Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Odcienie Szarości

Yaten
post 10.04.2005 14:33
Post #1 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 32
Dołączył: 16.04.2003




Kto szuka dobra, z trudem je odnajduje, zło natomiast i bez szukania można znaleźć.
Demokryt


Odcienie szarości

Yaten
Rozdział 1

- One nigdy...cię nie interesowały? – zapytał Adrian z niedowierzaniem. Nie mógł zrozumieć swego kolegi. Zbyt uwielbiał tą swoją fascynację, swoje podekscytowanie, by mógł w ogóle domyślać się, że nikt nie podziela tego zainteresowania.
Tomek jednak bez żadnych emocji wpatrywał się w gibkie dziewczyny odziane w skromne cekinowe staniki i takie majteczki tańczące przy rurach. Jedyne co w nich w nich podziwiał to zdolność akrobatyczne.
- One są zbyt ... nieosiągalne. – odpowiedział wciąż mutującym głosem – Zbyt nieprawdziwe, by stanowiły obiekt pożądania, rozumiesz?
- Wolisz mieć kogoś, kogo możesz w każdej chwili złapać i wyobracać? – zapytał nie odrywając wzroku od powabnych dziewczyn.
Chłopak jednak jedynie westchnął zdegustowany. Odgarnął burzę czarnych loków opadających na czoło i zaczął rozglądać się dookoła. Hałaśliwa, chaotyczna muzyka utrudniała koncentrację, zbieranie myśli, różnokolorowe światła zaś uderzały po oczach, sprawiając że to co przed chwilą było wyraziste, teraz okrywała zasłona mroku.
Przyglądał się tym wszystkim parom i samotnym osobom podpierającym kontuar- nieźle już spici alkoholem, każdy myślał że to on jest centrum całej zabawy. Tak zapewne zabijają kompleksy, a może myślą że tu właśnie znajdą wielką miłość swojego życia? Jak na ironię, w tych nocnych klubach najczęściej lądowali nieudolni romantycy, próbujący pokazać że są kimś, zaraz po tym, jak stoczyli się na samo dno.
Czuł do nich obrzydzenie. Sam nie był lepszy- sam nie wiedział czemu dał się zaciągnąć koledze do tego klubu. Może dlatego, że nie wierzył że wpuszczają tu też szesnastolatków? Z pewnym zdenerwowaniem kupił w budce wejściówkę po czym na lekko trzęsących się nogach podszedł do wejścia, gdzie czekali dwaj goryle. Miał wrażenie, jakby cały wieczór spędzili tu tylko po to, żeby móc ich teraz wyrzucić. Adrian jednak jednemu z nich wcisnął do ręki dziesięć złotych i przekroczyli próg tego przybytku bez najmniejszych problemów.
- Idę do toalety – zakomunikował Tomek i szybko odsunął się od podestów z lśniącymi rurami. Nie wiedział gdzie iść. Usiąść, skryć się w cieniu nie niepokojony przez nikogo. Nie chciał jednak opuszczać klubu, choć nie umiał znaleźć po temu konkretnych powód. Bo co, że zostawiłby kolegę? Specjalnie się tym nie przejmował, Adrian z pewnością by tego nie zauważył- był zbyt przebojowy, żeby stracić grunt pod nogami z tak błahego powodu.
Usiadł na wysokim krześle przy kontuarze. Zbyt wiele osób tu popijało w samotności, by wyróżniał się z tłumu, a stąd miał naprawdę świetny widok na pozostałych ludzi- wielką radość sprawiało mu obserwowanie zachowań innych. Jakby byli zwierzyną doświadczalną, którą można zamknąć w konkretnych schematach zachowań.
- Poproszę colę – oznajmił barmanowi, który przecierał jedną ze szklanek białym ręcznikiem.
Zastanowiło go to, że w większości filmów i książek barmani przed obsłużeniem klienta zawsze wycierają szklankę. Zawsze białym ręcznikiem. Kolejny stereotyp, a jakże prawdziwy,
Zauważył teraz na ustach mężczyzny drwiący uśmieszek. Zapewne uważał go teraz za gówniarza, który nawet nie zamówi porządnego drinka. Tomek jednak nigdy nie pijał alkoholu- był na to zbyt dobry. A pozostali jakoś to akceptowali, choć pod jego nieobecność naśmiewali się z tego.
Barman jednak bez słowa wziął z lodówki butelkę, otworzył ją i przelał jej zawartość do szklanki.
- Dwa trzydzieści – prawie burknął pod nosem.
Chłopak bez słowa wyjął z kieszenie pięciozłotową monetę i położył na ladzie.
- Zatrzymaj pan resztę – powiedział siląc się na dorosły ton, co zapewne wyszło komicznie widząc reakcję barmana.
- Prawiczek? – usłyszał za sobą kobiecy głos. Dziwny, jakby wyprany z jakichkolwiek emocji.
Już miał się obejrzeć, kiedy zauważył że kobieta zajmuje wolne miejsce obok niego. W przebłyskach światła zdążył zauważyć, że na swoje wyjątkowo zgrabne ciało narzucona jest lekka, czerwona sukienka, która wiele odsłania. Miała krótko ścięte, proste, czarne włosy. Twarz miała umalowaną dość oryginalnie- całą upudrowaną, oczy podkreślone intensywną, czarną kredką usta zaś zaznaczone bordową konturówką.
Ręką sięgnęła do torebki i wyjęła papierosa. Zapaliła. Jej ruchy były płynne i pełne gracji. Tomek z całą pewnością mógł przyznać, że nigdy nie spotkał takiej kobiety.
- Prawiczek? – powtórzyła pytanie.

Rozdział 2

Julia odrzuciła od siebie sukienkę. Stała teraz przed nim w całej swej okazałości- wyginała się do tyłu tak, by podkreślić wielkość swych piersi, brak zbędnego tłuszczu i krągłość pośladków. On jedynie jak zahipnotyzowany wpatrywał się w jej gładkie, lśniące ciało. Nie potrafił oderwać wzroku od owalnej twarzy na której błyszczała para wielkich, niebieskich oczu i namiętne usta.
- Nie jest jeszcze za wcześnie? – zapytał Patryk trzęsącymi się dłońmi ściągając z siebie koszulkę. Niczym drewnianej kukle, każda kończyna ciążyła mu i była niewygodna. Wstydził się siebie.
Stał jedynie w spodniach czując łaskoczący dywan pod swoimi stopami. Jego oczy wyrażały wielką niepewność.
- Mamy dopiero szesnaście lat...
- Więc robimy wszystko zgodnie z prawem...- mruknęła niczym zmysłowa kotka, po czym bez ostrzeżenia rzuciła się na niego. Przewróciła go na łóżko i przywarła swoimi ustami do jego. Nachalnie wcisnęła mu język i całowała. Czuła się przyjemnie, czuła się kochana, pewna siebie. Wreszcie.
Ręką zaczęła jeździć mu po brzuchu próbując znaleźć zimny, metalowy guzik spodni. Uchwyciła go pewnie i odpięła. Zręcznym ruchem odpięła rozporek i zaczęła zdzierać z niego ubranie.
Odsunęła od niej swoją twarz i patrzył na nią z przerażeniem. Nie znał jej takiej do tej pory- wrażliwa, sympatyczna dziewczyna zamieniła się w nieopanowanego demona seksu. Wzrokiem omiótł jej jasny pokój, jego spojrzenie przykuła „Sztuka kochania” Fromma na półce. Przypomniał sobie jeden z cytatów.
- Miłość to nie tylko...- wypowiedział powoli, kiedy ona zaczęła go pieścić.
- ...uczucie, to także osąd...
Leżał teraz pod nią zupełnie nagi.
- ...decyzja...
Zaczęła powoli uderzać na niego, a on nie potrafił nawet się poruszyć. Był jak sparaliżowany mieszaniną strachu i miłości.
- ...poznanie.
Ona jednak nie ustawała.
***
- Myślisz, że jestem nieczułą egoistką? – zapytała stojąc do niego plecami. Zapinała właśnie swoją sukienkę. Teraz wolała nie patrzeć mu w oczy- wstydziła się, że uległa popędowi. Nie zdziwiłaby się, gdyby już jej nie chciała. Ale ona musiała...Czuła silną wewnętrzną pokusę, której nie sposób byłoby się oprzeć. Czy tego samego uczucia doznawała Ewa, kuszona przez szatana? – Tak... – szepnęła niemalże do siebie. Jego głos przepełniony był smutkiem. – Ostatni akt miłości, ostatnie pożegnanie, mam rację? Oczywiście, że mam.
Patryk leżał na łóżku wpatrując się w nią beznamiętnym wzrokiem. Słuchał jej, nic jednak do niego nie dochodziło. Nie rozumiał sensu jej słów. Stało się, owszem. Mógł nawet przyznać, że było przyjemnie. Role się odwróciły- teraz ona żałowała tego co się stało, mimo że wcześniej nalegała, on zaś w głębi duchu wiedział, że opór był bezsensowny.
- Ja...nie chcę z ciebie rezygnować. – przyznał zadowolony.
- Nie...? Przecież...byłam zła.
- Czy uleganie pokusom jest złe? Carpe diem, żyj chwilą.
Obróciła się powoli i spojrzała na niego. Teraz nie był jej Patrykiem, jej statecznym, niemalże nudnym chłopakiem.
- Carpe diem? Od kiedy to wyznajesz taką filozofię? – zapytała zdziwiona.


[opowiadanie już zakończone- będą dwa rozdziały co dwa dni]


--------------------
Glod, Zaraza, Wojna i ... Smierc.

Czterej jezdzcy podlegli mi...Tylko mi...I wiesz, ze Cie kocham
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Yaten
post 17.04.2005 16:03
Post #2 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 32
Dołączył: 16.04.2003




Wszystko dobre, co się dobrze kończy...

Rozdział 5

Julia wskoczyła do basenu. Uwielbiała zimną wodę i podmuchy wiatru, które nieomal zmrażały jej ciało. Czuła się wolna, zupełnie bez grzechu. Jakby woda obmywała ją ze wszelkich win. Dlatego tak często tu przychodziła. Często obiecywała sobie poprawę, ale zawsze jej charakter brał górę. Niewinna kradzież, rzucone od niechcenia przekleństwo...Czuła się po tym potwornie, ale...To było silniejsze od niej. Jakby nie miała na swe postępowania żadnego wpływu, jak gdyby wszystko zostało odgórnie ustalone.
Pieprzenie. Wynurzyła się z wody. Przypatrywała się tylu ludziom dookoła – matki na kocach ze swymi dziećmi, dziadkowie z wnukami, rozkrzyczana młodzież. Oni byli inni. Na pewno. Ulgę sprawiało myślenie, że jest się tą jedyną złą, osamotnioną, porzuconą. Tak było wygodniej. Obwinianie sił wyższych, nie samej siebie.
Nagle zauważyła znajomą sylwetką podchodzącą do skoczni. Patryk. Był on ostatnią osobą, którą chciałaby oglądać. Jeśli jej złość, jej błędy i głupota miało ciało, z pewnością byłoby to ciało Patryka.
On jednak zgrabnie wylądował w wodzie i podpłynął do niej. Uśmiechnął się zniewalająco, jakby wydarzenia ostatnich dni w ogóle nie miały miejsca, jak gdyby to co się między nimi wydarzyło nie miało miejsca.
- Cześć, słoneczko.
- Cześć... – powiedziała oschle. Nie chciała by tak to zabrzmiało, nie chciała być oschła...Mimo wszystko winiła go za to, że nie powstrzymał jej, że ten którego miała za wzór cnót uległ pokusie.
- Co mi powiesz?
- Szczerze mówiąc? Nic. Nie mam nic ciekawego do powiedzenia. Nie chcę cię znać, nie chcę cię oglądać, mam cię w dupie. Cholerny egoista!
Odwróciła się i podpłynęła do drabinki. Próbował ją złapać, ale wyślizgnęła się zręcznie, po czym pobiegła do szatni. Łzy mieszały się z kroplami wody, które pozostały na jej ciele.


- Julia. Piękne imię. Jak legendarna kochanka. – usłyszała od kobiety stojącej na drugim końcu szatni. Rozejrzała się dookoła, ale nie zauważyła nikogo innego. Niewątpliwie to ona była adresatką tych słów.
- Przepraszam, o co pani chodzi? – zapytała niegrzecznie, z trzaskiem zamykając szafkę.
- Nie pani. Dla ciebie jestem Ariviel.
Odwróciła się ... Niemal nie oślepła od nieoczekiwanego wybuchu światła. Z pleców nieznajomej zaczęły wyrastać wielkie skrzydła.
- Mogę pokazać ci dobrą stronę życia. – powiedziała wyciągając do niej dłoń. – Przecież właśnie tego pragniesz, prawda? Chcesz uwolnić się od ciemnej strony duszy. Swojej duszy.
- Ale...
- Nie ma ale. Żyj chwilą. Ciesz się wiarą. Idź za mną.
- Pójdę.
Nie wiedziała też czemu to powiedziała. Czuła się tak jak wtedy, kiedy popełniała grzechy. Jakby nie była sobą. Teraz, jednak ... Miała zrobić coś dobrego?

Rozdział 6

- Jesteś z siebie zadowolona? – zapytała Lilith uszczypliwie wpatrując się w zachodzące słońce. Stała ze schowanymi skrzydłami, piach drażnił jej stopy.
- Tak...Ta dziewczyna jest coraz bliżej mnie. Po śmierci będzie zbawiona. Z pewnością. – odpowiedziała pewna siebie Ariviel. Niebo pokryte były czerwonymi chmurami zabarwionymi promieniami słońca. Czy łuna będzie miała podobny kolor w czasie Armagedonu?
- Jest powiedziane...że Bóg ma plany wobec każdego z nich. Gdzie tu jest więc ich wolna wola? Jeśli są pociągani za sznurki, a wynik odwiecznej walki jest z góry zapisany?
- Nieprawda. Ma plany. Tak jak generał wobec żołnierzy. Oni jednak są nieprzewidywalni. Mogą zrobić zupełnie co innego. Wszystko zależy od nich...Czy pragną być szczęśliwi.
- Człowiek...Szczęśliwy będzie zawsze. Nie ma człowieka, który nie zazna tego uczucia. – stwierdziła pewnie Lilith. Anielica spojrzała na nią zdziwiona.
- A ci, którzy zostaną potępieni?
- Oni...Zaznają męki dlatego, że w życiu robili to co sprawiało im przyjemność. A zbawieni doznają przyjemności dlatego, że za życia doznawali mąk. Paradoks. On musiał mieć łeb, żeby stworzyć taki...łańcuch. Czym zresztą różni się czynienie dobra od zła?
- Jak to...
- Ta dziewczyna. O którą tak zabiegałaś.
- Nie tylko ja. – zaznaczyła kąśliwie.
- Owszem, wcieliłam się w tego chłopaka...Uwielbiam subtelnie kusić. Taki porządny, a sprowokował ją do stracenia dziewictwa i to w taki sposób, że tak naprawdę Julia sama siebie o to obwinia.
- Zło zawsze było genialne. Ale Dobro urzeka swoją prostotą.
- Nie o to chodzi. Zauważ...Zawsze kiedy grzeszyła, czuła się jakby nie była sobą. Jakby ktoś był w jej środku i kazał czynić jej źle.
- Dlatego tak ważne było, abym wskazała jej właściwą drogę. Dzięki mnie...Jutro obejrzy królestwo niebieskie, nie zaś piekło.
- Nie zwróciłaś uwagi na jej uczucia, kiedy do niej mówiłaś? Kiedy pokazałaś jej właściwą drogę? Ona wtedy...Też nie była sobą. Jakby górę wzięła dobra część jej duszy. Jutro, kiedy potrąci ją samochodu, przypomni sobie ciebie...Ale nie będzie potrafiła odpędzić się od myśli podobnych jak dziś na basenie...”Nie byłam sobą”.
- Gdzie tu jest więc miejsce na dobro? Na zło? Na dobre uczynki i na grzeszki? Jeśli człowiek wtedy nad sobą nie panuje, bierze nad nim górę inna siła żyjąca w nim?
- Właśnie się nad tym zastanawiam. Wygląda na to, że jedynie my, anioły jesteśmy czarne lub białe. Ludzi nie można tak sklasyfikować. Oni są szarzy. Nieodwracalnie. Jedyna różnica polega na odcieniu szarości, który przybiera ich dusza.

Rozdział 7

An angelface smiles to me under a headline of tragedy that smile used to give me warmth farewell - no words to say. Słowa wydobywające się ze słuchawek doskonale oddawały jego nastrój. Słońce dawno zaszło, ulice były opuszczone. Przypominało to świat z jakiegoś horroru- ostry wiatr chłoszczący jego twarz, latające nad płytą chodnika pojedyncze kartki z gazet.
I on. Samotny, jedynie z discmanem i Nightwishem. Angels fall first. Ciekawe. Miał dość już monotonii życia. Tej cholernej rutyny. Wszystkiego. Szkoła, nauka. Nic nadzwyczajnego. Nawet dziewczyny nie umiał sobie znaleźć. Wszystko wydawało się nudne. Czy tak będzie...do śmierci?
Nagle zauważył kobietę poznaną parę dni temu w barze. Stała oparta o ścianę rozwalającego się budynku i uśmiechała się posępnie. Jak gdyby wiedziała, że on tam będzie i jedynie czekała.
- Lila... – wymówił ze zdziwieniem.
- Tomasz. – jego imię w jej ust zabrzmiało jak najgorsza obraza. – Jeden z nich kiedyś zgrzeszył niewiarą. A ty...Jesteś taki sam?
Ściągnął słuchawki by lepiej słyszeć. W jej słowach był dziwny hipnotyzm, jej wzrok zaś przewiercał go na wylot. Jakby nie mógł mieć przed nią żadnych tajemnic, skryć żadnych tajemnic. Nigdy nie znał nikogo takiego. Nie miał osoby, do której miał pełne zaufanie.
- Nie wierzysz w lepsze jutro...Nie masz nadziei. Po co więc to ciągniesz? By każdego dnia przeżywać kolejne rozczarowania? By w kółko powtarzać to samo? By cierpieć bez końca? Tego właśnie chcesz?

Epilog

- Ariviel...Pamiętasz Joba?
- Człowieka z ziemi Hus?
- Tak, tego. Był to przykład niezłamanej wiary, której nie potrafił zniszczyć nawet najpotężniejszy anioł. Lucyfer. A ja...Nakłoniłam do samobójstwa Tomasza, ty uratowałaś życie Julii. Ale...czy ta batalia o dusze ma jakiś sens?
- Po to jesteśmy, prawda? By przeciągać ich na naszą stronę, by narzucić im własny punkt widzenia. I to w taki sposób, by myśleli że to ich własna zasługa.
- A jednak Bóg ukochał te stworzenia bardziej niż was, Aniołów. Dał im...
- Wolną wolę. Owszem.
- A jeśli to jedyne istoty na ziemi obdarzone wolną wolą? Jeśli tylko one dostały taki dar?
- Nie rozumiem. A my?
- Właśnie...My jesteśmy jego narzędziami, które służą jedynie do formowania charakterów jego dzieci. I jedynie w jego rękach. On ma władzę nawet nad nami.
- Ale...jeśli my nie miałybyśmy wolnej woli...Wtedy znaczyłoby to, że Julia, że Tomasz...To nie my na nich wpłynęliśmy. Jedynie On. On zna wynik bitwy. My...po co mu jesteśmy? Czy on się nami nie bawi? I co sprawia, że on wybiera sobie kogo chce wziąć do siebie? Ten Tomek...Całe życie był dobry, a jednym zdecydowanym cięciem zaprzepaści szansę na zbawienie...Julia zaś grzeszyła, odpowiedziała jednak na twoje wezwanie...I ujrzy królestwo Jego.
- Na moje wezwanie? Teraz...Sama powiedziałaś, że to nie było moje wezwanie. To były Jego słowa siłą wepchnięte w moje usta. To wszystko nie ma sensu. Każda dusza, jeszcze nawet ta nienarodzona...Już ma spisane przeznaczenie. I nic na to nie poradzi...Jeśli jednak tak jest...Wtedy oznacza to, że ich szare dusze...Też nie posiadają wolnej woli, prawda?
Lilith nie odpowiadała. Nie chciała znać odpowiedzi.


--------------------
Glod, Zaraza, Wojna i ... Smierc.

Czterej jezdzcy podlegli mi...Tylko mi...I wiesz, ze Cie kocham
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
Yaten   Odcienie Szarości   10.04.2005 14:33
Nimfka   No cóż, przeczytałam. I jak zwykle nie wiem co...   10.04.2005 19:34
Roma   Troche zakrecone jak dla mnie... W pewnym mome...   10.04.2005 20:03
Yaten   dobra, zmieniamy częstotliwość- oto kolejne dw...   11.04.2005 08:14
Nimfka   Hm... Zaczynam się gubić w tym opowiadaniu. Po...   11.04.2005 17:02
Magya   A ja narazie wszystko łapię i podoba mi się. R...   13.04.2005 16:18
Yaten   Wszystko dobre, co się dobrze kończy...
...
  17.04.2005 16:03
Magya   Fajnie napisane, ale teraz ja nie łapię

Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 15.06.2024 05:03