Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Bieg Ku Przyszłości, Draco i Hermiona dorośli

Malfoyka
post 12.01.2013 12:36
Post #1 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 36
Dołączył: 11.01.2013




Lipcowe słońce przygrzewało przez uchylone okna dyżurki lekarskiej w szpitalu św. Munga, gdzie nad stosem badań i raportów, w nasadzonych na nosie okularach, nisko nachylona siedziała młoda pani doktor. Kobieta z westchnieniem przerzucała kolejne stosy kartek starając się zebrać wszystko w całość i skończyć pisanie raportu z dyżuru.
- Ejj ślicznotko, a czy ty przez przypadek nie skończyłaś już pracy?- zapytała starsza, przysadzista pielęgniarka wchodząc do dyżurki.
- Och to by Martho.- odciągnięta od swojej pracy dziewczyna nieprzytomnie zerknęła w kierunku drzwi.- Muszę to skończyć.- powiedziała wracając do swojego zajęcia. Pielęgniarka westchnęła ciężko, po czym podeszła do biurka zagradzając lekarce dostęp do papierów.
- Hermiono, nic nie musisz.- powiedziała z dobrodusznym uśmiechem, ukochanej cioci.- I tak robisz więcej niż trzeba, dawno powinnaś być już w domu.
- Trzeba jeszcze dodać pustym domu.- powiedziała z goryczą Hermiona.- Już chyba wolę zostać tutaj.
- Ojj no dzisiaj pan premier chyba będzie na ciebie czekał, w końcu to twój wielki dzień.- powiedziała z entuzjazmem- O której masz wizytę w tym mugolskim dziekanacie?
- Dziekanat!!!- krzyknęła, zrywając się z miejsca.- Na śmierć zapomniałam, Martho.- jęknęła, w pośpiechu ściągając swój biały kitel.
- Oj dziecko, dziecko..- westchnęła pielęgniarka.- Kiedy ty ostatnim razem tak naprawdę wypoczęłaś co?- zapytała z troską.
- Nie mam na to czasu, przecież wiesz. Praca, nauka, dom i jeszcze przygotowania do ślubu. A wszystko na mojej głowie bo Ron jest zbyt zajęty, żeby pamiętać o takich drobiazgach jak na przykład nasz ślub.- mówiła, miotając się i starając w pośpiechu zrobić makijaż.
- Zobaczysz, wszystko ułoży się kiedy będzie już po wszystkim, a wy będziecie małżeństwem.- pocieszyła ją kobieta.
- Mam nadzieję, bo jeśli nie to oznacza to, że dobrowolnie dam się zamknąć w złotej klatce.- mruknęła.
- Och dzieci, dzieci.- pielęgniarka pokręciła głową.- Tak mało jeszcze wiecie o życiu.. Musicie ze sobą porozmawiać. Tylko bez złości Hermiono, pamiętaj. Myślę, że najlepsza okazja pojawi się na waszym wyjeździe…- podpowiedziała, a Hermionie aż serce podskoczyło z radości. Już za niecałe dwa tygodnie wyjeżdżają na Hawaje. We dwoje, tylko Ron i ona. Cieszyła się na ten wyjazd jak dziecko. W końcu będzie mogła wyjechać i odpocząć od szkoły, od pracy, od posady kury domowej, od spraw ministerstwa, którymi tak bardzo przejmuje się Ron…
- Taaaak.- powiedziała rozmarzona.- To już za dziesięć dni.- po czym jakby wracając na ziemię dodała.- Ale na razie czeka na mnie dziekan. Trzymaj kciuki!- krzyknęła będąc już na korytarzu, Martha uśmiechnęła się pod nosem. Bardzo lubiła Hermionę, dziewczyna była jedyna w swoim rodzaju, ale życie jej nie rozpieszczało. Mimo, że była zdolna i niezwykle uparta, przez co w przeciągu ledwie kilku lat stała się najlepszym magomedykiem w kraju, miała wysoko ustawionego narzeczonego z którym planowała wielkie wesele, miała pieniądze i szacunek.. a jednak nie była do końca szczęśliwa. Starsza kobieta widziała to w jej oczach, mimo że dziewczyna nigdy nie wspominała o swoich kłopotach. W jej oczach tak często czaił się smutek, a młodzieńczy blask zgasł, teraz piękne czekoladowe oczy spoglądały na świat z nienaturalną wręcz dojrzałością… Marta pokręciła głową…
- Biegnąc ku przyszłości, zapomniałaś kim tak naprawdę jesteś..- szepnęła. Hermiona jednak już jej nie słyszała.
Pędziła właśnie wyludnionymi o tej porze ulicami Londynu w żółtej taksówce. To dziś dowie się czy obroniła mugolski dypolom medyczny i czy skończyła studia. Czekała na ten dzień, tak bardzo chciała ukończyć studia medyczne i w końcu poczuć się prawdziwym lekarzem. Uśmiechnęła się do siebie na wspomnienie swoich młodzieńczych marzeń o projektowaniu, taaak w Hogwarcie miała nadzieję, że właśnie to będzie robiła w życiu, jednak szybko okazało się, że młodociane marzenia zginęły przykryte dorosłością. Wybrała medycynę, ale nie byłaby Hermioną Granger, gdyby nie rzuciła się na głęboką wodę. Postanowiła, że poza studiami magicznymi rozpocznie też naukę na mugolskim uniwersytecie medycznym. Ron ucieszył się, kiedy powiedziała mu o swoich planach, nigdy bowiem nie popierał jej pomysłu o projektowaniu. Uważał, że to dziecinne i nie przyszłościowe, a przecież żona wysokiej rangi polityka musi być osobą poważną.. Dla niego porzuciła projektowanie, grube zeszyty z jej kreacjami leżały teraz gdzieś głęboko na dnie szafy, a ona postawiła na medycynę, którą lubiła to fakt, ale nigdy nie pokocha. A to wszystko dla niego.. Tak Ron, wszystko i wszystkich dopasowywał zawsze do siebie. Nawet ją i jej uczucie. Początki były cudowne, wspólne mieszkanie w centrum Londynu, długie spędzane razem na rozmowach wieczory, a po nich jeszcze dłuższe noce… Aż w końcu przyszedł awans, a jej ukochany coraz mnie czasu spędzał w domu. Coraz mniej ze sobą rozmawiali, aż w końcu zaczęła odnosić wrażenie, że stała się dla narzeczonego jedynie formą wystroju ich mieszkania.. Najgorsze było to, że na każdą próbę rozmowy Ron reagował tak gwałtownie, że zwykle kończyło się to kłótnią.. „Ehh nikt nie powiedział, że dorosłość będzie łatwa”- szepnęła w duchu, kiedy analizując swoje życie przyglądała się mijanym budynkom…
Taksówka zatrzymała się przed wielkim gmachem Uniersyty Of London Medical Academy. Zapłaciła należność za podróż i poprawiając sięgającą do kolan ciemnoszarą sukienkę ruszyła schodami w górę, znów biegła w kierunku przyszłości, jak na złość nie takiej o jakiej marzyła.
Stając przed dwuskrzydłowymi dębowymi drzwiami dziekana uniwersytetu pozwoliła sobie na zaczerpnięcie głębokiego oddechu. Już po chwili naciskała klamkę. Zaanonsowana wcześniej przez sekretarkę nie musiała już pukać, dziekan oraz promotor jej pracy już czekali.
- Witam.- Szepnęła cicho, nieśmiało przechodząc przez próg.
- Och, panna Granger. Czekaliśmy na panią.- powiedział jeden z mężczyzn z dobrodusznym uśmiechem
- Przepraszam za spóźnienie..- zaczęła
- Ależ skąd, jest pani jak zwykle na czas. Proszę usiąść.- gestem dłoni dziekan zaprosił ją do zajęcia miejsca na krześle ustawionym na przeciwko biurka. Hermiona skorzystała z zaproszenia.
- Taaaak.- zaczął promotor- Na początku, zacznijmy od tego, że jest nam strasznie przykro..- na te słowa kobiecie krew odpłynęła z twarzy, czyżby nie zdała?
- Że nasza uczelnia traci tak znakomitego ucznia.- dokończył z uśmiechem na twarzy dziekan, wchodząc w słowo jej promotora.
- Czyli zdałam?- siliła się na spokój.
- Ależ oczywiście, co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości. Ocena celująca i wyróżnienie Akademii za osiągnięcia w nauce.
- Za takim dyplomem- ponownie zaczął promotor- może sęe pani ubiegać o posadę w najlepszych szpitalach tego i nie tylko tego kraju.- uśmiech zawitał na jej twarzy, a więc Hermiona Granger przynajmniej względem nauki pozostała tą samą dziewczyną co w Hogwarcie.
- Chyba, że ma pani inne aspiracje- zaczął dziekan.- Bo w takim wypadku nasza uczelnia jest w stanie z miejsca, a właściwie od października, ale to w sumie to samo, powierzyć stanowisko profesorskie. – trudno było nie wychwycić nutki nadziei w jego głosie, kiedy składał propozycję.
- Kuszące.- zaczęła, zastanawiając się jak ubrać w słowa swoją odmowę- Jednak obawiam się, że nie spełniłabym się na takim stanowisku. Moim powołaniem jest leczyć a nie uczyć.- powiedziała delikatnie, starając się, żeby jej głos zabrzmiał jakby głęboko żałowała, że musi odmówić.
- Cóż, kłamstwem byłoby, gdybyśmy powiedzieli, że się tego nie spodziewaliśmy.- powiedział promotor, uśmiechając się do niej.
- Cóż, w takim razie pozostaje mi jedno.- zaczął dziekan, wstając ze swojego miejsca. Promotor i Hermiona poszli za jego przykładem, już w następnej chwili profesorzy wręczyli jej obity w drogą skórę dypolom lekarski. Była teraz panią doktor, z prawdziwego zdarzenia..
- Panno Granger, pragnę serdecznie powitać panią w zacnym lekarskim gronie. Proszę iść teraz uczcić swój sukces, bo od jutra zaczyna pani ratować ludzkie życie.- powiedział promotor żegnając swoją najlepszą uczennicę.
Wyszła na słoneczną ulicę w dłoni dzierżąc swój klucz do przyszłości. Uśmiechnięta rozejrzała się wokoło. Jeśli Marta miała rację, to i Ron pamiętał o jej wielkim dniu. Postanowiła, że w drodze do domu zrobi małe zakupy. Szampan, truskawki i wiele innych afrodyzjaków, w końcu musi uczcić dyplom..
Nie zdziwiła się, że po wejściu do mieszkania nikogo tam nie zastała. Ron nie byłby sobą, żeby czekać cały dzień. Na pewno wróci wcześniej.. Uradowana zabrała się za przyrządzanie kolacji. Lekkiej a zarazem wykwintnej. Kiedy dochodziła ósma wieczorem, na stole czekały już talerze z piersią z serem brie, purre marchewkowym i ruccolą z sosem vinegret. Schłodzony szampan czekał na otwarcie, a dyplom leżał na widocznym miejscu. Sama Hermiona przebrana w niezwykle sexowną małą czarną co chwila zerkała w stronę drzwi, za którymi zaraz spodziewała się zobaczyć narzeczonego.
Czas jednak minął, z ósmej zrobiła się dziewiąta, z dziewiątej w pół do dziesiątej.. Nagle do okna zastukała sowa. Dziewczyna zrezygnowana poszła otworzyć ptakowi, a ten podając jej kopertę natychmiast odleciał. Dziewczyna rozerwała kopertę i przeczyła kilka słów naskrobanych ręką Rona..

„Hermiono!
Nie czekaj na mnie dzisiaj! Mamy problem w ministerstwie. Beze mnie sobie nie poradzą. Pewnie wrócę nad ranem, więc spotkamy się dopiero jak wrócisz z dyżuru.
Ron”

Łzy zaczęły spływać z jej policzków rozmazując misterny makijaż. Zapomniał. Znowu postawił pracę ponad nią.. Rozszlochała się na dobre. Chwytając butelkę czerwonego wina, pociągnęła spory łyk, nie kłopocząc się nawet nalewaniem trunku do kieliszka. Skrzywiła się, wino było wytrawne, bo takie lubił Ron…
- Gratuluję Hermiono.- szepnęła cicho, odstawiając butelkę na stole, gdzie właśnie zniszczyła się jej uroczysta kolacja, z resztą nie pierwszy już raz… Ruszyła w kierunku sypialni, gdzie jeszcze długie godziny, poduszki tłumiły płacz żalu…


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Malfoyka
post 12.01.2013 13:14
Post #2 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 36
Dołączył: 11.01.2013




35

Nie pamięta kiedy wrócili do domu, ani nawet momentu, kiedy Draco troskliwie ułożył ją do łóżka. Wszystko zlewało się ze sobą w niesamowitym zmęczeniu i odrętwieniu, potęgowane jedynie dziwnym, nie znanym jej do tej pory bólem brzucha. Nie były to zwykłe skurcze, jakie przecież raz w miesiącu odczuwa każda kobieta, ani ucisk, który powodował stres, a który tak dobrze pamiętała ze szkolnych czasów, nie przypominało też głodu, choć niewiele dziś zjadła. To uczucie było dziwne, nawet nie mogła nazwać tego w pełni bólem. To był raczej jakiś nieokreślony ciężar w dole brzucha, coś na kształt parcia, na tyle wyczuwalnego, że pomału zaczynało być już nieprzyjemne.Nie wiedziała, co ma o tym sądzić, ani jak to tłumaczyć. Wiedziała, że powodem były zapewne wszystkie dzisiejsze emocje, jednak jaka była przyczyna, niezwykłości tego bólu, nie potrafiła już sobie wytłumaczyć…
– Kochanie, wszystko w porządku?- zatroskany Draco usiadł na skraju łóżka, przypatrując jej się dokładnie. Była blada, zmizerowana, a jej zaciśnięte wargi i skulona postać wskazywały na to, że coś jej dolega. A on, cóż… koniecznie musiał wiedzieć, co takiego. Wystarczało już to, że ciągle czuł poczucie winy palące jego jestestwo, za każdym razem, kiedy pomyślał, że jeden głupi telefon mógł uchronić ją od takich stresów.
– Tak, nie martw się.- odpowiedziała słabo.- To tylko mój brzuch reaguje na nerwy. Jakoś tak dziwnie mnie boli.- wyjaśniła, przeciągając dłonią po jego policzku. Jak dobrze było poczuć gładkość jego skóry pod palcami.
– Odpocznij sobie.- szepnął czule zamierzając wstać. Nagle poczuł jednak silny uścisk na swoim nadgarstku i usłyszał jej przepełniony paniką głos.
– Nie zostawiaj mnie samej, proszę!- w jej oczach znów zaszkliły się łzy. Teraz, kiedy odzyskała go, po tak dramatycznych chwilach zwątpienia, nie chciała ani na sekundę wypuszczać go ze swoich objęć. Chciała, żeby był z nią. Cały czas. Tak, żeby mogła czuć jego ciepło i zapach, w każdej nawet najmniej znaczącej sekundzie.
– Hermiono, nie zostawię cię.- zapewnił całując jej dłoń.- Chciałem zrobić ci coś do jedzenia, pewnie mając nadzieję na kolację, nic nie jadłaś od południa i dlatego boli cię brzuch.- zapewił, uśmiechając się do niej.- Wiesz, że nigdy cię nie zostawię.
– Nie jestem głodna.- zapewniła gorliwie. Zgodnie z resztą z prawdą. Nie odczuwała głodu, a ból brzucha na pewno nie był z tym właśnie związany.- Zostań.- szepnęła.
Nie mógł się nie zgodzić. Skoro jedynie jego bliska obecność była w stanie wynagrozić jej przeżyte stresy i ukoić skołatane nerwy, on nie miał prawa jej teraz odmawiać. Cicho ułożył się obok niej pozwalając jej, wygodnie ułożyć się na jego piersi. Podczas kiedy zmęczona wydarzeniami dnia Hermiona, pomału zapadała w sen, on delikatnie gładził ją po włosach, wyszeptując żarliwe zapewnienia, że zawsze już będzie przy niej. W przypływie infantylności, obiecał jej również, że kiedy już będą starzy i pomarszczeni, to pozwoli jej umrzeć pierwszej, żeby nigdy już nie musiała czuć się tak, jak dziś. Po tym zapewnieniu, Hermiona uspokojona z uśmiechem na ustach, zapadła w głęboki sen, ignorując ciągle dokuczliwe ciążenie w dole brzucha. Również i Draco, ukołysany miarowym snem swojej narzeczonej zapadł w sen.
Obudzili się dopiero wczesnym popołudniem następnego dnia, kiedy zniecierpliwiony Amigo, kategorycznie domagał się już spaceru. Obydwoje mieli o niebo lepsze humory, kiedy przy porannej kawie obiecali sobie, traktować poprzedni dzień, jedynie jako zły sen, który nijak miał się do rzeczywistości. Draco był niezmiernie zadowolony, że po dłuższym odpoczynku Hermiona znów wyglądała normalnie i wesoło, ona zaś cieszyła się, bo nieprzyjemne uczucie w brzuchu przez noc zniknęło zupełnie. Zadowoleni z życia, postanowili razem udać się do Central Parku na spacer ze swoim pupilem, podczas którego mieli zamiar omówić ostateczne szczegóły ich zbliżającego się ślubu.
– Myślisz, że Hi’aika nie będzie miała nic przeciwko temu, żebyśmy zajęli jej taras widokowy?- zapytała Hermiona, kiedy brnąc w wysokim śniegu, przemierzali wyludnione uliczki Central Parku.
– Żartujesz?- zaśmiał się.- Będzie zachwycona. Choć ja myślałem, że będziesz wolała spędzić ten czas w środku, przecież to wnętrze cię urzekło.- przypomniał jej, spoglądając wesoło w bursztyn jej spojrzenia.
– Może i tak, ale to na tym tarasie to wszystko się zaczęło.- uśmiechnęła się błogo, niewidzącymi oczyma spoglądając w dal. Nie miał wątpliwości, że cofnęła się właśnie do ich pierwszego wspólnego obiadu na Hawajach.- Pamiętasz, jak rozmawialiśmy wtedy o naszych marzeniach, planach, o wymarzonym ślubie?- zapytała z uśmiechem.
– Tak.- odpowiedział.- I w życiu nie pomyślałbym wtedy, że nie minie nawet rok, a my zrealizujemy te marzenia wspólnie.- odpowiedział.- Choć z tego obiadu i tak najwyraźniej pamiętam to, jak na każdą wzmiankę o Weasley’u, wysyłałem go wtedy do piekła.- zaśmiał się, przypominając sobie swoje „Niech cię piekło pochłonie, Weasley!”
– Naprawdę nie żałujesz?- zapytała poważnie przystając na chwilę, żeby spojrzeć mu w oczy.
– Czego?- zdziwił się.- Hermiona, związek z tobą, był najlepszą decyzją w moim życiu, nie żałuję ani sekundy spędzonej w twoim towarzystwie.- zapewnił tuląc ją do siebie.
– Och, kilku zapewne żałujesz…- zaśmiała się, przeciągając palcem po błyszczącej, ledwo widocznej bliźnie, na jego nadgarstku. Pamiątce ich awantury.
– Zdziwię cię, bo tego też nie żałuję.- odpowiedział podejmując aluzję.- Jedyne, czego żałuję to to, że tak późno przejrzałem na oczy.- westchnął.- Przecież mogłaś być moja już w szkole.
– Nie wydaje mi się, że wtedy dostrzegłabym w tobie to, co widzę teraz.- odpowiedziała poważnie, wzrokiem śledząc zabawę Amigo, który wesoło hasał po śniegu.- Chyba wszystko ma swój odpowiedni czas, a my po prostu musieliśmy dojrzeć.- wyjaśniła.- Wtedy, nawet gdybym w jakiś sposób się do ciebie przekonała, to obawiam się, że moi przyjaciele mieliby na mnie zbyt silny wpływ i nic by z tego nie wszyło.- teoretyzowała.
– Może i masz rację.- zgodził się, wracając wspomnieniem do czasów, kiedy jeszcze z całego swojego młodzieńczego serca, po prostu jej nienawidził.- Ale teraz ty odpowiedz mi szczerze, czy nie żałujesz, że weźmiemy, aż TAK kameralny ślub, co?- zagadnął. Niby mówiła mu, że marzy o skromnej ceremonii, jednak przecież każda kobieta marzy, że ten dzień będzie taki wyjątkowy i oprawiony w miliony atrakcji.
– Kochanie, to ma być nasz dzień i mają się z nami cieszyć tylko ci najbliżsi, a skoro żadne z nas nie ma rodziny, to wydaje mi się, że czwórka naszych najbliższych przyjaciół, stanowi wystarczające grono weselników.- wyjaśniła.- Przynajmniej będziemy mieli pewność, że cieszą się szczerze a nie dlatego, że dostali zaproszenie i wypada.- uśmiechnęła się.
– Czemu czwórka?- zdziwił się, dokonując szybkiej kalkulacji. Zaproszeni zostali Diabeł z Mandy, Igor z żoną, oraz Martha, pielęgniarka z którą Hermiona bardzo się przyjaźniła w Mungu.
– Och, no tak nie powiedziałam ci.- westchnęła.- Martha niestety nie może przyjechać. Ma w tym czasie jakiś egzamin na podwyższenie kwalifikacji, czy coś… – wyjaśniła.- W każdym razie, napisała mi ostatnio list, że nie będzie mogła przyjechać.
– Przykro ci, co?- zapytał spoglądając na nią i chcąc wyczytać z jej twarzy jakąś odpowiedź.
– Wiesz, w jakimś sensie Martha zastępowała mi matkę, zawsze kiedy miałam jakiś problem, ale cieszę się, że i ona nie stanęła w miejscu, tylko się rozwija, więc smutek nie jest jakiś przytłaczający. W końcu będzie Igor i Ania… No i Diabełek z Mandy, a to znaczy, że wszyscy, których tam chcę.- uśmiechnęła się.
– Aha, czyli ja jestem zbędny, co?- zażartował, skradając jej całusa.
– TY Malfoy, jesteś elementem tego wydarzenia, który nie podlega dyskusji.- odpowiedziała z uśmiechem.
Przez chwilę jeszcze przechadzali się po zaśnieżonym parku, a kiedy mróz poważnie zaczął im już doskwierać, postanowili wracać do domu, aby przy lampce grzanego wina, rozplanować nadchodzący tydzień. Musieli jeszcze pozamykać wiele spraw, dokupić kilka drobiazgów, a Hermiona musiała jeszcze zakończyć remont galerii. Wszystko jednak dokładnie sobie zaplanowali i ustalili w niedzielę. Nie zdziwił ich więc fakt, że prawie do samego piątku po prostu się mijali, lub kompletnie wykończeni spotykali dopiero wieczorem w łóżku. W tych dniach, Draco dotkliwie odczuł bark samochodu, jednak w ferworze najpilniejszych spraw, zapomniał nawet o użalaniu się nad swoją niedolą. W końcu jednak w piątek po południu wszystko było pozapinane na ostatni guzik. Ich ubrania zostały już wysłane do hotelu, gdzie pieczę nad wszystkim przejęli Diabeł i Mandy, który wyjechali na Hawaje w środę wieczorem. Przyszli państwo młodzi, mieli jeszcze jedną sprawę do załatwienia…
– Spóźniłaś się.- zaśmiał się Draco, kiedy zdyszana Hermiona dołączyła do niego piętnaście minut po umówionym czasie.- Gdzie byłaś?- zapytał.
– Och, musiałam coś jeszcze załatwić.- odpowiedziała tajemniczo.- Ale czemu ty chciałeś się ze mną spotkać tutaj?- zapytała spoglądając na niego. Przecież remont galerii już się zakończył, a on widział efekt końcowy w środę wieczorem.
– Bo mam dla ciebie niespodziankę.- odpowiedział, po czym wskazał jej podbródkiem na fasadę budynku, gdzie wielką biała płachta zakrywała, jak domyślała się Hermiona napis nad sklepem. Och, no tak, Draco jak zwykle pomyślał o wszystkim.- Pociągnij.- poprosił, wręczając jej sznurek, który miał sprawić, że płachta opadnie. Z uśmiechem odebrała od niego linkę, po czym nie czekając na nic szarpnęła z całej siły. Przez chwilę opadający materiał przesłonił jej widok, jednak już za chwilę pisnęła oniemiała na widok, błyszczącego złotem szyldu”
H.G.M.
DRAMIONE
FASHION COLECTION

– O mój…- szepnęła.- Draco, jesteś niesamowity, wiesz?- zaśmiała się. Jest piękny, po prostu idealny!- zachwycała się, spoglądając na mieniące się litery.
– Tak, a najlepsze jest to, że według tego napisu, już jesteś moją żoną.- uśmiechnął się, zagarniając ją w swoje ramiona.
– Aż taki jesteś niecierpliwy?- zaśmiała się, całując go w policzek, kiedy ruszyli w drogę do domu. Za kilka godzin powinni zjawić się na Hawajach.
– Jak Diabli.- odpowiedział uśmiechając się do niej.- Ale na szczęście to już jutro.- westchnął, kiedy stali na czerwonym świetle, przy jednym z ruchliwszych przejść w mieście.
Reszta przygotowań nie zabrała im już wiele czasu. Wszystko było już w Ohana Waikiki West, więc jedyne, co im pozostało, to oddanie Amigo, którego niestety nie mogli zabrać ze sobą, pod troskliwą opiekę jednego ze stróży budynku, po czym udać się do najbliższej zaciemnionej alejki, skąd mogli swobodnie teleportować się przed sam hotel, uprzednio oczywiście pozbywając się ciepłych płaszczy, które narzucili na cienkie, letnie ciuchy, które zdecydowanie bardziej pasowały do hawajskiego klimatu.
– I znowu tutaj.- uśmiechnęła się, kiedy tuż po aportacji bacznie rozejrzała się po otoczeniu, gdzie niespełna rok temu zaczęła się jej bajka.
– I tym razem już mi nie uciekniesz.- dodał, mocniej ją do siebie przyciągając.
Tak objęci ruszyli do hotelu, gdzie już w recepcji dopadli do nich przyjaciele. Okazało się bowiem, że Igor z Anią już zdążyli dojechać i teraz zarówno oni, jak i Diabeł z Mandy nie chcieli wypuścić ich nawet na górę, od razu żądając kawalerko-panieńskiej imprezy.
Przyszli małżonkowie z szerokimi uśmiechami zgodzili się na nalegania swoich przyjaciół i zaraz po zameldowaniu się w pokoju, ruszyli do jednego z wielu okolicznych klubów, gdzie zamierzali z hukiem pożegnać wolność Hermiony i Dracona. Muzyka dźwięczała w ich uszach, a panowie nie szczędzili sobie alkoholu. Zabini sypał żartami, jak z rękawa, a Igor opowiadał Hermionie wszystkie nowości, jakie zaszły w szpitalu po jej odejściu i co rusz, zapominając, że robił to już z 15 razy, przekazywał jej buziaki i pozdrowienia od Marthy.
Zabawa była przednia i wszyscy doskonale bawili się w swoim towarzystwie, kiedy nagle Blaise krzyknął przerażony..
– O nieeeeee… ja naprawdę zaczynam wariować!!!
– O stary, to późno się zorientowałeś.- zaśmiał się Draco, co wywołało ogólną wesołość w zgromadzonych. Diabeł jednak nie zwrócił na niego większej uwagi, wciąż wpatrując się w okno i dokładnie lustrując ulicę.
– Znowu kogoś zobaczyłeś?- westchnęła zrezygnowana Mandy.
– Znowu?- zdziwiła się Hermiona.- Czyli to nie pierwszy raz?
– Diabeł, co jest?- teraz również i Draco zainteresował się zachowaniem przyjaciela na poważnie.- Kogo widujesz?
– Koszmary Smoku, koszmary!- wystękał.
– Wczoraj wydawało mu się, że widział Harry’ego Pottera.- wyjaśniła Mandy.- Był o tym święcie przekonany, że niby wchodził on do windy w naszym hotelu.
– To był on, mówię wam! Potter, jakiego zapamiętałem!- bronił się Diabeł, ciągle jednak wpatrując się w okno.
– Okeeeeyyy.- powątpiewająco zgodził się Draco.- I jak rozumiem teraz też go widziałeś, tak?
– Nie, gorzej.- jęknął brunet, w końcu odrywając wzrok od okna i mierząc spojrzeniem Draco, a potem Hermionę.- Teraz widziałem Weasleya.- wyznał, a Hermiona się po prostu roześmiała.
– Wiesz, o ile Harry mógłby tutaj być, razem ze swoją rodziną, o tyle rudy zapewne jest teraz w Londynie i z Brown oczekuje narodzin córki.- wyjaśniła- Masz przywidzenia.
– Nie zgodzę się z tobą Herm.- wtrącił się Igor.- Mnie też się dzisiaj wydawało, że widziałem go na ulicy, kiedy jechaliśmy taksówką do hotelu.- dodał.- Więc coś w tym jest. Poza tym, no wiesz…. a właściwie nie wiesz.- poprawił się.- Ron Weasley nie oczekuje już narodzin córki, bo panna Brown całekiem niedawno oznajmiła mu, że to wcale nie jest jego dziecko, tylko jakiegoś jej innego przyjaciela.- tłumaczył.- Był z tego niezły skandal w Anglii. No i wcale nie zdziwiłbym się, gdyby Weasley chciał od tego uciec.- zawyrokował.
– Och, pięknie.- westchnęła.- Ale zaraz, chcesz mi powiedzieć, że to nie on jest ojcem dziecka Levander?- zapytała po chwili.
– No, wygląda na to, że trafił swój na swego.- zaśmiał się Igor.- Brown też nie była z nim do końca szczera. Miała facetów na prawo i lewo i twierdzi, że to dziecko na 100% nie jest jego, co jeśli będzie chciał, udowodni mu odpowiednimi badaniami.
– O ja nie mogę.- westchnął Diabeł, czym znowu rozbawił całą ekipę. Sytuacja się rozluźniła i nikt już nie wspominał ani o Potterze, ani jego rudym przyjacielu. Sama zaś Hermiona uznała, że nawet jeśli, jakimś niesamowitym zbiege okoliczności są na tej wyspie, to i tak nic nie będzie w stanie zepsuć jej humoru, ani radości z tego, co ma się zdarzyć jutro. Była też niesamowicie pewna tego, że w razie konfrontacji z przeszłością, u swojego boku będzie miała Dracona, a za plecami gotowego do pomocy Diabła, a ta świadomość była lepsza, niż wszystko inne na całym świecie.
Do swoich pokoi trafili grubo po północy, kiedy panowie nieźle się już wstawili, tłumacząc się tym, że to ostatni kawalerki wybryk Dracona i, że w końca coś jeszcze mu się od tego kawalerskiego stanu należało, zanim żona zrobi z niego pantoflarza. Nie trudno też domyślić się, iż owe argumenty wysuwał przede wszystkim Diabeł, od jutra ostatni stanu wolnego w ich gronie.
Hermiona z niemałym rozrzewnieniem rozejrzała się po dobrze jej znanym apartamencie na 72 piętrze, z którego pod koniec sierpnia uciekała w takim popłochu. Tym razem nic nie zmusiłoby jej do pozostawienia Draco samego w tym pięknym łóżku.
– Herm?- zapytał, kiedy wtuleni w siebie pomału zaczynali już zasypiać.
– Yhym?- dała znak, że słucha, będąc już zbyt zmęczoną, na udzielenie pełnej odpowiedzi.
– A może zrobilibyśmy sobie taką małą noc przedślubną, co?- zapytał, całując ją w szyję i sukcesywnie zjeżdżając pocałunkami coraz niżej, dłońmi zaś metodycznie przesuwając się pod jej koszulką w stronę piersi. Na to pytanie jedynie roześmiała się dźwięcznie, po czym pomagając mu pozbyć się swojego odzienia, szepnęła:
– Jesteś zepsuty do szpiku kości.
Po chwili jednak, nie była w stanie powiedzieć już nic więcej. Stali się jedynie jednym wielkim jękiem i pragnieniem. I tak przez większą część nocy…
Obudzili się, kiedy słońce było już wysoko na niebie. Zmęczeni po nocnych igraszkach, czuli niesamowite rozleniwienie, witając się czułym pocałunkiem. Najchętniej przez najbliższe kilka godzin nie wychodzili by z ciepłej pościeli, po prostu celebrując wspólny czas. Na szczęście jednak dla nich obojga, podczas czułego pocałunku wzrok Malfoya zahaczył o zegarek…
– Yyyy.. Herm?
– Tak?- szepnęła znów szukając jego ust.
– Jeżeli mamy zamiar dziś się jednak pobrać, to chyba najwyższy czas wstać.- powiedział poważnie.- Za pół godziny odbędzie się nasz ślub i lepiej, żeby nas na nim nie zabrakło..
– COOO?!- wrzasnęła.- Jak to za pół godziny?
– Jest 12.30, a ślub ma być o 13.- odpowiedział spokojnie.
– O matko!- jęknęła.- Tego jeszcze chyba nie było, żeby młoda para spóźniła się na swój własny ślub.- biadoliła, kiedy w pośpiechu szukała swoich ubrań. Dobrze, że wszystko było już w kościele i nad wyraz dobrze, że była czarownicą, bo inaczej w pół godziny nic by już nie wskórała.
– Spokojnie.- zaśmiał się Draco, wciągając spodnie.- Raczej nie zaczną bez nas.- dodał z szelmowskim uśmiechem.
– Bardzo śmieszne!- warknęła.- Rusz się!
– No już, już.
Pięć minut później aportowali się przed kościół, gdzie ich zniecierpliwieni i wystrojeni już przyjaciele przechadzali się w tę i z powrotem, wyglądając ich przybycia.
– No, nareszcie!- wrzasnął Diabeł, kiedy tylko zmaterializowali się przed nimi.- Już myśleliśmy, że zdezerterowaliście!
– To już zaspać nie można?- żachnął się Draco.
– No można, ale żeby na własny ślub?- zaśmiała się Ania.- Chodź, idziemy cię wyszykować.- dodała, łapiąc Hermionę za rękę i ciągnąc w kierunku wejścia do budynków przylegających do kościoła. Za nimi ruszyła też Mandy, dokładnie w momencie, kiedy Diabeł i Igor porwali Draco w zupełnie inną stronę.
Już po chwili Hermiona była wystrojona w sukienkę swojego projektu. Białą, ściśle przylegającą do jej ciała, do wysokości kolan, dołem zaś poszerzaną. Suknia była ozdobiona ręcznie robioną koronką, wyszywaną kryształkami, zdobienia skupiały się głównie na kloszowanym dole, górę pozostawiając nieskazitelnie białą. Kreacja miała głębokie, sięgające niemal do linii pośladków wycięcie n plecach, utrzymujące się na plecach, dzięki subtelnemu krzyżakowi, powstałemu z jej grubych ramiączek. Wyglądała w niej cudownie. Całość uzupełniał subtelny brylantowy naszyjnik i takież same kolczyki. Rezygnując z welonu postanowiła, że w misterny kok, za który już zabrała się Anna, wplecie gałązkę białej orhidei. Z minuty na minutę, dzięki wielkim staraniom swoich przyjaciółek, jej wygląd stawał się coraz idealniejszy, a kiedy Mandy ostatni raz spryskała jej ciało, delikatnymi kwiatowymi perfumami i wręczyła do ręki trzy długie, związane srebrzystą wstążką słoneczniki, była gotowa na tą najważniejszą chwilę w życiu.
– Uff, dałyśmy radę.- ucieszyła się Mandy, spoglądając na zegarek. Była 12.55.
W tym samym momencie usłyszały pukanie do drzwi, a już po chwili głos Igora.
– Pan młody na miejscu, możemy zaczynać.
– No!- pisnęła Mandy.- To idziemy!- i z tymi słowami pociągnęła Hermionę za sobą. Przed samym wejściem jednak odłączyły się od młodej pani, aby dołączyć obok ołtarza do swoich partnerów. Tą ostatnią drogę, Hermiona miała pokonać sama.
I nagle usłyszała pierwsze takty marsza weselnego, a nogi same poniosły ją przed siebie, gdzie przy wspaniałym, ozdobionym hawajskimi kwiatami ołtarzu, stał ubrany w lekkie białe spodnie i białą koszulę, uśmiechnięty Draco Malfoy. Widząc go była już pewna, że jej bieg ku przyszłości zakończy się właśnie przy tym ołtarzu u boku, tego właśnie uśmiechniętego mężczyzny…
I nagle jakby czas przyspieszył swojego biegu. Jeszcze minutę temu kroczyła dumnie w kierunku swojego narzeczonego, a właśnie w tej chwili, nakłada obrączkę na palec swojego męża.
– Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela. Małżeństwo przez was zawarte, ja powagą Kościoła Świętego, potwierdzam i błogosławię.- ksiądz przypieczętował ich wieczną przysięgę.- Możesz już pocałować żonę.- zwrócił się z uśmiechem do rozpromienionego Malfoya, który skrzętnie skorzystał z okazji, po czym wspólnie ruszyli do wyjścia, już jako państwo Malfoy. Jak się okazało, ich przyjaciele zadbali o wszystko i nim teleportowali się do Kai Melemele, obrzucili młodą parę ryżem i złotymi monetami, na sukces i powodzenie.
Po chwili całą szóstką zniknęli w kłębach wznoszącego się piasku, aby w miejscu największego sentymentu młodej pary uczcić ich wielki dzień.
Nikt jednak nie spodziewał się tego, co tam zastaną. A co zastali?
Cóż, jako pierwszy niespodziankę odkrył Diabeł, który z rozmachem otworzył drzwi restauracji najpierw dla gości, który mieli przywitać państwa Malfoy już w środku. Nie spodziewał się jednak tego, że pierwsze co rzuci mu się w oczy, to będą dwie ruda i jedna czarna czupryna, należące do najmniej spodziewanych osób pod słońcem, siedzących sobie właśnie przy jednym ze stolików.
– O cholera!- jęknął, a gdy Mandy spojrzała na niego wytłumaczył- Potterowie i Weasley…- niemal warczał. Rzeczone towarzystwo również zwróciło uwagę na jego przybycie, a tym bardziej zdziwił ich fakt, że do Diabła już po chwili dołączył znany Ronowi doktor, razem ze swoją żoną.
– Nie wiedziałem, że oni się zna..- zaczął, kierując swoje słowa do Harry’ego, jednak urwał w połowie zdania, widząc ostatnią wchodzącą przez drzwi parę. Sława zamarły mu w gardle, kiedy rozpoznał, w spowitej w biel, kroczącej przy boku swojego odwiecznego wroga kobiecie Hermionę. Teraz również Harry i Ginny, trzymająca na kolanach ich maleńką córkę, spojrzeli w tamtym kierunku, a ich twarze wyrażały ten sam szok.
– Nie wierzę.- jęknął Potter.
– To nie może być prawda.- szepnęła Ginny.
Szybko jednak okazało się, że jej nadzieje są płonne, bo do szczęśliwej młodej pary z szerokim uśmiechem podeszła właścicielka lokalu z dwoma wieńcami kolorowych orhidei i dwoma kieliszkami wypełnionymi pitnym miodem.
– Moi kochani.- zawołała uśmiechnięta.- Na tej nowej drodze życia, przyjmijcie upominek w postaci kwiatów i szklanicy miodu, aby wasza wspólna droga usłana była kwieciem, a życie słodkie było, niczym miód!- z tymi słowami narzuciła na ich szyje kolorowe wieńce, a do rąk wręczyła kieliszki. Draco i Hermiona spoglądając na siebie czule, wznieśli w swoim kierunku toast, po czym jednym ruchem opróżnili kieliszki. W trakcie picia swojej porcji, wzrok Hermiony padł na twarze trójki kiedyś bliskich jej ludzi, którzy wpatrywali się w nią w niemym szoku. Zauważyła, że Ron pod stołem kurczowo zacisnął dłonie, a jego usta co rusz otwierają się i zamykają, niczym u ryby wyjętej z wody… „A niech cię piekło pochłonie, Weasley” zaśmiała się w myślach, po czym oderwała kieliszek od ust, dokładnie w momencie, kiedy po pomieszczeniu poniósł się głos Zabiniego:
– A teraz ja, jako główny drużba tego wesela proponuję, aby państwo Malfoy zaprezentowali swoim weselnikom, jak wygląda porządny małżeński pocałunek!!!
Za jego przykładem Igor, Ania oraz Mandy zaczęli skandować „Gorzko, gorzko, gorzko..”, a młodzi małżonkowie z lubością oddali się pocałunkowi, podczas którego wzrok Hermiony ciągle delikatnie zwrócony był w kierunku starych znajomych. Odczuła więc niemałą satysfakcję, kiedy zauważyła, jak Ginny zakrywa usta w szoku, Harry wytrzeszcza oczy, nie będąc w stanie uwierzyć w to, co widzi, a Ron sukcesywnie robi się coraz czerwieńszy…
– Mam nadzieję, że ich obecność nie odbiera ci radości, co?- jakiś czas później zapytał Draco, kiedy wspólnie wirowali na parkiecie. Jak się bowiem okazało, Potterowie i Ron, jak na złość nie chcieli opuścić lokalu, wciąż wodząc zszokowanymi spojrzeniami za kwitnącą wręcz ze szczęścia Hermioną.
– Oni?- zapytała z uśmiechem.- A niech ich piekło pochłonie!- szepnęła całując swojego męża. Taka odpowiedź ewidentnie mu wystarczyła…
Jakiś czas później, kiedy na Hawajami zapadał już zmierzch weseli i nieźle już zmęczeni weselnicy oddali się rozmową. W pewnym momencie panowie zeszli na temat nowego wozu Dracona, do którego kupna jak im się przyznał, właśnie się przymierzał. Teraz, kiedy wszystkie emocje już opadły, do woli mógł się użalać nad swoją niedolą.
– Myślałem znowu o Porche.- westchnął znad kieliszka wina.- Jakoś mam sentyment.- dodał.
– Ferrari jest fajne.- wtrącił Igor.
– Ja tam kocham swoje stare Kamaro.- zaśmiał się Diabeł.
– A ja myślę…- nagle do rozmowy wtrąciła się Hermiona, czym zwróciła na siebie uwagę całego towarzystwa.- Że tym razem, zamiast o sportowym szpanie, będziesz musiał pomyśleć raczej o rodzinnej wersji Chryslera.- szepnęła, czule gładząc się po brzuchu.
I ta wiadomość była dla Dracona najlepszym ślubnym prezentem, jaki mógł sobie zamarzyć.


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
Malfoyka   Bieg Ku Przyszłości   12.01.2013 12:36
Malfoyka   Ranek przyszedł zbyt szybko. Kiedy o 5.30 zadzwoni...   12.01.2013 12:38
Malfoyka   Kolejne dni mijały spokojnie. Ron obrażony na cały...   12.01.2013 12:39
Malfoyka   Maui oczarowało ją od pierwszej chwili. Już kiedy ...   12.01.2013 12:40
Malfoyka   Niewielka restauracja Kai Melemele, czyli w języku...   12.01.2013 12:42
Malfoyka   Delikatne promienie słońca oparły się na jej twarz...   12.01.2013 12:43
Malfoyka   Minęło 18 z 21 dni jakie Hermiona spędzić miała na...   12.01.2013 12:44
Malfoyka   Wysiadając z żółtej taksówki, zwróciła swój wzrok ...   12.01.2013 12:45
Malfoyka   Z reguły nikt nie cieszy się z perspektywy końca u...   12.01.2013 12:46
Malfoyka   Lipiec w mgnieniu oka zamienił się w sierpień, lat...   12.01.2013 12:47
Malfoyka   Kolejne dni mijały leniwie. Ron biorąc sobie za pe...   12.01.2013 12:49
Malfoyka   Siedząc w wygodnym, obitym ciemną skórą fotelu, cz...   12.01.2013 12:50
Malfoyka   13 W życiu młodej pani doktor nastała sielanka. C...   12.01.2013 12:52
Malfoyka   14 Wielkie budowle centrum Londynu dawno zniknęły...   12.01.2013 12:53
Malfoyka   15 Nie zaprzestając pieszczot, powoli ruszyli w k...   12.01.2013 12:54
Malfoyka   16 „Czy życie może być jeszcze wspanialsze?...   12.01.2013 12:55
Malfoyka   17 Kilka dni dodatkowego urlopu, który Hermiona w...   12.01.2013 12:56
Malfoyka   18 Wychodząc na zimne, jesienne powietrze, czuła ...   12.01.2013 12:57
Malfoyka   19 olejne dni mijały spokojnie. Hermiona pogodził...   12.01.2013 12:58
Malfoyka   20 Zostali sami, wpatrując się w siebie w milczen...   12.01.2013 13:00
Malfoyka   21 Grudzień mijał im spokojnie, dzień za dniem pr...   12.01.2013 13:01
Malfoyka   22 Sama nie wie, w jaki sposób w tak wielkim wzbu...   12.01.2013 13:03
Malfoyka   23 Wigilię spędzili wspólnie w typowo mugolski sp...   12.01.2013 13:03
Malfoyka   24 W sylwestrowy poranek wszystko było gotowe do ...   12.01.2013 13:04
Malfoyka   25 Z uśmiechem na ustach ruszył w kierunku drzwi,...   12.01.2013 13:05
Malfoyka   26 Przespali cały Nowy Rok, mocno wtuleni w swoi...   12.01.2013 13:06
Malfoyka   27 Mocno objęci ruszyli w stronę centrum, pokonuj...   12.01.2013 13:07
Malfoyka   28 Budząc się kolejnego dnia, niemal równo ze świ...   12.01.2013 13:08
Malfoyka   29 Stojąc przed szpitalem, raz jeszcze rzuciła ok...   12.01.2013 13:08
Malfoyka   30 Stała na środku pokoju zabiegowego i wprost ni...   12.01.2013 13:09
Malfoyka   31 Siedząc w kuchni, doskonale słyszała dźwięk, j...   12.01.2013 13:10
Malfoyka   32 Nowy York w lutym, niewiele odróżniał się smęt...   12.01.2013 13:11
Malfoyka   33 Sama nie wie, w jaki sposób udało jej się dost...   12.01.2013 13:12
Malfoyka   34 W całym pomieszczeniu zapadła wypełniona emocj...   12.01.2013 13:13
Malfoyka   35 Nie pamięta kiedy wrócili do domu, ani nawet m...   12.01.2013 13:14
Malfoyka   EPILOG Mimo późnej już jesieni, słońce ciągle wis...   12.01.2013 13:14
dede   hmm.. Przeczytałam i mam troche mieszane uczucia. ...   13.01.2013 10:46
Hagrid   Wciągam się:)   16.01.2013 18:34
Kaśś   Niesamowity lukier, ale w dobrym tego słowa znacze...   01.06.2013 22:39
katbest   Yhm... podobało mi się. Inny pomysł, ale fajny. Br...   04.06.2013 16:34


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 29.04.2024 20:36