Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Bieg Ku Przyszłości, Draco i Hermiona dorośli

Malfoyka
post 12.01.2013 12:36
Post #1 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 36
Dołączył: 11.01.2013




Lipcowe słońce przygrzewało przez uchylone okna dyżurki lekarskiej w szpitalu św. Munga, gdzie nad stosem badań i raportów, w nasadzonych na nosie okularach, nisko nachylona siedziała młoda pani doktor. Kobieta z westchnieniem przerzucała kolejne stosy kartek starając się zebrać wszystko w całość i skończyć pisanie raportu z dyżuru.
- Ejj ślicznotko, a czy ty przez przypadek nie skończyłaś już pracy?- zapytała starsza, przysadzista pielęgniarka wchodząc do dyżurki.
- Och to by Martho.- odciągnięta od swojej pracy dziewczyna nieprzytomnie zerknęła w kierunku drzwi.- Muszę to skończyć.- powiedziała wracając do swojego zajęcia. Pielęgniarka westchnęła ciężko, po czym podeszła do biurka zagradzając lekarce dostęp do papierów.
- Hermiono, nic nie musisz.- powiedziała z dobrodusznym uśmiechem, ukochanej cioci.- I tak robisz więcej niż trzeba, dawno powinnaś być już w domu.
- Trzeba jeszcze dodać pustym domu.- powiedziała z goryczą Hermiona.- Już chyba wolę zostać tutaj.
- Ojj no dzisiaj pan premier chyba będzie na ciebie czekał, w końcu to twój wielki dzień.- powiedziała z entuzjazmem- O której masz wizytę w tym mugolskim dziekanacie?
- Dziekanat!!!- krzyknęła, zrywając się z miejsca.- Na śmierć zapomniałam, Martho.- jęknęła, w pośpiechu ściągając swój biały kitel.
- Oj dziecko, dziecko..- westchnęła pielęgniarka.- Kiedy ty ostatnim razem tak naprawdę wypoczęłaś co?- zapytała z troską.
- Nie mam na to czasu, przecież wiesz. Praca, nauka, dom i jeszcze przygotowania do ślubu. A wszystko na mojej głowie bo Ron jest zbyt zajęty, żeby pamiętać o takich drobiazgach jak na przykład nasz ślub.- mówiła, miotając się i starając w pośpiechu zrobić makijaż.
- Zobaczysz, wszystko ułoży się kiedy będzie już po wszystkim, a wy będziecie małżeństwem.- pocieszyła ją kobieta.
- Mam nadzieję, bo jeśli nie to oznacza to, że dobrowolnie dam się zamknąć w złotej klatce.- mruknęła.
- Och dzieci, dzieci.- pielęgniarka pokręciła głową.- Tak mało jeszcze wiecie o życiu.. Musicie ze sobą porozmawiać. Tylko bez złości Hermiono, pamiętaj. Myślę, że najlepsza okazja pojawi się na waszym wyjeździe…- podpowiedziała, a Hermionie aż serce podskoczyło z radości. Już za niecałe dwa tygodnie wyjeżdżają na Hawaje. We dwoje, tylko Ron i ona. Cieszyła się na ten wyjazd jak dziecko. W końcu będzie mogła wyjechać i odpocząć od szkoły, od pracy, od posady kury domowej, od spraw ministerstwa, którymi tak bardzo przejmuje się Ron…
- Taaaak.- powiedziała rozmarzona.- To już za dziesięć dni.- po czym jakby wracając na ziemię dodała.- Ale na razie czeka na mnie dziekan. Trzymaj kciuki!- krzyknęła będąc już na korytarzu, Martha uśmiechnęła się pod nosem. Bardzo lubiła Hermionę, dziewczyna była jedyna w swoim rodzaju, ale życie jej nie rozpieszczało. Mimo, że była zdolna i niezwykle uparta, przez co w przeciągu ledwie kilku lat stała się najlepszym magomedykiem w kraju, miała wysoko ustawionego narzeczonego z którym planowała wielkie wesele, miała pieniądze i szacunek.. a jednak nie była do końca szczęśliwa. Starsza kobieta widziała to w jej oczach, mimo że dziewczyna nigdy nie wspominała o swoich kłopotach. W jej oczach tak często czaił się smutek, a młodzieńczy blask zgasł, teraz piękne czekoladowe oczy spoglądały na świat z nienaturalną wręcz dojrzałością… Marta pokręciła głową…
- Biegnąc ku przyszłości, zapomniałaś kim tak naprawdę jesteś..- szepnęła. Hermiona jednak już jej nie słyszała.
Pędziła właśnie wyludnionymi o tej porze ulicami Londynu w żółtej taksówce. To dziś dowie się czy obroniła mugolski dypolom medyczny i czy skończyła studia. Czekała na ten dzień, tak bardzo chciała ukończyć studia medyczne i w końcu poczuć się prawdziwym lekarzem. Uśmiechnęła się do siebie na wspomnienie swoich młodzieńczych marzeń o projektowaniu, taaak w Hogwarcie miała nadzieję, że właśnie to będzie robiła w życiu, jednak szybko okazało się, że młodociane marzenia zginęły przykryte dorosłością. Wybrała medycynę, ale nie byłaby Hermioną Granger, gdyby nie rzuciła się na głęboką wodę. Postanowiła, że poza studiami magicznymi rozpocznie też naukę na mugolskim uniwersytecie medycznym. Ron ucieszył się, kiedy powiedziała mu o swoich planach, nigdy bowiem nie popierał jej pomysłu o projektowaniu. Uważał, że to dziecinne i nie przyszłościowe, a przecież żona wysokiej rangi polityka musi być osobą poważną.. Dla niego porzuciła projektowanie, grube zeszyty z jej kreacjami leżały teraz gdzieś głęboko na dnie szafy, a ona postawiła na medycynę, którą lubiła to fakt, ale nigdy nie pokocha. A to wszystko dla niego.. Tak Ron, wszystko i wszystkich dopasowywał zawsze do siebie. Nawet ją i jej uczucie. Początki były cudowne, wspólne mieszkanie w centrum Londynu, długie spędzane razem na rozmowach wieczory, a po nich jeszcze dłuższe noce… Aż w końcu przyszedł awans, a jej ukochany coraz mnie czasu spędzał w domu. Coraz mniej ze sobą rozmawiali, aż w końcu zaczęła odnosić wrażenie, że stała się dla narzeczonego jedynie formą wystroju ich mieszkania.. Najgorsze było to, że na każdą próbę rozmowy Ron reagował tak gwałtownie, że zwykle kończyło się to kłótnią.. „Ehh nikt nie powiedział, że dorosłość będzie łatwa”- szepnęła w duchu, kiedy analizując swoje życie przyglądała się mijanym budynkom…
Taksówka zatrzymała się przed wielkim gmachem Uniersyty Of London Medical Academy. Zapłaciła należność za podróż i poprawiając sięgającą do kolan ciemnoszarą sukienkę ruszyła schodami w górę, znów biegła w kierunku przyszłości, jak na złość nie takiej o jakiej marzyła.
Stając przed dwuskrzydłowymi dębowymi drzwiami dziekana uniwersytetu pozwoliła sobie na zaczerpnięcie głębokiego oddechu. Już po chwili naciskała klamkę. Zaanonsowana wcześniej przez sekretarkę nie musiała już pukać, dziekan oraz promotor jej pracy już czekali.
- Witam.- Szepnęła cicho, nieśmiało przechodząc przez próg.
- Och, panna Granger. Czekaliśmy na panią.- powiedział jeden z mężczyzn z dobrodusznym uśmiechem
- Przepraszam za spóźnienie..- zaczęła
- Ależ skąd, jest pani jak zwykle na czas. Proszę usiąść.- gestem dłoni dziekan zaprosił ją do zajęcia miejsca na krześle ustawionym na przeciwko biurka. Hermiona skorzystała z zaproszenia.
- Taaaak.- zaczął promotor- Na początku, zacznijmy od tego, że jest nam strasznie przykro..- na te słowa kobiecie krew odpłynęła z twarzy, czyżby nie zdała?
- Że nasza uczelnia traci tak znakomitego ucznia.- dokończył z uśmiechem na twarzy dziekan, wchodząc w słowo jej promotora.
- Czyli zdałam?- siliła się na spokój.
- Ależ oczywiście, co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości. Ocena celująca i wyróżnienie Akademii za osiągnięcia w nauce.
- Za takim dyplomem- ponownie zaczął promotor- może sęe pani ubiegać o posadę w najlepszych szpitalach tego i nie tylko tego kraju.- uśmiech zawitał na jej twarzy, a więc Hermiona Granger przynajmniej względem nauki pozostała tą samą dziewczyną co w Hogwarcie.
- Chyba, że ma pani inne aspiracje- zaczął dziekan.- Bo w takim wypadku nasza uczelnia jest w stanie z miejsca, a właściwie od października, ale to w sumie to samo, powierzyć stanowisko profesorskie. – trudno było nie wychwycić nutki nadziei w jego głosie, kiedy składał propozycję.
- Kuszące.- zaczęła, zastanawiając się jak ubrać w słowa swoją odmowę- Jednak obawiam się, że nie spełniłabym się na takim stanowisku. Moim powołaniem jest leczyć a nie uczyć.- powiedziała delikatnie, starając się, żeby jej głos zabrzmiał jakby głęboko żałowała, że musi odmówić.
- Cóż, kłamstwem byłoby, gdybyśmy powiedzieli, że się tego nie spodziewaliśmy.- powiedział promotor, uśmiechając się do niej.
- Cóż, w takim razie pozostaje mi jedno.- zaczął dziekan, wstając ze swojego miejsca. Promotor i Hermiona poszli za jego przykładem, już w następnej chwili profesorzy wręczyli jej obity w drogą skórę dypolom lekarski. Była teraz panią doktor, z prawdziwego zdarzenia..
- Panno Granger, pragnę serdecznie powitać panią w zacnym lekarskim gronie. Proszę iść teraz uczcić swój sukces, bo od jutra zaczyna pani ratować ludzkie życie.- powiedział promotor żegnając swoją najlepszą uczennicę.
Wyszła na słoneczną ulicę w dłoni dzierżąc swój klucz do przyszłości. Uśmiechnięta rozejrzała się wokoło. Jeśli Marta miała rację, to i Ron pamiętał o jej wielkim dniu. Postanowiła, że w drodze do domu zrobi małe zakupy. Szampan, truskawki i wiele innych afrodyzjaków, w końcu musi uczcić dyplom..
Nie zdziwiła się, że po wejściu do mieszkania nikogo tam nie zastała. Ron nie byłby sobą, żeby czekać cały dzień. Na pewno wróci wcześniej.. Uradowana zabrała się za przyrządzanie kolacji. Lekkiej a zarazem wykwintnej. Kiedy dochodziła ósma wieczorem, na stole czekały już talerze z piersią z serem brie, purre marchewkowym i ruccolą z sosem vinegret. Schłodzony szampan czekał na otwarcie, a dyplom leżał na widocznym miejscu. Sama Hermiona przebrana w niezwykle sexowną małą czarną co chwila zerkała w stronę drzwi, za którymi zaraz spodziewała się zobaczyć narzeczonego.
Czas jednak minął, z ósmej zrobiła się dziewiąta, z dziewiątej w pół do dziesiątej.. Nagle do okna zastukała sowa. Dziewczyna zrezygnowana poszła otworzyć ptakowi, a ten podając jej kopertę natychmiast odleciał. Dziewczyna rozerwała kopertę i przeczyła kilka słów naskrobanych ręką Rona..

„Hermiono!
Nie czekaj na mnie dzisiaj! Mamy problem w ministerstwie. Beze mnie sobie nie poradzą. Pewnie wrócę nad ranem, więc spotkamy się dopiero jak wrócisz z dyżuru.
Ron”

Łzy zaczęły spływać z jej policzków rozmazując misterny makijaż. Zapomniał. Znowu postawił pracę ponad nią.. Rozszlochała się na dobre. Chwytając butelkę czerwonego wina, pociągnęła spory łyk, nie kłopocząc się nawet nalewaniem trunku do kieliszka. Skrzywiła się, wino było wytrawne, bo takie lubił Ron…
- Gratuluję Hermiono.- szepnęła cicho, odstawiając butelkę na stole, gdzie właśnie zniszczyła się jej uroczysta kolacja, z resztą nie pierwszy już raz… Ruszyła w kierunku sypialni, gdzie jeszcze długie godziny, poduszki tłumiły płacz żalu…


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Malfoyka
post 12.01.2013 12:50
Post #2 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 36
Dołączył: 11.01.2013




Siedząc w wygodnym, obitym ciemną skórą fotelu, czuła się jakby trafiła do swojego własnego raju na ziemi. Silnik auta cicho mruczał, spokojna muzyka dobiegała z radia. Hermiona zaczerpnęła głęboki oddech, w powietrzu wyczuła zapach tak dobrze znanych sobie korzennych perfum. Zapach Dracona.. tak bardzo jej go brakowało…
- Milczysz..- usłyszała cichy miękki głos.
- Milczę, bo nie wierzę, że to dzieje się naprawdę. Ze jesteś tutaj, że czuję twój zapach.. Boję się, że za chwilę znikniesz, tak jak znika piękny sen.- przyznała szczerze, obserwując mężczyznę.
- Wiesz.. chyba mogę cię zapewnić, że nigdzie się na razie nie wybieram. A już na pewno nie teraz, kiedy jesteś tutaj ty.- powiedział, na chwilę odrywając wzrok od szosy, żeby spojrzeć na nią i uśmiechnąć się. Tak jak uśmiechał się tylko on.
- Cieszę się.- powiedziała, uśmiechając się do niego.
- A ty?- zapytał, nie spoglądając na nią ponownie.
- Co ja?- zapytała
- Masz już jakiś plan ucieczki?
- Wiesz.. muszę cię zmartwić, ale nigdzie się nie wybieram. Nie teraz, kiedy nareszcie jesteś obok.- odpowiedziała, łapiąc jego spoczywającą na drążku zmiany biegów dłoń.
- Nareszcie?- zapytał, znów przenosząc na nią swój wzrok.
- Tak.. wiesz jak trudno było cię znaleźć?
- A próbowałaś?- zdziwił się
- Oczywiście. Ale na nic. Wyglądało to tak, jakbyś zapadł się pod ziemię. Dotarłam do banku, ale powiedzieli mi, że wyjechałeś, nikt nie wiedział na jak długo, ani dokąd.. ślad się urwał.- mówiła szeptem, wspomnienie tych ciężkich dni, ciągle było bolesne.
- Cóż, taki miałem zamiar. Spalić mosty, żadnych sów, żadnych wiadomości. Nic.- odpowiedział
- No i ci się udało.- westchnęła.
- Gdybym wiedział, że mnie szukałaś..- zaczął
- To co?
- To pozwoliłbym ci się znaleźć.- zapewnił, spoglądając na nią czule.
- A gdzie, jeśli mogę zapytać uciekłeś?- zapytała nie wiedząc, czy powinna zaczynać ten temat.
- W jedyne miejsce, gdzie wydawało mi się możliwe, zaleczyć złamane serce. Do Diabła. Spędziłem u niego prawie dwa miesiące, użalając się nad sobą. Boże, czego ja nie planowałem.. wiesz, że chciałem nawet wtargnąć do kościoła w dzień twojego ślubu i w odpowiednim momencie krzyknąć „NIE!!!”?- zapytał.
- Naprawdę?
- Tak. Miałem też plan porwania cię, a nawet.. cóż, zabicia Weasleya.- przyznał lekko zażenowany.- Nooo ale każdy z nich został obalony przez Diabła. Każdego dnia uświadamiał mi, że skoro odeszłaś, to znaczy, że Weasley to jest twoje przeznaczenie, a ja muszę zapomnieć, muszę żyć dalej… Tylko cholera.. nie umiałem. Czułem się tak jakby ktoś wyrwał mi duszę. Moje serce biło, płuca pracowały.. ale ja nic nie czułem. Boże, Blais miał ze mną piekło w tych dniach. Starał się jak mógł, próbował nawet umawiać mnie ze swoimi znajomymi.. nie protestowałem, jednak każda z nich odchodziła naburmuszona, kiedy już przy pierwszym spotkaniu zaczynałem mianować je Hermiona. W końcu Zab dał spokój ze swataniem mnie. A po kilku tygodniach, wszelkich prób wyciągnięcia mnie z depresji, ja byłem do tego stopnia obyty ze swoim cierpieniem, że potrafiłem przybrać tą swoją maskę.. Robiłem dobrą minę do złej gry. Byłem w tym na tyle dobry, że Diabeł uwierzył. Dyskretnie zaczął mi dawać do zrozumienia, że pora wracać, więc w końcu wróciłem. Przezornie zahaczyłem jeszcze o Nowy York, żeby do Londynu wrócić już po szesnastym. Minęło kilka dni, a Diabeł zapowiedział się z wizytą. Czekałem na niego w domu, kiedy dotarł do mnie jego patronus.. „Smoku, miałem wypadek, jeśli przeżyję, szukaj mnie w Mungu”.-idealnie udawał głos Zabiniego- Zamarłem.. najpierw ty, a teraz jeszcze Diabeł. Czym prędzej wybrałem się do szpitala, a tam.. tam, poza zupełnie zdrowym Diabłem.. byłaś ty. Na twój widok moje serce aż podskoczyło, jednak potem uświadomiłem sobie, że jesteś żoną Weasleya.. Zabolało, ojjj i to bardzo. Znów poczułem, że moja wielka rana, która kiedyś była duszą, piecze zwiastując nadejście rychłego bólu. A potem, kiedy Zab powiedział, że nie wyszłaś za mąż.. byłem w takim szoku, że jak jakaś ostatnia sierota, nie potrafiłem wydać z siebie dźwięku. Wróciłem z Blaisem do domu.. ale myślami byłem ciągle przy tobie. Aż w końcu Diablo nie wytrzymał, rzucając mi wściekłe spojrzenie, godne bazyliszka wywarczał, że mam jechać.. Nie trzeba było mówić mi dwa razy. Wsiadłem w samochód i oto jestem.- zakończył. Przez cały czas, kiedy mówił wpatrywała się w niego w milczeniu. Na jego twarzy malowało się tak wiele emocji. A ona, cóż w pełni je rozumiała. Wiedziała, co czuł… sama czuła dokładnie to samo.
- Nie wiedziałam, że tak bardzo cię to zrani.- szepnęła. Było jej wstyd.
- Wiem.- powiedział czule, gładząc ją po policzku.- Sam byłem zaskoczony, że boli aż tak bardzo. Cóż, teraz przynajmniej wiem, co czuły te wszystkie biedne, zapatrzone we mnie dziewczyny, którymi się zabawiłem.- westchnął
- Nie zabawiłam się tobą.- powiedziała.- Mnie też było ciężko. Nawet nie masz pojęcia. Ale musiałam podjąć tą decyzję.. Szkoda tylko, że ona była zła.. A może dobra, cóż przynajmniej dowiedziałam się prawdy o Ronie przed ślubem.- westchnęła.
- No właśnie, a co się właściwie stało?- zapytał, kiedy parkując przed miło wyglądającą restauracją, otworzył jej drzwi.
- Zdradził mnie.- odparła szczerze.
- Coooo?- zapytał zszokowany.- A to idiota!!- warknął.
- Taaa- mruknęła, podając mu dłoń, kiedy pomagał jej wyjść.- A właściwie, to gdzie jesteśmy?- zapytała, oglądając się dookoła. Zasłuchana w wywód Draco, przestała zwracać uwagę na drogę, dlatego też w tej chwili zupełnie nie wiedziała gdzie się znajdują.
- W restauracji. No a właściwie przed nią.- powiedział śmiejąc się.- Pomyślałem, że jesteś głodna po pracy.
- Jak wilk.- przyznała i niemal w tym samym czasie poczuła potężne ssanie w żołądku.
- To dobrze, bo podobno nieźle tu karmią.- powiedział wskazując głową w stronę dobrze wyglądającej restauracji. Budynek nie był specjalnie duży. Zbudowany na bazie czworokąta. Przez okna sączyło się przytłumione światło, a z środka dobiegała nastrojowa muzyka. Chyba jakiś jazz. Kobieta spojrzała na zielony napis, głoszący że restauracja nazywa się „Silver Snake Bistro”, pomiędzy literami wił się srebrny wąż. Przyglądała się szyldowi przez chwilę, rzuciło jej się w oczy, że kolory i „godło” tego miejsca są typowo ślizgońskie, aż nagle..
- Przecież to restauracja Goyla!- krzyknęła, zatrzymując się w pół kroku.
- Owszem. Przeszkadza ci to?- zapytał Draco, nie potrafiąc rozgryźć jej zachowania.- Przecież sama mówiłaś, że podobno jest świetnym kucharzem.
- Nooo tak. Choć osobiście nigdy tu nie byłam.- odparła.- Ale Draco.. przecież Goyle.. on nas może zobaczyć. Mnie i ciebie.. RAZEM.- powiedziała patrząc na mężczyznę.
- No i co z tego? Wstydzisz się mnie?- łobuzerski uśmiech zagościł na jego twarzy.
- No wiesz!!!- fuknęła- Oczywiście, że nie. Ale to raczej ty powinieneś się wstydzić. Twoja reputacja zostanie nadszarpnięta, kiedy stary przyjaciel zobaczy cię ze mną.-wytłumaczyła.
- Głuptasie, nigdy nie będę się ciebie wstydził. Jesteś na to za cudowna.- westchnął podchodząc do niej i całując ją w czubek głowy.- Mmmmrrr- zamruczał cicho.
- Co?- zapytała.
- Cudownie pachniesz.- westchnął.- Ale nie odbiegajmy… jeśli chcesz wrócić to tylko powiedz.
- Nie.- odparła, przysuwając się do niego.- Jeśli tobie nie przeszkadza utrata reputacji..
- Wiesz.. mam w nosie reputację i to co sobie ktoś pomyśli. Teraz zależy mi tylko na tym, żeby nie utracić ciebie.- westchnął, po czym objęci ruszyli w kierunku wejścia.
Pomieszczenie nie było zbyt duże. Utrzymane w kolorystyce zieleni i srebra. Ściany pokryte pastelową zieloną farbą, pomalowane metodą „gazetową”. Z sufitów zwisały srebrne, gustowne żyrandole, oświetlające wnętrze przyciemnionym, przytulnym blaskiem. Na ścianach wisiały srebrne kinkiety z zielonymi kloszami, a niewielkie okrągłe stoliki pokryte były długimi zielonymi obrusami. Na stołach stały długie zielone świeczki w świecznikach w kształcie wijących się węży. Z okien zwieszały się do samej ziemi srebrzyste zasłony, upięte klamrami w bardzo finezyjny sposób. Z porozmieszczanych w strategicznych punktach pomieszczenia głośników, dolatywały spokojne nuty jazzu. Większość stolików była zajęta. Siedziały tu głównie szukające spokoju i odpoczynku od miejskiego zgiełku zakochane pary. Ludzie siedzieli blisko siebie, przytulna atmosfera tego miejsca i przytłumione światło, aż zachęcały do bliskości..
- No, no.. nie podejrzewałem nigdy, że Goyle ma tak dobry gust.- pochwalił Draco, obrzucając restaurację spojrzeniem.- Podoba mi się.
- Tak, tak.. jest uroczo. Nawet pomijając, że czuje się jak w Slytherinie.- zaśmiała się uroczo, topiąc się w błękicie jego źrenic.
- Wybacz, nie znam żadnej gryfońskiej knajpki.- odpowiedział, również uśmiechając się do niej.
- Witam, w czym mogę państwu służyć?- zapytała ubrana w zieloną spódnicę i gustowną białą bluzkę kelnerka, która właśnie do nich podeszła.
- Poprosimy stolik dla dwojga.- powiedział Draco, nawet nie spoglądając na dziewczynę.
- W takim razie proszę za mną.- odpowiedziała z firmowym uśmiechem. Po czym ruszyła przed siebie, ponętnie ruszając biodrami. Chciała zwrócić na siebie uwagę niesamowitego blondyna. Jednak na próżno.. on cały czas spoglądał na swoją partnerkę.- Ja nazywam się Megan i będę dziś państwa obsługiwała.- powiedziała, kiedy usadziła ich przy ustronnym stoliku w końcu sali, tuż obok wychodzącego na ogród letni okna.- Proszę tutaj są karty dań, kiedy się państwo zastanowicie, po prostu proszę mnie przywołać. A tymczasem, może zaproponuję coś do picia?- zerknęła na Dracona, po czym niechętnie zwróciła swoje oczy na Hermionę.
- Poprosimy po lampce jakiegoś dobrego wina.- Draco złożył zamówienie.
- Oczywiście.- odpowiedziała Megan, zapisując zamówienie w niewielkim notesie, po czym odeszła wciąż kręcąc biodrami.. Hermiona na ten widok jedynie prychnęła lekceważąco.
- Coś nie tak?- zapytał, łapiąc ją za dłoń.
- Och nie widzisz jak ona cię kokietuje?- zapytała patrząc mu w oczy, głową wskazując w kierunku, gdzie oddaliła się kelnerka.
- Naprawdę?- zapytał.- Nie, nie zauważyłem… Wydaje mi się, że twoja obecność osłabia nieco mój kobiecy radar.- zaśmiał się. A ona się uśmiechnęła.- To co? Ja już opowiedziałem ci, co robiłem po tym jak..- zawahał się nie wiedząc jakiego użyć słowa.
- Uciekłam.- dokończyła za niego.- Co ja robiłam? Cóż, starałam się zbudować życie od nowa.- odparła. Wiesz, kiedy tamtego dnia zobaczyłam Rona z Levander moje życie legło w gruzach.. Bo ja.. ja uciekłam od prawdopodobnie największej miłości mojego życia, żeby być z nim.. a on..- westchnęła.
- Czekaj, czekaj!- przerwał jej.- Dwa pytania mam.
- Tak?- zachęciła go, uśmiechając się promiennie.
- Levander? Masz na myśli tą Levander… Brown? Tą pustą blondi?- dopytywał.
- Dokładnie ją.- potwierdziła, odwracając wzrok, a jego zapiekły wyrzuty sumienia. Zrozumiał, że popełnił błąd… ta sytuacja ciągle zapewne ją boli. Zamilkł, spuszczając wzrok.
- A drugie pytanie?- usłyszał jej głos. A kiedy podniósł swoje oczy, natychmiast napotkał ciepły brąz jej tęczówek.
- Powiedziałaś coś takiego..- zaczął, nie wiedząc czy powinien.
- To prawda.- odpowiedziała, wiedząc do czego zmierza.- I sama nie wiem, jak udało ci się tego dokonać w 15 dni. Ale zakochałam się w tobie jak wariatka..- powiedziała, po czym zawstydzona spuściła wzrok. Uśmiechnął się słysząc to zapewnienie, po czym przechylając się przez stolik złapał jej twarz w dłonie, zmuszając aby popatrzyła na niego.
- Nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę Hermiono, ale właśnie uczyniłaś ze mnie najszczęśliwszego człowieka na świecie.- Uśmiechnęła się, spoglądając na niego.
- Tak mi ciebie brakowało.- szepnęła, głaszcząc jego policzek
- I vice versa.- odparł, całując ją w dłoń. Co spowodowało, że na jej policzkach wykwitły urocze rumieńce. Czuła się z nim niemal tak jak nastolatka przeżywająca swoją pierwszą miłość. Wszystko wkoło było tak intensywne, a zarazem tak nieistotne..- Obiecaj mi coś..- zaczął nagle.
- Wszystko co zechcesz.- zapewniła w ciemno. Jemu mogła obiecać wszystko.
- Nie uciekaj mi więcej.- poprosił, mocniej ściskając jej dłoń.
- Ty też mi obiecaj, że już nigdy nie spalisz za sobą wszystkich mostów, uniemożliwiając mi dotarcie do siebie.- szepnęła. Nie wiedziała czemu, ale głos wiązł jej w gardle.
- Będę na każde twoje skinienie, zawsze dopóki będziesz tego chciała.- zapewnił, siadając z powrotem na swoje miejsce.
- Żebyś tego nie żałował.- zaśmiała się.- Słyszałeś co mówił Zabini, niezła ze mnie sadystka.- zaśmiała się.
- Och męcz mnie i dręcz mnie, ale nie opuszczaj.- zaśmiał się.- A co do Diabła, to on ma raczej niewyraźne pojęcie o twojej osobie.
- Hahaha, noo i wydaje mi się, że po naszym dzisiejszym spotkaniu, jakoś nie będzie miał ochoty na zmianę stanowiska.- zaśmiała się, a w jej oczach zalśniły tak bardzo uwielbiane przez niego wesołe blaski.
- Cóż, pewnie poboczy się trochę. Wiesz jego ego dość mocno ucierpiało.- odparł śmiejąc się.- Ale zmieni zdanie, już moja w tym głowa.- zapewnił.- A tak swoją drogą, to z tym lizakiem na koniec, to było genialne zagranie. Normalnie sam bym tego nie wymyślił.- pochwalił.
- A dziękuję, dziękuję.- odpowiedziała, kłaniając się teatralnie.- A teraz może wybierzmy już coś do zjedzenia, co?
- Och oczywiście, prawie zapomniałem.- odpowiedział, po czym zniknął za kartą dań.
Przez chwilę żadne z nich się nie odzywało studiując menu. I skupiając się na wyborze swojego dania.
- Czy już mogę zebrać państwa zamówienie?- Megan, która pojawiła się z zamówionym winem, zwróciła się znów bezpośrednio do Dracona.
- Hermiono?- zapytał mężczyzna, a kelnerka chcąc nie chcąc musiała spojrzeć na kobietę.
- Dla mnie łosoś w sosie śmietanowo-koperkowym i grillowanymi warzywami.- zamówiła, oddając kelnerce kartę.
- A dla pana?
- Dla mnie kaczka z jabłkami w szpinaku i pieczone ziemniaki.- odpowiedział, obdarzając ją wyniosłym spojrzeniem Malfoya, od którego kelnerce ugięły się kolana.
- O-oczywiście.- odparła, po czym odeszła, żeby w kuchni zamówić odpowiednie dania.
- Biedna dziewczyna.- Hermiona pokręciła głową, odprowadzając kelnerkę wzrokiem.
- Biedna?- zadziwił się.- Raczej głupia, albo ślepa.- zaszydził.- I na dodatek nawet nie specjalnie ładna.
Hermiona znów zwróciła swoje spojrzenie na kelnerkę. Megan była średniego wzrostu, długowłosą brunetką z pełnymi piersiami, wąską talią i długimi, zgrabnymi nogami. Miała duże, zielone oczy, idealnie prosty nos i wyraźnie wykrojone malinowe usta. I miała co najwyżej 22 lata.. Można było powiedzieć o niej wszystko, ale na pewno nie to, że nie była ładna. Draco widząc, że Hermiona taksuje dziewczynę wzrokiem, uśmiechnął się i łapiąc ją za rękę powiedział..
- Ślicznoko, nawet gdyby ta kelnerka była samą miss wszechświata, przy tobie i tych twoich uroczych piegach i tak nie miałaby żadnych szans. Nie u mnie.- zapewnił, a ona znów spłonęła rumieńcem.- No i tylko ty tak seksownie rumienisz się, kiedy się ciebie komplementuje.- powiedział ze śmiechem, puszczając do niej oczko.
- Och, jesteś okropny!- fuknęła.
- No wiesz złotko.. chyba muszę ci przypomnieć… jestem Malfoyem.- zaśmiał się.
- Nooo taaak.- westchnęła.- Kurdę, a mnie już prawie udało się o tym zapomnieć.- uśmiechnęła się do niego szeroko, ukazując rząd białych zębów.
Śmiali się przez cały wieczór, wspominając wakacje na Hawajach i wspólne przygody. Hermiona, niemal płakała, kiedy Draco przyznawał się jej do swojej obsesji wysłania Rona do piekła w swoich myślach, a on aż urósł z dumy, kiedy mówiła o tym, jak nie mogła oderwać wzroku od jego ciała, kiedy uczył ją surfować. Potem opowiedziała mu o zdradzie Rona, oraz kłótni z Harrym i Ginny. I o tym jak wróciła na Hawaje, żeby się z nim spotkać. Mówiła o swoich bezowocnych poszukiwaniach. I o tym jak w końcu krok po kroku zaczęła uczyć się żyć, ze złamanym sercem. On zrewanżował się opowieścią o tym, jak doprowadzał Zabiniego do szewskiej pasji, kiedy po całych nocach wspominał ich wakacje. Opowiadał o wszystkich wypitych z Diabłem butelkach Ognistej, którą leczył rany. Świetnie naśladował głos swojego przyjaciela, kiedy ten starał się mu wmówić, że przecież Malfoy nie mógł zakochać się w Granger… Śmiali się z dzisiejszej niedoli biednego Blaisa, a czas mijał niezauważany. Późne popołudnie zmieniło się we wczesną noc, a oni po zjedzonej, wyśmienitej kolacji, zamówili jeszcze deser. Hermiona wypiła jeszcze jeden kieliszek wina. Draco ograniczył się do wody, ze względu na fakt, że prowadził samochód, a jak sam twierdził, nie miał najmniejszej ochoty podzielać losu przyjaciela. A kiedy minęła północ, postanowili zapłacić rachunek i ruszyć w drogę powrotną. Draco przywołał gestem ręki Megan, której łącznie z zapłatą, wręczył spory napiwek..jak tłumaczył Hermionie, na pocieszenie. A kiedy już wychodzili, Megan odprowadziła ich do drzwi.
- Dziękujemy za przybycie i zapraszamy ponownie.- pożegnała ich firmowym uśmiechem, wodząc smutnymi oczami za blondynem.
- Na pewno.- zapewnił ją, a odwracając się w miejscu, dodał jeszcze.- Aaaa i proszę przekazać szefowi kuchni, panu Goylowi, serdeczne gratulacje i pozdrowienia od Draco Malfoya. On będzie wiedział.- zapewnił, widząc zdziwione spojrzenie dziewczyny. Po czym nie zaszczycając jej już ani jednym spojrzeniem, wyszli z Hermioną, mocno objęci na zimne wrześniowe powietrze. Czując jak kobieta zadrżała, szybko ściągnął swoją marynarkę, otulając nią jej ramiona.
- A ty? Przeziębisz się.- zaprotestowała, jednak wyczuwając na odzieży jego zapach, mocniej otuliła się czarnym materiałem
- Z dwojga złego lepiej, żebym to ja był chory. Przynajmniej będę miał fachową opiekę.- powiedział puszczając jej oczko, kiedy dochodzili już do samochodu.
- Och,a co to ja? Siostra miłosierdzia, czy jak?- zapytała siedząc już w ciepłym samochodzie.
- No tego by jeszcze brakowało, żebyś do zakonu wstąpiła.- westchnął ze śmiechem.- A tak poza tym to jesteś lekarzem i składałaś tą swoją przysięgę hipokryty.- odparł, a ona się roześmiała.
- Przysięgę hipokryty, to co najwyżej ty w młodości mogłeś złożyć, bo ja składałam przysięgę Hipokratesa.- wytłumaczyła.
Uśmiechnął się do niej.
- Cieszę się, że powiedziałaś, że hipokrytą byłem w młodości.- powiedział.
- Bo byłeś. Hipokrytą, kompletnym palantem i..- wyliczała
- Tak, tak skretyniałym arystokratą.- pamiętam dobrze, zaśmiał się. Po czym zapuszczając silnik jeszcze raz spojrzeli na zielony szyld restauracji..
- Cóż, może i Bistro Goyla, to nie Kai Melemele, ale też było miło.- powiedział, jakby sam do siebie.
- O tak, naprawdę dobrze się bawiłam.- odpowiedziała, kiedy wyjeżdżali już na autostradę.
- A to już raczej moja zasługa.- odpowiedział poważnie, spoglądając na nią.
- Hahaha, skromy jak zwykle.- zaśmiała się, a on spoglądając cały czas na drogę, odpowiedział jej uśmiechem, od którego aż zakręciło jej się w głowie.
- Noo to gdzie pani sobie życzy, aby ją zawieść?- zapytał, kiedy stali na światłach w samym centrum Londynu.
- Sunflower street.- odparła.
- Już się robi.- zaśmiał się, po czym z piskiem opon ruszył przed siebie. Po chwili zatrzymywali się już przed jej domem.
- Uroczo tu.- stwierdził, kiedy obrzucił spojrzeniem żółtą fasadę jej domu i otaczający go, wciąż w pełni kwitnący, niewielki ogródek.
- Dziękuję starałam się.- odpowiedziała.- Ale jeszcze dwa miesiące temu ten dom to była ruina, a ogród porastały chwasty.
- I sama doprowadziłaś go do TAKIEGO stanu?- zapytał zdziwiony, wskazując ręką w kierunku budynku.
- Odkryłam, że wysiłek fizyczny leczy rany psychiczne. Tak, wszystko zrobiłam sama. W domu wspomagałam się magią, ale ogród, to już zasługa tych dłoni.- powiedziała, pokazując mu swoje ręce.
- Bardzo ładnych dłoni.- zapewnił, składając na nich pocałunek.- Dziękuję, że dałaś się porwać.- szepnął nagle.
- Dziękuję, że chciałeś to zrobić.- odparła, całując go w policzek.
- Ciebie mogę porywać tak do końca świata.- szepnął, delikatnie muskając jej usta swoimi wargami.
- Trzymam cię za słowo.- powiedziała, po czym obdarzając do delikatnym pocałunkiem ruszyła w kierunku domu..
Stając już na ganku, ciągle czuła jak trzęsą jej się kolana. Dopiero, kiedy po długiej gorącej kąpieli, weszła do swojego łóżka, dotarło do niej, że to nie był sen. Że Draco wrócił i najwyraźniej nie ma na razie zamiaru nigdzie odchodzić.
Zasnęła z uśmiechem na ustach i z głębokim przekonaniem, że jej życie odnalazło nowy sens i znów poczuje co to szczęście.. Szczęście z najmniej spodziewaną osobą, a jednak tak bardzo upragnione..


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
Malfoyka   Bieg Ku Przyszłości   12.01.2013 12:36
Malfoyka   Ranek przyszedł zbyt szybko. Kiedy o 5.30 zadzwoni...   12.01.2013 12:38
Malfoyka   Kolejne dni mijały spokojnie. Ron obrażony na cały...   12.01.2013 12:39
Malfoyka   Maui oczarowało ją od pierwszej chwili. Już kiedy ...   12.01.2013 12:40
Malfoyka   Niewielka restauracja Kai Melemele, czyli w języku...   12.01.2013 12:42
Malfoyka   Delikatne promienie słońca oparły się na jej twarz...   12.01.2013 12:43
Malfoyka   Minęło 18 z 21 dni jakie Hermiona spędzić miała na...   12.01.2013 12:44
Malfoyka   Wysiadając z żółtej taksówki, zwróciła swój wzrok ...   12.01.2013 12:45
Malfoyka   Z reguły nikt nie cieszy się z perspektywy końca u...   12.01.2013 12:46
Malfoyka   Lipiec w mgnieniu oka zamienił się w sierpień, lat...   12.01.2013 12:47
Malfoyka   Kolejne dni mijały leniwie. Ron biorąc sobie za pe...   12.01.2013 12:49
Malfoyka   Siedząc w wygodnym, obitym ciemną skórą fotelu, cz...   12.01.2013 12:50
Malfoyka   13 W życiu młodej pani doktor nastała sielanka. C...   12.01.2013 12:52
Malfoyka   14 Wielkie budowle centrum Londynu dawno zniknęły...   12.01.2013 12:53
Malfoyka   15 Nie zaprzestając pieszczot, powoli ruszyli w k...   12.01.2013 12:54
Malfoyka   16 „Czy życie może być jeszcze wspanialsze?...   12.01.2013 12:55
Malfoyka   17 Kilka dni dodatkowego urlopu, który Hermiona w...   12.01.2013 12:56
Malfoyka   18 Wychodząc na zimne, jesienne powietrze, czuła ...   12.01.2013 12:57
Malfoyka   19 olejne dni mijały spokojnie. Hermiona pogodził...   12.01.2013 12:58
Malfoyka   20 Zostali sami, wpatrując się w siebie w milczen...   12.01.2013 13:00
Malfoyka   21 Grudzień mijał im spokojnie, dzień za dniem pr...   12.01.2013 13:01
Malfoyka   22 Sama nie wie, w jaki sposób w tak wielkim wzbu...   12.01.2013 13:03
Malfoyka   23 Wigilię spędzili wspólnie w typowo mugolski sp...   12.01.2013 13:03
Malfoyka   24 W sylwestrowy poranek wszystko było gotowe do ...   12.01.2013 13:04
Malfoyka   25 Z uśmiechem na ustach ruszył w kierunku drzwi,...   12.01.2013 13:05
Malfoyka   26 Przespali cały Nowy Rok, mocno wtuleni w swoi...   12.01.2013 13:06
Malfoyka   27 Mocno objęci ruszyli w stronę centrum, pokonuj...   12.01.2013 13:07
Malfoyka   28 Budząc się kolejnego dnia, niemal równo ze świ...   12.01.2013 13:08
Malfoyka   29 Stojąc przed szpitalem, raz jeszcze rzuciła ok...   12.01.2013 13:08
Malfoyka   30 Stała na środku pokoju zabiegowego i wprost ni...   12.01.2013 13:09
Malfoyka   31 Siedząc w kuchni, doskonale słyszała dźwięk, j...   12.01.2013 13:10
Malfoyka   32 Nowy York w lutym, niewiele odróżniał się smęt...   12.01.2013 13:11
Malfoyka   33 Sama nie wie, w jaki sposób udało jej się dost...   12.01.2013 13:12
Malfoyka   34 W całym pomieszczeniu zapadła wypełniona emocj...   12.01.2013 13:13
Malfoyka   35 Nie pamięta kiedy wrócili do domu, ani nawet m...   12.01.2013 13:14
Malfoyka   EPILOG Mimo późnej już jesieni, słońce ciągle wis...   12.01.2013 13:14
dede   hmm.. Przeczytałam i mam troche mieszane uczucia. ...   13.01.2013 10:46
Hagrid   Wciągam się:)   16.01.2013 18:34
Kaśś   Niesamowity lukier, ale w dobrym tego słowa znacze...   01.06.2013 22:39
katbest   Yhm... podobało mi się. Inny pomysł, ale fajny. Br...   04.06.2013 16:34


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 29.04.2024 20:07