Behind The Scar
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | ![]() ![]() ![]() ![]() |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
Behind The Scar
Hito |
![]()
Post
#1
|
![]() Magik Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 751 Dołączył: 11.10.2005 Skąd: Częstochowa/Wrocław Płeć: Mężczyzna ![]() |
Tradycyjnie na początek kilka uwag wstępnych:
1) Tytuł fica jest po angielsku, ponieważ tak mi lepiej brzmi. Nigdy nie byłem wielkim patriotą, niestety. 2) Ten fic NIE jest kontynuacją ,,Dwóch nocy''. 3) Ten fic jest alternatywnym tomem VI, nie VII. Choćby dlatego, że zacząłem go pisać i porzuciłem już dawno temu. 4) I pomyśleć, że zastanawiałem się, gdzie go umieścić... Teraz mam nadzieję, że Modzi nie wywalą mi go z Kwiatu Lotosu. Na razie chyba wszystko. Aha - chciałem od razu zrobić sondę, ale forum się na mnie wypięło. PROLOG – Bestia, cześć pierwsza Powietrze faluje, jak gdyby było bardzo gorące. Jednak to nie żar, wydobywający się z płonącego lasu, zniekształca percepcję rzeczywistości. Burzowe chmury, pokrywające właściwie całe niebo, jak okiem sięgnąć, wyglądają zdecydowanie nieprzyjemnie. Często przecinają je nitki błyskawic, po których nie rozlega się grom. Niektóre uderzają w ziemię. Dopiero wtedy daje się usłyszeć ich skwierczenie. Mimo takiej pogody, deszcz nie pada. Wiatr również jest nieobecny. Pioruny zstępujące z nieba w dół zdają się koncentrować w jednym punkcie, oświetlając na mgnienie oka kamienne mury zrujnowanego zamku. Błyskawice i ogień współgrają w obrazie zniszczenia. Krótkie błyski światła pozwalają ujrzeć wśród ciemności zniszczone boisko do quidditcha. Pozostałości monumentalnego zamku mienią się ciepłymi kolorami. Cała pobliska wioska stoi w ogniu. Płomienie zdobią ciemnoniebieską toń pobliskiego jeziora jaskrawym blaskiem. Zamek musiał być kiedyś wielki i wspaniały, istne dzieło sztuki budowlanej. Teraz prezentuje się żałośnie. Poprzewracane wieże, popękane mury, wszędzie walające się kamienie. Sczerniała, spalona ziemia na dziedzińcu, obrócone w drobny mak rzeźby, których kawałki mieszają się ze szkłem ze zniszczonych okien. Ciała. Zastygłe w pozach, które przywodzą na myśl popsute lalki. Powietrze przestaje falować. Szczegóły stają się bardziej wyraźne. Jednym z nich jest krew, rozlana wokół ciał, która zdążyła już dawno skrzepnąć. Jej woń tonie we wszechogarniającym zapachu spalenizny. Błyskawice uspokajają się na chwilę, skupiając się na podświetlaniu mrocznego nieba. Wcześniej smagany piorunami punkt, sterta kamieni, staje się lepiej widoczny. Wokół niego ślady zniszczeń i śmierci są najbardziej intensywne. Na szczycie kamiennej piramidy stoi samotna, ludzka postać. Jej głowa, okryta czarnymi włosami, zwisa w dół. Palce ma szeroko rozcapierzone. Drgają one lekko, może dlatego, że ścieka z nich ciemna krew. Pierwszy powiew wiatru, który dopiero teraz nawiedził ruiny zamku, zawodząc niczym upiór, porusza czarną szatą stojącego nieruchomo na stercie gruzu człowieka. Wiatr zaczyna dąć tak mocno, jak gdyby chciał go obalić na ziemię. On jednak ani nie drgnie. Tylko jego peleryna miota się tak, jakby chciała oderwać się i znaleźć od niego jak najdalej. Uśmiecha się za to. Jego zęby błyskają w surrealistycznej scenerii destrukcji. Jego dłonie zaciskają się w pięści, tak mocno, że jego własna krew kapie na kamienie. A potem rozbrzmiewa śmiech. Śmiech szaleńca, który kruszy pozostałe mury. Rozlega się również straszny wrzask dziewczyny, pełen rozpaczy i cierpienia, wymieszany z imieniem, wykrzyczanym głosem pełnym udręki. Trwa krótko, i ani na chwilę nie udaje mu się zagłuszyć szyderczego i okrutnego zarazem śmiechu czarno odzianego człowieka o iście hebanowych oczach. Błyskawice szaleją, uderzając we wszystko, co jeszcze wygląda na nietknięte lub nie spalone. Martwe ciała momentalnie trawi ogień. Pioruny uderzają również w postać zanoszącej się śmiechem Bestii, która przyjmuje je z radością. Dziewczęcy krzyk rozbrzmiewa ponownie, lecz nagle urywa się jak ucięty nożem. ROZDZIAŁ 1 Życie naprawdę może zaskoczyć. Nawet potężnego czarodzieja, który niejedno już przeżył i wiele doświadczył. Kilkadziesiąt lat spędzonych na ziemskim padole wcale nie gwarantuje, iż niespodzianki to już przeszłość. Nieoczekiwane nie zawsze przynosiło szczęście, ale tym razem zdumienie miało pozytywny odcień. Lord Voldemort nigdy nie spodziewałby się, że zyska takiego sojusznika. Szczególnie po klęsce akcji w Ministerstwie Magii. Te czternaście lat plugawej egzystencji w ukryciu zamknęło mu oczy na wiele spraw. Tak skutecznie, że rok temu nawet by nie przypuszczał, że jest to możliwe. Taka myśl choćby raz nie zagościła w jego głowie, zbyt był zajęty odbudowywaniem swojej armii śmierciożerców oraz działaniami zmierzającymi do odczytania przepowiedni ukrytej w czeluści gmachu Ministerstwa. Nie udało się poznać proroctwa, ale teraz wątpił, by było mu to potrzebne. Prawdę już znał i teraz musiał nauczyć się z nią żyć. I nie śmiać się w duchu za każdym razem, gdy o tym pomyśli. Thomas Riddle z niejakim zaskoczeniem zdał sobie sprawę, że jeszcze coś potrafi go rozbawić. Voldemort siedział na swoim czarnym tronie, którego zdobieniami były gustowne, ludzkie czaszki. Mniejsze niż prawdziwe i sztuczne, rzecz jasna, ale i tak wyglądały uroczo, jeśli tylko ktoś miał taki gust, jak Riddle. Dla niego akurat najważniejszy był fakt, iż robią one odpowiednie wrażenie na jego podwładnych. Tron znajdował się w centralnym pomieszczeniu jednej z posiadłości należących do rodziny Tego-Którego-Imienia-Nie-Można-Wymawiać. Kiedyś był to salon, ale po gruntownej przebudowie i remoncie rezydencji pokój ten pasował do swej roli. Czerwony dywan był odpowiedni, obrazy przodków Riddle’a tak samo, nie wspominając już o umeblowaniu, które tam praktycznie nie istniało. Okna dawały tylko tyle światła, ile było potrzeba, by goście Lorda w jego obecności czuli się niezręcznie czy też, co bardziej pożądane, zagrożeni. Voldemort lubił sprawiać odpowiednie wrażenie. Upił łyk czerwonego, francuskiego wina z kryształowego kielicha, który służył mu dobrze przez ostatnie kilka miesięcy. Alkohol to była tylko jedna z przyjemności, które Thomas zaczął ponownie odkrywać. Cud, że przez ten atak szesnaście lat temu w ogóle nie stracił pamięci, a jego mózg nie zaczął przypominać zielonego warzywa. Tak. Atak. Blizna. To doskonale pamiętał. Zresztą ciężko było o tym nie myśleć, patrząc przenikliwie na nowego sprzymierzeńca czarnej magii. - Powiedz mi, Harry, po co tu jesteś? Czarnowłosy chłopak stojący kilka metrów od tronu Voldemorta nie od razu odpowiedział. Na środku czoła, pod grzywą mnóstwa niesfornych włosów, widniała blizna w kształcie błyskawicy. Była czerwona od zakrzepłej krwi. Strój młodzieńca był dość prosty – czarna peleryna na czarnym uniformie, który wyglądał jak szkolny. Być może na hogwarcki, tylko że do tego brakowało emblematu jakiegoś domu. Zamiast tego na miejscu serca widniała zielona czaszka i dwa węże, symetrycznie od niej odchodzące. Chłopak stał wyprostowany, jego spojrzenie utkwione było w Czarnym Panu. Kiedyś, być może, oczy szesnastolatka były radośnie zielone. Teraz już nie. Kiedyś, być może, te oczy wyglądały ładnie i promieniowała z nich dobroć i urok. Teraz już na pewno nie. Nawet człowiek wpół ślepy by to zauważył. Wzrok chłopaka był zimny niczym Arktyka. I było w nim coś, co nawet Voldemorta dziwiło. W końcu on tu był Czarnym Panem. Tymczasem... - Dlaczego mnie o to pytasz, Lordzie? Przecież to oczywiste, że jestem tu po to, by ci pomóc. No właśnie. Pomóc, a nie służyć. Dotąd żaden śmierciożerca mu tak nie odpowiedział, zapewne nawet nie wziął pod uwagę innej możliwości odpowiedzi, może z wyjątkiem Malfoya. A teraz drugi z największych wrogów Voldemorta, obok Dumbledore’a, stał tutaj i patrzył się tak, jakby chciał zamienić się z nim na miejsca i samemu zasiąść na tronie. Co, oczywiście, nigdy się nie stanie. Riddle nie miał wątpliwości co do stopnia przydatności Pottera, ale nie miał ich również, jeśli chodzi o jego przyszłą likwidację. Nie mógł ryzykować, a coś w głębi mrocznej duszy mówiło mu, że współpraca z chłopakiem może się źle dla niego skończyć. To również było zabawne, bo co taki gówniarz mógł zrobić jemu, Lordowi Voldemortowi? Jednak nie potrafił zaprzeczyć, że miał ochotę wiercić się na tronie pod tym spojrzeniem. - Jesteś tego pewien? - Oczywiście. – W głosie Harry’ego nie można było usłyszeć wątpliwości czy wahania. - I potrafisz tego dowieść? - Oczywiście. – I znowu. - Jak? - A to już niespodzianka, Lordzie. Voldemort oparł się wygodniej o oparcie tronu. Jego taksujący wzrok ani na chwilę nie przestał obserwować Pottera. Ten wyglądał jak posąg – jedynie jego usta się poruszały. Ręce miał schowane pod peleryną, więc ich Riddle nie mógł dostrzec. Mowa ciała i mimika chłopaka nie zdradzała nic oprócz tego, że wcale się go nie boi. Ten fakt już sam w sobie był ciekawy. - Panie, uważam, że nie powinniśmy mu ufać. Głos zabrała jedyna osoba, która oprócz dwójki mężczyzn znajdowała się w pomieszczeniu. Wysoka kobieta, która od początku rozmowy ani na krok nie odstępowała prawej strony tronu, odwróciła głowę w kierunku Voldemorta. Jej długie, kruczoczarne włosy zafalowały lekko. - Naprawdę – dodała. Czarny Pan powoli przeniósł wzrok z Harry’ego na Bellatrix Lestrange, swoją prawą rękę i agentkę do specjalnych zadań. - A dlaczego nie? - To Harry Potter, mój panie. – Kobieta powiedziała to takim tonem, jakby ten argument wystarczył za wszelkie wyjaśnienia. Voldemort uśmiechnął się szeroko na te słowa. Nie był to uśmiech, jaki specjaliści od marketingu umieściliby na reklamie najnowszej pasty do zębów. I to bynajmniej nie z powodu niewystarczającej bieli zębów. - Wiem o tym, Bell. I to mnie cieszy. - Ale przecież... to on jest sprawcą tych wielu lat nieszczęścia, jakie cię spotkały, panie! - Zdaje się, że on nie był bezpośrednio temu winien. Zresztą, teraz Potter nam to wynagrodzi, prawda? – Słowa skierowane były do Harry’ego, który powrócił do swojej poprzedniej pozycji delikatnym drgnięciem głowy. Wcześniej dokładnie przyjrzał się Bellatrix. Śmierciożerczyni miała ciemne oczy, o barwie prawie takiej samej, jaką miały jej włosy. Kobieta ubierała się zgodnie z obowiązującą modą na dworze rodziny Riddle – na czarno. Oczywiście przynależność do płci pięknej musiała zaznaczyć w postaci gustownej sukni wykonanej z jedwabiu, z niemałym dekoltem i szerokim dołem. Bellatrix miała nienaganną figurę i proporcjonalną, ładną twarz. Każdy znawca kobiecej urody po chwili obserwacji powiedziałby o niej - ,,chłodna piękność’’. Wyglądała na piękniejszą i młodszą, niż ostatnio. Nie na swoje lata. Pottera jednak zupełnie to nie obchodziło. Słaba Bellatrix nie znajdowała się w kręgu jego zainteresowań. - Prawda. Nie musisz się obawiać, Lordzie, moja lojalność jest teraz niepodważalna. Nigdy nie stanę się ponownie posłusznym pieskiem Dumbledore’a. – Tej wypowiedzi towarzyszył lekki uśmieszek zadowolenia na ustach Harry’ego. - Cieszy mnie to. Jednak wiedz, że ja i Bell będziemy cię dokładnie obserwować. Jeden nieodpowiedni ruch i kończysz jako karma dla robaków. - Nie będzie żadnych nieodpowiednich ruchów, Lordzie. – Stanowczość Pottera była niepodważalna. Thomas wierzył mu. Doskonale wyczuwał mrok w jego duszy. Harry Potter był po jego stronie. Było to dla Voldemorta o tyle pewne, że sam przyczynił się do tego stanu rzeczy. Że też nie pomyślał o tym wcześniej... Najprostsze rozwiązania są najlepsze. Fakt zmiany barw klubowych przez Pottera dawał większą szansę na zwycięstwo nad Albusem. A upokorzenie, przegrana i w końcu śmierć dyrektora Hogwartu była dla Voldemorta sprawą najwyższej wagi. I jeśli on, Potter, umożliwi mu to, rozpocznie się nowa era czarnej magii. Przede wszystkim – szlamy. Potem mugole... Ale to już dalsze plany. Teraz trzeba się skupić na teraźniejszości. A ona, bądź co bądź, zapowiadała się interesująco. Riddle pozwolił sobie na jeszcze jeden pełen satysfakcji uśmiech. Bellatrix wiedziała, że rozmowa jest skończona. Cofnęła się o krok i schowała w cieniu tronu. Czuła instynktownie, że Potter coś ukrywa. Wątpiła, by to jej nadwrażliwość doszła do głosu. Wiedziała też, że Pan nie da się przekonać. Spojrzała z gniewem na Pottera. Harry wysunął prawą rękę spod peleryny i poprawił okulary, które lekko zsunęły mu się na nos. Rzucił wtedy okiem na panią Lestrange. Uśmiechnął się. W bardzo podobny sposób do Lorda Voldemorta. - Jeszcze sobie porozmawiamy, Harry – rzucił Riddle. – Tymczasem rozgość się w posiadłości prawdziwych czarodziejów. - Jak sobie życzysz, Lordzie. Ten post był edytowany przez Hito: 23.08.2006 11:05 -------------------- Mój nowy fic
One in Fire Two in Blood Three in Storm Four in Flood Five in Anger Six in Hate Seven Fear Evil Eight Nine in Sorrow Ten in Pain Eleven Death Twelve Life Again Thirteen Steps to the Dark Man’s Door Won’t be turning back no more |
![]() ![]() ![]() |
Hito |
![]()
Post
#2
|
![]() Magik Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 751 Dołączył: 11.10.2005 Skąd: Częstochowa/Wrocław Płeć: Mężczyzna ![]() |
Może to dlatego, że momentami styl może wyglądać na inny? Jak wspomniałem w uwagach początkowych, BtS zacząłem pisać jeszcze grubo przed wydaniem tomu VI, co prawdopodobnie skutkuje tym, że pierwotne fragmenty mogą trochę nie pasować do reszty.
Na szczęście skończą się one już niedługo. A na razie... ========================================================================= - Dlaczego Dumbledore trzyma w Hogwarcie tego złośliwego suk... - Ron – upomniała go Hermiona. - Bronisz go? - Nie, dbam o poziom twojego języka. - Och, wielkie dzięki. – Ron przewrócił oczami. - Wygląda na to, że swoje zainteresowanie przeniósł ze mnie na ciebie – powiedział Harry. - Ciekawe, dlaczego ciebie się już nie czepia – burknął Ron. Jak można było się spodziewać, ich Dom stracił następne punkty. Przynajmniej Hermiona wykazała się wrażliwością i nie pouczyła go, by bardziej przykładał się do nauki, w tym eliksirów. - Nie wiem. Nie pytałem, wybacz. - To nie jest śmieszne, dowcipnisiu. - Zapomnijmy o tym. Jest czwartek, więc w tym tygodniu nie spotkamy już Snape`a – wtrąciła Hermiona. - Też mi sukces – prychnął Ron. - Zawsze to jakaś pociecha. - Też prawda. – Harry pokiwał głową, czego skutkiem był krótki grymas na twarzy Rona. Ostatnio Harry często się zgadzał z Hermioną. Co prawda, wcześniej także specjalnie się nie kłócili, to raczej on wiódł na tym polu prym, ale – jak to powiadają – z niczym nie należy przesadzać. - To co robimy? – Po zadaniu pytania Ron zatrzymał się. Dwójka przyjaciół poszła w jego ślady. – Mamy trochę wolnego czasu, zanim zaczną się kolejne lekcje. - Ja pójdę do biblioteki, znalazłam niedawno kilka ciekawych książek – zadeklarowała się Hermiona. - Umm – odparł Harry. Spojrzał błagalnie na Rona. Takie sytuacje były dla niego niezręczne. I wcale niełatwe, gdyż biblioteka to z definicji nie miejsce, gdzie można fascynująco spędzić czas. Ale musiał wybrać i.. - Idź z nią sam – Ron postanowił ułatwić decyzję przyjacielowi. – Ja znajdę sobie coś do roboty. - Możesz iść z nami, jeśli... - Wiesz, że książki mnie nie pociągają, tak jak ciebie, Hermiono. I ciebie, Harry. – Ron miał nadzieję, że przyjaciele nie dostrzegą ironii w jego głosie. - No, to na razie – dodał chłopiec, po czym ruszył w kierunku odwrotnego do poprzedniego. Harry i Hermiona zostali sami, nie licząc ptaków o czarnym upierzeniu, na porośniętym zieloną, równo przystrzyżoną trawą dziedzińcu. Potterowi od razu zrobiło się gorąco pomimo listopadowej, kilkustopniowej zaledwie temperatury. Gdzieś w głębi swojego umysłu uznał to za zabawne, gdyż przez całe poprzednie pięć lat wielokrotnie bywali w podobnych sytuacjach.. W zasadzie to mało powiedziane, niejeden raz Hermiona oddychała zaraz przy jego uchu. I nigdy nie był skrępowany w jej obecności, jak teraz. Widać pomimo związku z Cho nadal nie czuł się pewnie w towarzystwie przedstawicielki płci pięknej okazującej określone zainteresowanie jego osobą. Szlag by trafił. Harry zazdrościł osobom takim jak Fred i George Weasley. - No to chodźmy. – Hermiona delikatnie pociągnęła skamieniałego chłopaka za rękaw szkolnej szaty. Podążył za nią bez zbędnych oporów. Ruszyli ku bocznemu wejściu, dzięki któremu szybko można było dojść do biblioteki. Przez pewien czas szli w milczeniu. Dopiero, gdy korytarze Hogwartu stały się puste, ciszę przerwała dziewczyna. - Harry, nie musiałeś ze mną iść. - Ale ja... - Poczekaj chwilę. Miło mi z powodu twojej decyzji, nie ukrywam. Ale nie chciałabym, byś przeze mnie ograniczał kontakt z Ronem. Czułabym się wtedy nie w porządku. - Rozumiem. – Harry zdawał sobie sprawę, że Ron specjalnie zostawił ich samych. –Ale wiesz... on sam nie chciał iść z nami. - Mówię ogólnie, na przyszłość. – Dziewczyna uśmiechnęła się. Najwyraźniej Harry wolał się jej nie narażać. Słodkie. Jednak trochę dziwne. Zresztą, to i lepiej... Hermiona odepchnęła tę myśl. Ron tymczasem wchodził po schodach, które tutaj miewały tendencje do nagłej zmiany kierunku. Na szczęście tym razem nic takiego się nie stało i chłopak mógł iść dalej, zmierzając do pokoju wspólnego Gryffindoru. Rozmyślał nad związkiem swoich dwóch przyjaciół. Wydawało się, że z tej dwójki to Hermiona bardziej wiedziała, czego chce. Choćby sytuacja przed chwilą, ona miała się tak zakończyć. Gdy Ron się odwracał, by ich opuścić, zobaczył w oczach dziewczyny wdzięczność. Nie ulegało wątpliwości, iż tego właśnie pragnęła, nawet jeśli faktycznie będą tylko czytać tam książki. Hermiona już na początku roku zmieniła swoje nastawienie w stosunku do Harry’ego, delikatnie, ale jednak. To odkrycie wywołało zdziwienie na twarzy Rona. Przecież nic między nimi nie iskrzyło wcześniej. Hermiona nie miała nic przeciwko randce Harry’ego z Cho czternastego lutego. Choć, z drugiej strony, właśnie o nią była zazdrosna dziewczyna z Ravenclawu. Czyżby słusznie przeczuwała, że ma potencjalną rywalkę? Ron nie wiedział. Nie miał także pojęcia, co naprawdę myśli o Hermionie jego przyjaciel. Nie pytał się go o to, a na razie, mimo iż upłynęły prawie trzy miesiące od rozpoczęcia roku szkolnego, nie zaobserwował żadnego poważnego ruchu ze strony Harry’ego. Oczywiście, byli dla siebie mili, ale to się wiele nie zmieniło w stosunku do poprzednich lat. Ginny, naturalnie, bardzo szybko uświadomiła bratu, co najprawdopodobniej dzieje się pomiędzy tymi dwojga. Różnice były nieznaczne, ale ,,dziewczyna jest w stanie je wyłapać’’, jak powiedziała jego młodsza siostra. Ton głosu, spojrzenie, no i propozycje, podobne do dzisiejszej. Poza tym, gdy w salach były ławki trzyosobowe, Harry ani razu w tym roku nie usiadł na ich krawędzi, mając obok siebie Rona. To też wiele znaczyło. Wynikało by z tego, że wakacje zmieniły Hermionę. Najbardziej prawdopodobny scenariusz, szczególnie z uwagi na dwa pierwsze tygodnie sierpnia, jednak... - Proszę podać hasło. – Głos Grubej Damy wyrwał Rona z zamyślenia. - ... – spróbowała Hermiona. - RON! – Harry był skuteczniejszy. Zawołany otworzył oczy i spojrzał na dwójkę ludzi stojącą przy jego łóżku w sypialni chłopców. Po kilku sekundach wyjął słuchawki z uszu. - O co chodzi? - Jak to: o co? Zaraz zaczyna się lekcja Obrony przed Czarną Magią. Nie byłoby dobrze, gdyby dwoje prefektów Gryffindoru znowu się spóźniło. - Widzę, że bardzo spodobał ci się mój umagiczniony discman. – Harry skierował rozmowę na inne, bezpieczniejsze tory. - Ciekawa rzecz. – Mówiąc to, rudowłosy chłopak rzucił okiem na szary, płaski i okrągły odtwarzacz płyt kompaktowych. Żeby to uczynić, musiał unieść się lekko na ramionach. – Udowadnia, że mugole mają czasem dobre pomysły. - To był dobry prezent, Hermiono. – Harry uśmiechnął się. Przypomniał sobie swoją imprezę urodzinową, która odbyła się w Norze ostatniego lipca. – Jednak mogłaś go podarować Ronowi na jego urodziny, jemu bardziej by się przydał. - Niezupełnie. Ty także sporo z niego korzystasz, Harry – odrzekła Hermiona zgodnie z prawdą. Aczkolwiek, zdaniem właściciela discmana, słowo ,,sporo” było tu przesadą, szósta klasa nie zostawiała przyjaciołom dziewczyny dużo wolnego czasu do rozdysponowania. Poza tym, obydwoje grali w quidditcha, co skutkowało stosunkowo dużą ilością dni, w które kładli się spać grubo po północy, bynajmniej nie dla przyjemności. Weasley nie zatrzymał discmana, zatem dziewczyna mogła sprawdzić, jakie dźwięki wydobywają się z słuchawek. To, co słyszała, przypominało jej hałas złożony z pracy młota pneumatycznego, nie dostrojonych gitar i wrzasku mężczyzny, któremu było bardzo niedobrze. Nigdy by nie przypuszczała, że Ron może słuchać takiej ciekawej... dajmy na to, muzyki. Widząc wyraz twarzy przyjaciółki, chłopak sięgnął ręką do przycisku z symbolem kwadratu. Opróżnił uszy z słuchawek i całość rzucił na łóżko obok siebie. - I jak wam poszła lekcja w bibliotece? – Ron zapytał sarkastycznie, nie odwracając wzroku od szarego urządzenia i kolorowej pościeli. Harry nawet nie zdążył zareagować. Tylko się przyglądał. Choć i tak, cokolwiek by zrobił, nie byłoby lepszym odwetem za przytyk Rona. Hermiona, po usłyszeniu jego słów uniosła brwi, po czym jednym krokiem znalazła się przy boku łóżka Rona. Błyskawicznie nachyliła się na chłopakiem i prawą dłonią nacisnęła na jego klatkę piersiową, czym zmieniła pozycję przyjaciela na całkowicie horyzontalną. Nie miała z tym problemów, gdyż Ron był zbyt zaskoczony, by stawić opór. - Skoro tak cię to ciekawi, mogłeś iść z nami, sam byś się przekonał. – Hermiona powiedziała to tak słodkim głosem, że mogłaby nim posłodzić herbatę. Jej ofiara zrobiła się czerwona jak dojrzałe jabłko. Widok orzechowych oczu Hermiony z odległości nie przekraczającej długości ołówka podziałało na Rona niezbyt budująco. - Zejdź ze mnie – wymamrotał zduszonym głosem. Dziewczyna po kilku długich jak wieczność sekundach spełniła jego prośbę. Starszy brat Ginny nie podniósł się od razu. Harry na widok jego miny nie wytrzymał nerwowo i wybuchnął śmiechem. - To wcale nie jest śmieszne – warknął Ron, wstając. Naprawdę nie było. Uczucia dwójki jego przyjaciół nie były dla niego całkiem pewne i zrozumiałe. Niestety, swoich własnych też do końca nie rozumiał. Teoretycznie nie powinien odczuwać zazdrości nawet odrobinę. Właściwą postawą byłoby potajemne kibicowanie przyjaciołom, skoro mieli się ku sobie, a na to wyglądało przecież. Lubił Hermionę. To na pewno. Irytowała go czasami – to także nie podlegało dyskusji. Jej pęd do nauki był mu całkowicie obcy. Ale mimo to, miała sporo pozytywnych cech, a bez niej być może zginąłby marnie już w pierwszej klasie. Ona także go lubiła, wiedział o tym, pomimo ich częstych kłótni. Jednak... nigdy nie dała mu do zrozumienia, iż jest nim w jakiś sposób zainteresowana. Z Harrym to już inna sprawa, kilka takich przypadków według Rona można by zanotować. Od września bieżącego roku szkolnego sytuacja zmieniła się dość drastycznie. Na lepsze dla Harry’ego, a dla niego? Uroda ich wspólnej przyjaciółki nie polepszała sprawy. Gdyby była ona mierna, to jako przedstawiciel płci męskiej widziałby sprawę w jaśniejszych barwach. Mógłby pochwalić Harry’ego, że ten wie, iż liczy się wnętrze, charakter i tak dalej. Niestety, ku utrapieniu Rona, żeński prefekt Gryffindoru nawet bez specjalnego upiększania się nie prezentował się źle. Pewnie, w Hogwarcie uczyły się ładniejsze od niej dziewczyny, ale Ron musiałby skłamać, by stwierdzić, że Hermiona mu się nie podoba. Dobrze pamiętał sierpniowe dni tego roku. Taaak, dobrze je pamiętał. Cudowna Fleur w kostiumie kąpielowym. Te kształty... Ron poczuł, że natychmiast musi skierować myśli na inne tory, bo jeszcze to wszystko źle się skończy. Rozważanie urody Francuzki w obecności osób trzecich byłoby błędem. Patrząc na oblicze swojej przyjaciółki, Ron nie potrafił nie odczuwać czegoś w rodzaju straty. Ale przecież pod względem charakteru nie pasowali to siebie. Niezbyt. Poza tym, było za późno, to pewne. - Przepraszam, Ron. – W głosie Hermiony dało się wyczuć wesołość. Prawdopodobnie nie miała pojęcia o rozterkach przyjaciela. – Chyba się nie gniewasz? - Skąd. - To bierz różdżkę, podręcznik i spadamy na lekcję – zakończył Harry. ============================================================================= Wiem, że ,,umagiczniony discman'' brzmi średnio zręcznie, ale chyba lepiej, niż ,,discman na magiczne baterie''. Aparat Collina działał w Hogwarcie, zatem bez dyskusji mi tu proszę ![]() Wiem także, że krótko było. Następny fragment powinien być dłuższy i lepszy. Ten post był edytowany przez Hito: 03.09.2006 15:26 -------------------- Mój nowy fic
One in Fire Two in Blood Three in Storm Four in Flood Five in Anger Six in Hate Seven Fear Evil Eight Nine in Sorrow Ten in Pain Eleven Death Twelve Life Again Thirteen Steps to the Dark Man’s Door Won’t be turning back no more |
![]() ![]() ![]() |
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 06.05.2025 22:08 |