Help - Search - Member List - Calendar
Pelna wersja: Smok I Kurtyzana
Magiczne Forum > Harry Potter > Fan Fiction i Kwiat Lotosu > Kwiat Lotosu
Pages: 1, 2, 3
sonka
Witamy!
Zapewne część z Was zna

"Smoka i Kurtyzanę" z forum Dziurawego Kotła, gdzie było

publikowane. Wraz z Kit uznałyśmy, że zaczniemy publikowac tę opowieść

również tutaj. Tak więc przedstawiamy wam owoc naszej wspólnej pracy

pt. "Smok i Kurtyzana". Wszelkie uwagi dotyczące fabuły nalezy

więc kierować do nas obu [Kit i Sonki]
Pozdrawiamy
Kit i Sonka

/>

Prolog

Young girl, don't cry

/>I'll be right here when your world starts to fall
Young girl,

it's all right
Your tears will dry, you'll soon be free to

fly

When you're safe inside your room you tend to dream

/>Of a place where nothing's harder than it seems
No one ever wants

or bothers to explain
Of the heartache life can bring and what it

means
[“A voice within”, Christina Aquilera]



/>Siedziała na łóżku wpatrując się ścianę przed sobą. W niewielkim i

przytulnym mieszkaniu, znajdującym się w kamienicy przy Victoria`s Alley

było cicho i spokojnie. Teraz tak było bo jeszcze kilka minut temu wywiązała

się tutaj potężna kłótnia, a jej efektem było trząśnięcie drzwiami przez jej

byłego już chłopaka. Rozejrzała się nieprzytomnie po pomieszczeniu: na

podłodze przy stoliku leżały resztki z wspaniałego porcelanowego wazonu,

który dostała od przyjaciół na dwudzieste urodziny; nieopodal skorupek

leżało ich wspólne zdjęcie zrobione jakiś czas temu, oczywiście zbryzgane

odłamkami szkła z ramki. Teraz już się nie uśmiechali - obydwoje byli

smutni. Chyba tylko raz w swym życiu ta fotografia wyglądała tak jak w tej

chwili - gdy przeżyli swoją pierwszą wielką kłótnię.
A teraz?

/>Teraz ponownie z tą różnicą, że to była ich ostatnia kłótnia w życiu.

Wiktor nie wytrzymał i po prostu z nią zerwał. Byli razem od siedmiu lat,

razem znosili wszelkie smutki, troski, razem przezywali radości. Poznali się

na jej czwartym roku, w bibliotece - on przyjechał do Hogwartu jako kandydat

w Turnieju Trójmagicznym, ona uczyła się tam. Co prawda, już wcześniej się

widzieli na Mistrzostwach Świata w Quiddichu, gdzie Wiktor złapał w

spektakularny sposób Złotego Znicza lecz wówczas nie zwrócili na siebie

większej uwagi... No może on na nią nie zwrócił. Ale za to w Hogwarcie...

/>Przypomniała sobie te wszystkie spacery po błoniach, te rozmowy, te

pocałunki... Och! To było jak bajka... która trwała korespondencyjnie

przez następne trzy lata szkoły i cztery po jej zakończeniu... Ona wynajęła

mieszkanie w jednej z najlepszych dzielnic Londynu, gdyż pozwalały jej na to

finanse, a on grał na swoim kontrakcie w Bułgarii i do Anglii wpadał

sporadycznie, ale gdy już się zjawiał to cały wolny czas poświęcał właśnie

jej. Czasem i dziewczynie udało się wyjechać na weekend do niego, więc się

widywali co jakiś czas. Tak wyglądał ich związek, ale żadnemu z nich to nie

przeszkadzało. Dla nich liczyło się tylko to, że są razem. Utrzymywali to w

tajemnicy, bo nie chcieli rozgłosu. Mało kto wiedział (tylko ich

przyjaciele), że Hermiona Granger i sławny Wiktor Krum są razem i to bardzo

długo, to znaczy BYLI aż do teraz...

Jakie to dziwne -

przyszło jej na myśl. Była przekonana, że go zna. Była pewna, że jest

odpowiedzialnym człowiekiem. A jak tylko pojawił się problem to on czmychnął

urządzając jej wcześniej potężną awanturę. I jeszcze śmiał stawiać warunki:

„Usuniesz dziecko, a z tobą zostanę”
- Warunek! Ha!

- zaśmiała się gorzko.
Świnia - pomyślała.
Przecież nie

mogła usunąć dziecka... To było wbrew jej zasadom, wbrew jej samej...

Przecież ono nie jest niczemu winne... Po prostu zaszła z nim w ciążę przez

przypadek. To była wpadka...
Po jej policzkach popłynęły łzy. Nie

pamiętała kiedy ostatni raz płakała... chyba po stracie ukochanych rodziców.

Gdyby nie przyjaciele to pewnie załamałaby się psychicznie... no i pomoc

Wiktora.
Świnia - ponownie pomyślała z goryczą wstając z

podłogi.
Powoli podeszła do skorupek wazonu i pozbierała je ostrożnie.

Następnie włożyła kawałki do torebeczki.
Może da się to naprawić

?- myślała z nadzieją wkładając torebeczkę do szuflady. A nawet jeśli nie to

zawsze pozostaną te skorupki... na pamiątkę... - w oczach dziewczyny

pojawiły się niepohamowane łzy.
Nie będę płakać - pomyślała

zaraz z silną zaciętością i przygryzła dolną wargę, aż do bólu, starając się

uspokoić rozkołatane nerwy ze względu na małą, bezbronną istotkę, która

spoczywała bezpiecznie pod jej sercem.

Postanowiła je urodzić

wbrew wszystkiemu, a przede wszystkim wbrew temu egoiście, który udawał, że

ją kocha.
Gdyby kochał... No właśnie, GDYBY...
Ale to już było

nieważne...
Ona sobie poradzi. Zawsze musiała sobie radzić i była

samodzielna aż do bólu.
A teraz było dużo łatwiej, gdyż Hermiona miała

od dwóch lat dobrze płatną pracę w Sektorze Zarządzania Prawidłami Aportacji

i Komunikacji Magicznymi Środkami Transportu. Czuwała nad bezpieczeństwem

czarodziei przemieszczających się z miejsca na miejsce w sposób magiczny.

Lubiła swoją pracę i miała nadzieję na szybki awans, gdyż wykazywała się

sumiennością i pracowitością. Ostatnio opracowała wraz ze starszym kolegą z

pracy, nowy system magicznych udogodnień w systemie połączeń Fiuu,

który właśnie był testowany i jak na razie wstępne testy przechodził bez

zarzutu.

Dziewczyna westchnęła głośno. Poczuła się zmęczona i

przybita. Poszła do łazienki, nalała do wanny gorącej wody, wpuściła kilka

kropli olejku jodłowego i po kilku chwilach w pomieszczeniu rozszedł się

świeży, leśny zapach, który koił zmysły Hermiony, ale nie mógł ukoić jej

wewnętrznego bólu, zawodu i rozpaczliwego poczucia straty.
Młoda

kobieta poczuła się oszukana i zdradzona. Poświęciła kilka najpiękniejszych

lat swojego życia człowiekowi, który okazał się nieuleczalnym egoistą nie

zasługującym na miłość i oddanie jakim go szczerze darzyła.
W okolicy

serca pojawił się tępy ból i Hermiona ponownie musiała zacisnąć powieki i

przygryźć boleśnie usta by nie płakać. Jednak kilka upartych łez potoczyło

się po jej policzku i wytarła je pospiesznie wierzchem dłoni.


/>Gorąca kąpiel troszeczkę ją uspokoiła i pozwoliła zebrać myśli.
W

tej chwili zarabiała aż siedemdziesiąt pięć galeonów tygodniowo, z czego

połowa szła na wynajem domu u dosyć zamożnej czarownicy, która zbliżała się

właśnie do pięćdziesiątki. O opłaty Hermiona nie musiała się martwić,

płaciła Artemidzie Spot wystarczająco dużo, a ona wolała sama dokonywać

stosownych opłat.
Muszę odłożyć troszkę na wyprawkę dla dziecka

- pomyślała i ta myśl znowu przypomniała jej o Wiktorze, ściskając jej

gardło jak w imadle.
Zamknęła mocno powieki, zacisnęła zęby, złożyła

dłonie w piąstki wbijając paznokcie w miękką skórę niemal do krwi, tylko po

to by samą siebie otrzeźwić i wyrwać się z ponurych, smutnych rozważań

/>- Nie rycz, Herm - powiedziała sama do siebie, chociaż właściwie na nic to

się zdało. Łzy popłynęły niepowstrzymanym strumieniem po jej bladej buzi i

Hermiona rozszlochała się na dobre.


Rozdział I
Gdy

wszystko się zmienia


Young girl, don't hide

/>You'll never change if you just run away
Young girl, just hold

tight
And soon you're gonna see your brighter day

Now in

a world where innocence is quickly claimed
It's so hard to stand

your ground when you're so afraid
No one reaches out a hand for you

to hold
When you're lost outside look inside to your soul

/>[Christina Aquilera, “A voice within”


- Panno

Granger, czy mogę prosić na chwilkę? - spytał miesiąc później Alfred

MacCartney, szef wydziału w którym pracowała. Hermiona podniosła głowę znad

najświeższych wyników testów systemu MAG, jak nazwali ów projekt wraz z

Marcusem.
- Już idę, panie MacCartney - odpowiedziała z uśmiechem

wstając i podążyła za szefem do jego gabinetu.
- Proszę usiąść, panno

Granger... Może się pani czegoś napije? Herbaty, kawy? A może coś

mocniejszego? - zapytał mrugając do niej. Hermiona odwzajemniła uśmiech i

grzecznie podziękowała. Nawet gdyby chciała się napić jakiegoś alkoholu

wiedziała, że nie może tego zrobić, gdyż była świadoma, iż w jej stanie nie

powinna pić.
Mężczyzna wyjął z szafki butlę Ognistej Whisky Oldena i

nalał sobie jej do szklaneczki. Następnie różdżką wyczarował kostki lodu.

Kobieta obserwowała jak zasiada za swoim biurkiem. Otworzył szufladę i wyjął

dwie teczki opatrzone emblematem ministerstwa. Tą cieńszą otworzył i przez

kilka minut studiował.
- A więc... - zaczął zamykając teczkę i

odkładając ją na blat biurka - Testy MAG przebiegają bardzo dobrze i w

niedługim czasie powinniśmy zacząć stosować system w sieci Fiuu -

oznajmił.
Dziewczyna skinęła głową. Nie chciała po sobie pokazać jak

bardzo ją ta informacja ucieszyła. Nad opracowywaniem MAG spędzili z

Marcusem wiele wieczorów a czasem i nocy, ale jak widać ich ciężka praca nie

poszła na marne.
- Aczkolwiek.... ostatnio obcinają fundusze... -

mężczyzna otworzył tą drugą teczkę i wyjął z niej jakiś papier by po chwili

położyć go przed dziewczyną. Hermiona, najinteligentniejsza dziewczyna swego

czasu w Hogwarcie, zaczęła się domyślać o co chodzi lecz milczała czekając

na dalsze słowa szefa.
-... więc z tego powodu musimy zwolnić część

pracowników...- MacCrtney utkwił wzrok w lodzie topniejącym w czerwonej

cieczy znajdującej się w szklaneczce - Oczywiście będziemy mieli w pamięci

ich zasługi i ... - urwał i w gabinecie zapadła cisza.
- Chce pan mnie

zwolnić? - spytała spokojnie panna Granger choć w środku aż w niej się

gotowało. Nie lubiła owijania w bawełnę i wyznawała zasadę „kawa na

ławę” czyli mówienie wprost tego co się chciało przekazać. Uważała za

zbędne dodatkowe słowa..
- Nie... - zaprzeczył szybko dyrektor - To

znaczy... tak - dodał zmieszany - Ale zapewniam panią, panno Granger, że

pani pracę wszyscy tutaj doceniają i...
- Rozumiem - Hermiona zmusiła

się do uśmiechu choć w myślach krzyczała ile sił z rozpaczy. Znalazła się w

fatalnym położeniu. Z takim samym uśmiechem spojrzała na pergamin, który

podsunął jej pod nos zakłopotany MacCartney. Była to wymowa pracy ze

stanowiska Koordynatora Bezpieczeństwa Sieci Fiuu. Według tego tekstu

Ministerstwo dawało jej trzy miesięczna odprawę oraz jakiś procent z dochodu

MAG-u. Hermiona zmarszczyła nos. We wszystkich mugolskich dokumentach tego

typu było cos takiego jak trzy miesięczny okres ochronny... Na tym papierze

nawet o tym nie wspomnieli. Trochę ją to zaskoczyło.
- Nie ma okresu

ochronnego? - spytała wpatrując się w ilość galeonów, którą jej zaoferowano

na koniec.
- Okresu ochronnego? - MacCartney zamrugał - Pani

wybaczy, ale nie rozumiem.
Hermiona spojrzała na niego zdziwiona.

/>- To coś takiego, że pracownik po wypowiedzeniu pracy może pracować na

swoim stanowisku jeszcze przez jakiś czas... zwykle przez trzy miesiące od

zerwania umowy z pracodawcą - wytłumaczyła powoli.
MacCartney

uśmiechnął się ze zrozumieniem.
- No cóż... w świecie czarodziejów

czegoś takiego nie ma - odrzekł spokojnie.

Czarodziejów!

Ha! A wiec o to chodzi !
pomyślała ze złością Jedna Trzecia

Cudownej Trójki. Zwolnili ją tylko dlatego, że pochodzi z rodziny mugoli. A

ponoć czasy Voldemorta już minęły...
Pobladła trochę na wiadomość, że

nie będzie miała czegoś takiego jak okres ochronny.
Pocieszyła się

jednak w duchu, że da sobie radę, musi, w końcu dostanie coś takiego jak

półroczna odprawa (standardowa, najniższa stawka, dla zwykłych pracowników),

a to sporo pieniędzy...
- Ach... W takim razie przepraszam... - rzuciła

mu zakłopotane spojrzenie i ponownie przeczytała tekst.
- A co z MAG?

Jeden procent to troszeczkę mało... szczególnie w sytuacji , gdy sam pan

przyznał, że program zostanie wprowadzony do użytku - odezwała się po chwili

milczenia.
Teraz MacCartney był wyraźnie zmieszany.
- Owszem,

program przeszedł poprawnie testy, ale jego wprowadzenie na większą skalę

nadal jest rozważane... - spojrzał ukradkowo na teczkę leżącą na biurku.

/>Hermiona zacisnęła zęby - MacCartney wyraźnie zaczął plątać się w swoich

zapewnieniach. Widać Ministerstwo chciało zaoszczędzić na wyrzucaniu jej z

roboty.
- Rozumiem - przerwała jego wywody dziewczyna. Nie miała

zamiaru wysłuchiwać tych bzdur. Marzyła tylko o opuszczeniu tego

pomieszczenia jak najszybciej. Poza tym rozumiała wszystko aż za dobrze,

więc ...
- To gdzie mam podpisać? - spytała patrząc na MacCartenya.

Mężczyzna podał jej pióro i wskazał na odpowiednio wykropkowane miejsce na

pergaminie.
- No, właśnie, doskonale - mruknął mężczyzna i potarł

skroń. Hermionie wydało się, że jest zdenerwowany, nawet bardzo. Odwrócił

wzrok, a na jego czoło wystąpiły kropelki potu.
- To już wszystko panno

Granger, odprawę w wysokości trzymiesięcznego wynagrodzenia otrzyma pani w

ciągu dwóch tygodni na swoje konto u Gringotta - powiedział w pośpiechu

układając papiery na biurku w równy stosik.

Jeżeli wcześniej

Hermiona pobladła lekko, to teraz pobladła jak płótno. Zamrugała szybko

powiekami, pod którymi zaczęły się zbierać łzy poniżenia, bólu i złości.

/>Była szlamą i dlatego odmawiano jej nawet godziwej odprawy, miała dostać

tylko połowę przysługujących jej pieniędzy, co oznaczało, że nie tylko

bardzo szybko musi znaleźć kąt do mieszkania, ale powinien być to także

lichy i bardzo tani kąt.
- Dlaczego trzymiesięczna? - ledwie

wyszeptała.
- Nasz dział ma kłopoty finansowe - MacCartney zmarszczył

brwi.
- Ale przecież - podjęła nieśmiało Hermiona i przełknęła ślinę. -

Przecież należy się mi normalna półroczna odprawa, prawda? Ja zawsze byłam

dobrym pracownikiem.
- Panno Granger - mężczyzna nie był już

zakłopotany, a zirytowany jej słowami. - Oczywiście , że jest pani dobrym

pracownikiem, i że należy się pani cała odprawa, ale chyba powiedziałem

pani, że mamy kłopoty finansowe i ze względu na to nie może pani otrzymać

normalnej stawki, a tylko połowę. Proszę docenić fakt, że dostanie pani aż

tyle.
Młoda kobieta poczuła się gorzej, niż gdyby dostała prosto w

twarz prawym sierpowym.
To bolało, bolało jak diabli. Była tak mało

warta, że połowa odprawy wydawała się jej pracodawcy, aż nazbyt wielką łaską

wobec niej.
Uśmiechnęła się gorzko i przełknęła łzy porażki
-

Rozumiem, panie MacCartney - powiedziała bardzo cicho i bardzo zimnym,

oficjalnym tonem. - Doskonale rozumiem. Zabiorę swoje rzeczy i więcej nie

pokażę się w tym miejscu, proszę być spokojnym. Nie będę nękać czarodziejów

czystej krwi swoją obecnością. Do widzenia panu i dziękuje za wszystko...


Wstała i powoli wyszła, nie oglądając się za siebie i po cichutku

zamykając drzwi.
MacCartney poczuł się podle, chyba wolałby, żeby

trzasnęła drzwiami tak mocno, aż by wypadły z zawiasów.
Nie mógł jednak

poradzić nic na to, że ostatnimi czasy odgórnie zaczęto zwracać uwagę na

pochodzenie pracowników, a na to miejsce był już nowy kandydat. Anthony

Splint, kuzyn Angelusa Zabiniego, który bądź co bądź, dokładał się finansowo

do istnienia i funkcjonowania Sektora Zarządzania Prawidłami Aportacji i

Komunikacji Magicznymi Środkami Transportu.

Nic nie widziała

przez łzy, ale zanim weszła do swojego przytulnego gabinetu, szybko je

otarła. Musiała być silna. Musiała być silna dla tej małej i kochanej

istotki wewnątrz niej. Ani przez chwilę nie pomyślała o pozbyciu się

dziecka. Chciała je urodzić. Kochała je od dnia, w którym dowiedziała się,

że jest w ciąży i z każdym dniem jej matczyna miłość pogłębiała się coraz

bardziej
Policzyła do dziesięciu i otworzyła drzwi. Marcus siedział nad

ich wspólnym projektem i z radosnym uśmiechem dokonywał końcowych obróbek

kolejnego udogodnienia.
- Hej, Hermiono? Co chciał? Pewnie dał ci

podwyżkę, zasłużyłaś! - powiedział radośnie i za chwilę zmarszczył

czoło, widząc jej smutny uśmiech - Chyba jakiś test nie poszedł fatalnie,

co? - w jego głosie pojawiło się lekkie drżenie.
Hermiona nienawidziła

go w tej chwili za to, że martwił się jakimiś głupimi testami, w momencie

gdy ona traciła swoje źródło utrzymania i szła na bruk. On był czystej krwi

i jemu nie groziło wylanie z pracy....
Pokręciła lekko głową.
-

Ach, to znaczy, że wszystko w porządku - pochylił się i zaczął coś notować,

szybko szepcząc do siebie. Gdy po kilku minutach uniósł wzrok znad biurka,

Hermiona zaczynała uzupełniać swoimi rzeczami kolejny karton. Już w sumie

kończyła. Starała się przy tym nie rozpłakać. Zdążyła pokochać swoje miejsce

pracy i było jej bardzo ciężko się z nim rozstawać.
- A jednak dostałaś

awans - Marcus uśmiechnął się przyjaźnie i Hermionie zrobiło się przykro, że

pomyślała o nim w ten sposób. Marcus lubił ją i zawsze życzył jej dobrze.

Nigdy nie odczuwał też wobec niej żadnych uprzedzeń. - Gdzie teraz masz swój

gabinecik? Pochwalisz się?
- Nigdzie - powiedziała cicho, a młody

mężczyzna zrobił zaskoczoną i zaszokowaną minę - Dostałam wymówienie.

/>
Marcus się nie odezwał. Nie był w stanie. To , co usłyszał było tak

niedorzeczne, że zwaliłoby go z nóg gdyby stał. Na szczęście siedział, więc

tylko otworzył usta ze zdziwienia i poruszał nimi w szoku, jak ryba

wyciągnięta nagle z wody.
Myślał, ze jego współpracownica, którą zdążył

już polubić i obdarzyć szacunkiem, żartuje, ale w oczach Hermiony krył się

głęboki smutek i taka gorycz, że nie mogło być mowy o żartach. Nie odezwał

się ani słowem, kiedy po ciuchu wyszła z gabinetu. Nie wiedział, co mógłby

powiedzieć...

**

- DRACONIE ANGELUSIE ISAACU

MALFOYU ! CO TO, NA WĘŻE SLYTHERINA, MA BYĆ?! - przez bardzo

przyjemny sen pewnego przystojnego blondyna przedarł się ostry acz cichy

głos jego ojca. Chłopak zgrabnie zignorował te słowa i przewrócił się na

drugi bok mając nadzieje, że intruz w postaci jego szacowanego rodziciela da

mu spokój. Niestety, Lucjusz Malfoy był bardzo natrętnym człowiekiem, gdy

czegoś chciał. Dało się to we znaki miedzy innymi byłemu Ministrowi Magii,

Korneliuszowi Knotowi. Chwilę później Draco poczuł szarpnięcie i

nieprzyjemne zimno atakujące jego nagie ciało.
- Oddaj mi kołdrę -

wybełkotał Dracon zwijając się w kłębek.
- Nie - brzmiała odpowiedź.

/>- Ojciec, nie wygłupiaj się! Jest siódma rano - Malfoy Junor

powiedział pierwszą godzinę jaka mu przyszła na myśl - Daj pospać. Bądź

człowiek.
Cisza.
Draco otworzył oczy i jego wzrok natrafił na

pustą puszkę po Calsbergu. Jak przez mgłę pamiętał jak ta puszka się tu

znalazła i w ogóle jak on się tutaj znalazł. Chyba trafił tu z jakąś

dziewczyną... Tylko jak ona się nazywała? Próby przypomnienia sobie imienia

tajemniczej nieznajomej zakończyły się fiaskiem z powodu narastającego bólu

głowy.
- Boże... - jęknął odgarniając przetłuszczone włosy z twarzy.

/>- Bóg ci, synu, nie pomoże - dobiegł go syk ojca. Były Kapitan drużyny

Ślizgónów zadrżał - gdy ojciec mówił tym tonem to był naprawdę BARDZO

zły.
- Co. Ty. Wyprawiasz. Draco? - każde słowo Lucjusz Malfoy

wypowiadał z naciskiem.
- Mógłbyś tak nie krzyczeć, ojciec? Łeb pęka

... - wybełkotał Draco z trudem siadając na łóżku i z jeszcze większym

wysiłkiem próbując utrzymać ostrość widzenia, co niekoniecznie mu

wychodziło.
- Ciekawe dlaczego - mruknął zgryźliwie były Śmierciożerca

rozglądając się z pogardą po komnacie swego jedynaka. Draco również

rozejrzał się po swym miejscu zamieszkania, ale bardziej z musu niż z

własnej woli. Chciał się dowiedzieć o co ojcu chodziło.
Po całym

pomieszczeniu walały się papierki po chipsach, puste butelki po

czarodziejskich koniakach (tudzież polskiej wódce o zachęcającej nazwie


„Żubrówka” ) a także piwie mugoli ( Jak można pić takie

świństwo
przyszło mu na myśl. ). Na purpurowym dywanie pochrapywali

jego dwaj szkolni przyjaciele, Vincent Crabbe i Gregory Goyle, którzy

zostali na noc. Na około nich leżało pełno papierków po czekoladowych

żabach i cztery butelki po koniaku ( w tym trzy puste). Indyjski dywan

umazany był jakimś świństwem, które okazało się resztkami czarodziejskiej

czekolady Goldena a na porożu zawieszonym naprzeciwko łóżka Dracona wisiały

czyjeś majtki... Po dłuższym zastanowieniu blondyn doszedł do wniosku, że

to jego bielizna. Zagadką pozostało jednak jak się tam znalazła.
Lecz

w najgorszym stanie było łoże Malfoya Juniora: pełno puszek po piwie ( Draco

zaczął się poważnie zastanawiać czy był taki pijany, że wypił to

„mugolskie ohydztwo” jak zwykł określać Calsberga i Heinekena ,

w których lubowali się jego dwaj koledzy), butelek po Ognistych Whisky

Oldena, kawałków czarodziejskiej pizzy (miedzy innymi ser na poduszce ) i

skotłowane czarne ciuchy.
Lucjusz sięgnął po najbliższą pustą butelkę

po wódce i przyjrzał się uważnie etykietce.
- Polska? Nie masz już na

co wydawać pieniędzy? - warknął przenosząc szare tęczówki z rysuneczku z

żubrem na wpół pijanego syna.
- Nie mam - uciął Malfoy Junior wstając

z łoża. Następnie obijając się o meble ruszył ku szafie z ubraniami. Dobrze

wiedział, że jest uważnie obserwowany przez ojca i wcale nie był z tego

zadowolony.
- Matko... - westchnął nakładając sweter .W głowie

strasznie mu się kręciło, ledwo utrzymywał się na nogach a teraz jeszcze

musi się tłumaczyć swemu ojcu.
Jakie to życie jest niesprawiedliwe

pomyślał stawiając ostrożnie kroki miedzy butelkami a papierkami po

słodyczach.
- Ty mi tu, młody, matki nie wzywaj - warknął Lucjusz na co

Crabbe wymamrotał coś przez sen. Draco posłał ojcu zmęczone spojrzenie i

położył się z powrotem na łóżku.
- Gdzie do wyra w ten syf,

darmozjadzie zatracony?! Już wstawaj, wywal te mendy zapijaczone, nie

pierdzą przez sen u siebie, ogarnij to, okno otwórz, niech się stęchlizna

wywietrzy! Zanim twoje szacowna matka, którą raczyłeś wspomnieć się

obudzi i ten bajzel zobaczy - perorował Lucjusz, a jego syn trzymał się

dłońmi za bolącą jak diabli głowę.
W końcu zsunął się z wyrka, wziął

różdżkę i jednym machnięciem zebrał śmieci w bezładną kupę pod oknem, które

bardzo powoli i metodycznie otworzył. Potrząsnął Crabbem i Goyle’em z

całej siły (takiej jaką obecnie miał) i bardzo cicho kazał im się wynosić do

siebie.
Malfoy senior przyglądał się swojemu synowi z ukosa. Kiedy dwie

góry sadła i mięsni się podniosły, mężczyzna oświadczył:
- Ostatni raz

widzę was tutaj w takim stanie. Wstyd! Aportować mi się do własnych

domów, ale już! - dwaj młodzieńcy skulili się z bólu z minami pod

tytułem: „ała, moja głowa!” i po krótkiej chwili Draco i

Lucjusz stali sami w sypialni szanownego dziedzica rodu Malfoyów.
- A

teraz mi powiedz, co to była za lafirynda, która wychynęła ukradkiem z domu

o szóstej nad ranem?
- A jak wyglądała? - spytał Draco marszcząc czoło

i przypalając sobie „Magic Jointa”*
- Mała blondynka z

wielkim biustem. - odrzekł z jadowitym uśmiechem jego ojciec.- Synu, zobacz

jak nisko się stoczyłeś... Nawet nie wiesz kogo w nocy przerżnąłeś. -

Lucjusz nie bawił się w delikatne słowa.
- Ojciec, co za słownictwo jak

na arystokratę - Draco wykrzywił się nieznacznie. Skręt zaczynał działać.

/>- Synu, co za wygląd i zachowanie jak na członka arystokratycznego rodu

czystej krwi - odparował Lucjusz. - Palisz to świństwo, pijesz na umór

niemal dzień w dzień, nie pamiętasz z kim spałeś, ohyda. Nie robisz zupełnie

nic i nawet nie potrafisz zachować się po ludzku, tylko chlasz, ćpasz i

pieprzysz wszystko co się rusza.
- Sypiam tylko z czarownicami czystej

krwi z dobrych domów, najczęściej z arystokratkami... Latem miałem w łóżku

szesnastolatkę, chyba kuzynką Zabinich. Nie uwierzysz, co ta smarkula

potrafi... - Draco uśmiechnął się złośliwie.- Nie moja wina, że pozornie

cnotliwe panienki lubią się puszczać na prawo i lewo, zwłaszcza z

takimi gośćmi jak ja....
- I nie masz tego dosyć? Nie wołałbyś jednej

kobiety, do której mógłbyś wracać co noc? - Lucjusz pokręcił głową.
-

Wiesz, czasami mam tego po dziurki w nosie, na przykład dziś... - Draco

zaciągnął się mocniej. - Ale ja i żona... - zachichotał.
- Nie musi być

zaraz żona, może być... kochanka... Aby w końcu jedna, a nie całe stado. Jak

coś złapiesz, to dopiero będziesz płakał... A w ogóle , co to za przyjemność

uprawiać seks po pijaku?
- No bez przesady, nie zawsze jestem pijany

i... potrafię zaspokoić kobietę - Draco zagasił jointa. - To co proponujesz?

Uważasz, że wezmę za kochankę jedną z tych durnych kwok? One są puste i

głupie, każdą z nich znudziłbym się albo po tygodniu, albo po trzech

dniach...
- To weź kurtyzanę...
- Dziwkę? - spytał zalotnie

Draco... - No dziwki też są okey, tylko im trzeba płacić, ale niektóre są

nawet dużo inteligentniejsze od arystokratek...
- Nie dziwkę, zboczeńcu

- odrzekł Lucjusz. - Kurtyzanę, matole.
- To prawie to samo -

młodzieniec wzruszył ramionami i przeciągnął się ziewając donośnie.
-

Zapewniam cię, że nie. Bo po pierwsze, kurtyzana jest utrzymywana przez

tylko jednego mężczyznę na raz, po drugie byle bździągwa nie zostanie

kurtyzaną, choćby znała milion sztuczek erotycznych, a była pusta jak dzban.

Prędzej zostanie nią niedoświadczona seksualnie dziewczyna, którą zmusiły do

tego okoliczności, i która ma olej pod sufitem, jest inteligentna, oczytana

i potrafi rozmawiać o wszystkim, bo takie są mój drogi wymogi. Przez dzień,

dwa jest szkolona w manierach należnych kobiecie arystokraty i po tym czasie

można wziąć ją na kochankę. To tyle. Kurtyzany, to kobiety, którymi możesz

pochwalić się w towarzystwie. Do dziś utrzymaliśmy ten zwyczaj w

przeciwieństwie do mugoli, którzy wolą robić to jak ty - byle jak, z byle

kim i byle gdzie! Przemyśl sprawę.
- Ale ja jestem wybredny! -

Draco uśmiechnął się złośliwie, chociaż w duchu zaczynał rozważać pomysł

ojca.
- No, właśnie widzę! - sarkastyczny śmiech ojca poruszył dumę

chłopaka.
- Ech... co innego na jedną, dwie noce, co innego na miesiąc

albo dłużej - powiedział. - Sam o tym doskonale wiesz.
- To szukaj, aż

znajdziesz... Zanim wybierzesz kobietę, z którą chcesz... pogadać,

ewentualnie, którą chcesz wypróbować w łóżku, oglądasz sobie zdjęcia i

rozmawiasz z właścicielką Domu Marzeń, czy Pałacu Rozkoszy... To dwie

siedziby kurtyzan jeśli chodzi o Londyn, mugole nie mają tam wstępu, no

chyba, że mugolki, które otrzymały przepustkę i nadają się na

kurtyzany...
- Aha! Dobra ojciec, całkiem niezły pomysł, ale muszę

go przemyśleć! - Lucjusz przewrócił oczami i wymaszerował z sypialni

syna, mamrocząc pod nosem coś o „darmozjadach, którzy nie muszą na

siebie pracować i mają wszystko w nosie, bo i tak dziedziczą cholerną

fortunę po starych.”

* Skręt palony przez czarodziejów;

zawiera szczyptę sproszkowanego pazura smoka. Stawia na nogi, daje

przysłowiowego kopa, zmniejsza też ból głowy spowodowany kacem.


/>**

Tego ranka - o dziewiątej trzydzieści - gdy Draco

odbywał męską rozmowę z ojcem, Hermiona pakowała swoje rzeczy. Musiała się

wynieść jak najszybciej. Nie miała pojęcia jak i gdzie będzie egzystować,

ale grzecznie i stanowczo odmówiła Arthurowi, który bardzo chciał jej pomóc.

W końcu Weasleyowie mieli i tak wiecznie mało pieniędzy, a Harry poznał

jakąś fantastyczną francuską dziewczynę i wyjechał do niej na całe dwa

miesiące. Gdyby do niego napisała pomógłby jej, ale nie chciała psuć mu

wspaniałego wypoczynku, pełnego miłosnych uniesień pod błękitnym niebem

Paryża.
Godzinę później, gdy wszystkie walizki były już zapakowane, a

kartony z stały obok drzwi, Hermiona siedziała na fotelu przy kominku i

przeglądała ogłoszenia w Proroku Codziennym .W jednej ręce trzymała

czerwony marker a w drugiej miseczkę z Proszkiem Fiuu
Jej wzrok ślizgał

się po ostatniej stronie gdzie były umieszczone ogłoszenia dotyczące

możliwości wynajmu mieszkań, pokoi, czy całych nieruchomości.
Chyba

nic nie znajdę
- pomyślała zrezygnowana, gdy jej spojrzenie padło na

przedostatnie ogłoszenie, które dotyczyło małego, taniego i skromnego

pokoiku na poddaszu, całkiem niedaleko mieszkania, które wynajmowała

obecnie.
Przeczytała tekst dwa raz. Widać, prawdę mówiło przysłowie

nie chwal dnia przed zachodem. Hermiona odłożyła pisak i wraz z

gazetą podeszła do kominka. Sypnęła w czerwone języki ognia szczyptę

proszku Fiuu. Ogień przybrał jaskrawozieloną barwę i panna Granger wsadziła

miedzy niego głowę a następnie wypowiedziała głośno i wyraźnie adres

mieszkania:
- Victoria’s Alley siedemnaście - poczuła jak

wciągnął ją wir i już po kilku chwilach była na miejscu.
Dopiero wtedy

zdała sobie spraw, że jest to niezapowiedziana wizyta.
- Przepraszam -

powiedziała cicho - Czy tu ktoś jest?
Salon był pusty, ale zza dębowych

drzwi dochodziły ją czyjeś głosy. Ruszyła w tamtym kierunku i w chwilę

później znalazła się w ponurym holu. Głosy dochodziły z pomieszczenia

naprzeciwko salonu. Nieśmiało podeszła do drzwi i niepewnie zapukała. Nie

usłyszała odpowiedzi i już miała nacisnąć klamkę, kiedy dobiegł ją zza

pleców przyjemnie brzmiący męski głos.
- W czym mogę służyć? Panienka

pewnie w sprawie wynajmu pokoiku na poddaszu, tak?
Hermiona odwróciła

się pospiesznie. Za nią stał jegomość w średnim wieku ze szpakowatą bródką i

w okularach. Przywodził jej na myśl bibliotekarza.
Uśmiechnęła się

przepraszająco.
- Ja przepraszam... W salonie nikogo nie było więc... -

zaczęła się tłumaczyć.
- Nic nie szkodzi - przerwał jej łagodnie i

posłał jej badawcze spojrzenie.
- Przykro mi że tak wtargnęłam bez

zapowiedzenia - dodała jeszcze nieśmiało. Mężczyzna pokiwał głową i się

uśmiechnął.
- Wszystko w porządku, proszę za mną - rzekł i skierował

się do holu, gdzie wprowadził dziewczynę krętymi schodami, do pokoiku, który

miała zamiar wynająć.
- Pokój jest mały, bez łazienki - mówił

przekręcając klucz w zamku mahoniowych drzwi - Łazienka jest na piętrze, a

kuchnia na samym dole. Może pani z niej korzystać dowoli - otworzył drzwi i

wpuścił dziewczynę do środka.
Pokój okazał się naprawdę mały:

bialutkie ściany odbijały promienie słoneczne wpadające przez jedyne okno

przyozdobione jakimiś niebieskimi firankami z urwaną koronką. W rogu pokoju

stało wąskie lóżko a przy nim malutki stolik z lampa naftową. Po drugiej

stronie obszerna szafa na rzeczy a koło drzwi regał. Nad kominkiem wisiał

stary zegar z kukułką
- Jak pani widzi jest bardzo skromny i łóżko jest

niezbyt duże - powiedział mężczyzna nieco przepraszającym tonem.
- Nie

szkodzi, mi się bardzo podoba. Zegar i lampa nadają mu uroku, a to łóżko-

spojrzała na drewniany mebelek z drzewa bukowego przykryty narzutą w pięknym

zielonym odcieniu, stojący pod oknem - w zupełności mi wystarczy. Mam

zaledwie metr sześćdziesiąt sześć - uśmiechnęła się szczere do mężczyzny.

Proszę tylko mi jeszcze powiedzieć, ile dokładnie będę musiała zapłacić za

wynajem
- Dziesięć galeonów za tydzień. Może pani płacić co tydzień lub

co miesiąc i jeżeli spóźni się pani kilka dni z zapłatą, to oczywiście pani

nie wyrzucę - odwzajemnił jej uśmiech. - Rozumiem, że jest pani

zainteresowana.
- Oczywiście, ale jest mały problem... Mam odłożone

pieniądze, tylko teraz szukam pracy i będzie mi trochę ciężko bo jestem w

ciąży. Zrozumiem, jeżeli pan nie zechce mieć takiej lokatorki - powiedziała

nieśmiało i przygryzła dolną wargę. Nie chciała niedomówień i wolała

wiedzieć na czym stoi.
Mężczyzna milczał przez chwilę taksując ja

wzrokiem.-To nie ma nic do rzeczy - powiedział w końcu - Wygląda mi pani na

uczciwą osobę, więc nie mam zastrzeżeń. Moja małżonka chętnie pani pomoże -

dodał z uśmiechem.
Hermiona posłała mu pełen wdzięczności uśmiech.

/>- Dziękuje panu za dobre słowa. Nie każdy toleruje pannę z dzieckiem -

powiedziała z lekką goryczą. - Cieszę się, że mogę tu zamieszkać.
-

Cała przyjemność po mojej stronie, panno... - uniósł pytająco brwi.
-

Granger. Nazywam się Hermiona Granger - powiedziała cicho.


/>Mężczyzna nie skomentował tego, ale Hermiona dostrzegła w jego oczach

błysk zrozumienia.
No tak... - myślała z przekąsem - Kto

by nie słyszał o Wielkiej Trójcy Gryffindoru
.
- Nazywam się

Oliver Blinch, panno Granger, dla przyjaciół Oli - uśmiechnął się szeroko i

zaprowadził ją z powrotem na dół do salonu z kominkiem.
Przez następne

pół godziny omawiali warunki wynajmu i zasady, które panowały w tym domu.

Dziewczyna zgodziła się na wszystko nie tylko ze względu na dziecko, które

wzrastało w jej wnętrzu, ale również na cenę najmu mieszkania. A cena grała

tu bardzo ważną rolę.
Hermiona dowiedziała się, że może wracać do domu

nawet w bardzo późnych porach, bo pan Oliver nie kładzie się spać przed

dwunastą w nocy, a gdyby jej zdarzyło się zabawić dłużej, klucz będzie na

nią zawsze czekał pod wycieraczką. Dziewczyna zapewniła, że na pewno tak

późno wracać do domu nie będzie. Interesuje ją tylko to żeby znaleźć pracę,

no i wypożyczać książki z najbliższych mugolskich o czarodziejskich

bibliotek.

Do swego starego mieszkania wróciła krótko przed piątą

po południu .Pan Blinch obiecał, że pomoże jej z rzeczami więc nie musiała

się martwić jak przeniesie dobytek. Teraz pozostało jej tylko porozmawiać z

panna Spot o wypowiedzeniu umowy.
Z tym akurat nie było problemu, bo

już wcześniej wspominała swojej gospodyni, że zrezygnuje z mieszkania w

związku z finansowymi problemami, które ją nękają.
Pożegnały się w

przyjaznej atmosferze i już o godzinie siódmej w salonie na Victoria’s

Alley 5 pojawił się jej nowy gospodarz, pan Blinch i tak jak obiecał

przetransportował dwa kuferki proszkiem Fiuu.





/>












/>




Lady A.
Narazie jest mimo wszystko za mało,

żebym mogła oceniać.
Musze jednak powiedzieć, że piszesz zgrabnie i nie

rzucają mi się w oczy żadne literówki. Dopisz szybko next parta, bo po

wprowadzeniu twierdze, że zapowiada się ciekawie
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/smile.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='smile.gif' /> .
A

co do rozmów Draco z Lucjuszem, to jedyną rzeczą jaka przychodzi mi na myśl

jest porównanie do "Świata według kiepskich". W tymże

'inteligentnym' serialu syn mówił do ojca per "ojciec" z

akcentem na 'oj' xD
Może trochę głupie porównanie, ale taki

jest mój punkt widzenia xD xD
Kala
mi wydaje się ciekawe, wiadomo zawsze o co

chodzi, ciekawy pomysł, nie ma nudnych długich opisów ale takie jakie

powinny być czyli zwięzłe i na temat, zobaczymy czy dalej też tak będzie i

fabua się rozwinie, no ale do tego potrzebne są kolejne party
avalanche
Jakie za mało?

Podoba mi się -

ładnie i zgrabnie. Jedyne co mi zgrzytało to sposób w jaki Lucjusz rozmawiał

z Draco. Ciągle miałam wrażenie jakby Draco rozmawiał ze starszym bratem, a

nie z zimokrwistym tatuśkiem. Po prostu wydawał mi się nienaturalny sposób

ich rozmowy, za bardzo na luzie ;p
vaampir
dobrze piszecie, nawet przyjemnie

się czyta, ale avalanche ma rację - to w jaki sposób Draco i Lucjusz ze sobą

rozmawiali... no cóż, jakos to do nich nie pasuje. no a ogólnie fajnie,

tylko jeden zgrzyt - znowu o ff Hermiona + Draco!!!???


/>EDIT: swoja drogą, zastanawia mnie jak się pisze udane opowiadania

dwu-/kilku-osobowo. to chyba musi być strasznie uciążliwe? Przynajmniej dla

mnie było, jak próbowałam. no i nie było udane.
Emily Strange
Szkoda, że niektórzy mają wyraźny

problem z czytaniem.
To jest wspólne opowiadanie dwóch osób - Kit i

Sonki.
Komentowałam już na dziurawcu.
Uwielbiam D&H


style='vertical-align:middle' alt='smile.gif' />
Kitiara

Rozdział II
Nie wszystko

jest takie proste jak się wydaje.


Hermiona bardzo szybko

zadomowiła się na poddaszu państwa Blinch. Pan Oliver i pani Dolores -

zażywna kobieta pod pięćdziesiątkę z burzą ciemnoblond włosów i

jasnoniebieskimi oczami - okazali się ciepłymi, wyrozumiałymi i bardzo

dobrymi ludźmi.
Nie dociekali przeszłości Hermiony, nie indagowali jej

ciąże, o ojca, o to jakie życie prowadziła, o nic. Była im za to bardzo

wdzięczna i odpłacała się szczerością i taką samą dyskrecją i dobrocią. Bo

panna Granger była w gruncie rzeczy dobra, tak jak czarodzieje, którzy

przyjęli ją pod swój dach
Pani Blinch pomagała Hermionie w zakupach i

zabroniła jej wykonywać jakiekolwiek prace, czy dźwigać. Doszło nawet do

tego, że dawała jej klapsa po dłoniach, gdy Hermiona próbowała obierać

ziemniaki, albo cokolwiek gotować.
- Uciekaj mi w tej chwili z

kuchni! Cały dzień się nachodziłaś za pracą i jeszcze będziesz się

przemęczać w domu. Już cię nie ma! - krzyczała takie, lub bardzo podobne

słowa i dziewczyna wolała ustąpić jej i z pogodnym uśmiechem czekać na obiad

ugotowany przez Dolores.

Poszukiwanie pracy szło pannie Granger

po prostu strasznie. Przez pierwszy miesiąc miała ogromne nadzieje, przez

drugi duże, przez trzeci modliła się by znaleźć cokolwiek...
Myślała,

że uda się jej znaleźć mało uciążliwą i nawet niezbyt dobrze płatną pracę w

jakimś biurze czarodziejskim, ale zewsząd odprawiano ją z kwitkiem.

/>Powodem było albo jej pochodzenie - wtedy nie mówiono jej tego wprost,

albo stan - wtedy dowiadywała się w żywe oczy o co chodzi, a raz nawet

usłyszała, że trzeba się było nie puszczać, to i praca by się

znalazła
. Wtedy właśnie przepłakała pół nocy i zaczęła się zastanawiać

po raz pierwszy, czy rzeczywiście nie zacznie się puszczać po urodzeniu

dziecka żeby zarobić na życie. To było dwa tygodnie wcześniej.
Przez te

trzy miesiące poznała na własnej skórze ludzki cynizm, wyrachowanie i barak

współczucia. Od kilku dni jednak nie szukała pracy i siedziała w domu, bo

zmusiły ją do tego okoliczności...

**

Kończył

się właśnie lipiec i kończył się dwudziesty piąty tydzień jej ciąży. Ładnie

zaokrąglona w biuście, biodrach i brzuchu Hermiona zaczęła mieć problemy.

Strasznie bolał ją krzyż i oddawała często mocz, ale to akurat było

normalne. Nienormalnym było, że okropnie spuchły jej nogi, tak że prawie

wcale nie mogła chodzić i pani Dolores pomagała jej jak mogła.
Był

wieczór. Dziewczyna leżała na łóżku i patrzyła w sufit. Znowu zastanawiała

się nad tym, czy nie zacząć zarabiać na życie własnym ciałem, ale co wtedy

miałaby począć z dzieckiem. Poza tym myśl o tym, że miałaby oddawać się byle

komu, byle jak i byle gdzie napawał ją wstrętem.
Zawsze mogę zostać

luksusową call - girl
- pomyślała z przekąsem, ale zaraz zrezygnowała z

tego pomysłu. Nie wiadomo na kogo by trafiła.
- Jestem bezużyteczna i

ma pani ze mną same kłopoty - powiedziała ze smutnym uśmiechem do pani

Blinch, która weszła wraz miseczką rosołu.
- Co za brednie! -

wykrzyknęła kobieta. - Ani waż się tak mówić. Jesteś mądrą, dobrą i uczciwą

dziewczyną. Na pewno poszczęści ci się w życiu! Inaczej świat nie byłby

sprawiedliwy.
A czy jest? - spytała w duchu Hermiona, ale

wolała nie mówić tego na głos i grzecznie zabrała się za rosołek.
-

Musisz być silna dla maleństwa... - autorytarnie oświadczyła Dolores. -

Pytałaś magomedyka jakiej płci będzie dziecko? - zainteresował się nagle jej

gospodyni i łagodnie się uśmiechnęła
- Dziewczynka! - Hermiona

rozpromieniła się jak słońce w pogodne dzień. Uwielbiała myśleć o dziecku i

kochała je całym sercem, a nie przez chwilę nie pomyślała o malcu źle, a

wszystko, co robiła i zamierzała zrobić dla swojej córki, robiła z miłością

i poświęceniem.
- My, kobiety musimy być silniejsze od mężczyzn -

powiedziała nad wyraz poważnie pani Blinch. - Oni nie potrafiliby unieść

ciężaru donoszenia dziecka pod sercem, czy bólów porodowych, nawet tych

ograniczonych odpowiednimi zaklęciami... Grzeczna dziewczynka - dodała, gdy

Hermiona odłożyła pustą miskę na stolik.
- Masz, napij się eliksiru

mojej roboty... Zapobiega zatrzymywaniu soli w organizmie i ogranicza

puchnięcie nóg... Założę się, że ten sukinsyn z którym byłaś rzucił cię z

powodu ciąży i nie miałaś gdzie iść... - powiedziała nagle z silną emfazą. -

Biedactwo... - bardzo polubiła Hermionę i współczuła jej z całego serca.

/>Sama miała trojkę dzieci, które dawno już się usamodzielniły i założyły

własne rodziny, a panna Granger zastępowała jej własne dzieci. Mogła się nią

opiekować, pomagać jej i rozmawiać z nią o wszystkim, co leżało jej na

sercu.
- Przepraszam, Hermi - powiedziała starsza kobieta i się

zarumieniła. - Ja tylko tak, myślałam na głos. Nie musisz nic mówić na ten

temat...

Hermiona zastanowiła się przez chwilę.
Właściwie

co mi szkodzi?
- pomyślała uśmiechając się lekko do Dolores.
- Nie,

chcę to powiedzieć...
Kobieta popatrzyła na dziewczynę z

niedowierzaniem. Do tej pory Hermiona była skryta i nie lubiła mówić o

sobie, a tu nagle taka odmiana.
- To nie tak, że zostałam bez dachu nad

głową, gdy... - przełknęła ślinę -... gdy on mnie opuścił. Ja wynajmowałam

mieszkanie, a on... on mieszka w Bułgarii, ale miesiąc później wyrzucono

mnie z pracy w Ministerstwie Magii, ze względu na moje pochodzenie i...

musiałam szukać czegoś tańszego - przygryzła wargę i powstrzymała cisnące

się do oczu łzy.
- I rzeczywiście, tak, zostawił mnie, bo... bo

dowiedział się, że jestem z nim w ciąży i nie... - Hermionie załamał się

głos, a po policzku popłynęła pojedyncza łza. Dolores usiadła obok niej i

ujęła w dłoń rękę dziewczyny.
- Nie chciał, żebym urodziła, chciał się

go... poz... pozbyć. - panna Granger zamrugała powiekami i rozpłakała się na

dobre. Cały ból i poczucie odrzucenia powróciły nową falą, ale poczuła też

ulgę, że mogła się wygadać i została wysłuchana bez nagabywania o

szczegóły.
Pani Blinch przytuliła mocno do piersi swoją zapłakaną

lokatorkę, a w jej jasnoniebieskich oczach pojawiły się łzy żalu i bezsilnej

złości.
- Skończony drań, który nie ma pojęcia co to jest honor i

odpowiedzialność! - wybuchła.
- Przepraszam dziecinko - dodała po

chwili, gdy Hermiona wycierała piąstką łzy. - Poniosło mnie trochę, bo nie

rozumiem takiego tchórzostwa... Nie mógł być taki zły, skoro go kochałaś,

może nadal kochasz.
Dziewczyna pokręcił głową, tak mocno, że burza

kasztanowo - rudych loków wzburzyła się i zatrzęsła.
- Nie, on zawsze

miał skłonności do egoizmu, tylko wcześniej nie tak silne, to pogłębiło się

z wiekiem, a ja byłam tak zakochana, że nie zauważałam jego wad... Sama

jestem sobie winna.
- Jasne - żachnęła się Dolores. - Sama sobie też

zrobiłaś dziecko! Obydwoje ludzi musi być dojrzałych emocjonalnie do

tego, żeby mieć potomstwo, on widocznie nie jest. I na ciebie także nie

zasługuje, skoro zostawił cię w takim stanie samą. A to, że straciłaś prace

ze względu na pochodzenie, to najwyższa hańba i wstyd! Nigdy tego nie

zrozumiem...
Kobieta przytuliła mocno Hermionę i pogłaskała po gęstych,

zmierzwionych włosach.
- Zobaczysz, wszystko będzie dobrze...

/>Chciałaby, chciałabym, żeby to była prawda... - pomyślała przyszła

mama i przywarła mocno do pani Blinch.
Wiedziała jedno. Za żadne

skarby świata nie będzie żerować na dobroci tych ludzi. Wiedziała, że

prędzej pójdzie pracować dobrowolnie do kamieniołomu, albo zostanie

prostytutką, niż skorzysta z hojności gospodarzy, czy jej przyjaciół

Weasleyów. Ani jedni, ani drudzy nie należeli do bogaczów. A ona miała swój

honor, swoją dumę, swoją cierpliwość, wytrwałość i zaradność. Swoją siłę

przyszłej matki.

**

Od czasu lipcowej rozmowy

z panią Blinch minęło kilka tygodni, a Hermiona nadal była bez pracy. Za

każdym razem, gdy przychodziła na rozmowę kwalifikacyjną przyszły pracodawca

traktował ją z ogromnym dystansem i w efekcie w ogóle jej do pracy nie

przyjmował... mimo tego, że miała odpowiednie kwalifikacje. W pewnym

momencie dziewczyna zauważyła, że coraz mniej przejmowała się odmowami

zatrudnienia, a coraz częściej myślała o pracy prostytutki.
Może to

naprawdę jedyne wyjście?
- przyszło jej na myśl pewnego sierpniowego

popołudnia czytając list od Harry`ego, który zapytywał w jaki sposób może

jej pomóc (zapewne dowiedział się od Rona o jej sytuacji). Panna Granger

powoli miała tego dosyć: wszyscy wyciągali do niej pomocną dłoń, a ona nie

miała już siły z nimi rozmawiać.
Wstała, odłożyła list na kuchenny stół

i podeszła mag lodówki by zrobić coś do jedzenia. Dolores wyszła do sklepu

i niedługo powinna wrócić, a Oliver był w piwnicy, gdzie robił porządki.

/>Właśnie w sięgała po szklankę, gdy poczuła silny skurcz w podbrzuszu.

/>TERAZ?! przeleciało jej przez głowę, gdy skurcz się powtórzył.

Szybko przypomniała sobie termin porodu: 30 wrzesień.
Następny skurcz

był tak silny, że krzyknęła z bólu, a przed oczami zamajaczyły jej kolorowe

plamki. Usłyszała tupot nóg i do kuchni wpadł Oliver. Przez chwilę stał w

drzwiach wpatrując się w jej pobladłą twarz by w końcu podbiec do niej i

pomóc usiąść.
- Nie ruszaj się, Herm... - nakazał łagodnie. Hermiona

jednak go nie słuchała. Jej myśli krążyły wokół córki, która zapragnęła

ujrzeć świat miesiąc wcześniej niż powinna.
Chwilę później w kuchni

pojawiła się zdyszana Dolores.
- Na Merlina ! - wykrzyknęła widząc

jak Hermiona sapie - Oliver, leć do Mungo i zawiadom porodówkę - rozkazała

stawiając siatkę z warzywami na najbliższe krzesło - Hermiona, chodź,

dziecinko... - pomogła jej wstać i razem wolno ruszyły ku salonowi, gdzie

znajdował się kominek podłączony do sieci Fiuu*.
Hermiona przez całą

drogę do Szpitala ściskała mocno rękę Dolores myśląc tylko o tym by dziecku

nic się nie stało. Jako była pracownica kontroli bezpieczeństwa w centrali

Fiuu wiedziała, że podróż Fiuu w stanie błogosławionym nie jest najlepszym

pomysłem, gdyż może być niebezpieczne zarówno dla dziecka jak i dla jego

matki, lecz w tej sytuacji nie miała innego wyjścia.
Gdy przybyły na

oddział porodowy umieszczony przy Oddziale Wypadków Przedmiotowych ** w

Szpitalu Świętego Munga na Hermionę czekali już Uzdrowiciele z noszami

unoszącymi się w powietrzu, a także pan Blinch.
- Do sali 204 -

nakazał wysoki szatyn pomagając Hermionie położyć się na noszach. Potem

Hermiona nie słuchała co mówił. Bała się potwornie, skurcze znowu się

nasiliły a ból stawał się nie do zniesienia. Kiedyś mama jej opowiadała jak

to jest podczas porodu... Teraz Hermiona doświadczała tego na własnej

skórze.
Przez całą drogę Uzdrowiciel wypytywał Dolores o stan Hermiony

podczas ostatnich kilku miesięcy. Widocznie i dla niego było zaskoczeniem,

że kobieta zaczęła rodzić przedwcześnie.
Wytrzymaj - powtarzała

wpatrując się w biały sufit długiego korytarza. -Dasz radę .Poczuła

jak nosze skręcają i po chwili sufit stał się szary co oznaczało, że

dotarli do pokoju 204.
- Ała ... - jęknęła, gdy przeniesiono ją na

łóżko. Usłyszała jak magomedyk kazał Dolores i Oliverowi opuścić salę.

/>- Jak się pani czuje, panno Granger? - spytał podchodząc do niej.

/>A jak mam się, do jasnej cholery, czuć?! Przecież rodzę, palancie

- pomyślała ze złością dysząc ciężko i głaszcząc się po swoim

ośmiomiesięcznym brzuchu.
- Auuu.... - syknęła. Czuła jak po jej twarzy

spływa pot, ale zignorowała to. Mała za wszelką cenę chciał wydostać się na

zewnątrz.
Zacisnęła ręce na pościeli i głośno zawyła.
-

Uzdrowicielko, proszę szybko przynieść miskę z ciepła wodą, jakieś ręczniki

i więcej prześcieradeł - nakazał szatyn i kobieta, która stała przy

Hermionie i coś zapisywała, szybko wyszła z sali.
- Panno Granger,

proszę przeć - zwrócił się do byłej Gryfonki.
- Ysz... A.. Co... Ja...

Niby ... Robię...? - wysapała pomiędzy jednym skurczem a drugim. Mężczyzna

zdecydował się nie odpowiadać, za co panna Granger była mu wdzięczna. Po

dwóch godzinach miała serdecznie dosyć całego tego zamieszania, bólu i

okrzyków „Przyj!” padających co pięć sekund z ust mocno

spoconego Uzdrowiciela.
Jakbym sama nie wiedziała co mam robić

!
oburzyła się za którymś razem.
Z drugiej strony czuła się

szczęśliwa wiedząc, że za kilka chwil zostanie matką i będzie mogła

potrzymać w ramionach swoje dziecko.
- Przyj ! - krzyknął po raz

kolejny Elvis, bo tak, jak zdążyła się zorientować Hermiona, nazywał się

magomedyk. Dziewczyna zaprała mocno i...
- Jest ! - usłyszała

okrzyk pełen tryumfu, a w chwile po nim płacz dziecka. Opadła na pościel

oddychając głośno. Dopiero teraz poczuła jaka jest zmęczona i mokra od

potu.
- Gratuluję, ma pani śliczna córeczkę - powiedział Elvis podając

jej biały ręczniczek, w który owinięto jej dziecko. Hermiona ostrożnie

odebrała zawiniątko i delikatnie ułożyła je w ramionach. Następnie

spojrzała w twarzyczkę dziewczynki: miała ogromne orzechowe oczy, którymi

wpatrywała się w Hermionę z zainteresowaniem, zgrabniutki nosek i kępkę

ciemno rudych włosków na czubku głowy. Była trochę podobna do Wiktora -

miała takie same łuki brwiowe i podobny kształt ust, ale resztę

odziedziczyła po rodzinie panny Granger.
- Cześć słoneczko - wyszeptała

Hermiona uśmiechając się lekko do tej malutkiej istotki. Dziewczynka

zamrugała, na co panna Granger uśmiechnęła się szeroko.
- Czy... -

zaczął Uzdrowiciel wyciągając ręce. Hermiona w pierwszej chwili nie

zrozumiała o co chodzi lecz po chwili dotarło do niej, że mała jest

wcześniakiem i potrzebuje opieki medycznej od pierwszych minut życia.

Niepewnie oddała dziecko w ramiona Uzdrowiciela, który podał dziewczynkę

pielęgniarce i kazał ja zanieść do pokoju 300.
- Jak nazwie pani

dziecko? Bo musimy wypisać kartę... - spytał.
Hermiona zmarszczyła nos

i pomyślała przez chwilę.
Przecież ta malutka dzieweczka jest moim

przeznaczeniem... Dla niej przeżyłam te ostatnie miesiące...

-

Destiny* Jessica - odpowiedziała cicho.

*Destiny, ang.

przeznaczenieJ

**

Od początku maja Draco Malfoy

zaszczycił swoją osobę obydwa przybytki z kurtyzanami po dobrych dziesięć

razy. Właśnie dużymi krokami nadciągał jesień, a nasz wybredny arystokrata

nie zawitał do ani jednej z mieszkanek Domu Marzeń, czy Pałacu rozkoszy.

Tak, potomek Lucjusza naprawdę był wybredny.
Sam Lucjusz zgrzytał

zębami i wściekał się na głupotę syna.
- Byle która - mawiał. - Aby nie

żadna z tych lafirynd, które mi do domu sprowadzasz... A swoją drogę,

dlaczego nie wyprowadzisz się do własnej rezydencji, darmozjadzie? Masz tyle

pieniędzy, że pracować nie musisz, ale mógłbyś chociaż zająć tą nieszczęsną

Dragon’s Cell...
Już nie wspomnę o tym, że powinieneś dla

własnego i mojego oraz matki zdrowia psychicznego robić cokolwiek. Przecież

mogę cię wkręcić do Rady Nadzorczej. - I tak dalej, i tym podobne.

/>Zrzędzenia pana na Snake Palace nic jednak nie dawały. Draco nadal się

puszczał i pił (chociaż trzeba mu oddać sprawiedliwość - robił to trochę

rzadziej), nadal nie chciał pracować i zajmować się własną rezydencją, i -

co najbardziej denerwowało Lucjusza - przebierał w kurtyzanach jak w stercie

skarpetek. Oglądał raz po raz foldery, które przecież się zmieniały, bo

dziewczyny trafiły do opiekunów, przychodziły nowe i wracały, te, których

panowie albo się nimi znudzili, albo postanowili poślubić jakąś dziedziczkę

ze swej sfery. Zważało się także, chociaż bardzo rzadko, że kurtyzana

zostawała żoną opiekuna.
Malfoy junior patrzył na zdjęcia i

wybrzydzał:
- za gruba,
- za chuda,
- za ładna,
- za

brzydka,
- za mocno umalowana,
- za słaby makijaż,
- za

poważna,
- za bardzo się uśmiecha,
- etc., etc., etc...


/>Kiedy dwudziestego czwartego sierpnia oznajmił ojcu, że znowu nie wybrał

żadnej kobiety, Lucjusz zachował się tak jakby w niego piorun strzelił:

/>- A co tym razem było w tych kobietach nieodpowiedniego dla darmozjada,

który posuwa wszystko, co jest płci żeńskiej w promieniu chyba ze stu

mil?!
- Tak, tylko, że z tą, którą wybiorę mam być na co dzień i

jeszcze ją utrzymywać.
- Rozmawiałeś z którąkolwiek z tych dziewczyn?

Wiesz jakie są? - Lucjusz rzucał się po hali rezydencji jak furiat.
-

Dziś to nawet jedna mi się spodobała, taka z Pałacu Rozkoszy, tylko że... -

Starszy mężczyzna nadstawił uważnie ucha i czekał na cios - ... miała

wulgarne spojrzenie - młodzieniec zrobił obojętną minę i wzruszył

ramionami.
Lucjusz zobaczył przed oczyma czerwoną mgiełkę

wściekłości.
- Synu, powiedz jak spojrzenie może być wulgarne? -

powiedział cicho. - Skoro ci się spodobała mogłeś z nią po prostu

porozmawiać, a nawet się z nią przespać. Wstępna wizyta u dziewczyny i tak

kosztuje tyle samo, niezależnie od tego, co będziesz z kurtyzaną robił... Co

ci przeszkadzało porozmawiać?
- Mówiłem, wulgarne spojrzenie, a poza

tym czy mi się gdzieś spieszy, oj... - Chłopak nie dokończył, bo Lucjusz

znalazł się tuż obok niego, złapał go za kołnierz czarnej, czyściutkiej

szaty i powiedział:
- Tak, śpieszy ci się synu - oznajmił. Olewczy i

całkowicie beztroski ton Dracona doprowadził go do nieopisanego gniewu.

Tłumił w sobie irytację zachowaniem syna zbyt długo, a teraz Draco dolał o

jedną kropelkę za dużo. - Jeśli do końca września nie wybierzesz kurtyzany,

jeśli nie zadeklarujesz, że chcesz robić cokolwiek w Ministerstwie,

chociażby pierdzieć w stołek - za to też ci zapłacą; chodzi o sam fakt, że

się nie będziesz obijał i łajdaczył, bo nie będziesz miał czasu i będziesz

robił COKOLWIEK, i jeśli nie wprowadzisz się do własnej rezydencji, to

przysięgam, że zablokuję ci konto u Gringotta i wywalę na zbity pysk z domu,

a wtedy rób sobie co chcesz! Przebrała się miarka mojego

litosierdzia!
- Czego?! - zapytał zaskoczony, przestraszony i

zszokowany, wystąpieniem ojca, Draco.
- Litości i miłosierdzia w

jednym, wałkoniu, próżniaku, nierobie, półgłówku, erotomanie...
-

Dobrze, już dobrze, tato! Ale daj mi czas do końca roku... - błagalne

spojrzenie młodzieńca nie zrobiło jednak wrażenia na Malfoyu seniorze.

/>- NIE. Moja cierpliwość się wyczerpała. Masz czas do trzydziestego

września. I koniec z imprezami pod moim dachem, synu! - mężczyzna uniósł

brew, poklepał syna po policzku, odwrócił się na pięcie i odszedł,

zostawiając Dracona na skraju rozpaczy.
Będę musiał się zachowywać

porządnie
- pomyślał młodzieniec ze zgrozą i ciężko westchnął. W końcu

nie miał wielkiego wyboru

***

Przez szparę w

błękitnych, przybrudzonych zasłonach wpadło do pomieszczenia światło

zwiastujące rozpoczęcie nowego dnia. Hermiona spojrzała na zegar wiszący na

ścianie - dochodziła piąta nad ranem, a ona nie zmrużyła oczu minionej nocy.

Mimo, że od porodu minęło parę dni i stan Destiny poprawiał się z godziny na

godzinę, świeżo upieczona mama czuła wewnętrzny niepokój. Nie tyle o dziecko

ile o przyszłość. Wiedziała, że teraz szanse na znalezienie pracy równały

się zeru, a przecież za coś musiała utrzymać siebie i dziecko, gdyż jej

oszczędności podczas pobytu w Mungo gwałtownie zmalały. Wszystko byłoby

dobrze, gdyby MAG został dopuszczony do użytku. Wyglądało jednak na to, że

Ministerstwo wyrzuciło ten projekt do kosza, a co za tym szło, pieniędzy nie

dostanie.*
- Ech - westchnęła obserwując jak refleksy słoneczne kładą

się na bieli ściany.
Do Wiktora na pewno nie napiszę -

postanowiła. Od kilku miesięcy nie chciała mieć z nim nic wspólnego i mimo,

że dziecko było jego potomkiem I nie miała ochoty powiadamiać go, że został

ojcem ślicznej dziewczynki.
Bo i po co?
By wysłuchiwać

następnych bezpodstawnych oskarżeń o puszczanie się z byle kim i byle gdzie?

Czy może by wysłuchać zdań typu Mówiłem, usuń bachora. A ty nie!

Zawsze musi być tak jak ty chcesz!
.
- Akurat, tak jak ja

chcę... - prychnęła ze złością zaciskając ręce na pościeli.
Puszczać

się
- powtórzyła ze złością w myślach Dobre sobie... - pomyślała

wpatrując się sceptycznie w refleksy.
A może to wcale nie taki głupi

pomysł?
zastanowiła się przez chwilę, lecz nie zdążyła rozwinąć owych

myśli, gdyż do sali wkroczyła pielęgniarka z tacą, na której stał rząd

eliksirów oraz specjalny magiczny termometr.
- O! Już nie śpisz? -

zdziwiła się na widok nie śpiącej panny Granger.
Dziewczyna

uśmiechnęła się w odpowiedzi. Pielęgniarka wzruszyła ramionami i postawiła

tacę na stoliku obok łóżka. Przez chwilę nalewała medykamenty do

szklaneczek, a następnie podała Hermionie magiczny termometr.
- Z małą

wszystko dobrze - oznajmiła z szerokim uśmiechem.
Ale ze mną nie za

bardzo
- pomyślała Hermiona heroicznie odwzajemniając radosny grymas.

/>
**

Czternastego września, gdy Destiny skończyła

już prawie piętnaście dni swego młodego żywota na ziemskim padole, Hermiona

podjęła decyzję. Nie za bardzo marzyła się jej praca zwykłej prostytutki

dlatego pomyślała o tym, by spróbować szczęścia w jednym z dwóch

ekskluzywnych przybytków zajmowanych przez kurtyzany. Wiedziała, że nie ma

zbyt dużych szans; wymogi były spore (chociaż nie wiedziała dokładnie

jakie), a ona ostatnio miała niesamowitego pecha. Nawet nie miała

odpowiedniej ilości pokarmu i musiała dawać małej jeść z butelki. Państwo

Blinch pomagali jej jak mogli, traktując ją jak córkę, a małą jak własną

wnuczkę i była im za to szalenie wdzięczna, bo dzięki temu mogła wyjść na

pół dnia w poszukiwaniu pracy.
Muszę się za siebie wziąć.

/>
Hermionie zostały na brzuchu już niewielkie rozstępy (czarownice

dużo szybciej dochodzą do siebie po porodzie; w końcu mają do użytku mnóstwo

eliksirów i specjalnych magicznych zabiegów, których dokonuje się przez

standardowy jedyny tydzień pobytu na porodówce)nie miała wybitnie dużych,

jak niektóre kobiety po urodzeniu dzieci.
Wstała wcześnie, posnuła się

po domu, w końcu wybrała się do najzwyklejszego mugolskiego fryzjera, gdzie

kazała przyciąć sobie włosy do ramion, obciąć grzywkę, rozprostować je i

ufarbować na czarno, a następnie udała się po „Ulizannę” na

Pokątną, gdzie zaopatrzyła się także w kosmetyki, których jej zaczynało

brakować.
U Gringotta dowiedziała się, że ma jedynie dwieście

pięćdziesiąt galeonów na koncie. Gdyby nie miała dziecka to by było coś, ale

ona dziecko posiadała...

O piętnastej zatrzymała się przed Domem

Marzeń. Aby tam się dostać trzeba było skręcić Pokątnej w prawo tuż za

bankiem, a później iść ulicą Złotej Różdżki, na końcu której skręcało się w

Aleję Cichej Przystani. W miejscu gdzie Cicha Przystań krzyżowała się z

ulicą Srebrnego Jednorożca znajdował się rzeczony Dom Marzeń. Budynek był

zbudowany z jasnego kamienia i z zewnątrz wyglądał bardzo schludnie. Otaczał

go mały, zadbany ogród, w którym aż roiło się od róż, które podtrzymywane

magią kwitły przez cały rok.
Hermiona postała przez chwilę w progu, w

końcu (mimo, że zbytnio religijna nie była) przeżegnała się i weszła do

środka.
Hol okazał się przestronny. Urządzony był w buku - klepką

bukową wysadzony był nawet sufit - który został przełamany srebrnymi i

granatowymi dodatkami. Panował w nim półmrok.
- Czym mogę pani służyć?

- spytał miły, kobiecy głos gdzieś po prawej stronie.
Dziewczyna

odwróciła się w tym kierunku. Za ogromnym, oczywiście zrobionym z buku

biurkiem, siedziała około pięćdziesięcio-paroletnia kobieta. Ubrana była w

ciemno - bordową suknię z wysokim stawianym kołnierzem i nad wyraz skromnym

dekoltem. Mimo swojego wieku była bardzo ładna i... bardzo sympatyczna.

/>Hermiona podeszła do niej i wypaliła prosto z mostu.
- Mam

dwadzieścia dwa lata, facet mnie rzucił, gdy dowiedział się, że jestem w

ciąży, wyrzucili mnie z pracy - oficjalnie z powodu braku funduszu,

nieoficjalnie z powodu mojego nędznego pochodzenia, mieszkam na poddaszu u

fantastycznych ludzi, ale od kiedy urodziłam dziecko nie bardzo mam z czego

żyć, więc chciałam się spytać, czy mam szansę dostać pracę? Aha, od razu

uprzedzam, że jestem szlamą - powiedziała to bardzo szybko i niemal na

jednym oddechu. Kobieta popatrzyła na nią z zaciekawieniem. Madame Praustrin

miała wprawne oko i od razu zauważyła, że kolor włosów Hermiony jest

nienaturalny.
- Po co farbowałaś włosy dziecko? - spytała. Hermiona

zarumieniła się mocno i wzruszyła ramionami. Nie wiedziała co powiedzieć.

/>- Nie chciałabyś, żeby ktoś cię poznał, prawda?- łagodne słowa kobiety

sprawiły, że Hermiona zaczynała ją lubić. - Nie szkodzi i tak jesteś ładna -

dziewczyna zarumieniła się mocno. Siądź i posłuchaj... To absolutnie nie ma

znaczenia. - powiedział kobieta patrząc Hermionie w oczy.
- To, że

przefarbowałam włosy? - spytała dziewczyna nie bardzo rozumiejąc wyrwane z

kontekstu słowa.
- Nie, to jakiego jesteś pochodzenia i wolałabym,

żebyś nie używała takich określeń, jak miało to miejsce przed chwilą.

Mugolki także tu pracują, chociaż oczywiście są w ogromnej mniejszości.

Obecnie, aż jedna... Nazywam się Rose Praustrin, ale wszystkie dziewczyny

mówią do mnie Rosy.
- Hermiona, czy mogę nie mówić nazwiska? -

zawahała się.
- Oczywiście, że nie. Musisz natomiast przynieść

zaświadczenie o dobrym stanie zdrowia i o braku jakichkolwiek infekcji

natury sama wiesz jakiej, kochanie.
- To już mam - panna Granger

zaopatrzyła się jeszcze w czasie połogu w takowy dokument i widać było, że

Madame Praustrin jest tym mile zaskoczona.
- Widzę, że to nie

jednorazowy kaprys, a przemyślana decyzja - stwierdziła łagodnie i

popatrzyła Hermionie w oczy.
- Tak - potwierdziła stanowczo

dziewczyna.
Przemyślenie tej decyzji zajęło jej naprawdę bardzo dużo

czasu. Musiała przecież rozważyć wszystkie „za” i

„przeciw”, a to było trudne.
Rose pokiwała ze zrozumieniem

głową.
- Długo szukałaś pracy? - spytała właścicielka przybytku.
-

Bardzo długo - Hermiona spuściła wzrok. - JA wiem - zarumieniła się mocno i

zaczęła międlić w palcach brzeg ciemnogranatowej bluzeczki, którą miała na

sobie. - Wiem, że pewnie nie dostanę tej pracy, bo nie bardzo się nadaję.

Wie, pani.. Ja miałam w życiu tylko jednego mężczyznę i nie jestem tak

bardzo doświadczona, dlatego może pani od razu powie mi czy mam jakieś

szanse, czy powinnam zostać zwykłą prostytutką. Tam przecież na kwalifikacje

nie patrzą.
-Ależ dziecko, co ty opowiadasz? - spytała kobieta - Tu nie

chodzi o to ile miałaś w życiu kochanków. W żadnym przypadku. Kurtyzana nie

jest taką sobie zwykłą, przepraszam za wyrażenie, dziwką. Bycie kurtyzaną to

coś więcej - wytłumaczyła jej.
- Tak, wiem - Hermiona pospiesznie

skinęła głową. - I dlatego obawiam się, że nie nadaję się do tej pracy

proszę pani...
- Pozwól, że ja to ocenie - łagodnie, acz stanowczo

wtrąciła Rose. - Przychodzą do nas bardzo wpływowi i dobrze sytuowani

ludzie, dlatego dziewczyny, które tu pracują muszą odznaczać się odpowiednią

ogładą. I tak jak wspomniałam wcześniej, nie liczy się pochodzenie, a to co

kobieta ma pod sufitem i to czy jest inteligentna i oczytana... - zawiesiła

głos i przyjrzała się uważnie dziewczynie.
- Powiedz mi - dodała po

chwili milczenia. - Czy czytałaś klasyków literatury powszechnej?
-

Oczywiście - odpowiedziała bez wahania. Gdy była w szkole połykała książki

jednym tchem. I nie były to tylko podręczniki szkolne czy lektura

uzupełniająca wiadomości naukowe, lecz również książki znanych, mugolskich

pisarzy.
- A jakie na przykład? - drążyła dalej Rose.
Hermiona

zmarszczyła nos. Bądź co bądź trochę woluminów przeczytała i nie zawsze

pamiętała tytuły.
- Dostojewski, Tołstoj, Bułhakow, Dumas, May...

/>- No, widzę że trochę tego jest - kobieta wyglądała na mil zaskoczoną.

Powiedz mi teraz, czy chodź trochę znasz się na sztuce?
Dziewczyna

wciągnęła głęboko powietrze. Co prawda, wiedziała co nieco o poszczególnych

stylach w architekturze i malarstwie, rozpoznawała najważniejsze obrazy i

potrafiła powiedzieć kilka zdań o danym artyście, ale były to zaledwie

podstawy.
- Znam podstawy - przyznała się nieśmiało spuszczając

wzrok.
- Jeśli odróżniasz gotyk od klasycyzmu i nie mylisz Picassa z

Van Gogiem, rozróżniasz kolory, odróżniasz martwą naturę od krajobrazu, lub

aktu, to masz odpowiednią wiedzę. Musisz wiedzieć, że niektórzy z tych

panów, chociaż bogaci i obracają się w najbardziej elitarnych kręgach, o

sztuce nie wiedzą prawie nic. Ostatnio, taki jeden przychodzi, nie będę go

wymieniać z nazwiska bo znane, ale chyba jego ojciec ma z nim niemałą

udrękę. Toto się nie zna na niczym, poza średniowiecznymi narzędziami tortur

i gołymi tyłkami, a wybredne jak cholera. O przepraszam, zna się na

gatunkach alkoholu... No i od paru miesięcy żadna z moich dziewcząt mu nie

przypadła do gustu. Jeżeli wygra konkurencja, to się załamię. Gość nie

pracuje, ma forsy jak lodu. Nie pozwolę, żeby Pałac Rozkoszy zdobył tego

klienta, więc właściwie spadasz mi z nieba. Im więcej nowych dziewczyn, tym

lepiej... Pokaż mi coś, co mnie wbije w fotel. Wyobraź sobie, że jestem

facetem i chcesz zrobić na mnie duże wrażenie, tak żeby mi się podniosło...

ciśnienie - uśmiechnęła się do Hermiony szelmowsko i popatrzyła na nią

wyczekująco.
Dziewczyna zastanowiła się przez chwilę.
Co by tu

takiego pokazać?
myślała rozglądając się po pomieszczeniu. Na stoliku

stojącym nieopodal stała pantera z wiśniami.
A może...

pomyślała wpatrując się w czerwone owoce Nie, lepiej nie
-

Hermiono? - w głosie Rose dziewczyna dosłyszała nutkę zniecierpliwienia.

/> Raz kozie śmierć stwierdziła i podeszła do stolika z owocami.

Wiedziała, że jest pilnie obserwowana przez właścicielkę domu, ale starała

się to ignorować. Świadomość, że to jest naprawdę ważna próba umacniała jej

postanowienie dania z siebie „wszystkiego”.
- Mogę? -

spytała wskazując dłonią na naczynie z wiśniami.
Zaskoczona kobieta

skinęła twierdząco głową i Hermiona powoli wzięła jedną z wisienek. Dosyć

sporą z długą łodyżką i wyglądającą bardzo apetycznie. Wsunęła owoc do ust i

patrząc swojej potencjalnej pracodawczyni prosto w oczy skonsumowała go

leniwie z wyrazem delikatnego, wyrażającego przyjemność, uśmiechu na twarzy.

Nie wyrzuciła korzonka, ale bawiła się nim obracając go w palcach prawej

dłoni. Po chwili delikatnie wyjęła wolną dłonią pestkę z ust u wyrzuciła ją

do popielniczki na stole. Następnie sam korzonek włożyła sobie do buzi i

przez chwilę się nim pobawiła językiem z wyrazem rozkoszy na twarzy. W końcu

wyjęła go z ust i na wyciągniętej dłoni podsunęła zaskoczonej kobiecie.

Korzonek zawiązany był w supełek.
- Całkiem nieźle - powiedziała po

chwili madame Rose. Gdyby Hermiona ją znała, wiedziałaby, że wywarła

pozytywne wrażenie. Kobieta bowiem nie była wylewna w okazywaniu zachwytów.

- Według mnie całkiem nieźle, gdybym była arystokratą, zwłaszcza młodym,

który ma zamiast mózgu hormony, pewnie z wrażenia spadłabym pod stół...

/>Hermiona przełknęła ślinę. Nie miała pojęcia, czy podobała się tej

dystyngowanej damie, czy owa dama się z niej, krótko mówiąc, nabijała.

/>- Przyjdź jutro z dokumentami, a dziecko możesz oddać pod opiekę do

Słonecznego Raju. Tam nim się odpowiednio zajmą. Dam ci wizytówkę - to

mówiąc podała dziewczynie błyszczący kawałek papieru. - Wpisowe kosztuje

trzysta galeonów. Później co miesiąc wpłaca się po dwieście pięćdziesiąt

galeonów na utrzymanie dziecka. Wierz mi, że warto.
- Możliwe -

szepnęła Hermiona - ale mnie nie stać...
- W takim razie ci pożyczę -

powiedziała bez mrugnięcia okiem właścicielka Domu Marzeń, a panna Granger

zamrugała ze zdziwienia.
- Ale ja nie mogę... -zaczęła i usłyszała

stanowcze:
- Bez dyskusji. Na pewno mi niedługo zwrócisz. Jesteś ładną

i mądrą dziewczyną. Znajdziesz sobie szybko bogatego gacha i zwrócisz mi

pieniądze. Jestem tego pewna.
Zanim Hermiona opuściła Dom Marzeń,

kobieta wręczyła jej trzysta galeonów i jeszcze raz zapewniła ją o przyjęciu

do pracy. Dziewczyna wracała do Blinchów w o wiele lepszym nastroju.

Znalazła pracę i opiekę dla dziecka. Co prawda, bała się, że nie poradzi

sobie z zarobieniem takiej kwoty pieniędzy jak trzysta galeonów, ale starała

się o tym na razie nie myśleć. Najważniejsze było to, że ma jakieś

zatrudnienie.
Blue
Taaak, to świetny pomysł żeby wlepić tu

opowiadanie. (Brak Dziurawca daje mi powoli we znaki).

Mam

nadzieję, że ff jest dalej pisany, i że jest ju zwięcej części niż na forum

DK??

border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/>

Lubię parę Draco/Hermiona, to opowiadanie też

lubię (przynajmniej na razie
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/wink.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='wink.gif' />)


border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/>

Yhh... poczekam na resztę części


border='0' style='vertical-align:middle' alt='laugh.gif'

/>
sonka
I oto następny rodział:D
sonka &

Kit

Rozdział III
Żadna praca nie hańbi



/>
Następnego dnia Hermiona wstała wcześnie rano i po cichutku

spakowała wszystkie swoje rzeczy. Ponieważ miała na koncie jeszcze kilkaset

galeonów, razem z pożegnalnym listem zostawiła a to złotych monet i

serdeczne podziękowania. Oczywiście zapewniła państwo Blinch, ze znalazła

pracę, ale musi się przeprowadzić, że przykro jej iż żegna się listownie.

Dopisała także, żeby się o nią nie martwili, i że będzie regularnie

zawiadamiać ich, co u niej. Nie mogła postąpić inaczej. Okazali jej tyle

serca, że nie chciała martwić ich rodzajem pracy jaką miała wykonywać, ani

nie chciała, żeby o nią się martwili. Byli na to za dobrzy.
Równiutko

o ósmej zamknęła za sobą drzwi domu przy Victoria`a Aley numer 17 i wraz z

Destiny w nosidełku w jednej ręce i walizką w drugiej udała się do

polecanego przez madame Praustrin Słonecznego Raju. Troszeczkę bała się

zostawiać tam dziecko, ale wiedziała, że nie ma wyboru. No może niezupełnie

nie miała. Mogła poprosić Weasley`ów o pomoc lecz nie chciała ich

fatygować... Z resztą nie wiedzieli o dziecku.

Z ciężkim sercem

wysiadła z Błędnego Rycerza przed starym, lekko podniszczonym domem z epoki

wiktoriańskiej i z jeszcze głębszym bólem pchnęła jego mahoniowe drzwi.

/>Okazało się, że madame Rose miała rację. W Słonecznym Raju spotkała się z

ciepłym przyjęciem ze strony wykwalifikowanego personelu. Pełno tam było

nianiek, mamek, pielęgniarek i magomedyków. Panowała przyjemna, niemal

rodzinna atmosfera i kiedy dziewczyna wyszła po godzinie była spokojna o

przyszłość Destiny i o jej zdrowie, zwłaszcza, że mogła ją odwiedzać, aż dwa

razy w tygodniu.
Później skierowała swe kroki ku Domowi Marzeń.

/>Obawiała się trochę tego pierwszego dnia i jak ja zaakceptują inne

kurtyzany. A przede wszystkim obawiała się, że żaden mężczyzna nie będzie

jej chciał wziąć na utrzymanie.
- Ech - westchnęła pchnąwszy mahoniowe

drzwi.
Jakoś to będzie dodała w myślach.
Pól godziny

później siedziała w gabinecie Madame Rose i wpatrywała się w właścicielkę

przybytku.
- Wszystko jest w porządku - powiedziała w końcu kobieta

odkładając dokumenty, które przyniosła Hermiona, na biurko.


/>Następnego dnia Hermiona obudziła się o siódmej (to znaczy obudził ją

budzik) i poczuła, że jest niewyspana. Już miała przyłożyć głowę do

poduszki, kiedy przypomniała sobie, że ma się wyszykować do ósmej na

śniadanie, a o dziewiątej zaczyna się jej rozmowa z Madame Rose, która

chciała zobaczyć, co Hermiona już wie, a co trzeba jej wpoić, jeżeli chodzi

o savuar- vivre i znajomość literatury.
Czuła się wyżęta przez

wyżymaczkę. Dwie godziny robiono jej zdjęcia w uroczej białej i czarnej

bieliźnie. Wszystkie były czarno białe. Mugolski (sic!) fotograf bowiem

zachwycił się jej bezpretensjonalną urodą i chciał, żeby była jak

najbardziej naturalna.
Tak, mugolski; zdjęcia w folderach Madame Rose

były nieruchome, ale ich jakość musiała być świetna, bo taki był wymóg

właścicielki Domu Marzeń. Facet miał płacone krocie i był najlepszym

fotografem jakiego udało się kobiecie wyśledzić. Na jego dyskrecje mogła

liczyć. Jak zwykła żartować właścicielka Domu marzeń, był to jedyny

"męski mugol" z jakim miały do czynienia "dziewuszki" ;

tak nie mówiła o pracownicach per "dziewczyny "ani

"dziewczynki", mówiła „dziewuszki”...


/>Panna Granger przeciągnęła się i z ogromnym trudem zwlekła się z łóżka.

Najchętniej to by w nim została. Ale obowiązki wymagały czego innego więc

powoli ubrała się w lawendową szatę i następnie zeszła na dół, do jadalni na

śniadanie. Nie znała wszystkich dziewcząt w Domu Marzeń więc, gdy

przekraczała próg pomieszczenia czuła lęk przed ich reakcją na jej osobę.

Jadalnia była owalnym pokojem o kremowych ścianach, umeblowanym w stylu lat

pięćdziesiątych. Na środku stał okrągły, dębowy stół otoczony dwunastoma

krzesłami z czego dziesięć było już zajętych przez pozostałe kurtyzany.

/>Gdy Hermiona wkroczyła do jadalni rozmowy ucichły i dziewczęta spojrzały w

jej stronę. Panna Granger zatrzymała się i spojrzała niepewnie na jej nowe

koleżanki po fachu. Nie ulegało wątpliwości, że każda z dziewcząt była

piękna.
I gdzie ja, takie brzydkie kaczątko, mam się do nich

porównywać?
- spytała siebie w duchu podchodząc nie śmiało do stołu.

”Dziewuszki” obserwowały uważnie każdy jej ruch. Hermiona

poczuła się trochę nieswojo zasiadając przy suto zastawionym stole, ale

starała się te go nie okazać. Chwilę później do jadalni weszła Madame

Praustrin i zasiadła na miejscu obok mocno podmalowanej blondynki o

zielonych oczach.
- Smacznego dziewuszki - powiedziała i wzięła

koszyczek z chlebem. Hermiona sięgnęła po talerz z jajecznicą. Dziewczęta

poruszyły się, a jedna zachichotała.
- Jak masz na imię - spytała

dziewczyna o zielonych oczach. Wyglądała na najstarszą, była też

niespotykanie piękna. Przypomniała Herminie trochę panią Narcyzę Malfoy,

którą panna Granger widziała zaledwie trzy razy w życiu, w tym raz na

pamiętnych Mistrzostwach w Quiddichu. Wspomnienie Quiddicha wywołało

wspomnienie Wiktora, a to z kolei spowodowało bolesny skurcz serca.
-

Hermiona, przyjaciele mówią do mnie Herm... Wolałabym jednak żebyście mówiły

mi Marabeth, lub Dianora - uśmiechnęła się nieśmiało. Zielonooka, która

wydawała się jej na pierwszy rzut oka zarozumiała pannicą, ku jej

zaskoczeniu, odwzajemniła promiennie uśmiech i łagodnie powiedziała:
-

Jestem Estell i będę miała z tobą zajęcia savoir-vivre. Miło mi cię poznać,

Marabeth.
Panna Granger znowu usłyszała chichot. Odwróciła się w prawo.

Właścicielka chichotu była pulchnawa i piękna rudowłosa dziewczyna o oczach

koloru morza i ciemno-karminowych ustach; wyglądała na nie więcej niż

osiemnaście lat.
- Gertrudo! - Madam Rose spojrzała z delikatną

naganą na nastolatkę - Gerti jest od dwóch dni, wczoraj zakończyła naukę,

ale chyba cała nauka o dobrym zachowaniu poszła w las - zwróciła się do

Hermiony. - Jak nie przestaniesz chichotać - pogroziła kromką chleba z

masłem w stronę rudej - to twoje zdjęcia w folderze znajdą się dopiero za

tydzień.
Dziewczyna zamilkła, ale nadal patrzyła na Hermionę z

zaciekawieniem i rozbawieniem. Panna Granger odwróciła od niej wzrok i

zajęła się swoją jajecznicą. Widać groźba wstrzymania ukazania się zdjęć w

folderze pozytywnie działa na dziewczęta.
No tak... Przecież to

chodzi o pracę. Kto pierwszy ten lepszy
przyszło jej na myśl, gdy

nalewała sobie herbaty do kubka.
Tymczasem dziewczęta zaczęły

rozmawiać między sobą o owym arystokracie.
-... no i oglądał te zdjęcia

przez godzinę i nic - relacjonowała szatynka o niezwykłych granatowych

oczach.
- Norma - mruknęła Estell i posmarowała sobie chleb masłem -

No to, Marabeth, co wcześniej porabiałaś? - zwróciła się do Hermiony.
-

Eee... pracowałam w Ministerstwie - odpowiedziała niepewnie. Zielonooka

podniosła brwi wysoko.
- W ministerstwie? To pewnie znasz jakieś szychy

- mrugnęła do niej.
- My też znamy, Estell - wtrąciła owa granatowooka

szatynka. Dziewczęta roześmiały się a Hermiona uśmiechnęła blado. Rose

pokręciła głową z lekkim uśmiechem i wzięła następną kromkę chleba.


/>Po piętnastu minutach Hermiona poczuła się całkiem swobodnie i rozmowa

przy śniadaniu minęła wszystkim w sympatycznej atmosferze. Marabeth był

zaciekawiona tym wybrednym arystokratą. Nawet zaczęła sobie wyobrażać, że ma

około czterdziestu lat i jest przystojnym wysokim, tajemniczym brunetem, a

także że go nikt nie zna, bo przecież dziewczyny mówią "ten

arystokrata". Nie wiedziała, że nie można operować imionami i

nazwiskami mężczyzn, którzy przychodzą do Domu Marzeń, nawet między sobą

(chyba, że sam na sam z jakąś drugą dziewczyną w zaciszu apartamentu, kiedy

mówiło się o tym kto jaki jest w łóżku).
- A jaki ona jest, ten

wybredny? - spytała nieśmiało, gdy kończyła kolację.
- Młody i śliczny

- Gertruda ponownie zachichotała.
- Znany w naszym cudownym świecie

londyńskich magicznych szych - powiedziała Madame Praustin. - Właściwie

wszyscy go znają.
- To Dlaczego mówicie o nim, jakby był kimś

tajemniczym?- Hermiona nie mogła tego zrozumieć. - Czemu nie powiecie jak

się nazywa?
- Bo kurytaznom nie wolno zaradzać imion swoich klientów

ani kandydatów na klientów - rzekła Madame Rose zanim którakolwiek z

dziewcząt zdążyła odpowiedzieć. Hermionę to zaskoczyło, ale nie skomentowała

tego. Postanowiła powstrzymać swą ciekawość i nie pytać o nic więcej.

/>- Zjadłaś już? - spytała Estell. - Im wcześniej zaczniemy tym lepiej.

/>Hermiona pokiwała głową i złożyła widelce na talerzu.
- To idziemy -

zielonooka wstała i to samo zrobiła panna Granger.
- Powodzenia -

zawołała za nimi Gertruda, gdy wychodziły. Hermiona odwróciła się przez

ramie i posłała nastolatce słodki uśmiech.
Estell poprowadziła ją do

pokoju na końcu korytarza.
Biedna Hermiona przez dwie godziny uczyła

się jak wstać, jak siadać, jak krzyżować nogi, a kiedy, broń Boże, ich nie

krzyżować, jak wysławiać się w towarzystwie z wyższych sfer. Z wysławianiem

się szło jej całkiem dobrze, ale z resztą się męczyła.
- Nie dam rady,

nie nadaje się - rozpłakała się rzewnie, po kolejnym zbyt szybkim klapnięciu

tyłeczka na krzesło. - I i... JESTEM BRZYDKA!
- Przestań! -

obruszyła się Estell. - Jesteś bardzo ładna i masz urocze piegi na nosie.

Każdy facet się w nich zakocha, a jak się nie zakocha to jest głąb!

Jesteś naturalna, oczywiście poza tymi na czarno ufarbowanymi kłaczkami, ale

to dodaje ci tylko surowego uroku. Masz piękne oczy i tak naprawdę świetnie

ci idzie. Ja przez pierwsze trzy godziny siadałam jak kłoda, ty za godzinę

osiągniesz mistrzostwo, jeśli nadal będzie szło ci tak dobrze jak do tej

pory.
- Jestem szlamą i nikt mnie nie zechce!
- No nie! Ja

jestem mugolką i miał mnie przez pół roku Blaise Zabini, teraz musiał

wyjechać i nie zabrał mnie ze sobą, ale jak wróci to mam... ups Cholera.

Zdenerwowałaś mnie i się wygadałam... - Estell miała głupiutką minę.
-

Nikomu nie powiem - obiecała Hermiona patrząc z zaciekawieniem na Estell. -

Jakie jest twoje prawdziwe imię?- spytała nagle.
- Jane... -

odpowiedziała nieśmiało Estell i spojrzała w kąt.
Hermiona uśmiechnęła

się do niej ze zrozumieniem.
- Ładnie... A co takiego masz zrobić z

Blaisem? - spytała zaintrygowana Hermiona.
- Nieważne - odpowiedziała

Estell choć na policzkach nadal miała lekkie rumieńce wywołane złością na

siebie samą - Koniec pogaduszek i jazda do pracy. A jeśli jeszcze raz

usłyszę tekst w stylu „Jestem szlamą i nikt mnie nie

zechce
” to osobiście dam ci klapsa. A uwierz, potrafię mocno

uderzyć - mrugnęła do niej. Hermiona wpatrywała się w nią przez chwilę

zaskoczona, gdy Estell się roześmiała pojęła, że ta sobie z niej żartuje.

/>- Dobra, koniec żartów i do pracy - zarządziła dziewczyna , gdy się już

trochę uspokoiła.
Dwie godziny później Hermiona chodziła już i siadała

jak prawdziwa dama. Dowiedział się też jakie sztućce do czego służą, i

chociaż trochę ją przerażało, że będzie musiała wieczorem udowodnić Madame

Praustin, że zachowuje się bez zarzutu, cała zabawa z savuar - vivrem bardzo

jej się spodobała.

**

- No i co o tym myślisz?

- spytała ją Estell po godzinnej rozmowie na temat seksu, która odbyła się

między nimi po obiedzie, wskazując na piękną rycinę przedstawiającą dwoje

ludzi w jakiejś egzotycznej pozycji miłosnej. Właściwie Estell mówiła, a

Dianora Marabeth słuchała. Hermiona była cała zaróżowiona, a wszystko

wskazywało na to, że to był dopiero początek.
Ja myślałam, że jestem

doświadczona
- pomyślała przygryzając dolną wargę - Ojej.
-

Trudne - stwierdziła cicho. Estell uśmiechnęła się do niej szeroko.
-

Tak ci się tylko wydaeę - powiedziała i przerzuciła kartkę.
Hermiona

nie odpowiedziała i utkwiła wzrok w następnej pozycji.
I ja mam to

wszystko umieć zrobić?
- spytała siebie w duchu. Nawet z Wiktorem nie

kochali siew taki sposób. Można powiedzieć, że ich pozycje były bardziej...

tradycyjne.
- Ale tak to trzeba umieć - szepnęła zawstydzona.
-

Kochanie - zaśmiała się Estell - to nie tak, że ty musisz wszystko umieć,

powinnaś tylko się orientować. Moim pierwszym klientem był facet, który

uwielbiał kochać się w tradycyjny sposób. Powinnaś po prostu wiedzieć, że

można kochać się na rozmaite sposoby i nie robić wielkich oczu, kiedy facet,

który się tobą zaopiekuje zaproponuje ci coś nietypowego... Nie musisz być

akrobatką i doświadczoną jak zawodowa prostytutka kobietą. Nie to jest

najważniejsze, raczej samo podejście do seksu. Miałyśmy tu kiedyś dziewicę,

wiesz jak szybko znalazła sobie opiekuna? - posłała Marabeth uspokajające

spojrzenie i wróciła do rycin. Przerzuciła parę stron i z szelmowskim

uśmiechem wskazała palcem na pozycję zwaną potocznie sześćdziesiąt dziewięć.

Czerwona jak burak Hermiona odwróciła wzrok.
- Chyba nie powiesz mi, że

to jest trudne do wykonania? - powiedziała z niewinną minką Estell -

Jane.
- No... nie jest - odpowiedziała zażenowana dziewczyna.
- No

widzisz - uśmiechnęła się zielonooka - OJ! Przestań się rumienić, bo

jeszcze mi się tutaj spalisz ze wstydu. I co wtedy powiem Rosy? -

zażartowała, na co panna Granger zrobiła się jeszcze bardziej czerwona... o

ile to tylko możliwe.
- Jejuś... Dianora... spokojnie. Dasz sobie radę.

To naprawdę nie jest trudne - westchnęła Estell - Jeśli to cię pocieszy to

ja również przez to przechodziłam i zachowywałam się dokładnie jak ty...

Musisz przebrnąć przez ten magiel, kochanie.
- Dobra, chcę wiedzieć co

o tym myślisz - wyczekująco popatrzyła na nową adeptkę.
- Eee. No chyba

jest bardzo przyjemne... - Estell uniosła bardzo wysoko brwi. Zachciało się

jej śmiać.
- Chyba? Kobieto, czy ty naprawdę przez kilka lat chłopa

miałaś? - pokręciła z niedowierzaniem głową - Wiesz co? Gertruda ma

osiemnaście lat i jest dziewicą, i jak jej przed wczoraj pokazałam tą

rycinę, wykrzyknęła: "ja tak chcę!" Uważam, że jej reakcja

była dużo bardziej prawidłowa.
- No, widzisz, ja się nie nadaję... -

Hermiona była bliska łez.
- Dianora, nie mów tak... masz złe podejście

przede wszystkim do siebie samej. Musisz uwierzyć, że jesteś atrakcyjna i

zasługujesz na wszystko co najlepsze. Przepraszam, nie powinnam była cię

porównywać do kogokolwiek, każda z nas jest inna i każda inaczej reaguje.

/>- Nie jestem beznadziejna?
- Nie jesteś Marabeth. Nie dostałabyś tu

pracy - powiedziała łagodnie Jane i pogładziła Hermionę po gęstych czarnych

włosach.

Zanim Hermiona przystąpiła do egzaminu, spędziła z

Estell jeszcze wiele godzin. Dziewczyna była bardzo zadowolona z jej

postępów i stwierdziła , że Hermiona może „spokojnie iść na spytki

Rosy”. Sama panna Granger również czuła swego rodzaju dumę, ale to

uczucie nikło przed lękiem spowodowanym wynikami egzaminu. Gdy była jeszcze

w szkole lubiła wszelkie testy, ale gdy dochodziło do ogłaszania wyników

była okropnie nerwowa. Obawiała się, że obleje z czego na pewno się ucieszy

ten przebrzydły Malfoy albo jego ukochana dziewczyna, Pansy. Teraz, gdy w

pobliżu nie było ani Malfoya, ani Parkinson nadal odczuwała lęk.
To

chyba normalne
- pomyślała idąc do gabinetu Madame Rose.
Nieśmiało

zapukała do drzwi i po usłyszeniu krótkiego acz stanowczego

„Proszę” weszła do pomieszczenia.
Stres powoli minął gdy

okazało się jak egzamin wygląda. Madame Praustin po prostu z nią rozmawiała.

Rozmawiała tak jak rozmawia się w wyższych sferach, gdzie elita przebywa

wśród samych swoich. Ponieważ Hermiona była oczytana, umiała się ładnie

wysłowić i posiadła duża wiedzę ogólną, a jej zachowanie było nienaganne -

na co kładła przez te dwa dni nacisk Estell, przeszła cały test śpiewająco,

a na koniec dowiedziała się, że:
Wielu mężczyzn z wyższych sfer

zachowuje się bardzo naturalnie, takie umiejętności będą jej przede

wszystkim potrzebne, gdy znajdziesz się na przykład na przyjęciu w

snobistycznym gronie, nie na co dzień. Na co dzień liczy się to żeby była

miła, taktowna, nie narzucająca się i zawsze dyspozycyjna jeśli chodzi o

seks...

- Uhm - kiwnęła wówczas głową i przygryzła wargę.
-

Coś cię gryzie? - spytała Madame.
- Nie... To znaczy tak. Po prostu nie

wiem czy dam sobie z tym wszystkim radę... i czy się komukolwiek

spodobam.
Ku jej zdziwieniu kobieta roześmiała się.
- Ależ

oczywiście, że się spodobasz. Wiesz co... Nie myśl o tym już bo to tylko

szkodzi urodzie - mrugnęła do niej. Hermiona uśmiechnęła się. Później

rozmawiały już o córeczce Hermiony. To znaczy Madame się spytała jak tam

dziecko i panna Granger opowiedziała jej o Destiny.

**

/>
Nim Draco zdołał się obejrzeć lato minęło i nastały pochmurne,

deszczowe i zimne dni zwiastujące początek jesieni. Były Ślizgon wiedział

doskonale co to oznacza: zbliżał się koniec września a co za tym szło,

kończyła się cierpliwość ojca i kończył się termin wypełnienia ultimatum.

/>Cholera - przyszło mu na myśl, gdy wpatrywał się w biały sufit w

swej sypialni. Znał ojca ( w końcu mieszkał z nim pod jednym dachem) i

wiedział, że to BARDZO uparty człowiek, który jest zdolny do takiego

czynu.
Cholera - powtórzył w myślach raz jeszcze i podniósł się

by spojrzeć na magiczny kalendarz zawieszony na ścianie naprzeciwko.

Wszystkie cyferki aż do dnia dzisiejszego były poskreślane czerwonym kolorem

a cyfra przedstawiająca trzydziestkę zakreślona w kółeczko kolorem

zielonym.
Tak się złożyło, że dziś był dwudziesty ósmy wrzesień co

oznaczało, że pozostały mu dwa dni.
- Niedobrze - powiedział na głos

wstając z łoża - Bardzo niedobrze - poprawił się zerkając na kalendarz raz

jeszcze. Dziś miał ostatnią szansę... No może jeszcze jutro, ale był pewien,

że jutro to już nikogo nie znajdzie. Tego jednego to był właściwie

pewien.
- Ubrał się w czarną szatę, przeczesał długie blond włosy i

ruszył na dół, na śniadanie. Gdy wszedł do bogato urządzonego salonu ojciec

uśmiechnął się do niego z tryumfem.
- I jak idą poszukiwania? - spytał

od niechcenia.
Draco z trudem opanował w sobie żądzę mordu i uśmiechnął

się równie zimno jak jego rodziciel.
- Bardzo dobrze - odpowiedział

zasiadając do śniadania.
- Doprawdy? - zadrwił Lucjusz Malfoy -

Pamiętaj synu, termin ultimatum mija trzydziestego września. Wybierz żeś w

końcu kogoś ! - ostatnie zdanie wykrzyczał. Narcyza Malfoy oderwała

wzrok od najnowszego katalogu sukien zaprojektowanych przez Madame Malkin i

spojrzała na swego męża z niesmakiem.
- Lucjuszu, nie krzycz. Nie mogę

się skupić -powiedziała i wróciła do przyglądania się krojowi sukni

koktajlowej z japońskiego jedwabiu -Co myślicie o tej kreacji? -spytała

pokazując mężczyznom katalog.
- Może być - mruknął Dracon.
-

Ładna, kochanie - stwierdził Mafloy Senior.
- Czy ja wiem... Jest

zbyt... prosta - rzekła Narcyza i przerzuciła stronę.
-Jeśli tak

uważasz, Narcyzo - powiedział Lucjusz i otworzył Proroka

Codziennego
.Jego małżonka nie odpowiedziała: zainteresowana była teraz

inną suknią spod igły Madame Mlakin.

Po śniadaniu Malfoy junior

skierował się do salonu, skąd miał aportować się na Pokątną a stamtąd do

dwóch przybytków zamieszkiwanych przez Kurtyzany
Okey, najpierw Dom

Marzeń
- pomyślał. Polubił Madame Praustrin i dlatego wolał najpierw iść

do niej. Ta kobieta mogła mu nawet coś doradzić. Była przesympatyczna i

miła. Widać było też, że ma dobry gust i to we wszystkim, nie tylko w

ubiorze.
Aportował się przed wejściem, poprawił kołnierz eleganckiej

czarnej szaty, zrobił odpowiednio wyniosłą i zarazem przyjazną minę,

odchrząknął i uznał, że bardziej profesjonalnie będzie związać luźno,

przydługie włosy, na karku. Tak też zrobił i powtórzył cały zabieg od

nowa.
- Raz goblinowi stryczek - powiedział na głos i otworzył

zamaszyście drzwi.
- Witam panie Malfoy - Madame nawet nie odwróciła

wzroku od folderów. Poza Hermioną przybyła, co prawda, tylko jeszcze jedna

nowa dziewczyna, ale dwie wróciły od swych dotychczasowych opiekunów i

należało odświeżyć im fotki.
- Proszę usiąść - w końcu raczyła na niego

spojrzeć i wskazała mu fotel naprzeciw siebie. - Ciekawa jestem, jakie teraz

wady odnajdzie pan w moich podopiecznych... Proszę bardzo te dwie ostatnio

wróciły od bardzo wpływowychcCzarodziejów, dla których były, że pozwolę

sobie zacytować elokwentne, łagodne, mądre, posłuszne, etc....

/>Draco wziął w prawą dłoń dwa cienkie foldery...
- Takie wielkie oczy,

niemal wyłupiaste - mruczał pod nosem oglądając pierwszy.
- Eveline ma

śliczne oczy - Madame Praustrin pokręciła głową i westchnęła głośno.
-

Eee, strasznie blada i ma za jasne włosy - oznajmił, marszcząc nos przy

drugim folderze.
- Panie Malfoy - nie wytrzymała właścicielka przybytku

- już nie wiem, co z panem zrobić. Nic się panu nie podoba w tych

dziewczynach?
- Ja nie czuję tego czegoś kiedy na nie patrzę. A to ma

być kobieta, z która będę spędzał i noce i dnie, i na którą będę łożył kasę.

Ona musi być... Sam nie wiem jaka - wzruszył ramionami i popatrzył gdzieś w

przestrzeń na Madame.
Praustrin przyjrzała mu się uważnie. Miała go za

niewydarzonego, wybrednego bachora, ale on rzeczywiście czegoś szukał,

chociaż sam nie wiedział czego.
- Proszę - powiedziała podając mu

intuicyjnie jako pierwszy folder, na który widniały srebrne litery na

zielonym tle (tak chciał fotograf, bo „tej małej to pasowało”)

Dianora Marabeth.
- Fajna ksywa - oznajmił - i super kolorki -

uśmiechnął się szeroko.
Dorosły chłop i taki infantylny, z nimi jak

z dziećmi
- pomyślała Rose.
- Ona cała jest fajna - powiedziała na

głos. - Aha, to jest nowa dziewczyna. Jest wspaniała, ale pan zapewne i tak

znajdzie w niej same wady.
Draco wzruszył ramionami i przewrócił

stronę, a Madame Praustrin wpatrywała się w niego uważnie. Założyła się z

Secile (jej konkurentką) o skrzyknę przedniego wina, że wybredny Malfoy

właśnie u niej wybierze dziewczynę. Nie trzeba dodawać, że zależało jej na

wygranej.
Nie wiedziała jakiej reakcji spodziewać się po arystokracie,

ale na pewno nie spodziewała się czegoś takiego.
- Wow - powiedział

cicho i wlepił spojrzenie w pierwsze, najbardziej chyba niewinne zdjęcie

Hermiony. Jak wszystkie inne i to było czarno-białe, dlatego błękitna,

zwiewna sukienka opadająca do jej stóp miała na nim biały kolor, który

pięknie kontrastował z czernią jej włosów. Ale mężczyznę urzekły smutne oczy

dziewczyny i coś znajomego w rysach jej twarzy, sam nie wiedział co.

/>Gapił się przez dobrą chwile, w końcu spytał.
- A skąd ona jest i jak

się naprawdę nazywa?
- Nawet gdybym wiedziała, nie mogę udzielić takiej

informacji.
- Rozumiem - Draco zachłannie przejrzał album i wbił wzrok

w kobietę naprzeciw niego.
- Ja ją chcę - powiedział. - Ją i żadną

inną.
Trzeba przyznać, że madame zatkało. Wybredny panicz okazał się

być bardzo konsekwentny w swym wyborze.
- Mam jeszcze jeden

folder...
- Nawet nie chcę na niego patrzeć - uciął młodzieniec.
-

Oczywiście - kobieta była zaskoczona i szczęśliwa (skrzynka wina).
-

Ile mam zapłacić za wizytę? Chcę tylko na nią popatrzeć, porozmawiać z nią,

sam nie wiem, ale tylko ona wchodzi w grę.
- Sto pięćdziesiąt galeonów.

Niech pan poczeka, zaraz wrócę. Muszę uprzedzić Dianorę o wizycie

klienta.

**

Hermiona otworzyła drzwi i

popatrzyła zaskoczona na gościa. Madame obrzuciła spojrzeniem nienagannie

utrzymany pokój i samą dziewczynę, odzianą w skromny biały gorset i długi

przezroczysty szlafrok. Wyglądała ślicznie.
- Będziesz zaraz miała

gościa kochanie. Nie bój się, to ten wybredny, o którym plotkują dziewczyny.

Mówiłam ci, że szybko kogoś znajdziesz. Masz to coś. Napij się wina, jeśli

się denerwujesz, zaraz do ciebie przyjdzie.
Hermiona nie była w stanie

nic powiedzieć. Kiwała tylko głową. Praustrin wyrozumiale cmoknęła ją w

czoło i ruszyła na powrót do klienta, a dziewczyna drżącymi rękami nalała

sobie z karafki cały puchar wina. Nie wiedziała o swoim gościu nic, tylko

tyle, że jest cholernie bogaty i równie przystojny, przynajmniej według jej

koleżanek. Nie mogły zdradzać nazwisk, nawet jak kogoś rozpoznały, a szkoda.


Rozmyślania przerwało jej kolejne pukanie. Odstawiła puchar na stolik

i dobrze zrobiła, bo pewnie wypuściłaby go z dłoni otwierając drzwi. Przed

nią stał nie kto inny jak Draco Malfoy, Nemezis jej szkolnych lat.
-

Witaj Marabeth - powiedział i uśmiechnął się do niej nie jak Ślizgon, ale

prawie jak sympatyczny człowiek. Totalnie ją zamurowało.
Nimbuska2000
Bardzo fajne. Co prawda jak czytałam

poprzedni part to już wiedziałam że spotkaJĄ się w domu marzeń. Cool. Fajnie piszesz, super styl pisania i wspaniałe opisy. Naprawdę mi się podoba.
vaampir
oj mam wrażenie, że ta część jest rochę

słabsza. styl troche kuleje i są błędey int., niemniej jednak akcja wciąga.

ale jeszcze uwaga:

class='quotetop'>QUOTE

class='quotemain'>savuar-vivre

pisze się savoir-vivre

No i jeszcze to

mnie strasznie razi:

class='quotetop'>QUOTE

class='quotemain'>Wybierz żeś w końcu kogoś !


Lucjusz Malfoy, zimnokrwisty

arystokrata, wyrażający sie w ten niepoprawny sposób?


border='0' style='vertical-align:middle' alt='blink.gif'

/> No cóz...
Arpi Sideris
Opowiadanie ciekawe, dobrze się czyta. Po

prostu podoba mi się. Czeakm strasznie niecierpliwie na następną część.

/>
A kończenie w takim momencie to sadyzm...
sonka
Hej!
W imieniu swoim i Kit

dziękuję za wszystkie komentarze:) Literówki poprawione:)A co do tego

zwrotyu użytego przez pana Malfoya... Lucjusz był "trochę

"zdenerwowany, a więc wyraził się bardziej kolokwialnie i tyle. Jeśli

to tak bardzo razi to zmienimy.
pozdrawiamy
Kit i Sonka
vaampir
w gruncie rzeczy to wasza sprawa, jestescie

autorkami, ja tylko wyrazam swoje zdanie. a tak nawiasem mówiąc, to naprawdę

okrutne kończyć w takim momencie...
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/cry.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='cry.gif' /> XDD
Blue
Mam nadzieję, że szybko dowiemy się co jest

w następnej części ??
Kala
fabuła się rozwija, zastanawiam się tylko

dlaczego hermiona może odwiedzać swoją córkę tylko dwa razy w tygodniu, w

końcu to ona placi, chyba że to tylko na potrzeby produkcji


style='vertical-align:middle' alt='smile.gif' /> ale

ogólem nadal się czyta dobrze, szkoda że te części się szybko kończą


style='vertical-align:middle' alt='sad.gif' />
Andeja
Bardzo mi sie podoba to opowiadanie.

/>Skoro jest skończone mogłybyście dodać kolejny rozdział. Ostatni skonczył

się w takim momencie...
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/biggrin.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif' />
Kitiara
Po pierwsze - mam dość słowa

"part" - grrrrrrrrr.
Po drugie - wiedziałam, wiedziałam, że

jak Sonka za szybko wklei nie dacie nam żyć.
Ludzie to trzeba napisać.

Jeśli o mnie chodzi poczekacie sobie na czwarty rozdział, zwłaszcza, że nie

jest jeszcze skończony:]

Pozdrawiam, kit.

PS: A

Vice-Versa i inne opka to same z siebie powstają? Czasu na to trzeba



border='0' style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif'

/>
Andeja
QUOTE(Kitiara @ 11.12.2004

15:56)
Po pierwsze - mam

dość słowa "part" - grrrrrrrrr.
(...)

/>

Tak mi sie jakos napisało


border='0' style='vertical-align:middle' alt='blush.gif'

/> . Preferuję uzywanie naszego jezyka w postach. Juz

zmieniłam. Co do popedzania to co sie dziwisz. Ludzie was lubią. JKR też

ciagle ktos popedza. A co? Ona nic sobie z tego nie robi. Nie bierzcie z

niej przykładu.
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/smile.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='smile.gif' />
sonka

class='quotetop'>QUOTE

class='quotemain'>Skoro jest skończone mogłybyście dodać

kolejny rozdział. Ostatni skonczył się w takim

momencie

Opowiadanie NIE JEST

skończone. Cały czas piszemy je z Kit.

class='quotetop'>QUOTE

class='quotemain'>Jeśli o mnie chodzi poczekacie sobie

na czwarty rozdział, zwłaszcza, że piąty nie jest jeszcze

skończony:]

Dołanczam się do słów

Kit.
Tyle ode mnie:)
Kitiara
Jest powiedziane, że Hermionamoże

odwiedzć córkę dwa razy w tygodniu - po prostu taki standart, ale to nie

znaczy, że nie może zgłośić żądania o częstsze wizyty. Poza tym ona ma

pracę, a tam dziecko otrzymuje profesjonalną opiekę i nie trzeba się o nie

martwić.
A to ile razy będzie mogła bywać u Destiny, zależeć będzie,

przede wszystkim, od opiekuna Marabeth:]
katana
Super czekam z niecierpliwością na dalszą

część jestem fanką D/H więc takie opowiadania radują moje serduszko

pozdrawiam
Potti
skoro już skończyłyście, bo tak

zrozumiałam, to wklejajcie coś od czasu do czasu (:
Blue
Opowiadanie, z tego co mówią szanowne

autorki skończone nie jest.
Co nie zmienia faktu, że miło byłoby

zobaczyć następną część
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/wink.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='wink.gif' />
deo
Już na DK mówiłam, że to opowiadanie

strasznie mi się podoba. Uwielbiam parę HG/DM, więc uważam za rewelację

obsadzanie ich na głównych bohaterów romansu :] Aż mnie skręca, aby

dowiedzieć się, co będzie dalej :] Wszędzie szukałam tych opowiadań, które

zapierały mi dech w piersi i doprowadzały do drżenia rąk, a tu taka miła

niespodzianka
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/smile.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='smile.gif' /> Czekam i

mam nadzieję, że długo czekać nie będę
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/smile.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'

/>
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/smile.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='smile.gif' />
Kitiara

class='quotetop'>QUOTE

class='quotemain'>skoro już skończyłyście, bo tak

zrozumiałam, to wklejajcie coś od czasu do czasu (:



Nie, nie jest skończone i

jeszcze dużo wody do końca upłynie zanim skończymy, ale piszemy, proszę się

nie obawiać:)
Kitiara
Boże, przepraszam, że jeszcze tu nic

nie ma, ale właśnie piszę "Być szlachetnym"
Obiecuję, że

wkleję jak najszybciej, najpóźniej jutro rano, kolejny rozdział. Nie było

mnie cały dzień, bo siedziałam w bibliotece i na nic nie miałam czasu, a

muszę znaleźć chwilę i "oblukać" to, zanim wkleję na forum.

Przepraszam i błagam o cierpliwość!
Kitiara
Rozdział IV
Nie taki Malfoy

straszny...



Hermiona dopiero po chwili zdała sobie

sprawę, że milczy troszeczkę za długo.
- Witam. Proszę, niech pan

wejdzie - przesunęła się w progu by zrobić mu miejsce. Wszedł do środka.

/>O żesz jasna cholera - przemknęło jej przez głowę. Teraz to

wszystko miało sens. Znany w świecie czarodziejów, bogaty i bądź co bądź

przystojny. I do tego wybredny, co pokazywał nawet za czasów szkolnych.

Jednym słowem cały Malfoy.
Zamknęła powoli drzwi i podeszła do stolika

z winem.
- Napije się pan czegoś? - spytała starając się by jej głos

brzmiał naturalnie. Nie za bardzo i wiedziała jak ma się zachować, bo jej

nauka nie przewidziała TAKICH sytuacji.
Malfoy rozsiadł się w białym,

puszystym fotelu przy kominku.
- Wina - poprosił łagodnie. Hermiona

podeszła powoli do stolika, świadoma że dziedzic największej fortuny

czarodziejskiej w Wielkiej Brytanii obserwuje ja bardzo uważnie, i nalała z

karafki, którą otrzymała od swej pracodawczyni, wina do jednego z

pucharów.
- Proszę - podała mu starając nie dotknąć jego dłoni.

Następnie zasiadła w fotelu naprzeciwko, założyła nogę na nogę (Estell

stwierdzała, że ma bardzo ładne nogi i powinna je wykorzystać) i spojrzała

na arystokratę z leciutkim uśmiechem.
Mężczyzna popijał wino i

przyglądał jej się uważnie.
Żeby mnie nie rozpoznał - poprosiła

w myślach. Po chwili stwierdziła, że najlepszym dla niej rozwiązaniem

będzie jeśli zacznie udawać, że nie ma zielonego pojęcia kim jest Malfoy.

/>Tak, to dobry pomysł - pomyślała poprawiając szlafroczek.
- A

wiec jesteś nowa? - przerwał ciszę Malfoy.
- Tak - odpowiedziała z

nieśmiałością.
- Ach tak... - powtórzył cicho Draco.
Hermiona

zacisnęła ręce na oparciu fotela i uśmiechnęła się nerwowo. Przeczuwała

jakie może być jego następne pytanie i prawdę mówiąc to się go trochę bała.

Ostanie ich spotkanie zakończyło mocną awanturą.
- Dlaczego zostałaś

kurtyzaną? - spytał nagle. - Przepraszam... Jeśli nie chcesz to nie

odpowiadaj - dodał szybko, spuszczając wzrok.
Hermiona uśmiechnęła się

lekko. Rozbawiło jej jego zachowanie. Była pewna, że gdyby wiedział kim ona

jest, zachowałby się zupełnie inaczej.
A właśnie... - przyszło

jej namyśl. Nagle dostrzegła szansę na uniknięcie trafienia pod opiekę

Malfoya poprzez wyjawienie swego pochodzenia. Bardzo dobrze wiedziała, że

brzydził się wszystkim co mugolskie. Nieraz jej to dobitnie uświadamiał.

/>- Nie, odpowiem. Nic się nie stało - uspokoiła go - Po prostu jestem

samotna matką na dodatek z mugolskim pochodzeniem i dlatego trudno było mi

znaleźć pracę - oświadczyła.
Wyjdzie - stwierdziła obserwując

jak Malfoy junior prostuje się w fotelu.
- Obydwoje twoi rodzice to

mugole, tak? - spytał odstawiając puchar.
- Uhm - kiwnęła głową czując

satysfakcję.

Draco zastanowił się przez chwilę. Przeważnie nie

zadawał się ze szlamami. Nie przebywał nawet z nimi w jednym

pomieszczeniu. Jednak w tej dziewczynie było coś... coś... sam nie wiedział

co. Po prostu intrygowała go i po dłuższych oględzinach stwierdził, że już

gdzieś ją widział. Była ładna, odpowiadała jego oczekiwaniom ... a przy

okazji przypadnie do gustu jego ojcu.
A łysy goblin to chędożył

– stwierdził w myśli i uśmiechnął się do niej.
- Twoje

pochodzenie nie ma większego znaczenia - powiedział łagodnie.

/>Dziewczyna wyglądała na zaskoczoną, ale szybko ukryła ów stan pod

uśmiechem.
- Skoro już sobie wyjaśniliśmy tę kwestie to może powiesz

czym się interesujesz? - zapytał sięgając po puchar. Trzeba było w końcu

wypełnić czymś tę rozmowę.. no i on chciałby wiedzieć coś na jej temat.

/>- Hymm... Literaturą, sztuką, kinem... - zastanowiła się jeszcze - Różnymi

rzeczami. A pan? - spytała.
- Mów mi Draco - powiedział - Słysząc

pan czuję się starzej - mrugnął do niej. To była prawda. Młody

Malfoy nienawidził jak ktoś do niego zwraca się per ”pan,”

jednak status jego rodziny wśród społeczeństwa czarodziejskiego sprawiał, że

udzie właśnie tak do niego się zwracali. Po drugie, kojarzyło mu się to od

razu z jego ojcem.
- Dobrze - rzekła, a blondyn odniósł wrażenie, że

głos jej zadrżał. - A więc czym się interesujesz... Draco? - powtórzyła

pytanie.
- Roztrwanianiem majątku ojca, libacjami i rozwiązłym seksem -

odpowiedział z szerokim uśmiechem. - I dlatego tutaj jestem... Stary ma już

tego dość - dodał z lekką irytacją.
- Wcale się nie dziwię - wymruczała

pod nosem. Draco spojrzał na nią zdziwiony.
- Słucham?
- Nic,

nic - powiedziała szybko. - Tak tylko, pomyślałam na głos - poczuła, że

zaczyna się rumienić.
Ta moja szczerość - pomyślała z irytacją.

Nie wiedziała jak młody mężczyzna zareaguje. Znała go jako wyczulonego na

swoim punkcie egoistę, dlatego trochę ją zaskoczył stwierdzając ze

wzruszeniem ramion:
- Skoro wszyscy mi mówią, że jest ze mną coś nie

tak... no może poza paroma osobami, które korzystają z dobrodziejstw moich

oszczędności u Gringotta, to chyba nie mogą się do końca mylić.
-

Aha... - Hermiona zdobyła się na odwagę. - A co cię skłoniło, tak naprawdę,

do przyjścia tutaj? - wypaliła i od razu przestraszyła się ewentualnej

reakcji swojego... klienta.
Blondyn spojrzał na nią uważnie.
-

Groźba utraty majątku - odpowiedział spokojnie.
- Aha - bąknęła tylko.

Nie chciała się wypytywać o szczegóły. Po pierwsze dlatego, że uważała, że i

tak jej już dużo powiedział. Jak na Malfoya, oczywiście. Trochę ja to

zaskoczyło... chociaż w gruncie rzeczy Dracon zawsze miał bzika na punkcie

mamony.
Przyglądała mu się przez chwilę uważnie i Draco doszedł do

słusznego wniosku, że jego wyjaśnienie było dosyć lakoniczne.
- Stary

kazał mi się trochę ustatkować i zabronił urządzać imprezy pod jego

dachem... No cóż w sumie nie bardzo mu się dziwię, chociaż na początku byłem

wściekły... Muszę też zacząć pracować. Właściwie nie wiem, po co ci to mówię

- dodał nagle i wzruszył ramionami. - Jesteś jakaś taka sympatyczna i mam

wrażenie, że cię znam...
-Wydaję ci się - zaśmiała się dziewczyna

starając się nie okazać swego zdenerwowania.
Jeśli Malfoy odkryje

kim jestem...
– pomyślała ze zgrozą.
-Możliwe...ale nadal mam

takie wrażenie - powiedział przechylając głowę i uśmiechając się do niej

szelmowsko. Hermiona musiała naprawdę się wysilić, by nie okazać swego

zaskoczenia na widok tego uśmiechu. W życiu nie została nim obdarzona przez

Dracona Malfoya. Zwykle częstował ją zimnymi, pełnymi pogardy i wyższości

„smirkami”, ale nigdy nie takim ...ludzkim wyrazem twarzy.

/>Niesamowite - pomyślała odwzajemniając uśmiech.
- Wiem, po

prostu mi się podobasz! Ale i tak nie daje mi spokoju to, że jest w

tobie coś znajomego... - Hermiona poruszyła się niespokojnie w fotelu,

błagając wszystkie bóstwa, aby tak usilnie jej się nie przyglądał.
-

Jeżeli pan szuka kobiety naprawdę doświadczonej, to źle pan trafił. Miałam w

życiu tylko jednego mężczyznę i tylko jednego naprawdę znałam - oświadczyła

nagle chłodno i z rezerwą. Sama nie wiedziała dlaczego. Nie chciała żeby ją

rozpoznał i nie chciała żeby ją wypytywał o przeszłość. Okazało się, że

wcale nie musiał być wrednym chamem, ale bała się, że gdyby zrozumiał z kim

ma do czynienia, mógłby diametralnie się zmienić.
Ku jej zdziwieniu

blondyn roześmiał się. Podniosła brwi do góry. Nie takiej reakcji się

spodziewała.
- Jesteś naprawdę zabawna - stwierdził z szeroki

uśmiechem. Hermiona nie rozumiała co go tak rozbawiło. Według niej nie

powiedziała nic śmiesznego. No ale to Malfoy, a on ma przedziwne poczucie

humoru... Jeśli w ogóle jakieś posiada.
- Nie szukam kobiety do łóżka,

Marabeth - powiedział z powagą - Nie chodzi mi tylko o seks... Choć pewnie

wyglądam na takiego - dodał jakby do siebie.
- Nie chodziło mi o to -

dodała nieco łagodniej, stwierdzając ze zdziwieniem, że ten zimny egoista

potrafi zachowywać się jak prawdziwy człowiek, który ma uczucia.
Ja

chyba też jestem rasistką
- pomyślała z niesmakiem.
- Chodziło mi

o to, że w erotyce to nie jestem zbyt doświadczona i nie można się po mnie

wiele spodziewać... - Boże co ona bredzi. Hermiona zdała sobie sprawę z

głupoty własnej wypowiedzi i ugryzła się w język. Tak do klienta NIE MOŻNA

BYŁO MÓWIĆ...
- Przepraszam, chyba jestem zdenerwowana - stwierdziła

całkiem szczerze, tym razem pewna, że zraziła do siebie, w gruncie rzeczy,

całkiem ciekawego mężczyznę. Przecież kolejny klient mógłby się okazać dużo

gorszy.
- Nic się nie stało - uspokoił ja łagodnie mężczyzna - To

normalne .W końcu dopiero zaczynasz w tej... profesji - dodał po chwili

namysłu.
A ty niby nie? - spytała w myślach ze złością.

Żadnej nie odwiedził, a jej mówi takie rzeczy. Chociaż.... to nawet dobrze,

że stara się ją uspokoić. Odstawił pustą szklaneczkę na stolik.
-Nalać

ci jeszcze? -spytała wstając. Chciała skierować rozmowę na inne tory niż

seks, bo jakoś nie czuła się pewnie.
- Nie, dziękuję, ale jeżeli chcesz

to pij, nie krępuj się - nie miał ochoty na wino, miał ochotę na towarzystwo

tej uroczej dziewczyny. Nie był do końca pewien, czy próbowała go do siebie

zniechęcić świadomie, czy niechcący i mało go to obchodziło. On już się

zdecydował. Marabeth i żadna inna, a Draco Malfoy potrafił być bardzo upartą

bestią.
Hermiona miała ochotę się napić, bo nadal była zdenerwowana.

Nie wiedziała, czy chce aby Draco się nią zaopiekował, chociaż miała coraz

mniejsze opory związane z jego osobą. Bała się tylko by jej nie

rozpoznał.
- Ja chętnie się napiję - starała się, aby jej głos brzmiał

naturalnie. Była trochę skrępowana, bo czuła na sobie jego uważny wzrok

/>Malfoy nic nie mówił i dziewczyna modliła się w duchu żeby powiedział

cokolwiek.
Upiła łyk wina i ponownie usiadła w fotelu. Niepewnie

popatrzyła na mężczyznę, który posłał jej uspokajający chociaż chłodny

uśmiech.
- Marabeth, nie myśl, że ja uważam cię za prostytutkę -

powiedział nagle bardzo cicho. - Nie przyszedłem do ciebie po prostu po

usługi seksualne...
Hermiona drgnęła; tak bardzo chciała zmienić

temat, ale on chyba się uparł, żeby ją wprawiać w konsternację. Z drugiej

strony to, co powiedział, było bardzo miłe i sprawiło, że poczuła się

troszkę pewniej, chociaż nie do końca. Nie wiedziała, czy będzie potrafiła

się przełamać jeżeli chodzi o seks i szczerze się obawiała...


/>Okazało się, że Draco nie był i idiotą i rozumiał jej obawy.
- Chodź

do mnie - powiedział cicho, gdy skończyła pić wino. Posłusznie wstała i

podeszła do mężczyzny.
- Siadaj - gestem wskazał na swoje kolana, a gdy

się zawahała dodał z przekornym uśmiechem. - Przecież cię nie pogryzę.

/>Usiadła niepewnie i pozwoliła mu się objąć. Ku jej zaskoczeniu, dotyk

Draco Malfoya okazał się bardzo miły, a jego bliskość przyjemna. Był ciepły,

pachniał bardzo ładnie, a wargi, którymi musnął jej policzek były miękkie i

delikatne. Powoli zsunął z jej ramion przezroczysty szlafroczek i pocałował

odsłoniętą skórę. Hermionę przeszył przyjemny dreszcz i wstrzymała na chwilę

oddech. Nie miała pojęcia czy mężczyzna zmierza się z nią kochać, czy nie.

Trochę się tego obawiała, zwłaszcza, że był tym, kim był. Wrogiem z jej

szkolnych lat.
- Popatrz na mnie - wyszeptał. W gruncie rzeczy podobała

mu się jej naturalność, niepewność, nawet nieśmiałość. To była taka miła

odmiana po przygodach z doświadczonymi, bezwstydnymi dziewczynami, które

żeby było zabawnie, w towarzystwie uchodziły niemal za cnotliwe i dobrze

wychowane. Pomyślał, że ma dosyć zakłamania, i że ojciec chociaż raz miał

świętą rację.
Spojrzała prosto w jego szare tęczówki i ze zdziwieniem

nie znalazła w nich ani drwiny, ani pogardy, jedynie zaciekawienie i pełną

ciepła zachętę i obietnicę.
Pocałował ją. Hermiona zamknęła powieki i

niepewnie, ale posłusznie oddała pocałunek. Smakował winem, tytoniem i swoim

własnym specyficznym smakiem. Dziewczyna objęła go, pewniej przywierając do

męskiego ciała. To co się działo sprawiało jej prawdziwą przyjemność.
-

Widzisz? Nie zrobię ci nic złego - powiedział po dłuższej chwili i ją

przytulił. Dłoń mężczyzny błądziła po jej plecach i Hermiona powoli się

odprężała. Stwierdziła z zaskoczeniem, że chce aby Draco został jej

opiekunem. Jakoś nie liczyła na to, że mógłby się zjawić ktoś równie

ujmujący i wyrozumiały.
- Jeżeli chcesz się kochać - przełknęła ślinę i

popatrzyła na niego niepewnie - to ja jestem do twojej dyspozycji - dodała i

skarciła się w duchu za głupotę. Przecież wszyscy kliencie wiedzieli, że

mogą skorzystać z wdzięków kurtyzany, do której idą z wizytą.

/>Uśmiechnął się do niej. Niemal ciepło.
- Wiem, Marabeth - powiedział

łagodnie - i nawet mam ogromną ochotę, ale i tak chcę tylko ciebie, więc

równie dobrze możemy się kochać dopiero u mnie w rezydencji. Chyba, że

chcesz, abym rozwiał twoje obawy już teraz.
Hermiona przełknęła głośno

ślinę. Tak naprawdę nie znała odpowiedzi na to pytanie. Była zaskoczona

szybką decyzją mężczyzny, tym że chce tylko ją, nikogo innego, bo przecież

nie zachowała się idealnie. Prawdę mówiąc to nawet pokpiła sprawę. Ta

decyzja ją uspokajała, bo dawała gwarancję na zdobycie pieniędzy i to

sporych, a jednocześnie budziła szereg obaw, bo co będzie, gdy Draco Malfoy

ją rozpozna?; idiotą skończonym przecież nie jest. Nie mogła też liczyć na

to, że jej kolejny klient okaże się tak taktowny, jak ten młody arystokrata.


A teraz jeszcze takie pytanie...
Z jednej strony chciała zwlekać

z tym jak najdłużej, z drugiej miała ochotę sprawdzić już teraz jak będzie,

czy zdoła się w ogóle przełamać. Ale przecież i tak będzie musiała z nim

sypiać, to część układu...
Targały nią wątpliwości. Poczuła silne,

ciepłe ramię mężczyzny, który przytulił ją mocniej i usłyszała łagodny

szept.
- Marabeth, tylko od ciebie zależy, czy będziemy się kochać już

teraz, czy później, u mnie w domu. Czego chcesz?
Zaskoczona jego

delikatnością, spojrzała mu w oczy i odrzekła całkiem szczerze:
-

Naprawdę nie wiem.
Draco, widząc jej konsternację stwierdził, że lepiej

dać jej trochę czasu na przyzwyczajenie się do tej sytuacji. Owszem, pragnął

jej, ale potrafił się też powstrzymać.
Malfoy, gdzie ci się

spieszy?
- spytał siebie w myślach i westchnął.
Hermiona zadrżała

usłyszawszy jak mężczyzna wypuszcza powietrze. Zastanawiała się czy teraz

też ją będzie chciał skoro ona powiedziała, że "nie wie".
-

Zrobimy tak... -zaczął blondyn delikatnie gładząc ją po ramieniu , a

Hermiona popatrzyła na niego niepewnie. - Będziemy się kochać dopiero

wieczorem, u mnie, dobrze? - pocałował ją delikatnie w kark.
Dziewczyna

skinęła głową, była mu wdzięczna za taką decyzję. Draco się do nie

uśmiechnął i znowu poczuła się nieswojo, wiedząc, że gdyby zdawał sobie

sprawę z tego, kto siedzi mu na kolanach, wcale by się tak ciepło nie

uśmiechał. Mimo tych niemiłych myśli także się do niego uśmiechnęła.
-

Okey... Mogłabyś zejść? Bo muszę porozmawiać z twoją szefową - dodał widząc

zdezorientowanie dziewczyny. Kiwnęła głową i zeszła z kolan arystokraty.

Draco wstał i wygładził szatę, podczas, gdy jego przyszła towarzyszka

stanęła przy stoliku z trunkami. Widział jej niepewność, więc uśmiechnął się

do niej lekko. Wydawało mu się, że dziewczyna coś ukrywa, ale szybko

odpędził od siebie tę myśl.
-To ... do zobaczenia - powiedział i

opuścił pokój. Skierował się do Madame. Kobieta siedziała teraz na jednym z

foteli i rozmawiała z jakąś inną dziewczyną. Zauważyła go natychmiast, gdy

wszedł do pomieszczenia.
- Przepraszam cię na chwilę, Hill, przyjdź za

pół godzinki. Muszę porozmawiać z klientem.
- Oczywiście mam* -

jasnowłosa dziewczyna uśmiechnęła się leciutko, skłoniła się Malfoyowi i

odeszła. Była mocno zaintrygowana; wyglądało na to, że wybredny arystokrata

w końcu kogoś wybrał.
Szczęściara - pomyślała Hill, ale bez

większej zawiści, bo dziewczyny były "wychowywane" przez madame

Rose w siostrzanej atmosferze. Mawiała, że zawiść psuje wszelkie stosunki

międzyludzkie.

Gdy dziewczyna wyszła Madame Rose spojrzała na

młodego arystokratę starając się ni okazać swego zdenerwowania. Wierzyła w

Hermiona, a sama reakcja młodzieńca na zdjęcie dziewczyny utwierdziła ją w

przekonaniu, że może tej dziewuszce się powiedzie. Mężczyzna zasiadł na

miejscu Hill i spojrzał uważnie na kobietę.
- Zdecydował się pan?

-spytała niepewnie; niepewnie, bo przecież z Draco Malfoyem nic nigdy nie

było wiadomo.
- Tak, chciałbym wziąć Dianorę Marabeth na utrzymanie -

powiedział cicho, a dusza Madame Praustrin zatańczyła z radości kankana na

myśl o minie rywalki.
- Rozumiem - pełnym godności głosem oświadczyła

matrona. - Proszę w takim razie podpisać formularz, w którym obowiązuje

się pan wpłacać na Dom Marzeń po dwieście galeonów tygodniowo. Pięćdziesiąt

procent z tej sumy automatycznie będzie wpływało na konto Marabeth, które

otrzymała wraz z zatrudnieniem. Gdy będzie pan z nią wychodził, proszę tu

podejść, dam jej numer skrytki.
- Oczywiście - odpowiedział Draco,

następnie przeleciał dokument wzrokiem i złożył swój staranny podpis pod

umową.
- Jest pan też zobowiązany - ciągnęła łagodnie i rzeczowo Rose -

traktować Marabeth z należnym jej szacunkiem, zapewnić jej godziwe

utrzymanie i bezpieczeństwo.
- Wszystko rozumiem, proszę się o nią nie

martwić - mężczyzna posłał Madame Praustrin uspokajający uśmiech - zapewnię

jej wszelkie wygody.
- Liczę na to, ale muszę poinformować każdego

klienta o warunkach współpracy. I jeszcze jedno; ponieważ Marabeth ma

córeczkę, proszę jej umożliwić wizyty w Słonecznym Raju, gdzie mała została

umieszczona, co najmniej raz w tygodniu.
- Oczywiście. A skąd samotna

matka miała na wpisowe? Tam ceny są horrendalne - powiedział nagle

zaskoczony.
- Bo jest też dobra opieka... Ja jej pożyczyłam i ja widzę,

zainwestowałam słusznie....
- W takim razie proszę mi powiedzieć ile

Marabeth jest winna. Zwrócę dług od ręki... - powiedział do mile zaskoczonej

kobiety. Rose zaczynała myśleć o Draconie w coraz większych superlatywach.

Widać było, że przejął się odpowiedzialnością za dziewczynę.
- Nie

trzeba, ta dziewczyna jest bardzo honorowa. Zrobiłby jej pan przykrość -

powiedziała łagodnie.
- Ależ ja ją o tym powiadomię. W końcu mam jej

zapewnić wszystko czego potrzebuje, prawda? I muszę liczyć się z tym, że

skoro ma dziecko to wiąże się to z dodatkowymi opłatami - młodzieniec

sięgnął do sakiewki. - Proszę się nie krępować i podać sumę ...
- Skoro

pan nalega, panie Malfoy - powiedziała kobieta - Trzysta galeonów.

/>Odliczył pieniądze i wręczyły je właścicielce z uśmiechem.
Kobieta

schowała je do portmonetki.
- Czy to już wszystko? - spytał wstając.

/>Madame Rose kiwnęła głową.
- Dobrze więc. Pójdę po Marabeth. -

powiedział i ruszył w kierunku pokoju dziewczyny.
Kobieta odprowadziła

go wzrokiem i, gdy zniknął za rogiem, o mało nie pisnęła z radości. Właśnie

wygrała skrzynkę wina oraz dogodziła najbardziej wybrednemu klientowi, jaki

trafił się jej w całej karierze.

*skrót od madame (broń

Boże nie chodzi o mamę)


*
Draco zapukał cicho do

drzwi, a następnie, nie czekając na zaproszenie, wszedł do środka. Okazało

się, że Dianora nie ruszyła się sprzed stolika ani o krok. Teraz wpatrywała

się w ogień, liżący drwa w kominku, z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Chłopak

przyglądał jej się z dobre pól minuty zastanawiając się skąd zna tą minę.

Jednak nie zdołał sobie przypomnieć toteż zbliżył się do niej i delikatnie

objął w pasie.
- Dobrze się czujesz? - spytał cicho. Dziewczyna

drgnęła.
- Och.. Przepraszam... Nie zauważyłam cię, Draco - powiedziała

zarumieniwszy się lekko -Tak, dobrze.
-To świetnie – skwitował. -

Możesz się spakować... Za chwilę wychodzimy.
-Dobrze - powiedziała i

odsunęła się od niego powoli. Następnie podeszła do szafy i wyjęła z niej

walizkę. Draco tymczasem zasiadł na fotelu i leniwie przyglądał się jej

ruchom.
Skąd ja ją znam? - myślał obserwując jak wkłada do

walizki swoje rzeczy, kosmetyczkę, buty. Jak zbiera z półek swoja

własność.
Spakowała się szybciutko do walizki i kufra, który stał w

dużej szafie.
- Już jestem gotowa - powiedziała i nieśmiało się

uśmiechnęła.
- To dobrze - Draco wstał i szybko rzucił zaklęcie

zmniejszające wagę obydwu bagaży. Podniósł kufer i walizkę, i wyczekująco

spojrzał na Hermionę. Wyglądała ślicznie w ciemnogranatowych dżinsach i

czarnym golfie.
- Och, przepraszam - wyrwała się z zamyślenia i

otworzyła mu drzwi.
- Dama przodem - kurtuazyjnie oznajmił młodzieniec

i wyszedł za kurtyzaną.
Na dole Hermiona odebrała numer swojej bankowej

skrytki od Madame Rose i podziękowała się z nią niemal wylewnie. Kobiety

uścisnęły się serdecznie, a pani Praustrin szepnęła swojej pracownicy:

/>- Wiedziałam, że masz w sobie to coś... Powodzenia - dodała na głos gdy

się już pożegnały i dwoje młodych ludzi stanęło w drzwiach. - Masz o nią

dbać paniczu Malfoy, bo cię znajdę i uszkodzę, a teraz uciekajcie, mam pilne

sprawy na głowie!

***

Gdy dotarli do rezydencji

państwa Malfoyów, zastali w salonie jedynie Lucjusza. Mężczyzna niepomiernie

się zdziwił widząc syna z dwoma bagażami i z kobietą. Nie podpitą, nie

umalowaną jak ulicznica, tylko normalną, ładną i najwidoczniej skromną

kobietą.
Nareszcie - pomyślał z ulgą.
- Witaj synu

-powiedział obserwując jak Dracon stawia kufer i walizkę na podłodze.
-

My tylko na chwilę, ojciec. Musze się spakować. - powiedział i obdarzył

swego rodziciela pełnym satysfakcji spojrzeniem.
- Rozumiem -

powiedział Lucjusz przenosząc swój wzrok na kobietę stojącą obok swego

jedynaka - Och! Przepraszam panią...- zaczął, wstając - Nie

przedstawiłem się. Lucjusz Malfoy, ojciec Dracona - rzekł całując

ją w rękę. Z przyzwyczajenia położył nacisk na swym nazwisku rodowym.

Wiedział jakie wrażenie robiło na ludziach i w gruncie rzeczy nawet mu się

to podobało.
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego lekko.
- Dianora

Marabeth - przedstawiła się.
-Miło mi panią poznać – powiedział.

- Proszę spocząć. Jestem pewien, że synowi troszeczkę zajmie pakowanie -

zerknął na swego pierworodnego, który ciskał w niego zimne spojrzenia. -

Prawda, Draconie? -spytał znacząco unosząc brew.
-Tak, ojcze -

odpowiedział mężczyzna.
Hermiona zerkała to na Malfoya seniora, to na

juniora. Z Lucjuszem Malfoyem rozmawiała ostatnio w szóstej klasie...i nie

miała z tym zbyt przyjemnych wspomnień. Teraz wszystko wskazywało na to, że

znowu będzie musiała zamienić z nim parę słów, co wcale nie podnosiło jej na

duchu. Owszem, wiedziała, że jeszcze jej nie rozpoznał...ale wszystko ma

swój kres.
- Dianoro, za chwile wrócę - zwrócił się od niej młodszy

mężczyzna i opuścił salon.
- Usiądź - powiedział Lucjusz wskazując na

skórzany fotel. Zasiadła na jego brzegu i niepewnie spojrzała na

mężczyznę.
- Dziękuję - powiedziała, skromnie układając dłonie na

udach. Czuła się nieswojo. Lucjusz obserwował ją z niemym zaskoczeniem.

/>Boże, mój syn przyprowadził skromną kobietę, NORMALNĄ kobietę, chyba

się upiję ze szczęścia
- myślał i zachodził w głowę, co stało się

Draconowi, że wybrał taką a nie inną, wiodąc do tej pory hulaszcze życie.

/>Widocznie nie jest takim idiotą jak myślałem - doszedł do wniosku i

uśmiechnął się z wyższością (tak już miał) do dziewczyny. Hermiona poczuła

niemiły skurcz w żołądku, ale odwzajemniła uśmiech.
- Napijesz się

czegoś? - spytał. - Proponuję to co sam zamierzam sobie zrobić...

Roztańczonego Jednorożca - mam słabość do silnych, lekko słodkawych

drinków...
- Tak, poproszę - bardzo szybko odpowiedziała Dianora, mając

na uwadze dodanie sobie odwagi.
Denerwuje się, czy co?

Biedactwo...
- pomyślał z przekąsem Lucjusz przyrządzając dwa porządne

drinki w długich, kryształowych szklankach.
-Proszę – podał jej

trunek. Wzięła szklankę niepewnie do ręki jakby się bojąc, że gryzie.

Lucjusz zasiadł na fotelu naprzeciwko i popił swojego drinka obserwując ją

uważnie.
- Więc... Dianoro... – zaczął. Dziewczyna wbiła w niego

wyczekujący wzrok.
Nie no... Ja się chyba naprawdę upiję -

stwierdził obserwując dziewczynę.
– Powinienem ci chyba

pogratulować – powiedział z uśmiechem. Dziewczyna wyglądała na

zaskoczoną.
- No tak, ty przecież nie wiesz. Chodzi o to, że mój sssyn

– przeciągnął pierwszą literę wyrazu, marszcząc brwi – bardzo

długo zastanawiał się nad wyborem odpowiedniej dla siebie kandydatki. Nie

masz pojęcia, co potrafiło mu w dziewczynie przeszkadzać, ale może podam

przykład... wulgarne spojrzenie... – widząc jej konsternację, ciągnął

swój monolog dalej. Był trochę zaskoczony, kurtyzana powinna być elokwentna,

a ona milczała i siedziała jak na szpilkach. - Jesteś więc szczęściarą,

zwłaszcza, że wyglądasz na całkiem normalną dziewczynę. Chyba mój syn do

końca jeszcze nie zidiociał. Myślę, że powinniśmy za to wypić, nie sądzisz?

– spoglądał na nią uważnie i jako człek niegłupi, doszedł do wniosku,

że są jakieś konkretne powody jej niepewnego zachowania. Nie zamierzał

jednak o to wypytywać; chciał się dowiedzieć czegoś o samej dziewczynie.

/>– To jak będzie? Wzniesiemy wspólny toast za wspaniały wybór mojego

syna, Marabeth? – uniósł brew i wyciągnął szklankę w kierunku

Hermiony.
Panna Granger słuchała w milczeniu wywodu arystokraty. Z

każdym słowem czuła się coraz gorzej, a gdy już Malfoy senior zaproponował

toast za wybór Dracona, kompletnie nie wiedziała co ma zrobić. Wiedziała

tylko, że powinna zachować trzeźwość umysłu, ale jak tu racjonalnie myśleć

znajdując się pośród swoich wrogów, gdy oni o tym nie wiedzą? Tego nikt jej

nie powiedział. Przez dłuższą chwile wpatrywała się w szklankę uniesioną

przez Malfoya by w końcu unieść i swoją.
Jakby mnie teraz widział

Ron... albo Harry...
- sama nie wiedziała dlaczego nagle o nich

pomyślała.
Otrząsnęła się i przywołała na twarz najbardziej uroczy

uśmiech, na jaki było ją stać.
Dźwięczny brzęk szkła zgrał się idealnie

z dźwięcznym śmiechem pana Malfoya:
- Jak chcesz, potrafisz być urocza

– oznajmił wesoło. – Powiedz mi, co wcześniej robiłaś, skąd

jesteś i w ogóle coś o sobie. Jesteś bardzo tajemnicza... Nie to co my,

rodzina Malfoyów to coś, o czym rozmawiają niemal wszyscy czarodzieje, ach i

wiedzą o nas nawet więcej, niż my sami – na jego wargach wykwitł

drwiący i sardoniczny uśmiech. – Zdradź mi jakąś tajemnicę...

/>Ostatnie słowa mężczyzny spowodowały lekkie zblednięcie Hermiony, a ona

sama zatuszowała konsternację cichym pokasływaniem. Kurs na coś się

przydał.
- Jestem zwykłą dziewczyną, która straciła pracę. I mam

maleńką córeczkę, którą musiałam oddać do Słonecznego Raju. To wszystko. Nie

ma we mnie nic niezwykłego, ani tajemniczego, panie Malfoy –

odpowiedziała grzecznie i upiła kolejny łyk drinka. Musiała przyznać, że

przyrządzony był tak, jak w najlepszej knajpie czarodziejskiej, jeżeli nie

lepiej. Widocznie Lucjusz miał wiele ukrytych talentów.
- Ja bym

przysiągł, że to nie wszystko – odrzekł mężczyzna i popatrzył na nią

przenikliwie, a Hermiona wstrzymała oddech. – Ale to dobrze, kobieta

powinna mieć w sobie dozę tajemniczości – dodał ku jej uldze.
W

tym momencie do salonu wkroczył Draco, a za nim skrzat domowy, który ciągnął

spory kufer. Hermiona wstała. To samo zrobił Lucjusz.
-

Dziękuję za drinka, pani Malfoy – powiedziała odstawiając kryształowa

szklankę na stolik stojący przed fotelem. Blondyn skinął nieznacznie głową i

spojrzał na swego syna.
- No cóż synu, upiekło ci się –

zwrócił się do Dracona z zimnym uśmiechem po czym skierował swój wzrok na

Hermionę.
- Idziemy? – warknął Draco, któremu

najwyraźniej pobyt w rodzinnym domu zaczął już ciążyć. Kurtyzana kiwnęła

głową, a Malfoy junior pstryknął i natychmiast przy jej bagażach pojawił się

następny skrzat. Hermionowe serduszko krajało się na widok nieszczęścia tych

magicznych stworzeń, ale ona sama nie powiedziała ani słowa.

/>– Miło cię było poznać, Marabeth – z zamyślenia wyrwał ja głos

Malfoya seniora. Spojrzała na niego. Skłonił głowę nieznacznie, ale jego

wzrok nadal był pełen wyższości.
- Mi pana również –

odpowiedziała uśmiechając się do niego delikatnie.
- To klucze do

Dragon Cell – oznajmił Lucjusz, wręczając synowi pęk mosiężnych

kluczy. – Hasło to Krew Jednorożca. Jeżeli je wypowiesz,

wszelkie ochronne zaklęcia zostaną automatycznie usunięta i będziesz mógł

założyć swoje własne.
- Oczywiście ojcze – Draco lekko skłonił

głowę. – Do zobaczenia.
- Do zobaczenia w poniedziałek w

Ministerstwie Magii... Zaczynasz pracę. Będziesz nowym wiceprezesem Wydziału

Bezpieczeństwa Transportu i Komunikacji Czarodziejskiej – Hermiona

drgnęła nieznacznie, słysząc nazwę wydziału. - Radziłbym trochę pracą się

interesować, będzie dobrze płatna i lekka, ale musisz też podejmować ważne

decyzje, więc nie narób mi wstydu. Godzina dziesiąta, mój gabinet. Ach

– oczywiście zasiądziesz także w Radzie Nadzorczej, co wiąże się z

dodatkową pensją. Powinieneś sobie otworzyć nowe konto u Gringotta.
-

Te sprawy mogą poczekać do poniedziałku, prawda? – spytał z lekkim

rozdrażnieniem młodzieniec.
- Oczywiście, chcę tylko, żebyś się

psychicznie przygotował, synu – odrzekł z przekąsem Lucjusz.

/>Dracon posłał ojcu protekcjonalne spojrzenie, a następnie zerknął na

Hermionę jakby chciał jej dać do zrozumienia, że musi to znosić codziennie.


- Chodź, Dian. Idziemy - powiedział wyciągając do niej dłoń.

Kurtyzana, która myślami była jeszcze na stanowisku pracy wiceprezesa

powierzonego nie znającemu się na rzeczy Malfoyowi, mechanicznie uścisnęła

dłoń i dała się wyprowadzić z zamku Malfoyów. Nie wiedziała, że jest

odprowadzana uważnym spojrzeniem Lucjusza aż do drzwi salonu.
Jestem

pewien, że coś ukrywa
- pomyślała głowa arystokratycznej rodziny

czarodziejów zasiadając z powrotem w fotelu.

Tymczasem Draco i

Hermiona wyszli na zewnątrz, a za nimi telepały się skrzaty. Hermiona po raz

pierwszy widziała dworek w Litte Winning i z zewnątrz wydawał jej się

mroczniejszy niż wewnątrz, jednak, gdy aportowali się do Dragon Cell musiała

przyznać, że to zamczysko wzbudza w niej strach. Było ponure, zapuszczone i

mroczne. Brązowe liście pokrywały cały dziedziniec, a okna były pozasłaniane

czarnymi zasłonami. Hermiona nieświadomie przysunęła się do mężczyzny.

Dracon spojrzał na nią lekko zdziwiony.
- Nie bój się, to tylko stara

rezydencja naszego rodu, którą mam przejąć... Tu nie straszy, chyba...

– dodał z zadziornym wyrazem twarzy.
Dziewczyna uspokoiła się

nieco, jednak w gdzieś w głębi duszy nadal czułą obawę. Doszli do dużych

dębowych wrót ze srebrną kołatką w kształcie węża.
Ślizgoni...

- niewiadomo dlaczego przyszło jej to na myśl, gdy Dracon wyjął z kieszeni

płaszcza pęk kluczy danych mu przez ojca. Obserwowała jak wkłada srebrny

klucz do zamka i przekręca go.
-Krew jednorożca – powiedział

Draco. Chwilę później pchnął drzwi i zaprosił ja gestem do środka. Weszła

powoli czując jak serce bije jej szybko w piersiach.
-Lumos

– rzekł mężczyzna i w holu zrobiło się jasno. Okazało się, że w

środku było o wiele przyjemniej. Co prawda, nadal przeważały ciemne barwy to

jednak dom wydawał się bardziej zadbany niż na zewnątrz. Draco odłożył pęk

kluczy na mahoniowy stolik i zdjął swój płaszcz. Hermiona również się

rozebrała rozglądając się dokoła z zainteresowaniem.
-Gdzie to

zanieść, paniczu? – zapiszczał skrzat.
- Zanieś nasze bagaże na

górę, na drugie piętro - poinstruował skrzata Draco.
- Do garderoby -

dodał jeszcze i odwrócił się do Hermiony.
Skrzat odwiesił płaszcze

państwa i posłusznie pstryknął palcami "zmywając się" z miejsca

wraz z pakunkami Malfoya i Marabeth.
- Nie przestrasz się bałaganem. Co

prawda skrzat tutaj sprzątał, ale ponieważ rezydencja jest nieużywana od

prawie stu lat, to trochę tu brudno - uśmiechnął się do niej.
-

Rozumiem – powiedziała tylko Hermiona i ponownie rozejrzała się po

holu. Kamienne ściany pokryte były portretami przodków Malfoya juniora,

którzy teraz zainteresowaniem przyglądali się dziewczynie, wymieniając

między sobą komentarze. Wcale nie dbali o to, że mówią głośno. Hermiona

starała się je ignorować, ale po pewnym czasie stwierdziła, że to bez

sensu.
- Zimno mi – oznajmiła.
Może w salonie nie będzie

nikogo
- pomyślała.
Draco, który teraz sprawdzał warstwę kurzu na

komodzie z niewyraźna miną, spojrzał na nią.
- Idź na drugie piętro do

sypialni i rozgrzej przy kominku, ja to zrobię w salonie na piętrze

pierwszym... - wyciągnął różdżkę i usunął z komody kurz. - Chyba, że wolisz,

abym ja cię rozgrzał? - uniósł sugestywnie brew i uśmiechnął się zadziornie,

widząc lekki rumieniec na warzy kurtyzany.
- Nie zachowuj się jak

dziewica, bo mnie speszysz - zażartował i podszedł do nie tylko po to by

mocno cmoknąć ją w policzek. - Idź, rozpal w kominku, zaraz przyjdę ci

pomóc, tylko zrobię z tym jakiś względny porządek.
Hermiona posłusznie

oddaliła się z holu, przeklinając w duchu rumieńce na twarzy. Weszła powoli

po starych, drewnianych schodach (Żeby się nie zawaliły, żeby się nie

zawaliły
- powtarzała przy tym w myślach) i znalazła się w holu na

długim korytarzu na drugim piętrze.
- Lumos - powiedziała

wyciągnąwszy różdżkę. Od razu zrobiło się jasnej. Przemierzała korytarz

ignorując zrzędzenie postaci z obrazów oraz otwierając każde drzwi w

poszukiwaniu sypialni. W końcu dotarła do ostatnich wrót na tym piętrze i

nacisnęła klamkę. Chwilę później weszła do przestronnej sypialni.
-

Lumos - szepnęła znowu kierując różdżkę na żyrandol, a następnie

wycelowała w kominek.
-Relashio - powiedziała. Czerwone języki

ognia zapłonęły natychmiast, liżąc spróchniałe drewno. Dziewczyna podeszła

do okien i szarpnęła za sznur zawieszony przy ścianie. Zasłony rozsunęły się

z cichym "szru" wzbijając nikły dymek kurzu.
No tak, nie

da się tego doczyścić tak szybko
– pomyślała Hermiona i rozejrzała

się po pomieszczeniu. Poza kominkiem i przeogromnym łożem, stały tam jeszcze

jedynie dwie maleńkie szafki nocne. Sypialnia była urządzona w czerni i

zieleni. Hebanowe łoże było zasłane satynową szmaragdową pościelą, a zdobił

je baldachim jaśniejszy o jeden ton. Szafeczki były czarno-białe, zasłony

butelkowo zielone, a ściany i sufit – białe. Kobiecie się tu

spodobało, dlatego uśmiechnęła się blado i podeszła do dwuosobowego łoża,

aby na nim nieśmiało usiąść.
Bardzo wygodne – pomyślała i

doszła do wniosku, że chyba szybko przyzwyczai się do luksusów, chociaż było

to trochę krępujące.
Zdjęła buty na niewysokim obcasie i wróciła do

kominka. Usiadł na miękkiej, lamparciej skórze i popatrzyła w zamyśleniu na

ogień.
Patrzenie w płomienie zawsze ją uspokajało... i w jakiś sposób

dodawało odwagi.
To będzie cholernie trudne - przyszło jej

nagle na myśl i przygryzła wargę. Nie chodziło jej tylko o ogólne stosunki z

Malfoyem ani jego rodziną... Te, jak na razie były w miarę normalne.

Problemem byli przyjaciele. Nie powiedziała im przecież, gdzie pracuje ani

co się stało z małą Des. A jak zachcą do niej napisać? Przecież Hedwiga na

pewno ją odnajdzie, a wówczas wszystko może się zmienić...
Odpędziła

szybko od siebie pesymistyczne myśli "Co będzie , gdy...." i

pomyślała o Destiny, która teraz pewnie spała smacznie w łóżeczku.

Uśmiechnęła się do siebie wyobrażając jak dziecko przekręca się na prawy

boczek.
Jakoś to będzie - pomyślała odgarniając włosy do

tyłu.
Usłyszała za sobą ciche kroki.
- Siedzisz tak cały

czas? – spytał miękki, męski głos.
- Tak – odrzekła

zdziwiona. Zupełnie straciła poczucie czasu.
- Rozpaliłem w salonie

i trochę tam uprzątnąłem. Nie chciałabyś zejść i wypić razem ze mną drinka?

Albo kawy... Co chcesz – Draco położył dłoń na jej ramieniu

/>Czemu nie? - pomyślała dziewczyna.
- Chętnie - odrzekła, a

młodzieniec wstał i podał jej dłoń.
- Dziękuję - powiedziała podnosząc

się z wygodnego posłania.
Pocałował ją w policzek i objął talię

dziewczyny.
- Nie dziękuj - jego wargi musnęły ucho Hermiony. - Chodź,

pokażę ci salon.

Zeszli na dół i Draco wprowadził ją do

przestronnego pomieszczenia. Dziewczyna o mało nie gwizdnęła z podziwu:

pokój był ogromny, z kremowym dywanem i sufitem oraz jasno-niebieskimi

ścianami, na których w jasnych drewnianych ramach wisiały obrazy

przedstawiające baśniowe krajobrazy. Te, w przeciwieństwie do pozostałych

malunków w Dragon Cell, były nieruchome. Światło wpadało przez ogromne,

wysokie okna w których wisiały granatowe welurowe zasłony, i rozświetlało

całe pomieszczenie. Obok białego kominka, przed którym stała sofa z dwoma

fotelami a naprzeciw nich - stolik do kawy, znajdował się też dębowy barek z

przezroczystymi drzwiczkami, przez które widać było wszystkie trunki. Na

przeciwległej ścianie znajdował się duży regał wyłożony księgami od podłogi

po sam sufit.
Hermiona z wielkim trudem powstrzymała się od podejścia

do regału i rozpoczęcia studiowania choć jednej z lektur. W zamian pozwoliła

się zaprowadzić do foteli przed kominkiem.
- Czego się napijesz?

– spytał kurtuazyjnie mężczyzna, podchodząc do barku. – A może

po prostu wyczarować ci kubek gorącej kawy?
- Napiję się tego, co ty,

Draco – powiedziała grzecznie Hermiona. Miała ochotę na cokolwiek z

procentami. Chodziło jej tylko o to, żeby podnieść się na duchu. Oczywiście

musiała uważać, bo zbyt duża ilość alkoholu, mogłaby doprowadzić do tego, że

rozwiązałby się jej język, a stad już niedaleka droga do tragedii.
-

Wedle życzenia – odrzekł Malfoy i uśmiechnął się sardonicznie. –

W takim razie proponuję zwykłą brandy z lodem. Rozcieńczyć ci wodą? –

zapytał jeszcze dla pewności.
- Nie, wypiję nie rozcieńczoną –

Hermiona cieszyła się, że trochę się odpręży od mocnego trunku.

/>Mężczyzna nalał do szklaneczek drinki.
- Dziękuję – powiedziała

odbierając od niego trunek i zasiadając w jednym z fortelów przed kominkiem.

Malfoy junior zrobił to samo. Hermiona co jakiś czas wodziła wzrokiem po

obrazach, popijając trunek.
- A więc... oddałem twojej opiekunce

pieniądze, które ci pożyczyła na utrzymanie dziecka – zaczął Draco

/>Mężczyzna obserwował reakcję kurtyzany spod lekko ściągniętych brwi.

Hermiona wyglądała na zirytowaną, niemal złą i na urażoną.
- Nie trzeba

było - oświadczyła tak lodowatym tonem, że Malfoy się zdziwił.
-

Posłuchaj, jesteś na moim utrzymaniu i powinienem zadbać o ciebie, a to

oznacza, że moim obowiązkiem jest nie dopuścić, abyś miała jakiekolwiek

długi. Poczekaj! - niemal krzyknął, gdy Hermiona otworzyła usta. - Ja

zrobiłem to z przyjemnością. I jeżeli będziesz potrzebowała na cokolwiek

większej kwoty to... nie krępuj się o tym mówić. Marabeth ja mam o ciebie

dbać, troszczyć się o ciebie i to dotyczy także spraw finansowych. Nie

traktuję tego jako rozrywki i nie żałuję swojego kroku. Rozumiem, że jesteś

honorowa, ale ja też i to ja zadeklarowałem się wziąć cię do siebie, i ja

mam zapewnić ci wszystko czego potrzebujesz, rozumiesz? - mówił bardzo

łagodnie i Hermiona zastanawiała się skąd w jednej i tej samej osobie bierze

się tyle sprzeczności? W końcu znany był z hulaszczego trybu życia.
-

Rozumiem – odpowiedziała sucho po chwili milczenia i odwróciła wzrok,

gdyż nie podobało jej się to, ale nie miała ochoty wszczynać na „dzień

dobry” kłótni. Dobrze wiedziała jaki Malfoy jest honorowy, bo nie raz

dobitnie udowodnił jej to w czasach szkolnych.
Draco zmrużył oczy.

Widział, że dziewczynie nie spodobało się to, że spłacił jej długi i już

miał zamiar powiedzieć jej coś jeszcze na ten temat, jednak w ostatniej

chwili się powstrzymał.
- Skoro już to ustaliliśmy, to może opowiesz

mi coś o swoim dziecku? – przerwał ciszę panującą od dobrych kilku

minut miedzy nimi.
Hermiona uśmiechnęła się na to. Lubiła rozmawiać o

Destiny, jak chyba każda matka.
- Jest jeszcze zupełnie malutka i musi

mieć mamkę - powiedziała z czułością. - Taka jest drobna i maleńka...

Najchętniej sama bym się nią opiekowała, ale nie mogę. Nigdzie nie chcieli

mi dać pracy... Ja wiem, że to przez moje pochodzenie, bo wszyscy ci wielcy

urzędnicy odwracali wzrok, gdy przychodziłam na rozmowy kwalifikacyjne i

mruczeli coś pod nosem o braku pracy i zwiększaniu się bezrobocia w świecie

czarodziejskim... - nagle zdała sobie sprawę, że się nad sobą użala i

uśmiechnęła się przepraszająco. - Nie chciałam się tak wywnętrzać, przykro

mi - powiedziała i upiła spory łyk trunku. Brandy była smaczna i rozlewała

się przyjemnym ciepłem po jej ciele.
- Nie szkodzi. Postaram się być

dla ciebie dobry, chociaż czuję, że cała ta sytuacja jest dla ciebie

krępująca i tak naprawdę wolałabyś robić coś innego. Przepraszam, nie

chciałem ci sprawić przykrości - ostatnie zdanie dodał, gdy wargi Hermiony

drgnęły nieznacznie. Płaczące kobiety go przerażały - jak każdego rasowego

samca zresztą.
- Często widujesz się z córeczką?
- Jak dotąd

robiłam to codziennie, wiem, że teraz tak nie będzie i chciałabym móc ją

odwiedzać chociaż dwa razy w tygodniu - popatrzyła na niego z nieśmiałym

błaganiem.
- Oczywiście - ku jej zdziwieniu popatrzył na nią

bardzo łagodnie. - Będziesz mogła odwiedzać Destiny co drugi dzień i możesz

u niej siedzieć nawet po dwie, trzy godziny. Pasuje ci to?
- Tak

– odpowiedziała z radością. Ucieszyła się, że będzie widywać córeczkę

dosyć często. Bała się, że mężczyzna nie zgodzi się nawet na te dwa razy.

Draco uśmiechnął się do niej lekko i popił swój trunek.
- A ojciec

małej? - spytał od niechcenia. Nigdy nie przypuszczał, że wyraz twarzy może

się zmienić w tak krótkim czasie. Dianora spochmurniała i zacisnęła palce na

szklance.
- Czy możemy o nim nie rozmawiać? – spytała drżącym

głosem.
- Jasne – odpowiedział blondyn. –

Przepraszam...chyba nie powinienem pytać – spojrzał na nią ze

skruchą.
- Nie o to chodzi... Po prostu nie lubię o tym mówić –

powiedziała i upiła łyk brandy.
- Też bym nie lubił rozmawiać o kimś,

komu zaufałem i kto zostawił mnie bez mrugnięcia okiem z kłopotem na głowie

i bez żadnej pomocy... - nie dokończył bo kurtyzana wbiła w niego płomienne

spojrzenie i niemal krzyknęła:
- Des nie jest problemem! - w jej

oczach zalśniły łzy oburzenia. - Jest czymś najdroższym, co posiadam!

/>- Marabeth... - Draco starał się zrozumieć jej reakcję - ...dobrze wiesz,

że nie to miałem na myśli...
Odwróciła od niego gniewny wzrok. Jak on

śmiał w ten sposób powiedzieć o jej skarbie?!
Mężczyzna wstał i

odstawił pustą już szklankę na kominek.
- Nie gniewaj się, wiem, że to

zabrzmiało obcesowo, ale chodziło mi o to, że ojciec dziecka zachował się

jak nieodpowiedzialny gówniarz... Przepraszam, źle mnie zrozumiałaś, Dianoro

- uniósł delikatnie jej brodę i zajrzał w ciemne, teraz pełne pasji i żalu,

oczy. - A właśnie jak mam do ciebie właściwie mówić? Marabeth, czy Dianora?

A może zdradzisz mi...
- Jak chcesz - przerwała mu bardzo szybko

dziewczyna.
Zdziwił się, popatrzył na nią podejrzliwie, ale nic nie

powiedział.
- Jak sobie życzysz - oznajmił łagodnie, pieszcząc palcami

jej szyję. Delikatny dotyk sprawił, że Hermionie zakręciło się lekko w

głowie. Draco pocałował ją w policzek i wyjął z jej dłoni pustą szklankę.

/>- Napijesz się jeszcze? - zapytał. - Czy może wolisz zjeść jakąś kolację?

A może nie chcesz ani pić, ani jeść, tylko iść się wykąpać. Co prawda jest

jeszcze wcześnie, ale jeżeli masz ochotę, to się nie krępuj, Dian.

/>Hermiona spojrzała na niego uważnie.
Czy on chce mnie upić? -

przemknęło jej przez głowę.
-Nie, dziękuję Draco... chyba coś zjem...

– odpowiedziała – Tak, powinnam coś zjeść – powiedziała

ciszej, wstając. Nie była pewna czy będzie w stanie przełknąć cokolwiek,

ale wydawało jej się to teraz najlepszym pomysłem.
-W takim razie

zapraszam do jadalnia – powiedział dzwoniąc w dzwoneczek.

/>Hermiona uśmiechnęła się i poszła za Draconem.

Jadalnia była

przestronnym i dosyć jasnym pomieszczeniem. Białe ściany i sufit nadawały

przestronności, a mahoniowy stół był ogromny i mógł pomieścić swobodnie

dwanaście osób; Malfoy junior poinformował ją, że da się on jeszcze

powiększyć magicznie - w zależności od potrzeb - nawet dwukrotnie.
-

Proszę usiąść - oznajmił kurtuazyjnie odsuwając jedno z krzeseł, a następnie

klasnął dwa razy i pojawił się domowy skrzat. Hermiona obserwowała jak

magiczne stworzenie, odziane w bialutką poszewkę kładzie na jej kolanach

serwetkę. Ten obraz skojarzył jej się ze Zgredkiem i jego cierpieniami,

jakie przeżył będąc w niewoli u Malfoyów. Ciekawa była czy nadal tak

traktują swe sługi.
- Co możesz szybko podać? – spytał Draco, gdy

skrzat i jemu położył serwetkę na kolanach –Najlepiej cos

lekkostrawnego – dodał zerkając na Hermionę.
- Sałatkę, ryż

z potrawką z królika i do tego wino – powiedział skrzat. Hermiona

zdziwiła się, gdyż taki zestaw serwowano zwykle na obiad, a tu proponowano

jej jako kolację.
-Tylko ? –spytał zimno Malfoy i skrzat skulił

się nieznacznie.
-Tak, panie... –zapiszczał.
- Mnie to

odpowiada – odezwała się szybko Hermiona. Nie chciała narażać skrzata

na niepotrzebne nieprzyjemności. Domyśliła się, że w spiżarni pewnie są

tylko te produkty.
- Tylko? - zapytał jeszcze raz Draco, patrząc na

stworzenie nieprzychylnie.
- Panie, bardzo mało produktów jest w

spiżarni, trzeba będzie je uzupełnić. Tylko wina jest dużo. O! Są

jeszcze owoce - skrzat trząsł się ze strachu, oczekując ciosu, ale nic

takiego nie nastąpiło.
- Rozumiem - sucho powiedział mężczyzna. - Jutro

będziemy musieli uzupełnić zapasy na Pokątnej - zwrócił się do Hermiony. - A

ciebie nie ma, ale już! Za pół godziny ma być kolacje a teraz życzę

sobie owoce! - nawrzeszczał na skrzata Draco, a Hermiona poczuła napływ

buntowniczego nastroju. Nie mogła jednak wybuchnąć, więc powiedziała

łagodnie:
- Niepotrzebnie krzyczysz, skrzaty domowe są bardzo pokorne,

po co je karcić za wszystko?
- Po to, żeby nie zapomniały, gdzie ich

miejsce - uciął Malfoy, niepotrzebną według niego, dyskusję.
- One i

tak doskonale o tym wiedzą - wymruczała pod nosem dziewczyna. Na jej

nieszczęście mężczyzna to usłyszał.
- Wiesz, jak byłem w szkole to taka

jedna dziewczyna - Hermiona poczuła jak serce podchodzi jej do gardła. -

Założyła taki klub propagujący wolność skrzatów domowych. Dla mnie to był

czysty idiotyzm, a ona tego nie rozumiała...– powiedział z irytacją i

spojrzał na oddalającego się pospiesznie sługę.
Hermiona wolała tego

nie komentować mimo, że poczuła złość w sobie. Po pierwsze nie chciała się

zdemaskowania, a po drugie wybuch blondyna uświadomił jej, że mimo wszystko,

Malfoy nigdy nie porzuci swoich zasad.
-Twój ojciec to prawdziwy

dżentelmen - powiedziała pierwszą rzecz by skierować rozmowę na inne

tematy.
Cholera, co ja pieprzę? Malfoy dżentelmenem? - skarciła

się w duchu. - W ogóle po co ja mówię o jego ojcu? - zirytowała się,

tym, że plecie co jej ślina na język przyniesie.
Młodzieniec uniósł ze

zdziwienia brew:
- Hmm... - mruknął. - Odkąd pamiętam taki był.

Chłodny, opanowany, zdystansowany, chociaż gdy wpada w gniew, lepiej mu

schodzić z drogi. Potrafi znaleźć się w każdej sytuacji i nie popełnia

towarzyskich gaf... Kurtuazji i wyrafinowanego języka było mu najtrudniej

mnie nauczyć, dotąd mam z tym problemy, przynajmniej według mojego idealnego

ojca - Draco sam zdziwił się szczerością własnego monologu, ale miał ochotę

powiedzieć to Dianorze. - Nie musisz mi przypominać o jego doskonałości -

chciał nie chciał, w tonie jego głosu, zabrzmiał żal.
- Ale ja wcale

nie chciałam cię porównywać, tylko tak mi się powiedziało - Hermionie

zrobiło się przykro, gdy zobaczyła lekką urazę i irytację w spojrzeniu

mężczyzny. – Naprawdę... przepraszam... – dodała spuszczając

wzrok. Teraz przeklinała się w duchu za tamto zdanie. Nigdy nie myślała, że

Malfoy może tak zareagować na niewinny komplement pod adresem jego ojca.

Zawsze podkreślał kim jest jego ojciec i jakie ma związku z tym profity

utwierdzając Hermionę (i nie tylko ją, ale i również całe otoczenie) w

zdaniu, że jest z niego dumny. A tu się okazało, że Ślizgon ma też kompleks

na tym punkcie. Kompleks, że nigdy nie dorówna swemu ojcu.
Usłyszała

dźwięk odsuwanego krzesła i ciche kroki.
Draco stanął za nią i położył

dłonie na ramionach kobiety.
- Nic się nie stało - powiedział cicho. -

To ja przepraszam za moje wywody, coś mnie napadło... Ależ jesteś spięta -

dodał czując, jak bardzo napięte są jej mięśnie. - Nie denerwuj się tak, nie

trzeba - wprawnie rozmasowywał jej kark i ramiona, a Hermiona powolutku się

odprężyła.
I w tym momencie do jadalni wszedł skrzat niosąc misę

owoców. Podszedł do stołu i postawił ja przy Hermionie. Następnie odszedł

kłaniając się raz po raz, a jego długi nos dotykał posadzki.

/>Biedactwo - pomyślała dziewczyna, gdy za stworzeniem zamknęły się

drzwi.
Hej... a jak on się w ogóle dowiedział o W.E.S.Z? -

pomyślała nagle i zmarszczyła brwi. Przecież męczyła o to Gryfonów, a nie

Ślizgonów. - Lubisz winogrona? – usłyszała, rozpraszający jej

rozważania, szept Dracona przy lewym uchu.
Pewnie plotka rozeszła

się po szkole
- pomyślała, a na głos oświadczyła:
- Tak, lubię - i

podejrzliwie popatrzyła na młodzieńca.
Draco uśmiechnął się do niej

zalotnie, niemal drapieżnie, przesunął sobie krzesło i usiadł bardzo blisko

dziewczyny.
- W takim razie się poczęstuj - wymruczał prosto do jej

ucha i zbliżył do ust Hermiony, dorodne ciemne grono.
Kobieta

zamrugała, ze zdziwienia, powiekami, ale posłusznie rozchyliła wargi.

Winogrono było soczyste i słodkie, jednym słowem pyszne.
- Smakowało

ci?- zapytał cicho Draco.
- Tak - odpowiedziała niepewnie.

/>Uśmiechnął się i pocałował ją, stanowczo rozchylając jej usta językiem.

/>- Masz rację - poczuła na uchu ciepły oddech mężczyzny. - Wyborne.

/>Następnie złożył na jej ustach niemal niewinny pocałunek. Była zdziwiona

jego delikatnością. Spojrzał jej w oczy i pogłaskał po policzku. Wtuliła

twarz w jego dłoń i spojrzała na niego spod przymrużonych powiek. Musiała

przyznać, że to sprawiało jej przyjemność.
Draco zsunął dłoń na jej

szyję:
- Jesteś tak słodka, że chyba nie dam ci zasnąć przez całą noc -

wyszeptał jej do ucha i delikatnie je ugryzł.
Hermiona doważyła się

śmiało spojrzeć Malfoyowi w oczy. W odpowiedzi mężczyzna uśmiechnął się i

gorąco ją pocałował. Kobieta coraz mniej bała się wspólnej nocy z Draconem,

ale nadal odczuwała psychiczny dyskomfort. Po pierwsze dlatego, że czuła się

nie fair zatajając prawdę osobie, po drugie dlatego, że mężczyzną z którym

miała wylądować w łóżku był jej zagorzałym wrogiem z lat szkolnych.

/>Spuściła wzrok i przygryzła wargę.
Kurczę, Herm, przestań tak

myśleć bo wylecisz z tej roboty szybciej niż zdążysz powiedzieć słowo

MAG
- pomyślała ze złością jednak myśli o dyskomforcie nadal nie chciały

odejść.
- Coś nie tak? - Draco źle zrozumiał jej reakcję i pomyślał, że

być może pocałował ją zbyt natarczywie.
- To nie twoja wina. To ja,

przepraszam... - Hermiona poczuła się nagle całkowicie bezsilna i

postanowiła się zdać na łaskę losu, i nie rozważać wszystkich za i przeciw.

To ją tylko psychicznie wykańczało.
Mężczyzna spojrzał na nią

uważnie.
- Jeśli nie chcesz.. - zaczął powoli.
- Nie, nie.. -

przerwała mu szybko dziewczyna - To znaczy... Wszystko w porządku. Chcę -

dodała spokojniej
Draco ucieszył się w duchu, bo chociaż postanowił być

wyrozumiały, nie uśmiechała mu się rezygnacja z Marabeth i odkładanie ich

miłosnego zbliżenia na dzień kolejny. Ale, żeby okazać jej troskę, jeszcze

raz, z powagą, zajrzał w ciemne oczy kurtyzany.
- Wszystko będzie

dobrze - powiedział cicho.
- Wiem... - Hermiona sama zdziwiła się swoją

odpowiedzią. Skąd niby miała wiedzieć jak będzie? Kogo jak kogo, ale Malfoya

nigdy do słownych by nie zaliczyła. Czuła jednak, że to prawda. Malfoy

jakby na potwierdzenie swoich słów pocałował ją delikatnie w usta. Oddała

pocałunek i mocno objęła mężczyznę. Próbowała odsunąć od siebie wszelkie

niemiłe myśli, a Draco skutecznie jej w tym pomagał za pomocą dłoni, które

błądziły delikatnie po jej ciele i ust, które zsunęły się na szyję kobiety.

Hermiona zacisnęła mocniej powieki i cicho westchnęła. Coraz bardziej

chciała tego zbliżenia, była w końcu młodą kobietą i jej ciało miało swoje

potrzeby. I nie tylko ciało – ona potrzebowała realnej bliskości

drugiej osoby, a Draco był w tej chwili tak czuły, że roztapiała się pod

wpływem jego pieszczot.
Mężczyzna wstał, podniósł swoją podopieczną i

zniósł ją na rękach do sypialni
Gdyby Hermionie chciało się oglądać

pomieszczenie, doceniłaby, że jest urządzone z wyrafinowanym gustem.

Ogromne, dębowe łóżko było przykryte ciemnozieloną satynową pościelą, która

wspaniale współgrała z bardzo jasnym, stonowanym fioletem ścian. W oknach

wisiały ciężkie, ciemnozielone welurowe zasłony ze srebrnymi lamówkami.

Całości dopełniał biały sufit, dębowa podłoga i niewielka szafka przy łożu,

także z dębiny. Ale Hermiona była zajęta czymś zupełnie innym i w tej chwili

jej zmysły zarejestrowały tylko to, że łóżko w sypialni musi być wygodne.

/>
Draco postawił Marabeth ostrożnie na podłodze, a ona objęła go

mocno, przyciągnęła do siebie, wspięła się na palce i odnalazła wargami jego

usta. Mile zaskoczony mężczyzna oddał jej pocałunek, a po chwili delikatnie

ją od siebie odsunął. Powoli zaczął zdejmować z niej ubranie, a Hermiona,

mimo własnej nieśmiałości, pomagała mu i to nie tylko ze swoją garderobą.

Gdy byli zupełnie nadzy, pchnął ją delikatnie w kierunku łóżka, a ona dała

się pokierować. Draco ułożył ją w chłodnej, satynowej pościeli i popatrzył z

uznaniem na zgrabne ciało kobiety. Znowu wróciła irytująca myśl, że skądś

ją zna, ale szybko otrząsnął się z niepotrzebnych w tej chwili rozważań.

Hermiona coraz bardziej pragnęła się z nim kochać, bo delikatność i

wyrozumiałość mężczyzny powolutku rozbudziły w niej zaufanie i dawno nie

zaspokajane potrzeby fizycznej bliskości z kimś wyjątkowym. Ku swojemu

zdziwieniu nie zatęskniła za Wiktorem. Wyciągnęła ręce do swojego kochanka,

a on ujął jej dłonie i lekko się do uśmiechnął. Zaskoczył ją; nie położył

się na niej, ale obok i stanowczo przyciągnął kurtyzanę do siebie. Przez

chwile patrzył jej gębko w oczy, by później złożyć na jej ustach delikatny

pocałunek.
- Jesteś śliczna – wyszeptał odrywając wargi od jej

ust i ponownie zaglądając jej orzechowe oczy. Hermiona uśmiechnęła się

leciutko na te słowa i odważyła się pocałować swego kochanka. Tym razem

pocałunek był bardziej namiętny od tego podarowanego jej przez Dracona.

/>Obydwoje napawali się ciepłem drugiej osoby, miękkością warg, smakiem i

zapachem. Dłoń Dracona błądziła po plecach Hermiony, a ona zarzuciła nogę na

jego biodro i przylgnęła do silnego, twardego ciała mężczyzny. Powolutku

odsunął ją od siebie i pocałował zagłębienie szyi. Westchnęła cicho, w

suwając palce w jego włosy.
Malfoy czuł się dziwnie. Chciał robić

wszystko powoli, delikatnie, niemal z namaszczeniem. Nigdy wcześniej nie

odczuwał takiej potrzeby. Teraz chciał zdobyć pełne zaufanie kobiety, nie

zależało mu jedynie na zaspokojeniu swoich pragnień. Chciał nie tylko brać,

ale przede wszystkim dawać. Pachniała czystością, szałwią i aloesem.

/>Pieścił dłonią jej spore, matczyne piersi całował ramiona kochanki. Był

tak czuły, że Hermiona nie mogła powstrzymać się od cichutkich jęków i

westchnień, a on chłonął każdy dźwięk, każde drgnienie jej ciała, jej zapach

i smak.
- Bardzo cię pragnę – wyszeptał jej do ucha.
- Ja

ciebie też – z zaskoczeniem usłyszała własny, przytłumiony głos. Ale

taka była prawda. Pragnęła go. Pragnęła bardzo mocno. Potrzebowała czyjejś

bliskości, czyjegoś ciepła, a on to wszystko jej dawał.
Pchnął ją lekko

na plecy i pochylił się nad nią, pieszcząc wargami jej szyję. Wyciągnęła

ręce i przesunęła palcami po jego klatce piersiowej i brzuchu. Odsunął jej

dłonie z cichym jękiem. Nie pozwolił więcej się dotykać. Przycisnął ręce

kobiety do pościeli i całował każdy cal rozpalonej skóry. Hermiona zacisnęła

powieki. Miała wrażenie, że za chwilę zemdleje z rozkoszy. Jego wargi były

miękkie i ciepłe, a zmysłowe pieszczoty języka doprowadziły ją do

głośniejszych jęków. Prawie krzyknęła gdy delikatnie pocałował jej

najintymniejsze miejsce. Nie mogła powstrzymać ani cichego szlochu, ani

bezwolnych ruchów bioder, kiedy ją tak pieścił.
Draco nie mógł dłużej

znieść pożądania które czuł. Pragnął jej tak do bólu. Była taka naturalna i

słodka.
Ułożył się na niej i posiadł ją. Zrobił to trochę gwałtowniej

niż zamierzał, ale Hermiona nie poczuła bólu. Była zbyt podniecona.

Krzyknęła cicho i oplotła go ramionami i udami. Kochał ją namiętnie. Wtulił

twarz w jej miękkie czarne włosy i głośno jęczał, a kiedy doszedł na szczyt,

omal się nie rozpłakał. Oddychał ciężko i ostatkiem sił zsunął się z kobiety

i mocno ją do siebie przytulił. Przylgnęła do niego i słuchała mocnych

uderzeń jego serca.
- Przepraszam – wyszeptał. – Chciałem

być delikatny.
Popatrzyła na niego ze zdziwieniem. Nie sprawił jej ani

odrobiny przykrości.
- Ale przecież było mi z tobą bardzo dobrze. Nie

przepraszaj – pocałowała go delikatnie w policzek.
- Mimo

wszystko... Chciałem, żebyś osiągnęła spełnienie, przepraszam...

/>Zarumieniła się lekko i pocałowała go jeszcze raz.
- Było mi cudownie

i nie chcę żebyś przepraszał – w odpowiedzi przygarnął ją mocniej.

/>
Milczeli przez chwilę, każde myśląc o tym, co przed chwilą dane im

było przeżyć. W końcu Hermiona, która myślała, że Malfoy junior już niczym

jej nie zaskoczy usłyszała.
- Mało kto jest takim darmozjadem i

padalcem jak ja... Pewnie dlatego trafiła mi się taka wyjątkowa i urocza

dziewczyna. Nie ma sprawiedliwości na tym świecie... – zapatrzył się w

sufit.
- Dlaczego tak mówisz? – zapytała niemal zaszokowana.

/>- Bo tak właśnie sobie pomyślałem – odrzekł i rzucił jej ironiczne

spojrzenie. – Tylko nie myśl, że skoro tak mówię, to znaczy że jestem

dobry. Jestem nad wyraz egotyczną jednostką, Dianoro i doskonale zdaję sobie

z tego sprawę. Wiem też, że to wina moich rodziców, zwłaszcza ojca, który

teraz mi ten egoizm wypomina, ale to jest mało istotne.
- A ja uważam,

że jesteś sympatyczny – wypaliła bez zastanowienia i bardzo szczerze

panna Granger. W istocie tak właśnie uważała. Bo tak Draco się

zachowywał.
- Jeszcze mnie zdążysz znielubić, skoro będziesz ze mną

spędzała mnóstwo czasu – powiedział z gorzkim przekonaniem.
- To

zależy tylko od ciebie – stanowczo odrzekła Marabeth i Malfoy

westchnął przeciągle.
- No, owszem - powiedział uśmiechając się

szelmowsko do swojej podopiecznej
Hermiona poczuła niemiły ucisk w

żołądku, na myśl o tym, co zrobiłby Draco, gdyby wiedział, kim ona jest

naprawdę. Ale nie wiedział. Dlatego pocałował ją delikatnie w usta.
-

Nie mogę się tobą nacieszyć – wyszeptał.
Dziewczyna zamknęła oczy

i pozwoliła mu na czułe pieszczoty i pocałunki. Kochali się jeszcze raz. Tym

razem Malfoy był bardzo delikatny i cierpliwy, i doprowadził swoją kochankę

na szczyt rozkoszy.
Tenebris69
Ojej... Przeczytałam całość od początku za

jednym razem. Bardzo orginalne. Brakuje mi tylko jakiegoś większego

zainteresowania losem Hermiony ze strony Harry'ego i Rona. W końcu Harry

nigdy by nie zostawił Hermiony w potrzebie, nawet jeżeli ona by tą pomoc

odrzucała. A tak to wyszło trochę jakby zarówno Harry jak i Ron mieli dzieś

to co się dzieje z ich przyjaciółką i zadowolili się zwykłym: "Nie

trzeba.".

Ale i tak było suuuper. Świetny pomysł i naprawdę

jestem pełna podziwu, że piszesz, Kit, tyle opowiadań na raz. Bo przecież

jest i "Być szlachetnym" i "Vice-Versa" i to... Naprawdę

wielkie brawa.

mam nadzieję, że kolejny odcinek pojawi sie

szybciutko. ^^
Kitiara

class='quotetop'>QUOTE

class='quotemain'>Świetny pomysł i naprawdę jestem pełna

podziwu, że piszesz, Kit, tyle opowiadań na raz. Bo przecież jest i

"Być szlachetnym" i "Vice-Versa" i to...


Mała uwaga: owszem dużo piszę,

ale "Vice-Versa" i to opowiadanie piszę wspólnie z Sonką.
Czy

moglibyście, Drodzy Forumowicze, uwzględnić to w swoich komentarzach?

/>
Dziękuję za uwagę i pozdrawiam
Kituśka
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/tongue.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif' />
Potti
o, nowa część (:
nadal mi się podoba,

nawet coraz bardziej. nie nadaję się do poprawiania, ale może co mi się

delikatnie rzuciło.
''(...) podziękowała się z nią niemal

wylewnie. ''

oprócz tego kilka literówek, gdzieś

zgubiłyście ''się'' etc., ale nie przeszkadzało mi to

specjalnie w czytaniu.

no.
czekam na więcej ;>
Tenebris69
Oh, Kit, ja sobie świetnie zdaję sprawę, że

"Być szlachetnym" jest wspólnym opowiadaniem ale to nie zmienia

faktu, że ty też go piszesz, prawda? No i że masz czas na tyle fików na

raz.

Potti, literówki zawsze wkradają się do opowiadań. Jameś

fatum, czy coś? Nawet w HP zdarza się zauważyć nieraz brak jakiegoś

"ł" albo właśnie "ę".
Cóż. Zdarza się.
deo
QUOTE(Tenebris69 @ 08.01.2005

10:30)
Oh, Kit, ja sobie

świetnie zdaję sprawę, że "Być szlachetnym" jest wspólnym

opowiadaniem ale to nie zmienia faktu, że ty też go piszesz, prawda? No i że

masz czas na tyle fików na raz.


/>
Hm, jeśli mnie pamięć nie myli, właśnie "Być szlachetnym"

jest napisane tylko i wyłącznie przez Kitiarę, a "Vice-Versa" oraz

"Smok i Kurtyzana" przez Sonke i Kit. Jeśli źle mówię, to niech

mnie autorki sprostują
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/smile.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='smile.gif' />


/>
Co do opowiadanka, doczekałam się kolejnej części!! Bije

pokłony, naprawdę, bo to jest fenomen. To nie tak, że jak ja kiedyś

pisywałam, to 3 miesiące się czekało hehe :] Pewnie dlatego mam teraz odrazę

do pisania czegokolwiek, tylko wiersze mi wychodzą- ale teraz nie o

mnie!!
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/tongue.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='tongue.gif' />


/>Wiecie, spodziewałam się czegoś innego... tzn. innej reakcji Dracona.

Czyli m.in., że napoczątku będzie ją traktował jak te wszystkie ulicznice co

u niego były, bo przecież on jest wyżej rangą od niej. A potem widząc ból w

oczach Hermiony (per Dianora Marabeth) zmieni się w aniołka :] hehe ale

najwidoczniej za dużo już jest takich przemian we wszystkich opowiadaniach i

postanowiłyście od razu zrobić z niego dobrego człowieka i to się pochwala

gdyż odbiegacie od wszystkich swoimi pomysłami :] Teraz zapewne po takim

wysiłku należy wam dać uzdrawiającą czekoladę
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/nutella.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='nutella.gif' /> i dać


border='0' style='vertical-align:middle' alt='kiss.gif'

/> na szczęście
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/smile.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='smile.gif' /> Może w

wolnych chwilach będziecie dalej popisywać, aż w końcu znów się deo

doczeka?
border='0' style='vertical-align:middle' alt='biggrin.gif'

/>:D:D
Potti
Tenebris -> wiem, dlatego specjalnie mi

to nigdy nie przeszkadza i nie chce mi się tego po kolei wytykać (:
Kitiara

class='quotetop'>QUOTE
Oh,

Kit, ja sobie świetnie zdaję sprawę, że "Być szlachetnym" jest

wspólnym opowiadaniem ale to nie zmienia faktu, że ty też go piszesz,

prawda?

Kochanie, akurat "Być

szlachetnym" piszę sama, "Vice-Versa" oraz "Smok i

kurtyzana" piszę z Sonką.
Moglibyście Ludzie brać to pod uwagę

pisząc komentarze? Bo krew mnie zalewa jak czytam "Ty" zamiast

Wy" Dwie autorki to dwie autorki, a nie jedna.
Uwierzcie mi, to

jest denerwujące.


class='quotetop'>QUOTE

class='quotemain'>postanowiłyście od razu zrobić z niego

dobrego człowieka

Wcale nie

takiego dobrego człowieka, ale kogoś kto potrafi odróżnić puszczalską od

skromnej i nieśmiałej kobiety. Draco szukał odmiany i ją znalazł. Dlaczego

delikatna i wrażliwą osobę miałby traktować jak ulicznicę?
On traktuje

ją jako towarzyszkę życia, między innymi,dlatego tak długo zwlekał z

wyborem.

Pozdrawiam, kit
Tenebris69
Kurczę... ja to zawsze coś na mieszam.


border='0' style='vertical-align:middle' alt='blush.gif'

/> napisałam "Być szlachetnym" z myślą o "Vice

Versa". Taaa... Sczyt roztargniącia. Przepraszam. ^^

Nie

mniej jednak gratuluję AUTORKOM (że nie było) wspaniałych opowiadań.

Wszystkich, które pisały wspólnie i wszystkich, które pisały osobno. ^^

/>
A cały ten galimatias z autorkami wynika chyba z tego, że to ty, Kit

najczęściej wklejasz ff-y i jak się widzi twój avatar to po przeczytaniu

parta kompletnie się wszystko miesza. ^^

Mnie się podoba to, że

nie przedstawiacie Draco jako takiego macho, który poniewiera kobietami. Z

resztą chlopak sam o sobie mówi, że:

- Bo tak właśnie sobie

pomyślałem – odrzekł i rzucił jej ironiczne spojrzenie. – Tylko

nie myśl, że skoro tak mówię, to znaczy że jestem dobry. Jestem nad wyraz

egotyczną jednostką, Dianoro i doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Wiem

też, że to wina moich rodziców, zwłaszcza ojca, który teraz mi ten egoizm

wypomina, ale to jest mało istotne.
sonka

class='quotetop'>QUOTE
A

propos treści, czy dziecko Hermiony nie mogłoby mieszkać razem z mamą w

Dragons Cell?


Nie, ponieważ

Hermiona pracuje jako Kurtyzana. To jest jakoby jej zawód, praca, której się

podjęła. Wyobraź sobie, że Pracujesz w hipermarkecie jako kasierka.I co?

Bierzesz dziecko ze sobą?
src='http://www.magiczne.pl/style_emoticons/default/smile.gif' border='0'

style='vertical-align:middle' alt='smile.gif' />


/>
QUOTE

class='quotemain'>Mnie się podoba to, że nie

przedstawiacie Draco jako takiego macho, który poniewiera

kobietami


Cieszymy się, że

Ci się podoba.W swoim imieniu [sinka] mogę stwierdzić, że tak powinien się

zachowywać arystokrata.Pamiętajcie przecież, że bądź co bądź Draco urodził

sie w wyższej sferze.


class='quotetop'>QUOTE

class='quotemain'>Moglibyście Ludzie brać to pod uwagę

pisząc komentarze? Bo krew mnie zalewa jak czytam "Ty" zamiast

Wy" Dwie autorki to dwie autorki, a nie jedna.
Uwierzcie mi, to

jest denerwujące


Z tym się

zgadzam. Dotychczas nie zwaracałan a to uwagi, ponieważ wiedziałam,że

każdemu moeże się zdarzyć zapomnieć, jednak gdy błędy robione są

notorycznie, albo też powtarzane są tego typu komentarze to człowiekowi

odecvhciewa się pisać. Bo i po co?
Cieszę się jednak, że przepraszacie

i że macie choć częśc poczucia winy:)

Tyle ode mnie na razie.

/>sonka

p.s Bardzo dziękuję w imieniu swoim i Kit za

komentarze:)
pozdrawiam cieplutko
sonka

Pirrania
Przeczytałam i muszę pogratulować bo

opowiadanie na prawde mi się podoba jest technicznie dobrze napisane, pomysł

też jest niebanalny no i ta peaka ja poprostu uwielbiam paring HR/DM, Po tej

jakże konstruktywnej krytyce pozostaje mi tylko z utęsknieniem czekać na

kolejny part, który mam na dzieję niedługo się pojawi.

PS

/>(to do Kit) jak mi wiadomo jesteś współautorką Ostatniego bastionu, który

był niegdyś na SW pamięci dziurawcu jednak tam nie doczytałam go do końca

jeśli byłoby to możliwe (i gdyby Nagini się zgodziła) to czy dało by się go

tu wkleić??
Hanusik
Podoba mi się. I to bardzo. Tak jak wspomniał ktoś przede mną, zdarzały się literówki, ale nie było ich tak strasznie dużo.
Kurcze, ja również chciałabym wiedzieć, czu autorki mają zamiar dalej wklejać tutaj tego ff, czy nie. Bo czekam, czekam i się doczekać nie mogę.
Kate64100
Rozdział mi się poobał, choć te opisy pomieszczeń, zamkow itp można by było troszeńke skrócić. Literówki da sie znależć, ale one zdarzają się każdemu happy.gif (cholera, kocham tę buźke). Jest jedna rzecz, poza dobrym stylem i ciekawym pomysłem, każe to czytać, a mianowicie, co zrobi Draco gdy dowie się kim naprawde jest ta jego Kurtyzana??? I mam nadzieje(wiem że nadzieja matką głupich dry.gif ) że nie zaniechałyście pisania tegoż wspaniałego opowiadania happy.gif happy.gif happy.gif ...
Kitiara
Kate, nie zarzucaj nam zaniedbywania opowiadań, bardzo proszę.
Myślisz, że nie piszemy w szybszym tempie z braku dobrej woli?
Ile razy można tłumaczyć czytajacym, że pisanie to pracochłonna rzecz, a nie jakieś "hop-siup").
Autorzy FF pracują, uczą się, mają życie prywatne...
Tak trudno to zrozumieć?
Mam nadzieję, że po raz setny napisana prosba o ciepliwość w końcu dotrze do tych, którzy myslą, że napisanie rozdziału opowiadania to betka.

Pozdrawiam i dziękuję za wszystkie komentarze, Kit
Kate64100
Kit, ja niczego nie zarzucam, tylko jak przez prawie pięć miesięcy nie ma nowej części, to chyba można se coś pomyśleć co nie? I ja wiem że pisanie wymaga czasu, bo sama kiedyś pisałam i teraz czasem też to robie, ale nigdy mi to nie zajęło tyle czasu. A cierpliwość kiedyś się musi skończyć...biggrin.gif
Tenebris69
Ja już się przyzwyczaiłam do tego czekania i myślę, że warto jest dać czas Autorkom. Chociaż może warto teraz zająć się "Smokiem i Kurtyzaną" zamiast "Być szlachetnym"? Tak dla równowagi, hm?
psychodeliczna
Literówki, literówki.
Ogólnie szybko, lekko się czyta. Boski pomysł na opowiadanie, z ta kurtyzana. Czekam na nastepna czesc, autoreczki smile.gif
Hemi Granger
Opowiadanie przeczytałam jednym tchem, jakieś.... miesiąc temu. dry.gif Bardzo chciałabym zobaczyc znowu coś nowego jeśli można.... jestem wielbicielką Waszego pisania i zawsze z niecierpliwością oczekuje na kolejną częśc story.

Pozdrawiam Autoriki happy.gif happy.gif happy.gif
Dorcas Ann Potter
Genialne.

Wspaniałe.

Kit i Sonko gratuluję pomysłu na opowiadanie.

Pomysł: dobry, wykonanie jeszcze lepsze.

Dorcas jest pod wrażeniem ^^
Nokiaaa
Nie chcę powtarzać, że fajne, bo chyba już to wiesz.
Czyta się niestety szybko.. Ale cierpliwie poczekam wink.gif
Kiniulka
Kiedy będzie next part sad.gif Tak długo już czekamy sad.gif
Majka
Opowiadanie jest super, bardzo mi się podobało. Błędów nie zauważyłam - może dlatego, że nie zwracałam na nie szczególnej uwagi, widziałam chyba dwie czy trzy literówki, ale mniejsza o to smile.gif Ogólnie jest super. Czekam na dalsze odcinki.
Na wene czekolada.gif nutella.gif landrynki.gif smile.gif
blaire
Pomysł cokolwiek oryginalny. Chociaż uważam, ze Hermiona nie zachowałaby sie tak, już prędzej poszukała by mugolskiej pracy. No i jest troche zbyt nieśmiała wobec Malfoya. Janse, to Malfoy, ona jest w trudnej sytuacji, ale to ciągle ta sama Hermiona. Czekam na dalsze części i nie popędzam. smile.gif
pzdr
To jest "lekka wersja" zawartosci forum. By zobaczyc pelna wersje, z dodatkowymi informacjami i obrazami kliknij tutaj.

  kulturystyka  trening na masę
Invision Power Board © 2001-2025 Invision Power Services, Inc.