Bieg Ku Przyszłości, Draco i Hermiona dorośli
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | Pomoc Szukaj Użytkownicy Kalendarz |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
Bieg Ku Przyszłości, Draco i Hermiona dorośli
Malfoyka |
12.01.2013 12:36
Post
#1
|
Tłuczek Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 36 Dołączył: 11.01.2013 |
Lipcowe słońce przygrzewało przez uchylone okna dyżurki lekarskiej w szpitalu św. Munga, gdzie nad stosem badań i raportów, w nasadzonych na nosie okularach, nisko nachylona siedziała młoda pani doktor. Kobieta z westchnieniem przerzucała kolejne stosy kartek starając się zebrać wszystko w całość i skończyć pisanie raportu z dyżuru.
- Ejj ślicznotko, a czy ty przez przypadek nie skończyłaś już pracy?- zapytała starsza, przysadzista pielęgniarka wchodząc do dyżurki. - Och to by Martho.- odciągnięta od swojej pracy dziewczyna nieprzytomnie zerknęła w kierunku drzwi.- Muszę to skończyć.- powiedziała wracając do swojego zajęcia. Pielęgniarka westchnęła ciężko, po czym podeszła do biurka zagradzając lekarce dostęp do papierów. - Hermiono, nic nie musisz.- powiedziała z dobrodusznym uśmiechem, ukochanej cioci.- I tak robisz więcej niż trzeba, dawno powinnaś być już w domu. - Trzeba jeszcze dodać pustym domu.- powiedziała z goryczą Hermiona.- Już chyba wolę zostać tutaj. - Ojj no dzisiaj pan premier chyba będzie na ciebie czekał, w końcu to twój wielki dzień.- powiedziała z entuzjazmem- O której masz wizytę w tym mugolskim dziekanacie? - Dziekanat!!!- krzyknęła, zrywając się z miejsca.- Na śmierć zapomniałam, Martho.- jęknęła, w pośpiechu ściągając swój biały kitel. - Oj dziecko, dziecko..- westchnęła pielęgniarka.- Kiedy ty ostatnim razem tak naprawdę wypoczęłaś co?- zapytała z troską. - Nie mam na to czasu, przecież wiesz. Praca, nauka, dom i jeszcze przygotowania do ślubu. A wszystko na mojej głowie bo Ron jest zbyt zajęty, żeby pamiętać o takich drobiazgach jak na przykład nasz ślub.- mówiła, miotając się i starając w pośpiechu zrobić makijaż. - Zobaczysz, wszystko ułoży się kiedy będzie już po wszystkim, a wy będziecie małżeństwem.- pocieszyła ją kobieta. - Mam nadzieję, bo jeśli nie to oznacza to, że dobrowolnie dam się zamknąć w złotej klatce.- mruknęła. - Och dzieci, dzieci.- pielęgniarka pokręciła głową.- Tak mało jeszcze wiecie o życiu.. Musicie ze sobą porozmawiać. Tylko bez złości Hermiono, pamiętaj. Myślę, że najlepsza okazja pojawi się na waszym wyjeździe…- podpowiedziała, a Hermionie aż serce podskoczyło z radości. Już za niecałe dwa tygodnie wyjeżdżają na Hawaje. We dwoje, tylko Ron i ona. Cieszyła się na ten wyjazd jak dziecko. W końcu będzie mogła wyjechać i odpocząć od szkoły, od pracy, od posady kury domowej, od spraw ministerstwa, którymi tak bardzo przejmuje się Ron… - Taaaak.- powiedziała rozmarzona.- To już za dziesięć dni.- po czym jakby wracając na ziemię dodała.- Ale na razie czeka na mnie dziekan. Trzymaj kciuki!- krzyknęła będąc już na korytarzu, Martha uśmiechnęła się pod nosem. Bardzo lubiła Hermionę, dziewczyna była jedyna w swoim rodzaju, ale życie jej nie rozpieszczało. Mimo, że była zdolna i niezwykle uparta, przez co w przeciągu ledwie kilku lat stała się najlepszym magomedykiem w kraju, miała wysoko ustawionego narzeczonego z którym planowała wielkie wesele, miała pieniądze i szacunek.. a jednak nie była do końca szczęśliwa. Starsza kobieta widziała to w jej oczach, mimo że dziewczyna nigdy nie wspominała o swoich kłopotach. W jej oczach tak często czaił się smutek, a młodzieńczy blask zgasł, teraz piękne czekoladowe oczy spoglądały na świat z nienaturalną wręcz dojrzałością… Marta pokręciła głową… - Biegnąc ku przyszłości, zapomniałaś kim tak naprawdę jesteś..- szepnęła. Hermiona jednak już jej nie słyszała. Pędziła właśnie wyludnionymi o tej porze ulicami Londynu w żółtej taksówce. To dziś dowie się czy obroniła mugolski dypolom medyczny i czy skończyła studia. Czekała na ten dzień, tak bardzo chciała ukończyć studia medyczne i w końcu poczuć się prawdziwym lekarzem. Uśmiechnęła się do siebie na wspomnienie swoich młodzieńczych marzeń o projektowaniu, taaak w Hogwarcie miała nadzieję, że właśnie to będzie robiła w życiu, jednak szybko okazało się, że młodociane marzenia zginęły przykryte dorosłością. Wybrała medycynę, ale nie byłaby Hermioną Granger, gdyby nie rzuciła się na głęboką wodę. Postanowiła, że poza studiami magicznymi rozpocznie też naukę na mugolskim uniwersytecie medycznym. Ron ucieszył się, kiedy powiedziała mu o swoich planach, nigdy bowiem nie popierał jej pomysłu o projektowaniu. Uważał, że to dziecinne i nie przyszłościowe, a przecież żona wysokiej rangi polityka musi być osobą poważną.. Dla niego porzuciła projektowanie, grube zeszyty z jej kreacjami leżały teraz gdzieś głęboko na dnie szafy, a ona postawiła na medycynę, którą lubiła to fakt, ale nigdy nie pokocha. A to wszystko dla niego.. Tak Ron, wszystko i wszystkich dopasowywał zawsze do siebie. Nawet ją i jej uczucie. Początki były cudowne, wspólne mieszkanie w centrum Londynu, długie spędzane razem na rozmowach wieczory, a po nich jeszcze dłuższe noce… Aż w końcu przyszedł awans, a jej ukochany coraz mnie czasu spędzał w domu. Coraz mniej ze sobą rozmawiali, aż w końcu zaczęła odnosić wrażenie, że stała się dla narzeczonego jedynie formą wystroju ich mieszkania.. Najgorsze było to, że na każdą próbę rozmowy Ron reagował tak gwałtownie, że zwykle kończyło się to kłótnią.. „Ehh nikt nie powiedział, że dorosłość będzie łatwa”- szepnęła w duchu, kiedy analizując swoje życie przyglądała się mijanym budynkom… Taksówka zatrzymała się przed wielkim gmachem Uniersyty Of London Medical Academy. Zapłaciła należność za podróż i poprawiając sięgającą do kolan ciemnoszarą sukienkę ruszyła schodami w górę, znów biegła w kierunku przyszłości, jak na złość nie takiej o jakiej marzyła. Stając przed dwuskrzydłowymi dębowymi drzwiami dziekana uniwersytetu pozwoliła sobie na zaczerpnięcie głębokiego oddechu. Już po chwili naciskała klamkę. Zaanonsowana wcześniej przez sekretarkę nie musiała już pukać, dziekan oraz promotor jej pracy już czekali. - Witam.- Szepnęła cicho, nieśmiało przechodząc przez próg. - Och, panna Granger. Czekaliśmy na panią.- powiedział jeden z mężczyzn z dobrodusznym uśmiechem - Przepraszam za spóźnienie..- zaczęła - Ależ skąd, jest pani jak zwykle na czas. Proszę usiąść.- gestem dłoni dziekan zaprosił ją do zajęcia miejsca na krześle ustawionym na przeciwko biurka. Hermiona skorzystała z zaproszenia. - Taaaak.- zaczął promotor- Na początku, zacznijmy od tego, że jest nam strasznie przykro..- na te słowa kobiecie krew odpłynęła z twarzy, czyżby nie zdała? - Że nasza uczelnia traci tak znakomitego ucznia.- dokończył z uśmiechem na twarzy dziekan, wchodząc w słowo jej promotora. - Czyli zdałam?- siliła się na spokój. - Ależ oczywiście, co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości. Ocena celująca i wyróżnienie Akademii za osiągnięcia w nauce. - Za takim dyplomem- ponownie zaczął promotor- może sęe pani ubiegać o posadę w najlepszych szpitalach tego i nie tylko tego kraju.- uśmiech zawitał na jej twarzy, a więc Hermiona Granger przynajmniej względem nauki pozostała tą samą dziewczyną co w Hogwarcie. - Chyba, że ma pani inne aspiracje- zaczął dziekan.- Bo w takim wypadku nasza uczelnia jest w stanie z miejsca, a właściwie od października, ale to w sumie to samo, powierzyć stanowisko profesorskie. – trudno było nie wychwycić nutki nadziei w jego głosie, kiedy składał propozycję. - Kuszące.- zaczęła, zastanawiając się jak ubrać w słowa swoją odmowę- Jednak obawiam się, że nie spełniłabym się na takim stanowisku. Moim powołaniem jest leczyć a nie uczyć.- powiedziała delikatnie, starając się, żeby jej głos zabrzmiał jakby głęboko żałowała, że musi odmówić. - Cóż, kłamstwem byłoby, gdybyśmy powiedzieli, że się tego nie spodziewaliśmy.- powiedział promotor, uśmiechając się do niej. - Cóż, w takim razie pozostaje mi jedno.- zaczął dziekan, wstając ze swojego miejsca. Promotor i Hermiona poszli za jego przykładem, już w następnej chwili profesorzy wręczyli jej obity w drogą skórę dypolom lekarski. Była teraz panią doktor, z prawdziwego zdarzenia.. - Panno Granger, pragnę serdecznie powitać panią w zacnym lekarskim gronie. Proszę iść teraz uczcić swój sukces, bo od jutra zaczyna pani ratować ludzkie życie.- powiedział promotor żegnając swoją najlepszą uczennicę. Wyszła na słoneczną ulicę w dłoni dzierżąc swój klucz do przyszłości. Uśmiechnięta rozejrzała się wokoło. Jeśli Marta miała rację, to i Ron pamiętał o jej wielkim dniu. Postanowiła, że w drodze do domu zrobi małe zakupy. Szampan, truskawki i wiele innych afrodyzjaków, w końcu musi uczcić dyplom.. Nie zdziwiła się, że po wejściu do mieszkania nikogo tam nie zastała. Ron nie byłby sobą, żeby czekać cały dzień. Na pewno wróci wcześniej.. Uradowana zabrała się za przyrządzanie kolacji. Lekkiej a zarazem wykwintnej. Kiedy dochodziła ósma wieczorem, na stole czekały już talerze z piersią z serem brie, purre marchewkowym i ruccolą z sosem vinegret. Schłodzony szampan czekał na otwarcie, a dyplom leżał na widocznym miejscu. Sama Hermiona przebrana w niezwykle sexowną małą czarną co chwila zerkała w stronę drzwi, za którymi zaraz spodziewała się zobaczyć narzeczonego. Czas jednak minął, z ósmej zrobiła się dziewiąta, z dziewiątej w pół do dziesiątej.. Nagle do okna zastukała sowa. Dziewczyna zrezygnowana poszła otworzyć ptakowi, a ten podając jej kopertę natychmiast odleciał. Dziewczyna rozerwała kopertę i przeczyła kilka słów naskrobanych ręką Rona.. „Hermiono! Nie czekaj na mnie dzisiaj! Mamy problem w ministerstwie. Beze mnie sobie nie poradzą. Pewnie wrócę nad ranem, więc spotkamy się dopiero jak wrócisz z dyżuru. Ron” Łzy zaczęły spływać z jej policzków rozmazując misterny makijaż. Zapomniał. Znowu postawił pracę ponad nią.. Rozszlochała się na dobre. Chwytając butelkę czerwonego wina, pociągnęła spory łyk, nie kłopocząc się nawet nalewaniem trunku do kieliszka. Skrzywiła się, wino było wytrawne, bo takie lubił Ron… - Gratuluję Hermiono.- szepnęła cicho, odstawiając butelkę na stole, gdzie właśnie zniszczyła się jej uroczysta kolacja, z resztą nie pierwszy już raz… Ruszyła w kierunku sypialni, gdzie jeszcze długie godziny, poduszki tłumiły płacz żalu… -------------------- |
Malfoyka |
12.01.2013 12:43
Post
#2
|
Tłuczek Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 36 Dołączył: 11.01.2013 |
Delikatne promienie słońca oparły się na jej twarzy, na długo przed tym jak zadzwonił budzik. Otworzyła zaspane oczy rozglądając się dookoła. Czy to wszystko było jedynie wyjątkowo realistycznym snem, czy istotnie spotkała wczoraj Malfoya? Chwilę poświęciła na zastanawianie, starając się ułożyć sobie wszystkie wczorajsze wydarzenia. W końcu jednak sama przed sobą musiała przyznać, że Draco jej się nie śnił i, że istotnie spędziła z nim cały wczorajszy dzień, baaa mówiąc więcej umówiła się też na dziś. Spojrzała na zegarek, dokładnie ósma rano. Ziewając podnosiła się z łóżka. Nie podejrzewała Malfoya o specjalną punktualność, ale skoro 8.30, to ona będzie gotowa.. Raźnym krokiem ruszyła pod prysznic, zabierając po drodze brązowe bikini z białymi kwitowymi wzorkami, krótkie dżinsowe szorty i lekki czarny top na ramiączkach… Stojąc pod prysznicem zatraciła zupełnie poczucie czasu, chłodna woda przynosiła otrzeźwienie i sprawiała przyjemność.. Nagle usłyszała pukanie do drzwi. „Niech puka” pomyślała, jednak z każdą sekundą dźwięk nasilał się, aż w końcu zmienił się w natarczywe walenie. „Chryste…Draco!!” pomyślała spanikowana, po czym wyskoczyła z łazienki owijając się po drodze wielkim, puszystym ręcznikiem. Podchodząc do drzwi zerknęła na zegarek, była dokładnie 8.30. „Ależ skurczybyk jest punktualny” przemknęło jej przez myśl, kiedy otwierała..
- Nooo nareszcie!- usłyszała pełen pretensji głos- Już myślałem, że zmieni..- urwał widząc kobietę owiniętą w biały ręcznik- Granger… zawstydzasz mnie. Chcesz iść TAK na śniadanie?- machnął ręką w kierunku ręcznika, z charakterystyczną malfoyową miną. Sam ubrany był w sięgające do połowy łydki, obszarpane na dole dżinsy, czarną koszulkę polo rozpiętą pod samą szyją, oraz czarne męskie japonki. Jego roztrzepane włosy powiewały, lekko poruszane cyrkulującym powietrzem. - Nie bądź śmieszny. Jestem w stanie uwierzyć we wszystko, ale nie twoje zawstydzenie.- odszczeknęła, na co on jedynie się uśmiechnął. Całe rano zastanawiał się, czy wczorajszy dzień nie był jakimś omamem, ale nie… ona była prawdziwa. - I słusznie. Ale chyba lepiej będzie jeśli się ubierzesz.- odparł lustrując ją wzrokiem.- Jeśli pójdziesz tak, to obawiam się, że nie będę w stanie trafić jedzeniem do ust.- jego oczy wreszcie, po długim postoju w okolicach nóg, a potem klatki piersiowej, natrafiły na jej spojrzenie… Kobieta z rezygnacją pokręciła głową. - Może i się zmieniłeś, ale ciągle jesteś zboczony.- westchnęła cicho, wpuszczając go do środka. - Tylko na widok pięknych kobiet, Hermiono.- powiedział, mijając ją i udając się prosto do salonu. Hermiona podążyła za nim, pilnując, aby ręcznik nie zsunął się choćby o milimetr. - Daj mi minutkę.- szepnęła, mijając go w drodze do sypialni. - Tobie? Nawet dwie.- zapewnił, rozglądając się po pokoju. - Punktualny jesteś wiesz?- usłyszał jej głos dobiegający z drugiego pomieszczenia. Uśmiechnął się pod nosem. Tak właśnie myślał, że zapewne nie będzie spodziewać się go punktualnie. - Wiesz.. jestem poważnym człowiekiem. Prezesem banku, jeśli się z kimś umawiam na konkretną godzinę, to zwykle wtedy właśnie się pojawiam.- odkrzyknął - A no tak, czyli rozumiem, że teraz to ja wyszłam na nieodpowiedzialną i spóźnialską- powiedziała wchodząc do pokoju w pełni ubrana, związując swoje włosy w koński ogon. - Nie, no skąd.- powiedział z uśmiechem.- No dobra, może trochę. Ale wierz mi Granger.. dla takich widoków jakie zaserwowałaś mi z rana, warto żyć.- zażartował puszczając jej oczko, na co ona roześmiała się perliście. - Widzę, że znalazł się stary Malfoy!!- westchnęła. Tym razem to on się zaśmiał. - Po części- odpowiedział.- Ale to twoja wina. Ja nie paradowałem przed tobą w ręczniku.- wypomniał. W tym samym momencie do pokoju wleciała sowa.. - Poczta… nawet na wakacjach. Granger, czy ty na pewno nie masz jakiegoś skrzywienia emocjonalnego?- zapytał ze świetnie udawaną troską. - Cóż, nie wiem… pewności mieć nie mogę, ale zadawanie się z tobą świadczy, że chyba jednak nie wszystko ze mną w porządku.- odgryzła się, podchodząc do ptaka. Mała sówka wdzięcznie wyciągnęła w jej kierunku nóżkę z kopertą.- To list od Rona.- szepnęła. - Czyżby się narzeczony stęsknił?- zironizował,a w duchu znów warknął „NIECH CIĘ PIEKŁO POCHŁONIE WEASLEY!!!” - A to cię dziwi? Ty byś nie tęsknił? – zapytała rozwiązując list. - Oooo widzę, że skromności Granger to się można od ciebie uczyć.- zaśmiał się.- Ale masz rację… Nie dziwi mnie to. Ale muszę cię rozczarować, bo nie tęskniłbym.- powiedział pewnie, podchodząc do niej od tyłu i szepcząc wprost do ucha.- Nie tęskniłbym, bo jakbym miał taką kobietę jak ty, to w życiu nie puściłbym jej samej.- wypowiedziawszy te słowa odsunął się. Kobieta odwróciła się do niego, mierząc go wzrokiem i modląc się, żeby nie zauważył jak bardzo zadziałała na nią jego bliskość. - Czego byś się bał?- zapytała buntowniczo, piorunując go wzrokiem - Czy ja wiem…- udawał, że się zastanawia, okrążając ją dookoła.- Może tego, że jakiś niezwykle seksowny, blond-włosy przystojniak, może zwinąć mi ją sprzed nosa.- szeptał ciągle chodząc wkoło niej. - To znaczy, że byś tej kobiecie nie ufał.- szepnęła, nie wiedząc dlaczego w jego obecności czuła się niemal naelektryzowana… - Jej bym ufał.- zapewnił.- Ale jemu już nie..- dokończył, z dzikim blaskiem w oku. - Wiesz może cię zmartwię, ale w tym cały jest ambaras, coby dwoje chciało na raz.- powiedziała już pewniej, odważnie zaglądając mu w oczy. - Tak pewnie masz rację.- otrzeźwił się. – Masz zamiar odpisać- wskazał niedbale na list w jej dłoni.- Czy idziemy na śniadanie? - Nie ma tu nic, na co musiałabym odpisywać.- odparła, czy mu się wydawało, czy usłyszał gorycz w jej głosie?- Chodźmy na śniadanie. Zabierając ze sobą niezbędne do plażowania rzeczy ruszyli do hotelowej restauracji na posiłek. Bawili się ze sobą doskonale, sącząc kawę i przygryzając croissanty. Nie zważali nawet na fakt, że dwie dziewczyny z 56 piętra piorunują Hermionę wzrokiem, za to że siedzi w towarzystwie faceta ich marzeń.. - Twoje gruppies chcą mnie zasztyletować wzrokiem.- szepnęła Hermiona, kiedy zauważyła nienawistne spojrzenia. - Co?- zapytał, dyskretnie rozglądając się po sali.- Aaaa one.. cóż, może powinienem im pomachać?- zapytał. - Cóż, to może pomóc.- zamyśliła się.- One zemdleją z wrażenia, a my będziemy mieli czas na odwrót.- dodała po chwili, dołączając do słów swój najładniejszy uśmiech. - Hahaha… mocno wierzysz w moje wdzięki.- zaśmiał się - Eeee, raczej w ich głupotę.- zapewniła. - No wiesz!!!- Draco udawał oburzenie.- Teraz to zraniłaś moje ego.- teatralnym gestem odwrócił od niej głowę, zarzucając grzywą.. co spowodowało głośne westchnienie jego wielbicielek i śmiech Hermiony.- Okey, chyba zaczynam rozumieć.- szepnął, kiedy usłyszał jęk zachwytu za plecami. Hermiona znów się roześmiała, a jemu przeszło przez myśl, że śmiech tej kobiety jest piękniejszy od najpiękniejszej melodii, taki szczery i dźwięczny. Kobiecy, a zarazem mający w sobie coś z dziecinnej radości. Po prostu cudowny.. - Dobra, ale zostawmy już mój fanklub w spokoju.- zaproponował- Skupmy się na tym, co dziś robimy. - MY?- zdziwiła się, w głębi serca ciesząc się jednak z użytej przez niego liczby mnogiej..- Wieczorem była mowa tylko o śniadaniu.- powiedziała. - Nooo tak.- zgodził się.- Ale nie określiłem dokładnie o którym śniadaniu.- wykręcił się zgrabnie.- Co zrobisz, jeśli chodziło mi o to drugie?- zapytał z chytrym błyskiem samozadowolenia w oku. - Cóż..- udała, że głęboko się zastanawia.- Pozwolę ci dostąpić zaszczytu przebywania w mojej obecności.- odparła.- A jak będziesz grzeczny i sobie zasłużysz, to zgodzę się nawet na wspólny obiad.- dodała, a wykwitający po tych słowach, szeroki uśmiech na jego twarzy, sprawił jej niewyobrażalną przyjemność. Kto by pomyślał, że będzie w stanie tak dobrze się z nim bawić… - W takim razie obiecuję solennie, że od teraz będę grzeczny.- zaśmiał się, podnosząc dwa palce w górę, niczym ślubujący skaut. Hermiona zaśmiała się wdzięcznie, zerkając ponad stołem na jego drugą dłoń, w której skrzyżował dwa palce… – UPS!!!- szepnął, widząc że go przejrzała, a ona po prostu roześmiała się głośniej, z wielką gracją odchylając głowę w tył. Nie wiedział czemu, ale nagle poczuł przemożną ochotę pocałowania jej w odsłoniętą szyję. Sam nie wiedział skąd to się w nim wzięło i dlaczego było takie silne, ale już prawie wstawał.. w tym samym momencie jednak, Hermiona wróciła do poprzedniej pozycji. - Okey, w takim razie co pan proponuje, panie Malfoy?- zagadnęła - Cóż.. może trochę poserfujemy?- zaproponował uśmiechając się chytrze… wiedział, że się zgodzi.. była gryfonką, czyli osobnikiem z natury odważnym. On zaś był ślizgonem, czyli przebiegłym strategiem. Mógł się zmienić, ale odmówić sobie podotykania takiego ciałka, o nieeee, nigdy!!! - Ale ja się na tym zupełnie nie znam.- odparła, nieświadoma, że właśnie wpada w zastawione przez niego sidła. - Nie martw się. Nauczę cię, to proste.- zapewnił. Tak!!! O to chodziło. Będzie mógł bez skrupułów poznać fakturę jej skóry, w razie czego zwalając na lekcje surfingu. „Draco jesteś genialny!!” pochwalił się w myśli.- To jak?- zapytał, wiedząc już, że jedynie proforma.. - Cóż.. okey.- odparła, a on niemal nie zaczął tańczyć z radości. - W takim razie chodźmy.- powiedział wstając i ku jej wielkiemu zdziwieniu podając jej dłoń. Spojrzała na niego podejrzliwie.. „Czyżby coś knuł?” przeszło jej przez myśl, jednak widząc jego zabójczy uśmiech nie mogła powstrzymać się przed podaniem mu ręki. Ruszyli na plażę, gdzie wzbudzili niemałe oburzenie reszty turystów, wybuchając niepohamowanym, głośnym śmiechem, kiedy okazało się, że na jego bokserkach i jej bikini są takie same wzory.. Kilka minut później mieli już wypożyczone deski, a Draco mógł zabrać się za naukę… - Musisz chwycić równowagę.- tłumaczył jej, delikatnie podsadzając na desce.- O właśnie tak.- chwalił.- A teraz balansuj biodrami… nooo od czego je masz.- mówił, trzymając dłonie na jej talii. - Hey, czy tobie przez przypadek nie chodzi tylko o darmową macankę?- powiedziała w końcu, nieco rozbawiona. Od samego początku wydawało jej się, że dotyka jej o wiele za często, niż wymagałaby tego potrzeba chwili. - No wiesz?- oburzył się.- To są bezczelne insynuacje!- żachnął, zaraz jednak pokazał jej język, niczym obrażony pięciolatek. - No patrzcie państwo!- zaśmiała się.- Stateczny prezes banku pokazuje język i to jeszcze kobiecie. Jak dziecko Draco, jak dziecko.- zacmokała, spoglądając na niego. Musiała przyznać, że wyglądał nieziemsko, kiedy siedział okrakiem na desce, jedynie w cienkich i na dodatek zupełnie mokrych bermudach. - Problem w tym Granger, że przy tobie czuję się jak dziecko.- uśmiechnął się, a słońce oparło się na jego prostych, białych zębach. - Taaaak?- zapytała przeciągle- Patrz, to zupełnie tak jak ja..-dodała, po czym jednym zwinnym ruchem dłoni, ochlapała go słoną wodą. - Więc tak chcesz się bawić!!- zawołał, a już po chwili i ona była cała mokra.. Tak zaczęła się ich trwająca prawie godzinę wodna wojna. Nie liczyli już ile razy któreś z nich lądowało pod wodą, ani kto kogo, więcej razy ochlapał. Liczyło się tylko to, że tak dobrze się ze sobą czuli.. Morska bryza niosła ich wesoły śmiech daleko w głąb wyspy, a znudzeni turyści przyglądali się z plaży ich wesołej zabawie, biorąc ich za wyjątkowo szczęśliwą, zakochaną parę… Kiedy w końcu wyszli z wody, obydwoje mieli na twarzach szerokie uśmiechy. - Remis?- zaproponowała Hermiona, wyciągając rękę w kierunku chłopaka. - Remis.- zgodził się, przybijając jej piątkę.- To jak?- zapytał nagle, kiedy obserwował jak osuszała włosy ręcznikiem. Spojrzała na niego zaciekawiona.- Byłem grzeczny? Zjesz ze mną obiad?- zapytał. Na jej ustach wykwitł szeroki uśmiech.. czuła się z nim tak dobrze i swobodnie, że nie miała żadnych wątpliwości co do odpowiedzi.. Baaa nie wątpiła nawet, że obiad znów przeciągnie im się do kolacji.. - Oczywiście.- odpowiedziała wesoło.- Ale pod jednym warunkiem.- powiedziała. - Zamieniam się w słuch.- odparł i istotnie wbił w nią zaciekawione spojrzenie. - Zjemy w Kai Melemele.- powiedziała, na co on roześmiał się wesoło. - Myślę, że da się załatwić.- powiedział. Już po chwili, nie spiesząc się nigdzie, wspinali się na wzniesienie, gdzie mieściła się restauracja, wesoło po drodze gawędząc. I znów okazało się, że czas przeznaczony na obiad był zbyt krótki, żeby się nagadać. Zjedli więc razem jeszcze kolacje, a kiedy słońce dawno zaszło już za widnokrąg udali się na spacer brzegiem oceanu i tak zatracili się w rozmowie, że wschodzące słońce zastało ich, kiedy niemal okrążyli całą wyspę… O czym rozmawiali? O wszystkim i o niczym… O swojej przeszłości, przyszłości, o planach, marzeniach, niepokojach… Czuli się w swoim towarzystwie pewnie i spokojnie.. W pewnym momencie zaczęli rozmowę o szkole i o wojnie, którą przeżyli, baaa której bieg nadali… Draco chciał wiedzieć, jak udało im się pokonać Voldemorta, skąd wiedzieli o horkruksach.. Hermionę zaś ciekawiło, jak potomkowi śmieciożerskiego rodu, udało się uniknąć tego losu. Na przemian mówili i słuchali, a jedynymi świadkami ich powrotu do przeszłości był spokojny ocean, rytmicznie oblewający ich stopy i miliony rozmigotanych nad głowami gwiazd… Wracając do hotelu znów umówili się na spotkanie wieczorem… Potem znowu i znowu, tak, że kolejne dni mijały im na coraz lepszym poznawaniu tej drugiej osoby.. Byli zdumieni, że dawna nienawiść, przerodziła się w obojętność,a ta zaś, ledwie w ciągu kilku dni w sympatię i to tak wielką, że niemal nie umieli już funkcjonować bez swojego towarzystwa.. Do tego stopnia przywykli do siebie, że kiedy po kilku wspólnie spędzonych dniach, Hermiona wypłynęła na jedną z pobliskich wysp, na wycieczkę do parku krajobrazowego, Draco cały dzień spędził w pokoju, przerzucając od niechcenia kanały w telewizorze, a również i ona nie potrafiła dobrze bawić się, kiedy u jej boku nie było wiecznie uśmiechniętego i rozbawionego blondyna. Dlatego też postanowili, że na każdą kolejną wycieczkę będą jechali już zawsze razem.. Tak, też się działo. Bawili się przednio, kiedy wspólnie wybrali się nurkować na pobliskie rafy, czy odwiedzali sanktuarium małp. Hermiona wróciła z tej wycieczki z zakwasami w mięśniach brzucha, tak bardzo śmiała się, kiedy jedna z Kapucynek zamieszkujących sanktuarium zapałała ognistym uczuciem do Dracona. Wspólnie odwiedzili też, małe zoo, gdzie Hermiona bawiła się z małymi lwami, Draco zaś skakał dookoła pstrykając jej zdjęcia, kiedy zatracona w zabawie uśmiechała się najsłodszym uśmiechem świata. Draco lubił pstrykać jej fotki, głównie dlatego, że Hermiona była idealną modelką, wdzięcznie pozując i uśmiechając się do obiektywu… Podczas tych kilku wspólnie spędzonych dni, w ogóle zrobili wiele zdjęć. Na większości z nich byli razem, uśmiechnięci, zaprzyjaźnieni i szczęśliwi.. tak bardzo, jak już dawno żadne z nich szczęśliwe nie było.. -------------------- |
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 01.11.2024 02:14 |