Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Dwadzieścia lat wcześniej [NK], czyli mały psychodelik ;)

Co sądzicie o tym opowiadaniu?
 
Dobre - zostawić [ 0 ] ** [0.00%]
Gniot - wyrzucić [ 1 ] ** [100.00%]
Zakazane - zgłoś moderatorowi [ 0 ] ** [0.00%]
Suma głosów: 1
  
Child
post 31.12.2003 00:20
Post #1 

leżący rybak


Grupa: czysta krew..
Postów: 7043
Dołączył: 26.11.2003

Płeć: Mężczyzna



Fica tego popełniłem w napadzie debilnego humoru. Z początku miala to byc jednopartuff!ka, ale zdecydowalem sie go podzielic na kilka czesci, zeby sie lepiej czytalo.
Za wszelkie skutki przeczytania tego fica nie odpowiadam.
W razie potrzeby dzwonić na 999.

^^^
Wieść o samobójcy szybko rozeszła się po Brighton i okolicznych wioskach. Policja starała się zapobiec jej dalszemu rozprzestrzenianiu, jednak mimo bezwzględnych nakazów i zakazów, w małych pubach i dużych, wytwornych restauracjach dyskutowano tylko i wyłącznie o „tym”. Jednak nadal nieznana była ofiara i osoba zabójcy.
W kuluarach krążyła plotka, że był nim młody człowiek, który mógł mieć co najwyżej szesnaście, siedemnaście lat, pochodzący może nie z najbogatszej, ale szanowanej i statecznej rodziny.
O zabitym ludzie milczeli, chociaż byli niemniej ciekawi jego nazwiska.
^^^
Obecnie rodzina ta przebywała w szpitalu. Jednak nie w prosektorium, spędzając czas na rozmowach o pogrzebie, a na oddziale, gdzie trzymano osoby po operacji. Chłopak wyglądał mizernie, wokół niego kłębiły się pielęgniarki, a co pół godziny jego stan badał lekarz. Na stoliku obok stała niezliczona ilość flakonów, fiolek i butelek zawierających chyba wszystkie możliwe medykamenty, jakie można było znaleźć w całym szpitalu. Zastanawiał tylko brak środków przeczyszczających i muchozolu, tak popularnych przy leczeniu owsików i innych szkodników szpitalnych.
- Miał dużo szczęścia. Jego stan nie pozwalał mu na użycie zaklęcia z całą mocą.
- A-ale co z ni-im? Cz-yy wszyy-stko będ-zzie dobrze? – pytała matka przez łzy. Mąż tylko mocniej ją uścisnął i ciągle powtarzał „Wszystko będzie dobrze”.
- Tak, wszystko jest na jak najlepszej drodze. Tydzień, może trochę dłużej – to wystarczy, żeby wrócił do siebie. Tylko proszę mu nie mówić, że... z resztą, sami państwo wiecie.
- Dumbledore już wie?
- Tak, wysłaliśmy wiadomość zaraz po tym, jak znaleźliśmy go na ulicy. Tu mogą państwo przeczytać kopię.
Cały list był utrzymany w nastroju ciszy, żałoby. A przynajmniej tak starał się zrobić autor.

„Szanowny Panu.
Mamy zaszczyt i przyjemność powiadomić pana, że w dniu 18 sierpnia roku 1966, o godzinie 17:32:14, w Brighton jeden z pańskich uczniów został zabity, drugi natomiast próbował popełnić samobójstwo. Te osoby to (w kolejności): Julius Ceazer i Peter Pettigrew.
Ponadto ucierpiała różdżka, sztuk jedna, oraz pamięć Pettigrew, Petera - również sztuk jedna.

Życząc wesołych świąt
Całuję, Symforian Lockhart”

- Nie sądzi pan, że ten list jakby nie pasuje do okoliczności?
- Nie mogliśmy mu zabronić. Tak dawno do nikogo nie pisał... Biedaczek. – Lekarz pociągnął nosem – Przepraszam, wzruszyłem się.
- Tak dawno nikt go nie odwiedzał. – Ton siostry Gryzeldy był równie wzruszony, co głos ordynusa... ordynatora. Wkrótce cały oddział lamentował nad nieszczęściem Symforiana.
- Eee... przepraszam. Dlaczego wszyscy płaczą? – Peter nie mógł pojąć nastroju sytuacji.
- Wszyscy chlip... wszyscy martwią się o Symforiana Lockharta – odpowiedziała mu siostra Hermenegilda.
- Fakt, za samo takie imię powinni przyznawać Krzyż Odwagi.
Znudzony tym „ynteligentnym” dialogiem, Peter powrócił do swojego dotychczasowego zajęcia: podszczypywania przechodzących młodych pielęgniarek.
^^^
Minerva McGonagall siedziała cicho w gabinecie Dumbledore’a, wsłuchując się w słowa płynące z listu. Kiedy dyrektor skończył, zapytała:
- Dumbledore, nie sądzisz, że ten list nie pasuje do okoliczności? Ależ oczywiście, Minervo. Ale należy pamiętać, że Symforian...
- Minervo, dość! Ile razy mam powtarzać, żebyś nie mówiła moich kwestii?
- Przepraszam, dyrektorze... Więc tak przedstawia się sytuacja. Pettigrew zabił Juliusa, McGonagall. Ale co on robił tak daleko od domu i kto nim kier...
Dumbledore’a poniosły nerwy. Miał dosyć niesubordynacji. Wyciągnął tylko różdżkę i wypowiedział pierwsze lepsze zaklęcie, które kończyło się na soczyste i jakże swojsko brzmiące „mać”.
^^^
Promienie wrześniowego słońca padały? Nie, nie promienie słońca. Błąd scenografa. Padał zimny wrześniowy deszcz. Słońca nikt nie widział od tygodnia. Peron 9 i 3/4 tonął w wodzie i parasolach. Na jednej z ławek siedziała grupa młodych ludzi.
- Nie tylko ludzi. Zapomniałeś o Remusie.
Na jednej z ławek siedziała grupa młodych ludzi i jeden wilkołak. Rozmawiali wesoło, podziwiali piękne dziewczyny i opowiadali o swoich wakacyjnych dokonaniach. Wkrótce ich rozmowa potoczyła się na niebezpieczny grunt; polityka, religia, pieniądze i Brighton.
- Wiecie, że burmistrz (polityka) kazał ogłosić w kościele (religia), że wyznaczył nagrodę (pieniądze) za schwytanie Chupacabry z Brighton (Brighton, kto by się spodziewał, prawda?).
- Chupacabry? A skąd oni taki egzotyczny termin wytrzasnęli? – James Potter nie mógł ukryć zdziwienia, chociaż uchodził za inteligentnego chłopaczka.
- Doradca burmistrza jest z zamiłowania kryptozoologiem. – Lupin popisał się znajomością obyczajów panujących w Anglii południowo-północnej.
- Kryptoczym? – Potter nadal nie krył zdziwienia.
- Kryptozoologiem, Pot... znaczy się James. To taki facet, który z braku wykształcenia ugania się po świecie za yeti, chupacabrą, uczciwymi politykami albo inteligentnymi forami życia wśród dresów. – Severus Snape nie mógł ukryć zdziwienia, że słynny i mądry Potter nie wiedział, czym jest kryptozoolog.
ZARAZ, ZARAZ! JAKI SNAPE?! CO ON ROBI RAZEM Z TYMI LUDŹ... OSOBAMI? CZYŻBYM O CZYMŚ NIE WIEDZIAŁ?
- Postanowiliśmy, że stworzymy Huncwotów razem z Severusem – Syriusz po raz kolejny zwrócił się ku niebu, żeby co nieco wytłumaczyć.
JEŻELI MOGĘ ZAUWAŻYĆ, HUNCWOCI POWSTANĄ W PRZYSZŁOŚCI BEZ UDZIAŁU SEVERUSA.
- W takim razie nazwijmy się hmm... Pink Fluid?
- Nie, za długa ta nazwa. Co powiecie na Szaleństwo?
- Nie Remusie, nauczyciele od razu wiedzieliby, z kim mają przyjemność.
- Ja mam pomysł, całkiem dobry! Fiolki!
- Eee... Severusie. Jakby to powiedzieć... – zaczął nieśmiało Peter.
- To brzmi zbytnio jak Fasolki... – dokończył Syriusz.
- Nie pasuje do naszego charakteru – James skończył z cichym żalem w głosie.
TO SPRÓBUJCIE CZEGOŚ TAKIEGO: HUNCWOCI feat. SS.
- To SS... za bardzo kojarzy mi się z tymi niemieckimi niebieskookimi blondynami.
NIE JESTEŚ ZA STARY NA MISIE?
Remus podjął decyzję, nie konsultując się uprzednio z żadnym z kolegów, że o psychoanalityku nie wspomniawszy.
- Zostaje Huncwoci i tyle! My tworzymy teraźniejszość i przyszłość. Jak ktoś chce o nas kiedyś pisać, musi trzymać się faktów.
Pomruki aprobaty wydobyły się z gardeł Huncwotów.
NAWET MI SIĘ PODOBA. MACIE MOJE BŁOGOSŁAWIEŃSTWO.
Remus, podniesiony na duchu, kontynuował:
- Obywatele towarzysze! Nie dajmy się kapitalistycznym poglądom! Stwórzmy świat równy dla wszystkich! Niech proletariat weźmie władzę w swoje ręce! Niech żyje rewolucja! – jego przemowę przerwał kalosz rzucony przez Petera. Teraz oklaski rozległy się z najdalszej części peronu.
- Za długo przebywał w towarzystwie Dzieł zebranych Lenina.
Chwila ciszy. Chwila niespokojnej ciszy. Chwila spokoju. Panika.
- Pociąg się spóźnia! Co my biedni zrobimy? Wyrzucą nas ze szkoły! Nie zdamy! Wszyscy zostaniemy kryptozozolami! – James biegał jak obłąkany po peronie.
- Kryptozoologami. I nikt nas nie wyrzuci ze szkoły – Severus starał się go uspokoić, jednak żadne słowa nie trafiały do głowy jego towarzysza. W końcu trafił go drugi kalosz.
Chwila ciszy. Chwila niespokojnej ciszy. Chwila spokoju. Ponownie panika.
- Pociąg nie przyjeżdża! Wyrzucą nas ze szkoły! – Tym razem to Remus spanikował. Czuł, że zbliża się pełnia księżyca i niesie ze sobą...
ZNOWU SIĘ WTRĄCĘ. JAKA PEŁNIA? O JEDENASTEJ A.M. W ANGLII?
- Pełnia na półkuli południowej – sprostował Remus. Kiedy sens jego słów dotarł do jego samego, uspokoił się.
Chwila ciszy. Chwila niespokojnej ciszy. Chwila spokoju. Panika.
Tym razem najmłodszych poniosły emocje, którym postanowili dać upust. Rozbiegli się po całej możliwej przestrzeni, tworząc sztuczny tłok. Kilka osób zauważyło zniknięcie zegarków. Severus spokojnie przypalił skręta.
Jeszcze spokojniej skierował w kierunku dzieciarni różdżkę. Wprost anemicznie wypowiedział zaklęcie:
- Avada...
- Severusie – powiedział z lekkim wyrzutem Peter.
- No dobra. Ovada Daj. – Z różdżki wystrzelił słaby strumień wina. – Oj mały błąd. - Za nim wyleciał bagnisto zielony promień. Przez chwilę nie było widać żadnego efektu. I wtedy... wszyscy pierwszoroczni stanęli bez ruchu, żeby po chwili...
- Severusie, dlaczego oni się tak drapią?
- Och, to bardzo proste – odparł ze swoim spokojem, podając Syriuszowi butelkę z winem własnoróżdżkowej roboty. – Zaklęcie, które na nich rzuciłem, powoduje, że zaczynają ich obłazić różnego rodzaju robaki.
Peter poczuł swoją okazję. Wyciągnął ze swojego kufra muchozol, który zwędził ze szpitala. Po chwili paradował między zrozpaczonymi dziećmi, rozpylając na każdego odrobinę zbawiennego środka. Za drobną opłatą oczywiście. Za nim biegał James, oferujący odrobinę swoich francuskich perfum, żeby ukryć wstrętny zapach muchozolu. Także za symbolicznego sykla.
- Panowie, trochę powagi. Ludzie na was patrzą – Syriusz wypowiedział te słowa w złą godzinę. W dzikim pędzie Peter i James zaczęli obsługiwać ludzi, jak to się mówi „jak popadnie i kto podpadnie”. Potter był zajęty nakłanianiem pewnej Krukonki z jego roku, żeby pozwoliła mu odświeżyć jej dekolt, natomiast Pettigrew próbował „odświeżyć” babcię klozetową. Bez skutku – była odporna na działanie wszelkich chemikaliów.
Wrócili na swoją ławkę wyśmiani, ale z wypchanymi sakiewkami.
- No co jest chłopaki? Tak się zachowywać. Gonicie tylko za pieniędzmi. To takie żałosne. – Remus, który obserwował całe zamieszanie razem z Sevem i Syriuszem, nie krył swojego zawiedzenia. Do tej pory uważał ich za osoby, które pieniądze stawiają na dalszym miejscu, które cenią przede wszystkim przyjaźń, miłość, braterstwo.
- Całkowicie pogrążyliście się w tym... wyścigu szczurów. Bez obrazy Peter.
- Co to jest „wyścig szczurów”, Syriuszu?
Snape po raz kolejny zaklną nad głupotą Jamesa. Miast udzielić mu pomocy, odpowiedział pytaniem na pytanie:
- James, czy w czasie tych wakacji... twoja głowa – nie chciał urazić Gryfona – nie spotkała się z twardym przedmiotem?
- Taak... Pamiętam, że jak remontowaliśmy dom, to jedna cegłówka spadła mi na głowę.
- To wszystko wyjaśnia – rzekł sucho Severus.
- Co wyjaśnia?
Teraz wszyscy pozostali Huncwoci zaklęli nad jego głupotą. „To był chyba pustak... albo nawet dwa” pomyślał Syriusz.
- To, że pociąg się spóźnia. – Uprzedził kolejne pytanie. – Kiedy cegłówka zderzyła się z twoja głową, mikroskopijne łupiny ruchem przyśpieszonym wydostały się z ziemskiej atmosfery. W kosmosie, pod wpływem temperatury i położenia Saturna wobec Merkurego, przerodziły się w kamienie, zwane meteorytami. Jako, że działała na nie siła grawitacji, kamienie te wpadły w naszą atmosferę, po drodze rozpadając się na setki mniejszych kamyków.
- Ale do czego zmierzasz? – James nieśmiało przerwał monolog Seva.
- Do tego, że jeden z tych kamyków wielkości nieodżałowanej cegłówki, uderzył w lokomotywę, unieruchamiając ją na kilka godzin. Dodatkowo, biorąc pod uwagę padający deszcz, parowy silnik lokomotywy uległ prawdopodobnie zapchaniu lub całkowitemu zniszczeniu. Tak, Remusie?
- Czyli jednym słowem mówiąc, posiedzimy tu do wieczora.
Nawet Severus, uznawany za jednego z najlepiej wysławiających się ludzi w Hogwarcie, musiał ulec pod elokwencją, wygadaniem i intelektem Remusa. W jednym zdaniu zawarł całą mądrość, jaką młody Snape starał się wpoić Potterowi do głowy.
- Jaki z tego morał, dzieciaczki? – Ślizgon starał się błysnąć swoimi umiejętnościami, żeby nie pozostawać dłużnym Remusowi.
- Przez Jamesa jesteśmy unieruchomieni na tym cholernym peronie – zdanie, które wypowiedział Syriusz, w późniejszych czasach przeszło do najchętniej cytowanych przez ludzi stojących na wszelkiej maści przystankach, peronach itp.
Ciszę przerwało pytanie. Dość inteligentne pytanie, jak na osobę pytającego.
- Mam dziwne wrażenie, że kogoś brakuje... Nie widzieliście Juliusa Ceazera?
- Ja nie, James. Może Syriusz?
- Ja też nie. A ty, Remusie?
- Już mówiłem, że nie.
- Och, wybacz. A ty Severusie? Zapomniałem, ty go przecież nie znasz!
- Dziwne, ale ja też go dzisiaj nie widziałem – zakończył Peter.
Cała piątka wpadła w konsternację i zamyślenie. Starali się jak mogli, ale na powód nieobecności Juliusa wpaść nie mogli. W końcu odezwał się Syriusz:
- Pewnie się spóźni.
Chwila ciszy. Chwila niespokojnej ciszy. Chwila spokoju. Euforia.
Zza zakrętu dobiegł ich głos silnika, wysoce prawdopodobne, że parowego. Nadzieje, że wreszcie się stąd ruszą, rosły z każdą chwilą, by osiągnąć zenit, kiedy powietrze rozdarł gwizd pokładowego „klaksonu”. Już widzieli kłęby pary, już tory rozświetlała lampa. I wtedy...
Oczom wszystkich ukazał się rząd drezyn, połączonych jedna z drugą. Na pierwszej z nich siedział maszynista, trzymający w jednej dłoni latarenkę, a w drugiej megafon, przez który wydawał odgłos jadącej lokomotywy.
- Trzeba przyznać, że całkiem dobrze mu idzie.
- Masz rację, Peter. Jakby dodał kilka kartonowych wagonów, jakąś lokomotywę...
- To mielibyśmy hogwarcki Orient Ekspres – skończył James.
Ich nadzwyczaj ciekawe rozważania przerwał maszynista, posturą niewiele odbiegającą od stereotypowego świętego Mikołaja. Był natomiast zdecydowanie mniej czerwony. Od przepicia.
(PROWADZENIE DREZYNY PO KIELICHU PROWADZI DO WIELU WYPADKÓW)
- Ej wy tam trzej i ty, co mówisz dużymi literami, uspokójcie się! Mam ważną wiadomość.
Niestety, lokomotywa została uszkodzona przez spadający odłamek skalny. – Gwizdy i jajka poleciały w kierunku maszynisty. Huncwoci spojrzeli z niedowierzaniem na Seva. - Zarząd kolei podjął natychmiastową decyzję o powołaniu komisji śledczej, której zadaniem jest wyjaśnienie pochodzenia tego odłamka – gwizdy i jajka zastąpiły owacje i róże.
Nieco zdziwiony Severus Snape, znany jako „Pustynny Wąż” sięgną do kieszeni po mały zeszyt, na którego okładce widniał napis „Dwadzieścia lat wcześniej – scenariusz”. Szybko przekartkował go i krzyknął w kierunku mężczyzny:
- Zapomniał pan dodać o zapchanym silniku! Wszystko jest na czternastej stronie!
Speszony maszynista sięgnął do największej kieszeni swoich roboczych ogrodniczek i wyciągnął z niej podobny egzemplarz i z wytkniętym koniuszkiem języka począł uważnie przeszukiwać tekst.
- Taak... Rzeczywiście. Dodatkowo zapchaniu z powodu ulewnych deszczy, uległ silnik. Z tego powodu do Hogwartu zawiozą was te oto drezyny. James już wyciągnął rękę, żeby zadać pytanie, kiedy uprzedził go jakiś trzecioklasista.
- Przepraszam, ale jak się to obsługuje?
Wszyscy pozostali uczniowie, z Jamesem włącznie, zaklęli nad jego głupotą.
- Nawet ja wiem, jak tego używać – powiedział Potter z dumą.
- Więc o co chciałeś się spytać?
- Czy któraś drezyna ma wbudowaną ubikację.
Kiedy szmer przekleństw ucichł, maszynista zarządził, że na każdą drezynę przypadają cztery osoby. Potem miało nastąpić przeliczenie uczniów. Dla Huncwotów stanowiło to drobne kłopoty, gdyż za żadne skarby nie chcieli się rozdzielać. Co prawda Syriusz i Snape proponowali, żeby Jamesa umieścić wśród pierwszorocznych, ale w końcu uznali, że są ze sobą zbytnio związani. Musieli sięgnąć po drastyczne środki perswazji. Niestety, muchozol się skończył.
PSST! CHŁOPAKI, BIERZCIE TĄ DREZYNĘ Z TYŁU. BĘDZIE WAM ŁATWIEJ!
- Dzięki, na pewno tak zrobimy. A ty Peter, zmieniaj się w szczura i wskakuj do kufra.
- Ale jak powiem, że jestem obecny?
- Już my się tym zajmiemy – na twarzy Syriusza malował się szatański uśmieszek.
Zasłonili więc biednego, małego Petera, żeby w spokoju mógł dokonać przemiany. Cichy pisk oznajmił im, że jest gotowy.
PIP.
- Nie bój się, nie zamknę całkowicie kufra.
PIP.
- Tak, tak. Dostaniesz coś do jedzenia.
Do ich drezyny podszedł maszynista, z długą listą w rękach. Powoli odczytywał ich nazwiska. Kiedy doszedł do Pettigrew, Peter, Syriusz ukradkiem uderzył Lunatyka pod żebra, tak, że ten ostatni zgiął się wpół.
- Peter, jesteś, czy nie?
- Jest, jest.
- Nie widzę go...
- Bo sznuruje sandały, więc musiał się schylić.
Maszynista odszedł dalej, mrucząc pod nosem „Ech, te dzieciaki”. Po chwili również odszedł ból Remusa, który nadal jednak ściskał kurczowo swoje żebra.
- Syriuszu, musiałeś tak brutalnie?
- Daj spokój, musiało wyglądać autentycznie.
- Nie mogłeś walnąć kogoś innego?
- James już się dzisiaj wystarczająco wycierpiał.
Ponownie rozbrzmiał głos maszynisty:
- A teraz niespodzianka! Musicie pomachać trochę tym drążkiem, bo nie zdążyliśmy zaczarować tego sprzętu. Przykro mi.
Wszyscy zaklęli nad jego głupotą. Nie po raz pierwszy dzisiaj.
- Dobra chłopaki! Ja z Remusem odpoczywamy, a wy pracujecie. Potem się zmienimy: wy popracujecie, my poodpoczywamy.
- A nie wystarczy, że raz na godzinę pomachamy tym tylko dla picu?
- James! To naprawdę świetny pomysł! Długo nad nim myślałeś?
Nie dane było im usłyszeć odpowiedzi, bowiem maszynista dał znak do odjazdu i (prawie) wszyscy musieli zająć się pracą fizyczną.

Ten post był edytowany przez Child of Bodom: 31.12.2003 13:06


--------------------
user posted image
His power level... It's over ni-- oh, wait. It's only over seven thousand.

User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Closed TopicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Child
post 18.01.2004 12:27
Post #2 

leżący rybak


Grupa: czysta krew..
Postów: 7043
Dołączył: 26.11.2003

Płeć: Mężczyzna



Kolejnego dnia, kiedy tylko dyrektor wyszedł ze Skrzydła Szpitalnego...
ŻE SIĘ WTRĄCE. DLACZEGO ON WYGLĄDA JAK DWUDNIOWA MUMIA?
... na wszystkich ścianach, drzwiach, kolumnach i obrazach rozwieszono ogłoszenia następującej treści:

„Wszyscy uczniowie, każde stworzenie i duchy, które wiedzą coś na temat wczorajszych zamachów terrorystycznych, mają zasrany (to słowo było trochę zamazane) obywatelski obowiązek zgłosić się do Albusa Dumbledore’a w sprawie złożenia donosu... wyjaśnień.
Na każdego wzorowego obywatela czeka nagroda.

Podpisano, Minerva McGonagall, komendant główny SORMO (Szkolnych Ochotniczych Rezerw Milicji Obywatelskiej).”

Poniżej tego znajdował się dopisek „Połurzmy kres tej mafji”, autorstwa Syriusza, który zgodnie z planem wprowadzał podstawy sabotażu i zamieszania w szeregach wroga. Czyli...
WTÓRNY ANALFABETYZM W SŁUŻBIE CHAOSU?

Godzina 11:32 w nocy, czasu Zulu. Miejsce nieznane.
- Skoro już nazwaliśmy się „mafją”, to może rzeczywiście załóżmy coś takiego?
- I co? Będziesz wymuszał lizaki od dzieci? Prowadził nielegalny przybytek uciech? A może naślesz kogoś na Filcha?
- Nie, Peter. Jeśli Derektorstwo chce za nami wojny, to będzie ja miało. Kto jest za?
Pięć rąk wystrzeliło w powietrze. Remus pokiwał głową na znak zrozumienia, rozwinął kawałek pergaminu i zaczął czytać:

- POMOC DLA JAKIEGOKOLWIEK PRZYJACIELA MAFII I ŻADNYCH PYTAŃ.
- POMŚCIĆ KAŻDY ATAK NA CZŁONKÓW RODZINY, PONIEWAŻ ATAK NA JEDNEGO CZŁONKA JEST ATAKIEM NA CAŁĄ RODZINĘ.
- UNIKANIE JAKIEGOKOLWIEK KONATKU Z WŁADZAMI.
- KTO HANDLUJE KOKSEM NA ULICY BĄDŹ MA JAKIEŚ ZYSKI Z TEGO PRECEDENSU ZGINIE, A WRAZ Z NIM CAŁA JEGO ZAŁOGA.
- NIE JESTEŚMY OGRANIZACJĄ PUBLICZNĄ. NIKT NIEUPOWAŻNIONY NIE MA PRAWA WEJŚĆ, ANI STĄD WYJŚĆ.
- ZAJMUJEMY SIĘ TYLKO SPRAWAMI NAS DOTYCZĄCYMI.
- NAJLEPSZYM SŁOWEM WYPOWIEDZIANYM JEST MILCZENIE.
- TEN KTO CHCE SPRZĄTNĄĆ BOSSA, MUSI NAJPIERW SPYTAĆ O ZGODĘ GŁÓWNEJ KOMISJI.
- NAJWAŻNIEJSZY JEST SZACUNEK. MUSIMY SZANOWAĆ ZARÓWNO SIEBIE JAK I CZŁONKÓW MAFII.
- KTO ZDRADZA – GINIE. A WRAZ Z NIM WSZYSTKO, CO PO SOBIE POZOSTAWIŁ.
- NIE WOLNO MIEĆ DOCHODÓW Z PROSTYTUCJI, WSZELKI JEJ ZNAKI BĘDĄ NISZCZONE, A WRAZ Z NIĄ CAPO, KTÓRY PODJĄŁ SIĘ TEGO PRECENDENSU.
- MOŻNA CZERPAĆ DOCHODY W KAŻDY ZNANY SPOSÓB, PRZY CZYM NIE MUSI PATRZEĆ NA SKUTKI.
- NIE MOŻNA LIKWIDOWAĆ WTAJEMNICZONEGO CZŁOWIEKA Z CUDZEJ RODZINY NA WŁASNĄ RĘKĘ.

- A teraz wszyscy powtórzcie. Ja ... przyjmuję zasady działania mafii i zobowiązuje się do ich bezwzględnego przestrzegania. Nawet pod karą śmierci.
SŁUŻĘ UPRZEJMIE...
Zbiorowy, niechętny bełkot rozniósł się po pokoju. Kiedy wszyscy złożyli już śluby milczenia, celibatu i innych zasad moralno-obyczajowych, Remus przeszedł do dalszej części spotkania.
- Skoro już zawiązaliśmy naszą rodzinę...
- Jaką rodzinę? Przecież nie jesteśmy spokrewnieni.
- Tak się ogólnie nazywa grupę tworzącą mafię, James. A teraz musimy wybrać dla siebie jakąś nazwę, i przywódcę, i radę i jakieś nowe pseudonimy.
Cisza spowiła Jeszcze Huncwotów. Żaden, nawet Remus, nie miał najmniejszego pomysłu na nazwanie Pierwszej Hogwarckiej Mafii.
- A właśnie! Może Pierwsza Hogwarcka Mafia?
- Za długie i jakieś takie... nie pasuje.
Chwila ciszy. Chwila konsternacji. Przeciągająca się chwila cichej konsternacji.
- Mam, ludzie! Wiem – wejdźmy do Cosa Nostra!
- James, ty imbecylu! Chcesz, żeby rozsmarowali nas na ścianie?! Ale sama nazwa nie jest taka zła. Gdyby ją trochę przerobić...
MOŻE KOSA OSTRA?
- Tak! To jest to! Od tej chwili Huncwoci odchodzą do niebytu, a ich miejsce zajmuje Kosa Ostra! Przynajmniej na tydzień.
– A co z przywódcą? Ja proponuję siebie – wzrok Syriusza spotkał się ze wzrokiem Severusa – albo może lepiej będzie, jak Severus nim zostanie?
- Dziękuję, Syriuszu. Myślę, że będzie to najlepsze wyjście.
- A zatem, kto jest za?
Nieśmiało, powoli cztery dłonie poszybowały w górę. Severus tylko przyglądał się, jak właśnie zostaje bossem. Remus kontynuował:
- Severusie Snape. Zostałeś wybrany naszym capo di tutti cappi. Czy możemy dowiedzieć się, jakie imię przyjmiesz?
- Jeśli muszę... Przywitajcie Capo di Tutti Frutti! W skrócie Tutti Frutti lub Tutti.
Oklaski.
- Skoro mamy już szefa wszystkich szefów, wybierzmy teraz radę. Obok Sev... Capo di Tutti Frutti zasiądą jeszcze dwie osoby. Proponuję siebie i... – Remus musiał podjąć męską decyzję. Musiał wybrać między interesem grupy a przyjaźnią. Mógł wybrać między Syriuszem, Peterem i Jamesem. W końcu wybrał – Syriusza.
- Dobrze! Poznajcie Don Korniszone! – krzyknął Do Niedawna Syriusz.
- I Ala Kapiszona – dorzucił Remus. – Wam chłopaki zostaje przyjąć jakieś imię i funkcję soldati. Stworzycie regim, nad którym pieczę będzie sprawował caporegime.
Nieco cichsze oklaski.
- Ja wezmę Tom Fortepiano, soldati Tom Fortepiano? Brzmi nieźle, prawda? – spytał się niepewnie Jeszcze Niedawno Peter.
- A ja? Co ze mną?
- O Boże... – westchnął Kapiszon – zostaniesz Chrzestnym Ojca albo Cycem Chrzestnym. Wybieraj.
- No skoro nie mam innego wyboru... Fanfary proszę! Cycu Chrzestny!
Po pokoju rozeszło się ciche bzykanie muchy. Pierwszy zreflektował się, jak na szefa przystało, Sev... Tutti Frutti. Klasnął cicho kilka razy, ale przestał po chwili.
Remus... Al Kapiszon przekartkował szybko swój notes w poszukiwaniu jakiejś informacji.
- Pozostało jeszcze tylko kilka spraw natury ogólnej. Consiglieri nie musimy wybierać, księgowi nie są nam potrzebni, w przeciwieństwie do caporegime. Kto nim zostanie? – zwrócił się do Capo di Tutti Frutti.
- Za zasługi na polu bitwy, kapocośtam zostanie Korniszone.
- Dziękuje, capo. To dla mnie prawdziwy zaszczyt.
- A teraz rozejdźmy się. Kolejny pracowity dzień przed nami.

Dość wczesne godziny nocne lub też późne godziny wieczorne. Gabinet obecnego dyrektora lub też gabinet przyszłej dyrektor.
- Minervo. Musimy porozmawiać poważnie o ortografii.
- Czyżby uczniowie popełniali aż tyle błędów w swoich wypracowaniach?
- Nie – Albus zawiesił dramatycznie głos – tu chodzi o ciebie... Spójrz – podał jej ogłoszenie z wyraźnie zaznaczonym „Połurzmy kres tej mafji”. McGonagall kilkakrotnie przeczytała te zdanie, poczym zaczęła poruszać bezgłośnie ustami jak ryba wyjęta z wody. Po chwili wykrztusiła:
- A-ale to nie ja! Albusie, przecież wiesz, że ja... że to ktoś inny!
Dumbledore wpadł w zamyślenie. Z jednej strony miał kobietę starą, dobrą nauczycielkę i pedagoga i jednocześnie konkurenta do stołka dyrektora Hogwartu, z drugiej strony miał na głowie młodocianych „wykroczeniowców”, ludzi z przyszłością, kogoś, kto roztaczał przed sobą szerokie horyzonty. Dumbledore rzadko miewał dylematy. Kiedy jednak musiał stawić im czoła, decydował się na najskuteczniejszą metodę... Wyciągnął z kieszeni sykla.
„Awers stara kro... Minerva, rewers ci młodzi, piękni chłopcy”. Moneta ruchem spowolnionym, niczym w Matrycy, poszybowała w powietrze. Obracała się dostatecznie wolno, żeby Dumbledore mógł ewentualnie zmienić wynik. Zatrzymała się w szczytowym punkcie, zakręciła raz i zaczęła opadać. Dyrektor wyciągnął dłoń – wypadł rewers.
- Tak, to jest dowód! Minervo McGonagall – Dumbledore przybrał ton głosu niczym Sędzia z Meksyku, grany przez Chucka Norrisa.
CZYŻBY REINKARNACJA PANI NORRIS? NO TO SIĘ FILCH UCIESZY...
- Zostajesz uznana winną zarzucanego Ci czynu, szerzenia dysortografii wśród uczniów zgodnie z paragrafem 9 kodeksu cywilnego, ustęp miejski, piąty. Wyrok jest prawomocny.
- Ale ja jestem niewinna! Przecież kilka linijek wyżej sam myślałeś, że rewers to ONI!
- Tak, ale zaraz pod tym jest zastrzeżenie o możliwej zmianie zdania - Dumbledore rzucił jej ostrzegawcze spojrzenie zza okularów a’la Arni Szwarceneger, jego ręka powędrowała do kieszeni.
- To ja sama wyjdę...
Dyrektor przeszedł obok biurka, rzucił krótkie spojrzenie w kierunku księżyca i wrócił do lektury pisemka dla dorosłych „Dogs”.

Tymczasem w kanciapie McGonagall.
- Ja im dam „Połurzmy kres tej mafji”! Ja dam temu staremu dropsowi ustęp publiczny! Stworzę... stworzę potwora! – McGonagall krzyknęła niczym nadmiernie podniecony Lord Zed. Albo... albo triadę! TAK! Zdominuję czarny rynek w Hogwarcie! – McGonagall roześmiała się niczym psychopatka, której zabrano leki psychotropowe.
TO NIE JEST ALUZJA DO PSYCHOPATKI...
- Minervo, ucisz się! Jest po jedenastej! – zza ściany dobiegł ją głos Flitwicka.
- Zafajdany karzeł – mruknęła, połykając kilka tabletek nasennych.

Rajz end szajn! – krzyknął mechaniczny budzik Capo di Tutti Frutti.
Wyżej wymieniony właściciel wyżej wymienionego budzika leniwie podniósł lewą powiekę. Wskazówki na tarczy zegara wskazywały wpół do szóstej.
- Nie dość, że analfabeta, to jeszcze podaje czas w Panamie – mruknął do siebie Cap.
Du ju wejk up or nat, ju lejzi?!
- Kiss my ass... ewentualnie kiss my rzyć! – Tutti Frutti zaczął niebezpiecznie zbliżać do budzika młotek, którego jeszcze przed chwilą nie było.
- Niht szisen!
- Don’t cease fire, boys! – Szef wszystkich szefów zaczął wczuwać się w swoją rolę. Wziął zamach w sensie wymach i uderzył. Smar popłynął po trzonku, z kupki metalu wystawały sprężyny, połamana trybiki. W uszach CdTF wciąż brzmiały ostatnie słowa budzika. Poczuł się dziwnie... Poczuł się winny. Poczuł się jak młody chłopak (którym był), który właśnie zabił. Odrzucił narzędzie zbrodni. („Arrrghhh!” zza sceny). Przez głowę przebiegła mu jedna myśl – „Rozwiązać całą tą mafię, odłączyć się od Dawnych Huncwotów, znów poświęcić się eliksirom i czarnej magii”. Ale po chwili nawiedziła go kolejna myśl – „Po co? Lepiej korzystać z życia, póki jest się młodym, nie ma się większych zmartwień niż wtorkowy sprawdzian z transmutacji, czy to, że w przyszłości zostanie się profesorem eliksirów w Hogwarcie”.
Jego arcyważne rozważania nad sprawami bytu i postrzegania przerwało pojawienie się sowy Jamesa, Kleovasa. List był rozwiązły i napisany dość „specyficznym” językiem:

„Szanowny Panie Gnojku!
Nie będę mówiła, kim jestem. Powiem natomiast, czego kur** żądam! Po pierwsze, primo: Rozwiązania tej twojej mafji, jego mać! Po drugie, primo: Nie zastosowanie się do punktu pierwszego grozi spotkaniem z napakowanymi opium dresami. Po trzecie, primo: Do jutra rana rządam („Eee... rządam? – Capo) stawienia się wszystkich członków mafji przed gabinetem dyrektora w celu dokonania egzekucji.
Po czwarte, ultimo: Hepi Nju Jer!
Bez poważania, z wyrazami obrzydzenia, Yazuka”

Poniżej listu widniały dwa dopiski:
„Ktoś pomylił adresata. Na kopercie było „Do szefa mafji”, więc wysłaliśmy to do ciebie.”
„Kapiszon mówi, że ta Yazuka to japońska mafia.” Don Korniszone
- A więc ktoś ośmielił się nam wypowiedzieć wojnę? Załatwmy najpierw sprawę tej Yazuki... – Capo wyciągnął pióro i napisał: „Zrozumiałem. Dziękuje za życzenia, Albus Dumbledore”. Fragment z dopiskami Korniszona oderwał i wyrzucił do śmietnika. - A ty zanieś to tej Yazuce – rzucił do Kleovasa. – Ogłaszam stan wyjątkowy!
STAN WYJĄTKOWY, ZAWSZE SMACZNY I ZDROWY!


--------------------
user posted image
His power level... It's over ni-- oh, wait. It's only over seven thousand.

User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic


Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 30.04.2024 00:12