Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Być Szlachetnym [cdn?], czasem trzeba bardzo szybko dorosnąć...

Co sądzicie o tym opowiadaniu?
 
Dobre - zostawić [ 122 ] ** [93.13%]
Gniot - wyrzucić [ 8 ] ** [6.11%]
Zakazane - zgłoś do moderatora [ 0 ] ** [0.00%]
Suma głosów: 131
  
Kitiara
post 10.12.2004 19:15
Post #1 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 173
Dołączył: 08.12.2004

Płeć: jedyny w swoim rodzaju



Opowiadanie "Być szlachetnym" jest siquelam do "Ręki Boga". Dlatego radziłabym najpierw przeczytać tamten FF.

Czwartek, 01.11.1996

Do skrzydła szpitalnego wpadły nareszcie promienie słońca. Pierwszy listopada zapowiadał się na pogodny dzień.
Jeden niesforny promyk zaigrał na bladej twarzy chłopca leżącego na łóżku pod ścianą, rozświetlając ją i ogrzewając swoim ciepłem.
Pacjent otworzył oczy. Był wyspany i cholernie świadomy wszystkiego, co się stało.

Przez ostatnich kilka dni trzymali go na jakichś odurzających paskudztwach, uśmierzających fizyczne i psychiczne cierpienie.
Teraz, gdy zewnętrzne rany już się prawie całkiem zabliźniły, a umysł odetchnął świeżością, ogarnął go falą płynącą od strony serca tępy ból i chociaż ciało już go nie bolało, czuł się podle.
Chłopiec zagapił się bezmyślnie na biały sufit.
Postanowił wstać i poszukać jakiegoś lustra.
Przez tych kilka dni majaczył, miał nawroty gorączki, albo spał otępiony eliksirami. Należało powrócić do życia.
Życie – jak to teraz dziwnie brzmi...

Harry uśmiechnął się do siebie smutno i zwlekł powoli obydwie nogi z łóżka. Wziął z szafki okulary i założył na nos. Sala nabrała ostrzejszych barw i musiał na chwilę zmrużyć oczy.
Wstał i poczłapał do ogólnej łazienki najbliżej sali szpitalnej. Nie chciał korzystać z tej na miejscu. Nie zamierzał natknąć się na Pomponię Pomfrey.
Tak się składało, że do tej, do której się wybierał, chodziło mnóstwo Ślizgonów, bo mieli dosyć blisko, ale Harry'ego mało to w tej chwili obchodziło. Tak szczerze, to w ogóle nie obchodziło go nic.

Kiedy doszedł do łazienki i skorzystał z ubikacji, podszedł do lustra przy umywalce. Spojrzał niepewnie na swoją twarz. Nie czuł strachu, raczej ciekawość.
Trochę się zdziwił widokiem. Na lewym policzku widniała już prawie całkiem niewidoczna, równa blizna. Rana na prawym była głębsza i „zdobiły” ją nierówne brzegi, dlatego blizna po niej była jeszcze różowa i miała nigdy do końca nie zniknąć i pozostać tam na zawsze w postaci bladej, postrzępionej linii.
Na szyi i dekolcie miał trochę jasnych i różowawych blizn po tępej żyletce.
Wzdrygnął się na wspomnienie tortur.
Odkręcił zimną wodę, zdjął okulary i wsunął głowę pod kran. Stał tak prawie minutę, aż zrobiło mu się naprawdę zimno. Zakręcił kurek i palcami wycisnął z włosów nadmiar wody nad umywalką.
Wziął z dużego stosu kilka papierowych ręczników i osuszył twarz, oraz – na ile oczywiście się dało – swoje niesforne pióra.
Założył z powrotem okulary.

Po chwili Harry rozpiął górę pidżamy i spojrzał na swój lewy bok.
Ciało rozszarpane hakiem już się prawie zagoiło, chociaż duża, nierówna blizna była jeszcze ciemnoróżowa. Chłopiec z chorą fascynacją patrzył przez chwilę na paskudną skazę na jego ciele. W pewnym momencie skrzywił się i zapiął pidżamę.

Pech chciał, że wychodząc z łazienki, Harry natknął się na Malfoya. Miał nadzieję, że obejdzie się bez scysji. Jednak się pomylił.
- Jak tam Potter impra u twoich zamaskowanych przyjaciół? -zapytał Ślizgon z bezczelnym uśmiechem.
Ploty niestety szybko rozchodzą się w środowisku szkolnym.
- Musiała być niezła zabawa, skoro masz sznyty na twarzy i dekolcie. Aż strach pomyśleć gdzie masz je jeszcze.
Harry spojrzał na niego z pogardą.
- Pokazać ci, Malfoy? - spytał z paskudnym uśmiechem - Zrobiłbym to, ale obawiam się, że twój delikatny wzrok tego nie wytrzyma...
Draco był zaskoczony odpowiedzią Gryfona, spodziewał się raczej tekstu w stylu "odpieprz się"; albo "co cię to obchodzi?", ale nie jawnej prowokacji.
- Nie wytrzymałbyś nawet godziny w towarzystwie Notta, Malfoy - wycedził jeszcze przez zęby Harry.
- Jasne, Potty - Draco szybko odzyskał rezon - mój ty bohaterze.
Blondyn uśmiechnął się z wyższością i wszedł do łazienki.
"Skończony kretyn" -pomyślał Harry i powlókł się z powrotem do skrzydła szpitalnego.

Nie było nigdzie widać pani Pomfrey, więc odetchnął z ulgą. Wziął szafeczki swoją różdżkę i szybkim zaklęciem osuszył włosy do końca. Wyglądały teraz dużo gorzej niż zazwyczaj, co stanowiło jawne mistrzostwo.
Miał już zdjąć okulary i położyć się z powrotem do wyrka, gdy jego wzrok padł na poduszkę i spostrzegł wystający spod niej róg pergaminu.
Sięgnął ręką i wyjął złożoną kartkę wraz z włożonym w środek flakonikiem z jasnozielonym płynem.
Harry przyjrzał się uważnie fiolce. Nie znał tego eliksiru.
Rozejrzał się uważnie, czy nikt się nie zbliża. Czuł, że to jest coś bardzo osobistego, i że nie powinny mieć do tego listu dostępu osoby nie powołane.
Harry zaczął czytać równe, schludne, pochyłe pismo.

Przeczytaj ten list uważnie i powoli, Potter. To bardzo istotne.
Odpowiedzialność i obowiązek, jakie na Tobie ciążą, w związku z Przepowiednią Sybilli Trelawney, obligują Cię do podjęcia wielu wysiłków i stawienia czoła wszelkim przeciwnościom losu. Ostatnie jednak zdarzenie, a mianowicie tragedia, która dotknęła Ciebie bezpośrednio - stawia sprawy w innym świetle.


Harry zmarszczył brwi i się wzdrygnął. Mimo woli ujrzał przed oczami straszny, błazeński uśmiech Salomona Notta.. Przymknął na chwilę powieki i otrząsnął się z niemiłych wspomnień.

Niejeden dorosły, doświadczony czarodziej doznałby silnego załamania psychicznego na Twoim miejscu.
Dlatego powinieneś mieć wybór. Bardzo istotny wybór, Potter.
Sam musisz zdecydować, czy nadal chcesz dźwigać na swych barkach tak wielki ciężar odpowiedzialności i zarazem zmagać się z bagażem okrutnych, bolesnych wspomnień, które już na zawsze wyryły ślad na Twojej młodej psychice.
Musisz liczyć się z tym, że możesz nigdy nie odzyskać do końca równowagi psychicznej. Musisz mieć pewność, czy chcesz żyć dalej i walczyć z demonami przeszłości, zmagając się jednocześnie z przeznaczoną sobie
mroczną przyszłością.
Przepowiednie są ważne. Ale zawsze ważniejszy od nich będzie człowiek i jego prawo o decydowaniu o sobie. Kiedyś ktoś bardzo mądry, powiedział mi, że nasze wybory nas określają i to prawda.


Harry uśmiechną się smutno. Doskonale wiedział kto był autorem tych słów.

Ale nasze wybory są też naszym przywilejem. Kiedy chcesz możesz powiedzieć „nie”, a kiedy indziej zdecydujesz się odpowiedzieć „tak”.
To dotyczy każdej, nawet tej najważniejszej decyzji, o której może zależeć bardzo wiele. Są takie sytuacje, kiedy można pokierować się egoizmem. Do takich należy sytuacja, w której znalazłeś się Ty.
Nie zrozum mnie źle, Potter. Nie namawiam Cię do skończenia ze sobą. W żadnym wypadku, nie jest to moją intencją, chociaż powiedzmy sobie szczerze – sympatią Cię nie darzę.
Uważam jednak, że powinieneś mieć wybór, a Twoje ewentualne rozstanie się z tym światem, powinno być szybkie i bezbolesne, bo chyba zgodzisz się ze mną, że więcej upokorzenia i bólu nie zniósłby już nikt.
Trucizna, którą Ci dałem działa natychmiastowo i skutecznie. Wiem, że to brzmi okrutnie, ale jak już zdążyłeś się przekonać, życie często bywa okrutne.


Harry przyjrzał się buteleczce niemal z czułością.
„Jeden łyk – pomyślał – jeden łyk i będzie po wszystkim”.

Nie podejmuj jednak pochopnie decyzji, co do samobójstwa (przepraszam, ale całe życie byłem brutalnie szczery).
Spróbuj podjąć wysiłek ponownego powrotu do życia. Znajdź w sobie odwagę.
Dopiero po pewnym czasie, jeżeli zrozumiesz, że nie jesteś w stanie dalej żyć i nie radzisz sobie z tym wszystkim, dopiero wtedy wypij truciznę. Jej działanie jest bezbolesne, stuprocentowo skuteczne, i oczywiście nie istnieje na nią żadne antidotum. Dlatego właśnie powinieneś mieć niezachwianą pewność, co do jej zażycia, Potter.


„Szczerość, aż do bólu, jak zawsze...” – pomyślał Harry.

Nie piszę tego, dlatego, że mam Cię za jednostkę słabą, Potter. Wręcz przeciwnie. Gdybym miał chociaż minimum pewności, że bezmyślnie rzucisz się na tą truciznę, nie pisałbym do Ciebie.
Powody są inne.
Po pierwsze, mam pewne zasady, których się w życiu trzymam.
Po drugie, miałem wątpliwy zaszczyt znać Salomona Notta osobiście i byłem kilka razy świadkiem jego „wyczynów”, dlatego wiem do czego mógł się posunąć.
Pamiętaj, Potter, że życie masz tylko jedno i nie da się powrócić tu z tej drugiej strony.


„Zobaczyłbym rodziców ... i Syriusza...” – pomyślał z nadzieją Harry.

Pamiętaj też, przy podejmowaniu decyzji, o ludziach, którym na tobie zależy.

Harry lekko się skrzywił.

Mam nadzieję, że rozumiesz moje intencje.
Nie wyrzucaj, ani nie pal tego listu od razu po przeczytaniu.
Przestudiuj go kilka razy zanim to zrobisz.

Z poważaniem: Sam – Wiesz – Który – Nauczyciel


Chłopiec uśmiechnął się smutno, czytając podpis Severusa.

PS: Mimo, że daję Ci tą przeklętą fiolkę, szczerze ufam, że nigdy nie skorzystasz z jej zawartości. Myślę, że masz dosyć odwagi i siły, by iść dalej. Uważam też, że jesteś zdolny do szlachetności, a to bardzo pomaga w trudnych sytuacjach życiowych.

Tego już było za wiele. Snape uważa go za za jednostkę szlachetną.
„Za chwilę doczytam się, że jest we mnie zakochany” – pomyślał z przekąsem.
Ostatnie zdanie brzmiało jednak nieco inaczej.

Jeżeli komukolwiek powiesz, Potter, że uważam Cię za szlachetnego, odważnego i inteligentnego bachora, to osobiście cię uduszę.

Harry nie mógł się nie zaśmiać.
Westchnął i przeczytał list jeszcze trzykrotnie.
Za każdym razem, był coraz mniej pewny, czego chce.
Prawda, nadal miał ogromną chęć spalić list i wypić zawartość fiolki, ale wiara w niego ze strony osoby, która jawnie go nie cierpi, nieco hamowała te zapędy.
Dziwiło go to, że akurat Snape rozumiał go najlepiej, że wszystkich. Gdyby tak nie było nie napisałby tego listu

„Boże, czemu życie jest takie posrane?” – pomyślał po raz setny.
Doszedł w końcu do wniosku, że ani fiolka, ani list mu nie uciekną i schował je dokładnie pod poduszkę.
Zdjął okulary i położył się na boku, podciągając kolana niemal pod brodę.
Starał się nie myśleć o kuszącej perspektywie wypicia trucizny „od ręki”.
„Chociaż nie będę musiał sobie podcinać żył” – pomyślał cynicznie.

Nagle przypomniały mu się słowa Notta:
„Myślisz, że jesteś twardy Potter? Udowodnię ci, że tak nie jest. Będziesz skomlał jak szczeniak, żeby cię dobić.”
Harry czuł wstyd nawet za ten jeden, jedyny raz gdy poprosił o litość. Wtedy, gdy Salomon Nott użył haka.
Po policzkach chłopca popłynęły łzy.
- Obyś zdechł sukinsynu w najgorszych męczarniach – wyszeptał z w poduszkę – obyś zdechł i nigdy więcej nikogo nie tknął...
Nigdy wcześniej nie pomyślał, że może nienawidzić kogoś tak bardzo, jak Voldemorta. Okazało się jednak, że mógł.

***

Podczas śniadania Severus miał wybitny apetyt.
Zjadł prawie tyle, co Ronald Weasley, to było mistrzostwem samym w sobie. A ponieważ konsumował prawie takim tempie jak Rudy Chudy Ron, nie mógł w tym czasie poczynić swych zwykłych „przystolnych” obserwacji.
Sięgnąl po sok dyniowy i rozejrzał się po sali.

Malfoy i Parkinson bezczelnie "lizali się" przy stole. Zanotował sobie, że musi im zwrócić wagę i po raz setny wytłumaczyć, że wielka Sala to nie sypialnia.
Crabb i Goyle, ach cóż oni mogli robić? Żarli jak hipopotamy.
Millicenta Buldstrode zapatrzona była w stół Ravenklawu.
„Co one widzą w tym Sappo?” – pomyślał Snape zwracając wzrok na siódmorocznego Krukona z burzą niesfornych, kasztanowych włosów i o zabójczym uśmiechu. Chłopak mierzwił sobie właśnie teatralnym gestem kudły i mówił coś do wlepiającej w niego wzrok ładnej Krukonki z piątego roku. Wraz twarzy bubka mówił: „czyż nie jestem mądry i bosko przystojny?”
Severus stłumił w sobie impuls podejścia do Bernarda Wielkiego Amanta Sappo i strzelenia go na odlew w ten pusty łeb.
Ponownie omiótł wzrokiem stół Ślizgonów, gdzie nie działo się nic ciekawego, poza tym, że mopsowata piękność wsadziła bezceremonialnie rękę między nogi swojej blond sympatii.
Snape był zdegustowany.
„Żałosne. Cóż, dostaną szlaban... Oddzielnie”

Teraz Severus spojrzał na stół Gryffindoru. Weasley i Granger wyglądali jak skazańcy i przez krótką chwilę pożałował, że dał Potterowi fiolkę z trucizną. Ale tyko przez chwilę. Wyobraził sobie Pottera powieszonego na pasku lub ręczniku, albo z podciętymi żyłami i to wróciło mu rozsądek.

-...Severusie – dobiegł do niego głos siedzącego po prawej Dumbledore.
- Słucham? Co pan mówił dyrektorze?
- Mówiłem, że msz dziś dobry apetyt. Rzadko się to zdarza. Wspaniale, Severusie, może trochę przytyjesz?
- Nie jadłem wczoraj kolacji – gładko odpowiedział Severus. I była to prawda, ale on czuł się świetnie z zupełnie innych powodów, i z zupełnie innych powodów miał taki apetyt. Wczorajsza akcją bądź co bądź nadszarpnęła trochę energii, potrzebnej do kontrolowanej przemiany, ale Dyro nie musiał o tym wiedzieć.
Sev czuł się wolny, niezależny, miał gdzieś „co ludzie powiedzą” (niewiele się zmieniło w jego podejściu do otoczenia, nieprawdaż?). Ale przede wszystkim czuł się pożyteczny dla świata i czuł się spełnioy.

Po śniadaniu dorwał Slytherińską Parę Stulecia i przy wejściu do Wielkiej Sali, oznajmił im, że mają szlaban za nie przyzwoite zachowanie przy stole.
- Dziś Malfoy, jutro ty, Parkinson – dodał mściwie.
Obydwoje wyglądali na niepocieszonych, zwłaszcza Mopsica.

Miał już udać się do sali eliksirów, gdy dobiegł go zza pleców denerwujący, wysoki kobiecy głos.
- Severusie, Severusie, poczekaj! – krzyczała hogwarcka Matka Teresa.
- Słucham? –Mężczyzna zmusił się do uprzejmego wyrazu twarzy.
- Czy mógłbyś mi przynieść do skrzydła szpitalnego trochę eliksirów przeciwbólowych? Są na wykończeniu.
Snape pomyślał, że się przesłyszał. Uniósł wysoko brwi.
- Czyś ty rozum postradała, kobieto? – powiedział cichym, jadowitym głosem. – Przecież dwa tygodnie temu dałem ci tego całe mnóstwo! Wlałaś połowę tego w Pottera? Przecież większość z nich ma działanie narkotyczno - odurzające. Jak to ładnie mówią mugole, niektóre z tych specyfików „zmieniają świadomość” – wysyczał Sev.
- No a miałam wybór? – Spytała poirytowana Niańka Poppy – Ciągle miał gorączkę i majaczył...
- To nie powód, żeby podawać zbyt duże ilości środków, które mogą uzależnić! – Severus patrzył na panią Pomfrey, jakby zobaczył ją po raz pierwszy w życiu. – Jak będzie chciał ćpać, to sam o tym zadecyduje. Hektolitry przeciwbólowych eliksirów mogą mieć działania uboczne, włącznie z uodpornieniem się na ich skuteczne działanie. Ale, na miłość Boga! Ja przecież rozmawiam z wykwalifikowaną pielęgniarką i uzdrowicielką, która powinna o tym wiedzieć!
- To była wyjątkowa sytuacja Severusie – odrzekła urażona – ale ty jak zwykle, nie rozumiesz pewnych spraw.
- Wiesz, Pomponio – Snape wiedział, że nie lubi pełnej wersji swojego imienia, dlatego jej używał – może i dobrze, że Potter był cały czas silnie odurzony, skoro przebywał w twoim towarzystwie...
Sev westchnął.
- Kobieto, to są silne leki. Jak nie mogłaś sobie poradzić z Potterem rzucającym się na łóżku w malignie, trzeba było poprosić o truciznę, albo radzić sobie bez faszerowania go zbyt dużymi ilościami tego gówna. Sam przyrządzałem te eliksiry. Większość z nich jest cholernie mocna. Trzeba go było potrzymać za rękę i pośpiewać kołysanki, albo podać wraz z normalną dawką przeciwbólowego zwykły wywar z melisy, który ma działanie uspakajające. To w końcu ty tu leczysz, a nie ja. To jakiś paradoks...

Poppy Pomfrey poczuła się skrzywdzona, ponieważ podane zostały w wątpliwość, jej metody leczenia.
- Jesteś bezduszny – powiedziała. – On był torturowany i bardzo cierpiał. Zrobiłam to, co musiałam. A teraz powiedz mi, czy mam liczyć na dostawę, czy nie?
- Przyniosę ci te przeklęte eliksiry w czasie przerwy na lunch, zadowolona? Tylko nie wlewaj ich w tego dzieciaka. Raczej daj mu coś na szybkie gojenie się ran. Czy on po takich dawkach funkcjonuje jeszcze normalnie i jest w stanie powiedzieć jak się nazywa? Zmiłuj się i myśl na drugi raz Pomponio, bardzo cię proszę. Co do tortur, to nikt lepiej, niż ja w tej szkole nie ma pojęcia, czym są tortury Notta, bo nie raz je oglądałem. A teraz spieszę się na zajęcia, więc idź z Bogiem Pomponio, będzie ci raźniej.
To, że mistrz eliksirów miał niezaprzeczalną racje jeszcze bardziej rozzłościło miłosierną Pomfrey.
- Do zobaczenia, Snivellusie – wysyczała.
- Widzę, że kulturą też nie grzeszysz Pomponio – odezwał się chłodnym, oficjalnym tonem, po krótkiej chwili niezręcznego milczenia Severus. – Tak jak i rozumem zresztą, ale niech ci będzie. Do widzenia. - Owrócił się i odszedł w stronę lochów.
Nie wściekł się i dlatego Pomponia Pomfrey poczuła się paskudnie. Wiedziała, że ta zagrywka była poniżej pasa i to wcale nie polepszyło jej humoru.

***

Harry leżał na zimnym stole do tortur. Nie mógł zasnąć, bo był nafaszerowany eliksirami pobudzającymi.
Tak bardzo chciał umrzeć. Chciał zasnąć i nigdy więcej się nie obudzić.

Bolało go całe ciało i stracił mnóstwo krwi.
"Chyba już noc, bo sobie poszedł" - pomyślał.
To było straszne. I ta cała wizyta Voldemorta. Przyszedł na trochę by "sobie popatrzeć."
Harry się wzdrygnął na samo wspomnienie.
Plecy miał tak skatowane, że postanowił przekręcić się na brzuch. Nie był już skrępowany pasami. Niby po co? Nie miał ani różdżki ani sił witalnych. Gdzie i jak miałby uciec?
Podniósł się na prawym łokciu i z całej siły podciągnął ciało w górę.
Odetchnął z wysiłku i z ulgi. Marnej ulgi, ale zawsze...

Drzwi otworzyły się z hukiem i wszedł jego kat.
- Niespodzianka, powiedział śmiejąc się przy tym wesoło.
Harry'ego zalała zimna fala strachu, gdy zobaczył Notta podchodzącego do swoich ukochanych narzędzi.
Mężczyzna wrócił za chwilę i obleśnie uśmiechnął się do chłopaka. W ręku trzymał cienki, bambusowy kij.
- Pomogę ci, Potter - warknął i brutalnie przewrócił go na brzuch.
"Boże, nie" - pomyślał Harry. Jego plecy były jedną, wielką raną.

Śmierciożerca skrępował ponownie pasami ręce i nogi swojej ofiary, gwiżdżąc przy tym jakąś wesołą melodię. Ta melodia w jakiś niewytłumaczalny sposób przerażała Harry'ego bardziej od tego, co zamierzał zrobić mu Nott.
- Zobaczymy, czy jesteś wytrzymały na cierpienie, Potter - powiedział zimno Salomon i uniósł do góry bambusowy kij.
Zamachnął się i uderzył z całej siły.


***

Pacjent wrzasnął rozdzierająco i otworzył szeroko oczy.
Pani Pomfrey podbiegła do chłopca i złapała go lekko za rękę.
- Nie dotykaj mnie - warknął oszalały ze strachu Harry i wyrwał dłoń patrząc z wściekłością na pielęgniarkę.
- Śniło ci się coś złego? - Spytała łagodnie.
Chłopak nie odpowiedział i odwrócił się do niej plecami.
- Chcę w spokoju pospać – znowu warknął. Oczywiście wiedział, że teraz nie zaśnie. Chciało mu się płakać i nie miał zamiaru pokazywać swoich łez komukolwiek.
"Biedak" - pomyślała Pomponia wstając z łóżka.

Przez następnych kilka minut bezmyślnie gapiła się w okno.
- Witam - dobiegł ja w pewnym momencie głos od strony drzwi. - Twoje eliksiry. Proszę.
Severus powyjmował fiolki ze swoich obszernych kieszeni i ustawił je na stole.
- Dziękuję - Pomponia spojrzała swojemu gościowi w oczy.
- Severusie - odezwała się cicho - przepraszam, za to jak cię nazwała. Ja...
- Daruj sobie - uciął chłodno.
- We wczesnej młodości tyle razy słyszałem swoje drugie imię, że miałem czasem problemy z podpisaniem wypracowania - zimny sarkazm wylewał się z ust Snape'a jak rzeka. - Do wszystkiego można się przyzwyczaić.

Harry, który oczywiście wszystko słyszał, domyślił się o jakie "imię" chodzi i mimo woli zaczerwienił się ze wstydu.
Pomponia też się zarumieniła i widać było, że naprawdę jest jej przykro.
- Mimo wszystko, przepraszam.
- W porządku -odrzekł chłodno Severus.
- Posłuchaj - ciągnął łagodnie mistrz eliksirów - Zdenerwowałem się na ciebie, bo powiedzmy sobie szczerze, mimo że się nie lubimy, uważam cię za odpowiednią osobę na odpowiednim stanowisku. Posiadasz doświadczenie i ogromne kwalifikacje, tym bardziej razi u ciebie tak nieodpowiedzialne zachowanie. - Sev wciągnął ze świstem powietrze. - Potter był faszerowany przez 48 godzin eliksirami pobudzającymi i Eliksirem Czuwania. Błyskawiczne przestawienie go na zbyt duże ilości eliksirów o działaniu przeciwnym, mogło doprowadzić nawet do zapaści serca, przecież wiesz o tym Pomponio... Mniejsza, każdy z nas popełnia błędy - mężczyzna machnął ręką.
Pomponia Pomfrey musiała w duchu przyznać, że Snape ma ogromną wiedzę medyczną.
"No, ale przecież jak był młodziutki, to nic, tylko czytał, zupełnie jak ta Granger" - pomyślała refleksyjnie.

Harry natomiast pomyślał, że cudownie byłoby dostać tej zapaści serca.

Severusie, musimy pogadać - dobiegł od drzwi głos Dumbledore'a Wiedział, gdzie szukać swojego oswojonego wampira, bo jak zawsze, wiedział wszystko.
- Teraz i tutaj, dyrektorze?
- To bardzo ważne - Harry usłyszał napięcie w głosie starszego mężczyzny i wytężył słuch.
- O co chodzi, panie dyrektorze? - grzecznie zapytał Snape.
Albus wszedł do środka i omiótł wzrokiem całą sytuację.
- Czy możesz zostawić nas na malutką chwilę samych, Poppy?
- Tu jest pacjent - powiedziała ostrzegawczym tonem kobieta.
- Będziemy cicho, obiecuję - spokojnie odrzekł dyrektor.
Pomponia obdarzyła ich podejrzliwym spojrzeniem, ale zniknęła na zapleczu.
Dumbledore trzymał w ręku zwiniętego "Proroka Codziennego."
- Czy wiesz, co wczoraj w nocy spotkało Samuela Notta, Severusie? - spytał wprost.
- Wybaczy pan Dyrektorze, ale nie interesuje mnie co ten niewyżyty kuta..., znaczy sadysta robi wieczorami - odparł chłodno mistrz eliksirów.
- Ale to powinno cię zainteresować - z naciskiem powiedział Dumbledore.
- Czyżby? Nie sądzę... - Harry wyczuł sarkazm i lodowatą pogardę w głosie Snape'a.
- Powinno cię obejść Severusie, ponieważ Salomon Nott nie żyje.

Serce Harry'ego przestało na chwilę bić.
Cały teraz składał się ze słuchu.

- Czyżby strzelił go jasny szlag? - Spytał z kpiną w głosie Severus.
- Nie, spotkało go coś o wiele gorszego.
- Pan daruje, Dyrektorze, ale nie wiem o co chodzi.
- Znałeś go Severusie. Znałeś go i nie rusza cię wcale fakt, że nie żyje?
- Aha. Znałem osobiście sukinsyna, więc powinienem zacząć płakać rzewnymi łzami? - słowa mistrza eliksirów nasączone były jadem obrzydzenia i pogardy. - Pan raczy żartować, dyrektorze? Co mnie ma obchodzić śmierć sadysty? Nie opowiadałem panu co on zrobił prawie osiemnaście lat temu? Czego pan chce, żebym mu współczuł?

Harry mimowolnie poczuł do niego nutę sympatii.

- Severusie, doskonale wiesz o co mi chodzi! - Dumbledore podniósł głos.
Harry zastrzygłby uszami, gdyby potrafił.
- Radziłbym zachowywać się cicho, Potter śpi - spokojnie odrzekł Snape.
- Severusie - głos Dumbledore'a był opanowany ale dało się w nim wyczuć irytację - oczekuję cię dziś w swoim gabinecie punktualnie o 19:30.
Sev się skrzywił.
- Oczywiście panie dyrektorze - odrzekł jednak grzecznie.
- Masz, poczytaj sobie - Albus wręczył mistrzowi eliksirów gazetę.
Severus wziął ją dla świętego spokoju do ręki, ale jak tylko wyszedł Dumbledore, położył ją na stole obok eliksirów.

Snape podszedł do okna i wyjrzał na jasno oświetlone słońcem błonia.
"O jednego śmiecia mniej" - pomyślał
Miał już wychodzić, ale mimowoli spojrzał na leżącą na stole gazetę.
Krzykliwy tytuł pierwszej strony głosił:

PRZERAŻAJĄCA ŚMIERĆ SALOMONA NOTTA!!!
ODRAŻAJĄCY MORD NA JEDNYM Z NAJBARDZIEJ SZLACHETNYCH I SZANOWANYCH CZŁONKÓW CZARODZIEJSKIEJ SPOŁECZNOŚCI!


Severusa krew zalała i widział jak przez mgłę. W szale zaczął drzeć „Proroka Codziennego” na strzępy.
- Co oni tu powypisywali! - darł się ogarnięty gniewem Snape - Pieprzone włazidupy! Co za pierdolony śmietnik!!!

Harry nie mógł dłużej udawać, że śpi, a do sali szpitalnej wpadła jak bomba Pomponia Pomfrey.
- Co ty wyprawiasz, Severusie?!
Harry gapił się ciekawie, jak Snape drze Proroka w drobny mak.
- Banda lizodupnych kutasów! - krzyczał wściekły mistrz eliksirów.
- SEVERUSIE!!! - Pomponia zarumieniła się z oburzenia i konsternacji.
Harry stłumił uśmiech i popatrzył niewinnie na pielęgniarkę.
- Czego?! - warknął Sev - A ty, Potter, co się gapisz? Śpij!.
- Przepraszam, ale zaczął pan krzyczeć i się obudziłem - grzecznie skłamał Harry.
Severus powoli zaczął wychodzić ze stanu szału i furii, ale nadal był wściekły, jak sto hipogryfów.
Sprzątnął strzępy gazety za pomocą różdżki i posłał Pomponii spojrzenie przebywającego na odwyku od ludzkiego mięsa bazyliszka. Następnie widowiskowo wyfrunął z sali szpitalnej powiewając szatą.

***

Przez cały dzień Severus był rozdrażniony.
Wyżył się na pierwszorocznych, wlepił szlaban Weasleyowi i Granger za "zbyt głośną rozmowę na korytarzu", nakrzyczał na Longbottoma za to, że pojawił się w zasięgu jego wzroku, a nawet objechał Bogu ducha winnego Hagrida, który tylko go niechcący potrącił i jak zwykle niesfornie i długo przepraszał. A nadal było mu mało.
Był żądny krwi niewinnej.
Nagłówek w gazecie utrzymywał go w stanie przyciszonej permanentnej furii maniakalno-depresyjnej (wiem, to rodzaj schizofrenii a nie furii, ale zgodzicie się ze mną, że Severusa nie trzymają się żadne standardy).
"Malfoy będzie dzisiaj biedny" - pomyślał, idąc na obiad.

***

Po obiedzie, Harry'ego odwiedzili Ron i Hermiona.
Była to dziwna wizyta.
Prawie wcale nie rozmawiali i tylko na siebie patrzyli.

- Przykro nam Harry, za to wszystko.. - wyszeptała w końcu Herm.
- Daruj sobie - odrzekł poirytowany Harry.
- Przecież to nie wasza wina - dodał już łagodniej.
- Zdrowiej szybko - Ron popatrzył smutno na przyjaciela
- Tak, zdrowiej szybko, tęsknimy za tobą - dołączyła się do rudzielca Hermiona.
- Powinienem wyjść jutro - stwierdził sucho Harry.
- Och! Jutro mamy eliksiry - wykrzyknęła dziewczyna.
- I co z tego? - Harry zmarszczył brwi. - Może będzie coś na temat trucizn - dodał obojętnie, obserwując, jak się zachowają.
- HARRY! - wrzasnęła Herm. - Nie możesz nawet tak myśleć!
- Dla twojej wiadomości - odrzekł chłodno pacjent - cały czas o tym myślę.
Hermiona i Ron wyglądali na przestraszonych.
- Harry nie możesz tego zrobić... - powiedział z rozpaczą w głosie rudy chłopiec.- My cię kochamy jak brata.
- Wiem - wyraz twarzy Harry'ego był łagodny. - Ale ja już nigdy nie będę taki sam...
- I tak będziemy cię kochać - zapewniła żarliwie Hermiona.
- Tak! I zawsze możesz na nas liczyć - dodał Ron z entuzjazmem.
Harry wiedział, że obydwoje mówią serio i szczerze, chociaż smutno się uśmiechnął
- Wiesz co? - Ron sięgnął do torby. - Ten cały Nott zdechł dziś w nocy.
- I to nie była lekka śmierć - dodał mściwie - Masz, poczytaj - Ron wręczył Harry'emu „Proroka Codziennego”.
- Może lepiej nie - Hermiona wyglądała na nieprzekonaną pomysłem kumpla.
- Nie, w porządku. Chcę to przeczytać.
Widząc wątpliwość w oczach przyjaciółki uśmiechnął się uspokajająco.
- Naprawdę Hermiono - dodał jeszcze.
- Musimy już iść Harry - powiedział Ron - ale przyjdziemy tu po kolacji.
- Snape nam wlepił szlaban. Na pojutrze. - Powiedziała Hermiona.
- Aha i musimy już dziś pisać wypracowanie na poniedziałek z zielarstwa, bo wieczór sobotni mamy przerąbany - dodał Ron.
- Za co dostaliście szlaban?
- Za gadanie na korytarzu. To nawet jak na niego dziwne - zaczęła Hermiona. - Chyba się coś stało. Wyglądał jak chodząca furia.
Harry udawał obojętność, ale słuchał bardzo uważnie.
- Trzymaj się cieplutko - Herm dała mu całusa w policzek, a Harry mimowolnie się wzdrygnął.
"Ciekawe, czy teraz mi tak zostanie na zawsze..." pomyślał.
- Do zobaczenia, Harry - powiedział Ron i obydwoje opuścili cichą, szpitalną salę.

Harry został sam i mógł spokojnie przeczytać artykuł. To było coś, co go naprawdę zainteresowało.
Zabrał się z zaciekawieniem za tekst. W miarę jak czytał, narastał w nim gniew i zarazem jakaś pusta wesołość.
To, co zostało powiedziane w artykule, brzmiało dla niego jak jawna kpina.
Sam tytuł doprowadzał do białej gorączki.
Pod nagłówkiem tłustymi literami zapisana była wypowiedź nie kogo innego, jak Percy'ego Weasleya.

"Pan Nott był nobliwym i szacownym członkiem naszej społeczności. Nie pozwolimy więcej na takie barbarzyństwo.
Nie ma żadnych wątpliwości, co do tego, że morderstwa dopuścił się wampir - żaden człowiek nie potrafiłby dokonać czegoś takiego.
Faktem jest też, że wampir ów dokonał niepełnej, kontrolowanej przemiany - inaczej ciało denata byłoby tak zmasakrowane, że nie dałoby się go rozpoznać.
Świadczy to o tym, że morderstwo było zaplanowane i dokonane z zimną krwią"


"A nie pomyślałeś, kutasie, że ktoś mógł mieć motyw?" - pomyślał z irytacją Harry.

Oto dowód na to, że należy cofnąć Dekret O Ochronie Wampirów.
Te niezrównoważone zwierzęta zagrażają każdemu z nas!
Dzisiaj Salomon Nott, jutro może to być sam Minister Magii.
Istota która dokonała tego haniebnego czynu zostanie pochwycona i skazana na śmierć przez ścięcie toporem o srebrnym ostrzu.
Nie będzie litości! Skoro ginie tak dobry, szlachetny człowiek, znany ze swych hojnych datków na szczytne cele Ministerstwa, jak wywodzący się ze starożytnego rodu Salomon Nott, trzeba zdusić to bestialstwo w zarodku.


Harry nie mógł uwierzyć w to co czytał: "niezrównoważone zwierzęta", gdyby tak było, to ciągle słyszałoby się o jakichś mordach.
"Jemu się już całkowicie we łbie poprzestawiało, myśli tylko o tej swojej politycznej karierze" - pomyślał Harry o Percym.
Chłopak był wstrząśnięty jawną ignorancją i zaściankowością myślenia młodego mężczyzny.
Był wstrząśnięty, że całkowicie został pominięty fakt przynależności Notta do Śmierciożerców, a podkreślona jego hojność finansowa względem Ministerstwa Magii.
Czuł jak mózg mu powoli zaczyna odkształcać pod wpływem przeczytanych informacji.
Opisana była też makabryczna śmierć Notta, ale Harry nie potrafił mu ani współczuć, ani się nad nim litować.
Poczuł cichą satysfakcję, gdy okazało się, że Salomon Nobliwy Obywatel Nott, został nafaszerowany Eliksirem Czuwania.
Potrafił się tylko z tego gorzko cieszyć.

Obrzydzeniem napawało go to, jak szybko został osądzony sprawca czynu.
Nie było mowy o żadnym uczciwym procesie i przesłuchaniu, ale kilka razy padało w artykule zapewnienie o rychłym pochwyceniu i straceniu zbrodniarza, który w oczach Harry'ego urósł do rangi bohatera.
Dla niego nie było żadnej wątpliwości, że ten kto dopuścił się morderstwa, znał zamiłowanie Notta do tortur. Świadczył o tym sposób egzekucji.
Bo dla Harry'ego było jasne, że to była egzekucja.
Za zwykłe porachunki nie zabija się w ten sposób. Tak się zabija kogoś, kogo chce się ukarać.

Artykuł liczył dwie strony, z czego połowę poświęcono na chlubny życiorys Notta i jego zasługi. Wspomniano też, że był Śmierciożercą, ale raz na zawsze „odwrócił się plecami do strony ciemności”.
„Strona ciemności – pomyślał rozzłoszczony chłopak – samiście ciemni jak tunel w tyłku.”

Najbardziej jednak wstrząsnęły Harrym następujące stwierdzenia:

Wszystkie zarejestrowane na terenie Londynu wampiry zostaną poddane przesłuchaniu. Jest ich tylko kilka – w tym jedna kobieta.
Wszystkie Instytucje, w których zatrudnione są zarejestrowane wampiry, są zobligowane do wydania ich na czas przesłuchań, które odbędą się na terenie Azkabanu. Przesłuchania podejrzanych zaczną sie od poniedziałku (...) Złoczyńca nie będzie miał prawdopodobnie procesu. Dopuścił się zbyt brutalnej zbrodnii.


Harry'ego zatkało. Wiedział jedno, że gdyby Ministerstwo nie było skorumpowane, ten kto zabił Notta, mógłby liczyć na uczciwy proces.
I ten teren Azkabanu...

A jeżeli wycofają ten dekret, to co stanie się z wilkołakami, które żadnym dekretem nie są chronione i z wszystkimi innymi istotami magicznymi i mieszańcami?
Chłopcu momentalnie przyszli na myśl Lupin i Hagrid.
„Ktoś zlikwidował niebezpiecznego sadystę, a oni mają pretekst do czystki.
I nikt nie będzie się teraz zajmował Voldemortem. Chore...” – myślał przerażony Harry.

Miało to jedno pozytywną stronę. Zielonooki, wyczulony na sprawiedliwość społeczną Gryfon nie myślał już o samobójstwie, ale o cyrku, jaki mial się zacząć w poniedziałek, czyli za cztery dni.

***

Severus nie poszedł na kolację. Jakoś mu się jeść nie chciało. Wszyscy wokół niego pomykali z "Prorokiem Codziennym" pod pachami, a członkowie grona nauczycielskiego łypali na niego niepewnie.
To nie poprawiało nastroju mistrza eliksirów.
"Przeczytam ten artykuł. Będę na topie - pomyślał. - A poza tym, to przecież opis mojego wyczynu.
Najpierw jednak udał się do skrzydła szpitalnego. W kieszeni miał dwie fiolki o których zapomniał.

Potter jadł... a raczej pałaszował rosół z kury i ogólnie wyglądał, jakoś za dobrze.
Snape pomyślał w pierwszej chwili, że Potter postanowił nie kończyć ze sobą, tylko po to by zrobić mu na złość, ale szybko zrozumiał absurdalność tego przypuszczenia.

Postawił fiolki na stole i wtedy TO ujrzał. Obok Pottera leżał Prorok.
- Mogę go na chwilę przywłaszczyć, Potter? - wyciągnął wiedziony nagłym impulsem rękę w stronę gazety.
- Oczywiście. Tylko proszę go nie drzeć. Chcę jeszcze raz przeczytać tą durną wypowiedź Percy'ego.
Severus popatrzył na Harry'ego przenikliwie.
- Czytałeś to już? - zapytał.
- Tak, sir. Radzę uzbroić się w cierpliwość.
Snape usiadł w nogach łóżka i pogrążył się w lekturze.
Z miejsca dostał apopleksji.
- Żesz kur**! Niech ja go tylko spotkam! - wyrwało mu się.
- Nie słyszałeś tego Potter - wysyczał groźnie patrząc na Harry'ego.
- A co niby miałbym słyszeć? - spytał nad wyraz grzecznie chłopak.

Po minucie dał się słyszeć pogardliwy rechot Severusa.
- Dobre! - powiedział - Napisali, że przeznaczył na Ministerstwo więcej kasy, niż Lucjusz Malfoy, czy Albus Dumbledore. Ale nawet słowem nie wspomnieli, że Dyrektor Hogwartu przeznacza krocie na sierocińce, także te mugolskie. Żałosne, żałosne. Chore i żałosne.
Harry'ego zatkało. Nie wiedział o filantropijnej działalności Dumbledore'a
Weszła Pomponia i chłopiec poprosił o dokładkę.
Pani Pomfrey poszła do kuchni, ale zanim to zrobiła obrzuciła niechętnym spojrzeniem Severusa. Harry wydawał się nim jednak nie przejmować.

- No proszę - powiedział Snape skończywszy czytać - Rita Skeeter. A swoją drogą, gdzie ona się wcześniej podziewała?
Harry uznał za stosowne, powód nieobecności dziennikarki, pominąć milczeniem.
- Nie wstrząsnęło to tobą, Potter? - spytał po krótkiej chwili Sev.
- Głupota Ministerstwa, wszechobecna korupcja, kretynizm Percy'ego i bezwstydność Skeeter? Owszem, wstrząsnęło - odrzekł rzeczowo i na temat.
- Generalnie Potter, wiesz że nie o to pytałem.
- Jak dla mnie, sir - powiedział chłopak spokojnie - to nie wymyślono jeszcze takiej kary na jaką zasłużył ten skur..., znaczy drań.

Wkroczyła Pomfrey z druga miską rosołu.
- Smacznego, Potter - powiedziała.
- Dziękuję.
Pomponia spojrzała niepewnie na Severusa, ale wszystko wydało się jej w jak najlepszym porządku i poszła na zaplecze.

- Powiedz mi, Potter - zapytał łagodnie, zajętego rosołem chłopca, Snape - co słyszałeś z mojej rozmowy z Profesorem Dumbledorem?
Harry się zakrztusił i miał już skłamać, że absolutnie nic, ale Severus go ubiegł.
- Nie otwieraj ust po to by łgać mi w żywe oczy. Doskonale wiem, że słyszałeś każde słowo. Taka już twoja uroda, Potter.
Nauczyciel westchnął z politowaniem.
- Ale będzie cyrk - powiedział refleksyjnie mistrz eliksirów. - Dopiero się zacznie. Niech lepiej Albus zaproponuje Lupinowi pobyt w Hogwarcie, bo wilkołaki pójdą na odstrzał jako pierwsze. Szczerze współczuję Weasleyom takiej latorośli.
- On się wyparł rodziców, sir - Harry z radością podchwycił inny temat niż kwestia jego podsłuchiwania.
- Jakoś się nie dziwię.
Severus spojrzał Harry'emu głęboko w oczy.
- Ty, Potter - powiedział łagodnie - kiedyś przez tą swoją ciekawość, kopniesz w kalendarz, jak przysłowiowy kot.*
- Ja wcale nie chciałem podsłuchiwać, tak jakoś wyszło - Harry wiedział, że nie brzmi to przekonywująco, ale nic innego nie miał na własną obronę.
- Tobie zawsze coś wychodzi, tylko nie to co potrzeba, Potter. Zresztą, przekonamy się jutro na eliksirach - orzekł chłodno Severus.
"Jakżeby inaczej" - pomyślał z przekąsem Harry.

*My mówimy, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, Anglicy mają przysłowie Curiosity killed the cat – Ciekawość zabiła kota.

***

Punktualnie o 19:30 Severus przybył pod drzwi gabinetu Dyrektora.
Zapukał.
- Proszę - dobiegł go stłumiony głos.
Mistrz eliksirów wszedł do środka.
- Dobry wieczór Dyrektorze.
- Dobry wieczór, Severusie.
- Mam pytanie - Jestem tu oficjalnie, czy prywatnie, panie Dyrektorze?
- Po części tak i tak - głos Dumbledore'a był łagodny i chłodny. - Usiądź Severusie, to trochę zajmie.
- Byle nie za długo, bo za pół godziny do mojego gabinetu przychodzi Draco. Ma szlaban.
- Zostaniesz tu tyle czasu Severusie, ile będzie konieczne. Uczeń może poczekać.
Snape popatrzył przenikliwie na Dumbledore'a.
- Widzę, że to coś poważnego.
- Przecież mówiłem.
- W takim razie, słucham Albusie.

Dyrektor westchnął ciężko. Poczuł się stary i zmęczony. Poczuł, że sytuacja go przerasta.
- Powiem wprost. Rozpętałeś piekło, Severusie. Rozpętałeś piekło na ziemi i podpisałeś na siebie wyrok.
- Nie boję się ani piekła, ani śmierci, ale i tak nie wiem o czym mówisz Albusie.
- Czytałeś ten artykuł w "Proroku Codziennym"?
- Czytałem. Nott zdechł, tak jak na to zasługiwał a Ministerstwo rozpacza rzewnymi łzami po hojnej, dojnej krowie. A że rozpęta się przy okazji piekło... To i tak była tylko kwestia czasu. Przecież nowy Wiceminister, który przyjmuje rządy wraz z Knotem już od niedzieli, nie spocznie, aż nie wytępi wszystkich "odmieńców". Szczerze powiedziawszy, Percy Weasley ma szansę stać się niezłą konkurencją dla Zagadkowego Toma.* Nadal jednak nie wiem, o co ci chodzi Albusie.

Dumbledore walnął pięścią w stół.
- Nie wiesz o co mi chodzi? Zabił go wampir! Zabił go wampir, który go znał osobiście, bo bez problemu wszedł do jego domu. Poza tym to była egzekucja, Severusie, a mało kto wiedział o sadystycznych zapędach Notta, aby mógł dokonać egzekucji.
- Równie dobrze mogła być to egzekucja polityczna. Wyobraź sobie, że on miał wrogów Albusie.
- Egzekucja polityczna nie wygląda w ten sposób, bo jest eliminacją, a nie egzekucją, o czym doskonale wiesz.
- Nadal nie wiem do czego pan zmierza Dyrektorze. - Severus postanowił grać na zwłokę. Był poirytowany.
- Nie wiesz do czego zmierzam?! Na miłość boską! Ilu wampirów znało Notta osobiście, ilu znało jego zamiłowanie do sadyzmu i ilu było świadkami tortur dziesięcioletniej dziewczynki, którym obraz skatowanego Pottera dobitnie o tym przypomniał? No ilu Severusie? Bo mi się wydaje, że tylko jeden, i to ten, który siedzi teraz naprzeciwko mnie.
- Ha. W końcu otwarte karty panie dyrektorze.
- Wiesz, co teraz będzie?
- Armageddon. Chyba, że ktoś przemówi tym dupkom w Ministerstwie do rozsądku i uświadomi, że głównym celem eksterminacji powinien być Lord Voldemort i jego najzagorzalsi zwolennicy.
- I kto twoim zdaniem miałby to zrobić. Ja? Ja już nie mam siły walczyć z ludzką głupotą Severusie, już chwilami mam dość.
- To może Potter? W końcu jest bohaterem.
- Uważasz to za zabawne?
- Nie, uważam to za tragiczne. Nie przejmuj się. Sam się udam z rana w poniedziałek do Ministra i przyznam się do morderstwa Notta. Wiem, że nie będę miał uczciwego procesu, ale szczerze powiedziawszy mi to zwisa.
- Nie możesz tego zrobić Severusie. Za bardzo potrzebuje cię Zakon.
- Przestań mi tu pieprzyć poprawnie polityczne bzdury! - żachnął się Snape - Wiesz co będzie jak tego nie zrobię? Tysiąckrotny Armageddon, a tak może sprawa z czystkami przycichnie. Nawarzyłem sobie piwa, to je wypiję.
- Wiesz, że to nic nie da, że Percy Weasley nie popuści. Taką już ma naturę. A Voldemort wykorzysta zamieszanie. Bardziej przydasz się żywy.

Severus schował twarz w dłoniach.
- Mogę zapalić? - zapytał.
- Pal.
Mistrz eliksirów wyciągnął paczkę papierosów, zapalił jednego i mocno się zaciągnął.
- To co? Mam siedzieć cicho i pozwolić ci ochronić mój tyłek, kosztem kogoś niewinnego, albo kosztem korupcji? - spytał po kolejnym z rzędu machu.
- Pojęcia nie mam, co teraz robić. Weasley to fanatyk i ma wielu zwolenników, i poprą go Śmierciożercy. Nie z miłości do Notta, ale żeby odwrócić uwagę od własnych działań. Nie mogłeś siedzieć spokojnie na tyłku?
- Siedziałem na tyłu siedemnaście lat. Bóg jeden wie ile on w tym czasie dzieci skrzywdził, Albusie. Nie rozumiesz?
- Rozumiem, Severusie, rozumiem. Ale czasami warto przeczekać.
- I ryzykować? Wiesz, co on by zrobił za dwa, trzy tygodnie z taką Granger i jej rodzicami Albusie? Zmiłuj się człowieku i nie pierdziel mi tu o siedzeniu na tyłku i ryzykowaniu życia niewinnych ludzi, błagam. - Wkurzony Sev zgrabnie zgasił peta w wyczarowanej przez gospodarza popielniczce.

Dumbledore popatrzył zmęczonym wzrokiem na Snape'a.
- Będzie trzeba znaleźć jakiś wyjście z sytuacji. Nie leź mi tylko w poniedziałek do Ministerstwa. Utracę jednego z najlepszych ludzi i przyjaciół, a nic w zamian nie zyskam ani ja, ani reszta czarodziejów. Może da się jeszcze przemówić do rozsądku Percy'emu.
- Nie licz na to.
- Dlaczego? - Oczy Dyrektora wyrażały bezbrzeżne zdumienie.
- Od dawna to podejrzewałem patrząc na Molly i Artura, a Potter potwierdził moje przypuszczenia w skrzydle szpitalnym. On się wyrzekł w imię kariery politycznej własnych rodziców Albusie. Myślisz, że posłucha głosu rozsądku?
Dumbledore wyglądał na załamanego, ale po chwili zabłysły w jego oczach przebiegłe ogniki.
- Daj mi pomyśleć do niedzieli. Chyba wiem jak sobie z tym poradzić, a przynajmniej załagodzić sytuację.
- Korupcja?
- Miejmy nadzieję, że nie.
- Jeżeli będziesz potrzebował galeonów, wiesz, że możesz na mnie liczyć. Osobiście jednak wolałbym iść i się przyznać.
- Ale tego nie zrobisz.
-Nie. Nie zrobię tego bo mi tak każesz. Jak zwykle. Pewnie lizałbym Potterowi buty gdybyś mi kazał to zrobić. Jestem lojalny jak pies. - W głosie Severusa brzmiał sarkazm i silna ironia.
- Nie zrobisz tego, bo cię o to proszę.- Łagodnie odpowiedział Albus.
- I tak przyjdą po mnie w poniedziałek. Zabiorą mnie na przesłuchanie.- Nie dawał za wygraną mistrz eliksirów.
- O to niech cię głowa nie boli.

- Czy to już wszystko panie dyrektorze? - zapytał Snape.
- Tak - odrzekł Albus.
Severus wstał i skierował się do wyjścia.
- W takim razie żegnam Albusie - powiedział już przy drzwiach.
- Ale zanim odejdziesz, mam do ciebie jeszcze jedno pytanie.- Starszy mężczyzna spojrzał mu głęboko w oczy.
- Słucham - grzecznie powiedział podwładny do swojego niekwestionowanego szefa.
Dyrektor popatrzył uważnie na jednego z najważniejszych członków Zakonu.
Splótł palce i oparł na nich w zamyśleniu głowę.
- Powiedz mi Severusie, czy masz chociaż nikłe wyrzuty sumienia po tym co mu zrobiłeś?
- Mam i one wcale nie są nikłe - Albus wyglądał na zaskoczonego, bo profesor mówił całkiem poważnie.
- Mam wyrzuty sumienia dyrektorze - na twarzy Severusa pojawił się gorzki uśmiech. – Mam cholerne wyrzuty sumienia, bo zakatrupiłem go o prawie osiemnaście lat za późno.

Snape wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi.
Dumbledore jeszcze długo siedział zamyślony przy swoim biurku, skubiąc długą białą brodę i zastanawiając się nad ostatnimi słowami swojego gościa.


*Riddle – ang. zagadka.

***

Severus przyszedł do swojego gabinetu Zapalił papierosa i zamyślił się nad zdarzeniami z ostatnich dni.
Sytuacja była trudna i ze wszech miar delikatna. Gdyby Lucjusz Malfoy nie siedział w więzieniu, mógłby do niego napisać. To wpływowy człowiek i coś by wykombinował.
Mimo wszystko Snape postanowił, że od razu po szlabanie Dracona napisze list do Lucjusza, by ten wiedział o wszystkim z pierwszej ręki. Poza tym, ze swoją myślącą głową i nie mniej myślącą żoną, która była dużo cwańsza i mądrzejsza, a także miała większy wpływ na despotycznego męża, niż niektórym się wydawało, mógłby nawet w więzieniu do czegoś się przydać.
Do Narcyzy także postanowił napisać, ale zupełnie inny list.

Z zamyślenia wyrwało go pukanie do drzwi.
- Proszę wejść - rzucił mistrz eliksirów przygaszając papierosa w gustownej popielniczce o kształcie zwiniętego węża. Wąż był zielony, miał piękne oczy zrobione z bursztynu i srebrny szlaczek, biegnący wdłóż smukłego ciała.
Tą popielniczkę, kupił Severus na jakiejś mugolskiej wyprzedaży. Bardzo ją lubił, jeżeli nawet nie kochał.

***

Był wtedy na przedmieściach Londynu. Było upalne lato. Lipiec 1990 roku. Sev przechadzał się między straganami obserwując mugoli. Tak naprawdę z biegiem lat nauczył się akceptować ten "gorszy gatunek" ludzi (jak on sam by był człowiekiem, zabawne), a nawet czuł do nich pewien rodzaj sympatii.
Trochę im nawet zazdrościł ich beztroski i błogosławionej niewiedzy o niektórych sprawach.
W pewnym momencie dojrzał tą popielniczkę na jednym z kramów. Były tam w przeważającej części bardzo gustowne bibeloty, nie takie badziewia jak u innych sprzedawców
Wyrzeźbiony w jaspisie wąż zdawał się mrużyć swoje bursztynowe oczy i mrugać zachęcająco do Severusa.
Mistrz eliksirów podszedł do straganu i zważył piękną popielniczkę w dłoniach.
"Barwy Slytherinu – pomyślał - aż się prosi, żeby go kupić."

- Czym mogę panu służyć? - spytała młoda kobieta o popielatych włosach i epatującym wyższością uśmiechu, żywcem wyjętym z magazynu mody
"Damulka" pomyślał z niesmakiem Sev, ale szybko się przekonał, że pozory mogą mylić.
Gdy spojrzał jej w oczy, w nich także dostrzegł uśmiech, ewidentnie świadcząc o tym, że nie jest płytką, zarozumiałą pannicą.
- Ile pani chce za tą jaspisową popielniczkę? - zapytał jak najbardziej obojętnym tonem.
- 200 funtów.
Severus uniósł brwi.
- Nie za dużo? Nawet z tymi bursztynami nie jest warta więcej niż 75 funtów.
- Owszem jest - kobieta uśmiechnęła się szerzej.
- Może mi pani to udowodnić? - zapytał Severus. Był zdeterminowany, żeby mieć tą popielniczkę.
- Po pierwsze, jest ręcznie rzeźbiona i ozdabiana - powiedziała spokojnie sprzedawczyni. Po drugie - dodała tajemniczym głosem - ale nie wiem, czy zechce pan ją kupić jak to powiem - zawahała się nagle.
- A o co chodzi? - zapytał Severus - W głosie kobiety było coś, co wzbudziło zaciekawienie mistrza eliksirów.
Wiedział jedno: musi mieć u siebie na biurku tego jaspisowego węża, ale w kieszeni miał tylko 250 funtów, a chciał zaliczyć jeszcze dobre zimne piwo (dużo dobrego piwa) w jednej z lepszych, mugolskiej knajp..
Dziewczyna dmuchnęła z irytacją, na lezące w oczy włosy i odgarnęła je na kark. Było tak gorąco, że Severus czuł jak jedwabna, czarna koszula z krótkim rękawem, klei się do niego w strugach potu. Sprawy nie ułatwiały też czarne, raczej dopasowane dżinsy, zwłaszcza, że przez nie wiele kobiet z zaciekawieniem oglądało pewną cześć jego ciała - i to nie tylko z tyłu - a niektóre uśmiechały się przy tym bezwstydnie, co raczej nie sprzyjało ochłodzeniu atmosfery.

- Ta popielniczka należała do osobistego wróżbity Hitlera i podobno jest obłożona klątwą.
Severusa naprawdę to zaciekawiło.
- Wiedział pan o tym, że Hitler miał swojego wróżbitę?
- Oczywiście. O tym akurat wie wielu ludzi..
Płowowłosa piękność o jasnozielonych oczach uśmiechnęła się szeroko, a później wypaliła.
- Tak, ale nikt prawie nie wie o tym, że miał jeszcze jednego wróżbitę. Anglika, zupełnie niezależnego od tamtego w Niemczech.
Rzeczywiście, Severus nie wiedział. Co prawda słyszał kiedyś jakieś plotki, ale to były tylko plotki.
- Mam mówić dalej? - zapytała.
- Tak, to ciekawa historia - powiedział szczerze czarnowłosy, czarnooki i na czarno ubrany mężczyzna, z ciekawym bladym tatuażem na lewym przedramieniu. Wizerunku dopełniały szkła przeciwsłoneczne - oparte teraz nad czołem. Mistrz nie wiedział, że wygląda dosyć pociągająco, co tylko dodawało mu uroku.

"Intrygujący typ" - pomyślała dziewczyna.
- Angielski wróżbita nazywał się Nicholas Black - Severus drgnął na dźwięk tego nazwiska - i twierdził, że jest wykwalifikowanym czarodziejem.
"Nie wątpię, że nim był" - pomyślał Sev.
- Ta popielniczka - ciągnęła dziewczyna, - została wykonana na zamówienie. To unikat. Jest taka tylko jedna, jedyna na świecie.
- Teraz rozumiem jej cenę.
- Wierzy mi pan? - spytała dziewczyna - poprzedni klient zarzucił mi, że wciskam mu kit.
- Ależ ja wiem, że pani nie kłamie - szczerze odrzekł mężczyzna. Jest pani uczciwą osobą. To widać.
Kobieta uśmiechnęła się promiennie.
- Skoro pan mi wierzy, to opowiem panu w nagrodę o rzekomej klątwie, a pan dopiero wtedy zdecyduje się czy ją kupić, czy nie i... spuszczę panu cenę do 175 funtów. - Nie mogła się powstrzymać. Ten facet mimo, że na początku ją zirytował był w nietuzinkowy sposób sympatyczny, a jednocześnie sprawiał wrażenie kogoś, kto wiele w życiu wycierpiał.
- Zamieniam się w słuch - Severus zdobył się na blady uśmiech.
- Zapewne wie pan, że niemiecki wróżbita przepowiedział Hitlerowi klęskę i został za to otruty przez jego ludzi.
Severus skinął głową.
- Anglik, zupełnie niezależnie od wróżbity niemieckiego, także przepowiedział Hitlerowi fiasko. On jednakże, przepowiedział mu też, że popełni samobójstwo. Adolf Hitler tak się wściekł, że nakazał Nicholasowi, aby to on samobójstwo popełnił, a ponieważ Black zauważył swój błąd i pożałował, że jest na usługach niebezpiecznego psychopaty z ulgą przyjął takie rozwiązanie.
- A klątwa? - Spytał zaciekawiony Severus.
Kobieta westchnęła cicho
- Sama nie wiem, czy to bujda na resorach, czy nie, faktem jest, że wszyscy dotychczasowi właściciele tego cudeńka mieli cholernego pecha...
- Pierwszym posiadaczem, był jakiś nawiedzony kolekcjoner, który za grube pieniądze wykupił ją z jednego z muzeów poświęconych Hitleryzmowi. W 1955 roku, jego żona i dwie córki zginęły w wypadku samochodowym. Facet nie zdzierżył i się powiesił. Cudeńko znowu trafiło do muzeum, ale nie na długo bo zostało skradzione. Nie wiadomo przez kogo, muzeum jednak zbytnio się tą stratą nie przejęło, poza jednym z kustoszy, który odnalazł popielniczkę w roku 1963 u jakiejś babinki w Glasgow. Twierdziła ona, że jaj poprzedni właściciel - sąsiad z naprzeciwka - utopił się dwa lata wcześniej we własnej wannie. Staruszce jednakże nic się nie stało.
Kustosz zabrał cudo do domu i w 1970 roku, zmarł na zawał serca z powodu bankructwa i notorycznych zdrad żony - ponoć nakrył ją w łóżku z facetem, w dniu w którym wylali go z pracy.
Popielniczka była przez dziesięć lat u wdowy i nic. Ale kiedy kobieta podarowała na 18. urodziny tą cholerę synowi... W 1985 roku jakiś psychopata wykończył jego młodziutką żonę. Zgwałcił ją i bestialsko zamordował. Facet trafił do psychiatryka..
Po tamtym wydarzeniu... cóż, nie wiem co się z nią działo. Dostałam ją kilka dni temu od starszej pani, która nie chciała mówić skąd ją ma, chociaż jej historię do 1985 roku z radością mi opowiedziała. Nie chce też za nią pieniędzy, ale i tak odpalę jaj 100 funtów. Wygląda na to, że klątwa o ile istnieje dotyka tylko mężczyzn... No i jak zdecydował się pan? – przez chwilę przestraszyła się, że odstraszyła potencjalnego klinenta, ale mile się zawiodła.

- Biorę ją - stwierdził rzeczowo Snape - jest ładna, stylowa i całkowicie w moim guście. Tą całą klątwę pewnie da się racjonalnie wytłumaczyć zwykłym zbiegiem okoliczności, ale jeżeli nie, cóż - spotka mnie za parę lat coś strasznego.
- Osobiście w to nie wierzę, bo wtedy za nic nie sprzedałabym jej żadnemu mężczyźnie. – Dziewczyna popatrzyła na niego z zainteresowaniem.
Severus uśmiechnął się do niej i wręczył dwieście funtów.
Odchodził już gdy kobieta krzyknęła:
- Pana reszta.
- Niech się pani nie wygłupia.
- To kwestia honorowa, nie mogę wziąć dwustu funtów - powiedziała i wręczyła mu 25 funciaków reszty.
- Rozumiem i dziękuję.
- Mam nadzieję, że ta bursztynowooka szelma nie przyniesie panu pecha.
- Ja sam jestem jednym, wielkim pechem. Poza tym, jak pani zapewne wie, złego licho nie bierze. - Severus uśmiechnął się ironicznie i odszedł w swoją stronę.


***

"No i w końcu, klątwa spadła także na mnie" - pomyślał z gorzkim rozbawieniem Severus.
Oczywiście wiedział, że klątwa to jawna bzdura. Czy miałby jaspisowego węża czy nie, zrobiłby to, co zrobił i koniec.
Prawdą było jedynie ciekawe pochodzenie popielniczki

Mistrz eliksirów popatrzył na Draco Malfoya.
- Dobry wieczór sir - powiedział chłopak.
- Dobry wieczór - Severus wstał - Idziemy.
Zaprowadził Dracona do pracowni, gdzie wręczył mu cały kocioł żab rogatych, które kazał mu poporcjować do specjalnych słoików.
Draco nie był zachwycony, ale nie powiedział ani słowa skargi. Profesor zasiadł za biurkiem i zaczął sprawdzać wypracowania piątoklasistów, które miał rozdać ocenione, następnego dnia.

***

Draco Malfoy uporał się z rogatymi żabami w trzy godziny. Mistrz eliksirów skończył niewiele wcześniej sprawdzać wypracowania, które jak zwykle były w 50% żałosnymi wypocinami.

Gdy Severus dotarł do swojej prywatnej kwatery, zabrał się za pisanie szczerego listu do Lucjusza, w którym przyznał, że od lat jest lojalny wobec Dumbledore'a i że to on zabił Notta - i dlaczego to zrobił.
W liście prosił Malfoya o zachowanie dyskrecji i o jakieś rady, co do zaistniałej sytuacji.
Doradził też Lucjuszowi, aby zmienił strony i został szpiegiem Ddumbledore'a kiedy wyjdzie z Azkabanu.
Oczywiście nie namawiał go natarczywie, ale przedstawił sporo całkiem sensownych argumentów, które skłaniały do przyjęcia takiej opcji.
Zaznaczył, aby stary przyjaciel odpisał mu na tym samym pergaminie, od razu jak przeczyta list, który był długi i bardzo szczery i Severus liczył na wzajemność w tym względzie.

Napisał też do Narcyzy. Była to prośba o spotkanie incognito w jakiejś mugolskiej knajpie. Dokładne miejsce i godzinę pozostawił do wyznaczenia jej.

Wziął korespondencję i udał się do sowiarni
Do pani Malfoy wysłał zwykłą płomykówkę, ale do Lucjusza...
Severus udał się na samo koniec sowiarni. Przyłożył lewą dłoń do ściany i wyszeptał, zmieniane co tydzień, hasło:
- Ester Novum.
Ściana rozstąpiła się przed nim posłusznie. W ogromnym pomieszczeniu siedział na grubej żerdzi słusznych rozmiarów, czarny jak noc orzeł królewski.
Ptak głośno kraknął na widok swojego pana. Liczył na kilkudniowy wypad, na wolną przestrzeń.
Kiedy zobaczył pergamin, zrzedła mu mina i ostentacyjnie wrócił do czyszczenia piór.
- Prometeuszu - zwrócił się do ptaszyska Snape - zaniesiesz ten list do Lucjusza Malfoya. Do Azkabanu. - Ptak żachnął się zanim Severus skończył mówić.
- Jak przyniesiesz odpowiedź wypuszczę cię na kilka dni - łagodnie przemówił mężczyzna.
Prometeusz spojrzał na swojego pana wielkimi ciemnogranatowymi oczami.
"Akurat" - mówił jego wzrok.
- Obiecuję - mistrzunio podrapał orła po głowie, co ten przyjął leniwym zmrużeniem oczu. Niechby jednak ktoś inny spróbował takiej poufałości...
- To bardzo ważny list - mówił Severus gładząc grzbiet ptaka, który przyglądał mu się teraz uważnie i równie uważnie słuchał jego słów.
- W żadnym wypadku nie może wpaść w niepowołane ręce. Rzucę na ciebie i na ten pergamin specjalny czar. Będziesz niewidzialny dla wszystkich poza adresatem i oczywiście mną. Ale bądź ostrożny, bo każde zaklęcie maskujące i ochronne można złamać, Prometeuszu - ptaszysko kiwnęło głową, przytakując.
- Będziesz mógł sobie bez wysiłku upolować jakąś mysz, albo królika, uważaj tylko, by nie zniszczyć pergaminu - Severus delikatnie ale skutecznie przywiązał rulon do posłusznie wyciągniętej nóżki ( a raczej nogi) orła.
- Relashio personarum intrata - powiedział kierując w orła różdżką, a następnie wypuścił ptaka na otwartą przestrzeń.
Prometeusz zaskrzeczał triumfalnie i rozłożył czarne skrzydła niknąc w mroku nocy.

"Jeszcze może się ta maskarada odwrócić na lewą stronę. Wszystko zależy od rozsądnej decyzji Lucjusza, roztropności Narcyzy i skutecznej strategii Dumbledore'a" - pomyślał z nikłą nadzieją Postrach Hogwarckich Matołów.

***
******

Ten post był edytowany przez em: 30.04.2008 17:18


--------------------
"KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Closed TopicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Kitiara
post 24.04.2005 08:53
Post #2 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 173
Dołączył: 08.12.2004

Płeć: jedyny w swoim rodzaju



Noc z poniedziałku 19 listopada, 1996 na wtorek 20 listopada, 1996
Klub Samopomocy Kalek Emocjonalnych, czyli o tym, jak Harry próbuje pomóc Hermionie i sam się pozbierać.


To Hermiona poprosiła Harry’ego o „godzinę szczerości.” Wiedziała, że nikt inny nie jest w stanie pomóc jej tak, jak zielonooki brunet. Był tak samo poraniony jak ona, a może nawet bardziej, ale Hermiona przyzwyczaiła się do tego, że Harry zawsze był silny. Poza tym, właśnie ze względu na tą duchową bliskość, chciała z nim porozmawiać, pragnęła uzyskać jakiekolwiek wsparcie emocjonalne i usłyszeć, że wszystko będzie dobrze...
Zielonooki zgodził się poświęcić jej swój czas, chociaż wiązało się to z zarwaniem nocy. Zgodził się bardzo chętnie, a nawet ucieszył się, że Hermiona poprosiła go o poważną rozmowę; że obdarzyła go bezgranicznym zaufaniem.
Umówili się o północy w pokoju wspólnym, bo o tej godzinie w dzień powszedni nie powinno już nikogo tam być i rzeczywiście nie było.

Hermiona usiadła przy kominku i poprawiła czarną szatę zarzuconą na ciemnozieloną koronkową koszulę nocną. Szata była rozpięta i, ubrany w granatową pidżamę z flaneli, Harry mógł „podziwiać” wystające obojczyki przyjaciółki i jej szczuplutką szyję. Była tak szczupła, że czarne okrycie wydawało się topić ją w swoich połach. Dziewczyna sprawiała przez to wrażenie kruchej i wrażliwej istoty.
„Gdyby nie Blaise, mógłbym zakochać się w Hermionie” – ta myśl wywołała szczery uśmiech na twarzy Harry’ego i Hermiona odwzajemniła się mu tym samym. Harry usiadł po turecku, obok niej, na dywanie przed kominkiem. Wziął pogrzebacz i zruszył brewiona, a dziewczyna obserwowała jak ogień igra wesoło w szkłach jego okularów.
- O czym chciałaś porozmawiać? – zapytał cicho.
Milczała przez chwilę, a on jej nie poganiał.
- Draco mnie kocha – szepnęła w końcu.
- I...? – Potter nigdy nie pomyślałby, że stać go będzie na, tak daleko posuniętą, cierpliwość.
Znowu umilkła – spuściła wzrok i bezmyślnie bawiła się różdżką.
- On mnie kocha, a ja... – zająknęła się i zmarszczyła z irytacją brwi.
- Mogę cię o coś spytać? – Harry delikatnie położył dłoń na jej ramieniu. Skinęła głową.
- Mówisz, że Malfoy cię kocha, a czy ty kochasz jego? – przez chwilę wydawało mu się, że to zbyt aroganckie pytanie, że Hermiona szczelniej zamknie się w swojej emocjonalnej skorupie.
- Ja... nie wiem... Czasami wydaje mi się, że tak... Tylko widzisz, ja nie mam pojęcia, czy w ogóle jestem zdolna do miłości... wobec mężczyzny, nie wspominając nawet o... – Hermiona zarumieniła się mocno i zacisnęła palce na różdżce z taką siłą, że zbielały jej knykcie.
- Chodzi ci o miłość fizyczną, tak? – Harry zdziwił się, że powiedział to tak spokojnie, łagodnie i naturalnie. Orzechowe oczy dziewczyny wyrażały wdzięczność. Skinęła lekko głową i, ku swej irytacji i złości, poczuła, że rumieni się jeszcze bardziej.
- Hermiona, ja naprawdę nie wiem, co ci odpowiedzieć – zauważył, że mina przyjaciółki robi się chmurna i smutna. – Powiedz mi, czego oczekujesz od tej rozmowy, a przysięgam, że spróbuję ci pomóc, choćbym miał stanąć na głowie i zaklaskać uszami – dziewczyna uśmiechnęła się blado po tej deklaracji.
- Nie wiem... Chcę ci po prostu zwierzyć się z tego, co się ze mną dzieje. Nie wiem tylko jak... Bardzo chciałabym wszystko odczuwać tak normalnie, jak... Jak zdrowa kobieta, a nie potrafię – zmarszczyła brwi i przygryzła wargę. – To mnie męczy, Harry. Czuję się podle wobec Dracona, czuję się winna, zbrukana, nieczysta... Czasem czuję nienawiść wobec niego i wobec siebie. To takie skomplikowane, przepraszam... – Harry dojrzał w jej oczach łzy.
- Nie wolno ci myśleć, że to twoja wina, nie wolno myśleć ci źle o sobie samej – głos chłopaka był miękki i łagodny. – Wiem, że to trudne, ale musisz powtarzać sobie, że jesteś w porządku i, że jesteś warta miłości – drgnęła po jego ostatnich słowach i znowu zacisnęła mocno palce na różdżce.
Harry miał ochotę kląć. Miał ochotę wybiec z zamku, znaleźć wiceministra i rzucać w niego wszystkimi klątwami jakie zna, albo po prosu powoli go mordować, tak, żeby czuł jak umiera. Ale wiedział, że musi odsunąć od siebie wszelką nienawiść i odegnać wszystkie złe, mącące umysł myśli.
- Tak, ja wiem, Harry – jak przez mgłę dotarł do niego głos przyjaciółki i chłopak wrócił do rzeczywistości. – Ale to takie... strasznie trudne... Najgorsze jest to, że czasami myślę bardzo źle o Draconie – przełknęła ślinę i Harry niemal mógł poczuć jej wstyd i zażenowanie własnymi myślami. – Tak jakby on był... zwykłym samcem, któremu... zależy tylko na jednym, a przecież wiem, że to nieprawda... – zamilkła na chwilę, jakby chciała dobrać odpowiednie słowa.
- Czasami chce mi się wyć, bo tak bardzo chciałabym mu okazać czułość i oddanie, a nie umiem... Chciałabym dać mu siebie i nie potrafię... - rozkleiła się zupełnie i przestała wycierać płynące po policzkach łzy. – Chciałabym tak normalnie i po ludzku się z nim kochać, ale nie jestem w stanie... Przepraszam, Harry... Nie chciałam się rozbeczeć.
- No, to teraz chociaż wiem, że ci na nim bardzo zależy – Harry uśmiechnął się łagodnie do Hermiony. – Nie przejmuj się, możesz sobie płakać ile chcesz... Malfoy nawet nie wie, jakie ma szczęście.
- Chyba nieszczęście – zadrwiła dziewczyna.
- HERM! – zielonooki uległ irytacji, ale przy okazji się zarumienił; w końcu w kategoriach związku z Zabini, myślał o sobie dokładnie tak samo.
– Rozumiem cię – dodał dużo ciszej. – Ja nie mogę pozbyć się wrażenia, że unieszczęśliwiam Blaise.
- Właśnie... Co właściwie między wami jest? Tak na siebie patrzycie... – Hermiona nie kryła swojej ciekawości. Harry nawet ucieszył się tym faktem, bo przestała płakać i wyglądała na spokojną.
- Tak naprawdę, to chyba całkiem sporo – Potter w zamyśleniu popatrzył na ogień. Lekko się zarumienił i zmarszczył brwi, a Hermiona przyglądała mu się uważnie. – Ona... My... kochaliśmy się w niedzielę – nie do końca wierzył w to, że powiedział to na głos.
- To było piękne – dodał niemal szeptem i niepewnie spojrzał na przyjaciółkę.
Hermiona patrzyła na niego z niedowierzeniem. Jej orzechowe oczy pociemniały, przybierając barwę gorzkiej czekolady, a wargi były lekko rozchylone.
- Naprawdę? – zapytała niepewnie i Harry usłyszał w jej głosie nie tylko zaciekawienie i fascynację, ale także lęk. Popatrzył na nią łagodnie. Wyglądała dziewczęco i kobieco zarazem. Była niczym ucieleśnienie zmysłowości i niewinności. Teraz mógł zrozumieć, jak to się stało, że Draco Malfoy stracił dla niej głowę.
- Tak, Herm. Naprawdę – zawahał się. Nie wiedział, co jeszcze powiedzieć, tak aby jej nie zrazić, ani nie zranić. – Chyba bardzo się zakochałem. Wiem tylko, że nie chcę jej stracić, skrzywdzić, ani unieszczęśliwić.
- Ale jak to jest? – spytała cicho, niemal z desperacją Gryfonka.
- Tego nie da się opisać, Herm... To trzeba przeżyć... Przepraszam – ostatnie słowo dodał, gdy zauważył, że jej wargi niebezpiecznie drżą.
- Widzisz? – wyszeptała. – Z tobą wszystko jest w porządku, a ja jestem nienormalna...
- Hermiona, przestań! Ani ze mną nie jest wszystko w porządku, ani ty nie jesteś nienormalna – zaprzeczył stanowczo Harry. – Po pierwsze; ja jestem chłopakiem, a ty dziewczyną. I nie próbuj mi wmawiać, że to nie ma nic do rzeczy, bo ma bardzo wiele. Po drugie, nic ci nie pomoże takie niesprawiedliwe myślenie o sobie, tylko ci zaszkodzi! Cicho, nic nie mów! - niemal krzyknął gdy zauważył, że Hermiona zamierza się odezwać.
- Na pewno myślisz sobie: łatwo mu tak mówić – Hermiona zamrugała, bo poczuła się tak jakby przyjaciel czytał w jej umyśle. – Otóż wiedz, że wcale nie jest mi łatwo, bo ja DOSKONALE WIEM CO CZUJESZ! Wiem i dlatego potrafię zrozumieć, że tobie jest trudniej, może nawet o wiele trudniej, bo Percy, w przeciwieństwie do tego pokręconego Notta, był kiedyś naszym kolegą – Hermiona wzdrygnęła się mocno.
- I mogę się założyć o wszystko co chcesz... – ciągnął swój wywód Harry – ...że Draco Malfoy też rozumie twoją sytuację i też mu jest ciężko, ale nie dlatego, że to z tobą jest coś nie tak, tylko dlatego, że ten świat jest kurewsko niesprawiedliwy, Herm! Rozumiesz?! – dał się ponieść emocjom, ton jego głosu był szorstki, i trochę się przestraszył, że dziewczyna znowu się rozklei, ale Hermiona patrzyła na niego spokojnie i lekko skinęła głową.
- Ja wiem, Harry, ale to mi prawie nic nie daje. Jestem taka... rozbita wewnętrznie – wbiła w niego z desperacją wzrok. - Co mam zrobić, żeby przełamać lęk? – spytała cicho.
Harry westchnął i poczuł jak ulatnia się z niego powoli cała złość na niesprawiedliwość życia na ziemskim padole.
- Musisz myśleć dobrze o sobie samej, Miona – ton jego głosu był teraz cichy i spokojny. Przytulił ją do siebie. Hermiona nie odsunęła się, tylko zamknęła oczy i objęła swojego przyjaciela.
- Dotyk nie musi ranić, nie musi być zły - bezwiednie powtórzył słowa, które powiedziała do niego Blaise. – Dotyk może być bardzo dobry, Hermi – gdy mówił, delikatnie gładził jej miękkie włosy. Westchnęła i przytuliła się do niego mocniej.
- A jak to nie pomoże? – spytała nieśmiało.
- Z czasem pomoże, zobaczysz... To nie zależy tylko od ciebie, a Mal... – Harry ugryzł się w porę w język – ...Draco przecież cię nie skrzywdzi – poczuł, że Hermiona się uśmiecha.
- Musisz z nim porozmawiać, wiesz? – drgnęła lekko po tych słowach.
- Wiem – usłyszał jej odpowiedź tylko dlatego, że wargi dziewczyny znajdowały się tuż przy jego uchu.
- I ty i ja potrzebujemy czasu, żeby na nowo zacząć cieszyć się życiem – Harry nie zdawał sobie sprawy ile jego słowa znaczą dla Hermiony. Chłonęła każde z nich i karmiła się zawartą w nich nadzieją jak manną z nieba.
Poczuł, że tuli się do niego jeszcze mocniej.
– Potrzebujemy czasu, ale wszystko się ułoży, Miona, zobaczysz.

Siedzieli objęci jeszcze przez dobry kwadrans. Już nie rozmawiali, ale ani Harry, ani Hermiona nie mieli tej nocy żadnych koszmarów.

***
******

Wtorek, 20 listopada, 1996

Teraz, Severus który dzień wcześniej martwił się brakiem jakiejkolwiek reakcji wiceministra na - jakże wymowny - list dyrektora Hogwartu, modlił się o jeszcze jeden dzień zwłoki ze strony Weasleya. Na szczęście jego modlitwy zostały wysłuchane. Przynajmniej do jedenastej. Na razie nie martwił się tym, co wymyśli Percival. Martwił się tym, czy powiedzie się zaplanowany przez niego fortel. Mistrz Eliksirów skrzywił się lekko na myśl o słowie „fortel.” Nie bardzo pasowało do tego co zamierzał zrobić, ale też nic innego nie przychodziło mu do głowy, jako określenie dosyć karkołomnego planu, który stworzył wraz z Lucjuszem.
- Zawsze miewałem postrzelone pomysły – mruknął sam do siebie oglądając fiolki eliksirów stojące, schludnie poukładane, za szklaną gablotą. Był dumny ze swojej kolekcji. Wiele z tych specyfików własnoręcznie udoskonalił, a procedury do niektórych z nich – jak na przykład do Lewiatana – samodzielnie opracował.
Dzień jednak dłużył mu się niemiłosiernie. Tak naprawdę pragnął, żeby nadeszła już kolejna doba... żeby było po wszystkim.
- Raz goblinowi stryczek – oznajmił swemu odbiciu w lustrze. Wyglądał gorzej niż zwykle, bo się nie wyspał. Niby jak miał spać w obliczu czekającej go przygody, na miarę przygód Chłopca Który Przeżył? To porównanie wywołało ironiczny uśmieszek na jego wąskich wargach.
- Jakiś ty optymistyczny, kochasiu – odpowiedział sarkastycznie lustrzany Snape.
- Jakbym sam o tym nie wiedział – Severus lubił mieć ostatnie zdanie, nawet w dyskusji z własnym odbiciem.
- Potter pewnie wyszedłby z tego bez szwanku – Snape z lustra miał, ku irytacji Mistrza Eliksirów, takie same potrzeby jak on.
„Mogę zgodzić się na szwank... w umiarkowanym stopniu – pomyślał Naczelny Postrach Hogwartu i posłał szyderczy uśmiech swemu bezczelnemu odbiciu. Zdobył się nawet na pokazanie, swojej podobiźnie, środkowego palca, co nie poprawiło mu zbytnio nastroju, – odbicie bowiem zrobiło to samo – ale lekko go odprężyło.

- Zaiste, Severusie, ciekawy z ciebie... obiekt do obserwacji – rozbawiony kobiecy głos pogłębił krzywy uśmieszek na wargach czarnookiego.
- Mogłabyś pukać, NIMFADORO...
Mimo, że drzwi były uchylone, Snape był przeczulony na punkcie prywatności. Nie, żeby Tonks o tym nie wiedziała, ale uchylona drzwi, to uchylone drzwi...
- A ty, w końcu, mógłbyś umyć włosy – odcięła się gładko. Sama miała, tego dnia, czarne gęste i cienkie warkoczyki sięgające aż do pasa.
- Zajmij się swoim wyglądem – warknął Mistrz Eliksirów. – Wyglądasz jak jakaś ladacznica, a nie nauczycielka – napięte nerwy nie pomagały mu w utrzymaniu poprawnych stosunków z otoczeniem, zwłaszcza że, ze swej natury, bywał aspołeczny.
- Jak zwykle kurtuazyjny i pełen kultury wobec kobiet – naburmuszyła się Tonks i poprawiła ciemnobordową szatę.
- Jeżeli będziesz zachowywała się odpowiednio, ja nie będę robił ci insynuacji, Nimfadoro – wycedził.
- Co cię dziś ugryzło, Snape? – kobieta zmarszczyła brwi. Wyglądała na urażoną.
- Powiedz po co przyszłaś i nie zadawaj głupich pytań – powiedział, już nieco łagodniej, Severus.
Pani profesor wzruszyła ramionami.
- Chciałam zapytać, dlaczego twój pupilek, Malfoy, nie pojawił się na dzisiejszych zajęciach OPCM?
- A się nie pojawił? – zdziwił się Snape.
- Cóż, pewnie urządza swoje nowe dormitorium... Poprosił mnie, abym mu załatwił u dyrektora prywatny pokój – mimo zaskoczenia, nie mógł sobie darować złośliwego komentarza. Po chwili jednak zmarszczył brwi. Uświadomił sobie, że Dracona nie było również na śniadaniu. Co prawda, czasami zdarzało mu się na nie nie przyjść, ale w obliczu tego, co usłyszał przed chwilą od Tonks i biorąc pod uwagę problemy Lucjusza, poczuł ukłucie niepokoju.
- Uważasz, że to zabawne? – poirytowana Nimfadora nie zwróciła uwagi na zmiany jakie zaszły w obliczu Mistrza Eliksirów. – Wiem, że mu pobłażasz, ale ja nie zamierzam dawać mu taryfy ulgowej! Powtórz temu krnąbrnemu arystokracie, że ma mi napisać, na następny wtorek, dwie rolki pergaminu na temat przeciwzaklęć stosowanych w zwalczaniu klątw mącących umysł! Dziękuję za uwagę – zirytowana, nieobecnym spojrzeniem Severusa, Tonks wyszła pospiesznym krokiem z gabinetu Snape’a.
Severus zanotował sobie w pamięci, co ma przekazać Draconowi Malfoyowi i wyszedł zaraz po Tonks, ale on skierował swoje kroki w kierunku pokoju wspólnego Ślizgonów.

*
Severus Snape zapukał cicho do nowego dormitorium Malfoya juniora. Odpowiedziała mu głucha cisza. Zapukał jeszcze raz – trochę głośniej. Znowu nic. Czując jak po plecach pełznie mu strumyk lodowatego niepokoju, powoli, jakby z namysłem, nacisnął klamkę. Ku jego uldze nie musiał używać Alohomory.
Wszedł do niezbyt dużego pomszczenia urządzonego w gustownych barwach szmaragdowej zieleni, srebra i ciemnego granatu. Widok, który ujrzał, uspokoił go, ale i niepomiernie zdziwił...
Draco leżał, na dębowym łóżku. Miał na sobie zielony sweter, który podarowała mu na siedemnaste urodziny Narcyza i czarne lekko wytarte dżinsy, teraz odrobinę za luźne. Spał. Jego twarz miała łagodny, niemal anielski wyraz, a klatka piersiowa unosiła się w miarowym oddechu.
Severus podszedł po cichu do swojego podopiecznego i delikatnie dotknął jego czoła. Było chłodne.
Draco ściskał w prawej dłoni zwitek pergaminu i Snape mógł się jedynie domyślać, że jest to list od jego ojca, który zapewne spędził chłopakowi sen z powiek, co zaowocowało poranną drzemką, która mogła przeciągnąć się aż do obiadu. Poczuł się podle na myśl o tym, że musi go obudzić, ale chłopak miał zaraz kolejne zajęcia i pewnie nawet nie zdawał sobie sprawy, że przespał obronę przed czarną magią.
Severus lekko potrząsnął barkiem młodzieńca. Draco jedynie wymruczał coś z dezaprobatą i przekręcił się na lewy bok, nie wypuszczając przy tym, kawałka pergaminu z dłoni.
- Draco, wstawaj – natarczywie wyszeptał mu do ucha Mistrz Eliksirów, tym razem, mocniej szarpiąc jego ramię.
Malfoy drgnął i usiadł. Wyglądał na zdezorientowanego. Rozejrzał się nieprzytomnie.
- Co się stało, panie profesorze? – spytał zachrypniętym głosem i potężnie ziewną. Popatrzył na kartkę w swojej dłoni i zmarszczył z dezaprobatą brwi.
„Cholera” – pomyślał.
Snape uznał, że teraz nie będzie zadręczał pytaniami na temat tego, co zawiera pergamin.
- Draco, jest prawie południe. Przespałeś obronę przed czarną magią – nauczyciel mógł zaobserwować, jak czoło chłopaka się marszczy, a on sam wzdycha żałośnie. – Przyszła do mnie Tonks i oznajmiła, że nie raczyłeś się pojawić. Masz napisać na wtorek dwie rolki pergaminu na temat przeciwzaklęć stosowanych przy zwalczaniu klątw mącących umysł. Nie była zadowolona.
- Ojej... – zdołał jedynie wydukać chłopak i Severusowi zrobiło się go żal. – Przeproszę ją – dodał żałośnie - i napiszę to wypracowanie... Gniewa się pan?
- Nie gniewam się Draco – ale idź, przemyj twarz, zarzuć na siebie coś... mniej mugolskiego i nie opuszczaj dziś już żadnych zajęć, dobrze?
- Ten sweter nie jest mugolski – odpowiedział automatycznie Draco. – Zaraz włożę szaty i doprowadzę się do porządku. Dziękuję, że pan mnie obudził – popatrzył z wdzięcznością na profesora, ale poza tym wyglądał na unieszczęśliwionego.
- Nie masz za co dziękować. To mój obowiązek – chłopak popatrzył jeszcze raz na złożony pergamin, a na jego twarzy pojawiły się troska i niepokój. – I nie martw się, wszystko będzie dobrze – dodał Severus, modląc się w duchu, by to była prawda.
Draco spojrzał z ufnością na swojego ojca chrzestnego i lekko skinął głową.
- Mam nadzieję, że to się powiedzie – szepnął, patrząc wymownie na nauczyciela. Snape nie musiał pytać o co chodzi.
- Ja też, ale już muszę iść... Mam zajęcia z piątym rokiem. Półgłówki – sarknął i chłopak lekko się uśmiechnął.
Draco popatrzył jeszcze raz na list od ojca i westchnął przeciągle. Pozostało mu tylko cierpliwie czekać i wierzyć, że wszystko dobrze się zakończy. Podniósł wzrok i patrzył w zamyśleniu na oddalające się plecy Severusa Snape’a, który znowu wziął na siebie odpowiedzialność za czyjeś życie.

******
Podczas obiadu Draco był piekielnie głodny. Westchnął i nałożył sobie górę zapiekanki ziemniaczanej.
- Widzę, że apetyt dopisuje – uśmiechnęła się Blaise.
- Nie jadłem śniadania – burknął Ślizgon i popatrzył koso na swoją dobrą koleżankę, która miała ogromną szansę na zostanie jego przyjaciółką.
Blaise wzruszyła ramionami i ukroiła sobie bardzo skromną porcję szarlotki.
- A ty, jak widzę, albo dbasz o linię, albo żyjesz miłością – ze złośliwym uśmiechem obserwował, jak na policzki Zabini wypływają delikatne rumieńce.
- Zajmij się swoim życiem uczuciowo-erotycznym, drogi kolego – świadczyła raczej chłodno.
- A co to jest życie e-ro-tycz-ne? – z zimną ironią przeliterował Draco. Uśmiechnął się sarkastycznie do Ślizgonki i zabrał się z entuzjazmem za zapiekankę.
- Jeśli ci tego brak, to zwróć się do Pansy. Ona bardzo chętnie przypomni ci, co to takiego – Blaise rzuciła Malfoyowi zaciekawione spojrzenie. Draco lekko się skrzywił i potrząsnął głową.
- Nie odbieraj mi apetytu, kochanie – sarknął.
Zabini zmarszczyła nos i się uśmiechnęła. Zaczęła powoli konsumować szarlotkę i obserwowała jak jej sąsiad pochłania ogromną porcję ze swojego talerza, a następnie nakłada sobie mnóstwo orzechowego puddingu.
- Rany, Draco! - oznajmiła
- To tylko zastępuje mi to sławne życie erotyczne – entuzjastycznie zareagował Ślizgon. – Przydałaby się czekolada...
- Draco, co z tobą? Jeszcze wczoraj nie przeszkadzał ci brak doznań seksualnych. Co jest? - Zabini nie ukrywała swojego zainteresowania. Odłożyła widelczyk do ciasta, upiła łuk kompotu z żurawiny i wbiła intensywne spojrzenie ciemnoniebieskich oczu w Malfoya.
Chłopak przełknął, westchnął i zaczął nerwowo stukać łyżeczką w talerz.
- Och, Blaise – zrobił rozżaloną minę, ale za chwilę spoważniał. – Co ja ci będę tyłek zawracał?
- Widzę, że naprawdę coś się stało. I nie zawracasz mi tyłka, Draco. Mów – oznajmiła bardzo cicho. Nie miała ochoty, aby podsłuchiwali ich inni mieszkańcy Domu Węża. Nie sądziła także, aby Malfoy chciał być podsłuchiwany.
Westchnął ciężko i powoli przeżuł kolejną porcję puddingu
- Mam lekkiego doła – oznajmił – Ojciec do mnie napisał i martwię się teraz o niego. Takie tam... – po jego minie Zabini odgadła, że „takie tam” są dosyć spore, mimo że Draco starał się przywołać na twarz lekceważący uśmiech. Nie była jednak wścibska i nie dopytywała się o szczegóły.
- Takie tam... – powtórzyła w zamyśleniu. – Jest ci źle, co?
Chłopak skinął głową.
- No... Skąd wiesz?
- Trudno nie zauważyć, Draco. Jest ci źle i potrzebujesz kogoś bliskiego, żeby cię pocieszył. Tak naprawdę nie chodzi o seks... Nie tylko. Chodzi o bliskość drugiego człowieka, prawda?
- Mówisz tak, jakbyś siedziała w moim umyśle... Chcesz puddingu? – uśmiechnął się smutno.
- Nie, dziękuję. Wolę szarlotkę - odwzajemniła uśmiech. – Ty naprawdę wyglądasz markotnie.
Draco tylko skinął głową
- Wiesz to dziwne. Z jednej strony naprawdę czuję, że seks by mi trochę pomógł... Ale przez to jest mi jeszcze bardziej źle...
- Weź, przestań! – żachnęła się Blaise. – To nie twoja wina, że masz takie, a nie inne potrzeby... I przestań dłubać bezmyślnie w tym puddingu – wyrwała mu z irytacją łyżeczkę z dłoni
- Nic nie rozumiesz... – sprawiał wrażenie jeszcze bardziej markotnego.
- Rozumiem bardzo wiele, Draco – jej spojrzenie było jasne i szczere.
- Zapewne... Mam iść do Parkinson, a ona mi pomoże – zakpił.
- Na żartach się nie znasz – odrzekła chłodno.
- Chyba bym się porzygał, gdybym poszedł z nią do łóżka – ciągnął niezrażony Ślizgon.
- Nie mów o rzeczach niesmacznych przy jedzeniu – ofuknęła go Zabini.
- Okey. A w takim razie, co mi radzisz? Żebym zaciągnął do łóżka kobietę, którą kocham? – zapytał z gorzką ironią i spojrzał znacząco na stół Gryffindoru.
- NIE. Ale nie możesz mieć wyrzutów sumienia, tyko dlatego, że odczuwasz napięcie erotyczne, to nic ci nie pomoże.
- Ach, rozumiem. Mam zaakceptować wszystko co czuję, tak? – ironia Dracona stała się zjadliwa.
- Posłuchaj. Nie tylko ty cierpisz – Blaise obruszyła się lekko. – I nie tylko twoi rodzice mają problemy... Jeżeli uważasz, że jesteś pokrzywdzony przez los, pomyśl chociażby o Hermionie. Pomyśl też o tym, że ja także kocham kogoś doświadczonego przez życie – Ślizgonka była zirytowana i nie ugryzła się w porę w język.
„Cholera” – pomyślała, a Malfoy cicho zagwizdał.
- No, no... – powiedział, z zaciekawieniem przyglądając się dziewczynie.
- No co?! – fuknęła.
- Nic – uśmiechnął się do niej łagodnie.
- Niech tylko zobaczę, że dokuczasz Harry’emu – Blaise złagodniała, ale wbiła w Dracona żarliwe spojrzenie.
- Nie zamierzam mu dokuczać... I masz rację, Hermiona cierpi bardziej niż ja. Sorry za to użalanie się nad sobą – Draco wyglądał na skruszonego.
- Nie szkodzi, każdemu może się zdarzyć – Blaise popatrzyła na niego z łagodnym uśmiechem... – Jak tam nowe dormitorium? – zmieniła nagle temat i uśmiechnęła się szerzej.
- Cicho, spokojnie i nie śmierdzi przepoconymi skarpetkami.
Zabini nie mogła się nie roześmiać.
- Na razie nie śmierdzi – zakpiła cicho.
- Blaise... – wyrzut w szarych oczach Malfoya był nad wyraz wymowny.
- Wiesz, że żartuję.
- Ale to durny żart...
Skinęła głową.
- Potter ma szczęście – oznajmił nagle Draco, patrząc uważnie na Blaise. Zarumieniła się lekko.
- A tam, zaraz szczęście... – duknęła. – Granger też nie trafiła źle – dodała cicho.
- Na malkontenta. No, całkiem nieźle – zakpił Draco.
- Masz dziś dzień słabości. Zdarza się najlepszym. Napij się herbatki i się odpręż – zamilkła na chwilę i spojrzała na stół Gryfonów. – Trochę ci zazdroszczę. Też bym chciała żeby Harry popatrzył na mnie tak, jak Hermiona patrzy na ciebie.
- Co?! – Draco błyskawicznie rozejrzał się po sali, ale panna Granger właśnie zamknęła oczy i ziewnęła lekko.
- Nie widziałem – westchnął żałośnie.
- Wiesz, może to i lepiej – Blaise uśmiechnęła się szczerze i puściła Draconowi oko.

******
- Słyszałem, że masz prywatne dormitorium, burżuju – Harry podszedł po kolacji do Malfoya i uśmiechał się teraz pobłażliwie.
„Niech zgadnę od kogo wiesz” – pomyślał Ślizgon, a na głos spytał:
- No, mam. I co? – uniósł brew i teatralnie zawiesił głos.
- Nic. Poza tym, że jesteś wygodnicki, Malfoy.
Po tej deklaracji, na ustach Dracona pojawił się uśmiech pełen samozadowolenia, ale w jego szarych tęczówkach zaigrały ogniki wesołości.
- Zazdrościsz...
- Nie, ale chciałbym je zobaczyć bo nie wiem, czy mogę puścić do ciebie Hermionę...
- Jeżeli chodzi ci o ilość miejsca, to łóżko jest naprawdę duże – Malfoy miał bardzo poważną minę i wpatrywał się w Harry’ego wyczekująco. Potter westchnął i pokręcił głową.
- Herm chciała cię dziś odwiedzić – oznajmił. – Ale po twojej deklaracji na temat łóżka, wnioskuję, że lepiej jej nie puszczać – dodał obserwując przy tym minę Ślizgona. Całą ironia wyparowała z oblicza Malfoya i chłopak szczerze się uśmiechnął.
- Naprawdę chce do mnie przyjść? – wyglądało na to, że puścił mimo uszu ostatnie słowa Gryfona.
Harry pomyślał, że taki uśmiech na twarzy Malfoya to istny cud.
- Chce, ale tak jak wspominałem, nie wiem czy pozwolę jej iść – stanowczo oznajmił Harry, obserwując go z rozbawieniem.
- Ty tylko o jednym, Potter – Draco zrobił minę nieszczęśliwego, uczciwego człowieka, posądzonego o niecne zamiary.
- Pozwól, że nie skomentuję.
- No, myślę... A teraz lepiej mi powiedz o co chodzi, Potter, bo chciałbym trochę posprzątać przed przyjściem Hermiony, okey?
Harry westchnął przeciągle.
- Słuchaj... Draco – Malfoy postarał się aby Gryfon nie mógł dostrzec zaskoczenia na jego twarzy. To, że mówił do niego po imieniu nie było do końca normalne. – Ją teraz bardzo łatwo zranić. Bądź ostrożny, bardzo cię proszę. W końcu jesteś tylko człowiekiem.
Malfoy spochmurniał i spuścił wzrok
- Myślisz, że o tym nie wiem? Ale mogę ci zagwarantować, że nigdy świadomie jej nie skrzywdzę i... że bardzo ją kocham.
„Ona ciebie też” – pomyślał Harry.
- Wiem, ale bardzo się o nią martwię. Czasami jest taka niemądra... Wiem, że to bardzo trudne, ale musisz być mądry za was oboje.
- Och, Potter, nie przypominaj mi o moim ciężkim życiu – Draco udał, że ociera pot z czoła i westchnął. – O tym też wiem – dodał z lekkim sarkazmem.
- Ale to moja przyjaciółka, Malfoy i chciałem się tylko upewnić - w głosie Gryfona pojawił się chłód.
- Doskonale to rozumiem – bardzo łagodnie odrzekł Draco. – Przepraszam, jeżeli cię uraziłem. Wiem, że się o nią martwisz i naprawdę to doceniam.
Wzrok Pottera nieco złagodniał, po tej deklaracji.
- To dobrze – odrzekł grzecznie.
- Powiedz Hermionie, że hasło to nadal Lewiatan... I nie trap się, odprowadzę ją do Wieży Gryffindoru.
- Powtórzę i proszę cię... Bądź dla niej delikatny i wyrozumiały.
„Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić” – pomyślał Draco, ale skinął głową. Wiedział, że Potter ma rację i zdawał sobie sprawę, że musi wykazywać mnóstwo rozsądku i cierpliwości.
Harry uśmiechnął się do niego, niemal jak przyjaciel, i odszedł.
Myśl o odwiedzinach Hermiony trochę ożywiła Dracona i poprawiła nieco jego podły nastrój. Zaczął nawet wierzyć, że wszystko dobrze się ułoży i na chwilę przestał się zamartwiać.

***
Hermiona zapukała cicho do drzwi dormitorium Dracona i powolutku otworzyła drzwi. Rozmowa z Harrym trochę jej pomogła uporządkować własne uczucia i przyszła po to, żeby zrozumieć je jeszcze dogłębniej.
- Nie przeszkadzam ci? – spytała od progu.
- Ty mi nigdy nie przeszkadzasz – mimo ciepła w jego głosie, wyczuła, że jest jakiś nieswój.
- Wejdź, Herm. Chyba nie będziesz stała w drzwiach? Proszę, usiądź gdzie chcesz...
Hermiona weszła i po cichu zamknęła drzwi.
- Ładnie tu – szepnęła i usiadła przy stole rozglądając się wokoło.
Dormitorium było mniejsze od poprzedniego, ale sprawiało wrażenie obszernego. Stało w nim bowiem tylko jedno łóżko i jedna szafa na ubrania, a nie po trzy meble, tak jak w tym zajmowanym przez Dracona wcześniej. Meble były dębowe, a w oknie wisiały ciemnoniebieskie zasłony. Ślizgon mógł się też pochwalić niewielkim kominkiem, w którym teraz wesoło buzował ogień. Chłopak usiadł na szerokim, wygodnym łóżku, przykrytym granatową narzutą, i zapatrzył się w przestrzeń. Był ubrany w czarną koszulę i czarne spodnie, co jeszcze bardziej podkreślało jego szczupłość i bladość skóry.
- Mi też się podoba. Mam tu ciszę i spokój, a teraz tego mi najbardziej potrzeba – powiedział i po chwili się zarumienił, zdając sobie sprawę ze znaczenia swych słów.
- To znaczy... To, że potrzebuję trochę samotności, nie oznacza, że przeszkadza mi twoje towarzystwo - uśmiechnął się do niej przepraszająco. – Tak naprawdę, cieszę się ze do mnie przyszłaś, Herm.
- Dziękuję – odpowiedziała, przyglądając mu się badawczo. – Coś się stało? Wyglądasz na smutnego...
W pokoju było bardzo ciepło i przytulnie. Dziewczyna zdjęła szatę i przewiesiła ją przez krzesło.
- Trochę martwię się o rodziców – przyglądał się jej białej bluzce i szkolnej spódniczce w kratę, która wydawała się teraz trochę za luźna. Mimo wieczornej pory, nadal miała na sobie krawat w barwach Gryffindoru.
– A tak w ogóle wszystko jest w porządku – dokończył. Nie chciał opowiadać o swoich troskach i dawać jej dodatkowych problemów do zmartwień.
- Napijesz się czegoś? – spojrzał na dziewczynę z czułością. Patrzyła na niego ciepło, cieplej niż zazwyczaj i uśmiechała się łagodnie. Zrobiło mu się gorąco od tego uśmiechu i musiał odwrócić wzrok.
- Nie, nic nie potrzebuję – odrzekła spokojnie. – Chciałam tylko pobyć z tobą, Draco.
Zdziwił się jej słowami. Z konsternacją stwierdził, że lekko się zarumienił i odchrząknął cicho.
- Dziękuję, ja też potrzebuję twojej bliskości, Herm.
Po chwili milczenia Hermiona wstała, podeszła do chłopaka i delikatnie pogładziła go po jedwabistej czuprynie. Zdjęła buty i wspięła się na łóżko, siadając za Malfoyem. Objęła go za szyję i przytuliła twarz do jego karku. Zamrugał z zadziwienia i objął dłońmi przedramię dziewczyny. Położyła drugą rękę na jego klatce piersiowej i przytuliła się mocniej.
- Co się stało? – spytał mile zaskoczony i pocałował przegub jej dłoni.
- Nic, chcę być blisko ciebie – orzekła po prostu i potarła pieszczotliwie policzkiem jego kark. Zamknął oczy i odwrócił głowę, żeby cmoknąć ją w czoło. Hermiona uśmiechnęła się i musnęła wargami jego usta, a Draco poczuł przyjemny prąd rozchodzący się po jego ciele.
„Powinienem się odsunąć” – pomyślał, ale nie zrobił tego. Była tak blisko niego. Pachniała cynamonem, rumiankiem i czymś jeszcze, czymś ulotnym i zmysłowym. Uwielbiał ten zapach. Uwielbiał ją.
- Kocham cię – westchnął.
- Ja ciebie też, Draco – usłyszał szept tuż przy swoim uchu, poczuł jej ciepły oddech.
Zakręciło mu się w głowie. Nie wiedział czy od tego oddechu, czy od jej niespodziewanych słów, które właśnie dotarły do jego świadomości.
- Nawet nie wiesz jak bardzo cię kocham – powtórzyła cicho, a jej wargi musnęły płatek jego ucha. Draco westchnął i zacisnął mocniej powieki
Odsunęła się nieco od niego. Pieściła palcami delikatnie jego kark. Musiał zacisnąć zęby, żeby nie zacząć jęczeć. Chciał powiedzieć, żeby przestała, ale nie potrafił.
- Pragniesz mnie? – zapytała cicho. To pytanie otrzeźwiło go na chwilę. Odwrócił się do niej i ujął dłonie dziewczyny w swoje ręce.
- Czemu pytasz?
- Bo chcę być tylko twoja, Draco – patrzyła na niego tak żarliwie jak nigdy wcześniej. Nikt nigdy na niego tak nie patrzył, jak teraz ona. Poczuł, że jego serce przyspiesza, a ciało ogarnia fala gorąca Pragnął jej niemal do bólu i nie potrafił sobie z tym poradzić. To, że chciała aby jej pragnął, wcale nie pomagało mu zapanować nad własnymi reakcjami i uczuciami.
- Wiesz, że tak – wyszeptał.
Pocałowała go w usta. Jęknął cicho, kiedy zaczęła delikatnie ssać jego dolną wargę.
„Boże, nie wytrzymam” – pomyślał.
Draco nigdy wcześniej nie doświadczył takiej tęsknoty, jaka teraz ogarnęła całe jego ciało. Czuł, że za chwilę całkowicie przestanie się kontrolować. Łagodnie odsunął ją od siebie. Jego oddech był ciężki i płytki, a serce tłukło się w klatce piersiowej jak spłoszony ptak.
- Przestań, Herm – wyszeptał ochryple. – Proszę.
Popatrzyła na niego z wyrzutem. Nie mógł znieść jej spojrzenia i odwrócił wzrok
- Dlaczego? Nie chcesz mnie? – spytała niemal płaczliwie.
Zamknął oczy i próbował się uspokoić.
- Chodzi o to, że aż za bardzo cię pragnę, Herm... Ale ty jeszcze nie jesteś gotowa. Zraniłbym cię bardzo, gdybym wykorzystał twoje zaufanie i twoją miłość... Przepraszam, że nie przerwałem tego wcześniej.
Jej oczy pociemniały i Draco pomyślał, że dziewczyna za chwilę się rozpłacze. Ale ona prychnęła jak rozwścieczona kotka.
- WYKORZYSTAŁ?! – niemal wykrzyczała to słowo. – Ja chcę z tobą być! Kocham cię i pragnę ci się oddać, a ty bredzisz coś o wykorzystywaniu i mnie odrzucasz! – wyglądała na złą i rozżaloną.
Malfoy zmełł cisnące mu się na usta przekleństwo.
- Posłuchaj – powiedział łagodnie. Ty jeszcze nie jesteś gotowa do fizycznego zbliżenia, chociaż ci się wydaje, że tak.. Zrobiłbym ci ogromną krzywdę, gdybym teraz spróbował się z tobą kochać...
- Robisz mi ogromną krzywdę, tym, że nie chcesz spróbować... – już nie była taka zła, ale usłyszał w jej głosie ogromny żal.
Za to Draco poczuł, że wzbiera w nim gniew. Wstał i popatrzył na Hermionę niemal z irytacją.
- Nawet nie wiesz, ile mnie kosztuje panowanie nad sobą – powiedział chłodno. – Nie masz pojęcia jak bardzo cię pragnę, ale zrozum, że jest jeszcze za wcześnie... – pokręciła z żalem głową, ale uważnie słuchała jego słów.
- Chcesz się przekonać, że mam rację? – spytał z desperacją. -Mam cię skrzywdzić, żeby ci udowodnić, jak jesteś krucha i podatna na zranienia? – w tonie jego głosu słychać było rozgoryczenie. Odetchnął głęboko i spojrzał na nią z miłością.
- Doceniam to, że mi ufasz – mówił już łagodniej. – Jestem dumny z tego, że darzysz mnie miłością, i że chcesz mi tą miłość ofiarować – cały jego gniew ulotnił się, gdy ujrzał jej zatroskany wzrok. Przygryzła wargę i wyglądała na zawiedzoną, ale też lekko skrępowaną.
Odwróciła, z cichym westchnieniem, wzrok. Draco ukląkł naprzeciwko Hermiony i zajrzał jej głęboko w oczy
- Skąd możesz wiedzieć, że nam się nie uda, skoro nawet nie próbujemy? – spytała cicho.
- Bo jest na to za wcześnie, kochanie, a ja mam tylko siedemnaście lat i boję się o swoje reakcje... – w jego spojrzeniu była jedynie czułość.
- I tak uważam, że powinniśmy spróbować... Ale przecież nie mogę cię zmusić – Hermiona nadal wyglądała na zawiedzioną, lecz w kącikach jej ust czaił się uśmiech.
- Mówił ci ktoś, że jesteś uparta?
- Nie jestem uparta, tylko zakochana – teraz naprawdę się uśmiechała.
- Uparta też – Draco wiedział lepiej. – A Potter miał rację, twierdząc, że bywasz niemądra – dodał tonem mentora.
Hermiona zmarszczyła brwi i popatrzyła na Dracona wilkiem.
- Obgadywałeś mnie razem z Harrym? – dziewczyna nie wyglądała na zadowoloną. – Doprawdy... A mówią, że to kobiety plotkują.
- Nie obgadywaliśmy cię. Potter się o ciebie martwi i zależy mu na twoim szczęściu. Wspomniał tylko, jak widzę zgodnie z prawdą, że bywasz niemądra... Musiałaś się tego nabawić ostatnimi czasy – Malfoy uśmiechnął się szeroko, widząc, że dziewczyna się rumieni.
- Od kiedy zakochani myślą racjonalnie? – odgryzła się z cichym fuknięciem.
- Popatrz na mnie – uśmiech Dracona stał się jeszcze szerszy.
- Widocznie nie jesteś zakochany – odcięła się trochę za ostro.
Na chwilę zapadła niezręczna cisza i Draco odezwał się jako pierwszy.
- A może po prostu kocham cię bardzo mocno, Miona... Kocham cię bardziej niż siebie samego – jego wzrok był teraz poważny i łagodny. – Jak możesz w to wątpić? – dodał z lekką urazą.
Hermiona poczuła ukłucie skruchy.
- Wiem, że mnie kochasz – powiedziała cicho i czule pocałowała go w policzek. – Nienawidzę tylko faktu, że muszę być traktowana... – zamilkła na chwilę i westchnęła z irytacją - ... jak jakaś istota upośledzona w rozwoju – przy ostatnich słowach skrzywiła się lekko.
- Upośledzona możesz być jak ci przyłożę – Malfoy nie krył rozdrażnienia.
- Ty nie bywasz niemądra, Herm. Ty czasami mądra bywasz – dodał i pokręcił głową z niedowierzaniem. – Powiedz coś takiego jeszcze raz, a przestanę być miły. Myślisz, że takie podejście do sprawy ci pomoże? – zmarszczył brwi i popatrzył na nią z wyrzutem.
Dziewczyna przewróciła teatralnie oczami, ale przełknęła ślinę i oznajmiła mężnie:
- Wiem. Ty mnie kochasz i się o mnie troszczysz, a nie traktujesz jak dziecko specjalnej troski... To chcesz mi powiedzieć?
- No widzisz? Potrafisz mówić do rzeczy, Herm – usiadł obok niej i mocno ją objął, a Hermiona ufnie przytuliła się do niego.
- Wiesz, że masz piegi na nosie? – spytała po chwili, wpatrując się w jego twarz.
- Ty też – odrzekł krótko.
- Wiem... – przechyliła głowę i przyjrzała mu się uważniej. - Twoje są urocze.
- Nawzajem – Draco uśmiechnął się szczerze.
- Skoro nie chcesz się ze mną kochać, to chociaż mnie pocałuj. Przecież się na ciebie nie rzucę – jej oczy były teraz bardzo ciemne, a na ustach błąkał się niemal figlarny uśmiech.
- Na pewno? – spytał z udawanym strachem, a dziewczyna westchnęła z irytacją. Dotknęła wargami jego policzka i spojrzała mu w oczy ze szczerą miłością. Draco poczuł jak jego ciało zalewa fala ciepła i czułości. Pocałował ją. Powoli i delikatnie. Jego usta były miękkie i ciepłe. Hermiona westchnęła cicho, zamknęła oczy i oddała czuły pocałunek.
- Kocham cię, Miona – wyszeptał chwilę później i przytulił ją do siebie mocniej.

******

Ten post był edytowany przez Kitiara: 05.05.2005 12:07


--------------------
"KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
Kitiara   Być Szlachetnym [cdn?]   10.12.2004 19:15
Galia   Kitiara wyrastasz nam tutaj na bardzo poczytną...   11.12.2004 13:18
Kitiara   [i][b]Piątek, 02.11.2004 [/color] Harry spał ...   11.12.2004 21:00
NiMfUśKa   Raistlin   No cóż... Jak zawsze opowiadanie wydymane w ko...   12.12.2004 19:23
Kitiara  
QUOTE   12.12.2004 21:30
Kitiara   [i][color=green]Sobota, 03.11.1996[/b] Sobot...   12.12.2004 22:16
Galia   Nadal twierdzę, że mi się podoba, szczególnie ...   13.12.2004 17:04
Kitiara   [b]Niedziela, 04.11.1996 Niedziela mijała Har...   13.12.2004 23:54
Kitiara   [i]Poniedziałek, 05....   14.12.2004 00:22
Kitiara   Ostrzeżenie: Ta część ...   14.12.2004 13:47
Kitiara   * - Jest piętnaście po piątej – Harry zg...   14.12.2004 14:12
Kitiara   Ron nie poszedł na kolację. Nie mógł jeść. Mar...   14.12.2004 14:16
Raistlin   Dzięki ci Kit za taką ilość. Ja tam bym nie wy...   14.12.2004 20:00
harciomaniak   Siemka!!! Może to nie będzie zbyt ...   20.12.2004 21:42
sonka   Kit jest w szpitalu i na razie nie będzie nowy...   20.12.2004 23:05
anagda   mi się całkiem, całkiem podoba. prócz paru błę...   25.12.2004 12:32
Kitiara   [b][color=green]Noc z poniedziałku 05.11.96 na...   26.12.2004 08:48
Kitiara   [b][color=green]Noc z poniedziałku 05.11.96, n...   26.12.2004 09:10
Raistlin   No jak zawsze nie ma się do czego przyczepić, ...   26.12.2004 17:52
Kitiara   Ekhem, po co Ci inne forum, Raist? Przecież wk...   27.12.2004 16:55
Justa   Powiem tak: Idealnie przedstawiłaś świat jaki ...   28.12.2004 12:42
Raistlin   Po co mi, się pytasz?? A po to, bo choć dodaje...   28.12.2004 13:20
Kitiara   [b][i]Środa, 07.11.1996[/color] Harry, Ron i ...   28.12.2004 13:26
Raistlin   No dlaczego tak mało ja tu myśle że sobie pocz...   28.12.2004 13:36
Kitiara   Jak chcesz sobie coś mojego przeczytać to zapr...   28.12.2004 14:13
Raistlin   A tam rano ja chce dzisiaj   28.12.2004 14:30
Kitiara   [i]Lojalnie uprzedzam o dwóch, [color=red]całk...   29.12.2004 13:57
Kitiara   [b](*)Lucjusz...   29.12.2004 14:06
siistars   Fajne... Tylko czemu znowu wkleiłaś tak mało? ...   29.12.2004 15:25
Kitiara   Hej, chwila moment! Wklejam codziennie... ...   29.12.2004 15:34
Justa   Śliczne... Raistlin   Ja cie tu ciągle chwale ciebie, ale teraz czas...   29.12.2004 18:46
Kitiara   Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, Raist...   29.12.2004 19:01
Raistlin   Jak to powiedział Snape w jakimś w ficu ...   29.12.2004 19:16
Kitiara  
QUOTE   29.12.2004 19:54
Raistlin   Tu masz racje i z tym się zgadzam
Jak zn...
  29.12.2004 21:01
Mira   fick moim zdaniem jest świetny, tylko powinszo...   29.12.2004 22:53
Galia   To ja się wylamię z towarzystwa i będę wredna ...   29.12.2004 23:07
Kitiara   Galia on nie jest na Lotosie bo to nie jest er...   30.12.2004 00:47
Kitiara   [b]Sobota, 10.11.199...   30.12.2004 01:21
AtA_VH   świetnie piszesz, chociaż opisujesz pewne scen...   30.12.2004 16:04
Kitiara  
QUOTE   30.12.2004 17:37
Kitiara   ****** Hermiona dotarła w końcu do portalu pro...   30.12.2004 17:46
AtA_VH   uh... koniec ostatniego parta dość pesymistycz...   30.12.2004 19:41
Kitiara   [b][color=green]Środa, 14.11.1996[/i] Śniadan...   03.01.2005 12:33
AtA_VH   przyznam się bez bicia - przeczytałam więcej n...   03.01.2005 18:38
Raistlin   Mnie tu pare dni nie było a już Kitiara dodała...   03.01.2005 18:59
Justa  
QUOTE   03.01.2005 19:00
AnDzIkA   Opowiadanie bardzo mi się podoba. Cieszę się, ...   03.01.2005 19:03
Kitiara   Z tymi literówkami to jest (za przeproszeniem)...   03.01.2005 21:10
Potti   już przy pierwszym ficku, jaki czytałam Twojeg...   03.01.2005 22:46
Emily Strange   Nie skończone ale widzę że Kit wzięła się do r...   03.01.2005 23:01
Kitiara   [b]Czwartek, 15.11.1...   04.01.2005 12:08
Raistlin   No jak to tak zakończyc w taki momencie?? Jest...   04.01.2005 14:57
Kitiara   Raistlinie drogi: kose spojrzenie oznacza spoj...   04.01.2005 17:11
Raistlin   A mamy pytania mamy: kiedy następny part??   04.01.2005 20:40
Cat  
QUOTE   05.01.2005 11:09
Kitiara   Patrzeć wilkiem, patrzeć jak spod byka, jak na...   05.01.2005 15:24
Kitiara   [i][b]Sobota, 17 listopda 1996[/color] - Chod...   06.01.2005 16:50
Kitiara   ****** W czasie gdy Hermiona szła korytarzem, ...   06.01.2005 16:51
Raillie   Heh nie przeczytalam tego, nie lubie ff bezpos...   06.01.2005 17:40
Raillie   Cofam to co napisalam, wlasnie skonczylam czyt...   06.01.2005 21:02
AnDzIkA   Bardzo mi się podobało. Zresztą jak już pisała...   06.01.2005 21:20
Raistlin   Dziękuje za wykład encyklopedycznej wiedzy na ...   07.01.2005 20:13
Kitiara   Proszę bardzo. Kolejny "odcinek" Z g...   08.01.2005 18:13
Raillie   Heh... Niezły rozdział Ci wyszedł, zaciekawił ...   08.01.2005 19:03
Raistlin   Wiesz Kit zgadzam się, że krótki ale, że nieci...   08.01.2005 21:01
Kitiara   Ja też mam pytanie, Raistlinie Drogi i pozwól, że...   09.01.2005 12:38
Silda   Przeczytałam wczoraj to wszystko, zajęło mi to...   09.01.2005 13:49
Kitiara   Papierosy, papierosy!
Przyznam, ze je...
  09.01.2005 16:53
Silda   O kurcze Kit, zwracam honor. Komnata Tajemnic,...   10.01.2005 17:43
Tajemnicza   ...WOW...Brak słów by określić to co o twoim o...   11.01.2005 00:34
Kitiara   Dzięki, Tajemnicza... Postaram się wkleić następny...   11.01.2005 12:33
Kitiara   [b]Niedziela - Półno...   10.04.2005 15:05
Raistlin   Jak zawsze długi odcinek co się chwali, lecz c...   17.04.2005 19:22
Kitiara   Wysoki i dumny potomek rodu czystej krwi popatrzył...   24.04.2005 08:55
Kitiara   Hej! Ale mnóstwo komentarzy! Dzięki! N...   26.04.2005 10:43
harciomaniak   Twoje party-czyta się szybko, wciągająco i nie zna...   26.04.2005 20:01
Avin   Mam dziwne wrażenie, że ty tu książkę piszesz. I w...   26.04.2005 20:23
Kitiara   ][i][b]Środa, 21 listopada, 1996 [/color] - Hermi...   28.04.2005 09:34
Tenebris69   Postanowiłam sobie, że któregoś pięknego, słoneczn...   28.04.2005 12:45
Kitiara   - Eee... nie. Bo to erotyk. Ekhem, podobno pu...   28.04.2005 22:49
Moonchild   Masz żadko spotykaną lekkość pisania. Opowiadanie ...   02.05.2005 15:50
Kitiara   [i][b]Inicjacja Dracona Malfoya Północ, z 21 na 22...   05.05.2005 12:07
Raistlin   Do Moonchild:
Moonchild   Tak chodziło mi o bezbłędny. Literówka się wdarł...   08.05.2005 21:09
Kitiara   Nie mogę się z tym zgodzić. Nigdy nie dzielę świa...   11.05.2005 10:07
Raistlin   Ze wszystkim się zgadzam Kit, ale jedno mnie nie p...   11.05.2005 14:49
Kitiara   Raistlin, na Merlina w ząbek czesanego! Przeci...   14.05.2005 10:20
Raistlin   No cóż... Masz rację, więc nie mam co się dalej up...   14.05.2005 20:20
Forhir   Wspaniale opowiadanie(rowniez jak "I believe....   15.05.2005 17:45
Empire   - A gdybyś tak na przykład zajmował się więcej ota...   16.05.2005 21:04
Forhir   jak zwykle mily parcik:) Mam nadzieje ze dam rade ...   17.05.2005 22:06
Raistlin   No cóż...(coś ostatnio za często zaczynam tak zacz...   18.05.2005 13:14
Eydie   Świetne...Wciągające...Nie pasuje mi tylko taka......   18.05.2005 19:27
Kitiara   No, na pewno się zdenerwował, ale opanował się i ...   19.05.2005 12:19
Kate64100   Ja niewiem skąd wy wnioskujecie jaki jest Malfoy, ...   26.05.2005 13:07
Kitiara   Przepraszam, jezeli ktoś wszedł i zawiódł się, że ...   26.05.2005 22:44
3 Strony  1 2 3 >


Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 27.04.2024 09:05