Emmy Potter i Księżycowe Oko
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | ![]() ![]() ![]() ![]() |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
Emmy Potter i Księżycowe Oko
Ellie |
![]()
Post
#1
|
![]() Uczeń Hogwartu Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 236 Dołączył: 16.05.2003 Skąd: Nowy Dwór Maz. ![]() |
Dawno nas tu nie było i dopiero teraz
dajemy nasze ff. Najpierw damy to, co juz było na tamtym forum, a potem nowe
części.
ROZDZIAŁ PIERWSZY Biały dom Wszyscy na ulicy Redbeans wiedzieli, że nikt nie kupi starego domu spod numeru jedenastego. Dom był w opłakanym stanie. Miał powybijane okna. Ogródek przypominał dżunglę. Metrowa trawa i winorośl zasłaniały cały ganek. Jednak pewnego dnia stała się rzecz wręcz dziwna, ktoś kupił ten dom. Było to młode małżeństwo. Nazajutrz każdy, kto przechodził obok domu, nie wierzył własnym oczom. Stał tam taki sam dom tylko, że wyglądał jakby dopiero co go postawiono. Wokoło czuć było świeżą farbę. Żywopłot i trawa były elegancko przystrzyżone. Winorośl, oplatająca ganek, nie była już taka gęsta. Dom był parterowy, miał jednak jeszcze strych i małą wieżyczkę w swojej lewej części. Przy chodniku stała skrzynka na listy. Z boku, nie wiadomo po co, wystawał długi drążek. Na białej skrzynce napisana była ulica i numer domu oraz nazwisko nowego właściciela. C.H. Potter Redbeans 11 Middlewich Z domu na ganek wyszedł mężczyzna. Był średniego wzrostu. Miał kruczoczarne włosy, jasnozielone oczy, a na nosie okulary. Zszedł po schodkach na kamienną ścieżkę, prowadzącą do furtki. Kiedy do niej doszedł, zajrzał do skrzynki. Był w niej list i gazeta "Prorok Codzienny". W tej chwili zauważył on kierującą się w jego stronę parę. - Witaj Harry! - przywitali się z nim Lucy i Alan. - Hej! - Jednak udało się doprowadzić tę ruinę do stanu używalności? - Nie gadaj Lucy, to jest naprawdę ładny dom - powiedział Harry. - Harry, nie uważasz, że trochę za szybko przeprowadziłeś remont? No wiesz, mugole - powiedział Alan. Alan i Lucy Simmsonowie byli małżeństwem z naprzeciwka. Wprowadzili się na Redbeans trochę wcześniej od Potterów. - Wiem Alan, Cho mówiła mi to samo. Ale dom mi się tak spodobał, że nie mogłem się powstrzymać. Zapraszam was do środka. Wszyscy troje weszli do domu przez białe drzwi frontowe. Simmsonom bardzo podobał się dom. Parterowy dom Potterów był nieduży. Miał jednak zagospodarowany strych. Na dole mieściła się kuchnia, pełna przeróżnych półek i małych szafek. W większości stały na nich szklane buteleczki, słoiki, wazoniki, w których mieściły się najpotrzebniejsze składniki do przyrządzania eliksirów oraz suszone zioła i wszelakie rośliny. Poza tym mieściły się tu: okrągły, drewniany stół, krzesła i inne sprzęty kuchenne. Obok kuchni była łazienka. Naprzeciwko łazienki znajdował się salon z kominkiem, a dalej sypialnia Harry'ego i jego żony. - Harry, a co będzie na strychu? - zapytała się Lucy. - Jeszcze nie wiem - odpowiedział Harry. - Jak to nie wiesz? Pokój dla dziecka - powiedziała kobieta wchodząca do pokoju. Była to Cho - żona Harry'ego. Cho była niską kobietą o jasnej cerze, ciemnych włosach i niespotykanej urodzie. Miała lekko skośne oczy brązowego koloru, w tej chwili zwrócone w stronę męża. - Dla dziecka? - zapytała chórem cała trójka. - Tak, Harry. Będziesz tatusiem. Harry patrzył na żonę z niedowierzaniem. - Ta ... tusiem? - wykrztusił te słowa z wielkim trudem. Ale już po chwili ściskał żonę i cieszył się, że jego rodzina wkrótce się powiększy. Harry od razu napisał długi list do swoich starych, dobrych przyjaciół ze szkoły - Rona i Hermiony Weasleyów, małżeństwa. Pobrali się trzy lata wcześniej od Harry'ego i Cho. Mieli już małego synka Jimmiego Chłopiec miał, podobnie jak jego tata, rude włosy. Patrzył na świat niebieskimi oczkami. A poza tym był to mały, ruchliwy brzdąc. List zawierał wiadomość o nowym domu i o tym, jak Harry dowiedział się, że zostanie tatusiem. Zaklejając kopertę i wchodząc na strych, Harry o mało co nie przewrócił się. Wyglądał jakby zaraz miał skakać i krzyczeć "Będę tatą, będę tatą". Gdy był na strychu, podszedł do wąskich kręconych schodków. Wszedł po nich do domowej sowiarni. W sowiarni na drążku siedziała śnieżnobiała sowa. Była to sowa Harry'ego, którą dostał na jedenaste urodziny. - No Hedwigo, przelecisz się trochę, bo przyrośniesz do tego drążka - powiedział Harry do białej sowy, która podniosła głowę spod skrzydła. Sowa wzięła kopertę w dziobek i wyleciała przez otwarte okno sowiarni. Następnego dnia w skrzynce był "Prorok codzienny" i jakaś ulotka. Chwilę później na drążku przy skrzynce usiadła Hedwiga, a w dziobie trzymała kopertę, na której było wypisane wielkimi literami: C.H. Potter Redbeans 11 Middlewich Był to list z gratulacjami od Rona i Hermiony: Harry, Cho! Gratulacje! To wspaniałe być rodzicem! Wiem, co mówię! Ma się w końcu doświadczenie w tych sprawach. Dalej Harry rozpoznał pismo Hermiony: Harry! Mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko temu, abyśmy wpadli do was w przyszłym tygodniu? Dołączam się do gratulacji Rona. Muszę kończyć, bo Jimmy rozlał atrament na mój nowy obrus. Ach te dzieci! Zresztą sam zobaczysz. Masz kleksa z pozdrowieniami od Jimmy'iego. Do zobaczenia w przyszłym tygodniu. Hermiona, Ron i Jimmy. Przez cały następny tydzień skrzynka na listy pękała w szwach od listów i kartek z gratulacjami od: Hagrida, państwa Weasleyów, rodziców Cho, Freda i George'a, Syriusza, Nevilla, Ginny, Lupina, Dumbledora, McGonagall, Billa, Charliego, Percy'iego i jego rodziny oraz innych przyjaciół ze szkoły. Harry i Cho nie nadążali z wysyłaniem odpowiedzi, a Hedwiga była padnięta i ledwo żywa. W następnym tygodniu, w czwartek po południu do domu Potterów przybyli Ron i Hermiona z małym Jimmy'im. Ron zadręczał Harry'ego radami na temat wychowywania dzieci, a Cho razem z Hermioną zastanawiały się, jak urządzić pokój dziecka. A pokój musiał być wyjątkowy. Po obmyśleniu wyglądu pomieszczenia, rozpoczęły się prace nad jego urządzaniem. Malowano ściany, wstawiano mebelki. Nie wiadomo było, czy będzie to dziewczynka czy chłopiec, więc Cho powstrzymywała się z kupnem niektórych rzeczy aż do narodzin dziecka. Kiedy już urządzono pokój zaczęto zastanawiać się nad imieniem dziecka. Ron z Harrym wybierali imię dla chłopca, natomiast Cho z Hermioną imiona dla dziewczynki. - A co powiecie na Kathleen? - pytała się Hermiona - Nieee... Może lepiej nadamy jej imię po twojej matce, Harry? Lily to bardzo ładne imię - mówiła Cho. - Lily? - Harry podniósł głowę i wpatrywał się w sufit coś szepcąc pod nosem - Już wiem! Emily! - krzyknął Harry. - A jeśli będzie chłopiec? - zapytał się Ron. - Będzie mieć na imię... Billy - wtrąciła się Hermiona - No dobrze. Więc dziewczynka będzie mieć na imię Emily, a chłopiec Billy - podsumowała Cho. Głuchą ciszę, która zapadła na chwilę zakłócić Jimmy, który zrzucił doniczkę z parapetu okna. Gdy całą czwórka dorosłych odwróciła się w jego stronę, chłopczyk z niewinną miną walnął wyrwanym kwiatkiem w ścianę, rozrzucając naokoło ziemię. Widząc zdziwione miny dorosłych, uśmiechnął się dumny ze swojego dzieła. - To jego szósty - powiedziała Hermiona, patrząc na synka trzymającego w rączce czerwone listki. Ron odkładając filiżankę z herbatą na stół, powiedział obojętnym tonem: - Będzie obrońcą. Ten post był edytowany przez Ellie: 05.03.2004 15:38 -------------------- As happens sometimes a moment settled...
... and hovered and remained for much more than a moment. And sound stopped and movement stopped? ... for much, much more than a moment. And then the moment was gone. |
![]() ![]() ![]() |
Ellie |
![]()
Post
#2
|
![]() Uczeń Hogwartu Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 236 Dołączył: 16.05.2003 Skąd: Nowy Dwór Maz. ![]() |
ROZDZIAŁ DRUGI
Jedenaste urodziny Od tego czasu minęło ponad jedenaście lat. Na Redbeans wyrosło parę nowych domów. Małe drzewka koło domu Potterów nie były już małe. Zupełnie jak dziecko Harry'ego i Cho. *** Pokój na strychu bardzo się zmienił. Nie było już w nim małych, zielonych mebelków. Stały tam teraz dębowe meble. Białe ściany oblepione były plakatami drużyn quidditcha oraz zdjęciami najnowszych modeli mioteł. Na biurku, stojącym pod oknem, leżały książki i albumy pełne zdjęć najsłynniejszych drużyn oraz katalogi ze sprzętem do quidditcha. Na pierwszy rzut oka można byłoby pomyśleć, że Harry i Cho mają syna, ale tak nie było. Na łóżku przy ścianie leżała dziewczyna. Miała sięgające do ramion blond włosy i zielone oczy, które wpatrzone były w kalendarz wiszący na ścianie. - To dziś - powiedziała do siebie szeptem dziewczyna. Tak jak zaplanowali rodzice, dziewczyna miała na imię Emily. Jednak najczęściej nazywano ją po prostu Emmy. - Emmy! - zawołała Cho, stojąca na schodach. - Wstawaj, pomożesz mi! Emmy zwaliła pościel na podłogę i zaczęła skakać po łóżku w swojej niebieskiej pidżamie. - Emmy, przestań! Ubieraj się i schodź do kuchni, jak chcesz mieć ten tort. Dziewczyna obchodziła dziś jedenaste urodziny. Odkąd sięgała pamięcią, rodzice zawsze uświadamiali ją, kim tak naprawdę jest. Bo Emmy nie była zwykłą dziewczyną, podobnie jak jej rodzice, którzy byli najprawdziwszymi czarodziejami. Emmy zeskoczyła z łóżka i podskakując doskoczyła do łazienki, nucąc coś pod nosem. Łazienka była cała różowa, zaczynając od płytek a kończąc na ręcznikach. Dziewczyna wiedziała o wystroju łazienki tylko tyle, że był kaprysem podczas ciąży jej mamy. - To dziś, to dziś - śpiewała do szczoteczki, jakby była ona mikrofonem. Emmy umyła zęby i wyszła z łazienki. Ubrała się i skoczyła na obrotowe krzesło. Kręcąc się, znowu krzyczała: - To dziś, to już dziś! Po kilku obrotach zeszła z krzesła i głośno tupiąc, zbiegła po schodach na dół do kuchni. Jednak nie było w niej mamy. - Mamo! Gdzie jesteś?! - krzyknęła. - W szklarni, kochanie - odpowiedziała Cho. Emmy wybiegła z domu przez otwarte kuchenne drzwi. W ogródku prócz szklarni, znajdowało się małe oczko wodne, w którym pływały złote rybki, a trochę dalej stała duża huśtawka. Dziewczyna weszła do szklarni. - Mamo, po co ci te wszystkie... rośliny? - Emmy to nie są chwasty. Wiem, że to miałaś na myśli. Zresztą niedługo i ty będziesz musiała umieć je hodować. - A skąd wiesz, że dostanę list? - A stąd, że wystarczy spojrzeć na twoją głowę. Włosy Emmy nie zawsze były kolory blond. Mając dwa i pół roku, dziewczynka zobaczyła jak tata za pomocą różdżki sprawia, że łyżeczka sama miesza herbatę. Widząc, co potrafi ten kawałek drewna, zapragnęła zrobić to samo. Chwilę później trzymała w rączkach różdżkę taty. Gwałtownie nią machając, wypowiedziała dla nikogo nie zrozumiałe słowa w stylu "gaga, gugu". I wtedy stało się coś, co do tej pory jej rodzice nie mogą zrozumieć. Jej ciemne włoski zrobiły się jasne. Od tamtej chwili Harry i Cho wiedzieli, że ich dziecko odziedziczyło po nich magiczne zdolności i z niecierpliwością czekali na chwilę, kiedy otrzyma ono list z Hogwartu - szkoły dla czarodziejów. Nauka w Hogwarcie zaczynała się w wieku jedenastu lat, a kończyła siedem lat później. To tu poznali się rodzice Emmy. Oboje grali w quidditcha, sport czarodziejów. Jest to skrzyżowanie koszykówki, futbolu i rugby. Gra odbywa się na miotłach. Gra się czterema piłkami: kaflem, złotym zniczem i dwoma tłuczkami. Kafel jest jasnoczerwoną kulą wielkości piłki do kosza. Właśnie nią strzelali gole ścigający, których w drużynie było trzech. Mają oni za zadanie przerzucić kafla przez jedną z trzech obręczy przeciwnika, za co drużyna dostaje dziesięć punktów. Tłuczki to niewielkie, czarne i lśniące kule, które próbują zrzucić zawodnika z miotły. Dwóch pałkarzy odbija tłuczki podobną do kija baseballowego pałką tak, aby nie zrzuciły one zawodników z ich drużyny. Obręczy broni obrońca tak, aby kafel się w nich nie znalazł. W drużynie jest tylko jeden obrońca. Najważniejszą piłką w całej grze jest złoty znicz - wielkości orzecha włoskiego, złota kulka z małymi, srebrnymi skrzydełkami, bardzo szybka i trudna do złapania. W poszukiwaniu znicza lata po boisku szukający. W momencie złapania znicza kończy się gra, a szukający który go złapał zyskuje dla swojej drużyny sto pięćdziesiąt punktów. Słynnym szukającym jednego z czterech domów Hogwartu, Gryffindoru, był Harry Potter. Mama Emmy, Cho, także była szukającą, ale Ravenclavu. Emmy właśnie po rodzicach odziedziczyła pasję do quidditcha. Uwielbiała oglądać mecze, dlatego też dwa lata temu tata zabrał ją na mistrzostwa świata. Przywiozła stamtąd mnóstwo pamiątek, które rozwiesiła po całym pokoju. Czasami latała na starej miotle taty - Błyskawicy. Kiedy Cho podlała wszystkie swoje rośliny, razem z Emmy udały się do kuchni. Tam rozpoczęły przygotowania do przyjęcia urodzinowego. Kiedy skończyły robić wspaniały tort, do kuchni wszedł Harry, który właśnie wrócił z pracy. Harry był trenerem jednej z drużyn quidditcha. Kiedyś sam grał i przyczynił się do zwycięstwa reprezentacji Anglii w mistrzostwach świata. W jednej ręce Harry trzymał "Proroka Codziennego", a w drugiej, uniesionej nad głową, pożółkłą kopertą, na której wypisano zielonym atramentem: Panna E. Potter Redbeans 11 Middlewich - Mamo, mogę polatać na mio-tle? - Nie Emmy, nie możesz. Wiesz ile jest roboty, a zresztą za dużo mugoli. Ale Emmy nie słuchała mamy, która była odwrócona i nie widziała tego, co tata trzymał w jednej ze swoich rąk. Jabłko, które trzymała w ręku, spadło jej na podłogę. Podbiegła do taty, złapała list i wybiegła z kuchni do ogrodu. Usiadła na białej huśtawce i szybko rozerwała pożółkłą kopertę. Treść listu była jej po części znana. Często czytała list taty, który zachował go w swoim albumie rodzinnym. Treść listu była taka: Hogwart Szkoła Magii i Czarodziejstwa Dyrektor: Albus Dumbledore (Order Merlina Pierwszej Klasy, Wielki Czar., Gł. Mag, Najwyższy Szycha, Międzynarodowa Konfed. Czarodziejów. Szanowna Panno Potter! Mamy przyjemność poinformowania Cię, że zostałaś przyjęta do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Dołączamy listę niezbędnych książek i wyposażenia. Rok szkolny rozpoczyna się pierwszego września. Oczekujemy Twojej sowy nie później niż 31 lipca. Z wyrazami szacunku Hermiona Weasley Zastępca Dyrektora Emmy rozłożyła drugi arkusz papieru i czytała dalej: Hogwart Szkoła Magii i Czarodziejstwa UMUNDUROWANIE Studenci pierwszego roku muszą mieć: 1. Trzy komplety szat roboczych (czarnych) 2. Jedną zwykłą tiarę dzienną (czarną) 3. Jedną parę rękawic ochronnych (ze smoczej skóry albo podobnego rodzaju) 4. Jeden płaszcz zimowy (czarny, zapinki srebrne) UWAGA: wszystkie stroje uczniów powinny być zaopatrzone w naszywki z imieniem. PODRĘCZNIKI Wszyscy studenci powinni mieć po jednym egzemplarzu następujących dzieł: "Standardowa księga zaklęć (I stopień)" Mirandy Goshark "Od pierwszego zaklęcia do współczesnych czasów - historia magii" Harriet Strickett "Teoria magii" Adalberta Waffinga "Wprowadzenie do transmutacji (dla początkujących) Emerika Switcha albo ulepszona wersja Hermiony Weasley "Tysiąc magicznych ziół i grzybów (nowe wydanie)" Phyllidy Spore "Magiczne wzory i napoje" Arseniusa Jiggera "Jak obronić się przed złymi mocami i nie popsuć sobie fryzury" Morgan Delura POZOSTAŁE WYPOSAŻENIE 1 różdżka 1 kociołek 1 zestaw szklanych lub kryształowych fiolek 1 teleskop 1 miedziana waga z odważnikami Studenci mogą także mieć jedną sowę ALBO jednego kota ALBO jedną ropuchę. PRZYPOMINA SIĘ RODZICOM, ŻE STUDENTOM PIERWSZYCH LAT NIE ZEZWALA SIĘ NA POSIADANIE WŁASNYCH MIOTEŁ. Emmy włożyła list z powrotem do koperty i powiedziała do siebie: - Idę do Hogwartu. W tej chwili do ogródka weszła jakaś dziewczyna o brązowych włosach, sięgających do brody. W ręku trzymała taką samą kopertę, co Emmy. Była to Kitty Simmson, córka Lucy i Alana z naprzeciwka oraz najlepsza przyjaciółka Emmy. Także miała jedenaście lat. - Emmy! Dostałam, dostałam! - krzyczała Kitty, podsuwając jej pod sam nos żółtawą kopertę. Emmy siedziała jak wryta na huśtawce. - Emmy, Emmy! - mówiła Kitty, machając Emmy przed oczami ręką - Emmy to prawda, idziemy do Szkoły Magii i Czarodziejstwa. Wyobraź sobie Hogwart. - Wiem - powiedziała Emmy i zeskoczyła z huśtawki. Obydwie dziewczyny zaczęły tańczyć w kółku, trzymając się za ręce. - Idziemy do Hogwartu, idziemy do Hogwartu! - śpiewały obydwie. - Czyżby impreza się już zaczęła? - powiedział rudowłosy chłopak stojący przy szklarni. Był to James Weasley, który nie był już małym brzdącem, zrzucającym kwiaty z parapetu. - Jimmy - krzyknęła Emmy, rzucając się na niego. - Emmy! Zejdź ze mnie!- krzyknął. - O, przepraszam - powiedziała Emmy, pomagając wstać Jimmy'iemu - A co tak wcześnie? - Bo ta... Bo tak mi się chciało. Emmy popatrzyła na niego podejrzliwie. - To ja już pójdę - powiedziała Kitty. W drzwiach do kuchni, Emmy minęła się z Ronem i Hermioną. - Ciocia, wujek, super że jesteście. Chwilę później w ogródku zrobiło się trochę tłoczno. Emmy znowu podejrzliwie patrzyła na wszystkich. Wujkowie Emmy, George i Fred, których nigdy nie odróżniała, ponieważ byli bliźniakami, za pomocą różdżek przestawiali stoły i krzesła, znakomicie się przy tym bawiąc. Harry przyniósł talerze, na których Cho kładła różne przysmaki. Na środku największego stołu stał tort czekoladowy z różowym napisem, który dość trudno było odczytać, ponieważ była to robota Emmy. W ogródku stały jeszcze dwa stoły, przy jednym siedzieli dorośli: Harry, Cho, wujkowie Fred i George, Ron, Hagrid, ciocia Hermiona oraz Simmsonowie. Przy drugim, mniejszym, siedzieli: Emmy, Kitty oraz Jimmy. Po zdmuchnięciu świeczek przez Emmy, a raczej pierwszej warstwy tortu przez wujka Hagrida, Cho pokroiła ciasto. Wujek Hagrid był gajowym w Hogwarcie oraz nauczycielem opieki nad magicznymi stworzeniami. Gdy wszyscy zjedli po kawałku tortu, Harry wstał i powiedział: - Uwaga! Proszę o ciszę! - i wszyscy przerwali rozmowy - Dziś moja córka obchodzi jedenaste urodziny. Z tej okazji chcę wznieść toast - Harry podniósł puchar i upił trochę z niego (pyszną lemoniadę) - A teraz Emmy czas na PREZENTY! - wykrzykując słowo "prezenty", machnął różdżką, a przed Emmy pojawił się stosik kolorowych pudeł i pudełeczek z różnokolorowymi kokardami. Z jednej z nich dochodziło dziwne stukanie. Emmy podeszła i zaczęła zrywać zielony papier z pierwszego prezentu. W środku była srebrna klatka, ale nie pusta. Wewnątrz niej siedziała młoda sówka. Była bardzo mała, lecz ruchliwa, wpatrywała się w Emmy żółtymi oczami, a na szyi, z pomiędzy brązowo - czarnych piórek, wystawała jej czerwono - złota kokarda. W kopercie, przyczepionej do klatki, była kartka z treścią: Dla Emmy, najlepszej przyjaciółki: James, ciocia i wujek. - O! Dzięki Jimmy, jest słodka - podziękowała Emmy, otwierając klatkę z sową. - To pójdźka, najmniejsza w Wielkiej Brytanii - powiedział Jimmy, gdy sowa wyleciała z klatki i poleciała nad jego głową. Sówka siedziała na ramieniu Emmy. Emmy postawiła sowę na stole, przy swoim talerzu i zaczęła zrywać czerwony papier z podejrzanie długiej paczki. Przeczytała najpierw kartkę przy niebieskiej kokardzie: Od rodziców, z pomocą wujka Rona. Liścik nie podpowiedział Emmy zbytnio o zawartości pudełka, więc szybko je otworzyła. Nie mogła uwierzyć w to, co zobaczyła. A zobaczyła najnowszy model miotły Sky Turbo. - Prosto z pasa produkcyjnego - powiedział wujek Ron, który ma sklep ze sprzętem do quidditcha. Wujkowie Fred i George mieli otwarte usta z wrażenia, kiedyś byli przecież pałkarzami w szkolnej drużynie Gryfonów. Jimmy, który był obrońcą w szkolnej drużynie Gryffindoru, tak jak przepowiedział Ron, gdy mały chłopczyk zwalił z parapetu mnóstwo filodendronów i niedośpianów ognistych oraz innych roślin o czerwonych kwiatach lub liściach, patrzył na miotłę blady jak duchy w Hogwarcie. Za to ciocia Hermiona, która jest nauczycielką transmutacji w Hogwarcie, nie była zbytnio zachwycona tym prezentem. Emmy dobrze wiedziała, że pierwszorocznym nie wolno mieć mioteł. - Emmy, no i jak- podoba ci się? - spytał się Harry. Ale dziewczyna nie odpowiedziała. Patrzyła tylko tępo na miotłę, dalej nie wierząc w to, co widzi. Gdy Emmy i Jimmy otrząsnęli się z szoku, dziewczyna otworzyła resztę prezentów. W paczkach były słodycze i przeróżne zabawki do robienia psikusów ze sklepu wujków Freda i Georga oraz książka od cioci Hermiony - wydanie specjalne do transmutacji z dodatkowymi notatkami i radami, związanymi z tym przedmiotem. Od wujka Hagrida dostała "Zestaw dla młodego hodowcy sów". - Jimmy mi pomógł wybrać - powiedział mężczyzna. Hagrid był półolbrzymem, miał ponad dwa metry wzrostu. Jego mama była olbrzymką, a ojciec czarodziejem. Kitty podarowała jej dziwne pudełko, które okazało się być zaczarowanym etui na okulary. Emmy nosiła okulary od małego. Po otwarciu wszystkich prezentów goście usiedli z powrotem przy stołach. - Harry, mam nadzieję, że nie pozwolisz Emmy zabrać miotły do Hogwartu - powiedziała Hermiona. - Myślałem, że zjawi się Dumbledore i Percy z rodziną. Dobrze, że wyczyściłem kominek - mówił Harry do Hagrida, odwracając się w stronę Hermiony. - Co mówiłaś Hermiono? - Mówiłam, że mam nadzieję iż nie pozwolisz Emmy wziąć miotły do szkoły - powtórzyła. - Ależ oczywiście - powiedział Harry niezbyt przekonująco. Przy stole młodszych także toczyły się rozmowy: - Kitty, jak działa to pudełko? - zapytała Emmy. - Zdejmij okulary, to ci pokażę. - powiedziała Kitty. Otworzyła pudełko i już miała włożyć okulary, gdy sowa Emmy wskoczyła do niego i zamknęła się z cichym klapnięciem. Emmy wstała szybko i uwolniła sowę, stawiając ją z powrotem na stole. - A tak w ogóle to jak ją nazwiesz, Emmy? - spytał się Jimmy. - Jeszcze nie wiem, coś się wymyśli - odpowiedziała. Emmy zrozumiała już działanie pudełka, gdy Kitty rzuciła okulary przed siebie. - Kitty! Co ty robisz?! - krzyknęła Emmy, rzucając się za swoimi okularami w czarnych, drucianych oprawkach owalnego kształtu. Jednak, gdy już miała je złapać, pudełko otworzyło się, uniosło w powietrzu, złapało okulary i zamknęło je wewnątrz siebie, a potem wróciło na swoje miejsce. Emmy wstała, otrzepała się i powiedziała do kwiczących przyjaciół: - Mogłaś mi powiedzieć. Wtedy Jimmy powiedział: - Jesteś szybka, byłabyś dobrym szukającą. - Wiem - powiedziała, siadając z powrotem przy stole. - Mam zamiar nią zostać. Jimmy spojrzał na nią dziwnie swoimi niebieskimi oczami. Ale ona tego nie zauważyła, bo wpatrywała się w swoją sowę, która wydłubywała pestki z kawałka arbuza na talerzu chłopca. - Wiem, jak będzie miała na imię! - krzyknęła. - Jak? - powiedzieli chórkiem Kitty i Jimmy. - Pestka. Mała sowa wyczuła, że mówi się na jej temat, bo zaczęła podskakiwać, przy okazji wpadając w budyń waniliowy. Wieczorem, kiedy Emmy z rodzicami odprowadzali gości do kominka, gdzie za pomocą Proszka Fiuu dostawali się do swoich domów, Jimmy powiedział: - Emmy, Kitty. Do zobaczenia na King's Cross. Emmy długo nie mogła zasnąć tej nocy. Trzy razy wysuwała pudełko spod łóżka i oglądała miotłę. - Za sześć tygodni Hogwart - powiedziała do siebie i zasnęła. ROZDZIAŁ TRZECI Ostatnie dni wakacji Dwa tygodnie przed rozpoczęciem roku szkolnego, Emmy razem z tatą i Kitty wybrali się na zakupy na ulicę Pokątną. To nie był jej pierwszy pobyt na ulicy Pokątnej. Ale ten był inny niż wszystkie. Emmy odwiedziła sklepy, w których jeszcze nigdy nie była. W sklepie Madam Malkin kupiła sobie szkolne szaty. Następnie w księgarni zakupiła wszystkie podręczniki. Kupiła też kociołek, wagę i teleskop. W aptece zamówiła podstawowe składniki eliksirów. Kiedy Emmy, razem z tatą i Kitt,y przekroczyła próg sklepu z różdżkami pana Ollivandera, gdzieś w głębi małego pomieszczenia zabrzmiał dzwoneczek. Z pomiędzy półek wyłonił się sprzedawca. - Dzień dobry - powiedzieli wszyscy troje. - Dzień dobry - odpowiedział staruszek. - Pan Potter, a więc kolejna różdżka dla Pottera. Sprzedawca patrząc na Kitty stwierdził: - Jesteś bardzo podobna do matki, Emmy. - Ja nie jestem Emmy, to jest Emmy - powiedziała Kitty, wskazując na przyjaciółkę. - Ja jestem Kitty Simmson. - O, przepraszam! Teraz widzę podobieństwo. Te oczy... Takie jak u taty. Mówiąc to, spojrzał na prawie białe włosy dziewczyny. - To moja robota, różdżka taty - powiedziała Emmy do sprzedawcy widząc, że wie o co chodzi. - No dobrze. Popatrzmy - powiedział pan Ollivander i wyciągnął z kieszeni długą taśmę ze srebrną podziałką. - Która ręka ma moc? - Eee... prawa - odpowiedziała Emmy. Pan Ollivander zmierzył jej rękę od ramienia do palca wskazującego, od nadgarstka do łokcia, następnie odległość od ramienia do podłogi i od kolana do pachy, a na końcu obwód głowy. Potem pokręcił się przy półkach i zdjął z nich kilka pudeł. - Proszę spróbować tej - powiedział. - Wierzba i pióro feniksa. Siedem cali. Dość giętka. Proszę wziąć i machnąć. Emmy wzięła różdżkę i machnęła nią, powodując lawinę spadających pudełek prosto na głowę taty. Harry, który nie bez powodu zyskał miano jednego z najszybszych szukających, wykorzystał swój refleks w ratowaniu głowy. Zaklęciem odsyłającym sprawił, że pudełka powróciły na półkę. - To chyba nie ta - powiedział Harry. - No więc wypróbujemy tą... - mówiąc to, jeździł palcem po półkach. - Nietypowy gatunek drewna jak na różdżkę, sprowadzony z Chin. Dawno już nie robiono takich różdżek. Mało osób w Anglii stosowało je w praktyce. Wiśnia lodomroźna, róg jednorożca, 11 i pół cala, bardzo giętka - mówiąc to pan Ollivander wygiął ją tak, że obydwa końce prawie się zetknęły, a gdy jeden koniec puścił, różdżka od razu się wyprostowała. Kiedy dziewczyna wzięła ją do ręki, poczuła uderzenie miłego chłodu w palcach. Machnęła nią kilka razy nad głową, a z jej końca wystrzelił snop niebiesko - srebrnych iskier. To była ta różdżka. Pan Ollivander zawołał: - Świetnie! No więc teraz ty, Kitty. Różdżka, którą jej podał (brzoza, serce smoka, osiem i pół cala, sztywna), okazała się tą właściwą. Harry zapłacił za różdżkę Emmy, a Kitty za swoją, po czym wszyscy troje wyszli ze sklepu. Udali się do sklepu Rona ze sprzętem do quidditcha. Emmy ominęła obojętnie stoisko z miotłami i podeszła do półki z preparatami do czyszczenia mioteł. - Emmy! Popatrz jaka... A zresztą nic - Kitty opuściła palec wskazujący na stoisko z miotłami Przypomniała sobie o nowej miotle przyjaciółki, która była o wiele lepsza, od tych stojących w sklepie. Harry uciął sobie krótką pogawędkę z Ronem. Kiedy dziewczyny oglądały szczotki do czesania witek miotły, Harry mówił coś szeptem do przyjaciela. Emmy zauważyła to, więc podeszła do lady. - Dzień dobry, wujku! - powiedziała z uśmiechem. - Cześć! Jak tam sprawuje się miotła? - spytał się Ron. A Emmy dalej szczerząc zęby i wpatrując się podejrzliwie w tatę stwierdziła: - Wypróbuję ją dopiero na boisku quidditcha, w którejś ze szkolnych drużyn. - Na pewno trafisz do Gryffindoru - mówiąc to Ron wyglądał na osobę, która była całkowicie pewna tego, co mówi. Emmy, podobnie jak Kitty, nie miały zielonego pojęcia o tym, jak uczniowie byli przydzielani do domów, których było cztery: Gryffindor, Slytherin, Ravenclaw, Hufflepuff. Rodzice nie chcieli im powiedzieć. Gdy wyszli ze sklepu, Emmy nie mogła zapomnieć o cichej rozmowie wujka i taty. Po powrocie dziewczyna poukładała książki i inne rzeczy do szkoły w kącie i weszła po krętych schodach do sowiarni. Tam Emmy nakarmiła Pestkę "Sowimi ciasteczkami" w kształcie małych myszek. Chciała też dać parę Hedwidze, ale biała sowa tylko się skrzywiła i wyleciała z sowiarni na łowy. *** - Za tydzień koniec wakacji i do Hogwartu - powiedziała do siebie Emmy, siedząc w ogórku na huśtawce. Na niebie zobaczyła kolorowego ptaka i Hedwigę, które chwilę później siedziały na drążku przy skrzynce, ładując do niej list. - Ciekawe od kogo? - spytała samą siebie, idąc do skrzynki. W skrzynce był list do taty. - Dziwne - pomyślała, patrząc na godło Hogwartu, widniejące na kopercie. Dostała kartkę i paczkę od wujka Syriusza, który mieszkał na Jawie. Emmy odwróciła kartkę z palmami na drugą stronę i przeczytała: Kochana Emmy! Gratuluję dostania się do Hogwartu. Życzę dobrego semestru. W paczce jest spóźniony prezent urodzinowy dla Ciebie. Pozdrów mamę i tatę. Wujek Syriusz. - Jest coś do mnie, Emmy? - spytał się Harry, stojący na ganku. - Jest - odpowiedziała, pokazując tacie godło Hogwartu. - Tato, byłeś niegrzeczny, używałeś czarów na wakacjach - zażartowała i weszła do domu, czytając jakąś ulotkę. Emmy wiedziała od Jimmy'iego, że w czasie wakacji nie wolno używać czarów niepełnoletnim czarodziejom. W swoim pokoju dziewczyna otworzyła paczkę od wujka Syriusza. W środku było małe, szklane pudełko a w nim... Emmy otwierała je powoli, powoli i nagle z pudełka wyskoczył mały, niebieski płomień, okrążył głowę Emmy dwa razy i zatrzymał się jej przed nosem. Dziewczyna nie mogąc uwierzyć własnym oczom, podniosła powoli rękę i poprawiła okulary na nosie, które zsunęły się na sam czubek. Przed nosem miała małego człowieczka ze skrzydełkami, który miał około trzech cali. - Wow, czy...-kim ty jesteś? - zapytała się Emmy. Stworzonko nie odpowiedziało, ale wskazało liścik przywiązany do szarego papieru. Emmy, a to mój prezent urodzinowy. To król elfów, którego uratowałem z niewoli. Ma na imię Tykon. Nie umie angielskiego, ale szybko się uczy. Wszystkiego najlepszego Wujek Syriusz. P.S.: Je cukier. Emmy podniosła głowę znad kartki i spojrzała na świetlistą plamę, wiszącą w powietrzu. Mały ludzik klepał się po brzuszku, oblizując małe usteczka. Emmy od razu zrozumiała, o co chodzi. Tykon był głodny. Dlatego dała mu cytrynowego dropsa, wyciągniętego z pudełka pod łóżkiem. Elf polizał parę razy cukierka, po czym połknął go w całości. - Tykon! Ja zbankrutuję na dropsach, jeżeli będziesz tak dużo jadł! - powiedziała dziewczyna. Ludzik, nie rozumiejąc jej, roześmiał się tylko i wyciągnął następnego dropsa, trochę mniejszego od jego głowy. Nazajutrz Emmy obudziły dziwne odgłosy, dochodzące z sowiarni. Emmy otworzyła lewe oko i spojrzała na podłogę, na której stało małe szklane pudełko. Nie widząc nic szczególnego, położyła się z powrotem. - TYKON!!! - zerwała się i usiadła na łóżku. Chciała z niego zeskoczyć, ale zaplątała się w kołdrę i upadła na podłogę. Wygramoliła się spod kołdry i na czworakach weszła po schodach do wieżyczki. - Pestka!!! Hed... - ale Hedwiga siedziała na drążku znudzona tym, co się wokoło dzieje. Pestka za to latała za niebieskim, świetlistym punkcikiem, aż pióra wylatywały jej z ogona. Tykon tylko się śmiał, uciekając sprytnie przed dziobem sowy. - Tykon, chodź tu - powiedziała Emmy, ale chwilę później przypomniała sobie, że elf nie zna angielskiego. Zaczęła więc ganiać za nim razem z Pestką. Złapanie elfa nie było dla niej trudne, w końcu chciała zostać szukającym. Zeszła do pokoju, trzymając Tykona mocno w dłoni. Podeszła do szklanego pudełka i wsadziła do niego na siłę elfa. Potem zeszła na dół. *** Przez ostatnie dni wakacji Emmy i Kitty uczyły Tykona angielskiego, wytresowały go prawie jak psa. Reagował na polecenia takie jak: "nie dotykaj", "nie rusz", "chodź tu", "do pudełka", "cicho" i tym podobne. Emmy pisała do Jimmiego z prośbą o rady, dotyczące Tykona. W tym krótkim czasie mały elf zjadł sto kostek cukru i sześć paczek dropsów cytrynowych. Jedynym zdaniem, jakie Tykon umiał powiedzieć poprawnie było: "Daj jeść". *** - Jutro już jadę do Hogwartu - powiedziała Emmy, patrząc na bilet. Przy schodach stał kufer i klatka Pestki. A Tykon, razem ze swoim pudełkiem, będzie wisiał sobie na szyi Emmy w skórzanym woreczku od wujka Hagrida. Emmy schowała bilet do torby, nakarmiła Pestkę, Hedwigę i Tykona, który z każdą kostką cukru świecił coraz jaśniej. Tykon ziewnął i nawet bez rozkazu wejścia do pudełka, wszedł do niego. Emmy schowała szklane pudełko do skórzanego woreczka i położyła na stoliku przy łóżku. Zdjęła okulary z nosa, chciała położyć je na stoliku, ale pudełko na okulary od Kitty od razu je schowało. Dziewczyna poszła spać, myśląc o jutrzejszym dniu. ROZDZIAŁ CZWARTY Pierwszy września. Następnego dnia Emmy wstała bardzo wcześnie. Przetarła zaspane oczy. Ze stolika stojącego obok łóżka, wzięła okulary i wsadziła je na nos. Ze skórzanego woreczka dochodziły odgłosy stukania Tykona. - Już cię wypuszczam, Tykon - powiedziała Emmy zaspanym głosem. Kiedy wypuściła elfa, Tykon od razu krzyknął: - Daj jeść! - Poczekaj, daj mi się obudzić! - dźwignęła się z trudem z łóżka i dała Tykonowi dropsa. Jednego połknął od razu. - Tykon, jak zjesz, to właź do pudełka - powiedziała Emmy i zeszła na dół. Elf pokiwał głową i połknął drugiego dropsa. - O, już wstałaś - powiedziała Cho, widząc Emmy. - Co chcesz na śniadanie? - Tosty pszenne z serem - odpowiedziała i poszła na górę się umyć. Po zjedzeniu śniadania Emmy ubrała się, a potem pomogła tacie zapakować jej kufry do samochodu. Jechali samochodem Simmsonów. - Tato, po co mam zabrać Hedwigę do szkoły? - ale tata jej nie odpowiedział. - Emmy, już spakowana? - spytał się Alan. - Tak wujku - odpowiedziała. - No to jedziemy - powiedział Alan. Kitty pożegnała mamę, a Emmy rodziców i pojechali na stację. *** Na King's Cross jak zwykle było dużo mugoli. Pierwszego września sowy na dworcu nie wzbudzały już takiego zainteresowania jak dawniej. Ministerstwo Magii wywieszało na dworcu plakaty z informacją, że pierwszego września odbywa się zjazd członków "Klubu Hodowców Sów". Kiedy dziewczyny wypakowały kufry, Kitty spytała się Emmy: - Po co wzięłaś Hedwigę? - Sama nie wiem. Tata chciał, abym ją wzięła - odpowiedziała Emmy, wzruszając ramionami. W tym czasie pan Simmson poszedł po wózki na bagaże. Kiedy wrócił, pomógł dziewczynom wstawić kufry i klatki na wózki. Potem po kolei przeszli przez barierkę między peronem dziewiątym i dziesiątym. Znaleźli się na peronie dziewięć i trzy czwarte. Emmy i Kitty rozglądały się dokoła siebie. Przy peronie stał szkarłatny parowóz, a za nim wagony pełne ludzie. Na tabliczce widniał napis: "Pociąg expresowy do Hogwartu, godzina jedenasta". Dziewczyny pchały swoje wózki wzdłuż pociągu, rozglądając się za wolnymi miejscami. W końcu znalazły pusty przedział. Tata Kitty pomógł im wtaszczyć ciężkie bagaże do przedziału. Ponieważ zostało im jeszcze trochę czasu do odjazdu, wyszli z pociągu. Wtedy dziewczyny zauważyły w tłumie Jimmy'iego i pomachały ręką w jego stronę. Chłopiec podszedł do nich. - Cześć dziewczyny! - powiedział, patrzą niespokojnie na Emmy. Zastanawiał się, czy i tym razem rzuci mu się na szyję. Ale dziewczyna nie zrobiła nic takiego. Razem z Kitty odpowiedziały mu: - Cześć Jimmy! - W którym jesteście przedziale? - zapytał się chłopak. - W tym - Kitty wskazała ręką ich przedział. - Wpadnę do was podczas podróży. - Jimmy? - spytała się Emmy. - Tak? - Jak będziemy przydzielani do domów? Jimmy nie odpowiedział jej. Uśmiechał się tylko tajemniczo. W tej chwili rozległ się gwizdek. - To ja zmykam! - powiedział Jimmy i pobiegł do swojego przedziału. Emmy i Kitty, zanim wsiadły do pociągu, zdążyły jeszcze pożegnać się z panem Alanem. Kiedy już siedziały w przedziale, wychyliły się przez okno i pomachały mu. Pociąg ruszył. Po kilku minutach zakręcił. Za oknami zaczęły się przesuwać domy. W tym momencie do ich przedziału weszła jakaś ciemnowłosa dziewczyna. - Cześć! Jestem Holly Baldwin - przedstawiła się. - Ja jestem Kitty Simmson. - A ja Emily Potter. Ale możesz mówić do mnie Emmy. - Potter? Córka tego Pottera? - zdziwiła się Holly. Zaskoczona reakcją dziewczyny, Emmy powiedziała tylko: - Tak, jestem córką Harry'ego Pottera. Holly ciągle wpatrując się w Emmy, usiadła z wrażenia. Zajęła miejsce obok Kitty. Wtedy Emmy zapytała się jej: - Ty też jesteś pierwszoroczna? - Ooeey. Tak. - ocknęła się Holly. - Do jakiego domu chciałabyś trafić? - spytała się Kitty. - Moi rodzice byli ze Slytherinu. Ale ja wcale nie muszę - odpowiedziała Holly. Kitty, kiedy usłyszała słowa "byli ze Slytherinu", automatycznie przesiadła się na stronę Emmy. Holly spytała się dziewczyn: - Chciałybyście być w drużynie quidditcha? Bo ja bardzo. Jestem dobrym pałkarzem. Wałek mamy przysłużył mi się w treningach. - Ja nie lubię grać. Wolę obserwować grę - powiedziała Kitty. Emmy poczuła, że Holly nadaje na tych samych falach, co ona. Rozpoczęła więc, trwającą ponad godzinę, rozmowę o ulubionych drużynach, obejrzanych meczach, itd. Nie wspomniała jednak o swojej miotle. Kitty oparła się o krawędź okna i obserwowała przesuwające się krajobrazy. Nudziła ją ta rozmowa. Na pytania dziewczyn odpowiadała słówkami: "tak", jasne", itp. Rozmowę przerwało pojawienie się w drzwiach przedziału czarownicy z wózkiem pełnym słodyczy. Emmy kupiła sobie dwie paczki fasolek Bertiego Botta, kilka czekoladowych żab i dropsy dla Tykona, o którym przypomniała sobie, widząc żółte opakowanie cukierków. Kiedy czarownica z wózkiem oddaliła się od ich przedziału, Emmy wyszła na korytarz, pokazując Kitty skórzany woreczek na szyi. Przyjaciółka rozumiejąc, o co chodzi, kiwnęła głową. Po wyjściu Emmy, Holly spytała się: - Czy coś się stało? - Nic takiego. Po prostu Emmy jest uczulona i musi wziąć leki. - Tak? A na co jest uczulona? Kitty ni odpowiedziała. Ale, kiedy odwróciła głowę w stronę okna, powiedziała cicho sama do siebie: - Na ciebie. Na korytarzu Emmy wyjęła szklane pudełko i wypuściła Tykona. Elf wyleciał szybko z pudełka i z wielką pretensją w głosie krzyknął: - Emmy niedobra! Emmy zagłodzić Tykona! - Cicho Tykon! - powiedziała Emmy i na siłę wcisnęła Tykonowi do buzi żółtego dropsa. W tej chwili usłyszała na korytarzu zbliżające się kroki. Szybko złapała elfa w dłoń, którą schowała za siebie. Ale blask z niebieskiego światełka bił zza jej pleców. W drzwiach pojawiła się jednak znajoma sylwetka wysokiego chłopaka, dobrze zbudowanego, o niebieskich oczach z bujną, rudą czupryną. - Jimmy, to ty. Wystraszyłeś mnie - powiedziała Emmy. - Co tu tak stoisz sama? - zapytał się Jimmy. Emmy nie odpowiedziała, tylko wypuściła Tykona z dłoni. Elf podleciał do chłopaka i zaczął mu się przyglądać. Jimmy wpatrywał się w niego. Mały ludzik odwrócił się w stronę Emmy i zapytał: - Ten pan nie skrzywdzić Tykona? - Nie, Tykon. Jimmy nie skrzywdzi cię - odpowiedziała, śmiejąc się z miny Jimmy'iego. - Elf. Nie wierzę własnym oczom - powiedział, okrążając go. Tykon miał bladoniebieskie ciałko, krótkie, kręcone włosy granatowego koloru. Spiczaste uszy odstawały mu, a w błękitnych oczach odbijała się postać Jimmiego. Miał, tak jak ważka długie, wąskie skrzydełka, które były przezroczyste i mieniły się na niebiesko. Krótko mówiąc, elf od stóp po czubek głowy był cały niebieski. - Masz Tykon - Emmy dała mu jeszcze jednego dropsa. Jimmy obserwował uważnie każdy ruch elfa. - No dobra - Emmy wrzuciła dropsa do szklanego pudełka. - Wchodź Tykon. Elf zrobił salto w powietrzu i schował się w pudełku, które się za nim zamknęło. - Dlaczego karmisz go tutaj? Przecież Kitty wie o Tykonie? - zapytał się chłopak, patrząc na Emmy, chowającą pudełko do woreczka na szyi. - Ale Holly o nim nie wie - odpowiedziała. - Kto? - zapytał. - Chodź, to ją poznasz - i weszli do przedziału. Jimmy przywitał się z dziewczyną, podając jej rękę. - Jimmy jest obrońcą w drużynie Gryffindoru - powiedziała Emmy do dziewczyny. I tak zaczęła się znowu długa rozmowa o quidditchu. Kitty natomiast siedziała dalej wpatrując się w okno, nie słuchając co mówi reszta. - To ja już pójdę. Lepiej załóżcie szaty, bo niedługo będziemy na miejscu - powiedział Jimmy i wyszedł. Dziewczyny tak zrobiły, przebrały się w czarne szaty, a parę minut później pociąg zatrzymał się. Wszyscy wysiedli z pociągu. Na niebie błyszczały gwiazdy, a ponad głowami uczniów, tłoczących się na peronie, było widać wujka Hagrida, który trzymał w ręku lampę i wołał donośnym głosem: - Pirwszoroczni, proszę tutaj! - Dobry wieczór wujku - powiedziała Emmy do wysokiego mężczyzny o gęstej, czarnej brodzie. - Emmy, jak tam podróż? - spytał się. - Dobrze. Dzięki - odpowiedziała. - Pisał do mnie Syriusz. Masz tego, no wiesz... - Mam wujku - odpowiedziała Emmy, pokazując woreczek, wiszący na jej szyi. - No to dobrze - powiedział i krzyknął jeszcze raz - Do mnie pirwszoroczni! Już wszyscy? No to idziemy. I cały rządek dzieciaków ruszył za gajowym. Szli po stromej, wąskiej ścieżce. Było strasznie ciemno, a drogę oświetlała jedynie lampa Hagrida. Idąc wciąż wąską ścieżką, doszli do wielkiego, czarnego jeziora. Po drugiej stronie, na wzniesieniu stał ogromny zamek z wieloma basztami i wieżyczkami. - Po czworo do łodzi! - krzyknął Hagrid, wskazując na flotę łódeczek, stojących przy brzegu. Emmy, Kitty i Holly oraz nieznajoma o długich blond włosach weszły do jednej z łódek. - Czy wszyscy siedzą? - rozejrzał się Hagrid, stojący na łódce i nasłuchujący odpowiedzi. Wszyscy chórkiem odpowiedzieli "tak". - NAPRZÓD! - krzyknął Hagrid i flota łódeczek ruszyła. Wszyscy gapili się w ciszy na zamek, do którego powoli dopływali. - Jestem Cora Malfoy - odezwała się blondynka. Emmy gwałtownie zwróciła wzrok w jej stronę. Znała to nazwisko. Tata opowiadał jej o swoim największym szkolnym wrogu, Ślizgonie - Draco Malfoyu. - Emily Potter - przedstawiła się Emmy. - Ooo! Córka słynnego Harry'ego Pottera. Nie sądziłam, że tak szybko się spotkamy - powiedziała dziewczyna. -A to? - spytała się, wskazując na Kitty i Holly. - A to są moje przyjaciółki - Kitty Simmson i Holly Baldwin. - Jesteście czystej krwi? - zapytała się Cora, patrząc z krzywą miną na Kitty i Holly. - Tak - odpowiedziały obydwie. - Głowy w dół. - Hagrid przerwał rozmowę dziewczyn, które się skuliły w łódce. Łódki przepłynęły przez kurtynę z bluszczu i wpłynęły do ciemnego tunelu, który prowadził pod zamek. Dotarli do czegoś w rodzaju przystani, gdzie wysiedli z łódek. Potem ruszyli w górę korytarzem. Szli po omacku za lampą Hagrida. Doszli do kamiennych schodów, po których weszli aż do dębowej bramy. Hagrid uderzył w nią swoją wielką pięścią trzykrotnie. Brama otworzyła się natychmiast. Stała w niej ciocia Hermiona, ubrana w szatę koloru zgniłej zieleni. Na głowie miała tiarę tego samego koloru. Ten post był edytowany przez Ellie: 05.03.2004 15:43 -------------------- As happens sometimes a moment settled...
... and hovered and remained for much more than a moment. And sound stopped and movement stopped? ... for much, much more than a moment. And then the moment was gone. |