Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Być Szczęśliwym Mimo Wszystko.., Hermiona & Dracon.

Liryczny_Wandal
post 05.10.2010 16:12
Post #1 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 9
Dołączył: 11.02.2009
Skąd: St.B - PoLsKa - Nie Elegancja FrAnCjA

Płeć: Kobieta



Cześć. Chcę wyrozumiałości i szczerej krytyki. smile.gif Przepraszam za jakiekolwiek literówki..



Zimny i ponury dzień, w sam raz na spacer, pomyślał z przekąsem Dracon.
Siedział w swojej willi, spadku po nie żyjących już rodzicach, którzy zginęli w walce dobra ze złem, w walce, w której Harry Potter zabił Lorda Voldemorta.
Na kolanach siedziała mu córeczka, Elizabeth. Powinna być w przedszkolu, ale potrzebował miec przy sobie kogoś bliskiego jego sercu, zwłaszcza, że dziś jest ten dzień.
Miał na sobie czarny, równo skrojony i szyty na miarę u sławnego krawca garnitur. Dzięki spadkowi rodziców mógł sobie pozwolić na jakikolwiek luksus i życie ponad miarę. Beth ubrana była w śliczną kremową sukieneczkę, białe rajstopki i pantofelki dopasowane do kreacji, na głowie miała słomkowy kapelusz, który miał za zadanie chronić ją przed listopadowymi podmuchami wiatru.
Za godzinę miał pojawić się tu jego najstarszy syn, Jake. Siedemnastoletnia kopia swego ojca za czasów szkolnych - platynowe włosy, szare, pociągające oczy, blada cera, krwistego koloru wąskie usta. Ale z charakteru był istnym przeciwieństwem; odpowiedzialny, poważny, przykładny. Unikał kobiet jak ognia i w ogóle się nie otwierał przed nimi, nie chciał angażować się w jakiekolwiek związki, bo nie chciał być zraniny. Strasznie wrażliwy.
Dwaj bliźniacy, Xavier i Francis, byli od niego o trzy lata młodsi. Jednojajowi - kropka w kropkę. Podłużne twarze, niebieskie oczy i blond czupryny. Rozrabiaki. Identyczni z charakteru, bardzo żywi, roześmiani i inteligentni chłopcy.
Beth - choć miała dopiero pięć lat - miała swoje kobiece i kapryśne humory i Dracon musiał przyznać, że wyrośnie z niej silna i niezależna kobieta.
Skorpius miał pół roku i teraz sobie grzecznie spał na górze, jak zwykle. Był cichym i spokojnym dzieckiem. Od niedawna zajmowała się nim niania.
Niania - nie matka...
Usłyszał trzask zamykanych drzwi i szybko zerwał się na nogi, wziął małą Beth na ręce i wszedł do holu. Bardzo uczekiwał powrotu synów na łono rodzinne. Dziewczynka chyba też, bo się uśmiechnęła. Była bardzo do niego podobna, z resztą - wszystkie dzieci były do niego podobne.
Do niego - nie do matki...
Bardzo żałował, bo jego żona była bardzo piękną kobietą. Brunetką, a w jego domu panoszyły się same blond czupryny o nieskazitelnie mlecznych cerach, prostych włosach i - w różnych odcieniach - niebieskich oczach. Wdali się całkowicie w niego. Czyste tatuśki, jak przywykł ich nazywać jego przyjaciel, Blaise Zabini.
- Witaj, tato - dwaj bliźniacy rzucili się na Dracona i uściskali go mocno, blade uśmiechy gościły na ich wargach, najstarszy syn ograniczył się tylko do uściśnięcia dłoni ojcu, nie zobaczył żadnego blasku w jego oczach, pozostał tam tylko smutek, ból i cierpienie.
- Cieszę się, chłopcy, że was widzę, naprawdę! - Dracon również uśmiechnął się z wysiłkiem. Młoda Beth szalała z radości, że jej kochani bracia ją odwiedzili. Mimo woli, twarze Malfoy'ów się trochę rozjaśniły.
- Wiesz, ojcze, wielo o tym wszystkim myślałem, i doszedłem do wniosku, że tak nie można - odezwał się Jake. Był zdenerwowany, mówił krótko, tak jakby więcej słów wypowiedzianych sprawiały mu przykrość. - Musisz wyjść na dwór, wrócić do pracy, żyć tak, jak... kiedyś - te słowa wypowiedział tak cicho, że zaczął się zastanawiać, czy ktoś, w ogóle, go usłyszał...?
Bliźniacy na tą wzmiankę zaprzestali swych zabaw z siostrzyczką i spojrzeli na brata, i ojca.
- Minął dopiero miesiąc, właśnie dziś - uciął krótko. Nawet nie spojrzał na nikogo, jego wzrok był martwy i przenikał przez dusze wszystkich zgromadzonych. Jake poczuł gęsią skórkę i zrobiło mu się nieprzyjemnie chłodno.
- Mama by tego nie chciała - walczył nadal, bo nie mógł patrzeć, jak ojciec coraz bardziej zamyka się w sobie. I tak teraz odzywał się do niego iście bezosobowym i lodowatym tonem, to wiedział - a przynajmniej miał taką nadzieję - że ojciec go kocha.
- Nie obchodzi mnie to, co by chciała wasza matka - warknął Dracon. ten temat był dla niego świeży, za świeży aby mógł o tym rozmawiać.
- Właśnie! Nigdy Cię to nie obchodziło, co mama miałą do powiedzenia - Jake nie ustępywał. - Zawsze ją ignorowałeś i dawałeś do zrozumienia, że masz nad nią władzę jakby była nic nieznaczącą kobieta, a była bardzo wartościowa! Była inteligentna i czuła w przeciwieństwie do Ciebie! Gdybym był na Twoim miejscu, to po tych dwudziestu latach małżeństwa, kochałbym ją bardziej niż my wszyscy razem wzięci!
- Ale nie jesteś na moim miejscu i nigdy nie będziesz - wycedził przez zaciśnięte zęby Senior Malfoy. Cały czas zaciskał pięści, które cały czas mu się pociły. Nie mógł wytrzymać tej presji, jaką narzucił mu Jake. - Nie wiesz nic o naszym małżeństwie i niech tak zostanie. Powiadają żeś mądry, więc wykorzystaj nalezycie swą inteligencję.
- Może i mówią, ale ona była moją matką. Biłeś ją, torturowałeś, katowałeś i wykańczałeś psychicznie, chyba mam prawo wiedzieć, jak było z wami, prawda?
- To niech powie Ci sama - wrzasnął Dracon, a po jego słowach zapadła cisza, którą przerwał płacz Elizabeth.
- Nienawidzę Cię, Malfoy - powiedział Jake, na pozór opanowanym i spokojnym głosem, choć w gardle coś go dławiło. Chciał dodać jeszcze "przepraszam, tato, kocham Cię", ale nie mógł już wykrztusić z siebie ani jednego słowa.
- Rób jak uważasz - mruknął Dracon, a Jake nawet nie próbował ukryć rozczarowania. Chciał aby ojciec zaprzeczył, walczył lub też mu wygarnął, że go nienawidzi, ale nie był przygotowany na taką obojętność i zgodność!
Wziął Beth na ręce, odezwał się coś do braci i poszedł na górę. Bliźniacy spojrzeli po sobie i już wiedzieli, co dokładnie zrobić - poszli za Jake'em.

Dracon patrzył jak wszystkie jego dzieci odchodzą. Serce pękało mu na miliony drobnych kawałeczków. Jego żona nigdy by nie dopuściła do takiej sytuacji. Wytłumaczyłaby dzieciom zachowanie ojca, a oni potulnie i ze skruchą zaczeliby go przepraszać. Ale jej już nie było w ich życiu i nigdy nie będzie...
Sam doprowadził do nienawiści między swoją rodziną. Robił to samo, co kiedyś jego ojciec. Boże! A tak się zrzekał, że nigdy nie pójdzie w jego ślady, ale w głębi duszy czuł, iż jego żona wiedziała, na co się godziła i wiedziała, że będzie taki sam jak Lucjusz Malfoy.
Za godzinę mieli iść do kościoła, a tymczasem jego dzieci się wyprowadziły. Widział jak niania wychodzi zaraz po ich pójściu na górę, a sami z walizkami, wyszli po trzydziestu minutach.
Dracon siedział cały czas w tym fotelu, sączył Brandy i patrzył jak odchodzi od niego wszystko to, co tak naprawdę w życiu bardzo mocno kochał. Zabrali mu nawet Scorpiuska, jego maleńką kruszynę...
Głupi! Nawet nie oponował! Jego cholerna duma! Dlaczego nie pozwoliła mu ich zatrzymać?! Znienawidził siebie za to, kim jest i za to, kim mógłby być, dlaczego nie był inny...?
Dlaczego żona od nich odeszła?! Obwiniał ją za każde nieszczęście jakie spotkało jego rodzinę w ciągu minionego miesiąca. Nie chciał, żeby ich zostawiała, żeby zabierała ze sobą ich ostatnie dziecko - chciał je kochać tak samo, jak kochał wszystkie...



Na razie takie wprowadzenie. Bless ya!


--------------------
nie płacz po mnie, proszę..
i tak jesteśmy z dala od sceny i ocen.. :O

Track13
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Liryczny_Wandal
post 13.06.2011 19:59
Post #2 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 9
Dołączył: 11.02.2009
Skąd: St.B - PoLsKa - Nie Elegancja FrAnCjA

Płeć: Kobieta



3.

- Tato, my chcemy żebyście...
- Z Jake'em...
- Się pogodzili, bo...
- Jesteśmy rodziną...
Nie mógł się lekko nie uśmiechnąć. Pogładził bliźniakow po ich czuprynach. Byli świetni; zawsze żywi, a teraz zachowywali się jakby całe życie z nich uleciało. To było smutne. Zwłaszcza w oczach ojca.
- Porozmawiamy po mszy, chłopaki - uciął krótko.
- Ale my chcemy jeszcze iść do krypty...
- Też tam będę - zakończył.
Obiecał sobie, że powie im prawdę. Opowie o całym ich małżeństwie i nie będzie unikał prawdy. Mają prawo wiedzieć. Muszą wiedzieć.
Znów tracił świadomość, a wspomnienia klatka po klatce się przesuwały. Zupełnie jakby wybierał sobie sceny, ale dziś to nie on decydował o ich wyborze, tylko jego własna podświadomość.
Xavier i Francis mieli po siedem lat i bardzo chcieli uczęszczać na zbiórki młodych skautów, lecz on - niestety - nie podzielał ich entuzjazmu. Miał kilka inteligentnych argumentów, których siedmiolatkowie za nic by nie zrozumieli, ale wówczas go to nie obchodziło - ważne, że im odmówił.
Spuścili głowy i poszli do jego żony.
Nic wielkiego; on był zmęczony, a taka odmwa go usatsfakcjonowała, wtedy nie doceniał uroków posiadania dzieci.
Chłopcy później chodzili szczęśliwi, rzec można, ze dumni jak pawie! Pomyślał sobie wtedy, że zrozumieli wytoczone przez niego sprzeciwy i sam również był dumny ze swoich mądrych dzieci.
Pewnego dnia byli czymś podekscytowani, a on chciał znać przyczynę ich radości.
Nie musiał długo na to czekać, bo bliźnaiki sami przybiegli do jego gabinetu. Zaczął wrzeszczeć na żonę, że przeszkadzają mu w pracy. Zjawiła się bardzo szybko i chciała ich wyprowadzić, ale wyrywali się i powiedzieli, że chcą zaprosić Dracona na "dzień otwarty", w którym mali skauci będą zdobywać nowe umiejętności.
Zapadła cisza. Był zły, wściekły. Mord miał wypisany na twarzy. Żona wiedziała, że musi mu mówić o każdym ich ruchu...
Jakim prawem podważano jego decyzje?! Wiedział, kto za tym stoi. Jego żona, to ona zabierała ich na zbiórki. I to w tajemnicy przed nim!
Ona chyba wyczuła jego stan, więc kazała szybko uciekać chłopcom, ale oni uparcie czekali na odpowiedź.
Obszedł biurko i dopadł żonę. Ona błagała aby nie robił tego przy dzieciach, ale on nie słuchał, był zbyt sfrustrowany i zgniewany żeby ją słuchać.
Zaczął ją bić i rzucać wyzwiskami w jej kierunku, a to wszystko na oczach dzieci. Ale wtedy na to nie zważał, w ogóle, na nic nie zważał.
W tej szarpaninie uderzył Francisa i to go uprzytomniło. Spojrzał zamglonym wzrokiem po biurze, istny huragan. Jego żona leżała zakrwawiona u jego stóp, a jeden z jego synów stracił przytomność, z głowy również leciała mu krew.
Słyszał coś o odczuciach bliźniaków, ale nie wiedział, że są one tak wielkie; Xavier skulił się w rogu, łapał za głowę tam, gdzie Francisowi ciekła krew, płakał. Nie, on wył niczym wilk.
Był bestią i dobrze o tym wiedział. Był synem Lucjusza z krwi i kości, a genów nie da się zmienić, choćby nie wiadomo jak bardzo by się tego pragnęło, a on pragnął bardzo mocno.
Instynkt macierzyński jego żony nakazał zaprzestać lizać własne rany, a zająć się dziećmi, które na nią liczyły i jej potrzebowały.
Uklękła przed Francisem, podniosła go z wysiłkiem, choć chłopiec był chudym dzieckiem, i tak miała sporo trudności. Chwyciła oszołomionego Xaviera za rękę i wyszła z gabinetu.
A Dracon stał nadal i patrzył na swoje dłonie, które były ubrudzone krwią żony. Nie zrobił nic aby im pomóc, tylko patrzył tak, jak kiedyś patrzyli jego rodzice.
Co prawda, później zgodził się na harcerstwo, ale oni nigdy już o nim nie wspominali, nie chodzili nawet na zbiórki - wypisali się. Przez pół roku go omijali, a przychodzili tylko wtedy, gdy on ich oczekiwał. Odzywali się wyłącznie na temat i tyle, ile od nich tego wymagano. Zgasił w ich oczach promyczki nadziei, które na nowo zapaliła jego żona.

Siedział na ławeczce i zastanawiał się, ile może trwać msza, bo miał jej już dosyć. I tych demonów przeszłości, które pojawiały się, ilekroć żona była w pobliżu.
Te wizyty, śmieszne, bo były dopiero dwie, wykańczały go psychicznie. Zawsze wracały te złe wspomnienia, ale dobre też były. Tylko szkoda, że nigdy nie przychodziły, gdy był blisko żony.
Czuł jej obecność całym sobą, wiedział, że gdzieś tutaj ona powinna być, musi być. Nie przegapiłaby takiej okazji żeby się z nimi wszystkimi spotkać.
Nie miał jej za złe tego, że przywracała bolesne tylko dla nich chwile. Tak, bo on cierpiał widząc ból malujący się na twarzach członków swojej rodziny. Chciał aby zawsze byli szczęśliwi, ale tak się nie stało, bo żona od niego odeszła, gdy miał odwagę wyznać jej miłość, a dzieci straciły jakiekolwiek nadzieje na to, iż Dracon ich kiedykolwiek pokocha.
Tak sobie myślał, że jego żonie chyba nie dane było żyć z myślą, że jej miłość została odwzajemniona. Przecież przez dziewiętnaście lat byli małżeństwem. Dlaczego po tak długim czasie, dopiero od niego odeszła i była na tyle bezczelna aby zabrać ze sobą ich dziecko?
Sam siebie oszukiwał. Isobel miała rację, wszyscy mieli racje; to była tylko i wyłącznie jego wina.
Na USG wyszła mu dziewczynka, druga córeczka, a właściwie trzecia w historii Dracona Lucjusza Malfoya.
Rozejrzał się po grobowcu i owiał go chłód. Całe to pomieszczenie przypominało kostnicę, ale trupy tu były rozłożone, poza jednym, on był jeszcze soczysty. Blondyn skrzywił się z obrzydzeniem.
Sala ku pamięci zmarłym. Każdy Malfoy mógł tu wejść i przy wybranej trumnie złożyć podarek osobie, którą się kocha. On przy jednej chciał złożyć całe swoje serce.
- Chciałbym abyście mnie wysłuchali - Dracon spojrzał po twarzach swoich dzieci. - Chcę wam powiedzieć całą prawdę o naszym małżeństwie, moim i waszej matki.
- Rusz się, bo Scorp niedługo się obudzi - warknął Jake, a on tylko się lekko uśmiechnął.
Miał misję, opowie im o wszystkim, a złe duchy odejdą.. albo i nie, ale kogo to obchodziło?
- To zaczęło się...

Już w szkole bardzo mu się podobała, a poza tym, jej charakter idealnie pasował do roli matki i żony; troskliwa, opiekuńcza. Dla niego była przeznaczona surowość, stanowczość. W domu mianował się dyktatorem. Wiedział, że kiedyś z nią będzie i postanowił dopomóc losowi, by byli sobie przeznaczeni szybciej.
Blaise, jego przyjaciel, on również zauważył jej brak wad, bo też się o nią starał. Wziął go wtedy na bok i wytłumaczył, iż ona bardziej mu potrzebna, ponieważ w jego domu nie panowała tak sielska atmosfera, jak w domu Zabinich. Ona miała mu pokazać ten inny świat, w którym "pali się" ognisko domowe, okazuje czułość dzieciom, a ich samych jest gromadka.
Chodził za nią, choć to dziwacznie wyglądało. Ona się jego bała, myślała, że znów coś kombinuje, aby uprzykrzyć jej życie. Widział żal w oczach przyjaciela, gdy tamten powoli zdobywał jej przychylność tylko po to, żeby cukrzyć na Dracona. Opowiadać o jego wielkich przemianach w dobrego człowieka.
Malfoy adorował ją, uchylił trochę swoich uczuć, aby zaczęła mu współczuć; robił wszystko, by mu zaufała, a ta niedostępność tylko wzmogła uderzanie do niej w konkury.
Przerwał jej "cudowne" zaręczyny i "porwał" na prywatną wyspę swych zmarłych rodziców. Nie mógł pozwolić żeby wyszła za innego. Za to ona bardzo się wściekła, mówiła, że nie może zawieść tamtego, bo mu obiecała ślub! Nie do wiary, jaka była słaba i bezbronna.
Na wyspie był najczulszym, najtroskliwszym i najwrażliwszym osobnikiem na całym globie. Gdyby wtedy chciała gwiazdkę z nieba, bez wahania by ją ściągnął dla niej i podarował, ale ona nic nie chciała, nic prócz jego samego. Później powiedziała mu, że go kocha. Był już pewny, że nic im nie stanie na drodze. Miał rację, bo przyjęła jego oświadczyny bez zastanowienia i zająknięcia. Do Malfoy Manor wrócili już jako narzeczeństwo.
Żona poświęciła mu się całkowicie; zerwała z tamtym światem, który wcześniej ją otaczał, ze znajomymi i ze swoim życiem, a wniosła się do świata Dracona Malfoy'a, gdzie panowały surowe zasady, etykieta i brak emocji. Do świata luksusu i błysku fleszy.
Z początku była trochę zagubiona, gdy na wielkich galach kobiety patrzyły na nią zawistnie. Była taka świeża, niewinna. Później zaczęła przyzwyczajać się do światowego życia i cieszyć najdrobniejszym przejawem ciepła wśród zgromadzonej tam śmietanki towarzyskiej, ale z czasem stawała się zupełnie taka sama jak reszta; jej sztuczna grzeczność bolała, bo Dracon wiedział, że tak się dzieje za jego sprawą.
Dziękował wszystkim bogom, jakich znał, że chociaż w domu była tą samą osobą, którą pokochał..

Spojrzał po twarzach dzieci i nie musieli nic mówić, bo on wiedział, że nie takiej historii się spodziewali. Odetchnął głęboko i wzrok utkwił w jednym z kilkunastu wejść w grobowcu. Czas zacząć przedstawienie i odgrywać je do końca życia..
- Kochałem waszą matkę najbardziej na świecie. Byłem arogantem i egoistą, ale ją kochałem. Na swój sposób - dodał widząc zdziwione miny swoich dzieci. - Może z boku wyglądałem na sadomasochistę, ale naprawdę taki nie byłem. Umiałem być wrażliwy, czuły i kochany, ale geny Malfoy'ów i moja wielka duma nie pozwalały mi w pełni stać się dobrym człowiekiem. Ona to wiedziała, pogodziła się z tym.
- Mówisz "geny". My mamy takie same, więc nasze kobiety..? - Zapytał Francis, a Dracona zatkało. Nie był przygotowany na tego typu pytania. Myślał, że będą się tyczyły tylko jego małżeństwa.
- Nie, nie będą zagrożone, bo mieliście wspaniałą matkę, która wychowała was na dobrych ludzi. Wiem, że w ogóle nie uczestniczyłem w waszym wychowaniu, ale zawsze stałem z boku, nie chciałem wkradać się w harmonię szczęścia jaką sobie stworzyliście.
- Nie byliśmy szczęśliwi - odezwał się Jake. - Za każdym razem niszczyłeś nas na swój sposób. Już przez samo Twoje wejście do pomieszczenia, w którym przebywaliśmy, psuła się atmosfera miłości, a pojawiało się napięcie i zdenerwowanie - cedził Jake. - Baliśmy się każdego Twojego następnego ruchu. Czy zaatakujesz mamę? A może młodych? Scorpa też już biłeś?!
- Daj spokój, Jake. Ja bym chciał posłuchać..
- No jasne, w końcu to chwila prawdy - mówili bliźniacy.
- Nie chciałem was bić, ale wiem, że teraz słowami nic nie zmienię, bo czyn został dokonany. Chcę jednak wam powiedzieć, że bardzo było mi przykro, gdy patrzyłem jak cierpicie. Ja chyba cierpiałem dwa razy gorzej, bo jesteście moimi dziećmi, częścią mnie. - Draco popatrzył na nich z jawną miłością. - Jak byłem wściekły, przestawałem czuć, a przed oczami stawał mój ojciec.
- Nigdy nie mówiłeś o dziadku. Z tego, co mama opowiadała, był wspaniałym człowiekiem, więc nie wiem, skąd u Ciebie taka niechęć do niego - Xavier wzruszył ramionami i wbił wzrok w ojca, który z kolei zaśmiał się z goryczą.
- Cała ona. Wasza matka nie potrafiła chować długo urazy i potrafiła równie szybko wybaczać. Naopowiadała wam o jego zasługach dla kraju i o tym, jaki był szanowany, ale w rzeczywistości był takim samym sukinkotem jak ja - z ust Dracona poleciała jeszcze długa wiązanka przekleństw. W tym czasie młodsi odwrócili wzrok, a Jake zatkał uszy Elisabeth. - Lucjusz Malfoy był potworem, który zabijał dla własnych wygód. Wpajał mi od małego, że nie ma miłości na świecie, a ludzie dążą jedynie do władzy. Nauczył nienawidzić ludzi i gardzić przez ich niemagiczne pochodzenie. Bił mnie i moją matkę tylko dlatego, że ona mnie kochała i trzymaliśmy się razem. Pomału niszczył Narcyzę tak, jak ja waszą matkę.
Draco na chwilę oderwał się od grobowca i znów był ze swoją żoną.

Chodzili po straganach, by kupić coś na piknik, który mieli zrobić razem z Jake'em. Kobieta uśmiechała się do wszystkich i czasem przystawała aby pogratulować pociech przechodnim rodzicom. Trzymał ją za rękę i poruszali się tanecznym krokiem po rynku. Czuł się najszczęśliwszym mężczyzną w promieniu dwustu mil albo dalej. Dla niego miała zarezerwowany uśmiech pełen miłości, w jej oczach czasem pojawiał się strach i niepewność, czy on zaaprobuje jej zachowanie. A on nie mógł nic innego robić, jak tylko uśmiechać się razem z nią.
Tryskała energią, była uosobieniem marzeń każdego faceta. I wtedy - tak mu się wydawało - wiedziała o jego miłości, ale zaraz musiał to zniszczyć, gdy zderzyła się z jakimś biznesmenem. Poszła po mandarynki, odwróciła się, wpadła na niego i pomagała mu pozbierać rzeczy, które wysypały się z jego walizki.
Podszedł do niej i z wyrazem nienawiści chwycił za ramiona, postawił "do pionu" i zaprowadził do auta. Tam ją dopiero nazwyzywał, a aura pięknego dnia nagle zniknęła, pojawił się tylko żal.
Gdyby nie ona, ten piknik byłby kompletną katastrofą, ale, na szczęście, Malfoy'owie mieli swojego anioła stróża.

- Cierpiałem, bo nie mogłem się przełamać i wam pomagać. Wiem, że wystarczyło niewiele, zwykłe "jak się czujesz?", ale wolałem udawać, że nic się nie stało, a waszym oprawcą był ktoś inny.
- Ale mama..
- Ona nie miała Ci tego za złe..
- Wybaczała Ci..
- Za każdym razem..
- Denerwuje mnie to gadanie - warknął Jake. - Chciałbym się skupić, ale nie ułatwiacie mi tego. Bliźniaki w domu to istne przekleństwo.
- Nieprawda - zaprotestował Dracon. - To wiele radości i śmiechu. Nigdy nie myślałem o was jak o problemie i nie mam zamiaru. Kocham was za wszystko, co jest z wami związane.
- Mama mnie rozumiała, ona.. Nie potrafię Ci jeszcze tak dobrze zaufać - Jake spuścił głowę, było mu wstyd, że nie mógł porozmawiać o tym z ojcem. Chciał coś jeszcze dodać, ale zabrakło mu słów. Chciał powiedzieć ojcu o swoim sekrecie, który miał od czterech lat, a matka wiedziała o nim od trzech i wcale go nie potępiała. Tak bardzo by chciał znaleźć u niej wsparcie, ale od nich odeszła. Nie wiedział, czy kiedykolwiek będzie w stanie jej wybaczyć. - Przepraszam, Malfoy.
- Mamy jeszcze czas na wzajemne zaufanie - uspokoił go senior. - Nie mam Ci tego nawet za złe, bo wiem jaki byłem, ale teraz chcę się zmienić dla was. Pierwszym krokiem będzie przyznanie się do tego, że kocham was i waszą matkę nad życie. Chciałbym móc cofnąć czas i uciec od niej jak najdalej, aby nie zniszczyć jej tego życia, ale wtedy nie miałbym was.
Mam świadomość, że zniszczyłem jedno życie, ale zyskałem aż pięć.. Strata była i jest nadal bolesna. Nie potrafię się ogarnąć, ale mam nadzieję, że wy mi w tym pomożecie, bo chcę normalnie funkcjonować..
Moje małżeństwo miało być idealne, z rozsądku, ale stało się inaczej, gdyż zakochałem się w niej jak szczeniak, a miałem wówczas dwadzieścia lat. Miałem chęć niebo i ziemię poruszyć, aby była szczęśliwa, ale było na odwrót: niszczyłem ją z zazdrości, że mogłaby odejść do innego, wykorzystywałem fakt, że mnie kocha, chociaż to mnie nie uspakajało. Cholernie bałem się życia bez waszej matki i teraz również się boję, ale to dopiero preludium..
I Dracon zaczął opowiadać całą okrutną prawdę o swoim małżeństwie. Zrozumiał, że człowiek nie docenia skarbu, który ma tuż pod swoim nosem, dopóki go nie straci, bo wtedy zyskuje największą wartość.
Nie obyło się od straszliwych pytań, w których senior Malfoy musiał wyciągać wszystkie brudy i mieszać je z czystymi i niewinnymi duszami swoich dzieci. Nie chciał dopuścić do przerwania opowiadania, więc cały czas mówił, jakby bał się, że odwaga go opuści i nie powie nic więcej. Chciał mieć to już za sobą, bo słowa go bolały i również raniły jego dzieci, bo dotyczyły ich kochanej matki, którą on, Dracon Malfoy, wdeptał w ziemię i traktował jak służkę.
I oceniały go dzieci! Słowa, choć wypowiedziane przez trójkę nastolatków, były mądre i zawierały dużo ziarna prawdy, bo oni również uczestniczyli w prawie wszystkich zdarzeniach. Nie byli bierni, przez co również dostawali, ale się nie poddawali - za matkę zrobiliby wszystko.
Uświadomił sobie, że już nigdy nie przestanie kochać swojej byłej żony. Była jego wielką, prawdziwą i jedyną miłością.
- Tato - odezwał się Jake, a Draco otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. - Jestem gejem - powiedział. Po tych słowach zapadła cisza. Najstarszy z latarośli Malfoy'ów wstał. - Po tylu latach spędzonych pod jednym dachem z takim małżeństwem, poczułem czerwoną lampkę w głowie. Nie chciałem żeby moja kobieta była tak traktowana.
Owszem, potrafię docenić jej piękno, wdzięki, charakter, ale nie umiem obdarzyć jej innym uczuciem niż tym przyjacielskim. Boję się, że i ja bym tak z nią robił - ryzyko jest zbyt duże.
Gdy się zorientowałem, miałem trzynaście lat. Może uważasz, że to bardzo mało, ale ja to czuję w środku. Dziewczyny mnie nie podniecają, choć niejedna przewinęła się przez moje Hogwardzkie łóżko, ale chłopcy.. dziwnie na nich reaguję, myślę, że jestem zdolny do ich kochania.
Chciałem wam o tym powiedzieć, żebyście się z tym oswoili, dam wam mnóstwo czasu, nie oczekuję od razu zrozumienia, ale nie chcę potępienia - wystarczy akceptacja. Mama o tym wiedziała i kochała mnie tak samo..
- Przecież rodzina jest po to, aby się wspierać i pomagać w trudnych sytuacjach, a ta właśnie nadeszła - odezwał się po długim milczeniu Draco. Miał świadomość, bolesną z resztą, że to przez niego jego własny syn stracił pociąg do kobiet. - Dla mnie to na razie szok, alem gotów zrozumieć. Jesteś najstarszym synem..
- Ciągle to powtarzasz, a ja mam inne plany: nie chcę być prawnikiem, chcę pójść w ślady mamy i dokończyć to, co ona zaczęła, bo wiem, że przeze mnie przestała, będę psychiatrą! - Zbulwersował się Jake. - Są jeszcze bliźniaki, którzy na poważnie myślą o prawie, więc nie przekreślaj ich tylko dlatego, iż są młodsi ode mnie.
- Nie wiedziałem..
- Jest jeszcze dużo rzeczy, których o nas nie wiesz, ale mamy jeszcze pięćdziesiąt Twoich następnych lat, tato, aby to nadrobic. Co wy na to? - Zapytał Francis, popatrzył na wszystkich wyczekująco. Po namyśle potaknęli głowami, a on odetchnął z ulgą. Na twarzach Malfoyów pojawiły się uśmiechy..


--------------------
nie płacz po mnie, proszę..
i tak jesteśmy z dala od sceny i ocen.. :O

Track13
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 14.06.2024 21:22