Za głosem serca (zak), zmieniłam tytuł,
Projektowanie stron internetowych General Informatics, oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | ![]() ![]() ![]() ![]() |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
Za głosem serca (zak), zmieniłam tytuł,
Nivery |
![]()
Post
#26
|
![]() Tłuczek Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 33 Dołączył: 23.10.2003 Skąd: MaGiCzNy ŚwIaT hArRy'EgO pOtTeRa ![]() |
Zmieniłam tytuł, ponieważ tamten nie był
odzwierciedleniem tego co mam zamiar napisać.
Za głosem serca PROLOG Noc była bezchmurna i chłodna. Wiatr raz po raz chłostał korony drzew, które bezwiednie uginały się pod jego ciężarem. Księżyc świecił wysoko na niebie rozświetlając mrok gęstego lasu. Od czasu do czasu słychać było pohukiwanie jakiejś sowy. W powietrzu czuło się napięcie. W samym środku lasu na małej polance stały na przeciwko dwie postacie w czarnych pelerynach. Blask księżyca padał na ich pełne napięcia twarze. Nie poruszały się. Stały tylko mierząc się wzrokiem. Ciszę przerwał cichutki płacz. Mniejsza postać mocniej przytuliła do siebie tobołek, który trzymała na rękach. Kiedy płacz ustał i najwyraźniej dziecko zasnęło, wysoki mężczyzna przemówił zimnym, wypranym z uczuć tonem. - Możesz mi powiedzieć, dlaczego wezwałaś mnie tu w środku nocy? - Tak. Chciałam z tobą porozmawiać. - Nie mamy, o czym rozmawiać. Raz już to powiedziałem i więcej nie będę powtarzał. Jeżeli masz jakieś problemy z mężem to wiedz, że ja ci nie pomogę – oznajmił kładąc nacisk na ja-, Po co wzięłaś ze sobą tego bachora? – popatrzył z pogardą na zawiniątko trzymane przez kobietę. - On wcale nie jest bachorem! – Krzyk wściekłości obudził dotychczas śpiące dziecko, a jego płacz rozniósł się echem po lesie. Kobieta zaczęła kołysać syna, podczas gdy mężczyzna mocniej opatulił się peleryną. - No, więc powiesz mi wreszcie, po co mnie tu ściągnęłaś? Nie mam zamiaru stać tu i zamarznąć na kość. Mam dużo pracy. - Chodzi o dziecko – powiedziała cicho. - O dziecko?! Nie… nie będziemy do tego wracać. Już wyraziłem w tej kwestii swoje zdanie i nie mam najmniejszego zamiaru go zmieniać. Koniec dyskusji. - Ale ja mówię prawdę! Dlaczego mi nie wierzysz?! Wiesz, że nigdy bym cię nie okłamała! - Nie, powiadasz? – warknął patrząc na nią z nienawiścią – Nie? Nie dość, że mnie okłamałaś to jeszcze zdradziłaś, a teraz ośmielasz się mówić, iż mnie nie okłamałaś?! - Posłuchaj. To wcale nie było tak jak myślisz. Ja… - Nie! Nie chcę słuchać twoich kłamstw. Zdradzałaś mnie, podczas gdy ja ciebie ślepo kochałem. Mówiłaś mi, że mnie kochasz, a za moimi plecami sypiałaś z innym. I to jest prawda. Nie ma żadnej innej prawdy i nie trudź się wymyślaniem jakiejś przekonującej bajeczki. Kobieta spojrzała na niego z potępieniem wyraźnie tracąc cierpliwość. Na miejsce żalu wkroczyła nieopanowana furia. Z oczu ciskała na wszystkie strony błyskawice, ale twarz pozostała nienaruszona. - Nieprawda! To nieprawda! Nigdy cię nie zdradziłam! Nigdy! Słyszysz?! - po jej policzkach potoczyły się długo wstrzymywane łzy.- Jeżeli jesteś takim aroganckim dupkiem, by tego nie zrozumieć to nie moja wina! Wiesz, co? - spytała już bardziej opanowanym głosem - Jesteś ślepy. Jesteś bardzo ślepy. - to powiedziawszy mocniej przytuliła wystraszone tym nagłym wybuchem dziecko, odwróciła się i pobiegła w głąb czeluści lasu. Nie wiedziała jak trafiła do domu. Biegła przed siebie zaślepiona coraz to nowymi potokami łez nie zważając na to, dokąd się udaje. Kiedy dotarła do drzwi frontowych i bezszelestnie weszła do środka od razu udała się do pokoju dziecięcego. Położyła dziecko do kołyski, opatuliła je mocno i wpatrywała się w teraz już spokojną, uśpioną twarzyczkę syna, na którą spadały kruczoczarne włoski. Wtem usłyszała za sobą szelest. Odwróciła się przestraszona i omal nie wpadła na stojącego przy niej mężczyznę. Bez słowa rzuciła się w ramiona męża. Rozszlochała się. Mąż nic nie mówiąc pogłaskał ją po plecach. Za oknami zaczęło się błyskać. Deszcz najpierw delikatnie, a potem coraz mocniej bębnił w okna. - Nie mogę już tak żyć James. Nie chciał mnie słuchać. Nigdy nie dowie się, jaka jest prawda. - wychrypiała pomiędzy kolejnymi spazmami szlochu. - Ciii… - James mocniej objął żonę próbując ją uspokoić. Nagle za oknem przemknął cień, a za nim następny i jeszcze jeden. James nie wiedział ile ich było, ale groziło im niebezpieczeństwo. Nagle ogarnął go strach. Źle zrobił posyłając żonę na spotkanie z tym bydlakiem myśląc, że wszystko się w końcu wytłumaczy. Nie zważając na ostrzeżenia Dumbledore złamali zaklęcie Fidelusa, wiedząc jak poważne niebezpieczeństwo im grozi. Odsunął od siebie żonę i popatrzył jej prosto w oczy. - Lily… posłuchaj mnie. Weź Harry’ego i schowaj się gdzieś. - Kobieta popatrzała na niego przestraszonym wzrokiem. - Oni tu są. Źle zrobiliśmy łamiąc te zaklęcie. Mogliśmy przewidzieć, że Voldemort wykorzysta każdą sytuację. - potrząsnął lekko sparaliżowaną ze strachu Lily - Idź! Trzeba chronić dziecko. - rozkazał. - Ale.. ale… co będzie z tobą James? Boję się. - Nie wolno ci się bać. Musisz być silna, jeżeli masz chronić naszego syna. Ja odwrócę ich uwagę, a ty niepostrzeżenie wyślizgnij się z domu wraz z dzieckiem. - Widząc, że kobieta otwiera usta dodał szybko - Nic mi nie będzie! Najważniejszy jest Harry. Idź już! - mówiąc to wziął śpiące dziecko i wcisnął jej w ramiona. - Jeżeli coś mi się stanie… Nieważne. Biegnij prosto do Dumbledora. Po chwili kobieta została sama. Niewiele zapamiętała z tego, co stało się później. Słyszała odgłosy walki. Krzyki wściekłości i bólu. Nie wiedziała jak długo tam stoi dopóty, dopóki nie usłyszała krzyku swego męża. Wiedziała, że to koniec. Zabili Jamesa. Odgłos zbliżających się kroków otrzeźwił ją. Zanim zdążyła wykonać jakiś ruch drzwi do pokoju otworzyły się z hukiem, a do środka nie wszedł nikt inny jak sam Lord Voldemort. Sparaliżowana nagłym strachem o dziecko wrosła w ziemię. Nie mogła się poruszać, więc wpatrywała się tylko w te szkarłatne zimne i mroczne oczy. Voldemort spojrzał w bok i zanim zdała sobie sprawę z tego, co się dzieje ktoś za nią wyszeptał Drętwota. Potem zaległa ciemność. CDN ********************************* Proszę śmiało komentować. Jestem dziewczyną choć mój nick temu zaprzecza ^__^ Ten post był edytowany przez Nivery: 23.10.2003 19:00 -------------------- Stronki, które często odwiedzam:
Bardzo fajna stronka o Harrym Potterze! Tu też jest extra! Stronka Mirriel |
![]() ![]() ![]() |
Nivery |
![]()
Post
#27
|
![]() Tłuczek Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 33 Dołączył: 23.10.2003 Skąd: MaGiCzNy ŚwIaT hArRy'EgO pOtTeRa ![]() |
Rozdział 1.
Londyn ok. 10 lat później Gabinet dyrektora Hogwartu - Nie możesz tego zrobić Albusie! Nie możesz! Przecież wiesz, co mi zrobiła. Nie chcę widzieć jej i tego bachora! - Severus Snape nauczyciel Eliksirów w Hogwarcie trząsł się z wściekłości, siedząc w jednym z foteli w gabinecie Dumbledora. Za biurkiem dyrektor patrzył na niego z powagą i nieskrywanym współczuciem. Wesołe iskierki, które zawsze gościły w jego oczach przygasły. - Rozumiem cię Severusie, ale chłopak ma już prawie jedenaście lat i musi iść do szkoły. - Przecież może chodzić do innej szkoły. Dlaczego akurat do Hogwartu?! - Ponieważ ja tak zdecydowałem. Nie zamierzam zmieniać zdania tylko, dlatego bo dorosły mężczyzna zachowuje się jak dziecko obrażone na cały świat, ponieważ dziewczynka zabrała mu lizaczka. - odpowiedział surowym głosem Dumbledore. - Jeżeli ci to nie odpowiada to możesz opuścić Hogwart. Wiesz jednak, że takiego wyboru nie masz. - Albusie! To jest szantaż. - Kiedy opuściłeś Voldemorta i zgodziłeś się zostać naszym szpiegiem poinformowałem cię o pewnych warunkach. Jeden z nich zabrania ci opuszczania Hogwartu, jeżeli ja sobie tego nie zażyczę. Zrezygnowany Mistrz Eliksirów ciężko oparł się o fotel. - Niech będzie. Chłopaka jakoś zniosę, ale dlaczego do diabła postanowiłeś osadzić ją na posadzie nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią?! - Wiesz, że Lily jest bardzo dobrą i wykwalifikowaną czarownicą. Na czarnej magii zna się bardzo dobrze. Potrafi się dogadać z dziećmi i nauczyć ich wszystkiego, co trzeba Severusie. Nadaje się na to stanowisko jak nikt inny. - Niech to szlag! - Severusie! Zachowuj się! - głos dyrektora podniósł się nieco. - Jeżeli to wszystko dyrektorze, to czy mogę odejść? - Oczywiście. - Dziękuję. Dumbledore patrzył za odchodzącym mężczyzną póki ten nie zatrzasnął z hukiem drzwi. No Albusie, pomyślał, ciekawe czy twój plan się powiedzie… *** - Harry! - Słucham mamo! - Spakowałeś się już?! - Kończę! Średniego wzrostu chłopak o kruczoczarnych włosach pochylał się nad kufrem, do którego pakował niezbędne rzeczy. Na wielkim łożu z baldachimem leżał list z czerwoną pieczęcią. Harry włożył ostatnie ubrania i zatrzasnął wieko. Porwał z łóżka kopertę i zszedł na dół do kuchni. Lily Potter chodziła po ich dotychczasowym mieszkaniu we Francji i sprawdzała czy wszystko zostało zapakowane. Widząc zbiegającego na dół syna uśmiechnęła się promiennie. - Wszystko spakowane? - Tak mamo. Nie mogę się doczekać, kiedy będziemy na miejscu. Lily podeszła do syna i złożyła na jego policzku czułego całusa. Nie chciała go martwić, mówiąc, iż nie podziela jego entuzjazmu, więc próbowała przywoływać uśmiech na twarzy kiedy tylko był w pobliżu. - Znieś swoje kufry kochanie. Zaraz jedziemy. Harry posłusznie udał się na górę, a po chwili oboje jechali taksówką na Stację kolejową. Na peronie ósmym wsiedli do pociągu i znaleźli pusty przedział. Rozlokowali kufry na półkach, zmachani usiedli na siedzeniach. - Mamo? - Tak? - Będziemy mieli prawdziwy czarodziejski dom, A nie mugolski, prawda? - Tak kochanie. Będzie to duży jednorodzinny domek z wielkim ogrodem. Kiedyś tam mieszkaliśmy. Ja i twój ojciec dostaliśmy go w dniu ślubu od twoich dziadków. - chcąc ukryć, przed synem jakie wrażenie zrobiły na niej te wspomnienia zamknęła oczy, powstrzymując łzy. - Jest tam pięknie. Na pewno ci się spodoba. Wybudowaliśmy tam nawet boisko do Quiditha. - niepowstrzymane łzy spłynęły po jej policzkach. - Mamo? Czemu płaczesz? - spytał zaniepokojony chłopiec. - Nie płacz. Wszystko będzie w porządku. - Nigdy nic nie będzie w porządku synku. - powiedziawszy to rozszlochała się na oczach bardzo zaniepokojonego chłopaka. Harry wstał ze swego miejsca, usiadł koło matki i mocno ją objął. Nic nie mówił. Wiedział, że mama musi się czasem wypłakać. Położył swą głowę na ramię kobiety i patrzył na śmigający krajobraz za oknem. Tymczasem Lily pogrążyła się w wspomnieniach, kiedy to razem z Jamesem oczekiwali narodzin dziecka. Jaką wielką radość zobaczyła w jego oczach, gdy nadszedł czas rozwiązania. Nie… nie będzie wspominać, bo to przynosi tylko ból. Najlepiej zrobi skupiając się na tym, co ma nastąpić. Jedzie do Hogwartu by uczyć tam OPCM. Dumbledore bardzo na to nalegał, choć nie wiedziała, dlaczego. W końcu zgodziła się, kiedy dyrektor oznajmił jej, że nie ma na tą posadę żadnych chętnych, a dzieci muszą uczyć się bronić przed czarną magią. Na pewno zgodziłaby się wcześniej, gdyby nie było tam pewnego człowieka. Teraz jednak będzie zmuszona widywać go codziennie. Ciekawe jak on zareagował, gdy dowiedział się, kto ma zająć jego od dawna upragnione stanowisko, pomyślała. Pewnie się wściekł i przez cały jej pobyt w Hogwarcie będzie jej docinał, albo ją ignorował. Lily wolałaby oczywiście gdyby nią gardził niż gdyby nie okazywał, że w ogóle wie o jej istnieniu. Najbardziej bała się jednak o syna. Jak on go będzie traktował? Czy będzie go ignorował, czy może się na nim odegra? Na samą myśl o tym zadrżała. Gdyby wiedział… och, gdyby tylko wiedział. Ocknęła się z rozmyślań z zaskoczeniem stwierdzając, że za oknami zrobiło się już całkiem ciemno. Natomiast na jej ramieniu bezwładnie leżała główka syna, a jego pierś unosiła się w równomiernie zdradzając sen. Uśmiechnęła się smutno i pogłaskała dziecko po głowie. Harry miał już prawie jedenaście lat. Nie widziała nikogo poza nim. Kochała go bezinteresownie i głęboko. On także bardzo ją kochał. Nie ukrywał tego. Odkąd skończył trzy lata przychodził nieraz w nocy do jej pokoju i usypiał mocno w nią wtulony. Nie mówili nic, tylko przytuleni zasypiali. Nawet, kiedy dorósł nie zaniechał tego „rytuału”. Większość chłopców w jego wieku zawstydziłaby się, ale nie Harry. Oparła głowę na piersi i odpłynęła w krainę snu. Obudziła się o świcie. Blade promienie słońca oświetlały wnętrze przedziału. Widząc, że syn jeszcze śpi, wstała ostrożnie kładąc go na siedzeniu. Wyjrzała przez okno i zobaczyła znajome lotnisko, przy którym mieściła się Stacja Kolejowa. - Harry. Obudź się kotku. Musimy już wysiadać. Za pół godziny mamy samolot do Londynu. Chłopak przeciągnął się na niewygodnym siedzeniu i powoli z pewnym ociąganiem usiadł. - Juuuuż? - pytając ziewnął. - Tak Harry. Pomóż mi z tymi bagażami. W samolocie było pełno ludzi. Zanim Lily zdążyła się dobrze rozsiąść, spostrzegła, iż Harry smacznie sobie śpi na fotelu obok. Uśmiechnęła się. Ostatni tydzień był naprawdę pracowity. Musieli znosić meble do sprzedaży, pakować błyskotki i zabawki Harry’ego, a na domiar złego szukać kupca na dom, w którym mieszkali. Musieli sprawić sobie paszport, na który czekali dwa miesiące. Kiedy wszystko było już O.K okazało się, że pociąg, którym mieli jechać aż do granicy wykoleił się niedaleko wsi Margyt, a na następny musieli czekać trzy dni. Dumbledore pewnie się niepokoi. Spóźniają się ponad tydzień. W Londynie będą musieli jechać na ulicę Pokątną, by zakupić wszystkie potrzebne rzeczy do szkoły. *** - Więc to jest nasz nowy dom, mamo? - Tak skarbie. To tutaj kiedyś mieszkaliśmy. Lily i Harry stali prze dużym jednorodzinnym domkiem, który otaczał wspaniały ogród. Dzień był słoneczny i ciepły. Prosto z lotniska przyjechali do Doliny Godrica, by rozpakować niezbędne rzeczy. Później zawiadomię Dumbledore, pomyślała Lily. Dziesięć lat temu zanim wyjechała, kazała odnowić dom i cały czas go pielęgnować wraz z ogrodem. Jak widać jej polecenia zostały starannie wypełnione. Nikt, kto by teraz popatrzał na dom Potterów, nigdy by nie uwierzył w to, co stało się dziesięć lat temu. - Wchodzimy? - spytała wesoło syna. W holu czekały na nich trzy skrzaty. - Dzień dobry pani! Dzień dobry paniczu!- zawołały wszystkie chórem. Lily skinęła głową na znak powitania i spytała. - Pokoje są gotowe? - spytała. Kiedy skrzaty pokiwały głową zarządziła - Przygotujcie kąpiel dla mnie i dla panicza. Następnie o ósmej podajcie kolację. - Tak psze pani! Popchnęła Harry’ego w stronę schodów, zachęcając by szedł dalej. Na górze mieściły się cztery sypialnie i łazienka. Dwa pokoje były przeznaczone dla gości, a dwa dla Lily i chłopca. Pokój kobiety był duży. Ściany koloru bladego różu kontrastowały z wielkim łożem z baldachimem, oraz zasłonami na okna. Pod ścianą mieściła się toaletka. Dywan był bogato zdobiony. Szafki zrobione z mahoniowego drewna pochodziły z okresu baroku. Sypialnia chłopca była również duża, lecz ściany miały kolor szkarłatu przetykanego srebrem i zielenią. Całość wyglądała bardzo imponująco. Tak jak w pokoju Lily stało tam wielkie łoże. Szafki jednak, były nowe. Na półkach mieściły się najróżniejsze zabawki. Na dole zwiedzili kuchnię, salon, bawialnię, jadalnię, aż w końcu znaleźli bibliotekę. - To największa biblioteka, jaką widziałem w życiu. - szepnął podekscytowany Harry. Ogarnął wzrokiem pomieszczenie przywodzące na myśl lochy. Stało tam dwanaście regałów po przynajmniej dziesięć półek. Tych książek jest chyba tysiące, pomyślał. - Choć Harry. Zaraz podają kolację. Jadalnia była ogromna. Na środku stał długi stół okryty białym obrusem. Lily zasiadła na jednym końcu, a Harry na drugim. Po chwili do Sali weszły skrzaty niosąc najróżniejsze potrawy. Kiedy wszystko ułożyli na stole, ukłoniły się i wyszły. - Mógłbym tak cały czas jadać. - powiedział już syty Harry. - Przyzwyczajaj się już d tego. Koniec z Hamburgerami i Chipsami. Teraz będziesz jadał naturalne i niekoniecznie zdrowe posiłki - uśmiechnęła się do syna. - Jutro jedziemy na Pokątną. Masz list z Hogwartu? - Oh! Całkiem o nim zapomniałem. Kiedy wyjeżdżaliśmy z Francji włożyłem go do kieszeni i zupełnie o nim nie myślałem.- sięgnął do kieszeni czarnych jeansów i wyciągnął z niej pogiętą kopertę. - Ups! Chyba się pogięło. - dodał z figlarnym błyskiem w oczach. *** Na ulicy Pokątnej jak zwykle było tłoczno. Lily przypomniała sobie stare dobre czasy, kiedy to z koleżankami wybierała się na zakupy. Kilkoro ludzi zaczepiło ich, albo wołało „Patrzcie! to Harry Potter i jego matka!”. Najczęściej jednak ludzie zaczynali chodzić za nimi, a potem niby przez przypadek usiłowali zwrócić na siebie ich uwagę, wywracając się lu wpadając na nich. Normalnie Lily denerwowałoby to, ale widząc pełną radości twarz syna szybko o tym zapominała. Od dziecka Harry wiedział, że jest sławny w świecie czarodziejów. Lily zawsze mu mówiła, że kiedy przybędą do Londynu wszyscy będą na niego patrzeć. Kiedy skończyli zakupy wszystkich niezbędnych rzeczy do szkoły, Lily wysłała syna do domu, a sama pojechała do Hogwartu. *** - Jest tu?! - wrzasnął Severus Snape na McGonagall, która przed chwilą poinformowała go, że Lily Potter jest w zamku. Odzyskawszy panowanie nad sobą spytał już normalnym głosem - Przywiozła bach… dzieciaka? - Nie Severusie jest sama. Obecnie w gabinecie dyrektora. I jeżeli nie przestaniesz się tak wydzierać to na pewno cię tam usłyszą. - przyjrzała się mu, a potem dodała. - Jutro rozpoczęcie roku, więc doprowadź się do porządku. Masz wory pod oczami i wyglądasz tak jakbyś dopiero, co wstał z łóżka Severusie. Do widzenia. Dopiero po słowach Minervy Severus zdał sobie sprawę, że, od kiedy dowiedział się, że Lily będzie uczyć w szkole nie przespał spokojnie ani jednej nocy(Pewnie się też nie mył- dop. autorki). Nie może ta dalej postępować tylko, dlatego, że jakaś baba, którą zdążył wyrzucić ze swego życia, znowu się w nie pakuje. Musi jak najszybciej doprowadzić się do porządku. -------------------- Stronki, które często odwiedzam:
Bardzo fajna stronka o Harrym Potterze! Tu też jest extra! Stronka Mirriel |