Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Bursztynowe Miasto..., bo celem nie jest ten cholerny gryf XD

iskra
post 21.06.2003 19:29
Post #1 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 207
Dołączył: 06.06.2003

Płeć: Kobieta



Nie wiem czy to to jest dobrym pomysłem, ale jakby co to mówie otwarcie i szczerze, że wszelkie konsekwencje powinien ponieść Momo. To jego wina (jakby co)! tongue.gif wink.gif

________________________________________________________________________________
______

BURSZTYNOWY GRYF


Kiedyś mówiono o nim "milutki chłopaczek". Wszyscy go uwielbiali. Z pobłażliwym uśmiechem spoglądali na psoty jakie wyczyniał. Matka lubiła patrzeć w jego orzechowe oczy, oczywiście póki nie zmarła. Pamiętał jej ciemne włosy powiewające na wietrze, jej zawsze szczere oczy i niezwykle piękny uśmiech. W jego skrawkach dziecięcych wspomnień czarnowłosa kobieta zawsze była przy nim. Potem pojawiła się ta druga, posiadaczka jasnych włosów i niebieskich oczu, wielkiego biustu i równie wielkiego tyłka - Czalka. Śmiała się często, a trzeba przyznać, że śmiech miała niezwykle głośny i irytujący, choć wcale nie złośliwy, a nawet ciepły. Nigdy nie rozumiał jak ojciec mógł pokochać kogoś tak bardzo odbiegającego od wizerunku matki. Wraz z przytyłą blondynką do domu wprowadzili się jej córka i syn. Bardzo chciał ich nienawidzić, albo chociaż przejawiać w stosunku do nich jawną niechęć, jednak skutek był odwrotny. Zawsze wspominał ich z sympatią, roześmianego Sheyda i wzbudzającą instynkt opiekuńczy Leenę. Czuł się z nową rodziną naprawdę szczęśliwy. Nadal był przez wszystkich uwielbiany, nie dano mu zejść na drugi plan. Zawsze wszyscy byli równi. Oczywiście do czasu. Wszystko musi mieć swój koniec. A koniec życiowej sielanki Thanta skończył się w momencie ukończenia 14 lat, kiedy to uwiódł Leenę i pozbawił ją tak zwanego wianuszka. Jeśli ktoś myślał, że koniec jest po prostu końcem to się mylił. Dla Thanta koniec był ostateczny, definitywny i na tyle oczywisty, by rozpoczynał coś nowego. Ojciec był wściekły, Czalka załamana, Leena cały czas płakała, a dorosły już wówczas Szeyd groził mu śmiercią. Jeśli znów ktoś pokusiłby się o przemyślenie sytuacji młodego Thanta, usprawiedliwianie jego postępku i stwierdzenie, że chłopakowi musiało być ciężko pomyliłby się po raz kolejny. Thant wiedział co robi. Wygnanie oznaczało wolność, a dla niej był gotów poświęcić wszystko. Nie zdawał sobie jednak sprawy, że wolność była dla niego ucieczką. Ucieczką przed niemal idealną przeszłością, harmonią i statecznością.

*

Thant uciekał. Właściwie nie miał innego wybory. Niemal czuł na karku oddech rycerskich koni. Słyszał ich zmęczone chrapanie, które raz za razem były zagłuszane krzykami rycerzy. Mimo, iż cała ta sytuacja zwyczajnie go bawiła dziękował wszystkim Bogom, choć w żadnego nie wierzył, że jego koń był w znacznie lepszej kondycji niż te w pogoni. Gwizdał na szlachtę, rycerzy, wszystkich snobistycznych hrabiów i całą resztę, ale czuł nieprzyjemne mrowienie na plecach, gdy pomyślał co mógłby z nim zrobić najbogatszy kupiec w Dziesiątym Okręgu - Severus de Galdish. Oczami wyobraźni widział kleszcze do wyrywania paznokci, koło do łamania kości i wiele innych zmyślnych urządzeń do zadawania bólu, których nie potrafiłby nawet nazwać. Ale skąd mógł wiedzieć, że Lilith powie wszystko ojcu? Nie chciał krzywdzić dziewczyny, ale potrzebował nieco grosza, a córka bogatego kupca była idealnym materiałem do wyłudzeń. Bez problemów dała się nabrać na tanie słówka pod tytułem "kocham cię". Skąd, do cholery, mógł wiedzieć, że córka Severusa de Galdish powie tatusiowi o swej miłości?! Thant westchnął w duchu. Zdecydowanie wolał, by go nie złapano. Najwyraźniej los wolał inaczej, bo jego koń potknął się nagle i wyrzucił jeźdźca z siodła. Ten wylądował twardo na ziemi. Mógł zginąć, ale szczęście go opuściło, skazując tym samym na powolną śmierć w sali tortur. Thant nie byłby jednak sobą, gdyby nie dobył miecza i nie rzucił się na kilku szlachetnych rycerzy z Dziesiątego Kręgu zamiast uciekać. Nie byłby również sobą, gdyby wykazał choć trochę rozsądku i przewidział nadjechanie kolejnych rycerzy. Młodzieniec stał z obnażonym mieczem naprzeciw dziewięcioosobowej zbrojnej drużyny.
- O kurwa - szepnął do siebie, czując już jak miażdżą mu kości.
Rozeźlone oczy rycerzy łypały na niego gniewnie. Thant był ciekaw czy napawają się już jego przegraną, bo wygrana nie przeszła mu nawet przez myśl. Fakt, że przez siedem lat uczył się władać mieczem nic nie zmieniał. Nawet jego szybkość i zwinność nic by tu nie pomogły. Jedyne o czym marzył to zginąć w walce i to szybko. Los jednak bywa przewrotny, marzenia nie zawsze się spełniają, a pomoc przychodzi, nie dość, że w najmniej oczekiwanym momencie, to jeszcze z najmniej oczekiwanej strony. Dziewięć par rządnych krwi oczu zwęziło się nagle. Będą atakować, przemknęło przez myśl uciekinierowi.
- Przepraszam, ale to chyba niezbyt uczciwa walka?
Wszyscy spojrzeli w stronę nadjeżdżającej kobiety. Niewątpliwie melodyjny głos należał właśnie do niej. Thant jeszcze nigdy nie widział... takiej kobiety. Ubrana była po męsku. Buty do kolan. Spodnie. Lniana koszula. Gruby podróżny płaszcz. Jakby tego było mało jej jasne włosy były ścięte na krótko!
- Proszę się nie wtrącać, panienko - rzekł jeden z rycerzy, a ton jego głosu dobitnie świadczył o tym, że wcale nie uważa jej za panienkę - Mamy tutaj osobiste porachunki.
- Może i osobiste, ale niewątpliwie nieuczciwe - odparła sucho kobieta - Wasz kodeks prawny chyba tego nie dopuszcza. Prawda, panowie rycerze?
Thant miał właśnie teraz okazję, by zabrać swą nienaruszoną cielesność własną i bezpiecznie, acz cicho i bez pożegnania, oddalić się stąd. Pozostał jednak. Fascynacja obcą młodą kobietą, a może nawet jeszcze dziewczyną, skutecznie przytrzymywała go w miejscu. Panowie rycerze nadal milczeli. Najwyraźniej nie w smak im było tłumaczyć się przed kobietą. Masywna dłoń rudawego rymarza, stającego najbliżej młódki zacisnęła się mocniej na klindze miecza. Tym razem oczy niewiasty zwęziły się złowrogo.
- Jak myślisz, panie rycerzu? Ilu Bogów zdołasz wezwać zanim zginiesz? - rzekła powoli, cedząc każde słowo.
Dziewięciu potężnie zbudowanych mężczyzn popatrzyło po sobie. Thant był pewien, że zaraz wybuchną śmiechem. Nie zdążyli. Kobieta wyciągnęła otwartą dłoń w ich stronę. Jej oczy zapłonęły purpurą na krótką chwilę, po czym z jej dłoni wyleciały ogniste strzały. Tańczyły przez chwilę między rycerzami, tak jakby wybierały cel uderzenia. Thant nie wiedział co było dalej. Upadł na ziemię i założył ramiona na głowę. Jedyne co do niego docierało to przeraźliwe krzyki jego prześladowców. "Czy to może być... magia?" myślał gorączkowo. Wokół niego panowała już cisza. Podniósł się pewnie na nogi i otrzepał z pyłu, piasku i liści. Chciał spojrzeć obojętnie i bez wyrazu na trupy rycerzy, ale widok zwęglonych do kości ciał sprawiał tylko, że miał mdłości.
- Nie podziękujesz? - spytała z uśmiechem kobieta.
- Czekaj - warknął, choć nie tak ostro jak zamierzył - Najpierw muszę się otrząsnąć z tego co właśnie zobaczyłem.
Kobieta w odpowiedzi zaśmiała się dźwięcznie, co zirytowało niesamowicie chłopaka. W innej sytuacji odwróciłby się na pięcie, wsiadł na konia i odjechał nie oglądając się na nikogo. Ale to nie była inna sytuacja. Stała przed nim tajemnicza kobieta używająca przerażającej magii, o której słyszał tylko w legendach i nigdy nie przypuszczał, że spotka się z tym diabelstwem. Dziewczyna kaszlnęła i widać było, że chciała ten fakt ukryć. Zaraz jednak rozpromieniła się znowu i podjechała bliżej, a on dopiero teraz zauważył, że jest pół krwi elfką, a może nawet elfką pełnej krwi o nietypowej urodzie.
- Cóżem powiedział, mości panno, żeś taka rozbawiona? - spytał uprzejmie, ale nie udało mu się ukryć nutki ironii w głosie.
- Jestem Shani - odparła ignorując jego pytanie, ani na chwilę nie przestawała się przy tym uśmiechać.
- Dziękuję ci, Shani, za uratowanie mi tyłka - rzekł z udawanym grymasem na twarzy, który miał wyglądać jak uśmiech.
Młoda kobieta imieniem Shani niezwykle go irytowała. Chciał po prostu odjechać, ale fascynacja i ciekawość znów wzięły nad nim górę.
- Ty się boisz - na jej twarzy zagościł uśmiech. Thant nie potrafił określić jego wyrazu, ale widząc go zaczął żałować, że nie odjechał - Boisz się magii.
- A co w tym dziwnego? Od wieków nikt nie posługiwał się magią! A ty...
- Jestem z Zerowego Kręgu - wtrąciła spokojnie.
Chłopak zamilkł. Słyszał o tym obszarze. Podobno tam narodziła się Moc i tam również miała swój koniec, po ty m jak Bogowie ją odebrali. O niektórych istotach jednak zapomnieli i magia przetrwała, choć ludzi, którzy ją praktykują, można liczyć tylko w dziesiątkach. Chłopak nie mógł uwierzyć, że przed kilkoma chwilami miał styczność właśnie z czarami. Była dla niego czymś nieznanym, a człowiek zazwyczaj boi się tego czego nie zna. Nie inaczej było z Tantem. Bał się. Bał się i to bardzo, ale strach sprawiał również, że nienawidził. Nienawidził siebie za swój strach, nienawidził strachu za to, że go opętał, a najbardziej nienawidził magii za to, że w ogóle istnieje. Westchnął i z rezygnacją włożył ręce do kieszeni. Zamarł.
- Coś się stało? - spytała Shani, przyglądając mu się przy tym uważnie.
- Nie ma go - szepnął.
W geście paniki zaczął przeszukiwać wszelkie kieszenie jakie posiadał, a trzeba przyznać, że była ich znaczna ilość. Nic jednak w nich nie znalazł prócz kilkunastu papierowych rureczek z tytoniem w środku i małej buteleczki sake ze wschodu. Rozglądnął się dookoła. Był gotów paść na klęczki w poszukiwaniu bursztynowego wisiorka w kształcie dysku z wygrawerowanym gryfem. Nie żeby tak mu zależało na ostatnim podarunku Lilith, ale był pewien, że dostanie za to sporo złotych monet, w końcu bursztyn był niezwykle wartościowy. Zrozpaczony utratą tak cennego przedmiotu, rozglądnął się bezradnie wokoło. Żaden blask odbitych promieni słonecznych o bursztyn nie przykuł jego wzroku. Shani zsiadła z konia. Nie wiedziała czego szuka ten młody mężczyzna, który nawet się nie przedstawił, ale rozglądnęła się również wypatrując czegoś niezwykłego. Przykucnęła. Może to czego on szuka jest bardzo malutkie, albo coś w tym stylu, pomyślała przelotnie. Thant usiadł zrezygnowany na ziemi krzyżując nogi. Wyciągnął zawinięty w papierek tytoń - niektórzy ze wschodu nazywali to papierosami - i wsadził do ust. Aby oddać się rozkoszy palenia tytoniu potrzebował tylko nieco ognia. Rozejrzał się w poszukiwaniu krzesiwa. Shani uśmiechnęła się tylko i palcem wskazującym zapaliła przy nim niewielkie ognisko. Chłopak aż podskoczył ze zdziwienia. Nigdy jeszcze czegoś takiego nie widział. Przecież ta dziewczyna wznieciła ogień jednym palcem!
- Pieprzona magiczka - warknął cicho, ale nie dosyć, by tego nie usłyszała.
- Tylko nie pieprzona - odparła pogodnie, na co Thant uniósł brwi w geście zdziwienia.
Każda inna niewiasta w najlepszym wypadku wymierzyłaby mu policzek za taką obelgę, a Shani nic sobie z tego nie zrobiła, nawet się uśmiechnęła. Ponadto stwierdził, że ta kobieta kryje w sobie wiele tajemnic i zastanawiał się czy to już przejaw nietypowego szaleństwa, czy może Shani po prostu wychowała się w rodzinie, w której chciano mieć syna. Z rozmyślań wyrwał go entuzjastyczny krzyk dziewczyny.
- Znalazłam! - cieszyła się jak dziecko - Nie wiem czy to o to ci chodzi, ale mniemam, że tak. Klucze do Bursztynowego Miasta nie leżą sobie od tak w lesie.
- Klucze? - zdziwił się i odebrał jej dość brutalnie wisiorek, na co Shani fuknęła obrażona.
- Czy was w pozostałych kręgach niczego nie uczą? - oparła się o pień drzewa - Gryf na bursztynowym dysku jest kluczem do starożytnego Bursztynowego Miasta.
- Brawo! - krzyknął Thant ironicznie i bez specjalnego entuzjazmu - Jesteś uczona kobietą, Shani, doprawdy, ale o fakcie, iż wisiorek jest kluczem do miasta wspomniałaś nieco wcześniej.
Dziewczyna łypnęła na niego wściekle spod oka. Z każdą chwilą zaczynała żałować, że uratowała tego ironicznego cymbała, myślącego tylko o pieniądzach i zawiniętym w podłużne papierki tytoniu. Nie miała również wątpliwości, że młodzieniec mógł wpoić w siebie znaczne ilości alkoholu. I ona dla niego złamała jedenastą zasadę Kodeks Używania Zaklęć Magicznych! Fakt faktem, że łamanie zasad było jej specjalnością, ale za złamanie jedenastej można było spłonąć na stosie. Perspektywa takiej przyszłości wcale nie napawała ją optymizmem.
- No więc? - mruknął Thant, a ona spojrzała na niego pytająco - Co z tym kluczem? Ile może być warty?
- Chcesz go sprzedać? - otworzyła szerzej oczy ze zdziwienia- Sprzedać?! Zamienić na marne grosze Bursztynowego Gryfa, klucz do Magii, Potęgi, Władzy, Bogactwa?!
- Że co? - chłopak nadstawił uszu na dźwięk słowa "bogactwo".
Shani westchnęła i opowiedziała mu legendę o tajemniczym Bursztynowym Mieście - Amber. To starożytne miasto zostało wybudowane przez samych Bogów dla pierwszych istot, które zostały zesłane przez nich na ziemię. Jako budulcu użyli bursztynu, które podarował im morski smok imieniem Seelion. Bogowie wiedzieli jednak, że Seelion podarował im tak cenny dar tylko dlatego, iż sam bał się go. Bursztyn sprawiał, że zatracał swą moc. Dlatego też, już po stworzeniu Amber, widząc jak Moc smoka wzrasta z każdym dniem zamknęli go w jednej z bursztynowych komnat, by nie mógł im nigdy zagrozić. Seelion nie rozpaczał jednak długo nad tym faktem. Pogodził się ze swym losem, a gdy Bogowie zesłali do miasta istoty obdarzył je Mocą i nauczył jak z niej korzystać. Bogowie zawstydzili się wtedy, bo morski smok nauczał też kim są Pierworodni Świata i jak należy im dziękować za wszelkie stworzenia jakich dokonali. Chcieli więc oswobodzić Seeliona, ale on powiedział, iż kocha istoty i chce umrzeć wśród nich, a na znak swego uczucia podarował istotom bursztynowe wisiorki z zamkniętą w środku smoczą łuską. Amulety zwiększały Moc ich właściciela. Odtąd w samym centrum miasta została wybudowana świątynia Smoka Seeliona, w której nie tylko pamiętano o nim, ale także uczono kapłanki Pierworodnych Świata jak mają wypełniać swe obowiązki. Ale istoty zaczęły się buntować. Wciąż pragnęły Władzy, a ponieważ wiedziały, że tylko Moc Magiczna może ich do tego doprowadzić walczyły między sobą o amulety podarowane im przez morskiego smoka. Seeliona ogarnął wtedy gniew. Wygnał z Bursztynowego Miasta istoty przepełnione złą energią i poprosił Górskie Gryfy by strzegły bram. Wygnane istoty zrozumiały wkrótce swój błąd i błagały Seeliona o zezwolenie na powrót. Smok jednak okazał się nieugięty. Niedługo potem Śmierć zabrała Smoka Seeliona do gwiazd na niebie skąd miał obserwować poczynania ukochanych istot. Przez wiele wieków niegdyś zbuntowane istoty modliły się do gwiazdozbioru Wielkiego Smoka o to, by pozwolił im znów wkroczyć do Amber. Ich przodkowie nie pamiętali już dlaczego pragną dotrzeć do legendarnego miasta, a jedynymi pamiątkami po dawnych czasach świetności pozostały im tylko smocze łuski zamknięte w bursztynie. Czuli jednak, iż czegoś im brak. Seeliona wzruszyła bardzo skrucha istot. Podarował więc im Bursztynowe Gryfy na małym dysku. Były to klucze do Przeszłości istot, do zaginionego miasta Bogów.
- Bardzo pięknie - mruknął dość nieprzekonywująco Thant - Ale jak dostać się do Amber?
- Bursztynowy Gryf jest kluczem. Sprawi, że Górskie Gryfy przepuszczą cię przez bramy. Jest on też zapewne swego rodzaju wskazówką - Shani przymknęła swe szare oczy w kształcie migdałów i zamyśliła się przez chwilę - A może by tak podążyć śladami legendy, hę? Interesuje cię ekscytująca wyprawa, przygoda?
- Gwiżdże na to - wzruszył ramionami - Takie przygody to tylko głupie narażanie życia, a co otrzymuje się u celu? Nic prócz kupki bezwartościowych kamyczków i nauczki na przyszłość, by nie brać więcej udziału w takich eskapadach.
- Aleś ty cyniczny - żachnęła się - To byłaby zwykła podróż. Nic nie stracisz wyruszając na nią, a zyskać możesz niewyobrażalnie dużo!
- Sprzedam ci ten wisiorek za... - zawahał się nieco i zamyślił - powiedzmy 1000 złotych monet.
- Zwariowałeś? - prychnęła - Nie jest war nawet stu.
- Sama powiedziałaś, że może zaprowadzić do niewyobrażalnego bogactwa.
- Tak, ale...
- 2000 złotych monet - przerwał jej w obcesowy sposób.
- Zwariowałeś?! - wrzasnęła tak głośno, że Thant zaczął się zastanawiać czy nie lepiej by było zginąć z rąk rycerzy Severusa de Galdish.
- Więc zaproponuj jakąś rozsądną cenę tak, byśmy oboje byli szczęśliwi, a potem rozejdziemy się każde w swoją stronę.
Shani milczała. Zastanawiała się nad zapłaceniem nawet dość wygórowanej ceny za Bursztynowego Gryfa. Była niemal pewna, że znajdzie w Amber źródło potężnej magii, którą oczywiście posiądzie. Zawsze była niezależna i teraz również nie potrzebowała kompana, ale wiedziała, że młody wojownik z mieczem mógłby się znacznie przydać. Szybko przemyślała wszystkie "za" i "przeciw" co do ewentualnego towarzysza i stwierdziła, że mimo wszystko dobrze by było mieć go ze sobą.
- Pojedziesz ze mną - rzekła stanowczo z lekkim uśmiechem, którego chłopak znów nie potrafił określić.
Thant spojrzał na nią, a jego twarz pokrył cyniczny grymas. Bez słowa schował wisiorek do kieszeni i ruszył w kierunku jednego z koni rycerzy. Nie miał najmniejszej ochoty dyskutować z ta dziwaczną kobietą. Tym razem nawet fascynacja nie mogła go zatrzymać.
- Uratowałam ci życie! - krzyknęła.
- Mam to w nosie - obdarzył ją czymś na kształt uśmiechu - Uratowałaś, ale chyba tylko po to, by pociągnąć mnie ku idiotycznej podróży do, nie mniej idiotycznego, miasta.
Nie zastanawiając się długo spiął konia i odjechał galopem w las. Liczył, że już nigdy nie spotka Shani na swej drodze. Miał nieodparte wrażenie, że ta dziewczyna przyciąga do siebie kłopoty jak padlina sępy. Był jednak również nieświadom, iż sam posiada nie mniej tej ciekawej ukrytej umiejętności.

*

Ten post był edytowany przez iskra: 17.01.2004 19:03


--------------------
...uuuu, powrót.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Closed TopicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
iskra
post 27.06.2003 13:49
Post #2 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 207
Dołączył: 06.06.2003

Płeć: Kobieta



Moje Amber się nie odmienia tongue.gif

________________________________________


*

Rayel nie mógł myśleć o niczym innym jak o Kluczu i jego właścicielach. Pytania... Wciąż pojawiające się nowe pytania nurtowały go, ale i irytowały. Chcąc je od siebie odpędzić próbował sobie przypomnieć niegdysiejsze słowa Seeliona. Z zaskoczeniem doszedł do wniosku, że pamięta niewiele. Zmartwiła go ta świadomość. On, Górski Gryf, opiekun i strażnik Amber zapomniał. Zapomniał o czasach Morskiego Smoka. Zapomniał o istotach. Zapomniał o dziedzictwie... Dziedzictwo! Słowo to sprawiło, że umysł gryfa począł się otwierać na obrazy przeszłość. Dziedzictwo... Potomkowie... Czysta krew... Rayel zamknął oczy, by myśli były bardziej przejrzyste i zrozumiałe. Dziedzictwo... Powtarzał to słowo, jakby było kluczem do zapomnianych, dawnych dni. Dziedzictwo... Ależ tak! Jak mógł o tym zapomnieć!? Jednocześnie zastanawiał się, która z istot może być potomkiem jego Shinovy. Wróciły wspomnienia. Ceremonia otrzymania Podopiecznego. Pamiętał jak bardzo był temu przeciwny. Nie wierzył, iż ceremonia taka zdołałaby zmienić cokolwiek. Istoty zostały wygnane z Amber. Nic nie mogło tego zmienić. Świtało już, gdy nadeszła jego pora, a ogień w bursztynowej czarze prawie dogasał. Był ostatnim, który miał otrzymać Shinovę. Podszedł do ognia i zamknął oczy szukając świadomości podobnej do swojej. Coś jednak się zmieniło. To obca świadomość znalazła jego. Zaakceptował ją i tak stali się jednością. Już wtedy wiedział, że potomek tej istoty wkroczy za kilka wieków do Amber. Gryf otworzył oczy. Czuł się bardzo pełny po powrocie wspomnień. Niedługo przeszłość się dopełni. Myśl ta nie napawała jednak Rayela optymizmem. Wiedział, iż jedna z istot posiadająca aktywny Klucz jest jego Shinovą.

*

Shani błądziła przez kilka godzin po mrocznym lesie lecz dopiero, gdy słońce zaczęło wyłaniać się zza gór była w stanie odnaleźć drogę powrotną. Przeklinała samą siebie i cały świat. Wiedziała, że podróż z Thantem i Sagitariusem, bo nie miała wątpliwości, że wampir zostanie w towarzystwie, nie będzie należała do najprzyjemniejszych. Nie miała jednak wyboru. Nie miała również pewności. Pewności, że Amber, legendarne Bursztynowe Miasto, istnieje naprawdę. Jeśli tak, to miała jeszcze szansę, ale jeśli nie... Shani pokręciła głową jakby chciała wyrzucić z siebie tę myśl. Poczuła delikatny ból w płucach i kaszlnęła. Zatrzymała konia i pogłaskała go po szyi. Nie wiedzieć czemu gest ten sprawił, że poczuła się nieco lepiej. Wciąż jednak dyszała ciężko. Zsiadła z wierzchowca i usiadła pod drzewem krzyżując nogi. Zwierze popatrzyło na nią, a oczy mu błysnęły.
- Nie patrz tak na mnie, Flekeri - szepnęła z wymuszonym uśmiechem - Jestem zmęczona, ale nic mi nie jest.
Zwierze zarzuciło łbem. Shani zamknęła oczy. Brak snu po całonocnych poszukiwaniach dawał o sobie znać. Była zmęczona. Tak. Ale nie tylko wyczerpaniem fizycznym. Poczuła mokre nozdrza na policzku i skrzywiła się z obrzydzeniem. Dlaczego Flekari wciąż nie może się przyzwyczaić, że nie jest już tym kim był niegdyś? Odepchnęła łeb konia, na co zwierze zatupało nerwowo kopytami. Zawsze musiał dopiąć swego, wiedzieć lepiej. Dziewczyna spojrzała na niego nie bez złości. Kasztanowy rumak wyszczerzył w odpowiedzi zęby.
- Jesteś niemożliwy - syknęła podnosząc się - Nawet jako koń.
Zachwiała się lekko i oparła o pień. Flekari przymknął swe czarne oczy i przyklęknął na przednie kolana, by łatwiej jej było wejść na siodło. Nic nie mówiąc wsiadła na wierzchowca. Była mu jednak bardzo wdzięczna za ten gest. W ramach podziękowania poklepała zwierze po karku. Flekari ruszył z kopyta, a dziewczyna wiedziała już, że znalazł drogę powrotną do obozowiska. Choć sama nie chciała się do tego przyznać, bała się tego co tam zastanie. Nie wierzyła wampirowi. Zresztą kto normalny uwierzyłby krwiożerczej bestii? Słońce było już wysoko, ale nie osiągnęło jeszcze południa. Shani wiedziała, że jest już blisko obozowiska. Czuła nawet zapach spalonego drewna. To co za chwilę zobaczyła przeraziło ją bardziej niż mogła się tego spodziewać. Thant leżał przy ognisku. Nie poruszał się i był nienaturalnie blady. Wampira nie było widać nigdzie w pobliżu. Dziewczyna zeskoczyła z konia i podbiegła do czarnowłosego chłopaka. Natychmiast sprawdziła jego szyję. Zamarła. Poniżej lewego ucha widniały dwie czerwone rany. Odskoczyła od niego jak oparzona i rozglądnęła się panicznym wzrokiem po okolicy. Ledwo zaczęła trzeźwo myśleć jej oczom ukazała się chuda sylwetka wampira. Wychodził z lasu trzymając w dłoniach jakieś zioła. Uśmiechnął się pogodnie na widok jasnowłosej, krótko ściętej dziewczyny.
- Witam waleczną dziewoję
Shani nie odpowiedziała. Wyciągnęła w stronę Sagittariusa otwartą dłoń. Nim wampir zdołał cokolwiek powiedzieć wyrzuciła w jego stronę płonąca kulę. Błyskawicznie zwalił się na trawę.
- Cholera - warknęła gniewnie.
Kula zdołała tylko go drasnąć. Wampir podniósł się z klęczek i popatrzył z dezaprobatą na dziewczynę. Otrzepał nadpalony płaszcz i ruszył w jej stronę. Jego blade oczy nie wyrażały żadnych emocji, a przez to stawał się jeszcze bardziej przerażający. Podszedł do niej i zaglądnął jej w oczy przybliżając znacznie swą twarz. Uśmiechnął się sztucznie ukazując kły. Shani była sparaliżowana strachem. Nie chciała umierać. Nie w ten sposób, nie tak.
- Wiesz co trzymam w ręce? - spytał cicho, a gdy milczenie przeciągało się, dodał - Ratunek dla twojego przyjaciela.
Dziewczyna otworzyła szerzej oczy ze zdziwienia, a wampir rozchylił usta jeszcze bardziej. Przykucnął przy Thancie i wsadził do ust zioła. Po chwili wypluł zmielona roślinną papkę na rękę i smarował w ranę. Czarodziejka była kompletnie zdezorientowana.
- Ratunek? - szepnęła niezbyt przytomnie.
- Tak. Ratunek - przytaknął - Ten idiota miał szczęście położenia się na jadowitym wężu.
Shani uśmiechnęła się odruchowo na myśl, iż nie tylko ona traktuje czarnowłosego młodzieńca jako niezbyt rozgarniętego. Nie wiedzieć czemu przestała się lękać wampira. Z wyraźną śmiałością podeszła do niego i bez strachu przykucnęła przy ciele Thanta. Nadal wpatrywała się w czynności Sagittariusa.
- Teraz możemy tylko czekać - rozsiadł się wygodnie krzyżując nogi - Miejmy nadzieję, że trucizny zneutralizują się nawzajem.
- Co proszę?! - niemal krzyknęła dziewczyna - Dałeś mu truciznę?
Wampir spojrzał na nią, a na jego twarzy wyraźnie malowała się irytacja. Uśmiechnął się jednak tylko i podał jej buteleczkę z trunkiem alkoholowym. Dziewczyna odtrąciła ją i powtórzyła pytanie, nie siląc się nawet by ukryć gniew.
- Żyję na tym parszywym świecie już od ponad czterystu lat. Lecznicze własności ziół nie są mi obce. Byłabyś więc łaskawa, panienko Shani, zamknąć swą śliczną buzię i nie wypowiadać się o rzeczach, o których nie masz najmniejszego pojęcia - rzekł z uśmiechem, a dziewczyna, wbrew swej woli, miała nieodparte wrażenie, że uśmiech ten jest przyjazny.
Zaklęła w duchu, ale zaraz się uspokoiła. Jeśli chciała pomóc Thantowi musiała być skupiona. Zamknęła oczy i wytężyła wszystkie zmysły. Wiedziała, że musi utrzymać równowagę ducha, ale mimo wszystko nie mogła się powstrzymać od przeklinania samej siebie za nieuwagę na lekcjach o uzdrawiającej magii Świętej Ziemi. Otworzyła z wahaniem oczy. Jej dłonie jarzyły się delikatną brunatną barwą. Uśmiechnęła się do siebie promiennie. W końcu odniosła sukces. Zawiesiła dłonie nad raną Thanta przekazując mu energię Ziemi. Czynność ta była o tyle niebezpieczna, że moc Świętej Ziemi musiała najpierw przepłynąć przez jej ducha, a to powodowało znaczne obciążenia. Po twarzy dziewczyny zaczęły spływać stróżki potu. Nagle poczuła zimną dłoń na ramieniu, co wyrwało ją z transu.
- Wystarczy - rzekł stanowczo wampir, a potem dodał z lekkim uśmiechem - Magia uzdrawiania chyba nie bardzo ci wychodzi.
Młoda czarodziejka nie odpowiedziała. Bardzo nie lubiła jak ktoś wytykał jej wady, a tym bardziej jeśli te wady były związane z magią. Sagittarius uśmiechnął się jeszcze szerzej i pociągnął dużego łyka z małej buteleczki. Shani pokręciła z rezygnacją głową. Jak można się tak upijać od samego rana? Nagle poczuła ból w płucach i kaszlnęła przeciągle zasłaniając usta. Wampir spoważniał momentalnie i spojrzał na nią uważnie. Odwróciła wzrok uciekając od spojrzenia jego bladych niebieskich oczu. Sagittarius uznał to za znak, że dziewczyna nie chce rozpoczynać rozmowy na ten temat. Milczał więc dyplomatycznie licząc, że sama zacznie mówić. Mylił się jednak. Cisza przeciągała się, co najwidoczniej przeszkadzało tylko dziewczynie, bo wyraz jej twarzy świadczył, że wyraźnie pragnie tę cisze przerwać tylko nie wie jak. Jej zakłopotanie przerwał budzący się Thant. Shani rozpromieniła się natychmiast. Wiedziała bowiem, że to jej magia sprawiła, iż tak szybko odzyskał przytomność. Czarnowłosy chłopak o orzechowych oczach wstał do pozycji siedzącej i podrapał się leniwie po karku.
- Pieprzone gady - zaklął głośno przypominając sobie ból ukłucia zębów węża, a zaraz potem napotkał parę szarych ładnych oczu. Na jego twarzy pojawił się bliżej nieokreślony grymas - A już myślałem, że nie wrócisz.
Shani uśmiechnęła się sztucznie. Doskonale wiedziała, że chłopak miał nadzieję już jej nigdy więcej nie zobaczyć.
- Dziewoja pomogła mi uratować ci życie, towarzyszu - rzekł wampir już lekko podpitym głosem.
- Znowu? - warknął Thant i spuścił z rezygnacją głowę.
- Tak, znowu - odparła dziewczyna nawet nie próbując ukryć tryumfującego tonu - Jeśli masz choć trochę honoru nie odmówisz mojej propozycji.
Twarz chłopaka wykrzywił cyniczny grymas, a Shani już wiedziała jaka będzie odpowiedź. Westchnęła w duchu żałując, że już za chwilę będzie musiała zapłacić wygórowana cenę za Bursztynowego Gryfa, jeśli tylko chce dotrzeć do Amber.
- To bardzo dobrze się składa - rzucił lekko Thant - Bo ja honoru nie posiadam ni krzty. Żegnam więc miła panią. Musi pani już chyba iść. Pewnie mąż z dziećmi czeka. Pranie, gotowanie, sprzątanie...
Po lesie rozległo się głuche uderzenie. Czarnowłosy popatrzył na dziewczynę wrogo i przyłożył dłoń do policzka. Nigdy nie myślał, że uderzenie kobiety może aż tak zaboleć. Z oczu Shani wręcz sypały się iskry gniewu. Sama nie wiedziała dlaczego jego słowa tak bardzo ją rozeźliły. Wampir wstał nagle i otrzepał z trawy czarny płaszcz. Spojrzał znacząco na dziewczynę, a chłopakowi rzucił buteleczkę z resztka zawartości.
- Myślę, panienko Shani, że powinniśmy oddalić w trybie natychmiastowym - rzekł wolno, po czym zwęził swe niebieskie błyszczące oczy - Oczywiście najpierw nasz przyjaciel podaruje nam Bursztynowego Gryfa.
Thant w odpowiedzi prychnął pogardliwie, a o od daniu Klucza nawet nie myślał. Przynajmniej nie za darmo. Już miał podać cenę, gdy poczuł jak ręce wampira łapią go za kołnierz i pociągają brutalnie do góry. Chłopakowi pociemniało w oczach. Nie doszedł jeszcze do siebie po ukąszeniu węża.
- Co robisz? - spytała dziewczyna podrywając się na proste nogi - Chyba nie zamierzasz go skrzywdzić? Sagittariusie!
- Miło, panienko Shani, że w końcu odezwałaś się do mnie po imieniu - posłał jej uśmiech - ale zmuszony jestem poprosić cię kolejny raz byś się łaskawie uciszyła.
Czarodziejka skrzywiła się, a wampir ciągnął dalej.
- Więc jak będzie, towarzyszu? - wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu ukazując dwa kły.
- A miałem cię za kompana - syknął Thant, bez żalu w głosie.
- Miałeś mnie za nierozgarniętego pijaka - poprawił go sucho i uniósł nieco wyżej.
- Postaw mnie na ziemi to porozmawiamy. Kulturalnie - zaproponował czarnowłosy, na co wampir odpowiedział perlistym śmiechem, ale pozwolił mu stanąć na własnych nogach.
- Nie masz nic wspólnego z kulturą - rzucił z nieco kpiącym uśmiechem - A teraz oddaj Klucz.
Thant z wyraźną niechęcią sięgnął do kieszeni po Bursztynowego Gryfa i równie niechętnie podał go wampirowi. Shani była zdezorientowana. Nie wiedziała czy Sagittarius odbiera Klucz dla siebie czy też dla niej. Najbardziej nurtowało ją jednak pytanie skąd wampir wie w ogóle, iż czarnowłosy posiada Klucz do Bursztynowego Miasta. Czyżby Thant wszystko mu opowiedział? Wampir schował wisiorek do kieszeni i ruszył w stronę konia dziewczyny. Ten, o dziwo, nie spłoszył się. Zanim zdołała zadać jakiekolwiek pytanie wampir podprowadził do niej konia i podał cugle.
- Panienko Shani - uśmiechnął się - Czas na nas.
- Na nas? - podniosła ze zdziwienia brwi.
- Na nas - potwierdził i nim zdążyła się zorientować wsadził ją na wierzchowca, na co Frekeri zareagował głośnym rżeniem przypominającym do złudzenia śmiech.
Thant patrzył za nimi póki nie znikli mu z oczu. Podniósł niewielki kamień. Chyba tylko po to by rzucić nim z całej siły o ziemię. Sam nie wiedział dlaczego jest taki wściekły. Ostatecznie wzruszył ramionami, dogasił ognisko i wsiadł na swego wierzchowca. Skierował się w przeciwną stronę niż jego niedawni towarzysze. Rzucił jeszcze przelotne spojrzenie w miejsce, gdzie widział ich po raz ostatni i zmusił konia do szybkiego biegu.
*


--------------------
...uuuu, powrót.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
iskra   Bursztynowe Miasto...   21.06.2003 19:29
Sir Momo Mumencjusz Mum   Tak, tak... to mnie chwalcie, a nie ją ^^ sama teg...   21.06.2003 19:34
Vamp   Powiem że calkiem nieźle, opowiadanie ciekawe, tyl...   21.06.2003 23:33
Merkury   Tak jak moim poprzednikom mi także opowiadanie się...   21.06.2003 23:50
Narine   Czasami coś przekręciłaś :) Ale większych błędów t...   22.06.2003 09:42
Psychopatka   Hmm styl masz dobry, nie moge sie czepiac ale to ...   22.06.2003 13:30
iskra   * Syrkońskie karczmy nie były wykwintne, raczej u...   22.06.2003 13:59
Sir Momo Mumencjusz Mum   No! To też już czytałem! Gdzie nowe części...   22.06.2003 14:08
matoos   Heh, Iskierko, wiedziałem, że się nie zawiodę... P...   23.06.2003 09:54
ikar   Fajne ^^, ale znalazłem sporo błędów - szczególnie...   25.06.2003 12:45
iskra   * Blask ogniska rozpraszał mrok lasu. Nie było wy...   26.06.2003 10:54
matoos   Niepotrzebnie powtarzasz demony. Mogłoby chyba by...   26.06.2003 11:09
iskra   Musze się oduczyć tych błedów w budowie gramytyczn...   26.06.2003 12:35
matoos   To broń boże nie było oskarżenie o plagiat, tylko...   26.06.2003 12:39
Sir Momo Mumencjusz Mum   Gdzie wy tam błędy widzicie??? Młotki jesteście i ...   26.06.2003 12:49
ikar   Iskra - opowiadanko jest biuti, nu... ^^ serio mi ...   27.06.2003 01:18
iskra   Moje Amber się nie odmienia :P __________________...   27.06.2003 13:49
matoos   Łał, iskierko, co za niesamowity part... Przeczyta...   27.06.2003 13:55
ikar   Hi hi hi :D Takie generalne odczucie - wprawdzie...   27.06.2003 14:07
Sir Momo Mumencjusz Mum   hehehe iskra - pisz dalej ^^ i przesyłaj mi kolejn...   27.06.2003 16:08
Tajemnicza   Iskro..bardzo mi się podoba twoje opowiadanie....   27.06.2003 22:20
Sir Momo Mumencjusz Mum   Tak wogóle to powinno być "coś się kończy...   27.06.2003 22:26
iskra   Tajemnicza, jeśli Thant wyraża się z uprzejmością ...   27.06.2003 22:48
Jade^_^   brak mi słów... iskra   Jednak nie masz do tego nosa   28.06.2003 00:27
Jade^_^   a czy ja mówię od razu o miłości?   28.06.2003 13:06
matoos   Wpadłem, myślałem sobie - "powytykam błęd...   28.06.2003 14:26
Mintir   UWAGA, tylko tego nie przegapcie. Oto mój kome...   30.06.2003 16:47
Psychopatka   Mintir... czy ty nie przesadzasz? Jasne, zgadz...   30.06.2003 16:59
iskra   Psycho, przecież pisała, że jej za to zapłacił...   30.06.2003 17:10
matoos   Iskra zez w mordę przyprawiasz biednego matoos...   30.06.2003 17:15
Psychopatka   Przeciez napisalam ze te bledy nie sa najwazni...   30.06.2003 17:16
ikar   W sumie - to my tu załatwiamy kwestię korekty ...   01.07.2003 10:52
iskra   Oto kolejna część Bursztynowego Gryfa   15.08.2003 14:28
iskra   Matoos: Nie, nie czytałam ani jednej książki D...   25.08.2003 17:50
Nadine   Parcik krótki, ale interesujący. Jakie błędy?...   25.08.2003 18:26
Tajemnicza   Nio wreszcie jest! Tylko o wile za krótkie ...   28.08.2003 15:11
nienor_malna   hm cóż... nie ma czego komentować... przydał b...   15.09.2003 19:34
matoos   No cóż... Nie powiem żeby jakoś mnie zachwycił...   16.09.2003 10:27
iskra   Efff... No dobra, wydało się schodze na psy   18.09.2003 16:22
iskra   Znów tego tyle co kocak napłakał, ale mam nadz...   20.10.2003 17:12
Psychopatka   jak miło zastac dzialajace forum i do tego pa...   21.10.2003 16:04
ikar  
  21.10.2003 22:32
Tajemnicza   Karzesz nam tu "spieprzac" a tu ani ...   30.11.2003 23:42
Egwadien   została mi jeszcze 3-cia strona. Ale Iskierko...   03.12.2003 20:46
Pola   ymm... zaczynam to czytać już chyba drugi raz od p...   04.12.2003 16:26
matoos   Hehe, Iskra jest wspaniała i w ogóle super ...   09.12.2003 15:28
iskra   Ten part jest bezczelnie krotki, ale... co mi ...   12.12.2003 21:48
Jade^_^   widze, ze i Ty w koncu postanowilas cos dodac ...   12.12.2003 22:04
Egwadien   miodzio, ale malo. Mam wrazenie, ze troche mni...   13.12.2003 14:04
matoos   Iskruś, a może byś wprowadziła jakichś bohaterów o...   26.12.2003 20:31
iskra   hy hy hy hy ]:-> te dwie "nowe" ...   26.12.2003 23:11
iskra   * Rano niespiesznie zbierali się z obozowiska...   17.01.2004 19:21
matoos   No cóż. Szczerze mówiąc widać że part był pisa...   18.01.2004 23:30
iskra   Matoos, dzięki za wypunktowanie błędów. doceni...   18.01.2004 23:50
Egwadien   Thant poszedl i nie wrocil, a potem sie nagle ...   19.01.2004 20:17
iskra   * Wysoka kobieta ukryta między konarami d...   30.01.2004 20:06
matoos   ...   01.02.2004 17:51
ikar   Mniamuś ^^ - faktycznie pewnie niedoróbki są ^...   05.02.2004 20:43
iskra   Shani zerknęła na Rayela. Wędrowali już pół dn...   02.11.2004 08:00
Egwadien   jummy! Smacznego Cieszę się, że Ci się p...   04.11.2004 21:37
Tajemnicza   Iskierka a ty jeszcze na forum ? =) Hhehe =) E...   13.11.2004 21:34
Herm_Airees   zaraz po przeczytaniu Wilczej Krwi dorwałam si...   04.12.2004 20:19


Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 22.06.2024 07:40