Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Behind The Scar

Hito
post 23.08.2006 11:04
Post #1 

Magik


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 751
Dołączył: 11.10.2005
Skąd: Częstochowa/Wrocław

Płeć: Mężczyzna



Tradycyjnie na początek kilka uwag wstępnych:
1) Tytuł fica jest po angielsku, ponieważ tak mi lepiej brzmi. Nigdy nie byłem wielkim patriotą, niestety.
2) Ten fic NIE jest kontynuacją ,,Dwóch nocy''.
3) Ten fic jest alternatywnym tomem VI, nie VII. Choćby dlatego, że zacząłem go pisać i porzuciłem już dawno temu.
4) I pomyśleć, że zastanawiałem się, gdzie go umieścić... Teraz mam nadzieję, że Modzi nie wywalą mi go z Kwiatu Lotosu.
Na razie chyba wszystko.
Aha - chciałem od razu zrobić sondę, ale forum się na mnie wypięło.


PROLOG – Bestia, cześć pierwsza

Powietrze faluje, jak gdyby było bardzo gorące.
Jednak to nie żar, wydobywający się z płonącego lasu, zniekształca percepcję rzeczywistości.
Burzowe chmury, pokrywające właściwie całe niebo, jak okiem sięgnąć, wyglądają zdecydowanie nieprzyjemnie. Często przecinają je nitki błyskawic, po których nie rozlega się grom. Niektóre uderzają w ziemię. Dopiero wtedy daje się usłyszeć ich skwierczenie.
Mimo takiej pogody, deszcz nie pada. Wiatr również jest nieobecny.
Pioruny zstępujące z nieba w dół zdają się koncentrować w jednym punkcie, oświetlając na mgnienie oka kamienne mury zrujnowanego zamku.
Błyskawice i ogień współgrają w obrazie zniszczenia. Krótkie błyski światła pozwalają ujrzeć wśród ciemności zniszczone boisko do quidditcha. Pozostałości monumentalnego zamku mienią się ciepłymi kolorami. Cała pobliska wioska stoi w ogniu. Płomienie zdobią ciemnoniebieską toń pobliskiego jeziora jaskrawym blaskiem.
Zamek musiał być kiedyś wielki i wspaniały, istne dzieło sztuki budowlanej. Teraz prezentuje się żałośnie. Poprzewracane wieże, popękane mury, wszędzie walające się kamienie. Sczerniała, spalona ziemia na dziedzińcu, obrócone w drobny mak rzeźby, których kawałki mieszają się ze szkłem ze zniszczonych okien.
Ciała. Zastygłe w pozach, które przywodzą na myśl popsute lalki.
Powietrze przestaje falować. Szczegóły stają się bardziej wyraźne. Jednym z nich jest krew, rozlana wokół ciał, która zdążyła już dawno skrzepnąć. Jej woń tonie we wszechogarniającym zapachu spalenizny.
Błyskawice uspokajają się na chwilę, skupiając się na podświetlaniu mrocznego nieba. Wcześniej smagany piorunami punkt, sterta kamieni, staje się lepiej widoczny. Wokół niego ślady zniszczeń i śmierci są najbardziej intensywne.
Na szczycie kamiennej piramidy stoi samotna, ludzka postać. Jej głowa, okryta czarnymi włosami, zwisa w dół. Palce ma szeroko rozcapierzone. Drgają one lekko, może dlatego, że ścieka z nich ciemna krew.
Pierwszy powiew wiatru, który dopiero teraz nawiedził ruiny zamku, zawodząc niczym upiór, porusza czarną szatą stojącego nieruchomo na stercie gruzu człowieka. Wiatr zaczyna dąć tak mocno, jak gdyby chciał go obalić na ziemię. On jednak ani nie drgnie. Tylko jego peleryna miota się tak, jakby chciała oderwać się i znaleźć od niego jak najdalej.
Uśmiecha się za to. Jego zęby błyskają w surrealistycznej scenerii destrukcji. Jego dłonie zaciskają się w pięści, tak mocno, że jego własna krew kapie na kamienie.
A potem rozbrzmiewa śmiech. Śmiech szaleńca, który kruszy pozostałe mury.
Rozlega się również straszny wrzask dziewczyny, pełen rozpaczy i cierpienia, wymieszany z imieniem, wykrzyczanym głosem pełnym udręki.
Trwa krótko, i ani na chwilę nie udaje mu się zagłuszyć szyderczego i okrutnego zarazem śmiechu czarno odzianego człowieka o iście hebanowych oczach.
Błyskawice szaleją, uderzając we wszystko, co jeszcze wygląda na nietknięte lub nie spalone. Martwe ciała momentalnie trawi ogień.
Pioruny uderzają również w postać zanoszącej się śmiechem Bestii, która przyjmuje je z radością.
Dziewczęcy krzyk rozbrzmiewa ponownie, lecz nagle urywa się jak ucięty nożem.

ROZDZIAŁ 1

Życie naprawdę może zaskoczyć. Nawet potężnego czarodzieja, który niejedno już przeżył i wiele doświadczył. Kilkadziesiąt lat spędzonych na ziemskim padole wcale nie gwarantuje, iż niespodzianki to już przeszłość. Nieoczekiwane nie zawsze przynosiło szczęście, ale tym razem zdumienie miało pozytywny odcień.
Lord Voldemort nigdy nie spodziewałby się, że zyska takiego sojusznika. Szczególnie po klęsce akcji w Ministerstwie Magii. Te czternaście lat plugawej egzystencji w ukryciu zamknęło mu oczy na wiele spraw. Tak skutecznie, że rok temu nawet by nie przypuszczał, że jest to możliwe. Taka myśl choćby raz nie zagościła w jego głowie, zbyt był zajęty odbudowywaniem swojej armii śmierciożerców oraz działaniami zmierzającymi do odczytania przepowiedni ukrytej w czeluści gmachu Ministerstwa. Nie udało się poznać proroctwa, ale teraz wątpił, by było mu to potrzebne. Prawdę już znał i teraz musiał nauczyć się z nią żyć. I nie śmiać się w duchu za każdym razem, gdy o tym pomyśli. Thomas Riddle z niejakim zaskoczeniem zdał sobie sprawę, że jeszcze coś potrafi go rozbawić.
Voldemort siedział na swoim czarnym tronie, którego zdobieniami były gustowne, ludzkie czaszki. Mniejsze niż prawdziwe i sztuczne, rzecz jasna, ale i tak wyglądały uroczo, jeśli tylko ktoś miał taki gust, jak Riddle. Dla niego akurat najważniejszy był fakt, iż robią one odpowiednie wrażenie na jego podwładnych. Tron znajdował się w centralnym pomieszczeniu jednej z posiadłości należących do rodziny Tego-Którego-Imienia-Nie-Można-Wymawiać. Kiedyś był to salon, ale po gruntownej przebudowie i remoncie rezydencji pokój ten pasował do swej roli. Czerwony dywan był odpowiedni, obrazy przodków Riddle’a tak samo, nie wspominając już o umeblowaniu, które tam praktycznie nie istniało. Okna dawały tylko tyle światła, ile było potrzeba, by goście Lorda w jego obecności czuli się niezręcznie czy też, co bardziej pożądane, zagrożeni. Voldemort lubił sprawiać odpowiednie wrażenie.
Upił łyk czerwonego, francuskiego wina z kryształowego kielicha, który służył mu dobrze przez ostatnie kilka miesięcy. Alkohol to była tylko jedna z przyjemności, które Thomas zaczął ponownie odkrywać. Cud, że przez ten atak szesnaście lat temu w ogóle nie stracił pamięci, a jego mózg nie zaczął przypominać zielonego warzywa.
Tak. Atak. Blizna. To doskonale pamiętał. Zresztą ciężko było o tym nie myśleć, patrząc przenikliwie na nowego sprzymierzeńca czarnej magii.
- Powiedz mi, Harry, po co tu jesteś?
Czarnowłosy chłopak stojący kilka metrów od tronu Voldemorta nie od razu odpowiedział. Na środku czoła, pod grzywą mnóstwa niesfornych włosów, widniała blizna w kształcie błyskawicy. Była czerwona od zakrzepłej krwi. Strój młodzieńca był dość prosty – czarna peleryna na czarnym uniformie, który wyglądał jak szkolny. Być może na hogwarcki, tylko że do tego brakowało emblematu jakiegoś domu. Zamiast tego na miejscu serca widniała zielona czaszka i dwa węże, symetrycznie od niej odchodzące. Chłopak stał wyprostowany, jego spojrzenie utkwione było w Czarnym Panu.
Kiedyś, być może, oczy szesnastolatka były radośnie zielone. Teraz już nie. Kiedyś, być może, te oczy wyglądały ładnie i promieniowała z nich dobroć i urok.
Teraz już na pewno nie. Nawet człowiek wpół ślepy by to zauważył. Wzrok chłopaka był zimny niczym Arktyka. I było w nim coś, co nawet Voldemorta dziwiło. W końcu on tu był Czarnym Panem. Tymczasem...
- Dlaczego mnie o to pytasz, Lordzie? Przecież to oczywiste, że jestem tu po to, by ci pomóc.
No właśnie. Pomóc, a nie służyć. Dotąd żaden śmierciożerca mu tak nie odpowiedział, zapewne nawet nie wziął pod uwagę innej możliwości odpowiedzi, może z wyjątkiem Malfoya. A teraz drugi z największych wrogów Voldemorta, obok Dumbledore’a, stał tutaj i patrzył się tak, jakby chciał zamienić się z nim na miejsca i samemu zasiąść na tronie.
Co, oczywiście, nigdy się nie stanie. Riddle nie miał wątpliwości co do stopnia przydatności Pottera, ale nie miał ich również, jeśli chodzi o jego przyszłą likwidację. Nie mógł ryzykować, a coś w głębi mrocznej duszy mówiło mu, że współpraca z chłopakiem może się źle dla niego skończyć. To również było zabawne, bo co taki gówniarz mógł zrobić jemu, Lordowi Voldemortowi?
Jednak nie potrafił zaprzeczyć, że miał ochotę wiercić się na tronie pod tym spojrzeniem.
- Jesteś tego pewien?
- Oczywiście. – W głosie Harry’ego nie można było usłyszeć wątpliwości czy wahania.
- I potrafisz tego dowieść?
- Oczywiście. – I znowu.
- Jak?
- A to już niespodzianka, Lordzie.
Voldemort oparł się wygodniej o oparcie tronu. Jego taksujący wzrok ani na chwilę nie przestał obserwować Pottera. Ten wyglądał jak posąg – jedynie jego usta się poruszały. Ręce miał schowane pod peleryną, więc ich Riddle nie mógł dostrzec. Mowa ciała i mimika chłopaka nie zdradzała nic oprócz tego, że wcale się go nie boi. Ten fakt już sam w sobie był ciekawy.
- Panie, uważam, że nie powinniśmy mu ufać.
Głos zabrała jedyna osoba, która oprócz dwójki mężczyzn znajdowała się w pomieszczeniu. Wysoka kobieta, która od początku rozmowy ani na krok nie odstępowała prawej strony tronu, odwróciła głowę w kierunku Voldemorta. Jej długie, kruczoczarne włosy zafalowały lekko.
- Naprawdę – dodała.
Czarny Pan powoli przeniósł wzrok z Harry’ego na Bellatrix Lestrange, swoją prawą rękę i agentkę do specjalnych zadań.
- A dlaczego nie?
- To Harry Potter, mój panie. – Kobieta powiedziała to takim tonem, jakby ten argument wystarczył za wszelkie wyjaśnienia.
Voldemort uśmiechnął się szeroko na te słowa. Nie był to uśmiech, jaki specjaliści od marketingu umieściliby na reklamie najnowszej pasty do zębów. I to bynajmniej nie z powodu niewystarczającej bieli zębów.
- Wiem o tym, Bell. I to mnie cieszy.
- Ale przecież... to on jest sprawcą tych wielu lat nieszczęścia, jakie cię spotkały, panie!
- Zdaje się, że on nie był bezpośrednio temu winien. Zresztą, teraz Potter nam to wynagrodzi, prawda? – Słowa skierowane były do Harry’ego, który powrócił do swojej poprzedniej pozycji delikatnym drgnięciem głowy.
Wcześniej dokładnie przyjrzał się Bellatrix. Śmierciożerczyni miała ciemne oczy, o barwie prawie takiej samej, jaką miały jej włosy. Kobieta ubierała się zgodnie z obowiązującą modą na dworze rodziny Riddle – na czarno. Oczywiście przynależność do płci pięknej musiała zaznaczyć w postaci gustownej sukni wykonanej z jedwabiu, z niemałym dekoltem i szerokim dołem. Bellatrix miała nienaganną figurę i proporcjonalną, ładną twarz. Każdy znawca kobiecej urody po chwili obserwacji powiedziałby o niej - ,,chłodna piękność’’.
Wyglądała na piękniejszą i młodszą, niż ostatnio. Nie na swoje lata. Pottera jednak zupełnie to nie obchodziło. Słaba Bellatrix nie znajdowała się w kręgu jego zainteresowań.
- Prawda. Nie musisz się obawiać, Lordzie, moja lojalność jest teraz niepodważalna. Nigdy nie stanę się ponownie posłusznym pieskiem Dumbledore’a. – Tej wypowiedzi towarzyszył lekki uśmieszek zadowolenia na ustach Harry’ego.
- Cieszy mnie to. Jednak wiedz, że ja i Bell będziemy cię dokładnie obserwować. Jeden nieodpowiedni ruch i kończysz jako karma dla robaków.
- Nie będzie żadnych nieodpowiednich ruchów, Lordzie. – Stanowczość Pottera była niepodważalna.
Thomas wierzył mu. Doskonale wyczuwał mrok w jego duszy.
Harry Potter był po jego stronie. Było to dla Voldemorta o tyle pewne, że sam przyczynił się do tego stanu rzeczy. Że też nie pomyślał o tym wcześniej... Najprostsze rozwiązania są najlepsze.
Fakt zmiany barw klubowych przez Pottera dawał większą szansę na zwycięstwo nad Albusem. A upokorzenie, przegrana i w końcu śmierć dyrektora Hogwartu była dla Voldemorta sprawą najwyższej wagi. I jeśli on, Potter, umożliwi mu to, rozpocznie się nowa era czarnej magii. Przede wszystkim – szlamy. Potem mugole...
Ale to już dalsze plany. Teraz trzeba się skupić na teraźniejszości. A ona, bądź co bądź, zapowiadała się interesująco. Riddle pozwolił sobie na jeszcze jeden pełen satysfakcji uśmiech.
Bellatrix wiedziała, że rozmowa jest skończona. Cofnęła się o krok i schowała w cieniu tronu. Czuła instynktownie, że Potter coś ukrywa. Wątpiła, by to jej nadwrażliwość doszła do głosu. Wiedziała też, że Pan nie da się przekonać. Spojrzała z gniewem na Pottera.
Harry wysunął prawą rękę spod peleryny i poprawił okulary, które lekko zsunęły mu się na nos. Rzucił wtedy okiem na panią Lestrange.
Uśmiechnął się. W bardzo podobny sposób do Lorda Voldemorta.
- Jeszcze sobie porozmawiamy, Harry – rzucił Riddle. – Tymczasem rozgość się w posiadłości prawdziwych czarodziejów.
- Jak sobie życzysz, Lordzie.


Ten post był edytowany przez Hito: 23.08.2006 11:05


--------------------
Mój nowy fic

One in Fire Two in Blood
Three in Storm Four in Flood
Five in Anger Six in Hate
Seven Fear Evil Eight
Nine in Sorrow Ten in Pain
Eleven Death Twelve Life Again
Thirteen Steps to the Dark Man’s Door
Won’t be turning back no more
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Hito
post 11.01.2007 00:11
Post #2 

Magik


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 751
Dołączył: 11.10.2005
Skąd: Częstochowa/Wrocław

Płeć: Mężczyzna



Macie i (mam nadzieję) cieszcie się. Wklejam teraz ten fragment.
A co z następnym? Bokiem mi wychodzą częśc ogólna prawa cywilnego i wszystkie konwencje międzynarodowego. Sesja coraz bliżej.
Zatem wybaczcie, ale następna część może pojawić się za ponad tydzień. Może (wątpię) krócej, może dłużej. Nie wiem. Jeżeli jakiś czytelnik pragnie zaliczyć za mnie egzaminy, niech się zgłosi na pw.
No, póki co, czas na istotny dla fica part.
Aha - autor, wbrew pozorom, nie jest dewiantem ani sadystą.

==============================================================

ROZDZIAŁ 15

Harry patrzył, jak znika sowa niosąca jego list i jeden przedmiot.
Osoba, do której te rzeczy były zaadresowane, odbierze je. I zjawi się tu, gdyż nie potrafiłaby zachować się inaczej.
Naiwność? Przyjaźń? Zaufanie? Harry nie wiedział, jaki z tych czynników grał tu największą rolę. Jedno było pewne – przybycie tu będzie ostatnim błędem w jej życiu.
Chociaż... być może niekoniecznie. Zobaczy się, ile zabawy mu przyniesie.
Potter opuścił balkon. Właściwie pozostało mu czekanie. Rezydencja opustoszała w dużej mierze. Kalisto, Glizdogon; nawet Slughorn wykonywał zadanie polecone przez Czarnego Pana. Z ważniejszych śmierciożerców została tylko Bellatrix, a raczej cień jej dawnej, szalonej osoby. Ubiegły miesiąc źle na nią wpłynął.
Idealne okoliczności, by oczyścić ten dom z jakichkolwiek przejawów życia. Lestrange zginęłaby natychmiast, reszta anonimowych sługusów również, tylko Voldemort sprawiłby mu trudność. Ale nie byłby niemożliwy do eksterminacji. On, jak wszyscy inni, także zostałby zmiażdżony młotem jego potęgi.
Nikt oprócz niego nie potrafił po mistrzowsku łączyć wzmacniającej siły gniewu z morderczymi oraz destrukcyjnymi czarami ofensywnymi. Nienawiść dała mu moc, która była poza zasięgiem każdego, nawet nauczyciela Voldemorta, Grindelwalda.
Wykorzysta ją, gdy zaatakują Zakon, Hogwart i Ministerstwo. Zniszczy wszystko, co stanie mu na drodze. Wtedy, kiedy na scenie pozostanie tylko on i Voldemort... Jeszcze jeden mord i tytuł Czarnego Pana, Władcy, należeć będzie do niego.
Harry nie rozważał tego jako prawdopodobnego scenariusza. On wiedział, że tak się stanie. Nie było innej możliwości. Żadnej.

Voldemort kończył szkic planu ataku na Hogwart.
Najpierw zamek. Zresztą, natarcie na szkołę sprowadzi do niej Zakon Feniksa, po akcji Harry’ego mniejszego o jednego członka. Dwie pieczenie na jednym ogniu. Pozostanie tylko Ministerstwo. Można tylko żałować, że Ministrem nie był apatyczny i niekompetentny Knot. Scrimgeour będzie większym niż on wyzwaniem.
Zwykłą przeszkodą do usunięcia. Harry poradzi sobie z nim bez trudu.
Riddle’a nurtowało pytanie o najistotniejszą kwestię. Jak niepostrzeżenie dostać się do Hogwartu? Dumbledore’a w nim nie było, to wielki plus, bez wątpienia... Nie zmieniało to faktu, iż magiczne bariery i zabezpieczenia nadal działały. Trzeba będzie dostać się do środka nie wchodząc frontem.
Aportacja odpadała. Zatem ktoś wewnątrz musiał wprowadzić oddział śmierciożerców, a przynajmniej dwie osoby – jego i Harry’ego. Ktoś wewnątrz... Snape? Taka misja byłaby niezłym testem na jego lojalność, co do której Lord miał pokaźne wątpliwości. Nikt inny w Hogwarcie się nie nadawał...
Warga Voldemorta drgnęła. Tak, był jeszcze Draco, syn tego bezużytecznego partacza Malfoya. Zlecenie mu otwarcia drogi dla grupy śmierciożerców pokazałoby tej rodzinie, czym skutkują niepowodzenia. A gdyby przypadkiem smarkaczowi się udało, okazałby się cenniejszym nabytkiem niż jego rodzice.
Do przemyślenia. Przynajmniej wybór niewielki – albo Snape, albo Malfoy.
- Kto będzie lepszym agentem w Hogwarcie, Severus czy twój siostrzeniec?
Bellatrix, stojąca za fotelem Czarnego Pana w jego osobistej komnacie, nie odpowiedziała od razu. Jej aparycja przedstawiała się normalnie, czyli – dzięki cudownym miksturom Slughorna – młodo i pięknie. Jednakże, gdyby nie one, wyglądałaby na starą i zmęczoną, być może nawet na chorą.
- Snape jest niewarty twojego zaufania, panie – osądziła cichym głosem. – Mimo sześcioletniego pobytu w Hogwarcie nie pozbył się ani Dumbledore’a, ani Pottera, twoich największych wrogów.
- A Malfoy?
- Draco... Draco to tylko mały chłopiec. Nie udźwignie ciężaru tak istotnego zadania, panie.
- Zatem sugerujesz, że oboje się nie nadają? – Voldemort zasyczał. – Nie odpowiada mi taki efekt twoich umysłowych wysiłków, Bell.
- Jeżeli musisz, panie, wybierać z dwojga złego... Snape. Nadal jest Mistrzem Eliksirów w Hogwarcie, jeśli faktycznie jest wobec ciebie lojalny, bez żadnych problemów powinien sporządzić perfekcyjną truciznę, której nawet Dumbledore nie wykryje.
- Chciałbym zdążyć z inwazją, zanim nasz drogi Albus wróci. – Voldemort zauważył, że kobieta nawet na niego nie patrzy. Zastanawiał się, czy mądrze postąpił, dając posłuch podszeptom Harry’ego na temat przykładnego ukarania jej za niesubordynację. A co, jeśli to Potter pierwszy zaatakował, i ona była niewinna? Jej cierpienie to jej sprawa, ale upadek zdrowia psychicznego negatywnie wpływał na całokształt zdolności. Jeżeli to dłużej potrwa, to Bellatrix straci wszelką wartość bojową, a także rolę jako doradczyni i prawa ręka Czarnego Pana. Nadal mógłby ją wykorzystywać, ale... w najgorszym przypadku istniała możliwość, iż cała rodzina Lestrange, może oprócz Kalisto, obróci się przeciwko niemu.
- Snape jest starszy od mojego siostrzeńca o wiele lat, ma także o wiele więcej doświadczenia. Z pewnością szybciej znajdzie metodę, by infiltracja zamku stała się możliwa.
- Z pewnością – powtórzył Lord, zamyślony. – Masz rację. Draco mi się nie przyda, a nadanie mu tego obowiązku mogłoby pchnąć jego matkę do nierozważnych czynów. Znasz ją przecież.
- To prawda. Kocha swojego syna nawet bardziej niż męża, dla niego gotowa byłaby szukać pomocy... nawet wśród naszych wrogów.
- Miłość – Thomas niemal wypluł to słowo. – Sprawia, że ludzie zachowują się irracjonalnie. Popełniają błędy, które mają wieloletnie konsekwencje. – Starał się nie myśleć o Lily i jej ofierze życia. – Plugastwo.
- Tak, panie.
Voldemort spojrzał na kobietę kątem oka, ale darował sobie komentarz.
- Uważam, że Snape to dobry wybór. Wyślij mu list, oczywiście zaszyfruj go jakoś. Wiesz, co napisać.
- Tak, panie.
Bellatrix wyszła z pokoju. Czarny Pan postukał trochę ludzkimi już palcami w biurko.
Przestał. Wstał i sięgnął po najcenniejszą książkę w jego prywatnej kolekcji.
Dziennik jego starego mistrza, Grindelwalda. Tom zawierający bezcenną wiedzę. O starożytnej magii.
Ściślej – o jednym jej aspekcie, tym ciemniejszym i właściwym. Zaklęcia działające zupełnie odwrotnie do tego, jakim w ostatniej chwili życia posłużyła się przeklęta Lily Potter.
Choć Voldemort nienawidził tej myśli, wiedział, że jego nauczyciel był prawdziwym arcymistrzem. Poznał sekrety czarnej magii, prawdziwą siłę. Aż dziw, że Dumbledore zdołał go pokonać.
Niektóre zapiski... niepokojąco przypominały mu o Harrym.
Chociażby taki Przypadek Bestii.

Wybraniec obserwował mroczne niebo. Poszukiwał sowy.
Czasem spoglądał także na ziemię. Jeżeli będzie miał szczęście, nie otrzyma listu.
Nadawca sam do niego przyjdzie.
Tak, przyjaźń, zaufanie, wiara, miłość... Człowiek działał irracjonalnie pod ich wpływem. Głupio. Sam się pchał w paszczę lwa, w uchwyt śmierci.
Wystarczyło tylko mieć świadomość, za jakie sznurki pociągnąć. Uczucia zamieniały ludzi w przewidywalne marionetki. Dobry Mistrz ma wtedy nad nimi absolutną władzę.
Caedes, Sectumsempra czy Bellum były środkami do jej osiągnięcia. Miłość, na przykład, również. Po prostu miała inną naturę.
Księżyc pysznił się w pełni. Wiatr szumiał w gałęziach i liściach drzew. Zwykłe sowy, mieszkanki lasu, od czasu do czasu huczały. Harry lubił taką atmosferę.
Minęła godzina, dwie, mimo to nie schodził z balkonu. Czekał cierpliwie. Dla niej mógł się wysilić. Myślenie o przyszłości przynosiło mu przyjemność.
Księżyc dalej sunął po niebie, pogoda uspokoiła się kompletnie. Harry zaczynał powoli odczuwać irytację. Czyżby jednak nie dziś? A może w ogóle się nie zjawi? Wątpliwe, jednak...
Nagle oko chłopaka uchwyciło ruch. Ktoś właśnie wychodził z lasu.
Księżyc świecił. Harry po chwili zobaczył kto. Rozpoznał osobę z daleka.
Uśmiechnął się naprawdę szeroko.
Wiedział, że przyjdzie.
Przecież go kochała.

Pukanie nie przedostało się do jego umysłu. Dopiero naciśnięcie klamki i czyjaś obecność w gabinecie.
Voldemort podniósł oczy znad dziennika i ujrzał wyraźnie podekscytowanego Harry’ego. Już otwierał usta, by zadać pytanie, gdy zobaczył plamki krwi na twarzy i szacie chłopaka. Co to miało znaczyć?
- Nie przypominam sobie, bym kazał ci zamordować kolejnych mugoli.
- Cały dzień nie ruszałem się stąd, Lordzie – odparł szybko Harry.
- I całą noc, jak rozumiem – dodał Riddle, mając świadomość, która godzina. – Czego chcesz?
- Chodź ze mną, Lordzie. Dzisiaj pokażę ci dowód, jaki obiecałem ci, gdy zostałem twym sługą.
Voldemort zmarszczył brwi. Pamiętał. Ale po co? Dowodów miał już pod dostatkiem. Człowiek Dumbledore’a nie zabijałby z zimną krwią. Potter nie był już słaby, zbrukany miłością.
Inna sprawa, że dotyczyło to jego stosunku to zwykłych, żałosnych ludzi. Czyżby zamierzał pokazać mu dowód lojalności względem niego, Czarnego Pana?
- Nie traćmy czasu, Lordzie. Chodźmy!
Voldemort odłożył dziennik i podążył za niemal biegnącym Harrym. Do czego tak się spieszył? Krople krwi oznaczały, że kogoś pochwycił, kogoś, kto dziwnym trafem zawędrował w okolice magicznie ukrytej rezydencji. Pośpiech z kolei oznaczał, że jeniec jeszcze żył.
Zatem uwięził kogoś ważnego. Riddle musiał przyznać, że poczuł zainteresowanie.
- Będziesz musiał mi wybaczyć, Lordzie – rzucił za siebie Harry. – Zapomniałem się i zacząłem sam. Ale bez obaw, najlepsze cię nie ominie.
Jednak jego oczy…

Potter otworzył drzwi od swej komnaty i wbiegł do środka. Voldemort wszedł za nim.
Nie musiał się rozglądać. Ofiara zabawy Harry’ego wisiała na środku pokoju, podczepiona do sufitu metalowymi łańcuchami, wrzynającymi się w ciało. Dywan został już poplamiony na ciemnoczerwono.
Thomas oglądał wspomnienia chłopaka w Myśloodsiewni. Dlatego od razu rozpoznał dziewczynę, ubraną w szkolny mundurek bez płaszcza, która krwawiła z licznych ran ciętych, wywołanych zapewne Sectumsemprą.
Hermiona Granger, dawna najlepsza przyjaciółka Harry’ego. Jak, do licha, ona się tu znalazła?
- Stęskniłaś się, prawda, kochana? – Potter szepnął dziewczynie do ucha. – Wiem, że tak.
Harry obchodził Hermionę dookoła, muskając ją palcami i różdżką. Voldemort zamrugał. Nigdy nie widział u niego takiego wyrazu twarzy, takiego zniecierpliwienia, takiego... zadowolenia. Torturowanie bliskich osób z dawnego życia musiało sprawiać mu o wiele więcej przyjemności niż obcych mu mugoli.
- Musiałem ją uciszyć. – Głos zauważalnie drgał Potterowi. – Raniła moje uszy błaganiami i niepotrzebnymi pytaniami. Ale nie na stałe...
Harry zademonstrował, co miał na myśli. W płynnym ruchu połączył dwa zaklęcia. Pierwsze zwróciło głos Hermionie. Drugie rozcięło jej klatkę piersiową.
Dziewczyna wrzasnęła z bólu. Harry jak gdyby tylko na to czekał. Z iście obłąkańczym uśmiechu na ustach rzucał kolejne Sectumsempry. Jedna z poprzek torsu, druga, delikatna, w czoło, trzecia w nogi...
Hermiona krzyczała i rzucała się, raniąc sobie jeszcze bardziej ręce. Jej krew plamiła Pottera, podłogę, meble. Jej wrzaski wrzynały się Voldemortowi w serce. Palce mu zadygotały. Zimne uczucie ścisnęło go od środka. Znowu.
Dowód? Tak, wspaniały dowód jego szaleństwa.
Bellatrix miała rację. Powinien go na samym początku zlikwidować. Harry obecnie uwielbiał krew i śmierć – a gdy zniszczony Hogwart nasyci go tylko połowicznie... rzuci się na niego. Lord czuł to całą duszą, minus siedem kawałków.
Szósta Sectumsempra zakończyła sesję. Czaru uciszający został rzucony. Harry opuścił różdżkę. Oddychał ciężko. Uśmiechał się nadal. Oczy mu błyszczały.
- Nie martw się, to tylko króciutka przerwa. Wiem, że czekasz na więcej. – Harry otarł czoło Hermiony z krwi. - Ja też. Oboje się spieszymy, tak, mmm? – Przejechał dłonią po jej poszarpanej białej koszuli w szkarłatne wzory, które zwiększały swoje rozmiary. Pogłaskał jej lewą pierś.
Drgnął, gdy poczuł na skórze łzę. Hermiona płakała w milczeniu. Jej bujne włosy, sklejone krwią, okalały ciasno jej wykrzywioną cierpieniem twarz.
Harry aż mlasnął językiem. Podobał mu się ten widok.
- Widzę, że chcesz więcej, tak, widzę, że chcesz... Ja też. Zawsze mnie to ciekawiło, tak...
Potter złapał dziewczynę mocno za podbródek. Jego uśmiech był na miejscu.
Palcami prawej dłoni znalazł jej ucho.
Powoli wsunął kawałek różdżki do środka.
- [/i]Crucio[/i].
Voldemort, patrząc na to, co działo się z Hermioną, wiedział już, jak wyglądali Longbottomowie na chwilę przed utratą świadomości. Widok krańcowej katorgi dziewczyny powinien mu się podobać.
Zaczynało być mu niedobrze. Wrażenie powróciło raz jeszcze. Blizna, połączenie... Harry zatracał się w szaleństwie, pozbywał się resztek dawnej osobowości. On, Czarny Pan, zmieniał się wraz z nim. Nie chciał tego.
Myśl zrodziła się w jego głowie. Jedyna szansa. Zabić go teraz, uwolnić się od niego, gdyż inaczej zginie wraz z Dumbledorem i całym światem. On wiedział, specjalnie zabrał go ze sobą, wiedział, że tak zareaguje. Chciał powalić go na kolana.
Voldemort poczuł prawdziwy strach. Jedna Avada Kedavra i wszystko się skończy...
Za późno. Nie mógł się poruszyć. Coś sparaliżowało go doszczętnie.
Harry skończył. Wyjął różdżkę z ucha Hermiony, pozwolił jej zawisnąć bezwładnie. Widok jej udręki, jej zmaltretowanego ciała podniecał go, prowadził go ekstazy.
- Podobało ci się, prawda, mmm? Czujesz to, tak? – Jednym błyskawicznym ruchem wskazującego palca oderwał guziki z koszuli Hermiony. Złapał jej poły i szarpnął na boki, obnażając zakrwawione piersi dziewczyny. – Tak, wiem, pragniesz przekonać się, doświadczyć tego. – Harry wsunął dłoń z różdżką pod jej spódniczkę. Zmrużył szmaragdowe oczy. – Niestety, niestety, szkoda, szkoda, mogłabyś nie wytrzymać, zemdleć po kolejnym Crucio. Niestety, tak. – Dłoń pojawiła się znowu. – Nie martw się, nie, wynagrodzę ci to.
Półprzytomna Hermiona znalazła w sobie tylko tyle siły, by z wielkim trudem unieść głowę i spojrzeć na Harry’ego.
Voldemort gardził miłością. Nie rozumiał jej. Nie znał.
Mimo to, zrozumiał. Hermiona cierpiała ogromnie, ból fizyczny niemal ją zabił. Mimo to, dwukrotnie większy ból zabijał jej duszę. Wiedza, że jej oprawcą jest osoba, którą tak kochała.
Lord zacisnął zęby, tytanicznym wysiłkiem przełamał paraliż, sięgnął pod szatę...
Różdżka została na biurku w jego gabinecie. Nie wziął jej.
To Harry podsunął mu ten pomysł. Nauczył się od Kalisto ingerencji w niczego niespodziewający się umysł. Kalisto zdradziła go, Czarnego Pana.
Riddle opadł na kolana. Nie mógł zrobić nic więcej. Przegrał.
Harry również poprawnie odczytał wzrok Hermiony. Zaśmiał się głośno.
Spoliczkował ją brutalnie. Kilka razy. Potem złapał twarz w obydwie dłonie i pocałował. Nie miała siły bronić się nawet przed jego językiem i zębami.
Po chwili cofnął się o krok. Caedes i Bellum odpadały, Sectumsempra już mu się znudziła. Hermiona krwawiła już dostatecznie mocno, wiedział, że niedługo omdleje.
Tak, najwyższa pora.
Jednym ruchem różdżki pozbył się resztek jej ubrania. Teraz mógł zobaczyć jej nagie, poranione ciało w pełnej krasie. Zasyczał pożądliwie.
- Dam ci to, to, czego pragniesz... Hermiono, kochana. Dam ci, mmm, tak.
Nie...
Harry płynnym ruchem unicestwił łańcuchy. Złapał Hermionę, zanim upadła na podłogę.
Nie wierzę w to! Nigdy bym tego nie zrobił! To kłamstwo!
Ugryzł ją w szyję niczym wampir. Zaczął zlizywać krew z jej ciała, wsuwać język do jej ran, ciężko przy tym dysząc. Jedną rękę wsunął jej między nogi.
Zostaw ją, ty cholerny sukinsynu!
Pstryknięciem palców zdjął z niej czar ciszy. Natychmiast zaczęła krzyczeć, choć już słabiej, w agonii.
Nie!!! Zostaw ją!
Voldemort mógł tylko patrzeć.
Przypadek Bestii Grindelwada… Harry karmił się cierpieniem. Im więcej go odczuwał, tym silniejszy się stawał. Tym bardziej czarna magia niszczyła jego człowieczeństwo. Tym bardziej…
Voldemort czuł, że jego umysł odpływa. Tracił świadomość.
Harry zaśmiał się szaleńczo. Jedną ręką otarł krew, spływającą mu z blizny, drugą upuścił Hermionę na podłogę. Nachylił się nad nią i przestał się hamować.
NIEEEE!!!

- Harry, na Merlina! Obudź się! Przestań!
Seamus obudził się. Zaspany nie rozumiał, na co patrzy.
Ron, Neville i Dean próbowali powstrzymać miotającego się w łóżku Harry’ego.
- Uspokój się!
Potter, wciąż mając przed oczyma obraz cierpiącej Hermiony, chciał wstać. Coś torowało mu drogę. Machnął ręką.
Dłoń tylko musnęła pidżamę Deana.
Chłopak, popchnięty jakąś sporą siłą, zaliczył lot przez pokój i zderzenie z szafą naprzeciwko łóżka oszalałego kolegi. Jęknął, osuwając się na podłogę.
Ron zacisnął zęby. Wiedział, że ryzykuje jak ślepy prowadzący samochód, ale nie miał czasu na obmyślenie lepszego sposobu. A nie chciał czekać, aż Harry’emu wrócą zmysły w naturalny sposób. Jeszcze pamiętał ojca w szpitalu.
- Dość, Harry!
Ron spoliczkował przyjaciela. Pomogło. Chłopak przestał się rzucać. Właściwie to w ogóle przestał się ruszać.
Neville, z przerażeniem na twarzy, rzucił słabym głosem, że leci po McGonnagal.
- Nie!
Zatrzymał się przed drzwiami sypialni. Głos Harry’ego nie pozostawiał marginesu wątpliwości, że lepiej dla wszystkich będzie, jeśli nikt pomieszczenia nie opuści.
Longbottom spojrzał w kierunku ciężko oddychającego Pottera. Kątem oka dostrzegł jakiś ruch za oknem.
- W porządku, Harry? – zapytał właściwie retorycznie Ron, trzymając rozsądny dystans od łóżka.
Zapytany nie odpowiedział. Wrzaski Hermiony cichły, ale nadal je słyszał. Nigdy ich nie zapomni.
Kolejny sen z serii, która zaczęła się we wrześniu. Te koszmary zawsze wpędzały go w podły nastrój, rodziły obawę, że odpuszczenie sobie oklumencji było błędem o wielkiej wadze. Voldemort znowu go dręczył.
Ale tym razem... To nie on. Harry widział w śnie, jak pokonany Czarny Pan pada na kolana. Czekał go oczywisty los – śmierć. Bellatrix także, jak i resztę śmierciożerców. Voldemort nigdy nie zesłałby na niego takiej wizji.
Pierwszy raz mógł widzieć siebie. Pod sam koniec jakby się obudził, zdał sobie sprawę, że śni. I widział... Widział coś, czego nigdy nie chciałby zobaczyć.
Harry uniósł dłonie. Zgiął palce. Tak, obudził się. Hermiona była bezpieczna w Hogwarcie. I zawsze będzie. Przecież nigdy by jej nie skrzywdził...
Poczuł krew spływającą mu z blizny. Zacisnął powieki.
- Harry? McGonnagal musi cię zobaczyć. Albo chociaż pani Pomfrey...
Potter nie słuchał przyjaciela. Zrozumiał.
Hermiona wiedziała wcześniej. Znała treść snów. Dlatego za każdym razem go uspokajała, prosiła go, by się nie denerwował. Była bliska niego. Kochała go.
Dumbledore powiedział... Miłość była jego bronią. Miał rację. Hermiona także. Ona zrozumiała jednak, o co naprawdę chodziło. Starała się go ocalić.
Nie przed Voldemortem.
Najgroźniejszym i najgorszym wrogiem każdego człowieka jest on sam.
Starała się go ocalić przed Harrym Potterem.


--------------------
Mój nowy fic

One in Fire Two in Blood
Three in Storm Four in Flood
Five in Anger Six in Hate
Seven Fear Evil Eight
Nine in Sorrow Ten in Pain
Eleven Death Twelve Life Again
Thirteen Steps to the Dark Man’s Door
Won’t be turning back no more
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
Hito   Behind The Scar   23.08.2006 11:04
Hito   Będzie długie. Obszerniejsze od ,,Dwóch nocy'...   23.08.2006 15:08
PrZeMeK Z.   No cóż, Hito... Opowiadanie dość ciekawe, choć mam...   28.08.2006 18:29
Hito   Sądzę. Już poprawiłem. Dzięki za uwagę. Co do opis...   28.08.2006 18:45
EnIgMa   Uff... cóż za szczęście, że to nie jest kontynuacj...   29.08.2006 01:42
em   @ Enigma Znając Hito, HG/HP na pewno się pojawi ;)...   29.08.2006 09:30
EnIgMa   No to masz... zabiłaś mnie... A pomyśleć, że m...   29.08.2006 11:10
Hito   Emotka>>ok, czekam na Twój komentarz. EnIgM...   29.08.2006 11:55
WeEkEnD   Powtórzę po raz któryśtam, że jeśli fick mi się po...   29.08.2006 21:33
Hito   ROZDZIAŁ 3 Harry Potter spacerował. Lord Voldemor...   30.08.2006 18:03
EnIgMa   Nooo... teraz to ja chyba zwariuję nim nie dowiem ...   30.08.2006 22:52
dominisia888   Poza tym : Powinno być "w ogóle" nie r...   30.08.2006 22:55
Hito   Fakt, literówka. Poprawiona. EnIgMa>>Bellat...   31.08.2006 11:00
EnIgMa   No właśnie... "Bellatrix i Voldemort odnieśli...   31.08.2006 12:12
Hito   Nie jestem panią Rowling, żeby opisywać dokładnie ...   01.09.2006 13:16
szelma   Taka nagła zmiana u Harry'ego? Albo kombinuje ...   01.09.2006 13:50
owczarnia   Nie podoba mi się. Zbyt patetyczne i słodkowzniosł...   01.09.2006 14:59
Hito   Szelma>>dowiesz się później, oczywiście.   01.09.2006 15:03
szelma   Hito => No ja nie wątpię :D czekam z niecierpli...   01.09.2006 16:52
owczarnia   Jak to skąd? Na poczekaniu wymyślam ;)!   01.09.2006 16:56
Hawtagai   Narazie przeczytałam tylko poczatek,zapowiada sie ...   01.09.2006 18:21
Tajemnicza   No, no, no =) Podoba mi się. Podoba mi sie i konie...   02.09.2006 14:46
Hito   Może to dlatego, że momentami styl może wyglądać n...   03.09.2006 15:24
Hito   Ostatni ze ,,starych'' fragmentów, co może...   05.09.2006 20:06
Hito   ROZDZIAŁ 5 Harry Potter rysuje w powietrzu. Różdż...   08.09.2006 18:41
Ailith   Parę razy zabierałam się do skomentowania tego tek...   08.09.2006 20:47
PrZeMeK Z.   No, no, Hito... Opowiadanie się rozkręca. Mam nadz...   09.09.2006 01:04
Hito   Dziwna, to znaczy? Jakieś konkretne zarzuty opróc...   09.09.2006 10:31
Tara***   Nawet całkiem ten rozdział. Spotkałam się już z ki...   09.09.2006 11:05
PrZeMeK Z.   Nie miałem nic złego na myśli. Lekcja jest zrobio...   09.09.2006 15:35
Hito   ROZDZIAŁ 6 - I co? - I nic. Ginny spojrzała kątem...   11.09.2006 19:23
PrZeMeK Z.   Bez. Rozdział bardzo dobry. Podobało mi się zwłas...   11.09.2006 23:51
Tara***   Przeczytałam to wczoraj późnym wieczorem, ale dopi...   12.09.2006 14:48
Hito   Przemek>>dzięki za odpowiedź. Co czasu bardz...   12.09.2006 17:57
Tara***   Wydaje mi się, że Gwardia. Fakt, ta przebojowa Gin...   12.09.2006 20:16
WeEkEnD   W książce mówiono o GD, czyli Gwardii Dumbledore...   14.09.2006 15:14
Hito   ROZDZIAŁ 7 Istniały chwile, kiedy Ron żałował, że...   14.09.2006 16:24
haren   bardzo mi się podoba. dlatego nie moge sie odczeka...   14.09.2006 18:21
Ailith   Świetne. I przyznam szczerze, że z postu na post j...   14.09.2006 19:49
Hito   Ron przeczytał list Percy’ego. Piąty raz z r...   18.09.2006 11:33
Ailith   Szczerze? Trochę mnie rozczarowałeś. Zacząłeś taki...   18.09.2006 14:24
Hito   ,,Rozwalimy ich’’. Jak to optymistyczn...   25.09.2006 12:31
Rosssa   Duży plus za zupełnie nowy temat opowiadania. Harr...   29.09.2006 00:57
Dziubdziub   Ej sorry, ale to opowiadanie jest jakieś takie bez...   01.10.2006 11:41
Hito   Jak widać, rozpoczęcie roku akademickiego i skanda...   07.10.2006 14:29
Ailith   Niesamowite. Najbradziej zaintrygował mnie mężczyz...   07.10.2006 22:46
Rosssa   Cóż mogę napisać...Nie mam dziś zbyt weny twórczej...   09.10.2006 23:40
Hito   Ailith>>tak się zastanawiałem podczas pisani...   18.10.2006 20:17
Rosssa   Hehe czyli nieznajomy pan to Wander :blush: Parc...   18.10.2006 22:23
EnIgMa   No no no... powoli robi się ciekawie. Tylko czemu ...   19.10.2006 10:54
Hito   Rosssa>>cóż, jeśli wpadnie mi do głowy jakiś...   19.10.2006 12:08
EnIgMa   No tak, tym razem go użył, ale... Po prostu odni...   19.10.2006 12:45
Ailith   I na coś takiego czekałam! (oczywiście poza s...   19.10.2006 15:51
PrZeMeK Z.   Zacnie sobie poczynasz, Hito, zacnie. Fick jest na...   20.10.2006 22:07
Hito   EnIgMa>>no, ,,czara goryczy'' to tak...   21.10.2006 18:13
PrZeMeK Z.   Hito, nie wiem jak z EnIgMą, ale mój pseudonim moż...   21.10.2006 19:46
EnIgMa   ej no... wiem przecież, ze to metafora... mam nad...   21.10.2006 20:17
Hito   - Dzisiejszą lekcję zacznę od następującego pytani...   27.10.2006 14:10
PrZeMeK Z.   Dobry part. Przyjemnie się czytało. Co do Luny, wy...   27.10.2006 15:34
Ailith   Podoba mi się - może dlatego, że odcinek nie był t...   27.10.2006 15:39
Hito   ROZDZIAŁ 9 - Wybacz mi, Lordzie, nie słyszałem ci...   31.10.2006 14:40
Rosssa   Hehe i znowu kolejne zdanie, które rzuciło mi si...   02.11.2006 23:42
Ailith   No. Właśnie. Świetnie, cudownie, genialnie... aż ...   31.10.2006 17:58
Tara***   No, no. Dawno mnie tu nie było. Przyszłam i nie ża...   04.11.2006 11:58
Hito   RODZIAŁ 10 Percy Weasley widział swoje odbicie w ...   10.11.2006 19:38
PrZeMeK Z.   Przeczytałem oba ostatnie party dopiero teraz. Pie...   11.11.2006 01:21
Croco   Wciągnęłam wszystko z zapartym tchem, zamiast uczy...   11.11.2006 11:55
Ailith   Wreszcie następna część. Już się doczekać nie mogł...   11.11.2006 13:38
Hito   No dajcie spokój, Percy też potrzebuje trochę mi...   17.11.2006 20:08
Hito   Aha, byłbym zapomniał: ROZDZIAŁ 11 Luna złapała ...   17.11.2006 20:33
Madius   Draco odmienia się, ale inaczej i z tego co pamięt...   18.11.2006 00:03
PrZeMeK Z.   Wspaniałe, Hito. Doprawdy wspaniałe. Nie potrafię ...   18.11.2006 00:52
Hito   Zgadzam się w jak najwyższym stopniu. Fic (nie tyl...   18.11.2006 12:30
Ailith   Cóż... mimo faktu, że nie pojawił się tu Voldemort...   19.11.2006 16:55
Hito   Harry, opychając się ciastem, spojrzał na puste, w...   25.11.2006 15:01
PrZeMeK Z.   Za-za-za-rąbiste! Nie mogłem się oderwać, a t...   25.11.2006 15:29
Scarlettt   ekhm... cóż... nie wiem od czego zacząć... może od...   25.11.2006 21:08
Hito   Przemek>>dzięki. Natomiast co do wątpliwości...   25.11.2006 21:10
Scarlettt   phi... to może jeszcze kolokwium idź za mnie zalic...   25.11.2006 21:14
PrZeMeK Z.   Dzięki Bogu, już się bałem. :) A co do braku ...   25.11.2006 21:26
Ailith   I co ja mam powiedzieć? Skoro Przemek wyraził wszy...   27.11.2006 17:31
Hito   - I co? – Ron dał Harry’emu kuksańca p...   30.11.2006 20:45
Ailith   Uau. Następna część. :D Bez zbędnych wstępów: I t...   30.11.2006 21:23
PrZeMeK Z.   Dobra część, naprawdę dobra. Nie przepraszaj, już ...   03.12.2006 12:57
Hito   ROZDZIAŁ 12 Caedes. Krótka nazwa, z wdziękiem, li...   08.12.2006 14:46
PrZeMeK Z.   Mocne. Bardzo mocne. Pierwszy "mroczny" ...   08.12.2006 16:40
Hito   Prawidłowa reakcja. Zachowanie Harry'ego powi...   08.12.2006 17:33
PrZeMeK Z.   Oczywiście, że tak. To właśnie miałem na myśli, t...   08.12.2006 17:42
Ailith   No. Właśnie. Piękne. Hmmm... chyba jak dotąd najle...   08.12.2006 18:59
Rosssa   Jej. W niektórych momentach naprawdę mroczne i prz...   08.12.2006 20:28
Hito   Heh, i jak ja mam się dziwić, że kobiety lubią Dra...   08.12.2006 20:44
Tomak   Woow jestem pod wrażeniem twojego ficka. Ten mrocz...   09.12.2006 16:07
Tara***   No nie. Pod wrażeniem jestem. Part najlepszy ze ws...   11.12.2006 21:36
Hito   ROZDZIAŁ 13 Percy Weasley patrzył na swoje odbici...   16.12.2006 10:10
Tomak   Hmm co powiedzieć ? Jak dla mnie ten rozdział był ...   16.12.2006 13:23
PrZeMeK Z.   Obj. 3,15n Przynajmniej do połowy. Do pojawienia ...   16.12.2006 14:24
Hito   Tomak>>wiesz, nie da się napisać fica HP, w ...   16.12.2006 16:33
Ailith   Hmmm... przyznam, że w tej części nieco brakowało ...   17.12.2006 01:03
PrZeMeK Z.   Ailith - chyba po prostu Hito opisuje go częście...   17.12.2006 01:26
Hito   ROZDZIAŁ 14 - Dzisiaj Walentynki. Wiesz oczywiści...   22.12.2006 14:16
3 Strony  1 2 3 >


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 24.05.2024 17:25