Cecylia - Najstarsza Córka Pierworodnego, tylko coś o magii
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | Pomoc Szukaj Użytkownicy Kalendarz |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
Cecylia - Najstarsza Córka Pierworodnego, tylko coś o magii
Moonchild |
16.07.2005 09:37
Post
#51
|
Iluzjonista Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 120 Dołączył: 11.04.2005 Skąd: z daleka |
No wiesz to zależy wyłącznie od Ciebie, ale jeśli chodzi o moje zdanie to proponuje nowy temat
-------------------- |
Nati |
31.07.2005 16:28
Post
#52
|
Iluzjonista Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 108 Dołączył: 09.08.2004 Skąd: Pszów (woj.śląskie) |
Dobra
To zakładam nowy temat, ale jeszcze nie teraz. Musisz jeszcze poczekać na ostatni rozdział, bo właśnie staram się go jakoś poprawić w Wordzie. Nie wiem co z tego wyjdzie -------------------- Harry Potter wywrócił moje życie do góry nogami ale w takiej pozycji jest ono o wiele cikawsze :P
|
Verita |
31.07.2005 17:40
Post
#53
|
Kandydat na Maga Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 90 Dołączył: 27.07.2005 Płeć: Kobieta |
Szczerze, nie bardzo mi sie podoba. Robisz mase błędów. Jeżeli już opisujesz to w czasie przeszlym to bądź konsekwentna. Poza tym niektóre zdania sa dziwnie napisane.
Doszłam do 3 części i więcej nie przeczytam. |
Nati |
01.08.2005 18:19
Post
#54
|
Iluzjonista Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 108 Dołączył: 09.08.2004 Skąd: Pszów (woj.śląskie) |
Spełnienie ostatniej prośby
Nadszedł Nowy Rok. Po kolejnej lekcji strzelania z łuku Cecylia i Jacek poszli na cmentarz. W ciągu roku dosyć często tam przebywali doprowadzając do porządku nagrobki po licznych burzach. Zazwyczaj był to też ich szlaban. Kiedy stali nad grobami pana Szpunka i Bzyka, często wspominali sceny z nimi związane. Chociaż już się trochę przyzwyczaili do myśli o ich śmierci unikali tego tematu. Cecylia próbowała o tym zapomnieć, a Jacek nie chciał robić jej przykrości. Tym razem jednak było inaczej. - Już dawno minął rok odkąd on umarł, odkąd oni go zabili. Przeoczyliśmy moment, w którym mogliśmy uciec. Będziemy tu już na zawsze, nigdy nam się nie uda stąd wyrwać. Chciałabym umrzeć i tak jak oni mieć spokój, po prostu sobie leżeć i patrzeć na to wszystko - powiedziała dziewczyna kładąc pojedyncze kwiaty, które przypadkowo znalazła na śmietniku z kociołkami, na groby Bzyka i pana Szpunka. Była zima, ale górskie kwiaty jakoś nie zdawały sobie z tego sprawy rosnąc spokojnie w osłoniętym od wiatru i śniegu zakątku. - Nie mów tak. Powinniśmy mieć nadzieję, że... - Nadzieja-matka głupich - przerwała mu nastolatka. - Zawsze miałam nadzieję. Kiedyś chciałam żeby moja adopcyjna matka się zmieniła i nic z tego nie wyszło, jeszcze niedawno miałam nadzieję, że się stąd wyrwiemy i też się nie udało! - Cii... Nie powinniśmy o tym rozmawiać. Mogą nas słyszeć - powiedział Jacek zatykając Cecylii usta i szybko rozglądając się wokół. - Nic nie mam do stracenia, tylko moje marne życie - powiedziała przez zęby cofając się od chłopaka. Już otwierała usta żeby jeszcze coś powiedzieć gdy nagle coś trzasnęło. Szybko odwrócili się w stronę grobów, bo właśnie stamtąd usłyszeli dziwny dźwięk. Zauważyli, że nagrobek, pod którym leżało ciało ich nauczyciela szermierki, pękł. Kiedy wystraszeni przybliżyli się, z grobu jak pocisk wystrzeliła jakaś kartka, a później powoli równo opadła na płytę nagrobną. Po kilku sekundach nagrobek zatrzeszczał i szczelina, przez którą wypadł pergamin zasunęła się z trzaskiem tak, że nie było widać nawet rysy. Długo patrzyli z przerażeniem na papier. W końcu Jacek wziął z płyty kartkę, kiedy zobaczył co tam jest napisane zaniemówił. W końcu zniecierpliwiona Cecylia wyrwała mu kartkę z ręki. - „Dzisiaj” - szepnęła patrząc na te jedno jedyne słowo zapisane na kartce wąskim, prawie nieczytelnym pismem pana Szpunka. - Co to może znaczyć? - Nie rozumiesz? Dzisiaj, dzisiaj możemy uciec. Ale jak? - pytał sam siebie chłopak marszcząc czoło. Nie mógł uwierzyć w to co przed chwilą zobaczył, ale to musiała być prawda! - Wiem! - nagle Cecylia wydała z siebie okrzyk. - Dzisiaj... dzisiaj znów będziemy musieli coś zrobić, może właśnie wtedy. Znów usłyszeli trzask. Tym razem to grób Radka rozwarł się i wypadła z niego kolejna kartka. Szybko porwali ją z nagrobka. Na niej były dwa słowa: „Ratujcie niewinnych”. Dziewczyna nagle wstała przepełniona na nowo nadzieją. Może jednak? Może uda im się uciec z tej ciemnej szkoły? Jacek również wstał i zaczął chodzić między grobami głęboko nad czymś myśląc. Czy to prawda, czy może jakiś głupi żart? Jak można stąd uciec? Jak sprawić żeby ich nie gonili? - A co jeśli to jest próba? Co jeśli są to tylko jakieś czary, które mają nas sprawdzić? Może oni wiedzą, że nienawidzimy Piekiełka? - pytał chłopak nadal przechadzając się między grobami. - To nasza jedyna nadzieja - szepnęła nastolatka. Jacek popatrzył na nią tak jakby widział ją pierwszy raz w życiu. Przed chwilą to ona mówiła, że nie ma nadziei, a teraz znów zaczęła głęboko w nią wierzyć. - Idź do swojej sypialni i zabierz z niej wszystkie swoje rzeczy, włącznie z bronią i wszystkimi książkami. Nikt nie może widzieć, że zabierasz te rzeczy, bo mogą się zorientować. Później przyjdę po ciebie i razem zejdziemy do sali - mówił szybko chłopak nie chcą tracić czasu. - Ale oni zauważą, że mamy torby. Jak im wytłumaczymy? - zapytała cicho Cecylia. - Nie wiem. Może... powiemy, że... chcieliśmy trochę poczytać po łucznictwie i... się zagapiliśmy i... nie zdążyliśmy ich odnieść? - wymyślał szybko nastolatek. - Chodźmy już. Musimy się spieszyć. Szybko, prawie biegnąc, poszli do Piekiełka i rozdzielili się. Cecylia starając się nie zwrócić niczyjej uwagi pędziła opustoszałymi korytarzami w stronę swojej sypialni. Bardzo cicho otworzyła drzwi i kiedy spostrzegła, że reszta dziewczyn jeszcze smacznie śpi otworzyła kufer ze wszystkim swoimi ubraniami i bronią. Najpierw zapakowała swój plecak; włożyła do niego wszystkie książki i nieużywane stroje, które musiała zmniejszyć zaklęciem żeby się zmieściły. W rogu skrzyni zauważyła mały kuferek. Jak mogłaby zapomnieć swoich przyborów do malowania. Weszła z kuferkiem do łazienki i szybko się umalowała tak jak przed rokiem zrobiła to okularnica. Wcale nie podobał jej się ten makijaż, ale wiedziała, że jeśli się nie pomaluje będzie próbowała to zrobić ta kobieta. Kiedyś powiedziała jej, że na wszystkie ważne uroczystości musi się właśnie tak malować. Kiedy wyszła z łazienki wrzuciła kuferek do torby. Zabrała się za obciążanie swojego płaszcza i sukni bronią. Na końcu założyła na ramię łuk, a kołczan z strzałami włożyła do wypchanego plecaka również go zmniejszając. Na szczęście Jacek zabrała część jej broni, pomyślała, kiedy założyła na siebie płaszcz zakrywając tym samym łuk. Zdziwiła się bo tym razem nie ugięła się pod ciężarem obładowanego płaszcza i plecaka. Chyba jednak nabrała sił w czasie tego okrągłego roku. Kiedy skończyła, zamknęła kufer, usiadła na łóżku i zaczęła rozmyślać. Miała dopiero czternaście lat, a przeżycia wiekowego starca, chociaż i oni nie musieli widzieć dwóch śmierci i uciekać z piekła. Tak, ta szkoła rzeczywiście była piekłem. Ola, kiedy byli w ciężarówce, miała rację; nazwa pasuje do rzeczywistości. Myśl o przyjaciołach gnębiła ją. Zmienili się, teraz byli takimi samymi potworami jak reszta uczniów, ale w końcu kiedyś z nimi się przyjaźniła. Było jej przykro, że musi ich zostawić, ale w końcu tutaj było im dobrze. Dziewczyna starała się nie myśleć o ucieczce. Nie wiedziała dokąd ją to doprowadzi. Może prosto do grobu? A może w końcu będzie prawdziwie wolna? Do pokoju cicho wszedł Jacek. Nie pukał, bo nie chciał zbudzić pozostałych dziewczyn. Cecylia od razu do niego podeszła z ulgą. Nie miała pojęcia, co zrobiłaby nadal myśląc o przyszłości, może zrezygnowałaby z ucieczki? Wybrałaby łatwiejszą drogę? - Jesteś blady - powiedziała cicho zamykając drzwi. - Ty też - stwierdził chłopak schodząc powoli po schodach. Obydwoje byli równie przerażeni, ale też podekscytowani. W końcu nadeszła chwila, na którą tak długo czekali. - Jakoś to będzie. Kiedy byli gdzieś pośrodku schodów usłyszeli pierwsze odgłosy z sypialń. Cecylia szła patrząc przed siebie, ale czuła, że Jacek się jej przygląda. - Wiesz, nie pasuje ci w tym makijażu. Sorry, że to mówię, ale wyglądasz strasznie. Mogłabyś to zmyć? - poprosił, a nastolatka zaśmiała się cicho. - Też mi się nie podoba, ale muszę tak wyglądać. Okularnica zmusiłaby mnie do pomalowania się, a wtedy odkryłaby, że wszystko mam w plecaku, a wtedy byłby nasz koniec - powiedziała cicho dziewczyna, kiedy powoli uczniowie zaczęli schodzić po schodach na posiłek. Oni też zeszli, a kiedy się najedli poszli usiąść na ich sofę. Korytarze były raczej puste; dopiero po kilkunastu minutach zaczęły się zapełniać. Po kilku minutach Cecylia zauważyła grupę osiłków zmierzających w ich stronę, nawet nie zdążyła Jackowi tego oznajmić, kiedy on pociągnął ją lekko za rękaw i pokazał inną grupę, z drugiej strony korytarza, również idącą w ich kierunku. - Ty zajmij się tymi z prawej, a ja biorę tych z lewej. Używamy tylko różdżek, sztyletów i szpad. Nie możemy im pokazać, że mamy inną broń, może się to im wydać podejrzane - mówił szybko Jacek sięgając pod płaszcz po różdżkę. Cecylia zrobiła to samo, do prawej ręki wzięła zakończony gryzącymi się wężami patyk, a w lewej ścisnęła szpadę. Na szczęście na lekcjach szermierki nauczyła się walczyć obydwoma rękami. Była pewna, że dwie grupy zmierzają wprost na nich, ale nadal trzymała swoją broń pod płaszczem. Byli już dość blisko, każda z grup liczyła po trzy osoby. Obydwoje, nawet się nie umawiając, stanęli w tym samym czasie i czym prędzej wyciągnęli broń i różdżki. Dziewczyna od razu potraktowała jednego z osiłków „Bujnym Owłosieniem” tak, że jego brwi urosły do takich rozmiarów, że nic nie widział. Drugiego zaatakowała szpadą, a trzeci, widząc porażkę pozostałych dwóch, uciekł. Po chwili pozwoliła uciec i dwóm poszkodowanym. Nastolatka spojrzała za siebie, Jacek też już pokonał swoją grupę. Cecylia uświadomiła sobie, że korytarz nagle opustoszał, a uczniowie patrzą na nich zza zakrętów. Kiedy Jacek już wypuścił swoją grupę razem usiedli na kanapie i znów wszystko wróciło do normy. - Dobrze zagrałaś z tym Owłosieniem, nie mógł nic zobaczyć. Ja rzuciłem na jednego zaklęcie Trądziku, ale on wcale się tym nie przejął. Chyba już zaczęli się przyzwyczajać do naszych czarów, ale i tak udało mi się ich pokonać - powiedział chłopak. Zawsze, kiedy ktoś ich zaatakował, komentowali swoje poczynania. - Długo będą się głowić jak cofnąć to zaklęcie - uśmiechnęła się szyderczo. - Dlaczego? Przecież wystarczy że zgolą mu brwi - zapytał Jacek; był wyraźnie zainteresowany. - Ale to nie jest zwykłe zaklęcie Bujnego Owłosienia, dodałam jeszcze zaklęcie Trwałości, a z tym już będą mieli problem, chyba że nie podziałało - powiedziała z zadowoleniem Cecylia. Jacek zagwizdał cicho wyrażając podziw, a ona uśmiechnęła się. Rozmawiali jeszcze chwilę kiedy podeszły do nich Ola i Stazi. - Widziałyśmy kilku chłopaków idących do szpitala. To była wasza sprawka? - zapytała Anastazja z błyskiem w oku. Jacek skinął głową. - Znów próbowali odzyskać sofę - powiedział po chwili milczenia. Tej nocy odparli jeszcze jeden atak na kanapę. W piekiełku byli niezrównani w szermierce, a szybkość nabyta na lekcjach pozwoliła im unikać zaklęć. - Czy wy nie musicie już być na dole? - zapytała w pewnym momencie Ola patrząc na swój magiczny zegarek. Cecylia również popatrzyła na zegarek Oli. Był cały fioletowy i promieniował, kiedy ktoś na niego patrzył. Zamiast wskazówek po tarczy chodziły dwa zaczarowane ślimaki. Jeden z nich był mały i wskazywał minuty, a drugi odrobinę większy-godziny. - Za pięć dwunasta! Jacek musimy iść - powiedziała Cecylia zabierając szybko swoją torbę, była ciężka, ale dziewczyna nie zwróciła na to uwagi. Razem zbiegli na dół. Uczniowie oglądali się za nimi. Nigdy nie widzieli, żeby ci „dziwacy” gdziekolwiek się spieszyli. Jacek i Cecylia wpadli jak burza do sali z gwiazdą Dawida i od razu zobaczyli okularnicę i jakiegoś mężczyznę z długimi siwymi włosami. Był to Pierwszy Brat Pierworodnego, który przed rokiem zajmował się Jackiem. Obydwoje nie mieli wesołych min, gdy do nich podchodzili. - Przepraszamy... spóźniliśmy się - wysapała Cecylia, a okularnica od razu pociągnęła ją za ramię. Prawie biegli. Kobieta poprowadziła ich jakimiś nieznanymi korytarzami do lochów. Było tam jeszcze ciemniej niż w reszcie szkoły, jeśli było to w ogóle możliwe. Ściany wydawały się śliskie i nierówne. Było tam tylko kilku uczniów. Biegli do samego końca korytarza. Ukazało im się jakieś tajne przejście, weszli tam. W tym korytarzu podłoga i ściany nie były już z betonu, ale z litej skały po któryej spływała woda. Znajdowali się w jaskiniach zamku. Tu także znajdowały się jakieś komnaty, ale wszystkie były pozamykane. Wyglądały jak sale tortur w średniowiecznych zamkach. Okularnica i mężczyzna ciągli ich dalej w głąb jaskini. W końcu zatrzymali się przed jednymi z małych, drewnianych drzwi z kratą w małym okienku; z pewnością tam podawano jedzenie więźniom. Kobieta otworzyła je zaklęciem i schyliła się aby wejść do środka. Cecylia również musiała się schylić, chociaż nie uważała się za zbyt wysoką osobę. Kiedy weszli do lochu, dziewczyna od razu zauważyła szare nierówne ściany ociekające wodą, na których porozwieszana była różnego rodzaju broń; w rogu stała stara, zardzewiała zbroja. Na środku były dwa stoły, a na nich... dwie postacie. Nagie postacie. Zanim nastolatka zamknęła oczy zdążyła jeszcze zobaczyć, że są oni przymocowani do stołu kajdanami i mają zakneblowane usta. Byli to dziewczyna i chłopak. Od razu zrozumiała, że byli to biali czarodzieje albo może uczniowie szkoły białej magii. Żadne z nich nie miało czarnych włosów. Cecylia poczuła jak okularnica ciągnie ją za ramię, więc zmusiła się żeby otworzyć oczy, ale gdy zobaczyła, że kobieta prowadzi ją wprost do blond dziewczyny znów zamknęła je pozwalając, aby prowadziła ją jak ślepca. - C... co mamy zrobić? - zapytał Jacek drżącym głosem. Dziewczyna znów otworzyła oczy i popatrzyła prosto przed siebie. Na przeciw niej, tak jak się spodziewała, stał chłopak patrząc na nią i próbując ukryć, że jest przerażony. Był jeszcze bledszy niż wcześniej, ale nastolatka nie zwróciła na to uwagi; sama wyglądała podobnie. - Wyciągnijcie sztylety - powiedział jakiś mężczyzna w szacie z czerwonym kapturem. Dopiero teraz zauważyli, że w pomieszczeniu nie są sami. Przy drzwiach stali dwaj mężczyźni, a jeszcze kilku krążyło wokół stołów z jakimiś kadzidłami. Jacek jeszcze raz spojrzał rozpaczliwie na Cecylię i wyciągnął z pasa sztylet. Dziewczyna wyciągnęła sztylet z podkolanówki, bo bała się, że jeśli będzie próbowała wyciągnąć drugi z pasa zauważą, że jest nafaszerowana białą bronią. - Odłóżcie plecaki - rozkazał inny mężczyzna, oni posłusznie postawili je obok ściany. Kiedy Cecylia znów podeszła do stołu z białą czarownicą, poczuła, że ktoś chwyta ją za ręce i podnosi w górę. - Kiedy wybije północ, zabijcie ich - powiedział mężczyzna w kapturze. Chociaż pożerał ich strach zaskoczyli się wiedząc, że jeszcze nie ma północy. Jak mogli tutaj dojść w tak krótkim czasie? Nastolatka popatrzyła na twarz dziewczyny. Miała zaciętą minę i Cecylia wiedziała, że tylko knebel nie pozwala jej wywrzaskiwać klątw pod ich adresem. Dziewczyna nawet nie miała zaczerwienionych oczu co świadczyło tylko o tym, że nie płakała. Mężczyzna w kapturze zaczął śpiewać jakąś dziwną piosenkę. Przypominała ona starą pieśń śpiewaną podczas bitew. W pewnym momencie od sztyletu odbiło się światło z jednej jedynej pochodni i nastolatka zauważyła strach w oczach białej czarownicy, kiedy patrzyła na narzędzie, które za chwilę miało wbić się w jej pierś. To przez mój wygląd, pomyślała Cecylia. Musiała wyglądać bardzo demonicznie w oczach zniewolonej dziewczyny, która nie widziała wielu czarnoksiężników. Jej mocny makijaż sprawiał, że ktokolwiek spojrzałby na nią musiał pomyśleć, że jest do szpiku kości zła. Gdzieś w górze zaczęły bić zegary. Uwięziona czarownica nagle zaczęła się szarpać, jakby dopiero teraz uświadomiła sobie co ją czeka, ale zaczarowane kajdany nie puściły. Cecylia czuła jak okularnica mocniej zaciska ręce na jej dłoniach tak, że już po kilku sekundach prawie ich nie czuła. Dziewczyna jeszcze raz spojrzała na Jacka, on też patrzył na nią. Dziesiąte uderzenie... Biała czarownica zaczęła szarpać się jeszcze gwałtowniej tak, że jeden z mężczyzn stojących przy drzwiach musiał ją przytrzymać. Jedenaste uderzenie... Dziewczyna nagle się uspokoiła i już tylko tępo wpatrywała się w ostrze sztyletu czekając na śmierć. Ręka okularnicy zadrżała nieco z podniecenia. Dwunaste uderzenie... - Niech spełni się wola Bzyka! - krzyknęła dziewczyna i już po chwili wbiła sztylet w... okularnicę. Jacek przewrócił siwego mężczyznę i zrobił to samo. - Nie będę... zabijać... bezbronnych... ludzi - krzyczała Cecylia zadając kolejne ciosy. Nastolatka usłyszała jak podbiegają do niej inni mężczyźni i nie czekając aż ją pochwycą rzuciła się na nich drugą ręką wyciągając szablę. Sztylet rzuciła w stronę najbliższego mężczyzny mierzącego do niej różdżką. Wbił się prosto w jego serce. Z cichym jękiem osuną się na ziemię. Szablą zaczęła walczyć z następnym, który ściągnął z ściany jakiś miecz. Cecylia zręcznie mijała ciosy miecza i sama raniła wszystkich przeciwników znajdujących się w zasięgu jej broni. Wiedziała, że szabla nie może równać się z mieczem, bo on od razu rozłupałby ją na kawałki. Kiedy próbowała uniknąć kolejnego ciosu poślizgnęła się na krwi, która zalewała już prawie całe pomieszczenie i upadła. Poczuła, że uderzyła o coś głową i na chwilę ją zamroczyło. Kiedy znów odzyskała świadomość, zauważyła, że mężczyzna znów zamachnął się na nią mieczem, więc szybko przetoczyła się w bok i usłyszała brzdęk, kiedy metal uderzył w skałę. Nastolatka wstała, zauważyła, że znajduje się blisko stołu. Wykorzystała okazję, kiedy przeciwnicy zajęli się na chwilę Jackiem i położyła dłoń na zamku kajdanów. Po chwili coś kliknęło i jedna ręka białej czarownicy była uwolniona. Cecylia przeskoczyła nad nią i uwolniła jej drugą rękę i obie nogi. Po chwili chłopak leżący na drugim stole też był uwolniony od kajdanów. Zanim jeszcze para białych czarodziei zdążyła się zorientować, że są wolni dziewczyna rzuciła się pomóc Jackowi, który odpierał ataki aż pięciu mężczyzn. W pewnej chwili jeden z nich chwycił chłopaka w pasie, ale po chwili puścił go. Już był martwy. To Cecylia wbiła mu szablę w plecy. Zostało jeszcze czterech, ale oni byli najgorsi. Mieli jeszcze na tyle siły, że rzucali w nich zaklęcia. Mogli się tylko uratować unikając kolorowych smug. Kiedy jedna z czerwonych smug dotknęła włosów Cecylii, te zaczęły się palić. Cecylia szybko zgasiła je ręką, nie miała czasu sięgać po różdżkę. Ręka zaczęła ją piec, ale nie miała czasu żeby rozczulać się nad swoją poparzoną dłonią. Ich wybawieniem okazali się uwolnieni biali czarodzieje. Ściągnęli oni z ścian jakąś lekką broń i zaatakowali od tyłu. Zaskoczeni nagłym atakiem mężczyźni odwrócili się aby sprawdzić kto próbuje im wbić w plecy tępe szpady. Wtedy do kolejnego ataku przystąpili Jacek i Cecylia. Wszystko działo się tak szybko. Po chwili stanęli zdumieni, bo na ziemi leżeli wszyscy ich przeciwnicy. Czym prędzej wśród martwych ciał zaczęli szukać swojej broni, która powypadała im z pochew podczas walki. Cecylia większość swojej broni powkładała do pasa, a płaszcz podała dziewczynie, która siedziała skulona na stole łkając. Młoda czarownica popatrzyła na nią z wdzięcznością i zaczerwieniła się. Dopiero teraz przypomniała sobie, że była naga. To samo zrobił Jacek oddając swój płaszcz szatynowi. - Musimy iść. Jak tutaj przyszliście? - zapytał Jacek chłopaka. Biały czarodziej popatrzył na niego dziwnie i nic nie powiedział. - Słuchajcie, my chcemy się stąd wydostać tak samo jak wy, więc pokażcie nam drogę. Za chwilę będzie tu mnóstwo czarnoksiężników, bo zorientują się, że jakoś długo nie wracamy, więc proszę: chodźmy już bo inaczej będziemy tu leżeć pośród tych... - nie dokończyła, bo nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów żeby powiedzieć jak bardzo ich nienawidzi. Chciała jak najszybciej wyjść z lochu, bo już zaczynało ją mdlić od widoku poskręcanych w bólu trupów i zapachu śmierci zaczynającego wypełniać pomieszczenie. - Uratowaliście nam życie, jesteśmy wam winni przysługę - powiedziała cicho blondyna schodząc z stołu. Szatyn popatrzyła na nią niepewnie, ale też ze złością. Ona powoli wyszła z lochu rozglądając się na wszystkie strony. Cecylia i Jacek szybko zabrali swoje plecaki umazane krwią i wszyscy poszli za nią. Dziewczyna prowadziła ich w głąb jaskini. Okazało się, że jest to podziemny korytarz. Nikt do siebie się nie odzywał nasłuchując jakiś odgłosów dochodzących z Piekiełka. Szli bardzo szybkim marszem, nie chcieli biec, bo wiedzieli, że szybciej się zmęczą. Jacek i Cecylia wyciągnęli swoje miecze przygotowani na atak w każdej chwili. Miecze były dużo cięższe od szabli, ale bardziej wytrzymałe i skuteczniejsze. Korytarz, którym szli był obskurny i cuchnął stęchlizną. Kiedy zagłębili się w tunel, po bokach nie było już drzwi. Szli w ciemności bojąc się, że światło, które mogli wyczarować zwabiłoby czarnoksiężników. Zanim usłyszeli jakiś hałas minęły dwie godziny. Dopiero wtedy puścili się biegiem chcąc uwolnić się od dźwięków pościgu. Nie wiedzieli jak długo biegli, ale kiedy w końcu stanęli, aby zaczerpnąć odrobiny wilgotnego powietrza głośne dźwięki już dawno ich opuściły. Cecylia popatrzyła na korytarz którym przyszli. - Kto z was krwawi? - zapytała widząc mokre plamy na skalnej podłodze. Nikt się nie przyznał, więc dziewczyna zaczęła badać wzrokiem każdego. Jej oczy spoczęły na głęboko rozciętym ramieniu Jacka. - Zostawiasz ślady. Musimy to zatamować. Nastolatka zaczęła się rozglądać za czymś co mogłoby zastąpić bandaż. Po chwili namysłu odłożyła miecz i wyciągnęła sztylet. Po chwili miała w ręku gruby pas czarnego materiału, który odcięła z dołu sukni. - Po co to zrobiłaś, mamy przecież inne ubrania - wysapał Jacek pozwalając, aby dziewczyna zrobiła mu prowizoryczny opatrunek. Po ręce ciekła mu ciemna krew. Rana była bardzo głęboka, ale na szczęście nie uszkodziła poważniej ramienia. - Suknia i tak była za długa. Mogłabym się o nią przewrócić, przecież wiesz jak wyglądały nasze lekcje szermierki - powiedziała spokojnie Cecylia zaciskając mocno materiał na ranie. Kiedy już związała oba końce otworzyła swoją torbę i wyciągnęła jedną z swoich już za małych sukni. - Ubierz się w to. Będzie trochę krótka, ale na razie musi wystarczyć. Cecylia podała dziewczynie suknię, a po chwili grzebania w plecaku Jacka wyciągnęła jakieś czarne spodnie i dała szatynowi. - Będzie lepiej jeśli płaszcze oddacie nam, jest tam nasza broń, której raczej na pewno będziemy jeszcze potrzebować - powiedział cicho Jacek. Ramię dalej bolało, ale dzięki opatrunkowi i ziołom którymi posypała ranę przynajmniej przestało krwawić. - To my nie możemy się sami bronić? - zapytał buntowniczo biały czarodziej. Jeszcze im nie ufał. - Nie potraficie się tym posługiwać. My uczyliśmy się szermierki przez długi czas i myślę, że lepiej byłoby żeby ta broń była u nas, bo z nią lepiej obronimy nas wszystkich niż wy zdążylibyście zadać pierwszy cios - rzekła dziewczyna odbierając im płaszcze. - Musimy ruszać. Wszyscy niechętnie wstali, ale znów szybkim marszem szli przez podziemne korytarze. Cecylia wzięła miecz Jacka do lewej ręki, choć on zapierał się, że sobie poradzi. Wiedziała, że chłopak z trudnością dotrzymywał im kroku, a co by było gdyby musiał nieść jeszcze miecz? Zioła, którymi posypała ranę były przeciwbólowe i po jakimś czasie Jacek choć dalej szedł z nimi był trochę nieprzytomny i nie wiedział co się z nim dzieje. Kiedy uszli znów kilka, a może kilkanaście kilometrów, chłopak zwalił się nieprzytomny na ziemię. Cecylia i blondyna o imieniu Kamila porozdzielały się rzeczami Jacka (biała czarownica wzięła plecak i trochę broni, a nastolatka zapakowała resztę broni do swojego płaszcza; okrycie chłopaka zapakowała do torby), Michał wziął go na barana i szli dalej. Podczas gdy Jacek był nieprzytomny Cecylia zaczęła rozmawiać z czarodziejami. Jak się domyśliła już wcześniej uczyli się oni w szkole białej magii; byli na ostatnim, piątym roku. - Jak was złapali? - Mieliśmy wracać do szkoły po świętach. Spotkaliśmy się przypadkowo. Oni nas otoczyli i chociaż broniliśmy się jak mogliśmy, nie udało nam się uciec - powiedziała Kamila. Michał nic nie mówił, wkrótce i oni umilkli słysząc z oddali jakiś głośny śmiech. - Wiedziałam, że nie będzie tak łatwo. Zostawili straże - szepnęła nastolatka i wyciągnęła swój miecz. Kiedy głosy coraz szybciej się zbliżały dodała: - Ukryjmy Jacka w tej szczelinie. Po chwili chłopak był ściśnięty w jakieś szparze między skałami tak, że nie można go było dostrzec w ciemności. Czym prędzej dziewczyna dała im po sztylecie i szabli, a sobie zostawiła dwa sztylety i resztę broni. - Ukryjmy się w cieniu, zaatakujemy ich znienacka - rozkazała, a oni od razu usunęli się na boki. Ich ubrania świetnie zlewały się z ciemnością tunelu tylko włosy Kamili kontrastowały z ciemnymi ścianami, więc Cecylia powiedziała jej żeby się schyliła i schowała głowę dopóki nie da jej znaku. Trójka uciekinierów wcisnęła się głębiej w ściany, kiedy dwaj mężczyźni pojawili się u wylotu korytarza. Po chwili było po wszystkim. Strażnicy nawet nie zdążyli jęknąć kiedy rzucili się na nich od tyłu podrzynając gardła. Kiedy upadali, jedna z szabli jakie trzymali w rękach mężczyźni ugodziła Cecylię w policzek, na którym od razu pojawiła się krew. - Musimy odpocząć - stwierdziła nastolatka patrząc na martwe ciała mężczyzn i wycierając policzek z krwi. Wokół było już mnóstwo czerwonej cieczy. - Znajdźmy jakąś wnękę - zaproponował Michał wyciągając Jacka z szczeliny. Dziewczyna tylko skinęła głową i poszli dalej. Po pięciu minutach znaleźli dość obszerne i ciemne miejsce, w którym mogli się przespać. Cecylia jako pierwsza stała na straży i tak nie mogłaby zasnąć. We wnęce było zimno i wilgotno. Już po kilku minutach nastolatka usłyszała ciche, równe oddechy białych czarodziei, trochę później Jacek oprzytomniał, ale po kilku sekundach znów zasnął. Kiedy dziewczyna odwróciła się w stronę śpiących towarzyszy, zauważyła, że Kamila i Michał obejmują się w śnie podświadomie próbując utrzymać najwięcej ciepła. Cecylia wyciągnęła z plecaka płaszcz Jacka i okryła chłopaka. Po jakimś czasie Michał obudził się i zmienił nastolatkę. Ta zasnęła prawie od razu słaniając się z zmęczenia. Obudziło ją jakieś lekkie poszturchiwanie. Wydawało się jej, że ledwo zamknęła oczy, a już musiała wstawać. To Kamila starała się ją jak najłagodniej obudzić. Na początku nie wiedziała, o co chodzi, ale kiedy zobaczyła ciemne skały i blondynę, od razu odświeżyła jej się pamięć. Natychmiast wstała czując jak bolą ją mięśnie od leżenia na nagiej skale. - Powinniśmy już iść. Przechodziło tutaj kilku wartowników, ale nie zauważyli nas, więc daliśmy im spokój. Byłoby źle gdyby zobaczyli tutaj martwych ludzi zanim zdążylibyśmy stąd odejść. - Dobrze zrobiliście - powiedziała zachrypniętym ze zmęczenia głosem Cecylia i wstała. Była cała mokra, bo w nocy ciągle kapała na nią woda z ścian. Michał również był już na nogach. - Co z nim zrobimy? - zapytał i wskazał na okrytego płaszczem Jacka. - Zioła już chyba przestały działać. W nocy się ocknął i znów zasnął, chyba możemy go obudzić. Nastolatka dotknęła lekko ręki chłopaka, a ten od razu otworzył oczy. Zanim zdążył coś powiedzieć skrzywił się z bólu i chwycił za ramię. - Wiem, że boli, muszę ci zmienić opatrunek, ale nie dam ci ziół. Czuję, że będziesz nam potrzebny - szepnęła uspokajająco i zaczęła rozwijać twardy od zakrzepłej krwi materiał. Rana na pewno nadawała się do szycia. Na szczęście żaden mięsień nie był naderwany. Dziewczyna podarła na pasy jedną ze starych sukni i znów zrobiła mu prowizoryczny opatrunek. - Przymierze wygasło - powiedziała do siebie Cecylia. - I bardzo dobrze, nigdy nie wybaczyłbym sobie gdybyś musiała czuć co ja teraz - stwierdził Jacek i jęknął z bólu. Przymierze Krwi, które zawarli rok temu rzeczywiście wygasło. Dziewczyna przypomniała sobie, że kiedy Jacek zranił się podczas jakieś walki to ona również czuła ból i na odwrót. Teraz jednak nastolatka nie czuła żadnego bólu, oprócz tego na zranionym policzku i wiedziała, że Przymierze wygasło tak jak mówiła okularnica. Nastolatka poczuła ssanie w brzuchu. Dopiero teraz zdała sobie sprawę jak bardzo jest głodna. Wyciągnęła różdżkę, ale od razu ją upuściła. Nigdy nie czuła tak przeszywającego zimna. - Nie ruszaj, nie możesz już tego dotykać - powiedział Michał i wyciągnął jakąś starą szatę. Po chwili różdżka została zawinięta w czarny materiał. - Ale... dlaczego? Co się stało? - pytała, kiedy chłopak ostrożnie włożył zawinięty patyk do plecaka. - Uciekłaś, odwróciłaś się od czarnej magii, a ta różdżka jest tylko i wyłącznie tworem czarnej magii. Te różdżki zawsze przestają działać, kiedy ktoś się odwróci od nich - wytłumaczyła Kamila. - To jest więcej osób którzy uciekli z Piekiełka? - zapytał Jacek. - Oczywiście. Aha, tu nie można czarować - powiedział Michał widząc jak Cecylia próbuje stworzyć jedzenie zaklęciami ręcznymi. - No to będziemy głodni - powiedziała nastolatka z westchnięciem i wstała. Jacek domagał się broni i kłócił się kiedy próbowali mu odmówić. W końcu dziewczyna dała mu jedną szpadę, ale kazała mu trzymać ją w lewej ręce, ponieważ prawą i tak nie mógł ruszać, bo mógłby znów zakrwawić ledwo co zasklepioną ranę. Po jakimś czasie znów napotkali strażników. Mieli szczęście, że zwykle chodzili oni dwójkami lub trójkami. Znów zanim zdążyli cokolwiek powiedzieć zostali przez nich zabici. - Zbliżamy się do końca - stwierdziła Cecylia po kolejnym podwójnym zabójstwie. - Skąd wiesz? - zapytała Kamila, która nadal ich prowadziła. - Nie byłoby tu tylu ludzi - odpowiedziała i umilkła, bo z oddali znów było słychać wartowników. Szli jeszcze godzinę zabijając po drodze kolejnych strażników, kiedy weszli na korytarz. Od razu zauważyli metalową drabinkę i właz znajdujący się nad nią, ale pod nią kłębiło się mnóstwo mężczyzn z różdżkami i bronią w pogotowiu. W ścianach były powsadzane pochodnie oświetlając migotliwym światłem przestrzeń między nimi Cecylia zdążyła chwycić swoich towarzyszy zanim całkowicie wyszli z cienia i pociągnęła ich w stronę jakieś szczeliny, do której mogli się wcisnąć. - Nie możemy ich teraz zaatakować. Jest ich za dużo. Widziałam skrzynki z butelkami, pewnie chcą się trochę napić. Mogłabym zacząć strzelać do nich z łuku, ale i tak zabiłabym za mało żebyśmy mogli sobie później poradzić. - Przecież ja też mogę strzelać - zaperzył się Jacek starając się to mówić najciszej jak się dało. - Masz chorą rękę - sprzeciwiła mu się Kamila. - Ja mógłbym... - Nie, tego też musieliśmy uczyć się bardzo długo, strzała nie doleciałaby nawet do połowy, a zrobiłaby dużo hałasu. Poczekamy aż zasną, wtedy zabijemy tylu ile się da i wyjdziemy. Teraz możemy na chwilę odpocząć - postanowiła nastolatka siadając na skale. W szczelinie było akurat tyle miejsca, że wszyscy mogli usiąść tylko przejście było bardzo wąskie. W małej „grocie” na ziemi leżało mnóstwo wilgotnych patyków. Czekali długo, Jacek nawet trochę się zdrzemnął. Mijały godziny, a strażnicy nadal nie zasypiali. Jednak w skrzynkach było jeszcze dużo alkoholu. Kiedy w końcu wartownicy popadli w pijacki sen, uciekinierzy wyszli z szczeliny. Zanim jednak to zrobili każdy wziął trochę drzewa leżącego na skalnej podłodze. Cecylia miała już pewien plan. Dziewczyna zaczęła strzelać, kiedy jej towarzysze byli już bardzo blisko mężczyzn; wyrzucała dwie strzały naraz mając nadzieję, że to zwiększy ich szanse. Kiedy pozostała trójka zaczęła mordować strażników, nastolatka przestała strzelać; nie chciała zranić swoich sprzymierzeńców. Pobiegła im pomóc. Pierwszy po drabince jak wcześniej zaplanowali wszedł Michał cofając właz, do tunelu wpadło mocne, zimowe słońce. Później Kamila wspięła się po drabince, która nie potrafiła władać tak dobrze bronią i łatwo mogła zostać ranna. Następny w kolejności wchodził Jacek, który próbował jej się wcześniej sprzeciw wstawić, ale kiedy ramię znów go zabolało poddał się. Kiedy był już na górze zawołał na Cecylię, która samotnie walczyła z pozostałymi wartownikami. Dziewczyna zaczęła po omacku wchodzić po drabince wciąż waląc mieczem w przybliżających się mężczyzn. Kiedy właz był już na wysokości jej ramienia, wyciągnęła w górę miecz, a oni zabrali jej go jak było zaplanowane. Nie czekając na nic nastolatka wyciągnęła z pasa jedną z fiolek i odkorkowała zębami. Miała nadzieję, że nie będzie za wilgotno i plan się powiedzie, Po chwili wysypała zawartość pojemniczka na drzewo leżące pod drabinkami, które dali tam jej towarzysze. Drwa od razu się zapaliły odcinając mężczyznom drogę pościgu. Był to szary proszek, który wzięła z wielkiej wazy w komnacie na wieży. Nigdy wcześniej go nie potrzebowała, a w ciągu roku kilka razy chciała go wyrzucić, bo myślała, że na nic się jej przyda. Dobrze zrobiła, że jednak tego nie zrobiła. Cecylia szybko wygramoliła się z dziury i zmrużyła oczy. Był dzień i słońce na chwilę ją oślepiło. Dziewczyna wzięła swój miecz i zaczęła biec. Byli w ciemnej, krakowskiej uliczce. Po bokach stały zlepione ze sobą ozdobne kamienice utrudniając im schowanie się, gdy zajdzie taka potrzeba. Byli w Starym Mieście. Właz, którym weszli wyglądał zupełnie jak inne włazy prowadzące do kanalizacji. - Dokąd idziemy? - zapytał w biegu Michał. Dobiegli do rynku, większość osób siedzących przy pomniku patrzyło na nich z zaciekawieniem. Musieli bardzo dziwnie wyglądać w czarnych postrzępionych szatach, ubrudzonych krwią i błotem, w dodatku z szablami i mieczami w rękach. - Do domu moich adopcyjnych rodziców - odpowiedziała i wbiegła w jakąś uliczkę. KONIEC części I -------------------- Harry Potter wywrócił moje życie do góry nogami ale w takiej pozycji jest ono o wiele cikawsze :P
|
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 10.11.2024 20:00 |