Harry Potter i Aethernus, Wielki
powrót...
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | ![]() ![]() ![]() ![]() |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
Harry Potter i Aethernus, Wielki
powrót...
Merkury |
![]() ![]()
Post
#1
|
![]() KAFEL Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 136 Dołączył: 06.04.2003 Skąd: Gdańsk ![]() |
Harry Potter i Aethernus
Pewnego dnia Harry wraz z Ronem jechali do szkoly. Podczas ich rozmowy na temat quidditcha drzwi przedzialu nagle sie otworzyly i weszla do niego wysoka postac. Czlowiek odchylil kaptur i oczom chlopców ukazal sie mlodzieniec, który mial do szaty przyszyta naszywke z imieniem. Harry zapytal go: -Jak masz na imie? -Aethernus-odpowiedzial mlodzieniec -Do której klasy idziesz w budzie?- zapytal Ron -Ja nie jestem uczniem, tylko nauczycielem- odpowiedzial Aethernus -Taa...pewnie...A ja jestem MUGOLEM- powiedzial Harry -Myslcie jak chcecie ja musze isc. Postac zarzucila kaptur i wyszla z przedzialu. Kiedy Ron zamknal drzwi obaj zaczeli sie smiac. Okolo godziny dwudziestej cala szkola zebrala sie w Wielkiej Sali, aby rozpoczac uczte i poznac nowych nauczycieli. Przy stole Gryffindoru slychac bylo bardzo glosne rechotanie poniewaz caly dom wiedzial juz o rozmowie Harry'ego i Rona z Aethernusem. -"Ja nie jestem uczniem, tylko nuczycielem"...Hahaha...Juz mu wierze- powiedzial Semus -Ty Harry, jak wygladal ten gosc?- zapytala Lavender -Mial takie dlugie, biale wlosy mniej wiecej do pasa.- powiedzial Ron -Czy wygladal tak jak ten obok Dumbledora? -Ja nie moge. Harry patrz, to ON. Rzeczywiscie. Obok dyrektora Hogwartu siedzial Aethernus. O godzinie dziesiatej wszystcy uczniowie rozchodzili sie do swoich domów. W czasie chodzenia po zamku Ron i Harry rozmawiali o dziwnym przybyszu. -Ciekawe czemu dyrcio nie powiedzial nam czego on bedzie uczyc.- powiedzial Harry -No wlasnie. Morze ten caly Aethernus kitowal, ze jest nauczycielem. -Morzliwe, ale jesli nawet wciskal kit to czemu siedzial przy stole -nauczycielskim? -Czy ja wiem. Moze przekupil Dumbledora? -Raczej nie. On by sie nie dal przekupic. -No nie wiem. Za odpowiednial sumke, Kazdy jest przekupny. -Mozliwe, ale on chyba taki nie jest. Rano Harry i Ron wstali wczesnie i poszli na sniadanie, a skoro byla to sobota obaj postanowili odwiedzic Hagrida. W jego chacie zastali Aethernusa, który pograrzony byl w rozmowie z nim na temat dalszego uczenia sie Hagrida w Hogwarcie. -Mówisz serio?- spytal olbrzym -Oczywiscie- odpowiedzial Aethernus -No...to...od kiedy mogie zaczac? -Od poniedzialku. Twoja pierwsza lekcja to bedzie transmutacja. -Bardzo fajnie. Moze w koncu bede mógl legalnie uzywac czarów- powiedzial Hagrid ze lzami w oczach. -Szkoda, ze mój tatus tego nie zobaczy- dodal po chwili po czym halasliwie wydmuchal nos. Aethernus porzegnawszy sie z Hagridem wyszedl z jego domku. Kiedy drzwi chaty sie zamknely, Harry i Ron natychmiast obrzucili przyjaciela pytaniami: -Skad go znasz Hagridzie? -Kim on jest? -Skad pochodzi? -Spokojnie, spokojnie- powiedzial Hagrid. -Znam go od wczorajszej uczty. Nie wiem skad wiedzial, ze mnie wyrzucono, ale bardzo sie ciesze, ze bede mógl wreszcie ukonczyc szkole. -A kim on jest w Hogwarcie?- zapytal Harry -Do konca nie wim, ale chyba kims w rodzaju...hmmm...korepetytora. -Korepetytora???- zapytali chórem chlopcy. -Tak. Bedzie pomagal innym nauczycielom w nauce. -Wiec jednak nie klamal- powiedzial Ron. -Najwidoczniej. -A co was tak interesuje ten Aethernus?- zapytal olbrzym. -Nie interesuje nas, ale rozmawialismi z nim w pociagu- powiedzial Harry. -A o czym?- -O niczym ciekawym.- powiedzial wymijajaco Ron. -No...skoro tak mówicie, to chyba tak jest. -No wlasnie, a jak narazie do zobaczenia Hagridzie. -Taaa...nara- odpowiedzial zdziwiony olbrzym. Po powrocie do szkoly chlopcy bedacy w drodze do gabinetu Dumbledora spotkali Hermione, która wracala z biblioteki. Ron zobaczywszy dziesiatki ksiazek zaczal sie smiac: -Hahaha. Jeszcze nie bylo lekcji, a ty juz sie uczysz. -Tak, a co, dziwisz sie? Przeciez ja zawsze sie duzo uczylam. -Tak, to prawda, ale czasami troche przesadzasz- powiedzial ostroznie Harry. -No trudno. Myslcie jak chcecie, ale wam powiem, ze Aethernus chce was widziec. -Chyba ma wam cos waznego do powiedzenia- dodala z dziwnym usmiechem -Czego on moze od nas chciec?- zapytal Ron. -Skad mam to wiedziec? Nie jestem wrózka- odpowiedzial Harry. Po wejsciu do gabinetu Aethernusa nikogo nie zastali wiec pomysleli, ze Hermiona sobie z nich zazartowala i wlasnie chcieli wyjsc kiedy nagle drzwi otworzyly sie i do pokoju wszedl Aethernus. -Siadajcie- powiedzial na wstepie. Harry i Ron zapadli sie w fotele poniewaz w jego gabinecie bylo straszniej niz w gabinecie Snape'a. -Doszly mnie sluchy, ze nie tolerujecie mojej obecnosci w Hogwarcie- powiedzial mlodzieniec -No cóz, nie zalezy mi na tym , abyscie mnie lubili, ale uwiezcie mi, ze wplynie to negatywnie na wasze oceny na koniec roku. Powiedzial to takim tonem, ze chlopcy po prostu sie przeztraszyli. -Widze, ze nie chcecie nic mówic... hmmm... trudno. Pamietajcie o jednej zeczy: profesor Dumbledor jest moim starym kumplem i powiedzial mi, abym mial na was oko- powiedzial to bardzo jadowitym glosem, a kiedy skonczyl usmiechnal sie zgryzliwie. -No dobrze. To wszystko co chcialem wam powiedziec. Mozecie wyjsc. Podczas powrotu do wiezy Gryffindoru Harry i Ron pograzeni byli w rozmowie na temat zachowania Aethernusa. -Widziales jak on na mnie patrzyl?- spytal przerazony Harry. -Taaa...Ale od kogo on sie dowiedzial, ze go nie lubimy? -Nie wiem. Bardzo mozliwe, ze od Hermiony. -Tak. To jest bardzo mozliwe. W pokoju wspólnym Gryfonów bylo tloczno i chalasliwie poniewaz Fred i George odpalili parenascie sztucznych ogni doktora Fillibustera. Podczas kolacji wszystcy uczniowie pograzeni byli w rozmowie na temat Aethernusa. -Widzieliscie jaki on ma ladne wlosy?- zapytala Hermione jakas Puchonka -Taak, a jaki on madry. Profesor Sprout mówila, ze pomógl zrobic jej wywar z mandragor i nawet bez pomocu wyszlo mu to bardzo dobrze- powiedziala Paravatti. -O mój Boze...- powiedzial Ron. -Jak mozna sie zachwycac kims takim??? -Nie wiem. Jestem ciekaw co one w nim widza- powiedzial Harry. -Ja tez. -Zobaczymy co on potrafi. Rzuce na niego zaklecie i ciekawe jak zareaguje. -Nie radze wam tego robic...- powiedziala Hermiona -Tak? A to niby czemu?- zapytal Ron. -Bo to jest najlepiej wyszkolony czarodziej na swiecie. -Oczywiscie, a ja jestem Super Man'em- odpowiedzial Harry. -Skoro nie chcecie mnie sluchac to nie , ale potem nie mówcie, ze was nie ostrzegalam- powiedziala Hermiona i przesiadla sie w inne miejsce. -Wiesz Harry moze jednak tego nioe róbmy. -Co strach cie oblecial?- zapytal wrednie Harry. -Nie, ale boje sie, ze Hermiona znowu moze miec racje. -No chyba masz racje- powiedzial Harry i spojrzal z lekiem na stól nauczycielski przy, którym siedzial Aethernus. Nastepnego ranka Harry i Ron zeszli na sniadanie dosc pózno. W Wielkiej Sali przy stolach siedzialo tylko dwudziestu uczniów. Chlopcy szybko zjedli posilek i poszli do gabinetu Sethernusa, aby z nim pogadac. Pod drzwiami obaj zastanawiali sie co maja mu powiedziec i w koncu Harry zaproponowal, zeby wyzwac go na pojedynek. -Chyba cos ci odbilo. Przeciez on moze cie zmiesc bylejakim urokiem- powiedzial Ron, który bardzo sie przestraszyl na mysl o pojedynku. -To zaproponuj cos innego- odrzekl zdenerwowany Harry. -Wyzwiemy go na turniej szachów- powiedzial po namysle. -OK, ale jesli przegrasz to wtedy bedzie pojedynek. -No... Niech ci bedzie. Obaj weszli do gabinetu Aethernusa. W srodku zastali jeszcze Lupina pograzonego w rozmowie na temat Quidditcha. -Ooo. Witaj Harry. Dawno sie nie widzielismy- powital go Lupin. -Ciebie, takze milo widziec Ron. -Tak. Dzien dobry panie profesorze- odpowiedzieli chórem. -Co was tu sprowadza?- zapytal Aethernus. -Chcielismy wyzwac pana na turniej szachów- powiedzial niesmiale Ron. -Dobrze. Przyjmuje wyzwanie- dpowiedzial z usmiechem. -Tylko powiedzcie gdzie i kiedy to sie odbedzie. -Hmm... Za tydzzien w sobote w pokoju wspólnym Gryffindoru?- zapytal Harry -Dobrze. Odpowiadaja mi te warunki. -To fajnie- odpowiedzial Ron. -No, a teraz zostawcie nas samych, bo musimy porozmawiac. -Dobrze, i do widzenia. Po wyjsciu z klasy obaj chlopcy zgodzili sie ze soba, ze chyba Aethernus lubi ich bardziej niz wczoraj. W pokoju wspólnym bylo cicho i spokojnie wiec Harry i Ron obwiescili wszystkim, ze za tydzien jest turniej szachów. -Co? Wyzwaliscie go na pojedynek?- zapytal przestraszony Lee. -Chyba was cos w glowy rabnelo- powiedzial Fred. -Wlasnie. Nie mamy z nim szans- powiedzial George. -No trudno. Nie zaszkodzi spróbowac. W czasie obiadu nikt sie do Harry'ego i Rona nie odzywal. Chlopcy podejrzewali, ze to z powodu turnieju. Przy stole nauczycielskim Aethernus rozmawiel z Hagridem. "Pewnie w zwiazku z tym dalszym nauczaniem Hagrida"- pomyslal Harry. "Zreszta, nie moja sprawa". Po obiedzie wszystcy uczniowie mieli stawic sie u swoich opiekunów w zwiazku z ich planami zajec. W gabinecie profesor McGonagal Gryfoni bardzo sie zdziwili sie poniewaz w ich planach zajec byl tytul "Szkolenie Szczególowe". -Co to jest, pani profesor?- zapytal Dean. -To jest przedmiot, który ma za zadanie szczególowo przygotowac do tegorocznych egzaminów- odpowiedziala McGonagal. -Aha. Nastepny przedmiot- powiedzial Semus. -Wszystcy juz wiedza o co chodzi? No to juz, do wiezy. Caly dom Gryffindoru, i nie tylko pograzony byl w smutnych myslach. -Przeciez ten Aethernus nas zameczy- szlochala Lavender. -Teraz juz wiemy co on mial na mysli mówiac nam, ze jesli nie bedzie nas lubic to wplynie to zle na nasze oceny- powiedzial Harry do Rona. -Najwidoczniej- odpowiedzial Ron. -------------------- "Czarny Pan powrócił,
i teraz nikt go nie powstrzyma!" |
![]() ![]() ![]() |
Merkury |
![]()
Post
#2
|
![]() KAFEL Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 136 Dołączył: 06.04.2003 Skąd: Gdańsk ![]() |
Na poniedzialkowym sniadaniu w Wielkiej
Sali bylo wesolo i chalasliwie. Pierwsza lekcja Harry'ego i Rona bylo
zielarstwo razem z Puchonami. Po dzwonku cala klasa zebrala sie pod
cieplarnia numer trzy.
- Dzisiaj bedziemy zapoznawac sie z teoria leczeniem roslin.- oznajmila dziarsko profesor Sprout. - Zapewne, kazdy z was widzial juz Wierzbe Bijaca. - Przez nastepne szesc tygodni, kazdy z was bedzie musial wyleczyc minimum piec roslin. - Pani profesor- odezwala sie Hermiona- Czy bedzie trzeba leczyc ta Wierzbe? - Nie wiem. - To zalezy od tego czy cos sie jej stanie czy nie.- powiedziala po namysle. Po tym zdaniu cala klasa odetchnela z wielka ulga. Nastepna lkcja byla podwójna transmutacja. - No nie!!!- krzykna ze zloscia Ron- Czy nie mozemy miec w tym roku troche ulgi??? - Najwyrazniej nie. - Kurde. Mam nadzieje, ze nie zadadza nam pracy domowej. - Juz dzwonek. Musimy sie spieszyc.- powiedzial Harry. W sali od transmutacji byla juz cala klasa. Ron, Harry i Dean usiedli w ostatniej lawce, wyjeli ksiazki i pograzyli sie w rozmowie na temat quidditcha. - Profesor McGonagal nigdy sie nie spóznia. Ciekawe co sie stalo.- powiedzial Nevil. - Nie nawijaj. Im bardziej sie spózny tym mniej bedziemy mieli lekcji.- powiedzial Semus, ale kiedy skonczyl drzwi sali sie otworzyly i weszla najmniej oczekiwana osoba. - Szybko. Pakujcie swoje rzeczy i wracajcie do dormitorium.- rzekl Snape. - Czy nie bedzie lekcji?- zapytala z nadzieja w glosie Lavender. - Tak, a teraz uciekac do wiezy. Ale juz. W pokoju wspólnym bylo "gesto". Wszystcy Gryfoni chcieli wiedziec co sie stalo, co sie dzieje i co sie stanie. Nikt nie mógl wychodzic z wiezy wiec nie wiedzieli co dzieje sie w zamku. Okolo godziny pietnastej do salonu weszla profesor McGonagal i powiedziala, ze lekcje sa zawieszone do konca tygodnia poniewaz w piatek do szkoly przybywa delegacja z Durmstrangu. - Juhuuuu. Nie ma lekcji.- krzyknal Fred i odpalil z piec lajnobomb. - Ale od nastepnedo poniedzialku lekcje beda przedluzone.- powiedziala opiekunka, na co wszystkim Gryfonom usmiechy spelzly z twarzy. kiedy profesor McGonagal wyszla z pokoju wspólnego uczniowie nie wiedzieli czy cieszyc sie z wolnego czasu. Ostatecznie opiekunka nie powiedziala dlaczego musieli siedziec przez tyle godzin w wiezy. - Harry, moze pójdziemy zobaczyc co sie tak naprawde dzieje w zamku?- zaproponowal Ron. - Dobra, ale musimy wziac peleryne-niewidzke. Przyjaciele chodzac po zamku nie dostrzegli niczego nadzwyczajnego wiec postanowili wrócic do Gryffindoru. Kiedy byli na czwartym pietrze zobaczyli, ze wiekszosc nauczycieli przyglada sie czemus na ziemi. Ostroznie podeszli i zobaczyli wielka dziure. Nauczyciele rozmawiwli o jakims trollu, który wtargnal do szkoly. - Zobaczcie. Po sladach maczugi mozna wnioskowac, ze ten troll musial miec przynajmniej szesc metrów wzrostu.- powiedzial Snape. - Severus ma racje.- powiedzial spokojnie Dumbledor. - Czy nikt go nie widzial?- zapytal po chwili. - Niestety nie.- odpowiedziala profesor Sinistra. - Wiec trzeba zabronic uczniom walesac sie po szkole.- powiedzial z rozwaga. - Natychmiast poinformujemy swoich podopiecznych.- rzekla McGonagal. - Dobrze. Prosze was o jedna rzecz: powiedzcie im prawde. Nauczyciele i dyrektor powoli rozchodzili sie w swoje strony i Harry i Ron postanowili wrócic do wiezy. Po powrocie obaj nie duzo ze soba rozmawiali, bo bardzo sie przestraszyli slyszac o olbrzymim trollu. - Harry.- zaczal Ron, ale nie wiedzial co powiedziec lecz Harry wiedzial o co chodzi. - Wiem, wiem. Nie bedziemy sie walesac po budzie.- powiedzial i schowal peleryne gleboko do kufra. Przez nastepne dni Harry bardzo zalowal, ze obiecal sobie nie walesac sie po zamku. Na kazdy posilek byli prowadzeni przez nauczycieli, a kiedy ktos musial skorzystac z toalety musial czekac, az ktos inny, takze bedzie musial skorzystac. Gryfoni znudzeni ciaglym siedzeniem w salonie przygotowywali sie do turnieju szachów, uczyli sie eliksirów lub cwiczyli zaklecie. - Normalnie nie moge.- powiedzial Ron kiedy podczas nauki eliksirów na jago notatki spadl kalamarz. - Który to rzucil???- wrzasna z calej sily. - Ja. Przepraszam Ron, ale cwiczylem zaklecia. - Aha. Nastepnym razem badz ostrozniejszy.- powiedziawszy to wrzucil pergamin do kominka i sam zaczal sie uczyc czarów. Po poludniu, do pokoju wspólnego weszla profesor McGonagal, zeby im obwiescic, ze jutro jest wypad do Hogsmedes. Gryfoni bardzo ucieszyli sie slyszac ta wiesc i natychmiast pobiegli do dormitoriów szukac pieniedzy. Harry i Ron doszli do wniosku, ze to wspaniala okazja, aby troche poweszyc. W czwartek z samego rana obaj udajac, ze ida do sowiarni wymkneli sie z wiezy i pognali do biblioteki. Niestety pod samymi drzwiemi spotkal ich Snape. - No,no,no. Slynny Harry Potter i jego towarzysz Weasly. Co tu robicie?- zapytal. - My wlasnie szlismy do sowiarni, panie profesorze. - Tak? Czy profesor McGonagal nie mówila wam, ze nie wolno chodzic po zamku bez nuczyciela?- zapytal dziwnym tonem. - Mówila, ale my chcielismy... no... tego...- zaczal Harry, ale nie zdarzyl skonczyc bo Snape juz prowadzil ich do wiezy Gryffindoru. - Macie szczescie, ze jestem w dobrym humorze bo inaczej zaprowadzil bym was do dyrektora.- to powiedziawszy odwrócil sie na piecie, "a czarna szata powiewala za nim jak skrzydla nietoperza". - Ciekawe z czego on sie tak cieszyl?- zdziwil sie Ron. - Czy to wazne? Nie zaprowadzil nas do Dumbledora, nie odjal punktów i nawet nie dal szlabanu.- powiedzial Harry. - Co prawda to prawda, ale i tak chcialbym wiedziec co go tak ucieszylo. W Hogsmedes Harry, Ron, Semus i Dean poszli do sklepu Zonka, aby zakupic sobie lajnobomby i inne rzeczy. Na ulicy bylo tloczno poniewaz z niewiadomej przyczyny do wioski zjechaly sie hordy czrownic i magów. - Po co oni tu przyjechali?- zapytal zdziwiony Ron. - Nie wiem. Moze dlatego, ze jutro przyjezdzaja ci z Durmstrangu?- powiedzial Dean. - Bardzo mozliwe.- podsumowal Harry. - Zreszta, kogo to obchodzi?- zapytal Semus. - Yyy... Nie wazne. Chocmy do Zonka bo wszystko wykupia. W sklepie pelno bylo nie tylko uczniów Hogwartu, ale takze malych dzieci, które nawet nie chodzily do szkoly. Po wyjsciu wszystcy przyjaciele mieli po trzy woreczki lajnobomb i proszków na bekanie. - No. Jeszcze sie udalo cos kupic.- powiedzial zadowolony Semus. - Taa, a teraz kto pierwszy w Miodowym Królestwie ten jest mistrzem. Pierwszym, który dobiegl do cukierni byl Dean, a zaraz po nim Ron, Harry i Semus. - Bylem ostatni tylko dla tego, ze sznurówka mi sie rozwiazala.- powiedzial za zloscia. - Nie wazne, wchodzimy do srodka.- rzekl Harry otwierajac drzwi. W tym sklepie równiez pelno bylo uczniów i innych czarodzieji. Jesli Ron nie pomylil sie w obliczeniach to przed nimi stalo trzydziesci osób. - Zanim dojdziemy do lady to zabraknie owaru.- rzekl. - Co ty. Przeciez oni maja jeszcze cala piwnice.- powiedzial zadowolony Dean. - Tez racja. - No wlasnie. Teraz sie pytam co kto kupuje? - Ja jeszcze nie wiem.- powiedzial Harry. Przy ladzie kazdy z nich kupil to samo, a po wyjsciu zauwazyli, ze zaczal padac snieg. Wszystcy zgodzili sie z Ronem, ze pójda do Trzech Miotel, aby napic sie grzanego, kremowego piwa. W gospodzie jak zwykle pelno bylo ludzi i magicznych stworzen. Przyjaciele usiedli przy stole obok wielkiej choinki, a Harry poszedl zamówic piwo. Siedzacy przy oknie Ron zobaczyl Aethernusa, który zmierzal ku gospodzie. - Harry.- krzyknal.- Idzie Aethernus. - No i co z tego?- zapytal. - Nic. Tak tylko powiedzialem. Kiedy Harry podszedl do stolu i postawil na nim cztery kufle do baru wszedl Aethernus i Ludo Bagman. Obaj panowie zajeli stól obk lady i zamówili napoje. Ron pomyslal, ze skoro Aethernus przyszedl z Bagmanem to znaczy, ze i on musi pracowac w ministerstwie. Powiedzial o tym Harry'emu, a on sie z nim zgodzil. - On pewnie jest aurorem.- rzekl. - Mozliwe.- odpowiedzial Ron. - Lub pracuje w tych specjalnych oddzialach. - Niom.- powiedzial Ron saczac swoje piwo. Po wyjsciu z Trzech Miotel wszystcy udali sie do zamku. Sniegu napadalo juz do pasa, a oni nie mieli kurtek. W pokoju wspólnym cala czwórka usiadla przed kominkiem i zaczela grac w szachy. Bez zadnych watpliwosci i sprzeciwów uznali, ze to Ron jest najlepszy. - Skoro jestes najlepszy.- powiedzial Harry.- To ty grasz pierwszy. - Cooo?- zdziwil sie Ron, ale nie mógl sie sprzeciwic wiec tylko skinal glowa. Mijal piatek, a Ron coraz bardziej sie denerwowal.a Harry byl tak zaangazowany w nauczenie sie grania w szachy, ze zapomniel, zreszta nie tylko on, ze dzisiaj przyjezdza delegacja z Durmstrangu. Po obiedzie on i Ron postanowili sie troche rozerwac i pójsc do Hagrida. Drózka prowadzaca do jego chaty byla odsniezona wiec starali sie isc w jak najglebszym sniegu. Kiedy zapukali do drzwi nie otworzyl ich Hagrid, tylko Dumbledor. - Witajcie chlopcy.- powital ich cieplo dyrektor. - Dzien dobry.- odpowiedzieli z uklonem. - Panie profesorze,. Chcieli bysmy zobaczyc sie z Hagidem.- powiedzial Harry. - Domyslam sie.- odpowiedzial z usmiechem.- Prosze, wejdzcie.- mówiac to odslonil drzwi, aby ich wpóscic. W srodku panowal zaduch i smierdzialo jakims dziwnym plynem, który stal w przezroczystym dzbanku. - Co to jest panie profesorze?- zapytal Ron pokazujac na dzban. - To jest lek dla Hagrida.- odpowiedzial. - Coo? Hagrid jest chory?- zapytal Harry. - Niestety tak.- odpowiedzial Dumbledor z zatroskana mina. - A co mu jest? - To bardzo zadka odmiana grypy, na która choruja tylko olbrzymy. - Przeciez Hagrid jest pól-olbrzymem.- zauwazyl Ron. - Ale jego matka byla olbrzymka, prawda? - No... Prawda.- odpowiedzial z zaklopotaniem Harry. - Wlasnie. Lecz nie martwcie sie, przeciez juz mamy lekarstwo, prawda? - To bardzo fajnie.- rzekl Ron.- A kiedy Hagrid wyzdrowieje?- zapytal. - Powinien wyzdrowiec za...hmmm... Jakis tydzien. - To dobrze.- powiedzial Harry.- A gdzie on jest?- zapytal spogladajac na lózko, które bylo puste. - Lezy w skszydle szpitalnym na sali dwa. - Mozna go odwiedzac?- zapytal. - Obawiam sie, ze nie Harry. Mimo tego, ze ta choroba dotyczy olbrzymów, ludzie, takze moga sie zarazic.- powiedzial dyrektor. - Wiec mozemy go odwiedzic dopiero za tydzien?- zapytal zmartwiony Ron. - Niestety tak. Nie martwcie sie.-powiedzial widzac, ze Harry i Ron spuscili glowy.- Mnie tez pani Pomfrey nie chce do niego wpuscic. - A jesli mozna zapytac, dlaczego pan tu jest? - Musze zaniesc do szpitala ten lek, bo Hagrid zapomnial go wziac.- odpowiedzial z usmiechem. - A czy to prawda, ze dzisiaj ma przyjechac delegacja z Durmstrangu?- zapytal niesmialo Ron. - Tak. To prawda. To wszystko co chcieli byscie wiedziec?- zapytal. - Tak, panie profesorze.- odpowiedzieli chórem. - To bardzo dobrze. Sluchajcie.- powiedzial cichym tonem.- czy profesor McGonagal powiedziala wam o wielkim trollu, który buszuje po szkole? - Tak. - Aha. Wiec mnie posluchala. Swietnie. Harry, Ron wiecie, ze nie mozna chodzic po szkole?- zapytal spokojnie. - Tak, ale przeciez my nie jestesmy w szkole, prawda? - Prawda.- powiedzial z usmiechem dyrektor.- Bystry z ciebie chlopak. Zobaczysz, w przszlosci bedziesz kims wielkim.- mówiac to wzial za stolu lek, otworzyl drzwi, powiedzial im "Do widzenia" i odszedl w kierunku Hogwartu. Harry i Ron równiez postanowili, ze juz wróca do zamku kiedy nagle przypomnieli sobie o Kle. Pies siedzial przestraszony pod stolem, a chlopcy dzieki wspólnemu wysilkowi zalozyli mu smycz i wyciagneli na dwór. Po spacerze wrócili do salonu zzebnieci i mokrzy poniewaz Kiel wpedzal ich w najglebszy snieg. - Ron, nie uwazasz, ze ten troll i choroba Hagrida jest powiazana? - Nie mam pojecia.- odpowiedzial wyzynajac skarpetke.- Mozliwe. - Mi sie wydaje, ze ten kto wpóscil do szkoly trolla, musial tez podsónac chorobe Hagridowi.- powiedzial po namysle Harry. - Czemu tak uwazasz?- zapytal zdziwiony Ron. - Bo tylko Hagrid móglby poradzic sobie z tak wielkim trollem. - Wiesz, chyba masz racje.- rzekl Ron. Kiedy on i Harry juz wyschli poszli do dormitorium, a poniewaz byla to godzina jedenasta to ubrali sie w pizamy i poszli spac. W nocy Harry jeszcze dlugo myslal nad tym co powiedzial w salonie, a, ze nie mógl nic wymyslic obrócil sie na drugi bok i usnal. Kiedy tak spal i spal przysnilo mu sie, ze to mógl byc Voldemort, a kiedy zobaczyl obraz Voldemorta zabijajacego Hagrida obudzil sie gwaltownie, wytarl spocone czolo i polozyl sie spowrotem. -------------------- "Czarny Pan powrócił,
i teraz nikt go nie powstrzyma!" |
![]() ![]() ![]() |
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 10.05.2025 06:55 |