Toksyczne Pożądanie, nienawiść i miłość (erotyk)
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | ![]() ![]() ![]() ![]() |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
Toksyczne Pożądanie, nienawiść i miłość (erotyk)
Anoraj |
![]()
Post
#1
|
Mugol Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 9 Dołączył: 05.04.2006 Skąd: barczewo City ![]() |
Nie wiem czy dobrze robiąc pisząc te opowiadanie.
Myślę, że porządna krytyka mi się przyda. Od razu mówię, że opowiadanie chyba nie typowe. Tak przynajmniej mi się wydaje. U mnie Pansy nie jest słodką idiotką. Przedstawię ją w tym opowiadaniu trochę w innym świetle. Za błędy z góry przepraszam. Macie odrazu Prolog i pierwszy rozdział. Miejmy nadzieje, że drugi już niedługo się ukaże. Jest oczywiście już napisany, ale jest u Gierini i przechodzi korektę. PROLOG Siedzę zanurzona w oceanie wanny zmywam z siebie Ciebie dotyk Twój poranny zmywam pocałunki resztą silnej woli powoli [Kasia Klich „Toksyczna Miłość”] Nienawiść i miłość. Dwa uczucia, które ranią. Pod każdym znaczeniem słowa „ranić”. Przecinają milionami małych sztyletów serce. Przecinają na wylot, zostawiając rany, które już nigdy się nie zagoją. Zostawiają po sobie ślad, ślad którego nigdy nie zmyjemy. Miłość- piękne uczucie, lotne ale piękne. Pod działaniem tego uczucia czujemy się wolni, szczęśliwi. Zapominamy o całym świecie. Liczy się tylko ten jedyny. Miłość to dar Boży, ale miłość nieodwzajemniona to przekleństwo. Czujemy się skołowani. Nie potrafimy normalnie żyć i funkcjonować. Każde złe słowo wypowiedziane przez tego jedynego boli bardziej niż uderzenie. Ból jest nie do wytrzymania. Nienawiść- uczucie, które posiada każdy. Wszyscy bez wyjątku nienawidzimy. Każdy ma swojego wroga. Te uczucie robi z nas zgorzkniałych ludzi, ale to nie jest najgorsze. Najgorzej jest kochać i nienawidzić tej samej osoby. W tedy to nas niszczy. Te dwa uczucia, „miłość” i „nienawiść”, niszczą nas od środka. Wiercą w nas dziury, zostawiając rany. ~ Jego dotyk paraliżował ją. Jednocześnie czuła się szczęśliwa i smutna. Bała się ruszyć. Jego pocałunki powodowały, że dech piersi ustawał. Nie potrafiła racjonalnie myśleć. A kiedy to się kończyło. Kiedy kończyła się chwila uniesienia. Chwila rozkoszy czułą się z brukana. Nie czysta. Chciała z siebie z myć ten brud. Nie mogła. Po każdej kąpieli czuła się tak samo brudna. Jej kac moralny pogłębiał się każdego dnia. Z dnia na dzień czuła się coraz gorzej. Pod maską arogancji, bezczelności, ironii i sarkazmu chowała się każdego ranka, wieczoru i popołudnia. Nie okazywała innych uczuć niż nienawiść, niechęć i wstręt do „szlam” Szlamy nic nie warte szlamy. Świat byłby piękniejszy bez nich- Palcami rozczesała długie, czarne włosy. Te zasady wpajane jej od dziecka nie dawały jej spokoju. Żyła nimi. Nie miała własnego życia. To jej rodzice decydowali za nią o wszystkim. To było nie do zniesienia. Czasami miała ochotę się im przeciwstawić, ale co by tym osiągnęła? Jedynie rodzice wydziedziczyli by ją i zrzekli się jej. A tego nie chciała. Nie chciała stracić rodziców. Mimo wszystko darzyła ich jakimś uczuciem, zupełnie innym niż nienawiść, wstręt i niechęć. To było pozytywne uczucie. Nie chciała mówić, że ich kocha bo tego nie była pewna. Ona przecież nie wie co to „Miłość”. Dla niej coś takiego nie istnieje. ~ -Jesteś zwykłą szlamą, Granger- blond włosy chłopak jak zwykle rozśmieszył swoje towarzystwo. Po korytarzu rozniósł się śmiech ślizgonów, a upokorzona gryfonka miała ochotę zapaść się pod ziemię. -A ty Malfoy jesteś prymitywną postacią mężczyzny. Jesteś impotentem- zjadliwy uśmiech pojawił się na jej ustach. Draco nie zdołał zareagować. Wyprzedziła go jego „dziewczyna”. -A ty uważasz się za kobietę, Granger? Bo ja bym jednak polemizowała na ten temat- sarkastyczny głos. Zimne oczy, przepełnione ironią. - Parkinson, jak ty byś mogła polemizować jak ty nie myślisz- czara się przelała. Pansy nie powstrzymała swojej wściekłości. Podeszła do głupio-mądrej Hermiony i z policzkowała ją. Nie pozwoli się obrażać. Na pewno nie tej cholernej szlamie. -Uważaj Granger na słowa- odeszła. Odeszła nie mówiąc nic więcej. A jej czarne włosy opadły na jej twarz, przykrywając pojedynczą łzę. To zabolało. Bardzo zabolało. Może nie należała do najmądrzejszych, ale inteligencję posiadała. Nie była słodką idiotką. Może i na taką wyglądała, ale przecież pozory mylą. ~ Siedziała na wygodnym, miękkim łóżku i wpatrywała się pustym wzrokiem w przestrzeń. Czuła się taka samotna. Potrzebowała bliskości drugiego człowieka. Nie chodziło tu jej o sex, ale o zwykłego całusa w policzek i czyichś silnych ramion na swojej tali. Do Dracona na pewno nie pójdzie. Wyśmiałby ją. Jak zwykle. Potrzebna mu była tylko do zaspokajania jego seksualnych potrzeb, ale i do tego, jak to on określił „się nie nadawała”. Dlaczego los był taki niesprawiedliwy? Wszystko waliło jej się na głowę. Jej „kochany” Dracuś nigdy nie okazał jej zrozumienia, ba on w ogóle jej nic nie okazywał, a ona tego potrzebowała. Była tylko młodą kobietą, pragnącą jego wsparcia. Nie wyobrażała sobie życia z nim. Nie potrafiła sobie tego wyobraźić. ROZDZIAŁ I Gubiąc się w uczuciach Siedziała dumnie wyprostowana. Jej spojrzenie było przepełnione kpiną i ironią. Na jej ustach błąkał się drwiący uśmiech. Wyglądała na pewną siebie dziewczynę. Ale czy taka była? Nie potrafiła sobie na to pytanie odpowiedzieć. Kiedy miała do czynienia z gryfonami drwiła z nich. Nie zostawiała na nich suchej nitki, ale kiedy to Draco z niej kpił nie potrafiła się obronić. Nie potrafiła nic powiedzieć. Kurczyła się w sobie. Nie potrafiła mu się przeciwstawić. On miał nad nią kontrole. Pełną kontrole. Co by jej kazał zrobić ona by to wykonała. Nawet jeśli miałaby zrobić coś obleśnego, perfidnego. Bała się go jak nikogo innego. Wystarczyło jego groźne spojrzenie, a już robiła to co chciał. Poczuła na swoim kolanie czyjąś rękę. Odwróciła głowę w stronę Dracona. Uśmiechał się zalotnie, a jego ręka zwinnie podchodziło coraz wyżej. Nie wiedziała jak ma się zachować. Jego ręka spoczywająca teraz na jej udzie peszyła ją. Na jej policzki wypełz rumieniec zażenowania. Próbowała delikatnie ztrząsnąć jego dłoń ze swojej nogi. Nic nie zdały się jej starania. Jego ręka powędrowała jeszcze wyżej zatrzymując się na pachwinie i delikatnie palcami ją pieszcząc. Pansy cichutko westchnęła i dłońmi zakryła oba policzki. Spojrzała na niego błagalnie, ale sama nie wiedziała czego chce. Merlinie do pomóż, bo ja zaraz zwariuje- jeszcze raz westchnęła z rozkoszy. Musiała coś wsadzić sobie do ust by nie jęknąć z rozkoszy. Położyła głowę na blacie stołu i w gryzła się w ciepłą bułeczkę. Draco przyspieszył minimalnie swoje ruchy dłonią. Pansy była na pograniczu wariactwa gdy wysunął swoją dłoń z pod jej spódniczki. Wstał i wyszedł z Wielkiej Sali. Pansy powoli podniosła głowę i palcami rozczesała swoje czarne włosy. Wstała od stołu i obciągnęła spódniczkę. Targały nią różne uczucia. Nie wiedziała co ma ze sobą począć. Wzięła głęboki wdech i wyszła z prawie pustej Wielkiej Sali. ~ Lekcje były dla niej katorgą. Nie mogła się na niczym z kupić. Wszystko wypadało jej z dłoni. Z traciła chyba z pięćdziesiąt punktów. A to wszystko przez tego padalca. Z darzenie ze śniadania powracało do niej na każdej lekcji przez co nie mogła się z kupić. Wszystko ją drażniło i chodziła jak z truta. Obślizgły gumochłon! Niech ja go dorwę! No i co wtedy? Nic mu nie zrobisz. Zabije padalca! Już widzę, jak jego dłonie zaciskają się na twojej szyi. Kłóciła się z własnymi myślami. Potrząsnęła głową i ustała na chwile podtrzymując się ściany. Wyjęła z torby ciemno zieloną gumkę i związała włosy w wysokiego kucyka. Wzięła kilka głębokich wdechów i chciała pójść dalej, ale na jej drodze stanął... Do k*rwy nędzy! Czego on chce? Spojrzała na wysokiego bruneta ironicznie i zacmokała. -Czego Potter?- jej „życzliwy” głos mógłby zamrozić głaz. -Nasz mops jest nie uprzejmy- zadrwił przystojny gryfon. Pansy nie czekając na nic przyłożyła koniec różdżki do gardła Pottera. Jej oczy mówiły jedno „zabije”. Potter przełknął głośno ślinę i spojrzał na dziewczynę uważnie. -Prosisz się o krzywdę, Potter. Tak samo, jak twoja szlamowata przyjaciółeczka- jej głos był cichy i przerażający. Tak jakby ktoś wyprał go ze wszystkich uczuć. Powoli odsunęła różdżkę od gardła chłopaka i uśmiechnęła się wywyższająco. -Nie nazywaj jej tak Parkinson, bo... -Bo co, Potter? Uderzysz mnie? A może walnieś jakimś zaklęciem?- zaśmiała się szyderczo i odeszła kołysząc uwodzicielsko biodrami. ~ Wszedł po cichu do jej dormitorium. Miał zamiar dokończyć to co zaczął na śniadaniu. Rozejrzał się po pomieszczeniu i zlokalizował ją na jednym z łóżek. Podszedł do niej i dotknął jej ramienia. Potrząsnął nim. Zero reakcji. Wzruszył ramionami i delikatnie zdjął z niej kołdrę. Leżała w majtkach i podkoszulce. Usiadł na brzegu łóżka i pogładził jej nagie udo. Brunetka zamruczała przez sen. Jego ręka dotknęła jej kobiecości. Otworzyła natychmiast oczy. Popatrzyła na niego z niemym wyrzutem. Nie miała ochoty na nic. Pocałował jej szyje. Jego ręce błądziły po jej szczupłym ciele. Nic nie mówiła. Miała cichą nadzieje, że przestanie, ale nic na to nie wskazywało. Włożył dłonie pod jej podkoszulek. -Draco, nie- wyszeptała cichutko czując jego usta na swoim dekolcie. Nie zareagował. Nadal całował jej delikatną skórę. Chciała go odepchnąć , ale przytrzymał jej ręce lewą dłonią. Prawą zaś zerwał z niej bluzkę. Całował jej nagie piersi. Nie chciała tych pocałunków. Po prostu nie chciała. I tak brzydziła się sobą. -Przestań!- z jej oczu pociekły łzy. Nie przestał. Podkuliła nogi i go odepchnęła. Przykryła się kołdrą i z kuliła się. Za szlochała cichutko. Młody Malfoy patrzył na nią z pogardą. Prychnął i wyszedł, a ona leżała i płakała cichutko. Nienawidziła go z całego serca. Tak bardzo go nienawidziła. Kiedyś Cię zabije, a wtedy poczujesz co to ból- zamknęła oczy i pogrążyła się w błogim śnie, który chociaż na chwile przyniesie jej ukojenie. |
![]() ![]() ![]() |
Anoraj |
![]()
Post
#2
|
Mugol Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 9 Dołączył: 05.04.2006 Skąd: barczewo City ![]() |
I o to drugi rozdział. Jak zwykle dziękuje mojej becie za korekte.
A was prosze o komentarze:) Dziękuje za krytykę. Miejmy nadzieje, że mój styl się poprawi. Staram się go "trenować' na tyle i ile mi czas pozwala. ROZDZIAŁ II Wymazać z pamięci zmywam z siebie Ciebie to co pozostało z nocy nieprzespanej gdy do ciała-ciało zmywam po kolei palców twych odciski byłeś mi bliski [Kasia Klich – „Toksyczna Miłość”] Zapach bulgoczących eliksirów rozchodził się po całych lochach. Zagęszczone powietrze, mieszające się z mgiełką, wyłaniającą się z kociołków, przyprawiało o zawroty głowy. Wszyscy siedzieli jak na szpilkach zerkając nerwowo raz na tablice, a raz w głąb kociołka. Mistrz Eliksirów przechadzał się po klasie i z ironicznym uśmiechem przyglądał się zawartościom kociołków. Uczniowie byli tak bardzo zdenerwowani i zestresowani, że nie mogli skupić się na tym co robią. Gdyby chociaż ktoś wywietrzył ten loch... Ale tu przecież wszystkie okna mają kraty. Lochy były najmniej lubianym miejscem w Hogwarcie. -Finnigan, co to, na Merlina, jest?- wszystkie pary oczu zwróciły się na gryffona. Seamus przełknął ślinę i ze strachem spojrzał na nauczyciela. -Eliksir Nieczystych snów?- głos chłopaka drżał. Postrach Hogwartu zwrócił się do całej klasy, a jego głos był przepełniony kpiną. -Pan Finnigan uważa, że ta kupa łajna, to eliksir nieczystych snów. Imponujące. Minus dziesięć punktów dla Gryfindoru- uczniowie Domu Lwa jęknęli. W tej samej chwili zadzwonił dzwonek. Wszyscy byli szczęśliwi, że to koniec ich wspólnego piekła. -Fiolki z eliksirami zostawić na moim biurku- Mistrz Eliksirów wyszedł z klasy szeleszcząc szatami. -Wstrętny nietoperz- Hermiona spojrzała na Rona z lekką naganą. Chłopak wzruszył ramionami i wyszedł z klasy razem ze swoimi przyjaciółmi. Pansy, jak zwykle przeczesała palcami włosy. Spakowała swoje książki i oddychając z ulgą wyszła z klasy. Marzyła tylko o ciepłej kąpieli i milutkiej pościeli. Chciała z siebie zmyć wszystkie ślady Malfoy’a. Chciała zapomnieć o nim i o tym co ją czeka w przyszłości. Następnym razem walnie go jakąś okropną klątwą, albo zabije go na miejscu. ~ Jej ciało zanurzyło się w gorącej wodzie. Powolutku każdy jej mięsień zaczynał się rozluźniać. Było jej tak bardzo dobrze, że aż nie do pomyślenia. Kąpiel pozwoliła jej na chwile zapomnieć o wspomnieniach wczorajszego wieczoru. Nabrała na dłoń miętowo- cytrynowego szamponu i napieniła nim włosy. Delikatnie masowała skórę głowy. Do jej nozdrzy doleciał delikatny zapach mięty i cytryny. Westchnęła cichutko. Tak samo pachniała Margarett. Margarett... Otarła dłonią pojedynczą łzę i pisnęła. Oko zapiekło ją nie miłosiernie. -Cholera- na oślep zaczęła macać brzeg wanny w poszukiwaniu miękkiego i puszystego ręcznika. Kiedy już otarła piekące oko, zmyła z głowy szampon. Poczuła na swoich plecach strumień letniej wody. To było ochłodzenie. Musiała czymś ochłodzić swojej myśli krążące przy Margarett. Wyszła z wanny i owinęła się zielonym ręcznikiem. W pokoju panował niesamowity bałagan. Książki i ciuchy walały się po czterech łóżkach, a skórki po bananach i inne śmieci leżały na podłodze. Przeklęła współlokatorki w myślach i ruszyła slalomem do swojego łóżka. Droga była trudna. Musiała omijać wszystkie niezidentyfikowane paskudztwa. O mało co nie weszła w przeterminowany serek waniliowy. Na jej twarzy pojawił się grymas obrzydzenia. Kiedy w końcu dotarła do swojego ukochanego łóżka, wolną ręką (w drugiej przytrzymywała ręcznik) walnęła na podłogę książki i kilka swoich ciuchów oraz pidżamkę. Z westchnieniem schyliła się po swoją nocną, satynową koszulkę. W takiej pozycji zastała ją Milicenta. Uśmiechnęła się drapieżnie, a w jej oczach zapłonęło pożądanie. Bardzo cicho i ostrożnie podeszła do ładnej brunetki i klepnęła ją w pośladek. Pansy przestraszona odskoczyła do tyłu i poślizgnęła się. Z wielkim hukiem upadła w sam środek okropnego bałaganu. Spojrzała z wyrzutem na swoją koleżankę. -Mogłabyś mnie więcej nie dotykać?- spytała panna Parkinson, wstając z podłogi i masując sobie swoje cztery obolałe litery. -A czemu mam ciebie nie dotykać? Nie podoba Ci się?- Bulstrode uśmiechnęła się szeroko ukazując swoje białe ząbki. Pansy była rozdrażniona. Ona była wściekła. Nie lubiła tej przerośniętej niedźwiedzicy. -Bo nie każdy jest inny. I ja wole CHŁOPCÓW- ostatnie słowo zaakcentowała. Milicenta wzruszyła ramionami i podeszła do swojego łóżka. -No tak, zapomniałam. Ty Parkinson pieprzysz się tylko i wyłącznie z Malfoy’em- Pansy tego nie skomentowała. Nie miała siły nic mówić. A może miała, ale nie chciała? Wszyscy byli przeciwko niej- bez wyjątku. Usiadła na łóżku i rozpłakała się jak małe dziecko. Musiała dać upust swoim emocjom i uczuciom. Po raz pierwszy ktoś widział jej łzy. Nie hamowała ich. No bo po co? Extra! Rozkleiłam się przy tej chorej, psychicznie lesbijce- zaśmiała się gorzko. Bulstrode patrzyła na nią z niemym strachem. Po raz pierwszy widziała, by ta zadufana w sobie arystokratka płakała. Nie była dobra w pocieszaniu. Nie wiedziała co ma powiedzieć. Praktycznie nie wiedziała nic. -Nie rycz, Parkinson. Przecież to prawda- Pansy zaśmiała się po raz kolejny gorzko. Podniosła załzawiony wzrok na drugą ślizgonkę. -Prawda? Tak uważasz? Bo ja mam inne zdanie na ten temat. I nie płacze z tego powodu- powiedziała podnosząc się z łóżka. Wzięła nocną koszulkę i skierowała się do łazienki. -Chodzi o Margarett?- Milicenta zapytała cichutko, bojąc się reakcji Pansy. Dziewczyna nie spojrzała na nią. Zatrzasnęła tylko głośno drzwi. Mrgarett... siostrzyczko- łzy popłynęły z jej ciemnych oczu. Tak bardzo za nią tęskniła. Miała ochotę wykrzyczeć całemu światu jak jest jej źle, że nie chce tak żyć. To wszystko zaczęło ją przerastać. Nie miała już nikogo, kto by ją zrozumiał. Gdybyś żyła wszystko byłoby łatwiejsze Tylko ona ją rozumiała. Tylko ona była jej podporą życiową. Tylko ona przeszła to, co czeka ją. Kolejny wodospad łez trysnął z czarnych tęczówek dziewczyny. Ześlizgnęła się po ścianie. Zakryła twarz w dłoniach. Wspomnienia uderzyły w nią, jak Ford Anglia w Wierzbę Bijącą. Obskurne pomieszczenie pozbawione okien i drzwi. Zakryte twarze śmierciożerców. I ona, Margarett. Stała na środku i patrzyła zlęknionym wzrokiem po zebranych. Wiedziała co ją czeka. Najgorsza była świadomość, że Pansy to zobaczy. Zobaczy jej śmierć. Głos, jak płynny lód przeszył jej ciało. -Wiesz czemu tu jesteś, prawda? Twój mąż nie jest z ciebie zadowolony- cichy szmer przeszedł po pomieszczeniu. Wszyscy śmierciożercy zdjęli maski. Rozpoznała większą część zebranych. Jej wzrok spoczął na ojcu, mężczyźnie, który ją spłodził. -Tak, Panie- była spokojna. Wiedziała, że przy nim nie może okazywać emocji. Nauczyła się tego przez te wszystkie lata. -Więc zaczynamy. Teodorze, ty pierwszy- z kręgu wyszedł jej ojciec. Uśmiechnął się ironicznie i wycelował w nią różdżkę. Jedno słowo zadało jej tyle bólu. -Crucio- upadła na zimną podłogę wijąc się i krzycząc z bólu. Ból szybko minął. Otarła krew z ust i spojrzała na swojego ojca z pogardą. -Teraz ty Avery- kolejny mężczyzna wyszedł z kręgu. Jej mąż. Cholerny maż, który pozwolił ją zabić. Podszedł do niej i uklęknął. Pogłaskał jej policzek i... wycelował w jej pierś różdżkę. -Tormento- ból był taki sam jak poprzednio. Tylko teraz krew buchnęła jej z nosa i uszu. Krzyknęła tylko raz. -Koniec zabawy- wyrok. Koniec. Spojrzała ostatni raz na siostrę. -Nie wolno być złym. Zło nas zabije- to były jej ostatnie słowa skierowane do Pansy. Potem tylko strumień zielonego światłą ugodził ją w pierś i wszystko znikło. Zniknął ból. Otarła twarz i ubrała na siebie satynową koszulkę. Złe wspomnienia z wakacji powróciły. Znów czuła to samo co w tedy. Te niechciane uczucia powracały do niej za każdym razem, gdy wspomnienia powracały. Żal, smutek, wściekłość, litość i rozczarowanie. Za bezpłodność też się płaci- tak skwitował śmierć swojej córki jej ojciec. Sam zadał dziewczynie ból. Nie zrobił nic by jej pomóc, albo ulżyć. Nic. A ona chciała jej pomóc, nawet umrzeć za nią, ale była bezsilna. I to było najgorsze. Drzwi łazienki wypadły z nawiasów, a w nich ustał nie kto inny, jak... |
![]() ![]() ![]() |
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 17.06.2025 22:54 |