Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Być Szlachetnym [cdn?], czasem trzeba bardzo szybko dorosnąć...

Co sądzicie o tym opowiadaniu?
 
Dobre - zostawić [ 122 ] ** [93.13%]
Gniot - wyrzucić [ 8 ] ** [6.11%]
Zakazane - zgłoś do moderatora [ 0 ] ** [0.00%]
Suma głosów: 131
  
Kitiara
post 10.12.2004 19:15
Post #1 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 173
Dołączył: 08.12.2004

Płeć: jedyny w swoim rodzaju



Opowiadanie "Być szlachetnym" jest siquelam do "Ręki Boga". Dlatego radziłabym najpierw przeczytać tamten FF.

Czwartek, 01.11.1996

Do skrzydła szpitalnego wpadły nareszcie promienie słońca. Pierwszy listopada zapowiadał się na pogodny dzień.
Jeden niesforny promyk zaigrał na bladej twarzy chłopca leżącego na łóżku pod ścianą, rozświetlając ją i ogrzewając swoim ciepłem.
Pacjent otworzył oczy. Był wyspany i cholernie świadomy wszystkiego, co się stało.

Przez ostatnich kilka dni trzymali go na jakichś odurzających paskudztwach, uśmierzających fizyczne i psychiczne cierpienie.
Teraz, gdy zewnętrzne rany już się prawie całkiem zabliźniły, a umysł odetchnął świeżością, ogarnął go falą płynącą od strony serca tępy ból i chociaż ciało już go nie bolało, czuł się podle.
Chłopiec zagapił się bezmyślnie na biały sufit.
Postanowił wstać i poszukać jakiegoś lustra.
Przez tych kilka dni majaczył, miał nawroty gorączki, albo spał otępiony eliksirami. Należało powrócić do życia.
Życie – jak to teraz dziwnie brzmi...

Harry uśmiechnął się do siebie smutno i zwlekł powoli obydwie nogi z łóżka. Wziął z szafki okulary i założył na nos. Sala nabrała ostrzejszych barw i musiał na chwilę zmrużyć oczy.
Wstał i poczłapał do ogólnej łazienki najbliżej sali szpitalnej. Nie chciał korzystać z tej na miejscu. Nie zamierzał natknąć się na Pomponię Pomfrey.
Tak się składało, że do tej, do której się wybierał, chodziło mnóstwo Ślizgonów, bo mieli dosyć blisko, ale Harry'ego mało to w tej chwili obchodziło. Tak szczerze, to w ogóle nie obchodziło go nic.

Kiedy doszedł do łazienki i skorzystał z ubikacji, podszedł do lustra przy umywalce. Spojrzał niepewnie na swoją twarz. Nie czuł strachu, raczej ciekawość.
Trochę się zdziwił widokiem. Na lewym policzku widniała już prawie całkiem niewidoczna, równa blizna. Rana na prawym była głębsza i „zdobiły” ją nierówne brzegi, dlatego blizna po niej była jeszcze różowa i miała nigdy do końca nie zniknąć i pozostać tam na zawsze w postaci bladej, postrzępionej linii.
Na szyi i dekolcie miał trochę jasnych i różowawych blizn po tępej żyletce.
Wzdrygnął się na wspomnienie tortur.
Odkręcił zimną wodę, zdjął okulary i wsunął głowę pod kran. Stał tak prawie minutę, aż zrobiło mu się naprawdę zimno. Zakręcił kurek i palcami wycisnął z włosów nadmiar wody nad umywalką.
Wziął z dużego stosu kilka papierowych ręczników i osuszył twarz, oraz – na ile oczywiście się dało – swoje niesforne pióra.
Założył z powrotem okulary.

Po chwili Harry rozpiął górę pidżamy i spojrzał na swój lewy bok.
Ciało rozszarpane hakiem już się prawie zagoiło, chociaż duża, nierówna blizna była jeszcze ciemnoróżowa. Chłopiec z chorą fascynacją patrzył przez chwilę na paskudną skazę na jego ciele. W pewnym momencie skrzywił się i zapiął pidżamę.

Pech chciał, że wychodząc z łazienki, Harry natknął się na Malfoya. Miał nadzieję, że obejdzie się bez scysji. Jednak się pomylił.
- Jak tam Potter impra u twoich zamaskowanych przyjaciół? -zapytał Ślizgon z bezczelnym uśmiechem.
Ploty niestety szybko rozchodzą się w środowisku szkolnym.
- Musiała być niezła zabawa, skoro masz sznyty na twarzy i dekolcie. Aż strach pomyśleć gdzie masz je jeszcze.
Harry spojrzał na niego z pogardą.
- Pokazać ci, Malfoy? - spytał z paskudnym uśmiechem - Zrobiłbym to, ale obawiam się, że twój delikatny wzrok tego nie wytrzyma...
Draco był zaskoczony odpowiedzią Gryfona, spodziewał się raczej tekstu w stylu "odpieprz się"; albo "co cię to obchodzi?", ale nie jawnej prowokacji.
- Nie wytrzymałbyś nawet godziny w towarzystwie Notta, Malfoy - wycedził jeszcze przez zęby Harry.
- Jasne, Potty - Draco szybko odzyskał rezon - mój ty bohaterze.
Blondyn uśmiechnął się z wyższością i wszedł do łazienki.
"Skończony kretyn" -pomyślał Harry i powlókł się z powrotem do skrzydła szpitalnego.

Nie było nigdzie widać pani Pomfrey, więc odetchnął z ulgą. Wziął szafeczki swoją różdżkę i szybkim zaklęciem osuszył włosy do końca. Wyglądały teraz dużo gorzej niż zazwyczaj, co stanowiło jawne mistrzostwo.
Miał już zdjąć okulary i położyć się z powrotem do wyrka, gdy jego wzrok padł na poduszkę i spostrzegł wystający spod niej róg pergaminu.
Sięgnął ręką i wyjął złożoną kartkę wraz z włożonym w środek flakonikiem z jasnozielonym płynem.
Harry przyjrzał się uważnie fiolce. Nie znał tego eliksiru.
Rozejrzał się uważnie, czy nikt się nie zbliża. Czuł, że to jest coś bardzo osobistego, i że nie powinny mieć do tego listu dostępu osoby nie powołane.
Harry zaczął czytać równe, schludne, pochyłe pismo.

Przeczytaj ten list uważnie i powoli, Potter. To bardzo istotne.
Odpowiedzialność i obowiązek, jakie na Tobie ciążą, w związku z Przepowiednią Sybilli Trelawney, obligują Cię do podjęcia wielu wysiłków i stawienia czoła wszelkim przeciwnościom losu. Ostatnie jednak zdarzenie, a mianowicie tragedia, która dotknęła Ciebie bezpośrednio - stawia sprawy w innym świetle.


Harry zmarszczył brwi i się wzdrygnął. Mimo woli ujrzał przed oczami straszny, błazeński uśmiech Salomona Notta.. Przymknął na chwilę powieki i otrząsnął się z niemiłych wspomnień.

Niejeden dorosły, doświadczony czarodziej doznałby silnego załamania psychicznego na Twoim miejscu.
Dlatego powinieneś mieć wybór. Bardzo istotny wybór, Potter.
Sam musisz zdecydować, czy nadal chcesz dźwigać na swych barkach tak wielki ciężar odpowiedzialności i zarazem zmagać się z bagażem okrutnych, bolesnych wspomnień, które już na zawsze wyryły ślad na Twojej młodej psychice.
Musisz liczyć się z tym, że możesz nigdy nie odzyskać do końca równowagi psychicznej. Musisz mieć pewność, czy chcesz żyć dalej i walczyć z demonami przeszłości, zmagając się jednocześnie z przeznaczoną sobie
mroczną przyszłością.
Przepowiednie są ważne. Ale zawsze ważniejszy od nich będzie człowiek i jego prawo o decydowaniu o sobie. Kiedyś ktoś bardzo mądry, powiedział mi, że nasze wybory nas określają i to prawda.


Harry uśmiechną się smutno. Doskonale wiedział kto był autorem tych słów.

Ale nasze wybory są też naszym przywilejem. Kiedy chcesz możesz powiedzieć „nie”, a kiedy indziej zdecydujesz się odpowiedzieć „tak”.
To dotyczy każdej, nawet tej najważniejszej decyzji, o której może zależeć bardzo wiele. Są takie sytuacje, kiedy można pokierować się egoizmem. Do takich należy sytuacja, w której znalazłeś się Ty.
Nie zrozum mnie źle, Potter. Nie namawiam Cię do skończenia ze sobą. W żadnym wypadku, nie jest to moją intencją, chociaż powiedzmy sobie szczerze – sympatią Cię nie darzę.
Uważam jednak, że powinieneś mieć wybór, a Twoje ewentualne rozstanie się z tym światem, powinno być szybkie i bezbolesne, bo chyba zgodzisz się ze mną, że więcej upokorzenia i bólu nie zniósłby już nikt.
Trucizna, którą Ci dałem działa natychmiastowo i skutecznie. Wiem, że to brzmi okrutnie, ale jak już zdążyłeś się przekonać, życie często bywa okrutne.


Harry przyjrzał się buteleczce niemal z czułością.
„Jeden łyk – pomyślał – jeden łyk i będzie po wszystkim”.

Nie podejmuj jednak pochopnie decyzji, co do samobójstwa (przepraszam, ale całe życie byłem brutalnie szczery).
Spróbuj podjąć wysiłek ponownego powrotu do życia. Znajdź w sobie odwagę.
Dopiero po pewnym czasie, jeżeli zrozumiesz, że nie jesteś w stanie dalej żyć i nie radzisz sobie z tym wszystkim, dopiero wtedy wypij truciznę. Jej działanie jest bezbolesne, stuprocentowo skuteczne, i oczywiście nie istnieje na nią żadne antidotum. Dlatego właśnie powinieneś mieć niezachwianą pewność, co do jej zażycia, Potter.


„Szczerość, aż do bólu, jak zawsze...” – pomyślał Harry.

Nie piszę tego, dlatego, że mam Cię za jednostkę słabą, Potter. Wręcz przeciwnie. Gdybym miał chociaż minimum pewności, że bezmyślnie rzucisz się na tą truciznę, nie pisałbym do Ciebie.
Powody są inne.
Po pierwsze, mam pewne zasady, których się w życiu trzymam.
Po drugie, miałem wątpliwy zaszczyt znać Salomona Notta osobiście i byłem kilka razy świadkiem jego „wyczynów”, dlatego wiem do czego mógł się posunąć.
Pamiętaj, Potter, że życie masz tylko jedno i nie da się powrócić tu z tej drugiej strony.


„Zobaczyłbym rodziców ... i Syriusza...” – pomyślał z nadzieją Harry.

Pamiętaj też, przy podejmowaniu decyzji, o ludziach, którym na tobie zależy.

Harry lekko się skrzywił.

Mam nadzieję, że rozumiesz moje intencje.
Nie wyrzucaj, ani nie pal tego listu od razu po przeczytaniu.
Przestudiuj go kilka razy zanim to zrobisz.

Z poważaniem: Sam – Wiesz – Który – Nauczyciel


Chłopiec uśmiechnął się smutno, czytając podpis Severusa.

PS: Mimo, że daję Ci tą przeklętą fiolkę, szczerze ufam, że nigdy nie skorzystasz z jej zawartości. Myślę, że masz dosyć odwagi i siły, by iść dalej. Uważam też, że jesteś zdolny do szlachetności, a to bardzo pomaga w trudnych sytuacjach życiowych.

Tego już było za wiele. Snape uważa go za za jednostkę szlachetną.
„Za chwilę doczytam się, że jest we mnie zakochany” – pomyślał z przekąsem.
Ostatnie zdanie brzmiało jednak nieco inaczej.

Jeżeli komukolwiek powiesz, Potter, że uważam Cię za szlachetnego, odważnego i inteligentnego bachora, to osobiście cię uduszę.

Harry nie mógł się nie zaśmiać.
Westchnął i przeczytał list jeszcze trzykrotnie.
Za każdym razem, był coraz mniej pewny, czego chce.
Prawda, nadal miał ogromną chęć spalić list i wypić zawartość fiolki, ale wiara w niego ze strony osoby, która jawnie go nie cierpi, nieco hamowała te zapędy.
Dziwiło go to, że akurat Snape rozumiał go najlepiej, że wszystkich. Gdyby tak nie było nie napisałby tego listu

„Boże, czemu życie jest takie posrane?” – pomyślał po raz setny.
Doszedł w końcu do wniosku, że ani fiolka, ani list mu nie uciekną i schował je dokładnie pod poduszkę.
Zdjął okulary i położył się na boku, podciągając kolana niemal pod brodę.
Starał się nie myśleć o kuszącej perspektywie wypicia trucizny „od ręki”.
„Chociaż nie będę musiał sobie podcinać żył” – pomyślał cynicznie.

Nagle przypomniały mu się słowa Notta:
„Myślisz, że jesteś twardy Potter? Udowodnię ci, że tak nie jest. Będziesz skomlał jak szczeniak, żeby cię dobić.”
Harry czuł wstyd nawet za ten jeden, jedyny raz gdy poprosił o litość. Wtedy, gdy Salomon Nott użył haka.
Po policzkach chłopca popłynęły łzy.
- Obyś zdechł sukinsynu w najgorszych męczarniach – wyszeptał z w poduszkę – obyś zdechł i nigdy więcej nikogo nie tknął...
Nigdy wcześniej nie pomyślał, że może nienawidzić kogoś tak bardzo, jak Voldemorta. Okazało się jednak, że mógł.

***

Podczas śniadania Severus miał wybitny apetyt.
Zjadł prawie tyle, co Ronald Weasley, to było mistrzostwem samym w sobie. A ponieważ konsumował prawie takim tempie jak Rudy Chudy Ron, nie mógł w tym czasie poczynić swych zwykłych „przystolnych” obserwacji.
Sięgnąl po sok dyniowy i rozejrzał się po sali.

Malfoy i Parkinson bezczelnie "lizali się" przy stole. Zanotował sobie, że musi im zwrócić wagę i po raz setny wytłumaczyć, że wielka Sala to nie sypialnia.
Crabb i Goyle, ach cóż oni mogli robić? Żarli jak hipopotamy.
Millicenta Buldstrode zapatrzona była w stół Ravenklawu.
„Co one widzą w tym Sappo?” – pomyślał Snape zwracając wzrok na siódmorocznego Krukona z burzą niesfornych, kasztanowych włosów i o zabójczym uśmiechu. Chłopak mierzwił sobie właśnie teatralnym gestem kudły i mówił coś do wlepiającej w niego wzrok ładnej Krukonki z piątego roku. Wraz twarzy bubka mówił: „czyż nie jestem mądry i bosko przystojny?”
Severus stłumił w sobie impuls podejścia do Bernarda Wielkiego Amanta Sappo i strzelenia go na odlew w ten pusty łeb.
Ponownie omiótł wzrokiem stół Ślizgonów, gdzie nie działo się nic ciekawego, poza tym, że mopsowata piękność wsadziła bezceremonialnie rękę między nogi swojej blond sympatii.
Snape był zdegustowany.
„Żałosne. Cóż, dostaną szlaban... Oddzielnie”

Teraz Severus spojrzał na stół Gryffindoru. Weasley i Granger wyglądali jak skazańcy i przez krótką chwilę pożałował, że dał Potterowi fiolkę z trucizną. Ale tyko przez chwilę. Wyobraził sobie Pottera powieszonego na pasku lub ręczniku, albo z podciętymi żyłami i to wróciło mu rozsądek.

-...Severusie – dobiegł do niego głos siedzącego po prawej Dumbledore.
- Słucham? Co pan mówił dyrektorze?
- Mówiłem, że msz dziś dobry apetyt. Rzadko się to zdarza. Wspaniale, Severusie, może trochę przytyjesz?
- Nie jadłem wczoraj kolacji – gładko odpowiedział Severus. I była to prawda, ale on czuł się świetnie z zupełnie innych powodów, i z zupełnie innych powodów miał taki apetyt. Wczorajsza akcją bądź co bądź nadszarpnęła trochę energii, potrzebnej do kontrolowanej przemiany, ale Dyro nie musiał o tym wiedzieć.
Sev czuł się wolny, niezależny, miał gdzieś „co ludzie powiedzą” (niewiele się zmieniło w jego podejściu do otoczenia, nieprawdaż?). Ale przede wszystkim czuł się pożyteczny dla świata i czuł się spełnioy.

Po śniadaniu dorwał Slytherińską Parę Stulecia i przy wejściu do Wielkiej Sali, oznajmił im, że mają szlaban za nie przyzwoite zachowanie przy stole.
- Dziś Malfoy, jutro ty, Parkinson – dodał mściwie.
Obydwoje wyglądali na niepocieszonych, zwłaszcza Mopsica.

Miał już udać się do sali eliksirów, gdy dobiegł go zza pleców denerwujący, wysoki kobiecy głos.
- Severusie, Severusie, poczekaj! – krzyczała hogwarcka Matka Teresa.
- Słucham? –Mężczyzna zmusił się do uprzejmego wyrazu twarzy.
- Czy mógłbyś mi przynieść do skrzydła szpitalnego trochę eliksirów przeciwbólowych? Są na wykończeniu.
Snape pomyślał, że się przesłyszał. Uniósł wysoko brwi.
- Czyś ty rozum postradała, kobieto? – powiedział cichym, jadowitym głosem. – Przecież dwa tygodnie temu dałem ci tego całe mnóstwo! Wlałaś połowę tego w Pottera? Przecież większość z nich ma działanie narkotyczno - odurzające. Jak to ładnie mówią mugole, niektóre z tych specyfików „zmieniają świadomość” – wysyczał Sev.
- No a miałam wybór? – Spytała poirytowana Niańka Poppy – Ciągle miał gorączkę i majaczył...
- To nie powód, żeby podawać zbyt duże ilości środków, które mogą uzależnić! – Severus patrzył na panią Pomfrey, jakby zobaczył ją po raz pierwszy w życiu. – Jak będzie chciał ćpać, to sam o tym zadecyduje. Hektolitry przeciwbólowych eliksirów mogą mieć działania uboczne, włącznie z uodpornieniem się na ich skuteczne działanie. Ale, na miłość Boga! Ja przecież rozmawiam z wykwalifikowaną pielęgniarką i uzdrowicielką, która powinna o tym wiedzieć!
- To była wyjątkowa sytuacja Severusie – odrzekła urażona – ale ty jak zwykle, nie rozumiesz pewnych spraw.
- Wiesz, Pomponio – Snape wiedział, że nie lubi pełnej wersji swojego imienia, dlatego jej używał – może i dobrze, że Potter był cały czas silnie odurzony, skoro przebywał w twoim towarzystwie...
Sev westchnął.
- Kobieto, to są silne leki. Jak nie mogłaś sobie poradzić z Potterem rzucającym się na łóżku w malignie, trzeba było poprosić o truciznę, albo radzić sobie bez faszerowania go zbyt dużymi ilościami tego gówna. Sam przyrządzałem te eliksiry. Większość z nich jest cholernie mocna. Trzeba go było potrzymać za rękę i pośpiewać kołysanki, albo podać wraz z normalną dawką przeciwbólowego zwykły wywar z melisy, który ma działanie uspakajające. To w końcu ty tu leczysz, a nie ja. To jakiś paradoks...

Poppy Pomfrey poczuła się skrzywdzona, ponieważ podane zostały w wątpliwość, jej metody leczenia.
- Jesteś bezduszny – powiedziała. – On był torturowany i bardzo cierpiał. Zrobiłam to, co musiałam. A teraz powiedz mi, czy mam liczyć na dostawę, czy nie?
- Przyniosę ci te przeklęte eliksiry w czasie przerwy na lunch, zadowolona? Tylko nie wlewaj ich w tego dzieciaka. Raczej daj mu coś na szybkie gojenie się ran. Czy on po takich dawkach funkcjonuje jeszcze normalnie i jest w stanie powiedzieć jak się nazywa? Zmiłuj się i myśl na drugi raz Pomponio, bardzo cię proszę. Co do tortur, to nikt lepiej, niż ja w tej szkole nie ma pojęcia, czym są tortury Notta, bo nie raz je oglądałem. A teraz spieszę się na zajęcia, więc idź z Bogiem Pomponio, będzie ci raźniej.
To, że mistrz eliksirów miał niezaprzeczalną racje jeszcze bardziej rozzłościło miłosierną Pomfrey.
- Do zobaczenia, Snivellusie – wysyczała.
- Widzę, że kulturą też nie grzeszysz Pomponio – odezwał się chłodnym, oficjalnym tonem, po krótkiej chwili niezręcznego milczenia Severus. – Tak jak i rozumem zresztą, ale niech ci będzie. Do widzenia. - Owrócił się i odszedł w stronę lochów.
Nie wściekł się i dlatego Pomponia Pomfrey poczuła się paskudnie. Wiedziała, że ta zagrywka była poniżej pasa i to wcale nie polepszyło jej humoru.

***

Harry leżał na zimnym stole do tortur. Nie mógł zasnąć, bo był nafaszerowany eliksirami pobudzającymi.
Tak bardzo chciał umrzeć. Chciał zasnąć i nigdy więcej się nie obudzić.

Bolało go całe ciało i stracił mnóstwo krwi.
"Chyba już noc, bo sobie poszedł" - pomyślał.
To było straszne. I ta cała wizyta Voldemorta. Przyszedł na trochę by "sobie popatrzeć."
Harry się wzdrygnął na samo wspomnienie.
Plecy miał tak skatowane, że postanowił przekręcić się na brzuch. Nie był już skrępowany pasami. Niby po co? Nie miał ani różdżki ani sił witalnych. Gdzie i jak miałby uciec?
Podniósł się na prawym łokciu i z całej siły podciągnął ciało w górę.
Odetchnął z wysiłku i z ulgi. Marnej ulgi, ale zawsze...

Drzwi otworzyły się z hukiem i wszedł jego kat.
- Niespodzianka, powiedział śmiejąc się przy tym wesoło.
Harry'ego zalała zimna fala strachu, gdy zobaczył Notta podchodzącego do swoich ukochanych narzędzi.
Mężczyzna wrócił za chwilę i obleśnie uśmiechnął się do chłopaka. W ręku trzymał cienki, bambusowy kij.
- Pomogę ci, Potter - warknął i brutalnie przewrócił go na brzuch.
"Boże, nie" - pomyślał Harry. Jego plecy były jedną, wielką raną.

Śmierciożerca skrępował ponownie pasami ręce i nogi swojej ofiary, gwiżdżąc przy tym jakąś wesołą melodię. Ta melodia w jakiś niewytłumaczalny sposób przerażała Harry'ego bardziej od tego, co zamierzał zrobić mu Nott.
- Zobaczymy, czy jesteś wytrzymały na cierpienie, Potter - powiedział zimno Salomon i uniósł do góry bambusowy kij.
Zamachnął się i uderzył z całej siły.


***

Pacjent wrzasnął rozdzierająco i otworzył szeroko oczy.
Pani Pomfrey podbiegła do chłopca i złapała go lekko za rękę.
- Nie dotykaj mnie - warknął oszalały ze strachu Harry i wyrwał dłoń patrząc z wściekłością na pielęgniarkę.
- Śniło ci się coś złego? - Spytała łagodnie.
Chłopak nie odpowiedział i odwrócił się do niej plecami.
- Chcę w spokoju pospać – znowu warknął. Oczywiście wiedział, że teraz nie zaśnie. Chciało mu się płakać i nie miał zamiaru pokazywać swoich łez komukolwiek.
"Biedak" - pomyślała Pomponia wstając z łóżka.

Przez następnych kilka minut bezmyślnie gapiła się w okno.
- Witam - dobiegł ja w pewnym momencie głos od strony drzwi. - Twoje eliksiry. Proszę.
Severus powyjmował fiolki ze swoich obszernych kieszeni i ustawił je na stole.
- Dziękuję - Pomponia spojrzała swojemu gościowi w oczy.
- Severusie - odezwała się cicho - przepraszam, za to jak cię nazwała. Ja...
- Daruj sobie - uciął chłodno.
- We wczesnej młodości tyle razy słyszałem swoje drugie imię, że miałem czasem problemy z podpisaniem wypracowania - zimny sarkazm wylewał się z ust Snape'a jak rzeka. - Do wszystkiego można się przyzwyczaić.

Harry, który oczywiście wszystko słyszał, domyślił się o jakie "imię" chodzi i mimo woli zaczerwienił się ze wstydu.
Pomponia też się zarumieniła i widać było, że naprawdę jest jej przykro.
- Mimo wszystko, przepraszam.
- W porządku -odrzekł chłodno Severus.
- Posłuchaj - ciągnął łagodnie mistrz eliksirów - Zdenerwowałem się na ciebie, bo powiedzmy sobie szczerze, mimo że się nie lubimy, uważam cię za odpowiednią osobę na odpowiednim stanowisku. Posiadasz doświadczenie i ogromne kwalifikacje, tym bardziej razi u ciebie tak nieodpowiedzialne zachowanie. - Sev wciągnął ze świstem powietrze. - Potter był faszerowany przez 48 godzin eliksirami pobudzającymi i Eliksirem Czuwania. Błyskawiczne przestawienie go na zbyt duże ilości eliksirów o działaniu przeciwnym, mogło doprowadzić nawet do zapaści serca, przecież wiesz o tym Pomponio... Mniejsza, każdy z nas popełnia błędy - mężczyzna machnął ręką.
Pomponia Pomfrey musiała w duchu przyznać, że Snape ma ogromną wiedzę medyczną.
"No, ale przecież jak był młodziutki, to nic, tylko czytał, zupełnie jak ta Granger" - pomyślała refleksyjnie.

Harry natomiast pomyślał, że cudownie byłoby dostać tej zapaści serca.

Severusie, musimy pogadać - dobiegł od drzwi głos Dumbledore'a Wiedział, gdzie szukać swojego oswojonego wampira, bo jak zawsze, wiedział wszystko.
- Teraz i tutaj, dyrektorze?
- To bardzo ważne - Harry usłyszał napięcie w głosie starszego mężczyzny i wytężył słuch.
- O co chodzi, panie dyrektorze? - grzecznie zapytał Snape.
Albus wszedł do środka i omiótł wzrokiem całą sytuację.
- Czy możesz zostawić nas na malutką chwilę samych, Poppy?
- Tu jest pacjent - powiedziała ostrzegawczym tonem kobieta.
- Będziemy cicho, obiecuję - spokojnie odrzekł dyrektor.
Pomponia obdarzyła ich podejrzliwym spojrzeniem, ale zniknęła na zapleczu.
Dumbledore trzymał w ręku zwiniętego "Proroka Codziennego."
- Czy wiesz, co wczoraj w nocy spotkało Samuela Notta, Severusie? - spytał wprost.
- Wybaczy pan Dyrektorze, ale nie interesuje mnie co ten niewyżyty kuta..., znaczy sadysta robi wieczorami - odparł chłodno mistrz eliksirów.
- Ale to powinno cię zainteresować - z naciskiem powiedział Dumbledore.
- Czyżby? Nie sądzę... - Harry wyczuł sarkazm i lodowatą pogardę w głosie Snape'a.
- Powinno cię obejść Severusie, ponieważ Salomon Nott nie żyje.

Serce Harry'ego przestało na chwilę bić.
Cały teraz składał się ze słuchu.

- Czyżby strzelił go jasny szlag? - Spytał z kpiną w głosie Severus.
- Nie, spotkało go coś o wiele gorszego.
- Pan daruje, Dyrektorze, ale nie wiem o co chodzi.
- Znałeś go Severusie. Znałeś go i nie rusza cię wcale fakt, że nie żyje?
- Aha. Znałem osobiście sukinsyna, więc powinienem zacząć płakać rzewnymi łzami? - słowa mistrza eliksirów nasączone były jadem obrzydzenia i pogardy. - Pan raczy żartować, dyrektorze? Co mnie ma obchodzić śmierć sadysty? Nie opowiadałem panu co on zrobił prawie osiemnaście lat temu? Czego pan chce, żebym mu współczuł?

Harry mimowolnie poczuł do niego nutę sympatii.

- Severusie, doskonale wiesz o co mi chodzi! - Dumbledore podniósł głos.
Harry zastrzygłby uszami, gdyby potrafił.
- Radziłbym zachowywać się cicho, Potter śpi - spokojnie odrzekł Snape.
- Severusie - głos Dumbledore'a był opanowany ale dało się w nim wyczuć irytację - oczekuję cię dziś w swoim gabinecie punktualnie o 19:30.
Sev się skrzywił.
- Oczywiście panie dyrektorze - odrzekł jednak grzecznie.
- Masz, poczytaj sobie - Albus wręczył mistrzowi eliksirów gazetę.
Severus wziął ją dla świętego spokoju do ręki, ale jak tylko wyszedł Dumbledore, położył ją na stole obok eliksirów.

Snape podszedł do okna i wyjrzał na jasno oświetlone słońcem błonia.
"O jednego śmiecia mniej" - pomyślał
Miał już wychodzić, ale mimowoli spojrzał na leżącą na stole gazetę.
Krzykliwy tytuł pierwszej strony głosił:

PRZERAŻAJĄCA ŚMIERĆ SALOMONA NOTTA!!!
ODRAŻAJĄCY MORD NA JEDNYM Z NAJBARDZIEJ SZLACHETNYCH I SZANOWANYCH CZŁONKÓW CZARODZIEJSKIEJ SPOŁECZNOŚCI!


Severusa krew zalała i widział jak przez mgłę. W szale zaczął drzeć „Proroka Codziennego” na strzępy.
- Co oni tu powypisywali! - darł się ogarnięty gniewem Snape - Pieprzone włazidupy! Co za pierdolony śmietnik!!!

Harry nie mógł dłużej udawać, że śpi, a do sali szpitalnej wpadła jak bomba Pomponia Pomfrey.
- Co ty wyprawiasz, Severusie?!
Harry gapił się ciekawie, jak Snape drze Proroka w drobny mak.
- Banda lizodupnych kutasów! - krzyczał wściekły mistrz eliksirów.
- SEVERUSIE!!! - Pomponia zarumieniła się z oburzenia i konsternacji.
Harry stłumił uśmiech i popatrzył niewinnie na pielęgniarkę.
- Czego?! - warknął Sev - A ty, Potter, co się gapisz? Śpij!.
- Przepraszam, ale zaczął pan krzyczeć i się obudziłem - grzecznie skłamał Harry.
Severus powoli zaczął wychodzić ze stanu szału i furii, ale nadal był wściekły, jak sto hipogryfów.
Sprzątnął strzępy gazety za pomocą różdżki i posłał Pomponii spojrzenie przebywającego na odwyku od ludzkiego mięsa bazyliszka. Następnie widowiskowo wyfrunął z sali szpitalnej powiewając szatą.

***

Przez cały dzień Severus był rozdrażniony.
Wyżył się na pierwszorocznych, wlepił szlaban Weasleyowi i Granger za "zbyt głośną rozmowę na korytarzu", nakrzyczał na Longbottoma za to, że pojawił się w zasięgu jego wzroku, a nawet objechał Bogu ducha winnego Hagrida, który tylko go niechcący potrącił i jak zwykle niesfornie i długo przepraszał. A nadal było mu mało.
Był żądny krwi niewinnej.
Nagłówek w gazecie utrzymywał go w stanie przyciszonej permanentnej furii maniakalno-depresyjnej (wiem, to rodzaj schizofrenii a nie furii, ale zgodzicie się ze mną, że Severusa nie trzymają się żadne standardy).
"Malfoy będzie dzisiaj biedny" - pomyślał, idąc na obiad.

***

Po obiedzie, Harry'ego odwiedzili Ron i Hermiona.
Była to dziwna wizyta.
Prawie wcale nie rozmawiali i tylko na siebie patrzyli.

- Przykro nam Harry, za to wszystko.. - wyszeptała w końcu Herm.
- Daruj sobie - odrzekł poirytowany Harry.
- Przecież to nie wasza wina - dodał już łagodniej.
- Zdrowiej szybko - Ron popatrzył smutno na przyjaciela
- Tak, zdrowiej szybko, tęsknimy za tobą - dołączyła się do rudzielca Hermiona.
- Powinienem wyjść jutro - stwierdził sucho Harry.
- Och! Jutro mamy eliksiry - wykrzyknęła dziewczyna.
- I co z tego? - Harry zmarszczył brwi. - Może będzie coś na temat trucizn - dodał obojętnie, obserwując, jak się zachowają.
- HARRY! - wrzasnęła Herm. - Nie możesz nawet tak myśleć!
- Dla twojej wiadomości - odrzekł chłodno pacjent - cały czas o tym myślę.
Hermiona i Ron wyglądali na przestraszonych.
- Harry nie możesz tego zrobić... - powiedział z rozpaczą w głosie rudy chłopiec.- My cię kochamy jak brata.
- Wiem - wyraz twarzy Harry'ego był łagodny. - Ale ja już nigdy nie będę taki sam...
- I tak będziemy cię kochać - zapewniła żarliwie Hermiona.
- Tak! I zawsze możesz na nas liczyć - dodał Ron z entuzjazmem.
Harry wiedział, że obydwoje mówią serio i szczerze, chociaż smutno się uśmiechnął
- Wiesz co? - Ron sięgnął do torby. - Ten cały Nott zdechł dziś w nocy.
- I to nie była lekka śmierć - dodał mściwie - Masz, poczytaj - Ron wręczył Harry'emu „Proroka Codziennego”.
- Może lepiej nie - Hermiona wyglądała na nieprzekonaną pomysłem kumpla.
- Nie, w porządku. Chcę to przeczytać.
Widząc wątpliwość w oczach przyjaciółki uśmiechnął się uspokajająco.
- Naprawdę Hermiono - dodał jeszcze.
- Musimy już iść Harry - powiedział Ron - ale przyjdziemy tu po kolacji.
- Snape nam wlepił szlaban. Na pojutrze. - Powiedziała Hermiona.
- Aha i musimy już dziś pisać wypracowanie na poniedziałek z zielarstwa, bo wieczór sobotni mamy przerąbany - dodał Ron.
- Za co dostaliście szlaban?
- Za gadanie na korytarzu. To nawet jak na niego dziwne - zaczęła Hermiona. - Chyba się coś stało. Wyglądał jak chodząca furia.
Harry udawał obojętność, ale słuchał bardzo uważnie.
- Trzymaj się cieplutko - Herm dała mu całusa w policzek, a Harry mimowolnie się wzdrygnął.
"Ciekawe, czy teraz mi tak zostanie na zawsze..." pomyślał.
- Do zobaczenia, Harry - powiedział Ron i obydwoje opuścili cichą, szpitalną salę.

Harry został sam i mógł spokojnie przeczytać artykuł. To było coś, co go naprawdę zainteresowało.
Zabrał się z zaciekawieniem za tekst. W miarę jak czytał, narastał w nim gniew i zarazem jakaś pusta wesołość.
To, co zostało powiedziane w artykule, brzmiało dla niego jak jawna kpina.
Sam tytuł doprowadzał do białej gorączki.
Pod nagłówkiem tłustymi literami zapisana była wypowiedź nie kogo innego, jak Percy'ego Weasleya.

"Pan Nott był nobliwym i szacownym członkiem naszej społeczności. Nie pozwolimy więcej na takie barbarzyństwo.
Nie ma żadnych wątpliwości, co do tego, że morderstwa dopuścił się wampir - żaden człowiek nie potrafiłby dokonać czegoś takiego.
Faktem jest też, że wampir ów dokonał niepełnej, kontrolowanej przemiany - inaczej ciało denata byłoby tak zmasakrowane, że nie dałoby się go rozpoznać.
Świadczy to o tym, że morderstwo było zaplanowane i dokonane z zimną krwią"


"A nie pomyślałeś, kutasie, że ktoś mógł mieć motyw?" - pomyślał z irytacją Harry.

Oto dowód na to, że należy cofnąć Dekret O Ochronie Wampirów.
Te niezrównoważone zwierzęta zagrażają każdemu z nas!
Dzisiaj Salomon Nott, jutro może to być sam Minister Magii.
Istota która dokonała tego haniebnego czynu zostanie pochwycona i skazana na śmierć przez ścięcie toporem o srebrnym ostrzu.
Nie będzie litości! Skoro ginie tak dobry, szlachetny człowiek, znany ze swych hojnych datków na szczytne cele Ministerstwa, jak wywodzący się ze starożytnego rodu Salomon Nott, trzeba zdusić to bestialstwo w zarodku.


Harry nie mógł uwierzyć w to co czytał: "niezrównoważone zwierzęta", gdyby tak było, to ciągle słyszałoby się o jakichś mordach.
"Jemu się już całkowicie we łbie poprzestawiało, myśli tylko o tej swojej politycznej karierze" - pomyślał Harry o Percym.
Chłopak był wstrząśnięty jawną ignorancją i zaściankowością myślenia młodego mężczyzny.
Był wstrząśnięty, że całkowicie został pominięty fakt przynależności Notta do Śmierciożerców, a podkreślona jego hojność finansowa względem Ministerstwa Magii.
Czuł jak mózg mu powoli zaczyna odkształcać pod wpływem przeczytanych informacji.
Opisana była też makabryczna śmierć Notta, ale Harry nie potrafił mu ani współczuć, ani się nad nim litować.
Poczuł cichą satysfakcję, gdy okazało się, że Salomon Nobliwy Obywatel Nott, został nafaszerowany Eliksirem Czuwania.
Potrafił się tylko z tego gorzko cieszyć.

Obrzydzeniem napawało go to, jak szybko został osądzony sprawca czynu.
Nie było mowy o żadnym uczciwym procesie i przesłuchaniu, ale kilka razy padało w artykule zapewnienie o rychłym pochwyceniu i straceniu zbrodniarza, który w oczach Harry'ego urósł do rangi bohatera.
Dla niego nie było żadnej wątpliwości, że ten kto dopuścił się morderstwa, znał zamiłowanie Notta do tortur. Świadczył o tym sposób egzekucji.
Bo dla Harry'ego było jasne, że to była egzekucja.
Za zwykłe porachunki nie zabija się w ten sposób. Tak się zabija kogoś, kogo chce się ukarać.

Artykuł liczył dwie strony, z czego połowę poświęcono na chlubny życiorys Notta i jego zasługi. Wspomniano też, że był Śmierciożercą, ale raz na zawsze „odwrócił się plecami do strony ciemności”.
„Strona ciemności – pomyślał rozzłoszczony chłopak – samiście ciemni jak tunel w tyłku.”

Najbardziej jednak wstrząsnęły Harrym następujące stwierdzenia:

Wszystkie zarejestrowane na terenie Londynu wampiry zostaną poddane przesłuchaniu. Jest ich tylko kilka – w tym jedna kobieta.
Wszystkie Instytucje, w których zatrudnione są zarejestrowane wampiry, są zobligowane do wydania ich na czas przesłuchań, które odbędą się na terenie Azkabanu. Przesłuchania podejrzanych zaczną sie od poniedziałku (...) Złoczyńca nie będzie miał prawdopodobnie procesu. Dopuścił się zbyt brutalnej zbrodnii.


Harry'ego zatkało. Wiedział jedno, że gdyby Ministerstwo nie było skorumpowane, ten kto zabił Notta, mógłby liczyć na uczciwy proces.
I ten teren Azkabanu...

A jeżeli wycofają ten dekret, to co stanie się z wilkołakami, które żadnym dekretem nie są chronione i z wszystkimi innymi istotami magicznymi i mieszańcami?
Chłopcu momentalnie przyszli na myśl Lupin i Hagrid.
„Ktoś zlikwidował niebezpiecznego sadystę, a oni mają pretekst do czystki.
I nikt nie będzie się teraz zajmował Voldemortem. Chore...” – myślał przerażony Harry.

Miało to jedno pozytywną stronę. Zielonooki, wyczulony na sprawiedliwość społeczną Gryfon nie myślał już o samobójstwie, ale o cyrku, jaki mial się zacząć w poniedziałek, czyli za cztery dni.

***

Severus nie poszedł na kolację. Jakoś mu się jeść nie chciało. Wszyscy wokół niego pomykali z "Prorokiem Codziennym" pod pachami, a członkowie grona nauczycielskiego łypali na niego niepewnie.
To nie poprawiało nastroju mistrza eliksirów.
"Przeczytam ten artykuł. Będę na topie - pomyślał. - A poza tym, to przecież opis mojego wyczynu.
Najpierw jednak udał się do skrzydła szpitalnego. W kieszeni miał dwie fiolki o których zapomniał.

Potter jadł... a raczej pałaszował rosół z kury i ogólnie wyglądał, jakoś za dobrze.
Snape pomyślał w pierwszej chwili, że Potter postanowił nie kończyć ze sobą, tylko po to by zrobić mu na złość, ale szybko zrozumiał absurdalność tego przypuszczenia.

Postawił fiolki na stole i wtedy TO ujrzał. Obok Pottera leżał Prorok.
- Mogę go na chwilę przywłaszczyć, Potter? - wyciągnął wiedziony nagłym impulsem rękę w stronę gazety.
- Oczywiście. Tylko proszę go nie drzeć. Chcę jeszcze raz przeczytać tą durną wypowiedź Percy'ego.
Severus popatrzył na Harry'ego przenikliwie.
- Czytałeś to już? - zapytał.
- Tak, sir. Radzę uzbroić się w cierpliwość.
Snape usiadł w nogach łóżka i pogrążył się w lekturze.
Z miejsca dostał apopleksji.
- Żesz kur**! Niech ja go tylko spotkam! - wyrwało mu się.
- Nie słyszałeś tego Potter - wysyczał groźnie patrząc na Harry'ego.
- A co niby miałbym słyszeć? - spytał nad wyraz grzecznie chłopak.

Po minucie dał się słyszeć pogardliwy rechot Severusa.
- Dobre! - powiedział - Napisali, że przeznaczył na Ministerstwo więcej kasy, niż Lucjusz Malfoy, czy Albus Dumbledore. Ale nawet słowem nie wspomnieli, że Dyrektor Hogwartu przeznacza krocie na sierocińce, także te mugolskie. Żałosne, żałosne. Chore i żałosne.
Harry'ego zatkało. Nie wiedział o filantropijnej działalności Dumbledore'a
Weszła Pomponia i chłopiec poprosił o dokładkę.
Pani Pomfrey poszła do kuchni, ale zanim to zrobiła obrzuciła niechętnym spojrzeniem Severusa. Harry wydawał się nim jednak nie przejmować.

- No proszę - powiedział Snape skończywszy czytać - Rita Skeeter. A swoją drogą, gdzie ona się wcześniej podziewała?
Harry uznał za stosowne, powód nieobecności dziennikarki, pominąć milczeniem.
- Nie wstrząsnęło to tobą, Potter? - spytał po krótkiej chwili Sev.
- Głupota Ministerstwa, wszechobecna korupcja, kretynizm Percy'ego i bezwstydność Skeeter? Owszem, wstrząsnęło - odrzekł rzeczowo i na temat.
- Generalnie Potter, wiesz że nie o to pytałem.
- Jak dla mnie, sir - powiedział chłopak spokojnie - to nie wymyślono jeszcze takiej kary na jaką zasłużył ten skur..., znaczy drań.

Wkroczyła Pomfrey z druga miską rosołu.
- Smacznego, Potter - powiedziała.
- Dziękuję.
Pomponia spojrzała niepewnie na Severusa, ale wszystko wydało się jej w jak najlepszym porządku i poszła na zaplecze.

- Powiedz mi, Potter - zapytał łagodnie, zajętego rosołem chłopca, Snape - co słyszałeś z mojej rozmowy z Profesorem Dumbledorem?
Harry się zakrztusił i miał już skłamać, że absolutnie nic, ale Severus go ubiegł.
- Nie otwieraj ust po to by łgać mi w żywe oczy. Doskonale wiem, że słyszałeś każde słowo. Taka już twoja uroda, Potter.
Nauczyciel westchnął z politowaniem.
- Ale będzie cyrk - powiedział refleksyjnie mistrz eliksirów. - Dopiero się zacznie. Niech lepiej Albus zaproponuje Lupinowi pobyt w Hogwarcie, bo wilkołaki pójdą na odstrzał jako pierwsze. Szczerze współczuję Weasleyom takiej latorośli.
- On się wyparł rodziców, sir - Harry z radością podchwycił inny temat niż kwestia jego podsłuchiwania.
- Jakoś się nie dziwię.
Severus spojrzał Harry'emu głęboko w oczy.
- Ty, Potter - powiedział łagodnie - kiedyś przez tą swoją ciekawość, kopniesz w kalendarz, jak przysłowiowy kot.*
- Ja wcale nie chciałem podsłuchiwać, tak jakoś wyszło - Harry wiedział, że nie brzmi to przekonywująco, ale nic innego nie miał na własną obronę.
- Tobie zawsze coś wychodzi, tylko nie to co potrzeba, Potter. Zresztą, przekonamy się jutro na eliksirach - orzekł chłodno Severus.
"Jakżeby inaczej" - pomyślał z przekąsem Harry.

*My mówimy, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, Anglicy mają przysłowie Curiosity killed the cat – Ciekawość zabiła kota.

***

Punktualnie o 19:30 Severus przybył pod drzwi gabinetu Dyrektora.
Zapukał.
- Proszę - dobiegł go stłumiony głos.
Mistrz eliksirów wszedł do środka.
- Dobry wieczór Dyrektorze.
- Dobry wieczór, Severusie.
- Mam pytanie - Jestem tu oficjalnie, czy prywatnie, panie Dyrektorze?
- Po części tak i tak - głos Dumbledore'a był łagodny i chłodny. - Usiądź Severusie, to trochę zajmie.
- Byle nie za długo, bo za pół godziny do mojego gabinetu przychodzi Draco. Ma szlaban.
- Zostaniesz tu tyle czasu Severusie, ile będzie konieczne. Uczeń może poczekać.
Snape popatrzył przenikliwie na Dumbledore'a.
- Widzę, że to coś poważnego.
- Przecież mówiłem.
- W takim razie, słucham Albusie.

Dyrektor westchnął ciężko. Poczuł się stary i zmęczony. Poczuł, że sytuacja go przerasta.
- Powiem wprost. Rozpętałeś piekło, Severusie. Rozpętałeś piekło na ziemi i podpisałeś na siebie wyrok.
- Nie boję się ani piekła, ani śmierci, ale i tak nie wiem o czym mówisz Albusie.
- Czytałeś ten artykuł w "Proroku Codziennym"?
- Czytałem. Nott zdechł, tak jak na to zasługiwał a Ministerstwo rozpacza rzewnymi łzami po hojnej, dojnej krowie. A że rozpęta się przy okazji piekło... To i tak była tylko kwestia czasu. Przecież nowy Wiceminister, który przyjmuje rządy wraz z Knotem już od niedzieli, nie spocznie, aż nie wytępi wszystkich "odmieńców". Szczerze powiedziawszy, Percy Weasley ma szansę stać się niezłą konkurencją dla Zagadkowego Toma.* Nadal jednak nie wiem, o co ci chodzi Albusie.

Dumbledore walnął pięścią w stół.
- Nie wiesz o co mi chodzi? Zabił go wampir! Zabił go wampir, który go znał osobiście, bo bez problemu wszedł do jego domu. Poza tym to była egzekucja, Severusie, a mało kto wiedział o sadystycznych zapędach Notta, aby mógł dokonać egzekucji.
- Równie dobrze mogła być to egzekucja polityczna. Wyobraź sobie, że on miał wrogów Albusie.
- Egzekucja polityczna nie wygląda w ten sposób, bo jest eliminacją, a nie egzekucją, o czym doskonale wiesz.
- Nadal nie wiem do czego pan zmierza Dyrektorze. - Severus postanowił grać na zwłokę. Był poirytowany.
- Nie wiesz do czego zmierzam?! Na miłość boską! Ilu wampirów znało Notta osobiście, ilu znało jego zamiłowanie do sadyzmu i ilu było świadkami tortur dziesięcioletniej dziewczynki, którym obraz skatowanego Pottera dobitnie o tym przypomniał? No ilu Severusie? Bo mi się wydaje, że tylko jeden, i to ten, który siedzi teraz naprzeciwko mnie.
- Ha. W końcu otwarte karty panie dyrektorze.
- Wiesz, co teraz będzie?
- Armageddon. Chyba, że ktoś przemówi tym dupkom w Ministerstwie do rozsądku i uświadomi, że głównym celem eksterminacji powinien być Lord Voldemort i jego najzagorzalsi zwolennicy.
- I kto twoim zdaniem miałby to zrobić. Ja? Ja już nie mam siły walczyć z ludzką głupotą Severusie, już chwilami mam dość.
- To może Potter? W końcu jest bohaterem.
- Uważasz to za zabawne?
- Nie, uważam to za tragiczne. Nie przejmuj się. Sam się udam z rana w poniedziałek do Ministra i przyznam się do morderstwa Notta. Wiem, że nie będę miał uczciwego procesu, ale szczerze powiedziawszy mi to zwisa.
- Nie możesz tego zrobić Severusie. Za bardzo potrzebuje cię Zakon.
- Przestań mi tu pieprzyć poprawnie polityczne bzdury! - żachnął się Snape - Wiesz co będzie jak tego nie zrobię? Tysiąckrotny Armageddon, a tak może sprawa z czystkami przycichnie. Nawarzyłem sobie piwa, to je wypiję.
- Wiesz, że to nic nie da, że Percy Weasley nie popuści. Taką już ma naturę. A Voldemort wykorzysta zamieszanie. Bardziej przydasz się żywy.

Severus schował twarz w dłoniach.
- Mogę zapalić? - zapytał.
- Pal.
Mistrz eliksirów wyciągnął paczkę papierosów, zapalił jednego i mocno się zaciągnął.
- To co? Mam siedzieć cicho i pozwolić ci ochronić mój tyłek, kosztem kogoś niewinnego, albo kosztem korupcji? - spytał po kolejnym z rzędu machu.
- Pojęcia nie mam, co teraz robić. Weasley to fanatyk i ma wielu zwolenników, i poprą go Śmierciożercy. Nie z miłości do Notta, ale żeby odwrócić uwagę od własnych działań. Nie mogłeś siedzieć spokojnie na tyłku?
- Siedziałem na tyłu siedemnaście lat. Bóg jeden wie ile on w tym czasie dzieci skrzywdził, Albusie. Nie rozumiesz?
- Rozumiem, Severusie, rozumiem. Ale czasami warto przeczekać.
- I ryzykować? Wiesz, co on by zrobił za dwa, trzy tygodnie z taką Granger i jej rodzicami Albusie? Zmiłuj się człowieku i nie pierdziel mi tu o siedzeniu na tyłku i ryzykowaniu życia niewinnych ludzi, błagam. - Wkurzony Sev zgrabnie zgasił peta w wyczarowanej przez gospodarza popielniczce.

Dumbledore popatrzył zmęczonym wzrokiem na Snape'a.
- Będzie trzeba znaleźć jakiś wyjście z sytuacji. Nie leź mi tylko w poniedziałek do Ministerstwa. Utracę jednego z najlepszych ludzi i przyjaciół, a nic w zamian nie zyskam ani ja, ani reszta czarodziejów. Może da się jeszcze przemówić do rozsądku Percy'emu.
- Nie licz na to.
- Dlaczego? - Oczy Dyrektora wyrażały bezbrzeżne zdumienie.
- Od dawna to podejrzewałem patrząc na Molly i Artura, a Potter potwierdził moje przypuszczenia w skrzydle szpitalnym. On się wyrzekł w imię kariery politycznej własnych rodziców Albusie. Myślisz, że posłucha głosu rozsądku?
Dumbledore wyglądał na załamanego, ale po chwili zabłysły w jego oczach przebiegłe ogniki.
- Daj mi pomyśleć do niedzieli. Chyba wiem jak sobie z tym poradzić, a przynajmniej załagodzić sytuację.
- Korupcja?
- Miejmy nadzieję, że nie.
- Jeżeli będziesz potrzebował galeonów, wiesz, że możesz na mnie liczyć. Osobiście jednak wolałbym iść i się przyznać.
- Ale tego nie zrobisz.
-Nie. Nie zrobię tego bo mi tak każesz. Jak zwykle. Pewnie lizałbym Potterowi buty gdybyś mi kazał to zrobić. Jestem lojalny jak pies. - W głosie Severusa brzmiał sarkazm i silna ironia.
- Nie zrobisz tego, bo cię o to proszę.- Łagodnie odpowiedział Albus.
- I tak przyjdą po mnie w poniedziałek. Zabiorą mnie na przesłuchanie.- Nie dawał za wygraną mistrz eliksirów.
- O to niech cię głowa nie boli.

- Czy to już wszystko panie dyrektorze? - zapytał Snape.
- Tak - odrzekł Albus.
Severus wstał i skierował się do wyjścia.
- W takim razie żegnam Albusie - powiedział już przy drzwiach.
- Ale zanim odejdziesz, mam do ciebie jeszcze jedno pytanie.- Starszy mężczyzna spojrzał mu głęboko w oczy.
- Słucham - grzecznie powiedział podwładny do swojego niekwestionowanego szefa.
Dyrektor popatrzył uważnie na jednego z najważniejszych członków Zakonu.
Splótł palce i oparł na nich w zamyśleniu głowę.
- Powiedz mi Severusie, czy masz chociaż nikłe wyrzuty sumienia po tym co mu zrobiłeś?
- Mam i one wcale nie są nikłe - Albus wyglądał na zaskoczonego, bo profesor mówił całkiem poważnie.
- Mam wyrzuty sumienia dyrektorze - na twarzy Severusa pojawił się gorzki uśmiech. – Mam cholerne wyrzuty sumienia, bo zakatrupiłem go o prawie osiemnaście lat za późno.

Snape wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi.
Dumbledore jeszcze długo siedział zamyślony przy swoim biurku, skubiąc długą białą brodę i zastanawiając się nad ostatnimi słowami swojego gościa.


*Riddle – ang. zagadka.

***

Severus przyszedł do swojego gabinetu Zapalił papierosa i zamyślił się nad zdarzeniami z ostatnich dni.
Sytuacja była trudna i ze wszech miar delikatna. Gdyby Lucjusz Malfoy nie siedział w więzieniu, mógłby do niego napisać. To wpływowy człowiek i coś by wykombinował.
Mimo wszystko Snape postanowił, że od razu po szlabanie Dracona napisze list do Lucjusza, by ten wiedział o wszystkim z pierwszej ręki. Poza tym, ze swoją myślącą głową i nie mniej myślącą żoną, która była dużo cwańsza i mądrzejsza, a także miała większy wpływ na despotycznego męża, niż niektórym się wydawało, mógłby nawet w więzieniu do czegoś się przydać.
Do Narcyzy także postanowił napisać, ale zupełnie inny list.

Z zamyślenia wyrwało go pukanie do drzwi.
- Proszę wejść - rzucił mistrz eliksirów przygaszając papierosa w gustownej popielniczce o kształcie zwiniętego węża. Wąż był zielony, miał piękne oczy zrobione z bursztynu i srebrny szlaczek, biegnący wdłóż smukłego ciała.
Tą popielniczkę, kupił Severus na jakiejś mugolskiej wyprzedaży. Bardzo ją lubił, jeżeli nawet nie kochał.

***

Był wtedy na przedmieściach Londynu. Było upalne lato. Lipiec 1990 roku. Sev przechadzał się między straganami obserwując mugoli. Tak naprawdę z biegiem lat nauczył się akceptować ten "gorszy gatunek" ludzi (jak on sam by był człowiekiem, zabawne), a nawet czuł do nich pewien rodzaj sympatii.
Trochę im nawet zazdrościł ich beztroski i błogosławionej niewiedzy o niektórych sprawach.
W pewnym momencie dojrzał tą popielniczkę na jednym z kramów. Były tam w przeważającej części bardzo gustowne bibeloty, nie takie badziewia jak u innych sprzedawców
Wyrzeźbiony w jaspisie wąż zdawał się mrużyć swoje bursztynowe oczy i mrugać zachęcająco do Severusa.
Mistrz eliksirów podszedł do straganu i zważył piękną popielniczkę w dłoniach.
"Barwy Slytherinu – pomyślał - aż się prosi, żeby go kupić."

- Czym mogę panu służyć? - spytała młoda kobieta o popielatych włosach i epatującym wyższością uśmiechu, żywcem wyjętym z magazynu mody
"Damulka" pomyślał z niesmakiem Sev, ale szybko się przekonał, że pozory mogą mylić.
Gdy spojrzał jej w oczy, w nich także dostrzegł uśmiech, ewidentnie świadcząc o tym, że nie jest płytką, zarozumiałą pannicą.
- Ile pani chce za tą jaspisową popielniczkę? - zapytał jak najbardziej obojętnym tonem.
- 200 funtów.
Severus uniósł brwi.
- Nie za dużo? Nawet z tymi bursztynami nie jest warta więcej niż 75 funtów.
- Owszem jest - kobieta uśmiechnęła się szerzej.
- Może mi pani to udowodnić? - zapytał Severus. Był zdeterminowany, żeby mieć tą popielniczkę.
- Po pierwsze, jest ręcznie rzeźbiona i ozdabiana - powiedziała spokojnie sprzedawczyni. Po drugie - dodała tajemniczym głosem - ale nie wiem, czy zechce pan ją kupić jak to powiem - zawahała się nagle.
- A o co chodzi? - zapytał Severus - W głosie kobiety było coś, co wzbudziło zaciekawienie mistrza eliksirów.
Wiedział jedno: musi mieć u siebie na biurku tego jaspisowego węża, ale w kieszeni miał tylko 250 funtów, a chciał zaliczyć jeszcze dobre zimne piwo (dużo dobrego piwa) w jednej z lepszych, mugolskiej knajp..
Dziewczyna dmuchnęła z irytacją, na lezące w oczy włosy i odgarnęła je na kark. Było tak gorąco, że Severus czuł jak jedwabna, czarna koszula z krótkim rękawem, klei się do niego w strugach potu. Sprawy nie ułatwiały też czarne, raczej dopasowane dżinsy, zwłaszcza, że przez nie wiele kobiet z zaciekawieniem oglądało pewną cześć jego ciała - i to nie tylko z tyłu - a niektóre uśmiechały się przy tym bezwstydnie, co raczej nie sprzyjało ochłodzeniu atmosfery.

- Ta popielniczka należała do osobistego wróżbity Hitlera i podobno jest obłożona klątwą.
Severusa naprawdę to zaciekawiło.
- Wiedział pan o tym, że Hitler miał swojego wróżbitę?
- Oczywiście. O tym akurat wie wielu ludzi..
Płowowłosa piękność o jasnozielonych oczach uśmiechnęła się szeroko, a później wypaliła.
- Tak, ale nikt prawie nie wie o tym, że miał jeszcze jednego wróżbitę. Anglika, zupełnie niezależnego od tamtego w Niemczech.
Rzeczywiście, Severus nie wiedział. Co prawda słyszał kiedyś jakieś plotki, ale to były tylko plotki.
- Mam mówić dalej? - zapytała.
- Tak, to ciekawa historia - powiedział szczerze czarnowłosy, czarnooki i na czarno ubrany mężczyzna, z ciekawym bladym tatuażem na lewym przedramieniu. Wizerunku dopełniały szkła przeciwsłoneczne - oparte teraz nad czołem. Mistrz nie wiedział, że wygląda dosyć pociągająco, co tylko dodawało mu uroku.

"Intrygujący typ" - pomyślała dziewczyna.
- Angielski wróżbita nazywał się Nicholas Black - Severus drgnął na dźwięk tego nazwiska - i twierdził, że jest wykwalifikowanym czarodziejem.
"Nie wątpię, że nim był" - pomyślał Sev.
- Ta popielniczka - ciągnęła dziewczyna, - została wykonana na zamówienie. To unikat. Jest taka tylko jedna, jedyna na świecie.
- Teraz rozumiem jej cenę.
- Wierzy mi pan? - spytała dziewczyna - poprzedni klient zarzucił mi, że wciskam mu kit.
- Ależ ja wiem, że pani nie kłamie - szczerze odrzekł mężczyzna. Jest pani uczciwą osobą. To widać.
Kobieta uśmiechnęła się promiennie.
- Skoro pan mi wierzy, to opowiem panu w nagrodę o rzekomej klątwie, a pan dopiero wtedy zdecyduje się czy ją kupić, czy nie i... spuszczę panu cenę do 175 funtów. - Nie mogła się powstrzymać. Ten facet mimo, że na początku ją zirytował był w nietuzinkowy sposób sympatyczny, a jednocześnie sprawiał wrażenie kogoś, kto wiele w życiu wycierpiał.
- Zamieniam się w słuch - Severus zdobył się na blady uśmiech.
- Zapewne wie pan, że niemiecki wróżbita przepowiedział Hitlerowi klęskę i został za to otruty przez jego ludzi.
Severus skinął głową.
- Anglik, zupełnie niezależnie od wróżbity niemieckiego, także przepowiedział Hitlerowi fiasko. On jednakże, przepowiedział mu też, że popełni samobójstwo. Adolf Hitler tak się wściekł, że nakazał Nicholasowi, aby to on samobójstwo popełnił, a ponieważ Black zauważył swój błąd i pożałował, że jest na usługach niebezpiecznego psychopaty z ulgą przyjął takie rozwiązanie.
- A klątwa? - Spytał zaciekawiony Severus.
Kobieta westchnęła cicho
- Sama nie wiem, czy to bujda na resorach, czy nie, faktem jest, że wszyscy dotychczasowi właściciele tego cudeńka mieli cholernego pecha...
- Pierwszym posiadaczem, był jakiś nawiedzony kolekcjoner, który za grube pieniądze wykupił ją z jednego z muzeów poświęconych Hitleryzmowi. W 1955 roku, jego żona i dwie córki zginęły w wypadku samochodowym. Facet nie zdzierżył i się powiesił. Cudeńko znowu trafiło do muzeum, ale nie na długo bo zostało skradzione. Nie wiadomo przez kogo, muzeum jednak zbytnio się tą stratą nie przejęło, poza jednym z kustoszy, który odnalazł popielniczkę w roku 1963 u jakiejś babinki w Glasgow. Twierdziła ona, że jaj poprzedni właściciel - sąsiad z naprzeciwka - utopił się dwa lata wcześniej we własnej wannie. Staruszce jednakże nic się nie stało.
Kustosz zabrał cudo do domu i w 1970 roku, zmarł na zawał serca z powodu bankructwa i notorycznych zdrad żony - ponoć nakrył ją w łóżku z facetem, w dniu w którym wylali go z pracy.
Popielniczka była przez dziesięć lat u wdowy i nic. Ale kiedy kobieta podarowała na 18. urodziny tą cholerę synowi... W 1985 roku jakiś psychopata wykończył jego młodziutką żonę. Zgwałcił ją i bestialsko zamordował. Facet trafił do psychiatryka..
Po tamtym wydarzeniu... cóż, nie wiem co się z nią działo. Dostałam ją kilka dni temu od starszej pani, która nie chciała mówić skąd ją ma, chociaż jej historię do 1985 roku z radością mi opowiedziała. Nie chce też za nią pieniędzy, ale i tak odpalę jaj 100 funtów. Wygląda na to, że klątwa o ile istnieje dotyka tylko mężczyzn... No i jak zdecydował się pan? – przez chwilę przestraszyła się, że odstraszyła potencjalnego klinenta, ale mile się zawiodła.

- Biorę ją - stwierdził rzeczowo Snape - jest ładna, stylowa i całkowicie w moim guście. Tą całą klątwę pewnie da się racjonalnie wytłumaczyć zwykłym zbiegiem okoliczności, ale jeżeli nie, cóż - spotka mnie za parę lat coś strasznego.
- Osobiście w to nie wierzę, bo wtedy za nic nie sprzedałabym jej żadnemu mężczyźnie. – Dziewczyna popatrzyła na niego z zainteresowaniem.
Severus uśmiechnął się do niej i wręczył dwieście funtów.
Odchodził już gdy kobieta krzyknęła:
- Pana reszta.
- Niech się pani nie wygłupia.
- To kwestia honorowa, nie mogę wziąć dwustu funtów - powiedziała i wręczyła mu 25 funciaków reszty.
- Rozumiem i dziękuję.
- Mam nadzieję, że ta bursztynowooka szelma nie przyniesie panu pecha.
- Ja sam jestem jednym, wielkim pechem. Poza tym, jak pani zapewne wie, złego licho nie bierze. - Severus uśmiechnął się ironicznie i odszedł w swoją stronę.


***

"No i w końcu, klątwa spadła także na mnie" - pomyślał z gorzkim rozbawieniem Severus.
Oczywiście wiedział, że klątwa to jawna bzdura. Czy miałby jaspisowego węża czy nie, zrobiłby to, co zrobił i koniec.
Prawdą było jedynie ciekawe pochodzenie popielniczki

Mistrz eliksirów popatrzył na Draco Malfoya.
- Dobry wieczór sir - powiedział chłopak.
- Dobry wieczór - Severus wstał - Idziemy.
Zaprowadził Dracona do pracowni, gdzie wręczył mu cały kocioł żab rogatych, które kazał mu poporcjować do specjalnych słoików.
Draco nie był zachwycony, ale nie powiedział ani słowa skargi. Profesor zasiadł za biurkiem i zaczął sprawdzać wypracowania piątoklasistów, które miał rozdać ocenione, następnego dnia.

***

Draco Malfoy uporał się z rogatymi żabami w trzy godziny. Mistrz eliksirów skończył niewiele wcześniej sprawdzać wypracowania, które jak zwykle były w 50% żałosnymi wypocinami.

Gdy Severus dotarł do swojej prywatnej kwatery, zabrał się za pisanie szczerego listu do Lucjusza, w którym przyznał, że od lat jest lojalny wobec Dumbledore'a i że to on zabił Notta - i dlaczego to zrobił.
W liście prosił Malfoya o zachowanie dyskrecji i o jakieś rady, co do zaistniałej sytuacji.
Doradził też Lucjuszowi, aby zmienił strony i został szpiegiem Ddumbledore'a kiedy wyjdzie z Azkabanu.
Oczywiście nie namawiał go natarczywie, ale przedstawił sporo całkiem sensownych argumentów, które skłaniały do przyjęcia takiej opcji.
Zaznaczył, aby stary przyjaciel odpisał mu na tym samym pergaminie, od razu jak przeczyta list, który był długi i bardzo szczery i Severus liczył na wzajemność w tym względzie.

Napisał też do Narcyzy. Była to prośba o spotkanie incognito w jakiejś mugolskiej knajpie. Dokładne miejsce i godzinę pozostawił do wyznaczenia jej.

Wziął korespondencję i udał się do sowiarni
Do pani Malfoy wysłał zwykłą płomykówkę, ale do Lucjusza...
Severus udał się na samo koniec sowiarni. Przyłożył lewą dłoń do ściany i wyszeptał, zmieniane co tydzień, hasło:
- Ester Novum.
Ściana rozstąpiła się przed nim posłusznie. W ogromnym pomieszczeniu siedział na grubej żerdzi słusznych rozmiarów, czarny jak noc orzeł królewski.
Ptak głośno kraknął na widok swojego pana. Liczył na kilkudniowy wypad, na wolną przestrzeń.
Kiedy zobaczył pergamin, zrzedła mu mina i ostentacyjnie wrócił do czyszczenia piór.
- Prometeuszu - zwrócił się do ptaszyska Snape - zaniesiesz ten list do Lucjusza Malfoya. Do Azkabanu. - Ptak żachnął się zanim Severus skończył mówić.
- Jak przyniesiesz odpowiedź wypuszczę cię na kilka dni - łagodnie przemówił mężczyzna.
Prometeusz spojrzał na swojego pana wielkimi ciemnogranatowymi oczami.
"Akurat" - mówił jego wzrok.
- Obiecuję - mistrzunio podrapał orła po głowie, co ten przyjął leniwym zmrużeniem oczu. Niechby jednak ktoś inny spróbował takiej poufałości...
- To bardzo ważny list - mówił Severus gładząc grzbiet ptaka, który przyglądał mu się teraz uważnie i równie uważnie słuchał jego słów.
- W żadnym wypadku nie może wpaść w niepowołane ręce. Rzucę na ciebie i na ten pergamin specjalny czar. Będziesz niewidzialny dla wszystkich poza adresatem i oczywiście mną. Ale bądź ostrożny, bo każde zaklęcie maskujące i ochronne można złamać, Prometeuszu - ptaszysko kiwnęło głową, przytakując.
- Będziesz mógł sobie bez wysiłku upolować jakąś mysz, albo królika, uważaj tylko, by nie zniszczyć pergaminu - Severus delikatnie ale skutecznie przywiązał rulon do posłusznie wyciągniętej nóżki ( a raczej nogi) orła.
- Relashio personarum intrata - powiedział kierując w orła różdżką, a następnie wypuścił ptaka na otwartą przestrzeń.
Prometeusz zaskrzeczał triumfalnie i rozłożył czarne skrzydła niknąc w mroku nocy.

"Jeszcze może się ta maskarada odwrócić na lewą stronę. Wszystko zależy od rozsądnej decyzji Lucjusza, roztropności Narcyzy i skutecznej strategii Dumbledore'a" - pomyślał z nikłą nadzieją Postrach Hogwarckich Matołów.

***
******

Ten post był edytowany przez em: 30.04.2008 17:18


--------------------
"KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Closed TopicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Kitiara
post 09.06.2005 09:22
Post #2 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 173
Dołączył: 08.12.2004

Płeć: jedyny w swoim rodzaju



Ło matko....
Aż boję się zagladać do "I believe..."
Dlaczego nie przeniosło mi wszystkich postów?
Brakuje tu duzej ilości tekstu
Okey, nie miałam roboty, to ją mam....


Czwartek, 22 listopada 1996 rok

Rudowłosy chłopak siedział w swoim dormitorium i rozłożył przed sobą list od „kochanego brata” Percivala Weasleya. Dostał go poprzedniego wieczoru, ale nie mógł się zebrać i go przeczytać aż do teraz. Udawał, że zaspał na pierwsze śniadanie, żeby mieć spokój i ciszę w dormitorium. Spojrzał na rząd równych czarnych liter, które wiły się niczym jadowite węże. Zebrał się na odwagę i zaczął czytać.

Drogi Ronaldzie, piszę do Ciebie by Cię ostrzec przed Potterem, który jednak jest niezrównoważony (miałem okazję się o tym przekonać, podczas gdy go przesłuchiwałem razem z Igorem Matrojewem) i przed Severusem Snapem. Podejrzewam, że jest on winny śmierci nie tylko Salomona Notta, ale także mojego bliskiego współpracownika Igora. Widzisz Ronaldzie; Igor Matrojew nie pojawił się dzisiaj w pracy nie zawiadomiwszy o swojej absencji ani mnie, ani ministra Knota, a to do niego nie podobne. Igora nie ma też w domu, ani w innym z często uczęszczanych przez niego miejsc. Dlatego nie dziw się, gdy jutro w porze śniadania odwiedzę Snape’a i wręczę mu zaproszenie na kolejne przesłuchanie. Jak na razie tylko on jest podejrzanym w tej sprawie...
Wracając do meritum, drogi Ronaldzie, chciałbym Cię prosić o pomoc. Oczywiście, muszę wyjaśnić na wstępie parę spraw, bo ponieważ jesteś pod stałym wpływem Granger i Pottera, na pewno zdążyli Ci już nasączyć umysł oszczerstwami na mój temat. Nie obwiniam Cię o to, że źle o mnie myślisz. Każdy może ulec wpływom bliskiego środowiska. Liczę jednak na Twój zdrowy rozsądek, na braterską lojalność i na to, że pozytywnie przemyślisz propozycję, którą zamierzam Ci złożyć. W końcu jesteś Weasleyem, jak ja i na pewno dokonasz właściwego wyboru.


Ron na chwilę zamknął oczy. Jak Percy śmiał mu wypominać bliskie pokrewieństwo? Jak śmiał odnosić się do lojalności wobec rodziny? Przecież to on sam odciął się od Weasleyów. Zerwał kontakty z matką, ojcem i rodzeństwem. Ron nie mógł pojąć jak Percy może być do tego stopnia bezczelny. Odetchnął i powrócił do czytania listu.

Otóż mam do Ciebie wielka prośbę. Jak brat do brata. Uważaj na Ginny!
Z całej naszej rodziny to właśnie ona jest najbardziej bezbronna i narażona na destrukcyjny wpływ Pottera i tej Granger. Pamiętaj, ona jest nasza jedyna siostrą i wszystko co robię, robię wyłącznie z myślą o Niej i o Tobie. Bo tylko Wy mi zostaliście..


”Masz raczej nadzieję, że my będziemy na tyle głupi by uwierzyć w twoje słowa” – pomyślał ze złością i rozżaleniem Ron.

Mam nadzieje, że zrozumiecie, iż moje intencje są szczere i mam na myśli tylko Wasze dobro oraz szeroko pojęte dobro całej społeczności czarodziejów, zwłaszcza teraz gdy Sam-Wiesz-Kto wrócił i zagraża naszej stabilizacji i ładowi. Zadawanie się z Potterem może ściągnąć na Was kłopoty. A ja nie chce by mój jedyny; tak Ron, jedyny, gdyż oprócz Ciebie i Ginny nie mam już żadnej rodziny, brat był narażony na kłopoty.

- A kto ci kazał się rodziny wyrzekać?– wysyczał przez zaciśnięte zęby Ron i pobladł z narastającej złości.

Pomyśl, co przeszedłeś przez tego chłopaka! W pierwszej klasie o mało nie zginąłeś, przez jego ciekawość, w drugiej ledwo uniknąłeś wyrzucenia ze szkoły, a Ginny śmierci, w trzeciej Black! O czwartej wolę nawet nie wspominać, a piątą.... Ron! Ty musisz uważać, Potter sprowadza na Ciebie nieszczęścia! Zaklinam Cię,
trzymaj się od niego jak najdalej! Ten chłopak to kłamliwy furiat, rzucający oskarżenia na niewinne osoby! Salomon Nott był jednym z najuczciwszych ludzi, a on tak zszargał jego opinię.
I Granger... Mam podstawy przypuszczać, że zadaje się z Malfoyem, a przecież to syn Śmierciożercy, niebezpieczny człowiek. W każdej chwili może osobiście wstąpić w szeregi Sam-Wiesz-Kogo. Granger to bardzo ambitna dziewczyna i nie wiadomo, czy sama nie przejdzie kiedyś na ciemną stronę. Jej pochodzenie nie ma tu nic do rzeczy. Śmierciożeracami byli i są bardzo różni ludzie.
Przez wzgląd na własne dobro miej się na baczności, byłbym Ci też bardzo wdzięczny gdybyś wspomniał mi czasem o różnych niedorzecznych plotkach jakie usłyszysz w szkole, bo takie plotki krążą na pewno. Wszystko co Ci powiedzą Potter, albo Granger podziel przez dwa i lepiej dziel się ze mną nietypowymi nowinami. Na pewno wyjdziesz na tym dobrze, a na dodatek spełnisz swój obywatelski obowiązek.
Liczę na Twoją szlachetność, zdrowy rozsądek i poczucie obowiązku.
Twój kochający brat Percival Weasley


Kochający... Kochający... Kochający...
Te słowo sprawiło, że przed oczyma Rona pojawiły się czerwone plamki. Jego oddech stał się ciężki, puls nierówny, a kolor twarzy alarmująco upodobnił się do kolor włosów.
Chłopak bardzo powoli zaczął drzeć list na kawałki, a kiedy to zrobił wrzuci strzępy do kominka. Przez chwile patrzył jak wiadomość od "kochającego brata" płonie i wyszeptał cicho.
- Ja nie mam brata.
Czuł taką wściekłoś jak nigdy, ale był jednocześnie dziwnie spokojny. Popatrzył na Hermesa. Ptak cierpliwie czekał na odpowiedź, a teraz huknął ponaglająco.
- Współczuję ci takiego pana – powiedział cicho rudzielec, wziął pergamin i odpisał znienawidzonemu bratu w dwóch zdaniach:

Niech się pan trzyma ode mnie, od Mojej Młodszej Siostry, oraz od Moich Przyjaciół, a także od Dracona Malfoya z bardzo daleka, panie mało szanowny wiceministrze magii.
Bez szacunku i z wyrazami Głębokiej Pogardy, pana były brat, Ronald Weasley


******
Przez całe drugie śniadanie Hermiona siedziała jak na szpilkach.
Draco nie pojawił się ani wcześniej, ani teraz. Nie było go też na pierwszych zajęciach. Harry plątał się, gdy próbowała się dowiedzieć, czy jej przyjaciel wie coś na temat Malfoya, więc po drugim pytaniu „odpuściła”, nie chcąc go zmuszać do kłamstwa. Niepokoiła ją też pogłębiająca się apatia Rona i jakiś dziwny, zacięty wyraz jego twarzy, a także fakt, że rudzielec wymienił kilka porozumiewawczych, smutnych spojrzeń ze swoją siostrą.
Westchnęła, odsunęła od siebie talerz z grzankami i wstała od stołu. Musiała sprawdzić co dzieje się z najbliższą jej, w tej chwili, osobą.
- Gdzie idziesz? –smętnie spytał Potter, a Weasley uniósł na nią stroskane spojrzenie.
- Idę dowiedzieć się, co dzieje się z Draconem – odrzekła cicho.
- Nie zjadłaś tostów – głos Rona był bezbarwny, a on sam wydawał się błądzić myślami gdzieś daleko od miejsca przebywania jego cielesnej postaci.
Harry lekko się zarumienił i przygryzł dolną wargę..
- Ty coś wiesz i nie chcesz mi powiedzieć – w głosie dziewczyny nie było słychać wyrzutu. – Pewnie dlatego, że on ci zabronił...
Chciała już wyjść, gdy nagle wszedł koś, kto nie był tu mile widziany. Percy Weasley wkroczył, w towarzystwie swych goryli, z dumnie uniesioną głową, a Ginny i Ron, jak na komendę, wstali jednocześnie i, nie patrząc nawet na starszego brata, wyszli szybko z Wielkiej Sali, omijając przybyłych szerokim łukiem. Percival zdawał się jednak wcale tego nie zauważać i był lekko podenerwowany. Severus i Albus znali przyczynę takiego stanu rzeczy i obydwaj czuli w tej chwili cichą satysfakcję, z powodu „nagłej i niewyjaśnionej absencji” Matrojewa w ministerstwie.
Weasley popatrzył prosto na stojącą przy stole Gryffindoru dziewczynę.
Hermiona cofnęła się i opadła na krzesło, a jej twarz przybrała kolor pergaminu. Poczuła napływające niepohamowaną falą mdłości, skrzywiła się i z trudem opanowała odruch wymiotny. Schyliła głowę i zaczęła miarowo i spokojnie oddychać. Nie mogła jednak powstrzymać zimnego potu spływającego strużką wzdłuż kręgosłupa, dreszczy i silnego skurczu żołądka, który spowodował, że jej twarz wykrzywiła się w cierpieniu.
- Herm, on nie zrobi ci krzywdy – szepnął cicho i troskliwie Harry. – Nikt mu na to nie pozwoli, ani dyrektor, ani Snape, ani ja, ani nikt.
Chłopak pomyślał o Lupinie, który spokojnie jadł śniadanie w swojej kwaterze. Dumbledore nie chciał go narażać, chociaż Remus usilnie nalegał na to by jeść wraz ze wszystkimi i móc spojrzeć w oczy wiceministra, gdy tylko się dowiedział o tym, że Severus ma otrzymać wezwanie na przesłuchanie do ministerstwa. A dowiedział się szybko. W tej chwili on, Albus i Severus tworzyli najsilniejszy człon Zakonu, a eksterminacja Wilkołaków i Wampirów obchodziła Zakon Feniksa nie mniej niż planowana eksterminacja i podporządkowanie „szlam” i mugoli lepszej rasie ludzkiej.
Jednak to Dumbledore rządził zarówno szkołą jak i Zakonem, więc Remus siedział grzecznie u siebie, pijał herbatkę i czytał Proroka Codziennego...
- Herm, spokojnie, nic ci nie grozi – Harry delikatnie dotknął pleców przyjaciółki. Drgnęła, ale po chwili spróbowała się do niego uśmiechnąć. Był to blady, smutny uśmiech zalęknionego zwierzęcia.
- Wiem, Harry – wyszeptała. – Ale to, że tak reaguję... To silniejsze ode mnie.
- Nie masz się czego wstydzić Hermiono. To ten skurwiel powinien wstydzić się spojrzeć do lustra – Harry czuł jak zalewa go fala zimnej nienawiści. Miał ochotę wstać i po prostu przyłożyć Percy’emu z całej siły w twarz.
- Harry...
Chłopak objął ją obronnym gestem i obserwował zimnym wzrokiem, jak wiceminister wręczą Severusowi, z krzywym uśmiechem, zalakowany zwój pergaminu. Poczuł ogromną satysfakcję, gdy zobaczył, że po kilku chwilach rudy mężczyzna musiał odwrócić wzrok od czarnych, przenikliwych, nieustępliwie wpatrujących się w niego oczu Mistrza Eliksirów.
Percival jeszcze raz obrzucił pogardliwym spojrzeniem Wielką Salę i ruszył do wyjścia wraz ze swymi gorylami.
- Zimny, oślizgły sukinsyn – powiedziała bardzo głośnio i wyraźnie Blaise, co okazało się być jej błędem, gdyż zrobiła to za szybko. Była jednak blada z wściekłości i nie potrafiła się powstrzymać. Ze łzami w oczach obserwowała Hermionę, która posłała jej ostrzegawcze i przestraszone spojrzenie.
Wszyscy uczniowie i nauczyciele wpatrywali się w napięciu w Percivala, który „zaszczycił” swoją obecnością stół Ślizgonów. Stanął naprzeciwko czarnowłosej dziewczyny i wpatrywał się w nią natarczywie. Blaise nie odwróciła wzroku. Wstała i z kpiącym uśmiechem patrzyła mu prosto w twarz.
- Zabini... – powiedział w zamyśleniu wiceminister. – Zdajesz sobie sprawę, że obraziłaś urzędnika wypełniającego swoje służbowe obowiązki, prawda? Jestem tu oficjalnie...
- Skąd założenie, że mówiłam o panu? – grzecznie odrzekła dziewczyna nie odrywając spojrzenia od jego oczu. – Nie rozumiem. Czyżby uważał się pan za kogoś wzbudzającego negatywne emocje? - mina dziewczyny wyrażała szczerość i niewinność.
Wiceminister poczuł jak wzbiera w nim gniew. Smarkula go wykiwała i zrobiła z niego kretyna. Przez chwilę nie wiedział jak ma zareagować i kilka sekund milczał.
- Jesteś cwana i bezczelna, Zabini, – powiedział w końcu chłodno - ale pamiętaj, że cwaniactwo nie zawsze wystarcza.
- Dziękuję za dobrą radę, sir – odrzekła bez zająknięcia i patrzyła wyzywająco, jak mężczyzna odwraca się i wychodzi szybkim, żołnierskim krokiem z Wielkiej sali, a za nim pokornie podążają dwaj mężczyźni. Blaise doznała nagłego olśnienia Zrozumiała, że ostatnie wydarzenia sprawiły, iż Draco Malfoy nie stanie się drugim Percivalem Weasleyem, chociaż miał ku temu ogromne zadatki.

******
Severus westchnął i usiadł na jednej z niewielu kamiennych ławeczek przed Zamkiem. Było zimno i wiał przenikliwy wiatr, ale to nie przeszkadzało Mistrzowi Eliksirów. Przeszkadzały mu natomiast natrętne myśli i zmartwienia. Zapalił własnoręcznie skręconego papierosa i głęboko zaciągnął się aromatycznym dymem. W tej chwili najbardziej zastanawiało o jak wybawić Malfoya z kłopotu „wykończenia go”. Jeżeli bowiem Lucjusz nie wykona rozkazu Voldemorta, Voldemort na pewno pozbędzie się bezużytecznego sługi, na którym nie można polegać.
- Najlepszym rozwiązaniem byłoby samobójstwo – powiedział na głos. – I smok by się nażarł i dziewica by przeżyła.
Severusa bawiły mugolskie baśnie dotyczące wyszukanego gustu smoków. Często zwykł żartować, że być może to mugole maja rację. Mugolski mit tłumaczył bowiem doskonale zastraszający spadek populacji tych wspaniałych, potężnych bestii w ostatnim stuleciu.
- Może pomóc? – Snape ponownie zakosztował smaku przedniego tytoniu, który przeszmuglował dla niego stary dobry Dung, i powoli się odwrócił.
- Wiesz, Tonks, że naprawdę mogłabyś? Rozwiązałabyś w ten sposób wszystkie moje problemy i mogłabyś poćwiczyć klątwę zabijającą.
- Jak zwykle tryskasz dobrym humorem i optymizmem – prychnęła czarownica. – Mogę? – spytała i nie czekając na odpowiedź usadowiła się u boku mężczyzny.
- Ależ oczywiście, nie krępuj się – odrzekł Severus, łypiąc koso na niechciane, obecnie czerwonowłose, towarzystwo.
- Nie będę pytać, czemu deklarujesz chęć zejścia z tego świata, zwłaszcza, że ostatnio deklarujesz ją dosyć często...
- I dobrze, bo doskonale wiesz, że bym ci na to nie odpowiedział - wszedł jej w słowo Snape.
- Jak zwykle jesteś dżentelmenem w każdym calu, ale to także nie jest temat, który mnie interesuje...
- Czy ty mnie śledzisz? – ponownie przerwał jej Mistrz Eliksirów
- Nie pochlebiaj sobie... Wyszłam na spacer i gdy cię zobaczyłam, pomyślałam, że zapytam o coś z czystej ciekawości, a także ze zwykłej troski o dobro uczniów.
Severus uniósł brew, zagasił niedopałek i usunął go jednym, nieznacznym machnięciem różdżki.
- Na żadnym ze śniadań, ani na obiedzie nie widziałam Malfoya i z tego, co wiem, nie zjawił się też na żadnych zajęciach. Nie za bardzo mu pobłażasz?
- Posłuchaj – Severus czuł, że wzbiera w nim złość. Tonks nie miała pojęcia, co przeżywał Draco i nie miała prawa mówić o nim tak, jakby korzystał z wyjątkowych przywilejów.
- Słuchaj, Nymphadoro – powtórzył zgrzytając zębami. – Jeżeli Draco Malfoy jest zwolniony z zajęć, to na pewno nie z błahej przyczyny. Czy uważasz, że z powodu zwykłego bólu zęba McGonagall pozwoliłaby mu opuścić Transmutację? – z irytacją poprawił wysoki kołnierz płaszcza i prychnął pogardliwie. – Poza tym, nie miał dzisiaj lekcji z tobą, prawda?
- Dobrze, już dobrze! Nie unoś się tak – Nymphadora rozłożyła ręce w geście poddania się i dobrej woli.
- Nie unoszę się, tylko mnie irytujesz, kobieto. Jesteś, do diabła, jego kuzynką, a nie cierpisz go jak parszywego kundla.
- Ty za to lubisz go za nas oboje – odrzekła cierpko Tonks.
Owszem, Snape miał rację. Nie cierpiała ani swojej ciotki, ani jej męża, ani ich rozpieszczonego bachora. Malfoy działał jej na nerwy, zwłaszcza, że podobny do swojego ojca. Po matce odziedziczył jedynie kształt oczu i ust. Z wiekiem wyładniał, co jeszcze bardziej drażniło Tonks. Nie cierpiała pewnych siebie, aroganckich samców i mimo, że Draco był jeszcze chłopcem, właśnie tak go postrzegała.
- Jesteś do niego uprzedzona – zadrwił Mistrz Eliksirów. Tonks nie mogła zaprzeczyć, ale nie miała też ochoty przyznawać mu racji.
- Może – warknęła.
- Na pewno. Wy, Gryfoni macie problem z przyznaniem się do stereotypowego myślenia i do uprzedzeń... A Malfoyowie, czy chcesz, czy nie, to nie tylko wredni Ślizgoni, ale też twoja rodzina.
- Tak, Snape – Tonks wyraźnie się zdenerwowała. – To moja matka – Andromeda wyrzekła się rodziny i, wszystkim na złość, wyszła za mugola. Ona wypaliła dziury w gobelinie rodowym, tam gdzie tkwi jej nazwisko i nazwisko Syriusza. A ja wredna i wyrodna czarownica skalana mugolską krwią odcinam się zawzięcie od rodziny, która mnie kocha i czeka na mnie z otwartymi ramionami! – kobieta mówiła coraz głośniej, a jej oczy ciskały błyskawice. Tonks wstała i gwałtownie poprawiła płaszcz. Severus był na tyle zaskoczony jej wybuchem, że nie powiedział nic, jedynie przyglądał się jej z zaciekawieniem.
- Może już pójdę. Mam szlamowatą krew i jeszcze się ubrudzisz. Mój nieskalany kuzynek woli omijać mnie szerokim łukiem i może ty też powinieneś – przełknęła cisnące się do oczu łzy. Jak śmiał jej przypominać, że Malfoyowie są jej rodziną? Jaką rodziną... Nigdy nie przyznawała się przed nikim, nawet przed samą sobą, że takie odrzucenie jest bolesne. Doskonale sobie z tym radziła i poczuła się wyprowadzona z równowagi słowami Severusa.
- Chciałem ci przypomnieć, Tonks, że to ty za mną łazisz, a nie ja za tobą, i że jestem jeszcze większym wyrzutkiem świata czystych czarodziejów, niż ty. Chyba zapomniałaś o moim wampiryzmie... A twój nieskalany kuzynek, jak raczyłaś go określić, nie stracił do mnie szacunku, chociaż się o tym dowiedział – głos mężczyzny był cichy, spokojny i zimny. – Nie masz bladego pojęcia, co ten chłopak teraz przechodzi. Tak się składa, że ja niestety mam i nie życzę sobie wysłuchiwać żadnych aluzji na temat Dracona, ani na temat jego rodziców.
- Wedle życzenia – warknęła czarownica i odwróciła się w kierunku zamku.
- Tonks, pamiętaj, że on był przesłuchiwany, tak samo jak Potter i Granger. Oni wszyscy potrzebują teraz wsparcia i zrozumienia
- Możliwe, ale od kiedy pamiętam, Draco był rozpieszczonym gówniarzem – odpowiedziała, już spokojniej.
- Cóż, już nie jest. Ale może w końcu sama raczysz porozmawiać ze swoim kuzynem, zamiast się zastanawiać, co z nim nie tak. Może się w końcu zainteresujesz. Przecież jesteś też jego nauczycielką – wstał i ruszył do Hogwartu.
Nymphadora nie odpowiedziała. Stała jeszcze przez chwilę zamyślona przy ławeczce. W końcu poprawiła płaszcz i powoli wróciła do Zamku.

******
Hermiona uchyliła powoli drzwi dormitorium. Na szczęście były otwarte i mogła bez problemu wejść do środka. Tak, jak kilka godzin wcześniej powiedział jej Severus Snape, Draco spał. Leżał zwinięty w kłębek pod kołdrą i miarowo oddychał. W Wielkiej Sali rozpoczęła się właśnie kolacja, ale ona nie była głodna i chciała go zobaczyć jak najszybciej. Ponieważ Mistrz Eliksirów zapewnił ją, że nic złego Malfoyowi się nie stało, że jedynie nie czuje się najlepiej, został w swoim dormitorium i jest zwolniony ze wszystkich zajęć, postanowiła poczekać do końca lekcji. Czas jednak dłużył się jej niemiłosiernie i, gdy Transmutacja dobiegła końca, niemal wyfrunęła z sali.
Podeszła do łóżka i usiadła na samym brzegu. Na szafeczce obok stała fiolka eliksiru na bezsenny sen i coś w Hermionie drgnęło nieznacznie. Skoro Draco pił ten specyfik, musiał przeżyć coś niedobrego... Ale przecież Snape by jej nie okłamał, prawda? Oczywiście, że nie... Chyba że, chyba że po prostu nie chciał jej martwić czymś naprawdę przykrym, czymś takim jak...
Hermiona bardzo delikatnie i powoli odkryła Dracona i ujęła w swoją dłoń lewą rękę chłopaka. Na przedramieniu widniał świeżo wypalony Mroczny Znak. Poczuła silny skurcz serca i wzdrygnęła się, zaciskając palce na jego ciepłej skórze.
A więc o to chodziło. Dlatego Draco był przygnębiony, a profesor Snape miał tak poważną i zatroskaną minę, gdy z nią rozmawiał, pomimo, że jego głos był spokojny i niemal łagodny. Chłopak, w którym się zakochała został w nocy Śmierciożercą. Już nie dziwiła się, że na szafeczce stoi eliksir na sen bez snów.
Najpierw poczuła złość, że nic jej o tym nie powiedział, ale po woli dotarło do niej, że nie mówił jej nic z troski o nią. Była przekonana, że powiedziałby jej w najbliższej przyszłości. Nie chciał aby martwiła się zamiast spać. Mogła to zrozumieć, chociaż bolało ją to, że się przed nią nie otworzył.
Hermiona westchnęła przeciągle, zdjęła buty oraz szatę i delikatnie wsunęła się pod kołdrę. Przytuliła się do pleców chłopaka i mocno go objęła. Draco zamruczał przez sen i poruszył się nieznacznie. Miał na sobie tylko cienki podkoszulek i bokserki i dziewczyna przywarła do niego całym ciałem, chłonąc jego naturalne ludzkie ciepło. Zamknęła oczy, słuchając miarowego oddechu młodzieńca. Spał jak małe dziecko. Zacisnęła powieki i sama próbowała zasnąć, ale nie mogła, bo myślała cały czas o tym, co musiał przeżywać. Odruchowo przytuliła się do niego jeszcze mocniej. Spokojnie gładziła jego policzek i jasne, rozsypane na poduszce włosy. Nie wiedziała ile czasu mogła tak leżeć obok niego, gdy Draco westchnął cicho i otworzył oczy. Skrzywił się lekko wracając do rzeczywistości. Poczuł delikatne muśnięcie na policzku, odwrócił się i ze zdziwieniem popatrzył na Hermionę. Spojrzała na niego łagodnie i przytuliła policzek do jego barku.
- Miona, – wyszeptał trochę nieprzytomnie – chyba powinnaś być na zajęciach.
Ziewnął i uświadomił sobie, że za oknami jest już ciemno.
- Byłam na wszystkich lekcjach – odrzekła cicho – Przyszłam tutaj, zamiast iść na kolację, Draco.
- Niedobrze, powinnaś normalnie jeść...
- Jak mogłam jeść, skoro martwiłam się o ciebie? Dlaczego mi nie powiedziałeś? – w tonie jej głosu usłyszał cichy zarzut, a orzechowe oczy wpatrywały się w niego z troską i powagą.
- Dlaczego? – wyszeptała jeszcze raz widząc jego zakłopotanie i wymownie pogładziła lewe przedramię młodzieńca. Westchnął w odpowiedzi i nieznacznie drgnął, a na jego policzkach pojawił się lekki rumieniec.
- Nie chciałem cię niepokoić i martwić – powoli odwrócił wzrok. – A teraz... Teraz chyba się mną brzydzisz i nie ma się czemu dziwić, bo brzydzę się sam sobą... – nie patrzył na nią. Nie miał odwagi spojrzeć jej w oczy. Nie dlatego, że miałby w nich zobaczyć obrzydzenie. Bał się, że zobaczy czułość, przebaczenie i miłość. Bał się tego i tego nie chciał. Chciał się położyć i umrzeć, miał ochotę pobiec do Snape’a i nawrzeszczeć na niego za eliksir, który pomógł mu zachować jasność umysłu, a może nawet uratował mu życie. To nie było ważne, bo on nie chciał żyć po tym, co zrobił, a wiedział że musi. Przerażał go fakt, że teraz będzie zmuszony robić takie rzeczy, jak ostatniej nocy, bardzo często. W końcu został Śmierciożercą. I nie mógł zrezygnować. Obiecał już Dyrektorowi, że zostanie szpiegiem, a poza tym z tej organizacji nie można się było po prostu wypisać. Nagle wszystko wydało mu się cholernie trudne, wręcz niewykonalne.
- Draco, nie mów tak – Hermiona przycisnęła usta do jego nagiego ramienia. – Przecież wiesz, że nie mogłabym czuć do ciebie odrazy. Kocham cię.
Malfoy poczuł wzbierający w nim gniew i złość, bo nie mógł już zrobić nic, żeby odwrócić bieg wydarzeń.
- Widzisz znamię na mojej ręce?! – warknął. – Jak myślisz, co musiałem zrobić, aby dostąpić zaszczytu wejścia w szeregi Czarnego Pana?
Hermiona patrzyła na niego w milczeniu. Wiedziała, ze nie może mu pomóc, że on sam musi sobie ze wszystkim poradzić, ona jedynie może go kochać i okazywać mu zrozumienie.
- Patrzysz na mnie tak, jakbym to ja ucierpiał! – krzyknął i dziewczyna mimowolnie drgnęła
Malfoy wstał ze złością z łóżka i walnął pięścią w stół.
- Do ciężkiej cholery! To ja torturowałem jakąś niewinną dziewczynę, a potem z zimną krwią ją wykończyłem! – Draco krzyczał coraz głośniej. - I nie czułem przy tym prawie nic, Hermiono! Nic poza nikłą świadomością, że robię coś złego! Tak jakby to była kradzież kremowego piwa! – nadal patrzyła na niego z bólem i czułością, co go irytowało coraz bardziej.
- k...., HERMIONO! JESTEM MORDERCĄ, A TY MI WSPÓŁCZUJESZ?!
NIECH SZLAG TRAFI SNAPE’A I TEN JEGO ELIKSIR ZIMNEJ KRWI!
W oczach Hermiony zalśniło zrozumienie. Gorzej być nie mogło. Bo po zażyciu wspomnianego eliksiru, mógł mieć tylko jeszcze większe wyrzuty sumienia.
- NIECH SZLAG TRAFI WSZYSTKO! – Draco osunął się na podłogę i ukrył twarz w dłoniach.
Hermiona wstała i powoli do niego podeszła.
- Draco...
- Idź sobie i zostaw mnie w spokoju... – już nie krzyczał, teraz mówił bardzo cicho i wyczuła drżenie w jego głosie.
- Draco...
- Idź, Hermiono...
- Nie mogę cię zostawić i nie chcę – odpowiedziała stanowczo i usiadła obok niego. – Zmarzniesz.
- No i dobrze. Szkoda tylko, że od tego nie można umrzeć – odrzekł z irytacją.
- Draco... – dziewczyna położyła dłoń na jego ramieniu. – Nie mogę ci powiedzieć, że wiem, co czujesz, bo to niemożliwe. Mogę ci tylko powiedzieć, że niezależnie od tego, co będziesz musiał zrobić, ja cię nie przestanę kochać, bo wiem, że jesteś dobrym człowiekiem, rozumiesz? –zamilkła na chwilę i przytuliła się do niego. - Wiem, że nie chcesz torturować i zabijać, wiem, że sprawia ci to ból. I chociaż nie mogę sprawić, żeby twoje życie się odmieniło, mogę cię kochać i być przy tobie w takich chwilach jak ta. Chyba, że nie chcesz...
Malfoy poczuł się zawstydzony swoim wybuchem.
- Przepraszam – wyszeptał. – Jestem użalającym się nad sobą egoistą.
- Wcale nie. Masz prawo być zły, wściekły i rozżalony. Masz prawo krzyczeć, przeklinać, walić pięścią w stół. Masz prawo wykrzyczeć swój żal, zamiast tłumić go w sobie. Ale nie wolno ci sugerować, że mam cię nienawidzić, albo odwrócić się od ciebie, albo cię zostawić, bo ja po prostu nie mogę tak postąpić. Ranisz mnie właśnie wtedy, a nie wtedy gdy chcesz wykrzyczeć swój słuszny gniew i żal... Mam nadzieję, że to rozumiesz.
Draco skinął głową i popatrzył przepraszająco na Hermionę.
- Tak, tylko że... To jest okropne uczucie... czuję się tak, jakbym zrobił krzywdę osobiście tobie i czuję obrzydzenie do siebie, bo ulżyło mi, że ta dziewczyna nie jest tobą. Ty nie rozumiesz, bo nie byłaś w takiej sytuacji, Herm. Nie wiesz jak to jest i nie wiesz jak to jest robić takie rzeczy ze spokojem ducha, a potem, gdy ten cholerny eliksir przestaje działać, czuć się tak podle, że mogłaby pomóc tylko sama śmierć. Nie wiesz jak okropnie się czuję, wiedząc, że kocha mnie taka wspaniała istota jak ty, na której miłość nie zasługuję nawet w najmniejszym stopniu... – przerwała mu, kładąc palce na ustach chłopaka.
- Cii... Właśnie zacząłeś mówić takie rzeczy, jakich ci mówić nie pozwalam.
- Ale ja tak właśnie czuję...
- Cii... Nie mów już nic, dobrze? – skinął głową i przygarnął ją do siebie mocniej. – I nie miej żalu do profesora Snape’a. On chciał dla ciebie dobrze i tylko pomógł ci przejść przez to mniej boleśnie. Przecież wiesz.
- Wiem – Draco pocałował delikatnie jej wargi. – I tak naprawdę wcale nie chciałem, żebyś sobie szła, bo cię potrzebuję... Powiedziałem tak, bo...
- Wiem – nie pozwoliła mu dokończyć. – Wiem, kochanie. Przecież sobie nie poszłam.
Chłopak poczuł silny przypływ czułości zmieszany z pożądaniem. Tak bardzo jej pragnął, tak potrzebował jej bliskości, że czuł niemal fizyczny ból na myśl o stracie Hermiony. Zaczął ją gwałtownie całować. Robił to z takim zapamiętaniem, że dziewczyna zesztywniała, a on się opamiętał i zwolnił.
Po chwili zaczęła oddawać mu ostrożnie gorące pocałunki. Przestraszyła się jego namiętności, ale zbyt mu ufała, za bardzo pragnęła dać mu szczęście, żeby go odepchnąć. Wstał i zaniósł Hermionę na łóżko. Nie protestowała, chociaż czuła gdzieś wewnątrz serca silną obawę. Posadził ją delikatnie i usiadł obok. W jej oczach zobaczył tyle oddania i ufności, że jego ciało, serce, duszę, umysł zalała nowa fala czułości. Wsunął dłonie pod jej koszulę. Gładząc nagie plecy dziewczyny całował jej policzki i szyję, a jego pieszczoty, chociaż delikatnie, stawały się coraz bardziej śmiałe. Pozwoliła mu zdjąć swoją koszulkę i cichutko jęknęła, gdy zaczął gładzić jej brzuch. Rozpiął jej stanik i zdjął go delikatnie, a dziewczyna odwróciła z zawstydzeniem głowę.
- Popatrz na mnie – wyszeptał jej do ucha. – Jesteś piękna, a ja bardzo cię kocham i nie mógłbym cię skrzywdzić
- Wiem...
- Że jesteś piękna? – zażartował i pocałował delikatnie jej ramię.
- Że mnie nie skrzywdzisz – uśmiechnęła się nieśmiało.
- Tego nie powiedziałem, nadal sobie nie ufam. Ufam sobie coraz mniej, bo za bardzo cię pragnę.
- Ale ja ufam tobie.
Liczył się z tym, że do niczego nie dojdzie, ale nie mógł się oprzeć całkowicie temu, co czuł, zwłaszcza, że teraz potrzebował jej bliskości wręcz rozpaczliwie.
- Widzę... i widzę, że jednak się boisz – pocałował ją bardzo delikatnie. – Nie bój się, Miona. Nie bój się.
Zacisnęła mocno powieki, pozwalając jego dłoniom dotykać nagich piersi, a wargom błądzić po ramionach. Wszystko, co robił było przyjemne, ale Hermiona czuła coraz silniejszy wewnętrzny opór, który starała się zepchnąć gdzieś na dno umysłu i którego nie mogła się pozbyć. Rozpaczliwie starała się skupić tylko na tym, że jest jej dobrze, zwłaszcza, że Draco delikatnie całował jej piersi, co było wręcz cudownym doznaniem, tak cudownym, że cicho jęczała, ale natarczywy strach narastał w niej coraz bardziej, jej oddech się przyspieszył, a serce biło coraz mocniej. Poczuła pod powiekami gorące łzy. Zacisnęła do bólu dłonie na kołdrze i zacisnęła zęby. Poczuła obrzydzenie do samej siebie i do Dracona, obrzydzenie, którego nie chciała czuć, które było czymś obcym, złym, ale tak silnym, że nie mogła się mu oprzeć. Przyjemność się gdzieś ulotniła. Poczuła że jest jej niedobrze.
Draco delikatnie całował jej szyję piersi i brzuch, jego dłonie gładziły biodra dziewczyny. Nie zauważył, że coś jest nie tak, bo za bardzo pochłonęło go zachwycanie się jej ciałem, smakiem i ciepłem skóry. Delikatnie przesunął palcami po wnętrzu jej uda. Hermiona szarpnęła się i odepchnęła go mocno.
- Przestań! - krzyknęła. - Nie dotykaj mnie!– odsunęła się od niego i okryła się swoją koszulką.
Draco był przez chwilę tak zdezorientowany, że nie wiedział co się dzieje. Przysunął się i chciał ją objąć, ale uderzyła go w twarz i zerwała się z łóżka. Był zaszokowany i nawet poczuł wzbierający w nim gniew, ale wtedy dostrzegł, że Hermiona płacze i ścisnęło mu się serce.
Stała przyciskając do siebie koszulę i szlochała cicho. Dotarło do niej, że spoliczkowała go z całej siły bez żadnej przyczyny. Dotarło do niej, że Draco miał rację i że musi upłynąć naprawdę sporo czasu, żeby mogła cieszyć się fizycznym zbliżeniem z drugą osobą. Dotarło do niej, że może nigdy nie będzie w stanie normalnie odczuwać.
- Przepraszam – wyszeptała i rozpłakała się na dobre.
„Biedactwo” - pomyślał
- Nic się nie stało, Miona – powiedział łagodnie.
- Przepraszam...
- Chodź do mnie, kochanie. Nie bój się, chcę cię tylko przytulić.
- Za to, że cię potraktowałam tak podle? – założyła koszulkę i zaczęła ją zapinać.
- Nie się nie stało, Miona, chodź.
Usiadła na samym brzegu łóżka, daleko od niego i wbiła wzrok w podłogę. Była zawstydzona, przestraszona, trzęsła się od tłumionego szlochu.
Draco powoli się do niej przysunął i delikatnie pogłaskał ją po plecach. Drgnęła mocno i cofnął dłoń. Czuł się sfrustrowany, niezaspokojony, a jednocześnie zawstydzony i zły na siebie za to, że ma gdzieś na dnie duszy żal do Hermiony
- Nie płacz – powiedział proszącym tonem. – Nie płacz, nie gniewam się na ciebie, bo nie mam za co się gniewać. Przytulę cię tylko, dobrze?
Objął ją i gładził jej gęste włosy, aż powoli się uspokoiła.
- Widzisz? Jestem całkiem beznadziejnym przypadkiem – otarła łzy i siąpnęła żałośnie nosem.
- Ja widzę tylko, że potrzebujesz czasu i mojej cierpliwości, ale ja chyba zbyt cierpliwy nie jestem.
- Jesteś. Przepraszam za to, że cię uderzyłam. Ja nie chciałam, nie wiem jak to się stało. Nie zrobiłeś mi nic złego.
- Herm, ja się na ciebie wcale nie gniewam. Przecież wiesz.
- Wiem, Draco i jeszcze bardziej mi przez to źle... Pozwolisz mi ze sobą zostać? – popatrzyła na niego prosząco.
- Pozwolę – uśmiechnął się do niej łagodnie. – Jeśli ze mną zostaniesz, to może nie będę miał koszmarów. Jesteś moim aniołem – zarumieniła się po takim komplemencie i bąknęła coś pod nosem o „aniołach, które biją”.
- Jesteś moim aniołkiem, Miona i koniec – Draco wiedział lepiej.
- A ty moim – rumieniec Malfoya był o wiele bardziej widowiskowy od rumieńca Granger.
– Okey, ja będę strzegł ciebie, a ty mnie – powiedział po chwili. –Zostań, chyba że wolisz wrócić do siebie, po tym jak się popisałem...
- Zostanę – zdziwiła go stanowczość w jej głosie. – Zostanę i będę pilnować, żeby nie dopadły cię koszmary, pod warunkiem, że ty będziesz czuwał nade mną.
- Będę, ale co ze mnie za anioł z takim gustownym tatuażem na przedramieniu, chyba upadły – uśmiechnął się gorzko i przytulił ją delikatnie.
- Może i upadły, ale mój – delikatnie pocałowała go w zaczerwieniony jeszcze od uderzenia policzek.

***
******


--------------------
"KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
Kitiara   Być Szlachetnym [cdn?]   10.12.2004 19:15
Galia   Kitiara wyrastasz nam tutaj na bardzo poczytną...   11.12.2004 13:18
Kitiara   [i][b]Piątek, 02.11.2004 [/color] Harry spał ...   11.12.2004 21:00
NiMfUśKa   Raistlin   No cóż... Jak zawsze opowiadanie wydymane w ko...   12.12.2004 19:23
Kitiara  
QUOTE   12.12.2004 21:30
Kitiara   [i][color=green]Sobota, 03.11.1996[/b] Sobot...   12.12.2004 22:16
Galia   Nadal twierdzę, że mi się podoba, szczególnie ...   13.12.2004 17:04
Kitiara   [b]Niedziela, 04.11.1996 Niedziela mijała Har...   13.12.2004 23:54
Kitiara   [i]Poniedziałek, 05....   14.12.2004 00:22
Kitiara   Ostrzeżenie: Ta część ...   14.12.2004 13:47
Kitiara   * - Jest piętnaście po piątej – Harry zg...   14.12.2004 14:12
Kitiara   Ron nie poszedł na kolację. Nie mógł jeść. Mar...   14.12.2004 14:16
Raistlin   Dzięki ci Kit za taką ilość. Ja tam bym nie wy...   14.12.2004 20:00
harciomaniak   Siemka!!! Może to nie będzie zbyt ...   20.12.2004 21:42
sonka   Kit jest w szpitalu i na razie nie będzie nowy...   20.12.2004 23:05
anagda   mi się całkiem, całkiem podoba. prócz paru błę...   25.12.2004 12:32
Kitiara   [b][color=green]Noc z poniedziałku 05.11.96 na...   26.12.2004 08:48
Kitiara   [b][color=green]Noc z poniedziałku 05.11.96, n...   26.12.2004 09:10
Raistlin   No jak zawsze nie ma się do czego przyczepić, ...   26.12.2004 17:52
Kitiara   Ekhem, po co Ci inne forum, Raist? Przecież wk...   27.12.2004 16:55
Justa   Powiem tak: Idealnie przedstawiłaś świat jaki ...   28.12.2004 12:42
Raistlin   Po co mi, się pytasz?? A po to, bo choć dodaje...   28.12.2004 13:20
Kitiara   [b][i]Środa, 07.11.1996[/color] Harry, Ron i ...   28.12.2004 13:26
Raistlin   No dlaczego tak mało ja tu myśle że sobie pocz...   28.12.2004 13:36
Kitiara   Jak chcesz sobie coś mojego przeczytać to zapr...   28.12.2004 14:13
Raistlin   A tam rano ja chce dzisiaj   28.12.2004 14:30
Kitiara   [i]Lojalnie uprzedzam o dwóch, [color=red]całk...   29.12.2004 13:57
Kitiara   [b](*)Lucjusz...   29.12.2004 14:06
siistars   Fajne... Tylko czemu znowu wkleiłaś tak mało? ...   29.12.2004 15:25
Kitiara   Hej, chwila moment! Wklejam codziennie... ...   29.12.2004 15:34
Justa   Śliczne... Raistlin   Ja cie tu ciągle chwale ciebie, ale teraz czas...   29.12.2004 18:46
Kitiara   Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, Raist...   29.12.2004 19:01
Raistlin   Jak to powiedział Snape w jakimś w ficu ...   29.12.2004 19:16
Kitiara  
QUOTE   29.12.2004 19:54
Raistlin   Tu masz racje i z tym się zgadzam
Jak zn...
  29.12.2004 21:01
Mira   fick moim zdaniem jest świetny, tylko powinszo...   29.12.2004 22:53
Galia   To ja się wylamię z towarzystwa i będę wredna ...   29.12.2004 23:07
Kitiara   Galia on nie jest na Lotosie bo to nie jest er...   30.12.2004 00:47
Kitiara   [b]Sobota, 10.11.199...   30.12.2004 01:21
AtA_VH   świetnie piszesz, chociaż opisujesz pewne scen...   30.12.2004 16:04
Kitiara  
QUOTE   30.12.2004 17:37
Kitiara   ****** Hermiona dotarła w końcu do portalu pro...   30.12.2004 17:46
AtA_VH   uh... koniec ostatniego parta dość pesymistycz...   30.12.2004 19:41
Kitiara   [b][color=green]Środa, 14.11.1996[/i] Śniadan...   03.01.2005 12:33
AtA_VH   przyznam się bez bicia - przeczytałam więcej n...   03.01.2005 18:38
Raistlin   Mnie tu pare dni nie było a już Kitiara dodała...   03.01.2005 18:59
Justa  
QUOTE   03.01.2005 19:00
AnDzIkA   Opowiadanie bardzo mi się podoba. Cieszę się, ...   03.01.2005 19:03
Kitiara   Z tymi literówkami to jest (za przeproszeniem)...   03.01.2005 21:10
Potti   już przy pierwszym ficku, jaki czytałam Twojeg...   03.01.2005 22:46
Emily Strange   Nie skończone ale widzę że Kit wzięła się do r...   03.01.2005 23:01
Kitiara   [b]Czwartek, 15.11.1...   04.01.2005 12:08
Raistlin   No jak to tak zakończyc w taki momencie?? Jest...   04.01.2005 14:57
Kitiara   Raistlinie drogi: kose spojrzenie oznacza spoj...   04.01.2005 17:11
Raistlin   A mamy pytania mamy: kiedy następny part??   04.01.2005 20:40
Cat  
QUOTE   05.01.2005 11:09
Kitiara   Patrzeć wilkiem, patrzeć jak spod byka, jak na...   05.01.2005 15:24
Kitiara   [i][b]Sobota, 17 listopda 1996[/color] - Chod...   06.01.2005 16:50
Kitiara   ****** W czasie gdy Hermiona szła korytarzem, ...   06.01.2005 16:51
Raillie   Heh nie przeczytalam tego, nie lubie ff bezpos...   06.01.2005 17:40
Raillie   Cofam to co napisalam, wlasnie skonczylam czyt...   06.01.2005 21:02
AnDzIkA   Bardzo mi się podobało. Zresztą jak już pisała...   06.01.2005 21:20
Raistlin   Dziękuje za wykład encyklopedycznej wiedzy na ...   07.01.2005 20:13
Kitiara   Proszę bardzo. Kolejny "odcinek" Z g...   08.01.2005 18:13
Raillie   Heh... Niezły rozdział Ci wyszedł, zaciekawił ...   08.01.2005 19:03
Raistlin   Wiesz Kit zgadzam się, że krótki ale, że nieci...   08.01.2005 21:01
Kitiara   Ja też mam pytanie, Raistlinie Drogi i pozwól, że...   09.01.2005 12:38
Silda   Przeczytałam wczoraj to wszystko, zajęło mi to...   09.01.2005 13:49
Kitiara   Papierosy, papierosy!
Przyznam, ze je...
  09.01.2005 16:53
Silda   O kurcze Kit, zwracam honor. Komnata Tajemnic,...   10.01.2005 17:43
Tajemnicza   ...WOW...Brak słów by określić to co o twoim o...   11.01.2005 00:34
Kitiara   Dzięki, Tajemnicza... Postaram się wkleić następny...   11.01.2005 12:33
Kitiara   [b]Niedziela - Półno...   10.04.2005 15:05
Raistlin   Jak zawsze długi odcinek co się chwali, lecz c...   17.04.2005 19:22
Kitiara   [b][color=olive]Noc z poniedziałku 19 listopada, 1...   24.04.2005 08:53
Kitiara   Wysoki i dumny potomek rodu czystej krwi popatrzył...   24.04.2005 08:55
Kitiara   Hej! Ale mnóstwo komentarzy! Dzięki! N...   26.04.2005 10:43
harciomaniak   Twoje party-czyta się szybko, wciągająco i nie zna...   26.04.2005 20:01
Avin   Mam dziwne wrażenie, że ty tu książkę piszesz. I w...   26.04.2005 20:23
Kitiara   ][i][b]Środa, 21 listopada, 1996 [/color] - Hermi...   28.04.2005 09:34
Tenebris69   Postanowiłam sobie, że któregoś pięknego, słoneczn...   28.04.2005 12:45
Kitiara   - Eee... nie. Bo to erotyk. Ekhem, podobno pu...   28.04.2005 22:49
Moonchild   Masz żadko spotykaną lekkość pisania. Opowiadanie ...   02.05.2005 15:50
Kitiara   [i][b]Inicjacja Dracona Malfoya Północ, z 21 na 22...   05.05.2005 12:07
Raistlin   Do Moonchild:
Moonchild   Tak chodziło mi o bezbłędny. Literówka się wdarł...   08.05.2005 21:09
Kitiara   Nie mogę się z tym zgodzić. Nigdy nie dzielę świa...   11.05.2005 10:07
Raistlin   Ze wszystkim się zgadzam Kit, ale jedno mnie nie p...   11.05.2005 14:49
Kitiara   Raistlin, na Merlina w ząbek czesanego! Przeci...   14.05.2005 10:20
Raistlin   No cóż... Masz rację, więc nie mam co się dalej up...   14.05.2005 20:20
Forhir   Wspaniale opowiadanie(rowniez jak "I believe....   15.05.2005 17:45
Empire   - A gdybyś tak na przykład zajmował się więcej ota...   16.05.2005 21:04
Forhir   jak zwykle mily parcik:) Mam nadzieje ze dam rade ...   17.05.2005 22:06
Raistlin   No cóż...(coś ostatnio za często zaczynam tak zacz...   18.05.2005 13:14
Eydie   Świetne...Wciągające...Nie pasuje mi tylko taka......   18.05.2005 19:27
Kitiara   No, na pewno się zdenerwował, ale opanował się i ...   19.05.2005 12:19
Kate64100   Ja niewiem skąd wy wnioskujecie jaki jest Malfoy, ...   26.05.2005 13:07
Kitiara   Przepraszam, jezeli ktoś wszedł i zawiódł się, że ...   26.05.2005 22:44
3 Strony  1 2 3 >


Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 27.05.2024 10:40