Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Bieg Ku Przyszłości, Draco i Hermiona dorośli

Malfoyka
post 12.01.2013 12:36
Post #1 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 36
Dołączył: 11.01.2013




Lipcowe słońce przygrzewało przez uchylone okna dyżurki lekarskiej w szpitalu św. Munga, gdzie nad stosem badań i raportów, w nasadzonych na nosie okularach, nisko nachylona siedziała młoda pani doktor. Kobieta z westchnieniem przerzucała kolejne stosy kartek starając się zebrać wszystko w całość i skończyć pisanie raportu z dyżuru.
- Ejj ślicznotko, a czy ty przez przypadek nie skończyłaś już pracy?- zapytała starsza, przysadzista pielęgniarka wchodząc do dyżurki.
- Och to by Martho.- odciągnięta od swojej pracy dziewczyna nieprzytomnie zerknęła w kierunku drzwi.- Muszę to skończyć.- powiedziała wracając do swojego zajęcia. Pielęgniarka westchnęła ciężko, po czym podeszła do biurka zagradzając lekarce dostęp do papierów.
- Hermiono, nic nie musisz.- powiedziała z dobrodusznym uśmiechem, ukochanej cioci.- I tak robisz więcej niż trzeba, dawno powinnaś być już w domu.
- Trzeba jeszcze dodać pustym domu.- powiedziała z goryczą Hermiona.- Już chyba wolę zostać tutaj.
- Ojj no dzisiaj pan premier chyba będzie na ciebie czekał, w końcu to twój wielki dzień.- powiedziała z entuzjazmem- O której masz wizytę w tym mugolskim dziekanacie?
- Dziekanat!!!- krzyknęła, zrywając się z miejsca.- Na śmierć zapomniałam, Martho.- jęknęła, w pośpiechu ściągając swój biały kitel.
- Oj dziecko, dziecko..- westchnęła pielęgniarka.- Kiedy ty ostatnim razem tak naprawdę wypoczęłaś co?- zapytała z troską.
- Nie mam na to czasu, przecież wiesz. Praca, nauka, dom i jeszcze przygotowania do ślubu. A wszystko na mojej głowie bo Ron jest zbyt zajęty, żeby pamiętać o takich drobiazgach jak na przykład nasz ślub.- mówiła, miotając się i starając w pośpiechu zrobić makijaż.
- Zobaczysz, wszystko ułoży się kiedy będzie już po wszystkim, a wy będziecie małżeństwem.- pocieszyła ją kobieta.
- Mam nadzieję, bo jeśli nie to oznacza to, że dobrowolnie dam się zamknąć w złotej klatce.- mruknęła.
- Och dzieci, dzieci.- pielęgniarka pokręciła głową.- Tak mało jeszcze wiecie o życiu.. Musicie ze sobą porozmawiać. Tylko bez złości Hermiono, pamiętaj. Myślę, że najlepsza okazja pojawi się na waszym wyjeździe…- podpowiedziała, a Hermionie aż serce podskoczyło z radości. Już za niecałe dwa tygodnie wyjeżdżają na Hawaje. We dwoje, tylko Ron i ona. Cieszyła się na ten wyjazd jak dziecko. W końcu będzie mogła wyjechać i odpocząć od szkoły, od pracy, od posady kury domowej, od spraw ministerstwa, którymi tak bardzo przejmuje się Ron…
- Taaaak.- powiedziała rozmarzona.- To już za dziesięć dni.- po czym jakby wracając na ziemię dodała.- Ale na razie czeka na mnie dziekan. Trzymaj kciuki!- krzyknęła będąc już na korytarzu, Martha uśmiechnęła się pod nosem. Bardzo lubiła Hermionę, dziewczyna była jedyna w swoim rodzaju, ale życie jej nie rozpieszczało. Mimo, że była zdolna i niezwykle uparta, przez co w przeciągu ledwie kilku lat stała się najlepszym magomedykiem w kraju, miała wysoko ustawionego narzeczonego z którym planowała wielkie wesele, miała pieniądze i szacunek.. a jednak nie była do końca szczęśliwa. Starsza kobieta widziała to w jej oczach, mimo że dziewczyna nigdy nie wspominała o swoich kłopotach. W jej oczach tak często czaił się smutek, a młodzieńczy blask zgasł, teraz piękne czekoladowe oczy spoglądały na świat z nienaturalną wręcz dojrzałością… Marta pokręciła głową…
- Biegnąc ku przyszłości, zapomniałaś kim tak naprawdę jesteś..- szepnęła. Hermiona jednak już jej nie słyszała.
Pędziła właśnie wyludnionymi o tej porze ulicami Londynu w żółtej taksówce. To dziś dowie się czy obroniła mugolski dypolom medyczny i czy skończyła studia. Czekała na ten dzień, tak bardzo chciała ukończyć studia medyczne i w końcu poczuć się prawdziwym lekarzem. Uśmiechnęła się do siebie na wspomnienie swoich młodzieńczych marzeń o projektowaniu, taaak w Hogwarcie miała nadzieję, że właśnie to będzie robiła w życiu, jednak szybko okazało się, że młodociane marzenia zginęły przykryte dorosłością. Wybrała medycynę, ale nie byłaby Hermioną Granger, gdyby nie rzuciła się na głęboką wodę. Postanowiła, że poza studiami magicznymi rozpocznie też naukę na mugolskim uniwersytecie medycznym. Ron ucieszył się, kiedy powiedziała mu o swoich planach, nigdy bowiem nie popierał jej pomysłu o projektowaniu. Uważał, że to dziecinne i nie przyszłościowe, a przecież żona wysokiej rangi polityka musi być osobą poważną.. Dla niego porzuciła projektowanie, grube zeszyty z jej kreacjami leżały teraz gdzieś głęboko na dnie szafy, a ona postawiła na medycynę, którą lubiła to fakt, ale nigdy nie pokocha. A to wszystko dla niego.. Tak Ron, wszystko i wszystkich dopasowywał zawsze do siebie. Nawet ją i jej uczucie. Początki były cudowne, wspólne mieszkanie w centrum Londynu, długie spędzane razem na rozmowach wieczory, a po nich jeszcze dłuższe noce… Aż w końcu przyszedł awans, a jej ukochany coraz mnie czasu spędzał w domu. Coraz mniej ze sobą rozmawiali, aż w końcu zaczęła odnosić wrażenie, że stała się dla narzeczonego jedynie formą wystroju ich mieszkania.. Najgorsze było to, że na każdą próbę rozmowy Ron reagował tak gwałtownie, że zwykle kończyło się to kłótnią.. „Ehh nikt nie powiedział, że dorosłość będzie łatwa”- szepnęła w duchu, kiedy analizując swoje życie przyglądała się mijanym budynkom…
Taksówka zatrzymała się przed wielkim gmachem Uniersyty Of London Medical Academy. Zapłaciła należność za podróż i poprawiając sięgającą do kolan ciemnoszarą sukienkę ruszyła schodami w górę, znów biegła w kierunku przyszłości, jak na złość nie takiej o jakiej marzyła.
Stając przed dwuskrzydłowymi dębowymi drzwiami dziekana uniwersytetu pozwoliła sobie na zaczerpnięcie głębokiego oddechu. Już po chwili naciskała klamkę. Zaanonsowana wcześniej przez sekretarkę nie musiała już pukać, dziekan oraz promotor jej pracy już czekali.
- Witam.- Szepnęła cicho, nieśmiało przechodząc przez próg.
- Och, panna Granger. Czekaliśmy na panią.- powiedział jeden z mężczyzn z dobrodusznym uśmiechem
- Przepraszam za spóźnienie..- zaczęła
- Ależ skąd, jest pani jak zwykle na czas. Proszę usiąść.- gestem dłoni dziekan zaprosił ją do zajęcia miejsca na krześle ustawionym na przeciwko biurka. Hermiona skorzystała z zaproszenia.
- Taaaak.- zaczął promotor- Na początku, zacznijmy od tego, że jest nam strasznie przykro..- na te słowa kobiecie krew odpłynęła z twarzy, czyżby nie zdała?
- Że nasza uczelnia traci tak znakomitego ucznia.- dokończył z uśmiechem na twarzy dziekan, wchodząc w słowo jej promotora.
- Czyli zdałam?- siliła się na spokój.
- Ależ oczywiście, co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości. Ocena celująca i wyróżnienie Akademii za osiągnięcia w nauce.
- Za takim dyplomem- ponownie zaczął promotor- może sęe pani ubiegać o posadę w najlepszych szpitalach tego i nie tylko tego kraju.- uśmiech zawitał na jej twarzy, a więc Hermiona Granger przynajmniej względem nauki pozostała tą samą dziewczyną co w Hogwarcie.
- Chyba, że ma pani inne aspiracje- zaczął dziekan.- Bo w takim wypadku nasza uczelnia jest w stanie z miejsca, a właściwie od października, ale to w sumie to samo, powierzyć stanowisko profesorskie. – trudno było nie wychwycić nutki nadziei w jego głosie, kiedy składał propozycję.
- Kuszące.- zaczęła, zastanawiając się jak ubrać w słowa swoją odmowę- Jednak obawiam się, że nie spełniłabym się na takim stanowisku. Moim powołaniem jest leczyć a nie uczyć.- powiedziała delikatnie, starając się, żeby jej głos zabrzmiał jakby głęboko żałowała, że musi odmówić.
- Cóż, kłamstwem byłoby, gdybyśmy powiedzieli, że się tego nie spodziewaliśmy.- powiedział promotor, uśmiechając się do niej.
- Cóż, w takim razie pozostaje mi jedno.- zaczął dziekan, wstając ze swojego miejsca. Promotor i Hermiona poszli za jego przykładem, już w następnej chwili profesorzy wręczyli jej obity w drogą skórę dypolom lekarski. Była teraz panią doktor, z prawdziwego zdarzenia..
- Panno Granger, pragnę serdecznie powitać panią w zacnym lekarskim gronie. Proszę iść teraz uczcić swój sukces, bo od jutra zaczyna pani ratować ludzkie życie.- powiedział promotor żegnając swoją najlepszą uczennicę.
Wyszła na słoneczną ulicę w dłoni dzierżąc swój klucz do przyszłości. Uśmiechnięta rozejrzała się wokoło. Jeśli Marta miała rację, to i Ron pamiętał o jej wielkim dniu. Postanowiła, że w drodze do domu zrobi małe zakupy. Szampan, truskawki i wiele innych afrodyzjaków, w końcu musi uczcić dyplom..
Nie zdziwiła się, że po wejściu do mieszkania nikogo tam nie zastała. Ron nie byłby sobą, żeby czekać cały dzień. Na pewno wróci wcześniej.. Uradowana zabrała się za przyrządzanie kolacji. Lekkiej a zarazem wykwintnej. Kiedy dochodziła ósma wieczorem, na stole czekały już talerze z piersią z serem brie, purre marchewkowym i ruccolą z sosem vinegret. Schłodzony szampan czekał na otwarcie, a dyplom leżał na widocznym miejscu. Sama Hermiona przebrana w niezwykle sexowną małą czarną co chwila zerkała w stronę drzwi, za którymi zaraz spodziewała się zobaczyć narzeczonego.
Czas jednak minął, z ósmej zrobiła się dziewiąta, z dziewiątej w pół do dziesiątej.. Nagle do okna zastukała sowa. Dziewczyna zrezygnowana poszła otworzyć ptakowi, a ten podając jej kopertę natychmiast odleciał. Dziewczyna rozerwała kopertę i przeczyła kilka słów naskrobanych ręką Rona..

„Hermiono!
Nie czekaj na mnie dzisiaj! Mamy problem w ministerstwie. Beze mnie sobie nie poradzą. Pewnie wrócę nad ranem, więc spotkamy się dopiero jak wrócisz z dyżuru.
Ron”

Łzy zaczęły spływać z jej policzków rozmazując misterny makijaż. Zapomniał. Znowu postawił pracę ponad nią.. Rozszlochała się na dobre. Chwytając butelkę czerwonego wina, pociągnęła spory łyk, nie kłopocząc się nawet nalewaniem trunku do kieliszka. Skrzywiła się, wino było wytrawne, bo takie lubił Ron…
- Gratuluję Hermiono.- szepnęła cicho, odstawiając butelkę na stole, gdzie właśnie zniszczyła się jej uroczysta kolacja, z resztą nie pierwszy już raz… Ruszyła w kierunku sypialni, gdzie jeszcze długie godziny, poduszki tłumiły płacz żalu…


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Malfoyka
post 12.01.2013 13:14
Post #2 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 36
Dołączył: 11.01.2013




EPILOG

Mimo późnej już jesieni, słońce ciągle wisiało wysoko na niebie, rozświetlając swoimi promieniami wesoły taniec kolorowych liści, ścigających się na pachnącym kasztanami i zbliżającą się zimą, wietrze. Drzewa na których wciąż pyszniły się kolorowe jesienne pióropusze, zabarwione złotem, czerwienią i brązem, szumiały delikatnie, kojąc i uspokajając nadwyrężone nerwy.
Stary, lekko przygarbiony mężczyzna, którego siwe włosy tańczyły na wietrze razem z liśćmi, siedział na niewielkiej drewnianej ławeczce, błyszczącymi od łez, stalowymi oczami wpatrując się w piękny nagrobek z białego marmuru. Jeszcze chwilę temu, tuż obok niego stał tłumek bardziej, lub mniej znanych mu ludzi. Ceremonia pogrzebowa dobiegła jednak końca, a oni wszyscy czym prędzej ruszyli do swoich codziennych spraw. Wiedział, że większość z nich, za chwilę będzie się bawić, uśmiechać i śmiać. Będą się cieszyć życiem. Tym samym, które dla niego skończyło się wraz z jej odejściem…
– Tato, nic tu po nas.- na oko wyglądający na pięćdziesiąt lat mężczyzna, położył dłoń na ramieniu starca.- Chodź do domu, bo robi się naprawdę zimno.- poprosił łagodnie.
– Chciałbym jeszcze chwilę z nią zostać, Alexandrze.- odpowiedział starzec, zmęczonym, smutnym głosem, nie podnosząc wzroku z nagrobka. Już od niemal dwóch godzin siedział tutaj sam, spoglądając na grób swojej żony. Złote litery układające się w napis- HERMIONA GRANGER-MALFOY, NIEODŻAŁOWANEJ PAMIĘĆ ŻONA, MATKA ORAZ BABCIA. NA ZAWSZE W NASZYCH SERCACH, lśniły w słońcu, przywodząc mu na myśl radosne błyski w jej pięknych kasztanowych oczach.
– Tato, jestem pewien, że mama nie byłaby zadowolona, gdybyś nabawił się zapalenia płuc, siedząc tutaj.- powiedział młodszy, mocnej ściskając ojcowskie ramię.- Pomyśl sobie, że przeżyliście razem 50 wspaniałych lat. Żyj tym, a nie bólem po jej stracie.- poprosił, przysiadając na ławce obok ojca. Dracon przeniósł na niego swoje spojrzenie, bacznie przyglądając się dojrzałej twarzy swego pierworodnego, na której geny Malfoyów odcisnęły widoczne piętno.
– Ona tak pewnie by powiedziała.- uśmiechnął się blado, odpowiadając synowi, po czym znów skierował wzrok na grób swojej żony.
Wiedział, że Alexander ma rację. Był z Hermioną 50 lat, podczas których nie raz się kłócili, raz nawet będąc już o krok od rozwodu, kiedy zapomniał, że praca w żadnym wypadku, nie jest ważniejsza od rodziny. Każdą burzę jednak pokonywali, pewnie dlatego, że ich miłość była ogromna i niewzruszona. Wspólnie wychowali dwoje wspaniałych dzieci, doczekali się pięciorga wnucząt, a nawet jednej prawnuczki. I tak, jak kiedyś sobie obiecali, stworzyli dom, w którym pełno było miłości, zaufania i wsparcia.
Wspólnie przeżywali chwile radości i smutków swoich przyjaciół. Byli świadkami na ślubie Blaise’a i Mandy, a później wspierali ich, kiedy miłość już się wypaliła, a oni postanawiając ratować przyjaźń, zdecydowali się na rozwód. Byli przy Diable, kiedy świętował narodziny swoich bliźniąt Maxa i Danielle. Oni, jako jedni z pierwszych gratulowali mu zdobycia Oskara. Byli przy nim zawsze, aż do chwili, kiedy męcząc się z paskudnym rakiem, odchodził z tego świata, kilka lat temu.
Byli chrzestnymi dla córki Igora i Anny. Zawsze razem. On wspierał ją, kiedy godziła się z Potterami, gdy w piątą rocznicę swojego ślubu, znów spotkali się na Hawajach. Ona była z nim, kiedy niemal cały świat dopadł kryzys i jego bank stanął na skraju upadłości. Wspólnie cieszyli się tym, że Dramione stało się światową, sławną marką. Razem płakali, kiedy ze starości umarł ich druh, Amigo.
Mieli cudowne życie, wiedział to, tak samo jak wiedział, że wielu mogłoby im tego zazdrościć. A jednak, życie straciło dla niego sens, kiedy kilka dni temu Hermiona twierdząc, że nienajlepiej się czuje, poszła odpocząć zaraz po obiedzie, a kiedy dwie godziny później poszedł sprawdzić co u niej, jego świat się zawalił. Hermiona już nie żyła. Jedynym pocieszeniem było to, że miała naprawdę lekką śmierć. We śnie, dokładnie tak, jak obiecał jej pół wieku temu, podczas nocy, kiedy ciągle przeżywała jego domniemany wypadek.
– Tato?- łagodny głos Alexa wyrwał go z własnych wspomnień.- Wszystko dobrze?
– Wiesz, że kiedyś obiecałem jej, że pozwolę, aby odeszła pierwsza?- zapytał słabo, wciąż wpatrując się w złoty napis, jakby zamiast niego, widział tam uśmiechniętą Hermionę. Pod jego powiekami błyszczały łzy, których nawet nie starał się powstrzymywać.
– Dotrzymałeś słowa, jak przystało na Malfoya.- syn poklepał go, po ułożonej na kolanie, pomarszczonej dłoni.- A teraz chodź, bo Julia zaraz zacznie się martwić.- dodał wstając z ławki.
– Twoja siostra jest bardziej podobna do twojej matki, niż ci się wydaje, Alex.- westchnął, kiedy za przykładem syna podnosił się z ławki.- Nie tak łatwojest ją zmartwić, ale faktycznie chodźmy już.- dodał. Na odchodnym, ułożył na białym marmurze jeden piękny słonecznik, ostatni, który wręczy swojej żonie. Potem korzystając z pomocnego ramienia swojego dziedzica, niespiesznie ruszyli w kierunku parkingu, gdzie młodszy Mafoy zaparkował swój wóz. Wiedział, że w domu czeka na niego rodzina i pewnie zaczynają się już martwić…
– DZIAAAADEEEEK!!!- ledwo przekroczyli próg domu, a jego najmłodsi wnukowie, 5-cio letni Jonathan i 7-mio letni Colin, już byli u jego boku, obskakując go wesoło.- Zagrasz z nami w durnia, opowiesz bajkę, porysujesz, zaśpiewasz…- dzieciaki przekrzykiwały się w propozycjach zabawa z ukochanym dziadkiem. Byli jeszcze zbyt mali, żeby zrozumieć, że stało się coś ważnego, a zarazem bardzo smutnego. Nie rozumieli, dlaczego ich zawsze wesoły dziadek nagle stał się taki smutny, dlaczego mama płacze, a wujek ciągle ją pociesza, ani tego gdzie podziała się ich babcia. Byli za mali, a Draco po prostu im tego zazdrościł. Jakby to było cudownie nie czuć tej pustki, jaką zostawiła po sobie jego kochana żona.
– Dajcie się dziadkowi rozebrać i idźcie umyć ręce przed obiadem!- niemal czterdziestoletnia, smukła kobieta z burzą kasztanowych loków okalających jej śliczną twarz, wyłoniła się z korytarza prowadzącego do salonu i rozgoniła rozszczebiotane dzieci, po czym podchodząc do Dracona, delikatnie uścisnęła jego dłoń.- Wszystko w porządku, tato?- zapytała czule, obdarzając go całusem w policzek.
– Och tak.- westchnął, gładząc ją po policzku.- Oczywiście na tyle, na ile teraz może być w porządku.- westchnął smutno, a ona rozumiała. Widziała w jego oczach, jak bardzo cierpi.
– Dobrze, to w takim razie chodź na obiad, dobrze?- zapytała, prowadząc go w kierunku salonu.- Wszyscy już czekają.
Przy stole istotnie siedziała cała jego rodzina. Dzieci z małżonkami, młodsze wnuki, oraz te starsze, mające już swoje rodziny. Syn Alexandra, mały Anthony trzymał na kolanach ich małą córkę, podczas kiedy jego żona starała się ją nakarmić. Byli z nim wszyscy, jednak brakowało tej najważniejszej. Jej puste miejsce przy stole tylko raniło jego serce, za każdym razem, kiedy spojrzał w jego kierunku. Nie chcąc jednak sprawiać zawodu i przykrości swojej rodzinie, zmusił się do zjedzenia z nimi obiadu. Chwilę nawet pobawił się półroczną Maggie, jego pierwszą prawnuczką, jednak kiedy na stole pojawił się deser, przepraszając towarzystwo udał się do swojej sypialni, gdzie roniąc morze łez, przeglądał stare fotografie. Uśmiechnięta twarz Hermiony spoglądała na niego z każdego ze zdjęć, a on znów mógł podziwiać, jak jego żona z pięknej młodej kobiety, którą dawno temu spotkał na Hawajach, zmienia się w serdeczną staruszkę z nieodłącznym pogodnym uśmiechem, przyklejonym do twarzy. Zawsze wypełniała ją taka miłość i ciepło, że choćby przebywając w jej towarzystwie, można było ogrzać swoją duszę, a teraz nagle ktoś mu to ciepło zabrał, a on pierwszy raz w życiu, nie wiedział jak ma sobie z tym poradzić…
– Wszystkim nam będzie jej brakowało.- szepnęła Julia, która niepostrzeżenia przysiadła na łóżku ojca, biorąc do reki zdjęcie z ich młodości.
– Wiem córciu, wiem.- szepnął, a kolejne łzy popłynęły po jej policzkach.
– To takie dziwne obserwować, jak płaczesz.- szepnęła, ocierając jego łzę.
– Tak naprawdę płakałem tylko kilka razy w życiu.- odpowiedział, głaszcząc jej dłoń. Przypominała mu Hermionę i to nie dla tego, że była jakby zdjętą z niej skórą. Ona po prostu była w ich córce..- Wtedy, kiedy myślałem, że straciłem waszą mamę, kiedy wy pojawiliście się na świecie, płakałem na twoim ślubie i gdy na świecie pojawiały się moje wnuki. Potem, kiedy umarł Blaise. No i teraz… tylko, że ten płacz i ta rana zostaną już ze mną na zawsze.- westchnął.
– Nie mów tak, mama nie chciałaby, żebyś się smucił.- próbowała go pocieszać.
– Tak strasznie mi jej brakuje.- szepnął, podnosząc jej zdjęcie.- Tak bardzo chciałbym być przy niej…
– Tato…- Julia złapała jego twarz, zmuszając aby spojrzał w jej oczy.- Nie mów tak, twoje miejsce jest tutaj. My cię potrzebujemy.- zapłakała wtulając się w ojcowskie ramiona.
– Nie, Jull już mnie nie potrzebujecie.- zanegował.- Macie swoje rodziny, a ja będę tylko przeszkodą. Świat bez twojej matki, nie jest już miejscem dla mnie.
– Gadasz bzdury, wiesz.- szepnęła.- Ale i tak cię kocham.
– Wiem, ja was wszystkich też.- westchnął.- A teraz wybacz, chciałbym się położyć, to był naprawdę długi dzień.- poprosił, a ona natychmiast zrozumiała.
– Oczywiście, odpocznij.- rzuciła ruszając do drzwi.- Aha, tato..- szepnęła, a kiedy spojrzał na nią, powiedziała- Kocham cię.
– Ja ciebie też córeczko.- odpowiedział.
Po chwili zapadał już w sen. Spodziewał się, że będzie on kolejną czarną dziurą, w jaką wpadał od kilku dni, jednak tym razem coś było inaczej.
Stał na znajomej uliczce w małym miasteczku na wzgórzach Maui, słońce przygrzewało przyjemnie, rozgrzewając jego pomarszczone ciało i rozświetlając ocean, który obserwował ze skarpy. Było cudownie, choć wiedział, że mogłoby być jeszcze lepiej, gdyby tylko…
– Jesteś wreszcie, Draco.- usłyszał znajomy głos, naznaczony Hawajskim akcentem. Niewiele myśląc odwrócił się do przybyłej osoby.
– Hi’aika?- zapytał rozpoznając starą znajomą. No tak, był na Hawajach. Wspominał dobre czasy, kiedy sędziwa hawajka, prowadziła swoje Kai Melemele.
– Miło, że mnie ciągle pamiętasz.- zaśmiała się.- A teraz chodź, już na ciebie czekają.- powiedziała łapiąc go za rękę i ciągnąc w stronę knajpki, takiej jaką zapamiętał za czasów jej świetności.
– Hi’aika, ale przecież Kai Melemele już nie ma.- zawahał się, kiedy chciała przepchnąć go przez drzwi. Kobieta w odpowiedzi jedynie się roześmiała.
– Nie tutaj.- odpowiedziała tajemniczo, po czym otworzyła dla niego drzwi.- Idź na taras.- poleciła, kiedy znaleźli się już w środku lokalu, który wyglądał i pachniał dokładnie tak samo, jak to zapamiętał. Nie wiedział czemu wysyła go na taras, jednak ufnie ruszył w jego kierunku.
Zobaczył ich. Siedzieli przy ich ulubionym stoliku, popijając Mohito i śmiejąc się wesoło. Znów byli piękni i młodzi, tacy, jak pięćdziesiąt lat temu. Poczuł się nie na miejscu ze swoją starością, twarzą pooraną zmarszczkami i zgrabiałymi dłońmi. Już miał się wycofać, aby nie zakłócać im spokoju, swoim widokiem, kiedy jego wzrok padł na własną dłoń. Nie była już pomarszczona, a wręcz przeciwnie, była zadbana i młoda. Z niedowierzaniem przejechał nią po twarzy, jednak i tam nie wyczuł już zmarszczek, jego włosy, kiedy wiatr zwiał mu ja na twarz znów miały zdrowy platynowy odcień, a on sam czuł się młodo…Co się dzieje..pomyślał, jednak w tym momencie odezwał się głos, który przyspieszył rytm jego serca…
– Nareszcie jesteś, kochanie.- kobieta rzuciła się na jego szyję, całując namiętnie. Jej jędrne ciało oparło się na nim, a w nozdrzach znów poczuł jej zapach. To była ona, jego Hermiona.
– No, stary druhu!- zaśmiał się towarzyszący jej mężczyzna.- Długo kazałeś na siebie czekać, a mnie samemu się nudziło.
– Blaise.- szepnął, ściskając przyjaciela. Nie mógł uwierzyć w to, że oni tutaj są, że są z nim. A może… może, to on jest z nimi..
– Gdzie ja jestem?- zapytał, rozglądając się wokoło.
– Tu, gdzie twoje miejsce Draco.- szepnęła Hermiona.- Tu gdzie twoje miejsce..
Nieświadomie uśmiechnął się przez sen, a uśmiech ten pozostał na jego twarzy do samego rana, kiedy Julia zaniepokojona nieobecnością ojca na śniadaniu, przyszła sprawdzić, co się dzieje.
On już jednak nie słyszał jej płaczu. Nie wiedział też o tym, że kilka dni później na jego i Hermiony nagrobku wyryto napis SZCZĘŚLIWI, KTÓRZY UMIERAJĄC Z MIŁOŚCI. On był już tam, gdzie jego miejsce. U boku swojej ukochanej i starego przyjaciela. I znów był szczęśliwy…

KONIEC!!!


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
Malfoyka   Bieg Ku Przyszłości   12.01.2013 12:36
Malfoyka   Ranek przyszedł zbyt szybko. Kiedy o 5.30 zadzwoni...   12.01.2013 12:38
Malfoyka   Kolejne dni mijały spokojnie. Ron obrażony na cały...   12.01.2013 12:39
Malfoyka   Maui oczarowało ją od pierwszej chwili. Już kiedy ...   12.01.2013 12:40
Malfoyka   Niewielka restauracja Kai Melemele, czyli w języku...   12.01.2013 12:42
Malfoyka   Delikatne promienie słońca oparły się na jej twarz...   12.01.2013 12:43
Malfoyka   Minęło 18 z 21 dni jakie Hermiona spędzić miała na...   12.01.2013 12:44
Malfoyka   Wysiadając z żółtej taksówki, zwróciła swój wzrok ...   12.01.2013 12:45
Malfoyka   Z reguły nikt nie cieszy się z perspektywy końca u...   12.01.2013 12:46
Malfoyka   Lipiec w mgnieniu oka zamienił się w sierpień, lat...   12.01.2013 12:47
Malfoyka   Kolejne dni mijały leniwie. Ron biorąc sobie za pe...   12.01.2013 12:49
Malfoyka   Siedząc w wygodnym, obitym ciemną skórą fotelu, cz...   12.01.2013 12:50
Malfoyka   13 W życiu młodej pani doktor nastała sielanka. C...   12.01.2013 12:52
Malfoyka   14 Wielkie budowle centrum Londynu dawno zniknęły...   12.01.2013 12:53
Malfoyka   15 Nie zaprzestając pieszczot, powoli ruszyli w k...   12.01.2013 12:54
Malfoyka   16 „Czy życie może być jeszcze wspanialsze?...   12.01.2013 12:55
Malfoyka   17 Kilka dni dodatkowego urlopu, który Hermiona w...   12.01.2013 12:56
Malfoyka   18 Wychodząc na zimne, jesienne powietrze, czuła ...   12.01.2013 12:57
Malfoyka   19 olejne dni mijały spokojnie. Hermiona pogodził...   12.01.2013 12:58
Malfoyka   20 Zostali sami, wpatrując się w siebie w milczen...   12.01.2013 13:00
Malfoyka   21 Grudzień mijał im spokojnie, dzień za dniem pr...   12.01.2013 13:01
Malfoyka   22 Sama nie wie, w jaki sposób w tak wielkim wzbu...   12.01.2013 13:03
Malfoyka   23 Wigilię spędzili wspólnie w typowo mugolski sp...   12.01.2013 13:03
Malfoyka   24 W sylwestrowy poranek wszystko było gotowe do ...   12.01.2013 13:04
Malfoyka   25 Z uśmiechem na ustach ruszył w kierunku drzwi,...   12.01.2013 13:05
Malfoyka   26 Przespali cały Nowy Rok, mocno wtuleni w swoi...   12.01.2013 13:06
Malfoyka   27 Mocno objęci ruszyli w stronę centrum, pokonuj...   12.01.2013 13:07
Malfoyka   28 Budząc się kolejnego dnia, niemal równo ze świ...   12.01.2013 13:08
Malfoyka   29 Stojąc przed szpitalem, raz jeszcze rzuciła ok...   12.01.2013 13:08
Malfoyka   30 Stała na środku pokoju zabiegowego i wprost ni...   12.01.2013 13:09
Malfoyka   31 Siedząc w kuchni, doskonale słyszała dźwięk, j...   12.01.2013 13:10
Malfoyka   32 Nowy York w lutym, niewiele odróżniał się smęt...   12.01.2013 13:11
Malfoyka   33 Sama nie wie, w jaki sposób udało jej się dost...   12.01.2013 13:12
Malfoyka   34 W całym pomieszczeniu zapadła wypełniona emocj...   12.01.2013 13:13
Malfoyka   35 Nie pamięta kiedy wrócili do domu, ani nawet m...   12.01.2013 13:14
Malfoyka   EPILOG Mimo późnej już jesieni, słońce ciągle wis...   12.01.2013 13:14
dede   hmm.. Przeczytałam i mam troche mieszane uczucia. ...   13.01.2013 10:46
Hagrid   Wciągam się:)   16.01.2013 18:34
Kaśś   Niesamowity lukier, ale w dobrym tego słowa znacze...   01.06.2013 22:39
katbest   Yhm... podobało mi się. Inny pomysł, ale fajny. Br...   04.06.2013 16:34


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 30.04.2024 01:49