Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Być Szlachetnym [cdn?], czasem trzeba bardzo szybko dorosnąć...

Co sądzicie o tym opowiadaniu?
 
Dobre - zostawić [ 122 ] ** [93.13%]
Gniot - wyrzucić [ 8 ] ** [6.11%]
Zakazane - zgłoś do moderatora [ 0 ] ** [0.00%]
Suma głosów: 131
  
Kitiara
post 10.12.2004 19:15
Post #1 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 173
Dołączył: 08.12.2004

Płeć: jedyny w swoim rodzaju



Opowiadanie "Być szlachetnym" jest siquelam do "Ręki Boga". Dlatego radziłabym najpierw przeczytać tamten FF.

Czwartek, 01.11.1996

Do skrzydła szpitalnego wpadły nareszcie promienie słońca. Pierwszy listopada zapowiadał się na pogodny dzień.
Jeden niesforny promyk zaigrał na bladej twarzy chłopca leżącego na łóżku pod ścianą, rozświetlając ją i ogrzewając swoim ciepłem.
Pacjent otworzył oczy. Był wyspany i cholernie świadomy wszystkiego, co się stało.

Przez ostatnich kilka dni trzymali go na jakichś odurzających paskudztwach, uśmierzających fizyczne i psychiczne cierpienie.
Teraz, gdy zewnętrzne rany już się prawie całkiem zabliźniły, a umysł odetchnął świeżością, ogarnął go falą płynącą od strony serca tępy ból i chociaż ciało już go nie bolało, czuł się podle.
Chłopiec zagapił się bezmyślnie na biały sufit.
Postanowił wstać i poszukać jakiegoś lustra.
Przez tych kilka dni majaczył, miał nawroty gorączki, albo spał otępiony eliksirami. Należało powrócić do życia.
Życie – jak to teraz dziwnie brzmi...

Harry uśmiechnął się do siebie smutno i zwlekł powoli obydwie nogi z łóżka. Wziął z szafki okulary i założył na nos. Sala nabrała ostrzejszych barw i musiał na chwilę zmrużyć oczy.
Wstał i poczłapał do ogólnej łazienki najbliżej sali szpitalnej. Nie chciał korzystać z tej na miejscu. Nie zamierzał natknąć się na Pomponię Pomfrey.
Tak się składało, że do tej, do której się wybierał, chodziło mnóstwo Ślizgonów, bo mieli dosyć blisko, ale Harry'ego mało to w tej chwili obchodziło. Tak szczerze, to w ogóle nie obchodziło go nic.

Kiedy doszedł do łazienki i skorzystał z ubikacji, podszedł do lustra przy umywalce. Spojrzał niepewnie na swoją twarz. Nie czuł strachu, raczej ciekawość.
Trochę się zdziwił widokiem. Na lewym policzku widniała już prawie całkiem niewidoczna, równa blizna. Rana na prawym była głębsza i „zdobiły” ją nierówne brzegi, dlatego blizna po niej była jeszcze różowa i miała nigdy do końca nie zniknąć i pozostać tam na zawsze w postaci bladej, postrzępionej linii.
Na szyi i dekolcie miał trochę jasnych i różowawych blizn po tępej żyletce.
Wzdrygnął się na wspomnienie tortur.
Odkręcił zimną wodę, zdjął okulary i wsunął głowę pod kran. Stał tak prawie minutę, aż zrobiło mu się naprawdę zimno. Zakręcił kurek i palcami wycisnął z włosów nadmiar wody nad umywalką.
Wziął z dużego stosu kilka papierowych ręczników i osuszył twarz, oraz – na ile oczywiście się dało – swoje niesforne pióra.
Założył z powrotem okulary.

Po chwili Harry rozpiął górę pidżamy i spojrzał na swój lewy bok.
Ciało rozszarpane hakiem już się prawie zagoiło, chociaż duża, nierówna blizna była jeszcze ciemnoróżowa. Chłopiec z chorą fascynacją patrzył przez chwilę na paskudną skazę na jego ciele. W pewnym momencie skrzywił się i zapiął pidżamę.

Pech chciał, że wychodząc z łazienki, Harry natknął się na Malfoya. Miał nadzieję, że obejdzie się bez scysji. Jednak się pomylił.
- Jak tam Potter impra u twoich zamaskowanych przyjaciół? -zapytał Ślizgon z bezczelnym uśmiechem.
Ploty niestety szybko rozchodzą się w środowisku szkolnym.
- Musiała być niezła zabawa, skoro masz sznyty na twarzy i dekolcie. Aż strach pomyśleć gdzie masz je jeszcze.
Harry spojrzał na niego z pogardą.
- Pokazać ci, Malfoy? - spytał z paskudnym uśmiechem - Zrobiłbym to, ale obawiam się, że twój delikatny wzrok tego nie wytrzyma...
Draco był zaskoczony odpowiedzią Gryfona, spodziewał się raczej tekstu w stylu "odpieprz się"; albo "co cię to obchodzi?", ale nie jawnej prowokacji.
- Nie wytrzymałbyś nawet godziny w towarzystwie Notta, Malfoy - wycedził jeszcze przez zęby Harry.
- Jasne, Potty - Draco szybko odzyskał rezon - mój ty bohaterze.
Blondyn uśmiechnął się z wyższością i wszedł do łazienki.
"Skończony kretyn" -pomyślał Harry i powlókł się z powrotem do skrzydła szpitalnego.

Nie było nigdzie widać pani Pomfrey, więc odetchnął z ulgą. Wziął szafeczki swoją różdżkę i szybkim zaklęciem osuszył włosy do końca. Wyglądały teraz dużo gorzej niż zazwyczaj, co stanowiło jawne mistrzostwo.
Miał już zdjąć okulary i położyć się z powrotem do wyrka, gdy jego wzrok padł na poduszkę i spostrzegł wystający spod niej róg pergaminu.
Sięgnął ręką i wyjął złożoną kartkę wraz z włożonym w środek flakonikiem z jasnozielonym płynem.
Harry przyjrzał się uważnie fiolce. Nie znał tego eliksiru.
Rozejrzał się uważnie, czy nikt się nie zbliża. Czuł, że to jest coś bardzo osobistego, i że nie powinny mieć do tego listu dostępu osoby nie powołane.
Harry zaczął czytać równe, schludne, pochyłe pismo.

Przeczytaj ten list uważnie i powoli, Potter. To bardzo istotne.
Odpowiedzialność i obowiązek, jakie na Tobie ciążą, w związku z Przepowiednią Sybilli Trelawney, obligują Cię do podjęcia wielu wysiłków i stawienia czoła wszelkim przeciwnościom losu. Ostatnie jednak zdarzenie, a mianowicie tragedia, która dotknęła Ciebie bezpośrednio - stawia sprawy w innym świetle.


Harry zmarszczył brwi i się wzdrygnął. Mimo woli ujrzał przed oczami straszny, błazeński uśmiech Salomona Notta.. Przymknął na chwilę powieki i otrząsnął się z niemiłych wspomnień.

Niejeden dorosły, doświadczony czarodziej doznałby silnego załamania psychicznego na Twoim miejscu.
Dlatego powinieneś mieć wybór. Bardzo istotny wybór, Potter.
Sam musisz zdecydować, czy nadal chcesz dźwigać na swych barkach tak wielki ciężar odpowiedzialności i zarazem zmagać się z bagażem okrutnych, bolesnych wspomnień, które już na zawsze wyryły ślad na Twojej młodej psychice.
Musisz liczyć się z tym, że możesz nigdy nie odzyskać do końca równowagi psychicznej. Musisz mieć pewność, czy chcesz żyć dalej i walczyć z demonami przeszłości, zmagając się jednocześnie z przeznaczoną sobie
mroczną przyszłością.
Przepowiednie są ważne. Ale zawsze ważniejszy od nich będzie człowiek i jego prawo o decydowaniu o sobie. Kiedyś ktoś bardzo mądry, powiedział mi, że nasze wybory nas określają i to prawda.


Harry uśmiechną się smutno. Doskonale wiedział kto był autorem tych słów.

Ale nasze wybory są też naszym przywilejem. Kiedy chcesz możesz powiedzieć „nie”, a kiedy indziej zdecydujesz się odpowiedzieć „tak”.
To dotyczy każdej, nawet tej najważniejszej decyzji, o której może zależeć bardzo wiele. Są takie sytuacje, kiedy można pokierować się egoizmem. Do takich należy sytuacja, w której znalazłeś się Ty.
Nie zrozum mnie źle, Potter. Nie namawiam Cię do skończenia ze sobą. W żadnym wypadku, nie jest to moją intencją, chociaż powiedzmy sobie szczerze – sympatią Cię nie darzę.
Uważam jednak, że powinieneś mieć wybór, a Twoje ewentualne rozstanie się z tym światem, powinno być szybkie i bezbolesne, bo chyba zgodzisz się ze mną, że więcej upokorzenia i bólu nie zniósłby już nikt.
Trucizna, którą Ci dałem działa natychmiastowo i skutecznie. Wiem, że to brzmi okrutnie, ale jak już zdążyłeś się przekonać, życie często bywa okrutne.


Harry przyjrzał się buteleczce niemal z czułością.
„Jeden łyk – pomyślał – jeden łyk i będzie po wszystkim”.

Nie podejmuj jednak pochopnie decyzji, co do samobójstwa (przepraszam, ale całe życie byłem brutalnie szczery).
Spróbuj podjąć wysiłek ponownego powrotu do życia. Znajdź w sobie odwagę.
Dopiero po pewnym czasie, jeżeli zrozumiesz, że nie jesteś w stanie dalej żyć i nie radzisz sobie z tym wszystkim, dopiero wtedy wypij truciznę. Jej działanie jest bezbolesne, stuprocentowo skuteczne, i oczywiście nie istnieje na nią żadne antidotum. Dlatego właśnie powinieneś mieć niezachwianą pewność, co do jej zażycia, Potter.


„Szczerość, aż do bólu, jak zawsze...” – pomyślał Harry.

Nie piszę tego, dlatego, że mam Cię za jednostkę słabą, Potter. Wręcz przeciwnie. Gdybym miał chociaż minimum pewności, że bezmyślnie rzucisz się na tą truciznę, nie pisałbym do Ciebie.
Powody są inne.
Po pierwsze, mam pewne zasady, których się w życiu trzymam.
Po drugie, miałem wątpliwy zaszczyt znać Salomona Notta osobiście i byłem kilka razy świadkiem jego „wyczynów”, dlatego wiem do czego mógł się posunąć.
Pamiętaj, Potter, że życie masz tylko jedno i nie da się powrócić tu z tej drugiej strony.


„Zobaczyłbym rodziców ... i Syriusza...” – pomyślał z nadzieją Harry.

Pamiętaj też, przy podejmowaniu decyzji, o ludziach, którym na tobie zależy.

Harry lekko się skrzywił.

Mam nadzieję, że rozumiesz moje intencje.
Nie wyrzucaj, ani nie pal tego listu od razu po przeczytaniu.
Przestudiuj go kilka razy zanim to zrobisz.

Z poważaniem: Sam – Wiesz – Który – Nauczyciel


Chłopiec uśmiechnął się smutno, czytając podpis Severusa.

PS: Mimo, że daję Ci tą przeklętą fiolkę, szczerze ufam, że nigdy nie skorzystasz z jej zawartości. Myślę, że masz dosyć odwagi i siły, by iść dalej. Uważam też, że jesteś zdolny do szlachetności, a to bardzo pomaga w trudnych sytuacjach życiowych.

Tego już było za wiele. Snape uważa go za za jednostkę szlachetną.
„Za chwilę doczytam się, że jest we mnie zakochany” – pomyślał z przekąsem.
Ostatnie zdanie brzmiało jednak nieco inaczej.

Jeżeli komukolwiek powiesz, Potter, że uważam Cię za szlachetnego, odważnego i inteligentnego bachora, to osobiście cię uduszę.

Harry nie mógł się nie zaśmiać.
Westchnął i przeczytał list jeszcze trzykrotnie.
Za każdym razem, był coraz mniej pewny, czego chce.
Prawda, nadal miał ogromną chęć spalić list i wypić zawartość fiolki, ale wiara w niego ze strony osoby, która jawnie go nie cierpi, nieco hamowała te zapędy.
Dziwiło go to, że akurat Snape rozumiał go najlepiej, że wszystkich. Gdyby tak nie było nie napisałby tego listu

„Boże, czemu życie jest takie posrane?” – pomyślał po raz setny.
Doszedł w końcu do wniosku, że ani fiolka, ani list mu nie uciekną i schował je dokładnie pod poduszkę.
Zdjął okulary i położył się na boku, podciągając kolana niemal pod brodę.
Starał się nie myśleć o kuszącej perspektywie wypicia trucizny „od ręki”.
„Chociaż nie będę musiał sobie podcinać żył” – pomyślał cynicznie.

Nagle przypomniały mu się słowa Notta:
„Myślisz, że jesteś twardy Potter? Udowodnię ci, że tak nie jest. Będziesz skomlał jak szczeniak, żeby cię dobić.”
Harry czuł wstyd nawet za ten jeden, jedyny raz gdy poprosił o litość. Wtedy, gdy Salomon Nott użył haka.
Po policzkach chłopca popłynęły łzy.
- Obyś zdechł sukinsynu w najgorszych męczarniach – wyszeptał z w poduszkę – obyś zdechł i nigdy więcej nikogo nie tknął...
Nigdy wcześniej nie pomyślał, że może nienawidzić kogoś tak bardzo, jak Voldemorta. Okazało się jednak, że mógł.

***

Podczas śniadania Severus miał wybitny apetyt.
Zjadł prawie tyle, co Ronald Weasley, to było mistrzostwem samym w sobie. A ponieważ konsumował prawie takim tempie jak Rudy Chudy Ron, nie mógł w tym czasie poczynić swych zwykłych „przystolnych” obserwacji.
Sięgnąl po sok dyniowy i rozejrzał się po sali.

Malfoy i Parkinson bezczelnie "lizali się" przy stole. Zanotował sobie, że musi im zwrócić wagę i po raz setny wytłumaczyć, że wielka Sala to nie sypialnia.
Crabb i Goyle, ach cóż oni mogli robić? Żarli jak hipopotamy.
Millicenta Buldstrode zapatrzona była w stół Ravenklawu.
„Co one widzą w tym Sappo?” – pomyślał Snape zwracając wzrok na siódmorocznego Krukona z burzą niesfornych, kasztanowych włosów i o zabójczym uśmiechu. Chłopak mierzwił sobie właśnie teatralnym gestem kudły i mówił coś do wlepiającej w niego wzrok ładnej Krukonki z piątego roku. Wraz twarzy bubka mówił: „czyż nie jestem mądry i bosko przystojny?”
Severus stłumił w sobie impuls podejścia do Bernarda Wielkiego Amanta Sappo i strzelenia go na odlew w ten pusty łeb.
Ponownie omiótł wzrokiem stół Ślizgonów, gdzie nie działo się nic ciekawego, poza tym, że mopsowata piękność wsadziła bezceremonialnie rękę między nogi swojej blond sympatii.
Snape był zdegustowany.
„Żałosne. Cóż, dostaną szlaban... Oddzielnie”

Teraz Severus spojrzał na stół Gryffindoru. Weasley i Granger wyglądali jak skazańcy i przez krótką chwilę pożałował, że dał Potterowi fiolkę z trucizną. Ale tyko przez chwilę. Wyobraził sobie Pottera powieszonego na pasku lub ręczniku, albo z podciętymi żyłami i to wróciło mu rozsądek.

-...Severusie – dobiegł do niego głos siedzącego po prawej Dumbledore.
- Słucham? Co pan mówił dyrektorze?
- Mówiłem, że msz dziś dobry apetyt. Rzadko się to zdarza. Wspaniale, Severusie, może trochę przytyjesz?
- Nie jadłem wczoraj kolacji – gładko odpowiedział Severus. I była to prawda, ale on czuł się świetnie z zupełnie innych powodów, i z zupełnie innych powodów miał taki apetyt. Wczorajsza akcją bądź co bądź nadszarpnęła trochę energii, potrzebnej do kontrolowanej przemiany, ale Dyro nie musiał o tym wiedzieć.
Sev czuł się wolny, niezależny, miał gdzieś „co ludzie powiedzą” (niewiele się zmieniło w jego podejściu do otoczenia, nieprawdaż?). Ale przede wszystkim czuł się pożyteczny dla świata i czuł się spełnioy.

Po śniadaniu dorwał Slytherińską Parę Stulecia i przy wejściu do Wielkiej Sali, oznajmił im, że mają szlaban za nie przyzwoite zachowanie przy stole.
- Dziś Malfoy, jutro ty, Parkinson – dodał mściwie.
Obydwoje wyglądali na niepocieszonych, zwłaszcza Mopsica.

Miał już udać się do sali eliksirów, gdy dobiegł go zza pleców denerwujący, wysoki kobiecy głos.
- Severusie, Severusie, poczekaj! – krzyczała hogwarcka Matka Teresa.
- Słucham? –Mężczyzna zmusił się do uprzejmego wyrazu twarzy.
- Czy mógłbyś mi przynieść do skrzydła szpitalnego trochę eliksirów przeciwbólowych? Są na wykończeniu.
Snape pomyślał, że się przesłyszał. Uniósł wysoko brwi.
- Czyś ty rozum postradała, kobieto? – powiedział cichym, jadowitym głosem. – Przecież dwa tygodnie temu dałem ci tego całe mnóstwo! Wlałaś połowę tego w Pottera? Przecież większość z nich ma działanie narkotyczno - odurzające. Jak to ładnie mówią mugole, niektóre z tych specyfików „zmieniają świadomość” – wysyczał Sev.
- No a miałam wybór? – Spytała poirytowana Niańka Poppy – Ciągle miał gorączkę i majaczył...
- To nie powód, żeby podawać zbyt duże ilości środków, które mogą uzależnić! – Severus patrzył na panią Pomfrey, jakby zobaczył ją po raz pierwszy w życiu. – Jak będzie chciał ćpać, to sam o tym zadecyduje. Hektolitry przeciwbólowych eliksirów mogą mieć działania uboczne, włącznie z uodpornieniem się na ich skuteczne działanie. Ale, na miłość Boga! Ja przecież rozmawiam z wykwalifikowaną pielęgniarką i uzdrowicielką, która powinna o tym wiedzieć!
- To była wyjątkowa sytuacja Severusie – odrzekła urażona – ale ty jak zwykle, nie rozumiesz pewnych spraw.
- Wiesz, Pomponio – Snape wiedział, że nie lubi pełnej wersji swojego imienia, dlatego jej używał – może i dobrze, że Potter był cały czas silnie odurzony, skoro przebywał w twoim towarzystwie...
Sev westchnął.
- Kobieto, to są silne leki. Jak nie mogłaś sobie poradzić z Potterem rzucającym się na łóżku w malignie, trzeba było poprosić o truciznę, albo radzić sobie bez faszerowania go zbyt dużymi ilościami tego gówna. Sam przyrządzałem te eliksiry. Większość z nich jest cholernie mocna. Trzeba go było potrzymać za rękę i pośpiewać kołysanki, albo podać wraz z normalną dawką przeciwbólowego zwykły wywar z melisy, który ma działanie uspakajające. To w końcu ty tu leczysz, a nie ja. To jakiś paradoks...

Poppy Pomfrey poczuła się skrzywdzona, ponieważ podane zostały w wątpliwość, jej metody leczenia.
- Jesteś bezduszny – powiedziała. – On był torturowany i bardzo cierpiał. Zrobiłam to, co musiałam. A teraz powiedz mi, czy mam liczyć na dostawę, czy nie?
- Przyniosę ci te przeklęte eliksiry w czasie przerwy na lunch, zadowolona? Tylko nie wlewaj ich w tego dzieciaka. Raczej daj mu coś na szybkie gojenie się ran. Czy on po takich dawkach funkcjonuje jeszcze normalnie i jest w stanie powiedzieć jak się nazywa? Zmiłuj się i myśl na drugi raz Pomponio, bardzo cię proszę. Co do tortur, to nikt lepiej, niż ja w tej szkole nie ma pojęcia, czym są tortury Notta, bo nie raz je oglądałem. A teraz spieszę się na zajęcia, więc idź z Bogiem Pomponio, będzie ci raźniej.
To, że mistrz eliksirów miał niezaprzeczalną racje jeszcze bardziej rozzłościło miłosierną Pomfrey.
- Do zobaczenia, Snivellusie – wysyczała.
- Widzę, że kulturą też nie grzeszysz Pomponio – odezwał się chłodnym, oficjalnym tonem, po krótkiej chwili niezręcznego milczenia Severus. – Tak jak i rozumem zresztą, ale niech ci będzie. Do widzenia. - Owrócił się i odszedł w stronę lochów.
Nie wściekł się i dlatego Pomponia Pomfrey poczuła się paskudnie. Wiedziała, że ta zagrywka była poniżej pasa i to wcale nie polepszyło jej humoru.

***

Harry leżał na zimnym stole do tortur. Nie mógł zasnąć, bo był nafaszerowany eliksirami pobudzającymi.
Tak bardzo chciał umrzeć. Chciał zasnąć i nigdy więcej się nie obudzić.

Bolało go całe ciało i stracił mnóstwo krwi.
"Chyba już noc, bo sobie poszedł" - pomyślał.
To było straszne. I ta cała wizyta Voldemorta. Przyszedł na trochę by "sobie popatrzeć."
Harry się wzdrygnął na samo wspomnienie.
Plecy miał tak skatowane, że postanowił przekręcić się na brzuch. Nie był już skrępowany pasami. Niby po co? Nie miał ani różdżki ani sił witalnych. Gdzie i jak miałby uciec?
Podniósł się na prawym łokciu i z całej siły podciągnął ciało w górę.
Odetchnął z wysiłku i z ulgi. Marnej ulgi, ale zawsze...

Drzwi otworzyły się z hukiem i wszedł jego kat.
- Niespodzianka, powiedział śmiejąc się przy tym wesoło.
Harry'ego zalała zimna fala strachu, gdy zobaczył Notta podchodzącego do swoich ukochanych narzędzi.
Mężczyzna wrócił za chwilę i obleśnie uśmiechnął się do chłopaka. W ręku trzymał cienki, bambusowy kij.
- Pomogę ci, Potter - warknął i brutalnie przewrócił go na brzuch.
"Boże, nie" - pomyślał Harry. Jego plecy były jedną, wielką raną.

Śmierciożerca skrępował ponownie pasami ręce i nogi swojej ofiary, gwiżdżąc przy tym jakąś wesołą melodię. Ta melodia w jakiś niewytłumaczalny sposób przerażała Harry'ego bardziej od tego, co zamierzał zrobić mu Nott.
- Zobaczymy, czy jesteś wytrzymały na cierpienie, Potter - powiedział zimno Salomon i uniósł do góry bambusowy kij.
Zamachnął się i uderzył z całej siły.


***

Pacjent wrzasnął rozdzierająco i otworzył szeroko oczy.
Pani Pomfrey podbiegła do chłopca i złapała go lekko za rękę.
- Nie dotykaj mnie - warknął oszalały ze strachu Harry i wyrwał dłoń patrząc z wściekłością na pielęgniarkę.
- Śniło ci się coś złego? - Spytała łagodnie.
Chłopak nie odpowiedział i odwrócił się do niej plecami.
- Chcę w spokoju pospać – znowu warknął. Oczywiście wiedział, że teraz nie zaśnie. Chciało mu się płakać i nie miał zamiaru pokazywać swoich łez komukolwiek.
"Biedak" - pomyślała Pomponia wstając z łóżka.

Przez następnych kilka minut bezmyślnie gapiła się w okno.
- Witam - dobiegł ja w pewnym momencie głos od strony drzwi. - Twoje eliksiry. Proszę.
Severus powyjmował fiolki ze swoich obszernych kieszeni i ustawił je na stole.
- Dziękuję - Pomponia spojrzała swojemu gościowi w oczy.
- Severusie - odezwała się cicho - przepraszam, za to jak cię nazwała. Ja...
- Daruj sobie - uciął chłodno.
- We wczesnej młodości tyle razy słyszałem swoje drugie imię, że miałem czasem problemy z podpisaniem wypracowania - zimny sarkazm wylewał się z ust Snape'a jak rzeka. - Do wszystkiego można się przyzwyczaić.

Harry, który oczywiście wszystko słyszał, domyślił się o jakie "imię" chodzi i mimo woli zaczerwienił się ze wstydu.
Pomponia też się zarumieniła i widać było, że naprawdę jest jej przykro.
- Mimo wszystko, przepraszam.
- W porządku -odrzekł chłodno Severus.
- Posłuchaj - ciągnął łagodnie mistrz eliksirów - Zdenerwowałem się na ciebie, bo powiedzmy sobie szczerze, mimo że się nie lubimy, uważam cię za odpowiednią osobę na odpowiednim stanowisku. Posiadasz doświadczenie i ogromne kwalifikacje, tym bardziej razi u ciebie tak nieodpowiedzialne zachowanie. - Sev wciągnął ze świstem powietrze. - Potter był faszerowany przez 48 godzin eliksirami pobudzającymi i Eliksirem Czuwania. Błyskawiczne przestawienie go na zbyt duże ilości eliksirów o działaniu przeciwnym, mogło doprowadzić nawet do zapaści serca, przecież wiesz o tym Pomponio... Mniejsza, każdy z nas popełnia błędy - mężczyzna machnął ręką.
Pomponia Pomfrey musiała w duchu przyznać, że Snape ma ogromną wiedzę medyczną.
"No, ale przecież jak był młodziutki, to nic, tylko czytał, zupełnie jak ta Granger" - pomyślała refleksyjnie.

Harry natomiast pomyślał, że cudownie byłoby dostać tej zapaści serca.

Severusie, musimy pogadać - dobiegł od drzwi głos Dumbledore'a Wiedział, gdzie szukać swojego oswojonego wampira, bo jak zawsze, wiedział wszystko.
- Teraz i tutaj, dyrektorze?
- To bardzo ważne - Harry usłyszał napięcie w głosie starszego mężczyzny i wytężył słuch.
- O co chodzi, panie dyrektorze? - grzecznie zapytał Snape.
Albus wszedł do środka i omiótł wzrokiem całą sytuację.
- Czy możesz zostawić nas na malutką chwilę samych, Poppy?
- Tu jest pacjent - powiedziała ostrzegawczym tonem kobieta.
- Będziemy cicho, obiecuję - spokojnie odrzekł dyrektor.
Pomponia obdarzyła ich podejrzliwym spojrzeniem, ale zniknęła na zapleczu.
Dumbledore trzymał w ręku zwiniętego "Proroka Codziennego."
- Czy wiesz, co wczoraj w nocy spotkało Samuela Notta, Severusie? - spytał wprost.
- Wybaczy pan Dyrektorze, ale nie interesuje mnie co ten niewyżyty kuta..., znaczy sadysta robi wieczorami - odparł chłodno mistrz eliksirów.
- Ale to powinno cię zainteresować - z naciskiem powiedział Dumbledore.
- Czyżby? Nie sądzę... - Harry wyczuł sarkazm i lodowatą pogardę w głosie Snape'a.
- Powinno cię obejść Severusie, ponieważ Salomon Nott nie żyje.

Serce Harry'ego przestało na chwilę bić.
Cały teraz składał się ze słuchu.

- Czyżby strzelił go jasny szlag? - Spytał z kpiną w głosie Severus.
- Nie, spotkało go coś o wiele gorszego.
- Pan daruje, Dyrektorze, ale nie wiem o co chodzi.
- Znałeś go Severusie. Znałeś go i nie rusza cię wcale fakt, że nie żyje?
- Aha. Znałem osobiście sukinsyna, więc powinienem zacząć płakać rzewnymi łzami? - słowa mistrza eliksirów nasączone były jadem obrzydzenia i pogardy. - Pan raczy żartować, dyrektorze? Co mnie ma obchodzić śmierć sadysty? Nie opowiadałem panu co on zrobił prawie osiemnaście lat temu? Czego pan chce, żebym mu współczuł?

Harry mimowolnie poczuł do niego nutę sympatii.

- Severusie, doskonale wiesz o co mi chodzi! - Dumbledore podniósł głos.
Harry zastrzygłby uszami, gdyby potrafił.
- Radziłbym zachowywać się cicho, Potter śpi - spokojnie odrzekł Snape.
- Severusie - głos Dumbledore'a był opanowany ale dało się w nim wyczuć irytację - oczekuję cię dziś w swoim gabinecie punktualnie o 19:30.
Sev się skrzywił.
- Oczywiście panie dyrektorze - odrzekł jednak grzecznie.
- Masz, poczytaj sobie - Albus wręczył mistrzowi eliksirów gazetę.
Severus wziął ją dla świętego spokoju do ręki, ale jak tylko wyszedł Dumbledore, położył ją na stole obok eliksirów.

Snape podszedł do okna i wyjrzał na jasno oświetlone słońcem błonia.
"O jednego śmiecia mniej" - pomyślał
Miał już wychodzić, ale mimowoli spojrzał na leżącą na stole gazetę.
Krzykliwy tytuł pierwszej strony głosił:

PRZERAŻAJĄCA ŚMIERĆ SALOMONA NOTTA!!!
ODRAŻAJĄCY MORD NA JEDNYM Z NAJBARDZIEJ SZLACHETNYCH I SZANOWANYCH CZŁONKÓW CZARODZIEJSKIEJ SPOŁECZNOŚCI!


Severusa krew zalała i widział jak przez mgłę. W szale zaczął drzeć „Proroka Codziennego” na strzępy.
- Co oni tu powypisywali! - darł się ogarnięty gniewem Snape - Pieprzone włazidupy! Co za pierdolony śmietnik!!!

Harry nie mógł dłużej udawać, że śpi, a do sali szpitalnej wpadła jak bomba Pomponia Pomfrey.
- Co ty wyprawiasz, Severusie?!
Harry gapił się ciekawie, jak Snape drze Proroka w drobny mak.
- Banda lizodupnych kutasów! - krzyczał wściekły mistrz eliksirów.
- SEVERUSIE!!! - Pomponia zarumieniła się z oburzenia i konsternacji.
Harry stłumił uśmiech i popatrzył niewinnie na pielęgniarkę.
- Czego?! - warknął Sev - A ty, Potter, co się gapisz? Śpij!.
- Przepraszam, ale zaczął pan krzyczeć i się obudziłem - grzecznie skłamał Harry.
Severus powoli zaczął wychodzić ze stanu szału i furii, ale nadal był wściekły, jak sto hipogryfów.
Sprzątnął strzępy gazety za pomocą różdżki i posłał Pomponii spojrzenie przebywającego na odwyku od ludzkiego mięsa bazyliszka. Następnie widowiskowo wyfrunął z sali szpitalnej powiewając szatą.

***

Przez cały dzień Severus był rozdrażniony.
Wyżył się na pierwszorocznych, wlepił szlaban Weasleyowi i Granger za "zbyt głośną rozmowę na korytarzu", nakrzyczał na Longbottoma za to, że pojawił się w zasięgu jego wzroku, a nawet objechał Bogu ducha winnego Hagrida, który tylko go niechcący potrącił i jak zwykle niesfornie i długo przepraszał. A nadal było mu mało.
Był żądny krwi niewinnej.
Nagłówek w gazecie utrzymywał go w stanie przyciszonej permanentnej furii maniakalno-depresyjnej (wiem, to rodzaj schizofrenii a nie furii, ale zgodzicie się ze mną, że Severusa nie trzymają się żadne standardy).
"Malfoy będzie dzisiaj biedny" - pomyślał, idąc na obiad.

***

Po obiedzie, Harry'ego odwiedzili Ron i Hermiona.
Była to dziwna wizyta.
Prawie wcale nie rozmawiali i tylko na siebie patrzyli.

- Przykro nam Harry, za to wszystko.. - wyszeptała w końcu Herm.
- Daruj sobie - odrzekł poirytowany Harry.
- Przecież to nie wasza wina - dodał już łagodniej.
- Zdrowiej szybko - Ron popatrzył smutno na przyjaciela
- Tak, zdrowiej szybko, tęsknimy za tobą - dołączyła się do rudzielca Hermiona.
- Powinienem wyjść jutro - stwierdził sucho Harry.
- Och! Jutro mamy eliksiry - wykrzyknęła dziewczyna.
- I co z tego? - Harry zmarszczył brwi. - Może będzie coś na temat trucizn - dodał obojętnie, obserwując, jak się zachowają.
- HARRY! - wrzasnęła Herm. - Nie możesz nawet tak myśleć!
- Dla twojej wiadomości - odrzekł chłodno pacjent - cały czas o tym myślę.
Hermiona i Ron wyglądali na przestraszonych.
- Harry nie możesz tego zrobić... - powiedział z rozpaczą w głosie rudy chłopiec.- My cię kochamy jak brata.
- Wiem - wyraz twarzy Harry'ego był łagodny. - Ale ja już nigdy nie będę taki sam...
- I tak będziemy cię kochać - zapewniła żarliwie Hermiona.
- Tak! I zawsze możesz na nas liczyć - dodał Ron z entuzjazmem.
Harry wiedział, że obydwoje mówią serio i szczerze, chociaż smutno się uśmiechnął
- Wiesz co? - Ron sięgnął do torby. - Ten cały Nott zdechł dziś w nocy.
- I to nie była lekka śmierć - dodał mściwie - Masz, poczytaj - Ron wręczył Harry'emu „Proroka Codziennego”.
- Może lepiej nie - Hermiona wyglądała na nieprzekonaną pomysłem kumpla.
- Nie, w porządku. Chcę to przeczytać.
Widząc wątpliwość w oczach przyjaciółki uśmiechnął się uspokajająco.
- Naprawdę Hermiono - dodał jeszcze.
- Musimy już iść Harry - powiedział Ron - ale przyjdziemy tu po kolacji.
- Snape nam wlepił szlaban. Na pojutrze. - Powiedziała Hermiona.
- Aha i musimy już dziś pisać wypracowanie na poniedziałek z zielarstwa, bo wieczór sobotni mamy przerąbany - dodał Ron.
- Za co dostaliście szlaban?
- Za gadanie na korytarzu. To nawet jak na niego dziwne - zaczęła Hermiona. - Chyba się coś stało. Wyglądał jak chodząca furia.
Harry udawał obojętność, ale słuchał bardzo uważnie.
- Trzymaj się cieplutko - Herm dała mu całusa w policzek, a Harry mimowolnie się wzdrygnął.
"Ciekawe, czy teraz mi tak zostanie na zawsze..." pomyślał.
- Do zobaczenia, Harry - powiedział Ron i obydwoje opuścili cichą, szpitalną salę.

Harry został sam i mógł spokojnie przeczytać artykuł. To było coś, co go naprawdę zainteresowało.
Zabrał się z zaciekawieniem za tekst. W miarę jak czytał, narastał w nim gniew i zarazem jakaś pusta wesołość.
To, co zostało powiedziane w artykule, brzmiało dla niego jak jawna kpina.
Sam tytuł doprowadzał do białej gorączki.
Pod nagłówkiem tłustymi literami zapisana była wypowiedź nie kogo innego, jak Percy'ego Weasleya.

"Pan Nott był nobliwym i szacownym członkiem naszej społeczności. Nie pozwolimy więcej na takie barbarzyństwo.
Nie ma żadnych wątpliwości, co do tego, że morderstwa dopuścił się wampir - żaden człowiek nie potrafiłby dokonać czegoś takiego.
Faktem jest też, że wampir ów dokonał niepełnej, kontrolowanej przemiany - inaczej ciało denata byłoby tak zmasakrowane, że nie dałoby się go rozpoznać.
Świadczy to o tym, że morderstwo było zaplanowane i dokonane z zimną krwią"


"A nie pomyślałeś, kutasie, że ktoś mógł mieć motyw?" - pomyślał z irytacją Harry.

Oto dowód na to, że należy cofnąć Dekret O Ochronie Wampirów.
Te niezrównoważone zwierzęta zagrażają każdemu z nas!
Dzisiaj Salomon Nott, jutro może to być sam Minister Magii.
Istota która dokonała tego haniebnego czynu zostanie pochwycona i skazana na śmierć przez ścięcie toporem o srebrnym ostrzu.
Nie będzie litości! Skoro ginie tak dobry, szlachetny człowiek, znany ze swych hojnych datków na szczytne cele Ministerstwa, jak wywodzący się ze starożytnego rodu Salomon Nott, trzeba zdusić to bestialstwo w zarodku.


Harry nie mógł uwierzyć w to co czytał: "niezrównoważone zwierzęta", gdyby tak było, to ciągle słyszałoby się o jakichś mordach.
"Jemu się już całkowicie we łbie poprzestawiało, myśli tylko o tej swojej politycznej karierze" - pomyślał Harry o Percym.
Chłopak był wstrząśnięty jawną ignorancją i zaściankowością myślenia młodego mężczyzny.
Był wstrząśnięty, że całkowicie został pominięty fakt przynależności Notta do Śmierciożerców, a podkreślona jego hojność finansowa względem Ministerstwa Magii.
Czuł jak mózg mu powoli zaczyna odkształcać pod wpływem przeczytanych informacji.
Opisana była też makabryczna śmierć Notta, ale Harry nie potrafił mu ani współczuć, ani się nad nim litować.
Poczuł cichą satysfakcję, gdy okazało się, że Salomon Nobliwy Obywatel Nott, został nafaszerowany Eliksirem Czuwania.
Potrafił się tylko z tego gorzko cieszyć.

Obrzydzeniem napawało go to, jak szybko został osądzony sprawca czynu.
Nie było mowy o żadnym uczciwym procesie i przesłuchaniu, ale kilka razy padało w artykule zapewnienie o rychłym pochwyceniu i straceniu zbrodniarza, który w oczach Harry'ego urósł do rangi bohatera.
Dla niego nie było żadnej wątpliwości, że ten kto dopuścił się morderstwa, znał zamiłowanie Notta do tortur. Świadczył o tym sposób egzekucji.
Bo dla Harry'ego było jasne, że to była egzekucja.
Za zwykłe porachunki nie zabija się w ten sposób. Tak się zabija kogoś, kogo chce się ukarać.

Artykuł liczył dwie strony, z czego połowę poświęcono na chlubny życiorys Notta i jego zasługi. Wspomniano też, że był Śmierciożercą, ale raz na zawsze „odwrócił się plecami do strony ciemności”.
„Strona ciemności – pomyślał rozzłoszczony chłopak – samiście ciemni jak tunel w tyłku.”

Najbardziej jednak wstrząsnęły Harrym następujące stwierdzenia:

Wszystkie zarejestrowane na terenie Londynu wampiry zostaną poddane przesłuchaniu. Jest ich tylko kilka – w tym jedna kobieta.
Wszystkie Instytucje, w których zatrudnione są zarejestrowane wampiry, są zobligowane do wydania ich na czas przesłuchań, które odbędą się na terenie Azkabanu. Przesłuchania podejrzanych zaczną sie od poniedziałku (...) Złoczyńca nie będzie miał prawdopodobnie procesu. Dopuścił się zbyt brutalnej zbrodnii.


Harry'ego zatkało. Wiedział jedno, że gdyby Ministerstwo nie było skorumpowane, ten kto zabił Notta, mógłby liczyć na uczciwy proces.
I ten teren Azkabanu...

A jeżeli wycofają ten dekret, to co stanie się z wilkołakami, które żadnym dekretem nie są chronione i z wszystkimi innymi istotami magicznymi i mieszańcami?
Chłopcu momentalnie przyszli na myśl Lupin i Hagrid.
„Ktoś zlikwidował niebezpiecznego sadystę, a oni mają pretekst do czystki.
I nikt nie będzie się teraz zajmował Voldemortem. Chore...” – myślał przerażony Harry.

Miało to jedno pozytywną stronę. Zielonooki, wyczulony na sprawiedliwość społeczną Gryfon nie myślał już o samobójstwie, ale o cyrku, jaki mial się zacząć w poniedziałek, czyli za cztery dni.

***

Severus nie poszedł na kolację. Jakoś mu się jeść nie chciało. Wszyscy wokół niego pomykali z "Prorokiem Codziennym" pod pachami, a członkowie grona nauczycielskiego łypali na niego niepewnie.
To nie poprawiało nastroju mistrza eliksirów.
"Przeczytam ten artykuł. Będę na topie - pomyślał. - A poza tym, to przecież opis mojego wyczynu.
Najpierw jednak udał się do skrzydła szpitalnego. W kieszeni miał dwie fiolki o których zapomniał.

Potter jadł... a raczej pałaszował rosół z kury i ogólnie wyglądał, jakoś za dobrze.
Snape pomyślał w pierwszej chwili, że Potter postanowił nie kończyć ze sobą, tylko po to by zrobić mu na złość, ale szybko zrozumiał absurdalność tego przypuszczenia.

Postawił fiolki na stole i wtedy TO ujrzał. Obok Pottera leżał Prorok.
- Mogę go na chwilę przywłaszczyć, Potter? - wyciągnął wiedziony nagłym impulsem rękę w stronę gazety.
- Oczywiście. Tylko proszę go nie drzeć. Chcę jeszcze raz przeczytać tą durną wypowiedź Percy'ego.
Severus popatrzył na Harry'ego przenikliwie.
- Czytałeś to już? - zapytał.
- Tak, sir. Radzę uzbroić się w cierpliwość.
Snape usiadł w nogach łóżka i pogrążył się w lekturze.
Z miejsca dostał apopleksji.
- Żesz kur**! Niech ja go tylko spotkam! - wyrwało mu się.
- Nie słyszałeś tego Potter - wysyczał groźnie patrząc na Harry'ego.
- A co niby miałbym słyszeć? - spytał nad wyraz grzecznie chłopak.

Po minucie dał się słyszeć pogardliwy rechot Severusa.
- Dobre! - powiedział - Napisali, że przeznaczył na Ministerstwo więcej kasy, niż Lucjusz Malfoy, czy Albus Dumbledore. Ale nawet słowem nie wspomnieli, że Dyrektor Hogwartu przeznacza krocie na sierocińce, także te mugolskie. Żałosne, żałosne. Chore i żałosne.
Harry'ego zatkało. Nie wiedział o filantropijnej działalności Dumbledore'a
Weszła Pomponia i chłopiec poprosił o dokładkę.
Pani Pomfrey poszła do kuchni, ale zanim to zrobiła obrzuciła niechętnym spojrzeniem Severusa. Harry wydawał się nim jednak nie przejmować.

- No proszę - powiedział Snape skończywszy czytać - Rita Skeeter. A swoją drogą, gdzie ona się wcześniej podziewała?
Harry uznał za stosowne, powód nieobecności dziennikarki, pominąć milczeniem.
- Nie wstrząsnęło to tobą, Potter? - spytał po krótkiej chwili Sev.
- Głupota Ministerstwa, wszechobecna korupcja, kretynizm Percy'ego i bezwstydność Skeeter? Owszem, wstrząsnęło - odrzekł rzeczowo i na temat.
- Generalnie Potter, wiesz że nie o to pytałem.
- Jak dla mnie, sir - powiedział chłopak spokojnie - to nie wymyślono jeszcze takiej kary na jaką zasłużył ten skur..., znaczy drań.

Wkroczyła Pomfrey z druga miską rosołu.
- Smacznego, Potter - powiedziała.
- Dziękuję.
Pomponia spojrzała niepewnie na Severusa, ale wszystko wydało się jej w jak najlepszym porządku i poszła na zaplecze.

- Powiedz mi, Potter - zapytał łagodnie, zajętego rosołem chłopca, Snape - co słyszałeś z mojej rozmowy z Profesorem Dumbledorem?
Harry się zakrztusił i miał już skłamać, że absolutnie nic, ale Severus go ubiegł.
- Nie otwieraj ust po to by łgać mi w żywe oczy. Doskonale wiem, że słyszałeś każde słowo. Taka już twoja uroda, Potter.
Nauczyciel westchnął z politowaniem.
- Ale będzie cyrk - powiedział refleksyjnie mistrz eliksirów. - Dopiero się zacznie. Niech lepiej Albus zaproponuje Lupinowi pobyt w Hogwarcie, bo wilkołaki pójdą na odstrzał jako pierwsze. Szczerze współczuję Weasleyom takiej latorośli.
- On się wyparł rodziców, sir - Harry z radością podchwycił inny temat niż kwestia jego podsłuchiwania.
- Jakoś się nie dziwię.
Severus spojrzał Harry'emu głęboko w oczy.
- Ty, Potter - powiedział łagodnie - kiedyś przez tą swoją ciekawość, kopniesz w kalendarz, jak przysłowiowy kot.*
- Ja wcale nie chciałem podsłuchiwać, tak jakoś wyszło - Harry wiedział, że nie brzmi to przekonywująco, ale nic innego nie miał na własną obronę.
- Tobie zawsze coś wychodzi, tylko nie to co potrzeba, Potter. Zresztą, przekonamy się jutro na eliksirach - orzekł chłodno Severus.
"Jakżeby inaczej" - pomyślał z przekąsem Harry.

*My mówimy, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, Anglicy mają przysłowie Curiosity killed the cat – Ciekawość zabiła kota.

***

Punktualnie o 19:30 Severus przybył pod drzwi gabinetu Dyrektora.
Zapukał.
- Proszę - dobiegł go stłumiony głos.
Mistrz eliksirów wszedł do środka.
- Dobry wieczór Dyrektorze.
- Dobry wieczór, Severusie.
- Mam pytanie - Jestem tu oficjalnie, czy prywatnie, panie Dyrektorze?
- Po części tak i tak - głos Dumbledore'a był łagodny i chłodny. - Usiądź Severusie, to trochę zajmie.
- Byle nie za długo, bo za pół godziny do mojego gabinetu przychodzi Draco. Ma szlaban.
- Zostaniesz tu tyle czasu Severusie, ile będzie konieczne. Uczeń może poczekać.
Snape popatrzył przenikliwie na Dumbledore'a.
- Widzę, że to coś poważnego.
- Przecież mówiłem.
- W takim razie, słucham Albusie.

Dyrektor westchnął ciężko. Poczuł się stary i zmęczony. Poczuł, że sytuacja go przerasta.
- Powiem wprost. Rozpętałeś piekło, Severusie. Rozpętałeś piekło na ziemi i podpisałeś na siebie wyrok.
- Nie boję się ani piekła, ani śmierci, ale i tak nie wiem o czym mówisz Albusie.
- Czytałeś ten artykuł w "Proroku Codziennym"?
- Czytałem. Nott zdechł, tak jak na to zasługiwał a Ministerstwo rozpacza rzewnymi łzami po hojnej, dojnej krowie. A że rozpęta się przy okazji piekło... To i tak była tylko kwestia czasu. Przecież nowy Wiceminister, który przyjmuje rządy wraz z Knotem już od niedzieli, nie spocznie, aż nie wytępi wszystkich "odmieńców". Szczerze powiedziawszy, Percy Weasley ma szansę stać się niezłą konkurencją dla Zagadkowego Toma.* Nadal jednak nie wiem, o co ci chodzi Albusie.

Dumbledore walnął pięścią w stół.
- Nie wiesz o co mi chodzi? Zabił go wampir! Zabił go wampir, który go znał osobiście, bo bez problemu wszedł do jego domu. Poza tym to była egzekucja, Severusie, a mało kto wiedział o sadystycznych zapędach Notta, aby mógł dokonać egzekucji.
- Równie dobrze mogła być to egzekucja polityczna. Wyobraź sobie, że on miał wrogów Albusie.
- Egzekucja polityczna nie wygląda w ten sposób, bo jest eliminacją, a nie egzekucją, o czym doskonale wiesz.
- Nadal nie wiem do czego pan zmierza Dyrektorze. - Severus postanowił grać na zwłokę. Był poirytowany.
- Nie wiesz do czego zmierzam?! Na miłość boską! Ilu wampirów znało Notta osobiście, ilu znało jego zamiłowanie do sadyzmu i ilu było świadkami tortur dziesięcioletniej dziewczynki, którym obraz skatowanego Pottera dobitnie o tym przypomniał? No ilu Severusie? Bo mi się wydaje, że tylko jeden, i to ten, który siedzi teraz naprzeciwko mnie.
- Ha. W końcu otwarte karty panie dyrektorze.
- Wiesz, co teraz będzie?
- Armageddon. Chyba, że ktoś przemówi tym dupkom w Ministerstwie do rozsądku i uświadomi, że głównym celem eksterminacji powinien być Lord Voldemort i jego najzagorzalsi zwolennicy.
- I kto twoim zdaniem miałby to zrobić. Ja? Ja już nie mam siły walczyć z ludzką głupotą Severusie, już chwilami mam dość.
- To może Potter? W końcu jest bohaterem.
- Uważasz to za zabawne?
- Nie, uważam to za tragiczne. Nie przejmuj się. Sam się udam z rana w poniedziałek do Ministra i przyznam się do morderstwa Notta. Wiem, że nie będę miał uczciwego procesu, ale szczerze powiedziawszy mi to zwisa.
- Nie możesz tego zrobić Severusie. Za bardzo potrzebuje cię Zakon.
- Przestań mi tu pieprzyć poprawnie polityczne bzdury! - żachnął się Snape - Wiesz co będzie jak tego nie zrobię? Tysiąckrotny Armageddon, a tak może sprawa z czystkami przycichnie. Nawarzyłem sobie piwa, to je wypiję.
- Wiesz, że to nic nie da, że Percy Weasley nie popuści. Taką już ma naturę. A Voldemort wykorzysta zamieszanie. Bardziej przydasz się żywy.

Severus schował twarz w dłoniach.
- Mogę zapalić? - zapytał.
- Pal.
Mistrz eliksirów wyciągnął paczkę papierosów, zapalił jednego i mocno się zaciągnął.
- To co? Mam siedzieć cicho i pozwolić ci ochronić mój tyłek, kosztem kogoś niewinnego, albo kosztem korupcji? - spytał po kolejnym z rzędu machu.
- Pojęcia nie mam, co teraz robić. Weasley to fanatyk i ma wielu zwolenników, i poprą go Śmierciożercy. Nie z miłości do Notta, ale żeby odwrócić uwagę od własnych działań. Nie mogłeś siedzieć spokojnie na tyłku?
- Siedziałem na tyłu siedemnaście lat. Bóg jeden wie ile on w tym czasie dzieci skrzywdził, Albusie. Nie rozumiesz?
- Rozumiem, Severusie, rozumiem. Ale czasami warto przeczekać.
- I ryzykować? Wiesz, co on by zrobił za dwa, trzy tygodnie z taką Granger i jej rodzicami Albusie? Zmiłuj się człowieku i nie pierdziel mi tu o siedzeniu na tyłku i ryzykowaniu życia niewinnych ludzi, błagam. - Wkurzony Sev zgrabnie zgasił peta w wyczarowanej przez gospodarza popielniczce.

Dumbledore popatrzył zmęczonym wzrokiem na Snape'a.
- Będzie trzeba znaleźć jakiś wyjście z sytuacji. Nie leź mi tylko w poniedziałek do Ministerstwa. Utracę jednego z najlepszych ludzi i przyjaciół, a nic w zamian nie zyskam ani ja, ani reszta czarodziejów. Może da się jeszcze przemówić do rozsądku Percy'emu.
- Nie licz na to.
- Dlaczego? - Oczy Dyrektora wyrażały bezbrzeżne zdumienie.
- Od dawna to podejrzewałem patrząc na Molly i Artura, a Potter potwierdził moje przypuszczenia w skrzydle szpitalnym. On się wyrzekł w imię kariery politycznej własnych rodziców Albusie. Myślisz, że posłucha głosu rozsądku?
Dumbledore wyglądał na załamanego, ale po chwili zabłysły w jego oczach przebiegłe ogniki.
- Daj mi pomyśleć do niedzieli. Chyba wiem jak sobie z tym poradzić, a przynajmniej załagodzić sytuację.
- Korupcja?
- Miejmy nadzieję, że nie.
- Jeżeli będziesz potrzebował galeonów, wiesz, że możesz na mnie liczyć. Osobiście jednak wolałbym iść i się przyznać.
- Ale tego nie zrobisz.
-Nie. Nie zrobię tego bo mi tak każesz. Jak zwykle. Pewnie lizałbym Potterowi buty gdybyś mi kazał to zrobić. Jestem lojalny jak pies. - W głosie Severusa brzmiał sarkazm i silna ironia.
- Nie zrobisz tego, bo cię o to proszę.- Łagodnie odpowiedział Albus.
- I tak przyjdą po mnie w poniedziałek. Zabiorą mnie na przesłuchanie.- Nie dawał za wygraną mistrz eliksirów.
- O to niech cię głowa nie boli.

- Czy to już wszystko panie dyrektorze? - zapytał Snape.
- Tak - odrzekł Albus.
Severus wstał i skierował się do wyjścia.
- W takim razie żegnam Albusie - powiedział już przy drzwiach.
- Ale zanim odejdziesz, mam do ciebie jeszcze jedno pytanie.- Starszy mężczyzna spojrzał mu głęboko w oczy.
- Słucham - grzecznie powiedział podwładny do swojego niekwestionowanego szefa.
Dyrektor popatrzył uważnie na jednego z najważniejszych członków Zakonu.
Splótł palce i oparł na nich w zamyśleniu głowę.
- Powiedz mi Severusie, czy masz chociaż nikłe wyrzuty sumienia po tym co mu zrobiłeś?
- Mam i one wcale nie są nikłe - Albus wyglądał na zaskoczonego, bo profesor mówił całkiem poważnie.
- Mam wyrzuty sumienia dyrektorze - na twarzy Severusa pojawił się gorzki uśmiech. – Mam cholerne wyrzuty sumienia, bo zakatrupiłem go o prawie osiemnaście lat za późno.

Snape wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi.
Dumbledore jeszcze długo siedział zamyślony przy swoim biurku, skubiąc długą białą brodę i zastanawiając się nad ostatnimi słowami swojego gościa.


*Riddle – ang. zagadka.

***

Severus przyszedł do swojego gabinetu Zapalił papierosa i zamyślił się nad zdarzeniami z ostatnich dni.
Sytuacja była trudna i ze wszech miar delikatna. Gdyby Lucjusz Malfoy nie siedział w więzieniu, mógłby do niego napisać. To wpływowy człowiek i coś by wykombinował.
Mimo wszystko Snape postanowił, że od razu po szlabanie Dracona napisze list do Lucjusza, by ten wiedział o wszystkim z pierwszej ręki. Poza tym, ze swoją myślącą głową i nie mniej myślącą żoną, która była dużo cwańsza i mądrzejsza, a także miała większy wpływ na despotycznego męża, niż niektórym się wydawało, mógłby nawet w więzieniu do czegoś się przydać.
Do Narcyzy także postanowił napisać, ale zupełnie inny list.

Z zamyślenia wyrwało go pukanie do drzwi.
- Proszę wejść - rzucił mistrz eliksirów przygaszając papierosa w gustownej popielniczce o kształcie zwiniętego węża. Wąż był zielony, miał piękne oczy zrobione z bursztynu i srebrny szlaczek, biegnący wdłóż smukłego ciała.
Tą popielniczkę, kupił Severus na jakiejś mugolskiej wyprzedaży. Bardzo ją lubił, jeżeli nawet nie kochał.

***

Był wtedy na przedmieściach Londynu. Było upalne lato. Lipiec 1990 roku. Sev przechadzał się między straganami obserwując mugoli. Tak naprawdę z biegiem lat nauczył się akceptować ten "gorszy gatunek" ludzi (jak on sam by był człowiekiem, zabawne), a nawet czuł do nich pewien rodzaj sympatii.
Trochę im nawet zazdrościł ich beztroski i błogosławionej niewiedzy o niektórych sprawach.
W pewnym momencie dojrzał tą popielniczkę na jednym z kramów. Były tam w przeważającej części bardzo gustowne bibeloty, nie takie badziewia jak u innych sprzedawców
Wyrzeźbiony w jaspisie wąż zdawał się mrużyć swoje bursztynowe oczy i mrugać zachęcająco do Severusa.
Mistrz eliksirów podszedł do straganu i zważył piękną popielniczkę w dłoniach.
"Barwy Slytherinu – pomyślał - aż się prosi, żeby go kupić."

- Czym mogę panu służyć? - spytała młoda kobieta o popielatych włosach i epatującym wyższością uśmiechu, żywcem wyjętym z magazynu mody
"Damulka" pomyślał z niesmakiem Sev, ale szybko się przekonał, że pozory mogą mylić.
Gdy spojrzał jej w oczy, w nich także dostrzegł uśmiech, ewidentnie świadcząc o tym, że nie jest płytką, zarozumiałą pannicą.
- Ile pani chce za tą jaspisową popielniczkę? - zapytał jak najbardziej obojętnym tonem.
- 200 funtów.
Severus uniósł brwi.
- Nie za dużo? Nawet z tymi bursztynami nie jest warta więcej niż 75 funtów.
- Owszem jest - kobieta uśmiechnęła się szerzej.
- Może mi pani to udowodnić? - zapytał Severus. Był zdeterminowany, żeby mieć tą popielniczkę.
- Po pierwsze, jest ręcznie rzeźbiona i ozdabiana - powiedziała spokojnie sprzedawczyni. Po drugie - dodała tajemniczym głosem - ale nie wiem, czy zechce pan ją kupić jak to powiem - zawahała się nagle.
- A o co chodzi? - zapytał Severus - W głosie kobiety było coś, co wzbudziło zaciekawienie mistrza eliksirów.
Wiedział jedno: musi mieć u siebie na biurku tego jaspisowego węża, ale w kieszeni miał tylko 250 funtów, a chciał zaliczyć jeszcze dobre zimne piwo (dużo dobrego piwa) w jednej z lepszych, mugolskiej knajp..
Dziewczyna dmuchnęła z irytacją, na lezące w oczy włosy i odgarnęła je na kark. Było tak gorąco, że Severus czuł jak jedwabna, czarna koszula z krótkim rękawem, klei się do niego w strugach potu. Sprawy nie ułatwiały też czarne, raczej dopasowane dżinsy, zwłaszcza, że przez nie wiele kobiet z zaciekawieniem oglądało pewną cześć jego ciała - i to nie tylko z tyłu - a niektóre uśmiechały się przy tym bezwstydnie, co raczej nie sprzyjało ochłodzeniu atmosfery.

- Ta popielniczka należała do osobistego wróżbity Hitlera i podobno jest obłożona klątwą.
Severusa naprawdę to zaciekawiło.
- Wiedział pan o tym, że Hitler miał swojego wróżbitę?
- Oczywiście. O tym akurat wie wielu ludzi..
Płowowłosa piękność o jasnozielonych oczach uśmiechnęła się szeroko, a później wypaliła.
- Tak, ale nikt prawie nie wie o tym, że miał jeszcze jednego wróżbitę. Anglika, zupełnie niezależnego od tamtego w Niemczech.
Rzeczywiście, Severus nie wiedział. Co prawda słyszał kiedyś jakieś plotki, ale to były tylko plotki.
- Mam mówić dalej? - zapytała.
- Tak, to ciekawa historia - powiedział szczerze czarnowłosy, czarnooki i na czarno ubrany mężczyzna, z ciekawym bladym tatuażem na lewym przedramieniu. Wizerunku dopełniały szkła przeciwsłoneczne - oparte teraz nad czołem. Mistrz nie wiedział, że wygląda dosyć pociągająco, co tylko dodawało mu uroku.

"Intrygujący typ" - pomyślała dziewczyna.
- Angielski wróżbita nazywał się Nicholas Black - Severus drgnął na dźwięk tego nazwiska - i twierdził, że jest wykwalifikowanym czarodziejem.
"Nie wątpię, że nim był" - pomyślał Sev.
- Ta popielniczka - ciągnęła dziewczyna, - została wykonana na zamówienie. To unikat. Jest taka tylko jedna, jedyna na świecie.
- Teraz rozumiem jej cenę.
- Wierzy mi pan? - spytała dziewczyna - poprzedni klient zarzucił mi, że wciskam mu kit.
- Ależ ja wiem, że pani nie kłamie - szczerze odrzekł mężczyzna. Jest pani uczciwą osobą. To widać.
Kobieta uśmiechnęła się promiennie.
- Skoro pan mi wierzy, to opowiem panu w nagrodę o rzekomej klątwie, a pan dopiero wtedy zdecyduje się czy ją kupić, czy nie i... spuszczę panu cenę do 175 funtów. - Nie mogła się powstrzymać. Ten facet mimo, że na początku ją zirytował był w nietuzinkowy sposób sympatyczny, a jednocześnie sprawiał wrażenie kogoś, kto wiele w życiu wycierpiał.
- Zamieniam się w słuch - Severus zdobył się na blady uśmiech.
- Zapewne wie pan, że niemiecki wróżbita przepowiedział Hitlerowi klęskę i został za to otruty przez jego ludzi.
Severus skinął głową.
- Anglik, zupełnie niezależnie od wróżbity niemieckiego, także przepowiedział Hitlerowi fiasko. On jednakże, przepowiedział mu też, że popełni samobójstwo. Adolf Hitler tak się wściekł, że nakazał Nicholasowi, aby to on samobójstwo popełnił, a ponieważ Black zauważył swój błąd i pożałował, że jest na usługach niebezpiecznego psychopaty z ulgą przyjął takie rozwiązanie.
- A klątwa? - Spytał zaciekawiony Severus.
Kobieta westchnęła cicho
- Sama nie wiem, czy to bujda na resorach, czy nie, faktem jest, że wszyscy dotychczasowi właściciele tego cudeńka mieli cholernego pecha...
- Pierwszym posiadaczem, był jakiś nawiedzony kolekcjoner, który za grube pieniądze wykupił ją z jednego z muzeów poświęconych Hitleryzmowi. W 1955 roku, jego żona i dwie córki zginęły w wypadku samochodowym. Facet nie zdzierżył i się powiesił. Cudeńko znowu trafiło do muzeum, ale nie na długo bo zostało skradzione. Nie wiadomo przez kogo, muzeum jednak zbytnio się tą stratą nie przejęło, poza jednym z kustoszy, który odnalazł popielniczkę w roku 1963 u jakiejś babinki w Glasgow. Twierdziła ona, że jaj poprzedni właściciel - sąsiad z naprzeciwka - utopił się dwa lata wcześniej we własnej wannie. Staruszce jednakże nic się nie stało.
Kustosz zabrał cudo do domu i w 1970 roku, zmarł na zawał serca z powodu bankructwa i notorycznych zdrad żony - ponoć nakrył ją w łóżku z facetem, w dniu w którym wylali go z pracy.
Popielniczka była przez dziesięć lat u wdowy i nic. Ale kiedy kobieta podarowała na 18. urodziny tą cholerę synowi... W 1985 roku jakiś psychopata wykończył jego młodziutką żonę. Zgwałcił ją i bestialsko zamordował. Facet trafił do psychiatryka..
Po tamtym wydarzeniu... cóż, nie wiem co się z nią działo. Dostałam ją kilka dni temu od starszej pani, która nie chciała mówić skąd ją ma, chociaż jej historię do 1985 roku z radością mi opowiedziała. Nie chce też za nią pieniędzy, ale i tak odpalę jaj 100 funtów. Wygląda na to, że klątwa o ile istnieje dotyka tylko mężczyzn... No i jak zdecydował się pan? – przez chwilę przestraszyła się, że odstraszyła potencjalnego klinenta, ale mile się zawiodła.

- Biorę ją - stwierdził rzeczowo Snape - jest ładna, stylowa i całkowicie w moim guście. Tą całą klątwę pewnie da się racjonalnie wytłumaczyć zwykłym zbiegiem okoliczności, ale jeżeli nie, cóż - spotka mnie za parę lat coś strasznego.
- Osobiście w to nie wierzę, bo wtedy za nic nie sprzedałabym jej żadnemu mężczyźnie. – Dziewczyna popatrzyła na niego z zainteresowaniem.
Severus uśmiechnął się do niej i wręczył dwieście funtów.
Odchodził już gdy kobieta krzyknęła:
- Pana reszta.
- Niech się pani nie wygłupia.
- To kwestia honorowa, nie mogę wziąć dwustu funtów - powiedziała i wręczyła mu 25 funciaków reszty.
- Rozumiem i dziękuję.
- Mam nadzieję, że ta bursztynowooka szelma nie przyniesie panu pecha.
- Ja sam jestem jednym, wielkim pechem. Poza tym, jak pani zapewne wie, złego licho nie bierze. - Severus uśmiechnął się ironicznie i odszedł w swoją stronę.


***

"No i w końcu, klątwa spadła także na mnie" - pomyślał z gorzkim rozbawieniem Severus.
Oczywiście wiedział, że klątwa to jawna bzdura. Czy miałby jaspisowego węża czy nie, zrobiłby to, co zrobił i koniec.
Prawdą było jedynie ciekawe pochodzenie popielniczki

Mistrz eliksirów popatrzył na Draco Malfoya.
- Dobry wieczór sir - powiedział chłopak.
- Dobry wieczór - Severus wstał - Idziemy.
Zaprowadził Dracona do pracowni, gdzie wręczył mu cały kocioł żab rogatych, które kazał mu poporcjować do specjalnych słoików.
Draco nie był zachwycony, ale nie powiedział ani słowa skargi. Profesor zasiadł za biurkiem i zaczął sprawdzać wypracowania piątoklasistów, które miał rozdać ocenione, następnego dnia.

***

Draco Malfoy uporał się z rogatymi żabami w trzy godziny. Mistrz eliksirów skończył niewiele wcześniej sprawdzać wypracowania, które jak zwykle były w 50% żałosnymi wypocinami.

Gdy Severus dotarł do swojej prywatnej kwatery, zabrał się za pisanie szczerego listu do Lucjusza, w którym przyznał, że od lat jest lojalny wobec Dumbledore'a i że to on zabił Notta - i dlaczego to zrobił.
W liście prosił Malfoya o zachowanie dyskrecji i o jakieś rady, co do zaistniałej sytuacji.
Doradził też Lucjuszowi, aby zmienił strony i został szpiegiem Ddumbledore'a kiedy wyjdzie z Azkabanu.
Oczywiście nie namawiał go natarczywie, ale przedstawił sporo całkiem sensownych argumentów, które skłaniały do przyjęcia takiej opcji.
Zaznaczył, aby stary przyjaciel odpisał mu na tym samym pergaminie, od razu jak przeczyta list, który był długi i bardzo szczery i Severus liczył na wzajemność w tym względzie.

Napisał też do Narcyzy. Była to prośba o spotkanie incognito w jakiejś mugolskiej knajpie. Dokładne miejsce i godzinę pozostawił do wyznaczenia jej.

Wziął korespondencję i udał się do sowiarni
Do pani Malfoy wysłał zwykłą płomykówkę, ale do Lucjusza...
Severus udał się na samo koniec sowiarni. Przyłożył lewą dłoń do ściany i wyszeptał, zmieniane co tydzień, hasło:
- Ester Novum.
Ściana rozstąpiła się przed nim posłusznie. W ogromnym pomieszczeniu siedział na grubej żerdzi słusznych rozmiarów, czarny jak noc orzeł królewski.
Ptak głośno kraknął na widok swojego pana. Liczył na kilkudniowy wypad, na wolną przestrzeń.
Kiedy zobaczył pergamin, zrzedła mu mina i ostentacyjnie wrócił do czyszczenia piór.
- Prometeuszu - zwrócił się do ptaszyska Snape - zaniesiesz ten list do Lucjusza Malfoya. Do Azkabanu. - Ptak żachnął się zanim Severus skończył mówić.
- Jak przyniesiesz odpowiedź wypuszczę cię na kilka dni - łagodnie przemówił mężczyzna.
Prometeusz spojrzał na swojego pana wielkimi ciemnogranatowymi oczami.
"Akurat" - mówił jego wzrok.
- Obiecuję - mistrzunio podrapał orła po głowie, co ten przyjął leniwym zmrużeniem oczu. Niechby jednak ktoś inny spróbował takiej poufałości...
- To bardzo ważny list - mówił Severus gładząc grzbiet ptaka, który przyglądał mu się teraz uważnie i równie uważnie słuchał jego słów.
- W żadnym wypadku nie może wpaść w niepowołane ręce. Rzucę na ciebie i na ten pergamin specjalny czar. Będziesz niewidzialny dla wszystkich poza adresatem i oczywiście mną. Ale bądź ostrożny, bo każde zaklęcie maskujące i ochronne można złamać, Prometeuszu - ptaszysko kiwnęło głową, przytakując.
- Będziesz mógł sobie bez wysiłku upolować jakąś mysz, albo królika, uważaj tylko, by nie zniszczyć pergaminu - Severus delikatnie ale skutecznie przywiązał rulon do posłusznie wyciągniętej nóżki ( a raczej nogi) orła.
- Relashio personarum intrata - powiedział kierując w orła różdżką, a następnie wypuścił ptaka na otwartą przestrzeń.
Prometeusz zaskrzeczał triumfalnie i rozłożył czarne skrzydła niknąc w mroku nocy.

"Jeszcze może się ta maskarada odwrócić na lewą stronę. Wszystko zależy od rozsądnej decyzji Lucjusza, roztropności Narcyzy i skutecznej strategii Dumbledore'a" - pomyślał z nikłą nadzieją Postrach Hogwarckich Matołów.

***
******

Ten post był edytowany przez em: 30.04.2008 17:18


--------------------
"KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Closed TopicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Kitiara
post 14.12.2004 13:47
Post #2 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 173
Dołączył: 08.12.2004

Płeć: jedyny w swoim rodzaju



Ostrzeżenie:
Ta część zawiera opis brutalnych czynów i chociaż starałam się nie skupiać na szczegółach i jak najdelikatniej opisywać sceny drastyczne ostrzegam o tym, że takowe się pojawiają.



Poniedziałek, 05.11.1996
Przesłuchanie uczniów.


Albus, Hermiona i Draco siedzieli na drewnianej ławeczce przed jedną z Sal Przesłuchań, na ostatnim piętrze gmachu. Pomieszczenie było opieczętowane zaklęciem wyciszającym, więc nawet gdyby w środku waliło się i paliło nie usłyszeliby najcichszego szmeru.
W środku siedział Harry. Siedział tam już godzinę.
Dyrektor zaczynał się martwić, ale postanowił nie pokazywać nic po sobie, żeby nie denerwować uczniów. Spojrzał na zegarek. Była dziesiąta dwadzieścia sześć.
„Pięćdziesiąt sześć minut”- pomyślał poirytowany.
- Napijecie się czegoś? – zapytał Hermionę i Dracona.
Prze cały czas, gdy Gryfon był przesłuchiwany, siedzieli w pełnym napięcia milczeniu. Hermiona myślała z niepokojem o tym, do czego mogą posunąć się mężczyźni przesłuchujący Harry’ego. Draco rozmyślał nad słowami profesora Snape’a”, a konkretnie nad tym, co oznacza „bycie szlachetnym” i jak daleko od tego ideału odbiega postawa nowego Wiceministra Magii.

Teraz dwoje młodych ludzi spojrzało na starszego mężczyznę z wyrazem zaskoczenia w oczach.
- Co? – spytał niezbyt inteligentnie Draco.
- Pytałem czy się czegoś napijecie. Tu na dole jest bufet, zjadę winda i coś wam przyniosę. Nie wiem jak wam, ale mi chce się pić.
Dwójka uczniów popatrzyła na siebie niepewnie i oboje szybko odwrócili wzrok. Hermionę irytowało to, że Draco wyglądał tak pociągająco z tym swoim dziwnym, smutnym wyrazem twarzy i głębokimi cieniami pod oczami. Z zainteresowaniem wlepiła wzrok w swoje pantofle.
- No, co wam przynieść?
- Kawę - odpowiedzieli równocześnie.
- Dobry wybór, ja też napiję się kawy – Dumbledore uśmiechnął się blado.
- Albo czekolady – wypalili obydwoje jak na zawołanie.
- No to może się decydujcie szybciej – Albus uśmiechnął się trochę szerzej.
- Herbaty – w obydwu młodych głosach zabrzmiała determinacja.
Gryfonka i Ślizgon spojrzeli na siebie mało przyjaźnie i popatrzyli wyrzutem na Dyrektora Hogwartu.
- W takim razie przyniosę wam kawę i jakieś ciastka – to mówiąc odwrócił się i pomaszerował do windy.

Gdy Dumbledore wrócił, zjedli w milczeniu cynamonowe ciastka i wypili kawę. Żadne z trojga ludzi nie potrafiło w pełni cieszyć się ich wybornym smakiem. Atmosfera był zbyt napięta.

*

Harry usiadł na niezbyt wygodnym krześle i patrzył ja dwóch mężczyzn zajmuje dwa wygodne fotele za obszernym biurkiem naprzeciw niego.
Chłopak rozejrzał się po sali. Nie była zbyt duża i nie było w niej żadnych zbędnych mebli, bo i po co.
- Teraz Potter, odszczekasz grzecznie, to, co powiedziałeś dziś rano – powiedział Weasley.
- Nie zamierzam nic odszczekiwać – spokojnie odpowiedział chłopak.
- Nie? Słyszałeś Igor, on nie – za –mie – rza - nic – od – szcze –ki - wać – Percy przedrzeźniał Harry'ego z kretyńską miną i przesłuchiwany pomyślał, że urzędas wygląda jak pawian popisujący się przed widownią w ZOO.
Czarnowłosy mężczyzna o piwnych oczach, z których wyzierała skłonność do okrucieństwa zarechotał głośno.
- Pan Potter – powiedział zimno – sam jeszcze nie wie, co mówi... Jeżeli będziesz z nami współpracował, to skończy się to szybko, łatwo i przyjemnie. Jeżeli nie, będziemy... niemili. – Mężczyzna mówił płynnie po angielsku, a w jego niskim głosie o ciemnej barwie pobrzmiewał, jedynie nikły, obcy akcent
Harry uśmiechnął się krzywo.
- Dlaczego nie widzę tu żadnego pióra, ani pergaminu? Zeznania nie będą spisywane? – zdziwił się nieszczerze.
- Inteligentna bestia z ciebie, Harry – wycedził Percy. – Ale w tym przypadku spisywanie zeznań mija się z celem. Ani ty, ani ten śmieć, Malfoy, syn Śmierciożercy, ani Mądralińska Granger nie jesteście warci marnowania papieru.
- Ja mam inne zdanie na ten temat. Nie wiem o co ci chodzi, ale w żadnym wypadku nie grasz fair, Percy.
- Nie jestem twoim kolegą, więc radziłbym ci zwracać się do mnie z należytym szacunkiem. O intencje, które mną kierują się nie martw. Mam na celu jedynie dobro społeczeństwa... Cel uświęca środkii. Nie wiedziałeś o tym?
- Nie wiedziałem, że można upaść tak nisko jak ty – Harry pogardliwie wydął usta.
Percy wstał, a Igor obserwował kumpla spod półprzymkniętych powiek drapieżnym wzrokiem.
- Jesteś źle wychowany – powiedział spokojnie rudowłosy mężczyzna i uderzył Harry’ego w twarz. Uderzył go na płask, wierzchem dłoni, tak aby nie uszkodzić skóry, a sprawić ból. – Następnym razem jak mnie znieważysz, użyje Tormentera, Potter.
Harry wiedział, co to znaczy. To była legalna wersja Cruciatusa, używana często przez Aurorów. Zaczynał się coraz bardziej bać o Hermionę. Ona nie była uległa i nie będzie miała lekko. Sam przyzwyczaił się już do bólu na tyle by wytrzymać wszystko, co panowie z Ministerstwa mogą mu zaoferować. O dziewczynę jednak się niepokoił.

- Powiedziałem prawdę. Salomon Nott mnie torturował przez dwa dni. Dlaczego nie zejdziecie do piwnicy jego domostwa i nie sprawdzicie? Obok spichlerza jest sala tortur. Chodzi o to, że wy nie chcecie znać prawdy. – W głosie Harry'ego brzmiała rezygnacja.
- Jesteś upośledzony przez ten swój kretyński znak na czole, Potter. Każdy o tym wie. Uroiłeś sobie, że byłeś torturowany, a teraz oczerniasz człowieka, który należał do jednego z najznakomitszych rodów czarodziejskich czystej krwi... Możemy ci to wybaczyć pod warunkiem, że odwołasz teraz to, co powiedziałeś i obiecasz nie powtarzać nikomu tych bzdur.
- Od kiedy czysta krew ma dla pana takie znaczenie, panie Wiceministrze Magii? – spytał drwiąco Harry
- Och, Potter... Czysta krew jest istotna, ale skąd ty możesz to wiedzieć? W końcu twoja matka pochodziła z mugolskiej rodziny...
- Spróbuj ją obrazić chociaż jednym słowem, to pożałujesz – wysyczał Harry.
- A co mi zrobisz? Twoja różdżka jest na dole, musiałeś ją zdać... Posłuchaj Potter, ty będziesz miły dla nas, my będziemy mili dla ciebie, zrozumiałeś?
- Nie będę kłamał. Powiedziałem prawdę i tylko prawdę i nie zmienię swoich słów.
- A cóż to jest prawda, możesz mi powiedzieć? – Percy sparafrazował jedno z najbardziej znanych pytań w historii procesów. – Cóż to jest prawda, Potter? – powtórzył drwiąco.
Igor Matrojew zaśmiał się, wyraźnie rozbawiony słowami kolegi.
Chłopak był przerażony. Zaczynał bać się nawet o Malfoya.
Oni mieli swoją prawdę.
Oni byli głusi na wszystko.
Oni nie zamierzali mu odpuścić.
- Nigdy nie zrozumiesz prawdy, Percy, bo jesteś kłamliwym sukinsynem – powiedział wypranym z emocji głosem Harry Potter.

Ból był straszny. Ale chłopak zacisnął zęby i wytrzymał. Zdołał nawet nie uronić ani jednej łzy.
- Uprzedzałem cię, Potter. Uprzejmość to istotna rzecz w kontaktach międzyludzkich. – Percy usiadł ponownie za biurkiem i położył na nim nogi.
Harry wstał, obolały, z podłogi.
- Chciałbym skorzystać z łazienki – powiedział cicho
- Proszę bardzo, panie Potter - Igor wskazał na drzwi za swoimi plecami. -Poczekamy. Nam się nigdzie nie spieszy.

- Potter – powiedział Percy, gdy Harry wrócił i usiadł na krześle – będziemy tu siedzieć dotąd, aż zrobisz to o co cię prosiłem. My mamy czas.
I siedzieli w martwej cisz prawie godzinę.
W końcu Igor wstał.
- To nie ma sensu. Chodźmy lepiej coś zjeść – powiedział do towarzysza.
Percy podniósł swój szlachetny, wiceministerski tyłek z fotela i popatrzył na Harry'ego.
- Dobrze. A tobą Potter zajmiemy się jak wrócimy. Tym razem dużo skuteczniej. Zrozumiesz może w końcu, co powinieneś zrobić.
„Nie to, co powinienem, tylko to co jest dla ciebie i twojej kariery wygodne” – pomyślał cynicznie Harry i wstał z krzesła.

*
Harry wyszedł za pięć jedenasta. Za nim wyszli Percy i Igor.
- Idziemy na dół napić się i coś zjeść – powiedział znudzonym tonem Wiceminister - a ty, Potter, przemyśl dokładnie to, co ci mówiłem. Przesłuchanie wcale nie musi być przykre.
- To oni cię jeszcze nie skończyli przesłuchiwać? – Hermiona była zbulwersowana.
- Powiedzieli, że mają czas.
- O co im do jasnej cholery chodzi. Ile można przesłuchiwać jedną osobę?! – nie wytrzymał nerwowo Draco.
Harry popatrzył na niego obojętnie.
- Nie chciałem im powiedzieć, tego co chcieli usłyszeć. Aha i nie używają Veritaserum, widocznie nie zależy im zbytnio na prawdzie – Harry uśmiechnął się krzywo, nie chciał ich niepokoić faktem, że nie ma sporządzanych żadnych notatek z tego pseudo-przesłuchania.
- To chyba dobrze – powiedziała Hermiona. – Nikt z nas nie wkopie profesora. Ups...
- Ja też znam prawdę – powiedział spokojnie Draco, a Dumbledore smutno się uśmiechnął. – I wiesz co, Granger, nie cieszyłbym się zbytnio z tego, że nie chcą użyć Veritaserum. Szczerze powiedziawszy raczej bym się tym martwił – blondas popatrzył na Hermionę dziwnie i gdyby dziewczyna go nie znała, pomyślałaby, że widzi w jego oczach troskę.
- Nie martwcie się na zapas – powiedział uspakajającym tonem Albus, który sam, wewnętrznie, niemal umierał z niepokoju o swoich uczniów. – Ale Draco i Harry mają rację. To świadczy tylko o tym, że nowy Wiceminister Magii wcale nie kieruje się dobrem wspólnym, a jedynie swoją własną wizją porządku publicznego. Cóż, jakoś trzeba to tymczasem przecierpieć.
I znowu zapadła cisza. Nie licząc małej chwili, gdy Dumbledore zapytał Gryfona o to, czy się czegoś napije i czy nie jest głodny, na co chłopak stanowczo i zwięźle odpowiedział „nie”, i poszedł na piętnaście minut do łazienki, gdzie wypalił cztery papierosy pod rząd.

*
Mężczyźni wrócili dopiero za dwadzieścia pierwsza i Percy drwiącym gestem, zaprosił Harry’ego z powrotem do Salę Przesłuchań. Chłopiec wstał i powlekł się w kierunki drzwi. Wyglądał jakby szedł na własną egzekucję.

- Witamy ponownie, panie Potter – Igor Matrojew rozsiadł się wygodnie w fotelu, popatrzył uważnie na Harry'ego i rzucił na biurko papiery, które ze sobą przytaszczył. Chłopak pomyślał, ze mężczyzna wygląda jak sęp obserwujący swoją ofiarę.
- No, Potter, zmieniłeś zdanie? – spytał Percy stawiając na biurku niedopitą kawę.
Harry popatrzył na nich zimno i usiadł bez słowa.
Mężczyźni spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Igor zaczął spokojnie przeglądać przyniesioną makulaturę.
- Nie masz mi nic do powiedzenia, Harry? – spytał chłodno Wiceminister.
- Co mam zrobić, żeby ci otworzyć oczy, co? – spytał Harry – Mam ci pokazać swoje blizny?
- Możesz robić co zechcesz. Nawet urządzić mini-przedstawienie, Potter... Jak już mówiłem, nam się nigdzie nie spieszy.
Zdesperowany chłopak zdjął szatę, a następnie rozpiął i zaciągnął koszule. Wcale nie chciał by ktoś oglądał jego oszpecone torturami ciało, ale miał nikłą nadzieję, że trafi Percy’emu do rozsądku.

Cóż.. Harry Potter, Chłopiec Który Przeżył, po raz kolejny w życiu naiwnie zaufał dobrej woli drugiego człowieka i po raz kolejny się zawiódł.
Wiceminister Magii doznał chyba lekkiego szoku bo pospiesznie odwrócił z obrzydzeniem wzrok i Harry poczuł przewrotną satysfakcję. Matrojew natomiast parzył na niego bez żadnego skrępowania, a nawet ze znudzeniem i z obojętnością.
- To niesmaczne, Potter – powiedział Percy. – Racz się ubrać.
- Ale zrobił mi to twój święty, niepokalany Nott. Dlaczego nie chcesz patrzeć? Nie podoba ci się ta część jego działalności? – Harry cynicznie się uśmiechnął. – Nie byłem jego jedyną ofiarą, on miał ich dużo, dużo więcej i zasłużył sobie na to, co go spotkało – głos chłopaka był bardzo cichy, bardzo stanowczy i bardzo smutny.
- Dosyć – Percy walnął pięścią w biurko – nie wiem kto ci to zrobił Potter, może nawet, sam sobie to zrobiłeś w jakimś napadzie szału – Harry nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. – ale nie będziesz nikogo oczerniał.
- Tak, sam sobie to zrobiłem, Percy. Sam sobie wyrwałem hakiem ciało na lewym boku. - głos Harry’ego był cichy, chłodny i cyniczny. - Musisz tego spróbować, nawet nie wiesz jak to rajcuje, zwłaszcza jeżeli wcześniej napijesz się eliksiru czuwania... ty pokręcony skrwielu.

Policzek, który wymierzył mu Igor był dużo bardziej bolesny od tego, jaki otrzymał od Percy’ego. Matrojew bił o wiele mocniej niż jego kolega . Tak mocno, że Harry się przewrócił.
- Pan wiceminister chyba ci mówił coś o uprzejmości, gówniarzu, prawda? – spytał cicho i łagodnie. – To było małe przypomnienie.
Chłopak poczuł pod powiekami palące łzy wstydu, bólu i poniżenia. Zacisnął zęby, wstał, bez słowa się ubrał i usiadł.
- Panie Potter, skoro nie chce pan współpracować, musimy użyć małej siły perswazji - zaczął Igor.
Harry nastawił uszu.
„Chyba nie będą mnie szantażować?” – pomyślał naiwnie.
- Pana Malfoya sympatią pan raczej nie darzy, więc sobie daruję wykład o jego pobycie w więzieniu i planowanym wypuszczeniu go na wolność dnia dziewiątego listopada bieżącego r oku, czyli za cztery dni... – Harry poczuł nieprzyjemny ucisk w okolicy żołądka
- Ale panna Granger to twoja bliska koleżanka... Jej rodzice to mugole... Prawda? – spytał od niechcenia, a Harry wcale nie zamierzał odpowiadać. – Nie chciałbyś chyba, Potter, by przydarzył im się jakiś przykry wypadek...
Chłopak zamrugał z niedowierzenia. Popatrzył zszokowany na Percy’ego, który uśmiechał się z wyższością
Zapadło milczenie. Długie piętnastominutowe milczenie, w czasie którego Harry stracił wiarę w sprawiedliwość.

- Nie ośmielicie się – wyszeptał wreszcie przesłuchiwany. Czuł się tak, jakby cały mózg mu wyparował, a w głowie została czarna dziura wypełniona pustką.
- Pomyśl spokojnie, czy twój upór jest wart śmierci dwojga ludzi, Harry.
- A co cię obchodzą mugole?- syknął chłopak.
- Mugole są niegroźni i zabawni, a czasem nawet się przydają, tak jak teraz. Gorzej z takimi wyszczekanymi szlamami jak Granger – warknął Percy, a w jego głosie brzmiała groźba..
Spojrzenie chłopca wyrażało totalny szok.
- Dlaczego ją wyzywasz? Przecież kiedyś się z nią kolegowałeś... – nie mógł uwierzyć Harry. Jego mózg wrócił na swoje miejsce, ale był teraz odwrócony na lewą stronę i nie funkcjonował prawidłowo.
- To nie wyzwisko, tylko adekwatne określenie, tak jak czarodziej, mugol, czy Śmierciożerca – spokojnie powiedział Percy, jakby tłumaczył coś małemu dziecku.
- To obraźliwy epitet stosowany między innymi przez Voldemorta... - Percy się wzdrygnął na dźwięk tego imienia - ...i Śmierciożerców. Określenie to czarodziej pochodzenia mugolskiego. Nie jestem idiotą.
- Zwał, jak zwał, panie Potter, czy to istotne? – odezwał się Matrojew. – Widzę , że nie boisz się wymawiać imienia najpotężniejszego czarodzieja wszechczasów, Potter – a Harry'emu wydało się, że usłyszał w głosie mężczyzny nutkę czci dla Voldemorta. – To albo wielka odwaga, albo głupota...
- Największym czarodziejem jest Albus Dumbledore – warknął Harry.
- Nieistotne... – Igor popatrzył uważnie na chłopca. – Istotne jest to, jakiego wyboru dokonasz. Myślę, że szlachetnego...
Harry popatrzył z bezsilną złością i smutkiem na obydwu mężczyzna.
- Obydwaj jesteście skurwielami, słyszycie?! JESTEŚCIE SKOŃCZONYMI SKuRWIELAMI!!!
Podwójny Tormrnter rzucił Harrym o ścianę i chłopak osunął się na podłogę. Omal nie zemdlał. Jeszcze chwila, a zacząłby krzyczeć, a z uszu i nosa chłopaka pociekłaby krew. Oni jednak wiedzieli kiedy przestać, by na ciele przesłuchiwanego nie zostawić śladów przemocy fizycznej.

Harry usiadł na podłodze i zapłakał z bezsilnej złości.
Siedział tak przez następne czterdzieści pięć minut zaciskał pięści, a z oczu kapały mu łzy.
Miał straszną ochotę zapalić, ale był prawie pewien, że mężczyźni odmówią mu tej przyjemności.
Obydwaj urzędnicy patrzyli na niego bez słowa i czekali na jego „szlachetną decyzję.”

*
Dumbledore spojrzał na zegarek. Była za piętnaście druga. Westchnął cicho.
- Martwi się pan? – spytał Draco. Od kiedy tu byli wypalił już piętnaście fajek ze zdenerwowania i wyciągnął szesnastą. Zajrzał do paczki. Zostały mu sporo, bo czternaście.
- Trochę – skłamał Albus. - Nie pal tyle, Draco...
- Psychicznie nie wyrobię, jak nie zapalę, sir.
- Jak uważasz – Dumbledore był zaniepokojony o Harry’ego, ale o pozostałą parę uczniów, która jeszcze nie została przesłuchana, także.
Draco od jakiegoś czasu nie chodził palić do łazienki. Wziął jeden z plastikowych kubeczków i napełnił go po części wodą, tworząc w ten sposób prowizorkę popielniczki. Było w miarę ciepło i blondyn zdjął już dawno swoja szatę i położył, schludnie złożoną, na ławce. Siedział sobie na podłodze pod ścianą, naprzeciwko dyrektora, żeby mu nie dmuchać dymem. Skrzyżował nogi, włożył papierosa do ust i zapalił. Z kieszeni spodni wyjął gumkę i związał długie już, sięgające do ramion piękne, jasne włosy. Oparł plecy o ścianę, zamknął oczy i zaciągnął się głęboko. Krawat z barwami Slytherinu leżał obok na podłodze.
Draco urósł sporo przez wakacje, tak samo zresztą jak Ron, czy Harry i teraz był już młodym mężczyzną. Młodym, przystojnym mężczyzną.
Hermiona wróciła z łazienki i obrzuciła go na pozór obojętnym spojrzeniem. Jego ciemnoszara koszula doskonale współgrała z odcieniem oczu chłopaka. Związane włosy odsłaniały silnie zarysowane kości policzkowe, a ciemna oprawa oczu pięknie kontrastowała z włosami i delikatną opalenizną skóry.
Wyglądał pociągająco, a papieros dodawał mu tylko uroku.
Hermiona miała przez chwilę ochotę usiąść przy nim, nawet poprosić go o papierosa i zapalić w jego towarzystwie. Paliła bardzo mało, a teraz miała na to ogromną wręcz chęć, ale miała też swoją dumę i dlatego skierowała kroki w kierunku ławki, na której siedział Dumbledore. Usiadła, założyła nogę na nogę i wsparła brodę na dłoni. dyrektor Hogwartu wyglądał jakby drzemał.
Draco popatrzył spod półprzymkniętych powiek nad Hermionę. Zmoczyła włosy i odgarnęła je za uszy. Wyglądała... ładnie.

- Chcesz zapalić, Granger? – spytał chłopak na tyle grzecznie na ile potrafił i zaciągnął się mocno.
- Nie, dzięki – skłamała Hermiona. – A w ogóle skąd wiesz, że palę?- dziewczyna wydęła z pogardą usta i Draco po raz tysięczny w tym roku pomyślał, że są piękne. Była w wakacje w Rzymie i mocno się opaliła, a jej wargi miały kolor bladych malin i były po prostu śliczne. Ona cała była... śliczna.
„Hola, Draco!” – sam siebie w myślach zganił Ślizgon.
- Ja wiem wszystko – odrzekł nonszalancko i zgasił papierosa
- Jak zwykle nad wyraz skromny i uprzejmy... – Hermiona się skrzywiła.
- Hej, wiem, że nie byłem dla ciebie miły, ale teraz jestem twoim towarzyszem niedoli. – Hermiona nie wierzyła własnym oczom, Malfoy się do niej uśmiechnął. - Chodź, nie krępuj się mam jeszcze... trzynaście – powiedział zapalając następnego.
- Idź, Hermiono – Dumbledore popatrzył na nią nieprzeniknionym wzrokiem, zza swoich okularów – połówek. – Ja muszę was na chwilę opuścić – Albus wstał i ruszył w kierunku łazienki.

Gryfonka podniosła się z ociąganiem i usiadła obok Ślizgona. Draco wyciągnął w jej stronę paczkę papierosów.
- Widziałem cię w październiku jak paliłaś za chatką Hagrida. Nieładnie... – Blondyn posłał jej złośliwy uśmiech.
- Odwal się – odcięła się ze złością i wyjęła papierosa
- Radziłbym ci poćwiczyć trochę pokorę, Granger, zanim wejdziesz tam... – chłopak skinął głową w kierunku drzwi, za którymi przebywał w tej chwili Harry.
- Oni chyba nie lubią, gdy tak im się odpowiada.
Hermiona wzruszyła ramionami, ale w duchu przyznała Draconowi, który właśnie podpalał jej papierosa, racje.
- Od dawna palisz? – spytała obojętnie.
- Od piątego roku, ale dopiero od wakacji nałogowo. A ty?
- Od wakacji, ale ja palę bardzo mało.
- Rozumiem. Denerwujesz się?
- A ty byś się nie denerwował, gdyby siedział tam teraz twój przyjaciel? – zirytowała się Hermiona i zaciągnęła się mocno dymem. Odprężyła się lekko.
- Nie wiem – odpalił Draco. – Widzisz, Granger, ja, w przeciwieństwie do ciebie, nie mam prawdziwych przyjaciół. – W jego głosie była szczerość i gorycz, i Hermiona spojrzała na niego niepewnie, niemal z sympatią, ale za chwile powiedziała całkowicie chłodnym tonem:
- A czyja to wina Malfoy? Chyba nie moja...
- Rozumiem twoją delikatną aluzję. Nieważne...
Zapadła cisza i spokojnie dopalali papierosy.
Gdy skończyli Hermiona udała się do bufetu po litrową butelkę wody mineralnej.

*
- Namyśliłeś się, Harry? – spytał, w końcu, siedzącego na podłodze chłopaka, Weasley.
- No, panie Potter, liczymy na mądrą decyzję z pana strony – Matrojew popatrzył Gryfonowi głęboko w oczy. – Jak będzie?
Harry czuł się absolutnie bezsilny.
- Dobrze – powiedział i automatycznie poczuł pogardę do samego siebie. – Zgadzam się.
- Ach, więc jesteś rozsądnym, młodym człowiekiem, Potter – Percy uśmiechnął się paskudnie. Słucham...
- Odwołuje wszystko, co powiedziałem o Salomonie Nottcie i obiecuje nikomu więcej nie mówić o tym i zaprzeczać, jakoby Salomon Nott kiedykolwiek mnie torturował...
- To rozumiem – Igor uśmiechnął się paskudnie. – Inteligentna młodzież zamieszkuje Wielką Brytanię. To się chwali. Moja matka była rodowitą Brytyjką, oczywiście czystej krwi – dodał patrząc z pogardą na Harry’ego.
Chłopak poczuł, że jego krew wrze, ale nie dał się sprowokować.
- Dobra, koniec pieśni – radośnie stwierdził Weasley. – Idziemy rozprostować kości.
Jesteś wolny, Harry. Musisz tylko jeszcze poczekać na swoich znajomych ze szkoły - Jeżeli też są tacy chętni do współpracy, jak ty, będzie dobrze – Igor uśmiechnął się drapieżnie, a Harry poczuł lodowaty dreszcz niepokoju biegnący wzdłuż kręgosłupa.

*
Wyszli równo o drugiej, w momencie kiedy Hermiona wróciła z butelką wody pod pachą.
- No i znowu sobie na nas poczekacie – Percy wyglądał na radosnego.
- Nie wątpię – syknął pod nosem Draco.
- Mówiłeś coś, Malfoy? – spytał niemal uprzejmie wiceminister.
Draco nadal siedział pod ścianą. Podniósł wzrok na Percy’ego.
- Mówiłem dobrze, sir – chłopak bezczelnie popatrzył urzędnikowi w oczy, a w jego głosie pobrzmiewał cynizm z domieszką ironii.
- Potter się oduczył arogancji, ciebie też to czeka, Malfoy.
- Ja się arogancji nigdy nie oduczę – Harry popatrzył na Percy’ego obojętnie i wyjął papierosa. – Odziedziczyłem tą cechę po moim szlachetnym rodzicielu i jestem z niej dumny.
- To zupełnie tak jak ja, Weasley – Draco uśmiechnął się szeroko do wiceministra i puścił mu figlarnie oko.
- Zobaczymy Malfoy, czy będziesz taki hardy na przesłuchaniu.
- Nie sądzisz chyba, że będę ci lizał buty, Percy?– Draco poczuł się zirytowany.
Dumbledore posłał blondynowi ostrzegawcze spojrzenie.
- Jeżeli będę ci kazał, to wyliżesz mi nie tylko buty – warknął Weasley, a Matrojew zaśmiał się beztrosko.
Draco zrobił się najpierw czerwony na twarzy, a po chwili niemal bardzo blady.
Nie był do końca pewien, czy się nie przesłyszał.
Hermiona przygryzła wargę i spuściła wzrok. Poczuła się zażenowana i zaniepokojona słowami mężczyzny. Jej też – tak jak wcześniej Draconowi - zrobiło się za ciepło i teraz siedziała trzymając szatę przewieszoną przez prawe ramię.

Harry osunął się pod ścianę tuż obok Hermiony. Wziął od przyjaciółki wodę i pił teraz dużymi łykami. Był obolały i czuł się wyschnięty w środku. Odstawił butelkę i wytarł usta.
Zaśmiał się cicho i spojrzał z pogardą na wiceministra.
Dumbledore wstał. Był zły.
- Posłuchaj Percy, licz się ze słowami. Jeżeli nie zauważyłeś to tu siedzi MŁODA KOBIETA!
- Wszystko zależy od nich - spokojnie odpowiedział urzędnik. – Co prawda, w większej mierze może od Malfoya. Jego chcę zapytać o parę istotnych rzeczy. – Ale tej młodej kobiety słowa skierowane do Malfoya także dotyczą, Dumbledore – Percy popatrzył z jednoznacznym wyrazem twarzy na Hermionę.
Dziewczyna nie wytrzymała psychicznie. Rzuciła swoją szatę i pomaszerowała, wściekła, do łazienki. Trzasnęła drzwiami tak, że aż poszło echo.
„Nie będę pokorna i nie będę z nikim współpracować, nie będzie jakiś pieprzony urzędas obrażał mojej godności” - pomyślała roztrzęsiona.
Odkręciła kran i zanurzyła głowę pod zimną wodą.

Draco, Harry i Albus patrzyli wstrząśnięci na 2iceministra.
- Strasznie mi przykro, że ukończyłeś moją szkołę, Percy – powiedział smutnym głosem Dumbledore. – Nawet nie wiesz jak bardzo.
- Ja też żałuję, że nie uczęszczałem do Durmstrangu. Tam jest o wiele wyższy poziom. A co do panny Granger, radzę jej przekazać, żeby więcej nie zachowywała się tak po chamsku jak przed chwilą. Ona jest najbardziej bezczelna i wyszczekana z całej trójki tych bachorów. Niech lepiej panuje nad sobą.
- Nie jestem pewien, kto tak naprawdę zachował się po chamsku, szanowny panie wiceministrze – Harry był po przesłuchaniu i było mu wszystko jedno.
I tak zamierzał się otruć dziś wieczorem...
- A ja jestem pewny. Właśnie patrzę na chama – powiedział spokojnie Draco, wstając z podłogi i spoglądając Percy’emu prosto w oczy.
- DRACO! – Dumbledore spojrzał przerażony na blondyna.
Był pewien, że młody urzędnik da mu w twarz.
Percy nic takiego nie zrobił. Popatrzył z nienawiścią na obydwu chłopców i podszedł do Malfoya, który spoglądał na niego spode łba, zupełnie tak jak Harry na Dracona dzień wcześniej.
Percy spojrzał mu głęboko w oczy z odległości zaledwie pięciu centymetrów, i mimo że rudy mężczyzna miał 190 cm wzrostu, Draco nie musiał wcale wysoko podnosić głowy, bo był niewiele niższy. I wcale, ku zaskoczeniu Wiceministra, nie odwrócił wzroku.

- Ani mi się waż znów uderzyć któregokolwiek ucznia. Draco miał racje. Molly na pewno wpoiła ci szacunek do kobiet i dobrze by było gdybyś go przestrzegał. – warknął poirytowany Albus, ale Weasley nie zwrócił na niego najmniejszej uwagi.
- Malfoy – powiedział bardzo cicho, tak żeby tylko chłopak go usłyszał. - Twój ojciec siedzi w więzieniu... Chyba nie chcesz, żeby stała mu się krzywda? Żeby na przykład ruszyło go sumienie i popełnił samobójstwo... Licz się ze słowami – Percy uśmiechnął się paskudnie. - Z Granger zrobię wszystko, na co będę miał ochotę, a ty będziesz siedział cicho, właśnie ze względu na swojego starego.... Radziłbym wysoko posuniętą kulturę osobistą... Jasne?
Draco zrobił się niemal idealnie przezroczysty. Nie był w stanie nic powiedzieć.
- Jasne? – wysyczał Percy.
- Tak – głos blondyna był ledwie słyszalny.
- Tak jest, sir – warknął cicho wiceminister. – Więc, jasne?
- Tak... jest, sir – chłopak czuł się tak, jakby śnił jakiś surrealistyczny koszmar.
- To rozumiem... – Percy odwrócił się i ruszył razem z Igorem w kierunku windy.

*
Draco osunął się, niemal bezwładnie, pod ścianę. Albus patrzył na niego uważnie, ale nie pytał o nic. Wiedział, że chłopak i tak mu nie odpowie.
W żołądku starszego mężczyzny uformował się ogromny supeł i powoli się teraz zaciskał. Dumbledore usiadł na ławce i ukrył twarz w dłoniach.

Harry patrzył uważnie na Ślizgona. Chłopak wyjął papierosy. Gryfon zauważył, że drżą mu ręce. Zaczął się zastanawiać, co takiego powiedział mu Percy. Draco wyglądał tak jakby miał się za chwilę popłakać, albo wpaść w szał. Albo jedno i drugie.
„Wolę nie wiedzieć, co usłyszał” –pomyślał Harry.
Malfoyowi trzęsły się trochę dłonie i upuścił papierosa.
- Cholera! ... Przepraszam, panie dyrektorze... – popatrzył niepewnie na starszego mężczyznę.
- Nic nie słyszałem, jestem już stary i chwilami przygłuchy – Albus machnął uspakajająco ręką.
Draco obdarzył mężczyznę spojrzeniem pełnym wdzięczności i szacunku.
„Ja miałem go za starego głupca. A on dba o nas wszystkich tak samo i jest wyrozumiały...”- pomyślał ze skruchą
Chłopak podniósł papierosa i zapalił. Był roztrzęsiony. Nie mógł uwierzyć w to co usłyszał od Percy’ego. Zaciągał się tak mocno, że skończył palić już po czwartym „machu”. Odetchnął głęboko.

Harry wyjął swoje papierosy i także zapalił. Dumbledore tylko pokiwał głową z dezaprobatą, ale nic nie powiedział. On też (chociaż trudno w to uwierzyć) miał kiedyś szesnaście lat. A poza tym okoliczności były wyjątkowe i Albus był zbyt wściekły na Ministerstwo, by zastanawiać się nad tym, czy na korytarzu wolno palić. Szczerze powiedziawszy nic, a nic go to nie obchodziło.
- Masz Potter. – Harry spojrzał w górę. Draco podawał mu „popielniczkę”.
Gryfon strzepnął popiół już dwa razy bezpośrednio na wypucowaną podłogę holu. Była co prawda szara, ale mimo wszystko... Percy był nieobliczalny.
Zielonooki chłopak wziął od Ślizgona plastikowy kubeczek i postawił obok siebie na ziemi.
- Mogę zapalić razem z tobą? – spytał Draco.
- Po pierwsze, z tobą nie rozmawiam, a po drugie, miałeś się do mnie nie zbliżać.

Wróciła Hermiona i usiadła na ławeczce obok dyrektora. Był spokojna i smutna.
Dumbledore ją objął, a ona przytuliła się, z wdzięcznością, do starszego mężczyzny.
- Wszystko będzie dobrze – powiedział staruszek nieumyślnie kłamiąc w dobrej wierze.

- Po pierwsze to są wyjątkowe okoliczności, a po drugie nie masz różdżki, Potter – odpowiedział blondyn czarnowłosemu Gryfonowi, patrząc uważnie na Dumbledore’a i Hermionę.
- Za to, mogę cię udusić...
- Posłuchaj – powiedział Draco bezceremonialnie sadowiąc się obok Harry’ego. – Przepraszam za ten wczorajszy incydent. Zachowałem się jak cham.
Harry nie wierzył własnym uszom.
- Jak cham i jak gówniarz... – Draconowi wcale nie przyszło łatwo przyznanie się do błędu, oj nie...
Gryfon nie zamierzał mu ułatwiać zadania.
- Naprawdę, sam bym nigdy nie zauważył... – Harry uśmiechnął się sardonicznie.
- Boże! – Ślizgon się zirytował. – Potter, mi naprawdę przykro za wczoraj i za czwartkowy poranek też... Mówię poważnie. Nie chcę, żebyś mi wybaczył, nawet tego nie oczekuję, chcę tylko zapalić w twoim towarzystwie... – Malfoy nie mógł sam wierzyć to co mówi, po prostu czuł, że tak powinien.
Harry popatrzył na niego uważnie, a potem poczęstował go bez słowa papierosem.

Hermiona obserwowała z zaciekawieniem Dracona i Harry’ego. Obaj byli wysocy i przystojni. I jacyś tacy poważni. Jeden był jej przyjacielem a drugi zagorzałym wrogiem, ale czy ona chciała żeby ten blondyn pozostał jej wrogiem nadal? Tego dziewczyna wcale nie była taka pewna.
Czuła do niego uraz za wszystkie złe słowa, które jej powiedział, ale dziś zachowywał się inaczej, jakby dojrzalej.
Ślizgon spojrzał na nią i Hermiona odwróciła wzrok. Miał piękne oczy i patrzył na nią jakoś tak dziwnie, jakby ze smutkiem.

- Boję się o nią – powiedział bardzo cicho Malfoy do Pottera.
Harry spojrzał na Hermionę przytuloną do Dumbledore’a.
- Ja też – szepnął.
- Dumbledore, chyba też jest trochę zaniepokojony – Draco zaciągnął się mocno.
Obydwaj popatrzyli na lewo. Albus ścisnął lekko ramię dziewczyny i mocniej ja do siebie przytulił, jakby na potwierdzenie obaw obydwu młodzieńców.
– Może niech Granger uda, że zachorowała, albo co... - czarnowłosy chłopak usłyszał zdesperowany szept.
- Ona na to nie pójdzie – cicho i stanowczo stwierdził Harry – Jest za bardzo honorowa i ambitna, Malfoy.
- Zdążyłem się tego domyśleć. Do dziś pamiętam, jak potrafi przylać w mordę – Gryfon popatrzył zaciekawiony na współpalacza , wydawało mu się, że w głosie Dracona zabrzmiał sentyment.
- Jak tęsknisz za tym, to jej powiedz, myślę, że chętnie przywali ci po raz drugi.
Malfoy zarumienił się jak piwonia.
- Och, zamknij się – syknął.
- Rany, Malfoy – wysyczał Harry – Hermiona ci się podoba...
- Wcale nie! – to powiedziane było stanowczo za szybko, za głośno i zbyt zapalczywie i Draco przeklął siebie w duchu za taką reakcję.

Hermiona i Albus spojrzeli na nich odruchowo.
Draco zarumienił się jeszcze rozkoszniej i dziewczyna przygryzła delikatnie dolna wargę, gdy na niego spojrzała.
„Po co on tak wygląda?” – pomyślała skonsternowana i szybko odwróciła wzrok przytulając się mocniej do dyrektora. Malfoy był jej wrogiem i koniec. Wcale nie zamierzała się stąd ruszać. Było jej dobrze w objęciach starszego siwowłosego i siwobrodego pana, który zachowywał się teraz nie jak profesor, ale jak ukochany dziadek, którego nigdy nie miała...

Gryfon uśmiechnął się zalotnie i uniósł łobuzersko brew
- Nie, a krowy latają – wyszeptał.
- Idę do łazienki – urażonym tonem zakończył rozmowę Draco.
Reszta oczekiwania minęła w ciszy i spokoju. Jak to mawiają mugole - nie bez racji - cisza zawsze występuje przed burzą...

***
Panowie przyszli dopiero o godzinie czwartej. Wyglądali na zadowolonych.
- Zapraszamy – Igor uśmiechnął się szeroko.
Obydwaj zdjęli oficjalne, granatowe szaty i trzymali je na rękach.
Draconowi bardzo nie spodobał się ten luz i cwaniacki wyraz twarzy Przewodniczącego Komisji Jakiejś Tam .
- Madame pierwsza – Percy uśmiechnął się niemal kurtuazyjnie.
Hermiona nagle bardzo się przestraszyła. Popatrzyła na Albusa wzrokiem wystraszonej sarny. Starszemu mężczyźnie ścisnęło się serce, ale powiedział ciepłym, cichy głosem:
- Idź, dziecko.
Dziewczyna wstała, ale zamknęła swoją dłoń na dłoni starego czarodzieja.
- Niech pan idzie ze mną – łamiącym się szeptem, i niespodziewanie dla samej siebie, poprosiła Hermiona.
- Wiesz, że nie mogę – cicho odpowiedział Dumbledore.
Gryfonka puścił dłoń mężczyzny. Wzięła z ławki swoją szatę, którą Harry ładnie złożył, po tym jak wybiegła do łazienki. Przytuliła ją do siebie obronnym gestem, tak jakby ten kawałek materiału mógł obronić ją przed wszelkim złem.
Dumbledore patrzył na nią z niepokojem.
- Po co ci to? – Percy roześmiał się Hermionie w twarz i wyrwał czarną szatę z jej rąk. Dziewczyna poczuła od mężczyzny słabo wyczuwalny zapach alkoholu i przestraszyła się jeszcze bardziej. Wiceminister odrzucił jej szatę na środek podłogi, jak zużytą szmatę.
Draco bez słowa wstał, zabrał z podłogi czarne okrycie i podał je z powrotem Hermionie. Popatrzył Percy’emu prosto w oczy, odwrócił się i usiadł obok Albusa.
Dziewczyna przytuliła do siebie szatę.
Percy ponownie ją wyrwał z jej rąk i ponownie rzucił na podłogę.
- Percy! – wstrząśnięty Albus popatrzył z przerażeniem na wiceministra.
- Mamy czas – powiedział spokojnie Igor.
Harry zabrał szatę przyjaciółki z podłogi, złożył ją i położył na ławce.
Popatrzył na Percy’ego ze szczerym smutkiem i bez słowa poszedł do łazienki.

Igor pchnął lekko dziewczynę w stronę drzwi i Hermiona weszła niemal na ugiętych nogach do sali przesłuchań. Boże jak ona się bała. Chyba wcześniej nie bała się tak nigdy w życiu. Nawet podczas walki w zeszłym roku. To był zupełnie inny lęk.
Nieokreślony. Paraliżujący. Ogarniający zimną falą całe wnętrze, zmysły i umysł.
Lęk przed niewiadomym.
- Pan też, panie Malfoy – Hermiona usłyszała głos Percy’ego i część kamienia zaległego na jej piersiach opadła. Zdecydowanie bardziej wolała być tu nim, niż sama. - We dwójkę będzie wam raźniej – mężczyzna uśmiechnął się cynicznie.

Albus i Harry popatrzyli na siebie z lekką ulgą. Teraz bali się o pannę Granger trochę mniej.
Draconowi jednak nie ulżyło. Percy będzie koniecznie chciał mu pokazać, że to on tu rządzi i nie wiadomo do czego może się posunąć. Teraz chłopak przeklinał siebie za to, że nie powstrzymał się i nazwał go chamem.

*
- Proszę – nonszalancko powiedział Percy do Malfoya i Draco w szedł do Sali Przesłuchań.
Weasley wyjął różdżkę i wyczarował jeszcze jedno krzesło.
Chłopak z ogromnym niepokojem wyczuł, że, od obydwu mężczyzn, zajeżdża alkoholem.
Igor i Percy rzucili niedbale swoje szaty na ogromne biurko.
„Ciekawe, co na to Knot” – pomyślał cynicznie Ślizgon.
Spojrzał na przestraszoną współtowarzyszkę. Przez chwilę miał ochotę ją przytulić...
- Siadajcie! - rozległ się głos Wiceministra Magii
Draco i Hermiona usiedli na niewygodnych krzesłach, a Igor Matrojew zaczął nucić jakąś wesołą melodię.
- Od czego by tu zacząć.... – Percy wygodnie rozsiadł się w fotelu i bez żenady lustrował odkryte do kolan nogi dziewczyny i jej spory biust opięty granatową bluzką. Hermiona bawiła się niezręcznie krawatem z barwami Gryffindoru i patrzyła zażenowana w podłogę.
- Z całym szacunkiem – odezwał się potomek Lucjusza Malfoya na tyle grzecznie na ile potrafił, biorąc pod uwagę niedorzeczność sytuacji. – Chciałem zwrócić panom uwagę na to, że pili panowie alkohol podczas pracy. Tak chyba nie wypada...
- Nie ty będziesz oceniać, co wypada, a co nie – Percy popatrzył na niego jak na insekta.
Hermiona z zakłopotania przygryzła odruchowo i nieświadomie dolną wargę, nie mając pojęcia, że ten gest wygląda niezwykle pociągająco i jedynie pobudza erotycznie obydwu zaprawionych alkoholem mężczyzn.
- Najpierw małe przedstawienie sytuacji, prawda Igorze? - Percy uśmiechnął się cynicznie, a jego bułgarski kamrat odpowiedział takim samym uśmiechem.
- Najpierw ty Granger. Jesteś szlamą i nie masz nic do powiedzenia, chyba, że cię o coś zapytamy. Jesteś z góry na pozycji przegranej... Szlamy jak szlamy, są i
trzeba je tolerować. Ale szlamy wyszczekane i aroganckie tak jak ty, to nic innego jak śmieci... Pamiętaj, że każde impertynenckie słowo z twoich ust, będzie odpowiednio ukarane. Siedź więc cicho na tyłku, słuchaj i bądź grzeczna.
W oczach dziewczyny zalśniły łzy, ale przełknęła zniewagę i milczała.
- Malfoy – zwrócił się, szeroko uśmiechnięty, wiceminister do zszokowanego jego słowami chłopaka – jesteś synem Śmierciożercy. Każdy Śmierciożerca to śmieć, odpad społeczny, ty jako syn Śmierciożercy Lucjusza Malfoya, też automatycznie jesteś śmieciem. Jesteś więc na takiej samej pozycji co Granger, ale ty możesz mówić. Odpowiesz mi na kilka pytań i to od ciebie, w dużej mierze, będzie zależało jak długo przesłuchanie będzie trwało i w jakiej przebiegać będzie atmosferze... Zrozumiałeś?
- Tak, sir – pobladłymi wargami wyszeptał młodzieniec.
- Nie słyszałem, panie Malfoy – Igor odwrócił się od okna w stronę blondyna.
- Tak , sir! – powiedział głośniej, zachrypniętym, ze niepokoju i oburzenia, głosem Draco.
- Tak lepiej.. – Matrojew usiadł wygodnie w fotelu i bezczelnie zaczął gapić się na Hermionę, która zapragnęła jak najszybciej stąd wyjść.

- Powiedz, Malfoy – zaczął Percy – przyjaźnisz się z profesorem Snapem? Nie wiem jak wampir może być profesorem, ale u Dumbledore’a wszystko jest możliwe.
- Nie. Profesor Snape przyjaźni się z moim ojcem, a nie ze mną. To istotna różnica.
- Pozwól, że o istocie różnic będę decydował ja, a nie ty – sucho skomentował Percy.
- Zawsze byłeś traktowany przez niego nieco lepiej niż inni uczniowie, to prawda?
- Profesor Snape zawsze odnosił się do mnie raczej ciepłym tonem, ale on wyróżnia wszystkich Ślizgonów. – Draco dostrzegł niebezpieczny błysk w oczach swego rozmówcy i szybko załagodził sytuację. – No, mnie chyba trochę bardziej wyróżnia – dodał szybko.
- Rozumiem. Od jak dawna wiesz, że jest wampirem?
- Od dwóch lat to podejrzewałem, teraz już mam, co do tego pewność – spokojnie powiedział Draco. – Myślę, że moi rodzice o tym wiedzą, ale mi nigdy o tym nie powiedzieli.
- Powiedz mi, czy kiedykolwiek zachowywał się agresywnie wobec uczniów, albo użył przemocy fizycznej?
- Nigdy - odpowiedział spokojnie Draco.
Obawiał się, że Percy będzie się czepiał, ale nic takiego nie nastąpiło.
- Pamiętasz, co robił Profesor Snape wieczorem w Noc Duchów, trzydziestego pierwszego października bieżącego roku? To znaczy, czy był na uczcie?
Draco udawał, że się zastanawia. Jeżeli powie, że został do końca, Percy zarzuci mu kłamstwo, jeżeli powie, że wyszedł jak zwykle wcześniej, Snape przesunie się z pozycji podejrzanego, na pozycję oskarżonego.
- Uczta trwała do 23, a on wyszedł około 22 – skłamał Draco. Severus wyszedł z uczty o 21.
- Czy wyglądał na złego albo zdenerwowanego? Czy zachowywał się dziwnie?
- Absolutnie nie – powiedział ze spokojem Draco, najprawdziwszą prawdę.
Teraz zdał sobie sprawę, że najostrzejszy belfer był tego wieczora nadzwyczaj spokojny, ale o tym wolał nie mówić.
- Czy widziałeś go później tego wieczora?
- Tak – skłamał gładko chłopak – przyłapał mnie o północy jak łaziłem po korytarzu i kazał mi wracać do siebie. Był w koszuli nocnej
Później Draco zapisał to, co zeznał na jakimś karteluszku, który miał w kieszeni i podał po kryjomu wychodzącemu, za urzędnikami, Mistrzowi Eliksirów, który bardzo szybko schował kartkę w głębiny swojej szaty.
- A ty to pamiętasz? – z drwiną zapytał Percy.
- Tak, przecież to było zaledwie parę dni temu... Dlaczego nikt tego nie zapisuje? – zdziwił się nagle blondyn.
- To my jesteśmy od zadawania pytań a nie ty – wtrącił się Matrojew, ziewając leniwie.
Draconowi nie podobało się to, że jego przesłuchanie poszło tak gładko.
„Niedobrze” –pomyślał.

- Granger – zwrócił się Percy do Hermiony – od kiedy wiesz, o tym, że profesor Snape jest wampirem?
- Od trzeciego roku nauki w Hogwarcie.
- I nigdy cię to nie zaniepokoiło?
- Nigdy w żaden sposób, nie dał mi powodu do niepokoju – gładko i grzecznie odpowiedziała Hermiona.
„Chcę stąd wyjść” – pomyślała.
- Rozumiem... A w Noc Duchów? Nie zachowywał się dziwnie? Malfoy inaczej go postrzega niż ty..
- Był spokojny – odpowiedziała Hermiona. – Zachowywał się tak jak zwykle.
- Dobrze. Grzeczna dziewczynka – powiedział protekcjonalnym tonem Percy. Gryfonka nie znosiła takiego tonu. Skrzywiła się odruchowo.
Bardzo nieznacznie się skrzywiła, ale ten piekielny Matrojew musiał to zauważyć.
- Czy coś się pani nie podoba, panno Granger? – spytał z bezczelnym, wyuzdanym uśmiechem.
Hermiona była zaskoczona i skonsternowana.
- Nie, dlaczego? – zapytała szybko.
- Miałaś bardzo niezadowoloną minę. Osłodzić ci życie? – mężczyzna otaksował wzrokiem jej młode ciało.
Hermiona miała ochotę stamtąd uciec. Wybiec, albo zapaść się pod ziemię z zażenowania.
- Ja... – zaczęła. – Ja tylko się zamyśliłam.
- Ty nie jesteś tu od myślenia, Granger –powiedział zimno Percy – Jesteś od słuchania i wykonywania poleceń.
„Chcę do mamy. Chcę być ze swoimi rodzicami” – pomyślała dziewczyna z desperacją.
- Czy przesłuchanie jeszcze trwa? Przecież odpowiedzieliśmy już na pytania. Czemu nie możemy wyjść? - zapytał Draco.
- Czemu nie możemy wyjść? – przedrzeźniał go Wiceminister. – Temu, Malfoy, że jesteś bezczelnym sukinsynem, który odzywa się nie pytany i jeszcze śmie sam zadawać pytania. Rozumiesz?
Draco lekko pobladł.
- Przepraszam, sir – powiedział, żeby załagodzić sytuację. – Nie chciałem być niegrzeczny...
Hermiona była mu tak wdzięczna, za te słowa, że miała ochotę go pocałować w policzek.
- Ale byłeś – zimny głos Igora zabrzmiał jak wyrok. – Byłeś niegrzeczny, nawet zasugerowałeś, że pan Wiceminister Magii jest chamem...
„Wiedziałem.. Chryste wiedziałem...” – pomyślał z rozpaczą Draco i zalała go fala zimnego strachu. - Możesz wytłumaczyć dlaczego to zrobiłeś? – zapytał spokojnie Matrojew.
Draco gorączkowo szukał w głowie jak najgrzeczniejszych słów.
- Powiedziałem to, bo byłem zdenerwowany – zaczął bardzo powoli a serce łomotało mu w piersi jak szalone – a pan Wiceminister, w moim mniemaniu, zachował się nieelegancko w obecności kobiety...
- Zła odpowiedź – zimno odpowiedział Percy.
Malfoyowi żołądek razem z sercem podeszły do gardła.
Hermiona z niepokojem obserwowała zaistniałą scenę.
Draco przełknął ślinę.
- To co mam powiedzieć? Przecież odpowiedziałem tylko na zadane mi pytanie – w jego głosie pobrzmiewał niepokój.
- Panno Granger – lodowatym głosem spytał Percy – gdzie tkwi błąd w odpowiedzi Malfoya?
- Nie wiem, sir - Hermiona się bała , chciała wyjść, nie wiedziała o co chodzi i nie chciała wiedzieć... Ci faceci zachowywali się nielogicznie.
- Przecież ty, kurwa, wiesz wszystko. Jak to jest?
Hermiona nie wiedziała, co ma powiedzieć i była bliska płaczu. Draco zresztą też.
- Przecież mówiłem na początku, kim jesteście w tym pokoju. W ogóle kim a raczej czym jesteście, zwłaszcza na tej Sali Przesłuchań... Śmieciami.
Śmiecie nie mogą wyrażać własnego zdania, ani tym bardziej zwracać nikomu uwagi. Nie chodziło o to, że pan Malfoy jest dżentelmenem. Pan Malfoy jest po prostu aroganckim dupkiem, który śmie wyzywać Wiceministra Magii od chamów, sam nim notabene będąc.
Percy myślał, że sprowokuje Dracona, ale chłopak przełknął dumę i powiedział cicho, lecz wyraźnie :
- Więcej to się ni powtórzy, proszę pana.
To, niestety, zirytowało tylko Percy’ego.
- Od kiedy to syn Lucjusza Malfoya staje w obronie czci szlam? – spytał chłodno mężczyzna. – Podejdź do mnie, Granger!- warknął nagle.
Hermiona skuliła się i popatrzyła ze strachem na wiceministra, ale wstała i podeszła do biurka. Stanęła tam nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić i Draco zapragnął dać Percy’emu w twarz.
Tyle razy nazywał ją szlamą i dopiero teraz zrozumiał, jakie to musi być upokarzające. Hermiona miała w oczach łzy i widać było, że strasznie się boi, a to że się boi, wcale nie polepsza jej sytuacji, bo automatycznie stawia ją w pozycji ofiary. Draco był mężczyzną i doskonale rozumiał mechanizmy, którymi kierowali się dwaj urzędnicy. Najgorsze było to, że wypili wcześniej alkohol.

Percy wstał, obszedł biurko dookoła i stanął tuż przy Gryfonce.
- Lecisz na nią? – spytał sucho Dracona obejmując w pasie sparaliżowaną ze strachu dziewczynę.
- Słucham?– zapytał zdziwiony i przestraszony chłopak.
- Czy ci się, innymi słowy, podoba? – Percy patrzył na niego zimno.
- Uważam, że jest ładna - odpowiedział Draco dyplomatycznie.
- I nie miałbyś nic przeciwko temu, żebym ją pocałował? – Igor roześmiał się po tych słowach kolegi.
Sparaliżowany złością i strachem Draco zaczął szybko i intensywnie myśleć.
Czuł jak jego mózg odkształca się pod wpływem tego co obserwuje.
- Chyba powinien zapytać pan o to ją, a nie mnie – powiedział w końcu.
- Kolejny błąd. Ani ona, ani ty nie macie prawa głosu... – to mówiąc Percy gwałtownie pocałował dziewczynę, wsuwając jej na siłę język prawie do gardła. Hermiona nie zdążyła nawet krzyknąć.
”Pocałunek” był przykry i bolesny. Percy śmierdział alkoholem i zrobiło się jej niedobrze. Dziewczyna była zaszokowana i w odruchu samoobrony ugryzła mężczyznę. Percy złapał się za krwawiącą wargę.
- Ty suko! – warknął.
„Kurwa – pomyślał załamany Draco- „Kurwa, kurwa.”
- Przepraszam, ja nie chciałam – Hermiona bardzo szybko zrozumiała swój błąd. Po policzkach ciekły jej łzy strachu i upokorzenia.
- Ty suko! – Percy uderzył ją, z całej siły, w twarz i Hermiona ze szlochem wpadła na biurko.
Igor patrzył na scenę z zimną, wyrachowaną obojętnością.
Malfoy nie wytrzymał.
- Zostaw ją w spokoju. W końcu to ja cię nazwałem chamem. Pozwól jej wyjść...
W odpowiedzi Percy uderzył dziewczynę po raz drugi.
Hermiona krzyknęła z bólu i zaskoczenia, opierając się całym ciałem na biurku.
- Zostaw ją w spokoju! Wyżyj się na mnie, chory sukinsynu, ale jej pozwól wyjść!
W jednej sekundzie Draco oberwał w twarz od Igora, tak, że upadł na ziemię.
- Pozwól, że nie ty będziesz decydował o tym, co tu się dzieje, Malfoy – powiedział, nachylając się nad nim z cynicznym uśmiechem, Matrojew.
Hermiona szlochała głośno z przerażenia i nawet nie modliła się już o cud.
Dracona oplótł blady strach, ale po raz pierwszy nie bał się o siebie, tylko o kogoś innego. To było o wiele trudniejsze i o wiele bardziej przerażające.

*
- Siedzą tam już pół godziny - powiedział niespokojnie Harry.
- Ty siedziałeś o wiele dłużej.
- Tak, ale na mnie chcieli wymusić, żebym odwołał wszystko, to co powiedziałem i Nottcie.
- Odwołałeś?
- Musiałem – cicho odpowiedział Harry
- Rozumiem... – Dumbledore schował twarz w dłoniach.
- Powiedz mi – odezwał się do chłopaka, który odpalał teraz niemal jednego papierosa od drugiego. - Oni nie zapisują tych zeznań? – to było bardziej stwierdzenie niż pytanie.
- Nie.
- Tak myślałem. Mam nadzieję, że Draco i Hermiona wyjdą stamtąd jak najszybciej...
Ale ani Hermiona, ani Draco nie wyszli jeszcze przez półtorej godziny.

*
Percy patrzył pogardliwie na leżącego, niemal u jego stóp, Dracona.
- Widzę, że jednak masz ochotę wylizać mi buty... – Igor zaśmiał się bezbarwnym, lodowatym śmiechem..
- Proszę – Draco miał łzy w oczach. – Przysięgam na grób dziadków, że nigdy o nic nikogo nie błagałem, ale ciebie teraz błagam, wypuść ją, przecież nic ci nie zrobiła.
- Owszem – zimno odrzekł Percy – ugryzła mnie.
- Ale cię przeprosiła – chłopak czuł się tak jakby walił głową w mur.
- Przeprosić to żadna sztuka. Sztuka to zapanować nad sobą.
Hermiona obserwowała z przerażeniem całą sytuację.
Jej serce biło jak oszalałe, nogi miała jak z waty. Nie mogła w ogóle racjonalnie myśleć.
- To daj dobry przykład, jak przystało na Wiceministra Magii i nie rób krzywdy Hermionie Granger. Wypuść ją. We mnie możesz rzucać przekleństwami ile tylko zechcesz. Co zrobiła ci ta dziewczyna?
- Malfoy, czy ty robisz się szlachetny? – spytał Percy a Igor zarechotał. – Wiesz co, nie pasuje to do ciebie... Igorze zapomnieliśmy sprawdzić coś istotnego, ale to za chwilę. Najpierw utnę sobie pogawędkę z Granger. Powiedz mi, spałaś kiedyś z facetem? – spytał, a Matrojew uśmiechnął się obleśnie i spojrzał z zainteresowaniem na Hermionę.
- Nie – dziewczyna wolała grzecznie odpowiedzieć.
- Nie wiesz, co tracisz...
Draco miał ogromną ochotę spytać Percy’ego o to czy spał z facetem skoro tak twierdzi, ale wiedział, że pogorszyłby tylko i tak nieciekawą sytuacje, w której się znaleźli. Chłopak podniósł się z podłogi i usiadł na swoim niewygodnym krześle.

- Dziwne – Percy popatrzył na Hermionę z wyuzdanym uśmiechem – mam wrażenie, że robisz dobrze każdemu, kto ma na to ochotę...
Draco nie mógł uwierzyć własnym uszom, Hermiona też.
Nie powiedziała zupełnie nic tylko zarumieniona wbiła wzrok w podłogę.
Była przestraszona, ale była też zła, gdyby miała teraz w ręku różdżkę na pewno próbowałaby zabić Weasleya.
- Weasley, czy tobie sprawia przyjemność obrażanie kobiet? – Draco nie mógł sobie darować. – Takie zaburzenia się leczy.
Percy podszedł do chłopaka i dał mu w twarz.
- Matrojew bije lepiej - bezczelnie odrzekł Draco.
„Bardzo dobrze, niech się zajmie mną, nie nią”- pomyślał.

Hermiona podeszła na chwiejnych nogach do krzesła i usiadła.
- Czy ktoś ci pozwolił usiąść Granger”? – spytał Igor. Dziewczyna wstała zakłopotana.
- Siadaj Granger – Percy machnął ręką. - Na razie zajmiemy się twoim blond kolegą. Odsłoń lewe przedramię, Malfoy.
Draco podwinął rękaw aż pod samą pachę. Na ręce nie miał żadnych tatuaży, ani podejrzanych znaków.
- Byłbym zapomniał... Draco bardzo dopraszał się o to abyś go uderzył, Igorze.
- Faktycznie – powiedział z miną filozofa Matrojew i walnął Malfoya w twarz.
Blondyn efektownie spadł z krzesła. Na lewym policzku miał silnie czerwony znak.
Podniósł się, usiadł z powrotem i uśmiechnął się drapieżnie.

Hermiona patrzyła na niego z ogromnym zdziwieniem i zainteresowaniem.
Wydawał się zadowolony z faktu, że zostawili ją w spokoju. Robił wszystko, żeby jej nie skrzywdzili i Hermiona obiecała sobie solennie, że nie da powiedzieć o Malfoyu złego słowa.
Teraz bała się już mniej, niepokoiła się tylko o rozwydrzonego blondyna.
Draco posłał jej w odpowiednim momencie uspokajający uśmiech i trochę jej ulżyło, powróciła jej też trzeźwość myślenia.
Hermiona była zła na siebie, bo według własnych kryteriów zachowała się jak histeryczka.
- Okey – powiedział Percy i ścisnął różdżkę w dłoni. – Mogłeś rzucić jakieś zaklęcie maskujące, ale szybko to zweryfikujemy.
- Revalo – powiedział kierując różdżką w lewe przedramię młodzieńca.
Hermiona się skrzywiła. To było nieprzyjemne zaklęcie. Jeżeli ktoś ukrywał na ciele znak, ujawniając go paliło żywym ogniem, jeżeli nie ukrywał, także było bolesne. Powodowało powstawanie rozjątrzonej rany, która na szczęście goiła się po kilku godzinach.
Draco zacisnął powieki i głośno syknął z bólu, a z oczu pociekły mu łzy. Zrobił się tak biały jak ściana za nim, później bardzo szybko poszarzał, a na końcu zrobił się chorobliwie blady.
Hermiona zacisnęła zęby ze złości, ale na razie przezornie milczała.
- Jeszcze nie jesteś pieskiem Lorda? Ciekawe... – Percy uśmiechnął się paskudnie.
Draco powoli opuścił rękaw koszuli, żeby nie urazić rany, która krwawiła i bolała jak sto diabłów.
Hermiona miała ochotę podejść do niego nie chciała się jednak narażać na kpiny Igora i Percy’ego.
Dwaj przesłuchujący ich mężczyźni wyglądali na spokojnych i w jej sercu zrodziła się nadzieja, że teraz ich wypuszczą. ..

*

- Już za dziesięć piąta – Harry ciężko westchnął.
- Nie martwmy się na zapas, pewnie nic złego się nie dzieje – Dumbledore starał się pocieszyć jak mógł chłopaka, który umierał z troski o przyjaciółkę. Albus szedł o zakład, że chociaż Harry nigdy by się do tego nie przyznał, to niepokoił się też o Malfoya.

*

- Twój ojciec siedzi w więzieniu za straszne zbrodnie... – Powiedział Percy.
- Niektórzy uważają, że za zbrodnie ojców trzeba płacić... – wszedł mu w słowo Igor.
- A ty jak myślisz, Malfoy?
Chłopak uśmiechnął się szeroko mimo silnego bólu. Nie zamierzał dać się złamać, sprowokować, ani po raz kolejny podpuścić.
- Ja nie myślę. Ja śmieć – powiedział z rozbrajającą szczerością i uśmiechnął się jak kretyn.
Obaj mężczyźni zaczęli się śmiać.
- Dobra, Malfoy, uznajmy że tak powinno być. Musisz w takim razie płacić za grzeszy ojca...
- Czy grzechy jego ojca są większe od grzechów Notta? – zimno spytała Hermiona
- Miałaś się nie odzywać - lodowatym tonem powiedział Percy.
Stało się to czego Draco obawiał się najbardziej. Szybko posłał ostrzegawcze spojrzenie dziewczynie, ale ona ku jego rozpaczy patrzyła uporczywie na Percy’ego.
- Nie mogę już tego słuchać. To nie jest przesłuchanie, tylko jakaś chora parodia przesłuchania. Nie będzie żadnych dokumentów potwierdzających wszystko, co tu było powiedziane, nie widzę też nigdzie, żadnego Veritaserum. Mówisz o grzechach Lucjusza Malfoya, a bronisz człowieka, który był podłym, chorym psychicznie, niewyżytym sadystą. To nie jest normalne...
Draco z każdym słowem Hermiony, czuł jak grunt powoli usuwa mu się spod nóg. Teraz nie był w stanie zrobić dla niej chyba już nic.
Trudno mu było jej nie zrozumieć. Doskonale ją rozumiał i rozumiał też coś jeszcze... że właśnie wbiła ostatni przysłowiowy gwóźdź do swojej trumny.

Na sali zapadła grobowa cisza i w jednej chwili Hermiona zrozumiała, że popełniła BŁĄD.
Ogromny BŁĄD.
BŁĄD jej życia.
Draco schował twarz w dłoniach i klął w duchu na czym świat stoi.
Percy wstał i podszedł powoli do Hermiony.
- Wstań powiedział jadowitym szeptem.
Wstała posłusznie, chociaż czuła, że uginają się pod nią kolana.
- Masz jednak niewyparzony jęzor – powiedział Percy niemal łagodnie.
- Powiedz mi Granger, co mam zrobić z taką suką jak ty, żeby się nauczyła, co jej można a czego nie?
Hermiona wolała nie odpowiadać. Bała się.
Percy spokojnie zaczął rozpinać guziki jej bluzki. Dziewczyna mimo opalenizny zrobiła się niemal trupio blada.

Draco patrzył ze zgrozą na scenę rozgrywającą się przed jego oczyma.
- Co ty wyprawiasz, Percy? – spytał najspokojniej jak umiał. – Tego chyba twoje kompetencje nie obejmują, a jeżeli tak, to coś przeoczyłem. Może drobnym druczkiem? – jadowity sarkazm w jego głosie tylko rozbawił obydwu urzędników.
Percy spokojnie kontynuował rozpinanie bluzki Hermiony. Dziewczyna stała sztywno, całkowicie sparaliżowana strachem
- Nasz śmieć ma poczucie humoru i jednak trochę myśli – skomentował słowa chłopaka Matrojew.
Percy uśmiechnął się obleśnie do Hermiony, która znowu była bliska płaczu, chociaż cały czas powtarzała sobie w myśli, że płakać nie będzie.
Wiceminister spokojnym tonem zwrócił się do dziewczyny:
- Zdejmij bluzkę.
Hermiona popatrzyła na niego tak jakby nie rozumiała, co mówi ale zdjęła rozpiętą bluzkę.
Stała tam w staniku, krawacie, spódnicy, pończochach i butach, i czuła się tak idiotycznie i tak bardzo upokorzona, że chciało jej się płakać i śmiać jednocześnie.
Draco patrzył na to ze zgrozą i odrętwieniem.
Nie mógł nie zauważyć, że Hermiona ma piękne ciało i sam siebie znienawidził za tą myśl.
- Powiedzcie mi ludzie, co wy robicie i co na to minister? – chłopak był zdesperowany.
- Robimy to, co uważamy za stosowne – powiedział Igor. - A na pana ministra mam tyle haków, jeszcze z jego lat młodzieńczych, że pewnych rzeczy nie może zauważać, jeżeli chce zachować stołek i nie trafić do Azkabanu. Poza tym jest tak głupi, że i tak nie zauważa wielu praw – słowa Matrojewa cięły ciszę jak ostry nóż.
- Ktoś kiedyś się dowie – powiedział zapalczywie Draco.
- Kto i kiedy? – spytał Percy odwracając się od pobladłej dziewczyny i patrząc mu w oczy. - Przypominam ci, że twój stary jest w więzieniu, a nawet jak już wyjdzie z Azkabanu, są sposoby... A twoi rodzice, Granger – Percy owinął wokół dłoni krawat sparaliżowanej strachem dziewczyny, tak, że chcąc nie chcąc, musiała się do niego przybliżyć – to zwykli mugole. Oni są nieuważni i zawsze coś niemiłego może się im przytrafić... – z oczu Hermiony popłynęły łzy.
- Taka duża dziewczynka i płacze, szkoda – Weasley uśmiechnął się z udawanym współczuciem, a Matrojew obojętnie patrzył na to co robi jego kolega po fachu.
- Powiedz Malfoy – Percy popatrzył na Dracona – nie chciałbyś jej przelecieć?
Chłopak poczuł zimny dreszcz na karku.
- Pozwól, że ze względu na szacunek do kobiet i do urzędu, który piastujesz, powstrzymam się od mówienia o tym na co mam w tej chwili ochotę. - Chłopak poczuł pod powiekami piekące łzy bezsilnej złości.
- Zwykły dupek z ciebie Draco – spokojnie skomentował mężczyzna i rzucił dziewczynę brutalnie na biurko.
Hermiona leżała skulona na ogromnym meblu. Wyglądała jak bezbronne jagnię osaczone przez sforę wilków.
Malfoy wcale nie starał się po


--------------------
"KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
Kitiara   Być Szlachetnym [cdn?]   10.12.2004 19:15
Galia   Kitiara wyrastasz nam tutaj na bardzo poczytną...   11.12.2004 13:18
Kitiara   [i][b]Piątek, 02.11.2004 [/color] Harry spał ...   11.12.2004 21:00
NiMfUśKa   Raistlin   No cóż... Jak zawsze opowiadanie wydymane w ko...   12.12.2004 19:23
Kitiara  
QUOTE   12.12.2004 21:30
Kitiara   [i][color=green]Sobota, 03.11.1996[/b] Sobot...   12.12.2004 22:16
Galia   Nadal twierdzę, że mi się podoba, szczególnie ...   13.12.2004 17:04
Kitiara   [b]Niedziela, 04.11.1996 Niedziela mijała Har...   13.12.2004 23:54
Kitiara   [i]Poniedziałek, 05....   14.12.2004 00:22
Kitiara   Ostrzeżenie: Ta część ...   14.12.2004 13:47
Kitiara   * - Jest piętnaście po piątej – Harry zg...   14.12.2004 14:12
Kitiara   Ron nie poszedł na kolację. Nie mógł jeść. Mar...   14.12.2004 14:16
Raistlin   Dzięki ci Kit za taką ilość. Ja tam bym nie wy...   14.12.2004 20:00
harciomaniak   Siemka!!! Może to nie będzie zbyt ...   20.12.2004 21:42
sonka   Kit jest w szpitalu i na razie nie będzie nowy...   20.12.2004 23:05
anagda   mi się całkiem, całkiem podoba. prócz paru błę...   25.12.2004 12:32
Kitiara   [b][color=green]Noc z poniedziałku 05.11.96 na...   26.12.2004 08:48
Kitiara   [b][color=green]Noc z poniedziałku 05.11.96, n...   26.12.2004 09:10
Raistlin   No jak zawsze nie ma się do czego przyczepić, ...   26.12.2004 17:52
Kitiara   Ekhem, po co Ci inne forum, Raist? Przecież wk...   27.12.2004 16:55
Justa   Powiem tak: Idealnie przedstawiłaś świat jaki ...   28.12.2004 12:42
Raistlin   Po co mi, się pytasz?? A po to, bo choć dodaje...   28.12.2004 13:20
Kitiara   [b][i]Środa, 07.11.1996[/color] Harry, Ron i ...   28.12.2004 13:26
Raistlin   No dlaczego tak mało ja tu myśle że sobie pocz...   28.12.2004 13:36
Kitiara   Jak chcesz sobie coś mojego przeczytać to zapr...   28.12.2004 14:13
Raistlin   A tam rano ja chce dzisiaj   28.12.2004 14:30
Kitiara   [i]Lojalnie uprzedzam o dwóch, [color=red]całk...   29.12.2004 13:57
Kitiara   [b](*)Lucjusz...   29.12.2004 14:06
siistars   Fajne... Tylko czemu znowu wkleiłaś tak mało? ...   29.12.2004 15:25
Kitiara   Hej, chwila moment! Wklejam codziennie... ...   29.12.2004 15:34
Justa   Śliczne... Raistlin   Ja cie tu ciągle chwale ciebie, ale teraz czas...   29.12.2004 18:46
Kitiara   Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, Raist...   29.12.2004 19:01
Raistlin   Jak to powiedział Snape w jakimś w ficu ...   29.12.2004 19:16
Kitiara  
QUOTE   29.12.2004 19:54
Raistlin   Tu masz racje i z tym się zgadzam
Jak zn...
  29.12.2004 21:01
Mira   fick moim zdaniem jest świetny, tylko powinszo...   29.12.2004 22:53
Galia   To ja się wylamię z towarzystwa i będę wredna ...   29.12.2004 23:07
Kitiara   Galia on nie jest na Lotosie bo to nie jest er...   30.12.2004 00:47
Kitiara   [b]Sobota, 10.11.199...   30.12.2004 01:21
AtA_VH   świetnie piszesz, chociaż opisujesz pewne scen...   30.12.2004 16:04
Kitiara  
QUOTE   30.12.2004 17:37
Kitiara   ****** Hermiona dotarła w końcu do portalu pro...   30.12.2004 17:46
AtA_VH   uh... koniec ostatniego parta dość pesymistycz...   30.12.2004 19:41
Kitiara   [b][color=green]Środa, 14.11.1996[/i] Śniadan...   03.01.2005 12:33
AtA_VH   przyznam się bez bicia - przeczytałam więcej n...   03.01.2005 18:38
Raistlin   Mnie tu pare dni nie było a już Kitiara dodała...   03.01.2005 18:59
Justa  
QUOTE   03.01.2005 19:00
AnDzIkA   Opowiadanie bardzo mi się podoba. Cieszę się, ...   03.01.2005 19:03
Kitiara   Z tymi literówkami to jest (za przeproszeniem)...   03.01.2005 21:10
Potti   już przy pierwszym ficku, jaki czytałam Twojeg...   03.01.2005 22:46
Emily Strange   Nie skończone ale widzę że Kit wzięła się do r...   03.01.2005 23:01
Kitiara   [b]Czwartek, 15.11.1...   04.01.2005 12:08
Raistlin   No jak to tak zakończyc w taki momencie?? Jest...   04.01.2005 14:57
Kitiara   Raistlinie drogi: kose spojrzenie oznacza spoj...   04.01.2005 17:11
Raistlin   A mamy pytania mamy: kiedy następny part??   04.01.2005 20:40
Cat  
QUOTE   05.01.2005 11:09
Kitiara   Patrzeć wilkiem, patrzeć jak spod byka, jak na...   05.01.2005 15:24
Kitiara   [i][b]Sobota, 17 listopda 1996[/color] - Chod...   06.01.2005 16:50
Kitiara   ****** W czasie gdy Hermiona szła korytarzem, ...   06.01.2005 16:51
Raillie   Heh nie przeczytalam tego, nie lubie ff bezpos...   06.01.2005 17:40
Raillie   Cofam to co napisalam, wlasnie skonczylam czyt...   06.01.2005 21:02
AnDzIkA   Bardzo mi się podobało. Zresztą jak już pisała...   06.01.2005 21:20
Raistlin   Dziękuje za wykład encyklopedycznej wiedzy na ...   07.01.2005 20:13
Kitiara   Proszę bardzo. Kolejny "odcinek" Z g...   08.01.2005 18:13
Raillie   Heh... Niezły rozdział Ci wyszedł, zaciekawił ...   08.01.2005 19:03
Raistlin   Wiesz Kit zgadzam się, że krótki ale, że nieci...   08.01.2005 21:01
Kitiara   Ja też mam pytanie, Raistlinie Drogi i pozwól, że...   09.01.2005 12:38
Silda   Przeczytałam wczoraj to wszystko, zajęło mi to...   09.01.2005 13:49
Kitiara   Papierosy, papierosy!
Przyznam, ze je...
  09.01.2005 16:53
Silda   O kurcze Kit, zwracam honor. Komnata Tajemnic,...   10.01.2005 17:43
Tajemnicza   ...WOW...Brak słów by określić to co o twoim o...   11.01.2005 00:34
Kitiara   Dzięki, Tajemnicza... Postaram się wkleić następny...   11.01.2005 12:33
Kitiara   [b]Niedziela - Półno...   10.04.2005 15:05
Raistlin   Jak zawsze długi odcinek co się chwali, lecz c...   17.04.2005 19:22
Kitiara   [b][color=olive]Noc z poniedziałku 19 listopada, 1...   24.04.2005 08:53
Kitiara   Wysoki i dumny potomek rodu czystej krwi popatrzył...   24.04.2005 08:55
Kitiara   Hej! Ale mnóstwo komentarzy! Dzięki! N...   26.04.2005 10:43
harciomaniak   Twoje party-czyta się szybko, wciągająco i nie zna...   26.04.2005 20:01
Avin   Mam dziwne wrażenie, że ty tu książkę piszesz. I w...   26.04.2005 20:23
Kitiara   ][i][b]Środa, 21 listopada, 1996 [/color] - Hermi...   28.04.2005 09:34
Tenebris69   Postanowiłam sobie, że któregoś pięknego, słoneczn...   28.04.2005 12:45
Kitiara   - Eee... nie. Bo to erotyk. Ekhem, podobno pu...   28.04.2005 22:49
Moonchild   Masz żadko spotykaną lekkość pisania. Opowiadanie ...   02.05.2005 15:50
Kitiara   [i][b]Inicjacja Dracona Malfoya Północ, z 21 na 22...   05.05.2005 12:07
Raistlin   Do Moonchild:
Moonchild   Tak chodziło mi o bezbłędny. Literówka się wdarł...   08.05.2005 21:09
Kitiara   Nie mogę się z tym zgodzić. Nigdy nie dzielę świa...   11.05.2005 10:07
Raistlin   Ze wszystkim się zgadzam Kit, ale jedno mnie nie p...   11.05.2005 14:49
Kitiara   Raistlin, na Merlina w ząbek czesanego! Przeci...   14.05.2005 10:20
Raistlin   No cóż... Masz rację, więc nie mam co się dalej up...   14.05.2005 20:20
Forhir   Wspaniale opowiadanie(rowniez jak "I believe....   15.05.2005 17:45
Empire   - A gdybyś tak na przykład zajmował się więcej ota...   16.05.2005 21:04
Forhir   jak zwykle mily parcik:) Mam nadzieje ze dam rade ...   17.05.2005 22:06
Raistlin   No cóż...(coś ostatnio za często zaczynam tak zacz...   18.05.2005 13:14
Eydie   Świetne...Wciągające...Nie pasuje mi tylko taka......   18.05.2005 19:27
Kitiara   No, na pewno się zdenerwował, ale opanował się i ...   19.05.2005 12:19
Kate64100   Ja niewiem skąd wy wnioskujecie jaki jest Malfoy, ...   26.05.2005 13:07
Kitiara   Przepraszam, jezeli ktoś wszedł i zawiódł się, że ...   26.05.2005 22:44
3 Strony  1 2 3 >


Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 27.04.2024 09:31