Behind The Scar
Projektowanie stron internetowych General Informatics, oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | Pomoc Szukaj Użytkownicy Kalendarz |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
Behind The Scar
Hito |
23.08.2006 11:04
Post
#1
|
Magik Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 751 Dołączył: 11.10.2005 Skąd: Częstochowa/Wrocław Płeć: Mężczyzna |
Tradycyjnie na początek kilka uwag wstępnych:
1) Tytuł fica jest po angielsku, ponieważ tak mi lepiej brzmi. Nigdy nie byłem wielkim patriotą, niestety. 2) Ten fic NIE jest kontynuacją ,,Dwóch nocy''. 3) Ten fic jest alternatywnym tomem VI, nie VII. Choćby dlatego, że zacząłem go pisać i porzuciłem już dawno temu. 4) I pomyśleć, że zastanawiałem się, gdzie go umieścić... Teraz mam nadzieję, że Modzi nie wywalą mi go z Kwiatu Lotosu. Na razie chyba wszystko. Aha - chciałem od razu zrobić sondę, ale forum się na mnie wypięło. PROLOG – Bestia, cześć pierwsza Powietrze faluje, jak gdyby było bardzo gorące. Jednak to nie żar, wydobywający się z płonącego lasu, zniekształca percepcję rzeczywistości. Burzowe chmury, pokrywające właściwie całe niebo, jak okiem sięgnąć, wyglądają zdecydowanie nieprzyjemnie. Często przecinają je nitki błyskawic, po których nie rozlega się grom. Niektóre uderzają w ziemię. Dopiero wtedy daje się usłyszeć ich skwierczenie. Mimo takiej pogody, deszcz nie pada. Wiatr również jest nieobecny. Pioruny zstępujące z nieba w dół zdają się koncentrować w jednym punkcie, oświetlając na mgnienie oka kamienne mury zrujnowanego zamku. Błyskawice i ogień współgrają w obrazie zniszczenia. Krótkie błyski światła pozwalają ujrzeć wśród ciemności zniszczone boisko do quidditcha. Pozostałości monumentalnego zamku mienią się ciepłymi kolorami. Cała pobliska wioska stoi w ogniu. Płomienie zdobią ciemnoniebieską toń pobliskiego jeziora jaskrawym blaskiem. Zamek musiał być kiedyś wielki i wspaniały, istne dzieło sztuki budowlanej. Teraz prezentuje się żałośnie. Poprzewracane wieże, popękane mury, wszędzie walające się kamienie. Sczerniała, spalona ziemia na dziedzińcu, obrócone w drobny mak rzeźby, których kawałki mieszają się ze szkłem ze zniszczonych okien. Ciała. Zastygłe w pozach, które przywodzą na myśl popsute lalki. Powietrze przestaje falować. Szczegóły stają się bardziej wyraźne. Jednym z nich jest krew, rozlana wokół ciał, która zdążyła już dawno skrzepnąć. Jej woń tonie we wszechogarniającym zapachu spalenizny. Błyskawice uspokajają się na chwilę, skupiając się na podświetlaniu mrocznego nieba. Wcześniej smagany piorunami punkt, sterta kamieni, staje się lepiej widoczny. Wokół niego ślady zniszczeń i śmierci są najbardziej intensywne. Na szczycie kamiennej piramidy stoi samotna, ludzka postać. Jej głowa, okryta czarnymi włosami, zwisa w dół. Palce ma szeroko rozcapierzone. Drgają one lekko, może dlatego, że ścieka z nich ciemna krew. Pierwszy powiew wiatru, który dopiero teraz nawiedził ruiny zamku, zawodząc niczym upiór, porusza czarną szatą stojącego nieruchomo na stercie gruzu człowieka. Wiatr zaczyna dąć tak mocno, jak gdyby chciał go obalić na ziemię. On jednak ani nie drgnie. Tylko jego peleryna miota się tak, jakby chciała oderwać się i znaleźć od niego jak najdalej. Uśmiecha się za to. Jego zęby błyskają w surrealistycznej scenerii destrukcji. Jego dłonie zaciskają się w pięści, tak mocno, że jego własna krew kapie na kamienie. A potem rozbrzmiewa śmiech. Śmiech szaleńca, który kruszy pozostałe mury. Rozlega się również straszny wrzask dziewczyny, pełen rozpaczy i cierpienia, wymieszany z imieniem, wykrzyczanym głosem pełnym udręki. Trwa krótko, i ani na chwilę nie udaje mu się zagłuszyć szyderczego i okrutnego zarazem śmiechu czarno odzianego człowieka o iście hebanowych oczach. Błyskawice szaleją, uderzając we wszystko, co jeszcze wygląda na nietknięte lub nie spalone. Martwe ciała momentalnie trawi ogień. Pioruny uderzają również w postać zanoszącej się śmiechem Bestii, która przyjmuje je z radością. Dziewczęcy krzyk rozbrzmiewa ponownie, lecz nagle urywa się jak ucięty nożem. ROZDZIAŁ 1 Życie naprawdę może zaskoczyć. Nawet potężnego czarodzieja, który niejedno już przeżył i wiele doświadczył. Kilkadziesiąt lat spędzonych na ziemskim padole wcale nie gwarantuje, iż niespodzianki to już przeszłość. Nieoczekiwane nie zawsze przynosiło szczęście, ale tym razem zdumienie miało pozytywny odcień. Lord Voldemort nigdy nie spodziewałby się, że zyska takiego sojusznika. Szczególnie po klęsce akcji w Ministerstwie Magii. Te czternaście lat plugawej egzystencji w ukryciu zamknęło mu oczy na wiele spraw. Tak skutecznie, że rok temu nawet by nie przypuszczał, że jest to możliwe. Taka myśl choćby raz nie zagościła w jego głowie, zbyt był zajęty odbudowywaniem swojej armii śmierciożerców oraz działaniami zmierzającymi do odczytania przepowiedni ukrytej w czeluści gmachu Ministerstwa. Nie udało się poznać proroctwa, ale teraz wątpił, by było mu to potrzebne. Prawdę już znał i teraz musiał nauczyć się z nią żyć. I nie śmiać się w duchu za każdym razem, gdy o tym pomyśli. Thomas Riddle z niejakim zaskoczeniem zdał sobie sprawę, że jeszcze coś potrafi go rozbawić. Voldemort siedział na swoim czarnym tronie, którego zdobieniami były gustowne, ludzkie czaszki. Mniejsze niż prawdziwe i sztuczne, rzecz jasna, ale i tak wyglądały uroczo, jeśli tylko ktoś miał taki gust, jak Riddle. Dla niego akurat najważniejszy był fakt, iż robią one odpowiednie wrażenie na jego podwładnych. Tron znajdował się w centralnym pomieszczeniu jednej z posiadłości należących do rodziny Tego-Którego-Imienia-Nie-Można-Wymawiać. Kiedyś był to salon, ale po gruntownej przebudowie i remoncie rezydencji pokój ten pasował do swej roli. Czerwony dywan był odpowiedni, obrazy przodków Riddle’a tak samo, nie wspominając już o umeblowaniu, które tam praktycznie nie istniało. Okna dawały tylko tyle światła, ile było potrzeba, by goście Lorda w jego obecności czuli się niezręcznie czy też, co bardziej pożądane, zagrożeni. Voldemort lubił sprawiać odpowiednie wrażenie. Upił łyk czerwonego, francuskiego wina z kryształowego kielicha, który służył mu dobrze przez ostatnie kilka miesięcy. Alkohol to była tylko jedna z przyjemności, które Thomas zaczął ponownie odkrywać. Cud, że przez ten atak szesnaście lat temu w ogóle nie stracił pamięci, a jego mózg nie zaczął przypominać zielonego warzywa. Tak. Atak. Blizna. To doskonale pamiętał. Zresztą ciężko było o tym nie myśleć, patrząc przenikliwie na nowego sprzymierzeńca czarnej magii. - Powiedz mi, Harry, po co tu jesteś? Czarnowłosy chłopak stojący kilka metrów od tronu Voldemorta nie od razu odpowiedział. Na środku czoła, pod grzywą mnóstwa niesfornych włosów, widniała blizna w kształcie błyskawicy. Była czerwona od zakrzepłej krwi. Strój młodzieńca był dość prosty – czarna peleryna na czarnym uniformie, który wyglądał jak szkolny. Być może na hogwarcki, tylko że do tego brakowało emblematu jakiegoś domu. Zamiast tego na miejscu serca widniała zielona czaszka i dwa węże, symetrycznie od niej odchodzące. Chłopak stał wyprostowany, jego spojrzenie utkwione było w Czarnym Panu. Kiedyś, być może, oczy szesnastolatka były radośnie zielone. Teraz już nie. Kiedyś, być może, te oczy wyglądały ładnie i promieniowała z nich dobroć i urok. Teraz już na pewno nie. Nawet człowiek wpół ślepy by to zauważył. Wzrok chłopaka był zimny niczym Arktyka. I było w nim coś, co nawet Voldemorta dziwiło. W końcu on tu był Czarnym Panem. Tymczasem... - Dlaczego mnie o to pytasz, Lordzie? Przecież to oczywiste, że jestem tu po to, by ci pomóc. No właśnie. Pomóc, a nie służyć. Dotąd żaden śmierciożerca mu tak nie odpowiedział, zapewne nawet nie wziął pod uwagę innej możliwości odpowiedzi, może z wyjątkiem Malfoya. A teraz drugi z największych wrogów Voldemorta, obok Dumbledore’a, stał tutaj i patrzył się tak, jakby chciał zamienić się z nim na miejsca i samemu zasiąść na tronie. Co, oczywiście, nigdy się nie stanie. Riddle nie miał wątpliwości co do stopnia przydatności Pottera, ale nie miał ich również, jeśli chodzi o jego przyszłą likwidację. Nie mógł ryzykować, a coś w głębi mrocznej duszy mówiło mu, że współpraca z chłopakiem może się źle dla niego skończyć. To również było zabawne, bo co taki gówniarz mógł zrobić jemu, Lordowi Voldemortowi? Jednak nie potrafił zaprzeczyć, że miał ochotę wiercić się na tronie pod tym spojrzeniem. - Jesteś tego pewien? - Oczywiście. – W głosie Harry’ego nie można było usłyszeć wątpliwości czy wahania. - I potrafisz tego dowieść? - Oczywiście. – I znowu. - Jak? - A to już niespodzianka, Lordzie. Voldemort oparł się wygodniej o oparcie tronu. Jego taksujący wzrok ani na chwilę nie przestał obserwować Pottera. Ten wyglądał jak posąg – jedynie jego usta się poruszały. Ręce miał schowane pod peleryną, więc ich Riddle nie mógł dostrzec. Mowa ciała i mimika chłopaka nie zdradzała nic oprócz tego, że wcale się go nie boi. Ten fakt już sam w sobie był ciekawy. - Panie, uważam, że nie powinniśmy mu ufać. Głos zabrała jedyna osoba, która oprócz dwójki mężczyzn znajdowała się w pomieszczeniu. Wysoka kobieta, która od początku rozmowy ani na krok nie odstępowała prawej strony tronu, odwróciła głowę w kierunku Voldemorta. Jej długie, kruczoczarne włosy zafalowały lekko. - Naprawdę – dodała. Czarny Pan powoli przeniósł wzrok z Harry’ego na Bellatrix Lestrange, swoją prawą rękę i agentkę do specjalnych zadań. - A dlaczego nie? - To Harry Potter, mój panie. – Kobieta powiedziała to takim tonem, jakby ten argument wystarczył za wszelkie wyjaśnienia. Voldemort uśmiechnął się szeroko na te słowa. Nie był to uśmiech, jaki specjaliści od marketingu umieściliby na reklamie najnowszej pasty do zębów. I to bynajmniej nie z powodu niewystarczającej bieli zębów. - Wiem o tym, Bell. I to mnie cieszy. - Ale przecież... to on jest sprawcą tych wielu lat nieszczęścia, jakie cię spotkały, panie! - Zdaje się, że on nie był bezpośrednio temu winien. Zresztą, teraz Potter nam to wynagrodzi, prawda? – Słowa skierowane były do Harry’ego, który powrócił do swojej poprzedniej pozycji delikatnym drgnięciem głowy. Wcześniej dokładnie przyjrzał się Bellatrix. Śmierciożerczyni miała ciemne oczy, o barwie prawie takiej samej, jaką miały jej włosy. Kobieta ubierała się zgodnie z obowiązującą modą na dworze rodziny Riddle – na czarno. Oczywiście przynależność do płci pięknej musiała zaznaczyć w postaci gustownej sukni wykonanej z jedwabiu, z niemałym dekoltem i szerokim dołem. Bellatrix miała nienaganną figurę i proporcjonalną, ładną twarz. Każdy znawca kobiecej urody po chwili obserwacji powiedziałby o niej - ,,chłodna piękność’’. Wyglądała na piękniejszą i młodszą, niż ostatnio. Nie na swoje lata. Pottera jednak zupełnie to nie obchodziło. Słaba Bellatrix nie znajdowała się w kręgu jego zainteresowań. - Prawda. Nie musisz się obawiać, Lordzie, moja lojalność jest teraz niepodważalna. Nigdy nie stanę się ponownie posłusznym pieskiem Dumbledore’a. – Tej wypowiedzi towarzyszył lekki uśmieszek zadowolenia na ustach Harry’ego. - Cieszy mnie to. Jednak wiedz, że ja i Bell będziemy cię dokładnie obserwować. Jeden nieodpowiedni ruch i kończysz jako karma dla robaków. - Nie będzie żadnych nieodpowiednich ruchów, Lordzie. – Stanowczość Pottera była niepodważalna. Thomas wierzył mu. Doskonale wyczuwał mrok w jego duszy. Harry Potter był po jego stronie. Było to dla Voldemorta o tyle pewne, że sam przyczynił się do tego stanu rzeczy. Że też nie pomyślał o tym wcześniej... Najprostsze rozwiązania są najlepsze. Fakt zmiany barw klubowych przez Pottera dawał większą szansę na zwycięstwo nad Albusem. A upokorzenie, przegrana i w końcu śmierć dyrektora Hogwartu była dla Voldemorta sprawą najwyższej wagi. I jeśli on, Potter, umożliwi mu to, rozpocznie się nowa era czarnej magii. Przede wszystkim – szlamy. Potem mugole... Ale to już dalsze plany. Teraz trzeba się skupić na teraźniejszości. A ona, bądź co bądź, zapowiadała się interesująco. Riddle pozwolił sobie na jeszcze jeden pełen satysfakcji uśmiech. Bellatrix wiedziała, że rozmowa jest skończona. Cofnęła się o krok i schowała w cieniu tronu. Czuła instynktownie, że Potter coś ukrywa. Wątpiła, by to jej nadwrażliwość doszła do głosu. Wiedziała też, że Pan nie da się przekonać. Spojrzała z gniewem na Pottera. Harry wysunął prawą rękę spod peleryny i poprawił okulary, które lekko zsunęły mu się na nos. Rzucił wtedy okiem na panią Lestrange. Uśmiechnął się. W bardzo podobny sposób do Lorda Voldemorta. - Jeszcze sobie porozmawiamy, Harry – rzucił Riddle. – Tymczasem rozgość się w posiadłości prawdziwych czarodziejów. - Jak sobie życzysz, Lordzie. Ten post był edytowany przez Hito: 23.08.2006 11:05 -------------------- Mój nowy fic
One in Fire Two in Blood Three in Storm Four in Flood Five in Anger Six in Hate Seven Fear Evil Eight Nine in Sorrow Ten in Pain Eleven Death Twelve Life Again Thirteen Steps to the Dark Man’s Door Won’t be turning back no more |
Luinehil |
11.06.2007 23:07
Post
#2
|
Mugol Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 9 Dołączył: 02.01.2007 Skąd: Z twoich snów:P Płeć: Kobieta |
No nie mogę się powstrzymać. Muszę skomentować.
Kiedy weszłam na te opowiadanie nie spodziewałam się czegoś... takiego. Myślałam sobie, że to będzie taki zwykły tekst, w którym Harry jest zły, morduje itepe, ale z nudów wzięłam się za czytanie. I bardzo dobrze! Już dawno żaden fic tak mnie nie wciągnął! Śmiem twierdzić, że przeczytałam już, może nie wszystkie, ale większość wartych przeczytania fanficków. A tu takie miłe zaskoczenie! Naprawdę te opowiadanie mnie wciągnęło; ma w sobie tą atmosferę, urok. Po prostu nie mogłam się od niego oderwać, musiałam doczytać do końca. Ale tak to już ze mną jest - dobry tekst musi być przeczytany do końca, choćbym miała zaryć noc. No i jakie są moje wrażenia? Po prostu brak mi słów. Świetnie przedstawiłeś postać Harry'ego, szczególnie od tej jego "złej" strony. Zdążyłam już nawet poczuć obrzydzenie do niego, po tych jego "wybrykach", a to już jest coś, zwłaszcza, że przyzwyczaiłam się odbierać tę postać, jako, może nie takiego krystalicznie czystego bohatera, lecz jednak jako zdecydowanie pozytywną postać. Na początku przyznam się, byłam zdezorientowana. O co chodzi? Najpierw Potter jest zły, potem dobry, potem jest znowu zły? Doszłam więc do wniosku, że Harry ukrywa te swoje złe wcielenie, a przed przyjaciółmi udaje niewiniątko. Niestety, potem zmieniłam zdanie. Harry nie mógł być aż tak dobrym i wiarygodnym aktorem. Kompletnie się zagubiłam. Mój umysł, automatycznie podczas czytania, wymyślał różnie niestworzone teorie, na temat: "Dlaczego Harry stał się złyyyy?". Nie będę się rozpisywać na ten temat, chociaż niektóre teorie były naprawdę surrealistyczne, hehe Złe, nazwę to "wcielenie Harry'ego" było doprawdy interesujące. Jak człowiek może stać się takim... skur... ekhem.... Jak może cieszyć się, napawać wręcz cierpieniem innych ludzi?! Ja rozumiem, Voldemort może być kimś takim, ale Harry?! W jakimś opowiadaniu był cytat (Może nie dosłowny), który świetnie pasuje do tego opowiadania: "Wiesz dlaczego tobą gardzę, Potter? Bo inni w tobie widzą krystaliczne dobro, a ja widzę, jak twoja umęczona dusza wciąż walczy z mrokiem. Na razie z dobrym skutkiem. Ale czy na długo?" Nonono..., pomyślałam sobie, ale będzie jazda. No i była. Chociaż ta teoria ze snami pojawiła się w moich wyobrażeniach, nie sądziłam, że ją wykorzystasz. No bo to oklepane wydawało mi się tak jakoś. Ale zdziwiłam się, bo nawet taki pomysł został zrealizowany w bardzo interesujący sposób. I nie mogę zarzucić brak oryginalności, bo samo wykonanie jednak mnie zaskoczyło. Bardzo to sobie cenię u autora: umiejętność zdziwienia czytelnika. Podobało mi się też to, że nie koncentrowałeś się tylko na Potterze. Widać tu też wątki Percy'ego, który jednak chce się nawrócić Mamy też wgląd na działalność Zakonu w odnajdywaniu Horkruksów, nawet na miłość Tonks do Lupina. Chociaż nie powiem, nieraz mnie zirytowało, kiedy akcja przechodziła "dalej" w najlepszym momencie. Wtedy czytałam tak szybko, że ledwo rozumiałam, chcąc dowiedzieć się, co będzie dalej. Nie ma co, Hito, potrafisz wzbudzić napięcie. Gratuluję. Sądzę, że cała akcja w czarodziejskim świecie w czasie szóstego tomu Harry'ego jest bardzo realistyczna. Uważam, że to opowiadanie może być naprawdę dobrą alternatywą szóstego tomu Pottera. No dobrze, przejdę teraz do dalszych wątków. Paring Harry/Hermiona, może nie aż tak strasznie oklepany i przejedzony, podobał mi się. Może to dlatego, że został tu przedstawiony tak realistycznie? Hermiona zdobywająca miłość Harry'ego tak stopniowo, nie narzucając się - to bardzo do niej podobne. I to tez sobie cenię w tym opowiadaniu: kanoniczność. No ale przejdźmy do poprzedniego rozdziału. Moje wrażenie po jego przeczytaniu było jedno: O kur*wa. Luna nie żyje?! Draco nie żyje?! Ron nie żyje?! No kurdę coś za dużo trupów się zrobiło, nieprawdaż? Nie mogę sobie tego wyobrazić! Przecież już się przyzwyczaiłam do ich "wątków"! No jak to?! I oni tak sobie umrą? No ja nie mogę! Aż mnie jasny szlag trafił. No dobra, muszę się uspokoić. Wdech i wydech. Wdech i wydech. Dobra. Hito, nie da się czegoś z tym zrobić?! No bo kurczęęę... ja nie wiem co to będzie dalej z Harrym... Chociaż już w moim umyśle rozwinęła się scena, gdzie Potter rozwala całe skrzydło szpitalne w napadzie furi, hehe No i ciekawa jestem, co na to powie Dumbledore. Czy Harry będzie miał do niego wielki żal, za to że go nie było? Może wszystko inaczej by się potoczyło? Nono... to byłoby ciekawe. Ach... niemal zapomniałabym. Ten nauczyciel od OPCM mnie denerwuje. Jak on może nie próbować uratować Luny?! No jak?! Na początku nie miałam nic do niego, ale teraz niemal go nienawidzę. Chociaż nie powiem, ciekawie wykreowałeś tę postać. Jest bardzo intrygująca i tajemnicza ze swymi planami. Sądzę, że jeszcze mnie zaskoczy. Nie wiem, czy pozytywnie. No dobra, kończę ten komentarz. Mam nadzieję, że następny rozdział pojawi się niebawem, bo już zdążyłam się poważnie zniecierpliwić. Życzę weny! QUOTE Jakbyście mnie tak za sceny akcji nie zjechali, to też wena by mnie nie opuściła. Sami jesteście sobie winni :] No i widzicie co narobiliście? Teraz trzeba będzie czekać... Ja powiem, że nic nie mam do scen akcji. Mi się podobało, hi hi Pozdrawiam cieplutko. L. -------------------- Są osoby, które się pamięta, i osoby, o których się śni.
— Carlos Ruíz Zafón Cień wiatru Jedynie ludzie o zdrowych zmysłach wariują. - No to ja już nie wiem, czy jestem zdrowa czy nie xD. Gdybym miał niebios wyszywaną szate Z nici złotego i srebrnego światła, Ciemną i bladą, i błękitną szatę Ze światła, mroku, półmroku, półświatła, Rozpostarłbym ci tę szatę pod stopy, Lecz biedny jestem: me skarby -- w marzeniach, Więc ci rzuciłem marzenia pod stopy; Stąpaj ostrożnie, stąpasz po marzeniach. |
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 23.05.2024 08:33 |