłopak nie mógł oderwać od niej spojrzenia. Dopiero teraz dostrzegła jak wiele jest w jego oczach troski i uwielbienia. Było zadziwiające jak bardzo szare tęczówki Draco Malfoya mogą być ciepłe i łagodne. Nie potrafił, nie mógł i nie chciał się dłużej powstrzymywać. Delikatnie ujął jej twarz w dłonie i musnął wargami usta dziewczyny. To nawet nie był całus, a zaledwie nieśmiałe dotknięcie warg.
Hermiona zamarła, ale nie wyglądała na przerażoną, nie próbowała go też odepchnąć. Dojrzał w jej oczach obawę, ale także wyczekiwanie i ciekawość. Niepokój i nadzieję.
- Tyle rzeczy chcę ci powiedzieć – wyszeptał jej do ucha. Zsunął przy tym dłonie na plecy dziewczyny przygarnął ją do siebie.
Nie opierała się. Mimo napięcia, które czuła, dała się przytulić i pozwalała mu na nieśmiałe pieszczoty.
– Boje się, że mogę sprawić ci przykrość. Nie chcę cię zrazić do siebie, ani w żaden sposób zranić, Herm...
- Wiem Draco i wiem, że mnie nie zranisz – wtuliła twarz w miękki ciemnogranatowy sweter. Był ciepły i przyjemnie pachniał, pachniał nim. Objęła go mocno, z całych sił próbując odsunąć od siebie wszystkie złe wspomnienia, rozpaczliwie pragnąc odczuwać prawdziwą, niezmąconą radość z bliskości drugiego człowieka.
- Mogę się skrzywdzić... niechcący – powiedział cicho, czując się szczęśliwy, że obdarza go takim zaufaniem.
- Nie, ty mnie nie skrzywdzisz, wiem, że mnie nie skrzywdzisz w żaden sposób. Ja tylko nie potrafię normalnie reagować – powiedziała i usłyszał w jej głosie rozpaczliwą prośbę, błaganie o zwyczajne, szczęśliwe życie.
- Nie wolno ci myśleć w takich kategoriach... a ja nic od ciebie nie chcę i niczego nie oczekuję, Herm – jego głos był ciepły i cichy. Draco pieścił delikatnie ramiona dziewczyny i pogładził palcami wrażliwą skórę na jej karku. Zesztywniała pod wpływem przyjemnego dreszczu, który przebieg jej wzdłuż kręgosłupa.
- Przepraszam – powiedział i przytulił ją mocniej.
- Nie chcę, żebyś mnie przepraszał. Chcę, żebyś mnie dotykał, żebyś do mnie mówił, żebyś był blisko – wyszeptała odwzajemniając delikatną pieszczotę. To co zrobiła było cudowne, zbyt cudowne... Łagodnie odsunął ją od siebie, ujął jej przeguby i uniósł ręce dziewczyny do ust. Całował każdy palec, kciukami pieścił wnętrze dłoni i tulił je do swojej twarzy.

Była zaskoczona jego reakcją. Westchnęła cicho i zabrała ręce, ale tylko po to by wsunąć je w miękkie włosy chłopaka. Przyciągnęła go do siebie i przytuliła twarz do jego ciepłego policzka.
- Nawet nie wiesz jaki jesteś cudowny – powiedziała bez zastanawiania się nad wymową tych słów.
- Ja? – spytał zaskoczony, a po chwili złożył czuły, nieśmiały pocałunek na jej ustach. - Jesteś kochana – wyszeptał i pocałował ją jeszcze raz. Hermiona zamknęła oczy i ufnie pozwalała mu na wszystko. Był tak delikatny, że ledwie dotykał jej warg swoimi, rozbudzając w niej tylko pragnienie prawdziwego pocałunku, ale jeszcze za bardzo się bała i niestety jej strach był silniejszy od pragnień. Draco zachowywał się tak jakby o tym wiedział. Nie zrobił żadnego gwałtownego ruchu. Wszystkie jego pieszczoty były niewinne i subtelne, a on sam przemawiał do niej cicho i łagodnie. Czuła się przy nim cudownie i bezpiecznie.
- Jesteś mądra, kochana i dobra – szeptał jej do ucha. - Jesteś wspaniałą, uroczą dziewczyną. Uwielbiam twoją bliskość, uwielbiam ciebie całą. Tak bardzo chciałbym ci pokazać ile dla mnie znaczysz, jak bardzo cię potrzebuję – jego szept stawał się coraz bardziej urywany, gwałtowny i czuł, że do oczu napływają mu łzy.
– Tak bardzo pragnę twojej bliskości, tak bardzo pragnę ciebie, chciałbym cię całą pieścić i całować, chciałbym ci dać wszystko, co tylko można dać drugiej osobie...
Wtulił twarz w jej szyje. Poczuła na skórze jego gorący oddech i ciepłe łzy, i przytuliła go mocno.
- Przepraszam za to, co mówię, ja... przepraszam – wyszeptał.
- Nie powiedziałeś nic złego Draco, już dobrze... – nie przeszkadzały jej gorące wyznania chłopaka, ale były czyś nowym i zaskakującym. Była oszołomiona tym co powiedział i z trudem dobierała słowa. - Nie wiedziałam, że coś do mnie czujesz – Nie wiedziałam... - podniósł głowę i spojrzał jej w oczy. Uśmiechnęła się do niego delikatnie i starła z policzków Dracona łzy.
- Po prostu się zakochałem. Podobno czasem się to ludziom przytrafia – patrzył na nią łagodnie, a Hermiona się zarumieniła.
- We mnie? – spytała ze zdziwieniem.
- Nie, w Grubej Damie – odrzekł bardzo poważnym tonem. – Tylko nie wiem jak jej to powiedzieć. Pomożesz mi? W końcu znasz ją lepiej...
- To ja jej powiem sama – Hermiona nie wytrzymała i uśmiechnęła się szeroko. Uwielbiała jego poczucie humoru.
- Dzięki, nie wiedziałem jak cię o to poprosić. Mnie mogłaby się przestraszyć. Z tego co wiem, nie przepada za Ślizgonami – powiedział i pocałował Hermionę w policzek. – Kocham cię, czy to takie dziwne? - dodał z delikatnym uśmiechem.
Drgnęła i przytuliła się do niego.
- Zaskakujące – odpowiedziała cicho. Sama też coś do niego czuła, ale ani nie potrafiła swoich uczuć nazwać, ani o nich mówić. Ba, ona nawet nie potrafiła się z nimi do końca pogodzić. Teraz, kiedy Draco powiedział, że ją kocha, zrobiło się jej ciepło na sercu. Nie miała wątpliwości, co do tego, że chce być kochana przez tego człowieka.
- Mam nadzieje, że nie poczułaś się źle po wszystkim, co ci powiedziałem – patrzył na nią poważnie.
- Nie, bo to co powiedziałeś było... piękne – zawahała się na moment i spuściła nieśmiało wzrok.
- Kiedy się rumienisz, kocham cię jeszcze bardziej – palnął bez zastanowienia. – Sorry.
- Nie przepraszaj za wszystko, bo dam ci po łbie – zirytowała się lekko Hermiona.
- Okey, to ja może nic nie będę mówił – oznajmił grzecznie i ją objął.
- Tak lepiej...........
Siedzieli przez kilka minut w zupełnej ciszy. Było im po prostu dobrze i żadne z nich nie chciało, żeby ta chwila się kończyła. Skończyła się jednak szybko, bo Gryfoni zaczęli wracać z obiadu i każda z grupek, które wchodziły przez dziurę w portrecie rzucała im zdziwione, a czasem nawet pełne zgorszenia spojrzenia, bo nie raczyli się od siebie odsunąć i siedzieli cały czas objęci na bordowej kanapie pokoju wspólnego.
Hermionę zdenerwował do tego stopnia pełen oburzenia wzrok niektórych uczniów Domu Lwa, że w końcu pokazała jakiejś wybitnie zdegustowanej czwartoklasistce język, a Draco nie wytrzymał i się roześmiał.
- Co cię tak cieszy, Malfoy? Jej brak wychowania? – zażartował Harry, który właśnie przelazł przez dziurę.
- A chcesz w zęby, Potter? – odpowiedział grzecznie pytaniem na pytanie Draco.
- Wzbudzacie powszechne zainteresowanie, czy to dziwne? – Harry uśmiechnął się szeroko. Miał dobry humor, bo Blaise poprosiła go żeby dokończyli naukę następnego dnia, w niedzielę, a dziś zaproponowała spacer po błoniach; byli umówienie równo za godzinę. Jego samopoczucie psuł tylko „marginalny” fakt, że Zabini nie była w stanie logicznie myśleć i się uczyć po tym, co usłyszała od Hermiony. Dlatego posłał przyjaciółce spojrzenie pełne troski.
- Może nie dziwne, ale nie przepadam, gdy ludzie patrzą na mnie jak na okaz w ZOO – spokojnie odrzekł Ślizgon, opiekuńczo ściskając ramię dziewczyny, a Hermiona próbowała w tym czasie zabić wzrokiem kolejne stadko zadziwionych lwiątek i lwiczek. Dosyć dobrze jej wyszło, bo stadko szybko rozproszyło się do swoich pokoi.
- Herm, zaraz zaczniesz zionąć ogniem jak prawdziwa smoczyca – powiedział zadowolony ze swego wyostrzonego dowcipu Harry.
- Długo nad tym myślałeś? – Gryfonka uniosła jedną brew i zabawnie zmarszczyła nos.
- Cały obiad – odrzekł niezrażony Potter.
- Och, nie wątpię w to - Draco rzucił mu rozbawione spojrzenie. – Gdzie Ronaldini?
- Kto?! – krzyknęli razem Hermiona i Harry.
- Weasley, co nie pasuje do niego? – spytał niewinnie Malfoy, a Granger uśmiechnęła się złośliwie. Miała dla Rona nową ksywkę.
- Roniasty udał się na randkę z szaloną Lovegood. Dziś chyba jakieś dziwne fluidy wiszą nad Hogwartem – popatrzył znacząco na obejmującą się dwójkę, ale został totalnie zignorowany .

Chwile później Draco z kamiennym wyrazem twarzy pokazywał środkowy palec dwóm siódmoklasistom, którzy właśnie weszli prze dziurę w portrecie i patrzyli na niego mało przychylnie. Naprawdę mało przychylnie.
- Chcesz zarwać w zęby, Malfoy? – spytał ciemnoskóry Antony Hopes i Hermiona nie wytrzymała.
- Słuchajcie, jeśli wam przeszkadza widok Dracona, możecie iść do siebie. Nie zamierzam go wyrzucać. To jest miejsce, gdzie mogą swobodnie przebywać różni uczniowie...
- My jesteśmy u siebie, a on nie – włączył się Thomas Derris; wysoki blondyn z ciemnoniebieskimi oczami i aparycją tolkienowskiego elfa.
- Dracona – zadrwił Anthony i Ślizgon powoli wstał.
- Chodź, Herm – powiedział cicho – Nie będziemy się narzucać. Chcesz się przejść?
Panna Granger była w dość bojowym nastroju, ale nie chciała prowokować żadnej kłótni, dlatego wstała i obrzuciła starszych kolegów z domu nieżyczliwym spojrzeniem.
- Kultura aż bucha – powiedziała.
- Nie masz wstydu, Herm – powiedział z przekąsem Thomas i nie zdążył powiedzieć nic więcej, bo Draco błyskawicznie przyłożył różdżkę do jego piersi i zimno się uśmiechnął.
- Powiedz coś takiego jeszcze raz, – oznajmił arktycznym tonem – a tak cię urządzę, że rodzina cię nie pozna, rozumiesz? Możesz mnie nie lubić, nawet powinieneś, bo ja nie lubię ciebie, ale nie radzę ci obrażać Hermiony. Mam nadzieję, że dotarło.
Thomas i Anthony patrzyli na nich z drwiną, ale Derris lekko pobladł i Hermiona poczuła wewnętrzną satysfakcję. Kilkanaścioro uczniów, którzy stopniowo schodzili się do wspólnego, przyglądało się zajściu z zaciekawieniem.
- Muszę poprzeć kolegę ze Slytherinu w całej rozciągłości – grzecznie powiedział Harry, wzbudzając tym powszechny szok. - Nie radzę żadnemu z was mówić źle o Hermionie, bo mogę być wtedy bardzo nieprzyjemny.
- U, Harry, ale jesteś ostry! – Ginny wysunęła się do przodu, żeby mieć lepszy widok i pociągnęła za sobą Nevilla. – Oszukałeś mnie Draconie Malfoy, mówiłeś, że zakochałeś się w Harrym – uśmiechnęła się szelmowsko, gdy zobaczył, że chłopak delikatnie ujmuje w swoją dłoń rękę Hermiony. Ślizgon posłał jej spojrzenie z serii: „już nie żyjesz”, a panna Granger „uratowała” go z opresji mówiąc:
- Tak naprawdę bujnął się w Grubej Damie, tylko nie wie jak ma jej to wyznać...
- To wpadłeś, ona wszystkim daje kosza – oznajmił z grobową miną Longbottom.
- Dzięki, będę pamiętał. Chodź Herm, może spotkamy po drodze Irytka i zrobimy jakąś drakę...
- Powodzenia – powiedział Harry i udał się do swojego dormitorium.

- I co ja mam ci teraz zrobić? Ale mnie wrobiłaś. Zakochał się w Grubej Damie – powiedział z wyrzutem gdy szli korytarzem w stronę lochów. - Połowa z tych głąbów gotowa w to uwierzyć.
- Hej, Gryfoni nie są głąbami! – oburzyła się Hermiona. – Załóż szatę, zmarzniesz – dodała po chwili z troską. – I dlaczego idziemy do ciebie?
- Nie idziemy do mnie – Draco uśmiechnął się tajemniczo, a Hermiona wbiła w niego zaintrygowane spojrzenie. - To znaczy do mnie, ale gdzie indziej... Ach, i na pewno nie zmarznę, gdy idziesz obok mnie, Miona – mówiąc to ścisnął opiekuńczo jej dłoń.

******
Severus sam miał się stawić na przesłuchaniu i jakoś mało go to obeszło. W ogóle miał podejrzanie dobry humor. Po kolacji gwizdał sobie wesoło w Pokoju Nauczycielskim, podczas układania dokumentów i wszyscy patrzyli na niego co najmniej dziwnie.
- Co z tobą Sever? – cicho spytała Tonks. – Jesteś masochistą? Idziesz na przesłuchanie i pogwizdujesz sobie „Dziewczynę Aurora?”
- Raczej „Dziewczynę Śmierciożercy” – Snape uśmiechnął się przebiegle, a koleżanka po fachu wywróciła oczyma.
- Coś kombinujesz ....
- Ja? – niewinnie spytał Severus. – Niby co?
- Ty mi powiedz...
- Tajemnica, skarbie – mówiąc to mrugnął do niej szelmowsko. – Lepiej się nie interesuj – dodał po chwili z poważną miną. – Nie zamierzam nikogo obrabować ani zabić, bądź spokojna.
- Jakoś mnie nie uspokajają twoje słowa- nauczycielka skrzyżowała dłonie na piersi i popatrzyła na niego podejrzliwie.
- Przyrzekam, że nie zrobię nic okropnego... Tonks – po tych słowach objął ją i pocałował w policzek, wywołując chrząknięcie pani wicedyrektor.
- Sev, co z tobą? – Tonks zamrugała ze zdziwieniem powiekami. Nie żeby jej się nie podobało, ale to było dziwaczne zachowanie jak na oschłego Mistrza Eliksirów.
Mężczyzna uniósł wysoko brew i szepnął jej do ucha.
- Za dwie godziny mam być na przesłuchaniu – zawiesił głos. – Nie wiadomo, czy przeżyję – jeszcze raz zamilkł i dotknął wargami jej ucha, a Nymphadora uśmiechnęła się rozbawiona. – Czy tak piękna kobieta jak ty zaszczyci moje kwatery i moje... łóżko przed niebezpieczną misją, z której mogę nie wrócić? – Tonks zachichotała rozkosznie, wywołując kolejne chrząknięcie Minervy.
- Jesteś niemożliwy – odsunęła się i spojrzała mu prosto w oczy, a Mistrz Eliksirów posłał jej niemal lubieżny uśmiech, pod wpływem którego uroczo się zarumieniła.
- Teraz jestem w stu procentach pewna, że wrócisz cały i zdrowy, Severusie – powiedziała. – Coś wymyśliłeś i nie chcesz się ze mną podzielić wiadomościami. Szelma.
- Jeśli nikt nic nie wie, jest bezpiecznie i tak jak ma być – oświadczył z powagą i Nymphadora o nic więcej się nie dopytywała.

***
To było irytujące. Ten śmieć, to zwierzę siadło sobie spokojnie na fotelu do przesłuchań i bezczelnie się uśmiechało. Wiceminister był wściekły. Nie dość, że godzinę temu wypuścił Lucjusza Malfoya z Azkabanu, ulegając „namowom” Dumbleodre’a, to jeszcze musiał znosić zadowolonego z życia Severusa Snape’a.
- Zaraz zetrę ci ten uśmiech z twarzy, durna bestio – powiedział zdenerwowany Weasley.
- Czekam, panie wiceministrze – grzecznie odpowiedział Mistrz Eliksirów.
Matrojew przykuł go bardzo mocno, czym mężczyzna absolutnie się nie przejął. Wlał w siebie tyle Amorfikusa, że przemiana nie sprawi mu najmniejszego problemu. Według niego mogli sobie stalowymi obręczmi tyki podetrzeć.
Igor Matrojew uderzył go pięścią w twarz a Percy Weasley poprawił z drugiej strony.
- Mocny pan jest panie wiceministrze, jak ktoś jest skrępowany – powiedział cicho Snape. Percy jedynie krzywo się uśmiechnął a Igor rozmasował kostki.
- Jakie to uczucie dać w twarz bezbronnej nastolatce? – spytał czarnooki po chwili, a jego głos był bardzo łagodny. Gdyby Percival nie był zdenerwowany bezczelnym – w jego mniemaniu – listem dyrektora Hogwartu – i gdyby nie był zbyt pewny siebie, ten łagodny ton obudziłby jego czujność.
- Bardzo miłe uczucie – odpowiedział opryskliwie. – Zwłaszcza gdy gówniara prowokuje swoim bezczelnym pyskowaniem. Cyniczny uśmiech na twarzy Weasleya zagotował krew w żyłach Severusa, ale wampir nie dał nic po sobie poznać.
- To znaczy, że Hermiona Granger była bezczelna i do wszystkiego co jej zrobiliście was sprowokowała, tak? – spytał jeszcze łagodniej i jeszcze ciszej.
- Kto tu jest przesłuchiwany Snape? Ja, czy ty? I ona i Malfoy kręcili i kłamali nam w żywe oczy, by cię chronić. Uważam, że nauczka którą dostali jest za słaba i należałoby ją powtórzyć – Severus poczuł jak przed oczami zaczyna mu drgać czerwona mgiełka wściekłości.
- Kolejne przesłuchanie tych bezczelnych bachorów to tylko kwestia czasu i odrobiny pieniędzy na konto Knota....
- Jeszcze jedno słowo i pożałujesz, że się urodziłeś, Percy... – Severus musiał zamknąć oczy, bo czuł jak trafia go przysłowiowy „jasny szlag”. Przemiana w chwili złości mogła wymknąć się spod kontroli a na pewno nie o to mu chodziło.
- Grozisz mi? – Weasley spojrzał w jego kierunku mało przychylnie.
- Nie, ja po prostu obu was ostrzegam. Lepiej się obchodźcie dzisiaj ze mną delikatnie, jeżeli nie chcecie, żeby mnie... poniosło.
Matrojew popatrzył z pogardą na Mistrza Eliksirów:
- Jesteś zakuty w stal zwierzaczku – oznajmił chłodno.
- Jestem tez na stal odporny jak każdy wampir, ale wy nie wierzycie w przesądy na temat dwimerytu. Nie rozumiem jak możecie być tak naiwni....
- Każde dziecko wie, że żaden wampir nie jest w stanie rozerwać stalowych obręczy – nie zważając na Severusa dokończył Percy.
- Założymy się, Weasley? – chłodno spytał Snape.- A propos wilkołaków, Lupin jest w Hogwarcie i wspominał coś o tym, że chce odwiedzić cię przy najbliższej pełni księżyca.... Ach, nie chciałbym być na twoim miejscu, gdy oswojony wilkołak Albusa dowie się, co zrobiłeś małej Granger – Severus zacmokał z dezaprobatą. – Możesz być bardzo biedny, Percy.
- A co takiego zrobiłem? – niewinnie spytał Weasley, notując w pamięci, że „pieprzona szlama nie trzymała mordy na kłódkę, więc jej rodzice będę biedni”. Nie wiedział tylko, że jej rodzice od kilku godzin są nietykalni i tak samo jak Malfoyowie są chronieni tajemnica, której strażnikiem jest sam Dumbledore.
- Obaj wiemy co, Weasley – Severus zdziwił się, że jest w stanie tak spokojnie odpowiedzieć. Odzyskiwał panowanie nad sobą i oto właśnie mu chodziło. – Obaj wiemy, co i pamiętaj, że istnieje coś takiego jak Veritaserum, oraz obdukcja, i że prędzej czy później odpowiesz za to co zrobiłeś, bo to tylko kwestia czasu. Nie pomoże ci ani piastowany urząd ani żadne koneksje, nie wtedy gdy Dumbledore się wścieknie.... – Percy patrzył zaskoczony na Snape’a, który niezrażony ciągnął dalej. – No i właśnie dochodzę do sedna sprawy. Mam dla ciebie propozycje nie do odrzucenia. Ustąpisz ze stanowiska i rozwiążesz tą niedorzeczną Komisję, którą ostatnio powołałeś. Zrobisz to po dobroci i nikt nie ucierpi... Radziłbym posłuchać. Jeżeli nie pójdziesz mi na rękę będzie z tobą bardzo źle.

Wiceminister patrzył na Snape’a jak na dziwadło. Patrzył i cynicznie się uśmiechał. Severus także się uśmiechał i także cynicznie, a Matrojew roześmiał się na całe gardło.
- Zwierzaczek nam stawia ultimatum – Igor podszedł do fotela i uderzył z całe siły pięścią w twarz Severusa, który poczuł jak łamie mu się nos. Jęknął, a do oczu napłynęły mu łzy.
- Naprawdę chciałem po dobroci – powiedział bardzo cicho po dłuższej chwili kiedy był już pewien, że nie straci przytomności z bólu.- Próbowałem. Powiem ci jedno, jeżeli mnie nie posłuchasz to marnie skończysz. Lupin cię nie lubi, Draco Malfoy planuje na tobie morderstwo z zimną krwią, a ja marzę o tym, żeby cię wypatroszyć, powiesić na linie głową do dołu i patrzeć jak umierasz. Wybór należy do ciebie. Radziłbym posłuchać durnego zwierzaka i wyjechać z kraju co najmniej na rok..... Dodam, że Dumbledore może być bardzo nieprzyjemny kiedy zechce, a właśnie zaczyna chcieć.
- Przestań jęczeć, Snape – warknął zirytowany, ale także lekko zaniepokojony jego słowami Percy. Wstał i po cichu zaczął coś tłumaczyć swojemu kumplowi, a Severusowi było to bardzo na rękę.
Oni szeptali, a Mistrz Eliksirów zamknął oczy i skupił się na częściowej, powolnej przemianie. Po minucie poczuł przypływ energii, siły, wyczuł też jak jego, i tak wrażliwe zmysły , nabierają nienaturalnej wręcz ostrości. Mógł czuć zapach krwi obydwu mężczyzn i doskonale słyszał o czym mówią. Nie zdziwiło go, że planują jego szybką śmierć. Jego mentalne umiejętności osiągały właśnie apogeum i mógł poczytać sobie w myślach, i we wspomnieniach Matrojewa i Weasleya jak w otwartych księgach. Otworzył swoje żółte gadzie oczy i jednym ruchem zerwał ze swoich rąk, i nóg stalowe obręcze.
Zaskoczenie obu mężczyzn działało na jego korzyść. Co prawda Weasley bardzo szybko wyciągnął różdżkę z zamiarem rzucenia Drętwoty. Nie zdążył jednak nic zrobić, a już po sekundzie leżał z rozerwaną szatą i okropnymi szramami w poprzek piersi, z których sączyła się krew. Matrojewa na chwilę sparaliżowało i Snape jednym, niewyobrażalnie szybkim dla ludzkiego oka, ruchem powalił go na zimną kamienną posadzkę. Igor stracił przytomność i wampir przykuł bezwładnego mężczyznę do fotela. Trochę przeszkadzały mu szpony, ale sobie poradził. Przerażony Weasley zaczął drzeć się z bólu wniebogłosy, co rozdrażniło tylko przeczulone zmysły wampira.
- Zamknij się, mięczaku – warknął. - Bo w szale mogę się zapomnieć i przegryzę ci tętnicę, a tego bardzo bym nie chciał.
Percy zaczął drzeć się jeszcze głośniej i Severus musiał zatkać mu usta szponiastą dłonią.
- Przymknij mordę. Nie zabiję cie gnoju, bo podpisałbym na siebie wyrok.
Weasley przestał krzyczeć, bo po prosu nie mógł wyć z zatkanymi ustami .
- Ale śmierdzisz strachem, panie wiceministrze – powiedział ochrypłym, nieludzkim głosem Snape. – Podobno krew nikczemników smakuje całkiem dobrze – drapieżny uśmiech na strasznej i niemal pięknej w swym okrucieństwie twarzy wampira przeraził Weasleya jeszcze bardziej.
- Już nie żyjesz, zobacz co mi zrobiłeś, świrze! – wrzasnął sparaliżowany grozą rudowłosy mężczyzna.
- Co? – łagodnie spytał Severus powolutku wracając do ludzkiej postaci. Jedynie oczy jeszcze pozostały żółte. Wyjął z kieszeni szaty fiolkę i wylał jej zawartość na szramy Percy’ego, które momentalnie zaczęły się zabliźniać. Weasley wrzasnął z bólu, bo mocno go Zaszczypało. Następnie, Severus Snape, podniósł różdżkę wiceministra i prostym zaklęciem załatał mu ubranie.
- Będą ślady – powiedział niedbale. – Ale blade... Wiesz, że mogło odbyć się bez tego? – dodał nad wyraz łagodnie, patrząc z politowaniem i pogardą na szybko oddychającego Weasleya, który jeszcze do końca nie wyszedł z szoku.
- Jesteś chory – Weasley powoli zaczął się podnosić z ziemi.
- Czy pozwoliłem ci wstać? – Severus uniósł brew. – Teraz ja mam różdżkę i ja tu żądzę, a ty w tej chwili jesteś śmieciem, tak jak byli nimi moi uczniowie... Jak to jest być śmieciem, Percy, hę?
- Teraz to ja sobie z tobą i Matrojewem porozmawiam...

I porozmawiał... Rozmawiał do tego momentu, w którym przyznali mu rację i postanowili iść mu na rękę. Wtedy dopiero zostawił ich w spokoju i wrócił do Hogwartu. Oczywiście nie uwierzył żadnemu z nich i postanowił uprzedzić Dumbledore’a, że prawdopodobnie już w poniedziałek zostanie ogłoszony wyrok śmierci na niego, czyli na Severusa, a jak „dobrze pójdzie” Hermiona i Draco zostaną skazani na Azkaban za chronienie groźnego przestępcy. Dyrektor musi to wiedzieć, żeby być przygotowanym na „odparcie ataku”.
„Weasley ma przerąbane” – pomyślał niemal radośnie, lądując w kominku swojej kwatery.

******
Hermiona wpatrywała się w sufit. Nie mogła zasnąć. Tak wiele rzeczy dziś przeżyła, że była zbyt podniecona by spokojnie odpłynąć do krainy Morfeusza. Trochę gryzło ją sumienie. Gryzło ją, bo o dużo silniejsze bicie serca i co najważniejsze – o rumieńce, przyprawiała ją nie myśl o tym, że rodzice są bezpieczni w rezydencji państwa Malfoy (tam właśnie zabrał ją Draco), ale wspomnienie delikatnego pocałunku jakim obdarzył ją blondyn po tym jak powiedział jej „dobranoc”. Właściwie to nawet nie był pocałunek, bo zaledwie musnął wargami i językiem usta dziewczyny, ale jej ciało przeszedł cudowny, subtelny dreszcz przyjemności, a serce wykonało podwójne salto.
Oczywiście cieszyła się też z tego, że jej mama i tata są otoczeni opieką samego Dumbledore’a, który strzeże ich tajemnicy, tylko największe emocje wzbudzało wszystko, co wiązało się Draconem. Nie mogła do końca uwierzyć, że ją kocha, ale wiedziała, że nie kłamie, nie po tym przez co przeszli obydwoje i przez co przeszedł sam z rozkazu Voldemorta.
- Draco mnie kocha – szepnęła sama do siebie dotykając koniuszkami palców swoich warg. Zamknęła oczy i podjęła ponowną próbę zaśnięcia, tym razem udaną.

***
******


--------------------
"KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
Kitiara   Być Szlachetnym [cdn?]   10.12.2004 19:15
Galia   Kitiara wyrastasz nam tutaj na bardzo poczytną...   11.12.2004 13:18
Kitiara   [i][b]Piątek, 02.11.2004 [/color] Harry spał ...   11.12.2004 21:00
NiMfUśKa   Raistlin   No cóż... Jak zawsze opowiadanie wydymane w ko...   12.12.2004 19:23
Kitiara  
QUOTE   12.12.2004 21:30
Kitiara   [i][color=green]Sobota, 03.11.1996[/b] Sobot...   12.12.2004 22:16
Galia   Nadal twierdzę, że mi się podoba, szczególnie ...   13.12.2004 17:04
Kitiara   [b]Niedziela, 04.11.1996 Niedziela mijała Har...   13.12.2004 23:54
Kitiara   [i]Poniedziałek, 05....   14.12.2004 00:22
Kitiara   Ostrzeżenie: Ta część ...   14.12.2004 13:47
Kitiara   * - Jest piętnaście po piątej – Harry zg...   14.12.2004 14:12
Kitiara   Ron nie poszedł na kolację. Nie mógł jeść. Mar...   14.12.2004 14:16
Raistlin   Dzięki ci Kit za taką ilość. Ja tam bym nie wy...   14.12.2004 20:00
harciomaniak   Siemka!!! Może to nie będzie zbyt ...   20.12.2004 21:42
sonka   Kit jest w szpitalu i na razie nie będzie nowy...   20.12.2004 23:05
anagda   mi się całkiem, całkiem podoba. prócz paru błę...   25.12.2004 12:32
Kitiara   [b][color=green]Noc z poniedziałku 05.11.96 na...   26.12.2004 08:48
Kitiara   [b][color=green]Noc z poniedziałku 05.11.96, n...   26.12.2004 09:10
Raistlin   No jak zawsze nie ma się do czego przyczepić, ...   26.12.2004 17:52
Kitiara   Ekhem, po co Ci inne forum, Raist? Przecież wk...   27.12.2004 16:55
Justa   Powiem tak: Idealnie przedstawiłaś świat jaki ...   28.12.2004 12:42
Raistlin   Po co mi, się pytasz?? A po to, bo choć dodaje...   28.12.2004 13:20
Kitiara   [b][i]Środa, 07.11.1996[/color] Harry, Ron i ...   28.12.2004 13:26
Raistlin   No dlaczego tak mało ja tu myśle że sobie pocz...   28.12.2004 13:36
Kitiara   Jak chcesz sobie coś mojego przeczytać to zapr...   28.12.2004 14:13
Raistlin   A tam rano ja chce dzisiaj   28.12.2004 14:30
Kitiara   [i]Lojalnie uprzedzam o dwóch, [color=red]całk...   29.12.2004 13:57
Kitiara   [b](*)Lucjusz...   29.12.2004 14:06
siistars   Fajne... Tylko czemu znowu wkleiłaś tak mało? ...   29.12.2004 15:25
Kitiara   Hej, chwila moment! Wklejam codziennie... ...   29.12.2004 15:34
Justa   Śliczne... Raistlin   Ja cie tu ciągle chwale ciebie, ale teraz czas...   29.12.2004 18:46
Kitiara   Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, Raist...   29.12.2004 19:01
Raistlin   Jak to powiedział Snape w jakimś w ficu ...   29.12.2004 19:16
Kitiara  
QUOTE   29.12.2004 19:54
Raistlin   Tu masz racje i z tym się zgadzam
Jak zn...
  29.12.2004 21:01
Mira   fick moim zdaniem jest świetny, tylko powinszo...   29.12.2004 22:53
Galia   To ja się wylamię z towarzystwa i będę wredna ...   29.12.2004 23:07
Kitiara   Galia on nie jest na Lotosie bo to nie jest er...   30.12.2004 00:47
Kitiara   [b]Sobota, 10.11.199...   30.12.2004 01:21
AtA_VH   świetnie piszesz, chociaż opisujesz pewne scen...   30.12.2004 16:04
Kitiara  
QUOTE   30.12.2004 17:37
Kitiara   ****** Hermiona dotarła w końcu do portalu pro...   30.12.2004 17:46
AtA_VH   uh... koniec ostatniego parta dość pesymistycz...   30.12.2004 19:41
Kitiara   [b][color=green]Środa, 14.11.1996[/i] Śniadan...   03.01.2005 12:33
AtA_VH   przyznam się bez bicia - przeczytałam więcej n...   03.01.2005 18:38
Raistlin   Mnie tu pare dni nie było a już Kitiara dodała...   03.01.2005 18:59
Justa  
QUOTE   03.01.2005 19:00
AnDzIkA   Opowiadanie bardzo mi się podoba. Cieszę się, ...   03.01.2005 19:03
Kitiara   Z tymi literówkami to jest (za przeproszeniem)...   03.01.2005 21:10
Potti   już przy pierwszym ficku, jaki czytałam Twojeg...   03.01.2005 22:46
Emily Strange   Nie skończone ale widzę że Kit wzięła się do r...   03.01.2005 23:01
Kitiara   [b]Czwartek, 15.11.1...   04.01.2005 12:08
Raistlin   No jak to tak zakończyc w taki momencie?? Jest...   04.01.2005 14:57
Kitiara   Raistlinie drogi: kose spojrzenie oznacza spoj...   04.01.2005 17:11
Raistlin   A mamy pytania mamy: kiedy następny part??   04.01.2005 20:40
Cat  
QUOTE   05.01.2005 11:09
Kitiara   Patrzeć wilkiem, patrzeć jak spod byka, jak na...   05.01.2005 15:24
Kitiara   [i][b]Sobota, 17 listopda 1996[/color] - Chod...   06.01.2005 16:50
Raillie   Heh nie przeczytalam tego, nie lubie ff bezpos...   06.01.2005 17:40
Raillie   Cofam to co napisalam, wlasnie skonczylam czyt...   06.01.2005 21:02
AnDzIkA   Bardzo mi się podobało. Zresztą jak już pisała...   06.01.2005 21:20
Raistlin   Dziękuje za wykład encyklopedycznej wiedzy na ...   07.01.2005 20:13
Kitiara   Proszę bardzo. Kolejny "odcinek" Z g...   08.01.2005 18:13
Raillie   Heh... Niezły rozdział Ci wyszedł, zaciekawił ...   08.01.2005 19:03
Raistlin   Wiesz Kit zgadzam się, że krótki ale, że nieci...   08.01.2005 21:01
Kitiara   Ja też mam pytanie, Raistlinie Drogi i pozwól, że...   09.01.2005 12:38
Silda   Przeczytałam wczoraj to wszystko, zajęło mi to...   09.01.2005 13:49
Kitiara   Papierosy, papierosy!
Przyznam, ze je...
  09.01.2005 16:53
Silda   O kurcze Kit, zwracam honor. Komnata Tajemnic,...   10.01.2005 17:43
Tajemnicza   ...WOW...Brak słów by określić to co o twoim o...   11.01.2005 00:34
Kitiara   Dzięki, Tajemnicza... Postaram się wkleić następny...   11.01.2005 12:33
Kitiara   [b]Niedziela - Półno...   10.04.2005 15:05
Raistlin   Jak zawsze długi odcinek co się chwali, lecz c...   17.04.2005 19:22
Kitiara   [b][color=olive]Noc z poniedziałku 19 listopada, 1...   24.04.2005 08:53
Kitiara   Wysoki i dumny potomek rodu czystej krwi popatrzył...   24.04.2005 08:55
Kitiara   Hej! Ale mnóstwo komentarzy! Dzięki! N...   26.04.2005 10:43
harciomaniak   Twoje party-czyta się szybko, wciągająco i nie zna...   26.04.2005 20:01
Avin   Mam dziwne wrażenie, że ty tu książkę piszesz. I w...   26.04.2005 20:23
Kitiara   ][i][b]Środa, 21 listopada, 1996 [/color] - Hermi...   28.04.2005 09:34
Tenebris69   Postanowiłam sobie, że któregoś pięknego, słoneczn...   28.04.2005 12:45
Kitiara   - Eee... nie. Bo to erotyk. Ekhem, podobno pu...   28.04.2005 22:49
Moonchild   Masz żadko spotykaną lekkość pisania. Opowiadanie ...   02.05.2005 15:50
Kitiara   [i][b]Inicjacja Dracona Malfoya Północ, z 21 na 22...   05.05.2005 12:07
Raistlin   Do Moonchild:
Moonchild   Tak chodziło mi o bezbłędny. Literówka się wdarł...   08.05.2005 21:09
Kitiara   Nie mogę się z tym zgodzić. Nigdy nie dzielę świa...   11.05.2005 10:07
Raistlin   Ze wszystkim się zgadzam Kit, ale jedno mnie nie p...   11.05.2005 14:49
Kitiara   Raistlin, na Merlina w ząbek czesanego! Przeci...   14.05.2005 10:20
Raistlin   No cóż... Masz rację, więc nie mam co się dalej up...   14.05.2005 20:20
Forhir   Wspaniale opowiadanie(rowniez jak "I believe....   15.05.2005 17:45
Empire   - A gdybyś tak na przykład zajmował się więcej ota...   16.05.2005 21:04
Forhir   jak zwykle mily parcik:) Mam nadzieje ze dam rade ...   17.05.2005 22:06
Raistlin   No cóż...(coś ostatnio za często zaczynam tak zacz...   18.05.2005 13:14
Eydie   Świetne...Wciągające...Nie pasuje mi tylko taka......   18.05.2005 19:27
Kitiara   No, na pewno się zdenerwował, ale opanował się i ...   19.05.2005 12:19
Kate64100   Ja niewiem skąd wy wnioskujecie jaki jest Malfoy, ...   26.05.2005 13:07
Kitiara   Przepraszam, jezeli ktoś wszedł i zawiódł się, że ...   26.05.2005 22:44
3 Strony  1 2 3 >


Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 01.11.2024 01:05