[t] Ratując Twoje Życie, Hermiona + Severus
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | ![]() ![]() ![]() ![]() |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
[t] Ratując Twoje Życie, Hermiona + Severus
NikonCorso |
![]() ![]()
Post
#1
|
![]() Kafel Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 11 Dołączył: 10.02.2009 ![]() |
Od tłumaczki:
Przedstawiam Wam, drodzy czytelnicy, pierwszy rozdział tłumaczonego przeze mnie opowiadania. Jest to mój debiut w tej dziedzinie. Nie proszę jednak o wyrozumiałość, a krytykę. Jeśli moje próby okażą się dla Was zbyt przykre, to przestanę Was torturować. ![]() Tytuł: Ratując Twoje Życie (Saving Your Life) Autorka: lilmisblack Link do oryginału Zgoda: jest ![]() Rozdział 1 - Ratuję Ci Życie Obudziła się czując dudnienie w głowie. Całe ciało miała obolałe. Próbowała się poruszyć, ale szybko zrozumiała, że jest przykuta do ściany. Chciała się rozejrzeć, ale było zbyt ciemno by można było cokolwiek zobaczyć. Sparaliżowana przez strach przypomniała sobie, co się stało. Zaczęła się zastanawiać, dlaczego wciąż żyje. Ledwie kilka tygodni temu, po śmierci Dumbledore’a zorganizowano trzy spotkania Zakonu Feniksa. Pierwsze odbyło się tuż po pogrzebie. Jednak wszyscy wciąż byli w zbyt wielkim szoku by zrobić cokolwiek. Drugie miało miejsce w Londynie w opuszczonym domu, jednak wyglądał on tak tylko z zewnątrz. To właśnie w tym miejscu zatrzymywała się większość członków Zakonu, odkąd Grimmauld Place nie było już bezpieczne. Szczególnie teraz, gdy Snape jest po przeciwnej stronie. Ten człowiek znał wszystkie tajemnice Zakonu i nie musi być ostrożny, by uniknąć podejrzeń. Już nie. Podczas drugiego spotkania, które trwało ledwie kilka godzin, wszyscy zdecydowanie unikali tematu zdrajcy. Może niektórzy wcześniej nie ufali Snape’owi, lecz wciąż byli zbyt poruszeni tym, co zrobił. Na szczęście mieli innych szpiegów, niestety żaden z nich nie był tak blisko wroga jak on. Zakon został poinformowany, że ktoś w Ministerstwie pracuje dla Voldemorta, ale nie wiedzieli kto. Postanowiono prowadzić dalsze śledztwo i to było wszystko, co przedyskutowano na zebraniu. Harry zdecydował się nie mówić nikomu o Horkruksach. Cała trójka już za kilka dni miała wyruszyć do Doliny Godryka, by spróbować je znaleźć. Trzecie i ostatnie spotkanie Zakonu Feniksa odbyło się tego popołudnia, ale ona nigdy tam nie dotarła. Była już w drodze, gdy zobaczyła go z innym czarodziejem. Obaj ukrywali twarze, starając się przejść ulicą niezauważeni. Jego głos, nawet gdy szeptał wystarczył, aby wiedziała kim był. Ta maniera była nie do podrobienia, zupełnie jak u syna. Ukryła twarz pod kapturem i ruszyła za nimi, gdy tylko opuścili ulicę Pokątną i weszli do mugolskiego Londynu. Szła za nimi utrzymując przy tym bezpieczną odległość, by nie zostać zauważoną. Mugole przyglądali się zaciekawieni, lecz czarodzieje nie zdawali się tym przejmować. Minęło ponad dziesięć minut i sytuacja nie uległa zmianie. Miała nadzieję, że kierowali się do kwatery głównej, rozmyślając jak Zakon mógłby wykorzystać tą informację. Może mogliby zaatakować z zaskoczenia, albo… Rozejrzała się wkoło, czując niepokój. Była tak pochłonięta myślami, że nie zdawała sobie sprawy, że mężczyzn nie ma w zasięgu jej wzroku. Była zupełnie sama w środku opuszczonego parku. Wewnętrzny głos podpowiadał, że śledzenie Śmierciożerców po Londynie na własną rękę, było idiotycznym posunięciem. Najgorsze jest to, że nie zaczęła się nawet zastanawiać, dlaczego się po prostu nie teleportowali. Słysząc zimny śmiech za plecami, zrozumiała gdzie są mężczyźni, ale nie miała czasu na uniesienie różdżki. Zobaczyła czerwony błysk i nagle zapadła ciemność. Uderzenie o podłogę spowodowało, że się ocknęła. Czarodzieje w końcu się teleportowali zabierając dziewczynę ze sobą. Leżała w ogromnym pokoju, otoczona przez co najmniej sześciu Śmierciożerców. Mimo że nosili maski i nie mogła zobaczyć ich twarzy, wiedziała, że byli zdziwieni widząc ją. Może dlatego jeszcze nie zaatakowali. Przyglądali się jej nie przerywając rozmów, niektórzy nawet się śmiali. Była zbyt przerażona, żeby zauważyć jednego z nich opuszczającego pospiesznie salę. Straciła oddech, po tym jak uderzyło pierwsze zaklęcie. Podniesiono ją i doznała zawrotu głowy. Mężczyźni zaczęli się śmiać szaleńczo i poczuła uderzenie co najmniej czterech kolejnych zaklęć. Całe ciało miała pokryte głębokimi nacięciami, a krew była wszędzie. Ich śmiech stał się głośniejszy, gdy jej twarz pokryły ślady łez. Jednak nie krzyczała, nigdy nie będzie błagać o litość. Nagle w pokoju zapadła cisza. Śmierciożercy rozstąpili się i zobaczyła zbliżającą się zakapturzoną postać. Jedyne, co mogła dostrzec, to para czerwonych oczu i skierowana w nią różdżka. Wyszeptał słowa, których nie zrozumiała i została pochłonięta przez ciemność. Tak znalazła się przykuta do ściany, ale wciąż żywa. Próbowała uwolnić ręce, jednak okazało się to niemożliwe. Zauważyła, że rany zostały wyleczone i zamiast ulgi poczuła przerażenie. Czego mogą chcieć, by trzymać ją przy życiu? Pokój wypełniło światło, gdy otworzyły się drzwi i ciemna postać weszła do środka. - Nie mogłaś zaczekać do jutra by mnie zobaczyć, czyż nie? Ten głos rozpoznałaby wszędzie, tak często słyszany przez ostatnie sześć lat. Jednak było coś strasznego w jego tonie. Otworzyła usta żeby odpowiedzieć, lecz powstrzymał ją wzrokiem. Patrzyła nieruchoma, jak się zbliża. Zatrzymał się kilka centymetrów od niej, był tak blisko, że niemal się stykali. Nagle objął ją w tali ramieniem i w tym samym momencie zatopił twarz w burzy włosów. Mógł wyczuć jej napięcie przy każdym dotyku. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, wyszeptał do ucha tak cicho, że ledwie mogła usłyszeć. - Graj dalej, oni patrzą. - Co robisz? – Zapytała trzęsącym się głosem. - Ratuję ci życie – powiedział, jak tylko zaczął całować jej szyję. ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ Od tłumaczki: I jak się podobało? Chcecie ciągu dalszego? Ten post był edytowany przez NikonCorso: 12.02.2009 02:42 -------------------- I'm not your princess
This ain't a fairytale I'm gonna find someone, someday Who might actually treat me well. This is a big world, That was a small town There in my rearview mirror, Disappearing now. And it's too late for you and your White Horse, Now its too late for you and your White Horse To catch me now. |
![]() ![]() ![]() |
NikonCorso |
![]()
Post
#2
|
![]() Kafel Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 11 Dołączył: 10.02.2009 ![]() |
Wklejam kolejny rozdział, ale niestety tak się stało, że nie wiem kiedy moja biedna beta skończy go poprawiac. Dlatego ostrzegam, że jest to wersja jeszcze nie sprawdzona. Wprowadzę wszelkie poprawki, jak tylko dostanę wersję poprawioną. Mam nadzieję, że mnie za to nie zlinczujecie...
Pozdrawiam, NC Rozdział 3 Nic nie mów. Tak po prostu zostawił ją na środku mugolskiej ulicy. Była tak słaba, że ledwie mogła się ruszyć. Przeszło jej przez myśl, żeby poprosić kogoś o pomoc. Jednak instynkt podpowiadał, że będzie lepiej jeśli nikt z Zakonu nie dowie się, co właśnie zaszło. Sama nie była pewna, co się wydarzyło. Był tylko jeden sposób, żeby wydostać się z tego miejsca. Upewniła się, czy nikt jej nie widzi i aportowała się przed drzwiami kwatery głównej. Wzięła głęboki oddech i otworzyła drzwi. Miała nadzieję, że na nikogo nie wpadnie skradając się cicho po schodach do sypialni. W jej głowie panował chaos. Obrazy ostatnich kilku godzin wciąż do niej wracały przyprawiając o zawroty głowy. Powoli weszła do łazienki i przy pomocy magii wypełniła wannę wodą w kilka sekund. Zrzuciła ubrania i zostawiła je przy drzwiach. Zanurzyła się w gorącej kąpieli, która koiła bolące mięśnie i zmywała złe wspomnienia. Wkrótce i obrazy w myślach uległy zmianie. Nie mogła uwierzyć w to, co właśnie zrobiła. Czy był szczery mówiąc, że ratuje jej życie? Z niewiadomego dla siebie powodu, uwierzyła mu. Lecz teraz, gdy była już bezpieczna zobaczyła całą sytuację z zupełnie innej perspektywy. Może po prosu bawił się jej umysłem, zwodził ją. Wszystko po to, by znaleźć sposób użycia jej przeciw osobom, które kocha… Przez tyle lat Snape był podejrzewany tak wiele razy i zawsze okazywało się to pochopne. Czy istniało coś, czego jeszcze nie wiedzieli o śmierci Dumbledore’a? Coś czego nie byli w stanie zrozumieć? Zobaczyła to w jego oczach. Wydawał się zaniepokojony i brzmiał szczerze mówiąc, że chce jej pomóc. Przecież jest żywa. W dodatku wyleczył jej rany. To musiało coś znaczyć… Prawdę mówiąc, zawsze postrzegała go jako nauczyciela. Nie widziała w nim mężczyzny. Mimo to, jej ciało było wrażliwe na każdy jego dotyk. Oczywiście najpierw musiała otrząsnąć się z szoku, ale później oddała się mu bez zastanowienia. Nawet teraz na samą myśl o nim jej serce zaczynało bić szybciej. Przez to czuła się jak głupiutka, naiwna dziewczynka… Niespodziewanie usłyszała dźwięk i zaniepokojona otworzyła oczy. Pewnie przysnęła przez te wszystkie myśli wirujące w głowie. Nagle znów przestraszona zaczęła się rozglądać, próbując znaleźć źródło hałasu. Przypominało skrobanie piórem po papierze i dochodziło z porzuconych przez nią ubrań. Natychmiast wyszła z wanny i owinęła się ręcznikiem. Ostrożnie sięgnęła ręką do leżących ubrań czując emanujące z nich ciepło. W jednej z kieszeni znalazła kawałek pergaminu. Stał się chłodny gdy tylko go dotknęła. Chwilę później pojawił się napis: „Jesteś cała?”. Zawahała się nie mając pojęcia, co właściwie się dzieje. Tym czasem słowa zostały zastąpione przez kolejne: „Jesteś ranna?”. Wzięła własne pióro i napisała tylko dwa słowa: „Profesor Snape?” Nie było to jednak konieczne, ponieważ doskonale znała ten charakter pisma. Pojawiło się: „Tak”, a zaraz potem: „Czy jesteś ranna?”. „Raczej nie” odpisała. „Mam świadomość, że zasługujesz na wyjaśnienie, lecz nie mogę ci go udzielić. Przynajmniej nie całkowicie. To jest jedyne, co mogę ci powiedzieć…” Pojawiały się jedna lub dwie linijki tekstu i chwilę później zastępowały je kolejne. Musiała się mocno skoncentrować, żeby przeczytać wszystko zanim zniknie. „Powiedziałem Czarnemu Panu, że pracujesz dla nas, żeby cię nie zabili. Wmówiłem im, że zostałaś przeze mnie uwiedziona i teraz dla mnie szpiegujesz. Pan nie był do końca przekonany, więc byłem zmuszony udowodnić swoją prawdomówność. Gdybyś wcześniej próbowała powstrzymać mnie w jakikolwiek sposób, oboje bylibyśmy już martwi.” Słowa zniknęły i minęło kilka sekund. Nie była w stanie nic napisać… „Obawiam się, że na tym się nie skończy. Spodziewają się, że będziesz dostarczać informacje dotyczące Zakonu. Ja zapewne będę wszędzie śledzony. Musimy się spotkać, tak żeby oni to zobaczyli. Rozumiesz?” „Tak” napisała drżącą ręką. Na pergaminie pojawiła się mapka, a tuż pod nią instrukcje. „Teleportuj się tam o 20 za trzy dni. 800 metrów na południe jest chatka. Czekaj na mnie w środku. Za kilka minut pergamin ulegnie samozniszczeniu. Upewnij się, że wszystko zapamiętałaś i nie spóźnij się.” Nawet po dokładnym zapamiętaniu mapy, wciąż wpatrywała się w nią. Kilka minut później pojawił się niebieski płomień, który strawił pergamin. Nigdy nie zrozumiała, jakim cudem udało się jej udawać przed przyjaciółmi, że nic się nie stało. Może to oni byli zbyt zajęci, żeby cokolwiek zauważyć… W ciągu dnia zawsze było coś do zrobienia, można było z kimś porozmawiać. Jednak w nocy, gdy była sama, wspomnienia z tamtego wieczora powracały nagle. Były tak intensywne, jakby przeżywała wszystko ponownie. Pierwszej nocy widziała zamaskowanych mężczyzn. Śmiali się i zadawali jej ból. Zbudziła się zlana potem i była zbyt przestraszona by ponownie zasnąć. Jednak sny w ciągu dwóch kolejnych nocy były zupełnie inne. Czuła jego dotyk na skórze, usta na szyi i bliskość ciała. Po przebudzeniu była jeszcze bardziej zmieszana, ale z jakiegoś powodu opuścił ją strach. Trzeciego ranka zbudziła się o wschodzie słońca i nie mogła z powrotem zasnąć. Zeszła więc do kuchni by zaczekać aż wszyscy wstaną. Podczas śniadania nie mogła nic przełknąć i tylko patrzyła się bezmyślnie na talerz. Była do tego stopnia rozkojarzona, że zaczęła zwracać na siebie uwagę. Cały dzień spędziła w bibliotece. Chociaż nie mogła się skupić na żadnej książce dłużej niż na dwie sekundy, to przynajmniej wiedziała, że nikt nie będzie próbował jej tu przeszkadzać. Godziny mijały, niebo znów zaczęło ciemnieć. Nie zjadła nic wciągu dnia i teraz też nie mogła się do tego zmusić. Powiedziała, że jest zbyt zmęczona i chce tylko położyć się spać. Poszła na górę, zarzuciła płaszcz na ramiona i wyszeptała kilka zaklęć. Mając pewność, że nikt nie zauważy jej nieobecności, cicho zeszła po schodach i opuściła kwaterę. Było jeszcze wcześnie, gdy aportowała się w lesie, ale nie mogła czekać ani chwili dłużej. Znalazła chatkę dokładnie w miejscu, gdzie wskazywały instrukcje i weszła. W środku był tylko stół i połamane drewniane krzesło. Znalazła kominek i rozpaliła mały ogień. Zrobiła to raczej, żeby mieć jakiekolwiek zajęcie niż z powodu chłodu. Usiadła na podłodze wpatrzona w płomień, oczyszczając umysł ze wszystkich myśli. Głośny hałas ściągnął ją na ziemię, więc wstała zaniepokojona. Zmusiła się by podejść do okna, ale gdy zrobiła zaledwie kilka kroków, objął ją w talii silnym ramieniem i przyciągną do siebie. - Nic nie mów – wyszeptał jej do ucha przywierając ciałem jeszcze bliżej. Poczuła jego usta na szyi, a niespiesznie rozpiął kilka guzików jej koszuli i wsunął rękę pod nią. Dotyk jego palców sprawił, że zamknęła oczy i głośno zaczerpnęła powietrza. Czy one zawsze były takie zimne? Ich dotyk na jej rozgrzanej skórze wywoływał dreszcze. Drugą rękę przesuwał w stronę spódnicy, a ustami skubał płatek jej ucha. Otworzyła oczy i zobaczyła twarz wpatrującą się przez okno. Złowrogi błysk w oczach spowodował, że zesztywniała i nie mogła oddychać. Musiał to zauważyć, bo również przestał się ruszać. - Mówiłem, że będą mnie śledzić. Zapomnij o nim – powiedział, podejmując pieszczoty na nowo. Zmusiła się, żeby zamknąć oczy i jej ciało zaczęło odpowiadać na jego dotyk intensywniej niż dotychczas. Przylgnęła do niego, a z ust wydobył się jęk gdy przesunął palce pod spódnicę i dotarł pod bieliznę. Wszystko inne przestało istnieć. W ciągu ostatnich dni prawie przekonała samą siebie, że ich wcześniejsze spotkanie nie miało miejsca. Zaczynała myśleć, że wszystko sobie wyobraziła. Prawdopodobnie było to związane z szokiem, że została porwana i niemal zabita przez Śmierciożerców. Jednak on był znów przy niej, a ten dotyk tak znajomy, cudowny. Wszystko zdawało się po prostu właściwe. Drugi raz w życiu umysł przestał nad nią panować, a ciało znalazło własny rytm. Odczuła, że jedną ręką drażni jej piersi, a drugą właśnie znalazł łechtaczkę i zaczął ją pocierać. Przycisnęła biodra do jego i usłyszała jak jęknął. Mówił coś, ale nie mogła się na tym skupić, bo właśnie jeden z jego palców przesunął się niżej i powoli wsunął się do jej wnętrza. - Panno Granger – usłyszała. – Panno Granger – ale w jej myślach brzmiało to jak brzęczenie. Jej uwagę zwrócił dopiero dźwięk własnego imienia. - C... ooh... co? – udało jej się wykrztusić przez suche gardło. - Musisz mnie wysłuchać, musisz się skoncentrować. Możesz to zrobić? Kilka sekund później pokiwała głową w odpowiedzi. Wargi miała rozchylone, a oddech stawał się ciężki z rozkoszy jaką jej ofiarowywał. -To jest bardzo ważne – powiedział, nie przestając poruszać palcami. – Jest ktoś Ministerstwie. Przekazuje informacje Czarnemu Panu. Ważne informacje. Nie znam nazwiska, ale wiem, że jest Aurorem. Widziałem go raz, ma głęboką bliznę na twarzy, z lewej strony. Ktoś z Zakonu musi go powstrzymać, ale nie mogą się dowiedzieć skąd to wiesz. To musi zostać tajemnicą. Rozumiesz? Włożyła mu ręce we włosy, przyciągając bliżej. Jego wargi znów znalazły się na jej szyi. Słowo „tak”, które krzyczała było zarówno odpowiedzią na pytanie, jak i reakcją na dotyk. Nie zmuszał jej do błagania. Dokładnie wiedział czego chce, więc dał jej to. Nie mogła przestać jęczeć, drżała na całym ciele, a na ustach pojawił się uśmiech. Nagle przestał pieścić jej pierś i w tej samej chwili kolana ugięły się pod nią. Objął ją mocno w talii chroniąc przed upadkiem. Mięśnie skurczyły się wokół jego palców zatrzymując je w środku, a ona krzyczała czując błogość. Po chwili odzyskała siły, a oddech wracał do normy. Wciąż czuła jego pobudzoną męskość. Wyjęła rękę z jego włosów i przesunęła w dół dotykając go. Chciała oddać choć część rozkoszy, którą otrzymała. Gdy to poczuł, wciągnął powietrze i cofnął się. Odwróciła się i zobaczyła zmieszanie na jego twarzy. Tylko wyszeptał: - Muszę iść i ty też powinnaś – jednak żadne z nich się nie poruszyło. Minęło kilka milczących sekund, podszedł i pocałował ją delikatnie w szyję mówiąc: -Upewnij się, że Potter nie opuści Londynu przez najbliższe kilka tygodni – po tych słowach zniknął. Stała nieruchomo próbując zrozumieć co właśnie się stało. Wtedy usłyszała, że coś rusza się na zewnątrz. Spojrzała na okno i znów zobaczyła te oczy, których błyski wywołały w niej lęk. Wpatrywali się w siebie przez chwilę, lecz strach zwyciężył i raz jeszcze aportowała się przed kwaterą Zakonu. Wbiegła do środka, by znów poczuć się bezpiecznie. Światła były już zgaszone, a wszyscy spali. Poszła w stronę swojego pokoju uważając, żeby nie wydać jakiegoś dźwięku, który mógłby obudzić mieszkańców. Wciąż w ubraniach położyła się na łóżku. Na ustach pojawił się uśmiech, którego nawet groza nie mogła usunąć. Nie rozumiała dlaczego się uśmiecha, ale po prostu nie mogła przestać. Ten post był edytowany przez NikonCorso: 04.05.2009 16:43 -------------------- I'm not your princess
This ain't a fairytale I'm gonna find someone, someday Who might actually treat me well. This is a big world, That was a small town There in my rearview mirror, Disappearing now. And it's too late for you and your White Horse, Now its too late for you and your White Horse To catch me now. |
![]() ![]() ![]() |
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 06.05.2025 22:11 |