Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Smok I Kurtyzana

Co sądzicie o tym opowiadaniu?
 
Dobre - zostawić [ 37 ] ** [100.00%]
Gniot - wyrzucić [ 0 ] ** [0.00%]
Zakazane - zgłoś do moderatora [ 0 ] ** [0.00%]
Suma głosów: 37
  
sonka
post 07.12.2004 14:47
Post #1 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 20
Dołączył: 06.12.2004




Witamy!
Zapewne część z Was zna "Smoka i Kurtyzanę" z forum Dziurawego Kotła, gdzie było publikowane. Wraz z Kit uznałyśmy, że zaczniemy publikowac tę opowieść również tutaj. Tak więc przedstawiamy wam owoc naszej wspólnej pracy pt. "Smok i Kurtyzana". Wszelkie uwagi dotyczące fabuły nalezy więc kierować do nas obu [Kit i Sonki]
Pozdrawiamy
Kit i Sonka


Prolog

Young girl, don't cry
I'll be right here when your world starts to fall
Young girl, it's all right
Your tears will dry, you'll soon be free to fly

When you're safe inside your room you tend to dream
Of a place where nothing's harder than it seems
No one ever wants or bothers to explain
Of the heartache life can bring and what it means
[“A voice within”, Christina Aquilera]


Siedziała na łóżku wpatrując się ścianę przed sobą. W niewielkim i przytulnym mieszkaniu, znajdującym się w kamienicy przy Victoria`s Alley było cicho i spokojnie. Teraz tak było bo jeszcze kilka minut temu wywiązała się tutaj potężna kłótnia, a jej efektem było trząśnięcie drzwiami przez jej byłego już chłopaka. Rozejrzała się nieprzytomnie po pomieszczeniu: na podłodze przy stoliku leżały resztki z wspaniałego porcelanowego wazonu, który dostała od przyjaciół na dwudzieste urodziny; nieopodal skorupek leżało ich wspólne zdjęcie zrobione jakiś czas temu, oczywiście zbryzgane odłamkami szkła z ramki. Teraz już się nie uśmiechali - obydwoje byli smutni. Chyba tylko raz w swym życiu ta fotografia wyglądała tak jak w tej chwili - gdy przeżyli swoją pierwszą wielką kłótnię.
A teraz?
Teraz ponownie z tą różnicą, że to była ich ostatnia kłótnia w życiu. Wiktor nie wytrzymał i po prostu z nią zerwał. Byli razem od siedmiu lat, razem znosili wszelkie smutki, troski, razem przezywali radości. Poznali się na jej czwartym roku, w bibliotece - on przyjechał do Hogwartu jako kandydat w Turnieju Trójmagicznym, ona uczyła się tam. Co prawda, już wcześniej się widzieli na Mistrzostwach Świata w Quiddichu, gdzie Wiktor złapał w spektakularny sposób Złotego Znicza lecz wówczas nie zwrócili na siebie większej uwagi... No może on na nią nie zwrócił. Ale za to w Hogwarcie...
Przypomniała sobie te wszystkie spacery po błoniach, te rozmowy, te pocałunki... Och! To było jak bajka... która trwała korespondencyjnie przez następne trzy lata szkoły i cztery po jej zakończeniu... Ona wynajęła mieszkanie w jednej z najlepszych dzielnic Londynu, gdyż pozwalały jej na to finanse, a on grał na swoim kontrakcie w Bułgarii i do Anglii wpadał sporadycznie, ale gdy już się zjawiał to cały wolny czas poświęcał właśnie jej. Czasem i dziewczynie udało się wyjechać na weekend do niego, więc się widywali co jakiś czas. Tak wyglądał ich związek, ale żadnemu z nich to nie przeszkadzało. Dla nich liczyło się tylko to, że są razem. Utrzymywali to w tajemnicy, bo nie chcieli rozgłosu. Mało kto wiedział (tylko ich przyjaciele), że Hermiona Granger i sławny Wiktor Krum są razem i to bardzo długo, to znaczy BYLI aż do teraz...

Jakie to dziwne - przyszło jej na myśl. Była przekonana, że go zna. Była pewna, że jest odpowiedzialnym człowiekiem. A jak tylko pojawił się problem to on czmychnął urządzając jej wcześniej potężną awanturę. I jeszcze śmiał stawiać warunki: „Usuniesz dziecko, a z tobą zostanę”
- Warunek! Ha! - zaśmiała się gorzko.
Świnia - pomyślała.
Przecież nie mogła usunąć dziecka... To było wbrew jej zasadom, wbrew jej samej... Przecież ono nie jest niczemu winne... Po prostu zaszła z nim w ciążę przez przypadek. To była wpadka...
Po jej policzkach popłynęły łzy. Nie pamiętała kiedy ostatni raz płakała... chyba po stracie ukochanych rodziców. Gdyby nie przyjaciele to pewnie załamałaby się psychicznie... no i pomoc Wiktora.
Świnia - ponownie pomyślała z goryczą wstając z podłogi.
Powoli podeszła do skorupek wazonu i pozbierała je ostrożnie. Następnie włożyła kawałki do torebeczki.
Może da się to naprawić ?- myślała z nadzieją wkładając torebeczkę do szuflady. A nawet jeśli nie to zawsze pozostaną te skorupki... na pamiątkę... - w oczach dziewczyny pojawiły się niepohamowane łzy.
Nie będę płakać - pomyślała zaraz z silną zaciętością i przygryzła dolną wargę, aż do bólu, starając się uspokoić rozkołatane nerwy ze względu na małą, bezbronną istotkę, która spoczywała bezpiecznie pod jej sercem.

Postanowiła je urodzić wbrew wszystkiemu, a przede wszystkim wbrew temu egoiście, który udawał, że ją kocha.
Gdyby kochał... No właśnie, GDYBY...
Ale to już było nieważne...
Ona sobie poradzi. Zawsze musiała sobie radzić i była samodzielna aż do bólu.
A teraz było dużo łatwiej, gdyż Hermiona miała od dwóch lat dobrze płatną pracę w Sektorze Zarządzania Prawidłami Aportacji i Komunikacji Magicznymi Środkami Transportu. Czuwała nad bezpieczeństwem czarodziei przemieszczających się z miejsca na miejsce w sposób magiczny. Lubiła swoją pracę i miała nadzieję na szybki awans, gdyż wykazywała się sumiennością i pracowitością. Ostatnio opracowała wraz ze starszym kolegą z pracy, nowy system magicznych udogodnień w systemie połączeń Fiuu, który właśnie był testowany i jak na razie wstępne testy przechodził bez zarzutu.

Dziewczyna westchnęła głośno. Poczuła się zmęczona i przybita. Poszła do łazienki, nalała do wanny gorącej wody, wpuściła kilka kropli olejku jodłowego i po kilku chwilach w pomieszczeniu rozszedł się świeży, leśny zapach, który koił zmysły Hermiony, ale nie mógł ukoić jej wewnętrznego bólu, zawodu i rozpaczliwego poczucia straty.
Młoda kobieta poczuła się oszukana i zdradzona. Poświęciła kilka najpiękniejszych lat swojego życia człowiekowi, który okazał się nieuleczalnym egoistą nie zasługującym na miłość i oddanie jakim go szczerze darzyła.
W okolicy serca pojawił się tępy ból i Hermiona ponownie musiała zacisnąć powieki i przygryźć boleśnie usta by nie płakać. Jednak kilka upartych łez potoczyło się po jej policzku i wytarła je pospiesznie wierzchem dłoni.

Gorąca kąpiel troszeczkę ją uspokoiła i pozwoliła zebrać myśli.
W tej chwili zarabiała aż siedemdziesiąt pięć galeonów tygodniowo, z czego połowa szła na wynajem domu u dosyć zamożnej czarownicy, która zbliżała się właśnie do pięćdziesiątki. O opłaty Hermiona nie musiała się martwić, płaciła Artemidzie Spot wystarczająco dużo, a ona wolała sama dokonywać stosownych opłat.
Muszę odłożyć troszkę na wyprawkę dla dziecka - pomyślała i ta myśl znowu przypomniała jej o Wiktorze, ściskając jej gardło jak w imadle.
Zamknęła mocno powieki, zacisnęła zęby, złożyła dłonie w piąstki wbijając paznokcie w miękką skórę niemal do krwi, tylko po to by samą siebie otrzeźwić i wyrwać się z ponurych, smutnych rozważań
- Nie rycz, Herm - powiedziała sama do siebie, chociaż właściwie na nic to się zdało. Łzy popłynęły niepowstrzymanym strumieniem po jej bladej buzi i Hermiona rozszlochała się na dobre.


Rozdział I
Gdy wszystko się zmienia


Young girl, don't hide
You'll never change if you just run away
Young girl, just hold tight
And soon you're gonna see your brighter day

Now in a world where innocence is quickly claimed
It's so hard to stand your ground when you're so afraid
No one reaches out a hand for you to hold
When you're lost outside look inside to your soul
[Christina Aquilera, “A voice within”


- Panno Granger, czy mogę prosić na chwilkę? - spytał miesiąc później Alfred MacCartney, szef wydziału w którym pracowała. Hermiona podniosła głowę znad najświeższych wyników testów systemu MAG, jak nazwali ów projekt wraz z Marcusem.
- Już idę, panie MacCartney - odpowiedziała z uśmiechem wstając i podążyła za szefem do jego gabinetu.
- Proszę usiąść, panno Granger... Może się pani czegoś napije? Herbaty, kawy? A może coś mocniejszego? - zapytał mrugając do niej. Hermiona odwzajemniła uśmiech i grzecznie podziękowała. Nawet gdyby chciała się napić jakiegoś alkoholu wiedziała, że nie może tego zrobić, gdyż była świadoma, iż w jej stanie nie powinna pić.
Mężczyzna wyjął z szafki butlę Ognistej Whisky Oldena i nalał sobie jej do szklaneczki. Następnie różdżką wyczarował kostki lodu. Kobieta obserwowała jak zasiada za swoim biurkiem. Otworzył szufladę i wyjął dwie teczki opatrzone emblematem ministerstwa. Tą cieńszą otworzył i przez kilka minut studiował.
- A więc... - zaczął zamykając teczkę i odkładając ją na blat biurka - Testy MAG przebiegają bardzo dobrze i w niedługim czasie powinniśmy zacząć stosować system w sieci Fiuu - oznajmił.
Dziewczyna skinęła głową. Nie chciała po sobie pokazać jak bardzo ją ta informacja ucieszyła. Nad opracowywaniem MAG spędzili z Marcusem wiele wieczorów a czasem i nocy, ale jak widać ich ciężka praca nie poszła na marne.
- Aczkolwiek.... ostatnio obcinają fundusze... - mężczyzna otworzył tą drugą teczkę i wyjął z niej jakiś papier by po chwili położyć go przed dziewczyną. Hermiona, najinteligentniejsza dziewczyna swego czasu w Hogwarcie, zaczęła się domyślać o co chodzi lecz milczała czekając na dalsze słowa szefa.
-... więc z tego powodu musimy zwolnić część pracowników...- MacCrtney utkwił wzrok w lodzie topniejącym w czerwonej cieczy znajdującej się w szklaneczce - Oczywiście będziemy mieli w pamięci ich zasługi i ... - urwał i w gabinecie zapadła cisza.
- Chce pan mnie zwolnić? - spytała spokojnie panna Granger choć w środku aż w niej się gotowało. Nie lubiła owijania w bawełnę i wyznawała zasadę „kawa na ławę” czyli mówienie wprost tego co się chciało przekazać. Uważała za zbędne dodatkowe słowa..
- Nie... - zaprzeczył szybko dyrektor - To znaczy... tak - dodał zmieszany - Ale zapewniam panią, panno Granger, że pani pracę wszyscy tutaj doceniają i...
- Rozumiem - Hermiona zmusiła się do uśmiechu choć w myślach krzyczała ile sił z rozpaczy. Znalazła się w fatalnym położeniu. Z takim samym uśmiechem spojrzała na pergamin, który podsunął jej pod nos zakłopotany MacCartney. Była to wymowa pracy ze stanowiska Koordynatora Bezpieczeństwa Sieci Fiuu. Według tego tekstu Ministerstwo dawało jej trzy miesięczna odprawę oraz jakiś procent z dochodu MAG-u. Hermiona zmarszczyła nos. We wszystkich mugolskich dokumentach tego typu było cos takiego jak trzy miesięczny okres ochronny... Na tym papierze nawet o tym nie wspomnieli. Trochę ją to zaskoczyło.
- Nie ma okresu ochronnego? - spytała wpatrując się w ilość galeonów, którą jej zaoferowano na koniec.
- Okresu ochronnego? - MacCartney zamrugał - Pani wybaczy, ale nie rozumiem.
Hermiona spojrzała na niego zdziwiona.
- To coś takiego, że pracownik po wypowiedzeniu pracy może pracować na swoim stanowisku jeszcze przez jakiś czas... zwykle przez trzy miesiące od zerwania umowy z pracodawcą - wytłumaczyła powoli.
MacCartney uśmiechnął się ze zrozumieniem.
- No cóż... w świecie czarodziejów czegoś takiego nie ma - odrzekł spokojnie.

Czarodziejów! Ha! A wiec o to chodzi ! pomyślała ze złością Jedna Trzecia Cudownej Trójki. Zwolnili ją tylko dlatego, że pochodzi z rodziny mugoli. A ponoć czasy Voldemorta już minęły...
Pobladła trochę na wiadomość, że nie będzie miała czegoś takiego jak okres ochronny.
Pocieszyła się jednak w duchu, że da sobie radę, musi, w końcu dostanie coś takiego jak półroczna odprawa (standardowa, najniższa stawka, dla zwykłych pracowników), a to sporo pieniędzy...
- Ach... W takim razie przepraszam... - rzuciła mu zakłopotane spojrzenie i ponownie przeczytała tekst.
- A co z MAG? Jeden procent to troszeczkę mało... szczególnie w sytuacji , gdy sam pan przyznał, że program zostanie wprowadzony do użytku - odezwała się po chwili milczenia.
Teraz MacCartney był wyraźnie zmieszany.
- Owszem, program przeszedł poprawnie testy, ale jego wprowadzenie na większą skalę nadal jest rozważane... - spojrzał ukradkowo na teczkę leżącą na biurku.
Hermiona zacisnęła zęby - MacCartney wyraźnie zaczął plątać się w swoich zapewnieniach. Widać Ministerstwo chciało zaoszczędzić na wyrzucaniu jej z roboty.
- Rozumiem - przerwała jego wywody dziewczyna. Nie miała zamiaru wysłuchiwać tych bzdur. Marzyła tylko o opuszczeniu tego pomieszczenia jak najszybciej. Poza tym rozumiała wszystko aż za dobrze, więc ...
- To gdzie mam podpisać? - spytała patrząc na MacCartenya. Mężczyzna podał jej pióro i wskazał na odpowiednio wykropkowane miejsce na pergaminie.
- No, właśnie, doskonale - mruknął mężczyzna i potarł skroń. Hermionie wydało się, że jest zdenerwowany, nawet bardzo. Odwrócił wzrok, a na jego czoło wystąpiły kropelki potu.
- To już wszystko panno Granger, odprawę w wysokości trzymiesięcznego wynagrodzenia otrzyma pani w ciągu dwóch tygodni na swoje konto u Gringotta - powiedział w pośpiechu układając papiery na biurku w równy stosik.

Jeżeli wcześniej Hermiona pobladła lekko, to teraz pobladła jak płótno. Zamrugała szybko powiekami, pod którymi zaczęły się zbierać łzy poniżenia, bólu i złości.
Była szlamą i dlatego odmawiano jej nawet godziwej odprawy, miała dostać tylko połowę przysługujących jej pieniędzy, co oznaczało, że nie tylko bardzo szybko musi znaleźć kąt do mieszkania, ale powinien być to także lichy i bardzo tani kąt.
- Dlaczego trzymiesięczna? - ledwie wyszeptała.
- Nasz dział ma kłopoty finansowe - MacCartney zmarszczył brwi.
- Ale przecież - podjęła nieśmiało Hermiona i przełknęła ślinę. - Przecież należy się mi normalna półroczna odprawa, prawda? Ja zawsze byłam dobrym pracownikiem.
- Panno Granger - mężczyzna nie był już zakłopotany, a zirytowany jej słowami. - Oczywiście , że jest pani dobrym pracownikiem, i że należy się pani cała odprawa, ale chyba powiedziałem pani, że mamy kłopoty finansowe i ze względu na to nie może pani otrzymać normalnej stawki, a tylko połowę. Proszę docenić fakt, że dostanie pani aż tyle.
Młoda kobieta poczuła się gorzej, niż gdyby dostała prosto w twarz prawym sierpowym.
To bolało, bolało jak diabli. Była tak mało warta, że połowa odprawy wydawała się jej pracodawcy, aż nazbyt wielką łaską wobec niej.
Uśmiechnęła się gorzko i przełknęła łzy porażki
- Rozumiem, panie MacCartney - powiedziała bardzo cicho i bardzo zimnym, oficjalnym tonem. - Doskonale rozumiem. Zabiorę swoje rzeczy i więcej nie pokażę się w tym miejscu, proszę być spokojnym. Nie będę nękać czarodziejów czystej krwi swoją obecnością. Do widzenia panu i dziękuje za wszystko...
Wstała i powoli wyszła, nie oglądając się za siebie i po cichutku zamykając drzwi.
MacCartney poczuł się podle, chyba wolałby, żeby trzasnęła drzwiami tak mocno, aż by wypadły z zawiasów.
Nie mógł jednak poradzić nic na to, że ostatnimi czasy odgórnie zaczęto zwracać uwagę na pochodzenie pracowników, a na to miejsce był już nowy kandydat. Anthony Splint, kuzyn Angelusa Zabiniego, który bądź co bądź, dokładał się finansowo do istnienia i funkcjonowania Sektora Zarządzania Prawidłami Aportacji i Komunikacji Magicznymi Środkami Transportu.

Nic nie widziała przez łzy, ale zanim weszła do swojego przytulnego gabinetu, szybko je otarła. Musiała być silna. Musiała być silna dla tej małej i kochanej istotki wewnątrz niej. Ani przez chwilę nie pomyślała o pozbyciu się dziecka. Chciała je urodzić. Kochała je od dnia, w którym dowiedziała się, że jest w ciąży i z każdym dniem jej matczyna miłość pogłębiała się coraz bardziej
Policzyła do dziesięciu i otworzyła drzwi. Marcus siedział nad ich wspólnym projektem i z radosnym uśmiechem dokonywał końcowych obróbek kolejnego udogodnienia.
- Hej, Hermiono? Co chciał? Pewnie dał ci podwyżkę, zasłużyłaś! - powiedział radośnie i za chwilę zmarszczył czoło, widząc jej smutny uśmiech - Chyba jakiś test nie poszedł fatalnie, co? - w jego głosie pojawiło się lekkie drżenie.
Hermiona nienawidziła go w tej chwili za to, że martwił się jakimiś głupimi testami, w momencie gdy ona traciła swoje źródło utrzymania i szła na bruk. On był czystej krwi i jemu nie groziło wylanie z pracy....
Pokręciła lekko głową.
- Ach, to znaczy, że wszystko w porządku - pochylił się i zaczął coś notować, szybko szepcząc do siebie. Gdy po kilku minutach uniósł wzrok znad biurka, Hermiona zaczynała uzupełniać swoimi rzeczami kolejny karton. Już w sumie kończyła. Starała się przy tym nie rozpłakać. Zdążyła pokochać swoje miejsce pracy i było jej bardzo ciężko się z nim rozstawać.
- A jednak dostałaś awans - Marcus uśmiechnął się przyjaźnie i Hermionie zrobiło się przykro, że pomyślała o nim w ten sposób. Marcus lubił ją i zawsze życzył jej dobrze. Nigdy nie odczuwał też wobec niej żadnych uprzedzeń. - Gdzie teraz masz swój gabinecik? Pochwalisz się?
- Nigdzie - powiedziała cicho, a młody mężczyzna zrobił zaskoczoną i zaszokowaną minę - Dostałam wymówienie.

Marcus się nie odezwał. Nie był w stanie. To , co usłyszał było tak niedorzeczne, że zwaliłoby go z nóg gdyby stał. Na szczęście siedział, więc tylko otworzył usta ze zdziwienia i poruszał nimi w szoku, jak ryba wyciągnięta nagle z wody.
Myślał, ze jego współpracownica, którą zdążył już polubić i obdarzyć szacunkiem, żartuje, ale w oczach Hermiony krył się głęboki smutek i taka gorycz, że nie mogło być mowy o żartach. Nie odezwał się ani słowem, kiedy po ciuchu wyszła z gabinetu. Nie wiedział, co mógłby powiedzieć...

**

- DRACONIE ANGELUSIE ISAACU MALFOYU ! CO TO, NA WĘŻE SLYTHERINA, MA BYĆ?! - przez bardzo przyjemny sen pewnego przystojnego blondyna przedarł się ostry acz cichy głos jego ojca. Chłopak zgrabnie zignorował te słowa i przewrócił się na drugi bok mając nadzieje, że intruz w postaci jego szacowanego rodziciela da mu spokój. Niestety, Lucjusz Malfoy był bardzo natrętnym człowiekiem, gdy czegoś chciał. Dało się to we znaki miedzy innymi byłemu Ministrowi Magii, Korneliuszowi Knotowi. Chwilę później Draco poczuł szarpnięcie i nieprzyjemne zimno atakujące jego nagie ciało.
- Oddaj mi kołdrę - wybełkotał Dracon zwijając się w kłębek.
- Nie - brzmiała odpowiedź.
- Ojciec, nie wygłupiaj się! Jest siódma rano - Malfoy Junor powiedział pierwszą godzinę jaka mu przyszła na myśl - Daj pospać. Bądź człowiek.
Cisza.
Draco otworzył oczy i jego wzrok natrafił na pustą puszkę po Calsbergu. Jak przez mgłę pamiętał jak ta puszka się tu znalazła i w ogóle jak on się tutaj znalazł. Chyba trafił tu z jakąś dziewczyną... Tylko jak ona się nazywała? Próby przypomnienia sobie imienia tajemniczej nieznajomej zakończyły się fiaskiem z powodu narastającego bólu głowy.
- Boże... - jęknął odgarniając przetłuszczone włosy z twarzy.
- Bóg ci, synu, nie pomoże - dobiegł go syk ojca. Były Kapitan drużyny Ślizgónów zadrżał - gdy ojciec mówił tym tonem to był naprawdę BARDZO zły.
- Co. Ty. Wyprawiasz. Draco? - każde słowo Lucjusz Malfoy wypowiadał z naciskiem.
- Mógłbyś tak nie krzyczeć, ojciec? Łeb pęka ... - wybełkotał Draco z trudem siadając na łóżku i z jeszcze większym wysiłkiem próbując utrzymać ostrość widzenia, co niekoniecznie mu wychodziło.
- Ciekawe dlaczego - mruknął zgryźliwie były Śmierciożerca rozglądając się z pogardą po komnacie swego jedynaka. Draco również rozejrzał się po swym miejscu zamieszkania, ale bardziej z musu niż z własnej woli. Chciał się dowiedzieć o co ojcu chodziło.
Po całym pomieszczeniu walały się papierki po chipsach, puste butelki po czarodziejskich koniakach (tudzież polskiej wódce o zachęcającej nazwie
„Żubrówka” ) a także piwie mugoli ( Jak można pić takie świństwo przyszło mu na myśl. ). Na purpurowym dywanie pochrapywali jego dwaj szkolni przyjaciele, Vincent Crabbe i Gregory Goyle, którzy zostali na noc. Na około nich leżało pełno papierków po czekoladowych żabach i cztery butelki po koniaku ( w tym trzy puste). Indyjski dywan umazany był jakimś świństwem, które okazało się resztkami czarodziejskiej czekolady Goldena a na porożu zawieszonym naprzeciwko łóżka Dracona wisiały czyjeś majtki... Po dłuższym zastanowieniu blondyn doszedł do wniosku, że to jego bielizna. Zagadką pozostało jednak jak się tam znalazła.
Lecz w najgorszym stanie było łoże Malfoya Juniora: pełno puszek po piwie ( Draco zaczął się poważnie zastanawiać czy był taki pijany, że wypił to „mugolskie ohydztwo” jak zwykł określać Calsberga i Heinekena , w których lubowali się jego dwaj koledzy), butelek po Ognistych Whisky Oldena, kawałków czarodziejskiej pizzy (miedzy innymi ser na poduszce ) i skotłowane czarne ciuchy.
Lucjusz sięgnął po najbliższą pustą butelkę po wódce i przyjrzał się uważnie etykietce.
- Polska? Nie masz już na co wydawać pieniędzy? - warknął przenosząc szare tęczówki z rysuneczku z żubrem na wpół pijanego syna.
- Nie mam - uciął Malfoy Junior wstając z łoża. Następnie obijając się o meble ruszył ku szafie z ubraniami. Dobrze wiedział, że jest uważnie obserwowany przez ojca i wcale nie był z tego zadowolony.
- Matko... - westchnął nakładając sweter .W głowie strasznie mu się kręciło, ledwo utrzymywał się na nogach a teraz jeszcze musi się tłumaczyć swemu ojcu.
Jakie to życie jest niesprawiedliwe pomyślał stawiając ostrożnie kroki miedzy butelkami a papierkami po słodyczach.
- Ty mi tu, młody, matki nie wzywaj - warknął Lucjusz na co Crabbe wymamrotał coś przez sen. Draco posłał ojcu zmęczone spojrzenie i położył się z powrotem na łóżku.
- Gdzie do wyra w ten syf, darmozjadzie zatracony?! Już wstawaj, wywal te mendy zapijaczone, nie pierdzą przez sen u siebie, ogarnij to, okno otwórz, niech się stęchlizna wywietrzy! Zanim twoje szacowna matka, którą raczyłeś wspomnieć się obudzi i ten bajzel zobaczy - perorował Lucjusz, a jego syn trzymał się dłońmi za bolącą jak diabli głowę.
W końcu zsunął się z wyrka, wziął różdżkę i jednym machnięciem zebrał śmieci w bezładną kupę pod oknem, które bardzo powoli i metodycznie otworzył. Potrząsnął Crabbem i Goyle’em z całej siły (takiej jaką obecnie miał) i bardzo cicho kazał im się wynosić do siebie.
Malfoy senior przyglądał się swojemu synowi z ukosa. Kiedy dwie góry sadła i mięsni się podniosły, mężczyzna oświadczył:
- Ostatni raz widzę was tutaj w takim stanie. Wstyd! Aportować mi się do własnych domów, ale już! - dwaj młodzieńcy skulili się z bólu z minami pod tytułem: „ała, moja głowa!” i po krótkiej chwili Draco i Lucjusz stali sami w sypialni szanownego dziedzica rodu Malfoyów.
- A teraz mi powiedz, co to była za lafirynda, która wychynęła ukradkiem z domu o szóstej nad ranem?
- A jak wyglądała? - spytał Draco marszcząc czoło i przypalając sobie „Magic Jointa”*
- Mała blondynka z wielkim biustem. - odrzekł z jadowitym uśmiechem jego ojciec.- Synu, zobacz jak nisko się stoczyłeś... Nawet nie wiesz kogo w nocy przerżnąłeś. - Lucjusz nie bawił się w delikatne słowa.
- Ojciec, co za słownictwo jak na arystokratę - Draco wykrzywił się nieznacznie. Skręt zaczynał działać.
- Synu, co za wygląd i zachowanie jak na członka arystokratycznego rodu czystej krwi - odparował Lucjusz. - Palisz to świństwo, pijesz na umór niemal dzień w dzień, nie pamiętasz z kim spałeś, ohyda. Nie robisz zupełnie nic i nawet nie potrafisz zachować się po ludzku, tylko chlasz, ćpasz i pieprzysz wszystko co się rusza.
- Sypiam tylko z czarownicami czystej krwi z dobrych domów, najczęściej z arystokratkami... Latem miałem w łóżku szesnastolatkę, chyba kuzynką Zabinich. Nie uwierzysz, co ta smarkula potrafi... - Draco uśmiechnął się złośliwie.- Nie moja wina, że pozornie cnotliwe panienki lubią się puszczać na prawo i lewo, zwłaszcza z takimi gośćmi jak ja....
- I nie masz tego dosyć? Nie wołałbyś jednej kobiety, do której mógłbyś wracać co noc? - Lucjusz pokręcił głową.
- Wiesz, czasami mam tego po dziurki w nosie, na przykład dziś... - Draco zaciągnął się mocniej. - Ale ja i żona... - zachichotał.
- Nie musi być zaraz żona, może być... kochanka... Aby w końcu jedna, a nie całe stado. Jak coś złapiesz, to dopiero będziesz płakał... A w ogóle , co to za przyjemność uprawiać seks po pijaku?
- No bez przesady, nie zawsze jestem pijany i... potrafię zaspokoić kobietę - Draco zagasił jointa. - To co proponujesz? Uważasz, że wezmę za kochankę jedną z tych durnych kwok? One są puste i głupie, każdą z nich znudziłbym się albo po tygodniu, albo po trzech dniach...
- To weź kurtyzanę...
- Dziwkę? - spytał zalotnie Draco... - No dziwki też są okey, tylko im trzeba płacić, ale niektóre są nawet dużo inteligentniejsze od arystokratek...
- Nie dziwkę, zboczeńcu - odrzekł Lucjusz. - Kurtyzanę, matole.
- To prawie to samo - młodzieniec wzruszył ramionami i przeciągnął się ziewając donośnie.
- Zapewniam cię, że nie. Bo po pierwsze, kurtyzana jest utrzymywana przez tylko jednego mężczyznę na raz, po drugie byle bździągwa nie zostanie kurtyzaną, choćby znała milion sztuczek erotycznych, a była pusta jak dzban. Prędzej zostanie nią niedoświadczona seksualnie dziewczyna, którą zmusiły do tego okoliczności, i która ma olej pod sufitem, jest inteligentna, oczytana i potrafi rozmawiać o wszystkim, bo takie są mój drogi wymogi. Przez dzień, dwa jest szkolona w manierach należnych kobiecie arystokraty i po tym czasie można wziąć ją na kochankę. To tyle. Kurtyzany, to kobiety, którymi możesz pochwalić się w towarzystwie. Do dziś utrzymaliśmy ten zwyczaj w przeciwieństwie do mugoli, którzy wolą robić to jak ty - byle jak, z byle kim i byle gdzie! Przemyśl sprawę.
- Ale ja jestem wybredny! - Draco uśmiechnął się złośliwie, chociaż w duchu zaczynał rozważać pomysł ojca.
- No, właśnie widzę! - sarkastyczny śmiech ojca poruszył dumę chłopaka.
- Ech... co innego na jedną, dwie noce, co innego na miesiąc albo dłużej - powiedział. - Sam o tym doskonale wiesz.
- To szukaj, aż znajdziesz... Zanim wybierzesz kobietę, z którą chcesz... pogadać, ewentualnie, którą chcesz wypróbować w łóżku, oglądasz sobie zdjęcia i rozmawiasz z właścicielką Domu Marzeń, czy Pałacu Rozkoszy... To dwie siedziby kurtyzan jeśli chodzi o Londyn, mugole nie mają tam wstępu, no chyba, że mugolki, które otrzymały przepustkę i nadają się na kurtyzany...
- Aha! Dobra ojciec, całkiem niezły pomysł, ale muszę go przemyśleć! - Lucjusz przewrócił oczami i wymaszerował z sypialni syna, mamrocząc pod nosem coś o „darmozjadach, którzy nie muszą na siebie pracować i mają wszystko w nosie, bo i tak dziedziczą cholerną fortunę po starych.”

* Skręt palony przez czarodziejów; zawiera szczyptę sproszkowanego pazura smoka. Stawia na nogi, daje przysłowiowego kopa, zmniejsza też ból głowy spowodowany kacem.

**

Tego ranka - o dziewiątej trzydzieści - gdy Draco odbywał męską rozmowę z ojcem, Hermiona pakowała swoje rzeczy. Musiała się wynieść jak najszybciej. Nie miała pojęcia jak i gdzie będzie egzystować, ale grzecznie i stanowczo odmówiła Arthurowi, który bardzo chciał jej pomóc. W końcu Weasleyowie mieli i tak wiecznie mało pieniędzy, a Harry poznał jakąś fantastyczną francuską dziewczynę i wyjechał do niej na całe dwa miesiące. Gdyby do niego napisała pomógłby jej, ale nie chciała psuć mu wspaniałego wypoczynku, pełnego miłosnych uniesień pod błękitnym niebem Paryża.
Godzinę później, gdy wszystkie walizki były już zapakowane, a kartony z stały obok drzwi, Hermiona siedziała na fotelu przy kominku i przeglądała ogłoszenia w Proroku Codziennym .W jednej ręce trzymała czerwony marker a w drugiej miseczkę z Proszkiem Fiuu
Jej wzrok ślizgał się po ostatniej stronie gdzie były umieszczone ogłoszenia dotyczące możliwości wynajmu mieszkań, pokoi, czy całych nieruchomości.
Chyba nic nie znajdę - pomyślała zrezygnowana, gdy jej spojrzenie padło na przedostatnie ogłoszenie, które dotyczyło małego, taniego i skromnego pokoiku na poddaszu, całkiem niedaleko mieszkania, które wynajmowała obecnie.
Przeczytała tekst dwa raz. Widać, prawdę mówiło przysłowie nie chwal dnia przed zachodem. Hermiona odłożyła pisak i wraz z gazetą podeszła do kominka. Sypnęła w czerwone języki ognia szczyptę proszku Fiuu. Ogień przybrał jaskrawozieloną barwę i panna Granger wsadziła miedzy niego głowę a następnie wypowiedziała głośno i wyraźnie adres mieszkania:
- Victoria’s Alley siedemnaście - poczuła jak wciągnął ją wir i już po kilku chwilach była na miejscu.
Dopiero wtedy zdała sobie spraw, że jest to niezapowiedziana wizyta.
- Przepraszam - powiedziała cicho - Czy tu ktoś jest?
Salon był pusty, ale zza dębowych drzwi dochodziły ją czyjeś głosy. Ruszyła w tamtym kierunku i w chwilę później znalazła się w ponurym holu. Głosy dochodziły z pomieszczenia naprzeciwko salonu. Nieśmiało podeszła do drzwi i niepewnie zapukała. Nie usłyszała odpowiedzi i już miała nacisnąć klamkę, kiedy dobiegł ją zza pleców przyjemnie brzmiący męski głos.
- W czym mogę służyć? Panienka pewnie w sprawie wynajmu pokoiku na poddaszu, tak?
Hermiona odwróciła się pospiesznie. Za nią stał jegomość w średnim wieku ze szpakowatą bródką i w okularach. Przywodził jej na myśl bibliotekarza.
Uśmiechnęła się przepraszająco.
- Ja przepraszam... W salonie nikogo nie było więc... - zaczęła się tłumaczyć.
- Nic nie szkodzi - przerwał jej łagodnie i posłał jej badawcze spojrzenie.
- Przykro mi że tak wtargnęłam bez zapowiedzenia - dodała jeszcze nieśmiało. Mężczyzna pokiwał głową i się uśmiechnął.
- Wszystko w porządku, proszę za mną - rzekł i skierował się do holu, gdzie wprowadził dziewczynę krętymi schodami, do pokoiku, który miała zamiar wynająć.
- Pokój jest mały, bez łazienki - mówił przekręcając klucz w zamku mahoniowych drzwi - Łazienka jest na piętrze, a kuchnia na samym dole. Może pani z niej korzystać dowoli - otworzył drzwi i wpuścił dziewczynę do środka.
Pokój okazał się naprawdę mały: bialutkie ściany odbijały promienie słoneczne wpadające przez jedyne okno przyozdobione jakimiś niebieskimi firankami z urwaną koronką. W rogu pokoju stało wąskie lóżko a przy nim malutki stolik z lampa naftową. Po drugiej stronie obszerna szafa na rzeczy a koło drzwi regał. Nad kominkiem wisiał stary zegar z kukułką
- Jak pani widzi jest bardzo skromny i łóżko jest niezbyt duże - powiedział mężczyzna nieco przepraszającym tonem.
- Nie szkodzi, mi się bardzo podoba. Zegar i lampa nadają mu uroku, a to łóżko- spojrzała na drewniany mebelek z drzewa bukowego przykryty narzutą w pięknym zielonym odcieniu, stojący pod oknem - w zupełności mi wystarczy. Mam zaledwie metr sześćdziesiąt sześć - uśmiechnęła się szczere do mężczyzny. Proszę tylko mi jeszcze powiedzieć, ile dokładnie będę musiała zapłacić za wynajem
- Dziesięć galeonów za tydzień. Może pani płacić co tydzień lub co miesiąc i jeżeli spóźni się pani kilka dni z zapłatą, to oczywiście pani nie wyrzucę - odwzajemnił jej uśmiech. - Rozumiem, że jest pani zainteresowana.
- Oczywiście, ale jest mały problem... Mam odłożone pieniądze, tylko teraz szukam pracy i będzie mi trochę ciężko bo jestem w ciąży. Zrozumiem, jeżeli pan nie zechce mieć takiej lokatorki - powiedziała nieśmiało i przygryzła dolną wargę. Nie chciała niedomówień i wolała wiedzieć na czym stoi.
Mężczyzna milczał przez chwilę taksując ja wzrokiem.-To nie ma nic do rzeczy - powiedział w końcu - Wygląda mi pani na uczciwą osobę, więc nie mam zastrzeżeń. Moja małżonka chętnie pani pomoże - dodał z uśmiechem.
Hermiona posłała mu pełen wdzięczności uśmiech.
- Dziękuje panu za dobre słowa. Nie każdy toleruje pannę z dzieckiem - powiedziała z lekką goryczą. - Cieszę się, że mogę tu zamieszkać.
- Cała przyjemność po mojej stronie, panno... - uniósł pytająco brwi.
- Granger. Nazywam się Hermiona Granger - powiedziała cicho.

Mężczyzna nie skomentował tego, ale Hermiona dostrzegła w jego oczach błysk zrozumienia.
No tak... - myślała z przekąsem - Kto by nie słyszał o Wielkiej Trójcy Gryffindoru .
- Nazywam się Oliver Blinch, panno Granger, dla przyjaciół Oli - uśmiechnął się szeroko i zaprowadził ją z powrotem na dół do salonu z kominkiem.
Przez następne pół godziny omawiali warunki wynajmu i zasady, które panowały w tym domu. Dziewczyna zgodziła się na wszystko nie tylko ze względu na dziecko, które wzrastało w jej wnętrzu, ale również na cenę najmu mieszkania. A cena grała tu bardzo ważną rolę.
Hermiona dowiedziała się, że może wracać do domu nawet w bardzo późnych porach, bo pan Oliver nie kładzie się spać przed dwunastą w nocy, a gdyby jej zdarzyło się zabawić dłużej, klucz będzie na nią zawsze czekał pod wycieraczką. Dziewczyna zapewniła, że na pewno tak późno wracać do domu nie będzie. Interesuje ją tylko to żeby znaleźć pracę, no i wypożyczać książki z najbliższych mugolskich o czarodziejskich bibliotek.

Do swego starego mieszkania wróciła krótko przed piątą po południu .Pan Blinch obiecał, że pomoże jej z rzeczami więc nie musiała się martwić jak przeniesie dobytek. Teraz pozostało jej tylko porozmawiać z panna Spot o wypowiedzeniu umowy.
Z tym akurat nie było problemu, bo już wcześniej wspominała swojej gospodyni, że zrezygnuje z mieszkania w związku z finansowymi problemami, które ją nękają.
Pożegnały się w przyjaznej atmosferze i już o godzinie siódmej w salonie na Victoria’s Alley 5 pojawił się jej nowy gospodarz, pan Blinch i tak jak obiecał przetransportował dwa kuferki proszkiem Fiuu.























--------------------
Cause' everybody wants to hide their secrets away
Nobody wants to stand up to the pain
But I will stand up to the pain
Wake up and fight again
If you could dance with me through this rain
And we will fight, we?ll fight again, fight again

[Good Charlotte; Secrets ]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Closed TopicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Kitiara
post 07.01.2005 09:13
Post #2 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 173
Dołączył: 08.12.2004

Płeć: jedyny w swoim rodzaju



Rozdział IV
Nie taki Malfoy straszny...



Hermiona dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że milczy troszeczkę za długo.
- Witam. Proszę, niech pan wejdzie - przesunęła się w progu by zrobić mu miejsce. Wszedł do środka.
O żesz jasna cholera - przemknęło jej przez głowę. Teraz to wszystko miało sens. Znany w świecie czarodziejów, bogaty i bądź co bądź przystojny. I do tego wybredny, co pokazywał nawet za czasów szkolnych. Jednym słowem cały Malfoy.
Zamknęła powoli drzwi i podeszła do stolika z winem.
- Napije się pan czegoś? - spytała starając się by jej głos brzmiał naturalnie. Nie za bardzo i wiedziała jak ma się zachować, bo jej nauka nie przewidziała TAKICH sytuacji.
Malfoy rozsiadł się w białym, puszystym fotelu przy kominku.
- Wina - poprosił łagodnie. Hermiona podeszła powoli do stolika, świadoma że dziedzic największej fortuny czarodziejskiej w Wielkiej Brytanii obserwuje ja bardzo uważnie, i nalała z karafki, którą otrzymała od swej pracodawczyni, wina do jednego z pucharów.
- Proszę - podała mu starając nie dotknąć jego dłoni. Następnie zasiadła w fotelu naprzeciwko, założyła nogę na nogę (Estell stwierdzała, że ma bardzo ładne nogi i powinna je wykorzystać) i spojrzała na arystokratę z leciutkim uśmiechem.
Mężczyzna popijał wino i przyglądał jej się uważnie.
Żeby mnie nie rozpoznał - poprosiła w myślach. Po chwili stwierdziła, że najlepszym dla niej rozwiązaniem będzie jeśli zacznie udawać, że nie ma zielonego pojęcia kim jest Malfoy.
Tak, to dobry pomysł - pomyślała poprawiając szlafroczek.
- A wiec jesteś nowa? - przerwał ciszę Malfoy.
- Tak - odpowiedziała z nieśmiałością.
- Ach tak... - powtórzył cicho Draco.
Hermiona zacisnęła ręce na oparciu fotela i uśmiechnęła się nerwowo. Przeczuwała jakie może być jego następne pytanie i prawdę mówiąc to się go trochę bała. Ostanie ich spotkanie zakończyło mocną awanturą.
- Dlaczego zostałaś kurtyzaną? - spytał nagle. - Przepraszam... Jeśli nie chcesz to nie odpowiadaj - dodał szybko, spuszczając wzrok.
Hermiona uśmiechnęła się lekko. Rozbawiło jej jego zachowanie. Była pewna, że gdyby wiedział kim ona jest, zachowałby się zupełnie inaczej.
A właśnie... - przyszło jej namyśl. Nagle dostrzegła szansę na uniknięcie trafienia pod opiekę Malfoya poprzez wyjawienie swego pochodzenia. Bardzo dobrze wiedziała, że brzydził się wszystkim co mugolskie. Nieraz jej to dobitnie uświadamiał.
- Nie, odpowiem. Nic się nie stało - uspokoiła go - Po prostu jestem samotna matką na dodatek z mugolskim pochodzeniem i dlatego trudno było mi znaleźć pracę - oświadczyła.
Wyjdzie - stwierdziła obserwując jak Malfoy junior prostuje się w fotelu.
- Obydwoje twoi rodzice to mugole, tak? - spytał odstawiając puchar.
- Uhm - kiwnęła głową czując satysfakcję.

Draco zastanowił się przez chwilę. Przeważnie nie zadawał się ze szlamami. Nie przebywał nawet z nimi w jednym pomieszczeniu. Jednak w tej dziewczynie było coś... coś... sam nie wiedział co. Po prostu intrygowała go i po dłuższych oględzinach stwierdził, że już gdzieś ją widział. Była ładna, odpowiadała jego oczekiwaniom ... a przy okazji przypadnie do gustu jego ojcu.
A łysy goblin to chędożył – stwierdził w myśli i uśmiechnął się do niej.
- Twoje pochodzenie nie ma większego znaczenia - powiedział łagodnie.
Dziewczyna wyglądała na zaskoczoną, ale szybko ukryła ów stan pod uśmiechem.
- Skoro już sobie wyjaśniliśmy tę kwestie to może powiesz czym się interesujesz? - zapytał sięgając po puchar. Trzeba było w końcu wypełnić czymś tę rozmowę.. no i on chciałby wiedzieć coś na jej temat.
- Hymm... Literaturą, sztuką, kinem... - zastanowiła się jeszcze - Różnymi rzeczami. A pan? - spytała.
- Mów mi Draco - powiedział - Słysząc pan czuję się starzej - mrugnął do niej. To była prawda. Młody Malfoy nienawidził jak ktoś do niego zwraca się per ”pan,” jednak status jego rodziny wśród społeczeństwa czarodziejskiego sprawiał, że udzie właśnie tak do niego się zwracali. Po drugie, kojarzyło mu się to od razu z jego ojcem.
- Dobrze - rzekła, a blondyn odniósł wrażenie, że głos jej zadrżał. - A więc czym się interesujesz... Draco? - powtórzyła pytanie.
- Roztrwanianiem majątku ojca, libacjami i rozwiązłym seksem - odpowiedział z szerokim uśmiechem. - I dlatego tutaj jestem... Stary ma już tego dość - dodał z lekką irytacją.
- Wcale się nie dziwię - wymruczała pod nosem. Draco spojrzał na nią zdziwiony.
- Słucham?
- Nic, nic - powiedziała szybko. - Tak tylko, pomyślałam na głos - poczuła, że zaczyna się rumienić.
Ta moja szczerość - pomyślała z irytacją. Nie wiedziała jak młody mężczyzna zareaguje. Znała go jako wyczulonego na swoim punkcie egoistę, dlatego trochę ją zaskoczył stwierdzając ze wzruszeniem ramion:
- Skoro wszyscy mi mówią, że jest ze mną coś nie tak... no może poza paroma osobami, które korzystają z dobrodziejstw moich oszczędności u Gringotta, to chyba nie mogą się do końca mylić.
- Aha... - Hermiona zdobyła się na odwagę. - A co cię skłoniło, tak naprawdę, do przyjścia tutaj? - wypaliła i od razu przestraszyła się ewentualnej reakcji swojego... klienta.
Blondyn spojrzał na nią uważnie.
- Groźba utraty majątku - odpowiedział spokojnie.
- Aha - bąknęła tylko. Nie chciała się wypytywać o szczegóły. Po pierwsze dlatego, że uważała, że i tak jej już dużo powiedział. Jak na Malfoya, oczywiście. Trochę ja to zaskoczyło... chociaż w gruncie rzeczy Dracon zawsze miał bzika na punkcie mamony.
Przyglądała mu się przez chwilę uważnie i Draco doszedł do słusznego wniosku, że jego wyjaśnienie było dosyć lakoniczne.
- Stary kazał mi się trochę ustatkować i zabronił urządzać imprezy pod jego dachem... No cóż w sumie nie bardzo mu się dziwię, chociaż na początku byłem wściekły... Muszę też zacząć pracować. Właściwie nie wiem, po co ci to mówię - dodał nagle i wzruszył ramionami. - Jesteś jakaś taka sympatyczna i mam wrażenie, że cię znam...
-Wydaję ci się - zaśmiała się dziewczyna starając się nie okazać swego zdenerwowania.
Jeśli Malfoy odkryje kim jestem... – pomyślała ze zgrozą.
-Możliwe...ale nadal mam takie wrażenie - powiedział przechylając głowę i uśmiechając się do niej szelmowsko. Hermiona musiała naprawdę się wysilić, by nie okazać swego zaskoczenia na widok tego uśmiechu. W życiu nie została nim obdarzona przez Dracona Malfoya. Zwykle częstował ją zimnymi, pełnymi pogardy i wyższości „smirkami”, ale nigdy nie takim ...ludzkim wyrazem twarzy.
Niesamowite - pomyślała odwzajemniając uśmiech.
- Wiem, po prostu mi się podobasz! Ale i tak nie daje mi spokoju to, że jest w tobie coś znajomego... - Hermiona poruszyła się niespokojnie w fotelu, błagając wszystkie bóstwa, aby tak usilnie jej się nie przyglądał.
- Jeżeli pan szuka kobiety naprawdę doświadczonej, to źle pan trafił. Miałam w życiu tylko jednego mężczyznę i tylko jednego naprawdę znałam - oświadczyła nagle chłodno i z rezerwą. Sama nie wiedziała dlaczego. Nie chciała żeby ją rozpoznał i nie chciała żeby ją wypytywał o przeszłość. Okazało się, że wcale nie musiał być wrednym chamem, ale bała się, że gdyby zrozumiał z kim ma do czynienia, mógłby diametralnie się zmienić.
Ku jej zdziwieniu blondyn roześmiał się. Podniosła brwi do góry. Nie takiej reakcji się spodziewała.
- Jesteś naprawdę zabawna - stwierdził z szeroki uśmiechem. Hermiona nie rozumiała co go tak rozbawiło. Według niej nie powiedziała nic śmiesznego. No ale to Malfoy, a on ma przedziwne poczucie humoru... Jeśli w ogóle jakieś posiada.
- Nie szukam kobiety do łóżka, Marabeth - powiedział z powagą - Nie chodzi mi tylko o seks... Choć pewnie wyglądam na takiego - dodał jakby do siebie.
- Nie chodziło mi o to - dodała nieco łagodniej, stwierdzając ze zdziwieniem, że ten zimny egoista potrafi zachowywać się jak prawdziwy człowiek, który ma uczucia.
Ja chyba też jestem rasistką - pomyślała z niesmakiem.
- Chodziło mi o to, że w erotyce to nie jestem zbyt doświadczona i nie można się po mnie wiele spodziewać... - Boże co ona bredzi. Hermiona zdała sobie sprawę z głupoty własnej wypowiedzi i ugryzła się w język. Tak do klienta NIE MOŻNA BYŁO MÓWIĆ...
- Przepraszam, chyba jestem zdenerwowana - stwierdziła całkiem szczerze, tym razem pewna, że zraziła do siebie, w gruncie rzeczy, całkiem ciekawego mężczyznę. Przecież kolejny klient mógłby się okazać dużo gorszy.
- Nic się nie stało - uspokoił ja łagodnie mężczyzna - To normalne .W końcu dopiero zaczynasz w tej... profesji - dodał po chwili namysłu.
A ty niby nie? - spytała w myślach ze złością. Żadnej nie odwiedził, a jej mówi takie rzeczy. Chociaż.... to nawet dobrze, że stara się ją uspokoić. Odstawił pustą szklaneczkę na stolik.
-Nalać ci jeszcze? -spytała wstając. Chciała skierować rozmowę na inne tory niż seks, bo jakoś nie czuła się pewnie.
- Nie, dziękuję, ale jeżeli chcesz to pij, nie krępuj się - nie miał ochoty na wino, miał ochotę na towarzystwo tej uroczej dziewczyny. Nie był do końca pewien, czy próbowała go do siebie zniechęcić świadomie, czy niechcący i mało go to obchodziło. On już się zdecydował. Marabeth i żadna inna, a Draco Malfoy potrafił być bardzo upartą bestią.
Hermiona miała ochotę się napić, bo nadal była zdenerwowana. Nie wiedziała, czy chce aby Draco się nią zaopiekował, chociaż miała coraz mniejsze opory związane z jego osobą. Bała się tylko by jej nie rozpoznał.
- Ja chętnie się napiję - starała się, aby jej głos brzmiał naturalnie. Była trochę skrępowana, bo czuła na sobie jego uważny wzrok
Malfoy nic nie mówił i dziewczyna modliła się w duchu żeby powiedział cokolwiek.
Upiła łyk wina i ponownie usiadła w fotelu. Niepewnie popatrzyła na mężczyznę, który posłał jej uspokajający chociaż chłodny uśmiech.
- Marabeth, nie myśl, że ja uważam cię za prostytutkę - powiedział nagle bardzo cicho. - Nie przyszedłem do ciebie po prostu po usługi seksualne...
Hermiona drgnęła; tak bardzo chciała zmienić temat, ale on chyba się uparł, żeby ją wprawiać w konsternację. Z drugiej strony to, co powiedział, było bardzo miłe i sprawiło, że poczuła się troszkę pewniej, chociaż nie do końca. Nie wiedziała, czy będzie potrafiła się przełamać jeżeli chodzi o seks i szczerze się obawiała...

Okazało się, że Draco nie był i idiotą i rozumiał jej obawy.
- Chodź do mnie - powiedział cicho, gdy skończyła pić wino. Posłusznie wstała i podeszła do mężczyzny.
- Siadaj - gestem wskazał na swoje kolana, a gdy się zawahała dodał z przekornym uśmiechem. - Przecież cię nie pogryzę.
Usiadła niepewnie i pozwoliła mu się objąć. Ku jej zaskoczeniu, dotyk Draco Malfoya okazał się bardzo miły, a jego bliskość przyjemna. Był ciepły, pachniał bardzo ładnie, a wargi, którymi musnął jej policzek były miękkie i delikatne. Powoli zsunął z jej ramion przezroczysty szlafroczek i pocałował odsłoniętą skórę. Hermionę przeszył przyjemny dreszcz i wstrzymała na chwilę oddech. Nie miała pojęcia czy mężczyzna zmierza się z nią kochać, czy nie. Trochę się tego obawiała, zwłaszcza, że był tym, kim był. Wrogiem z jej szkolnych lat.
- Popatrz na mnie - wyszeptał. W gruncie rzeczy podobała mu się jej naturalność, niepewność, nawet nieśmiałość. To była taka miła odmiana po przygodach z doświadczonymi, bezwstydnymi dziewczynami, które żeby było zabawnie, w towarzystwie uchodziły niemal za cnotliwe i dobrze wychowane. Pomyślał, że ma dosyć zakłamania, i że ojciec chociaż raz miał świętą rację.
Spojrzała prosto w jego szare tęczówki i ze zdziwieniem nie znalazła w nich ani drwiny, ani pogardy, jedynie zaciekawienie i pełną ciepła zachętę i obietnicę.
Pocałował ją. Hermiona zamknęła powieki i niepewnie, ale posłusznie oddała pocałunek. Smakował winem, tytoniem i swoim własnym specyficznym smakiem. Dziewczyna objęła go, pewniej przywierając do męskiego ciała. To co się działo sprawiało jej prawdziwą przyjemność.
- Widzisz? Nie zrobię ci nic złego - powiedział po dłuższej chwili i ją przytulił. Dłoń mężczyzny błądziła po jej plecach i Hermiona powoli się odprężała. Stwierdziła z zaskoczeniem, że chce aby Draco został jej opiekunem. Jakoś nie liczyła na to, że mógłby się zjawić ktoś równie ujmujący i wyrozumiały.
- Jeżeli chcesz się kochać - przełknęła ślinę i popatrzyła na niego niepewnie - to ja jestem do twojej dyspozycji - dodała i skarciła się w duchu za głupotę. Przecież wszyscy kliencie wiedzieli, że mogą skorzystać z wdzięków kurtyzany, do której idą z wizytą.
Uśmiechnął się do niej. Niemal ciepło.
- Wiem, Marabeth - powiedział łagodnie - i nawet mam ogromną ochotę, ale i tak chcę tylko ciebie, więc równie dobrze możemy się kochać dopiero u mnie w rezydencji. Chyba, że chcesz, abym rozwiał twoje obawy już teraz.
Hermiona przełknęła głośno ślinę. Tak naprawdę nie znała odpowiedzi na to pytanie. Była zaskoczona szybką decyzją mężczyzny, tym że chce tylko ją, nikogo innego, bo przecież nie zachowała się idealnie. Prawdę mówiąc to nawet pokpiła sprawę. Ta decyzja ją uspokajała, bo dawała gwarancję na zdobycie pieniędzy i to sporych, a jednocześnie budziła szereg obaw, bo co będzie, gdy Draco Malfoy ją rozpozna?; idiotą skończonym przecież nie jest. Nie mogła też liczyć na to, że jej kolejny klient okaże się tak taktowny, jak ten młody arystokrata.
A teraz jeszcze takie pytanie...
Z jednej strony chciała zwlekać z tym jak najdłużej, z drugiej miała ochotę sprawdzić już teraz jak będzie, czy zdoła się w ogóle przełamać. Ale przecież i tak będzie musiała z nim sypiać, to część układu...
Targały nią wątpliwości. Poczuła silne, ciepłe ramię mężczyzny, który przytulił ją mocniej i usłyszała łagodny szept.
- Marabeth, tylko od ciebie zależy, czy będziemy się kochać już teraz, czy później, u mnie w domu. Czego chcesz?
Zaskoczona jego delikatnością, spojrzała mu w oczy i odrzekła całkiem szczerze:
- Naprawdę nie wiem.
Draco, widząc jej konsternację stwierdził, że lepiej dać jej trochę czasu na przyzwyczajenie się do tej sytuacji. Owszem, pragnął jej, ale potrafił się też powstrzymać.
Malfoy, gdzie ci się spieszy? - spytał siebie w myślach i westchnął.
Hermiona zadrżała usłyszawszy jak mężczyzna wypuszcza powietrze. Zastanawiała się czy teraz też ją będzie chciał skoro ona powiedziała, że "nie wie".
- Zrobimy tak... -zaczął blondyn delikatnie gładząc ją po ramieniu , a Hermiona popatrzyła na niego niepewnie. - Będziemy się kochać dopiero wieczorem, u mnie, dobrze? - pocałował ją delikatnie w kark.
Dziewczyna skinęła głową, była mu wdzięczna za taką decyzję. Draco się do nie uśmiechnął i znowu poczuła się nieswojo, wiedząc, że gdyby zdawał sobie sprawę z tego, kto siedzi mu na kolanach, wcale by się tak ciepło nie uśmiechał. Mimo tych niemiłych myśli także się do niego uśmiechnęła.
- Okey... Mogłabyś zejść? Bo muszę porozmawiać z twoją szefową - dodał widząc zdezorientowanie dziewczyny. Kiwnęła głową i zeszła z kolan arystokraty. Draco wstał i wygładził szatę, podczas, gdy jego przyszła towarzyszka stanęła przy stoliku z trunkami. Widział jej niepewność, więc uśmiechnął się do niej lekko. Wydawało mu się, że dziewczyna coś ukrywa, ale szybko odpędził od siebie tę myśl.
-To ... do zobaczenia - powiedział i opuścił pokój. Skierował się do Madame. Kobieta siedziała teraz na jednym z foteli i rozmawiała z jakąś inną dziewczyną. Zauważyła go natychmiast, gdy wszedł do pomieszczenia.
- Przepraszam cię na chwilę, Hill, przyjdź za pół godzinki. Muszę porozmawiać z klientem.
- Oczywiście mam* - jasnowłosa dziewczyna uśmiechnęła się leciutko, skłoniła się Malfoyowi i odeszła. Była mocno zaintrygowana; wyglądało na to, że wybredny arystokrata w końcu kogoś wybrał.
Szczęściara - pomyślała Hill, ale bez większej zawiści, bo dziewczyny były "wychowywane" przez madame Rose w siostrzanej atmosferze. Mawiała, że zawiść psuje wszelkie stosunki międzyludzkie.

Gdy dziewczyna wyszła Madame Rose spojrzała na młodego arystokratę starając się ni okazać swego zdenerwowania. Wierzyła w Hermiona, a sama reakcja młodzieńca na zdjęcie dziewczyny utwierdziła ją w przekonaniu, że może tej dziewuszce się powiedzie. Mężczyzna zasiadł na miejscu Hill i spojrzał uważnie na kobietę.
- Zdecydował się pan? -spytała niepewnie; niepewnie, bo przecież z Draco Malfoyem nic nigdy nie było wiadomo.
- Tak, chciałbym wziąć Dianorę Marabeth na utrzymanie - powiedział cicho, a dusza Madame Praustrin zatańczyła z radości kankana na myśl o minie rywalki.
- Rozumiem - pełnym godności głosem oświadczyła matrona. - Proszę w takim razie podpisać formularz, w którym obowiązuje się pan wpłacać na Dom Marzeń po dwieście galeonów tygodniowo. Pięćdziesiąt procent z tej sumy automatycznie będzie wpływało na konto Marabeth, które otrzymała wraz z zatrudnieniem. Gdy będzie pan z nią wychodził, proszę tu podejść, dam jej numer skrytki.
- Oczywiście - odpowiedział Draco, następnie przeleciał dokument wzrokiem i złożył swój staranny podpis pod umową.
- Jest pan też zobowiązany - ciągnęła łagodnie i rzeczowo Rose - traktować Marabeth z należnym jej szacunkiem, zapewnić jej godziwe utrzymanie i bezpieczeństwo.
- Wszystko rozumiem, proszę się o nią nie martwić - mężczyzna posłał Madame Praustrin uspokajający uśmiech - zapewnię jej wszelkie wygody.
- Liczę na to, ale muszę poinformować każdego klienta o warunkach współpracy. I jeszcze jedno; ponieważ Marabeth ma córeczkę, proszę jej umożliwić wizyty w Słonecznym Raju, gdzie mała została umieszczona, co najmniej raz w tygodniu.
- Oczywiście. A skąd samotna matka miała na wpisowe? Tam ceny są horrendalne - powiedział nagle zaskoczony.
- Bo jest też dobra opieka... Ja jej pożyczyłam i ja widzę, zainwestowałam słusznie....
- W takim razie proszę mi powiedzieć ile Marabeth jest winna. Zwrócę dług od ręki... - powiedział do mile zaskoczonej kobiety. Rose zaczynała myśleć o Draconie w coraz większych superlatywach. Widać było, że przejął się odpowiedzialnością za dziewczynę.
- Nie trzeba, ta dziewczyna jest bardzo honorowa. Zrobiłby jej pan przykrość - powiedziała łagodnie.
- Ależ ja ją o tym powiadomię. W końcu mam jej zapewnić wszystko czego potrzebuje, prawda? I muszę liczyć się z tym, że skoro ma dziecko to wiąże się to z dodatkowymi opłatami - młodzieniec sięgnął do sakiewki. - Proszę się nie krępować i podać sumę ...
- Skoro pan nalega, panie Malfoy - powiedziała kobieta - Trzysta galeonów.
Odliczył pieniądze i wręczyły je właścicielce z uśmiechem.
Kobieta schowała je do portmonetki.
- Czy to już wszystko? - spytał wstając.
Madame Rose kiwnęła głową.
- Dobrze więc. Pójdę po Marabeth. - powiedział i ruszył w kierunku pokoju dziewczyny.
Kobieta odprowadziła go wzrokiem i, gdy zniknął za rogiem, o mało nie pisnęła z radości. Właśnie wygrała skrzynkę wina oraz dogodziła najbardziej wybrednemu klientowi, jaki trafił się jej w całej karierze.

*skrót od madame (broń Boże nie chodzi o mamę)

*
Draco zapukał cicho do drzwi, a następnie, nie czekając na zaproszenie, wszedł do środka. Okazało się, że Dianora nie ruszyła się sprzed stolika ani o krok. Teraz wpatrywała się w ogień, liżący drwa w kominku, z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Chłopak przyglądał jej się z dobre pól minuty zastanawiając się skąd zna tą minę. Jednak nie zdołał sobie przypomnieć toteż zbliżył się do niej i delikatnie objął w pasie.
- Dobrze się czujesz? - spytał cicho. Dziewczyna drgnęła.
- Och.. Przepraszam... Nie zauważyłam cię, Draco - powiedziała zarumieniwszy się lekko -Tak, dobrze.
-To świetnie – skwitował. - Możesz się spakować... Za chwilę wychodzimy.
-Dobrze - powiedziała i odsunęła się od niego powoli. Następnie podeszła do szafy i wyjęła z niej walizkę. Draco tymczasem zasiadł na fotelu i leniwie przyglądał się jej ruchom.
Skąd ja ją znam? - myślał obserwując jak wkłada do walizki swoje rzeczy, kosmetyczkę, buty. Jak zbiera z półek swoja własność.
Spakowała się szybciutko do walizki i kufra, który stał w dużej szafie.
- Już jestem gotowa - powiedziała i nieśmiało się uśmiechnęła.
- To dobrze - Draco wstał i szybko rzucił zaklęcie zmniejszające wagę obydwu bagaży. Podniósł kufer i walizkę, i wyczekująco spojrzał na Hermionę. Wyglądała ślicznie w ciemnogranatowych dżinsach i czarnym golfie.
- Och, przepraszam - wyrwała się z zamyślenia i otworzyła mu drzwi.
- Dama przodem - kurtuazyjnie oznajmił młodzieniec i wyszedł za kurtyzaną.
Na dole Hermiona odebrała numer swojej bankowej skrytki od Madame Rose i podziękowała się z nią niemal wylewnie. Kobiety uścisnęły się serdecznie, a pani Praustrin szepnęła swojej pracownicy:
- Wiedziałam, że masz w sobie to coś... Powodzenia - dodała na głos gdy się już pożegnały i dwoje młodych ludzi stanęło w drzwiach. - Masz o nią dbać paniczu Malfoy, bo cię znajdę i uszkodzę, a teraz uciekajcie, mam pilne sprawy na głowie!

***

Gdy dotarli do rezydencji państwa Malfoyów, zastali w salonie jedynie Lucjusza. Mężczyzna niepomiernie się zdziwił widząc syna z dwoma bagażami i z kobietą. Nie podpitą, nie umalowaną jak ulicznica, tylko normalną, ładną i najwidoczniej skromną kobietą.
Nareszcie - pomyślał z ulgą.
- Witaj synu -powiedział obserwując jak Dracon stawia kufer i walizkę na podłodze.
- My tylko na chwilę, ojciec. Musze się spakować. - powiedział i obdarzył swego rodziciela pełnym satysfakcji spojrzeniem.
- Rozumiem - powiedział Lucjusz przenosząc swój wzrok na kobietę stojącą obok swego jedynaka - Och! Przepraszam panią...- zaczął, wstając - Nie przedstawiłem się. Lucjusz Malfoy, ojciec Dracona - rzekł całując ją w rękę. Z przyzwyczajenia położył nacisk na swym nazwisku rodowym. Wiedział jakie wrażenie robiło na ludziach i w gruncie rzeczy nawet mu się to podobało.
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego lekko.
- Dianora Marabeth - przedstawiła się.
-Miło mi panią poznać – powiedział. - Proszę spocząć. Jestem pewien, że synowi troszeczkę zajmie pakowanie - zerknął na swego pierworodnego, który ciskał w niego zimne spojrzenia. - Prawda, Draconie? -spytał znacząco unosząc brew.
-Tak, ojcze - odpowiedział mężczyzna.
Hermiona zerkała to na Malfoya seniora, to na juniora. Z Lucjuszem Malfoyem rozmawiała ostatnio w szóstej klasie...i nie miała z tym zbyt przyjemnych wspomnień. Teraz wszystko wskazywało na to, że znowu będzie musiała zamienić z nim parę słów, co wcale nie podnosiło jej na duchu. Owszem, wiedziała, że jeszcze jej nie rozpoznał...ale wszystko ma swój kres.
- Dianoro, za chwile wrócę - zwrócił się od niej młodszy mężczyzna i opuścił salon.
- Usiądź - powiedział Lucjusz wskazując na skórzany fotel. Zasiadła na jego brzegu i niepewnie spojrzała na mężczyznę.
- Dziękuję - powiedziała, skromnie układając dłonie na udach. Czuła się nieswojo. Lucjusz obserwował ją z niemym zaskoczeniem.
Boże, mój syn przyprowadził skromną kobietę, NORMALNĄ kobietę, chyba się upiję ze szczęścia - myślał i zachodził w głowę, co stało się Draconowi, że wybrał taką a nie inną, wiodąc do tej pory hulaszcze życie.
Widocznie nie jest takim idiotą jak myślałem - doszedł do wniosku i uśmiechnął się z wyższością (tak już miał) do dziewczyny. Hermiona poczuła niemiły skurcz w żołądku, ale odwzajemniła uśmiech.
- Napijesz się czegoś? - spytał. - Proponuję to co sam zamierzam sobie zrobić... Roztańczonego Jednorożca - mam słabość do silnych, lekko słodkawych drinków...
- Tak, poproszę - bardzo szybko odpowiedziała Dianora, mając na uwadze dodanie sobie odwagi.
Denerwuje się, czy co? Biedactwo... - pomyślał z przekąsem Lucjusz przyrządzając dwa porządne drinki w długich, kryształowych szklankach.
-Proszę – podał jej trunek. Wzięła szklankę niepewnie do ręki jakby się bojąc, że gryzie. Lucjusz zasiadł na fotelu naprzeciwko i popił swojego drinka obserwując ją uważnie.
- Więc... Dianoro... – zaczął. Dziewczyna wbiła w niego wyczekujący wzrok.
Nie no... Ja się chyba naprawdę upiję - stwierdził obserwując dziewczynę.
– Powinienem ci chyba pogratulować – powiedział z uśmiechem. Dziewczyna wyglądała na zaskoczoną.
- No tak, ty przecież nie wiesz. Chodzi o to, że mój sssyn – przeciągnął pierwszą literę wyrazu, marszcząc brwi – bardzo długo zastanawiał się nad wyborem odpowiedniej dla siebie kandydatki. Nie masz pojęcia, co potrafiło mu w dziewczynie przeszkadzać, ale może podam przykład... wulgarne spojrzenie... – widząc jej konsternację, ciągnął swój monolog dalej. Był trochę zaskoczony, kurtyzana powinna być elokwentna, a ona milczała i siedziała jak na szpilkach. - Jesteś więc szczęściarą, zwłaszcza, że wyglądasz na całkiem normalną dziewczynę. Chyba mój syn do końca jeszcze nie zidiociał. Myślę, że powinniśmy za to wypić, nie sądzisz? – spoglądał na nią uważnie i jako człek niegłupi, doszedł do wniosku, że są jakieś konkretne powody jej niepewnego zachowania. Nie zamierzał jednak o to wypytywać; chciał się dowiedzieć czegoś o samej dziewczynie.
– To jak będzie? Wzniesiemy wspólny toast za wspaniały wybór mojego syna, Marabeth? – uniósł brew i wyciągnął szklankę w kierunku Hermiony.
Panna Granger słuchała w milczeniu wywodu arystokraty. Z każdym słowem czuła się coraz gorzej, a gdy już Malfoy senior zaproponował toast za wybór Dracona, kompletnie nie wiedziała co ma zrobić. Wiedziała tylko, że powinna zachować trzeźwość umysłu, ale jak tu racjonalnie myśleć znajdując się pośród swoich wrogów, gdy oni o tym nie wiedzą? Tego nikt jej nie powiedział. Przez dłuższą chwile wpatrywała się w szklankę uniesioną przez Malfoya by w końcu unieść i swoją.
Jakby mnie teraz widział Ron... albo Harry... - sama nie wiedziała dlaczego nagle o nich pomyślała.
Otrząsnęła się i przywołała na twarz najbardziej uroczy uśmiech, na jaki było ją stać.
Dźwięczny brzęk szkła zgrał się idealnie z dźwięcznym śmiechem pana Malfoya:
- Jak chcesz, potrafisz być urocza – oznajmił wesoło. – Powiedz mi, co wcześniej robiłaś, skąd jesteś i w ogóle coś o sobie. Jesteś bardzo tajemnicza... Nie to co my, rodzina Malfoyów to coś, o czym rozmawiają niemal wszyscy czarodzieje, ach i wiedzą o nas nawet więcej, niż my sami – na jego wargach wykwitł drwiący i sardoniczny uśmiech. – Zdradź mi jakąś tajemnicę...
Ostatnie słowa mężczyzny spowodowały lekkie zblednięcie Hermiony, a ona sama zatuszowała konsternację cichym pokasływaniem. Kurs na coś się przydał.
- Jestem zwykłą dziewczyną, która straciła pracę. I mam maleńką córeczkę, którą musiałam oddać do Słonecznego Raju. To wszystko. Nie ma we mnie nic niezwykłego, ani tajemniczego, panie Malfoy – odpowiedziała grzecznie i upiła kolejny łyk drinka. Musiała przyznać, że przyrządzony był tak, jak w najlepszej knajpie czarodziejskiej, jeżeli nie lepiej. Widocznie Lucjusz miał wiele ukrytych talentów.
- Ja bym przysiągł, że to nie wszystko – odrzekł mężczyzna i popatrzył na nią przenikliwie, a Hermiona wstrzymała oddech. – Ale to dobrze, kobieta powinna mieć w sobie dozę tajemniczości – dodał ku jej uldze.
W tym momencie do salonu wkroczył Draco, a za nim skrzat domowy, który ciągnął spory kufer. Hermiona wstała. To samo zrobił Lucjusz.
- Dziękuję za drinka, pani Malfoy – powiedziała odstawiając kryształowa szklankę na stolik stojący przed fotelem. Blondyn skinął nieznacznie głową i spojrzał na swego syna.
- No cóż synu, upiekło ci się – zwrócił się do Dracona z zimnym uśmiechem po czym skierował swój wzrok na Hermionę.
- Idziemy? – warknął Draco, któremu najwyraźniej pobyt w rodzinnym domu zaczął już ciążyć. Kurtyzana kiwnęła głową, a Malfoy junior pstryknął i natychmiast przy jej bagażach pojawił się następny skrzat. Hermionowe serduszko krajało się na widok nieszczęścia tych magicznych stworzeń, ale ona sama nie powiedziała ani słowa.
– Miło cię było poznać, Marabeth – z zamyślenia wyrwał ja głos Malfoya seniora. Spojrzała na niego. Skłonił głowę nieznacznie, ale jego wzrok nadal był pełen wyższości.
- Mi pana również – odpowiedziała uśmiechając się do niego delikatnie.
- To klucze do Dragon Cell – oznajmił Lucjusz, wręczając synowi pęk mosiężnych kluczy. – Hasło to Krew Jednorożca. Jeżeli je wypowiesz, wszelkie ochronne zaklęcia zostaną automatycznie usunięta i będziesz mógł założyć swoje własne.
- Oczywiście ojcze – Draco lekko skłonił głowę. – Do zobaczenia.
- Do zobaczenia w poniedziałek w Ministerstwie Magii... Zaczynasz pracę. Będziesz nowym wiceprezesem Wydziału Bezpieczeństwa Transportu i Komunikacji Czarodziejskiej – Hermiona drgnęła nieznacznie, słysząc nazwę wydziału. - Radziłbym trochę pracą się interesować, będzie dobrze płatna i lekka, ale musisz też podejmować ważne decyzje, więc nie narób mi wstydu. Godzina dziesiąta, mój gabinet. Ach – oczywiście zasiądziesz także w Radzie Nadzorczej, co wiąże się z dodatkową pensją. Powinieneś sobie otworzyć nowe konto u Gringotta.
- Te sprawy mogą poczekać do poniedziałku, prawda? – spytał z lekkim rozdrażnieniem młodzieniec.
- Oczywiście, chcę tylko, żebyś się psychicznie przygotował, synu – odrzekł z przekąsem Lucjusz.
Dracon posłał ojcu protekcjonalne spojrzenie, a następnie zerknął na Hermionę jakby chciał jej dać do zrozumienia, że musi to znosić codziennie.
- Chodź, Dian. Idziemy - powiedział wyciągając do niej dłoń. Kurtyzana, która myślami była jeszcze na stanowisku pracy wiceprezesa powierzonego nie znającemu się na rzeczy Malfoyowi, mechanicznie uścisnęła dłoń i dała się wyprowadzić z zamku Malfoyów. Nie wiedziała, że jest odprowadzana uważnym spojrzeniem Lucjusza aż do drzwi salonu.
Jestem pewien, że coś ukrywa - pomyślała głowa arystokratycznej rodziny czarodziejów zasiadając z powrotem w fotelu.

Tymczasem Draco i Hermiona wyszli na zewnątrz, a za nimi telepały się skrzaty. Hermiona po raz pierwszy widziała dworek w Litte Winning i z zewnątrz wydawał jej się mroczniejszy niż wewnątrz, jednak, gdy aportowali się do Dragon Cell musiała przyznać, że to zamczysko wzbudza w niej strach. Było ponure, zapuszczone i mroczne. Brązowe liście pokrywały cały dziedziniec, a okna były pozasłaniane czarnymi zasłonami. Hermiona nieświadomie przysunęła się do mężczyzny. Dracon spojrzał na nią lekko zdziwiony.
- Nie bój się, to tylko stara rezydencja naszego rodu, którą mam przejąć... Tu nie straszy, chyba... – dodał z zadziornym wyrazem twarzy.
Dziewczyna uspokoiła się nieco, jednak w gdzieś w głębi duszy nadal czułą obawę. Doszli do dużych dębowych wrót ze srebrną kołatką w kształcie węża.
Ślizgoni... - niewiadomo dlaczego przyszło jej to na myśl, gdy Dracon wyjął z kieszeni płaszcza pęk kluczy danych mu przez ojca. Obserwowała jak wkłada srebrny klucz do zamka i przekręca go.
-Krew jednorożca – powiedział Draco. Chwilę później pchnął drzwi i zaprosił ja gestem do środka. Weszła powoli czując jak serce bije jej szybko w piersiach.
-Lumos – rzekł mężczyzna i w holu zrobiło się jasno. Okazało się, że w środku było o wiele przyjemniej. Co prawda, nadal przeważały ciemne barwy to jednak dom wydawał się bardziej zadbany niż na zewnątrz. Draco odłożył pęk kluczy na mahoniowy stolik i zdjął swój płaszcz. Hermiona również się rozebrała rozglądając się dokoła z zainteresowaniem.
-Gdzie to zanieść, paniczu? – zapiszczał skrzat.
- Zanieś nasze bagaże na górę, na drugie piętro - poinstruował skrzata Draco.
- Do garderoby - dodał jeszcze i odwrócił się do Hermiony.
Skrzat odwiesił płaszcze państwa i posłusznie pstryknął palcami "zmywając się" z miejsca wraz z pakunkami Malfoya i Marabeth.
- Nie przestrasz się bałaganem. Co prawda skrzat tutaj sprzątał, ale ponieważ rezydencja jest nieużywana od prawie stu lat, to trochę tu brudno - uśmiechnął się do niej.
- Rozumiem – powiedziała tylko Hermiona i ponownie rozejrzała się po holu. Kamienne ściany pokryte były portretami przodków Malfoya juniora, którzy teraz zainteresowaniem przyglądali się dziewczynie, wymieniając między sobą komentarze. Wcale nie dbali o to, że mówią głośno. Hermiona starała się je ignorować, ale po pewnym czasie stwierdziła, że to bez sensu.
- Zimno mi – oznajmiła.
Może w salonie nie będzie nikogo - pomyślała.
Draco, który teraz sprawdzał warstwę kurzu na komodzie z niewyraźna miną, spojrzał na nią.
- Idź na drugie piętro do sypialni i rozgrzej przy kominku, ja to zrobię w salonie na piętrze pierwszym... - wyciągnął różdżkę i usunął z komody kurz. - Chyba, że wolisz, abym ja cię rozgrzał? - uniósł sugestywnie brew i uśmiechnął się zadziornie, widząc lekki rumieniec na warzy kurtyzany.
- Nie zachowuj się jak dziewica, bo mnie speszysz - zażartował i podszedł do nie tylko po to by mocno cmoknąć ją w policzek. - Idź, rozpal w kominku, zaraz przyjdę ci pomóc, tylko zrobię z tym jakiś względny porządek.
Hermiona posłusznie oddaliła się z holu, przeklinając w duchu rumieńce na twarzy. Weszła powoli po starych, drewnianych schodach (Żeby się nie zawaliły, żeby się nie zawaliły - powtarzała przy tym w myślach) i znalazła się w holu na długim korytarzu na drugim piętrze.
- Lumos - powiedziała wyciągnąwszy różdżkę. Od razu zrobiło się jasnej. Przemierzała korytarz ignorując zrzędzenie postaci z obrazów oraz otwierając każde drzwi w poszukiwaniu sypialni. W końcu dotarła do ostatnich wrót na tym piętrze i nacisnęła klamkę. Chwilę później weszła do przestronnej sypialni.
- Lumos - szepnęła znowu kierując różdżkę na żyrandol, a następnie wycelowała w kominek.
-Relashio - powiedziała. Czerwone języki ognia zapłonęły natychmiast, liżąc spróchniałe drewno. Dziewczyna podeszła do okien i szarpnęła za sznur zawieszony przy ścianie. Zasłony rozsunęły się z cichym "szru" wzbijając nikły dymek kurzu.
No tak, nie da się tego doczyścić tak szybko – pomyślała Hermiona i rozejrzała się po pomieszczeniu. Poza kominkiem i przeogromnym łożem, stały tam jeszcze jedynie dwie maleńkie szafki nocne. Sypialnia była urządzona w czerni i zieleni. Hebanowe łoże było zasłane satynową szmaragdową pościelą, a zdobił je baldachim jaśniejszy o jeden ton. Szafeczki były czarno-białe, zasłony butelkowo zielone, a ściany i sufit – białe. Kobiecie się tu spodobało, dlatego uśmiechnęła się blado i podeszła do dwuosobowego łoża, aby na nim nieśmiało usiąść.
Bardzo wygodne – pomyślała i doszła do wniosku, że chyba szybko przyzwyczai się do luksusów, chociaż było to trochę krępujące.
Zdjęła buty na niewysokim obcasie i wróciła do kominka. Usiadł na miękkiej, lamparciej skórze i popatrzyła w zamyśleniu na ogień.
Patrzenie w płomienie zawsze ją uspokajało... i w jakiś sposób dodawało odwagi.
To będzie cholernie trudne - przyszło jej nagle na myśl i przygryzła wargę. Nie chodziło jej tylko o ogólne stosunki z Malfoyem ani jego rodziną... Te, jak na razie były w miarę normalne. Problemem byli przyjaciele. Nie powiedziała im przecież, gdzie pracuje ani co się stało z małą Des. A jak zachcą do niej napisać? Przecież Hedwiga na pewno ją odnajdzie, a wówczas wszystko może się zmienić...
Odpędziła szybko od siebie pesymistyczne myśli "Co będzie , gdy...." i pomyślała o Destiny, która teraz pewnie spała smacznie w łóżeczku. Uśmiechnęła się do siebie wyobrażając jak dziecko przekręca się na prawy boczek.
Jakoś to będzie - pomyślała odgarniając włosy do tyłu.
Usłyszała za sobą ciche kroki.
- Siedzisz tak cały czas? – spytał miękki, męski głos.
- Tak – odrzekła zdziwiona. Zupełnie straciła poczucie czasu.
- Rozpaliłem w salonie i trochę tam uprzątnąłem. Nie chciałabyś zejść i wypić razem ze mną drinka? Albo kawy... Co chcesz – Draco położył dłoń na jej ramieniu
Czemu nie? - pomyślała dziewczyna.
- Chętnie - odrzekła, a młodzieniec wstał i podał jej dłoń.
- Dziękuję - powiedziała podnosząc się z wygodnego posłania.
Pocałował ją w policzek i objął talię dziewczyny.
- Nie dziękuj - jego wargi musnęły ucho Hermiony. - Chodź, pokażę ci salon.

Zeszli na dół i Draco wprowadził ją do przestronnego pomieszczenia. Dziewczyna o mało nie gwizdnęła z podziwu: pokój był ogromny, z kremowym dywanem i sufitem oraz jasno-niebieskimi ścianami, na których w jasnych drewnianych ramach wisiały obrazy przedstawiające baśniowe krajobrazy. Te, w przeciwieństwie do pozostałych malunków w Dragon Cell, były nieruchome. Światło wpadało przez ogromne, wysokie okna w których wisiały granatowe welurowe zasłony, i rozświetlało całe pomieszczenie. Obok białego kominka, przed którym stała sofa z dwoma fotelami a naprzeciw nich - stolik do kawy, znajdował się też dębowy barek z przezroczystymi drzwiczkami, przez które widać było wszystkie trunki. Na przeciwległej ścianie znajdował się duży regał wyłożony księgami od podłogi po sam sufit.
Hermiona z wielkim trudem powstrzymała się od podejścia do regału i rozpoczęcia studiowania choć jednej z lektur. W zamian pozwoliła się zaprowadzić do foteli przed kominkiem.
- Czego się napijesz? – spytał kurtuazyjnie mężczyzna, podchodząc do barku. – A może po prostu wyczarować ci kubek gorącej kawy?
- Napiję się tego, co ty, Draco – powiedziała grzecznie Hermiona. Miała ochotę na cokolwiek z procentami. Chodziło jej tylko o to, żeby podnieść się na duchu. Oczywiście musiała uważać, bo zbyt duża ilość alkoholu, mogłaby doprowadzić do tego, że rozwiązałby się jej język, a stad już niedaleka droga do tragedii.
- Wedle życzenia – odrzekł Malfoy i uśmiechnął się sardonicznie. – W takim razie proponuję zwykłą brandy z lodem. Rozcieńczyć ci wodą? – zapytał jeszcze dla pewności.
- Nie, wypiję nie rozcieńczoną – Hermiona cieszyła się, że trochę się odpręży od mocnego trunku.
Mężczyzna nalał do szklaneczek drinki.
- Dziękuję – powiedziała odbierając od niego trunek i zasiadając w jednym z fortelów przed kominkiem. Malfoy junior zrobił to samo. Hermiona co jakiś czas wodziła wzrokiem po obrazach, popijając trunek.
- A więc... oddałem twojej opiekunce pieniądze, które ci pożyczyła na utrzymanie dziecka – zaczął Draco
Mężczyzna obserwował reakcję kurtyzany spod lekko ściągniętych brwi. Hermiona wyglądała na zirytowaną, niemal złą i na urażoną.
- Nie trzeba było - oświadczyła tak lodowatym tonem, że Malfoy się zdziwił.
- Posłuchaj, jesteś na moim utrzymaniu i powinienem zadbać o ciebie, a to oznacza, że moim obowiązkiem jest nie dopuścić, abyś miała jakiekolwiek długi. Poczekaj! - niemal krzyknął, gdy Hermiona otworzyła usta. - Ja zrobiłem to z przyjemnością. I jeżeli będziesz potrzebowała na cokolwiek większej kwoty to... nie krępuj się o tym mówić. Marabeth ja mam o ciebie dbać, troszczyć się o ciebie i to dotyczy także spraw finansowych. Nie traktuję tego jako rozrywki i nie żałuję swojego kroku. Rozumiem, że jesteś honorowa, ale ja też i to ja zadeklarowałem się wziąć cię do siebie, i ja mam zapewnić ci wszystko czego potrzebujesz, rozumiesz? - mówił bardzo łagodnie i Hermiona zastanawiała się skąd w jednej i tej samej osobie bierze się tyle sprzeczności? W końcu znany był z hulaszczego trybu życia.
- Rozumiem – odpowiedziała sucho po chwili milczenia i odwróciła wzrok, gdyż nie podobało jej się to, ale nie miała ochoty wszczynać na „dzień dobry” kłótni. Dobrze wiedziała jaki Malfoy jest honorowy, bo nie raz dobitnie udowodnił jej to w czasach szkolnych.
Draco zmrużył oczy. Widział, że dziewczynie nie spodobało się to, że spłacił jej długi i już miał zamiar powiedzieć jej coś jeszcze na ten temat, jednak w ostatniej chwili się powstrzymał.
- Skoro już to ustaliliśmy, to może opowiesz mi coś o swoim dziecku? – przerwał ciszę panującą od dobrych kilku minut miedzy nimi.
Hermiona uśmiechnęła się na to. Lubiła rozmawiać o Destiny, jak chyba każda matka.
- Jest jeszcze zupełnie malutka i musi mieć mamkę - powiedziała z czułością. - Taka jest drobna i maleńka... Najchętniej sama bym się nią opiekowała, ale nie mogę. Nigdzie nie chcieli mi dać pracy... Ja wiem, że to przez moje pochodzenie, bo wszyscy ci wielcy urzędnicy odwracali wzrok, gdy przychodziłam na rozmowy kwalifikacyjne i mruczeli coś pod nosem o braku pracy i zwiększaniu się bezrobocia w świecie czarodziejskim... - nagle zdała sobie sprawę, że się nad sobą użala i uśmiechnęła się przepraszająco. - Nie chciałam się tak wywnętrzać, przykro mi - powiedziała i upiła spory łyk trunku. Brandy była smaczna i rozlewała się przyjemnym ciepłem po jej ciele.
- Nie szkodzi. Postaram się być dla ciebie dobry, chociaż czuję, że cała ta sytuacja jest dla ciebie krępująca i tak naprawdę wolałabyś robić coś innego. Przepraszam, nie chciałem ci sprawić przykrości - ostatnie zdanie dodał, gdy wargi Hermiony drgnęły nieznacznie. Płaczące kobiety go przerażały - jak każdego rasowego samca zresztą.
- Często widujesz się z córeczką?
- Jak dotąd robiłam to codziennie, wiem, że teraz tak nie będzie i chciałabym móc ją odwiedzać chociaż dwa razy w tygodniu - popatrzyła na niego z nieśmiałym błaganiem.
- Oczywiście - ku jej zdziwieniu popatrzył na nią bardzo łagodnie. - Będziesz mogła odwiedzać Destiny co drugi dzień i możesz u niej siedzieć nawet po dwie, trzy godziny. Pasuje ci to?
- Tak – odpowiedziała z radością. Ucieszyła się, że będzie widywać córeczkę dosyć często. Bała się, że mężczyzna nie zgodzi się nawet na te dwa razy. Draco uśmiechnął się do niej lekko i popił swój trunek.
- A ojciec małej? - spytał od niechcenia. Nigdy nie przypuszczał, że wyraz twarzy może się zmienić w tak krótkim czasie. Dianora spochmurniała i zacisnęła palce na szklance.
- Czy możemy o nim nie rozmawiać? – spytała drżącym głosem.
- Jasne – odpowiedział blondyn. – Przepraszam...chyba nie powinienem pytać – spojrzał na nią ze skruchą.
- Nie o to chodzi... Po prostu nie lubię o tym mówić – powiedziała i upiła łyk brandy.
- Też bym nie lubił rozmawiać o kimś, komu zaufałem i kto zostawił mnie bez mrugnięcia okiem z kłopotem na głowie i bez żadnej pomocy... - nie dokończył bo kurtyzana wbiła w niego płomienne spojrzenie i niemal krzyknęła:
- Des nie jest problemem! - w jej oczach zalśniły łzy oburzenia. - Jest czymś najdroższym, co posiadam!
- Marabeth... - Draco starał się zrozumieć jej reakcję - ...dobrze wiesz, że nie to miałem na myśli...
Odwróciła od niego gniewny wzrok. Jak on śmiał w ten sposób powiedzieć o jej skarbie?!
Mężczyzna wstał i odstawił pustą już szklankę na kominek.
- Nie gniewaj się, wiem, że to zabrzmiało obcesowo, ale chodziło mi o to, że ojciec dziecka zachował się jak nieodpowiedzialny gówniarz... Przepraszam, źle mnie zrozumiałaś, Dianoro - uniósł delikatnie jej brodę i zajrzał w ciemne, teraz pełne pasji i żalu, oczy. - A właśnie jak mam do ciebie właściwie mówić? Marabeth, czy Dianora? A może zdradzisz mi...
- Jak chcesz - przerwała mu bardzo szybko dziewczyna.
Zdziwił się, popatrzył na nią podejrzliwie, ale nic nie powiedział.
- Jak sobie życzysz - oznajmił łagodnie, pieszcząc palcami jej szyję. Delikatny dotyk sprawił, że Hermionie zakręciło się lekko w głowie. Draco pocałował ją w policzek i wyjął z jej dłoni pustą szklankę.
- Napijesz się jeszcze? - zapytał. - Czy może wolisz zjeść jakąś kolację? A może nie chcesz ani pić, ani jeść, tylko iść się wykąpać. Co prawda jest jeszcze wcześnie, ale jeżeli masz ochotę, to się nie krępuj, Dian.
Hermiona spojrzała na niego uważnie.
Czy on chce mnie upić? - przemknęło jej przez głowę.
-Nie, dziękuję Draco... chyba coś zjem... – odpowiedziała – Tak, powinnam coś zjeść – powiedziała ciszej, wstając. Nie była pewna czy będzie w stanie przełknąć cokolwiek, ale wydawało jej się to teraz najlepszym pomysłem.
-W takim razie zapraszam do jadalnia – powiedział dzwoniąc w dzwoneczek.
Hermiona uśmiechnęła się i poszła za Draconem.

Jadalnia była przestronnym i dosyć jasnym pomieszczeniem. Białe ściany i sufit nadawały przestronności, a mahoniowy stół był ogromny i mógł pomieścić swobodnie dwanaście osób; Malfoy junior poinformował ją, że da się on jeszcze powiększyć magicznie - w zależności od potrzeb - nawet dwukrotnie.
- Proszę usiąść - oznajmił kurtuazyjnie odsuwając jedno z krzeseł, a następnie klasnął dwa razy i pojawił się domowy skrzat. Hermiona obserwowała jak magiczne stworzenie, odziane w bialutką poszewkę kładzie na jej kolanach serwetkę. Ten obraz skojarzył jej się ze Zgredkiem i jego cierpieniami, jakie przeżył będąc w niewoli u Malfoyów. Ciekawa była czy nadal tak traktują swe sługi.
- Co możesz szybko podać? – spytał Draco, gdy skrzat i jemu położył serwetkę na kolanach –Najlepiej cos lekkostrawnego – dodał zerkając na Hermionę.
- Sałatkę, ryż z potrawką z królika i do tego wino – powiedział skrzat. Hermiona zdziwiła się, gdyż taki zestaw serwowano zwykle na obiad, a tu proponowano jej jako kolację.
-Tylko ? –spytał zimno Malfoy i skrzat skulił się nieznacznie.
-Tak, panie... –zapiszczał.
- Mnie to odpowiada – odezwała się szybko Hermiona. Nie chciała narażać skrzata na niepotrzebne nieprzyjemności. Domyśliła się, że w spiżarni pewnie są tylko te produkty.
- Tylko? - zapytał jeszcze raz Draco, patrząc na stworzenie nieprzychylnie.
- Panie, bardzo mało produktów jest w spiżarni, trzeba będzie je uzupełnić. Tylko wina jest dużo. O! Są jeszcze owoce - skrzat trząsł się ze strachu, oczekując ciosu, ale nic takiego nie nastąpiło.
- Rozumiem - sucho powiedział mężczyzna. - Jutro będziemy musieli uzupełnić zapasy na Pokątnej - zwrócił się do Hermiony. - A ciebie nie ma, ale już! Za pół godziny ma być kolacje a teraz życzę sobie owoce! - nawrzeszczał na skrzata Draco, a Hermiona poczuła napływ buntowniczego nastroju. Nie mogła jednak wybuchnąć, więc powiedziała łagodnie:
- Niepotrzebnie krzyczysz, skrzaty domowe są bardzo pokorne, po co je karcić za wszystko?
- Po to, żeby nie zapomniały, gdzie ich miejsce - uciął Malfoy, niepotrzebną według niego, dyskusję.
- One i tak doskonale o tym wiedzą - wymruczała pod nosem dziewczyna. Na jej nieszczęście mężczyzna to usłyszał.
- Wiesz, jak byłem w szkole to taka jedna dziewczyna - Hermiona poczuła jak serce podchodzi jej do gardła. - Założyła taki klub propagujący wolność skrzatów domowych. Dla mnie to był czysty idiotyzm, a ona tego nie rozumiała...– powiedział z irytacją i spojrzał na oddalającego się pospiesznie sługę.
Hermiona wolała tego nie komentować mimo, że poczuła złość w sobie. Po pierwsze nie chciała się zdemaskowania, a po drugie wybuch blondyna uświadomił jej, że mimo wszystko, Malfoy nigdy nie porzuci swoich zasad.
-Twój ojciec to prawdziwy dżentelmen - powiedziała pierwszą rzecz by skierować rozmowę na inne tematy.
Cholera, co ja pieprzę? Malfoy dżentelmenem? - skarciła się w duchu. - W ogóle po co ja mówię o jego ojcu? - zirytowała się, tym, że plecie co jej ślina na język przyniesie.
Młodzieniec uniósł ze zdziwienia brew:
- Hmm... - mruknął. - Odkąd pamiętam taki był. Chłodny, opanowany, zdystansowany, chociaż gdy wpada w gniew, lepiej mu schodzić z drogi. Potrafi znaleźć się w każdej sytuacji i nie popełnia towarzyskich gaf... Kurtuazji i wyrafinowanego języka było mu najtrudniej mnie nauczyć, dotąd mam z tym problemy, przynajmniej według mojego idealnego ojca - Draco sam zdziwił się szczerością własnego monologu, ale miał ochotę powiedzieć to Dianorze. - Nie musisz mi przypominać o jego doskonałości - chciał nie chciał, w tonie jego głosu, zabrzmiał żal.
- Ale ja wcale nie chciałam cię porównywać, tylko tak mi się powiedziało - Hermionie zrobiło się przykro, gdy zobaczyła lekką urazę i irytację w spojrzeniu mężczyzny. – Naprawdę... przepraszam... – dodała spuszczając wzrok. Teraz przeklinała się w duchu za tamto zdanie. Nigdy nie myślała, że Malfoy może tak zareagować na niewinny komplement pod adresem jego ojca. Zawsze podkreślał kim jest jego ojciec i jakie ma związku z tym profity utwierdzając Hermionę (i nie tylko ją, ale i również całe otoczenie) w zdaniu, że jest z niego dumny. A tu się okazało, że Ślizgon ma też kompleks na tym punkcie. Kompleks, że nigdy nie dorówna swemu ojcu.
Usłyszała dźwięk odsuwanego krzesła i ciche kroki.
Draco stanął za nią i położył dłonie na ramionach kobiety.
- Nic się nie stało - powiedział cicho. - To ja przepraszam za moje wywody, coś mnie napadło... Ależ jesteś spięta - dodał czując, jak bardzo napięte są jej mięśnie. - Nie denerwuj się tak, nie trzeba - wprawnie rozmasowywał jej kark i ramiona, a Hermiona powolutku się odprężyła.
I w tym momencie do jadalni wszedł skrzat niosąc misę owoców. Podszedł do stołu i postawił ja przy Hermionie. Następnie odszedł kłaniając się raz po raz, a jego długi nos dotykał posadzki.
Biedactwo - pomyślała dziewczyna, gdy za stworzeniem zamknęły się drzwi.
Hej... a jak on się w ogóle dowiedział o W.E.S.Z? - pomyślała nagle i zmarszczyła brwi. Przecież męczyła o to Gryfonów, a nie Ślizgonów. - Lubisz winogrona? – usłyszała, rozpraszający jej rozważania, szept Dracona przy lewym uchu.
Pewnie plotka rozeszła się po szkole - pomyślała, a na głos oświadczyła:
- Tak, lubię - i podejrzliwie popatrzyła na młodzieńca.
Draco uśmiechnął się do niej zalotnie, niemal drapieżnie, przesunął sobie krzesło i usiadł bardzo blisko dziewczyny.
- W takim razie się poczęstuj - wymruczał prosto do jej ucha i zbliżył do ust Hermiony, dorodne ciemne grono.
Kobieta zamrugała, ze zdziwienia, powiekami, ale posłusznie rozchyliła wargi. Winogrono było soczyste i słodkie, jednym słowem pyszne.
- Smakowało ci?- zapytał cicho Draco.
- Tak - odpowiedziała niepewnie.
Uśmiechnął się i pocałował ją, stanowczo rozchylając jej usta językiem.
- Masz rację - poczuła na uchu ciepły oddech mężczyzny. - Wyborne.
Następnie złożył na jej ustach niemal niewinny pocałunek. Była zdziwiona jego delikatnością. Spojrzał jej w oczy i pogłaskał po policzku. Wtuliła twarz w jego dłoń i spojrzała na niego spod przymrużonych powiek. Musiała przyznać, że to sprawiało jej przyjemność.
Draco zsunął dłoń na jej szyję:
- Jesteś tak słodka, że chyba nie dam ci zasnąć przez całą noc - wyszeptał jej do ucha i delikatnie je ugryzł.
Hermiona doważyła się śmiało spojrzeć Malfoyowi w oczy. W odpowiedzi mężczyzna uśmiechnął się i gorąco ją pocałował. Kobieta coraz mniej bała się wspólnej nocy z Draconem, ale nadal odczuwała psychiczny dyskomfort. Po pierwsze dlatego, że czuła się nie fair zatajając prawdę osobie, po drugie dlatego, że mężczyzną z którym miała wylądować w łóżku był jej zagorzałym wrogiem z lat szkolnych.
Spuściła wzrok i przygryzła wargę.
Kurczę, Herm, przestań tak myśleć bo wylecisz z tej roboty szybciej niż zdążysz powiedzieć słowo MAG - pomyślała ze złością jednak myśli o dyskomforcie nadal nie chciały odejść.
- Coś nie tak? - Draco źle zrozumiał jej reakcję i pomyślał, że być może pocałował ją zbyt natarczywie.
- To nie twoja wina. To ja, przepraszam... - Hermiona poczuła się nagle całkowicie bezsilna i postanowiła się zdać na łaskę losu, i nie rozważać wszystkich za i przeciw. To ją tylko psychicznie wykańczało.
Mężczyzna spojrzał na nią uważnie.
- Jeśli nie chcesz.. - zaczął powoli.
- Nie, nie.. - przerwała mu szybko dziewczyna - To znaczy... Wszystko w porządku. Chcę - dodała spokojniej
Draco ucieszył się w duchu, bo chociaż postanowił być wyrozumiały, nie uśmiechała mu się rezygnacja z Marabeth i odkładanie ich miłosnego zbliżenia na dzień kolejny. Ale, żeby okazać jej troskę, jeszcze raz, z powagą, zajrzał w ciemne oczy kurtyzany.
- Wszystko będzie dobrze - powiedział cicho.
- Wiem... - Hermiona sama zdziwiła się swoją odpowiedzią. Skąd niby miała wiedzieć jak będzie? Kogo jak kogo, ale Malfoya nigdy do słownych by nie zaliczyła. Czuła jednak, że to prawda. Malfoy jakby na potwierdzenie swoich słów pocałował ją delikatnie w usta. Oddała pocałunek i mocno objęła mężczyznę. Próbowała odsunąć od siebie wszelkie niemiłe myśli, a Draco skutecznie jej w tym pomagał za pomocą dłoni, które błądziły delikatnie po jej ciele i ust, które zsunęły się na szyję kobiety. Hermiona zacisnęła mocniej powieki i cicho westchnęła. Coraz bardziej chciała tego zbliżenia, była w końcu młodą kobietą i jej ciało miało swoje potrzeby. I nie tylko ciało – ona potrzebowała realnej bliskości drugiej osoby, a Draco był w tej chwili tak czuły, że roztapiała się pod wpływem jego pieszczot.
Mężczyzna wstał, podniósł swoją podopieczną i zniósł ją na rękach do sypialni
Gdyby Hermionie chciało się oglądać pomieszczenie, doceniłaby, że jest urządzone z wyrafinowanym gustem. Ogromne, dębowe łóżko było przykryte ciemnozieloną satynową pościelą, która wspaniale współgrała z bardzo jasnym, stonowanym fioletem ścian. W oknach wisiały ciężkie, ciemnozielone welurowe zasłony ze srebrnymi lamówkami. Całości dopełniał biały sufit, dębowa podłoga i niewielka szafka przy łożu, także z dębiny. Ale Hermiona była zajęta czymś zupełnie innym i w tej chwili jej zmysły zarejestrowały tylko to, że łóżko w sypialni musi być wygodne.

Draco postawił Marabeth ostrożnie na podłodze, a ona objęła go mocno, przyciągnęła do siebie, wspięła się na palce i odnalazła wargami jego usta. Mile zaskoczony mężczyzna oddał jej pocałunek, a po chwili delikatnie ją od siebie odsunął. Powoli zaczął zdejmować z niej ubranie, a Hermiona, mimo własnej nieśmiałości, pomagała mu i to nie tylko ze swoją garderobą. Gdy byli zupełnie nadzy, pchnął ją delikatnie w kierunku łóżka, a ona dała się pokierować. Draco ułożył ją w chłodnej, satynowej pościeli i popatrzył z uznaniem na zgrabne ciało kobiety. Znowu wróciła irytująca myśl, że skądś ją zna, ale szybko otrząsnął się z niepotrzebnych w tej chwili rozważań. Hermiona coraz bardziej pragnęła się z nim kochać, bo delikatność i wyrozumiałość mężczyzny powolutku rozbudziły w niej zaufanie i dawno nie zaspokajane potrzeby fizycznej bliskości z kimś wyjątkowym. Ku swojemu zdziwieniu nie zatęskniła za Wiktorem. Wyciągnęła ręce do swojego kochanka, a on ujął jej dłonie i lekko się do uśmiechnął. Zaskoczył ją; nie położył się na niej, ale obok i stanowczo przyciągnął kurtyzanę do siebie. Przez chwile patrzył jej gębko w oczy, by później złożyć na jej ustach delikatny pocałunek.
- Jesteś śliczna – wyszeptał odrywając wargi od jej ust i ponownie zaglądając jej orzechowe oczy. Hermiona uśmiechnęła się leciutko na te słowa i odważyła się pocałować swego kochanka. Tym razem pocałunek był bardziej namiętny od tego podarowanego jej przez Dracona.
Obydwoje napawali się ciepłem drugiej osoby, miękkością warg, smakiem i zapachem. Dłoń Dracona błądziła po plecach Hermiony, a ona zarzuciła nogę na jego biodro i przylgnęła do silnego, twardego ciała mężczyzny. Powolutku odsunął ją od siebie i pocałował zagłębienie szyi. Westchnęła cicho, w suwając palce w jego włosy.
Malfoy czuł się dziwnie. Chciał robić wszystko powoli, delikatnie, niemal z namaszczeniem. Nigdy wcześniej nie odczuwał takiej potrzeby. Teraz chciał zdobyć pełne zaufanie kobiety, nie zależało mu jedynie na zaspokojeniu swoich pragnień. Chciał nie tylko brać, ale przede wszystkim dawać. Pachniała czystością, szałwią i aloesem.
Pieścił dłonią jej spore, matczyne piersi całował ramiona kochanki. Był tak czuły, że Hermiona nie mogła powstrzymać się od cichutkich jęków i westchnień, a on chłonął każdy dźwięk, każde drgnienie jej ciała, jej zapach i smak.
- Bardzo cię pragnę – wyszeptał jej do ucha.
- Ja ciebie też – z zaskoczeniem usłyszała własny, przytłumiony głos. Ale taka była prawda. Pragnęła go. Pragnęła bardzo mocno. Potrzebowała czyjejś bliskości, czyjegoś ciepła, a on to wszystko jej dawał.
Pchnął ją lekko na plecy i pochylił się nad nią, pieszcząc wargami jej szyję. Wyciągnęła ręce i przesunęła palcami po jego klatce piersiowej i brzuchu. Odsunął jej dłonie z cichym jękiem. Nie pozwolił więcej się dotykać. Przycisnął ręce kobiety do pościeli i całował każdy cal rozpalonej skóry. Hermiona zacisnęła powieki. Miała wrażenie, że za chwilę zemdleje z rozkoszy. Jego wargi były miękkie i ciepłe, a zmysłowe pieszczoty języka doprowadziły ją do głośniejszych jęków. Prawie krzyknęła gdy delikatnie pocałował jej najintymniejsze miejsce. Nie mogła powstrzymać ani cichego szlochu, ani bezwolnych ruchów bioder, kiedy ją tak pieścił.
Draco nie mógł dłużej znieść pożądania które czuł. Pragnął jej tak do bólu. Była taka naturalna i słodka.
Ułożył się na niej i posiadł ją. Zrobił to trochę gwałtowniej niż zamierzał, ale Hermiona nie poczuła bólu. Była zbyt podniecona. Krzyknęła cicho i oplotła go ramionami i udami. Kochał ją namiętnie. Wtulił twarz w jej miękkie czarne włosy i głośno jęczał, a kiedy doszedł na szczyt, omal się nie rozpłakał. Oddychał ciężko i ostatkiem sił zsunął się z kobiety i mocno ją do siebie przytulił. Przylgnęła do niego i słuchała mocnych uderzeń jego serca.
- Przepraszam – wyszeptał. – Chciałem być delikatny.
Popatrzyła na niego ze zdziwieniem. Nie sprawił jej ani odrobiny przykrości.
- Ale przecież było mi z tobą bardzo dobrze. Nie przepraszaj – pocałowała go delikatnie w policzek.
- Mimo wszystko... Chciałem, żebyś osiągnęła spełnienie, przepraszam...
Zarumieniła się lekko i pocałowała go jeszcze raz.
- Było mi cudownie i nie chcę żebyś przepraszał – w odpowiedzi przygarnął ją mocniej.

Milczeli przez chwilę, każde myśląc o tym, co przed chwilą dane im było przeżyć. W końcu Hermiona, która myślała, że Malfoy junior już niczym jej nie zaskoczy usłyszała.
- Mało kto jest takim darmozjadem i padalcem jak ja... Pewnie dlatego trafiła mi się taka wyjątkowa i urocza dziewczyna. Nie ma sprawiedliwości na tym świecie... – zapatrzył się w sufit.
- Dlaczego tak mówisz? – zapytała niemal zaszokowana.
- Bo tak właśnie sobie pomyślałem – odrzekł i rzucił jej ironiczne spojrzenie. – Tylko nie myśl, że skoro tak mówię, to znaczy że jestem dobry. Jestem nad wyraz egotyczną jednostką, Dianoro i doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Wiem też, że to wina moich rodziców, zwłaszcza ojca, który teraz mi ten egoizm wypomina, ale to jest mało istotne.
- A ja uważam, że jesteś sympatyczny – wypaliła bez zastanowienia i bardzo szczerze panna Granger. W istocie tak właśnie uważała. Bo tak Draco się zachowywał.
- Jeszcze mnie zdążysz znielubić, skoro będziesz ze mną spędzała mnóstwo czasu – powiedział z gorzkim przekonaniem.
- To zależy tylko od ciebie – stanowczo odrzekła Marabeth i Malfoy westchnął przeciągle.
- No, owszem - powiedział uśmiechając się szelmowsko do swojej podopiecznej
Hermiona poczuła niemiły ucisk w żołądku, na myśl o tym, co zrobiłby Draco, gdyby wiedział, kim ona jest naprawdę. Ale nie wiedział. Dlatego pocałował ją delikatnie w usta.
- Nie mogę się tobą nacieszyć – wyszeptał.
Dziewczyna zamknęła oczy i pozwoliła mu na czułe pieszczoty i pocałunki. Kochali się jeszcze raz. Tym razem Malfoy był bardzo delikatny i cierpliwy, i doprowadził swoją kochankę na szczyt rozkoszy.


--------------------
"KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
sonka   Smok I Kurtyzana   07.12.2004 14:47
Lady A.   Narazie jest mimo wszystko za mało, żebym mogł...   07.12.2004 17:34
Kala   mi wydaje się ciekawe, wiadomo zawsze o co cho...   07.12.2004 17:54
avalanche   Jakie za mało? Podoba mi się - ładnie i zgrab...   07.12.2004 18:20
vaampir   dobrze piszecie, nawet przyjemnie się czyta, a...   07.12.2004 19:04
Emily Strange   Szkoda, że niektórzy mają wyraźny problem z cz...   07.12.2004 19:23
Kitiara   Rozdział II Nie wszystko jest takie proste jak...   08.12.2004 17:44
Blue   Taaak, to świetny pomysł żeby wlepić tu opowia...   08.12.2004 17:48
sonka   I oto następny rodział:D sonka & Kit Rozd...   09.12.2004 17:07
Nimbuska2000   Bardzo fajne. Co prawda jak czytałam poprzedni p...   09.12.2004 17:31
vaampir   oj mam wrażenie, że ta część jest rochę słabsz...   09.12.2004 19:26
Arpi Sideris   Opowiadanie ciekawe, dobrze się czyta. Po pros...   09.12.2004 20:23
sonka   Hej! W imieniu swoim i Kit dziękuję za wsz...   09.12.2004 21:16
vaampir   w gruncie rzeczy to wasza sprawa, jestescie au...   09.12.2004 21:19
Blue   Mam nadzieję, że szybko dowiemy się co jest w ...   09.12.2004 23:41
Kala   fabuła się rozwija, zastanawiam się tylko dlac...   10.12.2004 21:03
Andeja   Bardzo mi sie podoba to opowiadanie.
Sko...
  11.12.2004 15:30
Kitiara   Po pierwsze - mam dość słowa "part" ...   11.12.2004 15:56
Andeja     11.12.2004 16:57
sonka  
QUOTE   11.12.2004 17:00
Kitiara   Jest powiedziane, że Hermionamoże odwiedzć cór...   11.12.2004 17:25
katana   Super czekam z niecierpliwością na dalszą częś...   14.12.2004 13:35
Potti   skoro już skończyłyście, bo tak zrozumiałam, t...   26.12.2004 23:54
Blue   Opowiadanie, z tego co mówią szanowne autorki ...   27.12.2004 18:04
deo   Już na DK mówiłam, że to opowiadanie strasznie...   27.12.2004 18:30
Kitiara  
QUOTE   27.12.2004 18:51
Kitiara   Boże, przepraszam, że jeszcze tu nic nie ma, a...   06.01.2005 16:59
Tenebris69   Ojej... Przeczytałam całość od początku za jed...   07.01.2005 14:50
Kitiara  
QUOTE   07.01.2005 17:08
Potti   o, nowa część (: nadal mi się podoba, nawet c...   07.01.2005 20:24
Tenebris69   Oh, Kit, ja sobie świetnie zdaję sprawę, że ...   08.01.2005 11:30
deo   <...   08.01.2005 11:38
Potti   Tenebris -> wiem, dlatego specjalnie mi to ...   08.01.2005 11:53
Kitiara  
QUOTE   08.01.2005 12:20
Tenebris69   Kurczę... ja to zawsze coś na mieszam.
QUOTE   08.01.2005 21:09
Pirrania   Przeczytałam i muszę pogratulować bo opowiadan...   10.01.2005 19:24
Hanusik   Podoba mi się. I to bardzo. Tak jak wspomniał ktoś...   27.05.2005 17:01
Kate64100   Rozdział mi się poobał, choć te opisy pomieszczeń,...   27.05.2005 20:43
Kitiara   Kate, nie zarzucaj nam zaniedbywania opowiadań, ba...   29.05.2005 08:35
Kate64100   Kit, ja niczego nie zarzucam, tylko jak przez praw...   29.05.2005 11:15
Tenebris69   Ja już się przyzwyczaiłam do tego czekania i myślę...   29.05.2005 12:30
psychodeliczna   Literówki, literówki. Ogólnie szybko, lekko się cz...   03.06.2005 16:00
Hemi Granger   Opowiadanie przeczytałam jednym tchem, jakieś.... ...   13.06.2005 10:35
Dorcas Ann Potter   Genialne. Wspaniałe. Kit i Sonko gratuluję pomys...   14.06.2005 20:30
Nokiaaa   Nie chcę powtarzać, że fajne, bo chyba już to wies...   15.07.2005 19:23
Kiniulka   Kiedy będzie next part :( Tak długo już czekamy ...   18.07.2005 01:12
Majka   Opowiadanie jest super, bardzo mi się podobało. Bł...   08.08.2005 15:56
blaire   Pomysł cokolwiek oryginalny. Chociaż uważam, ze He...   04.10.2005 15:34
a-n-!-a   A ja popędzam, bo ostatnia część była naprawdę tro...   07.10.2005 22:19
Iluzja   :zel_pepsi: <upija się z rozpaczy> Czy wszy...   16.10.2005 16:54
acromantula   bardzo, bardzo mi się podobało to opowiadanie, org...   23.10.2005 01:38
Dorcas Ann Potter   :P Och, naprawdę? To po prostu niesamowite. Takieg...   15.11.2005 09:07
Kara   FF jest po porstu zajefajny!!!!:) ...   15.11.2005 09:57
Kara   ups napisałam dwa razy ale to z tego zachwytu :P K...   15.11.2005 09:58
Dorcas Ann Potter   To skasuj. Ktoś coś mówił o nabijaniu postów? :ma...   15.11.2005 13:17
Paulinka***   Matko, kiedy dodacie kolejny odcinek? Ileż można g...   15.11.2005 16:30
Dorcas Ann Potter   Pisanie jest trudną rzeczą wymagającą czasu.   15.11.2005 16:33
Kara   Słuchaj Paulinka...też się niecierpliwie ale cuż j...   15.11.2005 16:33
Paulinka***   Wiem, wiem wiem. I mam nadzieje ze nas zaskocza;-)...   15.11.2005 17:15
Kara   :) Chyba większość ludzi ma podobne myśli :P   15.11.2005 17:47
Kiniulka   O rajuśku jak ja bym chciała nowy part :((( Normal...   15.11.2005 18:46
Fauna   Ja też nieśmiało przyłączam się do delikatnego prz...   07.12.2005 17:28
Heike   Ja chyba przyłączę się do prośby większości <_...   25.12.2005 01:49
Sosenka   Kiedy będzie dalsza część już się nie moge doczeka...   28.12.2005 11:51
Paulinka***   buuuuu..... Błagam, litości.... ostatnio bylam 15 ...   28.12.2005 13:25
Victoria Vouivre   Czytałam już to opowiadanie na innym forum. Było t...   29.12.2005 15:38
Kara   Teraz to już umieram z niecierpliwości...prosze......   29.12.2005 20:27
Tida   Hmmm...Jak na razie to mi sie podoba,tylko trochę ...   29.12.2005 22:38
Lord Dragon   sonka , odpisała mi na moje pytanie . Napisała że ...   15.01.2006 13:31
sonka   Oj. Przepraszamy, ze na razie nic sie nie pojawia....   16.01.2006 12:30
hermionka_7   koniec lutego????? to przecież za 5 wieków...... ...   16.01.2006 13:23
Fauna   Nie marudź, ważne, że w ogóle piszą :D Ja osobiś...   17.01.2006 21:59
hermionka_7   Dzięki za pozytywne wsparcie :D Sosenko droga, arc...   17.01.2006 23:20
Kara   Hermionko...zgadzam się z tobą całkowicie...Ale có...   18.01.2006 11:34
Tasha13   Wspaniałe!!... Ale czemu tak dawno nie był...   30.01.2006 06:47
Kara   Jezu... Komentujecie w tak ekspresowym tempie i za...   01.02.2006 18:30
Dorcas Ann Potter   Wydaje mi się, że gdzieś zgubiłam swoją szklaną ...   01.02.2006 18:34
Kara   :P a miotłę jeszcze masz?? Bo może zaraz zaproponu...   01.02.2006 18:36
Tida   JUŻ JEST LUTY!!!Błagam wklejcie kolejn...   13.02.2006 18:36
Fauna   Jakis miesiąc temu Sonka napisała: więc ja cierlp...   15.02.2006 20:14
Andzialipa   Opowiadanie swietne, zreszta koemntowalam je juz n...   16.02.2006 23:00
migotka   bardzo fajne opowiadanko :) z niecierpliwością cze...   18.02.2006 15:17
Kiniulka   Jest juz luty, a nowego parta ni widu ni słychu :(...   18.02.2006 21:04
angelkitty   heh opowiadanko bardzo mi sie podoba, szczególnie ...   19.02.2006 18:36
Iluzja   Czytałam tego ff z jakieś dwa miesiące temu i z te...   20.02.2006 21:36
em   W takim razie, Iluzja, zapraszam do działu "L...   20.02.2006 21:39
paulinka872   emoticonka jakos nie moge znalesc tego opowiadania...   20.02.2006 23:22
Kara   Jezu!!! Przecież w "Labiryncie Wy...   21.02.2006 11:55
Ciasteczko   czy wyumiecie czytac? wszyscy rozpaczaja 'juz ...   21.02.2006 17:09
Fauna   No właśnie, a do końca lutego jeszcze prawie tydzi...   21.02.2006 21:31
Kara   Teraz już nie jestem spokojna bo dzis ostatni dzie...   28.02.2006 19:34
Fauna   nom... teraz, to ja też trochę się denerwuję <_...   28.02.2006 20:39
MoniQ   kiedy następna część...??mi sie ogolnie bardzo faj...   01.03.2006 22:51
Naya   no proooosiiimyyy o nasteppna czeesc!! ost...   07.03.2006 14:37
angelkitty   :cry: buuu szkoda że nie ma jeszcze następnej częś...   07.03.2006 20:09
Naya   niedługo bedziee =)   07.03.2006 21:12
Kiniulka   A skąd wiesz? :D Bo jeśli to prawda to mogę smi...   07.03.2006 23:40
Naya   ""A skąd wiesz? :D Bo jeśli to prawda t...   08.03.2006 10:07
2 Strony  1 2 >


Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 21.09.2024 14:17