Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Być Szlachetnym [cdn?], czasem trzeba bardzo szybko dorosnąć...

Co sądzicie o tym opowiadaniu?
 
Dobre - zostawić [ 122 ] ** [93.13%]
Gniot - wyrzucić [ 8 ] ** [6.11%]
Zakazane - zgłoś do moderatora [ 0 ] ** [0.00%]
Suma głosów: 131
  
Kitiara
post 10.12.2004 19:15
Post #1 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 173
Dołączył: 08.12.2004

Płeć: jedyny w swoim rodzaju



Opowiadanie "Być szlachetnym" jest siquelam do "Ręki Boga". Dlatego radziłabym najpierw przeczytać tamten FF.

Czwartek, 01.11.1996

Do skrzydła szpitalnego wpadły nareszcie promienie słońca. Pierwszy listopada zapowiadał się na pogodny dzień.
Jeden niesforny promyk zaigrał na bladej twarzy chłopca leżącego na łóżku pod ścianą, rozświetlając ją i ogrzewając swoim ciepłem.
Pacjent otworzył oczy. Był wyspany i cholernie świadomy wszystkiego, co się stało.

Przez ostatnich kilka dni trzymali go na jakichś odurzających paskudztwach, uśmierzających fizyczne i psychiczne cierpienie.
Teraz, gdy zewnętrzne rany już się prawie całkiem zabliźniły, a umysł odetchnął świeżością, ogarnął go falą płynącą od strony serca tępy ból i chociaż ciało już go nie bolało, czuł się podle.
Chłopiec zagapił się bezmyślnie na biały sufit.
Postanowił wstać i poszukać jakiegoś lustra.
Przez tych kilka dni majaczył, miał nawroty gorączki, albo spał otępiony eliksirami. Należało powrócić do życia.
Życie – jak to teraz dziwnie brzmi...

Harry uśmiechnął się do siebie smutno i zwlekł powoli obydwie nogi z łóżka. Wziął z szafki okulary i założył na nos. Sala nabrała ostrzejszych barw i musiał na chwilę zmrużyć oczy.
Wstał i poczłapał do ogólnej łazienki najbliżej sali szpitalnej. Nie chciał korzystać z tej na miejscu. Nie zamierzał natknąć się na Pomponię Pomfrey.
Tak się składało, że do tej, do której się wybierał, chodziło mnóstwo Ślizgonów, bo mieli dosyć blisko, ale Harry'ego mało to w tej chwili obchodziło. Tak szczerze, to w ogóle nie obchodziło go nic.

Kiedy doszedł do łazienki i skorzystał z ubikacji, podszedł do lustra przy umywalce. Spojrzał niepewnie na swoją twarz. Nie czuł strachu, raczej ciekawość.
Trochę się zdziwił widokiem. Na lewym policzku widniała już prawie całkiem niewidoczna, równa blizna. Rana na prawym była głębsza i „zdobiły” ją nierówne brzegi, dlatego blizna po niej była jeszcze różowa i miała nigdy do końca nie zniknąć i pozostać tam na zawsze w postaci bladej, postrzępionej linii.
Na szyi i dekolcie miał trochę jasnych i różowawych blizn po tępej żyletce.
Wzdrygnął się na wspomnienie tortur.
Odkręcił zimną wodę, zdjął okulary i wsunął głowę pod kran. Stał tak prawie minutę, aż zrobiło mu się naprawdę zimno. Zakręcił kurek i palcami wycisnął z włosów nadmiar wody nad umywalką.
Wziął z dużego stosu kilka papierowych ręczników i osuszył twarz, oraz – na ile oczywiście się dało – swoje niesforne pióra.
Założył z powrotem okulary.

Po chwili Harry rozpiął górę pidżamy i spojrzał na swój lewy bok.
Ciało rozszarpane hakiem już się prawie zagoiło, chociaż duża, nierówna blizna była jeszcze ciemnoróżowa. Chłopiec z chorą fascynacją patrzył przez chwilę na paskudną skazę na jego ciele. W pewnym momencie skrzywił się i zapiął pidżamę.

Pech chciał, że wychodząc z łazienki, Harry natknął się na Malfoya. Miał nadzieję, że obejdzie się bez scysji. Jednak się pomylił.
- Jak tam Potter impra u twoich zamaskowanych przyjaciół? -zapytał Ślizgon z bezczelnym uśmiechem.
Ploty niestety szybko rozchodzą się w środowisku szkolnym.
- Musiała być niezła zabawa, skoro masz sznyty na twarzy i dekolcie. Aż strach pomyśleć gdzie masz je jeszcze.
Harry spojrzał na niego z pogardą.
- Pokazać ci, Malfoy? - spytał z paskudnym uśmiechem - Zrobiłbym to, ale obawiam się, że twój delikatny wzrok tego nie wytrzyma...
Draco był zaskoczony odpowiedzią Gryfona, spodziewał się raczej tekstu w stylu "odpieprz się"; albo "co cię to obchodzi?", ale nie jawnej prowokacji.
- Nie wytrzymałbyś nawet godziny w towarzystwie Notta, Malfoy - wycedził jeszcze przez zęby Harry.
- Jasne, Potty - Draco szybko odzyskał rezon - mój ty bohaterze.
Blondyn uśmiechnął się z wyższością i wszedł do łazienki.
"Skończony kretyn" -pomyślał Harry i powlókł się z powrotem do skrzydła szpitalnego.

Nie było nigdzie widać pani Pomfrey, więc odetchnął z ulgą. Wziął szafeczki swoją różdżkę i szybkim zaklęciem osuszył włosy do końca. Wyglądały teraz dużo gorzej niż zazwyczaj, co stanowiło jawne mistrzostwo.
Miał już zdjąć okulary i położyć się z powrotem do wyrka, gdy jego wzrok padł na poduszkę i spostrzegł wystający spod niej róg pergaminu.
Sięgnął ręką i wyjął złożoną kartkę wraz z włożonym w środek flakonikiem z jasnozielonym płynem.
Harry przyjrzał się uważnie fiolce. Nie znał tego eliksiru.
Rozejrzał się uważnie, czy nikt się nie zbliża. Czuł, że to jest coś bardzo osobistego, i że nie powinny mieć do tego listu dostępu osoby nie powołane.
Harry zaczął czytać równe, schludne, pochyłe pismo.

Przeczytaj ten list uważnie i powoli, Potter. To bardzo istotne.
Odpowiedzialność i obowiązek, jakie na Tobie ciążą, w związku z Przepowiednią Sybilli Trelawney, obligują Cię do podjęcia wielu wysiłków i stawienia czoła wszelkim przeciwnościom losu. Ostatnie jednak zdarzenie, a mianowicie tragedia, która dotknęła Ciebie bezpośrednio - stawia sprawy w innym świetle.


Harry zmarszczył brwi i się wzdrygnął. Mimo woli ujrzał przed oczami straszny, błazeński uśmiech Salomona Notta.. Przymknął na chwilę powieki i otrząsnął się z niemiłych wspomnień.

Niejeden dorosły, doświadczony czarodziej doznałby silnego załamania psychicznego na Twoim miejscu.
Dlatego powinieneś mieć wybór. Bardzo istotny wybór, Potter.
Sam musisz zdecydować, czy nadal chcesz dźwigać na swych barkach tak wielki ciężar odpowiedzialności i zarazem zmagać się z bagażem okrutnych, bolesnych wspomnień, które już na zawsze wyryły ślad na Twojej młodej psychice.
Musisz liczyć się z tym, że możesz nigdy nie odzyskać do końca równowagi psychicznej. Musisz mieć pewność, czy chcesz żyć dalej i walczyć z demonami przeszłości, zmagając się jednocześnie z przeznaczoną sobie
mroczną przyszłością.
Przepowiednie są ważne. Ale zawsze ważniejszy od nich będzie człowiek i jego prawo o decydowaniu o sobie. Kiedyś ktoś bardzo mądry, powiedział mi, że nasze wybory nas określają i to prawda.


Harry uśmiechną się smutno. Doskonale wiedział kto był autorem tych słów.

Ale nasze wybory są też naszym przywilejem. Kiedy chcesz możesz powiedzieć „nie”, a kiedy indziej zdecydujesz się odpowiedzieć „tak”.
To dotyczy każdej, nawet tej najważniejszej decyzji, o której może zależeć bardzo wiele. Są takie sytuacje, kiedy można pokierować się egoizmem. Do takich należy sytuacja, w której znalazłeś się Ty.
Nie zrozum mnie źle, Potter. Nie namawiam Cię do skończenia ze sobą. W żadnym wypadku, nie jest to moją intencją, chociaż powiedzmy sobie szczerze – sympatią Cię nie darzę.
Uważam jednak, że powinieneś mieć wybór, a Twoje ewentualne rozstanie się z tym światem, powinno być szybkie i bezbolesne, bo chyba zgodzisz się ze mną, że więcej upokorzenia i bólu nie zniósłby już nikt.
Trucizna, którą Ci dałem działa natychmiastowo i skutecznie. Wiem, że to brzmi okrutnie, ale jak już zdążyłeś się przekonać, życie często bywa okrutne.


Harry przyjrzał się buteleczce niemal z czułością.
„Jeden łyk – pomyślał – jeden łyk i będzie po wszystkim”.

Nie podejmuj jednak pochopnie decyzji, co do samobójstwa (przepraszam, ale całe życie byłem brutalnie szczery).
Spróbuj podjąć wysiłek ponownego powrotu do życia. Znajdź w sobie odwagę.
Dopiero po pewnym czasie, jeżeli zrozumiesz, że nie jesteś w stanie dalej żyć i nie radzisz sobie z tym wszystkim, dopiero wtedy wypij truciznę. Jej działanie jest bezbolesne, stuprocentowo skuteczne, i oczywiście nie istnieje na nią żadne antidotum. Dlatego właśnie powinieneś mieć niezachwianą pewność, co do jej zażycia, Potter.


„Szczerość, aż do bólu, jak zawsze...” – pomyślał Harry.

Nie piszę tego, dlatego, że mam Cię za jednostkę słabą, Potter. Wręcz przeciwnie. Gdybym miał chociaż minimum pewności, że bezmyślnie rzucisz się na tą truciznę, nie pisałbym do Ciebie.
Powody są inne.
Po pierwsze, mam pewne zasady, których się w życiu trzymam.
Po drugie, miałem wątpliwy zaszczyt znać Salomona Notta osobiście i byłem kilka razy świadkiem jego „wyczynów”, dlatego wiem do czego mógł się posunąć.
Pamiętaj, Potter, że życie masz tylko jedno i nie da się powrócić tu z tej drugiej strony.


„Zobaczyłbym rodziców ... i Syriusza...” – pomyślał z nadzieją Harry.

Pamiętaj też, przy podejmowaniu decyzji, o ludziach, którym na tobie zależy.

Harry lekko się skrzywił.

Mam nadzieję, że rozumiesz moje intencje.
Nie wyrzucaj, ani nie pal tego listu od razu po przeczytaniu.
Przestudiuj go kilka razy zanim to zrobisz.

Z poważaniem: Sam – Wiesz – Który – Nauczyciel


Chłopiec uśmiechnął się smutno, czytając podpis Severusa.

PS: Mimo, że daję Ci tą przeklętą fiolkę, szczerze ufam, że nigdy nie skorzystasz z jej zawartości. Myślę, że masz dosyć odwagi i siły, by iść dalej. Uważam też, że jesteś zdolny do szlachetności, a to bardzo pomaga w trudnych sytuacjach życiowych.

Tego już było za wiele. Snape uważa go za za jednostkę szlachetną.
„Za chwilę doczytam się, że jest we mnie zakochany” – pomyślał z przekąsem.
Ostatnie zdanie brzmiało jednak nieco inaczej.

Jeżeli komukolwiek powiesz, Potter, że uważam Cię za szlachetnego, odważnego i inteligentnego bachora, to osobiście cię uduszę.

Harry nie mógł się nie zaśmiać.
Westchnął i przeczytał list jeszcze trzykrotnie.
Za każdym razem, był coraz mniej pewny, czego chce.
Prawda, nadal miał ogromną chęć spalić list i wypić zawartość fiolki, ale wiara w niego ze strony osoby, która jawnie go nie cierpi, nieco hamowała te zapędy.
Dziwiło go to, że akurat Snape rozumiał go najlepiej, że wszystkich. Gdyby tak nie było nie napisałby tego listu

„Boże, czemu życie jest takie posrane?” – pomyślał po raz setny.
Doszedł w końcu do wniosku, że ani fiolka, ani list mu nie uciekną i schował je dokładnie pod poduszkę.
Zdjął okulary i położył się na boku, podciągając kolana niemal pod brodę.
Starał się nie myśleć o kuszącej perspektywie wypicia trucizny „od ręki”.
„Chociaż nie będę musiał sobie podcinać żył” – pomyślał cynicznie.

Nagle przypomniały mu się słowa Notta:
„Myślisz, że jesteś twardy Potter? Udowodnię ci, że tak nie jest. Będziesz skomlał jak szczeniak, żeby cię dobić.”
Harry czuł wstyd nawet za ten jeden, jedyny raz gdy poprosił o litość. Wtedy, gdy Salomon Nott użył haka.
Po policzkach chłopca popłynęły łzy.
- Obyś zdechł sukinsynu w najgorszych męczarniach – wyszeptał z w poduszkę – obyś zdechł i nigdy więcej nikogo nie tknął...
Nigdy wcześniej nie pomyślał, że może nienawidzić kogoś tak bardzo, jak Voldemorta. Okazało się jednak, że mógł.

***

Podczas śniadania Severus miał wybitny apetyt.
Zjadł prawie tyle, co Ronald Weasley, to było mistrzostwem samym w sobie. A ponieważ konsumował prawie takim tempie jak Rudy Chudy Ron, nie mógł w tym czasie poczynić swych zwykłych „przystolnych” obserwacji.
Sięgnąl po sok dyniowy i rozejrzał się po sali.

Malfoy i Parkinson bezczelnie "lizali się" przy stole. Zanotował sobie, że musi im zwrócić wagę i po raz setny wytłumaczyć, że wielka Sala to nie sypialnia.
Crabb i Goyle, ach cóż oni mogli robić? Żarli jak hipopotamy.
Millicenta Buldstrode zapatrzona była w stół Ravenklawu.
„Co one widzą w tym Sappo?” – pomyślał Snape zwracając wzrok na siódmorocznego Krukona z burzą niesfornych, kasztanowych włosów i o zabójczym uśmiechu. Chłopak mierzwił sobie właśnie teatralnym gestem kudły i mówił coś do wlepiającej w niego wzrok ładnej Krukonki z piątego roku. Wraz twarzy bubka mówił: „czyż nie jestem mądry i bosko przystojny?”
Severus stłumił w sobie impuls podejścia do Bernarda Wielkiego Amanta Sappo i strzelenia go na odlew w ten pusty łeb.
Ponownie omiótł wzrokiem stół Ślizgonów, gdzie nie działo się nic ciekawego, poza tym, że mopsowata piękność wsadziła bezceremonialnie rękę między nogi swojej blond sympatii.
Snape był zdegustowany.
„Żałosne. Cóż, dostaną szlaban... Oddzielnie”

Teraz Severus spojrzał na stół Gryffindoru. Weasley i Granger wyglądali jak skazańcy i przez krótką chwilę pożałował, że dał Potterowi fiolkę z trucizną. Ale tyko przez chwilę. Wyobraził sobie Pottera powieszonego na pasku lub ręczniku, albo z podciętymi żyłami i to wróciło mu rozsądek.

-...Severusie – dobiegł do niego głos siedzącego po prawej Dumbledore.
- Słucham? Co pan mówił dyrektorze?
- Mówiłem, że msz dziś dobry apetyt. Rzadko się to zdarza. Wspaniale, Severusie, może trochę przytyjesz?
- Nie jadłem wczoraj kolacji – gładko odpowiedział Severus. I była to prawda, ale on czuł się świetnie z zupełnie innych powodów, i z zupełnie innych powodów miał taki apetyt. Wczorajsza akcją bądź co bądź nadszarpnęła trochę energii, potrzebnej do kontrolowanej przemiany, ale Dyro nie musiał o tym wiedzieć.
Sev czuł się wolny, niezależny, miał gdzieś „co ludzie powiedzą” (niewiele się zmieniło w jego podejściu do otoczenia, nieprawdaż?). Ale przede wszystkim czuł się pożyteczny dla świata i czuł się spełnioy.

Po śniadaniu dorwał Slytherińską Parę Stulecia i przy wejściu do Wielkiej Sali, oznajmił im, że mają szlaban za nie przyzwoite zachowanie przy stole.
- Dziś Malfoy, jutro ty, Parkinson – dodał mściwie.
Obydwoje wyglądali na niepocieszonych, zwłaszcza Mopsica.

Miał już udać się do sali eliksirów, gdy dobiegł go zza pleców denerwujący, wysoki kobiecy głos.
- Severusie, Severusie, poczekaj! – krzyczała hogwarcka Matka Teresa.
- Słucham? –Mężczyzna zmusił się do uprzejmego wyrazu twarzy.
- Czy mógłbyś mi przynieść do skrzydła szpitalnego trochę eliksirów przeciwbólowych? Są na wykończeniu.
Snape pomyślał, że się przesłyszał. Uniósł wysoko brwi.
- Czyś ty rozum postradała, kobieto? – powiedział cichym, jadowitym głosem. – Przecież dwa tygodnie temu dałem ci tego całe mnóstwo! Wlałaś połowę tego w Pottera? Przecież większość z nich ma działanie narkotyczno - odurzające. Jak to ładnie mówią mugole, niektóre z tych specyfików „zmieniają świadomość” – wysyczał Sev.
- No a miałam wybór? – Spytała poirytowana Niańka Poppy – Ciągle miał gorączkę i majaczył...
- To nie powód, żeby podawać zbyt duże ilości środków, które mogą uzależnić! – Severus patrzył na panią Pomfrey, jakby zobaczył ją po raz pierwszy w życiu. – Jak będzie chciał ćpać, to sam o tym zadecyduje. Hektolitry przeciwbólowych eliksirów mogą mieć działania uboczne, włącznie z uodpornieniem się na ich skuteczne działanie. Ale, na miłość Boga! Ja przecież rozmawiam z wykwalifikowaną pielęgniarką i uzdrowicielką, która powinna o tym wiedzieć!
- To była wyjątkowa sytuacja Severusie – odrzekła urażona – ale ty jak zwykle, nie rozumiesz pewnych spraw.
- Wiesz, Pomponio – Snape wiedział, że nie lubi pełnej wersji swojego imienia, dlatego jej używał – może i dobrze, że Potter był cały czas silnie odurzony, skoro przebywał w twoim towarzystwie...
Sev westchnął.
- Kobieto, to są silne leki. Jak nie mogłaś sobie poradzić z Potterem rzucającym się na łóżku w malignie, trzeba było poprosić o truciznę, albo radzić sobie bez faszerowania go zbyt dużymi ilościami tego gówna. Sam przyrządzałem te eliksiry. Większość z nich jest cholernie mocna. Trzeba go było potrzymać za rękę i pośpiewać kołysanki, albo podać wraz z normalną dawką przeciwbólowego zwykły wywar z melisy, który ma działanie uspakajające. To w końcu ty tu leczysz, a nie ja. To jakiś paradoks...

Poppy Pomfrey poczuła się skrzywdzona, ponieważ podane zostały w wątpliwość, jej metody leczenia.
- Jesteś bezduszny – powiedziała. – On był torturowany i bardzo cierpiał. Zrobiłam to, co musiałam. A teraz powiedz mi, czy mam liczyć na dostawę, czy nie?
- Przyniosę ci te przeklęte eliksiry w czasie przerwy na lunch, zadowolona? Tylko nie wlewaj ich w tego dzieciaka. Raczej daj mu coś na szybkie gojenie się ran. Czy on po takich dawkach funkcjonuje jeszcze normalnie i jest w stanie powiedzieć jak się nazywa? Zmiłuj się i myśl na drugi raz Pomponio, bardzo cię proszę. Co do tortur, to nikt lepiej, niż ja w tej szkole nie ma pojęcia, czym są tortury Notta, bo nie raz je oglądałem. A teraz spieszę się na zajęcia, więc idź z Bogiem Pomponio, będzie ci raźniej.
To, że mistrz eliksirów miał niezaprzeczalną racje jeszcze bardziej rozzłościło miłosierną Pomfrey.
- Do zobaczenia, Snivellusie – wysyczała.
- Widzę, że kulturą też nie grzeszysz Pomponio – odezwał się chłodnym, oficjalnym tonem, po krótkiej chwili niezręcznego milczenia Severus. – Tak jak i rozumem zresztą, ale niech ci będzie. Do widzenia. - Owrócił się i odszedł w stronę lochów.
Nie wściekł się i dlatego Pomponia Pomfrey poczuła się paskudnie. Wiedziała, że ta zagrywka była poniżej pasa i to wcale nie polepszyło jej humoru.

***

Harry leżał na zimnym stole do tortur. Nie mógł zasnąć, bo był nafaszerowany eliksirami pobudzającymi.
Tak bardzo chciał umrzeć. Chciał zasnąć i nigdy więcej się nie obudzić.

Bolało go całe ciało i stracił mnóstwo krwi.
"Chyba już noc, bo sobie poszedł" - pomyślał.
To było straszne. I ta cała wizyta Voldemorta. Przyszedł na trochę by "sobie popatrzeć."
Harry się wzdrygnął na samo wspomnienie.
Plecy miał tak skatowane, że postanowił przekręcić się na brzuch. Nie był już skrępowany pasami. Niby po co? Nie miał ani różdżki ani sił witalnych. Gdzie i jak miałby uciec?
Podniósł się na prawym łokciu i z całej siły podciągnął ciało w górę.
Odetchnął z wysiłku i z ulgi. Marnej ulgi, ale zawsze...

Drzwi otworzyły się z hukiem i wszedł jego kat.
- Niespodzianka, powiedział śmiejąc się przy tym wesoło.
Harry'ego zalała zimna fala strachu, gdy zobaczył Notta podchodzącego do swoich ukochanych narzędzi.
Mężczyzna wrócił za chwilę i obleśnie uśmiechnął się do chłopaka. W ręku trzymał cienki, bambusowy kij.
- Pomogę ci, Potter - warknął i brutalnie przewrócił go na brzuch.
"Boże, nie" - pomyślał Harry. Jego plecy były jedną, wielką raną.

Śmierciożerca skrępował ponownie pasami ręce i nogi swojej ofiary, gwiżdżąc przy tym jakąś wesołą melodię. Ta melodia w jakiś niewytłumaczalny sposób przerażała Harry'ego bardziej od tego, co zamierzał zrobić mu Nott.
- Zobaczymy, czy jesteś wytrzymały na cierpienie, Potter - powiedział zimno Salomon i uniósł do góry bambusowy kij.
Zamachnął się i uderzył z całej siły.


***

Pacjent wrzasnął rozdzierająco i otworzył szeroko oczy.
Pani Pomfrey podbiegła do chłopca i złapała go lekko za rękę.
- Nie dotykaj mnie - warknął oszalały ze strachu Harry i wyrwał dłoń patrząc z wściekłością na pielęgniarkę.
- Śniło ci się coś złego? - Spytała łagodnie.
Chłopak nie odpowiedział i odwrócił się do niej plecami.
- Chcę w spokoju pospać – znowu warknął. Oczywiście wiedział, że teraz nie zaśnie. Chciało mu się płakać i nie miał zamiaru pokazywać swoich łez komukolwiek.
"Biedak" - pomyślała Pomponia wstając z łóżka.

Przez następnych kilka minut bezmyślnie gapiła się w okno.
- Witam - dobiegł ja w pewnym momencie głos od strony drzwi. - Twoje eliksiry. Proszę.
Severus powyjmował fiolki ze swoich obszernych kieszeni i ustawił je na stole.
- Dziękuję - Pomponia spojrzała swojemu gościowi w oczy.
- Severusie - odezwała się cicho - przepraszam, za to jak cię nazwała. Ja...
- Daruj sobie - uciął chłodno.
- We wczesnej młodości tyle razy słyszałem swoje drugie imię, że miałem czasem problemy z podpisaniem wypracowania - zimny sarkazm wylewał się z ust Snape'a jak rzeka. - Do wszystkiego można się przyzwyczaić.

Harry, który oczywiście wszystko słyszał, domyślił się o jakie "imię" chodzi i mimo woli zaczerwienił się ze wstydu.
Pomponia też się zarumieniła i widać było, że naprawdę jest jej przykro.
- Mimo wszystko, przepraszam.
- W porządku -odrzekł chłodno Severus.
- Posłuchaj - ciągnął łagodnie mistrz eliksirów - Zdenerwowałem się na ciebie, bo powiedzmy sobie szczerze, mimo że się nie lubimy, uważam cię za odpowiednią osobę na odpowiednim stanowisku. Posiadasz doświadczenie i ogromne kwalifikacje, tym bardziej razi u ciebie tak nieodpowiedzialne zachowanie. - Sev wciągnął ze świstem powietrze. - Potter był faszerowany przez 48 godzin eliksirami pobudzającymi i Eliksirem Czuwania. Błyskawiczne przestawienie go na zbyt duże ilości eliksirów o działaniu przeciwnym, mogło doprowadzić nawet do zapaści serca, przecież wiesz o tym Pomponio... Mniejsza, każdy z nas popełnia błędy - mężczyzna machnął ręką.
Pomponia Pomfrey musiała w duchu przyznać, że Snape ma ogromną wiedzę medyczną.
"No, ale przecież jak był młodziutki, to nic, tylko czytał, zupełnie jak ta Granger" - pomyślała refleksyjnie.

Harry natomiast pomyślał, że cudownie byłoby dostać tej zapaści serca.

Severusie, musimy pogadać - dobiegł od drzwi głos Dumbledore'a Wiedział, gdzie szukać swojego oswojonego wampira, bo jak zawsze, wiedział wszystko.
- Teraz i tutaj, dyrektorze?
- To bardzo ważne - Harry usłyszał napięcie w głosie starszego mężczyzny i wytężył słuch.
- O co chodzi, panie dyrektorze? - grzecznie zapytał Snape.
Albus wszedł do środka i omiótł wzrokiem całą sytuację.
- Czy możesz zostawić nas na malutką chwilę samych, Poppy?
- Tu jest pacjent - powiedziała ostrzegawczym tonem kobieta.
- Będziemy cicho, obiecuję - spokojnie odrzekł dyrektor.
Pomponia obdarzyła ich podejrzliwym spojrzeniem, ale zniknęła na zapleczu.
Dumbledore trzymał w ręku zwiniętego "Proroka Codziennego."
- Czy wiesz, co wczoraj w nocy spotkało Samuela Notta, Severusie? - spytał wprost.
- Wybaczy pan Dyrektorze, ale nie interesuje mnie co ten niewyżyty kuta..., znaczy sadysta robi wieczorami - odparł chłodno mistrz eliksirów.
- Ale to powinno cię zainteresować - z naciskiem powiedział Dumbledore.
- Czyżby? Nie sądzę... - Harry wyczuł sarkazm i lodowatą pogardę w głosie Snape'a.
- Powinno cię obejść Severusie, ponieważ Salomon Nott nie żyje.

Serce Harry'ego przestało na chwilę bić.
Cały teraz składał się ze słuchu.

- Czyżby strzelił go jasny szlag? - Spytał z kpiną w głosie Severus.
- Nie, spotkało go coś o wiele gorszego.
- Pan daruje, Dyrektorze, ale nie wiem o co chodzi.
- Znałeś go Severusie. Znałeś go i nie rusza cię wcale fakt, że nie żyje?
- Aha. Znałem osobiście sukinsyna, więc powinienem zacząć płakać rzewnymi łzami? - słowa mistrza eliksirów nasączone były jadem obrzydzenia i pogardy. - Pan raczy żartować, dyrektorze? Co mnie ma obchodzić śmierć sadysty? Nie opowiadałem panu co on zrobił prawie osiemnaście lat temu? Czego pan chce, żebym mu współczuł?

Harry mimowolnie poczuł do niego nutę sympatii.

- Severusie, doskonale wiesz o co mi chodzi! - Dumbledore podniósł głos.
Harry zastrzygłby uszami, gdyby potrafił.
- Radziłbym zachowywać się cicho, Potter śpi - spokojnie odrzekł Snape.
- Severusie - głos Dumbledore'a był opanowany ale dało się w nim wyczuć irytację - oczekuję cię dziś w swoim gabinecie punktualnie o 19:30.
Sev się skrzywił.
- Oczywiście panie dyrektorze - odrzekł jednak grzecznie.
- Masz, poczytaj sobie - Albus wręczył mistrzowi eliksirów gazetę.
Severus wziął ją dla świętego spokoju do ręki, ale jak tylko wyszedł Dumbledore, położył ją na stole obok eliksirów.

Snape podszedł do okna i wyjrzał na jasno oświetlone słońcem błonia.
"O jednego śmiecia mniej" - pomyślał
Miał już wychodzić, ale mimowoli spojrzał na leżącą na stole gazetę.
Krzykliwy tytuł pierwszej strony głosił:

PRZERAŻAJĄCA ŚMIERĆ SALOMONA NOTTA!!!
ODRAŻAJĄCY MORD NA JEDNYM Z NAJBARDZIEJ SZLACHETNYCH I SZANOWANYCH CZŁONKÓW CZARODZIEJSKIEJ SPOŁECZNOŚCI!


Severusa krew zalała i widział jak przez mgłę. W szale zaczął drzeć „Proroka Codziennego” na strzępy.
- Co oni tu powypisywali! - darł się ogarnięty gniewem Snape - Pieprzone włazidupy! Co za pierdolony śmietnik!!!

Harry nie mógł dłużej udawać, że śpi, a do sali szpitalnej wpadła jak bomba Pomponia Pomfrey.
- Co ty wyprawiasz, Severusie?!
Harry gapił się ciekawie, jak Snape drze Proroka w drobny mak.
- Banda lizodupnych kutasów! - krzyczał wściekły mistrz eliksirów.
- SEVERUSIE!!! - Pomponia zarumieniła się z oburzenia i konsternacji.
Harry stłumił uśmiech i popatrzył niewinnie na pielęgniarkę.
- Czego?! - warknął Sev - A ty, Potter, co się gapisz? Śpij!.
- Przepraszam, ale zaczął pan krzyczeć i się obudziłem - grzecznie skłamał Harry.
Severus powoli zaczął wychodzić ze stanu szału i furii, ale nadal był wściekły, jak sto hipogryfów.
Sprzątnął strzępy gazety za pomocą różdżki i posłał Pomponii spojrzenie przebywającego na odwyku od ludzkiego mięsa bazyliszka. Następnie widowiskowo wyfrunął z sali szpitalnej powiewając szatą.

***

Przez cały dzień Severus był rozdrażniony.
Wyżył się na pierwszorocznych, wlepił szlaban Weasleyowi i Granger za "zbyt głośną rozmowę na korytarzu", nakrzyczał na Longbottoma za to, że pojawił się w zasięgu jego wzroku, a nawet objechał Bogu ducha winnego Hagrida, który tylko go niechcący potrącił i jak zwykle niesfornie i długo przepraszał. A nadal było mu mało.
Był żądny krwi niewinnej.
Nagłówek w gazecie utrzymywał go w stanie przyciszonej permanentnej furii maniakalno-depresyjnej (wiem, to rodzaj schizofrenii a nie furii, ale zgodzicie się ze mną, że Severusa nie trzymają się żadne standardy).
"Malfoy będzie dzisiaj biedny" - pomyślał, idąc na obiad.

***

Po obiedzie, Harry'ego odwiedzili Ron i Hermiona.
Była to dziwna wizyta.
Prawie wcale nie rozmawiali i tylko na siebie patrzyli.

- Przykro nam Harry, za to wszystko.. - wyszeptała w końcu Herm.
- Daruj sobie - odrzekł poirytowany Harry.
- Przecież to nie wasza wina - dodał już łagodniej.
- Zdrowiej szybko - Ron popatrzył smutno na przyjaciela
- Tak, zdrowiej szybko, tęsknimy za tobą - dołączyła się do rudzielca Hermiona.
- Powinienem wyjść jutro - stwierdził sucho Harry.
- Och! Jutro mamy eliksiry - wykrzyknęła dziewczyna.
- I co z tego? - Harry zmarszczył brwi. - Może będzie coś na temat trucizn - dodał obojętnie, obserwując, jak się zachowają.
- HARRY! - wrzasnęła Herm. - Nie możesz nawet tak myśleć!
- Dla twojej wiadomości - odrzekł chłodno pacjent - cały czas o tym myślę.
Hermiona i Ron wyglądali na przestraszonych.
- Harry nie możesz tego zrobić... - powiedział z rozpaczą w głosie rudy chłopiec.- My cię kochamy jak brata.
- Wiem - wyraz twarzy Harry'ego był łagodny. - Ale ja już nigdy nie będę taki sam...
- I tak będziemy cię kochać - zapewniła żarliwie Hermiona.
- Tak! I zawsze możesz na nas liczyć - dodał Ron z entuzjazmem.
Harry wiedział, że obydwoje mówią serio i szczerze, chociaż smutno się uśmiechnął
- Wiesz co? - Ron sięgnął do torby. - Ten cały Nott zdechł dziś w nocy.
- I to nie była lekka śmierć - dodał mściwie - Masz, poczytaj - Ron wręczył Harry'emu „Proroka Codziennego”.
- Może lepiej nie - Hermiona wyglądała na nieprzekonaną pomysłem kumpla.
- Nie, w porządku. Chcę to przeczytać.
Widząc wątpliwość w oczach przyjaciółki uśmiechnął się uspokajająco.
- Naprawdę Hermiono - dodał jeszcze.
- Musimy już iść Harry - powiedział Ron - ale przyjdziemy tu po kolacji.
- Snape nam wlepił szlaban. Na pojutrze. - Powiedziała Hermiona.
- Aha i musimy już dziś pisać wypracowanie na poniedziałek z zielarstwa, bo wieczór sobotni mamy przerąbany - dodał Ron.
- Za co dostaliście szlaban?
- Za gadanie na korytarzu. To nawet jak na niego dziwne - zaczęła Hermiona. - Chyba się coś stało. Wyglądał jak chodząca furia.
Harry udawał obojętność, ale słuchał bardzo uważnie.
- Trzymaj się cieplutko - Herm dała mu całusa w policzek, a Harry mimowolnie się wzdrygnął.
"Ciekawe, czy teraz mi tak zostanie na zawsze..." pomyślał.
- Do zobaczenia, Harry - powiedział Ron i obydwoje opuścili cichą, szpitalną salę.

Harry został sam i mógł spokojnie przeczytać artykuł. To było coś, co go naprawdę zainteresowało.
Zabrał się z zaciekawieniem za tekst. W miarę jak czytał, narastał w nim gniew i zarazem jakaś pusta wesołość.
To, co zostało powiedziane w artykule, brzmiało dla niego jak jawna kpina.
Sam tytuł doprowadzał do białej gorączki.
Pod nagłówkiem tłustymi literami zapisana była wypowiedź nie kogo innego, jak Percy'ego Weasleya.

"Pan Nott był nobliwym i szacownym członkiem naszej społeczności. Nie pozwolimy więcej na takie barbarzyństwo.
Nie ma żadnych wątpliwości, co do tego, że morderstwa dopuścił się wampir - żaden człowiek nie potrafiłby dokonać czegoś takiego.
Faktem jest też, że wampir ów dokonał niepełnej, kontrolowanej przemiany - inaczej ciało denata byłoby tak zmasakrowane, że nie dałoby się go rozpoznać.
Świadczy to o tym, że morderstwo było zaplanowane i dokonane z zimną krwią"


"A nie pomyślałeś, kutasie, że ktoś mógł mieć motyw?" - pomyślał z irytacją Harry.

Oto dowód na to, że należy cofnąć Dekret O Ochronie Wampirów.
Te niezrównoważone zwierzęta zagrażają każdemu z nas!
Dzisiaj Salomon Nott, jutro może to być sam Minister Magii.
Istota która dokonała tego haniebnego czynu zostanie pochwycona i skazana na śmierć przez ścięcie toporem o srebrnym ostrzu.
Nie będzie litości! Skoro ginie tak dobry, szlachetny człowiek, znany ze swych hojnych datków na szczytne cele Ministerstwa, jak wywodzący się ze starożytnego rodu Salomon Nott, trzeba zdusić to bestialstwo w zarodku.


Harry nie mógł uwierzyć w to co czytał: "niezrównoważone zwierzęta", gdyby tak było, to ciągle słyszałoby się o jakichś mordach.
"Jemu się już całkowicie we łbie poprzestawiało, myśli tylko o tej swojej politycznej karierze" - pomyślał Harry o Percym.
Chłopak był wstrząśnięty jawną ignorancją i zaściankowością myślenia młodego mężczyzny.
Był wstrząśnięty, że całkowicie został pominięty fakt przynależności Notta do Śmierciożerców, a podkreślona jego hojność finansowa względem Ministerstwa Magii.
Czuł jak mózg mu powoli zaczyna odkształcać pod wpływem przeczytanych informacji.
Opisana była też makabryczna śmierć Notta, ale Harry nie potrafił mu ani współczuć, ani się nad nim litować.
Poczuł cichą satysfakcję, gdy okazało się, że Salomon Nobliwy Obywatel Nott, został nafaszerowany Eliksirem Czuwania.
Potrafił się tylko z tego gorzko cieszyć.

Obrzydzeniem napawało go to, jak szybko został osądzony sprawca czynu.
Nie było mowy o żadnym uczciwym procesie i przesłuchaniu, ale kilka razy padało w artykule zapewnienie o rychłym pochwyceniu i straceniu zbrodniarza, który w oczach Harry'ego urósł do rangi bohatera.
Dla niego nie było żadnej wątpliwości, że ten kto dopuścił się morderstwa, znał zamiłowanie Notta do tortur. Świadczył o tym sposób egzekucji.
Bo dla Harry'ego było jasne, że to była egzekucja.
Za zwykłe porachunki nie zabija się w ten sposób. Tak się zabija kogoś, kogo chce się ukarać.

Artykuł liczył dwie strony, z czego połowę poświęcono na chlubny życiorys Notta i jego zasługi. Wspomniano też, że był Śmierciożercą, ale raz na zawsze „odwrócił się plecami do strony ciemności”.
„Strona ciemności – pomyślał rozzłoszczony chłopak – samiście ciemni jak tunel w tyłku.”

Najbardziej jednak wstrząsnęły Harrym następujące stwierdzenia:

Wszystkie zarejestrowane na terenie Londynu wampiry zostaną poddane przesłuchaniu. Jest ich tylko kilka – w tym jedna kobieta.
Wszystkie Instytucje, w których zatrudnione są zarejestrowane wampiry, są zobligowane do wydania ich na czas przesłuchań, które odbędą się na terenie Azkabanu. Przesłuchania podejrzanych zaczną sie od poniedziałku (...) Złoczyńca nie będzie miał prawdopodobnie procesu. Dopuścił się zbyt brutalnej zbrodnii.


Harry'ego zatkało. Wiedział jedno, że gdyby Ministerstwo nie było skorumpowane, ten kto zabił Notta, mógłby liczyć na uczciwy proces.
I ten teren Azkabanu...

A jeżeli wycofają ten dekret, to co stanie się z wilkołakami, które żadnym dekretem nie są chronione i z wszystkimi innymi istotami magicznymi i mieszańcami?
Chłopcu momentalnie przyszli na myśl Lupin i Hagrid.
„Ktoś zlikwidował niebezpiecznego sadystę, a oni mają pretekst do czystki.
I nikt nie będzie się teraz zajmował Voldemortem. Chore...” – myślał przerażony Harry.

Miało to jedno pozytywną stronę. Zielonooki, wyczulony na sprawiedliwość społeczną Gryfon nie myślał już o samobójstwie, ale o cyrku, jaki mial się zacząć w poniedziałek, czyli za cztery dni.

***

Severus nie poszedł na kolację. Jakoś mu się jeść nie chciało. Wszyscy wokół niego pomykali z "Prorokiem Codziennym" pod pachami, a członkowie grona nauczycielskiego łypali na niego niepewnie.
To nie poprawiało nastroju mistrza eliksirów.
"Przeczytam ten artykuł. Będę na topie - pomyślał. - A poza tym, to przecież opis mojego wyczynu.
Najpierw jednak udał się do skrzydła szpitalnego. W kieszeni miał dwie fiolki o których zapomniał.

Potter jadł... a raczej pałaszował rosół z kury i ogólnie wyglądał, jakoś za dobrze.
Snape pomyślał w pierwszej chwili, że Potter postanowił nie kończyć ze sobą, tylko po to by zrobić mu na złość, ale szybko zrozumiał absurdalność tego przypuszczenia.

Postawił fiolki na stole i wtedy TO ujrzał. Obok Pottera leżał Prorok.
- Mogę go na chwilę przywłaszczyć, Potter? - wyciągnął wiedziony nagłym impulsem rękę w stronę gazety.
- Oczywiście. Tylko proszę go nie drzeć. Chcę jeszcze raz przeczytać tą durną wypowiedź Percy'ego.
Severus popatrzył na Harry'ego przenikliwie.
- Czytałeś to już? - zapytał.
- Tak, sir. Radzę uzbroić się w cierpliwość.
Snape usiadł w nogach łóżka i pogrążył się w lekturze.
Z miejsca dostał apopleksji.
- Żesz kur**! Niech ja go tylko spotkam! - wyrwało mu się.
- Nie słyszałeś tego Potter - wysyczał groźnie patrząc na Harry'ego.
- A co niby miałbym słyszeć? - spytał nad wyraz grzecznie chłopak.

Po minucie dał się słyszeć pogardliwy rechot Severusa.
- Dobre! - powiedział - Napisali, że przeznaczył na Ministerstwo więcej kasy, niż Lucjusz Malfoy, czy Albus Dumbledore. Ale nawet słowem nie wspomnieli, że Dyrektor Hogwartu przeznacza krocie na sierocińce, także te mugolskie. Żałosne, żałosne. Chore i żałosne.
Harry'ego zatkało. Nie wiedział o filantropijnej działalności Dumbledore'a
Weszła Pomponia i chłopiec poprosił o dokładkę.
Pani Pomfrey poszła do kuchni, ale zanim to zrobiła obrzuciła niechętnym spojrzeniem Severusa. Harry wydawał się nim jednak nie przejmować.

- No proszę - powiedział Snape skończywszy czytać - Rita Skeeter. A swoją drogą, gdzie ona się wcześniej podziewała?
Harry uznał za stosowne, powód nieobecności dziennikarki, pominąć milczeniem.
- Nie wstrząsnęło to tobą, Potter? - spytał po krótkiej chwili Sev.
- Głupota Ministerstwa, wszechobecna korupcja, kretynizm Percy'ego i bezwstydność Skeeter? Owszem, wstrząsnęło - odrzekł rzeczowo i na temat.
- Generalnie Potter, wiesz że nie o to pytałem.
- Jak dla mnie, sir - powiedział chłopak spokojnie - to nie wymyślono jeszcze takiej kary na jaką zasłużył ten skur..., znaczy drań.

Wkroczyła Pomfrey z druga miską rosołu.
- Smacznego, Potter - powiedziała.
- Dziękuję.
Pomponia spojrzała niepewnie na Severusa, ale wszystko wydało się jej w jak najlepszym porządku i poszła na zaplecze.

- Powiedz mi, Potter - zapytał łagodnie, zajętego rosołem chłopca, Snape - co słyszałeś z mojej rozmowy z Profesorem Dumbledorem?
Harry się zakrztusił i miał już skłamać, że absolutnie nic, ale Severus go ubiegł.
- Nie otwieraj ust po to by łgać mi w żywe oczy. Doskonale wiem, że słyszałeś każde słowo. Taka już twoja uroda, Potter.
Nauczyciel westchnął z politowaniem.
- Ale będzie cyrk - powiedział refleksyjnie mistrz eliksirów. - Dopiero się zacznie. Niech lepiej Albus zaproponuje Lupinowi pobyt w Hogwarcie, bo wilkołaki pójdą na odstrzał jako pierwsze. Szczerze współczuję Weasleyom takiej latorośli.
- On się wyparł rodziców, sir - Harry z radością podchwycił inny temat niż kwestia jego podsłuchiwania.
- Jakoś się nie dziwię.
Severus spojrzał Harry'emu głęboko w oczy.
- Ty, Potter - powiedział łagodnie - kiedyś przez tą swoją ciekawość, kopniesz w kalendarz, jak przysłowiowy kot.*
- Ja wcale nie chciałem podsłuchiwać, tak jakoś wyszło - Harry wiedział, że nie brzmi to przekonywująco, ale nic innego nie miał na własną obronę.
- Tobie zawsze coś wychodzi, tylko nie to co potrzeba, Potter. Zresztą, przekonamy się jutro na eliksirach - orzekł chłodno Severus.
"Jakżeby inaczej" - pomyślał z przekąsem Harry.

*My mówimy, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, Anglicy mają przysłowie Curiosity killed the cat – Ciekawość zabiła kota.

***

Punktualnie o 19:30 Severus przybył pod drzwi gabinetu Dyrektora.
Zapukał.
- Proszę - dobiegł go stłumiony głos.
Mistrz eliksirów wszedł do środka.
- Dobry wieczór Dyrektorze.
- Dobry wieczór, Severusie.
- Mam pytanie - Jestem tu oficjalnie, czy prywatnie, panie Dyrektorze?
- Po części tak i tak - głos Dumbledore'a był łagodny i chłodny. - Usiądź Severusie, to trochę zajmie.
- Byle nie za długo, bo za pół godziny do mojego gabinetu przychodzi Draco. Ma szlaban.
- Zostaniesz tu tyle czasu Severusie, ile będzie konieczne. Uczeń może poczekać.
Snape popatrzył przenikliwie na Dumbledore'a.
- Widzę, że to coś poważnego.
- Przecież mówiłem.
- W takim razie, słucham Albusie.

Dyrektor westchnął ciężko. Poczuł się stary i zmęczony. Poczuł, że sytuacja go przerasta.
- Powiem wprost. Rozpętałeś piekło, Severusie. Rozpętałeś piekło na ziemi i podpisałeś na siebie wyrok.
- Nie boję się ani piekła, ani śmierci, ale i tak nie wiem o czym mówisz Albusie.
- Czytałeś ten artykuł w "Proroku Codziennym"?
- Czytałem. Nott zdechł, tak jak na to zasługiwał a Ministerstwo rozpacza rzewnymi łzami po hojnej, dojnej krowie. A że rozpęta się przy okazji piekło... To i tak była tylko kwestia czasu. Przecież nowy Wiceminister, który przyjmuje rządy wraz z Knotem już od niedzieli, nie spocznie, aż nie wytępi wszystkich "odmieńców". Szczerze powiedziawszy, Percy Weasley ma szansę stać się niezłą konkurencją dla Zagadkowego Toma.* Nadal jednak nie wiem, o co ci chodzi Albusie.

Dumbledore walnął pięścią w stół.
- Nie wiesz o co mi chodzi? Zabił go wampir! Zabił go wampir, który go znał osobiście, bo bez problemu wszedł do jego domu. Poza tym to była egzekucja, Severusie, a mało kto wiedział o sadystycznych zapędach Notta, aby mógł dokonać egzekucji.
- Równie dobrze mogła być to egzekucja polityczna. Wyobraź sobie, że on miał wrogów Albusie.
- Egzekucja polityczna nie wygląda w ten sposób, bo jest eliminacją, a nie egzekucją, o czym doskonale wiesz.
- Nadal nie wiem do czego pan zmierza Dyrektorze. - Severus postanowił grać na zwłokę. Był poirytowany.
- Nie wiesz do czego zmierzam?! Na miłość boską! Ilu wampirów znało Notta osobiście, ilu znało jego zamiłowanie do sadyzmu i ilu było świadkami tortur dziesięcioletniej dziewczynki, którym obraz skatowanego Pottera dobitnie o tym przypomniał? No ilu Severusie? Bo mi się wydaje, że tylko jeden, i to ten, który siedzi teraz naprzeciwko mnie.
- Ha. W końcu otwarte karty panie dyrektorze.
- Wiesz, co teraz będzie?
- Armageddon. Chyba, że ktoś przemówi tym dupkom w Ministerstwie do rozsądku i uświadomi, że głównym celem eksterminacji powinien być Lord Voldemort i jego najzagorzalsi zwolennicy.
- I kto twoim zdaniem miałby to zrobić. Ja? Ja już nie mam siły walczyć z ludzką głupotą Severusie, już chwilami mam dość.
- To może Potter? W końcu jest bohaterem.
- Uważasz to za zabawne?
- Nie, uważam to za tragiczne. Nie przejmuj się. Sam się udam z rana w poniedziałek do Ministra i przyznam się do morderstwa Notta. Wiem, że nie będę miał uczciwego procesu, ale szczerze powiedziawszy mi to zwisa.
- Nie możesz tego zrobić Severusie. Za bardzo potrzebuje cię Zakon.
- Przestań mi tu pieprzyć poprawnie polityczne bzdury! - żachnął się Snape - Wiesz co będzie jak tego nie zrobię? Tysiąckrotny Armageddon, a tak może sprawa z czystkami przycichnie. Nawarzyłem sobie piwa, to je wypiję.
- Wiesz, że to nic nie da, że Percy Weasley nie popuści. Taką już ma naturę. A Voldemort wykorzysta zamieszanie. Bardziej przydasz się żywy.

Severus schował twarz w dłoniach.
- Mogę zapalić? - zapytał.
- Pal.
Mistrz eliksirów wyciągnął paczkę papierosów, zapalił jednego i mocno się zaciągnął.
- To co? Mam siedzieć cicho i pozwolić ci ochronić mój tyłek, kosztem kogoś niewinnego, albo kosztem korupcji? - spytał po kolejnym z rzędu machu.
- Pojęcia nie mam, co teraz robić. Weasley to fanatyk i ma wielu zwolenników, i poprą go Śmierciożercy. Nie z miłości do Notta, ale żeby odwrócić uwagę od własnych działań. Nie mogłeś siedzieć spokojnie na tyłku?
- Siedziałem na tyłu siedemnaście lat. Bóg jeden wie ile on w tym czasie dzieci skrzywdził, Albusie. Nie rozumiesz?
- Rozumiem, Severusie, rozumiem. Ale czasami warto przeczekać.
- I ryzykować? Wiesz, co on by zrobił za dwa, trzy tygodnie z taką Granger i jej rodzicami Albusie? Zmiłuj się człowieku i nie pierdziel mi tu o siedzeniu na tyłku i ryzykowaniu życia niewinnych ludzi, błagam. - Wkurzony Sev zgrabnie zgasił peta w wyczarowanej przez gospodarza popielniczce.

Dumbledore popatrzył zmęczonym wzrokiem na Snape'a.
- Będzie trzeba znaleźć jakiś wyjście z sytuacji. Nie leź mi tylko w poniedziałek do Ministerstwa. Utracę jednego z najlepszych ludzi i przyjaciół, a nic w zamian nie zyskam ani ja, ani reszta czarodziejów. Może da się jeszcze przemówić do rozsądku Percy'emu.
- Nie licz na to.
- Dlaczego? - Oczy Dyrektora wyrażały bezbrzeżne zdumienie.
- Od dawna to podejrzewałem patrząc na Molly i Artura, a Potter potwierdził moje przypuszczenia w skrzydle szpitalnym. On się wyrzekł w imię kariery politycznej własnych rodziców Albusie. Myślisz, że posłucha głosu rozsądku?
Dumbledore wyglądał na załamanego, ale po chwili zabłysły w jego oczach przebiegłe ogniki.
- Daj mi pomyśleć do niedzieli. Chyba wiem jak sobie z tym poradzić, a przynajmniej załagodzić sytuację.
- Korupcja?
- Miejmy nadzieję, że nie.
- Jeżeli będziesz potrzebował galeonów, wiesz, że możesz na mnie liczyć. Osobiście jednak wolałbym iść i się przyznać.
- Ale tego nie zrobisz.
-Nie. Nie zrobię tego bo mi tak każesz. Jak zwykle. Pewnie lizałbym Potterowi buty gdybyś mi kazał to zrobić. Jestem lojalny jak pies. - W głosie Severusa brzmiał sarkazm i silna ironia.
- Nie zrobisz tego, bo cię o to proszę.- Łagodnie odpowiedział Albus.
- I tak przyjdą po mnie w poniedziałek. Zabiorą mnie na przesłuchanie.- Nie dawał za wygraną mistrz eliksirów.
- O to niech cię głowa nie boli.

- Czy to już wszystko panie dyrektorze? - zapytał Snape.
- Tak - odrzekł Albus.
Severus wstał i skierował się do wyjścia.
- W takim razie żegnam Albusie - powiedział już przy drzwiach.
- Ale zanim odejdziesz, mam do ciebie jeszcze jedno pytanie.- Starszy mężczyzna spojrzał mu głęboko w oczy.
- Słucham - grzecznie powiedział podwładny do swojego niekwestionowanego szefa.
Dyrektor popatrzył uważnie na jednego z najważniejszych członków Zakonu.
Splótł palce i oparł na nich w zamyśleniu głowę.
- Powiedz mi Severusie, czy masz chociaż nikłe wyrzuty sumienia po tym co mu zrobiłeś?
- Mam i one wcale nie są nikłe - Albus wyglądał na zaskoczonego, bo profesor mówił całkiem poważnie.
- Mam wyrzuty sumienia dyrektorze - na twarzy Severusa pojawił się gorzki uśmiech. – Mam cholerne wyrzuty sumienia, bo zakatrupiłem go o prawie osiemnaście lat za późno.

Snape wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi.
Dumbledore jeszcze długo siedział zamyślony przy swoim biurku, skubiąc długą białą brodę i zastanawiając się nad ostatnimi słowami swojego gościa.


*Riddle – ang. zagadka.

***

Severus przyszedł do swojego gabinetu Zapalił papierosa i zamyślił się nad zdarzeniami z ostatnich dni.
Sytuacja była trudna i ze wszech miar delikatna. Gdyby Lucjusz Malfoy nie siedział w więzieniu, mógłby do niego napisać. To wpływowy człowiek i coś by wykombinował.
Mimo wszystko Snape postanowił, że od razu po szlabanie Dracona napisze list do Lucjusza, by ten wiedział o wszystkim z pierwszej ręki. Poza tym, ze swoją myślącą głową i nie mniej myślącą żoną, która była dużo cwańsza i mądrzejsza, a także miała większy wpływ na despotycznego męża, niż niektórym się wydawało, mógłby nawet w więzieniu do czegoś się przydać.
Do Narcyzy także postanowił napisać, ale zupełnie inny list.

Z zamyślenia wyrwało go pukanie do drzwi.
- Proszę wejść - rzucił mistrz eliksirów przygaszając papierosa w gustownej popielniczce o kształcie zwiniętego węża. Wąż był zielony, miał piękne oczy zrobione z bursztynu i srebrny szlaczek, biegnący wdłóż smukłego ciała.
Tą popielniczkę, kupił Severus na jakiejś mugolskiej wyprzedaży. Bardzo ją lubił, jeżeli nawet nie kochał.

***

Był wtedy na przedmieściach Londynu. Było upalne lato. Lipiec 1990 roku. Sev przechadzał się między straganami obserwując mugoli. Tak naprawdę z biegiem lat nauczył się akceptować ten "gorszy gatunek" ludzi (jak on sam by był człowiekiem, zabawne), a nawet czuł do nich pewien rodzaj sympatii.
Trochę im nawet zazdrościł ich beztroski i błogosławionej niewiedzy o niektórych sprawach.
W pewnym momencie dojrzał tą popielniczkę na jednym z kramów. Były tam w przeważającej części bardzo gustowne bibeloty, nie takie badziewia jak u innych sprzedawców
Wyrzeźbiony w jaspisie wąż zdawał się mrużyć swoje bursztynowe oczy i mrugać zachęcająco do Severusa.
Mistrz eliksirów podszedł do straganu i zważył piękną popielniczkę w dłoniach.
"Barwy Slytherinu – pomyślał - aż się prosi, żeby go kupić."

- Czym mogę panu służyć? - spytała młoda kobieta o popielatych włosach i epatującym wyższością uśmiechu, żywcem wyjętym z magazynu mody
"Damulka" pomyślał z niesmakiem Sev, ale szybko się przekonał, że pozory mogą mylić.
Gdy spojrzał jej w oczy, w nich także dostrzegł uśmiech, ewidentnie świadcząc o tym, że nie jest płytką, zarozumiałą pannicą.
- Ile pani chce za tą jaspisową popielniczkę? - zapytał jak najbardziej obojętnym tonem.
- 200 funtów.
Severus uniósł brwi.
- Nie za dużo? Nawet z tymi bursztynami nie jest warta więcej niż 75 funtów.
- Owszem jest - kobieta uśmiechnęła się szerzej.
- Może mi pani to udowodnić? - zapytał Severus. Był zdeterminowany, żeby mieć tą popielniczkę.
- Po pierwsze, jest ręcznie rzeźbiona i ozdabiana - powiedziała spokojnie sprzedawczyni. Po drugie - dodała tajemniczym głosem - ale nie wiem, czy zechce pan ją kupić jak to powiem - zawahała się nagle.
- A o co chodzi? - zapytał Severus - W głosie kobiety było coś, co wzbudziło zaciekawienie mistrza eliksirów.
Wiedział jedno: musi mieć u siebie na biurku tego jaspisowego węża, ale w kieszeni miał tylko 250 funtów, a chciał zaliczyć jeszcze dobre zimne piwo (dużo dobrego piwa) w jednej z lepszych, mugolskiej knajp..
Dziewczyna dmuchnęła z irytacją, na lezące w oczy włosy i odgarnęła je na kark. Było tak gorąco, że Severus czuł jak jedwabna, czarna koszula z krótkim rękawem, klei się do niego w strugach potu. Sprawy nie ułatwiały też czarne, raczej dopasowane dżinsy, zwłaszcza, że przez nie wiele kobiet z zaciekawieniem oglądało pewną cześć jego ciała - i to nie tylko z tyłu - a niektóre uśmiechały się przy tym bezwstydnie, co raczej nie sprzyjało ochłodzeniu atmosfery.

- Ta popielniczka należała do osobistego wróżbity Hitlera i podobno jest obłożona klątwą.
Severusa naprawdę to zaciekawiło.
- Wiedział pan o tym, że Hitler miał swojego wróżbitę?
- Oczywiście. O tym akurat wie wielu ludzi..
Płowowłosa piękność o jasnozielonych oczach uśmiechnęła się szeroko, a później wypaliła.
- Tak, ale nikt prawie nie wie o tym, że miał jeszcze jednego wróżbitę. Anglika, zupełnie niezależnego od tamtego w Niemczech.
Rzeczywiście, Severus nie wiedział. Co prawda słyszał kiedyś jakieś plotki, ale to były tylko plotki.
- Mam mówić dalej? - zapytała.
- Tak, to ciekawa historia - powiedział szczerze czarnowłosy, czarnooki i na czarno ubrany mężczyzna, z ciekawym bladym tatuażem na lewym przedramieniu. Wizerunku dopełniały szkła przeciwsłoneczne - oparte teraz nad czołem. Mistrz nie wiedział, że wygląda dosyć pociągająco, co tylko dodawało mu uroku.

"Intrygujący typ" - pomyślała dziewczyna.
- Angielski wróżbita nazywał się Nicholas Black - Severus drgnął na dźwięk tego nazwiska - i twierdził, że jest wykwalifikowanym czarodziejem.
"Nie wątpię, że nim był" - pomyślał Sev.
- Ta popielniczka - ciągnęła dziewczyna, - została wykonana na zamówienie. To unikat. Jest taka tylko jedna, jedyna na świecie.
- Teraz rozumiem jej cenę.
- Wierzy mi pan? - spytała dziewczyna - poprzedni klient zarzucił mi, że wciskam mu kit.
- Ależ ja wiem, że pani nie kłamie - szczerze odrzekł mężczyzna. Jest pani uczciwą osobą. To widać.
Kobieta uśmiechnęła się promiennie.
- Skoro pan mi wierzy, to opowiem panu w nagrodę o rzekomej klątwie, a pan dopiero wtedy zdecyduje się czy ją kupić, czy nie i... spuszczę panu cenę do 175 funtów. - Nie mogła się powstrzymać. Ten facet mimo, że na początku ją zirytował był w nietuzinkowy sposób sympatyczny, a jednocześnie sprawiał wrażenie kogoś, kto wiele w życiu wycierpiał.
- Zamieniam się w słuch - Severus zdobył się na blady uśmiech.
- Zapewne wie pan, że niemiecki wróżbita przepowiedział Hitlerowi klęskę i został za to otruty przez jego ludzi.
Severus skinął głową.
- Anglik, zupełnie niezależnie od wróżbity niemieckiego, także przepowiedział Hitlerowi fiasko. On jednakże, przepowiedział mu też, że popełni samobójstwo. Adolf Hitler tak się wściekł, że nakazał Nicholasowi, aby to on samobójstwo popełnił, a ponieważ Black zauważył swój błąd i pożałował, że jest na usługach niebezpiecznego psychopaty z ulgą przyjął takie rozwiązanie.
- A klątwa? - Spytał zaciekawiony Severus.
Kobieta westchnęła cicho
- Sama nie wiem, czy to bujda na resorach, czy nie, faktem jest, że wszyscy dotychczasowi właściciele tego cudeńka mieli cholernego pecha...
- Pierwszym posiadaczem, był jakiś nawiedzony kolekcjoner, który za grube pieniądze wykupił ją z jednego z muzeów poświęconych Hitleryzmowi. W 1955 roku, jego żona i dwie córki zginęły w wypadku samochodowym. Facet nie zdzierżył i się powiesił. Cudeńko znowu trafiło do muzeum, ale nie na długo bo zostało skradzione. Nie wiadomo przez kogo, muzeum jednak zbytnio się tą stratą nie przejęło, poza jednym z kustoszy, który odnalazł popielniczkę w roku 1963 u jakiejś babinki w Glasgow. Twierdziła ona, że jaj poprzedni właściciel - sąsiad z naprzeciwka - utopił się dwa lata wcześniej we własnej wannie. Staruszce jednakże nic się nie stało.
Kustosz zabrał cudo do domu i w 1970 roku, zmarł na zawał serca z powodu bankructwa i notorycznych zdrad żony - ponoć nakrył ją w łóżku z facetem, w dniu w którym wylali go z pracy.
Popielniczka była przez dziesięć lat u wdowy i nic. Ale kiedy kobieta podarowała na 18. urodziny tą cholerę synowi... W 1985 roku jakiś psychopata wykończył jego młodziutką żonę. Zgwałcił ją i bestialsko zamordował. Facet trafił do psychiatryka..
Po tamtym wydarzeniu... cóż, nie wiem co się z nią działo. Dostałam ją kilka dni temu od starszej pani, która nie chciała mówić skąd ją ma, chociaż jej historię do 1985 roku z radością mi opowiedziała. Nie chce też za nią pieniędzy, ale i tak odpalę jaj 100 funtów. Wygląda na to, że klątwa o ile istnieje dotyka tylko mężczyzn... No i jak zdecydował się pan? – przez chwilę przestraszyła się, że odstraszyła potencjalnego klinenta, ale mile się zawiodła.

- Biorę ją - stwierdził rzeczowo Snape - jest ładna, stylowa i całkowicie w moim guście. Tą całą klątwę pewnie da się racjonalnie wytłumaczyć zwykłym zbiegiem okoliczności, ale jeżeli nie, cóż - spotka mnie za parę lat coś strasznego.
- Osobiście w to nie wierzę, bo wtedy za nic nie sprzedałabym jej żadnemu mężczyźnie. – Dziewczyna popatrzyła na niego z zainteresowaniem.
Severus uśmiechnął się do niej i wręczył dwieście funtów.
Odchodził już gdy kobieta krzyknęła:
- Pana reszta.
- Niech się pani nie wygłupia.
- To kwestia honorowa, nie mogę wziąć dwustu funtów - powiedziała i wręczyła mu 25 funciaków reszty.
- Rozumiem i dziękuję.
- Mam nadzieję, że ta bursztynowooka szelma nie przyniesie panu pecha.
- Ja sam jestem jednym, wielkim pechem. Poza tym, jak pani zapewne wie, złego licho nie bierze. - Severus uśmiechnął się ironicznie i odszedł w swoją stronę.


***

"No i w końcu, klątwa spadła także na mnie" - pomyślał z gorzkim rozbawieniem Severus.
Oczywiście wiedział, że klątwa to jawna bzdura. Czy miałby jaspisowego węża czy nie, zrobiłby to, co zrobił i koniec.
Prawdą było jedynie ciekawe pochodzenie popielniczki

Mistrz eliksirów popatrzył na Draco Malfoya.
- Dobry wieczór sir - powiedział chłopak.
- Dobry wieczór - Severus wstał - Idziemy.
Zaprowadził Dracona do pracowni, gdzie wręczył mu cały kocioł żab rogatych, które kazał mu poporcjować do specjalnych słoików.
Draco nie był zachwycony, ale nie powiedział ani słowa skargi. Profesor zasiadł za biurkiem i zaczął sprawdzać wypracowania piątoklasistów, które miał rozdać ocenione, następnego dnia.

***

Draco Malfoy uporał się z rogatymi żabami w trzy godziny. Mistrz eliksirów skończył niewiele wcześniej sprawdzać wypracowania, które jak zwykle były w 50% żałosnymi wypocinami.

Gdy Severus dotarł do swojej prywatnej kwatery, zabrał się za pisanie szczerego listu do Lucjusza, w którym przyznał, że od lat jest lojalny wobec Dumbledore'a i że to on zabił Notta - i dlaczego to zrobił.
W liście prosił Malfoya o zachowanie dyskrecji i o jakieś rady, co do zaistniałej sytuacji.
Doradził też Lucjuszowi, aby zmienił strony i został szpiegiem Ddumbledore'a kiedy wyjdzie z Azkabanu.
Oczywiście nie namawiał go natarczywie, ale przedstawił sporo całkiem sensownych argumentów, które skłaniały do przyjęcia takiej opcji.
Zaznaczył, aby stary przyjaciel odpisał mu na tym samym pergaminie, od razu jak przeczyta list, który był długi i bardzo szczery i Severus liczył na wzajemność w tym względzie.

Napisał też do Narcyzy. Była to prośba o spotkanie incognito w jakiejś mugolskiej knajpie. Dokładne miejsce i godzinę pozostawił do wyznaczenia jej.

Wziął korespondencję i udał się do sowiarni
Do pani Malfoy wysłał zwykłą płomykówkę, ale do Lucjusza...
Severus udał się na samo koniec sowiarni. Przyłożył lewą dłoń do ściany i wyszeptał, zmieniane co tydzień, hasło:
- Ester Novum.
Ściana rozstąpiła się przed nim posłusznie. W ogromnym pomieszczeniu siedział na grubej żerdzi słusznych rozmiarów, czarny jak noc orzeł królewski.
Ptak głośno kraknął na widok swojego pana. Liczył na kilkudniowy wypad, na wolną przestrzeń.
Kiedy zobaczył pergamin, zrzedła mu mina i ostentacyjnie wrócił do czyszczenia piór.
- Prometeuszu - zwrócił się do ptaszyska Snape - zaniesiesz ten list do Lucjusza Malfoya. Do Azkabanu. - Ptak żachnął się zanim Severus skończył mówić.
- Jak przyniesiesz odpowiedź wypuszczę cię na kilka dni - łagodnie przemówił mężczyzna.
Prometeusz spojrzał na swojego pana wielkimi ciemnogranatowymi oczami.
"Akurat" - mówił jego wzrok.
- Obiecuję - mistrzunio podrapał orła po głowie, co ten przyjął leniwym zmrużeniem oczu. Niechby jednak ktoś inny spróbował takiej poufałości...
- To bardzo ważny list - mówił Severus gładząc grzbiet ptaka, który przyglądał mu się teraz uważnie i równie uważnie słuchał jego słów.
- W żadnym wypadku nie może wpaść w niepowołane ręce. Rzucę na ciebie i na ten pergamin specjalny czar. Będziesz niewidzialny dla wszystkich poza adresatem i oczywiście mną. Ale bądź ostrożny, bo każde zaklęcie maskujące i ochronne można złamać, Prometeuszu - ptaszysko kiwnęło głową, przytakując.
- Będziesz mógł sobie bez wysiłku upolować jakąś mysz, albo królika, uważaj tylko, by nie zniszczyć pergaminu - Severus delikatnie ale skutecznie przywiązał rulon do posłusznie wyciągniętej nóżki ( a raczej nogi) orła.
- Relashio personarum intrata - powiedział kierując w orła różdżką, a następnie wypuścił ptaka na otwartą przestrzeń.
Prometeusz zaskrzeczał triumfalnie i rozłożył czarne skrzydła niknąc w mroku nocy.

"Jeszcze może się ta maskarada odwrócić na lewą stronę. Wszystko zależy od rozsądnej decyzji Lucjusza, roztropności Narcyzy i skutecznej strategii Dumbledore'a" - pomyślał z nikłą nadzieją Postrach Hogwarckich Matołów.

***
******

Ten post był edytowany przez em: 30.04.2008 17:18


--------------------
"KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Closed TopicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Kitiara
post 12.12.2004 22:16
Post #2 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 173
Dołączył: 08.12.2004

Płeć: jedyny w swoim rodzaju



Sobota, 03.11.1996


Sobota mijała Severusowi dosyć spokojnie, a w Proroku nie ukazał się żaden niepokojący artykuł.

Snape pojawił się punktualnie o 17 na miejscu spotkania.
- Witaj Severusie – Narcyza Malfoy wyglądała jak zwykle prześlicznie, ale wyglądała także na zmęczoną i przygnębioną.
Czarnowłosa* piękność wspięła się na palce i pocałowała mistrza eliksirów na powitanie w policzek.
Mało kto mógł sobie pozwolić na taką poufałość w stosunku do wysokiego, czarnookiego i czarnowłosego mężczyzny, ubranego teraz w czarny garnitur i czarny płaszcz.
Ona mogła. Mało tego – mogła liczyć także na odwzajemnienie tego gestu.
- Witaj Narcyzo –Severus objął ją i pocałował w czoło.
Mimo, że ubrana w szykowny czerwony kostium pod równie szykownym ciemnogranatowym płaszczem kobieta nie była niska (teraz mierzyła 184 cm – bez swoich butów, tylko sześć centymetrów mniej), to Severus i tak przerastał ją o głowę.

Weszli do środka i zajęli stolik w najciemniejszym i najcichszym miejscu.
"Black Cat" był urządzony w tonacji zieleni i granatu. Na stolikach stały dodatki w postaci świeczników i popielniczek w kolorze srebra, a ściany ozdobione były pięknymi freskami o roślinnych i zwierzęcych motywach, i Narcyza zastanawiała się po raz setny skąd się wziął, u diabła, w nazwie tej restauracji czarny kot.
Jak się okazało, pani Malfoy przezornie dokonała wcześniej rezerwacji.
- Co ja bym bez ciebie zrobił – zażartował Severus.
- Co wy, mężczyźni, zrobilibyście bez kobiet – poprawiła go rezolutnie Narcyza mrużąc swoje orzechowe oczy.
Mistrz eliksirów posłał jej swój najbardziej ironiczny i złośliwy uśmiech, którego uczniowie bali się jak ognia. Piękna brunetka nie obawiała się jednak swego towarzysza nawet w najmniejszym stopniu i tylko szeroko się uśmiechnęła.

Wzięli menu i Narcyza z rozbawieniem zaproponowała drinka o wdzięcznej nazwie „Orgazm”.**
Mężczyzna nie mógł nie wygiąć ust w imitacji radosnego uśmiechu.
- Czego ci mugole nie wymyślą, żeby sobie życie osłodzić – skomentował złośliwie.
- Dobra, ja stawiam dwa orgazmy – stwierdziła roześmiana kobieta. Severus mimo beztroskiego śmiechu towarzyszki dostrzegał piętno cichego smutku na jej twarzy. Chociaż nie łączyły jej bliskie i przyjazne stosunki z Syriuszem, to przecież Black był jej bratem.
- Nie możesz mi postawić drinka – żachnął się w odpowiedzi mistrz. – Jestem dżentelmenem.
- Jasne Severusie, a ja mugolską baletnicą – pani Malfoy uśmiechnęła się złośliwie.
- W istocie zabawne, droga przyjaciółko – jadowicie zripostował mężczyzna.
- Nalegam Severusie. Ja bardzo potrzebowałam gdzieś wyjść, a nie miałam okazji. Jestem ci wdzięczna za ten wypad. Poza tym doskonale wiesz, że na brak pieniędzy nie narzekam i muszę odreagować to, że mój durny mąż dał się zamknąć za tą swoją słuszną sprawę oczyszczenia świata.- kobieta wyglądała na zdeterminowaną postawić na swoim.
Chociaż Narcyza lojalnie trzymała stronę męża, nigdy nie zaangażowała się w jego „hobby” na tyle, aby przystać jawnie do Śmierciożerców. Wolała pozostać na uboczu.
- Obiecuję ci, że ten wypad jeszcze ci bokiem wyjdzie – powiedział Snape z przekąsem. - A co do czyścicieli... czytałaś wczorajszy artykuł tej kretynki Rity Skeeter w Proroku Codziennym?
- Czytałam... Wiesz – Narcyza zmarszczyła brwi – Lucjusz opowiadał mi kiedyś o tym sadyście, co zdechł. Jakoś wcale mu nie współczuje, chociaż jego śmierć była okrutna... Zaraz, zaraz – kobieta popatrzyła uważnie na swojego rozmówcę –Severusie, to TY go zabiłeś?! – to było bardziej stwierdzenie, niż pytanie.
Wampir jedynie skinął głową.
- Zawsze byłeś uroczy – przy tych słowach, Narcyza ciężko westchnęła i wyciągnęła papierosy.

- Mówiłem ci, że to spotkanie wyjdzie ci bokiem... Narcyzo ty przecież rzuciłaś palenie...
- Tak. Do momentu aresztowania Lucjusza... Przejdziemy do rzeczy?
Severus przyjął od Narcyzy papierosa i podał jej ogień. Obydwoje zaciągnęli się w milczeniu.

- Przejdziemy do rzeczy, ale za nim ja otworzę swoją duszę przed tobą, ty musisz mi powiedzieć co się stało.
- To ty masz duszę? - Narcyza uniosła kpiąco brew.
- Nie zmieniaj tematu...
- O co ci chodzi? - kobieta doskonale udawała szczere zdziwienie.
- Przecież widzę, że coś cię gryzie. Jesteś czymś zmartwiona.
- Och, Severusie . Mój brat nie żyje a mąż jest w więzieniu.. - Narcyza zaciągnęła się mocno i uciekła spojrzeniem w bok, udając, że interesuje ją fresk przedstawiający sploty bluszczu na.
- Tut, tut... jest coś jeszcze Nari - Snape nie dawał za wygraną. Czasami używał w wobec niej zdrobniałej formy imienia, tak jak teraz. Była wysoka, miała silny charakter, ale kryło się w niej też coś subtelnego, co czasem wzbudzało czułość. Tą nieuchwytna na pierwszy rzut oka cechę mógł dostrzec tylko ktoś, kto dobrze ją znał. Tak samo jak ukrywane przez nią zmartwienie.
- Więc jak będzie? -zapytał łagodnie mężczyzna przygaszając papierosa.
Na chwilę zapadła martwa cisza.

- Draco - wypaliła nagle Narcyza. - Jest coraz gorszy.
- Draco jest teraz w Hogwarcie - zdziwił się Severus.
- Napisał do mnie... - pani Malfoy zgniotła niedopałek w popielniczce i tęgo pociągnęła ze szklaneczki.
- No i...?- mężczyzna uniósł brew.
- List przyszedł wczoraj wieczorem, Severusie - Narcyza odetchnęła głęboko. - Mój syn napisał, cytuję: Potter dostał wciry od Śmierciożerców. Ktoś go torturował przez dwa dni. Podobno Nott (podsłuchałem pod Pokojem Nauczycielskim). - Narcyza odchrząknęła i zapaliła kolejnego papierosa. Mężczyzna także nie pogardził, gdy go poczęstowała.
- To prawda, no i co w tym niepokojącego? To, że podsłuchiwał?- zapytał Snape.
- Poczekaj, to nie wszystko - Narcyza zaciągnęła się potężnie - dalej było tak: Cieszę się mamo, że mu w końcu ktoś porządnie dokopał. Może nie będzie już tak zadzierał nosa. Jednak jest na tym świecie jakaś sprawiedliwość.
Przy stoliku zapadła cisza na dobrą minutę.

- No i co o tym sądzisz? – Narcyza uniosła brew zupełnie jak jej towarzysz.
- Wierzyć mi się nie chce - odrzekł mężczyzna. - Wiem, że się nie cierpią...
Draco chyba nie do końca sobie zdaje sprawę, czym są tortury, zwłaszcza tortury Notta, bo to przecież cały odrębny rozdział. Odpisałaś mu?
- Tak, dziś pewnie dostał mój list. Napisałam mu, że powinien się wstydzić.
- No i dobrze - uciął temat Severus.
- Sev - Narcyza mogła zdrabniać jego imię ile tylko chciała. Większość znajomych Severusa jednak nie miała takich przywilejów. Używanie zdrobnień wobec mistrza eliksirów niosło dla większości ludzi dosyć niemiłe konsekwencje. - Za bardzo mu pobłażasz.
- Jest Prefektem - mężczyzna nie bardzo wiedział co powiedzieć, zwłaszcza, że matka Dracona miał rację.
- Właśnie! To go czyni jeszcze bardziej aroganckim - Narcyza westchnęła. - Posłuchaj drogi przyjacielu. Draco jest niemal wierną kopia Lu, ale mój mąż chyba nigdy nie byłby w stanie cieszyć się z tego, że ktoś został skatowany. Nott był bestią. Mój mąż też torturował i nadal bywa okrutny, ale są jakieś granice, których nigdy nie przekroczy, a przynajmniej mam taką nadzieję... Nott używał strasznych metod i po Potterze na pewno to widać...
- Narcyzo - powiedział łagodnie Severus - twój mąż wie czym są tortury Notta bo je widział. Twój syn - nie. A przecież wiesz jak on nie cierpi Pottera.
- Aha. Zupełnie tak jak ty...
- Ja go traktuje obiektywnie - żachnął się mężczyzna.
Narcyza uśmiechnęła się z przekąsem.
- Jasne, Sev - ty zawsze jesteś wzorem obiektywizmu. - Severus posłał jej spojrzenie Puszka, któremu znudziła się bezmięsna dieta, czym kobieta wogóle się nie przejęła.
- A co do Dracona - ciągnęła pani Malfoy niezrażona zimnym błyskiem w oczach towarzysza - rzeczywiście nie znosi latorośli Potterów. Ciągle wymyśla mu nowe ksywki. Nazywa go Bohaterem Dla Ubogich, Księciem Z Blizną, a ostatnio Mam - Znamię - Po - Czarnym - Panu - I - Wszystko - Mi -Wolno.
- Właśnie - uciął Sev elegancko i wykończył swojego (podwójnego) drinka.
Przywołał kelnera i zamówił "jeszcze raz to samo."
- Chwila - Narcyza figlarnie przechyliła głowę - to samo, ale tym razem ja też chcę podwójny orgazm. - Mówiąc to szeroko się uśmiechnęła, a młody kelner zanim odszedł od stolika z zamówieniem wyraźnie się zrumienił i wydukał "oczywiście, mademe."
- No tak - zaczął Severus - w końcu to wy, kobiety stworzone jesteście do orgazmów wielokrotnych - na twarzy mistrza eliksirów wykwitł pokrętny uśmieszek .
- Podobno tak. Ale wy nie potraficie nam tego zapewnić – elegancko zripstowała kobieta.
- Czy twoje słowo musi być zawsze ostatnie, Narcyzo?
- Tak! A co do Dracona - Kobieta stanowczo nie pozwoliła sobie przerwać i Severus wyraźnie skrzywił się, gdy usłyszał imię "Draco" - to jak dla mnie, możesz mu nawet od czasu do czasu przywlać. Robi się nie do zniesienia. A to, że jest inteligentny i sarkastyczny, wcale nie ułatwia mi wychowywania tej bestii. Poza tym urósł tak, że przewyższa mnie o pół głowy, co bardzo uszczupla mój autorytet. Chyba zacznę go bić... - Ostatnie zdanie dodała z desperacją w głosie.
- Możesz go sobie lać, w końcu masz do tego święte prawo matki, ale w Hogwarcie uczniów się nie bije. Mogę mu najwyżej przysolić szlaban w Zakazanym Lesie, jeżeli przegnie za bardzo - mężczyzna chciał jak najszybciej skończyć niemiły dla siebie temat wychowawczy.
-Trzymam cię mocno za słowo Sev. Ja już sobie przestaję z nim dawać radę...
Narcyza zapaliła trzeciego papierosa i poczęstowała towarzysza.
- No, teraz możesz przejść do tych poważniejszych rzeczy.. Jeśli się nie mylę w naszej rozmowie często będzie padać słowa Percy Weasley - Narcyza skrzywiła się przy imieniu młodego karierowicza...


*I znowu podle zmieniam ważną rzecz ignorując oryginał, w którym matka Dracze ma włosy koloru blond. Poszłam za głosem serca i zrobiłam z niej kruczoczarną brunetkę.
W końcu wywodziła się z rodu Czarnych, którzy mieli raczej ciemne włosy. Stąd ta zmiana.

**Orgazm – to nie tylko sami – wiecie – co, ale także nazwa drinka. Ponoć bardzo dobrego (sama niegdy nie piłam, ale zamierzam spróbować, jak tylko będę miała okazję).


***

Severus rozmawiał z Narcyzą ponad godzinę.
Wypili przy tym dosyć sporo i poszły im wszystkie paierosy jakie mieli.
Narcyza obiecała wykorzystać wszelkie znajomości w Ministerstwie i przyznała ku zdziwieniu Severusa, że bardzo mądrym posunięciem byłoby przejście Lucjusza i jej na stronę Dumbledore’a.
Jak się okazało w dalszej konwersacji, Narcyza miała ku temu ważne powody.
Czarny Pan był coraz bardziej fanatyczny.
Lucjusz opowiadał jej, że "Crucio" z ust przywódcy pada na zebraniach coraz częściej i z coraz błahszych powodów.
Sam Voldemort odwiedził ją tydzień po aresztowaniu Lucjusza i zażądał aby wyciągnęła męża jak najszybciej z więzienia - ponieważ jest mu potrzebny. Minęło sporo czasu i kobieta obawiała się kolejnej wizyty, mimo że Malfoy miał wyjść już za tydzień.
Podczas tamtych odwiedzin Czarny Pan wyraził swą dużą nadzieję (czytaj zażądał), że Draco wstąpi w szeregi Śmierciożerców jak tylko ukończy Hogwart. Do tej pory nie było o tym wyraźnie i "na głos" mowy i Narcyza uświadomiła sobie, że nie chce aby jej syn został tyranem mugoli i szlam.
To było jej dziecko - pragnęła dla niego jedynie szczęśliwego stabilnego życia z jakąś rozsądną czarownicą u boku.
Gdyby Lucjusz został szpiegiem Jasnej Strony, mogliby liczyć na dodatkowe zabezpieczenia (oprócz dotychczasowych silnych zaklęć ochronnych) swojej posesji - Dragon Tower i opiekę Dumbledore'a.
Narcyza była trzydziestosześcioletnią kobietą, której nudziło się już ryzykowanie męża i narażanie na ryzyko jedynego syna.
Narcyza zaczynała się bać Voldemorta, który był coraz bardziej okrutny nawet dla swoich poddanych.

Snape dał jej również do przemyślenia bardzo ryzykowną, ale i bardzo mądrą propozycję.
Jeżeli Lucjusz i Narcyza postanowią wstąpić do Zakonu Feniksa i przenieść się w bezpieczne miejsce, Severus zostanie ich Strażnikiem Tajemnicy.
Obydwoje wiedzieli, że to ryzykowne, a jednak Narcyza ufała mu - bo nigdy jej nie zawiódł - i obiecała przemyśleć sprawę, oraz porozmawiać z mężem, gdy ten tylko wróci do Dragon Tower. Było jej jedynie żal zostawiać ukochane domostwo i przenosić się w "bezpieczne miejsce".
Tak, Narcyza Malfoy była rozsądną kobietą, która najchętniej nie angażowałaby się już w nic niebezpiecznego. Tak bardzo chciała stabilizacji i spokoju dla swojej rodziny.
Czy żądała zbyt wiele?
Wkrótce miało się okazać, że tak...

Do Hogwartu Severus wrócił około ósmej wieczorem.
Był nieco podniesiony na duchu ale i tak miał złe przeczucia.
Jego wampirza intuicja mówiła mu, że wydarzy się coś bardzo złego. Że wydarzy się dużo złych rzeczy.
Intuicja ta - zazwyczaj nieomylna - mówiła mu też, że nie będą one dotyczyć bezpośrednio jego osoby, tylko uczniów.
Severus zaczynał szczerze bać się poniedziałku.

***

Harry spał spokojnie i głęboko. Pani Pomfrey dała mu trochę Eliksiru Bezsennego Snu, a ilość którą dostał wystarczyła spokojnie na trzy wieczory.
kładąc się spać, Gryfon pomyślał z wisielczym humorem, że koszmary będzie miał dopiero z poniedziałku na wtorek, ale zawsze, jak się obudzi , może wypić zawartość fiolki, którą dostał od mistrza eliksirów, a która spoczywała teraz bezpiecznie w szufladzie z bielizną.

Całą sobotę był śledzony przez Hermionę, która bała się, żeby nie popełnił jakiegoś głupstwa. Przejęła się bardzo jego myślami samobójczymi i pilnowała go niczym kwoka niesfornego kurczęcia łażąc za nim nawet do jego dormitorium. Dopiero, gdy Harry koło godziny trzynastej spytał czy zamierza iść z nim także do ubikacji, a Ron zaczął się histerycznie śmiać, odpuściła sobie trochę, ale i tak miała na oku swojego zielonookiego kumpla.
Mimo faktu, że było to irytujące miało też swoje dobre strony. Harry bardziej przejmował się łażącą za nim Hermioną niż możliwością samobójstwa.
Przejmował się też bezpieczeństwem Hagrida, a zwłaszcza Lupina i kiedy Dumbledore dorwał go na korytarzu, i zapytał jak się czuje, chłopiec podzielił się swoimi obawami.
Albus pocieszył go i zapewnił, że Remus przyjedzie do Hogwartu we wtorek i zostanie tu dopóki będzie taka potrzeba.
"Mam po co żyć chociaż do wtorku" pomyślał chłopiec z przekąsem i ironią .
Harry pamiętał, jak przez mgłę, że Lupin przesiedział z nim cały krytyczny okres w skrzydle szpitalnym. Teraz od Dyrektora dowiedział się, że wilkołak wrócił do swoich spraw dopiero, gdy było już pewnikiem, że chłopak będzie żył.

Po południu Hermiona i Ron wyciągnęli go na długi, raczej milczący spacer po błoniach, który przebiegał w miarę spokojnie poza jednym małym acz przykrym incydentem, kiedy Hermiona w przypływie macierzyński uczuć spróbowała go objąć.
- Wszystko się dobrze ułoży, zobaczysz - dziewczyna wyciągnęła rękę i dotknęła ramienia Harry'ego.
Chłopak się wzdrygnął jak oparzony i odskoczył. Zrobiło mu się niedobrze i chociaż wiedział, że to irracjonalne, zezłościł się na Hermionę.
- Nigdy więcej tego nie rób - wysyczał.
Był wściekły, a Ron spojrzał na niego tak jakby go widział po raz pierwszy w życiu.
"Cholera, ale ze mnie idiotka - pomyślała Hermiona. - Przecież on teraz nie da się do siebie w żaden sposób zbliżyć."
- Przepraszam Harry, poniosło mnie - powiedziała cicho.
- Nie szkodzi - chłopak był zdenerwowany.
- Mówiłem wam, że teraz będzie zupełnie inaczej. Jeżeli chcecie nadal się ze mną przyjaźnić, musicie pamiętać, że ja już nie jestem normalny i nigdy nie będę - w jego głosie było tyle goryczy i smutku, że Ron zaczął protestować.
- Przestań Harry, nie mów tak. Nie mów, że jesteś nienormalny. Masz tylko problemy w relacjach z innymi, ale to w twoim przypadku jest zrozumiałe...
- Och, zamknij się Ron! - Hermiona była wściekła za głupotę i brak taktu rudzielca.
- Nie szkodzi, Herm - Harry smutno się uśmiechnął.
- Och. Najpierw ja popełniam gafę, teraz Ron. Jak ty z nami wytrzymujesz? - Hermiona próbowała załagodzić sytuację.
- Właśnie irytująca wiewióra i panna wiem-to-wszystko. Współczuję ci Harry - Ron szybko podłapał starania przyjaciółki.
Potter był im za to wdzięczny.
- Jesteście okropni, ale i tak was kocham.
- My ciebie też - dodali skwapliwie zgodnym chórem.
Przez następną godzinę spacerowali w prawie całkowitej ciszy i tylko od czasu do czasu, któreś z nich rzucało uwagę na temat pogody, albo jakiegoś ciekawego widoku.

Do Zamku wrócili dopiero na kolację i Harry stwierdził ze zdziwieniem, że jest trochę głodny.
Później udali się do biblioteki pisać wypracowanie na poniedziałek dla McGonagall bo na NUT-ki z Transmutacji dostali się wszyscy troje.

***

Harry leżał w ciemnym dormitorium. Sam.
Ron i Hermiona byli we wspólnym. Mnóstwo ludzi było we wspólnym...
Ale on chciał być sam.
A kiedy był sam, jego myśli były czarne jak smoła.

Jeden łyk...
Ron, Hermiona, Hagrid, Lupin, Luna...
Jeden łyk i będzie po wszystkim…
To nie boli. Chwila dziwnego smaku w ustach, a później tylko czysty niebyt...

Ron, Hermiona, Dumbledore...
Rodzice, Syriusz… może ich spotkam tam po drugiej stronie...
Ale tu są ci, którym na mnie zależy...
Jedna chwila i skończy się ból, rozpacz i cierpienie...
Lupin, Hagrid, Percy i jego nikczemne zamiary...
A co mnie to wszystko obchodzi?
Hagrid i Lupin.
Fiolka z trucizną…
Fiolka i list od Severusa Snape’a.
List...


Harry wstał i zapalił światło. Podszedł do szuflady z bielizną. Otworzył ja, sięgnął na sam spód i wymacał pergamin i fiolkę.
Buteleczkę postawił na szafce przy łóżku.
Po raz enty przeczytał list. Coś mu zgrzytało i nie wiedział co.
Harry otworzył fiolkę. Przez chwilę przyglądał się jej z fascynacją. Płyn był jasnozielony i bardzo przejrzysty. Ładny...
Powąchał truciznę. W ogóle nie miała zapachu.
Czuł się dziwnie z tą fiolka w dłoni. Jak jakiś bóg. Mógł odebrać sobie życie, ale nie musiał. Miał władzę na tym, czy żyć dalej, czy umrzeć tu i teraz.
A tą władzę dał mu nie kto inny, ale ktoś kto go z wzajemnością nienawidził. Może właśnie to go do tej pory powstrzymało przed wypiciem?
A może to, co napisał Snape? Że wierzy w jego siłę i szlachetność...
Harry nie wiedział.

„Snape miał wątpliwy zaszczyt znać Salomona Notta” – pomyślał nagle.
„Miał wątpliwy zaszczyt...”
Harry zakręcił fiolkę i z powrotem odstawił ja na szafkę nocną
Wziął w lekko drżące od psychicznego napięcia ręce list, który znał już prawie na pamięć. Przebiegł szybko wzrokiem do poszukiwanego miejsca. Przeczytał

Miałem wątpliwy zaszczyt znać Salomona Notta osobiście...

Miałem..
.

Dlaczego napisał to w czasie przeszłym?” pomyślał chłopak.
„Dlaczego nie napisał mam wątpliwy zaszczyt...
Przecież artykuł o śmierci Notta pojawił się dopiero następnego dnia. A ten list niewątpliwie dostałem w nocy...”
Harry poczuł nieprzyjemny ucisk w żołądku.
„Może chodzi oto, że miał, bo nie utrzymuje z nim już kontaktów?”
To przypuszczenie jednak wydało mu się naciągane. Jeżeli piszemy o osobie żyjącej, nie piszemy o niej w czasie przeszłym, automatycznie używamy czasu teraźniejszego.

Harry zignorowałby to słowo – „miałem” - gdyby nie fakt rozmowy Snape’a z Dumbledorem w skrzydle szpitalnym i reakcja mistrza eliksirów na tytuł artykułu w „Proroku Codziennym”. To wszystko razem z nie winnym słówkiem „miałem” dawało mieszankę wybuchową.
Harry'emu przebiegł po plecach zimny dreszcz.
„Nie wierzę...” – pomyślał.
„Muszę wiedzieć... muszę.”

Spojrzał na zegarek. Była dwudziesta pierwsza.
„Potrzebuję się przejść. Nie wyrobię...” – myślał gorączkowo.

Schował szybko fiolkę i pergamin do szuflady.
Zszedł powoli do Pokoju Wspólnego, gdzie panował istny harmider, bo część Gryfonów grała w Eksplodującego Durnia, część gadała, a część po prostu się kłóciła. Hermiona czytała.
Chłopak zdawał sobie sprawę, że nie uniknie zagajenia. Najchętniej wziąłby pelerynę niewidkę, ale po co? Chciał być niewidzialny jedynie w tej chwili.

- Cześć Harry, zagrasz z nami? – zapytał ze szczerą sympatią Seamus.
- Nie – Harry uśmiechnął się przepraszająco – idę się przejść. Muszę pomyśleć.
Hermiona spojrzała na niego znad książki. Chyba nie zauważyła nic niepokojącego, bo wróciła do lektury.

***

Harry sam nie wiedział jak znalazł się przy wejściu do lochów, gdzie omal nie wpadł na Snape'a, który właśnie udawał się do Dumbledore'a, aby zdać mu krótką relację z rozmowy z Narcyzą Malfoy.
- Co ty tutaj robisz, Potter? - warknął mistrz.
- Spaceruję - grzecznie odpowiedział uczeń.
- O tej porze powinieneś być w swoim Pokoju Wspólnym, dormitorium, albo w łazience, ale nie na korytarzu.
Mimo, że Harry urósł trochę przez wakacje i był bliski osiągnięcia magicznego dla płci brzydkiej progu stu osiemdziesięciu centymetrów, musiał podnieść głowę, że by spojrzeć nauczycielowi w oczy.
- Tak się zastanawiałem - zaczął - czy lepiej wypić truciznę, czy iść do kuchni po nóż, bo przyzwyczaiłem się do bólu, ewentualnie...
- To jest wejście do lochów, a nie do kuchni, Potter - zimno odrzekł Snape.
- Ehem. Ale Pan mi przerwał... jest jeszcze jedno wyjście.
- Jakie, Potter? - spytał poirytowany Snape. - Nie, żeby mnie obchodziło jak chcesz pożegnać się z tym światem, ale skoro potrzebujesz się wygadać... - ironizował Severus. - Cóż to za fascynujące, trzecie wyjście? Umieram z ciekawości.
- Owszem, dosyć ciekawe, chociaż może nie fascynujące... - Harry był całkowicie spokojny. - Pan.
Snape autentycznie się zdziwił.
- Możesz jaśniej, Potter? Jak chcesz, żebym cię słuchał to mów z sensem.
- Dlaczego napisał mi pan w liście, że miał przyjemność znać Notta. Dlaczego użył pan czasu przeszłego?

Severus zaklął w duchu.
"No wiedziałem, że ten bachor się w końcu domyśli. To Granger pewnie wie już od czwartku. Cholera, dlaczego pisałem ten list przy wódce?"
- Nie utrzymywałem z nim przez długi czas kontaktu, Potter - gładko skłamał bez najmniejszych wyrzutów sumienia. W końcu Wielki Harry Potter jemu kłamał, kiedy tylko się dało. - A tak wogóle to nie powinno cię chyba obchodzić, nie sądzisz?
- Też tak najpierw pomyślałem, że nie utrzymywał pan z nim kontaktów - powiedział niezrażony Harry - ale istnieje jeszcze fakt pana rozmowy z profesorem Dumbledore’em w skrzydle szpitalnym. To się trochę kupy nie trzyma.
- Wiesz Potter , że twoja arogancja, bezczelność i twoje wścibstwo pobiły właśnie światowy rekord? - głos Snape'a był chłodny, łagodny i jadowity.
- Nie prowokuj mnie do tego, żebym się na ciebie wściekł - palce profesora powoli zacisnęły się na połach jego szaty.
- Nie boję się - Harry wzruszył ramionami. - Najwyżej zginę. Forma samobójstwa dobra, jak każda inna. Sprowokuj wampira i masz życie z głowy.
Severusa przytkało na dobry moment. Stał przez chwilę nie wiedząc co powiedzieć.
Ale Sev jak to Sev, szybko odzyskał nad sobą kontrolę i rzekł (bo cóż innego mógłby rzec):
- Szlaban, Potter. Poczekasz tu na mnie. Idę na chwilę do Dyrektora... Albo nie... Pójdziesz ze mną i poczekasz przed gabinetem.
Harry wzruszył ramionami i grzecznie poczłapał za zdenerwowanym Severusem.
- Nie wiem czemu nie udusiłem cię poduszką w skrzydle szpitalnym - zdziwił się na głos Severus. - Chyba mięknę na stare lata.
- Bez przesady profesorze. Nie jest pan jeszcze taki stary - Harry bez żenady mówił to co mu na myśl przyszło. - Inna sprawa, że zachowuje się pan czasami, jakby miał siedemdziesiątkę na karku.
- Licz się ze Słowami, Potter - warknął zirytowany Snape - nie jestem twoim kumplem.
- Na szczęście- Harry miał generalnie wszystko gdzieś.
- Gryffindor traci dziesięć punktów - gładko oznajmił Severus.

Doszli do kamiennej chimery i nauczyciel krzywiąc się lekko wypowiedział hasło:
- Musy świstuny.
Harry parsknął pogardliwie. To było osobliwe zjawisko: Snape mówiący "musy świstuny."
- Maniery, Potter - wysyczał nauczyciel.

- Co będę robił na szlabanie? - zapytał od niechcenia Harry, kiedy wspinali się po kamiennych schodach.
Severus popatrzył na niego złośliwie.
- Będziesz sprzątał jeden z lochów, po mojej wczorajszej uroczystej kolacji - powiedział słodkim tonem. - Wszędzie krew i flaki. Oczywiście nie możesz użyć magii.
- Bardzo śmieszne, sir - sarkastycznie odrzekł Harry, bezczelnie krzyżując ręce na piersi.
- Nie pasuje ci ten ton, Potter - odgryzł się gładko Snape.
Severus popatrzył na niego uważnie. Chłopak powoli zaczynał budować wokół siebie szczelny anty-emocjonalny mur.
- Poczekaj tu, Potter. Zaraz przyjdę.
- Tak jest, sir - drwiącym tonem odrzekł Harry.
Snape spojrzał na niego nieprzyjaźnie.
- Jeżeli będziesz podsłuchiwał, to urwę ci łeb - bardzo łagodnie powiedział profesor.
"W takim razie będę."- przewrotnie pomyślał chłopak, chociaż tym razem postanowił być dyskretny.
Oparł się o ścianę i czekał.

*
Harry nie czekał długo.
Po jakichś pięciu minutach Snape wyszedł z gabinetu Dyrektora.
- Idziemy, Potter – warknął.
Szli w całkowitym milczeniu, aż do lochów.
- Gdzie to miejsce krwawej uczty? – spytał grzecznie Harry.
Snape posłał mu spojrzenie wygłodniałego bazyliszka.
- Myślisz, że to zabawne? – zapytał wyprutym z emocji tonem, krnąbrnego ucznia.
- No. Nawet, nawet – spokojnie odrzekł chłopak.
Severus popatrzył na niego uważnie.
Harry Potter absolutnie się niczego nie obawiał.
Harry Potter był absolutnie spokojny.
Od Harry'ego Pottera wionęło absolutną obojętnością
Harry Potter wzbudzał w nim absolutną irytację.
- Potter, masz czelność nabijać się z zaistniałej sytuacji i uważać ją za zabawną? Tobie naprawdę ta blizna w jakiś sposób uszkadza mózg. Musi tak być, bo inaczej kierował byś się czymś takim jak zdrowy rozsądek.
Harry popatrzył na nauczyciela obojętnie.
Mistrz eliksirów wyglądał na poirytowanego, zmartwionego ale i spokojnego.
- Chodź ze mną do pracowni. Dam ci coś pożytecznego do roboty – Snape westchnął niemal boleśnie. – Naprawdę żałuję, że nie użyłam tej poduszki, a była taka duża. Idealna na narzędzie zbrodni – w głosie Severusa brzmiało niemal rozmarzenie.
Harry poczuł przewrotne rozbawienie i nawet zachichotał.
- Po co poduszka. Mógł mi pan urwać głowę, albo wypruć flaki. Mieliby chociaż o czym pisać – powiedział drwiąco.
- Potter – głos nauczyciela był łagodny, cichy i niemal troskliwy – może powinienem zawiadomić szpital Św. Mungo. Tam jest specjalny oddział dla takich jak ty.
- Może... – odrzekł spokojnie Harry – ale lepszy jest chyba Hotel Cmentarz z robakami za współlokatorów.
Snape pokiwał głową z politowaniem.
- Chodź dziecko – powiedział łagodnie – dam ci zajęcie na najbliższe dwie godziny i może przestaniesz bredzić.
Harry potelepał się za sunącym z gracją Severusem.
Po drodze do pracowni zahaczyli o jeszcze jedno pomieszczenie wyglądające jak skład i Snape wziął stamtąd michę dżdżownic.
- Poporcjujesz je, chyba już przez tyle lat nauczyłeś się chociaż tego, Potter – powiedział łagodnie.
- Ja w tym czasie sprawdzę wasze piątkowe wypociny – głos nauczyciela był zimny i drwiący. - Zrobiłem wam naprawdę prosty test, a wy mieliście miny, jakbym wam dał zagadnienia z siódmego roku. Żałosne...

Parę minut później Harry siedział i rozkładał dżdżownice do słoików ze specjalną zalewą.
„Fuj” pomyślał patrząc na galaretowatą ciecz o nieprzyjemnym zapachu.
Cała trudność polegała jedynie na tym aby małe i duże dżdżownice były wsadzone oddzielnie.. Chodziło o to, że duże były używane do innych eliksirów niż małe. Ilość składników była bardzo istotną sprawą.
Od biurka dochodziły do niego odgłosy szeleszczących kartek i co jakiś czas skrobanie pióra.
Harry kilka razy podniósł wzrok i miał wrażenie, że Snape jest podłamany tym, co sprawdza.
Chłopak miał nadzieje, że dostanie A. Mina Snape’a jednak nie wróżyła żadnych dobrych ocen.
Nauczyciel uwinął się ze sprawdzaniem w półtorej godziny. Popatrzył na Harry'ego, który kończył już robotę.
- Wiesz, że dostałeś Powyżej Oczekiwań, Potter? – Snape nie wiedział właściwie, po co to mówi, ale gdy chłopak upuścił słoik z wrażenia, uznał że było warto.

Harry bąknął „przepraszam”, szybko sprzątnął słoik, w którym na szczęście nie było dżdżownic i wziął następny. Ten miał być już ostatni.
- Jest tylko jedno Z. Zgadnij kto je dostał.
- Hermiona? – spytał obojętnie Harry.
- Jak się tego domyśliłeś? – z drwiną zapytał Severus i uważnie popatrzył na chłopca. – Ogólnie test wam poszedł bardzo nieciekawie. Tylko jedno Z, trzy A, dwa P, aż sześć M. i nawet jedno K. Straszne, a myślałem, że macie przejrzyste notatki z zajęć. – Severus westchnął boleśnie.
- Może, ty mnie Potter oświecisz, co się z wami dzieje? – Spytał chłodno – Czy wy w ogóle myślicie? A czym myśli ta durna Parkinson, która dostała jako jedyna Koszmarnie?
- Pan pozwoli, że przez grzeczność nie odpowiem na ostatnie pytanie..
Severus spojrzał na Harry'ego spod uniesionych brwi.
- Nie trzeba, Potter. To były pytania retoryczne. Wiesz, co to są pytania retoryczne, chłopcze? – spytał łagodnie.
- Oczywiście, sir – odrzekł grzecznie chłopak. – A pan wie, co to jest ironia? – Harry pomyślał, że Severus może się na taką bezczelność wkurzyć, ale miał to gdzieś.
Snape jednak się nie wkurzył, a jedynie krzywo uśmiechnął.
- Nie za cwany jesteś, Potter, jak na te twoje szesnaście lat?
- Pięć lat zajęć z eliksirów robi swoje – odpalił Harry bezczelnie.
„No, teraz to go pewnie wkurzyłem” – pomyślał.
Ale ku jego z dziwieniu Severus się nie zdenerwował.
Mistrz eliksirów się zaśmiał. Był to odrobinę gorzki, podszyty jakimś ulotnym smutkiem śmiech, ale jednak, śmiech. Szczery, dosyć miło brzmiący śmiech...

Severus był szczerze rozbawiony.
Okazało się, że Potter nie tylko potrafi logicznie myśleć, ale na dodatek wykazuje się dosyć posuniętą inteligencją.
„Dlaczego ja wcześniej tego nie zauważyłem?” - pomyślał
Może po prostu nie chciałeś – podpowiedział mu cichy głosik, gdzieś z wnętrz głowy, który Severus przezornie "olał".

Harry'ego delikatnie mówiąc trochę wryło.
Patrzył na swojego nauczyciela z otwarta buzią.
Severus Snape z nim normalnie (no prawie) rozmawiał.
Severus Snape nazwał Ślizgonkę „durną".
Severus Snape się szczerze śmiał..
Profesor popatrzył rozbawiony na Harry'ego
- Widzę Potter, że nie grzeszysz ani brakiem bezczelności, ani też inteligencji. Trzeba ci to szczerze przyznać.
- Cóż, panie profesorze, inteligencje dziedziczy się w końcu po matce.
Severus popatrzył na niego dziwnie i Harry wolał nic więcej na ten temat nie mówić.
"Przegiąłem, czy jeszcze nie? – pomyślał. - Jeżeli nie, to przegnę teraz, ale muszę o to zapytać."
- Czy może mi pan powiedzieć - zaczął najgrzeczniej jak potrafił - co takiego zrobił Salomon Nott?
W oczach mistrza eliksirów zapalił się niebezpieczny blask.
- Coś ty powiedział, Potter? – wysyczał jadowicie.
- Pytałem, co zrobił Not, sir – cierpliwie powtórzył chłopak. - Bo przecież nie chodziło o to, co zrobił ze mną.
Harry odłożył na bok ostatni słoik, a Severus patrzył na niego zimno.
- Salomon Nott zrobił bardzo wiele rzeczy, Potter – w słowach Snape’a dźwięczały kostki lodu. – Ale to nie powinno cię absolutnie obchodzić. Im mniej wiesz, tym lepiej dla ciebie... A teraz, skoro skończyłeś zmiataj do siebie.
- I tak w poniedziałek cała szkoła będzie mówić tylko o tym. Wolałem się dowiedzieć od pana, a nie z plotek albo z prasy.
- Najlepiej zrobisz, jak pójdziesz grzecznie spać i nie będziesz interesował się sprawami, które ciebie nie dotyczą, Potter.
Harry zaczynał być zły.
- Ta sprawa jak najbardziej mnie dotyczy, sir. I nie tylko mnie ale całej szkoły.
W końcu jest pan tu nauczycielem i cały ten cyrk odbije się na Hogwarcie, a zwłaszcza na dyrektorze.
- Twoje wścibstwo i bezczelność Potter, są wręcz popisowe. Czy ty nigdy nie oduczysz się arogancji? – z irytacją spytał Severus.
- Chyba nie – bezczelnie odpowiedział Harry – Nie, bo mam to w genach.
Chłopak wstał i ruszył do wyjścia.
Czarne oczy mistrza eliksirów śledziły uważnie każdy jego ruch.
Wyglądał jak puma obserwująca swoją ofiarę.
Potter jak zwykle musiał go wkurzyć.
Harry odwrócił się przy wejściu do profesora.
- Dobranoc, sir – powiedział chłodno.
- Poczekaj, Potter – Severus mimo szczerej złości, czuł że powinien coś jeszcze powiedzieć – Najlepiej byłoby dla ciebie abyś nie wiedział zupełnie nic. Najlepiej, żeby żaden z uczniów nie interesował się zbytnio tym, co będzie się działo. Zostawcie to ludziom dorosłym. Dla własnego dobra i bezpieczeństwa. – Severus starał się mówić spokojnie i łagodnie, a Harry patrzył na niego bardzo uważne i wyglądał tak, jakby rozumiał o co chodzi. Powoli mijał mu gniew na profesora. - Im mniej wiecie, tym mniej wam grozi. Wierz mi, jeżeli dojdzie do przesłuchiwania uczniów, a jest to możliwe, zrozumiesz o co mi chodziło. Nie macie pojęcia jakich środków potrafi używać Ministerstwo, kiedy tego potrzebuje i oby żadne z was nigdy się nie przekonało. Przekaż moje słowa Granger. Niech się w ogóle tym nie interesuje. A teraz żegnam.

Harry miał w głowie absolutny mętlik. Uczniowie przesłuchiwani?
A jeżeli tak się stanie? Percy robił się fanatycznym sukinsynem. Nie, on już był fanatyczny. Harry poczuł zimną falę strachu. I nie bał się o siebie. Bał się o Hermionę.
"Percy wie, że ona jest inteligentna. A jak będzie chciał ją przesłuchać?" - pomyślał.
Właściwie nie wiedział dlaczego się boi. Przecież Hermiona była do niedawna koleżanką szkolną nowego Wiceministra Magii. Chyba nie mógłby jej zrobić nic złego? A mimo wszystko czuł jak jego żołądek zwija się w supełek na myśl o przesłuchiwaniu uczniów.

***

- Gdzieś ty był?!- Hermiona była zdenerwowana. Czekała cały czas w Pokoju Wspólnym. - Już miałam cię iść szukać.
- Miałem szlaban u Snape'a. Gdzie Ron?
- Poszedł do siebie. Jaki szlaban?!
- Dostałem go teraz, za spacer po korytarzach nocą.
- Całkiem słusznie - ucięła Hermiona.
- Hermiono, jak zapewne wiesz, Snape jest wampirem - Harry nie bawił się we wstępy.
- A ty skąd o tym wiesz?! - Herm była zaskoczona.
Harry opowiedział jej szybko o rozmowie między Dumbledorem i Severusem, ale o liście jej nie wspomniał.
- O rany jęknęła Hermiona. Coś z tym trzeba zrobić... Zabiją nam nauczyciela - była zdenerwowana i bliska płaczu.
- Ten Nott, który cię torturował - zaczęła jeszcze - on musiał zrobić coś strasznego...
- Zapewne, ale Snape nie chciał mi powiedzieć co. Powiedział tylko, że zrobił wiele złych rzeczy.
- To ty z nim o tym rozmawiałeś? Ładny szlaban...
- Nie przerywaj mi i słuchaj uważnie. Prosił, żebyśmy się tym nie interesowali. Gdy przyjdą ludzie z Ministerstwa, mogą chcieć nas przesłuchiwać. Lepiej milczeć i nie wiedzieć nic.
- Nie mogą tak po prostu zabić Severusa Snape'a bez procesu! - Hermiona prawie krzyknęła – Tylko dlatego, że jest wampirem. Tyle lat tu naucza i jakoś nikogo nie ukatrupił!
- Czytałaś artykuł. Mogą.
- Ale przecież trzeba coś zrobić. Dumbledore na pewno coś wymyśli... – dziewczyna była zdesperowana.
Harry popatrzył na nią dziwnie.
- On nie jest wszechmocny, Herm – jego słowa były zimne i stanowcze.
- Harry, trzeba zawsze mieć nadzieję...
- Ja już nie mam żadnej - słowa kumpla brzmiały jak wyrok. – Dobranoc.
Chłopak poszedł na górę, a Hermiona jeszcze przez godzinę siedziała i gapiła się w ogień.

***
******


--------------------
"KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
Kitiara   Być Szlachetnym [cdn?]   10.12.2004 19:15
Galia   Kitiara wyrastasz nam tutaj na bardzo poczytną...   11.12.2004 13:18
Kitiara   [i][b]Piątek, 02.11.2004 [/color] Harry spał ...   11.12.2004 21:00
NiMfUśKa   Raistlin   No cóż... Jak zawsze opowiadanie wydymane w ko...   12.12.2004 19:23
Kitiara  
QUOTE   12.12.2004 21:30
Galia   Nadal twierdzę, że mi się podoba, szczególnie ...   13.12.2004 17:04
Kitiara   [b]Niedziela, 04.11.1996 Niedziela mijała Har...   13.12.2004 23:54
Kitiara   [i]Poniedziałek, 05....   14.12.2004 00:22
Kitiara   Ostrzeżenie: Ta część ...   14.12.2004 13:47
Kitiara   * - Jest piętnaście po piątej – Harry zg...   14.12.2004 14:12
Kitiara   Ron nie poszedł na kolację. Nie mógł jeść. Mar...   14.12.2004 14:16
Raistlin   Dzięki ci Kit za taką ilość. Ja tam bym nie wy...   14.12.2004 20:00
harciomaniak   Siemka!!! Może to nie będzie zbyt ...   20.12.2004 21:42
sonka   Kit jest w szpitalu i na razie nie będzie nowy...   20.12.2004 23:05
anagda   mi się całkiem, całkiem podoba. prócz paru błę...   25.12.2004 12:32
Kitiara   [b][color=green]Noc z poniedziałku 05.11.96 na...   26.12.2004 08:48
Kitiara   [b][color=green]Noc z poniedziałku 05.11.96, n...   26.12.2004 09:10
Raistlin   No jak zawsze nie ma się do czego przyczepić, ...   26.12.2004 17:52
Kitiara   Ekhem, po co Ci inne forum, Raist? Przecież wk...   27.12.2004 16:55
Justa   Powiem tak: Idealnie przedstawiłaś świat jaki ...   28.12.2004 12:42
Raistlin   Po co mi, się pytasz?? A po to, bo choć dodaje...   28.12.2004 13:20
Kitiara   [b][i]Środa, 07.11.1996[/color] Harry, Ron i ...   28.12.2004 13:26
Raistlin   No dlaczego tak mało ja tu myśle że sobie pocz...   28.12.2004 13:36
Kitiara   Jak chcesz sobie coś mojego przeczytać to zapr...   28.12.2004 14:13
Raistlin   A tam rano ja chce dzisiaj   28.12.2004 14:30
Kitiara   [i]Lojalnie uprzedzam o dwóch, [color=red]całk...   29.12.2004 13:57
Kitiara   [b](*)Lucjusz...   29.12.2004 14:06
siistars   Fajne... Tylko czemu znowu wkleiłaś tak mało? ...   29.12.2004 15:25
Kitiara   Hej, chwila moment! Wklejam codziennie... ...   29.12.2004 15:34
Justa   Śliczne... Raistlin   Ja cie tu ciągle chwale ciebie, ale teraz czas...   29.12.2004 18:46
Kitiara   Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, Raist...   29.12.2004 19:01
Raistlin   Jak to powiedział Snape w jakimś w ficu ...   29.12.2004 19:16
Kitiara  
QUOTE   29.12.2004 19:54
Raistlin   Tu masz racje i z tym się zgadzam
Jak zn...
  29.12.2004 21:01
Mira   fick moim zdaniem jest świetny, tylko powinszo...   29.12.2004 22:53
Galia   To ja się wylamię z towarzystwa i będę wredna ...   29.12.2004 23:07
Kitiara   Galia on nie jest na Lotosie bo to nie jest er...   30.12.2004 00:47
Kitiara   [b]Sobota, 10.11.199...   30.12.2004 01:21
AtA_VH   świetnie piszesz, chociaż opisujesz pewne scen...   30.12.2004 16:04
Kitiara  
QUOTE   30.12.2004 17:37
Kitiara   ****** Hermiona dotarła w końcu do portalu pro...   30.12.2004 17:46
AtA_VH   uh... koniec ostatniego parta dość pesymistycz...   30.12.2004 19:41
Kitiara   [b][color=green]Środa, 14.11.1996[/i] Śniadan...   03.01.2005 12:33
AtA_VH   przyznam się bez bicia - przeczytałam więcej n...   03.01.2005 18:38
Raistlin   Mnie tu pare dni nie było a już Kitiara dodała...   03.01.2005 18:59
Justa  
QUOTE   03.01.2005 19:00
AnDzIkA   Opowiadanie bardzo mi się podoba. Cieszę się, ...   03.01.2005 19:03
Kitiara   Z tymi literówkami to jest (za przeproszeniem)...   03.01.2005 21:10
Potti   już przy pierwszym ficku, jaki czytałam Twojeg...   03.01.2005 22:46
Emily Strange   Nie skończone ale widzę że Kit wzięła się do r...   03.01.2005 23:01
Kitiara   [b]Czwartek, 15.11.1...   04.01.2005 12:08
Raistlin   No jak to tak zakończyc w taki momencie?? Jest...   04.01.2005 14:57
Kitiara   Raistlinie drogi: kose spojrzenie oznacza spoj...   04.01.2005 17:11
Raistlin   A mamy pytania mamy: kiedy następny part??   04.01.2005 20:40
Cat  
QUOTE   05.01.2005 11:09
Kitiara   Patrzeć wilkiem, patrzeć jak spod byka, jak na...   05.01.2005 15:24
Kitiara   [i][b]Sobota, 17 listopda 1996[/color] - Chod...   06.01.2005 16:50
Kitiara   ****** W czasie gdy Hermiona szła korytarzem, ...   06.01.2005 16:51
Raillie   Heh nie przeczytalam tego, nie lubie ff bezpos...   06.01.2005 17:40
Raillie   Cofam to co napisalam, wlasnie skonczylam czyt...   06.01.2005 21:02
AnDzIkA   Bardzo mi się podobało. Zresztą jak już pisała...   06.01.2005 21:20
Raistlin   Dziękuje za wykład encyklopedycznej wiedzy na ...   07.01.2005 20:13
Kitiara   Proszę bardzo. Kolejny "odcinek" Z g...   08.01.2005 18:13
Raillie   Heh... Niezły rozdział Ci wyszedł, zaciekawił ...   08.01.2005 19:03
Raistlin   Wiesz Kit zgadzam się, że krótki ale, że nieci...   08.01.2005 21:01
Kitiara   Ja też mam pytanie, Raistlinie Drogi i pozwól, że...   09.01.2005 12:38
Silda   Przeczytałam wczoraj to wszystko, zajęło mi to...   09.01.2005 13:49
Kitiara   Papierosy, papierosy!
Przyznam, ze je...
  09.01.2005 16:53
Silda   O kurcze Kit, zwracam honor. Komnata Tajemnic,...   10.01.2005 17:43
Tajemnicza   ...WOW...Brak słów by określić to co o twoim o...   11.01.2005 00:34
Kitiara   Dzięki, Tajemnicza... Postaram się wkleić następny...   11.01.2005 12:33
Kitiara   [b]Niedziela - Półno...   10.04.2005 15:05
Raistlin   Jak zawsze długi odcinek co się chwali, lecz c...   17.04.2005 19:22
Kitiara   [b][color=olive]Noc z poniedziałku 19 listopada, 1...   24.04.2005 08:53
Kitiara   Wysoki i dumny potomek rodu czystej krwi popatrzył...   24.04.2005 08:55
Kitiara   Hej! Ale mnóstwo komentarzy! Dzięki! N...   26.04.2005 10:43
harciomaniak   Twoje party-czyta się szybko, wciągająco i nie zna...   26.04.2005 20:01
Avin   Mam dziwne wrażenie, że ty tu książkę piszesz. I w...   26.04.2005 20:23
Kitiara   ][i][b]Środa, 21 listopada, 1996 [/color] - Hermi...   28.04.2005 09:34
Tenebris69   Postanowiłam sobie, że któregoś pięknego, słoneczn...   28.04.2005 12:45
Kitiara   - Eee... nie. Bo to erotyk. Ekhem, podobno pu...   28.04.2005 22:49
Moonchild   Masz żadko spotykaną lekkość pisania. Opowiadanie ...   02.05.2005 15:50
Kitiara   [i][b]Inicjacja Dracona Malfoya Północ, z 21 na 22...   05.05.2005 12:07
Raistlin   Do Moonchild:
Moonchild   Tak chodziło mi o bezbłędny. Literówka się wdarł...   08.05.2005 21:09
Kitiara   Nie mogę się z tym zgodzić. Nigdy nie dzielę świa...   11.05.2005 10:07
Raistlin   Ze wszystkim się zgadzam Kit, ale jedno mnie nie p...   11.05.2005 14:49
Kitiara   Raistlin, na Merlina w ząbek czesanego! Przeci...   14.05.2005 10:20
Raistlin   No cóż... Masz rację, więc nie mam co się dalej up...   14.05.2005 20:20
Forhir   Wspaniale opowiadanie(rowniez jak "I believe....   15.05.2005 17:45
Empire   - A gdybyś tak na przykład zajmował się więcej ota...   16.05.2005 21:04
Forhir   jak zwykle mily parcik:) Mam nadzieje ze dam rade ...   17.05.2005 22:06
Raistlin   No cóż...(coś ostatnio za często zaczynam tak zacz...   18.05.2005 13:14
Eydie   Świetne...Wciągające...Nie pasuje mi tylko taka......   18.05.2005 19:27
Kitiara   No, na pewno się zdenerwował, ale opanował się i ...   19.05.2005 12:19
Kate64100   Ja niewiem skąd wy wnioskujecie jaki jest Malfoy, ...   26.05.2005 13:07
Kitiara   Przepraszam, jezeli ktoś wszedł i zawiódł się, że ...   26.05.2005 22:44
3 Strony  1 2 3 >


Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 27.04.2024 20:56